Cud nad Amazonką

Cud nad Amazonką - stan brazylijskiej gospodarki
Monika Rębała

Jak to się stało, że biedna Brazylia, która miała tylko piłkarzy, plaże i bezkres amazońskiej dżungli, w ciągu jednej dekady wyrosła na potężnego globalnego gracza?

To, że Brazylia gra dzisiaj pierwsze skrzypce w całej Ameryce Łacińskiej, jest jasne jak słońce nad Copacabaną. Nic dziwnego, że brazylijskiego prezydenta Luiza Inácia Lulę da Silvę poklepuje po plecach prezydent Barack Obama, komplementami obsypują chiński przywódca Hu Jintao i rosyjski premier Władimir Putin. Jego przyjaciółmi tytułują się Hugo Chavez i bracia Castro. Pochlebstw Brazylii

nieszczędzi też zagraniczna prasa.

Opiniotwórczy amerykański dziennik ekonomiczny „The Wall Street Journal” napisał niedawno, że dziś trzeba patrzeć w stronę Brazylii, a nie w kierunku Chin. To właśnie ona jest nieformalnym liderem i siłą napędową nowego triumwiratu – Brazylia, Indie, Republika Południowej Afryki – który powstał w 2003 roku i ma ambicję skutecznie przeciwstawiać się hegemonii Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej na międzynarodowych salonach.

Nikt też nie śmieje się już z żartu powtarzanego nad Amazonką od lat, że Brazylia to kraj przyszłości i zawsze takim pozostanie. O sięgającej 2500 proc. inflacji w 1993 roku i rosnącym zadłużeniu kraju wspomina się jedynie w podręcznikach do historii. Dziś inflacja wynosi niecałe 6 proc. Nie dość, że w grudniu 2005 roku Brazylia spłaciła dług Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu (MFW), to dziś sama stała się wierzycielem.

Brazylii niestraszny nawet kryzys gospodarczy. Według ostatniego raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) latynoski gigant może być jedynym dużym krajem na świecie, który uniknie w tym roku recesji; rząd prognozuje, że wzrost gospodarczy wyniesie 4 proc. I pomyśleć, że jeszcze 15 lat temu Brazylia rozwijała się w tempie wolniejszym niż Haiti. Zagraniczne firmy pchają się do Brazylii drzwiami i oknami.

W zeszłym roku zainwestowały tam ponad 37 mld dol., czyli blisko dwa razy więcej niż w 2006 roku (19 mld dol.). Nic więc dziwnego, że kiedy na dodatek w Brazylii odkryto w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy dwa ogromne złoża ropy, Lula obwieścił światu, że Bóg z pewnością jest Brazylijczykiem. Najpierw w grudniu 2007 r. znaleziono podmorskie pola Tupi, szacowane na co najmniej 8-9 mld baryłek. Pół roku później niedaleko Rio odkryto nowe złoża – jedne z trzech największych na świecie. Dzięki tym odkryciom Brazylia znalazła się na dziewiątym miejscu w gronie naftowych potentatów.

Jaki jest więc brazylijski klucz do sukcesu, prócz kokosów, które będzie zbijać na eksploatacji złóż ropy? Uśmiech losu, czyli przede wszystkim utrzymujące się wysokie ceny brazylijskich hitów eksportowych, m.in. soi, a także wysoki eksport do Chin. Ale cud nad Amazonką to bez wątpienia również zasługa rozsądnego przywództwa politycznego. Lula zapytany przez dziennikarzy, jaką właściwie opcję polityczną reprezentuje, odpowiedział, że pozostawia ten spór naukowcom. Jego zadaniem jest jedynie umożliwić wszystkim mieszkańcom Brazylii godne życie.

Tak oto w Brazylii prezydent Lula da Silva, dawny przywódca związków zawodowych, człowiek bez wykształcenia, z sukcesem kontynuuje reformy swojego poprzednika Fernanda Cardosa, który wywodził się z partii centrowej. Rząd Luli udoskonalił i wprowadził nowe programy społeczne, mające zredukować obszary biedy. Wśród nich projekt Bolsa Familia (Portfel Rodzinny) i Zero Głodu, które oferują wszechstronną pomoc dla najbiedniejszych: od stypendiów dla dzieci na naukę po pożyczki dla małych firm i rolników. Od 2003 r. z pomocy w ramach projektu Bolsa Famila skorzystało już ponad 13 mln brazylijskich rodzin. Lula zmienia też osławione fawele. Powstają tu nowe sklepy, centra edukacji dla młodzieży. Do slumsów doprowadzana jest kanalizacja i prąd.

Dzięki takim działaniom Brazylijczykom żyje się dziś coraz lepiej. Do klasy średniej zalicza się już 53 proc. mieszkańców kraju (kiedy Lula obejmował urząd, wskaźnik ten wynosił 37 proc.). Mimo globalnej recesji rząd nie boi się więc, że wewnętrzny popyt mocno osłabnie. W zeszłym roku Brazylijczycy zaciągnęli rekordową liczbę kredytów hipotecznych na łączną sumę 13 mld dol. To o 64 proc. więcej niż w 2007 roku. Teraz nowobogaccy muszą wyposażyć mieszkania w lodówki, pralki, zmywarki i telewizory. – Przekładając język ekonomii na żargon piłkarski, naszym Pele, numerem 10 w drużynie, jest ogromny rynek wewnętrzny. Z pomocą przychodzi mu napastnik Tostão, czyli liczne dotacje i pożyczki dla biednych rodzin, które niemal w całości będą wydane na konsumpcję i poprawę jakości życia – mówi „Newsweekowi” Marcelo Cortes Neri, dyrektor Centrum Polityki Społecznej w fundacji Getuli Vergas z Rio de Janeiro. – Właśnie dlatego mamy apetyty na zdobywanie kolejnych goli – dodaje.

Ekonomiści przyznają, że obecny boom kredytowy to prawdziwy fenomen w Brazylii. Jeszcze kilka lat temu niewiele osób mogło choćby pomarzyć o kredycie bankowym. Dzisiaj dzięki rządowej pomocy pożyczki stały się stosunkowo łatwo dostępne, a stabilna gospodarka powoduje, że Brazylijczyków nie przeraża już wizja zadłużenia nawet na kilka lat. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych i Europy w Brazylii nie ma obaw, że pęknie bańka kredytowa. Popyt oparty na kredytach hipotecznych ma zaledwie 2 proc. udziału we wzroście PKB (dla porównania: w USA 65 proc., w Wielkiej Brytanii 74 proc.). Brazylijskie banki nie utopiły też pieniędzy w toksycznych papierach czy funduszach.

Brazylijscy menedżerowie są doskonale przygotowani, by stawić czoło kryzysowi – mówi „Newsweekowi” Simone Costa Eriksson, psycholożka, która prowadzi w Campinas, w stanie São Paulo, firmę szkoleniową. – Przeżyliśmy niezliczone kryzysy monetarne, ekonomiczne i polityczne, kilkakrotnie zmienialiśmy walutę, mieliśmy ogromną inflację. W rezultacie nawet zwykli ludzie stali się specjalistami od ekonomii.

Stąd może źródłem sukcesu brazylijskiej gospodarki jest jej innowacyjność i niezwykła zdolność dostosowywania się do zmiennych warunków. W pewnym stopniu to również rezultat lat spędzonych pod rządami dyktatury wojskowej. – Brazylijczycy mają wiele wspólnego pod tym względem z Polakami – mówi Simone Costa Eriksson. – Przez lata żyliśmy w gospodarczej izolacji, musieliśmy improwizować, żeby przeżyć.

Świetnym przykładem tej improwizacji jest produkcja paliwa z trzciny cukrowej. Po szoku naftowym w 1973 r., kiedy ceny ropy osiągnęły zawrotny poziom, władze postanowiły inwestować w uprawę tej rośliny. Subwencje i zachęty podatkowe zmusiły producentów samochodów i baronów trzciny cukrowej do skonstruowania aut jeżdżących na etanol. W 2003 r. koncern Volkswagen wprowadził na brazylijski rynek pierwszy samochód flex-fuel, czyli taki, do którego można tankować benzynę, etanol lub oba paliwa naraz. Dziś ponad 50 proc. samochodów w Brazylii jeździ na biopaliwie, a rząd chce, by w 2011 r. w ogóle nie było już aut benzynowych.

Brazylia jest liderem w produkcji nie tylko biopaliw, lecz także energii wodnej, która dostarcza aż 85 proc. energii elektrycznej kraju; elektrownia Itaipu na granicy z Paragwajem jest największa na świecie. W tej sytuacji ogromne złoża ropy naftowej odkryte u wybrzeży kraju będą przede wszystkim eksportowym skarbcem Brazylii. Ten kraj to również czwarty producent samochodów na świecie i coraz bardziej liczący się producent samolotów. Maszyny Embraera opanowały niemal całkowicie loty krajowe w Stanach Zjednoczonych i skutecznie konkurują z produktami kanadyjskiego Bombardiera.

Nikt nie jest w stanie podważyć pozycji Brazylii jako kontynentalnego giganta w rolnictwie. Kraj jest czołowym eksporterem m.in. cukru i kawy, a ponad połowa soku pomarańczowego wypijanego na świecie produkowana jest przez tamtejsze firmy. – Co więcej, brazylijscy rolnicy nie korzystają z dotacji takich jak farmerzy w Stanach Zjednoczonych, a mimo to skutecznie przebijają się na zagranicznych rynkach. Oznacza to, że są o wiele bardziej wydajni – mówi „Newsweekowi” prof. Aldo Musacchio, specjalista z Harvard Business School, zajmujący się Brazylią.

Rozwijająca się w imponującym tempie gospodarka powoduje, że Brazylia coraz bardziej liczy się na międzynarodowych salonach. Prezydent Barack Obama na kwietniowym szczycie obu Ameryk w pierwszej kolejności spotkał się właśnie z Lulą. Konsekwencją rosnącej siły Brazylii są coraz wyraźniejsze żądania większego wpływu na światowe decyzje. W czasie II wojny światowej Brazylijczycy jako jedyni wśród Latynosów wysłali wojska do Europy, wspomagając aliantów. Mimo to odmówiono im później stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Dzisiaj Brazylia chce, żeby naprawiono ten błąd, a prezydent Lula jest przekonany, że uda mu się do tego doprowadzić. Zapowiada, że zmieni geografię polityczną i ekonomiczną świata, by kraje rozwijające się miały większy udział w podejmowaniu kluczowych decyzji. Priorytetem na razie jest ograniczenie lub likwidacja subsydiów dla rolników w bogatych krajach Zachodu i ceł, które często uniemożliwiają rolnikom z krajów rozwijających się dostęp do bogatych rynków.


Na razie Brazylia jest silnym liderem regionu i skutecznie wypiera z Ameryki Łacińskiej Stany Zjednoczone, które od ogłoszenia doktryny Monroe’a w 1823 r. uznawały ten kontynent za swoją strefę wpływów. Lula staje się bywalcem zagranicznych salonów – od liczby odbywanych wizyt międzynarodowych lokalna prasa nadała mu nawet przydomek Aero-Lula. Tylko do końca pierwszej kadencji w 2007 roku prezydent odwiedził 45 krajów, a Brazylia otworzyła 35 nowych ambasad, głównie na Karaibach i w Afryce.

Bezpośredni cel tej polityki to zacieśnienie współpracy z krajami rozwijającymi się. Elementem budowania wizerunku kraju jest także zaangażowanie w misje pokojowe. Jedną z nich jest ta na Haiti. Brazylijczycy działają tu w niekonwencjonalny sposób. Kiedy na wyspie wybuchły zamieszki, zamiast wysyłać kolejne oddziały żołnierzy, zaprosili w rejon konfliktu swoich najsłynniejszych piłkarzy: Ronaldo, Robinho i Ronaldinho. Dziś młodzież na Haiti woli grać w piłkę, niż sięgać po kije i kamienie. Brazylijczycy już zresztą wcześniej odkryli skuteczność piłkarskiej dyplomacji. W 1969 r. Pele, najsłynniejszy piłkarz wszech czasów, i jego drużyna rozegrali mecz w Kongu, w którym toczyła się wówczas wojna domowa. Przynajmniej na 90 minut zakopano topór wojenny.

Brazylijskie pasmo sukcesów zdaje się nie mieć końca. Kolejnym powodem do radości okazała się niedawna przychylna opinia komisji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego dotycząca organizacji letniej olimpiady w 2016 roku właśnie w Brazylii. Byłyby to pierwsze igrzyska rozegrane w krajach Ameryki Południowej. Wygląda więc na to, że prezydent Lula miał rację i Bóg rzeczywiście jest Brazylijczykiem.

Monika Rębała

Artykuł pochodzi z tygodnika Newsweek Polska nr 20/2009, strona 42-45
www.newsweek.pl
www.edu.newsweek.pl




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cud nad Wisłą
NIE WOLNO CZEKAĆ NA NOWY CUD NAD WISŁĄ
Cud nad Wisłą
Marcin Jakimowicz drugi cud nad Wisłą
Dyskusje 296 facebook CUD NAD WISŁĄ
Cud nad Wisla
Kolejny cud nad urną
CUD NAD WISŁĄ
SPISEK PRZECIWKO MATCE BOŻEJ ŁASKAWEJ Cud Nad Wisłą 1920 Stanisław Krajski z książki Spisek przec
KS DR JÓZEF MARIA BARTNIK CUD NAD WISŁĄ
SPISEK PRZECIWKO MATCE BOŻEJ ŁASKAWEJ Cud Nad Wisłą 1920 Stanisław Krajski z książki Spisek przec
Cud nad Wisłą Maciej Raniszewski ebook
Cud nad Wisłą O J Warszawski
CUD nad Wisłą ARMIA NIEBIESKA I ARMIA CZERWONA Z książki CUDA w historii Polski Anny Polewskiej
KS DR JÓZEF MARIA BARTNIK CUD NAD WISŁĄ