Dawn Stewardson
NIEDŹWIEDZIA PRZYSŁUGA
(Wild Action)
Przez spadek do gwiazd
– Dobry kotek – powiedział Nick, skacząc z najwyższego stopnia drabiny na gruby konar strzelistego klonu. – Dobra kicia.
Blackie przyglądał się mu z góry i marszczył po swojemu pyszczek. Wyraźnie zastanawiał się, czy nie czas na kolejną partię gry w kotka i myszkę. Na samą myśl o takiej perspektywie Nick zaklął pod nosem.
Nie był przesądny i nie przeszkadzało mu to, że Blackie nie przepuścił okazji, by przebiec mu drogę, ale ta zabawa w łażenie po drzewach wkurzała go jak diabli. W dodatku, jak zapewniali go liczni właściciele kotów, Blackie w końcu dałby sobie radę i zszedł na dół bez pomocy.
Niestety, najbliższa sąsiadka Nicka była przeciwnego zdania. W dodatku liczyła osiemdziesiąt trzy lata i poza jBlackiem nie miała nikogo na świecie.
Gdy Nick podciągnął się na wyższą gałąź, Blackie poruszył wąsami i spojrzał znacząco w niebo.
– W porządku, zawrzyjmy układ. Nie ruszaj się z miejsca, to cię ściągnę na dół bez uszczerbku, żebyś mógł żyć dziewięć razy jak każdy szanujący się kot.
Blackie przycupnął na samym końcu gałęzi, by rozważyć propozycję, a Nick tymczasem wspiął się kolejne pół metra do góry i spróbował uchwycić go błyskawicznym ruchem. Kot fuknął, wysunął pazury, przeciągnął nimi po natarczywej dłoni i wycofał się dalej. Ta runda wyraźnie należała do niego. Nick obejrzał rękę: z zadrapania płynęła krew. Zirytowany, spojrzał na przeciwnika tak groźnie, jak tylko potrafił.
– Ostrzegam cię. Przez całą noc byłem na nogach i nie mam najmniejszej ochoty na te durne zabawy. Chcę spać, a nie łazić po drzewach.
Blackie zawarczał niczym pies i wygiął grzbiet. W odpowiedzi usłyszał parę nieparlamentarnych słów. Nick, który właśnie spędził piętnaście godzin na przekonywaniu zbiegłego więźnia, by wypuścił zakładnika, skonstatował, że ż ludźmi idzie mu lepiej niż ze zwierzętami. Tyle że więzień mówił po angielsku, a ten głupi kot tylko miauczy.
Przez chwilę Nick analizował sytuację. W końcu, mając nadzieję, że nikt go nie widzi, utkwił w Blackiem wzrok i sam groźnie fuknął.
Kota zamurowało. Zanim zdążył ochłonąć, Nick ponowił próbę i tym razem zdołał go schwycić.
Przyciskając szarpiące się zwierzę do piersi, zsunął się w dół. Gdyby w tej chwili ktoś zaoferował mu jakiegokolwiek czworonoga, nawet tresowanego szczura, na pewno zwiewałby ile sił w nogach.
– Ogromne dzięki! – Hilda nie posiadała się z radości, gdy Blackie wreszcie znalazł się w jej ramionach. – Co ja zrobię, kiedy się wyprowadzisz?
– Miejmy nadzieję, że nowi sąsiedzi też będą umieli chodzić po drzewach.
Prawie nie słuchał, kiedy proponowała mu porcję świeżych, domowych ciasteczek. Czy naprawdę musiała mu przypomnieć o terminie eksmisji? Wynajmuje ten dom od sześciu lat i z chęcią mieszkałby tu nadal – jednak właściciel zdecydował się go sprzedać, i jak zwykle w takich przypadkach lokator musi opuścić swe lokum.
Wysłuchawszy kolejnych podziękowań, Nick wyjął ze skrzynki poranną pocztę i wreszcie mógł pójść do siebie. Przejrzał listy: jak zawsze mnóstwo reklam, kilka rachunków i – o dziwo – list z kancelarii prawniczej Evans, Broderick and Rowan w Toronto.
Adres nadawcy nic mu nie mówił. W końcu co kancelaria prawnicza z Toronto może chcieć od policjanta wydziału kryminalnego w Edmonton w stanie Alberta? Żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy.
Choć w zasadzie nie był przesądny, życie nauczyło go, że nieszczęścia rzeczywiście chodzą parami, a na – i wet trójkami. Ostatnio nie wiodło mu się zbyt dobrze. Po pierwsze, niczym grom z jasnego nieba, spadła na niego wiadomość, że musi szukać nowego domu. Czas nagli, a on wciąż nie ma wolnej chwili, żeby się tym zająć.
Po drugie, właśnie w tym tygodniu jego najbliższy współpracownik oświadczył, że pod koniec lata wybiera się na wcześniejszą emeryturę. Jeszcze raz obejrzał list i doszedł do wniosku, że nie wróży niczego dobrego. Czyżby pozew do sądu?
Rozdarł kopertę, rozprostował kartkę i zaczął czytać:
Szanowny Panie
Z przykrością zawiadamiam, że brat pańskiego nieżyjącego ojca, Augustus Montgomery, zmarł w dniu 2 lipca br...
Nick sprawdził datę. List wysłano szóstego, czyli przed dziesięcioma dniami. Pewnie kanadyjska poczta miała problemy ze zlokalizowaniem adresata. Czytał dalej:
Jego ostatnią wolą zapisaną w testamencie było uczynić Pana, jako ostatniego pozostałego przy życiu krewnego, jedynym spadkobiercą swojego majątku, składającego się głównie z posiadłości wiejskiej w Ontario i firmy działającej pod nazwą Wild Action.
Proszę o jak najszybszy kontakt w celu podjęcia dalszych kroków związanych z przekazaniem masy spadkowej. Podaję numer telefonu: (416) 555-1711.
Z wyrazami szacunku,
William Brown, LL. B.
Nick odłożył kartkę. Serce biło mu mocniej niż zwykle. Może wiadomość o śmierci Gusa powinna go zasmucić? Ale właściwie dlaczego? W końcu nigdy w życiu nie widział go na oczy, a z tego, co słyszał, nie miał czego żałować. Raczej wręcz przeciwnie.
Jako młody człowiek, stryj prowadził rodzinny interes wspólnie z ojcem i dziadkiem Nicka – aż do dnia, kiedy zniknął z horyzontu, przywłaszczając sobie większość pieniędzy firmy, która w wyniku tych niecnych poczynań znalazła się na skraju bankructwa.
Od tamtego czasu ani razu nie dał żadnego znaku życia. Ciekawe, skąd w ogóle wiedział, że ma bratanka. Przecież mógł zostawić majątek jakiejś zaprzyjaźnionej osobie albo przekazać go na cele dobroczynne.
Odpowiedź narzucała się sama. Stryja musiało prawdopodobnie gnębić poczucie winy i w ten sposób usiłował ją odkupić. Chyba że...
Nick jeszcze raz przeczytał list. Nie ma się co podniecać, dopóki nie pozna bliższych szczegółów. Z tego, co opowiadali mu rodzice, Gus miał specyficzne poczucie humoru, więc może to jego ostatni żart, tym razem zza grobu? Może posiadłość pozbawiona jest jakiejkolwiek wartości, a firma tonie w długach?!
Zamiast gubić się w domysłach, musi to sprawdzić. Podniósł słuchawkę i wykręcił numer Browna. Biorąc pod uwagę różnicę czasu, w Toronto jest już po południu, ale może prawnik nie wyszedł jeszcze na lunch.
– Kancelaria Williama Browna – usłyszał kobiecy głos.
– Dzień dobry, mówi Nick Montgomery. Pan Brown prosił mnie o kontakt.
– Niestety, szef ma cały dzień zajęty w sądzie. Ale ‘ proszę zostawić swój numer, to jutro do pana oddzwoni.
Nick zaklął w myślach. Nie zamierza spędzić dwudziestu czterech godzin, borykając się z poczuciem niepewności.
– Czy mógłbym zadać pani kilka pytań w związku z majątkiem pozostawionym przez Augustusa Montgomery’ego?
– Obawiam się, że nie potrafię panu pomóc, bo zastępuję tu tylko sekretarkę pana Browna, która właśnie wyszła na lunch. Ale poproszę do telefonu któregoś z prawników; może będzie coś wiedział.
– Będę ogromnie zobowiązany.
Oczekiwanie ciągnęło się w nieskończoność. W końcu | zgłosiła się inna kobieta i przedstawiła jako Linda Weaver.
– Mam przed sobą teczkę dotyczącą sprawy pana Montgomery’ego, więc może uda mi się udzielić panu potrzebnych informacji. Proszę pytać.
– Nie chciałbym sprawić wrażenia, że chodzi mi tylko ‘
o pieniądze, ale czy może mi pani podać przybliżoną wartość posiadłości?
W słuchawce usłyszał szelest przewracanych kartek.
– Bardzo mi przykro, ale nie widzę tu takich danych. Bill na pewno byłby w stanie panu odpowiedzieć, ale ja dopiero niedawno zaczęłam tu pracować i niewiele wiem na temat jego klientów.
– Czyli równie dobrze może okazać się, że nieruchomość pozbawiona jest jakiejkolwiek wartości.
Kobieta roześmiała się.
– Tego bym nie powiedziała. Składa się na nią dom, w którym pański stryj mieszkał przed śmiercią, i około czterdziestu hektarów ziemi, a położona jest z godzinę, półtorej drogi od Toronto.
Nick poczuł rosnące podniecenie. Nawet jeśli dom jest w opłakanym stanie, to czterdzieści hektarów ziemi niedaleko Toronto musi być sporo warte.
Z drugiej strony równie dobrze może się okazać, że firma tonie w długach. Czy tu właśnie ukryty jest żart? Czy to, co otrzymał w spadku, to tylko kupa długów do spłacenia?
– A firma Wild Action? Przynosi straty? Słyszał, jak Linda przerzuca kolejne strony.
– Nie. Zgodnie z deklaracją podatkową notuje zyski. W ubiegłym roku jej dochód wyniósł ponad milion dolarów.
Nagły szum w głowie sprawił, że Nick pomyślał, iż się przesłyszał.
– Ponad milion?
– Tak, a dokładnie milion dziewięćdziesiąt jeden tysięcy.
Pociemniało mu w oczach. Taka wiadomość zdecydowanie zasługuje na butelkę szampana. Aha, nie zapytał jeszcze, czym zajmuje się Wild Action.
Linda również tego nie wiedziała.
– To prywatna firma, a więc nie musi przedstawiać rocznego sprawozdania. Ale sama nazwa nie brzmi obco. Proszę poczekać, to kogoś zapytam.
Nick usłyszał, jak kobieta odkłada na bok słuchawkę. W tle rozległ się szmer głosów. Po chwili Linda odezwała się znowu:
– Jesteśmy prawie pewni, że produkuje ubrania sportowe. Wie pan, takie w stylu Northern Adventure czy Rough and Ready.
Całkiem oszołomiony, Nick wylewnie podziękował prawniczce. Kręciło mu się w głowie.
– Uspokój się – powiedział do siebie. – W końcu to tylko szczęśliwy traf, a nie znak od Boga.
Przez ostatni rok odczuwał wokół siebie pustkę. Jako dwudziestoletni chłopak podjął pracę w policji i przez czternaście lat zdążył się napatrzeć na wszystkie mroczne strony życia. Miał już dosyć. Poza tym biurokracja w policji stawała się nie do zniesienia.
Chciał odejść i założyć własne, prywatne biuro śledcze. Im prędzej, tym lepiej. Coraz częściej jego największym marzeniem było wejść do gabinetu szefa i złożyć wymówienie.
Powstrzymywał go jedynie brak pieniędzy. Przez te wszystkie lata nie udało mu się oszczędzić nawet ułamka niezbędnej sumy. A teraz pieniądze spadają mu z nieba. Niech tylko sprzeda ziemię i firmę.
Przeanalizował swą obecną sytuację. Większość spraw, którymi się zajmował, została zamknięta, a te nie dokończone nie wymagają jego obecności, nikomu więc nie zrobi większej różnicy, jeśli złoży wymówienie ze skutkiem natychmiastowym. Tak, to właśnie powinien zrobić. Nick należał do ludzi, którzy, kiedy już podejmą decyzję, działają bez zwłoki.
Ponownie wykręcił numer Browna i umówił się na spotkanie następnego dnia o drugiej po południu. Potem zarezerwował bilet na wręcz nieprzyzwoicie wczesny lot do Toronto. Nie zdecydował się na rezerwację miejsca na rejs powrotny, gdyż nie miał zielonego pojęcia, jak długo może trwać procedura przekazania własności odziedziczonego majątku. Poza tym chciał mieć dzień lub dwa, żeby spokojnie wystawić go na sprzedaż.
Tryskając energią, udał się na posterunek i zwrócił odznakę. Po raz pierwszy od lat poczuł się wolny.
Jadąc windą na piętro zajmowane przez kancelarię Evans, Broderick and Rowan, Nick starał pozbyć się uczucia niepewności, które towarzyszyło mu od dnia poprzedniego.
Wkrótce po złożeniu wymówienia zdał sobie sprawę, że przed podjęciem decyzji powinien był spytać Lindę Weaver nie o dochód, lecz o wysokość zysków firmy, która miała się stać jego jedynym źródłem utrzymania do czasu sprzedania spadku.
Zmęczenie po nie przespanej nocy i oszałamiające kwoty podane przez prawniczkę sprawiły, że w czasie wczorajszej rozmowy mózg Nicka nie pracował na pełnych obrotach.
Winda dojechała na miejsce. Powtarzając sobie w duchu, że firma o dochodzie przekraczającym milion dolarów musi notować przyzwoite zyski, Nick skierował się w stronę recepcji.
– Nick Montgomery do pana Browna – powiedział.
– Proszę bardzo. Ostatnie drzwi po lewej stronie.
– Pozwoli pani, że zostawię tu walizkę?
– Ależ oczywiście! – Dziewczyna z recepcji obdarzyła go uśmiechem.
Nick postawił bagaż obok jej biurka, poprawił krawat i ruszył korytarzem.
Ze zdziwieniem stwierdził, że w gabinecie, do którego wprowadziła go sekretarka Browna, oczekiwały go aż trzy osoby: dwóch mężczyzn w średnim wieku i niezwykłej urody kobieta przed trzydziestką.
– Pan Montgomery? Nazywam się Bill Brown. Pozwoli pan, że będę zwracać się do pana po imieniu?
– Proszę bardzo.
– Poznałbym cię wszędzie, tak bardzo podobny jesteś do stryja – dodał, gdy uścisnęli sobie dłonie. – Nick skinął głową. Słowa Browna wcale go nie zaskoczyły, gdyż już przed laty rodzice zwracali uwagę na to podobieństwo. O wiele bardziej interesowało go teraz, kim są pozostałe osoby obecne w pokoju. Mężczyzna może być współpracownikiem Browna, ale co robi tu ta kobieta?
Miała na sobie sukienkę o sportowym kroju, twarz zdobił delikatny makijaż, ciemne włosy spływały na plecy. Z całą pewnością nie jest przedstawicielką jakiejkolwiek wielkomiejskiej profesji, pomyślał Nick. Więc co, do diabła, tu robi?
Nie potrafił znaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia i poczuł, że lekko się denerwuje.
– Pozwól, że ci przedstawię Carly Dumont i Rogera Harrisa – odezwał się Brown.
Skinął głową w geście powitania, po czym ponownie przeniósł wzrok na prawnika.
– Może zechcesz usiąść. – Brown wskazał mu krzesło.
Niedbałym ruchem Nick przesunął je tak, żeby widzieć wszystkich.
– Właśnie rozmawialiśmy o tym, że pracujesz w wydziale śledczym. To chyba niezmiernie ciekawa praca, prawda?
– Różnie bywa.
Nie widział powodu, dla którego miałby informować zupełnie obcych ludzi o tym, że nie jest już policjantem. Najpierw się dowie, o co w tym wszystkim chodzi.
– Carly pracowała u twojego stryja – wyjaśnił Brown.
– Jeśli chodzi o ścisłość, była jego prawą ręką w Wild Action. Natomiast Roger jest jej radcą prawnym.
– A także przyjacielem, jak sądzę – wtrącił Roger Harris. – Właśnie takie stosunki łączyły mnie z Gusem.
Osoba Harrisa przestała go interesować i całą uwagę skupił na Carly Dumont. Sytuacja stała się jasna i żadne dodatkowe informacje nie były mu już potrzebne. Ta kobieta chce podważyć testament.
Zerknął na Browna. Ciekawe, czy istnieją jakieś podstawy, na których mogłaby się oprzeć? Musi zapytać o to prawnika, ale nie teraz. Nie w jej obecności.
– Muszę cię zmartwić, ale nie mam najlepszych wieści – ciągnął Brown. – Sam o niczym nie wiedziałem, dopóki Roger do mnie rano nie zadzwonił.
– Rozumiem. I jak sądzę, sprawa dotyczy pani Dumont.
– To prawda. Wszystko wskazuje na to, że gdzieś rok temu stryj poprosił Rogera o sporządzenie nowego testamentu, noszącego późniejszą datę niż dokument złożony w mojej kancelarii. Widziałem go i nie mam wątpliwości, że jest autentyczny. Zgodnie z nowym testamentem posiadłość ma zostać podzielona między ciebie i Carly.
Nick pomyślał, że to żart. Brown na pewno zaraz wybuchnie śmiechem i odwoła wszystko, co powiedział. Niestety, zamiast niego odezwał się Harris:
– Bill, może zechciej panu wyjaśnić, co dokładnie stanowi testament.
– Tak, oczywiście. Właśnie do tego zmierzam. Widzisz, Nick, majątek nie został podzielony na połowy. Stryj zostawił ci czterdzieści dziewięć procent, natomiast Carly dziedziczy pięćdziesiąt jeden. Nick poczuł, że drętwieje.
– Przykro mi, że nie został pan uprzedzony, ale do wczoraj sama o niczym nie wiedziałam – wtrąciła cicho Carly.
– Proszę zrozumieć. Prowadzę kancelarię w Port Perry, to jest w mieście położonym najbliżej posiadłości pana stryja, i dzięki temu się poznaliśmy. Sporządzając testament, stryj zastrzegł, że nie chce, żeby Carly dowiedziała się o spadku przed jego śmiercią.
– Ale przecież śmierć nastąpiła drugiego lipca, więc minęło już ponad dwa tygodnie – zauważył Nick przez ściśnięte gardło.
– To prawda, ale nie było mnie w mieście i dowiedziałem się o tym dopiero wczoraj – odparł Roger.
– A ja od razu zadzwoniłam do Billa, który prowadził sprawy Wild Action i, jak mi się dotychczas wydawało, był jedynym prawnikiem Gusa.
– Sam byłem o tym przekonany – dodał Brown – dlatego też od razu skontaktowałem się z tobą, Nick.
Wyraźnie wciąż nie był w stanie zrozumieć powodów, dla których Gus zwrócił się do kogoś innego.
– Każdy by się tak zachował – wtrącił Roger. – W każdym razie jak tylko dowiedziałem się o śmierci Gusa, zawiadomiłem Carly o istnieniu drugiego testamentu. – Zaraz po telefonie George’a próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale widocznie byłeś już w drodze do Toronto – usprawiedliwiał się Brown.
Zakończywszy wyjaśnienia, wszyscy troje skierowali spojrzenia na Nicka, który próbował zebrać myśli. To akurat okazało się ponad jego siły, gdyż od momentu, gdy zdał sobie sprawę, że pięćdziesiąt jeden procent majątku należy do Carly Dumont, myślał jedynie o tym, że jako właścicielka pakietu kontrolnego ona ma decydujący głos w sprawach przyszłości firmy.
– Twierdzisz więc, że ten drugi testament jest niepodważalny?
– Obawiam się, że tak.
– Więc dlaczego Gus cię o nim nie poinformował?
– Według prawa wcale nie musiał. A może po prostu zapomniał. Gus bywał bardzo roztargniony.
– Ale z całą pewnością był w pełni władz umysłowych – wtrącił szybko Harris. – Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Był bystry jak mało kto, prawda, Carly? I cieszył się dobrym zdrowiem.
Carly przytaknęła.
– Pierwszego lipca czuł się naprawdę dobrze. Pojechaliśmy na przyjęcie z okazji Dnia Kanady. Gus tańczył jak burza. Jednak... – Przerwała na chwilę i otarła łzę. – Może za długo przebywał na słońcu albo się przemęczył, bo nie wyglądał najlepiej przed pójściem spać. A rano, kiedy próbowałam go obudzić, już nie żył.
– Zawał w czasie snu – wyjaśnił Brown.
– Jak to „próbowała go pani obudzić”? – zdziwił się Nick. – To znaczy, że mieszkaliście pod jednym dachem?
– Tak, przez dwanaście lat.
Nick spojrzał na Carly z niedowierzaniem. Ciekawe, czy rodzice zdawali sobie sprawę, że do wszystkich grzechów Gusa należy doliczyć porywanie dzieci? Szybko jednak wrócił myślami do obecnych problemów, starając się przekonać samego siebie, że przecież mogło być jeszcze gorzej.
W końcu stracił tylko połowę majątku, a równie dobrze mogło się okazać, że Gus zapisał Carly dokładnie wszystko. Poza tym niewykluczone, że te czterdzieści dziewięć procent to i tak więcej niż potrzebuje.
Spojrzał na Carly i zmusił się do uśmiechu. Widząc, że dziewczyna próbuje odwzajemnić się tym samym, poczuł się nieco lepiej. Wygląda na osobę rozsądną, więc może jakoś uda im się dojść do porozumienia.
Carly odetchnęła. Wprawdzie nadal jest po uszy w kłopotach, ale przynajmniej nic nie wskazuje na to, żeby Nick Montgomery zamierzał rzucać jej kolejne kłody pod nogi.
W drodze do Toronto popuściła wodze wyobraźni. Obawiała się ujrzeć wielkiego smoka ziejącego ogniem, który na wieść o tym, że należy mu się jedynie część majątku, rozszarpie ją na strzępy.
W rzeczywistości okazał się przystojnym mężczyzną o miłym uśmiechu i twardych rysach, które czyniły go jeszcze bardziej atrakcyjnym. Naturalnie, nie jest zadowolony z obrotu sprawy, lecz mimo to Carly nie dostrzegła złowieszczych błysków w jego oczach.
– No to wyłóżmy karty na stół. – Nick pochylił się do przodu, patrząc jej prosto w twarz. – Nie mam nic wspólnego z przemysłem odzieżowym, więc najlepiej pani zrobi, wykupując moje udziały.
Carly spojrzała na Rogera, który wyglądał na równie zaskoczonego jak ona.
– Z przemysłem odzieżowym? Dlaczego?
– Nie mam zielonego pojęcia o modzie.
– Chwileczkę. Mam rozumieć, że według pana Wild Action to firma produkująca ubrania? – zdziwiła się Carly.
– Anie?
– Nick – wtrącił Bill – tak wiele filmów kręci się w Toronto, że mówi się o nas Hollywood północy. To miasto wspaniale udaje Nowy Jork, Chicago czy Detroit.
– Tu jest po prostu taniej – dodał Roger.
– W każdym razie Wild Action jest agencją dostarczającą zwierzęta do filmów.
Carly obserwowała Nicka ze współczuciem. Miał taką minę, jakby właśnie się dowiedział, że odziedziczył połowę kolonii trędowatych.
– Zna się pan na zwierzętach? – zapytała, przerywając milczenie.
– Mam często do czynienia z kotem sąsiadki.
Już wcześniej zauważyła zadrapanie na jego dłoni. Widocznie nie łączą go z tym kotem najlepsze stosunki.
– Jeśli chodzi o ścisłość – ciągnął Nick – to w dzieciństwie spędzałem część wakacji na ranczu, więc mam jako takie pojęcie o koniach i bydle. Ale na tym koniec. Poza tym to, czym zajmuje się firma, nie ma właściwie żadnego znaczenia. I tak najprościej będzie, jak mnie pani spłaci, prawda?
– Owszem. Problem w tym, że nie mam pieniędzy.
– Ale ma je firma, więc jeśli...
– Obawiam się, że nie – przerwała mu Carly, z nadzieją, że ta wiadomość nie podważy opinii Gusa. To prawda, że na koncie powinno być znacznie więcej, ale Gus zawsze twierdził, że pieniądze są po to, by je wydawać.
– Nie rozumiem. Przecież firma przynosi zyski, chyba że co do tego też się mylę?
– Przynosi, tyle że niezbyt wysokie. Poza tym mamy mnóstwo wydatków.
– Słucham? Wydajecie ponad milion dolarów?
– Gus ciągle coś ulepszał. Trzeba wymieniać sprzęt, unowocześniać pomieszczenia. Zeszłej wiosny zbudowaliśmy nową, obszerną ptaszarnię dla sów.
– Z czego wynika, że posiadamy sowy – zauważył Nick znużonym głosem.
– Tak, i wiele innych drapieżnych ptaków. W każdym razie, niezależnie od inwestycji, i tak mamy duże wydatki. Samo utrzymanie niedźwiedzia kosztuje ponad tysiąc dolarów miesięcznie.
Mimo opalenizny twarz Nicka zrobiła się szara.
– Niedźwiedzia? Jakiego?
– To taki mały czarny miś. Roger chrząknął pod nosem.
– Nie taki on mały. Gus mówił mi rok temu, że Attyla waży ze trzysta kilo.
– No faktycznie, jest dość duży jak na ten gatunek niedźwiedzia, ale naprawdę dużo mu brakuje do grizzly – przyznała Carly, widząc, że zdenerwowanie Nicka rośnie z minuty na minutę.
– I nazywa się Attyla jak ten Hun, tak? – zauważył sarkastycznie.
– Owszem, ale naprawdę jest bardzo kochany. Ma tylko jedną wadę: przeżera lwią część dochodu.
– I to w dosłownym sensie.
– Tak – odparła z uśmiechem. Zaimponował jej, że potrafi żartować mimo zdecydowanie niesprzyjających okoliczności.
Nick przyglądał się Carly przez dłuższą chwilę, po czym zapytał:
– A może mamy także bajoro pełne aligatorów?
– Jak ktoś chce filmować bajoro, nie przyjeżdża aż do Kanady – odrzekła, nie wiedząc, czy pytanie Nicka miało ją rozśmieszyć czy zdenerwować. – Z tego też powodu nie hodujemy aligatorów. A wracając do sprawy, to chciałam tylko wyjaśnić, że nie mamy pieniędzy. Cała nasza rezerwa finansowa wystarczy z trudem na opłacenie panu biletu powrotnego do Edmonton.
Nick wyglądał tak, jakby już nic gorszego nie mogło go spotkać.
– I nie zna pani nikogo, kto chciałby nabyć moje czterdzieści dziewięć procent?
Zaprzeczyła.
– Podejrzewam, że znalezienie inwestora może trochę potrwać – zauważył Roger. – Poza tym nie sądzę, żeby znalazło się wielu chętnych na pakiet mniejszościowy, szczególnie że Wild Action nie przynosi bezpośrednich zysków.
– A może dałoby się ustanowić hipotekę? – zasugerował Brown.
– Już dawno została ustanowiona. Gus ci o tym nie wspominał? – Roger był nieco zmieszany.
Carly spojrzała na Billa. Dlaczego Gus nie informował go o wszystkim na bieżąco? Wobec coraz to nowych niespodzianek Brown zdawał się powoli tracić cierpliwość.
– Zastawiliśmy Wild Action, żeby kupić nową przyczepę do przewożenia Attyli – wyjaśniła. – Musieliśmy ją zdobyć, mimo że kosztowała fortunę, bo inaczej nie mielibyśmy czym transportować niedźwiedzia na plan. A skoro już zdecydowaliśmy się na zastaw, Gus doszedł do wniosku, że weźmiemy dodatkowy kredyt na budowę ptaszarni i kilka innych inwestycji.
Przeniosła wzrok na Nicka.
– Naprawdę bardzo mi przykro, że sprawy mają się gorzej, niż się pan spodziewał.
Nick poruszył się na krześle. Nikomu nie może być bardziej przykro niż jemu samemu. Ale w końcu to przecież nie jej wina, że Gus sporządził nowy testament. Poza tym wiedział, że nieszczęścia chodzą parami, więc gdyby się tylko trochę zastanowił, nie rezygnowałby pochopnie z pracy i nie znalazł się w aż tak tragicznym położeniu.
– Nick – odezwał się Brown – prawnicy często spotykają się z ludźmi, którzy chcą gdzieś ulokować trochę grosza. Prędzej czy później Roger lub ja znajdziemy kogoś chętnego na twoje udziały.
Prędzej czy później to przy jego pechu z pewnością oznacza później. A co, do cholery, mam robić w międzyczasie? – rozmyślał Nick. Co przez ten czas stanie się z firmą? Co prawda Carly była prawą ręką Gusa, ale to jeszcze nie daje gwarancji, że jest w stanie samodzielnie zarządzać spółką.
– Carly, poradzi pani sobie sama? Spuściła głowę.
– Znam dzieciaka ze szkoły, który chętnie mi pomoże, ale będę musiała znaleźć kogoś, kto ma doświadczenie w pracy ze zwierzętami i zna się na prowadzeniu firmy.
– Powinnaś się pospieszyć. Sama nie dasz rady, szczególnie teraz, kiedy ekipa z Get Real praktycznie puka do drzwi.
– Ekipa z Get Real? – zdziwił się Nick.
Carly spojrzała na niego z niedowierzaniem. Jak mógł nie słyszeć o Get Real Productions?
– Podpisaliśmy kontrakt na sceny do filmu w reżyserii Jaya Walla, a Get Real finansuje produkcję.
Nick udał, że rozumie. Wprawdzie nazwisko Wall nic mu nie mówiło, lecz chciał uniknąć kolejnej wpadki.
– Nakręcili już część epizodów w Toronto i lada dzień Jay przeniesie ekipę do nas, żeby kręcić sceny w plenerze. Ten film miał stanowić przełom w historii Wild Action. Gus uważał, że skoro taki reżyser jak Jay Wall wybrał nasze zwierzęta, to następne kontrakty posypią się lawinowo. Ale w obecnej sytuacji... – Carly urwała.
– Tak? – Nick wyczuł niepewność w jej głosie.
– No, właściwie nic się nie zmieniło. Ten kontrakt rzeczywiście powinien pomóc nam odbić się od dna. Gus wynegocjował wysokie opłaty za udział zwierząt, a poza tym wiele innych scen ma być kręconych na naszym terenie, za co też dostaniemy pieniądze. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, stan naszego konta wyraźnie się poprawi.
– Czy to znaczy, że jeśli coś się nie uda, to mogą nie zapłacić?
– Owszem, jeżeli nie wywiążemy się z naszych zobowiązań albo zwierzęta nie spełnią oczekiwań reżysera.
– A taka możliwość istnieje, tak? Carly poruszyła się nerwowo.
– Śmierć Gusa skomplikowała sytuację. W dodatku, gdyby miało się okazać, że Jay nie jest w pełni zadowolony z naszych usług, to fakt, że możemy zarobić mniej, niż oczekuję, będzie tylko połową naszych zmartwień. Jay zrobi wszystko, żeby skompromitować nas w oczach innych filmowców.
Na samą myśl o tym Nicka oblał zimny pot. Wygląda, na to, że jest właścicielem czterdziestu dziewięciu procent udziałów obciążonej potężną hipoteką firmy, nad którą isi realne zagrożenie bankructwem, jeśli Carly nie spełni wymagań jakiegoś zwariowanego reżysera.
Gdyby to miało nastąpić, wartość jego udziałów spadnie do zera.
– No dobrze. A co, jeśli uda się pani zadowolić Walla?
– To będziemy mieć drogę otwartą do dalszych kontraktów i Wild Action zarobi tyle pieniędzy, że nie będzie pan musiał szukać nabywcy na swoje udziały. Sama je chętnie wykupię.
Nick pozbył się wątpliwości. Oczywiście, musi jej pomóc, żeby Jay był zadowolony jak nigdy przedtem, nawet jeśli to oznacza, że przez jakiś czas przyjdzie mu pracować w zoo.
Choć wizja ta nie napawała go entuzjazmem, zdawał sobie sprawę, że jest to jedyne rozsądne rozwiązanie. Co prawda musi się wyprowadzić z domu do końca miesiąca, ale przecież może poprosić kolegów, żeby wzięli jego rzeczy na przechowanie.
– Jak długo będą kręcić? – zwrócił się do Carly.
– Trudno powiedzieć. Kiedy już jest na planie, Jay pracuje codziennie, pod warunkiem, że jest odpowiednia pogoda. Problem w tym, że zwierzęta nie zawsze chcą współpracować, a gdy zabrakło Gusa... W każdym razie, jeśli wszystko pójdzie dobrze, powinni skończyć w ciągu miesiąca.
Nick powziął decyzję. W końcu przez miesiąc jest w stanie wytrzymać prawie wszystko. Poza tym sposób bycia Carly świadczy dobitnie, że jest zbyt łagodna, by w pojedynkę skutecznie stawić czoło bandzie najeźdźców z Hollywood.
– A gdybym zatrzymał się tu na trochę jako wspólnik? Może mógłbym pomóc przy filmie, co dałoby pani czas na znalezienie współpracownika?
– Jest pan gotów to zrobić? A pana praca?
Nick wzruszył ramionami. Przecież nie może się teraz przyznać, że okazał się aż takim kretynem.
– Sądzę, że uda mi się dostać urlop.
– To by było wręcz idealnie! – Harris nie próbował ukryć entuzjazmu. – Mieć do pomocy osobę żywotnie zainteresowaną w sukcesie przedsięwzięcia.
– Może od razu zadzwonimy do Edmonton. Czułbym się lepiej, gdyby wszystko zostało załatwione do końca.
Brown przesunął telefon w stronę Nicka.
Mimo rozpaczliwych wysiłków, Nick nie był w stanie wymyślić żadnej wymówki. Czy może się teraz przyznać, że złożył wymówienie, skoro dopiero co wspomniał o urlopie? Chcąc nie chcąc, sięgnął po słuchawkę. Dlaczego nigdy nie pomyśli, zanim zdecyduje się coś zrobić? Wykręcił swój własny numer i odbył krótką rozmowę z automatyczną sekretarką.
– W porządku – obwieścił, odkładając słuchawkę. – Mogę wziąć do sześciu tygodni wolnego.
Niewyraźny uśmiech na twarzy Carly mówił mu, że bynajmniej nie jest zachwycona jego decyzją. Doprawdy, kobiety bywają irytujące. Przecież potrzebuje pomocy, a on jej właśnie zaoferował swoje usługi. Oczywiście, będzie dbał przede wszystkim o własne interesy, ale przecież o jej też. Tymczasem, zamiast okazać mu wdzięczność, Carly wyraźnie szuka innego rozwiązania.
– Coś nie tak? – zapytał.
Zawahała się. Wprawdzie propozycja Nicka nie napawała jej entuzjazmem, ale rzeczywiście potrzebowała pomocy, i to pomocy mężczyzny o niskim głosie, takim jak jego. Co więcej, znalezienie kogoś innego w ciągu zaledwie kilku dni graniczyłoby z cudem.
Obawiała się tylko, czy Nick nie dostanie zawału na wieść o tym, czym przyjdzie mu się zajmować. To nie to samo co praca przy bydle czy koniach.
– Nie, wszystko w porządku. Tylko trochę mnie pan zaskoczył.
– Więc załatwione. Jak rozumiem, w domu jest jakaś wolna sypialnia?
– Tak, oczywiście. Właściwie to są aż cztery sypialnie – wyjaśniła, próbując przekonać siebie samą, że skoro Nick jest policjantem, nic złego nie może jej grozić.
Poza tym ma teraz większe zmartwienia. Co będzie, jeśli okaże się, że nowy wspólnik zupełnie nie daje sobie rady ze zwierzętami? Zadrapanie na dłoni Nicka nie przemawiało na jego korzyść.
Wystarczy, że Attyla go nie polubi albo że Nick wystraszy się do tego stopnia, że odmówi współpracy z niedźwiedziem.
Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powiedzieć mu od razu, czego od niego oczekuje, jednak zdecydowała się odłożyć to na później. Zauważyła, że Nick czeka, aż ona coś powie. Musi go o coś zapytać.
– Miał pan już jakieś doświadczenia z filmem?
– Nie, ale szybko się uczę.
Zdobyła się na uśmiech. Nick odwzajemnił się tym samym.
Roger i Bill nie posiadali się z radości.
Skoro wszyscy są przekonani, pomyślała, że osiągnęli najlepsze możliwe rozwiązanie, to dlaczego jej własna intuicja ostrzegają przed nadciągającą katastrofą?
Bliskie spotkania puszystego rodzaju
Próbując wyjechać z zatłoczonego centrum Toronto, Carly tyle razy pomyliła drogę, że Nickowi odechciało się liczyć.
Zrezygnowany, pogrążył się w końcu w rozmyślaniach. Czy podjął prawidłową decyzję? Co będzie, jeśli okaże się, że Carly ma taki sam talent do interesów jak do poruszania się po mieście?
Rozmowa nie kleiła się, gdyż Carly co chwila przystawała, żeby sprawdzić coś na planie miasta. Mimo to, gdy w końcu dojechali do Don Yalley Parkway i skierowali się na północ, Nick miał już niejakie pojęcie o przedsięwzięciu, w którym przyszło mu uczestniczyć.
Odetchnął z ulgą na wieść, że Attyla jest praktycznie jedynym niebezpiecznym zwierzęciem w Wild Action. Poza nim hodowla obejmowała ptaki ulokowane w ptaszarni, parę kucyków o wdzięcznych imionach Farba i Pędzel, papugę zwaną Krakers oraz kilka kotów i psów.
Carly wspomniała jeszcze coś o królikach, ale i one nie powinny sprawiać kłopotu. Biegają na wolności, więc trzeba tylko pamiętać, żeby dostarczyć im pożywienie i sprawdzić, czy nie dzieje się nic złego. Jest jeszcze Rocky, tresowany szop, który buszuje w nocy, a całe dnie przesypia na dachu werandy.
Nick spodziewał się, że zwierząt będzie zdecydowanie więcej, lecz gdy podzielił się tą uwagą z Carly, ta tylko zmierzyła go wzrokiem. Że też nie zdaje sobie sprawy, że wszystkie wymagają ciągłej tresury – w przeciwnym razie szybko zapomną to, czego zostały nauczone.
– Dlatego też nazywamy się agencją. Nasze usługi obejmują dodatkowo tresurę ogromnej liczby zwierząt należących do kogoś innego, począwszy od jaszczurek i węży, po tygrysy i słonie.
Gdy tylko przestała mówić, Nick poruszył temat niedźwiedzia.
– Ten Attyla... Skąd się u was wziął?
– Jakiś myśliwy zabił jego matkę. Gdyby nie my, niedźwiadek z pewnością by nie przeżył. Zdechłby z głodu albo padł ofiarą jakiegoś dorosłego osobnika.
Nick nie był w stanie wzbudzić w sobie pozytywnych uczuć do niedźwiedzia, ale zachował to dla siebie.
– Gus i ja wykarmiliśmy go butelką. Potem stał się za duży, żeby trzymać go w domu – ciągnęła Carly.
– A teraz nie jest mu smutno? Samemu w klatce?
– Attyla wcale nie jest samotny. Niedźwiedzie nie żyją w stadach, więc na wolności też żyłby w pojedynkę. Poza tym wcale nie mieszka w klatce. Oboje z Gusem byliśmy przeciwni więzieniu dzikich zwierząt.
– Czy chcesz przez to powiedzieć – wcześniej już ustalili, że skoro mają pracować razem, powinni mówić sobie po imieniu – że niedźwiedź biega na wolności? Tak jak króliki?
– No, niezupełnie. Mógłby zagrażać innym zwierzętom. Ale ma ogrodzony wybieg ze stawem do kąpieli i jamą z betonu, którą Gus mu zbudował, żeby miał gdzie zapaść w zimowy sen.
Nick pomyślał, że czułby się o wiele pewniej, gdyby był styczeń, a nie lipiec, i Attyla przewracał się z boku na bok w swej jamie. Jakoś nie mógł uwierzyć, że zwykły płot stanowi dostateczne zabezpieczenie przed trzystukilowym niedźwiedziem. Może przynajmniej usunięto mu kły i pazury...
Przerażenie, z jakim Carly na niego spojrzała, gdy tylko o to zapytał, pozbawiło go złudzeń. W dodatku był więcej niż pewien, że właśnie kły i łapy stanowią część owych należących do niego czterdziestu dziewięciu procent. Carly najwyraźniej czytała w jego myślach.
– Nie masz się czego obawiać. Attyla jest łagodny jak baranek.
Doprawdy, pomyślał z powątpiewaniem, ładny to baranek, który waży tyle co trzech potężnych chłopów razem wziętych.
– Więc nie boisz się go ani trochę? – zapytał.
– Absolutnie.
To była najlepsza wiadomość, jaką usłyszał od chwili, gdy pojął, że stał się właścicielem niedźwiedzia. Nie zamierzał się obijać, ale na pewno nie zbliży się do Attyli. Co za ulga, że Carly sama daje sobie z nim radę.
Carly jechała teraz wąską uliczką, aż w końcu dostrzegła zjazd na autostradę. Na szczęście tym razem go nie przegapiła. Ile to już razy pojechała za daleko i marnowała czas, nadkładając drogi?
– Na pewno zdążyłeś zauważyć, że nie mam za grosz wyczucia kierunku. Ale teraz już wiem, jak jechać.
– Nie ma sprawy.
– Właśnie tak poznałam Gusa. Dzięki temu, że zgubiłam drogę.
– Naprawdę?
– Tak. Wychowałam się w Kingston. Moi rodzice nadal tam mieszkają. Kiedy skończyłam szkołę średnią, przeczytałam ogłoszenie, że w Toronto szukają kogoś do pracy w czasie wakacji. Przyjechałam i właśnie tutaj skręciłam w złym kierunku – wyjaśniła, wjeżdżając na autostradę.
Nick pomyślał, że niepotrzebnie się tłumaczy. W końcu nie ma ludzi bez wad, a kiepski zmysł orientacji nie należy jeszcze do najgorszych.
– Między Toronto a Kingston biegnie jedna z głównych autostrad, prawda? – zapytał.
– Tak, właśnie nią jedziemy, ale wtedy musiałam się zagapić i pojechałam w złą stronę. W dodatku niedługo potem zepsuł mi się samochód, który wypożyczyłam, żeby tu dojechać, więc dalej musiałam iść pieszo. Skręciłam w jakąś przecznicę i zapukałam do drzwi najbliższego domu. Okazało się, że należy do Gusa. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać, wspomniał, że szuka kogoś, kto pomógłby mu w pracy ze zwierzętami.
– I od razu się do niego wprowadziłaś? Powiedział to takim tonem, że Carly zrobiło się gorąco. To niemożliwe, żeby podejrzewał, że...
Na wszelki wypadek zaprotestowała.
– Mam nadzieję, że nie masz niczego zdrożnego na myśli. Miałam wtedy osiemnaście lat, a Gus pięćdziesiąt dziewięć, więc nie sądzisz chyba, że coś mogło się między nami wydarzyć.
– Nie, oczywiście, że nie. Przepraszam.
– Każdy, kto kiedykolwiek pracował na stałe w Wild Action, mieszkał na miejscu. Takie są wymogi tej pracy.
– Rozumiem. Chciałem tylko powiedzieć, że mało która osiemnastolatka zaszyłaby się w takiej zapadłej dziurze, bez możliwości kontaktów z ludźmi.
Carly uśmiechnęła się. Dokładnie to samo mówiła przed laty jej matka.
– Nigdy nie żałowałam tej decyzji – przyznała szczerze. – Uwielbiam pracować wśród zwierząt i robię to dla przyjemności. Choć na początku miałam tu spędzić tylko wakacje, zdecydowałam się zostać. Z czasem zaczęłam traktować Gusa jak własnego wuja. Był naprawdę najwspanialszym człowiekiem na świecie. Żałuj, że nigdy go nie poznałeś.
– Nie miałem okazji. Zerwał wszelkie kontakty z rodziną, zanim się urodziłem.
Przez chwilę milczała. Ciekawe, czy Gus życzyłby sobie, żeby opowiedziała, jak było naprawdę?
– Chciał to zmienić – oznajmiła wreszcie.
– Czyżby?
– Tak, miał nadzieję, że w końcu będzie mógł spojrzeć jej w oczy.
– Jej, to znaczy komu?
Widząc zdumienie malujące się na jego twarzy, zrozumiała, że wyjawiła część tajemnicy.
– Rodzice nie wyjaśnili ci, dlaczego Gus wyjechał z Edmonton?
– Owszem.
Pomyślała, że jednak nie do końca, bo twarz Nicka nadal nie wyrażała żadnego zrozumienia. Chyba powiedziała za dużo.
– Jeśli chodzi o ścisłość, rodzice opowiadali mi najróżniejsze historie na temat Gusa, więc nie wiem, którą z nich masz na myśli.
– Jednak chyba nie wyjaśnili ci wszystkiego. Przepraszam, nie powinnam była nic mówić.
– A to dlaczego? Nie martw się, nie załamię się z byle powodu. Więc komu to Gus obawiał się spojrzeć w oczy?
Carly wpatrywała się w drogę przed sobą, żałując, że w ogóle poruszyła ten temat. Teraz już nie miała wyjścia. Nie potrafiła na poczekaniu wymyślić jakiejś łzawej historyjki, a poza tym brzydziła się kłamstwem.
– Właściwie teraz to nie ma już większego znaczenia. Gus kochał się w twojej mamie.
– Co?
– To prawda. Obaj się w niej kochali, to znaczy Gus i twój ojciec. Wybrała twojego tatę, czym złamała Gusowi serce. Gus wyjechał z Edmonton. Wierzył, że czas leczy rany i że się w końcu otrząśnie. Ale wydaje mi się, że nigdy nie przestał jej kochać. A potem nadeszła wiadomość, że twoi rodzice nie żyją. Naprawdę bardzo mi przykro.
Nick miał nadzieję, że nie będzie dalej drążyć tematu. Mimo że rodzice nie żyli od pięciu lat, wciąż jeszcze nie potrafił rozmawiać o katastrofie, w której zginęli.
Zdecydowali się lecieć mimo wiadomości o nadciągającej burzy. Może, gdyby bardziej nalegał, żeby nie latali przy złej pogodzie, nie doszłoby do tragedii. Chociaż i tak nigdy nie słuchali jego uwag.
– Gus przez cały czas utrzymywał kontakty z jednym z przyjaciół w Edmonton. Od niego dowiedział się o wypadku. I o tym, że pracujesz w policji.
Nick wyglądał przez okno, rozmyślając o tym, co Gus naopowiadał Carly. Przecież to rodzice mówili prawdę. W dodatku od chwili, kiedy dziadek zorientował się, że Gus wyparował z pieniędzmi, nie pozwolił nawet wymieniać jego imienia w swojej obecności.
Gus widocznie wymyślił całą tę romantyczną historię, żeby ubarwić przeszłość. Zresztą, sądząc po tym, co o nim wiedział, nie powinien się dziwić. Takie zachowanie było dokładnie w jego stylu.
Przez dłuższą chwilę przyglądał się Carly. W promieniach słońca dostrzegł blade piegi u nasady nosa. Włosy, rozwiewane przez podmuch powietrza z wentylatora, sprawiały, że wyglądała dużo młodziej niż wcześniej w kancelarii. Młoda i niewinna. Takie kobiety nie muszą się nawet starać, żeby rozbudzić opiekuńczy instynkt w każdym napotkanym mężczyźnie.
No, może nie w każdym. Pomyślał, że jego to nie dotyczy. Przecież kieruje nim jedynie troska o własne interesy, a to, że jednocześnie musi zadbać i o jej sprawy, jest tylko dziełem przypadku.
– Co właściwie wiesz o stryju? – zapytała.
– Chyba mniej, niż sądziłem.
Zastanawiał się, czy nie powiedzieć Carly prawdy. Jednak najwyraźniej Gus nie był dziewczynie całkiem obojętny, więc po co ma sprawić jej przykrość?
I tak pewnie by nie uwierzyła. W końcu pracowała z Gusem przez dwanaście lat i uważała go za najlepszego z ludzi. Widocznie jednak się poprawił.
– Nawet nie miałeś pojęcia o tym, że zajął się tresurą zwierząt. Wiesz, jak to się zaczęło? Wygrał jakieś udziały w Wild Action w pokera.
Nick uśmiechnął się pod nosem. Tak, to było zdecydowanie w stylu stryja. Nie ulega wątpliwości, że Gus nie I był zbyt uczciwym graczem.
Widząc jego pogodny nastrój, Carly pomyślała, że nadszedł czas, by wrócić do sprawy Attyli, ale jakoś nie była w stanie wykrztusić imienia niedźwiedzia.
– W końcu Gus przejął całą agencję – ciągnęła swą opowieść. – Wtedy firma była o wiele mniejsza i nie miała jeszcze zbyt wielkich osiągnięć. Ale Gus stwierdził, że ma wielki talent do zwierząt, kupił więc kawałek ziemi i zaczął się starać o nowych klientów.
Carly wpatrywała się w szosę, karcąc się w duchu za brak odwagi. Przecież w końcu i tak będzie musiała mu powiedzieć... Może jednak poczeka, aż dojadą na miejsce i wypakują rzeczy? Zanim przejdzie do sprawy, naleje mu szklankę najlepszej szkockiej, jaka została w barku po śmierci Gusa.
– Jaki tytuł ma ten film, przy którym mamy pracować? – zapytał Nick, kiedy skręcili na północ.
– „Na pomoc”. To historia dwóch dziesięcioletnich I chłopców, którzy uciekli z obozu letniego i zabłądzili w lesie. Właśnie te sekwencje Jay zamierza kręcić u nas, bo większą część posiadłości pokrywa las.
– A sceny w Toronto?
– Tak naprawdę to ma być Manhattan, a zgodnie ze scenariuszem obóz jest gdzieś na północy stanu Nowy Jork. Ale zdjęcia mają kręcić w Camp Runa-Muck, niedaleko Lindsay. W każdym razie początkowe sceny w mieście pokazują rodziców przygotowujących dzieci do wyjazdu na wakacje. Wśród dorosłych aktorów są naprawdę wielkie nazwiska, na przykład Sarina Westlake i Garth Richards. Znasz ich? Ona jest podobna do Meg Ryan, a Richards to typ latynoskiego kochanka.
– Tak, wiem o kim mówisz. Podobno są małżeństwem.
– To prawda, ale w filmie grają samotnych rodziców, między którymi rodzi się uczucie w trakcie poszukiwań.
– I to wszystko? To cała historia? – Nick był wyraźnie rozczarowany.
– Jay lubi improwizować, więc sądzę, że dołoży parę wątków już na planie.
– Chyba więcej niż parę. Z tego, co mówisz, nie zapowiada się nam wielki przebój kasowy.
– Obyś się mylił, bo zgodnie z umową Gus ma niewielki udział w zyskach.
– Niewielki? To znaczy jaki?
Pokazała na palcach, że należy im się około trzech procent.
– Rozumiem. – No tak, nie ma się czym zachwycać.
– Dobrze, że przynajmniej tyle, a film może okazać się lepszy, niż ci się teraz wydaje. Czytałam scenariusz. Wątek przygodowy naprawdę trzyma w napięciu, szczególnie kiedy chłopcy wędrują po lesie pełnym dzikich zwierząt.
– Wśród których jest Attyla?
Carly potwierdziła, ale nie próbowała rozwijać tematu. Postanowiła odłożyć to na później.
– O, jesteśmy prawie w domu – oznajmiła, wskazując dłonią przydrożny znak oznaczający granicę okręgu.
– Scugog – przeczytał.
– W języku lokalnych Indian znaczy to błotnista, płytka woda.
– Aha. Nick skoncentrował się na oglądaniu krajobrazu, co pozwoliło Carly powrócić myślami do rozmowy w kancelarii Browna. Nick przyjął złe wieści z większym spokojem, niż myślała. Czy okaże się równie spokojny, kiedy dowie się prawdy o Attyli? Obawiała się, że nie.
Kiedy skręcała w Sixth Linę, była gotowa podać Nickowi cztery albo nawet pięć drinków, zanim przejdzie do sprawy.
Wjechali na żwirową drogę, która, jak obwieściła Carly, prowadziła do domu. Wcale nie żartowała, gdy mówiła, że większość posiadłości pokrywają lasy. Olbrzymie drzewa tworzyły prawdziwy tunel nad drogą i gdyby nie słupy wysokiego napięcia, można by odnieść wrażenie, że znajdują się w samym – sercu puszczy. Minęli ostry zakręt, za którym rozciągała się obszerna polana, i w oddali ukazała się sylwetka domu.
Była to duża budowla wzniesiona z polnych kamieni. Porośnięte pnączem dwa okna mansardowe na piętrze ocieniały werandę. Nick właśnie chciał wyrazić swój podziw, gdy w kierunku samochodu ruszyły od strony domu dwa szare basiory.
– Wilki? Nic nie mówiłaś, że mamy wilki!
– Nie, to psy. Wzięliśmy je, bo nawet jako szczenięta przypominały do złudzenia szare wilki, ale tak naprawdę to krzyżówka husky z malamutem. Są bardzo łagodne, nie ganiają nawet za królikami. – Spojrzała na Nicka z wyraźnym rozbawieniem i zaparkowała przed domem. – Wołamy na nie Harpo, Chico, Groucho i Zeppo, czyli bracia Marx.
Nick przypomniał sobie, że w rodzinie wspominano, iż stryj Gus oglądał wszystkie ich filmy.
– Powiedziałam „wołamy” – szepnęła Carly ze smutkiem. – Ciekawe, jak długo jeszcze będę się mylić?
Wysiadła z samochodu i przywitała się z każdym psem po kolei. Zwietrzywszy Nicka, bestie ustawiły się przed drzwiami pasażera i spoglądały na niego groźnie przez szybę. Ślina cieknąca im z pysków utwierdziła Nicka w przekonaniu, że nie zawahałyby się przed pożarciem go na obiad. Nie do końca wierzył zapewnieniom, że przynajmniej niektórzy z ich przodków nie należeli do wilczego stada. Psy były olbrzymie, a ich żółte ślepia błyszczały złowrogo.
W końcu są niewiele większe od owczarków niemieckich używanych w policji, przekonywał się w duszy i dzielnie otworzył drzwiczki. Na dworze było upalnie i wilgotno.
W Albercie też jest gorąco, ale przynajmniej powietrze jest tam suche. Tutaj, w Ontario, przy równie wysokiej temperaturze, wilgotność była wielokrotnie wyższa.
Ostrożnie wyciągnął dłoń, pozwalając psom ją obwąchać. Mimo przerażającego wyglądu zachowywały się dość przyjaźnie. Nick zaryzykował i sięgnął po płaszcz i walizkę.
– Sądziłam, że zastaniemy jeszcze Dylana, ale jak widzę, już odjechał. To ten chłopak ze szkoły, który mi pomaga – wyjaśniła Carly.
Przytaknął i spojrzał pytająco na drewniany budynek z rozległym dziedzińcem, ogrodzonym dookoła drucianą siatką, usytuowany z pięćdziesiąt metrów od domu.
– To ta ptaszarnia, o której wspominałaś? – zapytał.
– Tak. Natomiast wybieg niedźwiedzia znajduje się u stóp tego wzgórza, a ta mała stodółka, tam dalej, to pomieszczenie dla kuców. Tam też karmimy króliki. Ale odłóżmy zwiedzanie na później. Najpierw się rozpakuj i zmień ubranie, a potem może zejdziesz na drinka. W barku jest trochę szkockiej, której Gus nie mógł się nachwalić.
Nick spojrzał na zegarek i ze zdziwieniem odnotował, że jest dopiero wpół do piątej. Od tak dawna był na nogach, że miał wrażenie, iż zbliża się wieczór.
– Trochę za wcześnie na mocne trunki, ale z przyjemnością napiję się zimnego piwa.
Kiedy wchodzili na werandę, ciszę przerwał potworny ryk i Nick poczuł, jak włosy stają mu z przerażenia na głowie. Natomiast Carly i psy podążali dalej, jakby całkiem ogłuchli.
– Co to było? – zapytał niespokojnie.
– Co?
– No, ten ryk.
– Ach, to Attyla wita nas w domu. Musiał nas wyczuć.
– Tak na odległość?
Carly znowu rzuciła mu rozbawione spojrzenie.
– Niedźwiedzie mają niesamowicie dobry węch. Potrafią wyczuć zapach z odległości paru kilometrów. Ale chodź, Attyla nie pogniewa się, jak przywitamy się z nim później.
Nick spojrzał w kierunku wzgórza, zdziwiony, że ziemia się nie zatrzęsła. Jeden jedyny raz słyszał równie przerażający dźwięk: w Kostaryce w czasie wybuchu wulkanu Arenal. Wtedy też nie czuł się najlepiej.
Podążając śladem Carly, próbował odzyskać równowagę. W końcu przecież zapewniła go, że nie ma żadnych kłopotów z niedźwiedziem, więc będzie mógł trzymać się od niego z daleka.
Tylko dlaczego przez cały czas odnosi wrażenie, że jest coś, o czym Carly jeszcze mu nie powiedziała?
Przebrała się w szorty, po czym zeszła na dół. Odbyła krótką konwersację z Krakers i przygotowała dzbanek mrożonej herbaty. Papuga uwielbiała towarzystwo, a że była przyuczona do czystości, Gus wybudował jej solarium w kuchni. Tam też przebywała najchętniej.
– Jedzonko! – zaskrzeczała na widok dzbanka. Carly ukroiła jej kawałek jabłka, nalała sobie szklankę zimnej herbaty i schowała resztę do lodówki. Przez chwilę rozkoszowała się chłodem płynącym z jej wnętrza.
Dom był za stary, żeby zainstalować w nim klimatyzację. Poza tym Gus upierał się, że jest niezdrowa. W ogóle był przeciwnikiem świeżego powietrza i nawet okna otwierał niechętnie. Przez te wszystkie lata Carly przyzwyczaiła się do wilgotnego zaduchu, który panował tu zawsze w czasie lipcowych upałów.
Słysząc kroki na schodach, sięgnęła po piwo stojące w głębi lodówki i z ociąganiem zamknęła drzwi. Zwróciła się twarzą do wejścia. Nick stał w progu, mierząc się wzrokiem z papugą.
– Ona zawsze przebywa poza klatką?
– Zwykle tak. Nienawidzi siedzieć w zamknięciu w ciągu dnia, ale na noc wraca do klatki, pewnie ze strachu, że któryś z kotów może chcieć ją upolować, gdy będzie pogrążona we śnie.
– A ma się czego bać?
– Wątpię. Gdyby nawet któryś się odważył, gorzko by tego pożałował. Makao mają wyjątkowo mocne dzioby; tak mocne, że mogą urwać człowiekowi rękę. Ale ty się nie bój. Krakers uwielbia ludzi – dodała uspokajająco.
Nick bez większego przekonania pokiwał głową, po czym spojrzał wymownie na piwo, które Carly wciąż trzymała w ręku.
– Wygląda wspaniale.
– A ty wyglądasz jak kowboj – zauważyła, podając mu butelkę. – Teraz jeszcze bardziej przypominasz mi Gusa. Też zawsze nosił dżinsy i buty z cholewami.
– Może to rodzinne. – Nick otworzył butelkę i wypił długi łyk.
Przyglądając się mu, Carly uznała, że jest całkiem interesujący. Już wcześniej zauważyła, że jest przystojny, lecz nie zawracała sobie tym głowy, gdyż na pierwszy rzut oka wydawał się nie w jej typie.
Z drugiej strony nie bardzo wiedziała, czy w ogóle preferuje jakiś szczególny typ mężczyzn. Życie towarzyskie na prowincji jest raczej ubogie, a żaden z tych kilku facetów, z którymi dotychczas się umawiała, nie okazał się księciem z bajki.
Sięgnęła po szklankę z herbatą.
– Chodźmy na dwór, może będzie trochę chłodniej – zaproponowała.
Przepuściła Nicka przodem i ponownie zatopiła się w myślach. Nie, na’ pewno nie jest w jej typie, ma na przykład zdecydowanie za krótkie włosy. A ten garnitur, w którym pojawił się w Toronto, był zbyt mieszczański.
Jednak teraz, kiedy się przebrał, wyglądał znacznie lepiej. Te ciasne dżinsy i koszulka... Natychmiast skarciła się w myślach. Przecież Nick przyjechał tu jedynie jako wspólnik. Byłaby głupia, gdyby wiązała z jego obecnością jakieś nadzieje.
Facet zostanie tu nie dłużej niż sześć tygodni, a potem wróci na zachód. Zresztą równie dobrze może się okazać, że wyjedzie o wiele szybciej, jak tylko mu powie o problemach z Attylą.
Wyszli na werandę i usiedli w milczeniu w fotelach. Na szczęście pojawił się kot, który przyszedł sprawdzić, kto dotrzymuje towarzystwa jego pani.
– Na imię mu Blue. Może go już widziałeś, bo występował w wielu reklamach. Właściwie do tej pory Wild Action żyła z reklam. Poza tym zrobili tu parę programów telewizyjnych i filmów dokumentalnych, i jeden kanadyjski film fabularny, który zszedł z ekranów po tygodniu. Chyba nawet nie wypuścili go potem na wideo.
– To znaczy, że „Na pomoc” jest naszą ostatnią szansą?
Przytaknęła, zdając sobie sprawę, że nadeszła odpowiednia chwila, by powiedzieć mu prawdę. Właśnie teraz, kiedy zdał sobie sprawę z wagi przedsięwzięcia. Tylko jak to zrobić?
Kiedy dobierała w myślach słowa, Nick dokładał wszelkich starań, by nie przyglądać się zbyt natarczywie jej opalonym nogom. Nie przychodziło mu to łatwo i pomyślał, że gdyby pokazała się w tych szortach w środku miasta, natychmiast utworzyłby się korek. A w dodatku ta bluzeczka bez rękawów...
Gdy zobaczył ją po raz pierwszy, wyglądała jak uosobienie niewinności. Nawet powietrze wokół niej pachniało świeżością, budząc wspomnienie dzikich kwiatów na prerii. Teraz, zmieniwszy ubranie, przeistoczyła się zupełnie – w kobietę niezwykle pociągającą. Zaczął ją sobie wyobrażać w sytuacjach, które niewiele miały wspólnego z prowadzeniem firmy.
Odwrócił wzrok, mówiąc sobie, że musi być ostrożny. Podobał mu się jej sposób bycia, co w połączeniu z niezwykle atrakcyjnym wyglądem nie wróżyło niczego dobrego.
Miał za sobą różne doświadczenia z kobietami, ale do tej pory z żadną nie łączyło go aż tyle, by związać się na zawsze. Teraz też jest pewien, że choć ta jedna mogłaby okazać się szczęśliwą wybranką, zarówno czas, jak i miejsce przekreślały jej szansę.
W jego planach na przyszłość nie było miejsca na dzikie zwierzęta i wiejską posiadłość w Ontario. Chciał jedynie zdobyć dostatecznie dużo pieniędzy, żeby spokojnie wrócić do Edmonton i założyć prywatną agencję detektywistyczną.
– Nick?
Kiedy podniósł na nią wzrok, po szyi Carly powolutku spływała niewielka strużka potu. Nie mógł spuścić z niej oczu do momentu, kiedy schowała się pod bluzką. W dodatku miał trudności z utrzymaniem na wodzy wyobraźni.
– Nick, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. Poczuł się jak psotny dzieciak złapany na gorącym uczynku.
– Attyla stwarza pewne problemy.
Te słowa natychmiast sprowadziły go z powrotem na ziemię. Więc jednak policyjny instynkt go nie mylił. Czuł przecież od początku, ze jest coś, o czym mu nie powiedziała, a wyraz jej twarzy świadczył o tym, że kłopoty z niedźwiedziem są co najmniej poważne.
– Nie pamiętam, czy mówiłam ci już, że Attyla ma zagrać jedną z głównych ról w filmie.
– Nie, wspomniałaś jedynie, że w nim wystąpi.
– No więc prawda jest taka, że gra dużą rolę.
Nick robił, co mógł, by ukryć irytację. Był gotów się założyć, że specjalnie wcześniej nie poruszała tego tematu. Najpierw go tu przywiozła, w miejsce kompletnie odcięte od świata, a dopiero teraz zadaje mu cios.
– Więc posłuchaj – wyjaśniała z ociąganiem. – Scena, w której chłopcy stają twarzą w twarz z niedźwiedziem, ma naprawdę kluczowe znaczenie dla całego filmu. Poprzedzają ją liczne ujęcia Attyli, zapowiadające najbardziej dramatyczny moment.
– Rozumiem, ale w czym leży problem? – Nie mógł się doczekać, aż Carly przejdzie do rzeczy.
– Od pewnego czasu Attyla nie całkiem jest sobą. Wiem, że tęskni za Gusem, ale to niczego nie zmienia. Cały kłopot w tym, że słucha moich poleceń jedynie wtedy, kiedy ma na to ochotę.
– Bo opłakuje Gusa? Chcesz mi powiedzieć, że to typowe zachowanie niedźwiedzi?
– Z pewnością śmierć Gusa pogorszyła sytuację, ale to tylko połowa problemu.
Nick przypomniał sobie jej słowa, że jeśli Jay Wall nie będzie w pełni zadowolony z usług agencji, nie zawaha się ogłosić swojego rozczarowania wszem i wobec.
– A w czym leży druga połowa?
– Widzisz, Attyla zawsze bardziej słuchał Gusa niż mnie. Najwyraźniej traktuje mnie jedynie jako zastępstwo. Teraz zachowuje się jak dziecko, które sprawdza, na ile jeszcze może sobie pozwolić.
– Skoro chętniej reagował na polecenia Gusa niż na twoje, wasze metody musiały się różnić. Dlaczego nie spróbujesz naśladować go pod każdym względem?
– Tak właśnie robię. Zresztą zawsze mówiliśmy do niego tym samym tonem i stosowaliśmy te same polecenia i znaki migowe, więc musi mu chodzić o coś innego. Może po prostu o to, że Gus zdecydowanie przewyższał mnie posturą.
Nick ocenił ją wzrokiem na niespełna pięćdziesiąt kilogramów.
– A może niski, męski głos brzmi bardziej zdecydowanie w uszach niedźwiedzia – dodała.
– Czy zostało to dowiedzione?
– Nie, ale tak przypuszczam. Jedyne, co wiem na pewno, to fakt, że Attyla był posłuszniejszy wobec Gusa niż mnie i że w tej chwili w ogóle nie mogę liczyć na to, że mnie posłucha. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że... – przerwała na chwilę, po czym wyrzuciła z siebie jednym tchem: – że najsensowniej by było, gdyby ktoś inny, jakiś mężczyzna, podjął się pracy z Attylą. Ideałem byłby ktoś choć trochę podobny do Gusa, taki jak ty. Gdybyś w dodatku włożył jego ubranie, to zapach Gusa pomieszałby się z twoim.
Nick słuchał jak urzeczony. W uszach dźwięczały mu tylko słowa „ty” i „twoim”.
Na twarzy Carly pojawił się słaby uśmiech.
– Co to, to nie. Pod żadnym pozorem – wybuchnął Nick. – To ty wykarmiłaś go butelką i ty twierdzisz, że jest łagodny jak baranek. Poza tym to ty się znasz na zwierzętach, a nie ja. Moja wiedza na temat niedźwiedzi równa się I zeru. Wiem o nich tylko tyle, że potrafią zabić. Poza tyrał Attyla nigdy nie widział mnie na oczy i waży ze dwieście I kilo więcej niż ja. Musiałbym być niespełna rozumu, gdy1 bym się podjął tej pracy.
Carly wpatrywała się w czubki sandałów, po czym wzruszyła ramionami.
– Wcale nie wyobrażałam sobie, że będziesz zachwycony tym pomysłem.
Miał na końcu języka, że jest królową niedomówień.
– Po prostu... – Znowu wzruszyła ramionami, tym I razem patrząc mu w oczy. – Może to rzeczywiście głupi pomysł, choć jestem przekonana, że Attyla nic by ci nie zrobił. Brał udział w najróżniejszych filmach i nigdy nie zachowywał się agresywnie. Tylko tak strasznie się boję, że nie uda mi się skłonić go do współpracy właśnie teraz, kiedy decydują się losy firmy. Co się stanie ze zwierzętami, jeśli agencja się rozpadnie? Szczególnie z Attylą. Będzie naprawdę trudno znaleźć mu dobry dom.
Nick wstał z fotela i zaczął nerwowo przechadzać się po werandzie. Jeśli zacznie rozważać tę propozycję, okaże się zwykłym idiotą. Ale z drugiej strony, jeśli Attyla nie zechce zagrać, Jay Wall nie pozostawi na nich suchej nitki. Z kolei, jeśli agencja nie otrzyma nowych kontraktów, nie będzie miała pieniędzy na spłatę kredytów, a to oznacza, że niechybnie ją stracą.
Mimo to chętniej stanąłby twarzą w twarz ze złoczyńcą mierzącym do niego z potężnego magnum, niż znalazł się w jakiejkolwiek bliskości niedźwiedzia.
– Może powinniśmy dać Attyli trochę więcej czasu? Może jednak wreszcie dojdzie do siebie? – powiedział w końcu.
– A jeśli nie?
Odwrócił się plecami do Carly i ruszył w poprzek polany. Nie ma ani pracy, ani pieniędzy. Jeżeli przegapią tę szansę i nie nawiążą kontaktów z Hollywood, straci też spadek.
Pozostanie jednak wśród żywych i żaden niedźwiedź nie skonsumuje go na śniadanie. Z całą pewnością nie jest to bez znaczenia.
Jeszcze raz przeanalizował sytuację, po czym zaczerpnął głęboko powietrza i zapytał:
– Jesteś pewna, że nigdy nikogo nie zaatakował?
– Włóż ten kapelusz. Gus zawsze go nosił.
Nick zdjął kapelusz z wieszaka i wcisnął na głowę, choć i tak był pewien, że Attyla nawet przez sekundę nie weźmie go za Gusa.
Nie szata zdobi człowieka, mówi stare porzekadło. Więc fakt, że włoży na siebie jego dżinsy i starą koszulę nie może zmylić niedźwiedzia, tak samo jak nie zmyliłby człowieka.
– W porządku – oceniła Carly, spoglądając na niego z uznaniem. – To, że wyglądasz i pachniesz jak Gus, powinno ułatwić nam sprawę.
Lecz to, pomyślał Nick, nie zostało nigdy dowiedzione. Jest to jej kolejne przypuszczenie, które, podobnie jak sama Carly, zupełnie nie przypadło mu do gustu.
To prawda, na początku wydawała się być miłą kobietą, ale pierwsze wrażenia bywają mylące. Tak też jesl w tym przypadku. Jej przystępny sposób bycia jest tylko maską, a w rzeczywistości Carly jest przebiegłą istotą, która z premedytacją wpakowała go w kłopoty. Nick nie znosił manipulacji, lecz problem polegał na tym, że jeszcze bardziej nie znosił nędzy.
– Gotów na spotkanie z Attylą? – spytała.
– Umieram z ciekawości. Ale jeśli stanie mi się jakakolwiek krzywda, to jeśli pozostanę wśród żywych, nie omieszkam przerobić go na dywanik przed kominkiem.
– Nic ci nie zrobi – zapewniła po raz setny.
Wziął do ręki wiadro pełne kawałków kurczaków, które podobno były absolutnym przysmakiem niedźwiedzia, i podążył za Carly do wyjścia.
Gdy szli w dół stoku, Nick przekonywał się w duszy, że strugi potu spływające mu po plecach są po prostu wynikiem upału.
Gdyby tylko posłuchał głosu rozsądku, byłby wziął nogi za pas i uciekł, gdzie pieprz rośnie. Dlaczego, zastanawiał się, w miarę zbliżania się do wybiegu nogi coraz bardziej odmawiają mu posłuszeństwa.
Zbliżył rękę do twarzy i powąchał rękaw koszuli. Przecież ona niczym nie pachnie. Ale może rzeczywiście, tak jak mówiła Carly, niedźwiedzie mają o wiele czulszy węch niż ludzie. Jeśli tak, to Attyla pozna koszulę Gusa, ale też natychmiast zorientuje się, że to nie Gus mają na sobie. Nie śmiał nawet pomyśleć, co się wtedy stanie.
A jeśli niedźwiedź dojdzie do wniosku, że ten facet przebrany za Gusa ma wobec niego jakieś niecne zamiary? A jeśli to go rozwścieczy?
Choć chciał o wszystko wypytać Carly, głos uwiązł mu w gardle. Właśnie ujrzał ogromnego zwierza, który zauważywszy, że się zbliżają, ruszył dziarsko w kierunku płotu.
– Cześć, Attyla – powitała go Carly.
Jakieś dwa metry przed bramą niedźwiedź przysiadł na tylnych łapach. Nieprzytomny z przerażenia, Nick widział tylko, jak Carly szuka klucza. Starał się nie patrzeć na bestię, lecz oczy same wędrowały mu w jego stronę. Boże, jaki on olbrzymi.
– Biedny maluch, wygląda, jakby nikt o niego nie dbał. Ale to dlatego, że właśnie linieje – wyjaśniła Carly, przekręcając klucz w kłódce.
Nick pokiwał ze zrozumieniem głową, choć tak naprawdę stan niedźwiedziej sierści ciekawił go o wiele mniej niż fakt, że każdy potężny pazur Attyli mierzył ponad dwadzieścia centymetrów. Uznał, że lepiej nie mówić o zębach, jeszcze dłuższych i ostrzejszych niż pazury. Właściwie wszystko, poza zaokrąglonymi uszami i oczkami przypominającymi paciorki, było w tym stworze ogromniaste.
– Wcale nie wygląda jak Kubuś Puchatek – szepnął do Carly, która właśnie otwierała bramę.
– Na pewno cię polubi – odpowiedziała też szeptem! – Po prostu wejdź za mną i postaw wiadro na ziemi. Attyla I wie, że dostanie kurczaka dopiero, jak na to zasłuży. Witaj, I Attyla – zwróciła się do zwierzęcia. – Widzisz, przyprowadziłam ci kogoś do towarzystwa.
Niedźwiedź wydał z siebie groźny pomruk i zmierzył Nicka spojrzeniem, w którym próżno by szukać przyjaznych uczuć.
Nie żeby Nick marzył o zaprzyjaźnieniu się z nim. Będzie całkowicie usatysfakcjonowany, jeśli Attyla zwyczajnie daruje mu życie. W końcu Carly przyznała, że bywa nieposłuszny. A jeśli właśnie teraz zdecyduje postawić na swoim?
– Rozumiem, że czujesz się trochę nieswojo. – Carly znowu wybrała niedomówienia. – Pamiętaj wszystko, co ci mówiłam. A przede wszystkim nie próbuj uciekać. To może zbudzić w nim instynkt drapieżnika.
Powoli zbliżyła się do niedźwiedzia i podrapała go za uchem.
– Żyjesz jeszcze? – zwróciła się do Nicka.
– Owszem – odrzekł, choć naprawdę czuł się, jakby już był jedną nogą w grobie. Nie mógł oderwać oczu od pazurów. Gdyby Attyla postanowił ich użyć, pomyślał, pamiątka na dłoni, którą zostawił mu Blackie, wyglądałaby jak ślad po ukłuciu igły.
Carly pogłaskała Attylę po nozdrzach.
– Przedstawiam ci Nicka. Przywitaj się. Wstań. Niedźwiedź rozejrzał się wokół strasznym wzrokiem, po czym posłusznie uniósł się na tylnych łapach, wprawiając Nicka w absolutne przerażenie. Wyglądał teraz jak zawodnik sumo odziany w grube futro.
– Dobry chłopiec. A teraz przywitaj się.
Attyla wydał z siebie krótki pomruk, zrobił kilka kroków i zatrzymał się tuż przed gościem. Mimo przemożnej chęci rzucenia się do ucieczki, Nick nie ruszył się z miejsca. W kowbojskich butach na nogach mierzył prawie dwa metry, a mimo to oczy niedźwiedzia znajdowały się dokładnie naprzeciw jego. Byli tak blisko siebie, że Nick wyraźnie czuł zapach zwierzęcia i słyszał jego oddech.
– Nick, powiedz mu cześć – odezwała się Carly.
– Cześć, Attyla – wykrztusił i głośno przełknął ślinę.
Jeszcze przez chwilę niedźwiedź mierzył go wzrokiem, po czym zrobił kolejny krok do przodu, otoczył Nicka przednimi łapami i począł ściskać.
Mężczyźni nie dorastają nigdy
– Carly, nie mogę oddychać! Była tak zachwycona faktem, że Nick przypadł Attyli do gustu, że wyglądało na to, iż go nie słyszy. W końcu jednak zdała sobie sprawę, że serdeczność niedźwiedzia staje się zbyt wylewna.
– Attyla, dosyć – poleciła.
Zwierzę nie posłuchało, przyprawiając Carly o lekkie drżenie serca. Pełen entuzjazmu niedźwiedź może być niebezpieczny.
– Sam mu powiedz, Nick. Powiedz: „Dosyć”, tylko bardzo stanowczo.
– Dosyć – polecił przyduszonym głosem, w którym próżno by szukać stanowczości. Mimo to Attyla cofnął się, opadł na cztery łapy i zajął się obwąchiwaniem dżinsów Nicka.
Carly omal nie podskoczyła z radości. Skoro niedźwiedź okazał się posłuszny, może jednak nie wszystko stracone.
– Posłuchał cię – oświadczyła rozradowana.
– Posłuchał?! O mało mnie nie zabił!
– Wcale nie. Próbował się zaprzyjaźnić. Odetchnęła z ulgą, bo nie powiedziała jeszcze Nickowi o rozmowie, jaką odbyła z Jayem przez telefon. Nie chciała go dodatkowo stresować przed spotkaniem z niedźwiedziem, ale teraz już niczego nie musi przed nim ukrywać.
Zanim jednak zdążyła się odezwać, Nick postąpił krok do tyłu.
– Jeśli w ten sposób okazuje przyjaźń, to z całą pewnością nie zamierzam być blisko, kiedy się rozzłości. To nie ma sensu, Carly. Lepiej spróbujmy go przekonać, że powinien reagować na twoje polecenia.
– Daj mu kawałek kurczaka.
– Słucham? Wskazała na wiadro.
– Daj mu kurczaka, bo naprawdę się zdenerwuje. Nick schylił się z wyciągniętą ręką.
– Mam je postawić mu przed pyskiem?
– Najlepiej będzie, jak zaczniesz go karmić z ręki. W ten sposób wytworzy się między wami więź.
– Jaka więź? Czyś ty ogłuchła? Przecież powiedziałem, że to nie ma sensu. Nie czuję się dobrze w jego towarzystwie. Sama musisz dać sobie radę.
– Nick, chcesz, żeby Jay Wall był zadowolony czy nie?
– Oczywiście, że chcę, tylko nie mam zamiaru zbliżać się więcej do Attyli.
– Zrozum, nauczenie go, że ma być mi we wszystkim posłuszny, może trwać miesiącami. Natomiast jeśli chodzi o ciebie, to od razu widać, że osiągnęliście porożu1 mienie.
– Akurat. Może więź, o której mówisz, rzeczywiście I istniała pomiędzy nim a Gusem. Mam na sobie jego ubranie, więc znajomy zapach pewnie przywołał wspomnienia. Ale co się stanie po praniu?
– Może uda mi się wygrzebać dostatecznie dużo ciuchów, żeby starczyło na czas kręcenia.
– Wątpię. Szafa jest praktycznie pusta, a i tak, kiedy I włożę coś ze dwa razy, przejdzie moim zapachem. Cieką – I we, co wtedy powie Attyla?
Carly nie była pewna, lecz łudziła się, że niedźwiedź I zachowa spokój.
– Zresztą, może nie chodzi wcale o zapach? Może Attyla zareagował na dźwięk twojego głosu? W końcu posłuchał cię, mimo że wcale nie byłeś stanowczy.
– Jak to nie? Wyobraź sobie, że akurat stanowczość jest niezbędna w moim zawodzie. A poza tym niedźwiedź I posłuchał, prawda? – Nick czuł się wyraźnie urażony.
– Właśnie to powiedziałam.
Attyla zaryczał i Nick aż podskoczył z przerażenia.
– Upomina się o kurczaka.
Nieszczęsny treser spoglądał to na wiadro, to na Carly, która nic tylko zaciskała kciuki, żeby po prostu nie odwrócił się na pięcie i nie zwiał, zostawiając ją samą. Nawet nie mogłaby mieć do niego o to zbytnich pretensji. To prawda, że Wild Action jest całym jej życiem, ale przecież dla niego nie znaczy zbyt wiele. Chociaż jest pewna, że Attyla nie zrobi mu krzywdy, Nick wyraźnie nie podziela jej przekonania.
– Wiem, że proszę cię o zbyt wiele – zaczęła w końcu – ale gdybyś tylko spróbował trochę z nim popracować, obiecuję, że nie odstąpię was ani na chwilę. Poza tym nie bardzo wiem, jak ci o tym powiedzieć, ale kiedy się przebierałeś, zadzwonił Jay. Cała ekipa przyjeżdża jutro przed południem, więc cała nadzieja w tobie.
Nick już z dziesięć razy mył ręce, bezskutecznie próbując usunąć zapach surowego kurczaka. W dodatku przez cały czas czuł na dłoniach dotyk ciepłego, miękkiego, niedźwiedziego jęzora.
Zamiast narzekać, powinien dziękować Bogu, że w ogóle jeszcze ma ręce. Kiedy przystępował do karmienia Attyli, był pewien, że wkrótce przyjdzie mu się z nimi pożegnać.
Wszystko wskazuje na to, że jutro rano ponownie znajdzie się w jaskini lwa, to jest na niedźwiedzim wybiegu.
Zdecydował, że musiał być niespełna rozumu, kiedy przystał na plan Carly. Teraz przyglądał się jej sylwetce nachylonej nad garnkiem, w którym mieszała sos do spaghetti, i zastanawiał się, jakim cudem zdołała go namówić na coś, czemu był zdecydowanie przeciwny.
Przypomniał sobie uśmiech, który rozjaśnił jej twarz, gdy powiedział, że spróbuje popracować z Attylą. To był niezwykle niebezpieczny uśmiech, gdyż na jego widok Nickowi zrobiło się dziwnie ciepło w środku. To z kolei sprawiło, że na chwilę zapomniał o jej licznych wadach. Widocznie musi być jeszcze bardziej ostrożny, niż sobie początkowo wyobrażał.
– Umyłeś sałatę? – zapytała, odwracając głowę i spoglądając na niego przez ramię.
– Już kończę.
– Umyłeś sałatę, umyłeś sałatę? – powtórzyła Krakers ze swojego miejsca na drążku w solarium.
– Powiedziałem, że kończę – rzucił Nick w kierunku papugi.
W tym domu jest z pewnością za dużo zwierząt, pomyślał. Gdyby chodziło jedynie o koty, pewnie nie zwracałby f na to uwagi, ale musi upłynąć sporo czasu, zanim zdoła i przywyknąć do widoku braci Mara rozciągniętych na podłodze i do tego niebieskiego, gadającego ptaszyska. Szczególnie że, zdaniem Carly, ta papuga jest w stanie urwać rękę dorosłemu człowiekowi.
Za każdym razem, gdy spoglądał na ptaka, miał chęć poszukać pary grubych rękawic, których nie zdejmowałby do końca pobytu w Ontario. Z jednej strony paszcza pełna ostrych zębów, z drugiej potężny dziób. Jak tu żyć?
– Och, zapomniałam ci o czymś powiedzieć – odezwała się Carly.
– O Boże, tym razem o czym?
– Nie masz przypadkiem żadnych pomarańczowych ubrań?
– Nie. Dlaczego?
– Pytam na wszelki wypadek. Krakers strasznie się złości na widok pomarańczowego koloru, choć na przykład zupełnie nie przeszkadza jej widok pomarańczy czy marchewek.
Carly nie rozwijała tematu, a Nick na wszelki wypadek nie chciał pytać, co robi rozzłoszczona papuga. Żeby więcej o tym nie myśleć, jeszcze raz powtórzył w pamięci listę słów i znaków migowych, jakimi ma zwracać się do niedźwiedzia. Chyba zdołał zapamiętać już wszystkie. W ciągu paru godzin dowiedział się tyle o zwyczajach niedźwiedzi, że mógłby stać się autorem odpowiedniego hasła w encyklopedii.
Przez całe popołudnie, kiedy pomagał Carly przy oporządzaniu innych zwierząt, opowiadała mu o zachowaniach niedźwiedzi w ogóle i Attyli w szczególności. Potem przećwiczyła go w wydawaniu komend, na które Attyla rzekomo reagował. Mimo to Nick nadal wątpił, żeby niedźwiedź raczył go słuchać. A jeśli niechcący zrobi coś, co wyprowadzi tę bestię z równowagi?
Odpędził przykre myśli, zerknął na zegarek, a potem na aparat telefoniczny.
Zanim wyjechał z Edmonton, poinformował byłego partnera, że wróci za kilka dni. Skoro zamierza przebywać poza domem przez kilka tygodni, musi poprosić Bena o pomoc w opróżnieniu mieszkania. Trzeba zawiadomić go jak najprędzej.
Spojrzał z niepokojem za Carly. Chyba nie zamierzała nigdzie wychodzić, a Ben zawsze tak głośno rozmawia przez telefon... Przypomniał sobie, że widział drugi aparat w jej sypialni, jednak głupio mu było spytać, czy może z niego skorzystać. Musi zaryzykować i zadzwonić od razu. W końcu, choćby Ben krzyczał najgłośniej, jak potrafi, jest mało prawdopodobne, żeby Carly usłyszała jego słowa z drugiego końca kuchni.
– Carly, pozwolisz, że skorzystam z telefonu? Uśmiechnęła się.
– Nie krępuj się. W końcu w połowie należy do ciebie.
Wykręcił numer. Słuchawkę podniosła żona Bena, Ida.
– To ty, Nick? Już wróciłeś?
– Nie, jestem w Kanadzie.
– Miło, że dzwonisz. O mało się nie przewróciłam, kiedy Ben powiedział, że złożyłeś wymówienie. Fakt, że sam poprosił o wcześniejszą emeryturę, ale tak po prostu odejść, w twoim wieku?
– Chyba nie tylko ciebie zaskoczyłem. Spojrzał z niepokojem na Carly, która na szczęście nie przejawiała żadnego zainteresowania rozmową.
– Pewnie odziedziczyłeś kupę forsy, co?
– Wyjaśnię ci wszystko, jak wrócę. Teraz muszę się streszczać, bo korzystam z cudzego telefonu. Ben jest w domu?
– Nie, wyjechał do Lethbridge. Wyniknęły jakieś nowe okoliczności w związku ze śledztwem, które prowadził parę lat temu. Coś mu przekazać?
– Gdybyś mogła. Wygląda na to, że utknę tu na dłużej, niż przypuszczałem. Nie wiem, czy mówił ci, że muszę opuścić dom do końca miesiąca.
– Oczywiście, że tak. Naprawdę powinno istnieć jakieś prawo zakazujące takich działań. Ci właściciele robią, co tylko chcą.
– Masz rację. W każdym razie muszę was prosić o dużą przysługę. Gdyby Ben zdołał zorganizować chłopaków, żeby wynieśli moje rzeczy i złożyli je gdzieś na przechowanie...
Po drugiej stronie słuchawki zaległa nagle cisza. Ida z pewnością zastanawia się dlaczego, skoro odziedziczył tyle forsy, nie wynajmie firmy organizującej przeprowadzki.
– Z pewnością chętnie ci pomoże – rzekła w końcu.
– To świetnie. Zapasowe klucze są u najbliższej sąsiadki. Zadzwonię do niej, żeby ją uprzedzić.
– W porządku. Podaj mi tylko telefon, pod którym Ben mógłby cię złapać, gdyby chciał o coś zapytać.
– Masz czym pisać? – zapytał i podyktował numer.
– Mam nadzieję, że nie wydasz całej fortuny na panienki.
– Z pewnością nie. Dzięki i do zobaczenia. Odłożył słuchawkę.
– Nie mogłam nie słyszeć, o czym mówiliście – wyjaśniła Carly.
– Nie szkodzi. Rozmawiałem z żoną kolegi z pracy. Powinien był powiedzieć, że z byłej pracy, ale jeszcze nie przyzwyczaił się do myśli, że jest bezrobotny, więc kłamstwo przyszło mu bez trudu.
– Musisz się wyprowadzić?
– Tak.
– Wspomniałeś coś o przechowaniu rzeczy. To znaczy, że nie masz gdzie mieszkać?
– Tak jakby. Zacząłem szukać nowego domu, ale jeszcze niczego odpowiedniego nie znalazłem.
– I mimo to zdecydowałeś się tu zostać?
W odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. Specjalnie zmienił temat, pytając, czy może jeszcze zadzwonić do sąsiadki, by uprzedzić ją, że kolega przyjdzie po klucze, i szybko wykręcił numer. Nie miał zupełnie ochoty na dyskusję z Carly na temat powodów, dla których został w Kanadzie.
W sumie był uczciwym człowiekiem i sumienie podpowiadało mu, iż nadszedł czas przyznać się, że został bez pracy. Ale przecież kiedy jej powie, że z dnia na dzień złożył wymówienie, weźmie go za kompletnego idiotę. Poza tym i tak za kilka tygodni zniknie z jej życia, więc po co ma się przyznawać.
Nawet gdyby jej to wszystko wyznał, i tak nie uratuje twarzy, bo przecież siedziała tuż obok, gdy udawał, że załatwia urlop.
Kiedy Hilda odebrała telefon, wyjaśnił, że nie wróci jeszcze przez jakiś czas i że Ben zajmie się w jego imieniu przeprowadzką.
– O nic się nie martw. Będę odbierała listy, tylko podaj mi adres, na wypadek, gdyby nadeszło coś ważnego.
– Wielkie dzięki.
Nick podyktował adres, choć nie sądził, aby miała z niego korzystać. Odłożył słuchawkę, wymieszał sałatę z sosem i postawił miskę na stole. Carly wrzuciła makaron do garnka z wrzącą wodą i przysiadła na krześle.
– Chciałabym ci coś powiedzieć.
– Proszę bardzo. Nie krępuj się.
– Po prostu chcę ci podziękować za to, że zostałeś. Poza tym zdaję sobie sprawę, że musiałeś zrezygnować z urlopu. Co więcej, zdecydowałeś się sprawić kłopot kolegom tylko po to, żeby mi pomóc.
Nick uśmiechnął się z zakłopotaniem. Na twarzy Carly malowała się bezgraniczna wdzięczność i poczuł kolejną falę wyrzutów sumienia. Naprawdę powinien jej powiedzieć, że nie jest aż tak wspaniałomyślny i chęć niesienia pomocy nie jest jedynym motywem jego działań.
Jednak zanim zdążył otworzyć usta, Carly odezwała się znowu:
– Dobrze wiem, co czujesz na myśl o pracy z Attylą.
– Z czasem mi przejdzie – odrzekł skromnie.
– Też tak sądzę. – Uśmiechnęła się w swój niezwykły sposób. – W każdym razie chciałabym, żebyś wiedział, jak bardzo doceniam twoje poświęcenie, zwłaszcza że przyszłość Wild Action na pewno nie leży ci tak bardzo na sercu jak mnie.
Nick znowu uśmiechnął się niewyraźnie. Gdyby tylko wiedziała, jak wiele dla niego znaczy utrzymanie firmy na powierzchni.
Podczas wczorajszej rozmowy Jay poinformował ją, że pojawi się z ekipą jeszcze przed południem. Gdy o jedenastej trzydzieści Carly usiadła na werandzie, wypatrując przybycia filmowców, czuła się, jakby była strzępkiem nerwów.
Spojrzała na Nicka pogrążonego w lekturze scenariusza i wróciła myślami do wydarzeń poranka. Seria ćwiczeń z Attylą wypadła nie najgorzej, co niestety, wcale nie gwarantowało sukcesu podczas kręcenia zdjęć. A jeśli coś pójdzie nie tak jak trzeba, Jay z pewnością zażąda jej głowy.
Nigdy wcześniej go nie spotkała. Z tego, co opowiadał Gus, który spędził tydzień w Los Angeles, uzgadniając szczegóły kontraktu z Jayem i producentem, to cudowne dziecko kinematografii w rzeczywistości okazało się zdecydowanie odpychającym facetem.
Podobno w jednej chwili potrafił być cudowny, żeby w kilka sekund później wybuchnąć gniewem i doprowadzić wszystkich do szału.
Sądząc z rozmowy, jaką z nim przeprowadziła, Jay już jest niezadowolony. Nie ukrywał irytacji faktem, że Gus miał czelność zejść z tego świata przed ukończeniem zdjęć i że przyjdzie mu pracować z uczennicą. Tak właśnie ją wczoraj określił. Zanim ją poznał, założył, że nie jest dostatecznie dobra.
– Czy pod pani kierunkiem niedźwiedź będzie się zachowywał dokładnie tak, jak zostało ustalone? – dopytywał się ponurym głosem.
Oczywiście zapewniła go, że nie ma powodu do niepokoju, ale nie miała wątpliwości, że chętnie wycofałby się ze współpracy, gdyby tylko zdołał znaleźć innego tresowanego niedźwiedzia w tak krótkim czasie.
– A co ze sceną, w której Attyla goni chłopców? – zapytał niespodziewanie Nick.
– To właśnie ta kluczowa scena. Wspominałam ci o niej wczoraj.
– Tak, pamiętam. Ale czy wolno nam dopuścić do tego, żeby ci chłopcy rzucili się do ucieczki przed niedźwiedziem? Sama mówiłaś, że przed Attylą nie wolno uciekać, bo może to rozbudzić w nim instynkt drapieżnika.
– Ale tak naprawdę dzieci i Attyla nie wystąpią razem. Jay oddzielne sfilmuje biegnących chłopców, a dopiero potem sceny pogoni. Później zmontuje poszczególne ujęcia, żeby stworzyć wrażenie ucieczki.
– Teraz rozumiem.
Nick ponownie zagłębił się w lekturze. Carly wciąż nie mogła uwierzyć, że jest tu po to, żeby jej pomóc. Oczywiście, kieruje nim także troska o własny interes, ale który mężczyzna zdecydowałby się zostać akurat wtedy, kiedy poszukuje nowego lokum. A już na pewno mało kto zgodziłby się pracować z niedźwiedziem, niezależnie od tego, ile miałby na tym zarobić. Przecież Nick ma dobrą pracę. Krótko mówiąc, Carly była mu niezmiernie wdzięczna. Mimo że wiedziała, że ich znajomość nie może wykroczyć poza ramy interesów, to pomyślała, że czuje do niego więcej niż wdzięczność.
Ubiegłej nocy nie mogła zasnąć. Leżała przez dłuższy czas, coraz bardziej świadoma, że Nick zajmuje pokój po przeciwnej stronie korytarza, a drzwi do obu sypialni są otwarte, żeby umożliwić choć lekki ruch powietrza. A kiedy rano zszedł na śniadanie, zanim jeszcze zdążył się ogolić, nie mogła nie zauważyć, że wygląda potwornie pociągająco.
Spróbowała odpędzić natrętne myśli. Nick właśnie spostrzegł nadjeżdżającą ekipę i odłożył scenariusz. Wstała i spojrzała w głąb polany. U wylotu drogi pojawiła się kawalkada samochodów. Carly poczuła, że ogarnia ją jeszcze większy niepokój.
Na czele kolumny jechały trzy czarne limuzyny, a za nimi cała kawalkada ciężarówek i przyczep, które miały służyć przybyłym za mieszkania podczas ich pobytu w Wild Action.
Spłoszone króliki schroniły się pod werandą. Wewnątrz domu rozległo się ujadanie psów. Nie cierpiały siedzenia w zamknięciu, ale Carly wolała nie ryzykować. Wokół zapanowało takie zamieszanie, że nie zdziwiłaby się, gdyby szop nagle zaczął złazić z dachu werandy, choć zbudzenie go w ciągu dnia graniczyło z niemożliwością.
– To najprawdziwszy w świecie najazd – zauważył Nick.
Carly spojrzała na niego, zmuszając się do uśmiechu. Miała nadzieję, że nie widać, jak bardzo jest zdenerwowana. To mogłoby go jeszcze bardziej zdeprymować.
Ciężarówki skręciły w kierunku polany, podczas gdy limuzyny zwolniły u stóp werandy. Zanim jeszcze zdążyły się na dobre zatrzymać, z jednej z nich wyskoczyło dwóch chłopców.
– To pewnie te dziesięciolatki – wyszeptała pod nosem, gdy ruszyli w ich kierunku.
– Cześć, jestem Kyle – przedstawił się blondynek, śmiejąc się od ucha do ucha. – A to jest Brock. – Skinął głową w kierunku ciemnowłosego kolegi.
Brock również obdarzył ich szerokim uśmiechem.
– Cześć. To jest Nick, a ja mam na imię Carly – powiedziała, kierując spojrzenie na dwie kobiety, które przybiegły za chłopakami. Widać mamy towarzyszą im na planie.
– Zbyt długo siedzieli w samochodzie. Nie będzie miała pani nic przeciwko temu, żeby się trochę rozejrzeli? Może spalą nieco energii?
– Będziemy miały ich na oku – zapewniła Carly druga kobieta.
– Oczywiście. Tylko proszę pilnować, żeby nie wtykali palców do ptaszarni.
W tym samym czasie kierowcy pozostałych samochodów otwierali drzwiczki, wypuszczając pozostałych pasażerów. Z pierwszego wysiadło dwóch mężczyzn, z drugiego zaś Sanna Westlake i Garth Richards.
Carly skupiła uwagę na mężczyźnie, w którym rozpoznała Jaya Walla. Był to człowiek średniego wzrostu i wagi, z długimi, ciemnymi włosami związanymi w koński ogon. Jego twarz pokrywał rzadki zarost, a na nosie tkwiły okulary w drucianych oprawkach. Ubranie wskazywało, że przynajmniej w ten sposób nie zamierza nikogo epatować. Miał na sobie stare dżinsy, koszulkę z napisem „Na pomoc” i jaskrawą, pomarańczową czapkę baseballową, włożoną daszkiem do tyłu.
Na szczęście Krakers nie może go tu dostrzec ze swojego solarium, pomyślała Carly. Przy pierwszej nadarzającej się okazji musi ostrzec reżysera, że papuga nie znosi tego koloru. Innych też musi uprzedzić, bo z pewnością przynajmniej część ekipy zechce zagościć w domu.
Spojrzała na Nicka.
– Ten facet po trzydziestce to Jay, a ten drugi, koło sześćdziesiątki, to pewnie producent, Brian Goodfellow.
– Jesteś pewna, że nie jest odwrotnie? To właśnie ten drugi ma głowę jak gruszka, niczym sam Alfred Hitchcock.
– Nie, to na pewno producent. Get Real Productions należy właśnie do niego.
– Carly, moja droga, nareszcie się spotykamy – powitał ją Jay, podchodząc do werandy.
Ujął serdecznie jej dłonie i gdyby nie to, że rozmawiała z nim wcześniej, mogłaby pomyśleć, że o niczym nie marzy tak bardzo, jak o współpracy właśnie z nią. Jak na reżysera, był doprawdy świetnym aktorem.
– A to jest Brian Goodfellow – przedstawił towarzysza, który właśnie wkroczył na werandę.
– Goodie, po prostu Goodie, wszyscy mnie tak nazywają. – Producent skinął ku niej przyjaźnie głową.
– No i w końcu nasze gwiazdy! – Jay uczynił szeroki gest w kierunku aktorów stojących na podjeździe.
Sarina i Garth skinęli głowami reszcie towarzystwa i powrócili do przerwanej rozmowy.
– Pozwólcie, że wam przedstawię Nicka Montgomery’ego. To mój nowy wspólnik w Wild Action.
– Ach, tak. – Jay wyciągnął rękę, lecz wyraz jego twarzy mówił wyraźnie, że nie lubi niespodzianek.
– Nick będzie odpowiedzialny za większość scen z Attylą – wyjaśniła Carly.
– Rozumiem, że masz spore doświadczenie w pracy z niedźwiedziami?
– Do tej pory zajmowały mnie głównie koty.
– Duże koty, oczywiście. Lwy, tygrysy, pantery i temu podobne – dodała Carly pospiesznie, posyłając Nickowi spojrzenie mówiące, że nie czas na żarty.
– Tak, rzeczywiście. Ale z Attylą osiągnęliśmy już pełne porozumienie – zapewnił.
Rozmowę przerwały rozradowane okrzyki:
– Jay, zobacz, co my tu mamy!
Carly spojrzała w kierunku, skąd dobiegał głos, i zamarła z przerażenia. Obaj chłopcy właśnie wyłonili się zza rogu domu. Na ramieniu Kyle’a siedziała Krakers.
– Weszliśmy od tyłu do kuchni, żeby napić się wody. Powiedziałem jej cześć i od razu do mnie przyfrunęła – wyjaśniał chłopak z przejęciem.
Za chłopcami pojawiły się obie mamy, wyraźnie nie posiadające się z zachwytu. Ułamek sekundy później Krakers dostrzegła pomarańczową baseballówkę i wydała z siebie przeraźliwy skrzek.
Carly rzuciła się na Jaya.
– Co jest? – krzyknął.
Mimo że próbował się uchylić, Carly dosłownie w ostatniej chwili zdołała zedrzeć mu czapkę z głowy. W tym samym momencie nadleciała papuga, wyrwała jej zdobycz z ręki i odfrunęła na barierkę, gdzie zasiadła, nerwowo potrząsając głową, z dziobem zaciśniętym na pomarańczowej tkaninie.
– Możecie jej kazać to powtórzyć? – zapytał Brock.
– Pewnie. Jay, chcesz to zobaczyć jeszcze raz? – Nick próbował rozładować atmosferę.
Reżyser posłał mu gniewne spojrzenie.
– Mam nadzieję, że jesteś lepszym treserem niż komediantem. – Przygładził ręką włosy. – Trzymajcie te dzieciaki z dala od zwierząt – rzucił ostro w kierunku matek chłopców.
Kiedy obie zgodnie przytaknęły, skierował wściekły wzrok na Carly.
– Strasznie mi przykro – wyjąkała. – To przez ten kolor. Czasami pomarańczowy doprowadzają do furii.
Wyraz twarzy reżysera zdradzał, że najchętniej urwałby Krakers głowę.
– Ciesz się, że nie zatopiła tych szponów w twojej czaszce – ratował sytuację Goodie. – Gdyby to się stało, chyba uwierzyłbym, że nad tym filmem naprawdę wisi jakieś fatum. Ale chodźmy już. Trzeba sprawdzić, czy sprzęt dotarł na miejsce bez uszkodzeń.
Jay nie oponował.
– Wpadniemy tu znowu po lunchu. Chciałbym, żebyście pokazali nam niedźwiedzia. I jeszcze jedno. Gdybyście mogli w czasie naszego pobytu trzymać papugę w klatce...
– Niestety, ten ptak jest przyzwyczajony do przebywania na wolności, więc nie możemy wsadzić go na miesiąc za kratki. Po prostu musisz wszystkich ostrzec, żeby nie nosili niczego pomarańczowego.
– Może kucharz ma jakiś przepis na potrawkę z papugi – mruknął Jay w odpowiedzi.
Umieszczenie Krakers z powrotem w solarium zajęło Carly co najmniej kwadrans. Przez ten czas papuga zdołała porwać czapkę na strzępy.
Wprawdzie przez cały czas, kiedy próbowała nakłonić Krakers do powrotu do kuchni, Nick kręcił się w pobliżu, ale nawet nie próbował jej pomóc. Chyba niepotrzebnie mu zdradziła, że papuga ma dość siły, by urwać człowiekowi rękę.
Właśnie umieściła Krakers na jej drążku, kiedy zadzwonił telefon.
– Nie waż się poruszyć – powiedziała do ptaka i sięgnęła po słuchawkę.
– Witaj, kochanie – powitał ją znajomy głos matki.
– Mama? Cześć. Coś się stało?
– Nie, skądże. Chciałam tylko zapytać, czy wiesz już może, kiedy przyjadą ci filmowcy.
– Jeśli chodzi o ścisłość, pojawili się gdzieś pół godziny temu.
– To świetnie. I co? Wszystko w porządku?
– Całkowicie – zapewniła Carly z udawanym przekonaniem, drżąc na myśl, że Attyla może ją zawieść.
Czy miała wyjaśniać, że nieprzytomnie przystojny mężczyzna mieszka z nią pod jednym dachem, cała horda ludzi zakłada obozowisko na jej terenie, a przed chwilą Krakers omal nie oskalpowała reżysera, od którego zależy przyszłość Wild Action?
– Nie chcę ci przeszkadzać, Carly, ale strasznie jesteśmy ciekawi, jak ci poszło w Toronto. Jak ten bratanek Gusa przyjął wiadomość, że należy mu się tylko połowa spadku?
– Całkiem nieźle – mruknęła i rozejrzała się. Nick nadal kręcił się w pobliżu. – Nawet zgodził się zostać tu na czas kręcenia filmu. Pomaga mi w pracy z Attylą.
– Naprawdę? – Ton, jakim to powiedziała, świadczył, że mama nie posiada się z ciekawości.
Jednak Carly nie miała najmniejszej ochoty odpowiadać na dalsze pytania w obecności Nicka.
– Mamo, mam kupę roboty i muszę już lecieć. Zadzwonię za parę dni i powiem wam, kiedy macie przyjechać.
– Dobrze, kochanie. Nie możemy się już doczekać. Tata się do tego nigdy nie przyzna, ale czas mu się dłuży, odkąd przeszedł na emeryturę, więc obecność na planie filmowym będzie dla niego pewnym urozmaiceniem. A Lisa wprost nie może doczekać się spotkania z Garthem Richardsem.
– Zadzwonię, jak tylko trochę się tu uspokoi. Na razie. – Carly odłożyła słuchawkę. – To moja matka – zwróciła się do Nicka. – Rodzice i siostra chcą tu przyjechać na kilka dni, żeby zobaczyć filmowców przy pracy.
– Siostra mieszka z rodzicami?
– Nie, jest mężatką. Lisa jest o rok starsza ode mnie, ale ma fioła na punkcie Gartha Richardsa. Jest nauczycielką, więc teraz ma wakacje.
Zastanawiając się, co powie rodzina na widok faceta, z którym przyszło jej dzielić dom, Carly wróciła do Krakers, żeby namówić ją do zajęcia miejsca w klatce. W odpowiedzi na jej prośby papuga tylko ukryła głowę pod skrzydłem, jakby chciała się stać niewidoczna.
– Wydawało mi się, że mówiłaś, że nie znosi siedzieć w zamknięciu za dnia – zauważył Nick z przekąsem.
Carly posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. Wcale nie zachwycił ją sposób, w jaki potraktował Jaya. Byłoby o wiele lepiej, gdyby nie stanął po stronie papugi.
– Musi się nauczyć, że nie wolno jej tak postępować. Poza tym chcę, żeby Jay się przekonał, że jesteśmy otwarci na współpracę. Krakers, właź do środka.
Papuga przesunęła się na drążku i uderzyła pazurami w pręt klatki.
– Do środka – powtórzyła Carly. – Jak będziesz grzeczna, to wypuszczę cię na kolację.
Krakers ponownie kopnęła klatkę, obdarzyła opiekunkę niechętnym spojrzeniem i w końcu wlazła do środka.
– I zapamiętaj, że tak będzie zawsze, ilekroć podobny pomysł zrodzi się w tym twoim ptasim móżdżku! – Carly dokładnie zaryglowała drzwiczki. – A jeśli chodzi o ciebie – zwróciła się do Nicka – to może raczysz mi wyjaśnić, czy naumyślnie starałeś się wyprowadzić Jaya z równowagi?
– O co ci chodzi? Po prostu powiedziałem, że nie zamierzamy trzymać Krakers przez cały miesiąc w klatce.
– Nie o to mi chodzi. Po co mu mówiłeś o kotach? Gdybyś dodał, że masz na myśli kota sąsiadki, chyba bym cię zamordowała. A chwilę później zapytałeś, czy chce, żeby Krakers rzuciła się na niego znowu. Co, do diabła, chciałeś osiągnąć?
– Ten facet to bałwan, więc...
– To nie ma nic do rzeczy. Nam chodzi tylko o to, żeby wyrobił sobie jak najlepsze zdanie o Wild Action i żeby polecił nas przyjaciołom po powrocie do Los Angeles.
– Ktoś taki jak on nie może mieć żadnych przyjaciół. I przestań traktować mnie jak dziecko. Może i posiadasz pięćdziesiąt jeden procent firmy, ale to nie znaczy, że możesz mnie pouczać, jak mam się zwracać do innych.
– Wcale tego nie robię. Po prostu zasłużyłeś na trochę konstruktywnej krytyki, lecz jak widzę, nie jesteś w stanie jej przyjąć. Wiesz co? Jesteś taki sam jak Gus.
– Co ty powiesz? To dlaczego mówisz to takim tonem, jakbyś chciała mnie obrazić? Jeszcze wczoraj twierdziłaś, że Gus był najlepszym z ludzi.
– Owszem, tylko nie wtedy, kiedy upierał się przy swoim. Nawet osioł by się przy nim zawstydził.
Nick odwrócił się na pięcie i ruszył ku wyjściu.
– Dokąd idziesz? – zagrzmiała Carly, gdy nacisnął na klamkę.
– Zawstydzić osła.
– Tu go nie znajdziesz.
– To spróbuję się zmierzyć z kucami.
Dla lepszego efektu pozwolił, by drzwi same zamknęły się za nim z trzaskiem. Szedł wzdłuż ściany domu, starając się nie dopuszczać myśli, że nagana, której udzieliła mu Carly, nie była całkiem bezpodstawna. Jednak na widok kogoś takiego jak Jay Wall nie był w stanie powstrzymać się od uwag, które powinien zatrzymać dla siebie.
Postanowił sprawdzić, co się dzieje na terenie obozowiska. Przy okazji postara się nieco ochłonąć.
Ekipa miała cztery generatory prądu na kołach, piętnaście ciężarówek pełnych sprzętu i co najmniej drugie tyle przyczep przewozowych i mieszkalnych. Napis na jednej z nich i rozstawione wokół stoliki i krzesła wskazywały, że znajduje się tam kuchnia.
W obozowisku było rojno i gwarno. Wszyscy sprawiali wrażenie bardzo zajętych, więc Nick po prostu rozglądał się wokół, starając się oderwać myśli od Carly. Był jednak na tyle wyprowadzony z równowagi, że nie przychodziło mu to łatwo.
Zupełnie nie podoba mu się sposób, w jaki się do niego zwraca, zupełnie jak żandarm w przebraniu, i gdyby nie to, że wykład, jaki mu zrobiła, kompletnie go zaskoczył, z pewnością wygarnąłby jej to i owo. Nie znosi despotycznych kobiet.
Spojrzał w kierunku domu i doszedł do wniosku, że powinien już wracać. Jeśli nie będzie go na miejscu, kiedy Jay i Goodie przyjdą zobaczyć Attylę, Carly nie zawaha się go zabić. Poza tym zaczyna być głodny i jak się pospieszy, może jeszcze dostanie coś do jedzenia.
Zawrócił i był mniej więcej w połowie drogi, kiedy nagle, jak spod ziemi, wyrosła przed nim nieznajoma kobieta. Miała trochę ponad trzydzieści lat, rude włosy i przesadny makijaż, i wyglądała całkiem atrakcyjnie, choć nieco wyzywająco.
– Cześć – rzekła na powitanie i obdarzyła go uśmiechem, który musiała wielekroć ćwiczyć przed lustrem.
Nick zatrzymał się.
– Widziałam, jak rozmawiałeś z Jayem i Goodiem zaraz po przyjeździe, więc pewnie jesteś...
– Nick Montgomery – przedstawił się. – Jestem nowym współwłaścicielem Wild Action.
– Naprawdę? Mówiono mi, że Gus Montgomery zmarł i teraz Carly zajmuje się agencją.
– Jestem tu od niedawna.
– Rozumiem. Pozwól, że się przedstawię. Barbara Hunt. Jestem kierowniczką planu. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy można tu trochę pospacerować. Wolałabym nie paść kolejną ofiarą papugi.
– Chwilowo jesteś bezpieczna. Krakers została zamknięta. A na przyszłość po prostu nie ubieraj się na pomarańczowo.
– Ach tak. – Wzruszyła ramionami. – Na szczęście nie do twarzy mi w tym kolorze. No to do zobaczenia – dodała i odeszła.
Nick odwrócił się w kierunku domu. Carly stała na werandzie w towarzystwie brodatego chudzielca, który najwyraźniej był nią wybitnie zainteresowany.
Nie wiedząc czemu, poczuł przypływ irytacji. Przecież nawet zanim poznał jej wady, zdawał sobie sprawę, że to nie czas i nie miejsce na jakiekolwiek zaangażowanie. W dodatku Carly w niczym nie przypomina jego ideału kobiety.
Wchodził po schodach na werandę, zastanawiając się, czy powinien zatrzymać się i przywitać z nieznajomym, czy przejść obojętnie obok, nie przeszkadzając im w rozmowie.
Jednak Carly nie pozostawiła mu wyboru.
– Nick, poznaj Royce’a Chalmersa. Royce pracował już z Gusem i ze mną przy kilku filmach dokumentalnych, a w „Na pomoc” jest głównym kamerzystą. Choć może teraz – zwróciła się do nieznajomego – powinnam cię przedstawić jako kierownika zdjęć.
Royce roześmiał się w sposób, który Nick uznał za zdecydowanie nieprzyjemny.
– Mamy za sobą dopiero niecały tydzień, a Jay zdążył już wyrzucić kierownika zdjęć. Kilka rolek filmu gdzieś się zapodziało i Jay Wścieklica zwalił całą winę na niego – wyjaśnił Royce.
– Jay Wścieklica?
– Tak go tu wszyscy nazywamy, oczywiście za jego plecami. Niebawem zrozumiesz albo raczej usłyszysz dlaczego.
– Co się stało? – zapytał Nick, widząc niepokój malujący się na twarzy Carly.
– Nic takiego, tylko Royce mówi, że Jay słynie z wyrzucania pracowników. Nawet już nie zatrudnia asystentów, bo i tak zawsze pozbywa się ich po kilku dniach.
– To znaczy, że pracowałeś z Jayem już wcześniej?
– Nick skierował pytanie do kamerzysty.
– Tak. Jay kręcił kilka innych filmów w Toronto, a ma zwyczaj korzystać z miejscowych ekip.
Przez chwilę nikt nic nie mówił. W końcu Carly spojrzała na Nicka i jej ciekawość wzięła górę.
– Kim była ta ruda kobieta, z którą przed chwilą rozmawiałeś?
Zanim zdążył otworzyć usta, Royce pospieszył z odpowiedzią:
– To Barbara Hunt, kierowniczka planu. – Rozejrzał się wokół, jakby chciał się upewnić, czy nikt nie podsłuchuje. – Może powinienem wprowadzić was w szczegóły, żebyście nie strzelili jakiejś gafy.
Spacer po lesie
– Barb jest żoną Briana Goodfellowa – ciągnął Royce.
– Naprawdę? Przecież jest od niej o wiele starszy, prawda? – Carly nie posiadała się ze zdziwienia.
– Owszem. Jest też o wiele bogatszy i to pewnie czyni go szczególnie atrakcyjnym. W każdym razie Jay wcale nie chciał jej zatrudniać, ale musiał, bo przecież to Goodie finansuje film. Jednak mniej więcej w tydzień po tym, jak podpisała kontrakt, o coś strasznie pokłóciła się z mężem. Oboje są bardzo wybuchowi i chimeryczni.
– Zrobiła na mnie wrażenie całkiem normalnej – wtrącił Nick.
– Oczywiście, nie powinno się wierzyć plotkom, ale niektórzy twierdzą, że Barb wyciągnęła pistolet i wycelowała w przyrodzenie Goodie’ego.
Nick poczuł na plecach dreszcz.
– Niezależnie od tego, jak było naprawdę, Goodie kazał jej zbierać manatki i wszystko wskazuje na to, że Barb zostanie jego czwartą eksżoną.
– Mój Boże, i mimo to nadal chce pracować przy tym filmie? Przecież musi czuć się okropnie.
– To prawda. Zresztą nikt nie może czuć się dobrze, wiedząc, że zarówno reżyser, jak i producent najchętniej by się go pozbyli.
– To dlaczego nie odejdzie?
– Barb twierdzi, że nie zrezygnuje z pracy tylko dlatego, że jej obecność nie jest w smak Goodie’emu. Co więcej, sam fakt, że mu przeszkadza, sprawia jej wyraźną satysfakcję. Jednak według mnie zdecydowała się zostać głównie dlatego, że upatruje w tym filmie swoją wielką szansę. Od lat pracuje na planie, lecz dotychczas nikt nie zaproponował jej kierownictwa. Zresztą, jak sami się przekonacie, nie bez racji.
– No dobrze, ale skoro, jak mówiłeś, Jay nie waha się wyrzucać ludzi, dlaczego jej nie zwolni?
– O ile wiem, to próbował, ale Barb nie należy do ludzi, którzy się łatwo poddają. Przyszła do jego biura w towarzystwie prawnika i postraszyła sądem za niewypełnienie warunków umowy. Ostrzegła, że zrobi wszystko, żeby wstrzymać produkcję. To by kosztowało fortunę, więc jak sądzę, wybrali mniejsze zło. No, ale muszę już lecieć. Chciałem się tylko przywitać, zanim znowu wyjadę do Toronto. Właśnie mówiłem Carly – zwrócił się do Nicka – że jakimś przeklętym trafem nie spakowaliśmy filtrów do kamery. Muszę pojechać i je znaleźć, bo inaczej nie będziemy mogli jutro kręcić. Na szczęście mam własny samochód, więc mogę zniknąć na parę godzin, nie informując Jaya, że ktoś znowu nawalił.
– Ominie cię lunch. Właśnie miałam zamiar coś upichcić, więc może zechcesz się do nas przyłączyć – zaoferowała Carly.
– Dziękuję, ale nie mam czasu. Jedno wam powiem. To jest najbardziej pechowy film w całej mojej karierze.
– Jesteś już drugą osobą, która tak uważa. Goodie otwarcie powiedział, że ciąży nad wami jakieś fatum – przypomniał Nick.
– Więc Goodie też jest tego zdania? Grube ryby zazwyczaj udają, że wszystko jest w porządku, ale widocznie nagromadziło się już tyle problemów, że nie sposób dłużej milczeć.
Kiedy Royce wreszcie się oddalił, Nick przestał udawać obojętność.
– Jak sądzisz, ten pech, który ich prześladuje, zwiększa szanse na to, że zostanę pożarty przez niedźwiedzia?
– Przestań się wygłupiać. Attyla na pewno cię nie zje. Filmowcy są okropnie przesądni i często mówią, że nad ich filmem wisi jakieś fatum albo inna klątwa, ale to wcale nie znaczy, że mają rację. To tak, jakbyś wierzył, że nieszczęścia chodzą parami.
Nick zmusił się do uśmiechu. Czyżby Carly nie wiedziała, że to szczera prawda? Wystarczy spojrzeć na niego. A skoro nie wie, że niektóre przesądy mają uzasadnienie w faktach, jak może mieć pojęcie o tym, co to fatum? Miał tylko nadzieję, że jej wiedza na ten temat nie pogłębi się przy okazji przedstawiania Attyli Jayowi i Goodie’emu.
– Nick?
– Słucham.
– Chciałam cię tylko uprzedzić, że Attyla nie znosi, gdy ktoś wrzeszczy. Wtedy potrafi się naprawdę zdenerwować.
– Dziękuję za słowa otuchy, szczególnie że, jak oboje wiemy, Jay słynie z wrzasków. – Nick poczuł gwałtowny skurcz żołądka. – Musimy go jakoś powstrzymać.
– Dobrze, tylko pozwól, że sama się tym zajmę. Ty mógłbyś go urazić.
– Myślisz, że mu powiem, że jeśli choć raz podniesie głos, kiedy będę na wybiegu z Attylą, to nie zawaham się go z zabić?
– No, coś w tym rodzaju.
– Dobrze więc. Pozostawię ci wyjaśnienia, rezerwując sobie prawo do wykonania wyroku.
– Wcale nie jest tak wielki, prawda, Goodie? – Jay nie krył rozczarowania.
Nick spojrzał na Carly zbolałym wzrokiem. Gdyby Jay stał po tej samej stronie ogrodzenia co oni, z pewnością doceniłby rozmiary Attyli.
– Powinienem był poszukać grizzly albo może niedźwiedzia polarnego.
– Tylko wtedy film nie trzymałby się kupy – zauważył producent. – Przecież zgodnie ze scenariuszem dzieciaki gubią się w lesie na północy stanu Nowy Jork, a tam raczej nie występują ani grizzly ani, tym bardziej, białe niedźwiedzie.
– No tak, chyba masz rację. Po prostu wolałbym, żeby był większy.
– Jak na ten gatunek niedźwiedzia, Attyla osiągnął wręcz imponujące rozmiary. A kiedy stanie na dwóch łapach... Nick, pokaż panom.
– Attyla, wstań – polecił Nick i z trudem ukrył ogarniające go poczucie ulgi, gdy niedźwiedź posłusznie podniósł się na tylnych łapach. Mimo wszystko nie pozbył się podejrzeń, że pewnego razu Attyla nie usłucha polecenia, tylko rzuci się na niego z pazurami.
– Dobry chłopiec. A teraz się przywitaj – dodał, wykonując odpowiedni znak ręką.
Attyla wydał pomruk, po czym wykonał kilka kroków w kierunku Jaya i Goodie’ego.
Omal się nie poprzewracali, wycofując się w popłochu.
– Mam nadzieję, że ogrodzenie jest pod napięciem – upewnił się Jay z odległości kilku metrów.
– Nie, nie ma takiej potrzeby.
– A nie denerwują go żadne kolory?
– Nie. Mówiłam już, że nie znosi tylko krzyku.
– Jay, chcesz wejść do środka i dać mu kurczaka? Nick wskazał na wiadro pełne mięsa, udając, że nie widzi spojrzenia, jakim obrzuciła go Carly.
Wciąż jeszcze miał żal o wykład, jaki zrobiła mu rano, i nie zamierzał dawać podstaw do myślenia, że będzie jej słuchał.
– Może innym razem... – Głos Jaya brzmiał niepewnie.
– A ty, Goodie?
– Nie, dziękuję. Jestem alergikiem, więc wolę nie podchodzić zbyt blisko.
– Jest coś szczególnego, co chcielibyście zobaczyć? – zapytała Carly.
Nick przesłał jej karcące spojrzenie. Po co kusić los?
– Nie. Przede wszystkim chcieliśmy sprawdzić, jakich jest rozmiarów, żeby przygotować odpowiednio duży manekin.
– Jaki manekin? – zdziwił się Nick.
Jay spojrzał na niego jak na idiotę, a Carly błyskawicznie pospieszyła z wyjaśnieniami:
– Zwykle odpowiednie oświetlenie planu zajmuje dwie do trzech godzin i w tym czasie używa się manekinów.
Nick zupełnie nie wiedział, po co dodatkowo oświetla się plan, a zwłaszcza już w biały dzień, ale postanowił nie ujawniać swej ignorancji. Pewnie, pomyślał, chodzi o grę świateł i cieni.
– A z czego będzie manekin? – zapytała Carly.
– Niech cię już o to głowa nie boli. Pomyśleliśmy o wszystkim. Wystarczy, że ten niedźwiedź potrafi wykonać to, co jest przewidziane w scenariuszu. Jeśli o mnie chodzi, zobaczyłem już to, co chciałem. Chyba że... – Wskazał dłonią na basen wewnątrz wybiegu. – Lubi pływać?
– Uwielbia, jak wszystkie niedźwiedzie.
– W takim razie może powinienem to wykorzystać.
– Jay? – zawołał ktoś z oddali.
Oczy wszystkich zwróciły się w stronę mężczyzny podążającego w ich kierunku.
– Musiało się wydarzyć coś naprawdę niezwykłego. W przeciwnym wypadku nikt by nie biegł w taki upał – szepnął Nick do Carly.
– Znowu złe wieści – oznajmił przybysz.
– Co się, do cholery, dzieje z tym filmem? – nie wytrzymał Goodie.
Jay także nie krył zniecierpliwienia.
– Co tym razem?
– Właśnie dzwonili z laboratorium. Spieprzyli całą robotę. Wszystkie wczorajsze zdjęcia są do niczego.
– Co?! – wrzasnął Jay. – Chcesz przez to powiedzieć, że trzeba powtórzyć cały dzień?
Attyla ryknął złowieszczo, co sprawiło, że Nick zamarł z przerażenia.
– Nic się nie stało – powiedziała Carly najspokojniej, jak umiała, kiedy Jay odskoczył przerażony. – Ale wszyscy musimy naprawdę pamiętać, żeby nie krzyczeć.
– Nie życzę ci, żeby się na ciebie zezłościł – dodał Nick od siebie.
– W porządku – odparł Jay niechętnie, rzucając kolejne złe spojrzenie w kierunku niedźwiedzia, po czym ponownie zwrócił się do przybysza: – Ale co się, do diabła, stało? – wyszeptał z wściekłością.
– Sami nie wiedzą. Zaklinają się, że to nie ich wina i że film musiał być prześwietlony przed założeniem.
– Czy to możliwe? – zapytał Goodie.
– Nie, chyba że ktoś zrobiłby to naumyślnie. Ale według mnie laboratorium po prostu chce zwalić na kogoś winę. – Jay nie posiadał się z gniewu.
– Czy w związku z tym masz dla mnie jakieś polecenia? – dopytywał się mężczyzna.
– Mógłbyś pojechać do laboratorium i ich wszystkich powystrzelać. Choć to też bez sensu. Co się stało, to się już nie odstanie. – Jay z rezygnacją skierował wzrok na niedźwiedzia. – No dobrze, przygotujcie go na rano. Choć, na Boga, sam nie wiem, jak zdążycie go wyszczotkować.
– Wyszczotkować? – zdumiała się Carly.
– Chyba widzicie to skudlone futro, zwisające mu po bokach. Zanim zaczniemy zdjęcia, trzeba je wyczesać.
– A realia? – Nick przypomniał sobie wcześniejsze uwagi Goodie’ego. – Przecież akcja filmu toczy się w lipcu, a jest to właśnie okres linienia niedźwiedzi. Jak go wyczeszemy, przestanie wyglądać autentycznie.
Nick pod żadnym pozorem nie zamierzał szczotkować Attyli, zwłaszcza że nie był pewien, jak niedźwiedź zareagowałby na taką operację.
– Nie będzie wyglądał tak dziko i groźnie – wtrącił Goodie.
– No dobrze. – Jay zdjął okulary i jeszcze raz zmierzył niedźwiedzia wzrokiem. – Będziemy kręcić tak jak jest i sprawdzimy, jak wygląda na zdjęciach próbnych. Oczywiście pod warunkiem, że laboratorium znowu czegoś nie spieprzy. Na wszelki wypadek – zwrócił się do Nicka – chcę cię uprzedzić, że zaczynamy od sceny, w której Attyla rusza w pościg za chłopcami.
– Ach, tak – odezwała się Carly.
Nick przyjrzał się jej i przeszedł go dreszcz niepokoju. Znał już Carly na tyle dobrze, by wiedzieć, że coś jest nie tak. Czyżby oznaczało to, że mimo wcześniejszych zapewnień nie jest przekonana, że Jay będzie oddzielnie filmował uciekających chłopców, a dopiero potem goniącego ich niedźwiedzia?
– O co chodzi? – zapytał Jay głosem nie znoszącym sprzeciwu. – Przecież widzi, jakie znaki przekazuje mu Nick, prawda?
– Tak, oczywiście. Tylko że...
– Zawsze słyszałem, że niedźwiedzie są prawie tak ślepe jak nietoperze – odezwał się Goodie.
Nick nawet nie próbował prostować, że w rzeczywistości nietoperze nie są całkowicie pozbawione wzroku. Cała jego ciekawość skierowana była na Carly i powód jej niepokoju.
– Połowa badaczy utrzymuje, że niedźwiedzie mają kiepski wzrok, pozostali są innego zdania. Jeśli chodzi o Attylę, nic nie wskazuje na to, żeby źle widział.
– No to w czym problem? – Jay nie dawał za wygraną.
– Tak naprawdę to nie ma żadnego problemu, tylko myślałam, że najpierw będziesz kręcił łatwiejsze sceny, w których niedźwiedź idzie śladem dzieci. Łatwiej by mu było potem przejść do trudniejszych zadań.
– Tylko że ja akurat muszę mieć pewność, że właśnie z tych trudnych potrafi się wywiązać.
– Jay, otóż zapewniam cię, że Attyla może uchodzić za Roberta de Niro pośród niedźwiedzi. Potrafi zagrać wszystko – powiedział Nick z głębokim przekonaniem.
Carly posłała mu spojrzenie mówiące, że nie powinien był kłamać. Skoro chce odłożyć te zdjęcia na później, widać wie, co mówi.
– W takim razie jutro kręcimy scenę pogoni – obwieścił Jay – a teraz przejdziemy się z Goodiem po lesie, żeby wybrać odpowiednie plenery. Dzięki temu ekipa będzie mogła zacząć przygotowania już o świcie. Dam wam znać, gdzie i o której macie przyprowadzić niedźwiedzia.
– Mogę wam towarzyszyć. Nie znacie przecież tego lasu i łatwo możecie zabłądzić.
– Nie mam w zwyczaju błądzić. Poza tym, kiedy robiliśmy wstępne ustalenia, Gus narysował mi mapkę zawierającą miejsca, które powinny mi się spodobać.
– Wiem, mówił mi o tym – przytaknęła.
A mówił też, że jak już wybiorę odpowiednią scenerię, trzeba będzie wyciąć ścieżkę albo i dwie, żeby przetransportować sprzęt? Słono mnie kosztowało umieszczenie tego warunku w kontrakcie.
– Owszem. Dokładnie czytałam kontrakt.
– To dobrze. – Jay uśmiechnął się cierpko na pożegnanie i zwrócił się do Goodie’ego. – Pozostaje nam tylko odszukać twoją żonę i...
– Nie możesz przestać nazywać jej moją żoną?
– Więc pozostało nam tylko odnaleźć Barbarę i ruszyć w drogę. Wątpię, żebyśmy znaleźli taki plener, który nie wymaga żadnego retuszu.
– I może w końcu uda nam się ją zgubić – zamruczał Goodie pod nosem.
Nick poczekał, aż się oddalą, po czym zapytał:
– A jeżeli Jay będzie nalegał, żeby kręcić scenę pościgu z Attylą i chłopcami jednocześnie?
– Nie sądzę, żeby miał taki zamiar, a nawet jeśli tak, wyjaśnię mu, że to niebezpieczne, a na dodatek postaram się, żeby matki obu chłopców były obecne przy rozmowie.
– Więc dlaczego miałaś taką zmartwioną minę, kiedy Jay powiedział, że chce kręcić właśnie tę scenę? I po co próbowałaś odwlec ją na później?
– Po prostu – odrzekła, rozgrzebując czubkiem buta ziemię – chciałam dać ci więcej czasu na przygotowania.
– Ale dlaczego?
– Bo nie ma nic trudniejszego, niż zmusić Attylę do biegu na zawołanie – wyznała w końcu z nieszczęśliwym wyrazem twarzy.
Kiedy sprzątali wspólnie po kolacji, Carly robiła, co mogła, by nie patrzeć w stronę Nicka. Jednak w końcu musiała się poddać. Praktycznie cały czas spędzali razem i coraz trudniej przychodziło jej ukryć oczarowanie jego osobą.
Ilekroć ich spojrzenia się spotykały, Nick uśmiechał się zniewalająco, co powodowało, że dreszcze przechodziły jej po plecach. Próbowała wziąć się w garść, lecz zauroczenie okazało się silniejsze niż rozsądek. Obecność Nicka rozpraszała ją do tego stopnia, że miała kłopoty z koncentracją, choć bez przerwy powtarzała sobie, że musiałaby być niespełna rozumu, by zaangażować się w ten związek. Przecież wie, że Nick musi wyjechać, więc po co utrudniać rozstanie?
Na pewno istnieją kobiety, dla których wybór między uczuciem a rozumem nie stanowi problemu, jednak Carly, niestety, nie jest jedną z nich.
Poza tym nawet gdyby miał zostać tu na zawsze, daleki jest od ideału. Po prostu jego obecność kosztuje ją zbyt wiele nerwów.
Jay Wall jest tu dopiero od kilku godzin, a mimo to, ilekroć Nick otworzył usta, modliła się, by nie powiedział niczego, czym mógłby wyprowadzić go z równowagi.
– Carly?
Na dźwięk swojego imienia odwróciła się od zlewu.
Nick stał zdecydowanie za blisko, tak blisko, że czuła ciepło bijące od jego ciała i szczerość płynącą z utkwionych w sobie szarych oczu.
Czując jakieś dziwne procesy zachodzące w jej ciele, Carly spróbowała skierować myśli na całkiem obojętny temat.
– Bardzo się cieszę, że Dylan obiecał pomóc nam przy zwierzętach. Naprawdę nie wiem, jak byśmy dali sobie radę bez niego, kiedy oboje będziemy zajęci przy filmie. To taki odpowiedzialny chłopak, całkiem inny niż reszta nastolatków.
– Owszem. Sądząc po tym, co widziałem, sprawuje się nadzwyczaj dobrze.
Carly odniosła wrażenie, że zbliża się do niej coraz to bardziej, i już miała skorzystać z ostatniej drogi ucieczki wzdłuż blatu, gdy bracia Marx podnieśli okropny rejwach i rzucili się ku wyjściu, płosząc po drodze wszystkie trzy koty.
– Goście! – obwieściła Krakers na dźwięk pukania do drzwi.
Carly odetchnęła, choć sama nie była pewna, czy kieruje nią poczucie ulgi, czy też rozczarowania.
– Właśnie zastanawiałam się, ile czasu upłynie, zanim ktoś z ekipy czegoś od nas zechce – skomentowała i ruszyła w kierunku drzwi. – Gus zapewniał mnie, że są całkowicie samowystarczalni i nie będą nas niepokoić, ale ani przez chwilę mu nie wierzyłam – dodała, widząc, że Nick udaje się za nią.
Uciszyła psy i otworzyła drzwi. Na progu stał znajomy kamerzysta.
– Widzę, że udało ci się wrócić przed zapadnięciem zmroku.
– Przyjechałem już ze dwie godziny temu. Jakiś kretyn zostawił filtry w przechowalni, gdzie trzymamy resztę sprzętu, ale na szczęście udało mi się je szybko znaleźć.
– Proszę, wejdź do środka. Właśnie siadaliśmy, żeby napić się kawy – zaproponowała niezbyt pewna, czy chce, żeby Royce przyjął zaproszenie, czy też wolałaby zostać sam na sam z Nickiem.
– Nie, dziękuję. Wpadłem tu tylko po Jaya. Wszyscy na niego czekają, ze mną na czele. Pozostało jeszcze parę spraw do obgadania, skoro mamy jutro kręcić. Nawet nie wiemy, gdzie rozstawić sprzęt.
– Ale jego tu nie ma.
– Jak to nie ma? W takim razie gdzie się podziewa?
– Pewnie jest gdzieś na terenie obozowiska – zasugerował Nick.
– Niemożliwe. Wszyscy szukają go od kilku godzin. Ani Jay, ani Goodie nie pojawili się na kolacji, dlatego pomyślałem, że pewnie ich zaprosiliście. Goodie’emu nie zdarza się opuszczać posiłków.
– Może pojechali do restauracji w Port Perry?
– Albo zgubili się w lesie – wtrącił Nick.
– O Boże! – Carly zrozumiała, że Nick może mieć rację. – A Barbara Hunt była na kolacji?
– Nie mam pojęcia. Mogłem ją przeoczyć wśród tylu ludzi.
– To sprawdź, czy jest na miejscu – polecił Nick. – Też miała iść do lasu, więc jeśli jej nie ma, to znaczy, że...
– Poszła razem z Goodiem? Więc równie dobrze może już leżeć w grobie.
Nick uśmiechnął się cierpko.
– Poczekaj, pójdziemy razem. Jeśli żadne się nie pokazało, trzeba będzie rozpocząć poszukiwania i znaleźć zaginionych, zanim komary zeżrą ich żywcem.
Carly pomyślała, że nie tylko komary mogą zagrozić ich życiu. Okolica słynie z tego, że pojawiają się tu naprawdę dzikie niedźwiedzie.
Nie była pewna, czy powinna o tym wspominać. Jeśli to uczyni, mogą nie znaleźć chętnych do poszukiwań. A i tak, jeśli będą robić dużo hałasu, żaden niedźwiedź nie odważy się do nich zbliżyć.
Postanowiła zachować wiedzę o czyhających niebezpieczeństwach dla siebie – przynajmniej do czasu, dopóki nie znajdą się w lesie.
– Znasz dobrze okolicę? – zapytał Nick.
– Owszem, a poza tym Gus powiedział mi, które miejsca polecił Jayowi i zaznaczył na mapce. Chociaż skoro nie ma ich już tak długo, Bóg raczy wiedzieć, dokąd mogli zajść. Weźmiemy ze sobą braci Mara, mogą się przydać.
Na razie zostawili psy w domu i wszyscy troje udali się do obozowiska, żeby sprawdzić, czy ktoś widział Barb.
Okazało się, że zniknęła, tak samo jak pozostali. Royce zawiadomił ludzi, że Jay, Goodie i Barbara zabłądzili gdzieś w lesie i zajął się zbieraniem chętnych do poszukiwań. Wszyscy musieli przebrać się w długie spodnie i bluzy z rękawami.
– Na szczęście w filmie jest scena poszukiwań, więc mamy tu pudło pełne latarek.
– W ten sposób rzeczywistość sięga wyżyn sztuki – zażartowała Carly.
– Pod warunkiem, że uznamy filmy Jaya Walla za sztukę. – Royce najwyraźniej nie żywił szczególnego szacunku dla talentu reżysera.
Noc zapadła na dobre, kiedy w końcu wszyscy gotowi byli do wymarszu.
– W porządku, a teraz posłuchajcie. Kiedy znajdziemy się w lesie, utworzymy rząd i tak będziemy posuwać się do przodu. Każdy musi uważać, żeby widzieć światło latarki sąsiadów po obu stronach – oznajmił Nick, przejmując dowodzenie.
Ktoś zadał jakieś pytanie i Nick właśnie zamierzał udzielić mu odpowiedzi, kiedy Garth Richards wysunął się do przodu. Aktor podszedł do Nicka i zaczepnym tonem powiedział:
– Jestem Garth Richards, a ty?
– Nick Montgomery.
– Więc panie Montgomery, nie sądzę, żeby włóczenie się nocą po lesie było dobrym pomysłem. Ktoś może się zranić albo zabłądzić.
– Proszę się nie obawiać. Wiem, co robię. Zdarzało mi się już organizować takie poszukiwania.
– Mimo wszystko uważam, że należy zwrócić się o pomoc do policji.
– Nastanie dzień, zanim zdołają zebrać ludzi, a my przecież jesteśmy na miejscu.
Oczy Gartha błysnęły nieprzyjemnie.
– Jednak nalegam...
– Panie Richards, ta posiadłość należy do mnie. Do panny Dumont i do mnie – nie wytrzymał Nick. – Kiedy ktoś gubi się w lesie, mamy w zwyczaju go szukać. Jeśli nie chce pan iść z nami, wcale pan nie musi. Wyruszamy natychmiast.
Ciekawe, czy gdyby Lisa widziała tę scenę, nadal podziwiałaby Gartha Richardsa, pomyślała Carly. Nick ruszył szybkim krokiem w kierunku domu, nie odwracając się za siebie. Reszta poszukiwaczy, świecąc sobie latarkami, udała się za nim.
– Ale numer z tego Richardsa. Można by pomyśleć, że wcale nie chce, żeby ich znaleziono – szepnęła Carly do Royce’a maszerującego u jej boku.
– Chyba właśnie o to mu chodzi. Konkretnie, o Jaya.
– A co? Nie lubią się?
– To mało powiedziane. Gdzieś rok temu Jay miał romans z Sariną. Kiedy ją rzucił, wróciła do Gartha, ale gołym okiem widać, że stosunki między nimi a Jayem są lodowate.
– To po co zgodzili się grać w jego filmie? I dlaczego Jay ich obsadził?
– Tacy są ludzie w Hollywood. Połowa z tego, co robią, jest dla nas niezrozumiała.
Znalazłszy się w domu, Carly szybko przebrała się w dżinsy i bluzę i usiadła z psami na podłodze, tłumacząc im, co mają robić.
– Czy one są w stanie pojąć, co do nich mówisz? Rozumieją coś poza prostymi komendami? – zapytał Nick z powątpiewaniem.
– Trudno powiedzieć, w jakim stopniu słowa, a w jakim ton głosu powodują, że dociera do nich sens tego, co chcę im przekazać. Ale na pewno zrozumiały, że mają szukać ludzi. To bardzo inteligentne psy.
Wyszli ponownie przed dom, gdzie czekała reszta grupy, i z braćmi Mant na przodzie ruszyli w poprzek polany.
– Royce – odezwał się Nick, kiedy dotarli do pierwszych drzew. – Rozciągnijmy się teraz. Ty będziesz zamykał koniec tyraliery z jednej strony, a ja z drugiej – polecił, po czym zwrócił się do pozostałych: – Carly wie najlepiej, dokąd mogli się udać, więc będzie szła parę kroków przed nami.
– Proszę, żebyście się zachowywali naprawdę głośno, żeby mogli nas usłyszeć – wtrąciła Carly.
– I po to, żeby wypłoszyć dzikie zwierzęta – dodał ktoś z grupy, co zostało przyjęte salwą śmiechu. Jedynie Carly zachowała powagę.
– Posuwajcie się za Carly i uważajcie na nogi. Szkoda by było, gdyby ktoś skręcił kostkę.
Wyobraziwszy sobie satysfakcję, jaką odczułby Garth Richards, gdyby komukolwiek coś się stało, Carly zagłębiła się w las. Bracia Mara biegli tuż przed nią, węsząc z przejęciem w leśnym poszyciu.
Światło księżyca z trudem przedostawało się przez gałęzie drzew, jednak rozjaśniało ciemność na tyle, że w połączeniu ze światłem latarek umożliwiało Carly odszukanie drogi. Udała się w kierunku jednego z miejsc wskazanych przez Gusa. Nie natrafiwszy na zaginionych, poprowadziła grupę dalej. Dochodziły do niej odgłosy dłoni uderzających o skórę, co znaczyło, że komary mocno dają się wszystkim we znaki.
Nagle gdzieś z przodu rozległo się szczekanie Harpo. Parę sekund później dołączyli do niego Chico, Groucho i Zeppo.
– Chyba ich znaleźliśmy! – krzyknęła przejęta.
– Jay! Goodie! Barb! – nawoływał Nick.
Carly pobiegła w kierunku, z którego dochodziło szczekanie, mając już pewność, że psy wypełniły swoją misję.
– Dobrze, że jesteś – zawołał Jay, gdy zbliżyła się na tyle, że zdołał ją rozpoznać.
– Wzięliśmy te psy za wilki; myśleliśmy, że się na nas rzucą. Dopiero jak zaczęły szczekać, zrozumieliśmy, że to wy – histeryzowała Barb.
Poszukujący otoczyli ciasno całą trójkę.
– To wszystko przez tę mapę. Nie mogliśmy znaleźć żadnego zaznaczonego na niej miejsca, aż w końcu całkiem straciliśmy orientację.
– To niemożliwe. Gus znał te lasy jak własną kieszeń – zaprotestowała Carly.
– Cały jestem w bąblach – narzekał Jay.
– Myślisz, że ty jeden?
– Całe szczęście, że przed wyjściem spryskałam się płynem przeciw komarom – pochwaliła się Barb, co spowodowało, że zarówno Jay, jak i Goodie spojrzeli na nią z nie ukrywaną niechęcią.
– Pokażcie mi tę mapę – poprosiła Carly.
Jay wyciągnął kartkę z kieszeni. Carly wygładziła ją i oświetliła, próbując odnaleźć znane sobie miejsca.
– Jay – zapytała w końcu – co zrobiłeś z mapą, kiedy dostałeś ją od Gusa?
– Wetknąłem ją do teczki razem z innymi papierami, których nie potrzebowałem aż do przyjazdu tutaj. A o co chodzi?
– Tak tylko pytam. Jest trochę niedokładna, więc już ci się nie przyda. – Carly złożyła kartkę i wsunęła ją do kieszeni. – Narysuję ci dokładniejszą. Poza tym o świcie zabiorę was do lasu i wszystko wam sama pokażę. Jeśli wyruszymy o siódmej, powinniśmy być z powrotem koło południa.
– Tylko wtedy będzie już za późno, żeby zacząć kręcić, a to oznacza kolejny przestój. – Goodie nie krył rozdrażnienia.
Carly rozejrzała się w poszukiwaniu Nicka i odciągnęła go na bok.
– O co chodzi? – zapytał.
– Nick, tej mapy nie rysował Gus.
Patrząc, jak Nick przemierza kuchnię w tę i z powrotem, Carly zauważyła z uznaniem, że stawianie kroków miedzy rozciągniętymi na podłodze psami idzie mu coraz lepiej. Wolałaby jednak, żeby w końcu usiadł razem z nią przy stole.
Po pierwsze denerwował papugę. Wprawdzie klatka była przykryta gęstą tkaniną, jednak odgłos stąpania nie pozwalał Krakers zasnąć.
Po drugie sposób, w jaki się poruszał, powodował, że nie mogła oderwać od niego wzroku, a nie darowałaby sobie, gdyby ją na tym przyłapał.
Nie miała żadnych wątpliwości, co zrobi, gdy tylko zorientuje się, że się jej podoba. Dobrze pamięta, jak zaczął zbliżać się do niej przy zlewie, po kolacji. W dodatku już kilka razy zauważyła, że się jej przyglądał.
Zmusiła się, żeby popatrzeć w innym kierunku. Świeże powietrze, którego nałykała się w lesie, rozjaśniło jej umysł i pomogło utwierdzić w przekonaniu, że nawet gdyby poczuli do siebie miętę, popełni duży błąd, jeśli mu ulegnie.
– Jesteś absolutnie pewna? – zapytał Nick po raz dziesiąty.
Znowu musiała na niego spojrzeć. Stał pod ścianą, przyglądając się jej z ukosa.
– Nick, ile razy mam ci powtarzać? Gus na pewno nie narysował tej mapy – powiedziała z naciskiem. – Miejsca, które są na niej zaznaczone, nijak się mają do rzeczywistości. Poza tym to nie jego charakter pisma, choć bardzo podobny. Ktoś musiał wyjąć prawdziwą mapę z teczki i podłożyć podrobioną.
Nick jeszcze raz przemierzył pokój, aż w końcu zdecydował się usiąść.
– W takim razie ten, kto mówi, że nad filmem ciąży jakieś fatum, jest w błędzie, bo to nie fatum, tylko ordynarny sabotaż.
– Co?!
– Wszystko wskazuje na to, że ktoś specjalnie sabotuje ten film.
Carly pomyślała, że to zbyt pochopny wniosek, ale w końcu to Nick jest detektywem.
– No dobrze, ktoś rzeczywiście podrzucił Jayowi podrobioną mapę, ale przecież nie ma to większego znaczenia dla filmu. Jay na pewno nie zamarzłby na śmierć w środku lipca, nawet gdyby przyszło mu spędzić noc w lesie.
– Masz rację, tylko pamiętaj, że Goodie narzekał z powodu przestoju, i to takim tonem, jakby miało to dla niego cholerne znaczenie.
– Nic dziwnego. Poza aktorami, cała ekipa ma płacone od godziny. W dodatku przy zdjęciach w plenerze muszą płacić za wynajęte wozy, sprzęt i kupę innych rzeczy. Dlatego wszelkie opóźnienia są takie kosztowne.
– A oni muszą mieć spore opóźnienia, co? Szczególnie przy tych wszystkich problemach, z którymi muszą się borykać.
Carly musiała przyznać mu rację.
– Poza tym, jak się dobrze nad tym zastanowić, każdy z tych kłopotów mógł być następstwem celowego działania kogoś z ekipy. Oczywiście poza awarią w laboratorium, bo w tym przypadku musiałaby wchodzić w grę jakaś zmowa.
– Chyba że nie było żadnej awarii. Pamiętaj, że pracownicy laboratorium twierdzili, że film musiał zostać prześwietlony jeszcze przed założeniem.
– Rzeczywiście. Bardzo trafna uwaga. Powstrzymała się od uśmiechu, lecz musiała przyznać w duchu, że ta pochwała sprawiła jej zaskakująco dużą przyjemność. Miłe uczucie trwało jednak krótko, gdyż przypuszczenie, które nagle zrodziło się w jej głowie, przeraziło ją śmiertelnie.
Poruszenie w obozie
Nick z niepokojem przyglądał się Carly siedzącej po przeciwnej stronie stołu. Znany mu już wyraz jej twarzy zapowiadał kłopoty, tym razem naprawdę poważne.
– No dobrze. W czym rzecz?
O dziwo, wcale nie musiał ciągnąć jej za język.
– Obawiam się o zwierzęta. Jeśli ktoś chce opóźnić zdjęcia, może zdecydować się skrzywdzić któreś z nich. Nic prostszego, niż podrzucić Attyli kawałek zatrutego mięsa. Bracia Mant też występują w tym filmie, i króliki i sowy też.
Wyglądała, jakby zaraz miała zalać się łzami. Nick ostrożnie wziął ją za rękę.
Mimo pracy, jaką wykonywała, jej dłoń była gładka i delikatna. Przyszło mu na myśl, że cała jej skóra jest pewnie tak samo miła w dotyku.
– Królikom chyba nic nie grozi, zbyt łatwo znaleźć inne, żeby je zastąpić. Z kolei ptaszarnia jest zamykana na klucz, prawda?
Carly przytaknęła.
– Psy są bezpieczne, bo cały czas przebywają z nami, czyli tak naprawdę tylko Attyla stanowi dogodny cel. Może powinniśmy ustawić całodobową wartę przy wybiegu.
– Sądzisz, że powinniśmy poprosić Jaya, żeby kogoś.. – Urwała w pół zdania, widząc, że Nick kręci przecząco głową.
– Skoro nie mamy pojęcia, kto sabotuje film, nie możemy zaufać nikomu z ekipy. Miałem na myśli chłopaków. Wystarczyłoby trzech na zmianę, a przecież w całej szkole chyba nie tylko Dylan szuka dodatkowej pracy.
– Bez wątpienia. Poza tym jestem pewna, że chętnie przyprowadzi kolegów. Myślisz, że o tej porze wypada jeszcze do niego zadzwonić?
– Nastolatki nigdy się wcześnie nie kładą.
Carly wysunęła palce z jego dłoni i podeszła do aparatu telefonicznego.
– Mógłbyś wyjść zapalić lampy przy wybiegu Attyli? Tak na wszelki wypadek – poprosiła go, sięgając po słuchawkę.
– Nie ma sprawy.
Spacer w tę i z powrotem zajął mu kilka minut. Kiedy wrócił, Carly wciąż stała przy aparacie.
– Linia była zajęta – wyjaśniła, widząc jego pytające spojrzenie.
Usiadł przy stole, nie spuszczając z niej oczu. Długie, jedwabiste włosy i wielkie, pełne niepokoju, ciemne oczy czyniły ją tak pociągającą, że zarzucił zwyczaj przypominania sobie o jej wadach. W końcu nie musi być aż tak ostrożny.
Zauważył jednak, że to Carly zachowuje czujność w jego obecności. Kilka razy, gdy przyłapał ją na tym, że mu się przygląda, peszyła się i odwracała wzrok. A kiedy podszedł za blisko, cofnęła się nieco.
Może po prostu nie przypadł jej do gustu. Z drugiej jednak strony istniejące między nimi napięcie mogło wskazywać, że przyczyna jej zachowania jest całkiem inna. Pewnie nie ma ochoty na zwykłą przygodę, a wie równie dobrze jak on, że dłuższy związek w ogóle nie wchodzi w grę. Bez wątpienia nie zawaha się przywołać go do porządku, jeśli spróbuje przekroczyć granice zwykłej przyjaźni.
Carly pożegnała się z Dylanem, odłożyła słuchawkę i odetchnęła z ulgą.
– Zaraz się weźmie do działania – wyjaśniła, zajmując miejsce przy stole. – Jeśli nie uda mu się znaleźć nikogo chętnego na dzisiejszą noc, sam przyjedzie objąć wartę. Miałeś naprawdę świetny pomysł.
– Jak widzisz, uroda nie jest moją jedyną zaletą – zażartował.
Roześmiała się tak radośnie, że miał ochotę ją przytulić. Nie zaryzykował tego jednak – ze strachu przed odrzuceniem. Zamiast tego wyciągnął się na krześle i zapytał, czy jeszcze coś ją trapi.
– Owszem – przyznała, a na jej twarzy znowu zawitał wyraz troski. – Widzisz, starałam się wierzyć, że to już koniec naszych kłopotów, ale teraz, po tej historii z mapą, zrozumiałam, że możemy spodziewać się najgorszego. Jeśli ich pobyt tutaj zamieni się w istny horror, wieści rozniosą się szybko. Cała ekipa będzie o tym mówić.
– No i?
– No i Jay na pewno nie weźmie winy na siebie, szczególnie że należy do ludzi, którzy mają w zwyczaju zwalać odpowiedzialność na innych, co w tym wypadku oznacza także nas.
– I w ten sposób okryjemy się złą sławą – dokończył Nick, zdając sobie sprawę, że jeśli Wild Action straci dobre imię, może pożegnać się ze spadkiem.
W tej właśnie chwili zrozumiał, że kwestia spadku przestała być problemem pierwszoplanowym. Carly jest tak przywiązana do zwierząt, że zdecydowanie bardziej niepokoiło go, co się z nią stanie, jeśli będzie musiała się z nimi rozstać.
On w końcu jakoś da sobie radę. Wróci do służby w innej jednostce albo podejmie pracę w jednej z licznych agencji detektywistycznych. Żadna z tych możliwości nie napawała go entuzjazmem, ale być może, będzie musiał odłożyć realizację marzeń na później. A Carly? Przecież rozstanie się ze zwierzętami załamie ją zupełnie.
Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, myśląc, jak jej pomóc. Wreszcie, korzystając z doświadczenia policjanta, odezwał się najbardziej przekonywującym tonem, na jaki potrafił się zdobyć:
– Nie zakładajmy najgorszego. Pamiętaj, że masz detektywa za wspólnika. Po prostu musimy dowiedzieć się, kto za tym wszystkim stoi i jakoś go powstrzymać.
Carly rzuciła mu niepewne spojrzenie.
– Myślisz, że nam się uda?
– Wątpisz w moje umiejętności?
– Ależ nie – zaprzeczyła po chwili wahania. – A gdyby nam się udało, Jay byłby tak wdzięczny, że nie szczędziłby nam słów pochwały do końca życia – dodała z nadzieją w głosie.
Poznawszy Jaya, Nick wiedział, że w słowach tych kryje się gruba przesada, jednak nie zamierzał gasić jej entuzjazmu.
– Więc dobrze, panie detektywie. Od czego zaczynamy? – zapytała.
– Przede wszystkim nie wolno nam nikomu nic mówić, z czego wynika, że dobrze zrobiłaś, nie wspominając Jayowi, że ktoś podmienił mapy.
– Nic nie powiedziałam tylko dlatego, że wokół tłoczyło się tyle obcych. Naprawdę myślisz, że nie powinniśmy go informować? I Goodie’ego?
– Tak sądzę, szczególnie że żaden z nich nie grzeszy dyskrecją. Poza tym jest wiele innych powodów znanych tylko policjantom, dla których nie ujawnia się takich informacji. Na razie nie powinniśmy odkrywać kart.
Carly słuchała ze zrozumieniem, więc mówił dalej:
– Wiesz o wiele więcej o filmie niż ja, więc zastanów się, jaki może być najczarniejszy scenariusz. Co się stanie, jeżeli opóźnienia w produkcji będą się zwiększać i Goodie będzie musiał wyłożyć większą forsę? – zapytał, nie spuszczając z niej oczu, choć wiedział, że nie powinien sobie, na to pozwalać.
Sam jej widok wyzwalał w nim najdalej idące pragnienia, a przecież zaledwie pięć minut temu zdał sobie sprawę, że naraża się na odrzucenie.
– Mogą przerwać produkcję, ale to się prawie nigdy nie zdarza, bo wtedy dokładnie wszyscy ponoszą straty, więc albo Goodie będzie musiał dać pieniądze, albo zaczną obcinać to i owo – wyjaśniła.
– Jak to „obcinać”?
– Najpierw zaczną oszczędzać na zdjęciach. Jay może zostać zmuszony do zmniejszenia liczby dubli i do zaakceptowania takich ujęć, z których jeszcze nie jest całkiem zadowolony. Potem obetną koszty poprodukcyjne, narzucą ograniczenia na montażystów i tak dalej. Oczywiście cały film na tym ucierpi, co może skończyć się kompletną klapą.
– I wtedy Jay zacznie zwalać winę na wszystkich dookoła, tak?
Zanim Nick zdążył zadać kolejne pytanie, bracia Marx skoczyli na równe nogi i szczekając zajadle, rzucili się w kierunku drzwi.
– Niedobre psy! – zaskrzeczała Krakers.
– Chyba zbyt często mówiliśmy do nich tak z Gusem, kiedy były małe – wyjaśniła Carly.
Podążając za nią korytarzem, Nick nie mógł oderwać wzroku od jej zgrabnej sylwetki.
Za drzwiami stał mężczyzna o gniewnym wyrazie twarzy. Ubrany był jak kucharz, a na kieszonce na piersiach widniał wyszyty napis „Chef Rafaello”.
Jeśli przyszedł pożyczyć szklankę cukru, mógłby przynajmniej wysilić się na uśmiech, pomyślał Nick.
– Słucham? – zapytała Carly.
– Potrzebna mi broń – oznajmił nieznajomy.
Carly biegła ścieżką razem z Nickiem i kucharzem, a serce podchodziło jej do gardła. Jednocześnie próbowała się rozglądać, bo skoro mały niedźwiadek przywędrował na teren obozowiska, to według wszelkiego prawdopodobieństwa jego mama też kręci się w pobliżu.
– Nawet nie zdążyłem zapalić światła – wyjaśniał Rafaello – ale w blasku księżyca wyraźnie widziałem jego kudłatą sylwetkę. Więc tylko błyskawicznie zatrzasnąłem drzwi.
Kucharzowi widocznie zabrakło tchu, gdyż gwałtownie zamilkł.
– Nick? – odezwała się Carly po chwili.
– Słucham?
– Sezon polowań na niedźwiedzie kończy się wiosną. Jest środek lata, więc nie sądzę, żeby niedźwiadek był sierotą, a nie ma chyba groźniejszego zwierzęcia niż niedźwiedzica pozbawiona dziecka.
Widząc, że Nick spogląda na strzelbę Gusa, którą zabrał z domu, Carly pomyślała z nadzieją, że może jednak jej użycie nie okaże się konieczne. Na pewno nie będzie potrzeby strzelania do małego, bo znajdzie jakiś sposób, żeby wywabić go z przyczepy. Ale jeśli zaatakuje ich matka, nie będą mieli wyjścia, zwłaszcza że wokół przyczepy zebrał się już spory tłumek.
Jay wrzeszczał na wszystkich, żeby się cofnęli, ale nikt nie słuchał jego poleceń.
– Cholera – zaklął cicho Nick, przepychając się między gapiami. – Trzeba coś zrobić z tymi ludźmi.
– Nie musielibyśmy was wołać, gdyby w tym kraju nie panowały tak idiotyczne przepisy. Wyobraźcie sobie, że nie pozwolili nam przewieźć ani jednej strzelby przez granicę! – krzyknął Jay ze złością, gdy ich zobaczył.
I dzięki Bogu, pomyślała Carly, podczas gdy Nick próbował zapanować nad ciekawskimi.
– Macie natychmiast wracać do siebie i zamknąć się w przyczepach. Jeśli na terenie obozu jest niedźwiedzica, może zaatakować.
– Słyszeliście, co mówi? Zbierajcie się – polecił wszystkim Jay.
I tym razem nie wszyscy go posłuchali. Najwyraźniej ich ciekawość wzięła górę nad strachem przed szarżującym niedźwiedziem.
– To znaczy, że w lesie, w którym zgubiliśmy drogę, żyją niedźwiedzie – wydusił przerażony Goodie, który do tej pory kręcił się nerwowo w miejscu.
Nick nie odpowiedział.
– Otwórz drzwi i odsuń się na bok. Ja pierwszy wejdę do środka.
Upewniwszy się, czy wszyscy odeszli na wystarczająco bezpieczną odległość, Carly wyszeptała:
– Nick, nie zapominaj, że nie jesteś ekspertem od niedźwiedzi. To ja tam wejdę.
– Słuchaj, stawałem twarzą w twarz z uzbrojonymi bandytami i...
– A ja z bezbronnymi misiami – odcięła się i nim zdążył coś powiedzieć, przejęła kontrolę nad sytuacją. – Gdzie się włącza światło?
– Na prawo od drzwi – wyjaśnił kucharz. Chwyciła za klamkę i energicznym ruchem otworzyła drzwi. Ze środka nie dochodził żaden dźwięk. Zapaliła światło, ostrożnie zajrzała do wnętrza i roześmiała się z wyraźną ulgą.
– Co jest? – zapytał Nick. Stał za nią tak blisko, że Carly czuła jego oddech na szyi.
– Przedstawiam ci naszego misia! – Otworzyła szeroko drzwi.
Na blacie, wśród porwanych opakowań po herbatnikach, siedział szop Rocky z łapą zanurzoną w słoiku z resztką dżemu.
– Potrafi sobie otworzyć każde drzwi – wyjaśniła Carly i skarciła zwierzątko. Jednak ulga, jaką odczuwała, sprawiła, że nie potrafiła zdobyć się na groźny ton.
– Fałszywy alarm – obwieścił Nick zebranym. – To tylko tresowany szop.
– Wasz tresowany szop? – dopytywał się Jay.
– Owszem.
– Skoro tak, to mam nadzieję, że Attyla nie został wytresowany w podobny sposób.
Wkrótce po tym, jak Carly i Nick zabrali szopa z obozowej kuchni, pojawił się kolega Dylana, żeby stanąć na warcie przy wybiegu niedźwiedzia. Kiedy w końcu ustawili mu leżak i wyposażyli w latarki, butelkę płynu przeciw komarom i termos kawy, wybiła północ.
– Obiecałaś, że zaprowadzisz ich do lasu o siódmej, więc kładź się – powiedział Nick, kiedy wreszcie mogli wrócić do domu.
Carly rzeczywiście była wykończona. Miała za sobą długi dzień, wiedziała jednak, że nie zaśnie, zanim się nie dowie, w jaki sposób Nick zamierza wytropić prześladowcę ekipy. Podjęła ten temat, gdy wreszcie znaleźli się w kuchni.
– Nie jesteś zbyt zmęczona, żeby teraz o tym dyskutować? – zatroszczył się Nick.
– Jestem tak zmęczona, że z trudem oddycham, ale wolałabym wiedzieć, jakie masz plany.
Nalała sobie szklankę mrożonej herbaty, podała Nickowi piwo i oboje wyszli na werandę. Psy oczywiście wybiegły za nimi i wyskoczyły na trawę, węsząc coś z przejęciem.
Z obozowiska dochodziły odgłosy rozmów i śmiechu, wszędzie jeszcze paliły się światła. Widać uprzedzeni, że nie muszą rano wstawać, filmowcy nie kwapili się do spania.
Takie noce nie zdarzały się często w Wild Action. Zazwyczaj o tej porze świecił tu jedynie księżyc i pobłyskiwały gwiazdy, a ciszę przerywało tylko pohukiwanie sowy i granie świerszczy. Carly uważała zawsze, że powinno się tu nakręcić przejmującą scenę miłosną.
Spojrzała na surowy profil twarzy Nicka i podziękowała w duszy za to, że z powodu obozu sceneria stała się mniej romantyczna. Jakiś głos w głębi duszy szeptał jednak, że jej wdzięczność nie jest całkiem szczera.
Nick ustawił krzesło naprzeciw jej miejsca, usiadł i upił łyk z butelki. Była zbyt zmęczona, żeby odwrócić wzrok.
– No więc? – zapytała.
– Trzeba podejść do sprawy z trzech różnych stron. Po pierwsze, musimy zastanowić się nad motywem. Po drugie, ustalić głównych podejrzanych, a po trzecie, mieć oczy i uszy otwarte, bo być może ten ktoś popełni błąd. Więc zacznijmy od motywu. Komu fiasko filmu może przynieść jakąś korzyść?
– Żadne oczywiste korzyści nie wchodzą w grę, bo przecież każdy, kto pracuje nad filmem, chce, żeby zrobił kasę, natomiast klapa oznacza bardziej lub mniej wymierną stratę dla wszystkich. Oczywiście, najbardziej dotyczy to reżysera, bo traci opinię, ale także aktorów i pozostałych członków ekipy, którzy przez jakiś czas mogą mieć problemy ze znalezieniem pracy.
– Ale Jay i Goodie mają nieporównywalnie więcej do stracenia niż pozostali, tak?
– Tak – zgodziła się Carly. – Przy swoim charakterze, Jay nigdy nie pogodzi się z porażką, a Goodie może stracić kupę szmalu.
– Może więc ktoś planuje zemstę? W końcu Jay naraził się wielu ludziom z branży.
– Na pewno masz rację. A jeśli chodzi o ścisłość... – Nagle przypomniała sobie wcześniejszą rozmowę z kamerzystą.
– Tak?
– Royce opowiadał mi dzisiaj, że gdzieś rok temu Jay miał romans z Sariną Westlake.
– Naprawdę? – Nick aż pochylił się do przodu z zaciekawienia.
– Tak, ale potem Jay ją rzucił, dlatego podobno oboje, Sarina i Garth, po prostu go nie znoszą.
– To po co przyjęli te role?
Na znużonej twarzy Carly pojawił się uśmiech.
– Zadałam Royce’owi to samo pytanie. Odpowiedział, że jeśli chodzi o ludzi z Hollywood, przynajmniej połowy ich zachowań nie da się wytłumaczyć.
– Jesteś pewna, że Royce nie zmyśla?
– Nie sądzę. We wszystkich plotkach, jakie mi powtarzał przy poprzednich filmach, zawsze była przynajmniej część prawdy.
– No to mamy pierwszych podejrzanych. Możliwe, że to któreś z nich albo, co jeszcze bardziej prawdopodobne, uknuli to wszystko razem.
– Tak sądzisz? Nie zapominaj, że jeśli film padnie, ucierpi też ich własna opinia.
– Może żądza zemsty jest silniejsza. Poza tym takie założenie wyjaśnia, dlaczego przyjęli te role.
– Rzeczywiście. – Carly poczuła się lepiej. W końcu praca detektywa nie jest aż tak trudna, jak myślała.
– Chyba że – ciągnął Nick – cała intryga skierowana jest przeciw Goodie’emu. Kto może go aż tak nienawidzić, prócz oczywiście porzuconej żony?
– Nie mam pojęcia – odrzekła po namyśle. – A może to właśnie Barbara?
– Nie sądzę. Co prawda zemsta sprawiłaby jej wielką przyjemność, a w dodatku, jak twierdzi Royce, nie należy ona do osób zrównoważonych, ale moim zdaniem Barb wcale nie jest głupia i wątpię, żeby chciała uderzyć męża po kieszeni.
– Dlaczego?
– Skoro Goodie założył sprawę rozwodową, to jeśli zdoła dowieść, że stracił spory kapitał, Barbara może nie uzyskać tyle, ile zażąda.
– No tak. Czyli wracamy do Sariny i Gartha.
– Owszem – zgodził się Nick. – Ale, jak mówiłem, musimy mieć oczy otwarte, bo możemy się mylić.
– Ale zaczniemy od nich?
– Zostawmy szczegóły na jutro. Jeden dzień to trochę za mało, żeby poznać pracę detektywa – oświadczył i podniósł się z miejsca, wsadzając ręce do kieszeni.
Carly zawołała braci Mara i wrócili do domu. Mimo późnej pory, wewnątrz nadal panował upał. Psy pognały po schodach na górę i zajęły swoje ulubione miejsca.
– Lepiej zamknij drzwi na klucz. Po co obcy mają się plątać po domu – zasugerował Nick.
– Zawsze zamykam na noc, ale rzeczywiście teraz będę musiała pamiętać, żeby i w dzień drzwi nie stały otworem, szczególnie że kręci się tu dwóch małych chłopców, którzy być może ponownie zechcą wyprowadzić papugę na spacer.
Na samą myśl o tym przeszedł ją dreszcz. Pogasili światła na dole i w końcu udali się na piętro, gdzie upał był jeszcze większy.
– Nie sądzisz, że możemy sobie pozwolić na parę klimatyzatorów? – zapytał Nick.
– Sądzę, że na razie nie możemy sobie na nic pozwolić, przynajmniej dopóki nie skończą filmu.
No tak, tylko że wtedy on też wyjedzie i będzie mu wszystko jedno, czy w domu panuje upał, czy nie.
– No to dobranoc – powiedziała, zatrzymując się pod drzwiami sypialni.
– Dobranoc – odrzekł, jednak nie ruszył się z miejsca. – Carly?
Poczuła przyspieszone bicie serca. Jednak zamiast uczynić gest, jakiego się spodziewała, Nick po prostu zapytał:
– Może powinienem towarzyszyć ci rano? W końcu Jay, Goodie i Barb stanowią takie trio, że możesz nie dać sobie rady w pojedynkę.
– No, nie wiem...
Z jednej strony propozycja bardzo ją ujęła, z drugiej jednak rozsądek podpowiadał, że uczyni mądrzej, jeśli nie będzie spędzała całego czasu w jego towarzystwie. Musi najpierw ustalić charakter ich znajomości. Ale właściwie po co ma się nadal oszukiwać? Przecież dobrze wie, że mu się podoba. Tylko jak powinna się teraz zachować? Czuła, że jej postanowienie, by zachować obojętność, topnieje jak śnieg na wiosnę.
– Dzięki za propozycję, ale przynajmniej jedno z nas powinno się dobrze wyspać – odrzekła w końcu.
– I tak wcześnie wstaję. Poza tym, skoro zdali sobie sprawę, że w lesie mogą napotkać dzikie zwierzęta, z pewnością uprą się, żeby zabrać strzelbę. A wolałbym, żebym to ja miał ją na ramieniu, a nie Jay albo Goodie.
– Ja też – odparła, udając, że nie słyszy wewnętrznego głosu, który szeptał jej do ucha, że powinna wyjaśnić, iż już wiele lat temu Gus nauczył ją posługiwać się bronią i że spokojnie dałaby sobie radę.
– No to jesteśmy umówieni – skonstatował, uśmiechając się przy tym zniewalająco. – Do zobaczenia przy śniadaniu.
Kiwnęła mu głową na pożegnanie, jednak żadne nie ruszyło się z miejsca.
– Carly?
– Słucham.
– Martwisz się, prawda?
Tak, pomyślała, ale dzięki tobie nie aż tak bardzo.
– Może poczujesz się lepiej, jak cię przytulę? Chyba że jest ci za gorąco.
Oczywiście, że jest jej gorąco, ale niczego w tej chwili nie pragnie tak bardzo jak tego, by ją przytulił.
Kiedy to zrobił, poczuła jego mocne mięśnie. Był dokładnie taki, jak sobie wyobrażała. Pachniał rozkosznie lasem. Oparł podbródek o jej głowę i zwyczajnie tulił ją do siebie. Mimo że skóra paliła ją, jakby miała wysoką temperaturę, mogłaby tak trwać bez ruchu do rana.
Puścił ją w końcu, cofnął się o krok i spojrzał prosto w oczy. Carly zrozumiała, że następny krok należy do niej.
Odwróciła głowę i powtórzyła sobie w myślach listę powodów, dla których nie powinna się głębiej angażować. Jednocześnie rosło w niej poczucie, że to, co nieuniknione, musi i tak nastąpić. Więc po co odkładać to na później?
Gdzieś w głębi duszy usłyszała wskazówki mamy, żeby z chłopcami postępować powoli i rozważnie.
Ale przecież Nick nie jest już chłopcem, tylko dorosłym człowiekiem. Mężczyzną, który pociąga ją jak nikt dotąd i który wyjedzie, zanim skończy się lato.
Naprawdę chcesz potem sama leczyć rany? – spytał gdzieś w głowie głos rozsądku.
Carly wzięła długi, głęboki oddech i podjęła decyzję.
Nie pchaj, tylko pływaj
Nick przełożył strzelbę do drugiej dłoni i spojrzał na zegarek, zastanawiając się, ile to jeszcze plenerów przyjdzie im obejrzeć. Zbliżało się już południe, a wyprawa okazała się bardziej uciążliwa, niż to sobie wyobrażał.
Fakt, nie zmrużył oka przez całą noc, ale w sypialni panował taki upał, że nie mógł zasnąć. Spojrzał na Carly i jego myśli powędrowały w innym kierunku. Przecież to nie tylko przez ten upał jest teraz niewyspany. Ilekroć zamykał oczy, wracał myślami do sceny przed drzwiami sypialni.
Kiedy trzymał Carly w ramionach, upojony zapachem dzikich kwiatów, który roztaczała wokół siebie, pragnął jej bardziej niż kogokolwiek na świecie. Była taka bezbronna i ciepła, tak kobieca.
Przez cały czas zdawał sobie sprawę, że Carly nie chce się angażować. Dlaczego więc poczuł ostre ukłucie w sercu, gdy powiedziała cichutko „dobranoc” i zniknęła w swoim pokoju?
Jednego się nauczył: podobna sytuacja nie może się nigdy powtórzyć. Musi mieć się na baczności, żeby znowu nie dać się ponieść emocjom.
Oderwał oczy od Carly i spojrzał na Barbarę. Ona jedna z całej trójki nie zaszła mu dotąd za skórę. Royce musiał przesadzać, opowiadając o niej niestworzone rzeczy. W każdym razie ta kobieta, jeśli chce, potrafi zachowywać się całkiem rozsądnie.
Przez cały czas nie odzywała się prawie wcale, notując pilnie uwagi Nicka dotyczące scenerii i zmian, jakie ma w niej wprowadzić.
Natomiast Jay i Goodie okazali się prawdziwym utrapieniem. Goodie ostentacyjnie odwracał wzrok od żony, a Jay bez przerwy ponawiał pytanie, czy aby mapa, którą Carly mu narysowała, jest zgodna z rzeczywistością. Poza tym mimo że obaj spryskani byli od stóp do głów płynem przeciw komarom, nie przestawali się drapać i narzekać na ukąszenia. Istniało też duże prawdopodobieństwo, że Goodie w końcu uszkodzi sobie kręgosłup, bo nie przestawał kręcić głową, rozglądając się wokół ze strachem i najwyraźniej spodziewając się za każdym drzewem dostrzec niedźwiedzia. Nick dostawał zawrotów głowy od samego patrzenia na niego.
– W porządku, to chyba wszystko. – Jay rzucił ostatnie spojrzenie na porębę. – Jak wrócimy do domu, przyślę ludzi, żeby wycięli drogę dojazdową.
– Mam nadzieję, że ograniczycie się do tego, co niezbędne.
Jay uniósł brwi.
– Oczywiście – zapewnił, po czym zwrócił się do Barbary: – Jak się sprężysz i zdążysz wszystko dziś przygotować, jutro możemy zacząć kręcić.
– Bogu dzięki – mruknął Goodie.
Z Carly na przedzie, cała piątka pobrnęła przez las w kierunku domu, aż w końcu znaleźli się w znajomym miejscu, nieopodal wybiegu Attyli.
Jonathan, kolejny przyjaciel Dylana, który podjął się pilnowania niedźwiedzia, pomachał im ręką na powitanie.
– Prawda, przecież miałem zobaczyć, jak Attyla pływa – przypomniał sobie Jay.
Goodie zaprotestował:
– Nie teraz, już czas na lunch.
– Wydaje ci się, że Rafaello odważy się zamknąć kuchnię przed naszym powrotem?
– Powiedziałem mu osobiście, że zdążymy na lunch.
– Też bym chciała popatrzeć, jak niedźwiedź się kąpie – wtrąciła Barbara.
Kiedy cała trójka ruszyła w kierunku wybiegu, Nick szybko podszedł do Carly, starając się zapanować nad ogarniającym go uczuciem paniki. Jeżeli istnieje jakiś sygnał, którym można zmusić Attylę do kąpieli, to on nic o nim nie wiedział.
– Carly?
– Wiem, w scenariuszu nie ma nic o kąpieli, więc nie zawracałam ci tym głowy. I tak już musiałeś się wiele nauczyć.
– Ale Jay już wczoraj mówił o ujęciach w wodzie, więc powinniśmy się byli przygotować.
– Nie martw się, sama się tym zajmę. Nick odetchnął z ulgą.
– Mam nadzieję, że tym razem mnie posłucha – dodała po chwili, chyba tylko po to, żeby zdenerwować Nicka.
Otworzyła bramę do wybiegu i sięgnęła po wiadro pełne świeżych pstrągów, stojące przy wejściu.
– Dylan dał mu z pół tony warzyw, ale powiedział, że ryba jest na deser i pewnie sama będziesz chciała mu ją podać – wyjaśnił Jonathan.
Nick poczuł skurcz żołądka. Już surowy kurczak był mało apetyczny, ą teraz jeszcze surowa ryba.
– To jego przysmak? – zapytała Barbara.
– Niezupełnie. Najbardziej lubi kurczaki. Trzeba widzieć, jak je pochłania.
Carly otworzyła furtkę, po czym zwróciła się do filmowców:
– Może przejdziecie na drugą stronę? Stamtąd lepiej widać staw.
– Dobrze, ale chodź z nami – poprosił Jay.
– Nie mogę. Tym razem to ja poprowadzę Attylę. Dawno z nim nie ćwiczyłam.
– Znasz się na ptakach? – Jay zwrócił się do Nicka.
– Nie, zajmuję się tylko niedźwiedziem.
– To pokaż nam, jak pływa, bo chciałem pogadać z Carly o sowach.
– Przecież możemy odłożyć to na później – zaprotestowała.
– Nie możemy. Później będę miał inne rzeczy na głowie. Musimy porozmawiać teraz.
Spojrzała na Nicka, który tylko lekko wzruszył ramionami. Wprawdzie czuł się już nieco pewniej w towarzystwie niedźwiedzia, lecz tym razem nawet nie miał pojęcia, jakie mu wydać polecenia.
– W porządku. – Carly uśmiechnęła się do Jaya. – Zaraz was dogonię. Muszę tylko o czymś powiedzieć Nickowi, a boję się, że później zapomnę.
Poczekała, aż odejdą, po czym postawiła wiadro na ziemi i pokazała odpowiedni znak.
– A komenda brzmi „woda” – wyjaśniła. Przyglądał się uważnie, kiedy Carly jeszcze kilka razy powtórzyła znak ręką, a potem spróbował sam.
– Dobrze – pochwaliła. – A jak będziesz chciał, żeby niedźwiedź pływał, po prostu wskaż mu ręką kierunek i powiedz „pływaj”.
– Rozumiem. Jeszcze raz pokaż mi znak.
– Carly, idziesz wreszcie? – zawołał Jay.
Attyla wydał z siebie groźny pomruk. Jay szybko zasłonił usta dłonią i energicznie pokiwał głową, dając do zrozumienia, że pamięta, że nie powinien podnosić przy nim głosu.
– Rychło w czas – zauważył Nick. – Przysięgam, że jak zacznie wrzeszczeć, kiedy będę na wybiegu, to go zabiję.
Carly spojrzała niepewnie na strzelbę Gusa i wyciągnęła po nią rękę.
– Lepiej się nią zajmę, kiedy będziesz w środku. Życzę szczęścia, choć, jak sądzę, nie będzie ci potrzebne, bo Attyla uwielbia się kąpać.
Gdy odwróciła się i odeszła, Nick spoglądał za nią, klnąc w duchu, że nie miał okazji przećwiczyć sygnału do kąpieli przed lustrem.
– Co masz zrobić? – zapytał Jonathan.
– Spróbuję go wykąpać.
– Myślałem, że sam idzie do basenu, kiedy ma ochotę?
Nick podniósł wiadro z rybami i oddalił się bez komentarza. Nie miał ochoty dłużej słuchać chłopaka i jego kolejnych denerwujących, logicznych pytań.
– Cześć, Attyla – powiedział, zbliżając się do niedźwiedzia.
Niedźwiedź spojrzał na wiadro i znacząco poruszył nosem.
– Nie, mój drogi. Znasz zasady. Najpierw praca, potem nagroda. – Nick podszedł do płotu w miejscu, gdzie z drugiej strony zgromadzili się Jay, Goodie, Barbara i Carly, i ustawił tam pokarm.
Goodie z obrzydzeniem zmarszczył nos. Zachęcający uśmiech na twarzy Carly wcale nie dodawał Nickowi otuchy. Jakże chętnie zamieniłby się z nią miejscami! Lecz skoro to niemożliwe, musi wrócić do niedźwiedzia.
– Idziemy się kąpać. Chodź, Attyla – powiedział, jednocześnie wykonując odpowiedni znak ręką.
Na razie nie jest najgorzej, pomyślał, kiedy kolos ruszył za nim.
Doszli nad brzeg basenu.
– Potrafi wejść do wody na dwóch łapach? – zapytał Jay akurat w momencie, kiedy Nick zamierzał skierować olbrzyma do wody.
Nick poczuł rosnący niepokój. Skąd, do cholery, ma wiedzieć?
– Oczywiście – odpowiedziała za niego Carly. – Najpierw wydajemy mu komendę „wstań”, a zaraz potem każemy iść do wody.
Dziękując Bogu za jej szybki refleks, Nick polecił Attyli, żeby stanął na dwóch nogach. Niedźwiedź usłuchał.
– Dobry chłopiec – pochwalił Nick, powtarzając w myślach, jak wygląda sygnał do kąpieli. W końcu zdecydował się spróbować i wydał stanowczą komendę „woda”.
Wydawało mu się, że Attyla ruszył prosto na niego, lecz uznał, że to tylko wrażenie wywołane zdenerwowaniem. Nagle niedźwiedź przystanął tuż przed nim i zanim zdążył zastanowić się, co robić, Attyla wyciągnął przednią łapę i szybkim ruchem wepchnął go do basenu.
Nick stracił równowagę i runął do wody. Struchlały i przemoczony do suchej nitki, tkwił w basenie, podczas gdy niedźwiedź przypatrywał mu się groźnym wzrokiem. ! Jay i Goodie wybuchnęli śmiechem.
– Nick, naprawdę nie czas na żarty – odezwała się Carly.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem i dopiero wtedy dostrzegł, jak bardzo zbladła. Ogarnął go jeszcze większy strach.
– Wiecie, Nick uwielbia się wygłupiać. Chyba odziedziczył tę skłonność po Gusie. Zamiast pokazać mu komendę „woda”, kazał mu pchnąć. Jayowi nie o to chodziło – zwróciła się do Nicka.
– Niekoniecznie – wydusił z siebie Jay, dalej rozbawiony. – To było naprawdę śmieszne, więc może trzeba mu kazać wepchnąć jednego z chłopaków do strumienia. No ale teraz popatrzmy, jak pływa.
– Oczywiście. Attyla, słuchaj – powiedziała Carly tak zdecydowanym tonem, że Nick nie mógł oderwać od niej wzroku. – Woda – poleciła, czyniąc jednocześnie odpowiedni gest, który, Nick mógłby przysiąc, niczym nie różnił się od tego, jaki sam wykonał chwilę wcześniej.
Tym razem jednak Attyla nie próbował wrzucić Carly do basenu, lecz posłusznie zanurzył się w wodzie.
– Dobrze, a teraz pływaj.
Wskazała dłonią w lewo, i niedźwiedź usłuchał znowu, bryzgając przy tym tak mocno, że Nick czuł się, jakby był pod prysznicem.
W drodze do domu towarzyszyli im Jay i Goodie. Reżyser zadawał coraz to nowe pytania na temat sów, więc Nick nie miał szansy nawet się odezwać, co rozwścieczyło go jeszcze bardziej, zwłaszcza że nada) ociekał wodą.
Nie znosił, gdy wychodził na głupiego, tak samo jak nie cierpiał, gdy ktoś nim manipulował. Na pewno więcej nie da Attyli szansy wystawienia się na pośmiewisko.
– No dobrze – powiedział Jay, kiedy znaleźli się na werandzie. Wyraźnie przestał się spieszyć, mimo iż Goodie nie ukrywał, że umiera z głodu. – Powinniśmy ustawić światła, zanim słońce znajdzie się odpowiednio wysoko, więc umówmy się, że przyprowadzicie Attylę gdzieś na dziesiątą.
– Zgoda. Do zobaczenia rano – pożegnała ich Carly i oboje z Nickiem weszli do domu.
– Posłuchał cię – zauważył Nick, gdy zamknęła za sobą drzwi.
– Dzięki Bogu.
– Więc będziesz mogła go teraz sama prowadzić.
– Słucham?
– Powiedziałem ...
– Słyszałam, co powiedziałeś. Ale dlaczego?
– Bo nie jestem durniem, choć rzeczywiście musiałem stracić rozum, kiedy podjąłem się tej pracy.
– Jak dotąd idzie ci zupełnie dobrze.
– Tak. Pokazałem mu zły znak i o mało mnie nie utopił.
– Nick, dobrze wiesz, że to nieprawda. Po prostu cię zmoczył. A teraz może byś się przebrał, bo kapie z ciebie na podłogę.
– Przebiorę się, kiedy skończymy rozmowę. Nie mam dostatecznej wiedzy, żeby pracować z niedźwiedziem. A co będzie, jeśli przez pomyłkę dam mu znak, żeby mnie zabił?
– Nie bądź śmieszny. Dobrze wiesz, że nie ma takiego znaku.
– A niby skąd mam to wiedzieć?! Nie uprzedziłaś mnie, że istnieje polecenie „pchnij”, a komendę do pływania podałaś mi w ostatniej chwili. Nie mam pojęcia, ilu jeszcze rzeczy mi nie powiedziałaś.
Carly stała z rękami opartymi na biodrach. Zdenerwował ją, choć właściwie nie powinna dziwić się jego reakcji, bo to przecież on wylądował w wodzie.
– Tłumaczyłam ci, że nie mówiłam o tych znakach, bo w scenariuszu nie ma żadnej wzmianki o pływaniu – powiedziała z naciskiem.
– Rozumiem, miałaś swoje powody, a ja mam swoje i więcej nie pokażę się na wybiegu tego bydlaka, szczególnie teraz, kiedy zaczynasz się z nim dogadywać.
– Nick, czy możesz choć raz mnie wysłuchać? Kazałam mu pływać, a to akurat sprawia mu przyjemność. Więc fakt, tym razem był posłuszny, co wcale nie znaczy, że nagle zacznie słuchać wszystkich moich poleceń.
– A może zacznie?
– Może tak, może nie.
– No to najlepiej sprawdźmy. – Nick podszedł do szafki, wyjął dwie torby ulubionych cukierków Attyli i ruszył ku drzwiom. – Idziesz? – Położył rękę na klamce.
Psy spojrzały na niego z nadzieją. Miały już zdecydowanie dosyć przebywania w zamknięciu.
– Nick, ociekasz wodą.
– Już to mówiłaś, ale jest tak gorąco, że zapalenie płuc raczej mi nie grozi. Chodźmy od razu sprawdzić, jak Attyla reaguje na twoje polecenia.
– Zdajesz sobie sprawę, że jesteś nie do wytrzymania?
– Tak, podobnie jak Gus, prawda? Idziemy, chłopaki! – zawołał w stronę psów.
Carly bez słowa podążyła za nim na wybieg.
– Wcale się nie przebrałeś – zauważył ze zdziwieniem Jonathan.
– Doszedłem do wniosku, że te łachy będą lepiej leżeć, jak na mnie wyschną.
– Rozumiem. Moja siostra też tak suszy dżinsy. Carly otworzyła furtkę i poprosiła Jonathana, żeby przypilnował braci Marx, po czym razem z Nickiem weszła na wybieg. Na widok cukierków Attyla przycwałował w ich kierunku.
– Trzymaj. – Nick podał jej torbę. – Niech mu się nie wydaje, że tylko ja rozdaję przysmaki.
Carly wymamrotała coś pod nosem, ale nie zwrócił na to uwagi.
– No dobrze. Zobaczmy, czy będzie biegał na mój sygnał.
– Sama mówiłaś, że to najtrudniejsze.
– Owszem, ale właśnie to ma robić w jutrzejszej scenie.
– Jednak... – próbował zaprotestować.
– Słuchaj, czy naprawdę wydaje ci się, że będę chciała cię oszukać? Pokażę mu zły znak czy coś w tym rodzaju?
– Oczywiście, że nie. Przecież znam komendę. W końcu ćwiczyliśmy ją nie dalej niż wczoraj, prawda?
– Owszem. I pamiętam też, że cię słuchał.
– Ale nie za każdym razem.
– Założę się, że i tak częściej, niż gdybym to ja mu kazała, ale chodźmy sprawdzić. – Spojrzała twardym wzrokiem na niedźwiedzia i poleciła: – Biegnij. – Jednocześnie wykonała odpowiedni znak ręką.
Attyla nie ruszył się z miejsca, tylko wpatrywał się łakomie w cukierki.
– Niedobry miś. Wstań.
Niedźwiedź niechętnie uniósł się na łapach.
– Grzeczny chłopiec. A teraz biegnij – rozkazała, powtarzając odpowiedni znak.
W odpowiedzi niedźwiedź tylko ziewnął przeciągle.
– Teraz ty spróbuj – zwróciła się do Nicka.
– Biegnij, Attyla – polecił. Niedźwiedź nie ruszył się z miejsca.
– Sama widzisz. Mnie też nie słucha.
– Może dlatego, że nie mówiłeś zbyt przekonywująco. Poza tym ja próbowałam dwukrotnie.
– Niegrzeczny miś! – Nick skarcił niedźwiedzia i ponowił polecenie: – Biegnij.
Attyla jeszcze raz spojrzał łakomie na cukierki i rzucił się biegiem przed siebie, wywołując szeroki uśmiech na twarzy Carly. Nick zaklął w duchu. Niedźwiedź kłusował przez dobrą minutę, po czym zawrócił po nagrodę.
W czasie ich nieobecności ze sklepu przywieziono zamówione produkty, więc kiedy Nick w końcu poszedł się przebrać, Carly zajęła się lunchem.
Zanim złożyła zamówienie, zapytała Nicka o jego ulubione potrawy i dopisała kilka rzeczy do listy. Teraz cieszyła się, że była tak przewidująca.
Kiedy zagroził, że więcej nie zbliży się do Attyli, myślała, że umrze na miejscu. Wiedziała, że jeśli przyjdzie mu do głowy spakować się i wyjechać, ona znajdzie się w ślepej uliczce. Dlatego musi zrobić wszystko, żeby był zadowolony.
No, może niezupełnie wszystko, poprawiła się w myślach. Przeanalizowała wiele spraw i umocniła się w przekonaniu, że postępuje słusznie. Choć pozostawienie go samego w nocy na schodach było jedną z najtrudniejszych decyzji jej życia, była z siebie dumna. Okazało się, że jednak nie zniewolił jej do końca. Jeśli będzie się pilnować, powinna dać sobie radę.
Przygotowała lunch i zajęła się karmieniem psów i kotów. Właśnie napełniała ostatnią miskę, kiedy usłyszała na schodach kroki Nicka. W chwilę później papuga powitała go serdecznie.
– Cześć, Krakers – odpowiedział.
Włożył długie, kowbojskie buty, suche dżinsy i kolejną opiętą koszulkę – o podobnym ciepłym odcieniu, co jego szare oczy. Carly z trudem oderwała wzrok od jego atletycznej sylwetki, zdając sobie sprawę, że jednak nie przyjdzie jej łatwo udawać obojętność.
– Pastrami na żytnim chlebie – zaprosiła go do stołu. – A do tego marynowany koper i czarne oliwki.
Uśmiechnął się, co sprawiło jej wyraźną ulgę. Widać zostawił zły humor na górze, razem z przemoczonym ubraniem.
– Postaw jeszcze piwo, a zakocham się na zawsze – powiedział, przyprawiając ją o zawrót głowy.
Podeszła do lodówki. Nie wygłupiaj się, pomyślała, przecież słowa nic go nie kosztują.
– Zjemy na werandzie? – spytała.
Na zewnątrz jakoś łatwiej przychodziło jej udawanie, że nie zwraca uwagi na jego mięśnie.
– Chętnie. Psom też dobrze zrobi trochę świeżego powietrza.
– Obawiam się, że wolą zostać w środku. Wiedzą, że Krakers chętnie dobiera się do ich żarcia, a nienawidzą piór w miskach.
Kiedy wyszli z domu, postanowiła, że gdy tylko skończą jeść, przypomni Nickowi, że obiecał jej kolejną lekcję na temat sztuki detektywistycznej. Jej plany pokrzyżowało przybycie nie zapowiedzianych gości.
– Chyba mamy towarzystwo – obwieścił Nick.
Ścieżką prowadzącą do domu maszerował Royce, tuż za nim biegli obaj chłopcy.
– Może na wszelki wypadek zamknę Krakers w klatce. – Carly uniosła się z krzesła.
– Nie trzeba, tym razem nie spuścimy ich z oczu. Carly spojrzała w kierunku nadchodzących i przyszedł jej do głowy pewien pomysł.
– Nick, nie sądzisz, że powinniśmy porozmawiać z podejrzanymi? Może się czegoś dowiemy?
– Owszem, tylko nie wydaje mi się, żeby po wczorajszej wymianie zdań Garth zapałał do mnie sympatią, a skoro tak, to Sarina też za mną nie przepada.
– Ale przecież ja się nie odzywałam, więc może poproszę Royce’a, żeby mnie im przedstawił. Może zdołam coś zdziałać.
– Dobry pomysł.
Jeśli to taki dobry pomysł, pomyślała, to dlaczego ma taki niezadowolony wyraz twarzy? Nie było jednak czasu na dalsze dywagacje, bo Royce i chłopcy właśnie weszli na werandę.
– Chłopakom zaczyna się nudzić, więc przyszliśmy zapytać, czy mogą pojeździć na kucach. Mówią, że dotąd nie mieli okazji spróbować.
– Tylko raz, u kolegi na urodzinach – uściślił Kyle.
– Jak byłem mały – wtrącił Brock – to grałem w takiej reklamie, w której posadzili mnie na kucyku. Ale tylko na nim siedziałem, nic więcej.
– No, nie wiem – zastanowiła się Carly.
– Mógłbym ich przypilnować – oznajmił Royce.
– Albo ty. – Kyle wskazał na Nicka, przypatrując się z podziwem jego kowbojskim butom. – Pokazałbyś nam wszystko jak prawdziwy kowboj.
– On nie jest kowbojem, tylko treserem niedźwiedzi – zaprotestował Brock.
– No, jeśli chodzi o ścisłość, to pochodzę z Dzikiego Zachodu – wyjaśnił Nick.
– A nie mówiłem! – Kyle promieniał. – Jak byliśmy tu w środku, widziałem kowbojski kapelusz na wieszaku.
– Nick – powiedziała Carly tak cicho, że tylko on mógł ją usłyszeć. – Pamiętasz jeszcze, jak się siodła konie?
– No pewnie!
– To świetnie. Popilnuj dzieci, a ja poproszę Royce’a, żeby przedstawił mnie aktorom.
Nie sprawiał wrażenia zachwyconego wizją spędzenia popołudnia w charakterze niańki, jednak Carly zdążyła go ubiec.
– Royce, może zostawimy Kyle’a i Brocka pod opieką naszego kowboja, a ty oprowadzisz mnie po obozie?
– Zgadzacie się, chłopcy?
– Pewnie – odrzekli razem.
– Umiesz wiązać bydło? – Kyle patrzył na Nicka z zaciekawieniem.
– Nie hodujemy tu krów, ale gdyby zaistniała taka potrzeba...
– Ale za to potrafiłbyś związać niedźwiedzia, prawda?
– Tym razem to Brock nie dawał za wygraną.
Carly i Royce ruszyli w stronę schodów.
– Właściwie to chodzi mi o coś więcej niż zwiedzenie obozu – oznajmiła.
– Tak, a o co jeszcze?
– Widzisz, moja siostra wręcz uwielbia Gartha Richardsa. Ma przyjechać tutaj z rodzicami na kilka dni, więc pomyślałam, że byłoby fajnie, gdybym poznała Gartha, żeby mu potem przedstawić Lisę osobiście.
– To może być trudne, bo Garth jest w takim humorze, że lepiej nie wchodzić mu w drogę. Chociaż... możemy przejść koło stołówki. Kiedy wychodziłem, oboje z Sariną jedli lunch. Może jeszcze tam są.
Carly była ciekawa, czy Rafaello pozbierał się już po wieczornej przygodzie. Kiedy razem z Nickiem zabierali Rocky’ego, kucharz brał się do sprzątania, mrucząc coś o potrawce z szopa.
Jednak kiedy ujrzała go na progu kuchni, wyglądał zdecydowanie mniej groźnie. Nawet skinął jej głową na powitanie.
– Niestety, już ich nie ma. – Royce zlustrował pomieszczenie. – Rafaello – zwrócił się do kucharza – nie wiesz, czy Sarina i Garth poszli do siebie?
– Nie, mówili, że idą nakarmić niedźwiedzia.
– Co?! – Carly zamarła z przerażenia.
– Garth poprosił mnie o kawałek mięsa i zabrali je z sobą. Mam nadzieję, że Goodie się nie dowie, bo to był kawałek na pieczeń. Ale Garth tłumaczył, że musi się przygotować do roli, żeby zaś poznać bliżej reakcje niedźwiedzia, musi spędzić trochę czasu w jego towarzystwie.
– Carly! – zawołał Royce, kiedy odwróciła się na pięcie i pognała w kierunku wybiegu. – Co się stało?
Nie miała czasu na wyjaśnienia. Przecież właśnie może w tej chwili główni podejrzani podają Attyli zatrute mięso!
Wio, chłopaki
W połowie drogi w dół stoku Carly zwolniła i idąc dalej szybkim marszem, próbowała przekonać samą siebie, że nic się nie stało. Attyla baraszkował nad brzegiem basenu, a Garth i Sanna stali przy ogrodzeniu, pogrążeni w rozmowie z Jonathanem.
Tak naprawdę to wcale nie była pewna, czy to Sarina, bo niewiele mogła dostrzec pod opadającym na czoło kapeluszem i wielkimi, przeciwsłonecznymi okularami. Najwyraźniej aktorka wzięła sobie do serca ostrzeżenia przed promieniowaniem ultrafioletowym, bo i resztę jej ciała spowijał długi, powiewny kaftan.
– Carly, co się dzieje?
Nie zdawała sobie sprawy, że Royce biegł tuż za nią. Co ma mu powiedzieć?
Wprawdzie Nick zobowiązał ją do zachowania tajemnicy, ale przecież może zawierzyć ją komuś, kogo zna od lat. Mimo że Royce uwielbia plotki, na pewno nikomu nic nie powie, jeśli go o to poprosi.
– Nie chcesz mi wyjaśnić? – spytał Royce.
Żadne, choćby trochę wiarygodne kłamstwo nie przychodziło jej do głowy.
– No dobrze, powiem ci, ale musisz to zatrzymać dla siebie.
– Oczywiście.
– Nad filmem nie wisi żadne fatum, tylko ktoś próbuje przeszkadzać.
– Co ty opowiadasz?
– To prawda. Mamy z Nickiem dowód. Więc przestraszyłam się, że ten ktoś może chcieć zrobić krzywdę któremuś ze zwierząt, a jak Rafaello powiedział, że Garth poszedł karmić Attylę, to pomyślałam...
– Nie sądzisz chyba, że Garth mógłby zrobić coś takiego. Sarina przenigdy nie zgodziłaby się, żeby skrzywdzić jakiekolwiek zwierzę. To znaczy, że podejrzewacie właśnie ich?
– Wyjaśnię ci wszystko później – szepnęła Carly, bo właśnie zbliżyli się do wybiegu na odległość głosu.
Na jej widok Jonathan odetchnął z ulgą. Był wyraźnie speszony i zakłopotany.
– Carly, pan Richards i pani Westlake przynieśli Attyli kawałek mięsa, ale wyjaśniłem, że nie wolno mi dopuszczać nikogo bliżej niż metr od ogrodzenia i że nikt poza opiekunami nie może go karmić. Nie wiem, czy dobrze zrobiłem...
– Zrobiłeś to, czego od ciebie oczekuję. Dzięki – pochwaliła go Carly. – Nie zostaliśmy sobie do tej pory oficjalnie przedstawieni – zwróciła się do Gartha i Sariny z sympatią w głosie.
– Poznajcie Carly Dumont. Jest właścicielką połowy Wild Action – włączył się szybko Royce.
Sarina zdjęła okulary i obdarzyła ją uśmiechem, który, pomyślała Carly, będzie się śnił Jonathanowi przez kilka następnych nocy.
– Oczywiście wiemy, kim jest Carly. Bardzo nam miło poznać cię osobiście.
– Naprawdę, bardzo nam miło – dodał Garth – szczególnie że to właśnie ty możesz mi pomóc. Chciałbym poobserwować zachowanie waszego niedźwiedzia, żeby bliżej go poznać. Wydawało mi się, że najlepiej zacząć od poczęstunku.
– Niestety, obawiam się, że to niemożliwe, bo w jego przypadku musimy przestrzegać bardzo ścisłej diety – wyjaśniła Carly, zdając sobie sprawę, że kłamie jak z nut.
Jonathan spojrzał na nią ze zdziwieniem, więc dyskretnie dała mu znak, żeby się przypadkiem nie odzywał.
– Z czego wynika, że musisz odnieść mięso do kuchni – zwróciła się aktorka do męża.
– Chyba masz rację.
– Szkoda, że nie przynieśliście surowego kurczaka – wtrącił Jonathan. – Może Carly by się wtedy zgodziła, bo to jego wielki przysmak.
Carly słuchała go jednym uchem, bo jej myśli zaprzątała wymiana zdań między małżonkami.
Skoro chcą odnieść mięso kucharzowi, to nawet jeśli coś knują, przynajmniej nie mają zamiaru szkodzić zwierzętom. Gdyby mięso było zatrute, nie ryzykowaliby podania go ludziom. Mimo to zamierzała pilnować swych podopiecznych, przynajmniej do czasu, aż ustalą, kto jest sprawcą kłopotów.
Zastanawiając się, czy kiedykolwiek im się to uda, zauważyła, że Garth skierował pełne oczekiwania spojrzenie na Royce’a.
– No dobrze – odezwał się kamerzysta – odniosę je do kuchni.
Carly zdała sobie sprawę, że według aktora osobiste pofatygowanie się do kucharza byłoby poniżej jego godności.
– Dzięki, to bardzo miłe z twojej strony – ucieszył się Garth i wręczył Royce’owi plastykową torbę. – A to po co? – zwrócił się do Carly, wskazując na betonową jaskinię wybudowaną na wybiegu.
– Żeby Attyla mógł zapaść w zimowy sen.
– To on zapada w okres hibernacji? Mimo że nie żyje na wolności?
– Zima jest taka sama dla wszystkich niedźwiedzi – zauważyła Carly.
– I tylko wtedy korzysta z tej jaskini? – zaciekawiła się Sanna.
– Nie, czasami ucina sobie w niej drzemkę, szczególnie w czasie upału. W środku jest o wiele chłodniej.
– Niesamowite. Naprawdę niesamowite. Czy nie będzie nietaktem z mojej strony, jeśli poproszę, żebyś została tu z nami przez chwilę i zaspokoiła naszą ciekawość?
– Z przyjemnością – odparła Carly, licząc na to, że przy okazji sama zada im kilka pytań.
Szkoda tylko, że Nick nie zdążył jej wyjaśnić, czego ma się dowiedzieć. Royce pożegnał się i skierował kroki w stronę obozu.
– Nie wiedziałam, że wy też występujecie w scenach z niedźwiedziem – zaczęła Carly ze zdziwieniem, ponieważ jej wersja scenariusza nie przewidywała takich ujęć.
– Nie, rzeczywiście nie gramy w tych scenach. Tylko ja mam zwyczaj zgłębić całość tematyki przy każdym filmie, w jakim występuję. W ten sposób udaje mi się pełniej zbudować postać, którą gram.
– Tak, ktoś mi już o tym mówił. Właściwie, znając twoje metody pracy, wręcz zdziwiłam się, że przyjąłeś rolę u Jaya, który słynie z improwizacji.
– Widzisz, ten film daje nam możliwość zagrania razem – wtrąciła Sarina, zanim Garth zdążył coś powiedzieć. – Naprawdę trudno znaleźć scenariusz, w którym byłyby odpowiednie role dla nas obojga.
– A czy reżyser, który polega na improwizacji, nie boi się pracy z aktorami o innym podejściu do zawodu?
– Życie, moja droga, jest sztuką kompromisów. Zdarza się, że jeśli rola jest dobra, przyjmujemy ofertę nawet od kogoś, kogo wręcz trudno nam znieść. A Jayowi opłacało się pójść na kompromis, żeby pozyskać do filmu takiego aktora jak Garth.
Tu Sarina obdarzyła męża spojrzeniem wyrażającym najwyższy podziw. Carly uśmiechnęła się, choć nie mogła pozbyć się wrażenia, że akurat w przypadku Gartha cała ta praca nad rolą to zwykła strata czasu.
W końcu udało jej się uwolnić od uciążliwego towarzystwa aktorskiej pary i zmęczona oraz zawiedziona wróciła do domu. Przecież niczego nie zdołała z nich wyciągnąć. Pomyślała, że chłodny prysznic powinien poprawić jej nastrój.
Niestety, łazienka okazała się zajęta. Przez szum płynącej wody dochodził ją głos Nicka śpiewającego jakąś kowbojską piosenkę. Widocznie czas spędzony wśród dzieci i kuców przypomniał mu jego własne szczenięce lata na ranczu.
Poczuła się nieco lepiej i pomyślała, że dźwięk jego głosu działa nie tylko na Attylę.
Nawet nie fałszował.
Kiedy woda przestała lecieć, Carly pospiesznie udała się do swego pokoju. Jeśli wygląda tak, jak się czuje, to lepiej, żeby jej teraz nie oglądał. Wprawdzie powtarzała sobie, że to, jak ją Nick widzi, nie ma najmniejszego znaczenia, gdyż łączy ich tylko wspólnota interesów, jednak wbrew sobie chciała zrobić na nim wrażenie.
Zmieniła bieliznę, szorty i bluzkę i zaczekała, aż Nick opuści łazienkę. Nie odczekała jednak dostatecznie długo, bo gdy otworzyła drzwi, znajdował się dopiero w połowie korytarza. Miał na sobie jedynie spodnie.
– Nikt ci nie mówił, że to nieładnie podglądać? – spytał zaskoczony.
– Wcale cię nie podglądam – zaprotestowała, nie mogąc oderwać wzroku od jego skóry.
Opuściła wzrok, co okazało się niezbyt fortunne, gdyż Nick nie zdążył jeszcze zapiąć rozporka. Szybko przesunęła spojrzenie jeszcze niżej i z zażenowaniem stwierdziła, że nawet jego bose stopy mają dla niej jakiś nieodparty urok.
– Właśnie wróciłaś z przechadzki z Royce’em?
Podniosła wzrok i nagle olśniło ją, że Nick jest najzwyczajniej w świecie zazdrosny. Poczuła szum w głowie. Royce nie interesował jej zupełnie, ale skąd Nick może o tym wiedzieć? A skoro jest zazdrosny, to znaczy... Nie, nie. Ale pewnie lepiej nie mówić mu teraz, że zawierzyła kamerzyście ich tajemnicę.
– Długo cię nie było – powiedział z wyraźnym wyrzutem.
– Wiem, ale Royce towarzyszył mi tylko przez jakiś czas. Zaraz ci wszystko opowiem, tylko najpierw muszę wziąć prysznic.
– Szkoda, że nie wróciłaś dziesięć minut wcześniej. Zaoszczędzilibyśmy trochę wody.
– Bardzo śmieszne – powiedziała, przechodząc obok niego obojętnie, mimo że myśl o wspólnym prysznicu przyprawiła ją o zawrót głowy.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi łazienki, Nick poczuł się nieswojo. Co się, do diabła, z nim dzieje? Przecież wcale nie jest jego osobą zainteresowana, a nawet jeśli tak, to robi wszystko, by tego nie okazać. Więc po co, pomyślał, wysilam się na jakieś szczeniackie żarciki?
Nigdy dotąd nie zachowywał się jak młodociany podrywacz, a w każdym razie przynajmniej odkąd skończył szkołę. Więc skąd te wygłupy wobec Carly? Może rzeczywiście mu się podoba...
Podoba mu się? Chyba udzieliła mu się jej skłonność do niedomówień, bo przecież najzwyczajniej w świecie oszalał na jej punkcie.
Niezależnie od wszystkiego musi się w końcu opanować i przestać udawać idiotę. Wciągnął koszulkę i zbiegł na dół. Tam przynajmniej nie będzie słyszał szumu wody w łazience i przestanie zawracać sobie głowę myślą, jak pięknie Carly musi wyglądać pod prysznicem.
– Jeść – zażądała Krakers, kiedy tylko pojawił się w kuchni.
Wyjął z szafki torebkę z ziarnem słonecznika i napełnił miseczkę. Psy, rozciągnięte na podłodze, dyszały ciężko, więc zmienił im wodę. Właśnie wyjmował z lodówki dzbanek z herbatą i piwo, kiedy w drzwiach pojawiła się Carly.
Mokre włosy opadające po obu stronach twarzy nadawały jej wygląd niewinnej panienki, natomiast króciutkie szorty odsłaniały zgrabne nogi. I jeszcze ta bluzeczka bez rękawów. Jeśli znowu pojawi się Royce, powinna przynajmniej zapiąć ją nieco wyżej, pomyślał, dziwiąc się samemu sobie.
Nigdy dotąd nie był zazdrosny, więc dlaczego krew go zalewa, ilekroć Royce się do niej zbliży? Co to za niedorzeczne myśli!
– Wrzuć mi z tuzin kostek lodu – poprosiła.
Sięgnął do zamrażalnika, dorzucił lód do szklanki 1
i wyszedł za Carly na werandę. Psy wybiegły za nim, I poszukały ocienionego miejsca na trawie i natychmiast I pogrążyły się w sennym letargu.
– No więc? – zapytał i zanurzył usta w zimnym piwie. – Udało ci się poznać Gartha i Sarinę?
– Nie tylko poznać, ale spędzić z nimi prawie całe popołudnie. Tylko niczego się nie dowiedziałam.
Zrelacjonowała mu całą historię.
– I mimo że rozmawiałam z nimi tak długo, wiem dokładnie tyle samo co wczoraj. Miałam doskonałą okazję i wszystko zepsułam.
– Niczego nie zepsułaś. Zachowałaś się tak, jak powinnaś. Kiedy zorientowałaś się, że Attyla może być w niebezpieczeństwie, poszłaś to sprawdzić, a skoro nadarzyła się sposobność porozmawiania z aktorami, to ją wykorzystałaś.
– Tak, tylko niczego z nich nie wyciągnęłam.
– Chyba nie spodziewałaś się, że powiedzą ci, że nienawidzą Jaya i dlatego chcą zepsuć film.
– Oczywiście, że nie. Ale nawet nie byłam w stanie poznać, czy mówią prawdę.
– Nie przesadzaj, w końcu to ich zawód. Potrafią przekonywująco kłamać.
– Więc co?
– Nic. – Wzruszył ramionami. – Po prostu mamy trudniejsze zadanie.
– I co dalej?
– Będziemy się uważnie rozglądać i jeśli nastąpią jakieś nowe zdarzenia, spróbujemy odgadnąć, kto się za nimi kryje.
– Myślisz, że może się już nic nie wydarzyć?
– Sądzę, że to możliwe. – Nick wypił piwo i przyglądał się Carly z ukosa.
Wiedział, że jej nie przekonał, co dobrze świadczyło o jej inteligencji. Bo właściwie dlaczego sprawca miałby zatrzymać się w pół drogi? Chyba że doszedł do wniosku, iż ryzyko jest zbyt duże.
– Nie wiesz jeszcze wszystkiego – odezwała się w końcu. – Musiałam powiedzieć Royce’owi, że to nie pech, tylko ktoś naumyślnie rzuca Jayowi kłody pod nogi i że Sarina i Garth to główni podejrzani.
– Moim zdaniem umówiliśmy się, że z nikim nie będziemy na ten temat rozmawiać.
Nick starał się ukryć irytację. Sam był zdziwiony faktem, że jest zazdrosny o Royce’a i wolał się z tym nie ujawniać.
– Tak się zdenerwowałam, kiedy Rafaello powiedział nam o tym mięsie, że Royce sam zaczął się czegoś domyślać. A kiedy zapytał wprost, nie przyszła mi do głowy żadna wymijająca odpowiedź. Ale jak ty spędziłeś popołudnie? – zmieniła nagle temat. – Co robiłeś po przejażdżce z chłopcami?
– Nic. Wróciłem do domu i wziąłem prysznic.
– Czy chcesz przez to powiedzieć, że przez cały ten czas chłopcy siedzieli w siodłach?
– Owszem. Świetnie się bawili, a że ty wciąż nie wracałaś, nie widziałem powodu, żeby im przerywać. Pojechaliśmy do obozu, mamy zrobiły im zdjęcia, a potem przejechaliśmy się po obrzeżach lasu.
Carly zrobiła zmartwioną minę.
– Przecież nic się nie stało. Nie pozwoliłem im galopować ani przemęczać kucyków. Ledwie trzymali się w siodłach, więc po prostu szliśmy spacerkiem – wyjaśnił.
– Nie wątpię, że kucom nic się nie stało, tylko w jakim stanie byli Brock i Kyle po tej zabawie?
– Trochę im się trzęsły kolana, ale to szybko mija. A w ogóle to urodzeni aktorzy. Trzeba było ich widzieć, jak wracali do domu, udając, że nogi same im się rozjeżdżają.
– Nick, jeśli to prawda, że pozwoliłeś im spędzić na kucach całe popołudnie, to ręczę, że nie udawali. Przecież oni praktycznie nigdy wcześniej nie siedzieli w siodle. Wiesz, co się teraz stanie? Jutro Jay będzie chciał kręcić scenę, w której uciekają przed Attylą, a oni będą tak obolali, że z trudem będą się poruszać.
– Nie przesadzaj. W końcu Farba i Pędzel to tylko małe kuce.
– Owszem, tylko nie zapominaj, że Kyle i Brock to jeszcze mali chłopcy.
– Słyszałeś rano ten gwar w obozie? Wcześnie dziś wstali – zauważyła Carly przy śniadaniu.
– Tak. – Nick właśnie przełknął kawałek grzanki.
– Wcale nie żartowali z tym świtem.
Kiedy skinął głową bez słowa, Carly dolała sobie kawy, nie pytając wcale, czy Nick ma ochotę na więcej. Już Krakers jest bardziej rozmowna niż on. Skoro pytania jej, Carly, pozostają praktycznie bez odpowiedzi, nie będzie się więcej wysilać.
Spojrzała na Nicka przez stół, tym razem nie obawiając się wcale, że może ją przyłapać na patrzeniu na niego, zwłaszcza że odkąd wszedł do kuchni, sam wyraźnie unika jej wzroku.
Nawet nie przyszło jej do głowy wieczorem, że przy śniadaniu nadal będzie obrażony, ale widocznie właśnie tak jest. Poza tym miała pewność, że wstał tak późno tylko po to, żeby jak najkrócej przebywać w jej towarzystwie. Ten facet naprawdę nie znosi krytyki. A poza tym o jakiej krytyce tu mowa? Najzwyczajniej w świecie zauważyła, że nie powinien był pozwolić chłopcom jeździć tak długo. Przecież nie oskarżyła go o żadną zbrodnię.
A on tymczasem postanowił pójść na spacer, zamiast posiedzieć z nią na werandzie. Potem wrócił, ale tylko po to. by poinformować ją, że jacyś ludzie z obozu zaprosili go na kolację.
I tyle go widziała. Kiedy nie wrócił do północy, po prostu położyła się do łóżka.
Oczywiście nie zasnęła, dopóki nie usłyszała jego kroków na schodach. Zresztą potem też miała kłopoty z zaśnięciem, bo prześladowała ją myśl, że Nick jest zazdrosny o Royce’a. W końcu zdołała sobie wytłumaczyć, że niezależnie od tego, o czym ta zazdrość może świadczyć, jego uczucia do niej i tak są bez znaczenia.
Od dzisiaj będzie się wysypiać i przestanie sobie zaprzątać nim głowę, bo jak nie, to zacznie wyglądać jak duch, który straszy, i to jeszcze zanim jej wspólnik wróci do Edmonton.
Nick spojrzał na zegarek.
– Czas iść, bo zanim nakarmimy Attylę, zrobi się późno.
– Nie musimy go karmić. Poprosiłam Dylana, żeby przyszedł wcześniej i dał mu śniadanie. Zapakowałam też dodatkowe przysmaki do torby, na wypadek, gdybyśmy musieli ich użyć. Mamy więc tylko dojść do wybiegu, założyć mu łańcuch i udać się na plan.
– A jak już wyjdziemy za ogrodzenie i Attyla będzie chciał iść w innym kierunku niż my, to kto będzie górą?
Pytanie Nicka wcale jej nie rozbawiło.
– Nie zapominaj, że to tresowany niedźwiedź, więc szedłby posłusznie nawet gdyby nie był na łańcuchu, ale Gus uważał, że powinniśmy go wiązać w czasie pracy, żeby filmowcy czuli się bezpieczniej.
– I nikt nigdy nie wpadł na to, że prowadzić trzystukilowego kolosa na łańcuchu to mniej więcej to samo, co uwiązać rottweilera na papierowym sznurku?
Carly wstała od stołu. Jego specyficzne poczucie humoru denerwowało ją jeszcze bardziej niż zdawkowe odpowiedzi. Naprawdę niepokoiła się dzisiejszym występem, a uwagi, jakie do niej kierował, bynajmniej nie wpływały na nią uspokajająco.
– Cześć – odezwała się Krakers, kiedy Carly zdjęła obrożę i łańcuch Attyli z kołka na ścianie.
– Cześć, Krakers, pogadaj sobie z psami, jak nas nie będzie.
Psy podkuliły ogony, niezadowolone, że nie mogą im towarzyszyć. Kiedy znaleźli się przy wybiegu, Jonathan właśnie zmieniał kolegę po nocnej warcie.
Wymieniwszy kilka uwag z chłopcami, Carly założyła Attyli obrożę na szyję, udając, że nie zauważa pełnego ironii spojrzenia swego wspólnika. Na szczęście humor mu się nieco poprawił, więc nie chciała go drażnić przed występem.
Przejazd, który ludzie Jaya wycięli w lesie, był na tyle szeroki, że mogli iść ramię w ramię. Tak jak myślała, Attyla truchtał za nimi, łagodny jak baranek. Dopiero kiedy znaleźli się w pobliżu filmowców, zaczął okazywać pewne podniecenie.
– Coś nie tak? – zaniepokoił się Nick.
– Nie, zawsze tak się zachowuje w obecności kamer. Wprost uwielbia być w centrum zainteresowania.
Pomocnik kamerzysty pokiwał im na powitanie.
– Jesteście trochę za wcześnie. Jeszcze nie skończyli ustawiać świateł, ale to nie potrwa zbyt długo.
Wszędzie wokół rozstawione były lampy, ruchome generatory prądu i kamery na długich wysięgnikach. Większość członków ekipy tłoczyła się przy stoliku Rafaella, popijając kawę.
– Za co ci ludzie biorą pieniądze? – ironizował Nick.
– Tak zawsze jest na planie. Najpierw się spieszą, a potem czekają.
Attyla wydał dziwny pomruk i nagle stanął na tylnych łapach.
– To też jest normalne zachowanie? – spytał Nick.
– Tak, po prostu chce się lepiej rozejrzeć.
– Jesteś pewna, że nic głupiego nie przyjdzie mu do głowy? Na przykład, żeby za kimś pobiec?
– Nick, nigdy dotąd nic takiego się nie zdarzyło. Poza tym niedźwiedzie nie podnoszą się na łapach, kiedy zamierzają kogoś zaatakować, tylko opuszczają łby i kładą uszy po sobie.
– Skoro tak mówisz, to ci wierzę, ale na wszelki wypadek oddaj mi łańcuch.
Podała mu go bez słowa, choć zachowanie kamiennej twarzy nie przyszło jej łatwo, bo widok Nicka w roli macho był naprawdę zabawny. Tak czy owak, oboje dobrze wiedzieli, że jeśli Attyla zechce uciec, nikt nie będzie w stanie go utrzymać.
Nagle niedźwiedź opadł na cztery łapy i zanim Carly zdążyła się zorientować, że coś jest nie tak, wściekle zaryczał. Błyskawicznie opuścił łeb, położył uszy po sobie i ruszył w kierunku polany, zwalając przy tym Nicka z nóg i ciągnąc go kilka metrów za sobą, dopóki ten nie wypuścił z rąk łańcucha.
– Attyla, stój! – krzyknęła Carly, ruszając w pościg za niedźwiedziem.
Na polanie wybuchła panika. Niektórzy członkowie ekipy rzucili się do ucieczki, inni próbowali znaleźć schronienie na drzewach. Na przeciwległym końcu polany Attyla rozrywał na strzępy jakieś wielkie, kudłate zwierzę.
– Attyla, zostaw! – krzyknęłaCarly.
– Zróbcie z nim coś! – wrzeszczał Jay.
Serce podchodziło Carly do gardła, gdy powoli i ostrożnie zbliżała się do niedźwiedzia. Attyla zdążył już całkowicie rozpłaszczyć ofiarę. Zorientowawszy się, że to nie jest żywe stworzenie, a jedynie manekin z tektury i kawałków futra, Carly odetchnęła z ulgą.
Rozszarpane na strzępy kawałki atrapy leżały nieruchomo, więc Attyla obwąchał je jeszcze raz, odwrócił się i spojrzał na opiekunkę.
– Już dobrze, już dobrze, chodź – powiedziała Carly spokojnie.
Niedźwiedź stał się znowu łagodny jak baranek i podszedł do Carly bez sprzeciwu.
– Grzeczny chłopiec. – Pogłaskała Attylę po pysku. – Siad.
– Co się stało? – zapytał szeptem Nick, który właśnie pojawił się u jej boku.
– O Boże, nic ci nie jest?
– Nie, ale Jay i Goodie wyglądają, jakby mieli dostać ataku apopleksji. O co mu chodziło? – Wskazał na niedźwiedzia.
– O to. – Carly wyciągnęła dłoń w kierunku resztek manekina rozrzuconych na ziemi. – To są kawałki niedźwiedziej skóry. Nie tracą zapachu, niezależnie od tego, jak dobrze są wyprawione. Attyla je wywęszył i pomyślał, że ma konkurenta.
– I instynktownie zaatakował, tak?
– Tak. To musiał kiedyś być samiec – dodała, oglądając resztki futra.
– Niech to szlag! – mruknął Nick. – Martwiliśmy się, że nie będzie chciał biegać na polecenie, a wyszło na to, że nie chce się zatrzymać.
Skierował spojrzenie na Jaya, który nadal ukrywał się za drzewem, i zapytał gniewnie:
– Po co wam była ta góra śmieci?
– To nasz manekin udający Attylę – wyjaśnił niepewnym głosem.
– Nie mogliście uprzedzić, że użyjecie niedźwiedziej skóry? Attyla myślał, że to prawdziwe zwierzę, więc teraz weźmiemy go do lasu, żeby nie widział, co robicie, a wy tymczasem to sprzątnijcie.
Nick podniósł z ziemi koniec łańcucha, czym w innych okolicznościach rozśmieszyłby Carly serdecznie – przecież wszyscy właśnie mieli okazję się przekonać o jego skuteczności – jednak w obecnej sytuacji była bardziej skora do płaczu niż do śmiechu.
– Poczekajcie chwilę! – zawołał Jay, który jeszcze nie odważył się wyjść zza drzewa. – Odmawiam pracy z niedźwiedziem mordercą.
– Nie jest żadnym mordercą! – Carly z trudem powstrzymywała łzy. – Nic by się nie stało, gdyby nie te skóry.
– Nic mnie to nie obchodzi. Nie zamierzam z nim dalej pracować.
– Nie masz wyjścia – odezwał się Goodie.
Carly rozejrzała się, nie wiedząc, skąd dochodzi głos. W końcu producent wychylił głowę zza głazu, za którym się ukrył.
– Właśnie że mam – odciął się Jay.
– Niestety nie. Po pierwsze podpisałeś kontrakt z Wild Action, a po drugie nie możemy marnować czasu na szukanie innego miejsca i innego niedźwiedzia. Chyba że chcesz doprowadzić mnie do ruiny.
– Użyjemy przewodów pod napięciem – wtrąciła Carly.
– A co to jest?
– To specjalne przewody elektryczne, takie jakich używa się na pastwiskach dla bydła. Rozciągniemy je wzdłuż drogi, jaką ma przebyć Attyla, tak żeby oddzielały go od ekipy. Trzeba będzie je zamaskować zieloną i brązową farbą. Gdyby niedźwiedź skierował się w złą stronę, ktoś po prostu włączy prąd.
– Tylko jeśli ruszy tak szybko, jak przed chwilą, ten ktoś może nie zdążyć.
– Nie przesadzaj. Dlaczego do cholery nie mówiłaś wcześniej o tych przewodach? – Teraz Goodie miał pretensje do Carly.
– Goodie, trzymamy je tylko dlatego, że wymaga tego firma ubezpieczeniowa.
Chciała dodać, że są całkowicie zbędne, lecz szybko pojęła, że w tej chwili nikogo i tak nie przekona.
– Barb, mamy brązowy i zielony spray na planie? – zapytał Jay.
– Tak. Musiałam podmalować trawę i pnie w niektórych miejscach.
– Jak długo będziecie rozciągali te przewody? Ile czasu mamy jeszcze zmarnować? – Goodie nie krył irytacji.
– Naprawdę niewiele – zapewniła Carly. – Nick i ja weźmiemy Attylę do lasu, żeby ochłonął, a wy poślijcie kogoś do Dylana. To ten blondynek z kucykiem, który nam pomaga. Jak przyniesie kable, to rozciągnięcie ich nie potrwa długo.
– Będą gotowe, żeby zacząć kręcić zaraz po lunchu?
– Tak, tylko musicie dać Dylanowi kogoś do pomocy, żeby jeszcze przyniósł dłuższy i mocniejszy łańcuch. W przerwach będziemy wiązać Attylę do drzewa, żeby wszyscy czuli się bezpieczniej.
– Niech będzie – mruknął Jay.
– Chodź, Nick. Zabierzmy stąd Attylę.
Nick wydał niedźwiedziowi odpowiednie polecenie i weszli w las. Pokonali spory kawałek, aż wreszcie znaleźli się nad brzegiem strumyka. Kiedy Attyla zaspokoił pragnienie, Nick przywiązał łańcuch do grubej kłody i sam usiadł na jej drugim końcu. Carly, która szła tuż za nimi, z trudem powstrzymywała się od płaczu.
– Niezły początek – zauważył Nick.
Była to kropla, która przepełniła czarę. Carly zalała się łzami.
– Spokojnie, jeszcze odkupimy nasze winy. Zrobimy wszystko, co zechce, i Jay zapomni o tym incydencie.
– Gdyby Gus żył, nic takiego by się nie stało. Powinnam była zapytać, z czego ma być manekin – wykrztusiła przez łzy.
– Przecież pytałaś, sam słyszałem, tylko Jay nie raczył odpowiedzieć.
– Ale Gus na pewno postawiłby na swoim. Upewniłby się, że wszystko jest w porządku. Nie potrafię prowadzić firmy bez niego. Nawet jeśli uda nam się skończyć ten film, to ty wyjedziesz do Edmonton i.... – Głos uwiązł jej w gardle.
– Carly! – Nick przysunął się bliżej i delikatnie ją objął. – Wszystko będzie dobrze. Coś wymyślimy, zobaczysz.
Tak bardzo chciała mu wierzyć.
– Sądzisz, że nam się uda? – szepnęła.
– Oczywiście – odparł z przekonaniem, spojrzał jej prosto w oczy i przytulił do siebie mocniej.
Tuląc się do niego, czując zapach jego ciała, wiedziała, że w każdej chwili może mu ulec i że w żadnym wypadku nie powinna tego robić. Jednak teraz było jej wszystko jedno. Może pozostać w jego ramionach na zawsze. W tej chwili wierzyła, że Nick potrafi osłonić ją przed całym złem tego świata.
– Wiesz co? – szepnął jej do ucha.
– No?
– Odtąd może być już tylko lepiej. Zdobyła się na słaby uśmiech.
– Czasami naprawdę doceniam twoje specyficzne poczucie humoru.
– Tylko czasami?
W oczach Nicka dostrzegła tyle ciepła, że nie była w stanie wykrztusić słowa. Poza tym nie wiedziała, co odpowiedzieć. Przytulił ją jeszcze mocniej i pocałował. Smak jego ust przepełnił Carly niewypowiedzianą tęsknotą. Tak bardzo chciała się z nim kochać... Ich ciała splecione w uścisku pasowały do siebie wręcz idealnie. Carly pomyślała, że pocałunki Nicka są właśnie takie, o jakich śniła przez pół życia. Nagle, sama nie wiedząc kiedy, zapałała do niego gorącą, beznadziejną miłością.
Ta miłość spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Do tej pory wierzyła, że Nick zwyczajnie ją zauroczył. Ale zakochać się w nim?
– Coś nie tak? – zapytał.
Wszystko, podpowiedział jej wewnętrzny głos, lecz pozostała nań głucha, kiedy wargi Nicka ponownie zbliżyły się do jej ust
Między młotem a kowadłem
Nick robił wszystko, co mógł, żeby skoncentrować się na rozciąganiu kabla, co chwila jednak kierował wzrok ku Carly, siedzącej z Attylą na skraju polany.
Uznała, że niedźwiedź czułby się nieswojo, gdyby został sam, przykuty łańcuchem do drzewa, i że ktoś musi dotrzymać mu towarzystwa, a jakimś dziwnym trafem nikt poza nią samą się do tego nie kwapił.
Patrząc na Carly, Nick wracał myślami do chwili, kiedy ją pocałował. Jak wspaniale się czuł, tuląc ją do siebie. Żaden inny pocałunek nie smakował tak słodko. Zabrakło mu słów, żeby określić własne odczucia. Jedyne, czego pragnął w tej chwili, to wrócić z Carly do domu i znów ją przytulić.
W lesie nagle pojawił się Jay i wszystko popsuł, choć trzymał się cały czas z daleka, żeby przypadkiem Attyla go nie dosięgnął. Przyszedł obwieścić, że zajęło im sporo czasu odszukanie Dylana, więc założenie i zamaskowanie przewodów potrwa dłużej, niż myślał. Czerwcowe dni jednak zdają się ciągnąć w nieskończoność, więc przy odrobinie szczęścia może uda im się jeszcze nakręcić kilka scen.
Nick otrząsnął się z zamyślenia i wrócił do pracy z nadzieją, że Jay nie będzie się upierał, by przeciągać pobyt na planie. Im szybciej skończą kręcić, tym wcześniej znajdzie się sam na sam z Carly.
– Cześć, Nick – usłyszał za plecami głos dziecka. Odwrócił się i ujrzał Kyle’a i Brocka. Dopiero teraz przyszli na plan, więc żaden nie był świadkiem wybryku Attyli. Przynajmniej tyle dobrego, pomyślał Nick. Po przygodzie z niedźwiedziem Jay wydał polecenie, by chłopcy pozostali w obozie, aż ktoś ich zawoła.
– Jak się macie? – zapytał Nick z niepokojem. Chłopcy wymienili niepewne spojrzenia i wzruszyli ramionami.
– Ledwie się ruszamy, a Jay chce, żebyśmy dziś biegli. Mama powiedziała, że jak będziemy tacy sztywni przed kamerą, to Jay się wścieknie – wyjaśnił Kyle szeptem.
– A nie możecie poruszać się normalnie? – Nick nie miał wątpliwości, przeciwko komu Jay skieruje swój gniew, gdy sprawa się wyda.
– Wszystko mnie boli. – Brock rozwiał jego nadzieje.
– Zaczynamy dziś dość późno, więc może Jay będzie kręcił tylko ujęcia z niedźwiedziem. – Nick próbował pocieszyć dzieci, choć wcale nie był pewien, czy Attyla tym razem zechce współpracować.
Kyle pokręcił przecząco głową.
– Niemożliwe, bo najpierw ma robić te sceny, w których my uciekamy, ą dopiero potem Attyla będzie nas gonił.
– Może jednak zacznie od Attyli? – wtrącił Brock.
– Może, ale i tak musi kręcić mniej więcej w tym samym czasie, żeby przy montażu światła i cienie wyglądały tak samo.
Nick zaklął w duchu. Carly mówiła, że sceny będą kręcone oddzielnie, a jemu samemu nie przyszło do głowy, że musi się to stać o jednej porze. Jednak skoro tak, nie ma szans, żeby chłopców ominął występ.
– Może pokręcicie się tu trochę, żeby rozluźnić mięśnie? – zasugerował.
– Nie możemy, bo musimy iść do charakteryzatorki – poinformował Brock z żalem.
Patrząc, jak kuśtykają w kierunku mam stojących nieopodal, Nick miał nadzieję, że przynajmniej Jay tego nie widzi. Tym razem się udało, ale, pomyślał Nick, to tylko kwestia czasu, zanim Jay spostrzeże, że zamiast dziesięciolatków ma dwóch artretycznych staruszków.
– Chyba skończyliśmy, tylko przywiąż swój koniec kabla do tamtej tyczki – powiedział Dylan.
Nick zabezpieczył kabel i poszukał wzrokiem Jaya. Rozmawiał z Carly, wyraźnie zainteresowany leżącym obok głazem. Nick zawołał, że można już zacząć malowanie przewodów.
Natychmiast pojawiła się Barbara z grupą pomocników, wyposażonych w puszki z farbą. Nick zbliżył się do Carly i reżysera, z trudem ukrywając zdenerwowanie. A jeśli Attyla nie zechce słuchać albo chłopcy nie będą w stanie biegać?
– Nie martw się, wszystko będzie dobrze – szepnęła Carly, żeby podnieść go na duchu, za co miał ochotę ją serdecznie ucałować.
Podszedł do niedźwiedzia i zaczął go drapać za uchem. Oby tylko Carly miała rację.
– Nick – odezwał się Jay, nadal trzymając się z dala od Attyli. – Nie musisz starać się mówić cicho, jak będziesz wydawał mu polecenia, bo i tak nad dźwiękiem będziemy pracować później. Poza tym mówiłem, że najpierw nakręcimy scenę pościgu, ale doszedłem do wniosku, że lepiej zacząć od ujęcia, w którym Attyla kręci się koło tego głazu i próbuje coś spod niego wykopać. Tego nie ma w scenariuszu, ale Carly zapewnia, że nie będzie kłopotów.
Nick kiwnął głową ze zrozumieniem, choć wolałby, żeby Jay nie bawił się więcej w improwizacje. Wprawdzie znał odpowiednie polecenie, ale nigdy go przedtem nie ćwiczył.
– To nie jest prawdziwy głaz, tylko atrapa z gipsu, więc nie pozwól mu jej rozwalić – dodała Carly.
Znowu kiwnął głową, choć, o ile wiedział, polecenie „nie rozwalaj” było nieobecne w niedźwiedzim słowniku.
Tak bardzo chciał, żeby to Carly przejęła kontrolę nad Attylą. W końcu to ona ma większe doświadczenie w takich sytuacjach.
– Skończone! – krzyknęła Barb.
– Nareszcie. – Goodie sprawdził przewody, które rzeczywiście stały się prawie niewidoczne. – Możemy w końcu zaczynać?
Jay odszedł na środek polany, pozostawiając jedynie Nicka, Carly i Attylę na drodze wyznaczonej przez kable, i stłumionym głosem obwieścił reszcie ekipy:
– Uwaga! Carly przekazała mi zasady, których wszyscy musicie przestrzegać, kiedy niedźwiedź znajduje się na planie. Po pierwsze, żadnych krzyków ani gwałtownych ruchów. Macie się zachowywać tak cicho i spokojnie, jak to możliwe. Po drugie, nikomu nie wolno przynosić z sobą jedzenia. I po trzecie, jak powiem „akcja”, to nikomu poza planem nie wolno się poruszyć. Wszystko jasne? Jeśli tak, to bierzmy się do roboty. Dawaj niedźwiedzia – zwrócił się do Nicka.
Carly rozpięła obrożę, a Nick podszedł do głazu. Royce i pozostali kamerzyści trwali w gotowości z kamerami utkwionymi w Attyli.
Możesz tam teraz stać, Nick, ale jak kamery zaczną pracować, musisz się wycofać, żeby nie zostać w kadrze, jak niedźwiedź się zbliży.
– W porządku. – Nick starał się zapanować nad skurczem żołądka.
– Niech nikt się nie rusza. Zaczynamy.
Carly wstrzymała oddech z nadzieją, że przynajmniej tę scenę uda się nakręcić za pierwszym razem. Nick od razu poczułby się pewniej.
Wokół zaległa taka cisza, że słychać było wyraźnie szelest liści.
– Zejść z pola widzenia. Dźwiękowiec włączył taśmę.
Asystentka producenta podniosła klaps przed obiektyw kamery Royce’a.
– Uwaga! Scena osiemdziesiąta pierwsza. Ujęcie pierwsze – powiedziała.
Na dźwięk opuszczanego klapsa Attyla spojrzał niespokojnie na kamerzystę.
– Nie bój się – szepnęła Carly. Royce kiwnął głową do Jaya.
– Akcja!
– Attyla, chodź! – polecił Nick, robiąc przy tym odpowiedni znak ręką.
Niedźwiedź posłusznie ruszył w kierunku głazu.
– Dobry miś – pochwaliła Carly cichutko. Odetchnęła jeszcze swobodniej, kiedy Nick w porę usunął się z kadru.
Kiedy Attyla doszedł do głazu, Nick kazał mu się zatrzymać. Niedźwiedź posłuchał.
– Kop – polecił trener, wskazując na ziemię.
Attyla zmarszczył nos, potrząsnął zadem, gwałtownie Iuderzył łbem w głaz i przesunął go o ładnych kilka kroków. – Zniszczył mój głaz! – jęknęła Barb na widok dziury, którą Attyla wybił w atrapie.
Carly załamała ręce. A już zaczynała wierzyć w teorię Nicka, że gorzej być nie może. W sekundę później zorientowała się, że Attyla pożera coś, co znajdowało się pod kamieniem.
Pędraki, pomyślała, lecz natychmiast zdała sobie sprawę, że głaz nie był prawdziwy, więc żadne robactwo nie miało prawa się tam zadomowić.
– Stop! – ryknął Jay.
Na dźwięk krzyku Attyla podniósł łeb i spojrzał gniewnie w kierunku reżysera. Nick wykorzystał tę chwilę, by zabrać mu to, czego nie zdążył jeszcze połknąć.
– Co się, u diabła, dzieje z tym niedźwiedziem? – wściekał się Jay.
– Nic – warknął Nick. – Nic poza tym, że ktoś wetknął pod głaz jego największy przysmak.
Carly wpadła w panikę. To, że wołowina nie była zatruta, nie znaczy przecież... Rzuciła się pędem do bufetu.
– Sól! Daj mi sól! – krzyknęła do Rafaella.
Gdy podał jej solniczkę, sama chwyciła drugą i pognała pędem do niedźwiedzia.
– Attyla, siad! – poleciła, odkręcając wieczka. – Dobry chłopiec. Wiem, że nie będzie ci smakowało, ale tak trzeba. Wierz mi. Otwieraj paszczę – rozkazała i podrapała go pod brodą.
Spodziewając się czegoś dobrego, Attyla posłusznie rozchylił wargi. Czując się jak prawdziwy zdrajca, Carly wysypała zawartość obu solniczek wprost do pyska.
Zanim zdążył się zorientować, że to nie kolejny przysmak, połknął prawie wszystko i zaczął ze złością podrzucać głową. Nie mógł nawet zaryczeć. Mimo że pluł wściekle, i tak większość soli trafiła do żołądka. Po chwili zaczął wymiotować.
Carly odetchnęła z ulgą. Nawet jeśli nażarł się trucizny, wszystko znalazło się znowu na ziemi.
– Po co ktoś miałby wkładać tam kurczaka? – dziwił się Jay.
Nick zawahał się. Teraz pewnie i tak połowa członków ekipy plotkuje o tym, że ktoś specjalnie stwarza problemy, więc nie ma sensu dłużej tego ukrywać.
– Żeby przeszkodzić w produkcji.
– A niby po co ktoś miałby to robić?
– Nie mam pojęcia.
Nick na razie powstrzymał się od uwag na temat możliwości ewentualnej zemsty, choć i tak wkrótce będzie musiał poruszyć ten temat.
Podczas gdy Jay mamrotał coś pod nosem, Nick ocenił sytuację na polanie. Carly pocieszała Attylę, większość członków ekipy pakowała sprzęt. Goodie z twarzą wykrzywioną złością ponaglał ludzi do odejścia.
– Ale po co ktoś miałby coś takiego robić? – powtórzył znów Jay.
– Nie wiem. Może ktoś w ekipie chce sprawić ci przykrość. Ktoś, komu się naraziłeś.
– Niemożliwe.
– Jesteś tego pewien?
– Oczywiście.
Nick pomyślał, że chętnie usłyszałby, co Sarina i Garth mają do powiedzenia na ten temat.
– Kiedy mam problemy z ludźmi, to je rozwiązuję tak, żeby w końcu wszyscy byli zadowoleni.
– Więc może się mylę. Ponieważ jednak słyszałem o waszych wcześniejszych kłopotach, nie mogę oprzeć się wrażeniu...
Widząc, że wściekłość Jaya rośnie z minuty na minutę, Nick postanowił wyjaśnić wszystko do końca.
– W każdym razie chciałem ci zwrócić uwagę na taką możliwość, bo przecież kurczak sam tam nie przywędrował. Poza tym jest jeszcze coś, o czym ci nie mówiłem. Mapa, przez którą zgubiliście się w lesie, nie pochodziła od Gusa. Została podrobiona i ktoś musiał ci ją podłożyć.
Skończywszy wyjaśnienia, Nick odwrócił się na pięcie i odszedł obejrzeć głaz. Był za ciężki, żeby pojedynczy człowiek zdołał go podnieść, ale wsunięcie mięsa w szczelinę spowodowaną nierównością ziemi nie przedstawiało problemu.
Carly z Attylą czekali na polanie.
Zakończywszy oględziny, Nick podszedł do nich i razem ruszyli w kierunku lasu. Ludzie rozstępowali się szeroko, żeby ich przepuścić, i głośno odetchnęli, gdy cala trójka zniknęła im z oczu.
– Nick? – zaczęła Carly, gdy znaleźli się wśród drzew, lecz nie zdążyła dokończyć, bo właśnie dogonił ich Royce. – O rany, mieliście rację, że ktoś wyraźnie psoci.
Nick starał się ukryć swą niechęć do kamerzysty. Nadal miał żal do Carly za to, że zaufała Royce’owi, który, co złościło go jeszcze bardziej, bez przerwy kręcił się w jej pobliżu.
W tej chwili to, że Royce poznał ich tajemnicę, nie miało żadnego znaczenia, bo wszyscy, nie wyłączając Jaya, musieli się już zorientować, że mają do czynienia z sabotażem.
– Ale myliliście się co do Gartha i Sariny – dodał Royce.
– Wcale nie jestem taka pewna. Właśnie wczoraj Jonathan powiedział im, że Attyla uwielbia surowe kurczaki – odparła Carly.
– Ale dziś ich nie było na planie, więc nie mogli niczego podrzucić.
– W ogóle ich nie było?
– Właśnie. Nie występują w żadnej ze scen, jakie mieliśmy dziś kręcić.
Carly spojrzała na Nicka.
– Ale mogli poprosić kogoś, żeby to za nich zrobił, prawda?
– Owszem, ale to mało prawdopodobne, bo musieliby kogoś dopuścić do spisku.
– Więc wydaje ci się, że to nie oni?
– Nie mogę ich całkiem wykluczyć, ale chyba trudno ich uznać za głównych podejrzanych.
– Byłeś na planie przez cały czas? – dociekała Carly. – Przecież mogli przyjść pod twoją nieobecność.
Royce pokręcił przecząco głową.
– Jestem tu od bladego świtu. Obaj z Jayem wybieraliśmy odpowiednią część polany na zdjęcia, a potem musieliśmy pilnować, żeby dobrze rozstawili światła. Poza tym głaz został przywieziony na krótko przed waszym przybyciem, chyba między ósmą trzydzieści a dziewiątą.
– Kto go przywiózł?
– Barb z dwoma technikami. Przytargali go na wózku.
– I we trójkę go ustawili?
– No nie. Technicy go przenieśli, a Jay pilnował, żeby został umieszczony pod odpowiednim kątem. Natomiast Barb przez cały czas błagała, żeby go nie uszkodzili, i powtarzała, jak trudno zrobić taką atrapę. To co, myślicie, że to technicy?
– To by było najbardziej oczywiste. Nie wiesz, czy któryś może mieć powód, żeby opóźniać produkcję?
– Nie, o niczym takim nie słyszałem. To miejscowe chłopaki, z Toronto. Chyba są zachwyceni, że pracują u Jaya Walla. Barb z kolei ma nadzieję, że po tym filmie dostanie nowe oferty pracy jako kierownik planu, więc to raczej nie może być ona.
– Oboje z Carly jesteśmy podobnego zdania.
– Naprawdę?
– Tak. Co więcej, jeśli Goodie straci na tym filmie, to kiedy przyjdzie do rozwodu, będzie mógł udawać biednego.
– Rozumiem, co masz na myśli.
– A więc, jeśli to żadne z nich trojga, to kto jeszcze miał dostęp do głazu?
– Prawie wszyscy. Każdy, kto był na polanie, mógł zatrzymać się przed głazem, nie wzbudzając żadnych podejrzeń.
Nick spróbował przypomnieć sobie, ile osób było tego dnia na planie. Chyba kilkadziesiąt.
– Zacznijmy od drugiej strony. Zakładamy, że ten ktoś ma na celu zniszczenie Jaya. Czy poza Sariną i Garthem ktoś jeszcze żywi do niego urazę?
– Sam nie wiem. Nie, to bez sensu.
– Co jest bez sensu?
– Miałem na myśli kucharza, ale to przecież idiotyczne.
– Ale dlaczego o nim pomyślałeś? Widziałeś, jak kręcił się przy głazie?
– Nie, to nie to. Tylko że Jay i Rafaello nie przypadli sobie do gustu od pierwszego dnia, a niektórzy mówią, że jeszcze wcześniej. Podobno Jay chciał wziąć z sobą znajomego kucharza z Los Angeles, ale Goodie się sprzeciwił, bo musiałby pokryć koszty przelotu i w dodatku płacić mu duże pieniądze, więc na miejscu znalazł kogoś tańszego. W każdym razie od razu, już przy pierwszym obiedzie, wybuchła straszna awantura.
– Czy to nie dziwne, że zatrudnia się kucharza w mieście, w którym są miliony restauracji? – spytała Carly.
– I tak, i nie. W każdym razie Goodie woli, żeby wszyscy jedli razem. Pewnie uważa, że jak wypuści ekipę na miasto, to zmarnuje więcej czasu. Należy do ludzi, którzy naprawdę żywią przekonanie, że czas to pieniądz.
– Tak, zdążyliśmy to zauważyć – wtrącił Nick. Dotarli na skraj lasu, skąd droga do obozu wiodła w przeciwnym kierunku niż na wybieg niedźwiedzia.
– Siad! – poleciła Carly. – Odpocznij chwilę, a my skończymy rozmawiać.
Attyla usiadł grzecznie. W nagrodę Carly podrapała go za uchem.
– No więc co z tą awanturą?
– Naprawdę było czego posłuchać. Jay od razu skrytykował kuchnię Rafaella i powiedział, że albo się szybko poprawi, albo go wywali. W dodatku robił jakieś uwagi na temat Włochów, że potrafią gotować tylko makaron, czy coś w tym rodzaju, i że powinien był wziąć z sobą francuskiego kucharza. Rafaello się wkurzył i Jay zwolnił go z miejsca, ale włączył się Goodie, chyba dlatego, że osobiście wynajął kucharza i uznał, że uwagi Jaya dotykają jego samego.
– Jak sądzisz? – Nick zwrócił się do Carly. – Czy taka próba publicznego poniżenia wystarczy, żeby chcieć zniszczyć film?
– Zależy, jak mocno Rafaello wziął to sobie do serca.
– Fakt, że ma gorący temperament, jak wszyscy południowcy.
– Wiesz, jak stał na werandzie tej nocy, kiedy wydawało mu się, że niedźwiadek zakradł się do kuchni, pomyślałam, że nie chciałabym go spotkać sama w ciemnej uliczce – zauważyła Carly.
Nick zamyślił się. Z jednej strony koncepcja kucharza ogarniętego żądzą zemsty nie przekonała go zbytnio, z drugiej jednak nie mógł jej całkowicie wykluczyć.
– Zastanówmy się – powiedział w końcu. – Rafaello bez trudu mógł przynieść kurczaka i gdzieś go ukryć.
– Wiedział o scenie z głazem – poinformował Royce – bo jak go tylko przywieźli, Jay zaczął się głośno zastanawiać, czy uda się zmusić Attylę do kopania pod kamieniem.
– Ale mówiłeś, że nie widziałeś Rafaella nigdzie w pobliżu głazu – przypomniał Nick.
– Nie, ale też nie zwracałem specjalnie uwagi na to, co robią inni. Ustawiałem kadry i męczyłem się z oświetleniem. To nie znaczy, że nie zauważyłbym Sariny czy Gartha, gdyby się pokazali, bo to by było coś nieoczekiwanego; oni nigdy nie przychodzą na plan bez potrzeby. Ale mogłem nie zwrócić uwagi na jakiegoś faceta kręcącego się przy głazie.
– Nick! – Carly powiedziała to z takim przejęciem, że nawet Attyla spojrzał w jej kierunku. – Już dobrze. – Poklepała go uspokajająco, po czym znowu zwróciła się do Nicka: – Właśnie przyszło mi do głowy, że to przecież Rafaello dał Garthowi tamtą wołowinę, więc jeżeli mięso było zatrute, kucharz mógł je spreparować równie łatwo jak Garth.
– Chyba nawet byłoby mu łatwiej. W końcu miałem już do czynienia z tyloma dziwacznymi podejrzanymi, że powinienem wiedzieć, że wszystko może się zdarzyć. Ale kucharz z przekonaniami?!
– Z jakimi podejrzanymi? – zdziwił się Royce. Nick zaklął pod nosem. Niepotrzebnie się wygadał.
– Nie przejmuj się, Nick. Royce potrafi dochować tajemnicy – uspokoiła go Carly, po czym wyjaśniła: – W rzeczywistości Nick pracuje w wydziale śledczym policji w Edmonton. Zgodził się pomagać mi przez jakiś czas, bo mieliśmy nagrany ten kontrakt, a po śmierci Gusa sama nie dałabym rady.
– Nie żartuj! – Royce był wyraźnie zaskoczony. – Ale skoro nie jesteś zawodowym treserem, to jak udało ci się skłonić Attylę do współpracy?
– Nazywasz jego dzisiejsze wyczyny współpracą? W każdym razie zatrzymaj tę wiadomość dla siebie. Nie chcemy, żeby Jay myślał, że próbujemy go oszukać, choć właściwie to robimy.
– Nie ma sprawy, będę milczał jak grób – zapewnił Royce i spojrzał w kierunku obozowiska. – Chyba wrócę do siebie. Po tylu godzinach na słońcu chce mi się pić jak diabli. Do zobaczenia! – zawołał i odszedł.
– Jeszcze jedno, Royce! – zawołał za nim Nick. – Gdybyś usłyszał, że ktoś jeszcze nie cierpi Jaya, bądź łaskaw nas zawiadomić, dobrze?
– No pewnie – zapewnił kamerzysta.
Pozostała trójka udała się w kierunku wybiegu. Nick czuł coraz większe wyrzuty sumienia. Na początku milczenie na temat swojego zawodu przychodziło mu bez trudu, ale okłamywanie Carly stawało się z dnia na dzień trudniejsze.
Co ma teraz zrobić? Powiedzieć jej prawdę? Zna ją już na tyle dobrze, że wie, jak ją przyjmie. Na pewno wyobrazi sobie, że chciał z niej zrobić idiotkę. Z drugiej strony, jeśli nic nie powie...
Od pewnego czasu myśl o tym, że nie zobaczy jej więcej po ukończeniu filmu, spędzała mu sen z powiek, choć żadne inne rozsądne wyjście nie przychodziło mu do głowy.
Mimo wszystko zdawał sobie sprawę, że nie powinien dłużej kłamać. Zanim jednak postanowił, co zrobi, doszli do furtki.
– Sądzisz, że chłopcy są w stanie zapewnić Attyli bezpieczeństwo? – spytała Carly. – Po tym ostatnim zajściu nie wiem, czy nie powinnam wziąć śpiwora i nie spuszczać z niego oka przez całą dobę.
– Nie przesadzaj. Do tej pory spisują się na medal.
– Pewnie masz rację – odrzekła po namyśle. Zamknęli Attylę wewnątrz wybiegu i, napomniawszy Jonathana, żeby przypadkiem nikomu nie pozwolił się zbliżyć, udali się w kierunku domu.
Od pewnego czasu Nicka dręczyło podejrzenie, któremu teraz zdecydował się dać wyraz.
– Carly, jak dobrze znasz Royce’a? Przyjrzała się mu ze zdziwieniem.
– Przecież ci mówiłam. Pracował przy kilku filmach dokumentalnych, które tu kręcili jeszcze za życia Gusa.
– To wiem, ale czy znasz go naprawdę dobrze, czy też po prostu widzieliście się parę razy przy pracy?
– Dlaczego pytasz?
– Możesz mi odpowiedzieć?
– Jeśli chcesz wiedzieć, czy między nami coś zaszło, to odpowiedź brzmi „nie”.
Nick uśmiechnął się w duszy. Nie o to pytał, ale odpowiedź go ucieszyła.
– Jednak obdarzyłaś go zaufaniem, mimo że...
– Że co?
– Coś mi tu nie gra. To Royce opowiedział ci o tym, że Sarina miała romans z Jayem, tak?
– Owszem.
– A ktoś jeszcze o tym mówił?
– Nie, ale prawie z nikim nie miałam okazji pogadać.
– A jeśli chodzi o tę awanturę z Rafaellem... Przecież wszyscy muszą o niej wiedzieć, a jakoś nikt o niej nie wspomniał.
– Mówiłam ci już, że prawie z nikim do tej pory nie rozmawiałam.
– W przeciwieństwie do mnie. W czasie wczorajszej kolacji poznałem mnóstwo ludzi.
– Nick, do czego ty zmierzasz?
– Do tego, że być może Royce wciskał nam głupoty. Może Sarina nigdy nie była związana z Jayem, a Jay nigdy nie pokłócił się z kucharzem? Może Royce chce wprowadzić nas w błąd, bo to właśnie on sieje zamęt?
Na ustach wszystkich
Carly zamarła. Myślała, że Nick zażartował, lecz wyraz jego twarzy wskazywał na to, że wcale nie jest mu do śmiechu.
– Naprawdę podejrzewasz, że to może być Royce?
– Mówię tylko, że to niewykluczone.
– Ale dlaczego? Czy tylko dlatego, że wspomniał o romansie Sariny i o awanturze z Rafaellem?
– Nie. Jeszcze raz prześledziłem wszystkie zdarzenia. Po pierwsze, Jay kogoś wyrzucił, bo zginęło kilka szpul filmu. Potem laboratorium twierdziło, że to nie oni zniszczyli nagranie, tylko dostali prześwietloną błonę. Oba te fakty mają coś wspólnego z taśmami, a nie zapominaj, że Royce jest głównym kamerzystą. Następnie ta historia z filtrami, które jakimś cudem zawieruszyły się w Toronto.
– Nick, ale to przecież Royce po nie pojechał.
– Owszem, lecz możliwe, że to nie on zauważył ich brak. Może sądził, że sprawa wyjdzie na jaw dopiero jak okażą się potrzebne. A dzisiaj mógł równie dobrze podłożyć kurczaka, jak każdy inny.
– A wołowina? Przecież nie mógł mieć z tym nic wspólnego?
– Być może w tym przypadku wszyscy mówią prawdę. Może rzeczywiście Garth chciał nakarmić niedźwiedzia i Rafaello po prostu dał mu to mięso.
Carly musiała przyznać, że wywód Nicka brzmi logicznie, choć z drugiej strony nadal nie mogła uwierzyć, że Royce jest tym, kogo szukają.
– A jaki może mieć motyw?
– Dobre pytanie. Widać, że uważałaś na lekcji – pochwalił ją Nick z uśmiechem.
Mimo że seks nie był jej teraz w głowie, Carly poczuła, że oblewa ją fala gorąca. Boże, przecież wszystko w tym facecie ją pociąga, od koniuszków palców po czubek głowy. Nawet włosy, które początkowo wydawały się za krótkie, zaczęły się jej podobać do tego stopnia, że w marzeniach rozczesywała je dłonią.
Przywołała się do porządku.
– Dlaczego Royce miałby chcieć zaszkodzić Jayowi? Przecież klęska filmu naraziłaby na szwank jego opinię.
Nick wzruszył ramionami.
– Może jest coś, do czego przywiązuje jeszcze większą wagę?
– Na przykład?
– Zdarzało się im już pracować razem. Być może jest coś, czego Royce nie potrafi mu darować? A może ktoś mu płaci? Ludzie są zdolni do wszystkiego za pieniądze.
– Mimo wszystko nie wierzę, żeby to Royce.
– Możemy się bez trudu dowiedzieć, ile jest prawdy w jego historyjkach. Jeśli okażą się prawdziwe, przesunę go na koniec listy podejrzanych.
– A dlaczego go nie skreślisz?
– Bo zbyt wiele z tego, co się wydarzyło, związane jest ze sprawami technicznymi. Pozwól, że przejdę się do obozu i sprawdzę te rewelacje. Powinienem jeszcze kogoś złapać przed kolacją.
– Idziesz sam?
– Sądzę, że tak będzie lepiej.
– A to dlaczego?
– Bo ludzie są bardziej skłonni do zwierzeń w cztery oczy. Poza tym w pojedynkę będę mógł działać dyskretniej.
Carly poczuła się dotknięta.
– Chciałeś powiedzieć, że nie jestem dyskretna?
– Nie, po prostu nie jesteś zawodowcem, choć zapowiadasz się całkiem nieźle.
Gdyby nie to, że znowu się uśmiechnął, na pewno zalałaby ją złość. A tak, to chętnie pozwoliłaby mu przejść na emeryturę i wzięła na utrzymanie. Ciekawe, jak by się wtedy czuła? Otrząsnęła się. Przecież wie, że będzie musiał wyjechać.
– No dobrze, idź. I tak muszę wrócić do domu, żeby nakarmić psy.
– I Krakers.
Oczy Nicka napotkały jej spojrzenie i znowu poczuła, że oblewa ją fala gorąca.
– Masz rację.
– I nie zapomnij o kotach.
– Nie musisz mi przypominać! – warknęła, choć tym razem mijała się z prawdą.
Naprawdę czuła, że traci grunt pod nogami. Jeśli samo jego spojrzenie jest w stanie sprawić, że zapomina o zwierzętach, to chyba rzeczywiście wpadła po uszy.
– No to do zobaczenia – rzekł i skierował się w stronę obozu.
– Poczekaj. Przez to wszystko zapomniałam ci powiedzieć, że wieczorem wychodzę.
– Jak to: wychodzisz?
– Mam lekcję rysunku, a potem umówiłam się z przyjaciółką.
– Nie wiedziałem, że rysujesz.
– W ogóle niewiele wiemy o sobie, bo cały czas rozmawiamy tylko o Attyli i o filmie.
– Faktycznie.
Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę takim wzrokiem, że chętnie odwołałaby plany na wieczór. Z drugiej strony, wycieczka do miasta da jej trochę czasu do namysłu. Powoli zaczęła dochodzić do przekonania, że niezależnie od tego, co zrobi, i tak będzie tego żałować.
Im głębiej się zaangażuje, tym dotkliwszy ból sprawi jej rozstanie. Tylko że tak wspaniale czuła się w jego ramionach, tak cudownie ją dziś całował. Zrozumiała, że jeżeli go teraz odrzuci, będzie tego gorzko żałowała do końca życia.
Więc jak się ma zachować?
Mówiąc sobie w duszy, że nie wykona żadnego kroku, zanim nie podejmie ostatecznej decyzji, Carly spojrzała na zegarek.
– Właściwie to muszę niedługo jechać, więc na wszelki wypadek weź klucz. W lodówce są tony jedzenia. Zresztą, może znowu zjesz kolację w obozie? – powiedziała i wbrew samej sobie odwróciła się i odeszła.
Wprawdzie przez cały dzień marzył tylko o tym, by zostać z nią sam na sam, jednak teraz, udając się w kierunku obozu, starał się dowieść samemu sobie, że cieszy się z jej wyjazdu do miasta.
Gdyby została w domu, z pewnością skończyliby w łóżku. I pewnie nie miałby nic przeciwko temu, gdyby nie nękające go wyrzuty sumienia.
A sumienie mówiło mu właśnie, że zanim cokolwiek się między nimi wydarzy, musi powiedzieć Carly prawdę. W końcu jest człowiekiem z zasadami, mimo że ostatnio przestrzeganie ich sprawia mu pewne trudności. Musi się przyznać, że ją oszukał.
Musi wyjaśnić, że zrezygnował z pracy i powiedzieć, że chce założyć własną agencję w Edmonton, gdy tylko otrzyma pieniądze ze spadku. Nie będzie stwarzał pozorów, że może pozostać w Kanadzie, żeby nie robić Carly nadziei na żaden trwały związek. Byłoby to wobec niej nie w porządku.
Skoro sam może uporać się z tą myślą, może i ona potrafi ją zaakceptować, szczególnie jeśli jej wyjaśni, co do niej czuje.
A potem wszystko zależeć będzie od niej. Jednak zanim oczyści sumienie, musi się zastanowić, jak ją przekonać, że nie zamierzał jej okłamywać i całą jego winą było to, że nie wyprowadził jej z błędu.
Kiedy doszedł do obozu, wyglądało na to, że wszyscy zdążyli już wrócić z planu. Jay stał zatopiony w rozmowie z charakteryzatorką, a Goodie myszkował po kuchni, mimo że Rafaello z pewnością nie zdążył jeszcze przygotować kolacji.
Przechadzał się pomiędzy przyczepami w poszukiwaniu kogoś znajomego, kiedy usłyszał za sobą wołanie:
– Cześć, Nick!
Obejrzał się i zobaczył Barbarę Hunt. Uznał, że będzie całkiem dobrym źródłem informacji.
– Właśnie cię szukałem.
W odpowiedzi obdarzyła go jednym z typowych, hollywoodzkich uśmiechów.
– Chciałem cię przeprosić za Attylę. Nie będzie ci łatwo naprawić ten głaz, prawda?
– Trudno, przecież nie mogę mieć pretensji do niedźwiedzia, szczególnie po tej historii z kurczakiem. Jak ci się wydaje, o co w tym wszystkim chodzi?
– Odnoszę wrażenie, że ktoś usiłuje zniszczyć ten film.
Barbara pokiwała głową.
– Wszyscy tak mówią.
– A kto?
– Bóg raczy wiedzieć – powiedziała, rozglądając się wokół, czy nikt ich nie podsłuchuje, i ściszyła głos. – Prawie wszyscy postawiliby na aktorów, gdyby nie to, że nie było ich dzisiaj na planie.
– Naprawdę?
Doświadczenie nauczyło go, że najwięcej można się dowiedzieć, udając kompletny brak rozeznania.
– Właśnie. Nie mam zwyczaju powtarzania plotek, ale chyba tylko ty i Carly o tym nie wiecie, że Garth i Sarina po prostu kipią z nienawiści do Jaya.
– Serio?
– Jakiś czas temu Sarina romansowała z Jayem – obwieściła Barb, krzywiąc przy tym twarz. Najwyraźniej sama myśl o bliższych kontaktach z reżyserem napełniała ją odrazą. – No i skończyło się to bardzo brzydko.
– Co ty powiesz? – Nick nadal udawał zdziwienie. Więc jednak Royce nie wymyślił tej historii. – To dlaczego przyjęli te role?
To pytanie drążyło go od samego początku.
– Bo Goodie ich zmusił. Wykupił prawa do filmu, który na pewno okaże się wielkim przebojem, i obiecał im główne role, ale tylko pod warunkiem, że zagrają w „Na pomoc”.
– Więc znaleźli się tutaj wbrew własnej woli? Barbara roześmiała się w głos.
– To chyba mało powiedziane.
– Ale nie było ich dzisiaj na planie?
– Nie, i dzięki temu są poza podejrzeniem, chyba że mają sojuszników.
– Niewykluczone. Zanim cię spotkałem, sądziłem, że to może Rafaello.
– Pewnie ktoś ci opowiedział o awanturze z Jayem. Wiesz, Jay potrafi być tak okropny, że to cud, że do tej pory nikt go nie zamordował.
Nick uśmiechnął się, choć daleki był od zadowolenia. Skoro Royce nie wymyślił tych historii, podejrzenia wobec niego straciły swoje uzasadnienie. Teraz wszystko wskazuje na Rafaella, a akurat takie rozwiązanie nie bardzo trafiało mu do przekonania. A może Barb podejrzewa jeszcze kogoś?
– Kiedy wyszło na jaw, że ktoś naumyślnie podłożył kurczaka, to musieliście dojść do wniosku, że wcześniejsze kłopoty też nie miały miejsca bez przyczyny?
– No oczywiście. I teraz praktycznie wszyscy patrzą wszystkim na ręce. Przecież widziałeś Jaya w akcji. W samym obozie są dziesiątki ludzi, którzy ucieszyliby się z jego klęski.
No świetnie, pomyślał Nick, zacząłem od dwóch podejrzanych, a teraz mam ich liczyć na pęczki. Przypomniało mu się zdanie z „Różowej Pantery”, kiedy Peter Sellers mówił: Podejrzewam wszystkich i nie podejrzewam nikogo.
– Więc powiadasz, że Jay ma mnóstwo wrogów. A masz kogoś konkretnego na myśli?
– Do dzisiaj wszystko wskazywało na Sarinę i Gartha, ale przecież nie było ich na planie, a poza tym...
– Poza tym co?
– Każdy, kto pracuje przy filmie, chce, żeby się udał. W końcu to nasze nazwiska ukazują się na ekranie, dzięki czemu nawet inspicjent ma swoją chwilę chwały. Dlatego, kiedy się nad tym zastanowić, trudno uwierzyć, żeby ktoś z obsady czy reszty ekipy chciał zaszkodzić filmowi. – Skierowała wzrok na kuchnię. – Właściwie twoje podejrzenia wobec Rafaella nie są takie bezpodstawne. Jest jednym z niewielu ludzi, którzy niczego nie stracą, jeśli film padnie. A wtedy, jak Jay się na niego wydzierał, widać było, że jest naprawdę wściekły.
Nick poczuł, że podnosi mu się poziom adrenaliny. Czyżby tak mało prawdopodobny podejrzany miał okazać się sprawcą?
– No dobrze, ale czy Rafaello miał możliwość popełnienia pozostałych przestępstw?
– Oczywiście. Kucharz pracujący na planie może znaleźć się praktycznie wszędzie, nie budząc niczyich podejrzeń. Chodzi sobie, sprawdza, czy nikomu niczego nie brakuje, i po kilku dniach nikt nie zwraca na niego uwagi.
Nick zastanawiał się, czy kucharz byłby w stanie stać się na tyle niezauważalny, by schować kilka puszek z filmem pod marynarką.
– Nie sądzisz, że powinniśmy ostrzec Jaya? Naprawdę zależy mi na tym, żeby nie było więcej kłopotów. Ten film ma dla mnie duże znaczenie pod warunkiem, że zrobi kasę.
– Nie, chyba jeszcze za wcześnie. Na planie wspomniałem o tym, że ktoś naumyślnie przeszkadza, lecz Jay nie chce uwierzyć. Niech się z tym prześpi i wyciągnie własne wnioski.
– Pewnie masz rację. Nigdy nie należy mówić mu tego, czego sam nie chce usłyszeć. Jakie masz plany na wieczór? Widziałam cię wczoraj, jak jadłeś kolację w obozie. Może warto by to powtórzyć?
Pomyślał, że to nie najgorszy pomysł. Może uda mu się dowiedzieć czegoś więcej? Zanim jednak otworzył usta, Barbara dodała:
– Nie wiem, czy orientujesz się w naszych układach, ale jeśli sądzisz, że jestem żoną Goodie’ego, to się mylisz. Jesteśmy w separacji, więc nic go nie obchodzi, z kim jadam posiłki. Chyba że łączy cię coś z Carly?
– Nie, jesteśmy tylko wspólnikami – odrzekł, żywiąc nadzieję, że już wkrótce sytuacja ta ulegnie zmianie.
Kiedy wracała do domu z Port Peny, nie przestawała myśleć o Nicku. Tym razem na lekcji rysowali z natury nagą męską postać i mimo że próbowała się skupić na modelu, wciąż miała przed oczami postać Nicka.
Chyba dostała jakiejś obsesji na jego tle!
A przecież nie chodzi tylko o jego wygląd. Zdawała sobie sprawę, że byłoby jej o wiele łatwiej, gdyby pociągał ją tylko z tego powodu. Jednak istniały też inne powody jej zauroczenia.
Na początku była po prostu wdzięczna za to, że zrezygnował z urlopu, by jej pomóc. Lecz im lepiej go poznawała, tym bardziej znajdowała się pod jego urokiem. Polubiła jego cierpkie poczucie humoru, to, że po prostu włączył się do pracy i robił wszystko, co do niego należało, i to, że umiał obchodzić się ze zwierzętami. Mogła wymieniać długą listę jego zalet, co oznaczało ni mniej, ni więcej tylko tyle, że zakochała się na dobre.
Naprawdę chcesz cierpieć, kiedy on wyjedzie, zapytała samą siebie i nie zdobyła się na przeczącą odpowiedź. Może kiedyś przyjdzie jej tego żałować, ale teraz za bardzo go pragnie, żeby stawić mu opór.
Wyjechała na szosę, nie mogąc doczekać się chwili, kiedy wreszcie znajdzie się w domu. Skręcając w żwirową drogę prowadzącą do posiadłości, czuła, że serce bije jej z zawrotną szybkością.
Obóz nadal tętnił życiem, i nic dziwnego. Gdy wyjeżdżała z Port Peny, dopiero zaczynało się ściemniać, więc nie może być jeszcze zbyt późno.
Rozczarowana stwierdziła, że dom tonie w ciemnościach. Widać Nick jeszcze nie wrócił.
Zaparkowała i weszła do środka. Bracia Marx, jak zwykle, rzucili się jej na powitanie. Pogłaskała koty, wymieniła kilka uwag z Krakers i wzięła psy na spacer. Zeszła ścieżką w kierunku wybiegu Attyli i sprawdziła, czy chłopak na warcie przypadkiem nie zasnął.
Kiedy otwierała drzwi wejściowe, ciszę przerwał dzwonek.
– Telefon, telefon – obwieściła Krakers. Carly podniosła słuchawkę.
– Cześć, Carly – usłyszała głos matki.
– O, dobry wieczór – odpowiedziała z poczuciem winy. Przecież obiecała, że zadzwoni, ale była tak zajęta, że zupełnie o tym zapomniała.
– Jak tam film? Przypomniała sobie wybryki Attyli.
– Nieźle, całkiem nieźle.
– To dobrze. Więc możemy niedługo przyjechać? Może pojutrze? Firma Johna wysyła go na jakiś kurs do Chicago, a wiesz, że Lisa nie znosi być sama.
– Aha – mruknęła Carly.
Różne myśli przychodziły jej do głowy. Jutro na pewno uda im się nakręcić sceny pościgu, a reszta powinna już pójść gładko.
– Kochanie, to jak? Możemy przyjechać?
– Oczywiście. Mówiłaś pojutrze? Świetnie.
– Wyjedziemy zaraz po śniadaniu.
Co znaczy, że mogą być tutaj, zanim ona sama i Nick zejdą na dół. Droga z Kingston nie powinna zabrać im więcej niż dwie godziny, a rodzice należą do ludzi, którzy wcześnie wstają.
– Nie znam jeszcze planu zdjęć, więc gdyby mnie nie I było, po prostu się rozgośćcie. Aha, tylu się tu kręci obcych, że zamykam drzwi na zasuwę. Na wszelki wypadek zostawię klucz u chłopaka, który trzyma wartę przy wybiegu Attyli.
– To ktoś musi go pilnować?
– Tak, bo tylu tu obcych. Nie chcę, żeby mu przeszkadzali.
– Rozumiem. No to będziemy pojutrze.
– Wspaniale. Ucałuj tatę.
Odłożyła słuchawkę, wzięła szklankę mrożonej herbaty i wyszła na zaciemnioną werandę, żeby zaczekać na powrót Nicka.
Przez jakiś czas Rocky dotrzymywał jej towarzystwa, a kiedy w końcu odszedł, żeby poświęcić się własnym przyjemnościom, po prostu siedziała, wpatrując się w blask księżyca. Świerszcze grały jak oszalałe. Pomyślała, że Nick zaraz wróci i usiądzie obok, żeby dzielić jej romantyczny nastrój.
Kiedy go w końcu dostrzegła na ścieżce, poczuła się, jakby ktoś ją dźgnął nożem. Nie dość, że był w towarzystwie Barbary Hunt, to jeszcze obejmował ją wpół.
Poczuła, że pali ją twarz. Jeszcze dziś rano Nick obsypał ją pocałunkami, jakby świata poza nią nie widział, a teraz wyszło na jaw, że po prostu szczodrze szafuje uczuciami.
Powtarzając sobie w duchu, że powinna się cieszyć, iż zawczasu poznała prawdziwą naturę wspólnika, wstała ze złością z krzesła i podeszła do drzwi z nadzieją, że nie zauważą jej w ciemności.
– Carly, dokąd idziesz? – zawołał Nick, zanim położyła rękę na klamce.
Zaklęła w duszy i spojrzała na przybyłych. Nick akurat wyzwalał się z objęć Barbary.
– Wydawało mi się, że chcecie być sami – odrzekła lodowatym tonem.
– To nie to, co myślisz – wyjaśniła Barb. – Po prostu Nick niezbyt pewnie trzymał się na nogach, więc postanowiłam go odprowadzić.
Carly przyjrzała się Nickowi. Jak mogła nie zauważyć, że jest zalany w pestkę? Chyba zbyt pośpiesznie wyciągnęła wnioski na temat stosunków łączących go z tą kobietą. W każdym razie może sobie wybić z głowy romantyczny wieczór.
– Pomyślałam, że jeśli treser skręci kostkę, to Jay na pewno strzeli sobie w łeb. No to do zobaczenia jutro – pożegnała się Barb i ruszyła z powrotem do obozu.
Nick z dużą ostrożnością wchodził po schodach na werandę.
– Jesteś kompletnie pijany – stwierdziła Carly.
– Ja? W życiu nie byłem pijany. Wypiłem tylko dwa piwa.
– A może kilka kolejek po dwa, co? – powiedziała i skierowała się do domu.
– No, może trzy – przyznał, podążając za nią.
– A może nie umiesz liczyć?
Carly zamknęła drzwi. Zamierzała iść prosto do sypialni.
– O rany, o co tyle hałasu? Zwykle nie piję za dużo, I ale chciałem dotrzymać im kroku, żeby potraktowali mnie I jak swojego. Bo jak jedliśmy z Barbarą kolację...
Więc jednak jadł z nią kolację! Mógłby przynajmniej darować sobie te informacje. Spojrzała na niego ze złością.
– No przecież ty sobie pojechałaś na jakąś lekcję rysunku. Co wy tam rysujecie?
– Akurat dzisiaj nagiego faceta – powiedziała z satysfakcją, widząc, jak opada mu szczęka.
Nick jakby nagle wytrzeźwiał.
– Nie żartuj.
– Wcale nie żartuję. Często rysujemy z natury, a dzisiaj pozował nam dobrze zbudowany, nagi facet.
Głupawy uśmiech znikł z twarzy Nicka.
– Wszystko jedno – orzekł po chwili. – Jak już wspomniałem, na kolacji było dużo ludzi, więc siedziałem z nimi, żeby się czegoś dowiedzieć.
– I co, udało ci się?
– Tak, ale z tym facetem to żartowałaś, prawda?
– Nick, skoro nie jesteś nawet w stanie rozróżnić, kiedy żartuję, a kiedy mówię serio, to najwyższy czas powiedzieć sobie dobranoc.
– Co ty?! – Nie potrafił ukryć rozczarowania.
– Choć może najpierw powinieneś wejść pod gorący prysznic, bo rano możesz żałować, żeś tego nie zrobił – powiedziała, zastanawiając się, czy sama nie zasługuje na prysznic, tyle że bardzo zimny.
Przy śniadaniu Nick nie czuł się najlepiej. Proszki przeciwbólowe nie zaczęły jeszcze działać, więc wciąż czuł okropne dudnienie w skroniach.
W dodatku dokuczał mu żołądek i miał prawie pewność, że Carly specjalnie dała więcej tłuszczu do jajecznicy na boczku niż zwykle, żeby go ukarać za wybryki poprzedniej nocy.
– Dziś nie powinniśmy mieć zbyt dużo pracy, prawda?
– zapytał.
Czuł się tak okropnie, że nie był pewien, czy wytrzyma na planie nawet dwie godziny.
Na szczęście Carly potwierdziła jego przypuszczenia.
– Jak nakręcą scenę pogoni, Jay pewnie skupi się na chłopcach, czyli na scenach, w których uciekają przed niedźwiedziem, tracą kompas i zaczynają zdawać sobie sprawę, że zabłądzili. A co my będziemy robić w tym czasie? – zastanawiała się głośno. – Kręcić się w pobliżu, żeby nie dopuścić do nowych kłopotów, czy pogadać z ludźmi z obozu?
– Być może po prostu uda nam się odpocząć. Im więcej o tym myślę, tym głębiej jestem przekonany, że nasz podejrzany mógł się już wycofać.
– A to dlaczego?
– Widzisz, po tym incydencie przy głazie, wszyscy zrozumieli, że ktoś naumyślnie sprawia kłopoty. Barb mówiła, że teraz każdy patrzy drugiemu na ręce, więc gdyby ten ktoś chciał działać dalej, o wiele trudniej byłoby mu pozostać niezauważonym. Dlatego wydaje mi się, że przynajmniej na jakiś czas się przyczai.
– Obyś miał rację.
Nick z trudem przełknął kolejny kawałek boczku. Kiedy Carly odwróciła się, żeby wyjąć coś z lodówki, postawił talerz na kolanach. Bez chwili wahania Zeppo zlizał resztki. Tylko Krakers nie zachowała dyskrecji, skrzecząc na całe gardło:
– Niedobry pies!
Mimo że błyskawicznym ruchem odstawił talerz na miejsce, Carly odwróciła się na tyle szybko, by złapać go na gorącym uczynku.
– Problemy z apetytem? – spytała złośliwie.
– Nie, skądże. Po prostu unikam cholesterolu.
– To dobrze, bo jeśli Attyla nie raczy biegać, żal by mi było patrzeć, jak się męczysz na kacu, żeby go przekonać.
– Nie mam żadnego kaca, a w ogóle to musimy już zaraz iść.
Wstał z krzesła i sięgnął po torbę, do której Carly zapakowała niedźwiedzie przysmaki. Pożegnali się z psami i z Krakers, wstąpili na wybieg po Attylę, i udali się prosto na plan.
Tego ranka powietrze było jeszcze bardziej wilgotne niż zwykle, co nie wróżyło niczego dobrego. Attyla nie lubił biegać w taką pogodę. Nick starał się odpędzić czarne myśli i skoncentrować na czymś przyjemnym.
Kyle i Brock z pewnością odzyskali już siły, więc Jay nie będzie miał okazji wściekać się o to, że pozwolił im na przejażdżkę na kucach. Może jednak nie będzie tak źle.
Spojrzał na Carly, myśląc z obawą o tym, co nastąpi wieczorem. Po katastrofie ostatniej nocy, kiedy bezpardonowo odesłała go do łóżka, chyba nic gorszego nie może się przydarzyć.
Widok Attyli wkraczającego na polanę sprawił, że gwar, który jeszcze przed chwilą tam panował, ucichł zupełnie. Widocznie filmowcy nie przyzwyczaili się jeszcze do obecności niedźwiedzia.
– Świetnie, że już jesteście. Zaraz zaczynamy. Wystarczy pozytywne nastawienie i od razu wszystko idzie lepiej, pomyślał Nick, zadowolony z pogodnego nastroju reżysera.
Przewody dzielące trasę, którą miał pokonać Attyla, od reszty ekipy pozostały na miejscu od wczoraj, dzięki czemu powinni zacząć kręcić bez opóźnień.
– Barbara jeszcze naprawia głaz – ciągnął Jay. – Przenieśliśmy go na drugą stronę przewodów. – Wskazał miejsce, gdzie Barb uwijała się przy pracy. – Dlatego zaczniemy od sceny pogoni.
Nick kiwnął głową. Razem z Carly i Attylą zatrzymał się w miejscu, gdzie miał zacząć się pościg. Ukrył torbę z nagrodami pod wystającym kamieniem, żeby nie była widoczna w kadrze, i zabrał Attylę na skraj lasu. Chodziło o to, żeby niedźwiedź wybiegł spośród drzew i szarżował dalej przez środek polany.
Carly zdjęła obrożę i przytuliła się do niedźwiedzia.
– Wykonuj grzecznie polecenia Nicka, to dostaniesz wspaniałą nagrodę – obiecała.
Nick pomyślał, że jemu też należy się uścisk dla nabrania otuchy, ale Carly nie okazała się aż tak łaskawa.
– Powodzenia – powiedziała tylko.
– Pamiętajcie o zasadach – przypomniał Jay. – Zachowujcie się cicho i nikt nie ma prawa się ruszać. Przygotuj niedźwiedzia, Nick.
– No to zaczynamy – rzekł Nick do Attyli i odszedł na tyle daleko, żeby nie objęły go kamery.
– Carly, do cholery, posuń się dalej! – zawołał Jay. – Już dobrze. Kręcimy.
Asystentka producenta wyrecytowała:
– Scena sto dwudziesta pierwsza, ujęcie pierwsze. – Strzelił klaps.
– Akcja! – zawołał Jay.
Nick podszedł do niedźwiedzia najbliżej jak tylko mógł i wydał komendę. Ponieważ dystans, jaki Attyla miał przed sobą, był dłuższy niż zazwyczaj, zrobił wyjątkowo szeroki gest ręką. Niedźwiedź jednak nie ruszył się z miejsca.
Spróbował ponownie, znowu bez rezultatu.
– Stop! – zawołał Jay, posyłając mu gniewne spojrzenie. – Może chcesz z nim pogadać?
Z opuszczoną głową Nick zniknął między drzewami.
– Nie można go popchnąć? – zapytał Carly.
– Nie, bo znajdziesz się w kadrze.
– To co mam zrobić?
– Musisz go jakoś zachęcić.
– Ale jak?
– Weź trochę kurczaka i mu pokaż.
Sama myśl, że przy obecnym samopoczuciu ma wziąć do ręki kawałek surowego kurczaka, przyprawiła Nicka o mdłości.
– Nie można mu dać czegoś innego?
– Jak wolisz, to weź cukierki.
Podszedł do torby, wyciągnął przysmaki i wrócił do lasu, przez cały czas czując na sobie rozwścieczony wzrok reżysera.
– Attyla, zobacz, co tu mam – powiedział najbardziej kuszącym tonem, na jaki mógł się zdobyć.
Niedźwiedź zamruczał z wyraźnym zainteresowaniem.
– Chciałbyś je dostać, co? To przebiegnij grzecznie przez polanę i dostaniesz całą torbę.
– No i jak? Teraz posłucha? – zawołał Jay, kiedy Nick znowu pojawił się między drzewami.
– Nie dowiem się, zanim nie spróbujemy. Asystentka znowu wyrecytowała:
– Scena sto dwudziesta pierwsza, ujęcie drugie. Nick zaczął wznosić w duchu modły do Boga i wydał komendę, lecz i tym razem niedźwiedź pozostał głuchy na polecenie.
– Stop – polecił Jay, lecz zanim zdążył wybuchnąć, Carly wyszła na skraj polany i krzyknęła w jego kierunku:
– Jay?
– Słucham?
– Gdyby Nick biegł przed Attylą z nagrodą w ręku, to jak daleko musiałby być od niedźwiedzia, żeby nie znaleźć się w kadrze?
Nick zamarł z przerażenia. Czy Carly wyobraża sobie, że będzie uciekał przed tym kolosem, narażając życie?
– Royce, możesz odpowiedzieć? – Jay zwrócił się do kamerzysty.
– Jakieś pięć metrów wystarczy.
Nick skierował wzrok na Royce’a, a potem na Jaya i Carly. Na pewno nie zdołają go do tego namówić. Nigdy się na to nie zgodzi.
Jak to z motylami bywa
Nick stał z Carly na skraju polany, udając, że nie zauważa jej pełnego złości spojrzenia. Najwyraźniej była skłonna go zamordować.
– Więc nie zmienisz zdania? – zapytała.
– Nie. Nie zgadzam się, żeby ten niedźwiedź mnie gonił.
– Wobec tego sama to zrobię, choć Jay zdziwi się, że zamieniliśmy się rolami. Daj mi cukierki.
Wyciągnęła rękę, lecz Nick szybko ukrył torbę za plecami. Sama myśl o tym, że Carly może paść ofiarą Attyli, napawała go jeszcze większym przerażeniem.
– Daj mi ją – powtórzyła Carly.
– Nie. Przecież Attyla ciebie nie słucha.
– Może tym razem będzie inaczej.
– A jak nie, to Jay wpadnie w szał.
– Nick, Jay na pewno dostanie szału, jeśli nie nakręcimy tej sceny. Więc, proszę, podaj mi cukierki.
– Nie. Biegam szybciej niż ty – powiedział, choć wcale nie był tego taki pewien. W tej chwili liczyło się tylko to, czy okaże się szybszy od niedźwiedzia.
– Więc spróbujesz.
– Carly, zrozum, żadne z nas nie powinno ryzykować.
– Ale nie mamy wyjścia. Zaczniesz uciekać, Attyla popędzi za tobą, Jay nakręci pościg i wszyscy będą zadowoleni.
– Wcale nie wszyscy. Czy sądzisz, że już zapomniałem, jak ostrzegałaś mnie, żeby nie biegać w obecności niedźwiedzia, bo można obudzić w nim naturalny instynkt drapieżnika?
– To było, zanim cię poznał. Przecież nie skrzywdzi przyjaciela.
– Masz rację. Nie skrzywdzi, bo nie będzie miał okazji.
– Nie przesadzaj, Nick, to tylko zabawa. Attyla dotąd nawet cię nie zadrasnął.
– Tylko że do tej pory nigdy nie występowałem w roli przynęty.
– Przestań już, nie możemy się kłócić godzinami. Daj mi te cholerne cukierki.
– Hej tam, możemy zaczynać?! – zawołał Jay. Nick nadal nie wypuszczał z rąk torby.
– Posłuchaj – nie wytrzymała Carly. – Attyla na pewno nie zrobi ci krzywdy, masz moje słowo. I wyobraź sobie, co się może stać, jeśli Jay nie będzie z nas zadowolony.
Nick niechętnie spojrzał na zwierzę, które spokojnie czekało wśród drzew. To prawda, że niedźwiedź jest łagodny i że Nickowi udało się nawiązać z nim kontakt, a skoro tylko w ten sposób można go zmusić do biegu...
Powtarzając sobie w duszy, że chyba postradał zmysły, powiedział:
– W porządku, tylko mam nadzieję, że jak mnie zabije, to sumienie nie da ci spokoju do końca życia.
– Nick, kocham cię za to.
Odetchnął głęboko, zastanawiając się przy tym, jak by się czuł, gdyby rzeczywiście zapałała do niego miłością.
– Jay – Carly zwróciła się do reżysera – dobrze by było, gdybym mogła go lekko pchnąć. To tylko parę sekund i zaraz usunę się z kadru.
Jay wzruszył ramionami.
– Róbcie co chcecie, tylko niech ten niedźwiedź w końcu ruszy się z miejsca.
– Posłuchaj, Nick. Pokaż mu jeszcze raz torbę, a potem wycofaj się na polanę i kiedy Jay krzyknie: „Akcja!”, wydaj Attyli polecenie i zacznij uciekać. Przebiegniesz przez polanę i schowasz się za drzewem po drugiej stronie. Jak tylko dobiegnie, dasz mu cukierka.
Zlany zimnym potem, Nick zbliżył się w końcu do niedźwiedzia.
– No dobrze, chłopie – powiedział, machając mu przed nosem torbą. – Spróbujemy inaczej. Teraz będziemy się ścigać.
Na widok cukierków Attyla łakomie mlasnął.
– Tylko musisz mi dać jakieś fory. Nick oddalił się w dół polany, nie przestając machać zachęcająco torbą.
– Chyba się uda – wyszeptała Carly.
– Nareszcie. Zaczynamy – obwieścił Jay.
– Scena sto dwudziesta pierwsza, ujęcie trzecie.
– Akcja!
– Attyla, biegnij! – zawołał Nick.
Jedną ręką wykonał odpowiedni znak, w drugiej wysoko nad głową dzierżył cukierki.
Attyla rzucił się do przodu, miażdżąc łapami poszycie. Nick odwrócił się i pognał przed siebie. Widok szarżującego niedźwiedzia przeraził go do tego stopnia, że nikt nie musiał go namawiać do ucieczki. W końcu pędzi za nim trzystukilowy potwór i fakt, że podobno jest obłaskawiony, w tej chwili nie ma żadnego znaczenia.
– Szybciej! – krzyczał Jay. – Szybciej, bo cię dogania. Zaraz będziesz w kadrze.
Dogania go? Nick pędził jak oszalały. Szkoda, że nie ma dodatkowego silnika, bo byłby go włączył. Nie, już nie może przyspieszyć.
Na planie zapanowała ogólna radość. Musi wyglądać naprawdę śmiesznie. Ciekawe, pomyślał, jak by te wesołki czuły się w jego skórze.
Przeciwległy koniec polany był już blisko, ale dystans między treserem a Attylą wciąż się skracał. Tuż za plecami Nick słyszał coraz głośniejsze dudnienie. Miał wrażenie, że na plecach czuje oddech bestii.
Znajdował się już tylko kilka metrów od pierwszych drzew, gdy nastąpiła katastrofa: potknął się i padł jak długi na ziemię. Cukierki pofrunęły w powietrze, potem coś wycisnęło z niego całe powietrze, jakie miał w płucach, i pochłonął go mrok.
Carly struchlała.
– Stop! – krzyczał Jay. – Wspaniale. Co za ujęcie! Na dźwięk jego głosu Carly odzyskała panowanie nad sobą.
– Attyla, zostaw, stój! – wołała, rzuciwszy się pędem w kierunku niedźwiedzia.
Powtarzała sobie w duchu, że Attyla nie chce zrobić Nickowi krzywdy, że tylko się potknął i zwalił na tresera.
Attyla posłusznie wstał i zajął się szukaniem cukierków.
– Nick! – Carly upadła na kolana. – Nick, powiedz, że nic ci nie jest.
Sprawdziła puls. Nick był nieprzytomny, ale na szczęście uszedł z życiem. Oczy Carly wypełniły się łzami.
– Wszystko w porządku? – zawołał Jay.
– Niech nikt go nie rusza – polecił Goodie. – Zaraz wezwę pogotowie – oznajmił i wyjął z kieszeni telefon komórkowy.
Carly nawet nie zdawała sobie sprawy, że zewsząd dochodzą ją zaniepokojone głosy. Nikt jednak nie odważył się podejść bliżej z obawy przed niedźwiedziem. Nie miało to zresztą większego znaczenia, bo ani ona sama, ani nikt inny nie mógł w tej chwili niczego zrobić.
Nagle Nick jęknął.
– Nic ci się nie stało? – zapytała, wycierając łzy. Dźwięk, który wydobył się z jego gardła, miał zapewne znaczyć, że nie.
– Karetka jest w drodze – obwieścił Goodie. – Niech ktoś pójdzie do domu i wskaże im drogę.
– Jakie to szczęście, że to jedyna scena z niedźwiedziem przewidziana na dzisiaj...
Jay szepnął to do kogoś na tyle głośno, że Carly zdołała go usłyszeć. Pomyślała, że chętnie by go zabiła, lecz nie mogła odejść od Nicka.
Nick otworzył oczy i z trudem usiadł. Koszulę miał podartą i cały pokryty był ziemią, ale na szczęście ręce i nogi miał całe. Obmacał sobie żebra.
– Chyba tylko mnie przydusił – rzekł w końcu.
– Dzięki Bogu! – Carly odetchnęła z ulgą. – Naprawdę próbował cię ominąć, ale był zbyt blisko i trochę cię przygniótł.
– Chcesz przez to powiedzieć, że z jego trzystu kilo tylko dwieście wylądowało na mnie?
– Może nawet mniej. Najważniejsze, czy czujesz się już dobrze?
Spojrzał na nią martwym wzrokiem.
– Carly, czuję się jak po dziesięciu rundach z Mikiem Tysonem.
Mimo nalegań Carly, żeby zaczekać na polanie na przybycie pogotowia, Nick zdecydował, że chce wrócić do domu. Zanim wzięła niedźwiedzia na łańcuch i we troje opuścili polanę, Jay zaczynał już ujęcia z Kyle’em i Brockiem.
– Mam nadzieję, że żaden z nich się nje potknie – mruknął Nick, utykając na jedną nogę.
– Nick, to, że się potknąłeś, nie ma najmniejszego znaczenia. Oczywiście to okropne, że się potłukłeś, ale zanim upadłeś, Jay nakręcił już całe ujęcie i był strasznie zadowolony. Trzeba ci było słyszeć, jak się cieszył.
– Chcesz przez to powiedzieć, że podczas gdy ja leżałem bez czucia pod niedźwiedziem, Jay martwił się tylko o film.
– Jeśli cię to pocieszy, ja się martwiłam o ciebie.
– Naprawdę? – Znowu obdarzył ją tym uśmiechem, od którego Carly robiło się gorąco. Przypomniała sobie, jak wczoraj wracała do domu i marzyła, żeby się z nim kochać. Tylko że potem okazało się, że za dużo wypił...
– A dlaczego to martwiłaś się o mnie?
– Oczywiście przede wszystkim dlatego, że nie wiem, czy jesteś ubezpieczony...
Roześmiała się, mimo że korciło ją, by powiedzieć mu prawdę. Kiedy patrzyła, jak leży bez ruchu, myślała jedynie o tym, jak bardzo go kocha.
Uznała jednak, że to nieodpowiedni moment na wyznania i zmieniła temat:
– Wracając do Jaya, ważne jest, że ma to, czego sobie życzył.
– Tylko że to dopiero pierwsza scena.
– Tak, ale też jedyna trudna scena z udziałem Attyli. W pozostałych trzeba go tylko ustawić w odpowiedniej pozie albo kazać się przejść.
– Chyba że Jay znowu zabłyśnie jakimś pomysłem. Carly zmarszczyła brwi; takiej ewentualności nie chciała brać pod uwagę.
– Jestem pewna, że dalej pójdzie nam gładko. Sceny z braćmi Mara są proste, a nie słyszałam też, żeby Jay miał jakieś szczególne wymagania, jeśli chodzi o sowy.
Gdy dotarli na skraj lasu, Carly poleciła Nickowi udać się prosto do domu i zaczekać na lekarza, a sama odprowadziła Attylę na wybieg.
– Powiedz mu, żeby dokładnie cię zbadał – dodała na odchodnym.
– Zawsze jesteś taką despotką?
– Nie jestem żadną despotką, tylko nie chcę, żeby twój duch straszył mnie po nocach.
Była dopiero w połowie drogi, kiedy zauważyła nadjeżdżającą karetkę. Przyspieszyła kroku, zamknęła Attylę na wybiegu, zamieniając przy tym kilka słów z Jonathanem, i pobiegła do domu. Kiedy wreszcie tam dobrnęła, zastała lekarza w towarzystwie Nicka na werandzie.
– Nic mu nie jest? – zapytała.
– Przez kilka dni będzie trochę obolały, ale w zasadzie jest cały i zdrowy. Dobrze mu zrobi gorąca kąpiel, najlepiej z dodatkiem soli leczniczych, jeśli je macie w domu.
– Owszem – przytaknęła.
Miała cały zapas soli, bo Gus głęboko wierzył w ich skuteczność. Gdy karetka odjechała, Carly ruszyła w stronę wejścia do domu.
– Chodź, napuszczę ci wody.
– Chyba dam sobie spokój z wanną. Jest tak gorąco, że wezmę tylko chłodny prysznic, żeby zmyć z siebie ten brud.
– Może znowu uznasz mnie za despotkę, ale jednak przyniosę sól i napełnię ci wannę.
Gdy Nick się kąpał, wyprowadziła psy, nakarmiła zwierzęta i przygotowała lunch. Kiedy Nick nadal nie pokazywał się na dole, zaczęła się martwić. Może lekarz się mylił i obrażenia są poważniejsze, niż mu się wydawało? Może to wstrząs mózgu i Nick stracił przytomność w wannie?
Wystraszona, pobiegła na górę. Uspokoiła się, gdy zobaczyła, że łazienka jest pusta.
– Nick? – zawołała.
Usłyszała, jak mamrocze coś w odpowiedzi w swojej sypialni. Podeszła do otwartych drzwi i zajrzała do środka. Nick leżał na łóżku w ręczniku owiniętym wokół bioder. Na widok jego obnażonego ciała z trudem opanowała kolejną falę pożądania.
– Lunch na stole – obwieściła na pozór obojętnym tonem.
– Fajnie, ale pozwolisz, że jeszcze z dziesięć minut polezę. Woda w wannie była tak gorąca, że pozbawiła mnie resztek sił.
– Oczywiście. Włożę kanapki do lodówki, żeby zwierzęta ich nie zjadły.
Doszła do wniosku, że jej samej przyda się prysznic. Po drodze wstąpiła do sypialni po gumkę do włosów. Po kąpieli Nicka w zbiorniku zostało już niewiele ciepłej wody, więc umyła się szybko, włożyła szlafrok, związała go paskiem w talii i wyszła na korytarz.
– Carly! – usłyszała wołanie Nicka.
Podeszła do drzwi. Siedział na łóżku i miał na sobie dżinsy.
– Muszę ci coś powiedzieć – oznajmił z niewyraźną miną.
Poczuła rosnący niepokój. Co będzie, jeśli uznał, że wydarzenia przedpołudnia przechyliły szalę i zdecydował się wyjechać? Rozejrzała się po pokoju. Na szczęście nie zaczął się jeszcze pakować.
– Tak? – Oparła się o framugę.
– Trudno mi to wyjaśnić. Może wejdziesz i usiądziesz na chwilę?
– Dobrze.
Nagle zorientowała się, że ma na sobie tylko cienki szlafrok. Nick należał do ludzi, którzy rzucają wszystkie rzeczy na krzesło, więc jedynym wolnym miejscem w całym pokoju był brzeg jego łóżka. Usiadła, czując, jak mocno wali jej serce. Nick pachniał słońcem i mydłem, a kiedy podniósł na nią oczy, odkryła w nich czułość.
Wpatrywał się w nią, próbując ubrać myśli w słowa. Wczoraj postanowił przecież, że nie uczyni żadnego kroku, zanim nie powie jej prawdy. Ale wtedy nie siedziała tuż obok niego, pachnąca pożądaniem i okryta jedynie powiewną tkaniną. Nie pragnął jej wtedy aż tak bardzo.
– Nick, czy coś się stało?
– Niezupełnie, tylko chciałem...
Głos uwiązł mu w gardle. Od czego zacząć? Powiedzieć Carly: przepraszam, ale nie byłem wobec ciebie do końca uczciwy? Przecież wyjdzie, zanim jeszcze skończy mówić. Pomyśli, że robi z niej idiotkę. Może powinien najpierw wyjaśnić, co czuje, a dopiero potem zacząć się tłumaczyć?
– Co chciałeś, Nick?
– Carly, nie wiem, jak to się stało, ale przecież mówią, że miłość jest ślepa.
Uśmiech, który na początku tylko igrał w kącikach jej ust, teraz rozjaśnił całą twarz.
– Nick – wyszeptała.
Zarzuciła mu ramiona na szyję i pocałowała tak gorąco, że zapomniał o całym świecie. Zagłębił palce w jej jedwabistych włosach, wdychając ich nieprawdopodobny zapach. Smak jej pocałunków dawał mu poczucie rozkoszy. Chybaby umarł, gdyby teraz odeszła. Całował ją, pociągając za sobą na materac. Rozwiązał pasek szlafroka, a ona nie zawahała się rozpiąć mu spodni. Szybko pozbył się dżinsów i przywarł do niej, pokrywając pocałunkami szyję i ramiona. Jego dłonie błądziły po jej skórze.
– Nick – szepnęła, delikatnie gładząc go po włosach. – Nie czujesz się za bardzo obolały?
– Wiesz co? Czasami potrafisz być naprawdę złośliwa.
– Ojej, przepraszam, wcale nie zamierzałam ci przeszkadzać.
Właśnie w tej chwili zrozumiał, że nigdy nie przestanie jej kochać.
– Nick? – zamruczała, przytulając się do niego jeszcze mocniej.
– Tak? – Pocałował ją w ramię.
– Minęło już chyba kilka godzin. Może zejdę i przyniosę kanapki?
– A chce ci się ruszać?
Co za głupie pytanie. Przecież wie, że najchętniej nie ruszyłaby się stąd przez następne sto lat.
– Nie bardzo, ale pomyślałam, że możesz być głodny.
– Może trochę, skoro już o tym mówisz, ale to ja zejdę na dół.
– A nie jesteś za bardzo obolały?
– Wiesz co, Carly, to pytanie zapamiętam chyba na całe życie.
Zapamięta, pomyślała ze smutkiem, lecz szybko odpędziła tę myśl. Przecież od samego początku wiedziała, że Nick musi wyjechać, i mimo to świadomie nie odrzuciła jego miłości. Więc dlaczego się teraz smuci? Trzeba cieszyć się chwilami, jakie mają przed sobą, i zapomnieć o przyszłości.
Wstała i podniosła szlafrok z podłogi.
– Nie przygotowałam herbaty. Zejdę na dół i wszystko przyniosę. Chcesz piwo?
– Dzięki, ale po doświadczeniach ostatniej nocy wystarczy mi herbata.
Kiedy Carly zniknęła za drzwiami, przeciągnął się z rozkoszą i uśmiechnął do siebie. Zakochał się w najwspanialszej kobiecie świata i choć jeszcze nie wiedział, jak tego dokonać, jednego był pewien: już na zawsze zostaną razem.
Może wcześniej był innego zdania, ale teraz przyszłość rysowała się jasno. Okazałby się prawdziwym głupcem, gdyby nie zdecydował się spędzić z Carly całego życia.
Oparł się o wezgłowie łóżka i zaczął snuć plany na przyszłość. Carly wróciła dość szybko, trzymając zastawioną tacę w dłoniach. Wyglądała tak, jakby przed chwilą zobaczyła ducha.
– Coś się stało?
– Chyba nie...
Postawiła tacę na stoliku i usiadła na brzegu łóżka. Widok kanapek sprawił, że Nick poczuł się naprawdę głodny. Jednak zanim zacznie jeść, musi wyjaśnić, co ją tak zaniepokoiło.
– Wiesz, Dylan zostawił w kuchni pocztę. Przejrzałam ją i znalazłam list adresowany do ciebie. – Wyjęła kopertę z kieszeni szlafroka i dodała niepewnie: – To od Gusa?
– Jak to? Od tego Gusa, tego który właśnie umarł?
– Tak, to jego charakter pisma.
Dziwny dreszcz przeszedł Nickowi po grzbiecie. Nigdy dotąd nie otrzymał korespondencji od nieboszczyka.
– Wysłany został w Port Perry na twój adres w Edmonton. Teraz ktoś go odesłał tutaj.
– Na pewno moja sąsiadka. Obiecała przesyłać ważne rzeczy.
Rozerwał kopertę i wyjął z niej kilka złożonych kartek. Sądząc z daty, list napisany został gdzieś przed rokiem. Z bijącym sercem zaczął czytać:
Drogi Nicku!
Zostawiam ten list u przyjaciela z prośbą żeby wysłał go dwa tygodnie po mojej śmierci.
Z pewnością dotarła już do Ciebie wiadomość, że odziedziczyłeś część mojej posiadłości i mam szczerą nadzieję, że pofatygujesz się na wschód osobiście z kilku powodów, o których poniżej. Domyślam się, że na wieść o spadku w Twojej głowie zrodziło się mnóstwo wątpliwości i piszę ten list właśnie po to, żeby przynajmniej częściowo je rozwiać.
Po pierwsze, pewnie się dziwisz, że w ogóle wiem o Twoim istnieniu i znam Twój adres. Na to pytanie przyjdzie mi odpowiedzieć bez trudu.
Wciąż mam przyjaciela w Edmonton, który przez te wszystkie lata przekazywał mi na bieżąco informacje dotyczące naszej rodziny. Wiem, że masz krewnych ze strony matki, ale po mojej śmierci zostaniesz ostatnim z Montgomerych.
Widząc, z jaką ciekawością Carly spogląda na list, Nick podał jej pierwszą stronę i zagłębił się w dalszej części.
/ tu dochodzimy do kwestii spadku. Mój przyjaciel zdołał ustalić, że jesteś inteligentnym, miłym człowiekiem, nie pozbawionym zainteresowań płcią przeciwną, choć jeszcze się nie ożeniłeś. Zawsze uważałem, że szkoda by było, gdyby ta gałąź naszego drzewa genealogicznego miała wkrótce obumrzeć, ale z wiekiem sam coraz bardziej obawiałem się odpowiedzialności za żonę i dzieci.
W tym momencie zaczyna się Twoja rola jako jedynej nadziei Montgomerych na przetrwanie. Skoro do tej pory sam nie trafiłeś na odpowiednią kobietę, pozwól, że Ci pomogę.
Dlatego właśnie mam nadzieję, że przyjedziesz na wschód i dzięki temu poznasz cudowną kobietę, jaką jest Carly Dumont. Po latach spędzonych z nią pod jednym dachem mogę o tym bez wahania zaświadczyć. Z jakiegoś niewiadomego powodu też nie znalazła jeszcze odpowiedniego człowieka.
– Stary diabeł – zauważył Nick, ujmując Carly pod brodę i całując ją w usta.
– To miłe z twojej strony – powiedziała z uśmiechem – ale dlaczego tak brzydko mówisz o Gusie?
– Próbuje wystąpić w roli swatki, ale chyba trochę się spóźnił.
– Co przez to rozumiesz?
W odpowiedzi podał jej kolejną kartkę i czytał dalej:
Pewnie dziwi Cię, że podzieliłem posiadłość w tak niezwykły sposób. Na początku, kierując się poczuciem winy, zamierzałem zostawić Ci wszystko (na pewno wiesz, co mam na myśli).
Nick pokiwał głową. Carly mówiła mu, że Gus zajął się tresurą zwierząt dzięki temu, że wygrał trochę akcji Wild Action w pokera, ale wszystko wskazuje na to, że pieniądze, za które wykupił resztę firmy, a także ten dom, były częścią sumy zabranej rodzinie.
– Nick – odezwała się Carly – a właściwie dlaczego się nie ożeniłeś?
– Bo nie trafiłem na odpowiednią kandydatkę. Spojrzała na niego z ukosa.
– Przecież w takim mieście jak Edmonton musiałeś poznać tysiące kobiet. Żadna nie była bliska ideału?
– Czyja wiem? Może uważałem, że policjant to kiepski materiał na męża. Jesteśmy świadkami tylu odrażających stron życia, że potem trudno nam nawiązać kontakt z normalnymi ludźmi. Rozwody wśród policjantów zdarzają się tak często, że jakoś nie byłem w stanie uwierzyć, że mogę być wyjątkiem.
– Więc nigdy nie zamierzałeś się ożenić? Zamyślił się. A może teraz powiedzieć jej prawdę?
Nie, taka rozmowa trwałaby do rana i nie miałby szansy na przeczytanie listu do końca.
– Przynajmniej dopóki byłem gliniarzem – odparł i wrócił do lektury, zanim Carly zdążyła otworzyć usta.
Jednak im dłużej Carly u mnie pracowała, tym głębiej byłem przekonany, że zasługuje na udział, szczególnie że nigdy nie mogłem zapłacić jej tyle, ile jest naprawdę warta. A teraz, im bardziej się nad tym zastanawiam, tym głębsze żywię przekonanie, że to ona powinna mieć pakiet kontrolny.
Wild Action tak wiele dla niej znaczy, że wolałbym, żebyś nie miał możliwości zmuszenia jej do sprzedania udziałów (mam nadzieję, że i tak byś tego nie zrobił, ale jak mogę mieć pewność, skoro nie znam Cię osobiście).
W każdym razie wydaje mi się, że zdołałem rozwiać większość twoich wątpliwości, z wyjątkiem jednej, a mianowicie, dlaczego przed laty zachowałem się w wiadomy Ci sposób.
Nick szybko przeszedł do następnej kartki, zastanawiając się, czy Gus miał odwagę przyznać się do winy. Podał Carly stronę, którą właśnie skończył.
Jeśli mogę Cię o to prosić, to nie mów Carly, że ukradłem tamte pieniądze. Zawsze miała o mnie lepsze zdanie, niż na to zasługiwałem i chciałbym, żeby tak pozostało po mojej śmierci.
Na pewno chcesz wiedzieć, dlaczego posunąłem się do kradzieży. Jak wiesz, twoja matka wychowywała się w domu sąsiadującym z naszym. Nie orientuję się, co ci mówiono na mój temat, ale faktem jest, że przez jakiś czas ja i twoja mama chodziliśmy z sobą.
Nick przerwał na chwilę. Rodzice nigdy mu o tym nie wspominali, jednak dlaczego Gus miałby kłamać?
Byłem w niej szaleńczo zakochany, albo przynajmniej tak mi się wtedy zdawało. Jednak jej uczucie nie było aż tak gorące. W owym czasie należałem do strasznych narwańców, więc postanowiłem zrobić coś, czym bym jej naprawdę zaimponował. Wydawało mi się, że jak zdobędę pieniądze, będę mógł kupić cały świat i położyć go u jej stóp.
Kiedy skończył tę kartkę, Carly niecierpliwie wyciągnęła po nią rękę.
– Nie mogę doczekać się dalszego ciągu – powiedziała.
– Wiesz, wolałbym nie. Teraz przeszedł do spraw bardzo osobistych, związanych z rodziną. Poczekaj, aż skończę, dobrze?
– Niech będzie. – Nie kryła rozczarowania. Udając, że nie czuje na sobie jej ciekawego spojrzenia, Nick wrócił do lektury.
Wyobrażałem sobie naiwnie, że jeżeli zdobędę dużo pieniędzy, nie będzie w stanie mi się oprzeć, i dlatego ukradłem pieniądze z firmy. Oczywiście, nic mnie nie usprawiedliwia, poza tym, że byłem kompletnym idiotą, ale przynajmniej teraz znasz moje motywy.
W każdym razie powiedziałem twojej matce, że wszedłem w posiadanie prawdziwej fortuny i zaproponowałem jej, żebyśmy razem uciekli i wzięli ślub w jakimś romantycznym miejscu, na przykład w Paryżu. Nie muszę dodawać, że ucieczka odgrywała w moich planach ważną rolę, bo przecież ojciec z bratem i tak wkrótce odkryliby brak pieniędzy.
Jednak zamiast oszaleć ze szczęścia, Twoja praktyczna mama zapytała, skąd mam pieniądze. Zełgałem, że wygrałem na wyścigach, tyle że zapomniałem, że sezon dawno się skończył. Ona oczywiście natychmiast się połapała, że musiałem uczynić coś sprzecznego z prawem i obwieściła mi bez ogródek, że nie ma zamiaru wiązać się z kryminalistą.
Wszystkie moje plany wzięły w łeb i znalazłem się w sytuacji bez wyjścia. Nie mogłem zwrócić pieniędzy, tak żeby nikt się nigdy nie dowiedział, a bałem się pójść do ojca i przyznać do tego, co zrobiłem (sam wiesz, że dziadek nie należał do ludzi, którzy potrafią przebaczać).
W tych okolicznościach uznałem, że muszę uciekać, co też uczyniłem. Potem Twoja mama zaczęła chodzić z Twoim ojcem, a resztę już znasz.
To właściwie wszystko, co mam ci do napisania. Wiem, że prawdopodobieństwo, żebyście z Carly przypadli sobie do gustu, jest niewielkie, aleja zawsze podejmowałem się rzeczy niemożliwych. Gdyby jednak się Wam udało i przyszły na świat dzieci, to pamiętaj, że przez całe życie żywiłem nadzieję, że jakiś chłopiec będzie kiedyś nosił moje imię i nazwisko, mimo że sam nigdy nie zostałem ojcem.
Więc jak już będziecie mieli Nicka juniora i drugiego potomka, noszącego imię Twojego taty, to pomyślcie, czy nie dać następnemu synowi na imię Gus. Jeśli będę na was patrzył tam gdzieś z góry, sprawicie mi prawdziwą przyjemność. Twój kochający stryj, czarna owca w rodzinie, Gus.
Nick złożył kartki i wyciągnął rękę po poprzednie.
– Nie pozwolisz mi przeczytać do końca? – zapytała.
– Może kiedy indziej, ale i tak jedyna część dotycząca ciebie to ta, gdzie prosi, żebyśmy się pobrali i nazwali syna jego imieniem.
Wyobrażał sobie, że Carly wybuchnie śmiechem, ona jednak zachowała powagę.
– Dać nieszczęsnemu, bezbronnemu dziecku na imię Gus? Nie, to raczej niemożliwe. Ale mogłabym zgodzić się na dziewczynkę o imieniu August.
Nick spojrzał na nią z bijącym niespokojnie sercem.
Czyżby brała pod uwagę możliwość wyjścia za niego i urodzenia mu dzieci?
Nie był w stanie ocenić, czy Carly mówi serio, czy żartuje. W tej chwili nie potrafiłby nawet odróżnić czerni od bieli, tak różne myśli wirowały mu w głowie.
Jeszcze kilka godzin temu uważał, że może połączyć go z Carly tylko romans, a teraz rozważa możliwość związania się z nią na zawsze.
Z jednej strony spodobała mu się ta nowa perspektywa, z drugiej jednak ogarnął go strach. Pomyślał, że najwyższy czas wyjawić jej prawdę. Jednak zanim zdążył się odezwać, Carly zarzuciła mu ręce na szyję i znowu nie było mu dane oczyścić sumienia.
Chwila prawdy
Choć dochodziła już ósma, słońce nie chyliło się jeszcze ku zachodowi i blask świec ginął w jasnym świetle wpadającym do kuchni przez okna. Nick zamknął okiennice i zatopił się w myślach.
Sam nie wiedział, co zaskoczyło go bardziej: czy sugestia Gusa, że powinien poślubić Carly, czy też fakt, że wcale nie uznała tego za absurd.
To prawda, że nie powiedziała niczego konkretnego, a jedynie że nie dałaby dziecku na imię Gus. Zaraz potem zaczęli się kochać i nie wracali do tematu. Jednak teraz muszą sobie wiele rzeczy wyjaśnić i pomyśleć o przyszłości. Nick zdawał sobie sprawę, że zanim to nastąpi, musi wreszcie powiedzieć Carly prawdę, niezależnie od tego, jak bardzo może ją to rozzłościć.
Jeszcze raz ocenił wygląd stołu. Świece, biały obrus, eleganckie nakrycia, miska pełna sałaty, butelka wina i steki dochodzące właśnie na grillu. To chyba wszystko, na co go stać. Miał nadzieję, że te wszystkie zabiegi usposobią Carly na tyle przychylnie, że doceni śmieszność położenia, w jakim się znalazł.
– Żadnych głupich uwag! – ostrzegł papugę. – I żadnego żebrania przy stole. To musi być wyjątkowy wieczór – dodał, tym razem zwracając się do psów.
Pomyślał jeszcze, że i kotom przydałoby się ostrzeżenie, ale skoro i tak nie miał u nich autorytetu, zdecydował nie strzępić na próżno języka. Ostatni raz obrzucił stół krytycznym spojrzeniem i uznawszy, że prezentuje się dostatecznie przyzwoicie, wyszedł na werandę po Carly.
– Kolacja gotowa – oznajmił. Weszli razem do kuchni.
– Nick, ale tu romantycznie! – zawołała ucieszona.
– Choć może nie wiesz, jestem całkiem romantycznym facetem.
Podsunął jej krzesło, zdjął steki z rusztu, wyjął jarzyny z kuchenki mikrofalowej i ustawiwszy wszystko na stole, napełnił kieliszki winem i wzniósł toast.
– Za Gusa. Za to, że dzięki niemu cię poznałem. Obdarzyła go cudownym uśmiechem.
– Nawet nie wiesz, jak jestem mu wdzięczna. Jak bym sobie poradziła, gdybym została tu sama?
– Jeśli o to chodzi, to działam też we własnym interesie – przypomniał Nick.
– Ale w moim nade wszystko. Wiesz o tym.
Teraz nadeszła chwila prawdy, pomyślał Nick, ale właśnie miał w ustach kawałek mięsa. Zanim zdążył przełknąć, Carly odezwała się znowu. Nie obejrzał się nawet, a już doszli do końca kolacji i wypili prawie całą butelkę wina. Miał nadzieję, że lekki szum w głowie pomoże jej go zrozumieć.
Odchrząknął i zaczął niepewnie:
– Carly, jest coś, o czym powinienem ci powiedzieć... Jak na złość, właśnie w tej chwili zadzwonił telefon.
– O Boże, to ja zapomniałam ci o czymś powiedzieć! – zawołała, wstając od stołu. – Wczoraj wieczorem dzwoniła moja mama i zapowiedziała, że jutro przyjeżdżają razem z tatą i Lisa. Tyle się dzisiaj wydarzyło, że zupełnie wyleciało mi to z głowy.
Podniosła słuchawkę.
Jak to dobrze, pomyślał Nick, że jeszcze dziś wszystko jej powiem. Jak by to wyglądało, gdyby przedstawiła go rodzicom jako policjanta z Edmonton?
Nie rozmawiała długo.
– Rozumiem. Wszystko w porządku. Dziękuję za to, że mnie zawiadomiłeś.
– Co się stało? – zaciekawił się Nick.
– Nie, Dylan chciał mnie zawiadomić, że Craig i Jonatahan zamienią się jutro dyżurami. Ale o czym to mówiliśmy? Chciałeś mi o czymś powiedzieć, prawda?
– Tak, i pewnie uznasz, że to bardzo śmieszne. Naprawdę miał bezpodstawną nadzieję, że Carly właśnie tak zareaguje.
Uśmiechnęła się zachęcająco.
– Widzisz, tego dnia, kiedy poznaliśmy się w biurze Billa Browna... – zaczął, jednak psy nie dały mu skończyć, gdyż właśnie zerwały się na równe nogi i rzuciły ku drzwiom.
– Goście, goście! – zawołała Krakers.
Klnąc pod nosem, Nick podążył za Carly do wejścia. Za drzwiami stał Jay.
– Popatrzcie na to! – powiedział, wskazując ręką na niebo. – Co za zachód słońca! Muszę to wykorzystać. Nakręcimy sylwetkę sowy siedzącej na gałęzi, na tle płonącego nieba. Potem powtórzymy to samo o zmierzchu i w całkowitych ciemnościach. Royce już przygotowuje kamerę, więc chodźcie, bo nie mamy czasu do stracenia.
– Głos, Ollie, daj głos! – nalegała Carly, lecz sowa wyraźnie nie miała najmniejszej ochoty na pohukiwanie.
Ollie siedziała na gałęzi uschniętego drzewa, które Jay wyszukał na skraju lasu. Żeby jej sylwetka była widoczna w ciemnościach, Royce oświetlił ją ogromnym reflektorem o mocy dwunastu tysięcy wat.
Nienawykła do takich warunków, sowa niechętnie reagowała na polecenia Carly, której też wyraźnie doskwierało jaskrawe światło i upał bijący od reflektora. Musiała jednak trzymać przezroczystą linkę umocowaną do nogi ptaka i nie mogła odsunąć się w chłodniejsze miejsce. Spojrzała na Nicka. Wygląda, pomyślała targana wyrzutami sumienia, jakby miał się zaraz przewrócić.
Z całą pewnością jest nadal obolały po przejściach z Attylą. Powinna była pozwolić mu się zdrzemnąć. W jego stanie zbyt wiele seksu może mu nie wyjść na zdrowie.
Jednak na samą myśl o tym, że znowu znajdzie się w jego ramionach, Carly zapragnęła jak najszybciej wrócić do domu. Poza tym była ciekawa, co też Nick ma jej do powiedzenia. Domyślała się oczywiście, o co mu chodzi, ale tak bardzo chciała to usłyszeć z jego własnych ust.
Uśmiechnęła się w duchu, stwierdziwszy, jak mocno zaczęło walić jej serce, kiedy tylko wyobraziła sobie, że Nick ujmuje jej dłoń. Teraz, skoro zapałali do siebie miłością, na pewno powie jej, że muszą jakoś rozwiązać problem tysięcy kilometrów dzielących ich dwa różne światy.
– Jay? – odezwał się Goodie. – Może jednak powiemy wszystkim dobranoc, a dźwięk podłożymy później?
– Cicho – szepnął reżyser.
– Przestali mnie uciszać. Czy zdajesz sobie sprawę, ile metrów taśmy już zmarnowałeś?
Carly spojrzała na zegarek. Przebywają na planie od czterech godzin. Najpierw kręcili o zachodzie słońca, potem o zmroku, a teraz Ollie ma siedzieć na gałęzi w świetle księżyca i gwiazd. Jay doszedł do wniosku, że przerywanie sekwencji poszukiwań ujęciami sowy o różnych porach pomoże widzom uzmysłowić sobie upływ czasu. Początkowo Carly uznała to za całkiem niezły pomysł, ale kiedy reżyser zaczął się domagać, by sowa pohukiwała na życzenie, uznała, że przesadza. Przecież nikt się nigdy nie dowie, że dźwięk został podłożony w studio.
Jednak Jay był uparty i nie zanosiło się na to, by zechciał zrezygnować ze swych planów. Na szczęście coś zaszeleściło wśród drzew i Ollie w końcu wydała z siebie przeciągły dźwięk.
– Nareszcie – ucieszył się Jay. – Gotowe. Jutro ma być pochmurno, a to znaczy, że ze względu na ciągłość wydarzeń nie możemy kręcić w dzień. Za to zrobimy trochę nocnych ujęć, więc się dobrze wyśpijcie. Zaczniemy ustawiać sprzęt dopiero po południu. Jutro wieczorem potrzebne nam będą psy – zwrócił się do Carly.
– Masz na myśli owczarki niemieckie, które mają uczestniczyć w poszukiwaniach, czy...
– Nie – przerwał jej niecierpliwie. – Mówię o waszych psach, tych podobnych do wilków. Nakręcimy kilka ujęć, jak wyją do księżyca, i scenę, w której dzieciaki widzą je z daleka i zaczynają umierać ze strachu. Aha, zamierzam dołożyć jeszcze scenę, jak gonią jelenia i rozszarpują go na kawałki. To może dobrze wyglądać w świetle księżyca.
– Mają gonić jelenia i go rozszarpać? – zapytała Carly drżącym głosem. – Jay, przecież to ma być film dla całej rodziny.
– Ale przecież naprawdę nie zrobią mu krzywdy. Nakręcimy oddzielnie jelenia, a potem psy, tak samo jak w przypadku ucieczki dzieci przed Attylą.
– Tylko że dzieci na widowni nie będą o tym wiedzieć. Pomyślą, że wilki rozszarpały ich Bambi.
– Carly ma rację – wtrącił Goodie.
– No to dodamy napis w czołówce, że wszystkie sceny z rannymi zwierzętami są symulowane.
– Tylko że małe dzieci nie potrafią czytać – zaprotestował Goodie.
Jay rzucił mu gniewne spojrzenie.
– No dobrze, rezygnuję z pościgu, ale upieram się przy wilkach rozszarpujących coś na strzępy. Muszę pokazać, co mogłoby spotkać chłopców, gdyby wpadli w ich łapy. Poproszę Barb, żeby przygotowała coś na kształt padłego zwierzęcia. W każdym razie – zwrócił się do Carly i Nicka – nie będę potrzebował psów do ósmej, więc dzień macie wolny.
Ktoś wyłączył reflektor i temperatura powietrza od razu się obniżyła. Carly przymrużyła oczy, próbując w ciemnościach rozróżnić kształty.
– Chodźmy stąd, zanim Jay znowu wpadnie na jakiś genialny pomysł – szepnął Nick. – Pewnie spostrzegłaś już, że dzisiejszy dzień upłynął bez problemów? Podobno sceny z chłopcami poszły gładko, z czego wynika, że nasz sabotażysta nie ruszył dziś palcem.
– Może postanowił wycofać się, zanim zostanie przyłapany?
– Dobrze by było.
Z nadzieją, że rzeczywiście kłopoty mają już za sobą, Carly posadziła sowę na ramieniu i ruszyła w kierunku domu. Będzie przecież musiała poświęcić sporo czasu rodzicom i dalsza zabawa w detektywa była jej całkiem nie na rękę. Właśnie miała powiedzieć o tym Nickowi, kiedy z tyłu rozległ się głos Barbary:
– Możemy chwilę porozmawiać? – zwróciła się w stronę Nicka.
– Oczywiście. O co chodzi?
– Pamiętasz, o czym wczoraj mówiliśmy? – spytała i spojrzała z wahaniem na Carly. – Wiesz, o co mi chodzi?
– Masz na myśli te dziwne wydarzenia, tak? – spytał Nick. – Carly jest nimi tak samo przejęta jak ja, więc możesz mówić szczerze – dodał.
– Więc dobrze. Może pomyślicie, że jestem niespełna rozumu, ale przyszedł mi do głowy jeszcze ktoś...
– Tak?
Barbara rozejrzała się wokół. Carly uczyniła to samo, choć i tak nikt nie mógł ich słyszeć, bo tylko oni podążali w kierunku domu, podczas gdy reszta ekipy skierowała się do obozu.
– No więc – Barb była wyraźnie zdenerwowana – może to Goodie?
– Co? – zawołała Carly tak zdziwionym tonem, że nawet sowa siedząca na jej ramieniu poderwała się spłoszona.
Pomysł, że Goodie może chcieć zaszkodzić filmowi, wydał jej się tak samo absurdalny, jak gdyby podejrzenie padło na Jaya. Wygląda na to, że Barb chce przysporzyć mężowi kłopotów. Tylko w jaki sposób? Chyba że ma jakieś dowody.
– Chwileczkę, przecież za każdym razem, kiedy coś idzie nie tak, to Goodie narzeka najgłośniej, bo opóźnienia biją go po kieszeni – zauważył Nick.
– Wiem, ale to szczwany lis. Im dłużej o tym myślę, tym większe ogarniają mnie wątpliwości, czy przypadkiem Goodie nie działa według jakiegoś planu.
– I czemu taki plan miałby służyć?
– Przejęciu kontroli nad Get Real Productions.
– Przecież już jest właścicielem firmy.
– To nieprawda. Ma kilku cichych wspólników, którzy na początku wyłożyli spory kapitał, i jeśli chodzi o ścisłość, to właśnie w ich rękach spoczywa pakiet kontrolny. Goodie’emu się to nigdy nie podobało, ale sam miał za mało pieniędzy, żeby kupić całą wytwórnię.
– Czegoś tu nie rozumiem. W jaki sposób straty poniesione przy tym filmie miałyby mu pomóc? – zapytał Nick.
– Widzicie, żaden z filmów, jakie do tej pory wyprodukował, nie zrobił dużej kasy, i wspólnicy zaczynają się niecierpliwić. Chcieliby odzyskać swoje pieniądze, więc jak Goodie zaproponuje, że wykupi ich udziały, mogą się zgodzić.
– A ma teraz dość pieniędzy? – wtrąciła Carly. – Sama mówiłaś, że na początku nie miał ich zbyt dużo.
Barbara wzruszyła ramionami.
– Goodie nigdy nie rozmawiał ze mną o pieniądzach, nawet zanim między nami się popsuło. Ale jeśli „Na pomoc” padnie, być może wspólnicy zechcą pozbyć się udziałów nawet poniżej poniesionych kosztów, a to z kolei dałoby Goodie’emu kontrolę nad wytwórnią jeszcze przed przystąpieniem do następnego filmu. Tego, który bez wątpienia okaże się przebojem.
– Goodie miałby chcieć zniszczyć własny film? Czy naprawdę potrafiłby się na coś takiego zdobyć?
– Jak wiecie, ostatnio mi się nie zwierza. Ale wydaje mi się, że tak.
– To jakiś absurd! – żachnęła się Carly.
– W Los Angeles mówią, że nie ma rzeczy niemożliwych. – Barbara znowu wzruszyła ramionami i poszła w stronę obozu.
– To znaczy, według ciebie to nie Goodie? – spytała Carly, zamykając drzwi do kuchni.
– Przeczucie mi mówi, że nie, lecz mogę się mylić, więc lepiej rzeczywiście mieć go na oku.
– I kucharza, i Sannę, i Gartha, tak?
Nick przytaknął.
– Tylko uważaj, bo od tego patrzenia możemy dostać zeza, zanim wyjadą.
Na twarzy Carly pojawił się zmęczony uśmiech.
– Miejmy jednak nadzieję, że ktokolwiek to był, już się wycofał.
– Być może.
Nick oparł się o blat przy zlewie i patrzył, jak Carly I nalewa psom wodę. Był kompletnie wykończony, jednaki zanim się położy, musi powiedzieć jej prawdę. Gdy był w drodze do domu nie nalegała, by przeanalizować działania Goodie’ego, pewnie miałby to już za sobą.
Ruszyli po schodach do sypialni. Obejmując ją w pasie, Nick postanowił, że najlepiej będzie powiedzieć jej wszystko już w łóżku.
Carly uśmiechnęła się.
– Idziemy do ciebie, czy do mnie?
Zajrzała do sypialni Nicka. Skłębiona pościel, która leżała tam od popołudnia, nie stanowiła zachęcającego widoku, pociągnęła więc Nicka za sobą.
Nawet nie zapaliła światła, tylko w blasku księżyca przylgnęła do niego całym ciałem. Wdychając zapach jej włosów, Nick pomyślał, że w tej chwili nic już mu nie brakuje do szczęścia. Kiedy Carly rozpięła mu guziki koszuli, poczuł kolejny przypływ podniecenia.
– Carly, musimy porozmawiać – mruknął.
– Wiem, chcesz mi o czymś powiedzieć. Tylko że ja nie potrafię być z tobą sam na sam, nie dotykając cię. Co gorsza, nawet w towarzystwie z trudem nad sobą panuję.
Przełknął ślinę. Skoro on czuje dokładnie to samo, to pewnie ta rozmowa może jeszcze trochę poczekać.
Mimo że ciemności panujące w sypialni rozpraszał jedynie blask księżyca, Carly dostrzegła wyraz pożądania w jego oczach i przez jej ciało przeszedł dreszcz rozkoszy. Szybko zrzuciła z siebie ubranie i opadła na łóżko.
– Czy mówiłem ci ostatnio, że cię kocham? – wyszeptał Nick, nie odrywając ust od jej szyi.
– Jeśli chcesz, możesz to powtarzać co minutę. I tak mi się nie znudzi.
Czuła w ustach jego smak, a ręce pieszczące jej ciało wprowadziły ją w stan ogromnego podniecenia. Instynktownie przylgnęła do niego jeszcze mocniej, pozwalając spełnić się miłości. Przeszył ją rozkoszny ogień i szepcząc jego imię, z trudem łapała powietrze.
– Dobrze się czujesz? – zapytał z troską, gdy w końcu ochłonęli.
– Och, Nick, o niebo lepiej niż dobrze – zapewniła.
Uśmiechnął się i położył wygodnie u jej boku, obejmując ją czule ramieniem. Przez okno wpadł lekki powiew wiatru i delikatnie owiał ich rozgrzane ciała. Jak przyjemnie, pomyślała Carly, choć jednocześnie przemknęło jej przez głowę, że żar bijący od Nicka jest jeszcze milszy. Czuła się tak wspaniale, że gdyby przyszło jej spędzić z nim wszystkie noce do końca życia, umarłaby jako najszczęśliwsza kobieta na świecie.
– O czym myślisz? – zapytał.
– Nie powiem ci, bo i tak jesteś zadufany w sobie. Uśmiechnął się, wywołując w Carly kolejny przypływ pożądania. Jednak zanim zdążyła się poruszyć, w sypialni rozległ się dzwonek telefonu.
Nick poczuł rosnące napięcie. Jako policjant wiedział, że telefon o tak późnej porze nie zapowiada niczego dobrego.
Carly włączyła nocną lampkę.
– To pewnie moja mama. Może nie mogą przyjechać? Kiedy uniosła się, żeby podnieść słuchawkę telefonu stojącego na stoliku przy łóżku, wzrok Nicka powędrował za jej sylwetką. Wspaniałe ma ciało, pomyślał.
Kiedy się przedstawiła, w słuchawce zaległa cisza, a po chwili rozległ się głos tak tubalny, że Carly odruchowo odsunęła słuchawkę od ucha. Nick znał ten głos.
– Mam nadzieję, że nie pomyliłem numeru i nie obudziłem pani bez potrzeby, ale czy zastałem Nicka Montgomery’ego?
– Owszem, proszę chwilkę zaczekać – powiedziała, podając Nickowi słuchawkę.
– Cześć, Ben. – Nick chciał mu jakoś dać do zrozumienia, żeby mówił ciszej, lecz jego były partner nie dopuścił go do głosu.
– To tak się zachowuje facet, kiedy zrezygnuje z pracy? – zagrzmiał.
Nick zdrętwiał, a w ustach poczuł dziwny, gorzki smak.
– Chciałem ci tylko powiedzieć, że umówiłem chłopaków, żeby przenieść twoje graty. Wiem, że już późno, ale dzwonię, bez przerwy od kilku godzin, a kiedy cię w końcu dorwałem, okazuje się, że jesteś w towarzystwie jakiejś dziewczyny o seksownym głosie. Wezmę z ciebie przykład, jak odejdę, choć Ida i tak nie da mi poszaleć.
– Ben, posłuchaj. Nie mogę teraz rozmawiać, zadzwonię jutro.
Odłożył słuchawkę i spojrzał na Carly. Najwyraźniej gubiła się w domysłach.
– To znaczy, że złożyłeś wymówienie?
– Tak.
– Po prostu zadzwoniłeś i oznajmiłeś, że nie wrócisz do pracy? Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
– To niezupełnie tak...
Mimo że wielekroć w myślach przerabiał tę scenę, nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Ogarnęła go panika.
Carly wpatrywała się w niego z uśmiechem, co niepokoiło go jeszcze bardziej, bo nie przewidział takiego obrotu sprawy.
– Och, Nick! Jesteś najwspanialszym mężczyzną na świecie. Tak bardzo cię kocham!
Zarzuciła mu ramiona na szyję i spojrzała na niego z nie ukrywanym uwielbieniem.
Poczuł, że tonie. Nie bardzo wiedział, co Carly sobie wyobraziła, ale był pewien, że albo powie jej teraz prawdę, albo zginie z jej ręki, kiedy w końcu sama się dowie o jego krętactwach.
– Carly, posłuchaj. Od pierwszego dnia próbowałem ci o tym powiedzieć, ale jakoś nie nadarzała się okazja. Złożyłem rezygnację przed wyjazdem z Edmonton, tego samego dnia, kiedy dostałem list od Billa, to jest w dniu poprzedzającym mój przyjazd to Toronto. Teraz wiem, że postąpiłem głupio, ale Bill twierdził, że Gus zostawił mi cały spadek, a kiedy zadzwoniłem do kancelarii, dowiedziałem się, że Wild Action przynosi ogromne zyski. Miałem po uszy pracy w policji, więc niewiele myśląc...
Słowa zamarły mu na ustach. Carly odsunęła się gwałtownie, pospiesznie naciągnęła prześcieradło i utkwiła w nim pełne osłupienia spojrzenie.
– Chcesz powiedzieć, że złożyłeś wymówienie, zanim jeszcze mnie poznałeś i że nie masz żadnej pracy, do której mógłbyś wrócić?
Szarpnęła mocno prześcieradłem, zrzucając przy tym słuchawkę z widełek. Z wściekłością cisnęła aparatem o podłogę i zerwała się na równe nogi.
– Carly, posłuchaj...
Starał się uśmierzyć jej gniew, mimo że sytuacja stała się mocno krępująca, bo w przeciwieństwie do Carly, spowitej od stóp do głów w prześcieradło, on sam leżał na łóżku w stroju Adama.
– Cały czas mnie oszukiwałeś. Co jeszcze ukrywasz? Spojrzała na niego takim wzrokiem, że zrobiło mu się zimno. Mimo to brnął dalej:
– Wcale cię nie oszukiwałem, tylko zwyczajnie nie poruszałem tego tematu. »
– Akurat!
– Właśnie że tak.
– Co ty powiesz? To może przyśniło mi się, że dzwonisz do szefa, prosząc o urlop, żebym tylko pomyślała, że jesteś jakimś księciem z bajki, który rycersko rzuca wszystko, żeby mi pomóc?
– Wcale nie chciałem sprawiać takiego wrażenia, ale zanim się zorientowałem, że tak właśnie sądzisz, było już za późno. Wiem, że powinienem był wyjaśnić ci wszystko wcześniej.
– To może raczysz wyjaśnić mi teraz. Umieram z ciekawości.
– Dobrze. – Spróbował zebrać myśli. – Ledwie Brown obwieścił, że należy mi się zaledwie czterdzieści dziewięć procent, zaczęłaś narzekać, że Wild Action z trudem zarabia na własne utrzymanie i że pewnie zbankrutuje, jeśli coś nie wyjdzie z tym cholernym filmem. Nic dziwnego, że poczułem się jak idiota, który zamiast się zastanowić, od razu złożył wymówienie. Zrozum, że głupio mi było przyznać się przed obcymi.
– Przed obcymi? Masz mnie za obcą! – krzyknęła z furią.
– Przecież wtedy jeszcze się nie znaliśmy.
– I tak ci nie wierzę. Nie wierzę w żadne twoje słowo.
– Mówię prawdę.
– Prawda jest taka, że zgodziłeś się mi pomóc, bo się bałeś, że cały twój majątek może szlag trafić. Gdybym od razu znała twoje motywy, pewnie przeszłabym nad tym do porządku dziennego, ale ty udawałeś, że robisz mi przysługę.
– Przecież już ci mówiłem, że nie chciałem sprawiać takiego wrażenia.
– Chciałeś czy nie, i tak ci nie wybaczę. Nie daruję ci, że przez cały czas wiedziałeś, że ci ufam, aż w końcu zaciągnąłeś mnie do łóżka.
– No w porządku, popełniłem błąd. Ale kocham cię naprawdę.
– I co? Sądzisz, że w to uwierzę, bo ty tak mówisz? Tak samo jak uwierzyłam, że masz dobrą pracę i że chcesz ratować Wild Action przede wszystkim ze względu na mnie, kiedy tak naprawdę to ratowałeś jedynie własny tyłek? Więc teraz bądź tak dobry i zabierz go z mojego łóżka! Natychmiast!
– Carly, wiem, że się powtarzam, ale zrozum, że chciałem powiedzieć ci wszystko wcześniej.
– Doprawdy?
– Tak.
– Ciekawe, co cię powstrzymało?
– No wiesz...
– Do jasnej cholery, wynoś się z mojej sypialni, ale to już! – krzyknęła i zalała się łzami.
– Carly, proszę...
– Wynoś się! – Otarła ręką oczy. – Sama nie wiem, jak mogłam pomyśleć, że jesteś wspaniały, kiedy w rzeczywistości jesteś wręcz odpychający. Wiesz, co pomyślałam, kiedy ten facet powiedział, że rzuciłeś pracę? •
Nick nigdy nie czuł się tak okropnie.
– Pomyślałam, że zadzwoniłeś do Edmonton i złożyłeś wymówienie, bo postanowiłeś zostać tu ze mną. – Łzy płynęły jej strumieniem po policzkach. – Jak mogłam być tak naiwna? A ty przez cały czas śmiałeś mi się za moimi plecami.
– Nieprawda!
– Właśnie że tak. Bądź łaskaw rano opuścić ten dom.
– Uspokój się. Dobrze wiesz, że nie mogę wyjechać, bo potrzebna ci moja pomoc.
– Wcale nie. No dobrze, niestety, masz rację. Ale znikniesz, jak tylko skończą zdjęcia. Będziemy musieli wynająć prawnika, żeby podzielił majątek, bo nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
Koszmarny zmierzch długiego dnia
Poranek był ciepły, lecz ponury, jakby za chwilę miało zacząć padać. Paskudna aura w pełni odzwierciedlała nastrój Carly, która błąkała się po kuchni niczym chmura gradowa.
Nawet nie próbowała zająć się przygotowaniem śniadania, bo i tak wiedziała, że nie przełknęłaby ani kęsa. Przepłakała pół nocy i teraz bolało ją gardło.
Całe szczęście, że przynajmniej do tej pory nie musiała go oglądać. Kiedy zeszła na dół, nie zastała ani Nicka, ani braci Mara. Domyśliła się, że zabrał psy na spacer, pewnie po to, żeby się na nią nie natknąć.
Jedyne, co mogą teraz zrobić, to unikać się wzajemnie, tyle że do końca zdjęć pozostało jeszcze wiele dni i Carly sama nie wiedziała, czy zdoła wytrzymać jego obecność.
Mimo że z reguły unikała melodramatycznych określeń, przyznała w duchu, że czuje się tak, jakby złamał jej serce. Pokochała Nicka, bo wydał się jej kimś wyjątkowym, kimś, komu mogła zaufać, więc kiedy się dowiedziała, że przez cały czas ją okłamywał, cały jej świat legł w gruzach.
Nie miała nawet ochoty na kawę, tylko nalała sobie szklankę soku, weszła do solarium i usiadła obok Krakers, która nawet nie próbowała zaskrzeczeć na jej widok. To znaczy, że ze mną naprawdę jest już źle, pomyślała Carly i poczuła się jeszcze gorzej, bo ujrzała Nicka wracającego ze spaceru.
Instynktownie chciała zerwać się na nogi i ukryć na górze, ale przecież nie może spędzić całego dnia w sypialni, zwłaszcza że rodzice mogą nadjechać lada chwila.
Miała nadzieję, że zdoła zachowywać się na tyle normalnie, by nie zorientowali się, że coś jest nie tak.
Drzwi się otworzyły i psy z hurkotem wpadły do środka. Przywitała się z nimi czule, nie zwracając uwagi na Nicka. Przynajmniej żaden pies nigdy nie okaże się wilkiem w owczej skórze.
– Carly, możemy porozmawiać? – spytał. Odwróciła się w jego kierunku, starając się nie patrzeć mu w oczy.
– Sądzę, że nic więcej nie mamy sobie do powiedzenia – odparła, usiłując zachować spokój. – Jeszcze przez jakiś czas musimy pozostać wspólnikami, żeby pomóc Jayowi nakręcić resztę filmu, a teraz przepraszam cię, ale zaraz przyjadą moi rodzice i muszę jeszcze zrobić sporo rzeczy. A ty w tym czasie poćwicz trochę z Attylą, bo Jay może go jeszcze potrzebować.
Wyprostowała się i wyszła z kuchni.
– Kłopoty, kłopoty! – zaskrzeczała Krakers.
– Co ty możesz o tym wiedzieć! – mruknął Nick pod nosem.
Psy pobiegły za Carly, dając mu wyraźnie do zrozumienia, po czyjej są stronie. Chętnie ruszyłby za nimi; naprawdę zależało mu, żeby Carly zgodziła się go wysłuchać.
Jednak z drugiej strony, choć teraz nic na to nie wskazywało, miał pewne pojęcie o tym, jak postępować z kobietami. Mimo że bardzo chciał jak najszybciej naprawić stosunki z Carly, zdawał sobie sprawę, że musi dać jej trochę czasu, by ochłonęła. Może wtedy łatwiej będzie ją przekonać?
Sama myśl o tym, że może nie zechce go zrozumieć i każe wyjechać, jak tylko Jay skończy pracę, napawała go przerażeniem. Czy to możliwe, żeby przez własną głupotę stracił taką dziewczynę? Mimo że nie wiedział jeszcze, jak to osiągnąć, był pewien, że chce z nią spędzić resztę swego życia.
Rozgarnął ręką włosy i zebrał myśli. Musi opracować plan działania, może nawet więcej niż jeden, bo sądząc ze stanu, w jakim Carly się znajduje, na pewno mu nie wybaczy od razu.
Zdjął z wieszaka kapelusz Gusa i wyszedł z domu. Kazała mu zająć się Attylą, więc będzie posłuszny. To pierwsza część planu.
Po drugie, zrobi wszystko, żeby oczarować jej rodziców. Ich przyjaźń na pewno mu nie zaszkodzi.
Co jeszcze powinien zrobić? Nic sensownego na razie nie przychodziło mu do głowy, ale wiedział ponad wszelką wątpliwość, że nie spocznie, dopóki jej nie odzyska.
– A to moja siostra, Lisa – rzekła Carly ze wzrokiem utkwionym w czubki własnych butów.
Starała się nie patrzeć na Nicka, bo ilekroć to uczyniła, czuła się, jakby ktoś wbił jej nóż w serce. Czasami jednak jej oczy same wędrowały w jego stronę. Spojrzała na niego na przykład teraz, kiedy obdarzył Lisę tym swoim zabójczym uśmiechem.
– Niezwykle miło mi państwa poznać – powiedział i z ujmującym wyrazem twarzy przywitał się z rodzicami Carly.
Jeszcze tak niedawno byłby mnie nabrał tym szczerym, otwartym zachowaniem, pomyślała z goryczą. Gdy odwróciła wzrok, napotkała spojrzenie matki, które zdawało się mówić, że Nick jest niezwykle interesującym mężczyzną. Boże, gdyby tylko mama znała prawdę! A tak to nawet nie zdążyli jeszcze wejść do domu, a on już zawojował całą rodzinę. Widocznie są tak samo łatwowierni jak ona.
– Szkoda, że twój mąż nie mógł przyjechać – Nick zwrócił się do Lisy.
– Musiał wziąć udział w dwutygodniowym szkoleniu w Chicago. Ale w przeciwieństwie do mnie nie jest wielbicielem Gartha Richardsa, więc pewnie wcale nie żałuje, że go tu nie ma.
Carly właśnie zamierzała zaprosić wszystkich do środka, kiedy Lisa wyszeptała łamiącym się głosem:
– O Jezu, to on...
Ścieżką wiodącą do domu zbliżali się Garth i Sarina.
– Prosiłaś ich, żeby przyszli się z nami przywitać?
– spytała Lisa.
Carly zaprzeczyła, zastanawiając się, czego tym razem od niej chcą. Nie musiała długo czekać na odpowiedź.
– Przyszliśmy poprosić cię o przysługę – oznajmił Garth, ledwie Carly zdążyła zapoznać go z rodziną. – Zaczynamy się nudzić w tej głuszy, szczególnie że nawet pogoda jest dziś pod psem, więc pomyśleliśmy, że dobrze nam zrobi dobry lunch w Toronto.
– Nie musicie jechać aż tak daleko, bo w Port Perry jest kilka naprawdę dobrych restauracji. Ja bardzo lubię...
– Być może, ale my wolimy wielkomiejskie lokale – przerwał jej Garth. – Problem w tym, że Jay nie może nam dać ani samochodu, ani nawet kierowcy, a jak zadzwoniliśmy do wypożyczalni, okazało się, że wszystkie samochody zostały zarezerwowane.
– Więc chcecie pożyczyć mój, tak?
– Dzięki za propozycję, ale to nie wszystko. Potrzebny nam będzie kierowca – pospieszyła z wyjaśnieniem Sanna. – Widzisz, ja sama nie prowadzę, a Garthowi niedawno zatrzymali prawo jazdy.
– W niektórych stanach przepisy dotyczące prowadzenia po alkoholu są doprawdy śmieszne – mruknął Garth.
– No więc wpadliśmy na pomysł, że może uda nam się zaprosić ciebie i Nicka na lunch.
– Obawiam się, że Nick jest dziś bardzo zajęty – oświadczyła Carly, zanim jej wspólnik zdążył otworzyć usta.
Nigdzie nie zamierza z nim jechać, a już na pewno nie taki kawał drogi do Toronto i z powrotem.
– To był nasz początkowy pomysł, ale kiedy zobaczyliśmy, że masz gości, pomyśleliśmy, że zaprosimy ciebie z rodziną. W samochodzie jest miejsce dla sześciu osób, prawda?
Lisa dała siostrze kuksańca w bok. Oczywiście, chciała jechać, natomiast ich ojciec przyjął propozycję bez entuzjazmu.
– Bardzo dziękuję za zaproszenie, ale jeśli o mnie chodzi, to mam dosyć podróży jak na jeden dzień. Poza tym tłok, jaki panuje w Toronto, bardzo źle działa żonie na nerwy. Ale wy dwie możecie jechać. – Spojrzał na córki. – Carly sprawia wrażenie zmęczonej i dobry lunch na pewno pozwoli jej się odprężyć.
– To prawda, nie najlepiej dziś wygląda – pani Dumont zgodziła się z mężem. – Przebierzcie się szybko i ruszajcie w drogę, a ja tymczasem rozpakuję bagaże – poleciła swoim córkom.
– A potem oprowadzę państwa po obozie i przedstawię ekipie. Może nawet uda nam się zjeść z nimi lunch – zaoferował Nick.
Matka znowu przesłała Carly spojrzenie mówiące, że Nick ją zauroczył.
– Na pewno nie będzie wam przeszkadzała moja obecność? Przecież w ogóle mnie nie znacie – zwróciła się Lisa do aktorów.
– Będzie nam bardzo miło, naprawdę – zapewniła ją Sarina.
– To nam jeszcze bardziej! – Lisa chwyciła Carly za rękę i pociągnęła do drzwi. – Za kilka minut będziemy gotowe.
Ledwie weszły do domu, Carly zaczęła protestować:
– Lisa, przecież to bez sensu. Wcale nie mam ochoty jechać z nimi do miasta.
– Ojej, nie bądź marudna. Przecież wiesz, że widziałam po dziesięć razy każdy film z Garthem Richardsem, a teraz mam stracić fantastyczną okazję spędzenia kilku godzin w jego towarzystwie?!
– Pozory mylą – westchnęła Carly.
– Przestań już. Poza tym przecież tak samo jak ja nie znosisz Mildred Walker, prawda?
Carly nie zrozumiała, co Mildred może mieć wspólnego z wycieczką do Toronto, lecz musiała się zgodzić, że rzeczywiście dyrektorka szkoły, do której razem chodziły, okropnie działała jej na nerwy. Po skończeniu studiów Lisa dostała pracę w tej samej szkole i ku jej rozpaczy okazało się, że pani Walker w dalszym ciągu panuje tam niepodzielnie.
– Musisz pamiętać – ciągnęła Lisa – że Mildred stale opowiada, że kiedyś na jakimś przyjęciu spotkała Marlona Brando. No to wyobraź sobie jej minę, kiedy się dowie, że Garth Richards zaprosił mnie na lunch.
Dzięki szklanym ścianom i obrotowej podłodze goście restauracji mieszczącej się na ostatnim piętrze CN Tower mogli podziwiać zarówno panoramę miasta, jak i szerokie wody jeziora Ontario. Mimo niekorzystnej pogody widok był naprawdę wspaniały i gdyby nie podły nastrój, Carly z pewnością bawiłaby się znakomicie, mimo że Garth nie przestawał mówić wyłącznie o sobie.
Jednak dziś czuła się tak okropnie, że nic nie było w stanie jej rozchmurzyć. Ani piękne widoki, które tak zachwycały Lisę i Sarinę, ani nawet znakomite jedzenie, którego nawet nie spróbowała.
W końcu kelner przyniósł rachunek. Garth nawet nie wziął go do ręki, tylko niedbałym ruchem rzucił na tacę złotą kartę kredytową. Jeszcze raz rozejrzał się po restauracji, jakby nie mogąc uwierzyć, że nikt nie zwraca uwagi na jego obecność.
Carly uznała, że powinna go pocieszyć.
– Nie wiem, czy już to zauważyłeś, ale Kanadyjczycy z reguły zachowują się powściągliwie. W tak dobrej restauracji jak ta podejście do stolika z prośbą o autograf byłby dużym nietaktem – wyjaśniła.
– Coś takiego? – zdziwił się, a na jego twarzy pojawił się wyraz politowania, jakby chciał powiedzieć, że ci dziwni ludzie nie wiedzą, co tracą.
– Kochanie? – zamruczała Sarina przymilnie.
– Ach, tak. Widzisz – zwrócił się do Carly – doszliśmy z Sariną do wniosku, że skoro nie występujemy w żadnej ze scen przewidzianych na dzisiaj, możemy przedłużyć nasz pobyt w Toronto. Pójdziemy do teatru, zjemy gdzieś dobrą kolację, a jutro wynajmiemy samochód z kierowcą, żeby nas odwiózł.
Carly poczuła, że robi jej się słabo. Przecież jeśli nie przywiezie ich z powrotem, Jay wpadnie w furię.
– Jesteście pewni, że żadne sceny z waszym udziałem nie są zaplanowane na jutro rano? – zapytała.
– A jeśli nawet, to co? – Sarina z wdziękiem wzruszyła ramionami.
Carly zacisnęła pięści. Co ich obchodzi, na kim Jay zacznie się wyżywać, skoro sami będą w Toronto!
– Może przynajmniej powinniśmy zadzwonić i upewnić się, czy możecie zostać? – zasugerowała.
– Nie przesadzajmy, Jay ma przed sobą jeszcze mnóstwo scen nie wymagających naszej obecności. Poza tym zawsze może improwizować – upierała się Sarina.
– Kiedy zjedziemy na dół – wtrącił Garth, odebrawszy swą kartę od kelnera – oboje z Sariną, po prostu złapiemy taksówkę.
Mimo że gotowała się ze złości, Carly nie mogła nic zrobić. Przecież ich nie zwiąże i nie wrzuci do samochodu, choć, gdyby miała przy sobie jakieś sznury, pewnie nie zawahałaby się spróbować.
– Pobuszujemy trochę po sklepach, zanim wyjedziemy? – zapytała Lisa w drodze do windy.
– Wolałabym nie. Mam alergię na ruch uliczny i chciałabym wyjechać z Toronto przed szczytem.
Lisa zamilkła. Jednak kiedy pożegnały się z Garthem i Sariną, nie wytrzymała:
– Carly, co się z tobą dziś dzieje?
– Ze mną? Nic. Jak ci się podobał prawdziwy Garth Richards?
– Chyba nie będę już oglądała jego filmów po dziesięć razy. Ale to ja ci zadałam pytanie. Co się z tobą dzisiaj dzieje?
– Nic. Po prostu nie wiem, co zrobi Jay, jak się dowie, że Garth i Sariną zostali w Toronto. Na pewno się wścieknie i dam sobie rękę uciąć, że całą winę zwali na mnie.
Lisa pokręciła głową.
– Nie o to mi chodzi. Od razu, gdy tylko przyjechaliśmy, zauważyłam, że wyglądasz jak śmierć na chorągwi. W dodatku prawie się nie odzywasz.
Nie uzyskawszy odpowiedzi. Lisa powstrzymała się od dalszych pytań. Kiedy wsiadły do samochodu, odruchowo sięgnęła po plan miasta. Od dawna wiedziała, że Carly nie ma za grosz orientacji.
– Z filmem wszystko w porządku? – zapytała, kiedy siostra włączyła silnik.
Wyjechały z parkingu.
– Mieliśmy kilka ciężkich dni, ale dalej powinno pójść gładko.
– Więc co cię martwi?
– No dobrze, rzeczywiście mam problem, ale nie mogę o tym mówić, siedząc za kierownicą.
Jechały w milczeniu aż do autostrady.
– Tutaj nie ma dużego ruchu, więc może w końcu mi powiesz, co cię gnębi.
Carly posłała siostrze pełne rozpaczy spojrzenie.
– Chodzi o Nicka – wykrztusiła, powstrzymując łzy.
– Tego Nicka o ciepłych, szarych oczach? Powinnam się była domyślić.
Przez następne czterdzieści kilometrów Carly opowiadała swoją historię, a Lisa wpatrywała się w przestrzeń za oknem.
– I nadal go kochasz, tak? – zapytała w końcu.
– Tak mi się przynajmniej wydawało, ale teraz czuję się, jakbym straciła grunt pod nogami. Po prostu nie wiem, co robić. Przez cały czas wyobrażałam sobie, jak się dla mnie poświęcił, aż tu nagle dowiaduję się, że tak naprawdę ma na myśli tylko własny interes. Pewnie się śmiał za moimi plecami, a ja byłam taka naiwna. Gdyby nie zadzwonił ten jego znajomy, nigdy nie poznałabym prawdy. Nick na pewno nie przyznałby się z własnej woli.
– Ale mówiłaś, że powiedział, że czekał na odpowiedni moment.
– Owszem – odrzekła – tylko sama wiesz, kiedy tu przyjechał. Naprawdę wierzysz, że przez cały czas nie nadarzyła się stosowna chwila? Sama już nie wiem, czy bardziej mnie boli to, że mnie zranił, czy to, że okazałam się aż tak głupia.
Carly zamilkła i skupiła całą uwagę na drodze, bo właśnie wyprzedziła je grupa pędzących na oślep motocyklistów w czarnych skórzanych kurtkach z jaskrawym napisem Devil’s Dice na plecach.
– Więc co było dalej? – spytała Lisa, gdy ucichł ryk silników. – Czy po wczorajszej awanturze próbował się jakoś usprawiedliwiać?
Carly wzruszyła ramionami.
– A jakże, próbował, tylko niezbyt przekonująco. Mówił, że zanim przyjechał do Toronto, był pewny, że całość spadku należy do niego. Kiedy dowiedział się, że tak nie jest, zdał sobie sprawę, jak się wygłupił, składając rezygnację. Mówi, że bał się, że weźmiemy go za kompletnego idiotę.
– Rzeczywiście zachował się jak kretyn. To zrozumiałe, że się wstydził.
– Być może na początku istotnie tak było, ale potem, jak powiedział, że może zostać mi pomóc, a ja zapytałam, czy mógłby wziąć urlop, powinien powiedzieć prawdę, zamiast udawać, że dzwoni do szefa.
– Masz rację, to nie było zbyt mądre.
– A jak już przyjechaliśmy do domu, miał przynajmniej milion okazji, żeby się do wszystkiego przyznać. Problem w tym, że tego nie zrobił.
– I jak sądzę, im dłużej milczał, tym...
– Czyżbyś zamierzała go bronić? – wybuchnęła Carly.
– Skądże, tylko przyjęłam jego punkt widzenia. My wszyscy potrafimy utkać bardzo misterną sieć.
– Nie rozumiem.
– Chodzi mi o to, że może się mylisz, sądząc, że z premedytacją cię zwodził.
– Więc jednak go bronisz?
– Wcale nie, po prostu się zastanawiam. Sprawia wrażenie przyzwoitego człowieka, więc trudno mi uwierzyć, że jest zepsuty do szpiku kości.
– Też mi się wydawało, że to przyzwoity facet. Do wczoraj.
– A może jak już raz skłamał, a potem drugi, doszedł do wniosku, że jeśli ci powie prawdę, wyjdzie na kretyna do kwadratu.
– Jeśli tak, to rzeczywiście jest kretynem.
Po lewej stronie szosy działo się coś dziwnego. Carly poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. Dwóch motocyklistów z napisem Devil’s Dice jechało równolegle do jej samochodu, dając znaki, że ma zjechać na pobocze.
– Tylko nie to! – szepnęła Lisa, gdy Carly nacisnęła hamulec. Jeden motocykl zajechał jej drogę, drugi dalej spychał ją w kierunku krawędzi autostrady.
– Co mam zrobić? – jęknęła Carly, tym razem żałując, że Nicka nie ma w pobliżu.
– Nie możesz ich wyprzedzić?
– Nie, bo na któregoś najadę.
– W takim razie musimy stanąć.
Starając się zapanować nad strachem, Carly zjechała posłusznie na pobocze. Dlaczego nie chciała, żeby Nick im towarzyszył!
Mimo że wciąż była na niego wściekła i naprawdę nie chciała go znać, pomyślała, że przecież kto jak kto, ale on potrafi sobie radzić w trudnych sytuacjach.
Motocykl jadący przed nią zatrzymał się tuż przed maską, drugi zatarasował drogę od tyłu. Obaj mężczyźni podeszli do drzwi od strony kierowcy i gestem nakazali Carly opuścić szybę. Jeden trzymał w ręku sportową torbę.
– Nie słuchaj ich – powiedziała Lisa.
– Macie być grzeczne – ostrzegł motocyklista i wyciągnął rewolwer.
Trzymał go tak blisko piersi, że nikt z przejeżdżających na pewno by nic zauważył. Drżącą ręką Carly opuściła szybę.
– Na drodze są pewne utrudnienia w ruchu. Macie to wziąć i położyć z tyłu na podłodze – rozkazał i podał jej torbę.
Była ciężka i Carly wręcz bała się pomyśleć, co może być w środku. Posłusznie wrzuciła torbę za siedzenie.
– Kilka kilometrów dalej macie się zatrzymać i poczekać na nas.
W kieszeni drugiego napastnika zadzwonił telefon komórkowy. Wyjął aparat.
– Tak, już wiemy. Wszystko jest pod kontrolą – poinformował rozmówcę, po czym zwrócił się znowu do Carly: – Tylko nie próbujcie tego wyrzucić albo nam zwiać. Znam numer rejestracyjny waszego wozu, więc znalezienie adresu zajmie mi dwie minuty. Gdyby nam przyszło marnować przez was czas, nie będziemy przebierać w środkach – ostrzegł.
– Rozumiem, ale jakie to utrudnienia? – Serce Carly waliło jak młot.
– Jak dojedziecie, same się przekonacie.
Wsiedli na motocykle i odjechali, a Carly spojrzała na siostrę. Jej twarz była biała z przerażenia.
– I co teraz?
– A chcesz, żeby nas dopadli?
– Pewnie, że nie.
– No to musimy zrobić, co kazali.
Carly spojrzała w lusterko wsteczne i nacisnęła pedał gazu, powtarzając w duszy, że istotnie nie ma wyjścia. Środkiem szosy biegł pas metalowych słupków, więc nie mogła zawrócić, a nawet gdyby się to udało, bandyci z pewnością ruszyliby za nimi.
– Jak ci się wydaje, co może być w tej torbie? – zapytała Lisa łamiącym się głosem.
– Nie mam pojęcia. Broń albo narkotyki?
Jechały jakiś czas w milczeniu. Kilka kilometrów dalej wszystkie jadące szosą samochody zaczęły gwałtownie zwalniać. Teraz Carly nie miała już wątpliwości, o jakich utrudnieniach mówili motocykliści.
– O Boże, to policja – szepnęła Lisa.
Carly przełknęła ślinę. Przy krawężniku stał rząd policyjnych motocykli, przy których kręciło się co najmniej dwunastu gliniarzy w kuloodpornych kamizelkach. Wszyscy uzbrojeni byli w półautomatyczne karabiny. Właśnie kończyli przeszukiwanie motocyklistów z Devil’s Dice, tych samych, którzy wyprzedzili je wcześniej.
Policja zatrzymywała wszystkie przejeżdżające samochody.
– Boże, co my zrobimy? – wyszeptała Carly.
– Nie wiem – odparła bezradnie Lisa, po czym nagle podjęła decyzję: – Właśnie że wiem. Po prostu powiesz im prawdę.
Carly zdawała sobie sprawę, że Lisa ma rację, lecz mimo to nadal się bała. Dlaczego policjanci mieliby jej uwierzyć?
– Dobry wieczór paniom – przywitał je funkcjonariusz, gdy Carly opuściła szybę. – Nie znają panie przypadkiem któregoś z tych mężczyzn stojących na poboczu?
Carly czuła, że drżą jej wargi, jednak nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Policjant przez chwilę przyglądał się jej podejrzliwie, po czym jego wzrok padł na torbę leżącą za tylnym siedzeniem.
– Mogę zajrzeć do środka? – zapytał.
– Ta torba nie należy do nas, tylko do nich – obwieściła Lisa przez zaciśnięte gardło i skinęła głową w kierunku pobocza.
– Dobrze. Proszę trzymać ręce tak, żebym je widział, i powoli wysiąść. A teraz odwróćcie się twarzą do samochodu i połóżcie ręce na dachu.
Nareszcie sami
Nick właśnie skończył kolejną serię ćwiczeń z Attylą i szedł w górę wzgórza, marząc o zimnym drinku. Uzmysłowił sobie, że mimo upału w powietrzu wisi tyle wilgoci, że już dawno powinno było zacząć padać.
Zanim zdążył sięgnąć po piwo, w kuchni zadzwonił telefon. Podniósł słuchawkę.
– Nick, jak to dobrze, że cię zastałam – odezwała się Carly.
Miała tak przestraszony głos, że poczuł przyspieszone bicie serca.
– Co się stało? – Przed oczami stanęły mu sceny potwornych wypadków na drodze, których nieraz był świadkiem. – Jesteś ranna?
– Nie, tylko śmiertelnie przerażona. Zostałyśmy z Lisa aresztowane. Policjanci wzięli nas za wspólniczki handlarzy narkotyków.
– Za kogo?!
– Przecież słyszałeś.
Gdyby nie to, że była naprawdę przerażona, wybuchnąłby śmiechem. Jaki gliniarz przy zdrowych zmysłach mógł posądzić je o coś takiego, zwłaszcza dzisiaj, gdy obie wystroiły się na lunch.
– Była blokada na szosie – wyjaśniła Carly – i dwa typy z Devil’s Dice podrzuciły nam do auta torbę kokainy. Potem policjanci zatrzymywali wszystkie samochody i zapytali nas o torbę, a my powiedziałyśmy, że należy do gangu. Lisa się strasznie boi, bo jak zostanie skazana za handel narkotykami, może pożegnać się z pracą w szkole.
– Carly, uspokój się i posłuchaj. To zwykłe nieporozumienie, wszystko będzie dobrze. Żadna z was nie zostanie za nic skazana. Nawet pewnie nie przedstawią wam zarzutów, chyba że już to zrobili?
– Nawet nie wiem. Zabrali nas na komisariat, a jak przyjechałyśmy...
– Gdzie jesteście?
– W Whitby.
– Rozumiem. Przyjadę najszybciej, jak umiem. Gdyby zadawali wam jakieś pytania, powiedzcie, że adwokat jest w drodze i że zabronił wam odpowiadać.
– Ale przecież nie jesteś prawnikiem.
– Nie szkodzi. Jeśli się okaże potrzebny, to go wynajmę. Ale sądzę, że uda mi się samemu wszystko załatwić. Wytrzymacie jakoś?
– Tak, oczywiście – oparła po chwili wahania. – Już mi lepiej, bo wiem, że przyjedziesz.
Nick uśmiechnął się do siebie. To były najmilsze słowa, jakie usłyszał od wczoraj.
– Tylko nic nie mów rodzicom. Ojciec miał zawał kilka lat temu i gdyby się dowiedział, że zostałyśmy zatrzymane, mógłby się znowu rozchorować.
– Nie martw się, nie ma ich w domu. Patrzyli, jak ćwiczyłem z Attylą, a kiedy skończyłem, poszli na spacer po lesie, zanim zacznie padać – wyjaśnił, zdając sobie jednocześnie sprawę, że w tej sytuacji nie może od nich pożyczyć samochodu.
Nie szkodzi, poprosi kogoś innego.
Pożegnał się szybko z Carly i ruszył biegiem do obozu. Z daleka spostrzegł Jaya pogrążonego w rozmowie z kamerzystą.
Na widok nadbiegającego tresera Jay poczerwieniał ze złości. Wcześniej w ciągu dnia Nick przedstawił mu rodziców Carly, którzy wygadali się, że córki z aktorami pojechały na wycieczkę do Toronto.
Nick zastanowił się, dlaczego Carly ani razu nie wspomniała o Sarinie i jej mężu. Może też znajdują się w areszcie? Jeśli tak, to będzie sensacja na całą Kanadę.
– Wyglądasz, jakbyś się spieszył – zauważył Royce.
– Właśnie. Dzwoniła Carly, że ma jakieś problemy z silnikiem. Muszę od kogoś pożyczyć samochód, żeby do niej dojechać.
– Weź mój – zaproponował Royce.
– Chcesz przez to powiedzieć, że Sarina i Garth utknęli gdzieś w drodze w tym upale? – zdenerwował się Jay. – A jeśli któreś dostanie udaru? Znowu będę miał opóźnienia.
Nick miał ochotę poinformować go, że jego gwiazdy zostały zatrzymane za posiadanie narkotyków, co jeszcze bardziej mogło pokrzyżować mu plany, jednak zamiast tego powiedział:
– Nie martw się, miejsce, z którego dzwoniła Carly, posiada klimatyzację, więc Sarina i Garth z pewnością mają się dobrze.
Komisariat w Whitby niczym się nie różnił od innych posterunków na prowincji, w których Nick bywał częstym gościem, więc kiedy wszedł do środka, poczuł się prawie jak u siebie.
Pomyślał, że byłoby lepiej, gdyby miał przy sobie odznakę. Trudno, sam ją oddał, ale przynajmniej wie, co ma robić. Po chwili rozmawiał już z oficerem dyżurnym, Paulem Robsonem, który, jak się okazało, miał kilku kolegów w Edmonton.
– Naprawdę powiedziała, że wzięliśmy je za panienki z półświatka? – zaśmiał się policjant.
– Też mi się wydawało, że to niemożliwe, ale skoro je aresztowaliście...
– Wcale nie są w areszcie. Chłopcy przywieźli je tutaj, żeby im zadać kilka pytań. Sam wiesz, jak to jest. W końcu miały w wozie całą furę kokainy, więc choć nie podejrzewali, żeby należała do nich, nie mogli im po prostu pozwolić odjechać.
– Ale nie przedstawicie im zarzutów? Paul pokręcił głową:
– Oczywiście, że nie, tylko chcemy spisać zeznania i poprosić, żeby rozpoznały podejrzanych. Zresztą chyba już i tak wiemy, kto im wcisnął tę kokę.
– Nie masz nic przeciwko temu, żebym teraz z nimi porozmawiał?
– Proszę bardzo. – Policjant zawahał się. – Tylko pozwolisz, że będę ci towarzyszył? Są w pokoju przesłuchań.
– A co z resztą? – zapytał Nick.
– Jaką resztą?
– Nikogo poza Carly i Lisa nie było w samochodzie? Nie zatrzymaliście pary aktorów?
– Aktorów? Nic mi na ten temat nie wiadomo. Ale gdyby tam byli, chłopcy na pewno przywieźliby ich tutaj – zapewnił.
Nick zmusił się do uśmiechu. Co, do diabła, stało się z Sariną i Garthem? Jeśli Carly zgubiła ich gdzieś po drodze, Jay rozerwie ją na strzępy.
Na widok Nicka wchodzącego do pokoju Carly odetchnęła z ulgą. Ucieszyła się tak bardzo, że zanim zorientowała się, co robi, zarzuciła mu ręce na szyję.
– To znaczy, że mi przebaczyłaś? – zapytał szeptem.
– Chciałam tylko powiedzieć, jak bardzo się cieszę, że tu jesteś, a o tamtym porozmawiamy później.
– Wszystko w porządku? – Nick zwrócił się do Lisy.
– Tak, ale nie pogniewałabym się, gdybyś mnie też uścisnął.
Nick roześmiał się i przyciągnął ją do siebie.
Przyglądając się tej scenie, Carly nie miała już żadnych wątpliwości, jak potoczy się rozmowa, którą mu obiecała. Jeszcze raz przeanalizowała sytuację. Rzeczywiście, pierwsze niewinne kłamstwo mogło wywołać reakcję łańcuchową, aż w końcu Nick zabrnął tak daleko, że strach mu było się przyznać.
A nawet jeśli to wszystko zaplanował, żeby ją zwieść, to przecież nie ukrywał przed nią żadnej zbrodni.
W końcu Nick puścił Lisę i znowu skierował wzrok na Carly. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało i ucieszyła, widząc, że odwzajemnia się tym samym. Dalej była trochę na niego zła, ale przecież tak bardzo go kocha, że nie może mu nie przebaczyć.
– No dobrze – zaczął Nick. – Porozmawialiśmy sobie z sierżantem Robsonem i okazuje się, że nawet nie jesteście aresztowane. Po prostu musicie złożyć zeznania i rozpoznać motocyklistów, którzy was zatrzymali.
– Mam nadzieję, że zza takiej szyby, przez którą nie będą mogli nas zobaczyć – rzekła Carly przestraszona.
– Oczywiście, możemy to tak zaaranżować – zapewnił Robson. – I zaraz poproszę dwóch funkcjonariuszy, żeby spisali zeznania.
– Dzięki, tylko najpierw sam chcę je o coś zapytać. Co się stało z aktorami? – zwrócił się Nick do Carly.
– Postanowili zostać na noc w Toronto. Chyba od początku mieli taki zamiar, tylko nie zdradzali się z tym do końca lunchu.
– Świetnie. I to my mamy zawiadomić o tym Jaya, tak? – Nick nie ukrywał irytacji.
Carly jedynie wzruszyła ramionami. W porównaniu z przeżyciami ostatnich godzin, przekazanie tej nowiny Jayowi już nie jawiło się jej jako problem nie do rozwiązania.
Kiedy w końcu zezwolono im opuścić komisariat, deszcz, na który zanosiło się od dłuższego czasu, lunął strumieniem.
Pędząc ile sił w nogach, dopadły samochodów. Carly ruszyła natychmiast. Chciała opowiedzieć siostrze, jak ucieszyło ją przybycie Nicka, ale Lisa ją uprzedziła.
– Zanim przyjechał, byłam naprawdę sztywna ze strachu – oznajmiła.
Carly tylko pokiwała głową. Rzeczywiście, z takim mężczyzną jak Nick kobieta może czuć się bezpieczna.
– Już się na niego nie gniewasz, prawda?
– Chyba nie.
– To dobrze, bo właśnie przyszło mi do głowy, że skoro nie ma pracy, do której musiałby wrócić...
Carly tylko się uśmiechnęła. Że też zawsze ich myśli biegną tym samym torem! Wyobraziła sobie, że Nick zostaje z nią w Kanadzie i nagle zrobiło jej się lekko na duszy.
Kiedy podjechały pod dom, Carly zauważyła przez okno w salonie, że rodzice oczekują ich w towarzystwie Jaya. Poczekała, aż Nick zaparkuje samochód Royce’a i we troje wbiegli na werandę.
– Poczekajcie – szepnęła. – Jay jest w środku.
– Tak? Pewnie na nas czeka. Albo raczej na Gartha i Sarinę.
– Trudno. Mówiłeś komuś, że zabrali nas na posterunek policji?
– Nie, powiedziałem, że zepsuł się wam samochód.
– To dobrze, bo po drodze ustaliłyśmy z Lisa, że lepiej nic nie mówić rodzicom. Mimo że już po wszystkim, mogliby się niepotrzebnie zdenerwować.
Nick spojrzał na Carly z ukosa.
– Czyżbyś namawiała mnie do kłamstwa? – spytał z przekąsem.
Poczuła, że się rumieni, lecz mimo to zachowała zimną krew.
– Nie proszę cię, żebyś kłamał, tylko żebyś nie mówił wszystkiego do końca.
– A pamiętasz, do czego właśnie takie zachowanie doprowadziło mnie ostatnio?
– Bardzo śmieszne! Jednak obiecaj mi, że nic nie powiesz.
– Skoro sobie tego życzysz... – Otworzył drzwi, chcąc przepuścić je przodem.
– Idź pierwszy – syknęła Carly.
– Dobrze, że już jesteście – ucieszył się Jay, kiedy cała trójka witała się z psami, które radośnie rzuciły się do drzwi.
– Wszystko w porządku? Udało ci się naprawić ten samochód, Nick? – Pani Dumont nawet nie próbowała ukrywać niepokoju.
– Tak – zapewniła Lisa. – Nick świetnie się na tym zna.
Jay nadal wpatrywał się w drzwi.
– Wysadziliście Gartha i Sarinę po drodze?
– Niezupełnie... – zaczęła Carly, ale nawet jej nie usłyszał.
– To dobrze, bo przyszedłem zapytać, czy możecie jeszcze na dziś wieczór sprowadzić tutaj te owczarki niemieckie?
– Obawiam się, że nie przestanie padać do wieczora – wtrącił Nick.
– Wiem i dlatego postanowiłem nakręcić część zdjęć w deszczu. To nawet będzie dobrze wyglądało, jeśli mimo ulewy nie zaprzestanie się poszukiwań. Poprzeplatam to ujęciami chłopców, zziębniętych i przemoczonych do suchej nitki.
– Posłuchaj... – Okazało się, że przekazanie Jayowi złych wieści wcale nie przychodzi jej łatwo. – W tych poszukiwaniach biorą udział rodzice chłopców, tak?
– Oczywiście. Tylko nie rozumiem, dlaczego pytasz. Przecież czytałaś scenariusz.
Carly spojrzała błagalnie na siostrę.
– I to Sarina, i Garth grają rodziców, prawda? – spytała Lisa domyślnie.
– Tak – brnęła dalej Carly. – Tylko zrozum, Jay, że...
– Oj, wiem, co chcesz powiedzieć. Boisz się, że Sarina nie zgodzi się moknąć. Ale ona i tak zawsze jest niezadowolona, chyba że może sobie ponarzekać. To sprowadzisz te owczarki jeszcze dzisiaj czy nie?
– Ich właściciel mieszka niedaleko, więc chyba mi się uda. Ale nie w tym problem.
– Tak? A w czym?
– Sarina i Garth zostali w Toronto – powiedział Nick.
– Co?! – wrzasnął Jay.
Psy gwałtownie podniosły głowy, a Krakers zaskrzeczała ze swojego solarium:
– Kłopoty! Kłopoty!
– Jak mogłaś do tego dopuścić? – wściekał się Jay, grożąc jej palcem.
Nick nie wytrzymał.
– Przestań się wydzierać, stary – powiedział. – Wiesz dobrze, że ani Garth, ani Sarina nie widzą najmniejszego powodu, dla którego mieliby słuchać Carly. Co według ciebie miała zrobić, kiedy zdecydowali się zostać?
– Miała ich przywieźć z powrotem i tyle.
– Próbowała – wtrąciła Lisa – ale się uparli.
– Przecież wiedzą, że często w ostatniej chwili zmieniam kolejność zdjęć, i mimo to zrobili sobie wolne! Znowu zmarnuję kupę czasu. Jezu, w tej branży jest tylu wariatów, że już nie wiem, jak sobie poradzę.
Carly spojrzała na Nicka i od razu wiedziała, że pomyślał to samo co ona. Nikt tak dobrze jak Jay nie pasuje do tego towarzystwa.
Skoro Jay nie mógł kręcić scen poszukiwań, cała ekipa dostała wolne. Pan Dumont zaproponował, że zabierze rodzinę i Nicka na kolację do Port Perry i niebawem wszyscy znaleźli się w ulubionej restauracji Carly.
Ceglany budynek, w którym się mieściła, pochodził z przełomu wieków. Właściciel przeprowadził ich przez kilka kameralnych sal aż na werandę, gdzie, matka Carly wskazała Nickowi miejsce przy córce.
– Nick opowiadał nam trochę o sobie, kiedy was nie było – wyjaśniła, kiedy kelner podał drinki.
Carly rzuciła mu szybkie spojrzenie. Ciekawe, co im naopowiadał?
– Czeka go dużo wrażeń. Nie co dzień rozkręca się własny interes – ciągnęła matka.
– Owszem – przyznała Carly.
Szkoda tylko, że jej rodzice wyraźnie wiedzą więcej niż ona na temat jego planów.
– Carly nie mówiła, że zakładasz firmę – rzekła Lisa ze zdziwieniem. – A co chcesz robić? – zapytała, mrugając do Carly porozumiewawczo.
– Chciałbym założyć agencję detektywistyczną.
– Wielu policjantów tak robi po odejściu ze służby, prawda? – wtrącił pan Dumont.
– W końcu tylko na tym się znamy.
Carly sączyła wino z rosnącym poczuciem niepokoju. Może rzeczywiście tylko na tym się zna, ale jakoś nie mogła wyobrazić sobie, żeby Nick miał założyć taką agencję w Port Peny. Czyżby jednak miał zamiar wyjechać?
Niestety, nie mogła go o nic zapytać, bo rodzice zorientowaliby się natychmiast, że nigdy nie rozmawiali na temat przyszłości. Gdyby tylko mogli odejść na bok na kilka minut! Posłała Lisie błagalne spojrzenie. Przecież siostra może pytać o wszystko, nie wzbudzając podejrzeń.
– Wiesz już, gdzie założysz tę agencję? – Lisa rozumiała Carly bez słów.
Nick był tak zakłopotany, że Carly poczuła lęk.
– Może w Toronto? – zasugerowała matka.
– Nie. Muszę pracować w Edmonton, bo tylko tam mam kontakty.
Carly zamarła. To prawda, że nie rozmawiali dotąd o przyszłości, ale zważywszy co do niego czuła i co, jak sądziła, on czuł do niej...
– To jasne. Odpowiednie znajomości mają pierwszorzędne znaczenie – wtrącił ojciec.
– Szczególnie na starcie – dodał Nick.
Carly poczuła gorycz w ustach. Wiele by dała, żeby w tej chwili zapaść się pod ziemię.
– Carly, coś się stało? Strasznie zbladłaś – zaniepokoiła się matka.
– Trochę kręci mi się w głowie. Przejdę się i zaraz minie.
Odsunęła krzesło i wyszła na dwór. Deszcz dalej padał, więc schroniła się pod daszkiem osłaniającym wejście do restauracji. Pierwszy raz w życiu poczuła, że uginają się pod nią nogi. Widać przeżycia ostatnich dni zaczynają odbijać się na jej zdrowiu. Stała w bladym świetle lampy wiszącej nad drzwiami i wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Nagle ktoś nacisnął na klamkę i usłyszała głos Nicka:
– Możemy porozmawiać?
Gdyby serce potrafiło płakać, moje tonęłoby teraz w łzach, pomyślała, spojrzawszy w jego kierunku. Jest jedynym mężczyzną, jakiego w życiu pokochała, a jednak musi go utracić.
Nick wziął ją za rękę.
– Carly, wszystko, co ci wczoraj mówiłem, to prawda, a szczególnie to, że cię kocham.
Zagryzła wargi. Skoro oboje się kochają, powinna nie posiadać się z radości...
Jakie to ma znaczenie, czy Nick ją kocha, czy nie, skoro i tak zamierza wrócić do Edmonton. Nawet jeśli poprosi, by mu towarzyszyła, będzie zmuszona odmówić. Przeniesienie Wild Action do Stanów trwałoby wiele lat i kosztowało fortunę, której niestety nie posiada.
– Wierz mi, że wczoraj wieczorem chciałem powiedzieć ci prawdę. Przygotowałem kolację, żeby poprawić ci nastrój, tylko że Jay nam przeszkodził. Więc chciałem ci wszystko wyjaśnić, kiedy wróciliśmy do domu, ale zadzwonił Ben i wszystko się wydało. W każdym razie wiedziałem, że muszę się do wszystkiego przyznać, bo chciałem pomówić z tobą o przyszłości.
– Tylko że twoja przyszłość związana jest z Edmonton.
– Naprawdę przepraszam, że cię zaskoczyłem. Ale kiedy byłyście w Toronto, twoja matka zadała mi tyle pytań, że musiałem opowiedzieć jej o swoich zamiarach, to znaczy o zamiarach, jakie miałem, zanim cię poznałem.
– Tak? – zapytała, bojąc się myśleć, że ona mogła spowodować zmianę tych planów.
– Carly, kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
– Nick – szepnęła i wybuchnęła płaczem.
Tak chciała wierzyć we wszystko, co mówił, lecz nadal targała nią niepewność. Przyszłość Wild Action jest w rękach Jaya. Jeśli film nie odniesie sukcesu i agencji zabraknie ofert, będzie musiała dołożyć wszelkich starań, by uchronić ją przed bankructwem, a Nick będzie zmuszony szukać nowej pracy. Sam powiedział, że tylko w Edmonton ma odpowiednie kontakty.
– Przecież nie mogę spakować Wild Action i po prostu przenieść się na zachód – zauważyła.
– Wiem, a co gorsza, musimy spłacić hipotekę. A jeśli film Jaya okaże się klapą ...
– Nawet o tym nie myśl.
– Masz rację, nie powinniśmy tak myśleć.
Ujął jej twarz w dłonie i pocałował z takim oddaniem, że nagle poczuła, iż cały świat stanął przed nią otworem. Tak długo jak będą razem, nic złego nie może się przydarzyć.
Carly stała z matką na werandzie, przyglądając się jak ojciec, Lisa i Nick pakują rzeczy do samochodu. Pamięcią wracała do wydarzeń ostatniego tygodnia.
Lało nieprzerwanie przez kilka dni, więc Jay nakręcił tyle scen poszukiwań w strugach deszczu, ile sobie zamarzył. Carly podejrzewała, że celowo wymyślał coraz to nowe ujęcia przemoczonych poszukiwaczy, żeby ukarać Sannę i Gartha za nieposłuszeństwo.
O dziwo, kiedy wrócili z Toronto, wcale nie wybuchnął gniewem, ale sądząc z nie kończących się narzekań aktorskiej pary, wystawienie ich na wodne tortury okazało się karą znacznie bardziej dotkliwą.
Po kilku dniach zaświeciło w końcu słońce i wszyscy odetchnęli z ulgą. Można było teraz kręcić końcowe sceny filmu.
Carly najbardziej cieszył fakt, że po incydencie z kurczakiem nikt już nie próbował zakłócić produkcji. Teraz, skoro zdjęcia miały się ku końcowi, prawie przestała myśleć o sabotażu.
Jay chciał jeszcze sfilmować braci Marx biegnących przez las o zmierzchu i powtórzyć scenę, w której rozszarpują padlinę. Wcześniejsze nocne ujęcia nie bardzo przypadły mu do gustu, a następnego dnia rano cała ekipa miała się przenieść do Camp RunaMuck.
– O czym tak dumasz? – zapytała matka.
– Nie mogę sobie wyobrazić, że już jutro wszyscy wyjadą.
– A my jeszcze wcześniej. Mam nadzieję, że nie siedzieliśmy ci na głowie za długo.
– Oczywiście, że nie – zapewniła Carly. Zafascynowani magią filmu, rodzice zostali dłużej, niż planowali.
– No to gotowe! – Pan Dumont zatrzasnął bagażnik i podszedł pożegnać się z Nickiem. – Trzymam kciuki za ostatni dzień na planie – powiedział.
Lisa podbiegła do Carly.
– A ja ci życzę szczęścia z Nickiem, choć nie sądzę, żeby to życzenie było ci potrzebne, bo gołym okiem widać, że szaleje za tobą.
Carly nie zdołała powstrzymać uśmiechu. Dobrze wiedziała, że Lisa się nie myli, choć musiała w duchu przyznać, że ona, Carly, też straciła dla niego głowę.
Pani Dumont uścisnęła Nicka serdecznie i po raz setny zaprosiła go do złożenia wizyty w Kingston. Potem Lisa zarzuciła mu ręce na szyję.
– Jeszcze raz dziękuję, że wyciągnąłeś nas z tarapatów.
W końcu cała trójka wsiadła do samochodu i odjechała do domu.
– Nareszcie sami! – powiedział Nick.
– Nie licząc całej ekipy w obozie – zażartowała Carly, choć dobrze wiedziała, co miał na myśli.
Przez ostatnie kilka dni też czuła się jak rybka w akwarium. W domu panowało tak wielkie zamieszanie, że nawet nie mieli chwili, żeby spokojnie porozmawiać, nie mówiąc już o zniknięciu w sypialni.
Mimo że Nick wyraźnie się rodzicom spodobał, Carly dobrze wiedziała, że nie byliby zachwyceni, gdyby z nim sypiała podczas ich obecności. Może i jest niezależną kobietą po trzydziestce, ale dla mamy i taty zawsze będzie ich małą córeczką. Tak więc przez cały tydzień spędzała noce sama, śniąc o wspaniałych chwilach, jakie przeżyje z Nickiem. Teraz nareszcie sen stanie się jawą, pomyślała, ciesząc się, że Jay obiecał im spokój na kilka godzin.
Kiedy samochód rodziców w końcu zniknął za zakrętem, Nick objął ją i przyciągnął do siebie:
– Myślisz, że rodzice czegoś się domyślają? Bo Lisa na pewno tak...
– Sądzisz, że są ślepi?
– Bardzo ich polubiłem, ale naprawdę nie mogłem się doczekać, aż wyjadą.
– A to dlaczego?
– Pokażę ci, jak wejdziemy do środka.
– Nie próbujesz mnie znowu zwodzić?
– Przecież obiecałem, że już nigdy więcej nie skłamię.
– Nigdy?
– Nigdy.
Carly uśmiechnęła się i jeszcze raz zerknęła na drogę, by upewnić się, czy rodzice przypadkiem nie zawrócili.
Nie zobaczyła znajomego samochodu, ale za to dużą, czarną limuzynę, sunącą w kierunku domu.
– Wygląda na to, że będziemy mieć towarzystwo – zauważyła z przekąsem.
– To na pewno nikt do mnie.
– Ani do mnie.
– To dobrze. – Przytulił ją mocno.
Jednak samochód nie skręcił do obozowiska, tylko podjechał pod dom. Przez ciemne szyby nie byli w stanie zobaczyć, kto siedzi w środku.
Chwilę później kierowca otworzył tylne drzwi. Z limuzyny wysiadł szczupły, opalony mężczyzna po sześćdziesiątce, ubrany w drogi garnitur. Wyraz jego twarzy nie wróżył niczego dobrego.
Bez słowa wszedł na werandę i obrzucił ich chłodnym spojrzeniem.
– Czy pan Augustus Montgomery? – zwrócił się do Nicka.
– Nie, Nick Montgomery. Gus był moim stryjem, lecz niestety nie żyje.
– To kto jest teraz właścicielem Wild Action?
– Pani Dumont – Nick wskazał na Carly – i ja. A z kim mamy przyjemność?
– Nazywam się Howard Langly i prowadzę wspólne interesy z Brianem Goodfellowem – oznajmił nieznajomy.
Carly zajęło dobrą chwilę, nim zrozumiała, że miał na myśli Goodie’ego.
– Jest pan jednym z jego wspólników, tak?
Langly przyjrzał, się jej z nie ukrywanym zdziwieniem.
– Więc wie pani, że Goodie ma wspólników. Myślałem, że niechętnie się przyznaje, że wytwórnia nie należy w całości do niego.
Carly wzruszyła ramionami. Przecież nie powie mu, że to Barb się wygadała, bo mogłaby narobić jej kłopotów.
– Czym możemy panu służyć? – zapytał Nick.
– O ile mi wiadomo, Jay ma jakieś kłopoty, między innymi z waszym niedźwiedziem.
– Owszem, były pewne problemy, lecz jeśli pan myśli, że to przez nasze zwierzę, to się pan myli – odrzekł Nick po namyśle.
– Poza tym już od pewnego czasu wszystko idzie jak z płatka – wtrąciła Carly.
– Być może, ale chciałbym się dowiedzieć, dlaczego tyle rzeczy się nie udało. Inaczej nie mogę mieć pewności, że dalej wszystko potoczy się gładko.
– To proszę porozmawiać z Goodiem.
– Właśnie zamierzam to zrobić. Z nim i z Jayem, i to w państwa obecności.
– Nie sądzę, żeby im się to spodobało. – Carly była wyraźnie zmieszana.
– Droga pani Dumont, naprawdę niewiele mnie to obchodzi. Zainwestowałem w ten film dużo pieniędzy i chyba nikogo nie powinno dziwić, że opóźnienia w produkcji i ciągle rosnące koszty wcale mnie nie cieszą. Jay i Goodie z pewnością spróbują zamydlić mi oczy, więc chcę mieć świadków, którzy wiedzą, co się tu dzieje. To taki mały test na prawdomówność.
– Chyba nie jesteśmy odpowiednimi ludźmi – zaprotestował Nick.
– Nie? Jestem innego zdania. Przecież Wild Action ma procent od zysków w tym filmie, oczywiście zakładając, że w ogóle będą jakieś zyski, więc poznanie prawdy leży też w waszym interesie. Jeśli Jay nie jest w stanie zmieścić się w budżecie, zastąpię go innym reżyserem.
– Chce pan go zwolnić? – spytała Carly.
– A ma pan prawo? – Nick był równie zaskoczony.
– Owszem, bo razem z trzecim wspólnikiem, który upoważnił mnie do działania i w jego imieniu, posiadamy większość akcji wytwórni.
Carly spojrzała na Nicka, który wyraźnie podzielał jej niepokój. Jeśli będą świadkami rozmowy, która doprowadzi do zwolnienia reżysera, Jay nie zawaha się ich oskarżyć o złe intencje i zrobi wszystko, żeby popsuć opinię agencji.
– Powtarzam, że to w państwa własnym interesie – nalegał Langly.
Nick był zmuszony przyznać mu rację.
– Chce pan, żebyśmy towarzyszyli mu do przyczepy Goodie’ego? Powinien być w obozie.
– Nie, w przyczepach cierpię na klaustrofobię – odrzekł, patrząc znacząco w stronę domu.
– Nick – powiedziała Carly – może zaproszę pana Langly do środka na kawę, a ty skoczysz do obozu i przyprowadzisz Goodie’ego i Jaya?
Kobieta z pieklą rodem
Pół godziny później cała piątka siedziała w pokoju na dole. Goodie mierzył złym wzrokiem gościa, a Jay nie ukrywał wrogich uczuć w stosunku do wszystkich obecnych.
Carly robiła, co mogła, żeby zachowywać się naturalnie, choć przez cały czas dokuczały jej skurcze żołądka. Jedynie Nick rozparł się na kanapie ze świetnie udawanym spokojem.
– Kto ci powiedział, że mamy kłopoty? – zapytał w końcu Goodie.
– To nie ma najmniejszego znaczenia. Chcę tylko wiedzieć, ile jeszcze czasu zajmą wam zdjęcia?
– Już prawie skończyliśmy – zapewnił Jay.
– Czy to prawda?
Carly poczuła kolejny skurcz serca.
– Mogę mówić jedynie o scenach ze zwierzętami, które rzeczywiście są już na ukończeniu.
– Słyszałeś – parsknął Jay. – Zostały nam jeszcze dwie sceny w Wild Action, jedna dziś po południu, a druga o zmroku. Obie z tymi psami. – Wskazał na braci Mara rozciągniętych na podłodze.
– Tylko dwie sceny? To jeszcze nie jest dowód, że faktycznie zbliżacie się do końca – zauważył Langly.
Jay rzucił Carly i Nickowi pełne złości spojrzenie. Wiele by dał, żeby ich tu nie było.
Langly miał rację. Gdyby nie ich obecność, zarówno Jay, jak i Goodie próbowaliby mu zamydlić oczy.
– I co dalej, kiedy stąd wyjedziecie?
– Przeniesiemy się do Camp RunaMuck, gdzie nakręcimy kilka ostatnich scen.
Langly spojrzał na Jaya z nie ukrywaną niechęcią.
– Słuchaj pan. Dobrze przestudiowałem scenariusz i wiem dokładnie, ile scen macie jeszcze przed sobą. Jedną, w której dzieciaki przyjeżdżają na obóz, potem jak się rozpakowują w swoich domkach i chłopcy spotykają się po raz pierwszy, a potem sceny z instruktorami, kucharzem i ratownikiem i wiele, wiele innych.
– Owszem, ale żadna z nich nie powinna zająć nam wiele czasu. To sceny ze zwierzętami spowodowały opóźnienia. Szło nam powoli, ponieważ zwierzęta nie zawsze słuchały opiekunów.
Carly poczuła ciarki na grzbiecie. Wiedziała już ponad wszelką wątpliwość, że jeśli Jay straci ten film, całą odpowiedzialnością obciąży Wild Action.
– A jak wyjaśnicie problemy, które was trapiły przed przyjazdem tutaj? Jeszcze w Toronto? Podobno musicie powtarzać niektóre ujęcia.
– To wina laboratorium. Nie mamy z tym nic wspólnego – wyłgał się Jay.
– Posłuchaj, Howard – wtrącił Goodie. – Rzeczywiście na początku prześladował nas pech, ale od dłuższego czasu wszystko idzie gładko.
Langly znowu przeniósł pytające spojrzenie na Carly i Nicka, który pospieszył z zapewnieniem, że ostatnio nic niepokojącego się nie wydarzyło.
– Sądzę, że uda nam się nadrobić stracony czas – dodał Jay. – Poza tym na pewno zmieszczę się w budżecie.
Przez dobrą minutę Langly się zastanawiał.
– Chciałbym, żebyście zaprowadzili mnie do obozu i przedstawili reszcie ekipy. Zorientuję się w nastrojach – powiedział w końcu.
– Jako kogo mam cię przedstawić? – zapytał Goodie.
– Współwłaściciela wytwórni. A potem popatrzę sobie na popołudniowe zdjęcia i w tym samym składzie spotkamy się raz jeszcze.
Carly znowu poczuła dreszcze. Co prawda Langly zapowiedział kolejną rozmowę, ale odniosła wrażenie, że już zdecydował, iż Jay musi odejść.
Gdy zamknęła drzwi za gośćmi, zwróciła się do Nicka:
– Wiesz, co Jay będzie o nas opowiadał, jak go wyrzucą z filmu?
– Owszem, nie wiem tylko, jak daleko się posunie.
– Jak Langly pogada z ludźmi, to na pewno go zwolni. Obawiam się, że ktoś mu w końcu powie, że to Jay jest źródłem kłopotów, bo ktoś z ekipy chce się na nim odegrać. Wtedy Langly dojdzie do przekonania, że wystarczy usunąć Jaya i wszystko wróci do normy.
– A niech to! – Nick pokręcił głową ze zdziwieniem. – Nie mogę uwierzyć, że martwimy się o przyszłość Jaya. Zanim pojawił się Langly, postawiłbym szampana każdemu, kto utarłby mu trochę nosa.
– Wiem. I co mamy teraz robić?
– W ogóle niewiele możemy zrobić poza zadbaniem, żeby dzisiejsze zdjęcia odbyły się bez przygód. Bracia Marx raczej nas nie zawiodą, prawda?
– O to nie musisz się martwić. Nic łatwiejszego, niż zachęcić psy, żeby rzuciły się na kupę pachnących kości. Przecież widziałeś, jak się zachowywały, kiedy kręciliśmy tę scenę w nocy.
– Cholera, szkoda tylko, że Jay postanowił ją powtórzyć. Gdyby nie to, pewnie by już wyjechali i Langly zawracałby głowę komuś w Camp RunaMuck, zamiast robić to nam.
arly objęła Nicka w pasie i mocno się przytuliła, próbując zapanować nad dręczącymi ją obawami.
– Coś nie daje mi spokoju – wyznała w końcu.
– Tak?
– Jeśli ten ktoś nie porzucił na dobre swoich niecnych zamiarów, tylko zwyczajnie się przyczaił, może teraz, skoro przyjechał Langly i został przedstawiony ekipie jako wspólnik Goodie’ego, nie wytrzyma i znowu coś wykręci?
Nick milczał, lecz gdy Carly spojrzała mu w oczy, zrozumiała, że jej obawy nie są bezpodstawne.
– Szkoda, że nie próbowaliśmy sprawdzić, czy kawałki kurczaka pod głazem były zatrute – powiedział w końcu.
Carly przyjrzała się psom. Nigdy by sobie nie darowała, gdyby miało się im przytrafić coś złego.
– Lepiej chodźmy do obozu sprawdzić, czy kucharz dobrze pilnuje kości – zaproponował Nick.
Carly poczuła kolejny przypływ trwogi.
– Po tej historii z kurczakiem Rafaello stał się jednym z głównych podejrzanych, a teraz kości dla naszych psów leżą gdzieś w jego lodówce.
– Nie wykluczam, że kazaliśmy kotu pilnować kanarka – zażartował Nick. – Na wszelki wypadek zadzwoń do rzeźnika w Port Peny, żeby przysłał tyle dużych kości, ile akurat ma na składzie. Tylko niech się pospieszy, może nawet wysłać taksówkę. Będziemy je trzymać pod kluczem, a pod wieczór przekażemy Barb.
Nieco uspokojona, Carly wykręciła numer i wydała odpowiednie polecenia. Potem udali się z Nickiem do obozowiska.
– Kto tam? – zapytał Rafaello, gdy zapukali do drzwi kuchni.
– Chcieliśmy chwilę pogadać – oznajmił Nick. Kucharz właśnie siekał warzywa.
– Słucham. O co chodzi?
– Możemy zabrać kości z lodówki?
– Niestety, Barbara Hunt niedawno je zabrała.
– I poszła z nimi na plan? – zapytała Carly.
– Chyba tak.
– Dzięki za informacje.
Kiedy znaleźli się z powrotem na dworze, Carly doszła do wniosku, że jeśli Barb zaczęła już przygotowywać przynętę, nie ucieszy jej wieść, że ma zaczynać pracę od nowa.
– To akurat najmniej mnie martwi – rzekł Nick w zamyśleniu, rozgarniając dłonią włosy.
– Nad czym się zastanawiasz?
Przyglądał się jej przez chwilę, po czym spytał:
– Jak sądzisz, kto mógł wiedzieć, że Goodie ma wspólnika?
– Chyba Jay, Barbara, i może jeszcze Garth i Sarina. To chyba wszyscy. Dlaczego pytasz?
– Zastanawiałem się nad czymś, co powiedział Langly. Pamiętasz, jak się zdziwił, że wiemy o tym, że Goodie ma wspólników?
– Tak.
– Ktoś, kto doniósł mu o kłopotach Jaya, wiedział nie tylko o tym, że Goodie nie jest właścicielem całej wytwórni, ale też, że Langly jest jednym ze wspólników. W dodatku potrafił się z nim skontaktować.
– Chcesz przez to powiedzieć, że ta sama osoba, która przysparzała Jayowi kłopotów, teraz wezwała Howarda? – Carly poczuła przyspieszone bicie serca.
– Nie mogę tego wykluczyć. Pokręćmy się trochę po obozie, może zdołamy się czegoś dowiedzieć.
Spacerowali między przyczepami, lecz nie spotkali nikogo na tyle znajomego, żeby zacząć rozmowę. W końcu na jednej z ciężarówek ze sprzętem dostrzegli Royce’a.
– Świetnie. Ten zawsze jest pod ręką.
– Cześć! – zawołał kamerzysta. – To chyba nasz ostatni dzień tutaj. Pewnie ucieszycie się, jak wyjedziemy?
– Fakt, niektórych mam już dosyć. Ta uwaga, oczywiście, nie dotyczy ciebie – odparła Carly.
Royce roześmiał się szczerze.
– Widzieliście się już z Langlym?
– Owszem, był u nas w domu.
– I co? Zdziwiliście się, jak wszyscy, że Goodie ma wspólnika?
– Nie, byliśmy uprzedzeni.
– To należycie do grona wybrańców. Nawet Sarina i Garth o niczym nie wiedzieli.
– Skąd wiesz? – zapytał Nick.
– Akurat z nimi rozmawiałem, kiedy podszedł Goodie i przedstawił Langly’ego. Sarina zrobiła wielkie oczy i powiedziała, że przez cały czas była przekonana, że wytwórnia w całości należy do Goodie’ego. Trzeba było widzieć jego minę. Wyglądał, jakby uchodziło z niego powietrze.
– Więc prawie nikt nie wiedział? – upewnił się Nick.
– Tak mi się wydaje. Przepraszam was, ale muszę lecieć, bo mam jeszcze trochę roboty.
Carly czuła, jak krew pulsuje jej w skroniach.
– Więc nikt o niczym nie wiedział, poza Jayem, Barbarą, no i oczywiście samym Goodiem – stwierdziła z przejęciem.
– Niekoniecznie. Nie możemy nikogo wykluczyć, nawet Gartha i Sariny.
– Przecież słyszałeś, co mówił Royce.
– Owszem, tylko pamiętaj, że oboje są aktorami. Udawanie to ich zawód. Ale musimy zacząć od Barbary. Być może wcale nie chodzi o to, żeby załatwić Jaya. Może Barb jest na tyle niezrównoważona, że mimo wszystko chce zniszczyć Goodie’ego.
– Ale sam mówiłeś, że nie jest głupia, a ten film ma jej zapewnić karierę.
– Tak. Chyba że nienawidzi go na tyle, żeby zaryzykować własną przyszłość. Zresztą, zamiast gubić się w domysłach, po prostu spróbujmy ją znaleźć.
Zapukali do drzwi przyczepy zajmowanej przez Barbarę Hunt.
– Pewnie jest już na planie – uznała Carly i odwróciła się na pięcie, kiedy nie usłyszeli żadnej odpowiedzi.
– Nie tak szybko. – Nick chwycił ją za rękę. – Może zajrzymy do środka?
Wyciągnął coś z kieszeni i sprawdził, czy nikt ich nie obserwuje. Poza dwójką techników stojących tyłem z pięćdziesiąt metrów dalej nie zauważył nikogo.
– Co tam masz? – spytała, kiedy umieścił jakiś dziwny przedmiot w zamku.
– Nieważne – mruknął, przekręcając wytrych.
– Tego się nauczyłeś w policji?
– Nie, jeszcze wcześniej, kiedy wpadłem w złe towarzystwo. Na szczęście wróciłem na dobrą drogę, zanim zdążyłem wpaść w prawdziwe tarapaty.
Ponownie spojrzał na techników. Nadal stali odwróceni do nich tyłem.
– Wchodzisz do środka czy zostajesz? – spytał. Przezwyciężyła lęk i weszła do przyczepy. Doświadczenie policjanta kazało Nickowi zacząć od szafy.
– A ty sprawdź łazienkę – polecił Carly.
– A czego mam szukać?
– Poczekaj, chyba już znalazłem. – Pochylił się i rozgarnął ręką ubrania. – Szukaj na dnie plastykowej torby.
Znalazła ją bez problemu. W torbie była puszka trucizny na szczury. Carly zamarła z przerażenia.
– Jest pusta i chyba wiem dlaczego – oznajmił Nick, owijając puszkę folią.
Dylan właśnie sprzątał ptaszarnię.
– Jesteś nam potrzebny – powiedział Nick. – Zaraz przyjedzie ktoś od rzeźnika i przywiezie kości do tej sceny, którą mają kręcić po południu. Włóż je do lodówki i nie wychodź z domu. Nie wpuszczaj nikogo, poza nami, i pod żadnym pozorem nie wypuszczaj psów na dwór.
– Dobrze, ale dlaczego? Co się stało?
– Wyjaśnię ci później – obiecała Carly.
Wstąpili na chwilę do domu, żeby schować puszkę po truciźnie i zabrać kilka pustych worków na śmieci. Następnie ruszyli do lasu.
Na polanie, gdzie Jay zamierzał kręcić scenę z wilkami, zastali Barbarę pochyloną nad kupką kości przykrytych jelenią skórą. Barbara była sama.
Nick nie miał wątpliwości, że kości zostały posypane trucizną. Barb podniosła się na widok gości, wytarła dłonie o nogawki spodni i obdarzyła ich hollywoodzkim uśmiechem.
– Mam nadzieję, że Jay będzie zadowolony. Nie przejmowałam się zbytnio, kiedy kręciliśmy w nocy, bo w ciemnościach i tak padlina była ledwie widoczna. Chyba właśnie dlatego zdjęcia nie przypadły mu do gustu. Z drugiej strony, nawet w dzień, kamera będzie skierowana na psy, więc i tak nie będzie zbyt wiele widać. Jak sądzicie, czy to coś przypomina martwego jelenia?
– Sądzę, że będziesz miała poważne kłopoty – oznajmił Nick.
Barbara posłała mu pytające spojrzenie.
– Wiemy, kto chce zniszczyć film – powiedziała Carly.
Nick uśmiechnął się sam do siebie. Nie ma takiej sytuacji, w której Carly by go zawiodła.
– Naprawdę? Kto? – zapytała Barb.
– Znaleźliśmy w twojej przyczepie puszkę po trutce na szczury – poinformował.
Mimo że jego słowa zrobiły na niej duże wrażenie, starała się zachować zimną krew.
– Na podłodze w szafie – kontynuował.
– Co? – Barbara utkwiła w nim lodowate spojrzenie. – A kto wam pozwolił grzebać w moich rzeczach? Tam, skąd pochodzę, włamywanie się do cudzych mieszkań jest sprzeczne z prawem.
– Na twoim miejscu nie poruszałbym tego tematu, bo trucie zwierząt też nie jest legalne.
Barbara nerwowo pokręciła głową.
– Nick, jeśli naprawdę znalazłeś puszkę po truciźnie w mojej szafie, to ktoś musiał ją podrzucić.
– Niewykluczone. Specjaliści od daktyloskopii nie będą mieli problemu z ustaleniem odcisków palców. Sądzę też, że badania w laboratorium potwierdzą moje przypuszczenia: te kości są zatrute.
Barbara oblizała nerwowo wargi.
– Nick, ktoś próbuje mnie wrobić.
Ileż to razy w życiu słyszał to samo zdanie, pomyślał, wyjmując z kieszeni torby na śmieci.
– Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać, więc odsuń się.
– Co ty sobie wyobrażasz? Że jesteś gliniarzem?
– Jeśli chodzi o ścisłość, to dopiero co odszedłem ze służby. Odsuń się.
– Nie waż się ich ruszyć! – Podparła się pod boki i zasłoniła atrapę. – Napracowałam się i nie pozwolę ci tego zniszczyć.
– Barb, wolałbym nie używać siły, wiec mnie do tego nie zmuszaj.
– Doprawdy? A ja wolałabym też tego nie używać, ale możecie mnie zmusić – powiedziała, wyciągając z kieszeni rewolwer.
Był niewielki, ale dostatecznie duży, by wyrządzić krzywdę, a w ręku osoby wyraźnie niezrównoważonej mógł być naprawdę groźny. Nick doszedł do wniosku, że sytuacja stała się naprawdę poważna.
– Posłuchaj – zaczął – nie pogrążaj się jeszcze bardziej. Do tej pory sprawiłaś tylko trochę kłopotów, ale jeśli ta broń przypadkiem wypali...
– Ciebie nie zamierzam zabić – powiedziała Barb i skierowała lufę na Carly.
Nick czuł, jak serce łomocze mu w piersi. Carly zbladła, jakby za chwilę miała osunąć się na ziemię.
– W ogóle nie będę strzelać, jeśli zrobicie, co wam każę. Proszę bardzo, spakuj te kości. Po równo do obu toreb.
Nick zrobił, co mu poleciła. Czuł, jak poziom adrenaliny rośnie mu z sekundy na sekundę. Nie wiedział, co Barbara zamierza, ale pierwszy jej błąd na pewno okaże się ostatnim.
– I co teraz? – zapytał.
– Połóż torby na ziemi i cofnij się.
Klnąc w duchu, wykonał kilka kroków do tyłu. Tak długo, jak długo lufa pistoletu wycelowana jest w Carly, nie może ryzykować.
– Wystarczy? – zapytał.
– Jeszcze trochę.
Znowu zaklął cicho. Do tej pory nie popełniła żadnego błędu.
– Tak jest dobrze. Teraz my dwie powoli podejdziemy do kości. Tylko nie próbujcie się wygłupiać.
Carly była blada jak ściana, ale zdołała wykonać polecenie.
– Podnieś torby – rozkazała Barb. Carly nie zamierzała protestować.
– Dobrze, a teraz – Barb zwróciła się do Nicka – my z Carly przejdziemy się po lesie, a ty po prostu stąd znikaj i trzymaj buzię na kłódkę.
Carly posłała mu tak przerażone spojrzenie, że Nick poczuł, jak coś ściska go w środku.
– Ostrzegam cię, Nick – Barb była nieprzejednana. – Nie próbuj udawać gliniarza, bo jak za nami pójdziesz, zabiję was oboje. Kiedy Jay zacznie się wściekać, że atrapa nie jest gotowa, masz udawać, że o niczym nie wiesz. Jasne?
Krew pulsowała mu w skroniach. Przecież nieraz w przeszłości udało mu się namówić porywacza, żeby zwolnił zakładników. Tyle że teraz chodzi o życie Carly i paraliżował go strach, że może coś zawalić.
– Posłuchaj, Barb – zaczął cicho. – Mówiłem już, że do tej pory nie popełniłaś jeszcze żadnego poważnego przestępstwa, ale jeśli zaprowadzisz gdzieś Carly wbrew jej woli, to zostaniesz oskarżona o porwanie. Więc odłóż broń, proszę.
– Nie. Muszę się zastanowić, a do tego nie jest mi potrzebny były policjant.
– Ale może moglibyśmy ci pomóc? Co trzy głowy to nie jedna. – Zmusił się do uśmiechu.
– Wiemy, że Goodie cię skrzywdził – dodała Carly.
– Posłuchaj, Barb, może usiądziemy na chwilę i porozmawiamy? Obiecuję, że będę się trzymał na tyle daleko, żeby nie móc sięgnąć po pistolet.
Zapadła chwila milczenia. Przynajmniej rozważa propozycję, pomyślał Nick.
– Muszę się pozbyć tych kości – oświadczyła w końcu.
– Niekoniecznie. Chcę ci coś zaproponować.
Fakt, że chciała otruć braci Mant, był dostatecznym powodem, by ją przymknąć, ale z drugiej strony Nick był gotów podpisać pakt z samym diabłem, żeby tylko Carly nic się nie stało.
– Jaka to propozycja? – spytała i Nick odetchnął z ulgą. Połowę drogi ma za sobą.
– Zamówiliśmy dostawę świeżych kości. Możesz z nich zrobić nową atrapę, a te po prostu wyrzucimy i nikt się o niczym nie dowie.
– Skąd ta wielkoduszność, skoro to wasze psy miały zostać otrute?
– Jeszcze dzisiaj Howard Langly zamierza zwolnić Jaya, chyba że powiemy mu, kto jest sprawcą opóźnień. Mamy za mało czasu, żeby zawieźć te kości i puszkę po truciźnie do laboratorium i czekać na wyniki. Jednak gdybyś się sama przyznała, gotów jestem zapomnieć o tym, co wydarzyło się przed chwilą.
– A jaką wam robi różnicę, czy Jay zostanie wylany, czy nie? Nie zauważyłam, żebyście się szczególnie przyjaźnili.
– Jeśli utraci ten film, nigdy w życiu nie powie jednego dobrego słowa o Wild Action, tylko zacznie rozpowiadać, że jesteśmy najgorszą agencją, z jaką miał kiedykolwiek do czynienia.
– Rozumiem. Tylko skąd mogę wiedzieć, że potem nie zmienisz zdania i nie przekażesz tych kości policji?
– Musisz mi zaufać – powiedział Nick.
– I mnie – dodała Carly. Barb pokręciła głową.
– Nie powinnam wam wierzyć.
– Wiesz dobrze, że nie masz większego wyboru. Przecież nie chcesz stanąć przed sądem, oskarżona o porwanie, a już na pewno nie zamierzasz nikogo zabić i odpowiadać za morderstwo. – Miał nadzieję, że jego słowa nie wystraszyły Carly jeszcze bardziej. – Zastanów się – ciągnął. – Nawet gdybyśmy cię oszukali, to mogą cię oskarżyć tylko o próbę otrucia kilku psów. Za coś takiego nie idzie się do więzienia.
– Wcale nie miałam zamiaru ich otruć. Chciałam tylko, żeby się pochorowały i wtedy Jay nie mógłby kręcić o świcie. Myślałam, że znowu uda mi się opóźnić zdjęcia.
– Ale dlaczego? – spytał łagodnie. – Sama mówiłaś, że ten film może zadecydować o twojej przyszłości, więc po co ci te opóźnienia? Zdajesz sobie chyba sprawę, że jeśli Jay zacznie obcinać koszty, to film skończy się klapą. Wprawdzie to nie moja sprawa, ale czy warto ryzykować karierę tylko po to, żeby ukarać Goodie’ego?
– Karierę kierowniczki planu? To masz na myśli? – spytała.
– Właśnie.
W jej oczach zauważył smutek.
– Nie czeka mnie żadna kariera. Dostałam tę pracę tylko dlatego, że byłam żoną Goodie’ego. Opowiadałam ci bajki. Jestem dobrą asystentką i w tym zawodzie zawsze znajdę pracę, ale dobrze siebie znam. Nie jestem dość twórcza, żeby kierować zespołem, i wszyscy o tym świetnie wiedzą. Ale skoro już wkrótce przestanę być żoną Goodie’ego, chciałam poznać słodki smak zemsty i zadać mu naprawdę bolesny cios. Znam warunki, na jakich działa wytwórnia. Jeśli film przyniesie straty, to Goodie... No, Langly i drugi wspólnik mogą go zmusić do wycofania się ze spółki. Poza tym musiałby pokryć część strat, a Goodie okropnie nie lubi rozstawać się z pieniędzmi.
– Nie przyszło ci do głowy – wtrąciła Carly – że sama możesz na tym stracić, jak już dojdzie do sprawy rozwodowej?
Barb spojrzała na nią z rezygnacją.
– Kazał mi podpisać intercyzę przed ślubem. Niezależnie od tego, ile on zarobi, mnie dostaną się tylko okruchy z pańskiego stołu.
Carly słuchała z zakłopotaniem, jak Barbara publicznie przyznaje się do winy. Zanim zaczęła, Nick poprosił wszystkich obecnych, by pozwolili jej mówić bez przerywania.
Ani Howard Langly, ani Royce nie odezwali się do tej pory słowem. Carly zadała sobie pytanie, jakim cudem Royce się tu znalazł, i przypomniała sobie, że właśnie rozmawiał z Langlym, kiedy Nick zwoływał zebranie i pewnie dlatego mu towarzyszy.
W każdym razie, Langly i Royce zachowali milczenie, czego w żadnym wypadku nie mogła powiedzieć o Jayu i Goodiem.
Dotychczas Nick skutecznie ich uciszał, strasząc, że jak się nie uspokoją, będą musieli opuścić pokój. Mimo to zarówno producent, jak i reżyser wyglądali, jakby mieli zaraz eksplodować.
– I to chyba wszystko – zakończyła wreszcie Barb.
– Ty suko! – syknął Goodie.
– Dopilnuję, żebyś znalazła się na bruku! – Jay pałał żądzą zemsty.
– Doprawdy? – Barbara nie dała się zbić z tropu. – To wyobraź sobie, że jeśli kiedykolwiek znajdę się bez pracy, będę wiedziała, komu za to podziękować. Nie omieszkam poinformować o tym brukowej prasy i opowiem ze szczegółami o wszystkim, co działo się na planie pod twoim własnym nosem, a mimo to okazałeś się za głupi, żeby zauważyć, że ktoś sabotuje produkcję. Staniesz się pośmiewiskiem całego filmowego świata. A jeśli o ciebie chodzi – zwróciła się do męża – to dobrze wiesz, co mogę opowiedzieć o tobie i twoich upodobaniach. Może nawet założę klub byłych żon Briana Goodfellowa i razem wydamy książkę.
– Barb – przerwała jej Carly pospiesznie, bo Goodie wyglądał tak, jakby miał zaraz dostać zawału. – Jeśli Jay i Goodie obiecają, że nie pisną nikomu złego słowa na twój temat, czy wtedy zachowasz dyskrecję? – Spojrzała na obu mężczyzn. – Przystajecie na takie warunki?
– Sądzę, że to znakomite rozwiązanie – pochwalił Nick. – Jeśli się nie zgodzicie, możecie napytać sobie biedy.
– Ale co z nią? – Jay wskazał na Barb. – O mało nie zrujnowała filmu i ma to jej ujść płazem?
– Wyciągniemy pewne konsekwencje. Jej nazwisko na pewno nie znajdzie się w czołówce. Ale poza tym w pełni zgadzam się z Nickiem. Przecież nie możecie biegać w kółko, strzelając do siebie – odezwał się Langly.
Spojrzał na Goodie’ego.
– Chyba zdajesz sobie sprawę, co by się stało, gdyby ta żenująca historia dostała się do prasy? Obaj z Jayem wyszlibyście na kompletnych idiotów. W dodatku ucierpiałoby na tym dobre imię wytwórni, a do tego nie dopuszczę.
– Przecież nie możemy pozwolić jej zwyczajnie odejść – protestował Jay.
– Czyżbym nie wyraził się jasno? – spytał Langly. – Jeśli chcesz nadal robić ten film, musisz się zgodzić.
– Obawiam się, że jeśli obaj wspólnicy postanowią cię zwolnić, nie będę mógł ci pomóc – dodał Goodie.
Jay zacisnął usta i posłał Barb nienawistne spojrzenie.
– Niech będzie, tylko niech przysięgnie, że będzie siedzieć cicho.
– Zgadzasz się, Barbaro? – upewnił się Langly. Kiwnęła głową, uśmiechnęła do Carly i Nicka i szybko wyszła z pokoju.
– Ktoś wie, gdzie można szybko znaleźć dobrego kierownika planu? – zapytał Langly.
– Chyba tak – odezwał się Royce. – Tak się składa, że moja przyjaciółka jest naprawdę świetna i akurat ma przerwę w pracy. Mogłaby przyjechać z Toronto i przygotować atrapę jelenia na jutro.
– Co by przedłużyło zdjęcia o kolejny dzień, tak? – sprecyzował Langly.
– Niezupełnie. Scenę o zmierzchu możemy nakręcić jeszcze dziś.
– Carly, wynośmy się stąd – powiedział Nick, obejmując ją. – Chcę, żebyśmy w końcu zostali sami. Mam dosyć Jaya i Goodie’ego na całe życie.
– Ja też. Wiedziałeś, że Royce ma narzeczoną? Nick uśmiechnął się niewyraźnie.
– Nie, i okropnie się denerwowałem, widząc, jak kręci się koło ciebie. Myślałem, że się zaleca.
– I tak cię to złościło?
– Okropnie.
– Niepotrzebnie, bo jest tylko jeden mężczyzna na świecie, który ma szansę mnie zdobyć.
– Ciekawe, czy go znam?
– No, zgadnij – powiedziała, zarzucając mu ręce na szyję.
Nieznajomi w nocy
– Stop i do wywołania! – zawołał Jay.
– Dobre psy – pochwaliła Carly braci Mara, przytulając każdego z osobna. – Byliście naprawdę świetni.
Zdjęcia o zmroku wypadły rewelacyjnie. Jay mógłby osiągnąć lepszy efekt jedynie gdyby zatrudnił watahę prawdziwych wilków.
Carly spojrzała w jego kierunku z nadzieją, że w końcu i z jego ust usłyszy jakiś komplement, ale wciąż jeszcze naburmuszony reżyser pogrążony był w rozmowie z Langlym.
Poczuła żal do współwłaściciela wytwórni o to, że wciągnął ich w personalne rozgrywki. Jay pewnie podejrzewa, że zmówili się z Langlym, dlatego jest na nich wściekły. Co będzie, jeśli na zawsze zachowa urazę?
Choć starała się o tym nie myśleć, zdawała sobie sprawę, że szansa na to, by Jay kiedykolwiek powiedział dobre słowo o Wild Action, są raczej zerowe.
– Bracia Mara byli nie do pobicia – rzekł Nick.
– Wiem, tylko chciałabym to usłyszeć z ust Jaya.
– Poczekaj, może do jutra mu przejdzie.
– A jeśli nie? Co zrobimy, jak wyjedzie stąd niezadowolony?
Zanim Nick zdążył odpowiedzieć, podszedł do nich Goodie.
– Mógłbym zamienić z wami kilka słów? – spytał. – Wiem, że cała ta sytuacja była dość dla was kłopotliwa, ale chciałbym podziękować. Gdyby nie wy, nikt by się nie dowiedział, że to Barb. W każdym razie dzięki. Sądzę, że Jay też powinien okazać wam wdzięczność.
– Na razie nic nie wskazuje na to, żebyśmy należeli do grona jego ulubieńców – zauważył Nick.
– Może i nie, ale jak ochłonie, na pewno ujrzy sprawy w innym świetle.
– Mam nadzieję, że się nie mylisz, bo wszystko, co o nas powie, może mieć wpływ na przyszłość firmy.
– Chyba masz rację – rzekł Goodie po namyśle. – Ale pozwólcie mi nad nim trochę popracować. Zobaczę, czy uda mi się go przekonać, żeby zmienił zdanie.
Carly o mały włos byłaby go uścisnęła, jednak po pieszczotach z psami sama pachniała niezbyt świeżo, więc po prostu wylewnie mu podziękowała. Nick przyglądał się jej z rozbawieniem.
– Cóż więcej mogę dodać? – powiedział w końcu. – Na pewno bylibyśmy ci bardzo wdzięczni, gdybyś spróbował.
Noc zapadła szybko i polana przed domem tonęła w blasku księżyca.
– Odzwyczaiłem się już od tego, że na wybiegu Attyli nie palą się światła – oznajmił Nick, spoglądając w dół stoku.
Carly skinęła głową ze zrozumieniem. Sama też czuła się dziwnie nieswojo. Nikt już nie musiał trzymać warty, a psy biegały sobie luzem zamiast siedzieć w areszcie.
– Wiesz co? Chyba pozwolę im spędzić noc na dworze.
– Myślisz, że to bezpieczne?
– Tak, za życia Gusa często spały w lecie na dworze. Lubią leżeć na werandzie, a poza tym miały ostatnio tak mało ruchu, że na pewno chętnie poganiają sobie przed snem.
Powoli zbliżali się do domu.
– Nick? – Carly nie umiała ukryć niepokoju.
– Tak?
– A jeśli Goodie’emu się nie uda i na zawsze pozostaniemy na czarnej liście?
– I Jay spędzi resztę życia, obrzucając nas błotem?
– Właśnie.
Nick rozgarnął ręką włosy.
– Mam nadzieję że nie wszyscy zechcą go słuchać. – Zatrzymał się i przyciągnął Carly do siebie. – Posłuchaj, dobrze wiem, ile te zwierzęta dla ciebie znaczą. Znajdziemy jakiś sposób, żeby utrzymać Wild Action na powierzchni. Jak nam zabraknie klientów, to poszukam pracy i zarobię na utrzymanie, tylko nie martw się na zapas.
Pocałował ją i Carly obiecała sobie w duchu, że nie będzie się smucić. Jednak natychmiast przypomniała sobie rozmowę przy kolacji w Port Perry. Skąd ma wiedzieć, czy przyszłość jej się spodoba? Jeśli Nick będzie musiał znaleźć pracę, żeby utrzymać przynajmniej Attylę, to czyż nie wróci do Edmonton? Sam mówił, że tylko tam ma odpowiednie koneksje.
Może to prawda, że chce z nią spędzić resztę życia. Tyle że życie potrafi płatać okrutne figle...
Gdy tylko zgasiła światło w sypialni i położyła się do łóżka, Nick przytulił ją mocno do siebie. Znowu doświadczyła uczucia, że mogłoby tak zostać na wieki.
– Boże, jak mi cię brakowało – wyszeptała. – Najpierw rodzice się zasiedzieli, potem przyjechał ten Langly, a do tego wszystkiego te perypetie z Barbarą.
Poczuła w sobie bolesną tęsknotę i wydało jej się, że upłynęły całe stulecia od chwili, kiedy ostatni raz byli razem.
– Nie ucieszyło cię, że Langly uparł się towarzyszyć nam w domu do wieczora, a potem zaprosił nas do obozu na kolację?
– Byłam wręcz zachwycona! – odparła z przekąsem.
Nick obsypał ją pocałunkami i gdy mruczała zadowolona, niespodziewanie usłyszeli jakiś hałas. Oboje zamarli z przerażenia.
– Co to było? – szepnął. – Jakby ktoś otwierał tylne drzwi.
– Zamknąłeś je na klucz?
– Nie, myślałem, że ty to zrobiłaś. Poczuła, jak wali jej serce.
– Nie jestem pewna, czy nie zapomniałam.
Kiedy wreszcie znaleźli się w domu, Carly myślała tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się z Nickiem w sypialni.
– Goście! Goście! – Z kuchni dobiegł ich wrzask Krakers.
Nick odruchowo sięgnął po broń, lecz od razu przypomniał sobie, że zdał ją razem z odznaką, przechodząc do cywila.
– Jeśli ktoś rzeczywiście kręci się na dole, to dlaczego psy nie zaczęły szczekać? – spytał zdziwiony.
– Bo pewnie pognały do lasu. Ale kto to może być? Czyżby Jay chciał nas zamordować w czasie snu?
– Nie sądzę. Wprawdzie jest kompletnym wariatem, ale wątpię, żeby zamienił się w Kubę Rozpruwacza. Jednak z drugiej strony, pamiętaj, że Barb mówiła, że żaden reżyser nie jest w pełni normalny.
A może to Barb? W końcu to oni odkryli jej intrygę. Może teraz się mści? Może w rzeczywistości jest bardziej niezrównoważona, niż przypuszczali?
Nick szybko włożył dżinsy.
– Potrzebuję czegoś do obrony.
– Na dole jest strzelba – przypomniała Carly. Faktycznie, wisi przy drzwiach, pomyślał Nick z nadzieją, że napastnik mógł jej nie zauważyć.
– A tu na górze nie masz niczego, czego mógłbym użyć?
– Poczekaj. Jest ciężka latarka na wypadek, gdyby wysiadło światło. – Wstała z łóżka i zajrzała do szafy. – Proszę.
Sięgnęła po szlafrok i zaczęła się ubierać.
– Zostań tu, a jeśli usłyszysz strzały, wyczołgaj się na dach nad werandą – polecił Nick.
– Strzały? – szepnęła z przerażeniem.
Nick wyszedł na palcach na korytarz. Trzymając latarkę w ręku, pomyślał, że gdyby zobaczył go teraz któryś z kolegów, pewnie pękłby ze śmiechu.
Zszedł na półpiętro i zaczął nasłuchiwać. Ktoś istotnie był w kuchni. Pewnie szuka rzeźnickiego noża, pomyślał. Stopień po stopniu, powoli posuwał się w dół. Nagle usłyszał za plecami skrzypnięcie schodów i błyskawicznie się odwrócił. Tuż za nim podążała Carly. Kiedy pokazał jej ręką, że ma wracać na górę, pokręciła przecząco głową.
Posłał jej groźne spojrzenie, którego i tak nie była w stanie dostrzec, i ostrożnie ruszył dalej. Gdy dotarł na parter, przywarł całym ciałem do ściany i zaczął po omacku przesuwać się w stronę kuchni. Krew pulsowała mu w skroniach. Nigdy dotąd nie zdarzyło mu się stanąć twarzą w twarz z uzbrojonym bandytą, trzymając jedynie latarkę w ręku. Co ma zrobić? Zaświecić mu w oczy i krzyknąć, jak zwykle: „Stój, bo strzelam”?
Żaden lepszy pomysł nie przychodził mu na myśl. Miał tylko nadzieję, że przy odrobinie szczęścia uda mu się uratować skórę.
Jeszcze raz spojrzał za siebie i nakazał Carly dłonią, by się trzymała z daleka. Oczywiście, nie posłuchała, więc modlił się, żeby przynajmniej nie podeszła za blisko drzwi!
Ze ściśniętym gardłem dotarł do kuchni. Drzwi były otwarte, Krakers mamrotała coś w klatce, poza tym wokół panowała absolutna cisza. Wstrzymując oddech, czekał, aż ktoś się poruszy. Powinien zlokalizować włamywacza, bo aby plan się powiódł, musi zaświecić mu prosto w oczy.
W końcu gdzieś spod okna dobiegł go odgłos drapania. Natychmiast pchnął drzwi, włączył latarkę i wycelował, krzycząc: „Stój, bo strzelam!”
Krakers zaskrzeczała głośno. Na blacie pod oknem siedział Rocky i wpatrywał się w Nicka zdziwionymi ślepkami.
Nick odetchnął z ulgą i przywołał Carly.
– Najchętniej bym go przerobił na czapkę z daszkiem – powiedział, wskazując na zwierzątko.
Roześmiała się.
– Przestań udawać Szalonego Kapelusznika, tylko wystaw Rocky’ego na dwór i wracaj do łóżka.
Carly i Nick siedzieli w pokoju na dole, przygotowując psy do ostatniego występu. Sceptycyzm malujący się na twarzy tresera mógł wskazywać jedynie na to, że nie do końca wierzył, by bracia Mara byli w stanie pojąć ludzką mowę. Mimo to Carly nie zamierzała zmieniać starych przyzwyczajeń. Zawsze rozmawiała z psami i metoda ta dotychczas nigdy jej nie zawiodła. A dzisiaj zależy jej jak nigdy, żeby Jay był zadowolony.
Narzeczona Royce’a przyjechała rano i od razu wzięła się do pracy. W rezultacie atrapa martwego jelenia wypadła znacznie lepiej niż ta, którą wcześniej przygotowała Barb, i Langly poczuł się na tyle zadowolony, że wsiadł do swej limuzyny i odjechał.
– Wygląda na to, że mamy towarzystwo – oznajmił Nick, spoglądając w okno. – Idą Kyle i Brock, tym razem bez mamuś, więc lepiej mieć ich na oku.
Kiedy chłopcy znaleźli się na werandzie, psy radośnie zerwały się z miejsca, żeby ich powitać.
– Wejdźcie! – zawołał Nick.
– Chcieliśmy się tylko pożegnać ze zwierzętami przed wyjazdem – wyjaśnił Kyle, zamykając za sobą drzwi.
– To miło z waszej strony. Patrzcie, jak bracia Marx się cieszą. – Carly wskazała na swych podopiecznych, którzy z przejęciem machali ogonami.
Dzieci wyściskały wszystkie psy, potem popieściły się z Blue. Pozostałe koty wolały na wszelki wypadek schować się za kanapą.
– Możemy pójść do kuchni pożegnać się z Krakers?
– zapytał Brock.
– Oczywiście.
Carly udała się z chłopcami do kuchni. Tym razem nie zamierzała spuścić ich z oczu.
– Goście! – zaskrzeczała Krakers, radośnie kiwając się na żerdzi.
– Mogłaby mi jeszcze raz usiąść na ramieniu? – poprosił Kyle.
– I mi też? – spytał Brock.
– Dobrze, tylko tym razem nie wynoście jej na dwór. Papuga wesoło skakała z jednego ramienia na drugie i zabawa trwałaby pewnie w nieskończoność, gdyby Nick nie spojrzał na zegarek.
– Niestety, musimy już iść. Czas zabrać psy na plan.
– Możemy jeszcze trochę zostać i pobawić się z Krakers? – spytali chłopcy.
– Nie, nie można jej długo męczyć – odmówił Nick. – A pożegnaliście się już z Farbą i Pędzlem?
– Jeszcze nie.
– No to pędźcie na łąkę. – Carly sięgnęła do lodówki.
– Dajcie im po jabłku. Tylko nie próbujcie ich dziś ujeżdżać, bo nie są osiodłane.
– Mamy już nas ostrzegły, żeby na nie nie wsiadać, bo jak znowu nie będziemy mogli się ruszyć, to Jay nas zwyczajnie zabije.
Po wyjściu chłopców Carly wzięła psy na smycz. Kamery i światła czekały w pełnej gotowości, atrapa zaś przygotowana przez dziewczynę Royce’a do złudzenia przypominała martwe zwierzę.
– Możemy zaczynać! – zawołał Jay na widok Carly i jej podopiecznych. – Pamiętasz, o co mi chodzi? Mają się rzucić i rozszarpać padlinę na strzępy. Musi nam się udać za pierwszym podejściem.
Czując zapach kości, psy węszyły z przejęciem, choć posłusznie nie ruszały się z miejsca.
– Zaczynamy!
– Scena dziewięćdziesiąta ósma, ujęcie pierwsze – wyrecytowała asystentka i opuściła klaps.
– Akcja.
– Atak! – Carly wydała polecenie. Psy skoczyły do przodu i rzuciły się na przynętę.
– Stop, gotowe! Świetne ujęcie! – zawołał Jay po chwili. – A teraz – zwrócił się do ekipy – spakujcie resztę sprzętu i możemy ruszać w drogę.
Odwrócił się i zaczął rozmawiać z Goodiem, nie zwracając najmniejszej uwagi na Carly i Nicka.
Carly zawołała psy, które, acz niechętnie, porzuciły zdobycz.
– Dobre pieski – pochwaliła. – A teraz wracajcie prosto do domu, bo Dylan ma dla was pyszną nagrodę.
– Wypadły znakomicie – potwierdził Nick, patrząc za znikającymi w lesie psami.
– Tylko co z tego? Jay chyba nawet nie przyjdzie się pożegnać. Będzie miał do nas żal do końca życia.
– Carly! Nick! – zawołał Goodie. – Psy były rewelacyjne – powiedział podchodząc. – Pomyślałem, że lepiej was uprzedzić, że przed wyjazdem Jay chce jeszcze nakręcić na wideo parę ujęć, jak się przechadza z Attylą. Oczywiście, będzie spacerował przed wybiegiem, więc nawet nie musicie przychodzić.
– Przypomnij mu tylko, żeby nie wrzeszczał – powiedział Nick.
– Nie sądzę, żeby zapomniał. – Goodie spojrzał przez ramię na Jaya i Royce’a. – W porządku, możecie iść – zawołał.
– Wciąż nad nim pracuję, więc może jeszcze przed wyjazdem przestanie się wygłupiać i zmieni o was zdanie – zapewnił.
Carly podziękowała uprzejmie, choć nie robiła już sobie żadnych nadziei. Szkoda, pomyślała, że Goodie nie zabrał się z Royce’em i Jayem. Jak na jej gust, szedł zdecydowanie za wolno. Nieszczęsna właścicielka Wild Action marzyła już tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu i nareszcie swobodnie wypłakać.
Wyszli z lasu. W oddali widzieli, jak Jay i kamerzysta podchodzą do wybiegu Attyli. Royce przez cały czas trzymał kamerę przy oku. Na początku Carly nawet się nie zorientowała, że coś jest nie tak. Dopiero w chwilę później zamarła z przerażenia. Kyle i Brock stali bez ruchu na wybiegu, jakieś pięćdziesiąt metrów od Attyli. Niedźwiedź nie spuszczał z nich oczu.
– Jezu! – jęknął Nick.
– Nic im się nie stanie, jeśli nie zaczną krzyczeć i uciekać. Szybko, ja podejdę do Attyli, a ty idź do Jaya i pilnuj, żeby nie zrobił czegoś głupiego. Spróbuj namówić chłopców, żeby spokojnie podeszli do ogrodzenia.
– O czym tak szepczecie? – zapytał Goodie, nie zdając sobie sprawy z zagrożenia. Dopiero gdy spojrzał w stronę wybiegu i zobaczył chłopców, wrzasnął: – Uciekajcie! Właźcie na płot!
Zdjęci paniką Carly i Nick pognali na ratunek. Jednak zanim zdołali dobiec do ogrodzenia, chłopcy rzucili się do ucieczki. Niedźwiedź pochylił głowę i położył uszy po sobie.
– Attyla, siad! – krzyknęła Carly.
Była jednak za daleko, by niedźwiedź posłuchał. Uderzył łapami o ziemię i zaszarżował.
– Jay! – krzyknęła do reżysera. – Zacznij wrzeszczeć, odwróć jego uwagę!
Po chwili wahania reżyser ryknął:
– Attyla! Co ty, do cholery, wyrabiasz? Uspokój się, natychmiast! Wstrętny niedźwiedź! Jak nie przestaniesz, wytnę wszystkie sceny z twoim udziałem.
Attyla zatrzymał się osłupiały i wlepił wzrok w Jaya.
– Wrzeszcz dalej! – zawołał Nick Jayowi nie trzeba było tego powtarzać. Niedźwiedź wydał z siebie groźny pomruk i zaszarżował w stronę reżysera.
– Attyla, stop! – krzyczała Carly na całe gardło. Tym razem była na tyle blisko, że niedźwiedź usłyszał polecenie, i stanął w miejscu.
Chłopcy właśnie wdrapywali się na ogrodzenie.
– Grzeczny miś – pochwaliła Carly, czując, że krew odpływa jej z twarzy.
Zdyszana, zwolniła kroku. Nick wyprzedził ją i kiedy doszła do ogrodzenia, obejmował już obu chłopców i wymieniał uwagi z Jayem i Royce’em.
– Co was napadło, żeby tam wejść?! – zawołał Jay do dzieci.
Chłopcy spojrzeli po sobie.
– Żegnaliśmy się ze wszystkimi zwierzętami – wyjaśnił Kyle – ale jak tu przyszliśmy, Attyli nie było na wybiegu.
– Pomyśleliśmy, że wzięliście go na spacer – dodał Brock – więc przeszliśmy przez płot, żeby zamoczyć nogi w basenie. A wtedy Attyla stamtąd wyszedł. – Chłopiec wskazał palcem na betonową jaskinię. – Nigdy byśmy tam nie weszli, gdybyśmy wiedzieli, że Attyla jest w środku.
– Macie szczęście, że Jay wykazał się refleksem – zauważył Nick. – Dzięki temu, że zaczął krzyczeć, uratował wam życie.
Carly spojrzała na Nicka ze zdziwieniem. Czyżby nie słyszał, że to właśnie ona kazała Jayowi wrzeszczeć na niedźwiedzia? Nagle ją olśniło. Oczywiście, Nick wznosi peany na cześć reżysera, bo ma nadzieję, że Jay im się odwdzięczy.
– To był naprawdę bohaterski wyczyn, Jay.
Nick miał taką minę, jakby nie posiadał się z podziwu.
– Tak, byłeś imponujący – dodał Goodie.
– Co ci się udało nakręcić? – Jay zwrócił się do kamerzysty.
– Sam nie wiem. Nie odrywałem palca od kamery. Na pewno mam szarżującego Attylę, uciekających chłopców i ciebie. Twoje wrzaski też się pewnie nagrały.
– To można wykorzystać w promocji. Mając taki materiał, możesz zrobić świetny film reklamowy – zauważył Nick.
Goodie aż klasnął w dłonie z radości.
– Wiesz, Jay, po czymś takim nie zdziwię się, jeśli Oprah Winfrey zaprosi cię do programu. Powinieneś też się znaleźć w „Sześćdziesięciu minutach”.
– Siksel i Ebert też się mogą zainteresować – dodała Carly. – Zadziwisz wszystkich, Jay. Reżyser narażający życie, żeby ratować swoich młodocianych aktorów... Niesamowite!
Jay przyjrzał się zebranym, jakby nie bardzo rozumiał, co się dzieje.
– Przecież niezupełnie ryzykowałem życiem? – wykrztusił w końcu.
– Patrzcie, jaki skromny. Nie zapomniałeś chyba, że ogrodzenie nie jest pod napięciem? Gdyby Attyla się nie zatrzymał, na pewno by cię dopadł – wyjaśniła mu Carly.
Twarz Jaya zrobiła się szara, lecz już po chwili jego skóra odzyskała normalną barwę. Wypiął pierś do przodu.
– Masz rację, Carly, ale który reżyser nie zaryzykowałby, żeby ratować takich wspaniałych chłopców jak Brock i Kyle?
– Royce, masz jeszcze kawałek taśmy?
– Owszem.
– To zanim całkiem ochłoniemy, nakręćmy szczęśliwe zakończenie. Niech wszyscy poza Brockiem i Kylem zejdą z pola kamery.
Carly, Nick i Goodie odsunęli się na bok, a Jay przyklęknął na jedno kolano i uśmiechnął się do chłopców po ojcowsku.
– Posłuchajcie, jak powiem akcja, to macie do mnie podbiec i rzucić się mi na szyję. Royce, jesteś gotowy? No to zaczynamy. Akcja!
Chłopcy puścili się pędem i przylgnęli do Jaya. Uścisnął ich obu serdecznie, po czym z twarzą wyrażającą najgłębsze wzruszenie odwrócił się do kamery. Może nawet uronił kilka krokodylich łez? Po dłuższej chwili powoli podniósł dłoń i otarł nią twarz.
– Stop! Chłopaki, byliście świetni – pochwalił dzieci. Podniósłszy się z ziemi, podszedł do Carly i Nicka i położył im dłonie na ramionach.
– Potrafię docenić prawdziwe zasługi. Ten pomysł z promocją był naprawdę świetny. Sam nie wiem, jak wam dziękować.
Goodie odchrząknął.
– Pewnie by się nie pogniewali, gdybyś szepnął o nich dobre słowo tu i ówdzie.
– Macie to jak w banku – zapewnił Jay. – Jeśli następnym razem potrzebne mi będą zwierzęta, na pewno skorzystam z waszych usług.
Niech nas Bóg strzeże, pomyślała Carly i uśmiechnęła się promiennie.
W drodze do domu spotkali Dylana.
– Właśnie skończyłem. Zwierzęta są już nakarmione, ptaszarnia sprzątnięta, a psy dostały nagrodę. Tylko nie wiem, czy będziecie mnie nadal potrzebować. Po wakacjach też chętnie wam pomogę, przynajmniej w weekendy.
– Nie martw się, zawsze tu znajdziesz zajęcie – zapewnił Nick.
– To świetnie. Aha, Jonathan mówił, żeby do niego zadzwonić, jak będzie za dużo roboty. Strasznie mu się spodobało trzymanie warty przy wybiegu. Do widzenia!
– zawołał i pożegnał się uszczęśliwiony.
Carly słuchała go ze ściśniętym gardłem. Przecież Nick wie, że we dwójkę z Gusem świetnie dawali sobie radę. Gdyby zamierzał zostać, nie potrzebna by była im pomoc. Czy to znaczy... ?
Wręcz przestraszyła się chwili, kiedy w końcu zostaną sami i Nick wyjawi jej swoje plany. Czy wytrzyma, nie widząc na co dzień jego ujmującego uśmiechu?
– A nie mówiłem, żebyś się nie martwiła na zapas?
– spytał. – Nie mogło być lepiej. Jay nie posiada się ze szczęścia. Carly, czy coś się stało?
– Nie wiem, ale jak powiedziałeś Dylanowi, że będzie miał u nas zajęcie, to pomyślałam, że...
– Że co?
– Że jednak postanowiłeś wrócić do Edmonton i założyć agencję.
– Przytul się do mnie i posłuchaj: od lat marzyłem o założeniu takiej agencji, ale teraz ważne jest tylko to, żebyśmy byli razem. Poza tym nigdy nie pracowałem sam i na pewno tęskniłbym za towarzystwem, więc jeśli się zgodzisz, zostanę w Wild Action jako twój wspólnik.
– Jak bym się mogła nie zgodzić? O niczym innym nie marzę. Tylko czy nie będziesz żałował? Chciałbyś pracować wśród zwierząt?
– To, że będziesz przy mnie, jest wystarczającą rekompensatą. W dodatku wręcz polubiłem nasze zwierzaki.
– To dlaczego mówiłeś, że Dylan będzie miał dużo pracy?
– Bo sądzę, że ty i ja będziemy mieć mnóstwo innych zajęć.
– Ciekawe, jakie to zajęcia masz na myśli?
– Chodź, to ci pokażę – szepnął i pocałował ją gorąco.
– Wiesz co? – powiedziała po chwili. – Chyba rzeczywiście zatrzymam Jonathana.
Wzrok Carly padł na zaproszenie zatknięte
za ramę lustra. Przeczytała:
Carly i Nicholas Montgomery mają zaszczyt zaprosić państwa na kanadyjską premierę filmu pt. „Na pomoc”, która odbędzie się w ich domu w sobotę, 21 maja. W programie przewidziane są drinki i bankiet z szampanem. Strój: niekoniecznie wieczorowy.
Nick skończył wiązać krawat. Lepiej nie będzie.
– Mówiłam ci już, jak świetnie wyglądasz w surducie?
– Ostatnio w dniu naszego ślubu. – Wziął Carly za ręce i przyciągnął do siebie. – Jesteś szczęśliwa?
– A czy mogłabym nie być? Jestem zakochana we własnym mężu do szaleństwa, kontraktów mamy aż za dużo, a recenzje z wczorajszej premiery „Na pomoc” są wręcz znakomite.
Nick wziął ją w ramiona i pocałował w usta.
– A teraz już mi nic nie brakuje do szczęścia – szepnęła i właśnie miała odwzajemnić pocałunek, kiedy Lisa zapukała do drzwi.
– Hej tam, papużki nierozłączki, pospieszcie się, bo idą pierwsi goście.
Zeszli na dół w samą porę, by powitać Royce’a z narzeczoną.
– Idźcie do solarium i nalejcie sobie drinki. Urządziliśmy tam barek, żeby Krakers nie czuła się osamotniona.
Zaczęli nadciągać pozostali goście, aż w końcu bracia Mara rozochocili się tak bardzo, że Carly musiała przegonić ich na dwór.
– Tylko nie odchodźcie zbyt daleko, bo się spóźnicie na film! – zażartowała.
O dziewiętnastej trzydzieści Nick zaprosił wszystkich do zajęcia miejsc na krzesłach ustawionych w rzędach u stóp werandy, na której ustawiono wideo i duży telewizor, wynajęty specjalnie na tę okazję.
Dylan przyprowadził Attylę i usadził go w ostatnim rzędzie, między Nickiem a Carly.
– Na początek pokażemy wam nagranie z wczorajszej premiery w Los Angeles, które Goodie przesłał nam dziś rano – zapowiedziała Carly.
Nacisnęła odpowiedni przycisk i na ekranie pojawiła się pierwsza scena z Hollywood. Wszyscy patrzyli, jak Kyle i Brock, o kilka centymetrów wyżsi niż w lecie, przybywają na premierę, kłaniając się obecnym w istnie dworski sposób. Za nimi pojawili się Sarina i Garth, potem Jay w towarzystwie młodziutkiej aktoreczki, i w końcu Goodie z kolejną, chyba szóstą już żoną.
– A teraz zapraszam na film – rzekła Carly z przejęciem.
Skończyła się czołówka i akcja rozpoczęła się na dobre. Patrząc na sceny w mieście i Camp RunaMuck, Carly nie mogła się doczekać, kiedy w końcu przeniosą się do lasu. No, nareszcie!
Nick wyciągnął rękę za grzbietem niedźwiedzia i ścisnął jej dłoń, kiedy ich podopieczny po raz pierwszy pokazał się na wizji. Na widok konkurenta na ekranie, Attyla wyprostował się i zmarszczył nos, wietrząc nieprzyjaciela.
– Uspokój się, to przecież ty! – pogłaskała go Carly. Wszyscy odwrócili głowy i spojrzeli na braci Mara, kiedy zawyli jednym głosem, razem z wilkami, które udawali na ekranie.
Akcja wartko toczyła się dalej.
– Jak myślisz, zanosi się na przebój? – spytał Nick i wychylił się zza karku Attyli, żeby zobaczyć żonę.
– Och, Nick – powiedziała, ściskając mu rękę. – Całe moje życie okazało się przebojem. Dziękuje.