Rozdział XVII
Harry Potter był chłopcem doświadczonym przez los. Stracił rodziców, kiedy miał zaledwie roczek, dorastał w domu swojego wujostwa, które szczerze go nienawidziło, a na dodatek przez te wszystkie lata na jego życie czyhał najpotężniejszy czarnoksiężnik – Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Nic więc dziwnego, że zyskał sporą siłę charakteru, ale i ciągłe życie w strachu oraz odrzucenie wyrządziły nieodwracalne szkody.
Teraz leżał w swoim łóżku z czterema kolumienkami i zastanawiał się, czy aby jego szkolny wróg, a przynajmniej jeszcze do niedawna wróg, Draco Malfoy, nie miał równie ciężkiego życia, co on. Tak się złożyło, że chwilę temu obudził się z koszmaru. Przerażającego, to prawda, ale zupełnie nie mającego związku z nim, Harry'm. Domyślił się, że ogromny dom, w którym przebywał we śnie, a także blondwłosa, surowa piękność i mężczyzna, także o platynowych włosach i chłodnym obliczu, należeli do tej części dzieciństwa Dracona, o której Ślizgon nie chciał nawet wspominać.
Harry poczuł do blondyna coś w rodzaju współczucia, choć ledwie zdawał sobie z tego sprawę. Przeanalizował jeszcze raz słowa, którymi pożegnał go na wieży Draco, kiedy spytał go o to, czy zrobił coś, przez co zablokował jego koszmary: „Tak, zamknąłem przed tobą mój umysł". Nie był do końca pewien, czy to była prawda, ale postanowił zaufać swojej intuicji. A skoro Draco mówił prawdę, w drugą stronę musiało to działać podobnie – gdyby tylko Harry potrafił zablokować swój umysł, prawdopodobnie poprzez łączącą ich telepatyczną więź powstrzymałby koszmary Malfoy'a. Było mu głupio, że jest takim nieudacznikiem i nie może pomóc Ślizgonowi.
Wróć. Pomóc Ślizgonowi? Co się z nim dzieje? Dlaczego, na Merlina, chce mu pomagać? To musi być skutek uboczny tego koszmaru, tak! Obudził się w środku nocy nękany cudzymi lękami, nic więc dziwnego, że poczuł coś w rodzaju chęci chronienia nieszczęśnika. „Pff! Jakby Malfoy sam nie potrafił o siebie zadbać!" – pomyślał. A jednak cząstka tego uczucia pozostała w nim, i choć zepchnięta na samo dno duszy, wkrótce miała dać o sobie znać.
OOO
Draco usiadł gwałtownie na łóżku. Rozejrzał się dookoła i upewniwszy się, że znajduje się w swojej sypialni w Slytherinie, opadł z powrotem na poduszki. Czekał, aż jego oddech się uspokoi, a pot wyparuje z jego rozgrzanej skóry.
Koszmar, który śnił mu się odkąd sięgał pamięcią, nie wypuszczał go ze swoich oślizgłych łap. Powracał za każdym razem, gdy Draco już myślał, że nie ma powodów do niepokoju. Gorzej, pozostawał w postaci strasznych obrazów pod powiekami, aby uniemożliwić mu zapadnięcie w sen, aby prześladować go przez cały nadchodzący dzień.
Choć był jeszcze środek nocy, Draco wstał i poczłapał do łazienki. Był sam, mógł więc sobie pozwolić na pokazanie słabości, nie musiał grać wiecznie doskonałego arystokraty. Był zmęczony – mógł ziewać. Mógł szurać nogami, jeśli nie chciało mu się ich podnosić. Nie musiał dbać o nienaganne ułożenie ubrania, tu, w jego małym królestwie, mógł chodzić pomięty i potargany. Nie, żeby sprawiało mu to jakąś satysfakcję – przecież w takiej postaci nie wyglądał ani trochę atrakcyjnie. Ale z drugiej strony bycie najprzystojniejszym i najlepiej ubranym chłopakiem w szkole było takie wymagające, że raz na czas mógł sobie zrobić trochę wolnego.
Zwykle w takich chwilach brał zimny prysznic, a potem katował się seriami ćwiczeń i jogą. Dziś wyjątkowo nie miał na to ochoty. Nie wiedzieć czemu, nie potrafił się nawet zmusić do prysznica. Zamiast tego nalał pełną wannę gorącej wody i wziął długą, relaksującą kąpiel. Rzadko pozwalał sobie na podobne wygody, gdyż zbyt częste odpuszczanie sobie prowadziło do zmiękczenia, wypaczenia charakteru. Na to nie mógł sobie pozwolić. Nie, jeśli miał zrobić to, co planował, nad czym pracował od wakacji.
Gorąca woda przyjemnie parzyła, gdy zanurzał w niej najpierw nogi, potem całą resztę siebie. Oparł głowę o brzeg wanny i przymknął oczy, starając się nie myśleć o niczym. Ciepło rozchodziło się po jego ciele, rozluźniając napięte mięśnie. Było mu tak dobrze... nawet nie wiedział, kiedy usnął. Ocknął się dopiero wówczas, gdy woda zrobiła się chłodna. Natychmiast zerwał się na równe nogi i dokończył toaletę, następnie wpadł do sypialni i ubrał się, szykując na kolejny dzień ciężkiej pracy.
Chwycił torbę z książkami i sięgał do klamki drzwi, kiedy rozległo się pukanie. Otworzył zupełnie odruchowo i zatrzymał się w pół kroku. Przed nim stał nie kto inny, jak sam Złoty Chłopiec Gryffindoru. Przez ułamek sekundy zapomniał, jak się mówi. Na szczęście wychowanie, jakie odebrał od rodziców, dało o sobie znać i Draco odnalazł chłodny i sarkastyczny ton głosu, a zaraz potem pojawiły się słowa:
- No proszę, kogo my tu mamy.
Potter nieoczekiwanie uśmiechnął się, słysząc powitanie Dracona i nieznacznie przechylił głowę.
- Myślę, że już czas.
Draco wytrzeszczył oczy, zapominając o swojej roli arystokraty. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Zaskoczyła go bardziej, niż pojawienie się Pottera na progu jego sypialni... a właśnie, jeśli o tym mowa...
- Skąd wiedziałeś, gdzie sypiam?
Potter wzruszył ramionami. W sercu Dracona zaczęło kiełkować złe przeczucie, ale zdusił to w sobie, by móc na chłodno analizować zachowanie przeklętego Gryfona, który w tej chwili uśmiechnął się i bezpardonowo wepchnął Dracona do środka, potem sam wsunął się do komnaty i zamknął za nimi drzwi.
- Jak...?
„Przecież sam rzucałem zaklęcie...!" – myślał zagubiony blondyn.
- Nie chciałem, żeby ktoś nas podsłuchał – brunet wzruszył ramionami, nic sobie nie robiąc z niecodziennego zachowania Malfoy'a. Wyminął go i usiadł na szerokim łożu z baldachimem. W roztargnieniu gładził jedwabną kołdrę, ponownie spoglądając na wciąż stojącego z otwartymi ustami Dracona. – Myślę... Nie, jestem pewny – kontynuował – że eliksir zaczął działać. To znaczy, więź telepatyczna nie będzie już silniejsza. Widzisz... W nocy obudził mnie pewien koszmar. Śniłem o twoich rodzicach – Potter zawiesił głos, dając tym samym Malfoy'owi znać, że nie będzie poruszał przykrego tematu. – Przez resztę nocy myślałem o tym i doszedłem do wniosku, że musimy zrobić mały test. Postanowiłem cię odwiedzić. Oczywiście, nie wiedziałem, gdzie mieszkasz – dodał pospiesznie, zauważając, że Draco chce mu przerwać – po prostu nogi same mną kierowały. Nie wiedziałem, że mam skręcić, dopóki nie zobaczyłem zakrętu, rozumiesz? Tak dotarłem aż pod drzwi – machnął ręką w kierunku korytarza. – No i, mogłem przez nie przejść bez zaproszenia, bo łączy nas telepatia.
Draco nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Jeśli Potter mówił prawdę, więź osiągnęła apogeum, co oznacza, że... „Cholera! Potter będzie wiedział, o czym myślę! A niech to!" – pomyślał, po czym jak najszybciej oczyścił umysł. Tymczasem Gryfon zaczął tarmosić róg kołdry. Draco mógł poczuć targające nim emocje. Tak, niepewność i strach, choć nie miał pojęcia, czego w tej chwili może się bać Chłopiec, Który Przeżył.
Szybko przeanalizował wydarzenia z ostatnich kilku dni, po wypiciu eliksiru. Ze wstrętem odkrył, jak bardzo zbliżyli się z Potterem, a ostatniej nocy, na wieży... Mimo niechęci poczuł, że powinien pomóc brunetowi się rozluźnić. Uczucie to było tak silne, że nie mógł mu się oprzeć. Wzniósł ręce ku niebu i wywrócił oczami.
- Telepatia psuje człowieka – powiedział. – Chodź, Potty, zrobię coś z tymi twoimi rozczochranymi włosami.
Zdezorientowane, intensywnie zielone oczy wlepiły się w jego własne, podczas gdy ich właściciel doszukiwał się sensu w zachowaniu blondyna. Gdy wreszcie skojarzył fakty, oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu, a usta bezwiednie otwarły.
- Nie miej takiej miny. Idź do łazienki, zaraz przyjdę – powiedział z rezygnacją Draco.
Jak można było przewidzieć, Potter nie ruszył się ani o centymetr. Ślizgon czuł jego spojrzenie na plecach, gdy zbliżał się do szafy i otwierał jej drzwiczki. Nie zwracając na niego uwagi, wygrzebał butelkę wina i zawrócił, chwytając Gryfona za łokieć i ciągnąc za sobą.
- Co ty wyprawiasz? – obruszył się zielonooki.
- Telepatia ci nie podpowiedziała? – zadrwił Draco, wyczarowując taboret i sadzając na nim wciąż zszokowanego Pottera.
Przywołał dwa pękate kieliszki, odkorkował wino i nalał im obu.
- To na nerwy – powiedział, podając jeden Potterowi.
Nie zdziwił się, widząc, że Gryfon odsuwa kieliszek jak najdalej od siebie i krzywi się, prawdopodobnie oceniając jego, Dracona. Zabolało go to, ale nie dał tego po sobie poznać. Zepchnął uczucie w głąb siebie, żeby brunet nie mógł go wyczuć i upił łyk pysznego, półsłodkiego wina.
Potter śledził go wielkimi, dziecięcymi oczami, co odrobinę krępowało Ślizgona. Nie zważając na protesty, ściągnął mu okulary i schował do kieszeni.
- Nie chcę, żebyś podglądał. I przestań się wiercić.
- Kłamiesz. Jest ci tak samo dziwnie, jak i mnie – odparował Potter.
Draco przez chwilę zastanawiał się, czy by nie skłamać po raz drugi, ale zdecydował, że Gryfon i tak prędzej czy później doszedłby do tego samego wniosku. Zdecydował się na prawdę.
- Dlatego otworzyłem wino. Podejrzewam, że na whisky nie jesteś gotowy.
Wyczuł, jak szok ustępuje szacunkowi, który szybko zostaje zmieciony nagłym wybuchem paniki.
- Co będzie, jeśli nauczyciele odkryją...
- Nikt się nie dowie – przerwał mu Draco, zanim zdążył się rozkręcić. – Po pierwsze, nie idziemy dzisiaj na lekcje. Po drugie, nikt nie będzie cię tutaj szukał. Po trzecie, Severus zorientuje się, że jesteśmy razem i będzie nas krył.
- Snape jest twoim wujem? – spytał Potter, a w jego głosie pobrzmiewało szczere zdziwienie.
- Ojcem chrzestnym – powiedział chłodno Draco. Przyglądał się Gryfonowi, zastanawiając, dlaczego dopiero teraz wpadł na ten pomysł.
- Poczułem jakiś rodzaj życzliwych uczuć, kiedy wymawiałeś jego imię, pomyślałem więc, że jest twoją rodziną.
No tak. Potter czytający mu w myślach. Draco skrzywił się i pociągnął kolejny łyk.
- Muszę nad tobą popracować – rzucił mściwie. – Zdeprawować młodego Gryfona...
Przez chwilę rozmarzył się, czerpiąc pełnię satysfakcji z faktu, że dzięki niemu brunet zejdzie na złą drogę. No, może niekoniecznie złą, ale... Z zadowoleniem wyobraził sobie Pottera jako narkomana, z pustą butelką po alkoholu w ręku i papierosem w ustach.
- Ej! Ja to widzę – warknął Potter.
Draco nie zniżył się do odpowiedzi. Prychnął wyniośle i zaczął sobie wyobrażać Pottera uprawiającego seks ze szlamą Granger, starając się, by wszystkie szczegóły dotarły do Gryfona. Nagle poczuł uderzenie w brzuch. Zatoczył się, ale ustał na nogach. To Potter, ślepy jak kret, zamachnął się pięścią i uderzył w to, co się nawinęło.
Normalnie zagotowałby się od gniewu, ale tylko się zaśmiał i skierował różdżkę na nadgarstki Pottera. Cienka, ale mocna lina oplotła je, krępując chłopakowi ruchy.
- A teraz grzecznie się napijesz – wyszeptał mu do ucha, po czym siłą rozwarł szczęki i wlał w otwarte usta wino. Potter zaczął parskać i krztusić się trunkiem, ale Draco nie przestawał, wiedząc, że w końcu będzie musiał przełknąć. Tak też się stało.
Ignorując rosnącą irytację bruneta, wlał mu do gardła pół zawartości butelki. Wiedział, że taka ilość dla niepijącego chudzielca, jakim był Potter, wystarczy aż nadto. Postanowił poczekać, aż zacznie mu szumieć w głowie, wypijając resztę alkoholu.
- Bydlę!
Draco zachichotał. Pociągnął kolejny łyk. Przysiadł na skraju wanny, uważnie obserwując Złotego Chłopca, na którego twarzy stopniowo pojawiał się błogi wyraz.
- Jak mogłeś? Dupek! Największy, jakiego widziano... Gumochłon! Ślizgon!
Ale Potter uspokajał się i coraz rzadziej wykrzykiwał przezwiska. W końcu zaśmiał się cicho, co skonsternowało Dracona.
- Czego ci do śmiechu?
- Och, nic takiego – odparł Potter i ponownie się zaśmiał.
Bardzo zdenerwowało do Ślizgona, skupił się więc i spróbował dotrzeć telepatycznie do uczuć i myśli Pottera, ale jedyne, co udało mu się odebrać, to delikatne zawroty głowy i mnóstwo szumów, gdy uczucia i myśli zmieniały się w zaskakującym tempie. I, oczywiście, ogólne rozbawienie. Postanowił to wykorzystać.
- Potter, co powiesz na małe strzyżenie?
- Jeśli obiecasz, że nie zrobisz mnie na jeża – odparł, pomiędzy głośnymi chichotami.
- Jesteś żałosny – Draco skwitował to grymasem, ale zabrał się do pracy.
Przez najbliższą godzinę chwytał kolejne kosmyki ciemnych włosów i przycinał je różdżką, co jakiś czas ręką czochrając czuprynę Pottera i sprawdzając ogólny efekt. Ignorował rozbawionego królika doświadczalnego, który co rusz rzucał jakieś enigmatyczne uwagi.
Właściwie to Draco nie wiedział, czemu to robi. Owszem, sprawiało mu to pewną frajdę (od zawsze podejrzewał, że byłby niezłym stylistą), ale w końcu spędzanie czasu z Potterem nie znajdowało się na liście jego marzeń. Mimo wszystko nie przestawał, a dziwne komentarze zielonookiego coraz bardziej go bawiły. Raz czy dwa nawet zapatrzył się w te niesamowite oczy koloru Avady...
- Oj – Harry zaśmiał się po raz setny.
- Co tym razem? – spytał zrezygnowany Draco, ale to były tylko pozory. Tak naprawdę był ciekawy, co znowu wymyślił móżdżek Gryfona.
- Chyba jestem głodny – Potter wskazał na swój brzuch, a po chwili rozległo się głośne burczenie.
- Zjesz, kiedy skończymy – uciął Draco, nie był jednak pewien, czy do zielonookiego to dotarło. – Nigdy więcej nie pozwolę ci się upić – mruknął sam do siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Jednak z upływem czasu Potter stawał się coraz spokojniejszy, najwyraźniej trzeźwiał. Niestety, wraz z jego świadomością wracało napięcie i Draco nieświadomie zachowywał coraz większy dystans pomiędzy nimi. Emocje, które docierały do niego z drugiej strony więzi, były coraz wyraźniejsze, echo myśli mniej zatarte. Z pewną nostalgią zauważył, że czas beztroski nieubłaganie dobiega końca.
- Zmieniłem zdanie. Kiedyś cię porwę i znowu upiję – powiedział grobowym głosem.
- Co? – zapytał Potter, który nie dosłyszał końca zdania, ale nie otrzymał odpowiedzi.
Tymczasem Draco po raz ostatni przejechał dłonią po włosach Gryfona, nagle odkrywając, jakie uczucia budzi w nim ten prosty i z pozoru odpychający gest. Ciemne kosmyki były zaskakująco miłe w dotyku, miękkie i gładkie, choć nie tak, jak jego własne pukle.
Ledwie to pomyślał, przypomniał sobie o łączącej ich więzi i niebezpieczeństwie, jakie mu grozi, jeśli Potter odkryje jego uczucia. Uczucia, których nie potrafił nazwać, ale które zawstydzały go i trochę niepokoiły. Czyżby zaczynał lubić Gryfona?
- Gotowe – powiedział, spychając rozmyślania na dalszy plan. Z kieszeni wyjął okulary Pottera i założył mu je na nos, po czym odwrócił twarzą do olbrzymiego lustra. – I jak?
Potter zaniemówił. Draco obserwował, jak na jego twarzy najpierw pojawia się szok, a później delikatny uśmiech, który powiększał się w miarę, jak zielone oczy badały fryzurę. Fryzurę, która – notabene – nadal była rozczochrana i włosy sterczały we wszystkie strony, ale teraz wyglądało to o niebo lepiej. „Oto, co potrafi zrobić dobre cięcie" – pomyślał z dumą Draco. – „Artystyczny nieład, tak to się chyba nazywa".
- Fantastyczna – wyszeptał brunet i, nim zdążył powstrzymać wypełniające go, ciepłe uczucia, bardzo podobne do tych, które nosił w sobie od jakiegoś czasu Draco, przedostały się poprzez więź do głowy Malfoy'a. Trwało to ułamek sekundy i blondyn nie zdążył ich rozpoznać, mimo to wiedział, że nie były negatywne. Bardzo go to ucieszyło.