Przyk艂ady bajek terapeutycznych:
"Bajka o paj膮czku" - odrzucenie dziecka przez grup臋
"Bajka o mr贸weczce" - niepowodzenia w nauce
"Bajka o wr贸belku" - l臋k przed szko艂膮
"Bajka o kotku" - l臋k przed nieznanym otoczeniem
"Bajka o pszcz贸艂ce" - odkrywanie w艂asnych talent贸w i mo偶liwo艣ci
Ma艂y paj膮czek ci臋偶ko zachorowa艂. Wiele dni przele偶a艂 w szpitalu. Cz臋sto my艣la艂 o swoich kolegach, t臋skni艂 za nimi. Marzy艂 o wsp贸lnych zabawach, rozmowach, nie m贸g艂 si臋 doczeka膰, kiedy wr贸ci do domu i wreszcie p贸jdzie do szko艂y. No, jeste艣 prawie wyleczony - powiedzia艂 pewnego dnia doktor. - Musisz si臋 tylko jak najszybciej nauczy膰 chodzi膰 o kulach, bo twoje n贸偶ki jeszcze s膮 bardzo, ale to bardzo s艂abe. E - pomy艣la艂 sobie paj膮czek. - To nic wielkiego, naucz臋 si臋 tego, a potem wr贸c臋 do domu, do szko艂y i b臋d臋 ju偶 zawsze z moimi kolegami. Wszystkie 膰wiczenia wykonywa艂 z wielk膮 ch臋ci膮 i energi膮, nieraz 艣ciera艂 pot z czo艂a, przezwyci臋偶a艂 b贸l, ale si臋 nie poddawa艂. Marzy艂 o dniu, kiedy koledzy przyjm膮 go z powrotem do grupy. Opanowa艂 doskonale sztuk臋 chodzenia o kulach, potrafi艂 nawet chodzi膰 sam, podpieraj膮c si臋 jedn膮 kul膮. To by艂 wielki sukces, cieszy艂 si臋 i lekarz, i piel臋gniarki, i rodzice, a paj膮czek byt wprost szcz臋艣liwy, nie m贸g艂 si臋 tylko doczeka膰, kiedy p贸jdzie do szko艂y. Nareszcie nast膮pi艂 ten d艂ugo oczekiwany dzie艅. Rodzice podwie藕li go pod budynek, a dalej szed艂 sam, podpieraj膮c si臋 kul膮. Serce rozpiera艂a mu rado艣膰, 偶e ju偶 za chwil臋 b臋dzie razem z kolegami. Wszed艂 do klasy i... Najpierw zaleg艂a cisza, a potem posypa艂y si臋 wyzwiska: kulas, kuternoga, niezgrabek - i 艣miech, wytykanie palcami. Paj膮czek zagryz艂 z臋by z b贸lu, p艂aka艂 w 艣rodku, ale na twarzy nie pojawi艂a si臋 偶adna 艂za. Doszed艂 do 艂awki, usiad艂. Jeszcze nigdy nie czul si臋 taki smutny, bez sit, zm臋czony. Od tej pory w szkole sta艂 zawsze na uboczu, nie bawi艂 si臋 z innymi. Po szkole sp臋dza艂 czas w mieszkaniu, nie wychodzi艂 na podw贸rko. Min臋艂o kilka tygodni. Nauczycielka - pani Paj臋czyca - poinformowa艂a uczni贸w, 偶e odb臋dzie si臋 w szkole wielki konkurs, rywalizacja mi臋dzy klasami na najpi臋kniejsz膮 prac臋, jak膮 tylko potrafi膮 wykona膰 paj膮czki. Co to za konkurs, co to za zadanie? - pyta艂y bardzo zaciekawione. A co paj膮czki potrafi膮 robi膰 najlepiej? - spyta艂a pani. Oczywi艣cie paj臋czyn臋! 鈥 ch贸rem odkrzykn臋艂a klasa. Tak, zgad艂y艣cie - potwierdzi艂a nauczycielka. - Jest to bardzo wa偶ny konkurs dla paj膮czk贸w, bardzo - powt贸rzy艂a. - Bra膰 si臋 do pracy, bo za tydzie艅 rozstrzygni臋cie - doda艂a. Przez ca艂y tydzie艅 paj膮czki zbiera艂y si臋 w grupki, dyskutowa艂y, chwyta艂y si臋 za g艂贸wki, bo ka偶dy chcia艂 zwyci臋偶y膰. Ostatniego dnia przynios艂y swe prace i trwa艂o nieko艅cz膮ce si臋 por贸wnywanie. Tylko pracy naszego paj膮czka nikt nie ogl膮da艂. Mia艂 j膮 zawini臋t膮 w papier i tak j膮 odda艂 pani. Po godzinie pani Paj臋czyca wpad艂a do klasy jak bomba i z rado艣ci膮 obwie艣ci艂a: Praca ucznia z naszej klasy zwyci臋偶y艂a! Kto, kto jest tym szcz臋艣liwcem - poruszeni pytaj膮 jedni przez drugich. Pani rozwin臋艂a rulon i przed ich oczyma ukaza艂a si臋 ca艂a utkana z promieni s艂o艅ca sie膰, mieni膮ca si臋 wszystkimi kolorami t臋czy. Jaka pi臋kna, cudowna - szepc膮. Ale, ale, prosz臋 pani, to nie jest praca 偶adnego z nas - powiedzieli uczniowie, zawiedzeni. To jest paj臋czynowa sie膰 naszego paj膮czka - powiedzia艂a pani i podesz艂a do niego, ca艂uj膮c go serdecznie. On, ten kuter... to niemo偶liwe - kiwa艂y g艂贸wkami. Tak pi臋knie tka膰 nie potrafi nikt - powiedzia艂a pani. - Dzi臋ki niemu nasza klasa wygra艂a konkurs i w nagrod臋 pojedziemy do grot zobaczy膰 najstarsze sieci paj臋cze. Hurra, hurra! - rozleg艂y si臋 gromkie krzyki. Rzucili si臋 wszyscy na paj膮czka, gratuluj膮c mu i 艣ciskaj膮c go. Od tej pory ju偶 nikt go nie przezywa艂, przeciwnie - wszyscy chcieli si臋 z nim bawi膰 i uczy膰, byli dumni z jego umiej臋tno艣ci.
Ma艂a mr贸weczka rozpocz臋艂a nauk臋 w klasie pierwszej. Od samego pocz膮tku nie mog艂a sobie poradzi膰 z zadaniami, jakie maj膮 mr贸wki w szkole. Ucz膮 si臋 podnosi膰, a potem transportowa膰 r贸偶ne rzeczy. Nauka jest ci臋偶ka, codziennie nosz膮 na swych grzbietach patyki, listeczki, ga艂膮zki, poziomki, jagody, a tak偶e ucz膮 si臋, jak je pakowa膰, by si臋 nie zniszczy艂y. Mr贸wka by艂a bardzo pracowita, bardzo chcia艂a otrzymywa膰 dobre oceny, ale co z tego - by艂a bardzo malutka, taka tyciu, tyciusie艅ka i nie mog艂a ud藕wign膮膰 tych wszystkich ci臋偶ar贸w. Inne silniejsze i wi臋ksze dobrze sobie radzi艂y, tylko ona zawsze zostawa艂a w tyle. Mr贸wki przezywa艂y j膮, wy艣miewa艂y si臋 z niej. Bardzo si臋 tym martwi艂a, chodzi艂a zasmucona. Ba艂a si臋 lekcji i tego, 偶e nie ud藕wignie zadanego ci臋偶aru i dostanie znowu jedynk臋. Najch臋tniej by w og贸le nie chodzi艂a do szko艂y. Wstydzi艂a si臋 z艂ych stopni i tego, 偶e jest taka s艂aba. Kole偶anki mr贸wki niech臋tnie si臋 z ni膮 bawi艂y, nawet nie chcia艂y z ni膮 siedzie膰 w jednej 艂awce. Mija艂y dni. Pewnego razu przyjecha艂a do szko艂y komisja, ka偶da mr贸wka zosta艂a zmierzona, zwa偶ona. Najd艂u偶ej badano ma艂膮 mr贸wk臋; cz艂onkowie komisji ogl膮dali j膮, kr臋cili g艂owami, potem d艂ugo si臋 naradzali, a偶 w ko艅cu orzekli, 偶e niekt贸re mr贸wki s膮 za ma艂e i musz膮 chodzi膰 do szk贸艂 dla liliput贸w. One przecie偶 ju偶 niedu偶o urosn膮, a w starszych klasach dojd膮 nowe przedmioty i ci臋偶ary b臋d膮 jeszcze wi臋ksze. Mr贸wki te przecie偶 b臋d膮 robotnicami. Postanowiono, 偶e ma艂a przejdzie do specjalnej szko艂y, gdzie te偶 jest nauka, tylko ci臋偶ary troszk臋 mniejsze, takie, kt贸re bez trudno艣ci ud藕wignie. Ona idzie do szko艂y specjalnej dla liliput贸w! - wy艣miewa艂y si臋 inne mr贸wki. No to co z tego? - spyta艂a pani Mr贸wa, nauczycielka. Nie umia艂y odpowiedzie膰, ale dalej si臋 wy艣miewa艂y, zwracaj膮c uwag臋, czy pani nie s艂yszy. P贸jd臋 do innej szko艂y - zadecydowa艂a mr贸weczka - bo tutaj, jak widz臋, mnie nie lubi膮. Jak pomy艣la艂a, tak zrobi艂a. Nowa szko艂a od razu jej si臋 spodoba艂a, by艂a taka sama jak poprzednia, a jednak inna, ci臋偶ary do 膰wicze艅 by艂y mniejsze, a i koledzy milsi. Ju偶 po kilku dniach mr贸weczka mia艂a sz贸stki i pi膮tki w dzienniczku. Znalaz艂a tam przyjaci贸艂ki, takie same jak ona - ma艂e mr贸weczki. Bardzo lubi艂a chodzi膰 do tej szko艂y, by艂o jej tylko przykro, gdy spotyka艂a koleg贸w z poprzedniej, kt贸rzy dalej si臋 z niej 艣miali, pokazywali palcami i przezywali.
Pewnego dnia przez las szed艂 gro藕ny wielkolud, wymachiwa艂 kijem na wszystkie strony i niszczy艂 wszystko, co by艂o na jego drodze. Natkn膮艂 si臋 na mrowisko i kijem zacz膮艂 wierci膰 w nim dziury. Ziemia zadr偶a艂a, zacz臋ty wali膰 si臋 w mrowisku domy, szko艂y, wszystkie mr贸wki z przera偶eniem patrzy艂y, jak ich praca jest niszczona. Trzeba si臋 by艂o broni膰, wi臋c solidarnie wszystkie razem zaatakowa艂y intruza. Pogryziony, jak niepyszny uciek艂, gdzie pieprz ro艣nie. Ucieszone mr贸wki wr贸ci艂y do mrowiska. Okaza艂o si臋 po chwili, 偶e wiele dom贸w i ulic zosta艂o zniszczonych, a tak偶e cenne przedmioty, mi臋dzy innymi malutka z艂ota korona kr贸lowej. Lament wielki zapanowa艂 w mrowisku. Przecie偶 kr贸lowa nie mo偶e rz膮dzi膰 bez korony! Rozpocz臋艂y si臋 poszukiwania. Korony jednak jak nie by艂o, tak nie by艂o. Wszystkie tunele, poza jednym, zosta艂y sprawdzone. Do tego ostatniego nikt nie m贸g艂 wej艣膰. Tunel wi艂 si臋 g艂臋boko w ziemi, by艂 bardzo w膮ski, ciemny, niebezpieczny. M贸g艂 w ka偶dej chwili si臋 zawali膰 i pogrzeba膰 na zawsze 艣mia艂ka. Nikt wi臋c nie pr贸bowa艂 tam wej艣膰. Tylko mata mr贸weczka zdecydowa艂a si臋 na ten odwa偶ny krok. I po chwili ju偶 w膮skim korytarzem schodzi艂a ni偶ej i ni偶ej. Dooko艂a byt mrok, czu艂a wilgotn膮 ziemi臋. Wolno sprawdza艂a ka偶dy odcinek drogi. Niczego poza ciemno艣ci膮 tam nie by艂o. Jednak si臋 nie zniech臋ca艂a, schodzi艂a coraz g艂臋biej. Zatrzyma艂a si臋 na chwil臋, by otrze膰 pot z czo艂a, i wtedy zobaczy艂a, 偶e co艣 po艂yskuje. Pochyli艂a si臋. Znalaz艂a koron臋. Ucieszona wraca艂a jak na skrzyd艂ach. Wszyscy j膮 podziwiali. To przecie偶 dzi臋ki jej odwadze kr贸lowa mog艂a z powrotem rz膮dzi膰 mrowiskiem, mr贸wki chodzi膰 do szko艂y, a robotnice pracowa膰. Jeste艣 niezwykle dzielna - powiedzia艂a kr贸lowa, wr臋czaj膮c jej order odwagi. Gratulacjom, u艣ciskom nie by艂o ko艅ca. A ci, kt贸rzy kiedy艣 si臋 z niej wy艣miewali, teraz wstydzili si臋 tego okropnie. Bo nie jest wa偶ne, czy si臋 jest du偶ym, czy ma艂ym; czy nosi si臋 du偶e, czy ma艂e ci臋偶ary. A co jest wa偶ne?
Mama prowadzi艂a ma艂ego wr贸belka do szko艂y. Szed艂 tam dzisiaj pierwszy raz. Czego ja si臋 b臋d臋 uczy艂? - zastanawia艂 si臋. Wszystkie- co przyda ci si臋 w 偶yciu - odpowiedzia艂a tajemniczo mama, ale on tylko pokr臋ci艂 艂ebkiem, bo w dalszym ci膮gu nic nie rozumia艂. O, ju偶 jeste艣my - powiedzia艂a mama, gdy stan臋li pod wielkim d臋bem, naoko艂o kt贸rego by艂o ju偶 wiele mam ze swoimi pociechami. Panowa艂 gwar nie do opisania. Nagle pojawi艂a si臋 wielka pani Wr贸bel, nauczycielka w okularach na dziobie, i powiedzia艂a dono艣nym g艂osem: Witam wszystkich nowych uczni贸w na pierwszej lekcji nauki fruwania! Zwracaj膮c si臋 do mam, doda艂a: Dzisiaj wasze pociechy ju偶 samodzielnie przylec膮 do domu, nie potrzebujecie po nie przychodzi膰. A teraz prosz臋 mnie zostawi膰 z dzie膰mi, bo chc臋 rozpocz膮膰 lekcj臋. Rozleg艂o si臋 ciche klap, klap, klap. To d藕wi臋k, jaki wydaj膮 dzioby, gdy dotykaj膮 si臋 przy po偶egnaniu. Po chwili mamy wr贸belk贸w odlecia艂y. Nauczycielka podchodzi艂a do ka偶dego z uczni贸w i pomaga艂a mu si臋 dosta膰 na ga艂膮zk臋 d臋bu. Kiedy ostatni ju偶 by艂 na drzewie, pani powiedzia艂a: - Prosz臋 po艂o偶y膰 si臋 na brzuszku wygodnie, o tak, jak najwygodniej. Rozk艂adamy szeroko skrzyde艂ka, oddychamy wolno, spokojnie. Przywieramy ca艂ym cia艂em co drzewa. Czujemy zapach kory, mi艂y powiew wiatru, odpoczywamy. Oddychamy miarowo i spokojnie. Wyobra藕cie sobie, ma艂e wr贸belki, 偶e powiew wiatru m贸g艂by was unie艣膰 w powietrze tak, jak unosi li艣cie. Czujecie si臋 wspaniale. Prosz臋 lekko porusza膰 skrzyde艂kami, raz, dwa, wolniutko, a teraz troszk臋 szybciej, raz, dwa... Skrzyde艂ka ma艂ego wr贸belka jak skrzyd艂a latawca lekko porusza艂y si臋. Odpychamy si臋 n贸偶kami od ga艂膮zki i p艂yniemy w powietrzu, p艂yniemy razem. - Nasz wr贸belek poczu艂, 偶e skrzyd艂a same go unosz膮. Obok niego, z boku i z ty艂u, i nad nim fruwa艂y inne wr贸belki. Porusza艂 lekko skrzyd艂ami i wzbija艂 si臋 w g贸r臋, w b艂臋kit nieba. Czu艂 si臋 tak lekko i swobodnie, by艂o mu tak przyjemnie! Popatrzy艂 w d贸艂, wznosi艂 si臋 nad zielonymi koronami drzew. Dooko艂a rozci膮ga艂 si臋 pi臋kny park. Nie spiesz膮c si臋, w 艣lad za nauczycielk膮 lecia艂 w g贸r臋, do s艂o艅ca. Ciep艂e s艂oneczko wychyli艂o si臋 zza chmurki i ciekawie spogl膮da艂o na wr贸belki. Pos艂a艂o promyczek, kt贸ry ciep艂ym dotykiem przyjemnie go pog艂aska艂. Wr贸belek wznosi艂 si臋 w g贸r臋, wy偶ej i wy偶ej. Czu艂 si臋 lekko i swobodnie. Teraz przelatywa艂 nad 艂膮czk膮, zatoczy艂 ko艂o, jedno, drugie i wolniutko sfruwa艂 w d贸艂. By艂 nad ma艂ym strumyczkiem, przy brzegu, kt贸rego wygrzewa艂 si臋 na s艂oneczku zaj膮czek. Sfrun膮艂 jeszcze ni偶ej, nad sam膮 tafl臋 wody, zobaczy艂 kolorowe rybki, jak wolno p艂yn臋艂y z nurtem, us艂ysza艂, jak kumkaj膮 偶abki: kum, kum, rozmawiaj膮c mi臋dzy sob膮. Poczu艂 zapach 艂膮ki, kwiat贸w. Wci膮ga艂 g艂臋boko ten zapach w siebie. Sfrun膮艂 nad brzeg strumyka, usiad艂 na ma艂ym kamyczku, nachyli艂 si臋 i napi艂 wody. By艂a zimna i orze藕wiaj膮ca. Pos艂ucha艂 szemrz膮cego strumyka. Odpoczywa艂. Wiatr lekko muska艂 mu pi贸rka. Postanowi艂 zamoczy膰 艂apki, wszed艂 do wody, popryska艂 si臋 ni膮 troszeczk臋, jak to wr贸belki maj膮 w zwyczaju. Otrz膮sn膮艂 si臋 i tysi膮ce kropelek spad艂o na spragnione wody ro艣linki. Zrobi艂 to raz i drugi, pokropi艂 wszystkie kwiatki dooko艂a. Poczu艂 si臋 rze艣ko, czu艂, 偶e wst臋puje w niego razem z t膮 zimn膮 wod膮 energia. Nagle us艂ysza艂 g艂os nauczycielki: - Pora wraca膰! - Znowu rozpostar艂 skrzyd艂a i z niezwyk艂膮 si艂膮 wzni贸s艂 si臋 wysoko, wysoko. Wzbija艂 si臋 szybko, wznosi艂 si臋 jak samolot i kr膮偶y艂 w powietrzu pe艂en si艂 i rado艣ci, 偶e potrafi fruwa膰. Tak sko艅czy艂a si臋 pierwsza lekcja nauki fruwania w szkole dla wr贸belk贸w. Je艣li b臋dziecie chcieli tam wr贸ci膰, to mo偶emy to zrobi膰 jutro i zobaczy膰, czego jeszcze ucz膮 si臋 ptaszki w swojej szkole.
Ma艂y kotek samotnie wraca艂 ze szko艂y. Ci膮gn膮艂 艂apk臋 za 艂apk膮 wolno, jakby ospale. By艂 smutny, nic go nie cieszy艂o, czu艂 si臋 bardzo nieswojo. Niech臋tnie prycha艂 na inne przechodz膮ce obok zwierz膮tka. Nagle nadlecia艂 malutki motylek i nad samym nosem kotka zrobi艂 okr膮偶enia, jedno, drugie, trzecie. Chyba mi si臋 przygl膮da - pomy艣la艂 kotek i 艂apk膮 pr贸bowa艂 odgoni膰 motylka. Ale ten wcale nie odlatywa艂, tylko kr膮偶y艂, kr膮偶y艂 i jak samolot kre艣li艂 znaki w powietrzu. Kotek patrzy艂 i patrzy艂, jak zaczarowany, w pi臋kny lot motyla. A ten wzbi艂 si臋 wy偶ej, jakby chcia艂 dolecie膰 do s艂o艅ca, i nagle znik艂 mu z oczu za wysokim ogrodzeniem. Zaciekawiony kotek zbli偶y艂 si臋 do p艂otu, wdrapa艂 si臋 po deskach i znalaz艂 si臋 w ogrodzie. Rozejrza艂 si臋 dooko艂a. By艂o tam tak pi臋knie, ros艂y wysokie owocowe drzewa si臋gaj膮ce koronami do nieba, a ma艂e krzaczki, jakby przy nich przycupni臋te, trzyma艂y si臋 ich jak maminej sp贸dnicy. Ros艂y te偶 kolorowe kwiaty, kt贸re jak dywan pokrywa艂y ca艂y ogr贸d. Kotek poczu艂 zapach ziemi, kwiat贸w, krzew贸w i drzew. Poci膮gn膮艂 mocno noskiem i zapach jak fala, jakby ramionami, obj膮艂 go. Kotek po艂o偶y艂 si臋 na trawie i oddycha艂 miarowo, r贸wno i spokojnie. Przetar艂 oczy, pod艂o偶y艂 艂apki pod g艂ow臋, wyci膮gn膮艂 ca艂e cia艂ko, by艂o mu bardzo wygodne. Le偶a艂 teraz i odpoczywa艂. Poczu艂 senno艣膰. S艂onko wysy艂a艂o swe promyczki na ziemi臋, by pog艂aska艂y ka偶dy kwiatek, ka偶dy listek i ka偶d膮 ro艣link臋. Kotek poczu艂 przyjemny dotyk ciep艂ych promieni. Zamkn膮艂 oczy. A promyczki jeden po drugim g艂aska艂y go, przyjemnie ogrzewaj膮c. Po chwili pojawi艂 si臋 delikatny wiaterek, kt贸ry ko艂ysa艂 listki i ga艂臋zie, jakby do snu. Pochyli艂 si臋 nad kotkiem i te偶 go ko艂ysa艂, trzymaj膮c w swoich ramionach. Kotek poczu艂, jak wiaterek przesuwaj膮c si臋 teraz po nim od g艂owy do 艂ap, do pazurk贸w samych, z wolna uwalnia go od smutk贸w, i jeszcze raz, i jeszcze delikatnie przesuwaj膮c si臋 od g艂owy w d贸艂 cia艂ka, zabiera z sob膮 ca艂e niezadowolenie. Kotek poczu艂 si臋 tak dobrze, poczu艂 si臋 spokojny, jakby obmyty ze wszystkich swoich du偶ych i ma艂ych zmartwie艅. Otworzy艂 wolno oczka i popatrzy艂 na chmurki, kt贸re p艂yn臋艂y po niebie, nie spiesz膮c si臋, leniwie, nie przeganiaj膮c si臋, zgodnie. P艂yn臋艂y i p艂yn臋艂y, a wiatr wolno je popycha艂. Kotkowi by艂o tak dobrze. Nagle jedna ma艂a kropelka spad艂a mu na nos. Co to? - zdziwi艂 si臋. Rozejrza艂 si臋 dooko艂a i zobaczy艂, jak kwiatki wyci膮gaj膮 swoje ma艂e g艂贸wki do kropli deszczu, zupe艂nie jak on pyszczek do miseczki z mlekiem. Usiad艂 na trawie. Przeci膮gn膮艂 si臋. Kropelki deszczu wolno, lecz miarowo spada艂y na spragnione ro艣linki. Wraz z tym delikatnym deszczem wr贸ci艂a mu sita. Wsta艂, otrz膮sn膮艂 futerko, u艣miechn膮艂 si臋 do siebie zadowolony. Pora i艣膰 do domu - pomy艣la艂. Ale dziwn膮 prze偶y艂em przygod臋 w tym ogrodzie, gdzie przyprowadzi艂 mnie motylek. Wr贸c臋 tu jeszcze - obieca艂 sobie - tu jest tak pi臋knie i spokojnie. Wypr臋偶y艂 si臋 do skoku i jednym zamachem przeskoczy艂 p艂ot. Rado艣nie machaj膮c ogonem, wraca艂 do domu.
Daleko st膮d, daleko, w kr贸lestwie zwierz膮t, 偶y艂a po艣r贸d innych ma艂a pszcz贸艂ka. Tym si臋 jednak r贸偶ni艂a od innych pszcz贸艂ek, kt贸re lata艂y po 艂膮kach i spija艂y s艂odki nektar z kwiat贸w, 偶e zapragn臋艂a zrobi膰 wielk膮 karier臋, wyst臋powa膰 w telewizji, by膰 na pierwszych stronach gazet. Marzy艂a o wielkiej s艂awie. Pewnego dnia powiedzia艂a do mamy: Zostan臋 modelk膮. Mama najpierw si臋 zdziwi艂a, a potem zacz臋艂a t艂umaczy膰 c贸reczce: Ale偶 kochanie, modelki maj膮 takie d艂ugie nogi, s膮 bardzo wysokie, a ty jeste艣 malutk膮 pszcz贸艂k膮. Pszcz贸艂ka nie chcia艂a tego s艂ucha膰 i nie czekaj膮c, a偶 mama sko艅czy, odlecia艂a czym pr臋dzej do szko艂y dla modelek. W艂a艣nie zaczyna艂y si臋 zaj臋cia. Sarenki i 艂anie biega艂y po wybiegu, przytupywa艂y kopytkami, kr臋ci艂y ogonkami, a nal biedna pszcz贸艂eczka musia艂a uwa偶a膰, by jej kto艣 niechc膮cy nie nadepn膮艂. Na szcz臋艣cie mia艂a 偶膮d艂o i to j膮 uchroni艂o przed zadeptaniem. Nikt jednak nie zwraca艂 na ni膮 uwagi. Po kilku lekcjach sama stwierdzi艂a, 偶e to zaj臋cie nie dla niej. Zostan臋 piosenkark膮, pomy艣la艂a, potrafi臋 tak doskonale brz臋cze膰. Mamo - powiedzia艂a - zmieni艂am decyzj臋, zostan臋 piosenkark膮. - Ale偶 ty nie potrafisz 艣piewa膰! Nie znasz nut - m贸wi艂a bardzo zmartwiona mama. - Umiem za to pi臋knie brz臋cze膰 - odpar艂a pszcz贸艂ka, wzruszy艂a lekcewa偶膮co ramionami i nie s艂uchaj膮c d艂u偶ej mamy, odlecia艂a do radia. Pi臋knie brz臋cz臋 - powiedzia艂a, wchodz膮c do studia. - Doskonale - odpar艂 redaktor s艂owik. - W艂a艣nie dzisiaj mamy konkurs m艂odych talent贸w, sta艅 w kolejce i tutaj, na tej kartce napisz sw贸j repertuar. - Repertuar... a co to takiego? - zdziwi艂a si臋. - Zapisz tutaj, o tu - pokaza艂 pazurkiem - piosenki, jakie za艣piewasz. - Mmmhhhhmmm - zamrucza艂a niezadowolona pszcz贸艂ka. I po chwili uzmys艂owi艂a sobie, 偶e nie zna 偶adnej piosenki, potrafi tylko brz臋cze膰. S艂owiki wy艣piewywa艂y trele morele, skowronki nuci艂y sm臋tne pie艣ni, nawet wr贸belki dzi贸bkiem wystukiwa艂y rytm i zawzi臋cie powtarza艂y s艂owa piosenek. Tutaj nie ceni膮 prawdziwych talent贸w, pomy艣la艂a. Tylko si臋 skompromituj臋, nie doceni膮 mnie. Czym pr臋dzej odlecia艂a do ula. A mo偶e zosta膰 aktork膮, najlepiej filmow膮? - zastanawia艂a si臋. - Tak, nadaj臋 si臋 do tego. Ale i tutaj okaza艂o si臋, 偶e liski, kreciki, a nawet nied藕wiadki lepiej znaj膮 sztuk臋 aktorsk膮. Nasza pszcz贸艂eczka nie potrafi艂a zadeklamowa膰 wiersza czy zata艅czy膰. Mo偶e zosta膰 stawnym sportowcem? Zaj膮czki biegaj膮 szybciej, koniki wy偶ej skacz膮. Nie, do tego te偶 si臋 nie nadaje. Co ja nieszcz臋艣liwa mam robi膰, jaki zaw贸d wybra膰? 鈥 g艂o艣no lamentowa艂a. Przylecia艂y inne pszcz贸艂eczki, usiad艂y dooko艂a i spyta艂y: - Dlaczego nie chcesz zbiera膰 miodu? Masz taki pi臋kny ryjek, na pewno b臋dziesz w tym znakomita. Chod藕 z nami. Polecia艂y na pi臋kn膮 艂膮czk臋 i po pracowitym dniu ma艂a pszcz贸艂eczka zebra艂a garnek s艂odkiego nektaru. - Jeste艣 w tym naprawd臋 wspania艂a 鈥 pochwali艂a mama. - Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e moja c贸reczka jest takim dobrym zbieraczem. Pszcz贸艂eczka spojrza艂a z dum膮 na garnek pe艂en po brzegi i te偶 si臋 ucieszy艂a. Potem pomy艣la艂a: Do tego si臋 w艂a艣nie nadaj臋, to potrafi臋 robi膰 dobrze. Zadarta 艂ebek do g贸ry bardzo z siebie dumna i razem z innymi polecia艂a do ula.