Heartbeats
one
night to be confused
one
night to speed up truth
we
had a promise made
four
hands and then away
both
under influense
we
had devine scent
to
know what to say
mind
is a razorblade
-
Odejdź.
Zwinął
się w kłębek, nagi, zmarznięty, upokorzony. Łzy paliły go pod
powiekami, a serce waliło młotem. Obiecał sobie, że nie będzie
płakał, nie teraz.
Nie
usłyszał kroków.
-
Powiedziałem: odejdź.
Drżał
mu głos. Mógł usprawiedliwić się, że było mu zimno, ale po co?
Obydwaj wiedzieli, dlaczego tak było.
W
pomieszczeniu było tak cicho. Tak bardzo chciał, aby to był tylko
sen. Halucynacja. Cokolwiek. Tak bardzo pragnął mieć świadomość,
że nikt nie stoi u drzwi. Gardło wypełniła mu gorycz. Świtało.
Pomyślał, że zaraz zaczną śpiewać ptaki.
Nie
wiedział dlaczego, ale dokładnie po tej myśli pękł. Ciałem
wstrząsnął szloch, z gardła wylało się wycie, po policzkach
popłynęły łzy.
Teraz
usłyszał kroki. Ten dźwięk i ból, jakiego nie czuł jeszcze
nigdy, potwierdziły, że to dzieje się naprawdę.
Nagich,
zlanych zimnym potem pleców dotknęła delikatnie dłoń.
Powędrowała ku szyi, zatopiła palce we włosach. Potem poczuł
silny uścisk i Syriusz Black złapał głowę Remusa, zmuszając go,
by na niego spojrzał.
-
Ufasz mi? - zapytał cicho.
Remus
nie odpowiedział. Zacisnął wargi. On go widział, widział
takiego. Ale w oczach przyjaciela zobaczył troskę i czułość.
Ciepło, ale i dziwną zaciętość.
-
Ufasz? - powtórzył.
Lupin
mrugnął i spod powiek wypłynęły kolejne łzy, zmywając z
policzków kurz. Pokiwał głową. To wystarczyło. Syriusz zdjął
płaszcz i okrył nagie ciało chłopaka. Położył się tuż obok,
na brudnej podłodze Wrzeszczącej Chaty i przytulił go do siebie
mocno. Znów zapadła cisza. Patrzyli, jak przez rozbite okiennice
domu powoli wlewa się wschodzące słońce.
-
To był pierwszy raz, kiedy widziałem jak płaczesz. Ty zawsze byłeś
z nas najsilniejszy. O Peterze szkoda gadać. Ja i James ukrywaliśmy
często strach pod arogancką powłoką, zwłaszcza ja. Ty nigdy nie
okazałeś strachu, ciężko było zobaczyć go nawet w twoich
oczach. Nigdy wcześniej i później nie okazałeś przy nikim
słabości.
Syriusz
zgrabnie wplótł wzmiankę o wilkołactwie Lupina w żart. Z
początku James i Peter nie mogli uwierzyć, ale ponure milczenie
Remusa samo w sobie było potwierdzeniem.
Wilkołak
panicznie bał się, że nie zareagują tak jak Black. Że nie
zrozumieją. Że teraz spojrzą na niego tak jak wszyscy, z
obrzydzeniem i strachem. Że straci dwójkę z trójki
przyjaciół.
Wybuchnęli
śmiechem. Lupin poczuł, że serce powoli wraca na swoje miejsce z
żołądka i jego twarz rozjaśnił blady uśmiech.
Animagami
stali się szybciej, niż mógłby marzyć.
Nocne
wyprawy w Zakazanym Lesie były najszczęśliwszymi momentami jego
życia. Nie licząc tych z Syriuszem.
-
Poszli już! - stwierdził Syriusz z zadowoleniem. James i Peter
przed momentem zniknęli za drzwiami dormitorium.
Dwoma
skokami pokonał odległość między ich łóżkami. Wgramolił się
w pościel bez pytania.
-
Dzielny odkrywca nowego świata znów jest na tropie. Czy tym razem
uda mu się dotrzeć do celu? Czy po drodze nie zginie, zamordowany
przez zmutowanego gumochłona?
Remus
zatrząsł się lekko, tłumiąc śmiech. Odchrząknął.
-
Nie teraz, Syriuszu, muszę się uczyć. Jutro czeka nas ciężki
dzień. - rzekł poważnym tonem.
-
Po pokonaniu szkockiej ważki jednozębnej, nieustraszony Syriusz
Black wyrusza w dalszą drogę! - ciągnął niezrażony Łapa.
Czasami był naprawdę nie do zniesienia. - I nagle, zupełnie
niespodziewanie, dostrzega przed sobą największego węża jakiego
kiedykolwiek widział świat! - zawołał tryumfalnie. Lupin poczuł
jak spodnie od jego piżamy zsuwają się w dół. Zaczerwienił się
po uszy.
-
Syriuszu! - jęknął karcącym tonem. Spod pościeli wyłoniła się
głowa chłopaka, z rozczochranymi czarnymi włosami i niewinnym
spojrzeniem. Ściągnął usta w podkówkę, ale widząc minę
Remusa, nie mógł się nie roześmiać. Pochylił się nad nim i
musnął wargami ciepłe usta wilkołaka.
Kiedy
Syriusz zaczynał, nie należało spodziewać się szybkiego
końca.
Gorące,
szybkie oddechy uspokoiły się dopiero dwadzieścia minut przed
pierwszą lekcją.
-
Tylko wtedy byłem tak do końca szczęśliwy. Czasami mnie
irytowaliście, to fakt. Nie mogliście się powstrzymać z
dręczeniem Severusa. Zwłaszcza, kiedy tak okrutnie z niego
zażartowaliście. Jakiś czas nie mogłem wam wybaczyć, bo znów
poznałem siłę tego spojrzenia pełnego nienawiści, pogardy -
przez to, kim jestem. Ale to minęło, kiedy zrozumiałem czym jest
przyjaźń. I miłość. Żaden z nas nigdy nie powiedział tego
słowa. Kocham. Nie potrzebowaliśmy słów, wystarczyły spojrzenia.
W twoim zawsze była troska, czułość, ciepło, niewypowiedziany
ogrom miłości. Podobnie patrzyłeś na Harry'ego, ale było jeszcze
coś. Pożądanie. Tego widziałeś pewnie mniej w moich oczach, ale
mi wystarczyła sama twoja obecność. Na Merlina, jak ja ciebie
kochałem. Byłeś jedyną osobą na całym świecie. To ty wlewałeś
do środka mnie ciepło, oplatałeś moje zmysły uczuciem tak
wielkim, że odbierało mi mowę.
Podczas
Pierwszej Wojny Czarodziejów niemal zawsze trzymali się razem. Byli
ze sobą tak blisko, że podczas walki zdawali się być jedną osobą
z czterema rękami, uzupełniali się doskonale.
Do
ich prywatnego świata wkradł się strach o najbliższych.
Zaczęli
pełnić rolę osobistych ochroniarzy Lilly i Jamesa, a przecież o
nich bali się najbardziej.
Lupin
pozostawał zawsze niewzruszony i spokojny, Black coraz częściej
odpowiadał agresywnie i obrażał się o byle co. Kilka razy
nawrzucał Lunatykowi, używając słów, o których istnieniu
Lunatyk nie miał pojęcia.
Remus
wybaczał. Zawsze.
W
otoczeniu zachowywali się normalnie, jak przyjaciele. Nikt się nie
domyślał, poza Dumbledorem i Lilly. James jakoś nie chciał tego
przyjąć do wiadomości. Nawet, gdy zastał w kuchni Syriusza,
obejmującego Remusa od tyłu, gdy ten kroił chleb. Po prostu
odwrócił się i wyszedł.
Ten
chleb smakował jeszcze lepiej, serwowany na ciepłym
wilkołaku.
Kiedy
zginęli Lilly, James i Peter, a Syriusz okazał się zdrajcą, Remus
został sam.
Cierpienie
nabrało zupełnie nowego znaczenia. Wydawało mu się, że ból
mógłby z siebie wyrywać jak żywą tkankę i kroić. Podczas pełni
próbował to robić. W tym okresie przybyło mu tak wiele
blizn.
Rozpacz
wrosła w niego i nie chciała wyjść.
Rozmowy
z Dumbledorem nie pomagały, Ognista nie pomagała. Nazwał siebie
tchórzem, gdy okazało się, że nie jest w stanie wypowiedzieć
zaklęcia śmierci przed lustrem.
W
tamtych dniach tak ciężko było mu zrozumieć, że kiedykolwiek
potrafił odczuwać szczęście.
Nocami
nawiedzały go twarze przyjaciół i zapach Syriusza.
Ufałem
ci.
A
jednak wiedział, w głębi czuł, że to niemożliwe. Wiedział, że
to nie Łapa, nie potrafił tylko tego udowodnić.
Trzynaście
lat, dzień w dzień, tęsknił. Trzynaście lat, miesiąc w miesiąc,
wył, czekając na taką samą odpowiedź.
Trzy
lata później, kiedy odzyskał go w Wrzeszczącej Chacie, zachowywał
się, jak gdyby byli tylko dobrymi przyjaciółmi. Pragnął od razu
rzucić się na niego i zatopić w nim usta. Gdy przytulili się
mocno, Lupin czuł, jak mocno Syriusz zaciska palce na jego plecach.
Musieli tylko poczekać. Wszystko miało się zaraz wyjaśnić, Łapa
miał zostać uniewinniony.
Gdyby
tylko wiedzieli.
-
Czasami miałem wrażenie, że nie potrafiłem okazać ci tego tak,
jakbym chciał. Że nie wiesz... jak bardzo. Byłem tylko
dzieciakiem, ty zawsze byłeś dojrzalszy. Ale uczucie, jakim cię
darzyłem, znacznie przerastało emocjonalne możliwości kogoś
takiego jak ja. Podołałem temu. Ale tak bałem się, że nie wiesz.
Wiedziałeś, zawsze wiedziałeś.
Gdy
reaktywowano Zakon Feniksa, Lupin bardzo często bywał na Grimmauld
Place 12. Mieli przecież do nadrobienia szesnaście lat
strat.
Dojrzali,
ich miłość też. Syriusz był wypełniony pożądaniem, wręcz
wygłodzony. Dlatego Remus często wychodził z Kwatery Głównej
jeszcze bardziej zmęczony niż wcześniej.
-
Pachniesz kawą.
-
Nic dziwnego, wlałem dziś w siebie ze dwa dzbanki. Muszę się
wysikać. - Syriusz był mistrzem w burzeniu poetyckiego nastroju.
-
Twoje ciało pachnie kawą. I nutą korzennych przypraw. Zawsze.
-
Kolejne dwa dzbanki wylałem na siebie, a potem kazałem Stworkowi
nacierać się nasączoną przyprawami szmatką. Przyrzekam na rękę,
podnieciło go to. Wiedziałem, że ciebie też podnieci.
-
Och, zamknij się. - Remus pochylił się nad nim i pocałował
łagodnie. Mężczyzna natychmiast podchwycił i dodał pocałunkowi
namiętności.
Usta
Syriusza smakowały słodko, ale postanowił mu tego nie mówić.
Obraziłby się, uznawszy to za równoznaczne ze
zniewieściałością.
Kiedy
Syriusz zniknął za kotarą, Lupin przytrzymał Harry'ego. Nie
wiedział jak to się stało, bo sam chciał się za nim
rzucić.
Poznał
kolejny wymiar bólu. Tym razem tępy, wkradający się w każdą
czynność. Obecność kogoś, kogo kochasz, w każdej rzeczy, w
każdym słowie, w każdym człowieku.
Tęsknota
tak ogromna, że gdy ktoś wypowiadał jego imię, zaczynał
drżeć.
-
Tak mi ciebie brakuje. Tak brakuje mi zapachu kawy na tobie. Twojego
głosu i głupich żartów, każdego włosa. Ale najbardziej brakuje
mi twojego spojrzenia.
-
Wilkołaczku, zaśnij już. - Syriusz stanął w drzwiach. - Szlaban
trwał cztery godziny, a ty już tu bełkoczesz do siebie.
Ułożył
się obok Lupina. W pokoju wspólnym James i Peter zasnęli nad
partią szachów. Mieli całą noc dla siebie.
-
Nigdy mnie nie stracisz, wilkołaczku. - powiedział i musnął
wargami jego ucho.
Obydwaj
wiedzieli, że kłamał.
-
Nie wypowiem i nigdy nie zdołam wypowiedzieć tego w słowach. Teraz
nie da się powiedzieć, jak brak mi ciebie i twojego bicia serca.
Och, Syriuszu.
if
i should die this very moment
i
wouldn't fear
for
i've never known completeness
like
being here
wrapped
in the warmth of you
loving
every breath of you
still
in my heart this moment
or
it might burst
could
we stay right here
until
the end of time until the earth stops turning
wanna
love you until the seas run dry
i've
found the one
i've
waited for
***