Humanitaryzm jako technika rządzenia

Humanitaryzm jako technika rządzenia

uwagi o władzy, anty-wojnie i geopolityce


Jeden z zachodnich publicystów w swym komentarzu wobec rozwoju wypadków podczas wojny w Jugosławii zauważył: "Rząd belgradzki i Milosevic w szczególności wzięli się tak niezdarnie do rozwiązywania problemu Kosowa, że wszystkie prawdziwe kwestie sporne zagubiły się. Wszyscy dziś mówią o Milosevicu jako o diable Europy, jak gdyby jego usuniecie cokolwiek rozwiązywało". Parę miesięcy temu nie wypadało milczeć o tragedii Albańczyków - mówili więc o niej wszyscy władcy świata: Watykan wzywał do zaprzestania nalotów na czas świąt, a kazanie wielkanocne ukrasił migawkami z Kosowa, Turcja wyraziła wolę przyjęcia 20 tys. uchodźców (złośliwi mówili, że to chyba w miejsce wypędzonych w czasie ostatniej ofensywy Kurdów), Rosja gotowa była resztki paliwa spożytkować na wysłanie swej floty w rejon konfliktu. Wczoraj humanitarnie ratowaliśmy Kosowo, dzisiaj Timor, a i Putin chętnie podciągnąłby operację swoich wojsk w Czeczenii pod szyld operacji humanitarnej (bo czyż nie jest nadwyraz ludzkie oczyszczanie Kaukazu z islamskich mącicieli i zaprowadzanie spokoju w tym zmęczonym już wojnami regionie?) Być może dlatego Rosja, bombardując Republikę Iczekerii, tworzy równocześnie obozy dla uchodźców w sąsiedniej Inguszetii. Tyle tylko, że Jelcyn to nie Clinton, a wojna czeczeńska tylko dla świętego spokoju zostanie uznana (po raz kolejny) za słuszną, wewnętrzną sprawę Rosji.


Co innego Kosowo. Linia podziału, która zarysowała się wraz z początkiem bombardowań i falą uchodźców z Kosowa, przebiegała między zwolennikami i przeciwnikami panujących reguł gry na światowej arenie politycznej. Pokrzywdzeni przez rynek - emeryci, ludzie z niższym wykształceniem, rolnicy - częściej niż inni opowiadali się przeciwko dalszym bombardowaniom. Wraz ze wzrostem wykształcenia - a więc i z pomniejszaniem się dystansu do kapitału - ludzie chętniej aprobowali stosowanie przemocy wobec Serbów w celu zmuszenia ich do zaprzestania przemocy wobec Albańczyków. Nawet tak ogólne sformułowania nasuwają już parę wniosków o specyfice tego, co Toffler nazwał "antywojną", a co ja wolę określać mianem "humanitaryzmu".


"Humanitaryzm" jest nie tylko kompleksem działań podejmowanych przez polityków i armie w celu ograniczenia skutków działań wojennych na ludność cywilną i zapobieżenia rozprzestrzeniania się konfliktów zbrojnych. Jest on, podobnie jak militaryzm w okresie międzywojennym, pewną organizacją zbiorowej świadomości. Paniczny lęk przed ostatecznym kolapsem znajduje swój wyraz w technice gaszenia ognisk zapalnych "na wielkiej szachownicy". Nikt rozsądny nie może popierać Serbów, Basków czy Kurdów, ponieważ działają poza racjonalną organizacją światowego status quo. Z drugiej strony: ich żądania nie przekraczają granic rozsądku, jeśli popatrzeć na nie przez pryzmat historii państw narodowych w Europie (tyle, że, jak powiedziałby Hegel, przyszli za późno, a może za wcześnie, kto wie?). Rozwiązaniem tej pozornej antynomii jest humanitaryzm, łączący w sobie kija i marchewkę. Wczoraj ratowaliśmy Albańczyków, dzisiaj bronimy Serbów - logikę pomocy wyznacza wola utrzymania fasad międzynarodowego status quo. Fałszywa świadomość bycia ludzkim przesłania fakt nieludzkości biurokratycznego sterowania geopolityką, a antynacjonalizm eurokratów pozwala zapomnieć, że nacjonalistyczne dewiacje na skalę masową stanowią nieodłączny korelat procesów globalizacji (jako prosta pochodna bezrobocia, likwidacji kolejnych gałęzi gospodarki i utraty finansowej niezależności państw narodowych, by wymienić kilka wskazanych przez Schumanna i Martina w "Pułapkach globalizacji" przyczyn).


O ile połączenie wiedzy i władzy stało się niezbywalnym faktem (eurokracja, ale i poparcie dla humanitaryzmu u lepiej wykształconych), to kosztem tego sojuszu wydaje się panowanie przez ignorację i racjonalizacja przemocy. Narzędziem tej racjonalizacji staje się moralność, a konkretniej rzecz ujmując - selektywnie stosowane prawa człowieka. Władza walcząca w imię humanizmu nie przestaje prowadzić do zbrodni - historia ludzkości z jej wyprawami krzyżowymi, podbojem Ameryki i Zimną Wojną dała tego dobitne przykłady. A jednak Kosowo (czy np. antyterrorystyczna psychoza od Moskwy przez Ankarę, Tokio aż po Oklahomę), w mniemaniu sporej części zainteresowanej sprawą populacji, to "słuszna" wojna.


Mniemanie takie na nowo nasuwa pytania o kapitał, moralność i ideologię - oraz o relację między nimi.


W klasycznym ujęciu marksowskim ujęciu determinowane przez rozwój sił wytwórczych stosunki produkcji w ostatecznej instancji określały kształt panującej moralności, co przesłaniać miała ideologia panujących czyniąca wartości ponadczasowymi, ogólnoludzkimi etc. Habermas odwrócił ten stosunek, pokazując, że interwencjonizm państwowy i rozwój współzależności nauki i techniki sprawiają, że rolę sił wywórczych przejmuje technologia - i to ona określa światopogląd aksjologiczny człowieka współczesnego. Interakcyjne gry z bliźnimi zostały zastąpione przez traktownie drugiego człowieka i świata przyrody jako środka do realizacji indywidualnych celów. Jednakowoż nie oznacza to realizacji ludystycznego raju, jak chcieliby postmoderniści. Spektrum jednostkowych pragnień ograniczone jest do oferty rynkowo-technicznej, począwszy od dóbr konsumpcyjnych i duchowych, a na organizacji społeczeństwa i międzynarodowego status quo skończywszy.


Technologiczny światopogląd jest zamknięty - podlegają mu zarówno panujący, jak i opanowani. W tym sensie "spektakl nie zmierza do niczego innego poza samym sobą" (Debord), a rodzący się system światowy musi być samoreferencyjny (Luhmann), tzn. musi nieustannie odnosić się do swych elementów (innych systemów) i siebie jako całości. Możliwe jest to przez podporządkowanie wszystkich sfer rzeczywistości rozumowi technicznemu: od specyficznego pojęcia przestrzeni i czasu, poprzez różnego typu instytucje społeczne, w tym przede wszystkim prawo i język, skończywszy na architekturze czy muzyce. Totalność taka jest na razie tylko koszmarem nielicznych, jednak jako algorytm pomyślnej globalizacji stanowi po cichu przyjmowany przez światowych administratorów wzór.


Materialną bazę tej totalności definiuje panująca ekonomia polityczna, jasno określajaca granicę dostępności do kapitału i kreująca dystanse społeczne na tej podstawie. Choć więc spektakl jest siłą autonomiczną, ktoś na nim korzysta, ktoś traci. Technologia jawi się więc jako ideologia par excellence...


Mass media, główny kreator widowiska cierpienia puszcznego w szczytowych godzinach oglądalności (z dopiskiem: sceny drastyczne), w każdym wydaniu "Wiadomości" potwierdzają swój wkład w tworzenie spektakularnej rzeczywistości, gdzie jako legitymizujący przemoc leitmotiv występuje tym razem humanitaryzm (obok demokracji i wolnego rynku, które już dawno straciły swój sens opisowy, stając się orężem zachodniego neokolonializmu). Skalę bezkrytycyzmu serwowanego w środkach masowego przekazu można porównać z cynizmem pani Madeleine Albright, która oceniając fakt, że wyniku amerykańskich sankcji w Iraku zmarło w przeciagu ostatnich pięciu lat pół milona dzieci, powiedzieć miała: "myślimy, że to się opłacało". Komentując ostatnie wydarzenia, Noam Chomsky zauważa: "Prawo do 'interwencji humanitarnej' będzie prawdopodobnie coraz częściej przywoływane w nadchodzących latach (...) - teraz, gdy preteksty zimnowojenne straciły swą moc oddziaływania". Eskalacja obrazów cierpienia w mediach określa jasno ich ideologiczne stanowisko - nie ma ona na celu dostarczania informacji, ale przytłoczenie nią, słowną napaść na nasze sumienie, szkalowanie naszego niezdecydowania...i zamknięcie alternatywnych algorytmów rozwiązań (jak chocby powstrzymanie się od działania).


Ideologia ta stała się podstawą ontologii i aksjologii wykształconego Europejczyka i Amerykanina. Problem Kosowa czy Baskonii staje się zagadnieniem technicznym - w tym samym sensie, w jakim mówi się, że rewolucja światowa i rady robotnicze są dziś "technicznie" niemożliwe do realizacji, nawet przy sprzyjających warunkach społecznych. Technicznie ujęty problem brzmi: ile kapitału politycznego należy zaangażować w danym rejonie dla utrzymania obecnego poziomu wzrostu w skali globalnej? I vice versa: jak wiele kapitału ekonomicznego można poświęcić, by ratować zagrożony destabilizacją kapitał polityczny? Humanitaryzm, jak każda ideologia, działa tu jak balsam łagodzący tarcia związne z rozwiązywaniem tych kluczowych dla trwania spektaklu kwestii.


Bombardowanie Jugosławii do momentu, aż wypędzony zostanie ostatni Albańczyk z Kosowa to tylko ostatni przykład zastosowania w praktyce założeń nowej geopolityki. Dla szarego zjadacza chleba kwestie wykraczające poza horyzont aktualności (jak długo, islamska bądź co bądź, Armia Wyzwolenia Kosowa wytrzyma natowski protektorat? co stanie się z Serbami po powrocie Albańczyków do prowincji.? itp.) musiały pozostać przysłonięte - istniała tylko teraźniejszość, którą ująć dało się w sekwencje histerycznych obrazów. Dzisiaj, kiedy rozwój wypadków pozwolił odpowiedzieć na takie pytania, a Kosowo powoli znika z pierwszych stron gazet na rzecz alternatywnych propozycji (Timor, Czeczenia), staje się jasne, że humanitaryzm to coś więcej niż pomoc zagrożonej ludności cywilnej: to nieodłączny kontekst euroatlantyckich działań wojennych i organizacja zbiorowej świadomości antywojennych (w sensie tofflerowskim) społeczeństw Zachodu.


Jak zauważyli już jakiś czas filozofowie szkoły frankfurckiej, operacjonizm i scjentyzm jako ideologie charakteryzują się wyłączeniem etyki z kręgu stawianych pytań. Technokratyczna rzeczywistość nie wymaga już legitymizacji wewnętrznej przez jakąś szczególną moralność - diada władza-wiedza to dziś po prostu fakt techniczny, którego nikt kwestionować jest w stanie, a więc nic też nie musi jej uprawomacniać. Fakt, że to w imię praw człowieka wysyła się dzisiaj bombowce na Belgrad czy Bagdad świadczyć może nie tyle o nowym renesansie humanizmu w krajach Zachodu, ile o ostatecznym jego zaprzeczeniu. Humanizm mający u swych podstaw odseparowane paragrafami wartości człowieka współczesnego może być już tylko instrumentem panujących, którzy zadając i selekcjonując ogólnoludzkie cele i normy, stają się jedynym możliwym "technicznie" ich egzekutorem.


Dzisiaj moralność Zachodu przystępuje do natarcia jako doskonałe uzupełnienie jego technologii - prawa człowieka, tak, jak są one zinterpretowane przez najsilniejszego obecnie grupowego reprezentanta gatunku - USA, stają się legitymizają przemocy w tych punktach świata, gdzie ma on swoje interesy. Co więcej: pojawiają się głosy, że imperializm amerykański stanowi obecnie jedyną rozsądną propozycję wobec groźby totalnego kolapsu (np. Brzeziński). W tym sensie interesy USA są interesami ludzkości, ponieważ tylko NATO może utrzymać istniejące status quo, w wypadku destablizacji kapitału politycznego czy ekonomicznego w którejś części globu.


Humanizm staje się instrumentalny jeszcze w innym, głębszym sensie: skodyfikowane prawo zawsze było instrumentem państwa, które posiadało monopol interpretacyjny. Obecnie interpretacja praw człowieka stała się monopolem jednego, ponadkontynentalnego układu wojskowego. Odtąd pytania: jakie cele pozamilitarne ma osiagnąć akcja NATO czy KFOR i dlaczego właśnie one mają je osiagnąć pozostają puste - międzynarodowa armia atakuje, bo musi wypełniać swą misję i musi wypełniać swą misję w dalszym ciagu, bo raz zaatakowała.


Zapośredniczona przez skumulowane obrazy wiedza nie wykracza poza algorytm panicznej akceptacji spektakularnej rzeczywistości. Niespełna pół roku temu sąd wojenny rozumu skazał Serbów na banicję z kręgu cywilizacji europejskiej - wykonanie wyroku oznaczało zepchnięcie ich środkami militarnymi do "ery preindustrialnej" (co stało się wg. słów Noramna Schwarzkopfa z Irakiem)...Obecnie wojska NATO bronią pozostałych w prowincji Serbów przez barbarzyństwem Albańczyków. Wcześniej Kurdowie wpadli w pułapkę zachodnich obietnic i podczas wojny w Zatoce wywołali powstanie, co skończyło się kolejną w dziejach tego nieszczęsnego narodu masakrą. I znowu humanitaryzm rozwikłał kwestię odpowiedzialności aliantów za politykę balansowania w utrzymywaniu światowego konsensusu.


Dzisiaj, gdy żołnierze NATO i KFOR stanowią żywe tarcze na lini ognia w Libanie, Kosowie czy Timorze nie powinno budzić już żadnych wątpliwości, że, jak pisał już dawno Ivan Ilicz, ciężarówki z międzynarodową pomocą humanitarną mogą być równie szkodliwe jak czołgi z międzynarodową obsadą. Zresztą zazwyczaj pomoc i agresja idą w parze, co doskonale wypełnia założenia "antywojny".


Krytyka wojny zawsze krytyką panujących stosunków produkcji i tak też musi być i teraz. Serbowie, Albańczycy, Timorczycy czy Kurdowie - narody, jak by nie patrzeć poszkodowane przez kapitał, pławią się w swych nacjonalizmach, będących kolejnym wcieleniem mulitiplikowanych medialnie i propagandowo obrazów z przeszłości. Zachód eksportuje w świat kolejny towar - prawa człowieka - wyrzucając dyskusję o nich jak najdalej poza swoje granice, choć i tak nie ma szans, by stechnicyzowane społeczeństwa mogły zdobyć się na prawdziwą krytykę wojny, której korzenie kwestionować musiałby ekonomię i jej pochodną - spektakl w sposób totalny. Rezultatem tego jest "antywojna" i jej dopełnienie - humanitaryzm, jako końcowy etap rozwoju fałszywej świadomości rezydentów nowego wspaniałego świata.


"Antywojna" to ostatnią krucjatą euroatlantyckiej cywilizacji, tym razem w obronie spektakularnej rzeczywistości, wyznaczonej przez demokrację, własność prywatną i hipermarkety możliwości. Jest obroną pomyślnej globalizacji, ale i jej doskonałą konsekwencją, nie przynosi rozwiązań, lecz stawia wciąż nowe, trudniejsze problemy. Stanowi kwintesencję tatutologicznego charkteru spektaklu, gdyż jej "środki stanowią zarazem jej cel". Parafrazując Deborda można powiedzieć, że humanitaryzm jest "złym snem zniewolonego nowoczesnego społeczeństwa, wyrażającym jedynienie jego pragnienie snu". Spektakl zaś "jest tego snu strażnikiem".


Być może warto na zakończenie przytoczyć znowu słowa Naoma Chomsky'ego : "Standardowy argument brzmi, że powinniśmy coś zrobić: nie możemy po prostu stać objętnie, gdy trwają cierpienia. To zawsze jest kłamstwem. Pewnym wyjściem jest pokierowanie się zasadą Hippokratesa: "Przede wszystkim, nie szkodzić". Jeśli jednak sądzisz, że nie ma sposobu by zastosować się do tej elemnetarnej zasady, nie czyń nic. Zawsze są wyjścia, które można rozważać. Dyplomacja i negocjacje nigdy nie są ostateczne".

Jest to zgodne z tezą 220 "Społeczeństwa Spektaklu". "Spojrzanie skierowane wyłącznie na aktualność, które wyraża abstrakcyjną chęć natychmiastowej skuteczność i każe akceptować kompromisty reformizmu czy wspólnych działań pseudorewolucyjnych niedobitków - takie są prawa dominującego myślenia. Tą drogą obłęd odradza się na tych samych pozycjach, które miały go zwalczać. W przeciwieństwie do niej krytyka, która wychodzi poza spektakl, powinna u m i e ć c z e k a ć". Krytyka wojny musi być krytyką spektaklu - to zaś możliwe jest "tylko tam, gdzie jednostki są 'bezpośrednio związane z historią powszechną'; tylko tam, gdzie dialog jest dostatecznie uzbrojony, żeby pokonać własne ograniczenia". Na to zaś potrzeba jeszcze trochę czasu...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rodzaje wywiadów jako techniki?dawcze
Jako techniczna 1
Założenia filozofii i psychologii humanistycznej jako inspiracja dla samokształcenia nauczycieli
Etyka pracy i humanizm jako podstawa marketingu personalnego, Zarządzanie i marketing
Obserwacja jako technika diagnostyczna ( typy, Obrona - Pedagogika ogólna
Chromatografia cieczowa jako technika analityczna i technika otrzymywania substancji
Jako techniczna 3
IX Wielki przełom humanistyczny jako dziedzictwo cywliza cji antycznej
Futuryzm, ekspresjonizm, surrealizm jako techniki artystyczne
29. rozmowa i wywiad jako technika giagnostyczne, Obrona - Pedagogika ogólna
rysunek-jako-technika-diagnostyczno-terapeutyczna1, Anna Słysz
Nitrowanie jako technika derywatyzacji przy identyfikacji n (m chlorofenylo)piperazyny(m cpp)
Wykład 6 Pedagogika humanistyczna jako propozycja intencjonalna 2
Biopsja jako technika diagnostyczna STOSOWANA W ROZPOZNAWANIU CHORÓB NEREK U PSÓW I KOTÓW
CHOREOTERAPIA JAKO TECHNIKA, choreoterapia
Jako techniczna 2