Bertrice Small
Zdradzona
(Betrayed)
Przełożyła Hanna Rostkowska-Kowalczyk
SZKOCJA I ANGLIA
Koniec lata 1422 - wiosna 1424
Pasma niebieskiej mgły rozciągały się nad polem, na którym, w świetle wstającego dnia, spokojnie pasło się stado kudłatych, długorogich krów. Ukryci w cieniu drzew członkowie klanu obserwowali samotną postać, która, poruszając się ostrożnie między zwierzętami, oddzieliła kilka sztuk od stada i zaczęła je pędzić w przeciwnym kierunku.
– Zuchwały czort – nie bez nutki podziwu zauważył Jamie Gordon, zwracając się do swojego najstarszego brata, pana na Loch Brae.
Angus Gordon, wyraźnie rozdrażniony, zmrużył oczy. Odezwał się zimnym, opanowanym głosem:
– Zanim słońce przejdzie połowę swojej dziennej drogi, ten drań wyląduje w piekle. Puśćcie psy!
Uwolnione ze smyczy gładkowłose charty, szare jak niebo, i ciemniejsze, bardziej kudłate i masywne psy myśliwskie, które mogłyby przewrócić człowieka w biegu, rzuciły się przed siebie. Szczekając i ujadając szaleńczo, rozproszyły się pomiędzy bydłem, chcąc dopaść intruza, który bezprawnie wkroczył na pastwisko ich pana.
– Za nim, chłopcy! – zawołał Angus Gordon do swoich ludzi. – Kiedy dopadniemy złodzieja, powiesimy go na najbliższym drzewie.
Członkowie klanu z Loch Brae wyszli z ukrycia spomiędzy drzew i pobiegli przez łąkę za rabusiem, który pędził w kierunku lasu po drugiej stronie pól. Ludzie klanu wiedzieli, że największe szanse na złapanie go mają tutaj, zanim dotrze do bezpiecznego leśnego gąszczu; ale ich zwierzyna też o tym wiedziała. Ta wiedza zmusiła uciekającego do rozpaczliwego wysiłku. Biegł, jakby miał skrzydła u nóg.
– A niech to diabli! – zaklął gwałtownie Angus, kiedy złodziej zniknął pomiędzy drzewami. – Chyba go zgubiliśmy.
– Może jeszcze psy go dopadną, Angusie – z nadzieją w głosie odezwał się jego brat. – Ścigajmy go dalej.
Pan na Loch Brae potrząsnął głową. W lesie nieopodal przepływał strumień i złodziej, jeśli dobrze znał okolicę, a z pewnością tak właśnie było, zmierzał prosto w tamtą stronę. Psy zgubią trop.
Mimo tych obaw prowadził swoich ludzi w las. Biegnące przed nimi ujadające psy nagle ucichły. Po chwili rozległo się szczekanie i wycie.
– Straciły go – powiedział z irytacją Angus. – Wszedł do wody.
Dotarli do miejsca, gdzie na brzegu strumienia kręciły się psy. Jamie Gordon przebrnął przez wodę na drugą stronę, żeby znaleźć miejsce, gdzie złodziej wyszedł na brzeg, ale nie był w stanie wytropić żadnych śladów. Kręcąc głową, przeszedł z powrotem strumień.
Angus, patrząc w ziemię, powoli wędrował wzdłuż brzegu. Przecież ścigany musiał zostawić jakieś ślady na miękkim podłożu. W końcu uśmiechnął się krzywo.
– Nasz złodziej ma doświadczenie w zwodzeniu pościgu – powiedział. – Ciekawe. – Dał znak swoim ludziom. – Rozejdźcie się po obu brzegach. Sprawdźmy, czy nie uda nam się odszukać jakichś śladów tego drania. Nie mógł rozpłynąć się w powietrzu.
Przez pewien czas ludzie Gordona starannie przeczesywali brzeg szybko płynącej strugi, ale nie udało się znaleźć żadnego śladu.
– Gdzie mógł się podziać? – zapytał Jamie.
Pan na Loch Brae wzruszył ramionami.
– Ocaliliśmy stado – odezwał się – i chociaż miałbym ochotę powiesić złodziejaszka, cieszę się, że udało nam się zapobiec rabunkowi, mały Jamie. Wracajmy do domu.
Na jego znak wszyscy wydostali się z lasu. Jednak kiedy dotarli na pastwisko, z ust Angusa Gordona popłynął stek przekleństw.
– Co się stało, Angusie? – spytał brat.
– Popatrz tylko, mały Jamie. W stadzie brakuje ośmiu sztuk. Do diabła! Ten sukinsyn wrócił! Nic dziwnego, że nie mogliśmy go wytropić. Schował się na drzewie. Na tej ogromnej gałęzi nad wodą! Oczywiście! Wszedł do wody, gubiąc psy, po czym wspiął się na drzewo. To dlatego nie było jego śladów. Cwany drań. A ja jestem przeklętym głupcem. Zostaliśmy pięknie wykiwani. – Zwrócił się do głównego pastucha. – Ile to straciliśmy w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, Donal?
– Dokładnie tuzin, mój panie – odpowiedział pastuch. – Cztery zeszłej jesieni, a dzisiaj osiem. Zuchwale sobie poczyna ten złodziej.
– Owszem – ponuro przytaknął Angus. – Jest potwornie zuchwały i odrobinę za sprytny, jak na mój gust, ale może się jeszcze okazać, że nie wystarczająco sprytny. Ziemia jest jeszcze mokra po wczorajszym deszczu. Nie dość wilgotna, żeby zachować, ślady naszego lekkonogiego rabusia, ale z pewnością wystarczająco rozmiękła, aby odcisnęły się w niej kopyta ciężkich krów, które pędzi. Mogę się założyć, że zaraz natrafimy na trop mojego stada. Damy naszemu złodziejaszkowi trochę czasu, aby myślał, że udało mu się nas przechytrzyć, a potem spróbujemy znaleźć ślady i dojść za nimi do jego siedziby. Niech ma czas dotrzeć na miejsce. Nie chcę, żeby moje krowy pędziły na oślep między drzewami, robiąc sobie krzywdę.
Pan na Loch Brae, jego brat i ich ludzie usiedli, żeby trochę odczekać. Zapalili fajki. Wydobyli placki owsiane i flaszki z jabłecznikiem, żeby się posilić. Prowadzili cichą rozmowę. Wreszcie Angus podniósł się z ziemi.
– Już czas – rzekł do pozostałych. Wszyscy posłusznie wstali, wytrząsając resztki popiołu z fajek i opróżniając flaszki. – Dobrze, chłopcy, ruszamy – powiedział pan na Loch Brae. – Sztuka srebra dla tego, kto pierwszy zauważy tropy!
Członkowie klanu rozproszyli się na wszystkie strony i szybko znaleźli ślady bydła. Prowadziły one z powrotem do lasu i na drugą stronę tego samego strumienia, który już wcześniej częściowo przeszli w bród. Potem ruszyli ledwo widoczną ścieżką, pnącą się w górę zbocza. Odciski krowich kopyt były wyraźne. Zaczął padać drobny deszcz, ale ślady zdecydowanie prowadziły tą dróżką, nie było innej możliwości.
– Donal – Angus zwrócił się do swojego głównego pastucha. – Wiesz może, gdzie prowadzi ten trop?
– To będą chyba ziemie należące do Hayów ze Wzgórza, mój panie – odparł Donal – ale ten stary drań, Dugald Hay, i jego żona, niech Bóg błogosławi jej dobrą duszę, oboje od dawna nie żyją. Obiło mi się kiedyś o uszy, że mieli jakieś dzieci, ale nie znam nikogo, kto by je widział. Nie jestem nawet pewny, czy ktoś z tej rodziny jeszcze żyje.
– Ktoś musiał pozostać przy życiu, skoro ukradł moje krowy – ponuro odparł Angus. – Kiedy więc złapiemy złodzieja, powiesimy go dla przykładu, żeby już nikomu nie przyszło do głowy kraść bydło Gordonów.
Na grzbiecie wzniesienia ścieżka wychodziła nagle na rozległą polanę. Na jej skraju przycupnął warowny dom z kamienia. Za nim stała stodoła, również zbudowana z kamienia. A na niewielkiej łączce pasło się spokojnie osiem krów. Pan na Loch Brae uśmiechnął się, zadowolony z odnalezienia swojej własności, nie miał bowiem żadnych wątpliwości, że widzi swoje bydło. Teraz musiał już tylko znaleźć złodzieja i ukarać go. Wiodąc za sobą ludzi, pewnym krokiem podszedł do solidnych, dębowych drzwi domu i zabębnił w nie pięścią. Otworzyły się prawie natychmiast.
– O co chodzi, panie? – Przed Angusem stanęła malutka staruszka o bystrych, piwnych oczach. Miała na sobie suknię czystą, chociaż trochę zniszczoną. Pomimo swoich drobnych rozmiarów skutecznie zatarasowała wejście do domu.
– Jestem panem na Loch Brae – oświadczył z wyniosłością Angus Gordon. – Chcę się zobaczyć z twoim panem.
– Cóż, nie możecie się z nim zobaczyć, panie, chyba że mielibyście ochotę na wycieczkę do piekła, a sądząc po pana wyglądzie diabeł chętnie zatrzymałby pana u siebie – ostro odpowiedziała kobieta. – Dugald Hay nie żyje już od pięciu lat. Pytam więc jeszcze raz, co cię tu sprowadza?
– Kim jesteś? – zapytał Angus.
– Jestem Flora Hay, gospodyni w Tower Hay. Czegokolwiek byście chcieli, i tak tego nie mamy!
– Skąd wiesz, czego chcę? – odrzekł Angus, a lekki uśmieszek uniósł do góry kąciki jego ust. Ciekaw był kogo, a może czego, strzeże ten smok, demonstracyjnie zagradzając mu drogę.
– Bez względu na to, co to takiego, i tak nic tu nie znajdziecie, panie. Jak widać, nie ma tu nic, co miałoby jakąś wartość. – Skłoniła się i spróbowała zamknąć przed nim drzwi.
Uprzedzając jej zamiary, Angus zręcznie wstawił but pomiędzy drzwi.
– Tam na polu macie śliczne stadko krów – rzucił.
Flora przytaknęła.
– Owszem.
– Skąd bierzecie takie ładne bydło? – zadał pytanie.
– Bierzemy? Nie bierzemy bydła, panie. To stado to wszystko, co mamy, i jest przeznaczone na posag dla moich młodszych panienek – wyjaśniła Angusowi Flora, patrząc mu prosto w oczy.
– Te dziewczyny to potomkinie Dugalda Hay?
– Tak.
– A ile sztuk spłodził ten diabeł? – zapytał Angus.
– Floro! Floro, wstydziłabyś się! Nie trzymaj pana z Loch Brae na schodach. Proś go do środka na kielich jabłecznika. – Za plecami gospodyni pojawiła się młoda dziewczyna. Jak na kobietę, była wysoka i niemal przesadnie szczupła. Ubrana w prostą, wełnianą, ciemną suknię, na ramiona zarzuciła czerwono-zielony szal Hayów, spięty delikatną, srebrną broszą. – Jestem Fiona Hay, milordzie, najstarsze dziecko Dugalda i jego żony, Muiry – odezwała się spokojnie.
Niepodobieństwem było się nie zagapić. Fiona Hay była po prostu śliczna. Miała kruczoczarne włosy, z delikatnym błękitnym połyskiem, i niezwykle jasną cerę. W jej pociągłej twarzy o regularnych rysach wyróżniały się zmysłowe usta z małymi, białymi zębami, wąski prosty nos i dwoje owalnych, przesłoniętych ciemnymi rzęsami szmaragdowozielonych oczu.
– A... Angus Gordon, pani – udało się w końcu wykrztusić Angusowi i oderwać wzrok od dziewczyny.
– A co sprowadza was do siedziby Hayów ze Wzgórza, panie? – spytała opanowanym głosem, wprowadzając go do wnętrza domu.
– Chcę z powrotem moje bydło, pani – stwierdził bez ogródek.
Zwróciła na niego swoje szmaragdowozielone oczy i powiedziała:
– Nie mam twojego bydła, milordzie. Czemu sądzisz, że je mam? – Poprowadziła go schodami na górę, do holu. – Floro, przynieś jabłecznik dla milorda.
– Na twojej łące, pani, pasie się osiem krów – rzucił Angus, kiedy wraz z bratem i innymi członkami klanu znalazł się w holu. – A dziś rano skradziono osiem krów z mojego stada. Ślady prowadziły na wzgórze, ku twojej łące, na której teraz pasie się osiem sztuk bydła. Nie trzeba być specjalnie mądrym, żeby rozwiązać taką zagadkę.
– Bydło na łące należy do mnie, panie – stwierdziła spokojnie. – Stanowi posag moich dwóch sióstr bliźniaczek. Przykro mi, że straciłeś krowy, ale te na łące nie są twoje.
Jak to jest, że ktoś może mieć taki słodki i niewinny wygląd, a jednocześnie być taki bezczelny, pomyślał Angus. Cholernie dobrze wiedział, że bydło na łące za domem należy do niego. Ona też świetnie to wiedziała, jednak potrafiła kłamać bez drżenia powiek, patrząc mu prosto w oczy. Była wykapaną córeczką swojego ojca. Nie miał co do tego wątpliwości. Ale za chwilę zabawa musi się skończyć.
– Przed chwilą mój brat obejrzał stado, szukając specjalnych znaków, którymi napiętnowane są wszystkie moje krowy. Skoro wszystkie sztuki są tak oznakowane, nie ma chyba wątpliwości, że należą do mnie – surowym głosem oświadczył Angus.
– Bydło jest moje – słodko odparła Fiona Hay. – Znakuję swoje krowy, nacinając im lewe ucho.
Zatkało go. W życiu nie spotkał bezczelniejszej dziewuchy!
– Co za zdumiewający przypadek – wyrzucił przez zaciśnięte zęby. – Moje bydło znakowane jest dokładnie w ten sam sposób.
– A więc mamy jedynie moje słowo przeciwko twojemu, Angusie Gordonie – powiedziała słodziutko.
– Świetnie wiesz, że krowy są moje, pani – rzekł zirytowany. – Są moje i zamierzam je odebrać!
– Krowy są moje – odparła ostro Fiona, po czym złagodziła ton. – Moje młodsze siostry, Elsbeth i Margery, jutro mają zostać wydane za mąż. Każda z nich ma wnieść swojemu przyszłemu mężowi w posagu po cztery sztuki, mój panie. Czy chciałbyś odebrać tym biednym dziewczynom jedyną szansę na godne małżeństwo?
Angus doszedł do wniosku, że bardzo by mu się przydał nie podany jeszcze, a obiecany jabłecznik. Jego ludzie tłoczyli się wokół, chciwie słuchając wymiany zdań między ich przywódcą i tą śliczną dziewczyną. Widział, że ich sympatia jest po stronie dziewczyny, i to nie dlatego, żeby byli nielojalni, lecz ze względu na to, iż Fiona Hay jest dzielną sierotą, która robi wszystko co może dla dobra swojej rodziny. Tak przynajmniej się wydawało.
– Pański jabłecznik, milordzie – odezwała się Flora, wręczając mu poczerniały, srebrny puchar i obrzucając niechętnym spojrzeniem.
– Jamie, chłopcze, jak tam krowy? – Angus zapytał brata.
James Gordon skinął głową.
– Wszystkie mają ponacinane lewe uszy. Mogłyby być nasze, Angusie.
– Mogłyby być? – wrzasnął Angus na młodszego brata. – Mogłyby?
– Cóż, Angusie – odezwał się Jamie, niewzruszony tym wybuchem – jeśli pani Hay znakuje swoje krowy tak samo jak my, na lewym uchu, któż może powiedzieć, do kogo należą, skoro same krowy nie chcą nam tego zdradzić.
Mężczyźni zgromadzeni w holu roześmiali się, ale ucichli pod wściekłym wzrokiem swojego pana.
– Angusie – James Gordon zaczął mówić tak cicho, żeby tylko brat mógł go usłyszeć. – Nie miej takiego zatwardziałego serca. Jeśli bydło rzeczywiście jest nasze, to trzeba przyznać, że dziewczyna wykazała się niezwykłym sprytem, kradnąc je nam sprzed nosa. Masz tyle krów, że nawet nie sposób ich policzyć. A bez nich siostry Fiony nie zdobędą mężów. A poza tym, istnieje prawdopodobieństwo, iż bydło naprawdę należy do nich, więc mógłbyś wyrządzić Hayom ogromną niesprawiedliwość.
– Stado jest moje – niemal szeptem odezwał się Angus do Jamesa. – Na miły Bóg, Jamie, chłopcze, rozejrzyj się. Ten rozpadający się budynek niewiele przypomina dom wodza. I spójrz na dziewczynę. Owszem, jest piękna, ale chuda jak szczapa, podobnie jak tamta staruszka. Mogę się założyć, że w stodole nie ma nic, co warto by było ukraść. Zaglądałeś tam?
– Stara szkapa i kucyk, chude jak ich pani.
– Zastanów się więc, jak mogliby mieć stado ośmiu tłustych krów? – rozsądnie zapytał Angus. – Bydło jest moje. Jeśli pozwolę, żeby dziewczyna je ukradła bezkarnie, każdy złodziejaszek w okolicy będzie próbował mnie okraść. Daruję jej karę, bo jest tylko młodą dziewczyną, ale z pewnością nie będzie mogła mi zapłacić za bydło. Nie mam więc innej możliwości, jak tylko je zabrać.
– Daj jej przynajmniej możliwość zakupu krów – poprosił wielkoduszny James.
– Dobry z ciebie dzieciak, Jamie – powiedział starszy brat. I zwrócił się do Fiony Hay: – Bydło jest moje, panno Hay. Oboje wiemy, że taka jest prawda. Nie będę więcej o tym z tobą dyskutował. Jeśli jednak chciałabyś kupić te krowy ode mnie, chętnie ci je odsprzedam. – Popatrzył jej prosto w oczy.
Zmierzyła się z jego wzrokiem. Zauważyła, że Angus jest wysoki i mocno zbudowany. Miał ciemne włosy, tak jak ona, i zielone oczy, lecz nie tak szmaragdowe jak jej.
Z rozpaczą pomyślała, że nie może zabrać jej krów. Nie może! Nie w chwili, gdy jutro mają przybyć Walter Innes i Colin Forbes, żeby poślubić jej siostry. Czemu tak długo zwlekała z kradzieżą tego przeklętego bydła? Gdyby tylko w ciągu ostatnich paru miesięcy brała po dwie sztuki... Prawda jednak była taka, że nie miałaby czym ich karmić. Krowy straciłyby przez ten czas na wadze. Nie mogłaby dać swoim przyszłym szwagrom wymizerowanych zwierząt. Próbowała ukraść bydło w ubiegłym tygodniu, ale psy pilnujące stada zaczęły tak szczekać, że obudziłyby nawet umarłego. Podejrzewała, że właśnie to wydarzenie zaalarmowało pana na Loch Brae i skłoniło go do baczniejszego obserwowania swojego bydła. I co teraz miała począć?
– No i co, panno Hay? Kupisz moje krowy czy też mam je zabrać na ich pastwisko? – zapytał Angus Gordon.
W tym właśnie momencie Fionie przyszedł do głowy szalony pomysł, który może rozwiązałby problem. Angus nie mógłby zaakceptować jej oferty, ale na pewno zawstydziłby się i zostawił ją w spokoju.
– Mam tylko jedną cenną rzecz, którą mogłabym ci oferować w zamian za bydło, mój panie – powiedziała, nadal odmawiając przyznania, że krowy są jego własnością. – To moja najcenniejsza własność. Przyjmiesz ją?
– Zgódź się! – wysyczał James do swojego starszego brata. – Honor będzie zachowany i nikt nie będzie mógł powiedzieć, Angusie, że jesteś miękki.
– Najpierw muszę się dowiedzieć, co to za cenna rzecz, Jamie – odpowiedział bratu Angus. Powtórnie skierował wzrok na Fionę. – Cóż takiego cennego chcesz więc mi dać w zamian za krowy, panno Hay? Tuzin krów nie jest mało wart, dziewczyno.
– Osiem, panie – słodko rzuciła Fiona.
– Dwanaście, wliczając te, które ukradłaś mi poprzedniej jesieni – odparł równie słodko, szukając jej spojrzenia.
– W sumie dwadzieścia. Będę jeszcze potrzebowała ośmiu sztuk, żeby wyposażyć moje dwie młodsze siostry. Ale teraz dziewczynki mają zaledwie dziesięć i siedem lat.
Była najzuchwalszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek zdarzyło mu się spotkać, pomyślał Angus z rozbawieniem. Bezczelnie ukradła jego krowy, a kiedy została przyłapana, próbuje targować się z nim o więcej. Nie miał tak kamiennego serca, jak sądził Jamie, ale gdyby pozwolił dziewczynie umknąć konsekwencji kradzieży, kłopotom nie byłoby końca. Udało mu się zachować surowy wyraz twarzy, choć nie było to łatwe. Brat miał rację. Fiona Hay to wyjątkowo sprytna bestia, ale przecież on też nie jest głupcem.
– Dwadzieścia krów to kosztowna rzecz, panno Hay. Musisz być pewna, że rzecz, którą zamierzasz mi podarować, jest nie mniej wartościowa, a może nawet cenniejsza. Co więc proponujesz mi w zamian za moje krowy?
– Moje dziewictwo – spokojnie odparła Fiona, nie spuszczając wzroku. Stała wyprostowana, dumna i wyzywająca.
– Boże!
Jedynie lekkie uniesienie brwi świadczyło o zaskoczeniu Angusa. To była najbardziej bezwstydna propozycja, jaką zdarzyło mu się usłyszeć. Nagle zrozumiał, że dziewczyna nie spodziewa się, aby na to przystał. Najwyraźniej zakładała, że będzie tak zdumiony jej śmiałością, iż ogarną go wątpliwości i odjedzie, zostawiając jej krowy. Posłał jej wilczy uśmiech.
– Przyjmuję ofertę, panno Hay. Twoje dziewictwo w zamian za dwadzieścia moich krów. Wygląda to na uczciwy interes, chociaż mam wrażenie, że mogłaś wytargować więcej.
Zaskoczona Fiona straszliwie pobladła. Co to za człowiek, który przystał na takie rozwiązanie? Jakąż idiotką była, proponując coś takiego?
Pan na Loch Brae splunął w dłoń i wyciągnął do niej rękę. Nagle zmiękły jej nogi w kolanach. Hayowie ze Wzgórza byli biedni, ale honorowi, tak zawsze mówiła jej matka, toteż teraz Fiona nie miała wyjścia, jeśli nie chciała ściągać niesławy na nazwisko rodowe. Napluła więc na rękę i wyciągnąwszy ją, uścisnęła jego dłoń.
– Umowa zawarta, panie – stwierdziła, ani na chwilę nie spuszczając z niego wzroku, chociaż czuła nerwowe skurcze w żołądku.
– O nie, Fi! Nie możesz tego zrobić! – zawołały równocześnie dwa dziecinne głosy.
Dwie dziewczynki przepchnęły się pomiędzy ludźmi Gordonów do miejsca, gdzie stała ich starsza siostra. Miały rude włosy, piwne oczy i niemal identyczne rysy twarzy.
Były niezwykle strapione.
– Umowa została już przypieczętowana, siostry – powiedziała Fiona.
– Ale jeśli oddasz mu swoje dziewictwo, kto później będzie cię chciał pojąć za żonę? – ze łzami w oczach zapytała Elsbeth.
– Jeśli nie oddam mu swojego dziewictwa, któż weźmie ciebie za żonę, Elsbeth? Albo Margery? Obawiam się, że jeśli Forbesowie i Innesowie nie dostaną waszego posagu, nie będą was chcieli. Poza tym, zanim bezpiecznie wydam za mąż Jeannie i Morag, będę już za stara na zamążpójście. Nie mam nic przeciwko temu, żeby się zestarzeć tutaj, na Wzgórzu.
– Ale co będzie, jeśli zrobi ci dziecko? – spytała Margery.
– Gordonowie dbają o swoją własność, panno Hay – zapewnił ją Angus. – Jeśli twoja siostra będzie miała moje dziecko, zajmę się i nią, i dzieckiem.
Dziewczynki równocześnie zaczęły szlochać.
– Floro – odezwała się ich starsza siostra – zabierz je do naszej komnaty i zostań z nimi, dopóki cię nie zawołam.
Stara kobieta wyprowadziła dziewczynki, na przemian przemawiając do nich pieszczotliwie, to znów besztając.
– Uciszcie się już. Marsz na górę! Wprawiacie w zakłopotanie waszą siostrę. A ona jest taka dzielna i myśli tylko o waszym szczęściu.
– Gdzie jesteś, Tam? – Fiona zawołała męża Flory.
– Tutaj, panienko. – Starszy mężczyzna przecisnął się między ludźmi Gordonów.
– Czy mamy dosyć jabłecznika, żeby zaspokoić pragnienie tych wszystkich mężczyzn?
– Tak – odparł ponuro Tam.
– Zejdźcie na dół po schodach i wyjdźcie na dwór, chłopcy – rozkazał Angus swoim ludziom. – Tam przyniesie wam jabłecznik. Odświeżcie się, gdy w tym czasie ja i panna Hay dokonamy ostatecznych ustaleń. Ty również, Jamie, chłopcze. – Angusowi nie był potrzebny James, odwołujący się do jego sumienia.
Kiedy hol opustoszał, Fiona poprosiła, żeby Angus zasiadł przy kominku.
– Nie mogę poczęstować was winem – przyznała uczciwie. – W piwniczce zostały mi zaledwie dwie beczki. A Forbesowie i Innesowie lubią wypić. Skinął głową i uniósł kielich
– Wystarczy mi jabłecznik. Śluby mają się odbyć jutro? – Usadowił się przy palenisku, ale mały ogień nie oferował wiele ciepła.
– Tak. Colin Forbes ma poślubić Margery, a Walter Innes Elsbeth. Jutro wczesnym rankiem pojawią się tu ze swoimi ludźmi i kobziarzami. A z opactwa Glenkirk przybędzie mnich, żeby odprawić ceremonię. Nie mamy własnego księdza. Mój ojciec nie lubił księży, ale matka upierała się, żeby wzywać księdza za każdym razem, kiedy rodziła, abyśmy mogli zostać ochrzczeni albo pochowani. Kiedy umarła przy urodzeniu Morąg, nie posłaliśmy po księdza. Morag nie jest ochrzczona, a matka nie wyspowiadała się przed śmiercią. Kiedy umierał nasz ojciec, nie posłałam po księdza dla niego, chociaż mnie o to błagał. Jutro, po zaślubinach moich sióstr, poproszę księdza, żeby ochrzcił Morąg. Niedobrze, że jest poganką.
– Po zaślubinach pojedziesz ze mną do zamku Brae – zakomunikował Angus. – Również twoje dwie małe siostrzyczki i dwójka starych służących. Nie mogą pozostać tutaj, Fiono Hay. Zdumiony jestem, że ta wieża jeszcze się nie zawaliła. U mnie wszyscy będziecie bezpieczni.
W co też się pakuję? – zapytywał sam siebie Angus. Ale przecież nie mógł pozostawić dwóch małych dziewczynek pod opieką starych służących, w budynku, który lada chwila mógł się im zawalić na głowy.
– To mój dom, panie – z dumą rzekła Fiona. – Może nie jest taki wspaniały jak twój, ale go nie porzucę. Nie masz prawa mnie o to prosić. Zaoferowałam ci jedynie moje dziewictwo. I chociaż nie mam pojęcia o tych sprawach, wydaje mi się, że możesz je wziąć jedynie raz.
Angus Gordon musiał się roześmiać. Była szalenie śmiała, podejrzewał jednak, że się bała, choć nie okazywała tego po sobie.
– Niech ci się nawet przez chwilę nie wydaje, że ci odpuszczę twoje występki, dziewczyno. Zaś dziewictwo, nawet królewskie, w żaden sposób nie starczy jako zapłata za dwadzieścia sztuk bydła. Pojedziesz ze mną do Loch Brae i będziesz tam mieszkała jako moja kochanka, dopóki nie uznam, że odpracowałaś swój dług – oświadczył. – Jestem uczciwym człowiekiem, Fiono Hay. Twoje siostry będą mieszkały z tobą, a także twoi służący. Będą dobrze traktowani. Zadbam o nich, jakby należeli do mojej własnej rodziny. Będziecie otrzymywać regularne posiłki, a jeśli dziewczynki są tak wychudzone jak ty i obie panny młode, to porządne jedzenie bardzo im się przyda.
– Nie potrzebujemy twojej litości! – wrzasnęła Fiona.
– Litości? Nie, dziewczyno, to nie litość. Zapłacisz mi co do grosza, obiecuję ci to. – Wyciągnął rękę i ujął jej dłoń, uśmiechając się leciutko na widok jej zdumionego spojrzenia, gdy jego palce zacisnęły się na jej palcach. – Ile masz lat, Fiono?
– Piętnaście – odpowiedziała. Jej dłoń drżała w jego uścisku.
– Kiedy umarła wasza matka? Pamiętam ją z dawnych czasów. Miała zostać drugą żoną mojego ojca. Jeśli nie liczyć rudych włosów, to twoje młodsze siostry są jej wierną kopią.
– Umarła przy urodzeniu Morag. Miałam zaledwie osiem lat, kiedy zostałam panią tego domu – odparła Fiona. – Nasz ojciec umarł, kiedy miałam dziesięć lat.
Był wstrząśnięty. Jeśli nie liczyć dwójki starych służących, mieszkała na Wzgórzu sama, wychowując siostry, od kiedy ukończyła dziesięć lat.
– Jak ci się udało znaleźć mężów dla swoich sióstr?
– Ostatniego lata wybrałyśmy się na turniej – wyjaśniła. – Tam właśnie Anne poznała Duncana Keitha i pobrali się na jesieni. Wtedy też Margery i Elsbeth spotkały Colina i Waltera, ale dotychczas były za młode do zamążpójścia. Sądzę, że trzynaście lat to właściwy wiek na małżeństwo. Anne nie będzie tu jutro, bo jej dziecko ma się niedługo urodzić, a jest mężatką od niespełna roku. Duncan jest bardzo zadowolony, że okazała się taka płodna.
Uśmiechnął się do niej.
– Twoja matka też była płodna.
– Owszem, tyle że mama rodziła jedynie żywe dziewczynki. Jej trzej synowie albo urodzili się martwi, albo też umarli zaraz po urodzeniu. Widzisz, to było przekleństwo mojej babki, ciążące nad naszym ojcem – uroczyście zakomunikowała Fiona. – Dlatego otrzymaliście ziemie w dolinie, które należały do mojego dziadka Haya. Znałeś go?
– Tak. A ty nie?
– Mój ojciec nie pozwoliłby nam zejść do doliny, zresztą mama również, odkąd porwał ją z domu jej rodziców – wyjaśniła Fiona. – Ojciec powtarzał, że dziadek jest upartym starcem, do którego nie docierają logiczne argumenty i który wolał oddać ziemie Hayów w obce ręce, niż przyznać, że nie ma racji. Nigdy nie przebaczył naszemu dziadkowi i przeklinał go nawet na łożu śmierci.
– Ewan Hay nigdy nie wybaczył twojemu ojcu wykradzenia córki, ale był to uczciwy człowiek, dumny i dobry. Polubiłby cię, dziewczyno, chociaż nie sądzę, aby mógł w pełni pochwalać twoje zuchwałe metody postępowania.
– A czy pochwaliłby twój śmiały układ ze mną, panie? – chytrze spytała Fiona. – Może jestem bezwstydna, ale zrobiłam to, co musiałam, żeby zadbać o przyszłość moich sióstr. Tylko ja im zostałam, żeby je chronić.
– Nie uda ci się mnie zawstydzić swoją dobrocią, Fiono Hay – przekomarzał się z nią. – Musisz chyba rozumieć, że nie mogę ci pozwolić na uniknięcie kary za twoje zbrodnie przeciwko mnie. Gdybym się na to zgodził, naraziłbym się na mnóstwo kłopotów ze strony naszych sąsiadów, którzy uznaliby mnie za słabeusza. Muszę dbać o spokój w tym rejonie do czasu powrotu króla. A nie mógłbym tego czynić, mając opinię człowieka tchórzliwego i bezsilnego. Nie, dziewczyno, musisz zapłacić za swoje grzeszki.
– My mamy króla? – zapytała zdumiona. – Sądziłam, że naszym władcą jest książę Albany.
– Był regentem królewskim; gdyż król James przebywa w niewoli w Anglii jeszcze od czasów przed twoim narodzeniem –wyjaśnił. – Przed dwoma laty, po śmierci księcia, jego miejsce zajął jego syn, Murdoch, ale to słaby głupiec. Trwają więc nieustanne negocjacje, aby w końcu król wrócił do kraju. Spędziłem jakiś czas z królem w Anglii. Jesteśmy spokrewnieni. Obie nasze babki były z Drummondów.
Fionie udało się wyswobodzić dłoń z delikatnego, lecz mocnego uścisku Angusa. Odkryła, że trudno jej się myśli, gdy czuje ciepło jego skóry.
– Czemu król, zamiast w Szkocji, przebywa w Anglii, panie? – Jej ciekawość wzięła górę nad nerwowością.
– Bo został schwytany przez Anglików, kiedy był zaledwie pacholęciem. Widzisz, jego ojciec, stary król Robert, nie był silnym władcą. Kiedy zasiadł na tronie, był już dobrze po pięćdziesiątce, nie miał potężnej budowy ani majestatycznego wyglądu, miewał też okresy ponurego nastroju. Naprawdę nie nadawał się do sprawowania władzy, ale był prawdziwym księciem, więc zdecydowano się na koronację. Jednak po koronacji lordowie powierzyli zarządzanie królestwem jego bratu, lordowi Fife. Rozwinęła się korupcja, bezprawie narastało z dnia na dzień. Król, człowiek uczciwy, choć niezaradny, podjął wreszcie swoje obowiązki, ponaglany przez królową Annabellę Drummond, siostrę mojej babki. Przez następnych parę lat usiłował sprawować rządy, ale nie było to łatwe, gdyż lordowie przyzwyczaili się już do stawiania na swoim. Potem, na dwa lata przed śmiercią, królowa próbowała przejąć władzę. Dostrzegała zagrożenie ze strony swojego szwagra. Chciała mieć pewność, iż jej pierworodny będzie miał bezpieczną pozycję. Najstarszy syn królewski, książę David, został mianowany księciem Rothesay i następcą tronu. Jednak brat króla tak gwałtownie się temu sprzeciwiał, że monarcha czuł się zmuszony mianować go księciem Albany. Potem królowa umarła. Po niej tajemniczą śmiercią zmarł David Stewart, kiedy przebywał ze swoim wujem. Król niepokoił się o swojego jedynego pozostałego przy życiu syna, księcia Jamesa. Ze względów bezpieczeństwa zdecydował się wysłać go do Francji. Niestety, statek kupiecki, którym podróżował książę, wpadł w ręce Anglików. Mały książę został odesłany na dwór króla Henryka. Wieść o dostaniu się syna do angielskiej niewoli zabiła starego króla Roberta. Wuj księcia Jamesa, który został wówczas władcą Szkocji, nie starał się specjalnie o uwolnienie chłopca, co, być może, było najlepszą rzeczą, jaka mogła się zdarzyć. Z pewnością bowiem wuj zabiłby małego króla. Tymczasem Anglicy dobrze opiekowali się chłopcem.
– Teraz więc król wraca do Szkocji?
– Owszem. I Szkocja dobrze na tym wyjdzie, dziewczyno. Król James to silny mężczyzna. Będzie trzymał w ryzach swoje królestwo.
– Nie będzie w stanie narzucać klanom, co mają robić – stwierdziła ze znawstwem Fiona. – Starzy przywódcy klanów nie lubią słuchać niczyich poleceń. Mój ojciec zawsze powtarzał, że mieszkańcy południa nigdy nie zrozumieją nas stąd, ze wzgórz. A przecież górale są jeszcze bardziej niezależni. Prawdę powiedziawszy, obawiam się, że żaden król nie będzie w stanie rządzić całą Szkocją, milordzie.
– Król James dołoży wszelkich starań – rzekł Angus Gordon, pozwalając sobie na lekki uśmiech wobec jej dość przenikliwego podsumowania sytuacji politycznej w kraju. Wydawało się, że z każdym rokiem mieszkańcy północy i południa stawali się sobie coraz bardziej odlegli.
Stary Tam przyniósł im dzban jabłecznika. Napełnił ponownie puchar Angusa, dolał swojej pani i zniknął.
– Znasz króla – mruknęła.
– Anglicy nie mieli nic przeciwko wizytom, gdyż w pewnym sensie wszyscy odwiedzający króla stawali się automatycznie zakładnikami w ich rękach i gwarantami właściwego zachowania Szkocji. Przyjeżdżaliśmy, żeby dotrzymywać towarzystwa naszemu panu i dopilnować, aby nie zapomniał o swoim kraju, bo Anglicy schwytali go, kiedy był bardzo młody. – Nagle zmienił temat. – Gdzie będę dzisiaj spał?
– Z pewnością nie masz na myśli... – Fiona przerwała, pobladły jej policzki. – Nie tej nocy!
– Jezu, dziewczyno, nie! – Przyjrzał jej się uważnie i powiedział – Fiono Hay, jesteś podstępną wiedźmą. Jeśli się przekonam, że nie jesteś dziewicą, zabiję cię, obiecuję. Możesz mi przysiąc, że nigdy nie spałaś z mężczyzną?
– Jestem dziewicą, milordzie, i naprawdę nie jestem nieuczciwa. Chodzi mi tylko o to, że dom jest taki mały. Śpię razem z siostrami w komnacie nad holem, zaś Flora i Tam mają swoje posłania nad nami, na poddaszu. Możesz spać w holu przy ogniu. Poza stajnią nie ma już innego miejsca. Twoi ludzie mogą tam przenocować.
– Kiedy wezmę cię do łóżka, Fiono Hay – oświadczył jej z powagą – to będzie dla ciebie miłe doświadczenie, obiecuję. I nie będziesz się bała. – Uniósł jej twarz, patrząc na nią w skupieniu. – Jesteś śliczną dziewczyną, ale nie dostrzegam w tobie podobieństwa do twojej mamy.
– Mówiono mi, że jestem podobna do ojca – odparła Fiona. – To nie jest dziwne, zważywszy że zostałam poczęta, jak powiedziała mi moja mama, w dniu jej ślubu z ojcem. Wiesz przecież, że go nie kochała, zresztą on też nie darzył jej uczuciem. Pragnął jej ze względu na prawa do doliny, ale ich nie zdobył. Kochał mnie, a przynajmniej tak twierdził, bo byłam jego pierworodną, ale kiedy na świat zaczęły przychodzić moje siostry, zaś bracia stale umierali, stał się okropnie okrutny.– Tej nocy, kiedy urodziła się nasza Morag, tylko raz rzucił na nią okiem i wrzaskiem dał wyraz swojej wściekłości. Moja matka leżała umierająca, jednak w jakiś sposób znalazła siły, żeby zacząć się z niego śmiać. Zabrał ją jedynemu mężczyźnie, którego kochała, tylko z powodu doliny, ale w rezultacie pokonała go, i on o tym wiedział. Wierzę, że moja matka umarła jako szczęśliwa kobieta, panie.
– Mój ojciec nigdy nie przestał jej kochać – powiedział mężczyzna.
– Mogłam być twoją siostrą – rzekła cicho.
– Ale nią nie jesteś, Fiono Hay. Jesteś podstępną, małą złodziejką, która niedługo zostanie moją kochanką, chociaż naprawdę nie pojmuję, czemu przystałem na twoją propozycję. Obawiam się, że będzie z tobą więcej kłopotów niż pożytku. – Tyle że – zachichotał – przy tobie nie będę się nudził.
– Nie, milordzie, nie będzie ci nudno.
Nie był pewien, czy jej słowa zawierały groźbę, czy obietnicę, i już samo to było intrygujące. Wstał i wyprostował się w całej okazałości.
– Muszę zajrzeć do moich ludzi, Fiono Hay. Czy będę mógł zjeść z tobą kolację?
– Oczywiście, i twój brat również, milordzie.
Napotkawszy Jamiego, przekazał mu zaproszenie, ale brat odmówił.
– Chcę wrócić do zamku Brae i przyprowadzić naszych kobziarzy na jutrzejsze zaślubiny – wyjaśnił.
– Zabierz też dwie skrzynki mojego najlepszego wina i dwie owce, przygotowane do pieczenia, Jamie. Jutro pani Hay nie będzie musiała się wstydzić skromności swojej gościny. Skoro przejąłem odpowiedzialność za dziewczynę i jej siostry, lichy poczęstunek wystawiłby złą opinię Gordonom z Loch Brae. Jedź teraz i wróć jutro rano, bo narzeczeni są spodziewani wcześnie.
Angus Gordon towarzyszył siostrom Hay przy kolacji. Był to prosty posiłek, na który składała się potrawka z zająca, chleb i ser, jednak podana została na wypolerowanym, dużym stole, nakrytym błyszczącymi cynowymi talerzami i srebrnymi sztućcami. Fiona, ku zaskoczeniu Angusa, miała bardzo dobre maniery; przedstawiła go oficjalnie obu przyszłym oblubienicom, Elsbeth i Margery, i dwóm najmłodszym siostrom, dziesięcioletniej Jean i siedmioletniej Morag. Jean, podobnie jak starsze od niej bliźniaczki, miała kasztanowe włosy i oczy w kolorze bursztynu. U nasady eleganckiego, małego noska przebiegała smużka piegów.
– Naprawdę zamierzasz uczynić moją siostrę swoją kochanką? – zapytała go bezceremonialnie.
– Owszem – mruknął ubawiony i zapytał Fionę: – Czy wszystkie kobiety z rodu Hayów są tak zuchwałe jak ty? – Ku swemu ogromnemu zdumieniu spostrzegł, że usłyszawszy pytanie siostry, Fiona spłonęła rumieńcem.
– Jeannie, uważaj, co mówisz! – skarciła dziewczynkę.
– Cóż, Margery twierdzi, że będziesz jego kochanką – odparła Jean. – Nie sądzisz, Fi, że powinnyśmy o tym wiedzieć?
Fiona zignorowała pytanie i zaprezentowała najmłodszą siostrę.
– A oto nasza mała Morag, panie.
Morag Hay była wierną kopią najstarszej siostry. Jej szmaragdowozielone oczy bacznie zlustrowały pana na Loch Brae. Potem, idąc śladem Jeannie, lekko dygnęła.
– Jak się pan miewa, milordzie? – wysepleniła wdzięcznie.
– Dziękuję, bardzo dobrze, panienko – odpowiedział jej zachwycony.
Morag zaszczyciła go radosnym uśmiechem, a kiedy uśmiechnął się do niej w odpowiedzi, zachichotała. Był to cudowny dźwięk, przypominający odgłosy wody płynącej wartko po drobnych kamykach w słoneczny dzień.
– Zwykle nie przekonuje się łatwo do obcych – zauważyła zaskoczona Fiona. – Nie jest przyzwyczajona do mężczyzn. Kiedy była na tyle duża, żeby odróżnić kobietę od mężczyzny, wszyscy ludzie mojego ojca powrócili do swoich krewnych w dolinie.
– Wychowałem się z dwiema siostrami, które teraz mają córki, chociaż nie tak duże, jak panienka Morag. Wierzę, że twoja siostra polubi zamek Brae – oświadczył Fionie. – Zbudowany został na małej wyspie na jeziorze i tylko grobla łączy go ze stałym lądem. Dziewczynki będą mogły nauczyć się pływać i wiosłować na swoich własnych łódkach.
– Mówisz tak, jakbyśmy zawarli długotrwałą umowę, a przecież tak nie jest, milordzie – zauważyła Fiona.
– Na razie układ jest stały. A potem, kto wie? Tak czy inaczej, nie wierzę, żeby twój dziadek, Ewan Hay, pochwalił mnie, gdybym teraz, skoro już was znalazłem, zostawił was na wzgórzu. Myślę, że gdyby cię znał, ziemie w dolinie należałyby do ciebie i byłabyś ich dziedziczką. Twój ojciec był nie tylko okrutnym człowiekiem; obawiam się, że był również głupi. Teraz, kiedy tak wiele osób wie o waszym istnieniu, mogłybyście znaleźć się w niebezpieczeństwie. Keithsowie, Innesowie i Forbesowie wiedzą, że mieszkacie same na wzgórzu, zaledwie z dwójką starych sług. Wszyscy oni mogliby was zaatakować i zagarnąć ziemie, nawet tak nędzne jak wasze. U mnie ty i twoje siostry będziecie bezpieczne. Jutro dopilnuję, aby wasi szwagrowie i ich pobratymcy dowiedzieli się, że jesteście pod opieką pana na Loch Brae.
– Zastanawiam się, panie, kto jest bardziej niebezpieczny. Moi szwagrowie czy ty?
Angus roześmiał się. Potem wyciągnął rękę, ujął dłoń dziewczyny i uniósł do swych warg.
– Fiono Hay, poznasz odpowiedź na to pytanie we właściwym czasie. Teraz proszę jedynie, abyś mi zaufała. – Pocałował jej rękę, obracając ją tak, aby wargi dotknęły wewnętrznej strony dłoni.
Fiona poczuła się tak, jakby otrzymała cios w żołądek. Nie mogła oddychać, czuła, że serce nagle przestało jej bić, po czym rozdudniło się jej w uszach. Zaskoczona, wyrwała rękę.
Obdarzył ją leniwym uśmiechem.
– Nie bój się, dziewczyno – mruknął tak cicho, żeby tylko ona mogła go usłyszeć i nie czuła się zakłopotana. – Nie skrzywdzę cię. Jestem jak najdalszy od zrobienia ci krzywdy.
Tego ranka, pomyślał, rozbawiony nagłą łagodnością swego charakteru, chciał wieszać złodzieja, który mu ukradł krowy. Teraz pragnął jedynie zasypać pocałunkami jej twarz. Jakie czary praktykuje na nim ta wiedźma? Zaproponowała mu bezczelny układ, którego realizacji z jej strony zamierzał dopilnować. W pełni zapłaci za bydło, które tak śmiało skradła z jego pastwisk. Fiona Hay nie będzie miała żadnej drogi ucieczki z łóżka Angusa Gordona.
Fiona szybko wstała od stołu i zaprowadziła siostry na górę, do ich komnaty.
– Jeśli chcemy się wykąpać, musimy się wcześnie obudzić. Nie możecie brudne wychodzić za mąż – dodała, zerkając na przyszłe panny młode.
– Jest bardzo miły – zauważyła Elsbeth, gdy tylko zamknęły za sobą drzwi od swojego pokoju.
– Kto? – spytała Fiona.
Elsbeth zaśmiała się.
– Pan na Loch Brae, ty głupia.
– Wygląda dość podstępnie – stwierdziła zasadniczo Margery.
– Lubię go – rzekła Morag.
Jean miała zamyśloną minę.
– Ciekawe, czy da nam kucyki? Będę lubiła tam mieszkać.
– Skąd możesz wiedzieć? Nawet nie widziałaś zamku – powiedziała Fiona.
– Tam będzie ciepło i sucho i będziemy regularnie jadły – stwierdziła praktycznie myśląca Jean. – Będzie mi się podobać!
Na słowa siostry Fionę ogarnęło poczucie winy, ale zaraz zadała sobie pytanie, czemu właściwie ma się czuć winna. Zrobiła wszystko, co mogła, dla swojego rodzeństwa, zwłaszcza po śmierci ojca. Jednak prawdą było również i to, że Jeannie niemal zawsze odczuwała głód i skarżyła się na to, podczas gdy pozostałe siostry, nawet jeśli także go czuły, nigdy nie zamęczały jej z tego powodu.
– Umyjcie buzie i zdejmijcie ubranie – poleciła dziewczętom. – Zanim się obejrzycie, zrobi się dzień i trzeba będzie nanieść wody i zagrzać ją do kąpieli. Elsbeth, Margery, czy macie spakowane kufry?
– Tak – chórem odparły bliźniaczki.
– Dopilnujcie więc młodszych sióstr i wskakujcie do łóżek. Przed spaniem muszę jeszcze sprawdzić, czy pan na Loch Brae rozgościł się wygodnie – oświadczyła Fiona, pospiesznie opuszczając komnatę, aby uniknąć dalszych docinków.
– Bardzo dużo dla nas poświęca – wolno powiedziała Margery. – Nie wiem, czy to słuszne, że jej na to pozwalamy.
– Jeśli się nie zgodzimy, co się z nami stanie? – zapytała Jean z większą rozwagą, niżby na to wskazywał jej wiek. – Wszystkie pomrzemy tu, na wzgórzu, jako stare panny. Nie, jutro wy obie poślubicie waszych wybrańców, bo tak chce Fiona. Potem pojedziemy, żeby żyć w zamku Brae. Jeśli Fi spodoba się Angusowi, prawdopodobnie znajdzie właściwych mężów dla naszej Morag i dla mnie.
Strapiona Margery zapytała:
– Ale co by pomyślała nasza mama o takiej umowie?
Jean prychnęła.
– Nasza matka robiła co mogła, żeby przeżyć naszego ojca i to samo zrobi Fi, żeby przeżyć Angusa.
– Tego nie wiesz – rzekła Elsbeth. – Przecież nie możesz pamiętać mamy, która umarła, gdy ty miałaś zaledwie trzy lata.
– Owszem, nie pamiętam jej – przyznała Jean – ale Flora często powtarza, jak podobny do mamy charakter ma Fiona, chociaż z wyglądu przypomina ojca.
– Czy ja znałam naszą mamę? – głośno zaczęła się zastanawiać Morag, podczas gdy Margery wycierała jej buzię z resztek kolacji.
– Mama umarła, kiedy ty się urodziłaś – powiedziała Margery.
– Dlaczego? – spytała Morag. Zawsze pytała dlaczego, chociaż znała odpowiedź.
– Bo Bóg chciał ją zabrać do nieba, Morag – łagodnie odpowiedziała Elsbeth. Margery ściągnęła z dziewczynki sukienkę, pozostawiając ją jedynie w koszuli. Mała wspięła się na szerokie łoże, które dzieliła z bliźniaczkami, i ulokowała się na swoim zwykłym miejscu, na środku posłania. – A teraz zamknij oczy i śpij już. Jutro dla nas wszystkich jest ważny dzień.
Pozostałe dziewczęta zakończyły ablucje i w samych koszulach wskoczyły do łóżek.
– Zostawię zapaloną świeczkę dla Fi, żeby łatwiej jej było trafić – powiedziała Jean, moszcząc się w łóżku z pościelą z pierza, które dzieliła z Fioną.
Na dole w holu Fiona znalazła uprzątnięty stół, ale nigdzie nie było widać dwójki starych sług. Podejrzewała, że zdążyli już wspiąć się na poddasze i położyć spać. Rozstawiła drewniany parawan wokół legowiska przy ścianie obok kominka, wyciągnęła ze skrzyni pierzynę, poduszkę i kołdrę.
– Kiedy położysz się spać, panie, będzie ci wygodnie – zakomunikowała Angusowi.
– Spałaś tu już? – drażnił się z nią.
– Owszem – stwierdziła krótko. – Zawsze, kiedy ojciec chciał użyć naszej mamy, posyłał nas spać na dół. Dobranoc, milordzie. – I Fiona pospieszyła na górę do swojej sypialni.
Obserwując, jak odchodzi, Angus zastanawiał się, jaka dziwna z niej dziewczyna. Niewątpliwie była bezczelna i impertynencka, ale zarazem lojalna i opiekuńcza wobec tych, których kochała. Zdawała się obojętna wobec swojego ojca, Dugalda Haya, ale niewielu ludzi coś do niego czuło. Nie był lubiany, zwłaszcza od czasów porwania i wymuszonego ślubu z Muire Hay, która była zaręczona z ojcem Angusa, Robertem Gordonem. Po tym zdarzeniu Dugald trzymał się na uboczu, robiąc swej nieszczęsnej żonie dziecko za dzieckiem w rozpaczliwej próbie zdobycia ziem, należących do teścia, które mogły przejść w jego posiadanie dopiero po urodzeniu przez Muire syna. Jaki był po śmierci Muire? I jak to się odbiło na córkach, a zwłaszcza na dzikiej Fionie?
Uśmiechnął się. Naprawdę była czarująca. Z przyjemnością wprowadzi ją w tajniki sztuki kochania.
Chociaż wcześniej kwestionował jej dziewictwo, bez pytania wiedział, że nie miała zielonego pojęcia, co się dzieje pomiędzy mężczyzną i kobietą. Za młoda była na to, kiedy umarła jej matka, a to nieprawdopodobne, by uświadomił ją ojciec, Dugald Hay. Nieprawdopodobne? Nie do pomyślenia!
Jutro wieczorem będą bezpieczni w zamku Brae. Jutro będzie należała do niego. Czemu tak bardzo podniecała go ta myśl? Dopiero co spotkał tę dziewczynę. Właściwie wcale jej nie znał. A jednak pragnął jej, chciał smakować te pełne wargi, pieścić to piękne, białe ciało, czuć ją pod sobą. Pan na Loch Brae położył się na łóżku i nie bez pewnych trudności zapadł w końcu w niespokojny sen.
Budził się powoli. Z wolna docierało do niego, że jest jeszcze ciemno, chociaż niebo za oknem lekko pojaśniało. Usłyszał w holu ciche głosy, dostrzegł poruszające się cienie. Chwycił za miecz i czekał, żeby zobaczyć, kim są intruzi i czego szukają w tak biednym miejscu. Nagle uszu jego dobiegł chichot, po którym nastąpiło autorytatywne: „Ciii...” i zrozumiał, że nie ma do czynienia z obcymi. To były siostry Hay.
Ze swojego łoża obserwował, jak się męczą, żeby wyciągnąć z kąta ogromną, dębową balię i jak potem pchają ją i ciągną, aby wreszcie ustawić przy kominku. Później drzwi do holu rozwarły się, co umożliwiło Angusowi przyglądanie się, jak dziewczęta noszą wodę ze studni na zewnątrz wiadro za wiadrem, podgrzewają ją w żelaznym kociołku, wiszącym nad paleniskiem, i wlewają do balii, dopóki nie napełniły jej do poziomu satysfakcjonującego Fionę. Dwie dziewczyny wyciągnęły ze schowka parawan i rozstawiły go wokół miejsca kąpieli.
– Najpierw Elsbeth i Margery – usłyszał głos Fiony.
Potem nastąpiły liczne chichoty i szepty; siostry po kolei korzystały z dębowej balii.
Angus Gordon leżał cicho w przytulnym łożu koło buzującego ognia, radując się docierającymi doń odgłosami. On również pochodził z licznej rodziny. Poza najmłodszym bratem, Jamiem, miał innego brata, Roberta, który był od niego o dwa lata młodszy, oraz dwie siostry, Janet i Meggie. Jego matką była Margaret Leslie, córka pana na Glenkirk. Urodziła swoje dzieci w czasie ośmiu lat, umierając w końcu, podobnie jak Muire Hay, przy kolejnym porodzie. Jakie to dziwne, pomyślał, że oboje z Fioną byli najstarsi z rodzeństwa i oboje stracili matki, gdy mieli po osiem lat. Przynajmniej jego ojciec umarł dopiero wtedy, gdy Angus był już dorosły, pomyślał pan na Loch Brae. Ojciec był dobrym człowiekiem, który bardzo cierpiał po stracie ukochanej żony i ślicznej Muire Hay, kochanej przez niego i okrutnie mu odebranej.
– Wszystkie na górę – usłyszał polecenie Fiony. – Za chwilę dołączę do was. Floro, świetnie, że wstałaś! Czy chleb już się upiekł? Daj dziewczętom po pajdzie z masłem i miodem zanim się ubiorą. Też chcę wziąć kąpiel.
– Och, Fi! Miód? To naprawdę jest wielki dzień – Angus usłyszał entuzjastyczny komentarz Jean.
W holu zapanowała cisza. Słyszał tylko pluski dobiegające zza parawanu. I ciche nucenie Fiony. Zsunął się z łóżka, naciągnął buty i owinął kiltem smukłe ciało. Chciał opróżnić pęcherz, ale wcześniej musiał przecież przywitać się z gospodynią. To było silniejsze od niego. Pokonał hol i obszedł parawan.
– Dzień dobry, panno Hay – powiedział radosnym głosem.
Lekko zaskoczone szmaragdowozielone oczy spojrzały w górę, ale dziewczyna nie wydala okrzyku.
– Dzień dobry, milordzie. Podejrzewam, że obudziłyśmy cię, ale już czas wstawać – powiedziała opanowanym głosem. Potem opłukała twarz. Niewiele poza tym mógł zobaczyć, bo tylko jej ramiona i szyja wystawały z wody.
Ogarnęło go najbardziej zaskakujące pragnienie. Chciał porwać ją z tej balii i całować jej czerwone usta! Chciał wyciągnąć spinki, przytrzymujące czarne pasma na czubku głowy i pozwolić spłynąć włosom na mokre ramiona, aby móc ukryć twarz w ich gęstwinie. Potem zaś chciał zanieść ją do łoża, które przed chwilą opuścił, i kochać się z nią, aż zaczęłaby krzyczeć z rozkoszy.
Zamiast tego grzecznie skłonił głowę i rzekł:
– Jesteś bardzo uprzejmą gospodynią, panno Hay. Dziękuję ci za twoją gościnność. Mam nadzieję, że nie poczujesz się urażona, słysząc, że chciałbym ci się odwdzięczyć. Posłałem mojego brata do Brae po dwa barany do upieczenia i kilka skrzynek wina. Zanim wyczerpią się twoje zapasy – oświadczył jej z uśmiechem – Forbesowie i Innesowie będą tak pijani, że z trudem znajdą drogę ze wzgórza.
– To niezwykle wspaniałomyślne z twojej strony, panie – przyznała Fiona, jednocześnie energicznie szorując szyję. – Najpierw podam twoje wino, bo na pewno jest lepsze niż ten marny trunek z piwnic mojego ojca. Czy mógłbyś dać mi ręcznik? – poprosiła słodko.
Ależ z niej wiedźma, pomyślał na wpół ubawiony i zastosował się do jej prośby. Starał się z nią droczyć, ale nie pozostawała mu dłużna. Czy naprawdę wynurzy się z wody w jego obecności? Postanowił poczekać i przekonać się.
Starannie zasłaniając się ręcznikiem, aby nie mógł zobaczyć nic z jej wdzięków, Fiona wstała i ciasno się owinęła. Potem czarująco, z godnością młodej królowej, zeszła na podłogę po wąziutkich schodkach przystawionych do balii.
– Dziękuję za pomoc, panie – powiedziała uprzejmie, po czym obróciła się i na smukłych, białych nogach popędziła na górę po schodach, do pokoju, który dzieliła z siostrami. Kiedy była już na samej górze, spojrzała na Angusa i pokazała mu język. Pan na Loch Brae wybuchnął śmiechem.
– Zapłacisz za tę zniewagę, panno Hay – zawołał, grożąc jej pięścią. Wyszedł na podwórko przed domem, gdzie znalazł swoich ludzi przygotowujących się do wesela.
Najwyraźniej James już wrócił. W ziemi wykopano dwie płytkie jamy, w których na rożnach nad ogniem powoli piekły się barany. Angus Gordon ruszył do lasu koło domu i ulżył sobie, ale nawet wtedy jego członek pozostał nabrzmiały i wrażliwy. Zaklął pod nosem. Jak to możliwe, żeby ta ledwo poznana dziewczyna tak silnie na niego działała? Nigdy dotąd nie zdarzyło mu się czuć takiej żądzy. Musi ugasić to pragnienie natychmiast, zanim dziewczyna doprowadzi go do obłędu. Dziękował Bogu, że jest zbyt młoda i niewinna, żeby rozumieć, jakie wrażenie na nim robi.
Przed południem przybył ksiądz z opactwa Glenkirk. Jego pierwszym zadaniem było ochrzczenie Morag. Potem udał się na cmentarz, gdzie pomodlił się nad grobami Muire i Dugalda Hayów. Później usłyszano pisk kobzy, dobiegający od podnóża wzniesienia, z jednej, następnie z drugiej strony. Elsbeth i Margery były niemal nieprzytomne z podniecenia.
Który klan pierwszy dotrze na wzgórze? Forbesowie czy Innesowie? Udało się jednak uniknąć waśni plemiennej i na skutek wcześniejszych ustaleń obie rodziny razem wmaszerowały na łąkę przed domem Hayów. Forbesowie w swoich niebiesko-zielonych tartanach z pojedynczymi białymi paskami nadciągnęli z jednej strony. Innesowie, mający bardziej skomplikowany wzór tartanów – przeplatały się tu pasy czerwieni, czerni, zieleni, a także żółci, bieli i błękitu – wspięli się na wzgórze od drugiej strony. Każda rodzina miała ze sobą jednego kobziarza, którzy wspólnie z kobziarzem Gordonów sprowadzonym przez Jamesa napełnili całą okolicę porywającą muzyką, jakiej nigdy tu nie słyszano.
Z domu wyłoniła się Fiona Hay, odziana w piękną spódnicę z zielonego aksamitu i białą bluzkę, przez którą miała przerzucony czerwono-zielony tartan Hayów, i w płaskiej zielonej, ozdobionej orlim piórem czapce z aksamitu na ciemnych włosach. Jej ramię zdobiła oznaka wodza klanu Hayów, zaś do czapeczki miała przypięty roślinny symbol rodziny – gałązkę jemioły.
– Zapraszam serdecznie tych, którzy mają zostać moimi powinowatymi – powiedziała. – Czy przybyliście w pokoju?
– Tak – odparli chórem Forbesowie i Innesowie.
– Wejdźcie więc do domu, abyśmy mogli celebrować małżeństwa, które połączą nasze rodziny.
Zaprowadziła ich do holu.
Hol został całkowicie opróżniony. W kominku buzował ogień. Skrzynki wina od Gordonów ustawiono po jednej stronie holu. Ogromny stół lśnił światłem wielu świec. Członkowie różnych klanów tłoczyli się w holu, a kraciaste wzory rodzin Gordonów, Forbesów i Innesów mieszały się ze sobą. Ojcowie obu oblubieńców natychmiast zauważyli pana na Loch Brae i pospieszyli, żeby złożyć mu uszanowanie, był bowiem głową najważniejszego klanu w okolicy. Zastanawiali się, czemu tu przybył. I równocześnie obaj przypomnieli sobie, że Angus Gordon odziedziczył ziemie w dolinie, które należały do rodziny matki sióstr Hay. Być może więc Angus poczuł się jakoś odpowiedzialny, że dziewczęta zostały tak niesprawiedliwie wydziedziczone, i pojawił się na weselu, aby załagodzić wszelkie wrogie uczucia.
Andrew Innes przedstawił Angusowi swojego syna, Waltera. Potem Douglas Forbes zaprezentował swojego syna, Colina. Angus Gordon zachował się bardzo łaskawie, życząc obu młodzieńcom długiego i szczęśliwego życia u boku żon i, oczywiście, domu pełnego synów.
Wódz klanu Innesów, odważniejszy od swojego kolegi, zapytał:
– Co sprowadza cię na Wzgórze Hayów, panie? Nie wiedziałem, że znasz córki Dugalda Haya.
– Panna Fiona zakupiła u mnie bydło, które wasi synowie otrzymają jako wiano – miłym głosem wyjaśnił Angus Gordon. – Postanowiłem, że od dzisiaj zainteresuję się losem sióstr Hay, Andrew Innesie. Nie jest im łatwo, choć muszę przyznać, że do tej pory panna Fiona świetnie sobie ze wszystkim radziła. Dopóki nikt nie wiedział, iż mieszkają na wzgórzu, były bezpieczne. Teraz jednak lękam się o nie. Dzisiaj zabieram więc pannę Fionę, Jean i Morag ze sobą do Brae, zostawiając tu moich ludzi, żeby pilnowali dla nich wzgórza.
– To doskonały pomysł, panie – powiedział Douglas Forbes, posyłając zadowolony uśmiech Andrew Innesowi.
Szef klanu Forbesów wiedział, że niedawno owdowiały Innes planował zalecać się tego lata do Fiony, mając na względzie możliwość zagarnięcia ziemi na wzgórzu. I nie miał zamiaru zaakceptować odmowy. Douglas Forbes zachichotał cichutko, widząc Andrew Innesa tak elegancko wystawionego do wiatru. Myśl o przejęciu przez Innesa ziemi nie sprawiała mu przyjemności, sam miał jednak żonę i wszyscy synowie też byli już żonaci.
Ksiądz z opactwa Glenkirk zakomunikował, że jest gotów rozpocząć uroczystość. Fiona Hay sprowadziła siostry po schodach i podała rękę Elsbeth Walterowi Innesowi, a rękę Margery – Colinowi Forbesowi. Bliźniaczki, podobnie jak ich starsza siostra, miały na sobie zielone aksamitne spódnice i lniane bluzki. Żadna nie miała jednak ani tartanu, ani czapki. Ich rozpuszczone włosy powiewały na wietrze, symbolizując niewinność i cnotę. Trzymały w rękach wiązanki z polnych kwiatów, zebranych przez Jean i Morag. Ksiądz odprawiał nabożeństwo jednocześnie dla obu par. Kiedy w końcu ogłosił ich mężem i żoną, obaj młodzieńcy starannie przepasali swoje wybranki klanowym tartanem, mocując go na ramionach dziewcząt pięknymi cynowymi zapinkami. Brosza Margery ozdobiona była kawałkiem zielonego jaspisu; w klamrze Elsbeth oprawiony był czarny agat. Kiedy kobzy znów zaczęły grać, państwo młodzi pocałowali się i aż zahuczało od gratulacji.
Fiona zauważyła z wdzięcznością, że kilku ludzi Gordona pomaga jej dwóm starym sługom w roznoszeniu wina. Przyjęcie weselne toczyło się wokół ogromnego stołu. Dla pomniejszych gości rozstawiono ławy. Półmiski wypełnione były po brzegi baraniną, świeżym pieczywem, masłem i serem. Kielichy nigdy nie były puste. Kiedy wszystko już zjedzono, a pozostało jeszcze do wypicia wino, odsunięto ławy pod ściany holu. Na podłodze położono skrzyżowane miecze i kiedy kobzy zagrały, pan na Loch Brae zatańczył dla innych, zręcznie drobiąc między mieczami, najpierw wolno, a potem coraz szybciej, aż do końca tańca. Wśród wznoszonych okrzyków świeżo zaślubieni młodzieńcy poszli w jego ślady. Hol rozbrzmiewał życzeniami szczęścia i wszystkiego dobrego.
– Jesteś niezwykle łaskawy, panie – odezwała się Fiona. – Ogromnie nam dziś pomogłeś i jestem ci za to bardzo wdzięczna. Nie sądzę, aby to wesele tak się mogło udać bez twojego udziału.
Angus Gordon skinął głową, dziękując za uznanie i powiedział:
– Ten stary głupek, Andrew Innes, pragnie cię. Czy zauważyłaś to, pani?
– To nie o mnie mu chodzi, milordzie – roześmiała się Fiona. – Pragnie wzgórza i ziemi. To wszystko.
– Jest więc prawdziwym głupcem, Fiono, gdyż jesteś dużo więcej warta niż te ziemie. A dziś w nocy będziesz moja! – Jego głos przepełniony był takim pożądaniem, że aż się przeklął w duszy za tak wielką otwartość. W ten sposób dziewczyna szybko pozna, jaką ma nad nim władzę.
Słyszała głód w jego głosie, głód, którego nie pojmowała. Głód czego? Jednak jego intensywność spowodowała, że poczuła ciarki na plecach. Na króciutką chwilę zamknęła oczy, żeby odzyskać równowagę. Nie chodziło o strach, bo jej nie przestraszył. Raczej podniecił niewypowiedzianą obietnicą czegoś wspaniałego, co miało nadejść. Fiona pomyślała, że pewnie powinna się teraz bardzo zawstydzić, ale nie czuła wstydu. Ubiła z tym mężczyzną niemoralny interes, ale cóż innego mogła uczynić, aby doprowadzić te małżeństwa do skutku? Postąpiła właściwie. Nieważne, co się z nią stanie. Zażądała za siebie dobrej ceny, gdyż jeśli zostanie kochanką pana na Loch Brae, Jean i Morag dostaną lepszych mężów. Obiecała swojej umierającej matce, że zaopiekuje się dziewczynkami, i dotrzyma słowa.
Była druga po południu, czas na wyjazd państwa młodych. Przed domem Fiona przekazała obu swoim szwagrom po cztery krowy.
– To cały posag – oświadczyła, a oni przyjęli bydło, na znak zgody skinąwszy głowami. Potem ludzie z klanu Forbesów i Innesów, prowadzeni przez kobziarzy, zaczęli schodzić ze wzgórza, pędząc przed sobą krowy.
Panny młode szybko uściskały się z Fioną, Jean oraz Morag i odeszły szczęśliwe, trzymając się za ręce ze świeżo poślubionymi małżonkami. Pozostałe siostry Hay wraz z Florą i Tamem stały, patrząc za oddalającymi się, dopóki głos instrumentów zupełnie nie zamilkł. Dopiero teraz zauważyli, że dzień jest pochmurny.
Flora pociągnęła nosem i przetarła fartuchem wilgotne oczy.
– Niech Bóg ma was w swojej opiece, moje dzieci – załkała.
– Daj spokój, staruszko – szorstko odezwał się Tam, ale Flora przerwała mu w pół słowa.
– Nie pouczaj mnie, Tamie Hay! – powiedziała gwałtownie. – Jesteś tak samo poruszony jak ja i nie próbuj temu zaprzeczać!
Członkowie klanu Gordonów zaczęli się grupować na podwórzu przed domem.
– Na nas też już czas – oświadczył Angus Gordon Fionie. Potem zwrócił się do pary starych sług. – Chcę, żebyście dzisiejszą noc spędzili tutaj. Spakujcie rzeczy dziewcząt, jutro zaś rano mój brat wróci z paroma ludźmi, żeby zabrać was do Brae.
– Dobrze, milordzie – odpowiedzieli, a Flora nawet dygnęła, uznając jego autorytet.
– Czy dojdziemy do Brae przed nocą? – spytała Fiona.
– Jamie zostawił konie u podnóża wzniesienia – odparł Angus. – Czy kiedykolwiek dosiadałaś konia?
– Tylko kucyka, i to rzadko – przyznała Fiona. – Bardzo bym się chciała nauczyć naprawdę jeździć konno, panie. Nauczysz mnie?
– Tak, dziewczyno – obiecał, biorąc ją za rękę. – W krótkim czasie nauczę cię dosiadać wszelkich bestii. Chodźmy, ruszajmy już do Brae. – Odwrócił się w stronę młodszych dziewczynek. – Jeannie, Morag, jesteśmy gotowi do drogi. Pilnujcie się nas teraz i nie zgubcie się w lesie.
– Czy jeszcze kiedyś tu wrócę, panie? – zapytała Fiona, nagle po raz pierwszy czując niepewność. Czy to możliwe, że zaledwie wczoraj pojawił się w jej życiu? Z jakiegoś powodu wydało jej się, że stało się to dużo wcześniej.
– Wzgórze należy do ciebie, dziewczyno, jako najstarszego dziecka Dugalda Haya – zapewnił ją. – Będę go pilnował dla ciebie i będę też dbał o bezpieczeństwo twoje i twoich sióstr. Najpierw jednak mamy do załatwienia drobną sprawę zapłaty za osiem krów, które odeszły ze wzgórza z Forbesami i Innesami, i za tamte cztery, które zeszłej jesieni dostały się Keithom. Czy jesteś gotowa wywiązać się ze swoich zobowiązań, dziewczyno?
– Tak – powiedziała wolno, zaś jej serce zabiło odrobinę żwawiej, kiedy ścisnął jej dłoń.
Fiona Hay nigdy nie była dalej od domu niż w Dolinie Hayów, oddzielającej wzgórza Brae od góry, na której stał jej warowny dom. Teraz zeszli zalesionym zboczem do doliny, gdzie czekały na nich konie. Angus polecił, żeby dwóch ludzi pojechało z Jean i Morag. Przejęta mała Morag miała jechać z potężnym, rudobrodym członkiem klanu o imieniu Roddy, który uniósł dziewczynkę do góry i, całując ją w policzek, posadził przed sobą na koniu. Tymczasem Jean Hay sama wybrała sobie towarzysza podróży.
– Weź mnie ze sobą, Jamie – jęczała, posyłając bratu pana na Loch Brae najbardziej ujmujący uśmiech.
– Żeby wszystkie dziewczyny w Brae śmiały się ze mnie, że wożę takie dziecko? Chyba nie, Jeannie Hay. – James Gordon miał siedemnaście lat i uważał się za dorosłego mężczyznę.
– Będę więc musiała całą drogę do Brae przejść na piechotę, bo nie pojadę z nikim innym, Jamie – oświadczyła bezczelnie Jean, zupełnie niezmieszana jego szorstką odpowiedzią i tym, że ma zaledwie dziesięć lat.
– Weź ją ze sobą, Jamie, chłopcze – surowo nakazał bratu Angus. – Nie mamy czasu, żeby tu stać i dyskutować. – Schylił się i podniósł Fionę, sadzając ją przed sobą w siodle.
– Wygodnie ci? – zapytał.
– Tak. – Skinęła głową i ruszyli.
Nigdy dotąd nie znajdowała się tak blisko mężczyzny. Peszyła ją dłoń, mocno obejmująca jej szczupłą talię, ale w jeszcze większe zakłopotanie wprawiał fakt, że było jej wygodnie tylko wtedy, gdy opierała głowę o jego ramię. Czuła na policzku miękkość skórzanego kaftanu, który chłodził jej rozpaloną twarz.
– Jeśli nie będziesz oddychać, Fiono Hay – zwrócił się do niej, kiedy ruszyli – szybko zemdlejesz. Nie ma się czego bać, dziewczyno. – Zwalczył pokusę pocałowania jej w czubek głowy, okrytej aksamitną czapeczką przywódcy klanu. Co też się z nim działo?
– Nie obawiam się ciebie, Angusie Gordonie – odparła. – Po prostu jestem pod wrażeniem tylu nowych miejsc i przeżyć. W całym życiu nie byłam dalej niż w dolinie, gdzie byliśmy przeszło rok temu na turnieju. Ojciec nie życzył sobie spotkań z naszym dziadkiem. – Głęboko zaczerpnęła powietrza, wypuściła je gwałtownie i roześmiała się. – Tak, tak jest dużo lepiej – oświadczyła.
– Czy masz pojęcie, na co się naprawdę zgodziłaś, Fiono Hay? – zapytał, nagle ogarnięty poczuciem winy.
To nie była prosta wieśniaczka. To była panna z dobrego rodu. Pomimo kradzieży, jakiej się dopuściła, zachował się niewłaściwie, akceptując jej bezwstydną propozycję, ona zaś nie powinna była w ogóle sugerować mu takiej formy zapłaty. Lecz gdyby się nie zgodził, wyszedłby na głupca przed swoimi ludźmi... Teraz jednak ogarnęły go wątpliwości.
– Powiedz mi dokładnie, na co przystałam, Angusie Gordonie – poprosiła Fiona. – Prawdę mówiąc, nigdy nie znałam mężczyzn. Nawet żadnego nie pocałowałam. Wiem, że dziewictwo jest najcenniejszą własnością każdej kobiety. Wiem, że jeśli dziewczyna je utraci poza małżeństwem, nie jest uważana za czystą. Rozumiem, że oddając się tobie, nie będę się nadawała na niczyją żonę, ale nie obchodzi mnie to. Obiecałam mojej mamie, leżącej na łożu śmierci, iż dopilnuję, aby moje siostry dobrze wyszły za mąż. To wielkie szczęście, że moje siostry zakochały się w mężczyznach, których poślubiły. Mojej mamie zależało, żeby nie zostały wydane za mąż bez miłości. – Odetchnęła głęboko. – Powiedz mi teraz, co mnie czeka.
Szczerość prosto wypowiedzianych słów, bez wyrzutów czy choćby śladu użalania się nad sobą, wywarła na nim niemałe wrażenie. Zrozumiał, że Fiona Hay jest równie dumna jak on. Będzie nalegała na ostateczne dobicie targu. Podejrzewał, że nigdy nie przyzna się do kradzieży bydła, ale wiedział, że jej pełna niewinności gotowość wywiązania się ze swojego zobowiązania wynikała z wrodzonej uczciwości. Jedynie silne pragnienie, aby dotrzymać słowa danego zrozpaczonej, umierającej Muire Hay pchnęły dziewczynę do kradzieży krów. Powinien był się zainteresować losem młodych wnuczek Ewana Haya, zanim od niechcenia przyłączył ziemie w dolinie do posiadłości Gordonów. Może gdyby to zrobił, ta sytuacja w ogóle nie miałaby miejsca.
– Panie? – Z niepokojem zerknęła na jego twarz.
– Pomiędzy nogami – zaczął z wolna – znajduje się w twoim ciele otwór. Poprzez ten otwór połączę moje ciało z twoim. – Nie umiał jej tego inaczej wyjaśnić. Nie był nawet pewien, czy istniał jakiś inny sposób.
Fiona wyglądała na nieco skonfundowaną.
– Jak? – zapytała. – Jak połączysz swoje ciało z moim, Angusie Gordonie? Z pewnością jest jeszcze coś, o czym mi nie mówisz. – Cichutko zachichotała. – Podejrzewam, że to tak samo trudne dla ciebie, jak i dla mnie. Nie wyobrażam sobie, żebyś już kiedyś musiał tłumaczyć takie rzeczy innym dziewczynom.
Roześmiał się, niemal uradowany jej praktycznym podejściem do zagadnienia.
– Nie, skarbie, nigdy nie musiałem wyjaśniać spraw łóżkowych żadnej dziewicy. Masz też rację, zapomniałem o czymś. Połączymy się dodatkiem, w który wyposażony został każdy mężczyzna.
– Chyba słyszałam o czymś takim – w zamyśleniu powiedziała Fiona. – Czy to się nazywa męskość?
– Tak – odparł. – Skąd to wiesz?
– Kiedy nasza siostra Anne wyszła za mąż za Duncana Keitha, po paru miesiącach przyjechała do domu, żeby nam powiedzieć, iż w sierpniu będzie miała dziecko. Zapytałam ją, czy nadal jest szczęśliwa ze swoim mężem. Przytaknęła, dodając, że Duncan ma wspaniałą męskość i ją zadowala. Spytałam, co to jest męskość, ale Annie tylko się roześmiała. Oświadczyła, że panny nie powinny wiedzieć o takich rzeczach i że gdy będę wychodziła za mąż, wystarczy mi czasu, by się dowiedzieć wszystkiego o męskości.
– Na teraz powiedziałem ci już dosyć – rzekł Angus. – Nauczysz się na przykładzie, Fiono Hay. Obiecuję, że nie będę wobec ciebie brutalny. Niektórzy mężczyźni lubią zachowywać się okrutnie, ale ja do nich nie należę.
Kiedy w końcu dotarli na brzeg Loch Brae, Angus Gordon zatrzymał konia, żeby mogła przyjrzeć się zamkowi w pełni jego uroku. Bardzo kochał swój dom i nigdy się nim nie znudził. Był szczęśliwy, mogąc w nim przebywać.
– Zamek Brae – powiedział.
Fiona wstrzymała oddech. Nigdy w życiu nawet nie wyobrażała sobie tak pięknego miejsca.
– Zamek zbudowano w tysiąc dwieście dziewięć dziesiątym piątym roku – wyjaśnił Angus – za panowania Johna Balliola. Ten nieszczęsny król złożył hołd lenny królowi angielskiemu Edwardowi I, w Szkocji lepiej znanemu pod przydomkiem Młot na Szkotów.
Zamek był położony na wyspie, tuż przy północnym brzegu jeziora. W porównaniu ze słynnymi jeziorami szkockimi Loch Brae nie wydawało się duże, ale wystarczająco rozległe, żeby zapewnić bezpieczeństwo. W najszerszym punkcie miało ponad dwa kilometry, ciągnęło się zaś na sześć. Wyspę łączył z brzegiem drewniany most.
– Legenda głosi – kontynuował pan na Loch Brae – że budowniczy zamku pierwotnie zamierzał postawić most z tego samego kamienia, co zamek, ale jego żona zwróciła uwagę, iż w razie ataku wróg z łatwością dotrze do bram budowli, idąc po solidnym, kamiennym moście, podczas gdy drewniany most można spalić, utrudniając nieprzyjacielowi dostęp na wyspę.
Obszar między mostem a zamkiem był pustym polem. Nie rosły tam drzewa ani krzewy, za którymi mogliby się skryć nieproszeni goście. Na samym brzegu wyspy nie było piaszczystej plaży. Skaliste brzegi właściwie uniemożliwiały dotarcie na nią. Można tam było się dostać jedynie przechodząc przez most albo dopływając łodzią do maleńkiej przystani po południowej stronie zamku, gdzie nieustannie trzymano straż.
Angus poprowadził konia wijącym się brzegiem aż do mostu, przez który przeszli na wyspę. Kiedy końskie kopyta zadźwięczały na kamiennym podwórcu, pojawili się stajenni, żeby zaopiekować się rumakami braci Gordonów. Angus zsiadł z konia i ostrożnie zsadził Fionę. Potem przejął od Roddy’ego na wpół śpiącą Morag. Głowa dziewczynki ciężko oparła się na jego ramieniu. Angus Gordon przekazał ją młodej służącej, która wybiegła pospiesznie z domu, i poinstruował, gdzie ma położyć dziecko spać.
– Jean będzie dzieliła z nią izbę – powiedział Fionie, która rozglądała się za siostrą.
Jean nadal siedziała na koniu Jamesa Gordona.
– Nie pomożesz mi zsiąść, Jamie? – zbeształa go, rzucając słodkie, zapraszające spojrzenia.
Młody mężczyzna zaczerwienił się jak burak, wyciągnął ręce i postawił ją na bruku.
– Ile lat ma ta wiedźma? – zapytał Fionę.
– Dziesięć – odparła. – Czemu pytasz?
– Nie może mieć dziesięciu lat – mruknął złowrogo. – A jeżeli rzeczywiście ma tyle, musi być nawiedzona przez ducha niezwykle zręcznej kurtyzany. Nie uwierzyłabyś, gdybym powiedział, jakie rzeczy mówiła mi w czasie podróży.
– Jeannie! – rzekła starsza siostra, zgorszona słowami młodzieńca. – Co zrobiłaś? I co powiedziałaś Jamesowi Gordonowi?
– Tylko tyle, że kiedy będę starsza, będę chciała z nim spać – słodko odparła Jean Hay. – Jest bardzo miły, prawda, Fi?
– Jean Hay, dopóki nie znajdę ci odpowiedniego męża, pozostaniesz dziewicą – oświadczyła Fiona najsurowszym głosem.
– Ach, nie zamierzam zostać niczyją kochanką, tak jak ty – uspokajająco rzekła Jean. – Kiedyś poślubię Jamiego, Fiono. Wydaje mi się, że będzie z niego doskonały mąż!
– Nigdy się nie ożenię z taką bezczelną babą, jak ty! – oświadczył James Gordon.
– Owszem, ożenisz się – spokojnie stwierdziła Jean. – Kiedy wreszcie urosną mi piersi, nie będziesz mógł mi się oprzeć, Jamie Gordonie. Poczekaj, to sam się przekonasz.
– Jean Hay – surowym głosem powiedział Angus – zachowuj się przyzwoicie, bo inaczej osobiście przetrzepię twój chudy tyłek. Widzę, że nie możesz siedzieć bezczynnie, będąc pod moją opieką. Dopilnuję, żebyś nie próżnowała. A teraz maszeruj za Giorsal, która wskaże ci twój pokój. Jeśli jesteś głodna, powiedz jej, to przyniesie ci jedzenie.
– Dziękuję, panie – odparła Jean, zupełnie nie zbita z tropu reprymendą, jaką usłyszała. – Dobranoc Jamie, kochanie – rzekła i pospieszyła za służącą, niosącą małą Morag.
Wznosząc oczy ku niebu, James Gordon oddalił się w stronę stajni. Dopiero kiedy oboje z Jean nie mogli tego usłyszeć, Angus wybuchnął śmiechem.
– Nie ma przy niej najmniejszych szans. – Głośno zachichotał. – To nie taki zły pomysł, wszakże pod warunkiem, że w ciągu najbliższych czterech lat pokochają się nawzajem. Czy zgodzisz się na Jamesa dla swojej siostry Jean, Fiono?
– Tak, jeśli tylko nauczy się ją kochać. Nie wiedziałam nawet, że Jeannie potrafi się tak bezczelnie zachowywać.
– Wie, czego chce – odpowiedział, wiodąc ją do domu. – Jednak mieszkając pod moim dachem będzie musiała mnie słuchać. Ile miała lat, kiedy umarł wasz ojciec?
– Pięć – odparła Fiona – ale niezbyt dobrze go pamięta. Widzisz, kiedy ja się urodziłam, był rozczarowany, ale byłam jego pierwszym dzieckiem i kochał mnie na swój dziwaczny sposób, pomimo iż nie byłam synem, którego tak rozpaczliwie potrzebował. Wydaje mi się, że miał wyrzuty sumienia z powodu okoliczności, w jakich zostałam poczęta. Urodziłam się dokładnie dziewięć miesięcy po dniu ślubu moich rodziców. Chyba zawsze był przekonany, że wzięłam się z gwałtu, który popełnił na mojej matce, i być może tak istotnie było.
– Znasz całą historię? – zapytał trochę zaskoczony Angus.
– Owszem – Fiona skinęła głową. – Flora i Tam byli osobistymi sługami mojej matki jeszcze od czasów jej dzieciństwa w domu Hayów. Z całego serca nienawidzili Dugalda Haya za to, co zrobił mamie. Ponieważ mnie kochał, dopilnowali, żebym poznała jego grzechy, nie chcieli bowiem, abym dorastała w niechęci do matki. Ale ojciec nie był tak kochający wobec swoich pozostałych córek. Każda przypominała mu, że dopóki nie spłodzi syna, nie będzie mógł mieć doliny. Staraliśmy się trzymać siostry z dala od niego – wyjaśniała lordowi Fiona. – Kiedy któraś zbliżyła się za bardzo do niego, potrafił ją zbić z najbłahszego powodu, wręcz za sam fakt jej istnienia. Kiedyś tak mocno uderzył Annę, że wybił jej ząb, ale dzięki Bogu była wtedy jeszcze mała i wyrósł jej nowy. Młodsze dziewczynki, Jeannie i Morag, właściwie wcale go nie znały i nie są przyzwyczajone do obecności mężczyzny. Sądzę, że ty też będziesz musiał się trochę przyzwyczaić, Angusie Gordon.
Znowu się roześmiał, wprowadzając ją do Wielkiego Holu.
Na spotkanie pospieszył im wysoki, surowo wyglądający mężczyzna.
– Witaj w domu, mój panie! – Jego jasne, niebieskie oczy omiotły Fionę Hay. – Widzę, że złapałeś złodzieja, który podkradał nam bydło.
– Rzeczywiście, Aulay, ale zaproponowano mi zapłatę za zabrane krowy. Sprawa jest zamknięta. To jest Fiona Hay. Teraz i ona, i jej siostry pozostają pod moją opieką. Mieszkały zupełnie same na Wzgórzu Hayów, jedynie z dwójką starych sług. Fiona i jej dwie młodsze siostry będą u nas bezpieczniejsze. Ich sługi przybędą tu jutro. Są to starsi ludzie. Dopilnuj, aby było im u nas wygodnie. – Potem odwrócił się do dziewczyny, stojącej u jego boku. – To jest Aulay, mój zarządca, panno Hay. Wybierze dla ciebie pokojówkę.
– Może Nelly – powiedział zarządca z błyskiem w niebieskich oczach. – To także młoda dziewczyna, ale wydaje mi się, że ma więcej rozsądku.
– Doprawdy? – ostro rzuciła Fiona. Nie pozwoli się zastraszyć żadnemu mężczyźnie, a już zwłaszcza służącemu.
– Owszem – spokojnie odparł Aulay.
– Nie próbuj wygrać z Aulayem – ostrzegł Angus Fionę. – Jest chyba w Brae od czasu, kiedy powstał zamek, i sprawuje tu prawdziwą władzę, czyż nie tak, mój stary druhu?
– Skoro mój pan tak twierdzi – odpowiedział zarządca, kłaniając się z lekkim uśmiechem.
– Czy jesteś głodna, dziewczyno? – zapytał lord, a Fiona potakująco skinęła głową. – Chodźmy – rzekł i poprowadził ją do stołu, przy którym zasiedli.
Niemal natychmiast ich kielichy napełnione zostały wspaniałym czerwonym winem, jakiego Fiona nie kosztowała nigdy w życiu. Miało bogaty bukiet i zanim się zorientowała, wypiła połowę zawartości naczynia. Postawiono przed nimi półmiski. Jeden z plasterkami cieniutko pokrojonego łososia, ułożonymi na zielonych liściach, na drugim podano tłustą kaczkę, na trzecim zaś pieczeń z udźca dzika. Przyniesiono mnóstwo ciepłego jeszcze pieczywa oraz tubę słodkiego masła i pół kręgu żółtego sera. W salaterce podano zielony groszek. Fiona wytrzeszczyła oczy. Nigdy w życiu nie widziała tyle jedzenia na żadnym stole. Posiłki w domu Hayów były zawsze proste. Jedno danie, chleb i warzywa, jeśli tylko udało jej się jakieś znaleźć. Jadła z zapałem, bez zmieszania, nakładając sobie z każdego półmiska. Sama pochłonęła pół bochenka chleba i niemal połowę szarlotki, którą podano na koniec posiłku. Bez mrugnięcia okiem wlała w siebie dwa kielichy wina.
Lord obserwował ją z podziwem i rozbawieniem. Nigdy nie spotkał kobiety o takim apetycie.
– Smakowało ci? – zagadnął.
Fiona uśmiechnęła się błogo, jak kot mrużąc oczy.
– Oj, tak! Nigdy nie miałam takiej uczty. Czy codziennie tak jadasz, panie?
Przytaknął, po czym odezwał się ze śmiechem.
– Ale tobie nie wolno, kochanie, bo się spasiesz jak te krowy, które mi ukradłaś.
Przyłączyła się do jego śmiechu.
– Nie – oświadczyła. – W mojej rodzinie kobiety tak nie tyją, panie.
– Będę cię bacznie obserwował, Fiono Hay – przekomarzał się z nią.
– Ile osób liczy służba? – zapytała.
– Spotkałaś już Aulaya. Jego żona, Una, jest moją gospodynią. Beathag jest kucharką i ma pomocnicę, Alice. Są cztery pokojówki, a paru moich ludzi pomaga przy bydle, jeśli zachodzi taka potrzeba. Są chłopcy stajenni, gajowy, paru pastuchów i jeszcze kilka osób, których teraz sobie nie przypominam, dziewczyno.
– Czy przy tylu osobach do wyżywienia – zaczęła się zastanawiać – znajdzie się tu miejsce dla Flory i Tama, panie?
– Owszem – zapewnił ją. – Aulay będzie szczęśliwy, mając do pomocy Tama, natomiast Flora powinna doglądać twoich sióstr, tak jak to zawsze robiła. Dodam jej do pomocy Giorsal, widzę bowiem, że staruszka jest już trochę słaba, a nie chcę jej pozbawiać obowiązków, którymi obarczyła ją twoja matka, Muire Hay, niech Pan błogosławi jej duszę.
– Dziękuję, Angusie Gordonie. Jesteś dobrym człowiekiem – poważnym tonem rzekła Fiona.
Na te słowa zaczerwienił się. Sprawiała, że czuł się jej dłużnikiem.
– Teraz pewnie chcesz już udać się do swojego pokoju – powiedział.
Kiedy rozejrzał się w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby jej wskazać drogę, z ciemnego rogu holu wyłoniła się Una.
– Zaprowadzę pannę Hay, panie – rzekła. Była wysoka i szczupła, podobnie jak jej mąż. – Chodź dziewczyno. Pewna jestem, że marzysz o kąpieli, żeby się pozbyć zapachu konia i całej podróży.
Fiona posłusznie podążyła za nią, pytając po drodze:
– Czy moje siostry już się uspokoiły? Nie chciałabym, żeby się bały. Nigdy nie nocowały poza domem i będzie im brakowało naszej Flory.
– Mają się dobrze, dziewczyno – Una zapewniła Fionę. – Młodsza została już nakarmiona i położona spać. Druga je właśnie w kuchni. Nigdy nie spotkałam dziecka, które by wepchnęło w siebie tyle jedzenia, co ta jasnooka dziewczynka.
– Morag nie została sama, prawda? Boi się ciemności, kiedy nikogo przy niej nie ma – powiedziała zatroskana Fiona.
– Nie, dziewczyno. Giorsal siedzi przy jej łóżeczku, jest też tam światło. Nie martw się. Nadejdzie dzień, w którym dzieciak pokona wreszcie swój strach. Twoja mama była taka sama jako dziecko, ale w wieku sześciu lat wyrosła ze swoich lęków.
Fiona była zdumiona.
– Znałaś moją matkę?
– Tak. Jestem z domu Hay, dziewczyno. Zaczęłam się nazywać Gordon po ślubie z moim Aulayem. – Poprowadziła Fionę korytarzem, a potem w górę po kamiennych schodach do następnego holu. – Czy naprawdę ukradłaś krowy lorda? – chytrze zapytała, otwierając drzwi do ogromnej komnaty i wprowadzając ją do środka.
– Jest przekonany, że to zrobiłam – odpowiedziała Fiona, odmawiając przyznania się do winy komukolwiek.
– Twój dziadek, świeć Panie nad jego duszą, nie pochwaliłby umowy, jaką zawarłaś z lordem – szczerze powiedziała Una.
– Powinien więc ustanowić posag dla swoich wnuczek – odgryzła się Fiona. – Zamiast tego razem z moim ojcem ciągnęli wojnę aż po grób, zostawiając mnie samą z pięcioma małymi siostrami, które należało wyposażyć. Cóż, wydałam za mąż Annie, Elsbeth i Margery za ich ukochanych, a mój układ z lordem zapewni Jeannie i Morąg dobrych mężów. Robię to, co muszę, i nie chcę o tym więcej słyszeć, Uno Gordon!
Una kiwnęła głową, zupełnie niezrażona wybuchem dziewczyny. Dowiedziała się tego, co chciała. Dziewczyna nie była awanturnicą, chcącą wykorzystać pana. Niewątpliwie wrodziła się w swoją matkę, akceptując własny los ze względu na tych, których kochała.
– W tym pokoju będzie ci bardzo wygodnie – spokojnie oświadczyła Fionie. – Kominek dobrze ciągnie i jest dość duży, żeby podgrzać wodę do kąpieli, zresztą kociołek już wisi nad ogniem. Widzę, że Nelly zabrała się za wypełnianie swoich obowiązków. To moja siostrzenica, dobra dziewczyna. Nie mam tylko pojęcia, gdzie się mogła podziać.
Ledwo przebrzmiały jej słowa, otworzyły się drzwi i do pokoju wpadła pospiesznie młoda dziewczyna, niosąc na srebrnej tacy karafkę z czerwonym winem. Z kieszeni jej fartucha wystawały dwa srebrne kielichy. Była ślicznym stworzeniem o jasnoniebieskich oczach i marchewkowych warkoczach. Postawiła na stole ciężar, po czym dygnęła dwóm starszym od siebie kobietom.
– Zaczęłam podgrzewać wodę do kąpieli, pani Uno – powiedziała grzecznie.
– Dobrze. Przyniosłaś też wino. Świetnie. Cóż, widzę, że znasz swoje obowiązki, Nelly. Powitaj swoją nową panią, Fionę Hay. A ja już sobie pójdę.
– Witaj w imię Boże, pani – rzekła Nelly, wdzięcznie dygając.
– I ty witaj, Nelly – odpowiedziała Fiona. Dziewczyna wyglądała na jej rówieśnicę.
– Życzę ci dobrej nocy, panno Hay – odezwała się gospodyni i opuściła izbę.
– Przygotuję wannę – energicznie rzekła Nelly. – Uch! Czuję na pani koński zapach. Czy długo pani jechała?
– Od Wzgórza Hayów – odparła Fiona, po czym zaczęła się rozglądać po komnacie.
Więc to miał być jej nowy dom, dużo większy niż wszystko, co do tej pory miała. Zastanowiła się, czyjej siostry też zostały tak miło ulokowane. Jak na jej rozeznanie, pokój, w którym się znajdowała, był bardzo elegancki. Ciężkie, purpurowe zasłony zaciągnięto, osłaniając okna. Wytworne, duże łoże ozdabiały szkarłatne i kremowe kotary z brokatowej tkaniny, zawieszonej na błyszczących, mosiężnych pierścieniach. Ale prawdziwy luksus zapewniał kominek. W Hay Tower był tylko jeden w holu i ich sypialnia w zimowe ranki bywała tak wychłodzona, że zamarzała zawartość nocnika.
– Może ci w czymś pomóc? – zagadnęła Fiona, widząc jak dziewczyna szamocze się przy wyciąganiu ze schowka za drzwiami okrągłej dębowej kadzi.
– Nie, dziękuję – odpowiedziała Nelly, tocząc wannę przed kominek. – To tylko wyciągnięcie jej ze schowka jest kłopotliwe. – Zaczęła wylewać do wanny zawartość szeregu garnców stojących przy kominku. – Za chwilę chłopcy przyniosą więcej gorącej wody. W drodze z kuchni do pokoju woda stygnie i dlatego powiesiłam ten duży kociołek tutaj, nad ogniem.
Nie zdążyła nawet wypowiedzieć tych słów, a już rozległo się pukanie do drzwi. Po przyzwoleniu Nelly drzwi otworzyły się. Do komnaty weszło kilku młodych członków klanu, niosących po dwa wiadra wody, którą kolejno wlewali do wanny.
Wspaniała balia, pomyślała Fiona. Miała jakiś metr wysokości. Zwarty dąb został dodatkowo wzmocniony kilkoma żelaznymi obręczami, otaczającymi całą wannę. Zewnętrzne boki były gładko wypolerowane i czyste, podejrzewała, że podobnie wygląda również wnętrze wanny. Pomimo porannej kąpieli Fiona zaczynała z niecierpliwością czekać na chwilę, gdy będzie mogła zanurzyć swoje obolałe mięśnie, zaczynające już powoli przypominać jej o tym, iż jazda konna to bolesna sprawa. Kiedy ostatni chłopak zniknął za drzwiami, Fiona zdjęła czapkę i odłożyła ją na bok.
– Pomogę pani – powiedziała Nelly. – To mój obowiązek. – Szybko rozebrała Fionę. – Proszę sobie podpiąć włosy, a ja doleję gorącej wody. Czy lubi pani bardzo ciepłą kąpiel?
– Tak – odpowiedziała Fiona, lekko skrępowana sytuacją, w której stała zupełnie naga przed kimś obcym, ale Nelly zdawała się nie zwracać na nią najmniejszej uwagi, zajęta ściąganiem gorącego kociołka znad ognia, przenoszeniem go i wylewaniem jego zawartości do wanny.
– No i gotowe – raźnie rzekła Nelly, pomagając swojej nowej pani wspiąć się na dwa schodki, żeby wejść do wanny.
Zanurzając się w gorącej wodzie, Fiona aż westchnęła z zadowolenia.
– Ach, Nelly, nigdy jeszcze nie było mi tak dobrze jak teraz – stwierdziła.
Nelly zachichotała.
– Nigdy jeszcze nie siedziała pani na koniu?
Fiona pokręciła przecząco głową.
– To twarde stworzenia, a ja, niestety, mam miękki tyłek.
Nelly zaśmiała się.
– Ja też wolę poruszać się na własnych nogach – odparła.
Nagle rozległ się hałas otwieranych drzwi i do pokoju wkroczył Angus.
– Dobry wieczór, moja droga – odezwał się do Fiony. – Możesz kontynuować wypełnianie swoich obowiązków, Nelly. – I rozsiadł się na łóżku.
– Mój panie! – Fiona wreszcie odzyskała głos.
– Tak, dziewczyno?
– Bardzo nie wypada, żebyś przebywał w mojej komnacie, kiedy zażywam kąpieli. Wyjdź natychmiast!
– Dziewczyno – zaczął wyjaśniać rozbawiony – obserwowanie kochanki w kąpieli należy do przyjemności, jakich sobie nie będę odmawiał. Poza tym widzę teraz niewiele więcej, niż widziałem wcześniej. Nelly, zanim zaczniesz myć swoją panią, podaj mi kielich wina. – Wyciągnął się na łóżku, oparł plecami o poduszki i przyjął srebrny puchar, wręczony mu przez Nelly, patrzącą na niego szeroko rozwartymi oczami. – Dziękuję.
Zapłoniona Nelly dygnęła i pobiegła przez pokój ku balii, w której siedziała Fiona, gniewnie przyglądająca się lordowi.
– Mydło ma śliczny, wrzosowy zapach – cicho odezwała się dziewczyna, zabierając się za mycie swojej pani. Namydloną szmatką delikatnie pocierała kremowe plecy i ramiona, smukłą szyję i ręce, po czym szybko je spłukiwała. – Będzie pani musiała podnieść nogi, jedną, a potem drugą, bo inaczej nie dam rady ich umyć – szepnęła. Z ponurą miną Fiona wypełniła ciche polecenie dziewczyny. – Och, jak mamy umyć resztę, jeśli nie może pani wstać, a przecież nie może pani tego zrobić przy nim.
Oczy Fiony napotkały złośliwe spojrzenie lorda, leniwie rozciągniętego na łóżku. W szyderczym geście uniósł kielich w jej kierunku. Nie zamienili ani słowa, ale Fiona świadoma była odbywającego się pojedynku bez słów. Biorąc głęboki oddech wstała i powiedziała:
– Pospiesz się, Nelly, bo zimno. Kiedy skończysz, będę chciała się jeszcze pomoczyć. W tym czasie, proszę, ogrzej mój nocny strój.
Nelly nerwowo przełknęła ślinę, ale zręcznie asystowała przy kąpieli swojej pani. Fiona słyszała śmiech lorda, ale nie widziała, jak powtórnie uniósł swój kielich, nie tylko w hołdzie dla jej wdzięków, ale także dla jej śmiałości. Sama miała obojętny wyraz twarzy, chociaż w głębi serca czuła się upokorzona koniecznością pokazania się nago. Wiedziała, że jest za chuda i że piersi ma nie większe od młodych jabłek. Obawiała się, że naprawdę nigdy nie będą duże.
Angus Gordon wypił wino, ale ledwie czuł ciepło trunku, rozlewające się w brzuchu. Patrzył na nagość Fiony, zdumiony zmysłowością jej kształtów. Wszystko miało doskonałe proporcje, nawet jej śliczne małe piersi. Podejrzewał, że z czasem zrobią się trochę pełniejsze, miał jednak nadzieję, że nigdy nie stracą swego czarownego kształtu ani bezczelnej elegancji różowych sutków. Niewiele więcej mógł dostrzec, gdyż resztę zasłaniała wysoka wanna, a na dodatek Nelly usiłowała dyskretnie osłaniać Fionę przed jego ciekawskim wzrokiem.
Wysączywszy wino, odstawił na bok kielich i wstał, Fiona zaś szybko zanurzyła się z powrotem w wannie.
– Świetnie wywiązałaś się ze swojego zadania – pochwalił Nelly. – Teraz idź już spać. Twoja pani nie będzie cię potrzebować aż do rana. – Chwyciwszy mocno pod ramię zaniepokojoną dziewczynę, wyprowadził ją za drzwi. Zamknąwszy je za Nelly, demonstracyjnie przekręcił klucz w zamku. Potem przysiadł na krawędzi wanny. Wyciągnął rękę i owinął sobie wokół palców pasmo mokrych włosów Fiony, z podziwem dostrzegając biel jej szyi i ramion.
– Zarzucasz mi, panie, że jestem nazbyt śmiała, a tymczasem ty jesteś nie mniej zuchwały – odezwała się cicho Fiona, zaskoczona, że głos nie odmówił jej posłuszeństwa.
– Mężczyzna powinien być zuchwały, ale nie kobieta – odpowiedział spokojnie. Pomyślał, że ma naprawdę niezwykłe oczy.
– Czy zamierzasz tu siedzieć, kiedy będę się moczyła w wodzie? – zapytała.
– Tak – odparł opanowanym głosem. – Nie będziesz siedzieć w wodzie w nieskończoność.
Zapadła ciężka cisza. Fiona pochyliła się mocno do przodu, ale tak, żeby nie być posądzona o tchórzostwo. Przez pewien czas woda była ciepła, potem jednak zrobiła się chłodna. Kichnęła. Angus Gordon nie odezwał się. Potem wstał, wyciągnął ją ociekającą z wody i owinął ręcznikiem. Była tak zaskoczona, że nie zdążyła nawet zaprotestować.
– Nie bądź głupia, wiedźmo. Pomyśl o swoich siostrach. Jest im lepiej u mnie niż w rodzinie któregoś z twoich szwagrów.
Zaczął ją wycierać.
– Zabierz ręce – parsknęła, odzyskawszy zimną krew. – Sama potrafię się wytrzeć.
– Ale mnie sprawia to przyjemność – powiedział, nie przestając. – Skoro masz zostać moją kochanką, Fiono Hay, nadszedł czas, żebyś zaczęła się uczyć, czego od ciebie oczekuję. Na razie, dopóki się tobą nie znudzę, dziewczyno, należysz do mnie, ciałem i duszą. Czegokolwiek sobie od ciebie zażyczę, spełnisz to.
– A niby czemu, ty zarozumiały gburze! – warknęła, wyrywając mu ręcznik. – Obiecałam ci moje dziewictwo w zamian za te przeklęte krowy, i nic więcej. To ty zmieniasz warunki naszej umowy, i to po przyklepaniu targu.
– Nawet dziewictwo najświętszej panienki nie ma wartości dwudziestu sztuk bydła – krzyknął w odpowiedzi. – Cnota żadnej dziewczyny nie jest więcej warta, Fiono Hay. Uważasz mnie za głupca? – Chwycił ręcznik, wyszarpnął go i obrzucił ją twardym spojrzeniem. Była bezwstydnie śliczna z tymi swoimi delikatnymi piersiami, szczupłą talią i długimi, kształtnymi nogami. – Jezu! – mruknął.
Na krótką chwilę Fiona zastygła, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Coś w tonie jego głosu sygnalizowało jej niebezpieczeństwo, ale nie była w stanie przed nim uciec.
Angus powoli wziął ją w objęcia. Dotknął jej twarzy i poczuł gorąco jej policzka. Patrzyła na niego szeroko rozwartymi oczami, ale bez najmniejszego śladu strachu. Na swojej koszuli czuł delikatny nacisk jej brzucha.
– Rozsznuruj mi koszulę – polecił jej zdecydowanym tonem. – Trzęsącymi się palcami wykonała polecenie. – Ściągnij ją ze mnie, dziewczyno! – Jej miękkie dłonie poruszały się na jego piersi. Przyciągnął ją z powrotem do siebie, rozkoszując się wrażeniami, gdy skóra dotknęła skóry. Czubkami palców przeciągnął po jej pośladkach.
Serce waliło jej jak młotem. Czuła dudnienie w uszach. Wzrok zaczął mętnieć. Nie mogła oddychać.
Z cichym okrzykiem Fiona uczyniła to, o co się nigdy nie posądzała. Zemdlała.
Angus Gordon potrząsał głową, niosąc dziewczynę do łóżka, na którym ostrożnie ją ułożył. Jeśli nawet kiedyś jej bezwstydne zachowanie skłaniało go do kwestionowania jej niewinności, teraz wiedział na pewno, że naprawdę jest dziewicą. Wyraz jej twarzy tuż przed utratą przytomności był więcej niż przekonujący. Była to mieszanina powolnego zmysłowego rozbudzenia i absolutnego przerażenia. Nie wiedział, czy tego chce.
Z wysiłkiem usiłował sobie przypomnieć ostatni raz, kiedy pozbawił dziewczynę dziewictwa. I nagle dotarło do niego, że nigdy tego nie robił. W rzeczywistości trzymał się z daleka od niewinnych dziewcząt, bo dziewice były kapryśnymi istotami, które zawsze się zakochiwały i chciały ślubu. Tak przynajmniej ostrzegał go ojciec.
– Sypiaj z tymi, którym to sprawia przyjemność, chłopcze, ale omijaj z daleka pozostałe, zwłaszcza dziewice, chyba że zamierzasz się ożenić – radził mu Robert Gordon i kontynuował wyjaśnienia.
Powinienem uważniej słuchać rad ojca, ze smutkiem pomyślał Angus Gordon. Niemniej jednak dziewczyna miała u niego dług, a on nie zamierzał wystawiać się na pośmiewisko. Nalał do kielicha nieco wina i unosząc dziewczynę jedną ręką, drugą usiłował wlać w jej usta trochę płynu. Fiona Hay wywiąże się ze swoich zobowiązań wobec niego, może jednak spróbuje postępować z nią ostrożniej. Zakasłała, odpychając jego rękę, i trochę rubinowego płynu wylało się na jej piersi. Poczuł okropne pragnienie, żeby go zlizać, ale powstrzymał się, aby dziewczyna znowu nie zasłabła. Skoro nawet dotyk ręki na jej kształtnych pośladkach wystarczył, żeby zemdlała, z pewnością jego język wędrujący pomiędzy niedoświadczonymi piersiami także przyprawi ją o utratę przytomności.
– Czujesz się już dobrze, dziewczyno? – zapytał z troską.
Fiona wolno skinęła głową, w której zaczynało jej się przejaśniać.
– Nie wiem, co się stało – powiedziała. – Nie jestem tchórzem.
– Wiem – odparł – jesteś jednak dziewicą i nie masz pojęcia, czego się spodziewać. Zachowałem się niezręcznie, ale to dlatego, że jesteś śliczną dziewczyną i podnieciłaś mnie.
– Podnieciłam do czego? – spytała podejrzliwie.
– Obudziłaś moją żądzę – odpowiedział otwarcie na tak szczere pytanie. – Chcę się z tobą kochać, dziewczyno. – Delikatnie ujął jedną jej pierś i począł ją lekko pieścić.
Szeroko otwartymi oczami Fiona przypatrywała się jego ręce, zadziwiona, że powodują uczucie mrowienia w całym ciele. Pomyślała, że nie jest to niemiłe wrażenie, zastanawiała się jednak nadal, czego od niej oczekuje. Kiedy popatrzyła na jego twarz, ich spojrzenia spotkały się. To była silna twarz, pociągła, z dołkiem w brodzie i orlim nosem. Angus miał wystające kości policzkowe i wąskie usta.
Jego ręka powędrowała w górę, aby ująć jej brodę pomiędzy palec wskazujący i kciuk. Przesunął wargami po jej ustach, aż na moment wstrzymała oddech.
Angus uśmiechnął się.
– Nie boisz się dziewczyno, prawda?
– Nigdy sobie nie wyobrażałam... – Fiona starannie dobierała słowa. – Nie wiem, czego mam oczekiwać, panie, ale zdaje mi się, że jeśli cię zadowolę, to i ty dostarczysz mi przyjemności.
Nie mógł się powstrzymać, żeby się do niej nie uśmiechnąć. Z pewnością nie przypuszczał, że w trakcie uwodzenia będzie prowadził tego typu konwersacje z bezwstydną dzierlatką.
– Za dużo gadasz, dziewczyno – powiedział, jednocześnie biorąc w posiadanie jej usta. Pocałował ją mocno. Pachniała wspaniale, a jej skóra była jedwabista i elastyczna. Wyciągnął spinki z jej włosów i pozwolił owinąć się im wokół rąk.
To był jej pierwszy pocałunek. Coś nieustannie pulsowało jej w dołku. Pocałunek był szorstki, a jednak słodki. Jej usta instynktownie zmiękły pod jego wargami, rozchyliły się. Westchnęła, czując narastającą rozkosz. To, co uprzednio spowodowało jej zasłabnięcie, teraz rozproszyła magia pocałunku. Mężczyzna w końcu przerwał gorący uścisk, zdając sobie sprawę, że dziewczyna musi się jeszcze wiele nauczyć.
Fiona utkwiła wzrok w jego twarzy.
– To było bardzo miłe, panie, podoba mi się takie całowanie. Czy dobrze się spisywałam? Nigdy dotąd tego nie robiłam, ale to chyba bardzo naturalna czynność dla ludzkiego ciała.
Nigdy jeszcze spodnie nie wydawały mu się tak ciasne. Ułożył ją z powrotem na łóżku, a sam wstał i zaczął pozbywać się resztek odzienia.
– Tak – zgodził się, nie spuszczając wzroku z jej twarzy – całowanie się to najnaturalniejsza sprawa i świetnie ci to wychodzi, dziewczyno. – Ściągnął buty, skarpety i spodnie. Z kamienną twarzą opuścił na podłogę pludry. Nic nie powiedziała, chociaż oczy jej się rozszerzyły ze zdumienia.
Czy mężczyznę można nazwać pięknym, zastanawiała się Fiona. Miał długie, proste nogi, we właściwych miejscach przyjemnie zaokrąglone. Miał też pośladki o ładnym kształcie, okrągłe, a jednocześnie umięśnione.
Odwrócił się do niej i opadł na łóżko. Fionie mignął przed oczami obraz jego męskiego przyrodzenia, sterczącego wśród kępy ciemnych włosów. Zauważył, gdzie powędrował jej wzrok.
– Znowu czujesz strach, dziewczyno? – zapytał spokojnym głosem. – Wiesz, nie musisz się go obawiać. Z mojego Gordiego jest dzielny zuch i dostarczy ci wiele przyjemności, kiedy zawrze z tobą bliższą znajomość.
Ku całkowitemu zaskoczeniu Angusa, Fiona wyciągnęła dłoń i dotknęła jego członka, z wyrazem zamyślenia i ciekawości na twarzy. Drgnął zdumiony.
– Czy to boli, kiedy cię dotykam? – spytała.
– Nie.
– Czemu więc się wzdrygnąłeś?
– Nie sądziłem, że dziewica może być taka ciekawska.
– Czy zwykle dziewice drżą na widok twojego Gordiego?
Jej palce prześliznęły się wzdłuż członka i Angus z trudem przełknął ślinę.
– Nie przypominam sobie – mruknął.
Był twardy jak z żelaza, bliski eksplozji pod jej łagodnym dotykiem. Czuł się zmieszany jej śmiałością. Nie zależało mu na tym, żeby krzyczała i omdlewała ze strachu, ale czyż dziewica nie powinna czuć większego respektu wobec męskiego przyrodzenia? Ledwie chwilę wcześniej zasłabła pod wpływem jego dotyku, teraz zaś śmiało gładziła go palcami równie zręcznymi, co u byle dziewki. Zaprotestowałby, gdyby nie to, że jej zachowanie wypływa z czystej ciekawości i że naprawdę nie ma pojęcia, jak w takiej sytuacji powinna się zachować szanowana dziewczyna. Mocno zacisnął palce wokół przegubu jej ręki.
– Wystarczy, dziewczyno. Twój dotyk rozpala moją żądzę. – Popchnął ją do tyłu na poduszki i znów mocno pocałował.
Fiona odsunęła głowę.
– Pokaż mi, gdzie on wejdzie – zażądała.
– Jezu Chryste! – wybuchnął Angus. – Czy w tobie nie ma odrobiny delikatności? Jak można zadawać mężczyźnie takie pytania?
– Nie znoszę niepewności – stwierdziła Fiona. – Całujesz mnie i pieścisz, aż do granic mojej wytrzymałości! Nie zamierzasz pozbawić mnie dziewictwa i skończyć z tym, panie?
Bała się! Zrozumiał to właśnie w tej króciutkiej chwili. Naturalnie nie przyznałaby się do tego i twierdziłaby, że nie jest tchórzem. Przesunął się tak, że częściowo spoczywał na niej. Delikatnie dotknął dłonią jej policzka.
– Kiedy mężczyzna kocha się z kobietą, dziewczyno – zaczął – to nie powinno być szybkie parzenie się. Nie ma w tym wiele przyjemności. Zwłaszcza za pierwszym razem. Wszystko powinno się odbywać powoli, namiętnie i ze słodyczą. – Jego wargi musnęły jej usta, potem zaczerwienione powieki. Zagłębił rękę w masie jej czarnych włosów i pochwycił pełną garść, wdychając nosem ich czysty zapach.
Fiona napięła się nerwowo, jak klacz nieprzywykła do jarzma. Dlaczego jego głos był taki intensywny? Czemu bolą ją piersi, a brodawki ma podrażnione? Nagle jego obecność stała się wszechogarniająca. Zagryzła wargi. Przymknęła oczy, jakby dzięki temu mogła się od wszystkiego odciąć, jednak specyficzny zapach jego skóry wdzierał się jej do nosa. Zapach mężczyzny. Był to silny, podniecający aromat, który zdawał się wyzwalać w niej coś pierwotnego. Zaczęła ostrożnie gładzić jego ramiona.
Pocałował ją znowu, ale tym razem wsunął w jej rozchylone usta język. Fiona zadrżała gwałtownie, kiedy ich języki się spotkały, ślizgając się w tę i z powrotem. Westchnęła i wygięła ciało, jeszcze mocniej przywierając do niego.
– Mmmm... to miłe – mruknęła prosto w jego usta. – Ach! – westchnęła, kiedy przerwał pocałunek, a jego wargi zaczęły pokrywać pocałunkami jej gładkie ramiona i piersi. W dołku niemal boleśnie coś ją ścisnęło, kiedy usta mężczyzny przywarły do brodawki, język począł ją czule drażnić, a wargi delikatnie skubać jej ciało. – Och! – jęknęła. – Och! – Jego palce zaczęły się bawić włosami na jej wzgórku łonowym.
– To tutaj wejdzie, dziewczyno – powiedział, odrywając głowę od jej słodkich, młodych piersi. Delikatnie jednym palcem wtargnął w jej drżące teraz ciało, wsuwając się ostrożnie w miejsce, którego istnienia jeszcze przed chwilą nawet nie podejrzewała. Osiągnąwszy granicę jej dziewictwa, zatrzymał się i wolno wycofał palec.
W szeroko otwartych oczach wstrząśniętej Fiony widniało zaskoczenie zmieszane z budzącym się pożądaniem.
– Twój Gordie jest za gruby, żeby się zmieścić tam, gdzie wtargnąłeś swoim frywolnym palcem – oświadczyła.
– Nie, dziewczyno – zapewnił ją. – Twoja mała szparka otworzy się szeroko, aby mój Gordie mógł upić twojej słodyczy. – Ciemna głowa Angusa przesunęła się w dół jej tułowia, rozdając po drodze pocałunki. Jeszcze raz jego palec wśliznął się pomiędzy jej dolne wargi, tym razem dotykając ją w następnym miejscu, o którym nie wiedziała. – To twój słodki guziczek – wyjaśnił, drażniąc małe, mięsiste zgrubienie.
Fionie zawirowało w głowie z wrażenia, a fala obezwładniającej rozkoszy ogarnęła całe jej ciało. Jak palec może dawać tyle przyjemności?
– Nie przestawaj! – błagała go, pod przymkniętymi powiekami widząc wybuchające gwiazdy. – Och! Ach! Ach! – Nagle osłabła zaspokojona.
– A więc spodobało ci się? – mruknął cicho, pochylając się nad jej smukłymi kształtami.
Rozchylił rękami jej uda i kiedy ciągle jeszcze trwała w stanie ledwie świtającej świadomości, ujął swój członek, ustawił go i pochylając się do przodu nad nią, pchnął mocno. Otworzyła się dla niego jak pachnący kwiat, przyjmując go centymetr za centymetrem w głąb swego aksamitnego wnętrza. Angus Gordon jęknął.
Czuła go. Wpychał się bezlitośnie, gruby i gorący, coraz głębiej. Fiona nigdy sobie nie wyobrażała takiej inwazji. Instynktownie zesztywniała.
– Nie, nie dziewczyno – szepnął gorąco w jej ucho. – Nie walcz teraz ze mną. Ach, ale jesteś rozkoszna! Rozkoszna!
Posunął się do przodu, napotykając wreszcie barierę pomiędzy dziewczęcością a kobiecością Fiony Hay. Zręcznie ją przekroczył, pchnąwszy najmocniej jak umiał, po czym zatrzymał się.
Poczuła ostre ukłucie bólu, który rozprzestrzenił się w dół aż po uda i w górę, sprawiając, że na dłuższą chwilę straciła oddech – a potem nagle minął. Fiona westchnęła, wciągając do płuc ogromny haust powietrza, które niemal od razu wypuściła.
– Czy zawsze tak boli? – udało jej się zapytać. Nie rozumiała, dlaczego komukolwiek miałoby to sprawiać przyjemność.
W oczach Angusa malowało się coś na kształt poczucia winy.
– Nie, dziewczyno – wyszeptał, całując ją w usta.
Zaczął się nad nią poruszać, lekko ją unieruchamiając, swoimi dużymi rękami przyciskając jej nadgarstki po obu stronach głowy. Instynkt kazał się jej poruszać w tym samym rytmie. Angus wpatrywał się w twarz dziewczyny, zdumiony dzikim pięknem budzącej się w niej namiętności. Był zaskoczony, iż znajdował tak ogromną przyjemność w parzeniu się z tą dziewczyną.
Po ustaniu bólu Fiona znów zamknęła oczy. Dług został spłacony, a jej dziewictwo stracone. Istotnie nie było się czego bać, toteż zaczęła się rozluźniać i dołączyła do erotycznego tańca, który wykonywał. Wyswobodziła ręce z jego uchwytu i oplotła go ramionami, przyciągając bliżej do siebie. Pod jej powiekami znów pojawiły się migoczące gwiazdy, zaś cała jej istota zaczęła odczuwać wypełniające ją radosne ożywienie. Czuła go w sobie, twardego i poszukującego. Jej paznokcie zagłębiły się w ramionach Angusa.
– Ach! Ach! Ach! – jęczała, a potem poczuła potężny wybuch jego żądzy, kiedy jego soki wypełniły ją, mieszając się z dziewiczą krwią.
W tym samym momencie Fiona poszybowała w górę, z dziko bijącym sercem, a zaraz potem przywarła do niego. To było cudowne! Przez kilka chwil bezwolnie dawała się unosić emocjom.
W końcu wysunął się z niej, oparł się na łokciu i dużą dłonią czule odgarnął pasmo włosów z jej twarzy. Fiona otworzyła oczy i spojrzała na swego kochanka.
– Byłaś bardzo dzielna, dziewczyno – powiedział jej z uśmiechem.
Odpowiedziała uśmiechem.
– Jesteś więc usatysfakcjonowany, że naprawdę okazałam się dziewicą i spłaciłam swój dług wobec ciebie, mój panie?
– Byłaś dziewicą, dziewczyno – zgodził się – ale dopiero zaczęłaś spłacać swój dług. Czyż nie ostrzegałem cię, że dwadzieścia krów ma dużą wartość? Fiono Hay, jesteś bezczelną małą złodziejką i zapłacisz mi za to. Pozwolę ci i twoim siostrom mieszkać za darmo, bo winien to jestem waszemu dziadkowi Hay owi, ale bydło to zupełnie inna sprawa.
– Twardy z ciebie człowiek – cicho powiedziała Fiona.
– Jezu! – zaklął równie cicho. – Czyż twoim sztuczkom nie ma końca? Flirtujesz ze mną.
– Nie mam żadnego doświadczenia, jak powinna się zachowywać czyjaś kochanka – odpowiedziała mu śmiało. – Czy kochance nie wolno flirtować ze swoim panem? Przynajmniej w zaciszu sypialni? – Zatrzepotała czarnymi rzęsami, nadymając buzię.
– Sam nie znam reguł gry, którą podjęliśmy, dziewczyno – odparł ze śmiechem. – Nigdy nie miałem kochanki.
– Sądzę, że niewiele się to różni od posiadania żony – stwierdziła Fiona – poza tym, że oczywiście nie jest godnie być czyjąś kochanką.
– Niegodna szacunku jest również kradzież bydła – przypomniał jej z uśmiechem i szybko uchylił się przed poduszką, którą cisnęła w niego Fiona. Angus Gordon podniósł się z łóżka. – Czas, żebyś się trochę przespała, dziewczyno – rzekł, przykrywając ją kołdrą.
– Nie będziesz ze mną spał, panie? – spytała zdziwiona.
– Nie, dziewczyno, to twoja prywatna komnata. Moja znajduje się obok za drzwiami, którymi tu wszedłem.
– Ale ja nigdy jeszcze nie spałam sama! – jęknęła Fiona. – Zawsze spałam z moimi siostrami. Zostań ze mną, panie!
– Dopóki nie zaśniesz – przystał. – Za parę dni przyzwyczaisz się do tego, że masz własny pokój, i polubisz to.
Fiona umościła się tuż koło niego. Uśmiechnął się do siebie. Z jednej strony nie znała lęku, z drugiej zaś była jak małe dziecko, które boi się zostać samo na noc. Zachowując milczenie, otoczył ją ramieniem i poczuł, że Fiona stopniowo się rozluźnia.
Kiedy już spokojnie spała, ostrożnie wymknął się z łóżka. Wtedy dostrzegł plamy krwi na jej udach i na prześcieradle. Już się pochylał, żeby zdmuchnąć świecę, stojącą obok łóżka, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. Podszedł do kominka i dołożył torfu do ognia. Jeśli się obudzi, w tym obcym pomieszczeniu przynajmniej nie będzie panowała całkowita ciemność i chłód. Ostatni raz zerknął na jej twarz, po czym wymknął się przez drzwi łączące ich sypialnie.
– Fi! Obudź sie!
Fiona Hay niewyraźnie słyszała głosy swoich młodszych sióstr. Ktoś brutalnie szarpał ją za ramię. Mrucząc, obróciła się na drugi bok.
– Och, Jeannie! – Głos Morag stał się piskliwy z wrażenia. – Nie ma nic na sobie! To nieładnie być nagą.
Fiona otworzyła oczy i spojrzała na najmłodszą siostrę. Czuła się trochę zdrętwiała, a między nogami nieco ją bolało. Chciało jej się jeszcze spać, a tymczasem na głowie siedziały jej dwie małe wiedźmy, żądając uwagi.
– Czego chcecie?
Słysząc ton głosu najstarszej siostry, Morąg cofnęła się o krok, ale Jeannie nie dała się zastraszyć.
– Siostra lorda, lady Stewart – odezwała się Jean – jest na dole w holu i żąda widzenia się z Angusem. Jamie twierdzi, że to przez ciebie. Niczego się nie dowiemy, jeśli nie będziemy mogły nic słyszeć. Wstawaj, Fi, i natychmiast zarzuć coś na siebie. Czarny Angus się ubiera. Podobno bardzo poważa lady Stewart.
Fiona była zdziwiona.
– Czarny Angus?
– Tak go nazywają ze względu na jego bardzo czarne włosy – ochoczo wyjaśniła Morag.
– Zabierz Morag i poczekajcie na zewnątrz – Fiona poleciła Jeannie. Nie chciała, żeby dziewczynki zobaczyły ślady krwi na jej nogach i na pościeli. Zaczęłyby żądać wyjaśnień, a były na to za małe. Poczekała, aż siostry opuszczą komnatę, i dopiero wtedy odrzuciła kołdrę i wstała z łóżka.
Nad ogniem grzała się woda. A zatem Nelly była już w pokoju. Fiona nalała trochę do małej mosiężnej miski i leżącą obok szmatką najpierw obmyła twarz, a potem zmyła z siebie zaschniętą krew. Koło swoich spódnic znalazła czystą, miękką koszulę, zaś jej bluzka była świeżo wyprana. Para pończoch, pierwszych w życiu Fiony, leżała na butach. Sięgały powyżej kolan. Wciągnęła je na siebie i starannie zamocowała sznurówkami, wyobrażając sobie zakłopotanie spowodowane opadnięciem pończoch. Janet Stewart pomyślałaby, że jest małą dzikuską. Skończyła się ubierać, gdy do pokoju weszła Nelly.
– Och, proszę pani, już pani wstała i sama się ubrała! Proszę tylko nic nie mówić ciotce Unie, bo złajałaby mnie za niewypełnianie obowiązków – zaczęła błagać dziewczyna.
– Jestem już na nogach, bo moje siostry przybiegły mi powiedzieć o przybyciu siostry lorda – odparła Fiona.
– Owszem – powiedziała Nelly. – Lord trochę się jej boi. Jest zaledwie o dwa lata młodsza od niego. Moja ciotka mówiła, że jako dzieci walczyli ze sobą jak pies z kotem. Ciotka twierdzi, że na szczęście Janet nie była chłopcem, bo mogliby się nawzajem pozabijać. – Nelly zachichotała.
– Chcę posłuchać ich rozmowy – konspiracyjnym tonem Fiona zwróciła się do swojej nowej służebnej. – Czy pan już zszedł na dół?
– Właśnie teraz schodzi – odpowiedziała Nelly z błyskiem w oczach. – Chodźmy, to pokażę pani, gdzie będzie można posłuchać ich rozmowy. – Skinęła na Fionę i wybiegła z pokoju.
Jeannie i Morag nadal czekały przed drzwiami i na znak siostry bez słowa ruszyły za nią. Nelly poprowadziła je szybko w dół po schodach, przez korytarz, w stronę holu. Tuż przed wejściem do holu skręciły w wąski korytarzyk, a stąd do malutkiego pokoiku. Z palcem na ustach Nelly przemierzyła izbę i przesunęła małą deseczkę.
– W ten sposób wiemy bez wezwania, kiedy podawać do stołu – powiedziała. – Proszę, tu będzie pani wszystko słyszała.
Fiona zajrzała przez otwór. Mogła dostrzec Angusa Gordona, napełniającego kielich wina wysokiej ładnej kobiecie.
– No i tak, Janet – odezwał się, a Fiona słyszała go wyraźnie. – Co sprowadza cię do Brae, siostrzyczko? Mam nadzieję, że Hamish i dzieci czują się dobrze.
– Odwiedziłam w Glenkirk naszego wuja – odparła. – Naprawdę myślałeś, że ksiądz nie będzie plotkował, Angusie?
– Jaki ksiądz? – zapytał, sącząc wino.
– Ten, który przybył z opactwa, żeby zaślubić dwie młode dziewczyny Hayów chłopcom z klanu Innesów i Forbesów. Wywołałeś niezły skandal, Angusie Gordonie! Gdzie jest pani Fiona i jej siostry? Och, jak mogłeś? Cóż za haniebną umowę zawarłeś z tą nieszczęsną, niewinną dziewczyną. Teraz będziesz musiał wziąć z nią ślub – i może coś dobrego wyniknie z twojego postępowania, bo niewątpliwie już dawno powinieneś się ożenić. Aha, Robert przesyła ci pozdrowienia i mówi, że będzie się modlił do najświętszej panienki, żebyś zawrócił ze złej drogi.
– Kim jest Robert? – Fiona zwróciła się z pytaniem do Nelly.
– To drugi brat – wyjaśniła Nelly. – Jest o cztery lata młodszy od lorda. Kiedy miał dziesięć lat, poszedł do opactwa i trzy lata temu został księdzem. Czyż lady Stewart nie jest śliczna?
Fiona przytaknęła. Siostra Angusa Gordona miała lśniące brązowe włosy, splecione w warkocz, bardzo jasną cerę, a jej błyszczące niebieskie oczy ciskały gromy, kiedy rugała brata za niegodne zachowanie.
– Ożenić się z tą wiedźmą? – zapytał zaskoczony lord. – Czemu miałbym poślubić tę czarownicę? Ukradła moje krowy i zawarliśmy umowę, że zapłaci za nie w jedyny dostępny jej sposób. Z nikim nie chcę się żenić, Janet. Tak jak teraz jest mi dobrze, a poza tym jestem jeszcze za młody.
– Masz dwadzieścia pięć lat, Angusie Gordonie – surowo powiedziała jego siostra. – Jestem młodsza od ciebie o dwa lata, a już dziewięć lat jestem mężatką i mam pięcioro dzieci.
– Żona powinna być młodsza – z humorem odparł lord i odkroił sobie kawałek sera.
– Fiona Hay ma nie więcej niż piętnaście lat. Jest teraz w kwiecie wieku. Zabrałeś jej honor, Angusie. Teraz nikt inny już jej nie zechce. Musisz ją poślubić. To nie jest córka byle kmiecia. Pochodzi z szanowanej rodziny.
– Moja droga siostro, ta dziewczyna to zuchwała złodziejka bydła – odpowiedział lord. – Zdołała już ukraść dwanaście krów i miała czelność się targować o następne osiem na wiano dla swoich młodszych sióstr. Szkoda twoich słów dla Fiony Hay.
– Rozdziewiczyłeś ją? – zażądała odpowiedzi Janet Stewart.
Lord zaczerwienił się.
– Co to za pytanie w ustach szanowanej matrony? – odparował.
– A więc zrobiłeś to! Zawsze byłeś żądny nowych zabawek! Teraz nie masz już absolutnie żadnego wyboru, musisz poślubić dziewczynę.
Fiona usłyszała dosyć. Przepchnąwszy się obok zaskoczonej Nelly i swoich młodszych sióstr, szybko pokonała drogę do holu.
– Nie poślubię go, pani – oświadczyła głośno, wkraczając do sali. – Nie zwiążę się z mężczyzną, którego nie kocham, tak jak to się stało udziałem mojej matki. – Spojrzała wyzywająco na rodzeństwo.
– Poślubisz mnie, jeśli tak rozkażę! – krzyknął Angus Gordon.
– Idź do diabła, ty nadęty głupku! – wrzasnęła w odpowiedzi Fiona.
Janet Stewart wybuchnęła śmiechem.
– Na mą duszę, Angusie, twoja dziewczyna ma temperament, którego, moim zdaniem, nie uda ci się okiełznać.
– Nie jestem jego dziewczyną!
– Podejdź tu do mnie, Fiono Hay – spokojnie odezwała się Janet Stewart. Wyciągnęła rękę i ujmując jej dłoń, spojrzała w najuczciwszą twarz, jaką kiedykolwiek zdarzyło jej się oglądać. – Jeśli nie weźmiesz sobie za męża mojego brata, to nikt inny cię nie zechce, dziecko. To dobry związek dla was obojga, a Angus otrzymał już posag za ciebie w postaci ziem twojego dziadka. – Delikatnie pogładziła policzek Fiony. – Twoja matka, niech Bóg ma w opiece jej dobrą, słodką duszę, kochała mojego ojca. Zmuszona do poślubienia Dugalda Haya, musiała przeżywać piekło na ziemi. A jednak nie możemy wszyscy brać ślubu z miłości. Zwykle miłość przychodzi później, dziewczyno.
– Czy kochała pani swojego męża, kiedy pani za niego wychodziła? – zapytała Fiona.
– Hamisha? Nie. – Janet Stewart roześmiała się. – Jego rodzina pragnęła odpowiedniej panny młodej. Umowa została zawarta, kiedy jeszcze byłam w kołysce. Jest ode mnie prawie o dwadzieścia lat starszy i po raz pierwszy zobaczyłam go na miesiąc przed ślubem, bo wcześniej był żołnierzem we Francji. Ale mój Hamish jest dobrym człowiekiem i z upływem czasu nauczyłam się go kochać. Spłodziliśmy dwóch synów i trzy córki.
– Jest zwariowany na jej punkcie i zawsze taki był – mruknął pan na Loch Brae w odpowiedzi na słowa siostry.
– Meg także nie znała dobrze swojego Davida – ciągnęła Janet Stewart – a jednak jest szczęśliwa. – I wyjaśniła: – Meg to nasza młodsza siostra, wydana za Davida Hamiltona. Mają dwóch cudownych bliźniaków. Widzisz, Fiono, nad małżeństwem trzeba pracować jak nad użyźnianiem pola. Niewiele na nim urośnie, jeśli nie będzie się go orać, zasiewać i podlewać. Miłość przychodzi z czasem, wraz z rodzącym się szacunkiem i poznawaniem drugiego człowieka dzień po dniu. To wszystko wymaga czasu. Ty i Angus, pomimo tego dziwacznego początku stanowicie, jestem o tym przekonana, idealną parę.
– Nie wyjdę za niego ani za żadnego mężczyznę, którego nie będę kochała – powtórzyła z naciskiem Fiona.
– Ani ja nie zamierzam ożenić się ze złodziejką, kalającą honor Gordonów z Loch Brae – rzekł lord równie stanowczo.
Janet Stewart wyglądała na zakłopotaną oświadczeniem brata. Czemu Angus zawsze musi być taki trudny? Stosunek Fiony do ślubu zlekceważyła. Dziewczyna była pełna dumy i idealizmu. Można by było nad nią popracować. Ale z Angusem rzecz miała się inaczej. Może jeśli ta nieustępliwa para zostanie sama przez zimę, zrodzi się między nimi miłość i sprawa sama się rozwiąże?
– Gdzie są twoje małe siostrzyczki, kochanie? – Janet spytała Fionę.
– Jeannie, Morag! – zawołała Fiona i obie młodsze dziewczynki wpadły do holu. – Ukłońcie się lady Stewart.
– Jakież one rozkoszne! Mniejsza jest twoją dokładną kopią, Fiono Hay. – Janet przechyliła głowę i powiedziała – Ty jesteś Jean czy Morag, dziecinko?
– Morag, pani – padła sepleniąca odpowiedź.
– A więc ty musisz być Jeannie. Czy lubisz kucyki, Jeannie Hay?
– Tak, pani – Jeannie skinęła głową, zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi. Sądząc po pełnym słodyczy tonie damy, podejrzewała, że nie będzie to nic przyjemnego.
Janet Stewart zwróciła się do Fiony i do swojego brata.
– Ta dwójka dzieci musi zamieszkać ze mną w Greymoor – oświadczyła.
Fiona już otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale Janet jej na to nie pozwoliła:
– Ty podjęłaś już swoją decyzję, Fiono Hay, ale gdy rozejdzie się ona wśród ludzi, nie będziesz uważana za nikogo innego, jak tylko za kosztowną ladacznicę.
Fiona pobladła i z zaciśniętymi ustami słuchała dalszych wyjaśnień Janet Stewart.
– Jeśli masz nadzieję znaleźć kiedyś dla Jeannie i Morag uczciwych mężów, nie możesz zatrzymać dziewczynek w tym miejscu, w Brae, żeby nie rzucać na nie cienia. Rozumiesz to, prawda?
Fiona pokiwała głową, lecz w jej oczach zabłysły łzy.
– Na miły Bóg, Jan, nie bądź dla niej taka surowa – zaprotestował lord. – Jeannie i Morag to jeszcze dzieci. Nikt nie pomyśli o nich nic złego. Fiona matkowała im w sposób godny podziwu. Niepotrzebnie jesteś taka okrutna.
– Nie – odezwała się Fiona – ona nie jest okrutna, mój panie. Mówi szczerą prawdę. Sama chciałam zostawić moje siostry na wzgórzu ze starą Florą i Tamem. – Zwróciła się do Janet Stewart – ale twój brat powiedział, że to niebezpieczne. Myślałam o nich, pani!
– Naturalnie, że myślałaś – rzekła Janet. – Widzę twoją odwagę i uczciwość, Fiono Hay. Niewątpliwie Angus miał rację w sprawie niepozostawiania dwóch małych dziewczynek jedynie pod opieką starych służących. Jednak teraz nie mogą pozostać z tobą, żeby nie stracić dobrego imienia. Muszą zamieszkać ze mną.
– Nie zostawię mojego Jamiego – stanowczo stwierdziła Jeannie.
Fiona zignorowała ją.
– Czy pozwolisz, pani, posłać Florę i Tama razem z moimi siostrami? Byli służącymi mojej matki i dbali o nas przez całe życie. Mnie nie są teraz potrzebni, gdyż lord przydzielił mi osobistą pokojówkę. Będą się czuli użyteczni, opiekując się moimi siostrami tak, jak robili to zawsze. Są posłuszni i nie sprawią pani żadnego kłopotu.
– Oczywiście, że muszą jechać z nami.
– Nie zostawię mojego Jamiego! – powtórzyła Jeannie i tym razem tupnęła nogą dla podkreślenia swojego zdecydowania.
– Mój młodszy brat bardzo często przyjeżdża do Greymoor – powiedziała lady Stewart, natychmiast pojmując niepokój Jeannie. – Mam córeczkę tylko odrobinę młodszą od ciebie, Jeannie Hay. Będziesz miała z kim się zaprzyjaźnić. Czy miałaś już kiedyś przyjaciółkę?
Jeannie przecząco pokręciła głową.
– A czy masz, pani, córeczkę w moim wieku? – zapytała Morag, szarpiąc Janet Stewart za spódnicę. – Ja też nigdy nie miałam przyjaciółki.
– Mam! – odparła z uśmiechem lady Stewart. – Mam też dwóch chłopców, ale oni bawią się tylko ze sobą.
– Fiona! – Jean Hay spojrzała na siostrę.
– Lady Stewart ma rację, Jeannie. Jeśli zostaniecie ze mną, ludzie osądzą was nie lepiej niż mnie. Musicie pamiętać, że jesteście z rodu Hayów. Jeśli będziecie dorastały w domu lady Stewart, zachowacie swoje dobre imię. I pewnego dnia staniecie się dobrą partią. – Ostrożnie wymawiała słowa, jakby z trudem panowała nad sobą, co istotnie miało miejsce.
Janet miała ochotę zdzielić swojego brata. To wszystko wina Angusa. Gdyby nie był taki nierozsądny, tak cholernie nieustępliwy, nie doszłoby do tej sytuacji. Wystarczyłoby, żeby udał, iż wierzy w zapewnienia Fiony, że krowy należą do niej. Ale nie! Angus musiał się dać ponieść swojej dumie. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że pan na Loch Brae ma dobre serce. A kiedy się zastanowić, ile Hayowie ze Wzgórza zrobili dla jej brata! Janet powstrzymała się od wybuchu.
– Zaopiekuję się dobrze twoimi siostrami, Fiono Hay – powiedziała. – Masz na to moje słowo.
– A więc postanowione! – rzekł wesoło lord, w głębi duszy zadowolony z pozbycia się dwóch młodszych sióstr Hay. Nie do końca był pewien, co ma z nimi robić, a w dodatku widział, że Jeannie może przysporzyć sporo problemów.
– Nie zabiorę dzisiaj dziewczynek. Będziesz potrzebował tygodnia albo dwóch, żeby właściwie je wyposażyć, a także kilkoro służących, kochany bracie. Ponadto co roku zapłacisz mi uncję złota za opiekę nad nimi, oczekuję też pisemnego zobowiązania, określającego wielkość ich posagu. – Janet zwróciła się do Fiony – To były po cztery krowy dla każdej?
Fiona skinęła głową, lekko zaszokowana zachowaniem Janet Stewart.
– Albo równowartość w srebrze, plus pościel, ubrania i biżuteria – podsumowała Janet.
– Bardzo dużo żądasz za dwie dziewczynki ze wzgórza – powiedział Angus.
– Bo od ich dziadka dostałeś bardzo dużo tego, co wedle prawa im się należało, a poza tym nie zapominajmy, co zabrałeś ich starszej siostrze – ostro odparła Janet.
– Zgoda – odburknął.
– Och, dziękuję pani! – zawołała Fiona, łapiąc za rękę Janet Stewart i całując ją żarliwie. – Na zawsze pozostanę twoją dłużniczką.
– Zakochaj się w nim, dziewczyno – powiedziała Janet – i spraw, żeby ten arogancki czort tak bardzo cię pokochał, iż będzie cierpiał, gdy choć na chwilę znikną mu z zasięgu wzroku twoje wspaniałe zielone oczy. – Mrugnęła do Fiony, po czym rzuciła: – Proszę o mój płaszcz! Muszę ruszać do Greymoor, aby powiedzieć Mary i Annabelli, że niedługo będą miały dwie nowe towarzyszki zabawy.
– Twoja wizyta, siostro – odezwał się lord – jak zwykle była bardzo interesująca. Daj mi znać, kiedy zabierzesz Jeannie i Morag do Greymoor.
– Nie bądź skąpy, kiedy będziesz je ekwipował, Angusie – dodała na pożegnanie.
Fiona nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
– Ona jest jak wiatr. Wpada, wprawia wszystko w ruch i wypada.
– Bardziej przypomina plagę – mruknął Angus. – Nawet kiedy byliśmy dziećmi, zawsze mnie pouczała, co mam robić, a czego nie. A jednak jej mąż bardzo ją poważa, a dzieci ją uwielbiają. Nie pojmuję tego, dziewczyno. – Po czym spytał: – Jak się dziś czujesz? – Wyciągnął potężną dłoń, żeby dotknąć jej twarzy, i pochylił się, by musnąć wargami jej usta.
Fiona nerwowo szarpnęła się do tyłu, ostrzegawczo kręcąc głową i rzucając wymowne spojrzenia w stronę Jeannie i Morag.
– Mój panie!
Angus Gordon roześmiał się cichutko.
– Chyba będę musiał jak najszybciej je przygotować do wyjazdu, bym mógł cię całować, gdy tylko będę miał ochotę. Ostatnia noc tylko rozbudziła mój apetyt.
Ku swojej irytacji, Fiona spłoniła się, uważała bowiem, że przystoi to jedynie prostym dziewczynom.
Przez kilka następnych dni lord nie odwiedził łóżka Fiony, co przyjęła z wdzięcznością, była bowiem niezwykle zajęta przygotowywaniem sióstr do przenosin do domu Hamisha i Janet Stewartów. Hamish Stewart, pan na Greymoor, był dalekim krewnym króla. W powodu braku prawdziwego dworu w czasie sprawowania władzy przez protektora, członkowie szlacheckich rodzin często odwiedzali się wzajemnie. Siostry Hay potrzebowały więc co najmniej po dwie porządne suknie w komplecie z narzutkami. Ich codzienne sukienki były dość ciasne i miały obniżoną talię. Wyjściowe stroje zostały uszyte z aksamitu, a narzutki były wyszywane kolorowymi koralikami i maleńkimi perełkami.
– Są bardzo śliczne – zauważyła Jeannie. – Czy uważacie, że będę się podobać Jamiemu? – Okręciła się wokół własnej osi. – Czy wyglądam doroślej?
– Nie spiesz się tak bardzo do tej dorosłości – upomniała dziewczynkę Fiona.
– Dlaczego? – spytała Jeannie. – Czy nie podoba ci się bycie kobietą? Podobno lord jest wspaniałym kochankiem.
– Nie zabieraj głosu w sprawach, na których się nie znasz – rzekła Fiona.
– Ależ ja wiem, o czym mówię – odparła Jeannie. – Wiem wszystko o tym, jak mężczyzna kocha się z kobietą. Czy nie wiedziałaś, że przez kilka tygodni przed ślubem Margery i Elsbeth wymykały się z domu na spotkanie ze swoimi chłopcami? Margery jest już brzemienna. Była przerażona, że się o tym dowiesz przed jej ślubem z Collym. Obie powiedziały mi wszystko, co chciałam wiedzieć o kobietach i mężczyznach, żebym tylko nie wygadała tobie albo Florze o ich schadzkach – podsumowała zadowolona z siebie Jeannie.
– Mają szczęście, że udało mi się zdobyć posag – ponuro zauważyła Fiona – bo inaczej dziecko Margery urodziłoby się bastardem.
– Co to jest bastard? – zapytała niewinnie Morag.
Jeannie zachichotała i nawet Fiona nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu.
– Niech cię to nie dręczy, Morag – rzekła Fiona najmłodszej siostrze. – To nie jest słowo, które powinna znać niewinna panienka.
– A ty nie jesteś niewinna, Fi? – zadała pytanie Morag.
– Nie, już nie jestem niewinna. I dlatego ty i Jeannie zamieszkacie z lady Stewart. Popatrz na te wszystkie eleganckie stroje, w które zaopatrzył was lord. Macie dużo szczęścia, dziewczynki.
Istotnie, kobiety sprowadzone z wiosek podległych lordowi ciężko pracowały, żeby skompletować nową garderobę dla Jean i Morag Hay. Poza wspaniałymi sukniami, narzutkami i codziennymi sukienkami przygotowano koszule do spania, bluzki, pończochy i podwiązki. Każda dziewczynka otrzymała też solidny wełniany płaszczyk, podbity króliczym futrem. Szewc, który przybył na wezwanie, zmierzył im stopy i zrobił śliczne skórzane trzewiki do kostek. Dziewczynki dostały również przezroczyste welony, a lord podarował każdej z nich wstążkę do włosów, wyszywaną perłami. Żadna nie mogła się wstydzić swoich strojów w domu Hamisha i Janet Stewartów.
Z Hay Tower przybyli Flora i Tam. Ku zaskoczeniu Fiony, Flora całkowicie zaaprobowała decyzję Janet Stewart. Nigdy nie zapytała Fi o jej stosunki z lordem, a spała wraz z mężem w pokoju przylegającym do sypialni obu dziewczynek.
W nocy przed odjazdem do Greymoor Fiona zasiadła ze swoją starą służącą w holu przed kominkiem i oparła głowę na kolanach staruszki.
– Już mnie nie kochasz, Floro Hay? W ciągu tygodnia od waszego przybycia ze wzgórza ani razu mnie nie zbeształaś, a już jutro cię tu nie będzie.
Flora pogładziła kruczoczarne włosy swojej pani.
– O czym tu mówić, rybeńko? Wybrałaś swoją drogę owego dnia na wzgórzu, kiedy ubiłaś ten haniebny interes z lordem.
– Wiesz przecież, że nie miałam wyboru. Zabrałby bydło bez chwili namysłu. Jeannie powiedziała mi, że Margery i Elsbeth spotykały się potajemnie ze swoimi chłopcami przez całe lato i że w dniu ślubu Margery była już brzemienna. To prawda, że wtedy nie wiedziałam tego wszystkiego, ale i tak cóż innego mogłam uczynić, Floro?
– Nic nie mogłaś zrobić, mój skarbie. Pamiętałaś o obietnicy danej twojej słodkiej matce, że będziesz dbała o dziewczynki. Ona wiedziała, że będziesz musiała się poświęcić, żeby dotrzymać słowa.
– Czy byłaby ze mnie dumna, Floro?
– Tak – rzekła starsza kobieta – ale nie mogę pozbyć się myśli, że miałaby nadzieję, iż wyjdziesz za lorda. On ma dobre serce, rybko.
– Lord nie chce żony, a w szczególności mnie. Powiedział, że splamiłabym honor Gordonów z Loch Brae. Zupełnie jakbym chciała poślubić tego aroganckiego typa!
– Trzeba go zmusić, żeby się z tobą ożenił, rybeńko. Teraz, kiedy pozbawił cię cnoty, nikt inny nie będzie cię chciał.
– Czy kobieta tylko tyle jest warta, Floro? Tyle, co jej niewinność i zdolność rodzenia dzieci? Pragnę mężczyzny, który będzie mnie kochał dla czegoś więcej, a Czarny Angus w ogóle mnie nie kocha. Jestem dla niego jedynie złodziejką. Złodziejką, która teraz jest jego nałożnicą. Gdy skończy ze mną, wrócę na wzgórze, ale Anne, Elsbeth i Margery są już dobrze wydane za mąż, a Jeannie i Morag pewnego dnia dostaną dobrych mężów.
– Zadbałaś również o mojego Tama i o mnie – spokojnie powiedziała Flora. – Szczęśliwa jestem, że odeszłam ze wzgórza. Nigdy nie lubiłam tamtego miejsca, ale twoja mama była naszą panią, więc kiedy umarła, nie mogliśmy zostawić jej potomstwa.
– Wiem – odrzekła Fiona – ale teraz będziecie mogli wreszcie usiąść przy ogniu i wygrzewać swoje stare kości, patrząc, jak dorastają moje siostry. Nie zostawiłabym was na Wzgórzu.
– Jest parę spraw, o których muszę ci powiedzieć, zanim wyjadę – zakomunikowała Flora swojej pani. – Są pewne sposoby, by zabezpieczyć się przed zajściem w ciążę. Nasiona dzikiej marchwi, rośliny o drobnych, białych kwiatach, mogą zapobiec nieszczęściu. Weź pełną łyżkę nasion i popij kielichem gorącej wody. Albo żuj je, jeśli wolisz. Także polej może pomóc. Nie możesz urodzić bastarda.
– Greymoor leży niedaleko – rzekła Fiona. – Będę przyjeżdżać do ciebie po radę, tak jak to zawsze robiłam. Uczę się jeździć konno.
Flora kiwnęła głową.
– Powinnam ci była o tym powiedzieć, zanim lord cię posiadł. Jeśli odkryjesz, że jesteś brzemienna, przyjedź do mnie, to ci pomogę coś z tym zrobić.
Fiona była zaskoczona wiedzą Flory i wdzięczna jej za te słowa.
– Jak często mam zażywać nasiona?
– Raz dziennie. Dam twojej Nelly całą ich torbę, żeby cię zaopatrzyć aż do przyszłego lata, kiedy kwiaty znowu zakwitną. Twoja matka używała tych nasion, nie chcąc urodzić syna, ale czyniła to niezbyt często. Bała się, że jej podstęp wyjdzie na jaw, bo przecież on płodził bastardów na prawo i na lewo.
– Owszem – zgodziła się Fiona. – Zacząłby coś podejrzewać, bo tak bardzo pragnął dostać ziemie w dolinie. – Wstała z podłogi, poprawiła spódnicę, po czym podała rękę Florze i pomogła jej podnieść się z ławy. – Najwyższy czas spać, staruszko.
Hamish Stewart przyjechał po młodsze siostry Hay.
– Twoja siostra, ta mądra kobieta – oświadczył z uśmiechem Angusowi – chyba znów jest brzemienna. Mam nadzieję, że to będzie chłopiec, bo i tak mamy dom pełen dziewczynek, a jeszcze teraz dodajemy dwie następne. – Zaśmiał się. Z błyskiem w oczach przeniósł wzrok ze swojego szwagra na dwie dziewczynki. – Czy to są małe panny Hay, Angusie?
Jeannie i Morag ze zdziwieniem przyglądały się Hamishowi Stewartowi. Był największym mężczyzną, jakiego zdarzyło im się spotkać. Miał co najmniej metr dziewięćdziesiąt wzrostu, a jego okrągła głowa, zwieńczona szopą włosów, była ogniście czerwona, podobnie jak krzaczasta broda.
– Czy to gigant, Fi? – zapytała mała Morag, z oczami szeroko otwartymi ze zdumienia.
Hamish Stewart ryknął śmiechem i wziął dziewczynkę na ręce.
– Nie, nie. Po prostu urosłem duży moim rodzicom. – Połaskotał ją grubym palcem, aż zachichotała. – Czy to ty jesteś panna Morag Hay?
– Tak, panie – odpowiedziała Morag, po czym zaskoczyła wszystkich, zadając mu pytanie: – Zostaniesz moim tatą?
– Morag! – łagodnie upomniała swoją najmłodszą siostrę Fiona. – Lord Stewart będzie twoim opiekunem.
– Ja chcę tatusia! – stwierdziła Morag. – Nigdy żadnego nie miałam!
– Była jeszcze maleńka, kiedy umarł nasz ojciec – wyjaśniła Fiona.
Oczy Hamisha Stewarta pełne były ciepła i współczucia.
– Z radością będę twoim tatą, dziecko – odparł i postawił dziewczynkę na ziemi.
Fiona wypchnęła do przodu Jeannie, która dygnęła przed olbrzymem.
– Jestem Jean Hay, panie – powiedziała.
– Chyba jesteś za mała, żeby być bezwstydną babą, chociaż mój młody szwagier zdaje się tak uważać – rzucił lord Stewart ze śmiechem. – Jesteś więc bezwstydna, Jeannie Hay?
Jeannie uśmiechnęła się.
– Tylko gdy chodzi o Jamiego, panie. W każdym innym przypadku obiecuję zachowywać się jak najprawdziwsza dama.
Hamish Stewart zadudnił śmiechem i zwracając się do lorda, rzekł:
– Widzę, Angusie, że życie mojej rodziny stanie się jeszcze bardziej ekscytujące, kiedy dołączą do nas te dwie dziewczynki. – Potem ujął rękę Fiony i pocałował ją. – Pani musi być Fioną Hay – powiedział spokojnie. – Pragnę panią zapewnić, panno Hay, że zaopiekuję się pani siostrami, jakby były moimi własnymi dziećmi, a dwójka pani służących będzie właściwie traktowana. I zawsze będziesz mile widziana w Greymoor, dziewczyno.
– Dziękuję, milordzie – odparła Fiona. Pokonała łzy, które zakręciły jej się w oczach. Nie chciała, żeby siostry rozpłakały się na ten widok. – Proszę przekazać żonie moje gratulacje w związku z jej błogosławionym stanem. Wdzięczna jestem wam obojgu za waszą życzliwość i troskę o moje siostry.
Ślicznie dygnęła.
Na te słowa w oczach Hamisha Stewarta pojawił się wyraz aprobaty. Jego Janet miała rację. Fiona Hay byłaby świetną żoną dla Angusa, gdyby tylko ten cholerny głupiec zapomniał o swojej niepotrzebnej dumie.
Bagaże dziewczynek oraz Florę i Tama załadowano na wóz zaprzężony w muły.
– Dałam torbę Nelly – szepnęła Flora, gdy Fiona pocałowała ją w pomarszczony policzek.
– Przyprowadziłem dla was wierzchowce, bo pomyślałem, że będziecie chciały jechać same – zakomunikował pan na Greymoor swoim nowym podopiecznym. Najpierw pomógł Jeannie wdrapać się na niedużą jabłkowi tą klacz, po czym wsadził Morag na tłustego czarnego kuca. – Twoja klacz zwie się Misty – poinformował Jeannie – a kucyk, moja droga Morag, to Blackie.
– Och – zawołała z entuzjazmem Fiona – ależ macie szczęście, że dostałyście takie wspaniałe wierzchowce! – Cmoknęła różowy policzek Morag i uścisnęła szczupłą dłoń Jeannie. – Niech was obie Bóg błogosławi, siostrzyczki... Niedługo przyjadę was odwiedzić.
Hamish Stewart dał znak do odjazdu, wiedział bowiem, że dalsze przeciąganie tej sceny doprowadzić może niewiasty jedynie do płaczu. Fiona odprowadziła wolno wędrujący orszak aż do mostu. Potem pomachała im pogodnie i zawróciła w stronę zamku, wsłuchując się w stukot końskich kopyt na drewnianym moście. Co prawda przy rozstaniu Jeannie była bardzo cicha, za to teraz Fiona słyszała szczebiot Morag, zagadującej Hamisha Stewarta.
Uśmiechnęła się. To była słuszna decyzja. Na pewno.
Czuła się przygnębiona rozstaniem, więc resztę dnia spędziła wałęsając się bez celu po małej wyspie lorda. Na brzegu odkryła olbrzymi głaz z gładkim zagłębieniem, skąd rozpościerał się widok na jezioro. Rozsiadła się na nim wygodnie i patrzyła na niebieskie wody. Widok działał na nią kojąco, pomagając uspokoić obawy, że zbyt gwałtownie odmieniła życie swojego rodzeństwa. Potem zaczęła rozmyślać nad sobą. Co ma zrobić ze swoim życiem? Chociaż nie sądziła, żeby lord był nią szczególnie oczarowany, sprawiał wrażenie, że z niezrozumiałych dla niej powodów zależy mu na jej towarzystwie. Nie zbliżył się do niej od czasu tamtej nocy, kiedy przybyli do zamku Brae. Czyżby, pomimo zaprzeczeń, jej dziewictwo było wszystkim, czego od niej chciał?
Patrzyła na wodę, wczuwając się w rytm drobnych fal. Brzeg jeziora za wyspą był porośnięty drzewami aż po poszarpane skały na linii brzegowej. Tu i tam widniała łata piaszczystej plaży. Drzewa zaczynały właśnie przybierać jesienne barwy. Osiki stawały się jasnozłote, jesiony obwieszone były pomarańczowymi jagodami, dęby, rosnące pomiędzy strzelistymi, wiecznie zielonymi sosnami, zrudziały i sczerwieniały. Fiona głęboko westchnęła. Kochała jesień, ale tego roku jesień wydawała jej się przepełniona smutkiem.
Po raz pierwszy w życiu była sama, bez swojej rodziny.
Nad lesistymi wzgórzami zaczęły się gromadzić chmury, pozostawiając poszarpane paski jasnego błękitu. Wieczorne słońce złociło zamek, odbijający się w wodach jeziora. Było tak pięknie. Nigdy jeszcze nie przebywała w równie ślicznym miejscu. Jej ojciec pozbawił ich tak wielu rzeczy w czasie swojej okrutnej batalii o Dolinę Hayów, aż w końcu nic mu nie pozostało. Może gdyby zawarł pokój z dziadkiem, nie doszłoby do tego wszystkiego. Może nawet zostałaby zaręczona z panem na Loch Brae.
Fiona potrząsnęła głową, śmiejąc się z własnej głupoty. Dugald Hay poszedł do grobu, przeklinając swojego teścia i nieprzychylny los, który nie dał mu tego, co jego zdaniem mu się należało. Pozostawił córki w biedzie. A ona, córa dumnego klanu, sprzedała się dla dobra swych sióstr.
Zsunęła się ze skały i powoli powędrowała do zamku.
W sypialni powitała ją zmartwiona Nelly.
– Gdzie byłaś, pani? Czarny Angus nie mógł cię znaleźć i był w strasznym stanie!
– Jestem przyzwyczajona do przebywania na powietrzu, a nie w czterech ścianach zamku – powiedziała Fiona. – Nie opuściłam wyspy. Na brzegu jest ogromny głaz, można tam posiedzieć i pomyśleć, patrząc na wodę.
– Tęskni pani za siostrami.
Fiona skinęła głową.
– Nigdy dotąd nie byłam sama. Nie wiem, co ze sobą zrobić.
– Przygotowałam pani kąpiel – odparła Nelly. – Kiedy się pani porządnie wymoczy, poczuje się pani lepiej. Dziś wieczorem w holu ma grać kobziarz.
Kiedy Fiona wykąpała się i przebrała w czystą spódnicę i bluzkę, podążyła za Nelly na dół do holu, gdzie za stołem siedział Angus Gordon.
– Gdzie byłaś? – zażądał odpowiedzi, wbijając w nią wzrok. – Myślałem, że uciekłaś i że będę musiał wypuścić psy, żeby cię wytropiły, dziewczyno. – Podał jej półmisek z pieczenia i dał znak, aby napełniono jej kielich winem.
Fiona oderwała kawałek pieczeni i wzięła kęs do ust.
– Fakt, że jestem twoją kochanką, panie, nie oznacza jeszcze, że nie mam honoru. Zawarliśmy umowę i zamierzam jej dotrzymać. – Pojadła trochę mięsa, popiła winem, po czym sięgnęła po chleb i odkroiła sobie kawałek. Palcem rozsmarowała na nim masło i odgryzła pół porcji. Miała nieodgadnione spojrzenie. Nie da się zastraszyć takiemu człowiekowi, jak Angus Gordon.
Ani on, ani ona nie odezwali się więcej. Kiedy w końcu sprzątnięto ze stołu, wystąpił kobziarz. Lekki uśmiech pojawił się na wargach Fiony. Muzyka pełna była chropawych dźwięków, ale poruszyła ją do głębi, jakby rozumiała jej smutek, współczuła jej i koiła. Westchnęła, gdy grajek skończył i zniknął w mroku holu. Bez słowa wstała od stołu i udała się do swojej komnaty, a Nelly podążyła tuż za nią. Angus patrzył, jak odchodzi i przez krótką chwilę miał bardzo zamyślone spojrzenie.
Nelly pomogła swojej pani rozebrać się i podała jej miękką, powłóczystą płócienną koszulę. Fiona zawiązała ją pod szyją. Umyła ręce i twarz, następnie wyczyściła zęby pumeksem i była już gotowa do spania. Nelly zajęła się zbieraniem rozrzuconego ubrania i złożeniem go.
Fiona podeszła do okna i otworzyła okiennice. Nocne powietrze było chłodne.
– Idź się położyć, Nelly – odezwała się. – Mnie się jeszcze nie chce spać. Za wiele się dziś wydarzyło.
– Niech Bóg da pani spokojny sen – rzekła Nelly, zamykając za sobą drzwi.
Wąski sierp księżyca jasno oświetlał wody jeziora, srebrząc grzbiety drobnych fal. Wiatr był słaby i niezmienny. Fiona uśmiechnęła się, kiedy porwał jej kosmyk włosów. Kawałkiem wstążki przewiązała gruby warkocz, westchnęła i opierając dłonie o parapet, wyjrzała w noc. Była sama. Po raz pierwszy w całym życiu była naprawdę sama. Dziwne uczucie, trochę tak, jakby nie miała ciała, albo jakby dryfowała bez celu. Zaczęła się zastanawiać, co się z nią stanie. Nie martwiła się ani nie bała. Po prostu była ciekawa, jak potoczy się jej życie. Nie pamiętała, aby kiedykolwiek nie czuła się odpowiedzialna za rodzeństwo. I co ma teraz robić, kiedy los wszystkich sióstr był już zapewniony?
Ramię, które objęło ją w pasie, nie zaskoczyło jej. Czuła, że on przyjdzie tej nocy. Upłynął już tydzień, odkąd spali ze sobą, i znów poczuła się zawstydzona, ale teraz przynajmniej wiedziała, czego oczekiwać.
– O czym myślisz? – zapytał mężczyzna.
– O moich siostrach – odparła, zastanawiając się, czy będzie w stanie to naprawdę zrozumieć.
– Tęsknisz za nimi?
– Tak, i zastanawiam się, jak będzie wyglądało moje życie teraz, kiedy nie muszę już o nie dbać, Angusie Gordonie – wyznała mu szczerze.
– Jesteś moją kochanką – odparł i pochylił się, żeby złożyć gorący pocałunek w miejscu, gdzie okrągły dekolt odsłaniał jej skórę.
Fiona roześmiała się wbrew sobie.
– A czym się zajmuje kochanka? – zapytała przekornie.
– Ależ... kochanka... ona... – Przerwał, zmieszany jej pytaniem.
– No właśnie – rzekła Fiona. – Gdybym była twoją żoną, sprawowałabym pieczę nad tym zamkiem i ludźmi tu żyjącymi. Ale nie jestem twoją żoną. Kim więc jestem? Nie jestem zabawką, którą można odłożyć do kąta, kiedy się mną znudzisz, panie.
Angusowi odebrało mowę. Czego ta dziewczyna od niego chce?
– Una i Aulay są odpowiedzialni za zamek – zaczął, ale dotarło do niego, że gdyby miał żonę, ta dwójka podlegałaby jej.
– Una i Aulay mają swoje miejsce, podobnie jak wszyscy mieszkający w Brae. Wiedzą, czego się od nich każdego dnia oczekuje. Ja nie wiem. – Plecy Fiony zdawały się sztywnieć, gdy wymawiała te słowa. Czemu, u diabła, w ogóle zaczynała tę rozmowę? Jeszcze pomyśli, że pragnie być jego żoną.
– Twoje miejsce jest w moich ramionach, w moim łożu – oświadczył. – Takie są obowiązki kochanki, dziewczyno.
– Nie mogę spędzać całego czasu w twoich objęciach. Potrzebne mi jakieś zajęcie. Nie jestem przyzwyczajona do bezczynności!
Jego matka zmarła, kiedy Angus był bardzo młody. Nie przypominał sobie, co robiła całymi dniami, zresztą może nigdy tego nie wiedział. Od najwcześniejszych bowiem lat jak najwięcej czasu spędzał z dala od domu, zajęty męskimi sprawami. I od kiedy sięgał pamięcią, zamkiem zawsze zarządzali Una i Aulay.
– Czym chciałabyś się zająć?
Fiona zastanowiła się przez chwilę.
– Chcę się nauczyć pisać i czytać – powiedziała. – Czy umiesz pisać i czytać, mój panie? Mój ojciec nie potrafił, a moja matka utrzymywała, że umie się podpisać. Nigdy nie widziałam, żeby to robiła.
– Nauczyłem się czytać i pisać, kiedy byłem w Anglii z królem. Mój brat Robert posiadł te umiejętności w opactwie Glenkirk, ale ani mały Jamie, ani moje siostry, ani Hamish Stewart, na przykład, nie potrafią pisać ani czytać. Ale jeśli tego chcesz, nauczę cię – obiecał.
– Księżyc jasno dziś świeci, prawda?
– Owszem.
Jego palce poczęły rozwiązywać tasiemki pod jej szyją. Koszula rozchyliła się aż do pępka. Wsunął tam rękę, żeby pochwycić pierś. Wypełniła jego dłoń, niewielka i okrągła jak jabłuszko. Jej skóra była bardzo miękka i ciepła, pulsująca życiem. Zaczął pocierać kciukiem brodawkę, wargami znów trafiając we wgłębienie, gdzie jej ramię przechodziło w szyję. Usta Angusa zatrzymały się tam przez dłuższą chwilę.
– W ostatnich dniach pozostawiłem cię samą nie dlatego, że cię nie pragnę, ale abyś mogła mieć czas dla Jeannie i Morag – mruknął prosto w jej ucho. Językiem delikatnie badał różową muszlę.
– Wiem i jestem ci wdzięczna – odpowiedziała Fiona i zadrżała, czując ciepłą wilgoć w uchu. Jego gra miłosna była podniecająca, a jednocześnie trochę przerażająca. Poruszyła się nerwowo, próbując skupić uwagę na jasnej gwieździe nad wzgórzami po drugiej stronie ciemnego jeziora, ale zadanie okazało się niemożliwe. Pragnęła odepchnąć jego dłonie. Tymczasem jej ręce zwisały po obu bokach; nerwowo zaciskała pięści.
Angus Gordon nie był zdziwiony, wyczuwając napięcie dziewczyny. Chociaż po ustąpieniu debiutanckiej tremy okazała się entuzjastycznie nastawioną uczennicą, nadal była bardzo niedoświadczona. Ostrożnie opuścił jej koszulę z ramion. Zsunęła się w dół i spoczęła wokół kostek. Zaczął pieścić delikatne ciało.
Fiona poczuła ból w krtani, wywołany gwałtownym zaczerpnięciem tchu. Mimowolnie zadrżała.
– Nie, nie, słodka kruszyno. Nie bój się. Pamiętasz, jak nam było wspaniale poprzednim razem?
– Tak.
Wtedy, ten jeden raz, kiedy się z nią kochał, kiedy zabrał jej dziewictwo, było im ze sobą naprawdę bardzo dobrze.
– Teraz będzie jeszcze przyjemniej, dziewczyno, przysięgam! – Obrócił ją ku sobie, żeby musnąć jej wargi.
Dopiero teraz odkryła, że jest nagi. Tak bardzo pochłonięta była sobą, że nawet nie zauważyła dotyku jego skóry na swoim ciele. Czuła, że jej policzki płoną. Ogromne dłonie objęły jej pośladki. Fiona poczuła napór na swoje udo twardej, wzwiedzionej męskości i zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
– Mój Gordie stęsknił się za tobą, dziewczyno.
– Śmiały z niego typ – odparła cicho i opuściwszy rękę, delikatnie go pogładziła. – Ach, jaki jesteś twardy, mój panie!
– Chcę być w tobie, Fiono Hay. Nawet się nie domyślasz, jak cię pragnę, dziewczyno. Nie było mi łatwo powstrzymywać się przed chwytaniem cię w objęcia za każdym razem, kiedy cię widziałem w ciągu tych ostatnich kilku dni. Jednak ze względu na twoje siostry zachowywałem się, jak nakazuje przyzwoitość. – Jego usta znów zawładnęły jej wargami, ale tym razem pocałunek był gwałtowny i pożądliwy.
Fiona odpowiedziała, zarzucając mu ręce na szyję. Jej piersi mocno przywarły do jego torsu, a strach roztopił się w fali żądzy. Trzymając nadal dłonie pod jej pośladkami, uniósł ją i wszedł w nią, ona zaś instynktownie oplotła go nogami. Była zdumiona tym, co robił, co robili oboje. Pchnął ją, aż poczuła na plecach ucisk okiennego parapetu, on zaś napierał biodrami i wdzierał się w nią. Instynktownie przyłączyła się do rytmu jego ruchów, ale po chwili odchyliła do tyłu głowę i wystękała:
– Angusie Gordonie, jeśli nie przestaniesz mnie popychać na kamienny parapet, zostanę kaleką!
Zaprzestał. Trzymając ją mocno w objęciach przeszedł przez pokój i położył ją na brzegu łóżka. Stojąc nad nią, znów rozpoczął swój rytmiczny taniec, wchodząc zdecydowanie i głęboko w jej oczekujące ciało.
Fiona przeciągnęła paznokciami po jego plecach, czując namiętność płonącą tak wielkim ogniem, że zdziwiona była, iż w komnacie nie zrobiło się od niej jasno. Miała wrażenie, że Angus pożera ją całą, ale wcale się nie bała, nawet wtedy, gdy chwycił ją za nadgarstki, przyszpilając do materaca, jęknął „Nie rań mnie, dziewczyno” i wtargnął tak głęboko, jak tylko mógł. Ogarnął ją zachwyt, tak wielki, jakby właśnie odbyła wycieczkę do nieba. I wtedy w jej środku wybuchło potężne pulsowanie. Z krzykiem opadł na jej piersi, niemal łkając. Fiona pogłaskała jego ciemne włosy, wielce usatysfakcjonowana. Tym razem nie było żadnego bólu. Rzeczywiście, nie było nic poza czystą przyjemnością. Czy wszystkie kobiety tak się czują po namiętnych zmaganiach? A żony? Czy może tylko kochanki doświadczają tych wyjątkowych rozkoszy?
Angus Gordon oddychał powoli i głęboko, starając się odzyskać równowagę. Był nieco zaskoczony swoim postępowaniem. Nie zdawał sobie sprawy, że ogrom odczuwanej żądzy spowoduje, iż weźmie ją w tak gwałtowny sposób. Fiona jednak zdawała się tym nie przejmować, poza ostrzeżeniem, aby nie miażdżył jej pleców o parapet. Rozplotła owinięte dotąd wokół niego nogi i westchnęła głęboko. Uniósł się i oparł na łokciach, patrząc w jej twarz.
– Cieszę się, że nadal w każdym calu pozostałaś bezwstydna jak zawsze, dziewczyno – powiedział.
– Wstawaj ze mnie, ty głupku – odparła, a kiedy uniósł się jeszcze odrobinę, wytoczyła się spod niego, wstała z łóżka i poszła po miskę, którą napełniła wodą. Potem obmyła się i rzekła: – Chodź i pozwól mi umyć twe ciało.
– Skąd ci to przyszło do głowy, dziewczyno?
– Moja stara Flora powiedziała, że mam cię obmyć.
Uczyniła to bardzo umiejętnie, po czym uśmiechnęła się i rzekła:
– Zrobione. Teraz będziesz się czuł lepiej.
Był oczarowany jej zaradnością, ale postanowił się z nią podrażnić.
– Twoje zabiegi zachęciły mojego Gordiego.
Szeroko otworzyła oczy.
– Nie chcesz chyba powiedzieć, że moglibyśmy zrobić to jeszcze raz tej nocy, panie?
Rozbawił go wyraz nadziei w jej spojrzeniu.
– Kiedy byłem w twoim wieku, Fiono Hay, mogłem to robić dwanaście razy w ciągu nocy. Niestety, teraz jestem w stanie sprostać zaledwie trzem, może czterem razom. Wskakuj do łoża – polecił nagle.
Zagryzła dolną wargę i zachichotała.
– Jak sądzisz, ile razy będziesz mógł to zrobić tej nocy? Lubię, kiedy mnie posiadasz, Angusie Gordonie.
– Zauważyłem – rzekł. – No, dalej, dziewczyno. Prowokacyjnie przesunęła językiem po wargach.
– Trzy razy czy cztery, milordzie?
Uśmiechnął się do niej.
– Nie dowiesz się, jeśli nie wrócisz do łoża, dziewczyno. – Zaśmiał się. – Wydaje mi się jednak, że uda się cztery razy.
Pociągnęła go za rękę. A kiedy leżeli, zaspokojeni po raz drugi, Fiona pomyślała, że w gruncie rzeczy los kochanki lorda nie jest najgorszy.
I nie zmieniła zdania, kiedy się obudziła następnego dnia rano, lekko obolała, ale niewątpliwie usatysfakcjonowana.
Robert, książę Albany, brat zmarłego króla Roberta III, wuj młodego, pozostającego w niewoli króla Jamesa I i regent Szkocji, nie zaliczał się do najpopularniejszych ludzi w kraju, ale sprawował władzę silną ręką.
W chwili, gdy został regentem w imieniu przetrzymywanego przez Anglików bratanka, książę Albany odnowił układ pokojowy z Anglią, a następnie zadeklarował wielkodusznie, że w okresie jego rządów w Szkocji administracja nie powinna nakładać żadnych nowych ciężarów na biedotę. Było to niezwykle mądre posunięcie, gdyż różnice pomiędzy ludami celtyckimi, zamieszkującymi góry, a Szkotami, mieszkającymi na równinach, pogłębiały się coraz bardziej. W całej Szkocji panowały anarchia i bezprawie, które dawały się jeszcze jakoś opanować na nizinach, natomiast górach było to zupełnie niemożliwe. Wszyscy przywódcy dużych klanów przypomnieli sobie o własnej niezależności, podarowanej im jeszcze przez króla Roberta Bruce’a.
Największych problemów przysparzali panowie na Wyspach. Posiadali własną flotę, którą wykorzystywali do najazdów na inne nadbrzeżne rejony Szkocji. MacDonald, głowa najpotężniejszego klanu, zawarł odrębny układ pokojowy z Anglią. Uważał się za jej sprzymierzeńca. Regent, człowiek pochłonięty głównie mnożeniem bogactwa i siły swojej rodziny, wyraźnie ignorował McDonalda.
Anglicy przetrzymywali dwóch zakładników, którymi interesował się regent: jego bratanka, młodego króla, który formalnie był jego zwierzchnikiem, oraz jego własnego syna, Murdocha, księcia Fife. Chociaż pierwszą powinnością księcia Albany powinny być negocjacje w sprawie uwolnienia króla, jego wysiłki w tym kierunku były dość umiarkowane. Za to z pasją i ambicją walczył o syna. Pobyt bratanka poza granicami Szkocji był bardzo korzystny dla regenta, ale w wykalkulowanej manifestacji czułych rodzinnych uczuć systematycznie posyłał do Anglii synów szlacheckich rodów szkockich, aby dotrzymywali towarzystwa młodemu królowi.
Angus Gordon spędził u boku króla dwa lata, w czasie których nauczył się czytać i pisać. Nie było to łatwe, ale młody James Stewart bardzo nalegał.
– Kiedy wrócę, Angusie, będę potrzebował wykształconych ludzi, nie tylko takich, którzy sprawnie władają mieczem – mawiał.
– Będziesz potrzebował ludzi, którzy będą ci wierni, panie – odparł młody Angus. – Pamiętaj, że twój wuj zamordował brata, by odsunąć go od tronu. Teraz będzie chciał, żebyś pozostał w Anglii. Ma ambicje, aby zająć twoje miejsce na tronie Szkocji, a angielski król, który cię przetrzymuje, również podstępem zdobył koronę. Świetnie rozumie pragnienia regenta, bo czuje to samo.
– To nie wszystko – rzekł król. – Krążą plotki, że ostatni angielski król, Ryszard III, nie został zamordowany w zamku Pontefract, ale uciekł na Wyspy, gdzie został pojmany przez lorda Montgomery'ego, który przekazał go jako zakładnika mojemu ojcu. Mówią, że mój ojciec utrzymywał króla i że żyje on teraz iście po królewsku pod opieką mojego wuja, księcia Albany. Zdarzyło mi się kiedyś widzieć tego człowieka. Rzeczywiście wyglądał jak zwierciadlane odbicie króla, którego widziałem tutaj, w czasie mojej niewoli w Anglii. Król Henryk przetrzymuje mnie, aby regent nie odesłał jego rywala z powrotem do Anglii, gdzie mógłby chcieć odzyskać swoje prawa do tronu. Regent i król Henryk stanowią dla siebie przeciwwagę, Angusie. Obawiam się, że dopiero kiedy umrze tamten człowiek, będę mógł wrócić do kraju.
I w ten sposób kruchy pokój między Szkocją a Anglią trwał nadal. Śmierć Henryka IV przyniosła niewiele zmian, poza odzyskaniem przez księcia Albany syna Murdocha, księcia Fife, w zamian za młodego lorda Northumberland, syna sławnego lorda Percy, zwanego Raptusem. Henryk V wyprawił się do Francji, żeby walczyć o tamtejszy tron. Zabrał ze sobą młodego szkockiego króla, wiedząc, że chytry regent pozwala Szkotom walczyć po stronie Francuzów. Obecność króla Szkotów u boku angielskiego władcy była zwycięstwem psychologicznym i wielu Szkotów opuściło armię francuską, będąc rozdartymi pomiędzy wiernością ojczyźnie a pragnieniem zdobycia dla siebie włości.
Regent umarł dożywszy osiemdziesięciu lat; władzę po nim przejął jego najstarszy syn, Murdoch, o którego uwolnienie tak zawzięcie walczył.
Na nieszczęście, nowemu księciu Albany brakowało politycznej zręczności ojca. Nie był ani uzdolniony, ani ambitny, choć naturalnie nie chciał rezygnować z wszelkich zdobyczy materialnych zgromadzonych przez ojca. Właściwie był człowiekiem leniwym i nieskomplikowanym, niezdolnym do zdobycia autorytetu nie tylko w kraju, ale nawet u członków własnej rodziny. Szybko znudziły mu się próby administrowania krajem, którym praktycznie nie dawało się zarządzać. Kraj pogrążył się w jeszcze większej anarchii.
Do kłopotów księcia Murdocha dołączyła jeszcze zaraza, z gorączką i krwawą biegunką, która dotknęła cały kraj, od gór po niziny. Poczęto szeptać, że to Bóg jest niezadowolony, gdyż Szkocja wyrzekła się swego prawowitego władcy. Książęta Albany zbyt długo już dzierżyli władzę, gdy tymczasem nieszczęsny król cierpiał w niewoli u śmiertelnych wrogów Szkotów, Anglików. Zaraza była karą boską dla Szkocji.
Wielmoże śmiali się pogardliwie. W większości byli zadowoleni ze stanu rzeczy, jednak najbardziej odpowiedzialni spośród nich zaczęli sobie zdawać sprawę z tego, że przemoc i bałagan będą się rozszerzać.
Dziwnym trafem Walter, książę Atholl, nagle podjął decyzję o osobistym zaangażowaniu się w negocjacje w sprawie sprowadzenia do kraju swojego bratanka, prawowitego króla Szkocji. Tak, James Stewart stał się w pełni dorosłym mężczyzną i była to najwyższa pora, żeby wrócił. Ponadto protektor Anglii mógł być skłonny do ugody, ponieważ znajdował się w stanie wojny z Francją i potrzebował pokoju na północnej granicy. Czas był sprzyjający. Walter przygotował delegację, która miała udać się do Anglii i negocjować uwolnienie Jamesa Stewarta.
Delegacja była nieliczna, a w jej skład wchodził m. in. on sam, John Czerwony Stewart z Dundonald oraz biskup z St. Andrews. W Anglii Szkoci przekonali się, że James Stewart nie jest słabeuszem, jak jego ojciec, i że zamierza żelazną ręką rządzić Szkocją. Następna rzecz, jaka ich zaskoczyła, to wiadomość, że król wybrał na małżonkę lady Joan Beaufort, starszą kuzynkę infanta angielskiego, wnuczkę wspaniałego Johna z Gaunt. James Stewart oczekiwał od przybyłej delegacji nie tylko uwolnienia, ale również przygotowania kontraktu ślubnego.
Upłynęło ponad półtora roku, nim zakończono negocjacje. Król Szkocji mógł powrócić do domu; jego ludzie w ciągu sześciu lat mieli zapłacić Anglikom sześć tysięcy grzywien srebra jako zwrot kosztów utrzymania Jamesa Stewarta. Ponadto Szkoci obiecali wstrzymać pomoc Francuzom w wojnie z Anglią; postanowiono, że lady Joan Beaufort zostanie królową Szkocji, a jej posag będzie stanowił jedną czwartą sumy szkockiego długu wobec Anglików.
Ceremonia ślubna odbyła się w kościele St. Mary Overy w Southwark, trzynastego lutego roku pańskiego tysiąc czterysta dwudziestego czwartego. Dwudziestego ósmego marca orszak szkockiego króla wyruszył na północ i dziewiątego kwietnia przekroczył granicę. Ku zaskoczeniu wszystkich po obu stronach wyboistej drogi zgromadzili się licznie mężczyźni, kobiety i dzieci; każdy chciał choć przez chwilę popatrzeć na długo nieobecnego króla i jego piękną, świeżo poślubioną żonę. Wiwatowali aż do utraty tchu. Od czasu do czasu z tłumu występował jakiś ziemianin z angielsko-szkockiego pogranicza i głośno deklarował swoją lojalność przejeżdżającemu królowi.
W opactwie Melrose James Stewart spotkał się ze swoim kuzynem, Murdochem, księciem Albany, który przybył tam ze swoimi synami – Robertem, Aleksandrem, Jamesem i Walterem. Stawili się również przedstawiciele wszystkich szlacheckich rodów, którzy zdołali na czas dotrzeć do Melrose. Wówczas Anglicy odjechali, po raz pierwszy od osiemnastu lat pozostawiając Jamesa Stewarta bezpiecznie na jego własnym terytorium.
Książę Murdoch wystąpił do przodu i ukląkł przed siedzącym na koniu królem.
– Niech będę pierwszym, który ślubuje ci wierność, kuzynie – powiedział.
Król spojrzał w dół. Wyraz jego bursztynowych oczu był nieodgadniony.
– Spóźniłeś się ze swoją deklaracją lojalności, kuzynie – rzekł zimno. – Delegacja, którą przysłałeś, przysięgła mi wierność, zanim jeszcze zaczęły się negocjacje w sprawie mego uwolnienia.
Zganiony książę Albany zaczerwienił się i powstał z klęczek.
– Cieszę się, widząc cię w domu, mój panie – powiedział, już w trakcie wypowiadania tych słów świadomy, że nie może liczyć na łaskę tego króla dla siebie i swojej rodziny.
James Stewart odwrócił się od kuzyna. Nigdy nie przebaczy książętom Albany tych nieodwracalnych krzywd, jakie wyrządzili jego gałęzi rodu. Nie zapomni też, że pozwolili mu gnić w Anglii, sprawując przez dwadzieścia lat władzę jako uzurpatorzy.
– Sprowadziłem sobie do domu własnego kata – spokojnie powiedział książę Albany.
– Owszem, to niedobrze – odparł jego teść, książę Lennox – jednak jesteś jego krewnym. Ma wiele do roboty. Na pewno jego złość osłabnie. W międzyczasie służ mu wszelką pomocą.
Książę Murdoch skinął głową, obserwując króla, który, nie czekając na przedstawienie sobie czterech synów księcia, zbliżył się do innych witających go. Niektórzy byli pod wrażeniem siły i zdecydowania, demonstrowanych przez Jamesa Stewarta. Inni nie czuli się najszczęśliwsi, zwłaszcza gdy usłyszeli słowa:
– Skoro Bóg obdarzył mnie życiem, niechaj będzie to życie psa, pilnującego, aby w całej Szkocji był bezpieczny każdy zamek, każda pasąca się owca. – W tym krótkim przemówieniu przekazał szkockiej szlachcie, że zamierza rządzić w kraju tak, jak król rządzić powinien.
Poruszający się wśród tłumu szlachty król dostrzegł nagle Angusa Gordona. Szeroki uśmiech rozjaśnił twarz Jamesa Stewarta. Król przepchnął się pomiędzy ludźmi, oddzielającymi go od pana na Loch Brae.
– Angus! Angus Gordon! – Gorąco uściskał starego przyjaciela. – Miło cię znowu widzieć. Opuściłeś swoje ukochane Brae, żeby mnie powitać.
Angus przykląkł i ucałował królewską dłoń, ale szybko został podniesiony na nogi przez swego władcę.
– Pochlebia mi, że mnie pamiętasz, mój panie – odezwał się skromnie. – Wiele lat minęło, odkąd się widzieliśmy, ale nic nie mogłoby mnie powstrzymać przed wyruszeniem ci na spotkanie. Nareszcie w domu, Bogu niech będą dzięki!
– Zostaniesz ze mną w Perth – rzekł król. – Będę potrzebował godnego zaufania człowieka u swojego boku.
Lord lekko się zarumienił.
– Przywiozłem ze sobą moją kochankę, panie – powiedział cicho.
– Też jest mile widziana – odparł król. – I Ramsey, i Ben Duff również przywieźli swoje damy, aby dotrzymywały im towarzystwa w Anglii. A Grey nawet poślubił swoją panią tuż przed moim ślubem z Joan. Czy twoja dziewczyna jest tutaj?
Angus wypchnął do przodu Fionę, która dygnęła głęboko przed Jamesem Stewartem.
– To jest Fiona Hay, głowa rodu Hayów ze Wzgórza, moich sąsiadów, królu.
– Witaj, panno Hay – powiedział król, podnosząc Fionę.
– Ja też cię witam, panie – spokojnie odpowiedziała Fiona, choć serce jej waliło z podniecenia. – Mam nadzieję, że pozwolisz mi zadeklarować moją lojalność.
– I twojego klanu, mam nadzieję – rzucił król.
– Obawiam się, mój panie, że mój klan liczy niewielu członków.
– Ilu? – Bursztynowe oczy króla pełne były rozbawienia.
– Jest nas tylko pięcioro, mój panie. Ja, moje dwie młodsze siostry i dwójka naszych sług.
– Piątka wiernych Szkotów to świetny początek dla każdego króla – poważnie rzekł James Stewart i szarmancko skłonił się Fionie.
– Sprawiłaś mu przyjemność – zauważył Angus Gordon, kiedy król oddalił się od nich i jął witać z pozostałymi.
Królewski orszak przejechał przez Edynburg, kierując się ku stolicy.
Do Perth dotarli dwudziestego kwietnia. Król i królowa mieli się zatrzymać w Scone Palace, stojącym na gruntach należących do opactwa.
– Kocham cię, panie – oświadczył Angus Gordon, kiedy król zaproponował mu przyłączenie do jego świty – ale nie mogę tego uczynić, bo w Loch Brae jest wiele spraw, których muszę dopilnować.
– Zostań z nami na koronacji, Czarny Angusie – rzekł król. – A potem poproszę cię, żebyś poświęcił mi jeszcze trochę czasu. Na jesieni wrócisz do domu, a ja pojadę z tobą, żeby zapolować na jelenie.
To była prośba, a jednocześnie rozkaz. Pan na Loch Brae skłonił się na znak podporządkowania królewskiej woli.
– To już niedługo – tego wieczora, kiedy leżeli w łóżku, Fiona pocieszała swojego kochanka. Gładziła jego ciemną głowę, spoczywającą na jej nagich piersiach. – Koronacja króla będzie wspaniałym widowiskiem, Angusie. Wątpię, aby jeszcze kiedyś trafiła nam się taka okazja.
– Będzie ci potrzebna nowa suknia.
– Nie – odparła – suknie, które mam, były rzadko noszone, a i narzutki są w dobrym stanie.
– Biała spódnica i biało-złota brokatowa narzutka muszą być obszyte białym futrem – powiedział.
– Jak chcesz, ale za nic nie włożę żadnego z tych idiotycznych nakryć głowy – oświadczyła Fiona. – Wyobraź sobie umieszczenie rogów na niewieściej głowie. Kobieta wygląda w nich jak krowa w welonie.
– Rozumiem twoją niechęć do bydła, którą ostatnio okazujesz – przekomarzał się z nią z głową lekko uniesioną, aby móc całować jej krągłe piersi. – Cóż, jesteś teraz niemal osobą godną szacunku.
Mocno szarpnęła jego czarne włosy, aż zaklął cicho, z uśmiechem.
– Łajdak z ciebie, Czarny Angusie – stwierdziła – pomimo twoich bliskich związków z naszym królem. Czy nigdy nie uwolnię się od tego długu wobec ciebie?
– Nigdy! – rzekł zdecydowanie, przytulając ją do siebie i mocno całując. – Nie pozwolę ci odejść, Fiono Hay. Jesteś moja!
Hamish Stewart i jego żona przybyli z gór, żeby wziąć udział w królewskiej koronacji. Zabrali ze sobą młodego Jamesa Gordona i Jean Hay. Siostry gorąco się uściskały, po czym Fiona cofnęła się, by przyjrzeć się mającej już dwanaście lat Jeannie. Siostra urosła, zaczynały jej się też rysować piersi i tylko pod jednym względem nie zmieniła się zupełnie. Nadal była zdecydowana poślubić Jamesa Gordona.
– No, no, Jeannie, dziewczyno, ależ urosłaś – lord obdarzył komplementem dziewczynkę. – Widzę, że już niedługo staniesz się kobietą.
– Wydaj mnie więc za mojego Jamiego – bezceremonialnie rzekła Jean Hay.
Obiekt jej uczuć jęknął i przewrócił oczami, wywołując wybuch śmiechu u pozostałych.
– To będzie dobry związek dla was obojga – powiedział Angus Gordon. – Zawsze o tym myślałem, bracie. Może nadszedł już czas, żeby to ustalić, zanim jakiś amant rozbudzi w niej miłość i zabierze ci ją. – Uśmiechnął się.
– Jest za młoda do łoża – burknął James Gordon. – Chcę mieć żonę, z którą mogę sypiać. A poza tym Jean nie ma żadnej ziemi, a ja chcę żony z majątkiem, Angusie. Chyba potrafisz to zrozumieć.
Janet Gordon Stewart zerknęła na swojego starszego brata, ale zachowała się bardzo nietypowo, nie odzywając się.
– Dam ci część ziem w dolinie – powiedział lord.
– Za Jeannie Hay?
– To były ziemie jej dziadka, Jamie – odparł Angus. – Słusznym więc jest, aby otrzymała ich część w posagu.
– Ale jest za młoda, żeby z nią sypiać – powtórzył James Gordon.
– Za dwa lata już nie będzie, braciszku – stwierdził Angus. – Tyle możesz poczekać, bo sam jesteś jeszcze chłopcem. Gdzie poza tym trafiłaby ci się tak dobra partia? Jesteś najmłodszym synem, Jamie, i poza śliczną buzią niewiele masz do zaoferowania zamożniejszej pannie. Żaden ojciec nie chciałby chłopaka proponującego tak mało.
Jean Hay wstrzymała oddech, nie śmiała nawet drgnąć.
– Cóż – ustąpił James Gordon. – Chyba będę mógł poczekać, żeby przespać się z żoną. Ile będzie tej ziemi w dolinie, Angusie?
– Porozmawiamy o tym po powrocie do Loch Brae, Jamie – spokojnie odparł lord – ale rozumiem, że ustaliliśmy już, iż za dwa lata ożenisz się z Jean.
– Zgoda – rzekł James Gordon i obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
– Możesz mnie pocałować, Jamie – łaskawie oświadczyła Jeannie Hay, choć serce jej waliło z podniecenia, iż wreszcie zdobyła mężczyznę, którego sobie upatrzyła na męża.
James Gordon spojrzał na dziewczynkę. Schylił się i cmoknął ją w zaróżowiony policzek.
– Jesteś za młoda, dziewczyno, na całowanie w usta – powiedział jej surowo, widząc bunt w bursztynowych oczach.
I wtedy, ku zaskoczeniu wszystkich, Jeannie Hay odpowiedziała potulnie.
– Dobrze, Jamie. Niech będzie, jak chcesz.
– Mogłabyś się czegoś nauczyć od swojej młodszej siostry, Fiono Hay – z błyskiem w oku zauważył lord.
Fiona zrobiła urażoną minę, ale Janet Gordon Stewart roześmiała się głośno, a jej wielki mąż ryknął śmiechem, który zadudnił w komnacie.
– W dniu, w którym zrobię z siebie głupca dla jakiegoś mężczyzny – wybuchnęła Fiona – będziecie wiedzieli, że postradałam rozum! – I wypadła z pokoju.
– Weź swoją narzeczoną i idźcie sobie – polecił Angus młodszemu bratu. Poczekał, aż oboje wyszli z pomieszczenia, po czym spojrzał na siostrę i na swojego szwagra. – Wygłoś już swoją kwestię, Janet, bo wiem, że i tak to zrobisz – powiedział.
– Twoja głupota trwa już wystarczająco długo, Angusie – surowym głosem oświadczyła Janet Stewart. – Kiedy ustalisz datę i weźmiesz ślub z Fioną?
– Kiedy tylko mi powie, że mnie kocha, siostro. Musisz bowiem wiedzieć, że ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu chyba jestem w niej zakochany, ale nie ożenię się z dziewczyną, która mnie nie kocha.
– Również Fiona, mając przed oczami nieszczęsny przykład swoich rodziców, nie wyjdzie za mąż za mężczyznę, który jej nie kocha – odpowiedziała mu siostra. – Angusie, kobieta musi wiedzieć, że jej mężczyzna obdarza ją uczuciem. Tylko wtedy odważy się przyznać do własnych uczuć. Pamiętaj, że my, kobiety, jesteśmy słabszą płcią.
– Ha! Większość kobiet, które znam, ma silniejszą wolę niż jakikolwiek mężczyzna. Tylko wtedy, kiedy moja dziewczyna powie mi, że mnie kocha, wyznam jej, iż moje serce przepełnione jest miłością do niej.
Janet Gordon Stewart potrząsnęła głową.
– Niech więc Bóg ma nas w swojej opiece, bo oboje z Fioną jesteście tak uparci, że nie zdążycie wziąć ślubu, zanim was złożą do grobu.
SZKOCJA
Wiosna - jesień 1424
Koronację Jamesa I i królowej Joan Beaufort wyznaczono na czternasty dzień maja. W tym samym tygodniu król wystąpił przed parlamentem, deklarując stanowczo:
– Jeśli ktokolwiek zamierza rozpocząć wojnę z innym, zostanie ukarany z całą surowością prawa.
Oświadczenie to przyjęto w głębokiej, pełnej szacunku ciszy. W ciągu miesiąca od powrotu króla wielmoże, ku swemu wielkiemu rozczarowaniu, dowiedzieli się, że w niczym nie przypomina on swojego ojca. Porównać go można było raczej do jego prapradziadka, Roberta Bruce’a, był jednak silniejszym władcą, sam kierował bowiem pracami swojej rady. Właścicieli przygranicznych ziem i większość ludności nowy władca zadowalał. Lecz nie zadowalał wielkich rodów – ale było już za późno. James Stewart mocno trzymał ster rządów. Nie dałby się usunąć.
Ku ogromnemu zdumieniu Angusa i Fiony, zostali zakwaterowani w królewskim domu w Perth. Otrzymali mały apartament, składający się z sypialni z kominkiem, pokoju dziennego z drugim paleniskiem i dwóch mniejszych izb, przeznaczonych na ich ubrania oraz dla Nelly. Okna apartamentu wychodziły na rzekę i na wzgórza, rozciągające się za miastem.
– Nie wiem, czy zasługujemy na takie warunki – zauważyła Fiona – ale nie mogę powiedzieć, żeby mi się to nie podobało. – Sięgnęła po truskawkę ze stojącego tuż obok talerza i wzięła ją do ust. – Wszystko, czego tylko zapragniemy, mamy na zawołanie, Angusie. Nienajgorsze życie, prawda?
Roześmiał się.
– Tylko się nie przyzwyczaj, dziewczyno – przestrzegł ją. – Obiecałem królowi, że jedynie przez krótki okres może liczyć na moje towarzystwo. Jesienią będziemy już w Loch Brae, zapewniam cię. Nie zamierzam znowu ryzykować oddalania się od domu, jeśli król naprawdę nie będzie mnie potrzebował. Kiedy zniknę mu z oczu, pewien jestem, że o nas zapomni, bo nie jesteśmy dla niego nikim ważnym, Fiono Hay. Pamiętaj o tym i niech ci się nie wydaje, że zostałaś wyróżniona, bo teraz służysz królowej. Ona również zapomni.
– Wiem. Ja także będę szczęśliwa, kiedy wrócę z powrotem do Loch Brae. Nie potrafię jednak nie cieszyć się tym, że zmuszeni jesteśmy spędzić na królewskim dworze jeszcze kilka miesięcy. Będę miała co opowiadać naszej Morag!
Uroczystość koronacji odbyła się w opactwie Scone z całą pompą i świetnością, na jaką stać było Szkotów. Król i królowa, okryci płaszczami obszywanymi gronostajami, tchnęli młodością, a jednocześnie wyglądali niezwykle dostojnie. Było w tej parze coś krzepiącego. A potem, kiedy w koronach jechali przez miasto, tłumy głośno wiwatowały na widok monarszej pary, mężczyźni wyrzucali w górę czapki, kobiety ocierały łzy radości. Dobry król. Piękna królowa. I pokój z Anglią.
– Szkoda, że nie mamy skały, na której moglibyśmy cię koronować, mój panie – książę Atholl zwrócił się do swojego bratanka.
– Już wiele lat temu zostałem ukoronowany na skale – odrzekł z uśmiechem król, po czym zaczął opowiadać, jak Angus Gordon koronował go na króla, kiedy jako dzieci razem przebywali w Anglii.
– Ten drobny lord z pogranicza jest za mądry, jak dla mnie – oświadczył Atholl swojemu najstarszemu synowi, który wkrótce miał wyruszyć do Anglii jako zakładnik. – A ta dziewka bez znaczenia przebywa zbyt blisko królowej.
James Stewart, prawowity król, zaczął rządzić Szkocją tak jak nikt przed nim. Natychmiast przepchnął przez parlament kilka nowych praw. Później zajął się odzyskiwaniem dóbr królewskich, które zostały bezprawnie przejęte albo były źle zarządzane przez nielojalnych wasali za panowania obu poprzednich monarchów. Było to wielce niepopularne posunięcie. Król jeszcze bardziej skomplikował sytuację nalegając, aby każdy szlachcic i szlachcianka, każdy władający ziemią w królestwie, dostarczył akt własności ziemi urzędnikom królewskim, którzy sprawdzą i potwierdzą jego ważność. Lojalność zaś tych, którzy nie byli w stanie udowodnić swych praw do posiadanych włości i tytułów, była uważnie analizowana. Królewskie sądy albo potwierdzały ich prawa, albo konfiskowały dobra. Ziemie te przekazywano Jamesowi Stewartowi, który z kolei oddawał je pod zarząd wiernych sobie ludzi.
Tak wiele zmian nastąpiło w tak krótkim czasie. Teraz król rozważał ulepszenie praw w Szkocji.
– Co sądzisz o moich planach, Angusie? – pewnego popołudnia zapytał James Stewart swojego przyjaciela, gdy razem ćwiczyli strzelanie z łuków.
– Jeśli twój kanclerz i ludzie wybrani do sądu okażą się nieprzekupni, panie, to biedni w tym kraju wreszcie będą mieli uczciwego obrońcę – odparł lord. – Jeśli jednak ludzie ci dadzą się skorumpować, wówczas korzystny wyrok zapadnie dla tego, kto da większą łapówkę – dodał i wystrzelił w sam środek tarczy.
– Osobiście będę sprawował pieczę nad tym sądem – odpowiedział król. – Znam ludzkie słabości dotyczące władzy i bogactwa. – Wypuścił strzałę, która wbiła się w strzałę Angusa i rozpołowiła ją.
Lord był zaszokowany, ale szybko otrząsnął się ze zdumienia i uśmiechnął szeroko.
– Co za wspaniały strzał, panie! – rzekł z entuzjazmem. – Musisz mnie nauczyć tej sztuczki, żebym mógł zadziwić moich ludzi.
James Stewart także się roześmiał.
– To łatwe – wyznał. – Z przyjemnością cię nauczę. Winien ci to jestem, Angusie, za twoje towarzystwo, dzięki któremu lżej mi dźwigać moje obowiązki. Powoli odkrywam, że niełatwo być królem. Tyle jest do zrobienia i tak wielu mi się sprzeciwia, nawet jeśli nie mówią tego na głos.
– Szkocja zbyt długo nie miała władcy – spokojnie rzekł Angus Gordon. – To tak jak ze zdziczałym koniem, którego na powrót trzeba przyzwyczaić do siodła i wędzidła. Wiele już zrobiłeś tego lata, panie. Może gdybyś trochę zwolnił, miałbyś więcej czasu na pozyskanie zwolenników swoich poczynań. W kraju jest wielu wiernych ci ludzi i wiem, że więcej jeszcze sprzyjałoby ci, gdyby mieli szansę lepiej cię poznać i zobaczyć, ile jesteś wart.
– Wiem, że mówisz prawdę, Angusie, ale tak dużo trzeba zrobić, by zmienić coś w ojczyźnie, iż pewnie mi życia na to nie starczy, nawet gdybym dożył sędziwego wieku.
– Oby Bóg to sprawił! – zawołał z przejęciem lord.
– Och, Angusie, gdyby połowa ludzi na moim dworze była tak lojalna jak ty, nie obawiałbym się o przyszłość Szkocji – odparł smutno król. – Niestety, zbyt wielu trzyma się błędnych dróg. Wkrótce będę musiał wymierzyć przykładną karę we własnej rodzinie, aby inni poczuli strach.
Podczas gdy Angus dotrzymywał towarzystwa królowi, Fiona Hay przebywała u boku królowej. Joanna Angielska naprawdę bardzo ją polubiła, ale otaczające królową szlachcianki były mniej tolerancyjne wobec kochanki lorda. Główny powód stanowiła jej wybitna uroda i wątpliwy status. Nie pochodziła ze znaczącej rodziny, ale nosiła się dumnie. Podporządkowywała się jedynie królowej i królowi.
– Jest o wiele za dumna jak na dziewczynę w jej położeniu – stwierdziła cierpko lady Stewart z Dundonald. – Nie powinno się jej pozwolić usługiwać królowej. Ta dziewczyna jest niewiele więcej warta niż byle dziewka.
– Dokładnie to samo mówiono o mojej babce, Catherine Swynford – odezwała się królowa, która usłyszała uwagi lady Stewart. – Moja babka, podobnie jak panna Hay, pochodziła z najniższej szlachty. Dzięki swojej siostrze, która służyła królowej Philippie, otrzymała miejsce na dworze lady Blanche Lancaster. Służyła pierwszej żonie mojego dziadka. Dziadek zakochał się w Catherine Swynford, ale ta przyznała się do uczucia ku niemu dopiero po śmierci jego żony. Jednakże z powodów politycznych król Edward III ożenił swojego syna z Konstancją z Kastylii. Dziadek został zmuszony do zamieszkania w Kastylii. Musiał pozostawić moją babkę i spłodzone z nią dzieci. Jego drugie małżeństwo trwało krótko, bo Konstancja rychło zmarła. Dziadek powrócił do Anglii, aby poślubić Catherine Swynford. Spędził mnóstwo czasu na pertraktacjach z hierarchią kościelną, by zapewnić prawowite pochodzenie swoim trzem synom i małej córeczce. Udało mu się. Moja babka dla mężczyzny, którego kochała, oparła się konwenansom. W końcu Bóg uśmiechnął się do niej, bo miała dobre serce. Panna Hay poświęciła siebie i swoje dobre imię dla zapewnienia bytu osieroconym siostrom. Nie mogę jej potępiać, ani żadna z was nie powinna tego robić. Wstyd mi, że jesteście takie podłe. – Udzieliwszy im nagany, królowa skupiła się na powrót na swoim hafcie.
– Niestety – Maggie MacLeod, teraz lady Grey ze Wzgórza Duff, zwróciła się do Fiony – niegłupia z ciebie dziewczyna, ale brakuje ci sprytu, żeby skorzystać z życzliwości królowej i doprowadzić twojego Czarnego Angusa do ołtarza.
– Co cię skłoniło do przypuszczenia, że chcę poślubić człowieka, który mnie nie kocha?
– Ty go kochasz – ze znawstwem stwierdziła Maggie MacLeod. – I czyż nie widzisz, że ten człowiek oszalał z miłości do ciebie? Patrzy spode łba na każdego, który jest na tyle nieodpowiedzialny, aby obrzucić cię spojrzeniem, Fiono. Nie masz oczu, dziewczyno, nie widzisz tego?
– Nic mi nie powiedział – odpowiedziała z uporem Fiona.
– Chyba nie oczekujesz, Fiono, że Angus Gordon wyzna ci swoje uczucia! Nie możesz być na tyle głupia! Mężczyźni są jak dzieci – nigdy nie stają się dorośli. Zanim mężczyzna zbierze się na odwagę, żeby wyznać kobiecie miłość, musi uzyskać zapewnienie, że nie zostanie odrzucony.
– A ja sądziłam, że powinnam poczekać, aż on powie to pierwszy i królowa zgodziła się ze mną.
– Matko przenajświętsza! – jęknęła Maggie MacLeod. – Posłuchaj mnie, Fiono Hay. Nie wątpię, że król kocha królową, ale pierwszą rzeczą, na którą zwrócił uwagę jego podstępny, stewartowski umysł w chwili wyboru przyszłej żony, była jej przydatność. Rozumiesz mnie? Niewątpliwie Joan Beaufort była najbardziej pożądaną partią w całej Anglii. James Stewart oczarował ją swoim urokiem. Ona zaś, z pewnością zachęcana przez swoich potężnych krewnych z rodziny Beaufortów oraz kuszona wizją królewskiej korony, szepnęła pewnie wstydliwie naszemu panu, że go kocha. I dopiero wówczas, ręczę ci za to, wyznał, że też ją miłuje. Tak zawsze wyglądała wojna pomiędzy kobietami a mężczyznami i tak zawsze będzie wyglądać. Gdyby kobiety nie wzięły spraw w swoje ręce, żaden mężczyzna nie znalazłby sobie żony. – Zaśmiała się. – Jak ci się wydaje, jak zdobyłam Wzgórze Duff? Chyba nigdy nie było bardziej nieśmiałego wdowca, ale byłam sprytna i kiedy mój Andrew dowiedział się, że noszę jego dziecko, nic nie było w stanie go powstrzymać. Nie mógł się doczekać księdza!
– Chcesz mi powiedzieć, lady Grey, że byłam kompletną idiotką – rzekła Fiona. – O to ci chodzi?
– Tak – przyznała Maggie. – Jesteś góralką, Fiono Hay, a my, ludzie gór, bierzemy to, czego pragniemy. Nie czekamy na zaproszenie. Czyż nie ukradłaś lordowi bydła?
– Nigdy się do tego nie przyznałam – szybko odparła Fiona, ale Maggie MacLeod tylko głośniej się roześmiała.
– Lepiej zaprowadź Czarnego Angusa przed ołtarz, dziewczyno, zanim któraś bezczelna baba na królewskim dworze dojdzie do wniosku, że go pragnie, albo zanim król, w podzięce za jego wierność, postanowi obdarzyć go jakąś miłą, angielską panną. – Zniżyła głos do szeptu. – Czy brałaś coś, żeby zapobiec ciąży?
Fiona milcząco skinęła głową.
– Więc przestań brać, Fiono Hay. Pozwól, żeby nasienie twojego mężczyzny zagnieździło się w twoim brzuchu i, na miły Bóg, powiedz mu, że go kochasz, zanim będzie za późno. Szczęście nie jest powszechnym dobrem na tym świecie. Kiedy je znajdziesz, musisz się go mocno trzymać. – Maggie MacLeod ujęła dłoń Fiony w swoje ręce i lekko ją uścisnęła, dodając jej odwagi.
– Teraz mam już dwie przyjaciółki na dworze – cicho powiedziała Fiona.
– Jestem w dobrym towarzystwie – zachichotała starsza z dziewcząt.
Paź królowej obwieścił, że wszyscy powinni zebrać się w głównym holu, gdzie ma się stawić następna grupa szlachty, by ślubować wierność królowi i okazać dokumenty nadania ziemi. Królowa w otoczeniu swoich dam dworu pospieszyła, aby dołączyć do pozostałych.
– O Boże – mruknęła Maggie MacLeod, przebiegając wzrokiem po zgromadzonych w holu i zatrzymując spojrzenie na jednym z mężczyzn. – To mój kuzyn z Nairn, Colin MacDonald. Ciekawa jestem, co go tu sprowadza, bo jest przecież tak samo niezależnym góralem, jak jego ojciec.
– Kim był jego ojciec? – spytała Fiona.
– To Donald MacDonald, poprzedni lord z Wysp – cichutko odszepnęła Maggie. – Nairn jest bastardem, przyrodnim bratem Aleksandra, trzeciego lorda z Wysp. Colin MacDonald jest przede wszystkim wierny swojemu bratu i klanowi. Nieprawdopodobne, aby ich interesy były zbieżne z interesami króla. Cóż więc może tu robić? W końcu król wybierze się do Inverness, żeby odebrać przysięgę na wierność od możnowładców z północy. Dlaczego MacDonald z Nairn przejechał taki szmat drogi, żeby stawić się w Perth?
– Czemu go o to nie zapytasz?
Maggie MacLeod roześmiała się.
– Nie wiem, czy powie mi prawdę. Colin potrafi kłamać lepiej niż jakikolwiek znany mi mężczyzna. – Jej palce mięły narzutkę z błękitnego brokatu; rozważała sugestię Fiony. – Odkąd go ostatnio widziałam, minęło co najmniej pięć lat. Może mnie nawet nie poznać.
– Znałaś go przecież – sucho powiedziała Fiona.
– Colin nie jest mężczyzną, o którym kobieta mogłaby zapomnieć.
– Nie chcesz chyba powiedzieć... – Fiona nie wiedziała, czy wypada okazać zainteresowanie.
Maggie zachichotała.
– Wepchnął mi ręce pod spódnicę, kiedy miałam dwanaście lat. Na północnym zachodzie szybciej dorastamy. – Wzruszyła ramionami. – Colin MacDonald zawsze był dziki.
Stojący po przeciwległej stronie holu obiekt ich dyskusji skrycie obserwował obie kobiety. Uśmieszek przez krótką chwilę zagościł w kącikach jego ust. Kuzynka Maggie wyrosła na prześliczną kobietę, ale dziewczyna u jej boku była jeszcze piękniejsza. Zamierzał właśnie przejść przez salę, żeby przywitać się z kuzynką i zostać przedstawionym jej towarzyszce, kiedy do dziewcząt podszedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Uśmiechnął się do nich, zamienił kilka słów, po czym wyprowadził piękność z holu. Zanim Maggie MacLeod zdążyła odejść, Colin MacDonald kilkoma dużymi susami pokonał hol i znalazł się u jej boku.
– Maggie! Na dodatek piękniejsza niż kiedykolwiek – rzekł, całując ją w policzek. – Jak miło zobaczyć znajomą twarz pomiędzy tymi przeklętymi Anglikami.
Zwracał się do niej po celtycku.
– Uważaj, co mówisz, Colly – cicho ostrzegła go Maggie. – Na dworze wystarczająco wiele osób zna celtycki, żebyś został powieszony. Co tu porabiasz?
Zamiast odpowiedzi sam zadał pytanie.
– Kim jest ta wspaniała istota, z którą przed chwilą rozmawiałaś?
– Najpierw ty mi odpowiedz, kuzynie – rzekła zdecydowanie.
– Aleks chce zbadać grunt – szczerze odparł Colin MacDonald.
– Dlaczego?
MacDonald z Nairn parsknął.
– Maggie, wiesz to równie dobrze, jak ja. Mój brat nie zdecydował jeszcze, czy złoży hołd lenny królowi Stewartowi. Może nam być lepiej na północy, jeśli sprzymierzymy się z Anglikami.
– James Stewart jest teraz sprzymierzeńcem Anglików. To król, który nie pozwoli na samowolę w górach ostrzegła go Maggie. – Prędzej was wszystkich zniszczy, Colly. Wiem, że kochasz Aleksa i jesteś mu posłuszny, ale pomyśl najpierw o przyszłości Nairn, zanim podejmiesz decyzję. – Obrzuciła go spojrzeniem.
– Dobry Boże, zapomniałam już, jaki jesteś przystojny, kuzynie. – Zaśmiała się na widok jego nagle uniesionej brwi. – Niech ci tylko nie przychodzą do głowy żadne głupie pomysły, Colinie MacDonald, bo teraz jestem już szacowną mężatką.
– A kim jest szczęśliwy małżonek?
– To Andrew Grey ze Wzgórza Duff – wyjaśniła. – To ten człowiek, z którym uciekłam z północy, mając dosyć tego całego zabijania i rodowych waśni. Pragnęłam spokojnego mężczyzny, który będzie mnie kochał i obdarzy dziećmi. Tej zimy będę miała pierwszego potomka.
MacDonald z Nairn ujął dłoń kuzynki, podniósł ją do ust i pocałował.
– Skoro jesteś szczęśliwa, Maggie MacLeod, to cieszę się razem z tobą. Naturalnie chętnie poznam twojego męża, teraz jednak powiedz mi, kim jest ta śliczna dziewczyna, która była z tobą.
– To Fiona Hay, kochanka pana na Loch Brae. Tylko nie myśl nawet o uwiedzeniu jej, bo Angus Gordon jest tak zazdrosny o każdego, kto choćby spojrzy na Fionę, że zabiłby cię. Poza tym pewna jestem, że Angus ma zamiar się z nią ożenić. Pragnie tego i królowa, i jego rodzina.
– A czy dziewczyna tego chce?
– Tak, bardzo – rzekła Maggie. Potem roześmiała się cicho. – Masz pojęcie, jakie wrażenie wywierają na zebranych tu damach twoje długie nogi, wystające spod kiltu? Nawet żona Atholla patrzy pożądliwym wzrokiem, chociaż sądziłam, że już dawno ostygła.
– Przedstaw mnie pani Hay – powiedział MacDonald z Nairn, ignorując jej prowokacyjne uwagi.
– Colly, nie będzie cię chciała, przysięgam cii – Maggie pomyślała, że zupełnie nie zmienił się od czasów, gdy był nieostrożnym, małym chłopcem. Kiedy zobaczył coś, czego pragnął, nie zadowalał się niczym innym, dopóki tego nie dostał. – Czy nie słyszałeś, co mówiłam? Angus Gordon szaleje za nią! I jest zazdrosny. Bardzo, bardzo zazdrosny.
Uśmiechnął się.
– Nie dziwię mu się, bo Fiona Hay jest najpiękniejszą dziewczyną, jaką zdarzyło mi się widzieć. I poznam ją, Maggie, nawet gdybyś nie chciała mnie jej przedstawić we właściwy sposób.
– Nie teraz – odparła Maggie MacLeod, wiedząc, że została pokonana.
– Kiedy?
A niech go, taki jest uparty!
– W bardziej przypadkowych okolicznościach niż wielki hol w Scone – powiedziała Maggie. – Obiecuje.
– Świetnie. A teraz, Maggie, może poszukamy twojego małżonka i przedstawisz mnie, co?
Kiedy kroczył u jej boku, aby podejść do stojącego po drugiej stronie holu Andrew Greya ze Wzgórza Duff, wiele kobiet bezwstydnie obracało głowy, z uwielbieniem śledząc go wzrokiem. Colin MacDonald był wyróżniającym się mężczyzną, mającym ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Miał twarz o wystających kościach policzkowych i kwadratowej brodzie z głębokim dołkiem pośrodku. Podobnie jak u Maggie, jego oczy błyszczały błękitem. Również ogniście rude, sięgające ramion włosy przykuwały uwagę pań. Miał na sobie starodawny, myśliwski tartan MacDonaldów. Zielona, szara i biała wełna kiltu owijała się wokół wąskich bioder; podobny kawałek wełny miał przerzucony przez ramię i tors, spięty rodową klamrą.
– Kto to? – król zadał pytanie swojemu wujowi, księciu Atholl.
– Nie wiem – rzekł Walter Stewart – ale się dowiem.
Król z rozbawieniem obserwował otwarte zainteresowanie kobiet zgromadzonych w holu. Zwracając się do królowej, powiedział:
– Myślę, moja Joan, że ty i Fiona Hay jesteście jedynymi kobietami na tej sali, które nie tęsknią do tego płomiennogłowego olbrzyma. Sądząc po stroju, musi pochodzić z gór.
– Czemu miałabym marzyć o innym mężczyźnie, skoro mam za męża najlepszego człowieka w całej Szkocji? – ze słodkim uśmiechem odparła królowa.
Alan, syn Waltera Stewarta, wszedł na podium i zaczął coś szeptać do ucha ojcu. Książę Atholl odwrócił się do króla i rzekł:
– Ten duży góral to Colin MacDonald, znany jako MacDonald z Nairn, bratanku. Jest nieślubnym synem Donalda z Harlaw i przyrodnim bratem obecnego lorda z Wysp. Zastanawiam się, co go sprowadziło na dwór.
Król pochwycił spojrzenie pana na Loch Brae, a kiedy Angus Gordon podszedł do niego, monarcha powiedział:
– Angusie, ten wielki góral z ognistą czupryną, który rozmawia teraz z lady Grey i jej mężem, to MacDonald z Nairn. Przyprowadź go do mnie.
Angus skinął głową i odwrócił się, w duszy pochwalając zachowanie Fiony, która podeszła, aby stanąć u boku królowej, kiedy on odpowiedział na wezwanie króla. Śpiesznie przeszedł przez hol i zbliżył się do Andrew Greya, jego żony i ich towarzysza. Ukłoniwszy się im, rzekł:
– Król chce rozmawiać z MacDonaldem z Nairn.
Maggie MacLeod pobladła.
– Czego król chce od mojego kuzyna, Angusie?
– A więc to twój kuzyn? – Pomimo różnicy wzrostu, Angus spojrzał MacDonaldowi z Nairn prosto w oczy. – Sądzę, że król jest po prostu ciekawy. Nieczęsto zdarza nam się widywać w wielkim holu zamku Scone rudowłosych gigantów w kiltach. – Obrał lekko szyderczy ton, było bowiem coś denerwującego w MacDonaldzie z Nairn, choć nie potrafiłby zdefiniować konkretnego źródła swojej irytacji. – Człowieku, idziesz ze mną? – zapytał szorstko.
– Tak, już idę – wycedził Colin MacDonald – chociaż nie nawykłem podążać za innymi ludźmi, poza moim bratem.
– Och, Colly, nie zapominaj o swoim dobrym wychowaniu – skarciła go Maggie.
Colin MacDonald zaśmiał się, dotykając palcem jej policzka.
– Nie bój się, słodka kuzyneczko, nie obrażę króla, ponieważ w ten sposób naraziłbym się Aleksowi, który sam ma jeszcze decyzję do podjęcia. – Odwrócił się i oddalił z Angusem.
– Niebezpieczny człowiek – cicho mruknął Andrew Grey. – Czy naprawdę jest twoim kuzynem, Maggie? Jak dobrze się znacie?
– Nasze matki były spokrewnione – zaczęła wyjaśniać mężowi Maggie. – I znam Colly’ego na tyle, na ile znają się kuzyni. Jest co najmniej osiem lat starszy ode mnie i nigdy nie interesował się mną inaczej niż jako krewną, Andrew. – Nagle złapała go za ramię. –Ach! Chyba czuję ruchy dziecka, mój panie, a może to tylko zaburczało mi w brzuchu, bo ostatnio stale jestem głodna.
Grey ze Wzgórza Duff otoczył żonę opiekuńczym ramieniem i poprowadził do miejsca, gdzie mogłaby usiąść, zupełnie nie zdając sobie sprawy, jak zręcznie Maggie odwróciła jego uwagę od Colina MacDonalda z Nairn. Maggie MacLeod doszła do wniosku, że im mniej powie o swoim kuzynie, tym lepiej. Chociaż była uradowana spotkaniem z tym ujmującym łotrem, jednocześnie jego obecność budziła w niej niepokój. Tak bardzo się starała odciąć od swoich korzeni i wszystkiego, co się z nimi kojarzyło. Spojrzała w przeciwległy róg holu, gdzie jej krewniak kłaniał się właśnie królowi.
– Co sprowadza cię na dwór, milordzie? – zapytał James Stewart.
– Czyż nie rozesłałeś, panie, rozkazu, aby szlachta przedstawiła dokumenty, potwierdzające ich prawa do posiadanej ziemi? – bezczelnie odrzekł Colin MacDonald. – Cóż, przybyłem zgodnie z twoim poleceniem. Wolałbym teraz polować na jelenie w moich lasach, niż tłoczyć się w tym holu pełnym ludzi, z których większość nie kąpała się od wielu tygodni, jeśli w ogóle w tym roku.
Książę Atholl zerwał się na nogi, z ręką na sztylecie.
– Zwracaj się do króla z większym szacunkiem, MacDonaldzie, bo inaczej poderżnę ci to bezczelne gardło – rzucił ze złością.
– Nie chciałem nikogo obrazić, panie – powiedział Colin MacDonald, ignorując Atholla – jednak my, ludzie gór, przyzwyczajeni jesteśmy mówić wprost. Nie wypowiadamy słów, by jedynie ukrywać ich właściwy sens.
Król skinął głową.
– Sam jestem zwolennikiem szczerego przedstawiania spraw – powiedział. – Opowiedz mi, jak wszedłeś w posiadanie twoich ziem w Nairn, poinformowano mnie bowiem, że twoim ojcem był Donald z Harlaw, ostatni lord z Wysp.
– Moja matka, Moire Rosę, była dziedziczką Nairn. Przez pewien czas była kochanką mojego ojca. Ojciec powiedział mojemu dziadkowi, iż chce, abym przejął ziemię po matce. Dziadek uczynił mnie swoim spadkobiercą. Przejąłem ziemie parę lat temu. – Sięgnął za pazuchę i wyciągnął jedwabną sakwę, którą wręczył królowi.
Władca ostrożnie wyjął dokumenty z sakiewki i przez następne kilka minut oddawał się ich studiowaniu.
– Wszystkie są w zupełnym porządku, milordzie, linia dziedziczenia jest jasna. – Złożył arkusze, włożył je z powrotem do sakwy i podał Colinowi MacDonaldowi. – Udaj się rano do mojego sekretarza, który przystawi odpowiednie pieczęcie na twoich dokumentach. Twoje prawa do tytułów, ziem i praw zostały potwierdzone.
– Dziękuję, mój panie.
– A czy teraz złożysz mi przysięgę na wierność?
– Nie, panie, nie mogę, jestem bowiem wasalem mojego brata Aleksandra, lorda z Wysp. Zachowałbym się niewłaściwie, gdybym złożył przysięgę przed nim. Mój brat byłby naprawdę bardzo zły na mnie za taką samowolę. Wiem, panie, że to zrozumiesz.
– Spodziewam się, że będziesz w Inverness, kiedy tam zawitam, Colinie MacDonaldzie – spokojnie odrzekł król, a w kącikach ust zagościł mu cień uśmiechu. – Złożysz mi hołd lenny zaraz po swoim bracie.
MacDonald z Nairn skinął głową na znak zgody.
– Tak, złożę. Najpierw tobie, Jamesie Stewarcie, a potem twojej ślicznej królowej, niech Bóg obdarzy ją potomstwem.
Pokłonił się obojgu.
– Najprzewrotniejszy łajdak, jakiego widziałam – zauważyła Fiona Hay, kiedy Colin MacDonald oddalił się od tronu i powrócił do holu. – Miej na niego baczenie, pani. Obawiam się, że żadnemu MacDonaldowi dobro Szkocji nigdy nie leżało na sercu.
– Ale ma mnóstwo uroku. – Królowa zaśmiała się cichutko, patrząc jak wysoki góral przepycha się do wyjścia.
– Niebezpieczny człowiek – powiedział z przekonaniem król. – Tak, panno Hay, masz rację, nie dając się zwieść miłym uśmiechom i gładkim manierom.
– Nie podobał mi się bezczelny sposób, w jaki na ciebie patrzył – ponuro oświadczył Angus.
– Patrzył na mnie? – zdziwiła się Fiona. – Nie zauważyłam. Czy powiedziałeś mi, że jesteś moim jedynym mężczyzną, mój Czarny Angusie? – złośliwie przekomarzała się z nim Fiona.
Królewska para wybuchnęła śmiechem.
– Ależ z ciebie bezczelne babsko – Angus Gordon udał, że narzeka. – Nie mam pojęcia, czemu w ogóle się z tobą zadaję.
– Wkrótce ją poślubi, jeszcze przed końcem roku – powiedziała ze znawstwem królowa do króla, kiedy Angus i Fiona pożegnali się i zeszli z podium.
– Rozważałem możliwość dania mu miłej angielskiej żony, takiej, jaką sam posiadam. Nie sądzisz, że chciałby tego, Joan?
– Gdyby nie byli z Fioną tak bardzo w sobie zakochani – odparła królowa – sama miałabym ochotę go wyswatać z moją kuzynką, Elizabeth Williams. To dobry człowiek, Jamesie, ale nie muszę ci tego mówić.
– Tęsknisz za Beth – rzekł James Stewart.
– Tak – odpowiedziała młoda królowa. – Brakuje mi jej. Na jesieni panna Hay wyjedzie z lordem do Loch Brae. Są tacy zdecydowani, żeby wrócić do domu, Jamesie. To nieprzyzwoicie zatrzymywać ich tutaj dłużej, ale kiedy odjadą, nie będę miała żadnej powierniczki w swoim wieku. Beth zawsze była moją zaufaną przyjaciółką.
– Za parę tygodni – oświadczył żonie James Stewart – poślę kogoś do Anglii po twoją kuzynkę. Jedna angielska dziewczyna z pewnością nie zrani uczuć Szkotów, a ty będziesz znów miała swoją najdroższą towarzyszkę u boku.
– Cieszę się – powiedziała królowa, po czym, pochylając się, zaczęła coś szeptać królowi do ucha. Monarcha rozjaśnił się w uśmiechu, ale Joan przyłożyła palec do ust, prosząc go, żeby teraz już nic nie mówił.
Minął czerwiec, potem lipiec. Chociaż król ciężko pracował nad przywróceniem w Szkocji prawa i porządku, znajdował też czas na przyjemności. Już od wielu lat nie przebywało na dworze tak dużo młodych ludzi, jak teraz. Na wzgórzach górujących nad Scone polowali na sarny, a nad rzeką Tay na ptactwo wodne, łowili pstrągi i łososie w bystrych nurtach strumieni. Król lubił grę w golfa. Tak się złożyło, że na dworze najlepszymi graczami byli Angus Gordon i MacDonald z Nairn, którzy od razu zaczęli zawzięcie ze sobą rywalizować.
– Nie powinieneś tak chwytać kija – zakpił Angus Gordon, kiedy pewnego popołudnia grali z królem i księciem Atholl. – Przy takim uchwycie nie wyrzucisz piłki na większą odległość.
Colin MacDonald wyprostował się na całą swoją niemal dwumetrową wysokość i popatrzył z góry na mierzącego metr osiemdziesiąt pięć lorda.
– Ostatnio całkiem łatwo udało mi się ciebie pokonać, stosując taki właśnie chwyt, Gordonie.
– Wygrałeś zaledwie jednym uderzeniem – i tylko dlatego, że wiatr sypnął mi w oczy piaskiem – sapnął lord.
– Ale wygrałem. Zawsze wygrywam, kiedy tego chcę, Gordonie. Bądź tego świadom. A tak przy okazji, jak się miewa twoja śliczna kochanka? Niewątpliwie jest najpiękniejszą dziewczyną w całej Szkocji. – Uśmiechnął się złośliwie, patrząc wyzywająco na Angusa.
Pan na Loch Brae zacisnął zęby i z niesamowitą koncentracją uderzył w piłkę, która poszybowała w dół wzgórza na niezwykłą odległość. Potem odwrócił się i sam z kolei obdarzył MacDonalda z Nairn wyzywającym uśmiechem.
– Rozumiem, że niedługo wracasz do siebie na północ – powiedział uprzejmie.
– Ci dwaj są gorsi od pary niesfornych chłopców – burknął książę Atholl. – Sprzeczają się o głupią grę w golfa.
– To nie o golfa się sprzeczają – zauważył król.
– Tak? – zapytał zdezorientowany wuj.
Król obserwował obu młodych mężczyzn, idących przed nim i Athollem.
– Sądzę, że to ma coś wspólnego z panną Hay, chociaż jeszcze nie do końca pojąłem, o co tu chodzi. Kiedy nie jest u boku królowej, spędza czas w towarzystwie Angusa, ale widziałem, jak Nairn łapczywie na nią patrzy. Nie wiem, czy kiedykolwiek z nią rozmawiał.
– Niewiele umknie twojej uwadze, chłopcze, prawda? – zauważył książę.
Król uśmiechnął się tajemniczo.
– Planuję egzekucję księcia Albany i jego synów za zdradę. Naturalnie wszystko zostanie przeprowadzone zgodnie z prawem. Albany zginie za swoje zuchwalstwo, a jego latorośle dlatego, że mieli nieszczęście urodzić się jego synami. Nie pozwolę się zdradzać moim własnym krewnym.
Atholl skinął głową, w pełni pojmując niewypowiedziane ostrzeżenie, jakiego właśnie udzielił mu bratanek. Był bystry i w chwili, gdy spotkał Jamesa Stewarta, słusznie ocenił temperament króla i mądrze wybrał lojalność wobec niego.
– Kiedy? – zapytał krótko.
– Niedługo. Nie jesteś sentymentalny, wuju, prawda? Jeśli ktoś jest królem, nie może sobie pozwalać na słabość.
– Nie jestem, gdy chodzi o księcia Albany i jego młodych, bratanku – zapewnił króla książę. Następnie posłał piłkę przez długi pas zieleni, zadowolony ze swojej zręczności.
W czasie gdy król grał w golfa, królowa i jej damy dworu rzucały do siebie piłkę, śmiejąc się ze zmagań panny Hay i lady Grey, rywalizujących o to, która wyżej podrzuci drewnianą piłkę. W końcu obie kobiety upadły na trawę, a ich towarzyszki kontynuowały grę. Królowa tymczasem zdecydowała się usiąść spokojnie z boku, skąd obserwowała biegające tam i z powrotem damy, których włosy rozwiewał popołudniowy wietrzyk.
– Nie poznałaś jeszcze mojego kuzyna z Nairn, który już niedługo będzie wracał na północ – odezwała się Maggie MacLeod, kiedy wreszcie uspokoiła oddech.
– Nie sądzę, żeby to było rozsądne – odparła Fiona, głęboko wciągając powietrze. – Angus mówi, że Nairn patrzy na mnie jak wilk na jagnię. – Zaśmiała się. – Nie chcę, żeby był zazdrosny, Maggie.
– Dlaczego tak mówisz? – zapytała jej towarzyszka. – Oczywiście, że chcesz, żeby był zazdrosny, głupia! Szybciej doprowadzisz go do ołtarza, jeśli będzie myślał, że pragnie cię inny mężczyzna. Oni wszyscy są tacy sami. Mężczyźni to takie osły! A poza tym nie musisz zachęcać Colina. Osobiście nawet nie radziłabym ci tego, ale poznanie go w niczym nie zaszkodzi. Umiera z pragnienia, żeby cię poznać. Nie potrafię go zniechęcić, może tobie się to uda. Wydaje mi się, że jedynym powodem, dla którego jeszcze przebywa na dworze, jest nadzieja zawarcia z tobą znajomości. Pozwól mu więc na to, a potem spraw, żeby się spakował, bo ja nie mam na niego żadnego wpływu. Na dodatek Andrew zaczyna być podejrzliwy, bo Nairn drażni się z nim bez przerwy, robiąc różne dwuznaczne uwagi na temat naszego dzieciństwa. Wyświadczysz mi więc ogromną przysługę, Fiono Hay, i nie zapomnę ci tego.
Fiona znów się roześmiała.
– No dobrze, Maggie, zrobię to, bo jesteś dobrą przyjaciółką. Ostrzegam cię jednak, że nie będę miła.
– Nie bądź miła! – Maggie MacLeod zachichotała. – Potraktowałby to jak zachętę, a ty tego nie chcesz!
Kiedy powrócił król ze swoimi golfowymi partnerami, królowa i damy dworu bawiły się jeszcze piłką na trawie. Oczy Colina MacDonalda natychmiast powędrowały ku Fionie Hay. Dziewczyna miała na sobie żółtą jedwabną suknię. Suknia odcinana była wysoko, tuż pod krągłymi piersiami, a długa spódnica spływała na zieloną murawę. Jej zaróżowiona twarz obramowana była rozpuszczonymi włosami. Jeszcze nigdy w życiu nie pożądał kobiety tak jak Fiony Hay.
Nagle poczuł na sobie czyjś wzrok i odwrócił się, by napotkać spojrzenie Angusa Gordona. Colin MacDonald uśmiechnął się zuchwale, ale nic nie powiedział.
Serce i umysł pana na Loch Brae wypełniały w tej chwili czarne myśli. Miał ochotę wyrwać z głowy MacDonalda z Nairn te jego bezczelne niebieskie oczy, by już nigdy nie mogły z pożądaniem spocząć na Fionie Hay. Muszą wracać do domu! Nie mogą dłużej odkładać wyjazdu. Chciał być już z powrotem w Loch Brae.
Podszedł do Fiony i otoczył ją ramieniem.
– Tęskniłaś za mną, dziewczyno?
Uśmiechnęła się promiennie.
– Tak, Czarny Angusie, tęskniłam. Czyżby to oznaczało, że cię kocham? – przekomarzała się z nim.
Na te słowa serce mu urosło.
– Kochasz mnie, dziewczyno? Naprawdę?
Zanim zdążył usłyszeć odpowiedź, zawołał go król.
Angus Gordon musnął leciutko wargi Fiony, patrząc na nią gorącym spojrzeniem. Potem odwrócił się i odpowiedział na wezwanie swego władcy.
– Słucham, panie?
– Wiem, że chcesz wracać do swojego ukochanego Loch Brae, ale czy przed odjazdem mógłbyś mi wyświadczyć pewną przysługę?
– Cokolwiek rozkażesz, panie – odparł z zapałem lord.
– Czy mógłbyś pojechać do Anglii i przywieźć nam kuzynkę królowej, pannę Elizabeth Williams, Angusie? Wystarczy, że pojedziesz do Yorku. Będzie tam na ciebie czekać. Dla dziewczyny zawsze tak chronionej jak Beth taka podróż będzie bardzo długa i może trochę przerażająca. A tobie nie zajmie to wiele czasu, tym bardziej że nie wysyłam cię aż do Londynu.
Angus kiwnął głową na znak zgody.
– Pojadę, mój panie – powiedział, chociaż był trochę zirytowany królewską prośbą. Czy król nie nadużywa przypadkiem jego dobroci i niezmiennej wierności? Za długo już przebywał poza domem.
– Mam tylko prośbę, panie – rzekł, a kiedy król skinął dłonią, ciągnął dalej: – Kiedy wyjadę, czy wyślesz moją dziewczynę pod eskortą do domu, do Loch Brae? Będę chciał się z nią spotkać jak najszybciej, gdy tylko przywiozę na dwór pannę Williams. Jesień już za pasem.
– Oczywiście, Angusie – odparł król, szczęśliwy, że tak łatwo udało mu się rozwiązać problem podróży Beth. – Będziesz musiał wyruszyć dopiero za kilka dni. Zaledwie dzisiaj przybył do nas angielski posłaniec z wiadomością, że panna Williams opuściła dwór królowej matki i jest już w drodze. Jej orszak, chociaż mały, będzie posuwał się powoli.
Wykorzystując nadarzającą się okazję, Maggie MacLeod zagadnęła Fionę:
– Nie poznałaś jeszcze mojego kuzyna, Colina MacDonalda z Nairn – rzekła żywo.
Fiona uniosła głowę i napotkała niepokojące spojrzenie błękitnych oczu.
– Nigdy nie widziałam tak dużego mężczyzny – odezwała się bezceremonialnie.
– A ja nigdy nie spotkałem tak ślicznej dziewczyny, panno Hay – rzekł w odpowiedzi Colin.
– Jesteś bezczelny – parsknęła Fiona.
– Sama to sprowokowałaś – odciął się z błyskiem w oczach.
– Mylisz się, panie – zimno odpowiedziała Fiona. – Do niczego cię nie zachęcam. Nie należę do kobiet ośmielających mężczyzn, choćby z czystej uprzejmości.
– Masz usta, które aż się proszą, by je całować.
– A ty masz twarz, która zasługuje na spoliczkowanie – odparowała Fiona. Szybko odwróciła się ku Maggie. – Powiedziałam już wszystko – zakomunikowała przyjaciółce. I nie dodając nic więcej, pospiesznie dołączyła do Angusa, który powitał ją gorącym uśmiechem.
– Muszę ją mieć – szepnął Colin MacDonald.
– Oszalałeś? – odszepnęła kuzynka.
– Ona nigdy nie będzie jego żoną, bo zostanie moją – stanowczo stwierdził MacDonald z Nairn. Potem roześmiał się. – Nie gryź się tym, Maggie, ale nie wątp w moje słowa. Fiona Hay będzie moja, nawet gdybym musiał zabić Angusa Gordona. Jakich synów mógłbym spłodzić z taką dziewczyną!
Maggie MacLeod poczuła, jak coś ściska ją w brzuchu, gdzie drzemało jej nienarodzone dziecko. Fiona wyraziła się całkiem jasno, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Najprawdopodobniej Angus poskarży się królowi, jeśli Colin będzie niepokoił Fionę. A król z pewnością będzie bardzo surowy wobec górala, który nie złożył mu przysięgi na wierność i który zagroził szczęściu królewskiego przyjaciela. Nie! To było nie do wytrzymania.
– Co cię martwi, Maggie? – zagadnął ją mąż, stając u jej boku. Kiedy mu opowiedziała, lord Grey rzekł uspokajająco: – Nie zamartwiaj tym swojej ślicznej główki, moja kochana Maggie. Twój dziki kuzyn ma niewielkie szanse na zdobycie panny Hay. Jest bezpieczna tutaj, na dworze. Nie odważy się przecież narazić na wrogość króla, bo wówczas nie tylko monarcha będzie chciał jego głowy, ale także jego brat, lord z Wysp, jej zażąda. Colin MacDonald nie sprawia na mnie wrażenia głupca. Nie mieszaj się do tego.
Król wezwał lady Grey ze Wzgórza Duff, aby przyszła do niego, zachowując tajemnicę. Miała nie mówić o tym nikomu ze swojego otoczenia, nawet mężowi. Maggie MacLeod poszła przerażona, zastanawiając się, co też James Stewart może od niej chcieć. Jej mąż był tylko drobnym właścicielem ziemi z pogranicza. Nerwowo podążała za królewskim paziem, mnąc palcami jedwab swojej różowej sukni. To był jej ulubiony kolor, podkreślający urodę kasztanowych włosów.
Idący przed nią chłopiec zatrzymał się nagle i oparł rękę o ścianę. Ukryte drzwi otworzyły się i w ciemny korytarz wlało się światło. Chłopiec wskazał ręką następne drzwi. Maggie przełknęła ślinę i weszła do prywatnej komnaty króla.
Był to mały pokój wyłożony drewnem, z kasetonowym sufitem. W kominku, strzeżonym przez kamienne psy, buzował ogień. Za oknem było szaro, lał deszcz. Przy oknie stał stół, na którym znajdowała się srebrna taca, karafka napełniona rubinowym winem i dwa srebrne kielichy. Poza tym jedynymi meblami w pokoju były dwa krzesła ustawione naprzeciw siebie, po obu stronach paleniska.
– Wejdź proszę, lady Grey – powiedział król. Królewska ręka uniosła się nad jednym z krzeseł, dając jej znak.
Drzwi zamknęły się za Maggie, która powoli posuwała się do przodu, aby wreszcie stanąć przed Jamesem Stewartem. Dygnęła głęboko, zdziwiona faktem, że nogi jeszcze nie odmówiły jej posłuszeństwa.
– Mój panie – rzekła cicho.
– Usiądź, lady Grey, a ja powiem, czemu poprosiłem, byś mnie tu odwiedziła. – Nagle, widząc bladość jej twarzy, wstał. – Naturalnie musisz się napić trochę wina. Dzisiaj jest paskudna pogoda. – Napełnił winem oba kielichy, podał jej jeden i na powrót zajął miejsce na krześle, twarzą do swojego gościa.
Maggie bardzo starała się nie zakrztusić winem ani go nie rozlać, ale trudno jej było zapanować nad swoim zdenerwowaniem, skoro nadal nie wiedziała, czego chce od niej król. Czyżby w jakiś sposób obraziła monarchę albo królową? Czemu została wezwana?
Król ukradkiem obserwował swoją towarzyszkę. Czy powie mu prawdę? Jak pozna, czy nie skłamała?
– Lady Grey – zaczął, koncentrując wzrok na jej ślicznej buzi. – Chcę, żebyś mi powiedziała, dlaczego twój kuzyn z Nairn przybył na dwór.
– Bo jego przyrodni brat, lord z Wysp, chciał wiedzieć, jakim jesteś człowiekiem, panie. Nie podjął jeszcze decyzji, czy złożyć ci hołd lenny. – Maggie poczuła ogarniającą ją falę ulgi. Nie uraziła króla ani królowej. Nie znalazła się w trudnym położeniu, nie stanowiła zagrożenia dla męża.
Król wiedział od razu, że Maggie MacLeod była z nim absolutnie szczera. Było tak, jak podejrzewał. Colin MacDonald przybył na przeszpiegi dla swojego starszego brata.
– Lady Grey, czemu opuściłaś północ? – nagle zadał jej pytanie.
– Byłam zmęczona całą tą walką. Nie chciałam przez całe życie tylko grzebać moich mężczyzn i bać się grabieżców. – Westchnęła głęboko. – Tam jest tak uroczo, mój panie, ale piękno krajobrazu nie może zrekompensować stałego zagrożenia.
– Nie sądzę zatem, żebyś rozważała możliwość złożenia krótkiej wizyty swoim krewnym na północy, żeby przedstawić im swojego męża – zaryzykował pytanie król.
– Jestem brzemienna, milordzie – łagodnie odparła Maggie. – A poza tym moi krewniacy nie zaakceptowaliby Andrew Greya, bo dla nich jest Anglikiem z południa, niewartym nawet ich pogardy.
– Lord z Wysp przysłał swojego agenta, żeby mnie szpiegował – rzekł król. – Potrzebny mi ktoś, kto go będzie szpiegować dla mnie. Przyszło mi do głowy, że gdybyś wybrała się z mężem na północ, po waszym powrocie miałbym większe pojęcie o planach Aleksandra MacDonalda.
– Mój panie – powiedziała Maggie, obronnym gestem kładąc dłoń na brzuchu. – Pomogłabym ci, gdybym mogła. Nie mam zobowiązań wobec lorda z Wysp, chociaż mój ojciec jest jego wasalem. Kiedy opuściłam północ, zostawiłam za sobą cały ten chaos. Jestem ci wierna, lecz w moim stanie nie mogę odbyć tak dalekiej podróży przez tak dzikie obszary. Andrew ze Wzgórza Duff ma już czterdzieści lat i poza dzieckiem, które teraz noszę, nie ma prawowitego dziedzica. Zrozum, proszę.
Król skinął głową.
– Rozumiem, lady Grey – powiedział łagodnym głosem – i nie musisz się obawiać, że mnie uraziłaś odmową. Niemniej pozostaje problem znalezienia kogoś, komu mógłbym ufać, a kogo klan MacDonaldów by nie podejrzewał, i wysłania go na północ. Mogę zdobyć trochę informacji od wędrownych handlarzy i ludzi niezadowolonych z potęgi MacDonaldów, ale to za mało. – Zamilkł na długo, a Maggie siedziała jak na szpilkach. Nagle król przeszył ją uważnym spojrzeniem. – Nairn jest zupełnie oczarowany panną Hay, prawda?
Maggie wolno kiwnęła głową, w jej oczach znów pojawiła się obawa. Władcy mogą robić wszystko, co tylko chcą. Ich poddani muszą się podporządkować, bo inaczej oskarżeni zostaną o zdradę. Margaret MacLeod nie była głupią kobietą. Rozszyfrowała wreszcie kierunek, w jakim podążały myśli Jamesa Stewarta. Zrozumiała, że ani przez chwilę nie zamierzał jej wysyłać na północ. Użył tego podstępu, żeby ją przestraszyć i zdobyć jej współpracę.
– Bo gdyby panna Hay – król ciągnął rozważania – była na północy z twoim kuzynem, miałbym w niej doskonałego agenta. – W zamyśleniu potarł kciukiem brodę. Jego piwne oczy świeciły w blasku ognia. – Fiona Hay to śliczna dziewczyna, a na dodatek mądra.
– O, mój panie! Ona jest zakochana w Angusie Gordonie – z rozpaczą zawołała Maggie. – Na pewno się pobiorą. To największe marzenie Fiony. A poza tym, panie, ona nienawidzi Colina MacDonalda!
– Lady Grey, przyszłość Szkocji jest o wiele ważniejsza od wspólnej przyszłości Angusa Gordona i Fiony Hay – zimno odparł król. – Gdyby zamierzał ją poślubić, dawno już by to uczynił.
– Każde z nich czeka, żeby to drugie wyznało miłość! – krzyknęła Maggie. – Proszę cię, mój panie – upadła niezdarnie na kolana – nie rób tej straszliwej rzeczy, błagam cię!
James Stewart łagodnie podniósł Maggie i posadził z powrotem na krześle.
– Mówisz, że jesteś mi wierna, lady Grey, a tymczasem usiłujesz mnie powstrzymać przed skorzystaniem z jedynego sposobu, jaki mam, żeby zdobyć informacje o tym, co się dzieje na północy, co planuje Aleksander MacDonald. Może twoja lojalność wobec klanu jest większa niż wobec mojej osoby?
Maggie poczuła, jakby dotknęła jej lodowata dłoń. Wzdrygnęła się.
– Jestem twoją poddaną, panie – powiedziała pokonana.
Król uśmiechnął się.
– Chcę, żebyś rozdrażniła swojego kuzyna, jak tylko kobieta potrafi torturować męską dumę. Sprowokuj go, żeby wykradł pannę Hay i zabrał ją ze sobą na północ. Doskonała sytuacja się nadarzy, kiedy dziewczyna będzie wracała do Brae. Poślę z nią małą grupę zbrojnych ludzi. Będą mieli polecenie porzucenia jej bezbronnej na pierwszy sygnał ataku MacDonalda.
– Ale jak przekonasz Fionę Hay, żeby na to przystała, panie? – spytała Maggie. – Bardzo nie lubi mojego kuzyna. I oddała serce Czarnemu Angusowi. Będzie wolała umrzeć, niż oddać się innemu. A wówczas stracisz swoją przewagę, panie.
– Fiona Hay jest patriotką – odparł król – ale nawet ja nie polegałbym na jej patriotyzmie, jeśli w grę będą wchodziły jej uczucia do Angusa. Co jednak zrobi, jeśli zostanie przekonana, że na mój rozkaz jej lord ma się ożenić z inną, lady Grey? Cóż jej wtedy pozostanie? Naturalnie nie będę siłą wlókł mojego przyjaciela, Angusa Gordona, przed ołtarz, ale gdyby panna Hay w to uwierzyła... – zaśmiał się, a Maggie zadrżała na ten dźwięk. – Wtedy spodziewam się, że zacznie szukać lekarstwa na swoje zranione serce. Niepotrzebna mi kobieta, która zakocha się w MacDonaldzie z Nairn. Chcę kobiety przepełnionej gniewem i nienawiścią, która będzie chciała uleczyć swoje rany, pomagając mi zniszczyć potęgę lorda z Wysp i jego rodziny. Potrzebna mi Fiona Hay! Jest mądra i nie ugnie się nawet pod największą presją.
Maggie zaczęła szlochać. Myśl o tym, że Fiona zostanie podstępnie wplątana w realizację królewskich planów, że uwierzy w niewierność Angusa Gordona i jego gotowość poślubienia innej na królewski rozkaz, była nieznośnie bolesna. Maggie wiedziała, co to miłość. Poznała swojego męża parę lat temu, kiedy przybył na północ z posłaniem od starego księcia Albany, i głęboko się w nim zakochała.
Maggie pomyślała, że król jest bardzo okrutnym człowiekiem. Miał przecież swoją ukochaną Joan. Czy równie łatwo poświęciłby swoją miłość, jak chce teraz poświęcić uczucie Angusa Gordona i Fiony Hay? Kiedy poprzez wilgotne rzęsy zerknęła na króla, z jakiegoś powodu doszła do wniosku, że stać by go było i na to.
Największą jego pasją była Szkocja. W przeciwieństwie do swoich poprzedników, nie zadowalał się jedynie częścią kraju. Pragnął pełnej kontroli. I zrobi wszystko, żeby tę kontrolę zdobyć.
Król pozwolił Maggie płakać, dopóki nie ucichły jej łkania. Potem powiedział:
– Za kilka dni Angus Gordon wyjeżdża do Anglii. Do tego czasu chcę, żebyś rozpaliła taką żądzę w twoim kuzynie, aby wywiedział się o trasę przejazdu panny Hay do Brae i czekał gdzieś po drodze, by ją porwać. Nie zawiedź mnie, Maggie MacLeod. Z tego, co zauważyłem, niewiele potrzeba, żeby skłonić Colina MacDonalda do tak niecnego czynu.
Maggie podniosła na króla smutne oczy.
– Co powiesz, panie, Czarnemu Angusowi po jego powrocie z Anglii? Co oświadczysz swojemu najwierniejszemu słudze? Co by pomyślał, wiedząc, jaki los zgotowałeś jemu i Fionie? – Głos Maggie drżał od napięcia. Chociaż będzie zmuszona do posłuszeństwa królowi, nie musiała się zachwycać ani jego planami, ani rolą, którą jej w nich wyznaczył. Nie była nawet pewna, czy nadal jeszcze lubiła samego króla. Ciekawa była, czy królowa zdaje sobie sprawę z tego, jakim naprawdę jest człowiekiem. I czy, dorastając pośród władzy i ambicji, przejmuje się jej opinią. Kimże była dla możnowładców Fiona Hay, jeśli nie pionkiem w grze o Szkocję, pomyślała Maggie. Dlaczego mężczyźni nie mogą zostawić kobiet w spokoju?
– Angus dowie się prawdy, lady Grey. Usłyszy, że niewielki orszak panny Hay został zaatakowany przez nieznanych napastników. Ze została uprowadzona razem ze swoją służącą. Że przedsięwzięto poszukiwania, ale nie natrafiono na ślad żadnej z kobiet. Tak, tragiczne. Później zaoferuję mu kuzynkę królowej na żonę. Ty zaś, pani, zachowasz milczenie, prawda? Pamiętaj bowiem, lady Grey, że jeśli będę zmuszony zakwestionować twoją lojalność, jednocześnie zakwestionuję oddanie twojego męża mojej osobie. Wiem, że tego byś nie chciała. A gdybyś nadal miała jakieś wątpliwości co do moich intencji, zdradzę ci jeszcze jedną maleńką tajemnicę. Wkrótce zamierzam przeprowadzić egzekucję kilku moich krewnych. Pewien jestem, że domyślasz się, o kim mówię. Nikomu nie pozwolę pokrzyżować moich planów, dotyczących zjednoczenia i stworzenia potężnej Szkocji. Rozumiesz to, prawda?
Głos Jamesa Stewarta był cichy i melodyjny, ale kryła się w nim groźba. Musiał ją sobie całkowicie podporządkować, nawet gdyby jej lojalność miała polegać na zdradzie najlepszej przyjaciółki.
Maggie MacLeod skinęła głową.
– Rozumiem, mój panie – rzekła. – Rozumiem, że Szkocja jest ważniejsza od wszystkiego.
– Tak, pani, tak właśnie musi być. Będę bezlitosny i brutalny, byle tylko osiągnąć cel – powiedział król. – Lady Grey, chociaż planuję wydarzenia, jakbym ustawiał pionki na szachownicy, nie jestem zupełnie pozbawiony ludzkich uczuć. Jeśli Fiona Hay powróci kiedyś z północy, wynagrodzę ją sowicie za jej poświęcenie i patriotyzm. Znajdę jej nawet dobrego męża, który będzie o nią dbał do końca życia.
Maggie nic nie odpowiedziała. Nie umiała, bo na usta cisnęły jej się straszliwe słowa, jakich nigdy nie śmiałaby użyć wobec króla. Zdusiła je w sobie, niemal krztusząc się z wysiłku.
Król wstał i podniósł ją na nogi, po czym wyjął z jej zaciśniętych palców opróżniony kielich. Nawet nie zauważyła, że wypiła swoje wino. Odprowadził ją do tych samych drzwi, przez które się tu dostała, i przycisnął ukryty uchwyt, otwierając je.
– Lady Grey, dziękuję za pani przybycie i za współpracę w tej delikatnej materii. Młody Douglas odprowadzi panią do komnaty. Porozmawiamy za kilka dni, żeby ocenić pani postępy.
Drzwi zamknęły się za nią, a u jej boku pojawił się paź.
Nie mogła powiedzieć Andrew o tym spotkaniu. Nie mogła powiedzieć nikomu. Stawką było ich życie, również życie ich nienarodzonego dziecka. Nie ma co się zastanawiać, co jest niebezpieczne dla tego malca, rozwijającego się w jej brzuchu. Nieważne, co myślała o straszliwej rzeczy, którą ma zrobić, musi to uczynić. Nie mogła ocalić Fiony ani uchronić Angusa przed złamanym sercem, ale kiedy ta zdradziecka sprawa się zakończy, pojedzie z mężem do domu i już nigdy nie wróci na dwór. Wspomnienie tego, co zrobiła, pozostanie w niej na zawsze i przeklinać za to będzie Jamesa Stewarta. Niech go piekło pochłonie!
Zanim jednak dotarła do komnaty, zajmowanej wraz z mężem, drogę zastąpił jej Colin MacDonald. Przywitał się. Odesłała pazia, mówiąc:
– Wyjdę na powietrze z moim kuzynem.
Maggie wzięła pod rękę Colina MacDonalda.
– Myślę, że niedługo wrócimy do domu, na Wzgórze Duff – powiedziała. – Już wkrótce z moim brzuchem nie będę mogła podróżować. A ty wracasz na północ, Colly?
– Tak – odpowiedział. – Dowiedziałem się już wszystkiego, co chciałem wiedzieć.
Wyszli na dwór. Deszcz wreszcie przestał padać i przez szare chmury przeświecało słońce, łudząc plamkami błękitnego nieba. Lekki wiatr niósł świeży zapach wrześniowego wrzosu. Zdecydowanie nadchodziła jesień.
– Jaka szkoda, że nie udało ci się z panną Hay – niewinnie zauważyła Maggie. – Chyba musiałeś stracić część swojego uroku, Colly. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby oparła ci się jakakolwiek ładna dziewczyna. – Roześmiała się złośliwie, ale w piersi czuła głaz.
– Nie mogę nawet do niej podejść. Ten jej przeklęty lord stale kręci się wokół niej jak czarna chmura.
– Za kilka dni wyjedzie do Anglii w królewskiej misji. Ma sprowadzić na dwór kuzynkę królowej, pannę Williams, bo królowa bardzo za nią tęskni.
– Aha.
– Tymczasem po wyjeździe Angusa Fiona ma wrócić do Loch Brae. Wtedy zupełnie stracisz szansę uwiedzenia jej. – Zachichotała. – Masz szczęście, że twoi krewniacy nie widzą, jak robisz z siebie głupca, kuzynie.
Tego wieczoru Colin MacDonald dotrzymywał towarzystwa swojej kuzynce i jej mężowi w głównym holu pałacu. Jego wzrok nieustannie kierował się ku Fionie Hay, co nie uszło uwadze Maggie MacLeod.
– Pannie Hay jest bardzo do twarzy w szkarłacie – powiedziała niewinnie. – Przez kontrast jej cera sprawia wrażenie jeszcze jaśniejszej, nie uważasz, Colly? To naprawdę piękna dziewczyna. Będzie mi jej brakowało, ale przyszedł czas, by nasze drogi się rozeszły. Prawdopodobnie już jej nie zobaczę, bo jej lord nie opuści swoich posiadłości, chyba żeby król go potrzebował, a wtedy, wobec niebezpiecznej sytuacji, nie będzie chciał zabierać Fiony ze sobą. Pewnie w jakiś rok po ślubie, kiedy się wreszcie nań zdecyduje, dziewczyna będzie miała już dziecko, potem pojawią się następne. Fiona wspomniała mi, że jej matka była bardzo płodna. Ty też powinieneś znaleźć sobie żonę, Colly. Chyba to już najwyższy czas.
MacDonald z Nairn nie odzywał się, ale nie spuszczał wzroku z Fiony Hay. Poczuł ukłucie zazdrości, kiedy zobaczył, z jaką tkliwością dziewczyna wpatruje się w twarz pana na Loch Brae. Wiedział, że nie ma prawa do tej dziewczyny, ale mimo to jej pragnął. Jej mężczyzna traktował ją podle, ale on, Colin MacDonald, nigdy się tak wobec niej nie zachowa. Gdyby tylko miał szansę, sprawiłby, żeby go pokochała. Ale jak?
Siedząca w drugim kącie sali Fiona nie była świadoma obecności MacDonalda z Nairn. Ten człowiek w ogóle dla niej nie istniał. Był tylko Angus Gordon, który już niedługo pojedzie do Anglii, podczas gdy ona powróci do domu, do Loch Brae. Do domu. Tak, Loch Brae stał się jej domem, a pan na Loch Brae był jej mężczyzną. Czuła się taka szczęśliwa!
Angus odwrócił się, żeby spojrzeć na jej twarz.
– Mówiłaś coś, dziewczyno? – zapytał ciepło.
– Tylko moje serce się odezwało, panie – odparła miękko.
Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, zapalił coś w jego oczach. Uścisnął jej rękę.
– Chyba moglibyśmy się wymknąć i nikt by tego nie zauważył – powiedział Angus szeptem.
Uśmiech zagościł też na jej ustach. Trzymając się za ręce, wyśliznęli się z holu.
Obserwujący ich król nie odczuł nawet śladu wyrzutów sumienia. Kobieta-szpieg, jego szpieg pomiędzy MacDonaldami, zapewni mu ogromną przewagę nad możnowładcami z północy. Gdyby tylko istniała jakaś inna, nadająca się do tego zadania niewiasta, gdyby istniała jakaś inna możliwość, nie zdradziłby swojego wiernego przyjaciela. Ale nie było innej kobiety. Nie było innego sposobu. Dla dobra Szkocji trzeba poświęcić pannę Fionę Hay.
Tymczasem nieświadoma swego losu Fiona pławiła się w morzu pocałunków swojego ukochanego, opadających na jej twarz i szyję. Nie wyszli, ale wybiegli z holu i przez kamienne korytarze pałacu popędzili do ich prywatnego, maleńkiego schronienia, które przydzielił im król. Nelly tylko rzuciła na nich okiem i dygając spytała, czy jest jeszcze potrzebna swojej pani, czy też może iść spać. Ledwie ją słyszeli, ale Angus Gordon zachował na tyle przytomność umysłu, żeby przekręcić za sobą klucz w zamku, podczas gdy drugą ręką mocował się z tasiemkami przy ubraniu Fiony. Z cichym śmiechem zaczęła mu pomagać, aż wszystkie części ubrania opadły i stanęła przed nim naga.
– Bezwstydnica – jęknął, pieszcząc dłońmi jej ciało.
Jej ręce uwijały się wokół niego, rozpinając, ciągnąc, szarpiąc, dopóki również nie pozbawiła go ubrania.
– Jesteś piękny – szepnęła cicho. – Pomyślałam tak sobie w chwili, gdy po raz pierwszy cię ujrzałam nagiego, i nadal tak uważam.
Jego wielkie dłonie zacisnęły się wokół talii dziewczyny; powoli uniósł ją do góry, mocno przytulając. Jednocześnie całował jej wrażliwe ciało, jakby chciał ją zapamiętać ustami. Po pewnej chwili, która zdawała się wiecznością, wolno postawił ją na podłodze, ich usta się spotkały i westchnęli jednym głosem pod wrażeniem zetknięcia warg i nagich ciał. Stanęła na palcach i oplotła mu szyję rękami.
– Co za czar rzuciłaś na mnie, dziewczyno? – zapytał odurzony, bo ich namiętność tej nocy przerastała wszystko, co było dotychczas. Ale dlaczego? Dotknął palcem jej policzka.
– Sam sprawiasz cuda, mój Czarny Angusie – powiedziała, pieszcząc dłonią jego kark.
– W jaki sposób? – spytał, ujmując w dłonie jej pośladki i mocno przytulając do siebie.
– Nie kochasz mnie, Angusie Gordonie? – zapytała cicho.
– Ty bezwstydna złodziejko, nie wystarczyło ci, że ukradłaś moje bydło? – przekomarzał się z nią, rozpalony. – Musisz też mieć moje serce, dziewczyno?
– Owszem – odparła. Niech go diabli wezmą! Czemu nie może przyznać, że ją kocha? Wiedziała, że tak jest. W przeciwnym razie, czemu by ją trzymał?
Palcami delikatnie masował jej ciało. Musnął wargami jej brwi. Ujął w dłonie twarz dziewczyny, kciukami wolno gładząc policzki po obu stronach ust. Potem jego wargi zawładnęły jej ustami w gorącym pocałunku, jednym, drugim, trzecim. Uniósł ją w objęciach i poniósł powoli przez pokój, aby położyć na łóżku. Sam ułożył się na boku, opierając na łokciu. Pochylił głowę i otarł się policzkiem o wypukłość jej piersi.
Fiona westchnęła głęboko. Nigdy nie był brutalnym kochankiem, ale nigdy jeszcze nie zachowywał się tak czule. Tej nocy było w nim coś wyjątkowo podniecającego i kuszącego. Wplątała palce w jego czarną czuprynę, usiłując przyciągnąć go z powrotem, żeby całował jej usta, bo te pocałunki ją odurzały. Poczuła, że jego wargi rozchylają się, a następnie zamykają wokół brodawki jej piersi. Ssał mocno, Fiona zaś miała wrażenie, jakby poraził ją grom. Nigdy jeszcze jej piersi nie były tak czułe na pieszczoty, jak tej nocy. Jedną rękę oparł na jej ramieniu, drugą przesuwał powoli, uwodzicielsko w dół jej tułowia, długimi palcami wkradając się pomiędzy miękkie wargi łona.
– Ach – jęknęła, długo wydychając powietrze. – Ach!
Drażnił ją palcami, póki nie rozpalił w niej rosnącego podniecenia. Potem pieścił aksamit jej zaokrąglonych bioder. Przesunął się, by wziąć w usta jej lewą pierś, zaczął okrążać językiem sterczący guziczek brodawki. Poczuła, że językiem zaczął lizać jej skórę i zadrżała z rozkoszy. Przysunęła do ust rękę gładzącą jej biodra i zaczęła po kolei ssać jego palce, aż zadygotał pod wpływem tego zmysłowego gestu. Miała niesamowite wyczucie.
– Wiedźma! – jęknął, świadom, że rozpadnie się na tysiące kawałeczków, jeśli za chwilę się w niej nie zagłębi.
Fiona wyczuła wzbierającą w nim potrzebę.
– Wejdź we mnie, mój kochany – wyszeptała, uwalniając jego rękę i otwierając się dla niego.
Położył się na niej, bezskutecznie walcząc o utrzymanie przewagi, nie potrafił bowiem oprzeć się ciepłu i jej słodkiemu oddaniu, gdy mocno wrażał w nią swój członek.
– Ach, dziewczyno. – Pchał głębiej i głębiej, wciskając się w jedwabisty żar jej miłosnego przesmyku.
Uległość Fiony zdawała się dodawać mu sił. Kiedy zrozumiał, że ponownie stał się panem sytuacji, zaczął z niej korzystać z nowym zapałem.
Leżąca pod nim Fiona, utraciwszy wszelką kontrolę, wyginała ciało, wychodząc na spotkanie każdemu pchnięciu Angusa. Nie myślała o niczym, a jednocześnie świadoma była wszystkiego. Płonęła ogniem, jaki w niej rozbudził. Czuła jego twardą męskość, wciskającą się raz za razem w głąb niej. Miała wrażenie, że zaraz umrze z rozkoszy. Fiona uniosła się, dążąc do kulminacji namiętności. Kiedy ją osiągnęła, przez długą, cudowną chwilę szybowała w zawieszeniu, zanim opadła w dół, w gorącą ciemność. Usłyszała jego niemal zwierzęcy krzyk zaspokojenia.
Później łkała pod wrażeniem wspaniałości tego, co się pomiędzy nimi wydarzyło, ale w tym płaczu nie było smutku. To była czysta radość.
Angus zwrócił się do króla.
– Panie, dopilnujesz, żeby moja dziewczyna bezpiecznie dotarła do Loch Brae?
– Nie obawiaj się, Angusie – odparł król. – Wszystko będzie dokładnie tak, jak powinno być, kiedy powrócisz z panną Elizabeth. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo jesteśmy ci z królową wdzięczni za tę ostatnią przysługę, którą nam wyświadczysz, zanim znikniesz pośród swoich gór.
– To dla mnie drobiazg, mój panie – odpowiedział lord. – Rozumiem twoje pragnienie, żeby panna Williams zobaczyła w Yorku jakąś przyjazną twarz, a nie kogoś z twoich mniej cywilizowanych poddanych – rzekł ze śmiechem.
– Otóż to! – przytaknął król.
Tego wrześniowego deszczowego poranka Fiona odprowadziła Angusa, podając mu na pożegnanie kubek, aby wypił strzemiennego.
– Postaraj się być grzeczna – przekomarzał się z nią. – Jedź prosto do domu i nie wpadnij w żadne tarapaty, Fiono Hay. – Podniósł ją i posadził przed sobą w siodle, zniewolił jej usta długim, słodkim pocałunkiem, po czym niechętnie postawił z powrotem na ziemi.
Walczyła ze łzami, napływającymi jej do oczu. Przecież nie wybierał się na wojnę. Miał jedynie przywieźć królewską kuzynkę. Zachowuję się głupio – pomyślała z irytacją.
Pan na Loch Brae odjechał w siną dał poranka.
Fiona pospieszyła do apartamentu i wybuchnęła płaczem, którego wierna Nelly przez ponad pół godziny nie była w stanie ukoić.
– Poczujesz się lepiej, pani, kiedy opuścimy dwór – powiedziała. – Za kilka dni wyruszymy do Loch Brae i będziesz się czuła o wiele lepiej.
– Owszem – zgodziła się Fiona, głośno pociągając nosem. – Chcę wracać do domu, Nelly, i chcę, żeby mój lord też już wrócił i był ze mną.
– Och – odparła Nelly – nie minie nawet chwila, a znowu ujrzymy lorda. York nie leży daleko. Będzie z powrotem za dwa tygodnie, a po kilku następnych dniach zawita do Loch Brae. Kiedy mamy jechać?
– Chyba możemy ruszać w każdej chwili – rzekła Fiona. – Królowa zwolniła mnie już z obowiązków. Czy trzy dni wystarczą nam na spakowanie się, Nelly? Pomogę ci. I nie musimy czekać na eskortę z Loch Brae. Król obiecał Angusowi, że przydzieli mi swoich ludzi do ochrony.
– Skoro mamy wyruszać za trzy dni, zabierajmy się do pracy – powiedziała Nelly. – Jeśli weźmiemy się ostro do roboty, wystarczy nam czasu.
Maggie MacLeod przybyła, żeby pomóc obu dziewczętom spakować skrzynie podróżne. Potem celowo odszukała swojego kuzyna z Nairn, by go podjudzić. Czas, jaki jej pozostał do wypełnienia otrzymanego od króla zadania, kurczył się coraz bardziej.
– Napijmy się jakiegoś wina, Colly – powiedziała. – Jestem zupełnie wyczerpana pomaganiem pannie Hay i jej służącej w pakowaniu rzeczy. Za trzy dni wyruszają do Loch Brae. Teraz, kiedy nie ma Czarnego Angusa, rosną twoje szanse z dziewczyną. A może się boisz, że znowu utrze ci nosa? Chyba się zestarzałeś, Colinie, bo pamiętam, że kiedyś żadna dziewczyna nie była w stanie ci odmówić. – Roześmiała się. Był zirytowany, a to dobry znak. – Pięćdziesiąt lat temu mężczyzna w twojej sytuacji wykradłby dziewczynę, gdyby pragnął jej dla siebie – ciągnęła Maggie – ale teraz żyjemy w cywilizowanej Szkocji, nieprawdaż?
– Wykradanie narzeczonych – powiedział MacDonald z Nairn – jest nadal praktykowane w górach.
– Nie ośmieliłbyś się! – rzekła Maggie, subtelnie go drażniąc. W jej szeroko rozwartych, błękitnych oczach pojawiło się udawane zaskoczenie. – To nie są góry, kuzynie.
Uśmiechnął się do niej przekornie, a w Maggie MacLeod zadrżało serce, przypomniała sobie bowiem czasy, kiedy uśmiech Colina MacDonalda potrafił skłonić ją do zrobienia wszystkiego, czego tylko zapragnął.
– Nie będę się do niej zbliżał przed wyjazdem, by nikt nie zaczął czegoś podejrzewać. Którędy będzie jechała do Loch Brae i ilu ludzi będzie ją eskortować, kuzynko? – zażądał odpowiedzi, delikatnie głaszcząc palcami zaczerwieniony policzek Maggie.
– Colly, odważyłbyś się zrobić coś takiego? Nie możesz! Zabiją cię, jeśli cię złapią. Angus Gordon będzie szaleć z wściekłości. Przeszuka kraj wzdłuż i wszerz, żeby ją odnaleźć, jestem tego pewna! Nie bądź takim głupcem! Czy nie jesteś już za stary, żeby ryzykować życie dla jakiejś ślicznotki? – Maggie sprawiała wrażenie naprawdę przejętej, i tak istotnie było. Dręczyły ją wyrzuty sumienia, związane z jej udziałem w królewskim spisku. Jeśli postąpi uczciwie i Colin MacDonald nie porwie Fiony Hay, czy będzie można mieć jej to za złe? Tak! Król będzie ją winił. – Jesteś aż tak bardzo spragniony tej dziewczyny, że zaryzykujesz życie? A zresztą, proszę bardzo! Zdobędę potrzebne ci informacje, ale nie miej do mnie pretensji, jeśli cię zabiją. Mężczyźni! Czemu tak głupieją, gdy chodzi o śliczną buzię? – Wzruszyła ramionami.
– Zdradzisz swoją przyjaciółkę? – zapytał przymilnie. – Dla mnie?
– Czy kiedykolwiek zdarzyło się, żebym ci odmówiła, Colly? – odparta Maggie i wzrok jej złagodniał. – Czyż nie jesteśmy rodziną? Czyż pokrewieństwo nie zobowiązuje do wzajemnej pomocy? Mogę uważać cię za głupca, ale nie zerwę łączących nas więzów krwi.
– Twój Anglik ma szczęście – odrzekł MacDonald z Nairn, delikatnie całując kuzynkę w czubek nosa. – Jutro wyruszam z moimi ludźmi do Nairn.
– Jutro – powtórzyła Maggie, odsuwając się od niego. – Jutro będę miała dla ciebie informacje, których potrzebujesz.
Nie zdziwiło jej, że wkrótce po tym spotkaniu podszedł do niej młody Douglas i przekazał, iż ma udać się za nim, bo król chciałby z nią rozmawiać. Maggie wygładziła ciemnozielony aksamit sukni i ruszyła z paziem do prywatnych komnat króla, gdzie czekał już na nią James Stewart.
– Byłaś pogrążona w żywej rozmowie ze swoim kuzynem – powiedział król zamiast powitania. – Jakie masz dla mnie wiadomości?
– Wierzę, że będzie na nią czatował na drodze do Loch Brae – powiedziała Maggie. – Do jutra mam poznać trasę jej podróży i wielkość przydzielonej eskorty. Jeśli rankiem opuści dwór, możesz być pewien, panie, że zamierza ją porwać i chce wcześniej sprawdzić drogę, żeby znaleźć najlepsze miejsce na zasadzkę. Nie może to być zbyt blisko ziem Gordonów, a jednocześnie powinno to być miejsce, z którego mógłby szybko uciec na północny zachód.
– Dobrze się spisałaś, lady Grey – rzekł król. – Jestem pewien, że sama trafisz do holu. Mam jeszcze maleńkie zadanie dla Douglasa, więc nie będzie mógł cię odprowadzić.
Maggie dygnęła i opuściła króla. Wiedziała, co miał zrobić paź. Miał znaleźć Fionę Hay, dla której właśnie zaczynał się ten koszmar. Maggie pobladła, a dziecko w jej brzuchu poruszyło się. Pospieszyła poszukać męża.
– Chcę wracać do domu, Andrew – powiedziała gwałtownie. – Dwór to nie miejsce dla ciężarnej niewiasty.
Andrew Grey objął żonę uspokajająco. Wiedział, że coś ją martwi, bo od jakiegoś czasu miała nieobecne spojrzenie i nie sypiała po nocach. Cokolwiek to było, Maggie zdecydowana była nie powierzać mu tej sprawy, i to go bolało. Z drugiej jednak strony wiedział, że wcześniej czy później wyjawi mu swe myśli. Przy Maggie człowiek musi się wykazać cierpliwością. Pochodziła z gór, a tam żyli ludzie o zmiennym usposobieniu, tak różni od Szkotów zamieszkujących południe kraju.
– Kiedy chcesz wyjechać, kochanie? – zapytał.
– Przed końcem tygodnia. Jeśli teraz powiem służbie, zdążymy się spakować do tego czasu. Wyślij umyślnego na Wzgórze Duff, z wieścią, że wracamy. Nie zniosę dłużej zgiełku i wrzawy panujących w Perth.
– Tak – powiedziała Fiona, kiedy później spotkała się w holu ze swoją przyjaciółką i poznała jej plany. – Lepiej, żebyś pojechała do domu, Maggie. Podobno z pierwszym dzieckiem bywają kłopoty. Nie zawsze przychodzi na świat wówczas, kiedy się go oczekuje. Zresztą chcesz urodzić swojemu mężowi dziedzica w jego własnym domu. Szczęśliwa będę, kiedy się znajdę w Loch Brae z moim Czarnym Angusem. Powiem ci coś w sekrecie. Być może jestem w ciąży, Maggie. Przed odjazdem mój Czarny Angus był bardziej namiętny niż kiedykolwiek. Tak czy inaczej, przed nami długa, miła zima, więc jeśli się teraz mylę, będziemy mieli dużo czasu na spłodzenie potomka. – Nagle na twarzy Fiony pojawiło się zaniepokojenie. – Dobrze się czujesz, Maggie? Jesteś taka blada. Może ci podać wina? Czy mam zawołać Andrew?
– Nie, nie! Zaraz mi przejdzie – wykrztusiła Maggie, kiedy wreszcie udało jej się przezwyciężyć okropny skurcz w krtani. W tym momencie dostrzegła kuzyna z Nairn. – Popatrz, Fiono, mój kuzyn znów się na ciebie gapi. Tak go oczarowałaś. Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby się tak zachowywał. Przyznaj sama, czyż nie jest przystojny?
– Rysy twarzy ma zupełnie miłe – rzekła Fiona, zerknąwszy szybko na Colina MacDonalda – ale ma takie ostre spojrzenie. Twoje oczy, Maggie, są tak samo niebieskie, ale pełne ciepła i zrozumienia. A w oczach MacDonalda z Nairn nie dostrzegam uprzejmości. Spójrz też na jego usta. Zanadto zmysłowe. Nie chciałabym być jego kobietą. Byłoby to ciężkie życie z trudnym człowiekiem.
– Jednak wszystkie dziewczęta go uwielbiają – zauważyła Maggie. – Kiedy byliśmy młodsi, też za nim przepadałam. Cieszy się dobrą sławą wśród kobiet.
– Już mi to mówiłaś i nie mam wątpliwości, że świetnie potrafi się posługiwać swoją bronią – odparła Fiona – bo inaczej nie zyskałby takiej reputacji. Wiesz jednak sama, Maggie, że nie wystarczy, aby mężczyzna był dobry w łóżkowych zapasach. Nie tylko z tego powodu poślubiłaś Andrew Greya. Nie w jego wieku.
– Pamiętam tylko Colly’ego z czasów, kiedy byliśmy młodsi – powiedziała w końcu Maggie.
– Jestem pewna, że był niezwykle fascynujący dla młodej dziewczyny bez żadnego doświadczenia – podsumowała Fiona, nie chcąc obrazić przyjaciółki. Sama pomyślała jednak, że MacDonald z Nairn nigdy by jej nie oczarował. Była w nim jakaś dzikość, która jej zupełnie nie pociągała.
Colin MacDonald ukradkiem obserwował Fionę Hay. Na sam jej widok serce zaczynało mu bić jak szalone. Nigdy nie spotkał piękniejszej kobiety, zachowującej się z większą dumą, pomimo wstydu, jaki ściągnął na nią pan na Loch Brae. Colin pomyślał z satysfakcją, że Czarny Angus nie dostanie jej za żonę. Nie. Miał szansę i gdyby Fiona była jego prawowitą małżonką, Colin nigdy nie ważyłby się jej wykradać. Ale Fiona nie była żoną lorda, ba, nie była nawet z nim zaręczona. Nie istniały więc żadne przeszkody prawne i moralne, aby Colin MacDonald nie mógł porwać Fiony Hay i uczynić jej swoją żoną, bo przecież chciał, żeby została jego żoną. Zanim poznał Fionę nigdy nie chciał żony, ale teraz wiedział, że to właśnie jej brakowało mu przez całe życie. I będzie ją miał!
Zdawał sobie sprawę, że początki będą trudne. Będzie go nienawidziła za odebranie jej ukochanemu mężczyźnie. Będzie go nienawidziła za to, że posiadł jej ciało. Mimo wszystko uwiedzie ją – i nauczy Fionę Hay kochać go tak, jak nigdy nie kochała Angusa Gordona. Tak. To nie będzie łatwe, ale pewien był, że gdy na świat przyjdą dzieci, Fiona zrozumie, iż życie u jego boku jest jej przeznaczeniem.
Fiona Hay rozejrzała się po pokoju, który przez ostatnie parę miesięcy dzieliła ze swoim lordem. Kominek był wyczyszczony. Z łóżka zniknęła cała pościel, a wszystkie kufry podróżne były już spakowane. Spędziła tu cudowne chwile, ale podobnie jak Nelly, cieszyła się, że wraca do domu.
– Musimy się pożegnać teraz – powiedziała Fiona, kiedy opuszczały apartament. – Nie zajmie mi to wiele czasu. Jest jeszcze wcześnie i mamy przed sobą cały dzień. Im wcześniej wyruszymy, tym szybciej dotrzemy na miejsce.
Już poprzedniego dnia pożegnała się z Maggie i z królową, ale król powiedział, że ma do niego przyjść przed samym odjazdem. Zmierzała właśnie do jego prywatnych apartamentów. James Stewart był rannym ptaszkiem, człowiekiem potrzebującym niewiele snu. Zostawiła Nelly czekającą pod drzwiami królewskich pokoi i weszła do środka.
– Dzień dobry, panno Hay – rzekł król, biorąc ją za rękę i prowadząc do jednego ze stojących przy kominku krzeseł. Ku zaskoczeniu Fiony wcisnął jej w dłoń kielich aromatycznego wina i zasiadł naprzeciwko niej. – Przejdę od razu do sedna sprawy, panno Hay – zaczął. – Czy kochasz Szkocję i pragniesz pokoju w całym kraju?
– Tak, mój panie – odparła z zapałem.
– W Szkocji nie zapanuje pokój, dopóki przywódcy północnych klanów nie przyrzekną mi uczciwie wierności, nie zrezygnują z myśli o niezależności, nie zaprzestaną bratobójczych wojen i niszczących waśni. Zgadzasz się ze mną, panno Hay? – Przeszył ją spojrzeniem piwnych oczu.
– Tak, mój królu, oczywiście zgadzam się z tobą – rzekła Fiona, zastanawiając się jednocześnie, o co w tym wszystkim chodzi.
– Mam swoich agentów na północy, którzy obserwują i przysyłają mi informacje o poczynaniach lorda z Wysp i jego sprzymierzeńców – ciągnął król – lecz potrzebuję kogoś, kto będzie się przyglądał wszystkiemu z bliska. Potrzebuję ciebie, panno Hay.
– Mnie? – Fiona była zaszokowana. – Jak mogłabym ci pomóc na północy, panie?
– MacDonald z Nairn jest tobą zafascynowany, panno Hay. Jak wiesz, jest przyrodnim bratem Aleksandra MacDonalda. Colin z Nairn jest mu oddany, a pan z Wysp odpłaca za jego uczucia. Gdybyś była z MacDonaldem z Nairn, byłabyś wtajemniczona we wszystko, co się dzieje, i mogłabyś mi przysyłać informacje. Jesteś bardzo ładna, panno Hay. Gdybym sam nie był szczęśliwym małżonkiem, mógłbym się dać skusić.
Fiona oniemiała, słysząc słowa króla. Nagle poczuła strach.
– Mam nadzieję pewnego dnia poślubić mojego Czarnego Angusa – próbowała spokojnie wyjaśnić królowi. – Prosisz mnie, panie, o rzecz niemożliwą. Chyba to widzisz? – Serce jej waliło, bowiem James Stewart wcale nie sprawiał wrażenia człowieka rozumiejącego jej położenie.
– Czy wiesz, dlaczego posłałem Angusa do Anglii?
– Cóż, żeby przywiózł kuzynkę królowej – odpowiedziała Fiona. Wszyscy to wiedzieli.
Król skinął głową.
– Królowa jest bardzo przywiązana do swojej kuzynki, Elizabeth. Będzie chciała, by kuzynka pozostała w Szkocji, a to oznacza, że panna Williams musi mieć za męża Szkota. – Odczekał, aż jego słowa dotrą do Fiony, po czym kontynuował. – Dziewczyna ma niewielki, ale przyzwoity posag. Trochę zastawy, jakieś złote monety i ładne stado owiec. Ponieważ jest sierotą, musi polegać na dalszych krewnych, żeby znaleźli jej godnego męża. To wrażliwa dziewica, w wieku w sam raz do zamążpójścia. Rozumiesz, co chcę powiedzieć, panno Hay?
Aby się uspokoić, Fiona upiła łyk wina.
– Panna Williams oddała się pod naszą opiekę, moją i królowej, i ufa, że znajdziemy dla niej odpowiedniego małżonka. W pełni zaakceptuje naszą decyzję w tej materii. Angus Gordon jest moim przyjacielem i porządnym człowiekiem. Zwiążemy go bliżej z nami.
Na długą chwilę Fionie odebrało mowę, tak była poruszona. Wreszcie się odezwała, chociaż słowa z trudem przeciskały jej się przez gardło.
– Chcesz powiedzieć, panie, że nie pozwolisz mi poślubić mojego Czarnego Angusa? – W uszach słyszała dudnienie własnego serca.
– Panno Hay – odpowiedział jej James Stewart – jesteś kobietą, która zawsze przedkłada dobro innych ponad własne pragnienia. Kiedy ośmieliłaś się wykraść bydło Angusa Gordona, ryzykowałaś życiem, by wyposażyć swoje siostry. Gdy cię w końcu złapano, spłaciłaś dług swoim dziewictwem, najcenniejszą rzeczą, jaką posiada dziewczyna. Zadbałaś też o dobrobyt dla młodszych sióstr. Powiedziano mi, że Jean ma poślubić brata Angusa, a najmniejsza dziewczynka – ma na imię Morag, prawda? – ma spory posag i kiedy dorośnie, zostanie dobrze wydana za mąż. Jesteś kobietą, która rozumie realia życia. Pragnę zjednoczonej Szkocji. A nie mogę jej zjednoczyć, dopóki północne klany nie będą mi posłuszne, nastąpi to jednak wówczas, gdy MacDonald z Wysp przyrzeknie mi wierność, albo go zniszczę. Nie wiem jeszcze, co muszę uczynić, żeby złamać tego klanowego przywódcę, ale umieszczenie pod jego bokiem mojego człowieka da mi dużą nad nim przewagę. – Król przerwał, aby dać jej czas na przyswojenie tych słów. Potem kontynuował.
– Jesteś moją przewagą nad lordem z Wysp, Fiono Hay. Pożądanie MacDonalda z Nairn z nieba mi spadło. Pomóż swojemu królowi! Czy nie byłaś jednym z moich zwolenników, jeszcze zanim się poznaliśmy? Nie mogę cię powstrzymać przed powrotem do Brae, ale jaką rolę będziesz tam teraz odgrywać? Pomyśl tylko o tych wszystkich istnieniach ludzkich, które można by ocalić, znając zawczasu plany lorda z Wysp. Szpiedzy, których wysłałem na północ, nie potrafią zdobyć takich informacji. Zbierają dla mnie same plotki. Jedynie ktoś taki jak ty będzie w stanie dotrzeć do tego, co chcę wiedzieć. Często to, co powie mężczyzna w łożu, jest o wiele cenniejsze. Czy poświęcisz się dla Szkocji? Pomyśl o swoich siostrach, panno Hay.
To ostatnie zdanie brzmiało niewinnie, ale Fiona pojęła jego przesłanie. Pomyślała o Anne, Elsbeth i Margery wraz z ich dumnymi, ale bezsilnymi mężami z gór, niewątpliwie zdolnymi do sprzymierzenia się z lordem z Wysp w przypadku jakiegokolwiek konfliktu z Jamesem Stewartem. Pomyślała o radości Jean z jej zaręczyn z Jamesem Gordonem i o małej Morag, która pewnego dnia również zapragnie swojego szczęścia. Ten król, gotów zniszczyć przyszłość Fiony dla dobra kraju, zdolny był do wszystkiego. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyła?
Potem pomyślała o Angusie Gordonie, jedynym mężczyźnie, którego kiedykolwiek będzie kochała. Zasługiwał na kogoś lepszego od Fiony Hay ze Wzgórza. Obarczyła go jedynie dodatkowymi obowiązkami.
Elizabeth Williams wniesie Angusowi Gordonowi słuszny posag. A kiedy zobaczy, jaki potrafi być miły i czuły, na pewno się w nim zakocha. A Angus? Z czasem, wobec miłości panny Williams, zapomni o Fionie Hay ze Wzgórza, bezczelnej córce Dugalda Haya. Król powiedział, iż decyzja należy do niej, ale jednocześnie sprawił, że nie miała innego wyjścia, jak tylko go posłuchać. Czuła, że pęka jej serce.
– Panno Hay? – Król oczekiwał od niej posłuchu.
– Nie ma potrzeby owijania w bawełnę twoich życzeń, panie – ostro powiedziała Fiona. – Potrzebujesz szpiega, który zdobędzie interesujące cię wiadomości, sprzedając się. Nie jestem ladacznicą i wiesz o tym, a jednak gotów byłbyś zdradzić swojego najlepszego przyjaciela, żeby osiągnąć swój cel, Jamesie Stewarcie. Świetnie. W rzeczywistości nie dajesz mi żadnego wyboru, ale skoro dla spokoju swojego sumienia wolisz wierzyć, że decyzja należy do mnie, nie mogę ci tego zabronić, prawda? Ponieważ nie mam zdolności do szpiegowania i łajdaczenia się, będziesz musiał mi udzielić szczegółowych instrukcji, bo kiedyś zamierzam powrócić żywa z siedlisk MacDonaldów. No i, oczywiście, pozostaje jeszcze kwestia zapłaty. Musisz słono zapłacić, panie, za moją przyszłość, którą chcesz zniszczyć.
Jej oczy były jak kryształki zielonego lodu. Pod ich spojrzeniem James Stewart poczuł się nieswojo. Ale jeśli Fiona była twarda, on był jeszcze twardszym graczem.
– Będziesz miała eskortę tuzina zbrojnych – zaczął, a ona skinęła głową. – Gdzieś po drodze, spodziewam się, że nastąpi to dzisiaj, albo jutro wczesnym rankiem, Colin MacDonald ze swoimi ludźmi zaatakuje wasz niewielki orszak. Moi zbrojni otrzymali rozkaz jak najszybszej ucieczki i pozostawienia cię bezbronnej, jedynie z twoją służącą. Naturalnie MacDonald zabierze cię ze sobą w góry.
– Jesteś tego pewien? – spytała Fiona. – A może chodzi mu jedynie o szybkie zaspokojenie żądzy? Czy nie nabierze podejrzeń, kiedy moja eskorta tak szybko pierzchnie? I skąd ta pewność, że MacDonald mnie porwie, panie? Jeśli tego również nie zaaranżowałeś, twój plan może wziąć w łeb.
– W ciągu ostatnich paru dni Colin był ostrożnie doprowadzany do stanu wrzenia – wyjaśnił król. – Jego pożądanie nie osłabło nawet odrobinę. Na pewno cię uprowadzi. Powiedziano mi, że będzie chciał cię wziąć za żonę. Jak dobrze wiesz, Fiono Hay, wykradanie narzeczonych jest starym szkockim obyczajem. Czyż twój ojciec nie porwał twojej matki?
– Owszem, i z tego powodu cierpiała do końca życia – odparła Fiona. – Nienawidziła Dugalda Haya tak, jak ja znienawidzę MacDonalda z Nairn. Jednak w przeciwieństwie do mojej matki nie spędzę reszty życia na cierpieniu. Będę się łajdaczyć dla ciebie, panie, i będę szpiegować, ale nie poślubię człowieka, którego nie kocham!
– To, Fiono Hay, zależy od ciebie – sucho powiedział król. – Nie sprawia mi najmniejszej różnicy, czy wyjdziesz za niego za mąż, czy nie.
– A teraz, milordzie – rzekła żywo – porozmawiajmy o mojej zapłacie za to ogromne poświęcenie, na które się zdobędę dla dobra Szkocji.
– Czego chcesz?
Czego chciała? Chciała, żeby ta rozmowa nigdy nie miała miejsca. Chciała być w drodze do Brae. Czego chciała? Ile było warte jej szczęście? Głęboko wciągnęła powietrze.
– Chcę tysiąc złotych monet.
– Pięćset w srebrze – odparował, a Fiona przystała na tę ofertę.
– I dwa tuziny krów i jurnego byka – ciągnęła dalej.
– Tuzin – powiedział król.
Fiona pokręciła głową.
– Nie! Dwa tuziny i byk, mój panie. Chcę także, żeby bez wiedzy Angusa Gordona, zreperowano mój dom na Wzgórzu Hayów i przygotowano go do zamieszkania dla mnie po powrocie, bo wrócę na pewno. A wtedy nie będę miała innego domu.
– Czy zamierzasz znowu mieszkać sama na swoim wzgórzu? – zapytał zdumiony.
– Dopóki Czarny Angus nie zabrał mnie do Brae, dom na Wzgórzu Hayów był moim mieszkaniem. Nikt nie wiedział, że tam jesteśmy. Teraz moje siostry powychodziły za mąż albo mają małżeńskie plany. Muszę znaleźć jakiś kąt dla siebie. Niewątpliwie nie mogę się udać z powrotem do Brae i poprosić o schronienie, nie chcę też mieszkać z którąś z moich sióstr i jej mężem. Jestem przywódcą rodu Hayów ze Wzgórza i tamten dom jest mój. Dopilnuj, żeby był wyremontowany na mój powrót. Prześlę ci wiadomość, że już tu jestem. Wtedy dostarczysz dwa tuziny krów i byka. Pięćset srebrnych monet ma zostać zdeponowane w moim imieniu u Martina Goldsmitha na High Street w Perth.
– A co będzie, jeśli nie wrócisz, panno Hay?
– Wtedy nie stracisz bydła, panie, natomiast pieniądze mają zostać podzielone na równe części, dla moich pięciu sióstr i Nelly, mojej pokojówki, jeśli mnie przeżyje. Ufam, mój panie, że tego dopilnujesz. Teraz zaś powiedz mi, w jaki sposób mam ci przekazywać wiadomości, które zdobędę?
Król wyjawił Fionie, że ma niewielką siatkę szpiegowską, składającą się z samych mężczyzn: księdza o imieniu Ninian, sprzedawcy sukna i wstążek w Inverness, niejakiego pana Malcolma, irlandzkiego minstrela Bony O’Neila, który zarabiał na życie wędrując od zamku do zamku w górach i zabawiając członków klanu, druciarza Drysdale’a, który z żoną i niewidomym synem wędrował po północy kraju, naprawiał gospodyniom garnki i inne cynowe przedmioty, jednocześnie zdobywając informacje. Kiedy król szczegółowo opisał ich Fionie, powiedział:
– Ci czterej będą twoim kontaktem, Fiono Hay. Zostaną powiadomieni o twoim przyjeździe. Najbliżej ciebie będzie kupiec. Księdza powinnaś spotkać na Islay, kiedy tam pojedziesz, a druciarz i minstrel prawdopodobnie będą pojawiać się w Nairn od czasu do czasu. Każ im pokazać sobie taką monetę. – Wyciągnął niewielki, srebrny krążek i podał go dziewczynie. – Wybito tylko sześć takich monet w czasie mojej koronacji minionego lata. Teraz ty masz jedną, ja drugą, a pozostałe cztery znajdują się w górach, w rękach moich ludzi.
– Jak ci się udało tak szybko to zorganizować? – zapytała podejrzliwie Fiona.
– Mój wuj zawsze miał niewielką grupę ludzi, którzy dla niego pracowali – odrzekł James Stewart. – Nie ufał swojemu bratu, Wilkowi z Badenoch. Wystarczyło tylko wybrać tych czterech, których imiona ci podałem, a którzy są nieocenieni, spomiędzy pozostałych, którzy również są mi przydatni. Czy umiesz pisać?
– Tak, umiem – odpowiedziała. – Czarny Angus mnie nauczył.
Króla znów ogarnęło poczucie winy, ale szybko odsunął je od siebie.
– Nie przekazuj informacji na piśmie, chyba że będzie to absolutnie konieczne – ostrzegł ją. – I kupiec, i minstrel nigdy niczego nie zapominają, a druciarz potrafi powtórzyć dokładnie, co powiedziano w jego obecności pół roku wcześniej. To ciekawe uzdolnienie, zważywszy, że jest podobno prostym człowiekiem.
Fiona skinęła głową.
– Czy jeszcze o czymś powinnam wiedzieć?
– Nie.
– Jak długo muszę pozostać w Nairn?
Nawet jedna chwila to za długo, pomyślała, zmuszając się do opanowania paniki.
– Dopóki nie powiem, że możesz wracać, panno Hay – powiedział król.
– Rok? – spytała.
Matko Przenajświętsza, tylko nie rok!
– Może nawet dłużej.
Zauważył, że zbladła, miał jednak nadzieję, iż nie zemdleje. Nagle ogarnęły go wątpliwości, czy jest wystarczająco silna, aby sprostać zadaniu, ale za późno już było na zmianę planów. Potrzebował jej w sercu MacDonalda z Nairn – i w jego łożu.
Przez długi czas panowała cisza. Fiona uspokajała się i zbierała siły.
– Muszę powiedzieć mojej służącej, panie. Nie musi dzielić mojego losu, jeśli tego nie chce. Nie mogę na to pozwolić. To oddana, dobra dziewczyna, która nie zasługuje na niewdzięczność. Czy mogę, panie?
– Gdzie ona jest? – zainteresował się król.
– Czeka na mnie pod drzwiami.
– Wezwij ją.
Fiona podeszła do drzwi prywatnej komnaty króla, otworzyła je i zawołała, by Nelly weszła do środka.
Przerażona, potykając się o własne nogi, dziewczyna dygnęła przed królem, oszołomiona taką bliskością Jamesa Stewarta. Ten łaskawie kazał jej usiąść na swoim krześle, sam zaś stanął koło obu kobiet. Powoli, ostrożnie Fiona przedstawiła sytuację. Kiedy skończyła, Nelly wybuchnęła płaczem. Rozumiejąc ból dziewczyny, Fiona nie odzywała się, dopóki płacz Nelly nie ustał. Król czuł się niezręcznie.
– Nie musisz ze mną jechać, Nelly – oświadczyła Fiona. – Jeśli jednak powrócisz do Brae, musisz zachować tę tajemnicę.
– Nie jechać z tobą, pani? – spojrzenie Nelly pełne było oburzenia. – Pewnie, że pojadę z tobą, panno Hay! Gdybym cię opuściła, nie wypełniłabym swoich powinności. Nie śmiem wracać do Brae bez ciebie. Moja ciotka ukryłaby mnie, a potem wydusiłaby ze mnie twój sekret. Wiesz, o pani, że wydusiłaby!
– Możesz zostać na dworze, służąc królowej, Nelly. Król jest w stanie dać ci taką pracę, prawda, panie? – Król przytaknął i Fiona ciągnęła dalej. – Wtedy twoja ciotka nie będzie mogła się do ciebie dobrać. Ponadto byłaby taka dumna, że służysz u królowej. Niczego by nie podejrzewała i uważałaby, że miałaś szczęście, unikając porwania razem ze mną. Kocham cię i wiem, że ty też mnie kochasz, ale nic złego sobie nie pomyślę, jeśli zdecydujesz się pozostać.
Oczy Nelly znów wypełniły się łzami.
– Panno Fiono, będziesz mnie potrzebowała, więc nie zamierzam cię opuścić, nawet dla królowej – rzekła.
– A więc postanowione – odezwał się król. – Słońce już wstało, Fiono Hay. Najlepiej będzie, jeśli zaraz wyruszycie. Poświęcasz się dla dobra Szkocji. Pieniądze zostaną przekazane jeszcze dzisiaj, obowiązują też pozostałe nasze ustalenia. Niech Bóg i Matka Boska mają cię w opiece, pani.
– Jak śmiesz, panie, w tych okolicznościach mieszać w to Boga i jego Matkę? – Głos Fiony zabrzmiał wyjątkowo ostro.
Wzięła swoją narzutkę, skinęła na Nelly i obie dziewczyny opuściły prywatne apartamenty króla.
– Boisz się, pani? – zapytała Nelly, kiedy pospiesznie przemierzały korytarze pałacu, zmierzając na dziedziniec, gdzie czekać miała ich eskorta.
– Owszem, boję się – przyznała Fiona – ale to dobrze. Dopóki będę się bała, zachowam ostrożność. Nie chcę zginąć. Ty też musisz uważać, dziewczyno. Od tego zależy nasze życie. Jesteś pewna, że chcesz ze mną jechać? Masz jeszcze czas, żeby zmienić decyzję.
– Nie. Nie opuszczę cię, pani.
Na dziedzińcu spotkały zbrojnych. Nelly miała podróżować na wozie z bagażami, do którego uwiązana była klacz Fiony. Sama Fiona miała jechać na szarym wałachu Angusa. Koń posiadał czarną grzywę i równie czarny ogon. Fiona wiedziała, że Angus będzie zły z powodu utraty tego pięknego zwierzęcia, ale cóż mogła uczynić? Nie umiała znaleźć żadnego pretekstu, by zostawić konia, a poza tym wolała go od swojej klaczy – stąpał pewniej i był od niej silniejszy.
Fiona jechała na czele małej karawany z dowódcą eskorty.
Kapitan zauważył, że dziewczyna siedzi na koniu okrakiem.
– Czy kiedykolwiek próbowałeś siedzieć bokiem na grzbiecie podskakującej bestii? – zapytała wesoło.
Prawdę mówiąc, długie wełniane spódnice przyzwoicie zakrywały jej nogi. Czerwono-zielony pled Hayów zwieszał jej się z ramion. Włosy zaplecione miała w warkocz, a na głowę włożyła czapkę przywódcy klanu z zatkniętym zawadiacko orlim piórem. Dworski strój niezbyt się nadawał do jazdy w górach.
Podróżowali przez cały pogodny, wrześniowy ranek i zatrzymali się dopiero w południe, aby dać koniom odpocząć i się pożywić. Mężczyźni posilali się plackami owsianymi i alkoholem, który mieli w bukłakach. Fiona i Nelly otworzyły koszyk otrzymany z zamkowej kuchni, w którym znalazły bochenek świeżego chleba, kawałek sera, pieczonego kurczaka, dwa jabłka i dwie gruszki. Była też flaszka słodkiego wina.
– Jedz tyle, ile możesz – cicho rzekła Fiona do swojej służącej. – Nie jestem pewna, kiedy znów będziemy miały okazję się posilić. Colin MacDonald zaatakuje dzisiaj. Jestem pewna. Przez cały ranek jechaliśmy na północ, ale później skręcimy na północny wschód. MacDonaldowi lepiej będzie nas porwać, zanim zmienimy kierunek jazdy. Jutro wieczorem bylibyśmy już za blisko Brae.
– Chciałabym już tam dotrzeć – cicho powiedziała Nelly i popatrzyła w oczy swojej pani, która pokiwała głową. – Bardzo się boję, proszę pani – przyznała dziewczyna.
– Colin jest jedynie człowiekiem – odparła Fiona, próbując spojrzeć na ich sytuację z jaśniejszej strony. – Nieznane wywołuje w nas teraz lęk, Nelly. Cieszę się, że jesteś ze mną. Dodatkowa para oczu i uszu zawsze się przyda. A kiedyś wrócimy przecież do domu, obiecuję ci to. Ty powrócisz do Brae, a ja do mojego domu na Wzgórzu.
– Co wieczór będę się o to modlić – z przejęciem oświadczyła Nelly.
Cóż po modlitwie, pomyślała Fiona. Sama modlitwa nie wystarczy. Będzie musiała postępować z ogromną rozwagą. Nigdy nie będzie mogła pozwolić sobie na osłabienie czujności. Angus zawsze utrzymywał, że jest cyniczna, ale to nieprawda. Po prostu ma instynkt samozachowawczy. Czy rzeczywiście może być pomocna królowi, czy też chciał jedynie pozbyć się jej, żeby móc ożenić Angusa z kuzynką królowej?
Nie. James Stewart mógł po prostu wydać rozkaz Angusowi, a ten musiałby posłuchać. Fiona westchnęła. Czemu była taka uparta? Janet Gordon Stewart już dawno chciała, żeby została żoną Angusa. Gdyby tylko pozwoliła Janet to zaaranżować, pomyślała z żalem Fiona, teraz nie jechałaby na północ, czekając na porwanie przez MacDonalda z Nairn.
Po południu wyruszono w dalszą drogę.
Dnia ubywało, cienie się wydłużały. Droga wiodła wzdłuż niewielkiego, niebieskiego jeziora i zagłębiała się w zamglonej dolinie. Fiona poczuła, jak jeżą jej się włosy na karku. To stanie się tutaj. W dolinie czuć było cudzą obecność. Zapragnęła zawrócić konia i pognać jak najdalej od tego miejsca, ale wiedziała, że nie może. To było jak czekanie na cios, który ma zaraz spaść. Ledwo mogła oddychać.
Nagle dowódca eskorty syknął:
– Zatrzymaj się, pani! – Wskazał palcem na odległy punkt w dolinie, gdzie, otoczona czerwoną mgiełką, stała w ciszy grupa konnych.
– Duchy! – wyszeptał ze strachem kapitan. I rzeczywiście, te sylwetki miały w sobie coś nieziemskiego. Ludzie za plecami Fiony zaczęli nerwowo szeptać między sobą, a ich konie stały się płochliwe.
– To są górale – zawołała Fiona w stronę dowódcy eskorty. – Czy możesz rozpoznać pledy i zapinki?
Jeźdźcy ruszyli w ich stronę. Najpierw powoli, potem coraz szybciej. Zmusili konie do galopu, wymachiwali nad głową mieczami i krzyczeli dziko, pędząc przez dolinę w stronę Fiony i jej małego orszaku.
Znajdujący się koło dziewczyny kapitan wpadł w panikę.
– Uciekajcie! – krzyknął do swoich ludzi.
Zawrócił konia w miejscu i rozpoczął szaloną ucieczkę z zamglonej doliny.
Fiona odwróciła się, żeby zobaczyć, czy Nelly jest bezpieczna. Ze zdumieniem obserwowała, jak woźnica wozu z bagażami zsunął się z kozła i gnał za swoimi towarzyszami, dopóki któryś nie okazał się na tyle przyzwoity, żeby zwolnić i zabrać go na grzbiet swego rumaka.
– Tchórze! – krzyknęła Fiona. – Wracajcie, przeklęci! Nie zostawiajcie nas!
Napastnicy przemknęli kolo dziewcząt w pogoni za królewską eskortą, ale szybko zawrócili i otoczyli obie kobiety. Sytuacja była dość dziwaczna. Nelly wdrapała się na kozioł wozu i zapanowała nad przestraszonym mułem. Fiona, nadal dosiadając konia, który nerwowo pod nią tańczył, znajdowała się przy wozie. Rozpoznała szare, zielone i białe kolory tartanu, które MacDonald z Nairn przedkładał nad zielono-niebieskie barwy lorda z Wysp.
Colin MacDonald przecisnął się pomiędzy swoimi ludźmi. Na koniu wydał się Fionie jeszcze wyższy niż zapamiętała.
– Panno Hay – powiedział uroczyście, łapiąc za uzdę jej wierzchowca.
– Oszalałeś, mój panie? – syknęła. – Celowo wypłoszyłeś moją eskortę. I jak teraz dojedziemy do Brae? A może chcesz osobiście nam tam towarzyszyć? – spojrzała na niego z wściekłością, jednocześnie kątem oka obserwując, jak jeden z mężczyzn wspiął się na wóz, usiadł koło Nelly, uśmiechnął się do niej szeroko i uszczypnął ją w policzek.
Nelly uderzyła chłopaka, mówiąc głośno:
– Byłabym wdzięczna, gdybyś trzymał ręce przy sobie, góralski dzikusie!
Otaczający ich mężczyźni roześmiali się głośno, rozbawieni postępkiem Nelly i czerwoną z zakłopotania twarzą młodzieńca.
– Powiedz swoim ludziom, by zostawili moją służącą w spokoju – zimno powiedziała Fiona do Colina MacDonalda. – To dobra dziewczyna. Nie pozwolę jej nic zrobić. Zabiję każdego, kto ją skrzywdzi! Rozumiecie? – Jej obciągnięta rękawiczką dłoń znacząco przesunęła się w stronę sztyletu. – A teraz zejdźcie z drogi! Mamy jeszcze parę mil do klasztoru Saint Margaret, gdzie zamierzamy spędzić noc. Mam nadzieję, że nasza bohaterska eskorta odzyska swoją odwagę i spotka nas tam – dokończyła śmiało.
Colin MacDonald przysunął swojego ogiera do wałacha Fiony i powtórnie wyciągnął rękę po lejce. Ze złością odtrąciła jego dłoń, ale tym razem mocno pochwycił ją w przegubie.
– Panno Hay – rzekł – nie pojedziesz do Brae. Pojedziesz ze mną.
– To zniewaga, mój panie! Ci biedni głupcy, których wystraszyłeś, to ludzie króla. Na pewno wiedziałeś o tym.
Colin MacDonald puścił jej nadgarstek i nagle, schylając się, otoczył jej talię ramieniem i posadził dziewczynę przed sobą.
– Wkrótce zrobi się ciemno – rzekł w odpowiedzi na potok jej protestów. – Daleko jeszcze do miejsca, gdzie mamy nocować. – Odwrócił się i zawołał – Rodericku, pilnuj wozu i konia mojej pani. Nikomu nie wolno tknąć dziewczyny. – Spiął konia i wysunął się na czoło.
– Ależ mój panie! – zaprotestowała Fiona, kiedy kawalkada ruszyła. – Uważam, że twoje zachowanie woła o pomstę do nieba. Nie prowadzisz żadnego sporu z Gordonami z Brae. Czemu chcesz wszczynać waśń? Natychmiast oddaj mi mojego wierzchowca! –Usiłowała mu się wyrwać.
– Czy nigdy nie zamyka ci się buzia, kobieto?
– Nie pozwolę się tak podłe traktować, panie! – oświadczyła z energią Fiona. Spróbowała wyśliznąć się z jego uchwytu. – Pozwól mi odejść, ty nieokrzesany gburze! Puszczaj mnie natychmiast!
– Kobieto – ponuro powiedział Colin MacDonald – nie doprowadzaj do tego, żebym zaczął żałować, że cię skradłem panu na Loch Brae.
– Skradłeś? Nie pozwolę się skraść! Czemu miałbyś mnie kraść Czarnemu Angusowi, panie?
– Ponieważ chcę cię za żonę dla siebie, Fiono Hay – odpowiedział jej. – Twój lord miał mnóstwo czasu, żeby uczynić z ciebie szanowaną niewiastę, ale tego nie zrobił. Ale ja to uczynię! Pragnąłem cię od pierwszej chwili, gdy tylko cię ujrzałem i, przysięgam na krzyż, będę cię miał, kobieto!
– Ale ja cię nie chcę!
– Nie masz wyboru.
– Nie możesz mnie poślubić bez mojej zgody – upierała się.
Nagle się roześmiał. Mówiła za dużo. Była uparta, ale, na Boga, potrafiła go rozbawić. Potrzebował kobiety, która by to umiała. Była piękna i zapragnął jej nie wiedząc wcale, jakim jest człowiekiem. Sądził, że nie będzie to miało znaczenia, że pożądanie jest decydujące. Nie obchodził go jej charakter, ale teraz, widząc niektóre jej cechy, stawał się coraz bardziej zafascynowany tą dziewczyną.
– Pragnąłem cię. Zabrałem cię i to wszystko, Fiono Hay – oświadczył jej stanowczym tonem. – A teraz bądź cicho, bo przy zapadającym zmroku muszę się skupić, jeśli w ogóle mamy bezpiecznie dotrzeć do miejsca naszego noclegu. Pamiętaj, że na początku księżyc nie będzie nam oświetlał drogi.
Fiona zamilkła. Pomyślała, że wszystko przebiegło właściwie. Król będzie całkiem zadowolony. Teraz musi tylko zdać się na swój instynkt, żeby podsycać zainteresowanie Colina MacDonalda i żeby go nie znudzić. Musi się również dowiedzieć, jakim jest człowiekiem. Zerknęła na niego. Jego przystojna, pociągła twarz miała wyraz skupienia. Prowadził wierzchowca ledwie widoczną ścieżką, wiodąc za sobą swych ludzi.
Kiedy opuścili dolinę, zrobiło się nieco widniej, ale nie na długo. Fiona zauważyła, że skręcili na północny zachód, bo mieli teraz słońce niemal na wprost siebie. Nairn leżało bardziej na północ. Gdzie więc zmierzali?
Jechali jeszcze blisko godzinę, kiedy nagle w bladej poświacie zapadającego zmierzchu Fiona dostrzegła przed sobą kamienne mury i zabudowania. Czyżby St. Margaret? Niemożliwe. Wkrótce przekonała się, że ich celem były ruiny jakiegoś małego zamku. Całą grupą wjechali na dziedziniec i zsiedli z koni. Konie zostały starannie przywiązane w drewnianej szopie. Na środku podwórza rozpalono ognisko. Z zamkowej studni zaczerpnięto wodę i napojono zwierzęta.
Fiona i Nelly siedziały w milczeniu na wozie i przyglądały się mężczyznom, którzy oprawiali ze skóry, patroszyli i umieszczali na rożnie nad ogniem króliki, upolowane w czasie podróży.
– Przynajmniej nie umrzemy z głodu – zwróciła się Nelly do swojej pani. – W koszyku zostało nam też trochę chleba, jakieś owoce i ser.
Wkrótce przyniesiono im kawałek gorącej pieczeni. Kiedy skończyły posiłek, Nelly, ścigana gorącymi spojrzeniami mężczyzn, pospieszyła przez dziedziniec, żeby przynieść trochę świeżej wody ze studni do umycia rąk i twarzy. Potem obie kobiety usiadły spokojnie razem, zastanawiając się, gdzie też będą spały. W końcu podszedł do nich MacDonald z Nairn w towarzystwie Rodericka Dhu.
– Twoja służąca będzie spała w wozie – zakomunikował. – Moi ludzie zostali uprzedzeni, że nie wolno jej tknąć. Roderick będzie jej pilnował.
– Dziękuję, panie – spokojnie rzekła Fiona. – Nelly jest mi niezwykle droga. Byłabym bardzo zła, gdyby coś się jej przytrafiło.
– Będę jej strzegł jak oka w głowie, pani – rzekł Roderick Dhu.
Fiona skinęła mu głową.
Colin MacDonald chwycił ją mocno za rękę.
– Chodź ze mną – powiedział, i zanim zdążyła zaprotestować, ściągnął ją z wozu i pociągnął z dala od ognia, w mrok nocy.
– Gdzie idziemy? – zażądała odpowiedzi, a serce zaczęło jej bić bardzo mocno. To się działo zbyt szybko! Nie była jeszcze gotowa!
Nie odzywał się, wyprowadzając ją z dziedzińca i wiodąc na tyły zamku, z dala od pozostałych. Wreszcie zatrzymał się. Księżyc właśnie zaczynał się wyłaniać zza wzgórz ciągnących się na zachodzie, i w jego mrocznej poświacie Fiona mogła obserwować, jak Colin rozkłada płaszcz na porośniętych trawą wałach.
– Nie! – powiedziała, odsuwając się od niego.
Złapał ją za rękę.
– Chodź tutaj, moja Fiono.
– Nie jestem twoja – oświadczyła cicho.
– Owszem, najdroższa, jesteś moja – odpowiedział. – Od pierwszej chwili, kiedy mój wzrok spoczął na tobie, byłaś moja, chociaż jeszcze o tym nie wiedziałaś. – Nieubłaganie zamknął ją w mocnym uścisku. Fiona odwróciła głowę, chcąc uciec przed jego namiętnym spojrzeniem, ale Colin MacDonald uwięził jej brodę między swoimi palcami, a jego wargi zawładnęły jej ustami.
Ich dotyk był czymś dziwnym, bo nigdy nie całowała się z nikim poza Angusem Gordonem. Wargi Colina były gorące, stanowcze, żądające. Zaledwie zaczynała porządkować wrażenia związane z jego bliskością, kiedy podciął jej nogi i przewrócił na płaszcz, rozpostarty na pagórku. Fiona gwałtownie wciągnęła powietrze; leżała na plecach, a Colin MacDonald siedział na niej okrakiem.
– To nieuczciwe! – wrzasnęła.
Roześmiał się cicho.
– Mam zamiar postawić na swoim, słodka Fiono – oświadczył jej bezczelnie. Unieruchomił ją pomiędzy swoimi nogami, opierając się na piętach, żeby nie przygnieść jej całym ciężarem potężnego ciała.
– To nie było uczciwe zagranie – powtórzyła z oburzeniem.
W odpowiedzi na te protesty zsunął z dziewczyny szal i zaczął rozwiązywać jej bluzkę. Złapała go za ręce, ale Colin MacDonald karcąco potrząsnął głową i chwyciwszy w dłoń obie jej ręce w nadgarstkach, unieruchomił nad jej głową.
– Nie, nie słodka Fiono, nie przeszkadzaj mi. Twoje słodkie piersi dręczyły mnie od tygodni. Muszę je zobaczyć! – Jego ogromne palce były zdumiewająco delikatne i zręczne. Szybko rozsupłały gorset, potem koszulę. Odsunął na bok delikatną tkaninę i zapatrzył się na jej nagi biust. – Ach, Fiono – rzekł wreszcie – ależ jesteś doskonała.
Pod jego gorącym spojrzeniem spiekła raka i zagryzła usta, żeby powstrzymać krzyk. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Ku jej zakłopotaniu jego głodny wzrok ją podniecił. Przez ostatnie dwa lata jej piersi dojrzały, wypełniając się i przyjmując doskonały pełny kształt. Skórę miała mlecznobiałą i bardzo miękką w dotyku. Colin MacDonald wyciągnął rękę, żeby popieścić oba kuszące wzniesienia. Koniuszkami palców dotykał jej czule, lekko przesuwając po krągłościach i wzniecając uczucia, o których sądziła, że nikt, poza Angusem, obudzić w niej nie zdoła.
– Już dość – błagała go. – Nie dotykaj mnie, proszę cię, panie. Czemu musisz mnie zawstydzać w ten sposób? – W świetle księżyca w jej zielonych oczach błyszczały łzy. Tego ranka dowiedziała się, czego oczekuje od niej król, ale kiedy teraz stanęła oko w oko z rzeczywistością, nie wiedziała, czy będzie w stanie to znieść.
W odpowiedzi na jej prośby, pochylił się i zaczął całować jej piersi.
– Jesteś szalona, Fiono Hay, jeśli myślisz, że mogę teraz przestać – powiedział. – To, co dzieje się między nami, jest nie do opanowania, jak pożar. Nie możesz tego powstrzymać, tak jak nie możesz powstrzymać wzbierającej fali powodzi.
– Moje serce nigdy nie zacznie bić dla ciebie, Colinie MacDonaldzie – uczciwie oświadczyła Fiona. Po jej policzku stoczyła się ogromna łza.
– Nieprawda, moja droga, potrzeba tylko czasu, żebyś poczuła coś do mnie. – Palcem pochwycił toczącą się łzę i uniósł ją z jej policzka ku swoim wargom. – Uszanuję cię, czego Angus Gordon nigdy nie zrobił. Zrobił z ciebie swoją nałożnicę i obwoził się z tobą po całej Szkocji. Ja zaś cię poślubię, Fiono Hay. Zostaniesz moją żoną i będę z tego dumny – dodał.
Przez chwilę Fiona zobaczyła w jego błękitnych oczach czułość i serce jej się ścisnęło. Czy James Stewart w swoim słusznym dążeniu do zjednoczenia Szkocji choć przez chwilę pomyślał o straszliwej zdradzie, którą sprowokował? Siłą zabrał ją ukochanemu mężczyźnie, żeby zdradzała człowieka, który ją miłował. To było potworne, ale nie miała wyjścia, jeśli chciała ocaleć. Zresztą były jeszcze inne istoty, które musiała brać pod rozwagę. Jej siostry. Nelly.
Spełni swoją powinność i resztę dni spędzi wstydząc się swojej roli w tej sekretnej intrydze, która zniszczy ich wszystkich. I po co? Dla Szkocji? Niech diabli wezmą Szkocję! I niech będzie przeklęty James Stewart i jemu podobni! Tacy jak on chcieli tylko władzy, coraz więcej władzy.
Nagle, ku jej całkowitemu zaskoczeniu, Colin MacDonald zaczął z powrotem zawiązywać jej bluzkę. Kiedy skończył, dźwignął się z jej ciała i położył obok. Fiona była kompletnie zdezorientowana. O co chodzi? Czemu jej nie zgwałcił, chociaż wydawało się, że ma taki zamiar? Czyżby nagle przestała mu się podobać?
Widząc jej zmieszanie, uśmiechnął się delikatnie.
– Nie wezmę cię, dopóki nie będziemy mężem i żoną, moja droga. My, ludzie gór, poważamy nasze kobiety, zwłaszcza te, które zamierzamy poślubić. – Ujął jej dłoń i podniósł do ust, żeby ucałować koniuszki jej palców. – Będę spał u twego boku, żeby cię strzec i żeby moi ludzie zrozumieli ogrom mojego oddania... – Potem naciągnął na nią i na siebie płaszcz i przytulił ją, obracając do siebie twarzą, po czym zamknął oczy.
Fiona patrzyła na piaskowe rzęsy, ocieniające opalony policzek mężczyzny. Przez kilka minut bała się poruszyć, niepewna, czy rzeczywiście pogrążony jest w głębokim śnie. W końcu przesunęła się i przybrała wygodniejszą pozycję, opierając głowę na jego szerokiej piersi. Serce Colina biło rytmiczne wprost do jej ucha. Zmarszczyła nos, poczuwszy mieszaninę bijących od niego zapachów. Koń. Pot. Mydło? Tak, poza innymi śladami męskich woni wyczuwała zapach mydła. Leciutki uśmiech wykwitł na jej ustach. A więc tak bardzo pragnął jej się przypodobać, pomyślała. Doszła do wniosku, że jego zachowanie jest niezwykle interesujące. Była zdumiona tą czułością, miał bowiem reputację twardego, szorstkiego człowieka. Czyż jednak Maggie nie wspominała, że wszystkie dziewczęta szalały na jego punkcie? Nic dziwnego, jeśli traktował je z taką słodyczą. Instynktownie chciała wyciągnąć rękę i pogładzić jego złocistorude włosy, ale powstrzymała się.
Leżała w jego ramionach, wyczerpana wszystkim, co zdarzyło się tego dnia. Obudziła się w Scone, gotowa wracać do Brae. A teraz, w nocy, spoczywa na trawiastym pagórku w ramionach MacDonalda z Nairn, ograbiona z dawnych marzeń o przyszłości. Teraz miała inną przyszłość. Została tajną bronią króla przeciwko MacDonaldom. I wypełni swoje obowiązki, nawet jeśli jej serce rozpadnie się na tysiące kawałków.
Obudziła się zdumiona, że w ogóle udało jej się zasnąć. Było jeszcze ciemno, chociaż na niebie pojawiły się pierwsze ślady wstającego nowego dnia – gwiazdy nad jej głową wyblakły, a nad linią horyzontu rozbłysła poświata. W polu widzenia pojawiła się twarz Colina MacDonalda. Powoli pocałował ją w usta, a ona nie stawiała oporu. Po co?
– Powinniśmy chyba wstać – zwrócił się do niej. – Nie możemy tu zostać zbyt długo. Czy mogę ci zaufać? Pozwoliłbym ci dziś jechać na twoim koniu.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek powinieneś mi ufać, Colinie MacDonaldzie – rzekła buntowniczo – ale jeśli pytasz, czy ucieknę, to gdzie miałabym się udać? Nie mogę wrócić do Brae. – Wstała, ciasno owijając się płaszczem, na którym leżeli. – Przyślij do mnie Nelly z ciepłą wodą – powiedziała. – Nie będę jechała przez cały dzień, nosząc na sobie twój zapach.
– Ciepła woda? Czy zawsze byłaś taką delikatną damą, Fiono, czy też Angus taką cię uczynił? – W jego wzroku czaiła się ciekawość i rozbawienie.
– Czyżbyś się nie kąpał regularnie? – zapytała. – Ja tak. Zawsze tak robiłam, mój panie. Kociołek wody podgrzanej nad ogniem wystarczy mi do moich porannych ablucji.
Został odprawiony i zdawał sobie z tego sprawę. Cóż za ognista kobieta. Oczywiście potrafiła stawiać na swoim, ale to bardziej bawiło go niż złościło. Taka silna kobieta urodzi silnych synów dla Nairn.
Colin MacDonald znalazł Nelly kompletnie rozbudzoną; wyglądała, jakby w nocy niewiele spała.
– Dzień dobry, dziewczyno – powitał ją. – Dobrze się czujesz?
Nelly skinęła mu głową.
– Nie przywykłam spać na świeżym powietrzu, milordzie – przyznała szczerze. – Trochę się bałam.
– Nikomu nie pozwolimy cię skrzywdzić – obiecał jej uroczyście. – A teraz zanieś swojej pani ciepłą wodę. Panią znajdziesz po wschodniej stronie ruin zamku. – Palcem wskazał kierunek.
Dopilnowano, aby ogień nie wygasł całkowicie w czasie nocy. Nelly dostrzegła niewielki garnek, już napełniony wodą, stojący na węglach. Wsadziła doń palec i osądziła, że woda jest wystarczająco ciepła. Chwyciła więc garnek przez spódnicę, żeby nie poparzyć sobie rąk, i pospieszyła do Fiony.
– Byłaś bezpieczna w nocy? – zapytała Fiona.
– Tak – odrzekła Nelly. – Było mi tylko troszkę zimno i odrobinę się bałam, ale po ostrzeżeniu lorda żaden mężczyzna nie ważył się do mnie podejść. Spałam w wozie na naszym posłaniu, a ten Roderick Dhu drzemał tuż pod wozem, proszę pani.
– Cieszę się. Jeśli nie chcesz utracić dziewictwa, Nelly, nie myśl nawet o flirtach z tymi dzikusami. Najmniejszy gest przyjmą za zachętę z twojej strony. Postaw tutaj tę wodę.
– Przyniosłam też ścierkę, abyś mogła się wyszorować, pani – powiedziała Nelly. – Udało mi się ją znaleźć wśród naszych bagaży. – Podawszy szmatkę Fionie, dziewczyna odwróciła się, żeby zapewnić swojej pani trochę prywatności. – Przyniosę jedzenie – rzekła i oddaliła się pospiesznie.
Kiedy po paru minutach powróciła, podała Fionie niewielki talerz.
– W naszym koszyku zostało jeszcze trochę sera, chleb i jakieś owoce. Proszę mi dać swój kubek, to nabiorę wody ze strumyka.
Fiona, wdzięczna za troskliwość Nelly, usiadła i zaczęła skubać przyniesione jedzenie. Po chwili Nelly dołączyła do niej. Zjadły razem, dzieląc się przyniesionym przez dziewczynę kubkiem czystej wody. Nie odzywały się. Nie było o czym mówić, a gdyby nawet miały chęć na rozmowę, istniało ryzyko, że ktoś podsłucha. Na razie działo się dokładnie to, czego obie oczekiwały.
Colin MacDonald podszedł do nich, kiedy kończyły posiłek.
– Chodźcie i wybierzcie ubranie, które chcecie zabrać ze sobą – powiedział. – Wysyłam wóz i większość moich ludzi do domu w Nairn.
– A my gdzie jedziemy? – zapytała zdziwiona Fiona.
– Na Islay, do mojego brata, lorda z Wysp – wyjaśnił Colin. – Będzie chciał dowiedzieć się wszystkiego o tym szkockim królu, a poza tym będzie chciał poznać dziewczynę, która wreszcie skłoniła mnie do myśli o ożenku. – Uśmiechnął się.
Fiona zerwała się na nogi.
– Naprawdę nie wiem, czy bardziej mnie odpycha sama twoja osoba, czy też twoje głupie przechwałki.
– Czy Gordon kiedykolwiek spuścił ci lanie, najdroższa? – spytał Colin. – Parę klapsów zdecydowanie dobrze by ci zrobiło.
– Jeśli cenisz swoją rękę, nie waż się jej na mnie podnosić. Obetnę ci ją przy pierwszej nadarzającej się sposobności. – Uśmiechnęła się do niego słodko i odeszła w stronę obozowiska.
– Zrobiłaby to? – Colin zapytał Nelly.
– Na pewno by próbowała, a gdyby się jej nie powiodło, spróbowałaby jeszcze raz.
MacDonald z Nairn zamyślił się, po czym roześmiał.
– Zupełnie jej nie znam, prawda? – rzucił.
Skinął na służącą, żeby poszła za nim, a następnie ruszył w kierunku obozowiska, gdzie jego ludzie szykowali wszystko do odjazdu.
Fiona zabrała się za przeglądanie bagażu. Wyciągnęła parę sztuk bielizny, dwie pary wełnianych pończoch, czystą koszulę i grzebień do włosów. Potem usadowiła się na pobliskim kamieniu i zaczęła rozplatać swój kruczoczarny warkocz, żeby rozczesać włosy. Kiedy Nelly na nowo upinała jej włosy, siedziała bez ruchu. Dziewczyna podała swojej pani czapeczkę głowy klanu z orlim piórem oraz klanową klamrę, a następnie otuliła ją ciepłą peleryną.
– Tych parę rzeczy w zupełności mi wystarczy – rzekła Fiona. – Moje dworskie ubranie będzie nie na miejscu na Islay.
– Zapakuję je – powiedziała Nelly. Odeszła, żeby zebrać także swoje rzeczy.
MacDonald z Nairn słyszał słowa Fiony. Podążył za Nelly i złapawszy dziewczynę za ramię, odciągnął na bok.
– Nie będę się sprzeczał z twoją panią, bo jest teraz pełna złości i bardzo uparta. Spakuj dla niej choć jedną porządną suknię i jakąś biżuterię. Salony mojego brata w niczym nie ustępują salonom królewskim. Nie chcę, żeby była zakłopotana, kiedy to zobaczy.
– Ta wysoko odcinana suknia będzie najprostsza, panie. Najelegantsza jest ta z zielonego aksamitu, ale wydaje mi się, że suknię z fioletowego adamaszku najłatwiej będzie spakować – grzecznie mówiła Nelly. – Czy na pewno nie możemy zatrzymać wozu bagażowego? Moja pani ma sporo ślicznych ubrań. Zaśmiał się.
– Kochasz ją, czyż nie tak? Tak. Widzę twoje przywiązanie. To dobrze. Wóz spowolni naszą podróż, Nelly. Teraz znajdujemy się bliżej Nairn niż zamku mojego brata na Islay. Bez wozu dotrzemy tam w ciągu tygodnia. Przecież nie chcesz być wiecznie w drodze, prawda? A poza tym, nie pozostaniemy z Aleksandrem. Mam swoje własne posiadłości, które wymagają doglądania, a już dość czasu spędziłem w służbie mojego brata, z dala od domu. Wóz musi pojechać do Nairns Craig. Kiedy załatwimy nasze sprawy na Islay, powrócimy do domu. Wtedy twoja pani będzie mogła pokazać mi całą swoją elegancję. – Poklepał Nelly po policzku. – Pospiesz się teraz, dziewczyno. Słońce już wstaje i musimy jak najszybciej ruszać w drogę. Rozumiesz?
– Boisz się, panie, że ludzie króla cię dościgną i uratują moją panią? – zapytała z przekorą Nelly.
Uśmiechnął się do niej.
– Tak, tego również się obawiam.
Colin wybrał sześciu ludzi, którzy mieli im towarzyszyć, w tym zaufanego Rodericka Dhu. Postanowili zmierzać na zachód, ale nieco zbaczając na południe. Tereny, przez które podróżowali, były górzyste, porośnięte lasami, pełne jezior. Jechali od świtu aż do zachodu słońca, w międzyczasie mając jedynie dwa krótkie postoje. Kiedy skończyło się wyszukane jedzenie z królewskiej kuchni, Fiona i Nelly zmuszone były zadowolić się tym, co jedli mężczyźni: plackami owsianymi, drobną zwierzyną, którą udało się upolować, oraz wodą. Na drugą noc podróży rozbili obozowisko nad malutkim, nieznanym nikomu z nazwy jeziorem.
– Dlaczego nie zatrzymamy się w jakiejś gospodzie dla pielgrzymów albo w domu któregoś z sojuszników twojego brata? – zapytała Fiona swego porywacza.
– Bo na tym obszarze niewiele jest gospód dla pielgrzymów – wyjaśnił – a poza tym nie chcę, żeby ktoś cię widział. Ci przerażeni zbrojni, którzy czmychnęli, pozostawiając cię pod moją troskliwą opieką, nie wiedzieli, kim jesteśmy. Zatem nikt nie będzie wiedział, kto cię porwał, ani gdzie cię zabrano. Nie chcę, żeby twój dawny kochanek wyruszył za nami i zabił mnie tylko dlatego, że jego śliczna pani ma zostać moją żoneczką. Co dobrego by z tego wynikło? Czyż nie mówiłaś sama, że nie przyjąłby cię z powrotem, gdyby myślał, że należałaś do mnie?
Poczuła łzy pod powiekami i szybko zmrużyła oczy. Tak powiedziała, i była to prawda. Już nigdy Angus nie będzie jej chciał. Jeszcze raz ogarnął ją gniew. Rzuciła się na Nairna.
– Nienawidzę cię! Nienawidzę! Zniszczyłeś mi życie!
Uniósł ją w górę i cisnął w ubraniu do jeziora. Zaczęła go przeklinać po celtycku, a jego ludzie zataczali się ze śmiechu. Fiona nie była pewna, czy śmiali się z jej soczystych inwektyw, czy z miejsca, w jakim się znalazła.
Colin MacDonald przyłożył rękę do podrapanego przez Fionę policzka, a potem popatrzył na krew na swoich palcach. Istna dzika kotka z tej dziewczyny – pomyślał. Zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie wziął na siebie więcej, niż mógł i chciał. Teraz jednak było już za późno. Miał ją.
Wściekła Fiona wygramoliła się z wody.
– To jedyne ubranie, jakie mam, ty tępa ruda pało! – wrzasnęła na niego. – Jak, u diabła, mam je do rana wysuszyć?
– Najwyżej pojedziesz w mokrym – krzyknął w odpowiedzi. – A na przyszłość chowaj pazurki, moja Fiono! To był ostatni raz!
Nelly nie kryła przerażenia.
– Musisz zdjąć mokre rzeczy, pani. Zaziębisz się i umrzesz. Masz drugą koszulę, a resztę wysuszymy przy ognisku. Nie będziesz podróżować w tym stanie, obiecuję.
Rozwścieczone spojrzenie Fiony uciszyło duszących się ze śmiechu ludzi Colina.
– Jestem już kompletnie przemoczona, więc równie dobrze mogę się wykąpać. Śmierdzę końmi – zwróciła się do Nelly.
– Całe szczęście, że nie miałaś, pani, na sobie płaszcza – powiedziała Nelly. – Już i tak trudno będzie wysuszyć spódnicę i wełniane pończochy. Pozwól, pani. Jeśli odejdziemy troszkę dalej, będziemy miały odrobinę prywatności. – Odwróciła się ku siedzącym przy ogniu mężczyznom. – I niech żaden z was się nie odważy skradać za nami.
Mężczyźni zarechotali, a Roderick Dhu odezwał się kojąco do swojego pana:
– Ależ te dwie twarde baby mają cięte języki, panie.
Colin MacDonald uśmiechnął się do swoich towarzyszy.
– Tak, i będziecie się do nich odnosić z respektem. Pani o kruczoczarnych włosach zostanie moją żoną, a mała Nelly, jej służąca, też musi być szanowana.
Obie kobiety czuły na sobie spojrzenia wielu par oczu, ale wkrótce zasłoniły je gęste krzewy. Zatrzymały się w miejscu, gdzie grunt był piaszczysty. Nelly pomogła Fionie ściągnąć mokre odzienie. Ubranie rozwiesiła na krzakach, a z butów wylała wodę. Następnie rozłożyła na ziemi płaszcz swojej pani i usiadła na nim, patrząc, jak Fiona wchodzi do wody.
– Jesteś odważniejsza ode mnie, pani – odezwała się, chichocząc.
– Jest zimno – przyznała Fiona – ale już prawie nie czuć na mnie tego końskiego zapachu. – Zaczęła się chlapać w wodzie, tak czystej, że widziała swoje stopy na piaszczystym dnie. – W co mam się wytrzeć, Nelly?
– Weźmiemy twoją koszulę, pani. Na pewno uda się nią osuszyć większe krople, a kiedy zawiniesz się w płaszcz, szybko się rozgrzejesz i wysuszysz do końca. Wtedy włożysz drugą, suchą koszulę.
Fiona wynurzyła się z wody. W tym właśnie momencie do kobiet podszedł Colin MacDonald. Fiona zwróciła się do Nelly:
– Ignoruj tego przerośniętego osła, dziewczyno!
– Przyszedłem sprawdzić, co was zatrzymuje – powiedział. – Chyba nie pływałaś? – jego oczy przesunęły się po jej nagim ciele. – O Jezu! – mruknął pod nosem. Dziewczyna była absolutnie wspaniała! Dopiero teraz to sobie uświadomił. Do tej pory namiętnie pragnął tej kobiety, ale teraz zobaczył, jakie ma cudowne ciało!
– Mówiłam ci przecież, że przyzwyczajona jestem do codziennych kąpieli – wyniośle rzuciła Fiona, kończąc się wycierać i owijając płaszcz wokół swych doskonałych kształtów. – Ponieważ nie wieziemy ze sobą balii, w której mogłabym się porządnie umyć, wykąpałam się w jeziorze. Nelly, biegnij, proszę, i przynieś mi suchą koszulę. – Krytycznym spojrzeniem otaksowała stojącego przed nią mężczyznę. – Nic by ci się nie stało, gdybyś też się umył. Ty także śmierdzisz końmi.
– Myć się? Codziennie?
– Nie stanie ci się od tego żadna krzywda, panie.
– Wydaje mi się, że jesteś bardzo zarozumiałą dziewczyną, Fiono Hay. – Stał przed nią w rozkroku, z rękami opartymi na biodrach, zwrócony plecami do jeziora.
Fiona napotkała jego wzrok i pomyślała, że tak wspaniałej okazji nie wolno jej przegapić. Pozwoliła, żeby płaszcz zsunął się z jej ciała, i ruszyła w jego stronę. Dzielnie próbował nie odrywać wzroku od jej oczu, ale pokusa spojrzenia na rozkoszne piersi i białe, delikatne ciało okazała się zbyt wielka. Uległ więc i w chwili, gdy wygłodniałymi oczami zawisł na jej biuście, Fiona pchnęła go mocno do tyłu, prosto w wody jeziora. Śmiała się przy tym tak bardzo, że omal się nie przewróciła.
Klnąc wściekle, Colin stanął w wodzie po kolana.
– Jak teraz, u diabła, mam wysuszyć do rana wełniany kilt? – ryknął na nią.
– Po prostu będziesz musiał podróżować w mokrym ubraniu, mój panie – zakpiła z niego i zniknęła w zieleni krzewów. Wpadła tam na zaskoczoną Nelly. – Szybko! – powiedziała. – Daj moją koszulę! – Zrzuciła płaszcz, naciągnęła suche ubranie i zarzuciła sobie płaszcz na ramiona.
– Co mu zrobiłaś, pani? – zapytała Nelly, słysząc dobiegający znad brzegu jeziora potok barwnych wyzwisk. – Brzmi tak, jakby gotów był cię udusić.
– Zaaplikowałam draniowi to samo lekarstwo, którym mnie potraktował – zaśmiała się Fiona. – Wepchnęłam go do jeziora i obawiam się, że jest teraz bardzo przemoczony. Zaproponuj, że wysuszysz mu kilt, dobrze, Nelly? Nie chcę go zabijać, a przynajmniej jeszcze nie teraz. – Uśmiechnęła się. Mogło jej się nie podobać zadanie, którym obarczył ją król, ale nie widziała powodu, dla którego miałaby nie mieć przy tym trochę zabawy.
Kiedy dotarła w krąg miłego ciepła przy ognisku, z wdzięcznością przyjęła placek owsiany, zaofiarowany przez Rodericka Dnu. Gdy podał jej jeszcze kubek z parującą cieczą, spojrzała zdumiona.
– Co to jest?
– Trochę wina zmieszanego z wodą i podgrzanego na ogniu, pani. Musisz być przemarznięta – powiedział mężczyzna, a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.
– Najlepiej będzie, jeśli przygotujesz podobną porcję dla swojego pana – rzekła słodko Fiona. – Obawiam się, że on również wpadł do jeziora. – Odeszła od ognia, z wdzięcznością sącząc gorący mocny trunek, który sprawiał, że krew zaczynała żywiej krążyć w żyłach.
Usiadła na głazie, ze smakiem jedząc owsiany placek i popijając wino. Nelly przycupnęła koło niej. Colin MacDonald z ponurą miną wyszedł na polanę i przyjął od Rodericka Dhu kubek grzanego trunku. Był cały przemoczony, mokre włosy zwieszały mu się na ramiona, woda kapała z kiltu. W kilku łykach wypił wino, wziął swoją porcję placka i zaczął jeść. Nie odzywał się do nikogo, milcząc jak głaz.
Kiedy skończył się posilać, Nelly odważyła się podejść do niego.
– Jeśli chcesz, panie, mogę wysuszyć twoje ubranie przy ogniu, razem z odzieniem mojej pani.
– Dobrze – odparł Colin, wstając. Skinął na obie kobiety. – Chodźcie za mną. Rodericku, dopóki nie dotrzemy do Nairn, będziesz odpowiedzialny za cnotę Nelly.
– Tak jest, panie – odparł Roderick, patrząc groźnie na swoich towarzyszy.
Fiona i Nelly podążyły za Colinem z powrotem na niewielką plażę, gdzie MacDonald, nie bacząc na rumieńce Nelly, ściągnął z siebie ubranie. Wręczając je dziewczynie, rzekł:
– Twoja pani i ja będziemy dziś spali tutaj. Połóż się w pobliżu Rodericka Dhu. On cię ochroni.
Odprawiona Nelly pobiegła z powrotem w stronę obozowiska.
– Będziemy spali przykryci twoim płaszczem – oświadczył Fionie MacDonald.
Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego duże, nagie ciało. Wszystko w nim było ogromne – ręce, nogi, tułów. Miał bardzo szerokie plecy i ramiona. Pośladki były zaokrąglone i zwarte. Nie była w stanie odmówić sobie zerknięcia w dół na ognisty gąszcz pomiędzy jego udami, skąd zwieszał się jego członek, gruby i blady. Widok robił ogromne wrażenie, nawet pomimo faktu, że MacDonald był przemarznięty po kąpieli w jeziorze.
Przyciągnął jej obleczone w koszulę ciało do swojej nagości i potarł nosem jej ucho.
– Moja Fiono – mruknął – czy wiesz, jak bardzo cię pragnę? I jak trudno mi się powstrzymywać, żeby cię nie posiąść? – Zębami delikatnie skubał jej ucho.
Czuła jego męskość; wiedziała dobrze, ile go kosztowało panowanie nad swoją żądzą. Z trudem przełknęła ślinę i rzekła:
– Dla mnie to naprawdę niewielka różnica, kiedy mnie zgwałcisz.
– Kiedy w końcu będziemy się parzyć – powiedział jej spokojnie – będziesz moją żoną.
– Pomimo to nie będę chętna – syknęła.
– Naprawdę? – szepnął i pociągnął ją w dół, kładąc się na piaszczystej plaży. – Ile masz lat, Fiono Hay?
– W sierpniu skończyłam siedemnaście – powiedziała. – A ile ty masz lat, Colinie MacDonald z Nairn?
– Dwadzieścia siedem – rzekł. – Boże, ale jesteś słodka – dorzucił stłumionym głosem, jeszcze mocniej przytulając ją do siebie. Ręką powoli przesuwał w dół jej pleców. Raz za razem gładził krzywiznę jej pośladków, wtulając twarz we wgłębienie przy jej szyi i mrucząc niezrozumiałe. Nagłe usiadł, pociągając za sobą Fionę. – Rozpuść włosy, skarbie – odezwał się cicho.
Fiona wyciągnęła spinki z warkoczy, rozplotła je i szczupłymi palcami przeczesała czarne loki.
– Odpowiada ci to, panie z Nairn? – zapytała.
– Tak – odrzekł, znów kładąc się wraz z nią. Wziął w palce pasmo jej włosów i powąchał. – Kiedy wrócimy do Nairn, któregoś dnia zabiorę cię do Inverness i kupię ci srebrny grzebień, skarbie. Potem, zimą, będziesz mogła siadywać przy kominku w holu i czesać swoje kruczoczarne warkocze. Nigdy nie powinnaś obcinać włosów, są takie piękne. Wczoraj, kiedy jechaliśmy, obserwowałem, jak lśnią w słońcu. – Lekko przygniótł ją do ziemi i pocałował, najpierw delikatnie, a potem z coraz większym zapałem, który demaskował jego pożądanie.
Zaciekawiona Fiona pozwoliła sobie na spróbowanie tego pocałunku. Odkryła, że nie było w nim nic nieprzyjemnego. Wkrótce też zauważyła, że nie potrafi nie reagować na pocałunki i zaczęła je oddawać, dopóki nie ogarnęło jej poczucie winy. Spróbowała odsunąć się od niego.
Od razu wyczuł pierwsze osłabnięcie jej oporu i przystąpił do natarcia. Przesunął językiem po jej wargach. Fiona odwróciła głowę, ale natychmiast jednym gestem zwrócił ją z powrotem ku sobie i ponowił działanie. Zadrżała, i choć nie wiedział, czy z zimna, czy też z budzącego się podniecenia, wyczuł, że jej usta zmiękły pod naporem jego warg. Kiedy zetknęli się językami, miał wrażenie, że poraził go grom. Fiona usiłowała się od niego uwolnić, ale nagle poczuła, że nie może.
Jego usta rozstały się z jej wargami i zaczęły wędrować po całej twarzy. Potem odnalazły jej szyję i wczuły się w rytm krwi, dziko pulsującej w jej żyłach. Przesunął się ku jej piersiom i wyszeptał:
– Pragniesz tego, kochanie. Widzę, że obudziła się twoja żądza.
– Nie! Nie! – zaprzeczała.
Roześmiał się i przesunął wargami po wzniesieniu jej piersi. Były nabrzmiałe z pragnienia, twarde jak dwa jabłka.
– Nie? – zakpił, a jego język przez koszulę liznął drażniąco jej brodawkę.
– Ooooch, nie rób tego! – krzyknęła.
Otoczył wargami jedną brodawkę i zaczął ją ssać. Ciało Fiony wygięło się. Objął ją jedną ręką, drugą zaś począł pieścić jej tułów. Skóra paliła ją pod dotykiem. Jego usta kontynuowały płomienną wędrówkę po ciele Fiony, aż coś w jej brzuchu zacisnęło się, skurczyło. Potem zajął się jej drugą piersią, i było to niczym tortura. Bolesna, słodka tortura. I pomyśleć, że uważała, iż jedynie Angus Gordon ma nad nią taką moc. Długie palce Colina wśliznęły się pod koszulę i wsunęły pomiędzy jej uda. Natrafiwszy na maleńki kobiecy klejnot, tak długo go drażniły, aż Fiona zaczęła jęczeć z pragnienia. I zdołała pomyśleć, gdy oprzytomniała na moment, jak ma skutecznie pracować dla króla, jeśli targają nią takie namiętności? Potrzebowała wyzwolenia i ten człowiek jej to wyzwolenie oferował.
Pozwoliła sobie na utratę zdrowego rozsądku i poszybowała.
– Fiono! – wyjęczał.
Księżyc oświetlał wody jeziora, a ich jasne ciała rzucały głębokie cienie na piaszczystą plażę. Sięgnął po jej dłoń. Wydała mu się mała, ale nie bezradna.
Fiona była silną kobietą. Naciągnął na nią płaszcz i rzekł tylko jedno słowo:
– Śpij.
Kiedy Colin MacDonald się obudził, Fiona pływała w zimnych, srebrzystych wodach jeziora. Dołączył do niej, ale nie rozmawiali ze sobą. Nelly przyszła plażą z naręczem ubrań. Odziali się i wrócili do obozowiska, żeby zjeść placki owsiane i powtórnie napić się gorącego, rozcieńczonego wodą wina.
Przez kilka następnych dni przemierzali dzikie rejony Szkocji, unikając osiedli ludzkich. W końcu dotarli na zachodnie wybrzeże i przeprawili się na wyspę Jura. Wyspa była bardzo górzysta, porośnięta gęstym lasem. Na dwie części dzieliło ją jezioro Tarbert. Na koniec przywędrowali na drugi brzeg Jury, oblewany przez wąski pas wody cieśniny Sound. Niewielka, płaskodenna łódź leżała wyciągnięta na brzegu.
Colin MacDonald wysłał dwóch ludzi, żeby przepłynęli cieśninę i dali znać lordowi z Wysp, iż jego brat czeka na przeprawę na Islay. Mężczyźni ruszyli z ochotą, bowiem koniec podróży oznaczał ciepłe jedzenie, dobre piwo i chętne dziewki.
– Jak się przeprawimy? – zapytała Fiona.
– Wyślą barkę po nas i po nasze konie – powiedział. – Zawsze jednak trzeba spytać mojego brata o pozwolenie na wkroczenie na jego terytorium. Islay nigdy nie była zajęta przez obcych, nawet przez Irlandczyków.
– Twój brat zachowuje się, jakby byl królem.
Colin MacDonald zaśmiał się.
– Bo jest królem, moja Fiono. Lordowie z Wysp zawsze byli królami. Dlatego właśnie James Stewart tak bardzo pragnie od niego ślubu lojalności. Bez aprobaty lorda z Wysp północne klany nie złożą mu przysięgi wierności.
– Szkocja może mieć tylko jednego króla – odpowiedziała z przekonaniem Fiona.
– Tu nie jest Szkocja. Tu są Wyspy – tłumaczył jej cierpliwie Colin. – Zawsze tak było. Dopiero od panowania Roberta Bruce'a królowie szkoccy zainteresowali się Wyspami. Wolimy zachować niezależność.
– Ale przecież ty nawet nie mieszkasz na Wyspach.
– To prawda, mieszkam nieopodal Inverness, na drugim krańcu Szkocji, ale pozostaję nadal MacDonaldem, najdroższa – z dumą oświadczył Colin. – A odkąd skończyłem sześć lat, mieszkałem tutaj, na Islay, z ojcem i rodzeństwem. Do szesnastego roku życia raz w roku odwiedzałem matkę. Potem ojciec odesłał mnie do Nairn, żeby dziadek mógł mnie nauczyć zarządzania moimi dobrami, nawet tak małymi. – Uśmiechnął się. – Już wtedy byłem doświadczonym żołnierzem, który zdobył pierwsze laury pod Harlaw, walcząc u boku ojca i braci. Mój ojciec wiedział, że jako szesnastolatek zdolny jestem zarządzać w Nairn, chociaż odziedziczyłem je dopiero w wieku dwudziestu lat, po śmierci dziadka.
Była zdumiona. Był zaledwie czternastoletnim wyrostkiem, kiedy brał udział w jednej z najkrwawszych bitew w historii Szkocji. I przeżył!
– Kochałeś ojca, prawda? – spytała.
– Tak – przyznał. – Miałem szczęście być tutaj w roku, w którym umarł. Przybyły niemal wszystkie jego dzieci. Kochał wszystkie swoje latorośle, bez względu na to, czy pochodziły z prawego łoża, czy też nie. Jego matką była księżniczka Margaret, córka króla Roberta II. Zawsze mi powtarzał, że to ona wpoiła w niego życzliwość i powinności wobec rodziny.
Wędrowali wzdłuż plaży, powietrze napływające znad morza było świeże i działało ożywczo. Nad nimi krążyły z krzykiem mewy, bacznie lustrując wodę w poszukiwaniu pożywienia. Kiedy spojrzeli w stronę Islay, zobaczyli zmierzającą ku nim dużą płaskodenną łódź.
– Fraoch Eilean! – dobiegło do nich.
Colin rozpromienił się i podbiegł na sam brzeg morza. Przyłożył do ust zwinięte w trąbkę dłonie i zawołał:
– Fraoch Eilean!
– Co to jest? – spytała zaintrygowana Fiona. – Co?
– Fraoch Eilean. Rozumiem słowa. Oznaczają „wrzosowa wyspa”, ale cóż to znaczy?
– To zawołanie bojowe MacDonaldów z Wysp. Mój brat osobiście wypływa nam na spotkanie!
W końcu barka dobiła do brzegu Jury i spuszczono trap. Jakiś człowiek skoczył prosto do wody i ruszył w ich stronę. Był równie wysoki jak Colin MacDonald, ale miał ciemnobrązowe włosy. Gorąco uściskał Colina.
– A więc wróciłeś cały i zdrowy – rzekł z wyraźną ulgą w głosie.
– Tak, i mam ci wiele do przekazania, panie – odparł Colin.
– Płyńmy więc na Islay, bracie – powiedział Aleksander MacDonald, ale na widok Fiony zatrzymał się. Obdarzył ją ujmującym uśmiechem, takim samym jak uśmiech Colina. – Co my tu mamy, Colly? Przywiozłeś mi z Perth maleńki podarunek? – Pełnym podziwu i pożądania spojrzeniem obdarzył dziewczynę, która patrzyła na niego zuchwale.
– Nie, Alex, to nie jest podarunek, przywiozłem na Islay dziewczynę, którą zamierzam poślubić. To jest Fiona Hay. Kochanie, poznaj mojego brata, Aleksandra MacDonalda, lorda z Wysp.
Fiona dygnęła grzecznie, ale nie odezwała się.
– Opowiesz mi o tym po drodze – rzekł zaskoczony MacDonald z Wysp.
Konie zostały wprowadzone do wody i po trapie załadowane na barkę. Wiał lekki wiatr, więc morze było dość spokojne i podróż upłynęła bez kłopotów. Colin uprzedził, że czasami może być mniej przyjemnie, kiedy fale biją o barkę i wszyscy są przemoknięci. Fiona była szczęśliwa, że nie trafiła im się taka pogoda, gdyż jej garderoba była bardzo skąpa i nie mogła sobie pozwolić na dalsze jej zniszczenie.
– W końcu więc znalazłeś kobietę, którą gotów jesteś poślubić – powiedział z zadowoleniem Aleksander MacDonald. – Najwyższy czas, żebyś się ożenił. Ja mam już trzech synów, Colly.
– Porwałem ją – spokojnie powiedział Colin MacDonald.
– Porwałeś ją? – Aleksander MacDonald roześmiał się z ukontentowaniem. – Cieszę się, widząc, że masz prawdziwie MacDonaldowską duszę, bracie. Rzadko się dziś zdarza, abyśmy wykradali dla siebie żony. Czemu musiałeś to zrobić? Czy miała opiekuna bez serca, który nie rozumiał, że nie można bronić prawdziwej miłości i próbował trzymać ją z dala od ciebie, by ją wydać za jakiegoś bogatego starca? Jeśli tak było, to postąpiłeś bardzo dobrze.
– Ukradł mnie mężczyźnie, którego kocham – nagle wtrąciła się Fiona. – Nawet gdyby Czarny Angus wiedział, gdzie teraz jestem, nie chciałby mnie z powrotem, skoro twój brat, panie, położył na mnie swoje łapy. Mogę tylko mieć nadzieję, że Angus Gordon jest przekonany, iż nie żyję.
– Colly? – Głos lorda z Wysp był teraz poważny. Wysłuchał wyjaśnień brata, a kiedy dobiegły końca, z satysfakcją pokiwał głową.
– Nikt nie może mnie łączyć z porwaniem panny Hay – powiedział Colin. – Opuściłem dwór kilka dni przed nią. Chociaż w czasie pobytu na dworze raz usiłowałem zdobyć jej względy, nie chciała mnie znać. Nikt nie będzie podejrzewał, że to ja ją porwałem. Nie wynika więc stąd żadne niebezpieczeństwo dla ciebie czy dla Wysp. Nie ściągnąłbym na ciebie kłopotów, Aleksandrze.
– A więc stała się niewielka szkoda – powiedział lord z Wysp. Powtórnie spojrzał na Fionę. – Nie mogę cię potępiać, Colly. Jest bardzo ładna. Żałuję bardzo, że nie możemy się nią podzielić.
– Niewielka szkoda? – Fiona była oburzona. – Zostałam zabrana człowiekowi, którego kocham, źle się ze mną obchodzono, a ty, panie, mówisz; że nie stała się żadna szkoda?
– Po prostu zamieniłaś jednego męża na innego, ślicznotko – odpowiedział rozsądnie lord z Wysp.
– Angus Gordon jest bliskim przyjacielem króla.
– Toteż na pewno król znajdzie inną żonę dla swojego przyjaciela – z żelazną logiką odparował Aleksander MacDonald. – Nawet gdyby wiadomo im było, gdzie jesteś, istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że przyjechaliby po ciebie, chyba że jesteś dziedziczką kogoś ważnego. Jesteś nią?
– Jestem głową klanu – z dumą odrzekła Fiona. – Jestem z rodu Hayów ze Wzgórza, panie.
– Stromy pagórek z rozpadającym się warownym budynkiem – poinformował lekceważąco Colin MacDonald. – I nie zaprzeczaj, kochanie. Maggie mi powiedziała.
– Maggie MacLeod jest wstrętną plotkarą! – mruknęła złowrogo Fiona.
– Widziałeś Margaret MacLeod, bracie?
– Tak. Wyszła za mąż za właściciela ziemskiego i jest brzemienna – odpowiedział. – I szczęśliwa, Aleksandrze – zakończył z naciskiem.
– Niech więc tak zostanie – odrzekł lord z Wysp. – Nawiasem mówiąc, stary lord, za którego chciano ją wydać za mąż, już umarł. Nie będą chcieli jej z powrotem, zważywszy na złą sławę, jaką sprowadziła na rodzinę swoją ucieczką. Kosztowała ich cały posag, na który ledwo było ich stać, ale starzec im go nie zwrócił. Uważał, że należy mu się rekompensata za zniewagę jego dobrego starego nazwiska rodowego. Zawsze była dzika dziewczyna z tej naszej kuzynki Maggie MacLeod. – Zaśmiał się do swoich wspomnień.
Fiona była zafascynowana. Maggie nigdy nie wspomniała, czemu naprawdę uciekła z domu w Lewis. Kiedy usłyszała historię swojej przyjaciółki, jej gniew osłabł. Skarciła się w myślach, że zademonstrowała swoją gotowość umknięcia Colinowi. Co by się stało, gdyby lord z Wysp uwierzył jej i odesłał z powrotem? Wtedy nie przydałaby się królowi. Musi się nauczyć lepiej panować nad emocjami i nie zapominać o powodzie, dla którego się tutaj znalazła. Powędrowała na drugi koniec barki i obserwowała przybliżający się ląd.
– Kiedy ją poślubisz? – zapytał Colina brat.
– Zrękowiny odbędą się w twoim holu dziś wieczorem.
– Bez księdza, Colly? Czemu nie poślubisz jej jak przystało? – zapytał zdezorientowany Aleksander.
– Nadal jest zła, że ją zabrałem Angusowi Gordonowi – wyjaśnił Colin. – Oszczędzałem ją każdej nocy, którą spędziliśmy w podróży, bo przysiągłem sobie, iż nie wezmę jej bez ślubu. Zrękowiny są ważne przez rok. Przez ten czas przekonam ją i wtedy poślubię przed księdzem.
– Czy zgodzi się na zrękowiny? – zaniepokoił się lord z Wysp. – Sprawia wrażenie, że jest gwałtownego usposobienia.
– Owszem, jest gwałtowna – Colin uśmiechnął się – ale zgodzi się, bo nie ma wyjścia. A za rok wyzna mi miłość, bracie.
Lord z Wysp spojrzał młodszemu bratu prosto w oczy.
– Widzę, że już jesteś w niej zakochany, Colinie. Miłość to niebezpieczny stan dla mężczyzny. Wiesz sam, że to prawda. Zakochany mężczyzna nie myśli jasno. Jesteś pewien, że nie poślubisz jej teraz przed księdzem? Jeden chwilowo przebywa u mnie. Ojciec Ninian. Mógłby załatwić sprawę.
Colin pokręcił głową.
– Musiałbym ją zmusić do ślubowania przed księdzem, a nie chcę tego robić. Nie jestem pewny, czy potrafiłbym ją zmusić do czegokolwiek. Jeśli staniemy przed księdzem, to dlatego, że to ona będzie tego chciała. Nie, zrękowiny muszą wystarczyć. Po zrękowinach każde dziecko, jakie wydamy, będzie prawowitym potomkiem, bracie.
Barka wbiła się w brzeg wyspy Islay. Zbrojni wyskoczyli z łodzi i wciągnęli ją na brzeg. Spuszczono trap, po którym ludzie i zwierzęta opuściły statek. Fiona rozejrzała się. Podczas gdy Jura była górzysta, Islay prezentowała się jako żyzna, zielona wyspa pełna lekko pofalowanych pastwisk. W oddali dostrzegła zamek, bez wątpienia cel ich podróży. Popędziła konia i znalazła się między obu braćmi.
– Witaj na Islay, siostro – łaskawie odezwał się lord z Wysp. – Mam nadzieję, że twój pobyt u nas, chociaż mój brat mówi, że niedługi, będzie dla ciebie miły.
– Dziękuję, panie – grzecznie odparła Fiona.
Kiedy zmierzali do celu podróży, była pod wrażeniem olbrzymich stad tłustych krów, pasących się na zielonych łąkach MacDonaldów. Zrobiła jakąś uwagę na ten temat, a Colin z Nairn zaśmiał się złośliwie.
– Kiedyś Fiona była złodziejem krów, ale niezbyt szczęśliwym – wyjaśnił swojemu starszemu bratu.
– Nigdy się do tego nie przyznałam! – rzuciła obrażona Fiona. – Czemu przyjmujesz, że oskarżenia Angusa Gordona były uzasadnione? Dlaczego nikt mi nie wierzy? – zapytała.
Roześmiał się.
– Bo jesteś bezczelną, małą kłamczucha. Bez tłustych krów, które Gordon znalazł na twoim pastwisku, nie byłabyś w stanie wyżywić sióstr – powiedział. – Maggie wspominała...
– Znowu Maggie MacLeod? – parsknęła Fiona. – Jeśli jeszcze kiedykolwiek ją spotkam, wyrwę jej ten plotkarski język!
Aleksander MacDonald zaczął się śmiać.
– Opowiedz mi tę historię, bracie – rzekł – a ty, Fiono Hay, nie bierz sobie tego do serca. Jak wiesz, kradzież bydła jest starym i godnym zwyczajem. Sztuka polega na tym, żeby nie dać się złapać. Tobie się nie udało, ale i tak podziwiam twą odwagę, moja śliczna. Urodzisz mojemu bratu wspaniałych MacDonaldów.
Udając irytację, Fiona została z tyłu i zaczęła jechać koło Nelly, która, pomimo oporów, została posadzona na klaczy Fiony.
– Mężczyźni to wariaci – rzekła do swojej służącej.
– Ci MacDonaldowie to postawni, przystojni mężczyźni, prawda? – zauważyła Nelly. – Lord wygląda zupełnie jak jego brat z Nairn, chociaż mają włosy innego koloru.
– Uhm – nieobecnym głosem odparła Fiona.
Całą uwagę skupiła na zamku, do którego się zbliżali, a który nawet z tej odległości wydawał się o wiele większy i okazalszy, niż mogła przypuszczać. Wszyscy zawsze powtarzali, że MacDonaldowie to barbarzyńcy, ale lord z Wysp wcale na dzikusa nie wyglądał, a jego zamek robił ogromne wrażenie. Stał na najwyższym miejscu Islay, na szczycie skalistego wzgórza, trochę większego od pozostałych wzniesień wyspy. Miał cztery kwadratowe baszty, wystające na cztery strony świata z ciemnych, kamiennych murów, pozbawionych jakichkolwiek otworów. Samego wjazdu do zamku broniły o połowę niższe mury i dwie okrągłe wieże, również częściowo zbudowane z kamienia. W bramie znajdowały się masywne dębowe drzwi, a każdej nocy spuszczano dodatkowo żelazną kratę.
Kiedy podjechali bliżej, Nelly odezwała się:
– Bardzo groźnie wygląda to miejsce, pani. Cieszę się, że nie zabawimy tu długo.
– To może być raj w porównaniu z Nairns Craig – rzuciła Fiona w odpowiedzi. – Z pewnością nie jest to Brae. – W jej głosie słychać było rozmarzenie.
Przejechali przez bramę i znaleźli się na niewielkim dziedzińcu. Zsiadłszy z koni, obie kobiety podążyły za braćmi MacDonald przez następną warowną bramę na większy dziedziniec. Różnica była jak między dniem a nocą. Na drugim dziedzińcu miały pod stopami łąkę pełną rumianków i ogród, w którym kwitły późne róże, nagietki i pachnące zioła. W rogu murów stał dom o spadzistym dachu. Po schodach weszli do budynku.
– Przykro mi, że nie wita cię tu moja żona, ślicznotko – przeprosił MacDonald. – Wyjechała z moją matką do naszych włości w Ross. Obawiam się, że odjedziecie przed ich powrotem, ale może spotkacie się, kiedy przyjedziesz na Islay pokazać swojego pierworodnego syna. – Następnie sprawnie pokierował służącymi, którzy pojawili się, by go powitać, zaprowadzili Fionę i Nelly do ich apartamentów i zaopatrzyli je we wszystko, co będzie im potrzebne.
– Chodź ze mną, Colinie – zwrócił się do brata. – Zanim cię zwolnię, chcę wysłuchać, co masz mi do powiedzenia. Muszę wiedzieć wszystko o Jamesie Stewarcie.
– Jeśli chcesz wiedzieć wszystko, panie – wtrąciła się Fiona – powinieneś porozmawiać także ze mną. Znam dobrze króla, bo jest najlepszym przyjacielem Czarnego Angusa. Ja zaś byłam damą dworu królowej i zaliczam się do jej przyjaciółek. A kobiety rozmawiają między sobą nie tylko o sukniach i gospodarstwie domowym.
– Z pewnością jesteś lojalna wobec Jamesa Stewarta, pani – rzekł MacDonald. – Czemu miałabyś mi pomagać?
– Milordzie – Fiona rozpoczęła niezwykle logiczny wywód. – Mogę ci pomóc lepiej zrozumieć króla, żebyś przysiągł mu wierność. Colin może ci przekazać jedynie swoje wrażenia z tego, co widział, i powiedzieć, co myśli. Ja żyłam w najbliższym otoczeniu króla. Spędziłam kilka miesięcy z królem i królową. Twój brat wykradł mnie panu na Loch Brae. Ponieważ nie mogę wrócić, muszę jakoś ułożyć sobie życie z tym, co mam. Dziś wieczorem zwiążę się z Colinem MacDonaldem. Tak, mój panie z Nairn, słyszałam, jak opowiadałeś o swoich planach. – Przeniosła wzrok z Colina na jego brata. – Kiedyś urodzę mu dzieci, potomków MacDonalda, panie. Nie chcę stracić mojego męża, jego rodziny i mojego własnego potomstwa w niekończących się wojnach, które od tylu lat niszczą Szkocję. Jeśli tylko będę w stanie ci pomóc zawrzeć pokój z królem, zrobię to ze względu na bezpieczeństwo pana z Nairn i naszych nienarodzonych dzieci.
– Jest nie tylko piękna, ale i mądra – Aleksander MacDonald zwrócił się do brata. Potem skinął na Fionę. – Świetnie, dziewczyno, chodź z nami. Jestem otwartym człowiekiem i wysłucham, co masz do powiedzenia.
– Idź i rozpakuj garstkę naszych rzeczy – Fiona poleciła Nelly i ruszyła za mężczyznami.
Prywatna komnata pana z Wysp była niewielkim pomieszczeniem o kamiennych ścianach, z kominkiem strzeżonym przez kamienne gryfy i wspaniałym kobiercem, zawieszonym naprzeciw okna wychodzącego na ogród.
Wszyscy usiedli – lord zajął miejsce na krześle z wysokim oparciem i miękkim siedzeniem, zaś pozostała dwójka na dębowej ławie, stojącej na wprost krzesła. Służący przyniósł każdemu srebrny puchar z wytrawnym winem i dyskretnie opuścił pomieszczenie.
– Powiedz mi najpierw – odezwał się Aleksander MacDonald – jak on wygląda, bracie. Słyszałem, że jest małym mężczyzną.
– Jest średniego wzrostu, ale mocno zbudowany.
– Jest sprawnym żołnierzem, walczył we Francji z Henrykiem V – dodała Fiona. – To właśnie ten król szkolił Jamesa Stewarta w sztuce wojennej. Biegle posługuje się różnymi rodzajami broni, z kuszą włącznie.
– Z kuszą? – Lord uniósł ciemne brwi.
– Tak, panie, a ponadto król wydał prawo, że wszyscy młodzi mężczyźni muszą nauczyć się posługiwać tą bronią, aby w krótkim czasie Szkocja miała siły zbrojne, jak Anglia – powiedziała Fiona.
– Mądre posunięcie – zauważył lord – i wcale nie taki zły pomysł. – Jakim człowiekiem ci się wydał, Colinie?
– Bardzo zdeterminowanym, panie. Nie jest takim mięczakiem, jakim był jego ojciec. Ma silną wolę i zdolny jest rządzić Szkocją, jak nikt dotąd.
– Czy więc jest podobny do księcia Albany?
– Wielu porównuje go do Roberta Bruce'a – spokojnie rzekła Fiona. – Wspaniały żołnierz, ale jeszcze lepszy gospodarz, który potrafi rządzić.
Colin MacDonald skinął głową, zgadzając się z jej opinią.
– Czy dałoby się go kupić, jak starego Albany? – zaciekawił się lord.
– Nie, bracie, nie wierzę w to. To człowiek honoru, mający poczucie sprawiedliwości, choć jest uparty.
– Ciekawe, jak bardzo uparty.
– Jest tak zdecydowany rządzić Szkocją, żeby zapewnić pokój i dostatek – powiedziała Fiona – że postanowił stracić tych swoich krewniaków, którzy sprawiają mu najwięcej kłopotów. Nim skończy się ten rok, książę Murdoch i jego rodzina przeniosą się na tamten świat, cokolwiek im sądzone.
– Skąd wiesz takie rzeczy? – zapytał lord, zafascynowany tymi rewelacjami.
– Milordzie – powiedziała Fiona – mówiłam ci już, że mieszkałam w królewskiej siedzibie. Ani król, ani królowa nie krępowali się, kiedy w zaciszu swoich apartamentów przedstawiali swoje opinie. Wszyscy słyszeliśmy o planach króla.
– I nikt nie ostrzeże księcia Murdocha? – zapytał lord z Wysp.
Fiona roześmiała się.
– Nie, panie. Nikt by się nie odważył sprzedać planów króla, bojąc się wybuchu zamieszek w kraju, a jeszcze bardziej ze strachu, co król zrobiłby ze zdrajcą. Poza tym ci, którzy służą królowi, kochają go.
– Czy złożyłabyś królowi przysięgę na wierność, Fiono Hay?
– Już to zrobiłam, panie – rzekła mu szczerze. – Jako głowa klanu miałam taki obowiązek. Król potwierdził moje prawa do moich skromnych włości. Pan na Loch Brae zatrzymał ziemie mojego dziadka w dolinie, ale wzgórze należy do mnie.
– Uważasz, że powinienem złożyć hołd Jamesowi Stewartowi? – chytrze zagadnął Aleksander MacDonald.
– Wydaje mi się, panie, że sam podejmiesz decyzję, którą będziesz uważał za najlepszą dla swojego klanu.
Lord z Wysp wybuchnął śmiechem.
– Colinie – zwrócił się do brata – strzeż się lepiej tej dziewczyny, którą chcesz wziąć za żonę. Jest dużo sprytniejsza od ciebie. Chyba jestem zadowolony, widząc cię w tak kompetentnych rękach. Urodzi ci dzieci, będzie kontrolować twoją matkę, zarządzać domem i strzec cię przed rozmaitymi głupstwami, byś pozostawał dla mnie użyteczny. Dobrze wybrałeś, chociaż wyboru dokonałeś swoim jurnym przyrodzeniem, a nie głową.
– Moje serce ją wybrało – spokojnie odrzekł Colin MacDonald. Był zadowolony, że Fiona zyskała pełną aprobatę brata, i dumny, że była taka szczera, kiedy rozmawiała o Stewarcie.
– Zaprowadź ją do jej komnaty, bracie – rzekł lord – i przygotuj wszystko do zrękowin w holu dzisiejszej nocy.
Opuścili prywatne apartamenty lorda. Colin poprowadził ją bezbłędnie przez zamek do wygodnego apartamentu, który dla nich przygotowano. Ku radości Fiony, przed kominkiem w sypialni stała ogromna dębowa wanna. Nelly uśmiechała się od ucha do ucha.
– Poprosiłam i przynieśli ją, pani – powiedziała zadowolona.
– Będziesz musiała dobrze wyszczotkować moją spódnicę, choć i tak wątpię, żeby udało się z niej usunąć cały kurz – rzekła Fiona. Zwróciła się do Colina. – Gdybym miała swój wóz, mogłabym włożyć wieczorem przyzwoitą suknię. – Westchnęła. – Bogu dzięki, że nie ma tu twojej szwagierki, bo byłoby ci naprawdę wstyd.
– Masz ładną suknię, pani – pisnęła Nelly. – Pan Colin zasugerował, żebym spakowała jedną suknię razem z pani biżuterią. Wybrałam tę fioletową z adamaszku. Już ją rozwiesiłam i nie widać nawet jednego zgniecenia.
Fiona zwróciła się do Colina:
– To było mądre z twojej strony. Nie będziesz się mnie wstydził, panie.
Skinął głową i rzucił szorstko:
– Wykąp się, kochanie. Mogę się umyć po tobie. Wezmę czystą koszulę od brata.
– Możesz się wykąpać ze mną – powiedziała cicho.
Uśmiechnęła się kusząco.
– Gdybym to zrobił, nie dotarlibyśmy dziś wieczorem do holu – odparł z błyskiem w oczach. Potem opuścił ją, zdecydowanym ruchem zamykając za sobą drzwi komnaty.
– On cię naprawdę kocha, pani – stwierdziła Nelly.
– Nie mów tak – rzekła Fiona. – Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła wykonać królewskie zadanie nie zdradzając go ani jego rodziny. Myślisz, że nie widzę, jak na mnie patrzy? Oj, Nelly, gdyby nie mój upór, byłabym teraz w Brae z moim Czarnym Angusem.
– Nie bierz całej winy na siebie, pani – powiedziała praktyczna Nelly. – Angus był równie uparty, jak ty. Moja ciotka Una mówiła, że zawsze był trudnym człowiekiem. To głównie jego wina. – Mówiąc to, pomagała jednocześnie Fionie pozbyć się ubrania i usadowić się w ogromnej, dębowej balii. – Pójdę teraz wyszczotkować twoją spódnicę i przyniosę czystą koszulę, pani.
Fiona skinęła głową i zamknęła oczy: Woda okazała się ciepła i wrażenie było cudowne. Ileż to dni myła się w zimnych wodach górskich jezior i lodowatych rwących potoków? Teraz czuła się jak w niebie. Westchnęła z błogością, pozwalając, aby ciepło przeniknęło jej ciało. Czuła się tak, jakby od stu lat nie było jej równie dobrze, i gdyby mogła, zostałaby w wannie na zawsze. W końcu jednak otworzyła oczy i wzięła do rąk małą ściereczkę do szorowania oraz mydło, pozostawione przez Nelly. Umyła twarz, przerażona ilością brudu, który z niej spłynął.
Po powrocie Nelly rozłożyła czystą koszulę na łożu, po czym umyła długie włosy swojej pani i wyszorowała jej plecy. Upięła Fionie mokre włosy na czubku głowy i ponagliła ją, żeby kończyła kąpiel. Gdy Fiona wyszła z wanny, Nelly szybko ją wytarła, owinęła ręcznikiem i zaczęła suszyć włosy, wyciskając z nich wodę i szczotkując je przy kominku. Wreszcie, usatysfakcjonowana, pomogła Fionie włożyć czystą koszulę i położyła ją do łóżka.
– Odpocznij teraz trochę, pani – poradziła. – Wysuszę ręcznik, żeby był dla pana, kiedy przyjdzie się wykąpać.
Ale Fiona już jej nie słyszała, bo natychmiast zapadła w sen. Przednie wino lorda, gorąca woda, ciepło bijące z kominka sprzysięgły się, żeby ją uśpić.
Obudziła się, słysząc chlupot wody i chichot Nelly.
– Och, to pewne, że jesteś złośliwy, mój panie! – mówiła Nelly. – Ale teraz przestań się ze mną drażnić i daj mi wyszorować tę twoją ognistą czuprynę. Mogę się założyć, że jest w niej tyle ziemi, iż kapusta by na niej wyrosła.
– To prawda – Fiona usłyszała głos Colina MacDonalda. – Skradłaś serce Roderickowi Dhu, mała Nelly. Poprosi cię o rękę, zapamiętaj moje słowa. Mam jedynie nadzieję, że się nim nie bawisz.
– Wcale nie igram sobie z tym ogromnym głupkiem, milordzie – zaprotestowała gwałtownie Nelly. – Przecież ten człowiek mnie wcale nie zna!
– Ale wie, że masz słodki uśmiech i śliczne cycuszki – przekomarzał się Colin.
– Mój panie! – Pełen oburzenia okrzyk Nelly nawet umarłego by obudził. – To wstyd tak mówić, a poza tym nie będę chciała mężczyzny, który nie będzie się o mnie starał we właściwy sposób. Wiesz przecież, że nie jestem z gatunku tych dziewcząt, które można raz dwa pocałować i przespać się w krzakach!
Colin ryknął śmiechem, który urwał się nagle, gdy Nelly wylała mu na głowę wiaderko zimnej wody do spłukania włosów. Słuchająca ich ze swojego łóżka Fiona zaśmiała się cichutko. I znów zaczęły ją dręczyć wyrzuty sumienia. Gdyby tylko MacDonald z Nairn nie był takim uroczym człowiekiem... Ale był pełen uroku. Już niedługo zwiąże się z nim bez kościelnego ślubu. Nie potrafiłaby zawrzeć z nim uczciwego związku małżeńskiego, bo, bez względu na swój los i na fakt, że Angus Gordon poślubi Elizabeth Williams, kochała pana na Loch Brae.
Już nigdy nie będzie należała do niego. Tak łatwo byłoby poddać się gorącej miłości Colina MacDonalda, ale nie zrobi tego. Nienawidziła kłamstwa, w którym, zmuszona przez Jamesa Stewarta, musiała żyć i nie chciała go jeszcze pogłębiać, poślubiając przed Bogiem człowieka, którego pewnego dnia może przyjdzie jej zdradzić. Zrękowiny powinny zadowolić Colina. Uśpić jego podejrzenia. I dać nazwisko i prawowite pochodzenie dziecku Angusa Gordona, które rosło pod jej sercem – bo kiedy w końcu wyzna, że jest w odmiennym stanie, dziecko będzie uchodzić za potomka MacDonalda z Nairn.
Wielki hol zamku Islay był większy niż w Brae, ale nie tak duży jak w Scone. Było to wytworne pomieszczenie z dwoma ogromnymi, wspaniałymi kominkami, a jego ściany z szarego kamienia pokrywały pięknie tkane gobeliny i jedwabne proporce, zwieszające się z rzeźbionych drzewców. Podłoga była bardzo czysta, ponieważ, jak wyjaśnił Fionie lord z Wysp, jego żona nie lubiła śmieci. Bałagan jedynie zachęcał do siusiania po kątach i pozbywania się niechcianego jedzenia, które zjadały psy. Główny stół nakryty był eleganckim białym obrusem, na którym stały srebrne kandelabry ze świecami z pszczelego wosku. Pozostali mieszkańcy zamku jedli na ławach rozstawionych niżej.
Główny stół nakryto jedynie dla sześciu osób. Fiona została posadzona na honorowym miejscu, u boku samego lorda z Wysp. Colin zasiadł po lewej stronie brata. Z jego drugiej strony zajął miejsce dowódca straży lorda, jeszcze jeden brat przyrodni, Owen MacDonald. Po prawej ręce Fiona miała księdza, którego lord z Wysp przedstawił jej jako ojca Niniana.
– Przemierza góry, służąc ludziom rozrzuconym na rozległym obszarze – powiedział Aleksander MacDonald. – Mamy szczęście, widując go dwa, czasami trzy razy w roku.
Ksiądz przywitał się z Fioną.
– Niech Bóg ma cię w swej opiece, pani.
– Dziękuję, ojcze – odrzekła. – Czy wysłuchasz mojej spowiedzi?
– Naturalnie, moje dziecko – odpowiedział – ale dużo bardziej wolałbym dziś w nocy udzielić ci ślubu.
Fiona potrząsnęła głową.
– Colin mnie ukradł – rzekła cicho. – Ze względu na moją reputację godzę się na zrękowiny, lecz zanim stanę u jego boku przed księdzem w kościele, muszę najpierw uspokoić własną duszę. Proszę, ojcze, zrozum.
Ksiądz skinął głową.
– Będę się modlił za was oboje.
Fiona zwróciła się do gospodarza.
– A gdzież to twoi synowie, panie?
– Pojechali z matką – odparł. – Cieszy ją ich towarzystwo.
– Mój panie – ojciec Ninian przerwał ich rozmowę – chciałbym wysłuchać spowiedzi tej damy przed zrękowinami, a nie po uroczystości. – Uśmiechnął się do nich, próbując złagodzić ton nagany, brzmiący w jego głosie.
– Dobrze – zgodził się z uśmiechem Aleksander MacDonald. – Lepiej, żeby zrzuciła z siebie ten ciężar teraz, bo potem jej grzechy mogą być gorsze! – Mrugnął w stronę brata. – Czyż nie tak, Nairn?
Ksiądz wstał i oboje z Fioną wyszli z holu. Zaprowadził dziewczynę do prywatnej komnaty przy kaplicy.
– A teraz, moje dziecko – zaczął – jeśli chcesz wyznać mi swoje grzechy...
Fiona rozejrzała się uważnie. Ostrożnie zamknęła drzwi, po czym wyciągnęła z kieszeni monetę otrzymaną od króla i pokazała ją księdzu.
Obejrzał ją starannie, porównując ze swoją, identyczną monetą. Następnie powiedział cicho:
– Skąd masz tę monetę, dziecko?
Dostałam ją od Jamesa Stewarta.
– Opowiedz mi swoją historię – rzekł ojciec Ninian i zaczął słuchać przekazywanej szybko i zwięźle opowieści.
Kiedy zakończyła swoją historię, odezwał się:
– Rozumiem teraz, czemu nie chcesz poślubić MacDonalda w kościele, ale zdajesz sobie chyba sprawę z tego, że zrękowiny mają taką samą moc prawną i kościelną? A na pewno zajdziesz w ciążę, bo MacDonaldowie są płodni. Co będzie z dzieckiem?
– Już jestem brzemienna – rzekła Fiona, podniosła rękę, żeby uciszyć pytania księdza, i kontynuowała wyjaśnienia. – Dziecko nie jest Colina, chociaż dla dobra dziecka sprawię, żeby uwierzył w swoje ojcostwo. Gdybym była pewna, że jestem brzemienna, przed opuszczeniem Scone, nie pozwoliłabym królowi zmusić się do tego wszystkiego. Ale nie byłam. Bałam się, że jeśli powiem królowi o ciąży, a potem zacznę krwawić, będzie przekonany, iż postanowiłam postawić na swoim i oszukałam go. Nauczyłam się, ojcze, że nie można ufać słowom możnowładców. Gdyby nie mógł mnie ukarać, wymierzyłby karę mojemu Czarnemu Angusowi. – Łza spłynęła jej po policzku. – Nie mogłam pozwolić, żeby Angus Gordon przeze mnie cierpiał.
Ksiądz z ciężkim sercem skinął głową. Tyle cierpienia dla ukochanej Szkocji. Ale pewnego dnia dzięki takim poświęceniom, jak Fiony Hay, ta ziemia zazna wreszcie pokoju. Oddał jej monetę.
– Czy chcesz coś przekazać, moje dziecko?
– Powiedz królowi, że lord z Wysp będzie grał na zwłokę, żeby się przekonać, jak bardzo James Stewart jest zdeterminowany, by rządzić Szkocją. Tymczasem Aleksander MacDonald przycupnie spokojnie w górach i nawet jeżeli niektóre północne i zachodnie klany złożą królowi przysięgę wierności, większość się wstrzyma, czekając na rozwój wypadków. To usłyszałam z jego własnych ust.
– Król otrzyma twoje sprawozdanie już niedługo, obiecuję. Planowałem pozostać trochę na Islay, ale w tej sytuacji wkrótce stąd wyjadę. Drysdale, nasz przyjaciel druciarz, niedługo wyruszy, żeby spędzić zimowe miesiące na południu. To on przekaże twoją informację. A teraz, aby nikt nas nie oskarżył o oszustwo, wyznaj mi swoje grzechy, dziecko.
– Wydawało mi się, że już to uczyniłam – cicho powiedziała Fiona.
Po chwili zastanowienia ksiądz rzekł:
– Cóż, istotnie już to zrobiłaś, moje dziecko. Uklęknij i przyjmij moje błogosławieństwo.
– Jaka jest moja pokuta? – zapytała Fiona.
– Żeby uczcić czekające cię zrękowiny, nie wyznaczę ci żadnej pokuty, Fiono Hay. Przypadł ci w udziale trudny los. – To rzekłszy, podniósł rękę, błogosławiąc dziewczynę.
Powrócili do reprezentacyjnego holu zamku Islay. Pełni szacunku członkowie klanu jasno dawali do zrozumienia, że uważają narzeczoną za piękność. Miała na sobie fioletową suknię z adamaszku. Suknia miała podniesioną talię, była dopasowana tuż pod biustem, miała prosty, okrągły dekolt, sutą, powiewną spódnicę i długie, błyszczące rękawy z purpurowej organdyny, przetykanej srebrną nicią. Przedzielone na czubku głowy włosy Fiony zebrane były w srebrnej plecionce. Mimo nalegań Nelly nie założyła żadnej biżuterii, poza swoją rodową broszą. Z wyjątkiem tej broszy reszta jej ozdób pochodziła od Angusa Gordona. Nadal była jej własnością, ale już nigdy nie zamierzała jej nosić. Któregoś dnia wyzna swojemu dziecku prawdę i przekaże mu klejnoty, ale teraz nie ma prawa jej używać. Colin obiecał, że da jej nowe klejnoty.
Teraz jednak Colin MacDonald stał przed stołem, w holu swojego najstarszego brata, i w obecności lorda Isles ślubował wziąć Fionę Hay za żonę. Kiedy Fiona zadeklarowała, że przyjmie go za męża, zostali ogłoszeni prawowitymi małżonkami na okres jednego roku. Jeśli po tym czasie któreś z nich nie zdecyduje się na sformalizowanie związku w kościele, będą mogli się rozstać i pójść każde swoją drogą. Wszystkie dzieci urodzone z takiego związku będą uważane za potomstwo z prawego łoża, bez względu na późniejszą decyzję rodziców w sprawie kontynuowania bądź nie małżeństwa. Ślubowanie powinno być złożone przy świadkach, którymi teraz zostali wszyscy obecni.
Podano posiłek – pieczone prosię, sarninę, dziczyznę zapiekaną w cieście z sosem z czerwonego wina, duszone węgorze, ostrygi, zbierane na plaży i w wodach otaczających Islay, specjalnie dla Fiony przygotowanego kapłona z sokiem cytrynowym i imbirem, kilka ogromnych pstrągów, podanych na półmiskach przybranych rzeżuchą, dorsza w śmietanie ze słodkim winem. Był też świeżo upieczony chleb, osełki masła i kilka kręgów sera, a do tego ciemne piwo i wino.
– A gdzie zielenina? – zapytała Fiona, lekko zaskoczona tak obfitą strawą. – Nie ma ani zielonego groszku, ani buraków, ani cebuli, nie widać marchewki. Nie macie tu sałaty?
– Mężczyźni nie lubią warzyw – wyjaśnił lord z Wysp. – Moja kuchnia przygotowuje je dla mojej małżonki, która życzy sobie zieleniny. Nie pomyślałem, żeby dziś wieczorem poprosić kucharza o warzywa, ale dopóki zostaniesz z nami, będziesz je miała, moja śliczna.
Fiona skubała pierś kapłona i chleb posmarowany masłem, popijając doskonałe wino. Obserwowała, niepewna, czy ma się dziwić, czy oburzać, jak siedzący obok niej mężczyźni pożerali góry jedzenia. Było jej niedobrze od samego widoku i mieszaniny zapachów. Wszystkiego było nadto. Jedynie wino zdawało się ją uspokajać.
Kiedy skończyli jeść, kobziarz lorda z Wysp chwycił instrument i zagrał. Po pewnym czasie na kamiennej posadzce holu ułożono cztery skrzyżowane miecze. Lord z Wysp i MacDonald z Nairn poderwali się od stołu, żeby zatańczyć wśród mieczy. Gdy muzyka stała się gwałtowniejsza, Fiona zrozumiała, że obaj mężczyźni naprawdę ze sobą rywalizują. Tańczyli zapamiętale, niemal szaleńczo. Z błyskiem w zielonych oczach patrzyła zafascynowana i podniecona na obu braci, wychylając się do przodu.
– Zawsze tak z nimi było – zwrócił się do niej Owen MacDonald. – W tańcu obaj są równie sprawni.
– Kto zwycięży? – zastanowiła się na głos.
– Czasami wygrywa lord, czasami zaś twój mąż zwycięża naszego starszego brata. Nie ma w tym żadnych złych intencji, to tylko zabawa.
Jej mąż.
Te dwa słowa zabrzmiały wręcz szokująco, gdyż dla niej zrękowiny były jedynie sposobem na zabezpieczenie przyszłości dziecka. Wiedziała, że nawet gdyby odmówiła, Colin i tak trzymałby ją u swego boku. Tymczasem czasowy związek dawał jej ogromną swobodę. Teraz była uważana za jedną z klanu MacDonaldów. Nienawidziła Jamesa Stewarta za to, że wmanewrował ją w taką sytuację, ale przyznawała mu rację. Ani ksiądz, ani pozostali agenci nie mieli takich możliwości, tak bliskich kontaktów, jakie będą jej udziałem. Uśmiechnęła się nieobecnym uśmiechem, przypominając sobie, jak oświadczyła, że nie poślubi Colina, zaś król odpowiedział, iż to zależy od niej, byle tylko przekazywała wszystko, czego się dowiedziała.
– Spójrz, pani – powiedział Owen MacDonald. – Lord się zmęczył. Dzisiejszej nocy zwycięży twój mąż.
I rzeczywiście, lord z Wysp poddał się swojemu bratu, ujmując w ręce swoje miecze i z ukłonem odkładając je na bok. Doskoczył do stołu i wyciągnął rękę do Fiony.
– Chodź, Fiono MacDonald, zatańcz ze swoim oblubieńcem. – Poprowadził ją na środek holu i przekazał MacDonaldowi z Nairn.
Zewsząd padały okrzyki zachęty. Fiona wysoko uniosła spódnicę, z uwagą odtwarzając kroki weselnego tańca, którego każda pochodząca z gór dziewczyna musiała nauczyć się jeszcze w dzieciństwie. Nigdy nie przypuszczała, że zatańczy go z kimś innym niż Angus Gordon. Ale przecież jej matka w ogóle go nie zatańczyła. Jakie to dziwne, pomyślała, że obie kochały Gordonów, ale zostały zmuszone do małżeństwa z innymi mężczyznami.
Colin owinął ramię wokół jej talii, uniósł ją do góry, zakręcił w powietrzu i opuścił z powrotem na dół. Fiona nie mogła się powstrzymać i roześmiała się radośnie, patrząc prosto w jego twarz. Mężczyźni wokół wznosili dzikie okrzyki na ich cześć, a niektórzy przyłączyli się do tańca i nagle Fiona miała wielu partnerów. Tańczyła do upadłego, a kiedy nie mogła już dłużej, opadła, dysząc ciężko, na siedzisko za stołem. Dobrze wyuczony służący wręczył jej kubek schłodzonego wina. Kręciło jej się w głowie.
Na sali zabawa stawała się coraz dziksza i hałaśliwsza.
– Zabierz swoją żonę do łoża – lord z Wysp polecił bratu. – Mężczyźni stają się kłótliwi i z każdą chwilą będą się zachowywać coraz głośniej.
Colin wziął żonę za rękę i dyskretnie wymknęli się z holu. Wrócili do swoich apartamentów. Czekała tam na nich Nelly.
– Pomóż swojej pani, a potem szybko odejdź – powiedział zdecydowanym tonem. – I rano nie przychodź bez wezwania.
Nelly skinęła głową. Kiedy MacDonald zniknął w swojej komnacie, służąca pomogła Fionie zdjąć suknię i koszulę. Potem Fiona usiadła, a Nelly ściągnęła jej z nóg buty i pończochy. Następnie zdjęła z włosów Fiony srebrną plecionkę.
– W misce jest ciepła woda do mycia, pani. Niech Bóg sprawi, byś dobrze wypoczęła – powiedziała i pośpiesznie opuściła komnatę.
Fiona podeszła do miednicy i obmyła twarz i ręce. Potem wyszorowała zęby zmieloną miętą, którą zostawiła jej Nelly, i wypłukała usta winem z wodą. Wzięła do ręki grzebień i przeciągnęła nim powoli po włosach, wygładzając sploty i sprawiając, że zaczęły błyszczeć w blasku ognia. Wreszcie, zadowolona z rezultatu, skorzystała z nocnika, po czym położyła się i naciągnęła na siebie kołdrę. Nie założyła koszuli, bo wiedziała, że nie było po co.
Serce zaczęło jej bić trochę szybciej. Co się z nią działo? Przecież nie była dziewicą, lękającą się stosunku z mężczyzną. Jej idylla z Angusem Gordonem właśnie na tym polegała, a James Stewart zabrał im ich wspólną przyszłość i włożył w ręce MacDonalda z Nairn.
Fiona musiała przyznać, że był przystojnym mężczyzną. Miał mnóstwo wdzięku. Tamta noc nad jeziorem, kiedy ją pieścił – a ona zareagowała na jego pieszczoty – zapadła jej w pamięć. Jak mogła utrzymywać, że kocha Angusa Gordona, skoro dotyk innego mężczyzny obudził w niej taką namiętność? Nie wolno jej nic czuć wobec Colina MacDonalda. Jak mogłaby służyć królowi, gdyby zakochała się w swoim mężu? Wszedł do jej sypialni.
– Wykąpałem się dla ciebie, moja słodka. Z mydłem – oświadczył jej z dumą. – Pachnę jak jakiś przeklęty kwiatek.
– Wolę zapach kwiatu od końskiego smrodu – powiedziała i dodała pospiesznie: – Nie wiedziałam, że jest z ciebie taki zręczny tancerz, panie. Nie widziałam, żebyś tańczył na królewskim dworze. Wszystkie damy zakochałyby się w tobie.
– Kobiety kochają mnie, nie zważając na mój widoczny brak talentów towarzyskich – przekomarzał się z nią. – Kobiety zawsze mnie kochały, moja Fiono.
– I mogą cię kochać dalej, bo zupełnie mnie to nie obchodzi – rzekła złośliwie.
Roześmiał się. Była taka zjadliwa i taka mu się podobała. Nigdy nie wiedział, co ma o niej myśleć, i odkrył, że go to podnieca. Nie czepiała się go i nie łkała, że go kocha, ale pewnego dnia zmusi Fionę Hay, by go pokochała. Wiedział też, że to nie on, ale Fiona będzie dyktować warunki. Nie była słabą niewiastą, i dobrze.
– Chodź tutaj, kochanie – powiedział – Chcę ci coś pokazać. – Otworzył drzwi szafy, stojącej w kącie pokoju.
Fiona wyśliznęła się z łóżka i podeszła do niego, patrząc, jak uchyla oba skrzydła drzwi. Nagle wstrzymała oddech.
– Co to jest? – wyszeptała oszołomiona.
– To się nazywa lustro – odparł.
– Nie, to nie jest lustro! – oświadczyła Fiona. – Uważasz mnie za półgłówka, mój panie? Widziałam już w życiu lustro. Królowa miała lustro, które trzymała w ręce, i było oprawione w srebrną ramę, a to tak nie wygląda! To jest duże i z pewnością magiczne.
Stanął przed zwierciadłem.
– Co widzisz, kochanie? – zapytał. – Czy to nie jest Colin MacDonald, odbity w szkle?
Fiona przyjrzała się uważnie. To był rzeczywiście on.
– Tak – rzekła powoli – ale jak to możliwe? Nawet król nie ma takiej wspaniałej rzeczy.
Roześmiał się z całego serca.
– Bo król nie jest MacDonaldem – wyjaśnił chełpliwie.
– To jest prawdziwe lustro? Musi być największym zwierciadłem na świecie. – Była pod ogromnym wrażeniem. – Skąd pochodzi?
– Jeden z rodu MacDonaldów służył królowi w mieście, zwanym Bizancjum. Kiedy jego służba dobiegła końca powiedział swojemu panu, że jeśli prześle mu dwa takie lustra do domu w Szkocji, przyjmie je zamiast zapłaty za dziesięć lat służby. Drugie zwierciadło znajduje się w apartamentach lorda. – Wyciągnął ku niej rękę. – Chodź, kochanie, zobacz, jaka jesteś piękna. Szkło cię nie okłamie.
Fiona podeszła powoli. Pierwszy raz w życiu zobaczyła siebie całą tak, jak widzieli ją inni. Wpatrywała się intensywnie w swoje odbicie. Ciepłe światło z kominka i migoczące świece nadawały jej skórze jasnozłoty odcień. Zafascynowana patrzyła na swoje ciało, które zadrżało lekko, gdy Colin podszedł do niej z tyłu i ujął jej pełne piersi w swoje ogromne dłonie. Usadowiły się w jego rękach jak dwa gołębie w gnieździe. Jak zaczarowana przyglądała się kciukom i palcom wskazującym obu tych rąk, które igrały z jej brodawkami, szczypiąc je leciutko i drażniąc, aż stały się twarde i sterczące. Fionie zawirowało w głowie, wstrzymała oddech. Powoli wciągnęła do płuc potężny haust powietrza, żeby odświeżyć umysł. Co się z nią działo?
– To nasza noc poślubna – mruknął w jej ucho – i sprawię, że będzie dla ciebie niezapomniana. – Czuła gorący oddech na swoim uchu i język łaskoczący małżowinę.
Odwrócił ją ku sobie tak, że ich ciała się zetknęły. Fiona instynktownie oparła dłonie na jego piersi, próbując go odsunąć. Ciepło dotyku jej rąk spowodowało, że zakręciło mu się w głowie z pożądania. Kontakt obu ich ciał uderzał do głowy. Jęknął z rozkoszy.
– Ach! – wyrwało się jej, zanim mogła się powstrzymać. Matko Przenajświętsza, chyba rzeczywiście musi mieć duszę ladacznicy, jeśli czuje się tak podniecona. Nagle zachciało jej się płakać, ale powstrzymała łzy. Łzy były luksusem, na który nie mogła sobie pozwolić. I wtedy poczuła całą złość, którą w czasie ostatnich tygodni usiłowała zdusić w sobie. Zaczęła go okładać małymi pięściami po torsie.
– Nie, nie, moja słodka – mruknął, chwytając te drobne ręce, całując je i jednym swoim łapskiem unieruchamiając je ponad jej głową. Drugą ręką zaczął ją pieścić, głaszcząc jak kociaka. Wiedział, że mógłby to robić przez całą noc, świadom był jednak również, że nie przestanie z nim walczyć, dopóki jej nie posiądzie do końca. – Nie walcz ze mną, Fiono, bo i tak zamierzam cię wziąć. Jesteś moją żoną, najdroższa, i kocham cię.
Niech go piekło pochłonie! Z jaką łatwością wypowiedział te słowa, chociaż nie musiał, mógł ją posiąść i bez tego. Niech go diabli wezmą! Czemu Angus Gordon nie mógł jej tego powiedzieć? Walczyła z Colinem MacDonaldem, wymyślając mu niezwykle barwnie w ich ojczystym celtyckim narzeczu, który to język sprawiał, iż jej przekleństwa stawały się jeszcze dosadniejsze.
Inny mężczyzna mógłby ją uderzyć, ale MacDonald z Nairn położył łagodnie swoją dłoń na jej ustach.
– Czy chcesz, żeby słyszał cię cały zamek, najdroższa?
Fiona ugryzła go w rękę. Tym razem zaklął Colin i uderzył ją lekko, a jego niebieskie oczy w końcu pociemniały ze złości. Widząc to, wreszcie zamilkła. Ten wielki mężczyzna mógłby ją zabić, gdyby tylko chciał, i co wtedy? Z pewnością nie pomogłaby w ten sposób królowi.
– Uspokój się już, Fiono – powiedział łagodnie, bez złości. – Posłuchaj mnie, kochanie, nie chcę ci zrobić krzywdy. Widzisz, że jestem dużym mężczyzną pod każdym względem. Nie chcę cię zranić. Musisz leżeć spokojnie. Pozwól mi cię kochać. Zobaczysz, że mogę dać ci wiele rozkoszy, a ty mnie.
Znów ją odwrócił, objął ramieniem jej tułów i przyciągnął do swojego twardego ciała. Odsunął na bok lawinę jej włosów, aby móc całować jej kark. Zapach świeżo umytych włosów Fiony jeszcze bardziej go podniecił. Jego ręka zaczęła błądzić po całym ciele dziewczyny, gładząc i pieszcząc delikatną skórę. Jeden z palców wsunął się pomiędzy jej nogi i bezbłędnie odnalazł maleńki guziczek rozkoszy.
Fiona nie mogła oderwać wzroku od ogromnego zwierciadła. Była zahipnotyzowana widokiem kochającego się z nią mężczyzny. Poddała się i pozwoliła głowie opaść do tyłu na jego ramię. Westchnęła, czując jak roznieca w niej słodką przyjemność. Wyczuwała jego męskość, nie potrafiła przestać ocierać się udami o jego lędźwie.
– Teraz należysz do mnie, moja słodka – wyszeptał jej namiętnie do ucha.
– Nie należę do żadnego mężczyzny. Ani ty, ani Angus Gordon nie będziecie mnie mieli na własność. Nie będę należała do żadnego mężczyzny!
Zaśmiał się cicho i pocałował jej usta.
– Nienawidzę cię! – parsknęła.
– Ciii, kochanie.
Jeszcze raz odwrócił ją twarzą do siebie i chwyciwszy w dłonie jej pośladki, uniósł ją do góry i nabił na swój pulsujący narząd. Następnie, ku jej wielkiemu zaskoczeniu, odwrócił się tak, żeby mogła widzieć w lustrze, jak się w nią wpycha.
Wrażenie jego obecności w niej było przemożne, trudne do zniesienia. Wypełnił ją tak bardzo, że jej ciało zdawało się być rozciągnięte do granic możliwości. Całkowicie zagłębiony w niej, pochylił się, żeby ucałować jej wargi, całą twarz, szyję, żeby wyszeptać, jak bardzo ją podziwia. Jej ciało rozszerzyło się na jego przyjęcie.
Colin MacDonald wiedział, jak dawać rozkosz kobiecie i mimo jej oporu oferował jej ogromną przyjemność. Jego subtelne posunięcia przemówiły do Fiony, skłaniając ją do kapitulacji wobec tych czułych umizgów; wbrew sobie samej jej ciało zaczęło odpowiadać na jego ciało. Wielki członek wdzierał się w nią coraz głębiej. Miała wrażenie, że stopniowo się roztapia, warstwa po warstwie. Silne pchnięcia jego lędźwi stały się ostrzejsze i szybsze. Zahaczyła wzrokiem o ogromne lustro, które odbijało ich obraz. Gdyby nie było to tak intrygujące, zemdlałaby na widok ich ciał splecionych w miłosnych zmaganiach.
Fiona przywarła do Colina, z nogami oplecionymi wokół jego pasa, wpijając się rękoma w jego mocną szyję, gdy doprowadził ją do szczytu rozkoszy. Wysunął się z niej, ciągle twardy i gotowy. Przysunął przed lustro mały stolik. Pochylił ją nad stolikiem, z dłońmi płasko złożonymi na blacie. Potem chwycił ją za biodra, unieruchomił je i powoli znów się w nią wsunął. Nie była w stanie oderwać wzroku, kiedy poruszał się w niej tam i z powrotem; czuła się jak zaczarowana, wyrwana z cielesnej powłoki, kiedy obserwowała kuszącą scenę, jaka odbijała się w cudownym szkle. Ogień rozkoszy oblewał ją całą, zalewał, aż zaczęła dygotać. Jego pulsujący członek eksplodował miłosnymi sokami.
Była mokra od potu. Serce biło jej dziko. Z zachwytem patrzyła, jak jego męskość opuszcza pole bitwy. Porwał ją w objęcia i zaczął całować namiętnie bez końca, dopóki kolana się pod nią nie ugięły. Wtedy uniósł ją i położył na łóżku. Odsunął stolik od szafy i zamknął drzwi, które skryły lustro przed ich oczami.
– To lustro to paskudna rzecz – udało się wydusić Fionie, kiedy łóżko ugięło się pod ciężarem Colina. – Nie mogłam od niego oderwać wzroku.
Była na wpół oszołomiona, na wpół zaskoczona, nie tylko erotyczną sceną, którą właśnie widziała, ile tym, że naprawdę doświadczyła rozkoszy, palącej przyjemności z tym mężczyzną. Był przecież jej porywaczem. Obcym człowiekiem, pomimo faktu, że teraz został jej zrękowinowym partnerem. Angus miał rację. Była bezwstydna. Chciało jej się płakać, ale nie pozwoliła sobie na łzy. Nie okaże słabości Colinowi MacDonaldowi.
Spojrzał na nią z ciekawością.
– Podobało ci się to, co widziałaś, kochanie? Czy miło ci było oglądać nasze ciała, splecione ze sobą w miłosnym pojedynku?
– Owszem – odpowiedziała, uświadomiwszy sobie, że obecność lustra była dla niej dodatkowym źródłem podniecenia. – Oglądanie nas uderzało do głowy, jak młode wino. Nie sądzę, żebym chciała stale pić takie wino, a ty, mój ogierze?
– Byłaś całkiem pijana z pożądania – przekomarzał się z nią, nachylając się, żeby pocałować jej usta. – Byłaś jak suka w czasie godów, kochanie, i naprawdę czułem, że jesteś moja, bo niczego nie powstrzymywałaś.
Zaskoczyły ją jego słowa, ale szybko zrozumiała, że Colin ma rację, tak była zafascynowana widokiem ich kochających się ciał, odbijających się w lustrze, że zupełnie nie stawiała oporu.
– Nie czułam, żebym ci się opierała, panie. Jak mogłabym ci się opierać, skoro jesteś większy i silniejszy ode mnie? – zapytała niewinnie.
Roześmiał się.
– Poznałem w życiu za dużo kobiet, kochanie, żeby nie poznać, kiedy któraś kuli się w sobie, gdy się z nią kocham.
Siadła na łóżku, patrząc na niego.
– Czyżbyś oczekiwał ode mnie deklaracji wiecznej miłości do człowieka, który mnie zabrał mojemu ukochanemu? Colinie MacDonald, kiedy upłynie rok, nie spodziewaj się, żebym stanęła z tobą przed ołtarzem! Nie zrobię tego!
– Za rok będziesz mnie kochać – drażnił się z nią. – Będziesz płakać z miłości do mnie, przysięgam ci, Fiono! – I począł znów ją całować, a ona walczyła z nim z wściekłością, tak jak owej pierwszej nocy, kiedy myślała, że chce ją zgwałcić. Z furią machała pięściami, drapała go paznokciami po plecach, ale Colin tylko śmiał się z niej. Przygniótł ją swoim ciałem, udaremniając jej możliwość wyrządzenia mu krzywdy. W mgnieniu oka, wbrew jej wysiłkom, cała jej złość znów przerodziła się w gorącą namiętność.
Zanim nad wyspą Islay zaczęło świtać, jeszcze wiele razy kochali się ze sobą.
Pozostali na wyspie kilka dni. I każdej nocy, zanim Colin zamknął drzwi szafy, lustro odbijało obraz ich niekontrolowanych pragnień. Colin odwrócił szafę w stronę łóżka, aby mogła obserwować ich żądzę, kłębiącą się pośród zmiętych prześcieradeł. Fiona stale była oczarowana ogromną szklaną taflą, tak jak tamtej pierwszej nocy. Ku jej zakłopotaniu, Colin MacDonald opowiedział bratu, jak bardzo spodobało jej się lustro. Nigdy nie była osobą, która umiała rozmawiać o takich rzeczach, nawet z najbliższymi.
Była z nim ponad miesiąc. Zaczęła mieć coraz większy apetyt, co od razu zauważył.
– Moje nasienie zakorzeniło się w twoim brzuchu, kochanie – powiedział zadowolony. – Odkąd cię wziąłem, nie było żadnych śladów miesięcznej krwi. Czy nie sądzisz, że jesteś w ciąży?
– Nie byłam pewna, bo jeszcze nigdy nie byłam brzemienna – odrzekła.
Nelly wstrzymała oddech, a jej twarz pobladła z wrażenia. Fiona szybko podeszła do niej.
– Proszę pani? – tylko tyle dziewczyna była w stanie z siebie wydusić.
– Zostaw nas same – Fiona poleciła mężowi. – Muszę uspokoić biedną Nelly, bo najwyraźniej ta wiadomość ją zaszokowała.
Kiedy Nairn wyszedł i Fiona upewniła się, że opuścił ich apartamenty, zaprowadziła Nelly do maleńkiego pokoiku, w którym dziewczyna sypiała.
– To nie jest jego dziecko, Nelly! Rozumiesz mnie? Gdybym była pewna, odmówiłabym królowi, ale wtedy nie byłam pewna. Nie śmiałam odrzucić prośby króla, bojąc się, że okaże się, iż nie jestem brzemienna. A gdyby zaczął się mścić na moim Czarnym Angusie? Nie mogłam ryzykować. Rozumiesz?
– A co będzie, jeśli pan z Nairn się dowie? – drżącym głosem zapytała Nelly.
– W jaki sposób? Jeśli urodzi się dziecko z ciemnymi włosami, będzie myślał, że odziedziczyło je po mnie, i tyle. Colin uważa, że skoro przez dwa lata Czarny Angus mnie nie zapłodnił, jego nasienie musi być słabe. Musisz dotrzymać tajemnicy, Nelly.
Nelly powoli dochodziła do siebie.
– Wiem – powiedziała. – Ale co będzie z innymi dziećmi, które Nairn z tobą spłodzi, pani?
– Na szczęście, kiedy urodzę to dziecko, będziemy mogli uciec od MacDonaldów i wrócić do naszego prawdziwego domu. Król mówił o jednym roku – mruknęła Fiona, jakby do siebie. – Już się lepiej czujesz?
– Tak – przytaknęła Nelly – ale przyprawiłaś mnie, pani, o atak nerwowy. Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej?
– Bo chciałam, żeby ten wielki byk z Nairn sam doszedł do takiego wniosku, zanim zacznę cokolwiek mówić – odrzekła Fiona. – Widziałaś, jaki był zadowolony. Na pewno poszedł do swojego brata, żeby się pochwalić, jak się spisał.
– Wszyscy oni są tacy sami, ci MacDonaldowie. Roderick Dhu opowiada, jakie ma nadzwyczajne przyrodzenie i że byłby w sam raz dla mnie, jeśli tylko rzeknę słowo. – Zachichotała, a jej marchewkowe warkocze podskoczyły radośnie. – Powiedziałam temu gamoniowi, że jestem porządną dziewczyną, i że oddam moje owoce tylko mężczyźnie, który mnie poślubi. To przyhamowało jego zapędy, mówię pani. Tak, oni wszyscy lubią się dobrze zabawić z dziewczynami, ale zmykają na samo wspomnienie o małżeństwie. Tylko pan z Nairn jest inny. Od samego początku mówił, że cię poślubi i uczynił to.
– To tylko zrękowiny, Nelly. Za rok to się skończy – rzekła Fiona. – Jeśli nie mogę mieć mojego Czarnego Angusa, nie chcę żadnego innego męża.
Kiedy opuszczali Islay, był szary poranek. Przez wzburzone morze przeprawili się na Jurę. Towarzyszył im Aleksander MacDonald, który chciał zapolować na Jurze na sarny. Pożegnał się czule ze swoją nową szwagierką.
– Cieszę się – rzekła mu Fiona – że zamierzasz zachować pokój, milordzie. Teraz, kiedy wiem, że noszę dziecko, bardzo mnie to uspokaja. Moim zdaniem wojna jest tak samo trudna dla kobiet i dzieci, jak dla mężczyzn, którzy toczą bitwy. – Pocałowała go w policzek.
– Powiedziałem tylko, że będę grał na zwłokę, moja śliczna – przypomniał jej lord z Wysp. – Zobaczymy, co nam przyniesie wiosna.
– Słyszałam, jak król wspominał, że w przyszłym roku zwoła północne klany na spotkanie w Inverness – powiedziała. – Czy nie możesz poczekać do tego czasu, milordzie? Skoro James Stewart nie wypowiada ci wojny, po co masz go prowokować?
Mężczyźni – pomyślała. Nawet dorośli mężowie zachowują się jak dzieci. Ta niewypowiedziana rywalizacja pomiędzy królem a MacDonaldem z Wysp przypominała jej zawody dwóch chłopców – który z nich potrafi dalej nasiusiać. Po prostu śmieszne.
– Jeśli twój król dochowa pokoju do czasu naszego spotkania w Inverness, to ja też postaram się zachować pokój. Ale pamiętaj, moja śliczna, że może się zdarzyć, iż przed spotkaniem w Inverness jakiś klan złoży przysięgę Jamesowi Stewartowi, a następnie rozpocznie ze mną wojnę. Jeśli tak się stanie, nie będę mógł się nie angażować tylko dlatego, że ów klan jest sojusznikiem twojego króla. Uderzę z całą siłą, jaką mam pod swoją komendą.
– Tak właśnie powinieneś uczynić – odrzekła Fiona. – Takie nikczemne postępowanie zasługuje na najsurowszą karę, mój panie bracie.
– Dbaj porządnie o swoją oblubienicę, Colinie. To mądra dziewczyna i zrobisz rozsądnie, jeśli w razie jakichś problemów zasięgniesz u niej rady. – Potem pożegnał się z ojcem Ninian, który część drogi na północ miał pokonać razem z Colinem MacDonaldem. – Z Bogiem, dobry ojcze, do następnego spotkania – powiedział lord z Wysp.
– Niech łaska boska będzie z tobą i twoim ludem, milordzie – odparł ksiądz. – Jeśli Bóg pozwoli, zobaczę was na wiosnę.
Fiona jechała razem z księdzem, na co jej mąż patrzył z aprobatą, gdyż okazywała w ten sposób szacunek przedstawicielowi Kościoła.
– Słyszałeś? – cicho mruknęła do ojca Niniana, który z zadowoleniem skinął głową.
– Dopilnuję, żeby ta wiadomość do niego dotarła – odpowiedział cicho. Następnie dodał: – Czy twój mąż mówił coś o swojej matce, pani?
Fiona potrząsnęła głową.
– Nie. To ona żyje?
– Jej własny jad podtrzymuje ją przy życiu – cierpko zauważył ksiądz. – Ma jadowity język i podły charakter. Nie będzie zachwycona twoim pojawieniem się w Nairn. Uważa to miejsce za własne, mieszkała tam przez całe życie. Spytaj o nią męża, pani – poradził ksiądz.
Fiona kiwnęła głową i popędziła swojego wałacha tak, aby zrównać się z Colinem MacDonaldem. Uśmiechnął się, kiedy znalazła się u jego boku. Fiona oddała mu uśmiech, mimo wszystko bowiem lubiła Colina.
– Opowiadałeś mi o swoim ojcu, panie, ale nic nie wspominałeś o matce.
Na chwilę przystojna twarz Colina spochmurniała.
– To twarda kobieta, kochanie, nie ma w niej nic miłego – powiedział szczerze. – Mojego ojca urzekło coś, co wziął za dziki temperament. Była dla niego wyzwaniem, chciał ją poskromić, ale się przeliczył.
Fiona uniosła pytająco brwi.
– Jaki ojciec, taki syn, co? – zakpiła i roześmiała się.
– Nie jesteś jak moja matka – pospieszył z zapewnieniem. – Jak mówił mój dziadek, matka zawsze była małostkowa. To jedna z tych nieszczęsnych istot, które są zazdrosne o wszystko. Nieważne, ile ma, zawsze jej mało. Zazdrość ją pożera. Była przyrzeczona kuzynowi, gdyż po śmierci swojego brata została jedyną spadkobierczynią majątku Nairn. I wtedy właśnie przez tamte tereny przejeżdżał mój ojciec. Zatrzymał się w Nairn, korzystając z gościny mojego dziadka. Mówiono mi, że moja matka tak z nim flirtowała, iż nie był w stanie się oprzeć tak oczywistym zachętom. Pozostał w Nairn latem i jesienią, żeby polować z moim dziadkiem na głuszce. Dziadek wiedział, co się święci, ale nie potrafił kontrolować swojej córki. Dziadek zdawał sobie również sprawę, że w końcu MacDonald ją zostawi i powróci na Islay. I dokładnie tak się stało. W tym czasie mojej matce zaczął już rosnąć brzuch. Kuzyn cofnął obietnicę poślubienia jej, ale matka tylko się z tego śmiała, sądziła bowiem, że ojciec tak jest w niej zakochany, iż zabierze ją ze sobą na Islay. Oczywiście nie zabrał. Nie mógłby skrzywdzić swojej żony takim jawnym związkiem. Żadna dobrze wychowana kobieta nie będzie mieć mężowi za złe drobnych uciech, pod warunkiem, że ten nie będzie się nimi afiszował. Kiedy się urodziłem, nawet patrzeć na mnie nie chciała. Jak się pewnie domyśliłaś, odziedziczyłem po niej kolor włosów, ale poza tym jestem MacDonaldem w każdym calu. Nie chciała karmić mnie piersią, więc mój dziadek musiał znaleźć mi mamkę, żebym nie umarł z głodu. Przekazał też wiadomość o moich narodzinach mojemu ojcu, który w odpowiedzi przesłał w podarunku sześć srebrnych pucharów ze swoim herbem i tuzin złotych dukatów. Był tam też, poświadczony przez księdza, pergamin podpisany przez mojego ojca, potwierdzający jego ojcostwo. Ponieważ moja matka nie nadała mi imienia, zrobił to ojciec.
– Nie nazwała cię? – Fiona była zaskoczona.
– Codziennie rano piastunka przynosiła mnie do komnaty mojej matki. Matka nie patrzyła na mnie i nie odzywała się ani słowem. Wreszcie pewnego dnia, kiedy miałem już ponad dwa lata i umiałem chodzić, zaprowadzono mnie do niej, a ona jak zwykle odwróciła się ode mnie. Rozpaczliwie pragnąłem jej zainteresowania, więc kopnąłem ją w piszczel. I wtedy spojrzała na mnie pierwszy raz w życiu. Powiedziała: „Syn swojego ojca” i nic więcej, ale od tamtej pory, kiedy mnie do niej zaprowadzano, patrzyła na mnie. Gdy miałem cztery, a może pięć lat, zapytałem ją, dlaczego ze mną nie rozmawia. „Ponieważ nie mam nic do powiedzenia synowi Donalda MacDonalda”, odpowiedziała, po czym znów zapadła w milczenie. Mój dziadek był spokojnym, miłym człowiekiem. To on na początku mnie wychowywał, razem z moją piastunką. To on otaczał mnie miłością. Nauczył mnie jeździć konno i podstaw sztuki władania mieczem. – Mówiąc to, Colin uśmiechnął się na wspomnienie tamtych wydarzeń. – Od czasu do czasu odwiedzał mnie mój ojciec, kiedy przebywał w okolicy. To ojciec przekonał dziadka, żeby pominął matkę i pozostawił Nairns Craig mnie. Ubóstwiałem, kiedy ojciec przyjeżdżał, bo był dużym mężczyzną o szerokiej piersi i śmiechu, który w uszach małego chłopca brzmiał jak grzmot. Kiedy dorosłem, nie wydawał mi się już taki wielki. Gdy miałem sześć lat, zapytał mnie, czy chciałbym opuścić na pewien czas Nairn i zamieszkać z nim na Islay. Powiedział, że będę tam miał braci i siostry, z którymi będę mógł się bawić. I babcię, która będzie mnie bardzo kochała. Pojechałem z radością, żałowałem tylko jednego. Musiałem zostawić mojego dziadka, ale co roku przyjeżdżałem z Islay i spędzałem z nim trzy letnie miesiące. To były wspaniałe chwile dla nas obu! Po śmierci dziadka, siedem lat temu, Nairns Craig przeszło na mnie.
– Twoja matka nigdy nie wyszła za mąż? – zapytała Fiona.
– Nie było mężczyzny, który by jej odpowiadał, i żadnego, który chciałby mieć w swoim domu taką nieprzyjemną kobietę. Nawet w niebie potrafiłaby zrobić piekło. Kiedy powróciłem na dobre, usiłowała utrzymać nasze wzajemne stosunki na tym samym poziomie, co w moim dzieciństwie, ale szybko ukróciłem te zapędy. Powiedziałem jej, że jako pan w Nairn nie będę tolerował żadnych głupstw. Codziennie musi jadać ze mną przy jednym stole i będziemy rozmawiać. Ku mojemu zdumieniu, zgodziła się.
– Nie dodajesz mi pewności siebie, opowiadając o swojej matce – rzekła przejęta Fiona. – Czy powita cię z radością, gdy przywieziesz żonę?
– Nie ma wyboru. Teraz ty jesteś panią na zamku Nairns Craig. Moja matka musi to zaakceptować, bo inaczej ją wyrzucę. Ty nosisz pod sercem moje dziecko, Fiono. Mojego dziedzica. Nie pozwolę, by cię denerwowała, a jeśli spróbuje, wyląduje w klasztorze, gdzie będzie dożywać swoich dni, modląc się i spożywając soloną rybę i ciemny chleb. Ostrzegam cię tylko. Będzie o ciebie zazdrosna, bo jesteś młoda i piękna, i poślubiłem cię.
Kiedy zatrzymali się na noc, Fiona opowiedziała Nelly, co MacDonald z Nairn mówił o swojej matce.
– Jak długo będziemy tam mieszkać, będę musiała zachowywać się jak pani tego zamku, Nelly. Nie możemy pozwolić, żeby ta kobieta nas przestraszyła albo odkryła prawdziwy cel naszego pobytu.
– Wydaje mi się, pani, że teraz twoim jedynym celem jest zapewnienie bezpieczeństwa i spokoju dziecku. Możliwość zdobycia jakiejś ważnej informacji będzie nieprawdopodobna, kiedy w górach zapadnie zima. Dziecko urodzi się na wiosnę, a wtedy może będziemy już mogły wrócić do domu – powiedziała z nadzieją Nelly.
– O czym obie szepczecie? – zapytał Colin, podchodząc do dziewcząt.
Fiona roześmiała się.
– Roderick Dhu zaczął się zalecać do Nelly i dziewczyna pytała mnie o radę, panie.
– I jakiej rady jej udzielisz, moja słodka?
– Poradziła mi, żebym natarła mu uszu i kazała przyzwoicie się zachowywać – śmiało odpowiedziała Nelly swojemu panu.
Colin MacDonald zaśmiał się.
– Nie zdąży nawet się zorientować, co się z nim dzieje, a już doprowadzisz go do ołtarza, dziewczyno przekomarzał się z nią. – A teraz biegnij i obdarz nieszczęśnika dobrym słowem, a ja zapakuję moją słodką żonę do łoża. – Pociągnął za jeden z warkoczy rozchichotanej służącej, po czym odesłał ją z pokoju.
– Jeszcze trochę, a będzie ci jadła z ręki, milordzie – rzekła Fiona z lekkim uśmiechem na ustach.
Sklecił dla niej łoże z sosnowych konarów, na które narzucił ogromne futro. Kiedy się położyła w koszuli i płaszczu, delikatnie przykrył ją jeszcze jednym futrem.
– Nie chcę, żebyś się przeziębiła, kochanie, nie w twoim stanie. I koniec z kąpielami w jeziorach, bo woda jest w nich teraz za zimna. Nie umrzesz bez kąpieli, dopóki nie dojedziemy do Nairn.
– Tak, mój panie – odpowiedziała potulnie, gdy położył się koło niej na skórach, owinięty swoim płaszczem. – Nie wsuniesz się pod futra razem ze mną?
– Nie w czasie podróży, Fiono. Nie chcę ci zrobić krzywdy. Kiedy będziemy mieli do dyspozycji miękkie łoże, wtedy sobie trochę pobaraszkujemy, dopóki brzuch ci za bardzo nie urośnie. – Odwrócił się do niej plecami i szybko zapadł w sen.
Była zdumiona i czuła się więcej niż tylko trochę winna. Naprawdę pragnął tego dziecka. Oby Bóg sprawił, by nie wyglądało jak wykapany tatuś. Ale i tak wątpiła, czy Colin MacDonald w ogóle to zauważy. Miło było wiedzieć, że przy tym mężczyźnie dziecko będzie bezpieczne. Nelly miała rację. Nieprawdopodobne, żeby w ciągu następnych paru miesięcy zdobyła jakieś informacje przydatne królowi. Najlepiej uczyni, jeśli osiądzie w swoim nowym domu i tam urodzi. Wszystko dobrze się ułoży, jeśli tylko MacDonaldowie zawrą pokój z Jamesem Stewartem. Będzie myślała o tej przyszłości, kiedy nadejdzie. Do następnej jesieni nie musi się niczym przejmować. Problemy pojawią się dopiero po upływie terminu ważności zrękowin.
Nieco ponad dwa tygodnie zajęła im podróż z Islay do zamku Nairns Craig, położonego w sąsiedztwie Inverness. Zamek zbudowany został na szczycie stromego, wysokiego urwiska. Miał dwie kwadratowe wieże, połączone wysokimi murami z ciemnego kamienia. Jedyną drogę do zamku stanowiła wąska ścieżka, wspinająca się na czubek urwiska. Za wąskim pasem otwartej przestrzeni piętrzyły się wysokie, pozbawione jakichkolwiek otworów mury zamku; poniżej rozciągał się las.
– Nigdy nie został zdobyty – z dumą rzeki MacDonald.
– Doskonale rozumiem dlaczego, mój panie – sucho odparła Fiona.
Na chwilę powstrzymał konia.
– Zaraz przekroczysz próg mojego domu. Twojego domu – poprawił się. – Jesteś moją żoną, Fiono. Czy nie sądzisz, że mogłabyś się zwracać do mnie po imieniu? To chyba skromna prośba, pani.
– Dobrze, Colly. Będę cię nazywała twoim imieniem w domu, ale publicznie nigdy cię nie znieważę i zawsze będę się do ciebie zwracała z należnym respektem, mój panie. Czy to ci odpowiada, Colly?
Ujął jej dłoń i pocałował.
– Tak – powiedział i uśmiech rozświetlił mu całą twarz.
Odpowiedziała mu uśmiechem, jednocześnie przeklinając w duchu Jamesa Stewarta. Czy świadom był spustoszeń, spowodowanych jego pragnieniem rządzenia Szkocją? I co z Angusem Gordonem? Co myślał, gdy dowiedział się o jej zniknięciu? Czy tęskni za nią? Czy naprawdę się przejął, czy też ta angielska dziewczyna zdążyła zdobyć jego serce?
Zamkowe bramy otworzyły się na powitanie pana. Fiona zauważyła, że drzwi obite były blachą, a kiedy spojrzała do góry, dostrzegła żelazną kratę, którą w razie niebezpieczeństwa w każdej chwili można było spuścić. Kiedy zatrzymali się na dziedzińcu, Colin zdjął ją z konia, postawił na ziemi i czule pocałował w usta.
– Witaj w Nairns Craig – powiedział. Następnie wziął ją na ręce i odwrócił się, żeby ją wnieść po schodach do środka.
Nie zdołał ujść nawet kilku kroków, kiedy na szczycie schodów pojawiła się kobieta. Była nieduża, ale miała iście władczy wygląd.
– A więc wróciłeś, Colinie MacDonaldzie – rzekła zimnym głosem – i, jak widzę, przywiozłeś ze sobą swoją najnowszą ladacznicę. Nie wpuszczę jej do mojego domu. Czemu nie umieścisz jej w stodole, razem ze zwierzętami? – Kobieta trzymała ręce skrzyżowane na obszernym biuście.
Fiona spostrzegła, że Colinowi zadrgał niewielki mięsień w policzku, ale powstrzymał się przed odpowiedzią. Zamiast tego wniósł Fionę na górę, odepchnął z drogi swoją przeciwniczkę i postawił dziewczynę w wejściu do zamkowego holu. Gdy niewielka kobieta okręciła się i otworzyła usta, żeby zaprotestować, Nairn ryknął:
– Ani słowa więcej, pani! To jest moja żona. Czy kiedykolwiek przyprowadzałem tu swoje kochanki albo przynosiłem ci wstyd niegodnym zachowaniem?
– Twoja żona? – Kobieta, niewątpliwie matka Golina, Moire Rose, była szczerze zaskoczona. – Kim jest ta dziewczyna? Gdzie ją spotkałeś? Gdzie wzięliście ślub? Żądam, żebyś mi natychmiast odpowiedział, Colinie MacDonaldzie!
– Moją żoną jest Fiona Hay, przywódczyni klanu Hayów ze Wzgórza – zaczął. – Poznaliśmy się na królewskim dworze. Pobraliśmy się u mojego brata na Islay. Jako moja żona, teraz Fiona jest panią Nairn. Winna jesteś jej więc szacunek.
– Podejrzewam, że jest brzemienna – rzekła z sarkazmem matka Colina.
– Tak – dumnie odrzekł Nairn. – Czyżbyś wątpiła, że jestem w stanie od razu zrobić jej dziecko, pani?
– W to nie wątpię – odpowiedziała gorzko: – Ale jesteś kropka w kropkę jak twój ojciec, począwszy od ogromnego wzrostu, a na jurnym członku skończywszy. – Przeniosła wzrok na Fionę i rzekła cierpko – Wiesz chyba, że nie jesteś pierwszą dziewczyną, która daje mu dziecko.
– Ale jestem pierwszą, która da mu prawowitego dziedzica – spokojnie odparta Fiona.
Poczuła nagłą chęć bronienia swojego tymczasowego męża przed tą złośliwą jędzą i jej jadowitym językiem. Wbiła w starszą kobietę lodowate spojrzenie.
Moire Rose otworzyła usta, ale nie wydobyło się z nich żadne słowo.
– O bogowie – odezwał się Nairn – nie wierzę swoim oczom! W całym swoim życiu nie widziałem jeszcze, żeby ktoś pozbawił cię mowy, pani. – Wyciągnął rękę. – A teraz daj mi klucze od domu, bo od tej chwili należą do Fiony.
Moire Rose oderwała klucze od paska, cisnęła je pod nogi syna i wypadła z holu. Colin MacDonald podniósł klucze i wręczył je Fionie.
– Zwołam służących, żeby mogli powitać nową panią – powiedział. Wziął ją pod ramię i poprowadził do niewielkiej sali, gdzie buzował rozkosznie ogień.
– Ksiądz miał rację – wolno rzekła Fiona. – Ojciec Ninian stwierdził, że twoja matka żywi się swoim jadem, ma zatruty język i jest pełna złości. Pomyślałam wówczas, że to ostre słowa, ale teraz, gdy ją spotkałam, widzę, że mówił całkowitą prawdę. Żałuję, że rozstał się z nami i ruszył dalej na południe. Bardzo bym sobie ceniła jego radę w tej chwili.
– Nie pozwól nigdy, żeby ta kobieta poznała jakąkolwiek twoją słabość, kochanie – przestrzegł ją. – Pamiętaj, że twoim mężem jest lord z Nairns Craig, a ty jesteś jego panią. I to ty będziesz rządziła w tym domu, nie ona. – Potem spytał – Wiesz chyba, jak prowadzić gospodarstwo domowe, prawda, Fiono?
Fiona roześmiała się, siadając na krześle przy ogniu.
– Czekałeś do ostatniej chwili, żeby o to spytać, milordzie. Tak, świetnie potrafię zarządzać domem. Nie zapominaj, że to ja wychowywałam moje siostry. Chociaż w Brae była gospodyni, zawsze przyglądałam się pani Unie, wiedząc, że kiedyś będzie to moja dziedzina.
– Odczuwam ogromną ulgę, słysząc, że gospodarstwo Angusa Gordona nie ucierpi na skutek twojej nieobecności.
– Nie kpij sobie, Colly – powiedziała cicho. – Angus Gordon mnie kochał, a ja kochałam jego. Pewnego dnia może zastukać do twoich bram, żądając mojego powrotu. Mogę z nim odejść.
– Po moim trupie – odparł zdecydowanie.
Zaśmiała się.
– Nie kuś mnie. Jesteś mi wiele winien za niewłaściwe traktowanie, Colinie MacDonaldzie, ale jeszcze mogę ci wybaczyć. – Potem dodała: – Chyba najlepiej będzie nie mówić twojej matce całej prawdy o naszych konkurach. Mogłaby wtedy przesłać wiadomość do Brae, żeby się mnie pozbyć. Pewnie Angus nie chciałby mnie z powrotem, ale powstałaby trudna sytuacja, grożąca wam obu uszczerbkiem na zdrowiu i honorze. Nie chciałabym tego.
– Ja także – odparł szczerze. – Ale na jego miejscu pragnąłbym, żebyś wróciła, a to również byłoby niebezpieczne, Fiono.
– Zgodziliśmy się więc, Colly, że dla dobra wszystkich zawrzemy pokój?
Skinął głową.
– Nie chcę z tobą walczyć, kochanie.
Fiona znów się roześmiała.
– Wiem – rzekła przekornie – twoje cele zawsze były bardzo przejrzyste, milordzie.
– Brakowało mi ciebie w czasie tych ostatnich nocy – mruknął, klękając przy niej, biorąc ją za rękę i całując spód dłoni.
– A fe, mój panie – skarciła go. – Nie zaciągniesz mnie do łoża, dopóki mnie nie nakarmisz. Okropnie zgłodniałam w czasie naszej dzisiejszej podróży.
– A więc, pani, zostaniesz porządnie nakarmiona, najpierw jedzeniem z mojej kuchni, a potem moją namiętnością! – zawołał. I wezwał służbę.
W ostatnich dniach października, po ponadmiesięcznej nieobecności, pan na Loch Brae wrócił na królewski dwór, przywożąc z Yorku młodą kuzynkę królowej. Podróżowali powoli, gdyż panna Williams była delikatną istotą i znosiła kołysanie podróżnej karocy jedynie przez kilka godzin dziennie. Jeździła co prawda konno, ale robiła to kiepsko i wolała nie dosiadać swojego łagodnego wierzchowca. Wyruszali codziennie w drogę nie wcześniej niż koło południa, a kończyli podróż po południu. Przeto jazda była niezwykle męcząca i Angus Gordon, czuł się naprawdę szczęśliwy, że jest już w Scone. Postanowił, że rano wyruszy do Brae i do swojej bezwstydnej dziewczyny. Kochał Fionę Hay. Zamierzał jej to powiedzieć. Im szybciej dojdzie do ślubu, tym będzie szczęśliwszy.
Królewski lokaj powitał przybyłych, gdy zsiadali z koni na zamkowym dziedzińcu.
– Zaprowadzę pannę Williams do jej królewskiej mości – powiedział. – Król chciał cię widzieć natychmiast, gdy przyjedziesz, milordzie. Tam jest jego paź, który cię zaprowadzi.
Angus grzecznie pożegnał się z dziewczyną, której towarzyszył przez ostatnich kilka tygodni.
– Mam nadzieję, panno Beth, że będziesz zadowolona z pobytu u boku królowej, swojej kuzynki – rzekł.
– Dziękuję, milordzie. Sprawiłeś, że podróż była przyjemna. Czy zobaczymy się jeszcze?
– Raczej nie, panno Beth. Rano wyjeżdżam do Brae. – Pocałował ją w rękę.
Elizabeth Williams ruszyła za królewskim lokajem.
– Żegnaj więc, milordzie – odrzekła.
– Prowadź, chłopcze – nakazał Angus paziowi, który powiódł go do prywatnych komnat królewskich, wprowadził do środka i zamknął drzwi.
– Panie! – Angus pokłonił się królowi, siedzącemu przed kominkiem.
– Nalej sobie wina, Angusie – łagodnie odezwał się król – a potem podejdź i opowiedz mi o podróży.
Angus zastosował się do polecenia króla, a kiedy usiadł naprzeciwko monarchy, zaczął opowiadać.
– Podróż upłynęła bez nadzwyczajnych wydarzeń, panie. Dziewczyna oczekiwała w klasztorze Saint Frideswide w Yorku. Jedyny problem tkwił w tym, że kiepski z niej podróżnik i musieliśmy się posuwać wolno. Teraz dziewczyna jest u królowej.
– Dobrze, dobrze. Wiem o jej niechęci do podróży i dlatego wysłałem ciebie, Angusie. Wiedziałem, że nie będziesz się denerwować na Beth. To słodka dziewczyna, prawda?
– Owszem – krótko odpowiedział lord.
– Będzie z niej doskonała żona – naciskał król.
– Tak – padła posłuszna odpowiedź. Potem lord uśmiechnął się do króla. – Teraz, mój panie, skoro wypełniłem swoją misję, rano wyruszam do Brae. Moja dziewczyna na mnie czeka. Zamierzam sprowadzić księdza z opactwa Glenkirk i poślubić ją. Urządzę wystawne wesele. Nie przyznam się nigdy mojej siostrze Jan, bo to dałoby jej za dużą przewagę nade mną, ale miała rację twierdząc, że od razu powinienem ożenić się z Fioną, a nie czekać dwa lata.
Króla na krótką chwilę ogarnęło poczucie winy, ale dzielnie je opanował.
– Angusie, stary druhu – zaczął – stała się straszna rzecz. W drodze do Brae ktoś napadł na Fionę. Nie możemy natrafić na żaden ślad. Nie wiemy nawet, kto ją porwał.
Król przedstawił osłupiałemu lordowi szczegóły zdarzenia. Kiedy skończył, dodał pełnym współczucia głosem:
– Tak mi przykro, Angusie, ale jeśli tylko chcesz, dam ci za żonę kuzynkę królowej. Wiem jednak, że najpierw będziesz potrzebował czasu, żeby się otrząsnąć po tej tragedii.
Szok sparaliżował Angusa Gordona, ale nie na tyle, żeby nie był w stanie szybko odmówić wspaniałomyślnej propozycji króla.
– Mój panie, jeśli mam być szczery, panna Williams jest śliczna, ma łagodne usposobienie i jest posłuszna, ale Bóg mi świadkiem, że jest to najnudniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek poznałem. Dziękuję ci, panie, ale nie poślubię jej. Muszę jechać do domu do Brae i odszukać moją dziewczynę, bo ożenię się tylko z nią. To nie byłoby małżeństwo kontraktowe albo takie, dzięki któremu nastąpiłaby wymiana ziemi. Kocham Fionę. Inne dla mnie nie istnieją. – Wychylił resztkę wina i wstał.
Król również podniósł się z miejsca. Położył rękę na ramieniu lorda.
– Idź odpocząć, Angusie. Mój paź zaprowadzi cię do wygodnej komnaty, bo apartament, który zajmowałeś z Fioną, jest nieprzygotowany. Przyjdź do mnie rano przed odjazdem.
Po wyjściu lorda król nalał sobie jeszcze jeden kielich czerwonego wina i ponownie zasiadł przed kominkiem. Powoli obracał kielich w dłoniach, to w jedną, to w drugą stronę. Angus Gordon absolutnie nie może wszcząć poszukiwań Fiony Hay. Zawsze istniało prawdopodobieństwo, że trafiłby na jakiś trop. Istniała też możliwość, że przypomni sobie zainteresowanie Fioną MacDonalda i wybierze się do Nairn, gdzie dziewczyna z pewnością już mieszka. Zapewne dojdzie do zwady. I nieważne, kto wygra, przegranym zawsze będzie James Stewart. Nie. Angus Gordon nie może szukać swojej ukochanej. Tak jak przypuszczał, dziewczyna okazała się nieoceniona. Już wczoraj otrzymał od niej pierwszą wiadomość, że lord z Wysp nie zamierza na razie składać królowi hołdu lennego, ale nie chce też prowokować konfrontacji. W czasie zimowych miesięcy będzie więc panował spokój. Żeby trzymać go z dala od gór, James Stewart musi znaleźć nową misję dla Angusa Gordona. Król zajął się rozważaniem tego zagadnienia.
Nazajutrz, po porannym nabożeństwie, lord Loch Brae ponownie znalazł się w królewskiej komnacie, żeby pożegnać się z monarchą. Ten jednak powiedział:
– Nie mogę cię jeszcze puścić, Angusie. Potrzebuję kogoś zaufanego, żeby udał się do Anglii i sprawdził, czy zakładnicy są dobrze traktowani. Posyłam Atholla, który chce, byś z nim jechał. Przy okazji załatwisz też, żeby Anglicy zgodzili się poczekać troszkę dłużej na pierwszą opłatę za moje utrzymanie.
– Panie! Za długo już byłem poza domem. Moja dziewczyna zaginęła i muszę ją odnaleźć! Wypełniłem twój rozkaz, przez co straciłem Fionę. Nie żądaj ode mnie niczego więcej, błagam cię!
Angus nie spał przez całą noc, rozmyślając o Fionie. Kto ją zabrał i dlaczego? Czy jeszcze żyje? Musi to wiedzieć!
– Angusie, potrzebuję cię – powtórzył król. – Zarządzę dalsze poszukiwania panny Hay, przysięgam! Ale jeśli nie pojedziesz z Athollem, nie poznam prawdy. Jeden z jego synów zgłosił się jako ochotnik na zakładnika. Wiem, że zrobił to, aby pokazać lojalność swojej rodziny. Na pewno Atholl po powrocie będzie narzekał, by uzyskać lepsze traktowanie zakładników. Ja zaś z własnego doświadczenia wiem, że Anglicy przyzwoicie traktują zakładników. Jeśli to sprawdzisz i o tym zaświadczysz, nie będę musiał się przejmować skargami Atholla. Ważne jest również i to, by Anglicy zaczekali na spłatę długu. Zebranie wymaganej kwoty i zarządzanie państwem okazało się bardzo trudne. Jeżeli zrobisz to dla mnie, mianuję cię księciem Brae – rzekł chytrze król.
– Muszę znaleźć moją dziewczynę – powtórzył lord.
– Odnajdziemy ją, Angusie, ale czy jesteś zupełnie pewien, że chcesz ją z powrotem? Zniknęła ponad miesiąc temu i jeśli nawet jest jeszcze żywa, kto wie, co jej się mogło przytrafić, biedaczce. Jej porywacze musieli być najgorszymi zbójami z gór i pewnie nie traktowali jej najlepiej. Świat jest niestety okrutny.
– Chcę, żeby moja dziewczyna wróciła do mnie – jeszcze raz powtórzył lord. – Znajdę ją, panie. Ktoś musiał coś widzieć.
– Angusie, Angusie, nie zmuszaj mnie do tego – westchnął król. – Jeśli nie pojedziesz do Anglii z własnej woli, będę musiał ci to rozkazać.
Lord był zdumiony.
– Zrobiłbyś to?
– Tak – odparł król. – Muszę rządzić całą Szkocją albo nie będę rządzić wcale, Angusie. Będziemy dalej szukać Fiony Hay, ale ty w tym czasie pojedziesz z misją do Anglii. Atholl wyjeżdża za tydzień. To ci powinno wystarczyć, by pojechać do domu, do Brae, i opowiedzieć rodzinie o wszystkim. Potem musisz wrócić. Jeśli spróbujesz mnie zawieść, dam się we znaki tobie i całej twojej rodzinie. Nawet mojemu kuzynowi, Hamishowi Stewartowi. W czasie twojej nieobecności ściąłem księcia Murdocha i jego potomków. Byli moimi krewniakami, ale ich nieposkromiona ambicja stanowiła zagrożenie dla Szkocji. Leżą teraz w grobie, Angusie, bo zamierzam być prawdziwym królem, a nie malowanym. Rozumiesz?
Lord skinął głową. Dziwne, ale naprawdę rozumiał króla. Nie pomogło mu to jednak pogodzić się ze zniknięciem Fiony.
– Zaraz wyjeżdżam do Brae – powiedział – i będę z powrotem za pięć dni, mój panie. Zgadzam się na twoją propozycję poszukiwań Fiony Hay, bo jeśli nie zginęła, będzie moją żoną, bez względu na wszystko. Kocham ją.
Skłonił się królowi i opuścił prywatne komnaty władcy.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za panem na Loch Brae, James Stewart poczuł, jak ciężar spada mu z ramion. Niewiele brakowało. Nie był wcale pewien, czy z miłości do Fiony Hay jego przyjaciel nie będzie gotów do zdrady. Król był zadowolony, że tak się nie stało.
Pan na Loch Brae czuł, że jest obserwowany, ale nie rozglądał się. Dosiadł swojego konia i przez bramy pałacu w Scone wyjechał na drogę, która w końcu zawiedzie go do Brae. Ponad miesiąc temu Fiona jechała tą samą drogą. Kto porwał tę zwariowaną dziewczynę i z jakiego powodu? Nie miał wrogów, którzy mogliby zrobić coś takiego. Wszyscy zdawali się sądzić, że było to przypadkowe zdarzenie. Jeśli jednak to prawda, to dlaczego nie znaleziono żadnego śladu po Fionie, Nelly i wozie?
Ależ był upartym głupcem! Ani razu, nawet kiedy Fiona okazywała mu, że go kocha, nie powiedział dziewczynie, że odwzajemnia jej miłość. Bardzo musiało ją to ranić, a przecież nie chciał jej krzywdzić. Jego siostra Janet stale powtarzała, że jest zepsuty i zawsze chce postawić na swoim. Ciągle temu zaprzeczał, przekonany, że to jej cecha, nie jego. Teraz zrozumiał, że chyba miała rację.
Nie żałował, że w zamian za skradzione stado krów uczynił z Fiony swoją kochankę. Ale po kilku miesiącach powinien poślubić dziewczynę. Podejrzewał, że przez cały czas był w niej zakochany, od chwili, gdy z taką gracją i godnością wprowadziła go do swojego rozpadającego się domu. Zawsze wiedział, że pod każdym względem była mu równa.
Nigdy jednak jej tego nie powiedział. Zamiast tego grał z nią w okrutną grę – drażnił się z nią, zawstydzał przed całą Szkocją i udawał, że mu na niej nie zależy, podczas gdy w rzeczywistości szalał za nią. A teraz ją stracił. I nie dowiedziała się, że ją kochał. Nigdy tak nie kochał żadnej innej kobiety. Czy mogła wiedzieć o tych uczuciach, których nie potrafił wyrazić? Kobiety mają intuicję w tych sprawach. Może dlatego okazywała mu tyle cierpliwości.
Musi ją znaleźć, żeby powiedzieć, iż ją miłuje i tylko ją pragnie pojąć za żonę. Zrozumiał, że król wysyła go do Anglii, bo uważa sytuację za beznadziejną i chce go czymś zająć. Ale sprawa nie jest beznadziejna! Fiona musi gdzieś być. Żyje, a on chce jej z powrotem, nie bacząc na nic! Zwłaszcza w tej sprawie Angus Gordon zamierzał postawić na swoim.
Po półtoradniowej intensywnej podróży dotarł do Brae i natychmiast posłał po siostrę i szwagra do Greymoor. Kiedy przybył do Brae, Jeannie była w zamku. Zdumiało go, że Jamie nie jest tak bardzo rozjuszony jej obecnością. Jednak, prawdę mówiąc, Jeannie ogromnie się zmieniła i zachowywała się niezwykle poważnie.
Po przybyciu Janet i Hamisha Angus zebrał ich i opowiedział, co się wydarzyło.
– Nigdzie ani śladu Fiony – podsumował swoją opowieść.
– Ale kto mógł ją wykraść? – zapytała Janet.
– Sądzę, że chodziło im raczej o wóz. Gdyby ludzie króla wyprowadzili ją z doliny Gorm, mogłaby bezpiecznie dotrzeć do domu w Brae, oni jednakże uciekli jak tchórze i zostawili ją na pastwę rozbójników.
– Ale ci jej nie zabili – odezwał się Hamish Stewart. – Nie znaleziono jej ciała, ani ciała Nelly, żadnych śladów grobów, prawda? Za tym kryje się coś więcej, Angusie.
– Zgadzam się z tobą – rzekł Angus Gordon – ale za nic nie potrafię sobie wyobrazić, o co tu chodzi. Król oferował mi na pocieszenie po mojej stracie młodą kuzynkę królowej, słodką dziewczynę, lecz oczywiście odrzuciłem propozycję. Beth jest milutka, ale Jezu, co za nudna kobieta!
– Rozpoczniemy własne poszukiwania – oświadczył Hamish Stewart.
– Muszę wrócić do Scone – powiedział lord. – Mam jechać do Anglii z Athollem w królewskich interesach. Nie chciałem, ale król nalegał, ba, nawet kazał mi i groził konsekwencjami dla całej rodziny, jeśli odmówię. Chyba wydaje mu się, że w ten sposób odwraca moją uwagę od zmartwienia. Po powrocie mam zostać księciem Brae.
– Ciekawe – zamyślił się Hamish Stewart. – Powiedziałbym, że król próbuje sobie kupić twoją współpracę, Angusie. Wiem, że jako chłopiec służyłeś mu w Anglii, ale żadnemu z pozostałych, którzy też wtedy z nim byli, nie obiecał tytułu. Wszystko to jest bardzo dziwne – podsumował Hamish Stewart.
– Nie krzyw się na tytuł książęcy – cierpko rzekła Janet Gordon Stewart. – Angus Gordon, książę Brae. Czy to nie brzmi wspaniale?
– Bardzo wspaniale – odparował jej mąż. – Aż za wspaniale, jak na zasługi Angusa. Angusie, opowiedz mi jeszcze raz o porwaniu Fiony. Mówiłeś, że została zabrana z doliny Gorm. Ze skupieniem lord odtworzył historię, opowiedzianą przez króla, powtarzając wszystko niemal słowo w słowo.
– Odnoszę wrażenie, że nawet uwzględniając ich niedoświadczenie, królewscy ludzie uciekli jakoś za szybko – zauważył Hamish Stewart. – Czy macie jakiś pomysł dlaczego? Czemu żaden nie pomyślał, by zawrócić konia Fiony, ażeby mogła odjechać razem z nimi? Bardzo ciekawy przypadek, Angusie.
– Co chcesz przez to powiedzieć, Hamishu Stewarcie? – zapytała Janet.
– Może Fiona Hay miała zostać porwana – odparł.
– Hamishu, zgłupiałeś chyba, widząc spisek tam, gdzie go nie ma! – odparowała Janet. – Chcesz powiedzieć, że król Szkocji był zamieszany w całą tę sprawę? Jaki mógłby mieć w tym interes? Ani Fiona, ani Angus nie są dla niego ważni. Nie mam pojęcia, skąd ci to przyszło do głowy. – Zwróciła się do brata: – Król chce ci wynagrodzić twoją lojalność i przyjaźń. Nie myśl o tym więcej, mój książę. Och, taka jestem z ciebie dumna, Angusie Gordonie. Wiem też, że nasz ojciec również byłby z ciebie dumny. Nadanie książęce dla Brae! Kto by pomyślał, że coś takiego może się wydarzyć? – Z wilgotnymi oczami cmoknęła Angusa w policzek i głośno pociągnęła nosem.
– Ale gdzie jest moja siostra? – zapytała Jeannie Hay, nagle przeistoczywszy się w dawną Jean. – Kochasz ją, Angusie. Czy zadowoli cię, jeśli po prostu pozwolisz, żeby zniknęła?
– Król obiecał wysłanie jeszcze jednej ekipy na poszukiwanie mojej dziewczyny – powiedział lord. – Jeśli tylko żyje, nie opuszczę jej, bez względu na wszystko, Jeannie. Naprawdę ją kocham.
– My też zaczniemy szukać, kiedy Angus będzie w Anglii – powiedział Hamish Stewart. Nie był zadowolony z prostego wyjaśnienia, jakie jego żona podała swojemu starszemu bratu. Sam był Stewartem i wiedział, jak pokrętny może być umysł tego rodu. Jednak za nic w świecie nie mógł wymyślić, czemu król rozdzielił Fionę i Angusa. Jaki mógł być tego powód?
Angus Gordon czuł się nieswojo w Brae. Każdy kąt przypominał mu Fionę Hay. Pewnego dnia z rozpaczy dosiadł konia i wjechał na Wzgórze Hayów. Warowne zabudowania ziały ponurą pustką, bo wszyscy mieszkańcy wynieśli się wiele miesięcy temu. Szwagrowie Fiony wiedzieli, że Wzgórze Hayów i dom na nim należą do Fiony. Wkroczywszy do środka budynku, Angus przywołał wspomnienie wesela, które się tu niegdyś odbyło. Miał przed oczami wyniosłą postać Fiony z klanowym tartanem przerzuconym przez drobne ramiona i odznaką głowy klanu połyskującą na piersi. Jaka była dumna z tego, że tak dobrze wydawała za mąż Elsbeth i Margery, że zapewniła rodzeństwu bezpieczną przyszłość, że wypełniła swój obowiązek, tak jak obiecała umierającej matce.
– Ty żyjesz, dziewczyno – powiedział cicho. – Czuję to. Jesteś za silna, żeby zniknąć z tego świata. Znajdziemy cię, Fiono Hay. Już raz cię znalazłem. Odnajdę cię jeszcze raz. Nie zamierzam stracić cię na zawsze.
Angus Gordon powrócił ze wzgórza do Brae. Zaproponował Hamishowi, żeby wychylił z nim puchar wina.
– Będziesz jej szukał, prawda? – zapytał szwagra.
Hamish skinął głową.
– Będę. Wytłumaczenie Janet może okazać się słuszne, ale jestem ostrożnym człowiekiem i odrobinę nieufnym, zwłaszcza jeśli chodzi o innego Stewarta. Jesteśmy chytrą rodziną, Angusie.
– Doceniam twoją pomoc, Hamishu. Ona musi gdzieś być. Czuję to!
– I możesz mieć rację – zgodził się Hamish. – Ciekaw jestem, dlaczego to wszystko się wydarzyło, przypuszczam jednak, że się nie dowiemy, chyba że król zna prawdę i postanowi nam ją wyjawić.
Następnego dnia Angus Gordon opuścił Brae i powrócił do Scone. Wiedział, że skoro sam nie może szukać Fiony, zrobi to za niego Hamish, który uwielbiał wszelkie łamigłówki, a przecież zniknięcie Fiony było nie lada zagadką. Dwa dni później wyjechał ze Scone i wraz z księciem Athollem i grupą jego ludzi ruszył na południe.
Atholl zachowywał się dziwnie i Angusowi przyszło nagle do głowy, że może książę rzeczywiście boi się króla. Przypomniał sobie, jak król opowiadał, że Walter Stewart tak bardzo się go obawiał, iż oddał własnego syna na zakładnika, żeby monarcha uwierzył w jego lojalność. Słuchał mężczyzn, jadących obok niego. Wszyscy mówili przyciszonym głosem o tym, jak król postawił przed sądem swojego kuzyna, księcia Murdocha, jego dwóch synów oraz jego teścia, księcia Lennox. Najpierw został aresztowany Walter, jeden z synów Murdocha. Potem, w czasie obrad parlamentu w Perth, zatrzymano samego księcia i drugiego z jego synów, Aleksandra, a także księcia Angus, Douglas i March, Lindsaya z Glenesk, Hepburna z Hailes i wielu innych przedstawicieli znamienitych rodów, w tym lorda Stewarta z Rosyth i Czerwonego Stewarta z Dundonald. Zostali uznani za wspólników rodziny księcia Murdocha i uwięzieni.
Najmłodszy syn księcia Murdocha uciekł na zachód. Powrócił na czele zwolenników, by spalić Dumbarton i zgładzić Czerwonego Stewarta, którego bratanek wypuścił z więzienia. Siły królewskie przepędziły go i młodzieniec zmuszony był uciekać do Irlandii. Murdoch i jego pozostali synowie wraz z teściem, osiemdziesięcioletnim księciem Lennox, zostali osądzeni i uznani za winnych zdrady. Książę Robert był poza zasięgiem swojego bratanka, toteż król wziął rewanż na jego kuzynach i ściął ich. Osądzeni zostali również pozostali szlachetnie urodzeni więźniowie. Większość pozbawiono życia, a ich dobra przeszły w ręce króla. Niektórzy pozostali w więzieniu. Król chciał zastraszyć wszystkich, którzy mogliby pokrzyżować jego zamiary rządzenia całą Szkocją, ale jego zemsta miała w sobie coś małodusznego. Udało mu się przestraszyć szlachtę, lecz jednocześnie obudziła się w niej niechęć do młodego króla.
– Musi być silny, żeby przezwyciężyć anarchię, która ogarnęła kraj – rzekł Angus Gordon do swoich towarzyszy podróży, broniąc monarchy.
– Silny, zgoda – przytaknął Atholl – ale nie ma nic złego w okazaniu litości, lordzie Brae. James nie ma w swym sercu odrobiny współczucia. Zamierza rządzić krajem, nawet gdyby miał nas wszystkich pozabijać. W czasie twojej nieobecności kuzyn Stewarta uderzył pazia na oczach króla. James Stewart polecił przyprowadzić do siebie winowajcę. Kazał mu położyć wyciągniętą rękę na stole, a poszkodowanemu paziowi stanąć z ostrym nożem przyłożonym do nadgarstka nieszczęśnika. Stali tak przez godzinę, a nasza dobra królowa, jej damy dworu i duchowni błagali o litość dla królewskiego kuzyna. Nawet paź przyłączył się do nich. W końcu król się zmiłował, ale zakazał kuzynowi pojawiania się na królewskim dworze. To człowiek, który będzie władcą za wszelką cenę, lordzie Brae. Dobrze ci radzę, strzeż się go.
– Świetnie znasz charakter Szkotów, panie – odpowiedział Angus. – Wiesz, że król musi być mocniejszy od pozostałych, by zachować kontrolę nad swoim królestwem. Nie jesteśmy potulnym narodem, a w przeszłości mieliśmy zbyt wielu słabych, głupich, bezwzględnych, pozbawionych zasad władców. Ten król do takich nie należy. Ceni sprawiedliwość bardziej niż jakikolwiek znany mi człowiek. Kiedy nadejdą łatwiejsze czasy, James Stewart będzie postępował mniej surowo. Tymczasem zaufałbym mu.
– Mój bratanek ma szczęście, posiadając takiego przyjaciela, Angusie Gordonie – rzekł książę Atholl – ale naprawdę nie zapominaj o moim ostrzeżeniu i uważaj na króla. Nie wierz też w żadne zasady, panie. Władza zmienia ludzi, czyniąc ich zupełnie innymi, niż byli wcześniej.
– Dziękuję za twe życzliwe uwagi, książę – odrzekł lord Brae – ale pozostanę przy swojej wierze w uczciwość króla. Nigdy jeszcze mnie nie zawiódł i dopóki to się nie zmieni, będę mu ufał.
Walter Stewart, książę Atholl, nie poruszał już więcej tego tematu w rozmowie z panem na Loch Brae. Może James Stewart nigdy nie zwróci się przeciwko swojemu przyjacielowi z dzieciństwa. A może się zwróci. Król był człowiekiem nie mającym żadnych skrupułów, gdy w grę wchodził interes Szkocji. Atholl spojrzał przed siebie na wzgórza, za którymi leżała Anglia. Mieli do załatwienia ważne sprawy, a poza tym znów ujrzy swojego syna. Tylko o tym potrafił teraz myśleć. Szkocja była w dobrych rękach, nawet jeśli jego bratanek okazał się twardszym i silniejszym człowiekiem, niż ktokolwiek mógł przypuścić. Szkocja przeżyje, a może nawet rozkwitnie pod panowaniem Jamesa Stewarta.
SZKOCJA
Zima 1425 - lato 1430
Drugiego lutego, w samym środku burzy śniegowej, rozbłysły ognie na zboczu pagórka. Nadszedł Imbolc pora, kiedy owce zaczynały dawać mleko, przygotowując się do okresu, gdy na świat przychodzą jagnięta w celtyckim świecie święto coraz dłuższych i jaśniejszych dni oraz wiosny, która nadchodziła mimo zimna, śniegu i panującego jeszcze mroku.
Nairns Craig górował ciemny i wysoki nad urwiskiem. Wielkie sople niebezpiecznie zwieszały się z okapu. Ze względu na groźbę załamania się dachu codziennie trzeba było usuwać zeń śniegowe czapy. Obie zamkowe studnie zamarzły. Codziennie na nowo tłuczono lód na ich powierzchni.
Fiona była ogromnie zajęta obowiązkami pani na zamku, walcząc z odmrożeniami służby i zbrojnych, lecząc kaszle i katary. Zima była sroga. Najstarsi ludzie nie pamiętali takich mrozów.
Łóżko było chyba jedynym miejscem, gdzie mogła się rozgrzać. Czekała z utęsknieniem na koniec dnia, krążąc wesoło po domu, żeby się upewnić, czy wszędzie zagaszono ogień w paleniskach, po czym spieszyła do sypialni, którą dzieliła z Colinem MacDonaldem. Ogromne dębowe łoże z kotarami, które można było zaciągnąć, żeby uchronić się przed przeciągami, stanowiło jej ulubione schronienie. Leżał na nim materac z piór, pachnące lawendą prześcieradła i miękka, puchowa pierzyna. Była też wspaniała narzuta ze skór rudych lisów, z której najbardziej się cieszyła podczas śnieżnych nocy. No i był Colin.
Tak naprawdę w niczym nie zawinił. Sam nigdy by nie wpadł na pomysł wykradzenia jej. Czyż król nie wspominał, że Colin został sprowokowany do porwania? W czasie miesięcy spędzonych razem z nim dowiedziała się mnóstwa rzeczy o swym mężu. Nie było w nim cienia podłości. Okazał się uprzejmym, czarującym mężczyzną, a do tego, dobry Boże, kochał ją. Szczerze podziwiała jego ogromną lojalność wobec swojego rodu i najstarszego brata, lorda z Wysp. Poruszała ją jego uczciwość. Miała o nim coraz lepsze zdanie. Nic nie mogła na to poradzić.
Niczego dobrego nie potrafiła jednak powiedzieć o matce Colina, Moire Rose. To nie była kobieta zazdrosna o żonę syna. Moire Rose nie znosiła swojego syna w równym stopniu, w jakim zdawała się nie lubić Fiony. Starsza pani nie chciała się dzielić władzą, którą przez większą część życia dzierżyła w Nairns Craig.
Natomiast służba nie była niezadowolona z pojawienia się nowej, pogodnej pani. Fiona szybko dała wszystkim do zrozumienia, że nie będzie tolerować nieposłuszeństwa i złodziejstwa, ale nie łajała służących tak, by doprowadzić kogokolwiek do łez, a za poważniejsze przewinienia nie kazała chłostać winowajcy na gołe pośladki, dopóki ten nie zaczął krwawić i błagać o litość. Była dobra i cierpliwa.
– Jeśli nie będziesz twarda – ostrzegła ją Moire Rose – zaczną cię okradać. Nic nie uzyskasz, jeśli pożałujesz bata.
– Wszystko, co robili dla ciebie, pani, czynili wyłącznie ze strachu – spokojnie odparła Fiona. – Zawsze dobrze traktowałam moich służących i nigdy nie rozczarowali mnie swoim zachowaniem i postępowaniem. Uprzejmość się opłaca. Nie zamierzam jednak trzymać złych służących.
Moire Rose zaszyła się w swoich apartamentach z osobistą służącą, zasuszoną staruszką o imieniu Beathag, która niegdyś była jej piastunką. Kiedy Beathag wyłaniała się stamtąd, służący obchodzili ją szerokim łukiem, bo była równie nieprzyjemna, jak jej pani.
– Mówią, że Beathag rzuca uroki – Nelly zwierzyła się Fionie. – Wiadomo, że uprawia czarną magię, pani.
– Lepiej, żeby nie robiła tego w moim domu – ostro powiedziała Fiona.
W noc Imbolc Fiona wykąpała się szybko w dębowej wannie i trzęsąc się z zimna wyszła z wody, żeby Nelly porządnie ją wytarła. Kiedy nadszedł Colin, oddalił dziewczynę. Potem wziął grzebień i począł rozczesywać gęste, czarne włosy żony. Gdy skończył, Fiona zaplotła je w warkocz i położyła się do łóżka. Był to ich cowieczorny rytuał. Colin rozebrał się, wykąpał w wannie Fiony i pospiesznie osuszył się ręcznikiem, bo noc była chłodna. Dołączył do niej w łóżku i opuścił kotary, pozostawiając niezaciągniętą tylko jedną, u nóg łoża, aby mogli widzieć palenisko i cieszyć się ciepłem ognia.
– Odkąd sięgam pamięcią, po raz pierwszy Nairns Craig sprawia wrażenie domu – powiedział. – Wydaje mi się, że służący są szczęśliwsi i pracują lepiej. Posiłki, jakie ostatnio przygotowuje kucharz, są o niebo lepsze i od tego, co jedliśmy wcześniej. Czemu tak się dzieje, Fiono? – Półsiedząc, opierał się szerokimi plecami o miękkie poduchy i gładził leżącą obok niego Fionę.
– Wszyscy są zadowoleni – powiedziała mu – i dzięki temu w całym domu jest milej. Służba nie jest już przerażona. Jeśli zaś chodzi o posiłki, mówię kucharzowi, co ma przygotowywać. Pokazałam mu nawet, jak zrobić kilka nowych dań i jak korzystać z przypraw, które do tej pory uważał za nieprzydatne. Nie ma w tym czarów, milordzie. Cieszę się, że zauważyłeś te zmiany i jesteś z nich zadowolony.
Pocałował czubek głowy swej żony, jednocześnie ręką pieszcząc jej brzuch, który zaczynał się coraz bardziej zaokrąglać. Na jej białych piersiach pojawiły się błękitne żyłki. Położył dłonie na nabrzmiałym brzuchu i poczuł, jak pod jego dotykiem dziecko poruszyło się.
– Będzie z niego dzielny chłopak – powiedział Colin. – Sam nauczę go jeździć konno i posługiwać się mieczem. Ty zaś, kochanie, będziesz musiała nauczyć go dobrych manier, żeby nie przysporzył wstydu sobie i swojej rodzinie, kiedy będzie gościć na dworze wuja.
Fiona roześmiała się cicho. Pomyślała, że bardzo złagodniała w czasie ostatnich paru miesięcy. Była zadowolona, że Colin nie miał wątpliwości, czyje to dziecko. Będzie dla niego dobry, a ono znajdzie w nim wspaniałego ojca, dopóki Fiona nie będzie mogła wrócić na południe ze swoim potomkiem.
– Jesteś więc pewien, że to będzie chłopiec? – przekomarzała się z mężem.
– Tak! – odpowiedział z entuzjazmem. – Nazwiemy go Alastair, po moim bracie, lordzie z Wysp. Poproszę Aleksandra, żeby został ojcem chrzestnym malca, Fiono. Nie zaszkodzi, żeby chłopak miał silnego opiekuna.
Alastair. Celtycka odmiana imienia Aleksander. Nie zastanawiała się nigdy, jak nazwie swoje dziecko.
Niewątpliwie nie mogła nadać mu imienia po prawdziwym ojcu, Angusie Gordonie, a nie chciała nazwać go imieniem swojego ojca.
– Alastair James MacDonald – powiedziała Colinowi. – Po twoim bracie, ale także po królu. Pewnego dnia lord z Wysp, czy tego chce, czy nie, będzie musiał złożyć hołd lenny Jamesowi Stewartowi. Chciałabym, żeby nasz synek nosił imiona obu wielkich mężów, Colly. Zgoda?
– Tak, kochanie! To dobre imię, Alastair James. Mam nadzieję, że odziedziczy po tobie ciemne włosy, które tak mi się podobają. Nie chciałbym, żeby miał moją czerwoną czuprynę. – Zachichotał. Przesunął ręce i ujął w dłonie jej piersi.
– Mógłby też mieć twoje niebieskie oczy, Colly – dodała, przyłączając się do gry, która w rzeczywistości wcale nie była zabawą. – Och, moje brodawki są takie wrażliwe.
– I jesteś piekielnie uwodzicielska, jak jedna z naszych bogiń płodności – zamruczał jej do ucha, końcem języka je przy tym drażniąc. Obrócił ją na bok i przesunął się za nią. – Już niedługo nie będziemy mogli się bawić – wyszeptał, układając jej nogę i zanurzając się powoli w jej gorącym, oczekującym go ciele.
– Ach – westchnęła, czując w środku jego twardość. – Wtedy – powiedziała cicho – będziesz musiał się zadowolić którąś z dziewek służebnych w stajni, Colly. Ach, mój Boże, ależ to przyjemne!
Przytrzymując rękami jej biodra, łagodnie pulsował wewnątrz jej ciała, aż poczuł jej miłosne soki. Dopiero wtedy pozwolił na ujście swojej namiętności.
– Nie, kochanie – powiedział, wycofawszy się z niej. Leżeli spleceni ze sobą, pod gorącą pierzyną i lisim futrem. – Nie będę brał żadnej innej kobiety dla zaspokojenia mojej przyjemności, kiedy ty już nie będziesz mogła mi służyć. Rozpuściłaś mnie, Fiono, i teraz nie interesują mnie inne dziewczęta. Niesmaczna stała się nawet sama myśl o nic nie znaczących igraszkach. Kocham cię, Fiono. Kocham cię!
Obróciła się tak, żeby widzieć jego twarz, i dostrzegła w jego niebieskich oczach błysk bezwarunkowej miłości.
– Nie proś mnie o nic, Colly – poprosiła go. – Nie jestem jeszcze gotowa, żeby oferować ci więcej niż dotychczas. Nie możesz tego ode mnie oczekiwać. – Poczuła, że do oczu napływają jej łzy.
Łagodnie przesunął palcem po zarysie jej szczęki.
– Ale widzę, że jesteś mi coraz mniej wroga, kochanie.
– Owszem – przyznała – ale to nie oznacza, że kiedykolwiek cię pokocham, Colly. Dziecko w moim łonie zmusza mnie do zmiany uczuć. Kiedy się urodzi, może znowu stanę się dawną sobą i będę cię nienawidziła za to, że mnie ukradłeś panu na Loch Brae.
– Pan na Loch Brae zmarnował swoją okazję, Fiono. Nie uhonorował cię swoim nazwiskiem – powiedział Colin twardym głosem. – Wiesz dobrze, że ja się nie wahałem, żeby uczynić cię moją żoną, chociaż zrękowiny są jedynie na rok. Kiedy ojciec Ninian zawita do Nairns Craig, da nam ślub i wtedy będziesz mnie kochała.
– Nic ci nie obiecuję, Colly – powtórnie ostrzegła go Fiona, ale wiedziała, że jej nie słucha. Był absolutnie zdecydowany, by została jego żoną, i to nie na rok, ale na zawsze.
Nadeszła wiosna, a król nadal ignorował górali. Do Nairn przybył posłaniec od lorda z Wysp z informacją, że lord zamierza odwiedzić swojego brata, że będą mu towarzyszyć przywódcy innych rodów i że zamek powinien się przygotować na przyjazd co najmniej tuzina głów rodów.
– Czemu przyjeżdżają tutaj? – zapytała Fiona.
– Bo nikt nie będzie nawet podejrzewać, że to spotkanie może się odbyć w takim miejscu – wyjaśnił jej Colin. – Przyjadą dyskutować o tym, co zrobić z Jamesem Stewartem. Czy złożyć mu przysięgę wiernopoddańczą, czy też nie? Czy czekać, aż zwoła ich do Inverness, czy też jechać na południe do Perth lub do Scone, by przysiąc wierność?
Potem Fiona i Nelly stały na szczycie zamkowych murów i obserwowały przybycie zaproszonych gości. Ku ich zaskoczeniu dołączyła do nich Moire Rose, z ciemnoczerwonym i zielonym tartanem zarzuconym na szczupłe ramiona.
– Pewnie nie znasz tartanów klanów z północy – zwróciła się do Fiony. – Udzielę ci paru informacji, żebyś nie czuła się zakłopotana. O tam! Czerwony i zielony w żółto-białe paski to wzór MacFie. Żółty z czarnym w czerwone prążki to MacLeod z Lewis. Poznałaś chyba Margaret, bezwstydną córę tego klanu, prawda? Ach, tam idą Chisholmowie w swojej czerwono-zielonej kratce z białymi paskami, i Cameronowie, też z czerwono-zieloną kratą, ale w żółte prążki. Kolory Campbellów to niebieski i zielony z żółtymi paskami, a Maclntyrów zielony i niebieski w czerwone i białe paski.
– Poznaję niektóre tartany – spokojnie odpowiedziała jej Fiona. – W czerwieni i zieleni idą Mathesonowie, zielony w czarnobiałe prążki należy do MacLeanów, a czerwono-zielono-niebieska kratka należy do Maclntoshów.
– Skąd to wiesz? – zapytała Moire Rose, nie mogąc powstrzymać ciekawości. – Przecież wychowałaś się na wschodnich wyżynach.
– Te wzory widziałam w zamku MacDonaldów zeszłej jesieni – wyjaśniła Fiona.
U ich stóp na zamkowe wzgórze podjeżdżał człowiek okryty czerwono-zielonym okryciem w białe prążki, a za nim następny, z tartanem w zielono-granatową kratę z jasnoniebieskimi, czerwonymi i żółtymi paskami.
– To MacGregor i Malcolm – zauważyła starsza kobieta. – Ach, jest też para największych mącicieli, jakich kiedykolwiek miała Szkocja. – Kościstym palcem wskazała na dwóch mężczyzn. Jednego z nich, okrytego czerwono-czarno-zielonym tartanem, zidentyfikowała jako Aleksandra MacRuriego, zaś jego towarzysza, w zielono-czarnym tartanie w żółte pasy jako Iana MacArthura.
Fiona zapamiętała sobie, by zapytać Colina o obu mężczyzn, o których tak krytycznie wypowiadała się przed chwilą jego matka.
– Kim jest ten człowiek, wjeżdżający na wzgórze w towarzystwie ślicznej kobiety, lady Moire? – zapytała teściową.
– Ho, ho, ho, to naprawdę ważne spotkanie – odparła Moire Rosę. – To Angus MacKay i jego żona Elizabeth, która jest siostrą Aleksandra MacDonalda. I spójrz tylko, kto jedzie za nimi. Widzisz tego grubego człowieka w zielono-granatowej kracie z żółtymi paskami? To Spóźniony MacNeill, zwany tak dlatego, że na wszystkie zebrania przybywa zawsze ostatni.
Fiona nie mogła powstrzymać chichotu. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu lekki uśmieszek pojawił się także na wargach Moire Rose, ale znikł tak szybko, że nie mogła być pewna, czy rzeczywiście go widziała.
– Powinnam przygotować komnatę dla McKaya i jego żony – odezwała się Fiona do swoich towarzyszek. – Nie spodziewałam się żadnej kobiety i sądziłam, że mężczyźni, poza lordem z Wysp, będą spali w holu.
– Czekaj – rzuciła podniecona Moire Rose. – Posłuchaj! Słyszysz kobzy, dziewczyno? To przybywa sam MacDonald, lord z Wysp.
Istotnie, na wzgórze wspinał się lord z Wysp, dosiadający pięknego białego ogiera. Poprzedzało go czterech kobziarzy, za nim zaś ciągnęła duża grupa jego ludzi. W pierwszym szeregu niesiono proporce z czerwonego jedwabiu, z wyhaftowanym złotą nicią mottem lorda „Per Marę Per Terras” (Przez Morza, Przez Lądy). I lord, i jego ludzie mieli przypięte do czapek gałązki wrzosu, będącego symbolem ich klanu. Kobziarze grali marsz MacDonaldów.
– Tak samo jego ojciec przybywał po raz pierwszy do Nairns Craig – cicho, nieomal z czułością w głosie powiedziała Moire Rose.
– Wspaniały pochód – odpowiedziała Fiona. – Colly mówi, że lordowie z Wysp są jak królowie, i rzeczywiście, ten lord wjeżdża tu jak prawdziwy król. James Stewart nie lubi takiej pompy i widowiska.
– MacDonaldowie są dumniejsi niż Stewartowie – z pychą rzekła Moire Rose. – Mają więcej dostojeństwa niż jakikolwiek inny szkocki ród.
Obie młodsze kobiety oddaliły się, pozostawiając matkę Colina MacDonalda, stojącą na murach.
W domu Fiona kazała napotkanej dziewce służebnej przynieść pościel do drugiej sypialni. W najlepszej będzie nocować lord z Wysp. Dziewczyna powróciła z naręczem prześcieradeł i powłoczek. Fiona wzięła je i posłała dziewczynę po drewno do sypialnianych kominków. Potem wspólnie z Nelly szybko posłały łóżka i pootwierały okna, żeby przewietrzyć pomieszczenia. Kiedy służąca wróciła, uklękła przed kominkiem i rozpaliła w nim ogień; resztę przyniesionego drewna ułożyła w koszyku przy palenisku.
– Wstaw kwiaty do wazonu – poleciła Fiona – i postaw je na stole. Szybko! Muszę zejść na dół, powitać naszych gości. Ten pokój musi być gotowy na przyjęcie MacKaya i jego żony, przyrodniej siostry twojego pana. Chodź, Nelly, pomożesz mi się przebrać w inną suknię, żebym nie przyniosła wstydu mojemu mężowi.
– Pospiesznie wyszła z sypialni i przez hol popędziła do swoich apartamentów, a Nelly deptała jej po piętach.
Nelly wybrała dla swojej pani prostą, ciemnoniebieską suknię, na którą zarzuciła błękitnosrebrną pelerynkę. Czarne włosy Fiony zostały upięte i zebrane w srebrną siatkę.
– Tak może być – rzekła Fiona.
Fiona wyszła z komnaty i pospieszyła do holu. Znalazła się tam równocześnie z MacKayem i jego żoną, którzy właśnie wchodzili z podwórza. Nairn uśmiechnął się do niej przelotnie, po czym ujął ją za rękę i pociągnął do przodu, by przedstawić swojej przyrodniej siostrze i jej mężowi.
Elizabeth MacKay była mocno zbudowaną, przystojną kobietą o ciemnokasztanowych włosach i charakterystycznych dla jej rodziny niebieskich oczach. Omiotła Fionę śmiałym spojrzeniem, po czym stwierdziła:
– Aleks nie kłamał, Colinie. Wziąłeś sobie za żonę istną piękność, a na dodatek jeszcze dziewczyna omal nie pęknie od zawartości swego brzucha. MacDonaldowie nie tracą czasu.
– Cudownie jest móc cię znowu zobaczyć, siostro – rzekł Nairn. – Pozwolisz, że ci przedstawię moją żonę, Fionę?
Fiona dygnęła grzecznie, ale jej szwagierka rzuciła:
– Och, nie zachowuj się wobec mnie tak formalnie, Fiono Hay. Chodź i pocałuj mnie w policzek. Kiedy powinien się urodzić mój bratanek? Wiem, że to twoje pierwsze dziecko, ale czy umiesz coś przewidzieć?
Fiona cmoknęła Elizabeth MacKay w policzek i powiedziała:
– Sądzę, że dziecko urodzi się już niedługo, pani. Zostało poczęte niemal natychmiast po porwaniu mnie przez twojego brata.
Nowo poznana szwagierka zachichotała, słysząc tę uwagę.
– Właściwie to całkiem niepodobne do Nairna, żeby się tak śmiało zachowywać – zauważyła. – Pamiętam, że dawnymi czasy brał to, czego zapragnął, ale nigdy nie widziałam, żeby był aż tak zuchwały. Aleks twierdzi, że Colin cię kocha. Chyba musi.
– Tak mi powtarza, pani – odparła Fiona.
– Ach – zrozumiała Elizabeth MacKay – a więc twój bezczelny małżonek jeszcze nie do końca cię zawojował, prawda?
– Pogodziłam się już trochę ze swoim losem i może nawet jestem teraz milsza dla Nairna, niż byłam jeszcze kilka miesięcy temu – rzekła Fiona – ale nie należy się spodziewać, żebym szalała z miłości do człowieka, który wykradł mnie mężczyźnie, którego kochałam. Wiele rzeczy można o mnie powiedzieć, ale nie to, że oszukuję w sprawach sercowych.
– Lepiej, żebyś nie kłamała – odrzekła Elizabeth MacKay. – Mężczyźni nie są tacy doświadczeni i sprytni, jak my, kobiety. Lepiej, żeby jedno z was zachowało przytomność umysłu. Biedny Nairn z tymi swoimi ognistymi lokami zupełnie się do tego nie nadaje, prawda? – Roześmiała się, poklepując dłoń Fiony.
Fiona polubiła Elizabeth MacKay. I to się stawało problemem. Lubiła wszystkich MacDonaldów, jakich poznała. Jakież nieczułe serce musiał mieć James Stewart, który sądził, że będzie umiała zachować dystans wobec Nairna, tak by zdradzić jego i całą jego rodzinę. Pojmowała królewskie pragnienie uzyskania pełnej kontroli nad całą Szkocją, ale jednocześnie świetnie rozumiała postawę MacDonaldów, którzy zawsze byli panami u siebie, odpowiedzialnymi jedynie przed Bogiem i lordem z Wysp. Fiona zrozumiała, że zmiana tego stanu rzeczy będzie dla wszystkich bardzo trudna. Zastanowiła się, czy istnieje sposób, by osiągnięte zostały cele wszystkich bez wojny, ale zaraz wzdrygnęła się, myśląc o swojej głupocie. To była Szkocja, gdzie nic ważnego, a nawet nieważnego, nie działo się bez walki. Teraz, gdy będzie pełniła honory pani domu, miała za zadanie przysłuchiwać się obradom przywódców klanów. Potem musi znaleźć sposób, by przekazać wiadomości królowi. Czemu nie zwołał jeszcze spotkania północnych klanów?
– Ta powaga nie pasuje do twojej ślicznej buzi, skarbie – odezwał się lord z Wysp, podchodząc, aby się z nią przywitać.
– Zastanawiam się, czy mam wystarczająco dużo jedzenia dla tych wszystkich ludzi – powiedziała Fiona. – Nie chcę okazać braku gościnności, milordzie. Nigdy dotąd nie żywiłam takiej gromady. – Uśmiechnęła się do niego.
– Nie obawiaj się. Mogę się założyć, że ta wiedźma, matka Colina, za twoimi plecami złożyła wizytę w kuchni, pilnując, aby honor i sława gościnności Nairns Craig nie ucierpiały.
– Oddała mi klucze od gospodarstwa w dniu, kiedy tu przyjechałam – rzekła Fiona, nie dodając, że owe klucze zostały ciśnięte pod nogi Colina.
– To co innego. Czy jest dla ciebie miła, czy też siecze językiem, jak zwykle?
– Głównie przebywa w swoich pokojach – odparła Fiona – bo zaraz pierwszego dnia przeciwstawiłam się jej. Dzisiaj jednak przyłączyła się do mnie i Nelly, kiedy z murów przyglądałyśmy się nadjeżdżającym gościom. Zachowywała się niemal przyjaźnie.
– Miałaś więc rzadką okazję ujrzenia jej oblicza, które znane jest bardzo niewielu, skarbie. – Roześmiał się i pozostawił ją, aby mogła sprawować kontrolę nad przygotowaniami do wieczornego posiłku.
Zaciekawiona jego słowami, Fiona udała się do kuchni.
– Matthew – zwróciła się do głównego kucharza – czy lady Moire zaglądała tutaj dzisiaj albo wczoraj, żeby ci udzielić dodatkowych wskazówek?
– Tak, pani – odpowiedział kucharz. – Przyszła dziś rano, żeby się dowiedzieć, co zamierzam podać do jedzenia, a potem powiedziała, że pani postanowiła, iż potrzebne będą dodatkowe dania. Na jej rozkaz upiekłem dodatkową sarnę, przygotowałem jeszcze sześć gęsi i szynkę. Chleba, masła i sera zawsze mamy w nadmiarze.
– Bardzo dobrze, Matthew – rzekła Fiona. Nie wiedziała, czy ma być zła, urażona, czy też rozbawiona interwencją teściowej.
Nagle zrozumiała, że swoim działaniem Moire Rose prawdopodobnie wybawiła ją z ogromnego kłopotu. Nie zauważyła jej w holu. Pojęła, że starsza pani nie pojawi się niezaproszona, poleciła więc służącemu:
– Idź do apartamentów lady Moire i poproś, żeby dziś wieczorem dotrzymała nam towarzystwa.
Służący ukłonił się, wyraźnie zdumiony poleceniem, ale pospieszył je wykonać.
Fiona wolno wędrowała po sali, by tu i tam uchwycić urywki rozmów. Wiedziała, że poważne narady zaczną się dopiero po posiłku. Kiedy upewniła się, że wszyscy mężczyźni mają w rękach kielichy pełne wina bądź piwa, przyłączyła się do Elizabeth MacKay, która zasiadła przed kominkiem w wygodnym fotelu.
– Mam nadzieję, że podoba ci się komnata. Niestety, nie jest naszą najlepszą sypialnią, bo tę musieliśmy przeznaczyć dla twojego brata – wyjaśniła z uśmiechem. – Nie wiedziałam, że przyjedziesz, dopóki nie zobaczyłam, jak podjeżdżasz pod zamek w towarzystwie męża.
– To piękny pokój dla każdego gościa, oczekiwanego czy niespodzianego – odrzekła szwagierka, odpowiadając uśmiechem. – Bardzo miłym pomysłem jest wazon pełen pierwiosnków. – Upiła łyk wina ze srebrnego kielicha. Nagle wykrzyknęła: – Dobry Boże! Kogóż to widzimy! Teraz wszyscy dostaniemy za swoje.
Fiona wstała i jak mogła najszybciej pospieszyła przez salę, żeby powitać Moire Rose.
– Witaj, pani. Cieszę się, że tej nocy dołączyłaś do nas. – Potem ściszyła głos. – Dziękuję za pomoc w kuchni. Bez niej mielibyśmy niezły kłopot. Nie uświadamiałam sobie, że lord z Wysp przywiedzie ze sobą tak wielu ludzi. Jeśli kiedyś znów będę miała popełnić podobny błąd, czy mogłabyś, pani, przyjść do mnie i mnie przestrzec? Niektórych rzeczy nie mogę się nauczyć bez twojej pomocy. W porównaniu z Nairns Craig mój dom był bardzo mały.
– Mądra z ciebie dziewczyna – spokojnie odrzekła Moire Rose, a na jej wargach pojawił się cień uśmiechu. Potem powiedziała: – Ach, a oto mój stary przyjaciel, William MacFie. Pójdę się z nim przywitać. To go śmiertelnie przerazi, bo zawsze, od dzieciństwa się mnie bał.
– Dlaczego? – zapytała bardzo zaciekawiona Fiona.
– Dlaczego? – cierpko roześmiała się jej teściowa. – Byłam od niego wyższa, bo jest bardzo małym mężczyzną. Nazywali go Mały MacFie. To ja wymyśliłam to przezwisko i przylgnęło do niego. Jestem niewielką niewiastą, ale mogę go pokonać w każdym biegu. Z tego powodu mnie nie lubił.
– A mimo to jest twoim przyjacielem? – Fiona była zdumiona.
Moire Rose głośno zachichotała i bez dodatkowych wyjaśnień przeszła przez hol, żeby powitać Małego MacFie, który istotnie na jej widok pobladł i zaczął się gwałtownie rozglądać w poszukiwaniu jakiegoś schronienia. Bezskutecznie.
To było coś, czego by nigdy nie podejrzewała. Moire Rose miała poczucie humoru. W tej kobiecie siedziało więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Miała cięty język, zgorzkniałe serce, ale być może nie była taka zła, jak wszyscy sądzili.
Nairn podszedł do Fiony i roześmiał się, usiłując bez skutku objąć jej nieistniejącą talię.
– Usłyszałem wiele uwag, że hol wygląda naprawdę niezwykle ładnie i jakie mamy dobre wino i piwo, kochanie. Wiem, że kolacja będzie równie wyśmienita.
– Będzie, i to dzięki twojej matce, panie, gdyż nigdy dotąd nie przyjmowałam takiej liczby gości i nie zaleciłam przygotowania wystarczającej ilości jadła. Twoja matka przewidziała to i dyskretnie poradziła kucharzowi, żeby przygotował więcej, mówiąc, że to ja zmieniłam zdanie. Było to bardzo miłe z jej strony.
– I dlatego zaprosiłaś ją dziś wieczorem?
Fiona z roztargnieniem skinęła głową, rozejrzała się dookoła i zadecydowała, że pora podawać do stołu.
– Puść mnie, Nairn – powiedziała. – Muszę zająć się moimi obowiązkami, zanim mężczyźni wypiją zbyt dużo wina i piwa, by mogli zjeść doskonałe dania, które przygotował Matthew. – Pospieszyła, żeby wydać polecenia, i już po chwili na półmiskach, talerzach, tacach i w misach zaczęto wnosić do sali przeróżne dania. Główny stół został przeznaczony wyłącznie dla członków rodziny, by zapobiec urażeniu przywódców klanu możliwością wyróżnienia któregokolwiek z nich. Jedynie MacKay i jego żona znaleźli się przy głównym stole, ale było to zrozumiałe. Przywódcy klanów usadowili się przy ławach.
Posiłek składający się z pieczonego prosiaka, dwóch pieczonych saren, tuzina gęsi, sześciu kapłonów, szynki, zupy rybnej z węgorza, drobnego ptactwa zapiekanego w cieście, opiekanych na ruszcie pstrągów z bystrych strumieni należących do Nairns Craig, zielonego groszku i sałaty duszonej w białym winie spotkał się z ogromną aprobatą gości. Jedli i pili z przyjemnością, odrywając wielkie kawały z bochenków chleba, smarując je obficie słodkim masłem, odkrawając sztyletami kawałki sera i popijając je winem bądź ciemnym piwem. Służba biegała w tę i z powrotem, napełniając dzbany i dokładając na półmiski, dopóki apetyt wszystkich gości nie został zaspokojony. Kiedy sprzątnięto pozostałości różnych dań, lokaj przyniósł salaterki z poziomkami, które postawił przed trzema niewiastami, zasiadającymi przy głównym stole.
Colin MacDonald powstał.
– A teraz, moi panowie, skoro już zjedliście, witam was ponownie w Nairns Craig i bardzo proszę, byście wysłuchali, co ma do powiedzenia mój brat, lord z Wysp.
Na sali zapanowała wyjątkowa cisza, nawet służący zaprzestali swoich zajęć. Aleksander MacDonald wstał, żeby przemówić do zebranych przywódców klanów. Zapalone pochodnie i świece rzucały tajemnicze cienie.
– Panowie – zaczął – muszę podziękować mojemu bratu i jego ślicznej żonie za zaoferowaną nam gościnę. Pozwolę sobie przypomnieć wam, że nasze spotkanie powinno pozostać tajemnicą. Dzisiaj jest ostatni dzień maja, roku pańskiego tysiąc czterysta dwudziestego piątego. Nikt z nas nie został jeszcze wezwany do Inverness, żeby złożyć wiernopoddańczy hołd Jamesowi Stewartowi. Bardzo możliwe, że dni naszej autonomii dobiegają końca.
Tu i tam rozległy się okrzyki niezadowolenia, ale lord z Wysp uniósł do góry rękę i w holu znowu zapanowała cisza.
– Mnie też się nie podoba ta perspektywa i będę się przed nią bronił, ale musimy spojrzeć prawdzie w oczy. We wschodniej i południowej części gór królowi udało się zjednoczyć klany. Ba, nawet tutaj, na północy i zachodzie rozlegały się głosy niektórych rodów, żeby ślubować wierność. Nikogo nie będę przed tym powstrzymywał, nikogo też z tego powodu nie uznam za wroga, chyba że sam mnie do tego zmusi. Zwołałem was tu, by powiedzieć, że każdy musi postąpić tak, jak uważa. Niektóre rody są małe, liczą nie więcej niż parę setek mężczyzn, niektóre mają siłę kilku tysięcy ludzi. Ostrzegam jednak, że każdy, kto zjednoczy się z Jamesem Stewartem w celu uzyskania jego pomocy przeciw mnie, dostanie za swoje. Napadnę na takiego jak wilk na śpiącą owcę. Nikogo nie będę oszczędzał, mężczyzn, kobiet, starców, niemowląt przy piersi. Jestem lordem z Wysp i tak pozostanie.
Głos zabrał Duncan Campbell.
– A jeśli złożymy przysięgę królowi Stewartowi, ten zaś poprosi nas o pomoc w walce z tobą, panie, to co wówczas? Nasza lojalność zostanie narażona na szwank. Związani honorową przysięgą, będziemy musieli słuchać króla, naszego władcy. A jednak, podobnie jak ty, czujemy się góralami.
– Jesteś wystarczająco silny, Duncanie Campbellu, żeby do ostatniej chwili stać przy moim boku – odparł lord z Wysp. – Twoja rodzina nie należy do małych i słabych. Potem podniósł się Spóźniony MacNeill.
– Przybyłem tu zamiast mojego brata Gilleonana, który zachorował na brzuch i nie mógł przyjechać. Jesteśmy małym klanem, panie, i złożyliśmy ci wiernopoddańczy hołd. Nie ma żadnych wątpliwości, jak się zachowamy. Pójdziemy za tobą, jak zawsze. Nie będziemy ślubować temu Stewartowi, dopóki ty tego nie uczynisz. – Usiadł.
– Przedyskutujcie to między sobą – rzekł lord z Wysp – ale trzymajcie na wodzy swoje emocje. Żadnych walk i zabijania w murach mojego brata. Pamiętajcie, że są tu kobiety.
Przywódcy klanów rozpoczęli dyskusję spokojnymi głosami, jednak w miarę upływu czasu rozmowa nasilała się, a argumenty stawały się coraz szczersze. Mniejsze rody przejmowały się głównie swoimi szarfami obrony bynajmniej nie przed Jamesem Stewartem, lecz przed większymi klanami, które będą na nie napadać i łupić tak, jak to zawsze robiły, bez względu na obrany kierunek postępowania. Większe klany rozważały plusy opuszczenia Aleksandra MacDonalda i przyłączenia się do szkockiego króla. Istniała przecież wyraźna szansa na to, że nowy monarcha nagrodzi tych, którzy szybko staną po jego stronie, a nie będą czekać na zwołanie zebrania w Inverness.
Robert Cameron mruknął:
– To jak rzucanie kości. Nie można przewidzieć, kto wygra.
– Rozważasz więc możliwość zerwania naszych dawnych sojuszy, Robbie Cameronie? – zapytał zapalczywie William Maclntyre.
Siedzący przy głównym stole z ciekawością przysłuchiwali się wymianie zdań.
– Nie można ufać Duncanowi Campbellowi – odezwał się Nairn do swojego starszego brata. – Campbellowie zawsze byli zazdrośni o naszą potęgę.
– Ale aż do teraz nie byli wystarczająco silni, żeby z nami wygrać – odparł Aleksander MacDonald. – Widzę, że rozmyśla nad korzyściami wynikającymi z pokłonienia się Jamesowi Stewartowi, ale jeśli to uczyni przede mną, MacDonaldowie na zawsze pozostaną jego wrogami. Nie mogę winić mniejszych rodów za chęć ochrony siebie i wyznam ci w zaufaniu, ale tylko tobie, że sam też w końcu ulegnę i pokłonię się Stewartowi.
– James Stewart powiedział mi, kiedy potwierdzał mój tytuł i prawa do ziemi, że powinienem złożyć mu hołd zaraz po tobie, Aleksie, i tak uczynię, ale nie wcześniej, przysięgam.
Lord z Wysp poklepał młodszego brata po ramieniu i powiedział:
– Kocham cię, Nairn. Cieszę się, że tamtego dnia nasz ojciec przywiózł cię na Islay, żebyś się z nami wychowywał.
Nagle wszystkie oczy skierowały się na Iana MacArthura, który rzekł:
– Panowie, dlaczego nie zabijemy tego króla Stewarta? To oszczędzi nam wielu kłopotów. Król nie ma jeszcze dziedzica. Doniesiono mi, że królowa powiła córkę. Stary Atholl jest najbliższym królewskim krewniakiem. Zabijmy Jamesa Stewarta, a wszystkie ziemie na południe od Tay ogarnie chaos wywołany walką o tron. Możemy poszukać innego Jamesa, ocalałego syna księcia Murdocha, który podobno jest w Irlandii. – Ian MacArthur rozejrzał się, oczekując poparcia.
Aleksander MacRurie poderwał się z miejsca.
– Ian poddał nam świetną myśl. Jeśli zabijemy Jamesa Stewarta, sprawy potoczą się dobrze dla nas. I kto będzie miał nam za złe, jeśli poprzemy jego bratanka?
– Jesteście aż tak głupi – zabrała głos Fiona, wstając zza głównego stołu – żeby sądzić, iż młody Jamie, syn Murdocha, będzie chciał pomścić śmierć swojego ojca i braci za nic? A będziecie mieli odwagę, żeby zaoferować mu za to pieniądze? Będzie się wstydził je przyjąć, żeby nie nazwano go Judaszem. Czego więc będzie chciał, panowie? – zapytała ostro i szybko sama odpowiedziała na postawione pytanie. – Powiem wam, czego będzie chciał, wy głupcy. Będzie chciał waszego poparcia! A wy nie będziecie mieli wyjścia i staniecie się w ten sposób wspólnikami w morderstwie powszechnie uznanego króla. Sądzicie, że Kościół pozwoli, aby taka zbrodnia pozostała bezkarna? Wolicie zamienić sprawiedliwego, chociaż wymagającego, Stewarta na innego, tyle że tchórzliwego i zdradzieckiego? Nigdy nie będziecie mogli mu zaufać.
Fiona usiadła na krześle, żeby dać im czas na przetrawienie jej słów. Kobiety z gór były wygadane i nikt nie uważał za dziwne, iż zabrała głos w dyskusji. W istocie wielu przywódców klanów było pod wrażeniem jej wystąpienia i z uwagą ważyli teraz jej słowa, wiedzieli bowiem o jej bliskiej znajomości z królem i królową.
– Takie posunięcie niewątpliwie spowoduje, że w górach zacznie panować prawo miecza i ognia – spokojnie powiedziała Elizabeth MacKay, zwracając się do siedzących przy głównym stole. – Fiona mądrze mówi i mam nadzieję, że jej posłuchasz, mój bracie. – Spojrzała na lorda z Wysp. – Co sądzisz o propozycji lorda MacArthura?
– Uważam, że to głupiec, jak to słusznie zauważyła nasza śliczna Fiona – powiedział Aleksander MacDonald. – Udział w takim spisku byłby niegodny MacDonaldów. Nie zaakceptuję takiego rozwiązania, siostro, i wiesz o tym świetnie bez pytania – zakończył.
– Ale wiernym druhem MacArthura – odparła Elizabeth – jest MacRurie, który należy do rodziny MacDonaldów, bracie. Jak zamierzasz go kontrolować?
Aleksander MacDonald uśmiechnął się wilczym uśmiechem.
– Kiedy nadejdzie dzień, w którym będziemy musieli wybrać się do Inverness i król zażyczy sobie naszego przedstawiciela, czy nie sądzisz, że MacRurie świetnie się nada, siostro?
– Och, Aleks, nasz ojciec byłby z ciebie dumny – powiedziała, uśmiechając się do niego. – Ten plan jest godny Donalda z Harlaw.
Fiona przysłuchiwała się ich rozmowie, śledząc jednocześnie dyskusję, toczącą się w holu. Propozycja Iana MacArthura i Aleksandra MacRurie zabicia króla warta była przekazania Stewartowi, bo chociaż niewątpliwie nic z niej nie wyniknie, monarcha powinien zostać ostrzeżony. Martwiła się, jak przesłać wiadomości, bo nie była w stanie wybrać się do Inverness, by odwiedzić handlarza tkanin, a żaden inny posłaniec króla nie zawitał tej wiosny do Nairns Craig.
Zwróciła się do swojego szwagra z zapytaniem:
– Czy widziałeś ojca Ninian, milordzie? Chciałabym go mieć w Nairn, żeby ochrzcił po porodzie moje dziecko.
– Słyszałem, że przebywa gdzieś na północ od Nairns Craig – odpowiedział lord – ale nie obawiaj się. Wczesną wiosną odwiedził Islay i mówił mi, że zamierza zawitać do was w czerwcu.
– Czerwiec zaczyna się już jutro – rzekła Fiona.
– To piękny miesiąc na urodziny – odparł jej lord z szerokim uśmiechem.
Fiona roześmiała się.
– Każdy moment mi odpowiada, by urodzić dziecko. Jestem już nadęta jak przejrzałe winogrono.
– Czy mój bratanek jest żywotnym malcem? – zapytała Elizabeth MacKay.
– Nigdy nie jest spokojny – odparła Fiona – ale wydaje mi się, że w ciągu ostatnich dwóch, trzech dni trochę się uspokoił.
Elizabeth MacKay spojrzała znacząco na Moire Rose.
– Maluch urodzi się bardzo niedługo – stwierdziła pewnym głosem.
Tej nocy Nairn nie położył się do łóżka, a Fiona spała bardzo źle. Mimo to rano, ubrana w luźną ciemnozieloną suknię, pilnowała służących, serwujących gościom poranny posiłek. Podano płatki owsiane, świeży chleb, szynkę, kilka misek ugotowanych na twardo jajek, masło w kamionkowych garnkach i nowy krąg twardego, ostrego sera, a do tego dzbany z pieniącym się, ciemnym piwem. Przywódcy klanów, pomimo przekrwionych oczu, już wstali i zatroszczyli się o swoje potrzeby. Zasiedli przy ławach, spożywając jadło, jakby od miesięcy nic nie mieli w ustach, i szybko opróżniali dzbany z piwem.
Potem, jeden po drugim, zaczęli opuszczać Nairns Craig. Fiona stała ze swoim mężem w drzwiach do holu, uprzejmie żegnając każdego gościa. Znała imiona wszystkich. Przywódcy klanów byli oczarowani jej wdziękiem i manierami, i wielu mówiło Colinowi, że poszczęściło mu się z taką żoną. Kiedy wszyscy, poza głową rodu MacDonaldów i jego krewnymi, wyjechali, Fiona powróciła jeszcze raz do holu, żeby sprawdzić, czy ze wszystkich ław zebrano resztki jedzenia i ustawiono je pod jedną ze ścian holu. Następnie wniesiono posiłek dla pozostałych gości.
Lord z Wysp, który już wcześniej pojawił się w holu, żeby pożegnać się ze swoimi wasalami i sojusznikami, zasiadł za stołem z siostrą i szwagrem, MacKayem.
– Twoja żona jest nam wielce pomocna, Nairn – odezwał się. – Ostatniej nocy dobrze przemawiała, z dużą dozą zdrowego rozsądku. Wiele osób o tym mówiło. Bardzo jestem z ciebie zadowolony, moja ślicznotko – powiedział Fionie, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Nie życzę sobie wychowywać moich dzieci pośród nieustannej wojennej zawieruchy, mój panie – odparła Fiona. – Żadna kobieta tego nie pragnie, bez względu na swoje pochodzenie. To wy, mężczyźni, ogłaszacie wojnę, a potem posyłacie na nią naszych synów. Myślałam tylko o jak najdłuższym utrzymaniu pokoju.
– Ale gdy zagrożona jest nasza autonomia, musimy się bronić – rzekł ostro lord z Wysp.
– James Stewart prosi jedynie o lojalność – powiedziała Fiona. – Wziął na siebie trudne zadanie uzyskania pełnej kontroli nad całą Szkocją. Chce, żeby nasze miasta stały się wielkimi centrami handlowymi, jak miasta angielskie, gdyż to zapewnia dostatek. Jak jednak miasta mają się rozwijać, jeśli klany zaczną je palić w rewanżu za różne sprawy? Jeśli będzie wiedział, że potraficie zachować pokój na północy i na zachodzie, wówczas bez wątpienia pozostawi was w spokoju. Czemu takiemu człowiekowi, jak Aleksander MacDonald, tak trudno jest złożyć wiernopoddańczy hołd? Gdybyś decydował tylko za siebie, nie byłoby to takie trudne, ale jesteś kluczem do pokoju na tym obszarze. Bez twojego poparcia większość nie złoży przysięgi królowi i pozostanie mu cierniem w boku. W końcu będzie musiał usunąć ten cierń albo zostanie okrzyczany nikczemnikiem i tchórzem, jak jego ojciec. Nie pozwoli na takie znieważenie swojego honoru, panie.
– Zobaczymy, czy król wezwie nas do Inverness – odpowiedział lord z Wysp. – Nie muszę chyba wcześniej podejmować decyzji, prawda?
Fiona z rozpaczą pokręciła głową. Jak miała powiedzieć temu wspaniałemu i potężnemu wodzowi klanowemu, że popełnia straszliwy błąd? Że zwlekając ze złożeniem przysięgi Jamesowi Stewartowi usposabia króla wrogo do siebie? James Stewart miał dobrą pamięć, a przed sobą jeden tylko cel – zjednoczenie Szkocji. Fiona świetnie wiedziała, że król uczyni wszystko, co trzeba, aby osiągnąć swój cel.
Nagle przenikliwy ból spowodował, że się zachwiała, a wokół jej stóp rozlała się kałuża wody.
Zwróciło to uwagę Elizabeth MacKay, która skierowała spojrzenie na Fionę. Dostrzegła wodę i wstała, oświadczając:
– Wiedziałam! Dziecko urodzi się jeszcze dzisiaj! Czyż nie mówiłam tego wczoraj w nocy? Czy nie przepowiedziałam, że przyjdzie na świat bardzo niedługo? No już, nie stójcie tutaj, głupcy! Trzeba zabrać Fionę do jej komnaty i przynieść stół do porodu. Pospieszcie się!
Colin MacDonald omal nie przewrócił brata, spiesząc ku swojej żonie.
– Czy boli cię, kochanie? – zapytał, unosząc ją i szybko przemierzając hol w stronę schodów prowadzących do ich pokoi. – Och, Fiono, nie mogę znieść, że tak cierpisz.
– Nie trzeba więc było mnie zapładniać, Nairn – powiedziała, siląc się na dowcip.
Służba zamkowa została pospiesznie wprawiona w ruch. Dziewka służebna pobiegła przed Nairnem, żeby zawiadomić Nelly. Inna popędziła w poszukiwaniu stołu.
Przed wejściem na schody Elizabeth MacKay zatrzymała się i zwróciła do męża i brata:
– Podtrzymujcie Colina na duchu, jak umiecie najlepiej. Ale to nie oznacza, że musicie go spić. Jeśli to zrobicie, obaj za to odpowiecie! – I oddaliła się.
– Nie powiedziała jednak, że nam nie wolno się upić – zauważył lord z Wysp. – Nie za wcześnie, jak dla ciebie?
– Na to nigdy nie jest za wcześnie, Aleks. Obawiam się jednak, że będzie na nas wściekła. Twoja siostra, a moja żona, ma bardzo gwałtowny charakter. Trzymam u siebie garncarza, żeby móc zastępować wszystkie skorupy, którymi ciska we mnie i w każdego, kto naraził się na jej gniew.
Słysząc te wiadomości, Aleksander MacDonald roześmiał się głośno.
W swojej komnacie Fiona walczyła, by wydać na świat to życie, które przez tyle czasu nosiła w swoim brzuchu. Na początku nie krzyczała, kiedy dopadły ją straszliwe bóle, lecz Elizabeth zachęciła ją do tego, mówiąc:
– Kobieta powinna głośno krzyczeć, kiedy rodzi dziecko, Fiono. Nie powstrzymuj się!
– Moja matka nigdy nie krzyczała – przez zaciśnięte zęby powiedziała Fiona. – Byłam najstarsza i nigdy nie słyszałam, żeby krzyczała, kiedy rodziła moich pięć sióstr i moich martwych braciszków. To ojciec za każdym razem wrzeszczał na nią, by dała mu syna, i przeklinał, gdy rodziły się żywe dziewczynki, chłopcy zaś martwi i zimni jak lód.
– Ale ty nie jesteś swoją matką. Mojego brata nie obchodzi, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka, prawda, Nairn? Chcemy zdrowego bobasa, dziewczyno. To wszystko. A teraz krzycz i daj się urodzić dziecku.
Jej słowa zostały nagrodzone wrzaskiem Fiony.
– Coś mnie rozrywa, pani!
– Nie, nie, masz lekki poród. Jeszcze jedno małe parcie, a zobaczysz główkę dziecka – obiecała Elizabeth MacKay. – Kiedy nadejdą następne skurcze, przyj z całych sił.
– Nadchodzi! – krzyknęła Fiona drżącym głosem.
– Bardzo dobrze, moja droga, bardzo dobrze – pochwaliła szwagierkę Elizabeth MacKay.
Colin MacDonald był bardzo blady, kiedy pozwalał Fionie ściskać swoją dłoń tak mocno, że miał wrażenie, jakby krew przestawała w niej krążyć. Widząc jego stan, Fiona powiedziała:
– Wyjdź, Nairn! Nie chcę, żebyś osunął się omdlały na podłogę. Nie ma teraz czasu na zajmowanie się tobą, skoro ma się urodzić dziecko.
– Nie zostawię cię, kochanie, i na pewno nie zemdleję jak panienka – obiecał jej, choć nie był przekonany, czy będzie w stanie dotrzymać tego przyrzeczenia. Widok jej cierpienia i uświadomienie sobie, że to on jest przyczyną owego bólu, były niemal ponad jego siły. Z trudem przełknął ślinę.
– Nie mam więcej dla ciebie czasu, Colly – rzekła Fiona. – Matko przenajświętsza! Aaaaah! Co się dzieje, pani?
– Jeszcze jedno, może dwa parcia i dziecko się urodzi – powiedziała Elizabeth MacKay. – Już widać główkę i ramionka. – Otworzyła usta dziecka i wyciągnęła grudkę śluzu. Dziecko zakasłało i zaczęło płakać.
– Czy to chłopiec? – zapytała Fiona.
– Te części ciała zwykle pokazują się na samym końcu – roześmiała się Elizabeth MacKay. – Będziesz musiała jeszcze trochę poprzeć, żebyśmy mogły to wiedzieć. Ale ma ciemne włoski, jak twoje.
Jeszcze jeden ból pochwycił Fionę i zaczęła przeć absolutną resztką sił. Nagle poczuła, że nic jej już nie rozdziera na kawałki. I że coś wysuwa się z jej ciała. A potem usłyszała głośny krzyk dziecka.
– To mały chłopaczek, chociaż w istocie wcale nie jest mały – z uśmiechem rzekła Elizabeth MacKay. – Cóż, Nairn, masz syna. – Podniosła zakrwawione niemowlę do góry, żeby jej brat mógł je obejrzeć. – Weź nóż, Colinie i przetnij pępowinę, zgodnie z moimi wskazówkami – powiedziała Elizabeth MacKay. Położyła wrzeszczące niemowlę na brzuchu matki i instruowała swojego brata, po czym fachowo zawiązała pozostały sznur pępowinowy. Podała dziecko Nelly. – Obmyj go i dobrze opatul, żeby mógł udać się ze swoim tatą do holu na spotkanie z wujami.
Ze łzami radości w oczach Nelly obmyła niemowlę z krwi. Jakże podobne było do Angusa Gordona, lecz Colin MacDonald nie zauważy tego, bo nie znał zbyt dobrze pana na Loch Brae. Przyjmie, że ciemne włosy są dziedzictwem po Fionie. Nelly owinęła niemowlę w czysty, miękki ręcznik. Potem, nie czekając na dalsze instrukcje, włożyła go w ramiona Fiony.
Patrząc na twarzyczkę tak podobną do Angusa Gordona, Fiona poczuła, jak serce znowu zaczyna jej pękać. Wykapany syn swojego ojca. Najpewniej nigdy nie pozna imienia swojego prawdziwego taty. Pocałowała wilgotną, porośniętą ciemnym puchem główkę i oddała dziecko Colinowi.
– Oto twój syn, panie – powiedziała spokojnie. – Mam nadzieję, że cię uradował.
Colin MacDonald wziął maleńkie zawiniątko, które mu podała. Był zachwycony i zdumiony krzepą chłopczyka. Spojrzały na niego niebieskie oczy. Odniósł wrażenie, że jest uważnie oceniany i miał nadzieję, że ocena wypadnie pozytywnie.
– Witaj w Nairns Craig, Alastairze Jamesie MacDonaldzie – rzekł. Zerknął w dół na Fionę i uśmiechnął się – Dziękuję ci. Jesteś wspaniałą matką. – Odwrócił się i wraz z niemowlęciem opuścił komnatę żony.
Aleksander MacDonald obserwował brata, idącego przez hol i kołyszącego zawiniątko. Widząc szeroki uśmiech na twarzy Colina, wiedział bez pytania, że urodził się chłopiec.
– Gratulacje, bracie! – zawołał i zerkając na niemowlę dodał: – Dziecko wygląda silnie i zdrowo. Przeżyje.
– Dajcie mi go zobaczyć! Pozwólcie mi zobaczyć mojego wnuka! – Moire Rose przepchnęła się przed lorda z Wysp i MacKaya. Kiedy syn włożył niemowlę w jej wyciągnięte ramiona, twarz kobiety rozjaśnił błogi uśmiech. – Och, co za dzielny malec – zagruchała do dziecka. – Bardzo dzielny chłopiec!
– Mówiono mi, że kiedy się urodziłem, nie chciałaś na mnie patrzeć – rzekł Colin, usiłując pozbyć się goryczy w głosie.
– Patrzyłam na ciebie – powiedziała kobieta. – Kiedy nikt mnie nie obserwował, patrzyłam na ciebie. Widziałam w twojej twarzy twarz twojego ojca, Colinie MacDonaldzie. Chociaż miałeś moje rude włosy i niebieskie oczy, byłeś MacDonaldem. Wtedy go nienawidziłam, bo mnie porzucił. Ale równocześnie kochałam go. Przypominałeś mi to, co straciłam. Wydaje mi się, że ten malec jest podobny do mojego ojca – powiedziała – i jest moim wnukiem.
Oddała mu dziecko.
– Jest również MacDonaldem i moim synem – odezwał się do matki.
– Owszem – odrzekła cicho – ale to nie jest mój MacDonald. – I bez słowa opuściła hol.
– Nigdy jej takiej nie widziałem – rzekł Nairn. – Jakby stała się zupełnie inną kobietą. Kompletnie tego nie rozumiem.
Zaniósł swojego syna z powrotem do Fiony i opowiedział, co się wydarzyło w holu z jego matką.
Fiona to zrozumiała, gdyż w pewnym sensie znajdowała się w podobnej sytuacji, co Moire Rose wiele lat temu.
– Może dziecko wyzwoliło w twojej matce pokłady dobra, Colly – zwróciła się do męża. – Nie analizuj tego, tylko zaakceptuj. Teraz jest starą kobietą.
Lord z Wysp i MacKayowie postanowili pozostać w Nairns Craig w nadziei, że doczekają się przybycia ojca Ninian. Nairn wysłał na poszukiwania księdza Rodericka Dhu, aby dziecko, w związku z obecnością rodziców chrzestnych, mogło być ochrzczone natychmiast.
Kiedy Alastair MacDonald skończył trzy dni, Roderick Dhu powrócił w towarzystwie duchownego. Niemowlę zostało ochrzczone w głównej sali Nairns Craig, którą poświęcono na tę okazję. Rodzicami chrzestnymi zostali lord z Wysp i Elizabeth MacKay. Fionę sprowadzono na dół i położono na specjalnie przygotowanym posłaniu, żeby mogła uczestniczyć w chrzcie swojego syna.
Następnego dnia po chrzcie, kiedy goście odjechali, ojciec Ninian rzekł:
– Wysłucham spowiedzi każdego, kto się do mnie zgłosi.
Ponieważ duchowni rzadko pojawiali się w tych odległych zakątkach Szkocji, ksiądz wiedział, że pozostanie co najmniej tydzień, a może nawet dziesięć dni, wysłuchując spowiedzi, udzielając ślubów, chrzcząc i modląc się nad grobami tych, którzy zmarli od czasu jego poprzedniej wizyty. Każdego ranka odprawiał w holu mszę, w której uczestniczyło wielu mieszkańców zamku.
Fiona podczas spowiedzi przekazała ojcu Ninian informacje, podając szczegóły intrygi, mającej na celu zabicie króla.
– Oczywiście nie zrobią tego, bo obaj są tchórzami, ale mimo to uważam, że król powinien zostać ostrzeżony.
Ksiądz skinął głową.
– Tak, pani, zgadzam się z tobą.
– Na jesieni – ciągnęła Fiona – upłynie rok, o który prosił mnie król. Chcę wiedzieć, kiedy będę mogła opuścić Nairns Craig i wrócić do mojego domu. Jeśli wtedy nie wyjadę, Nairn będzie mnie zadręczał, bym powtórzyła swoje małżeńskie śluby przed tobą, ojcze, a ty przecież wiesz, że me mogę go poślubić. Powiedz królowi, że dowiedziałam się tu już wszystkiego, czego można się było dowiedzieć. I zapytaj, czemu nie zwołał zebrania w Inverness, żeby górale mogli złożyć mu przysięgę wierności i żeby zamknąć całą sprawę.
– Przyjadę osobiście na jesieni, zanim upłynie termin zrękowin, żeby przywieźć ci, pani, odpowiedź króla i pomóc się uwolnić z tej złotej klatki. Ale czy Nairn pozwoli odejść dziecku?
– Kiedy powiem mu prawdę, nie będzie miał wyjścia – z przekonaniem odparła Fiona. – Jest tak samo dumny, jak Czarny Angus.
– Rozumiem – powiedział ksiądz ze współczuciem.
Fiona uparła się, żeby karmić syna, gdyż ceniła sobie czas spędzany z niemowlęciem mocno ssącym jej pierś. Dziecko rosło szybko, jego małe nóżki zaokrągliły się, policzki wygładziły i zaróżowiły. Nic nie uszło uwagi jego bystrych oczu. Mała, ciemna główka przekręcała się na dźwięk głosu matki i Colina. Musimy wyjechać jak najszybciej, myślała Fiona, gdyż Nairn wyraźnie oszalał na punkcie malca, którego uważał za swojego syna. Fiona czuła się winna – i nigdy jeszcze nie była taka wściekła na króla.
Co gorsza, dziecko kochało Nairna, który potrafił pobudzić je do gaworzenia nawet wówczas, gdy nikomu innemu się to nie udawało.
– Ach, oto mój zuch – powtarzał każdego ranka na widok malucha, leżącego w kołysce. – Przyszedł twój tatuś, mój maleńki.
Jeszcze gorzej od Nairna zachowywała się Moire Rose, która całą miłość, nieokazywaną synowi, przelała na wnuka. Bez końca przesiadywała w holu, bujając dziecko w kołysce, i wysokim, ostrym głosem śpiewała mu kołysanki.
Alastair MacDonald był pupilkiem całego domu. Żaden służący nie mógł przejść obojętnie, żeby nie przystanąć przy dziecku, zagadnąć, uśmiechnąć się, uszczypnąć go w policzek.
– Wyrośnie na bardzo rozpuszczonego – stwierdziła złowieszczo Fiona.
Chłopczyk urodził się pierwszego czerwca. W połowie września do Nairns Craig znów zawitał ksiądz.
– Przyjechałem zobaczyć, jak się miewa malec – powiedział Colinowi. – Wkrótce udaję się na południe, bo dla wędrowca zimy w górach są zbyt srogie.
– A może rozważysz możliwość spędzenia tutaj zimowych miesięcy? – zaproponował Colin. – Bóg wie, że znajdziemy dla ciebie robotę. Jeśli zostaniesz, ojcze Ninian, zbuduję dla ciebie kościół. Życie tu nie opływa w dostatki, ale gwarantuję, że będziesz miał mnóstwo do jedzenia i wiele duszyczek do zbawienia. Będziesz mógł wędrować latem, tak jak to robisz teraz, a na zimowe miesiące będziesz miał czekający na ciebie dom.
– To bardzo wspaniałomyślna oferta, panie – rzekł ksiądz – ale jakże mógłbym ją przyjąć, skoro już tyle razy odmawiałem samemu lordowi z Wysp? Lepiej, żebym jak zwykle powrócił do mojego opactwa. Ale dziękuję ci za twą propozycję.
Nairn energicznie potrząsnął głową.
– Potrzebny mi ksiądz na zamku – rzekł. – Teraz, kiedy założyłem rodzinę z Fioną, stałem się bardziej cywilizowany. Kiedyś Nairns Craig miało swojego księdza, ale był równie stary jak mój dziadek i umarł kilka lat przed nim.
– Porozmawiam o tobie z moim opatem, panie – obiecał ojciec Ninian. Potem uśmiechnął się. – Poślij służącego z wiadomością, że przybyłem jak zwykle udzielać ślubów, chrzcić i wypełniać inne obowiązki. Wysłucham spowiedzi mieszkańców zamku, a pokuta, I którą wam zadam, musi wystarczyć do wiosny, kiedy znów was odwiedzę – zakończył ze śmiechem.
Fiona ledwo mogła się doczekać, by na osobności porozmawiać z księdzem, ale zgodnie ze swoim zwyczajem najpierw dopilnowała, aby inni mieszkańcy zamku skorzystali z posługi zakonnika. Dopiero wieczorem drugiego dnia pobytu księdza nadeszła jej kolej i mogła się zamknąć z ojcem Ninian w maleńkim pokoiku obok holu, który został oddany do jego dyspozycji. Uklękła i pospiesznie wyrecytowała listę drobnych grzechów, prosząc go o pokutę, Zanim wyznaczył jej pokutę, odezwał się cicho: – Pewnie chcesz znać, córko, odpowiedzi króla na twoje pytania sprzed paru miesięcy. Przesyła ci wiadomość, że na razie potrzebuje cię nadal tutaj, w Nairns Craig. Powiedział, że jest zadowolony z przekazanych przez ciebie informacji, które były dla niego nieocenione przy podejmowaniu decyzji, jak postępować z lordem z Wysp i góralami. Campbellowie złożyli przysięgę na wierność Jamesowi Stewartowi nie czekając na zjazd klanów w Inverness, sami udali się do Perth w połowie lata. Ponadto mam ci przekazać, że kuzynka królowej, Elizabeth Williams, poślubiła szlachcica wybranego przez swoich królewskich opiekunów i spodziewa się dziecka. Król chciał, żebyś to wiedziała. A teraz, moja córko, wyznaczę ci pokutę. – Położył jej ręce na głowie.
Ale Fiona nic nie czuła. Miała wrażenie, że krew zamarzła jej w żyłach. Gdzieś w głębi serca, w głębi duszy, miała nadzieję, że Angus Gordon nie poślubi Elizabeth Williams. I że pewnego dnia być może znów się spotkają i zaczną wszystko na nowo. Przez cały czas zdawała sobie sprawę, że to dziecinne marzenia, ale mimo to miała nadzieję. A teraz jej naiwne, sekretne marzenia legły w gruzach. Angus nie usychał z żalu za nią. Kiedy zniknęła na drodze do Brae, zniknęła też z jego serca. Pan na Loch Brae wypełnił rozkaz swojego królewskiego zwierzchnika i poślubił angielską dziewczynę. I nawet oczekiwał z nią dziecka. I właśnie to dziecko będzie dziedzicem Brae, a nie jej syn, Alastair, który nigdy nie dowie się, kto jest jego prawdziwym ojcem.
Fiona była bliska płaczu. Bez słowa przyjęła pokutę, wyznaczoną przez ojca Ninian, ale okazywana na zewnątrz potulność pozostawała w sprzeczności z wściekłością, która się w niej gotowała. Czy był w jej życiu mężczyzna, który jej nie zdradził? Z ojca miała niewiele pożytku, wykorzystywał ją jak służącą do wychowywania sióstr. Król wykorzystał ją, grożąc jej siostrom, zabrał jej Angusa, żeby tylko wykonywała jego rozkazy. A Angus? Jej ukochany Czarny Angus! Jego zdrada była najcięższa. Czemu jej nie szukał po powrocie z Yorku? Dlaczego? Najwyraźniej był zanadto zajęty umizgiwaniem się do Elizabeth Williams, podlizując się królowi i królowej. Już więcej nie dam się wykorzystać żadnemu mężczyźnie, postanowiła.
Potem wstała z klęczek i odeszła.
Tego wieczora w głównym holu Fiona wyglądała wyjątkowo pięknie. Miała na sobie miedziano-złotą narzutkę, opadającą na brunatną suknię.
Kiedy posiłek dobiegł końca, powiedziała:
– Nairn, czy nadal chcesz mnie zatrzymać jako swoją żonę, czy może zmieniłeś zdanie? – Uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko, a jej szmaragdowo-zielone oczy zabłysły w świetle świecy.
– Wiesz, że nigdy nie dam ci odejść, Fiono – odpowiedział z powagą Colin.
– Najlepiej więc będzie, jeśli pozwolimy ojcu Ninian pobłogosławić nasz związek, dopóki jeszcze tu jest. Czas naszych zrękowin upłynie dopiero za kilka tygodni, ale wówczas już księdza z nami nie będzie. Jeśli chcesz mnie poślubić przed Bogiem, miejmy to już za sobą, żebyśmy mogli uporządkować nasze życie.
– Tylko powiedz kiedy! – z entuzjazmem odparł Nairn.
– Jutro, mój drogi, przed mszą, mając za świadków wszystkich mieszkańców zamku – śmiało rzekła Fiona.
– Zgoda! – zawołał przepełniony radością. – A więc mnie kochasz, Fiono! Wiedziałem, że pewnego dnia tak się stanie.
– Chyba muszę cię kochać – skłamała – skoro decyduję się wziąć z tobą ślub. Tę noc chcę spędzić sama, Nairn. Wykąp się przed uroczystością i nie przychodź pijany na swój ślub, panie. To by mi się nie spodobało. – Po czym wstała i opuściła hol.
Ku zdumieniu Fiony wkrótce potem do jej komnaty zawitała Moire Rose.
– Czemu to robisz? – spokojnym głosem zadała pytanie Fionie.
– Bo nadszedł już czas – odparła Fiona. – Sama wiesz, że wcześniej czy później znów będzie miał ze mną dziecko, a bez ślubu biedne maleństwo będzie bękartem. Podobało ci się chodzenie w ciąży z bękartem?
– Ostrzegam cię, Fiono Hay, że jeśli kiedykolwiek sprowadzisz na niego hańbę...
– Pani, nigdy nie zhańbię Colina ani nie sprowadzę hańby na Nairn. Masz na to moje słowo. Słowo Hayów ze Wzgórza.
Moire Rosę skinęła głową.
– Wierzę ci – powiedziała i odeszła.
– Dlaczego? – zapytała Fionę bliska płaczu Nelly.
Fiona powtórzyła jej słowa księdza, po czym dodała:
– Nelly, czy chcesz wrócić do domu, do Brae? Teraz już nie ma znaczenia, jeśli dowie się, gdzie jestem. Jeśli naprawdę tego chcesz, odeślę cię z powrotem.
Nelly potrząsnęła głową.
– Nie, pani. Moje miejsce jest przy tobie.
Obie kobiety uścisnęły się, po czym Fiona poleciła służącej:
– Idź i przyprowadź do mnie księdza. Jeśli mój lord albo jego matka będą pytać po co, powiedz, że chcę z nim porozmawiać o ślubie.
Kiedy Nelly powróciła z ojcem Ninian, oboje schronili się w maleńkim pokoiku służącej, gdzie mogli porozmawiać bez świadków. Nelly pozostała na straży za drzwiami.
Nie tracąc czasu, ksiądz zażądał wyjaśnień.
– Czemu sprowokowałaś ten ślub, pani? Czy to rozsądne?
– Dzisiaj – powiedziała Fiona – część wiadomości od króla, ta, która wyglądała tak niewinnie, że nie zwróciłeś na nią uwagi, zawierała coś, czego nie chciałam usłyszeć. Kuzynka królowej została poślubiona mężczyźnie, którego kocham. Prawdziwemu ojcu mojego dziecka. Teraz nie ma już dla mnie odwrotu, dobry ojcze. Muszę postąpić w sposób najkorzystniejszy dla mnie i dla mojego syna. Colin MacDonald mnie kocha i uwielbia mego syna, Alastaira. Król wykorzystał mnie jak zwyczajną ladacznicę, nie przejmując się moimi uczuciami. Twierdzi, że poświęcam się dla Szkocji. Cóż, nie zamierzam poświęcać nic więcej. Niby dlaczego? Skoro nie mogę poślubić mężczyzny, którego kocham, wyjdę za człowieka, który kocha mnie i naszego syna. Powiedz Jamesowi Stewartowi, że już dłużej nie będę jego szpiegiem. Wydaje mu się, że zwlekając ze zwołaniem spotkania w Inverness zmusi klany, by ze strachu przyczołgały się do jego stóp. Cóż, może niektórzy, tacy jak Campbellowie, spełniają jego oczekiwania, ale lord z Wysp nie złoży Stewartowi wiernopoddańczej przysięgi, dopóki nie będzie do tego gotowy. A większość klanów nie padnie na kolana przed Jamesem Stewartem, zanim nie zrobią tego MacDonaldowie. Możesz przekazać królowi, że nie może mnie już dłużej straszyć, grożąc moim krewnym. Nie obchodzą mnie już te groźby. Czyż nie mam prawa do odrobiny szczęścia? A poza tym, jakiego pretekstu by użył, żeby prześladować młode kobiety i dwie małe dziewczynki? Wykonałam jego polecenie i jeśli nadal będzie na mnie nalegał, ogłoszę całemu światu, co zrobiłam. Czy sądzi, że lord Brae pozostanie mu wierny, gdy dowie się, co nam uczynił? Gdy będzie wiedział, że jego syn nosi nazwisko MacDonald, a nie Gordon? Nie dam się więcej wykorzystać królowi Stewartowi. Powiedz mu, że nie wypowiadam mu mojej przysięgi lojalności, ale jestem kobietą, która więcej już nie zniesie.
Ksiądz słyszał w głosie Fiony piekący ból. Nie było niczego, co mógłby powiedzieć, aby ją pocieszyć. Prawidłowo opisała całą sytuację. Tak, została wykorzystana. Nie mógł jej winić za to, że teraz umywa ręce i wychodzi za mąż za Colina MacDonalda. Była kobietą o wrażliwym sercu. Król powinien zauważyć, że więcej nie udźwignie. Nieszczęsna dziewczyna osiągnęła kres swoich możliwości – to właśnie powie królowi, gdy go spotka tej zimy w Perth. Fiona nie zagraża Jamesowi Stewartowi. Po prostu jest kobietą.
– Wierzę, że wybrałaś słuszną drogę, moja córko – rzekł jej. – Małżeństwo albo klasztor to najlepsze wyjście dla niewiasty. Masz wspaniałego syna i nadzieję na dalsze potomstwo. A napięte stosunki pomiędzy królem a MacDonaldami w końcu jakoś się ułożą. Kiedy król zdobędzie większą kontrolę nad pozostałymi ziemiami szkockimi, Aleksander MacDonald i jego ludzie będą się wydawali mniej ważni i przestaną tak bardzo drażnić dumę Jamesa Stewarta. Czas leczy rany.
– Na pewno, dobry ojcze? – Głos Fiony lekko zadrżał. – Modlę się do Boga i jego Najświętszej Matki, żebyś miał rację.
Ojciec Ninian udzielił jej błogosławieństwa i oddalił się.
– Nie uzbierałam wystarczającej ilości twoich specjalnych nasion, pani – przestraszyła się Nelly. – Lato było deszczowe, kwiaty rosły bardzo powoli i wiele z nich zgniło, nie wydawszy nasion. Tego, co mam, starczy zaledwie na dwa miesiące.
– Nie przejmuj się, Nelly – powiedziała Fiona. – Przecież jestem winna dziecko Colinowi, prawda?
Oczy biednej Nelly napełniły się łzami, w każdej chwili grożąc wybuchem płaczu. Gdyby lord Brae ją wyrzucił, nie czułaby się podlej niż w tej chwili. Jej poczciwe serce cierpiało, współczując Fionie.
Fiona objęła ramionami służącą i zaczęła ją pocieszać.
– Och, Nelly, zachowałam się jak dziecko, sądząc że wszystko uda się tak, jak chciałam, pomimo wszelkich trudności. Od dzisiaj muszę być większą realistką. Nie jesteśmy przecież w najgorszej sytuacji, prawda? Nairn mnie kocha, chociaż ja go nie kocham. Będę mu wierną żoną, bo jest dla mnie dobry. Chyba jestem mu to winna? Tak samo jak ja został oszukany przez króla Stewarta. Ale nie powiem mu tego. Niech będzie przekonany, że mnie całkowicie zawojował. – Roześmiała się gorzko, ale spojrzawszy na służącą, dodała: – Ty też masz powód, żeby tu zostać, prawda, moja mała Nelly? Wydaje mi się, że Roderick Dhu poważnie zamierza się o ciebie starać.
Pod wpływem kojących słów Fiony łzy Nelly wyschły bardzo szybko. Na wzmiankę o Rodericku zarumieniła się.
– Tak – przyznała. – Ten paskudnik zdaje się mieć wobec mnie uczciwe zamiary, pani. Czy jest pani z tego niezadowolona?
– Nie – odparła Fiona. – Jeśli go kochasz, nie będziesz chciała wracać do Brae. Jestem samolubna i chcę, żebyś była tu szczęśliwa.
– Zawsze byłam szczęśliwa, służąc ci, pani – słodko odpowiedziała Nelly. I dodała: – Co włożysz na swój jutrzejszy ślub, pani? Muszę dopilnować, by suknia była czysta.
Fiona zastanawiała się przez chwilę, po czym powiedziała:
– Ubiorę się w ciemnozieloną suknię z aksamitu. A na nią zarzucę tartan rodowy mojego męża, spięty moją klanową klamrą. Sprawię tym przyjemność Colinowi MacDonaldowi.
Rankiem do komnaty ubierającej się właśnie Fiony weszła Moire Rose.
– Nakarmiłam dziś rano małego – powiedziała.
Fiona podziękowała jej.
– Dzisiaj zaczynamy wszystko na nowo. Chociaż otaczający nas świat pełen jest różnych konfliktów, obie, ty i ja, uczynimy z Nairns Craig oazę spokoju dla naszej rodziny, aby moi synowie, kiedy będą musieli iść na wojnę, wiedzieli, jak cenny jest pokój i by lepiej potrafili o niego walczyć.
– Byłam bardzo zgorzkniała, gdy mój Donald mnie opuścił – wyznała szczerze Moire Rose. – Wiedziałam, że jest żonaty z inną. Wiedziałam, że jej nie zostawi, a mimo to wydawało mi się, że zatrzymam go, rodząc mu syna. Ale on miał już innych synów.
– Westchnęła ciężko. – Byłam bardzo głupią dziewczyną. Nie słuchałam mojego ojca i odtrąciłam własne dziecko. Aż wreszcie Donald zabrał mi chłopca i pozwalał mu odwiedzać mojego ojca tylko latem. Widok radosnego, kwitnącego Colina, przybywającego co roku z Islay, pogłębiał tylko moją gorycz. Po śmierci mojego ojca dalej zachowywałam się w sposób trudny do zniesienia.
– Ale od narodzin Alastaira zmieniłaś się, Moire Rose – powiedziała Fiona.
– Tak. Na początku zdenerwowało mnie twoje pojawienie się, lecz potem na świat przyszedł mój wnuk. Spojrzałam na niego, Fiono, i pojęłam, że nie mogę dłużej marnować czasu na złość. Pozwoliłam sobie na utratę własnego dziecka, jeszcze zanim się urodziło. Tylko siebie mogłam o to winić. Donald MacDonald był wobec mnie uczciwy. Przyjmuję twoją propozycję rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Wprowadziłaś do tego domu szczęście, chociaż mam świadomość, że nie było to dla ciebie łatwe. Wiem, że kiedyś kochałaś innego, ale nie będę cię o nic pytać. Dałaś mi już słowo, że nie sprowadzisz hańby na mojego syna, i wierzę ci.
Ku zdumieniu Fiony teściowa objęła ją kościstymi ramionami.
– Dziękuję ci, dziecko, za wszystko, co dla nas zrobiłaś i za dar miłości, który nam przyniosłaś.
Fiona łagodnie przytuliła Moire Rose i pocałowała ją w policzek.
– Powinnam skończyć się ubierać – powiedziała cicho.
Starsza kobieta skinęła głową.
– Tak. Już czekają na ciebie w holu. Nairn jest taki zdenerwowany, jakby brał z tobą ślub po raz pierwszy. Zaproponowałam mu odrobinę wina, ale odmówił, twierdząc, że kazałaś mu się stawić trzeźwym na ślubie.
Słysząc słowa teściowej, Fiona nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– Kazałam mu też się wykąpać – powiedziała figlarnie.
– Pachnie jak bukiet kwiatów – zapewniła ją Moire Rose. Skinęła głową i wyszła.
Fiona wciągnęła na nogi białe pończochy i parę bucików do kostek z miękkiej skóry. Nelly założyła jej koszulę z delikatnej bawełny, a potem aksamitną suknię w kolorze leśnej zieleni. Następnie dziewczyna wyszczotkowała włosy swojej pani i upięła je w srebrnej plecionce. Na wierzchu zamocowała srebrzysto-zieloną brokatową wstążkę z pojedynczym, zielonym kamieniem, który znalazł się na środku czoła Fiony. Na zakończenie Nelly udrapowała tartan zwany Polujący MacDonald, ulubiony wzór Colina. Był w kolorze zielonych liści, z wąskimi i szerokimi białymi pasami, z przeplecioną gdzieniegdzie ciemniejszą zielenią. Na ramieniu pani zapięła srebrną broszę przywódcy klanu Hayów. Zapinka była owalnego kształtu, z rysunkiem przedstawiającym sokoła zrywającego się do lotu z gniazda. Ponad sokołem wygrawerowano motto klanu: Serva Lugum – czyli Dźwigajcie Jarzmo. Fiona uśmiechnęła się. Wyglądało na to, że czyniła to od urodzenia. I nie było dużej szansy, by kiedykolwiek mogła je zrzucić.
Z Nelly u boku zeszła do holu, poprzedzana przez kobziarza Nairna. Przez wysokie okna wpadały promienie słońca. Pomyślała, że to dobry znak. W sali udekorowanej gałęziami zgromadzili się wszyscy mieszkańcy zamku. Słyszała płacz Alastaira na rękach jednej z dziewcząt, wyznaczonych do opieki nad nim. Na głównym stole stał podróżny krucyfiks ojca Ninian i para srebrnych świeczników, w których paliły się stożki z pszczelego wosku. Kobziarz przerwał grę.
– Czy możemy już zaczynać, moja córko? – zadał jej pytanie ksiądz.
Fiona kiwnęła głową i wzięła Colina za rękę. Ksiądz rozpoczął ceremonię, ale Fiona niewiele słyszała z tego, co mówił. Mężczyzną u jej boku powinien być Angus Gordon, lecz Angus Gordon pojął za żonę tę bezbarwną angielską dziewczynę, żeby zadowolić swojego króla. Niech będzie za to przeklęty! Nie, musi zapomnieć o swojej złości, nakazała sobie zdecydowanie. Nie powinna i nie może zaczynać swojego prawdziwego małżeństwa z Nairnem, mając serce wypełnione goryczą. Colin jest dobrym człowiekiem i kocha ją. Zasługuje na żonę wierną mu nie tylko ciałem, ale i duszą.
Żegnaj, Czarny Angusie.
Nie będzie więcej o nim myśleć.
Zostali sobie poślubieni. Nairn mocno ją pocałował, po czym odwrócił się i ogłosił święto dla wszystkich mieszkańców zamku i członków klanu.
– Co byś chciała ode mnie, Fiono? Dzisiaj pragnę ofiarować ci wszystko. Tak bardzo cię kocham – oświadczył głośno wobec wszystkich zgromadzonych. – Tylko powiedz co, a dostaniesz!
– Zawrzyj pokój ze swoją mamą – spokojnie rzekła Fiona, ale wszyscy ją usłyszeli i przenieśli zaskoczone spojrzenia z panny młodej na Moire Rose. Fiona skinieniem ręki przywołała teściową. – Chcę mieć pokój w swoim domu, Colinie MacDonaldzie. Twoja mama i ja zawarłyśmy przymierze, ale nie będziemy miały prawdziwego spokoju, dopóki ty także się z nią nie pogodzisz. To jest podarunek, który chcę od ciebie otrzymać, mój panie i mężu.
Matka i syn spojrzeli na siebie, niepewni, co mają powiedzieć. W końcu Moire Rose odezwała się cicho:
– Fiona powiedziała, że to będzie nowy początek dla nas wszystkich, Nairn. – Jej oczy napełniły się łzami. – Tak bardzo jesteś do niego podobny, mój synu.
– W rzeczywistości mamy już coś wspólnego, co nas łączy, pani – łagodnie odpowiedział jej Nairn. – Oboje kochaliśmy Donalda MacDonalda. – Zamknął ją w potężnym uścisku, a zgromadzeni w holu zaczęli wiwatować.
– Sprawiłaś cud, pani – z przekonaniem oświadczył Fionie ksiądz. – Bóg cię za to wynagrodzi. Z pewnością dlatego miałaś przybyć do Nairns Craig.
– Nie zapomnij powiedzieć o tym królowi, kiedy go spotkasz – szepnęła Fiona. Słysząc łkanie swojego synka, wstała od stołu, by go nakarmić. – Wrócę, jak tylko twój syn wypije swoją porcję – zakomunikowała panu młodemu, który, musiała to uczciwie przyznać, wyglądał niezwykle przystojnie w kilcie i białej koszuli.
Uśmiechnął się i zawołał za nią:
– Niedługo będzie potrzebował towarzystwa do zabawy. Musimy o tym pomyśleć.
Fiona odwróciła się.
– Może szczeniaka, Colly? – I śmiejąc się, pospieszyła nakarmić dziecko.
– Jesteś wyjątkowo szczęśliwym człowiekiem, Colinie MacDonaldzie – powiedział ksiądz. – W wielu wypadkach zrękowiny i porwania cudzych narzeczonych nie kończyły się tak szczęśliwie, jak w twoim. Dość wspomnieć tragedię rodziców twojej żony. Nie zapomnij podziękować za to dobremu Bogu, gdy będziesz dziś odmawiać wieczorne modlitwy. Zanim pójdziecie spać, odprawię jeszcze wieczorne nabożeństwo. A jutro rano po mszy wyruszam w drogę. Wrócę dopiero na wiosnę.
– Czy jesteś pewien, ojcze – zapytał Nairn – że nie zostaniesz z nami? Byłbyś bardzo mile widziany.
– Nie, mój synu – odparł ksiądz. – Tej zimy poświęcę się odnowie duchowej w opactwie Glenkirk, znów zagłębiając się w religijne życie mojego zakonu. Ale wraz z pierwszym podmuchem wiatru z południa, gdy zaczną topnieć śniegi, wyruszę z powrotem nieść chrześcijańską pociechę tym górskim ziemiom. Może, kiedy się zestarzeję, osiądę w jednym miejscu, panie. Ale dziękuję ci za twą propozycję.
Pozostała część dnia upłynęła na tańcach i ucztowaniu. Po południu wszyscy wylegli na porośnięty trawą zamkowy dziedziniec, gdzie mężczyźni, zrzuciwszy koszule, rywalizowali, który najdalej rzuci włócznią lub kamienną kulą. Wystawiono beczki z piwem i wkrótce celność mężczyzn znacznie się pogorszyła.
Z nadejściem wieczoru powrócili do holu – towarzyszyła im muzyka kobziarza. Fiona jeszcze raz odtańczyła weselny taniec z mężem, po czym zaczęli tańczyć mężczyźni.
Nagle przed Nelly wyrósł zuchwały Roderick Dhu i wyciągnął do niej rękę. Przez chwilę Nelly wahała się, w końcu jednak przyjęła jego zaproszenie i zatańczyli razem. Wszyscy w holu wiedzieli, co to oznacza. Swoim zaproszeniem Roderick Dhu formalnie przedstawił swoje intencje starania się o względy Nelly. Dopóki go nie przyjmie lub nie odrzuci, żaden mężczyzna nie będzie zabiegał o towarzystwo dziewczyny. Rzut oka na twarz Nelly pozwalał stwierdzić, że tego wieczora nie było w holu szczęśliwszej młódki.
– Aprobujesz to? – spytał Fionę mąż.
Fiona skinęła głową.
– To jej wybór. Proponowałam jej powrót do Brae, ale upierała się, żeby pozostać ze mną, również ze względu na tego młodzieńca. Jest moją służącą, ale jednocześnie stała się moją przyjaciółką, Colly. W tej sprawie Nelly będzie miała wolną rękę.
– Czego ty nie miałaś – powiedział cicho.
– Och, w końcu postawiłam na swoim, Colinie MacDonaldzie. Gdybym nie chciała, nie wzięłabym z tobą ślubu. A teraz pozwól mi odejść, bo dziecko musi dostać swój posiłek, zanim pójdzie spać.
– Musimy znaleźć dla niego mamkę.
– Jeszcze nie.
– Wkrótce – rzucił przez zaciśnięte zęby. – Mój syn kradnie nasz wspólny czas. Chyba robię się zazdrosny.
– Za parę miesięcy wybierzemy jakąś zdrową dziewczynę, żeby karmiła naszego chłopczyka. Ale wtedy bez wątpienia będę znów brzemienna, jeśli tylko sprostasz swoim obowiązkom wobec mnie, mój panie – rzekła i pospieszyła do dziecka.
Patrzył, jak odchodzi do syna, zaintrygowany jej nieoczekiwaną zmianą postawy. Odwrócił się do księdza.
– Zmieniła się od twojego przyjazdu. Co jej powiedziałeś, ojcze?
Ksiądz z niechęcią podniósł głowę znad swojego talerza, wypełnionego wspaniałym jedzeniem, jakiego na pewno nie będzie dane mu zażywać po powrocie do opactwa na zimę. Rozważał, jaką dać mu odpowiedź.
– Od początku doradzałem zawarcie ślubu, milordzie. Zrazu twoja żona była na mnie zła, kiedy poznaliśmy się niemal rok temu, nie otrząsnęła się bowiem jeszcze z szoku po porwaniu. Ale od tego czasu pojawiło się dziecko. Wreszcie znalazła zadowolenie. Pogodziła się ze sobą. Nie kwestionuj swojego szczęścia. To wspaniała kobieta, która wniosła spokój do twojego domu.
– Chyba masz rację, ojcze – odrzekł Nairn, w duchu zgadzając się z radami księdza. Serce Fiony zdawało się wreszcie skłaniać ku niemu, czego pragnął od zawsze. Jednak nagle, w samym środku ogarniającej go euforii pojawił się maleńki cień wątpliwości.
– W swoich wędrówkach przejeżdżałeś w pobliżu Brae – odezwał się. – Jakie są najświeższe wiadomości o panu na Brae? Czy szukał Fiony?
– Owszem – odpowiedział ojciec Ninian – ale dobrze zatarłeś ślady, panie. Nie udało mu się nic znaleźć.
– I po prostu zrezygnował? Nie posądzałbym go o to.
– Król dał mu żonę – powiedział ksiądz, przypominając sobie to, co mówiła mu Fiona. Chcąc odwrócić uwagę Nairna, dodał: – Żona lorda Brae spodziewa się dziecka.
– Naprawdę? Niechaj więc urodzi syna tak wspaniałego, jak mój.
Kiedy hol się wyludnił, Colin pozostał jeszcze, obserwując żonę, krzątającą się przy wieczornych obowiązkach. Ławy uprzątnięto i ustawiono z powrotem pod ścianami. Po kolei zdmuchiwała jedną świecę za drugą. Sprawnie zagasiła ogień w kominkach i przywołała go. Colin wstał i wraz z żoną ruszył po schodach na górę do sypialni.
– Posłałam Nelly spać – powiedziała cicho, kiedy zamknął już drzwi. – Możemy pomóc sobie nawzajem przy rozbieraniu się, prawda? – Usiadła i, wyciągnąwszy nogi, rzekła – Zdejmij mi buty, panie.
Ściągnął jej buty, a potem pończochy. Następnie usiadł, żeby mogła mu się zrewanżować.
– Wstań – powiedział.
Fiona zastosowała się do polecenia i stanąwszy twarzą do niego, zaczęła rozwiązywać mu koszulę, podczas gdy on rozsznurowywał jej suknię. Jej ręce gładziły jego piersi, zsuwając mu z ramion ubranie. Ściągnął jej szatę, która miękko opadła u jej stóp. Fiona szybko zdjęła z siebie koszulę, po czym odpięła szeroki skórzany pas, który miał na sobie. Kilt opadł na ziemię. Niezdarnymi palcami zdjął z jej włosów przepaskę, a potem srebrną plecionkę, które odłożył na stolik obok.
– Powiedz mi, Nairn – rzekła cichym, uwodzicielskim głosem – czy kiedykolwiek kochałeś się z kobietą powoli? – Ostatnie słowo przeciągnęła namiętnie.
– Owszem – odpowiedział, zafascynowany tą nową kobietą, w którą się nagle przeistoczyła.
– Nigdy nie kochałeś się ze mną powoli – powiedziała mu. – To zawsze była walka. Zawsze byłeś szybki.
– Bałem się, że jeśli nie wezmę cię szybko, nic nie uda mi się z tobą osiągnąć, Fiono – przyznał szczerze.
Zarzuciła mu ręce na szyję, przyciskając swoje nagie ciało do jego gołego torsu.
– Powiedziałam twojej mamie, że wszyscy zaczniemy od początku, Nairn. – Przyciągnęła jego głowę tak, że niemal stykali się ustami. – Nie chciałbyś zacząć ze mną wszystkiego od nowa? – Czubkiem języka przesunęła po jego wargach, jednocześnie otaczając rękami jego pośladki.
– Jezu, jesteś szalona! – jęknął, czując ciepło przywartych do niego ud Fiony. – Pragnę cię, Fiono!
– Powoli, Nairn, zajmuj się mną powoli. – Jej usta przesunęły się prowokująco po jego wargach. – Chcę spędzić całą noc rozkoszy w twoich silnych ramionach. To nasza noc poślubna.
Doprowadzała go do szału swoimi diabelskimi sztuczkami. Głęboko zaczerpnął tchu, żeby oprzytomnieć, odzyskać panowanie nad sytuacją. Napotkał jej kpiący uśmieszek.
– Nie wiedziałem, że potrafisz być taką czarownicą – powiedział w końcu ze śmiechem. – Do tej pory byłaś straszliwie spięta, kochanie. Ale skoro teraz obudziłaś we mnie bestię, musisz za to zapłacić. Jesteś na to gotowa, Fiono?
Zaśmiała się cicho, nabrzmiałym od emocji śmiechem.
– Okiełznam drzemiącą w tobie bestię, Colinie MacDonaldzie – oświadczyła mu zuchwale. – Ważniejsze jest, czy tobie uda się oswoić bestię, która obudziła się we mnie. – Z rękami zarzuconymi na jego szyję przesunęła się, oplatając go w talii szczupłymi, silnymi nogami.
Wyszedł na spotkanie wyzwaniu, gwałtownie zatapiając usta w jej ustach. Ich języki splotły się namiętnie. Fiona przywarła do niego płonącym ciałem. Odchyliła do tyłu głowę, aby mógł powędrować językiem pomiędzy jej piersi i powoli przesuwać się w górę pomiędzy dwoma wzgórkami, po wyciągniętej szyi, aż po czubek brody.
– Jesteś już gotowa, żeby w ciebie wejść, kochanie, ale będziemy postępować powoli, tak jak sobie tego życzyłaś.
Z Fioną na rękach, przemierzył komnatę i posadził ją na brzegu łóżka. Uniósł jej nogi do góry i zarzucił sobie na ramiona, odsłaniając jej intymność.
Fiona była wstrząśnięta, ale nie protestowała. Postanowiła otwarcie, uczciwie wyjść na spotkanie każdej jego zachciance. Nie była jednak zupełnie przygotowana na to, że jego płomiennoruda głowa zniknie pomiędzy jej udami. Poczuła, jak koniuszkiem języka dotyka wzgórka jej namiętności i zmysłowo przesuwa się po nim w tę i z powrotem. Wrażenie było tak obce, a jednocześnie tak podniecające, że na chwilę straciła oddech. Poczuła ogień podniecenia zaczynający górować nad jej świadomością. Jęknęła, a uczucie rozprzestrzeniało się, aż ogarnęło ją całą, niemal dławiącą się od przyjemności, jaką jej sprawiał.
– Colin! O Boże, zabijasz mnie! – Próbowała mu się wyrwać, bo doznanie było niemal nie do zniesienia, ale jego ogromne dłonie przytrzymywały ją za pośladki w żelaznym uścisku.
– Poddaj mi się, Fiono. – Jęknął, po czym jego wargi i język powróciły do pracy nad jej wrażliwym ciałem.
Nigdy jeszcze nie pozwoliła sobie na tak całkowite zawierzenie komukolwiek. Nigdy naprawdę nie straciła tak do końca panowania nad sobą. Ale teraz Colin kusił ją, prowokował, namawiał do nieograniczonego zaufania, jak nie zaufała jeszcze nikomu, nawet Angusowi Gordonowi. Na moment jej ciało zesztywniało w poczuciu winy, ale zaraz znów się rozluźniła. Colin MacDonald był jej mężem. Fiona wciągnęła powietrze do płuc, a kiedy je wydychała, była już gotowa w pełni oddać się temu namiętnemu mężczyźnie. Niemal natychmiast została wynagrodzona jedną ogarniającą ją falą rozkoszy po drugiej, aż pogrążyła się bez reszty w czystej przyjemności.
Colin uniósł głowę i dostrzegł na jej pięknej twarzy wyraz pełnego zaspokojenia. Jego członek był twardy jak z żelaza i gotów do osiągnięcia podobnej satysfakcji. Pociągnął ją na łóżko i ułożył się obok niej. Wziął ją w objęcia i zaczął mocno całować, wpychając język w głąb jej ust, aby mogła poczuć smak swojego własnego ciała. Fiona zadrżała i gwałtownie otworzyła oczy. Przesunął się, żeby pieścić jej piersi. Były twarde, a brodawki sterczały wyzywająco. Jego wargi zamknęły się na jednej z nich, ssąc mocno, aż usta wypełniły mu się mlekiem, które połknął łapczywie.
– Colly! – zawołała na poły zszokowana.
Powoli podniósł głowę i rzekł:
– Czemu nasz syn może mieć najlepszą cząstkę ciebie, a ja nie mogę, Fiono? Do rana twoje piersi z powrotem wypełnią się mlekiem dla dziecka.
Wplątała palce w jego złocistorudą czuprynę. W jakiś sposób jego zachowanie bardziej zespajało ich w jedność, niż kiedykolwiek. Zaczęła pieścić jego kark.
Po raz kolejny podniósł głowę i jego błękitne oczy napotkały spojrzenie jej zielonych oczu.
– Już dłużej nie mogę działać powoli, kochanie – powiedział napiętym głosem.
Potem przykrył jej ciało swoim i hamując się, zaczął wchodzić w nią.
– Och, chcę cię czuć głęboko w sobie, Colly. Wypełnij mnie swoją miłością!
Rozchylił jej nogi i odchylił do tyłu, a następnie zagłębił się w niej bardziej, niż kiedykolwiek przedtem. Odnalazłszy rytm, począł się nad nią poruszać, dopóki oboje omal nie postradali zmysłów z tej namiętności, której szczyt przypieczętowali wspólnym okrzykiem wyzwolenia.
Później wziął ją w objęcia i począł gładzić jej włosy.
– Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny, jak ty, Fiono MacDonald – rzekł pełen podziwu.
– Jeśli chodzi o miłosne igraszki – oświadczyła – to wydaje mi się, że świetnie do siebie pasujemy, mój panie mężu – westchnęła ze szczęścia i wtuliła się w jego tors.
W ciemności pokoju Colin uśmiechnął się. Udało mu się wreszcie, wierzył w to głęboko, przegnać ducha Czarnego Angusa Gordona.
– Kocham cię, najdroższa.
– Wiem.
Czekał na słowa, które od tak dawna pragnął usłyszeć z jej ust. Czy wyrzeknie je w końcu tej nocy? Czy będzie musiał dalej czekać?
Fiona rozmawiała sama ze sobą. Czy kochała go? Nie wiedziała. Z pewnością był wspaniałym kochankiem, lecz miał również romantyczne serce. Potrzebna mu była deklaracja jej uczuć.
– Teraz czuję wobec ciebie coś innego, niż dawniej – powiedziała. – Chyba mogłabym cię kochać, Colinie MacDonaldzie. Może nawet już cię kocham, ale kiedy w końcu odważę się wypowiedzieć te słowa, milordzie, nie będziesz miał wątpliwości, że darzę cię uczuciem z całego serca i z całej duszy.
– Poczekam więc, kochanie, bo wiem, że jesteś uczciwą kobietą, która mnie nie oszuka. – Pocałował ją w czubek głowy.
Przez ułamek sekundy Fioną zawładnęło poczucie winy, ale pokonała je. Nie zrobiła nic, żeby skrzywdzić MacDonaldów. Rozmawiała z ojcem Ninian i zanim wypowiedziała słowa przysięgi małżeńskiej powiedziała mu, że zakończyła szpiegowanie dla Jamesa Stewarta. Rano odda księdzu królewską monetę. Teraz była panią Nairn i królewska moneta nie była jej do niczego potrzebna.
James Stewart wpatrywał się w krople deszczu, spływające po szybach. Za oknem, na dworze dzień był szary i wietrzny. Chociaż był dopiero początek grudnia, wszędzie wokół widać już było pierwsze oznaki zimy. Król przyglądał się zsiadającemu z konia jeźdźcowi, który przed chwilą wjechał na dziedziniec. Przybyły oddał wierzchowca pod opiekę chłopca stajennego. Było coś znajomego w sylwetce przybysza. Król uśmiechnął się. Zawołał pazia, a kiedy chłopiec się pojawił w komnacie, powiedział mu:
– Właśnie przybył ksiądz, ojciec Ninian. Przed chwilą zsiadł z konia i skierował się do północnej bramy. Przyprowadź go do mnie, a potem podaj nam wino.
Paź ukłonił się i popędził spełnić polecenia.
Król zatarł dłonie i zanucił sobie pod nosem. Wiedział, że ojciec Ninian powinien wkrótce się pojawić, ale z tym księdzem nigdy nic nie było wiadome do końca. Ninian Stewart, pokorny sługa boży, jedyny syn Davida, księcia Strathearn, starszego syna Euphemii Ross, był nieślubnym dzieckiem, które urodziło się pięć miesięcy po śmierci swojego ojca. Jego matka przeżyła zaledwie sześć lat po porodzie. Po jej śmierci ojciec Jamesa Stewarta, król Robert III, umieścił chłopca w opactwie w Scone. Wybrał dla niego przyszłość zakonnika, żeby odsunąć go i ochronić przed krwawymi waśniami w rodzinie Stewartów o szkocki tron. Niewielu krewnych Jamesa pamiętało jeszcze o istnieniu bastarda Davida Stewarta. Może Atholl, ale ten nigdy nie powiąże króla z ojcem Ninian, którego widział wszystkiego kilka razy w niemowlęctwie i wczesnym dzieciństwie.
Drzwi otworzyły się. Do komnaty został wprowadzony ojciec Ninian. Kiedy obaj mężczyźni uściskali się, James Stewart powiedział:
– Idź i przynieś grzane wino, Andrew. Nasz miły gość na pewno przemarzł w czasie jazdy w taki dżdżysty dzień.
Młodzian wybiegł z izby, żeby wypełnić polecenie swojego pana.
– Co za Andrew? – zapytał ksiądz, sadowiąc się przy ogniu.
– Andrew Leslie – odpowiedział król.
– A co się stało z chłopakiem Douglasów?
– Douglasowie nie są w chwili obecnej w łaskach, Ninian – wyjaśnił kuzynowi monarcha. – Odesłałem chłopca do domu. Mam córkę, Margaret – dodał – a drugie dziecko w drodze, mam nadzieję, że będzie to mały książę.
– Będę się dalej modlił o zdrowie dla królowej.
Mężczyźni rozmawiali o drobnych sprawach, dopóki paź Leslie nie powrócił z gorącym winem i powtórnie nie opuścił komnaty, zamknąwszy za sobą drzwi. Król sączył swój trunek.
– Oczywiście czekasz na wiadomości z północy – spokojnie zauważył Ninian Stewart.
– Lord z Wysp?
– Jest zdecydowany powstrzymać się z oddaniem ci hołdu lennego do chwili, gdy będzie już absolutnie musiał.
– Campbellowie złożyli mi przysięgę na wierność – rzekł król.
– Jak wiesz, nie są w najlepszych stosunkach z MacDonaldami i nie mają zbyt wielkiego wpływu na inne klany, kuzynie.
– A więc dopóki nie przysięgną mi MacDonaldowie, nie mam co liczyć na to, że uczynią to inne klany z gór. Czemu Aleksander MacDonald jest taki uparty?
– Bo od niepamiętnych czasów MacDonaldowie królowali niepodzielnie w górach. Trudno im teraz oddać władzę królowi z rodu Stewartów, z południowego brzegu rzeki Tay.
Ninian nie mógł pojąć, dlaczego James tego nie rozumie. Już setki razy dyskutowali na ten sam temat. Król powiedział, że lord z Wysp jest uparty, ale sam był nie mniejszym uparciuchem. Co gorsza, nie przyjmował do wiadomości, że lord z Wysp może się uważać za równego, ba, nawet ważniejszego niż król.
– Zwołaj spotkanie klanów w Inverness przyszłego lata – poradził ksiądz. – Wszyscy czekali na to już tego lata, kuzynie, i byli rozczarowani, że ich nie zaprosiłeś. Im dłużej zwlekasz, tym bardziej obrażasz lorda z Wysp i jego sprzymierzeńców. Wiem, że jesteś twardym władcą, ale nie ma niczego wstydliwego w okazaniu odrobiny zrozumienia.
– Nie zaprosiłem ich do Inverness tego lata, bo chciałem sprawdzić nastawienie klanów – powiedział król. – I jaki był tego rezultat, kuzynie? Campbellowie i ich sojusznicy przyszli do mnie na kolanach. Wprowadzę podziały i pokonam tych dumnych górali z północy! Jeszcze rok lub dwa, a będą tak przerażeni, że przybędą do mnie złożyć przysięgę na wierność.
– Musisz zrozumieć, że lord z Wysp nie sądzi, aby cię potrzebował, i ma rację, panie. Wie, że to on będzie ci dużo bardziej potrzebny, gdy zechcesz zjednoczyć klany z północy. Zaproś klany do Invemess i pozwól im zawrzeć z tobą honorowy pokój.
– W swoim czasie, ale jeszcze nie teraz – odparł James Stewart.
– Coś ci przywiozłem, panie. – Na wyciągniętej dłoni Ninian podał władcy królewską monetę.
Król wziął ją, rozpoznał i zapytał:
– Skąd ją masz? To na pewno nie jest twoja, kuzynie.
– Fiona Hay ci ją zwraca.
– Ale dlaczego?
– Bo już więcej nie będzie szpiegować dla ciebie, kuzynie – padła prosta odpowiedź. – Za wiele od niej żądałeś.
– Zakochała się w Colinie MacDonaldzie? – zapytał zirytowany król.
– Jest do niego przywiązana, ale czy go kocha? Nie, nie sądzę. Jednak wzięła z nim ślub. Powiedziała, że nie będzie dłużej szpiegować ani jego, ani jego krewnych. To niegodne.
– Skoro go nie kocha, to czemu, na Boga, zdecydowała się go poślubić, Ninian? – zażądał odpowiedzi król. – Kiedy wysłałem ją na północ, byłem głęboko przekonany, że jej uczucie do Angusa Gordona powstrzyma ją przed przywiązaniem do Colina MacDonalda. Co się stało? Czyżby dziewczyna była po prostu niestała w uczuciach?
– Kiedy wysłałeś ją w góry, kuzynie, Fiona była brzemienna z dzieckiem Angusa Gordona. Nie była pewna swojego stanu, toteż bała ci się odmówić.
– Jezu! – szepnął król. – Ninian, nie wiedziałem! Przysięgam na wszystkie świętości i na głowę mojej słodkiej Joan. Nie wiedziałem!
– MacDonald urządził zrękowiny w sali zamkowej swojego brata na Islay. Głęboko wierzy, że dziecko, które urodziła Fiona, jest jego synem. Mały ma na imię Alastair James, na cześć lorda z Wysp i twoją. Kiedy w tym roku odwiedziłem wczesną jesienią Nairns Craig i przekazałem Fionie twoją ostatnią wiadomość, była zdruzgotana usłyszawszy, że jej dawny kochanek poślubił kuzynkę królowej. A że termin ważności zrękowin się kończył, Fiona poprosiła mnie, żebym udzielił jej ślubu z Colinem MacDonaldem, zanim przed zimą odjadę na południe. Uważała, że nic innego jej nie pozostało. Teraz, gdy jest prawowitą małżonką Nairna, nie będzie więcej pracować dla ciebie. Nie możesz jej o to winić, a poza tym informacje, które przekazywała, nie miały tak wielkiej wartości i nie będzie ci ich specjalnie brakować. Pozwól jej pójść swoją drogą, Jamesie Stewarcie.
– Polubiłeś ją, prawda?
Ninian skinął głową.
– Tak. To wspaniała kobieta, która znalazła się w trudnej sytuacji i która pokierowała swoim życiem najlepiej, jak mogła. Zapewniła najlepszą ochronę swojemu dziecku i teraz, jako żona Nairna, będzie mu całkowicie oddana. Powiedziała mi, że nadal pozostanie ci wierna. Jest twoją poddaną, ale nie będzie dla ciebie szpiegować.
– Proponuje mi dziwną lojalność – warknął król.
– Daj spokój, Jamesie Stewarcie, i daj jej odejść. Już więcej nie jest w stanie tego dźwigać. Postąpiłeś okrutnie, kuzynie, zmuszając Fionę Hay do współpracy. I okradłeś Angusa Gordona z syna i dziedzica, chociaż wydaje mi się, że pani Elizabeth obdarzy go mnóstwem potomstwa.
Król miał zdecydowanie zakłopotany wygląd, ale przypomniawszy sobie, że wszystko, o czym rozmawia z księdzem, pozostanie tajemnicą, powiedział:
– Elizabeth nie jest żoną Angusa Gordona. Poślubiła Iana Ogilvy. Angus przebywa jeszcze w Anglii z naszym wujem Athollem i negocjuje korzystniejsze warunki spłaty moich należności.
– Dlaczego więc – zapytał ksiądz zagniewanym głosem – przesłałeś Fionie Hay wiadomość, iż panna Elizabeth Williams poślubiła mężczyznę wybranego przez jej królewskiego opiekuna? To właśnie ta wiadomość, przekazana przeze mnie, wpłynęła na jej decyzję poślubienia MacDonalda z Nairn.
– Chciałem jedynie zatrzymać ją na północy z Nairnem – tłumaczył się król. – Wiedziałem, że pomyśli, iż to Angus stanął na ślubnym kobiercu. Sądziłem, że to ją rozwścieczy i przekona do pozostania na północy. Nie wiedziałem, że pojawiło się dziecko i że poślubi Colina MacDonalda. Myślałem, że jej duma skłoni ją do pozostania tam, gdzie była mi potrzebna, że nie będzie chciała wracać zhańbiona.
– Kuzynie, manipulowałeś życiem innych ludzi ze swobodą przynależną jedynie Bogu i ukradłeś Angusowi Gordonowi jego syna. Nie wiem, co się stanie z panem na Loch Brae, ale dziękuję Bogu, że Fiona Hay będzie bezpieczna, otoczona miłością Colina MacDonalda. Bo on ją kocha, kuzynie. Czy opowiedziałeś o całym tym spisku swojemu spowiednikowi?
– To sprawa wagi państwowej – próbował się usprawiedliwiać król. – Słyszałeś już. Decyzje, które uważasz za moje grzechy, podjąłem dla dobra Szkocji. Wyznacz mi pokutę, Ninian, a odprawię ją.
Ksiądz pokręcił przecząco głową.
– Nie, kuzynie, nie odpuszczę ci winy, bo nie żałujesz tego, co zrobiłeś. Wiesz przecież, że grzesznik musi okazać skruchę. – Uśmiechnął się lekko, żeby złagodzić wydźwięk swoich słów, nie chciał bowiem obrazić swojego kuzyna.
Król wzruszył ramionami.
– Nie może mi być przykro, że uczyniłem coś najlepszego, moim zdaniem, dla Szkocji. Nie wiem, co innego mogłem zrobić. Mam nadzieję, że nadal będziesz mi służyć.
– Tak – powiedział ksiądz – ale nie ze względu na ciebie, lecz z powodu tych wszystkich górskich klanów, które przez lata moich podróży, kiedy niosłem tym dobrym ludziom Boga i sakramenty święte, stały mi się bliskie. Oni nie są twoimi wrogami, kuzynie. Ci dumni, wolni ludzie są pozostałością po naszej chlubnej przeszłości. Kiedyś przyjdą do ciebie, jeśli tylko będziesz ich traktował z należytym szacunkiem. Nie słuchaj rad chciwych i ambitnych ludzi, kuzynie.
– Nie mogę okazywać słabości, Ninian.
– Okazanie szacunku drugiemu nie jest słabością – padła spokojna odpowiedź. Ksiądz wypił grzane wino i wstał. – Jeśli nie jestem ci już potrzebny, złożę uszanowanie w opactwie i wykąpię się przed nieszporami.
– Idź – rzekł James Stewart – ale odwiedzaj mnie często, zanim podejmiesz decyzję powrotu na północ.
Ksiądz pokłonił się z szacunkiem i wyszedł.
Król zagłębił się w fotelu, obracając w ręce kielich z resztką wina i korzennych przypraw. Był zły na siebie, że źle ocenił Fionę Hay. Niewątpliwie informacje, jakie mu przekazywała, były dość cenne, ale nie nadzwyczajne. Umieścił ją w Nairn, bo wiedział instynktownie, że pewnego dnia będzie miała coś naprawdę ważnego do przekazania. Lecz teraz już tego nie zrobi, a wszystko przez to, że tak niezręcznie nią manipulował. Musiał pogodzić się ze swoją stratą. Fiona Hay zniknęła z jego życia podobnie jak zniknęła z życia Angusa Gordona.
Tutaj James Stewart poczuł wyrzuty sumienia, bo w gruncie rzeczy był przyzwoitym człowiekiem. Oby Angus Gordon nigdy nie dowiedział się o jego roli w rozdzieleniu kochanków. Niech Bóg i Najświętsza Panienka sprawią, by Angus nigdy nie dowiedział się, że ma syna, który dorasta jako Alastair MacDonald. Król zazdrościł przyjacielowi tego nieznanego syna, sam bowiem pragnął męskiego potomka. Królowa urodziła już córkę, którą nazwali Margaret. Było to śliczne, tłuściutkie niemowlę z rudymi włosami odziedziczonymi po matce. James Stewart miał ogromne plany wobec swojej córki. Marzył o takim wydaniu jej za mąż, które pewnego dnia uczyni z niej królową Francji. Ale modlił się o syna.
Następnej wiosny królowa powiła kolejną córkę, którą nazwano Isabella. Rok później królowa Joan dała wreszcie Szkocji długo oczekiwanego następcę tronu, małego królewicza o imieniu Aleksander, który jednak był słabym niemowlęciem. Obawiano się, że nie dożyje męskiego wieku, toteż niezbędne było, aby królowa nie ustawała w wysiłkach wydania na świat następnych królewiczów.
Chłopiec urodził się pod koniec roku. Nawet w pokrytych śniegiem górach rozniosła się wieść o tym, że król wreszcie ma syna, i poczciwi górale świętowali narodziny dziecka.
Tymczasem w Nairns Craig Fiona siedziała przy krosnach i obserwowała swoje dzieci, bawiące się na podłodze. Późną wiosną Alastair skończy trzy lata. Mary miała szesnaście miesięcy, a następne dziecko powinno się urodzić na samym początku wiosny, jeszcze zanim ze wzgórz zniknie pokrywający je śnieg. Mary była wierną kopią ojca i otrzymała imię po obu swoich babkach, które nosiły to samo imię, tyle że w celtyckiej wersji.
– Czasy się zmieniają – zauważyła Fiona, kiedy urodziła córkę. – W końcu zawrzemy pokój z królem. Może nawet wyślemy naszą córkę, by służyła królowej. Lepiej, żeby jej imię było zrozumiałe dla wszystkich, zwłaszcza dla tych, którzy nie władają celtyckim.
Moire Rose zgodziła się ze swoją synową. MacDonald z Nairn śmiał się.
– Nie mogę wygrać z wami obydwoma naraz. Czy to normalne, żeby żona i jej teściowa były takimi przyjaciółkami?
– Oczywiście, skoro mieszkają pod jednym dachem! – zawołała Fiona, a Moire Rose zaśmiała się swoim szorstkim głosem.
Król nie zwołał zjazdu klanów ani w 1426, ani w 1427 roku. W górach panował względny spokój, ale lord z Wysp i przywódcy większości klanów nadal nie złożyli wiernopoddańczej przysięgi Jamesowi Stewartowi. Wreszcie król nie miał wyjścia – musiał zwołać spotkanie klanów w Inverness albo przyznać, że nie posiada pełnej kontroli nad całym krajem. Termin został wyznaczony na połowę lipca. Z okazji przybycia Jamesa Stewarta doprowadzono do ładu warowną część zamku w Inverness.
W odpowiedzi na prośbę Jamesa Stewarta lord z Wysp wysłał umyślnych do wszystkich klanów z poleceniem stawienia się w Inverness. W czasie czterech lat, które upłynęły od powrotu z Anglii, król pozostawił górskie ziemie w spokoju, który przywódca klanu MacDonaldów potrafił docenić. Właściwie lord z Wysp postanowił już o podporządkowaniu się królowi. Jednak przed ostateczną decyzją chciał mieć szansę pełnej oceny tego człowieka.
Fiona wiedziała, że jej szwagier w drodze do Inverness zatrzyma się w Nairns Craig. Jego posłaniec oznajmił, że lord będzie podróżował ze swoją matką, starą księżną Ross, która również złoży przysięgę wierności królowi, jeśli uczyni to jej syn. Żona lorda, bardzo nieśmiała niewiasta, wolała pozostać na Islay. Ponieważ od czasu swojej pierwszej wizyty Fiona nie była więcej na Islay, nie miała okazji poznać obu kobiet. Panowała opinia, że stara księżna jest znacznie ciekawszą osobowością.
Goście zjawili się w Nairns Craig w towarzystwie ojca Ninian. Fiona była zachwycona widokiem księdza, gdyż trzy miesiące wcześniej powiła drugą córkę. Niemowlę, które na cześć królowej miało otrzymać imię Johanna, powinno zostać ochrzczone. Euphemia MacDonald, księżna Ross, zaproponowała, że może zostać matką chrzestną dziecka, co było wielkim wyróżnieniem dla rodu MacDonaldów z Nairn. Później, kiedy skończyły się zachwyty nad Alastairem i Mary, a Johanna została nakarmiona, rodzina zebrała się na wieczorny posiłek w głównym holu.
Ojciec Ninian podzielił się najświeższymi wiadomościami. Mały królewicz, Aleksander Stewart, nie przeżył zimy, ale królowa znowu była brzemienna i wszyscy mieli nadzieję, że urodzi wyczekiwanego dziedzica.
– Jesteś szczęśliwy, mając swoje dzieci, Colinie MacDonald – powiedział ksiądz. – Dzięki Bogu twój syn jest zdrowym malcem, podobnie jak twe córki.
– Chciałbym mieć jeszcze jednego syna – rzekł Nairn, patrząc na Fionę.
– Poczekasz trochę na następne dziecko, Colly – odrzekła mu buntowniczo. – Jestem wykończona ciągłym rodzeniem. Jeśli mamy mieć jeszcze jednego syna, musisz mi pozwolić na chwilę odpoczynku. Możemy wrócić do tego tematu, kiedy przestanę karmić Johannę piersią.
Księżna Ross, masywna, urodziwa kobieta, roześmiała się.
– Dziewczyna ma rację, Nairn. Jeśli ją kochasz, nie będziesz jej zabijał swoimi potomkami. Nie daj się tyranizować – zwróciła się do Fiony.
Nairn wybuchnął śmiechem.
– Tyranizować ją? Nie potrafiłbym tyranizować Fiony! To raczej ona mnie zadręcza.
– Tylko trzyma go w ryzach – wystąpiła w obronie synowej Moire Rose. – Dzięki Fionie Hay Nairns Craig stało się szczęśliwszym miejscem. Błogosławię dzień, w którym się tu pojawiła.
– Moja teściowa przypisuje mi więcej, niż faktycznie jest moją zasługą – powiedziała zakłopotana Fiona, uniesieniem brwi dając znak służbie, aby zaczęto podawać do stołu.
– Czy pojedziesz do Inverness, siostro? – zapytał ją lord.
– Naturalnie. Za nic na świecie nie chciałabym tego stracić. To będzie wielki dzień, kiedy ty i James Stewart zawrzecie pokój.
– Jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji – rzekł Aleksander MacDonald, bawiąc się swoim kubkiem.
– Czemu więc jedziesz i zwołujesz klany, aby posłuchały królewskiego wezwania? – sprytnie zapytała Fiona.
– Po prostu przed podjęciem decyzji chcę zobaczyć tego człowieka. – Lord nałożył sobie porcję pieczeni z półmiska, podsuniętego przez usłużnego lokaja.
Fiona zaśmiała się.
– Kłamiesz, Aleksandrze MacDonaldzie. Tylko twoja duma nie pozwala ci przyznać, że ten król jest inny.
– Pojedziemy, zobaczymy, moja śliczna – odparł lord z Wysp, ale w jego oczach błyszczało rozbawienie jej zuchwałością.
Od pierwszej chwili, gdy ujrzał Fionę, pokochał ją za jej odwagę. Spośród wszystkich szwagierek, a miał ich wiele, tę lubił najbardziej.
W jasny letni poranek wyruszyli z Nairns Craig. Dojechali do głównej drogi, wiodącej do Inverness, przebiegającej przez miasteczko Nairn i Cawdor. Droga pełna była przedstawicieli różnych klanów, spieszących na spotkanie. Fiona jechała na swoim wałachu, księżna Ross i Moire Rose oraz Nelly z dziećmi dzieliły zaś wygodny powóz. Krajobrazy wokół nich były przepiękne, błękitne wzgórza odbijały się w niebieskich wodach jezior. Pod Inverness lord z Wysp opuścił ich towarzystwo i dołączył do swojego oddziału, składającego się z czterech tysięcy ludzi, wśród których znajdowali się też jego synowie: Ian, jego następca, Celestine z Lochalsh i Hugh ze Sleate.
W miasteczku nie znalazłoby się miejsca dla wszystkich przybyłych członków klanów, zwłaszcza po przybyciu króla z całym dworem. Postanowiono więc, że zatrzymają się obozem pod Inverness. Pośrodku obozowiska wzniesiono ogromne namioty dla lorda z Wysp, otoczone mniejszymi namiotami.
Aby uhonorować króla, a jednocześnie nieco go onieśmielić, zaplanowano, iż wszystkie klany równocześnie zaczną schodzić do miasta ze wzgórz otaczających miasto ze wszystkich stron. Z zamku w Inverness James Stewart przyglądał się zafascynowany przybyciu ludzi z gór, wystrojonych w wielobarwne tartany, z jedwabnymi chorągwiami, trzepoczącymi na wietrze, przy akompaniamencie jednej tylko melodii, wygrywanej na kobzach – marsza MacDonaldów. Szczelnie wypełnili zbocza wzgórz, a gdy prowadzeni przez Aleksandra MacDonalda, lorda z Wysp, i jego potężnej rodziny wkraczali do miasta, idąc mocno wybijali rytm. To było wielkie widowisko.
– Nie wstydzi się swojej pozycji tutaj, prawda? – odezwał się król do swojego wuja, księcia Atholla.
– Musisz go sobie podporządkować, panie – ponuro rzekł Atholl. – Ci MacDonaldowie zawsze przysparzali kłopotów. Jeśli będziesz w stanie złamać ich raz na zawsze, Szkocja na tym skorzysta.
– Zobaczymy – odparł król z lekkim uśmieszkiem. Wiedział już, co zrobi, ale z nikim się nie dzielił swoimi pomysłami w obawie, aby informacje o jego planach nie rozpowszechniły się.
Przeszedłszy manifestacyjnie przez Inverness, klany pomaszerowały do swojego obozowiska pod miastem. Czekała tam już służba i kobiety. Nad rozpalonymi ogniskami piekło się mięso. Lord z Wysp zaproponował swojemu młodszemu bratu z Nairn i jego rodzinie gościnę w swoich namiotach. Przydzielono im przestronny namiot, podzielony na trzy pomieszczenia. Rozstawiono w nich kociołki z tlącym się węglem, aby zapobiec wieczornym chłodom. Mieli za sobą długi dzień. Nakarmione dzieci zostały położone spać pod opieką niani. Również Moire Rose dzieliła z nimi sypialnię. Kołyskę z Johanną postawiono w głównej sypialni.
Nelly i zalecający się do niej Roderick Dhu przynieśli do namiotu jedzenie. Był to łosoś, złowiony tego dnia w rzece Ness przepływającej przez miasto, obok ich namiotów. Ryba została upieczona i podana z rzeżuchą, uzbieraną na rzecznej płyciźnie. Posiłek składał się ponadto z wołowiny, doprawionej solą i upieczonej nad ogniem. Chleb, masło i ser uzupełniały jedzenie obu kobiet, które wieczerzały wspólnie. Nairn jadł w towarzystwie swoich braci i bratanków w namiocie lorda z Wysp.
– Co będzie się działo jutro, Fiono? – zagadnęła Moire Rose. – Jaki jest naprawdę ten król Stewart? Czy będzie się mścił?
Fiona potrząsnęła głową.
– Nie wiem – przyznała uczciwie. – Mogę tylko powiedzieć, że jest zdecydowany władać całą Szkocją. Nie zadowoli się niczym innym. Jeśli przez ostatnie lata pozostawiał nas w spokoju, to tylko dlatego, że był zajęty wydarzeniami na równinach, a może również sądził, że w ten sposób nas zastraszy. To człowiek zdecydowany na wszystko.
Moire Rose skinęła głową.
– Zobaczę go, bo jeszcze nigdy nie spotkałam króla Szkocji.
– Mam nadzieję, że nie będziesz rozczarowana – powiedziała Fiona. – Nie jest przystojny. I lord, i Nairn górują nad nim wzrostem, ale, jeśli mam być szczera, nie tuszą.
Na zewnątrz, za ścianą namiotu, życie obozowiska zaczynało się uspokajać. Obie kobiety posłały sobie łóżka. Fiona wyjęła śpiącą Johannę z kołyski, przytuliła ją, zmieniła dziecku pieluszkę i z powrotem ułożyła do snu. Potem umyła się w niewielkiej misce, którą przyniosła Nelly, i zapytała:
– Zaglądałaś do starszej pani? Czy ma wygodnie?
– Tak. Pomogłam jej się rozebrać i położyć – odparła Nelly. – Powinna znaleźć sobie jakąś dziewczynę do pomocy, potrzebuje tego. Jej stara Beathag ledwo powłóczy nogami, a co dopiero mówić o takiej podróży.
– Beathag była przy Moire Rose przez całe życie. I chyba tylko fakt, że pani jej potrzebuje, podtrzymuje ją przy życiu – zauważyła Fiona. – Idź już spać, Nelly. Jutro idziemy spotkać się z królem.
– Widziałam go już – cierpko powiedziała Nelly. – Ten cały James Stewart niezbyt mi się spodobał. Uważam, że klany robią głupstwo, ufając mu. Ty, pani, też mu wierzyłaś i popatrz, co ci uczynił.
– Cicho, Nelly, nie bądź już dłużej zła. Zadowolona jestem z życia z Colinem, no i mamy udane dzieciaki. Czego więcej potrzeba kobiecie, poza dobrym mężem i dziećmi? – Fiona uspokajająco poklepała służącą po plecach.
– Ale nie kochasz go prawdziwie, pani, a masz prawo do miłości – powiedziała Nelly.
– To prawda, nie kocham go tak, jak Czarnego Angusa – przyznała Fiona – ale kocham go w inny sposób, a i on mnie kocha. Och, Nelly, a co by było, gdyby Colin MacDonald nie był takim mężczyzną, jakim jest? Żadna z nas nie wytrzymałaby tych ostatnich trzech lat. Mam więcej, niż się spodziewałam. Ty też. Kiedy poślubisz Rodericka Dhu? Ogromnie pragnie, abyś została jego żoną. Zaleca się do ciebie od dwóch lat.
Nelly westchnęła.
– Kocham tego grubianina – powiedziała – ale co się stanie, pani, jeśli któregoś dnia będziemy mogły wrócić do Brae? Nie będę mogła wtedy wrócić z tobą, jeśli zostanę żoną mojego górala. Lepiej, żebym pozostała w panieństwie.
– Nelly, nie wrócimy do Brae. Czarny Angus ożenił się z kuzynką królowej. Nie będę tam mile widziana. Mam swojego męża, a teraz ty masz przed sobą szansę poślubienia dobrego człowieka. Nie trać jej, dziewczyno!
Nelly życzyła swojej pani dobrej nocy i wyniosła się do części mieszkalnej namiotu, gdzie, koło kociołka z węglem, ułożono jej siennik.
Fiona położyła się na łóżku skonstruowanym z drewnianych bali, przykrytych pierzyną. Naciągnęła na siebie skórę z lisa i zasnęła. Obudziła się, słysząc ciche przekleństwa męża, który potknął się o coś w ciemności.
– Colin! Obudzisz dziecko! – ostrzegła go.
Kierując się w stronę, skąd dobiegał jej głos, dotarł do łóżka. Zrzucił z nóg buty i niemal przewrócił się na nią.
– O, tu jesteś, kochanie – powiedział, usiłując rękami wymacać jej piersi.
– Jesteś pijany! – oskarżyła go, ale nie potrafiła opanować śmiechu. Nigdy jeszcze nie widziała go w takim stanie.
– Tylko troszeczkę – zapewnił ją. – Moi bracia nie mogli dojść do swoich łóżek na własnych nogach i trzeba było ich zanieść – pochwalił się i pocałował ją w usta wilgotnymi wargami. – Boże, ale jesteś słodka – wymruczał w jej włosy. – Kochasz mnie odrobinkę, Fiono?
– Owszem – powiedziała – może troszkę, Colinie MacDonaldzie. – Przesunęła się, chcąc znaleźć wygodniejszą pozycję, bowiem prawie całkiem na niej leżał.
Wtulił twarz w jej szyję.
– Wiesz, czego chcę, kochanie – powiedział sugestywnie, pieszcząc ją łagodnymi ruchami.
– Colin, jutro masz stanąć przed królem. Jeśli się nie prześpisz, rano będzie cię potwornie bolała głowa, gwarantuję ci to. I narobisz wstydu nam wszystkim.
Kolanem rozchylał jej uda, usiłując się wśliznąć pomiędzy jej nogi.
– Będę lepiej spał, a rano obudzę się radośniejszy, jeśli będziesz się ze mną kochać, Fiono – przekonywał ją czule.
– Jesteś gorszy niż Alastair, kiedy chce dostać ciastko – upomniała go, ale zagłębiająca się między jej udami męska twardość obudziła w niej wielkie podniecenie. Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie. Miał oddech przesiąknięty winem. – Jeśli zaśniesz leżąc na mnie, zanim skończysz, Colinie MacDonaldzie – ostrzegła go – przysięgam, że zrobię z tobą to, co zrobiliśmy z tym byczkiem, który urodził się w zeszłym roku.
Zaśmiał się cichym, pełnym tłumionych emocji głosem.
– A kiedyż to, moja kochana Fiono – zapytał – zdarzyło mi się nie skończyć tego, co rozpocząłem? – Po czym wbił się w jej gorące ciało do końca, dając obojgu rozkosz aż po utratę zmysłów.
Kiedy obudziła się następnego dnia wczesnym rankiem, tuż przed świtem, chrapał cicho u jej boku, z głową opartą o jej krągłe ramię. Fiona wyśliznęła się ostrożnie z łóżka, starając się go nie obudzić. W mieszkalnej części namiotu dostrzegła Rodericka Dhu i Nelly, przytulonych do siebie w poszukiwaniu ciepła i wzajemnego towarzystwa.
– Obudź swojego pana – powiedziała Roderickowi – i zaprowadź nad rzekę, żeby się wykąpał. Nie pozwolę, by stanął przed Jamesem Stewartem śmierdząc winem i namiętnością. Potem przynieś mi ciepłą wodę, abym sama mogła się umyć, a twój pan miał możliwość ogolenia się.
Roderick Dhu skłonił się nisko.
– Dobrze, pani.
– Przynieś mi Johannę, to ją nakarmię – poleciła Nelly.
W obozowisku zaczynało wrzeć. Nairn wrócił znad rzeki nadal mając przekrwione oczy, ale przynajmniej czysty, i zastał swoją żonę zajętą pielęgnowaniem córeczki. Przystanął na chwilę, żeby przyjrzeć się temu miłemu obrazkowi.
– Ma główkę zupełnie jak moja – zauważył z dumą.
– Podobnie jak Mary – przypomniała mu Fiona i podała niemowlę Nelly, która położyła je w kołysce. – Włóż czystą koszulę – poleciła mężowi. – Przygotuję ci chleb i grzane wino.
Król zwołał zebranie na godzinę dziesiątą rano. Lord z Wysp i przywódcy innych górskich klanów oraz księżna Ross zostali zaproszeni do głównej sali zamku, zajmowanego przez monarchę. Przybyli na zamek z łopoczącymi chorągwiami, w towarzystwie kobziarzy. Zamek położony był na brzegu rzeki Ness, szerokiej niebieskiej wstęgi, wpadającej do Beauly Loch, a potem do Moray Firth. Tylko lord, jego matka, przywódcy klanów i ich niewiasty byli zaproszeni do środka zamku. Pozostałych członków klanów grzecznie poproszono o pozostanie na zewnątrz, gdyż ani zamek, ani główna jego sala nie pomieściłyby wszystkich.
Prowadzeni przez lorda z Wysp, mężczyźni wkroczyli do holu. Była to sala potężnych rozmiarów, z szarego kamienia, pozbawiona okien. W głębi znajdowało się podium z baldachimem zawieszonym na pozłacanych, drewnianych kolumnach. Pod baldachimem stał tron, na którym zasiadał król, spod przymrużonych powiek obserwując podchodzących ku niemu górali. Chociaż nigdy przedtem nie spotkał lorda z Wysp, rozpoznał go od razu i to nie dlatego, że szedł na czele, ale dlatego, iż wyglądał jak ciemnowłosa wersja MacDonalda z Nairn, który kroczył u jego boku.
Aleksander MacDonald skłonił się przed królem.
– Panie – odezwał się. – Witam cię w górach. Oby spędzony tu czas upłynął ci przyjemnie i obyś mógł często tu powracać. – Przemowa była pełna łaskawości, wypowiedziana przyjacielskim tonem.
Król wstał i spojrzał na zebranych z góry.
– Późno przychodzicie, moi panowie, żeby mi złożyć przysięgę wierności.
– Czekaliśmy jedynie na twoje wezwanie, panie – odparł lord z Wysp. – Zwlekałeś z nim.
– Powiedziano mi, że są pośród was tacy, którzy czyhają na moje życie – odrzekł król. – Musiałem zdecydować, jakie kroki podjąć w obliczu takiego wiarołomstwa. – Podniósł rękę, dając znak strażom. Aleksander MacRurie i Ian MacArthur zostali wyrwani z szeregu swoich towarzyszy i ciśnięci przed podium. – Wy dwaj mówiliście o zabiciu mnie. Nie mogę wam ufać. Wasza śmierć będzie lekcją dla waszych towarzyszy. – Król powtórnie dał znak i zanim ktokolwiek zorientował się, co się dzieje, obaj nieszczęśnicy zostali unieruchomieni i sprawnie pozbawieni głów, za sprawą specjalnie na tę okazję naostrzonych noży. Głowy potoczyły się niedaleko, a z rozpłatanych karków trysnęła krew. Zgromadzone w holu kobiety zaczęły krzyczeć.
– Uwięzić ich wszystkich! – zawołał król grzmiącym głosem, wskazując na lorda z Wysp i jego towarzyszy. – Wrzućcie ich do lochu, przygotowanego na ich przybycie! – Zrobił duży krok ponad strumieniem krwi, rozlewającym się po podłodze i wyciągnął rękę w stronę skamieniałej księżnej Ross. – Pozwól, pani, tymczasem będziesz moim gościem.
Fiona wystąpiła do przodu i krzyknęła:
– To niegodziwy postępek, Jamesie Stewarcie! Lord i przywódcy klanów przybyli dziś bez broni do twojego zamku, żeby zawrzeć pokój. Czy tak traktujesz tych, którzy zamierzają ślubować ci lojalność i przyjaźń? Hańba! Hańba!
Król dojrzał w głębi holu kobietę, która wypowiedziała te słowa. Był pewien, że już ją kiedyś widział. Niewątpliwie była kimś znacznym. Sądząc po wyglądzie, chyba żoną któregoś z klanowych przywódców.
I nagle ją rozpoznał.
– Pani, kiedyś przysięgałaś mi posłuszeństwo – rzekł znacząco.
– I dotrzymywałam danej przysięgi, ba, nawet przemawiałam w twojej obronie, panie, w zamku MacDonaldów. Jeśli lord z Wysp znalazł się tutaj dzisiaj, to częściowo z mojej winy. Jak śmiesz łamać zasady gościnności i niesłusznie więzić tych ludzi? Ty, który kochasz sprawiedliwość ponad wszystko. Czy na tym polega twoja sprawiedliwość?
– Jej odwaga dorównuje jej urodzie – szepnął Aleksander MacDonald do brata, Colina MacDonalda. – Gdyby nie była twoją żoną, a ja nie byłbym żonaty, jeszcze dziś bym ją poślubił!
– Opuść mój zamek, pani, i nie wracaj tu więcej! – ryknął król. – Jak śmiesz mnie pouczać? Złodziejka bydła i dziwka?
Lord z Wysp pochwycił ramię swojego brata Nairna w mocny uścisk.
– Jeśli się ruszysz, Colly, śliczna Fiona zostanie wdową. Znieważa ją tylko dlatego, że poruszyła jego sumienie.
– Lepsza uczciwa dziwka, panie, niż pozbawiony honoru król! – rzekła Fiona, wywołując piorunujące wrażenie swoimi słowami, po czym odwróciła się i wyszła z holu, za nią zaś ruszyły inne żony przywódców klanów.
Król otworzył już usta z zamiarem wydania rozkazu uwięzienia Fiony, ale stojący w cieniu tronu królewski kuzyn, Ninian Stewart, odezwał się cicho:
– Ta kobieta jest matką trojga dzieci, w tym jednego przy piersi. Świetnie nadawałaby się na męczennicę, kuzynie. A góry stanęłyby w ogniu na wiele lat. Pozwól jej odejść.
Król zamknął usta.
W pomieszczeniu znajdował się też inny człowiek, który, wstrząśnięty, również rozpoznał Fionę. Hamish Stewart, demonstrując rodzinną lojalność, towarzyszył swojemu królewskiemu kuzynowi w podróży na północ. Natychmiast poznał Fionę. W jej utarczce z królem było więcej, niż to, co widzieli dworzanie. Wyśliznął się z holu i pospieszył za odchodzącymi kobietami. Złapał jedną z nich za ramię i zapytał:
– Kim była ta kobieta, która wygarnęła wszystko królowi, pani?
– To żona MacDonalda z Nairn, panie – rzekła zagadnięta, wyrywając się z jego uchwytu, aby pospieszyć za swoimi towarzyszkami.
Hamish Stewart był zdumiony. W jaki sposób Fiona Hay została żoną MacDonalda z Nairn? Mógłby przysiąc, że poruszyłaby niebo i ziemię, żeby tylko powrócić do Brae i Czarnego Angusa. Czemu tego nie zrobiła? Hamish Stewart podążył za kobietami na zewnątrz, gdzie powitał ich ryk niezadowolenia na wieść, że z rozkazu króla przywódcy klanów zostali uwięzieni. Górale wycofali się z obszarów należących do zamku i udali się do swego obozowiska w górze rzeki. Za nimi, w dyskretnej odległości, podążył Hamish Stewart. Musiał odnaleźć Fionę. Musiał się dowiedzieć, co się stało.
Hamish Stewart szedł powoli przez obozowisko górali. Mężczyźni zaczynali się właśnie zbierać przy ogniskach, niepewni, co robić. Hamish wiedział, że znajdzie namiot lorda z Wysp w samym środku obozu, i miał nadzieję, że namiot zamieszkiwany przez rodzinę MacDonaldów z Nairn będzie z nim sąsiadował. Kiedy w końcu dostrzegł namiot lorda, zaczepił młodego członka klanu i zapytał go:
– Czy możesz mi wskazać drogę do namiotu MacDonalda z Nairn, chłopcze?
– A czego chcecie panie od niego? – zapytał młodzieniec.
– Nie słyszałeś? Nairn, lord oraz inni, którzy udali się do zamku, aby ślubować wierność Jamesowi Stewartowi, zostali przez tego króla aresztowani. – Splunął z niesmakiem. – Co za podstępny czyn!
– Jestem powinowatym żony Nairna – zręcznie wyjaśnił Hamish. – Chciałem się ofiarować z pomocą, jeśli jakiejś potrzebuje.
– Żona Nairna? Odważna kobieta – rzekł młody mężczyzna. – Moja matka opowiadała, że przemawiała niezwykle odważnie do króla, który ją obraził, nazywając złodziejką i dziwką. Tak właśnie widzą nas ci, którzy mieszkają na południe od rzeki Tay. Niech ich piekło pochłonie! Z tą swoją zangielszczoną wymową i angielskimi żonami nie są prawdziwymi Szkotami.
Hamish skinął głową, wyraźnie się z nim zgadzając. Rozmawiał z młodzieńcem po celtycku, a tartan, w który był odziany, miał stary wzór Stewartów, mieszaninę ciemnoniebieskiego, czarnego i zielonego w cienkie czerwone prążki, bardzo podobny w kolorycie do tartanów wielu północnych klanów.
– Wiesz, gdzie jest moja krewniaczka? – łagodnie naciskał młodego człowieka.
– O tak. Ten namiot, tuż obok namiotu lorda, zajmuje Nairn z rodziną.
Podziękowawszy mu, Hamish Stewart podszedł do namiotu, uniósł klapę i wszedł do środka. Drogę zagrodził mu wysoki góral.
– Panie?
– Czy to jest namiot MacDonalda z Nairn?
– A kto pyta?
– Jestem Hamish Stewart, przyjaciel jego żony.
– Nigdy dotąd cię nie widziałem – podejrzliwie stwierdził Roderick Dhu.
– Ja też cię nigdy nie spotkałem. Powiedz swojej pani, że chcę się z nią zobaczyć, że widziałem ją dzisiaj rano na zamku i że przywiozłem wieści o jej siostrach, Jeannie i Morag Hay.
– W porządku, Roddy – odezwała się Fiona, wychodząc zza zasłony, oddzielającej część ogólną namiotu od części sypialnej. – Jak się miewasz, Hamishu? Dawno się nie widzieliśmy.
– Co się stało? – Jedynie tyle był w stanie powiedzieć.
Wyglądała o wiele wspanialej niż to sobą zapowiadała jako młoda dziewczyna. Fiona była doskonałą pięknością, obdarzoną spokojną pewnością siebie, o jaką nigdy by jej nie posądzał. Kiedy dziś rano tak śmiało zabrała głos na zamku, poczuł przypływ dumy.
– Usiądź, Hamishu – poprosiła. – Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. Rodericku Dhu, przynieś wino dla lorda Stewarta. I powiedz Nelly, żeby zajęła czymś Moire Rose. Chcę porozmawiać z moim przyjacielem w cztery oczy.
Wysoki góral skinął głową i oddalił się, aby wypełnić jej polecenia.
Fiona przyłożyła palec do warg. Następnie odezwała się zwodniczo spokojnym głosem:
– Opowiedz mi o moich siostrach, panie. Czy wszystko u nich w porządku?
– W ubiegłym roku Jeannie w końcu wyszła za mąż za Jamiego – odparł, starając się nie zdradzić swojego podniecenia. – Jest brzemienna. Dziecko urodzi się na początku zimy.
– Najwyższy czas. Przecież Jeannie ma już szesnaście lat – zauważyła Fiona. – Cieszę się. Wiem, jak bardzo kocha swojego Jamiego. Czy jest dla niej dobry, panie? Serce by mi pękło, gdyby miało być inaczej.
– Zupełnie owinęła go sobie wokół małego palca, Fiono Hay – powiedział Hamish Stewart z uśmiechem.
– A moja Morag? Czy znaleźliście dla niej męża?
– Ona i mój syn przypadli sobie do gustu – odrzekł. – Jak wszystkie kobiety z rodu Hayów, ona również zdaje się fascynować mężczyzn.
– A Janet? Czy dobrze się miewa? O, już jesteś, Rodericku Dhu. Postaw tacę i zostaw nas samych.
Członek klanu posłuchał, chociaż niechętnie. Kiedy wysunął się za zasłonę, Nelly oświadczyła mu z przejęciem:
– To Hamish Stewart! Co on tutaj robi?
– Znasz go? – Roderick Dhu był zaskoczony.
– Naturalnie – żywo odparła Nelly. – Pochodzi z okolic, gdzie się urodziłam, Roddy. Ciekawa jestem, skąd wiedział, że tu jesteśmy.
– Powiedział, że widział dzisiaj naszą panią na zamku. Czy to dobry człowiek?
– Tak! Może będzie mógł pomóc naszemu panu. Jest dalekim kuzynem króla. Pewnie dlatego przybył do Inverness. Chyba chciał zademonstrować poparcie dla swojego krewniaka.
– Gdzie jest Moire Rose? – zapytał Roderick.
– Staruszka zasnęła. Tego ranka miała zbyt wiele wrażeń. Wiem, że nie była dobrą matką, ale kocha naszego pana z całego serca. Bardzo się o niego boi. Lepiej, żeby poleżała w łóżku i wypoczęła, póki nie dowiemy się, co mamy robić.
Fiona wystawiła głowę zza zasłony.
– Idziemy z lordem Stewartem na spacer nad rzekę – zakomunikowała.
– Niech tak będzie – powiedziała Nelly, opierając rękę na silnym ramieniu przyszłego męża w powściągającym geście. – Nic złego się nie stanie. Lord Stewart jest dla mojej pani jak brat. To pierwszy przyjaciel z przeszłości, którego spotyka, od kiedy przyjechała na północ z naszym panem. Będzie mu chciała na osobności wyjaśnić, jak do tego wszystkiego doszło.
Fiona wyprowadziła Hamisha z obozowiska wąską ścieżką, biegnącą wzdłuż rzeki Ness. Tu i ówdzie rzeka odcięła niewielkie fragmenty gruntu, tworząc wysepki połączone z lądem wąskimi kładkami. Na taką właśnie wysepkę Fiona zaprowadziła swojego towarzysza. Upewniwszy się, że poza nimi na maleńkim skrawku gruntu nie ma nikogo, usiedli na brzegu.
– Teraz, Hamishu – zwróciła się niego – wszystko ci opowiem, ale przysuń się bliżej, bo z konieczności muszę mówić cicho. Nie będzie dobrze, jeśli ktoś jeszcze usłyszy moją opowieść. Nawet Nairn nic nie wie.
– Nic?
– Absolutnie nic. Jestem żoną Colina MacDonalda – zaczęła wyjaśniać Fiona. – Jestem matką trojga dzieci. Mój syn ma trzy lata i ma na imię Alastair. Mamy też córkę, Mary, która we wrześniu skończy dwa lata, i drugą córkę, Johannę, która urodziła się w marcu.
Potem mówiła dalej, wyjaśniając ze szczegółami wszystko, co się z nią działo od chwili, kiedy opuściła zamek w Scone i wyruszyła w drogę do Brae. Mówiła spokojnie, ale mógł dostrzec w jej oczach ślady bólu.
Hamish Stewart wysłuchał jej relacji, a kiedy skończyła, ujął w dłonie jej ręce.
– Uczyniłaś to, co powinnaś, dziewczyno. Wstyd mi za mojego kuzyna Jamesa, który tak bardzo pragnie rządzić całą Szkocją, iż nie zawahał się zmusić kobietę do podobnych praktyk. Rozumiem też, że nie mogłaś mu odmówić. Gdyby tylko Angus zabrał cię do domu, zanim pospieszył do Anglii po kuzynkę królowej!
– Ale król zrobiłby wszystko, żeby Angus poślubił pannę Williams – rzekła Fiona. – Powiedział, że oboje z królową chcieli go mocniej ze sobą związać. Gdybym była w Brae, znalazłby sposób, żeby MacDonald mógł mnie stamtąd wykraść, a przy okazji mogłoby ucierpieć, a nawet zginąć paru poczciwych mieszkańców Brae. Wydaje mi się, że lepiej się stało. Nikt nie odniósł szwanku, a niewątpliwie teraz, jako mąż kuzynki królowej, Angus jest jednym z faworytów króla. Nawet bardziej niż kiedyś. Nie widziałam go dziś rano na zamku i muszę przyznać, że ulżyło mi z tego powodu. Powiedz mi jednak, panie, gdzie on jest? Sądziłam, że powinien towarzyszyć królowi na spotkaniu w Inverness.
– Jest teraz w Anglii, z misją królewską – powiedział Hamish Stewart.
Czemu, na Boga, Fiona uwierzyła, że Angus ożenił się z panną Williams? Nie miała pojęcia, że tamtej jesieni przeszukali okolice wzdłuż i wszerz, a potem jeszcze raz wczesną wiosną, kiedy na drzewach zaczynały nabrzmiewać pąki, a śnieg leżał jeszcze na szczytach wzgórz. Tak, szukali jej, ale nie byli w stanie znaleźć żadnego śladu. W końcu wszyscy doszli do wniosku, że wraz z Nelly została zamordowana i pochowana gdzieś pomiędzy wzgórzami. Zrozpaczony Angus pozostał w Anglii jako przedstawiciel króla. Od niemal dwóch lat nie zawitał do Brae.
A teraz on, Hamish Stewart, otrzymał odpowiedź na nurtujące wszystkich pytanie, lecz nie będzie mógł nikomu nic wyjaśnić. Fiona była zamężna, może nawet szczęśliwa. Miała dzieci. I co by dało poinformowanie jej, że Angus Gordon nie poślubił Elizabeth Williams, że żył ze złamanym sercem na dobrowolnym wygnaniu? I co by przyszło z powiedzenia Angusowi, że Fiona żyje i jest żoną innego mężczyzny, matką trójki jego dzieci?
– Czy chcesz, bym powiedział twoim siostrom, że żyjesz i masz się dobrze, Fiono? – zapytał. – Jesteś zadowolona?
– Tak – odparła cicho. I dodała zaraz. – Nic nie mów Jeannie i Morag, Hamishu. One nie potrafią utrzymać sekretu. Chcę cię tylko prosić o jedną rzecz. Czy od czasu do czasu będziesz mógł mi przesłać wiadomości o moich siostrach? Również o Anne, Elsbeth i Margery, jeśli tylko coś usłyszysz.
– Dobrze, Fiono – odrzekł i gwałtownie odwrócił głowę na dźwięk dziecięcego wołania.
– Mamo! Mamo! – Mały chłopczyk pojawił się w polu widzenia na brzegu rzeki.
– O Boże! – Fiona jęknęła i skoczyła na równe nogi. – Uciekł swojej niani i Nelly. Alastair! Zostań, gdzie jesteś, albo poczujesz na pupie brzozowe witki!
Ale dziecko nie posłuchało i przebiegło po małym drewnianym mostku, żeby rzucić się w jej objęcia.
– Znalazłem cię, mamo – powiedział triumfalnie.
– Jesteś niedobrym chłopcem – skarciła go – jeśli uciekasz niani i Nelly. Będą cię szukać jak oszalałe. – Odwróciła się do lorda Stewarta. – Muszę go jak najszybciej odprowadzić, bo inaczej wszyscy dostaną pomieszania zmysłów z lęku.
Hamish Stewart wbił wzrok w chłopca.
– Jezu! – powiedział, ujrzawszy w twarzy malca oblicze swojego szwagra.
Fiona uniosła ostrzegawczo dłoń i odezwała się w dialekcie szkocko-angielskim, którego jej syn nie mógł zrozumieć.
– Nie możesz mu nic powiedzieć, Hamishu. Kiedy król zmusił mnie do zabawy w jego grę, nie byłam pewna, czy jestem brzemienna. Bałam się, że jeśli będę się zasłaniać ciążą, która okaże się fikcją, król ukarze Angusa.
– A MacDonald?
– Wierzy, że mój syn jest jego synem. I nie będę tego prostować, ze względu na dziecko. Nie bądź taki zaskoczony. Żona lorda Brae na pewno da mu dziedzica, jeśli już tego nie zrobiła. Niepotrzebny mu mój synek. Ale teraz muszę już iść. Żegnam, Hamishu Stewarcie. Bardzo miło było znowu cię zobaczyć. – I wziąwszy swego syna za rękę, Fiona opuściła wysepkę i zeszła na brzeg rzeki.
Wkrótce oboje zniknęli pomiędzy drzewami porastającymi brzeg.
Hamish Stewart pozostał na wysepce. Potrzebował czasu na przetrawienie wszystkiego, co mu Fiona powiedziała. Gdyby nie usłyszał całej historii bezpośrednio z jej ust, nie uwierzyłby, że jego królewski kuzyn może być taki bezwzględny. Zastanowił się, co stanie się z przetrzymywanymi przywódcami klanów. Nie musiał długo czekać na odpowiedź.
W następnym tygodniu król wezwał wszystkich przebywających w Inverness członków klanów i kobiety, aby uczestniczyli w obradach parlamentu, gdzie zamierzał wymierzyć sprawiedliwość przywódcom klanowym. Górale stawili się z lękiem, gdyż przypisywany królowi wierszyk, opisujący los lorda z Wysp, krążył wśród nich od przeszło tygodnia.
Zawiedźcie tę bandę i zamknijcie w wieży,
Bo z Bożą pomocą śmierć im się należy.
Rodziny MacRurich i MacArthurów opuściły już zjazd i udały się do domu, żeby zawieźć pozbawione głów ciała swoich wodzów. MacRurie był kuzynem Aleksandra MacDonalda. Aby nie wyglądało, że faworyzuje któryś klan, król powiesił także w ciągu tego tygodnia Jamesa Campbella, który był odpowiedzialny za zamordowanie Iana MacDonalda, kuzyna lorda z Wysp.
Ku zaskoczeniu i uldze wszystkich król ukarał przywódców klanowych grzywną i wypuścił ich. Zarówno grzywna, jak i kazanie dostało się Aleksandrowi MacDonaldowi, lordowi z Wysp.
– Nie mogę dobrze rządzić Szkocją, kiedy stale burzycie się na północy z powodu takiej czy innej wyimaginowanej obrazy, milordzie – oświadczył surowo monarcha. – W tym kraju może być tylko jeden król i to ja nim jestem, namaszczony olejami świętymi w kościele Matki Boskiej. Zaniechasz bezprawnych zamieszek przeciwko mnie, milordzie, bo inaczej będę zmuszony wyruszyć na ciebie zbrojnie. Nie chcę tego czynić, bo wojna jest kosztowna i wielu straci na niej życie. Ale ostrzegam cię, Aleksandrze MacDonaldzie, jeśli sam nie zrezygnujesz ze swojego dumnego postępowania, zmuszę cię do tego. A teraz, panie, możesz przysiąc mi wierność przed tym parlamentem, a po tobie to samo mogą zrobić twoi przyjaciele i sprzymierzeńcy.
Ociągając się, lord z Wysp posłuchał króla, chcąc uniknąć dalszych publicznych upokorzeń. Był jednak wściekły z powodu swojego krótkiego uwięzienia. Kiedy powstał z kolan, król rzekł:
– Teraz ty, Nairn, bo przecież parę lat temu obiecałem ci, że będziesz składał przysięgę bezpośrednio po swoim bracie.
Z ledwie widocznym uśmieszkiem Colin MacDonald wystąpił do przodu.
– Bałam się, że mój lord nie złoży przysięgi – powiedziała potem Fiona.
Byli bezpieczni w swoim namiocie. Miała wreszcie z powrotem swojego męża, w drewnianej balii, którą zdobył dla niej Roderick Dhu. Balia była wypełniona gorącą wodą, Fiona zaś z ogromną energią zajmowała się szorowaniem rudej czupryny męża.
– Oj! Ostrożnie, kochanie – jęknął. – Mój brat nie czuje się związany przysięgą, którą wymusił na nim król. Gdyby jej nie złożył, James Stewart nie wypuściłby go z lochu.
W skrytości ducha Fiona zgadzała się ze swoim szwagrem, ale nie mogła przyznać tego głośno.
– Należy dotrzymać przysięgi złożonej przed Bogiem i w obecności świadków – powiedziała surowo. – Czy komuś stała się jakaś krzywda? Twój brat ma jedynie zachować pokój. Czyż nie może tego zrobić, Colinie?
– Została zraniona jego duma, Fiono. Na królewskim zamku został publicznie wyszydzony i napiętnowany. Jak ma teraz zapomnieć? Sprawy muszą zostać wyjaśnione, bo inaczej niektóre klany uznają, że stracił swą potęgę. A wtedy nie będzie mógł strzec pokoju na północy Szkocji dla Jamesa Stewarta.
– Jak więc twój brat zamierza zachować swoją dumę, panie? – zapytała zjadliwie, wylewając mu na głowę kubeł wody.
Colin MacDonald otrząsnął głowę z kropli.
– Jeszcze nie wiem, bo Aleksander nic dotychczas nie postanowił.
Fiona parsknęła niecierpliwie i podała mężowi ręcznik oraz mydło.
– Umyj się, i to porządnie – ostrzegła go. – Tydzień w królewskiej ciemnicy wystarczył, żeby na warstwie brudu, która cię pokrywa, zacząć hodować kapustę.
– Chciałbym, żebyśmy byli w domu – rzekł. – Moglibyśmy się razem wykąpać.
Zaśmiała się.
– Colinie MacDonaldzie, właśnie udało ci się uniknąć śmierci. Czy chociaż podziękowałeś za to Bogu? Nie! Myślisz tylko o parzeniu się z własną żoną!
– Owszem – przyznał, niespeszony. – Przez cały czas, gdy przebywałem w królewskim więzieniu, nie walczyłem ani się nie bałem, bo myślałem ciągle o twoich ślicznych, okrągłych piersiątkach i o tym, jak wspaniale mnie przyjmujesz w siebie, Fiono.
Znów się roześmiała.
– Cóż, skłamałabym mówiąc, że nie cieszy mnie fakt, iż myślałeś o mnie, Nairn. Bardzo się o ciebie martwiłam, zwłaszcza że nie pozwolono nam się z wami zobaczyć. A potem, gdy król powiesił Jamesa Campbella, trudno było zapanować nad strachem w obozowisku.
– Campbell zasługiwał na stryczek – ponuro rzekł Colin MacDonald.
– Cóż, szczęśliwa jestem, że król nie powiesił ciebie.
Nairn wstał, podciągając się na rękach wyszedł z balii i zamierzał ją objąć, ale go ofuknęła:
– Ta część namiotu nie jest dość prywatna, a poza tym jest środek dnia. Co będzie, jeśli wejdzie tu któreś z dzieci, ktoś ze służby, czy, nie daj Boże, twoja mama? Zachowuj się przyzwoicie, Nairn. Teraz, kiedy już bezpiecznie wróciłeś do mnie, będziemy mieli mnóstwo czasu na miłość, ale nie tu i nie teraz, mój panie. Czy dobrze sypiałeś w lochu?
– Nie – odparł, mrucząc, gdy zaczęła go wycierać.
– Przyda ci się więc porządny sen, gdyż, jeśli tylko nie masz zastrzeżeń, chciałabym wyruszyć w drogę powrotną do Nairns Craig jutro z samego rana. A kiedy już będziemy w domu, Colly, nie będziesz żałował, że pohamowałeś teraz swoje niecne instynkty. – Wciągając na jego duże ciało koszulę, na moment wsunęła pod nią rękę, żeby popieścić jego przyrodzenie. – Jeśli teraz jest spragniony, za dwa dni będzie jeszcze bardziej.
Colin roześmiał się.
– Jesteś zupełnie zepsuta, żono – oświadczył, ale w jego głosie nie było ani śladu niezadowolenia.
Ledwie Colin MacDonald skończył się ubierać, Roderick Dhu wprowadził królewskiego pazia.
– Przyszedł chłopak od króla – obwieścił z niechęcią w głosie.
– O co chodzi, chłopcze? – zapytał posłańca Nairn.
– Król będzie rozmawiać w cztery oczy z twoją żoną, panie. Mam jej towarzyszyć do zamku.
– Czemu chce rozmawiać z moją panią?
– Czyż nie jest to dama, która tak śmiało przemawiała na królewskim dziedzińcu w dniu rozpoczęcia obrad? – odpowiedział pytaniem paź.
– Zgadza się, to ja – odrzekła Fiona.
– A więc to ty jesteś damą, z którą król chce rozmawiać – zdecydowanie stwierdził paź. Potem dodał poufale: – Chyba zamierza cię skarcić, pani. Tamtego dnia był bardzo zły.
– Naprawdę, chłopcze? – rzekła Fiona, nie potrafiąc opanować uśmieszku, który zagościł na jej wargach. – Nie zamierza mnie skrzywdzić, Colly – zapewniła męża. – Wydaje mi się, że chłopiec ma rację. – Pójdę z nim i niedługo wrócę, obiecuję.
– Pani! – Nelly ruszyła do przodu i podała jej Johannę. – Dla bezpieczeństwa zabierz ze sobą dziecko. – Przerzuciła Fionie przez szyję ciepły szal i umieściła w nim dziecko w taki sposób, że leżało jak w kołysce na piersiach matki. – Tak – rzuciła z uśmiechem. –Tak będzie dobrze. Żaden mężczyzna, nawet król, nie będzie okrutny wobec kobiety z maleństwem przy piersi.
Fiona zagryzła wargi, powstrzymując śmiech, a kiedy odeszła z paziem, Nairn odezwał się do Nelly.
– Jesteś równie sprytna jak twoja pani. Kiedy zamierzasz poślubić biednego Rodericka?
– Kiedy powrócimy do Nairns Craig – spokojnie odparła Nelly. – Tym razem sądzę, że osiądziemy już na dobre, mój panie.
Roderick Dhu wyglądał na oszołomionego tą nowiną.
– W końcu jesteś gotowa? – zapytał zdumiony, gdyż zdawało się, iż Nelly będzie wiecznie zwlekać. – Co spowodowało, że zmieniłaś zdanie?
– Zobaczyłam, jak łatwo kobieta może utracić mężczyznę, którego kocha – uczciwie przyznała Nelly. – A przecież ja cię kocham, ty wielki głuptasie.
James Stewart spoglądał na Fionę przenikliwym wzrokiem. W wełnianej spódnicy, kremowej jedwabnej bluzce, owinięta w tartan, była wzorcowym obrazem żony przywódcy klanu z gór.
– Co chowasz w tym szalu? – zażądał odpowiedzi.
– Moją najmłodszą córkę, Johannę, która dostała swe imię na cześć królowej – odrzekła. – Urodziła się niewiele ponad cztery miesiące temu. Nie mogłam jej zostawić, kiedy mnie wezwałeś, panie.
– Udało ci się ją zostawić w dniu rozpoczęcia obrad parlamentu – zauważył cierpko. – Czemu dzisiaj jest inaczej? A może, wykorzystując swe macierzyństwo, starasz się zdobyć moją życzliwość?
– Tego dnia, gdy tak haniebnie uwięziłeś przywódców klanowych – odpowiedziała spokojnie Fiona – dziećmi zajmowała się moja służąca. Teraz musi się opiekować matką mojego męża, która źle się poczuła, mój panie.
– Ile masz dzieci?
– Na razie trójkę. Najstarsze to syn, Alastair James. Druga to Mary – odparła Fiona. – A ty, panie, podobno masz dwie córki.
– Margaret i Isabellę – powiedział. – Nie zaprosiłem cię tu, pani, na pogawędkę o naszych dzieciach. Rozczarowałaś mnie, Fiono Hay. Dlaczego zwróciłaś moją monetę?
– Nie będę donosić na mojego męża, panie – rzekła. – I nie zdradzę jego rodziny. Nie masz prawa tego ode mnie żądać. Ponadto nie mam dostępu do myśli lorda z Wysp. Nairns Craig leży na przeciwnym krańcu Szkocji niż Islay. Natomiast mój mąż jest lojalny wobec swojego brata, to prawda, ale nie podżega do zdrady. Odkąd jestem z Nairnem, tylko raz byłam na Islay, zaraz po porwaniu. Nie mam ci, panie, nic do relacjonowania. Ale pozwól, że jeszcze wrócę do mojego męża. Kolejny raz zmuszasz mnie do kłamstwa wobec niego, bo po powrocie powiem mu, iż srogo mnie zbeształeś za mój ubiegłotygodniowy wybuch na zamku. Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.
– Puszczę cię teraz, Fiono MacDonald – oświadczył jej – ale może nadejść czas, gdy znów będziesz mi potrzebna. Nie odmówisz mi wtedy. Jestem twoim królem, kobieto. Złamiesz swoje ślubowanie?
– Tak jak ja mam wobec ciebie zobowiązania, milordzie, tak samo i ty masz je wobec mnie – odparła mu gwałtownie. – Kiedy trzy lata temu zmusiłeś mnie, bym dla ciebie pracowała, złamałeś naszą umowę. Ja miałam ci służyć, a ty byłeś zobowiązany strzec mnie i mojego honoru. Służyłam ci dobrze, Jamesie Stewarcie, ale ty nie dotrzymałeś swojej części umowy pomiędzy panem i suwerenem. Jedno mogę ci obiecać. Nie stanę przeciwko tobie jako królowi, ale już nigdy więcej nie żądaj moich usług. Nie masz już do tego prawa. – Skłoniła przed nim głowę i zbierała się do odejścia, ale nagle zatrzymała się i odwróciła. – Czuj się ostrzeżony, mój panie. Lord z Wysp ma poczucie, że został przez ciebie publicznie ośmieszony. Może pragnąć odwetu tylko po to, żeby wyrównać między wami rachunki. Potem jednak będzie dobrym sprzymierzeńcem i będziesz mógł mu ufać, bo ma poczucie honoru i sprawiedliwości. – Powiedziawszy to, Fiona wyszła.
Pozwolił jej odejść. Nie była już dla niego ważna. Wzywając ją, zamknął ten rozdział. Ostrzeżenie potraktował jako dowód jej dobrej wiary, ale nie przywiązywał do niego większej wagi. Na pewno MacDonald zobaczył determinację Jamesa Stewarta. Niewątpliwie tydzień spędzony w królewskiej ciemnicy podkreślił królewską wolę. Nieprawdopodobne było, aby MacDonald przedsięwziął jakąś głupią akcję przeciwko królowi. Nie. Teraz James Stewart miał góry pod pełną kontrolą.
– Czego chciał? – zapytał Nairn, kiedy wróciła do namiotu.
Fiona roześmiała się.
– Było dokładnie tak, jak mówił chłopiec. Zbeształ mnie za bezczelny język, ale przypomniałam mu, że kobiety z gór są bezpośrednie, a potem poprosiłam o przekazanie pozdrowień dla mojej byłej pani, królowej. Nie wydaje mi się, że był ze mnie zadowolony, Colly, ale czyż po prostu nie powiedziałam prawdy? Wiedział o tym i dlatego odesłał mnie z powrotem.
Colin MacDonald wziął żonę w objęcia.
– Nigdy nie chcę cię stracić, moja Fiono – powiedział. – Nie możesz być taka bezczelna i śmiała, kochanie.
Fiona znów się zaśmiała i oderwawszy się od niego, spojrzała mu prosto w twarz.
– Żądać ode mnie, żebym nie była bezczelna i śmiała, to jak prosić słońce, żeby nie wschodziło, mój panie – przekomarzała się z nim. – Obawiam się, że jestem taka, jaka jestem, i bardzo nieprawdopodobne, żebym się zmieniła. Chyba to dobrze, że kochasz mnie za to, iż jestem sobą. – Pocałowała go czule. – Tęskniłam za tobą, Colly. Bardzo, bardzo mi ciebie brakowało.
Jakże kuszący był namiętny ton, pobrzmiewający w jej głosie. Jego uchwyt wzmocnił się. Zmrużył oczy, kontemplując jej obraz i rozkosze, jakie przyjdzie im ze sobą dzielić. Obdarzyła go uwodzicielskim uśmiechem. Było to bezwstydne, jawne zaproszenie.
I nagle czar rozproszył głos Rodericka Dhu.
– Lord wzywa cię, panie, żebyś natychmiast przyszedł do jego namiotu.
– Cholera! – cicho zaklęła Fiona, a jej mąż zaśmiał się.
– Wrócę najszybciej, jak będę mógł, kochanie – obiecał, całując ją w czubek nosa.
Patrząc, jak odchodzi, Fiona uśmiechała się. Udało jej się odciągnąć myśli męża od jej wizyty u króla. Niech Bóg sprawi, by już nigdy więcej nie znalazła się w podobnej sytuacji. Zastanowiła się, co by powiedział Colin MacDonald na wieść, że całe to porwanie było starannie zaplanowane przez Jamesa Stewarta. I co by zrobił, dowiedziawszy się, iż Alastair nie jest jego biologicznym synem, lecz potomkiem Angusa Gordona. Miała szczęście, że był takim ufnym człowiekiem o łagodnym usposobieniu. Ale Fiona wiedziała również, że potrafi być nie mniej zdecydowany i silny od niej. Pocieszała się, że jest dla niego dobrą żoną. Ponadto w końcu skłonna była przyznać, że pokochała swojego wielkiego męża z gór.
Spotkanie Hamisha Stewarta było cudowne, ale i straszne zarazem. A gdyby z królem był Czarny Angus? Jak mogłaby spojrzeć mu w twarz? Pogardzałby nią, a ona nie zniosłaby tego. Angus uwierzyłby w najgorsze, bo zawsze miał takie skłonności. Przynajmniej Colin kochał ją bez zastrzeżeń.
Kiedy Fiona obudziła się następnego dnia rano, ubrany Colin był już na nogach. Przeciągnęła się z rozkoszą.
– Jeszcze nie świta – powiedział – ale powinniśmy wyruszyć najszybciej, jak się da.
– Ile jesteśmy spóźnieni? – zapytała, zastanawiając się, czemu jej nie obudził, tak jak to wcześniej planował, by się z nią kochać.
– Przywódcy klanów mieli wiele do przedyskutowania – odpowiedział, ale nie zdradził nic więcej.
– Powiedz mi tylko, że twój brat nie zrobi żadnego głupstwa – błagała go.
– Aleksander został obrażony przez Jamesa Stewarta. Ta zniewaga musi zostać pomszczona. Sama wiesz, że tak musi być, kochanie.
Fiona zerwała się z pryczy.
– A więc twój brat, ślubując wierność królowi, złamie swoją przysięgę i uderzy na Jamesa Stewarta. I proszę, powiedz Colly, jak postąpi król? Sądzisz, że puści to płazem? A może z kolei on nie pozostanie dłużny Aleksandrowi? Tyle że wtedy wszystko zacznie się na nowo. Góry staną w płomieniach. Zmarnują się zbiory i stada. Kobiety, dzieci i starcy zostaną pozbawieni domów, zaszczuci na śmierć. I dlaczego, mój panie? Czy to pomoże dumie twojego brata, czy równie wielkiej dumie Jamesa Stewarta? Czemu mamy cierpieć z powodu próżności i arogancji tych, którzy nami rządzą?
Objął żonę ramieniem, próbując ją uspokoić.
– Nie rozumiesz, Fiono – powiedział cicho.
Wściekła, odsunęła się od niego.
– Nie rozumiem? Śmiesz mnie oskarżać o brak zrozumienia? Rozumiem wszystko aż za dobrze, mój panie. To bardzo proste. Mężczyźni będą walczyć. Kobiety nie będą. I nic więcej w tym nie ma, Colinie MacDonaldzie. Tylko tyle!
– Pospiesz się, kochanie, i ubierz się – powiedział, ignorując ten wywód, gdyż jej rozumowanie pozostawało w sprzeczności z jego własnymi poglądami, których słuszności był pewien. – Chcę jak najszybciej dotrzeć do domu w Nairns Craig. Jeszcze wiele trzeba zrobić, żebyśmy byli gotowi. – Przepasał się szerokim, skórzanym pasem.
– Gotowi na co? – zażądała odpowiedzi.
Uniósł jej brodę i lekko musnął wargi.
– Nie grzeb się – rzekł i wyszedł.
Fiona potrząsnęła głową. Co planowali MacDonaldowie i ile to będzie kosztowało zwyczajnych ludzi? Naciągnęła na siebie spódnicę i obuwie, po czym poprosiła Nelly, żeby przyniosła jej Johannę do nakarmienia przed podróżą. Co będzie, to będzie. Jej głównym celem jest chronienie dzieci i Moire Rose przed chaosem, który niewątpliwie nadciągał.
W drodze rozmyślała o tym, jak spokojnie w gruncie rzeczy upłynęło jej dzieciństwo, pomimo bojów, które o nią toczono. Przypomniała sobie słowa Czarnego Angusa, który powiedział jej kiedyś, że Hay Tower i Brae uniknęły wielkich zniszczeń dzięki położeniu na uboczu. Nairns Craig, chociaż trudne do zdobycia w bezpośrednim ataku, znajdowało się w pobliżu miasteczka Nairn, siedziby głowy rodu Rose, oraz zamku Cawdor, który niegdyś był domem złego króla o imieniu Macbeth. Gdyby więc doszło do starcia sił króla i górali, Nairns Craig nie uchowałoby się przed frakcyjnymi walkami. Miała nadzieję, że planowane przez lorda z Wysp działania nie obudzą w królu potrzeby zemsty i nie postawią gór w ogniu. Zwłaszcza jesienią. Chciała, żeby szukający pomsty władca ruszył tylko na Islay, ale wiedziała, że to niemożliwe. Ukaranie górali byłoby znacznie prostsze niż wyprawa przez morze, aby zdobyć Islay.
Fiona doszła do wniosku, że niepotrzebnie wpada w panikę. Aleksander MacDonald był honorowym człowiekiem. Złożył przysięgę wierności Jamesowi Stewartowi. Krótki pobyt w charakterze królewskiego „gościa” niewątpliwie musiał go zawstydzić i rozsierdzić, ale na pewno złoży jedynie stanowczy protest, który król zrozumie. James Stewart przystanie na to, wiedząc, że lord z Wysp chce mieć jedynie ostatnie słowo. Król musi to pojąć i wszyscy będą żyli w zgodzie. Tak! Na pewno! Tak z pewnością będzie. Nikt nie chce zniszczyć tego kruchego pokoju między królem a lordem z Wysp, o który tak długo walczono. Król był mądry. Pojmie delikatność całej sytuacji.
Dobrze było znaleźć się z powrotem w domu. Służba nie opuściła się w swoich obowiązkach w czasie nieobecności pani. Główny hol lśnił czystością, na stole stał wazon z różami, kominki były wysprzątane, naczynia błyszczały. Radosny Alastair biegał dookoła, szczęśliwy z wyzwolenia się z ograniczeń, którym podlegał w skromnej przestrzeni namiotu. Jego opiekunka powitała go z entuzjazmem i oboje, ręka w rękę, pospieszyli zajrzeć do stajni, do kucyka chłopca. Mary pobiegłaby za nimi, gdyby jej piastunka nie chwyciła jej w objęcia i nie ułożyła do snu po męczącej podróży. Niemowlę, nakarmione w głównym holu przy kominku, przekazane zostało niani.
Moire Rose usiadła na swoim zwykłym miejscu, naprzeciwko synowej.
– Wypodróżowałam się za wszystkie czasy – oświadczyła stanowczo – i zobaczyłam króla Stewarta. Miałaś rację, Fiono, nie jest specjalnie ciekawy do oglądania. Dobrze jest znaleźć się przy własnym kominku, z Colinem. Chyba bym umarła, gdyby król wykonał na nim wyrok śmierci jak na MacRuriem, MacArthurze i tym podłym Jamesie Campbellu.
– Lord z Wysp knuje zemstę na królu za zniewagę, jakiej, jego zdaniem, doznał ze strony Jamesa Stewarta – powiedziała Fiona.
– Tak – przyznała Moire Rose. – To z pewnością w jego stylu.
– To błąd!
Teściowa spojrzała na nią zaskoczona jej tonem.
– Ależ, Fiono, zgodnie ze zwyczajem panującym w górach, nie wolno darować lekceważenia. Zawsze tak postępowaliśmy i zawsze tak będziemy robić. Wszystko inne byłoby okazaniem słabości.
– Jeśli stale jedni będą się patrzeć krzywym okiem na drugich – rzekła Fiona, próbując zapanować nad swoimi emocjami – wyniknąć z tego może jedynie wojna. I jak wówczas powstrzymamy waśnie, pani?
– Nie będziemy powstrzymywać, Fiono. To nasz sposób na życie. – Wyciągnęła rękę i kościstą dłonią poklepała synową. – Odkąd wzniesiono Nairns Craig na czubku tego urwiska, nikt nigdy go nie zdobył. Stał tu przez całe moje życie, przez życie mojego ojca i wiele, wiele lat wcześniej. Przeżyłam niejedno oblężenie.
Nairn kochał się ze swoją żoną. Był to długi, słodki pojedynek czułych dotknięć, gorących ust szukających drugich ust, mrowienia skóry, pobudzonej tysiącami pocałunków. Dwukrotnie doprowadzili się do krzyku rozkoszy. Potem jednak, kiedy złożył głowę na jej piersiach i udało mu się wyrównać oddech, wyczuł jej niepokój.
– Co cię tak martwi, Fiono?
– Jeśli Aleksander planuje coś okropnego, nie odpowiadaj na jego wezwanie, Colly – poprosiła go.
– To mój brat, kochanie.
Fiona usiadła na łóżku, gwałtownie podrywając mu spoczywającą wygodnie głowę.
– Jestem twoją żoną – stwierdziła spokojnie. – Jestem matką twoich dzieci. Czy nie powinieneś być bardziej lojalny wobec mnie niż wobec niego?
– Aleksandra i mnie łączą więzy krwi, kochanie.
– A my jesteśmy połączeni przez Boga – odparła. – Czy postawisz lorda z Wysp ponad Bogiem, Colinie MacDonaldzie? Ośmielisz się?
– Owszem – odpowiedział. Nienawidził, kiedy przemawiała do niego z taką logiką. To było takie niekobiece. – Przedłożę mojego brata ponad Boga, ponieważ na tym świecie odpowiadam przed bratem. Dopóki nie umrę, nie muszę odpowiadać przed Bogiem, wystarczy więc, że przed śmiercią wyspowiadam się ze swoich grzechów, w tym z mojej lojalności wobec Aleksandra MacDonalda.
– Jeśli będziesz miał szczęście umrzeć w swoim łóżku. A ilu żołnierzy z gór umiera w ten sposób? – zapytała z miażdżącą logiką.
– Nie wspominaj o tym. Ściągniesz na nas wszystkich pecha.
– Nic na to nie poradzę – oświadczyła. – Mam złe przeczucia, Colly. Ciągną się za mną jak czarne chmury. Nie umiem się ich pozbyć, chociaż bardzo bym chciała. Jeśli lord cię wezwie, nie jedź!
Zerwał się z łóżka.
– Głupia jesteś – powiedział. – Nie sprawię zawodu mojemu bratu, bo mu przysięgałem wierność.
– Przysięgałeś też królowi – rzekła ze złością.
– Król nie jest moim krewnym – krzyknął na nią. – Poza tym Nairn nigdy jeszcze się nie poddało, Fiono. Ty i dzieci będziecie bezpieczni.
– Twoja matka już mi to mówiła – parsknęła Fiona, również wstając z łóżka.
Mieli zbyt rozbieżne opinie w tej sprawie, aby dojść do porozumienia, toteż przez pewien czas postanowili unikać tematu. Nelly i Roderick Dhu zaręczyli się w głównym holu przed swoim panem i panią, w obecności wszystkich mieszkańców zamku. Kiedy przybędzie ksiądz, powtórzą swoją przysięgę, teraz jednak nie chcieli już dłużej czekać. Nelly, z rozpuszczonymi na znak panieńskiego stanu marchewkowo-rudymi włosami, płakała ze szczęścia, gdy narzeczony przerzucił jej przez piersi swój tartan i spiął go piękną cynową broszą. Fiona przygotowała niewielki, uroczysty poczęstunek, a Nairn uhonorował parę wiernych służących, ogłaszając wolny dzień dla swoich ludzi. To był radosny czas.
Tymczasem na okalające zamek wzgórza nadciągnęła jesień. Drzewa lśniły czerwienią, złotem, brunatnym pomarańczem i słoneczną żółcią. Jezioro pod zamkiem, tak jak inne jeziora, które widzieli w oddali, gdy z drzew opadły wszystkie liście, miało piękny odcień jasnego, głębokiego błękitu. Kraj sprawiał wrażenie pogrążonego w spokoju. Mężczyźni szykowali zimowe zapasy, polując na jelenie i dziki. Fiona i Nelly zbierały nasiona drobnego, białego kwiatu dzikiej marchwi, które zamierzały stosować jako środek antykoncepcyjny.
– Nie wydam na świat żadnego następnego dziecka, dopóki nie będę pewna, że Nairn jest w domu i może wykonywać swoje ojcowskie obowiązki – oświadczyła Fiona. – Lord nie wystąpił jeszcze ze swoimi niebezpiecznymi zamiarami, a dopóki nie będziemy tego mieli za sobą, nie poczuję się pewnie.
– Rozumiem – zgodziła się Nelly. – Kiedy pytam mojego Roddy’ego, co się stanie, ten tylko poklepuje mnie jak jakiegoś zwierzaka i mówi: „Dziewczyno, to nie są sprawy dla takich, jak ty". Co za głupiec! Czyżby sądził, że nie widzę, iż waśń z królem może ściągnąć na nasze ziemie jedynie kłopoty? Co się dzieje z mężczyznami, pani?
Fiona potrząsnęła głową.
– Sama ich nie rozumiem, Nelly – powiedziała służącej. – Och, popatrz tutaj! Ależ pólko białych kwiatów do zbierania! Mamy jeszcze trochę czasu do zmierzchu.
Obie młode kobiety pilnie pracowały, gromadząc potrzebne nasiona. Kiedy skończyły, słońce zaczynało zachodzić, a połowa pomarańczowej kuli wystawała zza ciemnych chmur, złocąc ich brzegi. Nad nimi, na ciemniejącym błękicie, świeciła już gwiazda wieczorna. Gdy szły do zamku, Nelly nagle krzyknęła i wskazała na coś ręką. Fiona wpatrzyła się w płomienie, unoszące się ponad odległymi wzgórzami. Pożar lasu? – pomyślała. I nagle serce podeszło jej do gardła, omal jej nie dławiąc, dostrzegła bowiem ogień także na sąsiednim wzniesieniu, i na następnym, i na jeszcze jednym...
– To jakiś sygnał – powiedziała Nelly. – Spójrz, pani! Przed bramami naszego zamku mężczyźni rozpalają następny.
– Boże, miej nas w swojej opiece – wyszeptała Fiona. Uniosła spódnicę i zaczęła biec w stronę Nairns Craig, a wokół niej na wszystkich wzgórzach rozbłyskały ogniska.
Nelly deptała swojej pani po piętach, nie upuszczając koszyka z cennymi kwiatami. Obawiała się, że będą ich potrzebować.
Przy bramie Fiona zapytała dowódcę mężczyzn:
– Po co rozpalono te wszystkie ognie?
– Cóż, pani, to wezwanie od lorda z Wysp, żeby stanąć pod bronią – odparł. – Czekamy na nie od wielu tygodni. Za zamkiem jest jeszcze jedno ognisko, żeby mieszkający po drugiej stronie również wiedzieli, że nadszedł czas.
Fiona przemknęła obok niego, kierując się prosto do zamku. Znalazła tam męża z wielkim kielichem wina w dłoni.
– Dlaczego lord z Wysp wzywa was pod broń? – zapytała. – Co zamierza zrobić, żeby pomścić plamę na swoim honorze? – Ostatnie słowo wymówiła z sarkazmem. – Powiedz mi, Colinie MacDonaldzie, bo, jak mi Bóg świadkiem, wyrwę ci z piersi twoje czarne serce i nigdzie nie pojedziesz! – Ciemne włosy wysunęły się jej spod czepka, a oczy błyszczały wściekłością.
– Ależ kochanie, nie ma się czego obawiać. Pojedziemy tylko, żeby spalić Inverness, miejsce naszej hańby. To wszystko.
Te słowa zadudniły jej w głowie. Spalić Inverness. Na chwilę odebrało jej mowę, po czym nagle ogarnęła ją taka wściekłość, jakiej Fiona nigdy jeszcze nie doświadczyła.
– Zrównacie z ziemią Inverness? Czy postradałeś resztkę rozumu, Colinie MacDonaldzie? – wrzasnęła. – Nie pozwolę ci iść na ślepo i dać się zabić!
MacDonald wybuchnął śmiechem. Biedne kochanie nigdy jeszcze nie znajdowało się w takiej sytuacji, więc to naturalne, że dziewczyna była przestraszona. Zrobił krok do przodu, by ją wziąć w objęcia, ale Fiona odskoczyła i niemal syknęła na niego jak dzika bestia.
– Fiono, nie przejmuj się. Wyruszę jutro rano, a wrócę najpóźniej za kilka dni. Nie ma się czego bać, kochanie.
– Czy ty nic nie rozumiesz, Colly? – zapytała. – Jesteś taki tępy, że nic do ciebie nie dociera? Król będzie się mścił!
– Jamesa Stewarta nie ma już w Inverness, kochanie. Czekaliśmy, dopóki nie udał się na południowy brzeg Tay i nie dotarł bezpiecznie do Perth. – Uśmiechnął się do niej. – Nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Nie chcemy skrzywdzić króla, ale zniewaga wyrządzona lordowi z Wysp musi zostać pomszczona, bo inaczej klany dojdą do wniosku, że mój brat jest słaby.
Fiona potrząsnęła głową. Jego lojalność wobec brata była tak głęboka i ślepa, że nie umiał dostrzec straszliwego ryzyka, na jakie narażeni będą wszyscy, gdy król dowie się, iż Inverness zostało spalone przez lorda z Wysp i górskie klany.
– Dlaczego chcecie spalić Inverness? – spytała go. – Cóż takiego zrobili wam mieszkańcy tego spokojnego miasta, że chcecie zniszczyć wszystko, co posiadają? Król nie ucierpi z tego powodu. Jedynie mieszkańcy pozostaną bez dachu nad głową, i to wobec zbliżającej się zimy!
– Gościli króla, kochanie. Mieszkańcy Inverness odbudowali zamek, gdzie zostaliśmy publicznie znieważeni. Ślubowaliśmy lojalność Jamesowi Stewartowi, ale nie mieszkańcom Inverness – wyjaśnił Colin MacDonald.
– Król uważał za konieczne przykładnie ukarać twojego brata – rzekła Fiona do męża. – Nie zgadzam się z nim, ale ja znam Aleksandra MacDonalda troszkę lepiej niż James Stewart. Gdyby znał twojego brata, już dwa lata temu, zamiast zmuszania klanów do lojalności, przyjąłby jego wyciągniętą z przyjaźnią dłoń. Ale twój brat, który rządził na północy, powinien był wiedzieć, że król uzna za stosowne publiczne okazywanie gniewu, by was przekonać, że zamierza panować w całej Szkocji, a nie jedynie na południe od Tay. Zgładził dwóch podstępnych przywódców klanów, a także bandytę Campbella, za uśmiercenie krewniaka MacDonaldów. James Stewart nie faworyzował nikogo, zachował się bezstronnie. Czemu Aleksander MacDonald nie może pogodzić się z tym, co się stało? To już przeszłość. Zachowajmy pokój.
– Nie da się, dopóki nie zmażemy plamy na honorze MacDonaldów – upierał się Nairn. – Ten król musi to zrozumieć.
– James Stewart potraktuje spalenie Inverness jak najgorszą zniewagę, Colly – tłumaczyła mu. – Przybędzie na północ, żeby nas ukarać. Pamiętaj, że nauczył się wszystkiego od Anglików, którzy są zręcznymi wojownikami, taktykami i dowódcami. W swym zadufaniu twój brat wsadzi kij w mrowisko. A kiedy to się stanie, wszyscy będziemy pokąsani, lecz MacDonald na Islay ucierpi mniej niż my tutaj, w górach. Nie uważam, żeby to było sprawiedliwe. Twój brat wzywa nas do walki, za którą my potem zbieramy cięgi.
– Jesteś kobietą, Fiono – rzekł. – Nie możesz tego zrozumieć – oświadczył, choć jej słowa wprawiły go w zakłopotanie.
– Ty zaś jesteś mężczyzną, Colinie MacDonaldzie, i nie potrafisz zaprzestać tego dziecinnego zachowania, które stawia twojego brata przed twoim potomstwem.
Wyciągnął do niej ręce.
– Chodź, pocałuj mnie, kochanie, i nie kłóćmy się dłużej.
– Nie pocałuję cię, nie przytulę i nie będę się z tobą kochać, dopóki nie wrócisz bezpiecznie do domu – oświadczyła. – Śpij dzisiaj w holu ze swoimi ludźmi, mój panie. Nie będę dzieliła z tobą łoża.
– A jeśli mnie zabiją, kochanie? Nie będzie ci wtedy żal twojej decyzji?
– Jesteś zbyt gruboskórny, żeby zraniła cię jakaś strzała, a poza tym, jakie niebezpieczeństwo grozi ci ze strony nieszczęsnych mieszkańców Inverness, milordzie? – zakpiła.
Potem odeszła.
Wiedział, że kiedyś w końcu zrozumie zasady kierujące postępowaniem przywódcy góralskiego rodu. Powinności, jakie miał nie tylko wobec poddanych, ale i wobec swojego suwerena. Rzeczywiście przyrzekał wierność królowi, ale w głębi serca wiedział, że jego podstawowym zobowiązaniem jest, tak jak zawsze, lojalność wobec MacDonaldów. To jego rodzina, jego klan. Poczuł smutek, ze Fiona nie może tego zrozumieć. Wkrótce wpoi Alastairowi te same zasady, a później także następnym synom.
Fiona znała swoje obowiązki. Rankiem, stojąc z dwójką starszych dzieci czepiających się jej spódnicy i z niemowlęciem na ręku, patrzyła na męża i jego ludzi, maszerujących w dół z zamkowego wzgórza ku drodze prowadzącej do Inverness. W przeciwieństwie do innych przywódców klanowych, którzy mogli wystawić nawet dwa tysiące ludzi, MacDonald z Nairn miał zaledwie dwustu podwładnych i byli to członkowie klanu Rose – ludzie z rodu jego matki. Chociaż bowiem z urodzenia był MacDonaldem, uznanym przez ojca, dziedziczył jedynie po podrzędnej gałęzi rodziny Rose.
– Są jak mali chłopcy – cierpko zauważyła Fiona, gdy kobziarz wiódł oddział, a proporce powiewały na wietrze.
– Boję się, że nie wszyscy powrócą – powiedziała Nelly.
– Wierzę, że im się uda – odparła Fiona. – Nie idą przecież walczyć na wojnie. Idą palić, grabić i plądrować nieszczęsne miasto, zamieszkane przez kobiety i dzieci. Powinni się wstydzić swojego postępowania, ale jakoś nie przychodzi im to do głowy. Wrócą wszyscy do domów i będą się przechwalać swoim zwycięstwem.
– Ostro go osądzasz – rzekła Moire Rose, podchodząc do Fiony i uśmiechając się do Alastaira i Mary.
– Zgadzasz się więc ze swoim synem, pani?
– Nie. Zawsze uważałam, że prowadzenie wojen to głupota, ale, w przeciwieństwie do ciebie, nigdy nie odważyłam się powiedzieć tego na głos. To nasz los i nic go nie zmieni.
– Teraz musisz powiedzieć to głośno – powiedziała Fiona. – James Stewart nie przełknie gładko tego aktu terroru. Będzie się mścił, pani. A kiedy to się stanie, wolałabym widzieć Nairna po stronie króla, nie lorda z Wysp. Jeśli obie będziemy nalegać na twojego syna a mojego męża, wtedy może uda nam się go zawrócić z drogi samozagłady.
– Nie będzie słuchał – rzekła Moire Rose fatalistycznie. – Kiedy Colin mieszkał ze swoim ojcem na Islay, wpojono mu, że pierwszą zasadą w życiu jest posłuszeństwo wobec lorda z Wysp. Tak zostały wychowane wszystkie dzieci Donalda. Żadne z nich nie złamie tej zasady, Fiono. Nikt. Obawiam się, że nie masz szansy na zmianę przekonań ukształtowanych od dziecka.
– A więc Colly nie ma szans, żeby cieszyć się widokiem rosnących dzieci – ze smutkiem odparła Fiona. – Kiedy spalą Inverness, król ruszy na nich. Przyniesie w góry pożogę i śmierć.
Aleksander MacDonald osiągnął swój cel i spalił Inverness do gołej ziemi. Jego dziesięciotysięczna armia wymordowała mieszkańców miasta i złupiła wszystko, co się dało. Pewnego deszczowego dnia MacDonald z Nairn powrócił do domu obładowany łupami. Padało od trzech dni. Pozbawione liści gałęzie drzew rysowały się czarnymi kreskami na szarym niebie.
W czasie krótkiej nieobecności męża Fiona uspokoiła się i umocniła w swoim postanowieniu. Kiedy król dowie się o rzezi w Inverness i zacznie przygotowywać siły, żeby nadciągnąć na północ, zapadnie zima. A zimą atak królewskich sił był nieprawdopodobny. Król zatem będzie czekał na nadejście wiosny. I w czasie tych miesięcy oczekiwania zamierzała przekonać Colina MacDonalda, że jego powinnością jest lojalność wobec władcy, któremu składał przysięgę. Użyje wszelkich dostępnych sobie środków, żeby osiągnąć cel.
Fiona ciepło powitała męża. Uśmiechnął się jak chłopiec, zadowolony, pewny, że w końcu zrozumiała jego przekonania. Rzucił jej do stóp łupy: dwie bele miękkiej, delikatnej wełny – jedną w kolorze szaro-niebieskiego zimowego nieba, drugą o barwie ciemnego wrzosu. Była też ciemnozielona i złota narzutka oraz kilka sukien. Zwój cienkiej tkaniny na welony. Parę złotych łańcuchów i różaniec z drogich kamieni. Dla matki Nairn przywiózł belę beżowo-kremowej wełny, podkreślającej kolor jej włosów, kilka sznurów agatów i zloty pierścień. Dla Alastaira znalazła się miniaturowa kopia szkockiego obosiecznego miecza, a dla Mary śliczna niebieska sukienka. Na jej widok Fiona zadrżała. Jaka mała dziewczynka ją nosiła i czy ją także zamordowano?
Czytał w jej myślach.
– Zabrałem ją z kramu handlarza odzieżą – wyjaśnił. – Była świeżo uszyta, pewnie przez jego żonę, szwaczkę.
Skinęła głową, nie chcąc wiedzieć nic więcej.
– Chodź, mój panie. – rzekła cicho – Musisz być głodny, a ja mam gotowy posiłek.
Posłał jej szybki uśmiech.
Zasiedli do stołu. Z zapałem spałaszował mięso pieczone w cieście, kapłona z sosem imbirowo-cytrynowym, świeżo złowionego pstrąga i szynkę. Przyzwyczaił się nawet do zieleniny, którą upierała się serwować. Tego wieczora podała mu duszoną sałatę i rzeżuchę oraz buraczki i cebulki w sosie koperkowym. Chleb był świeży i miękki, masło słodkie, a ser ostry. Najwspanialsze było jednak to, że posiłek był gorący. Przez cały czas nieobecności w domu nie jadł nic ciepłego. Brakowało mu tego, chociaż wyrzucał sobie, że niewieścieje. Skinął na kręcącego się przy stole służącego, który chciał wiedzieć, czy ma dolać wina, i smakował słodki trunek. Kobziarz zaczął cicho grać, a Colin MacDonald siedział wygodnie rozparty, zadowolony ze szczęśliwego powrotu do domu z wyprawy do Inverness.
– Czy całe miasto zostało zmiecione z powierzchni ziemi? – odważyła się w końcu zapytać matka.
Kiwnął głową.
– Najpierw spaliliśmy zamek królewski. Widok był wspaniały i przesłonił na pewno pamięć hańby, doznanej przez lorda z Wysp.
– Chodź, mój panie – przerwała Fiona, zanim rozmowa zeszła na szczegóły. – Na pewno chcesz się pozbyć tego śmierdzącego ubrania i wykąpać się, zanim położysz się spać.
– Nie będę się kąpał, jeśli znów mam spać w holu – zagroził przekornie.
– Och, Colly – oświadczyła – wtedy byłam na ciebie zła, ale już mi przeszło. Ulżyło mi, że mam cię z powrotem w domu. – Uśmiechnęła się do niego łagodnie. – Brakowało mi cię w naszym łożu. – Wyciągnęła do niego rękę. – Chodź, mój panie.
– Dobranoc, pani – rzekł Nairn swojej matce, która na jego słowa skinęła uprzejmie głową.
Uśmiechała się patrząc, jak idą przez hol, doskonale wiedząc, jakie są intencje jej synowej. Niestety, nie uda jej się, pomyślała Moire Rose.
Wykąpani i podnieceni leżeli na baraniej skórze koło kominka. Kiedy Fiona dotknęła męskości Colina, ten aż jęknął.
– Lubisz, gdy językiem pieszczę twój miłosny guziczek, prawda, kochanie? – zapytał. Spraw mi też podobną przyjemność, Fiono. Weź mnie w usta. – Głos łamał mu się z napięcia.
Właściwie już od dawna zastanawiała się nad zrobieniem czegoś takiego, ale nie miała odwagi, bała się bowiem, że będzie zaszokowany. Kusiło ją to jednak już od jakiegoś czasu. Powoli zaczęła łagodnie ssać i przyjmować go w usta coraz głębiej i głębiej. Jęknął, ale nie przerywała, bo był to odgłos najwyższej rozkoszy. Fiona była zafascynowana odkryciem, że swoimi poczynaniami doprowadza Colina do stanu takiej bezbronności. Badawczo przesunęła językiem wokół czerwonego końca jego członka, raz, drugi, i jeszcze raz. Trzymając go jedną dłonią, drugą zaczęła pieścić woreczek z bliźniaczymi jądrami. Wyprostowała niewinnie jeden palec i dotknęła ciała poniżej jąder. Krzyknął cicho. Znów musnęła to samo miejsce. Przytłumionym głosem ostrzegł ją, że jest bliski utracenia nasienia i że musi przestać.
Fionie kręciło się w głowie od erotycznych doznań, wywołanych taką grą miłosną. Położył się na niej, przykrył swym potężnym ciałem, a kiedy wchodził w nią, był twardy jak z żelaza. Otworzyła się na jego przyjęcie i otoczyła nogami, aby mógł wsunąć się jak najdalej w gorącą głębię. Fiona westchnęła głęboko, czując na piersiach silny nacisk twardych mięśni jego torsu.
– Och, Colly! – szepnęła. Nigdy jeszcze nie było im tak dobrze. Nigdy aż tak. – Och! Ooooch!
Była wspaniała. Niewiarygodna. Nigdy jeszcze tak szczodrze nie obdarzyła go swoją namiętnością. Zaczął się nad nią poruszać, na przemian napinając i rozluźniając mięśnie pośladków i zmierzając ku kulminacji.
Fiona wiła się, gdy wbijał się w nią, podniecając w sposób, jakiego dotychczas jeszcze nie doświadczyła. Czuła jego pulsowanie, sama pragnęła wyzwolenia. Przeciągnęła paznokciami po jego plecach.
– Proszę! Błagam! – zaskomlała. Zaczął pchać coraz mocniej. Gwałtownie wciągnęła powietrze, rozpaczliwie walcząc o oddech. Całe jej ciało, cały umysł stanęły w ogniu i za chwilę rozpadła się na tysiące kawałeczków czystej rozkoszy. Krzyknęła, poczuwszy dziką falę przyjemności. Zadrżała, słysząc w odpowiedzi jego okrzyk pełen radości. Za długo bronili sobie takiej satysfakcji.
Później leżała nago przed ogniem. Z uśmiechem przesunął palce wzdłuż jej ciała.
– Nigdy dotąd tak mi nie zawierzyłaś – rzekł cicho. Pochylił się i pocałował ją w ramię.
– Ty też tak mi nie zawierzyłeś nigdy dotąd. Było wspaniale, Colinie MacDonaldzie. – Odwróciła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy i pocałowała go w usta. – Czy w końcu pokochałaś mnie, Fiono?
Coś zabłysło w jej zielonych oczach.
– Możliwe, że zaczynam cię darzyć nieco cieplejszym uczuciem, mój panie.
– Bezczelna baba – parsknął śmiechem i przycisnął ją do owczej skóry. Płomienie tańczyły na ich ciałach, rozgrzewały je. Przesunął językiem po jej smukłej szyi. – Jesteś cudowna, kochanie – wymruczał w zagłębieniu jej szyi, delikatnie gryząc jej ciało. Powędrował językiem na jej piersi, otoczył ustami brodawkę i począł ssać i połykać mleko.
Fiona przeciągnęła dłonią po jego rudozłotych włosach. Uśmiechnęła się. Zapomniała je umyć i nadal były zakurzone po podróży. Jutro będzie na to czas. Poddała się bez reszty jego namiętności i było jeszcze lepiej niż poprzednio.
W końcu, w środku nocy, zdołali opuścić legowisko przy kominku i przenieść się do łóżka, gdzie przytulili się do siebie pod pierzyną. Coś się zmieniło. Oboje to zrozumieli, zapadając w sen.
Nadeszła zima. Do Nairns Craig zaczęły docierać złowrogie wieści. Króla ogarnęła wściekłość na wieść, że lord z Wysp spalił miasto Inverness. Mieszkańcy, którym udało się przeżyć pogrom, uciekli do Scone, aby błagać króla o zadośćuczynienie i odszkodowania. Tymczasem jedynie śniegi chroniły górali przed niebezpieczeństwem. Wiedzieli, że na wiosnę czeka ich odwet. Fiona usiłowała wymazać tę świadomość z głowy, ale Nairn nie pozwolił jej na to.
– W ubiegłym roku mieliśmy dobre zbiory – powiedział. – Musisz przetworzyć to, co jest w stodole i w spichlerzu, bo możemy nie mieć szansy na nowe zasiewy na wiosnę. A nawet jeśli uda nam się coś posiać, to może zostać zniszczone przed żniwami. Musisz zarządzać w Nairns Craig w czasie mojej nieobecności, kochanie. Moja matka ci pomoże.
– Gdzie się wybierasz? – zapytała Fiona, kiedy siedzieli w holu razem z dziećmi. Johanna wkrótce kończyła rok życia i już zaczynała stawiać niepewne pierwsze kroki.
– Kiedy wezwie mnie mój brat, muszę ruszyć z nim na wojnę – z powagą odpowiedział Colin MacDonald. – Wiesz o tym, kochanie. Nie chowaj się przed prawdą. Jeśli Aleksander wyruszy na wojnę, muszę iść z nim.
– Musisz być wierny królowi – rzekła, usilnie starając się zagłuszyć desperacką nutę w głosie. – Jeśli twój brat wybierze walkę z Jamesem Stewartem, nie idź za nim. Sprzymierz się ze swoim władcą. W końcu król zwycięży lorda. Wiem to! Jeśli będziesz walczył po stronie lorda, król ukarze również ciebie. Jeśli staniesz po stronie króla, wszyscy będziemy bezpieczni. Wiem, że kochasz swojego brata i czujesz ogromną lojalność wobec swojego klanu, czego nauczył cię twój ojciec. Jednak czasy się zmieniają, Colly. Świat, w którym żyjemy, nie jest światem z epoki twojego ojca. Kiedyś lordowie z Wysp rządzili niezagrożeni, ale dziś ich prymat jest dyskusyjny. James Stewart rości prawa do całej Szkocji. Nawet najbliżsi sojusznicy lorda z Wysp wahają się, kogo obdarzyć swoim poparciem. Jeśli twój brat nie uzna władzy króla, ucierpi i on sam, i jego najbliżsi. Mamy troje dzieci, milordzie. Twoja matka jest stara. Czy musimy cierpieć z powodu twego błędnego rozumienia oddania? Proszę, błagam cię, nie idź z bratem na wojnę! – Jej oczy wypełniły się łzami.
MacDonalda z Nairn poruszyły jej słowa, ale oparł się prośbom.
– Nie mogę odmówić wezwaniu, kiedy nadejdzie, kochanie. Nie bój się. W Nairns Craig będziesz bezpieczna i ty, i dzieci. Król nie będzie się mścił na tobie ani na mojej matce.
– James Stewart będzie się mścił na świętym, jeśli tylko stanie mu na drodze, Colinie MacDonaldzie. Nie mów później, że nikt cię nie ostrzegał. Teraz wiem, co muszę zrobić. Kiedy nas zostawisz, zabiorę dzieci i twoją matkę, jeśli tylko będzie chciała pójść z nami, i udam się do domu, do Hay Tower. Tam będziemy bezpieczni, z dala od rozgrywek, w które bawicie się wy, mężczyźni.
Zdumiony, powiedział:
– Musisz zachować dla mnie Nairns Craig.
– Skoro ten zamek jest tak trudny do zdobycia, jak twierdzisz, to twoi służący utrzymają go do twojego powrotu albo ludzie króla zażądają jego poddania – odrzekła Fiona. – Nie zostanę tu bez ciebie, nie pozwolę też, aby niebezpieczeństwo zagroziło naszym dzieciom i starej kobiecie. Zostawisz nas, to natychmiast stąd się wynoszę. Jeśli przeżyjesz, będziesz wiedział, gdzie nas szukać. Gdy król skonfiskuje zamek, będziesz szczęśliwy w moim małym domu, Colly. Nie jest imponujący, ale przynajmniej nie przecieka w nim dach.
Zdumiony był determinacją żony. Nie uważał jej za głupią niewiastę, która by tylko straszyła mężczyznę, nie zamierzając realizować swoich gróźb. Świetnie wiedział, że wyznała, co zamierza zrobić. Sam pomysł, chociaż na początku może nieco szokujący, wcale nie był taki zły. Jeżeli Nairns Craig stanie przed groźbą ataku, może istotnie lepiej będzie, gdy weźmie dzieci i ucieknie do siebie. Ona nie buntowała się przeciwko królowi. Jeśli oddali się z Nairns Craig, a on zostanie zabity lub uwięziony, nikt nie będzie mógł uczynić jej odpowiedzialną za jego czyny ani wykorzystać do podporządkowania męża królowi. Ileż to dzieci wrogów Jamesa Stewarta pędziło żywot w odludnym zamknięciu. Nie chciał, by jego córki unieszczęśliwiono, wydając za mąż zgodnie z interesami króla. Nie chciał, żeby jego syn dorastał, wstydząc się swego dumnego dziedzictwa.
– Być może, kochanie, istotnie dobrze będzie, jeśli na wypadek wojny ukryjesz się z dziećmi w Hay Tower. Nic złego nie stanie się w jego pobliżu. Walki będą się toczyły głównie na północy i na zachodzie. Nikt nie będzie cię szukał na twoim wzgórzu.
Fiona westchnęła. Myślała, że odwiedzie go od głupiej decyzji, zamiast tego jednak dostarczyła mu argumentów na uspokojenie sumienia.
– Nie jestem w stanie cię zmienić, prawda, Colinie MacDonaldzie?
Z lekkim uśmiechem potrząsnął głową.
– Nie, kochanie, nie możesz mnie zmienić. Kocham cię z całego serca, Fiono, ale nawet dla ciebie nie zdradzę Aleksandra MacDonalda, lorda z Wysp.
– Pozostaje mi więc jedynie modlić się, abyśmy wszyscy przeżyli twoje błędne poczucie lojalności – odparła i pocałowała go w usta.
Wzgórza pokrywał jeszcze śnieg, a pąki na drzewach nie nabrzmiewały, kiedy nadeszło wezwanie. Pewnego dnia o zmroku, gdy cienki, srebrzysty sierp księżyca wisiał po zachodniej części nieba, na wzgórzach zaczęły się pojawiać sygnalizacyjne ognie. Zanim zapadły ciemności, do Nairns Craig przybył posłaniec od lorda z Wysp. James Stewart wraz z ogromną armią przekroczył rzekę Tay i zmierzał na północ. Król uderzył wcześniej, niż ktokolwiek się spodziewał. Zanosiło się na walkę na śmierć i życie.
W Inverness nie zginął nikt z ludzi Colina, ale teraz, patrząc smutnie na dwustu mężczyzn zgromadzonych na zamkowym dziedzińcu, Fiona zastanawiała się, ilu z nich powróci całych i zdrowych. Do szykującego się do wymarszu Nairna przemówiła jego matka, osłabiona ciężką zimą i utratą swojej wiernej, starej służącej, Beathag.
– Czuję, że to, co robisz, nie jest słuszne, Colinie – powiedziała. – Tym razem nie idź z Aleksandrem. Jeśli nie ze względu na nasze bezpieczeństwo, to ze względu na siebie. Ta wojna nie przyniesie niczego dobrego. – Oczy wypełniły jej się łzami, które zaczęły spływać po starej, ale wciąż jeszcze pięknej, twarzy. – Jeśli pojedziesz, nie zobaczymy się więcej w tym życiu – dodała.
Próbował ją pocieszyć, bo nigdy jeszcze nie okazała mu takiego zainteresowania. Objął ją ramieniem i rzekł:
– Jestem nieodrodnym synem swojego ojca, mamo, i muszę wypełnić powinności wobec rodziny.
Kiedy całował ją w policzek, spojrzała na niego ponuro.
– Niech cię Bóg błogosławi, mój synu – powiedziała. Potem uwolniła się z jego uścisku i kulejąc oddaliła się w stronę zamku, ciężko opierając się na lasce, której zaczęła używać. Po śmierci Beathag w zimie nie chciała korzystać z pomocy innych służących.
– Zaopiekuję się nią – rzuciła Fiona – ale niewiele mogę zrobić, żeby uspokoić jej obawy. Obie mamy rację, Colly. Nie powinieneś jechać z lordem. Ruszaj do królewskiego obozowiska i sprzymierz się z nim. Nie ucierpisz na tym i, uwierz mi, nie będziesz jedynym przywódcą górskiego klanu, który opowie się po stronie Jamesa Stewarta. Nie pochwalam spalenia Inverness, ale rozumiem teraz, dlaczego uważałeś, że musisz przyłączyć się do brata. Teraz jednak jest inaczej. Tamto było pomszczeniem zniewagi, ale teraz to zwyczajna zdrada, Colly. Czy chcesz naznaczyć swoje dzieci piętnem zdrajcy? A tak się stanie, jeżeli król zwycięży.
– Jeżeli – zauważył z zawadiackim uśmieszkiem MacDonald z Nairn.
Fiona miała ochotę krzyczeć. Czyż nie rozumie? Lord z Wysp wierzył, że ma pod sobą dziesięć tysięcy wojowników, ale znając ludzką naturę, Fiona była pewna, iż wielu członków klanów, widząc królewską potęgę, szybko przejdzie na drugą stronę. Przybyły ubiegłej nocy posłaniec powiedział, że siły króla równe były armii Aleksandra MacDonalda. Patrząc w oczy męża, zrozumiała, że nie istniało nic, co mogłaby powiedzieć czy zrobić, by zawrócić go ze ścieżki samozniszczenia. To było szaleństwo, ale jednocześnie nie mogła nie podziwiać jego poczucia lojalności i zdecydowania. Nie był skomplikowanym człowiekiem, był po prostu dobry. Pocałowała go namiętnie, aż obojgu zakręciło się w głowach. Oswobodził się z uchwytu i uśmiechnął do niej.
– Żegnaj, kochanie – rzekła Fiona. – Niech cię Bóg ma w swojej opiece i przyprowadzi całego i zdrowego z powrotem.
– A więc jednak – powiedział, a jego niebieskie oczy nagle rozbłysły – kochasz mnie, Fiono. – Swą ogromną dłonią pogładził jej policzek.
Już miała szybko odparować, ale ugryzła się w język.
– Owszem, kocham cię, Nairn. – I szybko, zanim mógł dostrzec jej łzy, odwróciła się i odeszła w stronę zamku, a jego głos pogonił za nią:
– Zawsze wiedziałem, że pewnego dnia mnie pokochasz, Fiono!
Dni płynęły jednostajnie. Nairns Craig, chociaż nie odcięte od świata, położone było jednak z dala od głównych traktów. Kiedy ziemia rozmarzła, Fiona zajęła się dozorowaniem upraw na nielicznych polach, jakie mieli. Uważnie wydzielała każde ziarenko zboża ze spichlerza, wyznaczyła dodatkowych ludzi do pilnowania krów i owiec. Posłała rozczarowanego zakazem pójścia z dorosłymi na wojnę młodego chłopca na rozstaje dróg, żeby wypytywał wszystkich przejeżdżających o nowiny. Fiona wiedziała, że powinna opuścić Nairns Craig, ale jakoś nie mogła się do tego zmusić. W dzień w bramie wjazdowej do zamku spuszczano kratę, nocą zamykano jeszcze ciężkie, dębowe, okute żelazem drzwi.
Delikatne, stare ciało Beathag, które w czasie zimowych miesięcy przechowywane było w zamkowych piwnicach, teraz złożono do świeżo wykopanego grobu. Wydarzenie to spowodowało, że Moire Rose jeszcze bardziej podupadła na zdrowiu. Niemal nic nie jadła i z każdym dniem była coraz słabsza.
Pewnego popołudnia, kiedy słońce świeciło jasno na błękitnym niebie, Fiona kazała wynieść teściową na dach jednej z wież, żeby staruszka mogła nacieszyć się świeżym powietrzem i podziwiać piękny krajobraz. Poniżej zamku rozciągały się świeżo pozieleniałe pola, a jeziora błyszczały w słońcu, odbijając czysty kolor nieba. Kobiety siedziały razem przez kilka godzin, Fiona zajęta była szyciem ubrania dla Alastaira, który rósł bardzo szybko. Wreszcie, u schyłku dnia, Fiona zasugerowała, że pora schronić się w środku.
– Pozwól mi zobaczyć zachód słońca – rzekła Moire Rose drżącym głosem.
– Naturalnie, jeśli masz na to ochotę, pani. Nie zimno ci? Jesteśmy na dworze już dość długo.
– Bardzo mi dobrze.
Obie patrzyły na słońce chowające się za wzgórzami na zachodzie. Niebo błyszczało całą gamą płomiennych kolorów. Pomarańczowy stapiał się z cienkimi smugami jasnej zieleni, przechodząc w kolor lawendy. Różowe obłoki o fioletowych i złocistych brzegach wisiały na akwamarynowym nieboskłonie. Horyzont przybrał barwę królewskiej purpury, za którą rozpalone do czerwoności słońce kryło się powoli, natomiast ponad zamkiem przemykały jaskółki, jak czarne cienie przecinając zapadający zmierzch.
W końcu Fiona wstała i zawołała służące, żeby zniosły Moire Rose z powrotem do jej komnaty. Lektyka została ostrożnie sprowadzona po wąskich schodach i przez korytarz poniesiona do sypialni staruszki. Kiedy jednak kładziono Moire Rose do łóżka, Fiona zauważyła jej nienaturalną sztywność.
– Poczekajcie – poleciła i sięgnęła po niewielkie, srebrne lusterko, które Donald MacDonald podarował kiedyś jej teściowej. Gdy przyłożyła je do nosa Moire Rose, spostrzegła natychmiast, że na zwierciadle nie powstaje żaden ślad oddechu. Błękitne oczy teściowej były półprzymknięte. Fiona ostrożnie je zamknęła.
– Pani nie żyje – oświadczyła służącym. – Połóżcie ją ostrożnie na łóżku. Trzeba przygotować na jutro pogrzeb. – I pospieszyła na poszukiwanie Nelly.
Następnego dnia rano, stojąc nad grobem, Fiona żałowała, że nie ma z nimi ojca Ninian. Nie widzieli go od ponad roku. Kruche ciało Moire Rose zostało umyte i obleczone w najpiękniejszą suknię. Potem zaszyto je w płóciennym worku, nie było bowiem nikogo, kto mógłby zbić porządną, drewnianą trumnę. Młody chłopiec, który obserwował drogę, wykopał grób i opuścił do niego ciało.
Kilka dni później dotarła wiadomość, że klany Chattanów i Cameronów pozostawiły szeregi lorda z Wysp i sprzymierzyły się z królem Jamesem. Był to okropny cios, gdyż oba rody były bardzo potężne i od lat związane z klanem MacDonaldów. Bez nich lord z Wysp został niezwykle osłabiony. Fiona modliła się, żeby jej mąż przypomniał sobie jej słowa i ponownie rozważył ich sytuację. Jednak w głębi serca wiedziała, że nie ma na to szans. Dezercja wieloletnich sojuszników mogła jedynie umocnić go w postanowieniu trwania u boku brata aż do samego końca.
Pewnego popołudnia chłopiec wysłany na rozstaje dróg przybiegł na zamkowe wzgórze, krzycząc:
– Został pokonany! Został pokonany!
Natychmiast przyprowadzono go do Fiony.
– Kto został pokonany, Ianie? – zapytała. – Czy chodzi o króla, chłopcze? Mów, czego się dowiedziałeś.
– Lord z Wysp poniósł klęskę pod Lochaber, pani. Mówią, że była straszliwa rzeź. Okropna!
– Kto ci to powiedział?
– Członkowie klanu Rose, powracający do domu. Nie nasi ludzie. Ludzie z wielkiego klanu Rose. Mówią, że lord prosił o pokój i przebaczenie. Wojska królewskie ścigają członków klanów w górach. Przeszli, przynosząc zniszczenie. Podobno na południe i na zachód od nas nie ma pola, które nie zostałoby spalone, pani. Tak powiadają.
– Wracaj na główną drogę, Ianie – poleciła mu Fiona – i dowiedz się, czego tylko zdołasz.
– Ludziom ciągnącym drogą przydałaby się woda, pani – powiedział Ian. – Jeśli im ją dam, nie przyjdą na górę do zamku. Oni są gotowi łupić cokolwiek, rozgoryczeni przegraną. My zaś mamy niewielkie możliwości obrony, poza zamknięciem bram. Kiedy jednak to zrobimy, jak się dowiemy, co się dzieje?
– Przyślę ci wodę – odparła Fiona, która spostrzegła, że chłopiec jest wyjątkowo inteligentny i wierny.
Następnego ranka Nelly spokojnie zagaiła rozmowę ze swoją panią.
– Czy zauważyłaś, że mamy niewielu ludzi do pilnowania stada?
Fiona przytaknęła.
– Uciekają. Nie mogę ich winić.
– Może powinnyśmy zabrać dzieci i udać się do Hay Tower, pani? Mój Roddy wie, gdzie może nas szukać. Pokazywał mi sekretną ścieżkę, która wiedzie przez wzgórza na południowy wschód, aż do Brae. Tam będziemy bezpieczne. Jeżeli siły królewskie tu nadciągną, na pewno zburzą Nairns Craig w akcie zemsty. Mogą zabić nas i dzieci.
– Jeśli Aleksander MacDonald prosił króla o pokój – rozważała Fiona – to Nairn niedługo powinien wrócić do domu. Ten zamek nigdy nie został zdobyty siłą. Kiedy bramy są zamknięte, jesteśmy bezpieczni. Jeśli król zbliży się do Nairns Craig, zamkniemy po prostu bramy i poczekamy, aż odejdzie. Gdy Nairn powróci do domu, zdecydujemy, co dalej. Jeśli król przyjmie poddanie się Aleksandra MacDonalda, jednocześnie z pewnością przyjmie podporządkowanie się Colina MacDonalda.
Zboża na polach nie nadawały się jeszcze do żęcia. Gdyby zostali zaatakowani, musieliby spisać zbiory na straty. Fiona była zadowolona, że tak rozważnie gospodarowała zeszłorocznymi zapasami. Worki z ziarnem nadal były do połowy pełne. W razie konieczności mogliby z nich korzystać przez następną zimę. Nadal jednak zbierano i przynoszono do zamku wszystko, co tylko nadawało się do jedzenia. We właściwym czasie będzie też trzeba zapędzić krowy i owce w obręb zamkowych murów. Ptactwo domowe już od jakiegoś czasu gościło na zamku w obawie przed lisami i borsukami.
Pewnego dnia Fiona uświadomiła sobie, że ona, Nelly i dzieci pozostali praktycznie osamotnieni, jeśli nie liczyć z pół tuzina starych służących i chłopca Iana. Zebrała wszystkich w holu i powiedziała: – Jeśli macie gdzieś rodziny, u których moglibyście się schronić, jedźcie. I wiedzcie, że zawsze możecie wrócić, gdy skończą się kłopoty. Będziecie mile widziani.
Patrzyła potem, jak wszyscy, poza Ianem, pospiesznie opuszczają hol. Przeniosła wzrok na chłopca.
– Nie chcesz odchodzić, Ianie?
– Gdzie mógłbym iść? – zapytał. – Moim domem jest Nairns Craig.
– A twoja matka? Czy nie chce cię mieć przy sobie?
– Moja mama nie żyje – odparł.
– A twój ojciec, jak się domyślam, wyruszył z Nairnem – powiedziała Fiona. – Nie masz dziadków, u których mógłbyś się schronić?
– Został mi tylko tata – rzekł chłopiec.
– Znam go?
Chłopiec nerwowo przestąpił z nogi na nogę, ale nic nie powiedział.
Nagle Nelly wydała okrzyk, zduszony ręką przysłaniającą usta.
– Ty jesteś synem Rodericka Dhu, prawda? – zapytała, chociaż znała już odpowiedź.
Czemu nie zauważyła tego wcześniej? Choć miał dopiero jedenaście lat, był wierną kopią jej ogromnego męża.
– Moja mama umarła, kiedy się urodziłem – wyjaśnił Ian. – Byli zaręczeni, więc jestem prawowitym synem, pani. Wychowywali mnie dziadkowie, ale oboje umarli w ubiegłym roku. Oddano mnie na służbę do zamku. Mój tato bał ci się przyznać, pani, żebyś nie odmówiła mu ręki.
– Duży a głupi – stwierdziła Nelly.
– Nie gniewasz się na mnie, pani?
– Ach, uspokój się i daj mi całusa, Ianie – rzekła Nelly. – Jesteś moim pierwszym dzieckiem – przytuliła go.
– A więc jest nas troje plus dzieci – spokojnie powiedziała Fiona. – Ianie, chyba dowiedzieliśmy się już wszystkiego, co się dało, od ludzi na drodze. Wdrap się na południową wieżę i obserwuj. Jeśli zobaczysz zbliżającą się grupę zbrojnych, przyjdź mnie zawiadomić. Dzisiaj będziemy mieć zamknięte bramy, żeby nikt nie mógł nas zaskoczyć. Czy można jeszcze jakoś inaczej dostać się do zamku, niż przez bramę, chłopcze?
– Jest jeszcze sekretne przejście, prowadzące do lasu z tyłu zamku, ale zna je tylko mój tato i nasz pan. Przed wyjazdem tato mi je pokazał. Polecił mi pomóc wam uciec z dziećmi, gdyby zaszła taka konieczność.
– Wyciągnął mosiężny klucz. – To klucz do drzwi. Nie ma drugiego, a z zewnątrz wyjście jest tak dobrze ukryte, że nawet wtajemniczeni mają kłopoty z jego odnalezieniem. Możemy więc jak króliki uciec z nory, jeśli lis będzie się dobierał, pani – dokończył chłopiec i odszedł, żeby zaciągnąć wartę na dachu.
– Obudź dzieci – rzekła Fiona do Nelly – i nakarm je. Dopilnuj, żeby były ciepło ubrane. Od tego momentu musimy być gotowi, aby w razie ataku w każdej chwili natychmiast opuścić zamek.
– Po co mielibyśmy opuszczać zamek? – zapytała Nelly. – Chyba że chcielibyśmy przenieść się do Hay Tower. Za tymi murami na razie jesteśmy bezpieczni, pani. Na zewnątrz, po całym kraju wędrują członkowie klanów, których mało obchodzi, po czyjej stronie byliśmy w czasie wojny.
Kiedy została sama, Fiona pomyślała, że Nelly chyba ma rację. Ale i tak nie zaszkodzi być przygotowanym do ucieczki w każdej chwili. Co ma zabrać ze sobą? Nie może być tego zbyt wiele, bo nie ośmieli się wziąć wozu. Wóz spowolniłby ich wędrówkę, czyniąc z nich łatwy łup dla każdego napotkanego zbrojnego. Trudno byłoby go schować między drzewami przed przemierzającymi kraj jeźdźcami. Musi jednak znaleźć miejsce na srebrne kubki, podarowane przez lorda z Wysp jako prezent na chrzest Alastaira, i na piękną broszę, którą Johanna otrzymała w darze od starej księżny Ross. Srebrne lusterko Moire Rose przechowa dla Mary. Ponadto będą mogli zabrać ze sobą jedynie trochę ubrania, które upchną w jukach, oraz jedzenie.
Fiona usiłowała sobie przypomnieć, jakie sprzęty pozostawiła w Hay Tower. Niewiele tego było, ale w tamtych zimnych, kamiennych murach wychowała swoje siostry, więc i swoje dzieci tam wychowa. Kiedy w końcu będzie to możliwe, postara się skontaktować z siostrami, by wyswatać dzieci. Westchnęła. Nigdy nie poślubią równych sobie urodzeniem, ale przynajmniej będą miały zabezpieczoną przyszłość. Winna to była Nairnowi.
Colin. Czy udało mu się przeżyć? A jeśli tak, to czemu nie wrócił do domu? Czy zdawał sobie sprawę, jak bardzo się o niego martwi? Nagle dotarło do niej, że planuje przyszłość bez niego. Czyżby intuicyjnie? A co z mężem Nelly? Czy żyje? A może obie były już wdowami? Zrozumiała, że musi pozostać w Nairns Craig, dopóki nie otrzyma odpowiedzi na te pytania.
W czasie następnych paru dni krajobraz wokół nich był nienaturalnie spokojny. Strumień ciągnących drogą koło zamku zbrojnych mężów stopniał niemal do zera. Zupełnie jakby pozostali jedynymi żywymi istotami na całym świecie. Jednak ognie, które widzieli w oddali, świadczyły o tym, iż tak nie było. Pożary pól, wiejskich chat i domostw przywódców klanów w dzień świeciły niesamowitym blaskiem, nocą zaś paliły się na pomarańczowo. Horyzont zasnuty był szarym dymem. Pożogi przybliżały się coraz bardziej do Nairns Craig, ale Colin MacDonald nadal nie dawał znaku życia.
Wreszcie pewnego popołudnia Ian zbiegł po drabinie z dachu wieży i wpadł do zamku.
– Parę mil stąd jest duża grupa zbrojnych, pani – wydyszał. – Wygląda, jakby zmierzali w naszą stronę. Och, pani, tylu ich jest!
– Alastair! – zawołała Fiona do syna, który miał już cztery lata. – Idź z Ianem. On będzie obserwować wszystko z dachu, a kiedy obcy podejdą bliżej, krzyknie na dół do ciebie. Wtedy musisz natychmiast przybiec do holu i powiedzieć mi. Obawiam się, że to nadciąga wróg. Mary, przypilnuj Johanny. Nelly, pozwól ze mną. Musimy sprawdzić, czy brama jest dobrze zamknięta.
Obie kobiety pobiegły na dziedziniec, żeby się upewnić, czy ogromne drewniane belki, które kilka dni temu z pomocą Iana zamocowały przy bramie, nadal są na właściwym miejscu. Były. W głębi znajdowała się żelazna krata. Wspólnie opuściły wewnętrzną kratę, używaną jedynie w przypadku ataku na zamek. Gdyby napastnikowi udało się sforsować pierwszą oraz bramę na dole, stanąłby przed następną żelazną przeszkodą. Fiona i Nelly, zadowolone z rezultatów swoich przygotowań, wróciły do holu, ryglując za sobą wrota. W zamku było mnóstwo jedzenia, znajdowała się tu też wewnętrzna studnia.
Czekały.
W końcu do holu wbiegł Alastair.
– Są na drodze do zamku, mamo – zawołał do Fiony, która zerwała się i pospieszyła na dach wieży.
Ian wciągnął ją na ostatni stopień.
– Są tuż, tuż – powiedział.
Fiona wychyliła się za parapet i spojrzała w dół. Widok był przerażający. Jak okiem sięgnąć, drogę wiodącą do zamku wypełniali po brzegi jeźdźcy i zbrojni. Na czele, przed bramą zamkową, widać było niezwykle imponującą postać na koniu. Fiona poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy.
– Dobry Boże! – wyszeptała. – To król we własnej osobie. Król przybył do Nairns Craig, Ianie!
Jeździec podjechał bliżej i mocno uderzył lancą w bramę, a dudniący odgłos rozległ się w całym zamku.
– Otwórzcie, w imię króla! – krzyknął.
Fiona weszła na szczyt murów, trzymając się dla pewności ściany.
– Nie otworzę bram nikomu – zawołała w dół – dopóki nie powróci mój mąż. Dlaczego król najeżdża dom niewinnej kobiety i jej dzieci?
– Pani Fiono – krzyknął w odpowiedzi król – otwórz bramy! Twój mąż, zdrajca MacDonald z Nairn, wrócił do domu. – Na znak dany przez Jamesa Stewarta do przodu wysunął się jeździec, prowadzący drugiego konia. Jeźdźcem tym był Roderick Dhu, który wiódł ogromnego ogiera Colina MacDonalda z ciałem przerzuconym przez grzbiet rumaka.
– Przywiozłem go z powrotem, pani – zawołał Roderick. Jego brudna twarz była mokra od łez.
Fiona miała wrażenie, że za chwilę pęknie jej serce. Poczuła olbrzymi żal po stracie Colina MacDonalda, mężczyzny, który ją kochał nie stawiając żadnych warunków i którego sama z czasem nauczyła się kochać.
– Tutaj jest cmentarz rodzinny – powiedziała, wskazując palcem miejsce. – Jeśli będziesz tak miły, panie, i każesz swoim ludziom wykopać grób dla mojego męża, po złożeniu go do grobu pozwolę ci wjechać do Nairns Craig. Czy pośród całej twojej świty znajdzie się ksiądz?
– Tak – odparł król.
– Wykopcie grób koło grobu jego matki, którą pochowaliśmy parę tygodni temu – rzekła i zeszła z murów. – Ianie, kiedy skończą kopać, przyjdź do holu, bo wtedy wyjdziemy. Dzięki Bogu, że twój ojciec ocalał.
– Co się z nami stanie, pani?
– Nie wiem – odpowiedziała ze spokojem Fiona, po czym zeszła po drabinie z dachu i udała się do holu.
– Co się stało? – zagadnęła przestraszonym głosem Nelly.
– Przed naszymi bramami stoi król z twoim mężem, któremu udało się przeżyć, i z ciałem Nairna. Kiedy będzie gotowy grób Nairna, wyjdziemy z zamku. Mają ze sobą księdza. Trzeba ubrać porządnie dzieci, żebyśmy się nie wstydziły przed królem.
Załkała, ale szybko stłumiła płacz, aż poczuła ból gdzieś w głębi gardła. Nie było teraz czasu na żal.
Ian dał im znać, kiedy grób był już wykopany. Wyciągnął z kąta swoją kobzę, szkolił się bowiem na dworskiego kobziarza. Dzieci były przerażone. Fiona poświęciła dłuższą chwilę, by je uspokoić.
– Wasz ojciec nie żyje. Król przywiózł do domu jego nieszczęsne ciało, abyśmy mogli go pochować. To uprzejmy gest – skłamała. – Król czeka za murami. Okażcie mu szacunek, bo jest panem naszego życia i śmierci. Rozumiecie mnie, dzieci?
– Czy teraz jestem Nairnem? – zapytał Alastair.
Fiona pokręciła głową.
– Nie – rzekła. – Król usunie nas stąd, gdyż wasz ojciec zbuntował się przeciwko niemu. Tobie, mój synu, nigdy nie wolno buntować się przeciwko swojemu władcy. Król ukarze nas za błędy waszego ojca, ale ma rację.
– A czyż moim królem nie jest mój wuj, Aleksander? – zapytał zdezorientowany chłopczyk.
– Szkocja ma tylko jednego króla, Alastairze – wyjaśniła synowi Fiona. – Ten król nazywa się James Stewart. Pamiętaj o tym, chłopcze.
Chłopczyk skinął głową.
– Chodźmy teraz na zewnątrz, żeby powitać króla i pochować waszego ojca – powiedziała Fiona, prowadząc ich za mury.
Zebrani przed bramą mężczyźni usłyszeli odgłos towarzyszący otwieraniu wewnętrznej kraty. Wszystko zgrzytało i skrzypiało, gdy wiekowy kołowrót podnosił kratę. Po upływie paru minut także druga krata wolno uniosła się do góry. Potem brama wiodąca do Nairns Craig rozwarła się. W jej świetle znajdowały się dwie kobiety i troje małych dzieci. Prowadził je młody chłopak, grający na kobzie pieśń żałobną MacDonaldów. Posuwali się z godnością i zmierzając w stronę cmentarza, całkowicie zignorowali króla i jego ludzi. Ani James Stewart, ani jego zbrojni nie poruszyli się, kiedy mała grupka żałobników przeszła koło nich. W ciągu ostatnich tygodni wiele widzieli wdów i sierot, ale nigdy z tak bliska. Król uparł się, żeby przyjechać do Nairns Craig, kiedy na polu bitwy pod Lochaber znaleziono zranionego Rodericka Dhu, który osłaniał ciało swojego pana. Niejeden zastanawiał się, czemu król wybrał właśnie MacDonalda z Nairn, by osobiście odwieźć zwłoki do domu.
Na maleńkim rodzinnym cmentarzu Fiona spojrzała na zawinięte w całun ciało męża.
– Daj mi zobaczyć jego twarz, Rodericku Dhu – rzekła.
Uklękła przy zmarłym. Urwała kawałek tkaniny i zwilżyła ją własną śliną.
– Nairn, Nairn, nie pozwolę ci pójść do grobu z brudną twarzą – powiedziała, energicznie ścierając zaschnięty brud i pot z jego przystojnego oblicza. Potem schyliła głowę i pocałowała go w zimne usta. – Szczęśliwej drogi, mój panie. Naprawdę nauczyłam się ciebie kochać. – Wstała i podprowadziła dzieci, aby mogły ostatni raz spojrzeć na ojca. – Kochał was wszystkie – odezwała się do trójki przejętych dzieci.
Następnie poleciła Roderickowi Dhu zaciągnąć z powrotem całun na głowę męża. Ciało złożono do grobu. Podszedł do nich spowiednik królewski i zmówił modlitwę. Kobza grała żałobne pieśni, ziemia zasypywała ciało Colina MacDonalda. Fiona stała w śmiertelnej ciszy, dopóki ziemia nie wypełniła całego grobu. Obok niej Alastair i Mary pochlipywali cicho. Stojąca przy nich Johanna trzymała palec w buzi, nie rozumiejąc, co się dzieje.
Po zakończeniu ceremonii pogrzebowej Fiona podziękowała księdzu i dwóm żołnierzom z klanu Stewartów, którzy im pomogli. Nelly ledwo mogła oderwać wzrok od męża. Chwyciła go za rękę i mocno uścisnęła, jednocześnie drugą przytulając Iana. Czuła się niemal winna, że jej mąż ocalał, Fiony zaś zginął. Jednak Fiona na ich widok uśmiechnęła się.
– Lepszy jeden niż żaden – zwróciła się do Nelly. – To była wola boska, nie nasza, dziewczyno. Pamiętaj tylko, żeby się modlić za dobrą duszę Nairna. – Zgarnęła dzieci i podeszła do miejsca, gdzie na wierzchowcu siedział król. Zbliżywszy się, skłoniła się nisko.
Oddawszy hołd, dumnie wyciągnęła rękę, oferując Jamesowi Stewartowi klucze do zamku. Z powagą wziął je od niej.
– Później porozmawiamy – rzekł. – Teraz bowiem jestem głodny i marzę o porządnej kolacji.
– Niestety, mój panie – odparła Fiona. – Żałuję, ale nie mogę ci służyć. Na wieść o twoim zwycięstwie służba mnie opuściła. Jedzenia mam pod dostatkiem, ale brak mi służących, którzy mogliby je przygotować. Mam potrawkę z królika, trochę chleba i ser, który przygotowałyśmy z Nelly na naszą kolację, ale nie wyżywi to całej armii, którą przywiodłeś do moich bram.
– Czyżbyś mnie nie oczekiwała, lady Fiono? – zapytał monarcha, śmiejąc się cicho z trudnego położenia, w jakim się w tym momencie znalazła.
– Nie miałam zamiaru zapraszać cię na kolację, panie – odrzekła Fiona, a stojący najbliżej nich, słysząc jej odpowiedź, roześmiali się.
– Nie zmieniłaś się – rzekł król. – Chętnie będę dzielił z wami wasze skromne jedzenie, pod warunkiem że dzieci nie ucierpią z głodu.
– Wejdź więc do Nairns Craig, panie – zaprosiła Fiona – chociaż nie mogę powiedzieć, że witany jesteś z radością.
Fiona i Nelly udały się do kuchni, żeby zobaczyć, czym jeszcze mogą wzbogacić skromny wikt, którym poczęstują króla i trzech jego przybocznych. Na szczęście odkryły wiszące w spiżarni dwie tłuste gęsi. Szybko włożyły je do pieca, Ian wziął linę i poszedł nad strumień. W krótkim czasie udało mu się złowić pół tuzina pstrągów, które przyniósł do zamku i przygotował do ugotowania.
– Zręczny z ciebie chłopak – zauważyła Nelly z uznaniem.
– Moi dziadkowie nie byli młodzi. Pomagałem im, gdy tylko mogłem. Dziadek nauczył mnie łowić ryby. To nic trudnego, jeśli się wie jak – powiedział Ian.
Wreszcie posiłek był gotowy. Roderick Dhu dotrzymywał towarzystwa królowi i jego ludziom, dbając o to, by goście mieli wino i piwo i aby czas oczekiwania im się nie dłużył. Przyjemnie było siedzieć w ciepłej sali, a nie na zewnątrz, w lesie czy na wilgotnym wzgórzu.
– Idź się przebrać w czystą suknię – Nelly wypędziła swoją panią z kuchni. – Dopóki król nie powie inaczej, nadal jesteś panią Nairn i musisz z nim zasiąść do stołu, Ian może się zająć dziećmi. A ja i Roddy będziemy podawać do stołu.
Fiona niezauważona przemknęła przez hol i udała się do swojej komnaty. Umyła się, włożyła czystą bluzkę, szmaragdowozieloną spódnicę, a na to zielono-złotą brokatową narzutkę, którą Colin przywiózł jej z wyprawy do Inverness. Nigdy dotąd jej nie nosiła, ale tej nocy takie ubranie wydało jej się właściwe. Słyszała niemal śmiech Colina, ubawionego jej wyborem. Wokół bioder zapięła złocony skórzany pas, który znalazła w skrzyni. Rozczesała włosy, zrobiła przedziałek na środku głowy i zebrała je z tyłu w złotą siateczkę. Przejrzała się w małym zwierciadle. Miała co prawda wypieki na twarzy, ale jak na kobietę, która właśnie dowiedziała się o zgonie męża i pochowała go tego popołudnia, była niezwykle spokojna. Chciało jej się płakać, lecz nie mogła sobie na to pozwolić, dopóki nie będzie sama. Tej nocy nie wejdzie do głównej sali zamku z czerwonymi, zapuchniętymi oczami. To już drugi raz James Stewart zabrał jej mężczyznę, którego kochała. Nie da mu satysfakcji i nie okaże bólu. Nie ma prawa cieszyć się z jej nieszczęścia.
Fiona wsunęła stopy w pantofle i ruszyła do holu.
Siedzący na wygodnym krześle król uniósł brwi.
– Przyłączysz się do nas, pani?
– Jeśli pozwolisz, panie. Dopóki nie powiesz mi, że jest inaczej, nadal czuję się panią tego zamku – odrzekła z pełnym godności spokojem. Dała znak Roderickowi Dhu. – Powiedz Nelly, że jesteśmy gotowi do kolacji. Panowie, proszę do stołu.
Posadziła króla na przysługującym mu honorowym miejscu, a sama zasiadła po jego lewej stronie, pozwalając trzem królewskim towarzyszom wybrać sobie miejsca. Nelly i jej mąż zaczęli wnosić jedzenie. Gęsi upiekły się doskonale. Uduszone w maśle i winie pstrągi podano na srebrnej tacy. Potrawkę z królika zapieczono w cieście. Na stole pojawiły się też miski z zielonym groszkiem i maleńkimi cebulkami, chleb, masło i ser. Stół był nakryty białym obrusem, a oświetlały go woskowe świece w srebrnym kandelabrze. Drugi kraniec stołu zdobiły liście paproci i płatki róż.
– W czasie, który był ci potrzebny, panie, żeby nabrać sił, udało nam się przygotować coś konkretniejszego do jedzenia – zagaiła Fiona.
– Sądzisz, że zwiedziesz mnie dobrą kolacją, pani? – zapytał król, krojąc gęś. – Może ci się uda.
– Nic od ciebie nie chcę, panie, poza tym, co mi dasz. Martwię się tylko o moje dzieci. Jestem kobietą i nie obchodzi mnie polityka. Radziłam mojemu mężowi, żeby wraz ze swoim małym oddziałem udał się do ciebie, panie, a nie do brata. Mogę jedynie żałować, że nie posłuchał mojej rady.
Król skinął głową.
– Nairn był głupcem!
– Nie – zaprzeczyła Fiona. – Był lojalny wobec swojego rodu, tak, jak go nauczono. Zrozumiałbyś to, panie, gdybyś więcej czasu spędził w Szkocji, a nie w Anglii.
Za plecami króla jego trzej przyboczni wymienili znaczące spojrzenia. Niewiasta była bardzo odważna, ale przecież wiedzieli o tym, bo widzieli ją już w Inverness.
– Pani – rzekł król – stąpasz po kruchym lodzie.
– Nie pozwolę ci, panie, mówić nic złego o Colinie MacDonaldzie – odparowała. – Pomimo wszystkich swoich nierozważnych decyzji był dobrym człowiekiem, a teraz nie żyje, ty zaś, panie, siedzisz na jego miejscu, w jego zamku i jesz jego jedzenie.
Nagle król się roześmiał.
– Fiono Hay, i co ja mam z tobą zrobić?
– Sama chciałabym się tego dowiedzieć.
– Muszę się zastanowić – powiedział. – Masz jednak moje słowo, że ani tobie, ani twoim dzieciom czy służbie nie stanie się żadna krzywda.
– Dziękuję – odpowiedziała Fiona. – Czy spędzisz noc w moim domu, panie? Mogę przygotować gościnne komnaty dla ciebie i twoich towarzyszy. To nie zajmie dużo czasu.
– Dobrze – rzekł James Stewart. – Zmęczony jestem ciągłym przebywaniem na świeżym powietrzu i z radością powitam ciepło twego zamku, pani.
– Wybaczcie mi więc, panowie – odpowiedziała Fiona – ale muszę udać się ze służącą i przygotować pokoje. Roderick pozostanie, aby wam usługiwać, a Ian może zabawić cię grą na kobzie, panie. – Wstała i wyszła z holu wraz z Nelly.
– Energiczna kobieta – zauważył jeden z towarzyszy króla, Duncan Cummings. – Czy zadecydowałeś już o jej losie? Wybierzesz jej nowego męża?
– Tak jak powiedziałem Fionie – odrzekł król – nie podjąłem jeszcze decyzji. Znam tę damę od dawna i nie jest to miękki orzech do zgryzienia. Chyba jest zbyt niezależna. Mój wuj Atholl uważa, że również o wiele za mądra. Wydaje mi się, że może mieć rację.
Poranek był szary i przenikliwie zimny. Kiedy James Stewart zszedł do holu w Nairns Craig, gorący posiłek już czekał. Króla i jego towarzyszy uradował widok świeżo ugotowanego jedzenia. Ich gospodyni siedziała przy kominku, a wokół niej bawiły się dzieci. Śliczny widok, pomyślał król, pewien jednocześnie, że Fiona specjalnie zaaranżowała scenę.
Kiedy w końcu uprzątnięto jedzenie ze stołu, król przywołał Fionę.
– Pozwól, pani – odezwał się surowym głosem. – Podjąłem decyzję, co zrobić z tobą i twoimi dziećmi.
Fiona wstała. Król zauważył, że tego ranka ubrana była znacznie bardziej praktycznie, w grubą wełnianą spódnicę,, płócienną bluzkę i wełniany szal.
Zgarnęła dzieci i wraz z nimi stanęła przed władcą. Skłoniła się.
– Milordzie, jestem przygotowana na każdą twoją decyzję. Mogę się jedynie modlić, żebyś był litościwy dla trójki moich małych dzieci.
Król pomyślał, że jest sprytna jak łasica. Angus nie mylił się co do niej.
– Pani, nie mam wyboru. Twój mąż złamał złożoną mi przysięgę wierności i podniósł na mnie broń. Nie żyje, więc nie mogę go ukarać, lecz jeśli nie ukarzę ciebie, zacznę uchodzić za słabego monarchę. Masz godzinę na spakowanie się, po czym musisz opuścić Nairns Craig, które spalę tak samo, jak MacDonaldowie spalili moje Inverness. Możecie zabrać jedynie to, co sami uniesiecie. Zrozumiałaś, pani?
– Chcę moje konie – zimnym głosem oświadczyła Fiona.
– Nie znajdujesz się w sytuacji, w której mogłabyś się ze mną targować, pani.
– Panie – rzekła zdecydowanie Fiona. – Chcę dostać moje konie. – Zaczerpnęła głęboko powietrza do płuc, żeby uspokoić mocno bijące serce. – Nie możesz mnie i moich służących wysyłać w drogę bez jakichkolwiek środków do życia i na dodatek bez koni. Spójrz na moje potomstwo! To jeszcze małe dzieci. Spodziewasz się, że będą w stanie iść przez cały dzień? Umrą, zanim dotrzemy w bezpieczne miejsce. Colin MacDonald zawiódł cię, panie, ale nie ja.
– Milordzie, nikomu nie wydasz się słaby, gdy pozwolisz pani Fionie zabrać jej konie – odezwał się Duncan Cummings. – Masz spalić jej dom i znakomitą większość jej dobytku. Jest wdową, a jej dzieci zostały osierocone. Drobny akt litości nie będzie ci poczytany za słabość. W rzeczywistości, dzięki okazaniu drobnej łaski bezbronnej kobiecie, której niewdzięczny mąż zbuntował się przeciwko tobie, uchodzić będziesz za sprawiedliwego monarchę. Jestem pewien, że Kościół pochwali taki czyn.
– To prawda! – jednogłośnie zgodzili się dwaj pozostali towarzysze króla.
Fiona miała spuszczone oczy, choć w geście podporządkowania się padła przed królem na kolana. Odmówi jej prośbie? – zastanawiała się, naprawdę przerażona. Konie były jej rozpaczliwie potrzebne. Najświętsza Matko, niech powie – tak!
– Dobrze, pani – w końcu odezwał się król. – Możesz zabrać swoje konie, ale krowy, owce i cały majątek, poza tym, co zabierzesz ze sobą, przepadną.
– O dzięki ci, panie! – zawołała Fiona. Chwyciła jego rękę i pocałowała ją z wdzięcznością.
– Jedna godzina, pani – przypomniał surowo.
Skłoniła się i wraz z dziećmi powoli opuściła hol. Czterej mężczyźni przyglądający się jej odejściu byli pod wrażeniem jej dumy. Z godnością przyjęła karę, jaka spadła na rodzinę jej męża. Większość żon pokonanych przeciwników skamlała i zamęczała monarchę błaganiami.
Na zewnątrz holu na Fionę czekał Ian. Wziął od niej Johannę i dał znak Mary i Alastairowi, żeby szli za nim. Fiona pospieszyła do swojej komnaty, gdzie byli Nelly i Roderick.
– Mamy konie! – oznajmiła triumfalnie.
– Pojadę na ogierze Nairna – powiedział Roderick Dhu. – Ian weźmie mojego wierzchowca, Nelly białą klacz, a ty, pani, szarego wałacha. Młody Nairn będzie jechał na swoim kucu. Dzisiaj rano wyprowadziłem do lasu dwa konie, których użyjemy jako zwierząt jucznych. Są obładowane rzeczami, które spakowałyście z Nelly jeszcze wczoraj.
– Spakowałam mnóstwo jedzenia z kuchni – żywo oznajmiła Nelly – więc nie będziemy musieli żyć na samej owsiance. Mam ser, chleb, jabłka, które zebraliśmy z Ianem w sadzie, solone mięso i tłustą gęś, upieczoną dziś rano – dokończyła z uśmiechem.
– Nie wiem, jak bym sobie bez was poradziła – powiedziała przepojona wdzięcznością Fiona. – Nie zrobiłabym tego bez waszej pomocy. Kiedy dotrzemy bezpiecznie do Hay Tower, w każdej chwili możecie odejść do Brae, jeśli tylko będziecie chcieli. Nie mogę żądać od was nic więcej. – Fiona uścisnęła ręce pary służących. – Dziękuję.
– Nie opuścimy cię, pani – zdecydowanym głosem oznajmiła Nelly.
– Nie widzieliście mojego małego domu – cicho zaśmiała się Fiona. – Po Brae, Scone i Nairns Craig wydawać się będzie bardzo biednym miejscem.
Roderick Dhu poklepał ją po ramieniu.
– Pani, przeżyjemy razem. Nie opuściłem Nairna, więc i jego syna też nie opuszczę.
Po raz pierwszy od wielu lat, w reakcji na słowa Rodericka Dhu, w Fionie obudziło się poczucie winy. Tak jak wszyscy, również Roderick Dhu był przekonany, że Alastair jest synem i dziedzicem Colina MacDonalda. Przemknęło jej przez myśl pytanie, czy kiedykolwiek będzie w stanie powiedzieć swojemu dziecku prawdę. A może lepiej nic nie mówić?
– Wyprowadzimy konie przez tajne przejście, wychodzące do lasu – rzekł Roderick.
– A gdzie jest wejście? – zapytała zdziwiona Fiona.
– W stajni, pani. Ci, którzy pierwsi kopali tunel, uważali, że lepiej będzie, jeśli zaprowadzi do stajni, nie bezpośrednio do zamku. W ten sposób, gdyby nieprzyjaciel odkrył tajne przejście, nie dotarłby nim prosto do twierdzy. Zanim udałem się z moim panem na wojnę, razem z Ianem dokładnie sprawdziliśmy przejście i uprzątnęliśmy zalegające w nim śmieci. W czasie mojej nieobecności Ian przez cały czas dbał o stan tunelu. Naoliwiłem także zamek i zawiasy w drzwiach otwierających się na las. Fiona skinęła głową.
– Świetnie wszystko przygotowałeś.
– Nie możemy jednak jechać na wierzchowcach przez tunel, gdyż jego sklepienie znajduje się tuż nad moją głową – wyjaśnił Roderick Dhu. – Zbierajmy się więc, bo Ian z dziećmi będą na nas czekali.
Obie panie narzuciły na siebie dodatkowo ciepłe, wełniane peleryny. Fiona rozejrzała się po komnatach, w których mieszkała z Colinem MacDonaldem. Gdyby nie dzieci, wszystko teraz mogłoby się okazać jedynie snem. Z suchymi oczami opuściła pokoje, podążając za Nelly i jej mężem. Nie było teraz czasu na płacz. Musiała myśleć o dzieciach.
Udali się do stajni. Na dziedzińcu panował spokój, król bowiem nie pozwolił swoim żołnierzom plądrować, dopóki nie podpali Nairns Craig. Osiodłane konie czekały koło Iana i trójki malców. Roderick Dhu otworzył drzwi, znajdujące się w głębi stajni. Zapalił pochodnię i pokazał Fionie przejście, które prowadziło w dół jak pochylnia.
– Prowadzi pod murami obronnymi – wyjaśnił. – Musimy nieść pochodnie, żeby widzieć drogę. Mam nadzieję, że dzieci nie są lękliwe, bo będzie ciemniej niż w nocy.
Alastair został posadzony na swoim kucu. Uparł się, żeby zabrać Mary. Dziewczynka mocno złapała brata w pasie. Roderick Dhu pierwszy zagłębił się w tunelu, oświetlając drogę ogromną pochodnią. Za nim i ogierem Nairna jechał Alastair z Mary. Byli na tyle mali, że niski tunel mogli pokonywać na kucu bez obawy o swoje głowy. Następna szła Fiona, która jedną ręką prowadziła wałacha, w drugiej zaś niosła pochodnię. Za jej plecami podążała Nelly, niosąc na biodrze Johannę i prowadząc białą klacz. Pochód zamykał młody Ian, który starannie zaryglował drzwi od wewnątrz, po czym wziął lejce konia swojego ojca i pochodnię.
Powoli, ostrożnie schodzili w głąb tunelu. Było ciemno i przenikliwie, wiedzieli jednak, że na zewnątrz nie jest przyjemniej. Światło pochodni migotało złowróżbnie na kamiennych ścianach, rzucając niesamowite cienie. Ku zdumieniu Fiony, w czasie podróży przez podziemny korytarz dzieci zachowywały się bardzo spokojnie. Wreszcie, ku ogromnej uldze wszystkich, Roderick Dhu oznajmił: „No i mamy koniec”. Usłyszeli, jak wsadza klucz do zamka drewnianych drzwi. Rozległ się zgrzyt, a potem drzwi otworzyły się i przed oczami uciekinierów pojawiły się zarośla.
Roderick Dhu wykarczował część krzaków, aby mogli przeprowadzić konie. Wszyscy odetchnęli z ulgą, wynurzywszy się z mroków.
Roderick pomógł swojej pani, a następnie żonie, dosiąść koni. Nelly trzymała przed sobą Johannę. Przesadził Mary z kucyka jej brata na wierzchowca swojego syna, a protesty dzieci uciszył uwagą:
– Mamy dziś przed sobą długą drogę i mały kucyk będzie wystarczająco zmęczony, dźwigając jedynie młodego Nairna, panno Mary. Chyba nie chciałabyś zabić biednego zwierzęcia, prawda?
Mary wytrzeszczyła oczy i potrząsnęła głową.
– Nie, Roddy – powiedziała i uśmiechnęła się, kiedy posłał jej całusa.
Dosiadłszy ogromnego ogiera, Roderick Dhu poprowadził grupę ledwo widoczną ścieżką wiodącą przez las. Wkrótce zatrzymali się. Służący zsunął się z konia i zagłębił w gęstwinie lasu. Kilka minut później wyłonił się z dwoma mocno obciążonymi końmi.
– Król się zdziwi, kiedy nie znajdzie nic wartościowego w Nairns Craig – powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
Przez kilka godzin jechali w duchocie, aby wreszcie zatrzymać się, dając odpocząć koniom i nakarmić dzieci. Znajdowali się pod szczytem wzgórza. Gdy spojrzeli za siebie, zobaczyli ogień trawiący Nairns Craig. Wzrok Rodericka Dhu był nieodgadniony.
– Ilu ludzi Nairna przeżyło bitwę pod Lochaber? – spytała go Fiona. Właściwie dopiero teraz miała po raz pierwszy okazję porozmawiać z nim o bitwie. – Czy poza tobą został jeszcze ktoś?
– Nie, pani. Wszyscy zostali zabici. Nie podzieliłem ich losu, bo towarzyszyłem mojemu panu. Obaj rzuciliśmy się na tych, którzy usiłowali przeszkodzić w ucieczce lorda z Wysp. Kiedy mój pan został śmiertelnie raniony i umarł – to była szybka śmierć, pani, nie cierpiał – zostałem przy jego ciele, aby je strzec przed zmasakrowaniem. Nadjechał król, zobaczył nas i zakazał mnie zabijać. Powiedział, że taka lojalność, jak moja, to wspaniała rzecz. A potem spojrzał na Nairna i rozpoznawszy go, powiedział, że odwiezie jego ciało do domu, by je godnie pogrzebano, chociaż Nairn niezbyt godnie zachował się wobec niego.
– Nie rozumiał Nairna, podobnie jak Nairn nie rozumiał jego – ze smutkiem stwierdziła Fiona. – Cieszę się, że mój mąż miał szybką śmierć, Rodericku Dhu. Chciałabym móc ci się odwdzięczyć za twoją wierność. Król miał rację, wspominając, że to rzadka cnota.
– Mam w swoich bagażach miecz Nairna – rzekł Roderick Dhu. – Ocaliłem go dla młodego dziedzica. Kiedy trochę podrośnie, nauczę go, jak się z nim obchodzić, pani.
Coraz bardziej oddalali się od Nairns Craig, zmierzając najpierw na południe, potem na wschód, w stronę Hay Tower. Trzymali się z dala od uczęszczanych dróg, wybierając dłuższą, za to bezpieczniejszą trasę. Początkowo dzieci cieszyły się podróżą, ale po kilku dniach Alastair i Mary zaczęli jęczeć i narzekać, że chcą wracać do domu, do Nairns Craig. Byli przemoczeni i przemarznięci, ale przede wszystkim zmęczeni.
Nagle krajobraz wokół nich stał się znajomy. Poprzez snujące się pasy wrześniowej mgły Fiona dostrzegła Wzgórze Hayów. Godzinę później podjeżdżali pod jego strome zbocze. Wjechawszy na szczyt, Fiona rozejrzała się, przerażona. Chociaż sam dom pozostał nietknięty, wiele budynków gospodarczych po prostu zniknęło. Wyciągnęła klucz, który stale nosiła przy sobie od dnia, w którym opuściła Wzgórze Hayów, włożyła do zamka i przekręciła. Drzwi uchyliły się ze skrzypieniem, a Fiona wydała z siebie westchnienie ulgi. Hol był czysto wysprzątany, a przy kominku leżało trochę torfu i suchego drewna. Przynajmniej w nocy będzie im ciepło.
– Będziemy musieli trzymać konie w środku, aż do czasu, gdy wybudujemy dla nich jakąś stajnię – powiedział Roderick Dhu.
Fiona skinęła głową i wprowadziła swojego konia do domu. Inni poszli za jej przykładem.
– Pod wieżą jest piwnica – rzekła. – Zejdź na dół, Ianie, i sprawdź, czy nie ma tam słomy, abyśmy mogli podścielić zwierzętom.
Wspięła się na drugą kondygnację wieży i pokiwała głową. Czuć było stęchliznę, wszędzie pełno było pajęczyn. Wdrapała się na trzeci poziom, na poddasze, gdzie spali Tam i Flora. Westchnęła na widok przeciekającego dachu. Miała nadzieję, że jesienią, tak jak to często bywało, zrobi się jeszcze ciepło i sucho, i będą mogli dokonać niezbędnych napraw. Kiedy zeszła na dół, zastała podłogę pokrytą słomą wzdłuż jednej ze ścian, a konie napojone i nakarmione resztkami drogocennej paszy, którą wieźli ze sobą. Na kominku trzaskał ogień, a nad paleniskiem Nelly zawiesiła już kilka garnków, z których wydobywały się smakowite zapachy. Dzieci bawiły się w pobliżu ciepłego ognia.
– Dach przecieka – oznajmiła Roderickowi Dhu. – Król nie dotrzymał obietnicy, którą mi złożył dawno temu. Chyba nie przypuszczał, że jeszcze tu wrócę. – Mogła jedynie mieć nadzieję, że zgodnie z danym słowem zdeponował dla niej pieniądze w Perth. Podejrzewała też, że nigdy nie ujrzy obiecanego bydła. W czasie podróży Fiona opowiedziała Roderickowi, w jaki sposób została naprawdę żoną Nairna. Zrazu był zaskoczony, potem jednak stwierdził, że ją rozumie. Jak powiedziała później Nelly, przyznał, iż król istotnie paskudnie potraktował Fionę.
– Dach łatwo da się naprawić, kiedy tylko przestanie padać, pani – zapewnił ją służący. – Zbudujemy schronienie dla koni, żeby zimą wilki nie mogły się do nich dobrać. Mamy jeszcze czas do nadejścia chłodów.
Tego dnia w czasie podróży upolowali kilka królików. Na prośbę macochy Ian sprawił jednego. Nelly włożyła mięso do garnka razem z marchewką i cebulą. Teraz potrawka bulgotała zachęcająco.
– Jutro upiekę chleb – rzekła Nelly. – Dzięki Bogu, że przywieźliśmy trochę mąki. Nie wiem, skąd teraz byśmy ją wzięli.
– Mamy przecież pszenicę, prawda? – zapytała Fiona.
Nelly skinęła głową.
– Tak, kilka worków.
– Możemy więc mieć własną mąkę. Kiedyś też tak robiliśmy. Nigdzie w pobliżu nie ma młynarza. Jestem pewna, że domowe żarna znajdują się dokładnie tam, gdzie były wiele lat temu, kiedy wyjeżdżałyśmy z Hay. Jutro ich poszukamy.
Wspólnie zjedli królika. Potem wszyscy razem ułożyli się do snu przy ogniu w holu.
Rankiem odgrzali resztki potrawki. Po posiłku Nelly i jej pani w towarzystwie dzieci zeszły do kuchni, która znajdowała się w piwnicy. Ponieważ budynek stał na zboczu wzgórza, ta część piwnicy, w której zlokalizowana była kuchnia, wystawała ponad powierzchnię ziemi. W kuchni były więc małe drzwi, które wychodziły na malutki ogródek.
– Jest strasznie zarośnięty – ze smutkiem stwierdziła Fiona. – Moja mama go założyła. Po jej śmierci dbałyśmy o niego z Florą.
– Na pewno rośliny, które hodowałyście, rosną jeszcze pomiędzy chwastami – odparła Nelly. – Mamy trochę czasu do nadejścia zimy. Postaramy się zebrać, co tylko się da, żeby mieć nasiona na przyszły rok.
Fiona kiwnęła głową.
– Odkąd przeniosłam się do Brae, nie zajmowałam się takimi pracami jak sprzątanie czy gotowanie, ale świetnie wiem, co robić, bo tutaj zajęcia te mogły należeć tylko do Flory, Tama, moich sióstr i do mnie.
Zaczęła inspekcję kuchni i ku jej wielkiej radości wszystko było takie, jak dawniej. Cała kuchnia wymagała jedynie porządnego zamiecenia, umycia i wyczyszczenia. Obie kobiety z zapałem wzięły się do roboty.
– Lordzie Alastairze – Nelly zwróciła się do chłopca – popilnuj swoich sióstr w czasie, gdy obie z mamą będziemy doprowadzać to pomieszczenie do porządku. Jest ładny dzień, więc możecie się pobawić na dworze.
Podczas gdy kobiety ciężko pracowały w kuchni, Roderick Dhu z synem zajęli się reperacją dachu. Zajęło im to parę dni i wkrótce Hay Tower ponownie nadawał się do zamieszkania. Zaczęli zbierać opał na zimę. Roderick rąbał drewno, zaś Ian i Alastair wyprawiali się do lasu po gałęzie i chrust. Fiona i Nelly wypieliły przykuchenny ogródek. Znalazły w nim cebule, marchewki i przeróżne zioła. Zebrały wszystko, starannie zabezpieczając w małych paczuszkach nasiona. Fiona oznaczała je, żeby na wiosnę wiedzieć, co trzeba posiać, Ianowi z ojcem udało się upolować sarnę. Poćwiartowane mięso wisiało w kuchennej spiżarni.
Na drugiej kondygnacji domu znajdowały się dwa pokoje. Fiona z dziećmi spała w większym i wymogła na Nelly i Rodericku Dhu, żeby zajęli drugi.
– Twoi starzy służący spali na poddaszu – zaprotestował Roderick Dhu. – Teraz, po reperacji dachu, jest tam sucho.
– W razie ataku poddasze nie jest najlepszym schronieniem. Lepiej, żebyście byli koło nas – rzekła Fiona.
Nie sprzeczał się z nią, gdyż trudno było odmówić słuszności tym argumentom.
– Ian może spać w holu – powiedział Roderick Dhu. – Chłopak ma uszy jak lis i usłyszy odgłos upadającego pióra zanim ptak zauważy, że je zgubił – dodał z uśmiechem.
Dom był bezpieczny, ciepły i suchy. Wnętrze miał czyste i przestronne, chociaż umeblowane dość skromnie. Codziennie uzupełniali zapasy drewna na opał. Również spiżarnia nie świeciła pustkami. Nadal jednak potrzebowali więcej, jeśli mieli przetrwać zimę. Znaleźli elementy starego wozu, który został na wzgórzu, gdy lord Brae przysłał po Fionę swój powóz. Wspólnie z synem Roderick Dhu zreperowali pojazd, aby móc udać się nim na poszukiwania do doliny.
– Dziesięć mil za Brae – objaśniła Fiona Roderickowi Dhu – jest wioska, gdzie w każdą środę jest targ. Możecie tam dostać wszystko, czego potrzeba. Poszukajcie paru niosek, może jakiejś mlecznej krowy, mąki do uzupełnienia tego, co udało nam się z Nelly zemleć z naszej pszenicy, kosza jabłek i wszystkiego, co waszym zdaniem przyda nam się zimą. Bądźcie dyskretni, a gdyby ktoś stał się podejrzliwy, powiedzcie, że jesteście z jednej z wiosek na północy, która została zmieciona z powierzchni ziemi przez zbuntowane klany, zanim król zdążył wam przyjść z pomocą. – Sięgnęła do kieszeni i wręczyła im kilka monet: – To powinno wystarczyć na wszystko, czego potrzebujemy.
Rodericka Dhu i Iana nie było przez dwa dni. Wrócili z krasulą uwiązaną do woza. Obok biegły dwa charty.
– Suka nie jest już pierwszej młodości, a jej ostatni szczeniak jest ślepy na jedno oko. Ich właściciel chciał za nie grosze. – Roderick uśmiechnął się. – Może nie są najdoskonalsze, ale na pewno usłyszą zbliżających się obcych, a poza tym potrafią polować. – Nachylił się i poklepał oba psy. Potem zdjął z wozu koszyk. – A to znalazłem przy drodze – powiedział. – Pomyślałem, że spodoba się dziewczynkom.
Mary i Johanna zapiszczały jednym głosem na widok czarnej kotki z białą łatką pod brodą i jej dwóch kociaków. Jeden był szary, pręgowany jak tygrys, drugi biały w beżowe łaty.
– Dopilnują, żeby w domu nie było myszy – ucieszyła się Fiona.
Roderick Dhu okazał się bardzo zaradny. Poza rzeczami, o których wspominała Fiona, przywiózł również kilka worków cebuli, koszyk gruszek, dwie szynki, sześć małych krążków sera, głowę cukru i trochę przypraw, a także pół wozu torfu, na którym leżało parę beczułek piwa i niewielka beczka wina. Przez kilka następnych dni starannie chowali zapasy. Oba psy i kotki powoli przyzwyczajały się do nowego domu.
Roderick rozbił kawałek ściany za kuchnią i z kamieni i drewnianych belek zbudował stajnię dla krowy i koni. Razem z Ianem pokryli dach strzechą. Stajnia miała również służyć za nocne schronienie przed drapieżnikami dla kur, które kupił Roderick.
– Teraz powinniśmy już bez kłopotu przetrwać zimę – oświadczyła pewnego wieczora Fiona, kiedy skończyli jeść niewyszukaną kolację. – Nikt nas tutaj nie znajdzie. Na wiosnę, Rodericku, pojedziesz z Ianem do Perth, żeby sprawdzić, czy król dotrzymał obietnicy i zostawił dla mnie pieniądze u Martina Goldsmitha. Nie sądzę, żebyśmy dostali przyrzeczone bydło, chociaż będę bezczelna i upomnę się o nie.
– Czemu uważasz, że srebro czeka na ciebie w Perth, pani? – zapytała Nelly. – Król James obiecał ci, że przed twoim powrotem zreperuje dach w Hay Tower, i nie zrobił tego. Czy jest szansa, że dotrzyma pozostałych obietnic?
– Musimy się modlić, by dotrzymał słowa – odparła Fiona.
Zima była chłodna, ale niezbyt ciężka. Tylko dwa razy słyszeli wycie wilków, które podeszły pod dom, ale psy je odstraszyły. Choć nie cierpieli głodu, to jednak nigdy nie byli naprawdę najedzeni do syta. Fiona i Nelly starannie racjonowały żywność i pilnowały, żeby nic się nie zmarnowało. Piątego marca Johanna skończyła dwa lata. Alastair pięć lat miał ukończyć w czerwcu, zaś Mary cztery – we wrześniu. Wspomnienie Nairns Craig blakło w ich pamięci i coraz rzadziej pytali, kiedy Colin MacDonald do nich wróci. Nikt do nich nie docierał, nie docierały też żadne wieści. Było trochę tak, jakby pozostali jedynymi ludźmi na świecie.
Jednak pewnego majowego ranka na wzgórzu pojawiła się znajoma postać. Kroczyła energicznie, pogwizdując, a brązowa szata pląsała jej wokół nóg. Pierwsze dostrzegły przybysza dzieci i zaskoczone pobiegły z krzykiem do Rodericka Dhu. Potężny wojownik wysunął się do przodu, z mieczem w dłoni. Poznawszy gościa, oddał miecz Ianowi i ruszył, by przywitać się z ojcem Ninian.
– Skąd wiedziałeś, że tu jesteśmy? – zapytał duchownego.
– Kiedy się poznaliśmy, lady Fiona opowiedziała mi swoją historię.
Uśmiechnięta Fiona pojawiła się w drzwiach domu.
– Witaj, dobry ojcze – odezwała się. – Wejdź i pozwól się poczęstować kubkiem wina dla ugaszenia pragnienia. Zatrzymasz się u nas na noc?
– Z przyjemnością! – odparł ksiądz, obejmując spojrzeniem całą grupę. Byli trochę wychudzeni, ale z pewnością nie załamani. Martwił się o Fionę, odkąd usłyszał o zburzeniu Nairns Craig. Król zapewnił go jednak, że darował Fionie, jej dzieciom i trójce służących wolność, konie i wszystko, co zdołali wynieść z zamku. James uważał, że był to bardzo wielkoduszny gest, ale ojciec Ninian zwrócił mu uwagę na fakt, iż kobiecie z trójką małych dzieci trudno będzie spędzić zimę bez odpowiedniego schronienia.
– Opowiedz nam wszystkie nowiny – zażądała Fiona, gdy Ninian zasiadł przy kominku z kielichem wina. – Jesteś pierwszym człowiekiem z zewnątrz, którego widzę od czasu, gdy opuściliśmy Nairns Craig.
Ojciec Ninian rozejrzał się po holu. Stał tam duży stół z długą ławą. Na skraju stołu ustawiono sześć srebrnych pucharów, które lord z Wysp podarował na chrzciny Alastaira. Wszystko było bardzo proste.
– Bunt się już zakończył – zaczął. – Przynajmniej na jakiś czas. W listopadzie, w przeddzień dnia Świętego Augustyna, Aleksander MacDonald przybył do Holyrood Church, odziany jedynie w koszulę i spodnie. Kościół był pełen ludzi. Lord z Wysp został zmuszony do przejścia przez całą nawę na kolanach aż pod główny ołtarz, gdzie oddał swój miecz królowi. Monarcha uchwycił miecz za rękojeść i złamał go. Potem lord Wysp błagał króla o przebaczenie, a przyznając się do winy, mówił głośno, tak żeby wszyscy słyszeli, iż nie zasługuje na nic poza śmiercią. Król miał ogromną ochotę skazać go na śmierć, lecz królowa publicznie zaczęła go prosić o litość. Okazał ją więc. Aleksander MacDonald został uwięziony w zamku Tantallon we wschodniej części Lothian. Budowla ta jest praktycznie nie do zdobycia, z dwóch stron strzeżona przez morze, z pozostałych zaś zabezpieczona przez wały obronne i fosy. Forteca należy do Douglasów, którzy powrócili do łask. Tymczasem nieugięci ludzie lorda wybrali bliskiego kuzyna Aleksandra, Donalda Ballacha, aby w czasie niewoli MacDonalda sprawował władzę w jego imieniu. Donald Baliach to narwaniec. Górale znów powstaną.
– A więc Aleksander MacDonald uniknął śmierci, podczas gdy Colin MacDonald spoczywa w zimnym grobie, jego zamek został obrócony w ruinę, a rodzina cierpi biedę – rzekła gorzko Fiona. – Niech będzie przeklęty i on, i wszyscy, którzy pragną wojny!
Ksiądz nie mógł się z nią nie zgodzić.
– Cóż mogę uczynić, aby ci pomóc, pani?
– Kiedy król zmusił mnie do wyjazdu na północ, przysiągł, że na mój powrót zreperuje ten dom. Obiecał mi też dwa tuziny krów i jurnego byka oraz pięćset srebrnych monet, które miał złożyć dla mnie u Martina Goldsmitha na High Street w Perth. Kiedy jednak ubiegłej jesieni wróciłam do Hay Tower, dom nie był wyremontowany. Roderick Dhu z pomocą Iana sam dokonał reperacji. Nie wiem, czy pieniądze czekają na mnie w Perth, nie mam też bydła. Jak mogę żyć, ojcze, bez pieniędzy i bez stada krów? Król zabrał wszystko moim dzieciom, pozostawiając tylko tę odrobinę, którą mogliśmy wynieść z Nairns Craig. Pewnego dnia mój syn będzie miał jedynie to, co odziedziczy po mnie. Niewiele tego jest, więc nie zapewni mu to żony z porządnej rodziny. Będę musiała go wyswatać z córką przywódcy jakiegoś podrzędnego klanu, a zasługuje na lepszą partię. A co z córkami Nairna? Jak wyposażę moje córki bez pieniędzy? Przez króla wiele wycierpiałam, dobry ojcze. Nie proszę go o nic ponad to, co mi obiecał. Czy możesz mi pomóc?
– Udam się do niego, pani, i wstawię się za tobą. Nie ma żadnej gwarancji, że posłucha moich słów, ale obiecuję, że zrobię wszystko, co tylko będę mógł. Przyznaję, że król zachował się niegodnie, porzucając cię w takiej sytuacji.
– Dziękuję, ojcze.
– A jeśli twoje monety są u bankiera, to co mam zrobić? – zapytał Fionę ksiądz. – Czy chcesz, żebym ci je przywiózł?
– Przywieź mi jedynie pięćdziesiąt monet – odparła Fiona. – To aż nadto, żeby nas przez jakiś czas utrzymać. Reszta niech zostanie w Perth. Na wzgórzu jesteśmy bezpieczni, bo nikt nie wie, że tu mieszkamy. Kiedy tu żyłam z siostrami, byłyśmy w zasadzie samowystarczalne. Znów może tak być. Dopóki nie będziemy się wychylać ze wzgórza, nikt nie zakłóci naszego spokoju. Ponieważ nikt w okolicy nie zna Roddy’ego i Iana, to oni będą zdobywać w sąsiednich wioskach wszystko, co jest nam potrzebne. Właściwie wcale nie będziemy musieli schodzić ze wzgórza i spokojnie wychowam moje dzieci.
– Musimy porozmawiać w cztery oczy, córko – powiedział ksiądz.
Słysząc to, Nelly wyprowadziła dzieci, zaś jej mąż i pasierb powrócili do swoich zajęć.
– Twój syn powinien znać swojego ojca – oświadczył ksiądz, przechodząc prosto do sprawy. – To nieuczciwe, lady Fiono, że trzymasz Alastaira z dala od Angusa Gordona. Wiem, że postępowałaś tak dotąd, by chronić chłopca, teraz jednak, skoro Colin MacDonald nie żyje, Panie świeć nad jego duszą, twój syn powinien dowiedzieć się, kto go spłodził.
– Poznać swojego prawdziwego ojca i zasłużyć na miano bastarda, ojcze Ninian? Nie! Ojcem mojego syna był Colin MacDonald, jeśli nie poprzez więzy krwi, to dzięki miłości i trosce, jakimi go otaczał. Nie odbiorę tego żadnemu z nich – oczy Fiony napełniły się łzami. Nigdy nie płakała z żalu za Nairnem, teraz jednak była bardzo bliska wybuchu.
– Angus Gordon nie wiedział, że byłaś brzemienna, kiedy wyjeżdżał do Anglii po królewską kuzynkę – odparł ksiądz. – Nawet ty, pani, nie miałaś pewności co do swego stanu. Nie przypisuj całej winy lordowi Gordonowi. To nieuczciwe.
– Nie winię Angusa – rzekła Fiona. – Nie uważam jednak za słuszne informować teraz mojego syna, iż człowiek, którego kochał jak ojca, nie jest jego rodzicem, a on sam jest bastardem. Zresztą czego mógłby dziś chcieć Angus Gordon od mojego chłopca? Nie, lepiej, żeby Alastair dorastał w przekonaniu, iż jest prawym dziedzicem Nairna, niż nieślubnym synem pana na Loch Brae. To, co ci kiedyś wyznałam, ojcze, było powiedziane pod tajemnicą spowiedzi. Nie możesz nadać temu rozgłosu.
– Nie, nie mogę – zgodził się z nią – nadal jednak jestem przekonany, że powinnaś się pojednać z lordem Brae i pozwolić mu poznać syna.
Fiona potrząsnęła głową.
– Nie rozumiesz, co to znaczy być matką, ale musisz mi uwierzyć, że robię to, co jest najlepsze dla Alastaira.
– Chylę czoło przed twymi macierzyńskimi uczuciami, pani – odrzekł ksiądz. Pomyślał, że silna z niej niewiasta. Musi taka być, jeśli zamierza pozostać na Wzgórzu i wychowywać dzieci. Wszelkie swoje wysiłki musi skierować na przetrwanie. Coś mu się w tym nie podobało. Nie mógł zawieść jej zaufania, ale zaczął rozważać, co by się stało, gdyby Brae dowiedział się o jej powrocie. Nie ożenił się przecież. Czy nadal ją kochał? Czy udałoby się ich powtórnie połączyć? Musi się pomodlić o wskazówki.
Złamał jednak tajemnicę spowiedzi, kiedy powiedział Jamesowi Stewartowi, że Alastair jest synem Angusa Gordona, a nie MacDonalda z Nairn. Uczynił to, aby chronić chłopca i Bóg na pewno mu to wybaczy. Jego królewski kuzyn, kiedy chciał, potrafił być bezlitosny. Byłby w stanie ściąć chłopca, którego ojciec wystąpił przeciwko niemu. Od początku swojego panowania James Stewart postawił sprawę jasno: będzie rządził w całej Szkocji, bez względu na cenę.
Ojciec Ninian opuścił Hay Tower następnego dnia, ale zamiast ruszyć na północ, skierował się na południe. Znalazł swojego kuzyna Jamesa, spędzającego lato na wzgórzach koło Scone. Król zdumiał się na jego widok, gdyż pojawienie się ojca Ninian o tej porze roku było czymś niezwykłym. Królowa natomiast, w mocno zaawansowanej ciąży, z radością powitała jedynego kuzyna z rodu Stewartów kompletnie pozbawionego ambicji, a więc niezagrażającego jej ukochanemu mężowi. Para królewska zasiadła z księdzem w salonie. Dyskretna służba podała wino i słodkie wafle. Przez otwarte okna do pomieszczenia wdzierał się zapach róż i pierwszych wrzosów.
– Czemu wróciłeś, kuzynie? – zapytał król. – Czyżbyś przywoził jakieś wieści, których nie można przesłać zwykłymi sposobami? Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek tak wcześnie wracał na południe.
– Jamesie, czy opowiadałeś królowej o pani z Nairns Craig? O niej właśnie chciałbym z tobą porozmawiać – zaczął ksiądz.
Król był wyraźnie zaniepokojony.
– Nie – rzekł krótko. Po czym zwrócił się do żony. – Czy mogłabyś nas zostawić samych, kochanie? Ta sprawa nie dotyczy ciebie, a nie chciałbym, żebyś się denerwowała w twoim stanie.
– Dlaczego ta sprawa miałaby mnie zdenerwować, Jamesie? – przebiegle zapytała królowa. – Twoja tajemniczość mnie zaintrygowała.
– Joan – poprosił król.
– Dużo bardziej będę się denerwować, gdy zostanę zmuszona do opuszczenia was, niż gdy usłyszę, co ojciec Ninian ma do powiedzenia. – Spojrzała na księdza. – Czy ta tajemnicza sprawa może spowodować, że poronię, Ninian?
Ksiądz się uśmiechnął.
– Wcale tak nie myślę, pani. Właściwie uważam, że mógłbym skorzystać z twojego pośrednictwa w rozmowie z twoim mężem.
– No, świetnie – sapnął król. – Opowiedz jej wszystko, Ninian, a potem wyjaśnij nam, czemu tu jesteś!
Ninian Stewart krótko streścił królowej historię Fiony Hay. Królowa była szczęśliwa, gdy dowiedziała się, że Fiona przeżyła powstanie górali. Ksiądz kontynuował:
– Ale w zamian za jej cenne usługi król obiecał – I krowy i jurnego byka. Po spaleniu Nairns Craig lady Fiona wróciła do domu swojego dzieciństwa i zobaczyła, że król, chociaż obiecał jej to, wysyłając ją na północ z MacDonaldem z Nairn, nie kazał zreperować budynków. Jej jedynemu służącemu udało się dokonać niezbędnych remontów, aby lady Fiona, jej służąca i dzieci mogły w miarę bezpiecznie przetrwać zimowe miesiące. Nie było to łatwe, lecz to dzielna kobieta i wspaniała matka swojego syna i dwóch małych dziewczynek. Pozostała jeszcze, kuzynie, sprawa srebrnych monet, które obiecałeś zdeponować dla niej u Martina Goldsmitha. Zajrzałem do niego przed wizytą u ciebie, Jamesie – głos księdza stał się ostrzejszy. – Żadne pieniądze nie wpłynęły na nazwisko Fiony. Wstyd, milordzie! Musisz się poprawić i dotrzymać słowa. Dopilnuję, żeby Fiona nigdy się o tym nie dowiedziała. Można jakoś wytłumaczyć brak napraw w Hay Tower, ale nie całą resztę!
– Mój skarbiec nie jest bez dna, Ninian – odezwał się król. – Musimy spłacać Anglików, którzy nie wykazują się nadmierną cierpliwością.
– Dałeś słowo – powiedział ksiądz.
– No, już dobrze. Przekażę Goldsmithowi srebro dla Fiony.
– Nie. Przekażesz je mnie. Już ja dopilnuję, żeby było bezpieczne. Teraz musimy jeszcze omówić sprawę bydła, kuzynie.
– Wydaje mi się, że chodziło o tuzin krów – powiedział król.
– O dwa tuziny i byka – zdecydowanie rzekł ksiądz.
Królowa nie mogła się powstrzymać i zachichotała. Jej małżonek wyglądał na bardzo zasmuconego.
– Niech więc będą dwa tuziny i ten przeklęty jurny byk. Zadowolony wreszcie jesteś, Ninian?
– Owszem i sam dostarczę bydło Fionie. Nie można go pędzić przez Brae. Fiona powiedziała mi, którędy je przeprowadzić. Jej człowiek spotka się ze mną w umówionym miejscu, gdzie twoi ludzie przekażą mu stado. W ten sposób miejsce jej pobytu pozostanie tajemnicą dla obcych, którzy mogliby potraktować samotną kobietę jak łatwą zdobycz.
Król skinął głową.
– Szczwana niewiasta, jak zawsze – rzekł głosem pełnym niechętnego podziwu.
– Opowiedz mi o jej potomstwie – poprosiła królowa. – Ma syna, prawda? Szczęśliwa!
– Alastair to udany chłopak, a Mary i Johanna, nazwana tak na twoją cześć, pani, są ślicznymi dziewczynkami – powiedział ksiądz. – Bardzo podobne do ojca, Colina MacDonalda z Nairn.
– A chłopiec?
– Ma ciemne włosy, tak jak matka.
– I to już wszystko, co cię sprowadziło na południe? – zapytał kuzyna król.
– Kocham sprawiedliwość tak samo jak ty. Kiedy wrócę na Wzgórze Hayów, sprawiedliwości stanie się zadość. – Piwne oczy ojca Ninian rozbłysły.
– Czy lord Brae wie o jej powrocie? – zadał pytanie James Stewart.
– Brae nie wie nic o Fionie od dnia, w którym zniknęła – spokojnie rzekł ksiądz. – Rozmawiałem z nią, ale nie chce o niczym słyszeć, kuzynie. Mówi, że woli być niezależna. Nie potrafię jej przekonać, choć pewien jestem, że dzieciom byłoby lepiej. Wybrała ciężkie życie, ale nikomu nie chce nic zawdzięczać.
Król załatwił wszystkie sprawy związane z przekazaniem pieniędzy i z bydłem, i Ninian wyruszył na północ.
W Hay Tower Fiona była zachwycona pojawieniem się bydła. Teraz mogła nie martwić się o przeżycie! Tej wiosny na zboczach wzgórza przygotowali kilka niewielkich poletek, na których posiali zboże i trawy. Jeśli zabraknie im paszy, będą mogli ją dokupić jesienią. Ninian Stewart przywiózł Fionie wszystkie pieniądze, gdyż, jak wyjaśnił, obawiał się, że król w każdej chwili może się rozmyślić i skonfiskować monety zdeponowane u bankiera.
– Możesz je schować gdzieś w domu – powiedział Fionie. – Wtedy nie będziesz musiała się martwić, że James Stewart ci je zabierze.
– Jak mam ci dziękować, ojcze Ninian? – spytała Fiona. – Zawsze będziesz najmilszym gościem na Wzgórzu Hayów!
Potem ksiądz szybko ruszył na północ, zadowolony, że sprawiedliwości stało się zadość. Obiecał, że odwiedzi ich późną jesienią, w drodze do opactwa.
Lato było zaskakująco przyjemne. Nawet jeśli Szkocję nękały jakieś problemy, Fiona i jej mała rodzina nic o nich nie wiedzieli, odcięci od świata w swoim schronieniu. Bydło pasło się na wzgórzu, uważnie pilnowane przez Iana i psy. Alastair, duży jak na swoje pięć lat, zaczął codziennie chodzić z Ianem na łąki. Nie bał się krów ani byka.
– Powinien być małym lordem, a nie pastuchem – wzdychała Nelly.
Fiona roześmiała się.
– Jest szczęśliwszy, prowadząc proste życie.
– Teraz tak – odparła Nelly. – Ale co będzie, gdy podrośnie, pani? Czy masz prawo odmawiać mu jego przywilejów związanych z urodzeniem?
Było to pytanie, które Fiona zadawała sobie codziennie od chwili, gdy ksiądz poruszył jej sumienie. Cóż innego mogła jednak zrobić? Nawet gdyby Angus Gordon nie był żonaty, czy przyjąłby ją z powrotem do swojego życia? Nie sądziła, choć nie miało to znaczenia. Angus miał żonę i pewnie gromadkę dzieci, w tym może też syna, który zostanie dziedzicem Brae. Powiedziała księdzu, że nie pozwoli, aby jej syn dowiedział się, iż nie jest prawowitym potomkiem MacDonalda z Nairn. I dopilnuje tego. Nie da zrobić jakiejkolwiek krzywdy ani Alastairowi, ani pozostałym dzieciom. Ochroni je przed wszelkim cierpieniem.
Pewnego letniego ranka Alastair pobiegł na łąkę, na której pasło się stado. Pokochał te ogromne bestie o długich rogach. Rozpoznawał poszczególne zwierzęta i ku uciesze rodziny ponadawał im imiona.
– Dzień dobry, Moibeal. Dzień dobry, Milread – zawołał do dwóch krów i całe stado uniosło głowy, spoglądając łagodnie na chłopca. – Dzień dobry, Narsali, Moireach, Giorsal i Sesi. – Wędrując pomiędzy krowami Alastair spostrzegł nagle, że brakuje byka Colli. – Colla! – zawołał. Zazwyczaj byk, niezwykle łagodne stworzenie, na dźwięk swojego imienia ryczał w odpowiedzi. Tego ranka jednak nie było żadnego odzewu. Alastair powtórnie przeczesał stado w poszukiwaniu byka, ale zwierzęcia po prostu nie było.
Gdzie mógł się podziać? Czy Ian może mieć przykrości ze strony ojca albo Fiony z powodu zniknięcia zwierzęcia? Alastair wiedział, ze Colla był zeszłej nocy na łące, bowiem przed snem chłopiec pożegnał się ze wszystkimi zwierzętami. Czy ktoś ukradł byka? Ian mówił, że dzięki Colli już dziesięć krów było cielnych.
Alastair zmarszczył małe brwi. Przypomniał sobie słowa matki, która opowiadała w holu o pięknej łące w dolinie. Pomyślał o tym, bo mama rozmawiała z Roderickiem Dhu o zagrodzeniu ich łąki, aby krowy nie uciekały do doliny. Czy możliwe, żeby Colla powędrował w dół i znalazł inną łąkę, pełną aromatycznej, słodkiej trawy? Alastair nie czekał na niczyje pozwolenie. Zniknął w lesie i zaczął schodzić ze wzgórza. Nikt poza nim jeszcze się nie obudził, a kiedy wstaną, on już dawno będzie z powrotem z Collą.
Las zaczął się w końcu przerzedzać. Skacząc z kamienia na kamień, Alastair przedostał się na drugi brzeg malowniczego, niewielkiego potoku. Przeszedł przez brzozowy zagajnik i znalazł się na ogromnej łące, pełnej tłustych krów.
– Colla! – zawołał Alastair i natychmiast usłyszał w odpowiedzi ciche muczenie. Śmiejąc się, ruszył w stronę byka i zobaczył go otoczonego wianuszkiem podziwiających go krów.
– Colla, to nie jest twoja łąka i nie twoje żony! – Alastair chwycił patyk i zaczął pędzić byka z powrotem tam, skąd przyszli. – Chodź już, Colla. Musimy wrócić do domu, zanim zauważą naszą nieobecność, bo inaczej mama będzie zła.
Byk szedł powoli, niechętnie ulegając chłopcu, zygzakiem wędrował przez łąkę, zatrzymując się co chwila, żeby skubnąć następną kępkę trawy.
Byli już niemal na skraju pastwiska, kiedy usłyszeli za sobą stukot końskich kopyt. Zaskoczony Alastair odwrócił się i zobaczył ciemnowłosego mężczyznę, pochylającego się nad nim z ogromnego, czarnego rumaka. Śmiertelnie przerażony chłopiec zastygł w bezruchu.
Jeździec zajechał im drogę i zsiadł z konia.
– Czyżbym złapał złodzieja mojego bydła? – z ust nachylonego nad chłopcem mężczyzny wydobył się niski głos. Człowiek wydał się Alastairowi bardzo wysoki. Serduszko dziecka zabiło nerwowo.
– Nie, panie – wydusił wreszcie z siebie odpowiedź. – Nie jestem złodziejem krów. Nasz byk, Colla, zszedł ze wzgórza na twoją łąkę. Chciałem go przyprowadzić z powrotem, zanim Ian będzie miał nieprzyjemności.
Książę Brae patrzył na swoją własną twarz w miniaturze. Zaskoczony poczuł, jak boleśnie ściska mu się serce, którego istnienia od dawna już u siebie nie podejrzewał. Z trudem odzyskując głos, rzekł w końcu:
– Jak się nazywasz? Skąd się tu wziąłeś?
– Jestem Alastair MacDonald – odparł malec odważnie. – Mieszkam na Wzgórzu Hayów razem z moją mamą, z siostrami, Nelly, Roderickiem Dhu i Ianem.
– A jak ma na imię twoja mama? – zapytał hrabia, chociaż znał odpowiedź, jeszcze zanim ją usłyszał.
– Fiona – odparł chłopczyk.
Angus Gordon wolno pokręcił głową. Nie rozumiał, co się z nim dzieje, wiedział jednak z pewnością, że nie jest zły na tego malca.
– Pomogę ci zapędzić byka do domu, chłopcze – powiedział łagodnie. – Czy chcesz pojechać ze mną na koniu? Widziałeś kiedykolwiek tak piękne zwierzę?
– Tak – szczerze przyznał Alastair. – Mój tata miał też takiego wielkiego wierzchowca, tyle że tamten był szary jak burzowa chmura. Mój ojciec zginął pod Lochaber.
Książę ponownie dosiadł konia, schylił się i posadził chłopca przed sobą w siodle. Dzieciak był chudy i leciutki. Potem skierował byka z powrotem na wzgórze, na jego własną łąkę. Obrzucił spojrzeniem stado dorodnych zwierząt, które się tam pasły. Przez króciutką chwilę zastanowił się, czy aby nie zginęła mu ostatnio żadna krowa.
Na skraju małego pastwiska pojawił się mniej więcej dwunastoletni chłopiec. Na widok Alastaira na koniu księcia obrócił się na pięcie i popędził do domu. Książę uśmiechnął się ponuro. Zanim chłopiec dobiegł do domu, drzwi otworzyły się szeroko. Na szczycie schodów stanęła grupka ludzi. Bardzo wysoki mężczyzna, chłopiec, pomiędzy nimi Nelly w zaawansowanej ciąży, dwie małe rudowłose dziewczynki. I Fiona. Książę zatrzymał konia.
– No i cóż, pani – odezwał się surowym głosem – co masz mi do powiedzenia?
– Nie jestem ci winna żadnych wyjaśnień, Angusie Gordonie – odparła Fiona. – A teraz postaw mojego syna. Gdzie go znalazłeś?
– Podobnie jak kiedyś jego matkę, na mojej łące, kradnącego moje bydło, chociaż utrzymuje, że byk należy do was – drażnił się z nią.
– Byk jest mój i świetnie o tym wiesz, Angusie Gordonie – powiedziała Fiona. – I oddaj mi wreszcie syna!
– Masz na myśli mojego syna, prawda, dziewczyno? – odparował. – Czy uważasz mnie za głupca, który nie potrafi dostrzec w buzi chłopca odbicia swojej twarzy?
– Postaw Alastaira na ziemi – spokojnie powiedziała Fiona. – Nie będę stała na schodach i dyskutowała z tobą, Angusie. Porozmawiamy, ale nie tutaj.
– Owszem, porozmawiamy – rzekł – ale w Brae. Zabieram chłopca ze sobą, a kiedy będziesz skłonna udzielić mi wyjaśnień, gdzie przepadłaś i dlaczego, z radością powitam cię w Brae.
– Mój panie! – Jej głos był pełen udręki. – Nie zawstydzaj chłopca!
– O czym mówisz? – zażądał odpowiedzi. – To mój syn, mój dziedzic, a ty podstępnie chowałaś go przede mną. Chcę wiedzieć dlaczego i klnę się na Boga, wyjaśnisz mi to!
– A więc twoja cudowna angielska żona nie mogła dać ci dziedzica, Angusie! – parsknęła. – Co za nieszczęście! Nie oddam jej jednak mojego syna! Postaw go na ziemi, bo cię zabiję!
– Moja angielska żona? – Był niezmiernie zaskoczony. – Nie mam żony, ani angielskiej, ani jakiejkolwiek innej, Fiono Hay.
– Nie masz żony? – Fiona szeroko otworzyła oczy. – Mówiono mi, że jesteś żonaty. Że poślubiłeś Elizabeth Williams. Co tu się, u diabła, dzieje?
– Kto tak powiedział?
– Angusie, jeśli kiedykolwiek naprawdę mnie kochałeś, zsiądź z tego ogromnego konia i wejdź do domu – poprosiła. – Musimy porozmawiać, i to zaraz. Proszę! – Wyciągnęła do niego rękę.
Spojrzał na tę dłoń, niegdyś delikatną i białą, a teraz szorstką od pracy, i poczuł, że w kącikach ciemnozielonych oczu wzbierają mu łzy. Zdjął swojego syna z siodła, podał go chudemu jak tyka mężczyźnie o poważnej twarzy, po czym sam zsiadł z konia.
– Dobrze, dziewczyno – powiedział, a oblicze mu złagodniało – chodźmy do środka i pogadajmy o tym wszystkim. – Odwróciwszy się, obdarzył Nelly przelotnym uśmiechem i rzekł: – Czy ten człowiek to twój mąż, Nelly? Twoja ciotka i wuj będą szczęśliwi, gdy dowiedzą się, że żyjesz i masz męża.
– Tak, panie, to mój mąż, Roderick Dhu i mój pasierb, Ian. – Nelly zerknęła na swoją panią. – Zabiorę dziewczynki do kuchni, pani. Alastair, wracaj z Ianem i Roderickiem na łąkę i zacznijcie budować tę zagrodę. Nie chcemy, żeby Colla znowu się zgubił. – Wzięła dziewczynki za ręce i weszła do domu, mężczyźni zaś wyruszyli na pole.
– Chodź, dziewczyno – rzekł Angus Gordon i Fiona poprowadziła go do domu. Rozejrzał się dokoła i pomyślał, że niewiele się tu zmieniło. Nadal było biednie, ale czysto i panowała miła atmosfera.
Fiona wskazała mu jedyne krzesło, które stało koło kominka, i nalała mu kielich wina z karafki.
– Na pewno zaschło ci w ustach po podróży – powiedziała spokojnie, wręczając mu kielich i siadając naprzeciwko niego na stołku.
– Co się stało? – nie potrafił dłużej powstrzymać się przed zadaniem tego pytania. – Dokąd odeszłaś i czemu mnie zostawiłaś, dziewczyno?
– Nie zostawiłam cię, Angusie. Zostałam oszukana... Powiedziano mi, że w nagrodę za swoją wierność Jamesowi Stewartowi poślubiłeś kuzynkę królowej. Powiedziano mi też, że mam dać się porwać MacDonaldowi z Nairn, a potem szpiegować poczynania MacDonaldów dla dobra króla i kraju. Zanadto się bałam, żeby odmówić, a poza tym wówczas nie byłam jeszcze pewna, czy jestem brzemienna.
– Nie zaprzeczasz więc, że chłopiec jest mój?
– Oczywiście, że jest twój, ale Nairn, niech mu Bóg błogosławi, tak bardzo był we mnie zakochany, że uwierzył, iż chłopiec jest jego synem. Sądził, że dziecko odziedziczyło po mnie ciemne włosy. Zresztą ojciec Nairna też był brunetem. Colin był dobrym ojcem dla niego, Angusie. Kochał Alastaira ponad wszystko.
– Obie dziewczynki są jego.
– Tak. Był moim mężem, Angusie. Po porwaniu zawiózł mnie na dwór swojego brata na Islay i związał się ze mną oficjalnie. Zgodziłam się na to, bo wtedy wiedziałam już, że jestem w ciąży. Nie chciałam, żeby Alastair urodził się jako bastard. Później zaś, kiedy powiedziano mi, że ożeniłeś się z panną Williams, poślubiłam Nairna w kościele przed ołtarzem.
– Kto odpowiada za to wszystko? – postawił jej pytanie, chociaż sam już wiedział. Był tylko jeden człowiek w Szkocji dość potężny, aby uknuć ten spisek.
– Król – bez wahania odpowiedziała Fiona.
Długą chwilę ciszy, która potem zapadła, pierwszy przerwał książę.
– Zawsze deklarował, że jest moim przyjacielem. Od dziś już nim nie jest.
– Nie osądzaj go zbyt pochopnie – rzekła Fiona. – Pozwól, że ci opowiem o wszystkim, Angusie. – I zaczęła wyjaśniać najdrobniejsze szczegóły wydarzeń ostatnich paru lat. – Byłam zgorzkniała i wściekła na Jamesa Stewarta – powiedziała, zbliżając się do końca swojej historii – ale teraz widzę, że musiał postąpić tak, jak postąpił, żeby przejąć władzę nad całą Szkocją. Króla nie stać na luksus przyjaźni, Angusie. Musi robić to, co jest najlepsze dla kraju. I tak właśnie postępował James Stewart, posuwając się nawet do wymordowania swoich krewnych.
– Jesteś bardziej wyrozumiała niż ja, Fiono.
– Ale nie powiedziałam, że mu wybaczam, Angusie – odparła Fiona. – Po prostu teraz lepiej rozumiem jego poczynania, niż na początku. Nie przebaczę mu, że nas rozdzielił. Oszukał i wykorzystał nas wszystkich. Ciebie, mnie i biednego Nairna, świeć Panie nad jego duszą.
– Kochałaś go? – zapytał ją bez ogródek.
– Nie tak jak ciebie.
– Ale go kochałaś? – nalegał na odpowiedź.
– Tak, bo tylko wyjątkowo nieczuła kobieta potrafiłaby być obojętna wobec Nairna. To był bardzo dobry człowiek, nawet jeśli nie zawsze postępował słusznie.
Angus Gordon skinął głową. Nie był pewien, czy do końca ją rozumie.
– Wracaj ze mną do Brae – powiedział.
– Nie możemy po prostu zacząć w tym punkcie, w którym skończyliśmy pięć lat temu, Angusie.
– Dlaczego nie?
– Kochasz mnie?
– Zawsze cię kochałem, dziewczyno. Król proponował mi Elizabeth Williams, ale jej nie chciałem. Moja rodzina podtykała mi pod nos jedną pannę za drugą, ale żadna nie mogła równać się z tobą, Fiono Hay. Tak, kocham cię, i tym razem nie wstydzę się wyznać tego na głos. Wracaj ze mną do domu w Brae. Potrzebuję cię.
– Nie odbiorę ci prawa do uznania twojego syna, Angusie Gordonie – odpowiedziała – ale jeśli chcesz, żebym została twoją żoną, a sam rozumiesz, że nie będę z tobą dyskutować o żadnym innym rozwiązaniu, musisz się do mnie zalecać, panie.
– Pani, nie wystawiaj na próbę mojej cierpliwości!
– Muszę być pewna, że naprawdę mnie kochasz i że nie chodzi ci wyłącznie o syna – wyjaśniła, patrząc mu prosto w oczy.
– Bezczelna jak zawsze – powiedział. Nagle, ku jej zaskoczeniu, wstał z krzesła i podniósł ją ze stołka. – Gdzie jest twoja sypialnia, pani?
– Jesteś... jesteś... jesteś bezwstydny, nie, arogancki, nie, o wiele za zuchwały, milordzie! – krzyknęła Fiona.
Ale długo uśpione wspomnienia chwil spędzonych w jego ramionach zaczęły brać górę – krew uderzyła jej do głowy, a policzki pokraśniały.
– Twoja komnata, dziewczyno – warknął, podszedł jeszcze bliżej i przerzucił ją sobie przez ramię.
Kiedy wchodził po schodach, Fiona zaczęła się szamotać w jego uścisku.
– Postaw mnie, ty wielki głupku! – zawołała. – Czy sądzisz, że przekona mnie jedynie twój członek? Nie jestem już niewinną, naiwną panienką. – Szarpnęła się. – Postaw mnie!
Angus Gordon wybuchnął głośnym śmiechem. Tęsknił za nią. Mój Boże, jak bardzo było mu jej brak! Stanął na szczycie schodów.
– Które drzwi? – zapytał.
– Tamte – wskazała palcem, żałując, że ma taką słabą wolę. Ale, dobry Boże, jakże go jej brakowało! Nigdy wcześniej nie pozwoliła sobie nawet na myślenie o nim. Od czasu, kiedy porwał ją Nairn. Zwłaszcza gdy była jego żoną. Lecz jej mąż nie żył, a ona była żywa. Matko Najświętsza, jeszcze jak żywa!
Serce dudniło, jej w piersiach, gdy postawił ją na ziemi i patrząc jej prosto w oczy, zaczął ściągać z siebie odzienie. Fiona zagryzła wargę. Musiała podjąć decyzję. Mogła wybiec z komnaty, albo... Zaczęła się rozbierać i wkrótce oboje nadzy stali przed sobą i było tak, jakby lata rozłąki nigdy nie istniały.
Angus Gordon zrobił krok do przodu. Ujął w dłonie jej twarz, pochylił głowę i jakby na próbę musnął wargami jej usta. Zatonęła w głębi jego ciemnozielonych oczu, nie mogła oderwać od nich wzroku. Usta księcia opadły wreszcie na jej wargi w mocnym, długim pocałunku. Fiona nie zdawała sobie sprawy, czy zamknęła oczy, czy też zagubiła się w jego spojrzeniu. Z głębokim westchnieniem zarzuciła mu ręce na szyję.
Przytulił ją do siebie, a kiedy okrągłe, pełne piersi dotknęły jego torsu, zakręciło mu się w głowie. Nigdy nie zapomniał dotyku jej wspaniałego ciała. Poczuł nacisk jej ud, jej miękkiego brzucha.
– Fiona – wymruczał, zręcznie rozplatając palcami jej warkocz i rozpuszczając czarną chmurę włosów, które okryły ich niby zasłoną. Wziął w garść jedno pasmo i powąchał je. – Wrzos – powiedział. – Nigdy nie umiałem go wąchać, nie myśląc jednocześnie o tobie, dziewczyno. – Jego usta znów spoczęły na jej wargach, języki poczęły się wzajemnie badać, odnawiając dawną znajomość.
Nigdy nikt nie całował jej tak zmysłowo. Wędrował ustami po jej twarzy i szyi. Drażnił językiem muszlę jej ucha. Głęboko wdychał jej zapach. Nogi odmówiły Fionie posłuszeństwa i padła w jego ramiona, odsłaniając przed łapczywym dotykiem swoje łono. Lizał ją, lekko szczypał zębami, ssał ustami jej ciało. Każda nowa próba wyrywała z jej ust cichy okrzyk rozkoszy. Pragnęła jedynie być wielbiona w jego ramionach.
Kiedy położył ją na łóżku, na moment odzyskała zmysły.
– Poczekaj! – poprosiła. Włosami pieszcząc jego biodro, zaczęła go okrywać słodkimi, palącymi pocałunkami. Ku jego zaskoczeniu, wzięła w usta jego członek, drażniąc go językiem, czułymi palcami pieszcząc jego koniuszek i ssąc, aż poczuł, że za chwilę umrze z rozkoszy. Fiona wyraźnie jednak wyczuła, że osiągnął kres wytrzymałości i przetoczyła się na plecy. Przyciągnęła go do siebie, żeby dalej mogli się całować.
Stopniała w silnym, dzikim uścisku. Otworzyła się dla niego i z okrzykiem czystej radości przyjęła go w swoje ciało. Owinąwszy wokół niego nogi wzmagała apetyt mężczyzny, aż oboje postradali zmysły i pogrążyli się w gorącej rozkoszy. Posiadł ją jak kogoś znanego, a jednak była inną kobietą. Czuła jego twardość tonącą głęboko w jej ciele i zaczęła głośno krzyczeć.
A potem, kiedy leżeli zaspokojeni, mając ciała odprężone i przepełnione rozkoszą, powiedziała:
– Nie myśl sobie, że tak łatwo mnie zawojujesz, Angusie Gordonie. Nie jestem twoją kochanką i nigdy już nie będę. Byłam żoną i tylko żoną mogę znów zostać.
– I na dodatek księżną, dziewczyno – powiedział. – Ty otrzymałaś trudną misję do wypełnienia od króla, ja zaś, jego przyjaciel, dostałem tytuł książęcy, jak mi się wydawało, za lojalność. Sądzę, że to ty, moja droga, bardziej zasługujesz na ten honor niż ja. I nie rób mi trudności, proszę. – Podparł się na łokciu i spojrzał na jej ukochaną twarz. – Wróć ze mną do domu w Brae, Fiono. To miejsce nas wszystkich, wiesz o tym dobrze, nawet jeśli jesteś zbyt uparta, by to przyznać. Popatrzyła na jego oblicze. To był mężczyzna, którego kochała, choć teraz zamierzała potrzymać go w lekkiej niepewności.
– No dobrze, Angusie – stwierdziła. – Skoro nalegasz, to chyba musimy przenieść się do Brae. Ale ostrzegam cię, nigdy nie pojadę na królewski dwór, nawet gdyby król błagał mnie o to na kolanach. To zbyt niebezpieczne miejsce, nawet dla tak zuchwałej niewiasty jak ja.
– Nie będziesz miała czasu na wizyty na dworze – powiedział jej zdecydowanie.
– A czemuż to? – zapytała, śmiejąc się.
– Musimy odrobić mnóstwo straconego czasu, Fiono Hay – rzekł. – Najpierw ksiądz udzieli nam ślubu. A książęcy tytuł wymaga więcej niż jednego dziedzica i dwóch maleńkich dziedziczek. Razem mamy wiele do odrobienia, dziewczyno. Obawiam się, że nie będziemy mieli wolnej chwili na wizyty na dworze czy inne rzeczy.
– Na nic, poza naszą miłością i naszymi dziećmi, i Brae. To mi w zupełności wystarczy. Teraz zaś – powiedziała Fiona, ręką pieszcząc jego najwrażliwsze miejsce – jeśli mamy dostarczyć więcej książęcych dziedziców, może lepiej będzie, jeśli zaczniemy zaraz?
– Bezczelna – mruknął, muskając wargami jej usta – jesteś najbezczelniejszą kobietą, jaką znam.
– I nigdy nie będę inna – oświadczyła Fiona, całując go, zgłodniała. – Nigdy nie będziesz miał mnie innej.
POSŁOWIE
W październiku tysiąc czterysta trzydziestego roku królowa Joan powiła bliźnięta. Jeden z chłopców przeżył i otrzymał imię po ojcu. Innych synów nie było, królowa urodziła sześć córek.
Król James był szanowany i kochany przez lud. Niestety, zazdrość, drapieżność i ambicja – znaki szczególne szkockiej szlachty – nie zanikły w czasie jego panowania. James I został zamordowany nocą, dwudziestego lutego tysiąc czterysta trzydziestego siódmego roku, w rezultacie spisku zawiązanego przez członków jego własnej rodziny. Jego następcą został sześcioletni syn, James II.
Natomiast Aleksandra MacDonalda, lorda z Wysp, wypuszczono w końcu z Tantallon. Służył wiernie królowi Stewartowi jako Najwyższy Sędzia Szkocji. Kiedy umarł w tysiąc czterysta czterdziestym ósmym roku, obowiązki po nim przejął jego najstarszy syn Ian, czwarty i ostatni lord z Wysp.
OD AUTORKI
W rzeczywistości aż do szesnastego wieku nie używano nazwisk, podobnie sprawa miała się z kiltami. Zamiast znanych nam dziś kiltów mężczyźni owijali się długim kocem w kratę. Jednak ze względu na przejrzystość akcji użyłam nazwisk i ubrałam moich bohaterów w bardziej współczesne odzienie.