Beverly Barton
Grzech niewiedzy
What she doesn鈥檛 know
t艂umaczy艂 Jan Hensel
Prolog
Bluszcz oplata艂 komin, lgn膮c do starej zwietrza艂ej ceg艂y. Wal膮cy si臋 dom sta艂 zaszyty w cedrowym gaju, jego zszarza艂e od wiatru i deszczu drewno tylko cz臋艣ciowo pokrywa艂y resztki bia艂ej farby. Wi臋kszo艣膰 cha艂up dzier偶awc贸w zburzono dawno temu wraz z chatami niewolnik贸w, kt贸re wzniesiono bli偶ej g艂贸wnej rezydencji. Zosta艂a tylko ta jedna ruina, prawie zupe艂nie zagarni臋ta przez przyrod臋. Jolie pods艂ucha艂a rodzinne opowie艣ci o tym, jak jej pradziadek Desmond ulokowa艂 tu w latach dwudziestych swoj膮 kochank臋 i 偶e niekt贸rzy m臋scy cz艂onkowie rodu wykorzystywali to miejsce do potajemnych schadzek z kobietami lekkich obyczaj贸w. Dawne erotyczne grzeszki niewiele j膮 obchodzi艂y, interesowa艂 j膮 natomiast pewien wsp贸艂czesny ch艂opak. Maximillian Devereaux. Sandy powiedzia艂a jej, 偶e jej starsza siostra Felicia odda艂a mu sw贸j wianek w tym w艂a艣nie domku. Jolie nie chcia艂a w to uwierzy膰, ale Sandy nigdy by jej nie ok艂ama艂a. By艂y najlepszymi przyjaci贸艂kami, od pieluch. A Jolie podkochiwa艂a si臋 w Maksie od prawie r贸wnie dawna. On oczywi艣cie nie zwraca艂 na ni膮 uwagi. By艂a przekonana, 偶e traktuje j膮 jak dziecko, co zreszt膮 mia艂o swoje dobre strony, zwa偶ywszy 偶e nie powinna si臋 z nim zadawa膰. Ale teraz mia艂a czterna艣cie lat. By艂a prawie kobiet膮 鈥 zaledwie o cztery lata m艂odsz膮 od Maksa.
Nieodwzajemniona mi艂o艣膰 potrafi zabole膰 鈥 zabole膰 jak diabli.
Jolie nie powinna tu by膰. Szpiegowanie nie nale偶a艂o do jej zwyczaj贸w. Ani k艂amanie. Powiedzia艂a mamie, 偶e p贸jdzie prosto do domu Sandy, kt贸ry znajdowa艂 si臋 o kilometr od Belle Rose. Mama nie mia艂a nic przeciwko ich przyja藕ni. Rodzina Wells贸w mieszka艂a w Sumarville w Missisipi od tak dawna jak Desmondowie. Przed wojn膮 secesyjn膮 przodkowie Jolie po k膮dzieli byli w艂a艣cicielami plantacji, a potem zasilili szeregi 鈥瀦ubo偶a艂ej arystokracji Po艂udnia鈥, jak mawia艂a ciocia Clarice. Min臋艂y lata, zanim Jolie zrozumia艂a, co to znaczy. Rodzice jej matki mogli si臋 pochwali膰 szlachetnym urodzeniem i drzewem genealogicznym si臋gaj膮cym niemal do samego Adama, ale byli biedni jak mysz ko艣cielna. Posiadali tylko ziemi臋 i wielki murszej膮cy dom.
Jednak jej matka wysz艂a dobrze za m膮偶. Przodkowie ojca dzier偶awili przed laty cz臋艣膰 plantacji, lecz pradziad Royale rozkr臋ci艂 w艂asny interes i dzi臋ki rozwa偶nym inwestycjom jego syn i wnuk stali si臋 zamo偶nymi lud藕mi. Jolie rzadko my艣la艂a o swoim bogactwie, chocia偶 zdarza艂o jej si臋 us艂ysze膰, jak inni m贸wi膮 o niej 鈥瀝ozpieszczona smarkula鈥 albo 鈥瀦adzieraj膮ca nosa ksi臋偶niczka鈥. Ale mama zwr贸ci艂a jej uwag臋, 偶e niekt贸rzy po prostu jej zazdroszcz膮 鈥 bogactwa i pochodzenia. A ciocia Clarice przypomina艂a jej, 偶e zawsze trzeba patrze膰, z czyich ust pochodzi obmowa. Desmondowie oraz 鈥 jak w jej przypadku 鈥 ich potomkowie nigdy nie przejmowali si臋 tym, co wygadywa艂o o nich posp贸lstwo.
Jolie nie potrafi艂a tak naprawd臋 wyja艣ni膰, co sprawi艂o, 偶e wybra艂a t臋 zaro艣ni臋t膮 艣cie偶k臋 przez las mi臋dzy posiad艂o艣ciami Desmond贸w i Wells贸w, a nie wysypan膮 偶wirem drog臋. Rozmarzy艂a si臋, cho膰 mama uznawa艂a to za g艂upi膮 strat臋 czasu. Jednak ciocia Clarice powiedzia艂a jej, 偶eby fantazjowa艂a, ile tylko mo偶e, p贸ki jest m艂oda. Jolie zastanawia艂a si臋, czy to znaczy, 偶e gdy ludzie staj膮 si臋 doro艣li, przestaj膮 marzy膰.
Podkradaj膮c si臋 do domku, zastanawia艂a si臋, co zobaczy, kiedy zajrzy przez brudn膮 szyb臋 do 艣rodka. Maksa z Felici膮? Czy b臋d膮 si臋 kocha膰? Wiedzia艂a, 偶e gdyby przy艂apa艂a ich razem, p臋k艂oby jej serce i wydrapa艂aby Felicii te jej wielkie br膮zowe oczy.
Nikt nie wiedzia艂, co czu艂a do Maksa. Nawet Sandy. Nie podzieli艂a si臋 swoj膮 najg艂臋bsz膮, najmroczniejsz膮 tajemnic膮 absolutnie z nikim. Gdyby mama kiedykolwiek to odkry艂a...
鈥 Ten ch艂opak jest taki sam jak jego matka 鈥 mawia艂a nieraz Audrey Royale. 鈥 A wszyscy wiemy, 偶e Georgette Devereaux by艂a nowoorlea艅sk膮 dziwk膮. Nigdy nie zrozumiem, jak uda艂o jej si臋 nak艂oni膰 do 艣lubu biednego starego Philipa i wm贸wi膰 mu, 偶e ten b臋kart jest jego synem.
Jolie nie obchodzi艂o, czy Max rzeczywi艣cie by艂 b臋kartem, a jego matka prostytutk膮. Gdyby Max cho膰 raz na ni膮 spojrza艂 鈥 naprawd臋 spojrza艂 鈥 i zobaczy艂, kogo ma tu偶 pod bokiem, by艂aby najszcz臋艣liwsz膮 dziewczyn膮 pod s艂o艅cem. Gdyby Max pokocha艂 j膮 tak, jak ona jego, sprzeciwi艂aby si臋 matce, 偶eby by膰 z nim. Sprzeciwi艂aby si臋 ca艂emu 艣wiatu.
Podesz艂a do rozklekotanych schodk贸w prowadz膮cych na ganek i us艂ysza艂a 艣miech. D藕wi臋czny kobiecy chichot mieszaj膮cy si臋 z g艂臋bszym m臋skim g艂osem. Zastyg艂a w bezruchu. Wi臋c jednak kto艣 by艂 w 艣rodku. Max i Felicia? Zna艂a Maksa od tylu lat, a nigdy nie s艂ysza艂a, 偶eby si臋 艣mia艂. Ale je艣li uprawia艂 seks, mo偶e bawi艂 si臋 tak dobrze, 偶e zacz膮艂 si臋 艣mia膰.
To co? Zajrzysz tam czy nie? 鈥 zapyta艂a sam膮 siebie. Masz do艣膰 odwagi, 偶eby przekona膰 si臋 na w艂asne oczy, co si臋 tam dzieje?
Drobnymi, niezdecydowanymi kroczkami ruszy艂a w stron臋 skrzyd艂a domu, z kt贸rego dobiega艂 艣miech. Ga艂膮zki i suche li艣cie trzeszcza艂y pod jej stopami, gubi膮c si臋 w g艂o艣niejszym ch贸rze natury. W lesistej okolicy 膰wierka艂y ptaki, biega艂y wiewi贸rki, pasikoniki skaka艂y w艣r贸d 藕d藕be艂 trawy. Kiedy zbli偶a艂a si臋 do okna po lewej stronie, bicie serca t臋tni艂o jej w g艂owie. Ba艂a si臋 tego, co zobaczy, lecz m艂odzie艅cza ciekawo艣膰 pcha艂a j膮 do przodu i wreszcie stan臋艂a przed oknem. Wspi臋艂a si臋 na palce, przycisn臋艂a nos do p臋kni臋tej szyby i zajrza艂a do 艣rodka. Zamruga艂a kilka razy, wyt臋偶aj膮c wzrok. Nie mog膮c dostrzec niczego poza zarysami dw贸ch cia艂 wij膮cych si臋 na metalowym 艂贸偶ku w g艂臋bi izby, unios艂a d艂onie, os艂oni艂a oczy przed promieniami popo艂udniowego s艂o艅ca i zajrza艂a ponownie.
Zapar艂o jej dech w piersiach. Szok, z艂o艣膰, zaskoczenie i rozczarowanie zla艂y si臋 w jedno, bombarduj膮c jej m艂ody umys艂 i serce, a mimo to nie potrafi艂a oderwa膰 wzroku od obrzydliwej sceny. Ojciec, kt贸rego uwielbia艂a, uje偶d偶a艂 le偶膮c膮 pod nim nag膮 czarnow艂os膮 kobiet臋. Jego blade po艣ladki unosi艂y si臋 i opada艂y rytmicznie, gdy gzi艂 si臋 z t膮 okropn膮 dziwk膮. Gor膮ce 艂zy nap艂yn臋艂y Jolie do oczu. Jak tatu艣 m贸g艂 zdradza膰 mam臋 w ten spos贸b? I to z t膮 kobiet膮? Z Georgette Devereaux!
Z wysi艂kiem odwr贸ci艂a si臋 od okna, od widoku, kt贸rego nie zapomni a偶 do 艣mierci, i szlochaj膮c g艂o艣no, pop臋dzi艂a przez las. Co robi膰? Nie mo偶e powiedzie膰 mamie. Ale musi si臋 komu艣 zwierzy膰. O Bo偶e, czy Max wie? Czy zdaje sobie spraw臋, kim jest jego matka? Nowoorlea艅sk膮 dziwk膮!
Z m臋tlikiem gor膮czkowych my艣li w g艂owie bieg艂a i bieg艂a przed siebie, a偶 dotar艂a do wysypanej 偶wirem drogi. Zdyszana, bez tchu w obola艂ych p艂ucach, przystan臋艂a, 偶eby si臋 zastanowi膰. Dok膮d p贸j艣膰? Do kogo si臋 zwr贸ci膰? Do cioci Clarice. Ona b臋dzie wiedzia艂a, co trzeba zrobi膰 z tatusiem i t膮 okropn膮 kobiet膮. Ciocia Clarice rozumia艂a sprawy serca. Jolie s艂ysza艂a o tym z niejednych ust. To dlatego 偶e starsza siostra jej matki znalaz艂a i utraci艂a mi艂o艣膰 wiele lat temu i wci膮偶 pozosta艂a wierna pami臋ci zmar艂ego narzeczonego.
Kiedy dosz艂a do kutej 偶elaznej bramy otwieraj膮cej si臋 na podjazd do wzniesionej w 1846 roku rezydencji po艣rodku plantacji, zgi臋艂a si臋 wp贸艂 i wzi臋艂a g艂臋boki oddech. Koniuszkami palc贸w otar艂a 艂zy z policzk贸w. Na wszelki wypadek, gdyby spotka艂a mam臋 lub cioci臋 Lisette, musia艂a sprawia膰 wra偶enie ca艂kowicie spokojnej, jak gdyby nic si臋 nie sta艂o. Ciocia Clarice wr贸ci do domu p贸藕niej; by艂a sobota, a w soboty zamyka艂a sw贸j butik w mie艣cie dopiero o sz贸stej.
Jolie postanowi艂a, 偶e zaszyje si臋 w swoim pokoju i nie b臋dzie nikomu wchodzi膰 w drog臋. Mama i ciocia Lisette prawdopodobnie w og贸le jej nie zauwa偶膮. Przez ca艂y tydzie艅 dar艂y koty; Jolie nie mia艂a poj臋cia o co, bo ilekro膰 widzia艂y j膮 w pobli偶u, natychmiast milk艂y. W domu nie b臋dzie dzi艣 nikogo innego, mo偶e z wyj膮tkiem Lemara Fuqui, ale on na pewno b臋dzie zaj臋ty trawnikiem. Tata po偶yczy艂 mu pieni膮dze na rozkr臋cenie w艂asnej firmy ogrodniczej, a w zamian za to Lemar zobowi膮za艂 si臋 przyje偶d偶a膰 do Belle Rose w ka偶d膮 sobot臋 i dba膰 o park. Jedyn膮 osob膮 ze s艂u偶by mieszkaj膮c膮 na plantacji by艂a siostra bli藕niaczka Lemara, Yvonne, kt贸ra prowadzi艂a dom od tak dawna, jak Jolie si臋ga艂a pami臋ci膮, podobnie jak jej matka Sadie przed ni膮. Ale Yvonne w soboty po po艂udniu zawsze wybiera艂a si臋 na zakupy do miasta.
A jak wyt艂umacz臋 mamie, 偶e nie posz艂am do Sandy? Sandy nie by艂o w domu. Nie, to k艂amstwo mo偶na zbyt 艂atwo sprawdzi膰. Powiem, 偶e rozbola艂a mnie g艂owa, wi臋c wr贸ci艂am za偶y膰 aspiryn臋 i po艂o偶y膰 si臋 na chwil臋.
Podesz艂a do tylnej werandy i zobaczy艂a star膮 niebiesk膮 p贸艂ci臋偶ar贸wk臋 Lemara zaparkowan膮 po p贸艂nocnej stronie rezydencji. Na pace sta艂y nowe krzewy liliowe, kt贸rymi jej matka kaza艂a zast膮pi膰 te zwi臋d艂e w zesz艂ym roku. Jolie rozejrza艂a si臋 dooko艂a za wysokim, szczup艂ym Murzynem, kt贸ry zawsze wita艂 j膮 u艣miechem i mi臋towym cukierkiem. Mo偶e zrobi艂 sobie przerw臋 i, jak to mia艂 w zwyczaju, pije w kuchni mro偶on膮 herbat臋. Lubi艂a Lemara. By艂 jednym z najsympatyczniejszych ludzi, jakich zna艂a. Podobnie jak ciocia Clarice i Lisette traktowa艂a jego i jego siostr臋 jak cz艂onk贸w rodziny, cho膰 mama uwa偶a艂a ich tylko za lojalnych s艂u偶膮cych.
Id膮c w stron臋 tylnego wej艣cia, zauwa偶y艂a na trawie i schodkach kilka ciemnych, cz臋艣ciowo zaschni臋tych czerwonych plamek. Dziwne. Mo偶e Lemar rozla艂 jaki艣 艣rodek chemiczny, kt贸rego u偶ywa艂 w ogrodzie. Wesz艂a do domu. Min臋艂a sie艅 i ruszy艂a w g艂膮b d艂ugiego korytarza. Nagle ogarn臋艂o j膮 niepokoj膮ce uczucie. Co艣 by艂o nie tak. Po chwili zda艂a sobie spraw臋, 偶e wok贸艂 panuje nienaturalna cisza. Ciocia Lisette zawsze puszcza艂a jak膮艣 muzyk臋, 艣piewa艂a albo nuci艂a. A gdy zostawa艂a sama z mam膮, cz臋sto si臋 k艂贸ci艂y. Zw艂aszcza ostatnio. Teraz nie by艂o s艂ycha膰 ani muzyki, ani 艣piewu, ani krzyk贸w.
鈥 Mamusiu!
Cisza.
鈥 Ciociu Lisette!
Cisza.
鈥 Lemar, jeste艣 tu? Widzia艂am tw贸j samoch贸d za domem!
Cisza.
Mamo, gdzie jeste艣? 鈥 krzykn臋艂a.
Co艣 by艂o nie w porz膮dku.
鈥 Ciociu Lisette! Odezwij si臋, prosz臋!
呕adnej odpowiedzi. Bo偶e! O Bo偶e!
Jolie pop臋dzi艂a w g艂膮b korytarza, wo艂aj膮c matk臋. Po艣piesznym piruetem, wbieg艂a na szerokie kr臋te schody. Po paru krokach spojrza艂a w g贸r臋. Ciocia Lisette! Imi臋 odbi艂o si臋 echem w jej g艂owie.
P贸艂nagie cia艂o Lisette Desmond le偶a艂o na p贸艂pi臋trze; po艂a zwiewnego jedwabnego szlafroka rozsun臋艂a si臋, ukazuj膮c kr膮g艂膮 bia艂膮 pier艣 i smuk艂e blade udo. Jolie zmusi艂a si臋 do ruchu. Wspi臋艂a si臋 pr臋dko po schodach, mimo 偶e nogi ci膮偶y艂y jej, jakby by艂y z o艂owiu. Zbli偶ywszy si臋 do nieruchomego cia艂a, spojrza艂a na rozrzucone w nie艂adzie pukle platynowych blond w艂os贸w, poplamione czerwieni膮. Krew!
Ciocia nie 偶y艂a. Mimowolnym, automatycznym gestem Jolie unios艂a d艂o艅 i zakry艂a usta.
鈥 Mamo! 鈥 krzykn臋艂a. Cisza.
Pomy艣la艂a, 偶e 艣pi i ma koszmarny sen. To si臋 nie dzieje naprawd臋. To niemo偶liwe. Ciocia Lisette 偶yje.
Odwr贸膰 si臋 i wracaj na d贸艂. Znajd藕 mam臋. Ona powie, 偶e wszystko jest w porz膮dku. Gdy tylko zobaczysz jej twarz, przekonasz si臋, 偶e jeste艣 bezpieczna. Obudzisz si臋 z tego koszmarnego snu.
Niczym w transie Jolie odwr贸ci艂a si臋 od ponurego widoku i uciek艂a na d贸艂. Biega艂a z pokoju do pokoju, szukaj膮c matki, wo艂aj膮c j膮 raz za razem. Nie znalaz艂a nikogo.
Otworzy艂a drzwi jedynego niesprawdzonego pomieszczenia, niedawno odremontowanej przestronnej kuchni z oknami wychodz膮cymi na tylny ogr贸d. Powiod艂a wzrokiem od 艣ciany do 艣ciany i spojrza艂a w d贸艂. Na l艣ni膮cej drewnianej pod艂odze zauwa偶y艂a stopy, a potem 艂ydki. Ogarn膮艂 j膮 lodowaty strach. Wesz艂a do 艣rodka i zbli偶y艂a si臋 powoli do okr膮g艂ego sto艂u. Le偶膮ca pod nim w zupe艂nym bezruchu, z nienagannie uczesanymi z艂otymi w艂osami Audrey Desmond-Royale wpatrywa艂a si臋 martwymi oczyma w sufit. Po艣rodku jej czo艂a czerwieni艂a si臋 pojedyncza rana postrza艂owa.
Jolie pad艂a na kolana i chwyci艂a matk臋 za r臋k臋. By艂a ciep艂a. Mo偶e nie umar艂a. Mo偶e jeszcze 偶yje!
Zadzwoni膰 po karetk臋! Szybko!
Kiedy wsta艂a, us艂ysza艂a co艣 za plecami. Kroki? W艂a艣nie odwraca艂a twarz w kierunku intruza, gdy co艣 ostrego uk艂u艂o j膮 w biodro. Mimo b贸lu pad艂a na pod艂og臋 i odturla艂a si臋, pr贸buj膮c si臋 schowa膰. Par臋 sekund p贸藕niej poczu艂a kolejne uk艂ucie w barku, a potem przeszywaj膮cy b贸l w plecach. Wiedzia艂a, 偶e to nie sen. Ktokolwiek zamordowa艂 mam膮 i cioci膮 Lisette, zamierza艂 zabi膰 r贸wnie偶 j膮. Na u艂amek sekundy przed utrat膮 przytomno艣ci zrozumia艂a, 偶e zosta艂a postrzelona. Trzykrotnie...
Rozdzia艂 1
Max Devereaux rzuci艂 marynark臋 na krzes艂o i przeszed艂 przez sypialni臋. Zatrzyma艂 si臋 na moment przed drzwiami do 艂azienki, pochyli艂 i rozwi膮za艂 buty. Zdj膮艂 je, a potem po艣piesznie pozby艂 si臋 skarpet. Zwykle nie rozrzuca艂 ubra艅 po pokoju; zbiera艂 je po sobie, mimo 偶e mia艂 s艂u偶b臋. Ale dzi艣 nic go to nie obchodzi艂o. By艂 potwornie zm臋czony i p臋ka艂a mu g艂owa. Przez ostatnie tygodnie 鈥 od zawa艂u Louisa 鈥 sypia艂 po trzy, cztery godziny na dob臋. Jego matka nie odst臋powa艂a m臋偶a na krok, wi臋c musia艂 nie tylko zadba膰 o interesy Royale'贸w i Devereaux, ale r贸wnie偶 dopilnowa膰, by w rezydencji Belle Rose wszystko przebiega艂o bez zak艂贸ce艅. Teraz wygl膮da艂o na to, 偶e wkr贸tce przejmie te obowi膮zki na sta艂e. Po po艂udniu lekarze o艣wiadczyli, 偶e szanse, by Louis prze偶y艂 kolejny dzie艅, s膮 nik艂e.
Max jedn膮 r臋k膮 poluzowa艂 krawat, a drug膮 otworzy艂 drzwi 艂azienki. Nie mia艂 czasu do stracenia. Ogoli si臋, we藕mie szybki prysznic, zmieni ubranie i czym pr臋dzej wr贸ci do Okr臋gowego Szpitala Og贸lnego. Nie mo偶e dopu艣ci膰, by matka lub siostra by艂y same w chwili 艣mierci Louisa. Zostawi艂 je z cioci膮 Clarice, ale ona te偶 by艂a k艂臋bkiem nerw贸w. I ten cholerny wazeliniarz Nowell Landers, kt贸ry kr臋ci艂 si臋 ko艂o niej od kilku miesi臋cy. Biedaczka nie zdawa艂a sobie sprawy, 偶e facet chce j膮 wykorzysta膰, i nie s艂ucha艂a rad tych, kt贸rzy pr贸bowali j膮 ostrzec. Wszyscy w Sumarville wiedzieli, 偶e Clarice Desmond dosta艂a lekkiego bzika, odk膮d pewnego upalnego sobotniego popo艂udnia przed dwudziestoma laty wr贸ci艂a ze swego sklepiku do domu i zobaczy艂a cia艂a si贸str, siostrzenicy i Lemara Fuqui w ka艂u偶ach krwi. Tylko najgorszy, pozbawiony skrupu艂贸w m臋t m贸g艂by wykorzysta膰 dobrotliw膮, s艂odk膮, niezr贸wnowa偶on膮 Clarice. Ale, do diab艂a, nie mia艂 czasu zaj膮膰 si臋 Nowellem Landersem 鈥 nie teraz, kiedy Louis umiera艂, a matka by艂a bliska za艂amania.
Rozebra艂 si臋 do slipek i odkr臋ci艂 kran z gor膮c膮 wod膮. Otwieraj膮c szafk臋 nad umywalk膮, zerkn膮艂 na w艂asne odbicie i zarechota艂 ponuro. Wygl膮da艂 kiepsko, przypomina艂 raczej bezdomnego w艂贸cz臋g臋 ni偶 biznesmena. Ale czego mia艂 si臋 spodziewa膰? Ca艂膮 noc przesiedzia艂 w szpitalu, rano, wci膮偶 w tym samym pomi臋tym ubraniu, pojecha艂 do biura, a po po艂udniu zn贸w zjawi艂 si臋 na oddziale intensywnej terapii i siedzia艂 do wieczoru przy 艂贸偶ku cz艂owieka, kt贸rego kocha艂 i podziwia艂.
Rozprowadzi艂 po policzkach krem do golenia i szybkimi poci膮gni臋ciami jednorazowej maszynki pozby艂 si臋 dwudniowego zarostu. Wci膮偶 z male艅kimi wysepkami piany na twarzy odkr臋ci艂 prysznic, zdj膮艂 czarne bokserki i wszed艂 pod letni natrysk. Kiedy si臋 my艂, poczu艂, jak nabrzmiewa mu cz艂onek. Od tygodni by艂 zbyt zaj臋ty, 偶eby cho膰by raz zobaczy膰 si臋 z Earth膮, nie m贸wi膮c ju偶 o p贸j艣ciu z ni膮 do 艂贸偶ka.
Perspektywa 艣mierci bliskiej osoby mia艂a na niego dziwny wp艂yw. Sprawi艂a, 偶e pragn膮艂 si臋 upewni膰, i偶 偶ycie toczy si臋 dalej, potwierdzi膰 swoj膮 witalno艣膰 we wszystkich obszarach wa偶nych dla m臋偶czyzny.
W艂a艣nie wychodzi艂 spod natrysku, gdy zadzwoni艂 telefon. Nie zwa偶aj膮c, 偶e jest nagi, wypad艂 z 艂azienki i, zostawiaj膮c mokre 艣lady na pod艂odze sypialni, pobieg艂 do aparatu. Serce wali艂o mu jak m艂otem, kiedy podnosi艂 s艂uchawk臋; instynktownie czu艂, 偶e to b臋d臋 z艂e wiadomo艣ci.
鈥 Devereaux, s艂ucham.
鈥 Max.
Cholera jasna! Instynkt go nie zawi贸d艂. S艂ysza艂 ledwo powstrzymywany p艂acz w g艂osie m艂odszej siostry.
鈥 Mallory, kochanie, czy wszystko...
鈥 Tatu艣 nie 偶yje, Max 鈥 wykrztusi艂a przez 艂zy Mallory Royale.
鈥 Ju偶 jad臋, kochanie. B膮d藕 silna... ze wzgl臋du na mam臋. Dobrze? Mo偶esz to dla mnie zrobi膰?
鈥 Uhm... tak... m... mog臋.
鈥 Powiedz mamie, 偶e wszystkim si臋 zajm臋, jak tylko dojad臋 na miejsce.
鈥 Max?
鈥 Tak?
鈥 Ciocia Clarice powiedzia艂a, 偶e powiniene艣 zadzwoni膰 do Jolie.
鈥 Dobrze. Przeka偶 jej, 偶e tym te偶 si臋 zajm臋. Ale p贸藕niej.
艁agodnym ruchem od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, wzi膮艂 g艂臋boki oddech i z wysi艂kiem prze艂kn膮艂 艣lin臋. Kiedy艣, wiele lat temu nienawidzi艂 Louisa Royale'a, lecz z biegiem czasu jego uczucia wzgl臋dem m臋偶czyzny, kt贸rego obwinia艂 o 艣mier膰 ojca, uleg艂y diametralnej zmianie.
Philip Devereaux by艂 dobrym cz艂owiekiem. Uczyni艂 z Georgette Clifton uczciw膮 kobiet臋 i przyj膮艂 dziecko, kt贸rego si臋 spodziewa艂a, jako swoje. Max nie wiedzia艂, czy Philip by艂 jego biologicznym ojcem, ale nie mia艂o to ju偶 dla niego znaczenia. M贸g艂 zrobi膰 badania genetyczne, lecz nikt w hrabstwie i tak by nie uwierzy艂, 偶e jest prawowitym Devereaux, o ile nie wydrukowa艂by wynik贸w na pierwszej stronie 鈥濻umarville Cronicle鈥. Mi臋dzy nim a Philipem, kt贸ry jak jego ojciec by艂 piegowatym rudzielcem, trudno by艂o si臋 dopatrzy膰 jakichkolwiek podobie艅stw. Max t艂umaczy艂 sobie, 偶e synowie bywaj膮 podobni do matek. W jego przypadku tak w艂a艣nie by艂o.
Udawa艂, 偶e nie obchodzi go, 偶e snobistyczni cz艂onkowie miejscowej elity patrz膮 na niego z g贸ry. A gdy zosta艂 spadkobierc膮 Louisa Royale'a i jego praw膮 r臋k膮, pojawi艂y si臋 pog艂oski, i偶 to w艂a艣nie on 鈥 Maximillian Devereaux, diabelskie nasienie 鈥 zabi艂 siostry Desmond i Lemara Fuqu臋. Ch艂opak chcia艂 zrobi膰 miejsce dla swojej matki jako drugiej 偶ony Royale'a, m贸wiono.
艢mier膰 偶ony Maksa, zamordowanej niespe艂na trzy lata po ich 艣lubie, tylko podsyci艂a stare plotki. Nikt, rzecz jasna, nie przejmowa艂 si臋 faktem, i偶 nie znaleziono 偶adnych dowod贸w przeciw niemu. Ludzie po prostu uwielbiali przedstawia膰 go jako 艂otra.
Susz膮c r臋cznikiem w艂osy i wci膮gaj膮c po艣piesznie d偶insy i bawe艂niany T-shirt, my艣la艂 o sprawach, kt贸re b臋dzie musia艂 za艂atwi膰. Pogrzeb b臋dzie wa偶nym wydarzeniem w stanie Missisipi. Na pewno zjawi si臋 gubernator, stary przyjaciel Louisa. Podczas studi贸w nale偶eli do tego samego bractwa.
Dom Pogrzebowy Trendalla zadba o szczeg贸艂y. W Sumarville dzia艂a艂y tylko dwa domy pogrzebowe: Trendalla dla bia艂ych i Jardiena dla czarnych. Bo w Missisipi, nawet w XXI wieku poch贸wek wci膮偶 podlega艂 segregacji rasowej.
Max w艂o偶y艂 portfel do tylnej kieszeni, przypi膮艂 do paska telefon kom贸rkowy i zbieg艂 po schodach do holu. Z艂apa艂 z antycznej, bogato rze藕bionej komody kluczyki do samochodu i dopad艂 frontowych drzwi. Wklepuj膮c kod systemu alarmowego, zastanawia艂 si臋, czy wpa艣膰 po drodze do domku Yvonne i zawiadomi膰 j膮 o 艣mierci Louisa. Nie, po prostu zadzwoni do niej i powie, 偶eby przysz艂a do rezydencji i przygotowa艂a wszystko na powr贸t rodziny. Yvonne by艂a zwi膮zana z Belle Rose od urodzenia. Wychowa艂a si臋 na plantacji wraz z bratem i siostrami Desmond, a jej matka s艂u偶y艂a tu jako gospodyni.
Niespe艂na pi臋膰 minut po telefonie siostry Max gna艂 w swoim porsche w kierunku miasta. Mia艂 nadziej臋, 偶e Mallory poradzi sobie ze wszystkim do jego przyjazdu. Sko艅czy艂a wprawdzie osiemna艣cie lat, ale by艂a niedojrza艂a jak na sw贸j wiek. Mama i Louis za bardzo j膮 rozpieszczali. Max podejrzewa艂, 偶e ojczym rozpuszcza艂 m艂odsz膮 c贸rk臋 tak bezwstydnie, bo jego starsza kompletnie si臋 od niego odci臋艂a.
Mkn膮c po drogach hrabstwa Desmond, uk艂ada艂 sobie w g艂owie list臋 spraw do za艂atwienia. Z niech臋ci膮 pomy艣la艂 o rozmowie z Jolie Royale, kt贸r膮 b臋dzie musia艂 powiadomi膰 o 艣mierci ojca. Gdy zamordowano jej matk臋, Jolie mia艂a czterna艣cie lat. Louis wywi贸z艂 c贸rk臋 z Belle Rose i od tej pory Max nie zamieni艂 z ni膮 s艂owa. Odrzuca艂a wszystkie zaproszenia ojca i ciotki Clarice, twierdz膮c, 偶e jej noga nie postanie w Belle Rose, dop贸ki mieszka tam 鈥瀟a kobieta鈥. Ta kobieta, czyli Georgette Clifton-Devereaux-Royale.
*
Yvonne wyj臋艂a z pieca 艣wie偶y bochenek kukurydzianego chleba i prze艂o偶y艂a go z formy na talerz. Od powrotu do Sumarville po o艣mioletnim pobycie w Memphis Theron co czwartek przyje偶d偶a艂 do niej na kolacj臋. Yvonne chcia艂a, 偶eby wprowadzi艂 si臋 na sta艂e, ale syn wy艣mia艂 ten pomys艂.
鈥 Mam trzydzie艣ci osiem lat, mamo, i jestem samodzielny, odk膮d wyjecha艂em do college'u 鈥 powiedzia艂. 鈥 Poza tym wiesz, 偶e nigdy nie zamieszka艂bym na starej plantacji. Belle Rose mo偶e by膰 domem dla ciebie, ale nie dla mnie.
Nie mia艂a synowi za z艂e tego, jak zapatrywa艂 si臋 na fakt, 偶e mieszka w domku u偶yczonym jej przez Louisa Royale'a 鈥 tym samym, kt贸ry zajmowa艂a jej matka przez wszystkie te lata, gdy pe艂ni艂a obowi膮zki gospodyni w rezydencji Desmond贸w. Theron nale偶a艂 do nowego pokolenia czarnych. By艂 nowoczesnym Afroamerykaninem; nienawidzi艂 wszystkiego, co wi膮za艂o si臋 z dawnym 偶yciem, wszystkiego, co w jakikolwiek spos贸b sugerowa艂o podleg艂o艣膰 wobec bia艂ych. Istnia艂y jednak rzeczy, kt贸rych Theron nie wiedzia艂 i kt贸rych nie potrafi艂by w og贸le poj膮膰. Desmondowie byli jej rodzin膮. Dop贸ki 偶yje Clarice, Yvonne nigdy jej nie opu艣ci. Jak mog艂aby wyt艂umaczy膰 synowi g艂臋bok膮 wi臋藕 emocjonaln膮 艂膮cz膮c膮 j膮 z Clarice? Czy zaakceptowa艂by jej oddanie dla bia艂ej kobiety, nawet gdyby wyzna艂a mu szczer膮 prawd臋?
鈥 Kolacja wygl膮da wspaniale 鈥 powiedzia艂 Theron i odsun膮艂 dla matki krzes艂o. 鈥 Jeste艣 najlepsz膮 kuchark膮 w ca艂ym hrabstwie.
Yvonne u艣miechn臋艂a si臋 skromnie, siadaj膮c, i podnios艂a bia艂膮 lnian膮 serwetk臋 le偶膮c膮 na 艣nie偶nym obrusie. Zawsze uwielbia艂a 艂adne rzeczy: eleganckie nakrycia, porcelan臋, kryszta艂y. Chocia偶 jej dom wydawa艂 si臋 skromny w por贸wnaniu z wieloma innymi, by艂a z niego dumna. Siostry Desmond nauczy艂y j膮, jak powinna zachowywa膰 si臋 dama.
鈥 Bycie prawdziw膮 dam膮 nie ma nic wsp贸lnego z kolorem sk贸ry 鈥 powiedzia艂a jej kiedy艣 Clarice.
Gdy jedli chleb, sma偶one ziemniaki i kurczaka z ochr膮, Theron rozprawia艂 o planach kandydowania na urz膮d prokuratora okr臋gu Desmond, a kiedy艣 mo偶e nawet na gubernatora. Yvonne z entuzjazmem reagowa艂a na wszystkie jego pomys艂y. By艂a dumna z jedynego syna, kt贸ry od dziecka wykazywa艂 bystro艣膰 przerastaj膮c膮 jej naj艣mielsze oczekiwania. Gdyby jej ma偶 偶y艂, te偶 by艂by dumny. Ale Ossie umar艂, kiedy Theron mia艂 zaledwie dziesi臋膰 lat. Yvonne wci膮偶 za nim t臋skni艂a, lecz m臋偶czyzn臋, kt贸rego pokocha艂a, widzia艂a w jego synu. Wysokim, barczystym i przystojnym, o promiennym u艣miechu, kt贸ry rozgrzewa艂 jej serce.
Oszcz臋dza艂a i przyjmowa艂a pomoc finansow膮 Clarice, by wys艂a膰 Therona na studia, a on sam stara艂 si臋 nie mniej, ucz膮c si臋 i jednocze艣nie pracuj膮c na pe艂ny etat. Wyrzeczenia nie posz艂y na marne. Theron sko艅czy艂 studia z wyr贸偶nieniem i wkr贸tce po otrzymaniu dyplomu magistra prawa zosta艂 zatrudniony przez presti偶ow膮 kancelari臋 w Atlancie. Przepracowawszy tam kilka lat, przyj膮艂 jeszcze lepsz膮 posad臋 w Memphis, wi臋c zaskoczy艂o j膮, kiedy przed trzema miesi膮cami wr贸ci艂 do Sumarville i otworzy艂 samodzieln膮 praktyk臋.
鈥 Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e musz臋 tu pomieszka膰 przez rok albo d艂u偶ej, zanim przyst膮pi臋 do realizacji swoich plan贸w. 鈥 Theron podni贸s艂 dzbanek z mro偶on膮 herbat膮 i nape艂ni艂 sobie szklank臋. 鈥 Ale mam zgod臋, 偶eby kandydowa膰, gdy tylko uznam to za stosowne. A kiedy ju偶 wyrobi臋 sobie mark臋 i ludziska si臋 na mnie poznaj膮, same g艂osy Afroamerykan贸w wystarcz膮, 偶eby mnie wybrano.
鈥 Masz wspania艂e ambicje, synu. 鈥 Yvonne po艂o偶y艂a mu d艂o艅 na ramieniu. 鈥 Ale je艣li odgrzebiesz t臋 okropn膮 spraw臋 morderstwa si贸str Desmond, niczego nie zyskasz. Zrazisz tylko do siebie wielu bia艂ych.
Mi臋艣nie na ramieniu Therona napr臋偶y艂y si臋. Nerwowym gestem cofn膮艂 r臋k臋.
鈥 Do licha, mamo! Kiedy wreszcie zrozumiesz, 偶e nie obchodzi mnie, co pomy艣li banda bia艂ych snob贸w z okolicy. Je偶eli zdo艂am udowodni膰, 偶e wujek Lemar nie zamordowa艂 Audrey Royale i Lisette Desmond, aby potem pope艂ni膰 samob贸jstwo, wszyscy nasi 鈥 uderzy艂 si臋 pi臋艣ci膮 w pier艣 鈥 i porz膮dni, nieuprzedzeni biali zaczn膮 mnie szanowa膰 za to, 偶e rozwi膮za艂em spraw臋 morderstwa sprzed dwudziestu lat.
Od kiedy powiedzia艂 jej, 偶e zamierza uczyni膰 wszystko, co w jego mocy, 偶eby wznowi膰 艣ledztwo i oczy艣ci膰 dobre imi臋 wuja, Yvonne modli艂a si臋, aby zmieni艂 zdanie. Je艣li doprowadzi do ponownego otwarcia sprawy, w ca艂ym hrabstwie rozp臋ta si臋 piek艂o 鈥 i to zar贸wno w艣r贸d czarnych, jak i w艣r贸d bia艂ych. Nigdy nie zapomni, jak napi臋te by艂y stosunki rasowe dwadzie艣cia lat temu, kiedy lokalna policja orzek艂a 偶e Lemar Fuqua zamordowa艂 Audrey i Lisette, a potem si臋 zastrzeli艂.
Wszyscy, kt贸rzy znali Lemara m贸wili, 偶e nie by艂 zdolny do zab贸jstwa, a ona zgadza艂a si臋 z nimi ca艂ym sercem. Jej brat by艂 dobrym, 艂agodnym cz艂owiekiem. I uwielbia艂 siostry Desmond. Bawili si臋 jako dzieci, dorastaj膮c razem w Belle Rose. Kiedy Lemara uznano za morderc臋, ze wszystkich si艂 stara艂a si臋 przekona膰 w艂adze, 偶e to pomy艂ka i 偶e trzeba szuka膰 sprawcy gdzie indziej. Jednak obrzydliwa plotka, kt贸ra rozesz艂a si臋 po miasteczku niczym po偶ar, utwierdzi艂a wszystkich w przekonaniu o winie Lemara. Ludzie m贸wili, 偶e kocha艂 si臋 w Lisette i wpad艂 w sza艂, gdy zar臋czy艂a si臋 z Parrym Cliftonem. Samo wspomnienie mi臋dzyrasowego romansu wystarczy艂o, by podsyci膰 l臋k, gniew, podejrzliwo艣膰 i nienawi艣膰, kt贸re od dawna istnia艂y mi臋dzy bia艂ymi i czarnymi.
鈥 Wiem, 偶e nie chcesz przyj膮膰 do wiadomo艣ci tego, co mam do powiedzenia, ale jestem twoj膮 matk膮 i powiniene艣 mnie chocia偶 wys艂ucha膰 鈥 zauwa偶y艂a Yvonne.
鈥 Znam ju偶 wszystkie argumenty przeciwko ponownemu otwarciu sprawy. Rozumiem twoje obawy, ale uwierz mi: wiem, jak o siebie zadba膰. 鈥 Wzi膮艂 matk臋 za r臋k臋 i czule u艣cisn膮艂 jej d艂o艅. 鈥 Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e w okolicy wci膮偶 偶yj膮 ludzie popieraj膮cy Ku-Klux-Klan, ale czasy, gdy mogli zamordowa膰 bezkarnie Murzyna, dawno min臋艂y.
鈥 Nie Ku-Klux-Klan mnie martwi. 鈥 Yvonne zajrza艂a g艂臋boko w jasnobr膮zowe oczy syna, takie same jak jej w艂asne. 鈥 Wiemy, 偶e Lemar nie by艂 morderc膮, a to znaczy, 偶e rzeczywisty sprawca wci膮偶 mo偶e 偶y膰 w Sumarville. I poczuje si臋 zagro偶ony twoj膮 inicjatyw膮. Je艣li uzna, 偶e istnieje niebezpiecze艅stwo, 偶e odkryjesz prawd臋, zrobi wszystko, by ci臋 powstrzyma膰.
鈥 I dobrze. 鈥 Theron uderzy艂 pi臋艣ci膮 w st贸艂, a偶 zadzwoni艂y talerze. 鈥 Je艣li 艣ledztwo w sprawie morderstwa si贸str Desmond wykurzy zab贸jc臋 z ukrycia, tym lepiej dla mnie.
鈥 Ale dlaczego teraz, synu? 鈥 nie ust臋powa艂a Yvonne. 鈥 Min臋艂o dwadzie艣cia lat, a...
鈥 Wiesz, 偶e od lat chcia艂em udowodni膰 niewinno艣膰 wujka Lemara. Musia艂em tylko poczeka膰 na odpowiedni moment, by mie膰 pewno艣膰, 偶e lokalne w艂adze nie b臋d膮 w stanie mnie powstrzyma膰. Teraz jestem bogatym, szanowanym prawnikiem o szerokich kontaktach politycznych. Odpowiedni moment w艂a艣nie nadszed艂. Dlatego wr贸ci艂em do domu. Czas przyst膮pi膰 do dzia艂ania.
*
Jolie Royale zamkn臋艂a drzwi swojego mieszkania. Torebk臋 i klucze rzuci艂a na stolik w holu i chwiejnym krokiem wesz艂a do salonu. Zrzuci艂a czerwone pantofle na o艣miocentymetrowym obcasie i boso podrepta艂a przez be偶owy dywan. Randka z Gene'em Naughtonem, maklerem gie艂dowym z Atlanty, z kt贸rym spotyka艂a si臋 od ponad miesi膮ca, zako艅czy艂a si臋 nieprzyjemnym zgrzytem. Gene da艂 do zrozumienia, 偶e ich zwi膮zek powinien wej艣膰 w nast臋pn膮 faz臋, co dla niego oznacza艂o seks. Ona uwa偶a艂a go raczej za przyjaciela ni偶 kochanka. Cho膰 by艂 atrakcyjny jak na czterdziestopi臋ciolatka, nie wzbudza艂 w niej niepohamowanego po偶膮dania. Mo偶e spodziewa艂a si臋 zbyt wiele; mo偶e zawsze szuka艂a w zwi膮zkach wi臋cej, ni偶 mog艂a w nich znale藕膰. Nie nale偶a艂a do wybrzydzaj膮cych dziewic, ale lista jej kochank贸w nie by艂a d艂uga. Raczej do艣膰 kr贸tka. Nie licz膮c dziewcz臋cych zaurocze艅, zakocha艂a si臋 tylko dwa razy 鈥 a w ka偶dym razie tak jej si臋 wtedy wydawa艂o. Jej pierwszym kochankiem by艂 zab贸jczo przystojny W艂och o imieniu Arturo. Mia艂a dwadzie艣cia jeden lat, studiowa艂a w Instituto Marangoni w Mediolanie i pokocha艂a Artura do szale艅stwa. Romans nie trwa艂 d艂ugo, znacznie kr贸cej ni偶 rozpacz Jolie, gdy nakry艂a go w 艂贸偶ku z inn膮. Pi臋膰 lat p贸藕niej, kiedy pracowa艂a w Nowym Jorku, zauroczy艂 j膮 Paul Judd, m艂ody, zdolny aktor marz膮cy o wielkiej karierze. Zaj臋艂o jej ponad rok, nim zda艂a sobie spraw臋, 偶e zakocha艂a si臋 nie w nim, ale w m臋偶czy藕nie, za jakiego go uwa偶a艂a.
Jolie wesz艂a do kuchni i wyj臋艂a z lod贸wki puszk臋 dietetycznej coli. Otworzy艂a wieczko i napi艂a si臋, wracaj膮c do salonu. Zag艂臋biwszy si臋 w mi臋kk膮, obit膮 adamaszkiem sof臋, wymaca艂a mi臋dzy poduszkami pilot i w艂膮czy艂a telewizor. Na ekranie pojawi艂o si臋 studio programu informacyjnego. Wy艂膮czy艂a d藕wi臋k, a potem podnios艂a nogi i po艂o偶y艂a stopy na szklanym blacie stolika z kutego 偶elaza.
Co si臋 z ni膮 dzieje? Dlaczego po prostu nie zaprosi艂a Gene'a do domu? Jaki grzech by pope艂ni艂a, id膮c do 艂贸偶ka z porz膮dnym facetem, kt贸ry chcia艂, aby ich zwi膮zek rozwin膮艂 si臋 w co艣 bardziej intymnego? Przecie偶, jak mawia艂a Cheryl, 鈥瀞eks z facetem nie oznacza od razu ma艂偶e艅stwa鈥. Problem w tym, 偶e Jolie nie by艂a jak Cheryl Randall. Cheryl, kt贸ra pracowa艂a jako jej osobista asystentka, odk膮d sze艣膰 lat temu przeprowadzi艂a si臋 do Atlanty i otworzy艂a w艂asn膮 firm臋 projektanck膮, traktowa艂a m臋偶czyzn jak chusteczki higieniczne. Jolie nie mia艂a w sobie takiej beztroski. Traktowa艂a powa偶nie 偶ycie zar贸wno osobiste, jak i zawodowe. Pozycj臋 czo艂owej projektantki odzie偶y dzieci臋cej w kraju osi膮gn臋艂a nie tylko dzi臋ki talentowi, ale r贸wnie偶 ci臋偶kiej pracy, determinacji, powadze i skupieniu.
Ale czy sukces zawodowy by艂 wszystkim, czego pragn臋艂a od 偶ycia? Czy nie chcia艂a i nie potrzebowa艂a czego艣 wi臋cej? Zegar biologiczny trzydziestoczteroletniej kobiety tyka coraz szybciej, wi臋c je艣li chce mie膰 m臋偶a i dzieci... Czy rzeczywi艣cie zale偶y jej na m臋偶u? Mo偶e. Gdyby znalaz艂a w艂a艣ciwego m臋偶czyzn臋. M臋偶czyzn臋, z kt贸rym chcia艂aby sp臋dzi膰 reszt臋 偶ycia i kt贸rego darzy艂aby g艂臋bokim uczuciem, niepodobnym do czegokolwiek, czego dot膮d do艣wiadczy艂a. Czy 偶膮da艂a zbyt wiele? Pewnie tak. Wi臋kszo艣膰 ludzi po prostu godzi si臋 na to, co dost臋pne, na przypadkowe zauroczenie, kt贸re daje z艂udzenie mi艂o艣ci a偶 po gr贸b.
Dopijaj膮c col臋, zachichota艂a na my艣l o w艂asnej naiwno艣ci. Mi艂o艣膰 nie trwa wiecznie.
Okej, mo偶e trafi艂o si臋 to garstce szcz臋艣ciarzy. Ale co z ca艂ymi rzeszami innych? Wi臋kszo艣膰 jej znajomych by艂a po rozwodzie albo po kilku nieudanych wieloletnich zwi膮zkach. Ona przynajmniej nie pope艂ni艂a takiego b艂臋du; nigdy nie wysz艂a za m膮偶 ani nie zamieszka艂a z facetem pod jednym dachem. Zawsze za bardzo ceni艂a niezale偶no艣膰.
Kilku m臋偶czyzn m贸wi艂o jej, 偶e skrywa si臋 za obronn膮 tarcz膮 i wysy艂a negatywne wibracje, odrzucaj膮c facet贸w, zanim zd膮偶膮 si臋 do niej zbli偶y膰. Nie zachowywa艂a si臋 艣wiadomie jak 鈥瀦imna, niedost臋pna suka鈥 鈥 tak wyrazi艂 si臋 o niej pewien znajomy par臋 lat temu 鈥 ale mo偶e w艂a艣nie taka by艂a. Mo偶e mimo wieloletniej terapii nigdy do ko艅ca nie pozbiera艂a si臋 po urazie, jaki prze偶y艂a dwadzie艣cia lat temu. Przecie偶 wci膮偶 mia艂a koszmarne sny, w kt贸rych widzia艂a martwe cia艂a mamy i cioci Lisette i czu艂a piek膮ce u偶膮dlenia kul przeszywaj膮cych jej cia艂o. Jakie szcz臋艣cie, 偶e zab贸jca my艣la艂, 偶e umar艂a.
Przesta艅! Przesta艅 natychmiast! Nie rozdrapuj starych ran tylko dlatego, 偶e zdzwoni艂a do ciebie ciotka Clarice i powiedzia艂a, 偶e Louis Royale mia艂 rozleg艂y zawa艂. To nie pow贸d, by dr臋czy膰 si臋 bolesn膮 przesz艂o艣ci膮, o kt贸rej najlepiej zapomnie膰.
Jakie to ma znaczenie, 偶e cz艂owiek, kt贸rego nie widzia艂a od dwudziestu lat, umiera? Przesta艂a my艣le膰 o Lousie Royale'u jako o swoim ojcu dawno temu. Wykre艣li艂a go ze swego 偶ycia. Jej ojciec umar艂 w dniu, w kt贸rym sprowadzi艂 do domu t臋 kobiet臋, niespe艂na rok po pochowaniu pierwszej 偶ony.
Postawi艂a pust膮 puszk臋 na stoliku, wsta艂a i ruszy艂a do sypialni, zbieraj膮c po drodze porzucone pantofle. Powinna wzi膮膰 proszek nasenny. Unika艂a 艂ykania tabletek, ale w tym tygodniu zrobi艂a to ju偶 dwa razy, a dzi艣 zrobi po raz trzeci. Si臋gn臋艂a za plecy, chwytaj膮c za suwak sukienki, zanim jednak zd膮偶y艂a go rozpi膮膰, zadzwoni艂 telefon. Bo偶e, 偶eby to nie by艂 Gene. Nie zerwa艂a z nim ostatecznie, mimo 偶e powinna. Ko艅czenie romansu, nim jeszcze si臋 zacz膮艂, sta艂o si臋 jej znakiem firmowym. Czego, do cholery, tak bardzo si臋 obawia?
Usiad艂a na brzegu 艂贸偶ka i podnios艂a s艂uchawk臋.
鈥 Halo?
鈥 Prosz臋 z Jolie Royale.
Pozna艂a ten g艂os mimo up艂ywu lat. G艂臋boki baryton, wyra藕ny po艂udniowy akcent i w艂adczy ton.
鈥 Przy telefonie.
鈥 Jolie, tu Max Devereaux. Przykro mi, ale dzi艣 wieczorem umar艂 tw贸j ojciec.
Milcza艂a, nie wiedz膮c, jak zareagowa膰. Nikt, a ju偶 na pewno nie Max Devereaux, nie zrozumia艂by, gdyby powiedzia艂a, 偶e Louis Royale umar艂 dzisiaj, ale jej ojciec nie 偶y艂 od dziewi臋tnastu lat 鈥 od dnia, w kt贸rym o偶eni艂 si臋 z Georgette.
鈥 S艂ysza艂a艣 mnie? 鈥 zapyta艂 Max ostrym tonem.
鈥 Tak, s艂ysza艂am. Powiedzia艂e艣, 偶e Louis Royale umar艂 dzi艣 wieczorem.
鈥 Ceremoni臋 wystawienia cia艂a zaplanowano na sobot臋 wieczorem, a pogrzeb na niedziel臋 po po艂udniu, ale mog臋 przesun膮膰 terminy, je艣li...
鈥 Nie. Nie ma potrzeby, 偶eby艣 zmienia艂 plany z mojego powodu.
鈥 Przyjedziesz na pogrzeb, prawda?
鈥 Nie... nie wiem.
鈥 Do cholery, kobieto! To by艂 tw贸j ojciec. Skoro nie potrafi艂a艣 okaza膰 mu odrobiny mi艂o艣ci i szacunku za 偶ycia, powinna艣 przynajmniej zjawi膰 si臋 na pogrzebie.
鈥 Id藕 do diab艂a, Max!
Trzasn臋艂a s艂uchawk膮, a potem rzuci艂a si臋 na materac. Jej cia艂em wstrz膮sn臋艂y dreszcze, gdy skuli艂a si臋, pr贸buj膮c zapanowa膰 nad emocjami. Nagle wybuch艂a p艂aczem. 艁zy 偶alu, samotno艣ci i bezsilno艣ci pola艂y si臋 z jej oczu. P艂aka艂a za siebie. Za matk臋. Za cioci臋 Lisette. I tak, r贸wnie偶 za ojca.
Rozdzia艂 2
Bywa艂y dni, gdy Eartha Kilpatrick nienawidzi艂a wszystkiego w Sumarville, i wtedy odnosi艂a si臋 do bli藕nich ma艂o przyja藕nie. W wieku trzydziestu dziewi臋ciu lat czu艂a si臋 zm臋czona 偶yciem, kt贸re mia艂o si臋 nijak do tego, co sobie kiedy艣 wymarzy艂a. Niechciana ci膮偶a, kiedy by艂a jeszcze nastolatk膮, a potem ma艂偶e艅stwo z prawdziw膮 gnid膮 wprowadzi艂y jej 偶ycie na z艂e tory. Wychowywanie dw贸jki dzieci po rozwodzie te偶 nie by艂o 艂atwe. Ani opieka nad ojcem, kt贸ry umar艂 cztery lata temu, a cierpia艂 na alzheimera od pi臋膰dziesi膮tego roku 偶ycia. Chocia偶 pewnie powinna by膰 wdzi臋czna za b艂ogos艂awie艅stwa losu. Odziedziczy艂a po rodzicach zajazd Sumarville i obj臋艂a dyrekcj臋 jedynego hotelu w miasteczku, gdy choroba uniemo偶liwi艂a ojcu prowadzenie interesu. Jej obie c贸rki wyjecha艂y do college'u, zdobywszy stypendium. Mia艂a te偶 interesuj膮cego faceta, mimo ze nie afiszowali si臋 ze swoim zwi膮zkiem.
Mijaj膮c wielkie lustro w hotelowym holu, zerkn臋艂a na swoje odbicie i u艣miechn臋艂a si臋 ukradkiem. Inaczej ni偶 wiele kobiet zbli偶aj膮cych si臋 do czterdziestki nie straci艂a figury. M臋偶czy藕ni wci膮偶 uwa偶ali j膮 za atrakcyjn膮. Na przyk艂ad Max Devereaux. Oczywi艣cie, zna艂a ograniczenia ich zwi膮zku. Przyja藕艅 i seks. Od pocz膮tku by艂 z ni膮 zupe艂nie szczery. Facet sparzy艂 si臋 strasznie na pierwszym i jedynym ma艂偶e艅stwie. W dodatku plotki, 偶e zamordowa艂 偶on臋, wci膮偶 wyp艂ywa艂y od czasu do czasu na powierzchni臋. Cho膰 zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e Max nie jest 艣wi臋ty, nie wierzy艂a, 偶eby by艂 zdolny do morderstwa.
Eartha wesz艂a do restauracji i skierowa艂a si臋 do baru. Rozejrza艂a si臋 wok贸艂, kontroluj膮c pracownik贸w, kt贸rzy zamiatali pod艂og臋 i ustawiali stoliki, przygotowuj膮c sal臋 do jutrzejszego 艣niadania. Przy barze, kt贸ry zostanie zamkni臋ty za p贸艂 godziny, siedzia艂o dw贸ch klient贸w. Stali bywalcy, m臋偶czy藕ni w 艣rednim wieku, kt贸rzy nie chcieli wraca膰 do domu i swoich 偶on.
鈥 Co poda膰, szefowo? 鈥 spyta艂 RJ. Sutton, nowo zatrudniony m艂ody barman.
U艣miechn臋艂a si臋. Cholerny z niego przystojniak i je艣li nie myli艂a jej intuicja, zepsuty do szpiku ko艣ci. Gdyby by艂a o kilka lat m艂odsza, kusi艂oby j膮, 偶eby sprawdzi膰, jak bardzo jest niegrzeczny. Mo偶e w艂a艣nie dlatego nie potrafi艂a si臋 oprze膰 Maksowi 鈥 zawsze mia艂a s艂abo艣膰 do 艂obuz贸w.
鈥 Whisky z wod膮. 鈥 Patrzy艂a, jak RJ. bierze z p贸艂ki butelk臋 jacka danielsa. By艂 wysoki, szczup艂y i barczysty, a g臋ste blond w艂osy si臋ga艂y mu prawie do ramion.
Nape艂niwszy szklank臋, odwr贸ci艂 si臋 i postawi艂 przed ni膮 drinka. W艂a艣nie zacz臋艂a m贸wi膰 鈥瀌zi臋kuj臋鈥, gdy zauwa偶y艂a, jak jego wzrok w臋druje w stron臋 drzwi.
鈥 K艂opoty wr贸ci艂y 鈥 oznajmi艂.
Obejrza艂a si臋 przez rami臋 i st臋kn臋艂a, widz膮c Parry'ego Cliftona, kt贸ry z rozczochran膮 ciemn膮 czupryn膮 i w rozche艂stanej koszuli wprowadza艂 do restauracji kobiet臋 dwa razy od siebie m艂odsz膮. C贸偶, nie trwa艂o to d艂ugo, pomy艣la艂a. Wynaj臋艂a pok贸j wujowi Maksa i jego najnowszej 鈥瀙rzyjaci贸艂ce鈥 przed niespe艂na godzin膮.
鈥 Facet przychodzi tu par臋 razy w tygodniu 鈥 zauwa偶y艂 R. J. 鈥 Dlaczego nie wywali go pani na zbity pysk? Przecie偶 musi pani wiedzie膰, 偶e kobiety, kt贸re tu przyprowadza, to prostytutki.
鈥 W Sumarville nie ma prostytutek. S膮 tylko tanie dziwki. No, mo偶e powinno si臋 m贸wi膰 dziwki za dwadzie艣cia dolc贸w. 鈥 Wypi艂a kilka 艂yk贸w whisky i zwr贸ci艂a si臋 twarz膮 do Parry'ego, kt贸ry w艂a艣nie podszed艂. 鈥 Zamykamy za par臋 minut. Mo偶e powiniene艣 zabra膰 znajom膮 do Wody Ognistej. S膮 otwarci do pierwszej.
鈥 Pr贸bujesz si臋 mnie pozby膰? 鈥 Parry klapn膮艂 na barowy sto艂ek i usadzi艂 swoj膮 towarzyszk臋 na sto艂ku obok. 鈥 Uwa偶aj, bo Candy gotowa pomy艣le膰, 偶e nie jeste艣my tu mile widziani.
Eartha skrzywi艂a si臋.
鈥 Podaj panu Cliftonowi i jego towarzyszce drinki, a potem zamknij bar 鈥 poleci艂a Suttonowi, po czym wsta艂a, obesz艂a sal臋, sprawdzaj膮c ka偶dy stolik, i ruszy艂a do kuchni.
S膮cz膮c leniwie whiskacza, dokona艂a inspekcji ca艂ego pomieszczenia, upewniaj膮c si臋, 偶e wsz臋dzie panuje nienaganny porz膮dek. Musia艂a zajmowa膰 si臋 nudnymi, przyziemnymi obowi膮zkami, cho膰 tak naprawd臋 pragn臋艂a 鈥 pragn臋艂a od zawsze 鈥 uciec do Nashville. Idiotka z niej! By艂a za stara na rozpoczynanie kariery piosenkarskiej. Straci艂a swoj膮 szans臋 ponad dwadzie艣cia lat temu na tylnym siedzeniu starego mercury'ego nale偶膮cego do ojca Trenta Kilpatricka.
W pi膮tkowe i sobotnie wieczory, gdy w restauracji odbywa艂y si臋 wyst臋py na 偶ywo, zawsze 艣piewa艂a kilka numer贸w dla zebranych go艣ci. I za ka偶dym razem, gdy s艂ysza艂a brawa, udawa艂a, 偶e jest w Grand Ole Opry.
鈥 Pani Eartho? 鈥 R. J. uchyli艂 kuchenne drzwi i zajrza艂 do 艣rodka. 鈥 Telefon do pani.
鈥 Kto dzwoni?
鈥 Pan Devereaux.
鈥 Ju偶 odbieram.
Dlaczego Max dzwoni艂 do niej w czwartkowy wiecz贸r o jedenastej? Serce podesz艂o jej do gard艂a. Bo偶e, mo偶e umar艂 stary Royale. Biedny Max bardzo ci臋偶ko prze偶yje 艣mier膰 ojczyma. Po prostu ub贸stwia艂 drugiego m臋偶a mamy.
Wr贸ci艂a do sali restauracyjnej, wesz艂a za bar, odstawi艂a szklank臋 i podnios艂a s艂uchawk臋.
鈥 Halo?
鈥 Jest tam m贸j wujek? 鈥 spyta艂 Max.
鈥 Tak.
鈥 Zr贸b mi przys艂ug臋, dobrze? Popro艣 kt贸rego艣 ze swoich ludzi, 偶eby zawi贸z艂 wujka Parry'ego do Belle Rose. Mama go potrzebuje.
鈥 Czy pan Royale?...
鈥 Louis zmar艂 kilka godzin temu.
Tak mi przykro. Je偶eli mog臋 jako艣 pom贸c...
鈥 Po prostu sprowad藕 wujka Parry'ego do domu tak szybko, jak si臋 da 鈥 urwa艂, westchn膮艂 g艂o艣no i doda艂 po艣piesznie: 鈥 I dopilnuj, 偶eby nie wzi膮艂 ze sob膮 偶adnej panienki.
鈥 Nie martw si臋, dopilnuj臋.
鈥 Dzi臋ki, Eartho.
鈥 Nie ma za co, Max. Dla ciebie wszystko 鈥 zapewni艂a i nagle zda艂a sobie spraw臋, jak bardzo ostatnie zdanie by艂o prawdziwe. Dla ciebie wszystko. Pilnowa艂a si臋, 偶eby nie zakocha膰 si臋 w Maksie, t艂umaczy艂a sobie, 偶e w jego sercu nie ma miejsca na mi艂o艣膰. By艂 gor膮cym kochankiem potrafi膮cym zaspokoi膰 kobiet臋, ale jego serce 鈥 o ile w og贸le je mia艂 鈥 pozostawa艂o zimne.
鈥 Zamykamy dzisiaj troch臋 wcze艣niej 鈥 powiedzia艂a Eartha, spogl膮daj膮c na dw贸ch facet贸w przy barze. Obaj szybko dopili drinki i wyszli.
鈥 Stracisz klient贸w, je艣li b臋dziesz robi膰 takie numery 鈥 przestrzeg艂 j膮 Parry.
鈥 Panie Clifton, m贸j barman R.J. zawiezie pana do domu. 鈥 Zerkn臋艂a na Candy. 鈥 Czy pan Clifton zadba艂 o pani膮?
Kurewka zarumieni艂a si臋 i skin臋艂a g艂ow膮.
鈥 Tak. Zawsze bior臋 pieni膮dze przed... 鈥 Chrz膮kn臋艂a. 鈥 To znaczy, z wyprzedzeniem.
鈥 艢wietnie. 鈥 Eartha wysz艂a zza baru, podesz艂a do Parry'ego i po艂o偶y艂a mu r臋k臋 na ramieniu. 鈥 W艂a艣nie dzwoni艂 Max. Pan Royale zmar艂 kilka godzin temu. Max czeka na pana w domu.
鈥 Louis nie 偶yje? 鈥 W przekrwionych oczach Parry'ego zal艣ni艂y 艂zy. 鈥 Biedny stary dra艅. B臋dzie mi go brakowa艂o.
鈥 R.J., zostaw to wszystko. Doko艅cz臋 za ciebie. 鈥 Z kieszeni spodni wyj臋艂a kluczyki do swojego samochodu i rzuci艂a je barmanowi. 鈥 Zawie藕 pana Cliftona do Belle Rose. Odeskortuj go do samej rezydencji i zaprowad藕 prosto do Maksa.
鈥 Mam w艂asny w贸z 鈥 powiedzia艂 Parry.
鈥 Pa艅ski samoch贸d b臋dzie tu bezpieczny 鈥 odpar艂a. 鈥撯 Pi艂 pan, wi臋c nie powinien pan prowadzi膰. Max, pani Royale i Mallory potrzebuj膮 pana w jednym kawa艂ku. Tylko tego by im brakowa艂o, 偶eby mia艂 pan wypadek.
Parry wzruszy艂 ramionami, a potem westchn膮艂 z rezygnacj膮 i spojrza艂 na barmana.
鈥 Wiesz, ch艂opcze, gdzie jest Belle Rose, prawda?
鈥 Tak, prosz臋 pana 鈥 odpowiedzia艂 R.J. 鈥 Chyba wszyscy wiedz膮.
鈥 Mam nadziej臋, 偶e Louis zadba艂 o moj膮 siostr臋 i dzieciaki w testamencie 鈥 wymamrota艂 Parry. 鈥 Czuj臋, 偶e nied艂ugo zobaczymy Jej Wysoko艣膰 pann臋 Jolie Royale. Wr贸ci na stare 艣mieci, 偶eby przej膮膰 Belle Rose.
Kiedy R.J. wyprowadzi艂 Cliftona z restauracji, Eartha zaj臋艂a si臋 zmywaniem brudnych szklanek, a potem wytar艂a do czysta blat baru. Jolie Royale. Ledwo j膮 pami臋ta艂a. Pulchna blondynka. Zarozumia艂a i rozpuszczona jak dziadowski bicz. Ksi臋偶niczka hrabstwa Desmond. Par臋 miesi臋cy po 艣mierci pierwszej 偶ony pan Royale wywi贸z艂 j膮 z miasta. Ludzie m贸wili, 偶e dziewczyna prze偶y艂a masakr臋 w Belle Rose tylko po to, by postrada膰 zmys艂y i sko艅czy膰 w domu wariat贸w. Oczywi艣cie p贸藕niej dowiedzieli si臋, 偶e Jolie nigdy nie siedzia艂a u czubk贸w; ojciec wys艂a艂 j膮 do ekskluzywnej szko艂y z internatem w Wirginii.
Kiedy艣 Eartha zapyta艂a o ni膮 Maksa. Rzuci艂 jej w艣ciek艂e spojrzenie i odpar艂: Z nikim nie rozmawiam o Jolie.
*
Parry Clifton chrapa艂 jak poci膮g towarowy tocz膮cy si臋 z 艂oskotem po torach. Gada艂 non stop przez pierwszy kwadrans, a potem ucich艂 i zasn膮艂. I ca艂e szcz臋艣cie, pomy艣la艂 R.J. Czu艂 do Parry'ego instynktown膮 antypati臋. Stary pijak i dziwkarz przypomina艂 mu ojca. R.J. mia艂 sze艣膰 lat, kiedy umar艂a jego matka i zosta艂 na 艂asce i nie艂asce starego. Nauczy艂 si臋 nie wchodzi膰 mu w drog臋 i dzi臋ki temu rzadziej dostawa艂 manto. Nie mia艂 poj臋cia, czy Jerry Sutton umar艂, czy wci膮偶 偶yje, i nie obchodzi艂o go to. W wieku pi臋tnastu lat uciek艂 z domu i od tego czasu nie zatrzyma艂 si臋 nigdzie na d艂u偶ej. Przez siedem ostatnich lat podr贸偶owa艂 od miasta do miasta, chwytaj膮c si臋 ka偶dej roboty. Kiedy przed trzema tygodniami trafi艂 do Sumarville, poszcz臋艣ci艂o mu si臋. Barman u Earthy Kilpatrick w艂a艣nie zwolni艂 si臋 z pracy. Prawdziwy u艣miech losu.
Z przodu zamajaczy艂a wielka 偶elazna brama Belle Rose. Rezydencj臋 na starej plantacji widzia艂 ju偶 z szosy, mimo 偶e sta艂a na ko艅cu d艂ugiego, obsadzonego szpalerem drzew podjazdu. Ju偶 par臋 dni po przybyciu do Sumarville R.J. zorientowa艂 si臋, 偶e w艂adz臋 w okolicy trzyma kilka starych rodzin. Nie pozna艂 jeszcze wszystkich aktor贸w w tym przedstawieniu, ale wiedzia艂, 偶e Louis Royale by艂 najbogatszym i najbardziej szanowanym cz艂owiekiem w hrabstwie, a jego pasierb Max Devereaux dysponowa艂 w艂adz膮 nale偶n膮 ksi臋ciu.
Podjecha艂 do bramy i zauwa偶y艂 kamery. B臋dzie musia艂 si臋 przedstawi膰, zanim wpuszcz膮 go na teren posiad艂o艣ci. Opu艣ci艂 boczn膮 szyb臋 i powiedzia艂:
鈥 Wioz臋 pana Cliftona.
Po chwili brama si臋 otworzy艂a. R.J. wrzuci艂 bieg i ruszy艂 po podje藕dzie w kierunku domu, kt贸rego majestatyczny ogrom wr臋cz przyt艂acza艂. Smuk艂e kolumny podpiera艂y wysoki na dwie kondygnacje portyk dziel膮cy oba skrzyd艂a budowli. Front i boczne mury okala艂a wspania艂a weranda, a na poziomie pierwszego pi臋tra wie艅czy艂y j膮 bli藕niacze balkony ozdobione kunsztownymi bia艂ymi barierkami. R.J. wiedzia艂, jacy ludzie mieszkaj膮 w takich domach. Zdarza艂o mu si臋 pracowa膰 dla bogatych snob贸w, kt贸rzy 偶yli w luksusie i dusili si臋 od oddychania zbyt rozrzedzonym powietrzem. Ci siedz膮cy na szmalu, wpatrzeni w histori臋 przodk贸w zarozumialcy uwa偶ali si臋 za lepszych od reszty 艣miertelnik贸w.
R.J. zatrzyma艂 samoch贸d przed domem, wyskoczy艂 z wozu, okr膮偶y艂 mask臋 i otworzy艂 drzwiczki od strony pasa偶era. Pan Clifton siedzia艂 z g艂ow膮 odrzucon膮 do ty艂u i rozdziawionymi szeroko ustami. Wci膮偶 chrapa艂.
R.J. potrz膮sn膮艂 nim. Clifton przesta艂 chrapa膰, zamruga艂 powiekami, otworzy艂 z wysi艂kiem szaroniebieskie oczy i 艂ypn膮艂 na niego z wyrzutem.
鈥 Jest pan w domu, panie Clifton.
鈥 W domu?
鈥 W Belle Rose.
Parry Clifton wygramoli艂 si臋 z auta, uderzaj膮c si臋 przy tym w g艂ow臋.
鈥 Cholera!
R.J. obj膮艂 go w pasie i postawi艂 na nogi. Gdzie si臋 podziewa Max Devereaux, do jasnej cholery? Przyda艂aby mu si臋 pomoc. Clifton mia艂 metr osiemdziesi膮t wzrostu i wa偶y艂 co najmniej sto kilo. Co za szcz臋艣cie, 偶e musieli pokona膰 tylko sze艣膰 schodk贸w.
Kiedy w ko艅cu uda艂o mu si臋 na wp贸艂 zanie艣膰, na wp贸艂 wprowadzi膰 faceta na werand臋, otworzy艂y si臋 ci臋偶kie dwuskrzyd艂owe drzwi i pojawi艂 si臋 Max Devereaux. Szybko oceni艂 sytuacj臋 i widz膮c stan wuja, a偶 st臋kn膮艂.
鈥 Wygl膮dasz 偶a艂o艣nie 鈥 powiedzia艂, a potem zwr贸ci艂 si臋 do Suttona: 鈥 Dzi臋kuj臋, 偶e go przywioz艂e艣.
鈥 Nie ma sprawy. Spa艂 przez wi臋kszo艣膰 drogi.
Max obj膮艂 wuja w pasie i wtaszczy艂 do domu. W drzwiach przystan膮艂, obejrza艂 si臋 przez rami臋 i rzuci艂:
鈥 Przeka偶 Earcie podzi臋kowania.
鈥 Jasne 鈥 odpar艂 R.J.
Drzwi zatrzasn臋艂y mu si臋 przed nosem. Czego zreszt膮 oczekiwa艂? By艂 tylko s艂u偶膮cym, kt贸ry wykona艂 swoj膮 robot臋. A Max Devereaux, dzi臋kuj膮c, zrobi艂 i tak wi臋cej ni偶 wi臋kszo艣膰 ludzi jego pokroju.
R.J. ruszy艂 po schodkach do samochodu, ale zanim postawi艂 nog臋 na ostatnim stopniu, wyda艂o mu si臋, 偶e s艂yszy p艂acz. Zatrzyma艂 si臋 i zacz膮艂 nas艂uchiwa膰. P艂acz dochodzi艂 gdzie艣 z boku. Dono艣ne, rozpaczliwe 艂kanie. I co?, pomy艣la艂. Pan domu w艂a艣nie wyzion膮艂 ducha. To naturalne, 偶e rodzina go op艂akuje. Ale co, do ci臋偶kiej cholery, robi艂 kto艣 鈥 s膮dz膮c po g艂osie, kobieta 鈥 na zewn膮trz w taki gor膮cy, parny wiecz贸r?
Wskakuj do cholernej bryki i wracaj do miasta. Ktokolwiek tam p艂acze, nie powinno ci臋 to w og贸le obchodzi膰. Nie tw贸j zakichany interes.
Zamiast p贸j艣膰 za g艂osem rozs膮dku, wszed艂 z powrotem po schodkach i ruszy艂 w stron臋 bocznej werandy, sk膮d dochodzi艂 p艂acz. Zobaczy艂 kobiet臋 wtulon膮 w jedn膮 z kolumienek. Jej czarne w艂osy l艣ni艂y w 艣wietle ksi臋偶yca. Wiedzia艂, 偶e wdanie si臋 z ni膮 w rozmow臋 mo偶e oznacza膰 tylko k艂opoty, ale nie potrafi艂 tak po prostu odej艣膰 i jej zostawi膰.
鈥 Hej tam. Wszystko w porz膮dku?
Podskoczy艂a z zaskoczenia, mimowolnie zakrywaj膮c d艂oni膮 usta.
鈥 Kim pan jest?
鈥 Nazywam si臋 RJ. Sutton 鈥 odpowiedzia艂. 鈥 Pracuj臋 w zaje藕dzie Sumarville. Pani Eartha poprosi艂a, 偶ebym odwi贸z艂 do domu pana Cliftona.
鈥 Czy wujkowi Parry'emu co艣 si臋 sta艂o?
鈥Wujkowi Parry'emu鈥? To oznacza艂o, 偶e kobieta jest siostrzenic膮 Cliftona, czyli siostr膮 Maksa Devereaux.
鈥 Nie. Po prostu troch臋 za du偶o wypi艂.
Zrobi艂a niepewny krok w jego kierunku i zda艂 sobie spraw臋, 偶e jest bardzo m艂oda. Zaledwie nastolatka. Ale pi臋kna. Osza艂amiaj膮co pi臋kna.
鈥 Us艂ysza艂em, jak panienka p艂acze 鈥 powiedzia艂.
鈥 M贸j ojciec umar艂 dzi艣 wieczorem.
鈥 Pan Royale. Tak, s艂ysza艂em. Bardzo mi przykro.
鈥 Zna艂 pan mojego tat臋?
鈥 Nie mia艂em tej przyjemno艣ci.
鈥 By艂 wyj膮tkowym cz艂owiekiem.
鈥 Na pewno.
Gdy podesz艂a bli偶ej, tak 偶e dzieli艂 ich nieca艂y metr, poczu艂 zapach jej perfum. Subtelnych i na pewno bardzo drogich. Pomy艣la艂, 偶e jest dla niego nie tylko o wiele za m艂oda, ale tak偶e z zupe艂nie innej ligi. Panna Royale mieszka艂a w wielkim wspania艂ym domu i obraca艂a si臋 w艣r贸d elity stanu Missisipi.
鈥 Mog臋 jako艣 pom贸c? 鈥 zapyta艂, cho膰 rozs膮dek podpowiada艂 mu, 偶eby si臋 wycofa艂 i zostawi艂 t臋 dam臋 jakiemu艣 rycerzowi w l艣ni膮cej zbroi.
鈥 To bardzo mi艂e z pana strony, panie...?
鈥 R.J. Sutton.
鈥 Ach, tak, ju偶 mi pan m贸wi艂. Przepraszam, R.J. Cze艣膰. 鈥 U艣miechn臋艂a si臋 niewyra藕nie. 鈥 Jestem Mallory. Mallory Royale.
Popatrzy艂a na niego oczyma tak ciemnymi, 偶e zdawa艂y si臋 niemal czarne. Lekcewa偶膮c dzwonek ostrzegawczy w g艂owie, wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i otar艂 艂z臋 z jej policzka.
鈥 Mallory! 鈥 rozleg艂 si臋 za ich plecami chropawy baryton.
R.J. zesztywnia艂. Cholera jasna! Max Devereaux w艂a艣nie zobaczy艂, jak dotykam jego m艂odszej siostry. Prze艂kn膮艂 z wysi艂kiem 艣lin臋. Ostatni膮 rzecz膮 jakiej w tej chwili pragn膮艂, by艂a konfrontacja z tym facetem.
鈥 Jestem tutaj, Max 鈥 odpowiedzia艂a. 鈥 Rozmawiam z panem Suttonem.
R.J. raczej wyczu艂 obecno艣膰 Maksa, ni偶 go zobaczy艂. Specjalnie sta艂 do niego ty艂em, obawiaj膮c si臋 tego, co mog艂oby si臋 wydarzy膰, gdyby odwr贸ci艂 do niego twarz.
鈥 Musia艂am si臋 stamt膮d wyrwa膰 鈥 t艂umaczy艂a bratu Mallory. 鈥 Nie mog臋 patrze膰, jak mama cierpi.
R.J. poczu艂, jak Max zbli偶a si臋 do nich, a potem zobaczy艂 jego cie艅 padaj膮cy na Mallory.
鈥 By艂o mi bardzo mi艂o pani膮 pozna膰, panno Royale. Naprawd臋 bardzo mi przykro z powodu 艣mierci pani ojca. 鈥 R.J. zacz膮艂 si臋 wycofywa膰, unikaj膮c kontaktu wzrokowego z Maksem.
鈥 Panie Sutton! 鈥 zawo艂a艂 za nim Devereaux.
Jasny gwint! Jeszcze minuta i by艂by w samochodzie. Przystan膮艂 i odwr贸ci艂 si臋 twarz膮 do nowego gospodarza Belle Rose.
鈥 Tak?
鈥 Prosz臋 chwil臋 poczeka膰. 鈥 Max spojrza艂 na siostr臋. 鈥 Wracaj do 艣rodka i dotrzymaj matce towarzystwa. Nie powinna by膰 sama.
Mallory skin臋艂a g艂ow膮 i ruszy艂a w stron臋 domu. Max podszed艂 do R. J.
鈥 Nigdy wi臋cej nie zbli偶aj si臋 do mojej siostry 鈥 powiedzia艂. 鈥 Czy to jasne?
鈥 Tak 鈥 odpar艂 R.J.
Nie czeka艂, a偶 Max powie wi臋cej. Nie by艂 g艂upcem. Potrafi艂 rozpozna膰 gro藕b臋. Mallory Royale mog艂a by膰 naj艂adniejsz膮 lal膮, jak膮 widzia艂, i mog艂a wzbudza膰 w nim najdziksze 偶膮dze, ale nie zamierza艂 nara偶a膰 si臋 na mordobicie dla 偶adnej kobiety. A by艂 pewien, 偶e Max Devereaux nie rzuca s艂贸w na wiatr.
*
鈥 Chc臋 zadzwoni膰 do Jolie. 鈥 Clarice mi臋tosi艂a nerwowo trzyman膮 w d艂oni chusteczk臋.
鈥 Max ju偶 z ni膮 rozmawia艂 鈥 powiedzia艂a Yvonne.
鈥 Ale nie zgodzi艂a si臋 przyjecha膰 do domu, a musi. Po prostu musi.
鈥 Je艣li nie odezwie si臋 do jutra, zn贸w zadzwonimy. 鈥 Yvonne obj臋艂a Clarice w pocieszaj膮cym ge艣cie. 鈥 Uspok贸j si臋 i przesta艅 si臋 zamartwia膰. Nie mo偶esz zmusi膰 dziewczyny do przyjazdu, je艣li nie b臋dzie tego chcia艂a.
Yvonne obawia艂a si臋 o zdrowie psychiczne Clarice. Jej przyjaci贸艂ka, nerwowa i wra偶liwa jak wszystkie kobiety z rodziny Desmond贸w, sta艂a si臋 przesadnie melancholijna i sentymentalna po 艣mierci narzeczonego w Wietnamie, a odk膮d dwadzie艣cia lat temu znalaz艂a w Belle Rose martwe cia艂a si贸str, zacz臋艂a zdradza膰 oznaki niezr贸wnowa偶enia. Wszyscy s膮dzili, 偶e biedaczka zwariowa艂a. Ale Clarice nie by艂a szalona. Po prostu radzi艂a sobie z okropn膮 tragedi膮 na w艂asny spos贸b 鈥 wycofuj膮c si臋 z rzeczywisto艣ci.
鈥 Clarice, kochanie. 鈥 Nowell Landers uj膮艂 drobn膮 d艂o艅 Clarice w swoje masywne d艂onie. 鈥 Yvonne ma racj臋. Za bardzo si臋 denerwujesz. Nie mog臋 na to patrze膰.
Clarice wyrwa艂a si臋 Yvonne i przytuli艂a do Nowella. Landers zjawi艂 si臋 w miasteczku przed sze艣cioma miesi膮cami. Przyjecha艂 na harleyu i wynaj膮艂 pok贸j w zaje藕dzie Sumarville. Nast臋pnego dnia przyszed艂 do Clarice z wizyt膮. Twierdzi艂, 偶e dobrze zna艂 jej zmar艂ego narzeczonego.
鈥 Kumplowali艣my si臋 w woju 鈥 opowiada艂. 鈥 By艂em przy Jonie, kiedy umiera艂.
To wystarczy艂o. Z miejsca zdoby艂 zaufanie Clarice, a wkr贸tce tak偶e jej serce. Yvonne, cho膰 mia艂a pewne w膮tpliwo艣ci co do intencji Nowella, musia艂a przyzna膰, 偶e potrafi艂 uszcz臋艣liwi膰 Clarice, kt贸ra w jego towarzystwie by艂a radosna jak przed trzydziestoma sze艣cioma laty, zanim straci艂a narzeczonego. Tylko czasem zastanawia艂a si臋, co nieokrzesany emerytowany wojak widzia艂 w kruchej, niezr贸wnowa偶onej psychicznie sze艣膰dziesi臋ciolatce. Clarice mia艂a pieni膮dze, ale na pewno nie tyle, by kto艣 chcia艂 si臋 z ni膮 dla nich o偶eni膰.
鈥 Mo偶e zaprowadz臋 ci臋 na g贸r臋 i po艂o偶臋 do 艂贸偶ka? 鈥 zasugerowa艂a Yvonne.
鈥 Jestem potrzebna tutaj. 鈥 Clarice unios艂a g艂ow臋 z ramienia Nowella i powiod艂a wzrokiem po pokoju, spogl膮daj膮c na p艂acz膮c膮 Georgette, sm臋tn膮 Mallory i cichego, wycofanego Maksa.
鈥 Wszyscy nied艂ugo id膮 spa膰 鈥 powiedzia艂a Yvonne. 鈥 Dzisiaj nie ma ju偶 nic do zrobienia. Poza tym Max wszystkim si臋 zajmie.
鈥 Oczywi艣cie. Max jest taki dobry. 鈥 Clarice poklepa艂a Nowella po policzku. 鈥 Tak bym chcia艂a, 偶eby艣cie si臋 z Maksem polubili.
鈥 Nie martw si臋 mn膮 i Maksem 鈥 odpar艂 Nowell. 鈥 Przekona si臋 do mnie, kiedy wreszcie zrozumie, 偶e nigdy bym ci臋 nie skrzywdzi艂.
鈥 Panie Landers, naprawd臋 uwa偶am, 偶e powinnam zaprowadzi膰 Clarice do 艂贸偶ka. 鈥 Yvonne spojrza艂a na niego b艂agalnie.
鈥 Oczywi艣cie. 鈥 Nowell obr贸ci艂 Clarice i wsun膮艂 jej r臋k臋 w d艂o艅 Yvonne. 鈥揚rzyjd臋 tu z samego rana. Ale gdyby艣 mnie potrzebowa艂a, popro艣 Yvonne, 偶eby do mnie zadzwoni艂a bez wzgl臋du na por臋.
鈥 Jeste艣 taki dobry i kochany, zupe艂nie jak... 鈥 zdawa艂o si臋, 偶e my艣li Clarice rozp艂yn臋艂y si臋 w pustce, jakby nagle zapomnia艂a, co chcia艂a powiedzie膰.
Nowell poca艂owa艂 j膮 w policzek, a potem odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 z pokoju. Clarice odprowadzi艂a go wzrokiem pe艂nym uwielbienia.
Je艣li ten m臋偶czyzna z艂amie jej serce, pomy艣la艂a Yvonne, Max wdepcze go w ziemi臋. Ju偶 ja tego dopilnuj臋.
Yvonne wiedzia艂a, 偶e nikt nie zrozumie, dlaczego jest taka oddana Clarice Desmond. A ju偶 najmniej jej w艂asny syn. Ale te偶 nikt nie zna艂 ich tajemnic. Sekret贸w, kt贸re po艂膮czy艂y je ze sob膮 na zawsze.
Rozdzia艂 3
Trzymaj膮c tac臋 ze 艣niadaniem na otwartej d艂oni, Max otworzy艂 drug膮 r臋k膮 drzwi do sypialni matki. Yvonne przygotowa艂a tylko tosty i kaw臋. Georgette by艂a typem niejadka. Pewnie dzi臋ki temu mimo pi臋膰dziesi臋ciu sze艣ciu lat uda艂o jej si臋 utrzyma膰 m艂odzie艅cz膮 figur臋. Wczesnoporanne s艂o艅ce s膮czy艂o si臋 przez szpary w okiennicach. Max wszed艂 do pokoju i postawi艂 tac臋 na jednym z krzese艂 w stylu Ludwika XV stoj膮cych po obu stronach kominka. Wystr贸j sypialni zosta艂 zmieniony trzy lata temu wed艂ug instrukcji projektanta wn臋trz z Memphis. Max wci膮偶 pami臋ta艂, z jakim entuzjazmem matka powita艂a to przedsi臋wzi臋cie.
鈥 Dzie艅 dobry 鈥 powiedzia艂a Georgette, siadaj膮c na 艂贸偶ku. By艂o to wielkie 偶elazne 艂o偶e udrapowane czerwono-z艂otym tiulem i zas艂ane jedwabn膮 po艣ciel膮 Desmond贸w.
鈥 Spa艂a艣 cho膰 troch臋? 鈥 zapyta艂 Max.
Georgette odgarn臋艂a pukle czarnych w艂os贸w z nadal pi臋knej twarzy. By艂a dumna ze swej urody, podobnie jak z w艂os贸w farbowanych przez wprawnego fryzjera tak, 偶e wygl膮da艂y zupe艂nie naturalnie.
鈥 Niewiele. A ty?
鈥 Mo偶e par臋 godzin.
Spojrza艂a na tac臋.
鈥 Przynios艂e艣 moj膮 porann膮 kaw臋?
鈥 Tak. I kilka tost贸w. Powinna艣 co艣 zje艣膰.
Postawi艂 jej tac臋 na kolanach i zdj膮艂 z porcelanowego talerza haftowan膮 serwetk臋 okrywaj膮c膮 cztery grzanki lekko posmarowane mas艂em. Ze srebrnego dzbanka nala艂 czarnej kawy do porcelanowej fili偶anki. Porcelana i srebro by艂y w rodzinie Desmond贸w od sze艣ciu pokole艅.
鈥 Przeszkadza艂oby ci, gdyby艣my porozmawiali, kiedy b臋dziesz jad艂a? 鈥 zapyta艂. 鈥 Musimy podj膮膰 wiele decyzji.
Georgette podnios艂a fili偶ank臋 do ust i napi艂a si臋 ulubionej mieszanki kawy, kt贸r膮 co miesi膮c sprowadzano specjalnie dla niej z Nowego Orleanu.
鈥 Rozumiem, 偶e z niekt贸rymi sprawami nie mo偶na zwleka膰. Ale tak bardzo boj臋 si臋 zmierzy膰 z realno艣ci膮 艣mierci Louisa.
鈥 Chcesz pojecha膰 dzi艣 ze mn膮 do Trendalla?
鈥 Lito艣ci, nie! Nie znios艂abym tego. Prosz臋, kochanie, sam zajmij si臋 wszystkimi szczeg贸艂ami 鈥 odpar艂a, potrz膮saj膮c energicznie g艂ow膮.
Spodziewa艂 si臋 takiej odpowiedzi. Kocha艂 matk臋 szczerze i mocno, ale te偶 jak nikt inny zdawa艂 sobie spraw臋 z jej s艂abo艣ci. Nie by艂a kobiet膮 siln膮 emocjonalnie i w przykrych sprawach 偶ycia codziennego zdawa艂a si臋 na innych. Gdy chodzi艂o o zapewnienie bytu i wa偶ne decyzje, polega艂a na swoich m臋偶ach, najpierw na Philipie, a potem na Louisie. Max wiedzia艂, 偶e teraz, kiedy Louis odszed艂, b臋dzie musia艂 wzi膮膰 te obowi膮zki na siebie.
鈥 Bior膮c pod uwag臋 liczb臋 os贸b, kt贸re trzeba zaprosi膰, my艣l臋, 偶e najlepiej urz膮dzi膰 ceremoni臋 wystawienia cia艂a w sobot臋 wieczorem, a pogrzeb w niedziel臋 po po艂udniu 鈥 powiedzia艂.
鈥 Oczywi艣cie, kochanie 鈥 odpar艂a Georgette, 艂ami膮c grzank臋 na p贸艂. W艂o偶y艂a do ust ma艂y kawa艂ek tosta i spojrza艂a synowi w oczy. 鈥 Zadzwonisz do niej jeszcze raz?
Nie musia艂 pyta膰, kogo mia艂a na my艣li.
鈥 Nie widz臋 powodu. Ciocia Clarice na pewno do niej zatelefonuje.
鈥 My艣lisz, 偶e przyjedzie na pogrzeb?
鈥 Nie wiem.
鈥 Z艂ama艂a mu serce. Zawzi臋ta, m艣ciwa dziewczyna.
鈥 Ju偶 nie jest dziewczyn膮 mamo. Ma trzydzie艣ci cztery lata. 鈥 Max nigdy nie wzi膮艂by Jolie w obron臋, ale s膮dzi艂, 偶e j膮 rozumie. Nienawidzi艂a Georgette, tak jak on nienawidzi艂 kiedy艣 Louisa. Tyle 偶e on zamieszka艂 w domu ojczyma i przekona艂 si臋 do niego, a Jolie nigdy nie da艂a jego matce 偶adnej szansy. Louis wielokrotnie b艂aga艂, by przyjecha艂a do Belle Rose, ale za ka偶dym razem odmawia艂a.
鈥 Dom nale偶y teraz do niej. 鈥 D艂o艅 Georgette zadr偶a艂a lekko. 鈥 Jestem pewna, 偶e Louis zapisa艂 jej Belle Rose. Pewnie nas st膮d wykurzy, gdy tylko si臋 dowie, 偶e ma do tego prawo.
鈥 Dlaczego uwa偶asz, 偶e Louis zostawi艂 dom Jolie? 鈥 Max przysun膮艂 krzes艂o do 艂贸偶ka i usiad艂.
鈥 Wiele lat temu powiedzia艂 mi, 偶e Belle Rose nale偶y si臋 Jolie, bo to dom jej matki, kt贸ry by艂 w rodzinie Desmond贸w od wielu pokole艅.
鈥 M贸g艂 zmieni膰 zdanie. 鈥 Max nie zna艂 tre艣ci testamentu, ale nie potrafi艂, wprost nie m贸g艂 uwierzy膰, by ojczym zostawi艂 Belle Rose Jolie. Musia艂 chocia偶 podzieli膰 posiad艂o艣膰 mi臋dzy obie c贸rki.
鈥 Nie pozw贸l, 偶eby nam wszystko zabra艂a. 鈥 Georgette wyci膮gn臋艂a do niego r臋k臋. 鈥 Ona mnie nienawidzi. Nienawidzi nas wszystkich. Nic nie sprawi艂oby jej wi臋kszej satysfakcji od puszczenia nas z torbami.
Max usiad艂 na 艂贸偶ku i wzi膮艂 matk臋 za r臋k臋.
鈥 Louis nie zostawi艂by ci臋 bez grosza. By艂a艣 mi艂o艣ci膮 jego 偶ycia. Jestem pewien, 偶e dobrze o ciebie zadba艂. I o Mallory.
鈥 O ciebie te偶, kochanie. By艂e艣 dla Louisa jak syn.
Mia艂a racj臋. Pod wieloma wzgl臋dami sta艂 si臋 dla Louisa synem, kt贸rego nigdy nie mia艂. Z ka偶dym mijaj膮cym rokiem obaj coraz bardziej zbli偶ali si臋 do siebie. Ale nie 艂膮czy艂y ich wi臋zy krwi; nie by艂 biologicznym dzieckiem Louisa, inaczej ni偶 Jolie i Mallory.
Max nie zamierza艂 wspomina膰 matce, 偶e gdyby nawet Louis zostawi艂 j膮 bez grosza 鈥 czego na pewno nie zrobi艂 鈥 on sam by艂 teraz bogaty i m贸g艂 zapewni膰 Georgette i Mallory 偶ycie na poziomie, do kt贸rego przywyk艂y. Pewnie nie pami臋ta艂a, 偶e odziedziczy艂 po ojcu akcje w przedsi臋biorstwach z Missisipi i Luizjany i dzi臋ki sprytnym posuni臋ciom rynkowym zamieni艂 te praktycznie bezwarto艣ciowe udzia艂y w spor膮 fortun臋. Georgette nigdy nie zaprz膮ta艂a sobie g艂owy takimi przyziemnymi sprawami jak interesy. Poza tym dawa艂a jasno do zrozumienia, 偶e nie chce rozpami臋tywa膰 przesz艂o艣ci, a to oznacza艂o r贸wnie偶 pierwszego m臋偶a, kt贸ry pope艂ni艂 samob贸jstwo i uczyni艂 z niej wdow臋. Biedny Philip. Czy偶by sprzeniewierzy艂 pieni膮dze w sp贸艂kach, kt贸re prowadzi艂 w hrabstwie Desmond z Louisem, 偶eby pokry膰 wydatki rozrzutnej 偶ony? Je艣li tak, to okaza艂 si臋 g艂upcem. 呕adna kobieta nie jest warta takiego ryzyka.
Max poca艂owa艂 matk臋 w policzek, u艣cisn膮艂 jej r臋k臋, a potem wsta艂.
鈥 Przesta艅 si臋 martwi膰. Ja zajm臋 si臋 pogrzebem. A je艣li Jolie wr贸ci i zacznie sprawia膰 problemy, ni膮 te偶 si臋 zajm臋.
Georgette westchn臋艂a ci臋偶ko.
鈥 Musisz porozmawia膰 z Garlandem.
鈥 Zadzwoni臋 dzi艣 do niego i um贸wi臋 si臋 na oficjalne odczytanie testamentu po pogrzebie.
W oczach Georgette zal艣ni艂y 艂zy.
鈥 O, Bo偶e, gdyby kto艣 us艂ysza艂 nasz膮 rozmow臋, pomy艣la艂by, 偶e liczy艂y si臋 dla nas tylko jego pieni膮dze. Ale to nieprawda. Wiesz, 偶e nie. Kocha艂am Louisa bardziej ni偶 kogokolwiek... tylko...
鈥 Wszystko b臋dzie dobrze 鈥 zapewni艂 j膮. 鈥 Zjedz 艣niadanie. Przed wyj艣ciem przy艣l臋 do ciebie Mallory.
鈥 Tak, kochanie. Naprawd臋 nie chc臋 by膰 dzisiaj sama.
Gdy Max wyszed艂 na korytarz, zobaczy艂 ciotk臋 Clarice opuszczaj膮c膮 swoj膮 sypialni臋. Jak zawsze wygl膮da艂a elegancko z u艂o偶onymi w loki srebrzystymi w艂osami i w okularach w z艂otych oprawkach na nosie. Bia艂e lniane spodnie i lu藕na jedwabna bluzka le偶a艂y na niej jak ula艂.
鈥 Max. Tak si臋 ciesz臋, 偶e jeszcze nie wyszed艂e艣.
Wzi膮艂 g艂臋boki oddech. Wiedzia艂, co powie, jeszcze zanim si臋 odezwa艂a.
鈥 Dzie艅 dobry, ciociu Clarice.
鈥 Jak si臋 dzisiaj miewa Georgette?
鈥 Jako艣 sobie radzi 鈥 odpar艂.
鈥 Zajrz臋 do niej p贸藕niej.
鈥 Na pewno sprawisz jej przyjemno艣膰.
鈥 Max?
鈥 Tak?
Clarice obliza艂a doln膮 warg膮, a potem przygryz艂a j膮 nerwowo.
鈥 Chcia艂abym, 偶eby艣 przesun膮艂 termin pogrzebu, je偶eli Jolie odm贸wi przyjazdu do domu. W razie konieczno艣ci powiniene艣 pojecha膰 po ni膮 do Atlanty.
鈥 S艂ucham? 鈥 Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem. 鈥 Chyba nie oczekujesz, 偶e przywioz臋 j膮 do Belle Rose wbrew jej woli.
鈥 Nie, oczywi艣cie, 偶e nie, ale musimy co艣 zrobi膰. Je艣li Jolie nie przyjedzie na pogrzeb Louisa, b臋dzie tego 偶a艂owa膰 do ko艅ca 偶ycia.
Max po艂o偶y艂 d艂onie na jej ramionach. Zadar艂a g艂ow臋 i u艣miechn臋艂a si臋 do niego.
鈥 Zadzwo艅 do Jolie i powiedz, 偶e jej potrzebujesz 鈥 zasugerowa艂. 鈥 Gdyby postanowi艂a przyjecha膰 do domu, to najpr臋dzej dla ciebie. Tylko pami臋taj, 偶e je艣li wr贸ci, b臋d膮 k艂opoty.
鈥 Ca艂kiem dobrze radzisz sobie z k艂opotami 鈥 odpar艂a. 鈥 Jeste艣 bardzo silnym, w艂adczym m臋偶czyzn膮 Max. My艣l臋, 偶e poradzi艂by艣 sobie ze wszystkim, w艂膮cznie z Jolie.
鈥 Musz臋 lecie膰 鈥 mrukn膮艂 w odpowiedzi.
鈥 Tak, tak. Jed藕, drogi ch艂opcze.
Ruszy艂 w stron臋 kr臋tych schod贸w, lecz nim zszed艂, zatrzyma艂 si臋 na chwil臋.
鈥 Kiedy b臋dziesz rozmawia膰 z Jolie, przeka偶 jej, 偶e po pogrzebie zostanie odczytany testament Louisa.
鈥 Przeka偶臋. Ale nie s膮dz臋, 偶eby by艂a zainteresowana pieni臋dzmi po Louisie. Wiesz, 偶e jest ca艂kiem maj臋tn膮 m艂od膮 dam膮.
鈥 Przeka偶 jej to mimo wszystko.
Clarice utrzymywa艂a kontakt z siostrzenic膮 i cz臋sto j膮 odwiedza艂a, zw艂aszcza po przeprowadzce Jolie do Atlanty. Max wiedzia艂 tylko to, co ciotka im m贸wi艂a 鈥 偶e Jolie osi膮gn臋艂a sukces jako projektantka mody. Ale czy fakt, 偶e nie potrzebowa艂a pieni臋dzy Louisa, mia艂 jakiekolwiek znaczenie? Je艣li, jak podejrzewa艂a Georgette, Louis zapisa艂 jej Belle Rose, to czy istnia艂a cho膰by najmniejsza szansa, 偶e Jolie nie wyrzuci z domu wszystkich opr贸cz ciotki Clarice? Max nie zna艂 kobiety, kt贸r膮 sta艂a si臋 Jolie, lecz je偶eli 偶膮dza zemsty by艂a w niej r贸wnie silna jak nienawi艣膰, to wszyscy mieli si臋 czym martwi膰.
*
Jolie nie odbiera艂a telefon贸w od Clarice przez ca艂y ranek. Cztery telefony w ci膮gu czterech godzin. Cholera, ciotka by艂a naprawd臋 uparta. Wcze艣niej czy p贸藕niej b臋dzie musia艂a z ni膮 porozmawia膰 i wyja艣ni膰, 偶e nie przyjedzie do Missisipi na pogrzeb Louisa. Oczywi艣cie wiedzia艂a, jak膮 taktyk臋 przyjmie Clarice. Zagra na jej poczuciu winy i wyrzutach sumienia, tak jak pr贸bowa艂a tego w przesz艂o艣ci.
鈥 Je艣li nie przyjedziesz do domu, po偶a艂ujesz tego. Nie robi臋 si臋 coraz m艂odsza, tak jak tw贸j ojciec 鈥 m贸wi艂a. 鈥 Powinna艣 si臋 z nim pogodzi膰 i wybaczy膰 mu, p贸ki nie jest za p贸藕no. Prosz臋, przyjed藕 do Belle Rose. Potrzebuj臋 ci臋.
Teraz by艂o ju偶 za p贸藕no na wybaczenie Louisowi i pogodzenie si臋 z nim. Mia艂a wra偶enie, 偶e jaka艣 cz臋艣膰 jej istoty rzeczywi艣cie tego 偶a艂uje 鈥 ma艂a dziewczynka i nastolatka, c贸rka, kt贸ra kiedy艣 uwielbia艂a ojca. Przed wydarzeniami tego strasznego dnia! Zanim zobaczy艂a go w 艂贸偶ku z Georgette Devereaux. Zanim matka zosta艂a zamordowana, a Jolie zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy Georgette nie by艂a w jaki艣 spos贸b zamieszana w masakr臋 w Belle Rose. Mo偶e wynaj臋艂a kogo艣 do zabicia rywalki? Mo偶e wys艂a艂a syna, aby dokona艂 ohydnego mordu? Nawet teraz, po tylu latach, nie potrafi艂a znie艣膰 my艣li, 偶e Max m贸g艂 si臋 dopu艣ci膰 potr贸jnego zab贸jstwa. Jako czternastolatka my艣la艂a, 偶e jest w nim szale艅czo zakochana, a jednak 艂atwiej jej by艂o uwierzy膰 w jego win臋 ni偶 w win臋 Lemara Fuqui? Dlaczego? Poniewa偶 Lemara zna艂a ca艂e 偶ycie; praktycznie nale偶a艂 do rodziny. By艂 mi艂y, 艂agodny i przyjazny. Prawie wszyscy w Sumarville 鈥 bez wzgl臋du na ras臋 鈥 lubili go.
Do dzi艣 nie mog艂a poj膮膰, dlaczego lokalne w艂adze z tak膮 skwapliwo艣ci膮 orzek艂y, 偶e dosz艂o do podw贸jnego morderstwa i samob贸jstwa.
Odsun臋艂a na bok blok rysunkowy i o艂贸wek, opad艂a na mi臋kkie oparcie biurowego krzes艂a i zamkn臋艂a powieki. Ostatniej nocy wzi臋艂a proszek nasenny, a i tak dr臋czy艂y j膮 koszmary. Okropne strz臋py wspomnie艅. Na wp贸艂 ukszta艂towane my艣li. Przera偶enie i b贸l. Uwi臋zione w mrocznej pu艂apce wczorajszej tragedii.
鈥 Kawa. Czarna i mocna 鈥 us艂ysza艂a kobiecy g艂os.
Zatrzepota艂a gwa艂townie powiekami i drgn臋艂a nerwowo w reakcji na niespodziewany d藕wi臋k.
鈥 Bo偶e, Cheryl, ale艣 mnie wystraszy艂a.
鈥 Przepraszam. Puka艂am, zanim wesz艂am. 鈥 Cheryl Randall, wysoka, szczup艂a blondynka z w艂osami spi臋tymi w kucyk, wyci膮gn臋艂a r臋k臋 z jaskrawoczerwonym kubkiem w d艂oni. 鈥 Nie przysz艂a艣 na lunch, wi臋c pomy艣la艂am, 偶e mo偶e potrzebujesz zastrzyku kofeiny.
Jolie wzi臋艂a kubek.
鈥 Dzi臋ki.
鈥 Twoja ciotka znowu dzwoni艂a 鈥 oznajmi艂a Cheryl. 鈥 Nie wierzy, 偶e nie ma ci臋 w biurze. Kaza艂a ci przekaza膰, 偶e je艣li nie odbierzesz jej nast臋pnego telefonu, po艣le jakiego Maksa, 偶eby 艣ci膮gn膮艂 ci臋 do domu. 鈥 Zachichota艂a. 鈥 Nie mia艂am poj臋cia, 偶e ludzie wci膮偶 m贸wi膮 takie rzeczy.
鈥 Jakie?
鈥 W stylu 鈥炁沜i膮gn臋 ci臋 do domu鈥.
Jolie upi艂a 艂yk kawy i u艣miechn臋艂a si臋 do Cheryl.
鈥 To dlatego 偶e jeste艣 Jankesk膮.
Cheryl parskn臋艂a 艣miechem.
鈥 Powiesz mi, co jest grane? Dlaczego unikasz rozmowy z ciotk膮? Przecie偶 wiem, 偶e j膮 uwielbiasz.
Jolie bardzo lubi艂a Cheryl, kt贸ra pochodzi艂a z Nowego Jorku i od dw贸ch lat by艂a jej osobist膮 asystentk膮. Nie podzieli艂a si臋 z ni膮 jednak szczeg贸艂ami tragicznych wydarze艅 sprzed lat; poda艂a tylko najistotniejsze fakty. By艂y raczej kumpelkami wymieniaj膮cymi si臋 opowie艣ciami o facetach ni偶 prawdziwymi przyjaci贸艂kami, kt贸re nie maj膮 przed sob膮 tajemnic.
鈥 Wczoraj wieczorem umar艂 m贸j ojciec i...
鈥 Och, Jolie, tak mi przykro.
鈥 Dzi臋ki. Ale nic mi nie jest. Od dawna nie by艂 cz臋艣ci膮 mojego 偶ycia. M贸wi艂am ci, 偶e nie widzia艂am si臋 z nim, od kiedy sko艅czy艂am czterna艣cie lat.
鈥 To o co chodzi? 鈥 Cheryl rozsiad艂a si臋 na kanapie w k膮cie. 鈥 Dlaczego nie chcesz rozmawia膰 z ciotk膮?
鈥 Zamierza mnie przekona膰, 偶ebym przyjecha艂a do domu na pogrzeb.
鈥 No i? 鈥 Cheryl popatrzy艂a na ni膮 ze zdziwieniem.
鈥 Nie chc臋 wraca膰 do Sumarville. Ani teraz, ani w og贸le.
鈥 Nawet na pogrzeb ojca?
鈥 Zw艂aszcza na pogrzeb ojca.
鈥 Musi si臋 za tym kry膰 niez艂a historia...
鈥 Tak, ale nie zamierzam ci jej opowiada膰 ani dzi艣, ani w najbli偶szej przysz艂o艣ci.
Cheryl wzruszy艂a ramionami.
鈥 Mog艂aby艣 przynajmniej powiedzie膰, kim jest ten ca艂y Max, kt贸ry ma ci臋 艣ci膮gn膮膰 do domu.
鈥 Max jest moim przyszywanym bratem. Jego matka wysz艂a za mojego ojca nieca艂y rok po 艣mierci mojej matki. Powiedzmy po prostu, 偶e w por贸wnaniu z moj膮 z艂膮 macoch膮 wszystkie bajki o strasznych wied藕mach wygl膮daj膮 niemal anielsko.
鈥 Aha.
Jolie zgromi艂a Cheryl wzrokiem.
鈥 Nie patrz na mnie jak jaki艣 bazyliszek 鈥 powiedzia艂a Cheryl. 鈥 Wi臋c nienawidzisz macochy i nigdy nie wybaczy艂a艣 ojcu, 偶e si臋 z ni膮 o偶eni艂. Maksa te偶 nienawidzisz?
Jolie obla艂a si臋 rumie艅cem. Jej uczucia do Maksa by艂y skomplikowane, mo偶e nawet bardziej ni偶 w przesz艂o艣ci.
鈥 Nie wiem. Chyba go nie nienawidz臋, ale...
鈥 Mi臋dzy wami co艣 by艂o. Kazirodczy romansik w po艂udniowym stylu?
鈥 Nie b膮d藕 艣mieszna! Ponosi ci臋 wyobra藕nia. Kiedy ostatni raz widzia艂am Maksa, mia艂am czterna艣cie lat i nigdy nie 艂膮czy艂o nas nic romantycznego. Chodzi艂 wtedy ze starsz膮 siostr膮 mojej najlepszej przyjaci贸艂ki. Zreszt膮 nawet gdyby co艣 by艂o, nie mia艂oby to nic wsp贸lnego z kazirodztwem. Nie jeste艣my spokrewnieni, a nasi rodzice nie byli wtedy ma艂偶e艅stwem.
Cheryl popatrzy艂a Jolie prosto w oczy.
鈥 Zdajesz sobie spraw臋, 偶e prawie krzyczysz?
鈥 Co?
鈥 Czternastoletnia dziewczyna mo偶e si臋 zadurzy膰 鈥 powiedzia艂a Cheryl. 鈥 Tylko 偶artowa艂am z tym kazirodztwem, wi臋c to 偶aden wstyd, je艣li przyznasz, 偶e...
鈥 Moje zauroczenie Maksem Devereaux sko艅czy艂o si臋 w dniu, kiedy u艣wiadomi艂am sobie, 偶e podejrzewam go o morderstwo.
Cheryl a偶 wstrzyma艂a oddech.
鈥 O morderstwo? A kogo mia艂by zamordowa膰?
鈥 Moj膮 matk臋 i ciotk臋.
*
Nie ma jeszcze powod贸w do paniki. W ko艅cu trudno zak艂ada膰, 偶e Jolie Royale przyjedzie do Sumarville na pogrzeb Louisa. A je艣li nawet, to pob臋dzie tu par臋 dni i wr贸ci do Atlanty. 呕aden problem.
Mia艂em farta 鈥 cholernego farta 鈥 przez dwadzie艣cia lat. Mo偶e par臋 os贸b wskaza艂o mnie jako podejrzanego, ale szeryf nigdy nie wzi膮艂 tych sugestii pod uwag臋. Wytypowa艂 ju偶 sprawc臋 鈥 Lemara Fuqu臋. Jego 艣mier膰 uznano za samob贸jstwo. Pog艂oska o romansie Fuqui i Lisette Desmond wystarczy艂a, by Lemar sta艂 si臋 g艂贸wnym, a w ko艅cu jedynym podejrzanym.
Jolie te偶 mia艂a zgin膮膰. Wpakowa艂em w ni膮 trzy kule. Dlaczego, do cholery, nie umar艂a? Kiedy by艂a w szpitalu, nie mog艂em si臋 do niej dosta膰 i doko艅czy膰 roboty. Louis warowa艂 przed jej drzwiami dwadzie艣cia cztery godziny na dob臋. Nawet teraz oblewa mnie zimny pot, gdy wspomn臋, jak si臋 ba艂em, kiedy odzyska艂a przytomno艣膰. Na pocz膮tku nie mog艂a sobie niczego przypomnie膰, potem stopniowo odzyskiwa艂a pami臋膰, a偶 wreszcie potrafi艂a odtworzy膰 ka偶dy szczeg贸艂 dnia, w kt贸rym zosta艂a postrzelona. Przysi臋ga艂a, 偶e nie widzia艂a napastnika, nie mia艂a poj臋cia, czy to m臋偶czyzna, czy kobieta, bia艂y czy Murzyn.
Ale kto zar臋czy, 偶e nie wypar艂a tego jedynego wspomnienia? Mo偶e wizyta w Sumarville przywo艂a ten zapomniany szczeg贸艂?
Je偶eli Jolie wr贸ci, b臋d臋 j膮 obserwowa膰. Najmniejszy sygna艂, 偶e zna prawd臋, i doko艅cz臋 to, co zacz膮艂em dwadzie艣cia lat wcze艣niej. Tym razem dopilnuj臋, 偶eby nie prze偶y艂a.
Rozdzia艂 4
Yvonne sta艂a dyskretnie z ty艂u, w milczeniu obserwuj膮c 偶a艂obnik贸w. Nikt nie m贸g艂 jej odm贸wi膰 prawa do uczestnictwa w ceremonii wystawienia cia艂a, bo od lat by艂a gospodyni膮 rodziny. Poprosi艂a Therona, 偶eby przyszed艂 z艂o偶y膰 kondolencje, ale nie da艂 ostatecznej odpowiedzi. Syn na pewno jej nie zawiedzie; tak rzadko prosi艂a go o cokolwiek. Je艣li si臋 nie pojawi, Clarice b臋dzie przykro, bo zawsze bardzo lubi艂a Therona. Dop贸ki by艂 dzieckiem, cieszy艂y go jej czu艂e s艂owa i gesty, teraz wydawa艂 si臋 nimi za偶enowany. Yvonne nie chcia艂a, 偶eby syn zapomnia艂 o przesz艂o艣ci swojego ludu, i modli艂a si臋, by nadal robi艂 to, w co wierzy, ale mia艂a nadziej臋, 偶e nauczy si臋 wybacza膰. Mo偶e powinna wyzna膰 mu sekrety ze swojej przesz艂o艣ci. Mo偶e dzi臋ki temu zrozumia艂by j膮, a tak偶e w pewnym sensie samego siebie. Ale co by by艂o, gdyby prawda tylko podsyci艂a jego gniew?
Kolejni 偶a艂obnicy podchodzili do poz艂acanej trumny otoczonej wi膮zankami kwiat贸w. Georgette wybucha艂a p艂aczem za ka偶dym razem, gdy kto艣 sk艂ada艂 jej kondolencje. Ale nawet wstrz膮sana 艂kaniem prezentowa艂a si臋 bardzo dostojnie w granatowym kostiumie, ze sznurem pere艂 wok贸艂 szyi, modnie uczesanymi kruczoczarnymi w艂osami i nienagannym makija偶em. Stoj膮ca obok matki Mallory wygl膮da艂a jak jej m艂odsza wersja, tylko oczy mia艂a jasne 鈥 niebieskie jak ojciec. Sprawia艂a wra偶enie, jakby chcia艂a si臋 znale藕膰 gdziekolwiek, byle nie tutaj. By艂a niedojrza艂a jak na swoje osiemna艣cie lat i rozpuszczona jak dziadowski bicz. Louis przela艂 na ni膮 ca艂e uczucie, jakim kiedy艣 darzy艂 Jolie, i pozwala艂 jej dos艂ownie na wszystko.
Yvonne spojrza艂a na zegarek. Wp贸艂 do 贸smej. Byli ju偶 w po艂owie zaplanowanej na trzy godziny ceremonii, a Jolie wci膮偶 si臋 nie pojawi艂a. Clarice nie rozmawia艂a z siostrzenic膮 osobi艣cie, ale zostawi艂a jej liczne wiadomo艣ci. Yvonne stara艂a si臋 przygotowa膰 j膮 na ewentualno艣膰, 偶e Jolie nie wr贸ci do domu nawet na pogrzeb ojca. Lecz Clarice nieugi臋cie obstawa艂a przy przekonaniu, 偶e jednak przyjedzie.
Max, kt贸ry te偶 sta艂 przy matce, emanowa艂 w艂adcz膮 energi膮. Yvonne wyczu艂a w nim wyj膮tkow膮 si艂臋, odk膮d pierwszy raz go zobaczy艂a. Ten cichy, zamkni臋ty w sobie ch艂opiec dorasta艂, s艂uchaj膮c okropnych plotek na temat matki i swojego nieprawego pochodzenia. Nie艂atwo by艂o go polubi膰, ale zdawa艂 si臋 nie przejmowa膰 tym, co s膮dz膮 o nim inni. Ludzie albo go podziwiali, albo si臋 go bali. Yvonne nale偶a艂a do tych pierwszych. Przez lata przygl膮da艂a si臋, jak dojrzewa i staje si臋 praw膮 r臋k膮 Louisa Royale'a, z jakim oddaniem opiekuje si臋 matk膮, siostr膮, a nawet Clarice. Traktowa艂 swoje obowi膮zki powa偶nie. W ci膮gu ostatnich pi臋ciu lat, kiedy zdrowie Louisa zacz臋艂o szwankowa膰, Max przej膮艂 wi臋kszo艣膰 zada艅 zwi膮zanych z prowadzeniem interes贸w i opiek膮 nad rodzin膮.
Bez wzgl臋du na to, co s膮dzili inni, Yvonne darzy艂a Maksa najwy偶szym szacunkiem. Cz艂onkowie stanowej socjety zaakceptowali go tylko dzi臋ki naciskom i wp艂ywom Louisa. Max zawsze by艂 outsiderem, wyrzutkiem w kt贸rego 偶y艂ach nie p艂yn臋艂a prawdziwa b艂臋kitna krew. Doskonale rozumia艂a uprzedzenia, czy to dotycz膮ce koloru sk贸ry, czy te偶 braku odpowiedniego rodowodu.
Nigdy te偶 nie traktowa艂a powa偶nie g艂upich pog艂osek, jakoby Max, w贸wczas osiemnastoletni, zamordowa艂 siostry Desmond, 偶eby jego matka mog艂a wyj艣膰 za Louisa. Wierzy艂a w niewinno艣膰 Maksa r贸wnie mocno jak w niewinno艣膰 Lemara. Plotki przycich艂y niespe艂na rok po masakrze w Belle Rose, ale pojawi艂y si臋 znowu przed dziewi臋cioma laty, gdy 偶ona Maksa, Felicia, znikn臋艂a w tajemniczych okoliczno艣ciach. Jej cia艂o zosta艂o odnalezione wiele miesi臋cy p贸藕niej na mokrad艂ach w pobli偶u rzeki. Zab贸jcy Felicii nigdy nie z艂apano, a Sumarville przez ca艂e lato a偶 hucza艂o od plotek.
鈥 Niez艂y cyrk 鈥 powiedzia艂 Theron, podchodz膮c do matki. 鈥 Wyobra偶am sobie, jak b臋dzie wygl膮da艂 pogrzeb.
Pogr膮偶ona w my艣lach Yvonne nie zauwa偶y艂a zbli偶aj膮cego si臋 syna. Westchn臋艂a cicho i chwyci艂a go za rami臋.
鈥 Dzi臋kuj臋, 偶e przyszed艂e艣.
鈥 Zrobi艂em to tylko dlatego, 偶e mnie prosi艂a艣. Gdyby nie to, trzyma艂bym si臋 od tej szopki z daleka.
鈥 Chod藕. Chc臋, 偶eby艣 porozmawia艂 z Clarice i z艂o偶y艂 kondolencje Georgette, Mallory i Maksowi.
Theron rozejrza艂 si臋 po bogato udekorowanej sali.
鈥 Wi臋c Jolie nie przyjecha艂a. M膮dra dziewczyna.
鈥 Nie ma jeszcze 贸smej 鈥 odpar艂a Yvonne. 鈥 Wci膮偶 jest szansa, 偶e...
鈥 Po co mia艂aby wraca膰? Co jej tutaj zosta艂o?
鈥 Rodzina.
鈥 Tylko Clarice. Jestem pewien, 偶e macochy, przyszywanego brata i przyrodniej siostry nie uwa偶a za rodzin臋.
鈥 Pewnie nie. Nie mog艂a si臋 pogodzi膰, 偶e Louis o偶eni艂 si臋 z Georgette tak szybko po 艣mierci Audrey. Ale powinna przebaczy膰 ojcu i przynajmniej przyjecha膰 od czasu do czasu z wizyt膮.
鈥 Louis Royale dokona艂 wyboru.
Yvonne westchn臋艂a.
鈥 Ty i Jolie jeste艣cie pod tym wzgl臋dem tacy sami. Oboje nie potraficie wybacza膰.
Poprowadzi艂a syna przez t艂um zgromadzonych w sali ludzi. Mimo klimatyzacji w pomieszczeniu panowa艂a straszliwa duchota.
鈥 Tam jest Clarice. 鈥 Yvonne przesun臋艂a si臋 do syna i doda艂a szeptem: 鈥揨achowuj si臋 jak nale偶y. Zrozumiano? Ona ci臋 uwielbia i powiniene艣 jej okaza膰 szacunek.
Clarice rozpromieni艂a si臋 na widok Therona. Wyci膮gn臋艂a do niego r臋ce. Yvonne szturchn臋艂a syna w 偶ebra. Theron uj膮艂 drobne bia艂e d艂onie Clarice w swoje pot臋偶ne ciemne r臋ce.
鈥 Dzi臋kuj臋, 偶e przyszed艂e艣 鈥 powiedzia艂a Clarice. 鈥 Odk膮d wr贸ci艂e艣 do Sumarville, nie z艂o偶y艂e艣 mi ani jednej wizyty.
鈥 Przepraszam, ale by艂em bardzo zaj臋ty zak艂adaniem kancelarii.
Clarice oswobodzi艂a jedn膮 d艂o艅 z jego u艣cisku i po艂o偶y艂a j膮 na ramieniu wysokiego muskularnego m臋偶czyzny stoj膮cego obok.
鈥 Nowell, to syn Yvonne, Theron. Jest b艂yskotliwym prawnikiem i niedawno wr贸ci艂 do Sumarville. 鈥 Spojrza艂a na Therona. 鈥 M贸j drogi ch艂opcze, poznaj Nowella Landersa, mojego przyjaciela. 鈥 Zachichota艂a cicho, a potem zakry艂a d艂oni膮 usta, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e 艣miech nie pasuje do sytuacji. 鈥 A w艂a艣ciwie, jak by to okre艣li艂a moja mama, mojego adoratora.
Theron skin膮艂 g艂ow膮 Landersowi.
鈥 Mi艂o mi pana pozna膰.
Nowell obj膮艂 Clarice pot臋偶nym ramieniem.
鈥 Mnie r贸wnie偶. Wiele o tobie s艂ysza艂em zar贸wno od twojej matki, jak i od Clarice. S膮 z ciebie bardzo dumne.
鈥 Obawiam si臋, 偶e przesadzaj膮. Wie pan, jakie potrafi膮 by膰 matki i... przyjaci贸艂ki rodziny.
Yvonne poci膮gn臋艂a syna za r臋kaw.
鈥 Powiniene艣 porozmawia膰 z Maksem i...
鈥 Oczywi艣cie. Prowad藕.
鈥 B臋dziemy musieli stan膮膰 w kolejce 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Zaczyna si臋 w korytarzu, ale wcze艣niej wychodzi艂a a偶 na ulic臋.
鈥 Je艣li staniemy na ko艅cu, b臋dziemy musieli czeka膰 ze dwadzie艣cia minut.
鈥 Zachowuj si臋! Dwadzie艣cia minut ci臋 nie zbawi.
Wyszli na korytarz. Kilka os贸b popatrzy艂o na nich z dezaprobat膮, ale kiedy kilka innych u艣miechn臋艂o si臋 i zamieni艂o z Yvonne kilka s艂贸w, pozostali jakby si臋 rozlu藕nili. Niecz臋sto si臋 zdarza艂o, 偶eby Afroamerykanie przekraczali pr贸g Domu Pogrzebowego Trendalla.
鈥 Co jest grane z tym facetem i Clarice? 鈥 zapyta艂 Theron.
鈥 S艂ysza艂e艣, co powiedzia艂a. Nowell jest jej adoratorem.
鈥 Czyli 偶e chodz膮 na randki?
Yvonne przytakn臋艂a.
鈥 Czego od niej chce? Nikt mu nie powiedzia艂, 偶e wszystkie pieni膮dze w rodzinie nale偶a艂y do Louisa Royale'a?
鈥 M贸w ciszej. Kto艣 mo偶e us艂ysze膰.
鈥 A nie s膮dzisz, i偶 wszyscy w Sumarville i tak 艣miej膮 si臋 za jej plecami? Faceci nie 鈥瀉doruj膮鈥 takich zbzikowanych staruszek jak Clarice, chyba 偶e my艣l膮, 偶e zyskaj膮 dzi臋ki temu sporo szmalu.
鈥 Cii... 鈥 upomnia艂a go matka, a potem zni偶y艂a g艂os. 鈥 Max jest tego samego zdania i musz臋 przyzna膰, 偶e sama mam w膮tpliwo艣ci. Ale Clarice nie chce s艂ysze膰 o niczym, co stawia艂oby Nowella w z艂ym 艣wietle.
Theron ju偶 mia艂 odpowiedzie膰, gdy nagle utkwi艂 wzrok przed siebie, zahipnotyzowany tym, co zobaczy艂. Yvonne obejrza艂a si臋 przez rami臋. Tu偶 za nimi miejsce w kolejce zaj臋艂y Sandy Wells i Amy Jardien. Sandy i Amy by艂y lekarkami i wsp贸艂za艂o偶ycielkami kliniki opiekuj膮cej si臋 ubogimi. Nie tak dawno przyja藕艅 mi臋dzy bia艂膮 a czarn膮 kobiet膮 by艂aby tu niemo偶liwa. Chyba 偶e Murzynka by艂aby s艂u偶膮c膮 bia艂ej. Yvonne zastanawia艂a si臋, co ojciec Sandy s膮dzi o jej za偶y艂o艣ci z c贸rk膮 czarnego przedsi臋biorcy pogrzebowego z Sumarville. Na sam膮 my艣l o Roscoe Wellsie przeszed艂 j膮 dreszcz. Ten stary rasista i by艂y cz艂onek Ku-Klux-Klanu o艣wiadczy艂 niedawno, 偶e nigdy nie popiera艂 dyskryminacji czarnych, i z dnia na dzie艅 sta艂 si臋 propagatorem post臋powych stosunk贸w rasowych. Yvonne nigdy nie uwierzy艂a w jego przemian臋, ale inni owszem. Nawet niekt贸rzy Afroamerykanie g艂osowali na niego w wyborach do stanowego senatu.
鈥 Witam, pani Carter 鈥 powiedzia艂a Sandy Wells. 鈥 Jak si臋 pani miewa?
Yvonne zmusi艂a si臋 u艣miechu. Wiedzia艂a, 偶e powinna by膰 mi艂a dla doktor Wells, kt贸ra zawsze odnosi艂a si臋 do niej grzecznie i przyja藕nie, ale nie potrafi艂a st艂umi膰 instynktownej niech臋ci. Bez wzgl臋du na to, jak dobr膮 kobiet膮 jest Sandy Wells, sp艂odzi艂 j膮 szatan. I bez wzgl臋du na to, z jakim przekonaniem Roscoe Wells deklarowa艂 tolerancj臋 rasow膮, Yvonne nigdy nie uwierzy w ani jedno jego s艂owo.
鈥 Dobrze, pani doktor 鈥 odpar艂a. 鈥 A pani?
鈥 R贸wnie偶, tylko 偶al mi rodziny Louisa. Jak si臋 trzyma Georgette?
鈥 Jest roztrz臋siona, ale Max dobrze si臋 ni膮 opiekuje.
鈥 Oczywi艣cie. Max jest jak ska艂a, prawda? Taki silny m臋偶czyzna.
Yvonne pokiwa艂a tylko g艂ow膮. Podejrzewa艂a, 偶e Sandy Wells podkochuje si臋 w by艂ym szwagrze, i to od dawna. Mo偶e nawet kocha艂a si臋 w nim, gdy jej starsza siostra Felicia jeszcze 偶y艂a. Sandy podnios艂a wzrok na Therona.
鈥 S艂ysza艂am, 偶e wr贸ci艂e艣 do Sumarville. Pami臋tasz mnie z czas贸w, kiedy odwiedza艂am Jolie w Belle Rose i bawili艣my si臋 razem?
Theron skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Tak, pami臋tam ciebie... i twojego brata.
Sandy zni偶y艂a g艂os.
鈥 Czy Jolie przyjecha艂a do domu na pogrzeb?
鈥 Jeszcze nie 鈥 odpar艂a Yvonne. Widz膮c, 偶e Theron wpatruje si臋 w Amy Jardien, a ona w niego, uzna艂a, 偶e powinna ich sobie przedstawi膰. 鈥 Theron, prawdopodobnie nie pami臋tasz najm艂odszej c贸rki pana Nehemiaha Jardiena, Amy. Teraz jest lekark膮.
Theron wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do m艂odej kobiety, kt贸ra przekrzywi艂a lekko g艂ow臋 i u艣miechn臋艂a si臋 ciep艂o. By艂a urocza; mia艂a kawow膮 sk贸r臋 i du偶e czarne oczy, kt贸re zab艂ys艂y, gdy wymienia艂a z nim u艣cisk d艂oni.
鈥 Jestem Theron Carter, doktor Jardien 鈥 powiedzia艂, akcentuj膮c s艂owo 鈥瀌oktor鈥.
鈥 Tak, wiem. Wszyscy m贸wi膮 o twoim powrocie do Sumarville. Ciesz臋 si臋, 偶e wreszcie ci臋 pozna艂am. 鈥 Amy zwil偶y艂a nerwowo pe艂ne wargi.
鈥 Ca艂a przyjemno艣膰 po mojej stronie 鈥 zapewni艂.
鈥 Przepraszam, ale wy艂ami臋 si臋 z kolejki 鈥 powiedzia艂a Sandy. 鈥 Widz臋, 偶e m贸j brat stoi bli偶ej.
Yvonne zmusi艂a si臋 do kolejnego uprzejmego u艣miechu, a potem przez chwil臋 przypatrywa艂a si臋 w milczeniu Theronowi i Amy, kt贸rzy kontynuowali rozmow臋. Byli sob膮 wyra藕nie zauroczeni. W innych okoliczno艣ciach zostawi艂aby ich samych. M臋偶czyzna nie potrzebuje towarzystwa matki, kiedy pr贸buje wywrze膰 wra偶enie na m艂odej damie. Uzna艂a, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li odwr贸ci g艂ow臋 w stron臋, gdzie ustawi艂a si臋 ju偶 kolejka.
Ka偶dy mi臋sie艅 w jej ciele napr臋偶y艂 si臋, gdy go dojrza艂a i us艂ysza艂a jego tubalny g艂os kaznodziei. Zastyg艂a w bezruchu, cho膰 najch臋tniej rzuci艂aby si臋 do ucieczki. Roscoe Wells, siwow艂osy, o ogorza艂ej twarzy ozdobionej sumiastym w膮sem, nawet w domu pogrzebowym nie przestawa艂 by膰 politykiem. Przebija艂 si臋 przez t艂um, 艣ciskaj膮c d艂onie i pozdrawiaj膮c swoich wyborc贸w.
Yvonne wstrzyma艂a oddech, modl膮c si臋, 偶eby nie odezwa艂 si臋 do niej. Gdy przystan膮艂 na chwil臋 i spojrza艂 na ni膮, pomy艣la艂a, 偶e zaraz zacznie krzycze膰. Wells u艣miechn膮艂 si臋 鈥 ten potw贸r u艣miechn膮艂 si臋 do niej 鈥 a potem spr臋偶ystym krokiem ruszy艂 dalej i znikn膮艂 w drzwiach do g艂贸wnej sali, ignoruj膮c d艂ug膮 kolejk臋 偶a艂obnik贸w. On nie czeka艂 w kolejkach, nie dostosowywa艂 si臋 do regu艂 rz膮dz膮cych innymi. W ko艅cu by艂 Wellsem, a korzenie jego rodziny wros艂y w gleb臋 Sumarville r贸wnie g艂臋boko jak korzenie rodu Desmond贸w.
Theron po艂o偶y艂 jej d艂o艅 na ramieniu.
鈥 Mamo, nic ci nie jest?
Wzi臋艂a g艂臋boki oddech.
鈥 Nie, nic. Czemu pytasz?
鈥 Bo spojrza艂a艣 na Wellsa takim wzrokiem, 偶e facet powinien zamieni膰 si臋 w sopel lodu. Ciesz臋 si臋, 偶e umiesz rozpozna膰 przynajmniej jednego farbowanego lisa.
鈥 Tata uwa偶a, 偶e Wells tylko udaje zmian臋 pogl膮d贸w 鈥 powiedzia艂a Amy. 鈥 Ale ludzie uwa偶aj膮, 偶e szczerze odpokutowa艂 za dawne grzechy.
鈥 Stary dra艅 nigdy si臋 nie zmieni 鈥 mrukn膮艂 Theron. 鈥 Dziwi臋 si臋, 偶e niekt贸rzy z naszych mu zaufali.
Amen, przytakn臋艂a w duchu Yvonne. Gdyby spo艂eczno艣膰 afroameryka艅ska wiedzia艂a o nim tyle co ona, nie wybrano by go nawet na hycla.
*
Max mkn膮艂 czarnym porsche z Belle Rose w stron臋 miasta. Nocne niebo rozpo艣ciera艂o si臋 nad jego g艂ow膮 niczym aksamitny baldachim nabijany brylantami. Przed wyjazdem upewni艂 si臋, 偶e nikt nie wymaga jego opieki. Mallory uciek艂a do swojego pokoju, gdy tylko wr贸cili do domu. Ale czego mia艂 si臋 spodziewa膰? By艂a jeszcze dzieckiem, rozpieszczon膮 dziewczynk膮 zupe艂nie nieprzygotowan膮 do radzenia sobie z tragedi膮. W ci膮gu nadchodz膮cych tygodni b臋dzie potrzebowa艂a prawie tyle samo uwagi co matka. Dzi臋ki Bogu, m贸g艂 liczy膰 na Yvonne. Tylko ona mia艂a do艣膰 si艂y, by mu pomaga膰. Poda艂a Georgette 艂agodny 艣rodek nasenny, a potem po艂o偶y艂a j膮 do 艂贸偶ka. Kiedy za艣 Nowell Landers opu艣ci艂 Belle Rose, bez mrugni臋cia zaj臋艂a si臋 Clarice.
Pewnie powinien zosta膰 w domu, po艂o偶y膰 si臋 艂贸偶ka i modli膰 o sen. Ale napi臋cie naros艂o w nim do tego stopnia, 偶e w pewnym momencie poczu艂 si臋 w czterech 艣cianach starej rezydencji jak w potrzasku. Musia艂 si臋 wyrwa膰 cho膰by na par臋 godzin, uciec gdzie艣, gdzie nikt na nim nie polega艂 i nikt go o nic nie prosi艂. Przez par臋 ostatnich lat znajdowa艂 ten azyl w ramionach Earthy Kilpatrick. Czasami zastanawia艂 si臋, dlaczego z nim wytrzymywa艂a, dlaczego pozwala艂a mu wpada膰 i znika膰 z jej 偶ycia, nie 偶膮daj膮c niczego poza seksem. Podejrzewa艂, 偶e po艂owa miasta wie o ich zwi膮zku, ale niewiele go to obchodzi艂o. Eartha te偶 nie przejmowa艂a si臋 plotkami. By艂a dobr膮 dziewczyn膮 z charakterem i zas艂ugiwa艂a na znacznie wi臋cej, ni偶 m贸g艂 jej da膰. Od pocz膮tku by艂 z ni膮 zupe艂nie szczery. Uprzedzi艂, 偶e nie ma zamiaru powt贸rnie si臋 偶eni膰. A je艣li chodzi o kolejn膮 mi艂o艣膰 鈥 pr臋dzej ludzie zaczn膮 je藕dzi膰 w piekle na 艂y偶wach, ni偶 on si臋 zakocha.
Max zatrzyma艂 samoch贸d na parkingu przed zajazdem Sumarville. Letnie nocne powietrze by艂o ci臋偶kie od tej wilgoci. Pot zrosi艂 mu czo艂o i wsi膮ka艂 w bia艂膮 koszul臋. Z oddali dobieg艂 艂oskot poci膮gu towarowego, kt贸ry w艂a艣nie przetoczy艂 si臋 przez most nad potokiem Owassa. Max postawi艂 dach i zamkn膮艂 auto. Gdy wszed艂 do recepcji hotelu, zegar na 艣cianie pokazywa艂 12.23.
Rozpozna艂 faceta za kontuarem. R.J. Sutton. M艂ody. Jakie艣 dwadzie艣cia cztery lata, mo偶e mniej. Przystojny na proletariacki spos贸b. Na przedramieniu nosi艂 z dum膮 wytatuowanego skorpiona, a w jego lewym uchu l艣ni艂 z艂oty kolczyk. Czy tak bym wygl膮da艂 jako dwudziestoparolatek 鈥 pomy艣la艂 Max 鈥 gdyby Philip Devereaux nie o偶eni艂 si臋 z mam膮, zanim si臋 urodzi艂em?
鈥 Dobry wiecz贸r, panie Devereaux. 鈥 Ch艂opak kiwn膮艂 g艂ow膮 z u艣miechem. 鈥 Czym mog臋 s艂u偶y膰?
鈥 Pani Kilpatrick mnie oczekuje.
By艂o to k艂amstwo, ale Max nie lubi艂 si臋 nikomu t艂umaczy膰, a ju偶 na pewno nie jakiemu艣 zarabiaj膮cemu n臋dzne grosze przyb艂臋dzie. B臋dzie musia艂 pogada膰 z Earthan膮 temat tego szczeniaka. Co艣 w wygl膮dzie smarkacza sprawia艂o, 偶e Maksowi ciarki przechodzi艂y po grzbiecie. Instynkt podpowiada艂 mu, 偶e je艣li ch艂opak zostanie w mie艣cie na d艂u偶ej, wynikn膮 z tego k艂opoty. A ostatni膮 rzecz膮, jakiej w tej chwili potrzebowa艂, by艂y dodatkowe k艂opoty.
Id膮c korytarzem prowadz膮cym do pokoj贸w na parterze, Max odszuka艂 klucz do apartamentu Earthy. Gdy jej c贸rki wyjecha艂y z miasta, przenios艂a si臋 z mieszkania do hotelu. Da艂a mu klucz ostatniej zimy. Dzi艣 wieczorem w domu pogrzebowym 艣cisn臋艂a go za r臋k臋, powiedzia艂a, 偶e bardzo jej przykro z powodu Louisa, i pos艂a艂a mu to spojrzenie, kt贸re oznacza艂o, 偶e ma na niego ochot臋. Nie wiedzia艂, czy Eartha ma innych kochank贸w. Ma艂o go to obchodzi艂o, ale przypuszcza艂, 偶e cho膰 by艂a w 偶yciu z wieloma facetami, nale偶a艂a do kobiet, kt贸re bior膮 sobie po jednym po kolei.
Wsun膮艂 klucz do zamka. Eartha nie zamkn臋艂a zasuwki, wi臋c drzwi ust膮pi艂y, ledwie je pchn膮艂. Zostawi艂a te偶 艣wiat艂o w saloniku, ma艂膮 lampk臋 przy sofie. U艣miechn膮艂 si臋. Czy偶by liczy艂a na jego przyj艣cie? Drzwi do sypialni by艂y otwarte na o艣cie偶. Wezbra艂o w nim podniecenie. Wszed艂 cicho do pokoju. W p贸艂mroku dostrzeg艂 tylko zarys cia艂a pod ko艂dr膮. Lewa r臋ka le偶a艂a na poduszce, a d艂ugie rude w艂osy sp艂ywa艂y a偶 na kraw臋d藕 艂贸偶ka. Zdj膮艂 buty i skarpetki, usiad艂 na materacu i zsun膮艂 z niej ko艂dr臋. Eartha zwin臋艂a si臋 w k艂臋bek, mrucz膮c przez sen. Max po艂o偶y艂 si臋 i wzi膮艂 j膮 w ramiona. Drgn臋艂a, uchyli艂a powieki i otworzy艂a usta jak do krzyku. Delikatnie po艂o偶y艂 d艂o艅 na jej wargach, poca艂owa艂 w szyj臋, a potem szepn膮艂 do ucha:
鈥 To ja.
Od razu si臋 rozlu藕ni艂a. Powi贸d艂 d艂oni膮 po jej szyi i w d贸艂 do kr膮g艂ej piersi.
鈥 Max 鈥 szepn臋艂a, zbli偶aj膮c usta do jego ust.
Ca艂owa艂 j膮 nami臋tnie, a ona ociera艂a si臋 o niego rytmicznie. Potem odsun臋艂a si臋 lekko, wyszarpn臋艂a mu koszul臋 ze spodni i rozpi臋艂a wszystkie guziki. Si臋gn膮艂 pod kr贸tk膮 koszul臋 nocn膮 i po艂o偶y艂 d艂o艅 na smuk艂ym biodrze. Drug膮 r臋k膮 nadal pie艣ci艂 jej pier艣.
鈥 My艣la艂am, 偶e ju偶 nie przyjedziesz 鈥 szepn臋艂a. Obsypuj膮c wilgotnymi, gor膮cymi poca艂unkami jego umi臋艣niony tors, rozpi臋艂a mu spodnie. Z gor膮czkow膮 nami臋tno艣ci膮 pozbyli si臋 reszty ubrania. Eartha ze艣lizgn臋艂a si臋 w d贸艂 jego cia艂a, uj臋艂a w d艂o艅 nabrzmia艂y cz艂onek i zacz臋艂a masowa膰 go 艂agodnie. Max zamrucza艂 z rozkoszy. U艂o偶ywszy si臋 tak, aby wci膮偶 si臋ga艂 do jej piersi, przywar艂a wargami do jego m臋sko艣ci w najintymniejszej pieszczocie.
By艂a w tym po prostu niesamowita! I w odr贸偶nieniu do wielu kobiet nie mia艂a 偶adnych opor贸w; przeciwnie, zdawa艂a si臋 to lubi膰.
J臋kn膮艂 g艂o艣no, coraz mocniej pragn膮c spe艂nienia. Eartha nie przerywa艂a, doprowadzaj膮c go a偶 na sam szczyt.
Oszo艂omiony prze偶yt膮 rozkosz膮, przymkn膮艂 powieki i kilka razy odetchn膮艂 g艂臋boko. Eartha usiad艂a na nim okrakiem, a potem wtuli艂a w niego smuk艂e cia艂o.
鈥 Prze艣pij si臋 鈥 szepn臋艂a, ca艂uj膮c go czule. Obudz臋 ci臋 za par臋 godzin. Pokochamy si臋, zanim b臋dziesz musia艂 wraca膰.
K膮ciki jego ust unios艂y si臋 w s艂abym u艣miechu. Poklepa艂 Earth臋 po nagim po艣ladku, a ona zsun臋艂a si臋 z niego i nakry艂a ich ko艂dr膮.
*
Jolie jecha艂a ulicami Sumarville, rozgl膮daj膮c si臋 dooko艂a. W ci膮gu dwudziestu lat niewiele si臋 tu zmieni艂o. Wi臋kszo艣膰 starych budynk贸w odremontowano, tylko kilka zburzono, by wznie艣膰 na ich miejscu nowe, bez w膮tpienia zgodnie z wytycznymi lokalnego Towarzystwa Historycznego. Po latach sp臋dzonych w Nowym Jorku i Atlancie Sumarville wydawa艂o jej si臋 male艅k膮 mie艣cin膮. Panowa艂a tu leniwa atmosfera charakterystyczna dla ma艂ych miasteczek 鈥 o pierwszej pi臋tna艣cie nad ranem na ulicach nie by艂o ani 艣ladu 偶ycia.
Zaparkowa艂a przed zajazdem Sumarville. By艂a zm臋czona, ale nie 偶a艂owa艂a, 偶e nie zdecydowa艂a si臋 na podr贸偶 samolotem. Potrzebowa艂a tych d艂ugich godzin za kierownic膮, 偶eby zebra膰 w sobie odwag臋 i przygotowa膰 si臋 do bitwy. Ciocia Clarice i Yvonne powitaj膮 j膮 z otwartymi ramionami. Ale tylko one. Georgette i Max najch臋tniej by j膮 zastrzelili, gdy tylko znajdzie si臋 w zasi臋gu ognia. Nie martwi艂a si臋 wrogo艣ci膮 z ich strony. Czego poza wrogo艣ci膮 mog艂a oczekiwa膰?
Musia艂a jednak przyzna膰, 偶e interesuje j膮 przyrodnia siostra. Czy Mallory nienawidzi jej tak samo jak Georgette i Max? Prawdopodobnie. Ale to bez znaczenia. W ko艅cu Mallory by艂a przede wszystkim siostr膮 Maksa, nie jej.
Jolie wzi臋艂a walizk臋 z tylnego siedzenia samochodu, zatrzasn臋艂a drzwiczki, w艂膮czy艂a alarm i ruszy艂a w stron臋 frontowego wej艣cia do hotelu. M艂ody, przystojny niczym model m臋偶czyzna siedzia艂 na krze艣le za kontuarem. Mia艂 zamkni臋te oczy i lekko rozchylone wargi. Odchrz膮kn臋艂a g艂o艣no. Ch艂opak otworzy艂 powieki, przeci膮gn膮艂 si臋 leniwie, a potem u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. Ciekawe, ile serc ju偶 z艂ama艂, pomy艣la艂a.
Wsta艂 i zbli偶y艂 si臋 do kontuaru.
鈥 W czym mog臋 pani pom贸c?
鈥 Chcia艂abym wynaj膮膰 pok贸j.
鈥 Na jedn膮 noc?
鈥 Nie, na dwie 鈥 odpar艂a.
鈥 P艂aci pani kart膮 czy got贸wk膮?
鈥 Kart膮.
Otworzy艂a torebk臋 i wyj臋艂a z portfela jedn膮 ze swoich platynowych kart kredytowych. Ch艂opak wzi膮艂 j膮 od niej i przeczyta艂 nazwisko.
鈥 Jolie Royale.
Pokiwa艂a g艂ow膮.
鈥 Jest pani c贸rk膮 pana Louisa Royale'a? 鈥 zapyta艂.
鈥 Tak. Starsz膮 c贸rk膮.
Wpisa艂 j膮 do rejestru go艣ci i poda艂 klucz.
鈥 Pok贸j 207. Schodami po lewej.
鈥 Wci膮偶 nie macie windy?
鈥 Nie, psze pani. Niestety.
Jolie wzi臋艂a klucz, podnios艂a walizk臋 i ruszy艂a w stron臋 schod贸w.
鈥 Panno Royale!
鈥 Tak?
鈥 Przykro mi z powodu 艣mierci pani ojca.
鈥 Dzi臋kuj臋.
Zda艂a sobie spraw臋, 偶e b臋dzie musia艂a przywykn膮膰 do przyjmowania kondolencji. Ludzie b臋d膮 po niej oczekiwa膰 偶a艂oby. Nienawidzi艂a dostosowywa膰 si臋 do oczekiwa艅 innych. Ile pokole艅 jej rodziny ka偶d膮 chwil臋 po艣wi臋ca艂o na uk艂adanie 偶ycia wed艂ug regu艂 narzucanych przez spo艂eczno艣膰, bezustannie martwi膮c si臋 tym, co pomy艣l膮 s膮siedzi?
Jolie mia艂a w nosie opini臋 mieszka艅c贸w Sumarville, ale ciocia Clarice b臋dzie si臋 na to zapatrywa艂a inaczej. Chyba powinna zagra膰 rol臋 prawdziwej damy z Po艂udnia 鈥 by艂a to d艂u偶na swojej rodzinie, rodowi Desmond贸w.
Wspi臋艂a si臋 po schodach na pi臋tro, znalaz艂a pok贸j 207, otworzy艂a drzwi i wesz艂a do 艣rodka. Wystr贸j wn臋trza bardzo mi艂o j膮 zaskoczy艂. Pok贸j by艂 umeblowany prosto, ale bardzo gustownie i utrzymany we wzorowym porz膮dku.
Rzuci艂a walizk臋 na 艂贸偶ko po lewej, zdj臋艂a sanda艂y i sukienk膮 i pad艂a na tapczan po prawej. Wpatruj膮c si臋 w sufit, pomy艣la艂a o pogrzebie ojca. Nie czu艂a 偶alu i nie zamierza艂a udawa膰, 偶e jest inaczej. Przyjecha艂a na pogrzeb i to b臋dzie musia艂o wystarczy膰. W ko艅cu nie zjawi艂a si臋 tu ze wzgl臋du na ojca, kt贸rego straci艂a dawno temu, ale by sprawi膰 przyjemno艣膰 cioci Clarice.
I dowiedzie膰 si臋, czy Belle Rose nale偶y teraz do niej.
鈥 A je艣li tak? 鈥 zapyta艂a na g艂os. U艣miechn臋艂a si臋 na my艣l o s艂odko-gorzkiej zem艣cie.
Rozdzia艂 5
Jolie nie by艂a zaskoczona, 偶e Sumarville nie zmieni艂o si臋 przez dwadzie艣cia lat, ale z jakiego艣 powodu oczekiwa艂a, 偶e Belle Rose wyda jej si臋 inne. Tymczasem wygl膮da艂o identycznie jak w dniu, gdy ojciec wyprawi艂 j膮 w 艣wiat. Ten sam podjazd prowadz膮cy od szosy, ta sama wysoka brama z kutego 偶elaza, te same drzewa w parku, nawet trawniki, krzewy i kwiaty by艂y 艂udz膮co podobne do tych, kt贸re zapami臋ta艂a. Dom te偶 wygl膮da艂 jak przed laty. Majestatyczna pami膮tka po minionych dniach, pomy艣la艂a, patrz膮c na rezydencj臋 przez zamkni臋t膮 bram臋. Wola艂a si臋 nie zastanawia膰, co Georgette zrobi艂a z wn臋trzem domu, kt贸ry nale偶a艂 do rodziny Desmond贸w od czas贸w wojny secesyjnej. Na sam膮 my艣l o tym, 偶e ta kobieta jest gospodyni膮 w domu jej matki, mo偶e nawet sypia w 艂贸偶ku Audrey Royale, a偶 skr臋ca艂o j膮 w 偶o艂膮dku.
Nagle zapragn臋艂a przejecha膰 przez bram臋 i wr贸ci膰 do domu. Wspomnienia z dzieci艅stwa przemyka艂y jej przed oczyma niczym sceny z niemego filmu. Siedzi na kolanach ojca, kt贸ry czyta jej ksi膮偶k臋. Patrzy na matk臋 wchodz膮c膮 wieczorem do jej pokoju, 偶eby utuli膰 j膮 do snu. Gra na fortepianie na cztery r臋ce z cioci膮 Lisette. Bawi si臋 w ogrodzie z Theronem Carterem. Siedzi przy kuchennym stole z cioci膮 Clarice, zajadaj膮c si臋 s艂odowymi ciasteczkami, kt贸re upiek艂a Yvonne.
Jolie westchn臋艂a i wsiad艂a do samochodu. Mog艂a wr贸ci膰 do Belle Rose, ale nie do domu; nigdy nie zdo艂a wskrzesi膰 tamtych szcz臋艣liwych, wolnych od trosk dni sprzed...
Kiedy zosta艂a wypisana dwadzie艣cia lat temu ze szpitala i ojciec przywi贸z艂 j膮 do domu, przez ca艂e tygodnie nie opuszcza艂a swojego pokoju, bo ilekro膰 wchodzi艂a na schody, przed oczami stawa艂 jej widok martwej cioci Lisette, a na dole zatrzymywa艂a si臋 przed kuchennymi drzwiami, boj膮c si臋 zajrze膰 do 艣rodka. Bardzo chcia艂a przypomnie膰 sobie co艣 na temat zab贸jcy, lecz jej umys艂 odmawia艂 wsp贸艂pracy. Trzy miesi膮ce po masakrze w Belle Rose, gdy posz艂a pop艂ywa膰 w stawie na terenie plantacji, kto艣 pr贸bowa艂 j膮 utopi膰.
Kto艣 obawia艂 si臋, 偶e co艣 sobie przypomni.
Tamtego dnia Jolie wykrad艂a si臋 z domu. Desperacko szuka艂a samotno艣ci, bo czu艂a, 偶e by艂a bezustannie obserwowana. Ciocia Clarice, Yvonne albo ojciec zawsze mieli j膮 na oku.
W艂o偶y艂a wtedy pod sukienk臋 dwucz臋艣ciowy kostium k膮pielowy 鈥 najnowszy model, kt贸ry sprzedawa艂 si臋 w butiku cioci Clarice jak 艣wie偶e bu艂eczki. Lipcowe s艂o艅ce pra偶y艂o bezlito艣nie, wi臋c ch艂odna woda by艂a bardzo orze藕wiaj膮ca. Przep艂yn臋艂a trzy d艂ugo艣ci stawu, ciesz膮c si臋 swobod膮, kt贸rej nie zazna艂a od miesi臋cy. 呕adnych przykrych wspomnie艅. 呕adnych spojrze艅. W pewnej chwili us艂ysza艂a, jak kto艣 skacze do wody. My艣la艂a, 偶e to Sandy albo Theron, wi臋c nie poczu艂a niepokoju. Dopiero gdy czyja艣 r臋ka chwyci艂a j膮 za stop臋 i szarpn臋艂a pod wod臋, zda艂a sobie spraw臋, 偶e morderca wr贸ci艂, by doko艅czy膰 dzie艂a. Jakim艣 cudem zdo艂a艂a si臋 uwolni膰. Dop艂yn臋艂a do brzegu, wyskoczy艂a z wody i pop臋dzi艂a w stron臋 lasu. Nie obejrza艂a si臋 za siebie ani razu a偶 do chwili, gdy dobieg艂a do Belle Rose i zobaczy艂a Yvonne wieszaj膮c膮 wypran膮 po艣ciel na sznurkach w ogrodzie.
Kiedy opowiedzia艂a, co si臋 sta艂o, Yvonne i ciocia Clarice natychmiast posz艂y do szeryfa. Pr贸bowa艂y go przekona膰, 偶e zab贸jca wci膮偶 przebywa na wolno艣ci i zagra偶a jej 偶yciu, ale szeryf nie uwierzy艂 w 鈥瀐isteryczne brednie niezr贸wnowa偶onego dziecka鈥. Ojciec potraktowa艂 sytuacj臋 powa偶nie i postanowi艂 natychmiast wywie藕膰 Jolie z miasta 鈥 ze wzgl臋du na jej bezpiecze艅stwo. Wtedy jeszcze ufa艂a w szczero艣膰 jego intencji, wi臋c nie protestowa艂a, gdy wys艂a艂 j膮 do swojej kuzynki Jennifer i jej m臋偶a, pu艂kownika Paula Deana Underwooda. Na jesieni zosta艂a przyj臋ta do prywatnej szko艂y z internatem w Wirginii, a sze艣膰 miesi臋cy p贸藕niej Louis o偶eni艂 si臋 z Georgette Devereaux i sprowadzi艂 j膮 wraz synem do Belle Rose. Jolie ju偶 nigdy nie wr贸ci艂a do domu. W czasie wakacji wybiera艂a si臋 do tej cz臋艣ci 艣wiata, gdzie akurat mieszkali Jennifer i Paul Dean. Kiedy mia艂a dwadzie艣cia cztery lata, oboje zgin臋li w katastrofie lotniczej i w艂a艣nie wtedy straci艂a prawdziw膮 rodzin臋.
Wykr臋ci艂a i ruszy艂a z powrotem w stron臋 miasteczka. Kiedy jednak mija艂a star膮 drog臋, kt贸ra bieg艂a wzd艂u偶 granicy plantacji nieopodal stawu, przyhamowa艂a i niewiele my艣l膮c, wjecha艂a na wyboje. Czuj膮c przymus zmierzenia si臋 z demonami przesz艂o艣ci, zaparkowa艂a w贸z, otworzy艂a drzwiczki i wysiad艂a. Je艣li dobrze pami臋ta艂a, staw znajdowa艂 si臋 za lasem, nieca艂e p贸艂 kilometra w linii prostej. Czy 艣cie偶ka, kt贸r膮 wydepta艂a przed laty z Theronem i tr贸jk膮 Wells贸w, wci膮偶 tam jest?
Nigdy nie zapomni, jak si臋 oburzy艂a, gdy Garland Wells, wtedy szesnastolatek, powiedzia艂 czternastoletniemu Theronowi, 偶e jest ju偶 za du偶y i nie wypada mu si臋 bawi膰 i p艂ywa膰 z m艂odymi panienkami. Tymi panienkami by艂y dwunastoletnia Felicia Wells, jej dziesi臋cioletnia siostra Sandy i jej r贸wie艣nica Jolie.
Chocia偶 rozgl膮da艂a si臋 uwa偶nie dooko艂a, nie mog艂a odnale藕膰 starej 艣cie偶ki. Pewnie ju偶 dawno zaros艂a. Przez te wszystkie lata nie biega艂y t臋dy dzieci臋ce n贸偶ki, kt贸re zadepta艂yby ro艣linno艣膰. Odgarniaj膮c ga艂臋zie i st膮paj膮c po obumar艂ych li艣ciach, Jolie przedziera艂a si臋 naprz贸d. Zorientowa艂a si臋, 偶e idzie we w艂a艣ciwym kierunku, gdy us艂ysza艂a szmer 藕r贸de艂ka, kt贸re zasila艂o swoimi wodami staw. Cz臋sto jako dziecko pi艂a jego ch艂odn膮 wod臋.
Kiedy zbli偶a艂a si臋 do 藕r贸d艂a, nogawk膮 spodni zaczepi艂a o krzak wrzo艣ca. Zakl臋艂a pod nosem, bo pr贸buj膮c si臋 wypl膮ta膰, bole艣nie uk艂u艂a si臋 w palec. Podnios艂a d艂o艅 do ust i zliza艂a krew. Sz艂a dalej, a偶 dotar艂a do uj艣cia strumienia. Nad brzegiem stawu sta艂 wspania艂y czarny arab i pi艂 orze藕wiaj膮c膮 wod臋. Osiod艂any ko艅 oznacza艂, 偶e w pobli偶u musi by膰 je藕dziec. Ukryta za drzewem i g臋stymi krzakami Jolie mog艂a rozejrze膰 si臋 niepostrze偶enie. Powiod艂a wzrokiem dooko艂a i po chwili dostrzeg艂a ciemnow艂osego m臋偶czyzn臋 stoj膮cego po kostki w wodzie. Patrzy艂a, jak zdejmuje koszul臋, rzuca j膮 na ziemi臋, pochyla si臋 i oblewa wod膮 twarz. Krople sp艂ywa艂y po jego szerokich plecach i muskularnym torsie. Jolie wstrzyma艂a oddech. M臋偶czyzna by艂 r贸wnie wspania艂y jak ko艅.
Przysz艂a nad staw w nadziei, 偶e przypomni sobie szczeg贸艂y dnia, w kt贸rym kto艣 po raz drugi pr贸bowa艂 j膮 zamordowa膰. Mimo d艂ugich lat terapii nie zdo艂a艂a wydoby膰 z pami臋ci niczego, co rzuci艂oby nowe 艣wiat艂o na oba ataki. Albo prawda na zawsze ukry艂a si臋 w g艂臋bokich pok艂adach pod艣wiadomo艣ci, albo rzeczywi艣cie nie by艂o niczego do pami臋tania. Je艣li powr贸t do domu uwolni j膮 wreszcie od poczucia winy za to, czego nie wiedzia艂a, to ta wycieczka do piek艂a b臋dzie warta swojej ceny.
M臋偶czyzna odwr贸ci艂 si臋, wyszed艂 z wody i usiad艂 na wilgotnej ziemi. Jego mokre ciemne w艂osy l艣ni艂y w s艂o艅cu. Jolie zapar艂o dech w piersiach. Rozpozna艂a go. Nie by艂 ju偶 szczup艂ym osiemnastolatkiem, kt贸rego obraz nosi艂a w pami臋ci; by艂 teraz barczystym, silnie umi臋艣nionym i zniewalaj膮co przystojnym dojrza艂ym m臋偶czyzn膮.
Maximillian Devereaux.
Serce zatrzepota艂o jej na jego widok. By艂a to reakcja nieprzypominaj膮ca niczego, co kiedykolwiek czu艂a przy innych m臋偶czyznach. Jakby znowu mia艂a czterna艣cie lat i m艂odzie艅cze hormony rozpala艂y jej cia艂o.
Nagle Max zani贸s艂 si臋 g艂o艣nym szlochem. Jolie z ponur膮 fascynacj膮 patrzy艂a, jak p艂acze, a jego pot臋偶ne cia艂o dr偶y od niepohamowanego 偶alu. Op艂akiwa艂 jej ojca. Dziwne 鈥 ale zazdro艣ci艂a mu tej zdolno艣ci. Sama nie potrafi艂a uroni膰 po Louisie Royale'u ani jednej 艂zy.
By艂o jasne, 偶e Max przyszed艂 nad staw, by m贸g艂 da膰 upust frustracji i b贸lowi z dala od wzroku innych. Poczu艂a dziwny przyp艂yw sympatii. Wydawa艂 si臋 taki samotny, ca艂kowicie, 偶a艂o艣nie samotny.
Nie mog艂a dopu艣ci膰, by si臋 zorientowa艂, 偶e widzia艂a go w chwili s艂abo艣ci. B臋dzie musia艂a zmierzy膰 si臋 z Maksem ju偶 wkr贸tce, a kiedy stanie z nim twarz膮 w twarz, to niejako cz艂onek rodziny, lecz jako wr贸g. Je偶eli 鈥 jak podejrzewa艂a 鈥 ojciec zapisa艂 Belle Rose Georgette albo Mallory, Jolie zamierza艂a podwa偶y膰 testament. Wynajmie dobrego adwokata i b臋dzie ich ci膮ga膰 po s膮dach do ko艅ca 偶ycia, ale nie dopu艣ci, 偶eby dom przodk贸w jej matki znalaz艂 si臋 w 艂apskach tej dziwki.
Spojrza艂a ostatni raz na Maksa, odwr贸ci艂a si臋 i odesz艂a, staraj膮c si臋 porusza膰 szybko i bezszelestnie. Kiedy zn贸w spotka Maksa, b臋dzie musia艂a dopilnowa膰, 偶eby nie zda艂 sobie sprawy, 偶e j膮 poci膮ga fizycznie. Na pewno spr贸bowa艂by to wykorzysta膰 przeciwko niej.
A nie powinna zapomina膰, 偶e 鈥 cho膰 wydawa艂o si臋 to ma艂o prawdopodobne 鈥 Max m贸g艂 by膰 sprawc膮 masakry w Belle Rose.
*
Ko艣ci贸艂 metodyst贸w by艂 wype艂niony po brzegi, t艂umy ludzi wylewa艂y si臋 a偶 na schody i dziedziniec. Ostre popo艂udniowe s艂o艅ce 艣wieci艂o przez witra偶e, roztaczaj膮c pod sklepieniem t臋cz臋 barw, a melancholijny j臋k organ贸w rozbrzmiewa艂 nad zebranymi, zag艂uszaj膮c szuranie n贸g i szepty. Powietrze przesyca艂 zapach kwiat贸w. Wie艅ce otacza艂y trumn臋, a rz膮d wi膮zanek i bukiet贸w ci膮gn膮艂 si臋 od o艂tarza a偶 do przedsionka. Max by艂 pewien, 偶e jeszcze nigdy nie by艂o w hrabstwie Desmond pogrzebu, kt贸ry m贸g艂by si臋 r贸wna膰 z dzisiejsz膮 ceremoni膮. Przyby艂o wiele wa偶nych osobisto艣ci Po艂udnia, w艣r贸d nich gubernatorzy trzech stan贸w, kilku kongresman贸w i senator贸w. 呕aden cz艂owiek nie mia艂 w Missisipi takiego powa偶ania jak Louis Royale. By艂 szanowany przez wszystkich, kt贸rzy go znali, i kochany przez rodzin臋 i przyjaci贸艂. Kilka os贸b sk艂adaj膮cych Georgette, Mallory i Maksowi kondolencje spyta艂o, dlaczego Jolie nie pojawi艂a si臋 w tak wa偶nym dniu. Georgette pozostawi艂a udzielenie wyja艣nie艅 synowi, a on powiedzia艂 po prostu, 偶e Jolie zosta艂a zawiadomiona i spodziewaj膮 si臋 jej lada chwila.
Otoczy艂 matk臋 ramieniem, delikatnie odci膮gn膮艂 od trumny i zaprowadzi艂 do jednej z 艂aw zarezerwowanych dla najbli偶szej rodziny. Kiedy usiad艂a, chcia艂 odej艣膰, ale z艂apa艂a go za r臋k臋.
鈥 Nie zostawiaj mnie 鈥 poprosi艂a. Pochyli艂 si臋, u艣cisn膮艂 jej d艂o艅 i szepn膮艂:
鈥 Musz臋 si臋 zaj膮膰 pewnymi sprawami. 鈥 Zerkn膮艂 na siostr臋, kt贸ra siedzia艂a na lewo od matki nieruchoma niczym rze藕ba. 鈥 Mallory jest tu偶 obok, a ja wr贸c臋, gdy tylko b臋d臋 m贸g艂.
Georgette pokiwa艂a g艂ow膮 lecz Max czu艂 dr偶enie jej r膮k. Jego biedna matka b臋dzie kompletnie zagubiona bez Louisa. Popatrzy艂 na Mallory, kt贸ra odwzajemni艂a spojrzenie z oboj臋tnym wyrazem twarzy.
鈥 Zaopiekuj si臋 matk膮, dop贸ki nie wr贸c臋. 鈥 Kiedy nie zareagowa艂a, powiedzia艂: 鈥 Mallory!
鈥 S艂ysza艂am 鈥 mrukn臋艂a.
Max powi贸d艂 wzrokiem po dw贸ch pierwszych 艂awach. Jego matka i siostra siedzia艂y rami臋 przy ramieniu w pierwszej 艂awie na lewo od o艂tarza. Wujek Parry, na szcz臋艣cie trze藕wy, obejmowa艂 Mallory i od czasu do czasu klepa艂 j膮 pocieszaj膮co po plecach. Garstka krewnych Louisa okupowa艂a drug膮 艂aw臋; niekt贸rych Max nie widzia艂 wcze艣niej na oczy. Ciocia Clarice siedzia艂a w pierwszym rz臋dzie po prawej wsp贸lnie z Nowellem Landersem. Yvonne Carter zaj臋艂a miejsce za nimi, a jej l艣ni膮ce orzechowe oczy by艂y czujne jak zawsze. Podejrzewa艂, 偶e nie ufa Nowellowi tak jak on i r贸wnie偶 nie mo偶e wp艂yn膮膰 na przyjaci贸艂k臋, by zako艅czy艂a niebezpieczn膮 znajomo艣膰. Max darzy艂 Yvonne najwy偶szym szacunkiem za jej trosk臋 o Clarice. Nie mia艂 poj臋cia, jak silne jest ich wzajemne przywi膮zanie, ale wiedzia艂, 偶e to, co je 艂膮czy, daleko wykracza poza zwyk艂膮 wi臋藕 mi臋dzy pani膮 i s艂u偶膮c膮. Nawet gdy Yvonne obs艂ugiwa艂a Clarice i opiekowa艂a si臋 ni膮, zachowywa艂y si臋 tak, jakby by艂y siostrami.
Siedz膮cy w drugiej 艂awie po prawej krewni Desmond贸w 鈥 cho膰 偶aden nie nosi艂 tego nazwiska 鈥 zadzierali wysoko arystokratyczne nosy. Stopie艅 ich pokrewie艅stwa z rodem Clarice mo偶na by okre艣li膰 jako dziesi膮t膮 wod臋 po kisielu.
Id膮c w stron臋 wyj艣cia, Max dostrzeg艂 Wells贸w 鈥 ojca i syna. Roscoe, by艂y cz艂onek Ku-Klux-Klanu, zmieni艂 pogl膮dy, aby przystosowa膰 si臋 do nowych czas贸w i zyska膰 g艂osy wyborc贸w. Mimo 偶e dobiega艂 siedemdziesi膮tki, stara艂 si臋 utrzyma膰 w艂adz臋 nad obojgiem dzieci, z kt贸rych 偶adne nie zwraca艂o na niego wi臋kszej uwagi. Garland, przez przyjaci贸艂 nazywany Garem, cho膰 podobny do ojca 鈥 tak samo niski i kr臋py, i maj膮cy r贸wnie g艂o艣ny zara藕liwy 艣miech 鈥 nie odziedziczy艂 jego ogromnego temperamentu i by艂 o wiele lepszym cz艂owiekiem.
Sandy siedzia艂a dwa rz臋dy za ojcem i bratem, a dziel膮cy ich dystans wiele wyja艣nia艂. Sandy by艂a nieodrodn膮 c贸rk膮 swojej nie偶yj膮cej matki, przyjazn膮, otwart膮 osob膮, kt贸ra wzi臋艂a na siebie ci臋偶ar wyr贸wnania krzywd wyrz膮dzonych przez ojca przed jego 鈥瀗awr贸ceniem鈥. Max 鈥 tak jak wszyscy, kt贸rzy j膮 znali 鈥 lubi艂 Sandy i chwilami 偶a艂owa艂, 偶e nigdy nie odwzajemni uczucia, jakim go darzy艂a. Od lat wiedzia艂, 偶e si臋 w nim podkochuje, a w ka偶dym razie tak jej si臋 zdaje. By艂a zupe艂nie inna ni偶 Felicia. Gdyby zakocha艂 si臋 w m艂odszej c贸rce Wellsa zamiast w starszej, jego 偶ycie by艂oby o wiele prostsze. I znacznie szcz臋艣liwsze. Ale oszala艂 na punkcie Felicii, a ona wykorzysta艂a to przeciwko niemu. Zanim znikn臋艂a nied艂ugo przed trzeci膮 rocznic膮 艣lubu, nie tylko przesta艂 j膮 kocha膰, ale wr臋cz znienawidzi艂. Felicia by艂a c贸rk膮 swojego ojca 鈥 egoistyczn膮 i wredn膮 manipulantk膮.
Kiedy mija艂 Sandy, wsta艂a i wyci膮gn臋艂a do niego d艂o艅. Przystan膮艂 i obj膮艂 j膮, przyjmuj膮c czu艂y poca艂unek w policzek, po czym uwolni艂 si臋 z u艣cisku i ruszy艂 dalej. Zbli偶a艂a si臋 druga i chcia艂 porozmawia膰 z McCoyem Trendallem, aby si臋 upewni膰, 偶e wszystkie jego instrukcje zostan膮 wykonane. Louis zas艂ugiwa艂 na to, co najlepsze. Dopilnowanie, by jego pogrzeb sta艂 si臋 niezapomnian膮 ceremoni膮, by艂o ostatni膮 rzecz膮, jak膮 m贸g艂 zrobi膰 dla ojczyma.
Sprowadzi艂 samolotem zesp贸艂 kobziarzy, kt贸rzy mieli odegra膰 Amazing Grace tu偶 przed kazaniem pastora. Czarny ch贸r Ko艣cio艂a baptyst贸w w Sumarville b臋dzie 艣piewa艂 na zmian臋 z bia艂ym ch贸rem metodyst贸w. Gubernator Missisipi wyg艂osi eulogi臋.
Znalaz艂 McCoya w westybulu.
鈥 Mamy wszystko pod kontrol膮 鈥 zapewni艂 Trendall. 鈥 Obiecuj臋, 偶e wszystko przebiegnie bez wpadek.
鈥 Czy nag艂o艣nienie na zewn膮trz dzia艂a? 鈥 Max spojrza艂 na t艂um na schodach i chodniku.
鈥 Dzia艂a bez zarzutu. Sam sprawdza艂em.
Max pokiwa艂 g艂ow膮, u艣cisn膮艂 McCoyowi d艂o艅 i ruszy艂 po艣piesznie przez t艂um do m臋skiej toalety. Na szcz臋艣cie by艂a wolna. Wyj膮艂 z kieszeni telefon kom贸rkowy i notes i wybra艂 numer.
鈥 Tu Maximillian Devereaux 鈥 powiedzia艂. 鈥 Dzwoni臋, by sprawdzi膰, czy...
G艂os po drugiej stronie zapewni艂 go, 偶e nowoorlea艅ski jazz-band, kt贸ry wynaj膮艂 na styp臋 w Belle Rose, jest ju偶 na miejscu. Odetchn膮艂. Louis uwielbia艂 jazz; cz臋sto je藕dzili razem do Nowego Orleanu na m臋skie wieczorki.
Max zerkn膮艂 w lustro nad umywalk膮. Poprawi艂 przekrzywiony krawat, odetchn膮艂 g艂臋boko i otworzy艂 drzwi. Za kilka godzin, kiedy sko艅czy si臋 ca艂a pompa i zamieszanie, b臋dzie musia艂 si臋 zmierzy膰 z realno艣ci膮 艣mierci Louisa.
W艂a艣nie szed艂 boczn膮 naw膮 do przedniej 艂awki, gdy us艂ysza艂 szmer w艣r贸d zebranych. Ciarki przesz艂y mu po plecach, a instynkt przestrzeg艂 go, 偶e co艣 jest nie tak. Pomruki stawa艂y si臋 coraz g艂o艣niejsze, a偶 w ko艅cu us艂ysza艂 wyra藕nie, jak kto艣 m贸wi 鈥濲olie鈥. 艢cisn臋艂o go w 偶o艂膮dku. Zatrzyma艂 si臋 przy trzecim rz臋dzie 艂aw i powoli obejrza艂 si臋 przez rami臋. Prze艂kn膮艂 z wysi艂kiem 艣lin臋 i zakl膮艂 pod nosem.
Naw膮 g艂贸wn膮 kroczy艂a wysoka kobieta w prostym be偶owym kostiumie. Nie przypomina艂a pulchnej nastolatki, jak膮 zapami臋ta艂, ale rozpozna艂by j膮 wsz臋dzie. By艂a 艂udz膮co podobna do matki i ciotek. Nieodrodna c贸rka Desmond贸w. Jasne w艂osy uczesane w kok, kwadratowy podbr贸dek, pe艂ne wargi i otaczaj膮ca j膮 aura wy偶szo艣ci. Tylko oczy mia艂a po Royale'ach. By艂y intensywnie niebieskie jak oczy Louisa i Mallory.
Wi臋c c贸rka marnotrawna wreszcie wr贸ci艂a, zapewniaj膮c sobie wielkie wej艣cie. Wszyscy w ko艣ciele patrzyli tylko na ni膮.
Musisz to zrobi膰, czy tego chcesz, czy nie, upomnia艂 samego siebie. Wszyscy tego po tobie oczekuj膮.
Odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 w stron臋 Jolie Royale, kt贸ra nawet na niego nie spojrza艂a. Sz艂a prosto do trumny ojca. Lada chwila zobacz膮 j膮 jego matka i ciotka Clarice. Ich reakcje b臋d膮 kra艅cowo r贸偶ne, ale r贸wnie dramatyczne.
Max przyspieszy艂 i stan膮艂 dok艂adnie przed Jolie, zagradzaj膮c jej drog臋 do o艂tarza. Zatrzymawszy si臋, spojrza艂a mu prosto w oczy z prowokacyjn膮 min膮.
鈥 Jolie, jestem Max Devereaux, tw贸j przybrany brat. 鈥 Nie dotkn膮艂 jej; gdyby to zrobi艂, nie m贸g艂 zar臋czy膰, 偶e jego d艂onie nie oplot膮 si臋 wok贸艂 jej smuk艂ej szyi i nie zaczn膮 jej dusi膰.
Spiorunowa艂a go wzrokiem, a w jej oczach b艂ysn臋艂a nienawi艣膰.
鈥 Wiem, kim jeste艣.
鈥 Chcia艂aby艣 po偶egna膰 si臋 z ojcem? 鈥 spyta艂. 鈥 Je艣li tak, mog臋 ci towarzyszy膰.
鈥 Mi艂o z twojej strony, 偶e to proponujesz. Ale my艣l臋, 偶e poradz臋 sobie bez twojej pomocy 鈥 odpar艂a lodowatym tonem.
鈥 Jak sobie 偶yczysz. 鈥 Zszed艂 jej z drogi i doda艂: 鈥 Usi膮dziesz oczywi艣cie razem z rodzin膮 i pojedziesz z nami na cmentarz.
Jej wargi wygi臋艂y si臋 w lekkim u艣miechu, kt贸ry znikn膮艂 tak szybko, 偶e Max pomy艣la艂, 偶e mu si臋 tylko przywidzia艂.
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 I przyjdziesz na styp臋 w Belle Rose?
Tu j膮 mia艂. Dostrzeg艂 niepewno艣膰 w jej oczach. Je艣li zjawi si臋 w Belle Rose, b臋dzie musia艂a potraktowa膰 jego matk臋 z nale偶yt膮 uprzejmo艣ci膮 a wiedzia艂, jak bardzo by艂o to jej nie w smak.
鈥 Nie planowa艂am tego...
鈥 Mo偶e powinna艣 zmieni膰 plany 鈥 powiedzia艂, a potem nachyli艂 si臋 i szepn膮艂 jej do ucha: Garland Wells odczyta dzi艣 wieczorem testament Louisa. Nie chcesz si臋 przekona膰, czy tata zapisa艂 Belle Rose tobie czy mojej matce?
Rozdzia艂 6
Jolie zdo艂a艂a jako艣 przetrwa膰 nabo偶e艅stwo. Siedz膮c mi臋dzy cioci膮 Clarice a Yvonne, czerpa艂a si艂臋 z ich mi艂o艣ci i troski. Ciocia Clarice wci膮偶 powtarza艂a: 鈥濿iedzia艂am, 偶e przyjedziesz鈥. Ho艂dy sk艂adane Louisowi by艂y prawdopodobnie zas艂u偶one, lecz adresowane do niej kondolencje pastora uzna艂a za zb臋dne. Ona pogrzeba艂a ojca dawno temu. Gdyby kto艣 zapyta艂, dlaczego nie uroni艂a nad grobem 偶adnej 艂zy, odpowiedzia艂aby bez 偶enady. Cho膰 z drugiej strony, nikt nie mia艂 prawa 偶膮da膰 od niej wyja艣nie艅. To, co my艣leli mieszka艅cy tej zapad艂ej mie艣ciny, zupe艂nie jej nie obchodzi艂o. I tak wyjedzie zaraz po odczytaniu testamentu.
Na szcz臋艣cie Dom Pogrzebowy Trendalla zapewni艂 rodzinie dwie czarne limuzyny, wi臋c Jolie nie musia艂a jecha膰 na cmentarz w towarzystwie Georgette i jej dzieci. Szofer zatrzyma艂 w贸z, wysiad艂 i otworzy艂 im drzwiczki. Yvonne wysz艂a pierwsza, a za ni膮 Nowell Landers, kt贸ry pom贸g艂 wysi膮艣膰 cioci Clarice. Jolie waha艂a si臋 przez moment, nim do艂膮czy艂a do reszty. Do tej pory nie zastanawia艂a si臋, gdzie pochowaj膮 ojca. Czy Louis Royale spocznie przy boku pierwszej 偶ony w grobowcu rodziny Desmond贸w, czy te偶 gdzie艣 indziej? Dziwne, 偶e mia艂o to dla niej znaczenie. Bo co za r贸偶nica? Mo偶e by艂o to wa偶ne dla jego nowej rodziny, ale jej nie powinno obchodzi膰.
Orszak nie zatrzyma艂 si臋 przy grobowcu Desmond贸w. Id膮c przy boku cioci Clarice, popatrzy艂a na ciemnozielony namiot rozstawiony nad otwart膮 mogi艂膮. By艂a to kwatera Royale'贸w, gdzie spoczywa艂y doczesne szcz膮tki rodzic贸w Louisa. Monumentalny kamie艅 nagrobny strze偶ony przez stoj膮ce po bokach figury anio艂贸w g贸rowa艂 nad g艂臋bok膮 jam膮. Kiedy podesz艂y bli偶ej, Jolie odczyta艂a inskrypcj臋 na nagrobku. Wyryte w szarym marmurze nazwisko ojca, a pod nim data narodzin. Jej serce zamar艂o, gdy obok dostrzeg艂a nazwisko Georgette Royale.
Do艂膮czywszy do Clarice i Yvonne, usiad艂a na sk艂adanym krze艣le w drugim rz臋dzie. Nowell Landers sta艂 za plecami cioci, a jego pot臋偶na, opalona d艂o艅 spoczywa艂a na jej ramieniu. Druga rodzina Louisa zajmowa艂a krzes艂a w pierwszym rz臋dzie 鈥 Georgette, jej dzieci i nawet jej brat Parry.
鈥 Nasze serca pogr膮偶one s膮 dzisiaj w 偶alu 鈥 rozpocz膮艂 mow臋 wielebny Arnold. Wychwala艂 Louisa pod niebiosa, wylicza艂 jego osi膮gni臋cia, a na koniec z艂o偶y艂 kondolencje rodzinie.
Dwadzie艣cia lat temu le偶a艂a w szpitalu zawieszona mi臋dzy 偶yciem a 艣mierci膮 i nie mog艂a by膰 na pogrzebie matki i ciotki. Od tego czasu unika艂a pogrzeb贸w jak ognia, znajduj膮c rozmaite wym贸wki. A teraz znalaz艂a si臋 na pogrzebie ojca, kt贸rego nie widzia艂a od dwudziestu lat. B臋dzie musia艂a dotrwa膰 do ko艅ca ceremonii. Jako艣 jej si臋 uda. Cho膰 nie wiedzia艂a jak.
Wielebny Arnold zako艅czy艂 przemow臋 i ust膮pi艂 miejsca Kaplicznikom, kt贸rzy przyst膮pili do odprawiania maso艅skich rytua艂贸w pogrzebowych, by po偶egna膰 brata, kt贸ry sprawowa艂 kiedy艣 funkcj臋 ich Potentata.
Jolie przygl膮da艂a si臋 ubranej na czarno wdowie. Jej 艂zy wydawa艂y si臋 szczere. Czy偶by Georgette naprawd臋 kocha艂a m臋偶a, a nie tylko jego pieni膮dze i pozycj臋? Dziwne, pomy艣la艂a Jolie, 偶e rozwa偶am teraz tak膮 mo偶liwo艣膰, skoro nigdy przedtem nie przyzna艂am drugiej pani Royale tego prawa.
Ale nawet je艣li Georgette kocha艂a Louisa, niczego to nie zmienia艂o. Zaanga偶owali si臋 w cudzo艂o偶ny zwi膮zek jeszcze za 偶ycia Audrey i wzi臋li 艣lub dziewi臋膰 miesi臋cy po jej 艣mierci. Oba czyny by艂y niewybaczalne.
鈥 Biedna Georgette 鈥 wyszepta艂a Clarice. 鈥 Nie prze偶y艂aby tej straty, gdyby nie Max. B臋dzie dla niej podpor膮. Zaopiekuje si臋 nami wszystkimi jak Louis.
S艂owa ciotki nie zaskoczy艂y Jolie. W ci膮gu ostatnich paru lat nas艂ucha艂a si臋 wielu pochwa艂 pod jego adresem. Max zrobi艂 to, powiedzia艂 tamto. Ten wspania艂y Max.
Wspomnienie Maksa orze藕wiaj膮cego si臋 przy stawie tego ranka przemkn臋艂o jej przed oczyma. Skrzywi艂a si臋. Do艣膰 tych g艂upich fantazji, upomnia艂a si臋 w duchu. Nie da si臋 omota膰 czarowi Maksa, kt贸ry, jak si臋 zdaje, dzia艂a na wszystkie kobiety, stare czy m艂ode. Nie by艂a ju偶 czternastoletni膮 smarkul膮 prze偶ywaj膮c膮 pierwsze zauroczenie. Max Devereaux by艂 dla niej persona non grata. Je艣li o ni膮 chodzi, facet by艂 diab艂em wcielonym.
Kobziarze przyszli z ko艣cio艂a, by wzi膮膰 udzia艂 w maso艅skich obrz臋dach, a teraz grali nad 艣wie偶o przysypan膮 mogi艂膮. 呕a艂osny j臋k szkockiej muzyki ni贸s艂 si臋 po cmentarzu i osiada艂 w duszy. Max pom贸g艂 matce i siostrze wsi膮艣膰 do limuzyny, a potem zerkn膮艂 na Jolie. Ich spojrzenia spotka艂y si臋 na u艂amek sekundy. Lodowaty b艂ysk w jego oczach zmrozi艂 j膮 do szpiku ko艣ci. Czy by艂 to b艂ysk niewinno艣ci, czy tylko ostrze偶enie?
鈥 Chod藕, kochanie 鈥 powiedzia艂a do niej Clarice z wn臋trza limuzyny. 鈥 Musimy jecha膰 prosto do Belle Rose, 偶eby powita膰 go艣ci.
Jolie pokiwa艂a g艂ow膮 i po艣piesznie wsiad艂a do auta. Wola艂aby przej艣膰 boso po roz偶arzonych w臋glach albo po艂kn膮膰 pot艂uczone szk艂o, ni偶 uczestniczy膰 w stypie. Oczywi艣cie mog艂a si臋 wym贸wi膰, p贸j艣膰 do hotelu i wr贸ci膰 dopiero na odczytanie testamentu. Ale jak wyt艂umaczy艂aby to cioci? Nie, ju偶 za p贸藕no, 偶eby si臋 wycofa膰. Skoro wr贸ci艂a do Sumarville, musi wr贸ci膰 tak偶e do Belle Rose.
*
Wi臋c Jolie Royale jednak przyjecha艂a. W dodatku jest tak podobna do matki i ciotek, 偶e wszyscy natychmiast j膮 rozpoznali. Wyros艂a na pi臋kn膮 kobiet臋, r贸wnie urodziw膮 jak Lisette, naj艂adniejsza z si贸str. W rzeczy samej, podobie艅stwo wr臋cz uderzaj膮ce.
Po co przyjecha艂a? Przecie偶 odci臋艂a si臋 od Louisa, Sumarville i Belle Rose dawno temu. Bez w膮tpienia liczy na spadek, mo偶e nawet na spory kawa艂ek tortu po Royale'u.
Niech j膮 diabli porw膮! Ludzie zaczn膮 znowu mle膰 ozorami, rozpami臋tywa膰 masakr臋 w Belle Rose. M贸wi膮 偶e syn Yvonne, Theron, chce wetkn膮膰 kij w mrowisko i wznowi膰 stare 艣ledztwo. Trzeba go powstrzyma膰, zanim podniesie si臋 prawdziwy smr贸d. Pewnie nie艂atwo b臋dzie go za艂atwi膰, ale da si臋 zrobi膰. Jolie Royale to zupe艂nie inna sprawa. Nie da si臋 wykluczy膰, 偶e przypomnia艂a sobie co艣 wa偶nego o morderstwie. Czy dlatego postanowi艂a wr贸ci膰? Nie uda艂o mi si臋 jej zabi膰 mimo dw贸ch pr贸b. Trzecia musi si臋 powie艣膰.
Tamte morderstwa by艂y konieczne. Nie mia艂em innego wyboru. B贸g mi 艣wiadkiem, 偶e nie chcia艂em zabi膰 ich wszystkich. Po prostu weszli mi w drog臋. Nie mogli prze偶y膰 po tym, co zobaczyli.
*
Yvonne kr膮偶y艂a po pokojach, nie rzucaj膮c si臋 w oczy. Opr贸cz kilku bliskich przyjaci贸艂 rodziny go艣cie ignorowali j膮. Taki ju偶 los s艂u偶by. Dawno przesta艂o jej przeszkadza膰, 偶e ludzie z zewn膮trz traktuj膮 j膮 jako zwyk艂膮 gospodyni臋. Nauczy艂a si臋 akceptowa膰 zar贸wno blaski, jak i cienie swojego 偶ycia 鈥 co艣, do czego jej syn nigdy by nie przywyk艂. Theron nie mia艂 偶adnych ogranicze艅, 偶adne wstydliwe wydarzenia nie plami艂y jego przesz艂o艣ci, 偶adne zobowi膮zania nie kr臋powa艂y go w osi膮ganiu wyznaczonych cel贸w. Oby tylko pr贸ba uwolnienia Lemara od winy za masakr臋 w Belle Rose nie zrujnowa艂a jego politycznej kariery. Modli艂a si臋 o to z ca艂ego serca.
Yvonne zatrudni艂a firm臋 cateringow膮 z Vicksburga, z kt贸rej pomocy korzysta艂a ju偶 przy wielu okazjach. Ale cho膰 zawsze by艂a zadowolona z jej us艂ug, osobi艣cie czuwa艂a nad wszystkim, pocz膮wszy od podawanych potraw, a偶 po wygl膮d i prac臋 kelner贸w. By艂a dobra w swoim fachu. Clarice powiedzia艂a kiedy艣, 偶e z takimi zdolno艣ciami organizacyjnymi mog艂aby szefowa膰 du偶ej korporacji. Nawet teraz na my艣l o tej uwadze Yvonne u艣miechn臋艂a si臋 lekko.
Na styp臋 przysz艂a ponad po艂owa os贸b, kt贸re uczestniczy艂y w nabo偶e艅stwie, wi臋c dom niemal p臋ka艂 w szwach. Wprawdzie cz臋艣膰 go艣ci zd膮偶y艂a ju偶 wyj艣膰, ale co kilka minut w drzwiach stawali nowi. Po przetoczeniu si臋 takich t艂um贸w rezydencja zmieni si臋 w prawdziw膮 stajni臋 Augiasza, ale Yvonne przewiduj膮co wynaj臋艂a dodatkow膮 pomoc do sprz膮tania.
Clarice powiedzia艂a jej, 偶e powinna do艂膮czy膰 do reszty rodziny na odczytanie testamentu. Yvonne podejrzewa艂a, 偶e Louis zapisa艂 jej niedu偶膮 sum臋, aby si臋 odwdzi臋czy膰 za lata lojalnej s艂u偶by. Mia艂a te偶 nadziej臋, i偶 zostawi艂 Clarice do艣膰 pieni臋dzy, by mog艂a prze偶y膰 stare lata na przyzwoitym poziomie. Z pieni臋dzy za sprzedany dwadzie艣cia lat temu butik pozosta艂o niewiele. Yvonne wiedzia艂a, jaka to suma, co do centa. Nie mia艂y przed sob膮 偶adnych tajemnic. Ani teraz, ani w przesz艂o艣ci.
Przechodz膮c przez salonik na ty艂ach rezydencji, us艂ysza艂a g艂os Clarice. By艂 lekko wzburzony, o oktaw臋 wy偶szy ni偶 normalnie.
鈥 Musisz tu zosta膰 鈥 b艂aga艂a. 鈥 To idiotyczne, 偶e zatrzyma艂a艣 si臋 w zaje藕dzie, skoro w Belle Rose jest dla ciebie a偶 nadto miejsca. W ko艅cu to tw贸j dom. Tw贸j pok贸j wci膮偶 jest taki jak dawniej. Niczego w nim nie zmieniono.
鈥 Nie ma sensu, 偶ebym wymeldowywa艂a si臋 z hotelu 鈥 odpar艂a Jolie. 鈥 I tak za par臋 dni wracam do Atlanty. Mo偶e nawet jutro, je艣li nic mnie nie zatrzyma.
鈥 Przecie偶 to oczywiste, 偶e b臋dziesz musia艂a zosta膰 na d艂u偶ej. Louis na pewno zostawi艂 ci nale偶n膮 cz臋艣膰 maj膮tku.
鈥 W膮tpi臋. Mia艂 now膮 rodzin臋 i o ni膮 przede wszystkim musia艂 zadba膰. Jestem pewna, 偶e to ich potrzeby postawi艂 na pierwszym miejscu.
Clarice obj臋艂a siostrzenic臋.
鈥 Wci膮偶 masz w sobie tyle goryczy. 鈥 Pokr臋ci艂a smutno g艂ow膮. 鈥 Audrey te偶 taka by艂a. Nie umia艂a wybacza膰. Nie potrafi艂a zrozumie膰 ludzkich u艂omno艣ci. Musisz to przem贸c. Nie wiesz, 偶e ostatecznie nienawi艣膰 zwr贸ci si臋 przeciwko tobie?
鈥 Przykro mi, 偶e nie rozumiesz, dlaczego czuj臋 to, co czuj臋, ale nie mog臋 zaakceptowa膰 ani tego, 偶e Georgette zaj臋艂a w tym domu miejsce mojej matki nieca艂y rok po jej 艣mierci, ani tego, 偶e w 艂贸偶ku ojca zaj臋艂a je, kiedy mama wci膮偶 偶y艂a.
鈥 Ciii! 鈥 Clarice przy艂o偶y艂a palec do ust. 鈥 Kto艣 mo偶e us艂ysze膰.
Yvonne wiedzia艂a, 偶e je艣li rozmowa zabrnie jeszcze dalej, b臋dzie mia艂a p贸藕niej k艂opoty z uspokojeniem Clarice. Wszyscy w domu starali si臋 obchodzi膰 z ni膮 jak naj艂agodniej, 偶eby by艂a szcz臋艣liwa i u艣miechni臋ta. Po prostu nie mia艂a do艣膰 si艂y, by radzi膰 sobie ze stresem. Wszyscy w Belle Rose to rozumieli. Dok艂adnie z tego powodu Max nie przep臋dzi艂 Nowella Landersa, gdzie pieprz ro艣nie. Dlaczego Jolie zachowywa艂a si臋 inaczej?
鈥 Clarice, pan Landers ci臋 szuka 鈥 powiedzia艂a Yvonne, podchodz膮c. Niewinne k艂amstwo, 偶eby za艂agodzi膰 sytuacj臋.
鈥 Nowell mnie szuka? 鈥 Clarice zatrzepota艂a rz臋sami niczym podlotek. Yvonne nie widzia艂a, 偶eby jej przyjaci贸艂ka reagowa艂a w ten spos贸b na m臋偶czyzn臋 od czas贸w Jonathana.
鈥 Chod藕, zaprowadz臋 ci臋 do niego. 鈥 Mia艂a nadziej臋, 偶e Nowell Landers nie obna偶y jej k艂amstwa.
鈥 Ale nie przekona艂am jeszcze Jolie, 偶eby zosta艂a w Belle Rose. Zatrzyma艂a si臋 w hotelu i m贸wi, 偶e za par臋 dni wyje偶d偶a. 鈥 Clarice przytuli艂a Jolie do siebie. 鈥 Teraz, kiedy wreszcie wr贸ci艂a do domu, nie mo偶emy pozwoli膰, 偶eby uciek艂a.
鈥 Zr贸bmy tak: ty p贸jdziesz poszuka膰 pana Landersa, a ja porozmawiam z Jolie 鈥 zaproponowa艂a Yvonne. 鈥 Co ty na to?
鈥 Tak, oczywi艣cie. Wspania艂y pomys艂. 鈥 Clarice poca艂owa艂a Jolie w policzek, a potem uwolni艂a j膮 z obj臋膰 i pogrozi艂a jej palcem. 鈥 Pos艂uchaj Yvonne. Zrozumiano? Nie zawiedziesz nas, prawda, moje dziecko?
Jolie u艣miechn臋艂a si臋 s艂abo.
Obiecuj臋, 偶e pos艂ucham, co Yvonne ma do powiedzenia.
To wystarczy艂o, by spacyfikowa膰 Clarice, kt贸ra tanecznym krokiem znikn臋艂a w t艂umie 偶a艂obnik贸w, szukaj膮c swojego adoratora.
鈥 Chcesz zaczerpn膮膰 艣wie偶ego powietrza? 鈥 zwr贸ci艂a si臋 Yvonne do Jolie.
鈥 To znaczy?
鈥 Pomy艣la艂am, 偶e mog艂yby艣my wymkn膮膰 si臋 na tylny ganek. Jest nadzieja, 偶e 偶aden z go艣ci nie zab艂膮ka艂 si臋 a偶 tak daleko.
鈥 Zamierzasz wyg艂osi膰 jedn膮 ze swoich s艂ynnych moralizatorskich m贸w?
Yvonne u艣miechn臋艂a si臋 lekko.
鈥撯 Wi臋c pami臋tasz nauki, jakich udziela艂am tobie i Theronowi w dzieci艅stwie. 鈥 Westchn臋艂a. 鈥 Tak, w艂a艣nie to chodzi mi po g艂owie. Nie s膮dzisz, 偶e ju偶 najwy偶szy czas?
*
Georgette wpada艂a na przemian w 偶a艂osny p艂acz i nerwowe rozedrganie. Max pr贸bowa艂 j膮 przekona膰, 偶eby posz艂a na g贸r臋 do swojego pokoju, ale odm贸wi艂a. Matka, dumna z faktu, 偶e by艂a 偶on膮 Louisa Royale'a, wykorzystywa艂a ka偶d膮 okazj臋, by udowodni膰 艣wiatu, 偶e jest warta tej godno艣ci. Teraz pragn臋艂a pokaza膰 wszystkim, 偶e szczerze boleje nad jego strat膮. Max nie w膮tpi艂, 偶e naprawd臋 kocha艂a Louisa. Jej mi艂o艣膰 by艂a tak silna, 偶e graniczy艂a z obsesj膮. Wydawa艂o si臋, jakby potrzebowa艂a Louisa do 偶ycia tak samo jak powietrza.
Max kocha艂 Felici臋 i powodowany t膮 mi艂o艣ci膮 d艂ugo tolerowa艂 jej bezwstydne wybryki. Ale uczucie tak g艂臋bokie i intensywne, 偶e przys艂ania cz艂owiekowi ca艂y 艣wiat 鈥 a w艂a艣nie takie 艂膮czy艂o jego matk臋 i Louisa 鈥 wr臋cz go przera偶a艂o.
鈥 Louisowi bardzo by si臋 to spodoba艂o 鈥 powiedzia艂a Georgette. 鈥 Uwielbia艂 wspania艂e przyj臋cia.
鈥 To prawda 鈥 przyzna艂 Parry. 鈥 I nie 偶a艂owa艂 na nie grosza. Zawsze podziwia艂em spos贸b, w jaki umia艂 korzysta膰 z pieni臋dzy.
鈥 M贸j m膮偶 by艂 bardzo szczodry. 鈥 Georgette chwyci艂a Maksa za rami臋. 鈥 Kr臋ci mi si臋 w g艂owie. Chyba powinnam usi膮艣膰.
鈥 Oczywi艣cie, mamo.
Utorowa艂 im drog臋 mi臋dzy grupkami rozmawiaj膮cych kobiet i poprowadzi艂 matk臋 w stron臋 stoj膮cego w k膮cie fotela. Pom贸g艂 jej usi膮艣膰 i przykl膮k艂 obok.
鈥 Jeste艣 pewna, 偶e nie chcesz p贸j艣膰 na g贸r臋 i troch臋 odpocz膮膰?
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
鈥 A mo偶e chcesz co艣 do picia? Znajd臋 Yvonne i poprosz臋, 偶eby zaparzy艂a ci mi臋ty.
鈥 Tak, Max, ch臋tnie. Fili偶anka mi臋ty. I dopilnuj, 偶eby wsypa艂a trzy 艂y偶eczki cukru. Uwielbiam s艂odk膮 mi臋t臋.
鈥 Yvonne zawsze o tym pami臋ta 鈥 powiedzia艂. 鈥 Kawa czarna. Mi臋ta bardzo s艂odka.
Rozejrza艂 si臋 dooko艂a, szukaj膮c Mallory. Widzia艂 j膮 tylko raz po powrocie z cmentarza i podejrzewa艂, 偶e schowa艂a si臋 w swoim pokoju. Musia艂 sprawdzi膰, jak si臋 czuje. Od 艣mierci Louisa by艂a cicha i przygaszona. Pewnie tak jak matka zastanawia艂a si臋, jak poradzi sobie bez ojca. W ko艅cu by艂a jego ukochan膮 c贸reczk膮. Kiedy znajdzie Yvonne i poprosi j膮 o mi臋t臋 dla Georgette, p贸jdzie na g贸r臋 i postara si臋 przekona膰 siostr臋, 偶eby zesz艂a na d贸艂 i dotrzyma艂a matce towarzystwa.
W po艂owie drogi do kuchni natkn膮艂 si臋 na Parry'ego, kt贸ry pi艂 kolejnego drinka. Wuj chwyci艂 go za rami臋.
鈥 Poczekaj.
Max zatrzyma艂 si臋 i pos艂a艂 wujowi karc膮ce spojrzenie.
鈥 Kiedy w ko艅cu wywalisz z domu t臋 band臋 snob贸w i skupimy si臋 na tym, co najwa偶niejsze? 鈥 zapyta艂 Parry niezra偶ony.
鈥 A co to takiego?
鈥 Testament Louisa. Musimy wiedzie膰, czy nie zostaniemy st膮d wykopani. 鈥 Nachyli艂 si臋, chuchaj膮c Maksowi w twarz oparami alkoholu. 鈥 Je偶eli zapisa艂 cokolwiek Jolie, powiniene艣 wynaj膮膰 jakiego艣 sprytnego prawnika, kt贸ry specjalizuje si臋 w podwa偶aniu testament贸w. Dziewucha nie zas艂uguje na z艂amanego centa.
Wujek Parry wiele razy przysparza艂 im wstydu. Nale偶a艂 jednak do rodziny i pomimo swoich wybryk贸w potrafi艂 by膰 uroczy.
鈥 Zrobisz co艣 dla mnie, wujku?
鈥 Jasne. Wal, ch艂opie.
鈥 Id藕 na g贸r臋, poszukaj Mallory i nam贸w j膮, 偶eby zesz艂a na d贸艂 i zaj臋艂a si臋 matk膮.
鈥 Masz to jak w banku. 鈥 Poklepa艂 siostrze艅ca po plecach i oddali艂 si臋 chwiejnym krokiem.
Max wszed艂 do kuchni. W pomieszczeniu kr臋ci艂o si臋 wiele os贸b, ale Yvonne w艣r贸d nich nie by艂o. Czy偶by r贸wnie偶 uciek艂a na g贸r臋?
鈥 Czy kto艣 mo偶e mi powiedzie膰, gdzie jest pani Carter? 鈥 zapyta艂 obs艂ug臋 uwijaj膮c膮 si臋, 偶eby nad膮偶y膰 z dostarczaniem kolejnych tac z jedzeniem i napojami.
鈥 Pani Carter jest na tylnym ganku 鈥 odpar艂a m艂oda kobieta w bia艂ej bluzce i czarnych spodniach. U艣miechn臋艂a si臋 i spojrza艂a na niego zalotnie.
鈥 Dzi臋kuj臋.
鈥 Zawsze do us艂ug, panie Devereaux.
Ignoruj膮c subtelne zaproszenie do flirtu, Max przeszed艂 z kuchni do przylegaj膮cej do niej sieni. Otworzy艂 drzwi i wyszed艂 na ganek. Yvonne i Jolie siedzia艂y na szerokiej por臋czy przy kolumnie.
鈥 Rozwa偶 to. Cho膰by ze wzgl臋du na Clarice 鈥 prosi艂a Yvonne. Jolie pokr臋ci艂a g艂ow膮.
鈥 Ciocia b臋dzie szcz臋艣liwa, dopiero gdy zamieszkam tu na sta艂e. A o tym nie ma mowy.
鈥 Wi臋c zosta艅 chocia偶 na par臋 dni. Na pewno mo偶esz ukrywa膰 niech臋膰 do drugiej rodziny ojca przez tak kr贸tki czas.
鈥 鈥Niech臋膰鈥 to za 艂agodne s艂owo. Nienawidz臋 Georgette. I nie ufam Maksowi. Obawiam si臋, 偶e nie umia艂abym maskowa膰 tak silnych uczu膰 nawet ze wzgl臋du na cioci臋 Clarice.
鈥 A Mallory? Przecie偶 nie mo偶esz nienawidzi膰 siostry.
鈥 To tylko siostra przyrodnia. Ale masz racj臋, nie 偶ywi臋 do niej nienawi艣ci. Po prostu 偶al mi jej, 偶e ma Georgette za matk臋.
Max mia艂 dwie mo偶liwo艣ci. M贸g艂 wr贸ci膰 do domu albo ujawni膰 swoj膮 obecno艣膰. Wybrawszy to drugie, chrz膮kn膮艂 znacz膮co. Obie kobiety spojrza艂y w jego stron臋. Yvonne zsun臋艂a si臋 z por臋czy. Jolie siedzia艂a dalej bez ruchu, utkwiwszy w nim wzrok.
鈥 Yvonne, mama chcia艂aby napi膰 si臋 mi臋ty 鈥 powiedzia艂. 鈥 Mog艂aby艣 j膮 dla niej zaparzy膰? Jest w g艂贸wnym salonie.
鈥 Tak, oczywi艣cie 鈥 odpar艂a Yvonne i zerkn臋艂a na Jolie. 鈥 Zachowuj si臋, jak nale偶y. Pami臋taj, 偶e pochodzisz z rodu Desmond贸w.
Wesz艂a do domu, a Max ruszy艂 wolno w stron臋 Jolie. Zanim podszed艂, zeskoczy艂a z por臋czy i skierowa艂a si臋 do drzwi. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i chwyci艂 j膮 za nadgarstek.
鈥 Nie tak pr臋dko 鈥 powiedzia艂. Chcia艂a si臋 wyrwa膰, ale trzyma艂 j膮 mocno.
鈥 Puszczaj.
鈥 Jeszcze nie. Nie, dop贸ki...
Unios艂a woln膮 r臋k臋 i zamachn臋艂a si臋. By艂 szybszy. Po chwili trzyma艂 j膮 za oba nadgarstki. Spojrzeli na siebie z nieskrywan膮 wrogo艣ci膮.
鈥 Moja matka nie zas艂uguje na twoj膮 nienawi艣膰, a siostra na wsp贸艂czucie.
Pr贸bowa艂a si臋 oswobodzi膰, ale bez skutku.
鈥 Widz臋, 偶e do twoich grzech贸w mog臋 teraz doda膰 pods艂uchiwanie 鈥 burkn臋艂a.
鈥 Mam gdzie艣, co o mnie my艣lisz 鈥 odpar艂, 艣ciskaj膮c mocniej jej nadgarstki. 鈥 Ale je艣li skrzywdzisz moj膮 matk臋 lub siostr臋, po偶a艂ujesz.
鈥 Grozisz mi?
鈥 Po prostu daj臋 ci do zrozumienia, 偶e b臋d臋 broni艂 tego, co moje.
鈥 Jakie to szlachetne. Powiedz mi, Max, czy eliminowanie przeszk贸d na drodze do szcz臋艣cia twojej matki podpada pod obron臋 tego, co twoje?
Wredna suka! W艂a艣nie oskar偶y艂a mnie o morderstwo. Uwolni艂 j膮 z u艣cisku.
鈥 Nauczy艂a艣 si臋 ostro gra膰, co?
鈥 呕yjemy w 艣wiecie, w kt贸rym przetrwa najsilniejszy. Ja przetrwa艂am. Wi臋c m贸dl si臋, 偶eby ojciec nie da艂 mi w艂adzy nad twoj膮 rodzin膮, bo je艣li to zrobi艂... 鈥 u艣miechn臋艂a si臋 z艂o艣liwie.
鈥 A wi臋c wojna? 鈥 spyta艂, cho膰 zna艂 odpowied藕. Nic nie sprawi艂oby Jolie Royale wi臋kszej przyjemno艣ci od zniszczenia jego matki.
*
O 贸smej wieczorem Garland Wells zgromadzi艂 rodzin臋 w gabinecie Louisa. Yvonne poda艂a bezkofeinow膮 kaw臋 i mro偶on膮 herbat臋. Kiedy ruszy艂a do drzwi, Gar przypomnia艂 jej, 偶e ma zosta膰.
Jolie z trudem ukrywa艂a zniecierpliwienie. Chcia艂a mie膰 to ju偶 za sob膮 im szybciej, tym lepiej. Testament Louisa m贸g艂 zawa偶y膰 na jej przysz艂o艣ci. Za chwil臋 dowie si臋, czy ojciec wyrzuci艂 j膮 ze swojego 偶ycia, czy te偶 da艂 jej w艂adz臋, by mog艂a si臋 zem艣ci膰.
Gar usiad艂 na sk贸rzanym fotelu za antycznym biurkiem Louisa Royale'a.
鈥 Wygl膮da na to, 偶e wszyscy zainteresowani s膮 obecni.
鈥 Czy to oznacza, 偶e ka偶dy w tym pokoju zosta艂 wspomniany w testamencie? 鈥 zapyta艂 Parry Clifton.
鈥 Tak 鈥 odpar艂 Wells.
Jolie wstrzyma艂a oddech, gdy Gar zacz膮艂 czyta膰 ostatni膮 wol臋 jej ojca, przerywaj膮c od czasu do czasu, by wyja艣ni膰 bardziej zawi艂e fragmenty. Louis Royale pozostawi艂 wi臋kszo艣膰 maj膮tku do r贸wnego podzia艂u mi臋dzy troje dzieci 鈥 Jolie, Mallory i Maksa. Zapisa艂 im tak偶e wszystkie udzia艂y w swoich firmach i sp贸艂kach z zastrze偶eniem, 偶e Max ma zarz膮dza膰 rodzinnym biznesem, tak jak to czyni艂 ju偶 od kilku lat. Georgette i Clarice zapewni艂 fundusze powiernicze na tyle wysokie, by do ko艅ca 偶ycia nie musia艂y si臋 o nic martwi膰. Yvonne otrzyma艂a sto tysi臋cy dolar贸w.
鈥 Co do mojego szwagra Parry'ego Cliftona, prosz臋, aby m贸j przybrany syn Maximillian Devereaux zadba艂 o swojego wujka, jak uzna za stosowne, przekazuj膮c mu niezb臋dne fundusze.
鈥 Wredny stary sukinsyn 鈥 mrukn膮艂 Clifton.
鈥 Zamknij si臋, Parry! 鈥 zgromi艂a go Georgette.
鈥 Powinna艣 by膰 r贸wnie w艣ciek艂a jak ja 鈥 odparowa艂. 鈥 Louis powinien zostawi膰 wszystko tobie i doskonale o tym wiesz. Da艂a艣 mu dwadzie艣cia lat 偶ycia, a on tak ci si臋 odwdzi臋cza 鈥 marnym groszem!
Max wsta艂, chwyci艂 wuja za rami臋 i sykn膮艂:
鈥 Sied藕 cicho albo wyrzuc臋 ci臋 za drzwi.
Parry popatrzy艂 mu w oczy i pokiwa艂 niech臋tnie g艂ow膮.
鈥 Jak sobie 偶yczysz, siostrze艅cze. Wygl膮da na to, 偶e ty tu teraz rz膮dzisz.
Max zwr贸ci艂 si臋 do Gara.
鈥 Czytaj dalej.
鈥 Jest jeszcze kilka darowizn dla instytucji charytatywnych 鈥 powiedzia艂 Wells 鈥 ale jedyny wa偶ny zapis dotyczy Belle Rose.
Zapad艂a cisza. Jolie zastanawia艂a si臋, czy to grzech modli膰 si臋 o co艣, co si臋 stanie narz臋dziem zemsty.
鈥 Plantacja Belle Rose by艂a w艂asno艣ci膮 rodziny mojej pierwszej 偶ony, Audrey Desmond, od pokole艅 鈥 przeczyta艂 Gar Wells. 鈥 Po naszym 艣lubie zar贸wno ona, jak i jej siostry przekaza艂y mi rezydencj臋 wraz z ziemi膮, abym przywr贸ci艂 posiad艂o艣膰 do dawnej 艣wietno艣ci. Rozwa偶ywszy spraw臋 dok艂adnie i zgodnie ze swoim sumieniem, doszed艂em do przekonania, i偶 jedyn膮 sprawiedliw膮 i s艂uszn膮 rzecz膮 jest zapisanie Belle Rose 鈥 domu, mebli i sprz臋t贸w, a tak偶e ziemi 鈥 mojej starszej c贸rce Jolie Desmond Royale.
Rozdzia艂 7
Wielki Bo偶e, nie! 鈥 Georgette chwyci艂a si臋 za serce. 鈥 To skandal! 鈥 Parry Clifton skoczy艂 na r贸wne nogi, zaciskaj膮c pi臋艣ci.
鈥 Tata zapisa艂 jej nasz dom? 鈥 Mallory pos艂a艂a Jolie nienawistne spojrzenie. 鈥 Jak m贸g艂 zrobi膰 co艣 takiego?
Jolie milcza艂a, powtarzaj膮c w my艣lach s艂owa, kt贸re odczyta艂 przed chwil膮 Garland Wells. Belle Rose nale偶a艂o do niej. Ojciec zachowa艂 si臋 jednak jak powinien.
鈥 Och, kochanie, Louis ofiarowa艂 ci wielki dar powiedzia艂a Clarice. By艂a wyra藕nie poruszona, mia艂a zarumienion膮 twarz i 艂zy w oczach.
Jolie poczu艂a na sobie wzrok Maksa i nie potrafi艂a si臋 powstrzyma膰, 偶eby na niego nie spojrze膰. Podczas gdy jego rodzina skar偶y艂a si臋 na niesprawiedliwo艣膰 Louisa, on siedzia艂 sztywno z morderczym b艂yskiem w oczach. Zimny dreszcz przebieg艂 jej po plecach.
鈥 Prosz臋 o spok贸j 鈥 powiedzia艂 Gar, a gdy skargi nie umilk艂y, doda艂 podniesionym g艂osem: 鈥 Zapis jest obwarowany pewnymi warunkami.
Parry Clifton nie przestawa艂 kl膮膰, Georgette wybuch艂a p艂aczem, a Mallory ruszy艂a obra偶ona do drzwi. Max chwyci艂 j膮, nim zd膮偶y艂a z艂apa膰 za klamk臋, i pchn膮艂 z powrotem na fotel. Potem wyci膮gn膮艂 z kieszeni chusteczk臋 i poda艂 matce.
鈥 Otrzyj 艂zy 鈥 powiedzia艂 艂agodnie, jakby m贸wi艂 do dziecka. Odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 wuja. 鈥 Zamknij si臋 i siadaj. Natychmiast! 鈥 warkn膮艂 g艂osem nieznosz膮cym sprzeciwu.
Parry zamilk艂 jak za dotkni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki. Usiad艂 w fotelu obok Georgette, skrzy偶owa艂 r臋ce na piersiach i wyd膮艂 doln膮 warg臋 w niemym ge艣cie protestu.
鈥 M贸w dalej 鈥 poprosi艂 Max, zwracaj膮c si臋 do Wellsa. 鈥 Co to za warunki?
Gar odchrz膮kn膮艂.
鈥 Louis zostawi艂 Belle Rose Jolie z zastrze偶eniem, 偶e jego 偶ona Georgette b臋dzie mia艂a prawo mieszka膰 tu do ko艅ca 偶ycia.
Serce Jolie zamar艂o. Pieprzony sukinsyn. Zn贸w zrobi艂 j膮 na szaro. Najpierw da艂 jej to, czego najbardziej pragn臋艂a, a zaraz potem zwi膮za艂 jej r臋ce, 偶eby nie mog艂a zniszczy膰 偶ycia jego ukochanej Georgette.
鈥 R贸wnie偶 Mallory Royale i Maximillian Devereaux mog膮 mieszka膰 w Belle Rose, jak d艂ugo b臋d膮 chcieli. 鈥 Gar wzi膮艂 g艂臋boki oddech, czekaj膮c na kolejny wybuch oburzenia.
Ale Jolie nie mia艂a zamiaru zni偶a膰 si臋 do poziomu Clifton贸w. Niech zobacz膮, jak bardzo brakuje im klasy. Ona pochodzi艂a z rodu Desmond贸w i musia艂a zachowywa膰 si臋 tak, jak jej przodkowie 鈥 dumnie i godnie. Potrzebowa艂a czasu do namys艂u. Porozmawia z prawnikiem i podejmie odpowiednie decyzje. Poradzi sobie z niezno艣n膮 sytuacj膮, w jakiej postawi艂 j膮 ojciec.
鈥 To znaczy, 偶e nie musimy opuszcza膰 Belle Rose? 鈥 Georgette otar艂a 艂zy chusteczk膮.
鈥 Tak, mamo 鈥 odpar艂 Max.
鈥 Nie mo偶e nas wyrzuci膰, mimo 偶e jest w艂a艣cicielk膮. Zgadza si臋? 鈥 Mallory spojrza艂a na Jolie z triumfalnym u艣miechem.
鈥 Tak 鈥 potwierdzi艂 Gar. Clarice wsta艂a z fotela.
鈥 Czy偶 to nie wspaniale? 鈥 oznajmi艂a z emfaz膮. 鈥 Wszystko u艂o偶y艂o si臋 wprost znakomicie. Powinni艣my uczci膰 m膮dro艣膰 i dobro膰 Louisa.
Jolie wpatrywa艂a si臋 w ciotk臋, nie wiedz膮c, czy pozwoli膰 jej cieszy膰 si臋 iluzj膮 wsp贸lnego harmonijnego 偶ycia, czy te偶 sprowadzi膰 j膮 na ziemi臋. Biedna Clarice. Mo偶e rzeczywi艣cie jest tak szalona, jak wszyscy s膮dz膮. Je艣li cho膰 przez chwil臋 pomy艣la艂a, 偶e ona zamieszka razem z rodzin膮 Georgette, to naprawd臋 偶y艂a w krainie fantazji.
Max pom贸g艂 matce wsta膰.
鈥 To by艂 d艂ugi dzie艅. Powinna艣 si臋 po艂o偶y膰. 鈥 Zwr贸ci艂 si臋 do siostry: 鈥 Mallory, zaprowad藕 matk臋 na g贸r臋.
鈥 Z ch臋ci膮. 鈥 Mallory wci膮偶 si臋 u艣miecha艂a, wyra藕nie usatysfakcjonowana.
Parry Clifton ruszy艂 do drzwi. Max zawo艂a艂 do niego:
鈥 Nie jed藕 dzisiaj do miasta. Nie chc臋 znowu wyci膮ga膰 ci臋 z aresztu. Parry poczerwienia艂. Burkn膮艂 co艣 pod nosem i wyszed艂 z pokoju za Georgette i Mallory. Clarice z艂apa艂a Jolie za rami臋, a potem skin臋艂a na Maksa.
鈥 Musisz pojecha膰 z Jolie do miasta, 偶eby sprowadzi膰 jej samoch贸d i baga偶e. 鈥 U艣miechn臋艂a si臋 do siostrzenicy. 鈥 Tw贸j pok贸j ju偶 na ciebie czeka. Przewietrzy艂y艣my go z Yvonne i oblek艂y艣my 艣wie偶膮 po艣ciel.
鈥 Nie zostan臋 tu na noc 鈥 odpar艂a Jolie.
鈥 Czemu?
鈥 Nie jest gotowa do powrotu do Belle Rose 鈥 powiedzia艂a Yvonne, k艂ad膮c d艂o艅 na ramieniu Clarice. 鈥 Jeszcze nie dzi艣.
鈥 Ale to jej dom. Louis zapisa艂 go jej w testamencie. 鈥 Clarice popatrzy艂a na Jolie, nic nie rozumiej膮c.
鈥 Nie zmuszaj Jolie do czego艣, do czego nie jest jeszcze gotowa 鈥 poradzi艂a Yvonne. 鈥 Pozw贸l jej do tego dojrze膰.
鈥 C贸偶, pewnie masz racj臋... 鈥 Ramiona Clarice unios艂y si臋 i opad艂y, gdy westchn臋艂a g艂臋boko. 鈥 Tylko 偶e...
Yvonne spojrza艂a na Jolie.
鈥 Odprowadz臋 Clarice do pokoju, a potem razem pojedziemy do miasta. Zabierzesz swoje rzeczy i przenocujesz u mnie 鈥 zaproponowa艂a.
By艂 to kompromis, na kt贸ry Jolie mog艂a si臋 zgodzi膰. Sp臋dzi noc na plantacji, tyle 偶e nie w samej rezydencji.
鈥 Dzi臋kuj膮, Yvonne, ch臋tnie skorzystam z twojej go艣ciny.
鈥 Wi臋c postanowione. 鈥 Yvonne poklepa艂a Clarice po plecach. 鈥 B臋dziesz j膮 mia艂a w pobli偶u i b臋dziecie si臋 mog艂y zobaczy膰 z samego rana.
鈥 Tak... 鈥 powiedzia艂a Clarice. 鈥 My艣l臋, 偶e to dobre wyj艣cie.
鈥 Poczekaj na mnie na tylnym ganku. Nied艂ugo przyjd臋. 鈥 Yvonne wzi臋艂a Clarice pod r臋k臋 i poprowadzi艂a do drzwi.
Jolie pokiwa艂a g艂ow膮.
Gar Wells zosta艂 w pokoju i rozmawia艂 z Maksem. Kiedy ruszy艂a w ich stron臋, odwr贸ci艂 si臋 do niej.
鈥 Mi艂o ci臋 znowu widzie膰, Jolie 鈥 powiedzia艂, wyci膮gaj膮c d艂o艅. 鈥 Tylko szkoda, 偶e w takich okoliczno艣ciach.
U艣cisn臋艂a jego r臋k臋 i a偶 wstrzyma艂a oddech ze zdumienia, gdy j膮 obj膮艂 i przytuli艂 z wylewn膮 czu艂o艣ci膮. Na szcz臋艣cie szybko uwolni艂 j膮 z obj臋膰 i cofn膮艂 si臋 o dwa kroki.
鈥 Ja te偶 ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 widz臋 鈥 powiedzia艂a. Nie mog艂a wini膰 Gara za tre艣膰 testamentu. Musia艂 wykonywa膰 polecenia klienta. 鈥 Gdzie Sandy? Widzia艂am j膮 w ko艣ciele, ale potem znikn臋艂a.
鈥 Mia艂a nag艂y przypadek i musia艂a pojecha膰 do szpitala zaraz po mszy 鈥 wyja艣ni艂 Gar. 鈥 Wzi臋艂a m贸j samoch贸d. Dzwoni艂a jak膮艣 godzin臋 temu, wi臋c spodziewam si臋 jej lada chwila. Zosta艅 jeszcze chwil臋. Sandy bardzo chce si臋 z tob膮 spotka膰.
鈥 Ja te偶, ale naprawd臋 musz臋 lecie膰. Powiedz jej, 偶e zadzwoni臋.
Gar skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Jasne. 鈥 Powi贸d艂 wzrokiem od Jolie do Maksa i odchrz膮kn膮艂. 鈥 Gdyby kt贸re艣 z was mia艂o jakie艣 pytania o... o cokolwiek, co dotyczy testamentu Louisa, jestem do waszej dyspozycji. Po prostu dajcie mi zna膰.
鈥 Na pewno wkr贸tce si臋 odezw臋 鈥 powiedzia艂a Jolie.
Gdy zostali sami, Max przysiad艂 na biurku i skrzy偶owa艂 ramiona na piersiach.
鈥 I co teraz? 鈥 rzuci艂.
Nie daj mu si臋 wyprowadzi膰 z r贸wnowagi, upomnia艂a sam膮 siebie. Nie okazuj zdenerwowania i rozczarowania.
鈥 Zabior臋 rzeczy z hotelu i przenocuj臋 u Yvonne odpar艂a. Wargi Maksa zadrga艂y, jakby chcia艂 si臋 u艣miechn膮膰.
鈥 A potem?
鈥 Dlaczego mia艂abym si臋 dzieli膰 planem bitwy z wrogiem? 鈥 Zmusi艂a si臋 do u艣miechu.
Uni贸s艂 brwi i spojrza艂 jej w oczy.
鈥 To znaczy, 偶e nie widzisz 偶adnych szans na kompromis. Nie zamierzasz...
Zaakceptowa膰 warunku, 偶e twoja rodzina ma prawo pozosta膰 w Belle Rose?
鈥 To by艂 nasz dom przez dziewi臋tna艣cie lat. Jedyny dom, jaki Mallory kiedykolwiek mia艂a. Naprawd臋 wyrzuci艂aby艣 z Belle Rose w艂asn膮 siostr臋?
鈥 Mallory jest moj膮 przyrodni膮 siostr膮, ale niczego nie jestem jej winna. Nawet jej nie znam.
鈥 A czyja to wina? 鈥 Max wyprostowa艂 si臋 i odszed艂 od biurka. 鈥 Gdyby艣 zada艂a sobie cho膰 troch臋 trudu, mog艂aby艣 j膮 pozna膰. Zreszt膮 nawet teraz nie jest za p贸藕no. B臋dzie to wymaga膰 troch臋 wysi艂ku z twojej strony, ale Mallory to dobra dziewczyna. Tylko troch臋 rozpieszczona, tak jak ty kiedy艣. Pod wieloma wzgl臋dami jeste艣cie bardzo podobne.
鈥 W膮tpi臋. Moja matka pochodzi艂a z rodziny Desmond贸w. 鈥 Ledwie to powiedzia艂a, po偶a艂owa艂a, 偶e nie ugryz艂a si臋 w j臋zyk. Mallory nie mog艂a nic poradzi膰 na to, kim jest jej matka.
Max zacisn膮艂 szcz臋ki, a偶 mi臋艣nie zadrga艂y mu pod sk贸r膮.
鈥 Dwadzie艣cia lat poza Sumarville, a ledwie wr贸ci艂a艣, od razu wcielasz si臋 w star膮 rol臋. Pot臋偶ni Desmondowie lepsi od wszystkich innych. 鈥 Prychn膮艂 z niesmakiem. 鈥 Zdajesz sobie spraw臋, 偶e ciocia Clarice jest teraz jedyn膮 osob膮 w hrabstwie nosz膮c膮 nazwisko Desmond? Szlachetnie urodzeni wymieraj膮 w szybkim tempie i robi膮 miejsce dla nas, silniejszych i twardszych kundli.
鈥 Wielka szkoda! 鈥 wycedzi艂a z pasj膮.
Podszed艂 do niej, ani na chwil臋 nie spuszczaj膮c wzroku z jej twarzy. Instynkt podpowiada艂 jej, 偶e powinna ucieka膰. Nie, nie da mu tej satysfakcji. Je艣li my艣li, 偶e si臋 go boi... Rzeczywi艣cie si臋 ba艂a, ale nie da tego po sobie pozna膰.
Zatrzyma艂 si臋, gdy dzieli艂o ich zaledwie kilka centymetr贸w.
鈥 Nie prowokuj mnie, panienko Jolie, bo mo偶esz sko艅czy膰, le偶膮c na 艂opatkach i b艂agaj膮c o lito艣膰.
By艂 cholernie dobry w wyprowadzaniu ludzi z r贸wnowagi. Wiele lat temu na pewno odwr贸ci艂aby si臋 i uciek艂a. Ale teraz by艂a ju偶 inn膮 Jolie. Nie艂atwo by艂o j膮 przestraszy膰.
鈥 Na twoim miejscu nie zak艂ada艂abym si臋 o to, kto b臋dzie b艂aga艂 o lito艣膰 鈥 wycedzi艂a, wbijaj膮c palec w jego pier艣.
Kiedy cofa艂a d艂o艅, z艂apa艂 j膮 za nadgarstek. Opanowa艂a ch臋膰 wyszarpni臋cia r臋ki. Zamiast tego zadar艂a g艂ow臋 i przysun臋艂a si臋 bli偶ej, tak 偶e jej usta znalaz艂y si臋 tu偶 przy jego podbr贸dku. Stali tak, niemal stykaj膮c si臋 cia艂ami, czuj膮c na twarzach ciep艂o oddechu przeciwnika 鈥 i 偶adne nie zamierza艂o ust膮pi膰 ani o milimetr.
Jolie pomy艣la艂a, 偶e je艣li Max za chwil膮 nie ust膮pi, zacznie krzycze膰. Jej nerwy napr臋偶y艂y si臋 do granic wytrzyma艂o艣ci, czu艂a, 偶e eksploduje przy najmniejszej prowokacji.
Nag艂ym ruchem Max obj膮艂 j膮 za szyj臋. Zadr偶a艂a, jakby by艂 pierwszym m臋偶czyzn膮, kt贸ry jej kiedykolwiek dotkn膮艂. Jej wargi rozchyli艂y si臋 w cichym westchnieniu.
Nie wiedzia艂a, kto wykona艂 pierwszy ruch 鈥 i w ostatecznym rachunku by艂o to bez znaczenia. Pu艣ci艂 j膮 i odsun臋li si臋 od siebie, jakby pope艂nili 艣miertelny grzech. Przez u艂amek sekundy Max Devereaux by艂 niebezpiecznie blisko poca艂owania jej. A ona, niech jej B贸g wybaczy, pragn臋艂a tego. Odwr贸ci艂a si臋 i z trudem powstrzymuj膮c si臋 od biegu, wysz艂a z pokoju. Nie wa偶 si臋 na niego obejrze膰!
*
Max nie wiedzia艂, co naprawd臋 zasz艂o mi臋dzy nim a Jolie, ale cokolwiek to by艂o, wcale mu si臋 nie podoba艂o. Wysz艂a dobre pi臋膰 minut temu, a wci膮偶 czu艂 si臋, jakby dosta艂 obuchem prosto mi臋dzy oczy. By艂a ostatni膮 kobiet膮 na 艣wiecie, kt贸r膮 chcia艂by uzna膰 za atrakcyjn膮. A atrakcyjna to ma艂o powiedziane. By艂a sza艂owa, po prostu fantastyczna. Co my艣la艂, kiedy jej dotkn膮艂? R贸wnie dobrze m贸g艂by skoczy膰 z dwudziestometrowego urwiska.
Chcia艂 j膮 poca艂owa膰. I nie tylko poca艂owa膰. Pragn膮艂 posi膮艣膰 t臋 kobiet臋. Ale ledwie jej dotkn膮艂, wiedzia艂, 偶e pope艂ni艂 cholerny b艂膮d. Widzia艂 w jej oczach po偶膮danie i przyzwolenie. Gdyby j膮 poca艂owa艂, nie odepchn臋艂aby go.
鈥 Ty jeszcze tu? 鈥 Garland Wells stan膮艂 w drzwiach do gabinetu. 鈥 Sandy w艂a艣nie przyjecha艂a. Przywitaj si臋 z ni膮, zanim odjedziemy.
鈥 Jasne 鈥 odpar艂 Max i wyszed艂 z pokoju. Sandy sta艂a w korytarzu.
鈥 Przykro mi, 偶e nie zd膮偶y艂am na styp臋 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Mia艂am pacjenta z p臋kni臋tym wyrostkiem. 鈥 U艣cisn臋艂a d艂o艅 Maksa, a potem popatrzy艂a na niego i na brata. 鈥 No i jak wszystko wypad艂o?
鈥 Louis zrobi艂 to, co uzna艂 za najlepsze 鈥 odpar艂 Max 鈥 pr贸bowa艂 zadba膰 o wszystkich. Ale ostatecznie przywi膮za艂 moj膮 rodzin臋 do Jolie na reszt臋 naszych dni.
鈥 No c贸偶. 鈥 Popatrzy艂a na brata. 鈥 Gdzie jest Jolie?
鈥 Yvonne zawioz艂a j膮 do miasta, 偶eby wzi臋艂a swoje walizki i samoch贸d 鈥 odpar艂 Gar.
鈥 To znaczy, 偶e wraca do Belle Rose?
鈥 Dzisiaj b臋dzie nocowa膰 u Yvonne 鈥 wyja艣ni艂 Max. 鈥 Co zrobi jutro, nie wiadomo.
鈥 Wyt艂umacz mi 鈥 poprosi艂a Sandy 鈥 w jaki spos贸b Louis przywi膮za艂 was do Jolie.
鈥 Zapisa艂 jej Belle Rose. 鈥 Max zacisn膮艂 pi臋艣ci. 呕a艂owa艂, 偶e nie mo偶e niczego rozwali膰 i przynajmniej cz臋艣ciowo wy艂adowa膰 frustracji.
鈥 M贸j Bo偶e. Czy to znaczy, 偶e wszyscy si臋 wyprowadzacie?
鈥 O, nie. To by by艂o zbyt proste. Louis zostawi艂 Belle Rose Jolie, ale pod jednym warunkiem. Mama, Mallory i ja mamy prawo mieszka膰 w rezydencji. Poza tym podzieli艂 ca艂y maj膮tek po r贸wno mi臋dzy Mallory, Jolie i mnie.
Mallory, kt贸ra w艂a艣nie zbieg艂a po schodach, zatrzyma艂a si臋, widz膮c brata.
鈥 Co to, kolejna narada prawna? Mam nadziej臋, 偶e zastanawiacie si臋, jak dopilnowa膰, 偶eby Jolie nigdy wi臋cej nie przekroczy艂a progu tego domu.
Max popatrzy艂 na siostr臋. Przebra艂a si臋 z ciemnozielonego kostiumu w drelichowe szorty i 偶贸艂ty T-shirt z napisem Dziewczyny z Po艂udnia.
鈥 My艣la艂em, 偶e jeste艣 ju偶 w 艂贸偶ku 鈥 mrukn膮艂.
鈥 Nie mog艂am zasn膮膰 鈥 wyja艣ni艂a. 鈥 A zanim zapytasz, tak, da艂am mamie proszek nasenny i zosta艂am przy niej, dop贸ki nie usn臋艂a.
鈥 Cze艣膰, Mallory. 鈥 Sandy pomacha艂a jej r臋k膮.
鈥 Siema.
Max zauwa偶y艂 w jej d艂oni kluczyki do samochodu.
鈥 Dok膮d si臋 wybierasz?
鈥 Na przeja偶d偶k臋. Musz臋 si臋 st膮d na chwil臋 wyrwa膰. Pomy艣la艂am, 偶e poje偶d偶臋 po okolicy. Odetchn臋 艣wie偶ym powietrzem. Uciekn臋 od... Chc臋 przesta膰 my艣le膰 o 艣mierci taty. I o tym, jaka mama jest nieszcz臋艣liwa. I jak ja si臋 nad sob膮 u偶alam.
鈥 Wola艂bym, 偶eby艣 nie wychodzi艂a 鈥 powiedzia艂 Max. 鈥 Jest ju偶 po dziewi膮tej.
鈥 Pojad臋, chyba 偶e mnie zwi膮偶esz. 鈥 Pos艂a艂a mu spojrzenie, kt贸re m贸wi艂o 鈥瀗awet-nie-pr贸buj-mnie-powstrzyma膰鈥.
鈥 No dobrze, jed藕 鈥 rzek艂 z rezygnacj膮. 鈥 Ale je艣li nie wr贸cisz do jedenastej, zaczn臋 ci臋 szuka膰.
鈥 Do p贸艂nocy, okej? Przecie偶 masz na g艂owie wa偶niejsze sprawy ni偶 pilnowanie, kiedy wr贸c臋. Nasza kochana siostrzyczka pewnie w艂a艣nie knuje jak膮艣 diabelsk膮 intryg臋, 偶eby zetrze膰 nas na proch. 鈥 Mijaj膮c Gara, musn臋艂a go po policzku. 鈥 Zacznij wkuwa膰 przepisy spadkowe, zanim staniesz oko w oko z wyszczekanym adwokatem z Atlanty.
Ruszy艂a do drzwi i znikn臋艂a na werandzie, a minut臋 p贸藕niej Max us艂ysza艂 warkot jej 偶贸艂tej corvetty.
*
R. J. przebywa艂 w Sumarville wystarczaj膮co d艂ugo, by wiedzie膰, gdzie mo偶na si臋 zabawi膰. Wiedzia艂, gdzie mo偶na zagra膰 w pokera i gdzie odbywaj膮 si臋 walki kogut贸w, zna艂 te偶 numer, pod kt贸ry trzeba zadzwoni膰, 偶eby kupi膰 na par臋 godzin kobiet臋. 呕ycie jest pi臋kne, gdy ma si臋 w kieszeni dwie艣cie dolc贸w wygranych w karty, temperament ogiera i nadziej臋, 偶e sobie ul偶ysz jeszcze tej nocy. R.J. lubi艂 kobiety do艣wiadczone, ale nie profesjonalistki. Jeszcze nigdy nie p艂aci艂 za seks. Nie musia艂; kobiety lgn臋艂y do niego jak muchy do miodu.
Jecha艂 Main Street swoim d偶ipem, a wiatr rozwiewa艂 jego d艂ugie w艂osy. Czu艂 si臋 szcz臋艣liwy. Cholernie szcz臋艣liwy. By艂 m艂ody, zdrowy i wolny jak ptak.
No dobra, gdzie w niedzielny wiecz贸r znale藕膰 w Sumarville fajn膮 lask臋? Przechodzone kurwy, kt贸re obstawia艂y pigalak, nie interesowa艂y go. Szuka艂 m艂odej, s艂odkiej laleczki, kt贸ra mia艂aby do艣膰 do艣wiadczenia, 偶eby wiedzie膰, co robi.
Kto wie, mo偶e mu si臋 poszcz臋艣ci i poderwie jak膮艣 c贸rk臋 pastora s膮cz膮c膮 wi艣niow膮 col臋 i marz膮c膮 o facecie, kt贸ry porwie j膮 na dzik膮 jazd臋.
Skr臋ci艂 w Walnut Street i ruszy艂 w stron臋 jednego z niewielu lokali otwartych w niedziel臋 wieczorem, miejsca spotka艅 okolicznych nastolatk贸w. Zaparkowa艂, wyskoczy艂 z d偶ipa, przeczesa艂 r臋k膮 w艂osy i wszed艂 do baru. Zam贸wi艂 hamburgera, frytki i col臋. Obs艂uguj膮ca go dziewczyna, ca艂a w u艣miechach, robi艂a wszystko, 偶eby zwr贸ci膰 jego uwag臋. Niewiele brakowa艂o, 偶eby si臋 rozebra艂a i rzuci艂a na niego z okrzykiem 鈥濿e藕 mnie, przystojniaku!鈥 By艂a ca艂kiem niez艂a, ale nie w jego typie. Troch臋 za chuda i za p艂aska. Pu艣ci艂 do niej oko, uznawszy, 偶e niewinny flirt nie zawadzi.
Czeka艂 na zam贸wienie przy kontuarze, 偶eby si臋 upewni膰, 偶e wszystkie cizie w lokalu dobrze go sobie obejrz膮 a potem znalaz艂 wolny boks, postawi艂 tac臋 na stoliku i usiad艂. S膮cz膮c col臋, b艂膮dzi艂 wzrokiem po sali, taksuj膮c towar. Trzy 艂adne lale wyra藕nie mia艂y na niego ch臋tk臋. Dwie blondyny i ruda. Co wybra膰 鈥 lody waniliowe czy truskawkowe?
M贸g艂 wykona膰 pierwszy ruch, ale dziewczyna, jakiej szuka艂, sama powinna go zaczepi膰. Zacz膮艂 wi臋c je艣膰. Pewien, 偶e zanim sko艅czy, kt贸ra艣 z dziewczyn podejdzie i si臋 przedstawi.
K膮tem oka zauwa偶y艂, 偶e jedna z blondynek idzie w jego stron臋; ta bardziej cycata, z serduszkiem wytatuowanym na ramieniu.
鈥 Cze艣膰 鈥 rzuci艂a zalotnie i usiad艂a naprzeciwko niego. 鈥 Jestem Jamie Gambrell. Nie widzia艂am ci臋 tu wcze艣niej. Musisz by膰 nowy.
鈥 Siemanko, Jamie. 鈥 B艂ysn膮艂 czaruj膮cym u艣miechem. 鈥 Jestem R.J.
鈥 Czekasz na kogo艣? Na dziewczyn臋? 鈥 spyta艂a.
鈥 Wol臋 fruwa膰 solo 鈥 odpar艂. 鈥 Wtedy 艂atwiej poznawa膰 nowych ludzi. 鈥 Wzi膮艂 Jamie za r臋k臋. 鈥 Powiedz, ile masz lat?
Zachichota艂a.
鈥 Dziewi臋tna艣cie. 鈥 Si臋gn臋艂a do przewieszonej przez rami臋 wyszywanej koralikami torebeczki i wyci膮gn臋艂a prawo jazdy. 鈥 Mo偶esz sprawdzi膰.
R.J. wzi膮艂 dokument. Zwykle potrafi艂 rozpozna膰 lewe papiery. To prawko wygl膮da艂o na autentyk. No, no. Wi臋c Panna Cycata jest legalna. Ma dzi艣 szcz臋艣cie. A b臋dzie go mia艂 jeszcze wi臋cej.
Odda艂 jej prawo jazdy.
鈥 Nie ma 偶adnego krzepkiego ch艂opaka, kt贸ry mia艂by do ciebie prawo?
鈥 By艂 鈥 przyzna艂a 鈥 ale zerwali艣my par臋 tygodni temu.
鈥 To co, 艣licznotko, przejedziesz si臋 ze mn膮?
鈥 Dok膮d?
鈥 Jutro mam wolne 鈥 odpar艂. 鈥 Mogliby艣my skoczy膰 do Nowego Orleanu i dobrze si臋 zabawi膰.
鈥 Do Nowego Orleanu? Nie zalewasz? Jeny, by艂oby bomba, ale je艣li nie wr贸c臋 o pierwszej do chaty, stary wy艣le po mnie patrol.
鈥 Zapomnijmy o Nowym Orleanie. Mo偶e poje藕dzimy po okolicy i znajdziemy jakie艣 mi艂e miejsce, 偶eby zaparkowa膰 i popatrze膰 na ksi臋偶yc.
鈥 Ale przed pierwsz膮 odstawisz mnie do domu.
鈥 Spoko, nie ma problemu.
R.J. wsta艂 i obj膮艂 Jamie w talii. Pomacha艂a do przyjaci贸艂ek, kt贸re filowa艂y na nich z g艂臋bi sali.
鈥 Na razie 鈥 zawo艂a艂a i przytuli艂a si臋 do niego.
Byli w po艂owie drogi do d偶ipa, kiedy zobaczy艂 Mallory Royale. Siedzia艂a w kanarkowo偶贸艂tej corvetcie, zalewaj膮c si臋 艂zami. Dama w tarapatach 鈥 potrzebowa艂a silnego m臋skiego ramienia, 偶eby si臋 wyp艂aka膰.
Pami臋taj, upomnia艂 si臋 w duchu, ta ma艂a ma starszego brata, kt贸ry ju偶 ci臋 ostrzega艂, 偶eby艣 si臋 do niej nie zbli偶a艂. Jasne, ale odk膮d to ba艂 si臋 starszych braci, ojc贸w, ch艂opak贸w, nawet m臋偶贸w? Tyle 偶e Max Devereaux to nie jaki艣 tam zwyczajny starszy brat.
Pomy艣la艂, 偶e chyba mu odbi艂o. W艂a艣nie wyrwa艂 niez艂膮 cizi臋, kt贸ra bez opor贸w roz艂o偶y nogi, ledwie zaparkuj膮 w jakim艣 ustronnym miejscu. Dlaczego, do ci臋偶kiej cholery, zachcia艂o mu si臋 amor贸w z tamt膮 ksi臋偶niczk膮? Bo lubi艂 wyzwania, a Jamie by艂a 艂atw膮 zdobycz膮.
R.J. przystan膮艂 i uwolni艂 si臋 z obj臋膰 blondyny.
鈥 Widz臋 tam przyjaci贸艂k臋. Wygl膮da na to, 偶e mnie potrzebuje. 鈥 Pchn膮艂 Jamie w stron臋 baru. 鈥 Mo偶e wr贸cisz do kole偶anek i spikniemy si臋 innym razem.
鈥 Co? 鈥 Jamie stan臋艂a jak wryta. 鈥 Chcesz powiedzie膰, 偶e przyja藕nisz si臋 z Mallory Royale?
鈥 No, kumplujemy si臋.
鈥 My艣la艂am, 偶e jeste艣 nowy w Sumarville.
鈥 Jestem tu do艣膰 d艂ugo, 偶eby pozna膰 par臋 os贸b. 鈥 Klepn膮艂 j膮 w pup臋. 鈥 No, id藕. P贸藕niej ci臋 z艂api臋.
Jamie obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i ruszy艂a w stron臋 baru, a R.J. podszed艂 do corvetty. Stan膮艂 przy drzwiczkach od strony kierowcy.
鈥 Potrzebuje pani towarzystwa, panno Royale?
Mallory wygl膮da艂a na zaskoczon膮. Chyba nie us艂ysza艂a, jak nadchodzi艂.
鈥 Pan Sutton?
鈥 M贸w mi R.J. 鈥 Pochyli艂 si臋 i koniuszkami palc贸w otar艂 艂zy z jej policzka. 鈥 Sprawiasz wra偶enie dziewczyny, kt贸ra potrzebuje przyjaciela.
Mallory prze艂kn臋艂a 艣lin臋. 艢wie偶e 艂zy zal艣ni艂y w jej oczach.
鈥 Nie wiem, czego potrzebuj臋.
Otworzy艂 drzwiczki.
鈥 Przesi膮d藕 si臋 鈥 powiedzia艂.
Popatrzy艂a na niego i bez s艂owa przesun臋艂a si臋 na fotel pasa偶era. R.J. usiad艂 za kierownic膮.
鈥 Wiem, czego potrzebujesz 鈥 o艣wiadczy艂. 鈥 Mnie.
Rozdzia艂 8
Pleasant Hill nale偶a艂o do rodziny Wells贸w od sze艣ciu pokole艅, a dom na plantacji, wzniesiony w 1840 roku przez niewolnik贸w, by艂 najstarsz膮 tak膮 budowl膮 w hrabstwie Desmond, starsz膮 nawet od rezydencji w Belle Rose. Garland zawsze kocha艂 ten dom, cho膰 nie zawsze podoba艂o mu si臋, 偶e jest synem Roscoe'a Wellsa, znienawidzonego przez wielu ludzi. Przebywanie pod jednym dachem ze zdeklarowanym rasist膮 nie by艂o 艂atwe ani dla niego, ani dla jego siostry Sandy. W 鈥瀗awr贸cenie鈥 ojca nie uwierzy艂o 偶adne z nich. Sandy, odk膮d wyjecha艂a do college'u, nigdy ju偶 nie wr贸ci艂a do domu, a Garland po uko艅czeniu studi贸w prawniczych zamieszka艂 w Pleasant Hill z ojcem, kt贸ry czu艂 si臋 bardzo samotny. Felicia by艂a jego ukochan膮 c贸rk膮. Z wygl膮du podobna do matki 鈥 i r贸wnie pi臋kna 鈥 charakter odziedziczy艂a po ojcu. Czasami Gar wzdraga艂 si臋 na my艣l o z艂ej krwi, kt贸ra kr膮偶y w jego 偶y艂ach 鈥 niczym jad przekazywany z pokolenia na pokolenie. Jakim艣 sposobem Sandy unikn臋艂a genetycznego pi臋tna, lecz Felicii nie uda艂o si臋 od niego uciec. Je艣li chodzi o siebie, Gar mia艂 powa偶ne w膮tpliwo艣ci.
Nie 艂udzi艂 si臋, 偶e ojciec 鈥 stary rasista 鈥 naprawd臋 si臋 nawr贸ci艂, ale pragn膮艂 wierzy膰, 偶e je艣li zmieni艂 si臋 cho膰 odrobin臋, to pod jego wp艂ywem. Gar uwa偶a艂 si臋 za nowocze艣nie my艣l膮cego obywatela Missisipi. Twierdzi艂, 偶e praprawnukowie ciemi臋zc贸w musz膮 wsp贸艂偶y膰 na r贸wnych prawach z potomkami ciemi臋偶onych.
Sandy zatrzyma艂a lexusa na podje藕dzie, ale nie zgasi艂a silnika. Garland spojrza艂 na siostr臋. Smuk艂a, ciemnow艂osa i ciemnooka, by艂a atrakcyjna, cho膰 nie tak jak Felicia. Ale niedostatki urody z nawi膮zk膮 nadrabia艂a inteligencj膮 i charakterem. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e najm艂odsze dziecko Wells贸w by艂o znacznie bardziej udane od rodze艅stwa. On uwa偶a艂 si臋 za porz膮dnego faceta, ale brakowa艂o mu dobrego serca Sandy. A Felicia, niech jej dusza spoczywa w pokoju, by艂a po prostu zwyk艂膮 suk膮.
鈥 Nie wst膮pisz na chwil臋? 鈥 zapyta艂.
鈥 Pr臋dzej piek艂o zamarznie 鈥 fukn臋艂a.
鈥 Mog艂aby艣 wpa艣膰 chocia偶 si臋 przywita膰 鈥 nie ust臋powa艂. 鈥 W ko艅cu to tw贸j ojciec. I nie robi si臋 coraz m艂odszy.
鈥 Pr贸bowa艂e艣 tej taktyki ju偶 wiele razy. Nie uda艂o si臋 przedtem, nie uda si臋 teraz ani w przysz艂o艣ci. Umy艂am r臋ce od tego starego pot臋pie艅ca dawno temu. Przykro mi, 偶e si臋 z nim m臋czysz, ale sam tego chcia艂e艣.
Gar pokiwa艂 g艂ow膮 i cmokn膮艂 siostr臋 w policzek. Otworzy艂 drzwiczki i wysiad艂 z samochodu, ale po chwili zajrza艂 z powrotem do 艣rodka.
鈥 Pod pewnym wzgl臋dem jeste艣 taka sama jak Jolie. Obie nie potraficie wybaczy膰 ojcom ich grzech贸w.
鈥 Jolie zawsze by艂a bystra. 鈥 K膮ciki jej ust unios艂y si臋 w lekkim u艣miechu. 鈥 Szkoda, 偶e nie uda艂o mi si臋 z ni膮 porozmawia膰 po pogrzebie. 鈥 Westchn臋艂a. 鈥 Bo偶e, pami臋tam czasy, kiedy by艂y艣my dzie膰mi. By艂y艣my sobie takie bliskie. Kocha艂am Jolie znacznie bardziej ni偶 Felici臋. By艂a jedn膮 z moich najlepszych przyjaci贸艂ek.
鈥 Je艣li odnowisz t臋 przyja藕艅, zrobisz sobie wroga z Maksa. B臋dziesz musia艂a wybra膰 stron臋, po kt贸rej staniesz.
Sandy pokiwa艂a g艂ow膮.
鈥 Wiem.
鈥 Nie mamy szcz臋艣cia w mi艂o艣ci, co?
Zatrzasn膮艂 drzwiczki. Gdy Sandy odje偶d偶a艂a, sta艂 na podje藕dzie, obserwuj膮c jej po艣pieszn膮 ucieczk臋. Nie zazdro艣ci艂 siostrze. Cho膰 jako adwokat Louisa Royale'a i Maksa Devereaux nie musia艂 dokonywa膰 wyboru, gdy znowu zobaczy艂 Jolie, zda艂 sobie spraw臋, jak trudno mu b臋dzie stan膮膰 w tej sprawie przeciwko niej. Sandy b臋dzie jeszcze trudniej. Przez te wszystkie lata utrzymywa艂a kontakty z Jolie, nawet odwiedzi艂a j膮 kilka razy w Atlancie. Ale kocha艂a Maksa. Biedaczka kocha艂a si臋 w nim, odk膮d si臋ga艂 pami臋ci膮. Nigdy nie zapomni, jak dzielnie znios艂a jego 艣lub z Felicia. Niech to, by艂a nawet druhn膮.
Max nie odwzajemnia艂 jej uczu膰 i nic nie zapowiada艂o, 偶e to si臋 zmieni. Gar dobrze rozumia艂, jak bolesna jest nieodwzajemniona mi艂o艣膰. Czasem zdawa艂o mu si臋, 偶e ca艂a tr贸jka dzieci Wellsa zosta艂a przekl臋ta w chwili narodzin.
Dwuskrzyd艂owe frontowe drzwi otworzy艂y si臋 i 艣wiat艂o z sieni zla艂o si臋 z blaskiem lamp nad wej艣ciem. Gar wzi膮艂 g艂臋boki oddech, a potem odwr贸ci艂 si臋 twarz膮 do ojca. Roscoe wci膮偶 ubrany w bia艂膮 koszul臋 i czarne spodnie od garnituru wskaza艂 g艂ow膮 nikn膮ce w mroku czerwone 艣wiat艂a lexusa.
鈥 Cholernie jej spieszno z odjazdem, co? 鈥 Odchrz膮kn膮艂 i splun膮艂 w pobliskie krzewy. 鈥 A mo偶na by pomy艣le膰, 偶e matka dobrze j膮 wychowa艂a. Powinna wst膮pi膰 na chwil臋 i spyta膰, jak si臋 miewam.
Gar ju偶 dawno nauczy艂 si臋 nie reagowa膰 na podobne komentarze ojca. Wspi膮艂 si臋 po schodach na zwie艅czony portykiem ganek i po艂o偶y艂 mu d艂o艅 na ramieniu.
鈥 Za偶y艂e艣 lekarstwo? 鈥 spyta艂.
鈥 Tak, po艂kn膮艂em wszystkie cholerne pigu艂ki, kt贸re przygotowa艂a mi Mattie. Ta baba jest po prostu nie do wytrzymania. Wywali艂bym j膮 znowu, ale wiem, 偶e to na nic. Znowu by艣 j膮 zatrudni艂, jak pi臋膰 razy wcze艣niej.
Gar lekko pchn膮艂 ojca w stron臋 drzwi.
鈥 Mattie jest uczciw膮 kobiet膮, kt贸ra sumiennie wykonuje swoj膮 prac臋. Trudno by j膮 by艂o zast膮pi膰. Dobre gospodynie nie rosn膮 na drzewach.
鈥 Kiedy by艂em m艂ody, rodziny takie jak nasza mog艂y przebiera膰 w czar... Roscoe parskn膮艂 艣miechem. 鈥 Od lat staram si臋 wyrzuci膰 to s艂owo ze swojego s艂ownika i nie u偶ywa膰 go nawet w domu. Nie chc臋, 偶eby mi si臋 wymskn臋艂o w nieodpowiednim momencie. M贸g艂bym straci膰 czarny elektorat. 鈥 Weszli do domu. 鈥 Chcia艂em powiedzie膰, 偶e kiedy by艂em dzieckiem, mo偶na by艂o przebiera膰 w czarnych kobietach do prac domowych. Ludzie z takimi pieni臋dzmi jak my mieli po cztery, pi臋膰 s艂u偶膮cych. A w czasach mojego ojca m臋偶czy藕ni z jego pozycj膮 mogli sobie pou偶ywa膰 z tymi dziewuchami, ile wlezie.
Gar zamkn膮艂 frontowe drzwi.
鈥 Te czasy dawno min臋艂y, tato.
鈥 Jakbym nie wiedzia艂. 鈥 Roscoe westchn膮艂 g艂o艣no.
鈥 Idziesz spa膰? 鈥 Gar ruszy艂 w stron臋 schod贸w. Nie ma sensu wychowywa膰 ojca. Nie ma sensu wymaga膰 niemo偶liwego.
鈥 Poczekaj.
Gar obejrza艂 si臋 przez rami臋.
鈥 Potrzebujesz czego艣?
鈥 Tak. Musz臋 si臋 dowiedzie膰, co si臋 wydarzy艂o dzisiaj w Belle Rose 鈥 odpar艂 Roscoe. 鈥 Jak Louis podzieli艂 maj膮tek? I jak d艂ugo pann膮 Jolie Royale zostanie w naszych stronach?
Gar westchn膮艂 z rezygnacj膮. M贸g艂 si臋 powo艂a膰 na tajemnic臋 adwokack膮, ale Roscoe wiedzia艂 r贸wnie dobrze jak on, 偶e jutro wieczorem testament Louisa b臋dzie ju偶 powszechnie znany.
鈥 Louis podzieli艂 wszystko mi臋dzy Maksa, Mallory i Jolie. Ustanowi艂 fundusze powiernicze dla Georgette i Clarice. A Yvonne zapisa艂 sto tysi臋cy dolar贸w.
鈥 No, no, teraz zacznie jeszcze bardziej zadziera膰 nosa 鈥 skomentowa艂 Roscoe. 鈥 Ta kobieta zawsze mia艂a si臋 za lepsz膮, ni偶 jest.
鈥 O kim m贸wisz? 鈥 spyta艂 Gar.
鈥 O Yvonne Carter! 鈥 Roscoe wypowiedzia艂 nazwisko z wyra藕n膮 pogard膮.
鈥 Nie wiem, sk膮d co艣 podobnego przysz艂o ci do g艂owy, tato. Yvonne jest poczciw膮, porz膮dn膮 kobiet膮 i...
鈥 Wiem o tej wied藕mie wi臋cej ni偶 inni. 鈥 Roscoe skwitowa艂 temat machni臋ciem r臋ki. 鈥 Ale niewa偶ne. Powiedz lepiej, co Louis zrobi艂 z Belle Rose.
鈥 Ca艂膮 posiad艂o艣膰 zapisa艂 Jolie.
Roscoe wyda艂 z siebie niski, przeci膮g艂y gwizd.
鈥 No, no, szykuje si臋 niez艂y burdel. Dziewczyna wykopie wszystkich na zbity pysk. Opr贸cz Clarice.
鈥 Nie mo偶e. Testament zawiera warunek, 偶e Georgette, Max i Mallory maj膮 prawo mieszka膰 w Belle Rose, jak d艂ugo chc膮. Jolie nie mo偶e ich wyrzuci膰.
Roscoe parskn膮艂 艣miechem.
鈥 A niech mnie. Ale mo偶e to i dobrze. Jolie nie zamieszka z Georgette pod jednym dachem, wi臋c pewnie spakuje manatki i wr贸ci do Atlanty, gdzie jej miejsce.
鈥 Co ci臋 to obchodzi?
Roscoe poskroba艂 si臋 w brod臋.
鈥 Osobi艣cie nie robi mi to 偶adnej r贸偶nicy. Ale Max jest moim zi臋ciem i nie chcia艂bym, 偶eby mia艂 k艂opoty.
鈥 Tak, jasne. 鈥 Gar ruszy艂 po schodach na g贸r臋. Zachodzi艂 w g艂ow臋, dlaczego ojciec pragnie si臋 pozby膰 Jolie z Sumarville. Jaki by艂 prawdziwy pow贸d? Ani przez chwil臋 nie uwierzy艂, 偶e ojcu chodzi o Maksa. Czy偶by stary dra艅 ju偶 zapomnia艂, 偶e kiedy zgin臋艂a Felicia, pierwszy oskar偶y艂 Maksa, 偶e j膮 zamordowa艂?
*
R.J. zjecha艂 偶贸艂t膮 corvett膮 z autostrady i skr臋ci艂 na szos臋 biegn膮c膮 wzd艂u偶 rzeki. Kilka tygodni temu, kiedy zwiedza艂 hrabstwo, znalaz艂 idealne miejsce do zaparkowania. Wypr贸bowa艂 je ju偶 par臋 razy i odkry艂, 偶e kobiety, kt贸re tam przywi贸z艂, uwa偶a艂y star膮 polan臋 piknikow膮 za bardzo romantyczn膮. Co jest z dziewczynami, 偶e musz膮 udawa膰, 偶e seks to to samo co mi艂o艣膰 i romans? Oczywi艣cie, ju偶 dawno nauczy艂 si臋, jak wykorzystywa膰 wiedz臋 o kobiecych s艂abo艣ciach do w艂asnych cel贸w. Ksi臋偶ycowa po艣wiata, romantyczna muzyka i kilka umiej臋tnie dobranych s艂贸w zwykle za艂atwia艂y spraw臋. Niesamowite, ale wystarczy powiedzie膰 kobiecie, 偶e jest pi臋kna i do 偶adnej innej nie czu艂o si臋 tego co do niej, a ju偶 rozk艂ada nogi.
鈥 Dok膮d jedziemy? 鈥 zapyta艂a Mallory.
鈥 Nigdy tu nie by艂a艣? 呕aden z twoich ch艂opak贸w nie zabra艂 ci臋 do parku nad rzek膮?
鈥 Nie przesiaduj臋 na parkingach. Ch艂opcy zabieraj膮 mnie do kina albo do restauracji, albo przychodz膮 do domu na kolacj臋. A je艣li chcemy by膰 sami, w Belle Rose jest mn贸stwo miejsc, w kt贸rych mo偶na si臋 schowa膰.
RJ. zatrzyma艂 corvett臋 mi臋dzy dwoma rozpadaj膮cymi si臋 betonowymi stolikami przy piaszczystej drodze.
鈥 W膮tpi臋, 偶ebym by艂 w Belle Rose mile widziany.
鈥 Dlaczego?
Wzruszy艂 ramionami.
鈥 Nie jestem typem faceta, z kt贸rym twoja rodzina pozwoli艂aby ci si臋 umawia膰.
Mallory odwr贸ci艂a si臋 do niego. Jej twarz o艣wietli艂 ksi臋偶yc i R. J. poczu艂 wzrastaj膮ce podniecenie. Kurcz臋, ale by艂a 艣liczna. Z tymi czarnymi w艂osami i niebieskimi oczami wygl膮da艂a troch臋 egzotycznie. Odpi膮艂 pas, pochyli艂 si臋 i odgarn膮艂 kosmyk w艂os贸w z jej twarzy. Powolnym ruchem zsun膮艂 palce na szyj臋, pieszcz膮c j膮 艂agodnie, i wiedzia艂, 偶e trafi艂 w dziesi膮tk臋, gdy westchn臋艂a cicho.
鈥 Za艂o偶臋 si臋, 偶e wszyscy faceci m贸wi膮 ci, jaka jeste艣 艂adna, co?
Pokiwa艂a g艂ow膮.
鈥 Tatu艣 m贸wi, 偶e jestem jego 艣liczn膮 laleczk膮. 鈥 Nagle 艣cisn臋艂o j膮 w gardle, a 艂zy nap艂yn臋艂y do oczu.
Kurde! Nie przywi贸z艂 jej tu, 偶eby wys艂uchiwa膰 historyjek o jej ojcu. Chodzi艂o mu o pocieszenie, kt贸re i jego by uszcz臋艣liwi艂o. Dobry seks pomaga w ka偶dej sytuacji, prawda? A on nie by艂 samolubny. Postara艂by si臋, 偶eby jej te偶 by艂o dobrze.
Wysiad艂 z corvetty, okr膮偶y艂 mask臋 i otworzy艂 drzwiczki od strony pasa偶era.
鈥 Tw贸j stary mia艂 racj臋. Jeste艣 zupe艂nie jak laleczka. Tylko lepsza, bo 偶ywa.
U艣miechn臋艂a si臋. A偶 zaszumia艂o mu w g艂owie. Odpi膮艂 jej pas, chwyci艂 za r臋ce i poci膮gn膮艂.
鈥 Chod藕. Pospacerujemy nad rzek膮. Je艣li chcesz porozmawia膰, to w porz膮dku, nie ma sprawy 鈥 zapewni艂, cho膰 jego my艣li kr膮偶y艂y wok贸艂 znalezienia mi臋kkiej trawy, na kt贸rej mo偶na by po艂o偶y膰 t臋 艣licznotk臋 i dobra膰 si臋 jej do majtek. 鈥 A je艣li potrzebujesz ramienia, na kt贸rym mo偶na si臋 wyp艂aka膰 鈥 poklepa艂 si臋 po lewym barku 鈥 to mam jedno wolne.
Podesz艂a do niego, prosto w czekaj膮ce na ni膮 rozchylone ramiona. Jedn膮 r臋k膮 zatrzasn膮艂 drzwiczki samochodu, a drug膮 obj膮艂 jej tali臋. Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i mocno przytuli艂.
Oddech uwi膮z艂 jej w gardle, gdy spojrza艂a mu w oczy. Tak, by艂a jego. Musia艂 j膮 tylko poprowadzi膰 we w艂a艣ciwym kierunku. Powoli. Ostro偶nie. 呕eby si臋 nie sp艂oszy艂a. Poca艂owa艂 j膮 czule w czo艂o 鈥 gest obliczony na to, 偶eby poczu艂a si臋 bezpiecznie, ale zarazem pierwszy fizyczny kontakt, 偶eby p贸藕niej, kiedy posmakuje jej warg, nie by艂a zaskoczona.
Odchyliwszy g艂ow臋, spojrza艂 w nocne niebo.
鈥 Zobacz, jaki ksi臋偶yc. Za par臋 dni b臋dzie pe艂nia.
Mallory unios艂a wzrok.
鈥 Kiedy by艂am ma艂a, siadywali艣my z tat膮 na werandzie i patrzyli艣my w gwiazdy. Zna艂 ich nazwy i lokalizacje. 鈥 Chwyci艂a si臋 kurczowo jego ramienia. 鈥 Nikt tego nie rozumie. Kocham matk臋, ale... nie tak, jak kocha艂am tat臋. On zawsze si臋 mn膮 opiekowa艂, a mama sama wymaga opieki.
Pchn膮艂 j膮 艂agodnie w stron臋 rzeki. Gdy przechadzali si臋 po brzegu, Mallory wci膮偶 gada艂a, wylewaj膮c swoje 偶ale, a R.J. stara艂 si臋 sprawia膰 wra偶enie uwa偶nego i wsp贸艂czuj膮cego s艂uchacza. Uzna艂, 偶e dziewczyna doceni, 偶e okaza艂 si臋 taki troskliwy i przej臋ty.
鈥 Max po prostu nie rozumie, 偶e nie mog臋 by膰 taka silna jak on 鈥 powiedzia艂a. Wci膮偶 mi powtarza, 偶e matka mnie potrzebuje, 偶e powinnam si臋 ni膮 zaj膮膰. Ale niby jak? Samo siedzenie w jej towarzystwie, s艂uchanie p艂aczu i skarg doprowadza mnie do szale艅stwa. Kurcz臋, przecie偶 to ja jestem dzieckiem, a ona matk膮. Czy to nie ona powinna si臋 mn膮 zajmowa膰, a nie na odwr贸t?
鈥 Tak, zwykle tak bywa 鈥 przyzna艂 R.J. 鈥 Ale czasami nasze matki nie dorastaj膮 do takich wymaga艅.
Mallory przystan臋艂a, a jej wzrok pow臋drowa艂 w stron臋 ciemnej, wielkiej Missisipi, kt贸ra nigdy nie zasypia.
鈥 Nikt nie potrafi sobie wyobrazi膰, jak prze偶ywam 艣mier膰 taty. Max nie jest tak naprawd臋 jego synem. Tylko ja jestem jego prawdziw膮 c贸rk膮.
鈥 S艂ysza艂em, 偶e masz starsz膮 siostr臋 鈥 powiedzia艂 R.J. 鈥 Nie uwa偶asz, 偶e ona czuje to samo?
Mallory wyrwa艂a mu si臋 z obj臋膰.
鈥 Nie nazywaj jej moj膮 siostr膮. Jolie znienawidzi艂a tat臋 za to, 偶e o偶eni艂 si臋 z moj膮 mam膮. A ja nienawidz臋 jej. Tak jak Max. Jolie pewnie si臋 cieszy, 偶e tata nie 偶yje 鈥 powiedzia艂a i wybuch艂a p艂aczem.
W instynktownym odruchu, bez wyrachowania i ch臋ci zdobycia kolejnych punkt贸w, R.J. obj膮艂 j膮 i pog艂adzi艂 艂agodnie po plecach.
鈥 Nie kr臋puj si臋, p艂acz. Wyrzu膰 to z siebie.
Nie pami臋ta艂, kiedy zachowa艂 si臋 tak opieku艅czo wobec drugiej osoby. B贸g mu 艣wiadkiem, naprawd臋 chcia艂 ukoi膰 jej b贸l. Po raz pierwszy w 偶yciu R.J. Sutton postawi艂 na pierwszym miejscu potrzeby innego cz艂owieka.
Niech to diabli! Sprawy przybra艂y nie taki obr贸t, jaki sobie zaplanowa艂, ale wiecz贸r nie by艂 ca艂kiem zmarnowany. Po艂o偶y艂 fundamenty, kt贸re przydadz膮 si臋 w przysz艂o艣ci, mo偶e w przysz艂ym tygodniu, kiedy Mallory b臋dzie mniej rozmowna i bardziej skora do mi艂o艣ci. Gdy R.J. czego艣 pragn膮艂 鈥 a Mallory pragn膮艂 naprawd臋 mocno 鈥 potrafi艂 by膰 cierpliwy.
*
Zegar na kominku wybi艂 dziesi膮t膮, d藕wi臋ki kolejnych uderze艅 rozbrzmiewa艂y w ca艂ym domu. Jolie po艂o偶y艂a walizki na fotelu w k膮cie sypialni, niedu偶ego pokoiku wype艂nionego antykami, z kt贸rych kilka nale偶a艂o w przesz艂o艣ci do Desmond贸w. Subtelny motyw splecionych winoro艣li ozdabia艂 wezg艂owie metalowego 艂贸偶ka, niegdy艣 w艂asno艣ci prababki Jolie. Wysoka kom贸dka z l艣ni膮cego, g艂adko wypolerowanego mahoniu. Lustro w poz艂acanej ramie, w kt贸rym mign臋艂o Jolie jej w艂asne odbicie.
Zrzuciwszy buty na obcasach, podwin臋艂a sp贸dnic臋, 艣ci膮gn臋艂a rajstopy i zacz臋艂a rozpina膰 偶akiet.
Yvonne zapuka艂a do drzwi, a potem zawo艂a艂a:
鈥 Jolie?
鈥 Tak?
鈥 Zrobi艂am herbat臋. Przynie艣膰 ci j膮 tutaj czy wypijesz ze mn膮 na ganku?
Jolie wola艂aby si臋 po艂o偶y膰 do 艂贸偶ka, ale wiedzia艂a, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej b臋dzie musia艂a pogada膰 z Yvonne. Lepiej mie膰 to ju偶 za sob膮.
鈥 Ju偶 id臋.
Wysz艂a z pokoju. Yvonne sta艂a przy frontowych drzwiach, trzymaj膮c w d艂oniach dwie szklanki mro偶onej herbaty.
鈥 Och艂odzi艂o si臋 i powia艂 wietrzyk 鈥 rzek艂a z u艣miechem. 鈥 Wyjd藕my na zewn膮trz i posied藕my troch臋.
鈥 Jasne. 鈥 Jolie wzi臋艂a podan膮 przez Yvonne szklank臋, a potem boso ruszy艂a na ganek.
鈥 Mo偶e si膮dziesz na hu艣tawce 鈥 zaproponowa艂a Yvonne, sadowi膮c si臋 na jednym z bujanych foteli. 鈥 Uwielbia艂a艣 j膮, kiedy by艂a艣 ma艂膮 dziewczynk膮.
Jolie podesz艂a do hu艣tawki i usiad艂a. Kiedy podnios艂a do ust szklank臋, zauwa偶y艂a 艣wiat艂a samochodu, kt贸ry z rykiem silnika zjecha艂 z drogi na d艂ugi podjazd. Gdy ferrari zatrzyma艂o si臋 przed domem, Yvonne u艣miechn臋艂a si臋, wstaj膮c z fotela.
鈥 To Theron. 鈥 Podbieg艂a do schodk贸w przywita膰 si臋 z synem. 鈥 Nie spodziewa艂am si臋 ciebie.
鈥 Pomy艣la艂em, 偶e powinienem wpa艣膰 i spyta膰, czy nie jeste艣 na mnie z艂a, 偶e nie przyszed艂em po po艂udniu do Belle Rose.
鈥 Nie jestem z艂a 鈥 odpar艂a 鈥 tylko zawiedziona. Clarice ca艂y czas dopytywa艂a si臋, gdzie jeste艣.
Wzrok Therona pow臋drowa艂 w stron臋 Jolie. Gdy tylko j膮 rozpozna艂, u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
鈥 Widz臋, 偶e nie tylko ja czuj臋 awersj臋 do Belle Rose.
Jolie odstawi艂a szklank臋 na parapet i ruszy艂a powita膰 Therona. By艂 jej przyjacielem z dzieci艅stwa, bardziej kim艣 w rodzaju starszego brata czy ulubionego kuzyna ni偶 synem gospodyni. Ale kiedy Gar Wells go ostrzeg艂, 偶eby trzyma艂 si臋 z daleka od niej, Sandy i Felicii, oboje zacz臋li sobie u艣wiadamia膰 ogrom dziel膮cych ich r贸偶nic nie tylko w kolorze sk贸ry, ale i w zajmowanej pozycji spo艂ecznej. Potem Theron wyjecha艂 do college'u, a j膮 wys艂ano do szko艂y w Wirginii i ich kontakty zupe艂nie si臋 urwa艂y.
Gdy Theron wyci膮gn膮艂 ku niej d艂o艅, roz艂o偶y艂a ramiona i obj臋艂a go, o艣mielaj膮c do r贸wnie czu艂ej reakcji.
鈥 Nigdy bym nie pomy艣la艂, 偶e wr贸cisz do Belle Rose 鈥 powiedzia艂, trzymaj膮c j膮 za r臋ce i przygl膮daj膮c si臋 jej od st贸p do g艂贸w. 鈥 Ma艂a Jolie zupe艂nie doros艂a. Prawdziwa Desmond贸wna.
鈥 Jestem Desmond贸wna 鈥 odpar艂a.
鈥 W po艂owie Desmond贸wna i w po艂owie Royale'贸wn膮. 鈥 Przypatrywa艂 si臋 jej jeszcze przez chwil臋. 鈥 Wygl膮dasz jak Lisette.
鈥 Dzi臋kuj臋. By艂a pi臋kn膮 kobiet膮.
鈥 Bez dw贸ch zda艅.
Yvonne poda艂a Theronowi swoj膮 szklank臋.
鈥 Za chwil臋 wracam. Nalej臋 sobie herbaty i przynios臋 ciasteczka.
Theron zwr贸ci艂 jej szklank臋.
鈥 Nie, dzi臋kuj臋.
鈥 Ale ciasteczka przynios臋. Jolie na pewno ch臋tnie je zje do herbaty.
Gdy matka wesz艂a do domu, Theron parskn膮艂 艣miechem.
鈥 My艣li, 偶e ci膮gle jeste艣my dzie膰mi. Wydaje nam polecenia i karmi s艂odyczami.
鈥 Ciesz臋 si臋, 偶e przyjecha艂e艣 鈥 wyzna艂a Jolie. 鈥 Jestem pewna, 偶e musia艂abym wys艂ucha膰 jednej z jej s艂ynnych m贸w.
Theron ruszy艂 za Jolie w stron臋 hu艣tawki i usiad艂 obok niej.
鈥 W takim razie uratowa艂em ci臋 od losu gorszego od 艣mierci. Nikt, ale to nikt nie dor贸wnuje mamie w mowach umoralniaj膮cych. Czasami czuj臋 si臋 przy niej, jakbym ledwo odr贸s艂 od ziemi.
鈥 Yvonne zamierza mnie przekona膰, 偶ebym pogodzi艂a si臋 z ho艂ot膮, kt贸r膮 m贸j ojciec sprowadzi艂 do Belle Rose. Ona i ciocia Clarice chc膮, 偶ebym gra艂a fair i zachowywa艂a si臋 jak dama.
Theron zachichota艂.
鈥 Tylko mi nie m贸w, 偶e Jolie Desmond mog艂a nie wyrosn膮膰 na dam臋.
鈥 Jestem dam膮, ale na sw贸j spos贸b 鈥 odpar艂a. 鈥 Nie przestrzegam wszystkich konwenans贸w, jak robi艂y to siostry Desmond... ciocia Clarice wci膮偶 ich przestrzega. 呕yj臋 tak, jak chc臋, i nie spowiadam si臋 przed nikim. I obawiam si臋, 偶e narobi臋 zamieszania, kt贸re mo偶e si臋 wielu ludziom nie spodoba膰.
鈥 M贸wisz zupe艂nie jak Theron. 鈥 Yvonne otworzy艂a drzwi i wysz艂a na ganek. 鈥 M贸j syn ma podobne plany.
鈥 Och, mamo, nie zaczynaj znowu.
Jolie spojrza艂a mu w oczy.
鈥 Co dok艂adnie chodzi ci po g艂owie?
鈥 Ty pierwsza 鈥 odpar艂 Theron. 鈥 Co zamierzasz zrobi膰? Podwa偶y膰 testament Louisa?
鈥 Na pocz膮tek.
鈥 Lito艣ci, dziewczyno, po co ci to? 鈥 zapyta艂a Yvonne. 鈥 Dosta艂a艣 jedn膮 trzeci膮 maj膮tku i ca艂e Belle Rose. Czego jeszcze pragniesz?
Theron gwizdn膮艂 i klepn膮艂 si臋 w kolano.
鈥 Odziedziczy艂a艣 Belle Rose? Niech B贸g ma w opiece Georgette Devereaux!
鈥 Chcia艂abym, 偶eby tak by艂o 鈥 odpar艂a Jolie. 鈥 Niestety, nie mog臋 zmusi膰 ani jej, ani jej dzieci, 偶eby opu艣cili rezydencj臋. Ojciec zawar艂 w testamencie klauzul臋, 偶e maj膮 prawo zosta膰 w Belle Rose tak d艂ugo, jak b臋d膮 chcieli.
鈥 W takim razie potrzebujesz adwokata, kt贸ry sprawi, 偶e klauzula zniknie.
Jolie u艣miechn臋艂a si臋 szeroko.
鈥 Nie znasz przypadkiem bystrego prawnika, kt贸ry zgodzi艂by si臋 mnie reprezentowa膰?
鈥 Natychmiast dajcie spok贸j z tymi niedorzeczno艣ciami. 鈥 Yvonne postawi艂a szklank臋 i talerzyk s艂odowych ciasteczek na wiklinowym stoliku, po czym odwr贸ci艂a si臋 i zgromi艂a ich wzrokiem. 鈥 Z waszych konszacht贸w nie mo偶e wynikn膮膰 nic dobrego. 鈥 Wbi艂a wzrok w Jolie. 鈥 Powinna艣 uszanowa膰 wol臋 ojca w tej sprawie.
鈥 On nie szanowa艂 mojej woli, a ju偶 na pewno nie uszanowa艂 pami臋ci mojej matki, kiedy o偶eni艂 si臋 z Georgette.
鈥 Zapami臋tajcie moje s艂owa: je艣li postanowicie wcieli膰 swoje plany w 偶ycie, czekaj膮 was same k艂opoty. 鈥 Yvonne pokr臋ci艂a smutno g艂ow膮.
鈥 Co艣 mi si臋 zdaje, 偶e twoja mama nie m贸wi tylko o podwa偶eniu testamentu 鈥 powiedzia艂a Jolie. 鈥 Jaki 艂ajdacki pomys艂 chodzi ci po g艂owie?
鈥 Co艣, co mo偶e ci臋 wzburzy膰 鈥 odpar艂 Theron. 鈥 Nie chc臋 skrzywdzi膰 mamy ani ciebie czy cioci Clarice, ale najwy偶szy czas, 偶eby艣my poznali prawd臋.
鈥 Prawd臋 o czym? 鈥 spyta艂a, mimo 偶e zna艂a odpowied藕. Chodzi艂o o prawd臋 o dniu, w kt贸rym zamordowano jej matk臋 i ciotk臋. Dniu, w kt贸rym Lemar Fuqua straci艂 偶ycie, a j膮 kto艣 postrzeli艂 i potem zostawi艂, 偶eby si臋 wykrwawi艂a na 艣mier膰.
鈥 Zamierzam zrobi膰 wszystko, co w mojej mocy, 偶eby doprowadzi膰 do ponownego otwarcia 艣ledztwa w sprawie masakry w Belle Rose. Zamierzam udowodni膰, 偶e to nie Lemar by艂 zab贸jc膮, 偶e wujek te偶 by艂 ofiar膮.
Nagle Jolie zda艂a sobie spraw臋, 偶e jej powr贸t do Sumarville by艂 wyrokiem losu. Waha艂a si臋, czy przyjecha膰 na pogrzeb ojca, czy po prostu wys艂a膰 z Atlanty prawnika, kt贸ry zaj膮艂by si臋 jej sprawami. W ostatniej chwili co艣 kaza艂o jej ruszy膰 w podr贸偶. Przez dwadzie艣cia lat stara艂a si臋 zostawi膰 przesz艂o艣膰 za sob膮, wymaza膰 z pami臋ci wspomnienie tamtego strasznego dnia, pogodzi膰 si臋 z faktem, 偶e nigdy nie zdo艂a sobie przypomnie膰 niczego wi臋cej na temat tamtych potwornych wydarze艅. Ale po tych wszystkich latach najbardziej cierpia艂a z powodu tego, czego nie wiedzia艂a.
鈥 Zawrzyjmy umow臋 鈥 zaproponowa艂a. 鈥 Je偶eli pomo偶esz mi zdoby膰 pe艂n膮 kontrol臋 nad Belle Rose, zostan臋 w Sumarville i zrobi臋 wszystko, 偶eby ci u艂atwi膰 udowodnienie, 偶e Lemar nie zabi艂 mojej matki i cioci Lisette. Przecie偶 wiesz, 偶e zawsze wierzy艂am w jego niewinno艣膰.
Theron wzi膮艂 g艂臋boki wdech.
鈥 Zdajesz sobie spraw臋, 偶e prawdziwy zab贸jca mo偶e wci膮偶 偶y膰 i mieszka膰 w Sumarville? Je偶eli tak jest, to nie spodoba mu si臋, 偶e wznawiamy 艣ledztwo.
鈥 Rozumiem, o co ci chodzi. Ostrzegasz mnie, 偶e morderca mo偶e si臋 okaza膰 niebezpieczny, zw艂aszcza dla mnie.
鈥 To, o czym m贸wicie, to nie przelewki 鈥 upomnia艂a ich ponownie Yvonne.
鈥 Mama ma racj臋 鈥 przyzna艂 Theron. 鈥 Nie do艣膰, 偶e b臋dziemy mieli przeciwko sobie ca艂e miasto i ludzi, kt贸rzy woleliby o wszystkim zapomnie膰, to jeszcze mo偶liwe, 偶e narazimy w艂asne 偶ycie.
Czy mia艂a odwag臋 zosta膰 w Sumarville i zmierzy膰 si臋 z demonami przesz艂o艣ci przy tak wysokiej stawce?
鈥 Zdaj臋 sobie spraw臋 z niebezpiecze艅stwa 鈥 odpar艂a.
鈥 To jak? Umowa stoi? 鈥 Theron wpatrywa艂 si臋 w ni膮 w napi臋ciu. Spojrza艂a mu w oczy.
鈥 Jasne, 偶e tak, przyjacielu. Od czego zaczynamy?
鈥 Po pierwsze, jutro z samego rana przeniesiesz si臋 do Belle Rose 鈥 poradzi艂. 鈥 Wprowad藕 si臋, przejmij w艂adz臋 i potrz膮艣nij nimi troch臋. Ja porozmawiam z Garem Wellsem i wezm臋 kopi臋 testamentu, 偶eby upewni膰 si臋, czy rzeczywi艣cie masz prawo robi膰 wszystko z ziemi膮, domem... i mieszka艅cami. Opr贸cz wywalenia ich na bruk.
Sadystyczna rozkosz ogarn臋艂a Jolie na my艣l o zamienieniu 偶ycia Georgette w piek艂o. Jej przeprowadzka do Belle Rose i przyj臋cie roli pani na w艂o艣ciach na pewno wyprowadzi Devereaux z r贸wnowagi.
鈥 To pierwszy krok ku odzyskaniu pe艂nej kontroli nad posiad艂o艣ci膮. A co ze 艣ledztwem?
鈥 Ju偶 si臋 do tego zabra艂em. Um贸wi艂em si臋 na rozmow臋 z prokuratorem okr臋gowym i szeryfem. Mamy si臋 spotka膰 jutro po po艂udniu 鈥 odpar艂 Theron. 鈥 Je偶eli mog艂aby艣 ze mn膮 p贸j艣膰, sama twoja obecno艣膰 powinna wywrze膰 na nich spore wra偶enie.
鈥 Podaj mi tylko godzin臋 i miejsce, a na pewno si臋 zjawi臋.
鈥 Panno Royale, my艣l臋, 偶e stworzymy wspania艂y zesp贸艂 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 Theron.
鈥 Jestem tego samego zdania, panie Carter.
Kiedy u艣cisn臋li sobie d艂onie, Jolie k膮tem oka zauwa偶y艂a przera偶enie na twarzy Yvonne.
Rozdzia艂 9
Jolie, poch艂oni臋ta my艣lami o zem艣cie, zasn臋艂a dopiero po p贸艂nocy. Perspektywa przeprowadzki do Belle Rose cho膰by na par臋 tygodni nie budzi艂a jej entuzjazmu. Pociesza艂a si臋 nadziej膮 偶e je艣li nawet Theron nie znajdzie sposobu, by na mocy prawa usun膮膰 te przyb艂臋dy z domu jej przodk贸w, i tak dopnie swego perfidnym zachowaniem. Wcze艣niej czy p贸藕niej Georgette sama si臋 wyniesie z Belle Rose. Musi tylko uzbroi膰 si臋 w cierpliwo艣膰, bo pozbycie si臋 natr臋t贸w b臋dzie wymaga艂o czasu i wysi艂ku.
Prze艂kn臋艂a ostatni kawa艂ek jab艂kowo-rodzynkowego placka i popi艂a go 艂ykiem kawy. Spa艂a d艂u偶ej, ni偶 planowa艂a, ale przynajmniej unikn臋艂a kolejnego kazania Yvonne, kt贸ra bez w膮tpienia, jak przed laty, codziennie o sz贸stej trzydzie艣ci wychodzi艂a do Belle Rose. Zostawi艂a Jolie 艣niadanie i kr贸tki list.
Dobrze si臋 zastan贸w, zanim zdecydujesz si臋 wyrzuci膰 rodzin臋 Twojego ojca z Belle Rose. Obawiam si臋, 偶e w ostatecznym rozrachunku to Ty najbardziej na tym ucierpisz, a nie mog臋 znie艣膰 my艣li, 偶e odkryjesz sw贸j b艂膮d, kiedy ju偶 b臋dzie za p贸藕no.
Poczciwa wielkoduszna Yvonne zrobi艂aby niemal wszystko, by unikn膮膰 konflikt贸w. Ale dla Jolie 鈥 tak jak dla Therona 鈥 cena zachowania pokoju by艂a zbyt wysoka. Mia艂a nadziej臋, 偶e wsp贸lnymi si艂ami uda im si臋 osi膮gn膮膰 oba cele: ona odzyska pe艂n膮 kontrol臋 nad Belle Rose, a on oczy艣ci Lemara z zarzutu pope艂nienia podw贸jnego morderstwa.
Rzuci艂a walizk臋 na tylne siedzenie samochodu, a potem usiad艂a za kierownic膮 i w艂膮czy艂a silnik. Si臋gn臋艂a do torebki po kom贸rk臋, wybra艂a numer domowy Cheryl i przy艂o偶ywszy telefon do ucha, wrzuci艂a wsteczny bieg. Cheryl odebra艂a po pi膮tym sygnale.
鈥 Halo?
鈥 Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 z艂apa艂am, zanim wysz艂a艣 do pracy.
鈥 Jolie?
鈥 Tak. S艂uchaj, nie wracam dzisiaj do Atlanty. Zostaj臋 tu na par臋 tygodni, wi臋c musisz mnie zast膮pi膰 w robocie.
鈥 Sta艂o si臋 co艣 z艂ego?
鈥 W艂a艣ciwie nie. Potrzebuj臋 tylko troch臋 czasu, 偶eby rozwi膮za膰 pewien drobny problem.
Min臋艂a zakr臋t na brukowanej drodze i jej oczom ukaza艂y si臋 ty艂y rezydencji. Gdy przyjecha艂a wczoraj do Sumarville, czu艂a si臋 troch臋 dziwnie i nie na miejscu. Teraz ogarn臋艂o j膮 nag艂e poczucie swojsko艣ci.
Wraca艂a do domu. Przeprowadza艂a si臋. Przejmowa艂a rz膮dy!
Czy rzeczywi艣cie jest gotowa porzuci膰 偶ycie w Atlancie i zrezygnowa膰 z codziennych kontakt贸w w biurze i bezpo艣redniego dogl膮dania interes贸w, 偶eby naprawi膰 niesprawiedliwo艣ci sprzed dwudziestu lat? Dlaczego po prostu nie pozwoli膰 Georgette zosta膰 w Belle Rose? I jakie mia艂o teraz znaczenie, czy Lemar zosta艂 wrobiony w morderstwo? Czy dobrze robi, odsuwaj膮c na bok w艂asne sprawy tylko po to, 偶eby dokuczy膰 macosze?
I czy rzeczywi艣cie ma w sobie do艣膰 odwagi, by zmierzy膰 si臋 z my艣l膮, 偶e skoro Lemar by艂 niewinny, gdzie艣 w pobli偶u mo偶e si臋 czai膰 prawdziwy morderca, kt贸ry nie zawaha si臋 przed niczym, 偶eby powstrzyma膰 j膮 i Therona przed wznowieniem 艣ledztwa?
鈥 Urz膮dz臋 domowe biuro tak szybko, jak si臋 da 鈥 powiedzia艂a do Cheryl. 鈥 B臋d臋 zarz膮dza膰 firm膮 z Belle Rose, dop贸ki... 鈥 Dop贸ki nie przep臋dz臋 Georgette z posiad艂o艣ci mojej matki. Dop贸ki Theron nie przekona prokuratora okr臋gowego, 偶eby wznowi艂 dochodzenie. 鈥 Mam nadziej臋, 偶e zabawi臋 tu nie d艂u偶ej ni偶 kilka tygodni, ale licz臋 si臋 z konieczno艣ci膮 zostania na miesi膮c... albo dwa. 鈥 Bo偶e, prosz臋, tylko nie tak d艂ugo!
鈥 Miesi膮c albo dwa?! 鈥 wykrzykn臋艂a Cheryl. 鈥 Co si臋, do cholery, dzieje? Nie chcia艂a艣 nawet pojecha膰 na pogrzeb, a teraz m贸wisz, 偶e zamieszkasz z macoch膮. Co jest grane?
鈥 Musz臋 ko艅czy膰 鈥 oznajmi艂a Jolie, parkuj膮c samoch贸d na ty艂ach domu. 鈥 Jutro zadzwoni臋 i wprowadz臋 ci臋 we wszystkie szczeg贸艂y. W tej chwili przygotowuj臋 si臋 do obj臋cia swojej w艂asno艣ci.
*
Ca艂a rodzina, nawet wujek Parry, siedzia艂a ju偶 przy stole, gdy Mallory zesz艂a do jadalni. Jej matka obstawa艂a przy tym, by wszystkie posi艂ki podawano w jadalni 鈥 Clarice przekona艂a j膮, 偶e wymagaj膮 tego zasady etykiety. Chocia偶 Mallory bardzo kocha艂a star膮 zbzikowan膮 ptaszyn臋, jak nazywa艂 j膮 wujek Parry, wola艂aby, 偶eby matka nie przywi膮zywa艂a tak wielkiej wagi do opinii Clarice Desmond. Raz nawet poskar偶y艂a si臋 ojcu, 偶e ciotka Clarice, kt贸ra tak naprawd臋 nie by艂a jej ciotk膮 ani 偶adn膮 krewn膮, ustala wszystkie regu艂y. Tata przytuli艂 j膮 wtedy i przypomnia艂, 偶e mama czuje si臋 niepewnie, bo urodzi艂a si臋 w biedzie, a najbardziej na 艣wiecie pragnie sta膰 si臋 wytworn膮 dam膮 z Po艂udnia.
Co za idiotyzm! My艣la艂a tak wtedy i nie zmieni艂a zdania do dzi艣. Czy to wa偶ne, co s膮dz膮 inni? Royale'owie s膮 przecie偶 bogaci, a jej ojciec nale偶y do najbardziej wp艂ywowych ludzi w Missisipi. Poza tym to wiek XXI, a nie XIX. Drzewa genealogiczne, przodkowie walcz膮cy w wojnie secesyjnej, tradycje z czas贸w, o kt贸rych wszyscy dawno zapomnieli, nie maj膮 ju偶 znaczenia. Licz膮 si臋 pieni膮dze i w艂adza. Dlaczego matka nie potrafi艂a tego poj膮膰? Max to rozumie. Tata nauczy艂 go, 偶e gdy chodzi o kogo艣 z dostatecznie rozleg艂膮 w艂adz膮, ludzie s膮 w stanie przymkn膮膰 oko na pochodzenie i wady charakteru. Teraz, kiedy taty zabrak艂o, Max zajmie jego pozycj臋.
鈥 Nie powinna艣 schodzi膰 na 艣niadanie w pid偶amie, zw艂aszcza tak nieskromnej 鈥 skarci艂a j膮 Georgette.
Nieskromnej? Prze艣wituj膮ca bluzka by艂aby nieskromna. Albo stringi. Albo bikini z ma艂ymi tr贸jk膮cikami ledwo zas艂aniaj膮cymi sutki. Mallory ziewn臋艂a, przeci膮gn臋艂a si臋 i spojrza艂a na swoje satynowe bokserki i podkoszulek. Ju偶 chcia艂a odpowiedzie膰 matce, ale poczu艂a na sobie wzrok Maksa. Spojrza艂a na brata i widz膮c jego surow膮 min臋, ugryz艂a si臋 w j臋zyk. Max mia艂 racj臋 鈥 matka zas艂ugiwa艂a na szacunek. A teraz, po 艣mierci taty, by艂a jeszcze bardziej krucha ni偶 zwykle.
鈥 P贸jd臋 na g贸r臋 i w艂o偶臋 co艣 innego 鈥 zaproponowa艂a Mallory.
鈥 Nie trzeba, kochanie 鈥 odpar艂a Georgette. 鈥 Dzisiaj przymkniemy na to oko.
鈥 Dzi臋kuj臋, mamo.
Mallory zn贸w spojrza艂a na Maksa. Jego wargi zadrga艂y, a k膮ciki ust unios艂y si臋 lekko. Prawie si臋 do niej u艣miechn膮艂. Biedny Max. Rzadko si臋 u艣miecha艂, zw艂aszcza ostatnio.
鈥 To kiedy spotykasz si臋 z Garem, 偶eby zrobi膰 co艣 z testamentem? 鈥 zapyta艂 Parry siostrze艅ca, po czym wpakowa艂 do ust 艂y偶k臋 mama艂ygi.
Mallory wyczuwa艂a napi臋cie przy stole. Emanowa艂 nim Max. Matka. I ciocia Clarice. Pomy艣la艂a, 偶e najlepiej by by艂o, gdyby Jolie Royale znik艂a z powierzchni ziemi. Dlaczego tata zapisa艂 jej jedn膮 trzeci膮 maj膮tku? Dlaczego zostawi艂 jej Belle Rose? Jolie by艂a dla niego okrutna, traktowa艂a go jak tr臋dowatego, ani razu nie przyjecha艂a z wizyt膮.
鈥 My艣l臋, 偶e Gar powinien powiedzie膰 s臋dziemu, z jak膮 pogard膮 i nienawi艣ci膮 Jolie odnosi艂a si臋 do taty, odk膮d o偶eni艂 si臋 z mam膮. 鈥 Mallory podesz艂a do bufeciku, gdzie na srebrnych platerach czeka艂o jej 艣niadanie. 鈥 Ona nie ma prawa do niczego, a ju偶 najmniej do Belle Rose. To nasz dom, nie jej.
鈥 Wed艂ug prawa dom nale偶y do niej 鈥 zauwa偶y艂 Max. 鈥 Louis go jej zapisa艂, a plantacja by艂a w艂asno艣ci膮 rodziny jej matki.
鈥 I co z tego? 鈥 Parry prze艂ama艂 biszkopt i pola艂 obie po艂贸wki miodem. 鈥揟en dom zawali艂by si臋 dawno temu, gdyby Louis nie wpompowa艂 mn贸stwa pieni臋dzy w renowacj臋. Powinien by艂 zapisa膰 go Georgette.
鈥 Nie, nie powinien 鈥 zaprotestowa艂a Georgette. 鈥 Nie czu艂abym si臋 dobrze ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e Belle Rose jest moje. Ale c贸偶, mia艂am nadziej臋, 偶e zapisze rezydencj臋 Mallory.
Mallory na艂o偶y艂a na talerzyk dwa plasterki bekonu, nala艂a sobie szklank臋 soku pomara艅czowego i wr贸ci艂a do sto艂u.
鈥 Zgadzam si臋 z wujkiem Parrym. Tata powinien by艂 zapisa膰 dom tobie, mamo. W ko艅cu by艂a艣 jego 偶on膮. 鈥 Usiad艂a na krze艣le obok brata. 鈥 Postaracie si臋 odebra膰 Jolie Belle Rose, prawda?
Clarice chrz膮kn臋艂a. Wszystkie oczy pow臋drowa艂y w jej stron臋. O, cholera! Mallory na 艣mier膰 zapomnia艂a, 偶e Jolie jest siostrzenic膮 Clarice, prawdziw膮 siostrzenic膮, i 偶e to do jej rodziny nale偶a艂a kiedy艣 rezydencja.
鈥 Przepraszam, ciociu 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Ale tak to odczuwam.
鈥 Oczywi艣cie masz prawo do swojej opinii. 鈥 Clarice z艂o偶y艂a lnian膮 serwetk臋 i po艂o偶y艂a j膮 obok talerza. 鈥 Ale zanim powe藕miecie jakiekolwiek kroki, 偶eby podwa偶y膰 testament Louisa, zastan贸wcie si臋 nad tym, 偶e Jolie mo偶e rozwa偶a膰 dok艂adnie to samo.
鈥 Co? 鈥 pisn臋艂a Georgette.
鈥 Nie 艣mia艂aby 鈥 oburzy艂 si臋 Parry.
Po co mia艂aby to robi膰? 鈥 zapyta艂a Mallory.
鈥 Nasza rodzina ma prawo mieszka膰 w Belle Rose. 鈥 Max podni贸s艂 fili偶ank臋 i napi艂 si臋 kawy. M贸wi艂 spokojnie, nie zdradza艂 偶adnych emocji. Taki w艂a艣nie by艂 jej brat. Nigdy nie dawa艂 si臋 wyprowadzi膰 z r贸wnowagi. Czasami zastanawia艂a si臋, czy w og贸le jest podatny na ludzkie uczucia jak wszyscy pozostali.
鈥 Kurwa ma膰! Z t膮 m艣ciw膮 suk膮 wszystko jest mo偶liwe. 鈥 Parry zacz膮艂 rozdrabnia膰 widelcem jajecznic臋. 鈥 Ale grubo si臋 myli, je艣li s膮dzi, 偶e uda si臋 jej nas przep臋dzi膰.
鈥 Parry, hamuj si臋. Taki j臋zyk! 鈥 zgromi艂a brata Georgette. 鈥 I to przy Mallory.
鈥 Nie przejmujcie si臋 mn膮. 鈥 Mallory u艣miechn臋艂a si臋 szeroko. Matka cz臋sto traktowa艂a j膮, jakby wci膮偶 mia艂a dziesi臋膰 lat.
鈥 Nie podoba mi si臋, 偶e m贸wisz o Jolie w taki spos贸b. 鈥 Clarice zgromi艂a Parry'ego wzrokiem. 鈥 Nie podzielam opinii mojej siostrzenicy na temat Georgette, ale rozumiem, dlaczego czuje to, co czuje. Jestem przekonana, 偶e gdyby艣cie dali jej szans臋 pozna膰 was bli偶ej, zda艂aby sobie spraw臋, jak bardzo si臋 myli艂a przez te wszystkie lata. A wtedy nie by艂oby potrzeby podwa偶ania testamentu Louisa.
Biedna ciocia Clarice. Zawsze wszystkim 偶yczliwa. Chyba nie by艂o osoby, kt贸rej by nie lubi艂a. Ale czy nie zdawa艂a sobie sprawy, 偶e ju偶 za p贸藕no na bratanie si臋 z Jolie? Kiedy艣 Mallory gor膮co pragn臋艂a pozna膰 starsz膮 siostr臋, marzy艂a nawet, 偶e zostan膮 przyjaci贸艂kami. Ale to by艂o, zanim si臋 dowiedzia艂a, co Jolie my艣li o drugiej rodzinie ojca.
*
Jolie wesz艂a do domu tylnymi drzwiami. Przystan臋艂a w sieni i zajrza艂a do kuchni. Yvonne zaj臋ta zmywaniem nie zauwa偶y艂a jej, wi臋c Jolie odkaszln臋艂a, by zwr贸ci膰 na siebie uwag臋.
鈥 Jolie! 鈥 Yvonne wytar艂a d艂onie w fartuch i po艣pieszy艂a w stron臋 otwartych drzwi. 鈥 Dlaczego zakradasz si臋 tylnym wej艣ciem?
鈥 Chc臋 zrobi膰 rodzinie niespodziank臋. Jedz膮 艣niadanie?
鈥 Tak, wszyscy s膮 w jadalni.
鈥 Najlepsza pora, 偶ebym si臋 przywita艂a i poinformowa艂a ich, 偶e si臋 wprowadzam.
鈥 Theron nie powinien ci tego doradza膰. Uwa偶am, 偶e pope艂niasz ogromny b艂膮d.
Jolie wzruszy艂a ramionami.
鈥 Nie s膮dz臋.
鈥 Pozw贸l chocia偶, 偶ebym ich uprzedzi艂a, 偶e jeste艣 鈥 poprosi艂a Yvonne.
鈥 Nie ma potrzeby. Sama si臋 zapowiem.
Wzi臋艂a g艂臋boki oddech i ruszy艂a do jadalni. Dobieg艂y j膮 g艂osy. Nieznajome. Wtem us艂ysza艂a g艂臋boki baryton, kt贸ry doskonale zna艂a.
鈥 Louis postawi艂 nas wszystkich w trudnej sytuacji. Ale jestem pewien, 偶e uwa偶a艂, 偶e tak b臋dzie najlepiej 鈥 m贸wi艂 Max. 鈥 Wiecie, jaki by艂. Zawsze troszczy艂 o wszystkich i stara艂 si臋 post臋powa膰 sprawiedliwie.
鈥 A czy to sprawiedliwe, 偶e zostawi艂 Belle Rose Jolie? 鈥 zapyta艂a Mallory.
Jolie uzna艂a, 偶e to najlepszy moment, by ujawni膰 swoj膮 obecno艣膰. Wesz艂a do jadalni pewnym krokiem, jakby wszyscy oczekiwali, 偶e zjawi si臋 na 艣niadaniu.
鈥 Tak, my艣l臋, 偶e to sprawiedliwe, 偶e tata zostawi艂 mi Belle Rose 鈥 oznajmi艂a z u艣miechem. Wszyscy spojrzeli na ni膮 ze zdumieniem. Wszyscy opr贸cz Maksa. Wspania艂e uczucie zobaczy膰 przera偶enie na twarzy Georgette, wrog膮 min臋 Parry'ego, zaskoczenie Mallory i gniew w oczach Maksa, kiedy wreszcie zwr贸ci艂 ku niej wzrok. 鈥 Niesprawiedliwe wydaje mi si臋 raczej to, 偶e da艂 wam prawo mieszkania tutaj bez wzgl臋du na to, jak mog艂abym si臋 na to zapatrywa膰.
鈥 Jolie! Clarice poderwa艂a si臋 z krzes艂a. 鈥 Nie mieli艣my poj臋cia, 偶e tu jeste艣.
Ruszy艂a w jej stron臋 z otwartymi ramionami. Jolie u艣cisn臋艂a ciotk臋 i podesz艂a do bufetu, a Clarice z radosnym u艣miechem na twarzy wr贸ci艂a do sto艂u. Jolie si臋gn臋艂a po talerz. Nape艂ni艂a go bekonem, jajecznic膮 i sma偶onymi kartoflami, a na koniec do艂o偶y艂a dwa kawa艂ki biszkoptu. Do porcelanowej fili偶anki nala艂a kawy i doda艂a solidn膮 porcj臋 艣mietanki. Poznawa艂a porcelan臋 i srebra; nale偶a艂y do jej rodziny od ponad stu lat.
Jolie nie by艂a g艂odna, ale jakie to mia艂o znaczenie? Zamierza艂a rozpocz膮膰 przej臋cie w艂adzy w Belle Rose od prze艂amania si臋 chlebem ze 艣miertelnymi wrogami. Mierzi艂a j膮 perspektywa sto艂owania si臋 w towarzystwie tej bandy, ale postanowi艂a jada膰 z nimi ka偶dy posi艂ek. To na pewno pozbawi wszystkich apetytu.
鈥 Co za tupet 鈥 wycedzi艂 Parry z ledwie powstrzymywan膮 w艣ciek艂o艣ci膮. 鈥 Nikt nie zaprasza艂 ci臋 na 艣niadanie.
Jolie postawi艂a talerz i fili偶ank臋 na stole.
鈥 No, no, wujku Parry, m贸wisz takim tonem, 偶e kto艣 got贸w pomy艣le膰, 偶e mnie nie lubisz. 鈥 Usiad艂a ko艂o Clarice. 鈥 Poza tym, trudno, nie potrzebuj臋 zaproszenia, 偶eby zje艣膰 艣niadanie we w艂asnym domu.
鈥 Oczywi艣cie. Jeste艣 tu mile widziana. 鈥 Georgette spojrza艂a na Jolie i u艣miechn臋艂a si臋. 鈥 Bardzo nam mi艂o, 偶e zechcia艂a艣 zje艣膰 z nami 艣niadanie.
鈥 Na lito艣膰 bosk膮, mamo, daruj sobie po艂udniow膮 etykiet臋 鈥 mrukn臋艂a Mallory, 艂ypi膮c na Jolie spode 艂ba. 鈥 Co tu robisz? O co ci chodzi?
W innych okoliczno艣ciach Jolie doceni艂aby ikr臋 Mallory. Ale fakt, 偶e by艂y przyrodnimi siostrami, nie m贸g艂 przys艂oni膰 tego, co liczy艂o si臋 naprawd臋: Mallory by艂a jedn膮 z nich 鈥 wrogiem.
鈥 Gdzie twoje maniery, siostrzyczko?
鈥 Odwal si臋 鈥 fukn臋艂a Mallory i pokaza艂a jej j臋zyk. Dziecinny gest. Jolie parskn臋艂a 艣miechem.
鈥 Zachowuj si臋 鈥 upomnia艂 Max siostr臋 pozbawionym emocji tonem, po czym przeni贸s艂 wzrok na Jolie. 鈥 Czy zechcesz nam powiedzie膰, co tu w艂a艣ciwie robisz?
Jolie si臋gn臋艂a po widelec i wzi臋艂a do ust k臋s jedzenia. Prze艂kn膮wszy, pos艂a艂a Maksowi drapie偶ny u艣miech.
鈥 Jak to co? Jem 艣niadanie.
鈥 Pomi艅my to, co oczywiste. Co tu robisz? 鈥 powt贸rzy艂 Max.
Wszystkie oczy skupi艂y si臋 na niej. O tak, zaniepokoi艂a wszystkich. Nawet ch艂odnego i opanowanego Maximilliana. Nienawidzi艂 jej tak samo jak reszta jego rodziny, tylko lepiej maskowa艂 swoje uczucia.
Podnios艂a do ust fili偶ank臋 i napi艂a si臋 wy艣mienitej kawy Yvonne. Spogl膮daj膮c na Maksa znad z艂oconego brzegu naczynia, odrzek艂a:
鈥 Postanowi艂am z wami zamieszka膰.
鈥 Nie mo偶esz si臋 tu wprowadzi膰! 鈥 zawo艂a艂a Mallory.
鈥 Natychmiast dzwo艅cie do Gara! 鈥 krzykn膮艂 Parry.
鈥 Zamierzasz z nami zosta膰? 鈥 Policzki Georgette obla艂 rumieniec. 鈥 Witamy ci臋 z otwartymi ramionami. Jeste艣 c贸rk膮 Louisa, a to zawsze by艂 tw贸j dom. 鈥 Zerkn臋艂a na syna. 鈥 Max, wnie艣 baga偶e Jolie. 鈥 Zn贸w zwr贸ci艂a si臋 do Jolie. 鈥 Pewnie zechcesz zaj膮膰 sw贸j stary pok贸j?
Mallory zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi i krzykn臋艂a:
鈥 Do diab艂a, mamo, przesta艅 w tej chwili! Dlaczego jeste艣 dla niej tak cholernie uprzejma? Ona nie ma prawa tu by膰. To nasz dom.
Gdy nikt nie zareagowa艂, Mallory obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i wybieg艂a z pokoju.
鈥 Max 鈥 sykn膮艂 Parry 鈥 zr贸b co艣, do cholery.
Max wsta艂, obszed艂 st贸艂 i chwyciwszy Jolie za rami臋, poderwa艂 j膮 z krzes艂a. Spiorunowa艂a go wzrokiem, ale nie pr贸bowa艂a si臋 wyrywa膰. By艂 w艣ciek艂y, cho膰 tylko lekko pulsuj膮ca 偶y艂a na szyi zdradza艂a kipi膮c膮 w nim z艂o艣膰. Prowokowanie Maksa w tym momencie by艂oby jak dra偶nienie grzechotnika. Ale B贸g jej 艣wiadkiem, uwielbia艂a go dra偶ni膰.
鈥 Musimy porozmawia膰 鈥 o艣wiadczy艂. 鈥 Na osobno艣ci. W gabinecie.
Jolie popatrzy艂a znacz膮co na sw贸j nadgarstek.
鈥 Chcesz mnie tam zawlec si艂膮?
鈥 Je艣li to konieczne.
Sprawdzi艂aby go, gdyby uwa偶a艂a, 偶e blefuje. Ale nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e poderwa艂by j膮 z ziemi i wyni贸s艂 z jadalni, gdyby nie posz艂a z nim po dobroci.
鈥 W takim razie zgadzam si臋. Porozmawiajmy na osobno艣ci. 鈥 Pr贸bowa艂a uwolni膰 r臋k臋.
Nie pu艣ci艂 jej od razu, jakby rozwa偶a艂 wszystkie dost臋pne opcje, chc膮c rozstrzygn膮膰, kt贸ra jest najlepsza. W ko艅cu rozlu藕ni艂 uchwyt na tyle, by zdo艂a艂a si臋 wyrwa膰, i szerokim gestem wskaza艂 jej drog臋. Jolie ruszy艂a w stron臋 drzwi, a Max pod膮偶y艂 za ni膮.
鈥 Wykop j膮 st膮d na zbity pysk 鈥 zawo艂a艂 Parry.
鈥 Parry, opanuj si臋 鈥 upomnia艂a go Clarice. 鈥 Twoje uwagi s膮 nie na miejscu.
Jolie, nie zatrzymuj膮c si臋, spojrza艂a na Maksa i spyta艂a:
鈥 Czy to w艂a艣nie zamierzasz zrobi膰 鈥 wykopa膰 mnie st膮d na zbity pysk?
鈥 Chcia艂bym 鈥 odpar艂 szczerze 鈥 ale masz prawo mieszka膰 w tym domu. Nie rozumiem tylko, dlaczego ci na tym zale偶y.
Jolie otworzy艂a drzwi i wesz艂a do gabinetu ojca. Nawet teraz, po 艣mierci Louisa, w obitym boazeri膮 pokoju unosi艂 si臋 jego duch. Wydawa艂o si臋, 偶e lada chwila ojciec wr贸ci艂 i usi膮dzie za masywnym biurkiem albo z fajk膮 w d艂oni zag艂臋bi si臋 w kt贸rym艣 z wielkich foteli. Przenios艂a si臋 w przesz艂o艣膰 do czas贸w, kiedy by艂a ukochan膮 c贸reczk膮 tatusia. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, pr贸buj膮c si臋 uwolni膰 od natr臋tnych obraz贸w z przesz艂o艣ci. Ale wiedzia艂a, 偶e je艣li tu zostanie, b臋dzie musia艂a zmierzy膰 si臋 ze wspomnieniami.
鈥 Siedzimy czy stoimy?
鈥 S艂ucham? 鈥 zapyta艂a roztargniona. Max wzruszy艂 ramionami.
鈥 Postoimy.
Skin臋艂a g艂ow膮. Max wygl膮da艂, jakby czu艂 si臋 w tym pokoju r贸wnie swojsko jak jej ojciec. Ciocia Clarice m贸wi艂a jej, 偶e sta艂 si臋 dla Louisa prawdziwym synem. Jak偶e szcz臋艣liwa musia艂a by膰 z tego powodu Georgette.
鈥 Dlaczego si臋 wprowadzasz? 鈥 zapyta艂.
鈥 Szczerze?
鈥 By艂oby mi艂o.
U艣miechn臋艂a si臋.
鈥 Dlaczego wprowadzam si臋 do Belle Rose? 鈥 Roze艣mia艂a si臋 kpi膮co. 鈥揚oniewa偶 mam prawo. I nikt nie mo偶e mi przeszkodzi膰.
Rozdzia艂 10
Max mia艂 ochot臋 z艂apa膰 Jolie i potrz膮sn膮膰 ni膮 z ca艂ej si艂y. Pami臋ta艂 j膮 jako dziewczynk臋 biegaj膮c膮 boso po Belle Rose, je偶d偶膮c膮 na oklep na swojej klaczy, p艂ywaj膮c膮 w stawie w gor膮ce letnie dni. By艂a buntownicz膮, niesforn膮 nastolatk膮 鈥 bardzo podobn膮 do Mallory. Obie zosta艂y rozpieszczone przez ojca, kt贸ry je uwielbia艂. Wiele razy s艂ucha艂, jak Louis opowiada o Jolie, zawsze z mieszanin膮 rado艣ci i smutku. Z艂ama艂a mu serce, zrywaj膮c z nim wszelkie kontakty. Max uwa偶a艂 j膮 za niewdzi臋czn膮 c贸rk臋, kt贸ra nie doros艂a na tyle, by zrozumie膰 ludzk膮 s艂abo艣膰 i nauczy膰 si臋 wybacza膰. Im bardziej kocha艂 Louisa, tym bardziej nienawidzi艂 Jolie.
Teraz wr贸ci艂a do domu, ale nie po to, by uszcz臋艣liwi膰 starego ojca 鈥 by艂o ju偶 za p贸藕no. Przyjecha艂a, 偶eby si臋 zem艣ci膰. I najwyra藕niej wci膮偶 nie zwa偶a艂a na uczucia innych.
鈥 Zdajesz sobie spraw臋, 偶e psuj膮c wszystkim nastr贸j, sama nara偶asz si臋 na b贸l?
Jolie wzruszy艂a ramionami.
鈥 To cena, kt贸r膮 b臋d臋 musia艂a zap艂aci膰.
鈥 Czy twoje 偶ycie w Atlancie jest a偶 tak bezbarwne i pozbawione sensu, 偶e wolisz zosta膰 w Belle Rose i niszczy膰 偶ycie nam?
鈥 Sk膮d pomys艂, 偶e moja przeprowadzka do Belle Rose ma cokolwiek wsp贸lnego z tob膮 albo z kimkolwiek innym, kto tu mieszka? 鈥 Jolie usadowi艂a si臋 w fotelu, zachowuj膮c si臋 jak u siebie w domu.
鈥 Podaj cho膰 jeden pow贸d opr贸cz tego, kt贸ry w艂a艣nie wymieni艂em. 鈥 Max opar艂 si臋 o biurko i skrzy偶owa艂 r臋ce na piersiach.
鈥 Ojej. Taki du偶y, gro藕ny m臋偶czyzna. 鈥 Zakry艂a d艂o艅mi policzki i otworzy艂a szeroko oczy, robi膮c przera偶on膮 min臋. 鈥 Czy powinnam si臋 trz膮艣膰?
鈥 Nawet sobie nie wyobra偶asz, jaki potrafi臋 by膰 gro藕ny.
鈥 Pr贸bujesz mnie zastraszy膰? 鈥 Spojrza艂a mu w twarz, niezra偶ona jego z艂owrogim tonem.
Nie by艂 przyzwyczajony do takiego oporu. Zwykle jego zab贸jczy wzrok wystarcza艂, 偶eby nawet najtwardszy sukinsyn si臋 wycofa艂. Mia艂 reputacj臋 cz艂owieka, z kt贸rym lepiej nie zadziera膰. Dlaczego ta wyszczekana baba si臋 nie boi? Czy偶by nie zdawa艂a sobie sprawy, 偶e m贸g艂 j膮 udusi膰 go艂ymi r臋kami?
Max wyprostowa艂 si臋, podszed艂 do niej i chwyci艂 por臋cze fotela, w kt贸rym siedzia艂a.
鈥 To ostrze偶enie 鈥 wycedzi艂 lodowatym g艂osem. 鈥 Nie pozwol臋 ci dr臋czy膰 mojej matki i siostry.
Popatrzy艂 jej prosto w oczy i dostrzeg艂 w nich determinacj臋. Wojna by艂a nieunikniona. Instynkt podpowiada艂 mu, 偶e Jolie nie ust膮pi ani o milimetr. Szykowa艂a si臋 walka do samego ko艅ca, na 艣mier膰 i 偶ycie.
Zadar艂a hardo g艂ow臋, tak 偶e ich oczy znalaz艂y si臋 na tym samym poziomie, a czubki nos贸w prawie si臋 zetkn臋艂y.
鈥 A jak zamierzasz mnie powstrzyma膰? Zabijaj膮c mnie? S艂ysza艂am r贸偶ne plotki, wiesz? 呕e zamordowa艂e艣 偶on臋. I 偶e zabi艂e艣 moj膮 matk臋, 偶eby twoja mog艂a wyj艣膰 za tat臋 i zamieszka膰 w Belle Rose. Powiedz, Max, pr贸bowa艂e艣 mnie ju偶 zabi膰?
*
Zbyt p贸藕no u艣wiadomi艂a sobie, 偶e przesadzi艂a. Szaroniebieskie oczy Maksa rozb艂ys艂y gniewem, twarz obla艂a si臋 rumie艅cem. Wyd膮艂 nozdrza i zacz膮艂 sapa膰 niczym rozjuszony byk. Chcia艂a si臋 odezwa膰, przyzna膰, 偶e posun臋艂a si臋 za daleko, lecz zanim zd膮偶y艂a wydusi膰 z siebie s艂owo, z艂apa艂 j膮, uni贸s艂 z fotela i potrz膮sn膮艂 ni膮 mocno kilka razy. J臋kn臋艂a z b贸lu, gdy jego pot臋偶ne d艂onie wpi艂y si臋 w jej ramiona. Natychmiast rozlu藕ni艂 uchwyt i potrz膮sn膮艂 ni膮 jeszcze raz, ale z mniejsz膮 si艂膮. 艁zy stan臋艂y jej w oczach, ale zmusi艂a si臋 do zachowania spokoju, nie chc膮c okaza膰 l臋ku. Ich spojrzenia si臋 spotka艂y, a to, co ujrza艂a w jego oczach, kompletnie j膮 zaskoczy艂o. B贸l, ogromny.
Czy偶by zrani艂a go bezmy艣lnymi oskar偶eniami? Czy to mo偶liwe, 偶e Max Devereaux jest zdolny do zwyk艂ych ludzkich uczu膰?
鈥 Niech ci臋 diabli! 鈥 Jego pier艣 unios艂a si臋 i opad艂a ci臋偶ko.
鈥 Max, ja...
Pu艣ci艂 j膮 tak nagle, 偶e o ma艂o nie straci艂a r贸wnowagi.
鈥 Wprowadzasz si臋 do Belle Rose na w艂asne ryzyko.
鈥 Kolejna gro藕ba? 鈥 Dlaczego nie potrafi trzyma膰 j臋zyka za z臋bami? Co jest w Maksie takiego, 偶e chcia艂a go dra偶ni膰? Czy to dlatego 偶e chocia偶 go nienawidzi i gardzi jego matk膮 i ca艂膮 t膮 cholern膮 rodzink膮, nigdy nie otrz膮sn臋艂a si臋 z nastoletniego zauroczenia? Sp贸jrz prawdzie w oczy, upomnia艂a si臋 w duchu. On jest cholernie atrakcyjny, ale to ostatni facet na 艣wiecie, kt贸ry powinien ci臋 poci膮ga膰.
鈥 Post臋puj tak dalej, chere, a wkr贸tce si臋 przekonasz 鈥 odpar艂, a potem odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 z pokoju.
Jolie wypu艣ci艂a d艂ugo powstrzymywany oddech, czuj膮c, 偶e ledwo unikn臋艂a pe艂nej si艂y jego gniewu. Wcze艣niej czy p贸藕niej dojdzie mi臋dzy nimi do czo艂owego zderzenia. Mia艂a nadziej臋, 偶e p贸藕niej. Potrzebowa艂a czasu, 偶eby zebra膰 si艂y, przygotowa膰 si臋. Jako kobieta interesu stoczy艂a ju偶 wiele bitew. Pokona艂a gorszych sukinsyn贸w ni偶 Max, lecz jeszcze nigdy nie skrzy偶owa艂a miecza z przeciwnikiem zdolnym do morderstwa.
Ale czy Max rzeczywi艣cie by艂 morderc膮? Czy naprawd臋 wierzy艂a, 偶e to on ponosi艂 win臋 za masakr臋 w Belle Rose? A co z nierozwi膮zan膮 spraw膮 艣mierci Felicii? Dwadzie艣cia lat temu broni艂aby Maksa z ca艂ych si艂. Ale by艂a wtedy m艂oda, naiwna i beznadziejnie zakochana w przystojnym milkliwym ch艂opaku. Teraz by艂a starsza i m膮drzejsza i nie ufa艂a ludziom tak 艂atwo jak kiedy艣. To, 偶e Max nadal j膮 poci膮ga, nie znaczy艂o jeszcze, 偶e mo偶e opu艣ci膰 gard臋. Nie mia艂a powodu, by wierzy膰 w jego niewinno艣膰, 偶adnej racjonalnej przes艂anki, by nie traktowa膰 go jako g艂贸wnego podejrzanego.
*
鈥 No i co powiedzia艂? 鈥 dopytywa艂 si臋 Parry, chodz膮c w t臋 i z powrotem po pokoju siostry. 鈥 Ma jaki艣 plan, 偶eby si臋 jej pozby膰? Skontaktowa艂 si臋 z Garem?
Georgette le偶a艂a na szezlongu w saloniku przylegaj膮cym do sypialni, kt贸r膮 dzieli艂a z m臋偶em, i popija艂a leniwie mro偶on膮 herbat臋. Ignoruj膮c Parry'ego, rozejrza艂a si臋 po bogato urz膮dzonym wn臋trzu. Gdy tylko minie do艣膰 czasu, b臋dzie musia艂a zmieni膰 wystr贸j. Teraz ka偶dy przedmiot w tym pokoju przypomina艂 jej Louisa.
鈥 S艂uchasz mnie? 鈥 zapyta艂 Parry.
Najch臋tniej powiedzia艂aby, 偶eby zostawi艂 j膮 w spokoju. Jeszcze nie dosz艂a do siebie po porannych wydarzeniach. Ale wiedzia艂a, 偶e brat nie przestanie jej nagabywa膰, dop贸ki mu nie odpowie. Parry by艂 czasem jak komar brz臋cz膮cy ko艂o ucha. Potrafi艂 doprowadzi膰 cz艂owieka do sza艂u. Oczywi艣cie, kocha艂a go. Dorastali razem w Nowym Orleanie bez matki, kt贸ra umar艂a, kiedy byli mali, i z wiecznie pijanym ojcem, musieli wi臋c sobie pomaga膰, 偶eby utrzyma膰 si臋 przy 偶yciu. Georgette wstydzi艂a si臋 przesz艂o艣ci i modli艂a si臋, by nikt nigdy si臋 nie dowiedzia艂, 偶e by艂a dziwk膮 od trzynastego roku 偶ycia. Kiedy mia艂a osiemna艣cie lat, jeden z klient贸w, Philip Devereaux, kt贸ry odwiedza艂 Nowy Orlean kilka razy w roku, zakocha艂 si臋 w niej. Lubi艂a Philipa, ale nie by艂a w stanie pokocha膰 偶adnego m臋偶czyzny. Nie wtedy. Mi艂o艣膰 pozna艂a dopiero wiele lat p贸藕niej, kiedy spotka艂a Louisa.
鈥 Odpowiedz, kobieto! 鈥 warkn膮艂 Parry. 鈥 Jolie Royale nie藕le nam nabru藕dzi. Louis by艂 hojny i bardzo ci臋 kocha艂, ale ta dziewczyna oznacza k艂opoty. Chce nas wykurzy膰 z Belle Rose i nie spocznie, dop贸ki nie odbierze nam wszystkiego, co mamy.
鈥 Nie mo偶e... Louis mnie zabezpieczy艂... zadba艂 o nas wszystkich. Zapisa艂 moim dzieciom dwie trzecie maj膮tku.
鈥 Max musi j膮 wyko艅czy膰 鈥 mrukn膮艂 Parry, jakby nie us艂ysza艂 s艂贸w siostry. 鈥 Ch臋tnie mu pomog臋 pozby膰 si臋 cia艂a. Mo偶e j膮 wrzuci膰 do rzeki. Nada艂aby si臋 na pokarm dla rybek.
鈥 Chyba oszala艂e艣! Natychmiast daj spok贸j tym niedorzeczno艣ciom. Max nigdy by... Gdyby kto艣 ci臋 us艂ysza艂, zn贸w podnios艂yby si臋 te okropne plotki, kt贸re kr膮偶y艂y po 艣mierci Felicii.
鈥 My艣lisz, 偶e tw贸j syn zabi艂 swoj膮 niewiern膮 ma艂偶onk臋?
鈥 Nie, na pewno nie. Max to dobry cz艂owiek. Mo偶e ma gwa艂towny temperament, ale potrafi nad nim zapanowa膰.
鈥 Rzeczywi艣cie jest opanowany... na co dzie艅. Ale widzia艂em go ju偶 o krok od utraty kontroli, ty zreszt膮 te偶. Kiedy tak zamyka si臋 w sobie i milknie, nie zastanawiasz si臋, czy przypadkiem nie odziedziczy艂 po ojcu sk艂onno艣ci do z艂a?
鈥 Philip Devereaux by艂 uciele艣nieniem dobroci 鈥 odpar艂a Georgette. 鈥 Nie mia艂 偶adnych sk艂onno艣ci do z艂a.
Parry zarechota艂.
鈥 Do diaska, Georgie, nie mia艂em na my艣li Philipa. M贸wi艂em o biologicznym ojcu Maksa.
鈥 Philip by艂...
鈥 Philip by艂 facetem, kt贸ry si臋 z tob膮 o偶eni艂 i zrobi艂 z ciebie porz膮dn膮 kobiet臋, ale oboje wiemy, 偶e nie sp艂odzi艂 twojego syna.
Georgette nie zamierza艂a d艂u偶ej tego s艂ucha膰. Jak Parry 艣mia艂 odgrzebywa膰 tak zamierzch艂膮 przesz艂o艣膰. I to teraz, gdy rodzina powinna trzyma膰 si臋 razem, 偶eby pokaza膰 si臋 w jak najlepszym 艣wietle ludziom z okolicy. I Jolie.
鈥 Przesta艅 wreszcie 鈥 nakaza艂a bratu. 鈥 Co by by艂o, gdyby kto艣 ci臋 us艂ysza艂? Zabroni艂am ci wspomina膰 o czymkolwiek, co ma zwi膮zek z naszym 偶yciem sprzed przyjazdu do Sumarville. Obieca艂e艣, 偶e dochowasz tajemnicy.
鈥 Nigdy nie pisn膮艂em o tym s艂owem. Nikomu. Nawet gdy... nawet gdy za du偶o wypi艂em. W ka偶dym razie, o ile pami臋tam. 鈥 Zn贸w zarechota艂. 鈥 Kurcz臋, chyba nie my艣lisz, 偶e chc臋, 偶eby ludzie dowiedzieli si臋, co wyrabia艂em jako dzieciak.
Georgette wzi臋艂a brata za r臋k臋. Jego d艂o艅 by艂a g艂adka, ze starannie wymanikiurowanymi paznokciami. D艂o艅 cz艂owieka, kt贸ry od lat nie pracowa艂 fizycznie. Ale ona zna艂a go lepiej. Pod wypolerowan膮 pow艂ok膮, jak膮 pokazywa艂 艣wiatu, kry艂a si臋 szumowina z rynsztoku.
鈥 Max pojecha艂 do biura 鈥 powiedzia艂a. 鈥 W porze lunchu spotka si臋 z Garem, 偶eby rozwa偶y膰 dost臋pne opcje. Ale dop贸ki nie znajdziemy lepszego sposobu rozwi膮zania sprawy, postaramy si臋, 偶eby Jolie czu艂a si臋 w Belle Rose mile widziana. Wyra偶am si臋 dostatecznie jasno? To c贸rka Louisa i nie pozwol臋, 偶eby ktokolwiek w tym domu 藕le j膮 traktowa艂.
鈥 M贸wisz serio. 鈥 Parry przypatrywa艂 si臋 jej ze zdumieniem. 鈥 Wiesz co, Georgie? Przez te czterdzie艣ci lat w kt贸rym艣 momencie zmieni艂a艣 si臋 w dam臋. Prawdziw膮 dam臋.
*
Jolie wr贸ci艂a do Sumarville, ale to jeszcze nie pow贸d do paniki. Nawet je艣li zostanie na d艂u偶ej, co za r贸偶nica? Nie pami臋ta, 偶e mnie widzia艂a tamtego dnia. Nie ma poj臋cia, co zrobi艂em. Gdyby by艂o inaczej, wyda艂aby mnie wiele lat temu. Je偶eli istnia艂y jakiekolwiek dowody 艂膮cz膮ce mnie ze spraw膮, na pewno ju偶 dawno ich nie ma. Na szcz臋艣cie w艂adze skwapliwie uwierzy艂y, 偶e Lemar Fuqua zamordowa艂 siostry Desmond, a potem pope艂ni艂 samob贸jstwo. Nie szukali dalej, nawet przez my艣l im nie przesz艂o, by sprawdzi膰, kto jeszcze m贸g艂 mie膰 motyw i mo偶liwo艣膰 dokonania morderstwa. A Louis Royale, zaaferowany stanem zdrowia Jolie, zupe艂nie si臋 nie interesowa艂, kto zabi艂 jego 偶on臋 i szwagierk臋. Mo偶e w g艂臋bi duszy cieszy艂 si臋, 偶e Audrey nie 偶yje, i dzi臋kowa艂 Bogu, 偶e kto艣 usun膮艂 jedyn膮 przeszkod臋 stoj膮c膮 mi臋dzy nim a kobiet膮, kt贸r膮 kocha艂.
Szcz臋艣cie nie opuszcza艂o mnie przez dwadzie艣cia lat. Wystarczy, 偶e b臋d臋 post臋powa艂 tak jak zawsze. Nie mam si臋 czego ba膰. Niczego z wyj膮tkiem wspomnie艅 z tamtego krwawego dnia. Wspomnie艅 niedaj膮cych spokoju. Wspomnie艅, kt贸re mnie prze艣laduj膮. Nie chcia艂em nikogo zabija膰. Dlaczego pods艂ucha艂em, jak o mnie rozmawiaj膮? Dlaczego wcze艣niej nie zda艂em sobie sprawy, jaka z niej wredna suka? To wszystko przez ni膮. Zmusi艂a mnie. To wszystko przez ni膮. Nie da艂a mi wyboru. Przekl臋ta kobieta. Mia艂em nadziej臋, 偶e jej dusza sma偶y si臋 w piekle, ale odk膮d zobaczy艂em Jolie, wiem, 偶e z艂y duch Lisette powr贸ci艂, by mnie dr臋czy膰.
Patrz, do jakiego stanu si臋 doprowadzi艂e艣. R臋ce ci dr偶膮 i kr臋ci ci si臋 w g艂owie. Dlaczego tak si臋 denerwujesz? Bo Jolie wr贸ci艂a, a to jedyna osoba, kt贸ra by艂a tam tego dnia.
Przysi臋ga, 偶e nie widzia艂a, kto do niej strzela艂. A co, je艣li sobie przypomni? Co, je艣li...
Spokojnie. Nie tra膰 zimnej krwi. Po prostu czekaj. Wcze艣niej czy p贸藕niej Jolie wr贸ci do Atlanty i na tym si臋 sko艅czy.
*
Clarice spotka艂a si臋 z Nowellem w altanie. Jak zwykle mia艂 na sobie d偶insy i bawe艂nian膮 koszul臋. Si臋gaj膮ce do ramion w艂osy by艂y spi臋te w kucyk, a czo艂o pokrywa艂y kropelki potu. Ona te偶 troch臋 si臋 poci艂a, zw艂aszcza pod piersiami.
Wiedzia艂a, 偶e ludzie opowiadaj膮 okropne rzeczy o niej i Nowellu. Nie by艂a tak szalona, jak wszyscy s膮dzili. Zawsze mia艂a s艂abe nerwy, a jej stan pogorszy艂 si臋 przed dwudziestu laty, ale valium przynosi艂o ukojenie. Gdy lekarze z Sumarville odm贸wili wypisywania recept, znalaz艂a w Nowym Orleanie doktora, kt贸ry zrozumia艂 jej problem. Lek utrzymywa艂 duchy na dystans, tylko czasami w snach wspomnienia wraca艂y. Od贸r 艣mierci. Wpatruj膮ce si臋 w ni膮 niewidz膮ce oczy. S艂abn膮ce t臋tno Jolie.
Nie my艣l o tym! Nie wracaj do tego strasznego dnia. Jolie prze偶y艂a, a teraz wr贸ci艂a do domu; to wystarczaj膮cy pow贸d, 偶eby si臋 cieszy膰.
Nowell wzi膮艂 j膮 w ramiona i przytuli艂. Uwielbia艂a jego 艂agodny dotyk, pomimo kontrowersyjnego wygl膮du by艂 d偶entelmenem. I nigdy nie traktowa艂 jej jak wariatki, inaczej ni偶 wielu innych. Ludzie uwa偶ali j膮 za nieszcz臋艣liw膮. Prze偶y艂a tyle tragedii, m贸wili. W m艂odo艣ci straci艂a narzeczonego, a potem znalaz艂a martwe cia艂a si贸str i czarnosk贸rego ogrodnika. Nic dziwnego, 偶e jest niespe艂na rozumu.
Clarice przywar艂a do Nowella, ch艂on膮c jego energi臋 i witalno艣膰 i wierz膮c w to, co niemo偶liwe 鈥 偶e j膮 kocha. Wszyscy j膮 przed nim ostrzegali. Czasami sama dziwi艂a si臋, dlaczego m臋偶czyzna taki jak on m贸g艂by si臋 ni膮 interesowa膰.
鈥 Jak d艂ugo mo偶esz zosta膰?
鈥 D艂ugo 鈥 odpar艂a. 鈥 Georgette my艣li, 偶e ucinam sobie popo艂udniow膮 drzemk臋.
鈥 Mam co艣 dla ciebie.
Wci膮偶 obejmuj膮c j膮 jednym ramieniem, drug膮 r臋k膮 si臋gn膮艂 za siebie. Kiedy wr臋czy艂 jej pi臋kn膮 偶贸艂t膮 r贸偶臋, westchn臋艂a rozmarzona.
鈥 Czy wszystko w porz膮dku? 鈥 spyta艂. 鈥 Kiedy zadzwoni艂a艣 i poprosi艂a艣, 偶eby艣my si臋 spotkali, wydawa艂o mi si臋, 偶e s艂ysz臋 niepok贸j w twoim g艂osie. 鈥 Poca艂owa艂 j膮 w koniuszek nosa. 鈥 Nie chc臋, 偶eby艣 si臋 martwi艂a. Powiedz, co jest nie tak, a ja to naprawi臋.
鈥 Gdyby艣 tylko m贸g艂 鈥 szepn臋艂a.
Ten wspania艂y m臋偶czyzna uczyni艂 j膮 szcz臋艣liw膮, ale przecie偶 nie by艂 cudotw贸rc膮. Nie m贸g艂 wymaza膰 przesz艂o艣ci, nie potrafi艂 zmieni膰 biegu dawnych wydarze艅. A tylko cud m贸g艂by wszystko naprawi膰. Tylko interwencja Boga zdo艂a艂aby usun膮膰 napi臋cie mi臋dzy Jolie a drug膮 rodzin膮 Louisa i zmieni膰 nienawi艣膰 i nieufno艣膰 w mi艂o艣膰 i zrozumienie.
鈥 Czy chodzi o testament Louisa Royale'a? 鈥 spyta艂 Nowell. 鈥 Czy w tym problem?
Tak, Nowell by艂by zainteresowany ostatni膮 wol膮 Louisa. Je艣li wezm膮 艣lub, jak chcia艂, podziel膮 si臋 spadkiem. Ludzie uwa偶ali, 偶e Nowellowi zale偶y tylko na jej pieni膮dzach. Niekt贸rzy mieli j膮 za znacznie bogatsz膮, ni偶 by艂a; inni my艣leli, 偶e jest bez grosza. Jej maj膮tek nie m贸g艂 si臋 r贸wna膰 z fortun膮 Louisa Royale'a, ale nie grozi艂a jej r贸wnie偶 bieda. Z funduszem zapisanym przez Louisa dodanym do w艂asnych oszcz臋dno艣ci by艂a milionerk膮.
Usiedli na 艂aweczce w altanie. Patrz膮c w jego pi臋kne ciemne oczy, Clarice zastanawia艂a si臋, czy tylko udaje oddanie i uwielbienie.
鈥 Louis zostawi艂 mi fundusz w wysoko艣ci miliona dolar贸w 鈥 powiedzia艂a.
鈥 Clarice, kochanie, jeste艣 bardzo bogat膮 kobiet膮.
鈥 Na pewno bogatsz膮 ni偶 przedtem.
鈥 Wiedzia艂em, 偶e Louis o ciebie zadba. By艂 dobrym cz艂owiekiem.
鈥 Tak, rzeczywi艣cie. Bardzo dobrym. 鈥 Pog艂aska艂a Nowella po g艂adko ogolonym policzku. By艂 taki w艂ochaty. Na ramionach, na nogach, na piersi. Jonathan te偶 by艂 bardzo ow艂osiony. Kiedy Nowell przyjecha艂 do Sumarville, nosi艂 brod臋 i w膮sy. Ale gdy poprosi艂a, 偶eby si臋 ich pozby艂, zrobi艂 to natychmiast i od tej pory zawsze by艂 g艂adko ogolony. 鈥 Kochanie, kilka razy prosi艂e艣 mnie, 偶ebym za ciebie wysz艂a, a ja odk艂ada艂am to na p贸藕niej. Ale po 艣mierci Louisa zrozumia艂am, 偶e to g艂upota czeka膰 na szcz臋艣cie. Nie mamy 偶adnej gwarancji, 偶e do偶yjemy jutra.
鈥 Czy偶by艣 m贸wi艂a to, co my艣l臋, 偶e m贸wisz?
Pokiwa艂a g艂ow膮.
鈥 Tak, wyjd臋 za ciebie, je艣li nadal tego chcesz.
Przytuli艂 j膮, poca艂owa艂 nami臋tnie, a potem szepn膮艂 do ucha:
鈥 Postaram si臋, 偶eby艣 by艂a ze mn膮 szcz臋艣liwa. Obiecuj臋. Nigdy nie po偶a艂ujesz, 偶e za mnie wysz艂a艣.
Modli艂a si臋, 偶eby zaufanie, jakim obdarzy艂a Nowella, nie okaza艂o si臋 pomy艂k膮. Zachowywa艂 si臋 jak zakochany. Czu艂a mi艂o艣膰 w ka偶dym jego dotyku. W ka偶dym s艂owie.
鈥 Jak my艣lisz, jak twoja rodzina przyjmie t臋 nowin臋? 鈥 zapyta艂. 鈥 Max jasno da艂 do zrozumienia, 偶e mnie nie lubi i mi nie ufa.
鈥 Mam nadziej臋, 偶e przez ten rok zdo艂asz go do siebie przekona膰. Max chce, 偶ebym by艂a szcz臋艣liwa. Kiedy zrozumie, 偶e ty jeste艣 moim szcz臋艣ciem, nie b臋dzie d艂u偶ej sta艂 nam na drodze.
鈥 Jak to 鈥瀙rzez rok鈥?
鈥 W czasie naszego narzecze艅stwa, rzecz jasna. 鈥 Zmierzwi艂a jego szpakowate w艂osy. 鈥 Rok wydaje si臋 odpowiednim okresem.
鈥 Ale偶 Clarice, mia艂em nadziej臋, 偶e pobierzemy si臋 od razu. 鈥 Spojrza艂 jej b艂agalnie w oczy. 鈥 Nie chc臋 czeka膰.
鈥 Cierpliwo艣ci. 鈥 Poca艂owa艂a go w usta. 鈥 Nie mo偶emy wzi膮膰 艣lubu teraz, tak szybko po 艣mierci Louisa.
鈥 Nie, oczywi艣cie, 偶e nie. Rozumiem. Ale rok to tak d艂ugo.
鈥 Przecie偶 chodzi tylko o ceremoni臋, kt贸ra zalegalizuje nasz zwi膮zek. Nie ma potrzeby czeka膰 ze skonsumowaniem naszej mi艂o艣ci 鈥 powiedzia艂a, zsuwaj膮c d艂o艅 z jego piersi na krocze. 鈥 Zmieni艂e艣 mnie w grzesznic臋, Jonathanie. Pragn臋 ci臋.
Nowell skrzywi艂 si臋. Nie pierwszy raz nazwa艂a go imieniem innego m臋偶czyzny, i prawdopodobnie nie ostatni. Ale jakie to mia艂o znaczenie, 偶e myli艂a go z narzeczonym, kt贸rego straci艂a tak dawno? Kiedy pierwszy raz nazwa艂a go Jonathanem, zastanawia艂 si臋, czy zna prawd臋, ale szybko zda艂 sobie spraw臋, 偶e to niemo偶liwe. Jak by zareagowa艂a, gdyby by艂 z ni膮 zupe艂nie szczery, tak jak planowa艂, kiedy przyjecha艂 do Sumarville? Uciek艂 si臋 do podst臋pu, bo zrozumia艂, 偶e prawda mog艂aby j膮 zniszczy膰. Przyj臋cie osobowo艣ci jedynego m臋偶czyzny, kt贸rego nigdy nie zapomnia艂a, okaza艂o si臋 艂atwe. Skoro Clarice chcia艂a Jonathana, da jej Jonathana. Zrobi wszystko 鈥 absolutnie wszystko 鈥 byle j膮 przekona膰, 偶eby za niego wysz艂a. I to szybko.
Rozdzia艂 11
Radz臋 ci porozmawia膰 z Jolie. 鈥 Garland Wells zag艂臋bi艂 n贸偶 w steku. 鈥揨awrzyjcie uk艂ad: ty nie podwa偶ysz testamentu Louisa, je艣li ona zgodzi si臋 na to samo.
Obiad Maksa le偶a艂 przed nim nietkni臋ty. Nie, 偶eby jedzenie w restauracji zajazdu Sumarville by艂o niesmaczne; przeciwnie. Ale od 艣mierci Louisa Max nie mia艂 jako艣 apetytu. Oczekiwa艂 po Garze prawnego poparcia, a nie sugestii, 偶e powinien p贸j艣膰 z Jolie na kompromis.
鈥 Wola艂bym nie podwa偶a膰 testamentu, ale matka i Mallory nie znios膮 Jolie mieszkaj膮cej w Belle Rose. W ka偶dym razie nie d艂ugo. Trzeba co艣 zrobi膰 tak szybko, jak to mo偶liwe.
鈥 B膮d藕 ze sob膮 szczery, Max, chcesz pozby膰 si臋 Jolie ze swojego 偶ycia tak samo jak pozostali, je艣li nie bardziej.
Gar prze偶u艂 powoli k臋s mi臋sa, prze艂kn膮艂 i wytkn膮艂 Maksa widelcem.
鈥 Sporz膮dzi艂em dla Louisa testament nie do podwa偶enia. Chcia艂 mie膰 pewno艣膰, 偶e jego 偶yczenia zostan膮 uszanowane. 鈥 Odkroi艂 kolejny kawa艂ek steku. 鈥 Wierz mi, stara艂em si臋 odwie艣膰 go od takiego rozwi膮zania, ale by艂 nieugi臋ty. A wiesz, jaki Louis potrafi艂 by膰 uparty.
鈥 Ale dlaczego? Musia艂 mie膰 艣wiadomo艣膰, 偶e Jolie nie zniesie mojej matki na terenie Belle Rose i u偶yje wszelkich 艣rodk贸w, by jej si臋 pozby膰.
鈥 Nie mo偶e zmusi膰 Georgette do wyprowadzki.
鈥 Nie, ale mo偶e tak uprzykrzy膰 jej 偶ycie, 偶e b臋dzie wola艂a opu艣ci膰 Belle Rose, ni偶 to znosi膰.
鈥 Powiniene艣 dopilnowa膰, 偶eby matka si臋 nie ugi臋艂a i nie da艂a Jolie tej satysfakcji. Po prostu przeczekajcie. 鈥 Gar prze艂kn膮艂 nast臋pny k臋s. 鈥 Nawiasem m贸wi膮c, dzi艣 z samego rana zadzwoni艂 do mnie Theron Carter. Prosi o kopi臋 testamentu. Zdaje si臋, 偶e reprezentuje teraz Jolie.
鈥 Co?
鈥 W ich przymierzu jest co艣 dziwnego. Theron my艣li, 偶e Jolie mo偶e dla niego zrobi膰 co艣 w zamian. Albo interesuje si臋 ni膮 prywatnie. Kiedy byli艣my nastolatkami, mia艂em czelno艣膰 powiedzie膰 mu, 偶e nie powinien przebywa膰 w towarzystwie moich si贸str i Jolie. Znienawidzi艂 mnie. Trudno mi go wini膰. Sam nie potrafi臋 uwierzy膰, 偶e zachowa艂em si臋 tak podle.
鈥 S艂ysza艂em, 偶e Carter chce wznowi膰 dochodzenie w sprawie masakry w Belle Rose 鈥 powiedzia艂 Max. 鈥 Je艣li to prawda, m贸g艂 uzna膰, 偶e przyda mu si臋 pomoc Jolie.
鈥 Cholera! Masz racj臋. Opinia Jolie, jednej z ofiar i zarazem potomkini Desmond贸w i Royale'贸w, bardzo si臋 liczy dla pewnych ludzi.
鈥 Tylko tego jeszcze nam teraz trzeba: rozdrapywania starych ran. Ca艂e miasto podzieli si臋 na dwa wrogie obozy. Wed艂ug rasy. 鈥 Max wiedzia艂, 偶e je艣li 艣ledztwo zostanie wznowione, przesz艂o艣膰 wr贸ci. Stare plotki wyp艂yn膮 na powierzchni臋. Plotki, 偶e to on by艂 sprawc膮. Plotki o cudzo艂o偶nym romansie Louisa. Wszyscy, kt贸rzy go kochali, zostan膮 zranieni. Jego matka. Mallory. Wujek Parry. Nawet ciocia Clarice. Jak Clarice prze偶yje rozpami臋tywanie tego okropnego dnia, gdy znalaz艂a zw艂oki? Ale Jolie 鈥 je艣li rzeczywi艣cie po艂膮czy艂a si艂y z Theronem Carterem 鈥 najwyra藕niej nie obchodzi艂o, kogo przy okazji zrani. Dla niej liczy艂a si臋 tylko zemsta na Georgette i jej dzieciach. Bo偶e, jak ona musi ich nienawidzi膰!
鈥 Wola艂bym, 偶eby do tego nie dosz艂o. 鈥 Gar popi艂 kolejny k臋s mi臋sa 艂ykiem mro偶onej herbaty. 鈥 To by艂y cholernie mroczne dni w historii Sumarville. Chyba nikt nie pozosta艂 oboj臋tny wobec masakry w Belle Rose. Wydawa艂o si臋 niemo偶liwe, 偶e co艣 tak potwornego mog艂o si臋 wydarzy膰 tutaj, gdzie ludzie nie zamykali nawet drzwi na noc.
Max pami臋ta艂, 偶e Yvonne b艂aga艂a wtedy szeryfa, aby wzi膮艂 pod uwag臋 innych podejrzanych. By艂a pewna, 偶e jej brat nie m贸g艂 pope艂ni膰 morderstwa. Wtedy Maksa nie obchodzi艂o, czy Lemar Fuqua by艂 winny, czy nie, nie traktowa艂 powa偶nie opinii Yvonne, bo prawie jej nie zna艂. Dzi臋kowa艂 tylko Bogu, 偶e nie uwzi臋li si臋 na niego. By艂 oczywi艣cie przes艂uchiwany, podobnie jak wujek Parry, ale na tym si臋 sko艅czy艂o. Obaj powiedzieli szeryfowi, gdzie byli i co robili tego dnia. Na szcz臋艣cie nikt nie sprawdzi艂 jego alibi.
Mia艂e艣 kiedykolwiek w膮tpliwo艣ci co do winy Lemara Fuqui? 鈥 zapyta艂 Max.
鈥 C贸偶, w艂a艣ciwie nie. By艂em przekonany, 偶e szeryf Bendall stosowa艂 si臋 do odpowiednich procedur. Poprosi艂 nawet o pomoc Biuro Przest臋pstw Kryminalnych. G艂贸wnie dlatego 偶e ofiarami by艂y siostry Desmond, a jedna z nich by艂a 偶on膮 Louisa Royale'a. 鈥 Gar podni贸s艂 fili偶ank臋. 鈥 Stary Horace Madry, miejski koroner, orzek艂 podw贸jne morderstwo i samob贸jstwo, a facet z Biura popar艂 jego opini臋. Pami臋tam, jak tata m贸wi艂, 偶e dzi臋ki temu nikt nie b臋dzie m贸g艂 si臋 przyczepi膰 i twierdzi膰, 偶e Lemar Fuqua zosta艂 niesprawiedliwie oskar偶ony. 鈥 Gar napi艂 si臋 kawy.
鈥 A ja mia艂em w膮tpliwo艣ci 鈥 wyzna艂 Max. 鈥 Zawsze dziwi艂o mnie, 偶e plotki o Lemarze i Lisette zacz臋艂y kr膮偶y膰 dopiero po morderstwie. Gdyby rzeczywi艣cie od lat mieli romans, kto艣 dowiedzia艂by si臋 o tym du偶o wcze艣niej.
鈥 Nigdy nie wierzy艂em w te plotki. Lisette nie by艂a zakochana w Lemarze i nie mia艂a z nim romansu.
Max popatrzy艂 mu w oczy. Rysy Gara st臋偶a艂y, a twarz nabra艂a nagle koloru.
鈥 Sk膮d mo偶esz mie膰 tak膮 pewno艣膰?
Gar odkaszln膮艂 i odwr贸ci艂 po艣piesznie wzrok.
鈥 Oczywi艣cie nie mog臋 mie膰 pewno艣ci, ale... pami臋tam Lisette. By艂a najpi臋kniejsz膮 kobiet膮, jak膮 widzia艂em. Mo偶e dlatego nie chce mi si臋 wierzy膰, 偶e by艂a tak rozwi膮z艂a, jak m贸wili.
Max nagle u艣wiadomi艂 sobie prawd臋.
鈥 Podkochiwa艂e艣 si臋 w niej.
Gar westchn膮艂 cicho.
鈥 Tak, chyba tak.
鈥 Mo偶e nie by艂a taka, jak gadali. Ludzie opowiadaj膮 mn贸stwo bzdur. O mojej matce te偶 kr膮偶y艂y paskudne historie.
鈥 A Jolie wci膮偶 w nie wierzy. 鈥 Gar wzi膮艂 n贸偶 i widelec, wykroi艂 kilka kawa艂k贸w steku, po czym od艂o偶y艂 sztu膰ce na brzeg talerza. 鈥 Chcia艂em ci臋 o co艣 spyta膰 w zwi膮zku z Jolie.
鈥 Tak?
鈥 Czy mia艂by艣 co艣 przeciwko temu, 偶ebym si臋 z ni膮 um贸wi艂, dop贸ki jest w Sumarville. Oczywi艣cie nie zrobi臋 tego, je艣li postanowisz podwa偶y膰 testament, ale je偶eli...
鈥 Nie zamierzam podj膮膰 decyzji pochopnie 鈥 odpar艂 Max. 鈥 Ale to, z kim si臋 umawiasz, jest twoj膮 prywatn膮 spraw膮.
鈥 Czyli nie masz obiekcji?
Max przygl膮da艂 mu si臋 przez chwil臋.
鈥 Wiem, 偶e Jolie bardzo przypomina Lisette... ale musisz pami臋ta膰, 偶e ni膮 nie jest. Nie chcia艂bym, 偶eby艣 si臋 sparzy艂.
Gar wzruszy艂 ramionami.
鈥 Kto wie, mo偶e da mi kosza... zw艂aszcza je艣li 艂膮czy j膮 co艣 z Theronem.
Maksowi nie podoba艂o si臋 to przypuszczenie. Wola艂, 偶eby nie wi膮za艂a si臋 z nikim w Sumarville. Nie chcia艂, by cokolwiek zatrzyma艂o j膮 tu na d艂u偶ej. Im szybciej wyjedzie, tym lepiej.
*
Jolie nie rozpozna艂a sekretarki prokuratora okr臋gowego, ale co w tym dziwnego? Nie mieszka艂a w Sumarville od dwudziestu lat i wszyscy, kt贸rzy zjawili si臋 w miasteczku p贸藕niej, musieli by膰 dla niej obcy.
鈥 Zapraszam do gabinetu pana Newmana 鈥 oznajmi艂a szczup艂a blondynka w 艣rednim wieku. 鈥 Szef powinien przyjecha膰 w ci膮gu pi臋tnastu minut. Prosi艂, 偶ebym przeprosi艂a pa艅stwa w jego imieniu. Napijecie si臋 pa艅stwo kawy?
鈥 Dzi臋kuj臋, panno Cunningham. I nie, dzi臋kuj臋 za kaw臋. 鈥 Theron b艂ysn膮艂 szerokim u艣miechem, co wystarczy艂o, by wywo艂a膰 u艣miech na twarzy sekretarki. Spojrza艂 na Jolie, potem na szeryfa. 鈥 A wy macie ochot臋 na kaw臋?
Zwalisty, czarny jak heban Ike Denton, kt贸ry od ponad pi臋tnastu lat s艂u偶y艂 w policji stanu Missisipi, potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Nie, dzi臋kuj臋 鈥 powiedzia艂a Jolie.
Sharla Cunningham wysz艂a z gabinetu i, zostawiwszy uchylone drzwi, wr贸ci艂a do swojego biurka. Jolie zacz臋艂a spacerowa膰 po pokoju, przygl膮daj膮c si臋 przedmiotom wisz膮cym na 艣cianach: dyplomowi uko艅czenia przez Larry'ego Newmana studi贸w prawniczych, jego zdj臋ciom w towarzystwie znanych osobisto艣ci, zabytkowej szabli i parze starych pistolet贸w ska艂kowych. Ledwo pami臋ta艂a Larry'ego. By艂 od niej sporo starszy, uko艅czy艂 liceum, kiedy jeszcze chodzi艂a do podstaw贸wki. W jakim wieku jest teraz? Chyba tu偶 po czterdziestce. Pami臋ta艂a, 偶e matka Larry'ego pochodzi艂a z rodziny Martin贸w i tak jak jej rodzice by艂a nauczycielk膮. A ojciec nie by艂 chyba policjantem.
Ike usiad艂 w jednym ze sk贸rzanych foteli stoj膮cych ko艂o poka藕nego d臋bowego biurka. Przygarbiwszy lekko pot臋偶ne bary, opar艂 艂okcie na kolanach i nerwowo zastuka艂 podeszw膮 w posadzk臋.
鈥 Specjalnie ka偶e nam czeka膰 鈥 mrukn膮艂.
Theron skrzy偶owa艂 r臋ce na piersi i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
鈥 Nie s膮dz臋. Wie, 偶e wynik spotkania b臋dzie taki sam bez wzgl臋du na to, czy odb臋dziemy rozmow臋 teraz, czy p贸藕niej.
鈥 Jeste艣 bardzo pewny siebie 鈥 zauwa偶y艂a Jolie. 鈥 Wiesz co艣, czego my nie wiemy?
鈥 Wiem, 偶e dostaniemy to, po co przyszli艣my. Prokurator okr臋gowy nie mo偶e nam odm贸wi膰.
鈥 Sk膮d ta pewno艣膰? 鈥 Ike spojrza艂 na Therona pytaj膮co.
鈥 Po prostu wiem, jak dzia艂a system. I odrobi艂em prac臋 domow膮. 鈥 Theron podszed艂 leniwie do drzwi i zawo艂a艂 do panny Cunningham: 鈥 Zmieni艂em zdanie. My艣l臋, 偶e jednak napij臋 si臋 kawy. Czarnej. Z dwoma 艂y偶eczkami cukru.
Sekretarka podnios艂a wzrok i u艣miechn臋艂a si臋 do niego.
鈥 Oczywi艣cie, panie Carter. 鈥 Wsta艂a od biurka i zajrza艂a do gabinetu szefa. 鈥 Czy kto艣 jeszcze ma ochot臋 na kaw臋?
鈥 Tak 鈥 odezwa艂 si臋 Ike. 鈥 Czarn膮 poprosz臋.
鈥 Ja dzi臋kuj臋. 鈥 Jolie spostrzeg艂a, 偶e Theron odprowadzi艂 wzrokiem pann臋 Cunningham, kt贸ra otworzy艂a drzwi i wysz艂a na korytarz.
Gdy tylko znalaz艂a si臋 poza zasi臋giem s艂uchu, odwr贸ci艂 si臋 do nich.
鈥 Dzisiaj z samego rana zadzwoni艂em do stanowego prokuratora generalnego. Wspomnia艂em mu, 偶e c贸rka Louisa Royale'a, jedyna ofiara, kt贸ra prze偶y艂a masakr臋, te偶 pragnie nowego dochodzenia. Bill Sanders zapewni艂, 偶e zadzwoni do Larry'ego Newmana i przekona go, 偶eby pozwoli艂 nam obejrze膰 wszystkie akta. A je艣li znajdziemy cokolwiek, co by wskazywa艂o, 偶e masakra w Belle Rose nie by艂a jednak podw贸jnym morderstwem i samob贸jstwem, postara si臋 oficjalnie wznowi膰 dochodzenie.
Ike zachichota艂 pod nosem.
鈥 A niech mnie wszyscy diabli. 鈥 Zerkn膮艂 na Jolie, odchrz膮kn膮艂 i powiedzia艂: 鈥 Przepraszam, psze pani.
鈥 Nie ma za co 鈥 zapewni艂a go, po czym spojrza艂a prosto na Therona. 鈥 Daleko zaszed艂e艣, m贸j drogi. 鈥 Mrugn臋艂a do niego. 鈥 Wujek Lemar by艂by z ciebie dumny.
鈥 Mam nadziej臋. To ze wzgl臋du na niego zosta艂em prawnikiem, to dla niego zakuwa艂em kodeksy, a potem harowa艂em w kancelariach w Atlancie i Memphis. Wznowienie tego dochodzenia to jeden z najwa偶niejszych cel贸w w moim 偶yciu.
鈥 Sp臋dzi艂e艣 dwadzie艣cia lat, przygotowuj膮c si臋 do tego dnia 鈥 zauwa偶y艂a Jolie. 鈥 A ja przez dwadzie艣cia lat ucieka艂am.
鈥 Teraz nie uciekasz 鈥 powiedzia艂 Theron.
鈥 To prawda. Zostaj臋. Musz臋 za艂atwi膰 wiele spraw, zanim wyjad臋 z miasta.
*
Lawrence Newman si臋gn膮艂 po telefon i wstuka艂 zastrze偶ony numer Roscoe'a Wellsa.
鈥 Tak? 鈥 Wells odebra艂 po czterech sygna艂ach.
鈥 To ja 鈥 rzek艂 Larry.
鈥 My艣la艂em, 偶e masz spotkanie z synem Yvonne Carter.
鈥 Mia艂em, to znaczy: mam. Carter pewnie czeka teraz w moim gabinecie. Powiedzia艂em Sharli, 偶eby poda艂a kaw臋 i przeprosi艂a, 偶e si臋 sp贸藕ni臋.
鈥 Po co to odk艂ada膰? 鈥 Roscoe zarechota艂. 鈥 Po prostu poinformujesz naszego m艂odego, przebojowego adwokata, 偶e nie ma powodu, by otwiera膰 spraw臋 sprzed dwudziestu lat, skoro nie wida膰 偶adnych nowych dowod贸w.
鈥 To nie takie proste.
鈥 Jak to? 鈥 warkn膮艂 Roscoe. 鈥 Poinstruowa艂em ci臋, co i jak masz zrobi膰.
鈥 Przed wyj艣ciem z domu odebra艂em telefon od Billa Sandersa.
鈥 Hm. I co takiego chcia艂 ci powiedzie膰 nasz drogi prokurator generalny?
鈥 呕ebym pozwoli艂 Carterowi i pannie Royale obejrze膰 akta sprawy i nakaza艂 Ike'owi Dentonowi, 偶eby pomaga艂 im, jak tylko mo偶e.
鈥 Kurwa ma膰! Bill Sanders to ambitny kutas. Przymierza si臋 do kandydowania na gubernatora. Wiedzia艂e艣 o tym? Wida膰 ma do艣膰 oleju we 艂bie, 偶eby zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e do wygranej w stanie Missisipi potrzebuje g艂os贸w czarnych. Wykalkulowa艂, 偶e pomagaj膮c Theronowi Carterowi, pozyska cz臋艣膰 kolorowych wyborc贸w. Wygl膮da na to, 偶e b臋d臋 musia艂 skontaktowa膰 si臋 z pewnymi starymi znajomymi.
鈥 Ale rozumiesz, 偶e nie mam w tej sprawie 偶adnego wyboru 鈥 powiedzia艂 Larry.
鈥 R贸b, co musisz 鈥 odpar艂 Roscoe. 鈥 A ja zrobi臋 swoje.
Larry roz艂膮czy艂 si臋, wsun膮艂 telefon do wewn臋trznej kieszeni sportowej marynarki i opu艣ci艂 wyludniony o tej porze park Desmond贸w. Nie mia艂 poj臋cia, czy Roscoe Wells by艂 zamieszany w masakr臋 w Belle Rose, i wola艂 tego nie wiedzie膰. Tamta sprawa wydarzy艂a si臋 wieki temu i nie mia艂a z nim nic wsp贸lnego. Kiedy pope艂niono morderstwa, by艂 w college'u. Ale ci臋偶ko i d艂ugo pracowa艂 na to, 偶eby zaj艣膰 tak wysoko, i mia艂 do艣膰 rozs膮dku, by zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e w stanie Missisipi, a szczeg贸lnie w hrabstwie Desmond, lepiej nie zadziera膰 z senatorem Roscoem Wellsem. Larry zosta艂 wybrany na prokuratora okr臋gu dzi臋ki jego poparciu. Kurde, by艂 winien facetowi przys艂ug臋. Wi臋c je艣li Roscoe m贸wi艂: 鈥濻kacz鈥, Larry wiedzia艂, 偶e mo偶e tylko zapyta膰: 鈥濲ak wysoko?鈥
Wetkn膮wszy palec pod ciasny ko艂nierzyk, poluzowa艂 krawat. Nie mia艂 poj臋cia, dlaczego senator tak uparcie si臋 sprzeciwia艂, by Theron Carter i Jolie Royale zajrzeli do starych akt, ale instynkt podpowiada艂 mu, 偶e je艣li Roscoe zainteresowa艂 si臋 spraw膮 to kroj膮 si臋 k艂opoty.
*
D偶ip z R. J. za kierownic膮 pojawi艂 si臋 na piaszczystej drodze na ty艂ach plantacji Belle Rose. Mallory poinstruowa艂a go, jak dojecha膰 na miejsce, i wyznaczy艂a spotkanie na drug膮. Powiedzia艂a tak偶e, 偶eby zabra艂 k膮piel贸wki. Nikt w domu nie wyrazi艂 zaniepokojenia, kiedy wzi臋艂a Splendora na d艂ug膮 przeja偶d偶k臋. Gdyby Max wiedzia艂, 偶e spotyka si臋 z R.J., wpad艂by w furi臋. Ale czego Max nie wiedzia艂, nie mog艂o mu zaszkodzi膰. Zreszt膮 po co robi膰 z ig艂y wid艂y? R.J. nie nale偶a艂 do 偶adnej dobrej rodziny z okolicy, ale co z tego? Polubi艂a go. Zesz艂ego wieczoru okaza艂 si臋 bardzo mi艂y i wsp贸艂czuj膮cy, kiedy desperacko potrzebowa艂a kogo艣, kto by si臋 o ni膮 zatroszczy艂. A w dodatku by艂 prawdziwym przystojniakiem. Dzi艣 rano sp臋dzi艂a ponad godzin臋 przy telefonie, opowiadaj膮c najlepszym przyjaci贸艂kom 鈥 Lindsey Castle i Ashley Wilson 鈥 wszystko na jego temat.
Kiedy R.J. zatrzyma艂 starego d偶ipa przy drodze obok przygi臋tego do ziemi ogrodzenia z drutu kolczastego, Mallory pomacha艂a do niego. Nagle poczu艂a w brzuchu niespodziewane 艂echtanie. Mia艂a kilku ch艂opak贸w 鈥 rodzice nie pozwalali jej umawia膰 si臋 na randki, p贸ki nie sko艅czy艂a szesnastu lat 鈥 ale 偶aden nie wzbudza艂 w niej takich uczu膰 jak R.J. By艂o w nim co艣 podniecaj膮cego, mo偶e nawet odrobin臋 niebezpiecznego. I by艂 starszy od niej. Co najmniej pi臋膰 albo sze艣膰 lat, a nie spos贸b powiedzie膰, ile starszy pod wzgl臋dem do艣wiadczenia.
R.J. wyskoczy艂 z wozu. By艂 wysoki, szczup艂y, atletycznie zbudowany i wspaniale wygl膮da艂 w d偶insach z przyci臋tymi nogawkami i bia艂ym podkoszulku bez r臋kaw贸w. Doda膰 do tego g臋ste blond w艂osy spi臋te w kr贸tki kucyk i masz przed sob膮 wymarzonego kochanka wi臋kszo艣ci dziewczyn. Przeskoczy艂 przez drut, a potem zatrzyma艂 si臋, czekaj膮c, a偶 do niego podbiegnie. Tak bardzo cieszy艂a si臋 na jego widok. Z R.J. mog艂a uciec od 偶a艂obnego smutku panuj膮cego w domu. Mog艂a na chwil臋 zapomnie膰, 偶e tata umar艂 i zosta艂 pogrzebany zaledwie wczoraj, a matka wydawa艂a si臋 niezdolna do poradzenia sobie z jego 艣mierci膮. Przez ca艂膮 noc s艂ysza艂a p艂acz matki. Kiedy zajrza艂a do jej pokoju, zasta艂a Maksa siedz膮cego przy 艂贸偶ku. Czasami 偶a艂owa艂a, 偶e nie jest taka jak on, silna, opanowana, potrafi膮ca zadba膰 o siebie i tych, kt贸rych kocha. C贸偶, by艂a inna. Potrzebowa艂a pocieszenia i zapewnie艅, 偶e jej 偶ycie nie sko艅czy si臋 po odej艣ciu taty.
Och, tatusiu! Dlaczego musia艂e艣 mnie opu艣ci膰?
Nie powinna my艣le膰 o ojcu, to zbyt bolesne. Tata nie chcia艂by, 偶eby si臋 ci膮gle zamartwia艂a. Niemal s艂ysza艂a w uszach jego g艂os: 鈥濶ie p艂acz, s艂onko. Cokolwiek si臋 sta艂o, powiedz tacie, a on to naprawi鈥.
Odgoni艂a od siebie wspomnienia, otar艂a 艂zy z oczu, i wzi臋艂a R.J. za r臋ce, m贸wi膮c:
鈥 Chod藕. Staw jest bardzo blisko. Wzi膮艂e艣 k膮piel贸wki?
鈥 B臋d臋 ich potrzebowa艂?
Rumieni膮c si臋 jak piwonia, Mallory zachichota艂a.
鈥 Nie nabijaj si臋 ze mnie w ten spos贸b.
R. J. obj膮艂 j膮 niezobowi膮zuj膮co. Uwielbia艂a by膰 blisko niego. Jego dotyk wcale nie wywo艂ywa艂 w niej uczucia zagro偶enia. Niekt贸rzy ch艂opcy, z kt贸rymi si臋 spotyka艂a, zdawali si臋 mie膰 wi臋cej ramion ni偶 o艣miornice. Bo偶e, nienawidzi艂a op臋dza膰 si臋 od napale艅c贸w, kt贸rzy nie rozumiej膮 s艂owa 鈥瀗ie鈥. R.J. nie przypomina艂 niedojrza艂ych oblech贸w z dobrych rodzin, kt贸rych aprobowa艂 Max. R.J. by艂 lepszy 鈥 pod ka偶dym wzgl臋dem.
Poprowadzi艂a go przez g臋sty las, pod koronami drzew, kt贸re niemal zupe艂nie zas艂ania艂y niebo.
鈥 Jeszcze kawa艂ek 鈥 oznajmi艂a. 鈥 Widzisz, o tam. 鈥 Wskaza艂a palcem kierunek.
Popo艂udniowe s艂o艅ce migota艂o na lekko faluj膮cej powierzchni wody, tworz膮c ma艂e 艣wietliste kr臋gi. Przesycony wilgoci膮 wiatr szumia艂 w艣r贸d drzew i krzew贸w, nieco 艂agodz膮c letni skwar. Par臋 metr贸w od brzegu, pod star膮 wierzb膮 le偶a艂 koc, a na nim du偶y piknikowy koszyk. Mallory przysz艂a wcze艣niej i przygotowa艂a idealn膮 romantyczn膮 sceneri臋.
鈥 Co to? 鈥 zapyta艂.
鈥 Lunch 鈥 odpar艂a. Pomyszkowa艂a w kuchni, kiedy Yvonne dogl膮da艂a ekipy sprz膮taj膮cej pokoje na pi臋trze. A potem ukry艂a kosz w sieni, pod doln膮 p贸艂k膮 przy tylnych drzwiach.
鈥 My艣lisz o wszystkim, co, kotku? Piknik w lesie, staw, w kt贸rym mo偶na pop艂ywa膰, i... 鈥 wzi膮艂 j膮 w ramiona 鈥 pi臋kna dziewczyna, z kt贸r膮 mo偶na sp臋dzi膰 popo艂udnie. Czego wi臋cej facet m贸g艂by pragn膮膰?
Unios艂a r臋ce i zarzuci艂a mu na szyj臋.
鈥 Tak si臋 ciesz臋, 偶e przyjecha艂e艣. Ba艂am si臋, 偶e zmienisz zdanie.
鈥 A to czemu? 鈥 Tr膮ci艂 jej policzek czubkiem nosa. 鈥 Nie ma takiego miejsca na 艣wiecie, w kt贸rym chcia艂bym by膰 teraz bardziej ni偶 tutaj.
Serce Mallory zabi艂o mocniej.
鈥 Chcesz najpierw pop艂ywa膰 czy co艣 zje艣膰?
Pog艂aska艂 j膮 po twarzy.
鈥 Nie b臋d臋 艣ciemnia艂. Troch臋 si臋 pal臋, 偶eby wreszcie zobaczy膰 ci臋 w kostiumie k膮pielowym. 鈥 U艣miechn膮艂 si臋 i 艂agodnie uj膮艂 j膮 za podbr贸dek, jednocze艣nie g艂adz膮c kciukiem jej usta. Kiedy westchn臋艂a, jego kciuk zatrzyma艂 si臋 po艣rodku jej warg. 鈥 Pop艂ywajmy, a potem co艣 przek膮simy.
Jej cia艂o zareagowa艂o na jego dotyk w spos贸b, kt贸rego w pe艂ni nie pojmowa艂a. Jak mog艂a czu膰 jednocze艣nie gor膮co i zimno? R.J. odchyli艂 kciukiem jej doln膮 warg臋. Nawet nie zdaj膮c sobie sprawy z tego, co robi, obliza艂a go. U艣miechn膮艂 si臋. Mallory j臋kn臋艂a cicho, gdy dreszcz promieniuj膮cy ze wzg贸rka mi臋dzy jej udami rozla艂 si臋 po ca艂ym ciele.
鈥 M... m... my艣l臋, 偶e powinni艣my ju偶 wej艣膰 do wody 鈥 wyj膮ka艂a.
R.J. oswobodzi艂 si臋 z jej obj臋膰 i cofn膮艂 o p贸艂 kroku. Kiedy sta艂a, wpatruj膮c si臋 w niego, zdj膮艂 przez g艂ow臋 podkoszulek i pozby艂 si臋 spodni. Mallory rozdziawi艂a szeroko usta. Maj膮c na sobie tylko przylegaj膮ce do cia艂a czarne k膮piel贸wki, nie m贸g艂 przed ni膮 niczego ukry膰. By艂 ponad wszelk膮 w膮tpliwo艣膰 podniecony. I to ona go podnieci艂a! Ta 艣wiadomo艣膰 da艂a jej dziwne poczucie w艂adzy.
Przesta艅 si臋 na niego gapi膰, zbeszta艂a si臋 w duchu i po艣piesznie zdj臋艂a szorty i top. Specjalnie na t臋 okazj臋 wybra艂a turkusowe bikini, kt贸re matka zabroni艂a jej nosi膰. Kupi艂a je podczas wypadu do Memphis. Max kaza艂 jej pozby膰 si臋 kostiumu, ale po prostu schowa艂a go na dnie szafy. Teraz cieszy艂a si臋, 偶e to zrobi艂a. Chcia艂a zwali膰 R.J. z n贸g.
鈥 I co ty na to? 鈥 spyta艂a.
鈥 Ho, ho!
R.J. omi贸t艂 j膮 pe艂nym podziwu wzrokiem, zatrzymuj膮c si臋 d艂u偶ej na ledwo zakrytych piersiach. Nie mia艂a zbyt obfitego biustu, ale jej piersi by艂y j臋drne, kr膮g艂e i stercz膮ce. Wiedzia艂a, 偶e ma niez艂e cia艂o. Cz臋sto s艂ysza艂a komplementy 鈥 od kole偶anek i mn贸stwa ch艂opak贸w.
Obracaj膮c si臋 powoli, da艂a mu si臋 dok艂adnie obejrze膰.
鈥 Podoba si臋? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Podoba 鈥 odpar艂.
U艣miechni臋ta i szcz臋艣liwa, Mallory pobieg艂a do stawu i wskoczy艂a do wody. Ch艂odne fale obmy艂y jej cia艂o, a sutki stwardnia艂y od zimna niczym dwa stercz膮ce kamyczki.
鈥 Wskakuj! 鈥 zawo艂a艂a. 鈥 Po艣cigamy si臋 do drugiego brzegu.
Do艂膮czy艂 do niej, nie czekaj膮c na dalsze zaproszenia.
鈥 Co dostan臋, jak wygram?
鈥 A co by艣 chcia艂? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Ciebie, Mallory.
Rozdzia艂 12
Larry Newman wkroczy艂 do gabinetu z u艣miechem rasowego polityka, przyklejonym do poci膮g艂ej twarzy. Jolie zauwa偶y艂a, 偶e wygl膮da bardzo niepozornie. By艂 艣redniego wzrostu i 艣redniej budowy. Mia艂 kasztanowe w艂osy 艣redniej d艂ugo艣ci i piwne oczy. Sprawia艂 wra偶enie faceta niewyr贸偶niaj膮cego si臋 w t艂umie. Poda艂 r臋k臋 Theronowi, a u艣cisn膮wszy j膮, w tak samo kordialny spos贸b powita艂 Ike'a i wreszcie zwr贸ci艂 si臋 do niej.
鈥 Panno Royale, niech wolno mi b臋dzie z艂o偶y膰 najszczersze kondolencje z powodu 艣mierci pani ojca. Jego odej艣cie to wielka strata dla Sumarville i ca艂ego stanu Missisipi.
鈥 Dzi臋kuj臋, panie Newman.
Larry omi贸t艂 wzrokiem pok贸j, spostrzeg艂 puste fili偶anki po kawie i u艣miechn膮艂 si臋, sadowi膮c si臋 za biurkiem.
鈥 Spocznijcie pa艅stwo. Ju偶 zabieramy si臋 do sprawy. Przepraszam za sp贸藕nienie, ale musia艂em zaj膮膰 si臋 pewnym drobnym problemem w mie艣cie. 鈥 Popatrzy艂 na Jolie. 鈥 Przyszli艣cie pa艅stwo prosi膰 mnie o zgod臋 na wgl膮d w akta masakry w Belle Rose, zgadza si臋?
鈥 Tak. 鈥 K膮tem oka dostrzeg艂szy napi臋te rysy Therona, u艣wiadomi艂a sobie, 偶e uzna艂 za afront fakt, i偶 Larry Newman zwr贸ci艂 si臋 do niej, a nie do niego. 鈥 Pan Carter i ja chcieliby艣my uzyska膰 dost臋p do akt policyjnych dotycz膮cych sprawy zab贸jstwa mojej matki, ciotki i Lemara Fuqui.
鈥 Lemar Fuqua pope艂ni艂 samob贸jstwo po zamordowaniu pani matki i ciotki 鈥 sprostowa艂 Larry. 鈥 Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e chce pani nara偶a膰 si臋 na lektur臋 dokument贸w opisuj膮cych wszystkie szczeg贸艂y zbrodni i ogl膮da膰 zdj臋cia z miejsca przest臋pstwa. Chyba nie przekona艂o pani podejrzenie pana Cartera, jakoby kto艣 inny ni偶 jego wuj dopu艣ci艂 si臋 tej okrutnej zbrodni.
鈥 Niech nam pan pozwoli przejrze膰 wszystkie dokumenty, a za艂o偶臋 si臋, 偶e znajdziemy co艣, co przeoczono 鈥 powiedzia艂 Theron. 鈥 Specjalnie przeoczono.
Prokurator okr臋gowy pochyli艂 si臋 do przodu i opar艂 d艂onie o blat biurka.
鈥 Czy oskar偶a pan urz膮d szeryfa hrabstwa Desmond i Biuro Przest臋pstw Kryminalnych o zatajenie istotnych materia艂贸w dowodowych w sprawie?
Twarz Larry'ego wyra偶a艂a 艣wi臋te oburzenie, ale Jolie wyczu艂a, 偶e jego reakcja nie by艂a niczym wi臋cej ni偶 tylko gr膮. Natomiast irytacja Therona nie by艂a udawana.
鈥 Nikogo o nic nie oskar偶am 鈥 odpar艂 lodowato. 鈥 Jeszcze.
鈥 S膮dzi艂am, 偶e zechce pan z nami wsp贸艂pracowa膰 鈥 powiedzia艂a Jolie do Newmana. 鈥 W ko艅cu, je艣li dosz艂o do powa偶nego naruszenia zasad sprawiedliwo艣ci, to jako prokurator okr臋gowy powinien pan wznowi膰 dochodzenie i doprowadzi膰 do postawienia w stan oskar偶enia prawdziwego mordercy. Je偶eli nasze podejrzenia s膮 s艂uszne, a pan oka偶e nam pomoc, mo偶e pan zyska膰 bardzo dobr膮 pras臋.
Larry poczerwienia艂 i odchrz膮kn膮艂 nerwowo.
鈥 Nie chcia艂bym, 偶eby艣cie tracili pa艅stwo czas. Ale je艣li jeste艣cie tak zdecydowani, to, rzecz jasna, prosz臋 obejrze膰 akta. 鈥 Spojrza艂 na szeryfa. 鈥 Denton, udost臋pnij pannie Royale i panu Carterowi wszystkie dokumenty zwi膮zane z masakr膮 w Belle Rose.
鈥 Tak jest 鈥 odpar艂 Ike, a k膮ciki jego ust wygi臋艂y si臋 w ledwo powstrzymywanym u艣miechu. 鈥 Z przyjemno艣ci膮.
鈥 Jutro z samego rana mo偶ecie... 鈥 zacz膮艂 Larry.
鈥 Dzisiaj. 鈥 Theron wbi艂 wzrok w prokuratora. Larry zn贸w odchrz膮kn膮艂.
鈥 Po co taki po艣piech? Te akta przez dwadzie艣cia lat obrasta艂y kurzem. Do jutra nie wyrosn膮 im nagle n贸偶ki i nie uciekn膮.
鈥 Nigdy nie wiadomo, co si臋 stanie jutro 鈥 odpar艂 Theron. 鈥 Poza tym, im szybciej zabierzemy si臋 do pracy, tym szybciej b臋dzie mo偶na wznowi膰 dochodzenie.
鈥 Hm. C贸偶, w takim razie prosz臋, zacznijcie ju偶 dzisiaj.
鈥 Dzi臋kuj臋, tak w艂a艣nie zrobimy 鈥 o艣wiadczy艂 Theron.
Kiedy Jolie ruszy艂a za Theronem i Ikiem do drzwi, Larry Newman wyszed艂 zza biurka i zawo艂a艂:
鈥 By艂bym zobowi膮zany, bardzo zobowi膮zany, gdyby艣cie zechcieli skontaktowa膰 si臋 ze mn膮, je艣li znajdziecie co艣 godnego uwagi. Nie ma potrzeby dzwoni膰 od razu do Billa Sandersa, o ile nie zbierze si臋 do艣膰 dowod贸w, aby wznowi膰 dochodzenie.
Theron pos艂a艂 prokuratorowi szeroki u艣miech.
鈥 Jasne, Larry. Nawet mi przez my艣l nie przesz艂o, 偶eby post膮pi膰 inaczej po tym, jak bardzo nam pomog艂e艣.
Jolie ledwo zdusi艂a narastaj膮cy 艣miech. Parskn臋艂a, dopiero gdy znale藕li si臋 na chodniku.
鈥 Widzia艂e艣 jego min臋?
鈥 Robi w portki ze strachu, 偶e co艣 wykopiemy 鈥 powiedzia艂 Theron. 鈥 Je艣li jest tak cholernie pewny, 偶e wujek Lemar by艂 morderc膮 to dlaczego tak si臋 przejmuje? Wie co艣 o sprawie.
鈥 Sk膮d m贸g艂by wiedzie膰? spyta艂 Ike. 鈥 Nie by艂 w ni膮 w 偶aden spos贸b zaanga偶owany. Dwadzie艣cia lat temu musia艂 by膰 w college'u.
Nie by艂 w ni膮 zaanga偶owany do momentu, kiedy skontaktowa艂em si臋 z Billem Sandersem. Telefon prokuratora generalnego nap臋dzi艂 mu stracha. Zda艂 sobie spraw臋, 偶e musi da膰 nam zgod臋 na wgl膮d w akta. A nasz drogi Larry Newman wie, 偶e kto艣 nie chce, 偶eby艣my je przeczytali.
Jolie wzi臋艂a Therona pod r臋k臋.
鈥 Wi臋c uwa偶asz, 偶e kto艣 poci膮ga za sznurki Newmana, kto艣, kto nie chce wznowienia 艣ledztwa?
鈥 Tak, w艂a艣nie tak s膮dz臋 鈥 odpar艂.
鈥 Je艣li to prawda, to mo偶emy zaw臋zi膰 poszukiwania do zaledwie paru os贸b 鈥 zauwa偶y艂 Ike. 鈥 Niewielu ludzi ma do艣膰 w艂adzy, 偶eby dyktowa膰 warunki prokuratorowi okr臋gowemu.
鈥 Przychodz膮 mi do g艂owy dwa nazwiska. 鈥 Theron spojrza艂 na Ike'a i Jolie. 鈥 Roscoe Wells... i Max Devereaux.
To nie Max, przemkn臋艂o Jolie przez g艂ow臋. Zaskoczy艂a j膮 ta mimowolna my艣l. Dlaczego jej instynkt broni艂 cz艂owieka, kt贸rego powinna bezgranicznie nienawidzi膰?
*
R.J. le偶a艂 wyci膮gni臋ty na kocu pod roz艂o偶yst膮 wierzb膮. Razem z Mallory harcowali w stawie jak para dzieciak贸w, a potem zjedli lunch z艂o偶ony ze sma偶onego kurczaka, lemoniady i placka brzoskwiniowego. Dobre 偶arcie, 艣miech i pi臋kna dziewczyna. Facetowi trafiaj膮 si臋 znacznie gorsze rzeczy. Oczywi艣cie nie znaczy艂o to, 偶e mia艂 zamiar zadowoli膰 si臋 ca艂owaniem i 艂agodnymi pieszczotami, na jakie pozwala艂a Mallory. Pragn膮艂 jej tak bardzo, 偶e ledwo si臋 powstrzymywa艂 przed rzuceniem jej na plecy, roz艂o偶eniem jej n贸g i wej艣ciem w ni膮 po same j膮dra. Jednak za ka偶dym razem, gdy wydawa艂o si臋, 偶e wprowadzi艂 j膮 w odpowiedni nastr贸j, zaczyna艂a m贸wi膰 o tatusiu. Niech piek艂o poch艂onie tatusia! Mallory unios艂a g艂ow臋 i popatrzy艂a na niego.
鈥 O czym my艣lisz?
Jezu, dlaczego wszystkie zadaj膮 to samo pytanie? Dlaczego tak bardzo chc膮 wiedzie膰, co my艣l膮 faceci? Gdyby mia艂a cho膰by blade poj臋cie o tym, co chodzi艂o mu po g艂owie, by艂aby zszokowana. No i zawiedziona.
鈥 My艣la艂em w艂a艣nie o tym, jak mi艂o z tob膮 by膰.
U艣miechn臋艂a si臋, jakby wygra艂a los na loterii, pochyli艂a si臋 i poca艂owa艂a go w usta. S艂odki przelotny ca艂us, kt贸ry wzbudzi艂 w nim apetyt na wi臋cej. Wpl贸t艂 palce w jej w艂osy i podtrzyma艂 d艂oni膮 g艂ow臋, wdzieraj膮c si臋 j臋zykiem w jej usta nami臋tnym poca艂unkiem. Jego druga r臋ka pow臋drowa艂a na jej plecy i zsun臋艂a si臋 pod majteczki. Zacz膮艂 pie艣ci膰 po艣ladek, czuj膮c dotyk jej delikatnego cia艂a i wzrastaj膮ce po偶膮danie. Wtem odsun臋艂a si臋 od niego, k艂ad膮c kres przyjemno艣ci, gdy dopiero zacz膮艂 si臋 rozkr臋ca膰. Usiad艂a, obj臋艂a si臋 ramionami i spojrza艂a w niebo.
Kiedy pog艂aska艂 j膮 po r臋ce, zadr偶a艂a.
鈥 Przepraszam, kochanie. Przestraszy艂em ci臋?
鈥 Nie. Wiem, 偶e nigdy by艣 mnie nie skrzywdzi艂. 鈥 Wci膮偶 wpatrywa艂a si臋 w niebo, unikaj膮c spojrzenia mu w oczy. 鈥 Nie chcia艂am, 偶eby艣 pomy艣la艂, 偶e jestem gotowa... p贸j艣膰 na ca艂o艣膰. Za bardzo ci臋 lubi臋, 偶eby ci臋 zach臋ca膰, a potem odmawia膰.
Z jakiego艣 cholernego powodu Mallory obsadzi艂a go w roli dobrego faceta, a granie jej zupe艂nie nie by艂o w jego stylu. Nigdy nie by艂 dobrym facetem. Zawsze by艂 draniem, co zreszt膮 intrygowa艂o wi臋kszo艣膰 kobiet. A tu nagle Panna Niewinna wzi臋艂a go za jakiego艣 pieprzonego bohatera. Ufa艂a mu. 鈥濶igdy by艣 mnie nie skrzywdzi艂鈥. Jak mog艂a by膰 tak cholernie naiwna? Nie, nie skrzywdzi艂by jej fizycznie; nie kr臋ci艂o go ok艂adanie kobiet pi臋艣ciami. Ale m贸g艂 j膮 zrani膰 emocjonalnie i o ile nie przestan膮 si臋 spotyka膰, prawdopodobnie to zrobi.
W mord臋 je偶a, pomy艣la艂. Przecie偶 sam sobie zapracowa艂 na g臋b臋 fajnego go艣cia. Czy nie da艂 sobie wczoraj wieczorem nad rzek膮 na wstrzymanie? Czy nie by艂 wyrozumia艂y i wsp贸艂czuj膮cy, 偶eby zdoby膰 punkty, kt贸re zamierza艂 wykorzysta膰 p贸藕niej? A dzisiaj przez par臋 godzin flirtowa艂 z ni膮 na ca艂ego i nawet zaliczy艂 pierwsz膮 baz臋, ale nie popycha艂 jej dalej, ni偶 chcia艂a. Dlaczego, do ci臋偶kiej cholery, jej nie naciska艂? Gdyby chodzi艂o o inn膮 lask臋, ju偶 le偶a艂by na niej i posuwa艂 j膮 jak szalony. Ale nie Mallory. Dobra, Sutton, tylko nie wpadnij na pomys艂, 偶e jest inna od reszty i wyj膮tkowa. Po prostu ma troch臋 wi臋cej klasy od zwyk艂ego towaru. I jest znacznie bardziej ufna i niewinna.
鈥 Nie jeste艣 na mnie z艂y, prawda? 鈥 spyta艂a.
R.J. usiad艂 obok niej. Nie dotkn膮艂 jej, nie spojrza艂 w jej stron臋. Zamiast tego wbi艂 wzrok w niebo.
鈥 Nigdy nie m贸g艂bym by膰 na ciebie z艂y 鈥 odpar艂.
Popatrzy艂a na niego, dok艂adnie tak, jak si臋 spodziewa艂. Bo偶e, by艂a taka przewidywalna! I nie mia艂a poj臋cia, 偶e j膮 buja. Nie by艂a jeszcze gotowa roz艂o偶y膰 dla niego kolan. Ale to tylko kwestia czasu. Zwykle nawet by nie czeka艂. Po prostu zakr臋ci艂by si臋 ko艂o ch臋tniejszej. Cierpliwo艣膰 nie nale偶a艂a do jego mocnych stron.
Mallory po艂o偶y艂a mu d艂o艅 na ramieniu.
鈥 Ciesz臋 si臋, 偶e tu jeste艣.
Nie zareagowa艂 od razu, rozkojarzony dziwacznym uczuciem, kt贸rego nie potrafi艂 nazwa膰. Kurde balans, jak odpowiedzie膰 na co艣 tak obrzydliwie ckliwego?
鈥 Ja te偶.
Chwyci艂a go za r臋k臋 i u艣cisn臋艂a j膮 lekko.
鈥 By艂am tak bardzo przera偶ona, tak bardzo nieszcz臋艣liwa i zagubiona, od kiedy tatu艣 znalaz艂 si臋 w szpitalu, a lekarze powiedzieli, 偶e jest niedobrze. Nie wierzy艂am, 偶e tata mo偶e umrze膰. Ale jednak.
R.J. podni贸s艂 jej d艂o艅 do ust i poca艂owa艂. Mallory westchn臋艂a i po艂o偶y艂a g艂ow臋 na jego ramieniu.
鈥 Max by艂 tak zaj臋ty matk膮, przygotowywaniem pogrzebu i ca艂膮 reszt膮, 偶e nawet nie zauwa偶y艂, jak bardzo go potrzebowa艂am. On nie rozumie, co czuj臋. Rozpad艂 mi si臋 ca艂y 艣wiat. M贸j tata nie 偶yje. Matka popada w coraz g艂臋bsz膮 rozpacz na moich oczach. A do tego przyrodnia siostra wprowadzi艂a si臋 do Belle Rose, 偶eby zmieni膰 nasze 偶ycie w koszmar.
鈥 Nie martw si臋, kochanie. 鈥 R.J. musn膮艂 wargami jej skro艅. 鈥 Jestem przy tobie. Zaufaj mi. B臋dzie dobrze.
鈥 Och, R.J.
Zareagowa艂a dok艂adnie tak, jak si臋 spodziewa艂: odwr贸ci艂a si臋 w jego stron臋, zarzuci艂a mu r臋ce na plecy i wtuli艂a twarz w jego pier艣. Obj膮艂 j膮 delikatnie i pog艂aska艂 pocieszaj膮co. Jej 艂zy zrosi艂y jego nag膮 sk贸r臋.
鈥 Tak. Wyrzu膰 to z siebie. Wyp艂acz si臋. 鈥 Poca艂owa艂 j膮 w czubek g艂owy, a potem opar艂 tam podbr贸dek.
鈥 Prosz臋, nie opuszczaj mnie. 鈥 Chwyci艂a si臋 go kurczowo. 鈥 Nie wyje偶d偶aj z Sumarville. Zosta艅. Prosz臋, prosz臋, zosta艅 na zawsze. Tak bardzo ci臋 potrzebuj臋.
鈥 Nigdzie si臋 nie wybieram 鈥 zapewni艂.
W ko艅cu, czemu mia艂by wyje偶d偶a膰 z miasta? Przynajmniej na razie. Mia艂 dobr膮 robot臋, porz膮dne lokum i potencjaln膮 kochank臋, kt贸rej niewinno艣膰 i ufno艣膰 podnieca艂a go bardziej, ni偶 chcia艂by przyzna膰. B臋dzie musia艂 uwa偶a膰, 偶eby nie da膰 si臋 zbajerowa膰 i nie uwierzy膰 w te s艂odkie dyrdyma艂y.
*
鈥 Przepraszam za ten ca艂y ba艂agan 鈥 powiedzia艂 Ike Denton. 鈥 Wygl膮da na to, 偶e kto艣 bardzo si臋 postara艂, by zagrzeba膰 te akta tak g艂臋boko, 偶eby nikt ich nigdy nie znalaz艂.
Jolie ukl臋k艂a obok Therona, kt贸ry zabra艂 si臋 do otwierania zardzewia艂ej kartoteki w piwnicy biura szeryfa, mieszcz膮cego si臋 w budynku s膮du.
鈥 Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e w Sumarville zacz臋to komputeryzowa膰 archiwa dopiero sze艣膰 lat temu.
鈥 Ja mog臋 鈥 mrukn膮艂 Theron. 鈥 Sumarville jest jakie艣 p贸艂 wieku do ty艂u. Niekt贸rzy z tutejszych wci膮偶 uwa偶aj膮, 偶e 偶yj膮 w latach pi臋膰dziesi膮tych. 鈥 Kiedy wyszarpn膮艂 skrzypi膮c膮 szuflad臋, wsz臋dzie posypa艂 si臋 kurz, a kilka drobnych 偶uczk贸w uciek艂o w pop艂ochu, zaszywaj膮c si臋 mi臋dzy kartkami.
鈥 Z garstk膮 ludzi i ograniczonym bud偶etem nie uda艂o nam si臋 wprowadzi膰 do komputera starych akt 鈥 wyja艣ni艂 Ike. 鈥 Nellie pracuje nad tym, kiedy tylko znajdzie woln膮 chwil臋. Dzi臋ki niej mamy ju偶 w bazie danych sprawy z ostatniej dekady. Ale musi przyjmowa膰 jeszcze zg艂oszenia i jako jedyna kobieta na s艂u偶bie od czasu do czasu jest potrzebna przy przes艂uchiwaniu aresztantek.
Theron spojrza艂 na Ike'a przez rami臋.
鈥 Czy w tej piwnicy znajdzie si臋 jaki艣 st贸艂 i par臋 krzese艂? By艂oby nam du偶o 艂atwiej, gdyby艣my mogli przegl膮da膰 dokumenty tutaj zamiast taszczy膰 je na g贸r臋.
鈥 Jest biurko 鈥 odpar艂 szeryf. 鈥 Przynios臋 je, a potem p贸jd臋 po krzes艂a.
鈥 Pom贸c ci? 鈥 zaoferowa艂 si臋 Theron.
鈥 Nie trzeba 鈥 zapewni艂 Ike. 鈥 Po prostu zacznijcie szuka膰 tych akt.
Theron chwyci艂 plik zakurzonych, lekko wilgotnych tekturowych teczek i poda艂 je Jolie.
鈥 Zacznij od tych, a ja przejrz臋 nast臋pn膮 parti臋.
Wzi臋艂a stert臋 dokument贸w i rozejrza艂a si臋 w poszukiwaniu miejsca, gdzie mog艂aby je roz艂o偶y膰. Pojawi艂 si臋 Ike, nios膮c przed sob膮 niedu偶e kwadratowe biurko z lekko przekrzywionymi nogami. Postawi艂 wys艂u偶ony mebel par臋 metr贸w od niej.
鈥 Skocz臋 po krzes艂a i przynios臋 艣cierk臋, 偶eby tu troch臋 posprz膮ta膰 鈥 oznajmi艂, zawracaj膮c do drzwi.
Jolie rzuci艂a papiery na biurko, wzbijaj膮c w powietrze tuman kurzu. Kichn臋艂a.
鈥 Gesundheit 鈥 powiedzia艂 Theron. Parskn臋li 艣miechem.
鈥 Chyba oczekiwali艣my zbyt wiele, my艣l膮c, 偶e akta sprzed dwudziestu lat b臋d膮 w komputerze 鈥 zauwa偶y艂a.
鈥 To by艂oby zbyt proste 鈥 odpar艂 Theron.
鈥 C贸偶, mog艂oby si臋 zdawa膰, 偶e dokumentacja jedynego podw贸jnego... a raczej potr贸jnego morderstwa w Sumarville zas艂uguje na specjalne traktowanie.
鈥 Kiedy dwadzie艣cia lat temu ucich艂y wreszcie wszystkie plotki i opad艂o napi臋cie, wi臋kszo艣膰 ludzi w Sumarville, zar贸wno bia艂ych, jak i czarnych, wola艂a zapomnie膰 o tej tragedii i 偶y膰 dalej.
鈥 Nie rozumiem, dlaczego m贸j tata nie domaga艂 si臋 dok艂adniejszego 艣ledztwa 鈥 powiedzia艂a Jolie. Przecie偶 wiedzia艂, jakim cz艂owiekiem by艂 Lemar, a mimo to zaakceptowa艂 decyzj臋 szeryfa o zamkni臋ciu dochodzenia.
鈥 My艣l臋, 偶e nawet bardziej ni偶 inni pragn膮艂 mie膰 to wszystko jak najszybciej za sob膮. 鈥 Theron rzuci艂 stert臋 akt na biurko, w powietrzu zawirowa艂y szare py艂ki kurzu. 鈥 Przez pierwsze tygodnie po zab贸jstwach martwi艂 si臋 tylko tym, czy prze偶yjesz. I chocia偶 mia艂 w tym czasie romans z Georgette, moja mama twierdzi, 偶e 艣mier膰 偶ony mocno go pod艂ama艂a.
鈥 Szybko mu to przesz艂o 鈥 mrukn臋艂a Jolie 鈥 i to na tyle, 偶e po艣lubi艂 inn膮 kobiet臋.
Usi艂owa艂a odczyta膰 wypisany na maszynie nag艂贸wek na pierwszej teczce, ale wilgo膰 za bardzo rozmaza艂a tusz. Otworzy艂a wi臋c teczk臋 i po艣piesznie przejrza艂a raport. Napad na bank. Spojrza艂a na dat臋. Dziewi臋tna艣cie lat temu. Przewertowa艂a kilka nast臋pnych dokument贸w, zwracaj膮c uwag臋 na daty.
鈥 Sprawd藕 daty swoich akt 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Moje s膮 sprzed dziewi臋tnastu lat.
Theron przekartkowa艂 tuzin raport贸w.
鈥 Te te偶. Wszystkie z osiemdziesi膮tego trzeciego.
鈥 Czyli jeste艣my blisko. Rok osiemdziesi膮ty drugi musi by膰 w szufladzie obok.
W艂a艣nie gdy Theron odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 kartoteki, zjawi艂 si臋 Ike, nios膮c dwa sk艂adane krzes艂a. Z kieszeni jego spodni stercza艂 r膮bek bia艂ej szmatki.
鈥 Macie tu krzes艂a 鈥 oznajmi艂, ustawiaj膮c je po przeciwnych stronach biurka, po czym wyszarpn膮艂 z kieszeni 艣ciereczk臋 i wytar艂 ni膮 blat, wzbijaj膮c w powietrze tumany kurzu.
鈥 Je艣li b臋dziecie potrzebowa膰 przerwy, wiecie, gdzie s膮 艂azienki i gdzie stoi ekspres do kawy i automaty ze s艂odyczami. 鈥 Zerkn膮艂 na stos butwiej膮cych teczek. 鈥 Znale藕li艣cie ju偶 co艣?
Jeszcze nie 鈥 odpar艂a Jolie 鈥 ale przynajmniej jeste艣my we w艂a艣ciwej dekadzie.
鈥 No, dobra. W takim razie wracam do pracy. Je偶eli b臋d膮 m贸g艂 jako艣 pom贸c, po prostu dajcie mi zna膰.
鈥 Dzi臋ki, Ike 鈥 powiedzia艂 Theron. 鈥 Zdajemy sobie spraw臋, 偶e je艣li uda nam si臋 znale藕膰 materia艂y, kt贸re pozwol膮 wznowi膰 dochodzenie, mo偶e ci to utrudni膰 robot臋. Ludzie mog膮 straci膰 nad sob膮 panowanie. Wr贸c膮 stare uprzedzenia. A je偶eli zrobi si臋 naprawd臋 gor膮co, z ca艂ego kraju zjad膮 si臋 dziennikarze.
鈥 Nie ma sensu wybiega膰 tak daleko w przysz艂o艣膰. 鈥 Ike po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu Therona. 鈥 Spr贸bujmy upora膰 si臋 ze wszystkim po kolei. Wy znajd藕cie, co trzeba, 偶eby otworzy膰 艣ledztwo, a wtedy ja zajm臋 si臋 ewentualnymi niepokojami. 鈥 Poklepa艂 Therona po ramieniu. 鈥 Pami臋tam Lemara ca艂kiem nie藕le. By艂 dobrym cz艂owiekiem. Wszyscy go lubili. Przez jaki艣 czas spotyka艂 si臋 z moj膮 ciotk膮 LaKor膮. Gdy zachodzi艂 do naszego domu, dawa艂 mi mi臋towe cukierki.
Jolie u艣miechn臋艂a si臋 melancholijnie.
鈥 Lemar zawsze mia艂 mi臋t贸wki dla dzieciak贸w. 鈥 Westchn膮wszy cicho, spojrza艂a na Ike'a. 鈥 Czy spotyka艂 si臋 z twoj膮 ciotk膮 tamtej wiosny?
Szeryf pokr臋ci艂 g艂ow膮.
鈥 Rok wcze艣niej. Ciotka zerwa艂a z Lemarem i uciek艂a z innym facetem.
鈥 A czy kt贸ry艣 z was wie, czy Lemar by艂 z kim艣 zwi膮zany w okresie poprzedzaj膮cym morderstwa? 鈥 zapyta艂a Jolie.
鈥 Je艣li tak, to nawet moja mama o tym nie wiedzia艂a 鈥 odpar艂 Theron. 鈥 Ale przysi臋ga, 偶e nie mia艂 romansu z Lisette Desmond. Nigdy.
鈥 Yvonne powinna wiedzie膰 najlepiej. 鈥 Jolie otrzepa艂a r臋ce z kurzu. 鈥 Jednego zupe艂nie nie rozumiem. Sk膮d w og贸le wzi臋艂y si臋 te plotki o Lemarze i ciotce Lisette?
Ike spojrza艂 na Therona, jakby sondowa艂 jego reakcj臋. Zakas艂a艂 parokrotnie, a potem stwierdzi艂:
鈥 Ludzie lubi膮 plotkowa膰. Przyja藕艅 czarnego m臋偶czyzny i bia艂ej kobiety by艂a tu kiedy艣 karana 艣mierci膮, a nawet dzisiaj niekt贸rzy kr臋c膮 nosem na takie rzeczy. Czarni w Sumarville zawsze m贸wili, 偶e Lemar nie powinien si臋 obnosi膰 z za偶y艂o艣ci膮 z siostrami Desmond, zw艂aszcza z Lisette i Clarice.
鈥 Lemar i Yvonne wychowali si臋 w Belle Rose 鈥 zaoponowa艂a Jolie. 鈥 Byli jak rodzina.
鈥 Tak, wiem, ale... Niech tam, nie ma sensu babra膰 si臋 w starych plotkach, kiedy s膮 wa偶niejsze sprawy. 鈥 Ike wskaza艂 g艂ow膮 teczki z aktami.
鈥 Masz racj臋 鈥 zgodzi艂 si臋 Theron. 鈥 Plotki nie pomog膮 nam w znalezieniu dowod贸w.
Kiedy Ike odwr贸ci艂 si臋, 偶eby wyj艣膰, Jolie z艂apa艂a go za rami臋.
鈥 Zrobi pan co艣 dla mnie, szeryfie Denton? 鈥 Wzruszy艂 ramionami. 鈥 Prosz臋 powiedzie膰, o jak膮 star膮 plotk臋 panu chodzi艂o.
Ike zerkn膮艂 na Therona.
鈥 Prawdopodobnie nie ma to 偶adnego zwi膮zku ze spraw膮 鈥 odpar艂. 鈥 Ale c贸偶, ludzie kiedy艣 gadali, 偶e Lemar i Yvonne s膮 traktowani przez Desmond贸w jak rodzina, bo faktycznie do niej nale偶膮.
鈥 Co? 鈥 zapytali Jolie i Theron jednym g艂osem.
鈥 To tylko plotka. Wiecie, jak ludzie lubi膮 obmawia膰 innych. M贸wili, 偶e pan Sam Desmond i Sadie Fuqua byli... 鈥 I wbi艂 wzrok w pod艂og臋.
鈥 Uwa偶ali, 偶e moja prababka i pan Sam byli kochankami? 鈥 Theron otworzy艂 szeroko oczy. 鈥 To najbardziej idiotyczna rzecz, jak膮 kiedykolwiek s艂ysza艂em. Mama by mi powiedzia艂a, gdyby... kurcz臋, to by znaczy艂o, 偶e Lemar i Lisette byli przyrodnim rodze艅stwem. 鈥 Zacz膮艂 kr膮偶y膰 po przesyconej wilgoci膮 i kurzem piwnicy. Nie przestawa艂 kr臋ci膰 g艂ow膮 jakby usi艂owa艂 pozby膰 si臋 natr臋tnej my艣li. 鈥 To nie mo偶e by膰 prawda. Historii o bia艂ych plantatorach i czarnych s艂u偶膮cych jest w tych stronach tyle, ile bawe艂ny na polach.
鈥 To by艂a tylko plotka 鈥 powt贸rzy艂 Ike. 鈥 Nie warto dawa膰 jej wiary.
Wyszed艂 po艣piesznie, a Theron wci膮偶 przechadza艂 si臋 w t臋 i z powrotem po piwnicy. Jolie zacz臋艂a si臋 zastanawia膰 nad tym, co us艂ysza艂a, rozwa偶aj膮c po kolei wszystkie mo偶liwo艣ci. Je偶eli to prawda, je偶eli Lemar i Lisette rzeczywi艣cie byli rodze艅stwem, to dlaczego mama albo ciocia Clarice nigdy jej o tym nie powiedzia艂y? Dlaczego Yvonne nie powiedzia艂a o tym synowi?
鈥 Nie wierz臋 w to 鈥 stwierdzi艂 Theron. 鈥 Mama by mi powiedzia艂a. Nie zatai艂aby przede mn膮 czego艣 takiego.
Przystan膮艂, opar艂 d艂onie na oparciu jednego z krzese艂 i spojrza艂 na akta.
鈥 Samo my艣lenie o takich bzdurach jest strat膮 czasu. 鈥 Si臋gn膮艂 po teczki, zebra艂 je i umie艣ci艂 z powrotem w kartotece.
Kiedy mocowa艂 si臋 z g贸rn膮 szuflad膮 w szafce obok, Jolie zaj臋艂a si臋 kartotek膮 po drugiej stronie. Bez trudu zdo艂a艂a j膮 otworzy膰, lecz wkr贸tce przekona艂a si臋, 偶e zawiera akta z 1984 roku. W艂a艣nie gdy zamierza艂a powiedzie膰 o tym Theronowi, on wyszarpn膮艂 wreszcie swoj膮 szuflad臋. Podesz艂a do niego, patrz膮c, jak przegl膮da pierwsze pliki kartek.
鈥 Tysi膮c dziewi臋膰set osiemdziesi膮ty drugi 鈥 oznajmi艂. 鈥 Jest!
鈥 Ty we藕 p贸艂, a ja wezm臋 reszt臋 鈥 zaproponowa艂a.
Opr贸偶ni艂 ca艂膮 szuflad臋 i rzuci艂 teczki na biurko. Zapach ple艣ni i st臋chlizny uderzy艂 Jolie w nozdrza.
鈥 Ale smr贸d. 鈥 Fetor nie powstrzyma艂 jej jednak od wzi臋cia kilku teczek i przejrzenia ich zawarto艣ci.
Dwadzie艣cia minut p贸藕niej Theron od艂o偶y艂 wszystkie akta na miejsce. Z wyrazem zawodu na twarzy odwr贸ci艂 si臋 do Jolie.
鈥 Nic. Zupe艂nie nic. 鈥 Grzmotn膮艂 pi臋艣ci膮 w biurko, kt贸re zatrz臋s艂o si臋 na rozchwianych nogach. 鈥 Wiedzia艂em, 偶e to nie b臋dzie 艂atwe, ale... Co b臋dzie, je艣li kto艣 zniszczy艂 te dokumenty? Je艣li pozbyto si臋 ich dawno temu?
鈥 Nie mo偶emy si臋 podda膰 鈥 orzek艂a Jolie. 鈥 Przeszukamy ka偶d膮 teczk膮 w tej cholernej piwnicy!
*
鈥 Wci膮偶 siedz膮 w biurze szeryfa? 鈥 zapyta艂 Roscoe.
鈥 Tak, prosz膮 pana. Wci膮偶 tam s膮 鈥 odpar艂 Templeton Blair.
Roscoe zadzwoni艂 do starego znajomego, kt贸ry w dawnych czasach nale偶a艂 do Ku-Klux-Klanu. 脫w znajomy zna艂 w艂a艣ciwych ludzi, z kt贸rymi mo偶na si臋 skontaktowa膰 w razie pewnego rodzaju k艂opot贸w. Poleci艂 mu Templetona Blaira, eksperta od radzenia sobie z nieprzyjemnymi sytuacjami.
鈥 Ju偶 prawie dziewi膮ta. Co jest, do cholery? Zamierzaj膮 zosta膰 tam na noc?
鈥 A je艣li znajd膮 to, czego szukaj膮?
鈥 Nie znajd膮. I w tym problem. 鈥 Roscoe od dwudziestu lat p艂aci艂 by艂emu szeryfowi Aaronowi Bendallowi za milczenie. Co miesi膮c posy艂a艂 mu czek. Pope艂ni艂 gruby b艂膮d, ufaj膮c, 偶e Bendall pozb臋dzie si臋 akt. Rzecz jasna, zabra艂 je z biura szeryfa, ale ich nie zniszczy艂. Zatrzyma艂 kopie i orygina艂y wszystkich dokument贸w dotycz膮cych masakry w Belle Rose i pochowa艂 je w sobie tylko znanych sejfach.
鈥 Je艣li w piwnicy jest co艣, czego nikt nie powinien znale藕膰, dlaczego nie pu艣ci艂 pan ca艂ego budynku z dymem wiele lat temu? 鈥 spyta艂 Templeton.
鈥 Mia艂em swoje powody 鈥 odpar艂 Wells. Nie by艂o potrzeby podpala膰 policyjnego archiwum. Przynajmniej wtedy. Nigdy nie przysz艂o mu do g艂owy, 偶e kto艣 zacznie w臋szy膰 ko艂o tej sprawy, i to po tylu latach.
Kiedy mam si臋 zaj膮膰...
鈥 Jak najszybciej. Najpierw wyeliminuj z gry tego zarozumia艂ego sukinsyna. To powinno da膰 Jolie Royale do my艣lenia. Ale je艣li nie przestanie wtyka膰 nosa tam, gdzie nie trzeba, ni膮 te偶 b臋dziesz si臋 musia艂 zaj膮膰.
鈥 Rozumiem. Prosz臋 si臋 nie martwi膰, sprawa jest w dobrych r臋kach.
Roscoe trzasn膮艂 s艂uchawk膮. Do wszystkich diab艂贸w! Czemu Theron Carter wr贸ci艂 do Sumarville? Dlaczego nie zosta艂 w Memphis w tej swojej ekskluzywnej kancelarii prawniczej? I jeszcze Jolie Royale! Kto by pomy艣la艂, 偶e Louis zapisze jej Belle Rose? Roscoe stawia艂 raczej na to, 偶e zostawi plantacj膮 Georgette. Facet mia艂 kompletnego fio艂a na punkcie tej nowoorlea艅skiej kurewki.
Kiedy Theron i Jolie nie znajd膮 akt i zorientuj膮 si臋, 偶e brakuje w艂a艣nie tych konkretnych dokument贸w, domy艣la si臋, 偶e kto艣 pozby艂 si臋 ich celowo. Ale to ich nie powstrzyma. B臋d膮 kopa膰 dalej. Dowiedz膮 si臋, 偶e Bendall wci膮偶 偶yje, i postaraj膮 si臋 go odszuka膰. A na to nie m贸g艂 pozwoli膰.
Roscoe kopn膮艂 kosz na 艣mieci przy biurku. Kosz przelecia艂 艂ukiem na drugi koniec pokoju, rozsypuj膮c po pod艂odze papierzyska.
Rozleg艂o si臋 pukanie.
鈥 Tato, nic ci nie jest? Wydawa艂o mi si臋, 偶e s艂ysza艂em jaki艣 ha艂as. 鈥 Gar otworzy艂 drzwi.
鈥 Wszystko w porz膮dku, synu 鈥 odpar艂 Roscoe. 鈥 Po prostu przewr贸ci艂em kosz ze 艣mieciami.
鈥 Nie przejmuj si臋. Zaraz posprz膮tam.
Gar schyli艂 si臋, 偶eby podnie艣膰 kosz:
鈥 Zostaw to cholerstwo 鈥 zagrzmia艂 Roscoe. 鈥 Mattie si臋 tym zajmie. P艂ac臋 jej za to, 偶eby po mnie sprz膮ta艂a.
鈥 W porz膮dku鈥 powiedzia艂 Gar. 鈥 Czy czego艣 potrzebujesz? Chcia艂bym ju偶 si臋 po艂o偶y膰.
Czy czego艣 potrzebowa艂? Jeszcze jak, do cholery! Potrzebowa艂 zniszczy膰 te piekielne akta. Powinien si臋 zorientowa膰, 偶e kroi si臋 co艣 niedobrego, kiedy tylko Theron wr贸ci艂 do Sumarville. Gdyby par臋 miesi臋cy wcze艣niej nas艂a艂 kogo艣, 偶eby w艂ama艂 si臋 do policyjnego archiwum i zniszczy艂 troch臋 starych papier贸w, brak dokument贸w o Belle Rose mo偶na by 艂atwo wyt艂umaczy膰. Przekupienie Dentona nie wchodzi艂o w gr臋. Facet by艂 zbyt uczciwy. Gdyby mo偶na by艂o go przekupi膰, Roscoe ju偶 dawno by to zrobi艂.
鈥 Czy co艣 jest nie tak, tato?
鈥 H臋?
鈥 Wydajesz si臋 rozkojarzony.
鈥 My艣la艂em w艂a艣nie o przem贸wieniu, kt贸re przygotowuj臋. Id藕 spa膰, synu. Niczego mi nie trzeba.
Garland powiedzia艂 dobranoc, a potem wyszed艂 z gabinetu i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi. Udany ch艂opak, pomy艣la艂 Roscoe o synu. Troch臋 zbyt naiwny jak na polityka i pope艂ni艂 w 偶yciu par臋 b艂臋d贸w, w tym jeden bardzo powa偶ny. Ale mimo to by艂 dobrym cz艂owiekiem. Sta艂 przy jego boku, kiedy inni go opu艣cili. Roscoe zrobi艂by wszystko, 偶eby chroni膰 syna. W jego obronie got贸w by艂 nawet zabi膰. Nie ma powodu, 偶eby ludzie kiedykolwiek poznali prawd臋. Ju偶 on tego dopilnuje.
Rozdzia艂 13
Nowell wszed艂 za Clarice do swojego mieszkania i zamkn膮艂 drzwi. Clarice by艂a troch臋 oszo艂omiona, nie odczuwa艂a takiej mieszaniny podniecenia i niepewno艣ci od dnia, w kt贸rym po raz pierwszy kocha艂a si臋 z Jonathanem. Mia艂a wtedy dwadzie艣cia trzy lata, mieszka艂a w Memphis i pracowa艂a w butiku. Pewnego deszczowego wtorku do sklepu wszed艂 m艂ody 偶o艂nierz na przepustce, kt贸ry szuka艂 prezentu urodzinowego dla matki. To by艂a mi艂o艣膰 od pierwszego wejrzenia. Jonathan by艂 przystojny i szarmancki. Po prostu oszala艂a na jego punkcie. Zar臋czyli si臋 ju偶 po dw贸ch tygodniach i tego samego wieczoru kochali si臋 po raz pierwszy. To by艂y najszcz臋艣liwsze dni jej 偶ycia. Trzy kr贸tkie tygodnie. Pi臋膰 miesi臋cy i setki mi艂osnych list贸w p贸藕niej Jonathan zgin膮艂 w wietnamskiej d偶ungli.
Nowell obj膮艂 Clarice w pasie i przywar艂 piersi膮 do jej plec贸w. Pieszcz膮c nosem jej szyj臋, szepn膮艂:
鈥 Kocham ci臋, kocham ci臋 nad 偶ycie.
Odwr贸ci艂a si臋 powoli; ciep艂o jego u艣cisku spowija艂o j膮 niczym mi臋kki kokon. Spojrza艂a mu w oczy, a to, co w nich dostrzeg艂a, upewni艂o j膮, 偶e s艂owa, kt贸re wypowiedzia艂, by艂y prawdziwe. Nigdy nie powinna by艂a w niego w膮tpi膰. Cho膰 pojawi艂 si臋 w jej 偶yciu tak nagle. Po prostu przyszed艂 pewnego dnia do Belle Rose i poprosi艂 j膮 o spotkanie.
鈥 Nazywam si臋 Nowell Landers 鈥 powiedzia艂 鈥 i by艂em przyjacielem Jonathana Lenza. S艂u偶yli艣my razem w Wietnamie. By艂em przy nim, kiedy umiera艂.
Od czas贸w Jonathana nie spodoba艂 jej si臋 tak bardzo 偶aden m臋偶czyzna, nic wi臋c dziwnego, 偶e wci膮偶 znajdowa艂a 艂膮cz膮ce ich cechy. Ten sam wzrost, podobna budowa, to samo przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu. A jednak r贸偶nili si臋 od siebie na tyle, 偶e zwykle nie mia艂a problemu z ich rozpoznawaniem. Tylko czasem, kiedy by艂a z Nowellem sam na sam 鈥 jak teraz 鈥 pragn臋艂a, by okazali si臋 tym samym cz艂owiekiem. Oczywi艣cie by艂o to niemo偶liwe. Jonathan nie 偶y艂.
鈥 Wygl膮dasz na zmartwion膮. Rozchmurz si臋. 鈥 Nowell rozmasowa艂 kciukiem jej zmarszczone czo艂o.
鈥 Przepraszam, my艣la艂am w艂a艣nie o... niewa偶ne 鈥 wspi臋艂a si臋 na palce i poca艂owa艂a go lekko, zaledwie musn臋艂a wargami jego usta.
鈥 My艣la艂a艣 o Jonathanie, prawda?
Wzi臋艂a Nowella za r臋k臋.
鈥 Nie b膮d藕 zazdrosny. Kocha艂am Jonathana, ale opu艣ci艂 mnie ju偶 dawno temu.
鈥 Wci膮偶 go kochasz.
鈥 Ja... tak. Ale ciebie te偶 kocham. A nigdy nie s膮dzi艂am, 偶e znowu znajd臋 mi艂o艣膰.
鈥 Ju偶 dobrze, kochanie. 鈥 Uj膮艂 jej twarz w pot臋偶ne d艂onie. 鈥 Nie przeszkadza mi, je偶eli kochasz nas obu. Twoje serce jest dostatecznie du偶e.
鈥 Jeste艣 taki dobry. Taki wyrozumia艂y. 鈥 艢cisn臋艂a jego d艂o艅. 鈥 My艣la艂am, 偶e przyprowadzi艂e艣 mnie tu, 偶eby mnie zba艂amuci膰.
鈥 Chc臋 si臋 z tob膮 kocha膰 鈥 rzek艂 z u艣miechem 鈥 ale tylko je艣li ty te偶 tego chcesz.
鈥 Chc臋 鈥 zapewni艂a. 鈥 Bardziej ni偶 czegokolwiek na 艣wiecie.
Obj膮艂 j膮 czule. Westchn膮wszy z rozkoszy, zaplot艂a mu r臋ce wok贸艂 szyi i opar艂a g艂ow臋 na jego ramieniu. Przeni贸s艂 j膮 przez salon do sypialni, a potem po艂o偶y艂 na nakrytym br膮zow膮 kap膮 艂贸偶ku.
鈥 Nie by艂am z m臋偶czyzn膮 od lat 鈥 wyzna艂a. 鈥 Od czasu...
鈥 Z nikim? Z nikim od czas贸w Jonathana?
鈥 Tak... a偶 do teraz.
鈥 Bo偶e, Clarice.
Zaskoczy艂y j膮 i jednocze艣nie g艂臋boko wzruszy艂y 艂zy w jego oczach. P艂acz tak bardzo nie pasowa艂 do tego pot臋偶nego, silnego m臋偶czyzny. Wyci膮gn臋艂a do niego ramiona.
鈥 Kochaj si臋 ze mn膮.
By艂 nami臋tny, a zarazem bardzo delikatny, jakby chcia艂 jej okaza膰, jak wiele dla niego znaczy.
鈥 Kocham ci臋 鈥 wyszepta艂, kiedy zdj膮艂 jej bluzk臋 i odpi膮艂 sprz膮czk臋 stanika.
Czy nie powinnam czu膰 cho膰by odrobiny wstydu? 鈥 zastanawia艂a si臋. Nie powinnam si臋 martwi膰, 偶e b臋dzie zawiedziony, gdy zobaczy moje chude sze艣膰dziesi臋cioletnie cia艂o? Ale nie czu艂a ani wstydu, ani niepewno艣ci, gdy zdejmowa艂 z niej kolejne cz臋艣ci garderoby, pieszcz膮c j膮, ca艂uj膮c i zasypuj膮c komplementami. Kiedy by艂a ju偶 naga, wsta艂 i sam si臋 rozebra艂. By艂 wysoki, barczysty i bardzo ow艂osiony. Spojrza艂a na jego m臋sko艣膰. Tam te偶 wygl膮da艂 jak Jonathan. Cho膰 ma艂o do艣wiadczona, wiedzia艂a o m臋偶czyznach do艣膰 du偶o, by zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e nie wszyscy s膮 r贸wnie szczodrze obdarzeni przez natur臋.
鈥 Je艣li nie przestaniesz tak na mnie patrze膰 鈥 wychrypia艂 鈥 nie b臋d臋 w stanie d艂u偶ej czeka膰. A chc臋 czeka膰. Chc臋 kocha膰 si臋 z tob膮 bardzo, bardzo d艂ugo.
Clarice prze艂kn臋艂a 艣lin臋, pobudzona obietnic膮 rych艂ej rozkoszy.
Nowell osun膮艂 si臋 na ni膮. Jego wargi przebieg艂y po jej szyi i zatrzyma艂y si臋 na piersiach. Zadr偶a艂a z rozkoszy. Pokrywa艂 poca艂unkami ka偶dy centymetr jej cia艂a, a ona pie艣ci艂a jego ow艂osiony tors i pot臋偶ne bicepsy, jego cz艂onek. Kiedy uj臋艂a w d艂o艅 jego m臋sko艣膰, westchn膮艂 chrapliwie, lecz nie wykona艂 偶adnego ruchu, 偶eby j膮 powstrzyma膰. Dziwne, jakie wszystko by艂o znajome, jego smak, dotyk, brzmienie jego ci臋偶kiego oddechu. Uprawianie mi艂o艣ci musi by膰 jak jazda na rowerze, pomy艣la艂a, nigdy si臋 jej nie zapomina.
Kiedy j臋zyk Nowella dotar艂 do intymnego zak膮tka mi臋dzy jej udami, wypchn臋艂a biodra do g贸ry na spotkanie jego ust. Zanim zorientowa艂a si臋, co si臋 dzieje, jej cia艂o dr偶a艂o oblewane falami rozkoszy. Ledwie zd膮偶y艂a uspokoi膰 oddech, uni贸s艂 l臋d藕wie i wszed艂 w ni膮. Powoli, ostro偶nie, centymetr po centymetrze zanurza艂 si臋 coraz g艂臋biej. Oplot艂a nogami jego biodra i po chwili poruszali si臋 w jednym rytmie. Wreszcie wyda艂 z siebie g艂o艣ny, niemal zwierz臋cy okrzyk.
鈥 Kocham ci臋, Ricie. 鈥 Zsun膮艂 si臋 z niej i po艂o偶y艂 obok.
Nie protestowa艂a, gdy przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i przytuli艂. Le偶a艂a z bij膮cym dziko sercem, z g艂ow膮 wype艂nion膮 chaotycznymi my艣lami. Nazwa艂 j膮 Ricie, a tylko Jonathan tak j膮 nazywa艂. Tylko on. Czy to mo偶liwe, 偶e Jonathan podzieli艂 si臋 czym艣 tak intymnym nawet z towarzyszem broni? Nie, nie zrobi艂by tego. A to oznacza, 偶e... Och, Clarice, nie wolno ci tak my艣le膰. To szale艅stwo. Zaakceptuj Nowella za to, kim jest, i b膮d藕 wdzi臋czna, 偶e znowu znalaz艂a艣 mi艂o艣膰. Nie 偶膮daj niemo偶liwego.
*
Zm臋czona, brudna i lekko oszo艂omiona po wypiciu B贸g wie ilu kaw Jolie opad艂a g艂ow膮 na blat biurka.
鈥 Okej, poddaj臋 si臋 鈥 j臋kn臋艂a. 鈥 Przeszukali艣my ka偶dy centymetr tej piwnicy, ka偶d膮 kartotek臋, ka偶d膮 p贸艂k臋, zajrzeli艣my we wszystkie zakamarki. Nie ma tu 偶adnych akt dotycz膮cych masakry w Belle Rose.
Theron odchyli艂 si臋 na krze艣le i spl贸t艂 d艂onie za g艂ow膮.
鈥 Albo kto艣 je zabra艂, prawdopodobnie wiele lat temu, albo zosta艂y zniszczone. To zreszt膮 bez znaczenia. Bez tych akt...
鈥 Nie m贸w tak. 鈥 Jolie unios艂a g艂ow臋 i popatrzy艂a na niego. 鈥 Musi istnie膰 jaki艣 inny spos贸b, 偶eby doprowadzi膰 do wznowienia 艣ledztwa. Znikni臋cie dokument贸w jest bardzo znacz膮ce.
鈥 Ale czego dowodzi? 鈥 spyta艂. 鈥揘iekompetencji? Wsz臋dzie gin膮 dokumenty. Nie mamy 偶adnego dowodu, 偶e zosta艂y wyniesione albo zniszczone.
鈥 W takim razie musimy wykombinowa膰, jak zebra膰 dowody. Odszuka膰 szeryfa Bendalla, je艣li jeszcze 偶yje. Porozmawia膰 z jego podw艂adnymi. Min臋艂o dopiero dwadzie艣cia lat. Wi臋kszo艣膰 z nich prawdopodobnie wci膮偶 mieszka w pobli偶u. No i jest jeszcze dokumentacja Biura Przest臋pstw Kryminalnych. Detektyw, kt贸ry przyjecha艂 do Sumarville, musia艂 napisa膰 jaki艣 raport. Trzeba si臋 tylko dowiedzie膰, jak si臋 nazywa i gdzie teraz mieszka.
鈥 Jestem za bardzo zm臋czony, 偶eby dzisiaj o tym my艣le膰. 鈥 Theron spojrza艂 na zegarek. 鈥 Kurcz臋, dochodzi jedenasta. 鈥 Wsta艂. 鈥 Wracajmy do domu. Przyjdziesz tu jutro i spr贸bujemy upora膰 si臋 z tym bajzlem. Zaplanujemy now膮 strategi臋.
Jolie podnios艂a si臋 z krzes艂a.
鈥 Nie jestem przyzwyczajona do d艂ugiego siedzenia. Bol膮 mnie ca艂e plecy.
Kiedy ruszyli w kierunku schod贸w, Theron po艂o偶y艂 jej d艂o艅 na ramieniu.
鈥 We藕 d艂ug膮 gor膮c膮 k膮piel, po艂贸偶 si臋 do 艂贸偶ka i dobrze si臋 wy艣pij. Z samego rana wykonam kilka telefon贸w i dowiem si臋, gdzie przebywaj膮 ludzie, kt贸rzy brali udzia艂 w 艣ledztwie. Gdy tylko zdob臋d臋 jakie艣 informacje, dam ci zna膰.
鈥 To ju偶 jest jaki艣 plan 鈥 odpar艂a.
Na g贸rze po偶egnali si臋 z funkcjonariuszami pe艂ni膮cymi s艂u偶b臋, wyszli z budynku i ruszyli do swoich samochod贸w. Gdy Jolie otwiera艂a drzwiczki swojego escalade, Theron zawo艂a艂:
鈥 Ike mia艂 racj臋, kiedy powiedzia艂, 偶e kto艣 naciska Larry'ego Newmana. Prawdopodobnie ta sama osoba doprowadzi艂a do znikni臋cia akt. A poniewa偶 nie mamy poj臋cia, czy wyparowa艂y wiele lat temu, czy niedawno...
鈥 Co sugerujesz?
鈥 Je艣li dokumenty znikn臋艂y niedawno, to podejrzewam, 偶e stoi za tym Roscoe Wells albo Max Devereaux.
鈥 A je艣li usuni臋to je dwadzie艣cia lat temu? 鈥 Wstrzyma艂a oddech. Zna艂a odpowied藕, ale chcia艂a j膮 us艂ysze膰 z ust Therona.
鈥 W takim wypadku stawia艂bym albo na Roscoe'a, albo... 鈥 zawaha艂 si臋 na u艂amek sekundy 鈥 na Louisa Royale'a.
鈥 Po co tata mia艂by... O, m贸j Bo偶e. 呕eby chroni膰 Georgette.
鈥 Albo jej syna.
*
Georgette nie mog艂a zasn膮膰. Ba艂a si臋 i by艂a taka samotna. Z Louisem nigdy nie czu艂a l臋ku. Zna艂 j膮, doskonale rozumia艂 i kocha艂 bezwarunkowo. Teraz, gdy Louis odszed艂, mog艂a liczy膰 na Maksa. Ale jej syn nie zna艂 kobiety, kt贸r膮 kiedy艣 by艂a, wi臋c nie m贸g艂 jej wesprze膰 w walce z potworami zamieszkuj膮cymi jej dusz臋.
Pok贸j ton膮艂 w mroku. Georgette zapali艂a nocn膮 lampk臋, wsta艂a z 艂贸偶ka i, otuliwszy si臋 w jedwabny szlafrok, podesz艂a do przeszklonych drzwi na balkon.
Jako m艂oda dziewczyna oddawa艂a swoje cia艂o ka偶demu m臋偶czy藕nie, kt贸ry zap艂aci艂 w艂a艣ciw膮 cen臋, ale marzy艂a o domu takim jak ten, o s艂u偶bie gotowej na ka偶de skinienie i o pieni膮dzach, kt贸re zaspokaja艂yby wszystkie jej zachcianki. I o ksi臋ciu, kt贸ry po ni膮 przyjedzie. Philip Devereaux by艂 jej ksi臋ciem. Korzysta艂 z jej us艂ug przez kilka lat, zawsze gdy odwiedza艂 Nowy Orlean, i zakocha艂 si臋 w niej. Odda艂a mu kawa艂ek swojego serca i r臋k臋 i zamieszka艂a z nim w Sumarville. Jego dom by艂 艂adny, o niebo lepszy od innych, kt贸re zna艂a, ale nie m贸g艂 si臋 r贸wna膰 z Belle Rose.
Kiedy pierwszy raz zobaczy艂a Louisa Royale'a, wiedzia艂a, 偶e jest zupe艂nie niepodobny do innych m臋偶czyzn. A gdy pierwszy raz jej dotkn膮艂, zrozumia艂a, 偶e by艂a mu przeznaczona, 偶e nikomu nie mog艂aby si臋 odda膰 tak jak jemu. Odda艂a Louisowi ca艂e serce, kocha艂a go tak mocno, 偶e przesz艂o to jej naj艣mielsze wyobra偶enia. A on kocha艂 j膮 鈥 cia艂em, sercem, a nawet dusz膮.
鈥 Ale ja nie mog艂am ci da膰 mojej duszy, prawda, kochanie? 鈥 wyszepta艂a Georgette, wychodz膮c na balkon. 鈥 Gdy si臋 kogo艣 zabije, gdy odbierze si臋 komu艣 偶ycie, traci si臋 dusz臋.
Rozdzia艂 14
Theron w艂膮czy艂 silnik swojego ferrari, opu艣ci艂 boczn膮 szyb臋, 偶eby pozby膰 si臋 dusznego, gor膮cego powietrza, kt贸re zebra艂o si臋 w samochodzie w czasie popo艂udnia, i ustawi艂 klimatyzacj臋 na ni偶sz膮 temperatur臋. We wstecznym lusterku widzia艂, jak p贸艂terenowy w贸z Jolie wyje偶d偶a z parkingu. Wystawi艂a r臋k臋 za okno i pomacha艂a mu na po偶egnanie. Zabawne, 偶e przyja藕艅 zawarta w dzieci艅stwie i niekultywowana od wielu lat pozosta艂a tak silna. Odkrycie, 偶e maj膮 wsp贸lny cel 鈥 naprawienie niegodziwo艣ci z przesz艂o艣ci 鈥 musia艂o ich do siebie zbli偶y膰. Ale czy by艂 to jedyny pow贸d jego wi臋zi z Jolie? 鈥濼o tylko plotka. Wiecie, jak ludzie lubi膮 obmawia膰 innych. M贸wili, 偶e pan Sam Desmond i Sadie Fuqua byli...鈥 S艂owa Ike'a pobrzmiewa艂y w jego g艂owie raz za razem niczym zacinaj膮ca si臋 p艂yta. Nie chcia艂 uwierzy膰, 偶e Sam Desmond sp艂odzi艂 bli藕ni臋ta jego babki, a jego matka by艂a przyrodni膮 siostr膮 panien Desmond. Czasem zastanawia艂 go jasny odcie艅 sk贸ry matki i orzechowe oczy, kt贸re po niej odziedziczy艂, uzna艂 jednak, 偶e domieszka bia艂ej krwi, kt贸ra kr膮偶y艂a w jego 偶y艂ach, pochodzi艂a sprzed wielu pokole艅.
Je艣li by艂a to prawda, dlaczego matka mu o tym nie powiedzia艂a? I dlaczego nigdy wcze艣niej nie s艂ysza艂 tej plotki?
Theron si臋gn膮艂 po kom贸rk臋, wyj膮艂 z kieszeni koszuli kartk臋 z zapisanym dzi艣 rano numerem i wstuka艂 kolejne cyfry. Powiedzia艂a, 偶e do p贸艂nocy mo偶e dzwoni膰.
Odebra艂a po pi膮tym sygnale.
鈥 Halo.
鈥 Amy, przepraszam, 偶e dzwoni臋 tak p贸藕no, ale...
鈥 Nie szkodzi, jest przed dwunast膮. Jeszcze si臋 nie po艂o偶y艂am.
Podoba艂 mu si臋 jej g艂os. By艂 艂agodny, mi臋kki, troch臋 za wysoki, jak u ma艂ej dziewczynki. Ale Amy Jardien nie by艂a dziewczynk膮. By艂a stuprocentow膮 kobiet膮. Pi臋kn膮, inteligentn膮 i wykszta艂con膮. Tak膮, jakie lubi艂.
鈥 Pewnie ju偶 za p贸藕no, 偶ebym do ciebie wpad艂.
Roze艣mia艂a si臋 d藕wi臋cznie.
鈥 Obawiam si臋, 偶e tak.
Theron zasun膮艂 szyb臋, wrzuci艂 tylny bieg i wyjecha艂 z parkingu. Trzymaj膮c telefon mi臋dzy uchem i barkiem, ruszy艂 w stron臋 Main Street.
鈥 A co powiesz na jutrzejszy wiecz贸r? 鈥 spyta艂.
鈥 Mianowicie?
鈥 Mo偶e zjesz ze mn膮 kolacj臋? Powiedzmy, oko艂o wp贸艂 do si贸dmej?
鈥 O sz贸stej zaczynam obch贸d. Ale je艣li pasuje ci wp贸艂 do 贸smej, to jeste艣my um贸wieni.
鈥 W takim razie wp贸艂 do 贸smej. 鈥 Skr臋caj膮c z Main w Oak Avenue, Theron zauwa偶y艂 z ty艂u 艣wiat艂a samochodu. Par臋na艣cie sekund p贸藕niej nieznajomy skr臋ci艂 w t臋 sam膮 ulic臋. 鈥 Masz jakie艣 preferencje co do kuchni? Lubisz w艂osk膮? Chi艅sk膮? A mo偶e domow膮?
鈥 Wyb贸r zostawiam tobie 鈥 odpar艂a. 鈥 Nie jestem wybredna i obawiam si臋, 偶e wida膰 to po moich biodrach.
鈥 Mnie si臋 podobaj膮. 鈥 U艣miechn膮艂 si臋, s艂ysz膮c, jak wzdycha. 鈥 Skoro ju偶 o tym mowa, wszystko mi si臋 w tobie podoba. I to bardzo.
鈥 No, no, panie Carter, nie zdawa艂am sobie sprawy, 偶e taki z pana komplemenciarz. Chocia偶 powinnam si臋 spodziewa膰, skoro jest pan adwokatem.
鈥 Amy?
鈥 Tak?
Theron znowu skr臋ci艂, tym razem z Oak Avenue w Pinewood, ulic臋, przy kt贸rej wynajmowa艂 mieszkanie w bli藕niaku. Instynktownie zerkn膮艂 we wsteczne lusterko. Ani 艣ladu reflektor贸w. Poczu艂 ulg臋. Dlaczego w og贸le tak si臋 przej膮艂? Chyba nie s膮dzi艂, 偶e kto艣 go 艣ledzi?
鈥 Mieszkasz w Sumarville ca艂e 偶ycie, wi臋c zastanawia艂em si臋... 鈥 Zawaha艂 si臋. Czy powinien pyta膰 o stare plotki? 鈥 Nie, niewa偶ne.
鈥 Nad czym si臋 zastanawia艂e艣?
Theron zatrzyma艂 w贸z na podje藕dzie przy domu.
鈥 S艂ysza艂em dzisiaj plotk臋... star膮 plotk臋. O mojej babce.
鈥 Tak?
鈥 Ike Denton wspomnia艂, 偶e... Czy s艂ysza艂a艣, 偶eby ludzie m贸wili, 偶e moja mama jest c贸rk膮 Sama Desmonda?
Amy wzi臋艂a g艂臋boki oddech.
鈥 Amy?
Theron rozpi膮艂 pasy, otworzy艂 drzwiczki i wysiad艂 z samochodu.
鈥 Chodzi ci o to, 偶e nie wiesz, czy to prawda, czy k艂amstwo? 鈥 odpar艂a w ko艅cu. 鈥 Je艣li prawda, to czy matka nie powiedzia艂aby ci o tym?
鈥 Nie odpowiedzia艂a艣 na moje pytanie. 鈥 Zatrzasn膮wszy drzwiczki samochodu, wyci膮gn膮艂 z kieszeni p臋k kluczy i zacz膮艂 szuka膰 klucza do mieszkania.
鈥 Nie, nigdy nie s艂ysza艂am tej plotki. Chocia偶 czekaj, pami臋tam, jak moja matka powiedzia艂a kiedy co艣, co wyda艂o mi si臋 dziwne.
鈥 Co to by艂o? 鈥 Ruszy艂 chodnikiem w kierunku frontowych drzwi.
鈥 Pods艂ucha艂am, jak rodzice rozmawiali wkr贸tce po masakrze w Belle Rose, i mama powiedzia艂a, 偶e gdyby chodzi艂o o kogo innego, nigdy by w to nie uwierzy艂a, ale Lisette Desmond by艂a kobiet膮, kt贸ra wzi臋艂aby na kochanka nawet w艂asnego brata. Zastanawia艂am si臋, o co jej chodzi, bo Desmond贸wny nie mia艂y brata.
鈥 M贸j Bo偶e!
鈥 Nie powiniene艣 wyci膮ga膰 pochopnych wniosk贸w 鈥 zaznaczy艂a Amy. 鈥 Zapytaj matk臋. Powie ci prawd臋.
Theron ju偶 mia艂 wsun膮膰 klucz do zamka, gdy us艂ysza艂 podje偶d偶aj膮cy samoch贸d i obejrza艂 si臋 przez rami臋. Ciemny sedan zaparkowa艂 na kraw臋偶niku tu偶 przed domem.
鈥 Amy, poczekasz chwil臋? 鈥 zapyta艂. 鈥 Zaraz...
Z wozu wysiad艂o trzech m臋偶czyzn. Bia艂ych.
鈥 Amy, zadzwo艅 na policj臋 i powiedz, 偶eby pos艂ali radiow贸z na Pinewood 118-B.
Trzej biali faceci o wygl膮dzie chuligan贸w wychowanych w przyczepach campingowych ruszyli w stron臋 domu. To oznacza艂o k艂opoty. Du偶e k艂opoty.
鈥 Theron, co si臋 dzieje?
鈥 Zr贸b, co m贸wi臋!
Cholerny klucz by艂 do g贸ry nogami!
Nie roz艂膮czaj膮c rozmowy, przypi膮艂 kom贸rk臋 do pasa i odwr贸ci艂 si臋 twarz膮 do nieznajomych. Nie mia艂 czasu, 偶eby otworzy膰 drzwi, wej艣膰 do 艣rodka i zaryglowa膰 si臋 w domu.
鈥 Dobry wiecz贸r 鈥 powiedzia艂 jeden z m臋偶czyzn, najwy偶szy z ca艂ej tr贸jki.
鈥 Witam 鈥 odpar艂 Theron, zbieraj膮c w sobie odwag膮. 鈥 W czym mog臋 pom贸c?
Nie starali si臋 ukry膰 twarzy, nie zrobili niczego, by mu przeszkodzi膰 w p贸藕niejszym rozpoznaniu. To mog艂o oznacza膰 dwie rzeczy: albo wcale nie chcieli go skrzywdzi膰, albo zamierzali go zabi膰.
*
Jolie zatrzyma艂a si臋 przed zamkni臋t膮 bram膮, opu艣ci艂a szyb臋, wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i wstuka艂a szyfr, kt贸ry poda艂a jej ciocia Clarice. Zd膮偶y艂a si臋 nauczy膰 kod贸w alarmowych do bramy i do domu. Kiedy ojciec zainstalowa艂 w Belle Rose system zabezpieczaj膮cy przed wtargni臋ciem na teren plantacji? Na pewno nie natychmiast po morderstwach, musia艂 to zrobi膰, kiedy ju偶 wyjecha艂a z Sumarville. Czy偶by si臋 obawia艂, 偶e kto艣 mo偶e skrzywdzi膰 jego rodzin臋?
Podje偶d偶aj膮c do rezydencji, zauwa偶y艂a, 偶e na parterze wci膮偶 pal膮 si臋 艣wiat艂a. Czy偶by kto艣 zostawi艂 zapalone 艣wiat艂o specjalnie dla niej? Mo偶e ciocia Clarice?
Zaparkowa艂a samoch贸d na podje藕dzie. Jutro powie Maksowi, 偶eby zrobi艂 w gara偶u miejsce dla jej auta. Nie obchodzi艂o jej, czyj w贸z trzeba b臋dzie stamt膮d usun膮膰. Najch臋tniej pozby艂aby si臋 mercedesa Georgette, ale podejrzewa艂a, 偶e Max pr臋dzej wystawi na zewn膮trz w艂asne porsche. Zamkn臋艂a samoch贸d i nadal z kluczami w d艂oni wspi臋艂a si臋 po schodkach na frontow膮 werand臋.
Ledwie wsun臋艂a klucz do zamka, us艂ysza艂a g艂os:
鈥 Wracasz do domu do艣膰 p贸藕no, co?
Drgn膮wszy nerwowo, Jolie odwr贸ci艂a si臋 w poszukiwaniu m臋偶czyzny, kt贸ry si臋 odezwa艂. Wrzuci艂a klucze do kieszeni lnianego 偶akietu i ruszy艂a wzd艂u偶 werandy. Z nog膮 na nodze, w niedba艂ej pozie starego domownika, na jednym z bujanych foteli siedzia艂 Max. Jego b艂臋kitna koszula by艂a rozpi臋ta i zwisa艂a lu藕no na biodra. Zmierzy艂a go wzrokiem od mokrych w艂os贸w 鈥 najwyra藕niej w艂a艣nie wzi膮艂 prysznic 鈥 a偶 po bose stopy.
鈥 Czekasz na mnie, najdro偶szy braciszku?
鈥 By膰 mo偶e.
Nie widzia艂a wyra藕nie jego oczu, wi臋c czu艂a si臋 troch臋 niepewnie. Odkry艂a, 偶e naj艂atwiej przewidzie膰 reakcje Maksa, przygl膮daj膮c si臋 jego stalowoniebieskim oczom.
Zdj臋艂a pomi臋ty 偶akiet, powiesi艂a na oparciu drugiego bujanego fotela i usiad艂a.
鈥 Czy wszyscy ju偶 艣pi膮?
鈥 Moja matka i Mallory s膮 w swoich pokojach 鈥 odpar艂. 鈥 Wujek Parry kilka nocy w tygodniu sp臋dza poza domem. A ciocia Clarice jeszcze nie wr贸ci艂a z randki z Nowellem Landersem.
鈥 Nie lubisz Landersa, prawda?
鈥 Nie ufam mu.
鈥 Czemu? 鈥 Jolie zacz臋艂a si臋 buja膰.
鈥 Chce czego艣 od cioci Clarice. Nie potrafi臋 tylko doj艣膰, czego. Prawdopodobnie pieni臋dzy.
鈥 A nie przysz艂o ci do g艂owy, 偶e po prostu jest tym, za kogo si臋 podaje, i pragnie samej Clarice?
鈥 Nie wiedzia艂em, 偶e jeste艣 romantyczk膮.
Raczej wyczu艂a, ni偶 us艂ysza艂a rozbawienie w jego g艂osie.
鈥 Nie jestem romantyczk膮, w ka偶dym razie nie do ko艅ca. Ale nie jestem r贸wnie偶 przesadnie podejrzliwa. Nie kwestionuj臋 motyw贸w wszystkich dooko艂a... chyba 偶e daj膮 mi do tego pow贸d.
Odwr贸ci艂 g艂ow臋 w jej stron臋 i 艣wiat艂o z okna pad艂o na jego twarz. Zauwa偶y艂a, 偶e si臋 u艣miecha.
鈥 Mo偶e przejmiesz opiek臋 nad ciotk膮, skoro zostajesz w Belle Rose.
鈥 Nie s膮dz臋, 偶eby Clarice potrzebowa艂a opiekuna. Jest troch臋 bardziej zbzikowana ni偶 wi臋kszo艣膰 ludzi, ale nie jest wariatk膮.
鈥 Wcale nie powiedzia艂em, 偶e jest wariatk膮. Ale stanowi 艂atwy 艂up dla oszusta, kt贸ry twierdzi, 偶e by艂 przy 艣mierci jej ukochanego Jonathana.
Gdyby mia艂a troch臋 mniej oleju w g艂owie, przysi臋g艂aby, 偶e Maksowi naprawd臋 zale偶y na cioci Clarice. Ale by艂o to niemo偶liwe. Max Devereaux jest bezdusznym draniem.
鈥 Mo偶e Landers naprawd臋 by艂 przy 艣mierci Jonathana.
Max pokr臋ci艂 g艂ow膮.
鈥 Jaki艣 miesi膮c temu Louis poprosi艂, 偶ebym sprawdzi艂 Nowella Landersa. W oddziale Jonathana nie by艂o nikogo o tym nazwisku. 呕aden Nowell Landers nie s艂u偶y艂 w Wietnamie w tym samym czasie co Jonathan.
鈥 Ach, tak. 鈥 Popatrzy艂a mu w oczy. 鈥 Powiedzia艂e艣 jej o tym? Czy ciotka wie, 偶e Landers j膮 ok艂ama艂?
鈥 Powiedzia艂em. A ona stwierdzi艂a, 偶e to musi by膰 pomy艂ka, 偶e mam z艂e informacje.
鈥 A rozmawia艂e艣 o tym z Landersem?
鈥 Jeszcze nie. By艂em zaj臋ty pilniejszymi sprawami. Chorob膮, a potem 艣mierci膮 Louisa, by wymieni膰 dwie najwa偶niejsze.
No tak, Max by艂 praw膮 r臋k膮 Louisa Royale'a, synem, kt贸rego jej ojciec zawsze pragn膮艂, a nigdy nie mia艂. Jego nast臋pc膮 w 艣wiecie polityki i biznesu Po艂udnia, osob膮, kt贸ra przejmie jego pozycj臋 i wp艂ywy.
鈥 Bior膮c pod uwag臋, jak bardzo si臋 do siebie zbli偶yli艣cie, dziwi臋 si臋, 偶e nie nazywa艂e艣 go 鈥瀟at膮鈥.
鈥 Mia艂em dziewi臋tna艣cie lat, kiedy o偶eni艂 si臋 z moj膮 matk膮 鈥 odpar艂 Max spokojnym, pozbawionym emocji tonem. 鈥 Poza tym ojcem zawsze b臋dzie dla mnie Philip Devereaux.
鈥 Hm. Pami臋tam Philipa. By艂 cichym, nie艣mia艂ym cz艂owiekiem. Bardzo poczciwym. 鈥 Wychyli艂a si臋 przez por臋cz fotela i spojrza艂a Maksowi w oczy. 鈥 Co si臋 sta艂o z nienawi艣ci膮 kt贸r膮 czu艂e艣 do mojego ojca? Przecie偶 zawsze uwa偶a艂e艣, 偶e gdyby nie poinformowa艂 policji, 偶e Philip zdefraudowa艂 pieni膮dze w ich sp贸艂kach, Devereaux nie pope艂ni艂by samob贸jstwa.
Max milcza艂 przez chwil臋. Wok贸艂 rozbrzmiewa艂o monotonne brz臋czenie cykad, przypominaj膮c Jolie letnie wieczory z dzieci艅stwa, gdy siedzia艂a z rodzin膮 na ganku lub ugania艂a si臋 za robaczkami 艣wi臋toja艅skimi po ogrodzie. Lecz opr贸cz znajomego letniego ch贸ru s艂ysza艂a oddech Maksa. Nagle ogarn臋艂a j膮 przemo偶na ch臋膰, by go dotkn膮膰; po艂o偶y膰 d艂o艅 na jego piersi, poczu膰 miarowe bicie jego serca.
鈥 Zrobi艂em dla Louisa to, czego ty odm贸wi艂a艣 mojej matce 鈥 powiedzia艂 Max dziwnie 艂agodnym g艂osem.
鈥 Co? 鈥 Wyczuwa艂a promieniuj膮c膮 od niego aur臋 偶alu i cierpienia, ale by艂o to doznanie tak subtelne, 偶e mo偶e prze偶ywa艂a je tylko w wyobra藕ni.
鈥 Da艂em mu szans臋. Zdoby艂em si臋 na to, by go pozna膰, przekona膰 si臋, jaki jest naprawd臋. Kiedy nasi rodzice wzi臋li 艣lub i matka b艂aga艂a, 偶ebym przeni贸s艂 si臋 z nimi do Belle Rose, zgodzi艂em si臋. Zrobi艂em to dla niej. Ale z ka偶dym mijaj膮cym rokiem nienawi艣膰, jak膮 偶ywi艂em do Louisa, zmienia艂a si臋 najpierw w rezerw臋 i szacunek, potem w sympati臋, a偶 wreszcie... Jedynym niegodnym post臋pkiem Louisa by艂o zaanga偶owanie si臋 w romans z moj膮 matk膮, gdy twoja wci膮偶 偶y艂a.
鈥 I kiedy 偶y艂 jeszcze Philip Devereaux.
鈥 Nie, ich romans zacz膮艂 si臋 dopiero po jego 艣mierci.
鈥 Sk膮d wiesz?
鈥 Matka i Louis powiedzieli mi o tym.
鈥 I uwierzy艂e艣?
鈥 Tak. Louis nigdy mnie nie ok艂ama艂. Nigdy.
鈥 Ok艂amywa艂 moj膮 matk臋 za ka偶dym razem, gdy zdradza艂 j膮 z Georgette.
Jolie wsta艂a z fotela, podesz艂a do skraju ganka i opar艂a si臋 o jedn膮 z kolumn podpieraj膮cych balkon na pi臋trze. Ca艂y gniew i b贸l, i okropne poczucie zdrady, jakie ogarn臋艂y j膮 gdy przez brudn膮 szyb臋 zajrza艂a do le艣nej chatki, powr贸ci艂y nagle z ca艂膮 moc膮. Powr贸ci艂 te偶 obraz, r贸wnie wyra藕ny jak wtedy 鈥 nagie po艣ladki ojca unosz膮ce si臋 i opadaj膮ce mi臋dzy roz艂o偶onymi udami Georgette Devereaux.
鈥 Widzia艂am ich 鈥 wyszepta艂a zd艂awionym g艂osem.
鈥 Kogo? 鈥 zapyta艂 Max.
鈥 Twoj膮 matk臋 i mojego ojca. W starej chacie w lesie. Wiesz, w tej, do kt贸rej zabiera艂e艣 kiedy艣 Felici臋.
Max podni贸s艂 si臋 z fotela i stan膮艂 za jej plecami. Czu艂a jego 偶ar, jego przemo偶n膮 m臋sk膮 obecno艣膰.
鈥 Widzia艂a艣, jak Louis i moja matka si臋 kochaj膮? 鈥 zapyta艂.
鈥 Tak. Widzia艂am ich. Widzia艂am, jak si臋 pieprz膮... w dniu masakry w Belle Rose. I kiedy odzyska艂am przytomno艣膰 w szpitalu, powiedzia艂am o tym tacie.
Pot臋偶ne d艂onie zacisn臋艂y si臋 na jej barkach, lecz jego dotyk by艂 niezwykle delikatny.
鈥 Ile lat wtedy mia艂a艣? Czterna艣cie? Musia艂a艣 prze偶y膰 nieprawdopodobny wstrz膮s. 鈥 Zacisn膮艂 d艂onie odrobin臋 mocniej i przyci膮gn膮艂 j膮 艂agodnie do siebie. 鈥 Pobieg艂a艣 prosto do domu, 偶eby... co chcia艂a艣 zrobi膰? Powiedzie膰 wszystko matce? I wtedy znalaz艂a艣 ich cia艂a. W艂a艣nie wtedy zosta艂a艣 postrzelona i ledwo usz艂a艣 z 偶yciem.
Jego ciep艂y oddech muska艂 jej kark. By艂 tak blisko. Tak bardzo blisko. 艁zy stan臋艂y jej w oczach, p艂acz 艣cisn膮艂 gard艂o. Odetchn臋艂a g艂臋boko.
鈥 By艂a sobota 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Tata powinien by膰 w domu z moj膮 matk膮, a nie gzi膰 si臋 w le艣nej chacie z Georgette! 鈥 Odwr贸ci艂a si臋 nagle, wyrywaj膮c mu si臋. Spojrza艂a na niego pa艂aj膮cym wzrokiem. 鈥 Gdyby tamtego dnia m贸j ojciec by艂 w domu z 偶on膮, tak jak powinien, m贸g艂by powstrzyma膰 morderc臋. M贸g艂 ocali膰 偶ycie mamie, cioci Lisette i...
Chwyci艂 jej ramiona z brutaln膮 si艂膮, jego palce wpi艂y si臋 w jej sk贸r臋.
鈥 Obwinia艂a艣 ich przez te wszystkie lata, obwinia艂a艣 o to, co si臋 sta艂o tamtego dnia w Belle Rose.
鈥 Tak, obwinia艂am ich. Gdyby nie byli wtedy razem, gdyby tata by艂 tutaj... Gdyby Georgette trzyma艂a si臋 od niego z daleka, gdyby zostawi艂a go w spokoju, tata nigdy by nie... on kocha艂 moj膮 mam臋.
Popatrzyli sobie w oczy. Jolie zda艂a sobie nagle spraw臋, 偶e nie mo偶e odwr贸ci膰 spojrzenia. Jego wzrok dzia艂a艂 jak zakl臋cie, z kt贸rego nie spos贸b si臋 wyrwa膰.
鈥 Jestem pewien, 偶e kocha艂 twoj膮 matk臋, kiedy brali 艣lub 鈥 powiedzia艂 Max, a w jego g艂osie zabrzmia艂a dziwnie zmys艂owa nuta. 鈥 Ale w ma艂偶e艅stwie bywa r贸偶nie. Ludzie si臋 zmieniaj膮. Uczucia si臋 zmieniaj膮.
鈥 Ale nie powinno tak by膰. Je艣li naprawd臋 si臋 kogo艣 kocha...
鈥 Louis nie kocha艂 Audrey Desmond w spos贸b, w jaki kocha艂 moj膮 matk臋. Nigdy nie widzia艂em dwojga ludzi zakochanych w sobie tak nami臋tnie, jak Louis i Georgette. Kiedy艣 powiedzia艂a mi, 偶e s膮 sobie potrzebni jak powietrze, kt贸rym oddychaj膮. Masz cho膰by przybli偶one poj臋cie, jakie to uczucie? Wiesz, co m臋偶czyzna i kobieta, kt贸rzy pragn膮 siebie tak bardzo, zrobiliby, 偶eby by膰 razem?
鈥 Nie. 鈥 Wszystkie nerwy w ciele Jolie krzycza艂y na alarm. 鈥 A ty wiesz? W艂a艣nie tak by艂o z tob膮 i Felici膮?
鈥 Nie! Ta suka nie kocha艂a nikogo opr贸cz siebie samej. 鈥 Max przesun膮艂 d艂onie w d贸艂 i w g贸r臋 jej nagich ramion.
呕ar eksplodowa艂 w niej, gdy ich cia艂a si臋 zetkn臋艂y. Mimowolnie unios艂a r臋k臋, po艂o偶y艂a mu na piersi i poczu艂a dudni膮ce bicie jego serca. Popatrzyli sobie w oczy. Max pochyli艂 g艂ow臋.
Zadzwoni艂 telefon. Max zesztywnia艂. Jolie wstrzyma艂a oddech. Telefon wci膮偶 dzwoni艂.
鈥 To w domu 鈥 powiedzia艂 Max. 鈥 Lepiej odbior臋.
Pokiwa艂a g艂ow膮. Pu艣ci艂 j膮, odwr贸ci艂 si臋 i po艣piesznym krokiem ruszy艂 do przeszklonych drzwi prowadz膮cych do salonu. Gdy tylko znikn膮艂 jej z pola widzenia, zacz臋艂a chwyta膰 nerwowo powietrze. Bo偶e drogi, co si臋 przed chwil膮 sta艂o? Czy Max pr贸bowa艂 j膮 poca艂owa膰? I, co wa偶niejsze, czy chcia艂a, 偶eby j膮 poca艂owa艂?
鈥 Jolie! 鈥 zawo艂a艂 Max od drzwi. Odwr贸ci艂a si臋 z wysi艂kiem.
鈥 Tak?
鈥 To Yvonne. Wpad艂a w histeri臋. Zdaje si臋, 偶e Theron mia艂 wypadek. Policja w艂a艣nie j膮 zawiadomi艂a.
鈥 Dobry Bo偶e, nie!
鈥 Powiedzia艂em Yvonne, 偶e nie mo偶e prowadzi膰 w takim stanie i 偶e zawieziemy j膮 do szpitala.
鈥 Tak, oczywi艣cie. 鈥 Jolie podnios艂a 偶akiet z fotela i ruszy艂a w stron臋 Maksa. Czu艂a si臋 jak w transie.
Stan臋艂a w drzwiach salonu i patrzy艂a, jak Max po艣piesznie wk艂ada skarpetki i buty, kt贸re musia艂 tu zostawi膰, zanim wyszed艂 na ganek. Zapi膮艂 guziki koszuli i wepchn膮艂 po艂y w d偶insy, po czym chwyci艂 Jolie za rami臋, zaci膮gn膮艂 w g艂膮b pokoju i zamkn膮艂 drzwi na werand臋. Zachwia艂a si臋 lekko, gdy j膮 pu艣ci艂.
鈥 Pojedziemy twoim wozem 鈥 powiedzia艂, otwieraj膮c mahoniowy sekretarzyk, z kt贸rego wyci膮gn膮艂 d艂ugopis i kartk臋 papieru i zacz膮艂 co艣 pisa膰.
鈥 Co robisz?
鈥 Pisz臋 li艣cik, 偶eby matka, Mallory i ciocia Clarice wiedzia艂y, gdzie jeste艣my.
Zostawiwszy notatk臋 na blacie sekretarzyka, z艂apa艂 Jolie za r臋k臋 i poci膮gn膮艂 za sob膮 na korytarz.
鈥 Daj mi klucze 鈥 rozkaza艂.
鈥 Dlaczego?
鈥 Nie dyskutuj, tylko daj mi te cholerne klucze. Szkoda czasu.
Wyj臋艂a klucze z kieszeni i poda艂a mu.
鈥 Czy to by艂 wypadek samochodowy?
鈥 Co? 鈥 Przy frontowym wyj艣ciu Max wprowadzi艂 szyfr do alarmu, po czym wypchn膮艂 Jolie na zewn膮trz i, u偶ywaj膮c jej kluczy, zamkn膮艂 za nimi drzwi.
鈥 Wypadek Therona 鈥 czy to st艂uczka samochodowa?
鈥 Nie. 鈥 Spojrza艂 jej prosto w oczy. 鈥 Policja powiedzia艂a Yvonne, 偶e Theron zosta艂 pobity... prawie skatowali go na 艣mier膰.
Rozdzia艂 15
Jolie nienawidzi艂a szpitali, odk膮d sp臋dzi艂a ponad miesi膮c w Okr臋gowym Szpitalu Og贸lnym w Sumarville dwadzie艣cia lat temu. Szpitalne zapachy, odg艂osy, specyficzna atmosfera, wszystko to przywodzi艂o na my艣l 艣mier膰 i cierpienie. Wola艂aby by膰 gdziekolwiek indziej, byle nie tu. Cho膰 budynek zosta艂 zmodernizowany, zachowa艂 oryginalny charakter, wzbudzaj膮c w Jolie upiorne wra偶enie swojsko艣ci.
Max pojecha艂 zaparkowa膰 samoch贸d, a ona z Yvonne pop臋dzi艂y na ostry dy偶ur. Dowiedzia艂y si臋, 偶e Theron zosta艂 zabrany na sal臋 operacyjn膮 zaraz po przywiezieniu. Po chwili Max do nich do艂膮czy艂 i poprowadzi艂 korytarzem do najbli偶szej windy.
鈥 Max, prosz臋, dowiedz si臋, co si臋 sta艂o 鈥 Yvonne trzyma艂a si臋 kurczowo r臋ki Jolie. 鈥 Policjant, kt贸ry dzwoni艂... nie pami臋tam jego nazwiska... powiedzia艂, 偶e Theron zosta艂 strasznie pobity. 鈥 J臋kn臋艂a, usi艂uj膮c zapanowa膰 nad sob膮 i nie wybuchn膮膰 histerycznym p艂aczem.
鈥 Wszystkim si臋 zajm臋 鈥 zapewni艂 j膮 Max. 鈥 Gdy tylko dojdziemy do poczekalni przy chirurgii, porozmawiam z piel臋gniark膮 i dowiem si臋, jak powa偶ne s膮 obra偶enia. 鈥 Po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu Yvonne i poklepa艂 j膮 pocieszaj膮co. 鈥 Potem skontaktuj臋 si臋 z komisarzem Harperem i wypytam dok艂adnie, co si臋 sta艂o.
鈥 Dzi臋kuj臋 鈥 wyszepta艂a 艂ami膮cym si臋 g艂osem.
Rozsun臋艂y si臋 drzwi windy. Jolie stara艂a si臋 dotrzyma膰 kroku Yvonne, kt贸ra ruszy艂a po艣piesznie za Maksem na korytarz, a potem do niewielkiej poczekalni na oddziale chirurgii. Dwie bli藕niacze sofy sta艂y przy 艣cianach po obu stronach drzwi, a przy du偶ym oknie z zaci膮gni臋tymi aluminiowymi 偶aluzjami ustawiono stolik i kilka krzese艂.
鈥 Zosta艅cie tu 鈥 powiedzia艂 Max 鈥 a ja spr贸buj臋 si臋 czego艣 dowiedzie膰. W tym momencie w drzwiach pojawi艂 si臋 policjant.
Pani Carter? 鈥 zapyta艂 m艂ody czarnosk贸ry funkcjonariusz. Yvonne drgn臋艂a, odwracaj膮c si臋 do niego.
Tak, to ja.
Bardzo mi przykro z powodu pani syna 鈥 powiedzia艂. Jolie przeczyta艂a nazwisko na plakietce na jego piersi: T. Curry.
鈥 Czy m贸g艂by pan powiedzie膰, co si臋 wydarzy艂o? Czy Therona naprawd臋 pobito? Gdzie to si臋 sta艂o? Kto m贸g艂 zrobi膰 co艣 tak...
鈥 Daj panu Curry'emu doj艣膰 do g艂osu. 鈥 Max po艂o偶y艂 d艂o艅 na jej plecach.
Jego dotyk powinien by艂 uruchomi膰 w niej mechanizm ostrzegawczy, ale tak si臋 nie sta艂o. Z jakiego艣 powodu 艂agodny dotyk jego r臋ki wydawa艂 si臋 ca艂kiem naturalny. Jakby byli starymi przyjaci贸艂mi. Albo kochankami.
Curry potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, unikaj膮c wzroku Yvonne, po czym spojrza艂 na Maksa.
鈥 Otrzymali艣my zg艂oszenie od pani doktor Jardien o jedenastej dwadzie艣cia pi臋膰...
鈥 Od Amy Jardien? 鈥 spyta艂a Yvonne.
鈥 Tak, prosz臋 pani 鈥 potwierdzi艂 policjant. 鈥 Pan Carter zadzwoni艂 do niej ze swojego telefonu kom贸rkowego i aparat wci膮偶 by艂 w艂膮czony, kiedy do tego dosz艂o. Powiedzia艂 jej, 偶eby zadzwoni艂a natychmiast na policj臋, ale nie wyja艣ni艂, o co dok艂adnie chodzi. Po chwili pani Jardien us艂ysza艂a szamotanin臋, obelgi, kilka rasistowskich wyzwisk... by艂a pewna, 偶e s艂yszy kilka g艂os贸w. Co najmniej dwa, mo偶e trzy, opr贸cz g艂osu pana Cartera.
鈥 O, m贸j Bo偶e. 鈥 Yvonne splot艂a d艂onie w modlitewnym ge艣cie. Max wskaza艂 g艂ow膮 drzwi.
鈥 Mo偶e wyjdziemy na zewn膮trz, panie Curry.
鈥 Nie! 鈥 Yvonne chwyci艂a go za rami臋. 鈥 Chc臋 us艂ysze膰 reszt臋. Chc臋 wiedzie膰, co si臋 sta艂o.
鈥 Jeste艣 pewna? 鈥 spyta艂 Max. 鈥 M贸g艂bym...
鈥 Tak, jestem pewna 鈥 odpar艂a. Policjant potar艂 d艂oni膮 podbr贸dek.
鈥 Kiedy przyjechali艣my, pan Carter le偶a艂 na chodniku przed drzwiami swojego domu. W pierwszej chwili my艣leli艣my, 偶e nie 偶... 鈥 Curry odchrz膮kn膮艂 鈥 ale by艂 tylko nieprzytomny. Od razu nie mieli艣my w膮tpliwo艣ci, 偶e zosta艂 pobity. By艂 zakrwawiony i... Karetka przyjecha艂a par臋 minut po nas i natychmiast przewie藕li艣my go do szpitala.
鈥 A co z tymi, kt贸rzy go napadli? 鈥 zapyta艂 Max. 鈥 Z艂apali艣cie ich?
Curry pokr臋ci艂 g艂ow膮.
鈥 Nie, prosz臋 pana. Kiedy si臋 zjawili艣my, w pobli偶u nie by艂o ju偶 偶ywego ducha, tylko kobieta, kt贸ra mieszka w domku obok. Us艂ysza艂a ha艂asy i wyjrza艂a przez okno. Powiedzia艂a, 偶e zobaczy艂a trzech bia艂ych m臋偶czyzn biegn膮cych do samochodu zaparkowanego przy kraw臋偶niku. Nie by艂a w stanie opisa膰 偶adnego z nich ani samego pojazdu. Latarnia stoi dopiero na rogu po drugiej stronie ulicy, wi臋c mia艂a ograniczon膮 widoczno艣膰. Poza tym pani Fredericks nosi okulary, a nie zd膮偶y艂a ich za艂o偶y膰. Dopiero co wsta艂a z 艂贸偶ka, 偶eby sprawdzi膰, co to za ha艂asy.
Obawia艂am si臋, 偶e mo偶e doj艣膰 do czego艣 podobnego鈥 powiedzia艂a Yvonne. 鈥 M贸wi艂am mu 鈥 spojrza艂a na Jolie 鈥 obojgu wam m贸wi艂am, na co si臋 nara偶acie.
鈥 Czego si臋 obawia艂a艣? 鈥 zapyta艂 Max. 鈥 Czym Theron i Jolie narazili si臋 na niebezpiecze艅stwo?
鈥 Yvonne, nie mo偶esz mie膰 pewno艣ci, 偶e mi臋dzy jednym a drugim jest jaki艣 zwi膮zek 鈥 zauwa偶y艂a Jolie.
鈥 Oczywi艣cie, 偶e jest! 鈥 wybuch艂a Yvonne. 鈥 Tylko nie my艣la艂am, 偶e dojdzie do tego tak szybko.
鈥 Czy mog艂yby mi panie wyja艣ni膰, o co chodzi? 鈥 spyta艂 policjant. 鈥 Mo偶liwe, 偶e to pomo偶e nam w 艣ledztwie.
Yvonne podesz艂a do stolika przy oknie i usiad艂a na jednym z krzese艂. Zamkn臋艂a oczy i z艂o偶ywszy r臋ce na kolanach, zacz臋艂a porusza膰 bezg艂o艣nie wargami. Modli si臋, pomy艣la艂a Jolie.
Spojrza艂a na Curry'ego.
鈥 Theron jest przekonany, 偶e jego wuj, Lemar Fuqua, nie by艂 sprawc膮 masakry w Belle Rose. Zamierza udowodni膰, 偶e kto艣 inny zabi艂 moj膮 matk臋, ciotk臋... i samego Lemara.
Max wyda艂 z siebie pomruk niezadowolenia. Jolie spojrza艂a na niego gniewnym wzrokiem.
鈥 Wi臋c pani to Jolie Royale? 鈥 zapyta艂 Curry. 鈥 Jedyna ofiara, kt贸ra prze偶y艂a masakr臋 w Belle Rose?
鈥 Tak. I zgadzam si臋 z Theronem, 偶e Lemar Fuqua nie by艂 zab贸jc膮. Oboje chcemy doprowadzi膰 do wznowienia 艣ledztwa. Chcemy znale藕膰 i ukara膰 prawdziwego morderc臋, i przywr贸ci膰 Lemarowi dobre imi臋. Wczoraj po po艂udniu prokurator okr臋gowy Newman da艂 nam zgod臋 na przejrzenie wszystkich dokument贸w dotycz膮cych sprawy Belle Rose. Theron i ja pracowali艣my do jedenastej wieczorem w piwnicy biura szeryfa, wertuj膮c stare akta.
鈥 Sugeruje pani, 偶e istnieje zwi膮zek mi臋dzy masakr膮 w Belle Rose a tym, co przytrafi艂o si臋 panu Carterowi? 鈥 spyta艂 Curry.
鈥 Trudno mie膰 pewno艣膰 鈥 odpar艂a 鈥 ale to bardzo prawdopodobne.
鈥 Dlaczego s膮dzisz, 偶e zachodzi tu jaki艣 zwi膮zek? 鈥 zapyta艂 Max. 鈥 Czy znale藕li艣cie w tych aktach co艣, co wskazywa艂oby na niewinno艣膰 Lemara?
Jolie zgromi艂a go wzrokiem.
鈥 Nie znale藕li艣my akt, nie by艂o ich tam. Ale mo偶e o tym wiedzia艂e艣?
鈥 Niech ci臋 diabli, sk膮d mog艂em wiedzie膰? 鈥 Max zmru偶y艂 gniewnie oczy.
Niczym dwaj rewolwerowcy ze starego westernu stali naprzeciwko siebie, pr臋偶膮c mi臋艣nie i wpatruj膮c si臋 w siebie badawczo.
鈥 Panno Royale, prawdopodobnie b臋dziemy potrzebowali pani zeznania. 鈥 Uwaga Curry'ego chwilowo rozproszy艂a napi臋cie mi臋dzy ni膮 a Maksem. 鈥 Przeka偶臋 informacje, kt贸rych pani udzieli艂a, komisarzowi i zobaczymy, co on o rym s膮dzi. W mi臋dzyczasie chcia艂bym si臋 skontaktowa膰 z funkcjonariuszami, kt贸rzy zaj臋li si臋 miejscem przest臋pstwa. Mam nadziej臋, 偶e znale藕li co艣, co doprowadzi nas do sprawc贸w napa艣ci. 鈥 Curry ruszy艂 do wyj艣cia, lecz po chwili przystan膮艂 i obejrza艂 si臋 przez rami臋. Kiwn膮wszy g艂ow膮 w stron臋 Yvonne, powiedzia艂 do Maksa: 鈥 Prosz臋 zapewni膰 pani膮 Carter, 偶e uczynimy wszystko, co w naszej mocy, 偶eby z艂apa膰 sukinsyn贸w, kt贸rzy skatowali jej syna.
Gdy tylko Curry znikn膮艂 w korytarzu, Jolie z艂apa艂a Maksa za rami臋 i pchn臋艂a do drzwi.
鈥 Chc臋 z tob膮 porozmawia膰. Na osobno艣ci.
Bez s艂owa zastosowa艂 si臋 do jej pro艣by. Kiedy znale藕li si臋 kilka metr贸w od poczekalni, zatrzyma艂 si臋, opar艂 plecy o 艣cian臋 i skrzy偶owa艂 r臋ce na piersiach.
鈥 No, dobrze, s艂ucham 鈥 oznajmi艂.
鈥 Dowiedzieli艣my si臋 dzisiaj z Theronem dw贸ch rzeczy. Po pierwsze: kto艣 wywiera presj臋 na Larry'ego Newmana. Po drugie: kto艣 wykrad艂 wszystkie akta dotycz膮ce masakry w Belle Rose.
鈥 A co to ma wsp贸lnego ze mn膮?
鈥 Tylko dwie osoby w hrabstwie Desmond maj膮 do艣膰 w艂adzy, 偶eby naciska膰 prokuratora okr臋gowego i sprawi膰, by dokumenty policyjne wyparowa艂y w niebyt.
Max wzruszy艂 ramionami.
鈥 Niech ci臋 diabli! 鈥 warkn臋艂a Jolie. 鈥 Te dwie osoby to Roscoe Wells i Maximillian Devereaux.
Wyraz twarzy Maksa zupe艂nie si臋 nie zmieni艂, tylko w oczach pojawi艂 si臋 jaki艣 b艂ysk. Gro藕ba czy po prostu hamowana w艣ciek艂o艣膰?
鈥 Nawet nie g艂osowa艂em na Newmana w ostatnich wyborach. I nic nie wiem o zaginionych dokumentach.
鈥 Spodziewasz si臋, 偶e ci uwierz臋?
鈥 Nie spodziewam si臋 po tobie niczego z wyj膮tkiem k艂opot贸w. To jedyne, w czym jeste艣 dobra. Odgrzebywanie starych wspomnie艅 i zmuszanie ludzi do mierzenia si臋 z przesz艂o艣ci膮, o kt贸rej najlepiej zapomnie膰.
Podesz艂a do niego i zatrzyma艂a si臋, gdy ich cia艂a dzieli艂o zaledwie kilka centymetr贸w.
鈥 Czy naprawd臋 s膮dzisz, 偶e ktokolwiek wpl膮tany w t臋 spraw臋 zdo艂a kiedykolwiek zapomnie膰 o tych bestialskich morderstwach? Czy gdyby艣 zosta艂 postrzelony i zostawiony na 艣mier膰 przy boku martwej matki, zdo艂a艂by艣 kiedykolwiek wymaza膰 to z pami臋ci?
鈥 Pewnie nie 鈥 przyzna艂. 鈥 Ale nie masz 偶adnego dowodu, 偶e wasze 艣ledztwo ma jakikolwiek zwi膮zek z pobiciem Therona.
鈥 Nie potrzebuj臋 dowod贸w. Czuj臋 to, po prostu wiem. Kto艣 chcia艂 powstrzyma膰 Therona, zanim dotrzemy do informacji, kt贸re zmusi艂yby prokuratora do wznowienia dochodzenia w sprawie Belle Rose. I B贸g mi 艣wiadkiem, dowiem si臋, kim jest ten pieprzony sukinsyn. Je艣li Theron nie b臋dzie w stanie kontynuowa膰 艣ledztwa, zajm臋 si臋 tym sama.
Max opu艣ci艂 r臋ce i odsun膮艂 si臋 od 艣ciany.
鈥 Je艣li twoje podejrzenia s膮 s艂uszne, to kto艣 mo偶e ci zrobi膰 krzywd臋, a nawet zabi膰.
鈥 To gro藕ba?
Max st臋kn膮艂 i przewr贸ci艂 oczami, wbijaj膮c wzrok w sufit. Potem, nim Jolie zorientowa艂a si臋, co zamierza, chwyci艂 j膮 za ramiona, okr臋ci艂 i przycisn膮艂 do 艣ciany. Serce zabi艂o jej mocniej. Zadr偶a艂a, gdy opar艂 d艂onie o 艣cian臋 po obu stronach jej g艂owy.
鈥 Nikomu nigdy nie gro偶臋. Louis nauczy艂 mnie, 偶e nale偶y raczej obiecywa膰 i zawsze dotrzymywa膰 obietnic.
鈥 Czego jeszcze ci臋 nauczy艂? Jak k艂ama膰, oszukiwa膰 i zdradza膰 tych, kt贸rzy okazuj膮 ci mi艂o艣膰 i zaufanie? Jak manipulowa膰 prawem i ukrywa膰 przed wszystkimi prawd臋? 鈥 Tak, Jolie, patrz w te zimne niebieskie oczy. Poka偶 mu, 偶e nie dasz si臋 zastraszy膰.
鈥 Chryste, czy zdajesz sobie spraw臋, co ty wygadujesz? 鈥 Twarz Maksa wykrzywi艂a si臋 z艂owrogo. 鈥 Sugerujesz, 偶e Louis by艂 zamieszany w masakr臋 w Belle Rose.
鈥 Tylko po艣rednio. M贸g艂 ochrania膰 Georgette. Je艣li twoja matka naj臋艂a kogo艣... albo przekona艂a ci臋, 偶eby艣... 鈥 zamilk艂a, widz膮c dzik膮 w艣ciek艂o艣膰 rozpalaj膮c膮 oczy Maksa. Nagle poczu艂a si臋, jakby utkn臋艂a na szczycie wulkanu na chwil臋 przed erupcj膮.
Nie odezwawszy si臋 s艂owem, Max zdj膮艂 r臋ce ze 艣ciany i ruszy艂 w g艂膮b korytarza. Dopiero gdy znikn膮艂 za rogiem, Jolie wypu艣ci艂a wstrzymywany oddech. Niech B贸g ma j膮 w swojej opiece, dra偶ni艂a si臋 z ziej膮cym ogniem smokiem. Jego w艣ciek艂o艣膰 spali mnie 偶ywcem, pomy艣la艂a w pop艂ochu. To tylko kwestia czasu.
*
Nawet ciotka Clarice nie zdo艂a艂a sk艂oni膰 Yvonne do opuszczenia szpitala, wi臋c ustalili harmonogram wizyt, by mie膰 pewno艣膰, 偶e nie zostanie sama. Clarice wzi臋艂a dzienn膮 zmian臋, Amy Jardien popo艂udniowo-wieczorn膮, a Jolie nocn膮. Nowell Landers dotrzymywa艂 Clarice towarzystwa i opiekowa艂 si臋 obu kobietami niczym anio艂 str贸偶. Im lepiej Jolie poznawa艂a Nowella, tym bardziej go lubi艂a. Je艣li nie jest rzeczywi艣cie zakochany w cioci Clarice, to nale偶a艂 mu si臋 Oscar. Cz艂onkowie Ko艣cio艂a baptyst贸w wolnej woli, do kt贸rego nale偶a艂a Yvonne, regularnie odwiedzali szpital, przynosz膮c Clarice i Yvonne posi艂ki, a tak偶e uczestniczyli w modlitwach odprawianych przez wielebnego Chapmana.
Sandy Wells przej臋艂a popo艂udniowe dy偶ury, 偶eby Amy nie musia艂a zajmowa膰 si臋 pacjentami w czasie, gdy towarzyszy艂a Yvonne. Ike Denton przychodzi艂 codziennie ko艂o 贸smej wieczorem i par臋 razy zosta艂 a偶 do p贸艂nocy, nie odst臋puj膮c Jolie i Yvonne, dop贸ki nie po艂o偶y艂y si臋 spa膰 na sofach w poczekalni oddzia艂u intensywnej terapii. Podczas pierwszej wizyty Ike'a Jolie powiedzia艂a mu, 偶e zamierza kontynuowa膰 dochodzenie w sprawie masakry w Belle Rose, ale widz膮c, jak wzburzy艂o to Yvonne, postanowi艂a w przysz艂o艣ci rozmawia膰 z szeryfem na osobno艣ci.
Nie uda艂o si臋 ustali膰 sprawc贸w pobicia. Komisarz Harper obieca艂, 偶e Departament Policji w Sumarville 鈥瀙oruszy ka偶dy kamie艅, bo stamt膮d musieli wype艂zn膮膰 bandyci, kt贸rzy tak brutalnie pobili Therona鈥. Lokalne gazety po艣wi臋ci艂y tej sprawie pierwsze strony, a lokalna stacja telewizyjna codziennie o dziesi膮tej wieczorem puszcza艂a dokumenty o przest臋pstwach na tle nienawi艣ci rasowej. Przedstawiciel NAACP z艂o偶y艂 Yvonne dwie wizyty w szpitalu, a Morris Dees, za艂o偶yciel Po艂udniowego Centrum Pomocy Prawnej dla Biednych, rozmawia艂 z ni膮 przez telefon.
Max przyje偶d偶a艂 do szpitala dwa razy dziennie i dzwoni艂 kilkakrotnie pomi臋dzy wizytami. Jednak od konfrontacji w szpitalnym korytarzu unika艂 Jolie jak zarazy. Planowa艂 swoje wizyty tak, aby wraca膰 do Belle Rose po dziesi膮tej trzydzie艣ci wieczorem, kiedy Jolie ju偶 nie by艂o, a na oddziale intensywnej terapii zjawia膰 si臋 oko艂o wp贸艂 do jedenastej rano. Czas, kt贸ry Jolie sp臋dza艂a w rezydencji, wystarcza艂 tylko na drzemk臋, zjedzenie obiadu i kolacji oraz telefoniczne konsultacje z Cheryl Randall zwi膮zane z zarz膮dzaniem firm膮 w Atlancie. Od wypadku Therona Georgette jad艂a wszystkie posi艂ki w swoim pokoju, przez co wynaj臋ta tymczasowo gospodyni musia艂a bezustannie biega膰 po schodach. Jolie mia艂a w膮tpliw膮 przyjemno艣膰 jadania w towarzystwie Parry'ego i Mallory, kt贸rzy sympatyzowali z Theronem i obwiniali j膮 o jego nieszcz臋艣cie. Stara艂a si臋 ignorowa膰 ich uwagi, ale 艂atwiej by艂o to powiedzie膰, ni偶 zrobi膰.
鈥 Gdyby艣 nie po艂膮czy艂a si艂 z synem Yvonne, w膮tpi臋, czy cokolwiek wysz艂oby z jego plan贸w wznowienia 艣ledztwa 鈥 o艣wiadczy艂 Parry. 鈥 Zaoszcz臋dzi艂aby艣 wszystkim mn贸stwa k艂opot贸w, gdyby艣 wr贸ci艂a do Atlanty po pogrzebie Louisa.
鈥 呕a艂uj臋, 偶e to nie ciebie pobili! 鈥 piekli艂a si臋 Mallory. 鈥 Nikt nie 偶yczy sobie twojej obecno艣ci w Belle Rose. Nienawidzimy ci臋!
Mallory by艂a niezno艣n膮 dziewuch膮. Czy ja te偶 by艂am taka wyszczekana i arogancka jako osiemnastolatka? 鈥 zastanawia艂a si臋 Jolie. Zachowanie Parry'ego Cliftona dziwi艂o j膮. Brat Georgette to odnosi艂 si臋 do niej z ledwo skrywan膮 wrogo艣ci膮 to zn贸w pr贸bowa艂 z ni膮 flirtowa膰, najwyra藕niej nie mog膮c si臋 zdecydowa膰, czy jej nienawidzi, czy te偶 po偶膮da. Przypuszcza艂a, 偶e jego namolne konkury wynika艂y z jej podobie艅stwa do ciotki Lisette. Mo偶liwe, 偶e czasami, patrz膮c na ni膮 widzia艂 Lisette. By艂o to jedyne rozs膮dne wyt艂umaczenie jego dziwacznego zachowania.
Od napadu na Therona min臋艂o pi臋膰 dni. Chocia偶 jego stan si臋 poprawi艂 鈥 lekarze uwa偶ali teraz, 偶e prze偶yje 鈥 wci膮偶 nie obudzi艂 si臋 ze 艣pi膮czki.
Drzwi windy rozsun臋艂y si臋 i Jolie wysz艂a na korytarz. Skierowa艂a si臋 do poczekalni na oddziale intensywnej terapii. Przynios艂a ze sob膮 termos z kaw膮 bezkofeinow膮 i przeczytan膮 do po艂owy ksi膮偶k臋. Trudno jej by艂o zasn膮膰 w szpitalnej atmosferze, a lektura pomaga艂a przetrwa膰 d艂ugie godziny, gdy Yvonne odpoczywa艂a.
Podesz艂a do drzwi i stan臋艂a jak wryta. Poczekalnia by艂a pusta. Jolie spojrza艂a na zegarek. Za dziesi臋膰 jedenasta. Pora wizyt na oddziale intensywnej terapii min臋艂a o dziesi膮tej. Gdzie si臋 podzia艂y Yvonne i Amy? Gdzie jest Ike? Nie ma si臋 co zastanawia膰, powiedzia艂a sobie w duchu. Po艂o偶y艂a termos i ksi膮偶k臋 na sofie i ruszy艂a prosto do sali chorych. Chcia艂a zapuka膰, gdy przez mleczn膮 szyb臋 zobaczy艂a zbli偶aj膮c膮 si臋 do niej piel臋gniark臋.
Drzwi otworzy艂y si臋 i Connie Markham, drobna brunetka o okr膮g艂ej twarzy, u艣miechn臋艂a si臋 do Jolie.
鈥 Panno Royale, prosz臋 ze mn膮. Pani Carter powiedzia艂a, 偶eby od razu pani膮 przyprowadzi膰.
鈥 Co si臋 sta艂o? Co艣 z艂ego?
鈥 Nie, nic z艂ego 鈥 odpar艂a Connie. 鈥 Pan Carter zacz膮艂 reagowa膰. Kiedy o dziesi膮tej matka wesz艂a si臋 z nim zobaczy膰, u艣cisn膮艂 jej r臋k臋.
鈥 Odzyska艂 przytomno艣膰? 鈥 dopytywa艂a si臋 Jolie. 鈥 Powiedzia艂 co艣?
Connie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
鈥 Ma otwarte oczy i 艣ciska r臋ce matki i doktor Jardien. Ale nie poruszy艂 si臋 ani niczego nie powiedzia艂. Zawiadomili艣my doktora Bainbridge'a, kt贸ry ju偶 tu jedzie.
Gdy Jolie zbli偶y艂a si臋 do parawanu, za kt贸rym le偶a艂 Theron, wyszed艂 jej na spotkanie szeroko u艣miechni臋ty Ike Denton.
鈥 Prosz臋 i艣膰, panno Royale. Pani Carter nie odst臋puje go na krok, a piel臋gniarki s膮 bardzo wyrozumia艂e, ale w膮tpi臋, 偶eby pozwoli艂y przebywa膰 tam ca艂ej naszej czw贸rce jednocze艣nie.
鈥 Dzi臋kuj臋. 鈥 Jolie poklepa艂a szeryfa po ramieniu, podesz艂a do 艂贸偶ka i stan臋艂a obok Yvonne.
Theron wygl膮da艂 okropnie. Nos, kilka 偶eber, obie r臋ce i obie nogi mia艂 z艂amane. Twarz pokrywa艂y strupy i si艅ce. Dozna艂 powa偶nego wstrz膮su m贸zgu i rozleg艂ego wewn臋trznego krwotoku. Mia艂 szcz臋艣cie, 偶e w og贸le prze偶y艂. Na sam jego widok w Jolie burzy艂a si臋 krew. Chcia艂a, 偶eby faceci, kt贸rzy mu to zrobili, zostali z艂apani i ukarani. Najch臋tniej skatowa艂aby ich tak, jak oni skatowali Therona.
Yvonne obj臋艂a Jolie w pasie.
鈥 Wraca do zdrowia. S艂yszy, co m贸wimy, i potrafi odpowiedzie膰. 艢ciska raz moj膮 r臋k臋 na 鈥瀟ak鈥 i dwa razy na 鈥瀗ie鈥. 鈥 Pchn臋艂a Jolie bli偶ej 艂贸偶ka. 鈥 Powiedz co艣 do niego. Zadaj pytanie.
Jolie schyli艂a si臋 i wzi臋艂a Therona za r臋k臋.
鈥 Cze艣膰. Najwy偶szy czas, 偶eby艣 si臋 obudzi艂 i da艂 nam zna膰, jak si臋 czujesz. 鈥 Le偶a艂 z otwartymi oczami, kt贸re wygl膮da艂y na 艣lepe. 鈥 Boli?
艢cisn膮艂 jej d艂o艅 jeden raz.
鈥 Nie mog膮 mu czego艣 da膰? 鈥 zapyta艂a Jolie, zwracaj膮c si臋 do Yvonne.
鈥 Jest na lekach przepisanych przed doktora Bainbridge'a 鈥 wyja艣ni艂a Amy Jardien stoj膮ca po drugiej stronie 艂贸偶ka. 鈥 Gdy lekarz go zbada i stwierdzi, 偶e Theron jest przytomny, zmieni odpowiednio dawki.
Palce Therona zacisn臋艂y si臋 na d艂oni Jolie.
鈥 Co takiego? 鈥 zapyta艂a. 鈥 Chcesz, 偶ebym co艣 dla ciebie zrobi艂a? Pojedynczy u艣cisk.
Jak si臋 domy艣li膰, o co mu chodzi? Czy gra w zgaduj-zgadul臋 mia艂a jakikolwiek sens? Pewnie nie, ale musia艂a spr贸bowa膰?
鈥 Potrzebujesz czego艣 ze swojego mieszkania?
Dwa u艣ciski.
鈥 Czy to ma co艣 wsp贸lnego z Yvonne?
Dwa u艣ciski.
鈥 Chodzi o noc, kiedy zosta艂e艣 napadni臋ty?
Brak odpowiedzi.
鈥 Chodzi o to, dlaczego zosta艂e艣 napadni臋ty?
Pojedynczy u艣cisk.
鈥 O spraw臋 masakry w Belle Rose?
Pojedynczy u艣cisk.
Yvonne i Amy przysun臋艂y si臋 bli偶ej.
鈥 Mo偶e nie powinna艣 go dalej wypytywa膰 鈥 Yvonne mia艂a 艂zy w oczach. 鈥 Nie powinien si臋 denerwowa膰.
Theron u艣cisn膮艂 dwukrotnie d艂o艅 Jolie, zrobi艂 pauz臋 i powt贸rzy艂 przeczenie.
鈥 My艣l臋, 偶e nie chce, 偶ebym przesta艂a go pyta膰 鈥 powiedzia艂a. Jeden u艣cisk. Jolie u艣miechn臋艂a si臋. Yvonne za艂ka艂a.
鈥 Chcesz, 偶ebym zrobi艂a dla ciebie co艣 w sprawie masakry w Belle Rose?
Jeden u艣cisk.
鈥 Chcesz, 偶ebym zaj臋艂a si臋 ni膮, nie czekaj膮c na ciebie, i doprowadzi艂a do wznowienia dochodzenia?
Jeden u艣cisk.
Odetchn膮wszy z ulg膮, Jolie spojrza艂a na Yvonne, kt贸ra pokiwa艂a g艂ow膮. Jolie unios艂a d艂o艅 Therona i wtuli艂a w ni膮 policzek.
鈥 Obiecuj臋, 偶e doprowadz臋 do wznowienia dochodzenia. Gdy tylko poczujesz si臋 lepiej...
Dwa u艣ciski.
鈥 Nie chcesz, 偶ebym czeka艂a?
Dwa u艣ciski.
鈥 Okej. Zaczn臋 jutro z samego rana. Obiecuj臋.
Jeszcze raz u艣cisn膮艂 jej d艂o艅, a potem rozprostowa艂 palce, daj膮c do zrozumienia, 偶e jest zm臋czony. Jolie pu艣ci艂a jego r臋k臋, odwr贸ci艂a si臋 i wysz艂a za parawan, gdzie wci膮偶 czeka艂 szeryf Denton.
鈥 S艂ysza艂 pan? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Tak.
鈥 Pomo偶e mi pan?
鈥 Jak tylko b臋d臋 m贸g艂 鈥 odpar艂 Ike. 鈥 Prosz臋 powiedzie膰, czego pani potrzebuje.
鈥 Chc臋 porozmawia膰 ze wszystkimi funkcjonariuszami, kt贸rzy pracowali w biurze szeryfa dwadzie艣cia lat temu. I dowiedzie膰 si臋, czy szeryf Bendall nadal 偶yje, a je艣li tak, to gdzie teraz mieszka.
鈥 Dostarcz臋 pani list臋 os贸b, kt贸re pracowa艂y u nas we wczesnych latach osiemdziesi膮tych, a je艣li Bendall otrzymuje emerytur臋, wystarczy si臋 dowiedzie膰, dok膮d wysy艂aj膮 czeki.
鈥 艢wietnie. 鈥 Poda艂a mu r臋k臋. 鈥 Jutro zaczynamy 艣ledztwo.
*
Kwadrans p贸藕niej Connie Markham wesz艂a do pokoju piel臋gniarek. Upewni艂a si臋, 偶e jest sama, i podesz艂a do telefonu. Nie spuszczaj膮c oczu z drzwi, podnios艂a s艂uchawk臋 i wykr臋ci艂a numer.
鈥 Kto, do cholery, dzwoni tak p贸藕no? 鈥 warkn膮艂 g艂os po drugiej stronie linii.
鈥 To ja, Connie. Connie Markham ze szpitala.
鈥 Aha. Masz jakie艣 wie艣ci o Theronie Carterze?
鈥 Tak, prosz臋 pana. Odzyska艂 przytomno艣膰. Nie mo偶e si臋 rusza膰 ani m贸wi膰, ale odpowiada na pytania, 艣ciskaj膮c d艂o艅 rozm贸wcy.
鈥 Cholera! Mia艂 umrze膰.
鈥 Wraca do zdrowia. I... dzi艣 wieczorem poprosi艂 pann臋 Royale, 偶eby kontynuowa艂a 艣ledztwo.
鈥 A to skurwysyn!
Connie us艂ysza艂a odg艂osy krok贸w w korytarzu. Serce zamar艂o jej na u艂amek sekundy.
鈥 Trzeba j膮 powstrzyma膰 i wyeliminowa膰 Cartera.
鈥 Ale panie Wells, ju偶 m贸wi艂am, 偶e nie zabij臋 Therona Cartera. Zrobi臋 wszystko, o co pan poprosi, ale nie pope艂ni臋 dla pana morderstwa.
鈥 Uspok贸j si臋, Connie. Nie proponuj臋, 偶eby艣 zaj臋艂a si臋 tym sama. Chocia偶 m贸g艂bym ci臋 do tego zmusi膰, prawda? Wiesz, co si臋 stanie, je艣li odm贸wisz wsp贸艂pracy. Jedno moje s艂owo i tw贸j brat nigdy nie wyjdzie z pud艂a o w艂asnych si艂ach.
鈥 B艂agam, panie Wells...
鈥 R贸b tylko to, co do tej pory: informuj mnie, co si臋 dzieje. Je艣li stan Cartera nadal b臋dzie si臋 polepsza艂, wy艣l臋 kogo艣, kto si臋 nim zajmie. Teraz trzeba przede wszystkim powstrzyma膰 Jolie Royale.
Rozdzia艂 16
Ike Denton poda艂 Jolie kubek mro偶onej herbaty. Podni贸s艂szy wzrok znad biurka, u艣miechn臋艂a si臋 do niego.
鈥 Dzi臋kuj臋.
鈥 Nie zra偶aj si臋 鈥 powiedzia艂. 鈥 Wci膮偶 czeka nas rozmowa z Lindenem Singletonem. B臋dzie tu lada chwila. A Willie Norville przeni贸s艂 si臋 do c贸rki w Oklahomie, wi臋c mo偶emy do niego zadzwoni膰, gdy tylko Nellie zdob臋dzie numer.
Jolie przytkn臋艂a ch艂odny papierowy kubek do ciep艂ego policzka.
鈥 Dwaj policjanci nie 偶yj膮, jeden mieszka w Oklahomie, a dwaj, z kt贸rymi rozmawiali艣my, nie powiedzieli nic interesuj膮cego.
Nellie Keenum stan臋艂a w drzwiach. Odchrz膮kn臋艂a znacz膮co, po czym wetkn臋艂a g艂ow臋 do 艣rodka i oznajmi艂a:
鈥 Mam adres, pod kt贸ry w臋druj膮 czeki dla Aarona Bendalla.
鈥 To wspaniale. 鈥 Jolie odstawi艂a kubek na biurko Ike'a.
鈥 Niezupe艂nie 鈥 skrzywi艂a si臋 Nellie. 鈥 To adres poczty w Dothan.
鈥 Kurwa! 鈥 mrukn膮艂 Ike.
鈥 Nie rozumiem, w czym problem. Je艣li czeki id膮 do Dothan, to znaczy, 偶e Bendall tam mieszka, prawda? 鈥 Jolie przenios艂a wzrok z Nellie na Ike'a.
鈥 Niekoniecznie. 鈥 Ike spojrza艂 na Nellie. 鈥 Czy ju偶...
鈥 Tak, sprawdzi艂am. W Dothan nie mieszka 偶aden Aaron Bendall. Nie mam tam telefonu, nie korzysta z 偶adnych us艂ug. Brak jakiegokolwiek 艣ladu.
鈥 Co to znaczy? 鈥 spyta艂a Jolie.
鈥 To znaczy, 偶e kto艣 inny odbiera czeki i przesy艂a je dalej do Bendalla 鈥 wyja艣ni艂 Ike. 鈥 Jaki艣 jego krewny albo po prostu kto艣, komu Bendall za to p艂aci. Zreszt膮 to niewa偶ne. Liczy si臋 tylko to, 偶e Bendall najwyra藕niej nie chce, by ktokolwiek dowiedzia艂 si臋, gdzie mieszka. A dlaczego mia艂oby mu na tym zale偶e膰?
鈥 W艂a艣nie, dlaczego nie chce, 偶eby go znaleziono? 鈥 podchwyci艂a Jolie z u艣miechem. Odkrycie tajemnicy otaczaj膮cej miejsce pobytu Aarona Bendalla by艂o pierwszym prze艂omem w 艣ledztwie.
鈥 Mog臋 jeszcze w czym艣 pom贸c? 鈥 zapyta艂a Nellie.
鈥 Tak 鈥 odpar艂 Ike. 鈥 Spr贸buj zdoby膰 numer telefonu Williego Norville'a. Mieszka z c贸rk膮 w Oklahomie. Zdaje si臋, 偶e c贸rka nazywa si臋 Meny Watkins.
鈥 Zobacz臋, co da si臋 zrobi膰. 鈥 Nellie wr贸ci艂a do swojego biura, ale po chwili znowu stan臋艂a w drzwiach w towarzystwie drobnego chudego staruszka. 鈥 Przyszed艂 pan Linden Singleton.
Ike powita艂 emerytowanego policjanta, nim ten przekroczy艂 pr贸g gabinetu.
鈥 Chod藕, Lin 鈥 zaprosi艂 go, u艣cisn膮wszy serdecznie jego d艂o艅. 鈥 Siadaj. Nellie, przynie艣 Linowi kawy. Jak膮 kaw臋 pijesz, Lin?
鈥 Z mlekiem, bez cukru. 鈥 Linden zaj膮艂 jeden z dw贸ch foteli naprzeciw biurka i spojrza艂 na Jolie. 鈥 Pani jest c贸rk膮 Louisa Royale'a, prawda?
鈥 Tak, jestem Jolie Royale.
鈥 Pani ojciec by艂 dobrym cz艂owiekiem. 鈥 Lin przypatrywa艂 si臋 jej uwa偶nie. 鈥 Wygl膮da pani jak ciotka. Jak Lisette Desmond.
鈥 Tak, prosz臋 pana, tak m贸wi膮.
鈥 By艂a najpi臋kniejsz膮 kobiet膮 jak膮 widzia艂em. 鈥 Lin spojrza艂 na Ike'a. 鈥 O co wam chodzi? Nellie powiedzia艂a mi przez telefon, 偶e potrzebujecie informacji na temat 艣ledztwa, w kt贸rym bra艂em udzia艂, kiedy Aaron Bendall by艂 jeszcze szeryfem.
鈥 Zgadza si臋. 鈥 Ike usiad艂 obok Lina. 鈥 Chodzi o masakr臋 w Belle Rose.
鈥 Chryste, to dopiero by艂a popaprana sprawa. S艂usznie nazwali te morderstwa masakr膮. Wiecie, by艂em jednym z funkcjonariuszy, kt贸rzy znale藕li si臋 na miejscu jako pierwsi. Ja i Earl Farris. 鈥 Spojrza艂 na Jolie. 鈥 Panno Royale, na pewno chce pani o tym s艂ucha膰?
鈥 Tak, panie Singleton, chc臋.
Lin kiwn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Gdyby Earl 偶y艂, opowiedzia艂by wam dok艂adnie, co tam zastali艣my. Nigdy tego nie zapomn臋. A偶 do 艣mierci.
鈥 Panie Singleton? 鈥 przerwa艂a mu Jolie.
鈥 Tak?
鈥 Pami臋ta pan, kto zadzwoni艂 na policj臋, 偶eby zg艂osi膰 morderstwa? 鈥 M贸wiono jej, 偶e cia艂a znalaz艂a ciotka Clarice po powrocie z butiku, ale by艂a ciekawa, czy Linden Singleton nie pami臋ta tamtego dnia inaczej.
鈥 My艣la艂em, 偶e pani wie. Znalaz艂a ich panna Clarice. Od tamtej pory troch臋 sfiksowa艂a, biedaczka. 鈥 Lin popuka艂 si臋 palcem w g艂ow臋. 鈥 Nie wiem, jak by艂a w stanie wykona膰 ten telefon. Ale jako艣 jej si臋 uda艂o. Powiedzia艂a, 偶eby przys艂a膰 karetk臋. Kiedy j膮 znale藕li艣my, nie mog艂a m贸wi膰. Zupe艂nie j膮 otumani艂o. Mia艂a dziwne oczy i gapi艂a si臋 t臋po gdzie艣 w przestrze艅.
W ka偶dym razie weszli艣my tylnymi drzwiami, te od frontu by艂y zamkni臋te, i wpadli艣my prosto do kuchni. Zobaczyli艣my pann臋 Audrey 鈥 pani膮 Royale 鈥 le偶膮c膮 ko艂o sto艂u i pann臋 Clarice, kt贸ra siedzia艂a na pod艂odze z drugiej strony i podtrzymywa艂a pani膮 panno Jolie. Tuli艂a pani g艂ow臋 do piersi i g艂adzi艂a pani膮 po policzku. Ca艂膮 sukienk臋 i r臋ce mia艂a we krwi, biedactwo.
Jolie z wysi艂kiem prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Nikt nigdy nie opowiada艂 jej ze szczeg贸艂ami o tamtym dniu.
鈥 Jak tylko zorientowali艣my si臋, 偶e panienka jeszcze 偶yje, cho膰 ledwo 鈥 Lin spojrza艂 na ni膮 i zobaczy艂a 偶al w jego oczach 鈥 skontaktowali艣my si臋 z central膮, 偶eby po艣pieszyli si臋 z t膮 karetk膮. Earl zosta艂 z pann膮 Clarice i panienk膮 i wezwa艂 wsparcie, a ja zacz膮艂em przeszukiwa膰 dom. Musz臋 przyzna膰, 偶e mia艂em cholernego stracha, 偶e morderca wci膮偶 jest na miejscu zbrodni.
鈥 Ale nikogo nie zobaczy艂e艣? Nikogo 偶ywego? 鈥 zapyta艂 Ike.
鈥 Nie 鈥 pokr臋ci艂 g艂ow膮 Lin. 鈥 Na schodach znalaz艂em pann臋 Lisette. Nawet martwa by艂a pi臋kna. 鈥 Westchn膮艂 g艂o艣no. 鈥 A potem znalaz艂em jego, w jej sypialni. Le偶a艂 twarz膮 do ziemi ze strzelb膮 w gar艣ci. Gdyby sukinsyn nie by艂 ju偶 martwy, zat艂uk艂bym go go艂ymi r臋kami.
鈥 Powiedz nam, Lin, czy kiedykolwiek mia艂e艣 w膮tpliwo艣ci, 偶e Lemar Fuqua zabi艂 siostry Desmond, a potem odebra艂 sobie 偶ycie? 鈥 spyta艂 Denton.
鈥 Nie by艂o powodu. Wskazywa艂 na to ca艂y materia艂 dowodowy. 鈥 zerkn膮艂 na Jolie. 鈥 Bez urazy, ale panna Lisette nie powinna by艂a kr臋ci膰 z... 鈥 spojrza艂 na Ike'a i odwr贸ci艂 pr臋dko wzrok. 鈥 C贸偶, ludzie gadali, 偶e gdyby nie zabawia艂a si臋 z Lemarem Fuqu膮, wci膮偶 by 偶y艂a. Jej siostra te偶.
鈥 Jak pan my艣li, dlaczego zamordowa艂 r贸wnie偶 moj膮 matk臋? 鈥 zapyta艂a Jolie.
鈥 Czy to nie oczywiste? Poniewa偶 by艂a w domu i wiedzia艂a, 偶e jest na pi臋trze w pokoju panny Lisette. Prawdopodobnie us艂ysza艂a strza艂 i... 鈥 Lin podrapa艂 si臋 po brodzie. 鈥 Ale wiecie, jedno w tym wszystkim zawsze mnie zastanawia艂o. Nie zamordowa艂 pani Royale w kuchni. Zabi艂 j膮 na zewn膮trz, a potem wni贸s艂 cia艂o do 艣rodka. Mia艂 jej krew na koszuli i r臋kach. Musia艂 wi臋c zabi膰 pann臋 Lisette, a potem chcia艂 uciec i natkn膮艂 si臋 na pani膮 Royale.
鈥 Dlaczego zaci膮gn膮艂 cia艂o mamy do kuchni, zanim wr贸ci艂 na g贸r臋 do pokoju ciotki Lisette, 偶eby si臋 zabi膰?
鈥 Nie wiem 鈥 przyzna艂 Lin. 鈥 Jak powiedzia艂em, zawsze mnie to zastanawia艂o.
鈥 A co s膮dzi艂 o tym szeryf Bendall? spyta艂 Ike.
鈥 Aaron? Nie pami臋tam, 偶eby w og贸le o tym wspomina艂.
Nellie zapuka艂a, otworzy艂a drzwi i poda艂a Linowi kaw臋.
鈥 Z mlekiem i bez cukru 鈥 oznajmi艂a, po czym spojrza艂a na Ike'a. 鈥 Mam ten telefon, o kt贸ry pan prosi艂.
鈥 Dzi臋kuj臋. Zajm臋 si臋 tym p贸藕niej. 鈥 Kiedy wysz艂a, Ike zwr贸ci艂 si臋 znowu do Lina: 鈥 Pami臋tasz, 偶eby co艣 jeszcze wyda艂o ci si臋 w tej sprawie dziwne?
鈥 W艂a艣ciwie nic, chocia偶... c贸偶, pan Louis Royale zdawa艂 si臋 mie膰 w膮tpliwo艣ci co do winy Lemara Fuqui. Ale nikt inny w to nie w膮tpi艂, opr贸cz siostry Lemara. A p贸藕niej s艂ysza艂em, 偶e panna Clarice Desmond r贸wnie偶 zezna艂a, 偶e uwa偶a Lemara za niewinnego. Ale wszyscy wiedzieli, 偶e to by艂 Fuqua.
鈥 Tata w膮tpi艂 w win臋 Lemara?
鈥 Tak, ale szeryf powiedzia艂 panu Royale'owi prosto z mostu, 偶e dowody wskazuj膮 go jednoznacznie jako sprawc臋 i 偶e nikt inny nie m贸g艂 tego zrobi膰.
鈥 Czy przes艂uchiwano innych podejrzanych? 鈥 spyta艂 Ike. Lin potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Nie by艂o 偶adnych innych podejrzanych. 呕adnych, kt贸rych mo偶na by powa偶nie wzi膮膰 pod uwag臋.
鈥 Czy szeryf przes艂uchiwa艂 w zwi膮zku ze spraw膮 kogo艣 innego? 鈥 zmieni艂 taktyk臋 Ike.
鈥 Jasne, 偶e tak. Tak jak ten detektyw z biura przest臋pstw kryminalnych. Nie pami臋tam jego nazwiska. Sanderson, Henderson, jako艣 tak. Musieli艣my wezwa膰 biuro na pomoc. Nasza policja nie by艂a odpowiednio wyposa偶ona do zajmowania si臋 czym艣 takim jak masakra w Belle Rose. W ka偶dym razie tamten facet doszed艂 do tego samego wniosku co szeryf Bendall. 鈥 Lin podni贸s艂 kubek do ust i napi艂 si臋 kawy.
鈥 Kogo przes艂uchiwano? 鈥 zapyta艂a Jolie.
鈥 Kogo? 鈥 Lin zastanawia艂 si臋 przez chwil臋. 鈥 C贸偶, pani by艂a przes艂uchiwana, panno Jolie. W szpitalu. I oczywi艣cie panna Clarice, ale przez jaki艣 czas by艂a zupe艂nie oszo艂omiona. Zdaje si臋, 偶e lekarz faszerowa艂 j膮 psychotropami. Przes艂uchiwali艣my pana Royale'a i... 鈥 zamilk艂 nagle, strzelaj膮c oczami to na Jolie, to na Ike'a.
鈥 Kogo jeszcze? 鈥 nie ust臋powa艂a Jolie.
鈥 Prosz臋 pani, to nie jest sprawa, o kt贸rej powinna pani s艂ucha膰. 鈥 Lin spojrza艂 na Ike'a, oczekuj膮c wsparcia.
鈥 W膮tpi臋, 偶eby艣 powiedzia艂 pannie Royale co艣, o czym by ju偶 nie wiedzia艂a 鈥 odpar艂 Ike. 鈥 Wszyscy w Sumarville s艂yszeli, jakie alibi mia艂 pan Royale.
鈥 Prosz臋 si臋 nie przejmowa膰, panie Singleton 鈥 zapewni艂a Jolie. 鈥 Wiem, 偶e ojciec by艂 z Georgette Devereaux, kiedy zamordowano moj膮 matk臋.
鈥 Nie ma w Sumarville faceta wolnego od pokus 鈥 powiedzia艂 Lin. 鈥 Pani tata nie by艂 z艂ym cz艂owiekiem. Po prostu nie opar艂 si臋 pokusie. A B贸g mi 艣wiadkiem, Georgette Devereaux by艂a niez艂a du...
Ike chrz膮kn膮艂 ostrzegawczo.
Lin zerkn膮艂 na Jolie przepraszaj膮co, po czym wstydliwie spu艣ci艂 wzrok.
鈥 C贸偶, przes艂uchali艣my pana Royale'a i pani膮 Devereaux. No i Parry'ego Cliftona, poniewa偶 by艂 zar臋czony z pann膮 Lisette. 鈥 Lin pokr臋ci艂 g艂ow膮 z ubolewaniem. 鈥 Nigdy nie widzia艂em tak za艂amanego faceta. Parry musia艂 cholernie kocha膰 pann臋 Lisette. 鈥 Wypi艂 kilka 艂yk贸w kawy i odstawi艂 kubek na biurko. 鈥 Przes艂uchano jeszcze Maksa Devereaux.
鈥 Czy Max mia艂 alibi? 鈥 spyta艂a Jolie.
鈥 Niestety nie pami臋tam. Zreszt膮 to by艂o bez znaczenia. Nikt nie traktowa艂 powa偶nie plotki, 偶e zamordowa艂 pani膮 Royale, 偶eby utorowa膰 drog臋 swojej matce.
鈥 Czy co艣 jeszcze wydawa艂o ci si臋 w tej sprawie dziwne? 鈥 zapyta艂 Ike.
鈥 Nie. To ju偶 wszystko. Wi臋c jak? Powiecie mi wreszcie, dlaczego interesujecie si臋 spraw膮 sprzed dwudziestu lat, kt贸ra zosta艂a dawno rozwi膮zana?
鈥 Theron Carter 鈥 na pewno s艂ysza艂 pan, co mu si臋 przydarzy艂o 鈥 powiedzia艂a Jolie. Lin skin膮艂 g艂ow膮. 鈥 Ot贸偶 Theron wierzy, 偶e Lemar Fuqua by艂 niewinny. A ja si臋 z nim zgadzam. Uwa偶amy, 偶e Lemar zosta艂 zamordowany przez t臋 sam膮 osob臋, kt贸ra zabi艂a moj膮 matk臋 i ciotk臋.
Lin wyda艂 z siebie przeci膮g艂y gwizd.
鈥 Otwieracie puszk膮 Pandory. Ludzie nie lubi膮, jak im si臋 przypomina takie potworno艣ci.
鈥 Chcemy tylko dotrze膰 do prawdy 鈥 odpar艂a Jolie. Lin spojrza艂 na Ike'a.
鈥 Przepytywa艂e艣 innych funkcjonariuszy bior膮cych udzia艂 w dochodzeniu?
鈥 Rozmawiali艣my z Carlem Bowlingiem i Erniem Dupuis i chcemy si臋 skontaktowa膰 z Williem Norvillem. 鈥 Ike wsta艂 i zacz膮艂 chodzi膰 po gabinecie.
鈥 Powinni艣cie pogada膰 z wdow膮 po Earlu Farrisie 鈥 zasugerowa艂 Lin. 鈥 Mo偶e b臋dzie co艣 wiedzia艂a. Earl jako jedyny kwestionowa艂 win臋 Lemara. Szeryf powiedzia艂 mu, 偶e nie ma 偶adnych w膮tpliwo艣ci i lepiej nie wk艂ada膰 kija w mrowisko, wi臋c trzyma艂 j臋zyk za z臋bami. Ale mo偶liwe, 偶e zwierzy艂 si臋 ze swoich podejrze艅 偶onie, zanim umar艂. Oczywi艣cie, jak ju偶 powiedzia艂em, nie s膮dz臋, 偶eby Earl mia艂 racj臋, ale je艣li chcecie odgrzebywa膰 t臋 paskudn膮 spraw臋, powinni艣cie pogada膰 z Ginnie.
Ike poda艂 Linowi r臋k臋.
鈥 Dzi臋kuj臋, 偶e przyszed艂e艣 i porozmawia艂e艣 z nami.
Lin u艣cisn膮艂 mu d艂o艅 i spojrza艂 na Jolie.
鈥 Powinna by膰 pani ostro偶na, panno Jolie. Czasami lepiej nie budzi膰 starych demon贸w. Nigdy nie wiadomo, mo偶e si臋 pani dokopa膰 do czego艣, czego wola艂aby pani nie wiedzie膰.
To rzek艂szy, odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 z gabinetu. Jolie otworzy艂a usta, 偶eby co艣 powiedzie膰, lecz Ike powstrzyma艂 j膮 gestem, po czym zamkn膮艂 drzwi.
鈥 Proponuj臋, 偶eby艣my wzi臋li od Nellie numer Williego Norville'a i od razu do niego zadzwonili 鈥 powiedzia艂. 鈥 Ciekawe, czy b臋dzie r贸wnie rozmowny jak Lin.
鈥 Kiedy umar艂 Earl Farris?
鈥 S艂ucham?
鈥 Earl Farris. Kiedy umar艂?
鈥 Nie wiem. Lata temu.
鈥 A dok艂adnie?
鈥 Pi臋tna艣cie, dwadzie艣cia... Co ci chodzi po g艂owie?
鈥 Nie wiesz, kiedy ani jak umar艂? 鈥 Jolie wsta艂a zza biurka.
鈥 Nie mam poj臋cia. Nie by艂o mnie wtedy tutaj. Przez kilka lat uczy艂em si臋 w college'u, a przez par臋 nast臋pnych pracowa艂em poza stanem.
鈥 Popro艣 Nellie, 偶eby si臋 dowiedzia艂a, kiedy i jak umar艂 Farris.
Ike pokiwa艂 g艂ow膮.
鈥 Dlaczego nie zapyta艂a艣 o to Lina?
鈥 Bo wydaje mi si臋, 偶e pan Singleton zaczyna艂 si臋 denerwowa膰. Mam wra偶enie, 偶e zastanawia艂 si臋 nad t膮 spraw膮 przez te wszystkie lata i boi si臋, 偶e Earl Farris mia艂 racj臋, w膮tpi膮c w win臋 Lemara, Je偶eli Earla zamordowano, 偶eby zamkn膮膰 mu usta, to ka偶dy, kto m贸wi za du偶o, nawet teraz, mo偶e by膰 w niebezpiecze艅stwie.
鈥 A ciebie mo偶e ponosi膰 wyobra藕nia. 鈥 Ike podszed艂 do drzwi. 鈥 Wezm臋 numer Norville'a i poprosz臋 Nellie, 偶eby dowiedzia艂a si臋 czego艣 o 艣mierci Earla Farrisa.
*
鈥 Tak, panie Wells 鈥 powiedzia艂 Willie Norville. 鈥 Zadzwoni艂 do mnie szeryf Denton i wypytywa艂 o spraw臋 masakry w Belle Rose. Rozmawia艂a ze mn膮 Jolie Royale we w艂asnej osobie.
鈥 Co im powiedzia艂e艣?
鈥 Absolutnie nic.
鈥 Jakie pytania zadawali?
鈥 Czy pami臋tam co艣 dziwnego na temat sprawy i samego dochodzenia.
鈥 Z kim jeszcze rozmawiali?
鈥 Ze wszystkimi zast臋pcami szeryfa, kt贸rzy jeszcze 偶yj膮. Z Bowlingiem, Dupuis'm i Singletonem.
鈥 Z nikim innym?
鈥 A z kim jeszcze mogliby rozmawia膰?
鈥 Na przyk艂ad z Ginny Farris.
鈥 Ginny Pounders. Wysz艂a powt贸rnie za m膮偶 jakie艣 pi臋膰 lat po tym, jak Earl zosta艂... umar艂. Ale wydaje mi si臋, 偶e ju偶 si臋 rozwiod艂a.
鈥 Tak, zgadza si臋. Ginny Pounders. Dobra, dopilnuj, 偶eby nie pu艣ci艂a pary z g臋by.
*
Jolie zaparkowa艂a w贸z na pop臋kanym betonowym podje藕dzie tu偶 za czarn膮 hond膮 civic i jeszcze raz zerkn臋艂a na karteczk臋 z adresem: Sunrise Avenue 132. Wcze艣niej zadzwoni艂a, 偶eby um贸wi膰 si臋 na dogodn膮 por臋 鈥 Ginny Farris-Pounders pracowa艂a w sklepie Rite Foods i ko艅czy艂a zmian臋 o sz贸stej. Jolie spojrza艂a na zegarek. Punkt dziewi臋tnasta.
鈥 Prosz臋 wpa艣膰 ko艂o si贸dmej 鈥 powiedzia艂a Ginny. 鈥 Zd膮偶臋 wzi膮膰 prysznic, zje艣膰 kolacj臋 i troch臋 odpocz膮膰.
鈥 Dzi臋kuj臋, 偶e zgodzi艂a si臋 pani ze mn膮 porozmawia膰.
鈥 Porozmawiam z pani膮, bo uwa偶am, 偶e ma pani prawo pozna膰 prawd臋. Ale nie powiem niczego policji, a je艣li doprowadzicie do otwarcia dochodzenia, nie zgodz臋 si臋 zeznawa膰.
Co wiedzia艂a Ginny Farris-Pounders? I kogo si臋 ba艂a?
Parterowy 偶贸艂ty domek z ciemnozielonymi okiennicami sta艂 w g艂臋bi podw贸rza, wi臋c prawie nie mia艂 tylnego ogr贸dka. Starannie skoszona trawa schludnie przystrzy偶one krzewy i para starych d臋b贸w dodawa艂y posesji uroku. Porz膮dny domek przy ulicy porz膮dnych domk贸w wzniesionych w latach czterdziestych, a za nim g臋sty las. Las W艂贸cz臋g贸w. Ojciec opowiada艂, 偶e ludzie nazwali go tak, bo jego skrajem bieg艂y stare tory kolejowe i w czasach wielkiego kryzysu w艂贸cz臋dzy szukaj膮cy dorywczej pracy cz臋sto mieszkali w pobliskich pieczarach.
Jolie wysiad艂a z samochodu, przewiesi艂a przez rami臋 torebk臋 i ruszy艂a brukowan膮 dr贸偶k膮 w stron臋 frontowego wej艣cia. Przeszklone drzwi prowadz膮ce na ganek by艂y otwarte, wi臋c uzna艂a, 偶e Ginny oczekuje jej przybycia. Kiedy jednak podesz艂a bli偶ej i zajrza艂a do 艣rodka, nie zauwa偶y艂a 艣ladu niczyjej obecno艣ci. Nacisn臋艂a dzwonek przy framudze i zaczeka艂a. Spokojna okolica, pomy艣la艂a. Nawet psy nie szczekaj膮. Ale gdzie jest Ginny? Zadzwoni艂a jeszcze raz. Cholera! Czy偶by si臋 rozmy艣li艂a?
Nacisn臋艂a dzwonek po raz trzeci. Nadal nic. Instynktownie wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i nacisn臋艂a klamk臋. Drzwi ust膮pi艂y. Powinnam wej艣膰 czy nie? Tak, powinnam. Wejd臋 i zobacz臋, czy Ginny jest w domu.
Stan臋艂a w progu saloniku o艣wietlonego przez przedwieczorne s艂o艅ce, kt贸re wpada艂o przez du偶e podw贸jne okna.
鈥 Pani Pounders?
Brak odpowiedzi.
鈥 Ginny, gdzie pani jest?
Cisza.
Dreszcz przeszed艂 jej po grzbiecie, lecz zignorowa艂a go, t艂umacz膮c sobie, 偶e nie ma si臋 czego ba膰. Zawo艂a艂a Ginny kilka razy, id膮c przez salon i jadalni臋 do kuchni. Zapach gotowanego mi臋sa wype艂ni艂 jej nozdrza. Zerkn臋艂a na kuchenk臋. Na 偶eliwnej patelni sma偶y艂y si臋 kotlety, a obok sta艂 garnek gotuj膮cych si臋 ziemniak贸w. Ginny robi艂a kolacj臋, czyli musia艂a by膰 gdzie艣 niedaleko.
Przez na wp贸艂 otwarte drzwi zerkn臋艂a na oszklony tylny ganek. Czy偶by Ginny wysz艂a na zewn膮trz?
鈥 Ginny?
Jolie wesz艂a na ganek. Zamruga艂a nerwowo, wmawiaj膮c sobie, 偶e to z艂udzenie. Na pod艂odze le偶a艂a kobieta z szeroko otwartymi niewidz膮cymi oczyma i 艣wie偶膮 czerwon膮 pr臋g膮 na szyi. Jolie chcia艂a krzykn膮膰, ale nie wyda艂a z siebie 偶adnego d藕wi臋ku. O m贸j Bo偶e! O Bo偶e! Uciekaj! Uciekaj natychmiast!
Kiedy odwr贸ci艂a si臋, by zawr贸ci膰, k膮tem oka dostrzeg艂a kogo艣 ukrytego w cieniu za p贸艂kami z doniczkami. Zab贸jca! Przera偶ona, wbieg艂a do domu.
M臋偶czyzna ruszy艂 za ni膮, jego ci臋偶kie kroki zadudni艂y o pod艂og臋. P臋dz膮c przez kuchni臋, chwyci艂a krzes艂o i rzuci艂a je na ziemi臋, tarasuj膮c drog臋 napastnikowi. Wbiegaj膮c do jadalni, us艂ysza艂a g艂o艣ny trzask, gdy krzes艂o uderzy艂o o kuchenn膮 艣cian臋.
鈥 Nie uciekniesz mi, suko!
Niemal czu艂a jego pal膮cy oddech na karku.
Ike Denton chcia艂 jej towarzyszy膰, ale Ginny powiedzia艂a, 偶e nie b臋dzie rozmawia膰 z szeryfem. Jaka偶 by艂a g艂upia, s膮dz膮c, 偶e zwyk艂a rozmowa z t膮 kobiet膮 niczym jej nie grozi! Przecie偶 zna艂a ju偶 okoliczno艣ci 艣mierci Earla Farrisa i powinna wiedzie膰, 偶e komu艣 bardzo zale偶y, 偶eby nie rozmawia艂a z wdow膮 po nim. Farris zgin膮艂 w trakcie dochodzenia w sprawie masakry w Belle Rose. Postrzeli艂 si臋, kiedy czy艣ci艂 jeden ze swoich pistolet贸w.
Jolie zdo艂a艂a wbiec do salonu. Tam j膮 dogoni艂. Jego d艂o艅 zacisn臋艂a si臋 na jej ramieniu. Pr贸bowa艂a krzycze膰, ale wydoby艂a z siebie tylko ochryp艂e rz臋偶enie. Poci膮gn膮艂 j膮 w ty艂, str膮caj膮c z ramienia torebk臋. Przed oczyma mign膮艂 jej dziobaty policzek i d艂ugie ciemne bokobrody. Otworzy艂a usta i tym razem przera偶enie znalaz艂o wyraz. Wrzasn臋艂a. Napastnik uderzy艂 j膮 w twarz.
O, m贸j Bo偶e, zabije mnie!
Przeszklone drzwi na ganek otworzy艂y si臋 z takim impetem, 偶e prawie wypad艂y z zawias贸w. Drugi m臋偶czyzna rzuci艂 si臋 w jej kierunku z dzik膮 furi膮 na twarzy. Max Devereaux. W walce, kt贸ra si臋 wywi膮za艂a, zosta艂a pchni臋ta na pod艂og臋. Odpe艂z艂a na czworakach od dw贸ch m臋偶czyzn splecionych w 艣miertelnej potyczce. Zab贸jca Ginny wymierzy艂 silny cios w brzuch i Maks cofn膮艂 si臋 o par臋 krok贸w, daj膮c mu czas do ucieczki. Lecz ju偶 po chwili rzuci艂 si臋 za nim w pogo艅.
Jolie siedzia艂a na pod艂odze w salonie. Gdyby pr贸bowa艂a wsta膰, nogi odm贸wi艂yby jej pos艂usze艅stwa. Dr偶膮c膮 d艂oni膮 chwyci艂a pasek torebki i przyci膮gn臋艂a j膮 do siebie. Musi zadzwoni膰 po pomoc. Jak najszybciej. Szarpi膮c si臋 z suwakiem, us艂ysza艂a dudnienie krok贸w, trzask tylnych drzwi... a potem strza艂.
Max! Zdo艂a艂a wsta膰 i opieraj膮c si臋 o 艣ciany, ruszy艂a do kuchni. Rozejrza艂a si臋 w poszukiwaniu czego艣 鈥 czegokolwiek 鈥 czego mog艂aby u偶y膰 jako broni. Wybra艂a jedn膮 z ci臋偶kich 偶elaznych patelni wisz膮cych na 艣cianie za kuchenk膮. Unios艂a j膮 i gotowa do zadania ciosu wysz艂a ostro偶nie na ganek.
Max sta艂 w ogr贸dku przy drzewie, trzymaj膮c si臋 praw膮 d艂oni膮 za lewe rami臋. Jolie zbieg艂a po drewnianych schodkach i pop臋dzi艂a prosto do niego.
鈥 Dzwo艅 po policj臋 鈥 j臋kn膮艂. Spomi臋dzy jego palc贸w s膮czy艂a si臋 krew.
鈥 Jeste艣 ranny!
鈥 Dzwo艅 po policj臋!
Skin臋艂a g艂ow膮, rzuci艂a patelni臋 i chwyci艂a za torebk臋. Wyci膮gn臋艂a telefon i wybra艂a numer. Gdy tylko sko艅czy艂a rozmawia膰, rzuci艂a si臋 ku Maksowi, prawie si臋 z nim zderzaj膮c.
鈥 Wysy艂aj膮 karetk臋. 鈥 Delikatnie wzi臋艂a go za r臋k臋 i odsun臋艂a d艂o艅 od rany. 鈥 Och, Max. Nie zdawa艂am sobie sprawy, 偶e mia艂 pistolet.
鈥 Tak, zacz膮艂 do mnie strzela膰, a potem uciek艂 do lasu. Pewnie zostawi艂 tam samoch贸d. 鈥 Patrzy艂, jak Jolie krzywi si臋, ogl膮daj膮c jego rami臋. 鈥 Nie potrzebuj臋 karetki. Kula tylko mnie drasn臋艂a.
鈥 On m贸g艂 ci臋 zabi膰. Masz szcz臋艣cie, 偶e...
鈥 Ja? Cholera, to ciebie m贸g艂 zabi膰. I na pewno by to zrobi艂, gdybym nie zjawi艂 si臋 na czas.
Pokiwa艂a g艂ow膮.
鈥 Ale jak to si臋 sta艂o, 偶e si臋 tu znalaz艂e艣?
鈥 Uzna艂em, 偶e musimy porozmawia膰, oczy艣ci膰 atmosfer臋. Wi臋c zacz膮艂em dzwoni膰 po ludziach, pr贸buj膮c ci臋 namierzy膰. Rozmawia艂em z szeryfem Dentonem, kt贸ry powiedzia艂 mi, 偶e spotykasz si臋 o si贸dmej z wdow膮 po Earlu Farrisie.
鈥 Wiedzia艂e艣, 偶e grozi mi niebezpiecze艅stwo? 鈥 Jolie wyszarpn臋艂a bluzk臋 ze spodni i oddar艂a kawa艂ek mi臋kkiego materia艂u.
鈥 Ike wydawa艂 si臋 zdenerwowany, wi臋c zada艂em mu par臋 pyta艅. Powiedzia艂, czego si臋 dowiedzieli艣cie od Lindena Singletona, i nie spodoba艂o mi si臋 to, co us艂ysza艂em.
Jolie rozpru艂a szerzej dziur臋 po pocisku w koszuli Maksa, z艂o偶y艂a oderwany kawa艂ek swojej bluzki i przy艂o偶y艂a prowizoryczny kompres do krwawi膮cej rany.
鈥 Uwa偶aj, do cholery 鈥 sykn膮艂 Max.
鈥 Przepraszam.
鈥 Powinna艣 mie膰 wi臋cej rozumu i nie przychodzi膰 tutaj sama.
鈥 Teraz te偶 to wiem. Ale dzi臋ki temu nie ma ju偶 w膮tpliwo艣ci, 偶e kto艣 nie chce, 偶eby wznowiono dochodzenie w sprawie masakry w Belle Rose.
鈥 Tak, na to wygl膮da. Ten kto艣 pr贸bowa艂 zabi膰 najpierw Therona, a teraz ciebie.
鈥 Max?
鈥 Tak?
鈥 Przepraszam, 偶e ci臋 podejrzewa艂am.
Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 przez chwil臋, a potem us艂yszeli wycie syren. Jolie obj臋艂a Maksa ramieniem i razem wyszli przed dom, czekaj膮c na policj臋 i karetk臋.
Rozdzia艂 17
Powinien pan zosta膰 na noc na obserwacji 鈥 powiedzia艂 doktor Andrews. Lekarz dy偶urny wydawa艂 si臋 zaniepokojony stanem Maksa, co z kolei wzmaga艂o niepok贸j Jolie. A mia艂a prawo troszczy膰 si臋 o zdrowie Maksa 鈥 w ko艅cu uratowa艂 jej 偶ycie. Max wsta艂 z le偶anki.
鈥 Kula tylko mnie drasn臋艂a. Nic mi nie jest. Wracam do domu.
鈥 Ale straci艂 pan sporo krwi i zawsze istnieje ryzyko infekcji...
鈥 Wracam do domu 鈥 powt贸rzy艂 Max. Wyszed艂 zza parawanu i skierowa艂 si臋 do wyj艣cia.
Jolie ruszy艂a za nim, ale po chwili przystan臋艂a i spojrza艂a na doktora.
鈥 Przepraszam. Jest bardzo uparty. Obiecuj臋, 偶e si臋 nim zajm臋 i dopilnuj臋, 偶eby bra艂 antybiotyk i 艣rodek przeciwb贸lowy, i...
鈥 Chod藕my 鈥 warkn膮艂 Max.
鈥 Widz臋, 偶e b臋dzie idealnym pacjentem. 鈥 Jolie u艣miechn臋艂a si臋 s艂abo do lekarza.
Szeryf Denton i komisarz policji Harper czekali na Maksa przy przeszklonych, otwieranych elektronicznie drzwiach izby przyj臋膰. Jolie stan臋艂a dwa kroki za nimi. Dom Ginny Pounders znajdowa艂 si臋 w granicach Sumarville, podlega艂 wi臋c jurysdykcji policji miejskiej, ale szeryf mia艂 do艣膰 powod贸w, by interesowa膰 si臋 jej zab贸jstwem. Jolie i Max wyja艣nili funkcjonariuszom, kt贸rzy przybyli na miejsce, co si臋 zdarzy艂o, Max poda艂 nawet rysopis cz艂owieka, kt贸ry go postrzeli艂. Jolie przekona艂a ich, 偶e Max potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej. Ranny odm贸wi艂 jazdy karetk膮, ale zgodzi艂 si臋, 偶eby Jolie odwioz艂a go do szpitala swoim samochodem.
鈥 Czy lekarz pozwoli艂 ci opu艣ci膰 szpital? 鈥 Ike Denton popatrzy艂 na Maksa podejrzliwie.
鈥 Oczywi艣cie. 鈥 Max spojrza艂 znacz膮co na Jolie, powstrzymuj膮c j膮 od sprzeciwu. 鈥 Powiedzia艂em, 偶eby wyrzucili moj膮 koszul臋. I tak by艂a do niczego.
鈥 Co si臋 dzieje z naszym miasteczkiem! 鈥 Komisarz Harper pokr臋ci艂 艂ysiej膮c膮 g艂ow膮. 鈥 Od pi臋ciu lat nie by艂o tu 偶adnej zbrodni, a teraz w ci膮gu niespe艂na tygodnia mamy m臋偶czyzn臋 pobitego niemal na 艣mier膰 przed w艂asnym domem, kobiet臋 z poder偶ni臋tym gard艂em i m臋偶czyzn臋, kt贸rego kto艣 chcia艂 zastrzeli膰.
鈥 Mo偶e Sumarville p艂aci cen臋 za zatuszowanie prawdy w sprawie masakry w Belle Rose. 鈥 Jolie popatrzy艂a Harperowi prosto w oczy.
鈥 Co o tym wszystkim s膮dzisz, Ike? 鈥 spyta艂 komisarz. 鈥 Panna Royale twierdzi, 偶e Theron Carter zosta艂 pobity, bo kto艣 chcia艂 go powstrzyma膰 od wznowienia dochodzenia, a Ginny Pounders zgin臋艂a, bo mog艂a ujawni膰 jakie艣 informacje, kt贸rymi dysponowa艂 jej zmar艂y m膮偶.
鈥 Dowody zdaj膮 si臋 potwierdza膰 prze艣wiadczenie panny Royale 鈥 odpar艂 Denton. 鈥 My艣l臋, 偶e trzeba si臋 temu przyjrze膰.
鈥 A co pan my艣li, panie Devereaux? 鈥 Leon zwr贸ci艂 si臋 do Maksa. Jolie wstrzyma艂a oddech w oczekiwaniu na odpowied藕. Opinia Maksa mia艂a w hrabstwie Desmond ogromne znaczenie.
鈥 Uwa偶am, 偶e Theron Carter potrzebuje ochrony dwadzie艣cia cztery godziny na dob臋 鈥 odpar艂. 鈥 Chcia艂bym, aby lokalne si艂y porz膮dkowe zapewni艂y mu j膮 na dzisiejsz膮 noc. Jutro z samego rana skontaktuj臋 si臋 z prywatn膮 agencj膮 ochrony w Memphis i poprosz臋, 偶eby przys艂ali tu paru swoich ludzi.
Jolie otworzy艂a szeroko usta. Czy dobrze s艂ysza艂a?
鈥 Oczywi艣cie, panie Devereaux. 鈥 Leon o ma艂o si臋 nie uk艂oni艂.
鈥 Zostan臋 przy Theronie na noc 鈥 zaproponowa艂 Ike. 鈥 Rano zast膮pi mnie jeden z zast臋pc贸w a偶 do przyjazdu ochroniarzy z Memphis.
鈥 Och, to nie b臋dzie konieczne 鈥 zaoponowa艂 komisarz. 鈥 Mog臋 postawi膰 na stra偶y swoich ludzi.
鈥 Niech Ike zostanie na noc 鈥 powiedzia艂 Max 鈥 a rano dogadacie si臋 co do reszty. Chc臋 tylko mie膰 pewno艣膰, 偶e Theron b臋dzie chroniony.
鈥 Mo偶e pan na nas polega膰 鈥 zapewni艂 Leon.
Max i Ike wymienili porozumiewawcze spojrzenia, zawieraj膮c ciche przymierze. Jolie obj臋艂a Maksa w pasie.
鈥 Chod藕. Wracamy do domu.
K膮ciki jego ust unios艂y si臋 lekko.
鈥 Ale si臋 rz膮dzi, co?
鈥 呕eby艣 wiedzia艂. 鈥 Jolie pchn臋艂a go delikatnie. 鈥 Wi臋c lepiej zamknij si臋 i r贸b, co ci ka偶臋. Kiedy kto艣 zostaje postrzelony, ratuj膮c mi 偶ycie, pilnuj臋, 偶eby o siebie dba艂.
Ike u艣miechn膮艂 si臋, a Leon Harper otworzy艂 szeroko oczy.
Jolie wyprowadzi艂a Maksa na zewn膮trz, ca艂y czas obejmuj膮c go w pasie. Szed艂 wolniej ni偶 zwykle, wi臋c domy艣la艂a si臋, 偶e rana bardzo go boli. Ale Max by艂 prawdziwym m臋偶czyzn膮, a ka偶dy wie, 偶e prawdziwi m臋偶czy藕ni nie odczuwaj膮 b贸lu. Nigdy nie rozumia艂a, dlaczego przyznanie si臋 do b贸lu, strachu czy smutku uwa偶aj膮 za mazgajstwo.
W艂a艣nie wcisn臋艂a guzik pilota, 偶eby otworzy膰 samoch贸d, gdy na parking wjecha艂 harley, a tu偶 za nim srebrny mercedes. Pojazdy zatrzyma艂y si臋 obok siebie.
鈥 No, 艣wietnie 鈥 mrukn臋艂a Jolie.
鈥 Cholera! 鈥 Max zamkn膮艂 oczy, jakby modli艂 si臋 o cierpliwo艣膰. Nowell Landers zeskoczy艂 ze swojego stalowego wierzchowca, a potem pom贸g艂 Clarice zej艣膰 z siode艂ka i zdj膮膰 czerwony metalizowany kask. Jolie ledwo powstrzyma艂a si臋 od 艣miechu. Widok drobniutkiej, nieskazitelnie ubranej damy z Po艂udnia, zsiadaj膮cej z motocykla by艂 nader komiczny. Clarice pobieg艂a w ich stron臋. Nowell zdj膮艂 kask i powiesi艂 go na kierownicy.
鈥 Max, nic ci nie jest? Kiedy dowiedzieli艣my si臋, 偶e jeste艣 ranny, przyjechali艣my tak szybko, jak si臋 da艂o. 鈥 Zatroskany wzrok Clarice pad艂 na du偶y opatrunek na jego ramieniu. Kwadrat bia艂ej gazy zd膮偶y艂 ju偶 nasi膮kn膮膰 艣wie偶膮 krwi膮. 鈥 Co si臋 sta艂o? Policjant, kt贸ry odstawi艂 tw贸j samoch贸d do Belle Rose, powiedzia艂, 偶e wywi膮za艂a si臋 jaka艣 sprzeczka i dosz艂o do strzelaniny.
Nowell podszed艂 do Clarice i otoczy艂 j膮 ramieniem.
鈥 Odchodzi艂a od zmys艂贸w z niepokoju 鈥 powiedzia艂.
Z mercedesa wyskoczy艂a Mallory. Ruszy艂a do Maksa, ale zatrzyma艂a si臋 nagle, widz膮c jego zabanda偶owane rami臋.
鈥 Bo偶e, co si臋 sta艂o? Naprawd臋 ci臋 postrzelono? 鈥 Spojrza艂a na Jolie. 鈥 Co mu zrobi艂a艣?!
鈥 Spokojnie. 鈥 Max obj膮艂 i przytuli艂 siostr臋. 鈥 Nic mi nie jest. To tylko dra艣ni臋cie. Nic powa偶nego. Nie ma si臋 czym przejmowa膰.
Nie pozw贸lmy rozpieszczonej, samolubnej Mallory martwi膰 si臋 o cokolwiek i kogokolwiek, dopowiedzia艂a w my艣lach Jolie.
Georgette do艂膮czy艂a do nich tu偶 po Mallory. Jej twarz by艂a mokra od 艂ez. Parry zamyka艂 poch贸d 鈥 zatacza艂 si臋, wi臋c nadk艂ada艂 drogi. Pijany jak zwykle.
鈥 Co si臋, do cholery, sta艂o? 鈥 spyta艂.
鈥 Zosta艂em postrzelony 鈥 odpar艂 Max. Mallory zn贸w spojrza艂a na Jolie.
鈥 Ty go postrzeli艂a艣! 鈥 krzykn臋艂a. 鈥 Dlaczego nie siedzisz w wi臋zieniu? Jak 艣miesz...
鈥 O Bo偶e. 鈥 Georgette zachwia艂a si臋.
Max podtrzymywa艂 Mallory, a Parry zdawa艂 si臋 zupe艂nie nie艣wiadomy, 偶e jego siostra zaraz zemdleje. Jolie chwyci艂a macoch臋 w sam膮 por臋, by ta nie upad艂a na chodnik.
鈥 To nie Jolie mnie postrzeli艂a. 鈥 Max delikatnie odsun膮艂 siostr臋 i wyci膮gn膮艂 r臋ce w stron臋 matki.
鈥 Trzymam j膮 鈥 zapewni艂a Jolie, sapi膮c z wysi艂ku. Georgette by艂a szczup艂膮 kobiet膮 ale Jolie nie nawyk艂a do d藕wigania ci臋偶ar贸w. 鈥 Uwa偶aj na ran臋. Musieli za艂o偶y膰 a偶 dwadzie艣cia szw贸w, 偶eby j膮 zamkn膮膰.
Nowell podszed艂 do Jolie, wzi膮艂 na r臋ce omdla艂膮 Georgette i zani贸s艂 j膮 do mercedesa. Max spojrza艂 na Mallory.
鈥 Wiem, wiem 鈥 mrukn臋艂a, krzywi膮c si臋 鈥 mam si臋 zaj膮膰 matk膮. Ale najpierw powiedz, kto ci臋 postrzeli艂.
鈥 Nie mam poj臋cia. 鈥 Max skin膮艂 g艂ow膮 w stron臋 mercedesa. 鈥 Opowiem wam wszystko, kiedy wr贸cimy do domu. Troch臋 kr臋ci mi si臋 w g艂owie po zastrzyku, kt贸ry mi dali, i musz臋 usi膮艣膰. Mallory, wsi膮d藕 do samochodu z wujkiem Parrym i zaopiekujcie si臋 matk膮. Ja musz臋 porozmawia膰 z Jolie. 鈥 Kiedy ani wuj, ani siostra nie ruszyli si臋 z miejsca, doda艂: 鈥 Id藕cie. Zobaczcie, co z matk膮.
Clarice poklepa艂a Jolie po plecach.
鈥 Do zobaczenia w domu 鈥 powiedzia艂a i ruszy艂a w stron臋 mercedesa. Nowell sta艂 przy otwartych tylnych drzwiczkach i rozmawia艂 z powoli wracaj膮c膮 do siebie Georgette. Kiedy Parry i Mallory wsiedli do auta, Max odwr贸ci艂 si臋 do Jolie.
鈥 Powinienem jecha膰 do domu razem z nimi 鈥 powiedzia艂.
鈥 Jasne 鈥 odpar艂a, staraj膮c si臋 nie okaza膰 rozczarowania. Mia艂a nadziej臋, 偶e Max zostanie, wsi膮dzie do jej samochodu i razem pojad膮 do Belle Rose. Co z tob膮? 鈥 upomnia艂a si臋 w duchu. Przecie偶 to Max Devereaux. Syn Georgette. Tw贸j wr贸g.
Nie, nie by艂 ju偶 jej wrogiem. By艂 cz艂owiekiem, kt贸ry j膮 ocali艂. Zaryzykowa艂 dla niej 偶ycie. Nigdy nie przysz艂oby jej do g艂owy, 偶e nadejdzie dzie艅, gdy pomy艣li o Maksie jako o swoim rycerzu w l艣ni膮cej zbroi.
Kiedy ruszy艂a w stron臋 auta, Max chwyci艂 j膮 za r臋k臋. Wstrzyma艂a oddech.
鈥 Jed藕cie do domu! 鈥 zawo艂a艂 do rodziny. 鈥 Jolie i ja pojedziemy do apteki w Wal-Mart. Mam recepty, kt贸re powinienem dzisiaj wykupi膰.
Ogarn臋艂a j膮 euforia. Kontroluj si臋, nakaza艂a sobie w duchu. Zapanuj nad emocjami w stylu 鈥瀌aj poca艂owa膰, 偶eby si臋 zagoi艂o鈥, zanim zrobisz co艣 g艂upiego.
鈥 Chod藕my 鈥 powiedzia艂 Max. 鈥 Zanim zd膮偶膮 zaprotestowa膰.
Wsiedli do samochodu i Jolie w艂膮czy艂a silnik.
鈥 Zdajesz sobie spraw臋, 偶e Theron nie jest jedyn膮 osob膮, kt贸ra potrzebuje ochrony? 鈥 W g艂osie Maksa pobrzmiewa艂a niezwyk艂a 艂agodno艣膰.
Jolie wycofa艂a w贸z z przyszpitalnego parkingu i wjecha艂a prosto w Milton Avenue.
鈥 Sugerujesz, 偶e moje 偶ycie jest w niebezpiecze艅stwie?
鈥 Tak.
Skr臋ci艂a w lewo w Dearborn Street, kt贸ra prowadzi艂a do centrum handlowego Wal-Mart na skraju miasteczka.
鈥 My艣lisz, 偶e powinnam zatrudni膰 ochroniarza?
鈥 Nie 鈥 odpar艂. 鈥 Sam dopilnuj臋, 偶eby nic ci si臋 nie sta艂o. Od tej pory mo偶esz mnie uwa偶a膰 za osobistego ochroniarza.
*
Roscoe Wells 艣ciska艂 s艂uchawk臋 z tak膮 si艂膮, 偶e zbiela艂y mu k艂ykcie.
鈥 Niech ci臋 diabli, pierdolony skurwysynu! Co ci strzeli艂o do tej durnej czachy? Mia艂e艣 j膮 tylko nastraszy膰, a nie zabi膰.
鈥 Nie by艂a zbyt l臋kliwa, a jak j膮 przycisn膮艂em, zacz臋艂a si臋 broni膰. Pr贸bowa艂a d藕gn膮膰 mnie no偶em, wi臋c tylko obr贸ci艂em ostrze i poder偶n膮艂em jej gard艂o jej w艂asn膮 broni膮.
鈥 Czy Devereaux i Jolie Royale widzieli twoj膮 twarz?
鈥 W膮tpi臋, 偶eby dziewczyna dobrze mi si臋 przyjrza艂a, ale facet tak.
鈥 A ty pozwoli艂e艣 im 偶y膰, 膰woku.
鈥 Devereaux wzi膮艂 mnie z zaskoczenia. Nie mog艂em wyci膮gn膮膰 gnata, kiedy ok艂ada艂 mnie pi臋艣ciami po pysku. Sk膮d mog艂em wiedzie膰, 偶e nie ma broni i je艣li zostan臋, 偶eby ich wyko艅czy膰, nie wyjmie spluwy i nie kropnie mnie pierwszy?
鈥 Wi臋c zwia艂e艣 jak ostatni tch贸rz, a teraz policja ma tw贸j rysopis.
鈥 Tak, ale jestem ju偶 setki kilometr贸w od Sumarville. Nie musi si臋 pan martwi膰. Wiem, jak si臋 zadekowa膰. Nikt mnie nie znajdzie.
鈥 Dobrze by by艂o, gdyby艣 wyjecha艂 z kraju.
鈥 Ju偶 to zrobi艂em.
Sygna艂 telefoniczny zapiszcza艂 Roscoe'owi w uchu. Jasna cholera, gdzie si臋 podziali 艂ebscy faceci, kt贸rzy wiedz膮, jak wykonywa膰 polecenia i nie w艂azi膰 ludziom w oczy? Co si臋 sta艂o z profesjonalistami, kt贸rzy potrafi膮 wykona膰 robot臋 i nie da膰 si臋 z艂apa膰? Nie zna艂 tego cz艂owieka, rekomendowa艂 go kolejny stary znajomy. Nigdy si臋 nie spotkali. M贸wi艂 do niego 鈥濿esley鈥, ale r贸wnie dobrze m贸g艂 to by膰 tylko pseudonim. Mia艂 dobre referencje, ale z drugiej strony, ostatnio wyb贸r bia艂ych lump贸w gotowych na wszystko za w艂a艣ciw膮 cen臋 znacznie si臋 skurczy艂.
鈥 Tato, w co si臋 znowu wpl膮ta艂e艣?
Garland sta艂 w drzwiach gabinetu Roscoe'a.
Psia ma膰, nie s艂ysza艂, jak syn wchodzi. M贸g艂 pods艂ucha膰 jego rozmow臋 z Wesleyem.
鈥 Co us艂ysza艂e艣? 鈥 zapyta艂.
鈥 Jak m贸wisz komu艣, 偶e powinien wyjecha膰 z kraju.
Roscoe odetchn膮艂 z ulg膮.
鈥 To nic takiego. Tylko drobne zawirowanie. Nie przejmuj si臋.
鈥 Martwi臋 si臋, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej wpl膮czesz si臋 w jak膮艣 afer臋. Mimo tego, co obwie艣ci艂e艣 艣wiatu, wiem, 偶e wci膮偶 utrzymujesz kontakty z bezwzgl臋dnymi lud藕mi. Nie chcia艂bym patrze膰, jak wszystko, na co pracowa艂e艣 przez tyle lat, wali si臋 w gruzy z powodu jakiego艣 g艂upiego b艂臋du.
鈥 Nie zrobi臋 偶adnego b艂臋du. Umiem zaciera膰 艣lady. Przecie偶 wiesz. 鈥 Roscoe popatrzy艂 na Garlanda. Swojego jedynego syna. Swojego nast臋pc臋. 鈥 Powiedz mi, ch艂opcze, zastanowi艂e艣 si臋 nad kandydowaniem do Kongresu? Uruchomi艂em ju偶 ca艂y mechanizm. Wystarczy twoje s艂owo i mo偶emy zacz膮膰 k艂a艣膰 fundamenty.
鈥 Sam nie wiem, tato. Nie jestem pewien, czy nadaj臋 si臋 na polityka.
鈥 Bzdura. Polityk臋 masz we krwi. Tw贸j prapradziadek by艂 gubernatorem. Wellsowie uczestniczyli w 偶yciu politycznym Missisipi jeszcze przed wojn膮 secesyjn膮.
鈥 Wiem. I obiecuj臋, 偶e zastanowi臋 si臋 nad zdobyciem w Kongresie miejsca, kt贸re opuszcza Tom Watkins.
Roscoe podszed艂 do Garlanda, klepn膮艂 go po plecach i u艣miechn膮艂 si臋.
鈥 艢wietnie. Zastan贸w si臋 nad tym. I nie martw si臋 o mnie. Potrafi臋 o siebie zadba膰. 鈥 O ciebie te偶. Zawsze to robi艂em i nigdy nie przestan臋.
鈥 Obiecujesz, 偶e jak b臋dziesz potrzebowa艂 mojej pomocy... prawnej pomocy...
Roscoe parskn膮艂 艣miechem.
鈥 Wszystko b臋dzie dobrze. Przesta艅 si臋 martwi膰. Mam ma艂y problem, ale to nic, z czym sobie sam nie poradz臋, i nic, czym powiniene艣 si臋 przejmowa膰. 鈥 Nie musisz si臋 przejmowa膰, synu. Wszystko, co zrobi艂em 鈥 w przesz艂o艣ci i teraz 鈥 偶eby zatrze膰 prawd臋 o masakrze w Belle Rose, zrobi艂bym jeszcze raz. Nie ma powodu, by ktokolwiek podejrzewa艂, 偶e by艂e艣 w to w jakikolwiek spos贸b zamieszany.
*
Jolie nie mog艂a spa膰. Nie mog艂a nawet le偶e膰. Kr膮偶y艂a w t臋 i z powrotem po pokoju. Wci膮偶 powraca艂y do niej sceny z domu Ginny Pounders. Nawet z szeroko otwartymi oczyma widzia艂a jej poder偶ni臋te gard艂o. I krew. Mn贸stwo krwi.
Ponury ch艂贸d pe艂za艂 po jej grzbiecie. Niemal czu艂a r臋k臋 zab贸jcy chwytaj膮c膮 j膮 za rami臋. Zadr偶a艂a, przymkn臋艂a na chwil臋 powieki i potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, pr贸buj膮c odgoni膰 strach. Mog艂a dzisiaj umrze膰, zgin膮膰 jak Ginny Pounders. Gdyby nie zjawi艂 si臋 Max. Gdyby Max nie zaryzykowa艂 dla niej 偶ycia.
Tego wieczoru pojecha艂a z nim do Wal-Mart, 偶eby wykupi膰 antybiotyki i 艣rodki przeciwb贸lowe. W drodze do Belle Rose milczeli. Max zasypia艂 i budzi艂 si臋 kilkakrotnie.
鈥 Przesta艅 wreszcie walczy膰 z wp艂ywem zastrzyku 鈥 poradzi艂a mu.
鈥 Tak jest, szefie!
Mia艂 racj臋. Przywyk艂a do roli przyw贸dcy i wydawania rozkaz贸w. A w tym wypadku, 偶eby zapanowa膰 nad sytuacj膮, musia艂a spacyflkowa膰 rodzin臋 Maksa. Gdy przyjechali do Belle Rose, wszyscy wybiegli z domu, a Georgette i Clarice zacz臋艂y rozczula膰 si臋 nad Maksem, jakby by艂 sze艣ciolatkiem, kt贸ry obtar艂 sobie kolano. Jeden Parry okaza艂 si臋 pomocny. Pom贸g艂 jej wprowadzi膰 po schodach s艂aniaj膮cego si臋 siostrze艅ca, mimo i偶 sam ledwo trzyma艂 si臋 na nogach.
Kiedy znale藕li si臋 w korytarzu, Mallory bezceremonialnie odepchn臋艂a j膮 od brata.
鈥 Pomog臋 wujkowi po艂o偶y膰 Maksa do 艂贸偶ka. Ty zrobi艂a艣 ju偶 wi臋cej, ni偶 trzeba.
Z艂o艣liwa smarkula, pomy艣la艂a Jolie.
鈥 Tu s膮 leki. 鈥 Poda艂a Mallory papierow膮 torebk臋, a ta capn臋艂a j膮 bez s艂owa.
Jolie posz艂a do swojego pokoju, wrzuci艂a zakrwawione ubrania do kosza na brudn膮 bielizn臋 i wzi臋艂a d艂ugi prysznic. Wyszorowa艂a si臋 dok艂adnie od st贸p do g艂贸w, w艂o偶y艂a lekk膮 bawe艂nian膮 pi偶am臋 i po艂o偶y艂a do 艂贸偶ka. Zdrzemn臋艂a si臋 jak膮艣 godzin臋, a gdy si臋 obudzi艂a, mia艂a wra偶enie, 偶e s艂yszy wo艂anie Maksa. Dopiero po kilku minutach u艣wiadomi艂a sobie, 偶e to by艂 tylko sen.
Przyznaj si臋, pomy艣la艂a, chcesz zobaczy膰, co u Maksa. Chcesz si臋 przekona膰 na w艂asne oczy, 偶e nic mu nie jest. Tak, do cholery, w艂a艣nie to chc臋 zrobi膰!
I nic w tym z艂ego. Przecie偶 nikt si臋 nie dowie. Wszyscy ju偶 艣pi膮, a Max pewnie wci膮偶 jest oszo艂omiony po zastrzyku, kt贸ry zrobili mu w szpitalu. Mog艂aby cichaczem przekra艣膰 si臋 przez korytarz i zajrze膰 do jego pokoju, tylko 偶eby si臋 upewni膰, 偶e spokojnie 艣pi. Je艣li to zrobi, mo偶e sama zdo艂a zasn膮膰.
Wsun臋艂a stopy w bia艂e frotowe kapcie, podesz艂a do drzwi i wysz艂a na korytarz. Cisza. Tylko te przyt艂umione nocne skrzypienia charakterystyczne dla starych dom贸w. Przemkn臋艂a na palcach przez d艂ugi, szeroki korytarz, kt贸ry wi贸d艂 z jej sypialni do pokoju Maksa. Po艂o偶y艂a r臋k臋 na klamce i rozejrza艂a si臋. 呕ywego ducha. Nacisn臋艂a ga艂k臋 i uchyli艂a drzwi. Srebrne 艣wiat艂o ksi臋偶yca pad艂o na drewnian膮 pod艂og臋 i podw贸jne d臋bowe 艂o偶e.
Otworzy艂a drzwi nieco szerzej i zrobi艂a kilka niepewnych krok贸w. Max le偶a艂 na boku plecami do drzwi. Nie by艂 przykryty i mia艂 na sobie tylko ciemne jedwabne bokserki. Poczu艂a wzrastaj膮ce podniecenie. Nie, nie r贸b tego, upomnia艂a si臋 w duchu. Nie pozw贸l, 偶eby zacz臋艂o ci zale偶e膰 na Maksie Devereaux.
Podesz艂a do 艂贸偶ka, nie spuszczaj膮c z niego wzroku. Pragn臋艂a go dotkn膮膰. Pragn臋艂a pie艣ci膰 jego kark, plecy, szerok膮 pier艣 i...
Przez chwil臋 ws艂uchiwa艂a si臋 w jego spokojny, miarowy oddech. Nigdy si臋 nie dowie, je艣li go dotknie, nie b臋dzie nawet wiedzia艂, 偶e by艂a w jego pokoju.
Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i koniuszkami palc贸w przeczesa艂a jego g臋ste ciemne w艂osy.
J臋kn膮艂.
Cofn臋艂a d艂o艅.
Max odwr贸ci艂 si臋 i z艂apa艂 j膮 za nadgarstek. Wstrzyma艂a oddech.
鈥 Lunatykujesz, chere? 鈥 wyszepta艂 i poci膮gn膮艂 j膮 na 艂贸偶ko.
Rozdzia艂 18
Zaskoczona Jolie nie odpowiedzia艂a, tylko spojrza艂a na Maksa, szukaj膮c w p贸艂mroku jego oczu. Krew szumia艂a jej w uszach, zag艂uszaj膮c wszystkie inne d藕wi臋ki. Le偶a艂a na Maksie i przez cienk膮 tkanin臋 pi偶amy czu艂a ciep艂o bij膮ce od jego cia艂a. Przytuli艂a si臋 do niego instynktownie, a on pu艣ci艂 jej nadgarstek i p艂ynnym ruchem chwyci艂 j膮 za ty艂 g艂owy, wplataj膮c palce we w艂osy. Napi臋cie zawibrowa艂o wok贸艂 nich z tak膮 intensywno艣ci膮, 偶e zdawa艂o si臋 niemal namacalne.
Rozchyli艂a wargi. Nie wiedzia艂a, czy robi to po to, 偶eby si臋 odezwa膰, czy westchn膮膰, i nie dane jej by艂o si臋 nad tym zastanowi膰. Max przysun膮艂 jej g艂ow臋 do siebie i przywar艂 ustami do jej warg z 偶ar艂oczn膮 nami臋tno艣ci膮. Zareagowa艂a natychmiast, r贸wnie spragniona poca艂unku jak on. Dzika, drapie偶na 偶膮dza eksplodowa艂a w niej z si艂膮, jakiej przedtem nie zna艂a. Zsun膮艂 d艂o艅 po jej karku i plecach a偶 na biodra. Poczu艂a twardy cz艂onek na brzuchu i b贸l po偶膮dania sta艂 si臋 niemal nie do wytrzymania.
Max oderwa艂 usta od jej warg, by zaczerpn膮膰 oddechu.
鈥 Obawiam si臋, 偶e nie jestem w najlepszej formie 鈥 powiedzia艂, wtulaj膮c twarz w jej szyj臋.
鈥 Och, Max, twoje rami臋! 鈥 Zsun臋艂a si臋 z niego. Pog艂adzi艂 j膮 po policzku.
鈥 I co teraz, chere? 鈥 Uj膮艂 j膮 za podbr贸dek i powi贸d艂 kciukiem po jej dolnej wardze. 鈥 Nawet si臋 nie lubimy.
Poczu艂a si臋, jakby wielki ci臋偶ar przygni贸t艂 jej pier艣.
鈥 Wiem. Do dzisiaj ci臋 nienawidzi艂am. Albo tak mi si臋 wydawa艂o.
Jego palce prze艣lizn臋艂y si臋 po jej szyi, wywo艂uj膮c dreszcz, od kt贸rego stwardnia艂y jej sutki.
鈥 Za du偶o w nas emocji. I za silnych. By艂oby nam trudno nawi膮za膰 zwyczajny romans.
S艂ysza艂a, co m贸wi艂, i doskonale rozumia艂a, 偶e mia艂 racj臋. Ale jej cia艂o nie pojmowa艂o, dlaczego nie mo偶e dosta膰 tego, czego tak bardzo pragnie.
鈥 Nie przysz艂am do twojego pokoju, 偶eby... przysz艂am, bo my艣la艂am, 偶e...
鈥 Przysz艂a艣, bo nie mog艂a艣 si臋 powstrzyma膰.
鈥 Musia艂am sprawdzi膰, jak si臋 czujesz, upewni膰 si臋, 偶e nic ci nie jest. 鈥 Unios艂a r臋k臋 i dotkn臋艂a jego policzka. 鈥 Uratowa艂e艣 mi 偶ycie.
鈥 To pot臋偶ny afrodyzjak.
U艣miechn臋艂a si臋.
鈥 Tak, co艣 w tym rodzaju.
鈥 Jeste艣 bystr膮 kobiet膮. Musisz zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e mog臋 by膰 dla ciebie niebezpieczny. 鈥 Pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 zag艂臋bienie mi臋dzy jej piersiami. Westchn臋艂a. 鈥 Tak to ju偶 mi臋dzy nami jest. Ja pragn臋 ciebie, a ty mnie.
鈥 Tak, wiem.
鈥 Mo偶esz si臋 jeszcze uratowa膰, je艣li za chwil臋 wyjdziesz. Tylko na tyle starczy mi si艂y woli.
鈥 Chcesz, 偶ebym...
Po艂o偶y艂 palec na jej wargach.
鈥 Kiedy do tego dojdzie, nie b臋dzie ju偶 odwrotu. To, co jest mi臋dzy nami, to nie jakie艣 zwyk艂e zauroczenie.
O, Bo偶e! Mia艂 racj臋.
鈥 Nie chc臋 tego 鈥 powiedzia艂a. 鈥 To nieodpowiednia pora. A ty jeste艣 nieodpowiednim facetem.
Westchn膮艂.
鈥 Rozumiem.
Jolie zmusi艂a si臋, 偶eby wsta膰 z 艂贸偶ka.
鈥 To... do zobaczenia jutro.
鈥 Oczywi艣cie. Mamy wiele do zrobienia.
Skin臋艂a g艂ow膮 i ruszy艂a do drzwi. Ju偶 wychodzi艂a z pokoju, gdy zawo艂a艂:
鈥 Jolie?
Obejrza艂a si臋 przez rami臋. Max uni贸s艂 si臋 na 艂okciu.
鈥 S膮dzisz, 偶e w艂a艣nie tak si臋 czuli, kiedy zdali sobie spraw臋, jak bardzo siebie pragn膮?
鈥 Kto? 鈥 spyta艂a, cho膰 zna艂a odpowied藕.
鈥 Tw贸j ojciec i moja matka.
鈥 Nie wiem 鈥 odpar艂a, po czym odwr贸ci艂a si臋 i pobieg艂a do swojego pokoju. Kiedy znalaz艂a si臋 w 艣rodku, opar艂a plecy o drzwi, odchyli艂a g艂ow臋 do ty艂u i wzi臋艂a g艂臋boki oddech. To nie mog艂o si臋 dzia膰. Po prostu nie mog艂o! Nie chcia艂a czu膰 tak pot臋偶nej nami臋tno艣ci do Maksa. I nie chcia艂a uwierzy膰, 偶e ten rodzaj po偶膮dania kierowa艂 ojcem, gdy wda艂 si臋 w romans z Georgette. Je艣li tak by艂o, musia艂 czu膰 si臋 r贸wnie bezsilny jak ona teraz. Ale przede wszystkim nie chcia艂a nazywa膰 swoich uczu膰. To nie mo偶e by膰 mi艂o艣膰, na Boga. Tylko nie po偶eraj膮ca wszystko mi艂o艣膰, dla kt贸rej ludzie zrobiliby wszystko, byle by膰 razem.
Nawet zabi膰?
*
Jolie zesz艂a na 艣niadanie p贸藕no. Wszyscy ju偶 zjedli i opu艣cili jadalni臋. Nala艂a sobie kawy, doda艂a solidn膮 porcj臋 艣mietanki i z fili偶ank膮 w d艂oni wysz艂a na korytarz. Zanim zajrza艂a do pokoju Maksa, zesz艂a na d贸艂, i zobaczy艂a tylko puste, starannie zas艂ane 艂贸偶ko. Musia艂a z nim porozmawia膰. Po kilku godzinach niespokojnego snu obudzi艂a si臋 ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e nie mo偶e dopu艣ci膰, 偶eby dosz艂o mi臋dzy nimi do czego艣 powa偶nego. Bez wzgl臋du na pokus臋 鈥 a B贸g jej 艣wiadkiem, 偶e j膮 mia艂a 鈥 Max by艂 dla niej niew艂a艣ciwym m臋偶czyzn膮. Nawet na kr贸tk膮 met臋.
Pomy艣la艂a, 偶e je艣li Max wci膮偶 jest w Belle Rose, to siedzi w gabinecie Louisa. Teraz 鈥 w swoim gabinecie.
Wynaj臋ta tymczasowo gospodyni sta艂a w korytarzu przy drzwiach do kuchni i wydawa艂a instrukcje s艂u偶bie. Jolie poczeka艂a, a偶 wszyscy udadz膮 si臋 do swoich obowi膮zk贸w, a potem zapyta艂a pani膮 Tanner:
鈥 Czy pan Devereaux jest w domu?
鈥 Tak, prosz臋 pani. W gabinecie.
鈥 Dzi臋kuj臋.
鈥 Panno Royale?
鈥 S艂ucham.
鈥 Pan Devereaux prosi艂, 偶eby przysz艂a pani do niego po 艣niadaniu 鈥 powiedzia艂a gospodyni. 鈥 Widz臋, 偶e znalaz艂a pani kaw臋. Sprz膮tn臋艂am wszystko o dziesi膮tej, tak jak poleci艂a pani Royale, ale je艣li 偶yczy sobie pani, 偶ebym co艣 przygotowa艂a, to...
鈥 Nie, dzi臋kuj臋.
Pani Tanner u艣miechn臋艂a si臋 i znikn臋艂a w kuchni.
Jolie ruszy艂a niespiesznie w stron臋 gabinetu. Jej uczucia toczy艂y walk臋 ze zdrowym rozs膮dkiem. Pragn臋艂a zobaczy膰 Maksa, pa艣膰 mu w ramiona i ca艂owa膰 go d艂ugo i nami臋tnie. Jednak rozum podpowiada艂, 偶e powinna by膰 pow艣ci膮gliwa, nawet ch艂odna, a w rozmowie od razu przej艣膰 do sedna.
Drzwi gabinetu by艂y zamkni臋te. Wej艣膰 czy najpierw zapuka膰? To wprawcie jej dom, ale zwyk艂a uprzejmo艣膰 nakazywa艂a zapuka膰. Unios艂a r臋k臋 i zapuka艂a.
鈥 Prosz臋 鈥 us艂ysza艂a g艂os Maksa.
Serce zabi艂o jej jak szalone. Otworzy艂a drzwi i przest膮pi艂a pr贸g. Max siedzia艂 za biurkiem w sk贸rzanym fotelu. Kiedy j膮 zobaczy艂, wsta艂.
鈥 Wejd藕, prosz臋. Czy pani Tanner powiedzia艂a ci...
鈥 Tak, powiedzia艂a, 偶e czekasz na mnie w gabinecie.
Wyszed艂 zza biurka spr臋偶ystym krokiem, zupe艂nie jakby nie zosta艂 postrzelony zaledwie pi臋tna艣cie godzin wcze艣niej. Mia艂 na sobie grafitowo-szare spodnie i lnian膮 bordow膮 koszul臋 rozpi臋t膮 pod szyj膮. Lu藕na elegancja. Dziwne, jak bardzo to okre艣lenie do niego pasowa艂o. Nawet w d偶insach wygl膮da艂 elegancko.
Max zatrzyma艂 si臋 przed masywnym antycznym biurkiem.
鈥 Dobrze spa艂a艣?
鈥 Prawdopodobnie r贸wnie dobrze jak ty.
K膮ciki jego ust unios艂y si臋 lekko.
鈥 Strasznie daleko stoisz, przy samych drzwiach.
鈥 Tak jest bezpieczniej.
U艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
鈥 Czujesz si臋, jakby przejecha艂 po tobie walec, chere?
Jolie zamkn臋艂a za sob膮 drzwi, ale nie ruszy艂a si臋 z miejsca.
鈥 Musimy porozmawia膰 o... Nie sta膰 mnie na to, 偶eby zajmowa膰 si臋 tym, co jest mi臋dzy nami. Mam wiele innych, wa偶niejszych spraw... spraw, kt贸re pilnie wymagaj膮 mojej uwagi.
鈥 Ja pilnie wymagam twojej uwagi.
Zrobi艂 krok w jej stron臋; Jolie przywar艂a do drzwi i unios艂a d艂onie, powstrzymuj膮c go. Przystan膮艂.
鈥 W porz膮dku, Jolie. Nie podejd臋 bli偶ej. 鈥 Wr贸ci艂 do biurka, przysiad艂 na blacie i skrzy偶owa艂 r臋ce na piersi. 鈥 Post膮piliby艣my bardzo g艂upio, wdaj膮c si臋 w co艣 osobistego. Nasze stosunki i tak s膮 dostatecznie skomplikowane. Seks jeszcze bardziej by wszystko utrudni艂. Poza tym wci膮偶 nienawidzisz mojej matki i zamierzasz pozby膰 si臋 mojej rodziny z Belle Rose. Nic si臋 tak naprawd臋 nie zmieni艂o. Tylko 偶e chwilowo skupi艂a艣 si臋 na poszukiwaniu prawdy, a nie na zem艣cie. Przej臋艂a艣 艣ledztwo Therona Cartera i zamierzasz doprowadzi膰 je do ko艅ca.
Jolie parskn臋艂a.
鈥 Widz臋, 偶e w艣r贸d licznych talent贸w masz r贸wnie偶 dar czytania w my艣lach.
鈥 Ca艂kiem nie藕le mi posz艂o z opisem twoich uczu膰. Mia艂a艣 zamiar powiedzie膰 mi wszystko, co przed chwil膮 ode mnie us艂ysza艂a艣, prawda?
Pokiwa艂a g艂ow膮.
鈥 Ciesz臋 si臋, 偶e patrzysz na to tak samo jak ja.
鈥 Nie na wszystko. 鈥 Przygl膮da艂 si臋 jej uwa偶nie. 鈥 Ale na razie, zgadzam si臋, 偶e odkrycie prawdy o tamtym dniu stanowi nasz priorytet.
鈥 Nasz?
鈥 Kto艣 wynaj膮艂 trzech zbir贸w, 偶eby zabili Therona. Podejrzewam, 偶e jeden z nich zamordowa艂 Ginny Pounders, postrzeli艂 mnie i napad艂 na ciebie. Nie ma w膮tpliwo艣ci, 偶e cz艂owiek, kt贸ry stoi za tym, nie chce, 偶eby odgrzebywano spraw臋 masakry w Belle Ros臋. Niestety wie r贸wnie偶, 偶e nie zamierzasz ust膮pi膰, dlatego twoje 偶ycie mo偶e by膰 w niebezpiecze艅stwie.
鈥 A co z twoim 偶yciem? Widzia艂e艣 twarz zab贸jcy.
鈥 To by艂 tylko wynaj臋ty pionek 鈥 odpar艂. 鈥 Ju偶 dawno st膮d znikn膮艂. Pojecha艂 do Meksyku albo Ameryki Po艂udniowej. Na razie nie stanowi臋 zagro偶enia dla cz艂owieka, kt贸ry poci膮ga za sznurki, ale ty owszem.
鈥 Wi臋c je艣li nie zaanga偶ujesz si臋 w to bardziej...
鈥 Ju偶 jestem zaanga偶owany.
鈥 Bo zosta艂e艣 postrzelony?
鈥 Nie, chere. Poniewa偶 kto艣 pr贸bowa艂 ci臋 zabi膰.
鈥 Max...
鈥 Powiedzia艂em ci kiedy艣, 偶e broni臋 tego, co moje.
鈥 Ale ja nie jestem... nie jestem...
鈥 Nie?
Siedzia艂 na kraw臋dzi biurka i nie wykona艂 najmniejszego ruchu, 偶eby si臋 do niej zbli偶y膰, a jednak czu艂a 偶ar jego po偶膮dania z drugiego kra艅ca pokoju.
鈥 Powiedzia艂e艣, 偶e nie b臋dziemy... zgodzi艂e艣 si臋, 偶e...
Max wsta艂. Jolie wstrzyma艂a oddech, my艣l膮c, 偶e do niej podejdzie. Zamiast tego okr膮偶y艂 biurko, podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu i wybra艂 numer.
鈥 Dzie艅 dobry, poprosz臋 z komisarzem Harperem. M贸wi Max Devereaux.
Jolie zrobi艂a kilka krok贸w w jego stron臋.
鈥 Tak, panie komisarzu, panna Royale i ja przyjedziemy z艂o偶y膰 oficjalne zeznania. 鈥 Zerkn膮艂 na zegarek 鈥 Oko艂o wp贸艂 do dwunastej.
Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i spojrza艂 na Jolie.
鈥 Skontaktowa艂em si臋 z agencj膮 ochrony z Memphis. Przy艣l膮 dw贸ch najlepszych 艂udzi do ca艂odobowej stra偶y przy Theronie. Wynaj膮艂em te偶 prywatnego detektywa, 偶eby namierzy艂 Aarona Bendalla. Mam przeczucie, 偶e Bendall wie, co si臋 sta艂o z zaginionymi aktami.
鈥 Zrobi艂e艣 to wszystko dzi艣 rano? O kt贸rej wsta艂e艣?
鈥 O sz贸stej.
鈥 Ty naprawd臋 zamierzasz mi pom贸c, prawda?
鈥 Ju偶 ci pomog艂em 鈥 odpar艂.
鈥 Tak, wiem. Uratowa艂e艣 mi 偶ycie. Jestem ci za to wdzi臋czna.
鈥 Nie o to mi chodzi艂o. M贸wi艂em o tym, 偶e poprosi艂em znajomego z Biura Przest臋pstw Kryminalnych, 偶eby si臋 dowiedzia艂, kt贸ry z ich detektyw贸w przyjecha艂 tu dwadzie艣cia lat temu.
鈥 I dowiedzia艂e艣 si臋?
鈥 Tak. Tym detektywem by艂 niejaki Kirby Anderson. Ma teraz siedemdziesi膮t lat i mieszka w domu starc贸w. Cierpi na alzheimera.
鈥 Czyli od niego niczego si臋 nie dowiemy. Ale mo偶e pozwol膮 nam zajrze膰 do swoich akt?
鈥 Bardzo si臋 zdziwisz, je艣li ci powiem, 偶e wszystkie dokumenty Biura Przest臋pstw Kryminalnych dotycz膮ce masakry w Belle Ros臋 zagin臋艂y?
鈥 Cholera!
鈥 Prawdopodobnie Anderson zosta艂 specjalnie wyznaczony, 偶eby reprezentowa膰 biuro, i to on ukry艂 te dokumenty wiele lat temu.
Jolie zrobi艂a kilka kolejnych krok贸w i zatrzyma艂a si臋 p贸艂 metra od Maksa.
鈥 Teraz mog臋 spokojnie wykluczy膰 ci臋 z grona podejrzanych.
鈥 Dzi臋kuj臋, doceniam to. 鈥 Nie u艣miechn膮艂 si臋, ale jego oczy b艂ysn臋艂y weso艂o艣ci膮.
鈥 M贸j ojciec m贸g艂 by膰 odpowiedzialny za zatuszowanie sprawy dwadzie艣cia lat temu, ale nie teraz. Wi臋c kto nam zostaje? Na mojej li艣cie jest ju偶 tylko jedno nazwisko. Roscoe Wells.
鈥 Dlaczego Wellsowi mia艂oby zale偶e膰 na zatuszowaniu prawdy o tym, co si臋 sta艂o w Belle Ros臋?
鈥 Musia艂 by膰 w to zamieszany 鈥 odpar艂a. 鈥 Ale dlaczego mia艂by chcie膰 艣mierci mojej matki, ciotki Lisette i Lemara? Jaki m贸g艂 mie膰 motyw?
鈥 Dobre pytanie. Roscoe to stary lis z list膮 grzech贸w d艂ug膮 na kilometr, ale zamordowanie trojga os贸b nie jest w jego stylu.
鈥 Wi臋c co to mog艂o by膰? Nikt inny nie ma tak du偶ej w艂adzy i wp艂yw贸w, 偶eby manipulowa膰 detektywem z biura przest臋pstw kryminalnych i szeryfem.
鈥 I mo偶e r贸wnie偶 koronerem.
鈥 Nie pomy艣la艂am o tym. Kto by艂 wtedy koronerem? Czy nie doktor Madry?
鈥 Tak, Horace Madry 鈥 potwierdzi艂 Max. 鈥 Dla pewno艣ci sprawdzi艂em dzi艣 rano, czy rzeczywi艣cie by艂 miejskim koronerem w osiemdziesi膮tym drugim roku. By艂. Ale Horace nie 偶yje. Zmar艂 dwa lata temu w wieku osiemdziesi臋ciu lat.
鈥 A gdyby艣my odwiedzili Roscoe'a i...
鈥 Odradzam. 鈥 Max pokr臋ci艂 g艂ow膮 i zbli偶y艂 si臋 do Jolie jeszcze o p贸艂 kroku. 鈥 Do niczego by si臋 nie przyzna艂. Zaprzeczy艂by wszystkiemu i zrobi艂by to ze 艣wi臋tym oburzeniem rasowego polityka. Gdyby艣my go teraz oskar偶yli, tylko odkryliby艣my karty. Potrzebujemy dowod贸w.
鈥 Potrzebujemy zaginionych dokument贸w. Musi by膰 w nich co艣, co wskazuje na jego win臋.
鈥 Po Wellsie mo偶na si臋 spodziewa膰 wszystkiego, co najgorsze, ale s艂owo daj臋, 偶e nie potrafi臋 sobie wyobrazi膰 偶adnego powodu, dla kt贸rego mia艂by zamordowa膰 dwie z si贸str Desmond. Albo zleci膰 zab贸jstwo. Roscoe zawsze traktowa艂 Desmond贸w jako arystokracj臋 stanu Missisipi o pozycji r贸wnej w艂asnej rodzinie.
鈥 Jak Roscoe zareagowa艂, kiedy Felicia oznajmi艂a, 偶e zamierza za ciebie wyj艣膰?
鈥 Dlaczego dopu艣ci艂 do 艣lubu swojej c贸rki z b臋kartem bez 偶adnego rodowodu? 鈥 Max prychn膮艂. 鈥 Powiedzia艂a mu o tym ju偶 po fakcie. Wzi臋li艣my 艣lub potajemnie.
鈥 Tak, rzeczywi艣cie. Teraz przypominam sobie, jak ciocia Clarice wspomina艂a mi, 偶e by艂y z Georgette bardzo zawiedzione, 偶e nie mieli艣cie wspania艂ego wesela.
鈥 Spieszy艂o nam si臋 ze 艣lubem 鈥 wyja艣ni艂 Max.
鈥 Ach tak?
鈥 Felicia powiedzia艂a, 偶e jest w ci膮偶y.
鈥 W ci膮偶y?
鈥 Chocia偶 nie by艂a. Oczywi艣cie dowiedzia艂em si臋 o tym dopiero po paru miesi膮cach.
鈥 Czemu mia艂aby k艂ama膰 w tak wa偶nej sprawie?
鈥 Bo zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej przekonam si臋, jak膮 egoistyczn膮 suk膮 by艂a naprawd臋. Postanowi艂a usidli膰 mnie, zanim przejrz臋 na oczy.
Jolie us艂ysza艂a w jego g艂osie nie tylko gniew, ale i cierpienie. Nie zastanowiwszy si臋 nad konsekwencjami, pog艂adzi艂a go po policzku.
鈥 Tak mi przykro, Max. Bardzo j膮 kocha艂e艣?
Nakry艂 d艂oni膮 jej r臋k臋 i przycisn膮艂 mocniej do twarzy.
鈥 Tak, ale szybko zabi艂a we mnie to uczucie. Po roku ma艂偶e艅stwa nienawidzi艂em jej.
鈥 A teraz?
Pokr臋ci艂 g艂ow膮.
鈥 Teraz, kiedy o niej my艣l臋, nie czuj臋 nic. Mo偶e tylko gorycz.
Spojrzeli sobie g艂臋boko w oczy. Okna duszy, jak kto艣 kiedy艣 powiedzia艂.
To, co zobaczy艂a w jego oczach, nie mia艂o nic wsp贸lnego z przesz艂o艣ci膮 偶adnego zwi膮zku z utracon膮 mi艂o艣ci膮.
Zdj膮艂 jej d艂o艅 ze swojego policzka i przytkn膮艂 do ust. Instynkt ostrzeg艂 Jolie, by si臋 wycofa艂a, lecz pierwotny zew natury okaza艂 si臋 silniejszy.
Kiedy Max wzi膮艂 j膮 w ramiona i nakry艂 wargami jej usta, nie opiera艂a si臋. Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋, gdy po艂o偶y艂 d艂onie na jej po艣ladkach i przycisn膮艂 j膮 do siebie.
Nie us艂yszeli otwieranych drzwi. Zatraceni w 偶arliwej nami臋tno艣ci, spalani przez nieugaszon膮 偶膮dz臋 nie us艂yszeli nawet okrzyku zdumienia.
鈥 Co si臋, do cholery, dzieje?! 鈥 zawo艂a艂a Mallory. 鈥 Max, co ty wyprawiasz?
Jolie i Max oderwali si臋 od siebie, dysz膮c ci臋偶ko, z wypiekami na twarzach.
鈥 Powinna艣 by艂a zapuka膰 鈥 powiedzia艂 Max. 鈥 Tego wymaga zwyk艂a grzeczno艣膰.
鈥 Pieprzy膰 grzeczno艣膰! 鈥 Wzrok Mallory wwierci艂 si臋 w Jolie. 鈥 Zechcesz mi wyt艂umaczy膰, dlaczego przyssa艂e艣 si臋 do jej twarzy? Nie mo偶na si臋 tak napali膰 na kobiet臋.
鈥 My艣l臋, 偶e do艣膰 ju偶 powiedzia艂a艣, Mallory 鈥 upomnia艂 j膮 Max.
鈥 Jeszcze nawet nie zacz臋艂am! 鈥 U艣miechn臋艂a si臋, ale jej niebieskie oczy pa艂a艂y gniewem.
鈥 Zacz臋艂a艣 i sko艅czy艂a艣 鈥 odpar艂 Max. 鈥 Cokolwiek zobaczy艂a艣, to nie tw贸j interes.
鈥 A w艂a艣nie 偶e m贸j. Jolie to nasz wr贸g, pami臋tasz? A tylko idiota sypia z wrogiem. Nie s膮dzi艂am, 偶e jeste艣 idiot膮, braciszku.
鈥 Mallory, ostrzegam ci臋. 鈥 Max spiorunowa艂 j膮 wzrokiem. Ignoruj膮c gro藕b臋, Mallory natar艂a na Jolie.
鈥 Nic dla niego nie znaczysz, wiesz o tym? On ma inne kobiety. Jedn膮 w szczeg贸lno艣ci. Tak膮 kt贸r膮 r偶nie, kiedy mu si臋 zachce. I kt贸ra wie o dawaniu rozkoszy takiemu facetowi jak Max znacznie wi臋cej, ni偶 ty dowiesz si臋 kiedykolwiek. Chcesz wiedzie膰, co to za kobieta... ta, kt贸r膮 Max lubi pierdoli膰?
鈥 Mallory... 鈥 warkn膮艂 Max przez z臋by.
鈥 Eartha Kilpatrick. Pami臋tasz j膮? T臋 cycat膮 rudow艂os膮 lal臋, kt贸ra prowadzi zajazd Sumarville? Dyma j膮 od dobrych paru lat.
Max rzuci艂 si臋 naprz贸d, z艂apa艂 Mallory za rami臋 i wyprowadzi艂 na korytarz. Jolie sta艂a jak sparali偶owana. Co za r贸偶nica, je艣li nawet Max ma d艂ugotrwa艂y romans z Earth膮 Kilpatrick? Nie jest przecie偶 jej w艂asno艣ci膮. Wi臋c czemu tak bardzo boli my艣l o tym, 偶e uprawia mi艂o艣膰 z inn膮? W jej g艂owie k艂臋bi艂o si臋 od koszmarnych wizji Maksa le偶膮cego nago w obj臋ciach pon臋tnej rudow艂osej kobiety.
S艂ysza艂a jego g艂os, niski i ostry jak stal, gdy rozmawia艂 z siostr膮 w korytarzu. I s艂ysza艂a gorzk膮 tyrad臋 Mallory. Lecz s艂owa zlewa艂y si臋 w niezrozumia艂y be艂kot.
Max wr贸ci艂 do gabinetu, zatrzasn膮艂 za sob膮 drzwi i ruszy艂 w jej stron臋. Spojrza艂a mu w oczy.
鈥 Eartha Kilpatrick i ja jeste艣my przyjaci贸艂mi 鈥 wyja艣ni艂. 鈥 Gdyby to by艂o pi臋膰dziesi膮t lat temu, ludzie powiedzieliby, 偶e od paru lat jest moj膮 metres膮.
Jolie pokiwa艂a g艂ow膮. Nic mnie to nie obchodzi, nic mnie to nie obchodzi.
鈥 Nasz zwi膮zek... Eartha wie, 偶e jej nie kocham i nie mam zamiaru si臋 z ni膮 偶eni膰.
Jolie zn贸w pokiwa艂a g艂ow膮. Niech ci臋 diabli porw膮, Maksie Devereaux, za to, 偶e tak mi na tobie zale偶y.
鈥 Powiedz co艣, do cholery.
鈥 Co mam powiedzie膰?
Przeczesa艂 nerwowo w艂osy, sapn膮艂 g艂o艣no i odwr贸ci艂 si臋 od niej. Wstrzyma艂a oddech.
鈥 Powiedz, 偶ebym trzyma艂 si臋 od ciebie z daleka. Powiedz, 偶e nie chcesz mnie wi臋cej dotkn膮膰. Powiedz, 偶e mnie nienawidzisz.
鈥 Nienawidz臋 ci臋!
Jolie wybieg艂a z gabinetu, zostawiaj膮c Maksa kln膮cego na czym 艣wiat stoi.
Rozdzia艂 19
Suttona obudzi艂o walenie do drzwi. Kogo licho niesie? Zerkn膮艂 na elektroniczny zegarek stoj膮cy na nocnej szafce. Jedenasta pi臋tna艣cie. Dla wi臋kszo艣ci ludzi za p贸藕no, 偶eby jeszcze spa膰, ale dla faceta pracuj膮cego wieczorami wczesna pora. Gdy po zamkni臋ciu baru recepcjonista nie zjawia艂 si臋 w robocie, R.J. zast臋powa艂 go i siedzia艂 za kontuarem a偶 do si贸dmej rano. Tak w艂a艣nie by艂o tego dnia.
鈥 R.J., prosz臋, wpu艣膰 mnie 鈥 zawo艂a艂a Mallory Royale, ci膮gle dobijaj膮c si臋 do drzwi.
R.J. wyskoczy艂 z 艂贸偶ka. Co ona tu, do cholery, robi? Chwyci艂 z pod艂ogi d偶insy, kt贸re rzuci艂 tam o si贸dmej trzydzie艣ci tego samego ranka, wci膮gn膮艂 je i ruszy艂 boso do drzwi.
Gdy tylko je otworzy艂, Mallory zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i wtuli艂a twarz w jego nag膮 pier艣. Poczu艂 na sk贸rze jej gor膮ce 艂zy.
鈥 Co si臋 sta艂o, kotku? 鈥 Obj膮艂 j膮 i zamkn膮艂 kopniakiem drzwi. 鈥 Co ci臋 tak zdenerwowa艂o?
鈥 Nie chc臋 o tym rozmawia膰 鈥 odpar艂a. 鈥 Chc臋 tylko ciebie.
鈥 Masz mnie, laleczko. Jestem ca艂y tw贸j. 鈥 Poca艂owa艂 j膮 w czubek g艂owy. 鈥 Nie p艂acz. Bez wzgl膮du na to, co si臋 sta艂o, jako艣 sobie poradzimy.
Zadar艂a g艂ow臋 i popatrzy艂a mu w oczy.
鈥 Kochaj si臋 ze mn膮, RJ. Kochaj si臋 ze mn膮 tu i teraz.
鈥 Chcesz, 偶ebym si臋 z tob膮 kocha艂?
鈥 Tak. 鈥 Otar艂a 艂zy.
鈥 Jeste艣 pewna? 鈥 Kurde, Sutton, pogi臋艂o ci臋 czy jak? Odk膮d to zagl膮dasz w z臋by darowanemu koniowi? Kobieta m贸wi, 偶e chce, 偶eby艣 j膮 przelecia艂, a przecie偶 wiesz, 偶e jeste艣 zwarty i gotowy.
Mallory skin臋艂a g艂ow膮.
鈥 Tak.
R.J. nie robi艂 tego z dziewic膮 od czas贸w, kiedy sam by艂 prawiczkiem i zabawia艂 si臋 z Valerie Hovater w jej pokoju, gdy pod nieobecno艣膰 rodzic贸w opiekowa艂a si臋 m艂odszymi bra膰mi. Przez te lata zarwa艂 sporo m艂odych, niedo艣wiadczonych lasek, ale nigdy nie mia艂 do czynienia z tak膮 jak Mallory. Mimo silnego postanowienia, by nigdy si臋 nie anga偶owa膰, wiedzia艂 ju偶, 偶e czuje do Mallory co艣, czego nie czu艂 do 偶adnej innej. Nie mi艂o艣膰, ale co艣 wi臋cej ni偶 zwyk艂膮 ch臋膰 dobrania si臋 jej do majtek.
鈥 Wejd藕. 鈥 Wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i poprowadzi艂 w stron臋 艂贸偶ka.
鈥 Nie bior臋 pigu艂ek ani niczego takiego 鈥 wyzna艂a nerwowym g艂osem.
鈥 Nie szkodzi. Mam zabezpieczenie. Nie przejmuj si臋.
S艂aby u艣miech zadrga艂 jej na wargach.
鈥 My艣l臋... my艣l臋, 偶e ci臋 kocham. Jasna cholera!
鈥 Tak? 鈥 Obrzuci艂 j膮 wzrokiem od st贸p do g艂贸w. Mia艂 przed sob膮 偶yw膮 gadaj膮c膮 chodz膮c膮 laleczk臋. Daruj sobie te krety艅skie wyrzuty sumienia, upomnia艂 si臋 w duchu. Je艣li nie ty, to by艂by inny facet. Tak si臋 sk艂ada, 偶e po prostu masz farta.
Spojrza艂a na niego tymi swoimi wielkimi b艂臋kitnymi oczyma, w kt贸rych nagle pojawi艂a si臋 niepewno艣膰.
Przesun膮艂 grzbietem d艂oni po jej policzku, szyi i dalej po r贸偶owym topie odkrywaj膮cym brzuch. Westchn臋艂a, gdy jego palce spocz臋艂y na jej nagiej sk贸rze tu偶 pod biustem.
鈥 Kocham w tobie wszystko 鈥 powiedzia艂. 鈥 Twoje pi臋kne b艂臋kitne oczy. 鈥 Spojrza艂 jej g艂臋boko w oczy. 鈥 Twoje d艂ugie l艣ni膮ce w艂osy. 鈥 Przeczesa艂 palcami jej w艂osy. 鈥 I twoje cudowne cia艂o. I to, jak si臋 czuj臋, kiedy jeste艣my razem. 鈥 Zna艂 wszystkie czu艂e s艂贸wka, wszystkie komplementy, kt贸re rozmi臋kczaj膮 kobietom serca i rozchylaj膮 im uda.
Kiedy chwyci艂 d贸艂 jej bluzki i podci膮gn膮艂 do g贸ry, pomocnie unios艂a r臋ce. Zanim mia艂a okazj臋 zmieni膰 zdanie, ju偶 pie艣ci艂 jej po艣ladki, a potem rozpi膮艂 suwak szort贸w. Wci膮gn臋艂a g艂臋boko powietrze, ale nie pr贸bowa艂a go powstrzyma膰. Po sekundzie sta艂a przed nim w samych majteczkach i staniku. R.J. gwizdn膮艂 przeci膮gle.
鈥 Kurcz臋, kotku, jeste艣 wystrza艂owa. 鈥 I by艂a. Wcale nie bajerowa艂. Obrzuci艂a go wzrokiem.
鈥 Sam jeste艣 niczego sobie. Nigdy wcze艣niej nie zna艂am nikogo takiego.
鈥 To jest nas dwoje. 鈥 Poca艂owa艂 j膮, wsuwaj膮c j臋zyk do jej ust, a jednocze艣nie w艂o偶y艂 r臋k臋 pod majtki, obmacuj膮c jej j臋drn膮, kr膮g艂膮 pup臋.
Gdy oderwali si臋 od siebie, by zaczerpn膮膰 tchu, by艂 ju偶 twardy jak ska艂a i rozpalony do czerwono艣ci. Zacz膮艂 k膮sa膰 delikatnie jej ucho, obsypa艂 poca艂unkami szyj臋, a potem wprawnym ruchem rozpi膮艂 stanik, zsun膮艂 go i odrzuci艂 na pod艂og臋. Podni贸s艂 j膮 lekko i wtuli艂 twarz w jej nagie piersi. Przez sekund臋 my艣la艂, 偶e eksploduje tu i teraz. Nie tkn膮艂 偶adnej dziewczyny, odk膮d zacz膮艂 si臋 spotyka膰 z Mallory, i na gwa艂t potrzebowa艂 seksu.
Mallory dr偶a艂a i j臋cza艂a. Poprowadzi艂 j膮 w stron臋 艂贸偶ka, a gdy jej nogi opar艂y si臋 o brzeg materaca, po艂o偶y艂 j膮 delikatnie. Podnios艂a na niego wzrok i u艣miechn臋艂a si臋. Szczwana bestia. Wiedzia艂a, jak bardzo jej pragnie. Porzuciwszy wszelkie pretensje do delikatno艣ci, jednym szarpni臋ciem 艣ci膮gn膮艂 jej majtki i cisn膮艂 na pod艂og臋, po czym po艣piesznie zdj膮艂 spodnie.
鈥 Och! 鈥 Mallory wlepi艂a wzrok w jego erekcj臋.
鈥 Podoba ci si臋, kotku?
鈥 Taak.
O ma艂o nie zakrztusi艂a si臋 na tym s艂owie. 呕eby si臋 tak zakrztusi艂a na moim fiucie, pomy艣la艂. Ale wszystko w swoim czasie. Najpierw podstawy.
鈥 Jest ca艂y tw贸j 鈥 powiedzia艂 jej. 鈥 Chcesz go teraz?
鈥 Taak.
R.J. otworzy艂 szuflad臋 nocnej szafki, wyj膮艂 z pude艂ka prezerwatyw臋 i za艂o偶y艂. Podpieraj膮c si臋 r臋koma, 偶eby jej nie zgnie艣膰, pr贸bowa艂 wsun膮膰 cz艂onek mi臋dzy 艣ci艣ni臋te uda.
鈥 Roz艂贸偶 nogi i pozw贸l mi wej艣膰. 鈥 Pochyli艂 g艂ow臋 i uj膮艂 z臋bami stercz膮c膮 brodawk臋.
Kiedy lekko j膮 艣cisn膮艂, Mallory j臋kn臋艂a i rozchyli艂a uda. Zacz膮艂 ssa膰 jej pier艣, podczas gdy jego penis szuka艂 wej艣cia do jej cia艂a. Bo偶e wszechmog膮cy, ale by艂a ciasna!
Kiedy wszed艂 w ni膮 do po艂owy, napr臋偶y艂a si臋 i krzykn臋艂a. Cholera, by艂a wilgotna, a on wykona艂 robot臋 ju偶 w pi臋膰dziesi臋ciu procentach. Nie zamierza艂 teraz przerywa膰. Nie ma mowy. W膮tpi艂, 偶eby m贸g艂 przesta膰, nawet gdyby chcia艂 鈥 a nie chcia艂.
鈥 Rozlu藕nij si臋, kotku. Za pierwszym razem b臋dzie troch臋 bola艂o.
鈥 R.J., nie...
Uni贸s艂 jej biodra i napar艂, wchodz膮c w ni膮 a偶 do ko艅ca. Pisn臋艂a jak rozdra偶niona kotka i wbi艂a mu paznokcie w plecy.
鈥 Boli 鈥 poskar偶y艂a si臋.
Wysun膮艂 si臋 z niej na kilka centymetr贸w, a potem natar艂 znowu. Chwyci艂a go za ramiona, wczepiaj膮c si臋 w niego kurczowo.
鈥 Przesta艅! M贸wi艂am, 偶e to boli.
鈥 Przecie偶 tego chcia艂a艣 鈥 odpar艂, nie przestaj膮c si臋 porusza膰. 鈥 Spr贸buj si臋 rozlu藕ni膰. Obiecuj臋, 偶e nast臋pnym razem ci si臋 spodoba.
鈥 Nast臋pnym razem?
Dlaczego nie mog艂a po prostu si臋 zamkn膮膰? Jeszcze kilka pchni臋膰 i by sko艅czy艂. A je艣li zaczeka, zrobi to znowu i tym razem dopilnuje, 偶eby j膮 zaspokoi膰. Ignoruj膮c jej j臋ki, podj膮艂 przerwane dzie艂o. W ci膮gu paru minut eksplodowa艂, zag艂臋biony w niej po sam膮 r臋koje艣膰. Gdyby jeszcze nie mia艂 na sobie kondoma, by艂oby naprawd臋 super.
Mo偶e nast臋pnym razem. W ko艅cu by艂a dziewic膮, wi臋c nie z艂api臋 偶adnego syfa. Ale nie bra艂a pigu艂ek, wi臋c mog艂a zaj艣膰 w ci膮偶臋. Co tam, jakie s膮 szanse, 偶e zmajstruje jej bachora, je艣li tylko raz zrobi to bez gumki?
*
鈥 Gdzie Jolie?
Yvonne otworzy艂a powieki, gdy tylko us艂ysza艂a g艂os syna.
鈥 Theron? 鈥 Podnios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a w oczy skupione na jej twarzy.
鈥 Mamo. 鈥 Jego g艂os by艂 zachrypni臋ty i szorstki.
鈥 O, dzi臋ki ci, Bo偶e. 鈥 艁zy zakr臋ci艂y si臋 w jej oczach.
鈥 Gdzie jest Jolie?
鈥 W Belle Rose. Chcesz, 偶ebym do niej zadzwoni艂a?
Theron skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Zadzwo艅 do niej. I do Ike'a.
鈥 Ike'a Dentona?
Jeden z ochroniarzy wynaj臋tych przez Maksa wetkn膮艂 g艂ow臋 za parawan.
鈥 Czy wszystko w porz膮dku, pani Carter?
鈥 Tak, dzi臋kuj臋. W艂a艣ciwie nawet lepiej ni偶 w porz膮dku. M贸j syn mo偶e m贸wi膰.
U艣miechn臋艂a si臋 do barczystego m臋偶czyzny w niebieskim mundurze i z pistoletem przy pasie. Dzi臋kowa艂a Bogu, 偶e jest tutaj, aby broni膰 Therona.
鈥 Kto to? 鈥 spyta艂 Theron.
Zastanawia艂a si臋, czy powiedzie膰 mu prawd臋. W ko艅cu odpar艂a:
鈥 To prywatny ochroniarz. Max go wynaj膮艂.
鈥 Dla mnie?
鈥 Tak.
鈥 Dlaczego?
Yvonne pog艂aska艂a syna po policzku.
鈥 Nie przejmuj si臋 tym, kochanie. Musisz wypoczywa膰 i wraca膰 do zdrowia.
鈥 Co si臋 sta艂o? Dlaczego Max uwa偶a, 偶e potrzebuj臋 ochrony?
鈥 Nic si臋 nie sta艂o 鈥 sk艂ama艂a. 鈥 Po prostu Max obawia si臋, 偶e kto艣 znowu b臋dzie pr贸bowa艂 ci臋 skrzywdzi膰.
鈥 Zadzwo艅 do Jolie. Chc臋 si臋 z ni膮 zobaczy膰.
鈥 Dobrze, za chwil臋.
鈥 Teraz.
*
Georgette i Parry siedzieli obok siebie na bli藕niaczych bujanych fotelach. Ona pi艂a sok ze 艣wie偶ych pomara艅czy a on mimoz臋 szczodrze podlan膮 drogim szampanem. Przez lata przywykli do tego, co najlepsze. Na szcz臋艣cie Louis nigdy nie sk膮pi艂 na nic pieni臋dzy. By艂 bardzo hojny nie tylko dla niej, ale r贸wnie偶 dla Parry'ego, Maksa i Mallory.
鈥 Strasznie jeste艣 dzi艣 milkliwa, Georgie.
鈥 Tak sobie my艣l臋.
鈥 O czym? O tym, 偶e Max da艂 si臋 postrzeli膰, ratuj膮c 偶ycie Jolie?
鈥 Hm. Co艣 mi臋dzy nimi jest 鈥 powiedzia艂a Georgette.
鈥 Max jest m臋偶czyzn膮 a Jolie pi臋kn膮 kobiet膮. Pewnie chce j膮 przelecie膰. Szczerze m贸wi膮c, sam ch臋tnie bym j膮 bzykn膮艂.
鈥 Parry! Czy zawsze musisz by膰 taki ordynarny?
鈥 Nie zawsze jestem ordynarny 鈥 odpar艂. 鈥 Ale my艣la艂em, 偶e przy tobie nie musz臋 udawa膰. Nie musimy zak艂ada膰 偶adnych masek, kiedy jeste艣my tylko we dwoje.
鈥 Przy Louisie te偶 mog艂am by膰 sob膮. Nie przeszkadza艂o mu, 偶e nie urodzi艂am si臋 dam膮. Chyba nawet lubi艂, kiedy puszcza艂y wszystkie bariery i zachowywa艂am si臋 jak dziwka.
鈥 Bardzo ci go brakuje, prawda?
Nikt nie by艂 w stanie nawet sobie wyobrazi膰 b贸lu, jaki sprawia艂o jej prze偶ywanie ka偶dego kolejnego dnia bez Louisa. Gdyby B贸g by艂 naprawd臋 mi艂osierny, zabra艂by j膮 z tego 艣wiata w tej samej chwili, w kt贸rej zabra艂 jego.
鈥 Czuj臋 si臋, jakbym umar艂a razem z nim 鈥 odpar艂a. 鈥 Tylko moja dusza zosta艂a uwi臋ziona w 偶ywym ciele.
鈥 Jezu, Georgie, nie m贸w takich rzeczy. A偶 ciarki chodz膮 mi po plecach.
鈥 Nigdy nikogo nie kocha艂e艣, tak jak ja kocha艂am Louisa.
鈥 Kocha艂em Lisette. 鈥 Doko艅czy艂 drinka i odstawi艂 szklank臋 na st贸艂.
鈥 Naprawd臋? Zawsze w to w膮tpi艂am. My艣la艂am, 偶e podoba艂o ci si臋 w niej przede wszystkim to, 偶e pochodzi z elitarnej rodziny i 偶eni膮c si臋 z ni膮 zyskasz szacunek.
鈥 Cz臋艣ciowo tak. Ale naprawd臋 j膮 kocha艂em. I by艂bym dobrym m臋偶em, gdybym mia艂 tak膮 szans臋.
Georgette wzi臋艂a brata za r臋k臋.
鈥 Wiem, m贸j drogi, wiem. 鈥 U艣cisn臋艂a jego d艂o艅. 鈥 Obiecaj mi co艣.
鈥 Co takiego?
鈥 Obiecaj, 偶e bez wzgl臋du na wszystko, nawet je艣li oka偶e si臋, 偶e Lemar Fuqua nie zabi艂 Audrey i Lisette, nie pozwolisz, 偶eby Maksowi sta艂o si臋 co艣 z艂ego. Musimy go chroni膰.
Parry poca艂owa艂 j膮 w policzek i powiedzia艂:
鈥 Georgie, Max ich nie zamordowa艂. Chyba nie my艣la艂a艣 przez te wszystkie lata, 偶e on...
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e znam prawd臋 鈥 wyzna艂a Georgette. 鈥 Od samego pocz膮tku by艂am pewna, 偶e Lemar Fuqua nie zabi艂 Audrey i Lisette.
鈥 Sk膮d ta pewno艣膰?
鈥 Bo wydaje mi si臋, 偶e wiem, kto zabi艂 ca艂膮 tr贸jk臋.
鈥 Tak, Georgie? Naprawd臋?
鈥 Tak, Parry. Naprawd臋.
*
Mallory pr贸bowa艂a wyj艣膰, ale R.J. nie chcia艂 jej pu艣ci膰. Mocowa艂a si臋 z nim, a gdy opad艂a z si艂, p艂aka艂a i b艂aga艂a, lecz bez skutku. Przysz艂a do niego, bo potrzebowa艂a pocieszenia. Pragn臋艂a kogo艣, kto by si臋 ni膮 zaopiekowa艂. Pokocha艂. A R.J. wykorzysta艂 tylko j膮, nie zwa偶aj膮c na to, 偶e sprawia jej b贸l. Jak mog艂a tak bardzo si臋 pomyli膰? My艣la艂a, 偶e mu na niej zale偶y, 偶e jest jedyn膮 osob膮, kt贸rej mo偶e zaufa膰 i kt贸ra jej nie zdradzi.
鈥 Chod藕, kotku. 鈥 R.J. wzi膮艂 j膮 na r臋ce. Nie mia艂a si艂y si臋 opiera膰, gdy ni贸s艂 j膮 do 艂azienki.
Postawi艂 j膮 pod prysznicem i odkr臋ci艂 kurek. Sam stan膮艂 pod zimnym pocz膮tkowo strumieniem i dopiero kiedy woda zrobi艂a si臋 ciep艂a, zamieni艂 si臋 z ni膮 miejscami. By艂a ca艂a obola艂a, prawdopodobnie bardziej dlatego 偶e napi臋艂a mi臋艣nie, gdy w ni膮 wszed艂, ni偶 z powodu samego seksu. I czu艂a pieczenie mi臋dzy nogami. Dlaczego ludzie uprawiaj膮 seks, skoro to takie okropne?
R.J. namydli艂 g膮bk臋 i umy艂 jej plecy i po艣ladki. Kiedy rozsun膮艂 jej nogi i umy艂 intymne miejsca, nie protestowa艂a. Potem odwr贸ci艂 j膮 i dok艂adnie namydli艂 piersi i brzuch. Nie mog艂a na niego patrze膰. Nienawidzi艂a go za to, co jej zrobi艂, za to, jak bardzo j膮 zawi贸d艂. R.J. od艂o偶y艂 g膮bk臋 i spojrza艂 na Mallory.
鈥 Jeste艣 na mnie bardzo z艂a? 鈥 spyta艂. Nie odpowiedzia艂a.
鈥 Mog臋 ci臋 udobrucha膰 鈥 obieca艂.
Zgromi艂a go wzrokiem.
鈥 Nie wierzysz mi?
Pokr臋ci艂a g艂ow膮. Nienawidzi艂a go! Nie m贸g艂 odwr贸ci膰 tego, co zrobi艂.
R.J. nie czeka艂 na jej zgod臋. Po prostu poca艂owa艂 j膮 w usta. Zacz臋艂a si臋 wi膰, ale z艂apa艂 j膮 za nadgarstki, przytrzyma艂 jej r臋ce nad g艂ow膮 i pog艂臋bi艂 poca艂unek. Cho膰 bardzo go w tej chwili nienawidzi艂a, jej cia艂o zareagowa艂o. Jak to mo偶liwe, 偶e po tym, jak j膮 potraktowa艂, wci膮偶 go pragn臋艂a?
Jego d艂o艅 b艂膮dzi艂a po jej piersiach i brzuchu, a偶 wreszcie pow臋drowa艂a ni偶ej, na wzg贸rek 艂onowy. Kiedy rozchyli艂 jej uda, j臋kn臋艂a, ale nie ust膮pi艂 i zdo艂a艂 wsun膮膰 w ni膮 dwa palce.
鈥 Boli ci臋 tam, kotku?
鈥 Jasne, 偶e boli, ty draniu.
Zachichota艂.
鈥 Za chwil臋 sprawi臋, 偶e poczujesz si臋 znacznie lepiej.
Wyci膮gn膮艂 palce i zacz膮艂 j膮 pie艣ci膰. Z ka偶dym jego ruchem cia艂o Mallory rozlu藕nia艂o si臋, a偶 wreszcie ogarn臋艂a j膮 b艂oga rozkosz. R.J. u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
鈥 Lepiej?
鈥 Mm-hm.
鈥 Rozlu藕nij si臋, kotku, i daj si臋 temu ponie艣膰. Dojdziesz dla mnie na szczyt. B臋dziesz dr偶a艂a, b臋dziesz dygota艂a, b臋dziesz krzycza艂a. 鈥 Nie przestawa艂 jej pie艣ci膰 coraz mocniej i szybciej. 鈥 Jak zrobi臋 to z tob膮 nast臋pnym razem, b臋dzie tak samo, tylko lepiej.
Wi艂a si臋 i skr臋ca艂a, wypychaj膮c do przodu biodra. Wreszcie dotar艂a na szczyt. Faluj膮ca rozkosz rozla艂a si臋 po jej ciele. Potem opad艂a w jego ramiona i wtuli艂a g艂ow臋 w jego pier艣.
鈥 Zuch dziewczyna.
R.J. zakr臋ci艂 wod臋, pom贸g艂 Mallory wyj艣膰 z kabiny, owin膮艂 j膮 r臋cznikiem i posadziwszy na kom贸dce, wytar艂 si臋 drugim r臋cznikiem. Mallory siedzia艂a nieruchomo, wci膮偶 nie do ko艅ca pojmuj膮c, co si臋 przed chwil膮 sta艂o. Nie zd膮偶y艂a och艂on膮膰, a R.J. znowu postawi艂 j膮 na nogi i zaprowadzi艂 do sypialni. Zdar艂 z niej r臋cznik i poci膮gn膮艂 do 艂贸偶ka. Tym razem podni贸s艂 j膮 i posadzi艂 na sobie.
鈥 Jeszcze raz, Mallory. Tylko 偶e teraz b臋dzie ci dobrze. Obiecuj臋.
Odm贸w. Nie pozw贸l mu wsadzi膰 tego wielkiego twardego kutasa i narazi膰 ci臋 znowu na b贸l. Zanim zd膮偶y艂a zaprotestowa膰, uni贸s艂 jej po艣ladki i nakierowa艂 tak, 偶e czubek jego m臋sko艣ci zacz膮艂 dra偶ni膰 jej kobiece p艂atki. Zesztywnia艂a. R.J. z艂apa艂 j膮 za biodra i nabi艂 na sw贸j stercz膮cy pal. Westchn臋艂a, czekaj膮c na b贸l. Ale b贸l nie nadchodzi艂. Tylko lekkie pobudzenie, a po kilku posuwistych pchni臋ciach przyjemny dreszczyk.
Unosi艂 i opuszcza艂 jej biodra w r贸wnym, powolnym rytmie, za ka偶dym razem trafiaj膮c w najwra偶liwszy punkt w jej wn臋trzu. Wkr贸tce przej臋艂a inicjatyw臋, uje偶d偶aj膮c go jak ogiera w galopie. Z jedn膮 d艂oni膮 wci膮偶 na jej biodrze, drug膮 pie艣ci艂 jej twarde sutki.
鈥 O, Bo偶e, RJ.
鈥 Szybciej, kochanie, szybciej.
Przyspieszy艂a, ale tempo wci膮偶 by艂o dla niego za wolne. Chwyci艂 j膮 za biodra, podrywaj膮c j膮 i nasadzaj膮c na siebie coraz szybciej, a偶 eksplodowa艂a w szalonym orgazmie. Sam dotar艂 na szczyt sekund臋 p贸藕niej.
Mokra od potu Mallory osun臋艂a si臋 i wtuli艂a w jego cia艂o.
鈥 By艂o lepiej, prawda, kotku? 鈥 Tr膮ci艂 nosem jej szyj臋. Westchn臋艂a.
鈥 Tak. Znacznie lepiej.
Dopiero gdy kochali si臋 po raz trzeci, zda艂a sobie spraw臋, 偶e za drugim razem nie u偶y艂 prezerwatywy. C贸偶, teraz nic nie mog艂a na to poradzi膰.
鈥 Tym razem si臋 zabezpiecz 鈥 upomnia艂a go.
Zrobi艂, o co prosi艂a, a potem wszed艂 w ni膮. Obsypa艂a go poca艂unkami, pragn膮c wi臋cej i wi臋cej rozkoszy, kt贸r膮 w艂a艣nie odkry艂a.
鈥 Naucz mnie tego 鈥 powiedzia艂a.
鈥 Czego chcesz si臋 nauczy膰? 鈥 zapyta艂.
鈥 Wszystkiego.
鈥 To troch臋 potrwa. Kilka dni, tygodni, miesi臋cy.
鈥 Zgoda, ale pierwsz膮 lekcj臋 daj mi ju偶 teraz.
Rozdzia艂 20
Wspania艂a wiadomo艣膰! 鈥 Clarice u艣ciska艂a Yvonne i u艣miechn臋艂a si臋 promiennie. 鈥 B贸g wys艂ucha艂 naszych modlitw. Odda艂 nam naszego kochanego Therona.
鈥 Przywitaj si臋 z nim 鈥 powiedzia艂a Yvonne.
鈥 Nie powinnam mu przeszkadza膰, gdy odpoczywa. Nie mo偶e si臋 przecie偶 m臋czy膰.
鈥 Nonsens. Theron chce ci臋 zobaczy膰. 鈥 Yvonne poci膮gn臋艂a Clarice za r臋k臋, a potem spojrza艂a na jej nieod艂膮cznego towarzysza. 鈥 Nie b臋dzie ci przeszkadza膰, je艣li zaczekasz tutaj?
鈥 Ale偶 sk膮d 鈥 odpar艂 Nowell. 鈥 Clarice bardzo si臋 martwi艂a o Therona. Dobrze jej zrobi, jak go zobaczy i zamieni z nim kilka s艂贸w. Przekona si臋, 偶e Theron wraca do zdrowia.
Yvonne i Clarice wesz艂y do sali. Theron le偶a艂 na plecach, wci膮偶 pod艂膮czony do rozmaitych aparat贸w, kt贸re monitorowa艂y jego funkcje 偶yciowe. Gdy zbli偶y艂y si臋 do 艂贸偶ka, otworzy艂 oczy i u艣miechn膮艂 si臋, a potem wpatrywa艂 si臋 to w jedn膮, to w drug膮. Serce Yvonne zabi艂o szybciej. Czemu tak si臋 nam przygl膮da? 鈥 pomy艣la艂a.
鈥 Nie wiem, dlaczego nie zauwa偶y艂em tego wcze艣niej. 鈥 G艂os Therona, wci膮偶 by艂 odrobin臋 chropawy.
鈥 Czego nie zauwa偶y艂e艣? 鈥 spyta艂a Clarice.
鈥 Jak bardzo jeste艣cie do siebie podobne.
Yvonne wstrzyma艂a oddech.
鈥 To oczywiste, 偶e jeste艣my podobne 鈥 odpar艂a Clarice, jakby nie by艂o w tym nic dziwnego. 鈥 Yvonne i ja przypominamy wygl膮dem tatusia. Audrey i Lisette by艂y podobne do mojej mamy, a Lemar do swojej matki.
鈥 Theron, pozw贸l mi wyja艣ni膰... 鈥 Yvonne przez ca艂e 偶ycie ukrywa艂a przed synem prawd臋, obawiaj膮c si臋 jego reakcji. I oto Clarice wyjawi艂a, 偶e s膮 siostrami, w taki spos贸b, jakby prowadzi艂a rozmow臋 o pogodzie.
鈥 Co tu wyja艣nia膰? 鈥 Theron spojrza艂 na matk臋.
鈥 Nie powiedzia艂am ci, bo...
鈥 Bo my艣la艂a艣, 偶e wola艂bym nie wiedzie膰, 偶e m贸j dziadek by艂 bia艂y.
鈥 Ale ja zawsze chcia艂am ci o tym powiedzie膰 鈥 zapewni艂a Clarice. 鈥 Chcia艂am, 偶eby艣 wiedzia艂, 偶e jestem twoj膮 cioci膮 tak samo, jak jestem cioci膮 Jolie. Zawsze kocha艂am ci臋 r贸wnie mocno jak j膮.
Wilgotna mgie艂ka zasnu艂a orzechowe oczy Therona. Oczy, kt贸re odziedziczy艂 po Samie Desmondzie.
鈥 Ja... ja nie wiedzia艂em 鈥 odpar艂. 鈥 A powinienem by艂 si臋 domy艣li膰. Zawsze traktowa艂a艣 mnie, jakbym by艂 dla ciebie wyj膮tkowy. Musz臋 przyzna膰, 偶e zacz臋艂o mi to przeszkadza膰, kiedy doros艂em. Po prostu wydawa艂o mi si臋 bez sensu. I denerwowa艂o mnie, 偶e ty i mama jeste艣cie sobie takie bliskie.
Yvonne westchn臋艂a. Jej syn w艂a艣nie pozna艂 jedn膮 tajemnic臋. Ale by艂a jeszcze jedna, kt贸r膮 dzieli艂y z Clarice i kt贸ra zwi膮za艂a je r贸wnie mocno jak siostrzane uczucie. Przysi臋g艂y, 偶e tego sekretu nigdy nikomu nie wyjawi膮.
鈥 Ludzie podejrzewali, 偶e Yvonne i Lemar s膮 Desmondami 鈥 powiedzia艂a Clarice 鈥 ale obiecali艣my tatusiowi, kiedy le偶a艂 na 艂o偶u 艣mierci, 偶e zachowamy prawd臋 w rodzinie. 鈥 Zni偶y艂a g艂os. 鈥 Bo widzisz, tata nie chcia艂, 偶eby ludzie 藕le my艣leli o Sadie. W ko艅cu by艂 偶onaty z moj膮 mam膮, kiedy urodzili si臋 Yvonne i Lemar. A tatu艣 by艂 bardzo honorowy. Nie chcia艂 okry膰 ha艅b膮 Sadie i mojej mamy.
鈥 Jak mo偶esz m贸wi膰, 偶e by艂 honorowy? Dopu艣ci艂 si臋 cudzo艂贸stwa, a na dodatek wykorzysta艂 swoj膮 s艂u偶膮c膮. 鈥 Oczy Therona pociemnia艂y.
Clarice zrobi艂a oburzon膮 min臋.
鈥 Nie wykorzysta艂....
鈥 Sam Desmond i mama si臋 kochali 鈥 wtr膮ci艂a si臋 Yvonne.
鈥 Chyba sama w to nie wierzysz 鈥 zaoponowa艂 Theron. 鈥 Bez wzgl臋du na to, co powiedzia艂a ci babcia...
鈥 Wiem to od niego. 鈥 Yvonne spojrza艂a synowi prosto w oczy. 鈥 Zanim umar艂, wyzna艂 mi, 偶e bardzo zale偶a艂o mu na pani Mary Rose, ale to moja mama by艂a mi艂o艣ci膮 jego 偶ycia.
鈥 To prawda 鈥 potwierdzi艂a Clarice. 鈥 Ale nawet po 艣mierci mamy nie m贸g艂 si臋 o偶eni膰 z Sadie. Wtedy, pod koniec lat czterdziestych, ma艂偶e艅stwa mi臋dzyrasowe by艂y niezgodne z prawem.
鈥 Wi臋c wujek Lemar by艂 przyrodnim bratem Lisette. 鈥 Theron zamkn膮艂 oczy.
鈥 Lemar i Lisette nie mieli romansu 鈥 powiedzia艂a Clarice. 鈥 Wiedzieli, 偶e s膮 rodze艅stwem. I przyja藕nili si臋 od ma艂ego. 艁膮czy艂a ich mocna wi臋藕, ale nie mia艂a charakteru erotycznego. Nigdy.
鈥 Dlaczego nie powiedzia艂y艣cie o tym szeryfowi, kiedy prowadzono 艣ledztwo w sprawie masakry w Belle Rose? 鈥 Theron otworzy艂 oczy i wbi艂 wzrok w matk臋.
鈥 Powiedzia艂am mu o tym 鈥 odpar艂a Yvonne. 鈥 Naprawd臋 mu powiedzia艂am, ale mi nie uwierzy艂. Uzna艂, 偶e k艂ami臋, bo chc臋 oczy艣ci膰 dobre imi臋 brata.
鈥 Par臋 miesi臋cy p贸藕niej, kiedy dosz艂am do siebie, potwierdzi艂am zeznanie Yvonne. 鈥 Po policzkach Clarice pop艂yn臋艂y 艂zy. 鈥 Szeryf o艣wiadczy艂, 偶e to bez znaczenia, czy Lisette i Lemar byli rodze艅stwem. Je艣li nawet, to ich romans by艂 jeszcze bardziej ohydny.
鈥 Szeryf zareagowa艂 tak 鈥 powiedzia艂 Theron 鈥 bo chcia艂, 偶eby Lemara uznano za morderc臋.
鈥 Ale dlaczego? 鈥 zdumia艂a si臋 Yvonne.
鈥 Dzwoni艂a艣 do Jolie? 鈥 spyta艂.
鈥 Ja dzwoni艂am 鈥 odpar艂a Clarice. 鈥 Ju偶 tu jedzie. Prosi艂a, 偶eby ci przekaza膰, 偶e macie nowego sprzymierze艅ca.
鈥 Kogo?
鈥 Jak to kogo? Maksa, rzecz jasna.
*
Kom贸rka Jolie zadzwoni艂a, gdy wyszli z Maksem z posterunku policji. S艂ysz膮c g艂os cioci Clarice, natychmiast pomy艣la艂a o Theronie. Wiedzia艂a, 偶e ciotka jest w szpitalu.
鈥 Przyje偶d偶aj jak najszybciej. Theron zacz膮艂 m贸wi膰. I chce si臋 z tob膮 zobaczy膰.
Podzieli艂a si臋 z Maksem dobr膮 nowin膮 i natychmiast ruszyli do szpitala. Max zaparkowa艂 porsche. Kiedy Jolie si臋gn臋艂a, 偶eby otworzy膰 drzwiczki chwyci艂 j膮 za r臋k臋.
鈥 To nie przejdzie 鈥 powiedzia艂.
鈥 Nie rozumiem, o co ci chodzi.
鈥 O twoje milczenie. Przez ca艂膮 drog臋 do miasta i z posterunku a偶 tutaj m贸wi艂a艣 tylko 鈥瀟ak鈥 albo 鈥瀗ie鈥.
鈥 A co mia艂am m贸wi膰? Zgodzili艣my si臋, 偶e ci臋 nienawidz臋, a fakt, 偶e czujemy do siebie mi臋t臋, niczego nie zmienia.
鈥 Wi臋c tw贸j plan to ignorowanie tego i nadzieja, 偶e jako艣 nam przejdzie?
鈥 Co艣 w tym gu艣cie. 鈥 Otworzy艂a drzwiczki, wysiad艂a i nie czekaj膮c na niego, ruszy艂a w kierunku szpitala.
Max dogoni艂 Jolie w recepcji, gdy sz艂a do windy. Obserwowa艂a go k膮tem oka, dzi臋kuj膮c Bogu, 偶e na ni膮 nie patrzy i nie pr贸buje dotkn膮膰. Wiadomo艣膰 o jego romansie z Earth膮 Kilpatrick da艂a jej idealn膮 wym贸wk臋. Cho膰 prawd臋 m贸wi膮c, nie by艂a nawet w po艂owie tak wstrz膮艣ni臋ta jego 鈥瀖etres膮鈥, jak udawa艂a. Nie mog艂a przecie偶 oczekiwa膰, 偶eby taki facet jak Max 偶y艂 w celibacie. Seks parowa艂 ze wszystkich por贸w jego sk贸ry.
Jolie przycisn臋艂a guzik ze strza艂k膮 do g贸ry i zaczeka艂a. Po chwili drzwi windy rozsun臋艂y si臋 i wysiedli z niej wszyscy pasa偶erowie. Max wszed艂 za Jolie do 艣rodka. Jechali na g贸r臋 w og艂uszaj膮cej ciszy. Gdy drzwi znowu si臋 otworzy艂y, Jolie wyskoczy艂a z windy i pobieg艂a w g艂膮b korytarza. Nie mog艂a si臋 doczeka膰 spotkania z Theronem, ale przede wszystkim nie chcia艂a by膰 sam na sam z Maksem ani chwili d艂u偶ej.
W poczekalni zasta艂a Yvonne, cioci臋 Clarice i Nowella Landersa. Yvonne i Clarice wsta艂y i podbieg艂y do niej.
鈥 Postaraj si臋 go nie denerwowa膰 鈥 poprosi艂a Yvonne. 鈥 M贸wi, 偶e potrafi zidentyfikowa膰 wszystkich trzech m臋偶czyzn, kt贸rzy go zaatakowali. Komisarz Harper ju偶 tu jedzie, 偶eby spisa膰 zeznanie.
Jolie 艣cisn臋艂a Yvonne za r臋k臋.
鈥 Powiem mu, co si臋 sta艂o w domu Ginny Pounders. Musi wiedzie膰 wszystko co ja.
鈥 Rozumiem, 偶e musisz mu to powiedzie膰, ale pami臋taj, 偶e Theron nie powinien si臋 denerwowa膰. Wci膮偶 jest bardziej s艂aby.
Clarice obj臋艂a Yvonne.
鈥 Jolie zale偶y na Theronie i nie zrobi niczego, 偶eby go skrzywdzi膰. 鈥 Spojrza艂a na Maksa stoj膮cego w drzwiach. 鈥 Musisz z ni膮 p贸j艣膰 do Therona. Piel臋gniarki wygoni艂y nas z sali, bo za bardzo si臋 wzruszy艂, i prosi艂y, 偶eby艣cie poczekali do nast臋pnej pory odwiedzin.
鈥 A kiedy to b臋dzie? 鈥 spyta艂 Max.
鈥 Za godzin臋 鈥 odpar艂a Yvonne. 鈥 Ale Theron 偶膮da艂 natychmiastowego spotkania z Jolie. Zagrozi艂, 偶e w przeciwnym razie zdemoluje szpital.
鈥 To mo偶e nie powinni艣my czeka膰. 鈥 Max spojrza艂 na Jolie, kt贸ra pokiwa艂a g艂ow膮. 鈥 Zapytajmy, czy nas wpuszcz膮.
*
Kiedy Jolie opowiada艂a Theronowi o wydarzeniach ostatnich dni, zauwa偶y艂, 偶e Max patrzy na ni膮 w szczeg贸lny spos贸b. By艂 ciekaw, co mi臋dzy nimi zasz艂o, ale nie m贸g艂 spyta膰 o to Jolie w obecno艣ci Maksa.
鈥 Dzi臋kuj臋, 偶e wynaj膮艂e艣 dla mnie ochron臋 鈥 powiedzia艂. 鈥 Sam mog臋 zap艂aci膰. Tylko poinformuj agencj臋, 偶eby przys艂a艂a mi rachunek.
鈥 Pozw贸l, 偶e ja zajm臋 si臋 rachunkami 鈥 odpar艂 Max. 鈥 Ty skup si臋 na powrocie do zdrowia.
鈥 Max ma racj臋. 鈥 Jolie siedzia艂a na krze艣le przy 艂贸偶ku, 艣ciskaj膮c d艂o艅 Therona. 鈥 Zajmiemy si臋 wszystkim, a ty si臋 kuruj. Nie przestaniemy szuka膰, dop贸ki si臋 nie dowiemy, co naprawd臋 wydarzy艂o si臋 tamtego dnia w Belle Rose. Oboje jeste艣my pewni, 偶e Lemar nie zamordowa艂 mojej matki i ciotki.
Theron spojrza艂 Maksowi w oczy.
鈥 Zaopiekujesz si臋 Jolie, prawda? Nie pozwolisz, 偶eby spotka艂o j膮 co艣 z艂ego?
鈥 Jej bezpiecze艅stwo to m贸j priorytet 鈥 zapewni艂 Max.
鈥 Je艣li co艣 jej si臋 stanie, odpowiesz mi za to 鈥 ostrzeg艂 go Theron. 鈥 Jolie i ja... jeste艣my jak rodzina.
鈥 Rozumiem. 鈥 Max skin膮艂 g艂ow膮 i spojrza艂 na Jolie, kt贸ra natychmiast odwr贸ci艂a wzrok.
鈥 Informujcie mnie na bie偶膮co o wynikach, dobrze? 鈥 poprosi艂 Theron.
鈥 Oczywi艣cie 鈥 obieca艂a Jolie. 鈥 Przecie偶 to twoje 艣ledztwo. Max i ja wykonujemy tylko czarn膮 robot臋.
鈥 Uwa偶aj na siebie 鈥 powiedzia艂 Theron. 鈥 Nie ryzykuj bez potrzeby.
鈥 I kto to m贸wi! 鈥 za偶artowa艂a.
Wysoka czarnosk贸ra piel臋gniarka zajrza艂a za parawan.
鈥 Obawiam si臋, 偶e musicie pa艅stwo ju偶 i艣膰. Komisarz Harper przyjecha艂 spisa膰 zeznanie pana Cartera, a nie pozwol臋, 偶eby przesiadywa艂o tu p贸艂 Sumarville.
Jolie bardzo delikatnie u艣ciska艂a Therona, a potem poca艂owa艂a go w policzek.
鈥 B膮d藕 grzeczny i nie k艂贸膰 si臋 z piel臋gniarkami.
Theron z艂apa艂 j膮 za r臋k臋.
鈥 A ty b膮d藕 ostro偶na i nie r贸b niczego g艂upiego. 鈥 Ma艂o brakowa艂o, a doda艂by: 鈥瀔uzynko鈥. Minie troch臋 czasu, zanim oswoi si臋 z my艣l膮, 偶e Desmondowie to rodzina. Rodzina jego matki.
*
Wieczorem Max i Jolie zgromadzili wszystkich, w艂膮cznie z obra偶on膮 Mallory, w g艂贸wnym salonie. Jolie zastanawia艂a si臋, jak zareaguj膮 na przes艂uchanie, zw艂aszcza Georgette i Parry. Niewykluczone, 偶e jedno z nich zna艂o prawd膮, a mo偶e nawet ponosi艂o odpowiedzialno艣膰 za morderstwa.
鈥 O co w tym wszystkim chodzi? 鈥 zapyta艂 Parry, siadaj膮c obok siostry.
鈥 Tak, drogi ch艂opcze, wyja艣nij nam, co si臋 dzieje. 鈥 Clarice zaj臋艂a miejsce na sofie przy Nowellu. Oznajmi艂a, 偶e jej narzeczony powinien zosta膰 bo wkr贸tce b臋dzie cz艂onkiem rodziny.
Max zesztywnia艂, us艂yszawszy o 艣lubie Clarice i Nowella, ale gdy Jolie pos艂a艂a mu ostrzegawcze spojrzenie, postanowi艂 milcze膰. W tej chwili musieli sobie radzi膰 z ka偶dym problemem po kolei.
鈥 Skoro ciocia Clarice chce si臋 wyda膰 za swojego podstarza艂ego hipisa, pewnie b臋dziemy mieli podw贸jny 艣lub 鈥 zaszydzi艂a Mallory.
鈥 Zamknij si臋, Mallory 鈥 skarci艂 j膮 Max. 鈥 Siadaj i trzymaj j臋zyk za z臋bami.
鈥 Tak jest! 鈥 Mallory zasalutowa艂a i klapn臋艂a na obit膮 aksamitem otoman臋 naprzeciwko fotela matki.
鈥 Cicho, kochanie. 鈥 Georgette poklepa艂a c贸rk臋 po ramieniu. Max potoczy艂 wzrokiem po salonie, a偶 wreszcie spojrza艂 na Jolie.
鈥 Jak wiecie, Theron Carter i Jolie postanowili wznowi膰 艣ledztwo w sprawie masakry w Belle Rose i...
鈥 I Theron wyl膮dowa艂 na intensywnej terapii, a Jolie o ma艂o nie da艂a si臋 zabi膰 鈥 wszed艂 mu w s艂owo Parry, rekapituluj膮c najwa偶niejsze fakty.
鈥 Nie zapominaj, 偶e Max zosta艂 postrzelony 鈥 doda艂a Clarice.
鈥 Musieli艣cie zda膰 sobie spraw臋 鈥 ci膮gn膮艂 Max 鈥 偶e kto艣 usi艂uje powstrzyma膰 dalsze dochodzenie. To za艣 oznacza, 偶e Lemar Fuqua nie zamordowa艂 Audrey Royale i Lisette Desmond.
鈥 Zawsze wierzy艂am w niewinno艣膰 Lemara 鈥 powiedzia艂a Clarice.
鈥 Dlatego Max i ja chcemy was poprosi膰 o udzielenie wszelkich informacji na temat tamtego feralnego dnia. 鈥 Jolie unika艂a wzroku macochy.
鈥 Nie wiem, jak mog艂oby to pom贸c... 鈥 Georgette zerkn臋艂a b艂agalnie na brata.
鈥 Georgie ma racj臋. 鈥 Parry zmarszczy艂 brwi. 鈥 Co dobrego mo偶e wynikn膮膰 z rozpami臋tywania przesz艂o艣ci?
鈥 Ja... ja nie chc臋 tego pami臋ta膰. 鈥 Clarice potrz膮sn臋艂a nerwowo g艂ow膮. Nowell obj膮艂 j膮 opieku艅czo.
鈥 Prosz臋, ciociu 鈥 powiedzia艂a Jolie. 鈥 Je艣li ja jestem gotowa przypomina膰 sobie szczeg贸艂y tego, co mnie wtedy spotka艂o, to ty te偶 na pewno mo偶esz. Gdybym tylko pami臋ta艂a, kto do mnie strzela艂.
鈥 Krew 鈥 zaszlocha艂a Clarice. 鈥 Tyle krwi. Zostawi艂am samoch贸d za domem, jak zawsze, i wesz艂am przez kuchni臋. 鈥 Oczy Clarice rozszerzy艂y si臋, jakby wpad艂a w trans. 鈥 Zobaczy艂am cia艂o Audrey. Nie 偶y艂a. A potem zobaczy艂am Jolie. Dzi臋ki Bogu wci膮偶 偶y艂a. Chyba zadzwoni艂am na policj臋. Nie pami臋tam dok艂adnie. Usiad艂am na pod艂odze i wzi臋艂am Jolie na r臋ce. 鈥 Westchn臋艂a ci臋偶ko. 鈥 Reszta wspomnie艅 zupe艂nie mi si臋 zatar艂a. Dobrze pami臋tam tylko to, co wydarzy艂o si臋 wiele dni p贸藕niej.
鈥 Czyli nigdy nie widzia艂a艣 cia艂 cioci Lisette ani Lemara? 鈥 zapyta艂a Jolie. Clarice pokr臋ci艂a g艂ow膮.
鈥 W og贸le nie wysz艂am z kuchni.
鈥 Ciociu, czy to prawda, 偶e Lisette i Lemar mieli romans? 鈥 spyta艂 Max.
鈥 Lito艣ci, nie. Lemar by艂 naszym bratem. Przyrodnim bratem.
W salonie zaleg艂a cisza.
鈥 Yvonne i Lemar byli dzie膰mi dziadka? 鈥 spyta艂a w ko艅cu Jolie, zaskoczona, lecz nie zszokowana, jakby na jakim艣 poziomie 艣wiadomo艣ci zawsze to wiedzia艂a.
鈥 Tak, oczywi艣cie. 鈥 Usta Clarice wygi臋艂y si臋 w lekkim u艣miechu. 鈥 Wi臋c sama rozumiesz, 偶e nie mog艂o by膰 mowy o 偶adnym romansie. Tylko o uczuciach rodzinnych.
鈥 To jaki Lemar m贸g艂 mie膰 motyw, 偶eby zamordowa膰 siostry? 鈥 zastanawia艂 si臋 Max. 鈥 Je艣li nie zazdro艣膰, to co? Nienawi艣膰?
鈥 Nie, nie, nie 鈥 zaprzeczy艂a energicznie Clarice. 鈥 Lemar nikogo nie nienawidzi艂, a ju偶 najmniej Lisette. A wszyscy, kt贸rzy go znali, wiedzieli, 偶e nie skrzywdzi艂by nawet muchy. By艂 takim dobrym i 艂agodnym cz艂owiekiem.
Max zwr贸ci艂 si臋 do Parry'ego.
鈥 Czy podejrzewa艂e艣, 偶e Lisette mia艂a z kim艣 romans?
鈥 Co? 鈥 Parry wydawa艂 si臋 ura偶ony pytaniem. 鈥 Ja...eee... oczywi艣cie, 偶e nie. Byli艣my zar臋czeni, mieli艣my wzi膮膰 艣lub. Kochali艣my si臋 i planowali艣my wsp贸ln膮 przysz艂o艣膰.
鈥 Przepraszam, 偶e m贸wi臋 藕le o zmar艂ej 鈥 powiedzia艂a Jolie 鈥 ale dano mi do zrozumienia, 偶e moja ciotka Lisette by艂a do艣膰 rozwi膮z艂a, 偶e zanim si臋 zar臋czyli艣cie, mia艂a wielu kochank贸w.
鈥 Lisette by艂a wolnym duchem 鈥 odpar艂 Parry. 鈥 I za to j膮 kocha艂em. Nie by艂a jak膮艣 tam zgorzknia艂膮 cnotk膮.
鈥 Rozumiem. 鈥 Jolie spojrza艂a mu w oczy. 鈥 Wi臋c nie mia艂e艣 powodu, 偶eby by膰 o ni膮 zazdrosny?
鈥 Wola艂abym, 偶eby艣cie nie m贸wili takich okropnych rzeczy o Lisette. 鈥 Drobne ramiona Clarice zesztywnia艂y nawet pod koj膮cym dotykiem Nowella.
鈥 Przepraszam, ciociu. 鈥 Jolie zrobi艂a krok w jej kierunku 鈥 ale musimy si臋 dowiedzie膰, kto m贸g艂 mie膰 motyw do zamordowania mamy i cioci Lisette.
鈥 Nie podoba mi si臋, 偶e praktycznie zasugerowali艣cie, 偶e ja m贸g艂bym mie膰 motyw 鈥 mrukn膮艂 Parry, nadymaj膮c policzki jak ropucha.
Max podszed艂 do Jolie i przez u艂amek sekundy wydawa艂o si臋, 偶e po艂o偶y jej d艂o艅 na ramieniu. Nie zrobi艂 tego jednak.
鈥 O nic nikogo nie oskar偶amy. Ale Jolie ma racj臋. Im wi臋cej dowiemy si臋 o tym, co si臋 wtedy dzia艂o, tym wi臋ksze szanse, 偶e znajdziemy prawdziwego morderc臋 i powstrzymamy go, zanim znowu zaatakuje.
鈥 O, m贸j Bo偶e 鈥 j臋kn臋艂a Georgette. 鈥 Dlaczego musimy jeszcze raz prze偶ywa膰 ten koszmar? M贸j biedny Louis by艂 zupe艂nie rozbity. 鈥 Popatrzy艂a na Jolie. 鈥 Przez wiele dni nie opuszcza艂 szpitala. Siedzia艂 tam i czeka艂 modl膮c si臋, 偶eby艣 prze偶y艂a. A ja nie mog艂am przy nim by膰, nie mog艂am go pocieszy膰. Musia艂am si臋 trzyma膰 z daleka.
Jolie nie podoba艂a si臋 mi艂o艣膰 i oddanie w g艂osie Georgette, nie chcia艂a przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e macocha naprawd臋 kocha艂a jej ojca.
鈥 Czy ktokolwiek z was pami臋ta cokolwiek, co mog艂oby wskazywa膰 na kogo艣 innego ni偶 Lemar.
鈥 Opr贸cz Maksa? 鈥 zapyta艂 Parry.
鈥 O co ci chodzi, do cholery? 鈥 Milcz膮ca od d艂u偶szego czasu Mallory za偶膮da艂a wyja艣nie艅.
Parry wzruszy艂 ramionami. Z艂o艣liwy u艣mieszek przebieg艂 mu przez twarz.
鈥 By艂y takie plotki. Ludzie gadali, 偶e mo偶e to Max zabi艂 Audrey Desmond, 偶eby zrobi膰 miejsce dla Georgie u boku Louisa.
鈥 To wredne, wstr臋tne k艂amstwo! 鈥 wrzasn臋艂a Mallory. 鈥 Max nigdy by...
鈥 Oczywi艣cie, 偶e nie 鈥 zgodzi艂a si臋 Jolie. 鈥 Kto艣, mo偶e nawet prawdziwy zab贸jca, celowo rozpu艣ci艂 te pog艂oski, tak samo jak kto艣 rozpowszechni艂 plotk臋 o romansie Lisette i Lemara.
Mallory uspokoi艂a si臋.
鈥 W takim razie dowiedzcie si臋, kto rozpu艣ci艂 te plotki.
Georgette wsta艂a z sofy i ze splecionymi nerwowo r臋koma podesz艂a do Jolie.
鈥 Tw贸j ojciec uwa偶a艂, 偶e Lemar by艂 niewinny. Rozmawia艂 o tym z Bendallem, ale szeryf zapewni艂 go, 偶e nikt inny nie m贸g艂 si臋 dopu艣ci膰 tych morderstw. Nawet wiele lat p贸藕niej Louis od czasu do czasu wpada艂 w przygn臋bienie i zadr臋cza艂 si臋 tym. Nieraz przekonywa艂am go, 偶eby odpu艣ci艂 t臋 spraw臋. Nie mog艂am patrze膰, jak bardzo cierpia艂, gdy wspomina艂 masakr臋 w Belle Rose. Oboje czuli艣my si臋 winni. 鈥 Spojrza艂a Jolie prosto w oczy. 鈥 Przez te wszystkie lata chcia艂am ci powiedzie膰... 偶e jest mi strasznie przykro z powodu tego, co spotka艂o twoj膮 matk臋. Louis i ja... kochali艣my si臋 i pragn臋li艣my by膰 razem, ale nie w ten spos贸b, nie kosztem 偶ycia Audrey.
Jolie zesztywnia艂a. Z trudem powstrzymywa艂a 艂zy, kt贸re mog艂y zatopi膰 w niej przekonanie, 偶e powinna nienawidzi膰 Georgette do ko艅ca 偶ycia.
鈥 Mamo... 鈥 odezwa艂 si臋 Max 艂agodnym, pe艂nym troski g艂osem.
To moja wina, 偶e Louis nigdy nie nalega艂 na wznowienie 艣ledztwa i pogodzi艂 si臋 z my艣l膮, 偶e to Lemar zamordowa艂 Audrey i Lisette. 鈥 Georgette wyci膮gn臋艂a r臋ce ku Jolie. 鈥 Prosz臋, wybacz mi to. I wybacz ojcu. On nigdy nie przesta艂 ci臋 kocha膰. Nigdy nie przesta艂 mie膰 nadziei, 偶e wr贸cisz do domu.
Jolie nie mog艂a d艂u偶ej powstrzymywa膰 艂ez. Bo偶e, uk贸j b贸l. Spraw, 偶eby min膮艂. Nie by艂a w stanie s艂ucha膰 s艂贸w prawdy, lecz jednocze艣nie w g艂臋bi serca wiedzia艂a, 偶e wyrz膮dzi艂a ojcu wielk膮 krzywd臋.
鈥 Nie... nie... 鈥 odwr贸ci艂a si臋 i wybieg艂a z pokoju. Kiedy uciek艂a na frontow膮 werand臋, d艂ugo t艂umione uczucia uwolni艂y si臋 w spazmie p艂aczu.
鈥 Jolie! 鈥 zawo艂a艂 Max.
Opar艂a czo艂o o kolumn臋 i wczepi艂a w ni膮 rozdygotane d艂onie. Max podszed艂 do niej, odwr贸ci艂 do siebie i wzi膮艂 w ramiona. Przytuli艂a si臋 do niego, g艂o艣no 艂kaj膮c.
鈥 Ach, chere.
Tuli艂 j膮, a ona mia艂a nadziej臋, 偶e nigdy jej nie pu艣ci.
Rozdzia艂 21
Jolie i Max 鈥 z nieoficjaln膮 pomoc膮 szeryfa Ike'a Dentona 鈥 rzucili si臋 w wir szeroko zakrojonego 艣ledztwa. Komisarz Harper nie wspiera艂 ich, ale te偶 nie przeszkadza艂 im w dzia艂aniu. Z pocz膮tku mieszka艅cy Sumarville 鈥 zar贸wno czarni, jak i biali 鈥 mieli obawy przed rozmow膮 o morderstwach, kt贸re wstrz膮sn臋艂y miasteczkiem dwadzie艣cia lat wcze艣niej. Uda艂o si臋 jednak nam贸wi膰 kilka os贸b do opowiedzenia o tamtych niespokojnych dniach, gdy Sumarville ostro si臋 podzieli艂o. Czarni wierzyli, 偶e Lemar by艂 niewinny; wi臋kszo艣膰 bia艂ych wci膮偶 uwa偶a艂o go za morderc臋. Ale nikt, bez wzgl臋du na ras臋, nie m贸g艂 powiedzie膰 o Lemarze z艂ego s艂owa. Mieszka艅cy Belle Rose wsp贸艂pracowali z Maksem i Jolie, wspominaj膮c wydarzenia owego dawno minionego dnia, a tak偶e dziel膮c si臋 wspomnieniami o ludziach i wypadkach, kt贸re poprzedza艂y morderstwa, i o tym, co by艂o potem. Jolie czu艂a si臋 niemal winna, 偶e nie pami臋ta twarzy zab贸jcy, twarzy, kt贸ra powinna prze艣ladowa膰 j膮 do ko艅ca 偶ycia. Ale przecie偶 go nie widzia艂am, powtarza艂a sobie. S艂ysza艂am tylko kroki.
Cho膰 trudno by艂o jej to przyzna膰, zacz臋艂a zdawa膰 sobie spraw臋, jak bardzo Georgette kocha艂a jej ojca. Jej spojrzenie, wyraz twarzy, ton g艂osu, gdy m贸wi艂a o Louisie, zdradza艂y g艂臋bi臋 uczu膰, jakimi go darzy艂a. Oczywi艣cie nie umniejsza艂o to zbrodni, kt贸rej si臋 dopu艣cili, anga偶uj膮c si臋 w cudzo艂o偶ny romans, ani nie zmienia艂o faktu, 偶e ojciec o偶eni艂 si臋 z Georgette tak szybko po 艣mierci jej matki.
Gdy biedna ciocia Clarice p艂aka艂a, opowiadaj膮c o dniu zbyt bolesnym by go pami臋ta膰, Nowell Landers sta艂 przy jej boku, troskliwy i wsp贸艂czuj膮cy. Intuicja podpowiada艂a Jolie, 偶e ten cz艂owiek rzeczywi艣cie kocha jej ciotk臋, 偶e nie chce o偶eni膰 si臋 z ni膮 z wyrachowania. Max nie podziela艂 jej zdania. Cho膰 z drugiej strony, Max z natury by艂 pesymist膮.
Parry pocz膮tkowo wzbrania艂 si臋 przed rozmow膮 o swoim zwi膮zku z Lisette, ale po naleganiach Maksa otworzy艂 si臋 i przyzna艂 nawet, 偶e z powodu rozwi膮z艂o艣ci najm艂odszej siostry Desmond wielu m臋偶czyzn mog艂o pragn膮膰 jej 艣mierci.
鈥 Byli艣my ulepieni z jednej gliny 鈥 powiedzia艂. 鈥 My艣l臋 jednak, 偶e nasze ma艂偶e艅stwo by艂oby udane, gdyby... gdyby Lisette nie zosta艂a zamordowana.
Po o艣miu dniach nie znale藕li si臋 ani odrobin臋 bli偶ej udowodnienia niewinno艣ci Lemara Fuqui ni偶 na pocz膮tku. Ale Jolie nie zamierza艂a si臋 poddawa膰. Podobnie jak Max. Nie rozmawiali o jego motywach, odk膮d zasugerowa艂, 偶e zaanga偶owa艂 si臋 w spraw臋 ze wzgl臋du na ni膮.
Jolie musia艂a przyzna膰, 偶e 艣wietnie pracuje im si臋 razem i s膮 bardzo zgrani. Jeszcze nigdy nie czu艂a tak silnej wi臋zi z inn膮 osob膮. Utrzymywa艂a jednak emocjonalny dystans, tylko z rzadka pozwalaj膮c sobie na czulsze spojrzenie lub przelotny dotyk. Nie 艣mia艂a podda膰 si臋 po偶膮daniu, kt贸re wrza艂o pod sam膮 powierzchni膮. Bez wzgl臋du na to, co si臋 stanie w ci膮gu nast臋pnych tygodni, kiedy wszystko si臋 sko艅czy, ich drogi si臋 rozejd膮. Chcia艂a mie膰 pewno艣膰, 偶e gdy b臋dzie opuszcza艂a Sumarville na dobre, nie ucierpi膮 na tym jej serce i duma.
Stan Therona powoli si臋 poprawi艂. Jolie zdawa艂a mu codzienne raporty ze 艣ledztwa i widzia艂a, jak bardzo chcia艂by si臋 w nie bezpo艣rednio zaanga偶owa膰. Yvonne wr贸ci艂a do swoich obowi膮zk贸w w Belle Rose z zastrze偶eniem, 偶e b臋dzie mog艂a odwiedza膰 syna dwa razy dziennie. Wynaj臋ci przez Maksa ochroniarze wci膮偶 pilnowali Therona dwadzie艣cia cztery godziny na dob臋.
Cho膰 nie ustawali w staraniach, by zebra膰 dowody, kt贸re pozwoli艂yby na powt贸rne otwarcie 艣ledztwa, na razie nie dosz艂o do 偶adnych brutalnych incydent贸w, nikt nie rzuca艂 im k艂贸d pod nogi. Ale Jolie wiedzia艂a, 偶e Max nie czuje si臋 zupe艂nie spokojny. Oboje kontynuowali poszukiwania, a jednocze艣nie zastanawiali si臋, kiedy i gdzie czeka ich kolejny cios ze strony przeciwnika.
Jolie polecia艂a na dwa dni do Atlanty. Musia艂a zaj膮膰 si臋 piln膮 spraw膮 zawodow膮, a tak偶e za艂atwi膰 upowa偶nienia dla Cheryl, 偶eby mog艂a wypisywa膰 czeki i podejmowa膰 decyzje podczas jej nieobecno艣ci. W ci膮gu zaledwie kilku tygodni oderwa艂a si臋 od tera藕niejszo艣ci, a skupi艂a na przesz艂o艣ci. Wiedzia艂a, 偶e nie b臋dzie mog艂a wr贸ci膰 do swojego 偶ycia i kariery w Atlancie, dop贸ki nie odkryje prawdy o masakrze w Belle Rose i raz na zawsze nie upora si臋 z tragedi膮 sprzed lat.
Podczas lotu do Sumarville my艣la艂a tylko o Maksie. Nic wi臋c dziwnego, 偶e gdy wysiad艂a z samolotu i zobaczy艂a go w ma艂ej grupce ludzi czekaj膮cych na p艂ycie lotniska, ruszy艂a w jego stron臋 niemal biegiem. On te偶 rzuci艂 si臋 niemal biegiem na jej spotkanie i niewiele brakowa艂o, by zderzyli si臋 ze sob膮 w p贸艂 drogi.
鈥 Dobry lot? 鈥 zapyta艂.
鈥 Tak, na ile to mo偶liwe w jednej z tych maszyn do opylania p贸l 鈥 wskaza艂a g艂ow膮 dwusilnikowy samolot stoj膮cy na pasie.
Wzi膮艂 od niej torb臋, zarzuci艂 na rami臋, a potem obj膮艂 Jolie w pasie.
鈥 Chod藕. Jeste艣my um贸wieni na kolacj臋.
鈥 My?
鈥 Spotykamy si臋 z Sandy i Garem Wellsami w restauracji zajazdu Sumarville.
Wyszli z terminalu na niezno艣ny skwar i ruszyli w stron臋 parkingu.
鈥 Skoro wykluczyli艣my przes艂uchanie Roscoe'a Wellsa we w艂asnej osobie...
鈥 Ty to wykluczy艂e艣. 鈥 Jolie z trudem dotrzymywa艂a Maksowi kroku.
鈥 Niewa偶ne. 鈥 Otworzy艂 baga偶nik swojego porsche i wrzuci艂 torb臋 do 艣rodka. 鈥 Rzecz w tym, 偶e Sandy odrzuca wszystko, w co wierzy ojciec, a Gar nie pochwala przesz艂o艣ci Roscoe'a.
鈥 I co z tego? 鈥 spyta艂a. Kiedy Max otworzy艂 przed ni膮 drzwiczki, zaj臋艂a fotel pasa偶era, a potem podnios艂a na niego wzrok. 鈥 Jak to, 偶e dzieci Roscoe'a maj膮 inne pogl膮dy ni偶 on, mo偶e wp艂ywa膰 na nasze 艣ledztwo?
Max wsiad艂 do wozu, w艂膮czy艂 silnik i wyjecha艂 z parkingu.
鈥 Je艣li zapytamy Sandy i Gara o mo偶liwo艣膰 zwi膮zku Roscoe'a z zatuszowaniem sprawy dwadzie艣cia lat temu i niedawnymi atakami na Therona i ciebie, b臋d膮 z nami szczerzy i opowiedz膮 wszystko, co wiedz膮 鈥 wyja艣ni艂.
Gdy rozwiane gor膮cym wiatrem w艂osy zas艂oni艂y jej twarz, Jolie zerkn臋艂a ukradkiem na Maksa. Na przystojnego, seksownego Maksa, kt贸ry sta艂 si臋 dla niej o wiele zbyt wa偶ny.
鈥 Okej, zgadzam si臋, 偶e Sandy b臋dzie z nami szczera 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Ale sk膮d pewno艣膰, 偶e Gar nie poleci prosto do ojca i nie wygada, 偶e go podejrzewamy?
鈥 Jestem pewien, 偶e... je艣li poprosz臋, 偶eby zachowa艂 w tej sprawie milczenie.
鈥 Ty powiniene艣 podpyta膰 Sandy 鈥 przerwa艂a mu Jolie. 鈥 A ja Gara.
鈥 Co? 鈥 Max odwr贸ci艂 g艂ow膮 i zgromi艂 j膮 wzrokiem, po czym spojrza艂 znowu na szos臋.
鈥 Sandy skoczy艂aby dla ciebie w ogie艅, wi臋c mo偶na spokojnie za艂o偶y膰, 偶e je艣li co艣 wie, to na pewno ci o tym powie.
鈥 Sandy jest wspania艂膮 kobiet膮, ale nigdy nie 艂膮czy艂o nas nic poza przyja藕ni膮. 鈥 Max przerwa艂, najwyra藕niej czekaj膮c na jej reakcj臋, a kiedy si臋 jej nie doczeka艂, podj膮艂: 鈥 Nie wiedzia艂em, 偶e zd膮偶y艂a艣 si臋 zorientowa膰, 偶e Gar si臋 tob膮 interesuje.
鈥 Tak?
鈥 Tak. Wieczorem po pogrzebie Louisa, zaraz po odczytaniu testamentu zapyta艂, czy mia艂bym co艣 przeciwko temu, 偶eby zaprosi艂 ci臋 na randk臋, gdy tylko rozwi膮偶emy problemy prawne.
鈥 To mi艂e. Lubi臋 Gara, ale nie mia艂am poj臋cia, 偶e... 偶e interesuje si臋 mn膮 w ten spos贸b. Uzna艂am po prostu, 偶e skoro przyja藕nili艣my si臋 w dzieci艅stwie, chcia艂by...
鈥 Nie flirtuj z Garem.
鈥 Co prosz臋?
鈥 Nie flirtuj dzisiaj z Garem.
鈥 A to czemu?
鈥 Bo nie chc臋, 偶eby wzi膮艂 to na powa偶nie. Je艣li go potem odrzucisz, mo偶esz go mocno zrani膰.
鈥 Mo偶e wcale go nie odrzuc臋.
鈥 Nie pr贸buj pos艂ugiwa膰 si臋 Garem, 偶eby wzbudzi膰 we mnie zazdro艣膰. To by by艂o nie fair w stosunku do niego. Poza tym, nie mia艂by poj臋cia, jak sobie poradzi膰 z tak膮 kobiet膮 jak ty.
Co za tupet! Sugerowa膰, 偶e flirtowa艂aby z Garem tylko po to, 偶eby wzbudzi膰 zazdro艣膰 akurat w nim.
鈥 On nie wiedzia艂by, jak sobie ze mn膮 poradzi膰, ale ty tak?
Filuterny u艣miech przebieg艂 mu po twarzy, ale nie spojrza艂 w jej stron膮, gdy odpar艂:
鈥 S膮dz臋, 偶e odpowied藕 na to pytanie jest oczywista.
Jolie prychn臋艂a g艂o艣no, po czym zamilk艂a. Co艣 podpowiada艂o jej, 偶e nie zdo艂a艂aby wygra膰 w tym sporze.
*
Jaskrawopomara艅czowa kula s艂o艅ca unosi艂a si臋 nad zachodnim horyzontem. Yvonne i Clarice siedzia艂y na ganku w bujanych fotelach, popijaj膮c 艣wie偶膮 lemoniad臋. Po raz pierwszy od dw贸ch tygodni Yvonne pozwoli艂a sobie na chwil臋 relaksu, zapominaj膮c na moment o Theronie i zmartwieniach zwi膮zanych z tym, co przyniesie przysz艂o艣膰. B贸g jeden wiedzia艂, jakie tajemnice mog艂y wyj艣膰 nied艂ugo na jaw.
鈥 Ale gor膮co 鈥 westchn臋艂a Clarice, wachluj膮c si臋 koronkowym wachlarzem, kt贸ry kiedy艣 nale偶a艂 do jej matki.
鈥 Jutro b臋dzie tak samo 鈥 odrzek艂a Yvonne.
Clarice napi艂a si臋 lemoniady i odstawi艂a prawie pust膮 szklank臋 na stolik mi臋dzy fotelami.
鈥 Mo偶e pozwol膮 ci zabra膰 jutro Therona do domu.
鈥 Mo偶e. Doktor Bainbridge powiedzia艂, 偶e albo jutro, albo pojutrze.
鈥 My艣l臋, 偶e Theron ca艂kiem dobrze zni贸s艂 wiadomo艣膰 o naszym pokrewie艅stwie.
Wzrok Clarice napotka艂 spojrzenie Yvonne i siostry u艣miechn臋艂y si臋 do siebie. Czu艂e, s艂odko-gorzkie u艣miechy, w kt贸rych kry艂o si臋 co艣 wi臋cej ni偶 przyja藕艅 鈥 nawet wi臋cej ni偶 siostrzana mi艂o艣膰.
鈥 Znacznie lepiej ni偶 si臋 spodziewa艂am 鈥 przyzna艂a Yvonne. 鈥 Oczywi艣cie, gdy dok艂adniej to przemy艣li, mo偶e...
鈥 Nie mo偶e si臋 wyprze膰 swoich korzeni. Nikt nie mo偶e.
鈥 Chyba masz racj臋.
Milcza艂y przez kilka minut, bujaj膮c si臋 dalej w fotelach. Wilgotna przedwieczorna bryza zacz臋艂a si臋 lekko och艂adza膰.
鈥 Wiatr si臋 wzmaga. 鈥 Yvonne wci膮gn臋艂a powietrze w nozdrza. 鈥 I troch臋 si臋 och艂odzi艂o. B臋dzie pada膰.
鈥 Yvonne?
鈥 Hm?
鈥 Jestem pewna, 偶e Jolie i Max podejrzewaj膮 Roscoe'a.
Serce Yvonne podskoczy艂o do gard艂a. Samo brzmienie jego imienia przywo艂ywa艂o w jej pami臋ci zdarzenia, o kt贸rych wola艂aby zapomnie膰.
鈥 Mam nadziej臋, 偶e uda im si臋 to udowodni膰 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Nic nie sprawi艂oby mi takiej przyjemno艣ci, jak widok tego drania na stryczku. Sama ch臋tnie za艂o偶y艂abym mu p臋tl臋 na szyj臋.
鈥 Nie w膮tpi臋. 鈥 Clarice nie przestawa艂a si臋 wachlowa膰. 鈥 A ja bym ci pomog艂a.
鈥 Taki cz艂owiek jak Roscoe jest zdolny do wszystkiego, nawet do morderstwa. Kto艣 powinien go obna偶y膰 i pokaza膰 艣wiatu, 偶e jest wci膮偶 t膮 sam膮 rasistowsk膮 艣wini膮 jak膮 by艂 czterdzie艣ci lat temu. Trzeba go ukara膰 za... 鈥 Yvonne splot艂a nerwowo d艂onie. Je艣li Jolie i Max udowodni膮, 偶e Roscoe manipulowa艂 dochodzeniem w sprawie masakry w Belle Rose, mo偶e ten bezduszny potw贸r zostanie wreszcie ukarany. Naprawd臋 nie mia艂o dla niej znaczenia, za kt贸ry ze swych licznych grzech贸w b臋dzie musia艂 zap艂aci膰, byle tylko rzeczywi艣cie zap艂aci艂. Najlepiej 偶yciem. By艂y czasy, gdy my艣la艂a o zabiciu go. Yvonne westchn臋艂a.
鈥 Cz臋sto zastanawiam si臋, czy dobrze post膮pi艂y艣my. Gdyby艣my powiedzia艂y panu Samowi o tym, co...
鈥 Przysi臋g艂y艣my, 偶e nie powiemy o tym nikomu, 偶e b臋dzie to nasz sekret do ko艅ca 偶ycia. Zawar艂y艣my pakt.
鈥 Czasy si臋 zmieni艂y. Teraz ludzie mogliby nam uwierzy膰. Mog艂yby艣my...
鈥 Nie!
Yvonne pokiwa艂a g艂ow膮.
鈥 Pewnie masz racj臋. Lepiej zatrzymajmy to dla siebie. Poza tym, ujawnienie jednej zbrodni Roscoe'a nie by艂oby 偶adnym dowodem, 偶e pope艂ni艂 inn膮. Musimy po prostu poczeka膰, a偶 Jolie i Max znajd膮 dowody przeciwko niemu.
Kiedy 偶ycie Therona wisia艂o na w艂osku, Yvonne nie mia艂a czasu my艣le膰 o czymkolwiek pr贸cz syna. Jej dni i noce up艂ywa艂y na modlitwach i oczekiwaniu. Ale teraz, gdy Theron wraca艂 do zdrowia, zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, kto wynaj膮艂 zbir贸w, kt贸rzy mieli go zabi膰. Tylko jedno nazwisko przychodzi艂o jej do g艂owy. Nawet Jolie i Max uwa偶ali, 偶e istnieje spore prawdopodobie艅stwo, 偶e Roscoe Wells macza艂 w tym palce.
Mo偶e czasy si臋 zmieni艂y; mo偶e ludzie uwierzyliby, gdyby opowiedzia艂y teraz swoj膮 histori臋. Nawet gdyby 偶adna ze stron nie zdo艂a艂a przedstawi膰 dowod贸w na swoj膮 korzy艣膰, same zeznania jej i Clarice wystarczy艂yby, 偶eby na zawsze pogrzeba膰 polityczn膮 karier臋 Roscoe'a. Mo偶e powinna mu o tym przypomnie膰, a nawet go zastraszy膰. Nie by艂aby w stanie spotka膰 si臋 z nim oko w oko, nie zdoby艂aby si臋 na postawienie stopy w jego domu, ale mog艂a zadzwoni膰. Mog艂a sprawi膰, 偶e zacznie si臋 wi膰 jak w ukropie.
Yvonne i Clarice siedzia艂y w milczeniu przez dobry kwadrans, gdy ryk harleya Nowella Landersa rozdar艂 powietrze.
Clarice skoczy艂a na r贸wne nogi i podbieg艂a do barierki. Z艂apa艂a za por臋cz i spojrza艂a w d贸艂 na drog臋.
鈥 Mam sekret 鈥 powiedzia艂a.
鈥 Jaki sekret? 鈥 Yvonne natychmiast zorientowa艂a si臋, 偶e tajemnica musi mie膰 zwi膮zek z m臋偶czyzn膮 siedz膮cym na motocyklu, kt贸ry zatrzyma艂 si臋 w艂a艣nie na podje藕dzie. 鈥 Co艣 o Nowellu?
鈥 Zawsze dzieli艂y艣my si臋 naszymi sekretami, prawda?
鈥 Tak 鈥 odpar艂a Yvonne. 鈥 Przez ca艂e 偶ycie.
Clarice podbieg艂a do niej i poci膮gn臋艂a j膮 za r臋ce, 偶eby wsta艂a. Kiedy Yvonne podnios艂a si臋 z fotela, Clarice podskoczy艂a rado艣nie.
鈥 Nigdy nie zgadniesz, kim jest naprawd臋 Nowell Landers. 鈥 艁zy szcz臋艣cia stan臋艂y jej w oczach.
鈥 Kim? 鈥 Z艂e przeczucie 艣cisn臋艂o Yvonne w 偶o艂膮dku.
鈥 Jonathanem, oczywi艣cie. M贸j s艂odki Jonathan wreszcie do mnie powr贸ci艂.
*
Jolie spojrza艂a przez st贸艂 na Garlanda Wellsa. U艣miechn膮艂 si臋. W trakcie kolacji sta艂o si臋 jasne, 偶e odni贸s艂 mylne wra偶enie, i偶 Max zorganizowa艂 podw贸jn膮 randk臋, 偶eby on i Jolie mogli si臋 do siebie zbli偶y膰. A fakt, 偶e Max cz臋sto prosi艂 Sandy do ta艅ca, podbudowywa艂 jeszcze to fa艂szywe przekonanie.
鈥 Gar, musimy porozmawia膰.
Gar wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i nakry艂 spoczywaj膮c膮 na bia艂ym lnianym obrusie d艂o艅 Jolie.
鈥 Pewnie Max powiedzia艂 ci, co do ciebie czuj臋.
O, cholera!
鈥 Wspomnia艂, 偶e chcia艂by艣 zaprosi膰 mnie na randk臋.
Gar odwr贸ci艂 jej d艂o艅 i pog艂aska艂 czule.
鈥 Ciesz臋 si臋, 偶e zacz臋li艣cie si臋 do siebie odzywa膰. W ko艅cu Max jest nie tylko moim klientem, ale tak偶e przyjacielem. Nie chcia艂bym...
鈥 Nie jestem w tej chwili zainteresowana randkami z kimkolwiek 鈥 o艣wiadczy艂a Jolie, staraj膮c si臋, by zabrzmia艂o to jak najprzyja藕niej. 鈥 Max i ja po艂膮czyli艣my si艂y, w艂a艣ciwie z konieczno艣ci, 偶eby doprowadzi膰 do wznowienia sprawy masakry w Belle Rose. Przepytujemy ka偶dego, kto mo偶e wiedzie膰 cokolwiek na temat tego, co si臋 wtedy sta艂o.
鈥 Obawiam si臋, 偶e nie rozumiem, do czego zmierzasz. 鈥 Pu艣ci艂 jej d艂o艅 i cofn膮艂 gwa艂townie r臋k臋.
Wydaje si臋 dziwnie nerwowy, pomy艣la艂a Jolie. Zblad艂 jak 艣ciana, jakby nagle zrobi艂o mu si臋 niedobrze.
鈥 Nic ci nie jest? 鈥 spyta艂a.
鈥 Dzisiejsza kolacja to nie by艂a podw贸jna randka, prawda?
鈥 Nie 鈥 odpar艂a. 鈥 I przykro mi, je艣li Max zasugerowa艂 ci co艣 przeciwnego.
鈥 Biedna Sandy. 鈥 Gar potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
Jolie spojrza艂a na pary ta艅cz膮ce na parkiecie. Sandy u艣miecha艂a si臋 do Maksa z rozmarzonym wyrazem twarzy. Bo偶e drogi, czy on dzia艂a tak na wszystkie kobiety? Powiod艂a wzrokiem na drugi koniec sali i zatrzyma艂a si臋 na rudow艂osej kobiecie za barem. Eartha Kilpatrick obserwowa艂a Maksa i Sandy z ponur膮 min膮. Nie, nie z艂膮 czy nienawistn膮. By艂a w niej raczej zrezygnowana akceptacja. Kolejna ofiara podboj贸w Maksa zdaj膮ca sobie spraw臋, jak ma艂o prawdopodobna by艂a ich wsp贸lna przysz艂o艣膰.
鈥 Zabawne 鈥 zauwa偶y艂a Jolie 鈥 kiedy by艂y艣my dzieciakami, nie mia艂am poj臋cia, 偶e Sandy podkochuje si臋 w Maksie. By艂y艣my najlepszymi przyjaci贸艂kami, ale tym jednym sekretem nigdy si臋 nie podzieli艂y艣my.
鈥 Wiedzia艂a, 偶e te偶 si臋 w nim podkochujesz 鈥 odpar艂 Gar. 鈥 Dlatego nigdy ci nie powiedzia艂a.
鈥 Wiedzia艂a? Ale jak to...
鈥 Nie maskowa艂a艣 tego zbyt dobrze. Za ka偶dym razem, gdy Max by艂 w pobli偶u, patrzy艂a艣 na niego jak urzeczona. On oczywi艣cie nigdy tego nie zauwa偶y艂, ale Felicia owszem. Cz臋sto dr臋czy艂a Sandy, m贸wi膮c, 偶e Max nigdy jej nie pokocha, maj膮c do wyboru ciebie i j膮.
鈥 To okrutne ze strony Felicii.
鈥 Bo Felicia by艂a okrutna. 鈥 Gar westchn膮艂. 鈥 Zawsze 偶a艂owa艂em, 偶e nie ostrzeg艂em Maksa, zanim si臋 z ni膮 o偶eni艂.
Jolie poczu艂a si臋 nagle winna. Winna, 偶e by艂a w obj臋ciach Maksa. Winna, 偶e go poca艂owa艂a. Winna, bo wiedzia艂a, 偶e pragn膮艂 jej w spos贸b, w kt贸ry nigdy nie zapragnie Sandy.
鈥 Nieodwzajemniona mi艂o艣膰 naprawd臋 potrafi da膰 w ko艣膰 鈥 mrukn臋艂a pod nosem.
鈥 Tak, rzeczywi艣cie 鈥 przyzna艂 Gar.
Jolie popatrzy艂a na niego z niepokojem. O, Bo偶e, prosz臋, 偶eby to nie znaczy艂o, 偶e jest we mnie zakochany! Pe艂en 偶alu u艣miech zadrga艂 na jego wargach.
鈥 Nie przejmuj si臋. Nie mia艂em na my艣li ciebie. Kocha艂em si臋 w pewnej kobiecie na zab贸j wiele lat temu. By艂a ode mnie starsza, bardziej do艣wiadczona i kompletnie mnie zauroczy艂a.
鈥 Och, Gar, co si臋 sta艂o?
鈥 Umar艂a. 鈥 Przymkn膮艂 powieki, jakby b贸l wci膮偶 by艂 艣wie偶y.
鈥 Tak mi przykro.
Wzruszy艂 ramionami.
鈥 To dawne dzieje. Poza tym ona mnie nie kocha艂a. By艂a zar臋czona z innym. 鈥 Otworzy艂 oczy i utkwi艂 wzrok w Jolie. 鈥 Przypominasz mi j膮. Jeste艣 tak bardzo podobna do niej z tamtych czas贸w. I chyba jeste艣 w tym samym wieku co ona dwadzie艣cia lat temu.
鈥 M贸j Bo偶e! M贸wisz o ciotce Lisette. Kocha艂e艣 si臋 w niej?
Gar parskn膮艂 艣miechem.
鈥 Tak, razem z po艂ow膮 facet贸w w hrabstwie.
My艣li Jolie wirowa艂y niczym fragmenty uk艂adanki, kt贸rych nie spos贸b do siebie dopasowa膰. Jedno mia艂o jednak sens: Roscoe Wells by艂 jako艣 zwi膮zany z masakr膮 w Belle Rose. A jego syn kocha艂 si臋 w jednej z ofiar. Przypadek? Mo偶e. A mo偶e nie.
鈥 Przepraszam, 偶e o to pytam, ale... 鈥 zawaha艂a si臋. 鈥 Czy mia艂e艣 romans z ciotk膮 Lisette? A je艣li tak, to czy wiedzia艂 o tym tw贸j ojciec?
鈥 Nigdy nikomu o tym nie powiedzia艂em. Nawet Maksowi.
鈥 Czyli byli艣cie kochankami?
鈥 Tak, byli艣my, ale... Co sugerujesz?
鈥 Niczego nie sugeruj臋 鈥 zapewni艂a. 鈥 Po prostu staram si臋 dopasowa膰 do siebie elementy uk艂adanki. Wi臋c mia艂e艣 romans z moj膮 ciotk膮, ale ona nie traktowa艂a tego powa偶nie. Planowa艂a wyj艣膰 za Parry'ego Cliftona, a ty...
鈥 A ja chcia艂em, 偶eby wysz艂a za mnie. Ale wy艣mia艂a mnie, kiedy si臋 o艣wiadczy艂em. Powiedzia艂a, 偶e jestem jeszcze dzieciakiem i 偶e by艂o nam razem fajnie, ale... 鈥 Gar zamkn膮艂 oczy i pokr臋ci艂 g艂ow膮. 鈥 Nie zabi艂em jej, je艣li o to ci chodzi. Nigdy bym jej nie skrzywdzi艂.
鈥 A tw贸j ojciec?
鈥 Tata? Nie mia艂 poj臋cia o mnie i Lisette.
鈥 Jeste艣 pewien?
鈥 My艣lisz... m贸j Bo偶e, uwa偶acie z Maksem, 偶e m贸j ojciec mia艂 co艣 wsp贸lnego z masakr膮 w Belle Rose, prawda?
鈥 S膮dzimy, 偶e by艂 zaanga偶owany w zatuszowanie sprawy, w znikni臋cie dokument贸w z biura szeryfa i...
Sandy i Max wr贸cili do stolika, nim zd膮偶y艂a doko艅czy膰. Max odsun膮艂 dla swojej towarzyszki krzes艂o, a potem usiad艂 naprzeciwko niej, u boku Jolie.
Sandy popatrzy艂a na Gara i Jolie.
鈥 Zdaje si臋, 偶e odbyli艣cie t臋 sam膮 rozmow臋, co ja z Maksem. 鈥 Spojrza艂a na brata. 鈥 No i co ty na to, braciszku? Uwa偶asz, 偶e nasz ojciec jest zdolny do pope艂nienia morderstwa?
鈥 Prawdopodobnie 鈥 odpar艂 Gar. 鈥 Ale jaki m贸g艂by mie膰 motyw do zabicia Lisette i Audrey? Desmondowie i Wellsowie przyja藕nili si臋 od pokole艅.
鈥 Dok艂adnie o to samo zapyta艂am Maksa. 鈥 Sandy przenios艂a wzrok na Jolie. 鈥 B贸g mi 艣wiadkiem, nie wzi臋艂abym w obron臋 tego starego drania, gdybym uwa偶a艂a, 偶e jest winny, ale w tym przypadku nie przychodzi mi do g艂owy 偶aden motyw.
Zapad艂a pe艂na napi臋cia cisza. Nawet je偶eli Gar si臋 myli i Roscoe wiedzia艂 o jego romansie z Lisette, zastanawia艂a si臋 Jolie, nie stanowi艂o to jeszcze motywu morderstwa. Nie, to nie mog艂o by膰 to. Musia艂o chodzi膰 o co艣 innego. Ale o co? Jakiego istotnego faktu nie wzi臋li pod uwag臋 w swoich kalkulacjach?
Cisz臋 przerwa艂 telefon kom贸rkowy Maksa. Jolie westchn臋艂a. Sandy drgn臋艂a. Gar j臋kn膮艂.
鈥 Przepraszam. 鈥 Max wyj膮艂 z kieszeni aparat. 鈥 Halo, tu Devereaux.
S艂ucha艂 kogo艣, mrucz膮c od czasu do czasu potakuj膮co. W ci膮gu ca艂ej rozmowy popatrywa艂 na ni膮 z ukosa. W ko艅cu powiedzia艂:
鈥 Tak, dzi臋ki. To mo偶e by膰 prze艂om, na kt贸ry czekali艣my.
鈥 Max? 鈥 Jolie chwyci艂a go za rami臋.
鈥 Chwileczk臋. 鈥 Wyci膮gn膮艂 notes i d艂ugopis z wewn臋trznej kieszeni marynarki i co艣 zapisa艂.
鈥 I co? 鈥 Jolie spojrza艂a na niego niecierpliwie.
鈥 To sprawa zawodowa.
Gar wsta艂 od sto艂u.
鈥 By艂o... ciekawie. Ale my艣l臋, 偶e ju偶 p贸jd臋. A ty, siostrzyczko?
Sandy pokiwa艂a g艂ow膮.
鈥 Tak, ja te偶. Wst膮pi臋 do szpitala i zobacz臋, co u Therona. Amy na pewno te偶 tam jest. Od kiedy przeniesiono go do osobnego pokoju, ka偶dego wieczoru sp臋dza z nim co najmniej par臋 godzin.
Kiedy wsta艂a, Max podni贸s艂 si臋 z krzes艂a. Poca艂owa艂a go w policzek, a potem pochyli艂a si臋 i u艣cisn臋艂a Jolie.
鈥 Mam nadziej臋, 偶e uda wam si臋 odkry膰, kto naprawd臋 zabi艂 Audrey i Lisette. I modl臋 si臋, 偶eby m贸j ojciec nie mia艂 z tym nic wsp贸lnego.
Gar u艣cisn膮艂 Maksowi d艂o艅, a potem poklepa艂 Jolie po ramieniu.
鈥 Uwa偶ajcie na siebie.
Gdy tylko Sandy i Gar znale藕li si臋 poza zasi臋giem s艂uchu, Max chwyci艂 Jolie za r臋k臋 i poci膮gn膮艂 j膮, 偶eby wsta艂a.
鈥 Co, do...
鈥 Dzwoni艂 Hugh Pearce, prywatny detektyw, kt贸rego wynaj膮艂em 鈥 oznajmi艂. 鈥 Znalaz艂 Aarona Bendalla.
Rozdzia艂 22
Max wynaj膮艂 prywatny samolot, kt贸ry mia艂 ich zawie藕膰 prosto na Key West. Wyruszyli po 艣niadaniu nast臋pnego ranka i przylecieli na miejsce przed por膮 obiadu. Ustalili, 偶e nie podziel膮 si臋 nowinami z nikim opr贸cz Therona i Yvonne, kt贸ra mia艂a poinformowa膰 reszt臋 rodziny, 偶e wyjechali z miasta, bo wymaga艂o tego 艣ledztwo. Nie tyle nie ufali reszcie mieszka艅c贸w Belle Rose, ile obawiali si臋, 偶e gdyby komu艣 przez przypadek wymskn臋艂o si臋, 偶e udali si臋 na Key West, 偶eby przes艂ucha膰 Aarona Bendalla, ta informacja mog艂a 艂atwo trafi膰 do Roscoe'a Wellsa.
Na Key West powita艂o ich gor膮ce tropikalne s艂o艅ce, wilgo膰 i oceaniczna bryza. Przy lotnisku czeka艂 ju偶 wynaj臋ty samoch贸d i szofer z instrukcjami, 偶eby zawie藕膰 ich do hoteliku w centrum starego miasta. Dyrektor hotelu, chudy, ogorza艂y m臋偶czyzna o zapadni臋tych policzkach nazwiskiem Fritz, powita艂 ich serdecznie i dla Jolie szybko sta艂o si臋 jasne, 偶e wiedzia艂, kim jest Maximillian Devereaux. A przynajmniej zdawa艂 sobie spraw臋, jaki Max jest bogaty.
鈥 Apartament ju偶 czeka, panie Devereaux. Je艣li czego艣 pa艅stwu potrzeba, prosz臋 bez wahania da膰 mi zna膰. Jestem do pa艅stwa dyspozycji dwadzie艣cia cztery godziny na dob臋.
Apartament z dwiema sypialniami, kt贸ry im przydzielono, by艂 urz膮dzony w stylu karaibskim, z ratanowymi i bambusowymi meblami i 艣cianami w pastelowych odcieniach zieleni, 偶贸艂ci i b艂臋kitu, na kt贸rych wisia艂y pejza偶e przedstawiaj膮ce okolic臋, wykonane prawdopodobnie przez lokalnych artyst贸w. Bukiety wspania艂ych egzotycznych kwiat贸w ozdabia艂y ka偶dy stolik. Wszystko to tworzy艂o radosn膮 i odpr臋偶aj膮c膮 wakacyjn膮 atmosfer臋. Tyle tylko, 偶e Max i Jolie nie przyjechali tu, aby wygrzewa膰 si臋 na pla偶y, nurkowa膰 lub p艂ywa膰 wynaj臋tym katamaranem.
Boy hotelowy ulokowa艂 torb臋 Maksa w sypialni po lewej, a baga偶e Jolie w pokoju po prawej stronie. Zd膮偶y艂a tylko obejrze膰 swoj膮 sypialni臋 i otworzy膰 drzwi prowadz膮ce na balkon, gdy kelnerzy nakryli do sto艂u i wnie艣li do salonu lunch.
鈥 Tylko lekka przek膮ska 鈥 oznajmi艂 pan Fritz, gestem r臋ki nakazuj膮c kelnerom, aby wyszli. 鈥 Sa艂atka owocowa, pieczywo, krewetki z rusztu i butelka chablis.
Jolie spojrza艂a na etykiet臋 na butelce. Francois Raveneau Chablis Montee de Tonnerre rocznik 1999. Dla Maksa Devereaux wszystko co najlepsze. Pan Fritz osobi艣cie otworzy艂 wino.
鈥 Dzi臋kuj臋. 鈥 Max u艣cisn膮艂 d艂o艅 dyrektora. 鈥 Jak si臋 st膮d dosta膰 na przysta艅 Maloneya? Po obiedzie panna Royale i ja zamierzamy odwiedzi膰 znajomego, kt贸ry tam cumuje.
鈥 To zaledwie par臋 minut st膮d. Narysuj臋 dla pana plan i zostawi臋 go w recepcji. 鈥 Pan Fritz uk艂oni艂 si臋 nisko, wychodz膮c z apartamentu.
Jolie zacz臋艂a si臋 przygl膮da膰 pysznym potrawom, a Max nala艂 wina do dw贸ch kryszta艂owych kieliszk贸w.
鈥 Mogliby艣my p贸j艣膰 prosto na przysta艅 鈥 powiedzia艂a Jolie.
鈥 Ledwo tkn臋艂a艣 艣niadanie 鈥 odpar艂. 鈥 A mo偶e min膮膰 sporo czasu, nim b臋dziemy mogli zje艣膰 kolacj臋, wi臋c pomy艣la艂em, 偶e powinni艣my przed odwiedzeniem pana Bendalla zje艣膰 lekki lunch.
鈥 Jakie s膮 szanse, 偶e kiedy go znajdziemy, powie nam cokolwiek? 鈥 Jolie usiad艂a na odsuni臋tym przez Maksa krze艣le, a potem wzi臋艂a ze sto艂u bia艂膮 lnian膮 serwetk臋 i okry艂a ni膮 kolana.
鈥 Je艣li si臋 nie mylimy i kto艣, prawdopodobnie Roscoe Wells, zap艂aci艂 szeryfowi za milczenie, to s膮dz臋, 偶e za stosown膮 cen臋 powie nam wszystko, co wie.
鈥 Chcesz powiedzie膰, 偶e zap艂acimy mu za informacje. 鈥 Jolie wzi臋艂a widelec i zabra艂a si臋 do jedzenia owocowej sa艂atki.
鈥 呕e b臋dziemy musieli mu zap艂aci膰, to pewne 鈥 odpar艂 Max. 鈥 Ciekawe tylko, ile.
*
Godzin臋 p贸藕niej Max zaparkowa艂 wynaj臋ty samoch贸d przy przystani; potem razem z Jolie zacz臋li szuka膰 鈥濵agnolii Missisipi鈥, 艂odzi, na kt贸rej wed艂ug informacji prywatnego detektywa mieszka艂 Aaron Bendall. Przy molo cumowa艂o mn贸stwo jacht贸w, pocz膮wszy od eleganckich i koszmarnie drogich jednostek mieszcz膮cych dwana艣cie os贸b, a ko艅cz膮c na male艅kich dwuosobowych motor贸wkach.
鈥Magnolia Missisipi鈥 okaza艂a si臋 dwusilnikow膮 艂odzi膮 艣rednich rozmiar贸w, kt贸ra mog艂a pomie艣ci膰 cztery osoby. Musia艂a kosztowa膰 co najmniej sto pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy dolar贸w. Nie najgorzej jak na emerytowanego szeryfa z hrabstwa Desmond. Na pok艂adzie sta艂 wysoki, gruboko艣cisty m臋偶czyzna z siwiej膮c膮 brod膮, ubrany w lu藕n膮 kwiecist膮 koszul臋 i szerokie d偶insowe szorty.
鈥 Aaron Bendall? 鈥 zawo艂a艂 Max.
M臋偶czyzna odwr贸ci艂 si臋, popatrzy艂 na nich, u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i pomacha艂 im na powitanie.
鈥 No, no, niech mnie diabli, je艣li to nie Max Devereaux i Jolie Royale. 鈥 Skin膮艂 na nich r臋k膮. 鈥 Zapraszam na pok艂ad. Spodziewa艂em si臋 waszej wizyty.
*
Theron zamkn膮艂 oczy i udawa艂, 偶e 艣pi. Wiedzia艂, 偶e to jedyny spos贸b, 偶eby matka, ciocia Clarice i Amy przesta艂y si臋 nad nim trz膮艣膰. Gdy tylko wszystkie trzy wysz艂y na paluszkach z pokoju, odetchn膮艂 z ulg膮. Nie, 偶eby nie odpowiada艂a mu ich troskliwa opieka, ale wszystko powinno mie膰 swoj膮 miar臋. Po tym, jak rano wypisano go ze szpitala, matka upar艂a si臋, 偶eby zamieszka艂 w jej domu, dop贸ki nie wyzdrowieje, a wzi膮wszy pod uwag臋 fakt, 偶e m贸g艂 jedynie samodzielnie je艣膰 i je藕dzi膰 na w贸zku inwalidzkim do 艂azienki, postanowi艂 si臋 z ni膮 nie spiera膰. Ale obawia艂 si臋, 偶e oszaleje, je艣li kt贸ra艣 z nich znowu go zapyta, czy niczego nie potrzebuje.
Przez niedomkni臋te drzwi sypialni s艂ysza艂 ich rozmow臋.
鈥 Musz臋 lecie膰, pani Carter 鈥 powiedzia艂a Amy. 鈥 Wr贸c臋 wieczorem.
鈥 Przyjed藕 na kolacj臋 鈥 zaprosi艂a j膮 Yvonne.
鈥 Ale b臋d臋 si臋 mog艂a wyrwa膰 dopiero po si贸dmej 鈥 odpar艂a Amy.
鈥 Nie szkodzi. Przyjed藕, kiedy b臋dziesz mog艂a. Sama twoja obecno艣膰 poprawia Theronowi humor.
Frontowe drzwi zamkn臋艂y si臋, a chwil臋 p贸藕niej ryk silnika da艂 mu zna膰, 偶e Amy wsiad艂a do swojego mustanga.
鈥 Urocza dziewczyna 鈥 zauwa偶y艂a Clarice. 鈥 I wida膰, 偶e wprost szaleje na punkcie Therona.
鈥 My艣l臋, 偶e on te偶 j膮 lubi. 鈥 Yvonne westchn臋艂a. 鈥 Jak偶e by艂abym szcz臋艣liwa, gdyby o偶eni艂 si臋 z tak膮 wspania艂膮 dziewczyn膮 jak Amy. Ju偶 najwy偶szy czas, 偶ebym doczeka艂a si臋 wnuk贸w.
鈥 Och, by艂oby cudownie. Dzieci w Belle Rose, po tylu latach.
Theron zamkn膮艂 oczy i pogr膮偶y艂 si臋 w my艣lach zawieszonych mi臋dzy 艣wiatem marze艅 i jawy. Minie troch臋 czasu, zanim przywyknie, 偶e jego matka jest przyrodni膮 siostr膮 Clarice Desmond, a jego dziadek by艂 bia艂ym potomkiem w艂a艣cicieli niewolnik贸w. Wracaj膮c my艣l膮 do wspomnie艅 dzieci艅stwa, zdo艂a艂 przywo艂a膰 w pami臋ci niewyra藕ny obraz babki, Sadie Fuqui. By艂a drobn膮 kobiet膮 o delikatnych rysach i du偶ych czarnych oczach. Pami臋ta艂, jak mu 艣piewa艂a. Sam Desmond umar艂, zanim Theron przyszed艂 na 艣wiat, ale w salonie rezydencji widzia艂 jego portret. Przedstawia艂 w艂adczego, pot臋偶nego m臋偶czyzn臋 o kasztanowych w艂osach i l艣ni膮cych orzechowych oczach.
Theron westchn膮艂 i da艂 si臋 ponie艣膰 g艂臋biej w krain臋 dzieci艅stwa. My艣li sta艂y si臋 postrz臋pione i mgliste. Pogr膮偶y艂 si臋 w letargu. Wkr贸tce zapad艂 w lekki sen.
Kiedy si臋 obudzi艂, podpar艂 si臋 leniwie na 艂okciu. S艂ysza艂 g艂os matki. Czy偶by ciocia Clarice wci膮偶 tu by艂a? Za oknem nadal 艣wieci艂o s艂o艅ce, wi臋c nie nadszed艂 jeszcze wiecz贸r. Zerkn膮艂 na budzik stoj膮cy na nocnej szafce i zachichota艂. Spa艂 zaledwie godzin臋. Wykorzystuj膮c techniki, jakich nauczy艂 go fizykoterapeuta, Theron wygramoli艂 si臋 z 艂贸偶ka i usiad艂 na w贸zku inwalidzkim. Kto艣 zamkn膮艂 drzwi, kiedy spa艂, dlatego nie s艂ysza艂 s艂贸w matki i nie wiedzia艂, do kogo by艂y skierowane. Otworzywszy drzwi, wyjecha艂 na w膮ski korytarz. Matka sta艂a po艣rodku salonu z telefonem przy uchu.
鈥 Tak, tu Yvonne Carter.
Podjecha艂 bli偶ej, zamierzaj膮c da膰 matce zna膰, 偶e si臋 obudzi艂, ale zanim zd膮偶y艂 zwr贸ci膰 na siebie uwag臋, jej nast臋pne s艂owa sprawi艂y, 偶e znieruchomia艂.
鈥 Nie boj臋 si臋 ciebie, ale ty powiniene艣 si臋 ba膰 mnie.
Z kim, do cholery, rozmawia? 鈥 zastanawia艂 si臋 Theron.
鈥 Mylisz si臋, je艣li s膮dzisz, 偶e nie zrobi膮 wszystkiego, co konieczne, 偶eby m贸j syn by艂 bezpieczny. Nie mog臋 udowodni膰, 偶e wynaj膮艂e艣 ludzi, 偶eby go zabili, ale obiecuj臋 ci jedno: je艣li jeszcze raz spr贸bujesz go skrzywdzi膰, ja i Clarice p贸jdziemy do szeryfa i wniesiemy oskar偶enie przeciwko tobie.
Theron jeszcze nigdy nie s艂ysza艂, 偶eby matka m贸wi艂a do kogo艣 z tak膮 w艣ciek艂o艣ci膮 i nienawi艣ci膮 w g艂osie. W g艂owie k艂臋bi艂o mu si臋 od niepokoj膮cych pyta艅, ale st艂umi艂 je, koncentruj膮c si臋 na pods艂uchiwaniu rozmowy.
鈥 Chodzi mi o inne przest臋pstwo 鈥 powiedzia艂a Yvonne. 鈥 To, kt贸rego ofiarami by艂y艣my Clarice i ja.
Serce podskoczy艂o Theronowi do gard艂a.
鈥 Nie, to nie b臋dzie moje s艂owo przeciwko twojemu. To b臋dzie twoje s艂owo przeciwko s艂owu Clarice Desmond i mojemu.
O czym, do jasnej cholery, m贸wi艂a?
鈥 Nie szkodzi, 偶e ludzie my艣l膮 偶e Clarice jest szalona, a ja jestem tylko Murzynk膮 przewra偶liwion膮 na punkcie rasizmu. Nawet je偶eli nie sp臋dzisz w wi臋zieniu ani jednego dnia, to nie zag艂osuje na ciebie 偶aden czarny wyborca. I sporo bia艂ych b臋dzie w膮tpi艂o w twoj膮 niewinno艣膰. Twoja kariera polityczna b臋dzie sko艅czona. I wszelkie twoje nadzieje zwi膮zane z Garlandem zostan膮 pogrzebane na zawsze.
Garland? Garland Wells? Wielki Bo偶e, jego matka rozmawia艂a z Roscoe'em Wellsem. I wiedzia艂a o czym艣, za co m贸g艂 p贸j艣膰 do wi臋zienia, o czym艣, czego by艂a 艣wiadkiem razem z Clarice.
鈥 Zastan贸w si臋 dobrze nad tym, co powiedzia艂am. 鈥 Yvonne trzasn臋艂a s艂uchawk膮.
Jej r臋ka trz臋s艂a si臋, gdy cofn臋艂a j膮 od telefonu. Theron wjecha艂 do pokoju. Kiedy go us艂ysza艂a, wstrzyma艂a oddech, a potem odwr贸ci艂a si臋 w jego stron臋.
鈥 Nie wiedzia艂am, 偶e ju偶 nie 艣pisz 鈥 powiedzia艂a, przypatruj膮c si臋 mu niepewnie.
鈥 Z kim rozmawia艂a艣? 鈥 spyta艂.
Zawaha艂a si臋 i przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, czy go nie ok艂amie.
鈥 Z Roscoem Wellsem 鈥 odpar艂a.
鈥 Dlaczego dzwoni艂a艣 do tego sukinsyna?
鈥 Chcia艂am go ostrzec.
鈥 Przed czym?
鈥 Powiedzia艂am mu, 偶e je艣li wynaj膮艂 tych ludzi, 偶eby ci臋 zabili, to niech lepiej nie pr贸buje tego po raz drugi.
鈥 Dlaczego Roscoe Wells mia艂by si臋 ciebie ba膰? Co takiego ty i Clarice o nim wiecie?
Yvonne zesztywnia艂a, jakby nagle zamieni艂a si臋 w kamie艅. Zdawa艂a si臋 nawet nie oddycha膰.
鈥 Mamo?
Brak reakcji.
鈥 Odpowiedz!
Cisza.
鈥 S艂ysza艂em, jak m贸wi艂a艣, 偶e to przest臋pstwo, kt贸rego pad艂y艣cie ofiarami razem z Clarice. Co, do cholery, zrobi艂 ci Roscoe Wells?
鈥 Musz臋 i艣膰 do Belle Rose i przygotowa膰 kolacj臋. 鈥 Yvonne odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 kuchni. 鈥 Ale przedtem musz臋 wstawi膰 piecze艅 dla nas. Amy przyje偶d偶a dzi艣 na kolacj臋. Potrzebujesz czego艣, zanim...
Theron podjecha艂 do niej, chwyci艂 j膮 za nadgarstek i sykn膮艂:
鈥 Do jasnej cholery, powiedz, co on ci zrobi艂!
鈥 Prosz臋, nie u偶ywaj przy mnie takich s艂贸w.
鈥 Mamo...
鈥 Przy艣l臋 jedn膮 ze s艂u偶膮cych z Belle Rose, 偶eby si臋 tob膮 zaj臋艂a, p贸ki nie wr贸c臋. Nie zabawi臋 tam d艂ugo.
鈥 Nie potrzebuj臋 niczyjej opieki 鈥 powiedzia艂 Theron. 鈥 Poradz臋 sobie przez par臋 godzin sam.
鈥 Dobrze. Ale zadzwo艅 do mnie, jak b臋dziesz czego艣 potrzebowa艂.
Yvonne wysz艂a do kuchni. Theron zacisn膮艂 pi臋艣ci i zmarszczy艂 brwi. Zna艂 matk臋 na tyle dobrze, by wiedzie膰, 偶e nie wyci膮gnie od niej informacji, na kt贸rej mu zale偶a艂o. Podjecha艂 do telefonu, podni贸s艂 s艂uchawk臋 i wstuka艂 numer.
鈥 Rezydencja Royale'贸w 鈥 odezwa艂 si臋 g艂os jednej ze s艂u偶膮cych.
鈥 M贸g艂bym rozmawia膰 z Clarice Desmond?
*
R.J. wszed艂 w Mallory, czuj膮c, jak napi臋cie narasta w nim z ka偶dym pchni臋ciem. Odk膮d wprowadzi艂 j膮 w rozkosze seksu, dziewczyna a偶 si臋 do tego pali艂a. A on nie by艂 a偶 tak g艂upi, 偶eby odmawia膰. Osi膮gn膮wszy orgazm, j臋cza艂a i mrucza艂a, staraj膮c si臋 wycisn膮膰 z niego jak najwi臋cej przyjemno艣ci. Po kilku sekundach R.J. sam eksplodowa艂.
鈥 Ach, kotku 鈥 wysapa艂, gdy fala b艂ogo艣ci obla艂a jego cia艂o. Mallory unios艂a g艂ow臋.
鈥 Jeszcze raz 鈥 poprosi艂a. 鈥 Zr贸b to jeszcze raz.
鈥 S艂odki Jezu, Mal, daj facetowi chwil臋 na regeneracj臋. 鈥 Zsun膮艂 si臋 z niej i obr贸ci艂 si臋 na plecy.
Mallory usiad艂a i pochyli艂a si臋 nad jego penisem.
鈥 Potrzebujesz zach臋ty?
鈥 Jak we藕miesz go teraz do buzi, posmakujesz naszych sok贸w 鈥 powiedzia艂.
鈥 Chcia艂by艣, co?
鈥 Droczysz si臋 ze mn膮?
鈥 Wcale.
Unios艂a na wp贸艂 nabrzmia艂y cz艂onek i w艂o偶y艂a go do ust, a potem zacisn臋艂a wargi. Jej j臋zyk zata艅czy艂 wok贸艂 czubka, obmywaj膮c najwra偶liwsz膮 cz臋艣膰 偶o艂臋dzi. R.J. wygi膮艂 do przodu biodra i pchn膮艂 jej g艂ow臋 w d贸艂, zmuszaj膮c j膮 do po艂kni臋cia go w ca艂o艣ci. Zakrztusi艂a si臋 parokrotnie, zanim zacz膮艂 wysuwa膰 si臋 z niej rytmicznie. Kiedy zn贸w osi膮gn膮艂 erekcj臋, przerwa艂a. R.J. j臋kn膮艂 z zawodem. Obliza艂a jego m臋sko艣膰 a偶 po koniuszek, a potem obsypa艂a go poca艂unkami od p臋pka a偶 po szyj臋.
鈥 Zer偶nij mnie znowu 鈥 poprosi艂a. 鈥 Jeste艣 gotowy.
鈥 Niech ci臋, Mallory.
Siad艂a na nim okrakiem i pochyli艂a si臋, 偶eby m贸g艂 pie艣ci膰 jej piersi. Zrobili to znowu jak para dzikich zwierz膮t. I tym razem, gdy prze偶yli orgazm, Mallory osun臋艂a si臋 na niego, mrucz膮c jego imi臋. W ci膮gu kilku minut zasn臋艂a. R.J. g艂aska艂 jej d艂ugie czarne w艂osy i zastanawia艂 si臋, jak, do cholery, da艂 sobie tak bardzo zawr贸ci膰 w g艂owie osiemnastoletniej smarkuli.
By艂a seksowna i dzika. S艂odka i zabawna, i pe艂na 偶ycia. Nigdy nie zna艂 nikogo takiego jak Mallory Royale. Przy niej czu艂 si臋 kim艣 wyj膮tkowym. Nigdy wcze艣niej nie przytrafi艂o mu si臋 nic podobnego. I nap臋dza艂o mu to niez艂ego pietra.
Opr贸cz drugiego razu, gdy uprawiali seks, zawsze u偶ywa艂 prezerwatywy. Do dzi艣. Powiedzia艂a mu, 偶e posz艂a do ginekologa i bierze pigu艂ki antykoncepcyjne. Musia艂 przyzna膰, 偶e si臋 ucieszy艂. Pieprzenie bez gumki by艂o fantastyczne. Ale R.J. wiedzia艂, 偶e st膮pa po cienkim lodzie. Mallory nie by艂a tak膮 sobie zwyk艂膮 rozrywkow膮 dziewczyn膮. Uwielbia艂a seks, ale kocha艂a go. I po raz pierwszy w 偶yciu R.J. zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, jak rzuci膰 dziewczyn臋, nie 艂ami膮c jej serca.
*
鈥 Zapraszam na pok艂ad. 鈥 Aaron Bendall przyzwa艂 ich machni臋ciem r臋ki.
Max wszed艂 za Jolie po k艂adce na 艂贸d藕. Bendall wyci膮gn膮艂 z turystycznej lod贸wki dwie puszki piwa i poda艂 je go艣ciom.
鈥 Nie, dzi臋kuj臋. 鈥 Jolie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
Max wzi膮艂 puszk臋, otworzy艂, poci膮gn膮艂 艂yk, a nast臋pnie skupi艂 wzrok na Bendallu.
鈥 Dlaczego si臋 pan nas spodziewa艂?
鈥 Och, mam mn贸stwo znajomych i utrzymuj臋 kontakt z paroma kumplami w Sumarville 鈥 odpar艂 Bendall. 鈥 S艂ysza艂em, 偶e o mnie pytacie. 鈥 Otworzy艂 drug膮 puszk臋, uni贸s艂 j膮 w toa艣cie, a potem wypi艂 po艂ow臋 zawarto艣ci jednym d艂ugim haustem. Bekn膮艂 i otar艂 wargi grzbietem d艂oni. 鈥 Zatrudnili艣cie nawet prywatnego detektywa, 偶eby mnie znalaz艂.
鈥 Zaj臋艂o mu to sporo czasu 鈥 zauwa偶y艂 Max. 鈥 Nie艂atwo pana odszuka膰.
鈥 Bo si臋 ukrywam.
鈥 Dlaczego? 鈥 zapyta艂a Jolie.
Bendall wybuchn膮艂 rechotliwym 艣miechem.
鈥 Oj, panno Royale, prosz臋 nie udawa膰 przy mnie g艂upiej. Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e wiecie, 偶e z biura szeryfa znikn臋艂y wa偶ne dokumenty. Akta dotycz膮ce masakry w Belle Rose.
鈥 Wi臋c wiedzia艂 pan o ich znikni臋ciu? 鈥 Jolie zgromi艂a go wzrokiem.
鈥 Oczywi艣cie, 偶e wiedzia艂em. Jak pani my艣li, kto je zabra艂? 鈥 Bendall poci膮gn膮艂 kolejny 艂yk piwa.
鈥 Czyli przyznaje pan, 偶e wykrad艂 pan te akta? 鈥 Max zsun膮艂 ciemne okulary na tyle, by Bendall zobaczy艂 jego oczy.
鈥 Powiedzmy po prostu, 偶e wiem, gdzie znajduj膮 si臋 oryginalne dokumenty, a tak偶e kopie. 鈥 Bendall doko艅czy艂 piwo, zgni贸t艂 puszk臋 i rzuci艂 j膮 na wieko lod贸wki.
鈥 Co musimy zrobi膰, 偶eby dosta膰 oryginalne akta? 鈥 spyta艂 Max. Bendall zacmoka艂.
鈥 Orygina艂y nie b臋d膮 tanie.
鈥 Ile? 鈥 Serce Jolie zabi艂o szybciej.
鈥 Orygina艂y le偶膮 w skrytce bankowej, podobnie jak jeden komplet kopii. M贸j adwokat ma drugi.
鈥 Panna Royale zapyta艂a, ile. 鈥 Max wsun膮艂 okulary z powrotem na nos.
鈥 Mam tu wygodne 偶ycie 鈥 emerytur臋 od stanu Missisipi i dodatkowy comiesi臋czny czek od starego znajomego.
Nie musieli pyta膰, kim jest 贸w 鈥瀞tary znajomy鈥. Kt贸偶 by inny, je艣li nie Roscoe Wells?
鈥 Podaj cen臋, Bendall 鈥 warkn膮艂 Max.
鈥 Milion dolc贸w. 鈥 Bendall roze艣mia艂 si臋 znowu, tym razem ciszej i z mniejszym przekonaniem.
鈥 Mog臋 przela膰 t臋 sum臋 do lokalnego banku do jutra rana 鈥 oznajmi艂 Max, jakby chodzi艂o o gar艣膰 drobniak贸w. 鈥 Podaj nazw臋 banku i godzin臋. Dostaniesz pieni膮dze, je艣li ja dostan臋 akta. I ostrzegam, je艣li mnie wyrolujesz, b臋dzie to ostatnia rzecz, jak膮 zrobisz.
鈥 Z milionem dolar贸w mog臋 znowu znikn膮膰. Ruszy膰 dalej na po艂udnie.
鈥 Podaj nazw臋 banku.
鈥 Pierwszy Bank Stanowy przy Whitehead Street, jutro o jedenastej przed po艂udniem.
Kiedy Bendall wyci膮gn膮艂 d艂o艅, 偶eby przybi膰 interes, Max obrzuci艂 j膮 tylko oboj臋tnym wzrokiem.
鈥 W takim razie do zobaczenia jutro o jedenastej w Pierwszym Banku Stanowym.
Nie u艣cisn膮wszy Bendallowi r臋ki, chwyci艂 Jolie za rami臋 i poci膮gn膮艂 za sob膮. Kiedy schodzili na l膮d, ani razu nie obejrzeli si臋 za siebie.
鈥 Skoro jeste艣cie tacy mili, dam wam darmow膮 podpowiedz 鈥 zawo艂a艂 Bendall.
Max i Jolie zatrzymali si臋, wci膮偶 odwr贸ceni do niego plecami.
鈥 Jak b臋dziecie przegl膮da膰 akta, nie przegapcie najwa偶niejszej wskaz贸wki. 鈥 Bendall zrobi艂 efektown膮 pauz臋. 鈥 Lisette Desmond by艂a w ci膮偶y. I nigdy nie zgadniecie, kto by艂 ojcem. 鈥 Emerytowany szeryf zarechota艂 z艂o艣liwie.
Jolie ju偶 mia艂a si臋 odwr贸ci膰, ale Max poci膮gn膮艂 j膮 za rami臋.
鈥 Nie 鈥 szepn膮艂.
Kiedy oddalili si臋 na kilkaset metr贸w, powiedzia艂a:
鈥 Nigdy nie s艂ysza艂am, 偶eby ciotka Lisette spodziewa艂a si臋 dziecka. My艣lisz, 偶e mo偶emy mu wierzy膰?
鈥 Nie. 鈥 Max nie zwolni艂 nawet kroku.
鈥 To dlaczego...
鈥 Jest pazerny. Za milion dolar贸w sprzeda艂by rodzon膮 matk臋.
鈥 Max, to ogromna suma. Mog臋 uzyska膰 milion w got贸wce, ale to zajmie kilka dni, mo偶e nawet par臋 tygodni.
Kiedy zeszli z mola, Max zatrzyma艂 si臋 i uj膮艂 w d艂o艅 jej podbr贸dek.
鈥 艢ci膮gn臋 tu ca艂膮 sum臋 do jutra rana. Uznaj to za prezent od ojca. Bez jego porad nie by艂bym dzisiaj bogaty.
鈥 Max, nie musisz...
Przesun膮艂 kciukiem po jej wargach.
鈥 Jeszcze si臋 nie zorientowa艂a艣, chere? Dla ciebie zrobi艂bym wszystko.
Rozdzia艂 23
Przez ostatnie pi臋tna艣cie lat powodzi艂o mu si臋, naprawd臋 mu si臋 powodzi艂o. Po przej艣ciu na emerytur臋 praktycznie znikn膮艂 z powierzchni ziemi. Przez kilka lat stara艂 si臋 nie zagrza膰 nigdzie miejsca, ale gdy zorientowa艂 si臋, 偶e jest stosunkowo bezpieczny, osiad艂 na Key West. Roscoe Wells p艂aci艂 mu co miesi膮c za milczenie 鈥 niedu偶o, ale starcza艂o na godziwe 偶ycie. Wola艂 nie naciska膰 Roscoe'a o wi臋ksze pieni膮dze, bo, prawd臋 m贸wi膮c, ba艂 si臋 troch臋 starego drania. Jasne, zatrzyma艂 akta sprawy, a na wszelki wypadek przekaza艂 kopie swojemu prawnikowi; ale z facetem o rozleg艂ych kontaktach z niebezpiecznymi lud藕mi trzeba zawsze uwa偶a膰. Teraz nagle wszystko si臋 zmieni艂o 鈥 mo偶e nawet na lepsze. Kto by pomy艣la艂, 偶e Jolie Royale po艂膮czy si艂y z Maksem Devereaux, 偶eby odgrzeba膰 przesz艂o艣膰 i doprowadzi膰 do wznowienia starej sprawy? Byli sk艂onni zap艂aci膰 mu za akta milion dolar贸w. Z takimi pieni臋dzmi m贸g艂by si臋 zaszy膰 w Ameryce Po艂udniowej albo na jakiej艣 wysepce na Pacyfiku i 偶y膰 jak kr贸l. W膮tpi艂, by nawet Roscoe go tam znalaz艂. W ka偶dym razie, wcze艣niej sukinsyn zgnije w wi臋zieniu razem ze swoim ukochanym synalkiem. Ale nie 艣pieszmy si臋 za bardzo. Rozwa偶my wszystkie opcje. Czemu nie skontaktowa膰 si臋 z Roscoem i nie poinformowa膰 go, jak膮 dosta艂em ofert臋. Kto wie, mo偶e przebije stawk臋? Na przyk艂ad o dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy? I nie musia艂bym si臋 przejmowa膰, 偶e kt贸rego艣 dnia dopadnie mnie jeden z jego zbir贸w. Tak, zadzwoni臋 i zobacz臋, co ma do powiedzenia. W ko艅cu, je艣li si臋 nie zgodzi, mog臋 zainkasowa膰 milion od Maksa Devereaux i zwin膮膰 偶agle, zanim Roscoe zd膮偶y mnie namierzy膰.
*
Clarice odczeka艂a, a偶 Yvonne przyjdzie i zakrz膮tnie si臋 w kuchni, a potem wymkn臋艂a si臋 frontowymi drzwiami. W ko艅cu Theron powiedzia艂, 偶e chce z ni膮 porozmawia膰 w cztery oczy. Na pewno mia艂 mn贸stwo pyta艅 o swojego dziadka. Jakie偶 historie mog艂a mu opowiedzie膰 o Samie Desmondzie! Jej ojciec by艂 niezwyk艂ym cz艂owiekiem, pod wieloma wzgl臋dami wyprzedzi艂 swoj膮 epok臋. Zbli偶aj膮c si臋 do domku, zobaczy艂a Therona siedz膮cego na w贸zku na ganku. Zamacha艂a mu.
鈥 Dzi臋kuj臋, 偶e przysz艂a艣! 鈥 zawo艂a艂, unosz膮c d艂o艅 w powitalnym ge艣cie. Clarice wspi臋艂a si臋 na ganek i podesz艂a do niego. Kiedy poca艂owa艂a go w policzek, lekko zesztywnia艂.
鈥 Tak bardzo nalega艂e艣, 偶e przybieg艂am do ciebie, gdy tylko Yvonne zaj臋艂a si臋 gotowaniem.
鈥 Usi膮d藕, prosz臋... ciociu Clarice. 鈥 Wskaza艂 fotel na biegunach stoj膮cy przy w贸zku.
Znowu nazwa艂 j膮 cioci膮. Jak wspaniale! Obawia艂a si臋, 偶e d艂u偶ej potrwa, nim zaakceptuje j膮 jako cz艂onka rodziny. Usiad艂a obok siostrze艅ca.
鈥 No dobrze, o co chodzi? Czego tak pilnie chcesz si臋 dowiedzie膰? Jestem prawdziw膮 kopalni膮 informacji o rodzinie Desmond贸w. Pytaj o wszystko.
鈥 To, o co chc臋 zapyta膰, nie dotyczy Desmond贸w, tylko ciebie... i mamy.
Dreszcz niepokoju przebieg艂 jej po plecach.
鈥 Wiem, 偶e nigdy nie rozumia艂e艣 i nie akceptowa艂e艣 tego, jak bardzo by艂y艣my sobie bliskie, ale...
鈥 Chodzi o co艣 wi臋cej ni偶 tylko o siostrzan膮 mi艂o艣膰, prawda?
鈥 Obawiam si臋, 偶e nie wiem, o czym m贸wisz. 鈥 Clarice splot艂a nerwowo d艂onie. Theron nie m贸g艂 podejrzewa膰 prawdy. 鈥 Od dziecka by艂y艣my sobie bliskie. Jeste艣my nie tylko siostrami, ale r贸wnie偶 przyjaci贸艂kami.
鈥 Rozumiem to 鈥 odpar艂 Theron. 鈥 Ale chc臋 si臋 dowiedzie膰, co jeszcze was ze sob膮 zwi膮za艂o? Jak膮 tajemnic臋 ukrywacie?
鈥 Tajemnic臋? 鈥 On nie mo偶e wiedzie膰, pomy艣la艂a Clarice. Nie ma mowy, 偶eby dowiedzia艂 si臋 o tym, co si臋 sta艂o. Opr贸cz niej tylko trzy osoby zna艂y prawd臋: Yvonne, Roscoe i Jonathan.
鈥 Mama zadzwoni艂a dzisiaj do Roscoe'a Wellsa. Z gro藕b膮.
Clarice westchn臋艂a i przy艂o偶y艂a r臋k臋 do serca.
鈥 Nie s膮dzi艂am, 偶e naprawd臋 to zrobi. 鈥 Podejrzewa艂a, 偶e Yvonne podejmie wszelkie konieczne kroki, 偶eby odstraszy膰 Roscoe'a i dopilnowa膰, aby Theronowi zn贸w nie sta艂a si臋 krzywda. Ale dlaczego nie podzieli艂a si臋 z ni膮 swoimi planami?
鈥 Wiedzia艂a艣, 偶e zamierza艂a do niego zadzwoni膰?
鈥 Bra艂am pod uwag臋, 偶e mo偶e to zrobi膰. Skoro Jolie i Max podejrzewaj膮 Roscoe'a o sterowanie zamachem na twoje 偶ycie, trudno jej si臋 dziwi膰.
鈥 Co takiego Roscoe zrobi艂 mojej mamie? Jakie przest臋pstwo pope艂ni艂 na twoich oczach?
鈥 Sk膮d w og贸le wiesz o... Pods艂ucha艂e艣 jej rozmow臋?
Pokiwa艂 g艂ow膮.
鈥 Musz臋 pozna膰 prawd臋. Co Roscoe zrobi艂?
鈥 Pyta艂e艣 Yvonne? 鈥 Clarice wsta艂a i zacz臋艂a kr膮偶y膰 nerwowo po ganku, szepcz膮c do siebie: 鈥 On nie mo偶e si臋 dowiedzie膰. Nikt nie mo偶e si臋 dowiedzie膰. Nigdy.
鈥 Zapyta艂em, ale odm贸wi艂a odpowiedzi. Od razu zmieni艂a temat.
鈥 Nie mog臋 ci powiedzie膰. Nikomu nie mog臋 powiedzie膰. Nigdy.
Obawia艂a si臋, 偶e ten dzie艅 nadejdzie. Tajemnice wcze艣niej czy p贸藕niej wychodz膮 na jaw i zdarza si臋, 偶e dopiero wtedy wyrz膮dzaj膮 najwi臋ksze krzywdy. Czterdzie艣ci dwa lata temu razem z Yvonne podj臋艂y decyzj臋, kt贸r膮 uzna艂y za najlepsz膮 dla wszystkich. Gdyby powiedzia艂y o tym Sadie, ona powt贸rzy艂aby to tacie. A Sam Desmond bez w膮tpienia zabi艂by Roscoe'a i reszt臋 偶ycia sp臋dzi艂 w wi臋zieniu. A gdyby nie pojecha艂y wtedy z Yvonne do Nowego Orleanu pod pretekstem wyprawy na zakupy, musia艂yby codziennie przypomina膰 sobie o tym, co si臋 wydarzy艂o, gdy jako nastoletnie dziewczyny wybra艂y si臋 do lasu na je偶yny.
Theron podjecha艂 do Clarice, wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i z艂apa艂 j膮 za nadgarstek.
鈥 Wystarczy, 偶eby艣 odpowiedzia艂a 鈥瀟ak鈥 albo 鈥瀗ie鈥. Czy Roscoe zgwa艂ci艂 moj膮 matk臋?
Clarice j膮kn臋艂a jak skaleczone dziecko. Nie pytaj. Nie pytaj. Nie mog臋 odpowiedzie膰. Nie mog臋.
鈥 Nie, nie, nie. Nie mog臋 powiedzie膰. Nigdy. Nikomu. To nasz sekret. Przysi臋g艂y艣my nie wyjawi膰 go nikomu do ko艅ca 偶ycia.
鈥 Bo偶e! A wi臋c to prawda. Wiedzia艂em. Wiedzia艂em, gdy tylko us艂ysza艂em, jak rozmawia z tym sukinsynem. 鈥 Theron uderzy艂 pi臋艣ci膮 w otwart膮 d艂o艅. 鈥 Kiedy.... kiedy to si臋 sta艂o? W kt贸rym roku?
Kiedy? W kt贸rym roku? Jakie to mia艂o znaczenie?
鈥 Sekrety. Sekrety. Tyle sekret贸w 鈥 zap艂aka艂a.
鈥 Musz臋 wiedzie膰 jeszcze jedno. B艂agam, ciociu Clarice. Powiedz... czy Roscoe Wells jest moim ojcem?
*
Mattie wysz艂a na patio z bezprzewodowym telefonem w d艂oni. Wygrzewaj膮cy si臋 przy basenie Roscoe podni贸s艂 wzrok.
鈥 Telefon do pana, panie Wells.
鈥 Kto dzwoni?
鈥 Nie przedstawi艂 si臋. Powiedzia艂 tylko, 偶e to wa偶ne.
鈥 Nie dadz膮 cz艂owiekowi ani odrobiny spokoju. 鈥 Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 po telefon. Gdy tylko go wzi膮艂, Mattie oddali艂a si臋 po艣piesznie. Bezczelna baba. 鈥 Roscoe Wells, s艂ucham?
鈥 Witaj, Roscoe. Jak ci leci?
鈥 Kto m贸wi, do cholery?
M臋偶czyzna zachichota艂.
鈥 Nie pami臋tasz mnie? Jestem facetem, kt贸remu od pi臋tnastu lat wysy艂asz co miesi膮c czeki.
鈥 Bendall! Gdzie jeste艣, do diab艂a? Lepiej zaszyj si臋 dobrze, 偶eby nikt ci臋 nie znalaz艂.
Znowu chichot.
鈥 To nie takie proste, chyba 偶e ma si臋 znacznie wi臋cej forsy ni偶 ja.
鈥 Co chcesz przez to powiedzie膰?
鈥 呕e Max Devereaux nie wyrzuci艂 pieni臋dzy w b艂oto, zatrudniaj膮c prywatnego detektywa, 偶eby mnie wy艣ledzi艂 鈥 odpar艂 Aaron Bendall. 鈥 Devereaux i Jolie Royale pojawili si臋 dzisiaj u mnie... i wyst膮pili z bardzo ciekaw膮 propozycj膮.
鈥 Jak膮 propozycj膮?
鈥 Devereaux zaoferowa艂 okr膮g艂y milion w zamian za orygina艂y akt masakry w Belle Rose.
Skurwysyn!
鈥 Jutro rano ma mi przekaza膰 pieni膮dze. Wyznaczyli艣my ju偶 czas i miejsce wymiany.
鈥 Je艣li dasz Maksowi te dokumenty, dopilnuj臋, 偶eby艣 nie po偶y艂 na tyle d艂ugo, by wyda膰 cho膰by centa z tego miliona.
鈥 M贸g艂by艣 u艂atwi膰 偶ycie nam obu 鈥 powiedzia艂 Bendall. 鈥 Czekam na kontrpropozycj臋... tak膮, 偶ebym nie m贸g艂 odm贸wi膰.
鈥 Ty dupku. 鈥 Dlaczego dwadzie艣cia lat temu nie zorientowa艂 si臋, 偶e Aaronowi Bendallowi nie mo偶na ufa膰? Czemu nie zaaran偶owa艂 艣miertelnego wypadku, kt贸rego ofiar膮 pad艂by szeryf, a potem nie zniszczy艂 tych cholernych akt, zanim skurwiel zd膮偶y艂 je wykra艣膰 i zacz膮艂 go szanta偶owa膰?
鈥 Jeste艣 got贸w zaproponowa膰 wi臋cej ni偶 milion? Ze wzgl臋du na swoj膮 przysz艂o艣膰? Ze wzgl臋du na przysz艂o艣膰 Garlanda?
鈥 Zamknij pierdolon膮 jadaczk臋! 鈥 Przez ca艂e 偶ycie skrupulatnie zaciera艂 艣lady, pilnuj膮c, aby 偶aden z jego czyn贸w nie zem艣ci艂 si臋 na nim w przysz艂o艣ci. Ale to nie swoje zbrodnie tuszowa艂 przez te lata, nie swoje grzechy utrzymywa艂 tak wysokim kosztem w tajemnicy.
鈥 Czas mija. Czy s艂ysz臋 milion dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy?
鈥 Milion i dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy.
鈥 Do dziesi膮tej jutro rano 鈥 powiedzia艂 Bendall.
鈥 Nie wiem, czy uda mi si臋 zorganizowa膰...
鈥 Spotykam si臋 z Devereaux o jedenastej, chyba 偶e o dziesi膮tej dostan臋 twoje pieni膮dze.
鈥 Dostaniesz te cholerne pieni膮dze do dziesi膮tej. 鈥 Roscoe wsta艂 z le偶aka i zacz膮艂 si臋 nerwowo przechadza膰 po patio. 鈥 Ale przeka偶esz mi te akta. I kopie.
Zanim wszystko dobiegnie ko艅ca, b臋dzie mia艂 znacznie wi臋cej ni偶 same akta. B臋dzie m贸g艂 przypi膮膰 do pasa kilka nowych skalp贸w. Zdarzy si臋 kilka 鈥瀢ypadk贸w鈥. Zacznie od Maksa i Jolie. Potem zajmie si臋 t膮 pieprzon膮 suk膮 Yvonne Carter i jej ambitnym synalkiem.
*
Max przygl膮da艂 si臋 jej z balkonu swojej sypialni, gdy zanurkowa艂a do wody. Dziwne, ale by艂a jedn膮 z zaledwie czterech os贸b korzystaj膮cych tego popo艂udnia z hotelowego basenu. Cho膰 z drugiej strony, hotel nie nale偶a艂 do du偶ych. Mia艂 tylko trzydzie艣ci pokoj贸w. Sporo go艣ci by艂o prawdopodobnie na zakupach lub na pla偶y, a wielu innych po偶eglowa艂o w morze 艂owi膰 ryby lub nurkowa膰.
Cia艂o Jolie mia艂o w sobie s艂odk膮 zmys艂owo艣膰, ka偶dy centymetr jej kr膮g艂o艣ci by艂 wr臋cz idealny. Po偶膮da艂 jej. Pragn膮艂 jej bardziej ni偶 jakiekolwiek kobiety. Kiedy po raz pierwszy zda艂 sobie z tego spraw臋, by艂 zaskoczony g艂臋bi膮 swojej nami臋tno艣ci. Kocha艂 kiedy艣 Felici臋 i uwielbia艂 uprawia膰 z ni膮 seks, ale nigdy nie by艂o mi臋dzy nimi tego skr臋caj膮cego wn臋trzno艣ci po偶膮dania, tego g艂臋bokiego b贸lu, kt贸ry obiecywa艂 rozkosz spe艂nienia. Do Jolie czu艂 to wszystko, a nawet wi臋cej; wcze艣niej czy p贸藕niej ona tak偶e b臋dzie musia艂a przyzna膰, 偶e czuje do niego to samo.
Wydawa艂o si臋 ma艂o prawdopodobne, by czeka艂a ich wsp贸lna przysz艂o艣膰. Nawet gdyby Jolie podda艂a si臋 emocjom, w膮tpi艂, by kiedykolwiek zapomnia艂a, 偶e on jest synem Georgette Devereaux. Nienawi艣膰 do jego matki mog艂a si臋 okaza膰 silniejsza od uczu膰 do niego.
Co za ironia losu, 偶e jedyna kobieta, kt贸rej po偶膮da艂 tak bardzo, i偶 stawa艂 si臋 s艂aby i podatny na zranienie, by艂a c贸rk膮 Louisa Royale'a. Pr贸bowa艂 przekona膰 samego siebie, 偶e gdyby j膮 posiad艂, iskrz膮ce mi臋dzy nimi erotyczne napi臋cie zel偶a艂oby na tyle, 偶e by艂by w stanie nad nim zapanowa膰. Ale co, je艣li to by nie wystarczy艂o? Je艣li tylko jeszcze bardziej by jej pragn膮艂?
Zadzwoni艂 telefon. Max podszed艂 do aparatu stoj膮cego na szafce przy 艂贸偶ku i podni贸s艂 s艂uchawk臋.
鈥 Devereaux.
鈥 Max, nie wiem, co zamierzasz zrobi膰 z milionem dolar贸w, ale wszystko jest przygotowane do przelewu. Pieni膮dze zostan膮 zdeponowane na koncie pod twoim nazwiskiem w Pierwszym Banku Stanowym w Key West jutro o dziesi膮tej trzydzie艣ci rano.
鈥 Dzi臋ki, Danny Lee, doceniam, 偶e tak szybko to za艂atwi艂e艣 鈥 powiedzia艂 Max. 鈥揑 pewnie nie musz臋 ci m贸wi膰, 偶e ca艂a transakcja musi zosta膰 zachowana w naj艣ci艣lejszej tajemnicy. 鈥 Tak jak jego ojciec i dziadek, Danny Lee Loveless by艂 dyrektorem oddzia艂u Pierwszego Banku Narodowego w Sumarville i d艂ugoletnim przyjacielem rodziny Royale'贸w.
鈥 Czy mog臋 ci jeszcze w czym艣 pom贸c? 鈥 zapyta艂 Danny Lee. 鈥 Od lat jestem twoim konsultantem finansowym, wi臋c je艣li zamierzasz zainwestowa膰...
鈥 To osobista inwestycja 鈥 powiedzia艂 Max.
鈥 Kapuj臋. W ka偶dym razie pieni膮dze b臋d膮 na ciebie czeka艂y.
鈥 Jeszcze raz dzi臋kuj臋. 鈥 Max zako艅czy艂 rozmow臋, a potem wykr臋ci艂 numer dyrektora hotelu.
鈥 Watson Fritz. W czym mog臋 pom贸c?
鈥 Tu Max Devereaux. Chcia艂bym, 偶eby wymy艣li艂 pan pow贸d, 偶eby na nast臋pne dwie godziny zamkn膮膰 hotelowy basen dla wszystkich go艣ci z wyj膮tkiem mnie i panny Royale. I prosz臋, 偶eby przyniesiono mi do pokoju k膮piel贸wki. Niech pan je doliczy do rachunku za apartament.
鈥 Tak jest, panie Devereaux. S膮dz臋, 偶e basen powinien zosta膰 natychmiast zamkni臋ty w celu usuni臋cia drobnej usterki technicznej. Przewiduj臋, 偶e naprawa potrwa oko艂o dw贸ch godzin. I osobi艣cie wybior臋 dla pana k膮piel贸wki, a potem natychmiast przy艣l膮 je na g贸r臋.
鈥 Jeszcze jedno.
鈥 S艂ucham?
鈥 Chcia艂bym zam贸wi膰 kolacj臋 do apartamentu na wp贸艂 do 贸smej. Je艣li chodzi o menu, zdaj臋 si臋 na pana.
鈥 Oczywi艣cie, panie Devereaux.
Max od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i wr贸ci艂 na balkon. Jolie wysz艂a w艂a艣nie z wody, wy偶臋艂a w艂osy, a nast臋pnie owin臋艂a si臋 bia艂ym hotelowym r臋cznikiem. Ustronny, otoczony wysokim 偶ywop艂otem basen i gwarancja, 偶e nikt im nie przeszkodzi, stwarza艂y idealn膮 okazj臋, 偶eby zastawi膰 mi艂osne sid艂a. Zamierza艂 mie膰 Jolie Royale w 艂贸偶ku jeszcze tej nocy.
*
Nowell Landers tuli艂 Clarice, pr贸buj膮c j膮 uspokoi膰. Wci膮偶 be艂kota艂a co艣 niezbornie i kr臋ci艂a nerwowo g艂ow膮.
鈥 Theron, jak mog艂e艣 tak j膮 zdenerwowa膰? 鈥 Yvonne sta艂a nad synem z marsow膮 min膮. 鈥 Przecie偶 wiesz, jaka jest wra偶liwa!
鈥 Przepraszam, 偶e Clarice... ciocia Clarice tak si臋 wzburzy艂a. Przysi臋gam, nie mia艂em poj臋cia, 偶e zacznie tak wariowa膰. 鈥 Theron usi艂owa艂 si臋 broni膰, ale widz膮c zmarszczone brwi i zaci艣ni臋te usta matki, zorientowa艂 si臋, 偶e nie艂atwo uzyska przebaczenie. Cz臋sto najlepsz膮 obron膮 jest atak, pomy艣la艂. 鈥 Gdyby艣 odpowiedzia艂a na moje pytania o Roscoe'a Wellsa, nie musia艂bym prosi膰 o wyja艣nienia cioci.
鈥 Co ci powiedzia艂a, zanim tak bardzo si臋 zdenerwowa艂a?
鈥 W艂a艣ciwie nic.
鈥 Ale dalej j膮 naciska艂e艣, a偶 w ko艅cu straci艂a panowanie nad sob膮 i uciek艂a w sw贸j w艂asny 艣wiat. 鈥 Yvonne spojrza艂a na Clarice. 鈥 Jest taka delikatna, niewiele trzeba, 偶eby wytr膮ci膰 j膮 z r贸wnowagi. A wspomnienie Roscoe'a Wellsa i wydarze艅 sprzed czterdziestu lat zupe艂nie j膮 rozbi艂o.
鈥 Nie powinni艣my wezwa膰 lekarza? 鈥 zapyta艂 Theron z trosk膮. Nie chcia艂 wyrz膮dzi膰 Clarice krzywdy. Wiedzia艂, 偶e od masakry w Belle Rose by艂a troch臋 zbzikowana, ale nie zdawa艂 sobie sprawy, jak bardzo.
鈥 呕aden lekarz nie jest w stanie jej pom贸c 鈥 odpar艂a Yvonne. 鈥 Ciesz臋 si臋, 偶e od razu zadzwoni艂e艣. Na szcz臋艣cie w艂a艣nie zjawi艂 si臋 Nowell. Ma na ni膮 lepszy wp艂yw ni偶 ktokolwiek.
Nowell trzyma艂 Clarice w ramionach i rozmawia艂 z ni膮 cicho.
鈥 Chcesz wr贸ci膰 do domu, kochanie? Zrobi臋 ci herbaty, a potem mo偶emy posiedzie膰 w altance i odpocz膮膰.
鈥 Tak, Jonathanie, by艂oby mi艂o 鈥 odpar艂a Clarice. 鈥 Chc臋, 偶eby艣 pozna艂 moje siostry, Audrey i Lisette... i Yvonne. B臋d膮 druhnami na naszym 艣lubie. 鈥 Zachichota艂a. 鈥 Ludzie si臋 zdziwi膮, jak zobacz膮 z nami Yvonne. Ale nic mnie to nie obchodzi. Jest moj膮 siostr膮, wiesz... i moj膮 najlepsz膮 przyjaci贸艂k膮.
Nowell i Yvonne wymienili wsp贸艂czuj膮ce spojrzenia. Theron zwiesi艂 g艂ow臋.
鈥 Wr贸cimy teraz do Belle Rose. 鈥 Nowell sprowadzi艂 Clarice po schodkach, a potem obejrza艂 si臋 przez rami臋. 鈥 Zadzwoni臋 p贸藕niej i dam zna膰, jak si臋 czuje.
鈥 Dobrze, dzi臋kuj臋. 鈥 Yvonne patrzy艂a, jak Clarice i Nowell id膮 drog膮 w kierunku rezydencji. Gdy tylko znale藕li si臋 poza zasi臋giem s艂uchu, odwr贸ci艂a si臋 do Therona. 鈥 Nasza tajemnica nikogo nie powinna obchodzi膰. Rozumiemy si臋, synu? A je艣li postanowimy wykorzysta膰 j膮, 偶eby ci臋 chroni膰, to te偶 nie twoja sprawa. Nie chc臋, 偶eby艣 kiedykolwiek wypytywa艂 o ni膮 Clarice.
鈥 A jak zapytam Roscoe'a Wellsa?
Yvonne otworzy艂a szeroko oczy.
鈥 Nie zbli偶aj si臋 do tego cz艂owieka!
鈥 A odpowiesz chocia偶 na pytanie, kt贸re bezpo艣rednio mnie dotyczy?
Matka spojrza艂a na niego zdumiona.
鈥 Czy Roscoe Wells jest moim ojcem?
鈥 Nie, nie jest, Bogu dzi臋ki. I jak chcesz, mog臋 to przysi膮c na wszystkie Biblie 艣wiata 鈥 odpar艂a ze 艂zami w oczach.
Rozdzia艂 24
Za niespe艂na dwadzie艣cia cztery godziny b臋d膮 mieli akta masakry w Belle Rose. Musia艂y zawiera膰 prawd臋 na temat morderstw. W przeciwnym razie czemu kosztowa艂yby a偶 milion dolar贸w? Ale bez wzgl臋du na to, jak bardzo Jolie pragn臋艂a zajrze膰 do starych dokument贸w, przera偶a艂a j膮 my艣l o tym, co tam znajdzie. Fotografie z miejsca zbrodni. Zdj臋cia jej matki, ciotki i Lemara. Raport kryminologiczny, raport balistyczny, raport funkcjonariuszy, kt贸rzy pierwsi przybyli na miejsce zbrodni, raport koronera. I B贸g jeden wie, co jeszcze. Wskaz贸wki, kt贸re mog膮 ich doprowadzi膰 do prawdziwego zab贸jcy czy 偶elazne dowody jego winy? Jolie posmarowa艂a ramiona i nogi olejkiem do opalania, a potem po艂o偶y艂a si臋 na szezlongu przy basenie. Czekanie a偶 do jutra rana nie b臋dzie 艂atwe; dwie godziny, kt贸re min臋艂y od ich spoticania z Aaronem Bendallem, ju偶 zdawa艂y si臋 ci膮gn膮膰 w niesko艅czono艣膰. Podnios艂a z suchego r臋cznika okulary przeciws艂oneczne, za艂o偶y艂a je i przymkn臋艂a powieki.
Odpr臋偶 si臋, Jolie, powiedzia艂a sobie w duchu. Przejmowanie si臋 jutrem nie przyspieszy czasu. Zreszt膮, ucieczka od Maksa na par臋 godzin te偶 ci臋 przed nim nie uratuje. Sp贸jrz prawdzie w oczy, to tylko kr贸tka przerwa. Zd膮偶y艂a si臋 przekona膰, 偶e z Maksem Devereaux trzeba si臋 powa偶nie liczy膰, kiedy czego艣 pragn膮艂. A nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e pragn膮艂 jej.
鈥 Panie i panowie, obawiam si臋, 偶e musz臋 pa艅stwa prosi膰 o opuszczenie terenu basenu 鈥 o艣wiadczy艂 Fritz. 鈥 Musimy dokona膰 niewielkich napraw obiektu. Najmocniej przepraszam za wszelkie niedogodno艣ci. Basen powinien zosta膰 udost臋pniony ponownie za kilka godzin.
Jolie westchn臋艂a. W艂a艣nie kiedy si臋 wygodnie usadowi艂a, zacz臋艂a si臋 relaksowa膰 i mia艂a pewno艣膰, 偶e uciek艂a tymczasowo od towarzystwa Maksa, dyrektor hotelu postanawia zamkn膮膰 basen. 艢wietnie. Po prostu cudownie. Wsta艂a z szezlonga, zebra艂a rzeczy i ruszy艂a za innymi go艣膰mi.
Fritz zbli偶y艂 si臋 do niej i powiedzia艂:
鈥 Panno Royale, prosz臋 nie wychodzi膰. Obiekt nie jest zamkni臋ty dla pani.
鈥 Nie rozumiem. Przecie偶...
鈥 Dzi臋kuj臋, panie Fritz. 鈥 W furtce ocienionego zieleni膮 przej艣cia prowadz膮cego z hotelu stan膮艂 Max. W d艂oniach trzyma艂 szklanki z drinkami.
鈥 Ach. 鈥 Jolie poj臋艂a w lot, co si臋 sta艂o. Max Devereaux zapragn膮艂 ca艂kowitej prywatno艣ci na basenie, wi臋c pstrykn膮艂 palcami i dyrektor hotelu zamkn膮艂 obiekt dla reszty go艣ci.
Pan Fritz znikn膮艂 po艣piesznie, zamykaj膮c za sob膮 dekoracyjn膮 drewnian膮 furtk臋. Max podszed艂 do niej. Spokojnie, pomy艣la艂a. Tylko spokojnie. To nic, 偶e wygl膮da w swoich granatowych k膮piel贸wkach jak grecki b贸g. Facet jest przystojny, cholernie przystojny. Ale nic nie zajdzie mi臋dzy nimi. Musia艂aby by膰 g艂upia, 偶eby pa艣膰 mu w ramiona.
Max poda艂 jej drinka. Rzuci艂a r臋czniki i olejek na ziemi臋, a potem wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i wzi臋艂a szklank臋, uwa偶aj膮c, 偶eby nie dotkn膮膰 jego d艂oni. Usiad艂 na szezlongu obok tego, z kt贸rego w艂a艣nie wsta艂a, i wzi膮艂 艂yk drinka.
鈥 Hm. 鈥 Odstawi艂 szklank臋 na ziemi臋. 鈥 Barman powiedzia艂, 偶e ten koktajl nazywa si臋 Koralowa Bryza.
Jolie spojrza艂a na niego gniewnie.
鈥 Nie za艣wita艂o ci w g艂owie, 偶e przysz艂am tu, 偶eby od ciebie uciec?
鈥 Ani na chwil臋. 鈥 Rozprostowa艂 ramiona, spl贸t艂 d艂onie i za艂o偶y艂 je za g艂ow臋. 鈥 Nasmarujesz mnie olejkiem?
Jolie usiad艂a na brzegu swojego szezlonga, spojrza艂a na szklank臋 i spr贸bowa艂a drinka. Owocowy, s艂odki i przyjemnie od艣wie偶aj膮cy. Wypi艂a kilka nast臋pnych 艂yk贸w, po czym odstawi艂a szklank臋 i spiorunowa艂a Maksa wzrokiem.
鈥 Je艣li my艣lisz, 偶e ci臋 dotkn臋, to chyba ci odbi艂o. Max zachichota艂.
鈥 Czego si臋 tak boisz, chere?
鈥 Do cholery, Max, nie nazywaj mnie chere! Wkurza mnie, jak tak do mnie m贸wisz. Pewnie do ka偶dej, kt贸ra ci si臋 podoba, zwracasz si臋 w ten spos贸b. Naprawd臋 my艣lisz, 偶e kobiety uwa偶aj膮 to za romantyczne?
Zdj膮艂 okulary s艂oneczne i spojrza艂 jej prosto w oczy.
Nigdy nie nazwa艂em 偶adnej innej chere. Ani razu.
Nie by艂 to rodzaj wyznania, jakie pragn臋艂a us艂ysze膰. Nie chcia艂a by膰 dla Maksa pod 偶adnym wzgl臋dem wyj膮tkowa. 艁atwiej by艂oby jej go odrzuci膰, gdyby wierzy艂a, 偶e jest tylko jedn膮 w d艂ugiej kolejce og艂upia艂ych z mi艂o艣ci kobiet, kt贸re podda艂y si臋 jego niebezpiecznemu urokowi.
鈥 To dlaczego nazywasz tak mnie? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Bo to do ciebie pasuje. I pasuje do tego, co do ciebie czuj臋.
Nie daj mu si臋 zba艂amuci膰 s艂odkimi s艂贸wkami. W ko艅cu Max mo偶e by膰 taki sam jak jego matka. Mo偶e si臋 okaza膰 takim samym manipulatorem, takim samym farbowanym lisem. Ale czy wci膮偶 my艣lisz tak o Georgette? Czy wci膮偶 jeste艣 tak pewna swego?
鈥 Pod艂apa艂e艣 to od jakiego艣 lowelasa w Nowym Orleanie? A mo偶e tw贸j wujek zwraca si臋 w ten spos贸b do swoich dziwek?
鈥 Przywi膮zujesz zbyt du偶膮 wag臋 do tego ma艂ego s艂贸wka. Jolie po艂o偶y艂a si臋 na szezlongu i skrzy偶owa艂a r臋ce na piersiach.
鈥 To ty robisz z tego wielkie halo.
鈥 Naprawd臋 chcesz wiedzie膰, kto nazywa艂 tak kobiet臋 swojego 偶ycia?
Jolie pokr臋ci艂a g艂ow膮.
鈥 Niekoniecznie. 鈥 Nag艂e d艂awi膮ce przeczucie 艣cisn臋艂o j膮 w 偶o艂膮dku, natr臋tna my艣l zacz臋艂a formowa膰 si臋 w g艂owie.
鈥 Pewnie ju偶 to odgad艂a艣, prawda? 鈥 Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i koniuszkami palc贸w powi贸d艂 po jej ramieniu. 鈥 Louis nazywa艂 tak moj膮 matk臋. To jedno s艂owo wyra偶a艂o ca艂膮 g艂臋bi臋 jego uczu膰.
鈥 Jasne, powinnam si臋 by艂a domy艣li膰.
Zacz臋艂a wstawa膰, ale chwyci艂 j膮 za nadgarstek. Pr贸bowa艂a si臋 wyszarpn膮膰, lecz trzyma艂 j膮 mocno, a potem nagle poci膮gn膮艂 i posadzi艂 sobie na kolanach. Siedzia艂a w bezruchu, wstrzymuj膮c oddech.
鈥 Pu艣膰 mnie, Max, prosz臋.
鈥 Nie mog臋.
Kiedy obj膮艂 j膮 w pasie i po艂o偶y艂 na sobie, nie protestowa艂a. Le偶a艂a na nim, a ich twarze dzieli艂o zaledwie kilka centymetr贸w. Max zdj膮艂 jej okulary s艂oneczne. Jego druga d艂o艅 przesun臋艂a si臋 z jej plec贸w w d贸艂 i spocz臋艂a na po艣ladku. Jolie wzi臋艂a g艂臋boki oddech.
鈥 Nie chc臋 tego 鈥 powiedzia艂a.
鈥 Nieprawda. Chcesz.
鈥 Nie, nie chc臋. To, co do siebie czujemy, cokolwiek to jest, mo偶e nas tylko zrani膰. Przypomnij sobie, co niepohamowana nami臋tno艣膰 zrobi艂a z moim ojcem i twoj膮 matk膮. Skrzywdzili tylu ludzi swoim romansem. A tw贸j wujek nigdy si臋 nie otrz膮sn膮艂 po stracie Lisette. Nigdy si臋 nie o偶eni艂, prawda? Pomy艣l tylko, co mi艂o艣膰 zrobi艂a z cioci膮 Clarice. Ona wci膮偶 kocha swojego Jonathana.
鈥 Zdaje si臋, 偶e zakocha艂a si臋 w Nowellu Landersie, wi臋c chyba mo偶na zakocha膰 si臋 wi臋cej ni偶 raz.
鈥 Ale nie w ten sam szalony, wszechogarniaj膮cy spos贸b 鈥 odpar艂a Jolie, pragn膮c, 偶eby Max przesta艂 wpatrywa膰 si臋 w ni膮 takim wzrokiem, jakby chcia艂 j膮 wzi膮膰 tu i teraz. 鈥 Poza tym ciocia Clarice cz臋sto myli Nowella z Jonathanem.
鈥 Nowell Landers to oszust 鈥 powiedzia艂 Max, przygryzaj膮c jej ucho. 鈥揥iem, 偶e si臋 ze mn膮 nie zgadzasz, ale...
鈥 O, zgadzam si臋. Nie ma w膮tpliwo艣ci, 偶e Nowell jest oszustem.
D艂o艅 Maksa pow臋drowa艂a na ty艂 jej g艂owy, jego palce wplot艂y si臋 w mokre w艂osy. Westchn臋艂a, gdy dreszcz przebieg艂 jej po ciele. Nie mog艂a pozwoli膰, 偶eby j膮 poca艂owa艂. Je艣li j膮 poca艂uje, b臋dzie stracona. Na zawsze.
Odchyli艂a si臋 i opiera艂a d艂onie o jego barki.
鈥 Max, wci膮偶 masz kontakt z tym detektywem?
鈥 Co? 鈥 Popatrzy艂 na ni膮 p贸艂przytomnie.
鈥 Wy艣wiadczysz mi przys艂ug臋?
鈥 Zrobi臋 dla ciebie wszystko, Jolie, je艣li tylko si臋 zamkniesz i dasz mi si臋 poca艂owa膰.
鈥 Ach, tak. 鈥 Natychmiast powinna z niego zej艣膰. By艂 podniecony i gotowy, a ona szybko traci艂a kontrol臋 nad sytuacj膮. 鈥 M贸g艂by艣... m贸g艂by艣 zadzwoni膰 do tego detektywa i poprosi膰, 偶eby sprawdzi艂 Jonathana Lenza?
鈥 Po co? Facet nie 偶yje od trzydziestu pi臋ciu lat.
鈥 Powiedzmy, 偶e mam przeczucie. Prosz臋, zr贸b to dla mnie.
鈥 Zadzwoni臋 do Hugh dzi艣 wieczorem. Czy to ju偶 wszystko?
鈥 Tak, wszystko.
Poci膮gn膮艂 jej g艂ow臋 w d贸艂. Nie pozw贸l mu na to, upomnia艂a si臋 w duchu. Ich usta zetkn臋艂y si臋. Delikatnie. Tylko lekkie mu艣ni臋cie. Po chwili jego j臋zyk zata艅czy艂 pieszczotliwie na jej wargach. Wtuli艂a si臋 w niego, ulegaj膮c jego urokowi coraz bardziej i bardziej. Jeszcze nigdy nie czu艂a si臋 z 偶adnym m臋偶czyzn膮 tak dobrze. Jakby czeka艂a na niego przez ca艂e 偶ycie.
鈥 Prosz臋, Max, ja nie mog臋 鈥 wyszepta艂a.
Zamkn膮艂 oczy. Wszystkie mi臋艣nie jego cia艂a napr臋偶y艂y si臋 nagle. Jego d艂o艅 przywar艂a mocniej do jej g艂owy i przez u艂amek sekundy my艣la艂a, 偶e zmusi j膮 do bardziej intymnego poca艂unku. Ale po chwili cofn膮艂 r臋k臋 sztywnym ruchem, jakby z trudem panowa艂 nad w艂asnym cia艂em.
鈥 Wstawaj. Natychmiast 鈥 wycedzi艂 przez zaci艣ni臋te z臋by.
鈥 Max, przepraszam. Ale nie mog臋 sobie na to pozwoli膰. Boj臋 si臋, 偶e...
Z艂apa艂 j膮 i zepchn膮艂 z siebie. Podnios艂a si臋 na niepewnych nogach, dysz膮c ci臋偶ko. Sta艂a tak, dr偶膮c na ca艂ym ciele i obejmuj膮c si臋 ramionami. Max zeskoczy艂 z szezlonga, chwyci艂 j膮 za podbr贸dek i zadar艂 jej g艂ow臋, 偶eby spojrza艂a mu w oczy.
鈥 Mo偶esz odwleka膰 to, co nieuniknione, ale nie uda ci si臋 uciec. 鈥 Pu艣ci艂 j膮, odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂.
Jolie wypu艣ci艂a wstrzymywany oddech. To nie mi艂o艣膰, pomy艣la艂a. To jaka艣 choroba. 呕膮dza, kt贸ra przeczy rozumowi, po偶era przesz艂o艣膰 i tera藕niejszo艣膰, uzale偶nia bardziej ni偶 najsilniejszy narkotyk.
A je艣li Max mia艂 racj臋, Jolie by艂a bezradna wobec swojego po偶膮dania.
*
Roscoe zamkn膮艂 drzwi gabinetu i przekr臋ci艂 klucz. Mattie wci膮偶 krz膮ta艂a si臋 po domu, a Garland m贸g艂 wr贸ci膰 lata chwila.
Otworzy艂 doln膮 szuflad臋 biurka, wyj膮艂 notes oprawny w br膮zow膮 sk贸r臋 i zacz膮艂 go kartkowa膰, a偶 znalaz艂 numer, kt贸rego szuka艂. Kolejny stary znajomy, kt贸ry w przesz艂o艣ci okaza艂 si臋 u偶yteczny. Roscoe kilka razy powt贸rzy艂 bezg艂o艣nie rz膮d cyfr, a偶 je zapami臋ta艂, po czym schowa艂 notes z powrotem do szuflady i zamkn膮艂 j膮 na klucz. Podni贸s艂 s艂uchawk臋 i wykr臋ci艂 numer. S艂uchaj膮c sygna艂u, my艣la艂 o tym, co powinien zrobi膰 w pierwszej kolejno艣ci. Musia艂 si臋 zaj膮膰 Maksem i Jolie. Yvonne by艂a nast臋pna. Przez czterdzie艣ci dwa lata ona i Clarice nie pisn臋艂y nikomu s艂owa. Czu艂 si臋 bezpieczny, maj膮c pewno艣膰, 偶e nigdy nie opowiedz膮 nikomu o tym, co si臋 sta艂o. By艂y m艂ode, g艂upie i ba艂y si臋 go. Uwierzy艂y w jego gro藕by. I Bogu dzi臋ki 鈥 gdyby Sam Desmond dowiedzia艂 si臋 o wszystkim, zat艂uk艂by go go艂ymi r臋kami.
*
Parry Clifton siedzia艂 w swoim pokoju. Za oknem brz臋cza艂y monotonnie cykady. Zapada艂a noc. Powinien by艂 pojecha膰 do miasta, zap艂aci膰 dziwce i schla膰 si臋 do nieprzytomno艣ci. Ostatnimi czasy odzyskiwa艂 spok贸j tylko wtedy, gdy by艂 tak pijany, 偶e niczego nie pami臋ta艂. Dzieci艅stwa, kiedy ojciec zn臋ca艂 si臋 nad nim i siostr膮. M艂odo艣ci, gdy Jules Trouissant sprzedawa艂 jego cia艂o bogatym starcom maj膮cym s艂abo艣膰 do ch艂opc贸w, a Georgie zmieni艂 z trzynastoletniej dziewicy w zawodow膮 dziwk臋. Ani tych okropnych lat, gdy Georgie by艂a 偶on膮 Philipa Devereaux i oboje starali si臋 odnale藕膰 w 艣rodowisku przekl臋tej arystokracji Sumarville. Ani tych dzikich, szalonych, hulaszczych dni, gdy zakocha艂 si臋 w Lisette Desmond. Sama my艣l o niej sprawia艂a mu niewys艂owiony, szarpi膮cy trzewia b贸l. By艂a taka pi臋kna, taka pon臋tna. I by艂a jego. Ale, niech piek艂o poch艂onie jej niewiern膮 dusz臋, zdradzi艂a go. I to z tym smarkaczem. M贸g艂by jej jeszcze wybaczy膰 romans z Garlandem Wellsem, ale nie k艂amstwo.
Po twarzy Parry'ego p艂yn臋艂y 艂zy. Lisette. Lisette. Wr贸ci艂a艣, 偶eby mnie dr臋czy膰? Pragniesz mojego przebaczenia? A je艣li ci wybacz臋, czy ty wybaczysz mnie?
Rozdzia艂 25
Jolie pokrzy偶owa艂a jego plany na intymn膮 kolacj臋 we dwoje w zaciszu apartamentu. Po fakcie zda艂 sobie spraw臋, 偶e po po艂udniu przy basenie przycisn膮艂 j膮 troch臋 za mocno, zadzia艂a艂 zbyt szybko. Im bardziej stanowczo m贸wi艂 o sile 艂膮cz膮cych ich uczu膰, tym bardziej Jolie si臋 zapiera艂a, pr贸buj膮c mu udowodni膰, 偶e si臋 myli. Jolie Royale jest upart膮 kobiet膮. Upart膮 i pe艂n膮 obaw. Po dwudziestu latach wr贸ci艂a do Sumarville pochowa膰 ojca, kt贸ry jej zdaniem j膮 zdradzi艂, i odkry艂a, 偶e kto艣 manipulowa艂 艣ledztwem w sprawie morderstwa jej matki i ciotki, a potem ledwo usz艂a z 偶yciem z r膮k wynaj臋tego zbira. A po艣r贸d tego wszystkiego obudzi艂o si臋 w niej po偶膮danie do m臋偶czyzny, kt贸rego przedtem nienawidzi艂a. Rozumia艂 jej zagubienie; sam te偶 zdawa艂 sobie spraw臋 z ironii sytuacji. C贸rka Louisa i syn Georgette 鈥 zwi膮zani przekl臋t膮 nami臋tno艣ci膮, kt贸ra wydawa艂a si臋 dziedziczna. Jego te偶 zaskoczy艂o to, co poczu艂 do Jolie.
鈥 Musimy tkwi膰 na Key West do jutra 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Ale to nie oznacza, 偶e musz臋 siedzie膰 w hotelu. Zamierzam wyj艣膰 na miasto i posmakowa膰 troch臋 tutejszego nocnego 偶ycia.
鈥 Id臋 z tob膮. Co chcesz robi膰? Dok膮d p贸j艣膰?
鈥 Wsz臋dzie, byle daleko od ciebie!
Nie zada艂a sobie trudu, 偶eby si臋 po偶egna膰 przed wyj艣ciem; po prostu obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie, wymaszerowa艂a z apartamentu i trzasn臋艂a drzwiami, zamykaj膮c mu je przed samym nosem. Najwyra藕niej nie rozumia艂a, 偶e cho膰 mo偶e uciec od niego, nie zdo艂a uciec przed sam膮 sob膮. Trawi膮ce j膮 po偶膮danie nie ust膮pi; b臋dzie narasta艂o, im bardziej b臋dzie usi艂owa艂a je st艂umi膰.
Max odczeka艂 par臋 minut, a potem ruszy艂 za ni膮, staraj膮c si臋 zachowa膰 odpowiedni dystans. Czy偶by nie zdawa艂a sobie sprawy, 偶e nie pozwoli jej biega膰 samotnie po Key West? Ka偶da kobieta by艂aby nara偶ona na ryzyko w tym podtropikalnym raju, ale do kobiety tak pi臋knej jak Jolie faceci zlecieliby si臋 jak 膰my do 艣wiecy. A 偶e tak bardzo obawia艂a si臋 swoich uczu膰, mog艂aby zrobi膰 co艣 g艂upiego tylko po to, 偶eby udowodni膰 sobie i jemu, 偶e nie 艂膮czy ich nic wyj膮tkowego. Zaborcza troska, jaka go ogarnia艂a, gdy chodzi艂o o Jolie, nie przypomina艂a niczego, co do tej pory do艣wiadczy艂. By艂a staromodna i mo偶e troch臋 prymitywna. B贸g mu 艣wiadkiem, 偶e nienawidzi艂 siebie za to, 偶e nie potrafi da膰 jej wi臋cej przestrzeni, 偶e obserwuje j膮 z ukrycia jak zbir albo odtr膮cony kochanek.
Pod膮偶y艂 za ni膮 na Duval Street, gdzie grupa turyst贸w zebra艂a si臋, 偶eby podziwia膰 zach贸d s艂o艅ca i pos艂ucha膰 muzyk贸w ubranych w kolorowe stroje. Kiedy Jolie dostrzeg艂a go za plecami, ruszy艂a prosto w t艂um, pr贸buj膮c go zgubi膰.
Uciekaj, chere. Staraj si臋, jak mo偶esz. Ale bez wzgl臋du na to, dok膮d p贸jdziesz, i tak ci臋 znajd臋.
Ostatnie promienie s艂o艅ca rozlewa艂y si臋 wspania艂ymi barwami po zachodnim niebie, kobziarz gra艂 Amazing Grace. Powoli, lecz pewnie Max zbli偶a艂 si臋 do Jolie, manewruj膮c mi臋dzy lud藕mi ciesz膮cymi si臋 ostatnimi chwilami mijaj膮cego dnia. Kiedy zaszed艂 j膮 od ty艂u i po艂o偶y艂 jej r臋ce na ramionach, westchn臋艂a i obejrza艂a si臋 za siebie.
鈥 Dobrze si臋 bawisz? 鈥 spyta艂. Gniew b艂ysn膮艂 w jej b艂臋kitnych oczach.
鈥 Przesta艅 za mn膮 艂azi膰!
鈥 Czemu nie poprosisz o co艣 艂atwiejszego... na przyk艂ad, 偶ebym przesta艂 oddycha膰.
Ledwo dostrzegalne dr偶enie przebieg艂o po jej ciele.
鈥 Przesta艅. Prosz臋. 鈥 Szamota艂a si臋 w jego ramionach, pr贸buj膮c si臋 oswobodzi膰.
鈥 Co mam przesta膰? 鈥 wyszepta艂 jej do ucha. 鈥 Pragn膮膰 ci臋 do szale艅stwa? My艣le膰 o tuleniu ci臋 i ca艂owaniu, i kochaniu si臋 z tob膮... przez ca艂膮 noc.
Wyrwa艂a mu si臋 i pobieg艂a w g艂膮b ulicy. Kilku ludzi zauwa偶y艂o ich szamotanin臋, ale gdy Max nie rzuci艂 si臋 za ni膮 w pogo艅, nie zareagowali.
Dopiero po d艂u偶szej chwili ruszy艂 w stron臋, w kt贸r膮 uciek艂a. Wkr贸tce spostrzeg艂 jej czerwon膮 letni膮 sukienk臋, kiedy znika艂a w drzwiach kawiarni Margaritaville. Stan膮艂 na chodniku przed lokalem i s艂ucha艂 g艂o艣nej muzyki dobiegaj膮cej ze 艣rodka. Gdy uzna艂, 偶e mia艂a do艣膰 czasu, by si臋 rozgo艣ci膰 i poczu膰 w miar臋 bezpiecznie, wszed艂 do kafejki. Czeka艂 przy barze, a偶 zam贸wi kolacj臋. Kiedy przyniesiono jej jedzenie, wzi膮艂 swojego drinka i dosiad艂 si臋 do jej stolika. Jolie spojrza艂a na niego gniewnie.
鈥 Id藕 sobie, Max.
Wzruszy艂 ramionami.
鈥 My艣lisz, 偶e jak b臋dziesz to powtarza膰 dostatecznie cz臋sto, s艂owo stanie si臋 cia艂em?
鈥 Nie wolno traci膰 nadziei.
Odstawi艂 szklank臋, skrzy偶owa艂 ramiona i opar艂 je o st贸艂, a potem u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
鈥 Rzeczywi艣cie nie wolno traci膰 nadziei.
鈥 Czy dasz mi przynajmniej zje艣膰 w spokoju kolacj臋? 鈥 Popatrzy艂a na talerz i zn贸w podnios艂a wzrok.
鈥 Je艣li zamierzasz wywali膰 mi to wszystko na g艂ow臋, to odradzam.
鈥 Przez my艣l mi to nie przesz艂o. 鈥 Figlarny u艣miech zadrga艂 w k膮cikach jej ust.
鈥 Jasne, 偶e nie.
鈥 Je艣li ty zostajesz, to ja id臋. Max wzruszy艂 ramionami.
Jolie si臋gn臋艂a do torebki po portmonetk臋, wyj臋艂a kilka banknot贸w i rzuci艂a je na st贸艂.
鈥 Kolacja jest zap艂acona. Smacznego. 鈥 Podnios艂a si臋 z krzes艂a i odesz艂a. Podbieg艂 kelner, popatrzy艂 na nietkni臋ty talerz jedzenia, a potem na Maksa.
鈥 Pani zmieni艂a zdanie 鈥 wyja艣ni艂 Max. 鈥 Wie pan, jakie s膮 kobiety. Wsta艂 i wypad艂 na ulic臋, a potem u艣miechn膮艂 si臋, widz膮c j膮 przecznic臋 dalej. Nie bieg艂a. Nie sz艂a nawet szybkim krokiem. Czy偶by nie zdawa艂a sobie sprawy, 偶e niezbyt si臋 stara, 偶eby przed nim uciec? 艢ledzi艂 j膮 przez p贸艂 Duval Street ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e Jolie wie, 偶e jest zawsze p贸艂 przecznicy za jej plecami.
Jaskrawe 艣wiat艂a i g艂o艣na muzyka dochodz膮ca z knajpki zaprasza艂y go艣ci do wej艣cia, kusz膮c obietnic膮 dobrej zabawy. Tego wieczoru wyst臋powa艂 zesp贸艂 country. Gdy Max wszed艂 za Jolie do lokalu, zauwa偶y艂, 偶e parkiet jest pe艂en ludzi. Jolie sta艂a przy barze i rozgl膮da艂a si臋 po sali. Kiedy ich spojrzenia si臋 spotka艂y, nie odwr贸ci艂a wzroku. Gdy przedziera艂 si臋 do niej przez t艂um, nie ruszy艂a si臋 z miejsca. Czeka艂a na niego. Nie 艂udzi艂 si臋 jednak, 偶e postanowi艂a si臋 podda膰. O, nie. Zmieni艂a po prostu taktyk臋.
Zbli偶y艂 si臋 do baru i wyci膮gn膮艂 do niej r臋k臋, bez s艂owa zapraszaj膮c j膮 do ta艅ca. Po kr贸tkim wahaniu przyj臋艂a jego d艂o艅 i da艂a si臋 zaprowadzi膰 na 艣rodek parkietu. Max nie poczu艂 偶adnego oporu, gdy przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie. Opar艂szy g艂ow臋 na jego ramieniu, zamkn臋艂a oczy, westchn臋艂a i wtuli艂a si臋 w niego mocno. By艂 w stanie my艣le膰 tylko o jednym: je艣li samo trzymanie Jolie w ramionach sprawia艂o mu tak膮 przyjemno艣膰, to jak by si臋 czu艂, kochaj膮c si臋 z ni膮?
Jolie toczy艂a walk臋 nie do wygrania, ale nie zamierza艂a si臋 jeszcze poddawa膰. Max by艂 jak ziej膮cy ogniem smok, kt贸ry szuka swojej dziewicy, pl膮druj膮c wsie i niszcz膮c wszystko, co napotka na drodze. Gdyby walczy艂a tylko z nim, mog艂aby liczy膰 na zwyci臋stwo, ale mia艂a przeciwko sobie r贸wnie偶 w艂asne po偶膮danie. Czy je艣li da mu troch臋 tego, czego oboje pragn膮, to wystarczy? Nie pojmowa艂a, dlaczego j膮 to spotka艂o. Dlaczego Max Devereaux zawr贸ci艂 jej w g艂owie tak szybko i tak bardzo? Nie potrzebowa艂a w 偶yciu tego rodzaju komplikacji i wiedzia艂a, 偶e on te偶 ich unika. Co najdziwniejsze, odnosi艂a wra偶enie, 偶e oboje s膮 r贸wnie bezsilni w obliczu iskrz膮cej mi臋dzy nimi nami臋tno艣ci.
Ta艅czyli przytuleni do siebie. Jego muskularne nogi ociera艂y si臋 o jej uda. Jej twarde sutki muska艂y jego pot臋偶ny tors. Bicie jej serca uspokoi艂o si臋; rozlu藕ni艂a si臋. Max wsun膮艂 d艂o艅 pod jej w艂osy i uj膮艂 delikatnie jej szyj臋. Jego druga r臋ka pow臋drowa艂a w d贸艂 po jej plecach i spocz臋艂a na po艣ladku.
Mimo tej fizycznej blisko艣ci Jolie czu艂a si臋 bezpieczna. W miejscu publicznym sprawy nie zajd膮 ju偶 dalej. Ogarn臋艂o j膮 radosne poczucie wolno艣ci. Mog艂a wykra艣膰 te chwile z rzeczywisto艣ci bez wyrzut贸w sumienia, bez krzywdy dla nikogo. Dop贸ki trwa艂 taniec, mog艂a udawa膰, 偶e istnieje tylko tu i teraz. Nie ma jutra, kiedy spotkaj膮 si臋 z Aaronem Bendallem i wymieni膮 milion dolar贸w na akta masakry w Belle Rose. Nie ma wczoraj, gdy 艣mier膰 i zdrada wykopa艂y mi臋dzy nimi r贸w nie do zasypania.
Ale muzyka ucich艂a zbyt szybko. Jolie nie by艂a w stanie odej艣膰. Mia艂a obezw艂adniaj膮ce poczucie, 偶e jest tam, gdzie powinna by膰. Po chwili, gdy zmusi艂a si臋, 偶eby unie艣膰 g艂ow臋 z jego ramienia, zesp贸艂 zacz膮艂 gra膰 nast臋pn膮 melodi臋, wolniejsz膮 od poprzedniej. Max przytuli艂 j膮 mocniej.
鈥 Nie uciekaj 鈥 wymrucza艂. 鈥 Jeszcze nie.
Pos艂usznie opar艂a g艂ow臋 na jego ramieniu. Ta艅czyli jeden taniec za drugim; czas przesta艂 istnie膰. Jak d艂ugo tu byli, fantazja mog艂a trwa膰 bez ko艅ca.
Nagle muzyka zmieni艂a si臋 z wolnej na szybk膮. Ta艅cz膮cy zacz臋li tupa膰 nogami i klaskali do rytmu. Jolie odsun臋艂a si臋 od Maksa, a on chwyci艂 j膮 za r臋k臋 i poprowadzi艂 do wyj艣cia. Tropikalna bryza owia艂a ich spocone cia艂a. Max ruszy艂 w stron臋 hotelu, ale Jolie powstrzyma艂a go.
鈥 Chod藕my na spacer 鈥 powiedzia艂a, gotowa u偶y膰 ka偶dej wym贸wki, by op贸藕ni膰 to, co nieuchronne.
鈥 Chyba 偶artujesz.
鈥 Tylko kr贸tki spacer na pla偶y, 偶eby艣my och艂on臋li. Prosz臋.
鈥 Nie chc臋 och艂on膮膰 鈥 odpar艂. 鈥 Chc臋 si臋 jeszcze bardziej rozpali膰.
鈥 Max, nie mog臋 tego zrobi膰. Nie zrobi臋 tego.
Z艂apa艂 j膮 za ramiona i utkwi艂 w niej pa艂aj膮cy wzrok.
鈥 Wracamy do hotelu. Natychmiast. Jak znajdziemy si臋 na miejscu, mo偶esz p贸j艣膰 do 艂贸偶ka sama albo sp臋dzi膰 noc ze mn膮. Tw贸j wyb贸r.
鈥 Obawiam si臋, 偶e straci艂am zdolno艣膰 podejmowania racjonalnych decyzji 鈥 wyzna艂a. 鈥 Je艣li od razu wr贸cimy do hotelu, nie jestem pewna, czy b臋d臋 mia艂a si艂臋, 偶eby si臋 oprze膰.
Zacisn膮艂 d艂onie na jej ramionach i zakl膮艂 pod nosem.
鈥 Jak mo偶esz m贸wi膰 co艣 takiego facetowi, kt贸ry z ledwo艣ci膮 panuje nad po偶膮daniem?
鈥 My艣lisz, 偶e nie pragn臋 ci臋 r贸wnie mocno, r贸wnie bole艣nie? Ale je艣li to zrobimy, b臋dziemy 偶a艂owa膰. Wiesz, 偶e mam racj臋.
Poderwa艂 j膮 z ziemi i wzi膮艂 na r臋ce.
鈥 B臋dziemy 偶a艂owa膰, je艣li tego nie zrobimy.
Ruszy艂 pr臋偶nym krokiem w stron臋 hotelu, kt贸ry znajdowa艂 si臋 zaledwie przecznic臋 dalej.
鈥 Max, co ty wyprawiasz? 鈥 Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋, 偶eby nie straci膰 r贸wnowagi.
鈥 To, co powinienem zrobi膰 ju偶 dawno: bior臋, czego pragn臋.
鈥 Zwariowa艂e艣. Je艣li s膮dzisz, 偶e zdzia艂asz co艣 ze mn膮, zachowuj膮c si臋 jak jaskiniowiec, to lepiej jeszcze raz si臋 zastan贸w.
鈥 W tej chwili mog臋 my艣le膰 tylko o w艂asnej satysfakcji.
Przeni贸s艂 j膮 przez pust膮 hotelow膮 recepcj臋 do windy, kt贸ra zawioz艂a ich pod sam apartament. Bez wysi艂ku otworzy艂 drzwi i wni贸s艂 j膮 do 艣rodka. Salon mi臋dzy ich sypialniami ton膮艂 w p贸艂mroku, rozja艣niony tylko z艂otym 艣wiat艂em ma艂ej lampki.
鈥 Postaw mnie na ziemi 鈥 rozkaza艂a. 鈥 Nie zmusisz mnie do niczego wbrew mojej woli.
Zignorowa艂 jej 偶膮danie i pchn膮艂 drzwi swojej sypialni, otwieraj膮c je na o艣cie偶. Mleczna po艣wiata ksi臋偶yca rozprasza艂a ciemno艣ci. Max przeni贸s艂 Jolie przez pok贸j i rzuci艂 j膮 na 艣rodek 艂贸偶ka. Bo偶e, on nie ust膮pi! Jolie podpe艂z艂a do brzegu materaca i zeskoczy艂a na ziemi臋. Zanim zd膮偶y艂a zrobi膰 krok, zast膮pi艂 jej drog臋.
Chwyci艂 j膮 za biodra i przycisn膮艂 do siebie, ocieraj膮c si臋 tward膮 m臋sko艣ci膮 o jej podbrzusze. Przylgn臋艂a do niego, szukaj膮c intymniejszego kontaktu. Wsun膮艂 r臋ce pod jej sukienk臋, z艂apa艂 za majtki i zdj膮艂 je jednym ruchem.
Prze艂kn臋艂a z wysi艂kiem 艣lin臋. Chcia艂a mu ulec. Pragn臋艂a mu si臋 odda膰 i przyj膮膰 w zamian wszystko, co jej ofiaruje.
鈥 Max, nie jestem pewna. Boj臋 si臋...
Gwa艂townym ruchem przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie, pochyli艂 g艂ow臋 i zamkn膮艂 jej usta nami臋tnym poca艂unkiem. Ca艂owa艂 wspaniale, po prostu niewiarygodnie.
Kiedy wreszcie oderwali od siebie usta, musn膮艂 nosem jej szyj臋 i szepn膮艂:
鈥 Po偶膮danie kogo艣 tak, jak ja po偶膮dam ciebie, jest przera偶aj膮ce. Zrobi艂bym wszystko, 偶eby ci臋 zdoby膰.
Pchn膮艂 j膮 艂agodnie na 艂贸偶ko i osun膮艂 si臋 na ni膮, dysz膮c ci臋偶ko. Podwin膮艂 jej sukienk臋, rozpi膮艂 spodnie i obna偶y艂 pulsuj膮c膮 m臋sko艣膰. Otworzy艂a szeroko oczy, gdy bez 偶adnych wst臋p贸w rozchyli艂 jej uda i wszed艂 w ni膮. Wype艂ni艂 jej my艣li, serce i cia艂o. Nag艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e nigdy nie pragn臋艂a 偶adnego m臋偶czyzny tak jak Maksa, pobudzi艂o j膮 do uleg艂o艣ci, mimo i偶 jego zachowanie graniczy艂o z gwa艂tem.
Chwyci艂 jej biodra, ustalaj膮c miarowy rytm. Kiedy zag艂臋bia艂 si臋 w niej i wysuwa艂, wi艂a si臋 pod nim, j臋cz膮c z rozkoszy Max st臋ka艂, dysza艂, szepta艂 s艂owa mi艂o艣ci i oddania. W miar臋 jak napi臋cie narasta艂o w niej, obiecuj膮c spe艂nienie, porusza艂a si臋 coraz szybciej.
鈥 O, Bo偶e, Max... tak... tak...
Zacz臋艂a szczytowa膰 z intensywno艣ci膮 kt贸ra eksplodowa艂a w niej, zalewaj膮c cia艂o spi臋trzon膮 fal膮 rozkoszy. Gdy z jej gard艂a wyrwa艂 si臋 okrzyk spe艂nienia, Max zadr偶a艂 i te偶 eksplodowa艂 w pot臋偶nym orgazmie. Potem osun膮艂 si臋 na ni膮. By艂 to ci臋偶ar, kt贸ry znios艂a z rozkosz膮.
Obj臋艂a go i wtuli艂a twarz w jego szyj臋. Wiedzia艂a, 偶e nic ju偶 nie b臋dzie takie jak przedtem, ale nie przejmowa艂a si臋 tym. W tej chwili liczy艂 si臋 dla niej tylko to ten m臋偶czyzna, kt贸rego kocha艂a i nienawidzi艂a jednocze艣nie.
Rozdzia艂 26
Jolie le偶a艂a obok Maksa z oczami wpatrzonymi w ciemny sufit. Jeszcze nigdy nie prze偶y艂a takiego seksu, tak surowego, prymitywnego, poch艂aniaj膮cego. Sama intensywno艣膰, z jak膮 po偶膮da艂a Maksa, przera偶a艂a j膮. Jak to mo偶liwe, 偶e pragn臋li siebie tak rozpaczliwie, 偶e tracili zmys艂y, kiedy byli razem? Tak d艂ugo uwa偶a艂a go za wroga, 偶e nawet teraz, prze偶ywszy z nim najbardziej upojne chwile, broni艂a mu dost臋pu do swojego serca. Nie mia艂a odwagi mu wyzna膰, 偶e posiada艂 moc, kt贸ra mog艂a j膮 nie tylko zrani膰, ale tak偶e zniszczy膰.
鈥 Nienawidz臋 ci臋 鈥 powiedzia艂a cicho.
鈥 Wiem. Ja te偶 ci臋 nienawidz臋, bo trac臋 przy tobie kontrol臋. Do tej pory zawsze potrafi艂em zapanowa膰 nad emocjami. 鈥 Wsta艂 z 艂贸偶ka. 鈥 Czuj臋 si臋, jakby przejecha艂 mnie walec.
鈥 C贸偶, skoro ju偶 to zrobili艣my... skoro byli艣my ju偶 ze sob膮, nie ma powodu, 偶eby...
Max odwr贸ci艂 si臋 b艂yskawicznie, chwyci艂 j膮 za r臋ce i postawi艂 na nogi.
鈥 Chyba nie my艣la艂a艣, 偶e raz wystarczy? 鈥 Omi贸t艂 j膮 wzrokiem. 鈥 艢ci膮gnij wreszcie t臋 cholern膮 sukienk臋.
鈥 S艂ucham? 鈥 O ma艂o si臋 nie ud艂awi艂a. Lito艣ci, nie by艂a pewna, czy prze偶yje nast臋pn膮 rund臋 dzikiego seksu po tak kr贸tkiej przerwie.
鈥 Wezm臋 prysznic. 鈥 Zdj膮艂 koszul臋 i rzuci艂 j膮 na pod艂og臋. 鈥 Wyskakuj z tej sukienki i przy艂膮cz si臋 do mnie.
Zdj膮艂 buty, pozby艂 si臋 skarpetek i rozpi膮艂 spodnie. Przygl膮da艂a mu si臋 z niem膮 fascynacj膮, kiedy zdejmowa艂 majtki. Maximillian Devereaux by艂 wspania艂ym okazem m臋sko艣ci. Wspomnienie, jak mia艂a go w 艣rodku, podnieci艂o Jolie na nowo. Jak to mo偶liwe, 偶e pragn臋艂a go niemal natychmiast po spe艂nieniu?
Nie po艣wi臋caj膮c uwagi wnioskom p艂yn膮cym z tej my艣li, zdj臋艂a sukienk臋 i stan臋艂a przed nim naga. Obrzuci艂 j膮 spojrzeniem tak gor膮cym, 偶e niemal czu艂a na sk贸rze ciep艂o, gdy powi贸d艂 wzrokiem wzd艂u偶 jej szyi, po piersiach, na brzuch i ni偶ej. Zadr偶a艂a, w pe艂ni 艣wiadoma swojej fizyczno艣ci. Max obj膮艂 j膮 w pasie i bez s艂owa poprowadzi艂 do 艂azienki. Odkr臋ci艂 wod臋 i weszli do kabiny prysznicowej. Starannie namydli艂 jej cia艂o i my艂 delikatnie, po艣wi臋caj膮c szczeg贸ln膮 uwag臋 piersiom i po艣ladkom.
Kiedy poda艂 jej myd艂o, by艂a ju偶 w pe艂ni rozbudzona i pragn臋艂a go dotyka膰, jak on dotyka艂 jej. Umy艂a jego tors, potem szerokie, muskularne plecy, a jej usta pod膮偶a艂y szlakiem wody sp艂ywaj膮cej po grzbiecie i j臋drnych po艣ladkach. Starannie omin臋艂a okolic臋 genitali贸w i namydli艂a d艂ugie, silne nogi. Podnosz膮c si臋, musn臋艂a jego m臋sko艣膰 koniuszkami palc贸w, po czym szybko cofn臋艂a d艂o艅. Max zakr臋ci艂 wod臋 i wyprowadzi艂 j膮 z kabiny. Si臋gn膮艂 po r臋cznik i wytar艂 j膮 po艣piesznie. Sam wci膮偶 mokry, podni贸s艂 j膮, posadzi艂 na toaletce, rozchyli艂 jej nogi i kl臋kn膮艂 mi臋dzy nimi.
Gdy poczu艂a jego palce zag艂臋biaj膮ce si臋 w jej wilgotny zak膮tek, westchn臋艂a, unosz膮c i opuszczaj膮c biodra. Pog艂臋bi艂 intymn膮 pieszczot臋, a偶 zacz臋艂a wi膰 si臋 i j臋cze膰. Blisko, tak blisko. Teraz... teraz... teraz! Orgazm uderzy艂 w ni膮 jak fala przyp艂ywu, obmywaj膮c rozkosznym dreszczem.
Trzyma艂 j膮 w ramionach, gdy dochodzi艂a do siebie, a potem zani贸s艂 do sypialni. Po艂o偶y艂 j膮 na 艂贸偶ku i stan膮艂 nad ni膮. W ksi臋偶ycowej po艣wiacie wydawa艂 si臋 wielki, ciemny i gro藕ny. Czu艂a na sobie jego po偶膮dliwy wzrok. Dlaczego tak stoi? Na co czeka?
Jego pier艣 unosi艂a si臋 i opada艂a przy ka偶dym oddechu. Jolie przesun臋艂a si臋 na kraw臋d藕 艂贸偶ka i ukl臋k艂a.
鈥 Max?
鈥 Hm 鈥 zapyta艂 zn臋kanym g艂osem.
鈥 Co si臋 sta艂o?
Zamkn膮艂 oczy i zacisn膮艂 pi臋艣ci.
鈥 Max, przera偶asz mnie. 鈥 Po艂o偶y艂a otwart膮 d艂o艅 na jego piersi. Zadr偶a艂a, czuj膮c pot臋偶ne bicie jego serca.
Chwyci艂 j膮 za przegub, przewr贸ci艂 na wznak i pochyli艂 si臋 nad ni膮. Podnios艂a wzrok i a偶 wstrzyma艂a oddech. Jego twarz by艂a 艣ci艣ni臋ta b贸lem.
鈥 Nie chc臋 ci臋 przera偶a膰 鈥 powiedzia艂 chrapliwym g艂osem. 鈥 Ale to, co do ciebie czuj臋... to, co chc臋 z tob膮 zrobi膰, mnie samego przera偶a.
鈥 Och, Max. 鈥 Wyci膮gn臋艂a do niego drug膮 r臋k臋.
Zarzuci艂 jej ramiona za g艂ow臋 i przycisn膮艂 do materaca. Uwi臋ziona pod nim, dysz膮c ci臋偶ko, czeka艂a z ut臋sknieniem, gotowa ulec jego m臋skiej pot臋dze. Zagarn膮艂 jej usta, ca艂uj膮c nami臋tnie, a potem ruszy艂 na podb贸j nowych terytori贸w. Szyi, ramion, piersi. Przy piersiach zatrzyma艂 si臋 na d艂u偶ej, ss膮c je 偶ar艂ocznie, a偶 wi艂a si臋 i j臋cza艂a z rozkoszy.
鈥 Max...
鈥 Cii. 鈥 Zasypa艂 poca艂unkami jej brzuch i p臋pek w drodze do egzotycznych po艂udniowych krain.
Rozchyli艂 jej nogi i wsun膮艂 g艂ow臋 mi臋dzy uda. Podni贸s艂 na ni膮 wzrok pa艂aj膮cy 偶膮dz膮, a potem zanurzy艂 j臋zyk w jej wilgotne g艂臋bie. Wygi臋艂a biodra, unosz膮c si臋 ku niemu. Pie艣ci艂 j膮 g艂臋bokimi, mocnymi poci膮gni臋ciami, a gdy j臋kn臋艂a g艂o艣no, chwytaj膮c go za ramiona, zwi臋kszy艂 nacisk i tempo, a偶 dotar艂a na szczyt. Podni贸s艂 si臋, po艂o偶y艂 na niej i wtargn膮艂 w ni膮 z dzik膮 si艂膮 swojego po偶膮dania.
Kiedy eksplodowa艂, dr偶膮c i dysz膮c od pot臋偶nego wy艂adowania, krzykn臋艂a w kolejnym spazmie rozkoszy.
Max sturla艂 si臋 z niej, poci膮gn膮艂 j膮 i po艂o偶y艂 na sobie. Przylgn臋艂a do niego, szcz臋艣liwa, 偶e wci膮偶 ma go w sobie, a on opl贸t艂 j膮 ramionami i poca艂owa艂 w skro艅. Kilka minut p贸藕niej zasn臋li.
Przed 艣witem obudzi艂 j膮 i znowu si臋 kochali. Wolniej, d艂u偶ej, a jednak nie mniej dziko. Kiedy odp艂ywa艂a w sen, dr臋cz膮ca my艣l przebieg艂a jej przez g艂ow臋. Bez wzgl臋du na to, ile razy b臋d膮 si臋 kocha膰, nigdy nie b臋dzie im do艣膰. B臋dzie go pragn臋艂a znowu... i znowu... i znowu. B臋dzie go potrzebowa膰 i kocha膰 bardziej i bardziej, a偶 nadejdzie dzie艅, gdy stanie si臋 dla niej niezb臋dny jak powietrze.
*
Gdy Jolie obudzi艂a si臋, by艂a ju偶 jasno. 艢wiat艂o s艂o艅ca wlewa艂o si臋 do sypialni. Uchyli艂a powieki i zobaczy艂a niewyra藕ny cie艅 wznosz膮cy si臋 nad ni膮. Zamruga艂a kilka razy i cie艅 przemieni艂 si臋 w Maksa Devereaux. Sta艂 przy 艂贸偶ku, ju偶 ubrany 鈥 O, Bo偶e, kt贸ra godzina?
Poda艂 jej kaw臋. Gdy si臋ga艂a po fili偶ank臋, u艣wiadomi艂a sobie, 偶e jest naga. Cofn臋艂a d艂o艅 i zakry艂a piersi ko艂dr膮.
Max przysiad艂 na kraw臋dzi 艂贸偶ka. Odsun膮艂 ko艂dr臋 i w艂o偶y艂 jej do r臋ki fili偶ank臋.
鈥 Ju偶 je widzia艂em, chere.
Mia艂 racj臋; rzeczywi艣cie je widzia艂. I nie tylko widzia艂, ale dotyka艂, ca艂owa艂, smakowa艂 ka偶dy zakamarek jej cia艂a.
鈥 Kt贸ra godzina? 鈥 powt贸rzy艂a.
鈥 Wp贸艂 do dziewi膮tej 鈥 odpar艂, wstaj膮c.
Podnios艂a fili偶ank臋 do ust i napi艂a si臋 kawy. By艂a wspania艂a. Mocna, aromatyczna z odpowiedni膮 ilo艣ci膮 艣mietanki. Jolie spojrza艂a na Maksa.
鈥 Od dawna jeste艣 na nogach?
鈥 Do艣膰 d艂ugo, 偶eby wzi膮膰 prysznic, ogoli膰 si臋 i zam贸wi膰 艣niadanie.
S膮czy艂a powoli kaw臋, rozkoszuj膮c si臋 ka偶dym 艂ykiem.
鈥 Powinni艣my pogada膰 o...
鈥 Nie.
鈥 Ale czy nie uwa偶asz...
鈥 Nie. Powinni艣my skupi膰 si臋 na spotkaniu z Bendallem. Jak tylko dostaniemy akta, wracamy do Sumarville. Musimy je dok艂adnie przejrze膰 i zaplanowa膰 dalsze dzia艂ania. Potem b臋dziemy mieli do艣膰 czasu, 偶eby rozwa偶y膰 nasze uczucia.
鈥 Podziwiam pa艅sk膮 rzeczywisto艣膰 i opanowanie, panie Devereaux.
Jolie odrzuci艂a ko艂dr臋 i wsta艂a. Nim dosz艂a do drzwi sypialni, Max dogoni艂 j膮, obj膮艂 i przyci膮gn膮艂 do siebie.
鈥 Powstrzymanie si臋 przed kochaniem si臋 z tob膮 wymaga ode mnie wiele wysi艂ku 鈥 powiedzia艂. 鈥 Wi臋c je偶eli nie chcesz si臋 sp贸藕ni膰 na spotkanie z Bendallem, sugeruj臋, 偶eby艣 jak najszybciej w艂o偶y艂a co艣 na siebie.
艢wiadomo艣膰, 偶e Max pragnie jej r贸wnie mocno jak w nocy, wprawi艂a j膮 w dobry humor.
鈥 To mnie pu艣膰 鈥 odrzek艂a z u艣miechem.
Uwolniwszy si臋 z jego obj臋膰, przebieg艂a przez salon do sypialni. Wyj臋艂a z torby lniane spodnie i bluzk臋 z bawe艂nianej dzianiny i posz艂a do 艂azienki. Szykuj膮c si臋 do spotkania, kt贸re mog艂o si臋 okaza膰 jednym z najwa偶niejszych w jej 偶yciu, zastanawia艂a si臋, jak wytrzyma kilka godzin bez dotyku Maksa.
*
Jolie po raz enty spojrza艂a na zegarek. Dwunasta trzyna艣cie. By艂o jasne, 偶e z jakiego艣 powodu Aaron Bendall nie zamierza si臋 z nimi spotka膰. Max ledwie t艂umi艂 w艣ciek艂o艣膰; Jolie nie mog艂a usiedzie膰 na miejscu.
鈥 Nie przyjdzie, prawda?
鈥 My艣l臋, 偶e to s艂uszne przypuszczenie.
鈥 Co mog艂o si臋 sta膰? Dlaczego zrezygnowa艂 z miliona dolar贸w?
鈥 Nie zrezygnowa艂 鈥 odpar艂 Max. 鈥 Pewnie kto艣 zaproponowa艂 mu wi臋cej.
鈥 Roscoe?
鈥 Prawdopodobnie. 鈥 Max poci膮gn膮艂 j膮 za r臋k臋. 鈥 Jed藕my na przysta艅 i zobaczymy, czy 艂贸d藕 Bendalla nadal tam jest.
鈥 A je艣li nie?
鈥 Wr贸cimy do domu. A m贸j detektyw znowu zacznie go szuka膰. Ale je艣li facet ma w kieszeni ponad milion dolc贸w, w膮tpi臋, czy kiedykolwiek go znajdziemy.
艁odzi nie by艂o na przystani. Kierownik portu powiedzia艂 im, 偶e Bendall wyp艂yn膮艂 o dziesi膮tej czterdzie艣ci i nie zostawi艂 informacji, dok膮d si臋 udaje. Max w膮tpi艂, czy ktokolwiek us艂yszy jeszcze o emerytowanym szeryfie. Skoro Bendall zwin膮艂 偶agle, to znaczy, 偶e dosta艂 lepsz膮 propozycj臋.
Przeszli przez molo, min臋li rz膮d zacumowanych jacht贸w i wr贸cili na parking. W艂a艣nie wsiadali do samochodu, gdy powietrze przeci膮艂 terkot karabinu maszynowego. Pociski za艣wiszcza艂y wok贸艂 nich. Max pchn膮艂 Jolie na chodnik i nakry艂 j膮 w艂asnym cia艂em.
Rozdzia艂 27
Mallory, telefon do ciebie. 鈥 Yvonne zapuka艂a do drzwi sypialni. 鈥 Mallory, s艂yszysz? Telefon.
Mallory mrukn臋艂a sennie i zmusi艂a si臋, 偶eby otworzy膰 oczy.
鈥 Kto dzwoni?
鈥 Nie wiem. Nie przedstawi艂 si臋.
Serce Mallory zabi艂o mocniej. To musi by膰 R.J. Usiad艂a na 艂贸偶ku, chwyci艂a s艂uchawk臋 i zawo艂a艂a do Yvonne:
鈥 Ju偶 odbieram. Dzi臋kuj臋.
鈥 Cze艣膰, Mal.
To by艂 R.J. Rozstali si臋 przed trzeci膮 nad ranem. Po wyje藕dzie Maksa by艂o jej znacznie 艂atwiej wymkn膮膰 si臋 w nocy z domu. Nikt jej nie pilnowa艂, nawet matka, kt贸ra zdawa艂a si臋 pogr膮偶ona we w艂asnym 艣wiecie 偶a艂oby i cierpienia.
鈥 Ju偶 za mn膮 t臋sknisz? 鈥 zapyta艂a, mi臋kn膮c na sam膮 my艣l o nim. Zrobi艂 z niej kobiet臋 i kocha艂a go dziko i nami臋tnie. 鈥 Bo ja tak.
鈥 Mal, kotku, pos艂uchaj...
鈥 O co chodzi?
鈥 Wyje偶d偶am do Teksasu. Kumpel zadzwoni艂 do mnie i powiedzia艂, 偶e ma dla mnie fantastyczn膮 robot膮.
Mallory poczu艂a si臋, jakby usz艂o z niej ca艂e powietrze.
鈥 Wyje偶d偶asz z Sumarville?
鈥 Musz臋. Ta fucha jest za dobra, 偶eby z niej zrezygnowa膰.
鈥 Kiedy wr贸cisz? 鈥 Do mnie, doda艂a w my艣lach.
鈥 W艂a艣nie w tym s臋k. Bo widzisz, prawdopodobnie nigdy nie wr贸c臋.
鈥 Nigdy? 鈥 O, Bo偶e, prosz臋, niech zaproponuje, 偶ebym z nim pojecha艂a.
鈥 Hej, kotku, by艂o nam fantastycznie, prawda? Mieli艣my niez艂膮 zabaw臋. To dobrze, 偶e ko艅czymy to, zanim si臋 sob膮 znudzili艣my. Mam racj臋?
Masz 鈥 zdo艂a艂a wykrztusi膰 przez 艣ci艣ni臋te gard艂o.
鈥 Je艣li kiedy艣 b臋d臋 w okolicy, na pewno do ciebie wpadn臋. Ale wtedy b臋dziesz ju偶 pewnie... zam臋偶na i w og贸le.
鈥 Tak, pewnie b臋d臋 zam臋偶na i w og贸le.
鈥 Jeste艣 odlotow膮 dziewczyn膮, Mal. Nigdy ci臋 nie zapomn臋.
鈥 Ja ciebie te偶.
鈥 No to pa, kotku. Trzymaj si臋.
鈥 Pa 鈥 wymamrota艂a.
S艂uchawka wypad艂a jej z d艂oni, gdy zsun臋艂a si臋 z 艂贸偶ka na pod艂og臋. Siedzia艂a nieruchomo, wpatruj膮c si臋 w przestrze艅 i s艂ysz膮c monotonny sygna艂 telefonu.
*
Kolejna seria przeszy艂a drzwi samochodu i roztrzaska艂a tyln膮 szyb臋. Gdy grad kul wali艂 w asfalt pod baga偶nikiem wozu, Jolie modli艂a si臋 偶arliwie jak jeszcze nigdy. Max le偶a艂 na niej, os艂aniaj膮c j膮 przed atakiem. Nagle us艂ysza艂a pisk opon i histeryczne krzyki. Po chwili Max zsun膮艂 si臋 z niej. Otworzy艂a oczy i spojrza艂a na niego.
鈥 Nic ci nie jest? 鈥 zapyta艂.
鈥 Nie. 鈥 Dr偶膮c膮 r臋k膮 dotkn臋艂a jego policzka. 鈥 A tobie?
鈥 Nic. To musia艂 by膰 bardzo kiepski strzelec, inaczej byliby艣my ju偶 martwi.
鈥 Kolejny wynaj臋ty zab贸jca?
Max podni贸s艂 si臋 z ziemi i pom贸g艂 jej wsta膰.
鈥 Podejrzewam, 偶e zosta艂 nas艂any w nag艂ej potrzebie. Prawdopodobnie zlecenie przesz艂o przez kilku po艣rednik贸w.
鈥 M贸g艂 nas zabi膰.
鈥 Z tak膮 si艂膮 ognia m贸g艂 skosi膰 z tuzin ludzi 鈥 powiedzia艂 Max. 鈥 Zdaje si臋, 偶e dosta艂 rozkaz, 偶eby nas nastraszy膰, a nie zabi膰.
鈥 Ostrze偶enie?
鈥 Tak. Powa偶ne ostrze偶enie.
Zgromadzi艂 si臋 t艂um gapi贸w. Wysoki m臋偶czyzna o szpakowatych w艂osach, ubrany w bia艂e spodnie i pasiast膮 bawe艂nian膮 koszul臋 wyst膮pi艂 naprz贸d i oznajmi艂:
鈥 Zadzwonili艣my po policj臋. Czy kt贸re艣 z was jest ranne?
Max obj膮艂 Jolie i przytuli艂.
鈥 Nic nam si臋 nie sta艂o. Jeste艣my tylko w szoku. Czy kto艣 przyjrza艂 si臋 samochodowi albo strzelcowi?
鈥 To si臋 wydarzy艂o tak nagle 鈥 odpar艂 m臋偶czyzna. 鈥 W膮tpi臋, by ktokolwiek zd膮偶y艂 przyjrze膰 si臋 strzelcowi. Ale prowadzi艂 now膮 czerwon膮 furgonetk臋 Forda.
Max popatrzy艂 na Jolie, chc膮c si臋 upewni膰, 偶e rzeczywi艣cie nic jej si臋 nie sta艂o. Zmarszczy艂 brwi, gdy zobaczy艂 rozprute lniane spodnie i krew na jej kolanach. Chwyci艂 jej d艂onie i obr贸ci艂 do g贸ry.
鈥 Cholera. 鈥 Wyci膮gn膮艂 z kieszeni chusteczk臋, otar艂 krew z rozdrapanych opuszk贸w i podni贸s艂 jedn膮 a potem drug膮 r臋k臋 do ust.
Jolie po艂o偶y艂a mu g艂ow臋 na piersi i obj臋艂a go, dr偶膮c na ca艂ym ciele.
*
Max i Jolie sp臋dzili kilka godzin na komisariacie. Potem poszli na szybkie zakupy; potrzebowali nowych ubra艅, bo kiedy ich ostrzelano, mieli na sobie jedyny komplet rzeczy na zmian臋. W samolocie, wracaj膮c do domu, rozwa偶ali, co powinni dalej radzi膰. Zgodnie uznali, 偶e szanse na odzyskanie akt s膮 nik艂e.
鈥 Bendall da艂 nam wskaz贸wk臋 鈥 przypomnia艂 Max. 鈥 Mo偶e to niedu偶o, ale nic wi臋cej nie mamy.
鈥 鈥Lisette Desmond by艂a w ci膮偶y. I nigdy nie zgadniecie, kto by艂 ojcem鈥 鈥 powt贸rzy艂a Jolie s艂owa Bendalla.
鈥 Czy by艂a w ci膮偶y w chwili 艣mierci? I dlaczego to偶samo艣膰 ojca jest wa偶na? 鈥 zastanawia艂 si臋 Max.
鈥 Mo偶e ojciec dziecka mia艂 pow贸d, 偶eby j膮 zabi膰? Mo偶e moja matka i Lemar po prostu weszli mu w drog臋?
*
Dotarli do Belle Rose p贸藕nym wieczorem. Ca艂a rodzina zebra艂a si臋 w salonie, oczekuj膮c ich przybycia. Georgette i Mallory siedzia艂y na sofie. Nafaszerowana lekami ciocia Clarice zaj臋艂a jeden z foteli; Nowell Landers sta艂 za jej plecami. Lekko podpity Parry Clifton opiera艂 si臋 o 艣cian臋 ko艂o kominka, Theron siedzia艂 w w贸zku inwalidzkim z matk膮 tu偶 przy boku.
Kiedy Jolie i Max pojawili siew drzwiach pokoju, wszystkie oczy zwr贸ci艂y si臋 w ich stron臋. Parry uni贸s艂 szklank臋.
鈥 Witaj, ach, witaj, zwyci臋zco i bohaterze 鈥 powiedzia艂 be艂kotliwie.
鈥 Zamknij si臋, wujku 鈥 sykn臋艂a Mallory. 鈥 Jeste艣 nawalony!
鈥 Kochanie... prosz臋... 鈥 Georgette m贸wi艂a do c贸rki, ale patrzy艂a na Maksa i Jolie.
鈥 Gdzie si臋, do cholery, podziewali艣cie? 鈥 zapyta艂 Parry. 鈥 Wymkn臋li艣cie si臋 na ma艂e barabara z dala od w艣cibskich oczu?
鈥 Parry! 鈥 Georgette zgromi艂a brata wzrokiem.
鈥 Zdobyli艣cie je? 鈥 zapyta艂 Theron, nie zwa偶aj膮c na innych.
鈥 Co mieliby zdoby膰? 鈥 Clarice zamruga艂a powiekami, jakby budzi艂a si臋 ze snu. 鈥 Jolie, kochanie, wyjecha艂a艣 w takim po艣piechu. Nawet si臋 nie po偶egna艂a艣.
Max spojrza艂 na Therona.
鈥 Niewiele brakowa艂o. Zaproponowa艂em du偶膮 sum臋 i dobili艣my targu, ale zdaje si臋, 偶e kto艣 mnie przelicytowa艂.
鈥 Wi臋c ich nie macie? 鈥 Theron zacisn膮艂 pi臋艣ci.
鈥 Czego? 鈥 spyta艂a Georgette. 鈥 Dok膮d pojechali艣cie i co chcieli艣cie kupi膰?
Jolie podesz艂a do Clarice i poca艂owa艂a j膮 w policzek.
鈥 Przepraszam, 偶e si臋 nie po偶egna艂am, ale musieli艣my natychmiast lecie膰 do Key West 鈥 wyja艣ni艂a.
鈥 Fajne miejsce na wakacje 鈥 zauwa偶y艂 Parry. 鈥 Bardzo romantyczne. Ocean, pla偶a, pi臋kne zachody s艂o艅ca.
鈥 Do cholery, Parry, zamknij si臋 wreszcie! 鈥 Mallory podesz艂a do wuja i wzi臋艂a si臋 pod boki. 鈥 Naprawd臋 my艣lisz, 偶e Max zabra艂by j膮 na romantyczne wakacje?
Max odchrz膮kn膮艂.
鈥 Jolie i ja polecieli艣my do Key West, 偶eby porozmawia膰 z by艂ym szeryfem Aaronem Bendallem. Gdy pi臋tna艣cie lat temu odchodzi艂 na emerytur臋, zabra艂 akta dotycz膮ce masakry w Belle Rose.
Georgette westchn臋艂a.
鈥 Dlaczego zabra艂 te dokumenty?
鈥 呕eby m贸c kogo艣 szanta偶owa膰 鈥 odpowiedzia艂a Jolie. 鈥 Kogo艣, kto nie chcia艂, 偶eby prawda wysz艂a na jaw. Kogo艣, kto wiedzia艂, 偶e w tych aktach znajduj膮 si臋 dowody, kt贸re pozwoli艂yby oczy艣ci膰 Lemara Fuqu臋 z zarzutu zabicia mojej matki i ciotki.
鈥 To najg艂upsza rzecz, jak膮 w 偶yciu s艂ysza艂em. 鈥 Parry pr贸bowa艂 odstawi膰 drinka na kominek, ale chybi艂 o centymetr i szklanka rozbi艂a si臋 z trzaskiem o pod艂og臋.
Clarice podskoczy艂a i krzykn臋艂a. Georgette drgn臋艂a nerwowo.
鈥 Kto艣 p艂aci艂 Bendallowi przez te wszystkie lata za milczenie 鈥 powiedzia艂 Max. 鈥 I ta sama osoba zap艂aci艂a Bendallowi ponad milion dolar贸w, 偶eby znikn膮艂 razem z dokumentami.
鈥 Milion dolar贸w? 鈥 Mallory otworzy艂a szeroko oczy. 鈥 Zaproponowa艂e艣 mu milion dolar贸w? Dlaczego? Co za r贸偶nica, kto zabi艂 te kobiety? Co ci臋 to obchodzi, Max? 鈥 Zmru偶ywszy powieki, utkwi艂a wzrok w Jolie.
鈥 Mallory, prosz臋, b膮d藕 cicho 鈥 wtr膮ci艂a si臋 Georgette. 鈥 Jeste艣 taka niewra偶liwa. Te kobiety to matka i ciotka Jolie, a tak偶e siostry Clarice.
Mallory wzruszy艂a ramionami.
鈥 W ka偶dym razie fina艂 jest taki, 偶e nie zdobyli艣cie tych dokument贸w 鈥損owiedzia艂 Theron. 鈥 A wi臋c nie mamy dowod贸w, kt贸rych potrzebujemy do wznowienia dochodzenia. Nie mamy najmniejszej wskaz贸wki, kt贸ra mog艂aby doprowadzi膰 do prawdziwego zab贸jcy.
Jolie spojrza艂a na Maksa, milcz膮co pytaj膮c go o zgod臋. Pokiwa艂 g艂ow膮.
鈥 Bendall da艂 nam co艣, co nazwa艂 鈥瀌armow膮 podpowiedzi膮鈥 鈥 oznajmi艂a. 鈥 Tak wi臋c mamy pewien trop, ale je艣li nie ekshumujemy cia艂a cioci Lisette, nie b臋dziemy mogli go sprawdzi膰.
鈥 Ekshumowa膰 Lisette? 鈥 Georgette podnios艂a si臋 z krzes艂a.
鈥 Chyba oszala艂a艣! 鈥 Parry zatoczy艂 si臋 i pogrozi艂 Jolie palcem. 鈥 Po moim trupie! S艂yszysz? Nie zak艂贸cicie spokoju mojej biednej Lisette!
Clarice chwyci艂a Jolie za r臋k臋.
鈥 Dlaczego chcecie zrobi膰 co艣 tak okropnego?
Jolie przykl臋k艂a przy fotelu ciotki.
鈥 Poniewa偶 musimy przeprowadzi膰 autopsj臋.
鈥 Ale czemu? 鈥 Clarice wpatrywa艂a si臋 w siostrzenic臋 zagubionymi oczyma.
鈥 Ciociu, czy Lisette by艂a w ci膮偶y, kiedy umar艂a?
Clarice wstrzyma艂a oddech.
鈥 W ci膮偶y? O, Bo偶e, Bo偶e. Nikt mia艂 si臋 o tym nie dowiedzie膰 przed 艣lubem. Zwierzy艂a si臋 tylko Audrey i mnie i kaza艂a nam przysi膮c milczenie.
Jolie odetchn臋艂a g艂臋boko.
鈥 Wiesz, kto by艂 ojcem?
鈥 Ojcem? 鈥 Clarice spojrza艂a na Parry' ego. 鈥 Uzna艂am, 偶e Parry. W ko艅cu byli zar臋czeni i mieli si臋 pobra膰.
Z wykrzywion膮 w艣ciek艂o艣ci膮 twarz膮 Parry zamachn膮艂 si臋 na Jolie, ale Max podbieg艂 do niego i chwyci艂 za r臋k臋. Odwr贸ci艂 wuja przodem do siebie i zapyta艂:
鈥 Dziecko by艂o twoje?
Parry zachwia艂 si臋 niebezpiecznie. Max z艂apa艂 go za rami臋 i przytrzyma艂.
鈥 Oczywi艣cie, 偶e dziecko by艂o moje. Gdyby艣cie zdobyli te akta, przeczytaliby艣cie, 偶e przes艂uchiwano mnie w tej sprawie i powiedzia艂em szeryfowi, 偶e dziecko by艂o moje.
鈥 Biedny Parry 鈥 westchn臋艂a Clarice. 鈥 Straci艂 nie tylko Lisette, ale tak偶e dziecko.
Jolie wyprostowa艂a si臋 i podesz艂a do Maksa.
鈥 Nie rozumiem. Je偶eli dziecko by艂o Parry'ego, to dlaczego Bendall uwa偶a艂, 偶e to偶samo艣膰 ojca wska偶e nam morderc臋?
鈥 Mo偶e sugerowa艂, 偶e Parry jest zab贸jc膮 鈥 odezwa艂 si臋 Nowell Landers.
鈥 Co? 鈥 Clarice potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. 鈥 Nie, nie, to bez sensu. Parry i Lisette byli zar臋czeni. Kochali si臋.
鈥 Przynajmniej raz Panna Kuku Na Moniu ma racj臋 鈥 powiedzia艂 Parry. 鈥 Dlaczego mia艂bym zabija膰 kobiet臋, kt贸r膮 kocha艂em? Bendall podsun膮艂 wam fa艂szywy trop. Cholera, to偶 to idiotyzm. 鈥 Utkwi艂 gniewny wzrok w Yvonne i Theronie. 鈥 Lemar Fuqua zamordowa艂 Lisette, bo by艂 w niej szale艅czo zakochany, a nie m贸g艂 jej mie膰. I zabi艂 Audrey, poniewa偶 wiedzia艂a, co zrobi艂.
鈥 To k艂amstwo! 鈥 wykrzykn膮艂 Theron.
鈥 Udowodnij to, ch艂opcze. Na Boga, udowodnij! 鈥 Parry wybieg艂 z salonu.
Georgette popatrzy艂a b艂agalnie na Yvonne.
鈥 Przepraszam za Parry'ego.
鈥 Lemar kocha艂 Lisette tak samo jak kocha艂 Clarice 鈥 powiedzia艂a Yvonne. 鈥 By艂o to braterskie przywi膮zanie, nic wi臋cej.
鈥 W takim razie to niemo偶liwe, 偶eby on by艂 ojcem dziecka, kt贸rego spodziewa艂a si臋 Lisette 鈥 orzek艂a Jolie.
鈥 Tak, to niemo偶liwe 鈥 powiedzia艂a Yvonne.
鈥 Jest tylko jeden spos贸b, 偶eby to udowodni膰 鈥 odezwa艂 si臋 Theron. 鈥揈kshumowa膰 cia艂o Lisette i zbada膰 DNA dziecka.
鈥 Nie mo偶emy tego zrobi膰 bez zgody najbli偶szego krewnego 鈥 powiedzia艂 Max.
鈥 Wyra偶am zgod臋 鈥 Clarice 艣cisn臋艂a mocniej d艂o艅 Nowella. 鈥 Jestem jej najbli偶sz膮 偶yj膮c膮 krewn膮. Podpisz臋 wszystkie niezb臋dne papiery.
鈥 Po co masz si臋 nara偶a膰 na takie cierpienie? 鈥 spyta艂a Georgette. 鈥 Parry przyzna艂, 偶e to on by艂 ojcem dziecka.
鈥 Bo Lisette Desmond mia艂a wielu kochank贸w 鈥 wyja艣ni艂a Jolie. 鈥 Mog艂a powiedzie膰 Parry'emu, 偶e to on jest ojcem, podczas gdy naprawd臋 by艂 nim inny m臋偶czyzna.
鈥 I ten m臋偶czyzna m贸g艂 j膮 zabi膰 鈥 dopowiedzia艂a Yvonne.
鈥 Ciociu Clarice, je艣li naprawd臋 jeste艣 gotowa da膰 nam pozwolenie...
鈥 Tak 鈥 potwierdzi艂a Clarice.
鈥 W takim razie jutro rano skontaktujemy si臋 z Ikiem Dentonem i dowiemy si臋, co trzeba zrobi膰, 偶eby ekshumowa膰 cia艂o 鈥 powiedzia艂 Max.
*
Jolie le偶a艂a w ramionach Maksa w podw贸jnym 艂贸偶ku w swoim dawnym pokoju. By艂a to sypialnia m艂odej dziewczyny, z bia艂ymi koronkowymi firankami w oknach, tapet膮 w bia艂o-r贸偶owe pasy na 艣cianach i wielk膮 antyczn膮 szaf膮 wype艂nion膮 kosztownymi lalkami, kt贸re nale偶a艂y do Audrey, Lisette i Clarice, kiedy te by艂y ma艂e. Max zakrad艂 si臋 do jej pokoju, gdy wszyscy ju偶 spali. Kochali si臋 z nami臋tno艣ci膮 r贸wnie gor膮c膮 jak za pierwszym razem. Potem zasn臋li.
Obudzili si臋 tu偶 przed 艣witem.
鈥 Powinienem wr贸ci膰 do siebie 鈥 szepn膮艂 Max, g艂adz膮c nosem jej szyj臋. Przytuli艂a si臋 do niego.
鈥 Zosta艅 jeszcze troch臋.
鈥 Spr贸buj mnie do tego przekona膰.
Obsypa艂a wilgotnymi poca艂unkami jego pier艣 i szyj臋, a potem siad艂a na nim okrakiem. Ko艂dra zsun臋艂a si臋 z niej, ods艂aniaj膮c nagie cia艂o.
鈥 Nadal chcesz mnie opu艣ci膰? 鈥 spyta艂a.
鈥 Nigdy nie chc臋 ci臋 opuszcza膰. 鈥 Max uni贸s艂 biodra, muskaj膮c cz艂onkiem jej 艂ono.
Usiad艂a wygodniej, uj臋艂a jego m臋sko艣膰 i wprowadzi艂a w siebie. Poruszali si臋 w jednym rytmie, najpierw wolno, leniwie, potem coraz szybciej. Razem dotarli na szczyt, j臋cz膮c z rozkoszy i szepcz膮c s艂owa wypowiadane w chwilach gor膮cego uniesienia, a skazane na zapomnienie w zimnym 艣wietle dnia.
*
Yvonne obudzi艂a si臋 i drgn臋艂a nerwowo. Przez chwil臋 le偶a艂a, nas艂uchuj膮c. Cisza. Co wyrwa艂o j膮 ze snu? Ha艂as? Nie, niczego nie s艂ysza艂a. To zapach j膮 zbudzi艂.
Wci膮gn臋艂a powietrze w nozdrza. Dym?
Odrzuci艂a ko艂dr臋 i wyskoczy艂a z 艂贸偶ka. Zn贸w wci膮gn臋艂a powietrze. Na pewno dym. Podbieg艂a do drzwi i otworzy艂a je silnym szarpni臋ciem. Uderzy艂y w ni膮 g臋ste tumany ciemnego dymu.
Wielki Bo偶e, dom si臋 pali!
Theron!
Rozdzia艂 28
Mieszka艅c贸w Belle Rose obudzi艂o wycie syren. Georgette i Clarice wybieg艂y z pokoj贸w, krzycz膮c wniebog艂osy. Nikt opr贸cz Mallory nie zauwa偶y艂, 偶e Max i Jolie wy艂onili si臋 z jednej sypialni.
鈥 Dom Yvonne si臋 pali 鈥 oznajmi艂a Clarice dr偶膮cym g艂osem. 鈥 Z okna zobaczy艂am 艂un臋. Dzwoni臋 do Nowella, powiem, 偶eby spotka艂 si臋 z nami na miejscu. 鈥 Zawr贸ci艂a do pokoju. 鈥 Och, Bo偶e, Bo偶e, 偶eby tylko Yvonne i Theronowi nic si臋 nie sta艂o.
Max natychmiast przej膮艂 dowodzenie. Wydawa艂 pierwsze rozkazy, biegn膮c do swojego pokoju, 偶eby si臋 ubra膰. Jolie wpad艂a z powrotem do sypialni. Zrzuci艂a szlafrok, naci膮gn臋艂a d偶insy i koszulk臋 z kr贸tkim r臋kawkiem i w艂o偶ywszy sanda艂y, wybieg艂a na korytarz. Max, ju偶 ubrany, p臋dzi艂 po schodach na d贸艂.
鈥 Poczekaj! 鈥 zawo艂a艂a.
Zatrzyma艂 si臋 i ponagli艂 j膮 machni臋ciem r臋ki. Ciocia Clarice i Mallory do艂膮czy艂y do nich kilka chwil p贸藕niej. Parry wychyli艂 g艂ow臋 z sypialni.
鈥 Co si臋, do cholery, dzieje? Zaatakowali nas Marsjanie czy co?
鈥 Dom Yvonne si臋 pali 鈥 odpowiedzia艂a Georgette, wybiegaj膮c ze swojego pokoju. 鈥 Jedziemy tam.
Pi臋膰 minut p贸藕niej Jolie zaparkowa艂a swojego escalade obok jednej z pomp i razem z Maksem, cioci膮 Clarice i Mallory wyskoczy艂a z wozu. Georgette zosta艂a, 偶eby poczeka膰 na Parry'ego. Domek Yvonne stoj膮cy na terenie plantacji od przesz艂o stu lat teraz p艂on膮艂 z艂ocistopomara艅czowym 偶arem niczym drwa w ognisku, trzaskaj膮c i zasypuj膮c niebo deszczem iskier. Z okien bucha艂y p艂omienie i g臋ste k艂臋by dymu.
Max i Jolie ruszyli w stron臋 po偶aru. Jeden ze stra偶ak贸w zagrodzi艂 im drog臋.
鈥 Prosz臋 si臋 odsun膮膰!
鈥 W 艣rodku byli Yvonne Carter i jej syn 鈥 powiedzia艂a Jolie.
鈥 Wiem, prosz臋 pani. Pan Carter zadzwoni艂 do nas z kom贸rki. 鈥 Skin膮艂 g艂ow膮 w kierunku karetki zaparkowanej po drugiej stronie p艂on膮cego domu. 鈥 Matka pomog艂a mu wydosta膰 si臋 na zewn膮trz. S膮 cali i zdrowi. Nawdychali si臋 tylko dymu.
Podesz艂a do nich Clarice, podtrzymywana przez Mallory.
鈥 Gdzie Yvonne? Czy ona i Theron...
鈥 Nic si臋 im nie sta艂o 鈥 uspokoi艂 j膮 Max.
鈥 Gdzie teraz s膮? Chc臋 ich zobaczy膰. Musimy ich zabra膰 do Belle Rose.
Kiedy podeszli do ambulansu, zjawili si臋 Georgette i Parry. Max zamacha艂 do nich r臋k膮.
Theron siedzia艂 w otwartych drzwiach karetki z mask膮 tlenow膮 na twarzy. Sadza pokrywa艂a jego policzki, nag膮 pier艣 i spodnie pid偶amy, mia艂 nabieg艂e krwi膮, za艂zawione oczy. Widz膮c Jolie i Clarice, zdj膮艂 mask臋. Wy艣ciska艂y go, jedna przez drug膮 dopytuj膮c si臋, czy nic mu si臋 nie sta艂o.
Zapewni艂 je, 偶e czuje si臋 dobrze, i powiedzia艂:
鈥 Znajd藕cie mam臋.
鈥 A gdzie jest? 鈥 zapyta艂a Jolie. 鈥 My艣la艂am, 偶e z tob膮.
鈥 Znikn臋艂a par臋 minut temu 鈥 odpar艂. 鈥 Widzia艂em, jak idzie w stron臋 Pleasant Hill. Stra偶acy powiedzieli nam, 偶e to podpalenie. Kto艣 wyla艂 naft臋 na ganek, a potem pod艂o偶y艂 ogie艅. Jak mama to us艂ysza艂a, powiedzia艂a: 鈥濷strzega艂am go. Powinien by艂 pos艂ucha膰鈥. Jeszcze nigdy nie widzia艂em jej tak w艣ciek艂ej.
Clarice westchn臋艂a.
鈥 Roscoe Wells. My艣li, 偶e po偶ar to jego sprawka?
Theron skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Znajd藕cie j膮, prosz臋. Powstrzymajcie j膮, zanim... Cholera, po prostu dopilnujcie, 偶eby nic jej si臋 nie sta艂o.
Max po艂o偶y艂 mu d艂o艅 na ramieniu.
鈥 Mallory i ciocia Clarice zostan膮 tu z tob膮 a potem zabior膮 do Belle Rose. W mi臋dzyczasie my znajdziemy Yvonne.
Theron z艂apa艂 Maksa za r臋k臋,
鈥 Mama mog艂a wzi膮膰 berett臋, kt贸r膮 trzymam w samochodzie. Widzia艂em, jak otwiera moje ferrari.
鈥 My艣lisz, 偶e chce zastrzeli膰 Roscoe'a?
Theron spojrza艂 na Clarice.
鈥 Co o tym s膮dzisz? Zamierza go zabi膰?
Clarice zadr偶a艂a i pokiwa艂a g艂ow膮.
鈥 Pospieszmy si臋 鈥 powiedzia艂a Jolie. 鈥 Musimy j膮 dogoni膰, zanim dojdzie do Pleasant Hill.
鈥 Ja te偶 jad臋 鈥 o艣wiadczy艂a Clarice.
鈥 Nie, zosta艅 tutaj. 鈥 Jolie wzi臋艂a ciotk臋 za r臋ce. 鈥 Nie chc臋 si臋 martwi膰 jeszcze o ciebie.
Nowell Landers zaparkowa艂 harleya za rosn膮c膮 liczb膮 pojazd贸w, kt贸re sta艂y na trawniku, i podszed艂 do Clarice. Gdy tylko go zobaczy艂a, pad艂a mu w ramiona.
鈥 Nowell si臋 ni膮 zaopiekuje 鈥 powiedzia艂a Jolie do Maksa. 鈥 Chod藕my.
Minut臋 p贸藕niej jechali jej p贸艂teren贸wk膮 po wysypanej 偶wirem drodze prowadz膮cej do Pleasant Hill. Nie widzieli Yvonne, ale gdy zaparkowali przed rezydencj膮 Roscoe'a, zauwa偶yli, 偶e na parterze pal膮 si臋 艣wiat艂a. O wp贸艂 do trzeciej nad ranem. Wysiedli z wozu i w tej samej chwili pojedynczy wystrza艂 rozdar艂 cisz臋.
鈥 O, m贸j Bo偶e! 鈥 Jolie rzuci艂a si臋 w stron臋 domu. Max pobieg艂 za ni膮. Dwuskrzyd艂owe frontowe drzwi by艂y otwarte na o艣cie偶. Max chwyci艂 Jolie za rami臋, powstrzymuj膮c j膮 przed wej艣ciem do 艣rodka. W przestronnym holu s艂ycha膰 by艂o g艂osy.
鈥 Do diab艂a, kobieto, powinna艣 by膰 martwa 鈥 powiedzia艂 Roscoe Wells. 鈥 Ty i tw贸j synalek powinni艣cie by膰 spaleni na popi贸艂.
Jolie spojrza艂a na Maksa. Przy艂o偶y艂 palec do ust, nakazuj膮c jej milczenie, i gestem da艂 znak, 偶eby posz艂a za nim. Ruszyli w stron臋 pokoju, z kt贸rego dochodzi艂 g艂os.
鈥 Jeste艣 nikczemnikiem, Roscoe Wells. Clarice i ja pope艂ni艂y艣my b艂膮d, 偶e nie powiedzia艂y艣my panu Samowi, co zrobi艂e艣. Zabi艂by ci臋 i ju偶 nikogo by艣 nie skrzywdzi艂.
鈥 Wi臋c pomy艣la艂a艣, 偶e przyjdziesz tu i mnie zabijesz? C贸偶, pukanie z tego pistoleciku nad moj膮 g艂ow膮 nie za艂atwi sprawy.
Zaczaiwszy si臋 za drzwiami gabinetu, Max i Jolie zajrzeli do 艣rodka. Yvonne sta艂a plecami do nich, a Roscoe nie m贸g艂 ich widzie膰 zza biurka. Nagle na spiralnych schodach za nimi zadudni艂y kroki. Garland Wells z rewolwerem w d艂oni zbieg艂 na d贸艂 i pop臋dzi艂 w ich stron臋.
鈥 Co si臋, do cholery, dzieje? S艂ysza艂em strza艂. 鈥 Przeni贸s艂 wzrok z Jolie na Maksa; oboje milczeli.
鈥 Garland, czy to ty? 鈥 zawo艂a艂 Roscoe. 鈥 Chod藕. Trzeba za艂atwi膰 pewien problem. Masz przy sobie pistolet, prawda, ch艂opcze?
Gestem r臋ki Max zach臋ci艂 Gara, 偶eby wszed艂 do gabinetu. Jolie spiorunowa艂a go wzrokiem. Czy mog膮 zaufa膰 Garowi? Pokr臋ci艂 g艂ow膮, przestrzegaj膮c, 偶eby niczego nie robi艂a.
Garland wszed艂 do gabinetu z rewolwerem wymierzonym prosto przed siebie, ale zatrzyma艂 si臋, gdy zobaczy艂 Yvonne.
鈥 Co si臋 dzieje? 鈥 spyta艂.
Yvonne odwr贸ci艂a si臋, wycelowa艂a w niego z pistoletu i cofn臋艂a si臋 o kilka krok贸w, by mie膰 obu m臋偶czyzn w polu widzenia.
鈥 Wejd藕, Gar 鈥 powiedzia艂a spokojnie.
鈥 Yvonne, co ty tutaj robisz? Dlaczego masz pistolet? 鈥 Gar opu艣ci艂 rewolwer.
鈥 Zastrzel j膮, ch艂opcze. Zr贸b to, zanim znowu do mnie strzeli. 鈥 Oczy Roscoe'a rozb艂ys艂y, gdy ruszy艂 w stron臋 syna. 鈥 W艂a艣nie pr贸bowa艂a mnie zabi膰.
鈥 Nie rozumiem. Dlaczego Yvonne chcia艂aby ci臋 zabi膰?
鈥 Cholera jasna, strzelaj! Musisz j膮 zabi膰. Inaczej nas zniszczy. Zrujnuje twoj膮 karier臋 polityczn膮.
Roscoe okr膮偶y艂 biurko i zrobi艂 kilka niepewnych krok贸w w stron臋 Gara. Yvonne wycelowa艂a i strzeli艂a; tym razem kula uderzy艂a par臋 centymetr贸w od st贸p Roscoe'a.
鈥 Niech ci臋 diabli, kobieto! 鈥 Roscoe spojrza艂 na syna. 鈥 Widzisz, pr贸buje mnie zabi膰.
鈥 Powinnam by艂a to zrobi膰 czterdzie艣ci dwa lata temu 鈥 o艣wiadczy艂a Yvonne. 鈥 Zabicie ci臋 niczego nie zmieni, ale 艣wiat pozb臋dzie si臋 potwora. Clarice i ja 偶y艂y艣my przez te wszystkie lata z tym, co nam zrobi艂e艣, ale to by艂 tylko jeden z twoich grzech贸w. Nas艂a艂e艣 morderc贸w na mojego syna i kaza艂e艣 komu艣 zabi膰 Jolie, bo oboje chcieli odkry膰 prawd臋 o masakrze w Belle Rose. A dzi艣 w nocy kaza艂e艣 podpali膰 m贸j dom, maj膮c nadziej臋, 偶e Theron i ja zginiemy w p艂omieniach.
鈥 O czym ona m贸wi? 鈥 zapyta艂 Gar. 鈥 Co ty zrobi艂e艣?
鈥 Wszystko, co zrobi艂em, zrobi艂em, 偶eby ci臋 chroni膰 鈥 odpar艂 Roscoe, podchodz膮c do syna. 鈥 Chc臋, 偶eby艣 pos艂ucha艂 mnie bardzo uwa偶nie. Zastrzel Yvonne, a potem powiemy szeryfowi, 偶e wpad艂a tu, krzycz膮c jak op臋tana, i pr贸bowa艂a mnie zabi膰. 呕e musia艂e艣 j膮 zastrzeli膰, 偶eby ratowa膰 mnie. Taka b臋dzie zreszt膮 prawda.
鈥 Co znaczy, 偶e zrobi艂e艣 to wszystko, 偶eby mnie chroni膰? Chroni膰 przed czym?
鈥 Synu, wiem, co zrobi艂e艣. 鈥 Roscoe wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do Gara, ale cofn膮艂 j膮, gdy Yvonne potrz膮sn臋艂a ostrzegawczo berett膮. 鈥 Dopilnowa艂em, 偶eby nie pad艂o na ciebie 偶adne podejrzenie. Przekupi艂em wielu ludzi i postara艂em si臋, 偶eby wszystko wygl膮da艂o tak, jakby to Lemar Fuqua zabi艂 Lisette i Audrey. Nie ma powodu, 偶eby ktokolwiek dowiedzia艂 si臋, 偶e by艂o inaczej. 鈥 Wbi艂 wzrok w Yvonne. 鈥 Gdyby tw贸j cholerny synalek nie zacz膮艂 w臋szy膰, a Jolie nie wr贸ci艂a do miasta i nie przy艂膮czy艂a si臋 do niego, to wszystko by si臋 nie wydarzy艂o.
.鈥 Tato, my艣lisz, 偶e mia艂em co艣 wsp贸lnego ze 艣mierci膮 Lisette?
鈥 Wiem, 偶e to nie by艂a twoja wina. Lisette by艂a z艂膮 kobiet膮. Faceci wariowali na jej punkcie.
鈥 My艣lisz, 偶e j膮 zabi艂em?
鈥 Wszystko w porz膮dku, synu. Naprawd臋 ci臋 rozumiem. Wiem, 偶e poszed艂e艣 tam tego ranka. Podejrzewa艂em, 偶e co艣 mi臋dzy wami by艂o. Nie wiem, co si臋 sta艂o ani dlaczego musia艂e艣 j膮 zabi膰, ale...
鈥 Ja nikogo nie zabi艂em! 鈥 wykrzykn膮艂 Gar.
鈥 Widzia艂em, jak wr贸ci艂e艣 z Belle Rose tamtego popo艂udnia. Mia艂e艣 krew na koszuli. I p艂aka艂e艣. 鈥 Poklepa艂 syna po ramieniu. 鈥 Kiedy us艂ysza艂em o zab贸jstwach w Belle Rose, wszystko sta艂o si臋 dla mnie jasne. Pozby艂em si臋 twojej koszuli, wyci膮gn膮艂em j膮 ze 艣mieci i spali艂em. A potem zacz膮艂em dzia艂a膰. Musia艂em dopilnowa膰, 偶eby nie pad艂 na ciebie cie艅 podejrzenia. Na szcz臋艣cie ten ba艂wan Parry Clifton my艣la艂, 偶e dziecko Lisette by艂o jego.
鈥 Zabi艂e艣 Lisette, Audrey i mojego brata? 鈥 Yvonne spojrza艂a na Garlanda. 鈥 Ty?
鈥 Nie, przysi臋gam, to nie ja...
Roscoe wyrwa艂 Garowi rewolwer i wycelowa艂 w Yvonne. Max odepchn膮艂 Jolie i rzuci艂 si臋 w stron臋 Roscoe'a, lecz zanim zd膮偶y艂 do niego dobiec, rozleg艂 si臋 wystrza艂. Jolie zdr臋twia艂a. Yvonne! 鈥 krzykn臋艂a w duchu. O Bo偶e, Bo偶e!
Dopiero po chwili zda艂a sobie spraw臋, 偶e Yvonne wci膮偶 stoi z pistoletem w d艂oni, a Roscoe Wells zachwia艂 si臋 na nogach. Co si臋 sta艂o? Czy偶by Yvonne zastrzeli艂a Roscoe'a?
Roscoe pad艂 na pod艂og臋 twarz膮 w d贸艂. Jolie krzykn臋艂a. Pocisk trafi艂 go dok艂adnie mi臋dzy oczy i wyrwa艂 po艂ow臋 czaszki.
Gar kl臋cza艂 przy ojcu, p艂acz膮c. Yvonne upu艣ci艂a pistolet na ziemi臋.
鈥 Ja... ja do niego nie strzeli艂am 鈥 wymamrota艂a.
鈥 Ja to zrobi艂em. 鈥 Nowell Landers sta艂 w holu ze strzelb膮 w r臋kach, a Clarice kilka krok贸w za nim.
Rozdzia艂 29
Max pom贸g艂 Garowi wsta膰 i posadzi艂 go na najbli偶szym krze艣le. Potem zadzwoni艂 do Ike'a Dentona. Jolie wzi臋艂a roztrz臋sion膮 Yvonne za r臋k臋 i wyprowadzi艂a na korytarz.
鈥 Ju偶 po wszystkim 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Jeste艣 bezpieczna. Wszystko b臋dzie dobrze.
Yvonne pokiwa艂a g艂ow膮, ale si臋 nie odezwa艂a.
Do艂膮czy艂y do Nowella i Clarice, kt贸rzy wyszli na ganek. W Pleasant Hill zaleg艂a g艂ucha cisza.
鈥 Chod藕, Gar 鈥 powiedzia艂 Max. 鈥 Nie ma powodu, 偶eby艣 tu siedzia艂. Wyjd藕my na zewn膮trz jak inni.
鈥 Nie rozumiem, jak ojciec m贸g艂 przez tyle lat wierzy膰, 偶e zabi艂em Lisette. 鈥 Gar nie przestawa艂 kr臋ci膰 g艂ow膮.
Max pom贸g艂 Garlandowi wsta膰 i wyprowadzi艂 go na ganek. Wszyscy odwr贸cili g艂owy i wbili w niego wzrok. Gar wodzi艂 oczyma po twarzach obecnych, j臋cz膮c i dr偶膮c na ca艂ym ciele. Wreszcie zupe艂nie si臋 za艂ama艂; pad艂 na kolana i zani贸s艂 si臋 szlochem.
Cholera! Max nie wiedzia艂, co robi膰, nie wiedzia艂, w co wierzy膰. Czy to mo偶liwe, 偶e Garland Wells, jego przyjaciel i zaufany prawnik, by艂 bezwzgl臋dnym morderc膮? Uwierzy艂by, gdyby chodzi艂o o Roscoe'a, ale nie o Gara. Facet nie by艂 艣wi臋ty, ale mia艂 艂agodn膮 natur臋.
Pochyli艂 si臋, obj膮艂 Gara ramieniem i d藕wign膮艂 go z ziemi.
鈥 No, Gar, we藕 si臋 w gar艣膰. P艂acz niczego nie zmieni.
Gar otar艂 twarz d艂oni膮 i pokr臋ci艂 g艂ow膮.
鈥 Nikogo nie zabi艂em. Przysi臋gam. Tak, to prawda, widzia艂em si臋 tamtego dnia z Lisette. Powiedzia艂a, 偶e jest ze mn膮 w ci膮偶y, ale wyjdzie za Parry'ego i wm贸wi wszystkim, 偶e to jego dziecko. T艂umaczy艂a mi, 偶e sam jestem jeszcze dzieciakiem i 偶e zapomn臋 o niej, kiedy znajd臋 inn膮 kobiet臋. 鈥 Przeszed艂 chwiejnym krokiem przez werand臋 i opar艂 si臋 o marmurow膮 kolumn臋 podpieraj膮c膮 portyk. 鈥 Myli艂a si臋. Nigdy jej nie zapomnia艂em. I nigdy nie kocha艂em nikogo tak jak jej.
鈥 Czy ciocia Lisette 偶y艂a, kiedy opuszcza艂e艣 Belle Rose? 鈥 zapyta艂a Jolie.
鈥 Tak, 偶y艂a. Pani Audrey te偶. 鈥 Gar zamkn膮艂 oczy i przycisn膮艂 policzek do ch艂odnego marmuru.
鈥 A Lemar? 鈥 spyta艂a Yvonne.
鈥 Jeszcze nie wr贸ci艂 do domu 鈥 odpar艂. 鈥 Min膮艂em go na drodze, kiedy odje偶d偶a艂em.
Max podszed艂 do Jolie i obj膮艂 j膮. Co teraz czuje? Czy wierzy, 偶e Gar targn膮艂 si臋 wtedy na jej 偶ycie? Przytuli艂a si臋 do niego; a on pog艂adzi艂 j膮 po policzku.
鈥 Roscoe powiedzia艂, 偶e kiedy wr贸ci艂e艣 do domu, mia艂e艣 ca艂膮 koszul臋 we krwi. 鈥 Zadaj膮c pytanie, Jolie obj臋艂a Maksa w pasie. 鈥 To prawda?
鈥 Tak. 鈥 Gar wci膮偶 sta艂 odwr贸cony do nich plecami. 鈥 Kiedy wyje偶d偶a艂em z Belle Rose, by艂em tak zdenerwowany, 偶e nie zauwa偶y艂em, jak pies wyskoczy艂 mi przed mask臋. Potr膮ci艂em go, ale jeszcze 偶y艂, wi臋c zanios艂em go do samochodu i zawioz艂em do doktora Hillarda. Krew na mojej koszuli by艂a krwi膮 psa.
鈥 Dlaczego nie powiedzia艂e艣 ojcu, co si臋 sta艂o?
鈥 Nie wiedzia艂em, 偶e mnie wtedy w og贸le widzia艂. Nie mia艂em poj臋cia, 偶e kiedy us艂ysza艂 o masakrze w Belle Rose, uzna艂, 偶e to ja jestem morderc膮. M贸j Bo偶e! Gdyby tylko mnie o to zapyta艂.
鈥 Uwa偶asz, 偶e Hillard pami臋ta twoj膮 wizyt臋? 鈥 zapyta艂 Max.
鈥 Nie wiem 鈥 odpar艂 Gar. Ma prawie osiemdziesi膮t lat, kiepsko s艂yszy i prawie nie widzi. Ale mo偶e by sobie przypomnia艂. Mo偶e ma jeszcze stare kartoteki. 鈥 Gar uderzy艂 czo艂em o kolumn臋 i j臋kn膮艂. 鈥 Nie mog臋 w to wszystko uwierzy膰. Tata uzna艂 mnie za morderc臋, mataczy艂 przy 艣ledztwie, przekupi艂 ludzi, 偶eby zrzuci膰 win臋 na Lemara Fuqu臋. A dzisiaj pr贸bowa艂 zabi膰 Yvonne. Jezu Chryste! Chyba zwariuj臋.
Nikt nie mia艂 dla Garlanda Wellsa 偶adnej odpowiedzi. Wszyscy mieli tylko pytania. O dzisiejszy wiecz贸r. O przesz艂o艣膰.
鈥 Nic ci nie jest, chere? 鈥 szepn膮艂 Max do Jolie.
鈥 Nie wiem. Czuj臋 si臋, jakbym dosta艂a obuchem w g艂ow臋.
Clarice i Yvonne siedzia艂y na schodach ganku, trzymaj膮c si臋 za r臋ce i tul膮c do siebie tak mocno, jakby na 艣wiecie nie istnia艂 nikt poza nimi. Max w膮tpi艂, 偶eby s艂ysza艂y cokolwiek z tego, co zosta艂o powiedziane. Strzelba Nowella Landersa sta艂a oparta o ceglany mur, a on wpatrywa艂 si臋 w Clarice.
鈥 Gdzie nauczy艂e艣 si臋 tak strzela膰, Landers? 鈥 spyta艂 Max.
鈥 By艂em snajperem w Wietnamie 鈥 odpar艂 Nowell.
鈥 Zawsze nosisz przy sobie strzelb臋?
鈥 Nie. Nie mam nawet rewolweru.
鈥 Wi臋c czyja to strzelba? 鈥 zainteresowa艂a si臋 Jolie.
鈥 Nale偶a艂a do Sama Desmonda 鈥 wyja艣ni艂. 鈥 Clarice kaza艂a mi j膮 wzi膮膰.
鈥 Ciocia Clarice kaza艂a ci wzi膮膰 strzelb臋 dziadka? 鈥 Jolie wpatrywa艂a si臋 w Nowella z niedowierzaniem.
鈥 Tak. My艣l臋, 偶e chcia艂a zabi膰 Roscoe'a Wellsa, gdyby Yvonne nie zrobi艂a tego pierwsza. 鈥 Spojrza艂 na przytulone do siebie przyrodnie siostry.
鈥 Dlatego, 偶e wynaj膮艂 kogo艣 do podpalenia domu Yvonne? 鈥 zdziwi艂 si臋 Max.
鈥 Czterdzie艣ci dwa lata temu Clarice i Yvonne wybra艂y si臋 do lasu na je偶yny 鈥 powiedzia艂 Nowell.
Max i Jolie popatrzyli po sobie zdumieni. Co je偶yny mia艂y wsp贸lnego z zabiciem Wellsa?
鈥 Roscoe polowa艂 na zaj膮ce i dodawa艂 sobie animuszu, pij膮c whisky 鈥 podj膮艂 Nowell. 鈥 Zobaczy艂 dziewcz臋ta i... 鈥 Nowell odchrz膮kn膮艂 鈥 zacz膮艂 si臋 dobiera膰 do Yvonne. Powiedzia艂 Clarice, 偶eby wraca艂a do domu, a on przy艣le Yvonne p贸藕niej, kiedy z ni膮 sko艅czy.
鈥 O, nie! 鈥 Jolie przygryz艂a doln膮 warg臋. Max przytuli艂 j膮 mocniej.
鈥 Zacz膮艂 zdziera膰 ze mnie ubranie 鈥 Yvonne, wci膮偶 odwr贸cona do nich plecami, zacz臋艂a wspomina膰 tamte wypadki. 鈥 Jego r臋ce by艂y wsz臋dzie, na twarzy czu艂am jego 艣mierdz膮cy alkoholem oddech. Kiedy odpi膮艂 spodnie, zacz臋艂am krzycze膰... Krzycza艂am, ile si艂 w p艂ucach.
鈥 Wtedy uderzy艂am go kamieniem w g艂ow臋 鈥 odezwa艂a si臋 Clarice. Jej drobne ramiona unios艂y si臋 i opad艂y, gdy odetchn臋艂a g艂臋boko. 鈥 Ale zamroczy艂o go tylko na chwil臋. Tylko na tak d艂ugo, 偶e uda艂o mi si臋 poderwa膰 Yvonne z ziemi.
鈥 Kaza艂a mi ucieka膰 鈥 podj臋艂a Yvonne. 鈥 Wi臋c uciek艂am. Bieg艂am i bieg艂am przed siebie, jak najdalej od niego. My艣la艂am, 偶e Clarice jest tu偶 za mn膮. Dopiero kiedy by艂am blisko domu, zorientowa艂am si臋, 偶e jej nie ma.
鈥 Roscoe z艂apa艂 mnie i zgwa艂ci艂 鈥 oznajmi艂a Clarice spokojnie. 鈥 Kiedy sko艅czy艂, zszed艂 ze mnie i zapi膮艂 spodnie, powiedzia艂, 偶e to moja wina... 偶e mia艂 ochot臋 na czarn膮 dup臋, wi臋c powinnam by艂a da膰 mu Yvonne...
Potem powiedzia艂, 偶e je艣li pisn臋 komu艣 cho膰 s艂贸wko, ludzie mi nie uwierz膮, bo zacznie rozpowiada膰, 偶e nie pierwszy raz spotkali艣my si臋 w lesie.
鈥 Kiedy zorientowa艂am si臋, 偶e Clarice nie ma, nie wiedzia艂am, co robi膰. 鈥 G艂os Yvonne dr偶a艂. 鈥 Ba艂am si臋. By艂am przera偶ona. Usiad艂am na ziemi i zacz臋艂am p艂aka膰. Nie wiem, jak d艂ugo tak siedzia艂am, zanim Clarice mnie znalaz艂a.
鈥 Przysi臋g艂y艣my sobie wtedy, 偶e nigdy nikomu nie powiemy, co si臋 sta艂o. Wiedzia艂y艣my, 偶e gdyby tata si臋 dowiedzia艂, zabi艂by Roscoe'a, a potem poszed艂 za to do wi臋zienia. 鈥 Clarice pu艣ci艂a r臋k臋 Yvonne, wsta艂a i podesz艂a do Nowella. 鈥 Nie powiedzia艂am o tym nikomu opr贸cz Jonathana. Chcia艂am, 偶eby wiedzia艂, dlaczego nie by艂am dziewic膮.
鈥 Nie rozmawia艂y艣my na ten temat 鈥 odezwa艂a si臋 znowu Yvonne 鈥 dop贸ki Clarice nie zorientowa艂a si臋, 偶e jest w ci膮偶y.
鈥 O, Bo偶e! 鈥 Jolie podbieg艂a do ciotki i przytuli艂a j膮 mocno. Clarice poklepa艂a j膮 po plecach.
鈥 Ju偶 dobrze, kochanie.
鈥 Clarice 鈥 ci膮gn臋艂a Yvonne 鈥 nam贸wi艂a ojca, 偶eby pozwoli艂 jej pojecha膰 do Nowego Orleanu na zakupy. Ja pojecha艂am z ni膮.
鈥 Podda艂am si臋 aborcji. 鈥 Clarice pog艂aska艂a Jolie po twarzy. 鈥 By艂a nielegalna, a ja trafi艂am na jakiego艣 rze藕nika. Strasznie mnie poharata艂. O ma艂o nie wykrwawi艂am si臋 na 艣mier膰. Yvonne zaj臋艂a si臋 mn膮, zawioz艂a do Memphis. Musieli mi usun膮膰 macic臋.
Jolie 艣ciska艂a ciotk臋, kt贸ra wydawa艂a si臋 spokojna, jakby opowiada艂a o zdarzeniach z 偶ycia innej osoby.
Z oddali dobieg艂o wycie syren. Par臋 minut p贸藕niej pod dom zajecha艂 radiow贸z, a tu偶 za nim karetka.
鈥 Gdzie on jest? 鈥 spyta艂 Ike, wyskakuj膮c z samochodu.
鈥 Tata jest w gabinecie 鈥 odpar艂 Gar.
Szeryf skin膮艂 na sanitariuszy, kt贸rzy wbiegli do domu, a potem zwr贸ci艂 si臋 do Maksa.
鈥 Zechcesz mi wyt艂umaczy膰, co si臋 sta艂o?
鈥 Roscoe pr贸bowa艂 zabi膰 Yvonne, ale Nowell Landers zastrzeli艂 go pierwszy i ocali艂 Yvonne 偶ycie.
鈥 Wi臋c Wells nie 偶yje?
鈥 Tak.
鈥 B臋d膮 mi potrzebne zeznania wszystkich 艣wiadk贸w. 鈥 Ike powi贸d艂 wzrokiem po obecnych. 鈥 Pana Landersa musz臋 poprosi膰, 偶eby pojecha艂 ze mn膮 do miasta. Pozostali mog膮...
鈥 Szeryfie 鈥 przerwa艂 mu Max 鈥 czy panie mog艂yby teraz wr贸ci膰 do domu, a zeznania z艂o偶y膰 jutro? Nowell, Gar i ja opowiemy, co si臋 sta艂o. 鈥 Wymieni艂 spojrzenia ze stoj膮cym za plecami Ike'a Nowellem, zawieraj膮c niepisan膮 umow臋, by tragedia Yvonne i Clarice pozosta艂a tajemnic膮. Denton popatrzy艂 na Yvonne i Clarice, po czym przeni贸s艂 wzrok na Jolie.
鈥 Mo偶esz zawie藕膰 ciotk臋 i pani膮 Carter do domu.
鈥 Dzi臋kuj臋. 鈥 Jolie spojrza艂a na Maksa.
鈥 Jed藕 鈥 powiedzia艂. 鈥 Wyja艣nij wszystko Theronowi, ale innym powiedz tylko to, co konieczne. Wr贸c臋 do domu, jak tylko b臋d臋 m贸g艂.
*
Jolie siedzia艂a na balkonie i patrzy艂a na wsch贸d s艂o艅ca. Do艣膰 d艂ugo trwa艂o, nim zdo艂a艂a wyt艂umaczy膰 Mallory, Georgette i Parry'emu, co si臋 wydarzy艂o. Potem musia艂a zaj膮膰 si臋 cioci膮 Clarice i Yvonne, kt贸re by艂y w stanie lekkiego szoku. Georgette okaza艂a si臋 zupe艂nie nieprzydatna, a Parry by艂 zbyt pijany, 偶eby jakkolwiek pom贸c. Na szcz臋艣cie Mallory zaj臋艂a si臋 wujkiem i matk膮. Clarice nalega艂a, 偶eby Yvonne spa艂a w jej pokoju; a po d艂ugiej rozmowie z Theronem Jolie zakwaterowa艂a go w jednym z pokoj贸w go艣cinnych.
Jak d艂ugo Max b臋dzie tkwi艂 w biurze szeryfa? I czy zdo艂a przekona膰 Ike'a, 偶e Nowell Landers zabi艂 Roscoe'a w obronie Yvonne? A co z Garem? Czy Ike go aresztuje? Nie mog艂a si臋 doczeka膰 powrotu Maksa. Po ca艂ym zamieszaniu dzisiejszej nocy w jej g艂owie pozosta艂a tylko jedna trze藕wa my艣l: kocha Maximilliana Devereaux.
By艂a pewna, 偶e Garland Wells nie zabi艂 jej matki i ciotki. Nie pojmowa艂a, dlaczego Roscoe uwierzy艂, 偶e jego syn pope艂ni艂 tak potworn膮 zbrodni臋? Czy dlatego 偶e sam by艂by do tego zdolny?
Wiedzia艂a, 偶e brakuje jej tylko drobnego szczeg贸艂u, kt贸ry by dope艂ni艂 ca艂o艣ci obrazu. Ale jakiego? Co takiego wszyscy przeoczyli?
Gdy Gar wyje偶d偶a艂 tamtego dnia z Belle Rose, jej matka i ciotka jeszcze 偶y艂y. Po drodze min膮艂 si臋 z Lemarem. Kto艣 inny musia艂 zjawi膰 si臋 w domu, zanim Lemar wszed艂 do 艣rodka. Ale kto? I po co? My艣l, Jolie, my艣l. Przypomnij sobie dok艂adnie, co m贸wi艂 Gar. Mo偶e wie wi臋cej, ni偶 sam s膮dzi.
鈥 Mog臋 si臋 przy艂膮czy膰? 鈥 us艂ysza艂a za plecami.
Zerwa艂a si臋 z fotela i odwr贸ci艂a gwa艂townie do ty艂u. W drzwiach balkonowych sta艂a Georgette Royale.
鈥 Przepraszam 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Nie chcia艂am ci臋 przestraszy膰.
鈥 My艣la艂am, 偶e wszyscy ju偶 艣pi膮. Jestem roztrz臋siona po tym, co si臋 sta艂o w Pleasant Hill. W ko艅cu nie co dzie艅 widzi si臋 cz艂owieka z odstrzelon膮 g艂ow膮.
Georgette u艣miechn臋艂a si臋 blado.
鈥 Chc臋 ci podzi臋kowa膰. Nie wiem, jak by艣my sobie poradzili, gdyby艣 nie przej臋艂a inicjatywy. Ja nie radz臋 sobie najlepiej w sytuacjach kryzysowych.
Jolie spojrza艂a na macoch臋 i po raz pierwszy w 偶yciu pomy艣la艂a, 偶e ta pogr膮偶ona w rozpaczy krucha kobieta, wci膮偶 pi臋kna, mimo 偶e dobiega艂a ju偶 sze艣膰dziesi膮tki, nie jest potworem.
鈥 Mallory bardzo mi pomog艂a 鈥 powiedzia艂a cicho. 鈥 My艣l臋, 偶e obie odziedziczy艂y艣my po tacie talenty przyw贸dcze.
鈥 Louis bardzo ci臋 kocha艂. Och, Jolie, tylko si臋 nie rozp艂acz!
鈥 Tego dnia, kiedy zamordowano moj膮 matk臋, zobaczy艂am was kochaj膮cych si臋 w starej chacie w lesie.
鈥 Tak, wiem. Tw贸j ojciec rozumia艂, co czu艂a艣. I 偶a艂owa艂... oboje 偶a艂owali艣my tak wielu rzeczy.
Jolie odwr贸ci艂a si臋 i opar艂a o barierk臋. Georgette stan臋艂a przy niej.
鈥 Belle Rose to pi臋kne miejsce. By艂am szcz臋艣liwa, 偶e mog臋 tu mieszka膰 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Ale z Louisem wsz臋dzie by艂abym szcz臋艣liwa.
鈥 Bardzo go kocha艂a艣. 鈥 Prawda bywa czasami bolesna.
鈥 Powiem Maksowi, 偶e powinni艣my opu艣ci膰 Belle Rose. Mallory wyjedzie jesieni膮 do college'u, a Clarice prawdopodobnie wyjdzie za Nowella Landersa. Jestem pewna, 偶e Max zostanie w Sumarville, ale Parry i ja powinni艣my si臋 wyprowadzi膰. Mo偶e wr贸cimy do Nowego Orleanu.
Jolie wpatrywa艂a si臋 w Georgette. Czu艂a, 偶e macocha co艣 ukrywa艂a. Ale co?
鈥 Wiesz, kto zabi艂 moj膮 matk臋 i ciotk臋?
Cisza.
鈥 Lemar Fuqua ich nie zastrzeli艂 鈥 powiedzia艂a Jolie. 鈥 Ktokolwiek to zrobi艂, zamordowa艂 r贸wnie偶 jego.
Georgette pokiwa艂a g艂ow膮.
鈥 To nie by艂 Gar Wells, prawda?
鈥 Nie.
鈥 Wi臋c kto?
Milczenie.
鈥 Albo powiesz mi teraz, albo potem, przy Maksie 鈥 zagrozi艂a Jolie.
Georgette skuli艂a si臋 niczym cieplarniany kwiat, kt贸ry wi臋dnie, wystawiony na dzia艂anie 偶ywio艂贸w. Zrozumia艂a, 偶e nie mo偶e d艂u偶ej skrywa膰 swoich tajemnic.
鈥 Pocz膮tkowo wierzy艂am w oficjaln膮 wersj臋. 呕e Lemar zabi艂 Audrey i Lisette.
鈥 Kiedy zda艂a艣 sobie spraw臋, 偶e nie on by艂 morderc膮?
鈥 Sama nie wiem. To nie by艂o w pe艂ni 艣wiadome. Nie chcia艂am, 偶eby moje podejrzenia okaza艂y si臋 s艂uszne.
Jolie zamkn臋艂a oczy. Czy b臋dzie mia艂a do艣膰 si艂y, by znie艣膰 prawd臋?
鈥 Dopiero niedawno zacz臋艂am rozwa偶a膰 tak膮 mo偶liwo艣膰 鈥 podj臋艂a Georgette. 鈥 Dopiero gdy razem z Theronem postanowili艣cie doprowadzi膰 do wznowienia 艣ledztwa. Kiedy wr贸ci艂a艣 do Belle Rose i zobaczy艂am, jak jeste艣 podobna do Lisette...
鈥 Wi臋c tu jeste艣, Georgie. 鈥 W drzwiach sypialni Jolie pojawi艂 si臋 Parry. 鈥 Zastanawia艂em si臋, dok膮d si臋 wymkn臋艂a艣.
Georgette spojrza艂a na Jolie.
鈥 Przepraszam na chwil臋 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Musz臋 odprowadzi膰 Parry'ego do jego pokoju. Gdy za du偶o wypije, potrafi by膰 nieprzyjemny.
Podbieg艂a do brata, obj臋艂a go w pasie i pr贸bowa艂a wyprowadzi膰 na korytarz.
鈥 Co jej m贸wi艂a艣? 鈥 dopytywa艂 si臋. 鈥 Wygl膮da艂y艣cie na bardzo spoufalone.
鈥 Dzi臋kowa艂am Jolie za zaj臋cie si臋 wszystkimi 鈥 odpar艂a. 鈥 Chod藕, Parry. Powiniene艣 si臋 przespa膰.
Wyrwa艂 si臋, odepchn膮艂 siostr臋 i ruszy艂 chwiejnie przez pok贸j w kierunku Jolie, kt贸ra przygl膮da艂a mu si臋 z balkonu. Georgette wyci膮gn臋艂a r臋k臋, pr贸buj膮c chwyci膰 brata, lecz uchyli艂 si臋 nadspodziewanie zr臋cznie.
鈥 Parry!
Georgette rzuci艂a si臋 za nim, ale nim zd膮偶y艂a go dogoni膰, natar艂 na Jolie. Z艂apa艂j膮 za r臋ce, obr贸ci艂 i wykr臋ci艂 ramiona za plecy. Jedn膮 r臋k膮 przytrzyma艂 jej r臋ce, a drug膮 z艂apa艂 j膮 za gard艂o.
鈥 Naprawd臋 my艣la艂a艣, 偶e ujdzie ci to p艂azem, Lisette?
鈥 Parry, nie!... 鈥 krzykn臋艂a Georgette.
鈥 Wracaj do swojego pokoju, Georgie 鈥 powiedzia艂. 鈥 Zajm臋 si臋 tym. Zawsze dba艂em o nasze sprawy, czy偶 nie? Przecie偶 upozorowa艂em samob贸jstwo, gdy udusi艂a艣 Julesa Trouissanta. I zaj膮艂em si臋 Philipem.
Georgette j臋kn臋艂a.
鈥 Dobry Bo偶e, nie. Tylko nie Philipem.
鈥 Oczywi艣cie, 偶e Philipem te偶. Zawi贸d艂 nas. Byli艣my na jego 艂asce, a on nie potrafi艂 o nas zadba膰. Sprzeniewierzy艂 te wszystkie pieni膮dze i poci膮gn膮艂by nas na dno, gdyby poszed艂 siedzie膰. Po prostu pomog艂em mu wyj艣膰 z tego z honorem.
Umys艂 Jolie pracowa艂 na najwy偶szych obrotach, usi艂uj膮c przetworzy膰 nat艂ok nowych informacji.
鈥 Zabi艂e艣 Philipa Devereaux? 鈥 zdo艂a艂a wykrztusi膰. 鈥 My艣la艂am, 偶e pope艂ni艂 samob贸jstwo.
Parry 艣cisn膮艂 jej gard艂o jeszcze mocniej. Z trudem chwytaj膮c powietrze, zacz臋艂a si臋 szarpa膰.
鈥 Pu艣膰 Jolie 鈥 powiedzia艂a Georgette. 鈥 Robisz jej krzywd臋.
鈥 Dlaczego chcesz jej pom贸c? 鈥 zapyta艂. 鈥 Dlaczego chcia艂a艣 jej powiedzie膰, 偶e to ja zabi艂em Audrey i Lemara? Zawsze trzymali艣my si臋 razem. Nigdy si臋 nie zdradzili艣my. Milcza艂a艣, kiedy powiesi艂em Julesa na 偶yrandolu, 偶eby 艣mier膰 wygl膮da艂a na samob贸jstwo. Gdy zastrzeli艂em Philipa, te偶 nikomu nie powiedzia艂a艣.
鈥 Dlaczego... dlaczego ich zabi艂e艣? 鈥 wychrypia艂a Jolie.
鈥 Kogo? 鈥 spyta艂 Parry, ci膮gn膮c j膮 w g艂膮b balkonu.
鈥 Moj膮 matk臋, ciotk臋 Lisette i Lemara.
Georgette podbieg艂a do balkonowych drzwi.
鈥 Parry, wracaj do 艣rodka, prosz臋 ci臋.
鈥 Za chwil臋, Georgie. Tylko pozb臋d臋 si臋 Lisette.
鈥 Lisette nie 偶yje 鈥 przypomnia艂a mu. 鈥 To jest Jolie, a nie Lisette.
鈥 Te偶 tak my艣la艂em... z pocz膮tku. 鈥 Parry przycisn膮艂 Jolie do barierki. 鈥 Ale to jest Lisette. Wr贸ci艂a, 偶eby mnie prze艣ladowa膰. Chce mnie ukara膰 za to, co zrobi艂em. Ale mog臋 j膮 zabi膰 jeszcze raz. I tym razem ju偶 nie wr贸ci.
鈥 Prosz臋, Parry, nie r贸b tego... nie... 鈥 Po policzkach Georgette pociek艂y 艂zy. 鈥 Nie r贸b jej krzywdy, prosz臋.
鈥 S艂odka Georgie. Zawsze taka serdeczna. Zabi艂em Audrey dla ciebie, wiesz? By艂a na dworze i rozmawia艂a z Lemarem, kiedy zastrzeli艂em Lisette. Nie us艂yszeli strza艂u, bo w pokoju Lisette g艂o艣no gra艂o radio. S艂ysza艂em ich g艂osy, schodz膮c na d贸艂. Zobaczy艂em, jak Lemar idzie za dom do ogrodu, i pomy艣la艂em sobie: 鈥濩zemu nie pozby膰 si臋 Audrey dla mojej kochanej Georgie?鈥 Podkrad艂em si臋 do niej od ty艂u, zakry艂em jej r臋k膮 usta i strzeli艂em w g艂ow臋. Wtedy wr贸ci艂 Lemar, pyta艂, co to za ha艂as. Wpad艂em na genialny pomys艂. Zmusi艂em go, 偶eby zani贸s艂 Audrey do kuchni, a przy okazji zakrwawi艂 sobie ubranie. Potem kaza艂em mu p贸j艣膰 na g贸r臋. Jak zobaczy艂 Lisette, zupe艂nie si臋 rozklei艂. Kiedy ukl膮k艂 przy jej ciele, zdzieli艂em go kolb膮 w g艂ow臋, w艂o偶y艂em mu w r臋k臋 pistolet i... voila, samob贸jstwo!
O, Bo偶e ratuj mnie! Parry Clifton jest szalony. Jest morderc膮 i psychopat膮. Parry podni贸s艂 Jolie i opar艂 o barierk臋. Zacz臋艂a go kopa膰, ale nie zwa偶a艂 na b贸l. Wypchnie mnie, zda艂a sobie spraw臋. Zabije mnie!
鈥 Kim by艂 Jules Trouissant? 鈥 zapyta艂a, staraj膮c si臋 zyska膰 na czasie.
鈥 Jules by艂 ojcem Maksa 鈥 odpar艂.
鈥 Nie, nie 鈥 zanios艂a si臋 p艂aczem Georgette. 鈥 To ty uwa偶asz, 偶e by艂 ojcem Maksa, ale nie wiemy tego na pewno. M贸wi艂am ci, 偶e to m贸g艂 by膰 kt贸rykolwiek spo艣r贸d dziesi膮tek innych m臋偶czyzn.
鈥 Twojego syna sp艂odzi艂 Jules. Nasz demoniczny alfons. Nasz dr臋czyciel. Cz艂owiek, kt贸ry sprzedawa艂 nasze cia艂a. Zas艂u偶y艂 na 艣mier膰. Mia艂a艣 prawo go zabi膰.
鈥 Powiedzia艂e艣 mi, 偶e go zabi艂am, ale nie przypominam sobie tego. 鈥 Georgette pad艂a na kolana. 鈥 Parry, jeste艣 moim bratem i kocham ci臋. Zawsze ci臋 kocha艂am. Wiem, 偶e wszystko, co zrobi艂e艣, zrobi艂e艣 dla mnie! Prosz臋, zr贸b dla mnie jeszcze jedno. Pu艣膰 Jolie.
鈥 Nie mog臋.
Do pokoju wpadli Max i Nowell.
鈥 Wujku Parry, co ty wyprawiasz? 鈥 Max podszed艂 do matki i podni贸s艂 j膮 z kl臋czek. 鈥 Co on, do cholery, robi? 鈥 zapyta艂 j膮 cicho.
鈥 Max! 鈥 krzykn臋艂a Jolie.
鈥 My艣li, 偶e Jolie to Lisette 鈥 szepn臋艂a Georgette. 鈥 To on zabi艂 Lisette, a teraz wydaje mu si臋, 偶e wr贸ci艂a, 偶eby go dr臋czy膰. Max, on jest pijany i...
鈥 Szalony. 鈥 Max pu艣ci艂 matk臋 i ruszy艂 na balkon. Parry podni贸s艂 Jolie wy偶ej; jej stopy zadynda艂y nad por臋cz膮.
鈥 To nie Lisette! 鈥 krzykn膮艂 Max. 鈥 To Jolie Royale. C贸rka Louisa. Nie r贸b jej krzywdy.
鈥 Lisette. Jolie. Co za r贸偶nica? Jest kobiet膮, a z kobietami s膮 same problemy. Kocha艂em Lisette i my艣la艂em, 偶e ona te偶 mnie kocha. Nie przeszkadza艂o mi, 偶e sypia艂a z innymi. Sam nie by艂em 艣wi臋ty. Ale kiedy us艂ysza艂em, jak m贸wi temu zasmarkanemu ch艂opakowi Wellsa, 偶e dziecko, kt贸rego si臋 spodziewa, jest jego, ale wm贸wi mi ojcostwo, zrozumia艂em, 偶e mnie nie kocha艂a. Zamierza艂a mnie ok艂ama膰. Chcia艂a mi wcisn膮膰 swojego b臋karta. Twojej matce uda艂o si臋 oszuka膰 Philipa Devereaux, ale mnie 偶adna kobieta nie wystrychnie na dudka.
鈥 Nie wszystkie kobiety s膮 takie same 鈥 powiedzia艂 Max. 鈥 Jolie wcale nie jest podobna do Lisette.
鈥 Felicia by艂a. Lubi艂a ostry seks 鈥 zauwa偶y艂 Parry. 鈥 Wiedzia艂e艣 o tym? Uwielbia艂a eksperymentowa膰, tak samo jak ja. Pasowa艂a do mnie nawet lepiej od Lisette. Nie kocha艂em Felicii, wi臋c nie mog艂a mnie zrani膰, nie mog艂a mnie zawie艣膰. Ale zbyt uwa偶nie s艂ucha艂a moich pijackich wynurze艅, zbyt dobrze zapami臋ta艂a rzeczy, o kt贸rych powinna zapomnie膰.
鈥 Co takiego us艂ysza艂a? 鈥 zapyta艂 Max. 鈥 Opowiedzia艂e艣 jej o tym, jak zamordowa艂e艣 Lisette?
鈥 Szanta偶owa艂a mnie, g艂upia suka. Nie mia艂em w膮tpliwo艣ci, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej zniszczy mnie i Georgie.
鈥 Zabi艂e艣 Felici臋? 鈥 Jolie wiedzia艂a, 偶e umrze. Parry Clifton zamordowa艂 sze艣膰 os贸b, jedna wi臋cej nie zrobi mu r贸偶nicy.
鈥 Nie zostawi艂a mi wyboru. 鈥 Parry spojrza艂 na Maksa. 鈥 Kurde, ch艂opie, bez niej jest ci o wiele lepiej. Powiniene艣 mi podzi臋kowa膰, 偶e ci臋 od niej uwolni艂em.
鈥 Cholera jasna! 鈥 zakl膮艂 Max. 鈥 To ju偶 przesz艂o艣膰. Niczego nie mo偶na ju偶 zmieni膰. Ale tym razem masz szans臋, 偶eby post膮pi膰, jak nale偶y. Kobieta, kt贸r膮 trzymasz, to nie Lisette. A to, kim jest, ma znaczenie. S艂yszysz mnie, wujku Parry?
鈥 Co ci臋 to obchodzi? Ona nic dla ciebie nie znaczy.
鈥 To nieprawda 鈥 powiedzia艂 Max. 鈥 Kocham Jolie.
鈥 Wi臋c jeste艣 takim samym durniem jak ja. Ona nie jest tak naprawd臋 Jolie albo Lisette 鈥 jest nimi obiema naraz. To wied藕ma, kt贸ra uwodzi facet贸w tylko po to, 偶eby ich zniszczy膰.
鈥 Je艣li zrobisz krzywd臋 Jolie, skrzywdzisz r贸wnie偶 mnie. Je艣li ona umrze, to ja te偶.
Jolie poczu艂a, jak uchwyt Parry'ego zaczyna si臋 rozlu藕nia膰. O, Bo偶e, upu艣ci mnie!
鈥 Parry, je艣li mnie kochasz, nie r贸b jej krzywdy 鈥 j臋kn臋艂a b艂agalnie Georgette. 鈥 Zr贸b dla mnie jeszcze to jedno... prosz臋.
Parry wpatrywa艂 si臋 w siostr臋 przez chwil臋, kt贸ra zawieszonej mi臋dzy 偶yciem a 艣mierci膮 Jolie zdawa艂a si臋 ca艂膮 wieczno艣ci膮.
鈥 Naprawd臋 ci臋 kocham, Georgie.
鈥 A ja ciebie, Parry.
鈥 Wiem. Jeste艣 jedyn膮 osob膮 na 艣wiecie, kt贸ra naprawd臋 mnie kocha艂a.
Jolie u艣wiadomi艂a sobie nagle, 偶e Parry opuszcza j膮 z powrotem na balkon. Wstrzyma艂a oddech, modl膮c si臋, 偶eby us艂ucha艂 Georgette. Uwolni艂 j膮 z u艣cisku, lecz nim zd膮偶y艂a zrobi膰 cho膰by krok, wychyli艂 si臋 przez barierk臋 i spojrza艂 w d贸艂.
鈥 Zaopiekuj si臋 ni膮, Max. Obiecaj, 偶e zawsze b臋dziesz si臋 opiekowa艂 nasz膮 ma艂膮 Georgie. 鈥 Parry chwyci艂 si臋 por臋czy i prze艂o偶y艂 nog臋 na drug膮 stron臋. W instynktownym odruchu Jolie wyci膮gn臋艂a ku niemu r臋k臋. Georgette krzykn臋艂a. Max wybieg艂 na balkon, ale zanim zdo艂a艂 dopa艣膰 wuja, ten skoczy艂. Max odwr贸ci艂 si臋, wzi膮艂 Jolie w ramiona i mocno przytuli艂. Dr偶膮c na ca艂ym ciele, wtuli艂a twarz w jego pier艣.
Rozdzia艂 30
Jolie zamkn臋艂a walizk臋. Musia艂a zd膮偶y膰 na popo艂udniowy samolot do Atlanty. Zosta艂a na pogrzeb Parry'ego, skromn膮 uroczysto艣膰 przeznaczon膮 tylko dla cz艂onk贸w rodziny. My艣la艂a, 偶e Max poprosi, 偶eby nie wyje偶d偶a艂a z Belle Rose. Nie zrobi艂 tego. Po dramatycznych zdarzeniach sprzed pi臋ciu dni jak zwykle przej膮艂 dowodzenie, za艂atwiaj膮c wszystkie sprawy i dbaj膮c o potrzeby ca艂ej rodziny z wyj膮tkiem w艂asnych. Prawie nie rozmawiali, zwraca艂 si臋 do niej tylko wtedy, gdy by艂o to absolutnie konieczne. Nie pojmowa艂a, dlaczego traktuje j膮, jakby by艂a kim艣 obcym. Czy偶 nie wyzna艂 jej mi艂o艣ci? Czy nie powiedzia艂 wujkowi, 偶e gdyby umar艂a, on te偶 by umar艂? Czy偶by by艂o to k艂amstwo maj膮ce przekona膰 Parry'ego, 偶eby jej nie zabija艂?
Jolie postawi艂a walizk臋 na pod艂odze. Nadszed艂 czas, 偶eby si臋 po偶egna膰. Wr贸ci艂a do Belle Rose zaledwie przed miesi膮cem. Dziwne, jak bardzo zmieni艂o si臋 jej 偶ycie w tak kr贸tkim czasie. Przyjecha艂a do domu szuka膰 zemsty, a zamiast niej znalaz艂a prawd臋... i mi艂o艣膰.
Kiedy id膮c w stron臋 schod贸w, mija艂a pok贸j Mallory, us艂ysza艂a dziwne ha艂asy. Jakby kto艣 rzuca艂 przedmiotami o 艣cian臋. Mallory? Kt贸偶by inny? Od 艣mierci Parry'ego by艂a bardzo przygaszona. Max, zaj臋ty uspokajaniem Georgette i nak艂anianiem jej, by porzuci艂a pomys艂 przyznania si臋 do zamordowania Julesa Trouissanta, nie zauwa偶y艂, jak bardzo zagubiona i samotna jest jego siostra. Jolie zajrza艂a do pokoju. Porcelanowa figurka 艣wisn臋艂a jej nad g艂ow膮 i roztrzaska艂a si臋 o 艣cian臋 w korytarzu.
Mallory rozdziawi艂a usta.
鈥 Cholera! Nie widzia艂am ci臋. Nie rzuca艂am w ciebie, serio.
鈥 Nic ci nie jest?
鈥 A co ci臋 to obchodzi? Kogo to w og贸le obchodzi?
Jolie podesz艂a do 艂贸偶ka, na kt贸rym siedzia艂a Mallory. Dziewczyna trzyma艂a w r臋ce cienki kawa艂ek plastiku. Jolie usiad艂a obok i wyj臋艂a jej z d艂oni pr贸b臋 ci膮偶ow膮. Spojrza艂a na kolor odczynnika. Niebieski.
Mallory wzruszy艂a ramionami.
鈥 Tak, jestem w ci膮偶y. W艂a艣nie tego rodzinie teraz trzeba. Max wpadnie w sza艂, jak si臋 dowie, a matka pewnie dostanie zawa艂u.
鈥 A co z ojcem dziecka?
鈥 Ju偶 go nie ma. Wyjecha艂 do Teksasu i nawet nie obejrza艂 si臋 za siebie. Powiedzia艂, 偶e to dobrze, 偶e si臋 rozstajemy, zanim zd膮偶yli艣my si臋 sob膮 znudzi膰.
鈥 Rozumiem.
鈥 Bo偶e, co ja teraz zrobi臋? Ok艂ama艂am go, 偶e bior臋 pigu艂ki. Ale musia艂am zaj艣膰 w ci膮偶臋 za drugim razem, kiedy robili艣my to bez prezerwatywy. 鈥 Zakry艂a twarz d艂o艅mi i j臋kn臋艂a. 鈥 Jestem tak膮 idiotk膮. My艣la艂am, 偶e je艣li zajd臋 w ci膮偶臋, on... chcia艂am...
Wybuch艂a p艂aczem. Kiedy Jolie j膮 obj臋艂a, wtuli艂a g艂ow臋 w jej pier艣.
鈥 Co zamierzasz zrobi膰? 鈥 spyta艂a Jolie. 鈥 Mog臋 ci pom贸c bez wzgl臋du na to, co postanowisz. Je艣li zdecydujesz si臋 na aborcj臋, za艂atwi臋 wszystko i zaprowadz臋 ci臋 do kliniki. Je艣li b臋dziesz chcia艂a urodzi膰, mo偶esz przyjecha膰 do Atlanty i zamieszka膰 ze mn膮. Dzi臋ki temu mia艂yby艣my szans臋, 偶eby si臋 bli偶ej pozna膰.
Mallory unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a na siostr臋.
鈥 Mog臋 polecie膰 z tob膮 do Atlanty?
Jolie pokiwa艂a g艂ow膮.
鈥 Nawet dzisiaj, je艣li chcesz.
鈥 Matka i Max nie dowiedzieliby si臋, 偶e jestem w ci膮偶y?
鈥 Na razie. Ale je偶eli postanowisz zatrzyma膰 dziecko, b臋dziesz musia艂a nied艂ugo im o tym powiedzie膰.
Rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi. Jolie i Mallory podskoczy艂y i odwr贸ci艂y jednocze艣nie g艂owy.
鈥 Przepraszam, 偶e przeszkadzam 鈥 powiedzia艂a Yvonne 鈥 ale wszyscy czekaj膮 na was w jadalni.
*
Max sta艂 u st贸p schod贸w. Serce Jolie zabi艂o mocniej, ale jej nadzieje leg艂y w gruzach, gdy zobaczy艂a jego marsow膮 min臋.
鈥 Id藕 do jadalni 鈥 poleci艂 Mallory. 鈥 Ja porozmawiam chwil臋 z Jolie.
鈥 Ale potem musz臋 wam powiedzie膰, co ustali艂am z Jolie 鈥 odpar艂a.
鈥 Dobrze. Porozmawiamy o tym p贸藕niej.
Poprowadzi艂 Jolie do gabinetu, ale nie zamkn膮艂 za nimi drzwi. Gdy spojrza艂a mu w oczy, odwr贸ci艂 wzrok.
鈥 Chcia艂em ci powiedzie膰, 偶e Hugh Pearce, m贸j prywatny detektyw, sprawdzi艂, co si臋 sta艂o z Jonathanem Lenzem. Dzisiaj rano przys艂a艂 mi raport. I przefaksowa艂 kilka zdj臋膰.
鈥 I?
鈥 Jonathan Lenz nie zgin膮艂 w Wietnamie. Przez pi臋膰 lat figurowa艂 w spisie wojskowym jako zaginiony w akcji. Sp臋dzi艂 je w wietnamskim obozie jenieckim. Kiedy wr贸ci艂 do Stan贸w, wpad艂 w narkomani臋 i wszelki s艂uch o nim zagin膮艂. Ale pojawi艂 si臋 znowu p贸艂tora roku temu. 鈥 Max wzi膮艂 z biurka zdj臋cia i poda艂 je Jolie.
鈥 Niech zgadn臋 鈥 powiedzia艂a. 鈥 To fotografie Nowella Landersa vel Jonathana Lenza.
鈥 Od pocz膮tku to podejrzewa艂a艣, prawda?
Skin臋艂a g艂ow膮.
鈥 M贸wi艂e艣 jej ju偶?
鈥 Pomy艣la艂em, 偶e ty zechcesz to zrobi膰.
鈥 Ona ju偶 wie. 鈥 Przy艂o偶y艂a r臋k臋 do serca. 鈥 W g艂臋bi duszy ciocia Clarice wie, 偶e to Jonathan.
*
Po obiedzie, przy kt贸rym zn贸w zabrak艂o Georgette, Jolie powiedzia艂a Mallory, 偶eby posz艂a si臋 spakowa膰, a potem porozmawiaj膮 z Maksem o jej wyje藕dzie.
鈥 B臋dzie si臋 dopytywa艂, dlaczego z tob膮 lec臋 鈥 powiedzia艂a Mallory. 鈥 Wie, 偶e nie jeste艣... 偶e nie darzy艂am ci臋 szczeg贸ln膮 sympati膮.
鈥 Powiemy mu cz臋艣膰 prawdy 鈥 zaproponowa艂a Jolie. 鈥 Wyt艂umaczymy, 偶e chcemy si臋 lepiej pozna膰, a ty musisz si臋 na jaki艣 czas wyrwa膰 z Belle Rose.
鈥 Nie mam nic przeciwko temu, 偶eby lepiej ci臋 pozna膰. Mo偶e nie jeste艣 taka z艂a, jak my艣la艂am.
Jolie u艣miechn臋艂a si臋.
鈥 Podejrzewam, 偶e przekonamy si臋, jak wiele nas 艂膮czy.
Mallory wykona艂a radosny piruet i wbieg艂a po schodach na pi臋tro, a Jolie posz艂a szuka膰 cioci Clarice. Odnalaz艂a j膮 w towarzystwie Nowella w altance. Jolie pomacha艂a im, a Clarice zaprosi艂a j膮, 偶eby do nich do艂膮czy艂a.
鈥 Wyje偶d偶am dzi艣 po po艂udniu 鈥 oznajmi艂a Jolie. 鈥 Ale mam nadziej臋, 偶e b臋dziecie odwiedza膰 mnie w Atlancie. I to cz臋sto.
鈥 Dzi臋kujemy, na pewno skorzystamy 鈥 odpar艂a Clarice. 鈥 Mo偶e podczas naszego miodowego miesi膮ca. Postanowili艣my nie czeka膰 ze 艣lubem. Nie b臋dziemy mieli wesela. To by by艂o nie na miejscu. Tylko skromna ceremonia dla bliskiej rodziny tu, w Belle Rose. Chcia艂abym, 偶eby艣 zosta艂a.
鈥 Och, ciociu... przylec臋 na 艣lub.
鈥 Trzydzie艣ci sze艣膰 lat czeka艂am na to, 偶eby zosta膰 pani膮 Lenz 鈥 powiedzia艂a Clarice. 鈥 By艂abym g艂upia, gdybym czeka艂a jeszcze d艂u偶ej.
Jolie popatrzy艂a na Nowella Landersa.
鈥 My艣l臋, 偶e powiniene艣 wiedzie膰, 偶e prywatny detektyw Maksa przeprowadzi艂 ma艂e 艣ledztwo na temat Jonathana Lenza.
鈥 I okaza艂o si臋, 偶e Jonathan nie zgin膮艂 w Wietnamie 鈥 odezwa艂a si臋 Clarice. 鈥 Matka Jonathana nie powiedzia艂a prawdy, tylko to 偶e zagin膮艂 w akcji. Ale w g艂臋bi serca nigdy nie wierzy艂am w jego 艣mier膰.
鈥 Powiedzia艂e艣 jej? 鈥 Jolie zwr贸ci艂 si臋 Nowella. 鈥 Wiedzia艂a o tym od pocz膮tku?
鈥 Nie, nie od razu 鈥 odpar艂. 鈥 Ale domy艣li艂a si臋 prawdy i w ko艅cu opowiedzia艂em jej wszystko nazajutrz po tym, jak zastrzeli艂em Roscoe'a Wellsa. Kiedy wr贸ci艂em z Wietnamu, by艂em zupe艂nie rozbity. Zacz膮艂em bra膰 narkotyki, pi膰 na um贸r, siedzia艂em w wi臋zieniu. Cieszy艂em si臋, 偶e matka powiedzia艂a Clarice, 偶e zgin膮艂em. Zmarnowa艂em wiele lat. Ale p贸艂tora roku temu przeszed艂em odwyk. I obieca艂em sobie, 偶e je艣li przez rok wytrwam w trze藕wo艣ci, odwiedz臋 Clarice. My艣la艂em, 偶e ju偶 dawno wysz艂a za m膮偶. Kiedy si臋 dowiedzia艂em, 偶e nie jest z nikim zwi膮zana, stch贸rzy艂em: wymy艣li艂em sobie fa艂szywe nazwisko i zacz膮艂em udawa膰, 偶e przyja藕ni艂em si臋 z Jonathanem.
鈥 Jak mog艂am po艣lubi膰 kogo艣 innego, skoro nigdy nie przesta艂am ci臋 kocha膰? 鈥 Clarice spojrza艂a na niego z uwielbieniem.
Jolie u艣ciska艂a ciotk臋 i Nowella 鈥 Jonathana 鈥 a potem ruszy艂a do domu, 偶eby zobaczy膰, czy Mallory jest ju偶 gotowa do wyjazdu. Kiedy sz艂a korytarzem, Georgette wychyli艂a si臋 ze swojego pokoju.
鈥 Wejdziesz i porozmawiasz ze mn膮? 鈥 poprosi艂a. Jolie zawaha艂a si臋. O co mog艂o chodzi膰?
鈥 Dobrze, ale tylko na chwil臋. Musz臋 zd膮偶y膰 na samolot, a mam do za艂atwienia jeszcze par臋 spraw.
鈥 To nie potrwa d艂ugo.
Jolie wesz艂a za Georgette do pokoju, zostawiaj膮c otwarte drzwi.
鈥 Wiesz, zastanawia艂am si臋 kiedy艣, czy spali艣cie z tat膮 w pokoju mojej matki... w jej 艂贸偶ku.
鈥 Nigdy nie mogliby艣my si臋 na co艣 takiego zdoby膰. Zanim wzi臋li艣my 艣lub, Louis kaza艂 ca艂kowicie zmieni膰 wystr贸j tego pokoju. Sypialnia, kt贸r膮 dzieli艂 z twoj膮 matk膮, od lat s艂u偶y jako pok贸j go艣cinny.
鈥 Nie potrafi艂am poj膮膰, jak wy... Nie mia艂am poj臋cia, 偶e dwoje ludzi mo偶e si臋 kocha膰 tak mocno, 偶e nie liczy si臋 dla nich nic poza byciem razem.
鈥 Ale teraz rozumiesz, prawda? 鈥 Georgette z艂apa艂a Jolie za r臋k臋. Spojrza艂y sobie g艂臋boko w oczy. 鈥 Kochasz Maksa tak samo jak ja Louisa.
Jolie wyszarpn臋艂a d艂o艅.
鈥 Nie zostawiaj go, Jolie. Je艣li to zrobisz, umrze. Och, oczywi艣cie nie fizycznie, ale emocjonalnie.
鈥 Max nie chce mnie. Nie kocha mnie. On...
Georgette po艂o偶y艂a r臋ce na jej ramionach.
鈥 My艣li, 偶e nie jest ciebie godny. 呕e nie mo偶esz go pragn膮膰 po tym, jak dowiedzia艂a艣 si臋, 偶e jego wuj zamordowa艂 twoj膮 matk臋 i ciotk臋.
鈥 Ale to nie wina Maksa...
Georgette potrz膮sn臋艂a ni膮 lekko.
鈥 Musisz mu powiedzie膰, 偶e go kochasz. 呕e to, 偶e pozna艂a艣 prawd臋 o szale艅stwie Parry'ego i jego zbrodniach, i o mnie 鈥 o tym, 偶e zabi艂am Julesa Trouissanta 鈥 nie zmieni艂o twoich uczu膰 do niego.
鈥 Czy w艂a艣nie dlatego tak dziwnie si臋 do mnie odnosi? Dlatego przesta艂 na mnie patrze膰? Uwa偶a, 偶e nie mog臋 go kocha膰 z powodu przesz艂o艣ci?
鈥 Tak. Prosz臋, id藕 do niego. Nie wyje偶d偶aj z Belle Rose. M贸j syn ci臋 kocha... i potrzebuje.
艁zy stan臋艂y Jolie w oczach.
鈥 Dzi臋kuj臋, 偶e mi to powiedzia艂a艣. Id臋... id臋 poszuka膰 Maksa. A ty powinna艣 porozmawia膰 z Mallory. W tej chwili bardzo potrzebuje matczynej pomocy.
Jolie wybieg艂a z pokoju Georgette, zbieg艂a na d贸艂 i wpad艂a do gabinetu. By艂 pusty. Zacz臋艂a przeszukiwa膰 inne pokoje na parterze. W bibliotece natkn臋艂a si臋 na Therona.
鈥 Widzia艂e艣 Maksa?
鈥 W艂a艣nie wyszed艂. 鈥 Theron skin膮艂 g艂ow膮 w stron臋 drzwi. 鈥 Powiedzia艂, 偶e musi pojecha膰 do biura i popracowa膰.
鈥 Musz臋 go zatrzyma膰.
Wybieg艂a na korytarz i wypad艂a na ganek. Max siedzia艂 w porsche. Po chwili us艂ysza艂a warkot silnika.
鈥 Max! 鈥 krzykn臋艂a. 鈥 Max! Poczekaj!
My艣la艂a, 偶e jej nie us艂ysza艂, wi臋c pop臋dzi艂a na podjazd. Max zgasi艂 silnik i wysiad艂 z samochodu.
鈥 Co si臋 sta艂o? 鈥 spyta艂, podchodz膮c do niej. Jolie rzuci艂a mu si臋 na szyj臋. Zesztywnia艂.
鈥 Kocham ci臋, Maksie Devereaux. Kocham ci臋 ponad 偶ycie. I je艣li cho膰 przez chwil臋 my艣la艂e艣, 偶e pozwol臋 ci odej艣膰 鈥 teraz albo kiedykolwiek 鈥 to postrada艂e艣 rozum.
鈥 Jolie, nie r贸b tego. 鈥 Sta艂 nieruchomy niczym pos膮g. Poca艂owa艂a go. Nie zareagowa艂. Poca艂owa艂a go po raz drugi. Chwyci艂 j膮 za ramiona i odepchn膮艂.
鈥 Powiedz, 偶e mnie nie kochasz 鈥 o艣wiadczy艂a. 鈥 Powiedz, 偶e nie pragniesz mnie tak bardzo, 偶e to a偶 boli. Powiedz, 偶e to, co mi臋dzy nami by艂o, co wci膮偶 jest, nie jest wa偶niejsze od wszystkiego innego na 艣wiecie.
鈥 Wiesz, 偶e nie mog臋 powiedzie膰, 偶e ci臋 nie kocham. Ale mi艂o艣膰 to za ma艂o. 呕adna mi艂o艣膰 艣wiata nie zmieni tego, kim jestem.
鈥 A kim jeste艣?
鈥 Synem nowoorlea艅skiej dziwki, kt贸ra nawet nie wie, kto mnie sp艂odzi艂, i mo偶e o艣lizg艂ego alfonsa, kt贸ry m贸g艂 by膰 moim ojcem. Jestem siostrze艅cem cz艂owieka, kt贸ry zamordowa艂 sze艣ciu ludzi, 艂膮cznie z moj膮 偶on膮 i twoj膮 matk膮. B贸g jeden wie, jaka krew kr膮偶y w moich 偶y艂ach. Jak mog艂aby艣 na mnie patrze膰 albo trzyma膰 mnie w ramionach i jednocze艣nie nie zastanawia膰 si臋 nad tym wszystkim?
鈥 Jeste艣 dobrym cz艂owiekiem, Max. Nie obchodzi mnie, kim by艂 tw贸j ojciec, nie obchodzi mnie, 偶e Georgette by艂a kiedy艣 prostytutk膮 i by膰 mo偶e zabi艂a jakiego艣 艂ajdaka. A Parry... jeste艣 od niego zupe艂nie inny. Jeste艣 silny i odwa偶ny, i opieku艅czy, taki, jaki powinien by膰 m臋偶czyzna. Jeste艣 wszystkim, czego pragn臋.
鈥 Czyli chcesz zosta膰 w Sumarville, wyjdziesz za mnie i...
鈥 Tak, tak, tak. Zostan臋. B臋d臋 gdziekolwiek, byle z tob膮. I wyjd臋 za ciebie cho膰by dzi艣, je艣li tylko tak mog臋 ci臋 przekona膰. I chc臋 mie膰 z tob膮 dzieci. Nasze dzieci.
Obj膮艂 Jolie i przytuli艂 tak mocno, 偶e ledwo mog艂a oddycha膰. Potem pu艣ci艂 j膮 i odsun膮艂 od siebie.
鈥 To twoja ostatnia szansa, 偶eby zmieni膰 zdanie 鈥 rzek艂. 鈥 Je艣li zostaniesz, ju偶 nigdy ci臋 nie puszcz臋.
鈥 Zostaj臋 鈥 odpar艂a. 鈥 Zostaj臋 z tob膮 do ko艅ca 偶ycia.
Uj膮艂 w d艂onie jej twarz, pochyli艂 g艂ow臋 i poca艂owa艂 j膮 nami臋tnie. A Jolie wiedzia艂a, 偶e nareszcie jest w domu.
Epilog
Dzie艅, w kt贸rym Mallory zacz臋艂a rodzi膰, zapisa艂 si臋 w pami臋ci rodziny z艂otymi zg艂oskami. Dok艂adnie o dwunastej w po艂udnie Mallory poczu艂a pierwszy skurcz. Dwadzie艣cia po pierwszej ginekolog poinformowa艂 Jolie, 偶e jest w ci膮偶y. O drugiej Theron o艣wiadczy艂 si臋 Amy. A o trzeciej do drzwi rezydencji Belle Rose zapuka艂 R.J. Sutton.
O wp贸艂 do sz贸stej ca艂a rodzina Desmond贸w-Royale'贸w-Devereaux zgromadzi艂a si臋 w poczekalni oddzia艂u po艂o偶niczego Okr臋gowego Szpitala Og贸lnego w Sumarville. Max i Jolie. Georgette, Yvonne, Clarice i Jonathan. Theron i Amy. O 贸smej R.J. Sutton przeci膮艂 p臋powin臋 swojej c贸reczki i przysi膮g艂 jej matce, 偶e zaopiekuje si臋 nimi, jak nale偶y.
O dziesi膮tej czterdzie艣ci pi臋膰 Jolie le偶a艂a w obj臋ciach Maksa, czuj膮c rozlewaj膮c膮 si臋 po ca艂ym ciele fal臋 mi艂osnego spe艂nienia. Opar艂a si臋 na 艂okciu, unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a na ukochanego m臋偶a.
鈥 Ciocia Clarice bardzo si臋 cieszy, 偶e w Belle Rose znowu b臋dzie dziecko 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Za siedem miesi臋cy chyba zwariuje z rado艣ci, bo w Belle Rose b臋dzie ju偶 dwoje dzieci.
鈥 Dwoje? 鈥 Max spojrza艂 na ni膮 badawczo.
鈥 Skoro Mallory ma dziewczynk臋, to ja chcia艂abym ch艂opca. Co ty na to, Max? Chcia艂by艣, 偶eby naszym pierwszym dzieckiem by艂 ch艂opiec?
鈥 Nasze dziecko? Pani Devereaux, czy w ten subtelny spos贸b pr贸buje mi pani powiedzie膰, 偶e jest w ci膮偶y? 呕e b臋dziemy rodzicami.
鈥 Tak, panie Devereaux. Jestem w ci膮偶y. I b臋dziemy rodzicami.