Kakol K Spor o Powstanie Warszawskie

INFORMACJE O DODATKOWYM FORMATOWANIU KSIĄŻKI CYFROWEJ

Numery stron poprzedzono znakiem # ("kratka", ang. hash)

Przypisy poprzedzono znakiem ** ("dwie gwiazdki")



Interaktywny spis treści znajduje się na ostatniej stronie dokumentu (kliknij, aby przejść)



Adaptacja BON UW, 2016

http://www.abc.uw.edu.pl, http://www.bon.uw.edu.pl





#1



Kazimierz Kąkol



Spór o Powstanie Warszawskie: Gorzka lekcja czy przepustka do historii



Krajowa Agencja Wydawnicza





#2



Redaktor: Jan Konarski

Projekt okładki i karty tytułowej: Marek Maiński

Redaktor techniczny: Anna Ziemak

Korekta: Barbara Czechowicz



ISBN 83-03-01058-1



© Copyright by Krajowa Agencja Wydawnicza 1985



Wydanie I. Nakład 40 000 + 350 egz.

Objętość, ark. wyd. 7,40, ark. druk. 7,80.

Papier rotograwiurowy kl. III, 100 g, rola 71 cm.

Skład, druk i oprawa: P. Z. Graf. w Krakowie,

Al. Pokoju 3. Zam. 770/85 - N-68.

Nr prod. XII-5/127/84.





#3



I. Spór o powstanie warszawskie



Spór o Powstanie Warszawskie, ściślej spory o Powstanie Warszawskie zaczęły się z chwilą wybuchu Powstania; trwają do dnia dzisiejszego i będą trwać jeszcze przez wiele dalszych lat.

Zwrot - z chwilą wybuchu Powstania - może budzić wątpliwości. Czy nie należało napisać raczej z chwilą wydania rozkazu, określającego godzinę "W"?

Użycie zwrotu "wybuch" Powstania oznaczać może spontaniczność, żywiołowość tego wydarzenia, które przecież nie było sprawą przypadku ani działania sił niekontrolowanych. Stwierdzenie, że Powstanie rozpoczęło się na rozkaz, jest bardziej adekwatne, choć - z drugiej strony - nie uwypukla w żadnej mierze dramatyzmu wydarzeń, emocji, które manifestowały się z niezwykłą wprost silą.

Spór czy spory o Powstanie ogniskowały się wokół kwestii jego politycznego sensu, militarnej przydatności. efektywności doraźnej, strategicznej i historycznej - równocześnie jednak stanowiły przejaw faktu, że Powstanie "osadziło się w świadomości", "wrosło w polską historię"

Do faktu tego trzeba się ustosunkować. Można to czynić tak lub inaczej Nie sposób przejść mimo Klęska Powstania Warszawskiego to tragiczna





#4



prawda. Z prawdy tej może się jednak rodzić zarówno głęboka, przemyślana refleksja, jak i fałsz.

I prawda i fałsz rodzą się na naszych oczach. Jak sprawić, żeby przynajmniej wskazać możliwość fałszu, a tym samym przestrzec przed jego następstwami?

Adam Bromke, emigracyjny polityk i politolog, z uporem poszukujący wizji dobrej polityki na szlakach syntezy idealizmu i realizmu, napisał u schyłku roku 1983 w tygodniku "Ład" (artykuł: Historia, politologia a polityka) m. in. takie zdania: "W teatrze «Ateneum» w Warszawie widziałem znakomicie zresztą zagraną - sztukę Polonez. Interesowało mnie jednak nie tylko to, co się działo na scenie, ale również reakcja publiczności na to pełne historycznych akcentów przedstawienie. Kiedy w rozmowie z Potockim caryca Katarzyna poucza go, że słuszność nie poparta siłą nic nie znaczy, na sali panowało głuche milczenie. Natomiast, kiedy w odpowiedzi na ostrzeżenie ze strony ambasadora rosyjskiego, że powstanie się nie powiedzie, Kościuszko dumnie odpowiada, iż są klęski, które są zwycięstwami, publiczność zareagowała oklaskami"… Czy Powstanie Warszawskie zaliczyć można do klęsk, które są zwycięstwami? Czy jest ono tytułem do chwały? Czy powodem formułowania oskarżeń?…

Pytania te z całą natarczywością stanęły przed tysiącami Polaków w czterdzieści lat po powstańczej epopei. Impuls bezpośredni, ożywiający na nowo problemy, zda się spopielałe, stanowi sprawa budowy pomnika powstańczego w Warszawie."

"Jeśli ludzie zapomną, kamienie wołać będą"… Takie niebezpieczeństwo Powstaniu Warszawskiemu nie grozi. Kamienie nie będą musiały wołać, gdyż ludzie nie zapomną. Będą pamiętać. Rzecz w tym, jak będą pamiętać.





#5



Próby zaprogramowania owej zbiorowej pamięci podejmowane były nieustannie na przestrzeni lat, jakie upłynęły od dni Powstania.

Niektóre z tych prób, mijając się z celem deklarowanym, stanowiąc zaprzeczenie intencji, nie mogły przynieść godnych uwagi rezultatów. Tak było w przypadku warszawskiej Nike, pomnika, który miał być dedykowany żołnierzom Powstania, a przeistoczył się w monument poświęcony "bohaterom Warszawy". Fakt ten interpretowano złośliwie, że oddany został hołd warszawskim powstańcom, a równocześnie postarano się, by nie eksponować zbytnio adresatów tego hołdu… Warszawska opinia zżyła się z warszawską Nike, uczuciem gorącym kwitowała jej obecność w miejscu dla miasta cennym - ale nie uznała za załatwioną sprawy pomnika, nadal podnosiła postulaty w tym względzie.

Inne próby bywały żenujące. Nieustanne wędrówki w poszukiwaniu stosownego miejsca na kolejne rocznicowe akademie. Z jednej sali widowiskowej do drugiej; z godnej, omszałej dostojeństwem do jakiejkolwiek. Dobieranie referentów, mających wypełniać tak zwaną część oficjalną, w rzeczywistości odzwierciedlało zmienne koncepcje politycznego dyskontowania rocznicowej okazji. Czy potraktować ją jako imprezę typu lokalnego, czy też nadawać rangę wydarzenia o zasięgu i znaczeniu centralnym?… A zatem, czy prelegentem ma być dostojnik państwowej rangi, którego wypowiedź będzie mogła być cytowana, stanowiąc urzędową, obowiązującą wykładnię, czy też wystarczy osobistość nie stojąca na świeczniku…? A może wystarczy jeden z nich, uczestnik Powstania - wówczas będzie wspominkowo, a więc najmniej kłopotliwie.

Podstawowy kłopot wynikał z dostrzeganego, czy może raczej przeczuwanego, braku szczerości i istniejących niedopowiedzeń.





#6



Pochwała bohaterstwa wałczących nie szła w parze z jednoznacznie pozytywną pochwałą walki samej - niewielu tylko godziło się na bardziej gruntowną analizę sensu tej walki, wielu każdą próbę pójścia w tym kierunku traktowało jako szarganie świętości.

Ustanowienie odznaczenia - Warszawskiego Krzyża Powstańczego - tworzyło nową jakość, oznaczało bowiem pozytywne skwitowanie samego wydarzenia, jako że odznaczenie nie jest wyrazem uznania dla osobistej postawy, dzielności, bohaterstwa, lecz wyrazem uznania dla faktu uczestnictwa w Powstaniu.

Warszawski Krzyż Powstańczy to krok w kierunku jednoznacznego zaprogramowania pamięci zbiorowej. Kolejny krok w tym samym kierunku stanowi akcja budowy pomnika, który zdaniem jednych - mających szacunkowo liczebną przewagę powinien być i ma być Pomnikiem Bohaterów Powstania Warszawskiego. Zdaniem innych natomiast powinien być Pomnikiem Powstańców Warszawskich, czy Pomnikiem Powstańczej Warszawy …

Spór o nazwę pomnika nie jest sporem pozornym, akademickim, jałowym. Jest to w istocie przejaw ścierania się racji politycznych i przeciwstawnych szkół myślenia historycznego.

O czym mają pamiętać przyszłe pokolenia? O bohaterstwie, ofiarności, patriotycznym czynie? Tak. Tym wartościom mają oddawać hołd! Czy na taki hołd zasługuje polityczna koncepcja, organizacyjne przygotowanie, operacyjne rozegranie Powstania? Nie! Na pewno nie!

Czy rozdzielne potraktowanie tych trudnych, ale przecież - w imię prawdy - wymagających rozdzielenia, dwóch stron powstańczego medalu jest uzasadnione? Dopuszczalne? Możliwe?





#7



Taka operacja napotykać będzie wielorakie opory. Sygnalizuje je w sposób otwarty i bezpośredni tekst Apelu Honorowego Komitetu Budowy Pomnika z dnia 30 listopada 1981 r. Sprawa wydawała się ostatecznie przesądzona, tymczasem… Tymczasem plon konkursu, projekty monumentów, mających utrwalać pamięć, stały się wbrew intencjom autorów argumentem za tezami mniejszości.

Apel głosił:

Powstanie Warszawskie 1944 roku była w ostatnim, szczególnie dramatycznym dla Polski okresie II wojny światowej nie tylko istotną częścią planu walki, realizowanego przez Armię Krajową, lecz również wyrazem zbiorowej woli społeczeństwa naszej stolicykraju, aby własnym udziałem przyczynić się do obalenia przemocy najeźdźcy i do odzyskania wolności. Powstanie było walką o swobodny byt narodu w suwerennym państwie. To rozumienie istoty sprawy narodowej spowodowało masowe i solidarne poparcie ludności Warszawy dla działań rozpoczętych na rozkaz Dowódcy Armii Krajowej.

W 63 dniach boju powstańczego uzewnętrznił się i potwierdził demokratyzm idei walki o wolność. Powstanie Warszawskie było społecznie najbardziej powszechnym ze wszystkich powstań polskich. Wspólnie działały władze cywilne i wojskowe, zespalał się żołnierz z obywatelem, udzielając sobie nawzajem pomocy. Cała Warszawa walczyła wraz z Armią Krajową. Lud walczył o swoją wolność, bez względu na przynależność organizacyjnąpoglądy polityczne

Każdy naród zachowuje wierność swojej tradycji. W świadomościtradycji narodu polskiego sprawa niepodległości stanowi wartość najcenniejszą. Jej elementem jest pamięć o tych, którzy w służbie niepodległości





#8



ponieśli ofiarę życia i cierpień dla Polski, pamięć o patriotycznych motywach ich postawy i celach ich dążeń. Społeczeństwo nasze w ciągu trzydziestu sześciu lat wytrwale dawało wyraz swego uznania dla Powstania Warszawskiegoczci dla jego bohaterów, nawet wtedy, gdy było to trudne.

Historia przekaże pełną prawdę o Powstaniu Warszawskim, żołnierską prawdę wojska powstańczego i ludności cywilnej, ich ofiarnej walki z najeźdźcą prowadzonej poza granice ludzkiej wytrzymałości, walki sięgającej szczytów heroizmu. Powstanie to wielki czyn narodowy. W akcie powstańczym tkwią ogromne i twórcze pierwiastki kształtujące naród. Wielkością tą żyć będą przyszłe pokolenia. Nie znalazła ona dotychczas właściwego wyrazu w symbolach pamięci narodowej. Ten dług wobec historii powinien być spłacony. Trzeba to uczynić także przez wzniesienie pomnika Powstania Warszawskiego.

W roku bieżącym rozpoczął działalność Społeczny Komitet Budowy Pomnika Powstania Warszawskiego 1944. Ukonstytuował się też Honorowy Komitet Budowy. Uważają one za słuszne, aby pomnik Powstania Warszawskiego wznieść ze środków społecznych, zgromadzonych z dobrowolnych datków i ofiar. Budowa Pomnika ma być rozpoczęta w możliwie krótkim czasie.

Honorowy Komitet Budowy Pomnika Powstania Warszawskiego 1944 zwraca się do uczestników Powstania, członków wszystkich formacji Polski Walczącej i Polskich Sił Zbrojnych w II wojnie światowej, do wszystkich żołnierzy, którzy nieśli pomoc Warszawie, do Polek i Polaków, gdziekolwiek żyją, z gorącymserdecznym apelem o poparcie indywidualne lub zbiorowe idei budowy pomnika Powstania Warszawskiego.

Spłaćmy dług przeszłości nieujarzmionej Warszawie





#9



w sposób godny ofiarności żołnierzy i ludności walczącej stolicy.

Stylizacja apelu jest przejrzysta: pomnik ma być wyrazem czci dla bohaterów Powstania i wyrazem uznania dla Powstania Warszawskiego jako wielkiego czynu narodowego.

Równocześnie kładzie się w apelu nacisk na to, by pomnik wznieść ze środków społecznych. Nacisk ten należałoby powitać z satysfakcją tym większą, że spiętrzona w latach osiemdziesiątych fala inicjatyw pomnikowych zasilana była środkami publicznymi… Należałoby, lecz rzecz w tym, że w tezie tej doszukać się można podtekstu. Jeśli uznanie dla Powstania i cześć dla jego bohaterów bywały w przeszłości trudne, to działo się tak za sprawą władz. Rezygnacja z pomocy tych władz w dziele wznoszenia pomnika dziś jest wielce wymowna…

Konkurs na projekt pomnika nie przyniósł oczekiwanych rezultatów.

Wielokrotne spotkania dyskusyjne twórców projektów konkursowych z zainteresowanymi nie doprowadziły do uzgodnienia stanowisk.

Powszechne mniemanie dyskwalifikowało zgłoszone do konkursu projekty, odmawiano im tytułu dzieła, oddającego historyczny wymiar powstańczego czynu.

Atmosferę zawodu, rozgoryczenia, niepokoju sygnalizowały wypowiedzi publikowane na łamach prasy. Ogromne zainteresowanie wystawą projektów pomnika, które skłoniło do przedłużenia czasu trwania ekspozycji projektów o cały miesiąc, nie było przejawem entuzjazmu, lecz konsternacji, zatroskania. "…Idąc na tę wystawę i dyskusję, czułem serce w gardle, spodziewając się wielkich emocji, oczywiście w sensie pozytywnym. Niestety, rozczarowanie nastąpiło bardzo szybko. Smutek ogarnął





#10



mnie, bowiem żaden z prezentowanych projektów pomnika nie wybijał się ponad przeciętność, a wyróżnione prace nieznacznie odbiegały od pozostałych.

Spotkałem na tej wystawie i dyskusji wielu wybitnych architektów, urbanistów i rzeźbiarzy, z którymi wymieniłem poglądy. Chciałem przekonać się, czy czasami obawy moje nie są zbyt przesadne. Jednak w zdecydowanej większości potwierdziły się. Zastosowałem jeszcze inną metodę konfrontowania opinii - włączałem się do rozmów ludzi przygodnie spotkanych, mniej lub więcej uczuciowo zaangażowanych w budowę tego pomnika, byłych powstańców i ludzi młodych, którzy znali te historyczne wydarzenia tylko z publikacji i opowiadań. Jedni wypowiadali swoje uwagi, inni kwitowali je tylko negatywnym kiwnięciem głowy.

Miał to być pomnik trwały, zrozumiały, czytelny, żeby każdy przechodzień mógł się przed nim zatrzymać, wpaść w zadumę, wrócić myślami do tamtych czasów i oddać hołd, a nie zastanawiać się, co to znaczy ta rozproszona sceneria? Nieodłączną częścią pomnika miał być symbol Polski Walczącej. Tymczasem autorzy prezentowanych prac chcieli chyba wszystkim po trochu dogodzić, gubiąc przy tym sens i treść monumentu."

Tak pisał na łamach "Kuriera Polskiego" urbanista, mgr inż. Zbigniew Zieliński. Na łamach "Tygodnika Polskiego" (nr 7/84) Romana Zdziarska ogłosiła swoje Votum nieufności żołnierza AK w stosunku do decyzji konkursowych. Wypowiedzi na łamach "Stolicy", "Za i przeciw", "Słowa Powszechnego", odzwierciedlały panujące nastroje.

"Dać Warszawie pomnik Powstania Warszawskiego, to wielka odpowiedzialność" - podkreślano. Nie udało się sprostać tej odpowiedzialności.

Dlaczego?





#11



Dlatego, że na ogół poszukiwano i wybierano formy plastyczne pomnika, w których "dominuje walka, karabiny, gruzy, strzelający żołnierze, wybuchy granatów, bohaterstwo, śmierć, heroizm. Jednym słowem wszystko to, co cechuje każdą walkę". …Jest to wielka pomyłka. Pomnik Powstania Warszawskiego nie powinien być ilustrowanym opowiadaniem" - pisał w liście do "Słowa Powszechnego" artysta rzeźbiarz, autor jednego z konkursowych projektów.

W wielkiej trosce o dzieło godne sprawy wołał:

"Proszę, a nawet wzywam wszystkich, którzy brali udział w Powstaniu Warszawskim, przypomnijcie sobie tę pierwszą wielką bitwę o własne "Ja", walkę, jaką wygraliście z samym sobą. Była bezkrwawa ale jakże ważna. Była to walka, która rozsadzała piersi, bo tak jak czyste powietrze do płuc, tak do Waszych dusz z rozkoszą wdzierały się hasła "OJCZYZNA", "WOLNOŚĆ" i wówczas podnosiliście głowy do góry wołając "BOŻE", kiedy to nastąpi. To tu jest głębia Powstania Warszawskiego, tu jest fundament pod pomnik. Przyszłe pokolenia będą chciały tę prawdę widzieć w tym pomniku."

W trzykrotnej wędrówce po salkach Muzeum Narodowego, między projektami pomnika, zadawałem sobie podobne pytanie. Jaką prawdę zdołają dostrzec w tym pomniku przyszłe pokolenia? Przecież ten pomnik będzie wznoszony w jednakiej mierze z myślą o tych, co odeszli, co położyli życie w świętej dla siebie sprawie, i z myślą o tych, którzy przychodzą, by służyć tej samej sprawie…

Jak patrzą oni, ci patrzący na wystawiane dzieła? Czy znak Polski Walczącej nie został w ich świadomości zdeprecjonowany przez animatorów zgiełku propagandowego ostatnich lat, nie wahających się szargać świętości na wszystkich murach i płotach?





#12



Czy walka o interpretację znaku zwycięstwa ("V") kojarzy im się z rozczapierzonymi palcami zacietrzewionych manifestantów? Czy też ten znak, wkomponowany w projektowane układy przestrzenne, zachowuje i dla nich powagę i dostojeństwo?

Z zasłyszanych rozmów, ulotnych opinii, wynikało, że raczej nie dostrzegają, ci młodzi, niczego nagannego w fakcie, że autorzy projektów jakby się umówili, że przedstawią koncepcję pomnika Powstańców Warszawskich, a nie koncepcję pomnika Powstania Warszawskiego. Odnoszę wrażenie, że odnajdują z satysfakcją znane im symbole, nazwy, oznaczenia - nazwy powstańczych batalionów, kompanii, zgrupowań, dzielnic warszawskich… Zdają się nie dostrzegać niczego niewłaściwego w fakcie, że bryły symbolizujące elementy powstańczej barykady noszą nazwy nie pozwalające doszukać się jakiejś myśli porządkującej - tu "Szare Szeregi", tam "Agaton", a obok "Róg", "Chrobry II", "KG AK", "KG AL"…

Moi rówieśnicy przykładają do projektów miarę swych powstańczych doświadczeń: ironizują, wbrew prawdziwym przekonaniom i odczuciom; asekurują się - tak jak w tamtych dniach - przed posądzeniem o sentymentalizm… Powiadają: łatwiej było wywołać Powstanie, niż wypracować koncepcję pomnika.

Do przykładania różnorakich miar zachęcają, ba, skłaniają, twórcy projektów. Autor projektu oznaczonego numerem 56 formułuje kategoryczną uwagę - jak pisze, conditio sine qua non - praca musi być umieszczona na podwyższeniu, wynoszącym 120 centymetrów. Tylko w takim układzie może być oceniona i doceniona.

Właśnie atrakcyjna młoda dama zaznacza na biodrze wysokość, na której znajduje się model oznaczony





#13



numerem 56. Potakuje skinieniem głowy na nieme pytanie. Zgadza się. To będzie owe żądane przez autora 120 cm."

Na pytanie o ocenę projektu odpowiada z ożywieniem, pasją nawet.

Sprawy Powstania ma zakotwiczone w pamięci i w sercu. Do tego się przyznaje już w kawiarni muzealnej, do której idzie się krętymi schodami w ślad za wonią, płynącą z dań krótkich. Jej bliscy żyją do dziś tamtymi sprawami. Wie o Powstaniu wszystko to, co można na ten temat przeczytać, o czym mówią często i jakby za każdym razem po nowemu owi bliscy, znajomi i przyjaciele. Rozumie mniej niż oni, bogatsi o własne doświadczenia, doznania. Rozumie więcej niż oni, gdyż nie musi ustawicznie poszukiwać potwierdzenia słuszności tamtych decyzji, skazujących ludzi na heroizm, wieszczących miastu zagładę, zwiastujących śmierć i cierpienie. Rozumie więcej, gdyż może powściągać emocje przy formułowaniu wartościujących sądów…

Rozumie więcej? Kształtna główka osadzona… ależ tak, ta szyja przypomina do złudzenia szyję Madonny ze znanej rzeźby Dunikowskiego, którą rozbili hitlerowscy "kulturträgerzy" w latach okupacji. Z całej postaci ocalała jedynie przechylona w modlitewnym geście główka, spoczywająca na szyi o kształcie niezrównanym. Powabna główka porusza się w geście bezradności… Doceniam wagę Powstania w waszej sytuacji, ale przecież obiektywnie biorąc dla sprawy niepodległości Polski, jej suwerennego państwowego bytu, nie stanowiło ono conditio sine qua non… Niepodległy byt państwa polskiego był nieuchronnym i koniecznym następstwem przetrącenia grzbietu hitlerowskiej bestii. A to nastąpiło pod Stalingradem, już w końcu roku 1942… Musiało być jasne dla każdego z was, że druga





#14



wojna światowa przyniesie Polsce odrodzenie niepodległego bytu. Stałoby się tak bez względu na to, czy po wojnie obronnej roku 1939 - Polacy walczyli czy też nie walczyli na wszystkich frontach, w ruchu oporu i wojnie partyzanckiej w kraju… Niepodległość Polski stała się faktem jeszcze zanim Powstanie wybuchło… Oczywiście wiele spraw konkretnych, także o podstawowym znaczeniu, pozostawało do rozstrzygnięcia - wśród nich kształt terytorialny Polski, ustrój społeczno-gospodarczy, ale wszystkie one miały charakter wtórny w stosunku do zagadnienia podstawowego: z woli własnej, własnego narodu, zgodnie z intencjami państw koalicji antyhitlerowskiej, Polska pozostaje Polską, niepodległą i suwerenną.

Dyskretna elegancja stroju, o harmonijnie zestawionych barwach, współgra z wywodami "dunikowskiej damy"… Każde porównanie z powstańczymi zrywami Polski dziewiętnastowiecznej jest porównaniem chybionym. Analogii nie ma żadnych, jeśli nie brać pod uwagę dzielności, bohaterstwa żołnierza. To, o co podejmowano walkę w powstaniu listopadowym czy styczniowym, było w przypadku Powstania Warszawskiego rozstrzygnięte przed podjęciem walki. Niepodległość była tu jedynie czymś w rodzaju opakowania zastępczego…

Oczywiście taka generalna teza może być zakwestionowana, znajduje ona jednak oparcie w faktach, które są poza sporem.





#15



II. Fakty poza sporem



Faktów takich - mających wpływ decydujący na decyzję o Powstaniu, na jego przebieg i rezultaty wskazać można wiele.

Fakt pierwszy - nie mający charakteru wydarzania jednostkowego, zasługujący raczej na miano sytuacji - to fakt, że państwo polskie zostało wprawdzie w rezultacie agresji hitlerowskiej zawojowane, ale nie skapitulowało, naród się nie poddał, zachował chęć walki, demonstrował gotowość i zdolność do walki.

Naczelne Dowództwo Armii Polskiej nigdy me podpisało aktu kapitulacji. To co było udziałem armii francuskiej, kapitulującej w Compiègne przed Niemcami, czy armii niemieckiej, kapitulującej w Berlinie, przed aliantami - nie było udziałem armii polskiej w roku 1939. Naczelny Wódz znalazł się poza zasięgiem wroga - nie stał się jeńcem wojennym **1. Zmiana na stanowisku Naczelnego Wodza dokonana została w trybie ustanowionym przez Konstytucję RP.

Zachowana została ciągłość władzy państwowej.



**1 Powszechnie potępiano jednak Wodza Naczelnego za porzucenie walczącej armii. Dominował pogląd, że powinien walczyć wraz z żołnierzami i raczej zginąć niż ujść za granicę.





#16



Legalna władza państwowa kierowała walką sił zbrojnych na wielu frontach drugiej wojny światowej. Ruch oporu na zawojowanym i czasowo okupowanym terytorium państwa, prowadził działalność, wchodzącą w zakres normalnych funkcji państwa; konspiracja wojskowa, będąca emanacją ruchu oporu, prowadziła czynną walkę z okupantem, zgodnie z dyrektywami rządu, funkcjonującego poza terenem kraju, i jego krajowej delegatury. W ramach konspiracji wojskowej prowadzono, obok walki czynnej o profilu i zasięgu dostosowanym do specyfiki sytuacji, przygotowania organizacyjno-szkoleniowe do wystąpienia zbrojnego w skali powszechnej w dostosowaniu do rozwoju wydarzeń na terytorialnie najbliższym teatrze wojny.

Tak więc - nie bierne oczekiwanie na zwycięstwo koalicji antyhitlerowskiej, na dopełnienie łańcucha sojuszniczych zobowiązań, którego pierwszym ogniwem była polska wojna obronna we wrześniu i październiku roku 1939 - lecz walka z hitlerowskim faszyzmem na wszystkich frontach. Mobilizowano siły i środki do wykonania, stanowiącej przedmiot ogólnonarodowej zmowy i ambicji, decyzji o wyjściu "z ciosem" ze zbrojnych zmagań II wojny światowej, o przyczynieniu się do zwycięstwa poprzez odwetowe uderzenie tu, w Polsce, gdzie tę wojnę agresor hitlerowski zaczynał.

Fakt pierwszy - o znaczeniu przecież podstawowym - wynikał z zespolenia narodu wokół hasła i programu walki w obronie wolności i niepodległości przeciw agresorowi i ciemiężcy. Nosiciele władzy, występujący jawnie i działający w konspiracji, byli świadomi, że dysponują mandatem upoważniającym do prowadzenia walki, mieli oparcie w masach. Polityczni oponenci nigdy nie poddawali owych nosicieli władzy krytyce za chęć i gotowość walki z wrogiem,





#17



wprost przeciwnie, krytykowano ich za zbyt małą intensywność wysiłku zbrojnego, za kunktatorstwo. Doświadczenia lat okupacji dowodziły, że bierne oczekiwanie na rozwój wydarzeń nie prowadzi do zmniejszenia strat ponoszonych przez naród polski. Hitleryzm realizował swój plan wyniszczenia, powstrzymać go mogła tylko zdecydowana kontrakcja. Te doświadczenia przemawiały za koncepcją akcji zbrojnej, mającej dobić wroga.

Fakt drugi - to fakt czynienia użytku z tego mandatu zarówno w postaci prowadzenia akcji bieżącej, jak też w postaci prowadzenia przygotowań powstańczych.

W wydanym w Londynie w roku 1950 fundamentalnym dziele **1 Polskie siły zbrojne w drugiej wojnie światowej - uwypuklono odrębność przygotowań powstańczych i bieżącej akcji bojowej.

Stwierdza się tam, że "Od pierwszej chwili podjęcia podziemnej pracy wojskowej w świadomości szeregów konspiracyjnych tkwiła wizja powszechnego powstania narodowego jako końcowego, potężnego zrywu wyzwoleńczego, który uwieńczony będzie zwycięstwem" (s. 170).

Koncepcja powstania przeciw Niemcom oparta była na kilku zasadniczych przesłankach. Dotyczyły one momentu rozpoczęcia powstania, jego charakteru i jego związków z całokształtem działań wojennych. Charakteryzując tę koncepcję generalną wydawnictwo PSZ stwierdza: "Powstanie w kraju może mieć miejsce dopiero w momencie ostatecznej klęski Niemiec, w okresie ich "dobijania". Powstanie nie może być akcją długotrwałą, prowadzoną



**1 Komisja Historyczna Polskiego Sztabu Głównego w Londynie. Polskie Siły Zbrojne w drugiej wojnie światowej. Instytut Historyczny im. gen. Sikorskiego, Londyn 1950. Tom III Armia Krajowa s. 972.





#18



w odosobnieniu. Toteż musi ono być zsynchronizowane z rozwojem akcji sprzymierzonych i otrzymać należyte wsparcie z Zachodu"

W toku poczynań konspiracyjnych zmierzano do przygotowania sil i środków niezbędnych dla powstania - a więc kadry żołnierskiej, jej uzbrojenia i wyposażenia w sprzęt, zaopatrzenia intendenckiego i sanitarnego, organizacji dowodzenia etc.

Planowanie powstania powszechnego przechodziło kilka stadiów.

Pierwszy dokument, noszący nazwę planu powstania opracowany został w ciągu roku 1940 w Komendzie Głównej ZWZ i przekazany do Londynu jako "Raport operacyjny" (meldunek nr 54 z 5 lutego 1941 r.).

Drugi dokument, przekazany do Londynu jako "Raport operacyjny" nr 154 na początku roku 1943, opracowany został w roku 1942 i stanowił uaktualnienie planu poprzedniego na podstawie zmiany sytuacji po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej.

Trzeci dokument powstał na początku roku 1943, przekazany został do Londynu w meldunku z 28 lutego 1943 r. i zawierał plan przeprowadzenia powstania kolejnymi strefami poczynając od wschodu (operacja "Burza"), zamiast powstania powszechnego.

Tak więc drugi fakt poza sporem stanowią konkretne plany działań powstańczych, istniejące, dostosowywane do zmiennych sytuacji w rozwoju wojny, wcielane w życie. **1



**1 W związku z tym, że bieżąca akcja bojowa, a także bieżąca działalność specjalna były bardziej narażone na uderzenia ze strony wroga niż organizacyjne prace przygotowawcze do powstania, chcąc zapobiec przenoszeniu się zagrożenia z bojowej akcji bieżącej na całość pracy organizacyjnej - wyodrębniono akcję bieżącą z całości związków organizacyjnych. Praktyczne skutki takiego podejścia znalazły wyraz np. w tym, że takie działy akcji bieżącej jak wywiad, dywersja, propaganda, a także konspiracyjna produkcja czy akcja zrzutowa musiały tworzyć odrębne sieci łączności.





#19



Istnienie planów i zaawansowanie działań na rzecz wcielania ich w życie stanowiły czynnik, stymulujący podjęcie walki powstańczej. W tym kierunku prowadziła swoista logika wydarzeń, naturalne dążenie do finalizowania zainicjowanych procesów.

Fakt trzeci - to pojmowanie polskiej racji stanu przez ludzi czynnych w ośrodkach władzy, w ośrodkach myślenia politycznego w kraju i poza krajem.

Fundamentem koncepcji, która miała stanowić najpełniejszy wyraz polskiej racji stanu, była teoria "dwóch wrogów".

Zwycięska dla Polski i jej sojuszników druga wojna światowa miała przynieść powrót Polski do niepodległego bytu państwowego, w kształcie terytorialnym i ustrojowym sprzed agresji hitlerowskiej. Na przeszkodzie takiemu ukształtowaniu państwa polskiego stały nie tylko Niemcy, ale i Związek Radziecki - nie akceptowano linii Bugu, jako granicy zachodniej ZSRR, planowano wystąpienie zbrojne przeciwko Związkowi Radzieckiemu, prowadzono przygotowania do działań psychologiczno-propagandowych.

Działania te były stosunkowo łatwe do dnia rozpoczęcia agresji hitlerowskiej na Związek Radziecki. Tylko wytrawni politycy mogli dostrzec poza spektakularnym układem Ribbentrop-Mołotow strategiczny zamysł Związku Radzieckiego, dążenie do ukształtowania elementarnych przesłanek przyszłego zwycięstwa. Nawet wytrawni politycy ulegali presji sukcesów faszystowskiego "blitzkriegu", dopiero zwycięstwo stalingradzkie i triumf w bitwie na Łuku





#20



Kurskim pozwalały dostrzec perspektywę rozgromienia faszyzmu.

Klasowo zdeterminowani nosiciele teorii "dwóch wrogów" upatrywali w śmiertelnych zmaganiach wojennych na terenie Kraju Rad potwierdzenia swoich rachub na wykrwawienie się "dwóch wrogów", zapowiedź zgodnego z tymi rachubami dalszego ciągu…

Klasowe zacietrzewienie i nawyk myślenia tradycyjnego, niechęć czy wprost niemożność konstruowania racjonalnych przesłanek polskiej polityki wojennej, nie pozwalały wyjść poza fobie i resentymenty.

W emigracyjnych ośrodkach władzy brak było wiedzy o przeobrażeniach zachodzących w kraju, o radykalizacji społeczeństwa, o awersji w stosunku do obozu sanacji.

W kraju warunki konspiracji pozwalały skutecznie kamuflować oblicze politycznego kierownictwa, uniemożliwiały dojście do głosu koncepcjom realistycznym, godnym miana racji stanu.

Los generała W. Sikorskiego, nosiciela koncepcji sojuszniczego porozumienia z ZSRR jest i gorzki, i wymowny. Działania generała, zmierzające do optymalnego zabezpieczenia interesu Polski w zmaganiach wojennych, były traktowane w sposób nacechowany warcholstwem przez tych samych ludzi, którzy w latach międzywojennych doprowadzili do zantagonizowania Polski w stosunkach z naturalnymi i potencjalnymi sojusznikami, szukali wsparcia w iluzorycznych - jak się niestety okazało - sojuszach militarnych i politycznych, i uporczywie nie chcieli przyjąć do wiadomości, że próba powielania modelu miejsca Polski w Europie i świecie, modelu z okresu traktatu wersalskiego, jest tak anachroniczna, że może jedynie przynieść szkodę krajowi, jego





#21



niepodległości, suwerenności i terytorialnemu kształtowi, odpowiadającemu narodowym aspiracjom.

Fantazjowanie na tematy polityczne, nieustanne obracanie się w świecie iluzji, zamiast myślenia w kategoriach politycznego realizmu prowadziło nieuchronnie na manowce. Po śmierci generała W. Sikorskiego zabrakło autorytetu, który mógłby być nosicielem koncepcji pozwalającej Polsce wyjść zwycięsko z drugiej wojny światowej, a nie tylko znajdować się w gronie państw zwycięskiej koalicji antyhitlerowskiej. W tej sytuacji konieczne i zbawienne stało się nadanie form organizacyjnych politycznej myśli polskiej lewicy, i w konsekwencji, przejęcie przez tę lewicę historycznej odpowiedzialności za Polskę.

Fakt czwarty wynikał wprost ze struktury i politycznego oblicza wielkiej koalicji antyhitlerowskiej. Koalicja ta kształtowała się, zespalała, nabierała zwartości pod wpływem i w rezultacie hitlerowskiej agresji; groźba zewnętrzna skłaniała do przechodzenia ponad ewidentnymi różnicami interesów.

Te interesy krzyżowały się w sposób wieloraki w czasie, przestrzeni, układach bilateralnych i multilateralnych. Zagadnienia takie, jak branie na siebie i dźwiganie ciężarów wojny, wybór terenów operacji wojennych, termin i miejsce otwarcia drugiego frontu, były przedmiotem zabiegów strategicznych nie tylko charakteru militarnego: decyzje podejmowano z myślą o ich znaczeniu dla przyszłego, powojennego, układu sił w świecie.

W tym powojennym układzie sił zachodni partnerzy koalicji antyhitlerowskiej przywiązywali większą wagę do potęgi ekonomicznej i przyszłej roli politycznej Niemców i Niemiec, niż do walorów, jakie w tym względzie reprezentować mogła powojenna Polska. Jakakolwiek by ta Polska była.





#22



Stąd też, ustosunkowując się do uporczywie podnoszonej przez Polaków kwestii terytorialnego zasięgu Polski po rozbiciu Niemiec hitlerowskich, zajmowali stanowisko tradycyjne: wschodnia granica Polski zgodnie z linią określoną w roku 1920 przez lorda Curzona, zachodnia granica Polski - z uwzględnieniem roszczeń Polski z tytułu strat wojennych ale przecież nie tak, by Niemcy stracili zbyt wiele, by nie mogli być wykorzystywani jako efektywna siła militarna w okresie, kiedy wielka koalicja antyhitlerowska przejdzie do historii, a zacznie się walka ideologiczna i polityczna między jej uczestnikami…

Faktem było, że zachodni alianci Polski nie identyfikowali się z koncepcjami strategicznymi i taktycznymi w polityce rządu polskiego na emigracji, wywierali niejednokrotnie presję w kierunku dostosowania tej polityki do wymogów koalicyjnej zwartości i jednolitości, a jednocześnie, zachęcając ów rząd do rezygnacji z niektórych elementów tych koncepcji - byli zdecydowanie powściągliwi w solidaryzowaniu się z postulatami trwałego uregulowania położenia Polski, stanowiącego gwarancję pomyślnego rozwoju. **1

Fakt piąty - pozostający poza sporem, to otwartość i prawdomówność zachodnich aliantów w sprawie realizowanej i postulowanej pomocy militarnej dla Polski podziemnej i Polski ewentualnie powstańczej.

Funkcjonowaniu sztabowców polskich - funkcjonowaniu, w którym o lepsze rywalizowały ze sobą dyletantyzm, brak poczucia odpowiedzialności, dominacja myślenia życzeniowego i traktowania pragnień



**1 Postulaty, dotyczące przyszłych zachodnich granic Polski, wysuwane w Londynie, były niezdecydowane i mało konsekwentne; jedynie stanowisko lewicy politycznej w kraju było jednoznaczne.





#23



jako rzeczywistości - przeciwstawiano zimną kalkulację, system priorytetów i dyscyplinę w respektowaniu dyrektyw.

Plan powstania zawarty w meldunku 54 z dnia 5 lutego 1941 roku **1 przewidywał uruchomienie pomocy wojsk z emigracji, przy czym postulował pomoc lotnictwa w formie bombardowania z powietrza (obiektów umocnionych i kolumn wojska), desantu oddziałów z powietrza, desantu morskiego dla trwałego zdobycia wybrzeża i utworzenia tam bazy operacyjnej **2.

Temat ten podjął gen. W. Sikorski w podpisanym 8 marca 1942 dokumencie, noszącym nazwę "Instrukcja osobista i tajna, dla Dowódcy Krajowego". Gen. W. Sikorski podawał do wiadomości Dowódcy Krajowego informacje elementarne, a mianowicie:



- lotnictwo bojowe jest włączone do lotnictwa brytyjskiego, oparte na brytyjskich stałych bazach zaopatrzenia i nie jest zdolne do oderwania się z baz wyspy i samodzielnego działania na kontynencie;

- przeorganizowanie i przezbrojenie lotnictwa dla uzyskania jego gotowości do działań powstańczych możliwe będzie dopiero po otrzymaniu bojowego sprzętu z produkcji amerykańskiej - termin otrzymania tego sprzętu dotychczas niewiadomy;

- stosunkowo niewielka siła lotnictwa, którą możemy wystawić dla wsparcia powstania - wymaga organizacji tyłów lotniczych, dowódców i sztabów lotnictwa, sprawnego dowodzenia, wszystko dopiero w trakcie organizacji i szkolenia;



**1 Por. PSZ to drugiej wojnie światowej, t. III Armia Krajowa s. 179-180.

**2 Tamże, s. 187, 189.





#24



- gotowość do działań oddziałów spadochronowych zależy od ich uzupełnienia, wyszkolenia, posiadania niezbędnej ilości lotnictwa transportowego, czas produkcji i termin przygotowania tego lotnictwa na razie niewiadomy;

- nie sądzę - stwierdził w instrukcji W. Sikorski - by było realne zgrywanie momentu wybuchu powstania z trwałym zdobyciem naszego wybrzeża i założeniem tam bazy lotniczej oraz materiałowej.



Relacje między rządem polskim a aliantami zachodnimi, zabiegi o pomoc w wyposażeniu, walczącego ofiarnie i po bohatersku narodu polskiego, w broń, materiały wybuchowe, sprzęt - obfitowały w sytuacje nieoczekiwane i deprymujące.

Absolutnie zaskakujące dla polskiego ruchu oporu musiało być przyjęcie w marcu 1943 przez sztab brytyjski hierarchii ważności w planach zaopatrywania ruchu oporu w poszczególnych krajach okupowanej Europy, stawiającej na pierwszym miejscu Włochy, Korsykę, Kretę. Dalej w kolejności szły Bałkany, potem Francja, a dopiero za nimi Polska stawiana na równi z Czechosłowacją.

Gen. W. Sikorski podjął w rozmowie z prezydentem USA Rooseveltem sprawę uzyskania 12 samolotów typu "Liberator" B-24, a więc samolotów dalekiego zasięgu dla utrzymywania kontaktów z Armią Krajową i systematycznego jej zaopatrywania w broń i wyposażenie bojowe. W toku starań o sfinalizowanie tej obietnicy polski attaché wojskowy w Waszyngtonie otrzymał od szefa sztabu Białego Domu, admirała Leahy (6 XII 1942) list informujący, że ponieważ Polska "znajduje się w obrębie brytyjskiego teatru operacyjnego i w zakresie brytyjskiej odpowiedzialności… zatem prośba Pana została skierowana do brytyjskich szefów celem rozważenia





#25



jej w związku z możliwością przydziału ze źródeł brytyjskich".

Relacjonujący te wydarzenia W. T. Kowalski (Tragedia w Gibraltarze, KAW, Warszawa 1982, str. 238) pisze:\



"Sikorski musiał być poruszony taką odpowiedzią, gdyż nie czekając na następną rozmowę z Rooseveltem, sam sięgnął po pióro: "…Apeluję do Pana, Panie Prezydencie, po raz wtóry, aby Kraj mój nie został pozostawiony sam sobie w tej okrutnej walce, jaką prowadzi wszystkim, na co go tylko stać, lecz aby liczyć mógł na realną pomoc dostarczoną mu bodaj przez nasze własne samoloty. Wydaje mi się, że wkład dwunastu, a najmniej sześciu, samolotów łącznikowych, o których odstąpienie proszę, jest doprawdy niewspółmiernie niski w stosunku (do) wagi, jaką to posiada dla Kraju".



Na dwa dni przed odlotem do Londynu nadeszła odpowiedź Roosevelta, napisana tak, jakby w ogóle nie było rozmowy w dniu 3 grudnia. "Nadzwyczaj żałuję - pisze Roosevelt :- że nie jest możliwe dla Stanów Zjednoczonych załatwić przychylnie tę prośbę… Odczuwam jednak że propozycja Pana jest (tak) dalece godna uwzględnienia, że przedstawię ją osobiście premierowi brytyjskiemu, prosząc o poświęcenie jej największej wagi".

Nic z tego "przedstawienia" nie wyszło.

Deklaracje słowne, najpiękniej brzmiące, musiały ustępować wobec żelaznych reguł prowadzenia wojny, gdzie liczą się kompetencje, zimna kalkulacja, rachunek strat i zysków, absolutny priorytet własnych celów i planów.

Zabiegi premiera S. Mikołajczyka w Waszyngtonie, podjęte w czerwcu 1944 r. a dotyczące wsparcia powstania w Polsce, nie wpłynęły na zmianę stanowiska aliantów. Podjęte 7 lipca 1944 r. przez szefów





#26



sztabu USA i Wielkiej Brytanii decyzje brzmiały jednoznacznie i kategorycznie: - dowództwo alianckie nie ma możliwości dostarczenia broni drogą powietrzną w ilościach dostatecznych dla zabezpieczenia powstania w Polsce. Możliwe byłoby to jedynie lądem lub morzem w powiązaniu z operacjami radzieckimi… **1

Fakt szósty - szczególnie plastycznie rysujący się na tle rozwoju sytuacji na frontach drugiej wojny światowej, rozwoju ukazującego wzrost roli i pozycji Związku Radzieckiego, jako mocarstwa mającego decydujący wpływ na losy i charakter zwycięstwa, a co za tym idzie na sposób wykorzystania zwycięstwa poprzez uregulowanie przyszłej organizacji świata - to nasza naiwność w traktowaniu możliwości walki, rywalizacji ułożenia stosunków współistnienia czy współpracy z ZSRR

Wrogość w stosunku do wschodniego sąsiada wynikała z wielu przesłanek typu historycznego, była rozmyślnie podsycana w okresie międzywojennym, tkwiła u podstaw polskich koncepcji militarnoobronnych, miała swe klasowe motywy i uwarunkowania, żywiła się interpretacją, często zakłamaną, faktów trudnych do akceptacji. Wrogość to droga do zacietrzewienia i utraty zdolności trzeźwego myślenia. Do niczego nie może prowadzić retoryka pogardy i nienawiści Komendant ZWZ w "Raporcie operacyjnym" (meldunek nr 54 z 5 lutego 1941) posługiwał się terminem "hordy sowieckie" i oczekiwał, że Niemcy zadadzą Rosjanom "szereg klęsk militarnych" co może i musi "bardzo wydatnie wstrząsnąć strukturą Sowietów, osłabić ich spoistość i zagrozić ich ustrojowi, jak również poderwać wartość



**1 Por. Leon Mitkiewicz, Powstanie Warszawskie. "Zeszyty Historyczne" nr 1, Paryż 1962, s. 132-138.





#27



i bez tego obezwładnionej niepowodzeniami armii". **1

Wrogość demonstrowana także w tej formie może być zrozumiała, choć nie powinna być usprawiedliwiana. Naiwność w podchodzeniu do problemu kluczowego dla narodu, jego egzystencji i rozwoju, musi prowadzić na manowce.

Taką naiwnością, dyskwalifikującą ośrodki dyspozycji politycznej i militarnej, było oczekiwanie, że można doprowadzić do porozumienia nie prowadząc negocjacji; że można skłonić do świadczenia pomocy podejmując działania wrogie w stosunku do dysponującego możliwościami pomocy; że jakiekolwiek racje historyczne mogą przekreślić realia i aktualne uwarunkowania.

Siły kierownicze AK nie mogąc odejść od postaw ukształtowanych w latach I wojny światowej snuły plany o zbrojnym starciu z ZSRR w imię obrony polskiego stanu posiadania na wschód od Bugu. Stanu posiadania, który był iluzoryczny w okresie międzywojennym i którego restytuowanie w zamysłach i planach zakładało uznanie przez Ukraińców i Białorusinów zwierzchnictwa Polski, zanegowanie związków z Krajem Rad. Gen. W. Sikorski upominał dowódcę AK 6 lutego 1943 r.: "Musicie zrozumieć, że wojny na dwa fronty Polska ani dziś, ani w przyszłości prowadzić nie może, i że porozumienie z Rosją jest koniecznością" **2. Miast poszukiwania źródeł siły i potęgi Polski w sojuszu z ZSRR, którego rola pierwszoplanowa stawała się widoczna dla świata, pobrzękiwano szabelką, wysuwano żądania rozwiązania ZPP, który obdarzano mianem "czerwony komitet



**1 PSZ, ». 175.

**2 Armia Krajowa w dokumentach, t. II, Londyn 1973, s. 422.





#28



narodowy", i likwidacji 1 DP im. T. Kościuszki - "czerwonej polskiej dywizji".

Fakt siódmy - to brak spójności i synchronizacji poczynań w dziedzinie polityki z działaniami militarnymi.

Efektywność akcji zbrojnej pozostawać musi w zależności od tego jaka koncepcja polityczna stoi za akcją militarną, czy inaczej mówiąc na rzecz jakiego zamysłu politycznego podejmowana jest akcja militarna.

Decyzja militarna odłączona od politycznej koncepcji przestaje być czynnikiem współkształtowania rzeczywistości.

Rzeczywistość ta w okresie II wojny światowej była w najwyższym stopniu złożona. Efektywy militarne Polski były stosunkowo skromne, relatywnie malały w miarę trwania wojny, nie mogły mieć znaczenia decydującego dla jej przebiegu. Jeśli tak, to tym większą wagę miały działania typu politycznego, pozwalające zdyskontować wysiłek zbrojny bardziej korzystnie niż pozwalałby na to prosty rachunek strat i zysków militarnych **1.

Aktywność polityczna stawała się niezwykle ważna w sytuacji, gdy koalicja antyhitlerowska była w niemałej mierze zróżnicowana i w sprawach generalnych, i zwłaszcza w sprawie polskiej. Doświadczenie wykazywało, że sprawa polska - w rozumieniu samych Polaków i polskiego rządu - będzie musiała zejść na plan dalszy, jeśli powstanie ryzyko, że ewentualnie zgodny z postulatami rządu emigracyjnego



**1 J. M. Ciechanowski cytuje wypowiedź gen. M. Kukiela, głoszącą: "Powstanie Warszawskie to straszna, negatywna próba prowadzenia wojny bez połączenia w jednym ręku władzy politycznej i wojskowej. Tak wojny się nie prowadzi; tego u nikogo nie było. To nie mogło grać w naszych okropnych warunkach", (s. 376).





#29



sposób jej pojmowania zagrozi zwartości koalicji antyhitlerowskiej.

Tu otwierało się pole aktywności politycznej, która by pozwalała podejmować czyn zbrojny z perspektywą jego przydatności dla urzeczywistnienia celów wojny.

Fakt ósmy - to materialne wyposażenie polskiej armii podziemnej.

I jakościowo, i ilościowo pozostawało ono daleko w stosunku do tego, co pozwalało przystępować do walki nie tyle i nie tylko z nadzieją na zwycięstwo, ale z nadzieją na zadanie wrogowi strat, mogących lokalnie oddziałać na rozwój sytuacji, uświadomić mu ryzyko poczynań eksterminacyjnych.

Wojna obronna 1939 potwierdziła w praktyce oczekiwania, bazujące na porównaniach potencjału techniczno-ekonomicznego Niemiec i Polski. **1 Przewaga w wyposażeniu armii hitlerowskiej w nowoczesne rodzaje broni, środki techniczne, sprzęt, przesądziła



**1 Różnice potencjałów obrazują dane liczbowe. Oto niektóre z nich, zawarte w rocznikach statystycznych okresu międzywojennego. Energia elektryczna: Polska 3,6 mld kWh, Niemcy - 50 mld kWh - przeszło 14 razy więcej. Węgiel (kamienny i brunatny - w przeliczeniu na kamienny): Polska - 36 mln ton, Niemcy - 280 mln ton - prawie 8 razy więcej. Stal: Polska 1,5 mln ton, Niemcy - 19,8 mln ton 13 razy więcej. Cement: Polska - 1,3 mln ton, Niemcy 12,6 mln ton - prawie 10 razy więcej. Samochody: Niemcy - 327 tys. sztuk, Polska - produkcja szczątkowa, ok. 1 tys. sztuk. Eksport: Polska - 220 mln dolarów, Niemcy 2,3 mld dolarów - 10 razy więcej. Tabor samochodowy ogółem: Polska - 34 tys., Niemcy - 1709 tys. - 50 razy więcej. Morska flota handlowa: Polska - 95 tys. BRT, Niemcy - 4,4 mln BRT - 46 razy więcej. Po "Anschlussie" Austrii i okupowaniu Czechosłowacji dysproporcje te stały się jeszcze bardziej drastyczne, gdyż III Rzesza mogła w pełni dysponować zasobami podbitych krajów.





#30



w sposób kategoryczny wynik wojny na korzyść Niemiec.

Lata wojny przyniosły kolosalny rozwój i udoskonalenie machiny wojennej III Rzeszy - ilościowo i jakościowo osiągnęła ona poziom, pozwalający na podbój nie tylko całej Europy ale i części Afryki. W tym czasie uzbrojenie armii podziemnej w Polsce spadło poniżej poziomu uzbrojenia armii polskiej z roku 1939 i to w proporcjach wielokrotnych tam, gdzie dany rodzaj uzbrojenia występował. Trzeba natomiast pamiętać, że takie rodzaje broni jak lotnictwo, broń pancerna, artyleria były niedostępne dla armii podziemnej. Nie dysponowała ona środkami zwalczania lotnictwa przeciwnika w ogóle, środki zwalczania broni pancernej były prymitywne (butelki zapalające) i z konieczności nie dawały możliwości skutecznego działania.

Według danych z 29 lutego 1944 r. liczba żołnierzy podziemia, wchodzących w skład Armii Krajowej, wynosiła na terenie Warszawy 38 160. Jeśli uwzględnić liczbę 11 000 żołnierzy obwodu podmiejskiego to razem w okręgu Warszawa AK mogło stanąć do walki **1 około 50 tys. żołnierzy (49 160). Wyposażenie tych żołnierzy w broń i amunicję przedstawiało się żałośnie. Według stanu na tenże dzień 29 lutego 1944 okręg Warszawa dysponował ogółem **2 20 ciężkimi karabinami maszynowymi 98 ręcznymi karabinami maszynowymi, 604 pistoletami maszynowymi, 1386 karabinami, 2665 pistoletami, 2 armatkami przeciwpancernymi, 2 "piatami"; 12 karabinami przeciwpancernymi; 50 000 granatami ręcznymi; 5000 butelkami zapalającymi. Tak więc zaledwie 10% żołnierzy miało



**1 PSZ t. III s. 676. Do walki stanęli jak wiadomo także żołnierze AL, PAL i KB.

**2 Tamże, s. 680.





#31



co wziąć do ręki (jeśli uznać pistolet za broń pełnowartościową - jeśli nie, to zaledwie 5% żołnierzy było uzbrojonych). A zatem co dziesiąty żołnierz (czy też co dwudziesty) mógł przystępować do wykonania zadania bez poczucia że porywa się z motyką na słońce. Zasób amunicji na jednostkę broni był bardziej niż skromny - rkm: 211 sztuk; pistolet maszynowy: 426 sztuk; karabin: 178; pistolet: 26 sztuk. Szansę na uzupełnienie zasobów amunicji stwarzało zdobycie tej amunicji na wrogu, bądź oczekiwanie na zrzuty z powietrza **1

Wyposażenie w sprzęt łączności, sprzęt saperski j dywersyjny było więcej niż niewystarczające. Okręg posiadał ogółem 700 kg materiału wybuchowego.. W londyńskim opracowaniu, gruntowanym i fundamentalnym, odnotowywano z całą powagą **2, że okręg posiadał "pewien zapas łopat i kilofów; większa ich część miała być dostarczona przez zarząd miejski bezpośrednio przed wybuchem powstania"

Siły niemieckie na terenie Warszawy wynosiły 15 000 ludzi, na terenie okręgu warszawskiego było ich około 40 000. Cytowane wydawnictwo stwierdzało:



**1 Uzbrojenie nawet najlepiej wyposażonych oddziałów powstańczych nie pozostawało w żadnej proporcji w stosunku do uzbrojenia oddziałów regularnego wojska L. Bartelski przytaczał wymowne i szokujące zestawienie: grupa "Radosława’ była uzbrojona w 200 pm, 4 miotacze ognia, 3 piatów i karabinów ppanc 100 kb. 10 rkm, 4 lkm-ckm. Dla porównania pułk piechoty 2 Armii WP był uzbrojony w 427 pm, 1729 kb 75 rusznic ppanc. 162 rkm. 54 ckm, 4 działa 76 mm. 12 armatek 45 mm, 3 moździerzy ciężkich 120 mm, 27 moździerzy 82 mm. oraz 18 moździerzy 50 mm. Pamiętać warto że grupa "Radosława" była najlepiej uzbrojonym oddziałem powstańczym, uzbrojenie innych oddziałów przedstawiało się jeszcze gorzej Lesław M Bartelski, Powstanie Warszawskie, Iskry, Warszawa 1963, s. 39.

**2 PSZ t. III, s. 681.





#32



"Wyszkolenie i wyposażenie oddziałów stało na wysokim poziomie, odpowiadającym powszechnemu poziomowi niemieckich sił zbrojnych" **1. Niemcy pobudowali wiele umocnień, bunkrów, ufortyfikowano szereg obiektów, a łączono je zasiekami z drutu kolczastego - "W ważniejszych punktach stanęły na stanowiskach działa… Wyloty mostów na Wiśle zostały ufortyfikowane i obsadzone załogami z artylerią. W mieście pojawiły się nowe baterie przeciwlotnicze, a na dachach niektórych gmachów działka i karabiny maszynowe W miarę postępu tych prac Warszawa przybierała wygląd obozu warownego" **2.

Dysproporcje uzbrojenia i materialnego wyposażenia w środki walki były wręcz szokujące. W jakiejś mierze dysproporcje te mogły złagodzić takie czynniki, jak zapał bojowy żołnierzy podziemia i chęć walki, działanie przez zaskoczenie, lepsza znajomość terenu.

Równocześnie jednak należało brać pod uwagę wrażliwość żołnierzy podziemia nie tylko na straty we własnych szeregach, ale także na straty ludności cywilnej jej cierpienia i przeżycia. Te względy legły u podstaw decyzji dowództwa AK którego "Rozkazy (…) zakazywały początkowo prowadzenia walki w miastach, a szczególnie w miastach dużych Obawiano się odwetu ze strony cofających się oddziałów niemieckich" **3.

Istniała świadomość daleko idącej przewagi niemieckiej pod względem siły ognia, a także warunków prowadzenia walk obronnych, i - z drugie strony - ograniczonych możliwości uzyskania sukcesu przy wykorzystaniu czynników psychologicznych, osobistego męstwa Pamiętano o fanatyzmie



**1 Tamże, s. 687.

**2 Tamże. s. 687.

**3 Tamże, s. 651.





#33



i brutalności oddziałów SS i policji, a poza tyra "Obserwacja wojska zapowiadała, że swój obowiązek bojowy wykonywać ono będzie do końca sumiennie i spokojnie" **1.

Fakt dziewiąty - to gwałtowne przyspieszenie rozwoju wydarzeń na frontach wojny u schyłku roku 1943 i w pierwszej połowie roku 1944; spiętrzenie wydarzeń w czasie czyniło pośpiech w podejmowaniu decyzji, prowadzeniu negocjacji, dochodzeniu do konkluzji, absolutnie koniecznym.

Sprostanie tej konieczności byłoby trudne także w sytuacji znacznego zaawansowania prac przygotowawczych i względnej jednolitości postaw członków londyńskiego rządowego establishmentu, jak również względnej zgodności dążeń rządu londyńskiego i jego delegatury krajowej. Obok trudności merytorycznych występowały jednak także trudności techniczne. Pamiętać należy, że depesze z Londynu do kraju odbierane były przez krajowe radiostacje fragmentami, po kilka zdań. "Czasem miesiąc, czasem dwa" **2 trwało przekazywanie depeszy, zawierającej stanowisko i dyrektywy polityczne w konkretnej sprawie.

Konieczność i tempo podejmowania ważkich decyzji politycznych, przyczyniających się do determinowania przyszłych, powojennych losów Polski, były narzucane przez rozwój wydarzeń na froncie decydującym, na froncie radzieckiej ofensywy.

Można było z ogromnym prawdopodobieństwem



**1 Tamże, s. 687.

**2 Jan Nowak, żołnierz wojny, dziś filar antykomunistycznej, a tym samym antypolskiej dywersji pisze w Kurierze z Warszawy s. 294: "Gen K. Sosnkowski wiedział z doświadczenia, że te obszerne depesze odbierane przez krajowe radiostacje kawałkami, po kilka zdań, idą długo. Czasem miesiąc, czasem dwa".





#34



określić czas wkroczenia wojsk radzieckich na tereny, które stanowiły terytorium państwowe II Rzeczypospolitej, a także z dużym przybliżeniem - czas przekroczenia linii Bugu.

Były to te przedziały czasu, w ramach których dokonać się powinna weryfikacja doktryny polskiej polityki zagranicznej wytyczającej cele wojny, określającej koncepcję roli i miejsca Polski w Europie i świecie po zwycięskim zakończeniu II wojny światowej, systemu sojuszów i współpracy, źródeł i form pomocy dla dźwignięcia kraju ze zniszczeń wojennych. Weryfikacja doktryny "dwóch wrogów" stawała się konieczna, gdyż traktowany jako wróg Związek Radziecki stawał się najbardziej bliskim sojusznikiem, zadawał hitlerowskiemu faszyzmowi druzgocące ciosy, przesądzał - ponosząc największe ciężary i ofiary - losy wojny na korzyść aliantów, niósł Polsce, bezpośrednio i wprost, wyzwolenie…

Ulegał zasadniczej zmianie stosunek mocarstw zachodnich do Związku Radzieckiego. Od cynicznych rachub na ratowanie własnej egzystencji kosztem Kraju Rad, do szacunku i podziwu dla narodu, państwa i radzieckich sił zbrojnych, do obaw przed wzrostem potęgi i wpływów ZSRR w powojennym świecie.

Ulegała zmianie postawa szerszych kręgów społeczeństwa polskiego. Zaczynało ono pojmować bezsens doktryny, nakazującej szukać wroga blisko, a przyjaciół daleko, i to nie w imię najwyższego interesu narodowego, lecz pod wpływem klasowego zacietrzewienia i rodowodowych uprzedzeń. Bezsens doktryny "dwóch wrogów" dostrzegano także w kierownictwie Armii Krajowej. Informacja na ten temat zawarta w tomie III PSZ, ogłosiła: "Wśród oficerów dowództwa AK pojawiły się odosobnione głosy, które w przewidywaniu zwycięstwa rosyjskiego





#35



domagały się nawiązania współpracy z Sowietami za cenę pewnych wyrzeczeń ze strony polskiej. Ludzie ci (w odnośniku nazwiska: płk dypl. S. Tatar i ppłk dypl. J. Kirchmayer) mieniący siebie "realistami", próbowali przystosować się do nowej koniunktury" **1.

Konferencja Teherańska (28 XI-1 XII) określająca stanowisko wielkiej trójki w sprawie przyszłych granic Polski (granica wschodnia zgodna z linią Curzona) stanowiła wyraźny impuls, pobudzający polityczne myślenie Polaków. Powołanie do życia Krajowej Rady Narodowej dowodziło, że także bez takich impulsów Polacy mogą dochodzić do prawidłowych koncepcji w kwestii żywotnych interesów narodowych.

Alianci zachodni z jednej strony wywierali presję na rząd londyński w kierunku nawiązania porozumienia z ZSRR, nawołując do stosownych działań w imię zachowania i umocnienia jedności koalicji antyhitlerowskiej, z drugiej strony jednak żywili głębokie obawy, by porozumienie z ZSRR nie zostało sfinalizowane przez krajowe ugrupowania polityczne, których emanacją była Krajowa Rada Narodowa.

Alianci zachodni, zwłaszcza Churchill, obawiali się politycznej nieobecności rządu londyńskiego na ziemiach polskich, w dniach gdy ziemie te będą wyzwalane spod okupacji niemieckiej przez Armię Czerwoną. Aktywność dyplomatyczna Churchilla, zmierzająca do zaktywizowania rządu emigracyjnego w kierunku porozumienia ze Związkiem Radzieckim, nie przyniosła rezultatów. Nie zmieniło sytuacji brutalnie szczere oświadczenie Churchilla w Izbie Gmin, dnia 22 lutego 1944, głoszące, że Anglia nigdy nie gwarantowała Polsce przedwojennej granicy



**1 PSZ, t. III, op. cit., s. 550.





#36



wschodniej, i że ustalenie tej granicy zgodnie z linią Curzona odpowiada wymogom słuszności i zdrowego rozsądku…

U schyłku straszliwej drugiej wojny światowej polscy politycy burżuazyjni, londyńscy i krajowi wzajemnie się na siebie powołujący i wzajemnie w sobie znajdujący wsparcie i alibi - poszukiwali politycznie dogodnych rozwiązań… w trzeciej wojnie światowej. Liczyli na konflikt zbrojny anglosasko-sowiecki. Na ten konflikt stawiali.

Inwazja wojsk alianckich na kontynent europejski, lądowanie w Normandii 6 czerwca 1944, zostało potraktowane przez tych polityków w sposób nacechowany "chciejstwem". W organie KG Armii Krajowej wypowiedziana została teza, że ze stanowiska polskiego jest "rzeczą dodatnią to, że spór polsko-sowiecki nie został dotąd załatwiony… ("Biuletyn Informacyjny" nr 22 z dnia 8 XI 1944 r.). Podsuwano tym samym czytelnikom tyleż złowrogą, co bałamutną myśl, że spór ten może zostać załatwiony przy okazji rozstrzygania sporu wielkich…

Rozwój wydarzeń, postępy ofensywy radzieckiej, zastały sprawę nie załatwioną, a tymczasem zachodziła konieczność ustosunkowania się do niej tak czy inaczej. Politycy ustosunkowali się tak, że wojskowym przekazali prawo podjęcia decyzji o charakterze politycznym.

Fakt dziesiąty - to decyzja w sprawie godziny "W", godziny rozpoczęcia powstania w Warszawie

Decyzja ta została podjęta w okolicznościach wymagających bliższego omówienia.

Plan "Burza" (określenie wzmożonej akcji dywersyjnej, zaciętego nękania tylnych straży niemieckich, ustępujących pod naporem Armii Czerwonej działanie to miało być wykonywane wzdłuż szlaków komunikacyjnych z maksymalnym wykorzystaniem





#37



momentu zaskoczenia i obok ograniczonych celów wojskowych było pomyślane jako działanie polityczne) **1 zakazywał początkowo prowadzenia walki w miastach, a szczególnie w miastach dużych. Plan "Burza" nie przewidywał walki w Warszawie **2. "Dopiero w drugiej połowie łipca naczelne władze Polski Podziemnej powzięły inną decyzję. Postanowiono odebrać stolicę Niemcom wysiłkiem żołnierza polskiego przed wkroczeniem do miasta Armii Czerwonej". **3

21 lipca 1944 dowódca Armii Krajowej przekazał do Naczelnego Wodza w depeszy nr 1406 informację, że wydał "rozkaz stanu czujności do powstania



**1 Politycznie "Burza" miała mieć charakter demonstracji. Ujawniając wobec Armii Czerwonej część podziemnych sil zbrojnych i konspiracyjnego aparatu władzy cywilnej, stawiano ją wobec konieczności uznania tego stanu, albo przekreślenia jego egzystencji. Każdą z tych reakcji zamierzano zdyskontować politycznie na arenie międzynarodowej - zawsze antyradziecko - utrzymując równocześnie organizacje tajne, które miałyby podjąć działalność wymierzoną przeciw władzy ludowej, współpracującej z ZSRR.

**2 …"Warszawa otrzymała zadanie dostosowania do ogólnego planu Oddziały posiadające dostateczne uzbrojenie miały, w chwili wkroczenia frontu do Warszawy, opuścić miasto, przejść na teren podokręgu "Zachód" obszaru warszawskiego i wziąć udział w walkach wzdłuż główniejszych linii komunikacyjnych prowadzących na zachód i na południowy zachód. W mieście pozostać miały oddziały przeznaczone do ochrony ludności przed aktami gwałtu ze strony Niemców, do zadań ich należało również opanowanie tych rejonów miasta przez które nie przebiegały ważne dla Niemców arterie komunikacyjne. Główne trasy miały pozostać wolne, aby ruch niemiecki mógł się na nich odbywać swobodnie i bez przeszkód Przegrodzenie arterii niezbędnych dla odpływowego ruchu wojsk niemieckich mogłoby doprowadzić do gwałtownej reakcji ze strony Niemców, zagrażając ludności i miastu wielkimi stratami" (PSZ, t. III, s. 651)

**3 Tamże, s. 651.





#38



z dniem 25 VII godzina 0,01, nie wstrzymując przez to dotąd wykonywanej «Burzy»".

Przesłanką wydania tego rozkazu była ocena ogólnej sytuacji na froncie wschodnim ("Niemcy ponieśli klęskę"), fakt zamachu na Hitlera, co "łącznie z położeniem wojennym Niemiec doprowadzić może do ich załamania się w każdej chwili". Wprawdzie dowódca AK dostrzegał osłabienie tempa ofensywy, ale interpretował ten fakt swoiście: "Zwolnienie tempa posuwania się Sowietów (…) spowodowane jest prawdopodobnie nie wzmożoną siłą obronną Niemców, lecz chwilowym zmęczeniem sił sowieckich. Przewiduję, że gdy tylko zmęczenie to zostanie pokonane ruch sowiecki na tym kierunku stanie się szybszy" **1.

Wysłanie depeszy nr 1406 poprzedzone zostało naradą dowódcy AK, szefa sztabu AK i zastępcy szefa sztabu AK do spraw operacyjnych, naradą, która "wykazała całkowitą zgodność poglądów".

W dniach 22 do 24 lipca miały miejsce:



- dyskusja w szerszym gronie szefów oddziałów sztabu i biur dowództwa AK. "Jednomyślność poglądów była prawie całkowita",

- przedstawienie przez dowódcę AK Delegatów Rządu na Kraj "punktu widzenia" dowódcy i je go sztabu, w celu uzyskania zgody delegata,

- posiedzenie Komisji Głównej Rady Jedności Na rodowej, na którym po scharakteryzowaniu położenia na froncie - Komisja opowiedziała się za opanowaniem Warszawy zanim wkroczą do niej wojska sowieckie, formułując pogląd, że czasokres między opanowaniem stolicy przez AK a wkroczeniem Armii Czerwonej winien wynosić



**1 Tamże, s. 656.





#39



co najmniej 12 godzin, aby administracja cywilna mogła objąć swe funkcje.



Zespół tych czynności skwitowało cytowane wielokrotnie wydawnictwo "Polskie Siły Zbrojne" jednoznaczną konkluzją: "Tak więc powzięte zostało postanowienie, które do planu «Burzy» dla Warszawy oprowadziło zasadniczą zmianę: podjęcie walki o mieście".

Na depeszę 1406 rząd emigracyjny zareagował uchwałą z dnia 25 lipca 1944, postanawiającą "upełnomocnić Delegata Rządu do powzięcia wszystkich decyzji wymaganych tempem ofensywy sowieckiej o razie konieczności bez uprzedniego porozumienia się z Rządem". Rada Ministrów przyjęła w dniu 28 lipca do wiadomości treść depeszy skierowanej 26 lipca przez premiera do delegata rządu: "Na posiedzeniu Rządu RP zgodnie zapadła uchwała upoważniająca Was do ogłoszenia powstania w momencie przez Was wybranym" **1.

Wódz Naczelny, gen K. Sosnkowski, przebywający w tym czasie na terenie Włoch, w depeszy z 28 lipca do Prezydenta RP podkreślił, że "wszelka myśl o powstaniu zbrojnym jest nieuzasadnionym odruchem pozbawionym sensu politycznego, mogącym spowodować tragiczne, niepotrzebne ofiary" **2.

Depesza ta dotarła do Londynu w dniu 1 sierpnia…

Depesza podobnej treści, stanowiąca odpowiedź na depesze nr 1406 nie została na mocy decyzji Prezydenta RP przekazana Dowódcy A.K… Druga depesza do Dowódcy AK nosząca datę 29 lipca, przekazana z Londynu do Warszawy 6 sierpnia stwierdzała m. in.: w obecnych warunkach jestem bezwzględnie



**1 Tamże, s. 664.

**2 Tamże, s. 665.





#40



przeciwny powszechnemu powstaniu… **1 Takie stanowisko zajmował Wódz Naczelny, gen. K. Sosnkowski.

Decyzja o podjęciu Powstania była więc decyzją polityczną, podejmowaną w trybie połowicznych uzgodnień, pod presją fachowych argumentów i informacji kierownictwa Armii Krajowej. Decyzja o wyborze godziny "W" podjęta została pod wrażeniem nie sprawdzonych informacji o dotarciu Armii Radzieckiej na przedmieścia Warszawy…



Fakty niekwestionowane, poza sporem, to z jednej strony nastrój i psychiczne parcie do uderzenia na wroga ze strony ciemiężonego narodu - z drugiej strony brak zabezpieczenia politycznego, militarnego, wyposażeniowego zamierzonej operacji. Negatywne stanowisko aliantów zachodnich, odmowa udzielenia pomocy z ich strony, wskazywanie ZSRR jako właściwego gospodarza, brak jakichkolwiek prób skoordynowania powstańczego uderzenia z dowództwem radzieckim: to są fakty.

W takiej sytuacji Warszawa ruszyła do boju!



**1 Tamże, s. 665.





#41



III przebieg i rezultaty powstania



1. Warszawa ruszyła do boju! To nie jest zawołanie w duchu ułańskiej szarży. Wprost przeciwnie, nie ma ono nic wspólnego z kozietulszczyzną, krzepieniem serc, zastępowaniem racjonalnego myślenia, czy choćby zdrowego rozsądku - górnie brzmiącymi, patriotycznie ochrzczonymi, pokrzykiwaniami.

Taka była rzeczywistość. Warszawa ruszyła do boju dosłownie. To co się działo wówczas w mieście, nie było jedynie operacją militarną. Miało charakter poruszenia społecznego, społecznej eksplozji.

Losy walczących oddziałów (zbrojnych? - trzeba pamiętać cały czas by rozumieć i oceniać, że zaledwie 10% stanu osobowego owych wałczących oddziałów dysponowało mizerniutką bronią r, nędznymi zapasami amunicji), losy warszawiaków (formalnie cywilów) i losy Warszawy - były ze sobą nierozerwalnie związane. Pragnieniem walki, chęcią odwetu, cierpieniem, śmiercią, unicestwieniem.

Warszawa ruszała do boju świadomie, choć ze zróżnicowanymi odczuciami.

Świadectwa z tamtych dni są bardzo wymowne. Książka-dokument Życie w powstańczej Warszawie **1 zawiera relacje uczestników wydarzeń. Oto



**1 Życie w powstańczej Warszawie, Sierpień - wrzesień 1944 Relacje - dokumenty: Opracował, wstępem, przypisami i aneksami opatrzył E. Serwański. "Pax" 1965. Wybór 48 relacji, wybranych spośród większej ich liczby, zgromadzonych w ramach specjalnej akcji "Iskra-Dog" w okresie sierpień 1944 - styczeń 1945.





#42



fragment oddający nastroje dni poprzedzających w buch powstania…

"Wówczas to w rzeczywistości zaczęło pęcznięć krwią słowo, które było dotąd tylko dziecięciem dalekiej mglistej przyszłości: powstanie! Powtarzały je już teraz przekupki spod Żelaznej Bramy, wyrostki na ulicach sprzedające papierosy, powtarzał je z troską mąż żonie, brat siostrze, syn ojcu. Każdy do polski robił wrażenie zwierzęcia przyczajonego do skoku. Do skoku w otchłań dziejowej decyzji. Tylko, że jednych ożywiał entuzjazm i naiwny optymizm, drugich przenikał lęk, złe przeczucie i niewiara.

Nie mieliśmy żadnych złudzeń. Wiedzieliśmy, że powstanie jest zdecydowane, a zarazem, że broni starczy ledwo dla ⅓ kadry Armii Krajowej.

Obłęd czy konieczność polityczna? Jakkolwiek było, nie dawaliśmy temu wiary, że sytuacja, w której znalazła się sprawa polska na arenie międzynarodowej, popychała nas do przedsięwzięcia tak ryzykownego i krwawego. Byliśmy przekonani, odrzucając z miejsca jako ludzie zachodni wszelki fatalizm, że są jeszcze inne drogi, które nas wywieść mogą z ślepej ulicy. Ale jednocześnie wiedzieliśmy, że rządowi naszemu w Londynie brak dostatecznej orientacji w możliwościach militarnych Kraju i że wśród czynników, które Kraj reprezentowały, idea powstania była tak popularna, że wystarczała pierwsza lepsza okazja, a mógł być nią odgłos dział sowieckich słyszany w Warszawie, by je wywołać. Tak więc widmo powstania było realne, unosiło się już nad naszymi głowami" **1.



**1 Relacja nr 265 - autor Aleksander Rogalski, lat 3 publicysta, Warszawa.





#43



2. Rozkaz do Powstania padł 31 lipca o godzinie 18 ze strony Komendanta Głównego Armii Krajowej. W godzinę później, o godzinie 19 komendant okręgu warszawskiego zarządził alarm dla podległych mu oddziałów.

Elementy organizacji przekazywania rozkazu spowodowały wiele trudności, negatywnie rzutujących na stan gotowości w godzinie "W". Rozkaz gen. "Bora" wydany o godz. 18.00 został sformułowany, w wersji przeznaczonej dla oddziałów okręgu warszawskiego, dopiero o godzinie 19.00. Ca godzina uwidoczniona została w tekście rozkazu, brzmiącym: "Alarm. Do rąk własnych komendantom obwodów. Dnia 31.7 godz. 19. Nakazuję "W" dnia 1.8 godz. 17. Adres m.p. Okręgu Jasna 22 m 20 czynny od godziny "W", otrzymanie rozkazu natychmiast kwitować".

Rozkazu tego nie zdołano rozesłać przed nastaniem godziny policyjnej (20.00) ze względu na czasochłonność operacji zaszyfrowania rozkazu. Nastąpiło to dopiero nazajutrz, a więc w dniu Powstania w godzinach rannych: o godzinie 7.00 przekazano rozkaz łączniczkom alarmowym, około 8.00 rozkaz alarmu dotarł do dowódców obwodów, około 10.00 do dowódców rejonów, około 10.00 do dowódców zgrupowań bojowych, około 14.00 do plutonów… **1

Skutki takiego rozwoju wydarzeń, kiedy na osiągnięcie stanu gotowości do akcji dysponowano relatywnie (w warunkach konspiracji, wykluczających możliwość posłużenia się innymi środkami łączności, jak goniec - łącznik i zaszyfrowany rozkaz) drastycznie krótkim czasem niespełna 10 godzin - były zdecydowanie negatywne.

Nie zdołano zaalarmować znacznej części żołnierzy



**1 Por. J. Kirchmayer, Powstanie Warszawskie, s. 168.





#44



podziemia - stawiennictwo w wielu oddziałach wynosiło około 50% stanu ewidencyjnego.

Nie dostarczono około 30% broni i amunicji, zmagazynowanej i oczekującej na przekazanie oddziałom. Opóźnienia w dostawach broni i amunicji uniemożliwiły zajęcie na czas podstaw wyjściowych do uderzenia.

Pośpiech w wykonywaniu dyrektyw alarmowych nie pozwolił na pełne przestrzeganie reguł ostrożności, spowodował przedwczesne starcia zbrojne z Niemcami, pobudził ich czujność, doprowadził do osłabienia (wg J. Kirchmayera - "utraty") czynnika zaskoczenia. Wybuch walk na Żoliborzu (około godziny 14.00) spowodował postawienie policji i Wehrmachtu w stan zaostrzonego pogotowia Między godziną 16.00 a 17.00 zarządzony został alarm dla całego garnizonu niemieckiego. Przed godziną 17.00 Niemcy obsadzili stanowiska ogniowe i dowódcze byli gotowi do odparcia uderzenia powstańczego.

Czy taki przebieg alarmu - zbyt powolny jak i istotę operacji i potrzeby chwili - był obiektywnie konieczny? Jakie okoliczności wpłynęły na bieg wydarzeń?

Jedna z tych okoliczności o istotnym znaczeniu, fakt, że poranna odprawa w dniu 31 lipca w Komendzie Głównej AK "zakończyła się około godziny 12.00 Stwierdzeniem, że walka nie zostanie podjęta 1 sierpnia i jest mało prawdopodobne podjęcie jej 2 sierpnia" **1. W tej sytuacji szef sztabu dał łącznikom alarmowym polecenie by stawili się w lokalu konspiracyjnym dopiero 1 sierpnia o godzinie 7 rano.

Druga okoliczność, to fakt wydania w dniu 27 lipca rozkazu mobilizacyjnego dla okręgu warszawski go. Była to reakcja na niemieckie zarządzenie, wzywające



**1 J. Kirchmayer, op. cit., s. 126





#45



ludność Warszawy do budowania okopów nad Wisłą. Traktując to zarządzenie jako wstęp do akcji wysiedleń i represji - komendant Okręgu Warszawskiego (bez porozumienia z Komendą Główną) dał rozkaz: zgrupować się na stanowiska wyczekiwania i tam oczekiwać na ogłoszenie godziny "W". Jako cel tego rozkazu przytoczono: "uspokojenie umysłów, przeciwdziałanie samodzielnym wystąpieniom, które mogłyby spowodować przedwczesny wybuch". Po upływie 24 godzin Komendant Główny zarządził "złagodzić stopień pogotowia do rozmiarów początkowych tj. trwania w pogotowiu, ale nie przerywania swych zajęć, nie przebywania w zespołach zwartych a bazowania wszystkiego na doskonałej łączności wewnętrznej".

Przebieg mobilizacji z jednej strony stworzył nieuzasadnione przekonanie, że 12 godzin to czas wystarczający dla przygotowania uderzenia w godzinie "W", co okazało się zawodne… Równocześnie doświadczenia wyniesione z owego pogotowia obnażyły katastrofalny wprost stan wyposażenia oddziałów w broń i amunicję **1.

W toku odpraw w Komendzie Głównej AK w dniu 27 lipca - komendant Okręgu Warszawskiego płk "Monter", informując o stanie zaopatrzenia w broń i amunicję - wypowiadał pogląd, że brak broni zastąpi "furia odwetu", nakazał uzbrajanie powstańców nie posiadających broni w siekiery, kilofy i łomy…

Zaskoczenie wroga miało być głównym atutem powstańczego uderzenia. Ono miało niwelować przewagę ogniową po stronie wroga, oparcie obrony na sieci rozbudowanych umocnień, doprowadzić do zasadniczych



**1 Por. Adam Borkiewicz, Powstanie Warszawskie 1944, s.24.





#46



rozstrzygnięć tak szybko i tak radykalnie by pomoc z zewnątrz dla niemieckiego garnizonu w mieście stała się bezprzedmiotowa, a jednocześnie, by sukces militarny Powstania wart był wykorzystania na rzecz radzieckiej ofensywy na warszawskim odcinku frontu wschodniego, by zachęca i skłaniał dowództwo radzieckie do działania na korzyść Powstania…



3. Zaskoczenie wroga powstańczym uderzeniem nie nastąpiło.

Walka rozpoczęta dnia 1 sierpnia 1944 roku trwała 63 dni, do podpisania kapitulacji w dniu 2 października 1944.

Ocena rezultatów pierwszego uderzenia musi być złożona.

Z jednej strony faktem jest brawura, ofiarność, bohaterstwo żołnierzy Powstania, z drugiej zaś faktem jest znikomy efekt poczynań podejmowanych w imię osiągnięcia wielkiego celu.

Relacje zawarte w dziełach poświęconych Powstaniu różnią się od siebie i tonem i treścią.

Wydawnictwo londyńskie Polskie Siły Zbrojne w drugiej wojnie światowej demonstruje tendencję kamuflowania rzeczywistej sytuacji przez stosowny dobór określeń. Nietrudno je dostrzec we fragmencie informacji o ogólnym przebiegu walki.

"W pierwszym uderzeniu powstańcy odnieśli sukces w walkach ulicznych z grupami żołnierzy, patrolami i małymi oddziałami. Zdołali zniszczyć wiele pojazdów mechanicznych różnego typu. Samochody osobowe, auta ciężarowe, wozy pancerne, a nawet czołgi zaległy gęsto główne ulice.

Powstańcy zdobyli również szereg słabiej obsadzonych





#47



budynków i punktów, zadając nieprzyjacielowi duże straty w zabitych. Wzięto jeńców.

Części miasta nie zajęte przez Niemców wpadły od pierwszej chwili w ręce polskie. Nie udał się natomiast atak na obiekty niemieckie o silnych załogach i umocnieniach.

Po pierwszym ogólnym uderzeniu wieczorem 1 sierpnia w rękach niemieckich pozostały rejony zakwaterowania uzbrojonych jednostek, dowództw, biur i zakładów strzeżonych przez oddziały wojskowe.

Uderzenie powstańcze, rozpoczęte 1 sierpnia kontynuowane było jeszcze w różnych punktach miasta w ciągu dwóch dni następnych, ale zdołano tylko w niewielkim stopniu poszerzyć teren zdobyty w pierwszym dniu walki…" (str. 711 - podkreślenia K.K.).

Dla dalszego biegu walk powstańczych decydujące znaczenie miało to, że nie udało się przełamać izolacji wzajemnej poszczególnych dzielnic miasta, nie udało się uchwycić i utrzymać brzegu Wisły (potencjalnego kierunku współdziałania z Armią Radziecką), nie udało się przełamać pierścienia niemieckiego, okrążającego miasto.

Charakterystyka 63 dni powstańczej walki prowadzi do wyodrębnienia różnych jej stadiów.

Daty graniczne poszczególnych okresów Powstania są bądź wyznaczone przez decyzje formalne, bądź też wiążą się z ważkimi dla przebiegu walk powstańczych wydarzeniami.

Taką decyzją formalną był rozkaz dowództwa Powstania, zabraniający, ze względu na brak amunicji, podejmowania akcji zaczepnych i nakazujący przejście do obrony. Ocena położenia ogólnego i własnych możliwości skłoniła dowództwo Powstania do podjęcia decyzji, oznaczającej przełom w przebiegu





#48



Powstania, generalna dyrektywa szła w kierunku ograniczenia akcji zaczepnych tylko do sytuacji koniecznych z uwagi na ogólny przebieg walki.

Rozkaz ten został wydany 4 sierpnia i zamykał okres "polskiego natarcia", "początkowego polskiego uderzenia" "powstańczego szturmu", "polskich działań zaczepnych", "ogólnego natarcia dla opanowania Warszawy".

Następny okres walk powstańczych charakteryzowany jest w sposób zróżnicowany w opracowaniach fachowych, poświęconych Powstaniu.

Wydawnictwo Polskie Siły Zbrojne t. III Armii Krajowa wyodrębnia drugi okres walk powstańczych (od 5 VIII do 2 IX) określając go mianem "powstańczej obrony zaczepnej" (okres ten zamyka upa dek Starego Miasta) i trzeci okres walk powstańczych (od 2 IX do 2 X), określając go mianem "obrony dla przetrwania", "obrony do granic możliwości i charakteryzując jako "uporczywą obronę".

Adam Borkiewicz - wyodrębnia "bitwę o prze trwanie", trwającą od 4 VIII do 9 IX i obejmując natarcie odsieczy niemieckiej na Woli; opanowani Ochoty przez wroga; bój walny o Stare Miasto; związanie Śródmieścia; bój o Sadybę i Czerniaków; na tarcie niemieckie na Powiśle i Śródmieście północ ne; i okres, który nazywa "dogorywaniem Stolicy" uznając za fakt, otwierający ten okres, decyzję o kapitulacji podjętą 9 września przez Komendant! Głównego Armii Krajowej; w tym okresie przypadł bój o dostęp do Wisły i ostatnie boje na Mokotowie Żoliborzu, walki grupy "Kampinos",

Jerzy Kirchmayer dzieli okres polskiej obrony na dwa podokresy. Pierwszy (od 5 VIII do 2 IX) to bitwa obronna na wielkiej arterii przelotowej, obejmująca dwa działania - bój na Woli (do 11 VIII) i bój na Starym Mieście (do 2 IX). Drugi podokres





#49



to bitwa obronna w dzielnicach nadbrzeżnych, obejmująca bój na Powiślu i w Śródmieściu-Północ (3-10 IX), bój na Górnym Czerniakowie (11-23 IX), bój na Górnym Mokotowie (24-27 IX), bój grupy "Kampinos" (29 IX).

Omówione wyżej trzy propozycje periodyzacji walk powstańczych, oparte na dominujących cechach tych walk, strategicznych i taktycznych celach, stawianych sobie przez strony walczące - nie różnią się w sposób zasadniczy.

Wszystkie trzy opracowania wskazują datę 4 sierpnia, jako datę zasadniczego przełomu w powstańczych bojach. W tym dniu Dowództwo Powstania uznało możliwości ofensywne wojsk powstańczych za wyczerpane. Działania zaczepne nie przyniosły w efekcie zlikwidowania obiektów o znaczeniu wojskowym, obsadzonych i umocnionych przez Niemców. Sieć tych obiektów prowadziła w istocie do rozdzielenia sił powstańczych, operujących w poszczególnych dzielnicach, stanowiła wsparcie dla operacji ofensywnych, podejmowanych z zewnątrz przez siły Wehrmachtu, policji i SS.

Poszukując sytuacji mających znaczenie kluczowe dla dalszego biegu wydarzeń wskazuje się upadek Starego Miasta, jako fakt brzemienny w skutki. Wiele znamion boju o Stare Miasto przemawia za takim potraktowaniem sprawy. Wśród nich niewątpliwie takie, jak lokalizacja na Starym Mieście organów kierowniczych Powstania; koncentracja oddziałów powstańczych, dysponujących na ogół lepszym od przeciętnego uzbrojeniem, doświadczeniem bojowym; wynikająca z położenia tej dzielnicy na terenie miasta możliwość podejmowania działań na korzyść sąsiednich rejonów. Nie przypadkowo, lecz w rezultacie gruntownej analizy potrzeb i możliwości operacyjnych - Niemcy, po przezwyciężeniu





#50



chaosu, panującego w ich dowodzeniu w pierwszych dniach Powstania, przystąpili do energicznego działania właśnie na kierunku Starego Miasta. W tym działaniu upatrywali najbardziej bezpośredniej drodze do stłumienia Powstania.

Pułkownik Adam Borkiewicz, gruntownie i wszechstronnie analizujący, trafnie oceniający realia operacyjne - wskazuje, jako sytuację przełomową stan psychiki ludzi dowodzących Powstaniem, który podyktował im w dniu 9 września 1944 decyzję o kapitulacji. Borkiewicz pisze dosłowni "w dniu 9 września 1944 roku rano Komenda Główna Armii Krajowej uznała dalszą walkę za beznadziejną".

Po depeszach z Londynu, przekreślających kolejny raz wszelkie nadzieje na pomoc, po dalszych stratach terytorialnych na obszarze dzielnicy Śródmieście, po potwierdzeniu braku środków walki, konkluzje były jednoznaczne: "Nie możemy czekać na wystrzelenie ostatniego ładunku. «Znicz» zdecydował kapitulację. Dziś możemy się jeszcze targować. Jutro może być za późno" **1.

Nawiązano rokowania w sprawie warunków kapitulacji. Trwały one dwa dni, po czym zostały prze rwane. Ofensywa radziecka i zdobycie Pragi ożywiły nadzieje szeregów powstańczych, ludu Warszawy na pomyślne zakończenie Powstania. Niepowodzenie akcji forsowania Wisły przez oddziały I Armii Wojsk Polskiego przekreśliło te nadzieje. 29 września podjęte



**1 Z pisma szefa Oddziału III płk. "Filipa" do szefa sztab Komendy Głównej AK gen. ."Grzegorza", przesłanego 9.IX.44 r. Cytowane za A. Borkiewiczem Powstanie Warszawskie, s. 503. Pseudonimem "Znicz" posługiwał się gen. Tadeusz Komorowski, Komendant Główny AK. Inne pseudonimy gen. T. Komorowskiego - »Bór", "Korczak", "Lawina".





#51



zostały ponowne rokowania w sprawie kapitulacji 2 października powstanie skapitulowało.



4. Powstańcze dni walki, 63 dni Powstania Warszawskiego, to czas który mierzyć trzeba nie zwykłą chronologiczną miarą, lecz miarą patriotycznego uniesienia i heroizmu, ofiarnością i cierpieniem setek tysięcy ludzi.

Kronika żołnierskiego czynu bojowników Powstania nie jest możliwa do sporządzenia. Dane o faktach zostały zarejestrowane zaledwie częściowo. To, co może stwierdzić obserwator z zewnątrz, daje tylko powierzchowny obraz żołnierskich poczynań, nie jest w stanie ujawnić przeżyć, napięć, motywacji.

W rejestrze powstańczych bojów zwracają uwagę wyczyny o wielkim znaczeniu dla losów walki.

Taką uwagę przyciągają szlaki bojowe zgrupowania "Radosław" ze słynnymi batalionami "Zośka" i "Parasol", ale przecież istnieje pełna świadomość, że każda powstańcza barykada mogła być obroniona tylko dlatego, że technicznej przewadze wroga przeciwstawiono w większej mierze ofiarność, odwagę i bohaterstwo, niż materialne środki walki, których rozpaczliwie brakowało.

Boje o wolskie cmentarze: ewangelicki i żydowski; boje o zdobycie dworca Gdańskiego i połączenie Żoliborza ze Starym Miastem; zejście do kanałów miejskich dla utrzymania łączności między dzielnicami stolicy, transportu uzbrojenia i amunicji, przerzutu oddziałów walczących, ewakuacji rannych, prowadzenia walki; natarcie, zmierzające do przebicia się oddziałów powstańczych ze Starego Miasta do Śródmieścia; zdobycie gmachów PASTY i małej PASTY; desant oddziałów I Armii WP i bój oddziałów desantu





#52



i oddziałów powstańczych na Powiślu Czerniakowskim; walki grupy "Kampinos" i wiele, wiele innych, stanowić będą temat analiz i ocen. Odwagi poświęcenie, niezłomność święciły triumfy, ale był przecież w sposób niemal fatalistyczny kojarzony z mankamentami koncepcji, organizacji, dowodzeni;



5. Pomoc z zewnątrz dla Powstania nie była ani przemyślana realistycznie i z gotowością do jego świadczenia, ani zorganizowana i przeprowadzona z energią i konsekwencją.

Wydany przez Komendanta Głównego AK w dni? 14 sierpnia rozkaz do okręgów poza warszawskich w wykonaniu którego miały być wysłane na pomoc Powstaniu dalsze uzbrojone oddziały - nie przy niósł żadnych niemal rezultatów.

Jak stwierdza opracowanie londyńskie, najpoważniejsza próba marszu na pomoc Warszawie, podjęta przez dowódcę okręgu radomsko-kieleckiego spaliła na panewce; oddziały przygotowane do marszu na odsiecz Warszawie nie mogły wyjść z kompleksu lasów, rozciągających się na południowym brzegu Pilicy - bez narażenia się na rozbicie i zniszczenie.

Zaopatrzenie z powietrza w broń, amunicję a także w środki opatrunkowe i żywność w miarę trwania działań powstańczych, oczekiwane tak rozpaczliwie przez powstańców, nie było przedmiotem uprzednich międzyalianckich uzgodnień.

Pertraktacje na ten temat z Anglikami przyniosły rezultat negatywny - rząd brytyjski i dowództwo RAF potraktowały odmownie postulaty polskie w tym względzie. O odmowie tej Londyn (konkretnie zobowiązany do tego gen. K. Sosnkowski) nie powiadomi! Dowódcy Armii Krajowej.

Pertraktacji z ZSRR w ogóle nie podejmowano.





#53



Było to logiczne, gdyż dowództwo AK świadomie Organizowało Powstanie, jako akcję skierowaną przeciw ZSRR. Ewentualna szansa tej politycznej demonstracji mogłaby być do pomyślenia jedynie w sytuacji, gdyby samodzielnie uzyskany sukces militarny Powstania miał tak istotne znaczenie dla rozwoju operacji radzieckich, że skłoniłby ZSRR do zaakceptowania jego wszelkich następstw.

Dowództwo Powstania uważało za niezbędne dla powstania dostawy zaopatrzenia w liczbie 17 - 20 samolotów każdej nocy.

W ciągu 60 dni Powstania wykonano ogółem 150 zrzutów z samolotów alianckich, przy czym zaledwie 45 spośród nich zostało odebrane na ziemi.

Ogółem w Warszawie odebrano 10 moździerzy (250 pocisków), 180 km (1 milion pocisków), 100 pistoletów maszynowych (800 tys. pocisków), 200 "piatów' (3000 pocisków), 700 rewolwerów (29 tys. pocisków),

8 tys. granatów zwykłych, 2 tys. granatów przeciwpancernych, 7 tys. opatrunków.

Straty poniesione w czasie wypraw lotniczych na pomoc Powstaniu wyniosły około 12%,

Zrzuty radzieckie dokonywane były przez 12 nocy.

Przy ich pomocy powstańcom w Warszawie dostarczono 48 granatników (1728 pocisków), 5 ckm (10 tys. pocisków), 700 pistoletów maszynowych (60 tys. pocisków), 143 karabiny przeciwpancerne (4290 pocisków), 160 karabinów (10 tys. pocisków), 4 tys. granatów ręcznych, około 15 ton żywności.

Przytaczając te wszystkie dane wydawnictwo londyńskie (Polskie Siły Zbrojne t. III) komentowało fakty w sposób następujący: "Nieregularne i szczupłe zaopatrzenie z zewnątrz nie zaspokajało potrzeb walki w mieście. Otrzymywane zrzuty wywierały jednak bardzo duży wpływ na morale wojska i postawę ludności". I dalej: "Zrzuty sowieckie rozpoczęte





#54



w nocy z 13 na 14 września, a więc już w końcowej fazie walki, nie mogły mieć większego wpływu na czynnik bitwy. Wykonane z równoczesną osłoną lotniczą, artyleryjską i lądowaniem na Czerniakowie, wzbudzały wśród wojska i ludności nadzieję że znajdująca się tak blisko, a dotychczas milcząc! armia sowiecka podjęła decyzję udzielenia Warszawie pomocy. Sowiecka akcja zrzutowa przyczynił! się więc w pewnym stopniu do wzmocnienia i przedłużenia oporu powstańców" **1.



6. Postawa ludności powstańczej Warszawy sprawiła, że Powstanie Warszawskie przeszło do historii nie tylko jako operacja wojskowa o wyjątkowym charakterze, ale jako poruszenie społeczne.

Entuzjastyczne wsparcie powstańczego zrywu przez warszawiaków nie miało najmniejszego wpływu na realia bytowania w oblężonym, bombardowanym, płonącym mieście. Mieście, którego obywatele w ogromnej części znaleźli się poza swoimi domostwami, często oddzieleni od rodzin, pozbawieni dachu nad głową. Żywot ludności był koszmarny, nieludzki.

W cytowanej uprzednio relacji z życia w powstańczej Warszawie (Aleksandra Rogalskiego) zawarte zostały wymowne zdania:

"Ważnym znamieniem rzeczywistości powstańczej stały się barykady. Wyrastały one szybko na każdym skrzyżowaniu ulic, wzniesione rękami całej społeczności, zbratanej ideą wyzwolenia. Niebawem wyrastać



**1 PSZ, t. III, s. 800. Redaktorzy wydawnictwa nie pomijają żadnej okazji do propagandowego zinterpretowania wydarzeń… Oczywiste jest jednak, że przymiotnik "milcząca" jest w sytuacji gwałtownych walk, toczonych na całym froncie - całkowicie chybiony.





#55



na nich zaczęły kwiaty najwyższego heroizmu.

Postawa ludności cywilnej w pierwszych dniach powstania godna była podziwu. Dzięki dziwnej, nieprzeczuwalnej zdolności przystosowania od razu zaaklimatyzowała się ona w surowych warunkach nowego życia. Spełniała posłusznie polecenia wojska, a ofiarność jej była nadzwyczajna".

Obrona przeciwlotnicza i przeciwpożarowa należały w zasadzie do kompetencji wojska, jednakże stało się konieczne utworzenie z ludności cywilnej drużyn przeciwpożarowych i ratowniczych dla odkopywania ofiar bombardowań, zasypanych pod gruzami, a także dla potrzeb doraźnych.

Organizacja życia ludności w powstańczej Warszawie oparta została na czynniku obywatelskim, przyciąganym do współpracy z władzami cywilnymi, którymi kierował działający przy dowódcy Okręgu Warszawa "Komisarz Cywilny" **1.

Władze cywilne zajmowały się głównie organizacją



**1 Funkcjonowanie władz cywilnych i administracji cywilnej miało podstawy formalne w dekrecie Prezydenta RP z 26 IV 1944 r. o tymczasowej organizacji władz na terenie RP. W dążeniu do kreowania stanu prawnego "konkurencyjnego" w stosunku do PKWN wydane zostały dwa "Dzienniki Ustaw RP". Pierwszy ukazał się dnia 17 VIII 44 r. z datą 20 VII 44 r. (a więc wcześniejszą niż data utworzenia PKWN). Zawierał on wymieniony wyżej dekret z 26IV 44 r. oraz oświadczenie Delegatury Rządu z 3 V 44 r. o utworzeniu Krajowej Rady Ministrów i cztery tymczasowe rozporządzenia owej Krajowej Rady Ministrów.

Dziennik Ustaw RP nr 2 ukazał się 28 VIII 44 r., zawierał 12 rozporządzeń Krajowej Rady Ministrów. Dotyczyły one spraw obywatelstwa polskiego, przebudowy ustroju rolnego, zabezpieczenia mienia publicznego, zabezpieczenia mienia państw nieprzyjacielskich, tudzież mienia osób nieobecnych, podjęcia czynności przez niezawisłe sądy, uruchomienie adwokatury, powołanie rad załogowych w zakładach pracy.





#56



bezpieczeństwa, opieką nad ludnością i sprawami aprowizacji. Lokowanie bezdomnych, dbałość o stan sanitarny, organizacja żywienia ludności, stanowiły przedmiot intensywnych działań. Zaopatrzenie w wodę nastręczało ogromne trudności - prowadzono akcję budowy nowych studzien, normowano pobiera nie wody. Zorganizowano służbę zdrowia dla po trzeb ludności, uruchamiano szpitale-przychodnie, apteki, zorganizowano łaźnie publiczne. Powstały ośrodki informacji i poszukiwania osób zaginionych. Powołano do życia dział ochrony zabytków, zabezpieczania dzieł sztuki. Funkcjonowała poczta powstańcza. Ukazywała się prasa.

Cytowany już Aleksander Rogalski relacjonował

"Pisma podkreślały niezwykłość pierwszych powodzeń powstania, umacniały wiarę w pomyślniejszy jego dalszy przebieg. W ideowych artykułach starały się uświadomić społeczeństwu doniosłość tych chwil, pogłębić atmosferę zapału, podtrzymać duch; ofiary, zespolić ludność cywilną z żołnierzami. Przyjmowano te pouczenia bezkrytycznie - jak ewangelię".

Ten obraz z pierwszych dni Powstania ustępował miejsca zgoła odmiennym faktom i przeżyciom:

"Na tak zwanych konferencjach prasowych, urządzanych codziennie przez niektóre dowództwa dla redakcji pism powstańczych, udzielano informacji coraz bardziej jałowych, stereotypowych, często fałszywych i pełnych sprzeczności. Nic dziwnego, że prasa traciła szybko swój początkowy wielki autorytet tak wśród ludności cywilnej, jak i wśród żołnierzy. Artykuły ideowe, przeważnie moralizatorskie, nudziły i irytowały, wiadomości frontowe budziły rozgoryczenie i przygnębienie, często wywoływały szyderstwa i złośliwości.

Duchowa jedność, jaka istniała między powstańcami





#57



a ludnością w pierwszych dniach, teraz zaczęła gwałtownie zanikać. Wytwarzała się między nimi przerażająca przepaść. Rzadko już teraz słyszeć można było pozytywną ocenę powstania, częste były głośne złorzeczenia i przekleństwa."



7. Rezultaty Powstania mogą i powinny być ocenianie na podstawie różnorakich kryteriów.

Cel Powstania nie został osiągnięty.

Powstanie absorbowało jednak przez czas swego trwania przeciętnie około 25 000 żołnierzy niemieckich. Przejściowo udział w walkach o Warszawę brały dwie dywizje pancerne SS (Herman Göring i Wiking), 73 dywizja piechoty, pociąg pancerny. Wydawnictwo londyńskie formułuje pogląd: "Jaką wagę przywiązywali Niemcy do powstania w Warszawie, daje pojęcie okoliczność, że w walce uczestniczyła znaczna ilość generałów niemieckich". Wymienia ich 12.

Straty niemieckie wynosiły (wg von dem Bacha) 10 000 zabitych, 6000 zaginionych, 9000 rannych. Straty niemieckie w sprzęcie wyniosły: 290 czołgów, dział szturmowych, wzgl. samochodów pancernych,

4 działa salwowe, 240 samochodów osobowych i ciężarowych. Powstańcy zdobyli w stanie użytecznym

5 czołgów, 1 działo szturmowe, 2 samochody pancerne, 3 działka szybkostrzelne, 7 moździerzy piechoty, 27 "pancerfaustów", 156 karabinów maszynowych, 120 pistoletów maszynowych.

Straty powstańców wynosiły; około 10 000 zabitych, około 6600 ciężko rannych, około 5000 zaginionych.

Wydawnictwo londyńskie szacuje, że procentowa straty Armii Krajowej wyniosły w zabitych - około 20%, w ciężko rannych około 14%, w zaginionych





#58



- około 9%. W poszczególnych dzielnicach te dane procentowe były znacznie wyższe. Np. na Starym Mieście i Mokotowie - straty w zabitych wyniosły około 33%, a ciężko rannych - około 23%.

Straty ludności cywilnej szacowane są na 150 000-200 000 zabitych.

Dane, dotyczące strat materialnych (niepełne) wykazują:



"Ogrom klęski Warszawy, poniesionej w powstaniu przeciw Niemcom, można było stwierdzić naocznie jedynie zaraz po wyzwoleniu stolicy przez Wojsko Polskie, w dniu 17 stycznia 1945 roku. Była to wówczas posępna pustynia ruin i zgliszcz, a zwaliska domów pokrywały Wysoko wiele ulic. W powstaniu zostało zniszczone Stare Miasto, w bardzo dużych rozmiarach Powiśle, tak północne w okolicach Dobrej, jak i południowe w okolicach Czerniakowskiej, tak samo Śródmieście Z 24 724 budynków, jakie posiadała Warszawa przed powstaniem, zburzonych zostało zupełnie 10 455, a więc przeszło 42%, z pozostałych zaś większość wymagała przebudowy. Z 937 budowli zabytkowych ocalało 64 **1, a więc zaledwie 6,5%. Zburzono 25 świątyń, spalona została Politechnika oraz większość budynków Uniwersytetu Warszawskiego wraz z zakładami naukowymi; zniszczono gmachy 64 szkół średnich, 81 szkół powszechnych. Spalonych zostało 14 bibliotek, w tym Biblioteka Narodowa, przepadły archiwa i wielka ilość dzieł sztuki. Uległ zniszczeniu pod gruzami, padł pastwą pożaru lub został rozgrabiony nasz wielowiekowy dorobek duchowy, kulturalny i gospodarczy. Straty wynoszą 70% majątku narodowego" **2.



**1 St. Podlewski, Próba bilansu strat … " Dziś i Jutro", nr 31/47.

**2 Tamże.





#59



IV. Przeżycia i oceny



Bogata literatura wspomnieniowa daje wyobrażenie o przeżyciach, jakie stały się udziałem warszawiaków w dniach Powstania i pozwala w niemałej mierze zrozumieć oceny, jakie formułowali oni bezpośrednio pod wpływem doznań, bądź też z krótszego lub dłuższego dystansu czasu, dzielącego ich od tych wydarzeń.

Występuje znamienna, choć zrozumiała i oczekiwana różnica postaw, nastrojów i ocen między tymi, którzy brali aktywny udział w powstańczym boju, a tymi, którzy, będąc czynni i pomocni, nie wchodzili w skład oddziałów walczących, czy też tymi, którzy skazani byli jedynie na borykanie się z samym sobą, cierpieniem najbliższych, udręką, poniewierką, strachem.

Ci pierwsi są zaabsorbowani zadaniami bojowymi, natłok przeżyć niemal nie pozwala im na głębszą refleksję, nie mogą nadążyć za zdarzeniami, ci drudzy czekają, są trawieni bezczynnością, niepewnością, najgorszymi przeczuciami.

Owa, często lekceważąco traktowana, "ludność cywilna" - to bezimienny bohater Powstania Warszawskiego. Bez takiej "ludności cywilnej" Powstanie nie mogłoby trwać 63 dni.

Czterotomowe dokumentalne dzieło Ludność cywilna Warszawy w Powstaniu Warszawskim zawiera





#60



obszerne materiały faktograficzne typu wspomnieniowego.

Z kart tego dzieła, podobnie jak z artykułów, z od bitek fotograficznych wyłania się prawda o ewolucji postaw: od stanów euforycznych, choć nabrzmiałych złowrogimi przeczuciami, do skrajnego pesymizm i rozpaczy.

Cytowany w poprzednim rozdziale autor wspomnień, zamieszczonych w wydawnictwie Życie w powstańczej Warszawie - Aleksander Rogalski - opisuje w sposób plastyczny czas przełomu w powstańczej bitwie. Po dniach patriotycznego uniesieni i optymistycznych nadziei nastąpiła tragiczna odmiana.

"Doprawdy zgoła inne obrazy kojarzyły się nam z myślą o powstaniu stolicy Polski. Obrazy mocy tryumfu, radości. Tymczasem cóż widzieliśmy pierwszej powstańczej niedzieli, 6 sierpnia? Od samego brzasku szły Lesznem w stronę Starego Miasta nieprzejrzane tłumy ludzi, a za nimi unosiły się gęste kłęby dymu. Wola paliła się: Niemcy zdobywali Wolę i kto mógł, ten uciekał. W panicznym strachu kuśtykali starcy, matki unosiły niemowlęta, biegły małe dzieci, mężczyźni dźwigali toboły, walizy, worki, pchali wózki. Wylała się na ulicę polska nędza. I to kiedy? W ten dzień krwi i chwały. W ten dzień strasznej zemsty na wrogu. W ten dzień, który spełnić miał pragnienie i tęsknoty tysięcy katowanych i ginących polskich bojowników o wolność!

Historia dnia 6 sierpnia była dniem przełomowym powstania, dniem, od którego zaczęło ono staczać się po równi pochyłej, choć to trwać miało jeszcze tak długo. Historia obnażyła do dna kruchość, zwodniczość, fałszywość koncepcji powstania, jaką wytworzyli sobie jego przywódcy. Był to gmach sztuczny, bańka mydlana, płód lekkomyślności, polskiego ryzykanctwa,





#61



polskiego "jakoś to będzie" i bezmyślności" (…).

Żadnymi błyskotkami nie można było już uśpić stugłowej hydry niepokoju, która pożerała serca mieszkańców Warszawy.

Powstanie miało być emanacją wielkości, siły, poczucia niezależności i samodzielności. Tymczasem stało się największą, jaką można sobie tylko wyobrazić demonstracją niemocy i zależności od drugich. Nastawienie psychiki społeczeństwa i wojska na oczekiwanie pomocy z zewnątrz powodowało w następstwie wielkie spustoszenie. Nie pomagały nawet większe sukcesy lokalne, sama akcja w oczach ogółu i żołnierzy wisiała w próżni, nie podtrzymywana obcymi, silnymi rękami. Nic zaś tak nie druzgocze, nie łamie jak daremne oczekiwanie rzeczy, od których zależy nasz los, nasza przyszłość."

Słowa, z małą tylko szansą na powodzenie mogą być przydatne dla ukazania rzeczywistości tamtych dni. Może jeden Miron Białoszewski był bliski sprostania zadaniu, może utwory poetyckie pozwalają pojąć prawdę Powstania.

Była ona zapewne inna dla każdego z nas, uczestników powstańczej bitwy, była inna dla każdego komu dane było przeżyć.

Niektóre elementy owej prawdy powstańczych dni przyciągały uwagę wszystkich, skłaniały do myślenia, formułowania kategorycznych, jakże często przesyconych goryczą i dyktowanych rozpaczą, ocen.

Broń. Niedostatek uzbrojenia czynił Powstanie imprezą samobójczą. Proporcje między stanem uzbrojenia obu stron po prostu nie istniały…

Część żołnierzy Powstania pamiętała czas wojny obronnej roku 1939; miała zakodowane w pamięci poczucie bezsiły na widok nieba opanowanego przez lotnictwo wroga, czołgów łamiących nasze linie





#62



obronne, umocnienia, zmotoryzowanych kolumn piechoty podwożonej na teren operacji, by tam - w n leżytej kondycji fizycznej - mogła podjąć walkę z nami, mającymi "w nogach" wielokilometrowe forsowne marsze z pełnym obciążeniem. U kresu wojny, prowadzącej już bezlitośnie i nieuchronnie do zdruzgotania hitlerowskiego agresora, okupanta, kata, marzeniem każdego żołnierza armii podziemnej było uczestniczenie z bronią w ręku w dobijaniu wroga.

Tymczasem udziałem naszym stała się znowu sytuacja tak prawdziwie - i wobec tego, drastycznie - wyzierająca z powstańczego wiersza "Rudego" głoszącego: "tu się wrogowi siada na karku okrakiem i gołą garścią gardło wroga dławi". Przepis i zwycięstwo w walce zbrojnej siłami ducha nie znajdował naszej aprobaty, "Rudy" wołał głosem wszystkich powstańców: "…niech pogrzebowe śpiewy wyrzucą z audycji! Nam ducha starczy dla nas i starczy go dla was - oklasków też nie trzeba! Żądamy amunicji!"

Pod adresem dowództwa Armii Krajowej kierowano zarzuty w związku z niedostatecznym uzbrojeniem walczących oddziałów powstańczych, czyni no je odpowiedzialnym nie tylko za globalny stan wyposażenia, obezwładniający powstańcze wojsko i z góry skazujący je na klęskę, ale także za konkretne decyzje z okresu, poprzedzającego Powstanie. Mocą tych decyzji wysłano, z mającej walczyć Warszawy, duże transporty broni do innych rejonów.

I tak 7 Iipca wysłano na rozkaz "Bora" z Warszawy do okręgów wschodnich 900 pistoletów maszynowych z amunicją. Jeszcze na 10 -14 dni przed Powstaniem wysłano z Warszawy na wschód 60 pistoletów maszynowych oraz 3400 sztuk amunicji.

To o czym nieustannie (przynajmniej w pierw





#63



szych dniach Powstania - później zaskoczenie stało się przyzwyczajeniem i zrozumiano, że utyskiwanie niczego nie naprawi) dyskutowano, szemrano, podnoszono ze złością - był brak broni. Ówczesne pogłoski znalazły po latach potwierdzenie w tekście wspomnień Kuriera z Warszawy - Jana Nowaka.

W relacji z rozmowy z gen. L. Okulickim, szefem operacji" w Komendzie Głównej AK, zawarte są zdania:

"Okulicki opowiadał, że do połowy lipca główny wysiłek skierowany był na «Burzę» na wschodzie i jeszcze w pierwszych dniach lipca z magazynów w Warszawie poszedł duży transport broni i amunicji do Lwowa i Wilna. Chodziło o zamanifestowanie obecności polskiej na wschód od linii Curzona. Dopiero w drugiej połowie lipca zorientowano się w sztabie, że to był błąd. Tempo ofensywy było tak szybkie, że «Burza» na wschodzie przeminęła bez żadnego echa na zachodzie".

Ocena stanu uzbrojenia oddziałów powstańczych przez Komendanta Głównego AK gen. "Bora" - Komorowskiego, prezentowana na kartach jego wspomnień, była i nadmiernie optymistyczna i katastroficzna równocześnie. Doktrynalne przesłanki miały usprawiedliwiać realne niedostatki

"Bór" pisze na str. 223 swojej Armii Podziemnej **1 wysoko oceniając stosunek do Powstania ludności cywilnej: "niepodobna było odróżnić żołnierzy od cywilów Fakt uzbrojenia nie stanowił o niczym, bo w każdej grupie czy oddziale było nieco żołnierzy, nie mających nic więcej tylko butelki; zdarzali się i tacy którzy w ogóle szli z gołymi rękami,



**1 Tadeusz Bór-Komorowski, Armia Podziemna, Wydanie trzecie, Londyn 1966. Nakładem Katolickiego Ośrodka Wydawniczego "Veritas", s. 354.





#64



ufając szczęściu, że im pozwoli zdobyć upragniony karabin, pistolet maszynowy czy granat. By ło to niemal zasadą, rozumiejącą się samą przez się, że żołnierz nie mający broni ma ją albo zdobyć na Niemcu, albo brać ją z poległych" **1.

Żołnierze Powstania i "cywile" Powstania nie użyliby nigdy określeń "nieco", "zdarzali się i tacy. Ubolewali nad sytuacją przymusową, która stała si udziałem wszystkich, ale nie uznawali jej za "rozumiejącą się samą przez się". Radzili sobie jak mogli wykazując niemałą pomysłowość. Płk Felicjan Majorkiewicz, "cichociemny", oficer sztabowy w KG AK pisał w swej książce Lata chmurne, lata dumne (IW PAX 1983): "Pomysłowość powstańców bywa często niewyczerpana. Pluton broniący gmach Urzędu Celnego przy ul. Inflanckiej obrzucał szturmujących Niemców na przemian granatami i żarówkami, które upadając, powodowały huk imitując wybuch "sidolówki". Drugi przykład. Por. "Cedro" ten sam, który atakował wzdłuż ul. Dzielnej bunkry niemieckie przy fabryce Kamlera, tak przemawiał do żołnierzy: "Raz granatem, dwa razy cegłą a Niemcy i tak nie będą wiedzieli, co na nich w danej chwili leci". Przypominały mi się fortele Zagłoby. Śmieszne to, ale jakież prawdziwe, a jednocześnie bolesne".

Zdarzało się nam wykazywać wyższość nad czołgami, jednakże nikt nie miałby odwagi traktowani tych przypadków w kategoriach ogólniejszych prawidłowości, podnoszenia ich do rangi doktryny. A tak to czynił ówczesny rozkazodawca.

"Przypisywałem wyższość naszą nad czołgami wroga jednemu tylko czynnikowi: nastrojowi żołnierzy i powszechnemu współdziałaniu całej ludności



**1 Tamże, s. 223.





#65



Byłem w pełni świadomy, że armia, którą dowodziłem, była armią insurekcyjną. Powodzenie jej wynikało z rozpędu, który umożliwił żołnierzom atakować i zdobywać silnie ufortyfikowane nieprzyjacielskie stanowiska - niejednokrotnie bez poparcia choćby jednego karabinu maszynowego **1.

Już po kilku dniach Powstania nasza "armia insurekcyjna" (to określenie "Bora" trafnie oddaje jej charakter, zwłaszcza wzajemne przenikanie zorganizowanych wojskowo warszawiaków i będących z nimi i obok nich warszawiaków walczących bez mundurów i formalnej przynależności) stanęła w obliczu kryzysu amunicyjnego. Ten fakt zmusił dowództwo Powstania do wydania znanego rozkazu o przejściu do obrony.

"Bór" tak przeżywał i tak oceniał tę sytuację:

"Inicjatywa jeszcze ciągle była w naszych rękach.



**1 Tamże, s. 235. "Bór" oczywiście miał świadomość, że w tych krwawych zmaganiach nie wystarczy siła ducha bez oręża. To zdanie zawarte było w depeszy do Roosevelta i Churchilla "Bór" pisał w niej tak: "niezależnie od depesz wysyłanych bezpośrednio do Rządu Polskiego w Londynie z żądaniem pomocy w zrzutach wysłałem wspólnie z Delegatem Rządu na Kraj i z przewodniczącym Rady Jedności Narodowej następującą depeszę do Prezydenta Roosevelta i Premiera Churchilla: , W tych krwawych zmaganiach nie wystarczy siła ducha bez oręża. W imię zasady, że prawo i sprawiedliwość musi zapanować nad przemocą i gwałtem, w imię Karty Atlantyckiej i czterech wolności człowieka świadomi, że spełniliśmy swój obowiązek, broniąc niepodległości Ojczyzny, świadomi swego wkładu w ogólnym wysiłku wojennym narodów anglosaskich - mamy pełne prawo zwrócić się z gorącym apelem do Pana Prezydenta i Pana Premiera o udzielenie natychmiastowej pomocy krwawiącej Warszawie. Te słowa płyną z głębokiej wiary całej ludności stolicy w ratunek ze strony Panów, jako wodzów wielkich narodów - Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i Wielkiej Brytanii" (s. 257).





#66



Zawziętość walki i zapał żołnierzy nie osłabły, ale zużycie amunicji było duże i nie równoważyły go zdobycze na Niemcach. Meldowano mi, że jeżeli bitwa potrwa w dotychczasowym nasileniu, starczy nam amunicji na 4 do 5 dni. "Monter" zwrócił s do mnie o generalne dyrektywy w tej sprawie. To postawiło mnie przed zasadniczą decyzją Nie mogłem liczyć na zakończenie walki w ciągu czterech do pięciu dni, ani na to, że przez ten czas zrzucą na z zewnątrz dostateczne uzupełnienia.

(…) Zapał był decydującym źródłem siły żołnierzy insurekcyjnej armii (…).

Każdy rozkaz, ograniczający zużycie amunicji osłabić może najwyższe źródło ich siły, zahamować ich rozmach, odwrócić inicjatywę i zmusić do przejęcia w bierną postawę obrony. Ich zatem duchowe wartości narażone będą na ciężką próbę. Jak zareagują oddziały? Czy zapał nie ustąpi zniechęceniu? Z ciężkim tedy sercem postanowiłem wydać rozkaz ścisłego oszczędzania amunicji i podejmowania da szych akcji zaczepnych wyłącznie w wypadkach konieczności taktycznej. W związku z tym nasze działania ograniczyły się siłą rzeczy do obrony dotychczasowego stanu posiadania.

Równocześnie wysłałem depeszę do Londynu, ponaglającą wołanie o zaopatrzenie nas w amunicję i broń przeciwpancerną". **1

Łączność była obok broni i amunicji drugim źródłem ciężkich przeżyć i ocen.

Ofiarna służba setek łączniczek i łączników dostrzegalna była generalnie, ceniona wysoko. Z podziwem przyjmowano do wiadomości wykorzystywanie z największym samozaparciem takich dróg łączność jak kanały miejskie, odprowadzające ścieki i nie



**1 Tamże, s. 235.





#67



czystości. Służbę łączników traktowano na równi z działaniami bojowymi. Równocześnie jednak bezsilna złość ogarniała na wieść o ograniczonych możliwościach technicznych naszej powstańczej łączności, nie pozwalających sprostać elementarnym wymogom, czy też na wieść o zaniedbaniach organizacyjnych, stawiających pod znakiem zapytania możność wykonania zadań.

Do wiadomości walczących docierały rewelacje, których nie byli w stanie pojąć, a tym bardziej usprawiedliwić.

"Decyzja rozpoczęcia działań powstańczych w Warszawie całkowicie zaskoczyła Dowództwo Wojsk Łączności. Płk. "Kuczaba", szef Oddziału V, dowiedział się o wyznaczeniu terminu wybuchu powstania dopiero 1 sierpnia o godzinie 10, gdy przybył na zapowiedzianą odprawę do lokalu Komendanta Głównego przy ul. Chłodnej nr 4". Przytaczając tę informację płk. "Kuczaby" (K. Pluta-Czachowski) - Kazimierz Malinowski konkluduje: "Fakt, że szef Oddziału V Komendy Głównej AK dowiedział się o tak istotnych decyzjach Komendanta Głównego, jako jeden z ostatnich oficerów jego sztabu, odbił się w sposób zasadniczy na działalności łączności Komendy Głównej w pierwszych dniach powstania" **1.

Zaskoczenie Dowództwa Wojsk Łączności AK nagłymi decyzjami, dotyczącymi rozpoczęcia powstania w Warszawie, decyzją o zmianie miejsca postoju I i II rzutu Komendy Głównej, odbiło się na organizacji i działaniu łączności na szczeblu Komendy



**1 Kazimierz Malinowski był w okresie Powstania zastępcą szefa łączności Okręgu Warszawskiego AK. Od połowy września 1944 roku pełnił funkcję szefa Centrali Przekaźnikowej Depesz (Radiogramów) Dowództwa Wojsk Łączności AK. Jest autorem książki Żołnierze Łączności walczącej Warszawy, PAX 1933, s. 372.





#68



Głównej AK w pierwszych godzinach walk powstańczych, na możliwościach spełniania przez nią jej ze dań.

"Komendant Główny przez około 15 godzin wali nie miał żadnej wiadomości o przebiegu i wynikać uderzenia powstańczego. Kryzys został jednak opanowany i Komenda Główna odzyskała już w godzinach rannych 2 sierpnia warunki normalnego dc wodzenia. Na odcinku łączności zostały jej one zapewnione (bez przerwy) aż do kapitulacji Powstania Warszawskiego" - pisze K. Malinowski **1.

"Wigierski" pluton "1912", odkomenderowany d pełnienia służby plutonu osłonowego Kwatery Głównej AK (obok plutonu "1112" por. "Stolarza") przeżywał ciężko informacje o osobliwościach powstańczych łączności.

Opisywał te osobliwości Jan Nowak w swym Kurierze z Warszawy.

"Okres improwizacji mieliśmy już za sobą. Łączność między dzielnicami, z początku oparta na kurierach przedzierających się pod obstrzałem całym dniami z jednego krańca miasta na drugi został wreszcie usprawniona przez użycie krótkofalówek Depesza z Kruczej na Moniuszki, dwóch punktów oddalonych o dwa kilometry, szła drogą bardzo okólną, bo przez Londyn. Czasem dwa punkty oddzielone dystansem trzystu metrów porozumiewały się za pośrednictwem odbiorczo-nadawczych stacji pod Londynem.



**1 K. Malinowski, Żołnierze Łączności…, s. 153. W kontekście tej informacji zgoła osobliwie brzmi zdanie "Bora o sprawnym przekazaniu rozkazu, określającego godzinę "W". "Bór" pisał w swojej Armii Podziemnej: "Lotem błyskawicy tysiące rozkazów prysnęło po całym mieście, docierając jeszcze tego wieczora do najniższych komórek, a często i poszczególnych żołnierzy" (s. 216).





#69



Dwie słabe radiostacje mogły rozmawiać ze sobą tylko przez pośrednika o dużej mocy". **1

Poszukując autorów owych osobliwości kierowano pochopne zarzuty w stronę łącznościowców. Prawda jest bardziej złożona i nie pozwala na krzywdzące oceny ludzi ofiarnych, oddanych i wykazujących ogromną inwencję w przezwyciężaniu trudności technicznych.

Dla oceny stanu faktycznego trzeba pamiętać, że Przygotowanie planu łączności w każdym systemie dowodzenia wymaga dłuższego okresu. Przygotowanie organizacji systemu łączności w ramach planu operacyjnego "W" trwało ponad rok, a dla planu "Burza" około 6 miesięcy. W danym przypadku decyzja rozpoczęcia walki była powzięta zaledwie na kilkanaście godzin przed wybuchem Powstania Warszawskiego" **2.

Dowodzenie - nacechowane było przypadkowością i improwizacją, pozbawione cech planowości i wewnętrznej dyscypliny.

Decyzja, wyznaczająca godzinę "W" na 1 sierpnia godz. 17.00 zapadła 31 lipca mimo uprzedniej zapowiedzi, że ani 1, ani 2 sierpnia nie wchodzą w rachubę jako ewentualne dni rozpoczęcia Powstania. Decyzja została podjęta wbrew instrukcji do planu operacyjnego "W". Instrukcja ta ustalała, że rozkaz do powstania musi zapaść przed godziną dwunastą w południe. Od tego terminu musi pozostać co najmniej trzydzieści sześć godzin do rozniesienia rozkazów w "dół" dla przeprowadzenia mobilizacji oddziałów powstańczych, po czym dopiero może rozpocząć sie walka. Tymczasem, wbrew obowiązującej



**1 J. Nowak Kurier z Warszawy… s. 344.

**2 Tamże, s. 9.





#70



instrukcji, generał "Bór" wydaje rozkaz do Powstania o godzinie szóstej po południu.

Żaden z obecnych na odprawie oficerów Komend Głównej nie zwraca na to uwagi, ani na konsekwencje, jakie z tej decyzji mogą wyniknąć.

Wobec godziny policyjnej i rozejścia się łącznicze do domu, roznoszenie zawiadomienia o wybuchu powstania może rozpocząć się dopiero następnego dni rano.

Tak więc do przeprowadzenia mobilizacji pozostają zaledwie około dziesięciu godzin zamiast trzydziestu sześciu.

W odprawie, na której decyzja o Powstaniu zapadła, uczestniczyło zaledwie kilku oficerów Komendy Głównej AK.

Znany i zasłużony historyk Powstania Warszawskiego, Stanisław Podlewski, pisał w związku z tym "Decyzja jest tak nagła i niespodziewana, że wobec braku czasu kancelaria Komendy Głównej AK ni jest w stanie jeszcze tego dnia zawiadomić nieobecnych na owej odprawie członków Komendy Głównej AK, jak również szefów broni i służb Komendy Głównej. O wyznaczeniu terminu wybuchu Powstania dowiadują się oni w dniu pierwszego sierpni lub nawet dopiero po rozpoczęciu walk na ulicach Warszawy. Oczywiście nie są w stanie powiadomić swoich podkomendnych.

I tak pułkownik "Benedykt" (Muzyczka), szef Od działu VIII (biuro wojskowe) i major "Leszcz", szef VII Oddziału Komendy Głównej (finanse) dowiadują się o powstaniu dopiero około godziny trzeciej po południu, na dwie godziny przed rozpoczęciem walk.

Również dwaj zastępcy szefa sztabu, generała "Grzegorza" (Tadeusz Pełczyński), jedni z najważniejszych oficerów, nie wiedzą o wyznaczeniu powstania: pułkownik dyplomowany "Sęk" (Bokszczanin),





#71



pierwszy zastępca szefa sztabu, i szef operacji, nie zostaje w ogóle zawiadomiony, pozostaje w swoim mieszkaniu na Boernerowie, odcięty od powstania.

Pułkownik dyplomowany "Denhoff", drugi zastępca szefa sztabu i główny kwatermistrz AK, dowiaduje się o terminie wybuchu powstania około pierwszej w południe.

Wszyscy szefowie broni Komendy Głównej AK, a więc wspomniany już pułkownik dyplomowany "Sęk", szef wydziału broni szybkiej (pancerno-motorowych i kawalerii); podpułkownik dyplomowany "Wachnowski" (Karol Ziemski), szef wydziału piechoty; podpułkownik "Sławbor" (Jan Szczurek-Cergowski), szef wydziału artylerii; podpułkownik "Teodor" (Franciszek Niepokólczycki), szef wydziału saperów i podpułkownik dyplomowany "Dyrektor" (Bernard Adamecki), szef wydziału lotnictwa - nie są w ogóle zawiadomieni o wybuchu powstania.

Pułkownik "Ort" (Jerzy Uszycki), szef łączności technicznej, który kieruje łącznością radiową i dowodzi jednostkami radiowymi oraz pułkownik "Raresz" (Konstanty Kułagowski), szef zrzutów lotniczych, o powstaniu dowiadują się od pułkownika "Kuczaby" w południe 1 sierpnia Do chwili wybuchu powstania niewiele mogą uczynić.

Podobnie szefowie służb Komendy Głównej AK: podpułkownik "Leśnik" (Jan Szypowski), szef służby uzbrojenia, oraz podpułkownik "Gil" (Henryk Bezeg), szef intendentury; podpułkownik doktor "Feliks" (Lech Strehl), szef służby sanitarnej; porucznik "Ryszard" (Zygmunt Gokeli), szef przemysłu uzbrojeniowego AK.

Również major "Tobruk", komendant Kwatery Głównej AK, nie zostaje powiadomiony o powstaniu, nie może więc dotrzeć na Wolę.





#72



Cała grupa wyższych oficerów z "Obserwatorium" - inspektorów Komendy Głównej AK - nie zostaje w ogóle zawiadomiona o powstaniu, a więc generał "Prut" (Kazimierz Sawicki); generał "Dziadek-Vogel" (Jan Skorobohaty-Jakubowski), inspektor Okręgu Warszawskiego; pułkownik dyplomowany "Przemysław" (Stanisław Dworzak), były inspektor Okręgu "Jodła"; generał "Łaszcz" (Albin Skroczyński), dowódca Obszaru Warszawskiego - dowiadują się o powstaniu tuż przed południem, a większość oficerów Obszaru Warszawskiego zostaje zaskoczona wybuchem powstania.

Powstanie w Warszawie miało zaskoczyć Niemców - tymczasem zaskoczyło większość oficerów Komendy Głównej AK". **1

Wyjściowa sytuacja rozgardiaszu organizacyjnego nie pozostała bez wpływu na kierowanie sprawami Powstania generalnie, w tym zwłaszcza na dowodzenie poczynaniami militarnymi.

Układy zależności i podziały kompetencyjne między Komendantem Głównym AK, który przez pierwszy miesiąc Powstania miał swą Kwaterę Główną w dzielnicach Wola, a potem Stare Miasto, podczas gdy nominalny i faktyczny dowódca Powstania Komendant Okręgu Warszawskiego AK sprawował funkcję dowódczą z terenu dzielnicy Śródmieście komplikowały się tym bardziej, że łączność między tymi dzielnicami była niezwykle utrudniona, a rozeznanie sytuacji na terenie objętym Powstaniem różne. W drugim miesiącu Powstania rezydowały i były równocześnie aktywne trzy sztaby dowódcze na terenie jednej dzielnicy - zniknęły przeszkody



**1 Stanisław Podlewski. Fragmenty nie drukowanej dotychczas książki Wolność krzyżami się znaczy odcinek XX "Za i przeciw" nr 6/1984 z dnia 5 lutego 1984 r.





#73



W utrzymywaniu łączności, spiętrzyły się przeszkody, mające swe źródło w wielości ośrodków dyspozycji.

Niedostatkowi koordynacji, wyobraźni i dyscypliny przypisać zapewne należy fakty takie jak opublikowanie w prasie powstańczej informacji, że łączność między dzielnicami utrzymywana jest przy wykorzystaniu podziemnej sieci kanałów miejskich; czy przekazanie otwartym tekstem przez radio Londyn rozkazu do pozawarszawskich jednostek AK, nakazującego im koncentryczny marsz na pomoc powstańczej Warszawie i uderzenie na wojska niemieckie operujące w tym rejonie. W obu przypadkach nie wzięto w należytej mierze pod uwagę zagrożeń, mogących wyniknąć z tego, że wróg zna plany powstańcze. **1

Dla wielu z nas, uczestników Powstania, stawało się jasne już w pierwszych dniach Powstania, że nie jest ono oparte na przemyślanej koncepcji strategicznej, kojarzącej elementy polityczne z elementami militarnymi.

Trudno było pojąć dlaczego oddziały "Kedywu" skoncentrowane zostały na Woli (notabene - zaskoczenie



**1 Rozkaz przekazany komendantom okręgów AK i do rozpowszechnienia przez BBC brzmiał:

"Dowództwo AK L. 6/III dnia 14.8.1944, godz. 10.30 Walka o Warszawę przeciąga się, prowadzona jest przeciwko wielkiej przewadze nieprzyjaciela. Położenie wymaga niezwłocznego marszu na pomoc stolicy. Nakazuję skierować natychmiast najbardziej pospiesznymi marszami wszystkie rozporządzalne, dobrze uzbrojone jednostki z zadaniem bicia sił nieprzyjaciela, znajdującego się na peryferiach i przedmieściach Warszawy i wkroczenia do walki wewnątrz miasta - Dowódca AK, "Bór" F Majorkiewicz wyrażał przypuszczenie, że. "wydanie tego rozkazu jest również reakcją naszego dowództwa na wcześniejsze, podane przez BBC, wiadomości, iż 100 000 żołnierzy BCh pozostaje w gotowości, w celu wzięcia udziału w walce o Warszawę."





#74



godziną "W" sprawiło, że ze stanu około 2500 żołnierzy zgrupowania "Radosław" na Wolę dotarło na czas zaledwie 900 żołnierzy), w rejonie, który nie mógł mieć znaczenia decydującego dla dalszych losów Powstania.

Trudno było pojąć decyzję o wyprowadzeniu poza Warszawę batalionów odwodowych dowódcy okręgu warszawskiego już w kilkanaście godzin po godzinie "W"…

Podziwem i uznaniem napawało dowodzenie na niskich szczeblach - pseudonimy i nazwiska znakomitych, wyszkolonych w warunkach konspiracyjnych, absolwentów podziemnych szkół podchorążych, szkół niższych dowódców, pozostaną w historii synonimami dowódczego kunsztu **1, osobistej dzielności i hartu, patriotyzmu, oddania sprawie, poczucia odpowiedzialności za dowodzone oddziały.

Na tym tle razić muszą liczne fakty nieodpowiedzialnego



**1 Dla ludzi konspiracji wojskowej i Powstania, odnoszących się z pietyzmem do ich bohaterów, wprost niewiar godnie brzmią fragmenty pamiętników gen. "Bora", w których wykazuje on brak orientacji w sprawach, które Komendant Główny AK »powinien znać. "Bór" pisze o swej bytności na Woli- "Z raportów, jakie odebrałem na miejscu, przekonałem się jak fantastycznie brzmiały nazwy naszych jednostek. Zachodnią krawędź cmentarza trzymał batalion "Parasol" zaraz koło niego stała "Pięść" Od wschodu był batalion "Kedywu" z "Rudym" i "Zośką" Były nie tylko szyfrowe kryptonimy podziemia, ale często nazwy wybrane ku czci jakiegoś poległego dowódcy, albo na pamiątkę jakiegoś przyjaciela. "Rudy" na przykład, był pseudonim jednego z dowódców plutonu, który w roku 19 zginął na ulicy Długiej "Zośka" była przezwiskiem dowódcy grupy, która wykonała niezwykle śmiałą akcję dywersyjną, uwalniając transport więźniów wiezionych do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu", s. 229. Żałować należy, że nikt z czytelników nie pomógł "Borowi" w skorygowaniu tego tekstu między pierwszym a trzecim wydaniem, w sposób eliminujący nonszalancję.





#75



i niekompetentnego dowodzenia, prowadzącego do poważnych strat dla osiągnięcia nie dającego się osiągnąć celu. Może ktoś powiedzieć, że w tej rzece krwi, jaką spływało Powstanie, dalsze strumyki tej krwi nie miały, tak czy tak, większego znaczenia… Ale przecież polskiej szkole dowodzenia trzeba stawiać zarzut nadmiernego szafowania krwią. Ale przecież krwi tej popłynęło tak wiele, że tę cenę powinno się płacić tylko za cele tego godne.

Z wielu drastycznych przykładów na jednym z czołowych miejsc wymienić trzeba operację, znaną jako próba przebicia połączenia między Starym Miastem a Śródmieściem, w dniu 30 sierpnia 1944 r.

Operacja ta została zaplanowana i przeprowadzona, gdy możliwości dalszej obrony Starego Miasta dobiegły kresu. Oddziały powstańcze otoczone przez nacierające oddziały niemieckie na minimalnym, stale kurczącym się obszarze, nie dysponujące żywnością, pozbawione częściowo wody, trapione czerwonką, operujące wśród 100 000 stłoczonych w niewiarygodny sposób i ginących, pod gruzami walących się domów, mieszkańców, nie mogące zapewnić elementarnej pomocy tysiącom rannych - były skazane na zagładę.

Dowództwo Powstania podjęło decyzję o równoczesnym uderzeniu oddziałów powstańczych ze Starego Miasta w kierunku Śródmieścia, odległego od linii obronnych Starówki o kilkaset metrów - i ze Śródmieścia w kierunku Starego Miasta. Przełamanie linii niemieckich, opasujących Stare Miasto, miało otworzyć drogę dla oddziałów staromiejskich, dla rannych żołnierzy, ewentualnie także dla zdolnej do wysiłku fizycznego ludności cywilnej - drogę przedostania się do Śródmieścia. Tam były jeszcze możliwości kontynuowania obrony, w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń.





#76



Nacierające oddziały powstańcze musiały się licz z oporem nieprzyjaciela, którego siły - poza obsadą stanowisk ogniowych wokół Starego Miasta i Śródmieścia - szacowano na 2-3 bataliony piechoty, kompanię czołgów, działa, moździerze i granatniki rozmieszczone na terenie Ogrodu Saskiego.

We wspomnieniach Jana Nowaka-Jeziorańskiego znajdują się fragmenty poświęcone tej operacji.

"W środę 30 sierpnia wezwany zostałem do "Montera", który zapowiedział, że tej nocy nastąpi odwrót załogi Starego Miasta. Wszystkie doborowe siły Śródmieścia zostaną ściągnięte i skoncentrowane ataku na niemiecki korytarz, biegnący od Ogrodu Saskiego przez Żelazną Bramę i Hale Mirowskie. Niemcy zostaną wzięci w dwa ognie. My, ze Śródmieścia mamy wesprzeć przeprawiające się do nas oddział ze Starówki.

- Będzie to największa z dotychczasowych operacji wojskowych przeprowadzonych w Warszawie mówił "Monter". Chcę mieć pana przy sobie jako sprawozdawcę który to wszystko opisze i nada polsku, i po angielsku.

Chruściel był w doskonałym nastroju, pełen wiary w powodzenie ważnego przedsięwzięcia.

Oficerowie i żołnierze nie podzielali optymizmu generała… I w Śródmieściu i na Starym Mieście.

Byłem, jako żołnierz baonu "Wigry" uczestnikiem natarcia od strony Starego Miasta. Tak pamiętam godziny poprzedzające uderzenie.

"…Ulica Długa ma w okolicy kościoła garnizonowego wygląd, do którego już przywykli. Krajobraz księżycowy. Dopiero za skrzyżowaniem z Miodowej przybiera jakieś dziwne kształty. W blasku rakiet pulsuje, drga, jak gdyby była wypełniona pęczniejącą substancją.

Co to znowu?





#77



Kilkadziesiąt kroków i już widzą.

Ulica jest zapełniona tłumem ludzi. Zrozpaczeni, ogarnięci strachem, tłoczą się wzdłuż Długiej, byle być bliżej czoła zamierzonego natarcia. Jeszcze godzinę temu jego bezpośredni wykonawcy i uczestnicy, żołnierze oddziałów uderzeniowych, nie wiedzieli, jakie będzie ich zadanie. A ci, tutaj, dobrnęli najwidoczniej już dość dawno ze wszystkich zakątków Starówki. Przepychają się wzajemnie. Czują, że ci pierwsi najprawdopodobniej zdołają przejść, chcą więc być pierwsi. Zgiełk, wrzawa wybuchają co chwilę. Decyduje siła, sprawność łokci, bezceremonialność. W tłumie kobiety, starcy i dzieci, chorzy, ułomni i ranni. Rannych dziesiątki, setki… Transportują ich z powstańczych szpitali. Noszowi traktują swój ciężar jak przepustkę do raju. Mogli przyjść tutaj - ponieważ tamci cierpią: mogą stać tutaj - ponieważ ich zadaniem jest transportowanie cierpiącego; może ruszą do przodu, by to swoje działanie wykonać, ale stanie się to dopiero wówczas, gdy osiągnięte zostaną wstępne przynajmniej sukcesy.

"Wigry" naprzód! Łatwo powiedzieć. Spróbuj sam. Spróbuj przedrzeć się przez tłum z amokiem w oczach. Tłum sprasowany i rozkołysany. Tratując rannych, odrzucający bezceremonialnie słabych.. Apokalipsa. Jak ci ludzie będą się poruszać wewnątrz owego szpaleru, tunelu, który mamy dla nich utworzyć?… Przecież to będą jatki niesamowite. Rany boskie! Ilu jest cywilów na Starówce? Chyba ze 100 tysięcy, rannych 5-6 tysięcy. Rakieta. Nie bójcie się, czemu szalejecie? Przecież ona was nie widzi. Spokój. Spokój. Rakieta. Plackiem do ziemi. Chować twarze. Po co?

Na bok.

Przepuśćcie nas.





#78



Przecież bez nas nie ruszycie się z miejsca.

Wigierczycy torują sobie drogę perswazją. Łokciami. Perswazją. Wyzwiskami. Krzykiem. Dowcipem. Kolbami.

Muszą puszczać w ruch kolby - inaczej nie dotrą do Banku.

Są spoceni, źli, rozżaleni.

Przemarsz Długą, Hipoteczną, Daniłłowiczowską przemarsz, przeciskanie się trwa już dwie godziny.. Co to będzie? Jak te tysiące ludzi pokierować, utrzymać w ryzach, pchnąć do przodu?

Koszmar.

Na dziedzińcu bankowym wątpliwości nie maleją. Wdarli się na podwórze niemal po walce wręcz, spoceni, zmaltretowani.

Traktowani jak wrogowie. Strach odbiera tłumom na Długiej i Hipotecznej resztki rozsądku. Kołyszą się w takt plot, pogłoski. Niech padnie pocisk - za tratują się nawzajem; miesiąc nieludzkich cierpień wyprał ich z ludzkich uczuć… Niech ktoś krzyknie że wojsko ucieka, a gotowi wieszać żołnierzy na latarniach, szarpać na sztuki. Ci sami, którzy tera głaszczą ich po głowach, ramionach, karabinach, peemach,.. Przepuście, przepuście! Droga dla pluton; szturmowego…

Pluton szturmowy ma już dosyć. Prawie nie m sił niezbędnych do natarcia." **1

"Monter" napisze po latach do J. Nowaka: "…t była dla mnie najgorsza doba z całego Powstanie. Taka to dola dowódcy". J. Nowak po przytoczeni; tych słów wyzna z goryczą: "Cała ta straszliwa ma sakra okazała się później zupełnie niepotrzebna… (s. 353). **2



**1 Fragment książki K. Kąkola, Misja na wyspie Sylt, Warszawa 1971.

**2 Jan Nowak op. cit.





#79



Gorycz tych słów jest całkowicie zrozumiała i uzasadniona. Kierować ją jednak trzeba pod adresem doktryny dowodzenia, która traktowała w sposób tromtadracki problem strat w ludziach, dążąc do zrealizowania wytyczonych zadań strategicznych czy taktycznych. Morze krwi żołnierskiej, morze krwi ludności Warszawy nie powstrzymało gen. "Bora" Komendanta Głównego AK i wówczas już także Wodza Naczelnego Sił Zbrojnych RP od postulowania dalszej ofiary krwi…

W rozkazie do komendantów Okręgów AK z dnia 3 października 44 r. "Bór" pisał (Armia Podziemna s. 351):



"1. Dalsza walka w Warszawie nie ma już żadnych szans. Zdecydowałem ją skończyć. Warunki kapitulacyjne gwarantują żołnierzom pełne prawa kombatantów i ludności cywilnej humanitarne traktowanie. Sam iść muszę z żołnierzami do niewoli.

2. Swoim zastępcą w pracy konspiracyjnej mianuję ob. "Niedźwiadka"

3. Akcję "Burzy" ograniczyć do minimum, cały wysiłek skierować na samoobronę ludności.

4. Dziękuję wszystkim żołnierzom Armii Krajowej za dotychczasowy wysiłek i pracę w braterskim zespole dla dobra sprawy. Ufam, że wszyscy żołnierze Armii Krajowej wypełniać będą aż do końca swój żołnierski obowiązek - wierni sztandarom Rzeczypospolitej Polskiej. Wierzę, że w ciężkich zmaganiach, przez obfitą ofiarę krwi, wywalczymy zwycięstwo, a przez nie wolność Ojczyzny"



"Przez obfitą ofiarę krwi…" jakby jeszcze nie dosyć tej krwi zostało przelane. I jakby dążeniem wszystkich wodzów wszystkich armii świata nie było zwycięstwo kosztem najmniejszej ofiary krwi.

Insurekcja. Zespolenie, przemieszanie wzajemne, świadczenia warszawiaków nie walczących na rzecz





#80



wspólnej walki, nadawało Powstaniu charakter insurekcji.

Przebieg walk powstańczych uruchomił masowe przemieszczanie się grup mieszkańców z dzielnicy do dzielnicy. Pożoga, śmierć, cierpienia, głód, poniewierka stały się udziałem tysięcy warszawiaków. Eksterminacja w najbardziej drastycznych formach ze strony zezwierzęconych żołdaków hitlerowskich dotknęła ludność Warszawy wszędzie tam, gdzie znalazła się w bezpośrednim zasięgu wojsk niemieckich.

Więź wszystkich warszawiaków ulegać zaczęła nadwątleniu wraz z narastaniem cierpień i zacieraniem perspektywy pomyślnego zakończenia powstańczej epopei.

Pod datą 4 września notował ppłk Felicjan Majorkiewicz: "Po południu z własnej inicjatywy zredagowałem depeszę do Centrali. Oto jej treść: "Zgodnie z zapowiedzią Naczelnego Wodza i Premiera proszę o odwrotne i konkretne podanie terminu obiecywanej pomocy, względnie powiadomienia, że tej pomocy nie będzie. Jest to konieczne dla kalkulacji realizowania naszej dotychczasowej decyzji. Sytuacja zdaje się osiągać swój punkt szczytowy. Obserwowany ogólny upadek nastrojów jest spowodowany przede wszystkim niepewnością przybliżonego nawet terminu zakończenia walki w całkowitej izolacji oraz coraz mniejszym zrozumieniem sensu hekatomby całej bez reszty Warszawy, dla mało uchwytnych, w tym momencie, dla przeciętnego obywatela celów politycznych. Ludność generalnie przeżywa kryzys, który może mieć zasadniczy wpływ na walczące oddziały. Przyczyny kryzysu: coraz silniejsze, a zupełnie bezkarne ostrzeliwanie i burzenie miasta, świadomość, że nieprzyjaciel dąży da zniszczenia całego obszaru na wzór Starówki, bezterminowe





#81



przeciąganie się walki, coraz mniejsze porcje głodowe dla pogorzelców i szybkie wyczerpywanie się żywności dla pozostałych, agitacja czynników wrogich, wreszcie od dzisiaj brak wody i elektryczności we wszystkich dzielnicach. Warunki i okoliczności prowadzenia walki z każdym dniem są coraz trudniejsze Jeżeli do powyższego dodamy, że amunicja jest na wyczerpaniu, wówczas kontynuowanie uciążliwych walk bez pomocy z zewnątrz należy obliczać na dni"

Po zredagowaniu depeszy rozpoczęła się gorąca dyskusja Płk "Filip" zgadzał się z treścią pierwszej części, lecz nie zgodził się z oceną nastrojów ludności. Ustąpił dopiero na skutek argumentcji płk. "Hellera". W rezultacie jednak przedstawił wniosek, aby nie wysyłać tej depeszy, gdyż nie istnieje dylemat: walczyć, czy nie walczyć - walkę musimy prowadzić do upadłego. To zagadnienie - według płk. "Filipa" - pozostaje poza wszelką dyskusją. Depesza nie została nadana".

Spostrzeżenia i refleksje oficerów sztabu Komendy Głównej AK, konkretyzujące się m. in. w projekcie depeszy, opracowanym przez płk. F Majorkiewicza zawierały mimo wszystko znacznie mniejszy ładunek dramatyzmu od tego, który cechował przeżycia ludu Warszawy.

Warszawscy "insurekcjoniści" boleli nad biegiem wydarzeń, w rezultacie których miast pierwotnej, duchowej jedności między powstańcami a ludnością zaczęła się wytwarzać "przerażająca przepaść" Zamiast pozytywnych ocen "częste były głośne złorzeczenia i przekleństwa".

Dostrzegano zróżnicowanie postaw powstańczych żołnierzy. Identyfikowano się, szczycono tymi i pierwszej linii, niesmak i dezaprobatę, budzili ci





#82



"którzy zalegali całymi dniami piwnice i partery placówek wojskowych".

"Ci z akcji, z barykad, byli zawsze pierwszorzędni. Były to najpiękniejsze kwiaty polskiego rycerstwa, aż rozpacz bierze, że tak wielu z nich kosiła śmierć" - pisał w swej dokumentalnej relacji A. Rogalski. I dalej: "Ci z tyłów (…) wskrzeszali smutne pamięci typ przedwojennego oficera polskiego, jaki panoszył się po kasynach i salach balowych: arogancki, pyszałkowaty, kłótliwy, niemoralny". **1

Jakże dalekie od euforii insurekcyjnej były sytuacje faktyczne:

"Wspólne bytowanie wojska z ludnością cywilną w tych strasznych warunkach - a nie było prawie domu, w którym by nie znajdowała się placówka bojowa - wytwarzało wzajemną niechęć. Dochodziło niekiedy do wybuchów nienawiści.

Co noc prawie wpadali do schronów żołnierze bądź też nasi żandarmi wojskowi, wyciągali cywilów z ich legowisk i pędzili do robót przy naprawianiu barykad, kopaniu rowów, gaszeniu pożarów itp.

Roboty te były w dużym stopniu niebezpieczne, ponieważ niedbałe i lekkomyślne dowództwa poszczególnych odcinków dostrzegały niebezpieczeństwo w swym sektorze dopiero w ostatniej chwili i w ostatniej chwili, często gdy było już za późno, pragnęły jemu zaradzić W piwnicach rozlegały się płacze i krzyki kobiet, które broniły swych synów lub mężów przed groźbą śmierci Nic to nie pomagało, mężczyzn brutalnie wyrzucano, a kobietom grożono. Starcy, kalecy, chorzy - ludzie osłabieni brakiem należytego odżywiania i przeżyciami dnia musieli iść często pod same stanowiska wroga i wśród rozrywających się pocisków i świstu kul



**1 Zycie w powstańczej Warszawie, s. 158.





#83



spełniać rozkazy wojska, podczas gdy setki żołnierzy bezczynnie czekały na jakieś zatrudnienie." **1

Goryczą nasycone były konkluzje, do których dochodzili ludzie, witający Powstanie jako długo oczekiwane święta.

Pisał cytowany już kilkakrotnie autor wspomnień: Zaprzepaszczona została sama idea powstania. Zamiast być zrywem całego narodu, czymś pięknym j szlachetnym, powstaniem szerokiego ogółu, wytworzyło ono trujące jady, których działanie długo jeszcze będzie widoczne **2.

Inferno. Ludobójcze praktyki, idące w ślad za hitlerowską agresją w dniach drugiej wojny światowej - zastosowano z całą perfidią i z całą premedytacją wobec powstańców Warszawy, ludności Warszawy.

Generał SS i policji von dem Bach, który dowodził oddziałami hitlerowskimi, desygnowanymi do zwalczania Powstania, złożył 26 I 1946 r. przed polskim prokuratorem w Norymberdze zeznanie, potwierdzające rozkazy o wyniszczeniu ludności Warszawy i zrównaniu z ziemią miasta.

Von dem Bach zeznawał: "Kiedy przybyłem i zapoznałem się ze stanem walk, stwierdziłem wielkie zamieszanie. Każda jednostka strzelała w innym kierunku, nikt nie wiedział, do kogo należy strzelać, i z punktu wojskowego cała sytuacja stała się trudna do rozwiązania. Na cmentarzu sam widziałem,



**1 Tamże, s. 161.

**2 W rozkazie do żołnierzy garnizonu warszawskiego wydanym 3 października 1944 r. gen. "Bór" pisał: "Ludności wyrażam podziw i wdzięczność walczących szeregów wojska i ich do niej przywiązania. Ludność tę proszę, aby darowała żołnierzom wszystkie przewinienia, jakie w ciągu długotrwałej walki musiały w stosunku do ludności niejednokrotnie mieć miejsce" (Armia Podziemna s. 351).





#84



jak grupa cywilnych została zabrana i zastrzelony na miejscu przez członków grupy bojowej Reinefartha.

Prokurator pytał: "Cóż pan wtedy zrobił?"

Von dem Bach: "O, ja interweniowałem natychmiast…"

Prokurator: "O, to bardzo interesujące. Słuchaj z pełnym zainteresowaniem. Pewnie pan zakazał rozstrzeliwania ludności cywilnej?"

Von dem Bach: "Tak jest, zakazałem i zatrzymałem całą walkę. Osobiście poszedłem do Reinefartha, spotkałem go na jego stanowisku, gdzie się okopał i miał własną radiostację, o ile sobie przypominam. Poinformowałem go o całej sytuacji, następnie zwróciłem mu uwagę na całe "bezhołowie", które zauważyłem i na to, że jego oddziały rozstrzeliwują niewinną ludność cywilną. Wówczas Reinefarth zwrócił mi uwagę na istniejący wyraźny rozkaz Himmlera. Pierwszą rzeczą, którą mi powiedział, było to, iż otrzymał wyraźny rozkaz, że nie wolno brać jeńców i należy każdego mieszkańca Warszawy zabić. Zapytałem go: "Czy kobiety i dzieci także?", na co ten mi odpowiedział: "Tak, kobiety i dzieci także".

Losy ludności Warszawy świadczą jak skrupulatnie wykonywany był ten rozkaz, jak całkowicie identyfikowali się z nim walczący z Powstaniem oficerowie i żołnierze. Zbrodnia była zaplanowana bez skrupułów - by uczynić ją szczególnie wyuzdaną i dotkliwą skierowano do walki z Warszawą Brygadę Dirlewangera złożoną z przestępców kryminalnych i brygadę renegacką RONA, Kamińskiego.

Dirlewanger, którego żołdaków sami Niemcy określali mianem "stada świń" otrzymał rozkaz napisany osobiście przez Himmlera, że Warszawa z polecenia Hitlera ma być zrównana z ziemią - "glattrasiert",





#85



rozkaz zawierający pełnomocnictwo "zabijać kogo zechce, według swego upodobania".

Upodobania te były dobrze znane Himmlerowi Jego oczekiwania nie zostały zawiedzione. Los ludności w dzielnicach zajmowanych przez Niemców był okrutny.

W aktach Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce znajduje się zeznanie podoficera Wehrmachtu, Willy Friedla: "Widziałem, jak wpędzano siłą polskich cywilów w podwórze poprzez poprzeczny budynek partiami po 10 osób, kładziono ich na stosach twarzą w dół, niektórych nawet wleczono za włosy i następnie rozstrzeliwano strzałami w potylicę. Zabitych nie usuwano i następna partia musiała wchodzić na trupy lub była wciągana a następnie również rozstrzeliwana. I tak dalej, dopóki nie urósł cały stos, a wszyscy znajdujący się tam Polacy rozstrzelani. Widziałem około 9-10 warstw trupów tak ułożonych na stosie. Kobiety z dziećmi przy piersi były rozstrzeliwane razem".

Straty poniesione przez ludność Warszawy ocenione zostały tylko szacunkowo. Niemcy określali straty ludności na około 100 000 zabitych. Dane Rady Głównej Opiekuńczej z dnia 31 października 1944 r. określają te straty na około 150 000 ludzi.

Londyńskie wydawnictwo PSZ - Armia Krajowa stwierdza krótko: "Brak wyczerpujących danych nie pozwala na przedstawienie dokładnego obliczenia strat ludności" (s. 320).

Gen. Bór-Komorowski, wskazując na trudności w ustaleniu wysokości strat żołnierzy Powstania, twierdzi:

"Jeszcze trudniej byłoby obliczyć ofiary wśród ludności cywilnej, nie mogąc w przybliżeniu nawet ustalić cyfry pogrzebanych pod gruzami, jak i ofiar terroru Niemców w zdobytych przez nich dzielnicach.





#86



Propaganda niemiecka - bez żadnych do tego podstaw - w parę już dni po zakończeniu walk, podała liczbę ofiar na 200 000. Za nią powtórzyła tę cyfrę propaganda sowiecka, podnosząc ją następnie do 250 000. Wydaje mi się, że cyfra ta jest grubo przesadzona i że łączna liczba ofiar nie powinna przekraczać kilkudziesięciu tysięcy. Brak jakichkolwiek danych uniemożliwia jednak ustalenie ściślejszej cyfry" **1.

W rozmowie z gen. "Borem" w dniu 4 października 1944 r. po kapitulacji Powstania, von dem Bach deklarował, że uczyni wszystko, aby ewakuacja ludności Warszawy miała przebieg humanitarny i zaoszczędziła jej cierpień. Deklaracja ta okazała się gołosłowna. Ludność Warszawy, która przeżyła piekło Powstania, czekała jeszcze gehenna głodu, poniewierki, robót przymusowych i obozów koncentracyjnych. Obóz przejściowy w Pruszkowie stał się kolejnym etapem martyrologii.

Kamienie na szaniec rzucane były w dniach Powstania nie przez Boga, jak to wieszczył Juliusz Słowacki, lecz przez konkretnych ludzi, dysponujących władzą wydawania rozkazów, decydujących o losach wielu.

Losy te znaczyła śmierć około 200 000 ludzi. "W tej liczbie mieści się kwiat polskiej młodzieży, która jak wiadomo stanowiła czoło naszego ruchu oporu, a z której najdzielniejsi legli mostem w powstaniu" - pisał J. Kirchmayer**2.

Czy tak być powinno? Czy tak być musiało? Pytań takich nie wolno było stawiać młodzieży, gdyż odpowiedź byłaby z góry wiadoma. Odpowiedzi powinni udzielać za młodzież mężowie stanu i dowódcy,



**1 T. Komorowski: Armia Podziemna, s. 353.

**2 J. Kirchmayer op. cit. s. 424.





#87



chroniąc ją jako skarb bezcenny, decydujący o przyszłości narodu…

"Podczas wojny, kiedy Czesi w Wielkiej Brytanii posyłali swoją młodzież na angielskie politechniki i uniwersytety, szkolili inteligencję z myślą o czasach powojennych - my posyłaliśmy młodych ludzi na pierwsze linie frontu. Teraz, po wojnie, każda moja wypowiedź wyrażająca dezaprobatę takiego postępowania była w gronie oficerskim przyjmowana jako wyraz oportunizmu" - pisał w listopadzie 1945 r. płk F. Majorkiewicz.

Beztroska w podejściu do tego zagadnienia trwa, rozkładanie akcentów - niezgodne z prawdą, ale brzmiące efektownie prowadzi do charakteryzowania Powstania niemal jako krucjaty dziecięcej **1. Gotowość do najwyższej ofiary, ofiary życia, w służbie Ojczyźnie traktowana jest bezdyskusyjnie. "Na śmierć idą po kolei, jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec", to wezwanie-zaklęcie głoszone jest bez słów początkowych wersetu. Są to słowa ważne. Niezwykle ważne. Brzmią one: "A kiedy trzeba…", "A kiedy trzeba na śmierć idą po kolei…" Czy trzeba było? Czy było trzeba?

Imponderabilia. Nastroje ludności cywilnej były obok braku amunicji i żywności, braku perspektyw pomocy z zewnątrz, przyczyną myśli ó kapitulacji.

9 września nawiązano kontakty z generałem Roehrem w sprawie ustalenia warunków kapitulacji.



**1 Liczne przykłady aktywności i bohaterstwa małoletnich warszawiaków zasługują na należyte uhonorowanie, nie mogą jednak prowadzić do deformowania stanu faktycznego. Dzieci generalnie nie wykonywały zadań bojowych, spełniały czynności pomocnicze. Potwierdzenie tej tezy stanowią materiały z sesji WIH odbytej na temat Powstania w lipcu 1984 r.





#88



Reakcją na wieść o tych kontaktach było pismo gen. "Montera", do gen. "Bora", zawierające zgoła odmienne stanowisko w tej kwestii.

10 września "Monter" pisał:

"1. Obrona odcinka północnego nie jest jeszcze tak słaba, by pod jednym silnym uderzeniem załamała się. Stan fizyczny oddziałów jest istotnie godny najwyższej uwagi, stan moralny jest lepszy od fizycznego.

2. Kapitulacja jest ostatecznością, której chcemy uniknąć. Nikt nie wierzy Niemcom. Ludzie chcą ginąć z bronią w ręku - na posterunku, a nie po rozbrojeniu. Jest powszechne przekonanie, że po złożeniu broni szeregi powstańcze byłyby wycięte w pień.

3. Proszę Pana Generała o zwłokę. Jeszcze dwie doby. Niedobrze by było pospieszyć się o pięć minut. My tutaj chcemy koniecznie zyskać na czasie - może w Niemczech rozegrają się spodziewane wypadki - może wkroczą wreszcie Sowiety. Kapitulacja jest najgorszą formą zakończenia powstania. Przed decyzją Pana Generała chciałbym się jeszcze osobiście zameldować.

4. Czynię wysiłki, aby nie dać się zepchnąć z odcinka Alei Sikorskiego, bo wówczas łączność między nami byłaby na stałe zerwana. Całą najbliższą noc oddziały techniczne będą pracowały nad powiązaniem obu stron Alei.

5. Proponuję wezwać Żymierskiego na odsiecz i przyrzec mu lojalną współpracę. Zmieniają się warunki naszej wałki - bądźmy więcej elastyczni. Każdy,. kto da nam pomoc - zasłuży na wdzięczność. Wszystko inne jakoś się ułoży.

Proszę Pana Generała o rozważenie mego ostatniego wniosku. Więcej nam odpowiada współpraca z Żymierskim, niż kapitulacja.





#89



W historii Wojska Polskiego są to tylko fragmenty".

Gen. "Bór" po zapoznaniu się z treścią pisma gen. "Montera" ustosunkował się do niego na piśmie. Nie odwołał swojej decyzji w sprawie kapitulacji jednak zapewniał, iż nigdy nie przyjmie warunków, które doprowadziłyby do rzezi. Jeśli chodzi o propozycję współpracy z Żymierskim, to stwierdzał: "Zwracanie się do Żymierskiego jest moim zdaniem zdradą".

To pismo "Montera", dowódcy, którego meldunek o radzieckich czołgach na ulicach Warszawy spełnił rolę bezpośredniego impulsu, wywołującego rozkaz w sprawie godziny "W" - jest dowodem niepokoju i przemyśleń, prowadzących do pytania o formę zakończenia Powstania.

Żołnierskie sumienie "Montera" dyktowało mu negatywną ocenę planów kapitulacji. Dogadanie się w tej kwestii z Niemcami traktował jako nie dające się pogodzić z imponderabiliami, którym hołdować musi armia. "Monter" dobrze wiedział, że wrogość, niechęć do współpracy z Armią Czerwoną, z Wojskiem Polskim nadchodzącym ze Wschodu, była przyczyną koncepcji Powstania jako demonstracji politycznej, organizowanej bez brania pod uwagę uwarunkowań militarnych **1.

Lojalna współpraca, poprzedzająca wybuch Powstania, przyniosłaby gwarancje jego powodzenia. Oferta lojalnej współpracy, zgłoszona po tragicznych



**1 Znamienna jest różnica tonu i stylu rozkazów gen. "Montera" i gen. "Bora". W rozkazie z 20 września "Monter" stwierdzał m. in.: "Warszawa doczekała się pomocy i odsieczy*. Nadchodzi chwila kiedy zwycięska i bohaterska Czerwona Armia przystępuje do zadania ostatecznego ciosu barbarzyńcom niemieckim". PSZ, s. 883.





#90



doświadczeniach, mogła być alternatywą w stosunku do złowrogiej perspektywy kapitulacji przed katem i oprawcą.

Tę perspektywę w sposób bezceremonialny i konsekwentny ukazali sami Niemcy.

General SS von dem Bach w czasie spotkania z "Borem" w Ożarowie, dnia 4 października 1944 r. po kapitulacji Powstania, wystąpił z konkretnymi propozycjami… współpracy "Bór" tak pisał o tym w swojej Armii Podziemnej (s. 349):

"Zaczął rozmowę od komplementów i słów uznania dla waleczności i odwagi obrońców Warszawy po czym przeszedł na tematy polityczne. Wyraził mi współczucie z powodu losu, jaki nas spotkał Podkreślił, że zdaje sobie w pełni sprawę z rozgoryczenia jakie powstańcy i ludność Warszawy żywić muszą w stosunku do Rosji i do swych sprzymierzeńców zachodnich. Nie wątpił, że po ostatnich doświadczeniach, Polacy nie będą mieć żadnych złudzeń co do wrogich zamiarów Sowietów w stosunku do Polski Niemcy i Polacy stoją wobec wspólnego niebezpieczeństwa i mają tego samego wroga. Oba narody powinny zatem zaprzestać waśni i pomyśleć o wspólnej obronie.

Odpowiedziałem na to, aby uniknąć wszelkich nie porozumień i wyjaśnić swoje stanowisko, że podpisałem kapitulację oddziałów Armii Krajowej w Warszawie i jestem gotów lojalnie ją wykonać. Kapitulacja nie zmienia jednak w niczym stosunku Polski do Niemiec, z którymi od 1 września jesteśmy w stanie wojny. Jakiekolwiek są nasze uczucia w stosunku do Rosji, pojęcie "wspólnego" wroga nie istniej dla mnie, gdyż wrogiem Polski są w dalszym ciąg Niemcy.

Generał von dem Bach nie dał za wygraną. Przyznał, że Niemcy popełnili w stosunku do Polaków





#91



szereg fatalnych błędów. On sam był zawsze przeciwnikiem polityki terroru uprawianego wobec społeczeństwa polskiego. Uważał jednak, że jest jeszcze czas, by te błędy naprawić i we wspólnym interesie podjąć współdziałanie przeciw Sowietom.

Oświadczyłem, że nie może spodziewać się ode mnie niczego, co byłoby sprzeczne z moim pojęciem honoru i posłuszeństwa moim władzom. Nie powinien zatem liczyć na jakąkolwiek moją współpracę z Niemcami".

Rozmowa von dem Bacha nie była zapewne przypadkowa i nie przemyślana.

Von dem Bach wiedział, że na polecenie "Bora" nie doszło do ewakuacji przez Wisłę żołnierzy "Żywiciela" z Żoliborza. Wyraźny rozkaz "Bora", przekazany przez delegowanego w tym celu płk. "Wachnowskiego", skłonił żoliborzan do odstąpienia od realizacji uzgodnionego planu przeprawy na praski brzeg Wisły, zmusił ich do oddania się w niewolę miast dalszej walki, którą już wybrali, w szeregach Wojska Polskiego sprzymierzonego z Armią Radziecką.

Von dem Bach rozmawiał jednak nie tylko z dowódcą AK, który poprzedniego dnia wydał rozkaz ograniczenia do minimum akcji "Burza". Rozmawiał z Wodzem Naczelnym Sił Zbrojnych, mianowanym 30 września 1944 roku przez Prezydenta RP na to stanowisko.

Nominacja ta sprawiła, że polski Wódz Naczelny znalazł się w niewoli niemieckiej. Znalazł się w niewoli niemieckiej wtedy, gdy Niemcy byli bici na wszystkich frontach. Znalazł się wskutek operetkowego niemal gestu samowolnej władzy. Zdumienie i oburzenie wywołała ta nominacja w szeregach powstańczych - jej ocenę, pośrednio, dał SS-owski





#92



generał przedkładając propozycję sojuszu ofiary z katem.

Była to zaskakująca interpretacja sprawy Powstania. Interpretacje te podejmowane były od dnia wybuchu Powstania i są formułowane nadal. Żadna jednak nie była tak bezceremonialna. Żadna nie otwierała tak boleśnie oczu na polityczny sens wydarzeń…





#93



V. Interpretacje



1. Tak jak w sierpniu 1944 walka orężna, Powstanie Warszawskie, miało być atutem rzuconym na stół politycznej gry, tak dzisiaj - czterdzieści lat później - interpretacje tego wydarzenia mają pełnić funkcje oręża w walce politycznej o umysły, serca, świadomość ideologiczną całych pokoleń.

Zamysł sięgnięcia po wartości bezcenne, jako argument, mający skłonić obojętnych czy wrogich sprawie polskiej (w tym kształcie w jakim chcieli ją widzieć nosiciele koncepcji powstańczej) do zmiany postawy i działania na rzecz sprawy polskiej - nie tylko się nie powiódł, ale przyniósł skutki tragiczne i katastrofalne.

Interpretacje, dotyczące podstawowych zagadnień Powstania - jego genezy i celu, organizacji i przebiegu, następstw bezpośrednich i perspektywicznych - potwierdzają i mnożą świadectwa politycznej nieodpowiedzialności, naiwności i niedokształcenia, mierzenia sił na zamiary, a mimo to nie prowadzą skutecznie do zwycięstwa i panowania rozsądku nad apriorycznymi uprzedzeniami.

Zbyt wielu wśród nas, Polaków, wie z góry, wie lepiej. Przeto nie chcą słuchać, nie chcą nawet dopuścić do głosu argumentów. Być może jest to dowód wielkości. Jednakże istnieć musi co najmniej





#94



równie silne domniemanie, że może to być zarodek przyszłej klęski.

Te irracjonalne postawy nie biorą się same z siebie. Są w sposób racjonalny kształtowane. Już w roku 1946 wydana została w Londynie publikacja Andrzeja Pomiana, poświęcona Powstaniu Warszawskiemu. W publikacji tej zaprezentowana była teza; "Powstanie stało się największą świętością narodową. Świętość uświęca, a przynajmniej rozgrzesza wszystkich, którzy znaleźli się w jej kręgach. Dokonywa się misterium legendy".

W trzydzieści lat później w tym samym Londynie wydrukowane zostały słowa dezaprobujące tezę Pomiana. Głosiły one:

"Powstanie warszawskie stanowi świętość narodową dzięki bezmiarowi przelewu krwi, morzu cierpień i poświęceń. Ale ta świętość nie uświęca, ani nie rozgrzesza sprawców katastrofy, tych, którzy ponoszą odpowiedzialność za wywołanie takiego powstania, którego założeniem było, że zakończy się klęską militarną, połączoną ze zniszczeniem stolicy i jej wielorakich dóbr oraz straceńczym przelewem strumieni krwi polskiej. Wszystko to w imię naiwnych chimeryczno-romantycznych celów. Rany zadane powstaniem warszawskim, tak w sensie narodowym jak i rodzinnym, ledwo zabliźniły się. Dociekanie przyczyn katastrofy powstania szarpie boleśnie.

Prawda o przyczynach katastrofy jest wprawdzie wysoce bolesna, ale zarazem pouczająca i pożyteczna. Prawda ta może leczyć z wad narodowych

wstrząsem i narzucającymi się oczywistymi wnioskami"**1).



**1 Jan Matłachowski, autor tego opracowania noszącego tytuł Kulisy genezy Powstania Warszawskiego Londyn 1971 wyjaśnia w słowie wstępnym: "Ponieważ autor w tej książce poszukuje odpowiedzi na pytanie kto, w imię jakich i czyich celów i z jaką korzyścią dla narodu polskiego doprowadził do Warszawskiego Powstania, do tej najkrwawszej bitwy w dziejach Polski i w dziejach stolic. świata - dlatego wszystkie czynniki zainteresowane w przesłanianiu prawdy starały się do ukazania się tej książki nie dopuścić."

Merytoryczne stanowisko autora nacechowane jest troską o historyczną prawdę stwierdza on z goryczą:

"Społeczeństwo polskie ma obowiązek finansowania walki zbrojnej, ma obowiązek przelewania krwi i obowiązek czczenia każdego przelewu krwi jako osiągnięcia narodowego i narodowego bohaterstwa, a kierownikom przelewu krwi winno stawiać pomniki. Natomiast społeczeństwu polskiemu nie wolno pytać kto, w jakim celu doprowadził do przelewu krwi i czy ta krew przelana była potrzebnie, czy można było tego uniknąć, bo krwią narodu szafować niepotrzebnie nie wolno, bo krew narodu należy oszczędzać!"





#95



Prawda o Powstaniu Warszawskim przebija się z trudem przez przeszkody wznoszone przez tych, którzy tę świętość narodową potraktowali instrumentalnie, nadużywając uczuć, emocji, by przesłonić niewygodne fakty i rzetelną interpretację.

Gwoli słuszności wyznać trzeba, że manipulatorstwo tych, którzy chcieli Powstanie Warszawskie potraktować jako argument na rzecz orientacji zachodniej czy ściślej antysocjalistycznej w zmaganiach politycznych powojennego czterdziestolecia, nie było jedyną przeszkodą na drodze do prawdy o Powstaniu.

Przeszkodą na tej drodze była także deformacja dziejów najnowszych, mająca - w przekonaniu jej autorów - sprzyjać ugruntowywaniu w świadomości politycznej społeczeństwa orientacji lewicowej, socjalistycznej.

W rocznicowym artykule, w sierpniu 1981, "Tygodnik Powszechny" prezentując swoje publikacje na temat Powstania z lat minionych charakteryzuje lata 1949-1956 jako czas, w którym "zajmowanie





#96



się problematyką Powstania Warszawskiego" było "owocem zakazanym". Opisuje redakcyjne perypetie tamtego okresu: "W 1949 r. nie ma już w "TP" w rocznicę Powstania ani artykułu, ani noty od redakcji. Ograniczono się do prezentacji dwóch cennych urywków z pamiętników (…). W roku 1950 zdołał "TP" w rocznicę Powstania zamieścić jeszcze fotografię symboliczną, bez komentarza W latach 1951 i 1952 nie ogłoszono już nic, aby przez pół prawdy i ćwierćprawdy - nie kłamać. W tych latach już znaczna część dowódców i wielu uczestników Powstania Warszawskiego przebywało w więzieniach"**1).

Zasługująca na potępienie praktyka pierwszych lat czterdziestolecia przyczyniła się do ugruntowania przekonania, brzemiennego w niepożądane skutki.

Oto one: Każda książka związana z tematyką AK budzi żywe zainteresowanie, jednakże: "nie jest rzeczą obojętną gdzie była wydana - w kraju czy też za granicą. Przywykliśmy rozumieć, jako rzecz niemal naturalną, że z jednej strony, autor pisząc w kraju musi się godzić na pewne koncesje wobec wymagań reżymu, na koncesje tak ideologiczne, jak i co do ścisłości prawdy historycznej, z drugiej zaś strony, że autor piszący na Zachodzie korzysta z



**1 Odcinając się od praktyki głoszenia ćwierć- i półprawd "Tygodnik Powszechny" tu właśnie aplikuje czytelnikom taką ćwierćprawdę - owi dowódcy i uczestnicy Powstania przebywali bowiem w więzieniach, bywali skazywani na podstawie spreparowanych bądź niedostatecznych dowodów, ale nie są mi znane przypadki, aby formalnie uczestnictwo w Powstaniu, czy sprawowanie funkcji dowódczych było traktowane jako powód represji. Istnieją podstawy krytycznej oceny i potępienia polityki łamania praworządności, ale prawda jest tu zbyt wstrząsająca, by ją "wzbogacać" elementami fikcji.





#97



pewnego przywileju swobody myśli i sposobu jej wyrażania" **1. «

To przekonanie zyskało sobie prawo obywatelstwa, mimo że nie może przecież mieć zastosowania np. do obfitej literatury wspomnieniowej. Wspomnienia powstańcze układają się, jak kamyki mozaiki, w bogaty obraz Powstania, uzupełniają i pośrednio potwierdzają opracowania analityczne, źródłowe, prowadzące do większych syntez.

Jeżeli jednak faktem jest, że kontrowersje publicystyczne wokół AK i praktyka organów państwowych w stosunku do ludzi AK doprowadziły do wystąpienia uprzedzeń, jeżeli rozpaliły, wzmagające się w dniach napięć politycznych, łuny ideologiczne - to trzeba się z tym liczyć stawiając sobie zadanie torowania drogi prawdzie. Skoro jednak blask tych łun przesłania prawdę, to może spróbować sięgnąć do tych autorów, którzy, jak się mniema, "korzystają z pełnego przywileju swobody myśli i sposobu jej wyrażania".

Przystępując do interpretacji Powstania w dniach, gdy upływa lat czterdzieści od daty jego wybuchu, deklarując, że obok własnych powstańczych przeżyć i późniejszych dociekań - tworzywem będą ustalenia autorów nie obarczonych grzechem pierworodnym: narodzin ich tekstów na terenach "podległych komunistycznej supremacji" - nie sposób pominąć okoliczności, pozwalających mieć nadzieję na wyciszenie pozarzeczowej argumentacji**2.

Ustanowienie Warszawskiego Krzyża Powstańczego



**1 "Biuletyn Informacyjny" S.P.K. nr 49/72. Londyn. T. Klimowski - Powstanie Warszawskie J. Ciechanowskiego.

**2 Znamienne, że głosiciele tezy o "komunistycznej supremacji" zdają się nie dostrzegać faktu, że oni sami są produktem stosunków, które snadnie można by wiązać z imperialistyczną supremacją.





#98



to jednoznaczny, należny hołd oficjalnie oddany narodowej świętości. To kres sporu o miejsce Powstania w naszej narodowej tradycji. W tej sytuacji, eliminującej urazy i uprzedzenia, powinno być łatwiej dojść do porozumienia w kwestiach niezwykle ważnych dla przyszłości narodu.

Polityczna myśl, organizacja społeczeństwa w służbie tej myśli, dla jej urzeczywistnienia, to są kwestie o podstawowej doniosłości.

Interpretacja problemów politycznej genezy i politycznego celu Powstania; militarnych aspektów jego przygotowania i przeprowadzenia; roli, jaką w grze politycznej wokół Powstania odegrali konkretni ludzie, zespoły ludzkie i organizacje; znaczenie Powstania dla losów Polski i Polaków w drugiej wojnie światowej i po jej zakończeniu prowadzić powinno do rozstrzygnięcia sporu o miejsce Powstania w procesie kształtowania polskiej szkoły myślenia politycznego, zwłaszcza zaś umiejętność angażowania życiowej substancji narodu na rzecz taktyki i strategii politycznej.



2. Gra polityczna wokół sprawy polskiej uprawiana była w czasie drugiej wojny światowej nader intensywnie i w wielu układach.

Sprawa polska - to sprawa zrzucenia jarzm okupacji i powrotu do niepodległego, suwerennego bytu państwowego; to sprawa granic Polski, jej terytorialnego kształtu, to sprawa ustroju społeczno -gospodarczego powojennej Polski.

Sprawa polska stanowiła najwyższy cel ofiarności i służby Polaków w kraju i poza krajem, równocześnie była ona przedmiotem manewrów politycznych w układzie międzynarodowym ale i krajowym.





#99



Wśród polityków na emigracji i w kraju występowały najogólniej biorąc dwa przeciwstawne stanowiska - jedno wsteczne, "awanturnicze" - drugie postępowe, realistyczne.

Dla jednych przyszła, powojenna państwowość polska miała być państwowością burżuazyjną. Armia polska, walcząca u boku sojuszników i wojskowa organizacja konspiracyjna w kraju - miały dokumentować wobec świata i wobec społeczeństwa ciągłość państwową II Rzeczypospolitej, prowadząc walkę zbrojną o niepodległość i całość terytorialną państwa polskiego w jego granicach z 1939 roku, w każdej sytuacji i z każdym.

Dla drugich - równie oczywista była platforma legalizmu i ciągłości państwowej, ale nie mniej oczywista była konieczność przebudowy ustroju społeczno-gospodarczego **1, tudzież konieczność trwałego



**1 Dowódca AK w depeszy z 18 stycznia 1943 roku do Naczelnego Wodza alarmował: "Uważam za konieczną szybką akcję przebudowy społeczno-gospodarczej. To odstąpienie od wyznawanej dotychczas zasady podjęcia reform dopiero po zakończeniu wojny o nasze granice jest niezbędne, jeśli chcemy oprzeć się wrogiej a podstępnej propagandzie sowieckiej w wypadku wkraczania wojsk rosyjskich na ziemie polskie. Wykonanie przebudowy nie jest jeszcze możliwe, ale konieczne byłoby dostatecznie wczesne nie tylko ogłoszenie bardzo radykalnego i postępowego programu reform, ale i zapoczątkowanie ich pewną ilością aktów prawnych. Półśrodki i obietnice tutaj nie wystarczą". (PSZ s. 548). Wiele przemawia za tym, że gen. S. Grot-Rowecki, gdyby sprawował swe funkcje w roku 1944 - wykazałby postawę "realisty". Przekonanie o potrzebie prze" budowy społeczno-ekonomicznej było udziałem wielu. Kardynał S. Wyszyński pisał w swych Zapiskach więziennych: "…przebudowę struktury społeczno-gospodarczej uważam za konieczną, na równi z całym mnóstwem ludzi, którzy od dawna walczą w Polsce o "sprawiedliwość społeczną" (s. 23). Nie podejmując próby przesądzenia kwestii jakiego ustroju Polska potrzebuje, Kardynał pisał; "Taki jaki był ostać się nie mógł._" (s. 24).





#100



określenia miejsca Polski w ramach nowego układu sił, będącego następstwem rozgromienia hitlerowskich Niemiec i ich bezwarunkowej kapitulacji. Byli gotowi, biorąc pod uwagę rozwój sytuacji do poszukiwania nowych rozwiązań także na zasadzie kompromisu.

Z pewnym uproszczeniem można by twierdzić, że kryterium wyodrębniającym te dwie orientacje był stosunek do "teorii dwóch wrogów". Pierwsi stali w sposób bezwzględny na gruncie tej teorii; drudzy skłonni byli modyfikować - także pod wpływem rozwoju wydarzeń, w efekcie których Związek Radziecki wyrastał do roli siły decydującej o przebiegu wojny, a co za tym idzie do roli czynnika mającego rozstrzygający wpływ na kształtowanie stosunków w powojennym świecie - swój pierwotnie negatywny stosunek do ZSRR i poszukiwać możliwości porozumienia i współdziałania.

Zajmowanie stanowiska realistycznego bądź zachowawczego nie wyczerpywało wewnętrznego zróżnicowania koncepcji i postaw, nie oznacza też pełnej charakterystyki tych postaw. Obfitują te charakterystyki w elementy zaskakujące. Sarkastycznie, ale prawdziwie określana bywa decyzja o Powstaniu Warszawskim jako chimerycznie-romantyczna, choć przecież stanowiła wyraz dążenia do urzeczywistnienia koncepcji zachowawczej.

Reprezentanci myślenia realistycznego byli bliżsi obozu gen. Sikorskiego, niż obozu sanacyjnego. Te ośrodki, aspirujące do władzy rywalizowały między sobą o wpływy na emigracji i w kraju, maskując ostrą walkę polityczną ogólnymi deklaracjami o jedności celów nadrzędnych, apolityczności wojska itp.

Zagadnieniem podstawowym była - jak powiedziano





#101



sprawa stosunku do ZSRR **1. Była to kwestia o kluczowym znaczeniu nie tylko dla Polski, ale także dla naszych zachodnich sojuszników.

Jan Nowak-Jeziorański podkreśla, że:

"Churchill i Eden ustawicznie pchali rząd polski do ustępstw i gestów dobrej woli (m. in. przez wzmożenie działań AK na zapleczu frontu wschodniego) w przekonaniu, że uda się nimi coś dla Polski uzyskać, lecz nie mieli ani możliwości, ani woli obronienia kompromisów, do których zresztą nie udało im się doprowadzić. Premier brytyjski podporządkował wszystko jednemu celowi: pokonaniu hitlerowskiej Rzeszy. Gdyby na tle sprawy polskiej doszło do konfliktu między Anglosasami a Rosją przed zakończeniem wojny - rozgromienie Niemiec,



**1 W wydawanych w Paryżu "Zeszytach historycznych" (nr 67, r. 1984) ukazało się opracowanie T. Wyrwy Wywiad i polityka w stosunkach polsko-francuskich przed 1939 r. Autor przytacza materiały z archiwum II oddziału sztabu armii francuskiej, konkretnie zaś sprawozdania z rozmów płk. Gauche, szefa oddziału II, z szefem polskiego II oddziału, płk. Pełczyńskim. Płk Pełczyński demonstruje wobec swego francuskiego kolegi "nienawiść do Rosji bolszewickiej", deklarując gotowość przyjęcia ew. pomocy niemieckiej przeciw Sowietom, jest świadom, że zapłata za tę pomoc byłaby droga, ale niepodległość… uratowana. Twierdził: "istnieje wiele wspólnych cech (points communs) między mentalnością polską i mentalnością niemiecką i że w płaszczyźnie duchowej nic podstawowego nie odgradza tych dwóch krajów" (s. 213). Autor, T. Wyrwa, konkluduje: "Poglądy te - pokrywające się z polityczną postawą rządu polskiego - posiadają w ustach gen. Pełczyńskiego specjalną wymowę, gdyż jak wiadomo miał on duży wpływ na decyzję rozpoczęcia Powstania Warszawskiego, na stosunek dowództwa AK do Rosji sowieckiej. Problemów, które długi jeszcze czas będą tematem namiętnych dyskusji i polemik" (s. 214). Rozmowy Pełczyńskiego miały miejsce 26 V 1936 oraz 30 V 1937,





#102



narzucenie im bezwarunkowej kapitulacji nie byłoby prawdopodobnie możliwe" **1.

Pole dla politycznej gry w sprawie polskiej kształtowane było przez wiele czynników. Czynników zmiennych i wzajemnie się warunkujących. Atutem w grze, prowadzonej na londyńskiej scenie w powiązaniu z sytuacją w obozie Wielkiej Koalicji był kraj, jego walka, jego postawa nieprzejednana. Kraj identyfikował "Londyniszcze" z osobą generała W. Sikorskiego, nie będąc świadom, nie dopuszczając myśli o tym, że jego osoba i jego polityka - zwłaszcza w nurcie nacechowanym czy nawet zbliżonym do realizmu - jest przedmiotem brutalnych ataków, intryg, a nawet buntowniczych poczynań. Autorytet gen W. Sikorskiego, zespalającego w swym ręku władzę polityczną i naczelne dowództwo wojskowe sprawił, że orientacja "londyńska" była w kraju dominująca, niemal powszechna, że na tym azymucie oczekiwano i poszukiwano decydujących rozstrzygnięć. Dopiero na przełomie lat 1942-1943, po rozgromieniu wojsk hitlerowskich pod Stalingradem, świat został postawiony w obliczu nowych możliwości i nowego układu sił. Potencjalne walory i moc Związku Radzieckiego znalazły zastosowanie w praktyce, stały się czynnikiem, przesądzającym losy wojny na korzyść antyhitlerowskiej koalicji.

Świat dostrzegł to niezwłocznie i respektował skwapliwie, próbując przerzucać najbardziej dotkliwe ciężary wojowania na barki ludzi radzieckich. Odmiennie podchodzili do sprawy politycy polscy, owładnięci przez resentymenty, aprioryczne uprzedzenia



**1 Jan Nowak, op. cit., s. 44. J. Nowak konkluduje: "W tym układzie ani Powstanie Warszawskie ani wszystko, co po nim nastąpiło, nie zmieniły ani na jotę polityki Anglosasów".





#103



i, trącącą szlachetczyzną, tromtadrację, dalekie od realiów poczucie wyższości. Tragedia katyńska, tak jak ją widziano w Londynie, kładła się mrocznym cieniem na drodze porozumienia, dobrosąsiedzkich stosunków współpracy. Reorientacja myślenia politycznego, która by prowadziła w kierunku realizmu, stała się szczególnie trudna w rezultacie tragicznej śmierci W. Sikorskiego.

Czy i jak potoczyłyby się losy Polski, gdyby nie śmierć gen. W. Sikorskiego?

Czy doszłoby do wybuchu Powstania w ogóle?

Czy gdyby doszło do wybuchu Powstania, miałoby ono ten sam charakter bitwy o wielkie miasto i jego blisko milion mieszkańców? Bitwy toczonej samodzielnie - a zatem bez wiążących planów wsparcia ze strony odległych terytorialnie aliantów, bez porozumienia, a nawet wbrew podchodzącemu do miasta, niedawnemu i nieuniknienie przyszłemu, aliantowi?

Trudno o kategoryczną odpowiedź na te i inne, nasuwające się pytania.

Niewątpliwie jednak wskazać można szereg przesłanek, pozwalających snuć domniemania.

Pewien zespół tych przesłanek został scharakteryzowany w książce Jana Nowaka-Jeziorańskiego Kurier z Warszawy. Autor ten, którego raczej trudno posądzać o "koncesje wobec wymagań reżymu", prezentuje na s. 437 następujący wywód:

"Szukając we własnych obserwacjach punktu wyjścia w łańcuchu wydarzeń, które doprowadziły do Powstania, dopatrywałem się tego pierwszego ogniwa w tragicznej śmierci Sikorskiego. Nie tyle nawet w odejściu samego człowieka, ile w zmianach strukturalnych, które ze sobą pociągnęło. Generał łączył w swych rękach władzę wojskową i 





#104



cywilną. Po katastrofie gibraltarskiej doszło do jej rozdwojenia i podziału między dwóch wzajemnie zwalczających się ludzi: Mikołajczyka i Sosnkowskiego. Naczelny Wódz w swoich depeszach analizował, doradzał, zalecał, wskazywał różne warianty, ostrzegał przed grożącymi niebezpieczeństwami - lecz nie rozkazywał, nie podejmował jasnych, twardych, stanowczych decyzji, ani nie domagał się posłuchu. Co gorzej, wciągał swoich podwładnych w Warszawie do londyńskiej rozgrywki, czy może tylko krytyki Premiera, Prezydenta i rządu. Tą drogą nie tylko obniżał autorytet tamtych, ale i własny. Mikołajczyk także usiłował przerzucać na kraj decyzje w sprawach tak żywotnych, jak granice na wschodzie, udział komunistów w rządzie, czy powstanie powszechne. Mając przeciwko sobie większość opinii w Londynie - szukał oparcia w kraju. W rezultacie w ciągu roku, jaki upłynął od śmierci Sikorskiego, nastąpiło przesunięcie ośrodka dyspozycji z Londynu do Warszawy. Bór-Komorowski i Pełczyński, oficerowie wychowani od najmłodszych lat w dyscyplinie wojskowej i posłuchu wobec zwierzchników, podejmowali decyzje na miejscu w Warszawie, ponieważ nie zapadały w Londynie, albo musieli na nie zbyt długo czekać"**1.

Przesunięcie ośrodka dyspozycji z Londynu do Warszawy, trafnie dostrzegane i charakteryzowane przez Jana Nowaka, dokonywane było via facti na drodze praktyki, bez formalnego jej uprawomocnienia. Formalny układ hierachicznej podległości i zakresy kompetencji pozostawały nie zmienione. Faktycznie - wskutek trudności technicznych w utrzymywaniu łączności, opóźnień w przekazywaniu dyrektyw, zachodziła konieczność wkraczania



**1 Jan Nowak, op. cit., cz. 2, s. 437





#105



w kompetencje zastrzeżone dla innych, podejmowania decyzji na własną odpowiedzialność, byle sprostać wyzwaniu czasu, nadążać za tempem wydarzeń.

Zarysowały się tu dwa niebezpieczeństwa. Jedno, egzystujące obiektywnie i wynikające z deformacji świadomości politycznej, kształtowanej przez jednostronnie sterowany strumień informacji. Drugie subiektywnie kreowane, a wynikające z dążeń nosicieli tendencji zachowawczych, antyrealistycznych, głównie w wojsku na Zachodzie i w Armii Krajowej, by wykorzystując rozkojarzenie ośrodków władzy przechwycić sterowanie biegiem wydarzeń. Czy teza o deformacji świadomości politycznej znajduje rzeczowe uzasadnienie?

Niech raz jeszcze zabierze głos Jan Nowak. Pisze on, że wówczas gdy ośrodek dyspozycji politycznej przesuwał się z Londynu do kraju: "…ani kierownictwo podziemne, ani społeczeństwo nie zdawało sobie zupełnie sprawy, że los Polski został przypieczętowany w chwili podziału przyszłych stref okupacyjnych, oddającego kraj niepodzielnie w wojskowe władanie ZSRR. Ludność czerpała swe informacje tylko z jednego źródła: z radia londyńskiego. Oczywiście zarówno BBC, jak i Polskie Radio wysuwało na plan pierwszy sprawy polskie. Koncentrując się na nich, dawało niechcący obraz wypaczony. Sam fakt, że wiadomości z Polski i o Polsce przychodziły z zewnątrz, z Londynu, wojennej metropolii zachodnich Sprzymierzeńców - wytwarzał w społeczeństwie fałszywy egocentryzm geograficzny. Polska żyła w złudnym przeświadczeniu, że oczy świata są na nią zwrócone, że znajduje się w centrum powszechnej uwagi, że kraj bez Quislinga, walczący z okupantem tak zaciekle, odważnie i solidarnie jest przedmiotem powszechnego podziwu - nieomal





#106



uwielbienia swoich sojuszników" (s. 437438).

Niemal analogicznie jak Nowak, interpretował te zjawiska Komendant Główny AK. W swojej Armii Podziemnej gen. T. Bór-Komorowski pisał: "Na skutek niedostatecznego informowania kraju przez rząd polski w okresie, gdy premierem tego rządu był Mikołajczyk, o ogólnej sytuacji politycznej, a przede wszystkim o zmianie stanowiska sprzymierzonych do sprawy polskiej wobec agresywnej polityki Kremla, czynniki odpowiedzialne w kraju żyły "w świecie złudzeń". Panowała powszechna wiara w poparcie naszych interesów przez mocarstwa zachodnie. Nie zdawano sobie bowiem sprawy z tego, jak daleko szła już w tym czasie ustępliwość Anglosasów w stosunku do żądań sowieckich kosztem Polski i jej spraw najżywotniejszych**1.

Polemika z tezami, będącymi prostym następstwem ideologicznej i politycznej postawy "Bora", jego klasowego rodowodu, nie wydaje się tutaj potrzebna Wiązanie krytycznej oceny polityki informowania z osobą premiera Mikołajczyka nie może być potraktowane inaczej, niż jako element gry politycznej **2.

Przesunięcie ośrodka dyspozycji politycznej z



**1 T. Komorowski, op. cit., s. 177.

**2 Zarzut pod adresem Mikołajczyka poprzedzał w tekście "Bora" następujący wywód:

"W Londynie, w łonie władz polskich zarysowała się w tej krytycznej chwili zasadnicza różnica zdań pomiędzy premierem Mikołajczykiem, a N. W. gen. Sosnkowskim. Ten ostatni uważał, że rząd sowiecki dąży do pozbawienia nas niepodległości, do stworzenia z Polski 17 republiki sowieckiej, wobec czego wszelkie ofiary i straty poszłyby na marne. Gen. Sosnkowski chciał więc uzależnić dalszą walkę oraz ujawnienie się AK od nawiązania stosunków dyplomatycznych. Mikołajczyk natomiast wierzył w możliwość dojścia z Rosją do kompromisu, do czego dążył, i uważał za najwłaściwszą ku temu drogę zbijanie wysuwanych przez Sowiety argumentów, dowodami realnymi. Poglądy jego pod tym względem pokrywały się z punktem widzenia i taktyką Brytyjczyków" s. 177





#107



Londynu do kraju dokonywało się w sytuacji, gdy warunki gry politycznej stawały się coraz bardziej skomplikowane.

Armia Polska, walcząca u boku Armii Radzieckiej - stoczyła jesienią 1943 roku swój pierwszy bój pod Lenino; polityczna reprezentacja polskiej lewicy i politycznych ugrupowań demokratycznych - Krajowa Rada Narodowa utworzona została na przełomie roku 1943-1944; zarysowała się perspektywa poszukiwania z terenu kraju dróg rozwoju powojennej Polski na zasadzie odmiennej od uporczywie, wbrew faktom i ich bezlitosnej wymowie, lansowanym w Londynie; postępy kolejnych ofensyw radzieckich były imponujące: było oczywiste dla każdego, że najpóźniej w połowie roku 1944 wojska radzieckie wyjdą w pościgu za gromionym wrogiem poza zachodnią granicą Kraju Rad, na ziemie Polski. Pozostawały miesiące zaledwie, ba, tygodnie, na spojrzenie twarzą w twarz tej sytuacji…

I w Londynie, i w kraju wyznawcy teorii "dwóch wrogów", nosiciele koncepcji awanturniczych i zachowawczych, powrotu do status quo z dnia 1 września 1939 r. byli głęboko zaniepokojeni aktywnością tych, którzy myśleli realistycznie. I tam, i tu, zwłaszcza w kręgach dowódczych wojska, które faktycznie zdominowało bądź usiłowało zdominować cywilnych polityków, podejmowano działania mające skrępować realistów, udaremnić ich poczynania…

Czy oznaczało to, czy musiało oznaczać Powstanie? Czy musiało oznaczać Powstanie tak przygotowane, tak przeprowadzone?





#108



3. Interpretacja szeregu dokumentów o istotnym znaczeniu dowodzi, że tak być nie musiało…

Komendant Główny AK gen. "Bór"-Komorowski wielokrotnie dawał wyraz teoretycznemu zrozumieniu konieczności skoordynowania działań Armii Krajowej z Armią Czerwoną. Rozumiano jak groźne następstwa może mieć prowadzenie walki w mieście. Pojmowano jak słabe militarnie jest wojsko podziemne, jak nieodzowna jest pomoc z zewnątrz… Tym bardziej szokująca jest praktyka, pozostająca w absolutnym rozbracie z teoretycznymi tezami.

W książce Armia Podziemna zawarte są jednoznaczne wypowiedzi "Bora" w sprawie współdziałania z Armią Czerwoną:



- na s. 172 "Do niedawna jeszcze front był tak odległy od granic Rzeczypospolitej, że nie wiadomo było przez kogo Polska zostanie wyzwolona i w którym punkcie kontynentu nastąpi inwazja anglosaska. Żyliśmy początkowo nadzieją, że Sprzymierzeni uderzą na Bałkany i że od Karpat przyjdzie oswobodzenie. Teraz nikt już nie wątpi, że do Polski wkroczą bolszewicy, a kiedy się w jesieni 1943 front niemiecki nad dolnym Dnieprem załamał, można się już tylko było zastanawiać, kiedy to nastąpi. Zdawaliśmy sobie sprawę, że zima może ułatwić dalsze postępy rosyjskie; nietrudno więc było przewidzieć, że z wiosną 1944 działania wojenne przeniosą się na ziemie Polski. Kraj stanowiący dotychczas domenę wpływów i operacji AK, stanie się wówczas równocześnie terenem działania Armii Czerwonej, której niewątpliwie przypadnie w udziale lwia część korzyści z wysiłków i dorobku Armii Krajowej. Mimo wszystkich trudności, porozumienie między sztabem AK, a sztabem sowieckim podczas walk na terytorium polskim było dla nas zagadnieniem pierwszorzędnej doniosłości".





#109



- na s. 175. "Jeszcze w początkach października 43, gdy minister Eden wyjeżdżał do Moskwy, premier Mikołajczyk odbył z nim zasadniczą rozmowę. Zwrócił on uwagę brytyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych na konieczność wznowienia stosunków dyplomatycznych między Polską a Rosją, ze względu na zbliżenie się armii sowieckich do granic Rzeczypospolitej. Mikołajczyk prosił Edena o pośrednictwo. Podkreślił, że akcja AK, zakrojona na szerszą jeszcze niż dotąd skalę na tyłach frontu niemieckiego, może mieć w tej chwili wielkie znaczenie. Konieczne jest jednak porozumienie obu sztabów, a ono musi być poprzedzone wznowieniem stosunków dyplomatycznych. Eden zainteresował się możliwościami pomocy AK dla Armii Czerwonej i obiecał omówić cały problem z rządem sowieckim".

- na s. 176. "Sytuacja była skomplikowana, decyzja trudna. Rosja wysuwała swoją nieufność wobec AK jako główny pretekst do powstrzymania się od wznowienia stosunków dyplomatycznych z Polską. Z drugiej strony współdziałanie AK z armią sowiecką nie było możliwe bez uprzedniego nawiązania stosunków dyplomatycznych".

- na s. 177. "W tym stanie rzeczy nie widzieliśmy innego wyjścia jak prowadzenie walki z Niemcami aż do pełnego zwycięstwa Aliantów. Przez nasz wkład na polu walki i pomoc bojową udzieloną wkraczającej armii sowieckiej, chcieliśmy stworzyć dogodną platformę porozumienia i równocześnie zadokumentować nieugiętą wolę narodu do wywalczenia i utrzymania pełnej niepodległości na naszych ziemiach. Wierzyliśmy, że mocarstwa zachodnie, doceniając naszą dobrą wolę, oraz nasz wkład bojowy, wywrą odpowiednią presję na Sowiety".

Sprawa nie budziła więc dla gen. "Bora" żadnych





#110



wątpliwości. "Wkład na polu walki i pomoc bojową udzieloną wkraczającej armii sowieckiej" traktował, jako czynniki kształtujące "platformę porozumienia". Godził się z faktem, że Armii Czerwonej "przypadnie w udziale lwia część korzyści i wysiłków i dorobku Armii Krajowej". "Porozumienie obu sztabów" uważał za konieczne. Porozumienie sztabów zdaniem "Bora" - było "dla nas zagadnieniem pierwszoplanowej doniosłości" **1.

"Bór" zdawał sobie sprawę, że "prowadzenie działań bojowych bez koordynacji z Armią Czerwoną" stanowi ryzyko (s. 176) - jednakże równocześnie pochopnie deklarował, że "trzeba było podjąć" to ryzyko.

Jak wiadomo (była o tym mowa na stronie 39) rozkazy dowództwa AK zakazywały prowadzenia walki w miastach generalnie, a szczególnie w



**1 Surrealistycznie, czy jak z tragifarsy brzmią fragmenty książki Jana Nowaka, z których wynika, że sondowana była możliwość koordynacji operacji AK w kraju… ze sztabem gen. Eisenhowera…

Pisze J. Nowak na s. 287 Kuriera z Warszawy:

"Żegnając się z pik. Perkinsem zadałem mu pytanie. (…) Czy i w jaki sposób sztab Sprzymierzonych interesuje się "Burzą" i w jakim zakresie może przyjść z pomocą poza normalnymi zrzutami broni i ludzi? Perkins doradzał mi w odpowiedzi, abym przed odlotem zapoznał się z pismem, które w tej sprawie zostało właśnie wysłane do płk. Protasewicza. Strona angielska - powiedział Perkins - zgłasza w tym liście swoje désinteresment. Ze względu na odległość Polski od zachodniego teatru wojny, nie ma możliwości koordynacji wojskowych operacji Armii Krajowej na niemieckich tyłach frontu wschodniego ze sztabem gen. Eisenhowera.. Tylko sami Polacy, oceniając sytuację na miejscu mogą zadecydować, czy i w jakim zakresie należy podjąć otwartą walkę. Perkins zastrzegł się, że ogranicza się tylko do aspektu wojskowego. "Burza" może mieć wielkie znaczenie polityczne dla uregulowania stosunków polsko-sowieckich, ale te sprawy do niego nie należą".





#111



miastach dużych. Te postanowienia dotyczyły także Warszawy.

Dopiero w drugiej połowie lipca naczelne władze Polski Podziemnej powzięły inną decyzję. Odpowiednie zdanie w tej kwestii zawarte w wydawnictwie Polskie Siły Zbrojne w II wojnie światowej (tom III) głosi: "Postanowiono odebrać Stolicę Niemcom wysiłkiem żołnierza polskiego przed wkroczeniem do miasta Armii Czerwonej" (s. 651).

Tak więc najpierw, po śmierci gen. W. Sikorskiego, nastąpiło przesunięcie ośrodka dyspozycji i decyzji politycznej z Londynu do kraju, potem nastąpiło w sposób naturalny, ale i rozmyślny, zdominowanie polityków przez wojskowych, wreszcie i wojskowi, i cywilni politycy znaleźli się "w niedoczasie", zostali zmuszeni przez bieg wydarzeń do podejmowania decyzji, a wówczas przyszedł 21 lipca 1944, dzień ujawnienia zamysłów przywiezionych z Londynu przez gen. L. Okulickiego, organizacyjnie przygotowywanych do realizacji od pierwszych dni czerwca 1944, mających stanowić decydującą próbę oddziaływania na losy sprawy polskiej.

"Osobiście zdawałem sobie jasno sprawę, że jako dowódca AK, trzymam w ręku kartę, może jedną z ostatnich do rozegrania, w grze o Niepodległość Polski" - pisał gen. "Bór" **1.

Tą kartą była decyzja o wywołaniu Powstania w Warszawie. 21 lipca 1944 r. zdecydowano się rzucić ją na szalę losów.

W tym dniu 21 lipca 1944 trzej generałowie **2



**1 T. Komorowski, Armia Podziemna, s. 17.

**2 Ci trzej generałowie pełnili funkcje: "Bór" - T. Komorowski, Komendanta Głównego AK; "Grzegorz" - T. Pełczyński - Szefa Sztabu AK; "Kobra", "Niedźwiadek" L. Okulicki, zastępcy Szefa Sztabu AK do spraw operacyjnych. W okresie Powstania gen. Okulicki organizował konspirację w konspiracji, z zamiarem nieujawniania jej struktur w przyszłości wobec władz radzieckich. Pełniąc tę funkcję posługiwał się pseudonimem "Niedźwiadek".





"Bór", "Grzegorz" i "Kobra" podjęli postanowienie, które do planu "Burzy" dla Warszawy wprowadziło zasadniczą zmianę: podjęcie walki w mieście. "Uznano, że Warszawa powinna być uwolniona spod jarzma niemieckiego wysiłkiem żołnierza polskiego, wojska sowieckie, wkraczając do Warszawy, powinny zastać ją w rękach polskich i zetknąć się z polskimi władzami cywilnymi i wojskowymi, jako prawymi gospodarzami Rzeczypospolitej" - stwierdza się w wydawnictwie Polskie Siły Zbrojne w II wojnie światowej t. III s. 658. Komentarz do tej decyzji głosi: "Opanowanie miasta przez AK na tle rozwijającej się klęski niemieckiej i wobec spodziewanego szybkiego wkroczenia Armii Czerwonej do stolicy wydawało się możliwe do zrealizowania. Zaatakowanie przez AK załogi niemieckiej zapowiadało możliwość skrócenia czasu walki niemiecko-rosyjskiej o Warszawę i zaoszczędzenia ludności cierpień i strat, a miastu zniszczenia".

Wydawnictwo londyńskie podkreśla całkowitą zgodność poglądów trzech generałów, podnosząc, że na ich decyzję wpływ miały względy:

natury ideowej ("Na przestrzeni swych dziejów Warszawa niejednokrotnie chwytała za broń, gdy obcy najazd zagrażał jej wolnemu życiu… Warszawa nie mogła pozostać bierna… gdy linia frontu niemiecko-sowieckiego wkraczała na teren miasta"), motywy polityczne ("Walka w Warszawie odbije się głośnym echem na całym świecie… Próba opanowania Warszawy przez Siły Zbrojne Rzeczypospolitej i reprezentujące ją władze cywilne, próba podjęta na oczach świata cywilizowanego nie pozwoli





#113



ukryć zamiarów Rosji za mgłą niejasnych okoliczności"), motywy wojskowe ("podjęcie walki o Warszawę postanowione zostało w przeświadczeniu, że Armia Czerwona przekroczy wkrótce Wisłę i zajmie stolicę polski"), atmosfera psychiczna ("W nastawieniu psychicznym całego narodu dominowało poczucie konieczności utrzymywania czynnej postawy bojowej i brania udziału w walce z Niemcami. Ze szczególną wyrazistością i ostrością występował duch walki wśród mieszkańców Warszawy").

Wydawnictwo londyńskie powstrzymuje się od interpretacji, przed którymi nie wzdragają się sami uczestnicy narady generałów…

Z interpretacji tych wynika, że dwaj generałowie ("Grzegorz" i "Niedźwiadek") przekonywali trzeciego generała ("Bora") zabiegając, by przystał na ich koncepcję.

Oto relacja gen. L. Okulickiego - "Niedźwiadka" przekazana do publicznej wiadomości przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego: "Zapytałem kiedyś wprost "Niedźwiadka" ile jest prawdy w pogłoskach, że on był tym, który pchnął "Bora" i jego sztab do Powstania. Generał odpowiedział, że przejmowanie obowiązków szefa operacji od poprzednika - płk. Bokszczanina, trwało długo, a później był chory i że właściwie dopiero w połowie lipca w pełni zorientował się w sytuacji. Okręg Warszawski od dawna szykował się do powstania powszechnego, natomiast plany działań w ramach "Burzy" były, jeśli chodzi o Warszawę, nie sprecyzowane. Jakieś tam pomysły koncentracji AK poza miastem i zaatakowania Warszawy z zewnątrz - mówił "Niedźwiadek" - wydawały się z operacyjnego punktu widzenia nonsensem. Byłem od początku zdecydowanym zwolennikiem





#114



wyzwolenia Warszawy przez AK. Wystąpiłem z wnioskiem w tym duchu do Pełczyńskiego i okazało się, że w jego głowie już kiełkuje ta sama myśl. Poszliśmy razem do "Bora", który też się z nami zgodził.

Ja się nie będę uchylał - powiedział mi "Niedźwiadek" - jeśli ktoś powie, że inicjatywa wyszła ode mnie, ale w Londynie niech pan o tym nie rozpowiada, bo to może być wykorzystane przez ludzi, którzy niczego nie rozumieją"**1.

"Ta sama myśl" kiełkowała w głowie gen. "Grzegorza" - Pełczyńskiego już od dawna. Ona to doprowadziła do otwartego konfliktu z generałem Stanisławem Tatarem, szefem operacji w Sztabie Komendy Głównej AK.

Przedmiotem konfliktu była sprawa postawy Armii Krajowej w obliczu nadchodzących wydarzeń. "Grzegorz", który stał, jako szef sztabu AK na czele grupy oficerów sztabu, opracowujących plany operacji, koncentrował uwagę na "zagrożeniu rosyjskim". Hołdował koncepcjom odzwierciedlonym w depeszy dowódcy AK z czerwca 1943 do Wodza Naczelnego, gdzie proponował rewizję nakazanego krajowi traktowania wkraczających na ziemie polskie wojsk radzieckich, jako sprzymierzeńców; dowódca AK zaproponował wyraźne określenie postawy ZSRR wobec Polski jako wrogiej i przejście na pozycje obronne.

Tym koncepcjom przeciwstawili się niektórzy oficerowie dowództwa AK, wśród nich, pełniący funkcje Szefa Operacji, płk Stanisław Tatar. Podejmując próbę zdezawuowania tych oficerów wydawnictwo Polskie Siły Zbrojne pisze: "Ludzie ci, mieniący siebie "realistami", próbowali przystosować się



**1 Jan Nowak, op. cit., s. 382.





#115



do nowej koniunktury". Podkreśla: "były to wyjątki" "odosobnione głosy", które w przewidywaniu zwycięstwa rosyjskiego domagały się nawiązania współpracy z Sowietami za cenę pewnych wyrzeczeń ze strony polskiej" (s. 551).

"Realiści" stali na stanowisku, że AK winno podejmować walkę z Niemcami w uzgodnieniu z dowództwem radzieckim podporządkowując się operacyjnie temu dowództwu, jako gospodarzowi terenu operacji.

"Awanturnicy", sami aspirujący do określenia "romantycy", orędownicy "strategii powstańczej" chcieli walczyć samodzielnie, nie odżegnując się od konfrontacji zbrojnej z Armią Radziecką.

Dla nikogo nie mogło ulegać ani nie ulegało wątpliwości, że operacyjne podporządkowanie dowództwu radzieckiemu nie da się sprowadzić do ram jedynie operacyjnej koordynacji, że będzie prowadziło do problemów natury politycznej, że od tych problemów uciec się nie da.

"Realiści", traktując bieg wydarzeń jako rzeczywistość poszukiwali optymalnego w danych warunkach rozwiązania sprawy polskiej.

"Romantycy" (to piękne i pełne pozytywnych treści określenie jest tu nie na miejscu) nie przyjmowali faktów do wiadomości, rzeczywistość miała dla nich bezpowrotnie miniony kształt sprzed dnia 1 września 1939. Obowiązek racjonalnego myślenia, zimnego kalkulowania, poczucia odpowiedzialności spychało na plan dalszy powoływanie się na "wewnętrzny nakaz spełnienia do końca obowiązku obywatelskiego i żołnierskiego, obrony honoru, wolności i suwerennych praw narodu" (PSZ s. 662).

Wykorzystując cechy charakterologiczne Komendanta Głównego AK "Bora", jego brak doświadczenia w sprawowaniu tej funkcji (bronił się przed tą





#116



nominacją po aresztowaniu ,,Grota"-Roweckiego) "romantyk" "Grzegorz" doprowadził do usunięcia z Szefostwa Operacji AK "realisty" Tatara. Wiosną 1944 "realista" Tatar zostaje przerzucony "mostem" powietrznym do Londynu. Na jego miejsce przybywa w nocy z 21 na 22 maja skacząc jako zrzutek "cichociemny" z samolotu chimeryczny "romantyk" - Okulicki **1 - "Kobra" "Niedźwiadek".

Gen. Okulicki lądował na terenie okupowanej Polski z konkretnym planem podjęcia walki w Warszawie.

Stojący na gruncie tezy o spisku Okulickiego i Pełczyńskiego, jako czynniku tkwiącym w kulisach genezy Powstania Warszawskiego, Jan Matłachowski pisze w swej londyńskiej publikacji, iż Okulicki zakładał, że "gruzy Warszawy i hekatomba polskiej młodzieży w stolicy tak dalece wzburzą opinię Zachodu, iż ta wymusi na swych rządach przekreślenie decyzji teherańskiej i że w konsekwencji linia demarkacyjna Zachód - Wschód biec będzie nie od Hamburga po Triest, ale wzdłuż granicy ryskiej i jej przedłużeń". Dodaje: "Taki był romantyczno-patriotyczny w intencjach, a naiwny i nieodpowiedzialny w realiach plan i ocena Okulickiego" (s. 28).

"Romantyk" Okulicki zastał w kierownictwie armii podziemnej sytuację przygotowaną przez "Grzegorza". Po wyekspediowaniu do Londynu gen. Tatara "z Komendy Głównej AK usuwano "realistów" a na ich miejsce brano "romantyków" powiedział w rozmowie z londyńskim historykiem J. Ciechanowskim ppłk dypl. J. Bokszczanin **2.



**1 Okulicki wkładał na siebie spadochron będąc w stopniu pułkownika. W momencie wylądowania na terenie Polski uzyskiwał awans do stopnia generała brygady.

**2 "Zeszyty Historyczne" - Kultura Paryska nr 27, s. 131.





#117…



Na tym tle formułowana była opinia **1, że "Grzegorz" "węsząc zdradę niszczy swą twardą ręką całe Szefostwo Operacji, czyli wyspecjalizowany do warunków konspiracyjnych aparat wyższego dowodzenia i planowania. Dojdzie do tego, że przed powstaniem warszawskim władzę dyspozycyjną w Komendzie Głównej przejmą organizatorzy, administratorzy, spece od propagandy, dywersji a nawet intryg, a fachowy aparat Szefostwa Operacji będzie rozbity i sparaliżowany. Krótko mówiąc: na decyzję o walce nie będą mieli wpływu oficerowie fachowi i kompetentni".

Potwierdzenie w licznych faktach ma interpretacja zgodnie z którą Okulicki - "Kobra" i Pełczyński - "Grzegorz" przystępowali do narady z "Borem" w dniu 21 lipca 1944 r. jako uczestnicy zmowy mającej na celu przeforsowanie "strategii powstańczej" zakładającej wykorzystanie do tego celu Warszawy.

Dwa miesiące, poprzedzające naradę, wypełnił Okulicki intensywną, utrzymywaną w tajemnicy przed Naczelnym Wodzem w Londynie i Komendantem Głównym AK w Warszawie, działalnością organizacyjną, przygotowującą grunt dla decyzji z dnia 21 lipca**2.

Londyn został o tej decyzji poinformowany depeszą, noszącą datę 21 lipca, ale odebraną w Londynie dopiero dnia 23 lipca o godzinie 22.

Dowódca AK informował Naczelnego Wodza, że wydał rozkaz stanu czujności do Powstania z dniem 25 lipca godzina 00.1…



**1 J. Matłachowski, op. cit., s. 19.

**2 J. Matłachowski, lansujący spiskową teorię genezy Powstania, demonizujący w jakiejś mierze Okulickiego, pisał: "Ci, którzy znali bliżej Okulickiego, wykluczają to, by mógł on podejmować tak wielkie zadanie na własną rękę i dowodzą, że musiał być przez kogoś inspirowany"… (s. 22).





#118



Ocena sytuacji zawarta w tej depeszy brzmiała w niektórych fragmentach zgoła niefrasobliwie:

- "Zwolnienie tempa posuwania się Sowietów na tym odcinku spowodowane jest prawdopodobnie nie wzmożoną siłą obronną Niemców, lecz chwilowym zmęczeniem sił sowieckich.

- Przewiduję, że gdy tylko zmęczenie to zostanie pokonane ruch sowiecki na tym odcinku stanie się szybszy.

- Przewiduję, że ruch sowiecki na Zachód… będzie szybki i dojdzie bez większych skutecznych przeciwdziałań niemieckich do Wisły i przejdzie Wisłę w dalszym ruchu na zachód.

- Ostatni fakt zamachu na Hitlera łącznie z położeniem wojennym Niemiec doprowadzić może do ich załamania się w każdej chwili.

"Przewidywania" Dowódcy AK były jawnie bez podstawne już w dniach, gdy redagowano depeszę. Dziś brzmią tragikomicznie…



Faktem jednak było, że to kraj stawiał rząd w Londynie w obliczu decyzji, co stanowiło wyraz nowego układu stosunków na linii Warszawa-Londyn.

Równocześnie faktem było, że w kraju decyzje podejmowało Dowództwo AK bez oglądania się na władze cywilne - Delegata Rządu, Radę Jedności Narodowej… Po decyzji z 21 lipca zwrócono się o jej aprobatę do Delegata Rządu na Kraj i zwołanie przez niego Komisji Głównej R.J.N. Ani Delegat ar R.J.N. nie mieli możliwości samodzielnej oceny położenia, zdani byli na informacje wojska. W praktyce mogli jedynie zaakceptować decyzje uprzednio podjęte…

Tak było w kraju.

A w Londynie?

"W tym rozstrzygającym dla Polski i Warszawy





#119



momencie wojny, polskie kierownictwo w Londynie przestało ostatecznie działać w sposób jednolity i zwarty" - stwierdza w swym źródłowym opracowaniu J. M, Ciechanowski. **1

"Naczelny Wódz, gen. K. Sosnkowski, wyleciał 11 lipca z Londynu do Włoch pozornie celem dokonania inspekcji II-go Korpusu, a w rzeczywistości dla przygotowania gruntu na terenie wojska pod szeroko zakrojoną akcję antyrządową (…) był bowiem zdecydowany wypowiedzieć posłuszeństwo Rządowi w imieniu Sił Zbrojnych, gdyby Mikołajczyk podpisał w Moskwie kapitulację wobec żądań sowieckich (…). W drugiej połowie lipca 1944 roku, gdy w Warszawie zdecydowano sprawę powstania, gdy Mikołajczyk szykował się do walnej rozgrywki ze Stalinem, Naczelny Wódz przygotowywał scenariusz i scenę, z której miał zamiar wymówić posłuszeństwo legalnemu Rządowi" - pisze J. M. Ciechanowski **2.

Z przekąsem dodaje: "Quem Deus vult perdere, prius dementat" - "Gdy Bóg chce kogoś ukarać najpierw mu rozum odbiera". Jest to interpretacja unicestwiająca.

Pisze: "Zachowanie się gen. Sosnkowskiego było tym bardziej nieodpowiedzialne, iż w pełni zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw i trudności, jakie piętrzyły się przed AK, oraz potrzeby jednolitego zdecydowanego kierownictwa z Londynu, wiedział on, że armie sowieckie zajmą w niedługim czasie znaczną część Polski i że AK stanie wkrótce przed ciężkim dylematem. Ale nawet tego rodzaju perspektywy nie ustrzegły go od uwikłania się w czysto polityczną działalność i narażenia się na ryzyko



**1 Jan M. Ciechanowski, op. cit., s. 351.

**2 Tamże, s. 350.





#120



zaniedbania swych wojskowych obowiązków wobec Dowództwa AK, które działało w niezwykle trudnych warunkach i pod straszliwą presją wypadków" **1.

Prezes Rady Ministrów, S. Mikołajczyk, który w wysiłku bojowym kraju, skierowanym przeciwko Niemcom, upatrywał mocny argument w rozmowach z rządem radzieckim wysłał 26 lipca depeszę do Delegata Rządu na Kraj: "Na posiedzeniu Rządu RP zgodnie zapadła uchwała, upoważniająca Was do ogłoszenia powstania w momencie przez Was wybranym".

Interpretacja tego wydarzenia, dokonywana prze członków rządu (M. Kukiel, K. Popiel) prowadzi do sformułowania zarzutu, że rząd nie podjął uchwał tej treści, że w istocie upoważnienie dotyczy triumwiratu C.O.K. (Delegat Rządu, przewodniczący R.J.N., Komendant AK). "Zdaniem gen. M. Kukiela upoważnienie wysłane przez Mikołajczyka do kraju 26 lipca miało przesądzić kwestię wybuchu powstania, było ono zachętą do wywołania powstania" informuje J. M. Ciechanowski **2.

Tak więc decyzja trzech generałów z 21 lipca 194 roku przynosiła daleko idące skutki.

Tym bardziej przeto warto raz jeszcze powrócić do późniejszych interpretacji mechanizmu podjęcia tej decyzji.

Interpretacji gen. "Bora".

W 1951 r. gen. Bór-Komorowski oświadczył: "gen. Okulicki był tym, który wysunął wobec gen. Pełczyńskiego i mnie projekt walki o Warszawę. To był jego projekt, wypłynął z jego rozumowania i jego



**1 Tamże, s. 351.

**2 Tamże, s. 355.





#121



uzasadnień, więc, oczywiście był tego projektu orędownikiem (…) Wypadki tak szybko następowały po sobie, że Okulicki uważał, iż nie zdąży się bronić i ludzi wyprowadzić z Warszawy. To były główne powody wojskowe. Powody polityczne przez walkę o Warszawę, która była stolicą, danie rozgłosu walce o Polskę… tylko przez walkę można wykazać dążenie narodu do wolności i niepodległości (…) Chodziło o walkę stolicy, która reprezentuje całość i dalszą sprawę: przez zajęcie Warszawy przed zajęciem jej przez Rosjan musiała się Rosja zdecydować aut aut: albo uznać nas, albo siłą złamać na oczach świata"**1.



4. Z pogwałceniem reguł rzemiosła wojennego, przy zastosowaniu metod, eliminujących głosy rozsądku, wzywające do liczenia się z faktami - prowadzono przygotowania do wystąpienia zbrojnego w ostatniej dekadzie lipca 1944 r.

Interpretacje obnażające niedowład mechanizmu organizacji dowodzenia pozwalają zrozumieć, jak mogło dojść do popełnienia tak wielu i tak elementarnych błędów natury strategiczno-taktycznej.

Stanisław Podlewski, zasłużony autor prac na temat historii Powstania, pisze w opublikowanym w "Za i przeciw" opracowaniu Wolność krzyżami się znaczy:

"Po aresztowaniu generała "Grota", Komendantem Głównym AK zostaje generał "Bór", który w sztabie Komendy Głównej AK przeprowadza duże zmiany personalne. Warunki pracy konspiracyjnej powodują, że zmiany systemu pracy i ludzi nie



**1 Relacje ustne "Bora" z 18 IV 51, cyt. za J. M. Ciechanowskim, op. cit., s. 256-257.





#122



mogą być przeprowadzane w krótkim czasie. Na domiar wypadki na arenie wojny następują w tak zawrotnym tempie, że reorganizacja odbywa się w czasie coraz to bardziej skomplikowanej sytuacji ogólnej i trwa jeszcze w przeddzień powstania.

Te wszystkie zmiany powodują, że precyzyjny system, wypracowany przez generała "Grota" i wykonywany przez zespół ludzi, przez niego dobranych i wypróbowanych w czasie kilkuletniej pracy, nie jest obecnie tak sprawny jak dawniej.

Ani generał "Bór", ani generał "Grzegorz" czy pułkownik "Filip" nie brali udziału w opracowaniu planu "W", znają go tylko z ogólnej charakterystyki. Pułkownik dyplomowany "Sęk" orientuje się najlepiej w całości planu operacyjnego "W", wie jakich zmian należało w nim dokonać dla dostosowania go do planu "Burza" - ale nie otrzymuje polecenia aby to zrealizować, a w chwili podejmowania decyzji walki i wyznaczenia godziny "W" nie zostaje w ogóle wezwany na odprawę… (…) w tych decydujących chwilach w Komendzie Głównej AK przestaje funkcjonować dawny "sztab operacyjny".

W kwietniu 1944 roku generał "Tabor" (Stanisła Tatar) wyjeżdża Pierwszym Mostem do Londynu (…) Przez kilka tygodni zastępuje go pułkownik dyplomowany "Sęk". W maju 1944 roku przybywa zrzutem generał "Kobra" (Leopold Okulicki) i od pułkownika "Sęka" przejmuje sprawy operacyjne. Po kilku tygodniach, nie zdążywszy się w tym dziale pracy zapoznać z całym materiałem planowania ogólnego i operacyjnego, zostaje przesunięty, bodaj na trzy dni przed powstaniem, na Komendanta Głównego nowej organizacji Konspiracyjnej NIE.

Podobnie przedstawia się sprawa Generalnego Kwatermistrza AK. W dniu 28 lipca w godzinach popołudniowych generał "Grzegorz" wydaje rozkaz





#123



pułkownikowi "Denhoffowi" przekazania swojej funkcji Głównego Kwatermistrza - podpułkownikowi "Leśnikowi", dotychczasowemu szefowi uzbrojenia AK i objęcia funkcji Komendanta Obszaru Zachodniego z siedzibą w Łodzi.

Nieustanne zmiany w przededniu powstania na stanowiskach szefa operacji i głównego kwatermistrza - szefów dwóch podstawowych działów w Komendzie Głównej AK, muszą mieć tragiczne następstwa. Między innymi brak stałego szefa operacyjnego stwarza sytuację, iż elementy decyzji o wybuchu powstania nie były poddane kontroli tego fachowego i koniecznego w każdym sztabie zasadniczego organu i wobec tego decyzja zapada w sposób szablonowy, nie uwzględniający szeregu podstawowych założeń. Między innymi zostaje zastosowany plan operacyjny "W", opracowany dwa lata przedtem przez innych ludzi i dla innych celów, bez przerobienia go według aktualnego położenia operacyjnego".

Relacje wspomnianego wyżej płk. "Sęka", Janusza Bokszczanina, są niezwykle wymowne dla oceny jakości rzemiosła wojennego, jakie zostało zastosowane w dniach poprzedzających Powstanie.

Płk Bokszczanin wyjaśnia, że 22 czy 23 lipca gen. "Bór" ni stąd ni zowąd zagadnął go słowami: "Co wy powiecie, jeśli my zrobimy Niemcom kocioł w Warszawie? Jak to mówił Napoleon: żeby rozbić nieprzyjaciela, trzeba zniszczyć jego siły żywe".

Na takie dictum płk Bokszczanin zareplikował: "AK nie może zniszczyć niemieckich sił żywych, gdyż nie ma odpowiedniej ku temu przewagi, o czym też mówił Napoleon. Co więcej, główne siły niemieckie są poza Warszawą, w Warszawie jest ich tylko cząstka. Stąd AK nie może zniszczyć żywych sił nieprzyjaciela. Aby nieprzyjaciela okrążyć, trzeba





#124



działać na liniach zewnętrznych, a na to AK nie stać".

Jan Nowak-Jeziorański wspomina także sytuacją która ilustruje zasadnicze zastrzeżenia fachowe w stosunku do podejmowanych decyzji. Pisze (s. 319):

"Wryły mi się dokładnie w pamięć słowa siedzącego obok mnie "Sęka" (płk. Janusza Bokszczaninana) wypowiedziane z naciskiem: "Dopóki Rosjanie nie położą ognia artyleryjskiego na miasto na lewym brzegu Wisły, nie wolno nam się ruszyć". (…) Ogień artylerii sowieckiej jest dotychczas prowadzony ze słabym natężeniem i z przerwami. To nie jest żadne przygotowanie artyleryjskie, które zapowiadałoby generalne forsowanie przepraw na Wiśle i natarcie na miasto. Odwody pancerne, które Niemcy kierują pod Warszawę na front, są pełno wartościowe i świadczą, że będą się bronili na przedmościu. Dopóki sowieckie zamiary natarcia i za jęcia miasta nie staną się widoczne jak na dłoni, nie powinniśmy zaczynać. Pojawienie się jakiegoś tam oddziału sowieckiego na krańcach Pragi o niczym jeszcze nie świadczy. Rosjanie prowadzą po prostu rozpoznanie."

Trzon kierowniczy Komendy Głównej AK podle gał zabiegom manipulatorskim ze strony "Grzegorza" i "Kobry".

"Kobra" - Okulicki posuwał się nawet do wywierania nacisków na szefa Oddziału II, by ten składał fałszywe meldunki o sytuacji na froncie. "Grzegorz" Pełczyński nie wahał się fałszywie informować,(31 lipca) o opanowaniu Warki przez wojska radzieckie. Sugerował w ten sposób, że rozpoczął się manewr okrążania Warszawy. Zdemaskowany przez płk. "Plutę" - Czachowskiego, szefa Oddziału i Łączności i Dowodzenia KG AK, odsunął pułkownika od alarmowych przygotowań do Powstania.





#125



Oto relacja szefa Oddziału V Komendy Głównej: "Na ul. Chłodnej (1. VIII, godz. 10) spotkałem przy. wejściu na długie schody dyżurującego kpt. "Szymona". Zameldował mi się z wyraźnym zmartwieniem w głosie: "Odprawa została odwołana. Wczoraj o godz. 18 Komendant wydał rozkaz do powstania. Czeka na pana na górze. Odpowiedziałem: "No, to ułani ruszyli do szarży!… W lokalu niedoszłej odprawy zastałem tylko samego gen. Bora. Oświadczył mi: "Wydałem wczoraj rozkaz do walki, rozpocznie się dziś o godz. 17, m.p. Komendy Głównej będzie na ul. Pawiej w fabryce Kammlera".

Okazało się, że oddział łączności i dowodzenia Komendy Głównej zmobilizował już… Pełczyński.

"Wynikało - notuje płk "Pluta" - Czachowski że zostałem wyeliminowany nawet od wpływu na zorganizowanie punktu dowodzenia. Zastałem go o godz. 16-tej zatłoczony ponad 100 łączniczkami, ale nie był zorganizowany, trzeba go było dopiero tworzyć po godzinie "W", czym obarczono teraz mnie. Po pięciu latach planowania i osiągnięciu precyzji w dowodzeniu, zarządzenie powstania i jego rozpoczęcie odbywały się trybem improwizacji".

Improwizacji w sprawach zasadniczych towarzyszyły skrupulatne przemyślenia szczegółów, mających znaczenie dla powodzenia demonstracji antyradzieckiej.

Jan Nowak-Jeziorański pisze:

"W czasie rozmów na temat Powstania Okulicki ujawnił pewien szczegół, który był mi zupełnie nie znany. Niemal w ostatnich tygodniach przed Powstaniem zapadła decyzja przeniesienia głównej kwatery sztabu i dowództwa AK z Mokotowa do fabryki Kammlera na Woli, chociaż pomieszczenia na Mokotowie szykowane były do tego celu od dłuższego czasu na wypadek powstania powszechnego.





#126



Wybrano fabrykę Kammlera ponieważ uznano, że budynki stanowią kompleks, który nadaje się lepiej jako gniazdo oporu, mogące wytrzymać przez jakiś czas małe oblężenie. Tu miał się rozegrać ostatni akt powstania - ujawnienie wobec wkraczających Rosjan władz polskich, jako pełnoprawnych na ziemi polskiej gospodarzy, w osobach: Wicepremiera - Delegata Rządu, trzech ministrów, Przewodniczącego Rady Jedności i Komendanta Armii Krajowej wraz z całym sztabem. Po zajęciu Warszawy przez wojska sowieckie, fabryka Kammlera w trakcie rozmów z Rosjanami miała stanowić jakby eksterytorialną enklawę. Nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że całe towrzystwo zostanie z miejsca aresztowane i wywiezione do Rosji. Chodziło o to, aby nadać temu jak największy rozgłos. W wypadku gdyby sowieciarze usiłowali wedrzeć się na teren fabryki siłą i uwięzić zebranych tam członków kierownictwa - załoga miała postawić opór. W tym celu skoncentrowane tu zostały elitarne i najlepiej uzbrojone oddziały Kedywu i umieszczona silna radiostacja. Obliczano, że zdobycie fabryki nawet przy użyciu czołgów, artylerii i miotaczy min, musi potrwać od trzydziestu minut do kilku godzin i dość będzie czasu, by radiostacja wysłała do Londynu SOS - wiadomość o tym, co się dzieje i wywołała, jak dosłownie powiedział Generał "skandal w skali światowej" (s. 383-384).

Rachuby na ewentualny "skandal w skali światowej" miały charakter pobożnego życzenia podobnie jak inne kalkulacje **01. Jan Nowak nie taił, składając



**01 Jeżeli "skandalu w skali światowej" nie wywołała eksterminacja narodu żydowskiego w Europie, jeśli USA nie przedsięwzięły możliwych przecież działań, by ratować egzystencję milionów ofiar ludobójstwa hitlerowskiego - to

wnioski powinny nasuwać się same. Por. opracowanie prof. I. Lewina. Próby ratowania

Żydów europejskich przy pomocy polskich placówek dyplomatycznych podczas drugiej wojny światowej. "Biuletyn ŻIH" 1 (101) 1977 r. Dane o zagładzie Żydów polskich zawarte były w oficjalnych notach rządu polskiego z 3 maja 1941 r., a zwłaszcza z 10 grudnia 1942 r. zatytułowanej "The mass extermination of Jevs in German occupied Poland". Te noty, jak i inne wstrząsające informacje nie doprowadziły do zaktywizowania USA w dziele ratowania eksterminowanego narodu. USA ponoszą moralną odpowiedzialność za tragedię "Holocaust".





#127



raport komendantowi Głównemu AK w dniu 29 lipca, iż rachuby na to, że Powstanie jako demonstracja polityczno-wojskowa wpłynąć może na politykę i opinię publiczną mocarstw zachodnich, oparte były na złudzeniach i braku orientacji. Anglia, pozbawiona solidarnego poparcia Stanów Zjednoczonych, nie dysponowała wobec Rosji żadnymi środkami skutecznego nacisku (s. 439).

W toku raportu "Kuriera z Londynu", który trwał blisko 4 godziny, dla niego samego… "Staje się jasne, że kości zostały rzucone, decyzja powzięta i wypadki przybrały bieg nieodwracalny. To samo wynikało z zadawanych mi pytań. "Bór" interesował się głównie tym, czy Warszawa może liczyć na masowe zrzuty broni i przesłanie Brygady Spadochronowej.

Na oba pytania odpowiedziałem z całą stanowczością negatywnie. Podkreśliłem, że znam obie sprawy z pierwszej ręki. Generał Kopański poinformował mnie dokładnie o przebiegu rozmów z Anglikami, które zakończyły się oddaniem im Brygady. Warunki wysunięte przez Sosnkowskiego zostały przez Montgomery’ego odrzucone. Brygada ma być użyta w najbliższym czasie w operacjach na froncie zachodnim i jest rzeczą nie do pomyślenia, aby w tej fazie Anglicy zgodzili się ją teraz oddać. Co do zrzutów





#128



przedstawiłem brak załóg i maszyn operacyjnych w Brindisi, powołując się na to, co na wyjezdnym mówił mi mjr Jaźwiński.

- No dobrze - przerywa ktoś z obecnych - ale my mamy przecież własne dywizjony bombowe, które mogą być użyte w walce o Warszawę.

Wyjaśniłem, że nasze dywizjony stanowią organiczną część RAF-u, są zależne od jego służb lądowych i dostaw angielskich. Mikołajczyk mówił mi przed wyjazdem, że ma zamiar zwrócić się do samego Churchilla z żądaniem przesunięcia naszych maszyn i załóg do dywizjonu polskiego w Brindisi, ale Anglicy przywiązują większą wagę do bombardowania Niemiec" (s. 318).

W czasie tej konferencji "Grzegorz" próbował wyjaśnić kwestię zasadniczą dla celów Powstania, jakie osiągnąć zamierzali nosiciele koncepcji "romantycznej".

Zwrócił się do Nowaka - "kuriera z Londynu":

"- Proszę pana, patrzy pan na to wszystko oczyma człowieka świeżo przybyłego z zewnątrz, dobrze zorientowanego w sytuacji politycznej. Czy pan widzi i rozumie sens tego wszystkiego, co my tu robimy?

- Nie znam zupełnie elementów sytuacji wojskowej - odpowiedziałem. - Jeżeli jednak "Burza" w Warszawie została pomyślana jako demonstracja polityczno-wojskowa, to nie będzie miała żadnego wpływu na politykę sojuszników, a jeśli chodzi o opinię publiczną na Zachodzie, będzie to dosłownie burza, w szklance wody".

Obawy, dręczące mimo wszystko gen. "Grzegorza", a dotyczące perspektywy szerszego oddźwięku jaki w opinii publicznej Zachodu miałaby wywołać warszawska ofiara całopalenia - krew, śmierć i zgliszcza





#129



- nie były wątpliwościami jedynie tego "romantyka". Żywił je, jak to wynika z wielu świadectw i interpretacji Komendant Główny AK - gen. "Bór"…

W swym opracowaniu, dotyczącym armii podziemnej dawał wyraz przekonaniom zbliżonym do stanowiska "Grzegorza" i "Niedźwiadka": "Mieliśmy nadzieję, że walka nasza o Warszawę wywoła nareszcie odgłos w całym świecie, kiedy największe wyczyny i najofiarniejsze wysiłki nasze na innych terenach Polski przechodziły niemal niepostrzeżone. W chwili decydującej, stolica Polski nie mogła pozostać bierną. Uwolnienie jej spod jarzma niemieckiego przez Armię Czerwoną bez udziału jej własnych żołnierzy, zdyskontowane byłoby przez Rosję jako dowód, że naród polski oczekuje wyzwolenia jedynie od Rosji i że w oparciu o Rosję chce budować swą przyszłość, rezygnując z prawa do wolnego bytu narodowego" (s. 203).

Głosząc takie tezy wzdragał się jednak niekiedy przed rzuceniem losów ludzi i miasta na stos…

Dostrzegalne dla oficerów Komendy Głównej AK elementy refleksji, niezdecydowania w postawie "Bora" skłoniły uczestników decyzji z 21 lipca do wywarcia nań presji. Relacja o zastosowaniu tego zabiegu zaprezentowana przez "Niedźwiadka" Okulickiego - "kurierowi z Londynu" - Nowakowi, nacechowana jest chełpliwością:

"W końcu - mówił Okulicki - zacząłem się niepokoić, czy "Bór" kiedykolwiek zdecyduje się zacząć. Wyglądało już na to, że będzie zwlekał, wahał się tak długo, aż w końcu ubiegną nas albo komuniści, albo Armia Czerwona, albo Niemcy, którzy podejmą środki prewencyjne.

Na ostatniej odprawie nie wytrzymałem - ciągnął dalej





#130



- i wybuchnąłem. Wygarnąłem "Borowi", że z wyjątkiem Piłsudskiego Polska nie miała szczęścia do dowódców i dlatego przegraliśmy wszystkie nasze kolejne powstania. Przypomniałem Skrzyneckiego. Zarzuciłem mu kunktatorstwo i brak zdecydowania.

- Gdyby na miejscu "Bora" był Anders, wyleciałbym z miejsca. Ale "Bór" wysłuchał wszystkiego ze spuszczonymi oczyma, jeszcze kogoś zapytał o zdanie i zamykając odprawę oznajmił, że dziś nic nie będzie. Ale to, co powiedziałem, musiało mu gdzieś zapaść w duszę i nurtować, bo po południu tego samego dnia, kiedy byliśmy tylko we trójkę z "Grzegorzem", zdecydował się zacząć, gdy dowiedział się od "Montera", że sowieckie szpice pancerne znowu pojawiły się na Pradze."

Decyzja o Powstaniu została przez "Bora" podjęta na podstawie niedostatecznych przesłanek sytuacyjnych, pod wpływem nie sprawdzonych informacji w warunkach oddziaływania psychologicznego "argumentów" opartych na analogiach historycznych pod wpływem tego, co jak mówił Okulicki "musiało mu gdzieś zapaść w duszę i nurtować" **01.

Decyzja nie położyła kresu rozterce.

Relacja pułkownika "Iranka" - Osmeckiego, szefa



**01 Cytowany już J. Matłachowski wysuwa hipotezę, że na meldunek "Montera" o czołgach radzieckich na przedmieściach Pragi, ani inne dane operacyjne były przyczyną rozkazu,“ wyznaczającego godzinę "W"… "Czym złamano Bora?" - zapytuje. I odpowiada: "Najprawdopodobniej takim szantażem: Walkę podejmiemy jutro, za waszą zgodą lub bez niej. O ile nie wyrazicie zgody, historia zapisze was jako nicość. I Bór się załamał. Wybrał walkę "ulegalizowaną", bo zdawało mu się, że to mniejsze zło". Jan Matłachowski, op. cit., s. 38.





#131



wywiadu AK**01 obrazuje tę sytuację w sposób nacechowany dramatyzmem:

"Około godziny 16.45 opuszczałem plac Napoleona, który znajdował się kilkaset metrów od ul. Pańskiej. Gdy doszedłem do ul. Marszałkowskiej, zatrzymał mnie kordon niemiecki, co zmusiło mnie do zrobienia bardzo długiego obejścia. Właśnie otrzymałem nowe informacje, które potwierdzały, że zaczynał się kontratak niemiecki, ale nie niepokoiłem się. Po tem co powiedzieliśmy rano, nie wyobrażałem sobie, aby decyzja mogła być podjęta teraz…

Potrzebowałem godziny by dotrzeć na ulicę Pańską. W przedpokoju wpadłem na "Bora", który właśnie wychodził. Spojrzałem na niego zdumiony i zapytałem: Jak to, pan jest sam, a inni nie przyszli? Zebranie jest skończone - odpowiedział mi szybkim głosem. Wydałem rozkaz rozpoczęcia walki. Patrzyłem na niego osłupiały i powiedziałem mechanicznie: Rozpocząć walkę, ale dlaczego? "Monter" przyszedł z wiadomościami, według których czołgi sowieckie właśnie zajęły Okuniew. Rawicz i Miłosnę oraz dokonały wyrwy w przyczółku Pragi Powiedział, że jeśli nie rozpoczniemy natychmiast, ryzykujemy spóźnienie się. Wobec tego wydałem rozkaz. Słyszałem słowa, które dla mnie tak jakby nie miały sensu. Wewnętrznie jeszcze nie przyjmowałem tej decyzji. Następnie powoli mój umysł zaczął ponownie funkcjonować i spytałem, kto był obecny.

- Gdy "Monter" przyszedł razem z Pełczyńskim i Okulickim, wezwałem zaraz Jankowskiego. Przedstawiłem mu fakty i on wyraził zgodę".



**01 Jest to tekst zamieszczony w książce J. F. Steinera Varsovie 44 l’insurrection. Ed. Flammarion, Paris 1975. Książka Steinera nie ma charakteru naukowego opracowania historycznego, traktowana jest jako literatura faktu.





#132



Podniosłem głowę i patrząc mu w twarz powiedziałem: - pan, generale, popełnił błąd, a informacja "Montera" jest nieścisła - właśnie przed chwilą otrzymałem ostatnie raporty moich miejscowych agentów. Oni wyraźnie dementują jakoby przyczółek praski był złamany. Przeciwnie, potwierdzają to wszystko, co mówiłem dziś rano. Niemcy przygotowują się do rozpoczęcia kontrnatarcia. "Bór" usiadł a raczej osunął się na krzesło, przeciągnął parę razy po czole, potem zapytał mnie bladym i urywanym głosem:

- Czy jest pan absolutnie pewny, że informacja "Montera" jest fałszywa?

- Absolutnie pewny, mój Generale. Jest możliwe, że kilka czołgów wdarło się do wnętrza przyczółka, ale jestem pewny, że przyczółek nie jest zniszczony. Pozostał w mieszkaniu kilka chwil i znowu nalegał: może pan mnie zapewnić? - Zapewniam, mój Generale, odpowiedziałem stanowczym głosem.

W tym momencie wybuchła strzelanina w sąsiedniej ulicy i obaj podskoczyliśmy. "Bór" wyglądał bardzo przybity. Spojrzenie jego błądziło po pokoju, muskało przedmioty, których on zdawał się nie widzieć.

Co powinienem zrobić? wyszeptał. Co mogę zrobić, co pan radzi? Miałem wrażenie, że mogłem jeszcze wstrzymać przeznaczenie, spytałem go: "Czy ma pan łączniczkę, którą mógłby pan wysłać do "Montera" aby anulować rozkaz? Spojrzał na mnie i spytał: A więc trzeba jeszcze raz anulować, jeszcze raz rozkaz odłożyć?" - Tak, Generale. Wybrał pan najgorszy moment. Trzeba wysłać rozkaz wstrzymujący. "Bór" popatrzył na zegarek, miał coś powiedzieć, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się. To Szostak przyszedł, popatrzył na nas obu, "Bór" siedział w kapeluszu





#133



i płaszczu, ja stałem naprzeciw niego i wyraz zdziwienia odmalował się na jego twarzy. Co się dzieje? - spytał z kolei. Konferencja już skończona? Wydawało się, że "Bór" nie zauważył wejścia Szostaka. Wpatrując się w zegarek powiedział: "Mój Boże, już 6-ta. Już przeszło godzina jak wyszedł "Monter". Już od dawna musiał wysłać rozkazy, to już za późno, nie możemy już nic zrobić.

Zrozumiawszy nagle o co chodzi. Szostak powiedział: Jak to, Pan wydał rozkaz bez poradzenia się "Iranka", Szefa II Oddziału, ani mnie? Ależ to jest szaleństwo - damy się zmasakrować. Trzeba anulować ten rozkaz natychmiast. Ale "Bór" zadowolił się odpowiedzią: Za późno, nie możemy już nic zrobić. Siedział bez sił, wyczerpany, z twarzą, z której odbiegła krew, spojrzenie bezbronne, budzące litość, w swym wielkim płaszczu, który źle krył jego wątłe ramiona, w swym kapeluszu, którego brzeg zaciemniał mu twarz… Nie możemy nic więcej zrobić powtórzył po raz trzeci, głosem nacechowanym mieszaniną zmęczenia i ulgi. Następnie wstał i wyszedł…"

Kości zostały rzucone. Rozkazy pchnęły żołnierzy Armii Podziemnej na barykady.

Koronny świadek historii Powstania Warszawskiego - ostatni emisariusz z Londynu, który dotarł do Warszawy przed wybuchem Powstania i pierwszy uczestnik Powstania, wysłannik Dowódcy AK, który dotarł do Londynu po upadku Powstania - Jan Nowak tak widział motywy, jakimi kierowali się autorzy rozkazu o przystąpieniu do Powstania:

"Trudno twierdzić by ci, którzy wydali rozkaz do Powstania, patrząc daleko w przyszłość przewidzieli wszystkie dalekosiężne skutki swej decyzji. Jednakże ze sposobu, w jaki gen. Tadeusz Pełczyński, a później Delegat Rządu, Stanisław Jankowski, zareagowali





#134



na mój raport wynikało, że położenie międzynarodowe, choćby najbardziej beznadziejne, nie było dla nich elementem rozstrzygającym. Decydowała troska o uratowanie ducha narodu.

Na osiem wieków przed Powstaniem - u zarania dziejów Polski padły pamiętne słowa Bolesława Krzywoustego: "wolę królestwo stracić niż oddać je w niewolę". Można przegrać bitwę, a nawet wojnę, lecz ocalić naród. I tak się stało", (s. 443).

Demonstrowany w ostatnim akapicie pogląd nie odzwierciedla myśli "wodzów" lecz jest komentarzem Nowaka. Ten sposób myślenia stanowi klasyczny przykład intelektualnego i moralnego nadużycia za zasłoną narodowych świętości. W tym przypadku nie wywołuje on zdziwienia, jako że o poczynaniach autora po zakończeniu wojny notka biograficzna na okładce jego książki mówi: "Po wojnie kontynuował misję łączności z krajem jako redaktor Polskiej Sekcji BBC, a w latach 1952-1976 dyrektor Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa"… Droga, która prowadziła go od powstańczych barykad do wykonywania misji zleconej przez ośrodki dywersyjne, jest drogą sprzeniewierzenia się sprawie polskiej. Trzeba to otwarcie powiedzieć.



5. "Troska o uratowanie ducha narodu" nie była zapewne w jednakowej mierze i nie dla wszystkich argumentem na rzecz Powstania. Takiego Powstania, tak źle zorganizowanego, tak bezmyślnie i nieodpowiedzialnie skazanego na osamotnienie, wywołanego w taki sposób i w takiej chwili…

Wiele wskazuje, że podejmujący decyzję polityczne żołnierze - generałowie Armii Podziemnej - nie byli przekonani, że kompetentne cywilne organy przedstawicielskie będą się solidaryzować, zaakceptują





#135



w całej rozciągłości koncepcje "ocalenia narodu" poprzez ofiarę całopalenia, "ratowania ducha narodu" - w sytuacji gdy ten naród w warunkach okupacyjnych wykazywał niezłomny hart ducha, gdy żywił przekonanie "nam ducha starczy dla nas, i starczy go dla was".

Skąd takie supozycje?

Podstawę do nich stanowi manipulatorskie pozbawienie instancji władzy cywilnej, formalnie do tego uprawnionych, możliwości rzeczywistego decydowania o podjęciu walki powstańczej przez Warszawę.

Owe instancje władzy cywilnej to Rada Jedności Narodowej określana mianem "Krajowa Reprezentacja Polityczna" - a więc organ przedstawicielski, skupiający reprezentacje stronnictw politycznych, mających bardziej lub mniej rozbudowane sieci ogniw terenowych, to także Delegatura Rządu a więc organ wykonawczy, dysponujący wyspecjalizowanymi i wyprofilowanymi merytorycznie strukturami; Delegat Rządu na Kraj był równocześnie wicepremierem Rządu R.P. rezydującego w Londynie.

W strukturze podziemia Drugiej Rzeczypospolitej niezależnie od władz cywilnych funkcjonowała Armia Krajowa.

W końcu czerwca 1944 Delegat Rządu zawiadomił rząd w Londynie, że utworzony został - dla usprawnienia procesu decyzyjnego - "centralny ośrodek kierowniczy" w składzie trzech: Przewodniczącego RJN, Delegata Rządu na Kraj i Komendanta Głównego AK.

Ten dyrektoriat powinien był decydować w sprawie Powstania, uzyskując stanowisko szerszej reprezentacji politycznej. Decyzję podjęło wojsko, zaakcentował Delegat Rządu, natomiast Przewodniczący





#136



RJN dowiedział się o Powstaniu, gdy już było w toku. Dlaczego?

Dlatego, że przewodniczący RJN, Kazimierz Pużak, nie krył swych wątpliwości co do celowości wystąpienia zbrojnego w stolicy. 30 lipca mówił "o niebezpieczeństwie rozpalania walki bez pewności czy Armia Czerwona przyjdzie z odsieczą i nade wszystko - bez zapewnienia wystąpieniu zbrojnemu "parasola lotniczego", osłony z powietrza. Na posiedzeniu Komisji Głównej RJN z Delegatem Rządu i Dowódcą AK 31 lipca, politycy zalecali "konieczność zachowania najdalej idącej ostrożności, aby nie narazić ludności na niepotrzebne ofiary" **01. Wyznaczono następne spotkanie na 1 sierpnia, godz. 15.00. Już do niego nie doszło - z Pużakiem nie uzgodniono sprawy decyzji, dotyczącej godziny "W"…

O zagadnieniach, które były niezwykle ważne w dniach poprzedzających decyzję o Powstaniu "cywile" przypomnieli sobie dopiero 28 sierpnia. A więc po upływie pierwszego miesiąca walk powstańczych.

Pod tą datą relacjonuje płk F. Majorkiewicz: **02

"Dzisiaj muszę odnotować jeszcze jeden ważny fakt. O godzinie 13.30 wpłynęło do sztabu pismo Ministrów wystosowane na skutek interpelacji stronnictw politycznych, z żądaniem udzielenia odpowiedzi na następujące pytania:



1. jaka była przedpowstaniowa sytuacja w Warszawie pod względem położenia na froncie i

wewnątrz miasta?

2. jaka liczba oddziałów własnych i ich uzbrojenie?

3. jaki jest obecny stan liczebny żołnierzy walczących w Warszawie?



**01 J. M. Ciechanowski, op. cit.. s. 288, 282.

**02 F. Majorkiewicz, Lata chmurne…, s. 250.





#137



4. jak przedstawia się obecnie sytuacja żywnościowa?

Odpowiedź na pierwsze pytanie opracował płk "Heller", na pozostałe zaś płk "Filip". Oto treść odpowiedzi:

Walka została rozpoczęta ze względów politycznych. Niemiecki garnizon w Warszawie zmniejszał się liczebnie. Panika Niemców wywołała napięcie wśród społeczeństwa i szeregów AK. Nie ulegało dla nikogo wątpliwości, że wałka staje się koniecznością. Zarządzenie branki na roboty, w razie jego realizacji, przekreślało możliwość walki.

Nasze oddziały liczyły około 40 000 ludzi. Uzgodniono pomoc z Londynem w zrzutach, bombardowaniu i wojskach spadochronowych.

Pytanie o stan liczbowy żołnierzy i ilość amunicji pozostało bez odpowiedzi ze względu na ochronę tajemnicy wojskowej. Należy jednak podkreślić, że "obecnie posiadane siły są dostateczne do prowadzenia walki nawet przez kilka tygodni. Do zgniecenia walki w Warszawie Niemcy musieliby zaangażować kilka dywizji i nawet w tym wypadku walka trwałaby jeszcze kilka tygodni. Walka będzie prowadzona do ostatka".

Co do sytuacji żywnościowej, to na razie dowództwo nie może podać konkretnych danych.

Gen. "Bór" zabrał to pismo osobiście na posiedzenie Rady Ministrów. Brak informacji, czy "Bór" przekazał "cywilom" tę odpowiedź w pełnym brzmieniu…"

Jak widać jednak wojsko uważało za możliwe posługiwanie się fałszem. Wprowadzają "cywilów" jawnie w błąd (uzgodniona pomoc z Londynem w zrzutach, bombardowaniu i wojskach spadochronowych).





#138



6. Pośrednią interpretację sprawy Powstania Warszawskiego stanowiła, jeszcze w czasie jego trwania, odpowiedź na pytanie czy w Krakowie, w stolicy Generalnej Gubernii, powstanie miało sens i czy miało szanse"?

W końcu roku 1983 znany działacz wojskowego podziemia AK z rejonu krakowskiego, Stanisław Dąbrowa-Kostka, w dwóch kolejnych publikacjach szczegółowo naświetlił przygotowania do powstania w Krakowie, by dojść do zasadniczych konkluzji:

"Mimo długoletnich przygotowań nie wybuchło w Krakowie powstanie, na które z wszelką pewnością oczekiwała niecierpliwie większość tutejszej akowskiej młodzieży. Dlaczego? Na to pytanie nie potrafię sformułować jednoznacznej odpowiedzi. W dniach między 25 lipca a 5 sierpnia sprawnie przeprowadzony napad musiałby się udać! Czemu więc nie uderzono, skoro zaistniały korzystne warunki militarne? Skoro zdawało się, że opanowanie Krakowa przez wojska radzieckie - to kwestia godzin?

Wiadomo, że istniał silny nacisk ze strony przeciwnych powstaniu czynników konspiracyjnych stronnictw politycznych i Delegatury Rządu. Mógł nastąpić, podobnie zresztą jak w wielu miejscach na terenie Warszawy - "samozapłon" powstańczy… Przecież rozkazy o "stanie czujności" poruszyły niecierpliwie oczekujących żołnierzy podziemia… Tu i ówdzie - na przykład w Miechowskiem i Myślenickiem - powstały oczyszczone z nieprzyjaciela enklawy, zwane partyzanckimi "rzeczpospolitymi". W mieście Krakowie taki "samozapłon" nie nastąpił. Może - między innymi - spowodowała to fala trwających od początku lipca masowych aresztowań, które jednak dotknęły konspiracyjne jednostki i sztaby. Może wreszcie - tak, jak i Niemców - zaskoczyły





#139



polskie podziemie sukcesy radzieckiej ofensywy?

Wybuch powstania warszawskiego zaszokował Niemców - mimo że od początku okupacji liczyli się oni z taką ewentualnością nie tylko w stolicy, ale również w całej Polsce.

Później już nie zaistniała sytuacja sprzyjająca powstaniu w Krakowie. Specjaliści ze sztabu Komendanta Wojennego sporządzili na tę okoliczność szczegółowe instrukcje: "Przygotowanie przeciw wewnętrznym niepokojom…" "Likwidacja powstania w Krakowie…". "Plan obrony i alarm…", "Do Stutzpunktu Grupy Bojowej nr 5…". "Podsumowanie doświadczeń z powstania w Warszawie…" i tym podobne - zgromadzili siły i środki, prowadzili specjalne szkolenie, fortyfikowali miasto. Niewykluczone, że przysposobieni do walki Niemcy chcieli nawet jesienią 1944 r. sprowokować zryw powstańczy, by potem - jak w Warszawie - stłumić go krwawo.

To bardzo dobrze, że w Krakowie nie wybuchło powstanie, po którym można by było jeszcze raz pisać na kartach naszej historii o tym, jak to "poszli nasi w bój bez broni" i ronić łzy na zabytkowych gruzach."

Przeciwne powstaniu konspiracyjne stronnictwa polityczne doszły do głosu w Krakowie. W Warszawie potencjalnych oponentów z kręgów działaczy politycznych wymanewrowano stawiając ich wobec faktu dokonanego, nie wahając się także - wówczas, gdy wszystko było tragicznie jasne - przed przekazywaniem fałszywych informacji i interpretacji.



7. Podstawowym tematem interpretacji była sprawa stosunku ZSRR do Powstania Warszawskiego. Ta kwestia pozostaje problemem absorbującym powszechną uwagę,





#140



jest przedmiotem ostrych kontrowersji do dziś. W dwudziestolecie Powstania Warszawskiego gen. "Bór" - T. Komorowski, zwracając się do żołnierzy Armii Krajowej, stwierdził: "Nie danym nam było osiągnąć zwycięstwa. Zła wola Rosjan przesądziła o wyniku bohaterskich zmagań stolicy" **01.

Jak na Powstanie Warszawskie patrzyły, w czasie jego trwania, radzieckie czynniki kierownicze? Jak je widział J. Stalin?

Sposób rozumowania J. Stalina możliwy do rozszyfrowania z licznych rozmów oficjalnych, depesz, reakcji na bieg wydarzeń - został zaprezentowany na kartach pamiętnika generała armii S. Sztemienki**02, szefa Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego Armii Czerwonej.

"Pewnego razu, na samym początku września 1944 roku, w czasie nocnego odbierania meldunków o sytuacji za ubiegłą dobę Stalin chodził po gabinecie i głośno rozważał. Nie pamiętam już dosłownie wszystkiego, co wtedy mówił, ale ponieważ problem był palący, skomplikowany i niezwykle ważny, mogę ręczyć za wierne oddanie istoty wyrażonych przez niego poglądów.

Naczelny dowódca ponownie stwierdził, że za powstanie warszawskie, podjęte bez poinformowania radzieckiego dowództwa wojskowego i bez uwzględnienia jego planów operacyjnych, ponoszą pełną odpowiedzialność działacze polskiego rządu emigracyjnego



**01 Koło AK "Biuletyn Informacyjny" nr 41/64, Londyn. Sierpień 1964.

**02 S. Sztemienko, Gienieralnyj sztab w gody wojny, Moskwa 1974 (cyt. za wydawnictwem Razem do zwycięstwa. Ze wspomnień wybitnych dowódców radzieckich, wyd. Novosti, Moskwa 1983, s. 97-99.





#141



w Londynie. Rząd radziecki pragnąłby, żeby specjalnie powołana bezstronna komisja wyjaśniła, na czyj właściwie rozkaz rozpoczęto akcję zbrojną w Warszawie i kto ponosi winę za to, że radzieckie dowództwo wojskowe nie było zawczasu powiadomione o terminie wybuchu powstania. Żadne dowództwo na świecie - ani angielskie, ani amerykańskie - nie pogodziłoby się z tym, by przed frontem jemu podległych wojsk bez jego wiedzy i wbrew jego planom operacyjnym ktoś mógł wywołać w dużym mieście powstanie zbrojne. Oczywiście, dowództwo radzieckie nie może być tutaj wyjątkiem. Nie ulega wątpliwości, że gdyby dowództwo radzieckie zostało uprzednio zapytane, czy celowe jest wywoływanie powstania w Warszawie na początku sierpnia, to jego odpowiedź byłaby na pewno negatywna. Wojska radzieckie nie były wtedy jeszcze gotowe do zdobycia Warszawy szturmem, tym bardziej że Niemcy zdążyli już przerzucić w ten rejon poważne odwody pancerne.

Ogarniając nas pytającym wzrokiem, naczelny dowódca kontynuował swe głośne rozmyślania w typ sensie, iż nikt nie może zarzucać rządowi radzieckiemu tego, że nie okazuje on należytej pomocy narodowi polskiemu, w tym także Warszawie. Najskuteczniejszą formą pomocy są aktywne działania bojowe wojsk radzieckich przeciwko niemieckiemu najeźdźcy, okupującemu Polskę, dzięki czemu została już wyzwolona ponad jedna czwarta kraju. Wszystko to jest dziełem żołnierza radzieckiego, dziełem wojsk radzieckich, przelewających krew za wolność Polski.

Pozostaje problem mało skutecznej formy pomocy warszawiakom. Chodzi tu o zrzut z samolotów broni, lekarstw i żywności. Kilkakrotnie zrzucaliśmy już powstańcom warszawskim zarówno broń, jak





#142



i żywność, jednakże każdorazowo otrzymywaliśmy wiadomość, że zrzuty trafiały do rąk niemieckich.

Ponieważ Churchill i Roosevelt w swoim liście do Stalina prosili o udzielenie pomocy powstańcom warszawskim właśnie poprzez zrzuty, naczelny dowódca odpowiedział, że skoro alianci nadal święcie wierzą w skuteczność tej formy pomocy i nalegają, żeby dowództwo radzieckie współdziałało w tej dziedzinie z Anglikami i Amerykanami - rząd radziecki może się na to zgodzić. Konieczne jest tylko, aby zrzuty mogły być wykonywane według z góry ustalonego planu.

Jeśli chodzi o podejmowane próby obarczenia rządu radzieckiego w pewnym stopniu odpowiedzialnością za losy powstania warszawskiego oraz za ofiary w ludziach ginących w powstaniu - kontynuował swoją wypowiedź Stalin - to nie można ich rozpatrywać inaczej, jak tylko jako chęć przerzucenia odpowiedzialności z głowy chorej na zdrową. To samo można by powiedzieć o radzieckiej pomocy dla Warszawy, której nieefektywność jest rzekomo sprzeczna z duchem sojuszniczej współpracy. Nie może być wątpliwości, że gdyby rząd brytyjski postarał się o poinformowanie dowództwa radzieckiego o planowanym powstaniu we właściwym czasie, to sprawy warszawskie nabrałyby zupełnie innego obrotu.

J. Stalin powiedział także, że obiektywne zestawienie faktów na temat tego, co się dzieje w Warszawie, daje dostatecznie uzasadnione podstawy opinii publicznej, żeby bezapelacyjnie potępić autorów tak nieodpowiedzialnej decyzji, jaką było wywołanie powstania warszawskiego, i zrozumieć stanowisko rządu radzieckiego w tej dziedzinie. Należy tylko zatroszczyć się o to, by opinia publiczna poznała prawdę o wydarzeniach w Warszawie".





#143



Do tych wywodów Stalina można się odnosić tak, lub inaczej, aprobować je bądź dezaprobować, nie zmieni to jednak faktu, że w sierpniu 1944 r. w jego ręku znajdowała się decyzja w kwestiach polityki Związku Radzieckiego, polityki wobec świata i Europy, polityki wobec Polski.

Sprawa stosunku Stalina do Powstania jest sprawą pochodną zagadnień wielkiej polityki. Nie ma żadnego powodu, by problematykę tę omijać z daleka, traktować jako swoiste tabu. Trzeba natomiast przykładać do faktów miarę rzeczywistego kontekstu społeczno-politycznego. Żadna interpretacja faktów nie da poprawnych metodologicznie i prawdziwych rezultatów, jeśli będzie negować prawo Związku Radzieckiego do kierowania się własnym interesem politycznym, którego element uznawany powszechnie stanowiło i stanowi prawo do sąsiadowania z przyjazną Polską.

Naiwnością i głupotą polityczną (zwłaszcza w kontekście doświadczanej w praktyce twardości i konsekwencji Stalina w realizowaniu linii politycznej i organizowaniu systemu władzy) było oczekiwanie, że Stalin zechce działać (bez zachęcających przesłanek natury militarnej) na rzecz sił usiłujących montować na zachodniej granicy ZSRR - nieprzyjazną Polskę.

Autorzy powstańczej decyzji utożsamiali interes Polski, polską rację stanu, ze swoimi klasowymi interesami, obracając się całkowicie poza granicami realizmu. Realizm nie oznaczał i nadal nie oznacza, nie powinien oznaczać, oportunizmu, korzenia się przed silniejszym. Oznacza natomiast zaprzeczenie awanturnictwa. Awanturnictwo polityczne autorów rozkazu Powstania źle służyło nawet ich grupowoklasowym dążeniom.

Lansowana jest teza (sformułował ją w czasie





#144



pierwszej wizyty w Polsce Jan Paweł II i, niestety, powtarza ją co kilka dni w roku czterdziestolecia Powstania) o walce Warszawy, nierównej walce "w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi". Jest to teza efektowna, miła sercom wielu, ale nieprawdziwa o tyle, że sprzymierzone potęgi zachodnie nie zobowiązywały się do wspierania każdego poczynania polskiego sojusznika, a nawet wprost i brutalnie odżegnywały się od myśli o pomocy z ich strony, natomiast Związek Radziecki nie był traktowany przez sprawujących władzę w Polsce jako sojusznik i sprzymierzeniec. Wprost przeciwnie, odnoszono się do niego z nieukrywaną wrogością.

Generał "Bór", który po Powstaniu będzie twierdził, że "zła wola Rosjan przesądziła o wyniku bohaterskich zmagań stolicy", przed Powstaniem zamierzał w sposób zgoła osobliwy zabiegać o wyzwolenie "dobrej woli" radzieckiego dowództwa. W depeszy do Londynu, wysłanej na dziesięć dni przed Powstaniem (22 lipca) zapowiadał: "podjęcie szerokiej próby wyrwania z rąk Sowietów mas żołnierzy Armii Berlinga i AL".

8. Popowstaniowe interpretacje znaczenia politycznego sensu, rezultatów Powstania miały niejednokrotnie dramatyczny charakter.

Oto gen. Lucjan Żeligowski, bojownik o niepodległość Polski, jeden z wybitnych dowódców sił zbrojnych II Rzeczypospolitej, wsławiony akcją na Wilno w roku 1920 i zajęciem Wileńszczyzny, były minister spraw wojskowych, były inspektor armii zgłasza w 1945 r. rezygnację z funkcji przewodniczącego kapituły Orderu Virtuti Militari na znak protestu przeciw wnioskowi o nadanie tego zaszczytnego odznaczenia "Borowi" - Komorowskiemu. Uzasadniając





#145



swój wniosek o dymisję wykazuje błędy i zaniedbania, popełnione przez "Bora", obarcza go odpowiedzialnością za tragiczny przebieg i katastrofę Powstania Warszawskiego. Podjęcie walki w Warszawie bez skoordynowania jej z Armią Radziecką dyskwalifikuje "Bora" jako dowódcę tej rangi, nie tylko przekreśla zdaniem Żeligowskiego możliwość odznaczenia, ale uzasadnia wprost pociągnięcie go do odpowiedzialności.

W tymże roku 1945, w pierwszą rocznicę Powstania doszło do zasadniczej konfrontacji stanowisk, na łamach "Tygodnika Powszechnego".

W. Kętrzyński w artykułach Warszawa 1944 (TP nr 21/45) i Historyczne perspektywy (TP nr 28/45) formułował tezy, że: "Powstanie stolicy było w roku 1944 nieodwracalną koniecznością, jeśli miało stać się faktem - to tylko wówczas, gdy wybuchło", gdyby nie wybuchło, nie można byłoby wówczas i tak Warszawy i jej ludności uratować przed zniszczeniem, "społeczeństwo warszawskie postawiło sobie wówczas własne cele o wiele wyższe od wszelkich bieżących celów politycznych", "bohaterstwo Warszawy zaś było aktem świadomym i wysublimowanym od wszelkich niskich rozgrywek politycznych, które się na marginesie toczyć mogły" i wyrażając w konkluzji pogląd, że "tragedia Powstania Warszawskiego była znacznie bardziej wynikiem starcia się dwóch psychik, reprezentujących dwa historyczne obozy, niż dwóch odrębnych koncepcji politycznych. Sens tragedii warszawskiej kryje się w sensie historii ostatnich dwóch wieków".

S. Kisielewski w artykule Porachunki narodowe (TP nr 24/45) polemizował z tymi twierdzeniami, wysuwał postulaty "poddania pewnej rewizji sprawy wyłącznego i jednostronnego kultu bohaterstwa, jaki propaguje młodzież polska wzrosła w okresie





#146



okupacji… Pamiętajmy, że jeśli jako najwyższy, ponad wszystko cel postawimy istnienie narodu, to obok poświęcenia, zapału i wiary warunkami sine qua non dla tego celu muszą w dzisiejszych czasach być trzeźwość, realizm, powściągliwość, cierpliwość, wytrwałość w pracy, a także i przede wszystkim elastyczność i dyscyplina intelektu, która pozwoli nam stosować nie wyłącznie uczuciową reakcję odruchów, lecz prowadzić prawdziwą, mądrą i świadomą politykę polską".

W licznych opracowaniach, dotyczących Powstania dochodziło do bezlitosnych konkluzji sumujących.

Taką konkluzję sformułował Paweł Jasienica, który w dyskusji o sensie Powstania Warszawskiego napisał, że było ono "militarnie skierowane przeciw Niemcom, politycznie przeciw ZSRR, faktycznie przeciw Polsce".

Czy i w jakiej mierze tego typu konkluzje stały się własnością ogółu Polaków? Czy mają siłę, by przeciwstawić się próbom kontynuacji zbrodni bezmyślności, tkwiącej w zdaniu "Bora" - "Zła wola Rosjan przesądziła o wyniku bohaterskich zmagań stolicy". Czy jest sposób na takie dictum?

Nie jest oto jedyne pytanie wymagające odpowiedzi.





#147



VI. Pytania i odpowiedzi



1. Pytania, dotyczące podstawowych problemów Powstania Warszawskiego, padają nadal i ciągle, choć, zda się, nie powinno już być - po upływie lat czterdziestu - spraw budzących wątpliwości.

W istocie wątpliwości tych jest coraz mniej, dawno już zaczęły dochodzić do głosu zasadnicze oceny oraz konkluzje programowe. W roku 1948 na łamach .Tygodnika Powszechnego" (nr 31 z 1 VIII 1948) stwierdzono: "Dziś wiemy: nie wolno dać się unieść patosowi historii. Nie wolno bytu narodu stawiać na jedną kartę. Nie wolno porywać się do walki zbrojnej za wszelką cenę, nie wolno nie liczyć się z ceną".

To racjonalne stanowisko, jedynie słuszne i jedynie godne uznania, bywa nader często, zbyt często, dezawuowane. Głos rozsądku, głos uczciwego myślenia, bywa zagłuszany przez głosy nacechowane emocją, tromtadrackie. Tym bardziej krzykliwe, im bardziej odległe od dających się weryfikować przesłanek i argumentów. A wtedy na miejsce pytań, o to czy Powstanie było potrzebne, dopuszczalne, nieuniknione, wysuwany jest problem "złej woli Rosjan" i rodzi się szansa uśpienia rozumu - by mogły hulać upiory.

Taki okres pobudzania emocji i resentymentów, by służyły planom politycznej reorientacji Polski, stanowiły lata 80-81. jeżeli tak, jeżeli u progu





#148



czterdziestej rocznicy wybuchu Powstania można było docierać zwłaszcza do ludzi młodych z jawnie bałamutnymi twierdzeniami, to konieczne jest nadal podejmowanie tematów Powstania, by neutralizować niebezpieczeństwo zawładnięcia umysłami.

Na pytanie, czy Powstanie było potrzebne? dopuszczalne? nieuniknione? padają bardzo różne odpowiedzi.

Epigoni "strategii powstańczej", "nieprzejednani" posługują się w tym celu kwiecistymi zwrotami, mile brzmiącymi dla ucha, łechcącymi narodowe ambicje i przekonanie o wyjątkowości Polaków wśród narodów świata. Jest więc mowa i o "spełnionym do końca obowiązku", i o "podtrzymaniu narodowej dumy i godności", i o "heroicznej ufności w zwycięstwo sprawiedliwości dziejowej", i o "porywie duchowego zespolenia wszystkich sił narodowych", i o "testamencie pisanym krwią"… z intencją oczywistą: wciągania na maszt sztandaru świętości narodowej, onieśmielającej, paraliżującej tych, którzy zechcieliby wołać o rzeczowe uzasadnienie.

Brak jest w tych odpowiedziach konstatacji trzeźwej i ostatecznie przesądzającej: "…dziś wiemy, że gdyby Powstania nie było, losy narodu polskiego byłyby zapewne nie zmienione".

To twierdzenie, zaczerpnięte z łamów "Tygodnika Powszechnego" z roku 1948 antycypuje wnioski, do których w gruntownym studium, poświęconym Powstaniu dojdzie w roku 1959 gen. J. Kirchmayer. Napisze on: "Powstanie było klęską wojskową. Nie tylko dlatego, że siły powstańcze zostały zniszczone - legły lub poszły w niewolę. Było klęską także dlatego, że poniesione straty nie stały w żadnym stosunku do osiągniętych wyników. (…) operacyjnie powstanie nie miało prawie żadnego znaczenia i trzeba to sobie wyraźnie i otwarcie powiedzieć (…) Popowstanie





#149



nie przyśpieszyło ani o jedną godzinę wyzwolenia Warszawy. Dopiero w tym świetle rysuje się ogrom poniesionej klęski - nieuzasadnionej . i niepotrzebnej" **01

Teza, że Powstanie było niepotrzebne, że nie przyspieszyło ani o jedną godzinę wyzwolenia Warszawy, że i bez niego losy narodu byłyby nie zmienione - bywa kwestionowana z powołaniem się na obronę Warszawy we wrześniu 1939 r., którą "uważa się powszechnie za czyn nieodzowny i pozytywny" **02, mimo że nie mogła przynieść w określonych warunkach politycznych i wojskowych odmiany losu wojny obronnej 1939 r.

Analogie są tu pozorne. Zbrojne przeciwstawienie się hitlerowskiej agresji było właśnie taką sytuacją, gdy walka zbrojna powinna była być podjęta za wszelką cenę, gdy nie tylko wolno było, ale trzeba było nie liczyć się z ceną. Obrona Warszawy zapoczątkowana została w dniu 8 września 1939, kiedy wojna obronna była w pełnym toku. Upadek Warszawy wywarłby ogromny wpływ na dalszy przebieg wojny. A ta wojna toczyła się o egzystencję niepodległego państwa polskiego.

Dzięki wojnie 1939, wysiłkowi zbrojnemu Polaków na wszystkich frontach drugiej wojny światowej nie było w roku 1944 problemu niepodległości Polski. Niepodległa egzystencja suwerennego państwa polskiego nie nastręczała żadnych wątpliwości. I tak jest do dzisiaj. Tylko brakowi elementarnej uczciwości i politycznemu zacietrzewieniu przypisać można wypowiedzi (bo chyba nie przekonania - trudno bowiem przypuszczać, by takie były naprawdę ich



**01 J. Kirchmayer, op. cit.

**02 W. Bartoszewski: "Tygodnik Powszechny", sierpień 1979.





#150



poglądy) wielu ludzi kwestionujące fakt niepodległości Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

Aby Polska była niepodległa, a Warszawa - wyzwolona, Powstanie Warszawskie nie było potrzebne.

Czy było dopuszczalne?

Do dnia 21 lipca 1944 r. oficjalna doktryna, na gruncie której stało Dowództwo AK, uważała je za niedopuszczalne.

Według J. M. Ciechanowskiego "…w czerwcu i na początku lipca 1944 zarówno Rząd Polski w Londynie jak i Delegat Rządu w kraju poważnie rozważali sprawę nakłonienia Niemców, za pomocą kół watykańskich i szwajcarskich do uznania Warszawy za miasto otwarte i w ten sposób do wyłączenia jej zupełnie ze strefy działań wojennych" **02.

Czy Powstanie było nieuniknione?

W niemałej mierze - tak.

Nie dlatego jednak, że - jak chcą niektórzy "…Warszawa miała tę dumę, a nie można jej nazwać inaczej jak szlachetną, że chciała sama własnymi tylko siłami zrzucić z siebie obce jarzmo". Takie rozumowanie i takie tęsknoty byłyby megalomańskie, stojąc w rażącej sprzeczności z faktyczną sytuacją: "własnymi tylko siłami" można było atakować tego wroga, którego stos pacierzowy został przetrącony przez Armię Czerwoną, który był bezlitośnie gromiony na szlakach odwrotu prowadzących już do Berlina, i któremu do gardła dobrały się wojska inwazyjne, nareszcie otwierając drugi front… Nasza warszawska duma była niestety uzbrojona w "filipinkę"

Trudno, natomiast odmówić racji tym, którzy twierdzą **02, że gdyby nie rozkaz do Powstania to



**01 J. M. Ciechanowski, op. cit., s. 252.

**02 W. Bartoszewski, op. cit.





#151



walki w mieście i tak by wybuchły na zasadzie samozapłonu, że gdyby nie Powstanie, to w następnych dniach (po zbojkotowanym przez warszawiaków wezwaniu do robót fortyfikacyjnych) nastąpiłyby represje w postaci całkowitej ewakuacji tak wrogo stawionej ludności miasta i obrócenia opustoszonej ten sposób Warszawy w bazę przyfrontową czy twierdzę", tudzież, że "nie do pomyślenia było zachowanie przez to milionowe niemal skupisko polskie bierności na linii frontu przez szereg miesięcy, które jak się okazało, dzieliły jeszcze od czasu wyparcia Niemców znad Wisły".



2. Rodzi się pytanie, czy w danych warunkach Powstanie mogło mieć inny przebieg?

W "danych warunkach" to znaczy jako samoielna operacja wyzwolenia Warszawy - bez uprzednio uzgodnionej, zagwarantowanej, efektywnej pomocy z zewnątrz - Powstanie mogło być prowadzone sprawniej, przy pełniejszym wykorzystaniu posiadanego uzbrojenia, ale możliwości zasadniczo odmiennego rozegrania bitwy powstańczej praktycznie nie było.

Krytyczna ocena stylu dowodzenia, jakości przygotowań operacyjnych, koncepcji faktycznych, organizacji, dyscypliny jest z całą pewnością zasadna, eliminacja ewidentnych błędów mimo wszystko nie otwierałaby perspektywy większych sukcesów. 63 dni powstańczej walki to efekt, po wielekroć przekraczający oczekiwania i dowództwa Powstania, przyjaciół i wrogów. Dowód żołnierskiego hartu, dzielności, heroizmu.

W tym kontekście jak rażący dysonans brzmią teksty depesz przesyłanych przez Dowództwo AK i naczelnego Wodza i Rządu w Londynie, sposób





#152



rozumowania, demonstrowany w toku narad sztabo wych.

Depesza Dowódcy Armii Krajowej nr 1406 z dnia 21 lipca 1944 nie jest zredagowana językiem sztabowców, przygotowujących operację na wielką skalę, razi amatorszczyzną. Niefrasobliwie brzmią zwroty "o chwilowym zmęczeniu sił sowieckich" i o szybszym ruchu "gdy tylko zmęczenie to ustanie". Oczekiwanie, że ofensywa radziecka "przejdzie Wisłę w dalszym ruchu na zachód", w sytuacji braku jakichkolwiek kontaktów z radzieckimi ośrodkami dowodzenia i w sytuacji, gdy rozpoznanie taktyczne w bezpośrednim zasięgu na przedpolach Warszawy pozostawiało wiele do życzenia - zakwalifikować trzeba niemal jako stwarzanie alibi dla przyszłych swoich poczynań.

Indagowanie "kuriera z Londynu" Nowaka w sprawie naszego, polskiego tytułu do dysponowania polskimi dywizjonami lotniczymi w służbie RAF, i polską brygadą spadochronową - na rzecz Powstania - było nieprawdopodobnie naiwne.

Byłoby naiwne w ustach cywila, musi być szokujące, gdy pada z ust żołnierza, wysokiej rangi dowódcy.

Żołnierze, zajmujący się polityką doprowadzili do sytuacji, że mylnie lub w sposób niepełny rozumiano i oceniano sytuację międzynarodową, nastawienie polityczne, realne możliwości działania nie tylko aliantów zachodnich, Związku Radzieckiego, ale także strony niemieckiej.

Dla sztabowców, działających na szczeblu Konendy Głównej AK powinno być jasne, że koordynacja działań z gospodarzem polskiego teatru wojny, dowództwem Armii Czerwonej powinna być uzgodniona z dostatecznym wyprzedzeniem w czasie.





#153



Wedle relacji płk. Mitkiewicza, przedstawiciela polskiego przy głównym sztabie aliantów w Waszyngtonie (Combined Chief of Staff), Stalin zapytywany przez naszych sojuszników, jak ustosunkuje się do walk powstańczych AK, dał jesienią 1943 r. taką odpowiedź: O ile te siły zbrojne nie podporządkują się uprzednio dowództwu radzieckiemu, to nie będzie ich tolerował… Była to odpowiedź jednoznaczna. Z punktu czysto wojskowego prawidłowa.

W tym kontekście warto przypomnieć polityczno-dyplomatyczne zmagania de Gaulle’a z jego anglosaskimi sprzymierzeńcami w dniach poprzedzających inwazję na kontynent europejski.

Waszyngton nie uznawał Komitetu Wyzwolenia Narodowego stworzonego przez de Gaulle’a w Algierze, ani Tymczasowego Rządu Republiki Francuskiej, jaki powstał tam w maju 1944 r. "Roosevelt z uporem odmawiał nam prawa do tego, byśmy w okresie wyzwalania kraju mieli stanowić rząd Francji. Anglia, aczkolwiek pozwalała swoim dyplomatom mówić, że to stanowisko jest przesadne, w istocie rzeczy przystosowywała się do tego" - pisał de Gaulle w pamiętnikach.

Prezydent USA chciał koniecznie zastąpić generała kimś, kto byłby legalnym spadkobiercą Republiki Francuskiej, zarówno tej sprzed, jak i po 1940 r. Stwarzało to poważny problem. Zbliżało się lądowanie we Francji. Czy administrację krajem ma objąć aliancki zarząd wojskowy (już tworzony), czy administracja francuska, i czy będzie nią Tymczasowy Rząd de Gaulle’a? Równocześnie z wielką wojną przeciw nieprzyjacielowi toczyła się batalia dyplomatyczna o kształt Francji, o którym chciał zadecydować Roosevelt.

6 czerwca 1944 r. sprawa nie była rozstrzygnięta.





#154



Tuż przed lądowaniem ściągnięto generała do Londynu. Scysja wybuchła między de Gaulle’em a Anglikami i Amerykanami zaraz po przyjeździe do Londynu, w związku z przemówieniem radiowym Eisenhowera przy rozpoczęciu inwazji na kontynent. W przemówieniu tym znalazł się bowiem passus: "Francuzi sami obiorą swe przedstawicielstwo narodowe i swój rząd". Generał miał to firmować.

De Gaulle ocenił to jako mieszanie się do spraw francuskich. Zapisał w swych wspomnieniach, że "nie ma w tym dokumencie ani jednego słowa o władzy francuskiej, która od lat mobilizuje i kieruje wysiłkiem wojennym naszego narodu". A ponieważ odmówiono wprowadzenia poprawek, generał odmówił wygłoszenia przemówienia równocześnie z szefami innych rządów, po przemówieniu Eisenhowera, gdyż implikowałoby to uznanie amerykańskiego punktu widzenia Swoje przemówienie wygłosił osobno o innej porze.

Oczywiście pomyślne rozegranie bitwy o Warszawę, z wyzbyciem się mrzonek o uczynieniu tego własnymi tylko siłami, było możliwe w jednym tylko wariancie. Mianowicie "gdyby Armia Radziecka nie zatrzymała się nad Wisłą, lecz kontynuowała działania zaczepne w wielkim stylu w kierunku Odry". By tak się stało trzeba było dojść do porozumienia politycznego najpóźniej w ciągu kilku tygodni po Teheranie, i dokonać uzgodnień operacyjnych najpóźniej w połowie czerwca 1944 przed rozpoczęciem (23 VI) strategicznej operacji białoruskiej "Bagration"…

W kręgach kierowniczych armii podziemnej byli ludzie, którzy pojmowali te wszystkie uwarunkowania

Według relacji płk. Bokszczanina i gen. "Bora"





#155



wykorzystanych przez J. M. Ciechanowskiego w jego książce Powstanie Warszawskie **01 już jesienią 1943 roku gen. Stanisław Tatar, "Tabor", ówczesny zastępca Szefa Sztabu AK do spraw operacyjnych, opracował obszerny referat, w którym udowadniał i uzasadniał, że jedynym zwycięzcą w tej wojnie będzie Rosja, która zawładnie całą Europą wschodnią i środkową, że okupacja Polski jest nieunikniona, że nie mogąc walczyć z dwoma przeciwnikami (Niemcami i Rosją - JMC), z jednym z nich musimy się ułożyć, a więc ze zwycięską Rosją, a nie pobitymi Niemcami. Wobec tego powinniśmy unikać zadrażnień z Sowietami i dążyć do nawiązania z nimi kontaktów dla ułożenia możliwie przyjaznych stosunków, które by złagodziły okupację chociażby za cenę wielkich ustępstw. Była to koncepcja wyrozumowana i nie wynikała z sympatii prosowieckich, których Tatar nie miał… Relacja ta znajduje pełne poparcie w wypowiedzi gen.

"Bora"-Komorowskiego: "Tabor" chciał szukać pełnego porozumienia z Rosją, nawet poza Rządem, i godził się na oddanie ziem wschodnich. Gen. "Bór"Komorowski podkreślał jednak, że "Tabor" żadnych kontaktów z komunistami nie miał.

Ciechanowski kończy rozważania na temat postawy Tatara następującym wywodem: "W rezultacie, próba przekonania Dowództwa AK na krótko przed wybuchem powstania o konieczności zarzucenia doktryny dwóch wrogów i wypracowania bardziej realistycznego stanowiska wobec Rosji, spaliła na panewce" **02.



**01 J. M. Ciechanowski, op. cit., s. 335.

**02 Tamże, s. 337. Jakie nastroje panowały w AK po klęsce Powstania świadczą depesze skierowane z kraju do ministra obrony narodowej w Londynie. Ppłk "Kazimierz" (17X44): "Meldują, że członkowie ścisłego sztabu gen. "Bora", jako istotni sprawcy przedwczesnego powstania stracili zaufanie w armii i społeczeństwie… Płk Skorobohaty Jakubowski: "…Termin wybuchu powstania nie był oparty na realnych elementach do powzięcia decyzji. Został on narzucony "Borowi" i "Doktorowi" przez kilku oficerów sztabu Komendy Głównej. Przebieg powstania i jego finał wywołał w wojsku i społeczeństwie nastrój wrogi". Pełne teksty depesz Polskie Siły Zbrojne w II wojnie światowej, Ł III, s. 903.





#156



3. Bardziej realistyczne stanowisko wobec Rosji, to nic innego jak realistyczne spojrzenie na sprawę Polski. Czy rzeczywiście konieczność takieg spojrzenia była udziałem jedynie pułkownika w Dowództwie AK? Czy nikt inny takiej konieczności nie dostrzegał? Jakie wnioski wyciągano z zachodzących przemian?

Ciechanowski podkreśla bardzo mocno dalekowzroczne stanowisko gen. W. Sikorskiego. Ostrzegał on już w marcu roku 1942, że "o ile Sowiety odrzucą Niemców z Rosji i przejdą do ofensywy".

(…) Wówczas (…) odbudowa państwa i wojska będzie możliwa tylko przy rosyjskiej pomocy i z dobrej woli oraz "nacisku ze strony Aliantów" (…) Pokrótce Sikorski zalecał władzom krajowym prowadzenie ugodowej polityki wobec Sowietów na wypadek ich zwycięstwa na zachodnim froncie. W drugiej połowie 1944 roku, kiedy zwycięska Armia Czerwona parła na Warszawę, jedynie tego rodzaju polityka mogła zapobiec zbliżającej się katastrofie" **01

Przestrogi Sikorskiego poszły w niepamięć.



**01 J. M. Ciechanowski. Powstanie…, s. 337. Gen. Sikorski miał zdecydowanie realistyczną ocenę ZSR R.W dokumencie ściśle tajnym z dnia 8 I42 oceniającym położenie na froncie wschodnim stwierdzał: "Ustrój sowiecki wytrzymał próbę wojenną, a byłby wytrzymał nawet upadek Moskwy". L. Mitkiewicz, Z gen. Sikorskim na obczyźnie (Fragmenty wspomnień), Instytut Literacki, Paryż 1968, s. 376.





#157



Rok 1943 przyniósł zmiany, które powinny były skłonić do myślenia i działania.

Jak stwierdza się w wydawnictwie PSZ (s. 550): "Na terenie międzynarodowym znaczenie Rosji rosło w miarę jej sukcesów militarnych". Równolegle "w początkach 1944 r. po konferencji w Teheranie, ujawniło się z całą wyrazistością pogorszenie położenia politycznego Polski na terenie międzynarodowym" (s. 565)

Z niemałą irytacją odnotowywane są na kartach tego reprezentatywnego wydawnictwa fakty, mające świadczyć iż "postawa rosyjska w stosunku do Polski przybierała z każdym dniem na agresywności".

Oto wymienione na str. 550 PSZ przejawy owej "agresywności":

- po ewakuacji armii Andersa na Środkowy Wschód "rząd sowiecki rozpoczął tworzenie własnych jednostek polskich",

- powołano do życia Związek Patriotów Polskich "…który miał wyłonić władze państwowe w przyszłej Polsce",

- na ziemiach wschodnich RP sowieckie oddziały partyzanckie, liczące dziesiątki tysięcy ludzi, przygotowywały grunt dla zbliżającej się Armii Czerwonej,

- na zachód od Bugu zaczęła się krecia robota PPR,

- radio moskiewskie nie ustawało w usiłowaniach by wsączyć w społeczeństwo polskie zwątpienie w dotychczasową niezawisłą linię postępowania i wpoić w nie wiarę w doskonałość ustroju i potęgę ZSRR.

Zasadnicze deklaracje polityczne dotyczące perspektywy stosunków wzajemnych i warunków ich kształtowania opublikowane przez rząd sowiecki 11 I 44 i 17 I 44, przez rząd polski 14 I 44 nie rokowały nadziei porozumienia. W początkach lutego





#158



rząd brytyjski zaczął wywierać wyraźny nacisk na rząd polski, skłaniając go do przyjęcia przedłożeń radzieckich.

Rząd intensywnie obradował nad tekstem oświadczenia, z jakim mieliby występować terenowi przedstawiciele władzy administracyjnej i miejscowi dowódcy AK wobec dowództw wkraczających oddziałów radzieckich"…

Jako płaszczyzna współdziałania i współpracy było to zdecydowanie niewystarczające…

Dostrzegali to także wojskowi, zdając sobie sprawę ze słabości programu, z jakim stawali w obliczu wydarzeń. Powrót do II Rzeczypospolitej (ani demokratycznej, ani społecznie sprawiedliwej, ani otwartej na przemiany społeczne) nie mógł być dostatecznie atrakcyjny dla mas narodu. Zrozumienie tej sytuacji przypisać należy wysłanie przez "Bora’ do Londynu w dniu 22 lipca depeszy, w której usiłował uświadomić władzom konieczność "zmobilizowania wszystkich sił polskich do tej kampanii politycznej, którą musimy stoczyć z Rosją i wygrać".

Zdaniem "Bora", wykonanie tej decyzji wymaga

,,a) Odebrania Sowietom inicjatywy reform społecznych w Polsce: dokonania natychmiast takich pociągnięć prawnych, które by natchnęły szerokie masy ludowe wsi i miast pełnym zaufaniem do polskiego czynnika kierowniczego. Zaangażowanie się w tym kierunku polskiego czynnika kierowniczego musi być tak duże, aby masy stanęły po ich stronie także w otwartej walce z Sowietami. Ponieważ to zdobycie zaufania wymaga czasu, a Sowiety już wkraczają, przeto odpowiednie akty muszą być dokonane natychmiast.

b) Podjęcia szerokiej próby wyrwania z rąk Sowietów mas Armii Berlinga i A. L. Wymaga to uświadomienia szerokich kół polskich… że żołnierze





#159



Berlinga nastrojeni są antysowiecko a tylko przywódcy zaprzedali ich Sowietom względnie głód zapędził do szeregów. (…)

c) Szybkiego zakończenia sprawy warcholskich wystąpień ONR w duchu ostrego, jawnego potępienia ich i pociągnięcia do odpowiedzialności.

d) Energicznego przygotowania do stłumienia w zarodku sowieckich prób podburzenia części społeczeństwa przeciw czynnikowi rządowemu."

W związku z tym "Bór" uważał za konieczne:

"1. Szybkie aprobowanie przez czynniki miarodajne powyższego planu działania.

2. Wydanie zaraz podpisanej przez Pełnomocnika Rządu, Przewodniczącego RJN i D-cę AK odezwy do narodu, zawierającej określenie położenia, w którym znajduje się Naród Polski i dającej mu zasadnicze wskazówki postępowania i zapowiedź podejmowania już dzisiaj przebudowy Państwa z wyliczeniem zmian, które mają być zadekretowane w najbliższym czasie.

3. Potwierdzenie tego jak najszybciej odpowiednim manifestem.

4. Wydanie przez władze krajowe natychmiast dekretów:

a) o przebudowie ustroju Polski obejmującego przejęcie bez odszkodowania na rzecz reformy rolnej wielkiej własności ziemskiej;

b) o uspołecznieniu głównych gałęzi produkcji przemysłowej i ustanowieniu rad załogowych;

c) o upowszechnieniu oświaty i opieki społecznej;

d) o zasadach nowych ordynacji wyborczych do ciał ustawodawczych i samorządowych.

5. Uruchomienie natychmiast szerokiej propagandy, wynikającej z powzięcia powyższych decyzji."

Wymowa owych ponagleń "zaraz" "natychmiast" jak najszybciej" jest oczywista - dyskwalifikuje





#160



ośrodki kierownicze podziemia II Rzeczypospolitej jako rzeczywistych nosicieli troski o dobro i wielkość narodu. Dopiero w obliczu zagrożenia ideologicznego przypominają sobie o zadaniach, jakie jedynie mogą być legitymacją sprawowania władzy poprzez służenie narodowi.

Jakże złowrogo brzmią w przeddzień Powstania, które ma dyskontować postępy ofensywy Armii Czerwonej, zdania, zapowiadające podjęcie dywersji w szeregach Wojska Polskiego, które określa się mianem Armii Berlinga… ****1. Czy to miał być zabieg, zmierzający do zapewnienia dobrej woli Rosjan w kwestii pomocy dla Powstania Warszawskiego?



4. Pytanie, które narzucił rozwój sytuacji jest pytaniem o proporcje chęci i możliwości. Czy mając materialną, organizacyjną, operacyjną możliwość prowadzenia ofensywy Armia Radziecka rozmyślnie wstrzymała swe działania nie chcąc przyjść z pomocą Powstaniu, dezaprobowanemu przez Związek Radziecki ze względów ideologicznych i politycznych? Czy też, mimo chęci nie była w stanie efektywnie kontynuować działań ofensywnych w rejonie Warszawy? Tych działań, których przejawy stały się rzeczywistym zapłonem powstańczego wybuchu?

W wydanej w Londynie w roku 1971, cytowanej już wielokrotnie pracy na temat Powstania Warszawskiego, J. M. Ciechanowski pisał:



**1 Zasadnicze wątpliwości z punktu widzenia polskiej racji stanu nastręcza piszącemu te słowa operacja "Wachlarz". Specjalna grupa dywersyjna "Wachlarz" miała realizować koncepcję osłony bazy powstańczej od wschodu, działając także na terenach na wschód od granic RP aż po Dniepr i Dźwinę. Przy całym szacunku dla bohaterstwa żołnierzy "Wachlarza" trudno nie pytać o polityczny sens tej operacji. Czyżby nowa odmiana wyprawy kijowskiej?





#161



Bez dostępu do sowieckich archiwów trudno jest dzisiaj ustalić, jakie względy wojskowe, czy polityczne, lub też jedne i drugie, skłoniły Rosjan do niezajęcia Warszawy w sierpniu i wrześniu 1944 roku. Z drugiej strony, istnieją pewne dowody, które wiadczą, że Rosjanie nie zajęli Warszawy w pierwszych dniach sierpnia głównie ze względów natury wojskowej. Wynika to z analizy niektórych polskich, osyjskich i niemieckich źródeł. Już w październiku 944 roku sztab nowego D-cy A.K. gen. Leopolda Okulickiego ("Niedźwiadka") oceniał, że:

"Przyczyna klęski bitwy o Warszawę leży… w ogólnym załamaniu się ofensywy sowieckiej nad Wisłą na skutek, rzuconych tu na przełomie lipca sierpnia nowych dywizji niemieckich, głównie Rumunii. Wojska niemieckie wsparte tymi posiłkami unieruchomiły przyczółek sowiecki w rejonie Warki, zatrzymały próbę sowieckiego przedarcia się a północ pod Wołominem, w dniach 4 i 5 sierpnia zadały decydujący cios idącym na Warszawę wojskom sowieckim (przedmoście warszawskie zostało zasilone przez Niemców 4-ma świeżymi dywizjami, które zdecydowały o zwycięstwie pod Wołominem). Tak więc losy bitwy o Warszawę zostały przesądzone w bitwie sowiecko-niemieckiej 4 i 5 sierpnia. (…)

Nie jest słusznym przypuszczenie, że wojska sowieckie nie zajęły Warszawy dlatego, że pragnęły iszczenia polskiego centrum niepodległościowego. Prawdą natomiast jest, iż w dniach 4 i 5 sierpnia $$iwiety przegrały własną bitwę o Warszawę" Należy też stwierdzić, że płk dypl. Janusz $$Bokszanin ("Sęk", Szef Sztabu gen. Okulickiego), nie miał żadnych złudzeń, iż niemieckie siły pancerne pierwszych dniach sierpnia pobiły i odrzuciły daleko





#162



od Pragi wojska radzieckie. Co ciekawsze, generałowie "Bór"-Komorowski, Pełczyński i Chruściel, byli podobnego zdania: przyznali bowiem po wojnie, że Rosjanie w pierwszych dniach Powstania ponieśli poważną klęskę na przedpolu Pragi.

Gen. "Bór’’-Komorowski w 1965 roku stwierdził:

"…W dniu 30 lipca, zgrupowanie pancerne Modla ruszyło do przeciwnatarcia. Główne ich uderzenie wyszło na wysunięty pod Radzyminem 3 korpus pancerny. Na przedpolu Warszawy rozgorzała zacięta bitwa pancerna. 31 lipca, Niemcy odcięli 3 korpus pancerny od pozostałych dwóch korpusów. Nad ranem w dniu 1 sierpnia, dowódca 2 armii pancernej gwardii nakazał podległymmu jednostkom pancer.nym wstrzymać dalsze natarcie i przejście do obrony. Niemieckie jednostki pancerne wdarły się do Radzymina i 3 sierpnia zajęły Wołomin. Dnia 5 sierpnia bitwa pancerna dobiegła już końca. Obie strony poniosły ciężkie straty, których Niemcy nie mieli czym uzupełnić, podczas gdy Rosjanie posiadali potężne rezerwy. Niemniej Niemcy osiągnęli cel zamierzony, uderzenie Rosjan na stolicę zostało powstrzymane".

Gen. Pełczyński w 1951 roku powiedział: "Moskale mieli zająć Warszawę wstępnym bojem w pierwszych dniach sierpnia. To się nie stało. Mieli trudności w dziedzinie wojskowej. Odcinek Zacharowa odchylił się. Po tym Zacharow przyszedł spóźniony na front i zajmował Białystok. Wysunięte pod Warszawą skrzydło Rokossowskiego dostało ograniczone w głębokości uderzenie Modla znad dolnego Bugu, ale już około 20 sierpnia Rokossowski miał w tym rejonie wolną rękę (swobodę działania). Nie wiem, jakie mogły być względy wojskowe, że kresem sowieckiej ofensywy letniej była linia Wisły. Sądziliśmy.





#163



że będzie przejście Wisły, ale wypadki się tak nie rozwinęły. Nie udało im się zająć Warszawy w określonym przez nich terminie."

Z wypowiedzi tej jasno wynika, że w opinii Szefa Sztabu AK Rokossowski, po doznanym niepowodzeniu, dopiero pod koniec sierpnia mógł ponowić swe natarcie na Warszawę: tzn. w trzecim lub czwartym tygodniu powstania. Gen. Chruściel już w 1946 roku przyznał: "Można rozumieć rozwój wydarzeń w rejonie Radzymin-Tłuszcz w ciągu sierpnia…" Z tych dość oględnych słów dowódcy okręgu warszawskiego wynika, że był on gotów przyznać, iż w ciągu sierpnia Rosjanie nie mogli zająć Warszawy z powodów wojskowych. Stalin i Rokossowski przedstawili sytuację w podobny sposób.

Dziewiątego sierpnia Stalin powiedział Mikołajczykowi, iż spodziewał się, że Armia Czerwona zajmie Warszawę do 6 sierpnia. Przeszkodziło temu przybycie w rejonie Pragi pięciu niemieckich dywizji pancernych. W rezultacie Rosjanom nie udało się zdobyć Pragi i po przekroczeniu Wisły w rejonie Pilicy musieli dokonać manewru oskrzydlającego stolicę. Z początku operacja ta prowadzona na odcinku długości 25 km i szerokości 30 km przebiegała gładko. Ósmego sierpnia Niemcy w sile dwóch dywizji pancernych wspieranych piechotą zaczęli w tym rejonie gwałtownie przeciwnacierać.

Trzy inne niemieckie dywizje pancerne znajdowały się jeszcze w okolicy Pragi. Stalin sądził, że Armia Czerwona pokona i te trudności po przegrupowaniu swych sił i podciągnięciu artylerii. Wymagało to jednak czasu. Rokossowski oświadczył 26 sierpnia 1944 roku, że Rosjanie zajęliby Warszawę w pierwszych dniach sierpnia, o ile byłoby to możliwe. Wydaje się, że Rokossowskiemu rzeczywiście zależało na zajęciu Warszawy, gdyż już 8 sierpnia meldował Stalinowi,





#164



że od 25 sierpnia będzie mógł ponowić swoje natarcie na Warszawę **1.

Niemcy ze swej strony też twierdzą, że w piewszych dniach sierpnia udało im się zatrzymać natarcie radzieckie na Warszawę. Gen. Heinz Guderian, ówczesny szef sztabu generalnego niemieckich wojsk lądowych, stwierdził w 1951 roku:

"My Niemcy mieliśmy wrażenie, że nie zamiar Rosjan sabotowania polskiego powstania, lecz nasza obrona zatrzymała rosyjskie natarcie".

W każdym razie dowództwo 9 armii niemieckiej miało 8 sierpnia wrażenie, że próba Rosjan zdobycia Warszawy nagłym atakiem w pościgu, prowadzonym dotąd niemal bez przeszkód, mimo powstania warszawskiego, rozbiła się o jej obronę i że powstanie warszawskie - widziane



**1 W Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN (t. IX, s. 356) zawarta jest informacja, że "8 sierpnia w sztabie 1 Frontu Białoruskiego opracowano projekt natarcia na Warszawę z przyczółka magnuszewskiego (m. in. wyznaczono stalingradzką 8 armię gwardii oraz 1 armię WP). Plan operacji (przewidywanej na koniec sierpnia) przedstawiono Stalinowi, który jej nie akceptował ze względów strategicznych, wymagających wyrównania frontu przez podciągnięcie skrzydeł nad Bałtykiem i na Węgrzech oraz ze względów politycznych, czemu dał wyraz w swej odpowiedzi skierowanej 22 sierpnia do Churchilla i Roosevelta". Podejmując próbę odpowiedzi na pytanie dlaczego Stalin nie zezwolił Rokossowskiemu na wznowienie ofensywy w końcu sierpnia J. M. Ciechanowski pisał: "Możliwe, że Stalin pochłonięty ofensywą na Bałkanach, która rozpoczęła się 20 sierpnia, sądził że Armia Czerwona nie może prowadzić działań ofensywnych na dwóch frontach jednocześnie. Z drugiej strony jego motywy mogły być bardziej zawiłe i przebiegłe" (s. 305). Tenże J. Ciechanowski dochodzi do konkluzji że: "Bez względu na postawę Stalina wobec powstania warszawskiego, które oceniał jako wrogi akt wobec Rosji, tragedia stolicy w dużej mierze spowodowana była polityczną i wojskową nieudolnością i nieusprawiedliwionym optymizmem władz obozu londyńskiego, zarówno w kraju jak i za granicą" (s. 380).





#165



oczyma przeciwnika - rozpoczęło się przedwcześnie.

Zgodność tych polskich, rosyjskich i niemieckich relacji wskazuje, że załamanie się radzieckiego natarcia na Warszawę w pierwszych dniach sierpnia było spowodowane względami natury wojskowej.



5. Czy do tych faktów także odnosi się przytoczone wyżej twierdzenie "Bora" o "złej woli Rosjan", która nie pozwoliła osiągnąć zwycięstwa - trudno orzec.

Opinia "Bora" ma bowiem bardzo czytelne przeznaczenie.

Przerzucić odpowiedzialność za klęskę Powstania z inicjatorów, organizatorów, dowódców na tych, którzy nie zachowali się w sposób oczekiwany i pożądany przez tych inicjatorów.

Powstrzymać krytyczne refleksje, dotyczące przeszłości i sił politycznych, które tę przeszłość determinowały w myśl swojej politycznej doktryny, klasowego oblicza, stosunku do narodu - jego potrzeb, interesu, aspiracji.

Spróbować osiągnąć częściowo, te same jakościowo rezultaty dziś, jakie usiłowano osiągnąć poprzez Powstanie - pobudzić wrogość wobec tej koncepcji losów narodu, jaką wciela w życie socjalistyczna Polska Rzeczypospolita Ludowa.

To wszystko prawda, ale nie przynosi ona odpowiedzi na pytanie, nurtujące przecież do dnia dzisiejszego i z niemałą mocą - pytanie w kwestii złej czy dobrej woli.

Nie ma i chyba być nie może odpowiedzi obiektywnej, zadowalającej każdego. Domniemanie, że przynajmniej jedna egzystencja ludzka mogłaby być uratowana, gdyby bieg wydarzeń został ukształtowany





#166



inaczej, zabarwia wszelkie oceny po jednej stronie. Po drugiej stronie rodzić natomiast musi pytanie, dlaczego miałaby się rachować tylko powstańcza egzystencja, natomiast rachunku nieuniknionych strat wśród żołnierzy, idących na pomoc Powstaniu, miałoby się unikać?

Od czwartego dnia Powstania, gdy odgłosy salw artyleryjskich przestały być przez nas słyszane, zadawaliśmy sobie wzajemnie, naszym dowódcom, oficerom Kwatery Głównej pytania, na które nie było odpowiedzi.

Nie były to tylko pytania czy nie mogą? czy nie chcą? dobra czy zła wola? - a więc pytania pod cudzym adresem. Cudzym? Ano, tak, gdyż adresata traktowano w dowództwie AK jak wroga, a domagano się od niego, by reagował jak przyjaciel…

Nasze pytania, żołnierzy Powstania, dotyczyły adresu własnego przede wszystkim: co zrobiono w dowództwie Powstania, by wyzwolić po tamtej stronie frontu, w dowództwie radzieckim DOBRĄ WOLĘ, skłonność, gotowość do ofiar, chęć przyjścia z pomocą?

Pytaliśmy:

Czy przekonano radzieckie dowództwo frontu (Sztab Generalny? Stalina?), że Powstanie Warszawskie to nie lokalny incydent, że ma ono istotne znaczenie dla biegu wydarzeń na froncie, choć front ten liczy ponad 2 tysiące kilometrów? **1

Pytaliśmy:



**1 Już w roku 1946 mogliśmy przeczytać co o znaczeniu Powstania sądził gen. H. Guderian, od 21 lipca 44, szef sztabu niemieckich sił lądowych na froncie wschodnim. Powstanie?… "… na początku była to dla mnie sprawa małej wagi w porównaniu z załamaniem się całego frontu, z załamaniem, które obejmowało przestrzeń 2 tysięcy kilometrów". (…) powstanie warszawskie było tylko jednym z epizodów w ramach okropnego naszego położenia na froncie wschodnim. Zburzenie Warszawy wyd. GKBZH w Polsce "Avir" Katowice 1946. Z zeznań gen. H. Guderiana przed prokuratorem J. Sawickim.





#167



Czy godzina "W" została wyznaczona przez radzieckiego dowódcę frontu? Boć przecież trudno oczekiwać, by on dostosowywał się do potrzeb naszego Powstania - to my powinniśmy działać na jego korzyść, tylko bowiem w ten sposób działamy na swoją korzyść… Czy godzina "W" została wymuszona przez sytuację? A może była sprawą przypadku? zbiegu okoliczności?

Pytaliśmy:

Jakimi dodatkowymi (niepotrzebnymi?) stratami będzie musiała Armia Radziecka okupić operację wyzwolenia Warszawy podejmowaną ad hoc, poza przygotowanym z góry planem operacyjnym? Czy możemy uzyskać pomoc w tej sytuacji i w tej formie, jeśli przesłankę decyzji o pomocy stanowić będzie nie konkretny, ewidentny, atrakcyjny interes operacyjny a względy moralne? płonie miasto? giną ludzie?

Czy owe względy moralne mają szansę przebić się przez istniejący wówczas i konsekwentnie w ZSRR kształtowany, psychologiczny mur uprzedzeń w stosunku do reakcyjnych środowisk wojska i rządzącej oligarchii? Czy za negatywnymi stereotypami "pańskiej Polski" upowszechnianymi w nauczaniu, publicystyce dostrzeżona zostanie ta okoliczność, że ginie lud Warszawy, obałamucony, wprowadzony w błąd, ale przekonany o słuszności swej sprawy?

Czy można było oczekiwać potraktowania przez Stalina sprawy Powstania w sposób indywidualny, a nie w kategoriach wielkich liczb, nie w płaszczyźnie wielkiej gry politycznej o przyszłość Europy





#168



i świata. Gry, w której uczucia, sentymenty nie liczą się zupełnie…

Stawialiśmy te pytania natarczywie i wprost sztabowcom "Bora" (a była ku temu niejedna okazja), wołając, że waszym psim obowiązkiem było wszystkie te problemy pozytywnie przesądzić przed wydaniem rozkazu Powstania…

Modląc się o pomoc z zewnątrz (nawet niewierzący gotowi byli się modlić, byle tylko…) droczyliśmy się ze sobą, puszczając wodze fantazji.

Załóżmy, że jutro w Warszawie pojawi się Armia Czerwona, władze sowieckie… Przecież staną natychmiast w obliczu gigantycznych, politycznych kłopotów. Na bezpośrednim zapleczu frontu…

Będą odbierać formalne oświadczenia od przedstawicieli legalnej władzy, podległych Londynowi, "stojących na straży" majestatu i suwerenności Rzeczypospolitej…

Będą musieli ustosunkować się do problemu łączności radiowej między Warszawą a Londynem? Zakazać? Tolerować? Kontrolować treść depesz? Żądać wydania szyfrów?

Będą musieli zająć stanowisko wobec nieuchronnego konfliktu między delegaturą rządu emigracyjnego a Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego, traktowanym przez "londyńczyków" jako twór marionetkowy…

Będą być może musieli zdobywać "fabrykę Kammlera", czy inny obiekt, gdzie "suwerenne" władze Podziemia II Rzeczypospolitej będą trwać usilnie, dążąc do wywołania skandalu politycznego na skalę światową.

Będą napotykać opór przy poborze do wojska: "Odtwarzanie sił zbrojnych kraju" zaplanowane i przygotowywane od dawna prowadzić będzie do ostrego konfliktu z Wojskiem Polskim walczącym





#169



u boku Armii Czerwonej, w ramach jej aparatu dowodzenia, związków taktycznych…

Staną twarzą w twarz z nową konspiracją, nowymi strukturami podziemia, których tolerowanie nie będzie ani możliwe, ani dopuszczalne.

Staną wobec konieczności zajęcia się losem miliona warszawiaków, których trzeba będzie wyżywić, osłonić przed atakami niemieckimi, wyprowadzić spod hitlerowskich bomb na dalekie zaplecze frontu.

Wzdragaliśmy się na samą myśl do jakich konkluzji może prowadzić to rozumowanie…

I stawialiśmy zarzuty "Borowi" i innym. Wszystkie te problemy winni przed Powstaniem zdjąć z porządku dziennego, rozwiązać konstruktywnie. Jeżeli się sprawuje władzę to trzeba wypełniać elementarne przecież obowiązki… Jeżeli rozumiemy to my, podchorążowie, absolwenci konspiracyjnych szkół podchorążych, to nie możemy mniej wymagać od szarż, dowódców, generałów…

Klimat naszych rozważań z tamtych trudnych dni oddaje fragment zbeletryzowanej relacji powstaniowej.

Rozmowa toczy się między żołnierzami Powstania, obserwującymi ruch pojazdów na moście Kierbedzia, z poddasza domu na Jezuickiej.

"…A więc popłochu wśród szkopów nie widać. To zawsze można uzupełnić. Ale ruchu nie widać, a to znacznie gorzej. Przez most na Pragę i z Pragi ledwo coś się tam toczy. Wzdłuż Wisły jeszcze mniej. Krewa. Jeszcze nie rozumiesz? Nasza szansa w tym, że to nasze powstanie jest komuś potrzebne i komuś dokucza. No, komuś, to nie znaczy komukolwiek. Na przykład to, że ono było czy jest potrzebne Mikołajczykowi w Londynie. No, Mikołajczykowi - znaczy niekoniecznie Mikołajczykowi tylko miłościwie





#170



chcącym się nam znowu zaoferować jako władcy sanatorom i legionistom…

- …że więc jest potrzebne londyńczykom, to jest drobiazg bez znaczenia. Stop. Ściślej. Dla tych tysięcy poległych, rannych, pozbawionych dachu, konających, jakieś znaczenie to ma, ale to się przecież liczy jedynie w indywidualnym rachunku. Ludowi Warszawy powstanie było potrzebne, ale powstanie udane. Ba, ale w sytuacji wiadomej, gdy mamy tylko palec do podtarcia obsranego tyłeczka, ważne jest coś zupełnie innego. Czy jesteśmy potrzebni Rosjanom, czy potrafimy dokuczyć faszystom.

Dyskutują gwałtownie. Oceniają raz cynicznie, raz naiwnie. Raz tak, jak pozwala sytuacja, raz tak, jak dyktuje chęć…

- A tak, a właśnie. Jeżeli mosta Kierbedzia jest wykorzystywany z intensywnością dwóch pojazdów na godzinę, a dojazd do Poniatowszczaka przez Aleje zamykają nasze oddziały, to znaczy, że szkopy zrezygnowały z warszawskich mostów, jako dróg dowozu na ten odcinek frontu. Owszem, owszem, mosty są im bardzo potrzebne - wojsko, sprzęt, zaopatrzenie, front tu dudni: zatrzymali Rosjan nie zaklęciami ani wiarą w führera. Wiecie, ile setek ton trzeba codziennie przerzucać przez Wisłę. A tu co jedzie? Nic. Nic. Znaczy, korzystają z mostów gdzie indziej. Obchodzą się bez naszych… Rozpacz…

(…) To jest stały temat kłótni. Nie chcą czy nie mogą? Nie mogą czy nie chcą? Przeważa pogląd, że nie chcą. Zapewne dlatego, że teza "nie mogą" oznacza grób wszelkich nadziei, równa się przekreśleniu wszystkiego. Jeżeli nie mogą, nie są w stanie, to amen. Jeżeli nie chcą, to przecież mogą zechcieć. Oby zechcieli. Oby… Czy dopuszczalne są jakiekolwiek kalkulacje w takiej chwili? Takie czy inne powstanie





#171



jest zbrojną akcją antyniemiecką. To się liczy nade wszystko. Poza tym nawoływali przecież z Lublina do walki zbrojnej, do ogólnonarodowego powstania. Wołali: do broni! Bijcie faszystowskiego gada! Śmierć hitlerowskiemu okupantowi! Zgoda. Ale nie takiego odzewu oczekiwali, nie takiego, który byłby zwrócony także przeciw nim.

Nie takiego jak według zamysłu twórców "Burzy". Dobrze, a nasza krew, nasz wysiłek? Trochę zrzutów broni, dużo amunicji, wsparcie artyleryjskie - ten przyczółek będzie ich kosztował znacznie mniej ofiar własnych niż jakikolwiek inny. Ofiary nasze, byle ich broń, byle ich amunicja… Jeżeli mogą pomóc, to powinni. Przecież to najlepsza polityka. Warszawa i tak witałaby ich entuzjastycznie, dają przecież łupnia szkopom - tylko to się liczy, niech tylko przyjdą, stolica powita ich jak zbawców… Ta lekcja braku odpowiedzialności "Bora" i kierownictwa londyńskiego podziemia jest wymowna, każdy ją pojął. Dołóżmy do tego informację, kim oni są naprawdę - hrabiowie, zwycięzcy hippicznych konkursów, senatorzy, piąta brygada - uchylmy rąbka pseudonimów… Ech, wy naiwniacy - nie takie to proste. Londyńczycy będą gardłować i szeptać. Nasza postawa zmusiła ich do pomocy. Jeśli przyszli dziś, to nemu nie przyszli od razu. Te ofiary i zgliszcza to ich wina. Londyńczycy zapomną o Niemcach, zapomną o sobie - będą wrzeszczeć o ciosie w plecy zadanym powstaniu. Będą tak mówić, bo inaczej… Co inaczej, co inaczej? Ano to inaczej, że "Bora" powinno się postawić przed sądem wojennym. Postawić to znaczy skazać?

Nie starcza mu odwagi na ciąg dalszy.

Pytania, które stawialiśmy w dniach Powstania zmierzały w kierunku jedynie właściwym - poszukiwaliśmy w nas samych, wokół nas przyczyn, które





#172



przyniosły klęskę miast dać zwycięstwo i satysfakcję.

Stawiali je żołnierze Powstania, których rzetelna, ofiarna walka z wrogiem nie mogła przynieść zwycięstwa, w rezultacie subiektywnych błędów i zaniedbań, mimo że na nie po stokroć zasłużyli.

Dziś pytania te muszą być ponawiane, a odpowiedzi formułowane jednoznacznie. Z niedopowiedzeń bowiem czyni się instrument edukacji złowieszczej, sprzecznej z interesem narodu **1.



**1 Jako próbę takiej edukacji potraktować trzeba decyzję R.Reagana o nadaniu wysokich odznaczeń amerykańskich generałom "Grotowi", "Borowi", "Niedźwiadkowi" w czterdziestolecie Powstania…

40 lat trwało oczekiwanie na tę formę skwitowania ich postawy patriotycznej, trzeba by następnych lat czterdziestu, gdyby nie złowroga nadzieja, żywiona przez Amerykanów, na możliwość politycznego zdyskontowania tej postawy.





#173



VII. Lekcja historii



Konkurs na pomnik - jak chcą organizatorzy "Powstania Warszawskiego" został rozstrzygnięty.

Sąd konkursowy ogłosił, że spośród pięciu projektów wyróżnionych w pierwszym etapie, po przepracowaniu i udoskonaleniu ich przez zespoły autorskie - wybrano pracę, której walory są bezsporne i dają jej przewagę nad pozostałymi projektami.

Młody rzeźbiarz, jeszcze student Akademii Sztuk Pięknych, i doświadczony architekt przedstawiają propozycję, w której - jak pisze prasa - uderza "wielka skromność rzeźbiarska, a jednocześnie duży rozmach kompozycji urbanistyczno-architektonicznej placu Krasińskich. Przekształca ona go w Forum hołdu dla walczącej z hitlerowcami i cierpiącej ludności Warszawy w czasie powstania 1944 r. (…) W północnej i południowej stronie placu wznoszą się dwa pylony - ściany z brązu z przenikającymi przez nie dynamicznymi postaciami powstańców, dążącymi do szturmu. Natomiast od strony przeciwnej grupy warszawiaków wtapiają się w symboliczne mury pylonów. (…) Między pylonami, usytuowanymi na schodkowych cokołach, wytworzono amfiteatralne zagłębienie - Forum, plac obniżający się od poziomu jezdni ulicy Bonifraterskiej w kierunku wschodnim. Tę stronę placu zamyka mur oporowy nazwany przez autorów ścianą Armii Podziemnej, w którą będą mogły być wmurowane tablice pamiątkowe





#174



zgrupowań, oddziałów uczestniczących w powstaniu. Przewidziany jest tu również symbol Polski Walczącej - kotwica. Grupy figuralne, również z brązu, będą miały ok. 2,5 m wysokości. Cały ten zespół pomnikowy, pylony, elementy rzeźbiarskie, ściany oporowe, iluminowany będzie od dołu. Przy ulicy Długiej autorzy sytuują obiekt dwukondygnacyjny w charakterze loggii. W obiekcie tym będą pokoje z urządzeniami do przekazywania przez słuchawki nagranych na taśmę informacji o powstaniu, stoiska z pamiątkami, ewentualnie harcówka…"

Wybrany do realizacji projekt pomnika budzi niemałe zainteresowanie. Czy także uznanie, aprobatę?

Trudno o kategoryczną w tym względzie opinię. Niezbędna jest wyobraźnia plastyczna, by sąd w miarę trafny ferować. A poza tym… Poza tym trzeba być względnie wolnym od powstańczych obciążeń. Choćby w takiej mierze, jak wolna jest od nich -moja, pełna powabu, interlokutorka sprzed kilku miesięcy…

Kręci noskiem, wydziwia, szuka dziury w całym…

" - Tego właśnie się obawiałam - mówi - to jest oczywiście raczej projekt zagospodarowania pustego placu, niż projekt pomnika Powstania. Zdaje się jednak, że nie ma wyjścia.

Z pomnikiem Powstania zaczyna się dziać prawie tak, jak z samym Powstaniem. Ponoć "Bór" był przerażony faktem wydania rozkazu Powstania opartego na fałszywych przesłankach, ale odwołać rozkazu, cofnąć decyzji już nie był w stanie. Poddawał się biegowi wydarzeń, które wprawił w ruch. Sytuacja jest podobna. Konkurs ogłoszony musi być rozstrzygnięty. Tak, jak decyzja o budowie pomnika była faktem społecznym, wydarzeniem typu politycznego (nie inaczej…), tak też brak decyzji o wyborze projektu, przeznaczonego do realizacji, miałby posmak polityki.





#175



Wielkiej? Małej? trudno orzec… Kiepskiej polityki było wokół Powstania aż nazbyt wiele. Tak więc będziemy mieli pomnik. Miałam przeczucie, tego się obawiałam, że zgodnie z najnowszą, żal się Boże, tradycją, kwietny krzyż zastąpi niedostatki wyrazu. Tylko czy to będzie Pomnik Powstania Warszawskiego? Ten też nim nie jest - toż to Pomnik Bohaterów Powstania. I może tak właśnie być powinno?"

Kto tu ma rację? W czym tkwi jej sedno?

Czy nie w tym, że na apoteozę zasługuje bohaterstwo, ofiarność, heroiczna ufność powstańców w zwycięstwo polskiej sprawy, a nie myśl polityczna i organizacja wcielania jej w życie.

Z zatroskaniem wielkim podkreślał niedawno autor Kolumbów rocznik 1920, Roman Bratny:

"Wydaje mi się, że my zawsze widzimy historię jako fajerwerk wydarzeń. Z dymem pożarów, ogniem i mieczem. Nigdy natomiast nie widzimy jej jako ciągu myśli politycznej. I to jest właśnie śmiertelne ubóstwo naszego narodu. Nasza strategia polityczna okresu międzywojennego i konspiracji, filozofia dwóch wrogów - polegała na nieumiejętności podjęcia alternatywy, choćby okropnie trudnej, choćby wymagającej największych wyrzeczeń, nawet wywrócenia do góry nogami całej struktury klasowej państwa."

Czy Powstanie Warszawskie nie było właśnie i przejawem i skutkiem owej nieumiejętności podjęcia historycznej alternatywy? Na pewno tak.

Lekcja historii, jaką ono stanowi nie powinna zostać zapomniana. Także dlatego, i na pewno przede wszystkim dlatego, że może ono być równocześnie przepustką do historii. Pod warunkiem jednak, że nauki historii będą żywe i znajdą praktyczne zastosowanie.





#176



Spis rzeczy



I. Spór o Powstanie Warszawskie … 3

II. Fakty poza sporem … 15

III. Przebieg i rezultaty Powstania … 41

IV. Przeżycia i oceny … 59

V. Interpretacje … 93

VI. Pytania i odpowiedzi … 147

VII. Lekcja historii … 173





INTERAKTYWNY SPIS TREŚCI

I. Spór o powstanie warszawskie 4

II. Fakty poza sporem 16

III przebieg i rezultaty powstania 42

IV. Przeżycia i oceny 60

V. Interpretacje 94

VI. Pytania i odpowiedzi 148

VII. Lekcja historii 174




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pamiętnik z powstania warszawskiego, Lektury Szkolne - Teksty i Streszczenia
gra Rozkaz specjalny, Prywatne, Przedszkole, Powstanie Warszawskie
Przedstaw przebieg powstania warszawskiego44 roku
POWSTANIE WARSZAWSKIE dzień po dniu
Harcerska Poczta Polowa w Powstaniu Warszawskim polsihresistance ak org
Walki na początku powstania, Prywatne, Przedszkole, Powstanie Warszawskie
Twierdza Warszawa, Prywatne, Przedszkole, Powstanie Warszawskie
Literatura współczesna - stresazczenia, opracowania1, Pamiętnik z powstania warszawskiego, Pamiętnik
gra Hydraulik, Prywatne, Przedszkole, Powstanie Warszawskie
Pamiętnik z powstania warszawskiego, Streszczenia
Powstanie Warszawskie
Druga strona wojny w 'Pamiętnikach z Powstania Warszawskiego'
!! Wypracowania !!, 88, POWSTANIE WARSZAWSKIE (l
04 Powstanie Warszawskie scenariusz
Powstanie Warszawskie
04 Powstanie Warszawskie scenariuszid 5151
Powstanie Warszawskie. Prezentacja., prezentacje