Ściganie synów za długi ojca
Marcin i Sebastian wychowywali się bez ojca, nawet alimentów nie płacił. Gdy zmarł, jego jeszcze nieletni synowie dostali pisma z kancelarii prawnej, że SKOK Stefczyka ściga ich za 10 tys. zł niespłaconej ojcowskiej pożyczki. Teraz dług urósł już do 40 tys. zł
- Gdy do Sebastiana przyszło w marcu pismo od komornika, wziął z kuchni nóż i na moich oczach zaczął się ciąć. Bo to mnie synowie obwiniają, że mieli takiego ojca - opowiada Agata Opara.
Płacze: - A ja od lat odbijam się od ściany, w sądzie nie chcą mnie już słuchać, a ja to wszystko przypłaciłam zdrowiem i utratą pracy.
Sebastian niebawem skończy 23 lata. Marcin, jego brat, urodził się dwa lata później. - Już wtedy nie mieszkaliśmy z mężem razem. Przyszedł tylko na chrzciny. Potem już się nie widywaliśmy - opowiada ich matka Agata Opara.
Rozwód wzięli formalnie w 1996 r. Alimenty na chłopców do 2004 r. płacił Państwowy Fundusz Alimentacyjny. - Nie pracował, na sprawy alimentacyjne nigdy się nie zgłaszał - wspomina byłego męża.
Bezrobotny bierze pożyczkę
W 2005 r. w częstochowskim oddziale SKOK Stefczyka Piotr Opara wziął 10 tys. zł pożyczki. Na podstawie zaświadczenia o zatrudnieniu.
- Przecież był bezrobotny! - denerwuje się pani Agata. I pokazuje dowód z ZUS-u: "W latach 2003-2006 figuruje w rejestrach jako osoba zgłoszona do ubezpieczenia zdrowotnego przez płatnika Powiatowy Urząd Pracy jako osoba bezrobotna niepobierająca zasiłku dla bezrobotnych. Brak zgłoszenia do ubezpieczeń społecznych z tytułu zatrudnienia oraz działalności gospodarczej w latach 2003-2006".
Dawid Adamski, rzecznik SKOK Stefczyka, nie widzi problemu: - Pan Piotr zawarł umowę pożyczki zgodnie z obowiązującymi przepisami, m.in. w oparciu o zaświadczenie o zatrudnieniu, które przedstawił.
Piotr Opara pożyczki nie spłacał. 20 stycznia 2006 r. SKOK wypowiedział mu umowę. Sprawa trafiła do sądu, który 23 maja 2006 r. wydał nakaz zapłaty. Przy próbie doręczenia tego pisma sąd otrzymał informację, że Piotr Opara zmarł.
- Sebastian poszedł na pogrzeb. Nikt z rodziny zmarłego nie powiedział, co robił przed śmiercią, czy miał jakieś długi - mówi pani Agata.
SKOK złapał spadkobierców
Za pośrednictwem kancelarii prawnej SKOK szukał spadkobierców.
- W myśl przepisów prawa do spadku po zmarłym zostali powołani jego dwaj synowie. Ponieważ nie złożyli oświadczenia o odrzuceniu spadku, weszli niejako w sytuację prawną swojego ojca. Wobec tego byliśmy zmuszeni wystosować wobec nich nakaz zapłaty. Sprzeciwy, które wnieśli, zostały przez sąd odrzucone. Dlatego zostało rozpoczęte wobec nich postępowanie egzekucyjne - argumentuje Adamski ze SKOK-u.
Sprawdziliśmy postępowanie sądowe. Faktycznie, obaj synowie - a właściwie w ich imieniu matka - takie sprzeciwy wnieśli. Sąd jednak ich nie odrzucił - jak twierdzi SKOK - natomiast zawiesił postępowanie z przyczyn formalnych.
Rzecznik Kasy Stefczyka pomija jeszcze jedną sprawę. Obaj synowie Piotra Opary byli w chwili jego śmierci nieletni.
SKOK odczekał i w 2010 r. złożył do częstochowskiego sądu wniosek o przeprowadzenie postępowania spadkowego. W 2011 r. zostało ono zakończone.
- Sąd zabezpieczył interesy spadkobierców - zaznacza rzecznik Sądu Okręgowego w Częstochowie Bogusław Zając. - Ponieważ w chwili śmierci dłużnika byli nieletni, sąd zdecydował o przyjęciu przez nich spadku z dobrodziejstwem inwentarza. Oznacza to, że mogą odpowiadać za długi ojca tylko do wartości odziedziczonego majątku. Jeśli nie ma tego majątku, to już zmartwienie wierzyciela. SKOK dostał postanowienie sądu.
Machina ruszyła, zatrzymać się nie da
Jednak SKOK inaczej interpretuje postanowienie sądu: - To nie na wierzycielu spoczywa obowiązek dowiedzenia, że aktywa spadku są wyższe od długu. Przeciwnie - to w interesie spadkobiercy leży sporządzenie spisu inwentarza. Spis zaś stanowi podstawę ograniczenia odpowiedzialności za długi spadkowe. Do momentu powstania takowego, zgodnie z prawem, prowadzona jest egzekucja o całość roszczenia wynikającego z tytułu wykonawczego zgodnie z wnioskiem egzekucyjnym - argumentuje rzecznik Kasy Stefczyka.
Efekt: obu braci ścigają komornicy. I co ciekawe - Marcina ściga komornik z Jędrzejowa w Świętokrzyskiem, a Sebastiana - komornik z Krakowa. Powołują się na tytuł wykonawczy Sądu Rejonowego z Częstochowy z 2006 r. wydany wobec Piotra Opa
Od każdego z jego synów komornicy żądają po blisko 40 tys. zł. Przegrywający płaci za wszystko: długi ojca, koszty sądowe, prawników SKOK-u, koszty komornika.
Nieustannie pod częstochowski adres synów Opary listonosz przynosi pisma ponaglające do zapłaty "najlepiej od razu całej kwoty, bo jak w ratach, to będzie więcej".
Na początku tego roku komornik powiadomił urząd skarbowy, by wyegzekwował od Sebastiana pieniądze z podatków (jeśli miał dochód).
- Jesteśmy bezsilni, nie wiemy, co robić. Może w tym sądzie robiliśmy coś nie tak... Jesteśmy za biedni na adwokatów. Oni mają sztab prawników, a nas nikt słuchać nie chciał. Dlaczego nie zaangażowano komorników z Częstochowy? Z tamtymi to nie ma nawet jak się porozumieć. Sebastian nie ma pracy, nawet nie chce jej podjąć, bo boi się, że i tak do końca roku nie wypłaci się w tym SKOK-u. Marcin wyjechał z miasta, ukrywa się. Mnie też już nie chce się żyć - opowiada Agata Opara.
Dawid Adamski, rzecznik SKOK Stefczyka: - Niezależnie od toczących się postępowań, dołożymy wszelkich starań, aby pozytywnie rozwiązać tę sprawę. Nie jest bowiem naszą intencją nakładanie dodatkowych obciążeń na kogokolwiek. Przeciwnie, celem działania Kas jest bowiem walka z wykluczeniem społecznym i finansowym.
Ale na razie są to tylko słowa.
Nazwisko Agaty, Piotra, Sebastiana i Marcina zostało zmienione
Co zrobić z długami i bankami?
Wszystkie instytucje finansowe - i to nie tylko SKOK-i, ale też banki - doskonale znają tę część polskiego prawa, która stanowi, że śmierć osoby, której udzielono kredytu, wcale nie zwalnia od jego spłaty. Wprawdzie kredytobiorca nie żyje, ale instytucja finansowa zawsze może windykować dług z kieszeni jego spadkobierców.
Jest to powszechne postępowanie. Żaden z banków nie umarza długu po śmierci kredytobiorcy, zaś niemal każdy stara się namierzyć spadkobierców.
To dlatego banki chętnie udzielają kredytów osobom starszym, emerytom i rencistom. Pożyczają im pieniądze nie tylko dlatego, że tacy klienci zwykle są bardzo solidnymi pożyczkobiorcami (etos nie pozwoliłby im na niewywiązanie się z umowy z bankiem). Także dlatego, że w przypadku ich śmierci bank bynajmniej nie zostaje na lodzie. Przeciwnie: czeka na sądowe orzeczenie o nabyciu spadku przed rodzinę zmarłej osoby i łapie spadkobierców za gardło.
Czy jest jakiś sposób, żeby zamiast spadku nie przejąć bankowych długów po zmarłej osobie? Kłopot w tym, że bank nie ujawni nikomu stanu konta, salda karty ani wysokości zadłużenia nieżyjącej osoby. Wymówi się tajemnicą bankową. Informacji udzieli dopiero wtedy, kiedy spadkobiercy przyjdą już z zaświadczeniem sądowym o nabyciu spadku. Tyle że jeśli zmarły miał w banku raczej długi niż pieniądze - sami ukręcą w ten sposób na siebie bicz.
Rady na to są dwie.
Po pierwsze, zawsze spisujmy nasze długi, a wszystkie umowy kredytowe trzymajmy w jednym miejscu, w jakimś segregatorze. Tak na wszelki wypadek, żeby nie robić zbędnego kłopotu rodzinie, gdyby coś nam się stało.
Po drugie, to już rada dla spadkobierców, jeśli macie przejąć spadek po zmarłym, ale nie macie pewności, czy po drodze nie narobił on jakichś długów, zawsze wybierzcie w sądzie opcję przejęcia majątku "z dobrodziejstwem inwentarza", a nie bezwarunkowo.
Wtedy też będziecie odpowiadać za długi zmarłego, ale tylko do wysokości pozostawionego przez niego majątku.
Przy zwykłym przyjęciu spadku może się okazać, że musicie spłacić dług wielokrotnie przekraczający odziedziczony przez was majątek. Warto też mieć z tyłu głowy możliwość odrzucenia spadku, o ile majątek jest niewielki, a istnieje ryzyko, że w przyszłości mogą wyjść jakieś ciemne historie ze starymi kredytami.
Maciej Samcik