ZZ Lekcja Cierpliwości

Tytuł oryginalny: Lesson in Patience

Link do oryginału: http://www.fanfiction.net...son_in_Patience

autor: expiry 4.23

Tytuł polski: Lekcja Cierpliwości

Tłumacz: unbelievable

Zgoda na tłumaczenie: Jest

Beta: Malinka

Pairing: HP/SS

Długość: 5 rozdziałów + epilog


N/T: Nie wiem, ki diabeł mnie podkusił. Ale macie tak na osłodę tegorocznego 1 kwietnia.





1.

Nie był pewien, co się stało – pamiętał, że w jednej chwili umierał we Wrzeszczącej Chacie, prosząc o zobaczenie oczu Lily po raz ostatni, a w następnej był tutaj, wpatrując się w te same, zaskakująco zielone tęczówki. Leżał na plecach na ziemi na czymś, co powinno być boiskiem Quidditcha, ale z pewnością nim nie było: brakowało słupków z bramkami, były jedynie duże, głębokie siatki po obu stronach stadionu wysokie na półtora metra. Zieleń wyglądała na podziobaną i źle utrzymywaną – poszarpane kępki trawy zdawały się być w nieładzie, jakby wiele ciał noszących korkowe buty niejednokrotnie przebiegło całą długość i szerokość boiska.

Severus przełknął głośno ślinę i podniósł wzrok, by spojrzeć na twarz z tymi niezapomnianymi, zielonymi oczami – potargane włosy i okulary bezsprzecznie wskazywały na Harry’ego Pottera. Nie uśmiechał się szyderczo; wyglądał raczej na nieco zainteresowanego. Nie był ani zakrwawiony, ani przesiąknięty potem – a powinien ze względu na walkę.

Chłopak zmarszczył brwi, mierząc Snape’a wzrokiem od góry do dołu.

- Wszystko w porządku, sir? – zapytał.

- Oczywiście, że tak, Potter. Pomóż mi wstać – warknął. Gdy dzieciak wykonał jego polecenie, dodał: - Czarny Pan został pokonany?

Potter znieruchomiał.

- Mógłby pan powtórzyć? – odpowiedział powoli.

- Czarny Pan – syknął Snape. Merlinie, nie było czasu na takie głupoty! – Czy został zlikwidowany? Zgaszony? Uszkodzony? Zabity, Potter. Zamordowałeś go już?

Młodzieniec cofnął się niepewnie, a jego twarz przybrała pusty wyraz.

- Nikogo nie zabiłem – powiedział tym samym, spokojnym i powolnym głosem. – O czym pan mówi?

Bardzo uważnie studiował twarz Snape’a, choć w jego spojrzeniu dało się dostrzec nutkę dystansu. Severus rozpoznał ten wzrok – to spojrzenie było identyczne jak to, którym zawsze patrzyła Lily, kiedy współpracowali ze sobą na Eliksirach tak wiele lat temu. Kiedykolwiek coś w ich pracy nie szło tak, jak powinno, jej oczy zwężały się w taki sam sposób, a sylwetka prostowała się identycznie, jak teraz Harry’ego. Tak samo przechylała głowę na bok, uważnie przypatrując się nieudanej próbie przed sobą i starając się zrozumieć, co i kiedy zrobili źle.

Snape nie znał tego Pottera. Ten za bardzo przypominał swoją matkę i nie miał na czole żadnej blizny. I miał na sobie kolorową koszulkę, szarą kamizelkę, czarne spodnie i sandały. Jak udało mu się to przeoczyć?

- Co ty, na litość Merlina, masz na sobie, Potter? – wypluł Snape. – Wyglądasz jak dzieciak reklamujący mugolską szkołę z internatem.

- Sir – powiedział spokojnie Harry. – Myślę, że powinniśmy dostać się do środka. Cokolwiek sprawiło, że pan zemdlał, z pewnością wpłynęło również na pański umysł.

- Nie zemdlałem! – warknął Severus. – Ja nie mdleję!

Oczy Harry’ego nieco rozbłysły.

- Sir, naprawdę myślę, że…

- Nie – mruknął ponuro Snape – i to jest właśnie twój problem, Potter. Twój mózg nie jest zdolny do myślenia. W związku z tym zamknij usta, którymi niepotrzebnie i bez przerwy kłapiesz, dając jednostce wyższej inteligencji trochę czasu na zastanowienie się.

To było dokładnie to, co Severus potrzebował zrobić – myśleć, myśleć! Gdzie się znajdował? Co to za miejsce? Ta gotycka architektura i zieleń zdawały się być znajome, ale inne rzeczy… Nie było żadnych kluczowych szczegółów. Potter nie był znajomy. Brak jego blizny również, podobnie jak jego ubrania i wyraz twarzy – cholera jasna, nawet okulary gówniarza nie były czymś znajomym! Gdzie były te okropne, okrągłe oprawki, które sprawiły, że zawsze wyglądał tak irytująco? Kiedy udało mu się je zmienić?

Usta Pottera wykrzywiły się. Ten gest Snape również doskonale rozpoznał: tak samo wyglądała Lily, gdy mówiła mu, że ma przestać spędzać tak wiele czasu z ludźmi pokroju Avery’ego i Notta. Ów gest wyrażał rozczarowanie, dezorientację, frustrację i irytację jednocześnie.

- Doprawdy, sir – powiedział Potter, potrząsając przecząco głową. – Nie ma absolutnie żadnej potrzeby, aby być niegrzecznym.

- Przestań to robić! – warknął Snape.

Harry wydawał się być bardzo zakłopotanym.

- Słucham? – zapytał. – Sir, nie zrobiłem nic, poza zapytaniem pana, czy wszystko jest w porządku, kiedy najwyraźniej nie jest i ja…

- Nie, ty idioto! – wykrzyknął Severus. – Przestań być taki spokojny i pełen szacunku! Zachowujesz się tak, jak twoja matka, a to nie jest w porządku!

Potter wyraźnie czuł się nieswojo.

- Cóż… Więc jak powinienem się zachowywać, sir? – zapytał powątpiewająco.

- Głośno, odpychająco i arogancko, jak twój ojciec! – Nerwy Snape’a były na skraju wytrzymałości. – Nie mamy na to czasu, Potter! – odezwał się nagle. – Muszę natychmiast dowiedzieć się, gdzie jestem.

- Jest pan w Hogwarcie, Szkole Rafinerii, oczywiście…

- Z pewnością nie, zuchwalcze. – Po chwili słowa Pottera dotarły do Severusa. Momentalnie zamilkł, powstrzymując się przed złośliwościami. – Powiedziałeś: Hogwart, Szkoła Rafinerii? – powtórzył, drżąc.

Harry skinął twierdząco głową.

- Tak, sir. To najbardziej prestiżowa szkoła z internatem w całej Szkocji. Jest jedną z najlepszych w całej Wielkiej Brytanii. Ludzie przybywają tutaj z wysp, aby się uczyć. Pan… - przełknął nagle i uśmiechnął się, jakby w rozbawieniu na śmieszność sytuacji. – Pan tutaj uczy.

- Czego uczę? – syknął Severus, łapiąc Harry’ego za przód głupiej, szarej kamizelki.

Dzieciak skrzywił się.

- Nauk, sir.

- To nie ma żadnego sensu – warknął Snape, potrząsając lekko Potterem. – Doprawdy, ty zidiociały dzieciaku, jak mamy ustalić cokolwiek, jeśli nie podałeś mi nawet mojej specjalizacji?

- Proszę pana! – powiedział Harry, brzmiąc na nieco zdezorientowanego. – Mógłby mnie pan puścić?

- Słucham? – Severus zamrugał. – Och. – Odsunął od siebie młodzieńca. – Lepiej? – zadrwił.

- Dziękuję – powiedział Potter, marszcząc brwi. – Nie podałem panu pańskiej specjalizacji, ponieważ… cóż… - Wyglądał na nieco bezradnego. – Cóż, właściwie uczy pan kilku różnych przedmiotów. Fizyki, chemii oraz ogólnej biologii, choć ma pan również kilka grup zaawansowanych, gdzie naucza pan biochemii oraz psychofarmakologii.

- Skąd możesz to wszystko wiedzieć? Uczysz się tutaj? – Głowa Snape’a zaczynała nieco pobolewać. – Wyglądasz zbyt staro jak na siedemnastolatka. – Usta Severusa wykrzywiły się paskudnie. - Gdzie byłeś trzymany przez te kilka lat? Zawsze wiedziałem, że jesteś zbyt tępy, żeby o własnych siłach skończyć jakąkolwiek szkołę. Mógłbym przysiąc, że panna Granger siłą wlokła cię przez te wszystkie…

Potter miał bardzo napięty wyraz twarz – jakby zatrzymał się w połowie rzucania groźnego spojrzenia.

- Sir – odezwał się tak grzecznym tonem, na jaki tylko było go stać. – Wiem to wszystko, ponieważ jestem pańskim T.A!*

- Moim czym? – warknął Snape, robiąc krok do przodu.

Potter momentalnie zorientował się w sytuacji, mądrze robiąc krok w tył.

- Pańskim T.A! Asystentem, sir! Prowadzę dla pana zajęcia laboratoryjne, oceniam prace, pomagam przydzielać zadania. Zajmuję się pańskimi wykładami, kiedy pan jest nieuchwytny. Zachowuję porządek w pańskich notatkach! Mam wprawdzie własne sekcje w laboratorium, ale ostatecznie one również są częścią pańskiej klasy.

- Moim… asystentem… - powtórzył Severus. Jego mózg najwyraźniej pracował zbyt szybko. – Ile masz lat?

- Dwadzieścia dwa – odpowiedział Potter, wyglądający na uspokojonego tą zmianą tematu. – W zeszłym roku skończyłem uniwersytet londyński o podwójnej specjalizacji; w dziedzinie pedagogiki oraz fizyki.

Ach, a więc mugol. To wszystko zaczynało nabierać sensu – maniery, strój… Jednakże, komplikowało to wszystkie sprawy na nieco wyższym poziomie, niż początkowo przypuszczał Snape. Jeżeli Severus byłby w tej chwili bardziej sobą i trochę mniej wstrząśnięty faktem, że zaledwie kilka chwil temu był w obecności Czarnego Pana i miał zostać pożarty przez ogromnego, jadowitego węża, może miałby na tyle przytomności umysłu, aby zatrzymać się i przestać ujawniać, jak niewiele wie. Jeden szybki rzut okiem na młodzieńca był wszystkim, czego potrzebował Severus, aby ustalić, że – tak, jak Potter zupełnie nie był takim, jakiego go znał – Snape również był inny dla Harry’ego.

Severus zadrwił, mówiąc niemalże do siebie.

- A więc nie chemia? Oczywiście, że nie. Nie powinienem być zaskoczony. Nigdy nie byłeś szczególnie uzdolniony w tym kierunku, prawda? – powiedział złośliwie. – O ile pamiętam, nie masz za grosz cierpliwości ani tym bardziej uznania dla subtelności.

Potter cicho wypuścił powietrze.

- Zgadza się. Pamiętam, że zawsze mówił mi pan, iż jestem zagrożeniem w laboratorium chemicznym. Przykro mi, że musiał mieć pan z tym do czynienia.

- Więc jest nas dwóch – odrzekł ponuro Snape. – A mimo to wciąż nękasz mnie swoją obecnością. Dlaczego nigdy nie mogę się ciebie pozbyć?

- Cóż… To przez to, że poprosił mnie pan, żebym wrócił – powiedział miękko Potter. – Byłem pańskim najlepszym uczniem fizyki i dogadywaliśmy się naprawdę bardzo dobrze. Kiedy mi pan to zaoferował, okazałem się na tyle sprytny, że przyjąłem ofertę.

- My… dogadywaliśmy się… naprawdę bardzo dobrze… - powtórzył słabo Severus. – Och, Merlinie! Dogadywaliśmy się naprawdę bardzo dobrze!

Potter znów przypatrywał mu się nieco dziwnie.

- Cóż, tak. To znaczy… Na początku przeszkadzały nam pewne różnice…

- Różnice?! – warknął Severus. – Gardziliśmy sobą!

- …ale przebrnęliśmy przez nie, kiedy byłem na trzecim roku. Od tamtego czasu zawsze wyciągał pan do mnie pomocną dłoń – kontynuował Harry, jakby nie słyszał komentarza Snape’a. Wyglądał na wstrząśniętego, a ponadto był blady. Przez sekundę, jedynie sekundę, Severus niemalże poczuł żal dla tego chłopaka. – Sir – odezwał się Potter po chwili przerwy. – Naprawdę nie pamięta pan nic z tego, o czym mówię, prawda?

Następnie Snape zdał sobie sprawę z kilku spraw jednocześnie. Kilku bardzo ważnych spraw. Pierwszą z nich było to, że prawdopodobnie straszy chłopaka, i – być może po raz pierwszy w historii – przynosiło mu to zaledwie cień satysfakcji. Z doświadczenia wiedział, że zdenerwowany Potter, to bezużyteczny Potter. Snape’owi przydałoby się zachować chłopca – albo raczej młodego mężczyznę – w stanie takiego spokoju, jak to tylko możliwe.

Drugą rzeczą, z jakiej Severus zdał sobie sprawę, było to, że miał bardzo mało możliwości. Mógł taktycznie grać zanik pamięci, ale to może stać się zbyt skomplikowane, kiedy minie dużo czasu, a jego wspomnienia nie wrócą, albo gdyby przypomniał sobie niektóre szczegóły (jak imiona i miejsca oraz droga do szkoły), a inne nie (jak fakt, że najwyraźniej był nauczycielem aż pięciu niezwykle skomplikowanych mugolskich nauk i rzeczywiście lubił irytującego syna Jamesa Pottera).

Mógł również zachować się w niezwykle gryfoński sposób i głupio przyznać swoje przybycie z innego miejsca, w którym zwykł egzystować – z miejsca, gdzie magia jest powszechna i aż za bardzo odczuwalna, przynajmniej pięć minut temu dla Severusa, a Czarny Pan i jego poplecznicy szturmują ten zamek i okoliczną wioskę, Hogsmeade. Jednakże to podejście również było raczej głupie: Severus zgromadził bardzo niewiele informacji na temat charakteru Pottera, znając jedynie swoją relację z tym dzieciakiem. Nie miał pojęcia, jak ten młody mężczyzna (który najwyraźniej wychował się wśród mugoli) zareagowałby, gdyby Snape opowiedział mu o magicznych różdżkach, latających miotłach i stworzeniach, które nie do końca były ludźmi.

Nawet, gdyby Severus mógł udowodnić to Potterowi – a mógł, ponieważ czuł znajomą, pocieszającą obecność różdżki, w jakiś dziwny sposób bezpiecznie schowaną w rękawie śmiesznej, kolorowej koszuli, na którą narzucił tweedową marynarkę. Nosił również spodnie w kolorze khaki, bardziej w stylu Remusa Lupina. Nie było nic, co mógłby powiedzieć, aby młodzieniec nie zaczął panikować i nie zgłosił Severusa do mugolskich władz.

A potem, w końcu, w umyśle Snape’a pojawiła się myśl: nie miał żadnego pomysłu. Był całkowicie zależny od Pottera w świecie, o którym nie wiedział absolutnie nic, poza tym, czego udało mu się dowiedzieć z kilkuminutowej rozmowy z młodym mężczyzną. To tak naprawdę było niczym, porównaniu z tym, co powinien wiedzieć.

Merlin go ocalił. Jak inaczej udałoby mu się znaleźć w tej sytuacji?

- Sir – powiedział ponownie Potter. – Może powinien iść pan do domu i spędzić resztę popołudnia na odpoczywaniu?

To dobry pomysł. Pozostawiony samemu sobie w mieszkaniu tego Snape’a, Severus ostatecznie mógłby dowiedzieć się wszystkiego, co potrzebował wiedzieć. Być może mężczyzna miał książkę adresową, kołonotatnik lub (broń Merlinie) dziennik. Był również pewien, że posiada pełno ksiąg traktujących o tematach jego zajęć.

Potter powiedział, że utrzymywał porządek w notatkach Snape’a, ale może Severus roztropnie zatrzymał dla siebie te nieco ważniejsze? To brzmiało, jak coś, co mógłby zrobić. Mugolscy profesorowie musieli zdobyć jakiś stopień naukowy, by móc nauczać w szkole średniej lub na uniwersytecie, prawda? Może Snape ma kopię swojej pracy (lub kilku; kto wie?) znajdujące się gdzieś w jego mieszkaniu?

Jednakże, szkopuł tego planu pojawił się wraz z następnymi słowami Pottera:

- Sir, dokąd pan idzie? Stacja Hogsmeade jest z drugiej strony.

- Wiem, Potter – zadrwił Severus – ale zamek jest tutaj. – Następnie zatrzymał się, patrząc podejrzanie. – Dlaczego nie idziemy do szkoły tylko na stację w Hogsmeade?

Harry wyglądał na zakłopotanego.

- Codziennie wraca pan pociągiem do domu, sir.

Codziennie wraca do domu pociągiem? Codziennie! Gdzie on mieszka?

Najwyraźniej wyczuwając zdezorientowanie Snape’a, Potter odezwał się niezręcznie:

- Mieszkania na terenie kampusu są jedynie dla nauczycieli wizytujących. Wie pan, dla międzynarodowych profesorów stacjonujących tutaj tylko na semestr bądź dwa, lub… To znaczy, pozostali mieszkają poza terenem szkoły wraz ze swoim rodzinami, czy… czymkolwiek.

Snape milczał.

- Cóż, to jest jak uniwersytet, sir. Profesorowie mieszkają tutaj, jeśli nie mają dokąd pójść. – Potter wyglądał na zagubionego. – Przykro mi, sir – odchrząknął – że, mam nadzieję tylko tymczasowo, niczego pan nie pamięta. To, um… Bardzo niefortunne.

- Tak – było wszystkim, co powiedział Severus, gdyż tym razem musiał stawić czoła zdecydowanie większemu problemowi: nie wiedział, gdzie powinien iść. – Prawdopodobnie możesz skierować mnie chociażby do mojego gabinetu? – dodał złośliwie.

- Aby mógł pan zabrać swoje klucze i zerknąć na prawo jazdy w nadziei, że to pomoże panu coś sobie przypomnieć? – dopytywał Potter.

Spostrzegawczy chłopak, choć Severus nigdy by tego nie przyznał.

- Cóż, tym razem się pośpiesz, kretynie – warknął. – Nie mam całego dnia.

Harry prychnął cicho, po czym razem skierowali się do lochów w całkowitej ciszy.


*


Jazda pociągiem była wyboista i raczej niezbyt przyjemna. Potter towarzyszył mu całą drogę, będąc tak irytującym, jak to tylko możliwe. Bardziej drażniący był jednak fakt, że ten przeklęty dzieciak miał ze sobą rower. Kiedy Snape poinformował go, że to trochę za długi dystans dla Pottera, by przemierzać go tam i z powrotem każdego dnia (Powiedziałeś, że jak daleko? Dwadzieścia kilometrów? Dwa razy dziennie? Merlinie, masz skłonności samobójcze?), Harry odpowiedział, że lubi takie ćwiczenia, jak to. Poza tym, dwadzieścia kilometrów, to zaledwie 12.6 mili – cóż, 12.56, jeśli być dokładnym.

Słysząc to, Severus warknął:

- Wiem, jakie są te przeliczenia, idioto. Znam pochodne, standardowe i międzynarodowe jednostki. Jestem cholernym Mist… profesorem chemii i fizyki!

Po tym po raz kolejny zapadła cisza, przerwana słowami Pottera, które padły zaledwie kilka chwil później:

- Następny przystanek jest nasz.

- Nasz? – powtórzył słabo Severus. – Merlinie, pomóż mi. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mieszkasz niedaleko mnie?

Potter, najwyraźniej zmęczony słuchaniem złośliwości Mistrza Eliksirów, starał się, jak mógł, by nie dać tego po sobie poznać. Udzielił mu wymuszonego uśmiechu i odpowiedział:

- Tak, odkąd wróciłem, by panu asystować, sir. To był zabawny zbieg okoliczności, naprawdę, ale zapewniam pana, że to jedynie przypadek.

- Hmm…

Wysiedli z pociągu, po czym Harry zaczął iść przed siebie, jednocześnie mówiąc:

- Pański dom jest tam. – Machnął niejasno ręką. – Ma numer dziewiąty.

Następnie zatrzymał się, jakby będąc niepewnym, co powinien zrobić. Ostatecznie raczej spektakularnie przegrał toczoną mentalnie walkę. Potrząsając z poirytowaniem głową, chwycił kawałek kartki i długopis, wyjmując je ze swojej torby, po czym nabazgrał coś szybko. Następnie podał to Severusowi, zanim zdążył zmienić zdanie.

- Co to jest? – zapytał złośliwie Snape, wpatrując się w liczby na kartce.

Jednakże doskonale wiedział, co to było. Mimo wszystko Tobiasz Snape był mugolem. Ten świat również nie był obcy Severusowi.

Potter przybrał na twarz wyjątkowo okropny wyraz.

- Numer telefonu, sir. To mój numer telefonu, skoro prawdopodobnie go pan nie pamięta. Na wypadek… - wyglądał wyjątkowo cierpiętniczo, mówiąc to – gdyby znalazł się pan w kłopotliwej sytuacji i potrzebował pomocy.

Z tymi słowami zniknął, niezgrabnie wsiadając na rower. Severusa znowu pozostawiono samemu sobie, kiedy nie wiedział, co robić.

Niezależnie od tego, jak bardzo Snape nie chciał tego przyznać, Potter był jego jedynym łącznikiem z tym światem. Jeśli on i Harry rzeczywiście byli tak blisko, jak dzieciak sugeruje – pozostawili niechęć przeszłości i pracują razem jako profesor i jego asystent – Snape będzie mógł polegać na chłopaku dopóki nie zrozumie, co się, do diabła, dzieje.

Mistrz Eliksirów westchnął, kierując się w stronę tego dziwnego domu. Pierwsza rzecz, która przyszła mu na myśl, była spostrzeżeniem, że budynek jest raczej mały. Snape przypuszczał jednak, że bardziej politycznie poprawnym określeniem byłoby „ciekawy”, choć osobiście przykładał niewielką wagę do politycznej poprawności – chyba, że miał do czynienia z Czarnym Panem lub Dumbledore’em, czyli dwoma czarodziejami, w obecności których ostrożność i subtelność były bardzo zalecane. Poplecznicy Voldemorta także wymagali pewnego stopnia delikatności za każdym razem, gdy byli w pobliżu.

W towarzystwie wszystkich innych – zwłaszcza dzieci – Snape preferował szczerość. I zniewagi. Mnóstwo naprawdę ciętych, wyniszczających obelg. Sądził, że nie było niczego innego, co byliby w stanie zrozumieć.

Snape podszedł do tego, co najpewniej musiało być jego badaniami i przyjrzał się. Tak, jak przypuszczał, na szafkach znajdowała się księga na księdze – zaawansowana matematyka i statystyki, astrofizyka, mechanika kwantowa, biochemia, elementy anatomii oraz elektryka. Było tu więcej woluminów, niż Snape widział w ciągu ostatniego czasu – więcej nawet niż w jego prywatnej biblioteczce w szkolnych kwaterach. A wszystkie z nich traktowały o tematach, o których Severus nie wiedział praktycznie nic.

I oczekiwano od niego, że będzie tego wszystkiego nauczał? O, Merlinie.

Usiadł przy biurku – mahoń, zauważył z zadowoleniem – i zaczął otwierać i zamykać szuflady, mając, wbrew wszystkiemu, nadzieję, że znajdzie plan lekcji, jakieś notatki, albo jeszcze lepiej – swoje cholerne rozprawki. Jednakże w tym temacie znalazł bardzo niewiele – kilka bezpańskich wyników badań laboratoryjnych oraz zestawy rozwiązanych zadań związanych z fizyką; nic ponadto. Ocena każdego z nich najwyraźniej była obniżona o jeden ze względu na fakt, że student – bądź studentka – zapomniał napisać swoje nazwisko na górze strony. Jakie to osobliwe! Zamiast wystawić danej pracy najniższą ocenę, jak zrobiłby Severus na swoich lekcjach eliksirów, sobowtór Snape’a po prostu przydzielił im maksymalną ilość punktów, najwyraźniej zapominając, że zostali ukarani pracą domową.

Widząc to, Snape uśmiechnął się drwiąco. Przyznawanie punktów zamiast dania najniższej oceny? Przyjaźń z Harrym Potterem? Zaczynał myśleć, że Severus Snape – ten z tego świata – był bardzo łagodny.

A potem odkrył coś bardzo dziwnego. Górna szuflada była zamknięta na klucz. Mężczyzna zmarszczył brwi; co mogło być aż tak ważne, aby trzymać to pod kluczem? Mistrz Eliksirów starał się przemyśleć, co on sam mógłby przechowywać w zamknięciu: może zdjęcia Lily z czasów, kiedy oboje byli jeszcze dziećmi? Albo swoje nikczemne plany zrealizowania swoich marzeń związanych z otruciem dyrektora? Podziwiał Albusa Dumbledore’a ogromnie, naprawdę, ale musiałby skłamać, gdyby stwierdził, że nie chciał czasami zaszkodzić temu starcowi: inaczej nie byłby sobą.

Być może były to pełne potępienia fotografie przeznaczone do wykorzystania w szantażu? Albo bardzo ważne informacje, może związanymi z książkami lub czasopismami, które zamierzał opublikować?

Wszystko, co wiedział Severus, to fakt, że - niezależnie od tego, co znajduje się wewnątrz szuflady – znajdowało się tam więcej informacji o nim samym niż Snape mógłby zebrać z ksiąg znajdujących się na półkach lub notatek, które Potter rzekomo przechowuje dla niego w swojej torbie.

Mistrz Eliksirów złapał pęk kluczy, by wypróbować każdy po kolei – Merlinie, było ich tak wiele! Miał już chwycić różdżkę i sprawić, że zamek wybuchnie, kiedy w końcu znalazł odpowiedni klucz i otworzył tę cholerną szufladę. Zawartość bardzo tajnej skrytki, była już odkryta, a Severus nie znalazł wśród niej ani tajnych planów dominacji nad światem, ani żadnych obciążających fotografii, ani nawet bardzo prywatnych dzienników.

To, co odnalazł, było znacznie bardziej interesujące (i przerażające), niż wszystkie te rzeczy razem wzięte. Szuflada była po brzegi wypełniona starymi, otwartymi już kopertami. Każda z nich była gruba i zawierała kilka złożonych kartek papieru, które zupełnie nie wyglądały jak typowe wyniki badań laboratoryjnych ani zgrabnie opisane zagadnienia. Wyciągnął je, czując, jak krew zamarza w jego żyłach. Każda koperta była zaadresowana do niego tym samym, znajomym charakterem pisma. Spędził lata, sprawdzając i znieważając każdy tragiczny esej z eliksirów napisany identycznym pismem.

Na każdej kopercie znajdował się adres zwrotny: na niektórych skrzynki pocztowej londyńskiego uniwersytetu, a na pozostałych adres mieszkania w londyńskiej Est End.

Przed Snape’em znajdowały się cztery lata korespondencji otrzymanej od Harry’ego Pottera.

Te listy z pewnością dadzą Severusowi lepsze spojrzenie na swoje relacje z tym dzieciakiem. I – mimo wszystko – to nie będzie prawdziwe wtrącanie się w czyjeś życie, skoro to była własna poczta Snape’a, prawda? Oczywiście.

Cóż, mężczyzna pomyślał cierpko, podnosząc kopertę znajdującą się na samym końcu szuflady (datowaną na 27 sierpnia 1998), równie dobrze mogę zacząć od początku.



__

* T.A. – Teaching assistent. Mogłam od razu przełożyć na „asystenta”, ale dalsze zdania nie miałyby żadnego sensu, a w naszym ojczystym języku nie ma żadnego takiego odpowiednika.


__


Beta: Malinka :*



2.


Drogi profesorze, zaczynał się list.


Właśnie wprowadziłem się do mojego akademika. Uważam, że jest całkiem niezły – mój współlokator jest typowym mięśniakiem, ale – jak przypuszczam – można się było tego spodziewać…


Severus przesunął pobieżnie wzrokiem po reszcie tekstu, nie bardzo zainteresowany współlokatorem-mięśniakiem.


a teraz ma dziewczynę, która zupełnie nie przypomina Pansy, Adrienne ani Padmy.


Snape zmarszczył brwi. O kim ten dzieciak pisał? Wrócił do początku zdania i odkrył, że Harry miał na myśli Draco Malfoya. Jak osobliwie!


jest naprawdę wysoka, szczupła i piękna. Wygląda jak modelka, ale to zupełnie nie znaczy, że zdrowo. Myślę, że jest anorektyczką, co z kolei nie wydaje się go interesować. Sądzi, że jest świetna. Nazywa ją „lizaczku”, jakby to był swego rodzaju komplement. Przypuszczam, że w istocie tak jest, nie sądzę jednak, że ona naprawdę jest szczęśliwa…


Severus westchnął ciężko. Jego alter ego zachowało te bezmyślne bzdury? Potter zachowywał się, jakby pisał we własnym dzienniku! Niekompletne zdania! Młodzieńczym slangiem! (Snape tu i tam wyłapał słowa „super” czy „szacuneczek”, przez co niemalże się wzdrygnął.) To był ledwie akceptowalny ton, w jakim powinno pisać się do byłego profesora. Severusowi niewiele brakowało do ruszenia do domu chłopaka i zmuszenia go do napisania tu i teraz minimum pięćsetkrotnie: Nie będę pisać do moich profesorów, jakbym pisał w pamiętniku!


To powinno spowodować, że to zdanie na zawsze wryje się w umysł Harry’ego.


Choć – przynajmniej – to powiedziało Severusowi coś więcej; mianowicie mężczyzna dowiedział się, że Potter i Malfoy nie znają się tylko z Hogwartu, ale zdawali się znać również tutaj, przynajmniej próbując żyć w przyjaźni. Czy to znaczy, że Draco uczęszczał na uniwersytet razem z Harrym, czy że chłopcy utrzymywali ze sobą kontakt przez coś zupełnie innego?


Mistrz Eliksirów wziął do ręki następny list i zaczął czytać:


Drogi profesorze,


Tak miło było otrzymać od pana list: komentarz na temat mojego potocznego słownictwa został natychmiastowo zauważony.


Acha!, Severus pomyślał triumfalnie. Więc ten drugi Snape mimo wszystko był choć trochę sensowny. Jednakże mężczyzna zmarszczył brwi, czytając po raz drugi pierwszą część zdania. Z przerażeniem zdał sobie sprawę, że prowadził korespondencję z tym chłopakiem – korespondencję, która najprawdopodobniej wykraczała poza zjadliwy komentarz związany z nieodpowiednim stylem pisania. Ten drugi Severus prawie na pewno pisał do dzieciaka z pewną dozą sympatii, a to z kolei powodowało, że Mistrz Eliksirów z trudem przyjął to do wiadomości.


W odpowiedzi na pana pytanie – tak, to podstawowy wymóg, jaki muszę spełnić. Matematyka i inne nauki ścisłe nie będą dla mnie trudne, oczywiście, niemniej jednak nie mogę powiedzieć, iż z niecierpliwością wyczekuję kursów humanistycznych. Zresztą, kto wie? Na dłuższą metę mogą okazać się całkiem przydatne.


Owszem, pomyślał ponuro Snape. Na razie ten cholerny chłopak był cholernym nauczycielem, a jakby tego było mało, był również cholernym asystentem Severusa.


Oczywiście – profesorowie są niesamowici. Naprawdę bardzo dobrze znają swoje przedmioty. To przypomina mi o wykładzie, który udzieli mi pan rok temu, kiedy szliśmy brzegiem jeziora…


Hej, hej, hej, hej! Severus chodził na spacery z tym chłopakiem? Wzdłuż jeziora? I dawał mu przyjacielskie rady? Merlinie, nie!


I powiedział mi pan, że jeżeli ktokolwiek zamierza zostać profesorem jakiegoś przedmiotu, musi być zaznajomiony z danym tematem z każdego punktu widzenia, z jakiego tylko się uda oraz wnikliwie go przeanalizować od samych podstaw. Następnie musi złożyć go ponownie w taki sposób, aby słuchacz nigdy nie podejrzewał, że ów temat został jedynie rozłożony na kilka punktów widzenia, a wszystko to w przeciągu jedno lub dwugodzinnego wykładu. To właśnie to wbiło mi się najbardziej do głowy i właśnie przez to naprawdę chcę stać się nauczycielem. Zdobędę tak wiele wiedzy, jak to możliwe. Chcę doskonale znać temat, którego będę uczyć.


Severus naprawdę powiedział to wszystko? A Potter nie tylko tego wysłuchał, ale wziął sobie do serca? To właśnie to wywołało prawdziwy grymas na twarzy Mistrza Eliksirów. Nawet nie chciał dotykać więcej tego listu – był zbyt prosty i za bardzo obrzydliwy. Z niesmakiem odłożył go na miejsce i podniósł następny.


Drogi Profesorze,


Postanowiłem – raz na zawsze – że to właśnie to chcę robić, nie tylko z powodu pańskiej zachęty…


Mistrz Eliksirów westchnął cierpiętniczo.


...ale też ze względu na dzieci. Razem z moją grupą edukacyjną poszliśmy dzisiaj do szkoły na East End i pracowaliśmy z upośledzonymi dziećmi. Niektóre miały problem behawioralny, inne trudności w uczeniu się, które ignorowali nauczyciele. Ich zwyczajowe podejście: „Wrzucam dziecko do wody – albo się utrzyma, albo utonie. Może nawet czegoś się nauczy” nigdy nie działa, przez co obecnie dzieci zachowują się horrendalnie. Jeden z chłopców w wieku ośmiu lat ugryzł inne dziecko, które następnie trzeba było zszyć.


A potem zrozumiałem, że to dość podobne do moich własnych doświadczeń ze szkoły podstawowej, choć z mamą to wszystko wyglądało nieco inaczej. A potem z Dursleyami… Cóż, wiesz o tym wszystko. Z doświadczenia wiedziałem, że prześladowanie i znęcanie się nad dziećmi w domu powoduje, że zachowują się one nieco inaczej, a to ignorowanie niczym się nie różni. Potem pomyślałem, że najprawdopodobniej ci uczniowie potrzebują nie kary, ale raczej zostania wysłuchanym. Następnie trzeba ich poinstruować, a nie tylko krzyczeć. Właściwie, to zadziałało.


Snape naprawdę miał tego dość. Odłożył list na bok i po raz kolejny ciężko westchnął, opierając głowę na dłoniach. Co to, do cholery, ma znaczyć? Czy powinien przeczytać te wszystkie kartki? Było ich przynajmniej pięćdziesiąt! Severus przejrzał wzrokiem listy, po czym chwycił jeden znajdujący się bliżej – najprawdopodobniej z trzeciego lub czwartego roku studiów Pottera. Spodziewając się bardziej bezmyślnych bzdur, otworzył go i przygotował się na odsysającą mózg, idiotyczną paplaninę, która najwyraźniej będzie zmorą tego wieczoru.


Drogi Profesorze!


Nie wiem, co mam zrobić z Draco. Obecnie wychodzi z siebie, a żadna ze zwyczajowych taktyk uspokajania go wydaje się nie działać. Zaczyna wariować na wspomnienie każdej nieistotnej rzeczy – mówię o czymś przyziemnym, a on w jakiś dziwny sposób zawsze sprowadza to do Josie. Za każdym razem, gdy zaczynam go uspokajać, on zwyczajnie znów zaczyna szaleć. Powiedziałem mu, że jest ładna i niezależna, więc z pewnością uda jej się przez to przebrnąć, ale spiorunował mnie wzrokiem i powiedział:


Nie obchodzi mnie, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi! Jak możesz tak mówić? Jak możesz być tak pewnym, skoro nawet nic nie wiesz? Nie obiecuj mi rzeczy, co do których nie jesteś pewien, że są prawdą!”


Następnie zaczął temat „jak niewiele jem”, co jest dość absurdalne ze względu na fakt, że jem więcej od niego. Poza tym powiedziałem mu już o swojej alergii pokarmowej oraz o tym, że przez wzgląd na sposób traktowania mnie przez Dursleyów mój żołądek nie jest przyzwyczajony do tolerowania dużych ilości jedzenia. On po prostu nie chce słuchać rozumu. Stwierdził, że idę w ślady Josie, a on tego nie chce, bo jeden anorektyczny kumpel w zupełności mu wystarcza.


Więc Potter i Malfoy byli „najlepszymi przyjaciółmi”, jak to ujął Draco – Draco, który nie tylko był najwspanialszym kumplem Pottera, był także raczej… otwarty dla Harry’ego, jeśli chodziło o jego uczucia; gniew i stres. Ta dziewczyna, Josie, najprawdopodobniej była anorektyczką, z którą spotykał się Malfoy, choć jak to ujął: „jeden anorektyczny kumpel wystarczy”, co sugerowało, że on i panna Josie nie byli już razem.


W jednym z wcześniejszym listów Potter wspomniał, że w większości został wychowany przez Lily, z którą wiele przeszedł, a następnie zaczął pisać o znęcających się nad nim Dursleyach, którzy spowodowali, że nigdy nie zdobywał wystarczającej ilości enzymów niezbędnych do trawienia niektórych pokarmów. To z kolei sugerowało dwie rzeczy. Pierwszą było to, że Lily Potter już nie żyje (wspomnienie o niej zawsze sprawiało, że Severus nieco… tężał). Miał nadzieję, że może – tylko może – ona wciąż żyje w tym dziwnym świecie i będzie mógł zobaczyć ją jeszcze raz. Drugą rzeczą było fakt, że Potter przeszedł przewlekłe napady przymusowego głodu, albo przynajmniej zaprzestał przyjmowania do organizmu szczególnie istotnych grup żywnościowych, niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania. Czy to dlatego ten chłopak był taki mały? Marszcząc brwi, Snape wrócił do czytania.


Dalsza część listu brzmiała:


Wie, że z panem koresponduję i – naprawdę nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że mu to trochę przeszkadza. W zeszłym tygodniu wyglądał, jakby miał dostać ataku epilepsji i, choć wiem, że miał dużo stresu wywołanego sytuacją z Josie, nie sądzę, by chodziło tylko o to. Po prostu zaczął mówić nonsensy, wałkując znów to, jak niewłaściwe jest korespondowanie z byłym profesorem. Mówił coś, że równie dobrze mógłbym wyznać swoją miłość do pana tu i teraz. Powiedziałem, że to śmieszne i całkowicie nieprawdziwe zarzuty. Zapytałem też, jak w ogóle mógł zasugerować coś takiego.


Wychodzi na to, że Potter był przerażony insynuacjami Draco, ale… naprawdę powinien? Nie posunęli się w końcu tak daleko. Oczywiście Snape był w posiadaniu jedynie jednej strony korespondencji, ale nie miał żadnych wątpliwości, że jego listy skierowane do Harry’ego musiały być równie emocjonalne – w przeciwnym wypadku chłopak nie byłby tak otwarty względem niego. Te listy równie dobrze mogły być niemalże wyznaniem miłości – za pewne ten drugi Snape zamienił tu i ówdzie kilka słów. Ton, w jakim utrzymywano korespondencję, byłby do tego idealny.


Potem Draco wybił pięścią dziurę w ścianie – co naprawdę było wyjątkowo zbędne, kiedy się nad tym dłużej pomyśli; co powie na to właściciel? A teraz będziemy musieli zapłacić za naprawę, choć w tym miesiącu i bez tego mamy nieco za mało funtów.


Draco po prostu wybiegł z mieszkania, a ja nie miałem pojęcia, co zrobić. Nie wiem tego nawet teraz, choć mam za sobą długi tydzień przemyśleń na ten temat. Nigdy wcześniej nie widziałem go takiego. Przez te wszystkie lata bycia najlepszymi przyjaciółmi, między nami nigdy nie było tego rodzaju niepewności.


Gdybym nie wiedział lepiej, mógłbym pomyśleć, że jest we mnie zakochany.


Zaborczość Draco względem Złotego Chłopca jasno wskazywała na miłość – przynajmniej była wystarczająco mocna. A jego zazdrość o korespondencję Harry’ego z Severusem była wystarczającym dowodem. Czy to sugeruje, że Malfoy preferuje własną płeć? Albo – co ważniejsze, odkąd stało się jasne, że to z Potterem Snape będzie miał do czynienia przez większą część czasu – Harry woli mężczyzn?


Mam nadzieję, że u pana wszystko w porządku, a ocenianie studentów fizyki nie jest zbyt trudne. Ma pan tendencję do zapominania, że ocenia pan nastolatków a nie długoletnich studentów. Kiedy tylko skończę swoje B.A* i Sc.D**…


Ten chłopak jakimś cudem uzyskiwał stopień Bachelor of science i robił doktorat w tym samym czasie? Niemożliwe! Miał jakieś specjalne pozwolenie? To byłoby takie w jego stylu, jednak mimo to Severus był pod wrażeniem. Słyszał jakie były wspomniane programy doktorskie – najwyraźniej chłopak miał bardzo wysokie ambicje. Jakim cudem znajdował czas na spanie i jedzenie, nie mówiąc już nawet o pisaniu listów do swojego byłego profesora fizyki?


Postanowiłem, że przyjmę pańską propozycję i zostanę pańskim asystentem na przynajmniej rok, ponieważ wpadłem na nowy, wspaniały sposób nauczania ruchu kołowego, który sprawi, że studentom będzie łatwiej wszystko zrozumieć. Pana metoda, naprawdę, jest nieco przestarzała.


Pański,


Harry


Na Merlina! Severus właśnie dostawał migreny. Pański, Harry. W jakiś dziwny sposób Severus wiedział, że to coś więcej niż tylko podpis. Potter i Snape z pewnością zbliżyli się do siebie od czasu rozpoczęcia wymiany korespondencji. Zaczęło się od wykładu na spacerze wzdłuż brzegu jeziora, przeszło przez uzewnętrznianie się Złotego Chłopca, a skończyło na nabijaniu się ze stylu nauczenia Severusa. A w dodatku Potter podpisał swój list (Severus poczuł, jak z trudem ponownie łapie oddech): „Pański, Harry”.


Nawet Lily nigdy nie podpisywała swoich listów w ten sposób. Oczywiście, pisała „kocham”, choć Snape doskonale wiedział, że miała na myśli miłość przyjacielską. Tamten podpis w swoim czasie przyprawił Severusa o płacz, o czym teraz przypomniał sobie ze wstrętem.


Ale pański… Potter był jego. Snape drgnął.


Nic więc dziwnego, że chłopak był aż tak wstrząśnięty, kiedy Severus zaczął na niego warczeć, obrażać go i zachowywać się względem niego tak, jak zawsze zwykł to robić. Rzeczywiście był winien Harry’emu wyjaśnienia. Tym razem jednak musiał porzucić wszelkie cechy godne prawdziwego Ślizgona i powiedzieć Potterowi prawdę: nie był tym Snape’em, którego Złoty Chłopiec zdawał się podziwiać, naśladować i któremu powierzył duszę. I – prawdę mówiąc – nigdy nie byłby w stanie być tym Severusem.


A z drugiej strony, Potter z pewnością nie był jego. Mistrz Eliksirów miał zamiar postawić chłopaka do pionu, nawet jeśli to miałaby być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu.


*


To była prosta sprawa – po prostu podnieść ten cholerny telefon i wybrać odpowiedni numer. Przecież to nic trudnego! Choć, sądząc przez nadmiar ksiąg traktujących o astrofizyce i mechanice kwantowej poukładanych w całym pomieszczeniu, nauka z prędkością światła prawdopodobnie przyszłaby mu łatwiej.


Numer telefonu. To wszystko. Severus westchnął, zmuszając się do podniesienia telefonu: nie używał go od czasu, kiedy był dzieckiem. Przed pójściem do Hogwartu to była jego główna metoda kontaktowania się z Lily. Choć mieszkali od siebie wyjątkowo niedaleko – przysłowiowy rzut kamieniem – to był jedyny sposób na uprzejme ostrzeżenie kogoś przed przyjściem. Odwiedzenie kogoś bez zapowiedzenia jasno wskazywało na złe wychowanie.


Niemniej jednak ten telefon zupełnie nie przypominał tego, w obecności którego wychował się Severus. Ten był, cóż, raczej nowoczesny – masywny i kanciasty, bez zbędnych przewodów. Nie było żadnych kabli dołączających go do ściany, a przyciski byłe małe i nieco gumowate.


Wybranie kilku cyfr składających się w numer telefonu nie mogło być dla niego żadnym cholernym problemem.


Severus zmarszczył brwi spoglądając na kawałek luźnej kartki, na której Potter zapisał swój numer. Z westchnięciem, Snape zaczął go wybierać.


Podczas trwania drugiego sygnału, Potter odebrał.


- Halo? – powiedział rzeczowym tonem.


- Z tej strony profesor Snape – odrzekł Severus bez zbędnego wstępu.


- Wiem – odezwał się po prostu Potter.


- Wiesz? – zapytał Mistrz Eliksirów, momentalnie stając się zirytowanym.


- Mam zapisany numer dzwoniącego – odpowiedział Potter jakby to było oczywiste, co z kolei doprowadziło Snape’a na skraj irytacji ze względu na fakt, że on sam nie posiadał czegoś podobnego. Kiedy Mistrz Eliksirów pozostał cicho, Harry dodał: - Widzę to na wypadek, gdyby dzwonili ludzie, z którymi nie chcę rozmawiać, na przykład ci z telemarketingu czy ktoś w tym stylu. Nie jesteś jednym z nich, więc odebrałem, sir.


Ten chłopak był całkowicie irytujący.


- Jesteś teraz zajęty? – zapytał Snape.


- Nie, sir – powiedział Harry – ale nie ma mnie jeszcze w domu.


Co?


- Słucham? – dopytywał Severus.


- To nie jest moja główna linia, sir – odpowiedział Potter, używając tego samego, spokojnego tonu. – Albo raczej jest, ale nie stacjonarna. To moja komórka.


- Twoja komórka.


- Tak. Wie pan, telefon komórkowy. Niewielki, mniej więcej wielkości talii kart. Zazwyczaj ma małą antenę i mieści się w mojej kieszeni, więc zawsze mam go przy sobie…


- Wiem, czym jest telefon komórkowy! – warknął Snape, choć nie miał o tym bladego pojęcia, dopóki Złoty Chłopiec mu tego nie powiedział.


Młodzieniec kontynuował, jakby nie słyszał słów profesora.


- Zawsze irytował pana fakt, że na rynku istnieje wiele nowszych, bardziej wygodnych modeli. Wciąż ledwie patrzę na pańską prehistoryczną kupę śmieci.


- Hmm… - powiedział niekomunikatywnie Severus. Wyglądało na to, że za każdym razem, gdy starał się gardzić Potterem nieco mniej, słyszał ten jego piekielny głos, przypominający mu o tym, jak niemożliwie trudno było znieść tego dzieciaka!


- Więc? – powiedział Potter, przerywając ciszę. – Podejrzewam, że nie zadzwonił pan jedynie po to, aby mnie znieważyć, niezależnie od tego, jak zadziwiające to musi być.


Severus po raz kolejny zmarszczył brwi, przypominając sobie ostatni list oraz fakt, że Potter w ciągu zaledwie jednego popołudnia całkowicie stracił swojego mentora. Snape starał się wykrzesać z siebie choć odrobinę sympatii – lub przynajmniej uprzejmości – jeżeli to w ogóle możliwe.


- Nie, niezależnie od tego, jak przyjemne mogłoby to być działanie. To nie był cel tego telefonu. Chciałem… - przełknął. Merlinie, to było trudniejsze, niż oczekiwał! – Myślałem, że w interesie nas obu leżałoby, gdybym coś ci wytłumaczył. – Zamilkł na chwilę. – Osobiście.


Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Severus niemalże miał nadzieję, że Potter odłożył słuchawkę. Może wtedy nie musiałby przez to wszystko przechodzić.


- To, co zamierzam ci powiedzieć jest konieczne, by nasze wzajemne, profesjonalne relacje były takie, jak powinny. – Mistrz Eliksirów naprawdę próbował nadać swojemu głosowi nieco bardziej emocjonalne brzmienie. – A to nie może – powtarzam: nie może – zostać załatwione przez telefon. A już szczególnie nie przez… komórkę, której sygnał może zostać odebrany przez jakiekolwiek urządzenie satelitarne.


Potter westchnął i odezwał się ponuro - tonem, który Mistrz Eliksirów słyszał tak często od Lily Evans, kiedy zrobił coś, co naprawdę jej przeszkadzało.


- Zamierzasz przeprosić mnie za to, że traktowałeś mnie jak gówno?


- Język, Potter – powiedział automatycznie i zgryźliwie Snape, po czym westchnął cicho, zmuszając się do uspokojenia i powiedział: - Tak, zamierzam. Niemniej jednak nie mogę zagwarantować, że to nie zdarzy się ponownie i właśnie dlatego powinniśmy porozmawiać. Są rzeczy, które musisz zrozumieć.


Harry wydawał się być udobruchanym.


- Dobrze, sir – odpowiedział ostro. – Będę w domu o wpół do siódmej. Może pan przyjść. Zamierza pan zostać na kolacji czy powinienem raczej ugotować tylko dla siebie?


Kolacja-randka z Potterem? Twarz Snape’a wykrzywiła się w drwiącym wyrazie. Jak ohydnie! Niemniej jednak on sam nie potrafił gotować. Nigdy się nie uczył, a poza tym nie wiedział, co zjadliwego znajdowało się w jego domu – nie wspominając już o tym, jak powinien korzystać z pieca. I znów – Potter był jego jedyną możliwością. Jakże nienawidził polegać na innych…


- Myślę, że mógłbym do ciebie dołączyć – powiedział, jakby właśnie przełknął coś paskudnego.


- Dobrze. Więc do zobaczenia o wpół do siódmej. Do zobaczenia, sir.


Nie dając Severusowi żadnej szansy na pożegnanie się, Złoty Chłopiec rozłączył się.


Bezczelny szczeniak!


Chociaż, przynajmniej dzieciak nie był tak sentymentalny przez telefon: krótka rozmowa pozostawiła Severusa z chęcią mordu… Co oznaczało, że mężczyzna miał kilka godzin na planowanie.


Jak ma sobie poradzić z ujawnieniem tego, co zamierzał? Oczywiście powinien zabrać ze sobą swoją różdżkę – wtedy będzie wstanie zaoferować Potterowi dowód, jeśli ten o niego po prosi. Snape żałował, że Eliksir Uspokajający magicznie nie przybył tutaj razem z nim tak, jak jego różdżka – tylko na wypadek, gdyby Harry był zbyt podekscytowany – ale najwyraźniej nie tak miało być.


*


- Jest pan wcześniej, sir – zauważył Harry, marszcząc brwi.


- Bardzo spostrzegawcze, panie Potter – wymamrotał Severus, przechodząc przez drzwi, by znaleźć się w mieszkaniu młodego Gryfona.


Rozejrzał się dookoła. To było całkiem ładne miejsce, ale dla Snape’a było trochę zbyt małe i przytulne.


- Cóż. Kolacja nie jest jeszcze gotowa, więc… Przypuszczam, że powinienem zaprosić pana do salonu. Proszę.


Snape spojrzał na „salon”, który wskazał mu Potter. Była tam kanapa i stary fotel tuż obok małego, drewnianego stolika, na którym znajdował się telewizor. Wszystko to było umiejscowione około półtora metra od kuchni. To wyjątkowo ciasne miejsce.


Mistrz Eliksirów skinął Złotemu Chłopcu w geście podziękowania, po czym skierował się w stronę kanapy, niezdarnie na niej siadając.


- Mogę coś panu podać, sir? – zapytał Harry uprzejmie.


- Wodę mineralną, jeśli to nie sprawi kłopotu – powiedział Snape z wymuszoną grzecznością, która w jego ustach brzmiała wyjątkowo obco.


- Żaden problem.


Potter podał mu szklankę wody z lodem, po czym usiadł w fotelu znajdującym się naprzeciwko Snape’a.


Severus zauważył, że Harry ma dużą, przezroczystą plastikową butelkę stojącą na blacie innego stolika. Była wypełniona praktycznie do połowy. Owa butla była naprawdę imponujących rozmiarów – musiała przechowywać ponad dziesięć litrów wody. Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi, patrząc na nią. Jak dużo mogła wypić jedna osoba na raz?


- Spragniony? – zapytał drwiąco.


- Nie bardziej, niż zazwyczaj – odpowiedział Potter z rozbawionym spojrzeniem.


Młodzieniec wziął duży łyk wody – zupełnie, jakby był to środek uspakajający.


- To przynajmniej sprawi, że nie jestem odwodniony.


- Widzę.


Siedzieli w ciszy przez chwilę. Dłużej niż chwilę. Kiedy w końcu cisza zaczęła stawać się nie do zniesienia, coś zadzwoniło w kuchni.


- Dzięki Bogu – wymamrotał Potter pod nosem, po czym wstał tak szybko, że Severus był zaskoczony faktem, iż młodzieniec nie stracił równowagi. – Kolacja gotowa – dodał niepotrzebnie Harry, chyba tylko ze względu na to, że nie wiedział, co innego mógłby rzecz.


- Tak, oczywiście. Przypuszczam, że to ten okropny dźwięk jasno na to wskazuje – warknął Severus równie niepotrzebnie.


Zrobił to tylko dlatego, iż sądził, że tego właśnie się po nim spodziewano.


Potter wyglądał na niezwykle zrezygnowanego pomysłem zjedzenia kolacji z Severusem. Cóż, pomyślał uszczypliwie Mistrz Eliksirów, przynajmniej w tej kwestii czuli tak samo.




Potter przygotował jakiś rodzaj wegetariańskiego dania – karmelizowana cebula, podsmażane grzybki i zielona papryka z fasolą i ziemniaczanym puree. To nie było coś, co Severus jadł kiedykolwiek. Z pewnością nie widział nigdy, by Potter w jego, Snape’a, świecie jadł coś podobnego. Gdzie był stek i ciasto z nerek? A te małe pieczone kiełbaski, które ten bachor tak bardzo lubił?


Niemniej jednak – niezależnie od tego, co to za danie – smakowało całkiem nieźle.


Severus był niezmiernie wdzięczny, że maniery Złotego Chłopca uległy znacznej poprawie. Nie sądził, by był w stanie znieść myśl o jedzeniu czegokolwiek z Potterem ze swojego świata.


Niejednokrotnie Snape złapał się na zastanawianiu, jak to się stało, że Harry stał się tak dobrym kucharzem.


Gdy obaj zjedli już kolację, Potter zaczął sprzątać ze stołu. Severusa nagle naszła dziwna chęć zaoferowania swojej pomocy. Jakby wyczuwając mentalną walkę Mistrza Eliksirów, Złoty Chłopiec potrząsnął przecząco głową i powiedział:


- Dlaczego nie rozgościsz się w salonie, a ja w tym czasie sprzątnę? Mimo wszystko jesteś moim gościem; zajmie mi to momencik.


Czekając, Snape zastanawiał się – prawdopodobnie po raz setny – czy dobrze zrobi, mówiąc o tym wszystkim Potterowi. Tak wiele rzeczy może pójść źle – to była wyjątkowo delikatna sytuacja, a Severus nigdy wcześniej nie został zmuszony do radzenia sobie z czymś takim. A potem – zdecydowanie za wcześnie – Potter znów siedział w tym samym fotelu, co wcześniej, przerywając chwilę niezdecydowania Snape’a, zmuszając go do podjęcia jakiegokolwiek działania.


- Więc – powiedział Harry tym znajomym, rzeczowym tonem. Severusa po raz kolejny uderzył fakt, jak bardzo podobny do Lily był ten chłopak. – O czym chciał pan ze mną porozmawiać, sir?


- Potter. – Snape odezwał się, idealnie naśladując ton głosu Harry’ego. – Zamierzam ci coś powiedzieć, dlatego potrzebuję twojej całkowitej uwagi. – Słysząc to, dzieciak wyprostował się. – Muszę mieć możliwość uzupełnienia mojego wyjaśnienia bez żadnego przerywania mi. Wszelkie okrzyki niedowierzania i oskarżeń mojej rzekomej choroby umysłowej mogą zaczekać aż skończę. Czy to jasne?


Harry skinął twierdząco głową.


No cóż.


Czas zaczynać, pomyślał ponuro Mistrz Eliksirów.


- Najwyraźniej zauważyłeś, że zachowuję się zupełnie inaczej. Może byłem trochę… surowy dla ciebie, więc ja… - Usta Snape’a wykrzywiły się, a on sam po trzykroć przeklął mentalnie sadystycznego boga, który wysłał go tutaj, zamiast pozwolić mu umrzeć we Wrzeszczącej Chacie. – Przepraszam.


Kątem oka zobaczył, że Potter uśmiecha się dziwacznie na to stwierdzenia, a to z kolei zirytowało Mistrza Eliksirów jeszcze bardziej.


- Jednakże, odłóżmy na bok głupie sentymenty. Jestem ci winien odpowiednie wyjaśnienie, dlaczego nie byłem sobą. To nie jest prosty przypadek amnezji, co niewątpliwie podejrzewałeś i z pewnością miałeś na to nadzieję. Nie odzyskam straconych wspomnień i nie wrócę do „starego siebie”. Dzieje się tak dlatego, że..


Merlinie… Severus po prostu musiał to zrobić. Musiał podjąć stanowczą decyzję. Jak to mówią mugole? To będzie jak „zerwanie plastra”? Jeżeli Snape zrobi to szybko, mając jak najlepsze intencje, to będzie bolało jedynie przez krótką chwilę, prawda? Czy nie?


Severus wziął głęboki oddech, by się uspokoić, po czym kontynuował:


- To dlatego, że nie jestem tym Severusem Snape’em, którego znasz. Wprawdzie, ja… nigdy nim nie byłem. – Odchrząknął, kiedy jego kołnierzyk stał się dziwnie napięty, po czym poluźnił go. – Oczywiście, nazywam się Severus Snape, ale nie ten, do którego przywykłeś. Zajmuję się dość specyficzną dziedziną nauk. Tą dziedziną są wyjątkowo zaawansowane mikstury, ale nie chemia i fizyka. Jestem Mistrzem Eliksirów, a nie doktorem nauk.


Cisza.


Cóż, na Merlina, to na pewno nie zamierza skończyć się dobrze. Wcale. Severus zachowywał się chaotycznie – chaotycznie, nie do wiary! Snape tak się nie zachowuje, to się po prostu nie zdarza.


A Potter z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej zaskoczony. Czas na szczerość. Czas na zerwanie plastra – szybkie, z jak najlepszymi intencjami.


- Czarodziejem, Potter – warknął Severus. – Ja jestem czarodziejem.


- Czarodziejem – powtórzył słabo Złoty Chłopiec, najwyraźniej zapominając, że miał nie przerywać.


- Tak. Czarodziejem. Przysięgam, że jeśli kiedykolwiek dowiem się, kto to zrobił, wypatroszę tą osobę i użyję jej wnętrzności do jednych z najgorszych eliksirów, masz moje słowo. Pochodzę z innej płaszczyzny istnienia, gdzie istnieje magia i jakoś… Merlin jeden wie, jak, ale zostałem tutaj przetransportowany zamiast umrzeć, co zdecydowanie powinienem zrobić. Naprawdę żałuję, że nie dano mi do tego sposobności. Wszystko byłoby o wiele mniej… chaotyczne, jeśli po prostu pozwolono by mi odejść. Kiedy nie wszystko idzie zgodnie z planem, to jest tego wynikiem! To!


Snape gestykulował dziko, jedynie mgliście świadom, że zachowywał się dziwacznie i z pewnością niezwykle przerażał Pottera.


- To, sir? – powtórzył Potter, brzmiąc na pełnego wątpliwości.


- Tak, to! – krzyknął Snape. – Ja! W twoim salonie! W świecie, o którym nie wiem zupełnie nic! Byłem szczęśliwy! Ja… - Cholera, dlaczego musi to mówić? Jak bardzo stereotypowy chciałby być? – Cóż. Dobrze. Może nie szczęśliwy, ale naznaczony; miałem cel w swoim świecie!


- Jesteś… czarodziejem – powiedział Potter.


- Tak, ty głupi chłopaku, czarodziejem! Jesteś tak samo głuchy, jak głupi? – Snape zaczynał kipieć ze złości. Naprawdę zaczynał. – I nie przerywaj mi! To tylko jedno, proste polecenie: nie przerywaj mi!


- Ale… Tu musi być jakieś nieporozumienie, tak myślę. Czarodziej – odezwał się ponownie Harry, przybierając na twarz ten okropny uśmiech, jakby był tym, któremu udało się znaleźć niepodważalny powód obalający prawo grawitacji Newtona.


- Przestań tak mówić, ignorancie! – warknął Severus.


Młodzieniec potrząsnął głową w niedowierzaniu.


- Ale… Sir, nie może pan oczekiwać, że po prostu przyjmę to jak oczywisty fakt. Osobiście nauczał mnie pan…


Jednakże Snape miał dość. Wyszarpnął z rękawa różdżkę i wycelował ją prosto w usta Złotego Chłopca.


- Silencio! – wycharczał, a Harry zamilkł.


Zapadła śmiertelna cisza. Oczy młodszego mężczyzny niemalże wypadły z orbit tuż za prostokątnymi oprawkami. Potter otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydostał się na zewnątrz. Jego ręce momentalnie podniosły się do gardła, a zaskakująco zielone oczy wpatrywały się z desperacją w Severusa.


Z ust Harry’ego dało się wyczytać: Co mi zrobiłeś?, a to spowodowało, że twarz Mistrza Eliksirów wykrzywiła się w okrutnym uśmiechu.


- To co ci zrobiłem, panie Potter, powinno być całkiem oczywiste. Rzuciłem na ciebie zaklęcie uciszające, ponieważ nie wykonałeś mojego polecenia i nie pozostałeś cicho. Dopóki nie będziesz w stanie zwyczajnie się kontrolować… - Uśmiech Mistrza Eliksirów stał się jeszcze bardziej okrutny. – Chociaż nie. Zauważyłem, że całkiem to do ciebie pasuje.


- Zdejmij to! – wrzeszczał w ciszy Harry. – Przestań! Wierzę ci, dobrze? Po prostu to zdejmij!


- Zdjąć to? – jęknął Severus, wydając z siebie zgorszony dźwięk. – To chyba trochę za szybko, prawda panie Potter? W końcu to dopiero nasza pierwsza randka! Nawet jeszcze się nie całowaliśmy! Nie pozwól, aby to uczniowskie libido przejęło nad tobą kontrolę, głupi dzieciaku.


Rumieniec pokrył policzki Harry’ego, a jego czoło stało się lekko wilgotne od potu. Chłopak wyglądał na udręczonego okrutnymi insynuacjami Severusa. Wiec Snape miał rację – Potter był w nim zakochany! Coś zabłyszczało w jego oczach – łzy, pomyślał z niesmakiem Mistrz Eliksirów.


Snape był rozdarty między chęcią zakończenia cierpień Pottera i pragnieniem przedłużenia ich nieokreślonego, przysłowiowego, skopania leżącego, używając każdej informacji zdobytej z tych wszystkich listów. Pragnął sprawić, by gówniarz za to zapłacił.


Ale Potter patrzył na niego teraz z tym samym wyrazem twarzy, który Severus widział tamtego pamiętnego dnia, kiedy nazwał ją „szlamą”: niedowierzanie i niezaprzeczalna nienawiść. W jakiś dziwny sposób, teraz zabolało go to bardziej, niż wtedy. Historia lubi się powtarzać, pomyślał Mistrz Eliksirów, z trudem przełykając ślinę. Poczuł, jak jego klatka piersiowa niebezpiecznie się zaciska. Warknął, strzepując szybko różdżką i zdjął zaklęcie.


- Możesz sobie darować całą tą dramaturgię, Potter. Masz z powrotem swój głos, choć Merlin jeden wie, dlaczego tego chciałeś, skoro jest tak irytujący – wymamrotał pod nosem Mistrz Eliksirów, by jakoś ukryć swój dyskomfort. – Doprawdy, brzmisz jak jakiś mały, rozhisteryzowany pies pekińczyk. Zawsze skamlesz. To jest godne pogardy.


Niemniej jednak Potter nie skomlał teraz: nawet nic nie mówił, więc cisza stawała się coraz bardziej niewygodna. Snape poczuł, że robi się coraz bardziej zaniepokojony, więc natychmiast postarał się pozbyć tego uczucia: lęk, jak strach, był emocją, która nie sprzyja rozwiązywaniu problemów czy prostowaniu nieścisłości, więc Severus nie chciał, by mu towarzyszyły. W ogóle. Nigdy. A potem jego niepokój wzrósł do poziomu, który z pewnością był nie do zniesienia, podobnie jak cisza ciągle panująca w salonie.


Ostatecznie Mistrz Eliksirów wybuchnął:


- Potter, powiedz coś!


- Wyjdź – powiedział cicho. Tak cicho, że Severus nie był nawet do końca pewien, czy całkowicie zniósł zaklęcie uciszające.


Niemniej jednak gdy Snape natychmiastowo nie poruszył się, by odejść, głowa Pottera poderwała się do góry, a on sam utkwił ponownie wzrok w profesorze. Severusowi nie była potrzebna legilimencja, by wiedzieć, że Potter nie będzie w stanie kontrolować swoich działań, jeżeli Snape nie wyniesie się teraz z jego mieszkania.


Zdrowy rozsądek Mistrza Eliksirów kazał mu wyjść. Teraz. Ale Severus nie posłuchał go, zamiast tego próbując coś powiedzieć:


- Potter, przepraszam… Zachowałem się nieodpowiednio, ale może moglibyśmy spróbować jeszcze raz…


- Nie, jeżeli uprzednio cię zabiję – powiedział Harry tym samym, okropnie cichym głosem, który sprawił, że Snape zadrżał.


- Nie bądź nierozsądny, Potter – odpowiedział Severus, drżąc. – Zostaniesz aresztowany za morderstwo.


- Powiem, że to w obronie własnej – odrzekł słodko Harry. – Niechciany intruz wszedł do mieszkania. Oficerze, on tak bardzo mnie przeraził, naprawdę! Złapał mnie, a ja mimo wszystko nie przestałem wtedy myśleć, pociągnąłem za spust!


- Masz broń? – zapytał słabo Snape. – Dlaczego, na Merlina, masz własną broń?


Na twarzy Pottera pojawiła się drwina godna Mistrza Eliksirów, gdy młodzieniec ignorował pytanie profesora.


- To brzmi wystarczająco przekonująco, prawda? Pamiętam, że powiedziałeś mi, że mam perfekcyjny umysł do manipulowania ludźmi, a wszystko, co muszę zrobić, to zamrugać oczami i wszyscy wokół mnie wpieprzą się w gówno. – Zatrzymał się. – Ach, nie, przecież to nie byłeś ty, prawda? To był mój Severus, a ty nim nie jesteś. Nie, nawet trochę go nie przypominasz. Nie wiem kim jesteś, ale twoja zjadliwość, podłość i okrucieństwo napawają mnie wstrętem.


Severus wstrzymał oddech.


- Potter, nie sądzisz czasem, że byliśmy nieco…


- Nie, my nie byliśmy. Wyjdź stąd. Teraz. – Snape nawet się nie poruszył, a Harry w odpowiedzi zacisnął zęby. – Wyjdź.


- Nie skończyliśmy jeszcze rozmawiać. Muszę jeszcze wszystko ci wyjaśnić…


- Wiem już wystarczająco wiele. Dałeś mi dowód, którego potrzebowałem, aby obalić moją wcześniejszą, błędną teorię o realności magii i – co ważniejsze – błędne wyobrażenie o tobie. Teraz zaczynam tworzyć nowe hipotezy.


Na widok zdezorientowania na twarzy Severusa, drwiące spojrzenie Złotego Chłopca pogłębiło się jeszcze bardziej.


- Co? Już zaintrygowany? To cholerna metoda naukowców, Snape. Kiedy dostajesz dowód podważający jedną z teorii, należy ją obalić i zacząć tworzyć nową. Nie masz takiego sposobu w… co to było? Och, tak, eliksiry. Wyjdź stąd, zanim użyję cię w demonstracji na kolejnych zajęciach laboratoryjnych, Mistrzu Eliksirów.


Wypluł tytuł Snape’a jak zniewagę. Mężczyzna był nieco pod wrażaniem, że ten spokojny chłopak był w stanie włożyć tyle jadu w prosty, krótki epitet.


- Prawdopodobnie o tym nie wiesz – kontynuował Potter pozornie rzeczowym tonem – ale teraz pracujemy nad kolizjami. Zastanawiam się, jaka byłaby siła wypadkowa, gdyby ośmiuset kilogramowy samochód jadący z prędkością stu kilometrów na godzinę uderzył w ciebie, idącego chodnikiem wzdłuż ulicy z prędkością sześciu kilometrów na godzinę. – Młodzieniec pochylił się. Severus całą swoją siłę woli zmusił się, by nie zrobić odruchowego kroku wstecz. – Oczywiście, trzeba byłoby zrobić kilka trudniejszych zadań, jak zamiana godzin na sekundy, ale sama matematyka zajęłaby zaledwie kilka minut. Pomyśl, czy mógłbym po prostu kazać dzieciakom narysować wykres, czy może powinniśmy iść wszyscy razem i pokazać im to wszystko na żywo? Myślę, że nauczyliby się dużo więcej, gdyby poszli ze mną. Zgadza się pan ze mną, sir?


- Potter, jesteś zdenerwowany, nie myślisz jasno…


- A ty nie jesteś mężczyzną, którego znałem. Wypierdalaj z mojego domu – powiedział dobitnie Potter.


Snape wyszedł.




__


* B.A – Bachelor of science. Ze względu na różnice w systemie edukacji nie będę tego tłumaczyć. Wedle wujka Google, jest to coś ponad licencjatem, a poniżej magistra.


** Sc.D – Doctor of science. Polskim odpowiednikiem jest doktor nauk, co wedle mnie może być również naszym „doktoratem”.


------


Beta: Malinka :*



3.

Severus wziął tydzień zwolnienia chorobowego, co było jedynym rozważnym posunięciem, kiedy nie wiedział nic na temat przedmiotów, których podobno nauczał. A Severus zawsze był wyjątkowo rozsądny.

Cóż, pomyślał, przypominając sobie tę okropną kolacjo-randkę, na której znalazł się z Potterem, przez większość czasu. W pozostałych chwilach był prawdziwym dupkiem.

Bez wątpienia Potter poczuł niesamowitą ulgę, że nie będzie musiał widzieć Snape’a przez cały tydzień, niemniej jednak to wywołało wyjątkowe poruszenie wśród uczniów. Zupełnie jak Severus w czarodziejskim świecie, ten profesor Snape z mugolskiego również nie brał zwolnień lekarskich. Nigdy. To było coś jak chaotyczny lub zaniepokojony Mistrz Eliksirów. To się po prostu nie zdarzało.

Jego uczniowie byli przerażający. Okrutne plotki obleciały szkołę z prędkością światła – zaczynały się od możliwości, że Snape umierał na jedną z rzadkich chorób tropikalnych, a kończyły na propozycji, iż został porwany z bronią przytkniętą do skroni.

Severus znał je wszystkie tylko dlatego, że w końcu udało mu się rozgryźć, jak działa to cholerne pudło w jego gabinecie – to z monitorem, długą tablicą wypełnioną literami i cyframi, mające te wszystkie przewody i stały komunikat na ekranie, mówiący mu, że jego rozwiązanie nie było odpowiednie. Może chciałby udać się do Panelu Kontrolnego i się tym zająć? Snape’owi ostatecznie udało się dostać do… Internetu, tak?... i sprawdzić pocztę elektroniczną.

W jego skrzynce odbiorczej była niezliczona ilość wiadomości zarówno od jego współpracowników, jak i studentów. Wszystkie zmierzały do tego samego pytania, ujętego w bardzo prostacki sposób: „Gdzie, do jasnej cholery, się podziewasz?”.

Severus zignorował wiadomości, głównie dlatego, że nie znał tych wszystkich ludzi i z pewnością nie miał pojęcia, jak odpowiedzieć. Jakim typem człowieka był ten drugi Snape? Czego oczekiwali po nim ci ludzie?

I jeszcze sprawa samego komputera. To pudło było co najmniej przerażające i to nie tylko dlatego, że – choć Snape wiedział, że działa dzięki elektryczności – zdawało się bazować na magii. Wadliwej magii. Ta po trzykroć przeklęta rzecz zdawała się robić mu na złość. W dodatku Snape nie znał żadnego z haseł. Żmudne godziny zajęło mu przeszukiwaniu gabinetu, wbrew wszystkiemu mając nadzieję, że gdzieś je zapisał. Ostatecznie znalazł je, po raz pierwszy będąc wdzięczny swojemu sobowtórowi za wyraźną swobodę w kwestii przechowywania osobistych danych.

Spędził również mnóstwo godzin, ślęcząc nad księgami znajdującymi się w jego gabinecie. Bezskutecznie starał się choć trochę zrozumieć chemię, fizykę, biologię, biochemię i psychofarmakologię. To zdecydowanie było zbyt wiele. Parokrotnie próbował nawet użyć zaklęcia zatrzymywania w nadziei, że chociaż magicznie uda mu się zmusić samego siebie do przyjęcia wiedzy, którą zaczął zdobywać około siedemdziesiąt dwie godziny temu. Niemniej jednak nawet siódmy poziom intensywności wspomnianego czaru nie był w stanie sprostać nadmiarowi wiedzy, jaką musiał zdobyć: zaklęcie przepełniło się i uschło jak gałązka.


A kiedy spróbował zmusić swoje wspomnienia o tym, co przeczytał do trzymania się za tarczą oklumencji, żeby mógł wrócić do nich później, zorientował się, że ich siła słabnie i nikną, kiedy tylko chce bliżej im się przyjrzeć. Do piątku wiedział już, że najwyższy czas złożyć wizytę Harry’emu Potterowi.

Każde zajęcia z fizyki zostały podzielone na trzy oddziały: podstawowe, średnio-zaawansowane i zaawansowane. Potter nauczał wszystkie trzy. Severus wiedział to z rozkładu zajęć, który znalazł w folderze „Szkoła” zapisanym na pulpicie. Zazwyczaj jednak Snape w jakiś sposób trochę mu pomagał. Ich plany zajęć były w ciągłej rotacji: jednego tygodnia Potter mógł wziąć grupę podstawową i średnio-zaawansowaną, podczas gdy Severus zajmował się tą zaawansowaną. Z kolei w następnym tygodniu Snape uczył średnio-zaawansowaną i zaawansowaną grupę, by Harry mógł asystować w bardziej przyziemnych zadaniach, takich jak reorganizacja laboratoriów, zmiana programów nauczania, poprawianie wyników badań laboratoryjnych i nauczanie uczniów, którzy mają trudności z nadążeniem na kursie.

Kiedy Severus zdał sobie z tego wszystkiego sprawę, poczuł coś, czego nie dane mu było czuć od lat: poczucie winy. Biorąc tydzień wolnego – co jako pierwsze przyszło mu na myśl i było jedyną sensowną rzeczą – pozostawił Pottera ze wszystkimi grupami każdego roku. Bez niego Harry musiał zająć się również innymi, mniej lubianymi przez niego sprawami.

Snape przypuszczał, że jego pozostałe zajęcia zostały odwołane, ponieważ Potter nie mógł nauczać chemii bez zniszczenia laboratorium. Poza tym biologia, biochemia i psychofarmakologia wykraczały daleko ponad umiejętności i wiedzę Harry’ego. Ale wciąż… Potter prawdopodobnie spędzał w szkole dziesięć godzin dziennie, ucząc. Ogółem zapewne przesiadywał tam po dwadzieścia na dobę, by uporać się ze wszystkimi obowiązkami.

Koniec końców w brzuchu Mistrza Eliksirów zrodziło się pewne uczucie, które ostatecznie zmusiło go do pokazania się w fizycznym laboratorium o wpół do trzeciej w piątek po południu. Potter pracował sam na sam z dziewczyną w warkoczach – sądząc po jej wyglądzie, była na trzecim roku – nad jej problemami z lekcji. W tej chwili była marną słuchaczką, niemalże zupełnie się wyłączając. Wyglądała na zaskoczoną, kiedy Potter zapytał w końcu uprzejmie:

- Rozumiesz to? Proszę. Spróbuj rozwiązać to samodzielnie i daj mi zerknąć, kiedy skończysz.

Dziewczyna skinęła głową, jakby myślała, że sugestia Pottera jest najwspanialszym pomysłem, o jakim kiedykolwiek słyszała.

Merlinie, pomyślał Severus ze zdegustowaniem. Trzecioroczni studenci byli naprawdę najgorszym rodzajem uczniów, jakich można nauczać. On sam wolał myśleć o studentach, jak o aseksualnych istotach bez pragnień i nienawidził, kiedy zmieniali jego tok myślenia – czy to przez nieuwagę, czy w jakikolwiek inny sposób.

Potter pozostawił uczennicę samą, po czym podszedł do Severusa. Jego napięty wyraz twarzy wyrażał słabo ukrywaną złość.

- Co pan tutaj robi, profesorze? – zapytał uprzejmym tonem, będącym kompletnym zaprzeczeniem gniewu, który nim targał. – Myślałem, że wciąż leży pan chory w łóżku.

- Wydaje mi się, że całkowicie już wyzdrowiałem – powiedział sztywno, znacząco ignorując doskonale słyszalne dla niego: „Cóż za szkoda”, wymamrotane pod nosem przez Harry’ego.

- Pomyślałem, że cię odwiedzę i zobaczę, jak sobie radzisz podczas mojej nieobecności.

- Wszystko jest w porządku, sir – powiedział łagodnie Potter. – Jak najlepszym.

- Żadnych problemów, mam nadzieję?

- Nic, czym powinieneś się martwić.

- Panie Potter – powiedział Snape, wzdychając. – Nie przyszedłem tutaj, żeby walczyć z tobą czy twoimi chaotycznie ukrytymi urazami. – Snape zauważył, że uczennica trzeciego roku przypatruje im się z ciekawością. – Może moglibyśmy przenieść tę dyskusję na bardziej prywatny teren?

- Wszystko, co mogę zaoferować, to korytarz, sir – powiedział szczerze Potter. – Nie mogę opuścić dla pana zajęć powtórzeniowych do sesji.

Severus przypuszczał, że Potter naprawdę nie powinien tego zrobić. Zmarszczył brwi.

- Korytarz. Uczniowie się tam nie kręcą?

- Jest po trzeciej po południu, więc szczerze w to wątpię. Prawdopodobnie nikt nam nie przeszkodzi.

- A więc bardzo dobrze – powiedział Snape. – Porozmawiajmy w korytarzu.

- Oczywiście. – Potter odwrócił się, spoglądając na jedną z dziewczyn, po czym powiedział: - Ashley, wrócę niedługo. Muszę porozmawiać z profesorem Snape’em na temat niektórych zajęć.

Po wyjściu klasy, Mistrz Eliksirów spojrzał na młodzieńca z niedowierzaniem.

- Nazywasz swoich uczniów po imieniu?

- Technicznie rzecz biorąc, to nasi studenci. Obaj ich uczymy – poprawił Potter. – I tak, robię to.

- To idealna podstawa do posądzenia o molestowanie seksualne – wysyczał Severus.

- Nie bądź taki melodramatyczny. Zorientowałem się, że uczniowie lepiej odpowiadają, kiedy używa się ich imion zamiast nazwisk. Do tego są przyzwyczajeni – odpowiedział Harry.

- To jest niewłaściwe – zaoponował Severus.

- Nie o tym chyba chciał pan rozmawiać, przychodząc tutaj – rzekł młodszy mężczyzna, wzdychając.

Mistrz Eliksirów wziął głęboki wdech, po czym potrząsnął przecząco głową.

- Nie, to nie dlatego przyszedłem. Chciałem przeprosić… Jeszcze raz.

- Pańskie przeprosiny muszą być nic nie warte, sir, skoro rozdaje je pan tak beztrosko, jak cukierki dawane dzieciom w Halloween – mruknął Potter.

Severus zazgrzytał zębami – to było wszystko, co mógł zrobić, aby nie udusić swojego asystenta, kiedy za drzwiami siedziała jedna z ich uczennic. Poza tym gdyby zabił Harry’ego, Hogwart zostałby pozbawiony obu profesorów nauk i Merlin wie, jakby się to skończyło.

- Niemniej jednak – warknął – z pewnością są uzasadnione. W dodatku jestem skłonny wypowiedzieć je bardziej dobitnie. – Wziął głęboki oddech. – Panie Potter, przepraszam za moje zachowanie w zeszłym tygodniu. Było wyjątkowo niegodne i jak najbardziej nie na miejscu.

Stanowcze spojrzenie Harry’ego nieco złagodniało, kiedy mówił w odpowiedzi:

- Zgadza się. Było wręcz okropne. – Westchnął. – Z drugiej jednak strony groziłem, że cię zabiję, więc sądzę, że doszliśmy do punktu, gdzie…

- Dość. To, co człowiek robi w swoim domu jest o wiele łatwiejsze do wybaczenia niż to, co robi będąc w gościach. – Mistrz Eliksirów spojrzał na swoje paznokcie, ponieważ nie miał nic lepszego do robienia. Potem przeniósł wzrok na swojego asystenta. – Czy twoje lekkie przekomarzanie się i wspomnienie grożenia mojej osobie oznacza, że przyjmujesz moje przeprosiny? Nie widzę nigdzie broni, o której wcześniej wspominałeś.

- Proszę się nie wygłupiać, sir – powiedział Potter z uśmieszkiem. – Przecież nie przyniósłbym broni do szkoły.

- Tak przypuszczam. – Snape zatrzymał się na moment. – Naprawdę masz broń?

Wyraz twarzy Harry’ego znów stał się nieczytelny.

- Czy pan naprawdę chce, abym odpowiedział na to pytanie, sir? Czy pyta pan tylko po to, by móc zapewnić później policję, że zaprzeczyłem jej istnieniu, utrzymując pana w niewiedzy, dopóki nie było za późno?

Snape poczuł, jak coś boleśnie zaciska się w jego żołądku. Odchrząknął.

- Więc masz broń – podsumował. – Merlinie, Potter, dlaczego?

- W celu ochrony – odpowiedział Harry, wzruszając ramionami.

- Ochrony przed czym? – zapytał Severus, brzmiąc nieco złośliwie. – Mieszkamy w dość przyzwoitej okolicy.

Młodzieniec raczej elegancko wzruszył ramionami.

- Nie wiem, sir. Mam ją już od dawna. Zdobyłem ją na długo przed tym, jak się tutaj przeprowadziłem. – Zamilkł na chwilę. – Mówię to znów, ale to chyba nie jest powód, dla którego przyszedł pan tutaj? Nie o tym chciał pan rozmawiać?

Severus westchnął.

- Nie – wymamrotał. – Tak przynajmniej przypuszczam. – Jak najlepiej to powiedzieć? – Potter, ja… - Snape zacisnął zęby. – Ja… Nie wiem nic o…

- …Nic, sir? – zapytał złośliwie Potter.

Severus niemalże siłą pohamował chęć uduszenia tego małego bachora.

- Nie! – warknął Snape, po czym zmusił się do uspokojenia. Dopiero co się dogadali, więc nie byłoby mądrze wywołać kolejnej kłótni zaledwie kilka minut po naprawieniu wzajemnych stosunków. – Nie. Nie wiem nic o tematach, których mam nauczać. W związku z tym, Potter, ja… wymagam twojej pomocy.

Och, i znów to obleśne słowo. Pomoc, asystowanie, wsparcie: one wszystkie były podłe, bo każde z nich wręcz krzyczało w ładniejszy sposób: „Pomóż mi!”, a Severus nigdy nie prosił o pomoc.

Podsumowując, Severus w zeszłym tygodniu zrobił mnóstwo rzeczy, których nie robił wcześniej. Włóczył się, był nerwowy, przepraszał kogoś, kto nie był Lily ani Dumbledore’em, gotował dla siebie, brał wolne, prosił o pomoc… Tak. Przed pierwszym spotkaniem z tym bezczelnym, dwudziestodwuletnim asystentem przejawiającym niezwykły geniusz w dziedzinie fizyki, wszystko było pod kontrolą. Jeszcze wtedy był Mistrzem Eliksirów, który miał właśnie umrzeć w wyniku ugryzienia ogromnego węża, ale wciąż nim był. Teraz był tylko mężczyzną z magicznym patykiem, ironizującym asystentem oraz życiem, o którym zupełnie nic nie wiedział.

Niemniej jednak – sądząc po wyrazie twarzy Pottera – to wszystko nie było dla niego inne. Może za tym uprzejmym głosem i zabawnymi szkłami okularów młodzieniec był tak samo zdezorientowany jak Severus? Zmieniło się zbyt wiele i zbyt szybko.

Dlaczego Snape się tym przejmował? Czy w jakiś sposób ten dzieciak również go zmienia? Prawdopodobnie nadszedł czas na kolejne sprawdzenie go – wyglądał na wystarczająco wyrozumiałego. Szczególnie, jeżeli ten irytujący młodzieniec był w nim zakochany. Severus odchrząknął, przywołując na twarz najbardziej neutralny wyraz.

- Chciałbym powtórzyć tę kolację – powiedział obojętnie. – Być może tym razem obędzie się bez mojej fizycznej napaści na twoją osobę i twoich słownych ataków na moje życie.

Potter zamrugał szybko, po czym jeden z najłagodniejszych uśmiechów wypłynął na jego twarz.

- Bardzo dobrze – powiedział życzliwie. – A więc do zobaczenia u mnie dziś wieczorem. Przypuszczam, że uda się panu znaleźć drogę do własnego domu.

- Tak, oczywiście – odrzekł zirytowany Severus. – Myślisz, że kim jestem? Niekompetentnym pierwszoroczniakiem?

Harry wzruszył ramionami i powiedział:

- Nikt tutaj nie wątpi w pańskie kompetencje, za wyjątkiem pana, sir. Do zobaczenia o ósmej trzydzieści.

Wśliznął się do środka, aby pomóc Ashley (doprawdy, co ten dzieciak robił, nazywając dziewczynę po imieniu? To mogło skutkować procesem sądowym, gdzie byłby oskarżony o molestowanie!) z jej niepokojącym problemem: „Dziecko, ważące 30 kilogramów, znajduje się na karuzeli, obracając się z prędkością 10 metrów na sekundę”, dopóki owo dziecko przypadkowo opuszcza „punkt znajdujący się pod kątem 63 stopni od ziemi” i odlatuje. Więc… „W którym kierunku odleci dziecko i jaka będzie jego końcowa prędkość?”.

Severus zmarszczył nos. Jeżeli cała fizyka jest tak śmieszna, był całkiem szczęśliwy, że nie urodził się mugolem.


*

- Doprawdy, sir – powiedział Potter, pozwalając Severusowi przejść przez drzwi, wprost do korytarza. – Zamierza mnie pan złapać znienacka, przychodząc kwadrans wcześniej za każdym razem, gdy pana zapraszam?

Snape zmarszczył brwi. By ukryć swój dyskomfort, wyznał:

- Właściwie, Potter – powiedział szybko. – Nie mam zegarka.

Młodzieniec przez chwilę pozostał cicho, po czym odpowiedział niepewnie:

- Właściwie, sir… ma pan.

Severus miał właśnie warknąć kąśliwą uwagę na temat tego, iż Potter powinien uszanować jego maniery. Oh, jak Snape tęsknił za czasem, kiedy dzieci były od tego, aby na nie patrzeć, ale ich nie słuchać. A potem przypomniał sobie, że gówniarz nie jest już dzieckiem.

Następnie zrozumiał sens, jaki niosła ze sobą wypowiedź rozmówcy.

- Byłeś w moim domu?! – dopytywał.

- Tak, ale za pańskim pozwoleniem! – Potter potrząsnął głową z niedowierzaniem. – Boże, ma pan jakąś paranoję! Doprawdy, sir, zachowuje się pan jakby był przekonany, że wkradłem się do pańskiego domu, kiedy pan spał tylko po to, aby móc myszkować pośród zegarów!

- Myślałem raczej nad włamaniem podczas mojej nieobecności – odrzekł ponuro Snape. – Myślę, że znajdowałbym więcej pocieszenia w podejrzeniu, że czaiłeś się w moim domu podczas snu. Wówczas twoja niezdarność i hałas nią spowodowany obudziłby mnie i mógłbym zejść na dół, aby odpowiednio się z tobą policzyć.

Niemniej jednak Potter nie wyglądał na poruszonego ideą „bycia policzonego”.

- Nie czaję się – powiedział z uśmiechem. – Po prostu stąpam delikatnie jak lampart.

Severusowi nagle uderzył do głowy przerażający widok twarzy dzieciaka połączonego z ciałem wspomnianego wcześniej zwierzęcia; Potter-lampart uśmiechał się ironicznie i mówił coś o uciekaniu przed zagrożeniem ze strony Snape’a; „Co to jest prędkość końcowa i w jakim kierunku będę biec?”

Och, Boże. Severus potrząsnął głową, aby pozbyć się niechcianego obrazu.

- Tak poza tym, to zegar jest w twojej kuchni – powiedział Potter przyjaznym tonem. – Jest w kształcie kota.

- Żartujesz, prawda? – zapytał z niesmakiem Mistrz Eliksirów.

- Zapewniam pana, że nie. Ma ogon, który rusza się w tą i z powrotem jak wahadło, a jego oczy są ogromne i zielone. Spoglądają z boku na bok w tym samym czasie, co ogon, ale w przeciwnym kierunku. Jest w biało-czarne paski; jak zebra. Pomyślałem, że powinien pan to wiedzieć. – Potter zamilkł na moment. – Jeżeli nie ma pan nic przeciwko, sir, to chciałbym zapytać, jak udaje się panu odmierzać czas bez zegara? Przecież nie ma pan nawet takiego kieszonkowego.

Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi, wciąż myśląc o rzekomym potwornym zegarze, który najpewniej wisiał nad jego lodówką. Zastanawiał się, czy ktokolwiek miałby coś przeciwko, jeżeli rozbiłby go w drobny mak.

- Jest zaklęcie – powiedział w końcu – które pozwala rzucającemu dowiedzieć się, która jest godzina, jeżeli pod ręką nie ma żadnego zegarka.

Severus wyciągnął różdżkę. Widząc to, Potter wzdrygnął się. Snape zmarszczył brwi; naprawdę aż tak bardzo wstrząsał tym młodzieńcem? Przecież nawet nie rzucił na niego klątwy Cruciatus! Choć z drugiej strony czyjeś pierwsze spotkanie z magią prawdopodobnie nie powinno wyglądać w taki sposób, w jaki Severus zapoznał z nią gówniarza. Co nie zmienia faktu, że rażące pokazy jego słabości denerwują Mistrza Eliksirów. Niezmiennie.

- Uspokój się, Potter. Nie bądź taki nerwowy. Mam zamiar pokazać ci tylko, jak czarodzieje sprawdzają czas. Nie zmienię cię w nic okropnego.

Ani nawet w coś o czterech łapach, na przykład w lamparta.

Severus machnął różdżką.

- Tempus – mruknął, a w powietrzu ukazały się błękitne liczby „20:25”. Snape rozwiał je kolejnym ruchem ręki.

Potter, najwyraźniej uspokoiwszy się po chwilowym szoku, zapytał z zaciekawieniem:

- Czas wojskowy… Dzięki niemu nie macie problemów z rozróżnieniem dnia i nocy, jak przypuszczam? Ale myślę, że to raczej oczywiste. Wpół do ósmej wieczorem zdecydowanie różni się od wpół do ósmej rano.

Severus nieco pochylił głowę.

- Owszem. Jednakże podczas pewnych pór roku bądź dnia, to może nie być aż tak oczywiste. Wschód i zachód słońca wygląda bardzo podobnie dla kogoś, kto nie jest szczególnie spostrzegawczy lub dla tego, kto z jakiegoś powodu stracił kilka godzin tu i tam. Podobnie jest w okresie zimowym, kiedy zmrok zapada wcześniej, a poranek wstaje później. Wtedy na przykład w pół do szóstej rano może wyglądać bardzo podobnie do swojego odpowiednika wieczorem.

Potter skinął głową wskazując, że Severus powinien usiąść w salonie, podczas gdy on będzie przygotowywał herbatę. Przez dłuższą chwilę panowała między nimi idealna cisza.

A potem to usłyszeli: pierwszy grzmot.

- O nie! Niestety, to zawsze dzieje się o tej porze roku. Linie energetyczne są tu, więc kto wie, jak długo jeszcze będzie światło – mruknął Potter, śpiesząc się, by skończyć przygotowywanie herbaty zanim otworzą się niebiosa i ściany deszczu spadną na mały dom.

Światła zamigotały i zgasły, a Harry zaklął cicho pod nosem.

- Powinienem mieć jakieś świeczki – powiedział.

- Nie fatyguj się – odrzekł Severus. – Pozwól mi. Lumos.

Kuchnia i pokój dzienny rozjaśniły się światłem pochodzącym z różdżki Mistrza Eliksirów. Właśnie dzięki temu Snape mógł zobaczyć, iż Potter spiął się cały. Minęła strasznie długa chwila ciszy, zanim młodzieniec powiedział cicho:

- Niezbyt polubiłem magię, sir.

Słysząc to, Severus poczuł iskrę rozdrażnienia, ale stłumił ją, przypominając sobie, iż miał cel, przychodząc tutaj i nie stać go było na kolejną awanturę z synem Lily. Zamiast tego zdecydował się zapytać:

- Dlaczego, panie Potter?

Najwyraźniej Snape nie był w stanie pozbyć się wszystkich gburowatych tonów ze swojego głosu, gdyż młody mężczyzna zamknął się w sobie, a jego twarz stała się pusta. Severus zaczynał poznawać jego charakter dzięki kilku poprzednim spotkaniom z nim: Potter był uprzejmy i serdeczny, choć nie potrafił kontrolować wyrazu swojej twarzy – być może za wyjątkiem utrzymywania jej przez większość czasu tak łagodną i przyjemną, jak to tylko możliwe. Działo się tak dopóki nie został sprowokowany; natomiast kiedy to robiono, reagował w jeden z trzech sposobów: a) uśmiechał się kpiąco, b) wściekał się i szydził, co denerwowało Severusa jeszcze bardziej oraz c) zamykał się w sobie; tak, jak zrobił to właśnie teraz. Snape gardził tym, bo szczególnie trudno było rozgryźć Pottera będącego w takim stanie. I choć Mistrz Eliksirów nie był fanem Harry’ego grożącego jego życiu, nie cieszył go również Potter, którego nie mógł sprowokować. To odbierało mu całą zabawę!

Młodzieniec po raz kolejny elegancko i obojętnie wzruszył ramionami, mówiąc:

- To tylko wydaje mi się… nie wiem… zbyt proste.

- Proste? – powtórzył ostro Severus.

Był zaskoczony, gdyż spodziewał się, iż Potter powie coś w stylu: „Nie sądzę, aby to było naturalne” albo „To wszystko niesamowicie mnie przeraża” lub jakikolwiek podobny temu idiotyzm. Ale: „zbyt łatwe”? Co to ma być?

- Cóż… tak. – Harry przyniósł obie filiżanki herbaty i jedną z nich podał Snape’owi. – To tak, jakbyś niczego nie rozwiązywał; jakbyś tylko na chwilę pozbywał się problemu. Jakbyś przyklejał plaster.

Severus zmarszczył brwi.

- Nie nadążam – powiedział krótko.

Potter westchnął.

- To tylko… Zakładam, że istnieją zaklęcia do wszystkiego, tak?

- Magia jest bardzo wszechstronna – powiedział po prostu Mistrz Eliksirów.

Młodzieniec westchnął, biorąc łyk herbaty.

- Zakładam również, że to nie tylko kręci się wokół zaklęć. Musi być coś jeszcze; różne komponenty, które po połączeniu we właściwy sposób tworzą całość magii.

Severus zmrużył oczy, wciąż nie mając pewności, dokąd zmierza Harry, a to wysoce go irytowało, gdyż Snape nigdy nie był niepewny: zawsze był o krok do przodu w każdej grze. Zawsze.

- Istnieją różne dziedziny magii – powiedział.

- I… - kontynuował Potter nadal raczej konwersacyjnym tonem. – Sądzę, że to w dużym stopniu jest podobne do mojego świata, prawda? Chodzi mi o to, że mamy lekarstwa, chemię, fizykę, matematykę, nauki humanistyczne… Chyba powinniście mieć swoją wersję tego wszystkiego.

- Do czego zmierzasz, Potter? – rzucił Severus.

- Mówię tylko, sir – odpowiedział spokojnie młodszy mężczyzna – że znaleźliście sposób, aby postępować za nami we wszystkich możliwych dziedzinach.

Ach, tak? Więc o to cały czas chodziło Potterowi.

- To, że udało nam się znaleźć skuteczniejsze metody wykonywania zadań nie oznacza wcale, że nie stajemy przed rozwiązywaniem własnych niepowodzeń, Potter – powiedział dobitnie Snape. – Sprawiasz, że to brzmi, jakbyśmy machnięciem różdżki mogli pozbyć się wszystkich naszych problemów. Z własnego doświadczenia mogę cię zapewnić, że to po prostu nie jest prawdą. Nasz świat jest nieco podobny do twojego. Jest w nim cierpienie, zło i ból. Magia nie może naprawić wszystkiego. Wydaje się nawet stwarzać więcej problemów, do których rozwiązania potrzeba o wiele więcej czasu. Wprowadzając większą potęgę magii – a także szybsze, łatwiejsze sposoby zdobycia jej – tworzymy idealny grunt dla korupcji i zniszczenia. To szaleństwo, ale tortur, jakie potrafimy zadać, żaden mugol – czyli człowiek taki, jak ty – nie jest w stanie pojąć.

Potter pochylił się do przodu.

- Ale tak właśnie jest, profesorze – powiedział cicho. – Magia nie może naprawić wszystkiego. Szukasz w niej rozwiązania, którego nigdy nie uda ci się znaleźć; przynajmniej dopóki nie zrobisz tego samodzielnie. Jest tak wiele rzeczy, których uczymy się jako dzieci – jeżeli istnieje problem, próbujemy poradzić z nim sobie sami. A jeśli toniemy, próbujemy się ratować, bo jaki lepszy moment znajdziemy na nauczenie się pływania? Te magiczne… rozwiązania! To tylko szybkie poprawki, które w rzeczywistości nie pomagają nam w poradzeniu sobie z czymkolwiek. Tak, jak powiedziałem: to tylko plaster. Opaska na problemy społeczeństwa.

- To jest wyjątkowo pochopny osąd – odrzekł Snape. – Zechciałbyś wyjaśnić ten komentarz?

Potter uśmiechnął się, patrząc na swoją filiżankę.

- Chodzi mi tutaj o zwykłe uproszczanie małych już rzeczy, jak utrzymanie się suchym podczas ulewy dzięki zaklęciom albo świecenie różdżką, kiedy w czasie burzy zgasną światła, bądź inne drobnostki tego typu. Możesz szukać pocieszenia w pomniejszych rzeczach, jednocześnie ignorując większe problemy w swoim życiu. Lub nawet gorzej; możesz zacząć brać te rzeczy za pewnik. Płaszcz nigdy nie zamoczy się jeszcze raz i, choćby nie wiem co, zawsze będziesz miał przy sobie latarkę.

Po raz kolejny Harry podniósł wzrok na Severusa, a wyrazu jego twarzy nie dało się odczytać.

- Prawdopodobnie uważasz nas, mugoli – jak nas nazwałeś – za mniej ważnych, bo nie potrafimy zrobić tego, co umiesz ty. Ale to w jakiś sposób jest dobre. To zmusza nas, aby bardziej starać się postępować do przodu z techniką; wzrastać w inteligencję, aby spotkać was. I, co ważniejsze, to zmusza nas do zaakceptowania rzeczy, których nie można zmienić, jak na przykład moknięcie na deszczu czy przymus przebywania przy świecach podczas burzy, gdy zgaśnie światło. Dla nas nie istnieją czary, które szybko to naprawią, więc jest to niedogodność, z którą uczymy się żyć. Zmieniamy rzeczy, które możemy i akceptujemy te, których nie możemy i po prostu wierzymy, że szybko przeminą te mniej przyjemne części naszego życia. I tak będzie. Rzeczy nie mogą na zawsze zostać takie same; wszechświat nie powstał, aby istnieć w ten sposób.

Potter odstawił filiżankę na stole, cały czas się w nią wpatrując i rzekł nieśmiało:

- My nie zostaliśmy stworzeni, aby tak istnieć.

Nagle Severus zdał sobie sprawę z tego, jak blisko siebie siedzieli. Przełknął gwałtownie, odstawił herbatę na stół i odsunął się nieco. Na krótką chwilę zapadło pomiędzy nimi milczenie, które ostatecznie przerwał Snape, mówiąc wyniośle:

- Więc mogę przypuszczać, że chcesz, abym zgasił to światło?

Potter wzruszył ramionami.

- Chciałbym, ale nie chcę, abyś czuł się niekomfortowo. Jeżeli wolisz, aby się świeciło, nie powinieneś tego gasić.

Severus parsknął.

- To twój dom, Potter – powiedział sarkastycznie. – W takim przypadku to, co sprawia, że czuję się komfortowo, ma naprawdę niewielkie znaczenie. Egzekwujmy niektóre cholerne przepisy, cygański chłopcze.

Tym razem Harry parsknął.

- Cygański chłopcze? – powtórzył.

- Tak, cygański chłopcze. To właśnie powiedziałem. – Severus po raz kolejny zmarszczył brwi. Ta zabawa drażniąco przypominała mu rozmowy z Lily, kiedy oboje byli jeszcze młodzi, a to było co najmniej niepokojące. – Jesteś wszędzie; najpierw zbyt spokojny, potem za bardzo rozentuzjazmowany. Nie ma żadnych sztywnych reguł, co sugeruje fakt, iż jesteśmy w ciemnym pokoju i podziwiamy burzę. I nawet nie zaczynaj oponować słysząc, iż nigdy nie widziałem, abyś jadł mięso.

Potter rozważał to przez chwilę.

- Jestem całkowicie pewien, że gdzieś istnieją mięsożerni cyganie, sir – powiedział logicznie.

- Nie ma żadnego – odrzekł Snape.

- Spotkałeś każdego cygana na całym świecie? – Potter patrzył sceptycznie na swojego rozmówcę.

- Tak. Dokładnie każdego.

Harry westchnął.

- Wie pan… - powiedział skromnie. – Cyganie są prawdziwymi ludźmi. Mają swoją naukę, doktryny i swoją metodę na życie. Wątpię, aby miło odbierali pańskie rażące uogólnienia ich egzystencji. – Kolejne wzruszenie ramion. – Powinieneś szanować inne kultury… Inne przekonania. Nie krytykuj czegoś, zanim dobrze tego nie poznasz.

- Manipulacyjna bestia! – odgryzł się Severus, ale było w tym niemalże wystarczająco dużo ciepła.

Po raz kolejny zapadła pomiędzy nimi pełna napięcia cisza, po czym Mistrz Eliksirów zaklął szpetnie i zgasił światło padające z jego różdżki. Merlinie, pomóż! Ten cholerny młodzieniec sprawiał, że Snape robił rzeczy, których nie zrobiłby w żadnej innej sytuacji! Gdyby nie fakt, iż potrzebował pomocy tego człowieka, uciekłby z tego domu szybciej niż zdołałby powiedzieć „deportacja”. Nawet w ciemności Severus mógł dostrzec irytujący uśmiech na twarzy młodszego mężczyzny.

- Dziękuję, sir – powiedział Potter brzmiąc, jakby naprawdę to robił.

- Nie wspominaj o tym – wypluł Snape. – Mówię poważnie, nie wspominaj o tym absolutnie nikomu. Nigdy.

Severus niemalże zobaczył, jak uśmiech Harry’ego poszerza się jeszcze bardziej

- Sir, nikt by mi nie uwierzył, nawet gdybym spróbował – rzekł, a Snape w odpowiedzi mruknął coś niezrozumiale. – Wie pan, że tak będzie lepiej – dodał Potter.

- Jakim cudem miało by w ogóle być lepiej? – rzucił Snape. – I nawet nie chcę słyszeć o żadnych twoich absurdalnych fantazjach! Nie jestem fanem obcowania z ludźmi i nie mam najmniejszego zamiaru wziąć cię na tej kanapie!

I znowu zapadła pomiędzy nimi niezręczna cisza. Mistrz Eliksirów niemalże doszedł do wniosku, iż zranił uczucia młodzieńca, dopóki ten nie powiedział lekceważąco:

- Nie, nic w tym stylu. To lepiej, bo… Cóż, niech pan spojrzy za okno następnym razem, jak uderzy piorun. Jest w tym coś wspaniałego. Deszcz i gwałtowny ruch gałęzi na wietrze są tak piękne, że w jakiś sposób latarka to wszystko niszczy.

Wskazał na okno, przez które widać było burzę szalejącą na zewnątrz. Błyskawica rozbłysnęła na niebie jakby ogromna, elektryczna eksplozja. Ogłuszający grzmot podążył zaraz za nią. Duże drzewa, wyglądające tak stabilnie i spokojnie, kiedy Snape mijał je w drodze tutaj, teraz były popychane burzliwymi podmuchami wiatru w tę i z powrotem.

- Nie widzę w tym widoku nic przyjemnego – rzekł chłodno Mistrz Eliksirów.

- Wiem, że pan kłamie, sir.

Potter miał rację: było coś pięknego w sposobie, w jaki burza władała światem, a co Severus mógł zobaczyć tylko wtedy, kiedy uderzył piorun. Gdy nie było błyskawic, wszystko było zanurzone w bezdennej, atramentowej czerni.

Czarodziej jedynie mruknął coś w odpowiedzi.

- Wiec… Jeżeli ty jesteś tutaj – powiedział w zamyśleniu Potter – to gdzie jest mój Severus Snape?

Mistrz Eliksirów nie mógł się powstrzymać: parsknął śmiechem.

- Twój Severus Snape, Potter? Czy ten człowiek wie, że należy do ciebie?

- Nie do mnie, tak właściwie. – Głos Harry’ego brzmiał bardzo niepewnie. Jego zakłopotanie wzrastało z każdą chwilą. – Jednakże z pewnością do mojego świata. Jestem tylko ciekawy, to wszystko. Jeżeli ty jesteś tu, gdzie jest on?


Severus westchnął.

- Cóż, Potter – powiedział cicho. – Zwykle, jeżeli już cokolwiek takiego się zdarza, działa to na zasadzie całkowitego przełącznika. Tak więc można słusznie przyjąć, że jeżeli ja jestem tutaj w jego ciele, prawdopodobnie on jest we mnie z powrotem w czarodziejskim świecie.

- Myślisz, że jest tam szczęśliwy? – zapytał Harry.

- Merlinie, zadajesz za dużo osobistych pytań. Można by pomyśleć, że jesteś zakochany w tym człowieku.

Potter zignorował to.

- Proszę kontynuować, sir.

Snape ustąpił.

- Prawdę powiedziawszy, Potter – odparł miękko – nie sądzę, aby twój ukochany profesor czuł teraz cokolwiek. Wątpię, aby czuł się szczęśliwy, smutny, zmęczony. Prawdopodobnie nie imają się go żadne emocje, które spotykają nas zazwyczaj w przeciągu każdego dnia. Będąc szczerym, mógłbym się nawet założyć, że Severus Snape jest martwy.

- Martwy? – krzyknął Harry.

- Tak, ale uspokój się – mruknął Mistrz Eliksirów. – Nie ma potrzeby tak bardzo uzewnętrzniać emocji. To zupełnie, jakbyś nosił je na sobie.

Potter odetchnął głęboko i spokojnie zapytał:

- Co ma pan na myśli, mówiąc „martwy”, sir?

- Dokładnie to, co mówię. Martwy. Denat. Sześć stóp pod ziemią. Zostawił swoje saboty.* Kopnął w kalendarz. Spotkał swojego stwórcę.

- W porządku! – powiedział głośno Harry. – Rozumiem. Ale jak? Miałeś umrzeć w swoim świecie?

- Tak. – Mistrz Eliksirów wrócił do tonu, który jasno wskazywał, że nie chce udzielać żadnych więcej informacji.

Po raz kolejny zapadła pomiędzy nimi cisza, przerywana jedynie głuchymi trzaskami wyładowań na zewnątrz. Sprawiała, iż miało się wrażenie, że tej nocy dzieje się naprawdę wiele.

Ostatecznie Potter powiedział ironicznie:

- Właściwie to dobrze. Gdyby nie umarł w twoim świecie, wykończyłby się tutaj.

Snape odwrócił się, by móc spojrzeć na sylwetkę młodego mężczyzny.

- Żartujesz – powiedział, nie chcąc słyszeć żadnego zaprzeczenia.

Potter wzruszył ramionami.

- Nie do końca. Zawsze pracował. Bez przerwy. Wiem, że ja też przepracowywałem bardzo wiele godzin tygodniowo, ale on… Jemu chodziło o coś zupełnie innego. Wszystkie te wykłady, różne badania i praca biurowa, z którą sam musiał się uporać… Zazwyczaj ledwie sypiał, poza tym jestem pewien, że cały ten stres w pojedynkę mógłby go zabić. – Westchnienie. – Chodzi mi po prostu o to, że gdyby nie ta przyczyna, zawsze znajdzie się druga.

- Chyba nie możesz tak spokojnie przyjąć do wiadomości informacji o śmierci człowieka, którego… - kochałeś, dokończył cicho Severus, ale choć ostatniego wyrazu nie powiedział głośno, obaj i tak go usłyszeli. Znów zapadła niezręczna cisza.

Nagle Potter wydał dźwięk. Brzmiało to jak coś pomiędzy parsknięciem a zirytowanym westchnieniem.

- To nie do końca tak. Przyjąłem to do wiadomości, ale… Nigdy nie traktowałbym jego śmierci w taki sposób; jakby mnie to obchodziło. Ale obchodzi – powiedział. – To tylko… W pewnym sensie to ulga, że jego już nie ma.

To wszystko brzmiało tak… melodramatycznie.

Niepotrzebne tragizowanie, pomyślał Severus. Prawie jak „Romeo i Julia”.

Jedna brew Snape’a podniosła się wysoko, niepomna faktu, iż Potter nie był w stanie zobaczyć jego ironicznego wyrazu twarzy. Mugolski Severus z pewnością kochał Harry’ego, o czym ten nie miał pojęcia. Prawdopodobnie nie wiedział o zamkniętej szufladzie w biurze, wypełnionej po brzegi jego listami, które otrzymywał przez całe cztery lata studiów młodzieńca. Pewnie Potter jedynie przypuszczał, że Snape z jego świata nigdy go nie kochał i nigdy też tego nie zrobi.

Cóż, jeżeli to w tę stronę mieli kontynuować tę rozmowę, Severus wejdzie do gry. Zmrużył oczy.

- Dlaczego wróciłeś do nauczania tak bardzo się nim przejmując, choć wiedziałeś, że nigdy nie odwzajemni twoich uczuć?

- Sir – odpowiedział Potter, przesuwając się lekko na kanapie, tak aby widzieć lepiej twarz starszego mężczyzny; choć, oczywiście, wciąż ciężko im było dostrzec siebie wzajemnie. – Czy kiedykolwiek kochałeś kogoś tak naprawdę mocno? Tak, że szalałeś, niemożliwie wręcz tonąc w tym uczuciu i nikt ani nic nie było w stanie tego przerwać? I nie miało znaczenia, czy obiekt miłości to odwzajemniał? Liczyło się to, że po prostu byłem obok niego i to właśnie było dla mnie czymś najważniejszym… Ważniejszym nawet niż instynkt samozachowawczy, jak przypuszczam.

Severus poczuł, że nagle zasycha mu w gardle.

- Tak – powiedział ostro, ale jego łamiący się głos zdecydowanie zepsuł zamierzony efekt.

- Więc ma pan swoją odpowiedź – odrzekł miękko Harry, opierając się plecami o poduszki na kanapie. Następnie przyciągnął kolana do brody i objął je ramionami jak dziecko.

I właśnie wtedy Snape miał ochotę zniszczyć tego pięknego, młodego mężczyznę z oczami i uśmiechem Lily, jej manierami… Tego osobliwego człowieka, który będąc tak oczywiście wspaniałym, pozostawał tak skromnym. Wyglądał tak niesamowicie delikatnie; Mistrz Eliksirów nigdy nie znalazł w sobie tyle łagodności, ile malowało się na twarzy Pottera. Młodzieniec w tak krótkim czasie zburzył cały jego dotychczasowy światopogląd. Severus chciał zabić dzieciaka za sprawienie, iż czuł teraz to, czego nie czuł nigdy wcześniej.

Niemniej jednak Snape zacisnął dłonie w pięści, czekając aż to odczucie minie. I tak się stało.

Cisza, która nastąpiła po ostatnich słowach Harry’ego była mniej nieznośna niż każda poprzednia. Napięcie gdzieś się ulotniło. W końcu Potter powiedział cicho:

- Przyszedłeś tutaj szukając pomocy, ale nie powiedziałeś w czym.

- Musimy stawić czoła pewnemu dylematowi, jak musiałeś zdać sobie z tego sprawę, Potter – mruknął Mistrz Eliksirów. – Nie mogę już uczyć…

W świetle błyskawicy rozświetlającym pokój Severus zobaczył, jak młodzieniec uśmiecha się szeroko.

- Też tak myślałem – odpowiedział. – Ale później pomyślałem, że możesz wziąć wolne do końca semestru, a ja nauczałbym za ciebie fizyki. Poprosilibyśmy dyrektora Dumbledore’a , żeby zatrudnił kilka osób do zastąpienia cię na chemii, biologii, biochemii i psychofarmakologii dopóki nie nauczysz się tego wszystkiego.

Mistrz Eliksirów parsknął.

- Nie bądź głupi, Potter. Lata zajmie mi nauczenie się tego wszystkiego na takim poziomie, nawet będąc w posiadaniu Myślodsiewni, eliksirów koncentracji, czarów zachowujących i oklumencji. Jak niby miałbym to zrobić?

Następny błysk światła za oknem ujawnił, jak Potter marszczy w zamyśleniu nos.

- Cóż – powiedział rozsądnie młodzieniec. – Nie wiem, o jakich magicznych bredniach właśnie do mnie mówiłeś, ale powiem tak: nikt nigdy nie powiedział, że musisz być doskonały w tym temacie. Musisz być na tyle przygotowany, aby wiedzieć zaledwie nieco więcej od studentów, których masz za zadanie nauczać.

- Potter – warknął zdenerwowany Snape. – Nie ma sensu uczyć czegoś, jeżeli nie można znacznie powiększyć swojej wiedzy. Trzeba dokładnie, całkowicie znać swój przedmiot. Wewnątrz i na zewnątrz. Nauczyciel, który nie zna swojego przedmiotu nie uczy, a jedynie wygłasza, a ja tego nie chcę. Pragnę nauczać. Jeżeli nie znam swojej dziedziny, nie powinienem jej uczyć. Należałoby raczej, abym oszczędził sobie wysiłku i zakłopotania i po prostu powstrzymał się od przekazywania wiedzy młodszemu pokoleniu.

Potter znów uśmiechał się pod nosem; Severus po prostu był w stanie to stwierdzić, nawet na niego nie patrząc.

- Ale przecież uda się panu odpowiednio powiększyć swoją wiedzę, sir, tylko dlatego, że nie potrafi znieść pan myśli, że pan nie podoła. Po prostu nie jest pan w stanie pozwolić, aby tak się stało. Severus Snape nigdy nie zawodzi.

Jednakże ten argument był nieważny i kompletnie nietrafiony, ponieważ Mistrz Eliksirów zaczął się zastanawiać nad tym, co Snape zrobiłby kiedyś i nie zrobi tego więcej – wszystkie jego dotychczasowe zasady wyszły przez okno. Na litość Merlina, siedział na kanapie z Harrym Potterem! W ciemności! W samym środku burzy! Rozmawiając o… uczuciach! Jak to się mogło stać?

Młodzieniec wciąż mówił.

- A poza tym – dodał, uśmiechając się pod nosem. – Jestem wspaniałym nauczycielem. Sam pan tak powiedział.

- Coś takiego nigdy nie padło z moich ust. To nie byłem ja, pamiętasz? – rzucił Mistrz Eliksirów. – I jaki masz interes w nauczaniu mnie? Nie chcę być uczony przez jednego z osłów, w którym kocha się trzecioklasistka!

Potter roześmiał się.

- Nie ma nic złego w osłach ani w zakochanych trzecioklasistkach, a mój styl nauczania jest całkowicie w porządku. Teraz jesteś po prostu nieco wrogo nastawiony.

- I w dodatku masz urojenia – zadrwił Mistrz Eliksirów. – Potter, przysięgam, że to nie zadziała! Nie będę uczył. Odmawiam też bycia nauczanym przez ciebie!

- Człowieku małej wiary, myślę, że tak byłoby dla ciebie lepiej – powiedział Harry. – Nie. Nie myślę, tylko wiem. Znam cię zaledwie od tygodnia, ale to dla mnie wystarczająco długo, aby zrozumieć, iż wydajesz się niemożliwie uparty w dążeniu do celu. Mój Severus też taki był. – Młodzieniec zaśmiał się znowu. – Ale pod tym względem byłem do niego niezmiernie podobny.

- Potter – powiedział ponownie Snape przez zaciśnięte zęby. – To nie zadziała. To po prostu nie może się udać. Nie mam pojęcia o żadnych filozoficznych bzdurach, których ty i twój Severus ‘nauczaliście’ albo raczej ‘wpychaliście do cudzych umysłów’; czy cokolwiek, kurwa, próbowaliście robić! Merlinie, ratuj! – westchnął chrapliwie. – Po raz ostatni zapewniam cię, że nie jestem twoim Severusem i nigdy nim nie będę!

- Wiem.

Ciało Pottera lekko się przesunęło, a gdy następna błyskawica przecięła niebo, rozświetlając całe pomieszczenie, Snape dostrzegł, iż młodzieniec patrzył na niego z przechyloną głową i zdeterminowanym wyrazem przystojnej twarzy.

- Proszę, profesorze – powiedział wreszcie. – Zróbmy to. Mój Severus nauczył mnie, że zawsze warto sprawdzić hipotezę, nawet jeżeli wydaje się być nieprawdopodobna, a nawet szalona. Jeśli jest choć najmniejszy cień szansy, że może okazać się prawdą, to warto to sprawdzić. Wiem, wiem, nie jesteś moim Severusem, ale ty również zajmowałeś się nauką, prawda? Więc powinieneś wiedzieć wszystko na temat hipotez, prognoz i badań z pozoru niepodważalnej teorii, by upewnić się, że żadne nowe informacje nie wydobędą się na światło dziennie, podważając ją! Spróbuj przetestować to ze mną. Pozwól nam spróbować. Jeżeli się mylę, to trudno, ale naprawdę nie sądzę, aby tak było. Myślę, że może ci się udać zrozumieć to wszystko…

- Bez użycia magii? Potter – rzucił Severus – to tak bardzo przewyższa „niemożliwe”, że kręcąc się wokół „możliwe” dewastuje się jego znaczenie i kontynuuje krążenie, aby powrócić do punktu wyjścia i skończyć przy „niemożliwe” jeszcze raz!

Potter wyglądał na otumanionego.

- Niepotrzebnie reaguje pan tak gwałtownie, sir – powiedział, potrząsając głową. – I podobnie niepotrzebnie robi to pan pesymistycznie. To znaczy… Och, daj spokój! Jesteś Severusem Snape’em. Jeżeli komukolwiek miałoby się to udać, to właśnie tobie.

- O co ci chodzi z tymi odrażającymi próbami wsparcia? Wy, Gryfoni, zawsze macie najbardziej niefortunne i najbardziej godne ubolewania pomysły – odrzekł szorstko Mistrz Eliksirów.

Potter roześmiał się.

- Nie byłem Gryfonem – powiedział ironicznie. – Byłem w Slytherinie, sir.

Severus zacisnął pięści. Domy tutaj muszą być zdecydowanie inne niż w magicznym świecie, jeżeli Potter był Ślizgonem. Jak oni w ogóle przeprowadzają przydział? Przez cholerny, generowany komputerowo test osobowości? Quiz w Internecie? Mniejsza o to. To, gdzie trafił Potter, nie jest szczególnie ważne w tej właśnie chwili. Problem był fakt, iż Potter planował uczyć go przedmiotów, o których Snape – aż do ubiegłego tygodnia – nigdy nie słyszał. To naprawdę zaszło już za daleko. Mistrz Eliksirów musiał postawić młodzieńca do pionu. Teraz.

- Nie obchodzi mnie, gdzie cię przydzielono – warknął – ponieważ ważniejsze jest teraz coś po stokroć gorszego. Jesteś zaślepiony miłością do człowieka, który już nie żyje, a w dodatku masz zamiar przenieść te uczucia na mnie.

Twarz Pottera lekko się zmieniła, ale tylko nieznacznie i jedynie na ułamek sekundy. Młodzieniec oblizał wargi.

- Sir – powiedział, pochylając się do przodu. – Tak właśnie może się zdarzyć. Nie będę zaprzeczał, że istnieje taka możliwość. I to też jest jedna z rzeczy, którą możemy sprawdzić. Jednakże jedyny sposób dla mnie, aby się o tym przekonać, to próba poznania cię bliżej…

Potter przerwał, choć Severus miał wrażenie, iż może usłyszeć trybiki pracujące w jego głowie na zwiększonych obrotach. Ten akt niewinności i determinacji godny jedynie Gryfona z krwi i kości wciąż pozostawał… aktem. O, nie! Potter doskonale wiedział, co teraz robi. Wargi Mistrza Eliksirów wykrzywiły się: Harry zamierzał ‘zaatakować’.

Młodzieniec pochylił się jeszcze bardziej.

- Ale… Ja po prostu wiem, że możesz to zrobić. – Jeszcze bliżej. – I chcę, abyś ty też to wiedział. Proszę. Nie możemy po prostu spróbować?

To było to! Dość tych głupot!

- Merlinie, Potter! Wpędzisz mnie do grobu! – wybuchnął. – Nie mogę ścierpieć takiego urojenia własnej wielkości!

Ale Potter znów się uśmiechał.

- Więc będę o tym myślał, jako o swojej lekcji cierpliwości, profesorze.

Severus ledwie – ledwie - powstrzymał chęć uduszenia go.


_

*saboty - chodaki. Myślę, że to jakiś dziwny angielski humor albo potoczne określenie


------


Beta: Malinka :*



4.

Severus Snape był bardzo niezadowolony. Naprawdę bardzo. Prawdę mówiąc ktoś mógłby pójść tak daleko, by nazwać go wściekłym.

- Potter – warknął. – To nie ma żadnego sensu! Ten tekst mówi o empirycznej formule, a następnie po prostu wraca do molekularnej, nie wyjaśniając przy tym żadnej z nich! Nie wspominając już o tym, że nie pokazuje, jak tego używać!

Młodzieniec podniósł wzrok znad swojego zadania dotyczącego fizyki kwantowej, po czym podszedł do Severusa.

- Mogę zobaczyć? – zapytał, wskazując na książkę.

Mistrz Eliksirów wydał z siebie dźwięk brzmiący jak coś pomiędzy „Oczywiście” a „Pieprz się”, po czym gwałtownie odsunął się od stołu razem z krzesłem. Podszedł do kredensu Pottera, wyciągnął szkło i nalazł sobie wody z kranu. Jeśli miał być szczery to musiał przyznać, że w tej chwili po stokroć wolałby napić się Ognistej Whiskey.

- Cóż, tak – powiedział Harry. – Ten tekst to gówno. Czemu nie mogę po prostu ci tego wyjaśnić?

Mistrz Eliksirów uśmiechnął się drwiąco.

- Nie ufam twoim wykładom chemicznym i nie będę tego robił, dopóki wciąż mogę sprawić, że nie wiesz, co powiedzieć. – Wziął duży łyk wody, aby się uspokoić i dodał: - Jesteś okropny w chemii i wiesz o tym.

Potter uśmiechnął się.

- Tylko w tej praktycznej części, sir. Jeśli chodzi o teorię, jestem asem. Po prostu musisz trzymać mnie z daleka od wszelkiego rodzaju chemikaliów. – Severus skinął głową. – Daj spokój, męczysz się z tym już dwa tygodnie. Posiadanie Otrzymanie pomocy naprawę jest dla ciebie tak straszną rzeczą?

- Tylko wtedy, jeżeli tym pomocnikiem jesteś ty, Potter – mruknął Snape; brzmiało to tak, jakby mężczyzna był zirytowany do granic możliwości, ale Harry jedynie podniósł brwi w odpowiedzi.

Mistrz Eliksirów ustąpił.

- Dobrze. Ale jeżeli będziesz próbował mnie ustawiać, Potter, przysięgam, że…

- Nie mam najmniejszego zamiaru tego robić, profesorze – odezwał się nieco szyderczo młodzieniec. – Chodź, spróbujemy uporać się z tym przed obiadem.

Severus z powrotem zajął swoje miejsce, próbując ignorować upokarzający fakt, że był obecnie nauczany przez jednego ze swoich starych studentów. Cóż, nie chodziło tylko o to, iż to jego były uczeń, a o to, że przez lata nienawidził tego gówniarza.

- Dobrze – powiedział żywo Potter. – Więc tak… - Chwycił kilka luźnych kartek i zaczął pisać na jednej z nich, jednocześnie mówiąc: - Formuła empiryczna jest najprostszym stosunkiem atomów w cząsteczce. Z kolei molekularna to faktyczna ilość atomów w danej cząsteczce. Na przykład…

Harry pochylił się, dzięki czemu Severusowi udało się złapać powiew czegoś, co pachniało jak spalone drewno, żywica i mydło zmieszane w jedno. Jeszcze bardziej kłopotliwy dla Snape’a był fakt, iż to połączenie tworzyło dla niego raczej przyjemny zapach.

- Weźmy na przykład glukozę. Wzór empiryczny to CH2O, prawda? A molekularny to C6H1206. Więc w zasadzie empiryczny wzór jest najprostszy z możliwych: po prostu należy podzielić każdy współczynnik wzoru molekularnego przez największy wspólny dzielnik, czyli szóstkę. Pozostaje CH2O. Jest jednak haczyk. Ponieważ formuła empiryczna jest tak prosta, są cząsteczki, które mogą mieć ją wspólną, ale mieć zupełnie inną formułę molekularną. Jak kwas octowy, na przykład, albo aldehyd mrówkowy…

Potter kontynuował tłumaczenie, ale Snape przestał go słuchać. Patrzył, jak młodzieniec zapisuje coś na kartce – cyfry, litery, wzory. Zmarszczył brwi, zauważając, że Harry miał bardzo delikatne nadgarstki.

Potter patrzył na niego wyczekująco. Severus przypuszczał, że młodzieniec zadał mu pytanie.

- Możesz jeszcze raz? – odezwał się zirytowany Mistrz Eliksirów.

- Zapytałem, czy chcesz spróbować zrobić to sam?

Harry zapisał na kartce 13.5g wapnia, 10.8g tlenu i 0.675g wodoru.

Snape westchnął głośno, długo wypuszczając powietrze z płuc, po czym wziął długopis z wyciągniętej dłoni Harry’ego. Spojrzał na liczby zapisane na kartce przed nim.

Potter zapisał na kartce 13.5 g x 1 mol / 40.1g, zatrzymał się na moment, jednocześnie obliczając coś w głowie, po czym zapisał 0.337 Ca.

Snape szczerze dziwił się, że ktokolwiek może tak dobrze radzić sobie z matematyką. To nie tylko było imponujące, co również nieco dobijające Mistrza Eliksirów.

Severus nienawidził tego – bycia nauczanym w ten sposób. W dodatku nie posiadał w umyśle tak wielkiej sprawności matematycznej do obliczania w głowie równań w taki sposób, w jaki robił to Potter. A żeby zawstydzić go jeszcze bardziej – właśnie tłumaczył mu to wszystko syn Jamesa.

Snape przepisał przykład Harry’ego i spróbował samemu rozwiązać problem tlenu (10,8 x 1 mol / 16.0g) i wodoru (0,675 x 1 mol / 1,0g), po czym niechętnie oddał kartkę swojemu towarzyszowi. Młodzieniec nawet nie skrzywił się, widząc jego nieco dziecinne zachowanie.

- Wspaniale. Jak widzisz, nasza najmniejsza wartość, to wapń – 0,337 w porównaniu z innymi wartościami; oba wynoszą 0,675. Więc teraz musimy podzielić każdy przez 0,337 w ten sposób… - Zapisał coś na kartce. – I teraz mamy już swoją odpowiedź: 1 mol wapnia, 2 mole tlenu i 2 mole wodoru.

Harry spojrzał na Mistrza Eliksirów z uśmiechem.

- Więc… Jak myślisz, co będziemy robić dalej? – zapytał.

- Napisz wzór – wypluł Severus, czując się wyjątkowo zawstydzonym i głupim.

- Tak, dokładnie. Nasz molekularny wzór to teraz Ca1O2H2. Ale wiedząc to, co wiesz na temat uproszczenia, jak będziemy go poprawniej zapisywać?

Snape dał sobie chwilę na myślenie.

- Ca(OH)2?- zapytał nieufnie, a Potter uśmiechnął się triumfalnie.

- Tak! – Harry brzmiał na zbyt podekscytowanego. – Czy chemia nie jest fascynująca?

Severus warknął pod nosem.

- Przez całe moje życie nigdy nic nie zachwyciło mnie aż tak bardzo – powiedział sarkastycznie.

- Chcesz zacząć pracować nad dokładniejszą analizą formuły molekularnej czy wolałbyś coś teraz zjeść i odpocząć przez resztę wieczoru?

- Humpf – powiedział dyplomatycznie Mistrz Eliksirów, po raz kolejny tłumiąc chęć uduszenia młodzieńca. – Potter – powiedział. – Naprawdę nie sądzę, aby to zadziałało.

Harry zmarszczył brwi.

- Wiem, że nie lubi pan być uczony, profesorze, ale…

- Nie – uciął Severus. – Tu chodzi o coś więcej. To coś ponad wstręt wobec bycia nauczanym przez kogoś nieletniego. Ponad to, aby ktokolwiek mówił mi, co mam robić, choć muszę przyznać… - Westchnął ciężko. – Muszę przyznać, że to też nieco mi doskwiera. To, co teraz naprawdę mnie irytuje, to wiedza, że nie tylko ktoś mówi mi, co mam robić, a fakt, że to właśnie ty to robisz.

- Co jest ze mną nie tak? – zapytał Harry z westchnieniem. – Wiem, że jestem młodszy od ciebie, i że kiedyś to ty mnie uczyłeś i zdaję sobie sprawę, że to musi być okropne, ale jeżeli postarasz się to wszystko zignorować i po prostu skupisz się tylko na tym, co mówię…

Severus potrząsnął przecząco głową.

- Nie rozumiesz – powiedział ostro.

Wyraz twarzy Harry’ego znów stał się pusty.

- Więc mi wyjaśnij.

Mistrz Eliksirów potarł nasadę nosa.

- Nie lubię cię, Potter.

Młodzieniec wolno skinął głową.

- Tak, już mi to mówiłeś. Twoje preferencje nie skłaniają się w stronę mężczyzn, wiem. I nie planuję uwiedzenia cię ani nic w tym stylu, więc w czym problem?

- Nie, Potter. Chodzi mi o to, że ja naprawdę cię nie lubię. – Mistrz Eliksirów patrzył, jak Harry prostuje się. – Uważam cię za osobę irytującą, nieznośną i wręcz niemożliwą do obcowania z nią.

Usta Harry’ego nieco się wykrzywiły. Severus znał tę minę: młodzieniec był zmieszany i nieco zdenerwowany.

- Więc dlaczego wciąż pan tutaj przychodzi, sir? – zapytał.

Snape już dawno się nad tym zastanawiał. Mijały dni, a on wciąż nie znajdywał odpowiedzi. Za każdym razem, kiedy widział Pottera, rozmawiał z nim albo chociaż wymieniał z nim maile na temat czegokolwiek związanego ze szkołą, Severus łapał się na tym, iż coraz bardziej go to irytowało.

Chęć uderzenia Harry'ego pięścią, przyduszenia go i wrzucenia na ścianę z pełnym impetem, by odejść, gdy młodzieniec będzie patrzył za nim zielonymi oczami wypełnionymi bólem... To wszystko stawało się coraz silniejsze za każdym razem, gdy ścieżki obu mężczyzn znów się przecinały.

Sprawiały to drobiazgi, naprawdę: eleganckie wzruszenia ramion Pottera, długość jego włosów czy chociażby fakt, iż zdaje się uwielbiać nosić te swoje głupie sandały cały czas, niezależnie od temperatury na zewnątrz. Składał się na to również sposób, w jaki prowadzał się młodzieniec: zdecydowanie zbyt pewnie siebie, jak na kogoś tak szczupłego i młodo wyglądającego. Chodziło też o to, jak książkowy był Potter: zdawał się wiedzieć wszystko o wszystkim, nawet o przedmiocie, w którym był całkowicie beznadziejny. O to, jak bezproblemowo rozwiązuje złożone równania matematyczne w głowie. O to, jak się uśmiechał, śmiał, krzywił, jak z roztargnieniem przesuwał dłonią po włosach. O to, jak Potter zwijał się w kłębek na krześle, tylko po to, by po chwili się wyprostować – rozwiązać plątaninę kończyn i płynnie się poruszać, wstając. Chodziło również o sposób, w jaki młodzieniec dyskutował, z jaką dokładnością wszystko tłumaczył; niemalże bez zarzutu. Składało się na to również to, jak skutecznie młodzieniec zaklejał wszystkie dziury w każdym z argumentów.

I, co najważniejsze, chodziło o to, że Harry był zupełnie jak Lily – ponieważ podobieństwo było wręcz doprowadzające do szaleństwa, a Severus zauważał teraz Pottera. Zupełnie nie podobało mu się, iż jest w stanie postrzegać tak innego mężczyznę.

Ostatecznie powiedział ostro.

- Nienawidziłem cię w moim świecie. Prawdopodobnie nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo. A teraz jestem tutaj, niemalże kolegując się z tobą… - Snape odetchnął głęboko. – Potter, istnieją pewne relacje, których po prostu nie można naprawić. Obawiam się, że nasza jest jedną z nich.

Potter potrząsnął głową.

- Co on ci zrobił? – zapytał.

- Co? – odpowiedział Snape, nieco zmęczony. – O kim ty mówisz?

- Harry Potter z twojego świata. Naprawdę wydajesz się go nienawidzić. Dlaczego?

Wargi Mistrza Eliksirów wykrzywiły się mimowolnie w niezadowoleniu na myśl o Złotym Chłopcu czarodziejskiego świata.

- To arogancki bachor. Zawsze wtrącał się w sprawy, które zupełnie go nie dotyczyły. Był impertynencki i lekkomyślny. Impulsywny. Miał okropny temperament i nie chciał się uczyć. Nie przestrzegał zasad, granic i wolności osobistych innych ludzi.

Młodzieniec wyglądał na zamyślonego.

- Brzmi, jakby szedł przez życie niezwykle lekko. Wyobrażam sobie, że niejednokrotnie z nim walczyłeś – powiedział.

- Więcej razy, niż mógłbym zliczyć. Tak łatwo było go sprowokować! Był taki słaby – warknął Severus. – Po prostu miał serce na dłoni i ja po prostu… - Snape wziął głęboki oddech. – Był żałosną podróbką syna Lily.

Harry usiadł na krześle, które zaledwie kilka chwil wcześniej opuścił Mistrz Eliksirów, a na jego twarzy wciąż malował się zamyślony wyraz.

- A co z panem, sir? – zapytał z ciekawością. – Zawsze był pan spokojny i cierpliwy, czy zachowywał się pan tak, jak on?

- Traktowałem go tak, jak na to zasługi… - Severus urwał, gdy tylko uderzył go sens słów swojego rozmówcy. – Ty cholerny draniu! Zamierzasz zasugerować, że nie byłem lepszy od niego?!

Brwi Pottera podniosły się.

- Nie, nie odbierałbym tego aż tak dosłownie. Mimo wszystko nie znam tego człowieka, więc nie mogę wydawać podobnych opinii. Może rzeczywiście jest tak zły, jak mówisz. – Splótł ze sobą dłonie i oparł na nich brodę, jednocześnie opierając łokcie o kolana. – Ja tylko… Jesteś do niego podobny!

- Co masz na myśli? – syknął ostrzegawczo Mistrz Eliksirów, zbliżając się do młodzieńca.

Potter nawet nie drgnął. Po prostu wpatrywał się w Severusa.

- Nie będę kłamał. Potrzebowałem użyć wszystkich pokładów mojej samokontroli, aby nie uderzyć cię, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. – Pomyślał przez chwilę. – I wtedy, gdy rzuciłeś na mnie czar wyciszający i dobijałeś jeszcze leżącego… I kiedy w zeszłym tygodniu nawrzeszczałeś na mnie i wybiegłeś z mojego domu… i gdy…

- Dobrze, przedstawiłeś już swoje argumenty! – rzucił Snape.

- Doprawdy? – zapytał Złoty Chłopiec, patrząc w górę na Severusa z niezgłębionym wyrazem twarzy. – Być może nienawidziłeś tak bardzo Harry’ego z twojego świata, bo był za bardzo podobny do ciebie; reprezentował wszystkie cechy, których nie mogłeś znieść w swoim charakterze. A teraz nie możesz znieść przebywania w mojej obecności, bo jestem kompletnie inny od niego i musisz w końcu zmierzyć się z tym, czego w sobie nienawidzisz, nie mając możliwości obarczania nimi kogokolwiek innego.

Snape zamknął podręcznik i zebrał swoje notatki, drżąc ze złości. Jednakże Potter jeszcze nie skończył.

- A najgorszy jest dla ciebie fakt, że nie czujesz już do mnie uzasadnionej nienawiści. Przeraża cię to, ponieważ jeżeli nie możesz mnie nienawidzić, możesz zacząć mnie lubić. A jeśli tak się stanie, być może się do mnie przywiążesz, a Severus Snape nie lubi przywiązywać się do kogokolwiek. – Potter przerwał. – Pominąłem coś? – dodał niewinnie.

Mistrz Eliksirów nawet nie marnował oddechu na zgryźliwy komentarz. W zaledwie kilka sekund znalazł się za drzwiami.

*

Minął tydzień. Potem dwa.

Potter nie zadzwonił, aby przeprosić. Snape nie zrobił nic, aby cokolwiek wyjaśnić.

Każdego ranka przy śniadaniu (czarna kawa i kilka tostów z najcieńszą warstwą dżemu malinowego) Mistrz Eliksirów obserwował, jak Potter pedałował przed jego domem na swoim śmiesznym rowerze. Severus zastanawiał się, jak wciąż udaje mu się jechać do i z Hogwartu dzień w dzień, podczas gdy temperatura rosła, a lato zbliżało się wielkimi krokami.

Tygodnie zmieniły się w miesiąc, a Snape przestał wyglądać przez okno. W tym czasie mężczyzna rozglądał się za jakąkolwiek pracą. Kawiarnia w centrum poszukiwała kelnera, ale nie miał żadnego doświadczenia w serwowaniu potraw, poza tym miał czterdzieści jeden lat. Szybko porzucił ten pomysł; choćby ze względu na swoją dumę.

Ostatecznie udało mu się ułożyć swego rodzaju harmonogram zajęć: budził się, jadł śniadanie, szedł do miasta na spacer, wracał, uczył się przez kilka godzin, jadł obiad, kilka godzin spędzał na przyjemnościach typu czytanie i pisanie, a potem edukował się jeszcze trochę aż do kolacji. Czasami jego kilka godzin spędzonych na czytaniu zmieniało się w przeglądanie komputera lub myszkowanie w pozostałych częściach mieszkania.

Nie rozmawiał z Potterem blisko od sześciu tygodni, kiedy znalazł pewną teczkę.

Natknął się na nią zupełnie przypadkowo, naprawdę. Skąd miał wiedzieć, że mugolski Snape trzyma całą dokumentację uczniów Slytherinu ze sobą w domu? Uznał ją za całkiem dobrze zorganizowaną, więc znalezienie pliku Pottera w „Ślizgoni, rocznik ‘98” nie było dla niego absolutnie żadnym problemem. Niemalże wśliznęło się w jego ręce.

W końcu to były prywatne rzeczy Severusa, więc miał do nich prawo.

Rzucił okiem na oficjalne pliki w dokumentacji Pottera – badanie medyczne przeprowadzone w szkole podstawowej i od pani Pomfrey w Hogwarcie, pozwolenie wydane przez Vernona Dursleya na uczestnictwo młodzieńca w wycieczkach do Hogsmeade. Szczegółowy wykaz wszystkich szlabanów młodzieńca z zaznaczeniem od kogo i u kogo. Jego stopnie z każdej klasy. Było też mnóstwo informacji na temat młodego nauczyciela fizyki w okularach; w dodatku wszystko to znalazło się na biurku Mistrza Eliksirów.

Medyczne zapiski z badań pokazywały normalny, odpowiedni wzrost i wagę ciała, dopóki młodzieniec nie osiągnął wieku ośmiu lat. Wtedy wydawało się, iż Potter jako dziecko po prostu przestał normalnie rosnąć. Przed przyjściem do Hogwartu z Harrym wszystko było w porządku; przynajmniej wzrostowo. Miał metr pięćdziesiąt siedem centymetrów (około 5,2 stopy), ale ważył jedynie 6 kamieni i 4 funty (86 funtów) – prawie dwa kamenie mniej, niż powinien przy swoim wzroście. Co spowodowało tak drastyczną zmianę w przeciągu zaledwie trzech lat?

Mistrz Eliksirów przerzucił kartkę, rozpoznając na następnej schludny charakter pisma pani Pomfrey:

Potter, Harry, jak głosiła kartka.

Wiek: 11 lat,

- wymagane nowe okulary: obecne oprawki uszkodzone, soczewki wydane na podstawie przestarzałej recepty

- drastyczna niedowaga w stosunku do wieku i wzrostu

- ma liczne, niepokojące alergie na jedzenie i nietolerancje: nie może spożywać mięsa, owoców morza, przetworów mlecznych, produktów o wysokiej zawartości tłuszczu, cukru i konserwantów

- odmawia rozmowy na temat życia domowego; może być konieczne skierowanie do doktora Gilderoya Lockharta na konsultacje

Jeżeli sytuacja nie byłaby tak szokująca, Snape prawdopodobnie parsknąłby śmiechem na myśl o Lockharcie kochającym uczniów i przymilającym się do nich, aby móc porozmawiać o ich uczuciach. Jednakże w takiej sytuacji, Severus nie potrafił znaleźć żadnej przyjemności w śmieszności tego spostrzeżenia, gdy tylko dowody nadużyć w domu rodzinnym Pottera niemalże uderzyły go prosto w twarz:

Pełne badanie fizyczne:

- niespotykane blizny obecne na cały obszarze brzucha oraz żeber

- cienkie blizny na plecach, niektóre krzyżują się ze sobą. Blizny w różnych etapach leczenia (niektóre wyglądają na 2-3 letnie, jednakże są takie, które mogą być świeże – najdalej sprzed kilku tygodni)

- szczególne siniaki na lewym biodrze i wewnętrznych stronach ud

- siniaki na obojczyku oraz obu barkach

Severusowi zrobiło się niedobrze. Wiedział, co zazwyczaj oznaczają „cienkie blizny”, które „krzyżują się ze sobą”: doskonale przekonał się o tym osobiście przy nadpobudliwym, mugolskim ojcu. Zdawał sobie również sprawę, co oznaczają sińce na biodrach i wewnętrznych stronach ud: chłopiec był wykorzystywany seksualnie, a przynajmniej prześladowany przez ręce, które nie powinny zaciskać się tak mocno na gładkiej skórze Harry’ego, gdyż pozostawiły po sobie ślady.

Snape przerzucił kartkę lekko drżącą dłonią. Na następnej stronie znajdowała się notka od doktora filozofii oraz licencjonowanego pracownika socjologicznego, Gilderoya Lockharta, stwierdzający, iż Potter ‘nie jest otwarty na rozmowy skupiające się na Dursleyach oraz życiu, jakie prowadził przed udaniem się do Hogwartu’. Lockhart posunął się dalej, pisząc, iż młodzieniec chętnie mówił o swojej matce, ale ani razu nie wspomniał o ojcu… ani o czymkolwiek, co stało się po tym, jak ukończył ósmy rok życia. Powstawało coś w rodzaju „bariery psychicznej”, gdy tylko Gilderoy zapytał o cokolwiek, co działo się po śmierci Lily.

Mistrz Eliksirów odwrócił stronę i jego wzrok prześliznął się po własnym charakterze pisma na kremowej powierzchni w linię. Zapis datowany był na 12 lutego 1994. Trzeci rok Pottera. To było mniej więcej wtedy, kiedy on i mugolski Severus zaczęli się ze sobą dogadywać, sądząc po tym, co Snape niejasno sobie przypominał.

Harry wciąż wydaje się nienaturalnie szczęśliwy, pisał mugolski Snape, i nie chce wprost mówić o tym, co wydarzyło się podczas przerwy. Jednakże tym razem jego powrót okazał się znacznie mniej bolesny. Draco, Poppy i ja czujnie go obserwujemy. Dzięki naszej pomocy, jego postępy w nauce zdecydowanie się polepszyły, a on sam zaczął jeść trochę więcej – co, mimo wszystko, jest dość trudne ze względu na jego ograniczenia związane z pożywieniem. Szukamy jakiegoś dodatkowego enzymu, który pozwoli mu jeść produkty z szerszego zakresu bez zachorowania.

Głowa Severusa przesuwała się wraz z czytaniem tych niewielu informacji zawartych w jednym, prostym akapicie. Coś wydarzyło się podczas przerwy na trzecim roku Pottera – coś, co spowodowało „nawrót” bądź cokolwiek w tym stylu. Czymkolwiek było, okazało się „znacznie mniej bolesne” niż wszystko inne, co do tej pory przeżywał młodzieniec. Niemniej jednak to wciąż wystarczyło, by chłopiec opuścił się w nauce. Najwyraźniej z jakiegoś powodu przestał również jeść.

Dobrowolne głodzenie się nie było niespotykanym sposobem na radzenie sobie ze stresem. Podczas lat, które spędził jako opiekun Ślizgonów Mistrz Eliksirów miał do czynienia z kilkoma uczniami chorymi na anoreksję bądź bulimię. Jednakże jego uczniowie popadali w stereotypy – Pansy i Dafne były odrzuconymi, pracowitymi i ambitnymi dziećmi zwolenników Czarnego Pana i jako takie, starały się zrobić absolutnie wszystko, co niezbędne do zgromadzenia choć odrobiny miłości rodziców. Teodor, Tristan i Adrianna czuli taką presję (z każdej strony), aby dążyć do idealności. Chwilowo zdawali się zapomnieć, że nie jedzenie było niedoskonałością samą w sobie.

Choć istniała możliwość, że Harry wpadł właśnie w jedną z takich pułapek, Severus nie czuł się jeszcze na tyle pewien, aby skonfrontować się z nim w tym temacie.

Było całkiem możliwe, iż Potter się głodził – być może szukając miłości lub uwagi, a nawet ze względu na przerażające pragnienie zniknięcia. Biorąc jednak pod uwagę to, co Severus wiedział o dwudziestodwu letnim Harrym, dalece bardziej prawdopodobnym było, iż głodował z musu… Najpewniej przez Dursleyów.

Zadzwonił dzwonek u drzwi w momencie, gdy Mistrz Eliksirów zaczął się zastanawiać, dlaczego nigdy nie zabrano Harry’ego spod opieki Dursleyów, choć szkoła zebrała wiele niezbitych dowodów, iż chłopiec był maltretowany.

Severus szybko zamknął dokumentacje i odłożył ją na miejsce, prostując się. Następnie wstał, aby otworzyć drzwi.

Powinien był wiedzieć.

Tam – w czarnej koszuli zapinanej na guziki i dżinsowych spodniach, których Snape jeszcze nie widział – stał Harry Potter z zakłopotanym półuśmiechem na twarzy i głupimi sandałami na stopach.

*

- Nie odpowiadałeś na moje wiadomości – powiedział młodzieniec, siadając niezgrabnie na kanapie.

- Twoje wiadomości? – zapytał Mistrz Eliksirów, marszcząc brwi.

- Tak – odrzekł cicho Gryfon, wskazując na bezpańską antenę wystającą z kieszeni jego spodni. – Wysłałem kilka wiadomości tekstowych na twój telefon komórkowy.

Severus zmarszczył brwi jeszcze bardziej.

- Potter – westchnął. – Ja nawet nie wiedziałem, że mam telefon komórkowy, a tym bardziej taki, który otrzymał jakiekolwiek wiadomości tekstowe.

Młodzieniec wyglądał na nieco szczęśliwszego, kiedy usłyszał słowa rozmówcy.

- Cóż, masz. Zazwyczaj w wewnętrznej kieszeni swojej teczki. Choć do tego czasu prawdopodobnie już padła. – Severus nawet nie kłopotał się z pytaniem, jak telefon komórkowy może „paść”. Być może Potter miał na myśli jego baterię? – A moje maile, sir? Dlaczego ignorował pan również je?

- Nie sprawdzałem serwera poczty internetowej od około trzech tygodni – przyznał Snape. – Nie przyszło mi do głowy, aby ją sprawdzić, skoro już nie nauczam.

- Acha. – Harry w zamyśleniu ściągnął usta. Snape nieświadomie powtórzył ów gest. – Sądziłem, że byłeś na mnie wyjątkowo wściekły, więc poczekałem tydzień – wyznał młodzieniec. – Ale kiedy nie odpowiadałeś przez tyle czasu pomyślałem, że może będzie lepiej, jeżeli przyjadę i zobaczę. Upewnię się, że się nie otrułeś albo coś… Albo nie zginąłeś spektakularnie w wypadku przy gotowaniu. – Odchrząknął. – Chciałem przeprosić, ale doszedłem do wniosku, że nie ma najmniejszego sensu przepraszanie trupa.

- Tak słyszałem – potwierdził Severus ze skinieniem głowy. – Wierzę, że istnieje jakieś stare, chińskie powiedzenie, które tak mówi.

- Racja. – Najwyraźniej młodzieniec nie mógł już dłużej wytrzymać, gdyż nagle pochylił się do przodu i dodał: - Sir, naprawdę mi przykro. To, co powiedziałem, było okropne. Nie mam prawa zachowywać się tak, jakbym był pewien, że mam rację, podczas gdy najwyraźniej nie wiem nic o tej sytuacji… Byłem trochę zdenerwowany i…

Severus wymamrotał pod nosem coś niezrozumiałego.

- Znowu stajesz się podekscytowany. Kiedy stajesz się podekscytowany, stajesz się też zarozumiały, a kiedy taki jesteś, zazwyczaj kończę z migreną, która mija dopiero po wzięciu trzech tabletek Paracetamolu.

- Ale, sir! – Młodzieniec próbował ponownie, wpatrując się w starszego mężczyznę niemalże z desperacją. – Ja tylko chciałem powiedzieć…

- Wiem, Potter – odrzekł Mistrz Eliksirów.

Harry westchnął, a jego wyraz twarzy zmienił się w ten zwyczajny - obojętny.

- Po prostu myślałem…

Snape zamarł.

- Przysięgam na Merlina, Potter, że jeżeli planujesz zakończyć to zdanie czymkolwiek w stylu: „że straciłem cię na zawsze”, wyrzucę cię przez drzwi wejściowe tak szybko, że podobnież niepodważalne prawa fizyki, które badasz od lat, staną się wyjątkowo wątpliwe.

Młodzieniec zarumienił się delikatnie i powiedział:

- Nie miałem zamiaru tego powiedzieć.

Snape parsknął.

- Z pewnością.

- Więc… Co teraz, sir? – zapytał Harry.

Mistrz Eliksirów skrzywił się nieznacznie, patrząc na młodzieńca siedzącego na kanapie tuż obok niego – tak pięknego, tak… kłopotliwego. Teraz Snape wiedział na jego temat zdecydowanie więcej, niż sam Potter chciałby, aby wiedział ktokolwiek. W świetle tego ostatniego, ostatecznie czarodziej mógł zrobić Harry’emu tę uprzejmość i pozwolić mu nazywać się po imieniu.

- Teraz… Możesz nazywać mnie „Severus” – odezwał się w końcu.

- …sir? – zapytał zdezorientowany.

- Nie. Jak widzisz, nie chcę być tak przez ciebie nazywany. – Westchnął znowu. – Chciałbym, abyś mówił do mnie po imieniu.

Teraz przyszła kolej Pottera, aby parsknąć.

- A co ze mną? Nadal jestem dla ciebie „Potter”?

Severus spojrzał na młodzieńca – prześliznął się wzrokiem w górę i w dół, dokładnie mu się przypatrując – i rzekł:

- Nie. Już nie jesteś dla mnie „Potter”. – Mężczyzna przestał na chwilę mówić, zbyt zafascynowany nadgarstkami młodzieńca. – W ogóle nie jesteś już dla mnie „Potter”.

Harry wpatrywał się w niego.

- Czy to panu przeszkadza, sir? – westchnął.

- Powiedziałem ci, abyś nazywał mnie po imieniu – wymruczał Snape.

Oddech Harry’ego przyspieszył.

- Czy to ci przeszkadza, Severusie? – powtórzył pytanie.

Mistrz Eliksirów wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę, przechylając nieco głowę, aby móc patrzeć na niego pod lepszym kątem i mrużąc oczy dla lepszej ostrości. Potrząsnął przecząco głową.

- Nie – powiedział po prostu.

Młodzieniec wyzywająco spojrzał mu prosto w oczy, a na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech.

- Severusie – odezwał się. – Byłeś kiedyś w kinie?

Mistrz Eliksirów spiorunował go wzrokiem.

- Nie, nie byłem – odparł tonem, który wyraźnie wskazywał na to, co mężczyzna myśli o pomyśle Pottera.

Jednakże Harry zignorował jego nieuprzejmy głos.

- Przebierz się w coś bardziej eleganckiego – powiedział młodzieniec Jak przewidywalnie. – Idziemy obejrzeć film.

Severus gorliwie wstał i poszedł do swojego pokoju, aby się przebrać. Przebrnie przez to z musu, ale to wcale nie musi znaczyć, że musi być dupkiem w złym humorze.

*

Kiedy opuścili kino, Harry się uśmiechał. Snape z kolei był nachmurzony.

- Nie uważasz, że to było urocze? – zapytał Harry. – To znaczy… Hugh Grant jest tak… dobrze… taki czarujący!

- Muszę przyznać, że akurat w tym filmie był dupkiem – zadrwił Snape. – A poza tym, to było wręcz kiczowate. On uczy chłopca, jak być fajnym, a ten chłopiec uczy jego, jak dorosnąć – jak bardziej śmieszne i stereotypowe to mogło być?

Potter wzruszył ramionami.

- Cóż… - powiedział łagodnie. – Zawsze tak jest. - Pochylił się i delikatnie pocałował Severusa prosto w usta. – Nie sądzisz, że to też jest dość śmieszne i stereotypowe?

Snape zamarł. Harry właśnie go pocałował. Dopiero co pocałował go Harry Potter. Umysł Severusa pracował z prędkością miliona kilometrów na sekundę. Czuł się tak, jakby znalazł się podmiotem jednego z fizycznych zadań Harry’ego.

Severus jedzie na karuzeli na koniku.. Porusza się z prędkością 7m/s, dopóki z nieba nie spada tona cegieł, które zrzucają go z karuzeli o kącie odchylenia od horyzontu 60 stopni. W jakim kierunku będzie się poruszał i gdzie upadnie? I czy będzie jeszcze oddychał, kiedy to się stanie?

Mistrz Eliksirów przełknął głośno i spojrzał gdzieś w bok.

- Pot… Harry – powiedział twardo. – Nie jestem gotowy.

Młodzieniec skinął głową. Był trochę przygnębiony, ale całkowicie to rozumiał.

- W porządku – powiedział po prostu.

- W porządku? – powtórzył nieufnie Snape. – Z pewnością wszystko jest z tobą „w porządku”.

- Tak – odrzekł ciepło Harry. – Jest w porządku. Poza tym, to będzie dla mnie dobre doświadczenie. Kolejna lekcja cierpliwości.


----------------


Beta: Fia :*



5.


Żaden z mężczyzn słowem nie wspomniał o pocałunku, choć Severus mógł się założyć, że zajmował taką samą część umysłu zarówno jego samego, jak i Po… Harry’ego. Kilka tygodni minęło bez żadnego wypadku. Snape kontynuował naukę, a młodszy mężczyzna wrócił do swojego codziennego trybu zajęć: jeździł do pracy na rowerze, przebywał w szkole, rozwiązywał problemy swojego przedmiotu i gotował obiady. Mistrz Eliksirów czasami spędzał czas w domu Pottera. Zdarzało się też, że było odwrotnie. Jednakże prawie każdego wieczora rozmawiali przez telefon.

Zaczęło się od czegoś zaskakująco głupiego: Harry zadzwonił do Severusa z prośbą o pomoc z ocenieniem okropnego eseju, choć Snape mógłby powiedzieć, że był to tylko pretekst do rozmowy, ponieważ Potter miał bogate doświadczenie w ocenianiu beznadziejnych prac.

Mistrz Eliksirów zastanawiał się, dlaczego młodszy mężczyzna po prostu nie wpadł do niego, aby mogli zerknąć na nieszczęsny esej wspólnie, ale może tak było lepiej – to zapoczątkowało nowy zwyczaj późnych rozmów telefonicznych o rzeczach błahych, wywołujących jeszcze więcej myśli.

Jeżeli zaś chodzi o wspomniany esej, Severus najzwyczajniej w świecie zaczął się śmiać.

- Ja po prostu tego nie rozumiem – oznajmił Harry. Snape był w stanie powiedzieć, że młodzieniec marszczy brwi, choć nawet nie widział jego twarzy. – Wallers jest bardzo dobrym pisarzem, ale ten esej wygląda tak, jakby spłodził go na przerwach między lekcjami.

- Albo pod wpływem silnych leków nasennych – zauważył Severus.

- Chodzi mi o to – dodał żywo Potter – że poza błędami w pisowni to nie wygląda aż tak strasznie, choć słownictwo pozostawia wiele do życzenia. Nawet nie będę wspomniał o gramatyce. Mimo to, jeżeli wziąć pod uwagę przeszłość…

- Właśnie: „jeżeli wziąć pod uwagę przeszłość”, panie Potter – poprawił Severus. – Gdybym to ja miał ocenić taki esej, postawiłbym najniższy.

Harry był wstrząśnięty.

- Najniższy, Severusie? To wydaje się przegięciem. Myślę, że oceniłbym to na „C”, jeżeli musiałbym postawić taki stopień.

Snape zmarszczył brwi.

- „C”? – zapytał. – Co to jest „C”? – I wtedy sobie przypomniał. – A, tak. Racja. Nie używamy tego samego systemu oceniania, co wy. Dla nas „O” oznacza „Okropny”, a ten esej z pewnością taki jest.

Harry roześmiał się i był to najpiękniejszy dźwięk, jaki Severus słyszał w ciągu tych kilku ostatnich dni. Z jakiegoś powodu ten fakt wyjątkowo zirytował Mistrza Eliksirów.

- Rozumiem – powiedział Harry. – A co z resztą systemu oceniania?

- „W” znaczy „Wybitny” i jest to najwyższy stopień, jaki uczeń może uzyskać. Potem mamy „P”, czyli „Powyżej Oczekiwań”. Następnie jest „Z” jako „Zadowalający”, „N” jako „Nędzny” i „T”, czyli „Troll”.

Potter zaśmiał się po raz kolejny.

- Troll? – powtórzył. – Co to jest troll?

- Jesteśmy magiczną wspólnotą. Istnieją u nas zarówno ludzie, jak i istoty nieludzkie. Wśród tych kreatur są wampiry, wilkołaki – usta Severusa wykrzywiły się nieznacznie na myśl o Remusie Lupinie – gobliny, olbrzymy, trolle i wiele innych. Jednakże to właśnie trolle są wyjątkowo głupie. Każde magiczne dziecko o tym wie, dlatego otrzymanie „T” oznacza, że student nie ma żadnych zdolności lub choćby odrobiny więcej inteligencji od górskiego trolla.

- Cóż… - Harry zatrzymał się na moment, po czym kontynuował z rozbawieniem dosłyszalnym w jego głosie. – Więc mogę przypuszczać, że „T” jest bardzo często stawianym przez ciebie stopniem?

- Kiedy uznam, że dany uczeń na to zasłużył – powiedział Severus, zręcznie się wymigując.

- Hmm… - odpowiedział Potter. – Cóż, obawiam się, że nasz system ocenienia nie jest aż tak ekscytujący, jak twój… W dodatku niedawno został zmieniony. Do tej pory używaliśmy standardowego dla Szkocji sposobu oceniania, według którego uczniowie mogli zdobyć oceny od jedynki do ósemki. Tak byłem oceniany, kiedy sam chodziłem do szkoły. Niestety, dwa lata temu przeszła ustawa o zmianie systemu oceniania w całym kraju, więc teraz jestem zmuszony oceniać w ten sposób. To wszystko jest podzielone na cztery poziomy kwalifikacji: bardzo zaawansowany, zaawansowany, średnio-zaawansowany i podstawowy. Każdy poziom podzielony jest na cztery litery alfabetu: A, B, C i D. Tak naprawdę nie mamy do czynienia z wieloma poziomami bardzo zaawansowanymi i zaawansowanymi. Nie mamy zbyt wielu studentów na tych poziomach – mechanika kwantowa raczej nie interesuje dzieci, jeżeli jesteś ciekawy, aczkolwiek ci, którzy już się tam dostali, są oceniani w ten nowy sposób. Ogółem trzymamy się poziomu średnio-zaawansowanego. Zdanie poziomu średnio-zaawansowanego jest czymś wręcz identycznym do tego, jak działo się w to starym systemie. Przejście przez poziom podstawowy jest jak ukończenie podstaw.

- Więc, mówiąc innymi słowy, chcesz mi przekazać, że jeżeli dam Wyśmienitemu Pisarzowi Wallersowi „Okropny”, to nie będzie to jedynie jednorazowa porażka, a pociągnie za sobą konsekwencje w środku najniższej z możliwych kategorii?

- Dokładnie.

Snape uśmiechnął się paskudnie.

- Mógłbym powiedzieć, że to okrutne, gdyby nie fakt, że błędnie zapisał trzy wyrazy tylko w pierwszym zdaniu.

Harry westchnął.

- Całkowicie bym go zrozumiał, gdyby był dyslektykiem lub miał papierek o byciu niepełnosprawnym umysłowo. Cokolwiek, ale tak nie jest. To coś na kształt wyścigu szczurów w klasowym ignorowaniu nauki. A mimo to cholernie nie podoba mi się myśl o oblaniu go. To jego pierwszy taki występek. Nigdy wcześniej nie robił niczego podobnego.

Severus zastanawiał się nad tym krótko.

- Przypomnij mi, na którym on właściwie jest poziomie?

- Średnio-zaawansowanym.

- Więc daj mu „C”. To nie pozwala zdać, prawda? Nie będzie mógł otrzymać promocji, ale nie spadnie niżej.

Dało się słyszeć charakterystyczny dźwięk, gdy Harry coś zapisywał – być może notka na marginesie, ponieważ pisał zdecydowanie za długo, aby móc przypuszczać, że nabazgrał zaledwie jedną literę.

- Co napisałeś panu Wallersowi? – zapytał Severus, biorąc łyk herbaty.

- Tylko tyle, że jeżeli włożyłby w ten esej choć w połowie tyle wysiłku, ile w dostanie się do majtek panny Jamison, z pewnością byłby napisany wzorowo.

Snape wypluł herbatę na stół stojący przed nim.

- Co?! – dopytał. – Postradałeś zmysły, Potter?

- Hmm? – zapytał Harry niewinnie, nadal pisząc. – Nie załapałem, o czym mówisz.

- Nie jesteś poważny.

- W jakiej kwestii?

- Chodzi mi o to… - Severus potrzasnął głową, chwytając szmatkę, aby wytrzeć rozlaną herbatę. – O to, co napisałeś.

- Niestety nie, nie jestem – ubolewał Potter. – Mógłbym zostać za to zwolniony. Szkoda, bo doskonale wiem, że to jest prawda.

Snape potrząsnął głową bardzo stanowczo.

- Nie, nie, nie – powiedział ostro.- Uczniowie nie mają życia seksualnego. Są aseksualnymi, bezpłciowymi istotami bez pragnień i możliwości aktywności płciowej!

- Coś jak lalki typu Ken? – zapytał żartobliwie Harry.

Severus skrzywił się.

- O czym ty bredzisz? Co to są te lalki?

Potter roześmiał się ponownie, a Snape poczuł, jak jego żołądek zaciska się boleśnie.

Wciąż zapominam! – powiedział. – Po prostu wydajesz się taki…

- Normalny? – podsunął Severus, podnosząc brwi.

- Nie, nie. To nie to. – W głosie Harry’ego dało się dosłyszeć coś, co jednocześnie zirytowało i rozbawiło Snape’a. Dlaczego myśl o normalnym Severusie zdawała się być tak niedorzeczna? – Więcej jak… To jest tak, jakbyś był na swoim miejscu. Po prostu tutaj pasujesz. Mimo wszystko zaledwie tydzień zajęło ci poznanie całego terenu, więc zapominam, że nie wiesz o tym świecie tyle, ile powinieneś, biorąc pod uwagę obecny wiek.

To brzmiało interesująco.

- Ken jest typowo amerykańską sprawą, ale żeby znać Kena, trzeba wiedzieć, kim jest Barbie. W latach pięćdziesiątych dziewiętnastego wieku amerykańska firma zabawek, Mattel, stworzyła lalki o nazwie Barbie. Barbie miała być uważana za małą wersję kobiety idealnej. Przynajmniej przypuszczam, że można to tak ująć. Miała doskonałe wymiary, stosunek talii do bioder. Miała doskonale wykształcone piersi, nie za małe i nie za duże. W dodatku została wykonana ze śladowym, ale atrakcyjnym makijażem. Wyglądała bardzo egzotycznie, naprawdę, szczególnie z długimi, czerwonymi lub czarnymi włosami. Przypominała trochę Lucille Ball albo Tinę Aumont. A jeżeli szukamy podobieństw wśród współczesnych aktorek, można porównać ją do Meny Suvari.

- Nie wiem, jak wygląda. Nie oglądam mugolskiego kina – odpowiedział oschle Mistrz Eliksirów. – W ostatnim filmie, jaki widziałem, grał Hugh Grant. Zmusiłeś mnie do tego i masz szczęście, że udało mi się tolerować to wystarczająco długo. Prawdopodobnie otrzymałby „C” na podstawowym poziomie, jeżeli miałbym oceniać to w skali waszych ocen.

Potter parsknął śmiechem.

- Cóż… - było wszystkim, co powiedział.

- W każdym razie zboczyliśmy z tematu. Kontynuuj – odrzekł Severus.

- Więc… Barbie potrzebowała chłopaka. Ken powstał po dwóch latach od pojawienia się Barbie i wyglądał naprawdę świetnie. Jak taki wyjątkowo śliczny nastolatek. Był wysoki, szczupły i miał tą charakterystyczną dla lat pięćdziesiątych, okropną fryzurę. Nie był szczególnie umięśniony.

Snape, czując przypływ złośliwości, odezwał się:

- Och! Więc był zbudowany zupełnie tak, jak ty!

Niemniej jednak Potter nie złapał przynęty.

- O, obserwujesz mnie – powiedział ironicznie. – W porządku, mam trochę mięśni. Może i jestem mały, ale jestem też silny. Mam muskuły, a mówię to na wypadek, gdybyś mi nie wierzył. – Młodzieniec przez chwilę milczał, a Snape mógł sobie tylko wyobrazić lubieżny uśmiech, który wykrzywił twarz młodego człowieka. – Jeśli wystarczająco się postarasz, może kiedyś pozwolę ci ich dotknąć.

- Merlinie, Potter! – wykrzyknął Mistrz Eliksirów.

- Och, daj spokój, Severusie. Sam wkopałeś się w tą sytuację. I dlaczego wróciliśmy z powrotem do „Potter”?

Snape zadrwił:

- Kiedy zachowujesz się jak napalony siedemnastolatek, będę się do ciebie zwracać tak, jakbyś był w szkole. Myślę, że to całkiem sprawiedliwe.

- Doprawdy, profesorze – odezwał się słodko Harry. – Zamierzam wykorzystać swoje możliwości.

Szczęka Mistrza Eliksirów zacisnęła się boleśnie.

- Nie ośmielisz się – zadrwił.

- Ależ oczywiście, że to zrobię. – Mówiąc, Potter postawił na niewinny, zalotny ton głosu. – Wiesz, te spodnie wyglądają na tobie wyjątkowo atrakcyjnie. Oczywiście wyglądałyby dużo lepiej…

- Potter! – ostrzegł go Snape.

- …kierując się w stronę mojej sypialni z prędkością prawie dziesięciu metrów na sekundę – zakończył spektakularnie młodzieniec.

Merlinie, Potter to zrobił. Naprawdę to zrobił. Odwrócił się od fizyki na rzecz rozmowy o seksualnych okolicznościach. Tyle tylko, że to brzmiało jak dokładnie ułożony scenariusz policyjnego dochodzenia. To też nie spodobało się Severusowi.

Skrzywił się.

- Boże – mruknął.

- W rzeczy samej – oznajmił Potter. – Powinienem wrócić do Barbie i Kena?

- Tylko wtedy, jeżeli zamierzasz mi powiedzieć o ich strasznym końcu, najlepiej z udziałem podpalenia lub rozczłonkowania ich nędznych kończyn, które notabene stworzono z tworzyw sztucznych – odrzekł krótko Snape, pocierając nasadę nosa.

- Właściwie, to było wręcz przeciwnie – powiedział Harry poważnie. – Te lata były dla nich złote. Czas mijał, a oni oboje stawali się coraz bardziej seksualni. Talia Barbie stała się węższa, a jej piersi zdecydowanie powiększono. Ken okazał się wyższy, szerszy w barkach, bardziej męski. Miał tak wyrobioną muskulaturę, a w szczególności biceps i triceps, że wyglądał koszmarnie niezdrowo. Zupełnie, jakby jadał na każde śniadanie porcję sterydów.

- Jaki jest cel mówienia mi tego wszystkiego? – zapytał niepewnie Severus. – Jeżeli jest to twój sposób, aby przejść do twojej niefortunnej fascynacji lalkami, mogłeś mi to po prostu powiedzieć.

Harry zaśmiał się znowu.

- Och, łał – odparł. – Nie. Celem mówienia ci tego wszystkiego jest uświadomienie ci, że nawet Barbie i Ken stawali się coraz bardziej… cóż, atrakcyjni…

Severus parsknął.

- …jednakże, lata mijały, a jedna rzecz zawsze pozostawała taka sama: byli kompletnie puści pod ubraniami.

- Puści? – powtórzył Snape.

Czasami w ogóle nie rozumiał swoistego sposobu wypowiadania się Harry’ego. To nie tylko dlatego, że młodzieniec zwykł używać młodzieńczego slangu. Ostatecznie Severus przez lata nauczał bachory – mimo to nie słyszał żadnych określeń chociażby podobnych do tych, których używał Harry.

- Tak. Puści. Bezpłciowi. Żadnych „okropnych elementów”, jeżeli wolisz tak to nazywać. Barbie nie ma sutków, a Ken wygląda, jakby nosił slipki w cielistym kolorze. Tam nie ma nic, oprócz guzka. Lub dwóch w przypadku biustu Barbie.

Fakt, że Harry nie czuje się niekomfortowo rozmawiając na takie tematy był kolejną rzeczą, jaka zadziwiła Severusa. Rozmawiając z kimkolwiek innym, Snape natychmiastowo zbuntowałby się przeciwko dyskutowaniu o czymś tak dziwacznym, jak brak „okropnych elementów” pod ubraniami amerykańskich, plastikowych lalek. Jednakże Harry’emu jakoś udało się sprawić, że wydaje się to całkiem normalnym tematem – tak powszechnym, jak, być może, omawianie pogody:

Och, dzisiaj ma padać deszcz. W dodatku będzie tylko dwadzieścia stopni Celsjusza. To dość nietypowe dla tej pory roku, prawda? A tak poza tym, to piersi Barbie są wolne od sutków, a nagi Ken wygląda, jakby nosił slipki w kolorze skóry.”

Severus skrzywił się. Jak to się stało, że prowadził dyskusję na taki temat z Harrym?

- Więc widzisz – mówił Potter. – Twoi studenci są dla ciebie tacy, jak Ken i Barbie. Mogą wyglądać tak pięknie lub tak prowokacyjnie, jak chcą, ale nie zwracasz na to uwagi, ponieważ, jak sam zauważyłeś, pod wierzchnią warstwą są po prostu plastikowymi, bezpłciowymi lalkami.

Dobrze.

- Skończyłeś już? – rzucił Severus.

- Właściwie tak – powiedział Harry.

Snape mógłby przysiąc, że ten cholerny gówniarz uśmiechał się kpiąco.

- Właśnie zmarnowałeś dwadzieścia minut mojego życia, mówiąc o Kenie i Barbie, Potter – mruknął Mistrz Eliksirów.

- I nawet nie podniosłem tematu małej siostry Barbie, Stephanie…

- Nie! – Severus skrzywił się. – Dziękuję bardzo, wystarczy mi wiedza o tych dwóch lalkach. Jeżeli tylko one odjęły mi dwadzieścia minut życia, aż boję się myśleć, ile ukradłaby Stephanie.

- W każdej chwili mógłbyś odłożyć słuchawkę – zauważył ironicznie Harry.

- A ty mógłbyś oddzwonić – dodał oburzony Mistrz Eliksirów. – Zrobiłbyś to, albo dąsałbyś się przez całą noc. Jedyna gorszą rzeczą od Pottera, który nieustannie mówi o lalkach Barbie jest Potter, spędzający wieczór na użalaniu się nad sobą, podczas gdy powinien sprawdzać wyniki badań laboratoryjnych swoich uczniów.

Młodzieniec wydał dźwięk, który mógłby uchodzić za „Punkt dla ciebie”, jak również „Zagiąłeś mnie” – tego Severus nie wiedział. To była kolejna rzecz, którą robił Potter. Hałasował. To było wyjątkowo charakterystyczne dla Harry’ego – w jednej chwili mówił spokojnym, głębokim głosem, a w drugiej chrząkał jak neandertalczyk. Snape robił wszystko, co mógł, aby za nim nadążyć, choć czasami było mu ciężko, ponieważ Potter przechodził z jednego stanu w drugi bez ostrzeżenia. Niemożliwym było odgadnięcie, co czuje młodzieniec, kiedy rozmawiali przez telefon – Severus naprawdę potrzebował zobaczyć twarz Harry’ego, aby zrozumieć, co właściwie oznaczał ten dźwięk.

- A jeśli już o tym mowa – odezwał się Severus. – Nie musisz wrócić do poprawiania prac?

- Mogę porozmawiać z tobą jeszcze przez kilka minut – odpowiedział Harry. – Oczywiście, jeżeli nie jesteś na tyle zdesperowany, aby zaraz rzucić słuchawką.

Prawdę mówiąc, Severus nie zamierzał tego zrobić. Choć nigdy by się do tego nie przyznał, Snape’owi raczej podobała się jego własna, przyjemna riposta.

- Raczej cieszy mnie ta kłopotliwa sytuacja, w jakiej się znalazłem – powiedział. – Przynajmniej tak długo, jak ciebie również.

Potter wydał z siebie miękki, cichy hałas, który mógł być śmiechem.

- Tak, mnie również cieszy ta kłopotliwa sytuacja, w jakiej się znalazłem – odrzekł szyderczo.

- Kpisz ze mnie? – dopytywał Mistrz Eliksirów, przyjmując obronną postawę.

Harry znów wydał ten sam, cichy dźwięk, brzmiący jak śmiech i odpowiedział:

- Nie, Severusie, nie kpię. Ja po prostu… - westchnął. – Ta „kłopotliwa sytuacja” jest urocza – skończył.

Choć Mistrz Eliksirów był całkowicie pewien, że to nie było to, co początkowo Potter zamierzał powiedzieć, dał temu spokój.

- Jak dużo czasu zostało do końca roku szkolnego? – zapytał, zmieniając temat.

Potter momentalnie zrozumiał aluzję, aby nie kontynuował poprzedniego.

- Egzaminy zaczną się w przyszłym tygodniu. Trwają siedem dób. Po nich mijają dwa dni nauki i potem jest zakończenie roku.

- Więc zostało około dwóch tygodni.

- Tak.

- A potem jesteś wolny.

- Mówisz tak, jakbym był zamknięty w klatce – powiedział ironicznie Harry. – W dodatku wbrew mojej woli. Jak ptak.

Severus na chwilę zaniemówił, kiedy obraz wyimaginowanego Pottera-ptaka pojawił się w jego głowie.

Jaka jest twoja rezonansowa częstotliwość mojego chrząkania z niezadowolenia, Severusie?”

Snape potrząsnął przecząco głową. Co z nim było nie tak, że wyobrażał sobie Harry’ego jako zwierzęta?

- Po prostu nie możesz lubić pracy aż tak bardzo, jak teraz – zauważył z dezaprobatą czarodziej. – W moim świecie byłem Mistrzem Eliksirów. Mistrzowie i Mistrzynie w czarodziejskim świecie to nie takie same tytuły, jakie funkcjonują w mugolskim. Któregoś dnia mówiłeś mi o Vinite Vector, Mistrzyni Matematyki. Miałeś jedynie na myśli to, iż była szefem Departamentu Matematyki, prawda? Cóż, w czarodziejskim świecie to, że jestem Mistrzem Eliksirów nie oznacza, że jestem przewodniczącym Departamentu Eliksirów w Hogwarcie. Chodzi o to, że otrzymałem swoją specjalizację w miksturach – magiczny odpowiednik doktora nauk albo doktora filozofii.

- Więc po prostu pracowałeś tak ciężko, jak ja – argumentował Harry.

- Być może – powiedział powątpiewająco Severus – ale tylko dlatego, że miałem inne obowiązki poza szkołą. Biorąc pod uwagę fakt, że prawdziwi Mistrzowie Eliksirów zdają się być obecnie gatunkiem wymierającym, mój czas był bardzo pożądany. Mimo to nie uważam, że miałem tyle obowiązków, co ty. Z pewnością nie uczyłem trzech różnych poziomów w każdej z siedmiu klas, nie robiłem sesji naukowych, nie prowadziłem siedmiu różnych zajęć laboratoryjnych, nie układałem też tak wielu różnych zestawów zadań, nie zadawałem analizy zajęć laboratoryjnych tylko po to, żeby potem to ocenić. To po prostu wydaje mi się być szaleństwem.

- Cóż… - odezwał się Potter. – Nie uczę wszystkich siedmiu klas. Fizyka nie zaczyna się przed czwartym rokiem, ponieważ chcemy, aby uczniowie osiągnęli odpowiedni, podstawowy poziom biologii i chemii. Oczywiście, również wymagany jest stopień z trudniejszych zajęć z matematyki przed wstąpieniem do pięknego świata fizyki. Zresztą, nawet w czwartej klasie rozpoczyna się generalnie od ogólnikowej teorii. Prowadzimy zajęcia w mało wymagający sposób, aby wyeliminować ich potrzebę do bardzo dobrego poznania matematyki.

- Czekaj – przerwał mu Severus. – Widziałem harmonogram i program nauczania, gdzie było siedem klas. W dodatku wszedłem na twoje zajęcia, kiedy udzielałeś korepetycji trzecioklasistce.

- Harmonogram pokazuje zajęcia ze wszystkich nauk, jakich uczysz, Severusie. A uczysz wszystkiego od podstaw biologii molekularnej. To samo w sobie trwa przez całe siedem lat, dlatego nauczasz tego wszystkiego. Albo raczej: robił to tamten Severus. A co do Ashley… Ona nie jest na trzecim roku. Powinna być, ale przeskoczyła kilka klas. Jest teraz w bardzo zaawansowanej, szczególnie jak na jej wiek – powiedział po prostu Harry. – Znajduje się w mojej koncepcyjnej klasie, ale uzupełniam jej braki z sesji szkoleniowych, ponieważ uważam, że jest za inteligentna jak na podstawy. Obecnie jest szóstoklasistką. To znaczy… Miałem problem, kiedy zobaczyłem, jak stara się rozwiązać wyższą matematykę. Rachunek wprawdzie był bardzo prosty, ale… Ona ma dopiero trzynaście lat.

To było imponujące. Snape skinął głową z uznaniem, choć wiedział, że Potter nie mógł go zobaczyć.

- Jakiego rodzaju fizyki nauczasz? – zapytał z zaciekawieniem.

- Głównie fizyki newtonowskiej. Cóż, przynajmniej czwartą i piątą klasę. Kiedy dojdziesz do wyższych poziomów, możesz być pewien, że mieli dość matematyki i zostali na kursie wystarczająco długo. Chodzi mi o to, że jest to forma fakultetu i nie jest wymagana na tym poziomie, więc ci, którzy wybrali termodynamikę, mechanikę kwantową albo elektromagnetyzm – jak moi szósto i siedmioroczni – to ci, którzy naprawdę to łapią i chcą tam być.

Harry zatrzymał się na trochę, jakby zbierał myśli. Gdy zaczął mówić ponownie, jego głos w jakiś sposób stał się bardziej miękki, choć jego wysokość wcale się nie zmieniła.

- Właściwie, to masz rację. Pracuję wyjątkowo ciężko. W okresie egzaminów zazwyczaj jestem skrajnie wyczerpany. Śpię ledwie cztery godziny na dobę, a i to tylko wtedy, jeżeli mi się poszczęści, ale nie zmieniłbym tego za żadne skarby świata. Nigdy nie byłbym w stanie odwołać sesji naukowej czy ocenić prac na szybko tylko dlatego, że jestem wykończony. Zarówno dla mnie, jak i dla nich znaczy to wyjątkowo wiele. Weźmy na przykład Russella Daviesa. Jest w mojej czwartej klasie i wymaga ode mnie znacznie więcej niż pozostali. Zawsze przychodzi na każdą sesję naukową z największą ilością pytań, więc trudno mi zdążyć odpowiedzieć na nie w godzinę. Mimo to wciąż próbujemy. Zabieramy się do tego powoli, krok po kroku. Nie zawsze udaje mu się coś załapać za pierwszym razem, ale kiedy już to robi… To naprawdę najlepsze uczucie. Zaczynają mu się świecić oczy, na jego twarzy wykwita szeroki, ogromny uśmiech i mówi „Oh!”, wyglądając przez moment, jakby nigdy w życiu nie był bardziej szczęśliwy niż w tej chwili. Nawet nie potrafię wyrazić słowami tego, co wtedy czuję. To… magia.

Magia.

Severus poczuł, jak jego twarz wykrzywia się w grymasie, który z pewnością starałby się za wszelką cenę powstrzymać, gdyby rozmawiali w cztery oczy. Jednakże jego reakcja na deklarację Pottera była zdecydowanie zbyt silna – Snape zastanawiał się, czy w ogóle udałoby mu się nad tym zapanować.

Harry brzmiał na tak wyjątkowo dumnego z siebie - z bycia nauczycielem, tak bardzo zadowolonym z tego, co robi, doceniającym uczniów i ich zaangażowanie. Dla Severusa było to strasznie obce: nauczał mikstur, ponieważ Dumbledore potrzebował profesora eliksirów. Robił to też dlatego, że miał dług wobec Albusa oraz dlatego, iż był – cóż – tak cholernie dobry w tym, co robił. Nigdy nie uśmiechał się nad szczególnie dobrym esejem, myśląc: Tak! Załapała to! Nigdy też nie zostawał w klasie po lekcjach, aby pomóc gorszemu uczniowi w nadrobieniu materiału. Miał wrażenie, że Harry naprawdę został wręcz stworzony do nauczania.

Nagle poczuł ogromny ucisk w klatce piersiowej.

- Rozumiem – wykrztusił.

Ale tak nie było. W ogóle.

- Tylko ja cały czas mówię – powiedział Harry. – Opowiedz mi o eliksirach.

- A co chciałbyś o nich wiedzieć? – zapytał ostrożnie Snape.

- Wszystko – odrzekł przewidywalnie młodzieniec.

I właśnie to Severus mu powiedział.

Miał wrażenie, że mówi przez parę godzin, kiedy w rzeczywistości nie minęło więcej niż dwadzieścia minut. A Potter nie przerwał mu ani razu. Z początku Mistrzowi Eliksirów było trudno, ale kiedy już zaczął, nie mógł przestać. Mikstury były czymś, czego Snape’owi bardzo brakowało: uspokajało go przebywanie w laboratorium z zablokowanymi drzwiami, pracując nad wyjątkowo skomplikowanym eliksirem. Musiał być wtedy niemożliwie mocno skoncentrowany, więc nie myślał o tych wszystkich strasznych rzeczach, które czekały na niego po wyjściu z lochów. Czarny Pan, Dumbledore, śmierciożercy – wszystkie jego osobiste demony po prostu znikały razem z oparami wydostającymi się z cynowego kociołka na stole. Kiedy je warzył, czuł się spokojny.

- Podczas pracy stawałem się zupełnie inną osobą – dodał. Nie powiedział stereotypowego: Kimś, czyja osobowość mi się podobała, ale obaj doskonale to słyszeli. – Jestem spokojny, staranny, skoncentrowany oraz całkowicie i bezsprzecznie zanurzony w czymś dużo bardziej skomplikowanym niż ja sam. I przy okazji czymś zdecydowanie prostszym niż to, kim kiedykolwiek miałem nadzieję być. Przypuszczam, że czuję wtedy, iż jeżeli potrafię uwarzyć skomplikowany eliksir, najpierw postępując krok po kroku, a potem połączyć to wszystko w ostatecznej próbie… - urwał, nie będąc w stanie kontynuować.

Jednakże wyglądało na to, że Harry wiedział.

- …to równie dobrze możesz wnikliwie przeanalizować i naprawić wszystkie problemy, jakie trapią cię w życiu – dokończył cicho.

Severus skinął głową, jakby wiedząc, że Potter może zobaczyć ten ruch.

- Założę się, że wyglądasz pięknie, kiedy warzysz – powiedział młodzieniec, a jego głos był jak pieszczota.

W tym właśnie momencie Severus na moment przestał oddychać. Zmusił się do zwyczajowego sarknięcia i powiedział:

- Znowu zaczynasz się głupio zachowywać. Wmawiasz sobie uczucia. Ja nie jestem… - zaczął, ale tylko te słowa udało mu się wypowiedzieć z wielkim trudem.

Nigdy nie czuł czegoś takiego. A przynajmniej nie od czasów Lily.

Harry wydał kolejny charakterystyczny dla siebie odgłos, ale tym razem Severus nie potrzebował interpretacji. Głośne chrząknięcie – zazwyczaj wydawał taki, kiedy za długo i za szybko mówił o energii elektrycznej. Prawdopodobnie byłoby podobnie, gdyby stał przed trującym pytonem na środku pustyni, a wokół nie byłoby nikogo, kto zatrzymałby go i powiedział: „Lepiej nie”.

- Nie sądzę, Severusie – powiedział stanowczo. – Nie tym razem.

- Być może – mruknął głośno Mistrz Eliksirów.

- Być może – powtórzył Harry.

A uczucie, jakie pojawiło się na twarzy Snape’a po tych słowach, mogło być opisane tylko i wyłącznie jako „przyjemność”.


*


Severus bardzo szybko zorientował się, że Harry był bardzo dobrym mówcą i mówił zazwyczaj dużo, ale zdecydowanie wolał słuchać. Ich przyjacielskie pogawędki były w porządku, ale Potter wydawał się bardziej zadowolony, kiedy słuchał Severusa – jego głosu, słów i szczerości… Szczerości, którą otrzymał przez telefon, a o której nawet nie marzył.

Być może to właśnie fakt, że nie rozmawiali w cztery oczy sprawił, że Mistrz Eliksirów aż tak się przed nim otworzył. Taka bariera stworzyła poczucie spokoju i bezpieczeństwa, gdzie Snape mógł powiedzieć rzeczy, o których nie rozmawiał nigdy wcześniej – nawet z Lily. Nie obawiał się oceniania – przynajmniej do czasu konfrontacji twarzą w twarz z Harrym. Dobrze, że nie widział oczu młodzieńca, gdy mówił. Właśnie dlatego Severus zdecydował się to zrobić. Nigdy wcześniej nikt nie słuchał go w taki sposób, jak Potter. Nawet Lily miała temperament i momentami stawała się roztargniona, a to sprawiało, że niewiele razy odważył się powiedzieć jej o swoich uczuciach, niezależnie od tego, jakie one były.

A Harry to miał, czymkolwiek to było.

Ten niezdarny, stereotypowy pocałunek, który dzielili przed kinem niemalże miesiąc temu był niczym w porównaniu do tego, co Severus czuł teraz. Wtedy nie lubił Pottera. Przynajmniej nie w ten sposób. Na pewno go szanował i czuł – znając całą przeszłość Pottera – że najmniejszą rzeczą, którą mógł zrobić, to właśnie być pełnym szacunku dla Harry’ego, otworzyć się na jego sympatię. O ile to w ogóle było dla niego możliwe.

On sam zaczął zauważać Harry’ego – zarówno jego cechy fizyczne, jak i jego małe, ale irytujące przyzwyczajenia. I tęsknił za nim, kiedy nie rozmawiali ze sobą niemalże przez dwa miesiące. Można powiedzieć, że Mistrz Eliksirów zaczynał lubić Pottera.

Ale to było inne. To nie była czułość. To była bliskość, której z pewnością nie wywołałby pocałunek przed kinem.

Severus oczekiwał na te noce, kiedy dzwonił do niego młodzieniec i odwoływał wspólny obiad, ponieważ miał tak wiele do zrobienia, albo pogoda była okropna i pytał, czy w zamian nie mogliby pozostać na linii i porozmawiać chwilę przez telefon? Snape dowiedział się więcej o Potterze (i, oczywiście, o sobie samym) podczas trzech godzin rozmowy telefonicznej, niż w trakcie trzech miesięcy znajomości.

Na przykład Mistrz Eliksirów zorientował się, że Harry nie żywi urazy do Dursleyów za to, jak ci go traktowali. Oczywiście nie życzył nikomu, aby musieli przejść przez to, co on, ale on sam wybaczył wszystko swojej rodzinie.

- Dlaczego? – zapytał przerażony Severus. – To, co uczynili, było niewyobrażalnie złe! W dodatku pozostawiło w tobie nieodwracalne skutki. Nie możesz nawet jeść normalnych posiłków. Wygłodzili cię do tego stopnia, że nie możesz jeść tak, jak każda zwykła osoba! I to bicie… Jak możesz tak po prostu siedzieć spokojnie i mówić mi, że ich nie nienawidzisz?

- To dlatego – powiedział Harry – że nie chcę spędzić reszty życia, zżerany przez nienawiść do nich. Chcę po prostu pozwolić im odejść, zapomnieć o nich. Pragnę wyciąć z mojego życiorysu i pamięci tę część życia i kontynuować je tak, jakby nic się nie stało, ale jeżeli bym im tego nie wybaczył, nie byłbym w stanie tego zrobić. Jedynie bym to tłumił. Nie chcę powstrzymywania, chcę być wolny.

Cóż…

Severus spędził resztę nocy na myśleniu o Tobiaszu. Kolejny dzień również ciągle o nim rozmyślał. Gdy następnego dnia wieczorem zadzwonił telefon, Snape opowiedział Harry’emu o tym mężczyźnie i o wszystkim, co zrobił – o tym, jak torturował Severusa i Eileen, ostatecznie szukając pocieszenia w butelce. Mistrz Eliksirów opowiedział młodzieńcowi o tym, jak bardzo go nienawidził. Wspomniał nawet o fantazjach zamordowania Tobiasza we śnie. Mówił o nienawiści, jaką żywił do teraz, zarówno do własnego ojca, jak i do jego uzależnienia.

I to poczucie winy. Straszne, rozdzierające poczucie winy…

Severus mówił, dopóki jego głos nie stał się ochrypły. Zresztą – nawet po tym wciąż kontynuował. A kiedy w końcu skończył, poczuł, jakby węzeł przebywający w jego brzuchu od lat, niemożliwie splątany i twardy jak stal, stał się bardziej miękki i łatwiejszy do zniesienia. Nie potrafił jeszcze wybaczyć Tobiaszowi. Jednakże wraz z opowiedzeniem o tym Harry’emu przyszła wiedza… Nie, to była raczej pełna świadomość faktu, że to, w jakich warunkach dorastał Severus nie było normalne, nie wspominając o tym, jak Tobiasz traktował własną żonę i dziecko… Do Mistrza Eliksirów dotarło, że to nie była jego wina i nie mógł zrobić nic, aby go powstrzymać.

To było absurdalnie śmieszne – wszystkie te rzeczy, które powiedział wszystkim traktowanym podobnie Ślizgonom, wróciły do niego. Nigdy nie pomyślałby o nich w taki sposób, gdyby nie wcześniejsze wypowiedzi Harry’ego.

A potem młodzieniec rzekł tylko:

- Jestem tutaj.

To było wszystko, czego potrzebował Severus.


*


Snape zastanawiał się, czy kiedykolwiek znajdą w sobie odwagę, aby porozmawiać o tych rzeczach osobiście, ale mijał czas, a oni do nich nie nawiązywali. Rozmowy były łatwe i raczej na niskim poziomie, ale i tak było wspaniale. Kiedy rok szkolny dobiegał końca, dwa dni przed zakończeniem, Harry zaprosił Severusa na herbatę.

- Przepraszam, że ostatnio prawie w ogóle nie miałem czasu – powiedział Potter, wyciągając dwie filiżanki.

- Wyglądasz jak kupa gówna – odrzekł Mistrz Eliksirów szczerze i bez zbędnych wstępów.

Harry zmarszczył nos.

- Dzięki. Mogę to uznać za komplement, skoro padł z ust człowieka, który nigdy nie wychodzi na zewnątrz. – Młodzieniec zmiękł nieco. – Przypuszczam, że potrzebuję kilka minut drzemki – przyznał niechętnie.

- Kilku minut? Spróbuj około pięciu godzin – sarknął Snape.

Potter zignorował go.

- To wszystko przez te egzaminy. Ułożyłem każdy test z fizyki. Pomyślałby kto, że to powinno wystarczyć Dumbledore’owi, ale nie. Jest typem dyrektora, który woli, aby każdy nauczyciel przychodził na wszystkie egzaminy i pilnował studentów.

Och, Albus Dumbledore: co za człowiek!

- Nigdy nie przepuści okazji, prawda? – zapytał ponuro Mistrz Eliksirów.

Harry wziął łyk herbaty i wydał dźwięk, świadczący o potwierdzeniu słów starszego mężczyzny.

- W twoim świecie jest tak samo, prawda?

- Podejrzewam, że nawet gorzej. Jeżeli istnieje coś, gdzie można namieszać, istnieje ogromna szansa, że namieszał do tego stopnia, że nie da się tego rozpoznać.

Potter roześmiał się.

- To brzmi zupełnie tak, jakbyś mówił o tym Dumbledorze.

- Więc po zakończeniu roku będziesz już miał wolne? – zapytał Snape.

- Będę wolny jak ptak – odrzekł młodzieniec teatralnie, a następnie uśmiechnął się.

Mistrz Eliksirów poczuł, jak jego własne wargi wykrzywiają się zdradziecko. Spojrzał w dół na swoje ręce, aby niczego nie dać po sobie poznać.

- Przypuszczam, że będziesz miał więcej czasu.

- Tak – odpowiedział Harry.

- Jak już zaczerpniesz trochę snu, powinniśmy pójść do kina jeszcze raz – odrzekł Severus, próbując być nonszalanckim, ale niezbyt mu to wyszło. Chrząknął.

Racja.

Potter wyglądał na oszołomionego.

- Ale ty nienawidzisz mugolskiego kina – powiedział.

Oczy młodzieńca zwęziły się, a na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech.

- Owszem – przyznał Severus.

- Więc dlaczego mielibyśmy spędzać czas w miejscu, którego aż tak bardzo nie cierpisz?

Młodzieniec wpatrywał się w niego jakby Snape był fascynującym, niemożliwie skomplikowanym eliksirem – albo po prostu zwykłym problemem fizycznym, który Potter starał się rozwiązać w głowie. Oddech Severusa stał się nieco szybszy, więc złapał Harry’ego za nadgarstek, aby odzyskać nad sobą kontrolę.

- Ponieważ, idioto, – mruknął – ty lubisz mugolskie kino, a ja lubię ciebie. A to właśnie sprawia, że mogę zmrużyć oko na moją niechęć.

Młodzieniec spojrzał na swój nadgarstek zamknięty w dłoni czarodzieja. Prawdopodobnie myślał o chwili, kiedy spotkali się po raz pierwszy – w końcu Severus wtedy złapał go w podobny sposób: tak samo mocno, ale… nie tak pięknie.

- A więc mówisz mi, że lubisz mnie wprost proporcjonalnie do twojej niechęci do kina? – powiedział złośliwie, pochylając się.

- Jesteś czymś, co dzieci nazywają „dziwakiem”, Harry Potterze – zauważył Snape.

- Tylko wtedy, kiedy chcę usłyszeć, jak wypowiadasz moje imię bez poprzedzającej go zniewagi – odrzekł młodzieniec, po czym jego język wysunął się nieco, by zwilżyć spierzchnięte wargi.

- Ach, tak… - zgodził się Snape, ale nie wykonał żadnego ruchu, aby uczynić tą sytuację mniej intymną.

Zamiast tego pocałował Harry’ego prosto w te pełne, czerwone usta i było to niemalże… magiczne.


--------


Beta: Parricida :*


Epilog



Kiedy pierwszy raz Severus zobaczył pokój Harry’ego, nie było to spojrzenie typu „rzucił okiem, potknął się, upadł na łóżko przesiąknięty pasją”, jak można się było spodziewać. Młodzieniec delikatnie wziął go za rękę i przeprowadził przez próg, wchodząc do małej – ale nie za małej – sypialni. Zapalił światło, dzięki czemu Severus mógł doskonale rozejrzeć się wokół, rozważając nad tym, jak bardzo różnił się pokój Harry’ego od reszty domu.

Po pierwsze: na komodzie stało siedem fotografii zamkniętych w prostych, drewnianych ramkach. Po bliższym przyjrzeniu się im, Snape zauważył, że tylko jedno zdjęcie przedstawiało Jamesa i Lily razem. Na trzech z sześciu pozostałych znajdowała się Lily i Harry, kiedy chłopiec był jeszcze mały. Na dwóch z tych trzech Lilianna trzymała niemowlaka na rękach, spoglądając z uwielbieniem na nowonarodzonego syna, z kolei na trzecim trzymała go za rękę na środku parku. Harry nie mógł mieć wtedy więcej niż siedem lat (co z pewnością pasuje do osi czasu), a na jego młodej, zaopatrzonej w okulary twarzy widniał bardzo niezadowolony wyraz. Severus pomyślał z rozbawieniem, że zdjęcie musiało zostać zrobione bez wyraźnej zgody dzieciaka.

Ostatnie dwa zdjęcia przedstawiały Harry’ego i – jak się okazało – jego znajomych z Hogwartu. Na pierwszej fotografii był on i Ron Weasley. Rudzielec miał rękę zarzuconą na ramiona przyjaciela i uśmiechał się szeroko do kamery, jednak Harry patrzył w przestrzeń z uśmiechem zdecydowanie mniej radosnym w porównaniu do uśmiechu Rona.

Na ostatnim zdjęciu była Hermiona Granger i Draco Malfoy. Z pewnością zostało zrobione, kiedy żadne z nich nie patrzyło w stronę aparatu (nawet ukradkiem). Wyglądało na to, że Draco wybrał pannę Granger, aby kręcić się wokół niej, a oni zostali sfotografowani z zaskoczenia. Ich górne części ciała ubrane były w ciężkie, zimowe płaszcze i kolorowe szaliki. Byli zarumienieni i roześmiani oraz otoczeni spadającymi płatkami śniegu. Gdyby zdjęcie było magiczne, Severus z pewnością widziałby jak opadają.

Kiedy przymruży się oko na fakt, że Draco Malfoy z pewnością nie mógłby zainteresować się Hermioną Granger, można dojść do wniosku, że fotografia wygląda całkiem ładnie.

- Myślałem, że był zakochany w tobie – powiedział Severus, podnosząc drewnianą ramkę i spoglądając pytająco na Harry’ego.

Młodzieniec wzruszył ramionami.

- Nie wiem, czy tak było naprawdę – powiedział. – Próbował mnie pocałować podczas Bożego Narodzenia, ale był pijany. I tylko dotąd to kiedykolwiek zaszło. Miał dziewczynę. Wydawali się być całkowicie i bezsprzecznie zakochanymi. – Cień uśmiechu pojawił się na twarzy młodzieńca. – Nigdy tego nie kwestionowałem. Seksualność jest zbyt elastycznym pojęciem, aby móc szufladkować ją jako prostą lub skomplikowaną. To nie wydaje mi się sprawiedliwe.

- A co z tobą? – zapytał Severus. – Byłeś z kimś tak poważnie?

Potter zmrużył oczy w zamyśleniu.

- Jesteś jedynym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek kochałem, więc nie sądzę, że tak było. Cóż, w każdym razie nie tak głęboko. Przez całe życie umawiałem się z kobietami i z pewnością byłem dla nich atrakcyjny.

- A czy kiedykolwiek zakochałeś się w którejś z nich? – zapytał Snape, chodząc po pokoju, aby sprawdzić, jakie jeszcze sekrety przed nim kryje.

- W jednej – odrzekł młodzieniec, siedząc niedbale na łóżku. – Ginny Weasley.

- Niezbyt zaskakujące – mruknął Mistrz Eliksirów. – Byliście razem w moim świecie.

Harry uśmiechnął się kpiąco.

- Cóż, to właśnie w Hogwarcie zaczęliśmy się ze sobą umawiać. To miało być idealne. Typowa, bajkowa miłość. Kilka lat później poznała kogoś innego. Teraz są szczęśliwym małżeństwem.

- Masz do niej o to żal?

- Nie, właściwie nie – odpowiedział Potter. – To nie jest tak, że kiedykolwiek mnie oszukiwała. Mogła kręcić się wokół mnie i zachowywać tak, abym to ja to zakończył, ale miała klasę. Zerwała ze mną, zanim jej mały romans dotarł do punktu, w którym mogła mnie zdradzić z Deanem. Nasze pożegnanie było dość spokojne, przez co po dziś dzień jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.

Severus przez chwilę zamyślił się nad słowami młodszego mężczyzny, ale po chwili dostrzegł zapierające dech w piersiach rysunki znajdujące się niedaleko szafki Harry’ego.

- Co to jest? – sapnął Mistrz Eliksirów, choć doskonale znał odpowiedź.

To było przepiękne dzieło sztuki, przedstawiające dwie całujące się ze sobą osoby. To, co zdecydowanie zapierało dech w piersiach, to fakt, iż wykonano je w stylu, który sugeruje, iż stworzono je komputerowo – a tak nie było. Każdy kawałeczek nieco przypominał piksele pojawiające się na monitorze. Podejście bliżej i zorientowanie się, że w rzeczywistości przedstawione postacie nie były wytworem skomplikowanego programu do edycji obrazów było wyjątkowo imponującym przeżyciem.

- To? – zapytał Harry, płynnie wstając i podchodząc do miejsca, w którym stał Severus. – To obrazek, który podarował mi Ron po tym, jak powiedziałem mu, że jestem w tobie zakochany. Początkowo nie był tym zachwycony. Widzisz… Ron nie jest szczególnie otwarty na związki homoseksualne, więc kiedy w końcu się przed nim otworzyłem i przyznałem do tego, co do ciebie czuję, powiedział coś w stylu: „Jesteś pedziem? Cholernym gejem? Czy to znaczy, że podglądasz mnie, kiedy się przebieram?”. Całe wieki zajęło mi przekonanie go, że nie jestem homoseksualistą, tylko po prostu bardzo lubię jednego mężczyznę. Zresztą, nawet gdybym był pedałem, to nie byłoby w tym nic złego. Następnie zapewniłem go, że wcale nie podglądam go, gdy się przebiera, bo nie jest dla mnie atrakcyjny. Lubienie facetów wcale nie sprawia, że leci się na każdego z nich w promieniu dziesięciu kilometrów. To tak jakby chciał każdej kobiety, jeżeli jest heteroseksualny. Myślał nad tym, co mu powiedziałem, ponad miesiąc, a kiedy w końcu przestał być skończonym dupkiem przeprosił mnie poprzez podarowanie mi tego obrazka. To był jego sposób na powiedzenie mi bez słów, że miłość to miłość, niezależnie od tego, między kim się tworzy i przekonanie mnie, że jestem dla niego jak brat, mimo tego, czyimi migdałkami się bawię.

Severus spojrzał na obraz, powstrzymując chęć dotknięcia go, by przekonać się, czy jest prawdziwy.

- Namalował to Ron Weasley – powtórzył nieufnie.

Harry ponownie zmrużył oczy.

- Tak.

- Ale Weasley jest taki…

Severus chciał powiedzieć „nieudolny”. Nieudolny, zmienny, płytki i zdecydowanie zbyt niecierpliwy, aby przywiązywać aż taką uwagę do szczegółów, a to z pewnością jest bardzo potrzebne, żeby stworzyć coś tak niesamowitego.

Potter zmarszczył brwi.

- Jaki on jest, Severusie? – zapytał.

- Energiczny – odpowiedział mężczyzna tak dyplomatycznie, jak tylko mógł. – Nigdy nie wyobrażałem go sobie jako kogoś, kto jest w stanie usiąść i spędzić godziny na malowaniu czegoś takiego.

- Cóż – rzekł żywo Harry. – Tak właśnie jest. Chodzi mi o to, że jest cholernie lekkomyślny, kiedy nie maluje. Zawsze w pośpiechu próbuje skończyć prace domowe, na których odrobienie miał pełne tygodnie. Jest też wyjątkowo niebezpieczny, gdy gra w rugby… Ale kiedy tylko siada z farbami, to gdzieś znika. – Harry pozwolił sobie przerwać na moment, aby coś przemyśleć. – To właściwie jest tylko jeden obrazek z czteroczęściowej serii. Tą nazwał „Serią Dotyków”. Na jednym obrazku są dwie kobiety, na drugim dwóch mężczyzn, na trzecim kobieta i mężczyzna, a ten jest czwarty. Obojnacy. Ten jest moim ulubionym głównie ze względu na to, że zrobił go specjalnie dla mnie, choć uwielbiam też ten, na którym są dwie kobiety. To przez to, że dziewczyna na górze dotyka ust kochanki w tak boleśnie przejmujący sposób. Ich włosy opadają im na oczy… Ale tego nie da się opisać, musiałbyś je zobaczyć.

To właśnie w tym momencie Severus nie mógł już tego dłużej znieść, więc pochylił się i dotknął ust Harry’ego: najpierw delikatnie przesuwając po nich palcami, dopiero potem decydując się musnąć je wargami. Wtedy do gry weszła namiętna, pełna pasji próba „obejrzenia pokoju Pottera”, ale Mistrz Eliksirów nie był w nastroju do rozglądania się, bo nie był w stanie oderwać wzroku od młodzieńca.


*


Severus rozmyślał na temat pewnej rozmowy przeprowadzonej z Harrym o jego manierach i tym, co wyniósł z domu. Patrzył, jak szczupły mężczyzna wstał rano i swobodnie chodził po pokoju – zupełnie, jakby paradowanie po domu nago było dla niego całkowicie naturalne. Były chwile (tak, jak na przykład ta), kiedy Snape zastanawiał się nad własnymi manierami – nad tym, co wpoili mu rodzice i co przez lata zaobserwował u swoich rówieśników, a co z biegiem czasu przejął i wziął odpowiedzialność za swoje czyny.

W jego życiu było tak wiele rzeczy: śmierciożercy, szpiedzy, półkrew, książę, Smarkerus, Severus, rozczarowanie, słabość, brzydota, zimno, okrucieństwo, błądzenie. I, co najważniejsze, a nad czym najtrudniej przejść do porządku dziennego: bycie zakochanym w Lily Evans.

Do pozostałych spraw jakoś… przywykł. Tak, był zreformowanym Śmierciożercą. Był również szpiegiem Dumbledore’a. W jego nad wyraz dumnych żyłach płynęła krew, zrodzona z mugola i czarownicy. Kto mógłby zapomnieć przezwisko, jakim obdarzyli go Black i Potter, wchodząc do pociągu do Hogwartu trzydzieści lat temu? Nie był jeszcze tak stary, aby nie móc przypomnieć sobie ciągłych upokorzeń, jakich doznawał z ich strony przez całe siedem lat w szkole. Był całkowicie pewien, że byłby w stanie przywołać te wspomnienia nawet na łożu śmierci.

Ale Lily… Lily była tą jedyną – oczywiście, jeżeli Severus bawiłby się w tak głupie określenia. Nigdy nie przestał jej kochać, pragnąć i potrzebować w sposób, który sprawiał, że niemalże szalał za każdym razem, gdy o niej myślał. Nie czuł zupełnie nic do niezliczonej ilości kobiet, z którym spał przez te wszystkie lata. Za każdym razem, gdy uprawiał z kimś seks, zamykał oczy i wyobrażał sobie Lily. Jej dłonie na jego nagiej klatce piersiowej. Jej gorące usta na jego sztywnym penisie.

Lily. Lily. Lily.

Osłaniał się przed nieodwzajemnionymi, niemożliwie onieśmielającymi słowami, które wypowiadał Harry na temat miłości. Cały czas usprawiedliwiał się przed samym sobą, że zawsze będzie kochał Lily. Przynajmniej aż do dnia, w którym miał umrzeć. Bez podniesionych tematów tabu, nie zadając wcześniej żadnych istotnych pytań. Nie było nikogo, bo chociażby myślenie w ten szczególny sposób o kimkolwiek innym byłoby obrazą dla jej pamięci. A potem spędzał każdą noc w mugolskim świecie, powoli zakochując się w Harrym, a każdy dzień na patrzeniu na niego, tęskniąc za nim i kochając go bezgranicznie – tak, jak Lily. Choć nie czuł się źle, że zakochał się w jej synu (mimo że ten szczegół również nim wstrząsnął), to uważał to za trochę nie w porządku, że był z kimś, z kim w łóżku nie wyobrażał sobie Lily.

To było takie osobliwe – kochać Harry’ego i pragnąć tylko i wyłącznie jego. Nie Lily. Nie nikogo innego.

Przypuszczał, że pomógł mu w tym fakt, iż młodzieniec był niemożliwie szczupły i wyglądał cholernie delikatnie, że jego oczy były wręcz zaskakująco zielone, a wyraz jego twarzy wyjątkowo spokojny. W dodatku jego sposób bycia opierał się na tych samych zasadach, co jego matki. Severus przekonywał się tygodniami, że zakochał się w Harrym jedynie dlatego, że był czymś w stylu szczególnie udanego wcielenia matki; że skoro jej syn był tak bardzo podobny do niej, to nie złamał przysięgi złożonej samemu sobie, że nigdy nie pokocha nikogo innego. Dość szybko zdał sobie sprawę, że wcale nie chodziło o to. Pomiędzy młodzieńcem a Lily było kilka zasadniczych różnic, przez co Severus jeszcze bardziej kochał Harry’ego. Mimo delikatnej budowy ciała Pottera i jego niemalże zniewieściałego wyglądu, był mężczyzną. A Snape naprawdę lubił tą męskość. Bardzo.

Twarde, szczupłe ciało Harry’ego przyciskało się do jego własnego w sposób, w jaki nigdy nie przylegała żadna kobieta. Cierpliwość i wytrzymałość, które młodzieniec wprowadzał do niemalże każdej interakcji nie przypominały niczego, co Mistrz Eliksirów kiedykolwiek przeżył. Nawet z Lily. I to właśnie był ostateczny argument.

Te wszystkie sprawy spowodowały, że Snape zaczął zastanawiać się nad zasadami moralnymi – nie wiedział, które z nich utrzymają się, a które odejdą raz na zawsze.

Harry wiedział już o historii Severusa jako poplecznika Voldemorta, a potem szpiega, ale nawet mimo to Mistrz Eliksirów nie mógł (i nie chciał) pozwolić sobie na puszczenie tego w niepamięć już teraz. Ale inni…

Z Harrym nie czuł się ani słaby, ani brzydki. Nigdy go nie rozczarował. Nie chciał być okrutny. Choć czasami zdarzało mu się być zimnym, było to spowodowane jego charakterem i faktem, iż starych nawyków nie można tak łatwo wyplenić. Potter może mu pomóc pozbyć się tego albo dać mu trochę tak potrzebnej przestrzeni – jeżeli to właśnie to będzie tym, czego Snape pragnie. Harry wiedział, czego chce Severus. Z biegiem czasu, Snape powoli (tydzień po tygodniu, dzień po dniu, godzina po godzinie, minuta po minucie), lecz boleśnie pozwolił, aby jego miłość do Lily gdzieś się ulotniła. Zsunęła się z jego ramion, zbierając się na prawie dziesięciu metrach kwadratowych na podłodze sypialni Harry’ego. Był nagi, tuż przed Potterem. I właśnie w tym momencie młodzieniec wziął go w swoje silne, umięśnione ramiona i…

Severus nie czuł się już nagi, choć nie miał na sobie ani kawałka materiału.


*


Pewnego wieczoru siedzieli przy kuchennym stole Severusa. Harry czytał tekst traktujący o fizyce, natomiast Mistrz Eliksirów przeglądał swoje notatki na temat mugolskiej psychofarmakologii.

- To kompletny nonsens – powiedział ponuro Snape.

- Tak? – odrzekł Harry, nie spuszczając wzroku z tekstu przed nosem.

- Tak. Myślę, że Dumbledore zrobiłby lepiej, gdyby zatrzymał obecnie zatrudnionych nauczycieli biologii, biochemii i psychofarmakologii.

- A nie chemii? – zapytał młodzieniec. Mistrz Eliksirów widział, jak jego wargi rozciągają się w uśmiechu.

- Nie chemii – odpowiedział z przekonaniem Snape. – Tym się mogę zająć. Dostatecznie dobrze to zrozumiałem, więc mogę praktycznie przerobić podręcznik w coś bardziej wszechstronnego i łatwiejszego do zrozumienia. Myślę, że będę uczyć chemii. To jest coś, w czym jestem dobry.

- To prawda – odrzekł chytrze młodzieniec – ale nie jesteś szczególnie uzdolniony w kwestii bycia miłym dla uczniów.

Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi.

- Nie jestem ostrzejszy, niż na to zasługują. Poza tym mogą skorzystać z traktowania ich odrobinę brutalniej. To buduje charakter. Pomaga im się uodpornić.

Potter uśmiechnął się i spojrzał mu prosto w oczy.

- Nie możesz się doczekać tej chwili, prawda? – zapytał podstępnie Harry.

- Jakiej chwili? – odrzekł Snape. – O czym ty mówisz? Szczerze mówiąc, trudno mi zrozumieć sens twoich słów prawie przez połowę czasu, który…

- Tej chwili – przerwał mu Potter, skutecznie kończąc tyradę starszego mężczyzny – kiedy patrzysz, jak uczniowie walczą, żeby coś zrozumieć, a kiedy im się to uda, czujesz się po prostu niesamowicie. Czekasz na swój własny wybuch magii.

Severus często myślał na temat własnej mocy, starając się wykorzystywać ją w możliwie jak najlepszy sposób. Machnięciem różdżki mógłby zmyć naczynia, gdyby tylko Harry mu na to pozwolił. Niemniej jednak im więcej o tym myślał, tym bardziej był przekonany, że Potter ma rację. On sam nigdy nie czuł tego, co Harry, kiedy uczeń w końcu coś zrozumiał. Był zazdrosny. A prawda była taka, że czegokolwiek dokonał Potter, Snape również był w stanie zrobić. Nawet lepiej.

Odezwał się wreszcie, patrząc jak wraz z jego słowami wyraz twarzy Harry’ego staje się coraz łagodniejszy, a uśmiech poszerza się.

- Nie byłbym przeciwny takiemu doświadczeniu.

- To się stanie – mruknął Potter, pochylając się kilka centymetrów. – Jesteś wspaniałym nauczycielem, Severusie.

- Naprawdę? – zapytał Mistrz Eliksirów równie cicho, bo czuł, że mówienie głośniej, gdy Potter był w tak niewielkiej odległości od niego, byłoby grzechem.

Harry skinął twierdząco głową.

- Tak, naprawdę.

- Więc dlaczego jeszcze tego nie zauważyłem?

- To dlatego, że nigdy nie starałeś się wystarczająco mocno – odpowiedział Harry takim tonem, jakby to wszystko wyjaśniało.

- Harry… - odrzekł sprytnie Mistrz Eliksirów. – Obserwowany kociołek nigdy nie wrze.

- Prawdopodobnie nie – odpowiedział młodzieniec. – To wszystko znaczy, że nie możesz starać się zbyt mocno. Zawsze trzeba wyczuć odpowiedni moment. Musisz zdawać sobie sprawę, że w przeciwnym wypadku uczniowie wejdą ci na głowę. A jeżeli mimo to, to się zdarzy, musisz zareagować odpowiednio ostro. Tak jak z eliksirem: kiedy zaczyna wrzeć, należy mieć na niego oko. Dokładnie mu się przyglądać i wyregulować płomień – w górę, bądź w dół, zależnie od tego, czego wymaga eliksir.

- Innymi słowy – mruknął Severus z dezaprobatą. – Będę musiał upewnić się, że nie stanę się zbyt podekscytowany, kiedy przyjdzie mi pracować z bandą idiotów, którzy nie będą potrafili zrozumieć najprostszych rzeczy z chemii.

- Otóż to – odpowiedział cicho Harry. – Powinieneś też zaprzestać nazywania ich bandą idiotów czy czymkolwiek w tym stylu. Prawdę mówiąc, powstrzymywanie się przed obraźliwymi komentarzami odniesie lepszy efekt.

- Więc w jaki sposób powinienem się do nich zwracać? – zapytał sarkastycznie Mistrz Eliksirów. – Mam używać ich imion?

- Jeżeli będziesz w stanie to zrobić – odpowiedział Harry ze śmiechem.

- Nie zadzieraj ze mną, Potter – mruknął Snape.

Młodzieniec oblizał wargi. Widząc to, oczy Mistrza Eliksirów zwęziły się. Powietrze między nimi wypełniało się coraz większą ilością cząsteczek gwałtownej potrzeby i seksualnego napięcia.

- Nie zadzieram z tobą. Jeżeli taki byłby mój zamiar, zrobiłbym coś takiego… - wyszeptał Harry.

I w tym momencie Severus był dozgonnie wdzięczny, że spotkał tak piekielnie inteligentnego młodzieńca.


*


Kilka miesięcy później


- Panna Winter nie płakała dzisiaj podczas naszej sesji naukowej – powiedział Severus, zdejmując z siebie spodnie i koszulę, po czym wślizgnął się pod kołdrę.

- To świetnie! – odrzekł młodzieniec, udając gratulacje, jakby to było wyjątkowo duże osiągnięcie. Harry przypuszczał, że Severus właśnie za takie je uważa.

- Nie mówiłem też do niej żadnym imieniem – kontynuował Mistrz Eliksirów.

- To świetnie! – powtórzył Potter z aprobatą.

- Zaczynam myśleć, że ten magiczny moment nigdy się nie pojawi – powiedział ponuro Severus, ostentacyjnie ignorując to, że Harry wyśmiewa go za dzielenie się z nim podobnymi obawami. – Najwyraźniej jestem do tego niewystarczająco miły.

Młodzieniec przeturlał się po łóżku, splatając własne kończyny z kończynami Severusa, po czym położył głowę na jego nagiej piersi.

- No nie wiem – powiedział miękko. – Dla mnie jesteś bardzo miły.

- Nie jesteś na trzecim roku – wypomniał mu Severus.

Potter przesunął palcami wzdłuż klatki piersiowej Mistrza Eliksirów, jego szerokich ramion, lewego przedramienia… Delikatnie dotknął Mrocznego Znaku i zmienił pozycję na taką, w której mógł go pocałować. Zapewnił już Snape’a, że wszystko jest w porządku – to było dawno, a on sam nie ma mu czego wybaczać.

- Nie, nie jestem – zgodził się. – Myślę jednak, że czasami bycie dla mnie miłym wymaga od ciebie sporego wysiłku. Musimy po prostu cały czas nad tym pracować.

Mistrz Eliksirów spojrzał poważnie na młodszego mężczyznę.

- Harry – zapytał. – Czy kiedykolwiek czułeś, że to wszystko jest zbyt burzliwe, że my jesteśmy zbyt niestabilni, aby sprawić, że to będzie długotrwałe?

- Nie – powiedział po prostu Potter. – Z każdym dniem dogadujemy się coraz lepiej. To nigdy nie będzie proste, ale zawsze będzie ekscytujące. – Uśmiechnął się. – Poza tym, to wszystko pomaga nam zwiększyć swoją tolerancję na coś, co nazwałbyś „stawaniem się zbyt podekscytowanym”. To nie jest niemożliwe, Severusie. Musimy po prostu kochać się i starać się być cierpliwym w stosunku do drugiego. Wierz mi, reszta sama się ułoży.

Severus delikatnie pocałował Harry’ego w czoło, myśląc, że zdobył nową etykietkę: Severus Snape – człowiek, który zakochał się w Harrym Potterze. Prawdopodobnie ów Harry Potter również zdobył nową: jedyna osoba, której udało się dać Severusowi Snape’owi tak potrzebną lekcję cierpliwości.

Mistrz Eliksirów pochylił się, aby dotknąć wargami ust młodzieńca i…

To było jak w zegarku i przewodach elektrycznych czy stłuczonej, fluorescencyjnej żarówce... kliknięcie przełącznika, obrócenie klucza. Skoki adrenaliny i samoloty na pieniądze. Skórka pomarańczy wyjęta z drinka i wrzucona do ognia. Soczysty romans. Film z Hugh Grantem i jego uroczy uśmiech. Czerwone balony zatrzymane przez gałęzie pobliskiego drzewa. Gwiazdy. Miliony, miliony gwiazd. Mechanika kwantowa i fuzja słońca. Siła przyciągania pomiędzy dwoma ciałami. Dziecko trzymające załadowaną broń…

Jak zasada nieoznaczoności Heisenberga czy niepodważalne prawa fizyki Newtona – i wszystko inne, co było jednocześnie oczekiwane i nieznane.

Najpierw była iskra, dopiero potem wybuch.

I wszystko idealnie pasowało.




KONIEC

_________________

Krzywe odbicie w witrynie twego ducha.

55




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lekcja kliniczna 2 VI rok WL
Lekcja Przysposobienia Obronnego dla klasy pierwszej liceum ogólnokształcącego
Lekcja wychowania fizycznego jako organizacyjno metodyczna forma lekcji ruchu
Lekcja kliniczna nr 2 VI rok WL
04 Lekcja
PF7 Lekcja2
lekcja52
Printing bbjorgos lekcja41 uzupelnienie A
lekcja 18 id 265103 Nieznany
li ask zz ge3 5E2JZTQ5PYH7Q3CI6HVII64U3BJBL6JHS7BPSTA
Hydrostatyka i hydrodynamika lekcja ze wspomaganiem komputerowym
Lekcja 6 Jak zapamietywac z notatki Tajemnica skutecznych notatek
lekcja 20
lekcja20
Lekcja 04 Szene 04
LINGO ROSYJSKI raz a dobrze Intensywny kurs w 30 lekcjach PDF nagrania audio audio kurs
Printing bbjorgos lekcja01 05 A
'Half Life', czyli pół życia przed monitorem zagrożenia medialne foliogramy gim modul 3 lekcja 5