Tytuł oryginalny: Kitty Trouble
Beta: do 10 rozdziału: gosiazlata (ale gdyby ktoś jeszcze się nade mną zlitował, to byłabym wdzięczna). Od 11 rozdizału Mag.
Autor: Phoenixmaiden13
Zgoda: Jest!
Do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/4328806/1/Kitty_Trouble
Tłumaczenie: Vergithia
Do tłumaczenia: http://kitty-trylogy.blog.onet.pl/Rozdzial-21,2,ID431626360,n
Ostrzeżenia: To, co w Kitty Love, dużo różu, puchatości. Non-kanon. Seks i niespodzianki które mogą was przerazić, Mpreg.
Fandom: Harry Potter
Paring: HP/TMR
Długość: 21
Zakończone: Tak
Prequel: http://kitty-trylogy.blog.onet.pl/Info-3,2,ID432238140,DA2011-07-29,n
Sequel: Tak.
Kocie Kłopoty
Rozdział I
Kochani Ronie i Hermiono,
Co tam u Was? Sorki, że się nie odzywałem, ale byłem ostatnio dość zajęty... Tak więc piszę teraz i mam Wam wiele do opowiedzenia.
Powiedziałem Tomowi o ciąży. Niepotrzebnie się bałem, był zachwycony! Powinniście byli widzieć jego minę, kiedy mu to oznajmiłem. Na początku trochę się wystraszyłem, bo bardzo długo milczał, tylko na mnie patrząc, ale w sumie zareagował pozytywnie. To było jakiś miesiąc temu.
Chciałbym, żebyście mogli mnie teraz zobaczyć... Brzuszek zaczyna być już widoczny, a Tom go wręcz uwielbia. Obawiam się, że za kilka miesięcy będę miał kłopoty z poruszaniem się. Zastanawialiśmy się nad tym, jak będę wchodził po schodach. Mój kochany obiecał, że będzie mnie wszędzie nosił.
Zaczęliśmy już przygotowywania. Muszę być pewien, że kociak dostanie wszystko co najlepsze. Jego sypialnia będzie połączona z naszą, więc będę miał na niego oko całą dobę. Jeszcze nie zaczęliśmy dekorowania dziecinnego pokoju, bo nie wiemy, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka - jeszcze jest za małe, by to zbadać.
Pewnego dnia Tom wpadł do sypialni, taszcząc siatki pełne książek dotyczących pielęgnacji niemowląt, naprawdę go to wzięło. Obawiam się, że wykupił w księgarni wszystko, co było na ten temat. Teraz czyta i właściwie tylko ja jestem w stanie oderwać go od lektury... Może to trochę dziwne, ale mnie tym po prostu rozbraja. Zakuwa do bycia rodzicem jak do klasówki... Myślę, że to słodkie.
Dzisiaj przychodzi uzdrowiciel, żeby mnie obejrzeć. Denerwuję się. Ma sprawdzić, czy z moim kociątkiem wszystko w porządku. Wciąż mam kilka godzin do jego wizyty, a z nerwów nie jestem w stanie nic zrobić, więc ponownie zasiadłem do listu.
Uzdrowicielem ma być stary, zaufany znajomy Toma ze szkoły. Ze sposobu, w jaki o nim mówił, wydaje mi się, że byli, lub są, przyjaciółmi, ale Tom temu stanowczo zaprzeczył. Powiedział, że nigdy nie miał przyjaciół i to był po prostu ktoś, kto miał takie same poglądy jak on i czasami mu pomagał, kiedy coś poszło nie tak. Jednak nie jest śmierciożercą. Wyobrażacie sobie tą panikę, gdyby ktoś dowiedział się, że w Mungu pracuje jakiś poplecznik Voldemorta? Powiedziałem mu, że wydaje mi się, iż są przyjaciółmi, ale on tylko zgromił mnie wszystkowiedzącym spojrzeniem i powiedział, że nie mam racji.
Ależ mam! Kłóciliśmy się o to dłuższą chwilę i w końcu sam przyznał mi rację. Ale może dlatego, że zacząłem na niego wrzeszczeć i płakać... To go zawsze zmiękcza. Według książek, którymi Tom ostatnio się zaczytuje, za moje humory odpowiedzialne są szalejące hormony. Może ma rację... Jeszcze nigdy nie zdarzało mi się płakać nad stłuczoną szklanką herbaty, albo wrzeszczeć na kogoś, bo źle postawił wazon z kwiatami, lub za głośno zamknął drzwi. Czasami zaczynam się śmiać zupełnie bez powodu, to bardzo dziwne. Pewnego dnia wręcz uderzyłem jednego z ludzi Toma i to tylko dlatego, że nie usunął mi się z drogi. Teraz wszyscy śmierciożercy omijają mnie szerokim łukiem, co jest nawet zabawne.
W każdym razie... przychodzi magomedyk. Zapomniałem, jak się nazywa. Uzdrowiciel Mitchell… Chyba. Zastanawiam się, co sobie o mnie pomyśli. No wiecie... kocie uszy, ogon, no i jestem facetem w ciąży... Raczej nietypowy pacjent, nie sądzicie? Ale Tom podobno już mu o mnie opowiedział, wiec może nie będzie aż tak bardzo zszokowany podczas odwiedzin. Zostanie moim lekarzem przez całą ciążę, ponieważ Tom mu ufa. Ciężko w to uwierzyć, ale to prawda, Tom komuś ufa!
Jak się mają wszyscy w Hogwarcie? Powiedzcie im, żeby się nie martwili, nic mi nie jest. Mój ukochany opiekuje się mną bardzo dobrze. Właściwie, to rozpuszcza mnie jak nikt do tej pory. Zmusiłem go nawet do tego, żeby pokonał swoje antymugolskie uprzedzenia i zainstalował mi w pokoju, niedaleko sypialni, telewizor! Tak, dobrze widzicie! Jęczałem mu tak długo, aż się zgodził. Potem wymusiłem na nim playstation*. Z komnaty zrobił się prawdziwy pokój do gier. Dudley miał konsolę i zawsze mi się wydawało, że to świetna zabawa. Teraz wiem, że tak jest faktycznie! Wykorzystałem Toma do końca i zamówiłem sobie chyba wszystkie gry, jakie znalazłem w katalogu. Strasznie mnie to bawi: mugolski sprzęt w domu Czarnego Pana! Nie wiem, skąd wziął na to pieniądze i, szczerze, nie interesuje mnie to.
Jestem prze-szczęśliwy!
Udało mi się nawet kilka razy zmusić Toma, żeby ze mną zagrał. Bardzo go frustruje to, że ciągle wygrywam. Robi wtedy takie słodkie miny... Choć mnie też zdarza się przegrać - jeszcze nie rozgryzłem, do czego służą wszystkie klawisze, więc na razie wciskam je wszystkie po kolei i jakoś to idzie... Czasami gra ze mną Rav - mój nowy ochroniarz. Ma mnie na oku, kiedy Tom nie może. Jest jednym z niższych w hierarchii śmierciożerców, ale jest bardzo lojalny i naprawdę miły. Robi wszystko, co mu karzę! Prawdopodobnie stanąłby na głowie, gdybym o to poprosił.
Mam nadzieję, że nie mieliście z mojego powodu kłopotów. Dumbledore na pewno był wściekły. Zachowanie Toma musiało go trochę (albo bardzo) zszokować. Jak wszystkich, zresztą. Nie chciałem Was zdradzać... ale nie mogłem inaczej. Zawsze bym żałował, gdybym został. Zrobiłem to nie tylko dla siebie, ale też dla kociątka. Mam nadzieję, że Remus mi wybaczy i przeproście ode mnie panią Pomfrey.
Oj! Tom wszedł do pokoju i czyta mi przez ramię. Kazał Was pozdrowić. Właściwie nie kazał, ale na pewno miał to na myśli... Piszę głupoty? Sorki, on zawsze sprawia, że nie mogę myśleć normalnie. Znowu czyta mi przez ramię. Spadaj Tom! Piszę, nie widzisz? Ała! Ugryzł mnie w uszko. Zaczekaj, ja... Przepraszam, chyba się zdekoncentrowałem. Tom powiedział, że uzdrowiciel będzie tu za chwilę. Czas naprawdę szybko mija, kiedy się... Nieważne! Mam nadzieję, że z Wami wszystko dobrze. Odpiszcie szybko, Hedwiga znajdzie drogę powrotną. Musze wiedzieć, jak się macie. Tęsknię. Papa!
Harry.
Rozdział II
Harry obserwował elegancki lot Hedwigi, aż zniknęła mu z oczu za wzgórzami otaczającymi kwaterę Toma. Położył dłoń na leciutko wystającym brzuszku. Dzidziuś miał już około trzech miesięcy i jego krągłości zaczynały robić się widoczne. Nie mógł się doczekać rozwiązania, chciał już móc przytulać swoje maleństwo. Był podekscytowany, ale również przerażony. Nie miał jednak żadnych wątpliwości. Już niedługo miał mieć prawdziwą rodzinę.
Czyjeś ramiona objęły go do tyłu i został przyciśnięty do twardego torsu. Słodki zapach kochanka otoczył go niemal natychmiast. Harry podniósł główkę do góry i uśmiechnął się słodko.
- Skończyłeś? - zapytał Tom, muskając ustami jego puchate uszko.
- Tak, skończyłem. Medyk zaraz przybędzie?
- Za momencik - wymruczał Tom, chwytając Harry'ego za rękę. Poprowadził go do drzwi.
- Denerwuję się.
- Dlaczego? On ma cię tylko zbadać.
- Wiem... ale i tak...
Tom uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
Harry skinął głową. Razem zeszli po schodach, po czym weszli do salonu. Czekali tylko kilka minut. Już po chwili ogień w kominku zmienił barwę na szmaragdową i w płomieniach pojawił się starszy, około sześćdziesięcioletni, mężczyzna w zielonej szacie.
Chłopiec zastanawiał się, czy Tom nie prezentowałby się podobnie, gdyby nie te wszystkie dziwne wydarzenia i przywracanie dawnego wyglądu. Voldemort wstał, żeby przywitać gościa, a Harry nieśmiało schował się za swoim kochankiem i obserwował, jak uzdrowiciel otrzepuje się z sadzy.
Przybyły podniósł wzrok i zaskoczony, wpatrywał się przez chwilę ciepłymi, brązowymi oczami w czarnoksiężnika.
- Tom!? - Lord wykrzywił usta lekko kpiąco, ale skinął głową. Nikt nie miał prawa nazywać go tym imieniem, poza Harrym. - Merlinie! Wyglądasz... świetnie!
- Miło cię widzieć, Albercie - powitał go Tom chłodno, potrząsając wyciągnięta dłonią magomedyka. - Mężczyzna odchrząknął.
- Wiesz... kiedy cię ostatnio widziałem, byłeś blady jak ściana i nie miałeś nosa.
Riddle prychnął, a Potter usiłował nieskutecznie stłumić śmiech, zasłaniając usta dłonią. Uzdrowiciel zwrócił się do niego.
- Ty musisz być Harry.
Chłopiec skinął głową, nadal nieśmiało schowany za plecami Toma. Voldemort uśmiechnął się pod nosem i pchnął go lekko do przodu.
- Nie musisz się wstydzić. To twój medyk, Albert Mitchell. Albercie, to jest Harry Potter.
- Witaj - powiedział nastolatek miękko.
- Witaj, Harry, miło cię spotkać. - Albert podniósł wzrok na czarnoksiężnika i uśmiechnął się w wyjątkowo ślizgoński sposób. - Więc, po raz pierwszy gazety mówiły samą prawdę. Czarny Pan porwał niesławnego Chłopca-Który-Przeżył.
Harry zmarszczył nosek, słysząc ten „tytuł”.
- Coś w tym stylu - przytaknął Tom, miętosząc lekko uszka swojego kociaka. Uzdrowiciel ponownie zwrócił uwagę na Harry'ego. Zmierzył go wzrokiem dokładnie.
- Jesteś dość... ciekawym przypadkiem... - Harry najeżył ogonek i przechylił głowę na bok, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. - Jesteś po części kotem i to, w dodatku, w ciąży. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z czymś takim.
- Opisałem ci w liście wszystkie okoliczności, jak do tego doszło - powiedział Voldemort spokojnie.
- Tak, tak. Czytałem, ale zobaczyć go na własne oczy, to co innego. - Uniósł dłoń, chcąc dotknąć uszu, ale Harry momentalnie się uchylił i syknął na niego wściekle. Potem potarł głową o ramię Toma - nikt inny nie miał prawa go tam dotykać.
Albert cofnął się, unosząc brew, lekko zaskoczony. Tom westchnął i mocniej przytulił chłopca.
- Już dobrze - szepnął mu na uszko i dopiero po tym zabrał ręce.
Harry rzucił krótkie spojrzenie uśmiechającemu się uzdrowicielowi, a potem skoncentrował swój wzrok na ukochanym. Ten pokiwał głową zachęcająco. W końcu nastolatek zrobił krok w kierunku medyka.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy - powiedział Albert. - Tom nigdy by mi na to nie pozwolił. Prawdopodobnie wcześniej rozerwałby mnie na strzępy. - Harry uśmiechnął się, myśląc o swoim kochanku i w końcu pozwolił nieznajomemu dotknąć swoich uszu. Uzdrowiciel lekko przeczesał palcami jego włosy, delikatnie badając sposób, w jaki oba uszka łączyły się z głową Harry'ego. Mruczał coś do siebie niezrozumiale: - Interesujące - przyznał, widząc jak uszy samoistnie się poruszają. Potem odwrócił pacjenta plecami do siebie i podniósł jego koszulę, chcąc zobaczyć ogon. Harry fuknął na niego wściekle. Albert uniósł dłonie w obronnym geście. - Wybacz. Chciałem tylko zobaczyć... Jeśli to nie kłopot.
Harry obserwował go przez chwilę uważnie, a potem jego oczy znowu, niemal bez udziału woli, odszukały spojrzenie Toma, wciąż siedzącego na kanapie. Wyglądał na szczerze zaskoczonego. Złoty Chłopiec jeszcze raz rzucił uzdrowicielowi ostrzegawcze spojrzenie, po czym odwrócił się. Mitchell zrobił krok do przodu i bardzo ostrożnie pomacał puszysty ogonek. Ten poruszył się nerwowo w bok. Obejrzał każdy centymetr ogona, który wystawał spod ubrania, potem postawił Harry'ego przodem do siebie i zlustrował jego twarz, chwytając za podbródek i oglądając oczka. Był niemal pewien, że źrenice chłopaka lekko się zmieniły. Gdy był spokojny, wyglądały inaczej. Puścił twarz i pogłaskał lekko po głowie.
- Masz szczęście, Tom. On jest naprawdę piękny.
Harry zaczerwienił się zażenowany i wbił spojrzenie w dywan pod swoimi stopami. Voldemort zaśmiał się miękko.
- Na pewno mam - zamruczał z pewnością siebie. - Albert odchrząknął.
- Dobrze się czujesz? - Harry potaknął. - W takim razie, chciałbym, żebyś się położył. Kanapa powinna być odpowiednia.
- Dobrze - odpowiedział Harry i wszedł na sofę. Przytulił się krótko do Toma, wdychając jego uspokajający zapach, potem ułożył się wygodnie, opierając głowę na kolanach partnera.
- Muszę zobaczyć na ile już widać oznaki.
- Jakie oznaki? - zapytał Riddle zdezorientowany.
- Czasami to zajmuje trochę czasu, zanim u... kotki pojawią się symptomy świadczące o tym, że jest w ciąży. Sam nie wiem, czego się spodziewać. Jednym z nich jest to… że bywają nadmiernie uczuciowe.
- Nadmiernie uczuciowe, tak? - Tom spojrzał w dół, tylko po to, by spotkać wpatrzone w siebie z uwielbieniem zielone tęczówki Harry'ego. Chłopiec zamruczał miękko, kiedy Czarny Pan pogłaskał go po głowie.
- Dobrze, Harry, przygotuj się - ostrzegł uzdrowiciel i wycelował różdżką w jego odsłonięty brzuszek. Nastolatek mimowolnie objął go obronnym gestem i zaczął powarkiwać. Przestał dopiero wtedy, kiedy Tom pogłaskał go lekko po uszkach. Z nim nie miał się czego bać. - No, no, no... Maluszek na pewno jest gdzieś w tym miejscu. - Dotknął delikatnie wybrzuszenia.
- Naprawdę? - zapytał Harry, przekręcając głowę na bok.
- Tak. - Mag wypowiedział jakieś zaklęcie i w powietrzu pojawiła się niewyraźna projekcja tego, co Harry miał w środku. - Dokładnie tutaj.
Harry potarł głową o udo Toma i mężczyzna ujął jego dłoń, głaszcząc ją delikatnie.
- To jest... takie malutkie - szepnął oczarowany.
- Ciągle rośnie. Z tego, co mówiłeś wynika, że ma już około trzech miesięcy. Teraz będzie się stawał coraz większy.
- Panie uzdrowicielu? - zapytał Harry, przyglądając się projekcji uważnie.
- Proszę, mów mi Albert. Poznamy się bardzo dobrze, w ciągu kilku następnych miesięcy.
- Albert... - Harry zastanowił się chwilę. - Mogę ci mówić Allie? - Mężczyzna omal się nie zakrztusił.
- Jeśli tak ci się podoba.
- Dobrze. - Harry popatrzył na brzuszek. - Czy dziecko będzie miało uszy, jak ja? - Medyk przyjrzał się projekcji.
- Jeszcze jest za wcześnie, żeby być pewnym, ale... istnieje taka możliwość.
Chłopak uśmiechnął się i ścisnął mocniej dłoń kochanka.
- Widzisz, Tom? Nasze kociątko...
- Widzę je - wyszeptał czarnoksiężnik, całując Harry'ego w policzek. - Widzę...
***
Przez ponad godzinę uzdrowiciel badał ciężarnego i płód na wszelkie możliwe sposoby, by upewnić się, czy są absolutnie zdrowi. Harry usnął w połowie testów - to był czas jego drzemki i był już zbyt zmęczony. Medyk, nie zważając na to, kontynuował. W końcu było po wszystkim i opuścił różdżkę. Przeciągnął się, rozluźniając spięte do tej pory mięśnie i popatrzył na Voldemorta. Od razu było widać, iż ma dla niego dobre wiadomości.
- Wszystko z nimi w porządku. Harry jest zupełnie zdrowy, dziecko też. Nie ma... żadnych nieprawidłowości. - Usiadł na krześle, wzdychając ciężko i przyjął zaoferowaną przez skrzata filiżankę herbaty. Był wykończony.
- To dobrze - powiedział Czarny Pan, delikatnie przesuwając palcami we włosach chłopca.
Albert uśmiechnął się miękko.
- Zmieniłeś się. - Tom zrobił dziwną minę.
- Tak myślisz?
- Tak... Właściwie, ledwo można cię poznać. Nigdy nie byłeś taki... uczuciowy. - Mężczyzna przestał na chwilę drapać Harry'ego za uszkami, potem wzruszył ramionami. Być może Mitchell miał rację. - Zawsze byłeś taki żądny władzy, chciałeś wszystko wiedzieć, zwłaszcza w szkole. Nieustannie szukałeś okazji, by stać się silniejszym, lepszym... by przyciągnąć do siebie ludzi, a teraz... wygląda na to, że ojcostwo wybiło ci to wszystko z głowy.
- Chyba tak... - zgodził się Tom i podniósł nastolatka, sadzając go sobie na kolanach. Przytulił drobne ciałko do siebie. Chłopiec potarł głową o jego tors i zamruczał szczęśliwy, jednak nadal spał. - Harry jest teraz dla mnie najważniejszy. Nie wiem, jak to się stało... po prostu, jakoś...
- ...zakochałeś się - dokończył za niego Albert. Tom skinął głową i pocałował partnera w czoło.
- Teraz, nie mam pojęcia, jakbym sobie bez niego poradził.
- To nieprawdopodobne. Siedzę tu przed tobą, widzę na własne oczy i nie wierzę.
Tom uśmiechnął się słabo.
- Ja też.
- Myślałem, że dla ciebie miłość jest słabością - powiedział uzdrowiciel, unosząc do ust filiżankę.
- Tak... sądziłem. Teraz wiem, jak bardzo się myliłem. - Medyk niemal się zakrztusił. Podniósł na niego wzrok. - Nie patrz tak na mnie!
- Co się stało z Voldemortem, który nigdy się nie myli? - zapytał, uśmiechając się po ślizgońsku.
Tom prychnął.
- Wiem, wiem... I naprawdę, nigdy, do tej pory, się nie myliłem... tylko z tą jedną rzeczą... tym razem. Harry pokazał mi to, co zawsze uciekało mojej uwadze. Nauczył mnie kochać.
- To niesamowite. Czarny Lord się zakochał. - Zaśmiał się krotko. - I to jeszcze w kim.
- Zamknij się! - warknął Riddle, ale mimo to nadal się uśmiechał.
Albert odchrząknął i w końcu zadał pytanie, które nurtowało go od pewnego czasu.
- Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Jak on może z tobą być, wiedząc, że zabiłeś jego rodziców? - Uśmiech Toma natychmiast zniknął.
- Nie wiem. Nie rozmawiamy o tym. Raz go zapytałem. Powiedział, że to już przeszłość... i że powinniśmy ją zostawić w spokoju. Przed nami przyszłość, nie przeszłość.
- Niesamowite. Więc ci wybaczył?
- Chyba tak... tak mi się wydaje. - Tom popatrzył na swojego śpiącego kochanka z jakimś dziwnym blaskiem w oczach. - Nie zasługuję na niego.
- Dostałeś druga szansę. Na twoim miejscu byłbym bardzo wdzięczny losowi, nie każdy może zacząć od nowa. Zwłaszcza niewielu Czarnych Lordów miało na to szansę. - Tom skinął głowa potakująco.
- Jestem wdzięczny. Dziękuję za każdą chwilę, którą mogłem z nim spędzić.
- Więc... ja na razie w niczym ci nie pomogę... Chyba lepiej już pójdę - powiedział, wstając.
- Dziękuję, Albercie - rzekł Tom, biorąc Harry'ego na ręce i żegnając się z medykiem. Uzdrowiciel znowu wykrzywił usta w typowy, ślizgoński sposób.
- Nie ma za co.
Tom spojrzał na niego znad głowy partnera, zaniepokojony.
- Wrócę za dwa, trzy tygodnie na kontrolne badania - dodał jeszcze starszy mężczyzna. - Do zobaczenia wkrótce. - Po tych słowach wyszedł.
Czarnoksiężnik westchnął i spojrzał na wtulone w siebie maleństwo.
- Nie zasłużyłem na ciebie, Harry, ale obiecuję, że... dam z siebie wszystko, by być wartym twoich uczuć. By być wartym kochania ciebie.
Rozdział III
Tydzień później, Harry i Tom siedzieli w nowym pokoju gier i wpatrywali się w ekran telewizora. W rękach obaj dzierżyli co najmniej dziwnie wyglądające przedmioty. Przynajmniej w mniemaniu Voldemorta. Chłopiec był niemal w siódmym niebie. Nawet oswajając się z playstation od ponad miesiąca, Lord ledwie opanował poruszanie się postacią. Nie, żeby to robiło jakąkolwiek różnicę... nastolatek i tak by wygrywał.
Harry wyrzucił ramiona w górę i zawył zadowolony.
- Znowu wygrałem, leżysz! - Musnął ustami policzek pokonanego kochanka, który odrzucił pada na podłogę.
- Miałeś szczęście!
- Akurat! Przegrany! Znowu jestem górą, znowu jestem górą...! - zaczął śpiewać, podnosząc się i nachylając nad mężczyzną.
- Ja przegrany, tak? Zaraz zobaczymy, kto tu kogo za chwilę zdominuje... - zamruczał czarodziej groźnie, popychając swojego kociaka lekko na kanapę i pochylając się nad nim z miną drapieżnika na łowach. Rozsunął jego uda jednym, stanowczym ruchem.
- Tom? - zapytał Harry skołowany. Jego oczy zrobiły się większe, kiedy zobaczył, jak partner szybko rozsuwa mu suwak od spodni. - Tom! - krzyknął alarmująco, patrząc, jak drzwi za plecami ukochanego powoli się otwierają. Wystarczył jeden ruch ręki czarnoksiężnika, a nie tylko się zamknęły na klucz, ale i zostały zabezpieczone wyciszającym zaklęciem.
Voldemort puścił Harry'ego i podwinął mu koszulkę. Pocałował bladą skórę brzuszka, tylko po to, by po chwili zaatakować jego na wpół twardy członek. Wziął go do ust i przesunął lekko językiem po momentalnie twardniejącej męskości. Poczuł, jak palce nastolatka wplatają mu się we włosy, więc kontynuował, zadowolony. Najpierw przesunął językiem po całej długości penisa, potem objął ustami główkę, a resztę miarowo masował całą dłonią. Dźwięki, które uciekały z rozchylonych ust chłopca, wystarczyły, by sam stał się mocno podniecony.
Harry odchylił głowę do tyłu, oddychając ciężko. Jedną dłoń zaciskał na włosach Toma, drugą rozpaczliwie wczepiał się w poduszkę ponad swoją głową. Nagle, zaskakując samego siebie, doszedł w usta kochanka. Przez chwilę leżał, niezdolny do wykonania żadnego ruchu i tylko obserwował, jak mężczyzna przełyka wszystko, do ostatniej kropelki. Czuł, jak jego twarz przybiera barwę godła Gryffindoru. Lord obdarowywał całe jego ciało powolnymi, drobnymi pocałunkami.
- Jeszcze zobaczysz... To ja wygrywam w gry i to ja dominuję w tym związku... – powiedział Harry bez tchu.
- Nie da się ukryć... - mruknął Riddle, pochylając się raz jeszcze, by go pocałować. Po chwili podciągnął Harry'emu spodnie i usiadł obok niego. Chłopak przeciągnął się zadowolony i podciągnął do siadu. Mimochodem spojrzał na ekran telewizora i na jego twarzy odmalowało się niezadowolenie - migał na nim wielki, kolorowy napis: Koniec Gry.
- Chcesz zagrać jeszcze raz? – zapytał, uśmiechając się niewinnie. Tom westchnął.
- Niech ci będzie. - I podniósł swojego pada.
- Znowu przegrasz - ostrzegł Harry, z nietypowym, jak na Gryfona, uśmieszkiem.
- Pewnie tak, przyznał mężczyzna, uśmiechając się sugestywnie. Oczka nastolatka aż zaświeciły. Już wiedział, jaka będzie kara dla pokonanego...
***
Cztery rundy i cztery orgazmy później, Harry leżał na kanapie, delikatnie przeczesując palcami włosy kochanka. Nie miał siły poruszyć niczym, poza właśnie koniuszkami palców. W końcu Tom stracił nad sobą panowanie i mieli sesję naprawdę fantastycznego seksu.
- Mógłbym przysiąc, że ostatni raz przegrałeś specjalnie, tylko po to, żeby dobrać mi się do spodni... - zamruczał młody czarodziej leniwie.
- Bardzo możliwe... – odpowiedział Voldemort miękko, całując go w czółko.
Leżeli przez chwilę w przyjemnej ciszy, do czasu aż brzuszek ciężarnego postanowił się odezwać niespodziewanym burczeniem.
- Jestem głodny! - oświadczył z wyrzutem.
- Już? - zdziwił się mężczyzna. Śniadanie wcale nie było tak dawno temu. Kiedy partner potwierdził, wstał z kanapy. - Dobrze. Na co masz ochotę? - zaczął, wciągając na siebie spodnie. Potem ubrał chłopca i wziął go na ręce. Wyłączył grę i wyszedł z nim z pokoju.
Harry zastanowił się chwilę, zanim udzielił odpowiedzi.
- Kanapkę z masłem orzechowym.
- Dobrze. - Voldemort posadził go na jego stołku.
- I sardynki! - Mężczyzna aż się do niego odwrócił.
- Że... co?
- Kanapkę z masłem orzechowym i sardynki - odpowiedział zadowolony, stawiając uszka zawadiacko. Tom miał komicznie zdziwioną minę, a on nie chciał przecież nic takiego dziwnego.
- Masło orzechowe - powtórzył powoli za swoim kociakiem - i ryby?
Harry skinął i przyciągnął czysty talerzyk.
- Właśnie tak.
- Na pewno?
- Tak! I chcę to natychmiast! Jesteśmy głodni! A ty robisz sobie z nas żarty! - Zmarszczył nosek obrażony.
Czarnoksiężnik nadal nie wyglądał na zachwyconego pomysłami kulinarnymi Harry'ego, ale posłusznie przywołał skrzata i przekazał mu instrukcje.
- I mleczko też! - zawołał jeszcze chłopak, uśmiechając się niewinnie. Tom pokręcił głową ze zdziwienia.
- Aleś się wymagający zrobił...
Nastolatek uniósł główkę dumnie.
- Jestem w ciąży! Mam prawo!
Lord westchnął i znów pokręcił głową. Jego kotek czasami po prostu go rozbrajał. Ostatnio, ciąża była argumentem na wszystko.
Już po chwili posiłek był gotowy. Niemal z fascynacją, obserwował kochanka zabierającego się z entuzjazmem do jedzenia.
- Mam nadzieję, że to tylko jednorazowa zachcianka... - mruknął, widząc jak popija rybę szklanką mleka.
Harry nie odpowiedział, tylko zebrał kolejną, wielką porcję jedzenia na widelec i wpakował ją sobie do ust. Uszka miał dumnie uniesione, a ogonek stał sztywny z zadowolenia. Powoli przeżuwał to, co miał w buzi.
- Pyyycha... - zachwalał, z pełnymi ustami.
Mężczyzna odwrócił wzrok, nie chciał tracić apetytu tak od razu. A wystarczyło popatrzeć na chłopca, by przestać być głodnym.
- Nie mam pojęcia, jak możesz to przełknąć - powiedział zdegustowany.
- Chcesz trochę? - zapytał Harry, podając mu kanapkę. Tom popatrzył na niego z politowaniem, potem na leżące na talerzu partnera rybie płetwy.
- Nie, dziękuję.
Młody czarodziej wzruszył ramionami.
- Jak sobie chcesz! - Dopił szklankę mleka i zadowolony pogłaskał się po brzuszku. - To było wyśmienite!
- Naprawdę ci smakowało? - dziwił się Tom, z trudem przegryzając ostatni kęs swojej kanapki. Wstał od stołu.
- Mhm... Gdzie idziesz? - zapytał ukochanego, przeciągając się lekko.
- Muszę coś załatwić.
- Aha... dobrze.
Voldemort delikatnie pogłaskał Harry'ego po głowie, odnajdując palcami specjalne miejsce za uszami kociaka i momentalnie zmuszając go do mruczenia.
- Bądź grzeczny, kiedy mnie nie będzie.
- Oczywiście, że będę grzeczny! - oświadczył zgodnie, pocierając głową o jego dłoń. Chciał więcej pieszczot.
Lord uśmiechnął się i pocałował go w czoło. Potem podążył do swojego gabinetu.
Harry dolał sobie jeszcze trochę mleka i wypił je duszkiem. Potem rozejrzał się znudzony po kuchni. Kiedy Tom znikał, naprawdę nie miał za wiele do roboty.
- Czym by się tu zająć? - zapytał sam siebie, delikatnie głaszcząc brzuszek. - Jak myślisz, mój mały? - Rozejrzał się dookoła i jego oczy spoczęły w końcu na oknie. Na zewnątrz była ładna pogoda i świeciło słońce. - Przewietrzymy się trochę, co ty na to? - Wstał i wyszedł tylnym wyjściem, zamykając za sobą drzwi.
Uniósł głowę, pozwalając, by wiatr delikatnie tarmosił mu włosy.
- Ależ tu dzisiaj miło! - zwrócił się do swojego brzuszka. - Gdybyś mógł zobaczyć te kwiaty! - Z zadowoleniem wciągnął przyjemny, słodki zapach. Jemu zdawał się znacznie silniejszy niż innym ludziom. Spędził w ogrodzie sporo czasu. Najpierw oglądał rabatki, potem właził na drzewo, tylko po to, by postraszyć ptaki. Kiedy się zmęczył, położył na trawie i zaczął wyplatać wianki z kolorowych, polnych kwiatków. Jego myśli cały czas oscylowały wokół nienarodzonego jeszcze dziecka.
- Już nie mogę się ciebie doczekać, kociątko. Tatuś i ja bardzo dobrze się tobą zaopiekujemy! Będziemy cię kochać i rozpieszczać, każdego dnia coraz bardziej. - Rozejrzał się i zauważył Raya opartego o ścianę, niedaleko drzwi do kuchni. Mężczyzna cały czas uważnie go obserwował. Harry zamachał do niego, a on odpowiedział tym samym. - To jest Ray - przedstawił go swojemu maleństwu. - Zapamiętaj go dobrze. - Nastolatek uśmiechnął się ciepło i przeturlał po trawie. Potem wstał, wytrzepał z włosów zielone ździebełka i podbiegł do ochroniarza. - Cześć, Ray!
- Witaj, Harry - odpowiedział czarodziej, uśmiechając się sympatycznie.
Chłopak wyszczerzył się jeszcze bardziej i spojrzał na wianek w swojej dłoni. Podał go śmierciożercy, zadowolony z siebie.
- To dla ciebie! - Stanął na palcach i wsadził mu go na głowę. Mężczyzna nawet nie mrugnął. Nadal uśmiechał się sympatycznie. Lubił Pottera, mimo jego dziwnych zachowań.
- Dziękuję, mój Panie. - Chłopiec prychnął. - Chciałem powiedzieć, Harry - poprawił się.
- Bardzo proszę. - Aż cały się rozjaśnił. Pociągnął Raya za rękę i zmusił, by usiadł razem z nim na trawniku. - Muszę zrobić jeszcze jeden, dla Toma.
- Co zamierzasz upleść? - zapytał ochroniarz, podając jakieś kwitnące na różowo zielsko. Gryfon zastanowił się przez chwilę.
- Zrobię koronę!
- Koronę?
- Tak! Ty też zrobisz jedną!
- Obawiam się, że nie potrafię.
- Nie martw się, pokażę ci! - Harry przybrał skupioną minę i zaczął mu wszystko dokładnie objaśniać.
Półtora godziny później, na trawie, dookoła nich, ułożone było kilkanaście naszyjników i dwie korony z kwiatów. Jedna dla Złotego Chłopca i jedna dla Czarnego Pana*.
Nastolatek ziewnął i przetarł oczka dłońmi.
- Jestem śpiący - mruknął.
- Już prawie czas na twoją drzemkę. Powinieneś iść do łóżka - poradził mu Ray.
Potter wstał i przeciągnął się.
- Dobrze, ale muszę po drodze coś jeszcze zrobić.
Podniósł kolorowe wyroby z ziemi i, niosąc je w ramionach, wszedł do domu. Od razu pobiegł do głównego holu, a potem w bok, korytarzem prowadzącym do biura kochanka. Zapukał i wszedł, nim Tom zdążył się chociaż odezwać. Chłopiec rozejrzał się dookoła i z zadowoleniem stwierdził, że był tam cały wewnętrzny krąg.
- Cześć wszystkim!
- Harry... - mruknął Voldemort ostrzegawczo. - Załatwiamy teraz coś bardzo ważnego...
- Wybacz, to zajmie tylko minutkę. Proszę, zrobiłem to dla ciebie! - Wsadził na głowę ukochanego większą koronę i pocałował go w policzek. - Teraz jesteś królem!
- A ty moją królową? - Lord zmierzył go lekko kpiącym, rozkochanym spojrzeniem.
- Tak! - zamruczał, śmiejąc się miękko, po czym podszedł kolejno do każdego śmierciożercy w pokoju. Moment później wszyscy mieli na szyi kwiatowe naszyjniki, dziwnie kontrastujące z czarnymi, ponurymi szatami. Każdy wymruczał coś na kształt podziękowania. Na końcu Harry podszedł do Bellatriks i jego uśmiech zmienił się z przyjaznego we wrogi grymas.
- Ty nie dostaniesz! - oświadczył po chwili milczenia i odwróciwszy się do niej plecami, odszedł.
Bella otworzyła usta, jakby chcąc mu odszczeknąć, ale zaniechała tego pod naporem spojrzenia, które postał jej Czarny Pan. Odwróciła wzrok i zaczęła mamrotać coś do siebie, pod nosem. Po kilku sekundach spojrzała ponownie na drobną, jaśniejącą figurkę. Gdyby wzrok mógł zabijać, Potter właśnie padałby martwy na podłogę. Nie miało znaczenia, że dzieciak był kochankiem jej Pana. Nienawidziła go, a teraz gówniarz miał urodzić jej Panu dziecko. Dziedzica! Nic nie doprowadzało jej do takiej wściekłości, jak myśl o jej perfekcyjnym Panu, dotykającym tego czegoś, co nawet nie było czarodziejem. Ale ona zamierzała to naprawić. Już wkrótce.
- No! - zamruczał Harry uroczyście. - Teraz wszyscy jesteście naznaczeni jako rycerze! - Ziewnął szeroko. - Teraz pójdę do siebie. Już czas na moją drzemkę. Ray, możesz tu zostać, poradzę sobie z dojściem do komnaty. Dobranoc. - Z tymi słowy Harry zniknął za drzwiami, zamykając je za sobą dokładnie.
Po tym jak wyszedł, w gabinecie zapanowała cisza, którą w końcu przerwało kasłanie Voldemorta. Niektórzy śmierciożercy uśmiechali się dyskretnie. Jedni ciepło, inni z politowaniem. Już przywykli do tego, że Potter zawsze wpada na ich spotkania w najmniej odpowiedniej chwili i wszystkich rozprasza. Nie przeszkadzało im to, bo wprawiało Czarnego Pana w dobry nastrój, a wtedy obywało się bez Crucio czy innych, nieprzyjemnych dla nich metod perswazji. Teraz Lord miał dość nieobecną minę i sam też się uśmiechał, rozmarzony.
Riddle spojrzał na Raya i aż uśmiechnął się szerzej. Mężczyzna również szczerzył się jak głupi. Miał trawę i płatki kwiatów we włosach.
- Dobrze się bawiliście, Raymondzie? - zapytał. Czarodziej skinął potakująco.
- Tak, mój Panie. Codziennie uczę się od Harry'ego nowych rzeczy, dzisiaj było to plecenie wianków...
Tom pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Fascynujące... Więc, wracając do tego, o czym rozmawialiśmy, zanim nam przerwano...
Nikt nie zdjął wianków aż do końca dnia, nawet Tom nosił swoją koronę, dumny, do samego wieczora. Co bardzo przypadło jego ukochanemu do gustu...
Rozdział IV
– Tooommmyyy – jęknął Harry – gdzie ty idziesz? – Ciągnął Toma za rękaw, nie chcąc by mężczyzna wychodził.
– Mam spotkanie i muszę zaraz na nim być!
– Ale już przecież miałeś jedno, wczoraj! – Nie dawał za wygraną.
– Ja mam bardzo dużo spraw na głowie, Harry. Nie mogę ich lekceważyć. – Pochylił się i pocałował chłopca między kocie uszka.
– Ale ja chcę, żebyś został i się mną zajął! Chce z tobą zagrać! – Nastolatek zrobił smutną minkę.
– Jestem pewien, że Raymond bardzo chętnie mnie zastąpi. – Młodzieniec prychnął i pokręcił główką gwałtownie.
– Ty w ogóle nie rozumiesz, o co mi chodzi. Ja nie chcę grać z Rayem! Ja chcę grać z tobą!
– Harry...
– Nie! – krzyknął chłopak i jeszcze raz szarpnął jego rękaw, nie zamierzając ustąpić. – Chcę żebyś został!
– Przykro mi, Harry, naprawdę, ale nie mogę tego odłożyć. – Widać było, jak trudno jest mu odmówić kochankowi czegokolwiek. Nie potrafił znieść tego zawodu w jego oczkach.
– Dlaczego!? – krzyknął chłopiec zirytowany. – Dlaczego zawsze, kiedy coś od ciebie chcę, ty masz spotkanie! Nigdy aż tylu nie było! Teraz cały czas jesteś zajęty, albo pracujesz, albo knujesz, albo jesteś tak zmęczony, że zasypiasz, nim zdążysz zdjąć wierzchnią szatę!
– Ale to tylko dlatego, że...
– Nie! Nie, nie, nie! – Gryfon opuścił uszka i zakrył je dodatkowo dłońmi. Nie chciał słuchać kolejnych wymówek. Cofnął się o krok i wziął kilka uspokajających oddechów, mimo to, nie udało mu się powstrzymać łez. Bez żadnego ostrzeżenia wybuchł płaczem. Voldemort aż zamrugał, zaskoczony. Uniósł dłonie, chcąc go przytulić, jakoś uspokoić, ale nie miał pojęcia, jak się do tego zabrać.
– Harry? Co się stało? – Jego kociak nadal płakał, wielkie łzy spływały po zaczerwienionych ze zdenerwowania policzkach. – Harry? – Tom naprawdę nie miał pojęcia, jak powinien się teraz zachować.
– Krzyczałem na ciebie... – wybąkał, pomiędzy jednym chlipnięciem, a drugim. – Ja nie chciałem...
– Och... Harry... nic się nie stało...
– Właśnie, że się stało! Teraz będziesz na mnie zły! I się mnie pozbędziesz! Oddasz mnie któremuś ze swoich ludzi, albo coś, a potem... a potem... – zaczął jeszcze głośniej zawodzić.
– Harry… nikomu cię nie oddam. Kocham cię! – Lord był zupełnie skołowany kierunkiem, w którym toczyła się ta rozmowa. – Nigdy cię nie zostawię!
– Nie zostawisz? – nastolatek popatrzył mu w oczy z nadzieją, pociągając noskiem.
– Nie, nie zostawię, nigdy! – obiecał czarnoksiężnik miękko, przyciągając kochanka do siebie. – I będę z tobą grał, jak tylko wrócę ze spotkania. Żadnej pracy dzisiaj, tylko ty.
– Dobrze! – oświadczył łaskawie Harry. Już po chwili jego twarz rozjaśniał szeroki uśmiech, jakby ten wybuch moment wcześniej nigdy nie zaistniał. – Mogę dostać loda?
Voldemort przez chwilę gapił się na partnera, zszokowany tym, jak szybko zmieniają się jego nastroje. Pokręcił głową i podał mu lody. Zapowiadało się, że ta ciąża będzie naprawdę długa i ciężka, szczególnie dla niego.
***
Do czasu, aż Tom zakończył spotkanie, Potter zdążył zjeść trzy miseczki ciasteczek, pucharek lodów i wypić dwie szklanki mleka, a mężczyzna naprawdę się śpieszył.
Gdy Voldemort wszedł do pokoju, chłopak leżał na kanapie, otulony kocykiem i oglądał „Króla Lwa”*. Nastolatek momentalnie podniósł się z kanapy, kiedy tylko zobaczył kochanka. Uśmiechnął się szeroko, przetoczył na bok i spadł na podłogę.
– Tommy!
– Harry! – Czarny Pan i Ray zakrzyknęli niemal równocześnie i podbiegli sprawdzić, czy nic mu się nie stało.
– Nic mi nie jest... – zamruczał chłopiec i podniósł się bez pomocy, niemal natychmiast wtulając się w Toma. Z zadowoleniem otarł się o niego, a sztywny jak szczotka od butelek ogon poświadczał o jego doskonałym humorze. Ray odetchnął z ulgą.
– Nie strasz mnie tak – mruknął Lord, przyciągając bliżej swój skarb.
– Wybacz... – Harry wcale nie wyglądał na bardzo skruszonego. – Było mi nudno bez ciebie...
– Wiem. Mnie też – powiedział Tom, całując kociaka w czubek głowy. Spojrzał na Raya i skinął głową. Mężczyzna grzecznie podszedł do drzwi.
– Pa, Ray! – zawołał za nim młodzieniec.
– Pa, Harry – odpowiedział śmierciożerca i wyszedł.
– Dobrze. Teraz, kiedy spotkanie się skończyło, jestem cały twój.
– Naprawdę? – upewniał się Harry, szczęśliwy, od razu zaczynając się do niego mocniej tulić.
– Naprawdę – powiedział Voldemort, uśmiechając się do partnera w ten swój specjalny sposób i przesunął dłonią po plecach chłopca, tuż ponad jego ogonkiem.
– To świetnie! Chodźmy piec ciasteczka! – wykrzyknął Harry, łapiąc ukochanego za rękę i ciągnąc go na dół, do kuchni.
– Ciasteczka!? – Czarnoksiężnik był wyraźnie zdezorientowany.
– Tak! Ciaaacha! – zamruczał nastolatek zadowolony z siebie.
Tom westchnął ciężko i poszedł za nim bez śladu protestu. Mimo, że liczył na coś innego, nie zamierzał oponować.
Nie dalej, niż kilka minut później, obaj byli pokryci mąką i cukrem. Przed nimi w misce piętrzyła się masa czegoś, czego Lord za żadne skarby nie wziąłby do ust. Ale samo przygotowywanie ciasta, razem z Harrym, było dość przyjemne. Mógł stać za nim, obejmować go od tyłu i dotykać jego małych dłoni, niby przypadkiem.
– Teraz trzeba to wszystko jeszcze raz pomieszać! – poinstruował młody cukiernik.
– Czym? – zapytał Tom, dyskretnie obcierając warstwę mąki z twarzy. Przy otwieraniu niektórych torebek Harry był zbyt entuzjastyczny. Teraz rozsypał nową porcję mąki po całym blacie, położył na niej ciasto i entuzjastycznie zaczął je ugniatać. – Żartujesz sobie ze mnie?
– Nie! Tak się wyrabia ciasto! – Chwycił jego dłonie, swoimi brudnymi łapkami i zmusił, żeby mu pomógł.
– Lepi się... – skomentował Lord, przecierając ciasto między palcami. Był co najmniej zdumiony. Nigdy by nawet nie pomyślał, że gotowanie może być tak przyjemne. Nigdy w życiu niczego nie ugotował.
Kiedy ciasto było gotowe, Harry wziął blachę do pieczenia od jednego, ze zdumionych skrzatów domowych, które przyglądały im się ukradkiem zza drzwi od spiżarni. Ułożył na niej ładne, cienkie krążki z ciasta –- zmieściły się niemal wszystkie. Potem włożył je do piekarnika, włączył go i uśmiechnął się, usatysakcjonowany.
– No. Teraz trzeba tylko zaczekać. – Tom skinął głową, umył ręce, a następnie jednym machnięciem różdżki przywrócił kuchnię do porządku. – Hej! – Niezadowolony Harry przeczesał włosy palcami, one też były już czyste. – Sprzątanie może być równie fajne, wiesz!? A ty nie zostawiłeś ani trochę mąki!
– Nie, ani trochę – potwierdził i przyciągnął partnera do siebie. Pocałował go delikatnie. Chłopiec odsunął go niemal natychmiast, obcierając usta.
– Tom! Czy ty zjadłeś trochę surowego ciasta?
– Nie... – Nastolatek popatrzył mu w oczy pobłażliwie. – No... może tylko troszkę. Na spróbowanie.
Harry uśmiechnął się wrednie.
– Jesteś taki dziecinny, Tommy...
– Przestań mnie tak nazywać!
– Nie! – zakrzyknął przekornie i usiadł przy stoliku. Z niecierpliwością spoglądał na szybkę piekarnika.
Czekali, siedząc razem. Trochę gawędzili, ale Harry był bardziej zainteresowany podjadaniem, niż rozmową. Tom uśmiechał się zdumiony tym, ile taka drobna istota mogła w siebie wpakować.
– Nie patrz tak na mnie! Jem za dwoje!
– Wiem, wiem... – Podszedł do swojego kociaka i delikatnie ułożył dłoń na jego brzuszku. Harry popatrzył na niego jakoś tak miękko i otarł się głową o jego ramię, dopraszając pieszczot.
– Już się nie mogę go doczekać.
– Ja też.
– Jak go nazwiemy? Lub ją? – zapytała przyszła mamusia, spoglądając na kochanka ciekawie. Mężczyzna zastanowił się przez chwilę.
– Nie mam pojęcia. Ale chyba powinniśmy zacząć się zastanawiać już teraz. – Harry skinął głową.
– Możesz przywołać papier i pióro? Moja magia ostatnio nie działa najlepiej.
– Oczywiście. – Tom machnął ręką i na stole pojawiły się żądane przedmioty. – Nie możesz teraz używać magii?
– Nie. Myślę, że kociątko ją ze mnie wysysa. – Voldemort odchrząknął.
– Czytałem, że dzieci korzystają z magii matki, by wytworzyć swoją własną magiczną aurę i rosnąć.
– Aha... – Harry zastanowił się przez chwilkę. – Zrobię się od tego słabszy?
– Nie. Po tym jak maluszek się urodzi wszystko wróci do normy. Wiesz, że on w pewnym stopniu korzysta również z mojej magii?
– Naprawdę?
– Tak. Nie tak bardzo jak z twojej, bo to ty go nosisz, ale zawsze.
– Aha... rozumiem. – Harry spojrzał w dół, na swój brzuszek, bardzo zdziwiony. Uznał, że przemyśli to później. Nagle jego wzrok padł na kartkę i pióro. – No tak! Imiona! Jakie ci się podobają?
– Em... nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. – Tom zamyślił się mocno. – Nic mi nie przychodzi do głowy.
– Aha... – Harry pomyślał prze chwilę. – Może Emma? Dla dziewczynki?
– No dobrze, to ładne imię.
– To nie jest jeszcze ostateczna decyzja, na razie trzeba wypisać wszystkie możliwości... – Harry pochylił się nad pergaminem i naskrobał tam pierwsze imię, po lewej stronie. Po prawej zamierzał pisać imiona dla chłopca.
– Co myślisz o... Abby? – Harry skinął, wpisując imię.
– Albo?
– Haley, Megan, Paige, Grace...
– Faith, Hope**... – Harry dopisał swoje. Tom się uśmiechnął. – Jesteś w tym lepszy ode mnie.
– Nie bardzo. Po prostu przypominam sobie imiona ludzi, których spotkałem i które mi się spodobały.
– Dobry pomysł.
Harry dodał jeszcze kilka swoich typów do listy.
– Co z imieniem dla chłopca? – zapytał, nadal zapisując. Tom zastanowił się przez chwilę.
– David, Michael, Justin, Logan...
Zanim ciasto się upiekło, mieli zapisaną całą kartkę i zaczynali notować na odwrocie.
– Gotowe! – wykrzyknął Harry, podrywając się na równe nogi. Nim Voldemort się spostrzegł, ciasteczka stały przed nim na stole, a druga blacha już tkwiła w piekarniku. – Ciągle są trochę gorące, ale według mnie takie smakują najlepiej!
Tom podniósł jedno i ugryzł, niezbyt pewny tego, czy ich własne dzieło mu zasmakuje. Zamruczał zadowolony. O dziwno, ciastka były wyśmienite.
– Smakuje? – zapytał Harry, też sięgając po jedno. Obserwował uważnie twarz ukochanego.
– Bardzo. – Mężczyzna sięgnął do miski, porywając dwa naraz. Chłopiec postawił uszka, uradowany. Uwielbiał sprawiać kochankowi przyjemność, ale jeszcze bardziej lubił patrzeć, jak się do niego uśmiecha. Posmakował ciasteczko i z ukontentowaniem stwierdził, że naprawdę są dobre. Zamruczał miękko. Tom się uśmiechnął.
– Gdzie się nauczyłeś piec?
– Jak jeszcze mieszkałem z wujem i ciotką... zawsze dla nich gotowałem. – Czarnoksiężnik zmarszczył nos, niezadowolony. – No wiesz... W ostateczności nauczyłem się czegoś pożytecznego... Teraz mogę gotować dla ciebie.
– Naprawdę? – Lord był zdumiony. Sam, bez różdżki nie zagotowałby nawet wody na herbatę.
– Tak! Potrafię znacznie więcej, niż tylko ciasteczka.
– Z chęcią spróbuję wszystkiego, co ugotujesz – powiedział Czarny Pan, uśmiechając się do niego, szczęśliwy.
Harry roześmiał się radośnie i spojrzał głęboko w błękitne oczy Toma. Zobaczył tam tylko zadowolenie i miłość. Poczuł jak robi mu cię ciepło. Tego zawsze chciał, rodziny i kogoś, kogo mógłby kochać z wzajemnością. Miłość już miał, a rodzina była w drodze. Objął ramionami brzuszek, wprost promieniejąc ze szczęścia. To dziecko to był dopiero początek.
Rozdział V
Harry powoli obchodził pokój, w którym się znajdował. Zajrzał w każdy zakamarek, w końcu jednak pokręcili głową zrezygnowany i przeszedł do kolejnego pomieszczenia. Najgorsze było to, że nie miał bladego pojęcia, czego właściwie szukał. Jeszcze. To było denerwujące, ale był pewien, że kiedy wreszcie to znajdzie, zorientuje się od razu. Szukał już ponad tydzień ale jeszcze nie znalazł. Tom powoli robił się podejrzliwy, bo Harry kręcił się po całym domu jakiś taki zagubiony, nawet oferował swoją pomoc, ale Harry jej nie chciał. Tom nie powinien wiedzieć, gdzie to będzie, nikt nie powinien wiedzieć.
Westchnął i otworzył kolejne drzwi, zajrzał pod łóżko, a potem do następnego pokoju. Ciągle nic. Podniósł poduszkę. Jaka miękka… Przytulił ją do siebie zadowolony i opuścił pomieszczenie, zabierając poduszkę ze sobą.
Harry zajrzał jeszcze w kilka miejsc nim w końcu znalazł to, czego szukał.
- Idealnie! – Zamruczał na głos, rozglądając się dookoła. Potem zamknął za sobą drzwi.
***
Tom szedł długim korytarzem otwierając i zamykając kolejne drzwi.
- Harry! – Wołał co jakiś czas. W końcu odwrócił się do towarzyszącego mu mężczyzny z niezadowoloną miną. – Przecież kazałem ci go pilnować!
- Prze… przepraszam, panie. Odwróciłem się tylko na chwilę, a jego już nie było. – Wydukał Ray, odrobinę obawiając się o swoje życie. Lord wyglądał na naprawdę zdenerwowanego. Tom zignorował go i zszedł po schodach. Nagle przypomniał sobie co zdarzyło się ostatnim razem, kiedy Harry zniknął mu z oczu. Czuł, jak panika powoli bierze w nim górę. – Harry! – Zawołał jeszcze głośniej.
- Co!? – Doszedł ich miękki głos Harry’ego, skądś u góry.
Tom odwrócił się momentalnie i spojrzał w górę schodów. Harry stał tam, opierał się o poręcz i wyglądał na dość znudzonego. Tom odetchnął z ulga.
- Tutaj jesteś.
Uszka Harry’ego uniosły się szybko. Doskonale wyczuł napięcie uchodzące powoli sylwetki kochanka. Zbiegł po schodach i wlazł Tomowi na ręce.
- Szukałeś mnie?
- Tak. Gdzieś ty był?
- Grałem.
- Ale nie było cię w pokoju z telewizorem. – Powiedział Tom miękko, trzymając go blisko siebie, jakby nie chciał go znowu zgubić.
- Hmmm… potem poszedłem do łazienki.
- Rozumiem. – Powiedział Tom, stawiając Harry’ego na podłodze. Spojrzał w oczy uśmiechającemu się niewinnie Harry’emu i natychmiast zrozumiał, że jego maleństwo kłamie. Nie wiedział tylko, z jakiego powodu.
Harry odwrócił wzrok, unikając przenikliwego spojrzenia Toma. Spojrzał na Reya, opierającego się o framugę najbliższych drzwi.
- Miałeś przeze mnie kłopoty? – Tom przerwał wpatrywać się intensywnie w Harry’ego i zerknął na swojego podwładnego.
- Nie, nie ma kłopotów. Ale jego zadaniem jest doglądanie ciebie i ochrona, w razie, gdyby działo się cos niedobrego. Ale nic nie może zrobić, jeżeli sam mu uciekniesz. – Harry opuścił uszka zgaszony.
- Rozumiem. Przepraszam.
- Dobrze, niestety, teraz muszę wracać do pracy. – Gdyby Ray nie przyszedł i nie poinformował go o zniknięciu Harry’ego, pewnie miałby już wolne.
- Dlaczego? Nie możesz ze mną pograć? – Zapytał Harry, wlepiając w niego swoje najniewinniejsze spojrzenie.
- Nie teraz. Później, dobrze? – Zapytał, tarmosząc lekko czarne uszka.
- Dobrze. – Odpowiedział Harry w końcu, niezadowolony.
- No. I nie znikaj już więcej, dobrze?
- Tak. Nie będę uciekał. – Podszedł do Raya i chwycił go za rękę. Potem pociągnął mężczyznę w kierunku schodów. – Chodź, zagramy w coś.
Tom też nie był zbyt zadowolony, że teraz nie może być ze swoim małym gryfonem, ale tylko patrzył, jak jego kochanek się oddala.
- Gdzie się chowałeś? – Zapytał sam siebie. Wiedział, że Harry coś przed nim ukrywa już od jakiegoś czasu. Nie wiedział tylko, czy powinien się tym martwić, ale na pewno go to nie cieszyło. Spojrzał na zegarek i westchnął. Cokolwiek to było, będzie musiało zaczekać. Spotkanie ze Śmierciożercami miał za kilka minut.
***
Harry patrzył z niechęcią na Raya siedzącego na taborecie tuż przy drzwiach. Teraz oglądał telewizję, ale gryfon wiedział, że cały czas go obserwuje, kątem oka. Nie zostawił go samego nawet na chwilkę. Harry próbował uciec, ale bezskutecznie. To było denerwujące.
Harry ziewnął szeroko i Ray spojrzał na niego od razu.
- Jestem zmęczony. Idę się zdrzemnąć.
Ray skinął głową, wyłączył telewizor i podążył za Harrym do sypialni.
- Idziesz na to spotkanie? – Zapytał chłopak niewinnie, wchodząc na łóżko.
- Tak, jeśli jeszcze trwa.
- Aha, dobrze. – Ziewnął znowu. – Powiedz Tomowi dobranoc ode mnie. – Szepnął, zwijając się w kłębek pod kocykiem.
- Powiem. Dobranoc, Harry.
- Branoc. – Wymruczał chłopak śpiąco.
Ray wyszedł, zamykając za sobą drzwi i zszedł na dół, tam gdzie zazwyczaj odbywały się spotkania.
Harry czujnie słuchał, aż kroki mężczyzny ucichły i odrzucił kołdrę na bok. Wstał z łóżka energicznie. Nienawidził kłamać, ale tym razem musiał to zrobić. Otworzył drzwi ostrożnie, sztywniejąc, za każdym razem, kiedy zaskrzypiały. Rozejrzał się po korytarzu ostrożnie, a potem z zadowolonym uśmieszkiem wyruszył na nowe łowy.
Był w łóżku, śpiąc grzecznie, nim spotkanie na dole dobiegło końca.
Rozdział VI
Tom marszczył lekko brwi i z zastanowieniem przyglądał się wnętrzu swojej szafy, Po raz kolejny przerzucał ubrania z półki na półkę.
- Harry? Widziałeś moją zieloną koszulę?
- Nie. – Padła niewyraźna odpowiedź od strony łóżka.
- Albo tę niebieską?
- Też nie. – Odpowiedział Harry, zagrzebując się głębiej w ciepłą pościel.
- Na pewno? – Harry prychnął coś spod kołdry i Tom odpuścił. – Dobrze, tylko pytałem. – Wziął z półki jakąś inną koszule i założył ją na siebie szybko. – Zamierzasz dzisiaj wstać? – Harry zamruczał coś niewyraźnie. Tom pokręcił głową i usiadł na łóżku tuż obok wzniesienia, które niewątpliwie było Harrym. – Źle się czujesz?
- Nie. – Odpowiedział Harry krótko. Kiedy Tom wsunął dłoń pod kołdrę uciekł przed jego dotykiem.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie.
Tom zagryzł wargę i zwalczył impuls, który kazał mu naciskać. Chłopak wydawał się wybitnie nie w humorze.
- Niech ci będzie. – Powiedział miękko. – Nie zapomnij dzisiaj zjeść śniadania. – Dodał. Harry wyburczał coś ponownie. – Zobaczymy się później. Chciał pogłaskać Harry’ego po głowie, ale chłopiec znowu cofnął się przed jego dotykiem. Tom wyszedł bez słowa. Po lekkim śniadaniu w ogóle wyszedł z kwatery.
Harry odwrócił się i odrzucił nakrycie na bok. Opuścił uszka niezadowolony. Już tęsknił za Tomem, ale nadal był zły. Dlaczego to głupie spotkanie musi być gdzie indziej! Dlaczego nie tu!? Westchnął cierpiętniczo i zwlekł się z łóżka. Tom ostatnio miał coraz więcej spotkań i już nie miał czasu siąść z nim i pograć, albo pooglądać filmy, czy nawet porozmawiać. Dlaczego!? Dlaczego on mnie od siebie odpycha!? Zastanawiał się, wchodząc do wanny. Zanurzył się w ciepłej wodzie po sam nos. Czuł się bardzo samotny. Chciał być tak blisko Toma, jak to tylko możliwe, ale nie mógł, skoro Tom cały czas gdzieś wychodził.
Prychnął pod wodą, obserwując, jak powietrze unosi się w górę, i tworzy na wodzie pęcherzyki, które potem szybko pękają. Nawet, jeśli nie chciał mieć już nic wspólnego z wojną, wciąż chciał wiedzieć, co robi Tom. Harry popchnął gumową kaczuszkę swoim ogonkiem. Co takiego Tom planuje, że zabiera mu to tyle czasu!? Jeszcze nigdy nie był aż tak zajęty. Położył dłonie na swoim brzuszku pod wodą. Nie martw się kotku. Tatuś i tak nas kocha. Szybko dokończył kąpiel, a potem wytarł się puchatym ręcznikiem. Ubrał się równie szybko.
Zszedł po schodach ostrożnie, jeden stopień na raz. Potem poszedł do kuchni, gdzie zadowolone z siebie skrzaty domowe już czekały na niego ze śniadaniem. Usiadł na stołku cały oklapnięty i zaczął skubać swoje umaczane w keczupie jajka.
Tęsknie za nim.
- Dzień dobry, Harry. – Powiedział Ray, wchodząc do kuchni. Harry tylko spojrzał na niego żałośnie. Uszka opuszczone płasko po sobie, ogonek poruszający się nerwowo, usta wygięte w podkówkę, wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Szybko wrócił wzrokiem do swojego talerza. – Coś nie tak, mój panie?
- Kiedy Tom wraca? – Zapytał Harry miękko.
- Za kilka godzin. – Harry miauknął z niezadowoleniem, potem odepchnął talerz. Położył głowę na stole zupełnie oklapnięty.
- Dlaczego on ma te wszystkie spotkania? – Ray zawahał się chwilę.
- Po prostu musi uporządkować kilka spraw. – Harry spojrzał na Raya z nadzieją.
- Ty wiesz o co mu chodzi!? Mów! Natychmiast! – Ray uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
- Nie wolno mi.
- Dlaczego nie!? – Harry robił się zły.
- Zabronił mi.
- Kto? – Gryfon powoli tracił cierpliwość.
- Nie mogę ci tego teraz powiedzieć, ale czarny Pan wszystko ci wyjaśni… w końcu. – Uszka Harry’ego lekko się uniosły.
- Naprawdę?
- Tak. Jestem tego pewien. – Harry uśmiechnął się i cała złość przeszła mu w jednym momencie
- Aha. To dobrze.
- Powinieneś teraz dużo jeść. – Powiedział mężczyzna, wyciągając się wygodnie na swoim stołku.
- Chcę Toma! – Miauknął Harry w odpowiedzi. Ray przysunął się do Harry’ego.
- Wróci szybko. To spotkanie specjalnie jest tak wcześnie, żeby potem miał dla ciebie więcej czasu.
- Naprawdę?
- Tak, naprawdę. I nie zapominaj, że dzisiaj przychodzi uzdrowiciel, żeby cię obejrzeć. Więc Czarny Pan na pewno będzie się dzisiaj śpieszył.
- Allie przychodzi? – Zapytał Harry, kładąc ręce opiekuńczo na swoim brzuszku. – O której?
- Koło południa. – Harry spojrzał na ścienny zegar wiszący w kuchni. Był dopiero kwadrans po dziesiątej.
- To niecałe dwie godziny. – Ray też spojrzał na zegarek.
- Owszem. Zejście na śniadanie zajęło ci trochę czasu. – Harry uśmiechnął się szeroko.
- To nie tak długo. – Przysunął talerz do siebie i zaczął jeść zadowolony. Skoro Tom miał wrócić przed dwunastą… – Mogę zaczekać.
~o0o0o~
Tom aportował się w holu gdzieś około wpół do jedenastej. Skierował się do biura, żeby pozbyć się papierów, które miał ze sobą. Samo zebranie nie zajęło aż tak dużo czasu, ale zakupy, na które wybrał się potem, owszem. Wziął głębszy oddech i wyciągnął zapakowany prezent z kieszeni. Otworzył go ostrożnie. Przyglądał mu się przez chwilę, a potem, zadowolony z wyboru zamknął pudełko i ukrył małą paczuszkę w szufladzie biurka. Potem wyszedł z gabinetu. Chciał jak najszybciej zobaczyć swojego kociaka.
„Harry?” Chwila ciszy.
„Tom, to ty? Już wróciłeś?”
„Tak, już jestem.” Przez połączenie miedzy umysłami mógł doskonale wyczuć wybuch radości jaki w tej czuł Harry. Uśmiechnął się delikatnie.
„Już do ciebie idę.”
Po chwili usłyszał zbliżające się korytarzem szybkie kroki. Odwrócił się w samą porę, by złapać skaczącego na niego Harry’ego.
- Tommmy! – Zapiszczał chłopak ucieszony. Tom przytulił go czule.
- Musisz mnie tak nazywać?
- Tak! – Harry przytulił się mocniej.
- Dlaczego?
- Bo cię to irytuje.
Tom pokręcił głową I chwycił go lekko pod brodą. Potem uniósł małą twarz do góry i pocałował Harry’ego lekko. Od razu się odsunął, kiedy usłyszał, że ktoś biegnie korytarzem, ale to był tylko Ray.
- Mój panie. – Skinął głową. – Witam z powrotem.
- Ledwie dyszysz. Co się stało?
- On jest zbyt szybki. – Odpowiedział mężczyzna tylko, wskazując głową na Harry’ego w ramionach Toma.
Harry zachichotał i wtulił się w Czarnego Pana. Tom też się uśmiechnął i pocałował Harry’ego w lewe uszko.
- Nie ostrzegł cię, że już jestem? – Ray pokręcił głową przecząco.
- Nie, mój panie. Po prostu wybiegł z pokoju.
Tom westchnął i ruszył w kierunku pokoju z grami.
- Powinieneś przestać tak robić, Harry. Kiedyś przyprawisz go o zawał. – Skarcił chłopaka.
- Przepraszam, Ray. Nie chciałem. – Powiedział chłopak, patrząc na mężczyznę skruszony.
- Nic się nie stało. Muszę utrzymywać kondycję. – Tom parsknął lekko.
- Możesz nas zostawić. – Zwrócił się do swojego podwładnego.
Ray skinął głową i odszedł. Harry i Tom weszli do saloniku z grami. Kiedy tylko weszli do środka, Harry zeskoczył z ramion Toma i podbiegł do kanapy. Podniósł z niej jakieś karty pergaminu.
– Popatrz!
- Co to jest? – Zaprał Tom, siadając obok niego.
- Ron i Hermiona mi odpisali!
- Aha. – Harry usiadł tuż przy starszym czarodzieju i oparł się o niego zadowolony.
- Piszą, że wszystko u nich w porządku i nie mieli zbyt wielkich kłopotów z tego powodu, że pomogli mi w ucieczce.
- To chyba dobrze,
- Tak, ale wszyscy są bardzo poruszeni. Nie bardzo wiedzą, co o tobie myśleć.
- Tak? – Zapytał Tom, spoglądając przez ramię kochanka na list.
- Wielu ludzi widziało, co się działo w trakcie ataku na Hogsmeade. Nawet, jeśli gazety nadal piszą o tym, że mnie porwałeś. Niektórzy w to nie wierzą, bo widzieli, jak się zachowywałeś w stosunku do mnie.
- Rozumiem. – Powiedział Tom, bardzo zamyślony.
- Piszą, że Remus jest bardzo rozdarty. Naprawdę nie wie, co myśleć.
- Nie napisałeś do niego?
- Napisałem, ale nie odpowiedział.
- Prawdopodobnie potrzebuje czasu. – Powiedział, obejmując Harry’ego ramieniem. Harry pokiwał głowa twierdząco i wrócił do listu.
- Piszą też, że nie mogli wcześniej odpisać, bo mój list był tak długo sprawdzany. Bali się, że to pułapka, albo coś.
- Sprawdzali go przez dwa miesiące!?
- Właściwie przez półtora, ale i tak to było strasznie długo.
- Wydaje mi się, że mi nie ufają. – Powiedział Tom sucho. Harry zachichotał, spoglądając na czarnego pana z rozbawieniem.
- Hedwiga cię lubi. – Tom uniósł wzrok, na śnieżnobiałą sowę siedzącą nieopodal na oparciu kanapy.
- Jest piękna. – Powiedział, unosząc dłoń i przeczesując palcami białe piórka. Sowa przymknęła oczy, wyraźnie z przyjemności. A potem odfrunęła do swojej klatki, gdzie prawdopodobnie poszła spać.
Harry milczał przez chwilę.
- Tęsknie za Ronem i Hermioną.
- Wiem, kochanie. Ale nic nie mogę zrobić, chyba że… – Urwał w połowie. Harry podniósł na niego zaciekawiony wzrok.
- Co? Chyba że co? – Tom pokręcił głową.
- Nic, nic.
- Ale… – Kominek zafurkotał i palący się w nim ogień zmienił barwę na butelkową zieleń. – Allie!
Uzdrowiciel uśmiechnął się do chłopaka lekko.
- Witaj Harry, Jak się dzisiaj czujesz?
- Dobrze! – Odpowiedział chłopak szybko.
- To dobrze. – Powiedział, otrzepując popiół z brzegu szaty i dopiero wtedy zupełnie wyszedł z kominka. – Tom… – Przywitał się z czarnym panem skinieniem głowy.
- Albercie. – Tom uśmiechał się lekko.
- Wszystko idzie po twojej myśli?
- Dokładnie tak, jak powinno. – Odpowiedział Tom, zadowolony. Albert zatarł ręce i podszedł do siedzącego na kanapie Harry’ego.
- Wydaje mi się, że trochę urosłeś, tu i ówdzie. Przynajmniej od ostatniego razu, kiedy cię widziałem.
- Zgadza się. – Odpowiedział Harry dumny z siebie.
- To będzie podobnie, jak ostatnio. Połóż się na kanapie. – Harry pocałował Toma lekko i grzecznie wykonał polecenie. Uzdrowiciel uśmiechnął się lekko i rzucił na Harry’ego pierwsze zaklęcie diagnostyczne.
- Nie mam pojęcia, jak udało ci się go usidlić. – Zaśmiał się, spoglądając na Toma niezbyt poważnym wzrokiem.
- To mój świetny wygląd i czarująca osobowość. – Zamruczał Harry, poruszając lekko ogonkiem. Tom zachichotał.
- Tak. Właśnie tym. – Harry zaśmiał się razem z nim Tom zaczął delikatnie przeczesywać palcami włosy chłopca.
- Jak dla mnie, to wszystko jest w porządku. – Powiedział Albert, kończąc zaklęcie. Harry aż uśmiechnął się szerzej z ulgą.
- Dziecko urosło trochę, prawda?
- Owszem, urosło. – Powiedział Tom, głaszcząc go lekko po brzuszku.
Stary uzdrowiciel pokazywał im na magicznej projekcji, jak wygląda maleństwo we wnętrz Harry’ego.
- Ono naprawdę we mnie jest!
- Owszem. – Mężczyzna uśmiechnął się miękko. – Chciałbyś wiedzieć, czy to chłopiec, czy dziewczynka?
- Możesz to już określić?
- Tak. Dziecko jest już dostatecznie duże.
Harry przygryzł wargę i spojrzał w górę, na Toma, pytająco. Czarodziej uśmiechnął się do swojego kochanka lekko.
- Dobrze, mów!
- Więc… – Medyk rzucił szybkie zaklęcie na brzuszek Harry’ego. – To chłopiec.
- Chłopiec!? Będziemy mieli synka!? – Albert skinął głową twierdząco.
- Jak najbardziej. – Tom też się uśmiechnął.
- Chłopiec, tak? – Już zaczął myśleć nad tym, co będą mogli razem robić.
Albert odwołał zaklęcie i Harry usiadł. Potem przytulił się do Toma mocno. Tom wziął go na kolana i otoczył ramionami opiekuńczo, jedną dłonią powoli przesuwał po brzuszku Harry’ego, pod sweterkiem.
- Będziemy mieli chłopca…
Rozdział VII
Przez kolejne kilka tygodni Harry miał permanentnie dobry nastrój. Śmierciożercy Toma pogratulowali im na oficjalnej ceremonii, Harry dostał nawet kilka prezentów. Wreszcie skończyli przygotowywać wszystko, co potrzebne było do narodzin dziecka. Pokój dziecinny też był już gotowy, teraz zostawało im tylko czekać, aż chłopczyk wreszcie się pojawi. Ciągle zostawało im cztery tygodnie. Harry był tym wszystkim bardzo podekscytowany.
Harry schodził po schodach, mrucząc coś do siebie, kiedy nagle usłyszał wzburzony głos Toma. Oho, tatuś jest o coś zły. Powiedział do swojego kociątka. Zszedł na dół i schował się za kwiatkiem, na końcu korytarza.
- Harry… co… – Zapytał Ray, niespodziewanie stając tuż za nim.
- Cicho! – Syknął na niego chłopak i odwrócił się. Dłonią odsunął liście, które zastawiały mu widok. Z trudem stłumił chichot, mina Raya była bezcenna. W końcu udało mu się dojrzeć, co tak rozzłościło Toma. To była Bellatriks Lestrange. Wczepiała się w szaty Toma, jakby była jego kochanką. Harry ledwie zarejestrował fakt, że Tom miał w dłoni różdżkę i trzymał ją tak, jakby zaraz miał ją przekląć. Wyskoczył zza kwiatka i popędził do przodu. Gwałtownie odepchnął Bellatriks do tyłu i wśliznął się w ramiona mężczyzny.
- On jest mój! – Warknął, patrząc na nią z góry. Tom uniósł brwi zdziwiony gwałtownością Harry’ego. Złość na Bellatriks od razu mu minęła. Objął Harry’ego w pasie i pomiział lekko jego uszko, starając się uspokoić swojego kotka. – Każ jej się stąd zabierać! – Zwrócił się do Toma.
- Bella. – Ostrzegł ją Tom. Bardzo mu się nie spodobał wyraz twarzy, jaki miała, patrząc na Harry’ego. Zawsze się tak krzywiła, kiedy wspominano o Harrym. – Odejdź stąd.
Uniosła na niego zranione spojrzenie, a potem przeniosła wzrok na Harry’ego. Przeklęła go w myślach. Czuła, jak wewnątrz aż się gotuje. Najchętniej rzuciłaby się na chłopaka, ale dobrze wiedziała, że nie należy ignorować aż tak bezpośredniego rozkazu. Obiecała sobie, że szybko zajmie się tym małym kłopotem, jakim był Potter. Potem wstała, odwróciła się i wyszła.
Harry i Tom patrzyli za nią jeszcze chwilę. Dopiero wtedy chłopaka opuściło napięcie. Tom spojrzał na Harry’ego, unosząc jedną, elegancką brew do góry w sposób, wyrażający nabożne zdumienie.
- Jestem twój, tak? – Harry zaczerwienił się i spojrzał na niego nieśmiało. – Myślę, że przyda nam się wyjaśnić, kto tu do kogo należy. – Uśmiechnął się do swojego kochanka i podniósł go z łatwością. Odwrócił się w kierunku kręcącego się nerwowo Raya. – Raymondzie.
- Tak, mój panie?
- Uważaj na nią. – Powiedział Tom miękko.
- Tak jest. – Powiedział Ray szybko i odszedł korytarzem, w tym samym kierunku, w którym poszła Bella. Tom odwrócił się, z Harrym na rękach i poszedł do sypialni. Tam posadził chłopaka na łóżku.
- Wydaje mi się, że go wystraszyłeś. – Powiedział szybko, kiedy Tom zaczął lekko skubać jego szyjkę ustami.
- Dobrze. Niekoniecznie to chciałem uzyskać, ale nie mam ochoty teraz tego naprawiać. – Harry zaczął coś jeszcze marudzić, ale Tom skutecznie go uciszył. Potem zaczął powoli pozbawiać go ubrań, nie śpiesznie badając każdy centymetr ciała kochanka.
- Nie musisz mi się tak przyglądać. Przecież wiesz, jak wyglądam. – Szepnął chłopak, przeczesując palcami włosy Toma.
- Wiem, ale za każdym razem, kiedy cię dotykam jest inaczej.
- Kociątko rośnie.
- Wiem. Widzę. – Powiedział Tom leniwie, przesuwając dużą dłonią po brzuchu kochanka. – To niesamowite, że on tam jest, rośnie.
- Wiem. – Odszepnął Harry przesuwając lekko palcami po swoim brzuszku.
Tom pocałował Harry’ego miękko i zwilżył palce czymś śliskim, potem wsunął jeden z nich w Harry’ego. Chłopak jęknął i samoistnie otarł się o jego dłoń. Tom wsunął w niego kolejny palec.
- Unieś biodra. – Nakazał. Harry uniósł się odrobinę.
- Dalej nie mogę. – Pogłaskał się po brzuszku. – Jestem za ciężki.
- W porządku. Tyle wystarczy. – Tom pomógł mu unieść się jeszcze trochę. – Po prostu się zrelaksuj i skoncentruj na przyjemności. – Pewny siebie uśmieszek nie schodził z ust czarnego Pana. Pogłaskał lekko udo kochanka, a potem wszedł w niego delikatnie.
Harry jęknął i przymknął oczy, czując, jak powoli ogarnia go przyjemność. Czół, jak kochanek wypełnia go zupełnie.
- Tom.. głębiej… – Uśmiech mężczyzny zrobił się jeszcze szerszy. – Wysunął się odrobinę i wszedł w Harry’ego dokładnie tak, jak chciał. Chłopak odrzucił głowę do tyłu z przyjemności. – O tak…
- No więc… Harry. – Powiedział Tom, takim tonem, jak nauczyciel, karcący niegrzecznego ucznia. – Powiedz mi teraz… czyj jesteś? – Wszedł w chłopaka jeszcze szybciej, ocierając się główką penisa o jego słaby punkt.
- T… twój! – Wysapał chłopak słabo.
- Bardzo dobra odpowiedź.
- Tak, ale… jeśli ja jestem twój… to… to nie znaczy, że ty jesteś mój?- Tom przerwał na chwilę swoje ruchy, a Harry miauknął z niezadowolenia.
- Hmmm… tak myślę, ale jednak…
- Po prostu nie mogłem znieść sposobu, w jaki się o ciebie ocierała! – Tom prychnął.
- Ja też tego nie znoszę. Ale nie mówmy o tym teraz. – Pochylił się i pocałował chłopaka lekko. Zaczął poruszać się w kochanku gwałtowniej.
Niespodziewanie i o wiele szybciej niż zwykle, Harry doszedł.
- Już, kochanie? – Harry zaczerwienił się wściekle.
- Przepraszam… ja już nie mogłem…
- Ale ja jeszcze z tobą nie skończyłem. – Zamruczał Tom, kontynuując swoje gwałtowne, miarowe pchnięcia.
Harry objął go za szyję i przyciągnął do siebie, do kolejnego, długiego i o wiele namiętniejszego tym razem pocałunku. Walczył z mężczyzną o dominacje, mimo iż nie miał na nią szans. Jęczał w jego usta, z każdym razem, kiedy Tom ocierał się o jego prostatę. Wtulał się w Toma mocno, czując, jak niewiele mu brakuje do kolejnego szczytowania. Tom też był blisko, ich oddechy były szybkie, a serce Harry’ego biło tak mocno, że chłopak był pewien, ze tom może je usłyszeć.
- Jestem twój, Tom. – Miauknął Harry miękko. Tom spojrzał mu w oczy i zobaczył tam tylko gorące uczucie. – Twój… twój… – powtarzał szybko, niemal przy każdym oddechu. – Twój… twój… twój! – Doszedł i wygiął się lekko w ramionach kochanka. Tom jęknął głośno i także skończył, tuląc Harry’ego mocno do siebie.
Leżeli tak, tuląc się i całując, aż odzyskali oddech. Tom delikatnie pocałował Harry’ego w czoło i potarł jego lekko zarumieniony brzuszek.
- Mój! – Wyszeptał z zadowoleniem. Harry uśmiechnął się i skinął głową twierdząco. Tom pochylił się i znowu go pocałował. Położył się zaraz obok chłopca i patrząc mu prosto w oczy wyszeptał dwa małe słówka, które wiedział, ze kochanek będzie teraz chciał usłyszeć. – Kocham cię. – Harry uśmiechnął się promiennie.
- Ja ciebie też kocham.
Pocałowali się jeszcze raz. Potem Tom podniósł się z łóżka.
- Wszystko z nim w porządku? – Zapytał, głaszcząc brzuszek.
- Tak. Chyba tylko trochę go wytrzepało. – Zachichotał i ziewnął.
- Tak, prawdopodobnie. – Powiedział Tom, uśmiechając się lekko. Potarmosił lekko uszka Harry’ego. – Idź spać. – szepnął, otulając kochanka kołdrą.
- Dobrze. – Szepnął chłopak i odpłynął.
***
Kiedy Harry się obudził, Toma nie było przy nim. Miauknął niezadowolony i już miał zacząć marudzić, kiedy zobaczył światło pod drzwiami od łazienki. Czyli tatuś ciągle z nami jest. Powiedział do swojego maleństwa. Zszedł z lóżka, z trudem i skierował się do łazienki. Po drodze zatrzymał się, by przyjrzeć się sobie w lustrze. Właśnie wtedy z łazienki wyszedł Tom.
- Harry? Już się obudziłeś?
Harry nic nie powiedział, tylko dalej gapił się na siebie w lustrze. Potem, zupełnie niespodziewanie wybuchnął płaczem.
- Harry!? – Tom podbiegł i przytulił go do razu. – Co się stało?
- Jestem gruby! – Wyszeptał w końcu.
Tom odetchnął i podniósł go z ziemi. Potem zaniósł do łóżka, głaszcząc uspokajająco po pleckach.
- Nie, wcale nie jesteś. Nosisz nasze dziecko, a ono potrzebuje miejsca, żeby rosnąc.
- Ale i tak jestem gruby!
- Nie będziesz zawsze tak wyglądał.
- Nie? – Harry wtulił twarz w jego tors.
- Nie. Jak tylko dziecko się urodzi wszystko wróci do normy.
- Aha… to dobrze. – Ziewnął i potarł oczka.
- Ciągle jesteś zmęczony?- Harry kiwnął głową.
- Tak. Cały czas chce mi się spać.
- Chciałeś powiedzieć, że jesteś cały czas zmęczony.
- To też. – Tom zaśmiał się lekko.
- No to śpij. Ja teraz muszę…
- Kolejne spotkanie? – Dokończył za niego chłopak. – No dobrze. Idź. Baw się dobrze, ja tam wolę spać. – Wtulił twarz w poduszkę.
Tom uśmiechnął się i otulił go kocem.
- Kocham cię.- Harry spojrzał na niego.
- Ja ciebie też. – Tom pocałował go w czoło.
- Zobaczymy się później.
- Dobrze. – Powiedział Harry sennie. Nim Tom wszedł, chłopak już spał.
***
Kiedy Harry obudził się następnego dnia nadal był sam. Wstał, umył się i ubrał. Otworzył drzwi na korytarz i rozejrzał się ciekawie. Hmmm… Zastanawiał się chwilę, ale w końcu wyszedł. Już po chwili biegał po korytarzu, w poszukiwaniu kolejnych poduszek. W końcu znalazł odpowiednie. Podniósł je, razem z prześcieradłem i wyszedł, taszcząc miękki pakunek przed sobą, dumnie. Kierował się do swojego sekretnego miejsca. Kursował tak kilkakrotnie.
- Tyle chyba wystarczy. – Szepnął do swojego kociątka. Potem wyszedł z pokoju i skierował się do kuchni, po szklankę mleka.
Wydaje mi się, że spotkanie nadal trwa. Dziwnie tu cicho.
Nagle usłyszał ciche kroki za swoimi plecami. Odwrócił się wystraszony i zamarł. Znalazł się twarzą w twarz z Bellatriks Lestrange.
Uśmiechała się paskudnie, nagle zaniosła się chichotem i skierowała na niego swoją różdżkę.
- Ani kroku…
Nawet gdyby chciał, chłopak nie mógłby nawet drgnąć. Mógł tylko obserwować, jak zaklęcie leci w jego kierunku, a on nie miał się nawet czym zasłonić… Nie było przy nim Toma, który mógłby go ochronić.
Rozdział VIII
Krzyk Harry’ego był tak głośny i przeszywający, że usłyszeli go pewnie wszyscy w kwaterze głównej. Szczególnie szybko dotarł do Raya, który właśnie kierował się w stronę sypialni chłopaka. Szukał go. Pobiegł w kierunku, z którego dochodził, z wyciągnięta różdżką, gotowy niemal na wszystko, ale na pewno nie na to, co zastał. Pierwszym, co zauważył, była krew. Wszędzie. Na podłodze, rozbryzgana na suficie, pokrywała Harry’ego i pochylająca się nad nim złowieszczo Bellatriks. Harry powtarzał coś cicho, w pierwszej chwili Ray nie zrozumiał, co dokładnie. Zbliżał się powoli, chcąc zajść czarownicę od tyłu.
- Moje kociątko! Moje kociątko! – To były słowa, które powtarzał Harry, obejmując swój brzuszek opiekuńczo. Chyba starał się rękami zatamować krwotok. Miał nadzieję, że jego kociątku nic nie jest.
- Harry! – Krzyknął Ray i podbiegł do chłopaka szybko, objął go lekko. Sam nie wiedział, co ma teraz zrobić. Niestety, dotykanie Harry’ego w tej chwili było złym pomysłem. Harry wysunął pazurki i błyskawicznie podrapał Raya, odsuwając się od niego z przerażeniem. Mężczyzna aż się zatoczył pod wpływem siły ciosu. Nigdy by nie sądził, ze Harry jest aż tak silny.
- Nie dotykaj mnie! – Warknął kociak, cofając się pod ścianę.
Ray zszokowany obserwował chłopaka. Jego twarz przybrała jakiś nieludzki, dziki grymas. Nie było śladu po zwyczajowym, sennym uśmiechu, który błąkał się po ustach chłopaka, zastąpiła go mieszanina bólu i złości. Źrenice miał zupełnie kocie, pionowe. Pazury wysunięte na pełną długość, ogon i włosy na karku nastroszone. Odsłonięte zęby zdawały się dłuższe, niż zazwyczaj. Nie było w nim nic z Harry’ego. Wyglądał jak karykatura kociego demona.
- Och… kicia ma pazurki! – Zapiszczała Bella, w sposób przywodzący na myśl małą, rozpieszczoną dziewczynkę. Harry momentalnie zwrócił swój wzrok na nią. Otoczył brzuch ramionami i zasyczał wściekle. Bella uśmiechnęła się szeroko. – Nie potrzebujemy cię tutaj! Zwłaszcza Czarny Pan ciebie nie potrzebuje! Rujnujesz wszystko! – Krzyknęła, tupiąc dodatkowo obcasem.
Harry nie poruszył się. Tylko skulił się bardziej, nadal obejmując brzuszek. Jego twarz była wilgotna od łez.
- Skrzywdziłaś moje kociątko! – Szepnął, patrząc na nią z nienawiścią.
- Nie bój się. Zrobię znacznie więcej. Zatłukę je, razem z tobą! – Warknęła triumfalnie. – Potem zaklęcie, które rzuciłeś na mojego pana przestanie działać i wszystko będzie dobre! Już nigdy więcej nie usłyszę…
- Bella przerwij to! - Krzyknął Ray, podnosząc się z podłogi. Powoli wchodząc pomiędzy szaloną kobietę, a Harry’ego. Nie podobał mu się wyraz twarzy chłopaka. Wyglądał, jakby gotował się do skoku. Był chyba gotów rozszarpać Bellatriks gołymi rękami. Ciągle powtarzał: – Moje kociątko. – Jak jakieś zaklęcie, które miałoby je ocalić.
- Nie! – Krzyknęła. – Odsuń się. Ta męska dziwka i ten mały bękart powoli niszczą czarnego pana! Czy ty tego nie widzisz? Czarny pan mnie wynagrodzi, kiedy tylko wróci do siebie!
- Czarny pan nie jest pod wpływem żadnego zaklęcia!
- Jest! Wszyscy to widzą!
- Nikt, poza tobą, nie widzi nic takiego! – Warknął. – Wszyscy, poza tobą są zadowoleni ze zmian! – Bella roześmiała się głośno.
- Jest nas kilkoro. Wszyscy sądzimy, że czarny pan jest pod wpływem jakiejś klątwy! Nie wiem, jak temu dzieciakowi udało się ją rzucić, ale zaraz to naprawię!
- Czarny Pan nie będzie już dłużej tolerował twojej obsesji!
- To nie jest ważne! Zrozumie! Teraz zrobię to, co powinnam zrobić już dawno temu! Rozumiesz!? – Harry już nawet nie zwracał na nią uwagi. Był bardzo osłabiony. Starał się jakoś zmniejszyć, albo powstrzymać krwotok. Kiedy jednak zwróciła się do niego, uniósł słabo głowę. – Zamierzam cię zabić, słyszysz!? Ale wcześniej pozbędę się tego małego bękarta! Wywlokę je z ciebie i każę ci patrzeć, jak zdycha! Zanim nawet…
- Nie! – Harry zerwał się, zbierając ostatki sił i rzucił się na nią. Nim zdążyła nawet unieść różdżkę dopadł ją i przerzucił na podłogę. Wyrwał jej różdżkę i odrzucił ją na bok, potem zaczął drapać ją z całej siły, gdzie tylko mógł dosięgnąć. – Nie skrzywdzisz mojego kociątka! – Krzyknął, wbijając pazury w jej policzek, rozorał go, powodując, ze krew momentalnie zalała jej twarz. Krzyki bólu tylko potęgowały jego wściekłość.
Ray był jak sparaliżowany. Jedyne, co był w stanie zrobić, to patrzeć, jak Harry morduje Bellę przy pomocy swoich pazurków. Delikatnie zbadał palcami ranę, która teraz przecinała jego tors, potargana koszula zwisała smętnie z jego ramion. Rana nie była głęboka. Z tego dziwnego stanu wyrwał go dopiero odgłos kroków. Ktoś biegł korytarzem.
Tom w pierwszej chwili stanął jak wryty. Obecna wszędzie krew przeraziła go, jak jeszcze nic w życiu. Nie wiedział, do kogo należała. Ray stał pod ścianą i tamował resztkami koszuli krew cieknącą z obszernej rany. Ale to Harry momentalnie przyciągnął uwagę Toma. Głównie dlatego, że niemal wcale Harry’ego nie przypominał. Pojawienie się innych śmierciożerców pozwoliło mu szybciej wyjść z szoku. Podszedł do chłopaka.
- Harry? - Powiedział i chwycił Harry’ego za ramiona. Chłopak wyrwał mu się jednak, rozdrapując jego ramie brzydko i znowu dopadł nieprzytomnej już Bellatriks.
- Mój panie? – Zapytał jeden ze śmierciożerców. Potem wyszedł z szeregu, żeby mu pomóc. Tom uniósł dłoń, zatrzymując go w miejscu. Zadrapanie na ramieniu nie było niczym poważnym. Pochylił się i objął Harry’ego mocno, potem podniósł go i siłą odciągnął od ciała wiedźmy.
Harry zaczął się rzucać wściekle, w mocnym uścisku. Nawet nie zauważył, kto go trzyma. Chciał się tylko wyrwać i dopaść Bellatriks ponownie. Czuł, że jeszcze żyła. Musiał się zemścić, za to, co zrobiła jego kociątku!
- Harry! – Zawołał go ciepły głos. – Uspokój się. – Harry przestał się wyrywać. Znał ten głos. Odwrócił głowę i spojrzał w górę, wprost w przepełnione troską błękitne oczy Czarnego Pana.
- Tom? – Pisnął miękko. Mężczyzna skinął głową.
- Jestem tu.
Harry osunął się bezwładnie na podłogę, a Tom ukląkł zaraz obok niego. Chłopiec zwinął się w kłębek i objął swój brzuch rękami.
- Nasze kociątko! Ona skrzywdziła nasze kociątko!
Oczy Toma zwęziły się niebezpiecznie, kiedy zobaczył długa raną, biegnąca w poprzek brzucha chłopaka. Ciągle krwawiła. Podążył wzrokiem od zranionego kochanka do nieprzytomnej czarownicy i znowu do Harry’ego. Jego oczy były czerwone z wściekłości. Wstał, podnosząc Harry’ego ze sobą.
- Zabierzcie ją do lochów! – Warknął, kierując się do sypialni. – Zróbcie z nią co chcecie, ale kiedy po nią przyjdę, ma żyć!
- Tak, panie. – Odezwało się kilka głosów. Tom widział zaniepokojone spojrzenia, jakie rzucali Harry’emu. Bellatriks obudziła się, kiedy podnieśli ją niezbyt delikatnie.
- Panie… proszę… pozwól mi wyjaśnić…
Tom zignorował ją, wbiegając szybko po schodach. Odwrócił się jeszcze do Raya.
- Wezwij uzdrowiciela. Szybko!
- Tak, mój panie. – Powiedział Ray i zniknął w pokoju z kominkiem.
Tom wbiegł po schodach, pokonując po dwa na raz i szybko dotarł do sypialni. Położył płaczącego Harry’ego na łóżku.
- Cicho… – Starał się go uspokoić. – Wszystko będzie dobrze.
- Nasze kociątko… – Harry płakał, desperacko zaciskając swoje ręce na brzuszku. – Proszę, nie pozwól mu umrzeć!
Tom sam chciał, żeby ktoś go zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Przerażony i zupełnie wytrącony w z równowagi po raz pierwszy w życiu, starał się zatamować krwotok kawałkiem czystej szmatki.
- Nie dopuszczę, żeby do tego doszło. – Powiedział, z pewnością siebie, której wcale nie czuł.
Harry ciągle płakał, kiedy Tom starał się jakoś zaleczyć zranienie. Jednak nie był uzdrowicielem. Usłyszał kroki i odwrócił się do drzwi, w samą porę, żeby zobaczyć Alberta wchodzącego do pokoju, zaraz za nim wszedł zaniepokojony Ray.
- Albercie… – zaczął Tom z desperacją w glosie. Starszy czarodziej uciszył go jednym ruchem ręki. Rozumiał.
- Najpierw muszę go obejrzeć.
Tom odsunął się od łóżka, ale ciągle znajdował się w pobliżu, w razie, gdyby Harry go wezwał.
- Allie… – chlipnął. – Proszę… moje kociątko…
- Nie martw się, Harry. Nie pozwolę, żeby cokolwiek im się stało. – Uniósł różdżkę i zaczął szybko rzucać kolejne zaklęcia uzdrawiające. Tom czekał, niemal wstrzymując oddech z napięcia. Obserwował, jak rozogniona, czerwona rana zaczyna się powoli zamykać. Uzdrowiciel szeptał długie, zawiłe zaklęcia w łacinie. Skończył dopiero po kilku minutach. Ostrożnie zbadał zaleczone miejsce. Już nie krwawiło i było prawie całkiem zdrowe. Potem wykonał kolejne zaklęcie, ostrożnie skanując dziecko. Kiedy skończył, wytarł stróżkę potu, która spłynęła mu po skroni i spojrzał na zdenerwowaną parę.
- No i? – Zapytał Tom, siadając obok kochanka i obejmując go mocno.
- Dziecku nic nie jest. – Powiedział uzdrowiciel, a zmęczony uśmiech powoli zagrał na jego wargach.
Harry znowu się rozpłakał, tym razem ze szczęścia. Wtulił się w Toma mocno, a wolną dłonią przytulił do siebie swój brzuszek. Nic mu nie jest! Nic mu nie jest! Tom przyciągnął Harry’ego jeszcze mocniej i wtulił twarz w jego niesforne włosy. Dziwne, nieznajome uczucie w kącikach oczu sprawiło, ze zacisnął je jeszcze mocniej. Tulił Harry’ego niemal desperacko.
- Cicho… już wszystko w porządku. Nic mu nie jest… – Starał się go uspokoić, ale Harry nie mógł przestać płakać. Całe jego małe ciałko trzęsło się pod wpływem niedawnych przeżyć.
Albert podszedł do nich po chwili, trzymając w dłoni strzykawkę. Tom przyciągnął Harry’ego jeszcze bliżej, patrząc na miksturę w szklanej fiolce podejrzliwie.
- Co to?
- Eliksir na uspokojenie. Takie nerwy mogą zaszkodzić i jemu i dziecku.
Tom westchnął i objął Harry’ego mocniej. Widział w oczach uzdrowiciela coś, co powiedziało mu, że cała ta sytuacja może mieć dla Harry’ego poważniejsze konsekwencje, niż przypuszczał. Biorąc głębszy oddech skinął głową. Albert podszedł do nich, ale Harry, jakby wyczuwając ruch za sobą odwrócił się szybko.
- Co robisz!? – Krzyknął.
- To ci pomoże. – Powiedział Albert delikatnie.
- Nie! – Krzyknął Harry, chowając się przed igłą w ramionach Toma. – Nie pozwolę ci skrzywdzić mojego kociątka!
- Harry… ja wcale…
- Nie! – Krzyknął, chowając się bardziej. – Ja tego wcale nie potrzebuje! Tom, nie pozwól mu mnie dotknąć!
- Harry. On ci nic nie zrobi, to dla twojego dobra. Musisz odpocząć, żeby dziecko też mogło nabrać sił. – Powiedział Tom delikatnie, głaszcząc jednocześnie cenny brzuszek kochanka. Harry strącił jego rękę i odsunął się od niego, patrząc mu w oczy przestraszony.
- Nie możesz!- Tom spojrzał w bok, bolało go to, co zobaczył w oczach kochanka. Harry czuł się zdradzony.
- Przepraszam. – Szepnął i skinął głową w kierunku uzdrowiciela, zezwalając na zastrzyk.
- Nie! Nie! – Krzyczał Harry, kiedy Albert powoli zbliżał się do łóżka. Tom chwycił go mocno i unieruchomił. – Nie! Puść mnie! Tom!? Dlaczego mi to robisz!? – Krzyczał, kiedy Albert ostrożnie wbijał igłę w jego żyłę i wpuszczał chłodny płyn do środka. – Moje kociątko… – Jego krzyki zaczęły się robić coraz cichsze, a szarpnięcia coraz słabsze. Zamykał oczy. – Dlaczego…
W końcu znieruchomiał i Albert odsunął się lekko. Tom delikatnie podniósł Harry’ego i wsadził go pod kołdrę, potem ostrożnie okrył go kołdrą. Cały czas miał spuszczoną głowę. Czuł się winny. Odgarniając włosy z twarzy Harry’ego spojrzał na Alberta.
- Dziękuje. – Uzdrowiciel pokręcił głową przecząco.
- Nie musisz dziękować. – Podszedł do Toma i położył dłoń na jego ramieniu. - Po tym wszystkim, co się stało. Nie dziwię się, że dostał histerii. Ale teraz wszystko będzie dobrze. Musi dużo odpoczywać.
Tom skinął głową.
- Jak bardzo źle było? – Albert nie odpowiedział. – Jak?
- Jeszcze tylko kilka minut… jeżeli nie powstrzymałbym krwotoku… – urwał.
Tom spojrzał w dół, na spokojnie śpiącą postać Harry’ego i jego oczy znowu zaczęły przybierać czerwoną barwę. Szkarłatna mgiełka przysnuła mu pole widzenia. Prawie stracił kochanka i swojego nienarodzonego syna. Czegoś takiego nie zamierzał wybaczać. Zacisnął dłonie na prześcieradle tak mocno, że aż lekko zbielały.
To było już przesądzone. Bellatriks Lestrange nie dożyje następnego dnia.
Rozdział IX
Po tym, jak Tom ułożył Harry’ego w łóżku i dokończył rozmowę z Albertem i miał pewność, że jego maleństwu nic nie grozi zwołał nadzwyczajne zebranie. Na dole, w lochach. Chodził w tę i z powrotem, przed swoim tronem, niecierpliwie czekając, aż wszyscy się zjawią. Jego aura przetaczała się przez pomieszczenie wściekłymi falami. Wyglądał niemal tak samo, jak na spotkaniach, zanim spotkał swojego kotka, tylko był jeszcze bardziej nieobliczalny. Czerwone oczy zdawały się świecić w mroku, usta wykrzywiał brzydki, wściekły grymas. Niecierpliwił się. Kiedy uznał, że jest ich wystarczająco wielu przeszedł przez pokój i podszedł do skulonych w kącie, ciemnych drzwi. Prowadziły do lochów. Otworzył je z hukiem, aż skrzydło drzwi trzasnęło o ścianę i zszedł w dół, ciemnymi schodami. Przez salę przetoczyła się fala szeptów. Zatrzymał się dopiero przy jednej z bardziej oddalonych od wyjścia celi. Machnął różdżką i ciężkie, metalowe kraty rozwarły się na oścież.
Bellatriks podniosła na niego pełne nadziei spojrzenie. Przedstawiała sobą żałosny widok, w podartych szatach, pokryta licznymi zadrapaniami i krwią, która już zdążyła zakrzepnąć.
- Panie?
Tom tylko skrzywił się wyjątkowo nieprzyjemnie i chwycił ją za włosy. W ten sposób zaczął targać ją w kierunku prowadzących do góry schodów. Zignorował jej krzyki i to, że przy każdym kroków wyszarpywał jej coraz więcej włosów. Zawlekł ją po schodach na gorę, aż do sali tronowej. Była już pełna. Kiedy śmierciożercy go zobaczyli, rozstąpili się posłusznie. Niektórzy z nich rzucali pełne wyższości spojrzenia w kierunku Belli, inni spoglądali z lękiem na wyprowadzonego z równowagi pana. Kiedy Czarny Pan zatrzymał się, utworzyli wokół niego i Bellatriks idealny krąg.
Tom odrzucił jej włosy z obrzydzeniem i stanął na stopniach prowadzących do tronu.
- Patrzcie na nią. – Warknął. – Na kobietę, która śmiała się sprzeciwić mnie! Wszyscy doskonale wiecie, że jeżeli czegoś nie toleruję, to jest to nieposłuszeństwo! – Kontynuował, sunąc lodowatym spojrzeniem po twarzach zebranych. – Zwłaszcza, kiedy wyraziłem się bardzo jasno. Nie wolno wam nawet dotknąć Harry’ego! A jednak… - Spojrzał na Bellę z furią. – Sprzeciwiłaś mi się!
- Panie… Ja… ja tylko próbowałam wszystko naprawić. Ta mała dziwka… – Urwała, kiedy Tom kopnął ją w bok.
- Nawet nie waż się tak o nim wyrażać!
- Ale… panie… on cię przeklął. Ja tylko… – Próbowała się bronić.
Oczy Toma zwęziły się niebezpiecznie.
- Crucio! - Trzymał zaklęcie przez dłuższą chwilę, z zadowoleniem słuchając jej krzyków, które echem odbijały się od ścian. Potem opuścił różdżkę. – Czy ty uważasz, że pozwoliłbym komukolwiek rzucić na siebie jakiekolwiek zaklęcie? Może zapomniałaś kim jestem!? Uważasz mnie za głupca!?
- Nie… mój panie. Ja nigdy…
- A więc mi nie wierzysz? – Zaczął. Bella nie odpowiedziała, a to tylko rozsierdziło go bardziej. – Co? Nie wierzysz, że jednak jakimś cudem mogłem się zakochać? Uważasz że jestem niezdolny do żadnych emocji?
- Nie! Nie panie, ty…
- Możliwe! – Warknął na nią. – Możliwe, że Harry Potter jest moim… był moim wrogiem. Chłopcem, który powinien doprowadzić do mojego końca. Mam to gdzieś. Teraz to już się nie liczy. – Jego oczy błysnęły groźnie. – Teraz, zamierzam cię zabić, Bello. Sprzeciwiłaś mi się i to omal kosztowało życie mojego dziecka! To jest… niewybaczalne!
- Panie… proszę… – Wyszeptała Bella, kuląc się u jego stóp. – Proszę… Ja tylko… Pan tak nagle…
- Nagle co? Zmieniłem się!? Nie byłem już żądnym krwi maniakiem!? – Potoczył czerwonymi oczami po zgromadzonych w sali śmierciożercach. – Czy ta zmiana nie wyszła wszystkim na lepsze?
W tłumie słyszał kilka przytakujących pomruków, ale większość nadal wpatrywała się w niego w milczeniu. Ciszę przerwał nagły krzyk Bellatriks.
- Nie! To nie jesteś ty! Potter coś ci zrobił! Wiem to! - Tom popatrzył na nią wściekle i zrobił kilka kroków w kierunku okrwawionego ciała pośrodku sali.
- Tak. Coś zrobił. Nauczył mnie odczuwać. I jestem z tym szczęśliwy. Po raz pierwszy z życiu odnalazłem spokój.
- Ale panie! Czy ja nie mogę zrobić tego samego? Nie potrzebujesz go! Ja mogę cię kochać. Ja cię kocham! – Wykrzyknęła. Tom spojrzał na nią z obrzydzeniem. Jak mogło jej w ogóle przyjść do głowy, że zostawi Harry’ego. Szczerego i dobrego Harry’ego, żeby być z nią. Chorą wariatką?
- Nie jesteś w moim typie. – Warknął w końcu. Potem jego usta wykrzywił kpiący uśmieszek. – I oczywiście twojemu ciału brakuje pewnych… części.
Przez pokój przetoczyły się tłumione chichoty. Bella cofnęła się lekko.
- Jesteś chora! Prawie pozbawiłaś mnie najważniejszej osoby w moim życiu! A teraz… za to zapłacisz!
- Nie, panie! Pozwól mi udowodnić…
- Już dość się nasłuchałem twoich żałosnych usprawiedliwień! – Warknął Tom, ucinając jej jęki. Uniósł różdżkę i skierował ją w stronę Belli. - Tracho Iunctura – Syknął i natychmiast ciało Belli rozciągnęło się na podłodze. Nogi i ręce rozciągnięte szeroko, jakby niewidzialna siła ciągnęła je, każdą w inną stronę.
Bellatriks zaczęła wyć. Czuła, jakby jej ręce i nogi palił żywy ogień. Na przemian krzyczała i błagała Toma o wybaczenie. Bezskutecznie. Jeden po drugim głośne trzaski odbijały się echem od sklepienia sali, kiedy pod wpływem zaklęcia kości Belli wypadały ze stawów. Śmierciożercy instynktownie zrobili kilka kroków w tył. Twarz Toma była teraz pełną satysfakcji zimną maską, którą tak często widywali, nim pojawił się Harry. Wiedzieli, ile satysfakcji ich pan czerpie z torturowania Belli, ale wiedzieli także, że zasłużyła na każdą jedną klątwę, która tej nocy na nią spadnie.
Bella czuła, że zaczyna tracić kontakt z otoczeniem. Bólu zaczynało być zbyt dużo, by mogła to znieść. W uszach słyszała szaleńcze bicie swojego serca. To był dopiero początek, a ona już chciała, żeby to się skończyło.
- Nie, Bello. Nie możesz teraz zemdleć, kiedy zabawa dopiero się rozpoczyna! – Tom rzucił na nią dwa skomplikowane zaklęcia. Jedno, żeby utrzymać ją w przytomności i drugie, by nie umarła zbyt wcześnie. Nie zamierzał niczego łatwo jej odpuścić. Następnie rzucił kilka tnących klątw, sprawiając, że zaczęła krwawić jeszcze mocniej. – Co ty na to? Będziesz czuła dokładnie to, co Harry, kiedy go zaatakowałaś! – Warknął Tom. Potem jednym ruchem ręki sprawił, że potężne cięcie pojawiło się wzdłuż jej brzucha.
Bella krzyknęła nieprzytomnie.
- Proszę… panie… myliłam się…
- Tak. Myliłaś się, niewątpliwie. – Syknął i skierował na nią końcówkę różdżki. - Excorio Tergun.
Oczy Bellatriks zaszły łzami. Doskonalę znała tę klątwę. Sama zawsze chętnie jej używała. Wrzasnęła kiedy fioletowe światło uderzyło w krwawiąca ranę, zdzierając skórę aż do mięśni. Krew wypłynęła jeszcze obficiej. Krzyczała, ale nie była w stanie nic zrobić, nawet zasłonić dłońmi zranienia, by choć trochę zatamować upływ krwi. Jej ręce leżały na podłodze, połamane i całkowicie bezużyteczne. Nawet nie mogła się poruszać. Tylko dreszcze cały czas wstrząsały jej ciałem.
Kolejna tnąca klątwa uderzyła jej brzuch i na podłogę wylała się cała jego zawartość. Tom zignorował hałas, jaki wywołało zwalenie się na ziemię kilku ciał. Co młodsi śmierciożercy, zwerbowani po zmianie polityki Toma nie byli przyzwyczajeni do takich widoków. Nie zwrócił także uwagi na kilku innych, których żołądki porostu nie wytrzymały widoku.
Spokojnie podszedł do drżącego ciała. Przysunął różdżkę do twarzy Belli i dwoma, bardzo precyzyjnymi zaklęciami rozciął jej policzki, tworząc na jej twarzy makabryczny uśmiech. Wstał. obserwował jej twarz uważnie. Próbowała zemdleć, ale jego zaklęcia były zbyt silne. Pomyślał o Harrym leżącym u góry w łóżku. Zranionym przez nią. Tom jednego był pewien, Bella będzie jeszcze błagać o śmierć, nim pozwoli jej odejść.
- Zobaczmy, czy naprawdę jesteś tak zepsuta od środka, jak mogło by się wydawać. Verto Inpars Sicco!
Bellatrix odrzuciła głowę do tyłu i zaczęła krzyczeć, kiedy całe jej ciało zaczęło dosłownie wywracać się na lewą stronę. Paznokcie odeszły od ciała, a skóra powoli zaczęła się zapadać, ujawniając skrywaną pod spodem warstwę mięśni. Po tym, jak cała skóra zniknęła, jej mięśnie zaczęły się odwracać wewnętrzną stronę do wierzchu. Szybko całe jej ciało zamieniło się w krwawiącą masę o nierozpoznawalnym kształcie. Teraz nawet co bardziej zaprawieni w bojach śmierciożercy nie czuli się zbyt pewnie.
Bella poruszyła lekko krwawą dziurą, która kiedyś była ustami. Nie była w stanie mówić, ale udało jej się wykrztusić. – P… pro… szę…
Tom uśmiechnął się z zadowoleniem. Wiedział, że Bella przestała się usprawiedliwiać. Już nie błagała o życie, teraz prosiła o śmierć.
- Jeszcze nie skończyłem. – Skierował różdżkę w kierunku krwawej masy, która kiedyś była jej ciałem. Rzucił jakąś klątwę, już nawet nie była w stanie jej rozpoznać. Zaklęcie wżarło się w jej ciało, wypalając w nim znaczną dziurę. Zadrżała i wydała z siebie przeraźliwy wrzask, którego nie można było już nazwać ludzkim krzykiem. Tom rzucił to zaklęcie jeszcze kilkukrotnie, aż ostatecznie jej głos zamarł. Teraz patrzyła tylko błagalnie, ciemne oczy zanurzone w krwawej miazdze zdawały się ronić krwawe łzy, ale Tom nie zamierzał okazać litości.
Rzucił na nią jeszcze kilka klątw i przekleństw, ale jego gniew ciągle żarzył się mocno. Cały czas myślał o swoim skrzywdzonym kochanku i o tym, jak łatwo mógł stracić swojego małego dziedzica. Nie chciał czuć tego już nigdy więcej. Czuł, że długo nie utrzyma jaj przy życiu, musiał to szybko skończyć. Zatoczył różdżką niepełne koło.
- Centrum Postulo!
Nad ciałem Belli uformowały się długie igły, czy raczej szpile wypełnione magią. Tom pozwolił, by chwilę wisiały w powietrzu. Patrzył w oczy Belli, napawając się jej strachem, potem opuścił różdżkę, a kawałki metalu spadły na dół, wbijając się w ciało bezbronnej teraz wiedźmy. Gdyby nie utrzymujące ją przy życiu zaklęcie, już samo to wysłałoby ją na tamten świat.
Tom rzucił kolejne zaklęcie, które przywróciło Belli wlaściwą formę. Jej skóra była teraz cała zalana krwią.
- Mam nadzieję, że zrozumiałaś swój błąd, Bello. – Wyszeptał tom groźnie. – Nigdy we mnie nie wątp. Bo to jest ostatnia rzecz, którą zrobisz. Żegnaj, Bellatrix Lestrange. Pectus pectoris burst!
Bella zaczęła kasłać krwią, która powoli wypływała z każdego otworu w jej ciele. Jeszcze chwilę drżała, a potem zastygła w bezruchu.
W sali zapanowała niesamowita cisza, tak szybko, jak Bella wydała swoje ostatnie tchnienie. Nikt nie śmiał drgnąć, czy nawet głośniej odetchnąć, ze strachu, co teraz. Jeszcze nigdy nie widzieli czegoś takiego, przez wszystkie lata służby u Czarnego Pana. Jeżeli ktoś inny w tym pokoju wątpił w siłę Voldemorta, czy sądził, że ten zmiękł, teraz zyskał namacalne świadectwo tego, jak bardzo się mylił.
Tom stał tyłem do swoich ludzi. Śmierć Belli uspokoiła go. Już nigdy nie skrzywdzi Harry’ego, ani jego dziecka. Delikatnie sięgnął poprzez łącząca ich więź i sprawdził, jak się czuje Harry. Nadal spał. Zbierając w sobie resztki, buzującej jeszcze przed chwilą energii odwrócił się i powiódł czerwonymi oczami po zebranych.
- Jeżeli ktokolwiek z was odważy się skrzywdzić, albo chociażby obrazić Harry’ego, albo moje dziecko, to – wskazał na okrwawione zwłoki. – będzie was czekało. Incendio! – Z jego różdżki wystrzeliły płomienie, które momentalnie strawiły ciało.
Śmierciożercy cofnęli się lekko, a potem jeden po drugim pochylili głowy w geście oddania. Nawet ta garstka, która podobnie jak Bellatrix sądziła, że czarny pan został przeklęty. Zbyt się bali o swoje życie, by się mu sprzeciwić.
Tom rozejrzał się po pokoju z satysfakcją.
- Jesteście wolni. Wszyscy! – Powiedział i śmierciożercy, jeden po drugim zaczęli się aportować. Kiedy Tom został sam odetchnął z ulgą. W końcu pozwolił ramionom opaść. Był wykończony. Fizycznie, magicznie i emocjonalnie. Teraz chciał tylko iść do łóżka i dokładnie sprawdzić, czy jego maleństwu na pewno nic nie jest.
W sumie, to nie taki zły pomysł… Pomyślał, opuszczając salę tronową. Od razu skierował się na górę. Wszedł do pokoju, w którym Ray i Albert rozmawiali cicho. Ray był na spotkaniu i właśnie relacjonował wszystko Albertowi. Ray stężał, kiedy Tom wszedł do pokoju. Opuścił oczy posłusznie, nie do końca pewien, jak się teraz zachowywać. Tom przywołał go.
- Jak on się czuje?
- Odpoczywa. – Odpowiedział Albert za niego, spoglądając miękko na zaplątanego w kołdrę kociaka. – Nic mu nie będzie.- Tom odetchnął z ulga.
- To dobrze.
- Skoro mowa o odpoczynku. Widzę, że tobie też przydałby się długi sen.
- Wiem. Zaraz się położę. Kazałem skrzatom przygotować ci pokój.- Albert uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Dziękuje. Myślę, że już sobie pójdę.
Tom skinął głową i Albert z Rayem wyszli. Tom podszedł do łóżka i usiadł na brzegu. Przez chwilę obserwował śpiącą twarz kochanka. Delikatnie odgarnął zasłaniające ją włoski. Tom miał nadzieję, że Harry nie będzie na niego zły, kiedy się obudzi. Wiedział, że to co zrobił, było słuszne. Harry potrzebował tego zastrzyku, ale przy tym, jaki Harry jest teraz nerwowy i przy ostatnich stresach… może mu łatwo nie wybaczyć. Tom odetchnął głębiej, nie miał teraz do tego głowy. Wiec tylko położył się obok kochanka. Dłoń wsunął pod piżamkę na brzuchu Harry’ego. Nawet nie zauważył, kiedy odpłynął.
Rozdział 10
Harry obudził się rano z okropnym uczuciem zdezorientowania. Kręciło mu się w głowie a jego żołądek wyraźnie się buntował na jakikolwiek ruch. Po chwili wczorajsze wydarzenia powróciły do niego. Atakująca go Bellatrix… zaklęcie… krew… zranienie jego kociątka… zaatakowanie Belli… Tom przybywający mu na ratunek… leczący go Allie… Allie z czymś ostrym w dłoni… unieruchamiający go Tom… Ogarnął go gniew. Tom zdradził go, pozwolił, by Allie zrobił coś jego kociątku! Jego kociątko! Harry westchnął cicho i szybko ocenił, że kociątko nadal jest w nim i spokojnie siedzi w jego brzuszku na malutkim tyłku. Rozejrzał się spokojniej i zobaczył, że Tom spał przy nim. Gniew zapłonął jeszcze mocniej i Harry obnażył zęby. Tom ośmielił się spać obok niego po tym, co mu zrobił! Harry’ego naszło pragnienie, by zepchnąć Toma poza łóżko ale stłumił je; w tej chwili wcale nie chciał rozmawiać z Tomem. Łóżko było na tyle wysokie, że gdyby dobrze go pchnął, to by go zranił, ale ostatecznie wtedy by się obudził. Harry długo sztyletował spojrzeniem Toma, dzięki czemu zauważył kilka rzeczy. Po pierwsze, Tom wyglądał na wyczerpanego. Miał worki pod oczami i przez jego czoło przebiegały bruzdy. Harry poczuł współczucie, gdy tak przyglądał się Tomowi, ale po chwili mu przeszło. Warknął głośno i powoli zaczął się podnosić, gdy powstrzymał go ciężar na jego żołądku i zrozumiał, że Tom owinął dookoła niego rękę. Harry nieznacznie obniżył uszy i delikatnie usunął rękę. Rozważał odrzucanie jej od siebie ale to obudziłoby Toma, więc delikatnie położył ją obok niego. Harry obserwował śpiącego Toma z ciekawością. Wyglądał jakby od dawna nie spał zbyt dobrze. Harry pozwolił sobie na zadowolone spojrzenie, po czym przeniósł wzrok z twarzy Toma na jego koszulę; wyglądało na to, że Tom nawet się nie przebrał od wczoraj. Miał na sobie zaschłą krew, najprawdopodobniej jego. Harry syknął i objął się ramionami, wszystko znów mu się przypomniało, także zdrada Toma. Ale wtedy zauważył, że to były świeże ślady krwi, do tego kilka na twarzy Toma, których nie było wcześniej. Oddech Harry’ego zamarł i zapobiegawczo – starając się nie obudzić Toma - sprawdził czy nie jest on ranny, ale nic mu nie było. Harry wydał z siebie westchnienie ulgi i zastanowił się, co do diabła robił Tom kiedy on… spał?
- Głupi Tom. Nienawidzę go! - Pomyślał zjadliwie Harry.
Jak gdyby słysząc jego myśli, Tom przesunął się nieznacznie we śnie. Harry wstrzymał oddech, ale kiedy nie obudził się, wypuścił powietrze z płuc. Ale oczywiście jego żołądek nie zgodził się z tym działaniem i szybko musiał wyskoczyć z łóżka i pobiec do łazienki, by zwymiotować. Po wszystkim miauknął miękko i umieścił dłonie na brzuszku. Harry żałował, że jego kociak nie porusza się. Wówczas wiedziałby, czy wszystko jest w porządku. Ale kociątko jak dotąd nie wykonało ani jednego ruchu. Harry opłukał usta i wyszedł z łazienki. Spojrzał na wciąż śpiącego Toma, pragnąc zepchnąć go z łóżka i uciec, ale po ponownym rozważeniu pomysłu zaniechał go i ruszył do tajnego miejsca, by pobyć sam na sam z kociątkiem.
xxx
Kiedy Tom obudził się, był przymulony i obolały po poprzednim dniu. Przesunął dłońmi po pościeli w poszukiwaniu Harry’ego. Kiedy go nie wyczuł, podskoczył w łóżku. Pościel była już zimna, więc Harry dawno musiał już wyjść.
- Harry? - zawołał i sprawdził łazienkę.
Nie było go tam, więc ruszył korytarzem na dół, do pokoju zabaw. Tam też nie było Harry’ego; zastał tam tylko Raymonda i kilku śmierciożerców.
- Raymond?
Zebrani odwrócili twarze od telewizora. Kiedy zobaczyli kto wszedł, wstali z kanapy i ukłonili się szybko.
- Panie. – szepnęli zgodnie
- Raymond, widziałeś Harry’ego? – Tom uciszył resztę machnięciem dłoni.
- Nie, Panie. - Raymond potrząsnął głową. - Obserwowałem wasze pokoje na wszelki wypadek. Nie wychodził stamtąd.
- Prawdopodobnie wciąż gdzieś tam siedzi.
Ray pokiwał głową i zawahał się.
- Czy z Harrym wszystko w porządku, Panie?
Tom zauważył niepokój na twarzach zgromadzonych. Musieli mieć straszne wspomnienia z wczorajszej akcji.
- Wszystko z nim w porządku. Z dzieckiem także. – zobaczył, jak odetchnęli z ulgą. – Harry musi tylko wypoczywać.
- Rozumiem. To dobre wieści.
- Tak, to prawda. – powiedział Tom, delikatnie się uśmiechając.
- Panie, ty również wyglądasz, jakbyś potrzebował odpocząć. – nieśmiało powiedział Avery.
- Odpocznę, tylko znajdę Harry’ego. – odparł Tom, poruszony ich zainteresowaniem.
Potem kiwnął głową do nich i wrócił do swoich pokoi. Jeszcze raz sprawdził je, ale wciąż nie mógł znaleźć Harry’ego.
- Możliwe, że wyszedł, gdy ja poszedłem do śmierciożerców. – pomyślał i zdecydował się wziąć prysznic.
Nie chciał, by Harry zobaczył go w takim stanie. Po kąpieli ubrał się. Wyszedł z pokoju i wznowił poszukiwania Harry’ego, ale wciąż nie mógł go znaleźć. Przeszukał cały dom i zaczynał już powoli panikować. Nawet śmierciożercy przyłączyli się do poszukiwań, ale i im nie udało się nic osiągnąć. W końcu zauważył Alberta.
- Dzień dob…
- Czy widziałeś Harry’ego? – przerwał mu Tom.
- Nie, nie widziałem. Zakładałem, że przebywa przy tobie. – Albert uniósł brew.
- Nie. Nie było go jak się obudziłem. – powiedział Tom, przesuwając palcami po włosach.
Obrócił się, słysząc nadchodzącego Śmierciożercę.
- Panie, sprawdziliśmy trzecie piętro i salę tronową, nie ma go tam.
Tom westchnął sfrustrowany i śmierciożerca cofnął się, wystraszony.
- Szukajcie dalej. – odprawił go i śmierciożerca szybko zniknął.
- O rany. Coś ty zrobił, że są aż tak przerażeni. – Spytał Albert.
- Zabiłem tę zdradziecką sukę. – odpowiedział krótko Tom i ruszył w dół korytarza.
- Zgaduję, że wyglądało to bardzo źle – rzucił Albert, ruszając za nim.
- Jeżeli trwale splamiona podłoga w sali tronowej jest czymś, co można nazwać złym, to tak. - powiedział Tom, zaglądając do kuchni – Cholera, gdzie jest on?
- Możliwe, że się chowa.
- Przed kim miałby się schować?
- Tobą.
- Dlaczego miałby się schować przede mną? - Tom zatrzymał się.
Albert wzruszył ramionami, jak gdyby chciał powiedzieć „więc”…
- Nie myślisz chyba… próbowałem tylko go ochronić. - Tom oklapł zrezygnowany.
- On o tym nie wie. – Cicho powiedział Albert.
- Ale co z dzieckiem? – spytał Tom zmęczonym głosem, po czym zamknął oczy i potarł twarz ręką.
- Jestem pewny, że Harry pokaże się, jak będzie coś potrzebował. Nie narazi dziecka na niebezpieczeństwo. – odparł Albert. Delikatne położył dłoń na ramieniu Toma. – Daj mu troszkę czasu.
xxx
"Troszkę czasu" zamieniło się w 3 dni, w czasie których nikt nie widział ani śladu Harry'ego. Śmierciożercy chodzili wokół niego na palcach. Tom już od kilku dni nie zaznał porządnego snu i wyglądał jakby miał się rzucić na pierwszą spotkana osobę, co zresztą zdarzyło się wychodzącemu właśnie Albertowi. Ale Albert nie przejął się tym zbytnio i spróbował go uspokoić. Tom odwołał poszukiwania. Chciał, by Harry wyszedł sam, bez obaw, że go schwytają. Ale nikt wciąż go nie widział a to powoli doprowadzało Toma do szaleństwa. Nawet jeśli skrzaty widziały Harry’ego, nie pisnęły o tym ani słowa. O ile on wiedział, Harry nie pokazał się by nawet zjeść czy spać. Chociaż, jeśli chodziło o spanie, Harry mógł spać gdziekolwiek. Tom westchnął i potarł zmęczone oczy, wchodząc do pokoju zabaw.
- Wiadomo coś?
Ray, Patterson i Avery zerwali się z tapczanu.
- Nie, Panie - powiedział Ray.
Tom westchnął i oparł się plecami o framugę drzwi. Śmierciożercy patrzeli po sobie, nie wiedząc co robić w momentach słabości ich pana.
- On jest prawdopodobnie w swoim gnieździe. - powiedział głośno Patterson.
Tom otworzył oczy i gapił się na niego wraz z pozostałymi śmierciożercami. Patterson nerwowo wzruszył ramionami.
- Moja matka miała kota.
Tom miał podejrzenia, gdzie znajduje się gniazdo Harry’ego. Przejrzał książkę Alberta a potem kupił jeszcze kilka książek o ciążach u kotów, dzięki czemu dowiedział się o ich zwyczajach. Nie wiedział, gdzie i kiedy Harry zacznie, ale gdy skrzaty oraz kilku z jego zwolenników doniosło mu o brakujących rzeczach czy kocach, wiedział, że to Harry zaczął wić gniazdo. Teraz tylko nie wiedział gdzie ono jest.
- Tak, on ma gniazdo, ale nie wiem gdzie.
Śmierciożercy popatrzeli po sobie i porozumieli się milcząco.
- My także nie wiemy gdzie, Panie – Stwierdził Avery. – Ale raz widziałem go jak wychodził z pokoju Goyle’a z dużą poduszką. Nie wiem, gdzie potem poszedł.
Tom pozwolił sobie na mały uśmiech, nim pozwolił mu zniknąć.
- Tak. Wygląda na to, że parę rzeczy zniknęło z różnych miejsc. – zastanowił się chwilę, po czym kiwnął głową. – Dajcie mi znać, jak go zobaczycie. – dodał wychodząc z pokoju.
Tom ruszył w dół korytarza, zmierzając do swojego biura ale zatrzymał się i obrócił w koło by zobaczyć, czy mógłby rozwiązać tajemnice z gniazdem Harry’ego. Przez chwilę dokuczało mu podejrzenie. Odwrócił się i wszedł do swojego pustego pokoju i rozejrzał się.
- Harry? – zawołał i stanął na środku pokoju – Harry?
- Tak? – usłyszał z prawej strony.
- Tam jesteś. - Tom odwrócił się szybko i westchnął z ulgą.
Uśmiechnął się i nagle zmarszczył brwi.
- Chwila, czy on właśnie wyszedł z gabinetu? - Pomyślał, patrząc na lekko uchylone drzwi, przed którymi stał Harry. Jego podejrzenia się sprawdziły.
- Co? – Spytał ostrożnie Harry, zauważając że Tom spogląda w jego stronę.
Jego spojrzenie powędrowało tam, gdzie patrzy się Tom. Poczuł panikę. „Nie! Tom wie, gdzie jest moje tajne miejsce! Co robić? Muszę zmienić to… „
Tom otrząsnął się z rozmyślań. Ruszył naprzód i objął Harry’ego ramionami. Harry zesztywniał, ale nie uwolnił się. W końcu Tom puścił go.
- Jak się czujesz? - szepnął Tom.
- Świetnie. – odparł Harry. Tom położył dłoń na brzuszku Harry’ego. – On też czuje się świetnie.
- To dobrze. – westchnął Tom i ponownie objął ramionami Harry’ego. Harry odsunął je i odepchnął Toma od siebie. – Harry?
- Nie dotykaj mnie. – syknął Harry.
Zszokowany Tom opuścił ramiona i Harry ruszył w stronę drzwi.
- Zaczekaj, Harry. – powiedział Tom, łapiąc jego przegub.
Harry wyrwał rękę jak najdalej.
- Powiedziałem, nie dotykaj mnie! – warknął.
- Harry proszę, pozwól mi –
- Nie! – wrzasnął Harry - Pozwoliłeś mu… ty… ty…
- Nie, Harry nie mógłbym –
- Zatrzymaj to dla siebie. – powiedział Harry i znów ruszył do drzwi, ale zatrzymał się, gdy Tom stanął przed nim – Przesuń się.
- Harry proszę, posłuchaj mnie.
- N -
Tom umieścił rękę na ustach Harry’ego, by go uciszyć.
- Wiesz, że nie nigdy nie zrobiłbym nic, by skrzywdzić nasze dziecko, Harry. Wiesz to. Musiałem pozwolić Albertowi uspokoić ciebie albo zgubiłbym zarówno ciebie i naszego kociaka…. Ja… nie zniósłbym tego.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się w przerażeniu.
- Mogłeś… - zamarł. Nawet jeśli to wyznanie nie wstrząsnęłoby nim wystarczająco, było to niczym w porównaniu do tego, co widział na twarzy Toma. Łzy… - Och, Tom. – zapłakał i ciasno owinął ręce wokół szyi Toma.
Tom tulił go mocno i ukrył twarz w ramieniu Harry’ego. Harry poczuł coś mokrego na szyi, gdy trzymał go w ramionach. Tom płakał? Harry nagle poczuł się okropnie, gdy on wrzał ze złości, Tom odchodził od zmysłów. Chwycił go mocniej.
- Przepraszam. – zaszlochał.
- Nie, to ja… - szepnął Tom.
Harry potrząsnął głową.
- Nie ma nic, za co miałbyś przepraszać. - szepnął i wytarł łzy ze swojej szyi.
Tom patrzył na to z niedowierzaniem. Harry pociągnął nosem i rozpłakał się jeszcze bardziej, próbując jednocześnie wytrzeć łzy Toma. Tom nigdy nie płakał, to on zwykle ryczał. Tom zawsze był silny. Nie chciał już więcej widzieć, jak no płacze.
- Kocham cię.
- Także cię kocham. – szepnął Harry i przytulił się do Toma. Po chwili się uśmiechnął.
- Co? - spytał Tom, kiedy uspokoił się po momencie słabości.
- Powiedziałeś kociątko.
- Nie, nie zrobiłem tego.
- Tak, zrobiłeś.
Tom cofnął się myślami moment wstecz.
- Nie, nie zrobiłem tego. – skłamał.
- Powiedziałeś, usłyszałem to.
- A nawet jeśli, to co? – zapytał obronnie Tom.
- Mówiłem, że zaczniesz tak mówić.
- Cholera. – Tom zaklął szeptem.
- Jesteś winien mi lody z sosem salsa. – uśmiechnął się Harry.
- Więc je zrobię. – Tom skrzywił się.
- Nie zapomnij o wiśniach.
- Tak, tak. – Powiedział Tom, przyciągając Harry’ego i gładząc mu plecy
Harry zamruczał zadowolony. Tak było dobrze.
- Nie chcę tego kończyć, ale wyszedłem z pewnego powodu.
- Jaki to powód?
- Jestem głodny.
- Och. W porządku. Zejdźmy i zróbmy ci coś do zjedzenia. Później chciałbym, by Albert cię zbadał.
- Allie wciąż tu jest?
- Tak, został na wszelki wypadek.
- W porządku. Chodźmy. – powiedział Harry, ciągnąc Toma za rękę.
- Poczekaj, pozwól mi się opłukać. – powiedział Tom.
Harry pokiwał głową i puścił jego rękę. Tom poszedł do łazienki. Podszedł do umywalki i opłukał twarz, zmywając z niej ślady wstydu i ulgi. Wstydu, ponieważ okazał słabość, płacząc jak dziecko, nieważne, że to było z powodu Harry’ego. A także ulgę, ponieważ Harry mu wybaczył i uwolnił od przytłaczającego smutku, w jaki wpadł. Tom westchnął, potrząsnął głową i wysuszył twarz. Odwrócił się, by odejść, ale zatrzymał się, gdy kątem oka zerknął w lustro, na odbicie ściany. Spojrzał na drzwi a potem na ścianę. Nie zaszkodzi… Cicho rzucił zaklęcie, by widzieć przez ściany. To, co zobaczył, zaskoczyło go. Tył szafy był rozszerzoną przestrzenią, schowaną za ubraniami i pudełkami. Tom wiedział, że rzeczy znikały, tylko dotychczas nie wiedział, że tak dużo. Koce, poduszki, swetry i szaty zaśmiecały tył zaciemnionej szafy. Wszystko ostrożnie ułożone w wygodnej pozycji, żeby ktoś mógł wylegiwać się nie musząc się ruszać przez godziny. Wśród całego tego materiału zobaczył dwie brakujące koszulki, których kiedyś szukał. Tom potrząsnął głową w oszołomieniu.
Harry przeszedł przez pokój i usiadł na łóżko, spoglądając w jego stronę.
- Tooommm! – jęknął, machając ogonem niecierpliwie. – Jestem głodny, pospiesz się.
Tom wszedł głębiej do łazienki.
- Tom, na co t...- zaczął Harry, ale zauważył gdzie patrzy Tom.
- On wie. Moja kryjówka. Muszę ją przenieść. - myślał gorączkowo i zaczął zastanawiać się nad innym miejscem na nią.
- Idę. – zawołał Tom, gdy tylko usłyszał swoje imię.
Cofnął zaklęcie, przywracając ścianę do dawnego stanu. Wtedy wyszedł z łazienki. Podszedł do Harry’ego, leżącego w pokoju.
- Gotowy? - Spytał i po chwili zmarszczył brwi, gdy nie otrzymał odpowiedzi. – Hej. – powiedział, dotykając uszu Harry’ego. – Coś się stało?
- Nie. - Powiedział Harry, wstając ostrożnie. – Jesteś gotowy? Jestem głodny.
- Dobrze, dobrze. - powiedział Tom z uśmiechem i poprowadził go schodami w dół, na śniadanie.
Rozdział 11
Kilka następnych dni Tom spędził przy Harrym, troszcząc się o każdy jego kaprys i potrzebę. Chociaż Harry cieszył się z tego ogromnie, zaczynało się to robić irytujące. Potrzebował chociaż chwili czasu dla siebie, ale nie dostał ani jednej. Przez to nie miał okazji, by przenieść wszystko w nowe miejsce. Po kilku próbach znalazł w końcu najlepszą kryjówkę w całym domu i zaczął przenosić do niego rzeczy. Ale to było wyjątkowo trudne do wykonania z Tomem oglądającym każdy jego ruch. Prawie dwa razy został przyłapany na tym, więc chwilowo zrezygnował. Do tego widział, że zaczęła gromadzić się na biurku Toma papierkowa robota; gdyby zajął się nią, miałby spokój na tyle, by skończyć. Dlatego przypomniał Tomowi o jego pracy.
- Czuje się dobrze, Tom. – powiedział stanowczo Harry, leżąc rozdrażniony na tapczanie, z ręką na swoim obrzmiałym brzuchu.
- Ale wciąż… - zaprotestował Tom.
- Twoja praca gromadzi się i jak tak dalej pójdzie to skończenie jej zajmie ci najprawdopodobniej z dwa tygodnie. Dolicz do niej spotkania, które odwołałeś z mojego powodu.
- Ale ty…
- Czuję się dobrze. – Przerwał Harry, rzucając mu rozgniewane spojrzenie. – Nie wiem jak ty, ale mi jest dobrze, jak śpisz przy mnie w nocy.
Tom skrzywił się. Ostatnio w Harrym szalały hormony i zaczynał powoli szukać innego miejsca poza sypialnią. W końcu westchnął, pokonany.
- Jesteś pewny?
- Tak – powiedział Harry. – Bellatriks nie jest już problemem i wystarczająco przestraszyłeś pozostałych by nie odważyli się podskoczyć. Wszystko będzie dobrze.
Tom opowiedział mu o wszystkim, co wydarzyło się, gdy spał. Albert siedział z Harrym, podczas gdy Tom zszedł na dół i zaserwował Bellatrix przed śmiercią najstraszliwsze z możliwych tortur. Tom oszczędził mu większości szczegółów, ponieważ żołądek Harry’ego nie przetrawiłby dokładnego obrazu wyjaśnień. Ale Harry nie słuchał tego dokładnie.
- Masz rację.
- Oczywiście, że mam. – Harry poczuł się głęboko obrażony.
- Więc w porządku. Jeśli będziesz cokolwiek potrzebował… - Tom uśmiechnął się miękko i kiwnął głową.
- Tak, wiem. I nie chcę ci przeszkadzać. Przecież jest jeszcze Ray.
Tom kiwnął głową.
- W porządku. – wstał i pocałował Harry’ego w czoło. – W takim razie zobaczymy się później.
Harry chrząknął i obrócił się w stronę filmy „Alladyn”.
- Zasłaniasz telewizor.
Tom szybko się odsunął. Harry znany był ze zmiennego nastroju, wtedy lepiej było nie wchodzić mu w drogę. Chociaż Harry nie mógłby użyć magii z powodu dziecka, nadal miał wielką siłę w płucach. Tom wyszedł z pokoju i zawołał Raymonda
- Dopilnuj, by wszystko było w porządku.
- Tak zrobię, Panie. - Ray skłonił się i wszedł do pokoju zabaw, by przyłączyć się do Harry’ego przed TV, podczas gdy Tom ruszył korytarzem a potem schodami w dół, do biura.
Harry obserwował jego odejście kątem oka, po czym spojrzał na Raya, siedzącego swobodnie na tapczanie.
- Za bardzo się martwi.
- Po tym, co się stało ma prawo się martwić. Każdy ma. – odpowiedział Ray.
- Tak, ale wciąż… - Harry zamarł.
- Spójrz na to z innej strony. – powiedział Ray, obracając się twarzą do Harry’ego. – Wyobraź sobie, że jesteś Czarnym Panem…
Harry przyjął postawę Toma, powolny uśmiech pojawił się na jego twarzy i zachichotał.
- Nie mówiłem dosłownie.
- Och – powiedział Harry i znów zachichotał. Kiwnął głową na znak, że słucha.
- Jesteś mrocznym Lordem Voldemortem. Potężnym, silnym, każdy boi się ciebie a ty nie boisz niczego.
Harry zgodnie pokiwał głową.
- Teraz wyobraź sobie wszystko, co rozegrało się daleko od ciebie w przeciągu kilku sekund.
Uśmiech Harry’ego powoli zniknął a jego uszy zniżyły się
- Jak się teraz czujesz?
- Słaby… bezsilny… wystraszony…
- Tak. – powiedział miękko Ray. – Teraz wczuj się w sytuację, gdzie jesteś najwięcej potrzebny a jednak nie ma nic, co możesz zrobić. Powiedzmy… - zawahał się przez chwilę, po czym kontynuował. – Tom czuje się zszargany. Zraniony… Krwawi… jest najpotężniejszym czarodziejem na świecie a jednak… jest bezsilny, nie może pomóc.
Harry wydał z siebie zdławiony szloch i łzy popłynęły mu z oczu. Czuł, że jego serce zacisnęło się tak mocno, że aż boleśnie. Więc tak się czuł Tom? Wiedział, że Tom był przestraszony i bezsilny, gdy widział go płaczącego. Choćby niebo się waliło, Harry nie pozwoli zrobić już nic, co zagwarantowałoby mu, że Tom nie poczuje się tak znów. Och Tom. Mój Tom! Nigdy nie pozwolę mu znów mieć takie odczucia jak tamte. Nigdy, nigdy, nigdy!
Harry zorientował się, że ciepła ręka, wcześniej podpierająca go, teraz ociera mu łzy z policzków. Odwrócił się i przytulił do torsu Raya. Ray uklęknął na podłodze obok tapczanu i przytulił Harry’ego.
- Przepraszam, że sprawiłem iż czujesz się w ten sposób, Harry. Ja…
Harry potrząsnął głową.
- Nie, Ray. Ty tylko chciałeś, bym zrozumiał co czuł Tom. I Merlinie, zachowuje się jak zszargany.
- To nie twoja wina. Nie wiedziałeś tego. Połowa twoich reakcji wynika z twego stanu.
Harry pokiwał głową i pociągnął nosem. Po chwili uśmiechnął się.
- Jestem w ciąży, Ray. Nie jestem chory.
- Dobrze. – Powiedział Ray z uśmiechem i odsunął się. – Wszystko przez szalejące hormony spowodowane przez twoją ciążę, które sprawiają, że działasz jak nawiedzony szaleniec.
Harry stuknął go w rękę.
- Hej, nie jestem aż taki zły.
Ray spojrzał na niego.
- Cóż, w każdym razie. – powiedział Harry, ocierając łzy. – Dziękuje, że mi powiedziałeś.
- Z przyjemnością. Przepraszam, że doprowadziłem cię do płaczu.
- Wszystko w porządku. Czy ty też tak się czułeś?
- Tak. Chociaż jestem pewny, że nie tak silnie jak Czarny Pan. Ale tylko bezradny.
- Och.
Harry odsunął się od niego i ponownie ułożył na tapczanie, kładąc dłonie na brzuchu. Ray poprawił poduszki za głową Harry’ego i usiadł na drugim tapczanie. Po kilku minutach ciszy Harry spojrzał na niego i przypomniało mu się coś.
- Z tobą wszystko w porządku?
- Huh?
- Twoja… - wskazał na jego klatkę piersiową.
- Och. Tak, wszystko w porządku. – powiedział Ray, pocierając tors. – Uzdrowiciel Mitchell szybko mnie uleczył.
- Dobrze. Przepraszam, że cię zraniłem.
- Nic nie szkodzi, Harry. Żadna trwała szkoda. Bynajmniej wiem, czego nie robić gdy jesteś zły. – zażartował Ray.
Harry uśmiechnął się lekko
- Pewnie masz rację.
Spojrzał na swoje wyglądające normalnie ręce i wzruszył ramionami. Po chwili wrócił do oglądania filmu.
xxx
Po kilku godzinach niekończącej się papierowej pracy, Tom ostatecznie znalazł się na tronie, w środku zebrania Śmierciożerców. Siedział cierpliwie i słuchał sprawozdań od Śmierciożerców, a jego oczy obserwowały Severusa Snape’a. Do tej pory nikt nie rozpoznał, że on wiedział, kto wziął od niego Harry’ego i oszukał Czarnego Pana, ale on wiedział. Och tak, on wiedział. A ponieważ Severus był tutaj, nie pozwoli mu pójść.
- Dziękuję, Lucjuszu. – powiedział miękko Tom, gdy ten skończył sprawozdanie z Ministerstwa.
Spojrzał niepewnie na swoje pana. Naprawdę nie rozumiał, jak to się stało i był bardzo rozczarowany, kiedy znalazł Pottera, który nie okazał się martwy, ale był kochankiem Czarnego Pana. To była wielka zmiana wydarzeń z przeszłości, a w szczególności nowych planów Czarnego Pana oraz zmiana kierunku w czasie wojny, ale przyzwyczajał się do niego, jak każdy inny. Lucjusz musiał przyznać, że było to o wiele lepsze wyjście, a kary stały się rzadsze, ponieważ łatwiej było brać udział w misji, a do tego Voldemort wydawał się być w lepszym nastroju odkąd Potter zaczął dzielić jego łóżko; kary nie były kompletne. A Potter był... nie to czego się spodziewał. Pomimo ich historii, Potter został przyjęty przez Śmierciożerców z otwartymi ramionami, za wyjątkiem Belli. Lucjusz był zdenerwowany. Nigdy nie chciał doświadczyć złości Czarnego Pana. Lucjusz potrząsnął głową, pozbył się myśli i słuchał słów Pana.
- … bardzo dobrze. Teraz Severus. Czy dzieje się cokolwiek w Hogwardzie?
Severus Snape wystąpił naprzód, na środek pomieszczenia.
- Nie ma nic o naprawdę ważnym znaczeniu, panie. Dumbledore aż do teraz sprawia wrażenie bardzo… niepewnego. Z powodu twoich poprzednich działań. Głównie tylko rozmyśla i czasem mamrota do siebie „niemożliwe”.
- Och? I on uważa, że co jest niemożliwe? – beztrosko spytał Tom, nie spuszczając oczu z Severusa.
Severus zawahał się przez chwilę, po czym powiedział:
- Że jesteś zakochany w Potterze, panie.
- Aż tak trudno mu w to uwierzyć?
- Tak to wygląda.
- Hmm – miękko powiedział Tom
Dumbledore sam mówił, że miłość jest najbardziej wpływową mocą od zawsze. I teraz, gdy Tom poczuł to, Dumbledore nie uwierzył mu? To było interesujące, a zarazem irytujące.
- Czy chciałbyś dodać coś jeszcze, Severusie?
- Nie, panie. – mistrz eliksirów potrząsnął głową.
- Nie? Czy jesteś tego pewny?
Severus zmarszczył brwi, zakłopotany, ale potrząsnął głową w zaprzeczeniu.
- To zabawne. Niedawno natknąłem się na pewną informację dotycząca porwania Harry’ego…
Oczy Severusa rozszerzyły się i szybko się skłonił.
- Panie, ja nie mógłbym…
- Nie kłam! – krzyknął Tom, chwytając się mocno tronu swoimi rękoma. Wychylił się naprzód. – Harry osobiście powiedział mi, że to ty. Ty zabrałeś ode mnie Harry’ego. Jesteś szpiegiem.
Gdy tylko padły słowa Toma przez salę przeszło zbiorowe sapnięcie i śmierciożercy natychmiast zaczęli szeptać między sobą.
- Więc? Co masz mi do powiedzenia od siebie?
Severus spiął się w oczekiwaniu na karę. Gdy nic się nie stało, zmarszczył brwi. Zwykle najpierw była kara, potem pytania.
- Więc?
Severus zerknął na swego pana i zaraz ponownie spojrzał na podłogę.
- Przepraszam, panie. Dumbledore chciał dostać się do Pottera zanim zdałbyś sobie sprawę, kim on jest. Byłem do tego najlepszym wyborem.
- Tak, ale to wciąż nie wyjaśnia, dlaczego ponownie mnie zdradziłeś – warknął gniewnie Tom.
- Wówczas wydawało mi się, że to najlepsza decyzja.
Tom otworzył usta i po chwili zamknął je, marszcząc brwi.
- Powiedziałeś „wówczas”?
Severus kiwnął głową.
- Zacząłem żałować swej decyzji o dołączeniu do ciebie tuż przed twoim zniknięciem… z wiadomych powodów. – Severus spojrzał na czarnego pana i zobaczył, że ten kiwa głową by pokazać, że wie o kim on mówi. – Zmieniłem strony, gdy zdałem sobie sprawę, że będziesz atakował jej rodzinę. I teraz, widzę… zmianę w tobie i nie wiem już, co o tym sądzić.
- Rozumiem. – powiedział zamyślony Tom.
Wyglądało na to, że Harry miał rację. Severus zrobił to, co uważał za słuszne, ponieważ był zakochany w Lily Potter. Wówczas mógł myśleć, że to jest głupi powód do ocalenia życia, ale teraz wiedział lepiej.
- Teraz rozumiem powody twojej decyzji. Ale nie mogę puścić cię bez kary.
Severus kiwnął głową i schylił się, gdy Tom uniósł różdżkę.
- Cru… - zaczął, ale przerwał mu trzask otwieranych drzwi.
Tom zmrużył oczy, chroniąc je przed rażącym światłem. Po chwili otworzył je i uświadomił sobie, kto przyszedł.
- Harry?
- Tom! – Harry biegł, a raczej próbował biec.
Bardziej człapał szybko przez pokój, ignorując Śmierciożerców, którzy zrobili mu przejście.
Zirytowany Tom westchnął i zerknął na Raymonda, spoglądającego na niego przepraszająco przy wejściu.
- Jestem w tej chwili troszkę zajęty. – powiedział, teraz obserwując Severusa, patrzącego w szoku na Harry’ego w ciąży.
- Wiem. Ale on poruszył się!
- Co? –Tom wyprostował się gwałtownie.
- On poruszył się, czułem jak się porusza. - powiedział ponownie Harry, stając obok Toma. Wziął jego rękę i umieścił na swoim brzuchu, - Dalej kociaku, ruch dla Tatusia. - zagruchał miękko Harry podczas gdy Tom i Śmierciożercy czekali z zapartym tchem.
Po minucie lub dwóch Tom poczuł drobne trącenie łokciem o jego rękę. Sapnął zaskoczony i podnosił drugą rękę, by dotknąć Harry’ego nad żołądkiem. Dziecko znów poruszyło się. Tom uśmiechnął się i roześmiał się gdy czuł, jak jego syn porusza się po raz pierwszy. Spojrzał w górę na zachwyconą twarz Harry’ego i przyciągnął go do siebie. Pocałował go głęboko, nie dbając o to, że byli w pokoju pełnym Śmierciożerców. To był pierwszy znak, że ich dziecko było żywe i zdrowe.
Tom i Harry w końcu przerwali by złapać oddech i Harry wtulił się w jego ramiona, owijając go ogonem dookoła talii. Tom pocałował go w czubek głowy spojrzał nad nim na cichych śmierciożerców. Uśmiechali się lekko. Wiedzieli, co to znaczyło.
- Zajmowałem się czymś, gdy tu wpadłeś. – miękko powiedział Tom do Harry’ego
- Przepraszam. Nie mogłem czekać. – powiedział Harry i obrócił się, by spojrzeć na pokój. Wtedy zauważył Snape’a na kolanach przed tronem, wyraźnie wystraszonego i jakby zakłopotanego. – Och.
- Dokładnie. „Och”
- Nie zrobiłeś mu nic, prawda?
- Nie, nie zrobiłem. Ale myślę nad tym.
Harry uniósł ucho, jakby w cichym pytaniu. Tom tylko uśmiechnął się stanął z Harrym w ramionach i odezwał się do zebranych, szczególnie do Severusa.
- Powinieneś dziękować Harry’emu, gdyż to on wstawił się za podarowaniem ci życia. Więc mam dla ciebie inną karę, Severusie.
Zszokowany Severus patrzył w górę na Harry’ego, który uśmiechnął się ponownie z zakłopotaniem i ukrył twarz w ramionach Czarnego Pana.
- Dziękuję, Panie.
- Nie dziękuj mnie. – powiedział Tom. – Mówiłem, że to Harry jest tym, który poprosił mnie, by cię nie krzywdzić. Ale… myślę, że twoja kara będzie więcej niż zadowalająca.
Severus skinął głową i schylił się, czekając na karę. Tom powiódł spojrzeniem po pomieszczeniu, by spojrzeć na każdego ze zwolenników i uśmiechnął się złośliwie.
- Będziesz pomagał Raymondowi.
Severus spojrzał na niego nieco zakłopotany, podczas gdy reszta śmierciożerców próbowała ukryć rozbawione prychnięcia. Każdy wiedział, jak bardzo Severus nienawidził Pottera, chociaż on uratował mu życie
Tom skierował się w stronę drzwi.
- Koniec spotkania. – powiedział i śmierciożercy zaczęli deportować do osobistych pokoi.
Wszyscy oprócz Severusa, który został magicznie uwięziony w rezydencji.
- Panie. Czy będę potrzebny? – Spytał Ray, stając na drodze Toma.
- Nie. My… Będziemy świętować. - powiedział Tom, spoglądając na Harry’ego sugestywnym spojrzeniem. Harry zarumienił się i ponownie ukrył twarz. – Poinformuj Severusa o zakresie jego obowiązków. - powiedział Tom i wyszedł przez drzwi.
Ray skłonił się z uśmieszkiem.
- Tak zrobię, Panie - powiedział i zerknął na zdezorientowanego Severusa, nadal klęczącego na podłodze – Zrobię to.
Rozdział 12
Tom
kopnął zamknięte za jego plecami drzwi i delikatnie ułożył
Harry'ego na łóżku.
-
Więc tak świętujemy? - zapytał Harry - Zrobisz wszystko aby
dostać się do moich majtek, prawda?
-
Jasne - odparł krótko Tom i jednym ruchem ściągnął z Harry'ego
spodnie i bieliznę.
-
Kurcze, faktycznie jesteś napalony.
-
Kiedy ostatnio uprawialiśmy seks? - spytał Tom
-
Hmmm. Dwa tygodnie, cztery dni i szesnaście godzin temu. - odparł
Harry
- Trzymałeś mnie długo, nieprawda?
-
Nie do końca. Po prostu też jestem napalony - Tom mruknął z
aprobatą i dalej rozbierał Harry'ego z ubrań.
Harry
westchnął z rozkoszy, gdy Tom delikatnie całował jego brzuch.
-
Och. Znów się ruszył. Czułeś to?
-
Tak. - ledwie słyszalnie odparł Tom, dotykając miejsca, w którym
leżał jego syn.
-
Napiera na moje boki. - powiedział Harry masując swój brzuch.
-
Wygląda na to że będzie całkiem duży.
-
Tak, na to wygląda. - Harry pomógł Tomowi pozbyć się podkoszulka
i szybko zdjął swój.
Tom szybko przygotował go i Harry zaczął się kłaść, ale powstrzymała go ręka, chwytająca za łokieć.
-
Tym razem zrobimy to inaczej. - Tom uśmiechnął się, kładąc się
na łóżku i zmuszając Harry'ego do zajęcia pozycji na nim.
-
Och? – spytał Harry i spojrzał w dół, na erekcję Toma między
nimi.
Tom
delikatnie klepnął tyłek Harry’ego, by ten usiadł na nim.
- Och. – zawołał Harry i szybko opuścił się na sterczący, twardy członek Toma.
- Wygodna miłość, mamy na nią cały dzień. – powiedział Tom, uśmiechając się.
Harry miauknął miękko ale zwolnił, gdy Tom był już całkiem w nim. Pokręcił się troszkę, aż znalazł wygodną pozycję, oparty o kolana Toma.
- Co teraz?
- Poruszaj się jak chcesz, bylebyś miał dobre odczucia.
- Ok. – powiedział Harry i zaczął się kołysać.
Zamruczał z przyjemności, czując członek Toma, pocierającego to rozkoszne miejsce.
- Dlaczego nagle zmiana? – spytał.
Z ich dwóch to Tom zawsze dominował i kontrolował sytuację. Nie oddałby tej roli tak łatwo.
- Pomyślałem, że tak będzie ci wygodniej i łatwiej. – powiedział Tom, po czym prostym ruchem dłoni przykrył brzuszek Harry’ego
- I tak jest. Tylko to niepodobne do ciebie, by ulegać.
- Hej! Jestem wystarczająco zadowolony, gdy chociaż raz wykonujesz całą pracę sam. – drażnił mu się Tom.
- Nieważne. Jak tylko nasz kociak się narodzi, wracasz na dawną rolę, panie.
- Tak, Tak. – mruknął tom, wzdychając figlarnie.
- Niesamowicie to wygląda – mieć ciebie pod sobą.
- Mówisz? Może powinniśmy robić tak częściej?
- Hmm… - Harry jęknął i wsparł się na rękach Toma, by kołysać się mocniej.
Nadał rytm powolny i odprężający, ale to ich zaspokajało. Nie był to zwykły, szalenie szybki rytm, który zwykle stosowali. Teraz dawali sobie przyjemność, równocześnie rozmawiając.
- Nie chce ciągle cię dominować, Harry. To w porządku oddać ci raz na jakiś czas kontrolę.
- Coś nowego, tak?
- Dokładnie.
- W porządku. – sapnął Harry i odepchnął się rękoma od Toma i p chwili przesuwając się naprzód.
Kontynuowali to spokojne tempo w milczeniu. Jedynym słyszalnym dźwiękiem były ich równomierne, wypracowane oddechy.
- Tak… - zaczął w końcu Harry. – Twoja kara dla Snape’a to bycie moją nianią?
- Tak, gdyż jedna osoba widocznie nie wystarcza. – drażnił mu się Tom.
- Hej!
- Żartuje. Właściwie, nie do końca. Wciąż gdzieś znikasz.
- Zasługuje na troszkę samotności co jakiś czas. – Harry zezłościł się. – Zresztą, nie znikam gdziekolwiek. Wciąż jestem w domu.
- Wiem. Ale co, jeśli coś ci się stanie lub zaczniesz rodzić, gdy znikniesz? Nie będziemy w stanie ci wtedy pomóc, jeśli nie będziemy wiedzieli, gdzie jesteś.
Harry wydął wargi.
- Nadal… - ale wiedział, że Tom ma racje.
- Poza tym myślę, że to dobra kara dla Severusa, zwłaszcza że wiemy jak bardzo on cię nienawidzi.
- To uczucie jest odwzajemnione. Próbujesz ukracać również mnie?
- Nie. Uznaj to za prezent. Masz mistrza eliksirów na każde swoje zawołanie i kiwnięcie palcem…
- Zemsta! – rozszerzone oczy Harry’ego zwęziły się z przyjemności.
- To główna idea. – zachichotał Tom.
- Och, tak. Będę się cieszył swoim prezentem.
- Uznałem, że możesz. – powiedział Tom, puszczając dłonie Harry’ego i gładząc wewnętrzną stronę jego ud. – Kto wie, może z czasem dojdzie do tego, że on cię polubi.
- Snape?! Polubi mnie?! Ha!
- Większość moich śmierciożerców nienawidziła cię a teraz przyjaźnisz się z nimi wszystkimi. Dlaczego z Severusem miałoby być inaczej?
- Ponieważ to zły, sadystyczny bydlak.
- Myślałem, że to ja nim jestem.
Harry zatrzymał się i spojrzał na Toma.
- Więc… może. – powiedział i spróbował się unieść. – Pomóż?
Tom przesunął dłonie z policzków Harry’ego i pomógł podnieść mu się, po czym puścił go pozwalając Harry’emu znów się obniżyć. Nie mógł powstrzymać jęku przyjemnosci, gdy Harry kontynuował ten nowy rytm w ich stosunku. Harry zamruczał zachwycony i schylił głowę, by obserwować Toma. Nie mógł nic poradzić na to, że widok Toma, jęczącego pod nim, pobudzał go. Czy on też tak wówczas wygląda? Włosy rozsypane na poduszce, oczy lekko przymknięte, zarumienione z przyjemności policzki.
Harry niepewnie zastanowił się, jakby to było znaleźć się wewnątrz Toma. Najprawdopodobniej byłby ciasny. Tom zapewne wciąż był tam dziewiczy. Zastanowił się, czy to właśnie oznaczał zwrot zdominowania go chociaż raz. Harry pozbył się z siebie tych myśli i kontynuował ujeżdżanie Toma tak mocno, jak tylko potrafił, co było trudniejsze przez wzgląd na duże obciążenie. Ale czuł, że jego orgazm jest blisko.
- Tom – pisnął miękko i zaczął kołysać się w przód i w tył.
Tom otworzył swoje czerwone oczy i spojrzał na niego.
- Pssszyjemnie ci?
- Taaaaak. Bardzo pssssszyjemnie. – zasyczał Harry i wygiął się w łuk, czując nadchodzące spełnienie. – Ochh… tak blisko… - szepnął, zaciskając mocno oczy.
Tom otarł się o jego prostatę i kontynuował ocieranie się, powodując wstrząsy przyjemności przy kręgosłupie.
Tom jęknął miękko, patrząc na Harry’ego. Pokryty potem, twarz zarumieniona z ekscytacji i zaokrąglona jak u dziecka… Harry był piękny w każdym tego słowa znaczeniu. W każdej innej sytuacji zostaliby dużo dłużej, ale Tom był podniecony jak cholera, a hormony Harry'ego dodatkowo podsycały jego pożądanie. Do tego wydawało mu się, że Harry naprawdę był zmęczony większym wysiłkiem. Rzeczywiście to było zupełnie inne uczucie dla Toma, który zawsze był na górze ale bardzo mu się to podobało i osiągnął spełnienie. Delikatnie przesunął dłonią po biodrze Harry'ego, złapał za jego opadły członek i zaczął go gładzić.
Wkrótce Harry wygiął się w łuk i krzyknął jego imię. Przysunął się bliżej i Tom doszedł zaraz po nim, chwytając biodra Harry’ego i pchnął mocno, dochodząc wewnątrz kochanka. Harry usiadł przed uniesionymi kolanami Toma i odpoczywał, chwytając oddech.
- Wow… Potrzebowałem tego.
- Mhym. – zgodził się Tom.
Delikatnie pomógł podnieść się Harry’emu i położył go obok siebie. Harry zwinął się w kłębek przy nim.
- Senny?
- Tak. - Powiedział Harry, ziewając. – To wszystko, co robię. Jem, śpię i kocham się z tobą.
- Cóż, sen jest wskazany. Będziesz go wkrótce potrzebował. - Tom zachichotał.
- Nie żartuj. On nas utrzyma przytomnych godzinami. – powiedział Harry, patrząc na swój obrzmiały brzuch z lekkim uśmiechem.
- Tak, będzie. – powiedział tom z nutką niepokoju w głosie.
- Poradzimy sobie z tym. – powiedział Harry, przymykając sennie oczy. – Możemy zrobić wszystko… - powiedziawszy to, zasnął.
Tom usnął wkrótce po nim.
xxx
Tak jak powiedział Harry, zaczął swoją zemstę jak tylko obudził się z drzemki a Tom poszedł do pracy. Stwierdzenie, że Snape poczuł się urażony nową rolą i sytuacją, było niedopowiedzeniem. Najpierw odmówił wykonania polecenia Harry’ego. Stwierdził, że woli być torturowanym lub zabitym niż wykonać polecenie. Zupełnie zapomniał o swojej sytuacji. Harry nie był w stanie wykrzesać z siebie żadnej magii by go zmusić, więc poszedł do Toma, który skutecznie sprowadził Snape’a do aktualnej pozycji. Konkretnie, Harry leżał na tapczanie a przed nim siedział przerażający mistrz eliksirów, masując mu stopy.
Harry oglądał kreskówkę w TV. Stopy miał oparte na podnóżku i odpoczywał. Snape siedział sztywno na podłodze, ponieważ Harry nie pozwolił mu usiąść na tapczanie, uznając, że musi sobie na to najpierw zasłużyć. Ray aktualnie siedział na drugim tapczanie i ze wszystkich sił starał się nie śmiać ze sceny przed nim, co było trudne. Jego starania rozsypały się, gdy Harry zadał pytanie.
- Czy ty kiedykolwiek myjesz swoje włosy?
Ray wybuchnął śmiechem a wyraz twarzy Severusa był bezcenny. Starał się zachować spokój, by nie dać się ponieść nerwom i nie uderzyć Harry’ego.
- Tak, myje. – Odpowiedział sztywno Snape.
- Naprawdę. Nie wyglądają na umyte. – skomentował Harry.
Snape wziął głęboki oddech, by się uspokoić. Nigdy przedtem nie czuł się tak upokorzony.
- Opary ważonych eliksirów osiadają na nich i uszkadzają.
- Och – powiedział zamyślony Harry. – Czyli to nie jest twój trwały wygląd. Jak myjesz włosy, naprawdę dają się domyć?
W odpowiedzi dostał tylko złowieszcze spojrzenie
- Rozumiem. Ssie cię to. Ray, wszystko w porządku?
- Tak. – Ray zaczerpnął głęboki oddech, by się uspokoić. – Wszystko w porządku.
Harry świadomie uśmiechnął się głupkowato.
- Dobrze. Tylko nie umieraj przy mnie. Ochhh! Dokładnie tam. – zamruczał Harry, gdy Snape znalazł czułe miejsce na jego stopie.
- Przyjemnie spędzasz czas? – Ray ukrył śmiech, parskając.
- Tak. Nie sądziłem, że noszenie w sobie dziecka jest tak ciężkie. Teraz mam więcej respektu dla kobiet.
- Sądzę, że powinieneś nosić ich buty by naprawdę to zrozumieć.
Harry pokiwał głową i przymknął oczy, ciesząc się masażem.
Tom wszedł do bawialni i przyjrzał się scenie przed sobą.
- Widzę, że korzystasz z prezentu.
Harty otworzył oczy i spojrzał na drzwi.
- Tommy!
Tom zmarszczył brwi na to przezwisko i obserwował, jak Severus puszcza stopy Harry’ego, jakby były trucizną, po czym obraca się, by spojrzeć na niego. Miał upokorzony wyraz twarzy a w spojrzeniu widniał wstręt.
- Hej. – Harry pstryknął palcami. – Nie powiedziałem, że możesz przestać.
Ray powstrzymał kolejne parsknięcie, podczas gdy Severus obrócił się wokół siebie i ponownie zaczął masować stopy Harry’ego. Sam skłonił się Panu i po otrzymaniu skinięcia na powitanie, usiadł na tapczanie.
- Wszystko w porządku? – spytał Tom.
- Tak. Snape masuje mi stopy.
- Widzę. – Tom uśmiechnął się głupio i oparł o drzwi.
- Czy możesz przyjść i zagrać ze mną? - Spytał Harry, posyłając mu spojrzenie kociaka.
- Chciałbym, ale nie mogę. Przyszedłem tylko by przekazać ci, że rozmawiałem z Albertem i on przyjdzie później, by cię zbadać. – Spojrzenie Toma zmiękło.
- Oki doki. – powiedział entuzjastycznie Harry, pocierając swój brzuch.
Tom kiwnął głową, posłał ostrzegawcze spojrzenie Severusowi i opuścił pokój.
- Jestem głodny. – powiedział Harry kilka chwil później.
- Co chciałbyś? – spytał Ray.
- Krewetki. – Harry myślał przez chwilę.
Ray kiwnął głową i wstał, gdyż Severus był zajęty.
- Zaraz ci to przyniosę.
- Dziękuję, Ray – zawołał Harry, gdy Ray wyszedł.
Po chwili zapanowała cisza. Severus zaryzykował spojrzenie w górę na Harry’ego, siedzącego naprzeciwko niego z zamkniętymi oczami. Teraz, gdy byli tylko we dwóch, postanowił skorzystać z okazji by go spytać.
- Dlaczego to robisz?
- Co robię? – wymamrotał leniwie Harry.
- To. Z Czarnym panem. – kontynuował ostrożnie Severus.
- Kocham go. – Powiedział prosto Harry.
- Ale mógł cię skonfu…
- Nie jestem skonfundowany! – warknął Harry, zabierając swoje stopy. – Kocham Toma a on kocha mnie. Dlaczego tak trudno w to uwierzyć?!
- Potter…
- Nie. Wysłuchasz mnie! Wszyscy myślicie, że to niemożliwe, by Czarny Pan potrafił kochać. Że jest tak zatwardziały, iż nic nie dociera do jego serca. Ale mi się udało. Przebiłem się. Tom kocha mnie, zmienił się. Nie atakuje i nie torturuje bez powodu. Jest dla mnie dobry i nic poza tym. On nie… - Harry przerwał swoją tyradę, gdy poczuł ostre ssanie i położył dłoń na brzuchu, czując ruszającego się kociaka przy żebrach.
- Potter? - Snape omal nie złapał oddechu – Czy ty…
- Wszystko w porządku. – przerwał mu Harry, miękko pocierając swój brzuch by uspokoić kociątko wewnątrz siebie. Rozsiadł się na tapczanie i otarł twarz drugą ręką. – Dlaczego nie możecie tego zrozumieć? - Szepnął, kładąc uszy na głowie.
Severus rozsiadł się w alarmie kiedy on widział łzy tryskające Złupić jest oczyma. Bez wątpienia to był hormon nie wywołał, ale to nadal przestraszyło gówno z nim.
Zaniepokojony Severus cofnął się lekko na widok łez, spływających z oczu Harry’ego.
- Potter. N- nie płacz.
- Nie płaczę. – Harry pociągnął nosem i zaczął pocierać oczy.
- Coś się stało? – spytał Ray, wchodząc do pokoju i niosąc miskę pełną krewetek.
- Nie. – powiedział Harry. – Tylko szturchnąłem się w oko.
- Och. Rozumiem. – powiedział Ray i spojrzał podejrzliwie na Snape’a. – Cóż, przyniosłem ci krewetki.
- Super. Daj mi. – powiedział Harry, sięgając po to i zaczynając jeść.
Severus obserwował go przez chwilę w ciszy. Potter na pewno był inny niż wtedy, gdy widział go po raz ostatni, a raczej kiedy widział go jako normalnego człowieka. Teraz był o wiele bardziej uległym niż wcześniej, ale to prawdopodobnie wynikło z pomieszania genów kota z DNA człowieka. Koty naturalnie są bardziej uległe. Ale to nie było wszystko, Harry był … szczęśliwy. Wraz z ciążą Potter wydawał się promieniować szczęściem. Uśmiechał się cały czas i był odprężony, bardziej niż był wcześniej. Zwłaszcza w chwilach, gdy Czarny Pan był przy nim. Severus pomyślał, że być może Potter został skonfundowany ale teraz, gdy widział go dokładniej, zrozumiał iż Potter na pewno nie był pod zaklęciem. On był zakochany. Ale jeśli Czarny Pan również był w nim zakochany, to się wkrótce zobaczy.
xxx
Kilka godzin później Tom zorientował się, że znów szuka Harry’ego.
- Nawet po tym, co mu powiedziałem. – pomyślał, wzdychając.
Nie to, że nie ufał Harry’emu. Chciałby tylko wiedzieć, gdzie on jest. Przynajmniej wiedział, że był w domu.
Nie pomagał fakt, że Harry jakimś cudem przestawił gniazdo z szafy. Nie miał żadnego pomysłu kiedy i jak, przypuszczał, że zrobił to gdy on był na zebraniach. Tom ponownie westchnął i sprawdził czas. Albert wkrótce przybędzie.
- Raymondzie? – zawołał, gdy zauważył go w korytarzu.
Ray obrócił się.
- Tak, panie?
- Cokolwiek?
Ray potrząsnął głową.
- Nie. Severus też go nie widział. Nie mam pojęcia, jak on się nam wymknął.
- W takim razie dobrze. Muszę iść i przywitać Alberta. Daj znać, jak go znajdziesz.
- Tak, Panie. – powiedział Ray i kiwnął głową, podczas gdy Czarny Pan ruszył do pokoju dziennego.
Tam Tom zamówił herbatę i ciastka, po czym usiadł i czekał. Tymczasem Ray kontynuował wołanie Harry’ego, ale bez odpowiedzi. Przysięgał sobie, że potrzeba nasłać na chłopca tropiciela.
- Harry?
- Co? - odpowiedział Harry, wychodząc zza zakrętu.
- Tu jesteś. – westchnął Ray z ulgą. – Gdzie byłeś?
- W łazience. Przysięgam, że będę musiał teraz często tam chodzić, odkąd się porusza. Uciska mi pęcherz.
- Ale nie widziałem cię w łazience. – podejrzliwie powiedział Ray.
- Byłem w tej za zakrętem. – Ray spojrzał na niego ciekawie i Harry uśmiechnął się zakłopotany. – Nie dałbym rady wejść po schodach
- Och.
- Więc, co chciałeś?
- Och, racja. Uzdrowiciel Mitchell powinien już być tu, by cię zbadać.
- Naprawdę? Już jest tak późno? – spytał zaskoczony Harry.
- Tak.
- W porządku, więc chodźmy. – powiedział Harry i zaczął iść do pokoju dziennego.
Przy jego kondycji Ray poddał się, chwycił go za rękę i zaczął prowadzić. Zatrzymali się i Ray zapukał do drzwi i otworzył je.
- Znalazłem go, panie. - On powiedział i odsunął się, otwierając szerzej drzwi.
- Już jestem. Zawiadomił ich Harry, człapiąc się do pokoju. – Allie, Allie! Wiesz co? Poruszył się.
- Słyszałem. Powiedział Albert, uśmiechając się. Odstawił filiżankę na stół. – Jak się czujesz?
- Wspaniale – odpowiedział Harry i usiadł na tapczanie obok Toma. – Ech. Coraz ciężej jest nawet usiąść.
- Tak. Cóż, to się zdarza podczas ciąży. – skomentował Tom.
- Być tak grubym, że nie można się poruszać?
- To jest jednym z dodatków. – zaśmiał się Albert.
- Więc się pospieszmy. Chcę zobaczyć naszego kociaka. – powiedział szybko Harry, kładąc się na tapczanie z pomocą Toma.
- Trzymaj się. Trzymaj się. – powiedział Albert zabrał się za sprawdzanie jego stanu. – Wszystko zdaje się być w porządku. Jest bardzo dobrym stanie. I … och.
- Co? Co się dzieje? – zawołał Harry.
- Poczekaj chwilkę. Nie może być. Jak mógłbym chybić… - Albert mamrotał do siebie, marszcząc brwi i krążąc różdżką nad brzuchem Harry’ego.
- Co? Czy coś nie tak z naszym kociątkiem? Powiedz mi. Tom! - Krzyknął Harry, zaczynając panikować.
- Albert? – powiedział Tom, łapiąc zmartwionego Harry’ego za rękę. – Co się dzieje?
- Co? Nie, nie, nie. To nie jest nic złego. – powiedział Albert, cofając się z rękoma opartymi na biodrach i szokiem na twarzy.
- Nie jest? – spytał Harry, mocno obejmując brzuch.
- Nie. Spójrz… znalazłem… - Albert potrząsnął głowa i uśmiechnął się. – Pozwól, że ci to pokaże. – Pokazał im obraz brzucha Harry’ego.- Spójrz, jest głowa, ręka, druga ręka, nogi… - przerwał, czekając na kiwnięcie na znak, że nadążają. Potem kontynuował – I jest głowa, ręce, nogi…
Harry i Tom przez chwilę milczeli, zanim rzeczywistość do nich dotarła.
- Czekaj… Próbujesz mi powiedzieć… - zaczął zszokowany Tom.
- Gratulacje - powiedział Albert z szerokim uśmiechem - Masz bliźniaków.
Rozdział 13
Kilka tygodni później Tom ukrywał się w biurze, pracując nad sprawozdaniami. Chował się, gdyż Harry był ostatnio w złym humorze i każdy czuł jego gniew, zwłaszcza Severus. Musiał przynosić mu wszystkie dziwne potrawy, na które Harry miał ochotę. Biegał za Harrym, jak ten znikał, masował stopy, sprzątał po nim bałagan i wiele więcej. Tom skrzywił się i czasem czuł litość dla mistrza eliksirów, ale machnął na to ręką. Nie było niczego, na co on nie zasłużył.
Harry gniewał się również na Toma, gdyż on ukrywał coś przed nim. To była nie do końca prawda. Powie o tym w końcu Harry’emu. Tylko… jeszcze nie… teraz.
Potrzebował tylko troszkę czasu. Nie powiedział o tym Harry’emu, który zrobił się jeszcze bardziej podejrzliwy. Gdy Harry był znudzony znikał cały czas i próbował przyłapać Toma, by odkryć ten sekret. Dwa razy niemal mu się to udało, ale Tom zdążył to schować. I gdy tak zrobił, Harry wychodził wściekle trzaskając drzwiami. Zwykle kończyło się to zamykaniem się na klucz przez Toma lub Harrym idącym na chwilę do gniazda, którego wciąż nie udało mu się znaleźć. To wszystko nie pomagało wcale w poprawie nastroju u Harry’ego.
Tom westchnął spróbował skupić się na sprawozdaniu, ale nie mógł. Od kilku dni nie skończył nawet jednego. Zaczynało go to frustrować. Przez cały czas myślał o przedmiocie ukrytym w szufladzie jego biurka, schowanym tam odkąd tylko go dostał. Nie codziennie robił coś tak… zmieniającego życie. Technicznie rzecz ujmując, robił to, ale tym razem było inaczej. Chodziło o jego życie.
Ponownie westchnął, potrząsnął głową i zamknął szufladę. Wiedział, że będzie musiał wkrótce spytać, i to raczej zanim urodzą się bliźniacy.
Kolejna rozterka. Bliźniaki! Tom wciąż nie mógł w to uwierzyć. Harry praktycznie skakał po ścianach, na tyle, na ile mógł przy swojej kondycji a i Tom niejednokrotnie został przyłapany na schodzeniu korytarzem w dół z głupawym uśmiechem na twarzy. Nawet teraz, gdy o tym myślał, na jego twarzy pojawił się pełen radości uśmiech.
Bliźniaki… chłopiec i dziewczyna… będą perfekcyjni, wiedział o tym. Już miał plany wobec nich. Nauczy ich wszystkiego, co zna. Ni, może nie wszystkiego, ale wystarczająco dużo, by wiedzieli więcej, niż ktokolwiek, i to zanim pójdą do szkoły. Zaklęcia, eliksiry, uroki, transmutacja… będą profesjonalistami zanim będą mieli 8 lat.
- Spójrzcie na mnie. - Pomyślał Tom ze wstrętem a jednak pełny dumy. – Siedzę tutaj szczerząc się jak idiota i planuje przyszłość bliźniaków a oni nawet się jeszcze nie urodzili.
Stukanie do drzwi oderwało go od rozmyślań. Wyprostował się w krześle a uśmiech zniknął mu z twarzy.
- Wejść! – zawołał.
Drzwi otworzyły się i wszedł jeden z nowych śmierciożerców, po czym ukłonił się. Tom wysilił się, by przypomnieć sobie imię.
- Tak dużo ich i zapominam imiona. – pomyślał, studiując osobę przed nim.
Od razu odrzucił myśl, że powodem nie pamiętania jest jego wiek. Harry drażnił się z nim o to jednego dnia. Twierdził, że jest on pedofilem, mającym szesnastolatka w ciąży. To nie było winą Toma, że Harry był tak młody. Nawet nie rozważał możliwości, że Harry zajdzie w ciążę w pierwszej kolejności i powiedział mu tak. Ale Harry zaśmiał się i stwierdził, że to nie ma znaczenia, wciąż był stary. Tom zatrzymał w duszy gniewne parsknięcie i skupił się na śmierciożercy przed sobą.
Jego obserwacje najwyraźniej zniechęciły młodego zwolennika, przynoszącego mu jakąś dobrą nowinę, ale nie wystarczająco.
- A więc?
- T –Tak, panie. Zadanie wykonane. – śmierciożerca podskoczył.
Tom uśmiechnął się i rozsiadł na krześle.
- Dobrze. Bardzo dobrze. – przynajmniej jedna rzecz się udała. – Daj znać Raymondowi.
- Tak, Panie. – powiedział śmierciożerca o imieniu Jameson, skłonił się i szybko wyszedł drzwiami.
Tom wstał i rozciągnął zmęczone mięśnie. Podszedł do okna i spojrzał na dół do jaru, gdzie aktualnie siedział Harry z Raymondem i Severusem, ciesząc się słońcem.
Wydawało mu się, że to dobra rzecz, że Harry teraz jest zadowolony. I będzie po wszystkim nawet w lepszym nastroju. Tom uśmiechnął się, gdy pokazał się Jameson i Raymond wstał, by go przywitać. To, co zrobił, było tylko jedną z większości rzeczy, które musiał zrobić po drodze, by wszystko załatwić do końca. Wszystko w końcu się zakończy w jednym miejscu.
xxx
Albus Dumbledore siedział pogrążony w myślach na krześle w kwaterze głównej Zakonu Feniksa. Jak mogła zawieść nasza ochrona?
Prawdę mówiąc, to pytanie było w głowie każdego, zwłaszcza zaniepokojonej Molly Weasley.
- Jak moglibyśmy zawieść w tej sprawie? Uwierzyć, że to był koniec. Moje dziecko…
- Nie martw się, Molly, Odzyskamy ich. – powiedział uprzejmie Albus, podczas gdy jej mąż objął ją.
Mówiąc ich, miał na myśli Ronalda Weasleya oraz Hermionę Granger.
- Jak! Oni są u niego!
- Cóż, znajdziemy sposób. – powiedział, uspokajając ją.
To, co mu umykało to fakt, że bardziej było to porwanie niż atak. Nikt nie został ranny, nie użyto zaklęć. Kilku zamaskowanych śmierciożerców pojawiło się w połowie wyprawy po szkolne rzeczy, złapało pannę Granger i Pana Weasleya i zniknęło.
To było bardzo niepodobne do Toma i Albus nie miał pojęcia, co o tym myśleć. Najpierw cała sytuacja z Harrym a teraz to? Tom zawsze wywoływał chaos i zniszczenie a tym razem tego nie było. Jakby tego było mało, Albus nie miał żadnej wieść od Severusa, odkąd tydzień temu udał się na spotkanie śmierciożerców. Naprawdę zaczynał sądzić, że Tom dowiedział się o szpiegostwie Severusa. Z drugiej strony myślał, że Severus zawsze szedł na spotkania i przeważnie w końcu wracał.
- Nie rozumiem. – powiedział cicho Remus z miejsca, gdzie siedział. – Był spokojny przez przeszło pięć miesięcy i teraz nagle atakuje?
- On coś planuje. Prawdopodobnie używa Pottera do swoich samolubnych planów i porwał Weasleya i Granger, by tym go przekonać do współpracy. – powiedział szorstko Szalonooki.
Molly wstrzymała oddech, przykryła dłonią usta i spojrzała na męża załzawionymi oczami
- Alastorze, proszę! – powiedział zmęczony Albus
- Ja tylko stwierdzam fakty, Albusie. Wszyscy wiemy, do czego Voldemort jest zdolny.
- Ale pięć miesięcy temu to nie wyglądało na zaplanowane. – stwierdził Remus, odmawiając w uwierzenie w to, że syn jego przyjaciela jest w niebezpieczeństwie. – To było realistyczne. Powiedział, że kocha Harry’ego.
- Właśnie on chce, byśmy tak myśleli. – warknął Szalonooki.
- Alastorze, wystarczy. – ostrzegł go Albus i Szalonooki umilkł. – Będziemy ich szukać i sprowadzimy ich bezpiecznie, Molly. Nie martw się. Jeśli zaś chodzi o to, co planuje Voldemort, nie wiem. Ale musimy być przygotowani.
Ledwo skończył, między zgromadzonymi znów wybuchły rozmowy. Albus westchnął i potarł zmęczone oczy, po czym znów uspokoił Zakon. Tom, co ty robisz?
xxx
Harry wydał z siebie głośne westchnięcie.
- Dlaczego musze wrócić do środka? Dokąd idziemy?
- Spokojnie, Harry. Dowiesz się za minutę. – Powiedział Ray.
- Nie chce być spokojny! Chce wiedzieć już teraz! – Harry pstryknął palcami. – Zamknij się! – wrzasnął na Snape’a, chociaż ten nic nie powiedział, ponieważ nie mógł.
Snape tylko groźnie spojrzał na niego. Nie mógł nic zrobić, odkąd Harry był jego nowym Panem.
Drzwi otworzyły się i Tom wślizgnął się do pokoju a Harry przestał iść.
- Tom, co ty chcesz, do diabła?
Tom nie zareagował w sposób, jaki Harry by chciał i przez to jeszcze bardziej się rozgniewał.
- Spokojnie, Harry. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Niespodziankę? Co? Co to jest? – ożywiony Harry poruszył uszami i jego gniew ulotnił się.
Tom poprowadził Harry’ego do tapczanu i usiadł przy nim. Delikatnie pogładził mu uszy.
- Bądź cierpliwy. – spojrzał w górę, na Raya, który stał obok drzwi i kiwnął głową.
Ray otworzył drzwi i wyjrzał.
- Wejść. – powiedział i odsunął się z drogi.
Do środka weszły dwie osoby, których Harry nie spodziewałby się już nigdy zobaczyć.
- Ron? Hermiona?
- Harry! – zawołali, i pognali naprzód.
Tom odsunął się, by pozwolić im otoczyć Harry’ego w celu wycałowania i przytulenia.
- Co wy tutaj robicie? – Spytał Harry, będąc ściskanym przez Hermionę.
- „Zostaliśmy porwani”. – Ron pokazał palcami cudzysłów. [od Ver: chodzi o to, że Ron zgiętymi palcami wskazującymi i środkowymi pokazuje znak cudzysłowu.]
- Porwani? – spytał Harry, spoglądając na uśmiechnięte twarze przyjaciół. Nie wyglądali na porwanych. Spojrzał na Toma, który uśmiechał się głupkowato. – Zrobiłeś to dla mnie?
- Tak. Wiedziałem, że prędzej czy później będą musieli udać się na Ulicę Pokątną, by uzupełnić zapasy do szkoły, więc kazałem mieć na nich oko.
- Och, Tom. – powiedział Harry i natychmiast się rozpłakał.
Ron cofnął się zaskoczony a Hermiona objęła ramionami Harry’ego, by go pocieszyć.
- Hormony? – spytała Toma a on pokiwał głową.
- Przepraszam. – wymamrotał Harry, pocierając ręką oczy.
- W porządku. – powiedziała Hermiona. – Rozumiemy. – szturchnęła Rona w bok.
- Co? – spytał Ron, wyrywając się z odrętwienia. Hermiona posłała mu spojrzenie. – Och, tak. To jest w porządku.
- Naprawdę zrobiłeś to tylko dla mnie? – Harry uśmiechnął się i spojrzał na Toma.
- Oczywiście. Wiem, że nudzisz się, mając do towarzystwa tylko Raymonda.
Harry przytaknął głową.
- Nie obrażaj się, Ray.
- Nie obraziłem się. – powiedział Ray.
- Nie zraniłeś nikogo, prawda? – spytał nagle Harry.
- Nie. To było proste porwanie. Przyszli i zabrali ich. – wyjaśnił Tom.
- Wow. Stajesz się miękki. – powiedział Harry z uśmieszkiem.
Tom parsknął miękko.
- I co z tego? Wkrótce pozwolę ci poznać mnie na nowo. – powiedział i opuścił pokój.
- Wow. – powiedział cicho Ron. – To było.
- Wiem. – zachichotał Harry. – Mówiłem wam, że on jest inny.
- Tak.
- Naprawdę cię porwał, co? Prawie się boję, że nie jesteście prawdziwi. – powiedział Harry i uszczypał Hermionę.
- Jesteśmy prawdziwi. – powiedziała Hermiona, pocierając bolące miejsce. – Zdołaliśmy tylko wyjść z Apteki, kiedy ktoś nas schwytał i aportowaliśmy się. Następną rzeczą, jaką znamy to fakt, że V… znaczy się Tom… stał przed nami i mówił, że sprowadził nas, byśmy cię odwiedzili.
- Był bardzo zamyślony. – powiedział Harry i westchnął.
Przez chwilę milczeli, uśmiechając się.
- Chce lody. Chcecie jakieś? – ogłosił Harry.
- Tak, pewnie. – powiedział natychmiast Ron, nie odmówiłby jedzenia.
- Dobrze. Hermiono?
- Pewnie.
- Jakiego rodzaju chcecie?
- Czekoladowe. – powiedział Ron.
- Biszkoptowo śmietankowe, jeśli macie. – powiedziała Hermiona.
- W porządku. Snape, słyszałeś. Dostarcz nam te lody. Dla mnie biszkoptowe. Och i nie zapomnij pikantnego sosu dla mnie.
Snape spojrzał na niego groźnie z kąta, wyszedł z cienia i opuścił pokój sztywnym krokiem.
- Snape? – Hermiona i Ron obserwowali go w szoku.
- Tak. On jest moim niewolnikiem.
- Co? – zawołali.
- Więc. Powiedział zakłopotany Harry. – Niechcący powiedziałem Tomowi, że to Snape mnie stąd zabrał. On już wie, że Severus był szpiegiem.
- Och, nie. – Hermiona wstrzymała oddech i zakryła usta.
- Jest dobrze. Poprosiłem Toma, by go nie skrzywdził.
- Posłuchał? – spytał Ron z niedowierzaniem.
- Tak. Zamiast wiecznego Crucio, Snape jest teraz moim niewolnikiem.
- Uch. To doskonała okazja by wziąć rewanż. – skomentował Ron.
- Tak. Mam okazję odpłacić mu się za wszystkie czasy, gdy czepiał się mnie podczas lekcji.
- To znaczy… - powiedziała Hermiona, śmiejąc się.
- Wiem, ale nie jestem taki zły. Prawda, Ray?
- Nie, nie jesteś. – odparł Ray.
- Skąd wiesz, że nie kazano mu tak powiedzieć? – spytał Ron.
Harry otworzył usta, by odpowiedzieć. Po chwili zamknął je, marszcząc brwi i spojrzał pytająco na Raya.
Ray potrząsnął głową, uśmiechając się.
- Naprawdę. Nie jesteś zły, Harry. Lubię spędzać czas z tobą.
Harry rozpromienił się.
- Poza tym. – dodał zakłopotany Ray. – To zwalnia mnie od spotkań śmierciożerców.
Wszyscy roześmiali się na to stwierdzenie.
- Dlatego lubię Raya. Jest uczciwy.
- Widzę. Miło w końcu poznać twarz osoby, o której tak dużo pisał Harry. – Powiedziała Hermiona.
- Mi także jest miło poznać was. – odparł Ray.
Hermiona obróciła się do Harry’ego.
- Więc dobrze sobie radzisz. – powiedziała. – wystarczy spojrzeć na ciebie.
Harry uśmiechnął się i położył dłoń na brzuchu.
- Wiem. Jesteś ogromny. – zawołał Ron.
- Ron! – zbeształa go Hermiona.
- Co?
- Nigdy się nie zmienisz, Ron. - Harry potrząsnął głową z uśmiechem.
- A więc przepraszam. – Ron wydął wargi. – Ale naprawdę, jesteś…
- Wiem. I teraz wiemy dlaczego. Tom i ja myśleliśmy, że będzie po prostu duży…
- Wiemy. Byliśmy zaskoczeni, jak otrzymaliśmy twój list. Bliźniaki! – powiedziała radośnie Hermiona.
- Tak. Chłopiec i dziewczyna. Wciąż kopią mnie jak zwariowani.
- Och. Kopią?
- Tak. Chcesz poczuć?
- Dobrze. – powiedziała, przesuwając się do przodu.
Harry wziął jej rękę i położył na swoim brzuchu.
- Och! Czułam to. Ron, chodź i sprawdź.
Ron spojrzał nerwowo na brzuch Harry’ego.
- To jest w porządku. – powiedział miękko Harry.
Ron pokiwał głową i ostrożnie umieścił rękę na brzuchu Harry’ego. Natychmiast jedno z dzieci zbuntowało się.
- Whoa! – powiedział Ron, rozszerzając oczy. – Naprawdę tam są.
- Yup – powiedział dumnie Harry.
- Super.
- Bardzo
- Chłopcy. – Hermiona westchnęła i potrząsnęła głową
- Będziesz miał pełne ręce roboty. – Powiedział Ron. – Przynajmniej moja mama właśnie tak powiedziała.
- Powiedziałeś jej? – spytał nagle zdenerwowany Harry.
- Tak. Ona martwiła się o ciebie, a zarazem była szczęśliwa. Jeżeli to ma jakiś sens. – powiedział Ron, drapiąc się w tył głowy.
- Tak, to ma sens. A co u pozostałych? – Harry nadstawił ucho w ich kierunku.
- Zasadniczo w porządku. Każdy zdezorientowany. - powiedziała prosto Hermiona. – Nie dopuszczają nas do spotkań, ale co nieco słyszeliśmy. Voldemort nie robił nic od miesięcy. Zakon myśli, że planuje coś dużego albo on… nie wiem. Zrezygnował?
- Nic nie robił? – spytał Harry.
- Właśnie to słyszeliśmy. – powiedział Ron. – Myślimy, że prawdopodobnie zajmował się tobą.
- Tak. Myślę, że był ale on zawsze gdzieś wychodzi albo ma spotkania. Myślałem, że coś robił.
- Chcesz powiedzieć, że ty nie wiesz? – Spytała Hermiona.
Harry potrząsnął głową.
- Nie chce nic wiedzieć o wojnie i Tom o tym wie, więc nic mi nie mówi. – wzruszył ramionami. -
- och. Więc ty nic nie wiesz. – powiedział Ron.
- Nie, przepraszam. – Harry potrząsnął głową.
- To jest w porządku.
- To dobrze. – powiedziała Hermiona, głaszcząc Harry’ego za uszami.- Potrzebujesz tylko odprężyć się i nie myśleć o niczym prócz sobie i dzieciach.
Harry oparł się o tapczan.
- Dobry pomysł. Mówiąc o odprężeniu się, gdzie do cholery podziały się moje lody?
xxx
Kilka godzin później, gdy byli objedzeni lodami nagrali się w gry Video, Harry zabrał swoich przyjaciół na zwiedzanie rezydencji.
- A tutaj to wierze, że pokochasz to miejsce, Hermiona,. To jest biblioteka.
- Och. Mój Boże. – zawołała Hermiona, wchodząc przez drzwi. – Jest większa nawet od tej w Hogwarcie.
- Tak. Tom lubi kolekcjonować rzeczy. Stare oraz rzadkie książki to jeden ze zbiorów. – powiedział Harry.
- Teraz zrobiłeś TO. Nie sądzę, by chciała teraz stąd odejść. – powiedział Ron.
- Jak dla mnie to dobrze.
- To miejsce jest ogromne. – Ron rozejrzał się wokół, podczas gdy Hermiona wbiegła między regały.
- Tak. On ma tu wszystko.
- Nawet porno? – spytał Ron, drażniąc się.
- Trzecie przejście między rzędami od końca. – zachichotał Harry i zarumienił się.
- Mówisz poważnie? – Ron rozszerzył oczy.
- Tom także tutaj ma sporo dobrych wydań. – Harry kiwnął głową i poprowadził go.
- Często tu zaglądasz?
- Czasami, kiedy się nudzę, czyli bardzo często.
- Ty napalony bękarcie. – zaśmiał się Ron. – Whoa! – powiedział, otwierając jedną z książek. – Ma bardzo dużo… szczegółów.
- Yup. Właśnie to w nich lubię. Nie sądzę, by Tom wiedział, że wiem o jego tajnym schowku.
- Nie?
- Nie powiedziałem mu wcześniej - Harry potrząsnął głową.
Ron pokiwał swoją.
- Harry? Jesteście tutaj?
Uszy Harry’ego drgnęły.
- To Tom. Chodź. Poprowadził go przejściem od schowka i przeszli w inną stronę biblioteki. – Jesteśmy tutaj.
- Widzę. Gdzie panna Granger? – Tom przeszedł obok jednego regału.
- Pewnie próbuje przeczytać każdą książkę która wpadnie jej w ręce.
- Ach. Zdaje się, że ona lubi moją kolekcję.
- Żartujesz? Ona jest w niebie. – powiedział Ron.
- Tak. Cóż, już prawie czas na obiad. – zachichotał Tom.
- Serio? – spytał Harry. – Wow. Czas leci strasznie szybko.
- Tak, leci. Jesteś głodny? – spytał Tom.
- Ummm… Nie bardzo. Może.
- Cóż, w każdym razie potrzebujesz coś zjeść.
- Wiem. Powiedział Harry, pocierając swój brzuch.
- Umm… pójdę poszukać Hermiony. – Ron wtrącił się do rozmowy i zawrócił.
- Dobrze. – powiedział Harry, po czym uśmiechnął się głupio. – Powodzenia.
- Nie żartuj, będę je potrzebował. – powiedział Ron i zniknął miedzy regałami.
xxx
Ron rozejrzał się między licznymi regałami w poszukiwaniu przyjaciółki. W końcu zauważył, że siedzi ona na podłodze jak na wyspie, otoczona przez różnorodne książki.
- Geez, Hermiono. Co ty próbujesz zrobić? Przeczytać je wszystkie na raz?
- Ron, te są absolutnie fascynujące. Nie mamy tych książek w Hogwarcie, właściwie nie ma ich nigdzie. Czy wiesz, że…
- Tak, tak. Wiem. To niesamowite. Słuchaj, ty… znaczy Tom przyszedł i powiedział, że zaraz będzie gotowy obiad.
- Och, ale… - Hermiona zmarszczyła brwi.
- One wciąż tu będą, jak tu później wrócisz. Poza tym jesteśmy tutaj by zobaczyć Harry’ego, nie książki. – stwierdził Ron.
Westchnęła i spojrzał tęsknie na porozkładane książki.
- Dobrze. – powiedziała ponuro i zaczęła odkładać książki.
- Wiesz. Jestem pewny, że jak poprosić Harry’ego, by spytał Toma, czy mogłabyś pożyczyć książkę lub dwie. – zasugerował Ron.
- Naprawdę? Myślisz, że pozwoliłby mi? – spytała Hermiona.
- Nie wiem. Właśnie dlatego powinnaś spytać. – wzruszył ramionami Ron.
- Dobrze. Tak zrobię. – powiedziała i ruszyli w stronę wyjścia z labiryntu, jakim była biblioteka.
Przez chwilę milczeli, aż w końcu Ron zapytał głośno.
- Co o tym myślisz?
Hermiona milczała przez minutę.
- Naprawdę, nie wiem. Wydaje się, że naprawdę troszczy się o Harry’ego. Ale wciąż nie zobaczyłam nic, co to potwierdzi.
- Ja także. Wydaje się być miłym facetem, jeśli to w ogóle możliwe.
- Cóż, to co niemożliwe przy Harrym staje się możliwe. Może to też.
- Tak, być może. – powiedział miękko Ron.
- Wierzę Harry’emu, ale Tom… nie wiem. – powiedziała Hermiona.
Ron pokiwał głową i nagle zatrzymał się.
- Ron? Co…
- Ciii. – wskazał jej koło kąta i spojrzała.
Tom i Harry stali tam, rozmawiając. Obaj uśmiechali się, ale największą uwagę przyciągała twarz Toma. Jej wyraz był pełen miłości i sympatii i oboje mogli powiedzieć, że nie jest to fałszywe.
-… Naprawdę?
- Tak. Nie wyszło to za dobrze.
- Jak śmiesznie. – powiedział Harry.
Obrócił się nieznacznie w stronę, którą odszedł Ron i zmarszczył brwi.
- Na pewno to zajmie dużo czasu.
- Wydaje mi się, że twoja przyjaciółka przywiązała się do moich książek. – skomentował Tom.
- Nie żartuj, biedny Ron. – uśmiechnął się miękko i wtedy spojrzał na Toma. – Dziękuję, że sprowadziłeś ich dla mnie.
- To żaden problem. Chcę tylko, byś był szczęśliwy. – powiedział miękko Tom, wsuwając palce za uszy Harry’ego.
- Jestem szczęśliwy. – odpowiedział Harry, owijając ręce dookoła talii Toma.
- Dobrze. To wszystko, co potrzebuje. – powiedział Tom, obejmując Harry’ego.
Harry westchnął szczęśliwy pomachał ogonem na boki, po czym spojrzał na Toma z promiennym uśmiechem.
- Kocham cię.
- Ja także cię kocham. – Tom uśmiechnął się.
- Kociaki też?
- Tak. Zwłaszcza je. – powiedział Tom i umieścił ręce na brzuchu Harry’ego.
- Och! – zawołał Harry, podczas gdy na twarzy Toma pojawił się uśmiech. – Oni poznali swojego tatusia.
- Tak, poznali. – powiedział Tom i schylił się, by pocałować mocno Harry’ego.
Ron i Hermiona spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się.
- Myślę, że mamy wszelkie dowody, jakie potrzebujemy. – szepnęła Hermiona.
Ron pokiwał głową.
Ich przyjaciel naprawdę był kochany i nie mieli żadnego powodu, by rozdzielić ich. Za bardzo chcieli, by Harry był szczęśliwy, nawet jeśli tym szczęściem był Czarny Pan. Właśnie tak będzie.
Rozdział 14
Następny tydzień okazał się błogosławieństwem dla Harry’ego. Byli przy nim jego przyjaciele i doskonale wykorzystywał ten czas. Oprowadzał ich po domu, grali w gry wideo, w kółko rozkazywali Snape’owi, oglądali telewizję i filmy, prowadzili interesujące rozmowy z Tomem i jeszcze bardziej rozkazywali Snape’owi. Wszystko było dobrze.
Ku zaskoczeniu wszystkich, Tom i Hermiona nieźle się dogadywali. Cóż, to prawdopodobnie nie powinno być dziwne, oboje byli zarówno bardzo inteligentni i kochali uczyć się. Rozmowy między tą dwójką były tak trudne, że Harry i Ron nawet nie próbowali się przyłączyć.
Harry westchnął szczęśliwy, pocierając zaspane oczy gdy szedł w dół korytarzem.
- Ciekawe co robi Tom? – pomyślał niejasno i skręcił w stronę biura Toma.
Dotarł do drzwi i otworzył je.
- Tommy! Wsta… - zatrzymał się, jak usłyszał trzaśniecie drzwiczek i spojrzał na twarz Toma, gdzie widać było troszkę winy. Szybko poczuł wściekłość. – Co robisz?
- Nic. – powiedział Tom wstając i obchodząc biurko dookoła. – Widzę, że wstałeś. Dobrze się drzemało?
- Nie unikaj pytania. Coś chowasz przede mną i chce wiedzieć co! – wrzasnął Harry.
- Harry, uspokój się.
- Nie uspokoję się. Nie, dopóki nie powiesz mi, co ty do cholery chowasz.
- Ja nie…
- Tak, chowasz coś, co jest w twoim biurku!
Tom zawahał się i spojrzał w rozgniewaną twarz Harry’ego. Westchnął, pokonany. Każdy czas był dobry, pomyślał, wpatrując się w szufladę biurka. Obejrzał się na Harry’ego i przełknął ślinę lekko zaniepokojony.
- Dobrze…
- Dobrze? – uszy Harry’ego uniosły się.
- Tak. W końcu ci powiem…
- Co mi powiesz? Co mi powiesz?
- To jest… niespodzianka. – powiedział Tom, podchodząc do Harry’ego, łapiąc go za rękę i prowadząc do tapczanu.
- Niespodzianka? Jeszcze jedna? – spytał słodko Harry.
Tom pokiwał głową i podszedł do biurka i wyjął z niego małe pudełko. Chwycił je mocno.
- To jest troszkę bardziej… osobiste. – powiedział, obracając się i wsuwając pudełko do swej kieszeni.
- Co to jest? – spytał Harry, zerkając dookoła Toma, by zobaczyć, co zabrał z biurka.
Tom wziął głęboki oddech, po czym usiadł obok swego kochanka.
- Chce… zapytać cię o coś znaczącego…
Harry schylił głowę w jego stronę studiował Toma przez minutę. Po chwili podniósł rękę do jego czoła.
- Wszystko w porządku Tom? Nie wyglądasz za dobrze.
- Nie. Wszystko w porządku. - Powiedział z naciskiem Tom, łagodnie usuwając jego dłoń.
- Och. Okej. O co chciałeś mnie zapytać?
Tom złapał go mocno za szatę, próbując uspokoić przyspieszone bicie serca. Jak do cholery miał się zabrać za to pytanie? Nie miał żadnego pomysłu, by to powiedzieć. Nawet nie wiedział, co robić. Czy powinien uklęknąć na jedno kolano, czy lepiej pozostać na siedząco? Czy powinien coś powiedzieć przed, czy tylko zapytać? Być może nie był jeszcze na to przygotowany. Ale Harry czekał na odpowiedź. Nie mógłby teraz się wycofać. Ale jak…
- Tom?
Tom odwrócił się do niego spojrzał w dół, na zielone oczy pełne zainteresowania. Oczu pełnych miłości – miłości do niego. I nagle nie był już zaniepokojony. Dokładnie wiedział, co ma powiedzieć.
- Zawsze byłem samotny, odkąd tylko pamiętam. W sierocińcu, w szkole i gdy odszedłem i zdecydowałem się przejąć świat czarodziei. Wprawdzie mam Śmierciożerców, ale oni nie są… kimś, z kim mogę rozmawiać i być sobą, albo kto zrozumiałby mnie. Ale nie czułem się tak, odkąd ty pojawiłeś się w moim życiu. – Harry spłaszczył uszka, zakłopotany, ale nic nie powiedział. – Zatopiłem się w ciemnej stronie, ponieważ właśnie w nich czułem się bezpieczny i to był jedyne pocieszenie, jakie miałem. Po byciu w ciemności aż tak długo, ty w końcu pokazałeś mi przelotne spojrzenie światła i nie chce wrócić. Nie chce być znów samotny.
- Nie będziesz. Masz mnie! I kociaki, kiedy się urodzą. Nie odejdziemy stąd nigdzie. – Harry drgnął zaalarmowany i wyprostował się.
- Wiem, ale wciąż nie należysz całkiem do mnie. – Tom uśmiechnął się i umieścił dłoń na brzuszku Harry’ego.
- Nie jestem? – Harry uniósł swoją głowę i spojrzał na niego.
- Nie, nie jesteś. A chce byś był, więc mógłbyś pozostać ze mną na zawsze. Chcę, byś był mój. – Tom wziął głęboki oddech i spojrzał w dół, na ich złączone dłonie, by zebrać myśli. – Wiem, że nie mieliśmy dobrego początku, ale wiem też, że nie mogę żyć bez ciebie. Jesteś moim życiem, moją radością, moim wszystkim. I tak trudne jest to, ponieważ sądzę, że kocham ciebie. Kocham cię, jesteś wszystkim, co mam.
- Ja także cię kocham. – oczy Harry’ego zaświeciły, gdy się uśmiechał.
- Nigdy nie myślałem, że to będzie możliwe, że kogoś pokocham. Że zbyt daleko odszedłem w ciemności. Do tego myślałem, że miłość jest słabością, ale przyszedłeś i dokonałeś niemożliwe. I oto jestem, zdolny odczuwać, Kocham, jestem szczęśliwy i jak najbardziej zdecydowanie nie jestem słaby. Jeśli cokolwiek odczuwam, to czuje się silniejszy niż kiedykolwiek. Wszystko z powodu ciebie. Jesteś… wspaniały, Harry. Wszystko, o co mogę prosić, sprowadza się do jednego. Nawet nie wiesz, jak wiele znaczysz dla mnie. Właśnie dlatego…
Tom delikatnie puścił jedną z dłoni Harry’ego i wsunął dłoń do kieszeni, by wyciągnąć małe, czarne, aksamitne pudełeczko. Oczy Harry’ego rozszerzyły się w szoku, gdy uświadomił sobie, co to jest i ta wizja zamgliła mu wzrok łzami. Tom uśmiechnął się i mocno ścisnął dłoń Harry’ego, po czym oswobodził ją i otworzył pudełko.
Wewnątrz aksamitnego pudełka zabłyszczał piękny, srebrny pierścionek zaręczynowy, umieszczony między aksamitnymi poduszeczkami. Był dość prosty, z małymi diamencikami ozdabiającymi wszystko dookoła obręczy na palec. Jednak to była najpiękniejsza rzecz, jaka Harry kiedykolwiek widział.
- Chce, byś pozostał przy mnie na zawsze. Więc nikt nie może kiedykolwiek odebrać mi ciebie. Harry Jamesie Potterze. Czy uczynisz mi honor i poślubisz mnie?
Harry wybuchnął łzami i gorączkowo zaczął ścierać łzy rękoma, po czym skinął głową.
- T – Tak, Tak. – zdołał wyjąkać. – Tak. Poślubię cię.
Uśmiech Toma poszerzył się i wziął drżącą lewą dłoń Harry’ego i wsunął pierścionek na jego palec. Harry podziwiał to przez minutę, po czym zarzucił ręce na Toma. On otoczył go ramionami i trzymali się mocno.
Gdy Harry odzyskał kontrolę nad emocjami, wpatrywał się na pierścionek, obracając go w lewo i prawo, by migotał w promieniach słońca wpadających przez okno.
- Kiedy do cholery zdobyłeś to?
- Właściwie jakiś czas temu. Kiedy wychodziłem na spotkania – Tom zaśmiał się.
- To jest to, co chowałeś przede mną? – Harry pociągnął nosem i wtulił się bliżej niego, jego czoło przycisnął czoło do szyi ukochanego.
- Tak. Nie miałem żadnego pomysłu, jak i kiedy ci powiedzieć. Żaden moment nie wyglądał dobrze i cóż… ty zacząłeś przyłapywać mnie patrzącego na to od czasu do czasu więc wiem, że będzie musiało nastąpić wkrótce. – Tom wzmocnił uścisk wokół Harry’ego. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak nerwowy przez to byłem.
- Ty. Nerwowy?
- Tak. Wiem. Ale byłem. To była najtrudniejsza rzecz, którą kiedykolwiek zrobiłem.
- Nie mogę uwierzyć, że wychodzę za… - Harry uśmiechnął się i wyciągnął rękę, więc obaj mogli widzieć pierścionek.
xxx
- Biorę ślub!
- Co?! – wrzasnęła Hermiona.
Harry wyciągnął rękę do swoich przyjaciół, by mogli zobaczyć.
- Och, mój Boże. – dziewczyna wrzasnęła i mocno uściskała Harry’ego.
- Kurcze! – zawołał Ron z opadniętą szczęką.
- Wiem – Harry śmiał się.
- To jest piękne. – szepnęła Hermiona, badając pierścionek.
- Nieprawdaż? To właśnie to Tom chował przede mną.
- Naprawdę? Kiedy spytał się ciebie? – spytała dziewczyna.
- Właśnie przed chwilą. – powiedział Harry. – Nie wiedziałem co on robił a on zaczął mówić, jak on zawsze był samotny a teraz już nie jest… - Harry powachlował swoją twarz. – Och zaraz znów zacznę płakać.
- Ja też płaczę. – Hermiona roześmiała się, wycierając swoje oczy.
- Gratuluje, kolego. - Ron potrząsnął głową wesoło i poklepał Harry’ego po plecach.
- Dziękuję, Ron. – powiedział Harry i również go poklepał. – Nie mogę w to uwierzyć. Biorę ślub! – zarówno on jak i Hermiona pisnęli zachwyceni. – Och! – powiedział Harry, chwytając się za brzuch.
- Co? – spytała zaalarmowana Hermiona.
- Kociaki także są szczęśliwe. – odpowiedział Harry, czule gładząc swój brzuch.
- Oczywiście, że są. Ich mamusia bierze ślub. – Krzyknęła Hermiona.
- Widzę, że już ich poinformowałeś. – rozległ się głos za nimi.
Wszyscy odwrócili się a Harry rozpromienił się na jego widok i pokiwał głową. Hermiona pisnęła i podbiegła do Toma, obejmując go i ściskając, zadziwiając tym każdego. Tom zesztywniał, nie przyzwyczajony by obejmował go ktokolwiek poza Harrym, ale Hermiona szybko go puściła i pobiegła z powrotem, by znów uściskać Harry’ego.
- Myślę, że ona jest więcej podekscytowana niż ja. – Harry śmiał się z wybryku Hermiony i poklepał ją po plecach.
- Myślę, że ona chce zaplanować twój ślub. – skomentował Ron.
Wydawało się, że Ron ma rację, gdyż spojrzała na Harry’ego oczami szczeniaka.
- W porządku. Możesz pomóc. – powiedział Harry.
- Super! – znów ścisnęła go i zaszlochała.
- To kiedy będzie ślub? – spytał Ron.
Harry pozwolił poprowadzić się Hermionie i usiedli na tapczanie.
- Nie wiem.
- Cóż, liczy się to, czy chcesz mieć przed narodzinami bliźniaków czy po. – Powiedział Tom, siadając koło Harry’ego.
- Nie chce być gruby w dniu mego ślubu. – Harry był niewiarygodny.
- Domyśliłem się tego wcześniej. – Ron uśmiechnął się głupio.
- Więc w porządku. – Powiedziała Hermiona, siadając na tapczanie naprzeciwko nich z podkładkami, papierem i piórem przed sobą. – Jaki rodzaj ślubu chcecie mieć?
- Uch… - zaczął Harry i spojrzał w górę na Toma, który wzruszył ramionami.
- Możesz mieć ślub włoski, typowo staroświecki, hawajski, na plaży...
- Um. W tym momencie naprawdę nie wiem, Hermiona. Tom spytał się mnie dopiero tego popołudnia. Do tego nie mamy wskazówki jak zaplanować ślub i jak wszystko będzie.
- Cóż, dobrze więc, że masz mnie. Czy masz jakiekolwiek pomysły? – spytała niecierpliwie Hermiona.
- Więc… - Harry myślał przez chwilę. – Chciałbym, by była to mała uroczystość, ponieważ… cóż, wątpię, by naprawdę ktoś chciałby przyjść i nas zaaprobowałby.
Harry obniżył nieznacznie swoje uszy a w odpowiedzi Tom przyciągnął go bliżej, całując szczyt jego głowy, między miękkimi uszami.
- Oczywiście, że przyjdziemy. – pisnął Ron
- Tak, oczywiście. – Powiedziała Hermiona z uśmiechem. – Nie możemy tego przegapić. I jestem pewna, że Remus chciałby przyjść, by widzieć jak idziesz przejściem w dół, między rzędami.
- I moja mama… Do diabła, cała moja rodzina chciałaby przyjść.
- Tak, ale…
- Oni przełamią się, Harry. Wszyscy żyli z widmem Czarnego Pana przez lata i wiedzieli, do czego jest zdolny a to, że Tom nagle zakochał się nie jest łatwą rzeczą do uwierzenia. Potrzebują tylko troszkę czasu. Teraz już wiedzą, że ten facet kocha jak każdy inny. Ale zobaczą jak bardzo, gdy odkryją, że bierzecie ślub. – powiedziała rozsądnie Hermiona.
- W porządku. Skoro tak mówisz. – Harry uśmiechnął się i przytulił do Toma.
- Mówię tak. I, jeśli chodzi o Toma… Zauważyłam, że czasem wychodzisz samotnie z kilkoma śmierciożercami, może oni chcieliby przyjść?
Tom schylił głowę, rozmyślając, ale nie powiedział niczego.
- Och! Ray może przyjść i Allie! – powiedział podniecony Harry.
- Yup. – powiedziała Hermiona, bazgrząc dalej.
- I Sevvie!
- Sevvie? – Ron wygiął brew w łuk.
- Tak. – powiedział Harry, uchylając głowę z zakłopotaniem. – Severus Snape.
- Co? – Ron oślinił się, niedowierzając a Hermiona otworzyła usta.
- On chyba polubił mnie. – Harry wzruszył ramionami.
- Mówiłem ci. – powiedział Tom.
- Zamknij się.
- Um… Więc w porządku. – Hermiona powiedziała. – Pozwolę sobie później zająć się listą gości. Teraz poruszymy temat kolorystyki.
Rozdział 15
Kilka tygodni później nadeszły urodziny Harry’ego.
Harry ziewnął i nieznacznie uniósł głowę, by spojrzeć na zegar. Przeczytał, że była szósta trzydzieści i ponownie zamknął senne oczy.
- Dlaczego obudziłem się tak wcześnie? – pomyślał, przytulając się do ciepłego Toma.
Leżał tak przez minutę, mrugając by utrzymać oczy otwarte i wysilał się, by wstać. Jego oczy uchwyciły kalendarz na ścianie po drugiej stronie pokoju i zauważył zakreśloną datę. Harry machnął ogonem podniecony i potrząsnął śpiącym ciałem obok niego.
- Tom, Tom! Budź się. Dziś są moje urodziny!
- Mmm. – wymamrotał Tom i przewrócił się na drugą stronę, by znów spać.
Harry zmarszczył brwi i przysunął się bliżej.
- Tooommm! Wstawaj! – Tom wciąż nie odpowiedział więc przysunął się całkiem blisko i wrzasnął mu w ucho. – Jestem już przygotowany, ty zboczeńcu!
- Co? – Tom przewrócił oczami i nieznacznie się uniósł.
- Geez. To zwróciło twoją uwagę. – Powiedział zrzędliwie Harry.
- O co ci chodzi, Harry?
- Są moje urodziny! Mam siedemnaście lat! – wykrzyknął Harry, wyrzucając swoje ręce w powietrze.
Tom jawnie przewrócił oczami i uśmiechnął się.
- Masz rację. – delikatnie pociągnął Harry’ego do siebie i pocałował go mocno. – Szczęśliwych urodzin, kochanie.
- Dziękuje! – powiedział szczęśliwy Harry, po czym nagle nadął wargi. – To źle, że nie możemy mieć seksu w urodziny.
- Tak. Cóż, rozkazy uzdrowiciela.
- Tak, wiem. Dlatego musisz sprawić mi coś później.
- Sprawię. Z przyjemnością. – powiedział Tom, przyciągając go mocno i całując mu szyję.
Harry zachichotał i odsunął się.
- Wstawaj, pójdziemy coś zjeść.
- Poczekaj! – powiedział szybko Tom. – Najpierw weźmy prysznic.
- Aw! Ale ja jestem głodny! – jęknął Harry, jego uszy opadły z powrotem a ogon poruszał się cicho na łóżku.
- Wiem. Ale możesz chwilkę poczekać. Chodź. – powiedział Tom i pomógł Harry’emu wyjść z łóżka.
- Okej, Okej. Dobrze. – powiedział Harry i wszedł do łazienki przed Tomem, wciąż z opuszczonym ogonem i uszami oraz nadętymi wargami.
- Vili – Tom został odrobinę z tyłu.
- Tak, panie? – skrzatka pokazała się przed nim z trzaskiem.
- Uprzedź resztę, proszę. Harry wstał.
- Tak, panie. – odpowiedziała Vili i zniknęła.
- Tom, gdzie jesteś? – z łazienki rozległ się głos Harry’ego.
- Idę już.
xxx
Godzinę później Harry wyszedł z łazienki wraz z Tomem, wymyty do czysta i ładnie pachnący na cały dzień.
- Geez. Teraz głoduje. – jęknął Harry.
- Okej, okej. Chodźmy zjeść. – powiedział Tom, zapinając swoją koszulę.
- Yay! – zawołał Harry i ruszył do drzwi. – Mam nadzieję, że mają naleśniki.
Tom nieznacznie potrząsnął głową i zachichotał, idąc za nim do drzwi.
- Więc. – powiedział Harry do jego ramion. – Gdzie jest mój prezent?
- Hmmm… Na razie nie możesz go jeszcze dostać.
- Dlaczego?
- Ponieważ.
- To nie jest powód.
- Owszem, jest. Musisz poczekać jeszcze troszkę.
- Aw. Dobrze. – przybyli do jadalni i Harry zmarszczył drzwi. – Dlaczego drzwi są zamknięte? – pchnął je, otwierając.
- NIESPODZIANKA!
Zaskoczony Harry szarpnął się z powrotem. Tom ledwo wyciągnął ręce i owinął je dookoła niego, by go podtrzymać. W jadalni, dookoła stołu byli wszyscy ulubieni ludzie: Ron, Hermiona, Ray, Allie, Sevvie, Lucjusz i bracia Lestrange.
Hermiona i Ron wystąpili naprzód i uściskali go.
- Szczęśliwych urodzin, Harry! - Powiedziała Hermiona, ściskając go mocno.
- Dziękuję! – powiedział szczęśliwy Harry, klepiąc ich po plecach. – O Boże. Ludzie, wystraszyliście mnie. Myślę, że prawie nie zszedłem na zawał.
Każdy zaśmiał się i otrzymał pocałunki i został przytulony przez wszystkich wokół. Wtedy usiedli, by jeść.
- Wow. Zrobiliście tak dużo. – zawołał Harry, rzucając okiem na wszystkie jedzenie na stole.
Było tam wszystko, co dusza zapragnie i zebrał to, co dosięgnął ręką. Zwłaszcza swoje naleśniki.
- Yup. – powiedział Ray. – Teraz nie mów, że nie jesteś głodny.
- Żartujesz? Tom powstrzymywał mnie przed zejściem tutaj. Ale teraz widzę dlaczego. – Harry odwrócił się do Toma i poklepał mu rękę. – Więc mu wybaczam.
- Dziękuję. – powiedział sucho Tom.
Kiedy zjedli śniadanie i stół został oczyszczony, nadszedł czas prezentów. Harry spojrzał na nich rozjaśnionymi oczami a jego uszy uniosły się w podekscytowaniu na wszystkie prezenty, które były dla niego.
- Jest ich tak dużo, że nie wiem, od którego zacząć. – powiedział wystraszony Harry.
- Tutaj, najpierw otwórz nasz. – powiedziała Hermiona, popychając do niego pudełko.
- To od was obu, tak? – spytał Harry, potrząsając pudełkiem i szarpał papier owijający pudełko.
- Tak. Nie mogliśmy pójść na zakupy, więc Ray załatwił to dla nas. – odpowiedział Ron.
To okazało się cyfrowym aparatem.
- Och! Wow. – zawołał Harry, obracając pudełko w swoich rękach.
- Jest zaczarowany, więc nie będzie potrzebować baterii. I jeśli go upuścisz, to nie stłucze się. – wyjaśniła Hermiona, wyjmując aparat fotograficzny z pudełka i podając mu. – Możesz wywoływać i drukować je. Wszystko co musisz wziąć swoją różdżkę i wskazać tym na aparat i powiedzieć. „Membranea Procer”.
- Teraz mogę robić zdjęcia. – zawołał Harry i obrócił się, robiąc zdjęcie Tomowi.
Tom zamrugał powoli i spojrzał w jego oczy, aby odsunąć się a następnie spojrzał bez przekonania na Harry’ego. Harry uśmiechnął się do niego i spojrzał na ekran z miłością
- To był główny powód. Teraz możesz zrobić zdjęcia bliźniakom, kiedy oni się urodzą i wysłać do nas.
Oczy Harry’ego rozszerzyły i uśmiechnął się szczęśliwy.
- Masz rację. Bardzo dziękuję. – powiedział i uścisnął oboje.
- Cóż. Zgaduje, że powinienem być następny. – powiedział Albert, wręczając mu grube… coś.
Harry wziął to i przejechał po tym palcami.
- Czy to jest książka? – spytał, ale Albert tylko uśmiechnął się.
Harry rozerwał papier i wyjął prezent – Album na zdjęcia. Harry wstrzymał oddech i zacisnął dłonie na tym.
- Och! Allie! Dziękuję! Teraz mam miejsce, gdzie mogę chować swoje zdjęcia.
- Tak. To jest zawsze dobrym pomysłem, by trzymać wspomnienia swoich dzieci. Pomyślałem, że to mogłoby pomóc. – powiedział Albert. – Nie wiedziałem, co Ron i Hermiona ci dadzą, ale złożyło się bardzo dobrze.
Harry pokiwał głową i odłożył album na zdjęcia. Przyciągnął kolejny prezent i pomacał to.
- Okej. To jest książka… od Sevvie. – powiedział Harry i uśmiechnął się głupio, gdy Snape przewiercił go spojrzeniem. Rozerwał papier. – Oczywiście. – odwrócił to, by pokazać każdemu. – Przewodnik dla początkujących – Eliksiry.
- Przynajmniej wówczas ktoś przejdzie do mojej klasy – powiedział stanowczo Severus.
- Hej! Robiłbym wszystko dobrze, jeśli nie dyszałbyś mi w kark przez cały czas. To się tyczy także reszty szkoły. – Harry zirytował się, ale równocześnie uśmiechnął.
- Muszę się upewnić, że bachory nie wysadzą szkoły.
- Racja. – powiedział Harry i uśmiechnął się do zdjęcia, które zrobiła Hermiona jego nowym aparatem. – Czyj następny?
- Tutaj. – powiedział Ray, popychając naprzód torbę.
- Yay. Prezent Raya. – powiedział i rozwinął bibułkę. – Awww! Jakie słodkie. Spójrz Tommy! – powiedział Harry, wyciągając dwa wypchane zwierzątka – lwa i węża.
- Jak ironicznie. – Tom zaśmiał się i wziął lwa.
- Nieprawdaż? – spytał Harry, ściskając węża. – Oni nie są razem?
- Tak, są. – powiedział Tom z uśmiechem i umieszczając lwa na brzuchu Harry’ego.
Harry zachichotał i udrapował węża na ramionach Toma i chwycił inną torbę.
- Ten jest od?
- Od nas. – powiedział Rabastan a Rudolfus pokiwał głową z uśmieszkiem.
- Okej. – powiedział Harry i wyciągnął wewnętrzną bibułkę. Spojrzał.
- Och, mój Boże. – wymamrotał, jego oczy rozszerzyły się i bezczelnie oglądały to różowe coś.
- Co to jest, Harry? – spytała zaciekawiona Hermiona, obniżając aparat fotograficzny
- Nic! – powiedział Harry, próbując schować to pod stołem, ale Tom złapał to.
Harry zapiszczał w proteście, czerwony na twarzy z zakłopotania. Tom spojrzał do torby i uniósł brwi z zainteresowaniem, po czym spojrzał na braci.
- Pomyśleliśmy, że mógłbyś polubić to, Panie. – powiedział Rudolfus.
Tom schylił głowę i delikatnie kiwnął głową.
- Nawet w to nie wejdę! – syknął Harry wpatrując się w nich.
- Tak. Ale później… - zasugerował Rabastan i obaj bracia uśmiechnęli się głupio, pamiętając bliźniaków Weasley.
- Co to jest? – spytał Ron, próbując zajrzeć do torby.
- Nic! – zawołał głośno Harry, jako że Tom kontynuował przeglądanie słodkiej torby[?] – Następny!
Lucjusz popchnął swoją torbę naprzód i Harry chwycił to pospiesznie. Tom umieścił drugą torbę na podłodze i zwrócił uwagę na Harry’ego, szarpiącego się z bibułką. Natychmiast jego twarz złagodniała i uśmiechnął się, gdy Harry wyjął wyprawkę[?].
- Aw! Spójrz. – powiedział Harry, wyciągając różowe śpioszki.
Wyciągnął kolejne w odcieniach błękitu, zieleni, żółci i goździków.
- Geez. Jak dużo zdobyłeś?
- Narcyza przeszła troszkę poza normy[?] – stwierdził Lucjusz.
- Ach. Cóż, podziękuj jej ode mnie. Kocham je. – Harry zwrócił się do Toma. – Widzisz, jacy oni będą mali.
Tom pokiwał głową, dotykając części stopy.
- Będziesz musiał zrobić w nich dziury, jeśli bliźniacy będą mieli ogony. – skomentował Ron
- Och, racja. Zrobi się tak, kiedy się urodzą. – powiedział Harry i spojrzał na Toma wyczekująco.
- Co? – spytał leniwie Tom.
- Powiedziałeś, że dostanę swój prezent później a teraz jest później. – Harry wydął wargi.
- Czy to już jest?
- Tak! Gdzie to jest?
Tom myślał przez chwilę.
- To jest na piętrze.
- Na górze? Nie możesz tego tu przynieść?
- Nie mogę. – Tom potrząsnął głową.
- Dlaczego nie?
- Jest zbyt duże.
- Zbyt duże? – uszy Harry’ego
- Tak.
- A możemy pójść i to zobaczyć?
- Jak chcesz.
- Yay! Każdy na górę! – powiedział Harry i odłożył wypchane zwierzęta znajdujące się na nim na stół.
Uniósł się lekko i zaczął zmagać się z krzesłem. Zmagał się i zmagał…
- Myślałem, że chcesz zobaczyć swój prezent? – Tom obrócił się, gdy Harry nie stał jak każdy.
- Chcę! – powiedział Harry i zwiesił głowę z zakłopotaniem. – Ale, hehe ja… jakby to powiedzieć… utknąłem.
- Co? - Powiedział niedowierzająco Ron i roześmiał się, aż Hermiona szturchnęła go w brzuch.
- Utknąłeś? – Tom uśmiechnął się.
- Zamknij się i mi pomóż! – Harry pstryknął palcami.
Tom zachichotał, powiększył nieznacznie krzesło i pomógł Harry’emu wstać. Reszta przezornie nic nie mówiła.
- Dziękuję. – zamruczał Harry. – Więc, gdzie jest mój prezent?
Tom westchnął, ponownie potrząsnął głową i wziął go na ręce.
- Whoa! Czy jestem ciężki?
- Nie. – powiedział Tom i zaczął iść po schodach a każdy za nim.
Postawił ponownie Harry’ego na nogach dopiero wówczas, gdy dotarli do celu.
- To była tutaj wcześniej… Moment! To jest pokój dziecinny. – Harry zamrugał i wpatrzył się w drzwi przed sobą.
- Tak, to on. – powiedział powoli Tom.
- Jakim cudem nie widziałem go wcześniej?
- Pomyśl, Harry. Co zrobiłbyś, by coś zniknęło z widoku?
- …Magia… To było zaklęcie. Dlaczego chowałeś go przede mną? – Spytał zaskoczony Harry
- Otwórz to. – powiedział prosto Tom.
Harry zatrzymał na nim dłuższe spojrzenie, zanim przekręcił klamkę i otworzył pchnięciem drzwi. Zrobił kilka kroków do środka i zatrzymał się, podnosząc drżące dłonie do ust.
- Och! – wstrzymał oddech, rozglądając się wokół. – T… ty… ty skończyłeś go!
- Tak, zrobiłem. - Tom uśmiechnął się i owinął ramiona wokół Harry’ego.
- Je… je… Jest przepiękny! – Harry jąkał się, zupełnie zapominając o aparacie fotograficznym.
- Miałem pomoc. – powiedział tom, wskazując głową w stronę Rona i Hermiony.
- Kiedy? – spytał poruszony Harry, obserwując pokój od dębowych mebli do pomalowanych na bladozielono ścian.
- Głównie jak drzemałeś. – odpowiedziała Hermiona.
Harry pokiwał głową z roztargnieniem i podszedł, by dotknąć jedną z bliźniaczych kołysek, stojących przy ścianie naprzeciwko. Kołyski zostały pomalowane na różowo i niebiesko, miały nad sobą karuzele z głównie małymi księżycami i owieczkami nad nimi. Na lewo był stół do zmiany pieluszek z kompletem zapasów. A na lewo od stołu była komódka już wypełniona ubrankami, które dostał w prezencie od różnych osób, głównie zwolenników oraz klientów Toma.
Harry, delikatnie gładząc ściany, podszedł do drzwi. Zmarszczył brwi.
- To było tutaj wcześniej?
- Nie. Umieściłem je tutaj. – powiedział niejasno Tom.
- Dokąd prowadzą?
- Dlaczego nie sprawdzisz?
- Okej. – powiedział Harry i otworzył drzwi i kolejne drzwi za nimi. – Eeee – pisnął i zajrzał ponownie do pokoju dziecinnego. – On jest łączony z naszym pokojem!
- Tak. – powiedział Tom. – Pomyślałem, że w ten łatwy sposób szybciej dotrzemy do bliźniaków.
Harry złączył swoje ręce i wpatrywał się wokół z łzami w oczach.
- Wydaje mi się, że polubił to. – Ron zażartował.
- Polubić? Ja to kocham! – Harry zamrugał i otarł łzy. Podszedł do Toma i uściskał go mocno. – Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!
- Nie ma sprawy. – powiedział Tom, całując go w czubek głowy i każde miękkie uszko.
Harry cofnął się nieznacznie i sięgnął po dwójkę swoich przyjaciół. Ron i Hermiona natychmiast podeszli i przyłączyli się do uścisku
- Cieszę się, że mogliście być tutaj, kochani. – powiedział Harry a w głosie znów można było dosłyszeć łzy.
- My też się cieszymy, że mogliśmy. – powiedziała Hermiona, pociągając nosem.
- Hej! Można się przyłączyć? – niespodziewanie stwierdził Rabastan.
- Chodźcie tutaj. – zaśmiał się Harry.
Rabastan rozweselił się, złapał Lucjusza i przyłączył się do przytulania, stając za Tomem.
- Chodź tu Sevvie! Grupowe przytulanki. – zapłakał Rudolfus i chwycił Severusa, stłaczając Rona i Hermionę.
Harry znów się zaśmiał i spojrzał w górę, na Toma. Wyglądał, jakby było mu niezmiernie niewygodnie, ale trzymał się, dla bezpieczeństwa Harry’ego. Harry przytulił się do nich.
- To były najlepsze urodziny, jakie miałem kiedykolwiek.
Rozdział 16
Harry był bardzo zadowolony, że Ron i Hermiona byli, by świętować jego urodziny, ale jak każda dobra rzecz, to musiało się skończyć. Nadszedł czas ich powrotu.
- Aw! Nie chcę, by odeszli. – jęknął Harry.
- Wiem, że nie chcesz, ale nie wątpię, że ich rodzice się martwią. I szkoła wkrótce się zacznie. Wątpię, by Hermiona chciałaby ją opuścić. – powiedział Tom, pisząc coś, nad czym pracował.
- Wiem, ale nadal nie chcę, by odeszli. – Harry nieznacznie się uśmiechnął i westchnął.
- Więc, powiem ci coś. – powiedział Tom, odkładając pióro. – Kiedy odejdą, mam dla ciebie kolejną niespodziankę.
Harry uniósł uszy.
- Kolejną? Co jeszcze możesz mi dać? – spytał, dotykając pierścionka zaręczynowego.
- Tak, kolejną. Nie tak… ekscytującą. Cóż, może zależy to od tego, jak się na to zapatrujesz.
- Ale jest dobra?
- Tak, bardzo dobra.
- Okej. Pomogę Ronowi i Hermionie spakować się. – powiedział Harry i opuścił pokój
xxx
Kiedy Harry wszedł do pokoju Rona, była tam też Hermiona.
- Hej!
- Cześć, Harry. – powiedziała Hermiona, składając koszulki Rona i chowając je do walizki
- Jesteś już spakowana?
- Tak. Chociaż próbowałam robić to tak wolno, jak tylko mogłam. – westchnęła. – Nie da się uniknąć tego, co nieuniknione.
- Tak, wiem. – powiedział Harry, siadając na łóżku.
- Nie chce wracać do szkoły. – jęknął Ron, wpychając byle jak więcej ubrań do swej walizki, po czym Hermiona wyjęła je i zaczęła starannie składać.
Harry śmiał się.
- To jest właściwie jeden z powodów, przez który Tom was odsyła. – Harry wyprostował się i przybrał protekcjonalny ton – Edukacja jest bardzo ważna. – zachichotał.
- Tom ma rację. To jest ważne. Ale co z tobą? – spytała Hermiona.
- Tom mnie uczy, a jak nie może, to Lucjusz lub Sevvie.
- Och, rozumiem.
- Tak. Oni są dobrymi nauczycielami, jeśli nie życzą mi śmierci z każdym oddechem.
- Nie żartuj. Myślę, że teraz lubię Snape’a troszkę bardziej. Nie za dużo, rozumiecie, ale troszkę.
Roześmiali się znów.
- Tak. Myślę, że on jest tylko mało rozumiany – powiedział Harry. – Teraz już nie zrobi niczego, by wywołać na was wrażenie.
- Harry? – dotarł do nich głos z korytarza i cała trójka obróciła się do drzwi. – Ach, tu jesteś
- Tak, tutaj, Ray. – powiedział szczęśliwy Harry ze swojego miejsca na łóżku.
- Dobrze. Wy dwoje spakowani? – Ray spytał Rona i Hermiony.
- Tak. – powiedział Ron, gdy jego walizka zamknęła się z trzaskiem.
- Niestety. – dodała Hermiona.
- Pomyślałby kto. Nie chcesz opuścić domu Czarnego Pana. – zaśmiał się Ray.
- Tak, wiem. Ale Tom jest miłym facetem. – powiedział Ron
- I ufamy mu, że będzie uważał na Harry’ego. - powiedziała Hermiona
- Aw, wy dwoje. – powiedział Harry, obniżając uszy i przekładając ogon z jednej strony na drugą.
W zamian Hermiona podrapała go za uszami.
- Więc, jeśli wszystko jest gotowe, wezmę twoje rzeczy i możecie powiedzieć sobie papa. – powiedział Ray i złapawszy za walizkę Rona, wyszedł.
- Czas tak szybko mija, gdy się dobrze bawisz, huh. Idziemy? – spytała Hermiona.
- Tak. Powiedział Harry i rozmawiając ruszyli na korytarz a potem schodami w dół.
- Wszyscy gotowi do wyjazdu? – Spytał Tom, wychodząc na korytarz.
- Tak. – odpowiedzieli Ron i Hermiona.
- Więc okej.
- Gdzie nas zabierzecie? – spytała Hermiona.
- Ulica Pokątna. Tam na pewno ktoś was zobaczy. – odpowiedział Tom
- Ach, - obróciła się do Harry’ego, wzruszając ramionami. – Myślę, że to jest to.
Harry pociągnął nosem i zamiauczał miękko, owijając ogon dookoła siebie. Hermiona natychmiast przytuliła go i uściskała mocno.
- Pisz do nas, okej?
- Okej. – Harry kiwnął głową.
Oderwała się od niego na długość ramion.
- I musisz, koniecznie musisz wysłać nam zdjęcia bliźniaków, gdy się urodzą, okej? – Tak naprawdę to nie było pytanie.
- Definitywnie. – zaśmiał się Harry.
Znów go uściskała i cofnęła się, by zrobić miejsce Ronowi.
- Troszcz się o siebie, kolego. O bliźniaków też.
- Będę.
Weszli Rabastan i Rudolfus, uśmiechając się szczęśliwie i machając rękoma.
- Gotowy, Freddie?
- Fred to mój brat. – Ron cofnął się ze zmarszczonymi brwiami.
- Och, tak. Huh. – Rudolfus obrzucił go zamyślonym spojrzeniem.
Harry roześmiał się i potrząsnął głową. Hermiona zaś uśmiechnęła się i spojrzała na Toma.
- Dziękuję za sprowadzenie nas tu.
- To była przyjemność. – odpowiedział Tom.
- Och i dziękuję za pozwolenie na pożyczenie tych książek. – powiedziała, wskazując na torbę książek przy jej nogach. – Odeśle je sową, jak tylko skończę.
- Nie ma pośpiechu. Przeczytałem je przynajmniej ze dwa razy.
- Więcej niż dziesięć razy. – zadrwił Harry.
- Cicho tam. – zbeształ go figlarnie Tom.
- Nieważne. Trzymaj się z daleka od kłopotów. – powiedziała Hermiona, wskazując na Harry’ego
- Ja?
- Tak, ty. Znam cię.
- Wpadam w kłopoty tylko przez niego. – zawołał Harry, wskazując kciukiem Toma.
- I dostał cię teraz. – skomentował Ron.
- Nie martw się, Hermiono. – powiedział Tom, owijając rękę wokół Harry’ego a drugą wsuwając w jego włosy, targając uszko, przez co Harry zmiękł. – Upilnuje go.
- Okej.
Ron i Hermiona zmniejszyli swoje rzeczy i po ostatnich pożegnaniach wyszli.
xxx
- Ciekawe, ile będziemy musieli czekać. – powiedział Ron, idąc z Hermioną wzdłuż Alei Pokątnej.
- Nie wiem. Ktoś z pewnością nas zauważy. – powiedziała, rozglądając się dookoła za znajomymi twarzami.
Ledwo te słowa wyszły z jej ust, usłyszeli, jak ktoś woła ich imiona. Obrócili się i zobaczyli ożywioną, różowowłosą osobę, którą tak kochali.
- Ron! Hermiona! – Tonks z trudem łapała oddech, zatrzymując się przy nich.
- Tonks! Jak miło cię widzieć. – powiedziała miło Hermiona.
- Wzajemnie… co, co? – rozejrzała się wokół, by zobaczyć kto na nich patrzy, po czym zniżyła głos. – Zostaliście przecież porwani!
- Byliśmy? - spytał Ron.
- Tak! Przez Sami – wiecie – Kogo i… Hej! – zawołała Tonks. – Moment. Jak uciekliście?
- Um…
- Mniejsza o to! Złapcie się mnie, zabiorę stąd waszą dwójkę. – powiedziała Tonks, znów rozglądając się, łapiąc ich za ręce i aportując się do Kwatery.
xxx
- Profesorze! – zapłakała Tonks, gdy weszli do Grimmauld Place. – Znalazłam ich! Ja, j- łaaa!
Ron i Hermiona zdusili w sobie śmiech, gdy ona potknęła się o stojak na płaszcze i wylądowała przed stopami Rona. Pani Weasley, usłyszawszy rozmowę, wypadła z kuchni, gdzie trwało zebranie Zakonu i rozejrzała się dziko dookoła.
- Och, Ron! – wykrzyknęła, gdy zauważyła go i przyciągnęła go, by wyściskać.
- Mamo! – Ron odsunął się od niej i złapał oddech. – Nie. Mogę. Oddychać.
Kobieta pozwoliła mu odsunąć się i uścisnęła Hermionę, po czym znów uściskała Rona.
- Geez, mamo. Nic mi nie jest.
- Och! Nie mogę w to uwierzyć. Jesteście tutaj. – powiedziała pani Weasley, przesuwając po nich dłońmi w poszukiwaniu jakiś ran.
Nastąpiło to wówczas, gdy zobaczyła ich ubranie. Oczekiwała szmat a zamiast nich zobaczyła, że zostali ubrani w nowe, czyste i drogie ubrania na podróż. Zmarszczyła brwi w zakłopotaniu, ale wprowadziła ich do kuchni.
- Ron, Hermiona. – stwierdził Dumbledore, wstając. Obrzucił ich krótkim spojrzeniem. – Cieszę się, że widzę was całych i zdrowych.
- Dlaczego miałoby być inaczej? – spytał Ron, siadając.
- Dlaczego?! Zostałeś porwany! – zawołał pan Weasley
- Och, prawda. – powiedział zakłopotany Ron.
- Mógłbyś wyjaśnić swoje zdziwienie, panie Weasley? – spytał uprzejmie Dumbledore.
- Uch…
- Byliśmy zobaczyć się z Harrym. – wtrąciła Hermiona.
- Harry? – Remus ożywił się.
- Tak. Tom porwał nas w prezencie dla Harry’ego.
- Tom? – zapytał Kingsley.
- V – Voldemort, Czarny pan, Jakkolwiek chcesz go nazwać. – powiedział Ron, wzruszając ramionami, chociaż nic nie mógł poradzić na zająknięcie się przy tytule Voldemort.
Dłuższe życie w strachu przed Imieniem Tego, którego imienia nie można wymawiać nadal miało jakiś wpływ, mimo ostatnich zmian w zachowaniu tegoż Czarnego Pana.
- Więc byliście przez ten cały czas z Harrym? – spytał pan Weasley.
- Yup.
- Co u niego? – spytał Remus.
- Och. Wszystko w porządku. – powiedziała Hermiona
- Poza hormonami. Nagle zaczyna wrzeszczeć lub płakać. – Ron przewrócił oczami. – Straszne.
- Tak nie było. Cóż, może troszeczkę. Ale Tom troszczył się o niego.
- Tak. On jest także ogromny. – dodał Ron, pokazując to rękoma.
- Mówił, że będzie rodził za około miesiąc. Och! Mamy zdjęcia! – Zawołała Hermiona, grzebiąc po kieszeniach. – Tutaj. – podała im.
- Whoa! – skomentował Bill.
- Mówiłem wam. – powiedział Ron z szerokim uśmiechem.
- One się nie poruszają. – powiedział Charlie, oglądając zza ramienia brata.
- Cóż, to był mugolski aparat fotograficzny i tam się nie poruszają. Ron i ja – z pomocą Toma – zdobyliśmy aparat na urodziny Harry’ego. – wyjaśniła Hermiona.
- Ach. Rozumiem.
- Czy to jest?… - spytała Tonks, trzymając zdjęcie uśmiechniętego człowieka z niebieskimi oczami, z plamkami czerwieni.
- Tak. To jest Tom. Harry zrobił to zdjęcie gdy on nie zwracał uwagi. – powiedziała Hermiona.
- On nie… wygląda strasznie. – skomentowała Tonks.
- W ten sposób próbuje cię zwieść. – warknął Szalonooki i chwycił zdjęcie w dłonie.
- Nie jest. – powiedział Ron. - Właściwie, jest całkiem przyjemny. Ale na bogów, nie wspominaj przy nim o naturalnej magii. To zajęło go i Hermionę na tyle, że nie szło ich uciszyć.
- Nieprawda. – powiedziała obrażona Hermiona. – Ale on tak dużo wie.
- Cóż, jest Czarnym Panem. To oczywiste, że dużo wie. I tak, tak było. Nawet Harry tak powiedział. – stwierdził Ron.
- Tak, cóż. – stropiła się a Ron uśmiechnął. – W każdym razie, Harry jest w porządku.
- Hermiono? Co TO jest? – spytała pani Weasley, trzymając inne zdjęcie.
- Och! Zapomniałam wam powiedzieć. Harry bierze ślub!
- Co?! – każdy wstrzymał oddech.
- Yup! To Harry z pierścionkiem. – powiedziała, wskazując na zdjęcie. – Tom zaproponował mu to, kiedy tam byliśmy. To było takie romantyczne!
- Ona znów odpływa. – westchnął Ron, potrząsając głową na senne spojrzenie Hermiony.
- On naprawdę… poprosił go o ślub? Czarny Pan? – spytał Remus.
- Tak. To jest tak oczywiste, że Tom go kocha. Naprawdę są razem szczęśliwi. – powiedziała Hermiona. – Harry powiedział, że mogę pomagać przy ślubie i ma nadzieję, że u was wszystko w porządku i zechcielibyście przyjść. – powiedziała, patrząc na Remusa.
- Cóż… To już dużo wnosi i będę mógł sam zobaczyć na własne oczy, by móc zrozumieć. Ale Widzę, że są szczęśliwi. – powiedział Remus patrząc na podane mu zdjęcie. – Jeśli chodzi o ślub… Nie opuściłbym go za żadne skarby.
- Będzie szczęśliwy, jak się dowie. – Ron i Hermiona uśmiechnęli się.
- Czy to Severus? – spytała McGonagall.
- Och, tak. To on. Harry mówił, że wymknęło mu się, że on jest szpiegiem i Snape musiał tam zostać i uważać na Harry’ego, w ramach kary. – powiedział Ron.
- To jest trudne. – śmiał się Bill.
- Już nie. Oni teraz dogadują się dość dobrze.
- Naprawdę? – Niedowierzająco spytała McGonagall.
- Tak. Wydaje mi się, że Harry dogadał się z nim.
- Harry ma ten specyficzny typ osobowości. – dumał Dumbledore.
- Pewnie tak. – zgodziła się Hermiona.
- Więc naprawdę bierze ślub? – spytał Remus.
- Tak. Ale dopiero po urodzeniu bliźniaków. Nie chce być gruby na swoim ślubie. To jego słowa. – powiedział ze śmiechem Ron.
Każdy zachichotał cicho.
- Czy wiecie, jakie imiona będą mieli bliźniaki? – spytała pani Weasley
- Nie! - Hermiona obraziła się i gniewnie skrzyżowała ramiona. – Nie powiedział nam. To ma być niespodzianka.
- To, albo jeszcze nie mają. – powiedział Ron.
- Możliwe.
- Źle, że nie możemy tam być, gdy będą się rodziły. – powiedział Ron, opierając głowę na rękach.
- Ale powiedział, że wyśle zdjęcia.
- Po tym, jak mu groziłaś. – Ron uśmiechnął się głupio.
- Wszystko jedno.
- Przypuszczam, że już więcej nie musimy się niepokoić o bezpieczeństwo Pana Pottera. – powiedział Kingsley.
- Nie. On jest całkiem w porządku. – powiedziała Hermiona.
- Nadal nie powinniśmy mu ufać. On mógłby coś robić i wasza dwójka mogłaby grać mu na rękę. – powiedział Moody. Ron i Hermiona utkwili w nim wzrok.
- A co z wojną? Co on robi? – powiedział głośno pan Weasley.
- Nie wiemy. Tom naprawdę był dość zajęty uważaniem na Harry’ego, by zrobić cokolwiek. A Harry też nie wie, bo nie chce nic o niej wiedzieć. – odparła Hermiona.
- Więc nie mamy ani jednego pomysłu, co on planuje – o ile planuje? – spytał Remus.
- Jeśli coś planuje, my nic nie zauważyliśmy. Nic wielkiego przynajmniej. Często szedł do biura, gdy my tam byliśmy.
- Więc on coś planuje. – powiedział szorstko Moody.
- Nie wiem. – powiedział Ron, wzruszając ramionami. – To nie znaczy, że cokolwiek robi. To mogło być coś dla Harry’ego.
- On ma rację. – Hermiona wtrąciła się.
- Będziemy musieli czekać i wtedy zobaczymy. – powiedział Dumbledore. – Tak naprawdę to nigdy nie możemy wiedzieć, co Tom myśli. – każdy się niechętnie zgodził, nawet Ron i Hermiona. – Musimy mieć się na baczności i mieć plan działania tylko na wypadek, gdyby okazało się, że Harry jest w jakimś niebezpieczeństwie. – dodał. – Chociaż… Myślę, że nie będzie to potrzebne.
Rozdział 17
Ponownie w rezydencji Riddle’a, Harry wędrował dookoła domu bez celu. Gdy Ron i Hermiona odeszli, był znudzony, gdy Tom znalazł go w drodze do salonu i zabrał go do pokoju z grami. Gdy dotarli tam, Harry powoli i zawzięcie obniżył się na tapczan i opar rozluźniony na poduszkach.
- Czuję się, jakbym miał wybuchnął.
Tom zachichotał i umieścił swoje ręce na brzuszku Harry’ego.
- Pozostał tylko niecały miesiąc.
- Podekscytowany? - Harry pokiwał głową.
- Tak. Nerwowy… i przestraszony.
- Ja także. – powiedział miękko Harry. – Spodziewam się, że będę dobrą matką.
- Wiem, że będziesz. – powiedział Tom, całując czubek jego głowy.
- Ty też będziesz, znaczy jako ojciec. – Tom pokiwał głową i przez chwilę milczeli. – Więc… gdzie jest ta moja niespodzianka? – spytał po chwili.
- Bądź cierpliwy. Wkrótce ci powiem.
- Kiedy?
- Mmm… dzisiaj, ale później.
- Naprawdę?
- Tak. Ale teraz muszę sprawdzić, czy pewna rzecz jest zrobiona. – powiedział Tom, wstając.
- Aww. Więc w porządku. Pocałujesz?
Tom uśmiechnął się i schylił, by pocałować go raz, ale zamieniło się to w kilka pocałunków. W końcu zdjął ręce Harry’ego ze swojej szyi i umieścił je na jego brzuszku.
- Do zobaczenia później.
- Okej.
Tom pogładził uszy Harry’ego jeszcze raz i wyszedł, zostawiając go. Harry westchnął, widząc jak on idzie i odchylił się ponownie do poduszek.
- Teraz jest za spokojnie.
- Wiem. Ale wkrótce tak już nie będzie. – powiedział Ray, podając mu pilota, więc Harry mógł włączyć telewizor. – Lepiej odpoczywaj, póki możesz.
- Tak – powiedział Harry, czule gładząc swój brzuch. Rozejrzał się dookoła i zauważył Snape’a w cieniu ściany. – Sevvie, usiądziesz tutaj. – powiedział, poklepując miejsce obok siebie.
- Teraz mogę usiąść na tapczanie? – Severus zmarszczył brwi w typowy dla siebie sposób.
- Tak, ale jeśli zrobisz coś, co nie lubię, to wracasz na podłogę.
Severus pokiwał głową i sztywno usiadł na tapczanie obok Harry’ego.
- Och, daj spokój, odpręż się. Gryzę tylko gdy jestem rozgniewany.
- Tylko, jak jesteś rozgniewany? – zachichotał Ray.
- Cóż, robię to też w innym czasie, ale wątpię, byś chciał wiedzieć.
- To… ja o niczym nie mówiłem. – Ray pobladł.
- Nie? Och, cóż. Czy możesz włączyć „Króla Lwa”?
xxx
Następne kilka godzin, pozostałych do obiadu, spędzili oglądając filmy Disneya i drzemką Harry’ego.
- Czy teraz dasz mi moją niespodziankę? – Harry spytał Toma podczas obiadu.
- Tak. Po obiedzie. – powiedział Tom. – Nie łączmy tego z jedzeniem.
- Ale chcę to. – Harry wydął wargi.
- Bądź cierpliwy. To nigdzie nie pójdzie.
- Świetnie. – powiedział Harry, ale wciąż jadł swoją rybę z miodem troszkę szybciej.
Gdy zostali sami, Tom wziął Harry’ego do swego biura, by mieć prywatność.
- Gdzie to jest?
- To nie jest fizyczna rzecz. – powiedział Tom, prowadząc ukochanego by usiadł
- Nie jest?
- Nie.
- Och… więc, co to jest? - Harry opuścił nieznacznie uszy.
- A więc…
- Czy to jest duże?
- Tak. Wręcz katastrofalnie.
Harry podniósł nieznacznie uszy, ale nie powiedział nic. Czekał. Tom wziął głęboki oddech i wypuścił go.
- Przez ostatnie kilka miesięcy wiedziałeś, że coś się dzieje i masz rację. Bardzo dużo myślałem i zdecydowałem… zrezygnować z wojny.
- Ty… ty rezygnujesz? – oczy Harry’ego rozszerzyły się.
- Tak. Już podjąłem kroki w tym kierunku.
- T – te wszystkie spotkania…
Tom pokiwał głową.
- Właśnie po to są. Spotykam się ze starymi kontaktami. Rozmawiam o starych przysługach. Wypuszczam ich przez kontakty i to wszystko.
- A twoi śmierciożercy?
- Oni wiedzą. Będę wypuszczał ich z pełnym wybaczeniem i żadnymi relacjami ze mną. Mroczny znak zniknie i będą wolni i będą robić, co chcą.
- Rezygnujesz? Po tym wszystkim? Nie, że nie jestem szczęśliwy – wręcz jestem w ekstazie – ale… dlaczego? –zawołał Harry.
- Naprawdę, nie chcę, by bliźniaki dorastały w świecie, gdzie trwa wojna albo by wiedzieli, że ich ojciec jest mordercą.
- Zrezygnujesz z tego wszystkiego dla nich? Dla mnie? – spytał Harry z błyszczącymi oczami.
- Tak, zrobiłbym to. I robię to.
- Jesteś… nawet nie wiem, czym jesteś. Nie myślałem, że kiedykolwiek zrezygnujesz z tego. – z oczu Harry’ego popłynęły łzy i sięgnął do Toma, by go przytulić.
- Nie byłbym, ale pewne rzeczy się zmieniły. – powiedział Tom, wsuwając ręce wokół brzuszka Harry’ego. – Teraz mam coś, co chcę chronić. – zamarł. – Do tego – spojrzał w dół na swoje ręce gładzące brzuch Harry’ego. – Teraz rozumiem, co robiłem do tego roku. Zabijałem ludzi… niszcząc ich rodziny… teraz mam swoją własną rodzinę, czy nawet tylko kogoś o kogo się troszczę… widzę, jak… bardzo niewłaściwie działałem. I… przepraszam. – spojrzał w górę na Harry’ego, spodziewając się, że mógłby zrozumieć głębsze znaczenie tych słów.
- Ludzie nie wybaczą ci tylko dlatego, że powiesz przepraszam. Znaczy, kochane przez nich osoby odeszły na zawsze. – Harry spuścił wzrok.
- Rozumiem. – szepnął Tom.
- Ale za jakiś czas wszystko się poprawi i myślę, że będzie w porządku. – powiedział Harry z małym uśmiechem.
- Domyślam się, że będą potrzebowali dużo czasu. – Tom uśmiechnął się ponownie
- Och, tak. – zgodził się z nim Harry.
- Cóż, odkąd odszedł Lord Voldemort spodziewam się, że to będzie łatwiejsze.
- Tak będzie. Bynajmniej, póki nie pojawi się kolejny terror.
- Nie będę miał z tym nic wspólnego.
- Mam nadzieję, że nie. – zaśmiał się Harry. – Jak daleko z tym zaszedłeś?
- Na tyle wysoko, że dotarłem do miejsca, gdzie potrzebuje… pomocy.
- Od kogo?
Tom zmarszczył brwi.
- Dumbledore. – powiedział stanowczo.
- Dumbledore? Dlaczego?
- Cóż, jedyną drogą, przez którą mogę otrzymać odroczenie dla swoich zwolenników, przynajmniej kilku z nich, jest zdobycie współpracy z Ministerstwem i nie wytańczę tego samotnie.
- Ach, rozumiem. Więc potrzebujesz Dumbledore’a jako pośrednika.
- Dokładnie.
- Powiedziałeś „kilku z nich”. Dlaczego nie wszyscy?
- Ponieważ kilku z nich… nie współpracuje ze mną i zbyt odchodzą w mroczne aspekty magii. Innych po prostu nie lubię. Więc będę przedstawiał ich Ministerstwu jako formę… prezentu albo wymiany, jeśli zechcesz.
- Huh. – powiedział zamyślony Harry.
- Jednym z nich miała być Bella. – kontynuował Tom. – Ale… wiesz, co się z nią stało. – Harry pokiwał głową. – A ma to być…
- Wormtail! - przerwał niecierpliwie Harry.
- Tak. I Macnair i kilku innych
- Naprawdę robisz to wszystko czy nie?
- Tak. Robię. – potwierdził Tom.
- Podziw… To wszystko, co mogę powiedzieć. To jest… wielkie.
- Więc podoba ci się twoja niespodzianka? – spytał Tom.
- Tak. Już więcej nie będzie wojny! Nie będzie umierania i niepokojów.
- Dokładnie. W ten sposób możemy siedzieć spokojnie i zajmować się naszymi kociakami.
- Powtórzyłeś to. – zachichotał Harry.
- Zamknij się. – powiedział czule Tom i pocałował bok jego głowy.
- Nigdy więcej wojny. Tylko spokój i pokój… Nie mogę się doczekać. – zachichotał Harry w najlepsze i ponownie przytulił Toma
- Ja także.
Rozdział 18
Przez kilka następnych tygodni, Tom zaczął zauważać, że Harry coraz częściej znikał, gdy był z Severusem i Raymondem.
- Pozwól mu na to. – powiedział któregoś dnia, gdy zaniepokojony Ray przyszedł z wiadomością, że Harry znów zniknął. – Prawdopodobnie siedzi w swoim gnieździe. Przygotowuje się.
- Czy on?
Tom pokiwał głową.
- Tak. Widziałem go wcześniej, jak wyjmował z twojego pokoju poduszkę.
- Więc tak to zniknęło. Myślałem, że sprzątnęły ją domowe skrzaty.
- Nie. To był Harry.
- Myślałem, że już wszystko ma gotowe.
- Najwyraźniej nie.
- Tak, cóż. Pójdę go poszukam. Lepiej być wciąż czujnym.
- Dziękuję, Raymondzie.
Ray kiwnął głową i odszedł.
Niecałą minutę później drzwi uchyliły się i do środka wsunęła się para uszu. Tom spojrzał na to i powrócił do pracy w papierach, a po chwili coś do niego dotarło.
- Harry? – zielone oczka zamrugały i kontynuowały wpatrywanie się w niego. – Potrzebujesz coś? – Harry cofnął głowę i cały ukazał się w wejściu, kręcąc nieznacznie. – Co się stało? – spytał Tom, prostując się.
Harry potrząsnął głową i sztywno przeszedł przez pokój, zatrzymując się przed jego biurkiem.
- Chodzi o bliźniaków?
Harry ponownie potrząsnął głową, obszedł biurko dookoła i złapał go za rękę, ciągnąc przy tym nieznacznie.
- Chcesz mi coś pokazać? – Tom załapał aluzję i wstał.
Harry nic nie powiedział, tylko wyprowadził go z biura w dół korytarzem, po czym zatrzymał się i spojrzał w górę, na niego.
- To jest tutaj? – spytał zdezorientowany Tom.
Harry znów nic nie powiedział i otworzył drzwi do bibliotek. Przeszedł obok pustych stołów i dotarł aż do samego końca rzędów regałów i poprowadził Toma w dół rzędu. Przeszedł w nim parę kroków i zatrzymał się, oglądając się, czy za nim idzie. Harry zrobił to kilka razy, wędrując przez labirynt regałów z książkami. Chociaż Tom już czuł się zdezorientowany i nie wiedział, gdzie idą, mądrze zachował milczenie.
W końcu, Harry zatrzymał się na końcu biblioteki i zawahał się, odwrócił się i spojrzał na niego, puszczając jego dłoń. Wówczas odwrócił się i ruszył przy ścianie do ciemnego kąta.
Wtedy zrozumiał, co Harry chciał mu pokazać. Jego gniazdo.
Harry delikatnie przestawił przedmioty i wówczas położył się między różnymi rzeczami, które znalazł dookoła domu.
Tom cicho podszedł i uklęknął przy jego boku.
- To tu się chowasz, tak? To dobre miejsce. – Harry rozpromienił się, dumny. – Dlaczego mi pokazałeś?
- Nie chciałem tego. Coś we mnie każe natychmiast spakować się i przenieść. Mam ci nie pokazywać, przynajmniej nie myślę tak. To… to jest skomplikowane. – Harry pokręcił się nieznacznie.
- To jest kot w tobie. – Powiedział tom, zrozumiawszy.
- Tak. Domyślam się. Ale kociaki wkrótce się urodzą. Czuje to i wiem, że sam nie mogę ich urodzić, więc…
- Pokazałeś mi. – dokończył Tom a Harry pokiwał twierdząco głową. Tom delikatnie podrapał go za uszami. – Zrobiłeś odważną rzecz. Jestem z ciebie dumny.
Harry posłał mu słaby uśmiech i spojrzał na ich złączone ręce. Tom mógłby przysiąc, że był on nieznacznie niespokojny, ale powstrzymał się.
- Powiedziałeś wkrótce, jak wkrótce?
- Bardzo wkrótce. – odpowiedział Harry, przesuwając dłonią po brzuchu. – Oni wciąż się przesuwają.
- Będę musiał kazać Albertowi być w gotowości. – powiedział zamyślony Tom.
Harry kiwnął na zgodę, bawiąc się kawałkiem koca.
- Będę też musiał powiedzieć Raymondowi i Severusowi, gdzie jesteś.
Zaalarmowany Harry poderwał głowę.
- Nie. – Tom wycofał się. – Nie dokładne miejsce, tylko ogólny obszar. Tutaj, w bibliotece. W ten sposób oni wiedzą, gdzie jesteś, gdy coś potrzebujesz.
- Okej. Myślę, że mogę to zaakceptować. – Harry namyślał się przez minutę.
- Dobrze. – Tom przesunął się bliżej, by położyć koło Harry’ego. – Hm. To jest wygodniejsze niż myślałem.
- Nieprawdaż? - Harry zachichotał czując jak on się odpręża.
- Mógłbym tu zasnąć. – westchnął Tom, lokując się wygodnie.
- Tak robię cały czas. – powiedział Harry, wciąż leżąc.
- Widzę dlaczego. Nie mogę uwierzyć, że masz tu te wszystkie rzeczy.
- Wiem. Ja tylko zacząłem zbierać i już nie mogłem przestać.
Tom pokiwał głową i rozejrzał się. Pociągnął za rękaw znajomej koszuli i spojrzał na Harry’ego. Harry zarumienił się, chwycił to i wepchnął za siebie.
- Wiesz, że potem musisz to wszystko odłożyć na swoje miejsce?
- Tak, wiem. Nie czekam na to.
Tom zachichotał i spojrzał na Harry’ego, którego oczy przymknęły się.
- Czujesz się teraz w porządku?
- Tak. Znaczy… jesteś ojcem, więc to jest w porządku, że ty wiesz.
- Dobrze. Chyba, że coś jeszcze mi nie mówisz. – zaczął mu się drażnić Tom.
- Nie. – zawołał roześmiany Harry. – Tylko to.
- Okej. Tylko się upewniam.
- Czy dzisiaj masz coś do zrobienia? – zachichotał Harry, i przytulił się do niego.
- Nie. – usłyszał stłumioną odpowiedź Toma. – Absolutnie nic. – powiedział i objął ręką talię Harry’ego, przyciągając go bliżej.
- Okej. – powiedział sennie Harry i wtuliwszy się w niego, zasnęli.
xxx
Po tym zdarzeniu wpadli w rutynę. Harry wolał siedzieć w gnieździe a Ray i Severus siedzieli z przodu biblioteki, coś tam robiąc. Wołał ich, gdy coś potrzebował i ci zostawiali mu to na stole a Harry szedł po to, zabierał i wracał. Tylko Tom miał pozwolenie, by tam przychodzić i czasem przyłączał się do drzemki Harry’ego, gdy miał czas wolny.
Cztery dni później pojawiła się pewna komplikacja, która przeszkodziła w tej rutynie.
Szczęśliwy Harry szedł przejściem między rzędami w bibliotece, popijając swoją szklankę mleka, którą dostał od Raya, gdy uderzył w jego jelita potworny ból i poczuł nudności. Puścił szklankę, która stłukła się, rozlewając dookoła mleko. Położył dłoń na brzuchu. Harry wstrzymał oddech z bólu i poczekał, aż cierpienie zelżało. Co do diabła? Zastanowił się, czy z bliźniakami wszystko w porządku. Zaczął przesuwać dłonią po brzuchu i gdy jedno z nich się zbuntowało, westchnął z ulgą.
Wówczas poczuł, jak coś śliskiego zwilża mu uda i moczy spodnie. Och, boże.
To nie było mleko. Harry nie wiedział skąd i jak, ale wiedział, że to pękły jego wody.
- Ray. – zawołał, próbując nie panikować, gdy ostrożnie obszedł roztrzaskaną szklankę i ruszył do gniazda.
Nieważne, ile razy to ćwiczyli, nagle był bez wskazówki, co powinien teraz zrobić.
- Tak? – usłyszał odpowiedź Raya.
- Ray! – krzyknął zaalarmowany, gdy nadeszła kolejna fala bólu.
- Harry, co się dzieje? – usłyszał, jak dwa krzesła przesunęły się po podłodze.
- RAY! – wrzasnął, gdy tylko ból nasilił się. – I… IDŹ PO TOMA!
Ray prawie przestał oddychać, gdy zrozumiał co się dzieje i ruszył do działania.
- Severusie, idź do niego. Pójdę po Toma.
Ledwo zdołał zauważyć kiwniecie głową, gdy wybiegł drzwiami i pobiegł korytarzem do biura Toma.
- Raymond? Coś się stało? – spytał Tom, patrząc na niego znad papierowej pracy.
- Harry. – wysapał bez tchu Ray. – Harry chyba rodzi!
Oczy Toma rozszerzyły się i przechylił się przez biurko, uderzając w nie kolanem.
- Cholera! – krzyknął.
Ray uniósł brwi w szoku, ale szybko to zamaskował; Tom nie był kimś, kto traci kontrolę. Tom minął go i zawołał zza drzwi.
- Sprowadź tu Alberta.
- Tak, Alberta. – Ray kiwnął głową i pobiegł sprowadzić uzdrowiciela.
Tom przybiegł do biblioteki i natychmiast usłyszał wrzask z tyłu pomieszczenia.
- Tom!
- Nadchodzę! – krzyknął i poszedł znajomą trasą, do gniazda Harry’ego. Dotarłszy tam zobaczył przechylonego Harry’ego, trzymającego się za brzuch i Severusa przy nim.
Harry spojrzał w górę sapnął, oczy miał zmrużone z bólu. Gdy ból odszedł, otworzył je i sięgnął dłonią do niego.
- Tom. – pisnął.
- Jestem tuż obok. – powiedział Tom, łapiąc za ofiarowaną dłoń
- Parcia są co pięć minut. – powiedział Severus. – Oni chcą wyjść i to teraz.
- Albert jest już w drodze, kochanie. W porządku?
- Allie?
- Tak. Postaraj się wytrzymać.
Harry skinął i zmusił się do odetchnięcia na kilka minut przed ponownym atakiem bólu. Krzyknął i rozpłakał się gdy kolejna fala bólu uderzyła w niego. Ścisnął Toma za rękę.
- Wszystko będzie w porządku. - Tom spróbował go uspokoić.
- W porządku?! Sam spróbuj przez to przejść! – Harry pstryknął w niego palcami i ból uderzył ponownie.
- Trzy minuty. – powiedział Severus.
- W porządku. Gdzie do cholery jest Albert? – spytał Tom.
Harry potrząsnął głową, by oprzytomnieć.
- Przepraszam. Pstryknąłem ciebie palcami.
- Nie szkodzi. – powiedział Tom, całując jego rękę.
- Tom!
Tom odwrócił głowę i nasłuchiwał, by się zorientować, gdzie jest. Zlokalizował go na początku biblioteki.
- Z tyłu, Albert! Pójdź prosto aż do końca, potem skręć w lewo, prawo, znów prawo, lewo i potem w dół do końca.
Przez moment słyszeli bieg dwóch osób i Albert z Rayem przeszli przez korytarz do kąta. Albert szybko oszacował sytuację z zainteresowaniem i zabrał się do pracy.
- Jak często są skurcze?
- Trzy minuty. – powtórzył Severus, jako że Harry właśnie miał kolejny skurcz.
- Wow. Ta dwójka pewnie chce wyjść.
- Nie żartuj. – wysapał Harry. – Cześć, Allie.
- Cześć Harry. Jak się czujesz?
- Nieźle. – powiedział Harry, mocno zgrzytając zębami, jako że poczuł kolejny skurcz.
- Dwie minuty.
- W porządku. Potrzebuje gorąca wodę i dużo ręczników. – powiedział Albert, wyjmując rzeczy z torby, którą przyniósł.
- Przyniosę to. – powiedział Ray podskakując i pobiegł.
Nikt nie zatrzymał go, by powiedzieć, że mógł to wyczarować, tak byli zestresowani.
Tom zauważył, że miejsce stało się za ciasne i zwrócił się do Severusa.
- Pomóż mi to przesunąć. – powiedział, puszczając dłoń Harry’ego i wyjmując różdżkę
Razem przesunęli regał z książkami, poszerzając przestrzeń. Tom wziął troszkę poduszek i koców i zaczął poszerzać gniazdo, dzięki czemu Harry mógł usiąść wygodniej i było więcej miejsca do porodu.
Kiedy czekali na Raya z wodą i ręcznikami, ręcznie przygotowali dla bliźniaków kołyskę, zrobioną z rzeczy z gniazda, żeby mieli w czym leżeć kiedy wyjdą, a także zdjęli Harry'emu spodnie i bieliznę, i owinęli go kocem, przykrywając dolną część ciała
- Rozciągnij nogi, to ci pomoże w bólu. – powiedział Albert i Harry zrobił tak, jak mu kazał.
Harry westchnął i ułożył się na plecach, czekając na kolejny skurcz.
- Oni zwolnili. – powiedział Severus, patrząc na kieszonkowy zegarek
- Dlaczego? Coś nie tak? Co się stało? – spytał bojaźliwie Harry.
- Nic. – uspokoił go Albert. – Rodzenie trwa zazwyczaj dłuższą chwilę. Wkrótce znów zaczną.
- Och. Ok. więc nie ma nic niewłaściwego?
- Nie, to nic złego. Jakby to powiedzieć… Oni odpoczywają, odzyskują siły, zanim będą mogli naprawdę zacząć się przepychać.
- Och! – Harry zbladł.
- Wracam! – powiedział Ray, niosąc duża miskę i ręczniki.
Wyjął ręczniki z miski i napełnił ją wodą z różdżki.
- Nie podgrzewaj jej jeszcze, chwilowo nie jest potrzebna. – powiedział Albert.
Ray pokiwał głową i przyklęknął przy Harrym.
- Jak się czujesz?
- Wszystko w porządku, ból osłabł. – przynajmniej chwilowo.
- Dobrze. Więc… co teraz?
- Teraz – powiedział Albert i rozsiadł się na piętach – Czekamy.
xxx
Przez następne sześć godzin skurcze wróciły i wyrywały Harry’ego z jego snu tylko po to, by mógł ponownie zasnąć. Dookoła niego ludzie rozmawiali cicho o różnych rzeczach, próbując zapełnić czas oczekiwania, aż bliźniacy będą gotowi wyjść.
Tom leżał obok Harry’ego, wciąż trzymając go za rękę a druga na jego brzuchu, czując, jak jego dzieci przesuwają się wewnątrz. Podskoczył, gdy Harry poderwał się z otwartymi oczami i chwycił się za brzuch.
- Och, Boże, to boli. – powiedział Harry, opadając ponownie i zamykając oczy.
- Wiem, że to boli, ale to już wkrótce się skończy. – powiedział Tom.
Harry uśmiechnął się i wówczas znów krzyknął z bólu.
- Oni znów przesunęli się bliżej. – powiedział Severus.
- Achh! – krzyknął Harry, znów zaciskając oczy. – To boli. – powiedział i znów krzyknął.
Znieruchomiał na chwilę, po czym wrzasnął jeszcze głośniej z bólu.
- Co się dzieje. – Spytał Tom, podnosząc się.
- Oni schodzą. – powiedział Albert, sprawdzając brzuch Harry’ego.
- Co – Spytał niedowierzająco Ray.
- Oni szukają wyjścia. – wyjaśnił Albert.
- Och.
Harry sapnął w połowie skurczu i spojrzał na Toma.
- To twoja Wina! – warknął, gdy ból uderzył z podwójną siłą.
Tom zamrugał zakłopotany, niezdolny by pojąć, dlaczego na niego wrzeszczy.
- Okej, Harry. – powiedział Albert, sterylizując sprzęt i ręce. – Muszę przeprowadzić procedurę, by ich wyjąc, okej?
Harry kiwnął głową.
- Okej. – powiedział słabo.
Albert kiwnął głową i zrobił nacięcie w kształcie łzy w arkuszu by wystawić na wierzch brzuch Harry’ego. Położył na brzuchu zanurzony w gorącej wodzie ręcznik, by złagodzić ból i rzucił zaklęcie znieczulające na wyznaczony obszar.
- Okej, Gotowy?
- Tak.
Albert usunął z jednej strony ręcznik i uniósł skalpel, pochylając się do przodu, by zrobić nacięcie.
- Z – zaczekaj! – Harry zobaczył nóż i spanikował.
Albert zatrzymał się i spojrzał na niego pytająco.
- To ich nie zrani, prawda?
- Nie. Tylko stworzę dla nich wyjście, skoro nie masz… właściwego narządu do rodzenia dziecka.
Harry zarumienił się i kiwnął głową. Odwrócił się, kiedy Albert kontynuował procedurę. Skrzywił się, czując jak coś go szczypie, ale zmusił się aby nie patrzeć.
- Kiedy ci powiem, masz przeć, okej? – powiedział Albert.
- Okej. – powiedział Harry i spojrzał w górę, na Toma, wyglądającego troszkę blado. – Wszystko w porządku?
- Tak. W porządku. – Tom spojrzał na niego.
- Widzisz ich?
- Nie. – powiedział Tom. – Tylko dużo krwi. – pomyślał, widząc ją na całych rękawiczkach Alberta. Poczuł pociągniecie za rękę i spojrzał ponownie w dół.
- Nie zemdlejesz na mnie? – Harry lekko zażartował.
- Nie. Nie będę mdlał. – uśmiechnął się.
- Dobrze. – wysapał Harry i ścisnął jego rękę, gdy nadszedł kolejny skurcz.
- Okej. Przyj! – powiedział Albert i Harry był posłuszny. – Jeszcze raz! Przyj!
- Achhhhh! - Harry krzyknął z bólu, gdy parł mocniej. – Zabiję cię! – krzyknął do Toma, gdy ten chwycił mocniej jego rękę.
- Okej. - Zgodził się Tom, nie do końca zdając sobie sprawę, na co się godzi. – Wszystko będzie dobrze.
- Prawie są. – powiedział Albert. – Przyj.
- Myślę, że się rozchoruje. – powiedział Ray, wyglądając na lekko zielonego, ale przesunął się bliżej.
– Widzę główkę! – powiedział podniecony i Tom przesunął się, by spojrzeć
- Jeszcze raz, Harry.
Harry parł przy wtórze mocnego krzyku przeszywającego powietrze.
- I… to jest chłopiec.
Harry zaśmiał się radośnie, gdy Albert trzymał go, by mógł zobaczyć.
- To jest nasz syn. – powiedział do Toma.
- Tak, to on. – powiedział Tom, całując jego rękę.
Albert podwiązał i przeciął pępowinę nożyczkami i wręczył noworodka Severusowi do wyczyszczenia, po czym znów był gotowy na przyjęcie następnego.
- Jeszcze jeden, Harry. – Harry pokiwał głową i był gotowy. – Okej. Przyj. – Harry parł i parł, aż drugi krzyk przeszył powietrze dookoła. – I twoja córka jest tutaj. – powiedział Albert, trzymając ją.
- Jest taka malutka. – szepnął zmęczony.
- Dziewczynki przeważnie są mniejsze od chłopców, ale ona urośnie. – powiedział Albert ucinając pępowinę i wręczając ją Rayowi.
- Jedno jest pewne, mają siłę w płucach. – skomentował, gdy Severus przejął ją by została wyczyszczona.
- Oni są tutaj. – Harry zaśmiał się i spojrzał w oczy Toma.
- Tak, są. – powiedział Tom, próbując zobaczyć bliźniaków przez ramię Alberta.
- Okej. – powiedział Albert, machnąwszy różdżką i sprzątając wszystką krew. – Jesteś już poskładany. I zdrowy. Sprawdzę teraz twoje bliźniaki i potem mogą spotkać się z mamusią i tatusiem.
- Dziękuję, Allie.
- Żaden problem. Cieszę się, że byłem w stanie, by wziąć udział w tak nadzwyczajnych chwilach. – powiedział i poszedł, by sprawdzić noworodki.
- Czuję się taki pusty. – powiedział Harry kładąc się i pokazując na swój prawie płaski żołądek.
- Wyglądasz na pustego. – powiedział z uśmiechem Tom. Spojrzał w górę i zobaczył Alberta, nadchodzącego z zawiniątkiem na ręce.
- Wszystko z nimi w porządku? – spytał Harry, podnosząc się z pomocą Toma.
- Są perfekcyjnie zdrowe, z dziesięcioma palcami u rąk i nóg… i z kilkoma dodatkami.
- Czy coś jest z nimi nie tak? – uszy Harry’ego ożywiły się.
- Sam zobacz. – powiedział Albert potrząsając głową i chichocząc.
Umieścił niebieskie zawiniątko w rękach Harry’ego a Ray umieścił różowe w rękach Toma.
Harry wstrzymał oddech, gdy patrzył w dół na swego synka.
- On ma moje uszy! – zawołał, jego własne uszy przekrzywiły się, gdy spojrzał na dziewczynkę i zobaczył, że ona również je ma.
- Małe ogonki również. – powiedział szczęśliwy Ray
- Wydaje mi się, że wiem, skąd dostali te dodatki. – powiedział wystraszony Tom.
Harry uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Oni są piękni.
Tom skinął potakująco, wpatrując się w dziewczynkę.
- Tak. Tylko… widziałem, że oni tam byli i jak się rodzili, ale… to nadal jest…
- Szok?
- Tak. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę trzymał dziecko. Moje dziecko. – spojrzał na Harry’ego, który uśmiechał się. – Nasze dziecko. Dzieci. – poprawił się, dotykając wskazującym palcem małego ucha na głowie chłopczyka.
Harry uśmiechnął się i oparł głowę na torsie Toma i przesunął niebieskie zawiniątko w rękach tak, by był obok siostry. Razem wtuleni zasnęli szybko, cicho i spokojnie jak tylko umieli. Harry uśmiechnął się szerzej, będąc na granicy łez.
- Witajcie na świecie, Raja i Feliksie.
Rozdział 19
Hermiona siedziała w swojej sypialni, czytając jedną z książek, które pożyczyła, gdy usłyszała, że ktoś woła jej imię.
- Hermiono.
- Tutaj, Ron.
- Hermiono. – głos Rona był coraz głośniejszy. – Hermiono!
- Ron uspokój się, jestem tutaj. – powiedziała Hermiona, zamykając książki i spoglądając na chłopaka wchodzącego do pokoju.
- To jest od Harry’ego. – zignorował ją, trzymając kopertę.
Hermiona wstała, złapała za list i spojrzała na pismo na kopercie.
- To nie pisze Harry…
- Nie on?
Przewróciła oczami.
- No dalej, Ronaldzie. Znasz Harry’ego od siedmiu lat. Wydawałoby się, że powinieneś rozpoznać jego pismo. – Ron odwrócił się i zamamrotał coś cicho. – Prawdopodobnie to jest od Toma. – kontynuowała i rozsiadła się, by przeczytać.
Drogi panie Weasley i Panno Granger,
Wiem, że Harry obiecał napisać do was, gdy urodzą się bliźniaki, ale aktualnie odpoczywa i nie ma czasu, by pisać. Był długo na nogach i teraz tylko się buntuje, więc wziąłem to zadanie na siebie. Generalnie Harry argumentuje… i przyznam się, że ja także chce wam powiedzieć.
Trzeba było długo czekać. Harry zaczął rodzić jakoś rano, nie pamiętam o której. Myślę, że nawet nie spojrzałem wtedy na zegar. Byłem w biurze, ale Raymond i Severus byli w bibliotece, gdzie był Harry. Och. Nie powiedziałem wam. Dowiedziałem się, gdzie było gniazdo Harry’ego. Było na tyłach biblioteki, schowane w kącie. W każdym razie, w środę siedemnastego sierpnia o godzinie dwudziestej drugiej czterdzieści osiem urodził się Feliks Syriusz Riddle, ważąc osiem i dziewiętnaście setnych funta a mierząc dwadzieścia i dwadzieścia setnych cala. A o dwudziestej drugiej pięćdziesiąt dwie urodziła się Raja Molly Riddle, ważąc siedem i dziewięćdziesiąt trzy setne funta a mierząc dwadzieścia i trzydzieści pięć setnych cala. Bliźniaki są zupełnie zdrowe, maja wszystkie dziesięć palców u rąk i nóg. Oczywiście płakali jak się narodzili i na pewno mają parę w płucach. Są całkowicie perfekcyjni.
Jak widzicie na dołączonych do tego listu zdjęciach, mają kilka kocich dodatków. Mają zarówno małe, kocie uszy jak i ogony, schowane między kocami. Nie ma na nich żadnego futerka, więc to tylko małe kawałki ciała na główkach i troszkę dłuższy jako ogon, ale ono powinno urosnąć w ciągu mniej więcej kilku tygodni. Sądząc po małych kosmykach włosów na ich głowach, są czarnowłose, tak jak ja i Harry. Bliźniaki są niemal identyczne, za wyjątkiem oczu. Obaj mają różnobarwne. U Feliksa jego prawe oko jest niebieskie a lewe zielone a Raja na odwrót, prawe zielone i lewe jest niebieskie. To nie jest nic niewłaściwego, po prostu tacy się urodzili. Sprawiło nam to szok, ale mimo wszystko je kochamy. Harry lubi mówić, że mają nas obu w sobie. Też lubię tak myśleć, ale mam nadzieję, że mają nie wszystko moje, jeśli rozumiesz mój tok myślenia.
Harry czuje się świetnie, tylko troszkę jest zmęczony i właśnie odpoczywa. Będzie tego potrzebował. Oboje będziemy, według Alberta – uzdrowiciela, którego spotkaliście, gdy tu byliście. Jesteśmy podekscytowani, że bliźniaki w końcu są z nami, ale nie czekaliśmy na dni bez snu. Ale to część rodzicielstwa, więc jakoś sobie poradzimy. Harry odmawiał zabrania ich z gniazda przez pierwsze dni, ale w końcu przenieśliśmy je do pokoju dziecinnego na górze i w końcu sprzątnęliśmy gniazdo. Jedynym problemem jest to, że Harry dalej nie wpuszcza mnie do pokoju dziecięcego, ale myślę, że to tylko jego instynkt, by je chronić. Wkrótce mu przejdzie. Mam nadzieję.
Zboczyłem. Przepraszam, zwykle tego nie robię, ale nic na to nie poradzę. Teraz tak mam. Harry napisze do was, gdy wypocznie. Przepraszam, że tak późno was powiadamiamy, teraz będziemy robić to na bieżąco.
Szczery,
Tom Riddle
PS. Jak zauważyliście, jest do tego listu dołączony drugi. Jeśli dalibyście go Dumbledore’owi, bardzo bym to docenił.
Hermiona pisnęła, kończąc list i podniosła zdjęcia.
- Aw! Jacy oni słodcy!
- Żałuje, że nie mogliśmy tam być. – powiedział Ron biorąc zdjęcie podane mu przez Hermionę.
- Ja także. Spójrz, widzę ucho. – powiedziała, pokazując mu.
- Tak. Spójrz na ich oczy.
Kontynuowali „Och” i „Aw” nad zdjęciami przez kilka chwil, aż one się skończyły.
- Tom naprawdę wydaje się być szczęśliwym ojcem. Naprawdę podekscytowanym. – powiedziała Hermiona, znów podnosząc list i przeglądając go.
- Nie żartuj. Ciągle by ich trzymał.
- Och, cicho. – powiedziała Hermiona, ale uśmiechnęła się, gdyż wiedziała, że to było prawdziwe stwierdzenie.
- Zastanawiam się, dlaczego pisze do Dumbledore’a. – powiedział Ron, biorąc od niej drugi list. – Myślałem, że go nienawidzi.
- Nie wiem, ale powinniśmy mu to dać. Jest tutaj?
- Nie. Przyjdzie za jakiś czas, na spotkanie.
- Okej. Wtedy mu to damy i powiemy reszcie dobre wieści.
xxx
-… I te zdjęcia przyszły z nim. Na lewo to Feliks Syriusz a po prawej jest Raja Molly.
- O – on… On nazwał swoją córkę po mnie? – spytała pani Weasley, patrząc na jedno ze zdjęć.
- Na to wygląda. – powiedział z szerokim uśmiechem Ron. – Po Syriuszu także.
Kobieta przyglądała się zdjęciom bliźniaków i niespodziewanie zalała się łzami. Pan Weasley natychmiast podszedł, by ją pocieszyć.
- On… On nazwał ją… - płakała.
- Wyglądają na zdrowe dzieci. – powiedziała Tonks, zaglądając przez ramię Remusa, by również popatrzeć. – Chociaż ich oczy są troszkę niesamowite.
- Zabawne słowa od kogoś takiego jak ty. – zażartował Charlie a ona wystawiła mu język.
- Myślę, że to sprawia, że są unikatowi. – powiedziała Hermiona.
- Tak, ale wydawałoby się, że posiadanie ogona i uszów sprawia, że są wystarczająco unikatowi, ale nie, oni musieli rzucić się jeszcze z tym. – powiedział Ron
- Tak… ale nadal są słodcy.
- Nie powiedziałem, że nie są. – Ron zaśmiał się. – Biedny Harry, nawet jego dzieci nie mogą być normalne.
Każdy roześmiał się.
- Kim jest ten uzdrowiciel wspomniany w liście? – spytał Remus.
- Och, Albert? To stary przyjaciel Toma ze szkoły. – odpowiedziała Hermiona.
- Hmm… Albert Mitchell, Slytherin. Pamiętam go. Bardzo uzdolniony. - Dumał zamyślony Dumbledore. – Pomocna dłoń za czasów Toma i jego popleczników, ale nigdy tak naprawdę z nimi nie powiązany.
- Nie będzie miał kłopotów, że tam był?
- Nie panno Granger. Był tam tylko, by pomagać Harry’emu w ciąży. To właśnie robią uzdrowiciele. – powiedział Dumbledore, odkładając list.
- Dobrze, ponieważ jest naprawdę miły i cóż, Tom darzy go aprobatą, skoro nazywa go „przyjacielem”.
- Gdzie on jest, tutaj? – spytał Bill. – To wygląda jak… pralnia.
- Och. Myślę, że to jest gniazdo. Tom mówił, że było w bibliotece. – powiedział Ron.
- Gniazdo?
- Tak. Koty robią gniazda, gdy mają rodzić. – powiedziała Hermiona. – Harry się w tym nie różni.
- Och. Łapię to.
- Panno Granger. Tu pisze, że jest dla mnie dołączony list? – zapytał Dumbledore.
- Och, tak. – wyciągnęła list z tylnej kieszeni. – Jest tutaj, profesorze.
- Dziękuję. – powiedział uprzejmie i usiadł ponownie, by go przeczytać.
- Dlaczego on pisze do Dumbledore’a?
Rozmowy urwały się na widok reakcji Dumbledore’a na to, co było napisane w liście. Podczas czytania listu brwi Dumbledore’a poderwały się jakby w zaskoczeniu i jego usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu. W końcu odłożył list.
- Co on pisze? – wyrzucił Ron. Hermiona spiorunowała go spojrzeniem. – Zna… Znaczy… - zarumienił się i schylił głowę. – Czy mógłbyś nam powiedzieć, co napisał?
Dumbledore złożył razem ręce i chwilkę obserwował list, zanim podniósł spojrzenie.
- Wydaje mi się. – stwierdził z migoczącymi oczami. – Że mam odpowiedz na twoje pytanie, Arturze. Od tej pory nie ma już Lorda Voldemorta.
Przez pokój przetoczyło się zbiorowe sapnięcie i znów wybuchły rozmowy.
- Co?
- Jak to możliwe?
- Co się stało?
- To naprawdę koniec?
Inni milczeli, wstrząśnięci.
- Profesorze. Czy… czy on rezygnuje? – spytała Hermiona i każdy ucichł, by usłyszeć odpowiedź.
- Zgadza się, panno Granger. Voldemort, czy raczej jak wybrał by się nazywać – Tom Riddle - od teraz rezygnuje z wojny.
Przez dom przetoczyły się owacje i wrzaskliwe wiwaty, które niechybnie usłyszano by naokoło domu, gdyby nie zaklęcia na nim. Po latach życia w strachu, nadzieja pojawiła się w sercach i dużo łez popłynęło u każdego z zebranych w tym pokoju.
- To jakaś sztuczka! – wrzasnął Moody, dodatkowo uderzając pięścią w stół – Chce oszukać naszą straż i wówczas zaatakować!
- Och, zamknij się Szalonooki. Nie możesz chociaż raz być szczęśliwy? – pani Weasley pstryknęła palcami.
- To jest pułapka, mówię ci to. – warknął.
- Nie, Alastorze. Nie jest. – powiedział Dumbledore. - Papier jest nasączony eliksirem prawdy. Nie mógłby tutaj leżeć, gdyby nie napisał prawdy. Wojna jest naprawdę skończona.
Moody groźnie spojrzał na stół, kiedy każdy znów się rozweselił.
- Co on chce? Na pewno coś zachce.
Uspokoili się po tym pytaniu i spojrzeli na Dumbledore’a.
- Jest dołączona lista próśb…
- Wiedziałem.
Dumbledore złapał go za rękę, powstrzymując Moody’ego przed długą tyrada na temat stałej czujności.
- Alastorze, powiedziałem prośby, nie żądania.
- Więc o co prosi? – spytał Remus.
Dumbledore znów podniósł list.
- Przede wszystkim chodzi o współpracę z ministerstwem. - powiedział. – Rezygnuje z wojny i tytułu w zamian za nie rozliczanie go za działania i puszczenie wolno, by mógł być z mężem i dziećmi.
Grupa wybuchła, ale Dumbledore uniósł dłoń i uciszył ich.
- Także przyjmie karę, jeśli uzna ją za sensowną. Prosi też o pełne wybaczenie dla zwolenników poza tymi, których po selekcji odda ministerstwu. – Dumbledore odłożył list i założył ręce, patrząc dookoła.
- To wszystko? – spytała Tonks.
- Cóż, jest mała sprawa, bym pozwolił dzieciom pójść do Hogwartu, gdy będą gotowi. Ale to nie jest do dyskusji. O przyjęciu dziecka do mojej szkoły nie decyduje to, kim byli rodzice.
Każdy spojrzał na siebie.
- Cóż… to brzmi… niezbyt źle. – powiedział zamyślony Charlie.
- Tak. Znaczy, on rezygnuje z wojny i przyjmie karę.
- Myślę, że to robota Harry’ego.
- Na to mi wygląda. – zgodził się Ron.
- Kogo odda? – spytał Remus.
- Jest tutaj lista imion, ale on też przyjmie inne imiona, jeśli ich tu nie ma, ale musimy powiedzieć dlaczego.
- Okej. Nie jest źle. – powiedział pan Weasley. – W ten sposób potrzeba ukarania go się wypełni.
- Prawda. Tak jest. – powiedział Dumbledore, wstając. – Musze iść do Ministra. Mamy dużo do przedyskutowania.
Dumbledore wyszedł a reszta jeszcze została, by świętować.
Rozdział 20
Kilka następnych dni rezydencja Riddle’a wrzała aktywnością. Tom i Harry odkryli różne rzeczy na temat bliźniaków, głownie co nie powinni robić. Po pierwsze, bliźniaki nie lubili być na boku i zaczynali wrzeszczeć gdy ich głowy były dalej od siebie niż pięć stóp. W wyniku tego połączyli za pomocą magii kołyski , które mieli w pokoju dziecinnym, więc mogli spać jedno przy drugim.
Ostatnio przyszedł rozmawiający tłum ludzi, głównie zwolenników Toma, którzy chcieli zobaczyć bliźniaków. W skutek tego Tom i Harry nauczyli się, że bliźniacy nie lubili być otoczeni. To zdarzenie skończyło się dwudziestoma minutami płaczliwego koncertu a każdy próbował uspokoić je, robiąc wszelakie rzeczy jak robienie min czy przysuwanie zabawek ( głównie ślizgońskich) do ich twarzyczek. W końcu każdy musiał się odsunąć i w końcu płacz ustał.
Inną rzeczą było to, że gdy jeden z nich zaczynał płakać, drugi przyłączał się nawet, jeśli nie było nic niewłaściwego. Robił to wyłącznie dlatego, że pierwszy płakał. Tom zaczynał myśleć, że oni robią to celowo.
W momentach, których bliźniacy spali, Tom i Harry odprężali się i ucinali sobie drzemki.
- Nie myślałem, że to będzie takie trudne. – wymamrotał Tom.
- Ja również. – powiedział Harry, gdy rozłożył się obok jego pleców, uszy ułożył się ponownie a ogon po boku.
Obaj byli wyczerpani. Nie mieli nawet możliwości spokojnie się przespać. Budzili się w różnych godzinach, wciąż z powodu bliźniaków. Nawet gdy trafiały się momenty spokoju, mimo błogości nie zdołali zasnąć.
- Czy już otworzyłeś list, który dostałeś?
Tom był przez moment cicho.
- Nie myślałem o tym. – Sięgnął dookoła, do swojej kieszeni i wyciągnął go.
Patrzył się na niego zmęczony, po czym otworzył jednym pociągnięciem i wyciągnął dwie osobne koperty.
- To jest do ciebie. – powiedział, podrzucając większą, a ona wylądowała na twarzy Harry’ego.
Harry spróbował to zdmuchnąć, ale list nie wykonał żadnego ruchu.
- Od kogo? – spytał, powoli unosząc rękę, by zdjąć list z siebie i przytrzymać przed sobą.
- Nie podpisany.
- Och. To od Rona i Hermiony. – Harry otworzył go i przeczytał.
- Hmm? Mmm?
- Tak. – zachichotał. – Chcą więcej zdjęć bliźniaków i chcą osobiście ich zobaczyć. Mówią też, cytuje: „Do cholery, kiedy Tom zdecydował się zrezygnować z wojny?”. Nie, że się skarżą, każdy jest podekscytowany.
- Myślałby, że nie będą. – powiedział Tom, czytając swój własny list.
- Od kogo jest twój?
- Dumbledore’a…
Harry przewrócił się, po czym podskoczył obok Toma i pozostał w takiej pozycji przez chwilę.
- O czym piszę? – spytał, kładąc swoją brodę na jego ręce.
- Minister i on chcą spotkać się ze mną, by przedyskutować moje prośby. – odpowiedział Tom, upuszczając list na łóżko.
- Cóż, to jest dobre, prawda?
- Tak, bardzo dobrze. Znaczy mam nadzieję, że idzie dobrze.
- Chcesz, bym poszedł z tobą.
- Nie. Myślę, że byłoby lepiej, gdybyś tu został. Nie sądzę, by było w tamtym momencie za bezpiecznie.
- Tak, masz rację. – ziewnął Harry.
- Oczywiście, że mam. – Harry uderzył go w rękę bokiem swojej. – Auć.
- Mam nadzieję, że boli. – powiedział Harry i obrócił się do niego tyłem.
- To… - spojrzał na Harry’ego, który obejrzał się wyczekująco i szybko obrócił. – Tak było. To bolało. Myślę, że pojawi się siniak. – powiedział, usiłując ubarwić swój głęboki, melodyjny i mocny głos dramatycznym cierpieniem.
Harry popchnął go figlarnie i Tom przewrócił się na plecy, by odejść. Harry zachichotał i wspiął się na niego.
- To było troszkę nieuczciwe.
- Było? Myślałem o tym.
- Tak wiele dla mnie znaczysz. – szepnął Harry z uśmiechem, czując jak wargi Toma muskają delikatnie jego.
- Tak? – spytał Tom, wsuwając ręce pod tyłek Harry’ego i przyciągając go bliżej. – Przepraszam. Pozwól mi pokazać, ile dla mnie znaczysz.
Harry zadrżał z zachwytem i pochylił się w dół, by go pocałować. Ich wargi dotykały się lekko, drażniąco. Minęło dużo czasu od ich intymnych chwil sam na sam i obaj mieli ochotę na to. Z ust Harry’ego wydostał się słaby jęk, gdy jego usta połączyli się z ustami Toma z taką zażyłością. Tom przewrócił ich, więc to on był teraz na górze i przycisnął ciało Harry’ego do siebie, tak, że razem dopasowali się. Harry znów zajęczał i otworzył usta, czując jak Tom wsuwa w nie język i pozwalając na taniec ze swoim. Pocałowali się mocno, pozwalając by ich pragnienie wzięło górę. Harry oparł głowę i zamknął oczy, gdy Tom zostawił w spokoju jego usta i zaczął całować go wzdłuż szyi. Zamruczał zachwycony i wygiął się w łuk do niego, owijając ogon dookoła jego nogi i popędzając go, by kontynuował.
- To było tak długo. – szepnął Tom, przesuwając palce w górę Harry’ego i wkładając ją pod koszulkę.
- Szybciej Tom. – Harry jęknął w odpowiedzi. – Zanim…
- Wahhhhhhhhhh!
Tom opuścił głowę na tors Harry’ego i westchnął głęboko. Wszystkie pragnienia i pasje odeszły, zostawiając ich niezaspokojonych.
- Dlaczego właśnie teraz? – jęknął Harry, mając ochotę się rozpłakać.
- Lepiej wstańmy teraz zanim…
- Waaahhhhhh!
- … To drugie się obudzi. – dokończył Tom z posępną nutką słyszaną w głosie. Przewrócił się i usiadł, otwierając oczy.
Harry usiadł i poderwał się, idąc do drzwi prowadzących do pokoju dziecinnego. Tom szedł obok niego.
- O co chodzi, moje kociaki? – zagruchał, gdy dotarł do kołyski. Płacz ustał i bliźniaki uniosły wzrok, mrugając sennie tymi długimi, ciemnymi rzęsami. Harry sięgnął w dół i wziął ich na ręce. – Jesteście głodni? Założę się, że o to chodzi. – powiedział, siadając w bujanym fotelu. – Tom, czy mógłbyś?
Tom pokiwał głową.
- Zaraz wracam. – powiedział i wyszedł z pokoju.
- Tatuś poszedł dostać dla was jedzenie, okej? Tyko poczekajcie minutę. – powiedział Harry i bliźniaki zakołysali ogonami i miauknęli do niego. – Och, oboje jesteście tacy słodcy. Tak, jesteście. – zagruchał, wąchając ich. – Mamusia was kocha, wiecie to. Bardzo mocno. Rozmawiałem z wami, gdy byliście wewnątrz mnie, poznajecie mój głos?
Feliks ziewnął i rozejrzał się, mrugając sennie swoimi niebiesko-zielonymi oczami do siostry obok siebie, po czym spojrzał w górę na Harry’ego i miauknął.
- Poznajesz, prawda, Feliks?
- Znów z nimi rozmawiasz? – spytał Tom, wracając do pokoju i trzymając dwie ciepłe butelki mleka.
- Oczywiście. Chciałem, by rozpoznali, kim jestem. – powiedział Harry i ustawił je pionowo. – Spójrzcie, Raja, Feliks. To jest tatuś.
Bliźniacy przesunęli czoła naprzód widząc, jak Tom wszedł do pokoju i pomachali nieznacznie ogonami.
- Spójrz, poznali cię. – powiedział szczęśliwie Harry.
- Poznajesz mnie kochanie? – Tom spytał się córkę.
Raja miauknęła i owinęła swój ogon dookoła jego ręki, po czym rozsiadła się na rękach ojca.
- Oni są tacy inteligentni. – powiedział Harry, karmiąc Feliksa butelką, którą on ssał szczęśliwie.
- Tak, są. – powiedział Tom. Siadając w drugim bujanym fotelu, koło Harry’ego.
- Mają to po tobie. – powiedział Harry, spoglądając na niego z uśmiechem.
- Mam uczucie, że jak będą starsi, to będą sprawiali kłopoty. – odpowiedział Tom, układając Raję w rękach i karmiąc butelką. – Będą mieli to po tobie.
- Hej!… Cóż, to może być prawdziwe.
- To jest prawdą. Jesteś dużą kupką kłopotów. Wciąż pamiętam ściganie cię dookoła domu i rozbijanie rzeczy.
- Miałem usprawiedliwienie. Próbowałem wyjść. – Harry wydął wargi.
- Robiłeś to celowo.
- Masz rację, robiłem. – zachichotał Harry, ukazując uśmiech na swej zmęczonej twarzy.
- Wiedziałem to. – powiedział Tom, odkładając pustą butelkę.
Przesunął córkę w ramionach, by się jej odbiło. W tej samej chwili Harry zrobił to samo z Feliksem.
- I znów odpływają. – powiedział Harry, gdy bliźniaki ziewnęli i zaczęli zamykać oczy. Ulokował Feliksa w kołysce a Tom ułożył Raję obok niego. – Zdrzemnę się, nie wiem kiedy trafi się kolejna okazja.
- Idę tuż za tobą. – powiedział Tom i wyszedł za Harrym z pokoju dziecinnego, by dostać coś, co potrzebował – sen.
xxx
Tydzień później nadszedł dzień, w którym miał się spotkać z Dumbledore’em i ministrem. Harry leżał na łóżku z bliźniakami, ułożonymi na środku i gruchał do nich. Tom stał z przodu, szykując się przy lustrze.
- Na pewno nie chcesz, bym poszedł? – spytał Harry.
Martwił się, że coś może stać się Tomowi; nie popuścił by ministrowi i mógłby zrobić coś głupiego.
- Będzie dobrze. – Tom uspokoił go, poprawiając kołnierz i odwracając się, by stanąć nad łóżkiem. Wciąż jestem Czarnym Panem, nawet jeśli rezygnuje z wojny. Chociaż nie myślę, by zrobili cokolwiek.
Harry pokiwał głową i przechylił głowę w stronę Raji i pocałował ją głośno w policzek. Miauknęła szczęśliwie i pomachała małymi piąstkami w powietrzu.
- Może jestem tylko przewrażliwiony.
- Niemniej oczekuje sporo ochrony. – powiedział Tom z uśmieszkiem.
- Będzie miał tam całą armię! – wywołał tym uśmiech Harry’ego.
Tom zachichotał i poruszył się do łóżka i spojrzał na bliźniaków czule.
- Poradzisz sobie, gdy mnie nie będzie?
Jakoś sobie poradzę. – powiedział cierpko Harry, podnosząc się.
- Wrócę późno, okej. – Tom przyciągnął go blisko i mocno pocałował.
- Okej, bądź ostrożny. – powiedział Harry, obniżając nieznacznie uszy.
- Będę. – Tom pogładził je. Pochylił się i ucałował bliźniaki w czoło. – Wy dwoje, bądźcie dobrzy dla mamusi, okej?
Raja mrugnęła zielono-niebieskimi oczkami, wpatrującymi się w niego pozornie spokojnie i nagle dotarło do niej co to znaczy i zaczęła płakać. Zaraz dołączył do niej Feliks.
- Uch, och. Myślę, że oni wiedzą, że wychodzisz. – powiedział Harry, podnosząc ich – Tatuś wróci. – zagruchał do nich.
Tom przybrał minę winowajcy i pogładził małe uszka. – Wrócę błyskawicznie.
Bliźniacy tylko rozpłakali się jeszcze mocniej.
- Lepiej już idź. Spóźnisz się. – powiedział Harry.
- Jesteś pewny? – spytał Tom.
- Tak. Dam radę. Wkrótce się uspokoją.
Tom kiwnął głową, pocałował znów Harry’ego i wyszedł.
Harry spojrzał na bliźniaków, jak kręcili się dookoła, próbując zobaczyć, gdzie poszedł ich ojciec a duże łzy spływały im po twarzyczkach.
- Teraz. – powiedział, podnosząc ich obu w rękach. – Co dzisiaj porobimy, hm?
Bliźniacy pociągnęli nosem i miauknęli smutno, patrząc na niego i kładąc ponownie małe uszka na głowie, aż ukryły je w czarnych włoskach.
- Tatuś wkrótce wróci, nie martwcie się. Do tego czasu, może pójdziemy pograć na zewnątrz.
Bliźniacy spojrzeli na siebie i wydawali się rozważać to poprzez kołysanie ich ogonów, i miauknęli do niego.
- Przysięgam, wy dwoje jesteście tacy inteligentni. Okej, idziemy. – wyszedł z pokoju i ruszył w dół schodami. – Ray? Sevvie?
Obaj natychmiast obaj zjawili się przy nim.
- Wolałeś? – spytał Ray.
- Tak. Trzymaj. – przekazał mu Feliksa i poprawił sobie Raję w ramionach. – Idziemy na zewnątrz i pomyślałem, że dobry pomysł to zrobienie sobie małego pikniku. – zwrócił się do Severusa. – Mógłbyś dostać koc i rozkazać skrzatom, by spakowali jedzenie dla nas wszystkich?
Severus kiwnął głową i ruszył w dół korytarzem.
- Pewnie masz go pod pantoflem. – powiedział z uśmiechem Ray.
- Kogo, Sevvy’ego? Myślę, że tak, on nie jest w końcu taki zły. Nie mów nikomu, że to powiedziałem! – ostrzegł go.
- Nie powiem. – powiedział Ray.
- Dobrze.
Harry przeszedł pod szafę i wyjął nosidełko dla dziecka. Ray chwycił drugie i wyszli pod wyjście, gdzie spotkali Severusa. Wyszli na zewnątrz i zrobili sobie piknik na dużym polu pod drzewem, bawiąc się z bliźniakami i rozmawiając między sobą o tym, co zdarzyło się zadziwiającego.
Wszyscy śmiali się z siebie i rozmawiali, przynajmniej Harry i Ray to robili. Harry zebrał kilka mniszków lekarskich z trawy i zdmuchnął je wszystkie, myśląc całą wiązankę życzeń. Biały puch oderwał się z główki i zawirował dookoła nich, co pobudziło wszystkich do kichnięcia, łącznie z bliźniakami.
Minutę temu bliźniaki gaworzyły szczęśliwie w swoich małych koszykach i gdy kichnęli… zniknęli.
Zaalarmowany Harry krzyknął i upuścił łodygi kwiatów i rzucił się do nosidełek.
- Raja! Feliks! – szaleńczo przeszukiwał kocyki, szukając ich.
Aż jego ręka dotknęła czegoś futrzanego. Usunął koc i ukazała się mała futrzana główka, mrugająca do niego.
- Raja? – szepnął i usunął koce z drugiego nosidełka, przez co wypadł drugi futrzany kociak. – Feliks.
- O cholera. – Ray obserwował ich szeroko otwartymi oczami.
- Myślę, że mamy problem.
Rozdział 21
Gdy Tom przybył do Ministerstwa magii, krzątało się jak zawsze w pracy. Ludzie zerknęli na niego krótko i ruszyli swoją drogą, niektórzy w sprawie interesów, inni ciekawi. Każdy podróżował lub szedł przed siebie spokojnie, odchodził nie wrzeszcząc wystraszony. Część niego tęskniła za tym. Odsunął od siebie ten myśl. Nie była na miejscu, kiedy miał mieć spotkanie z ministrem o powstrzymanie tego morderczego, masowego interesu.
Wyszedł z windy i poszedł na górę, do recepcji.
- Przepraszam.
Recepcjonista spojrzała w górę i jej znudzony wyraz twarzy natychmiast zniknął.
- W czym mogę ci po… pomóc? – czarownica jąkała się na widok przystojnego mężczyzny przed nią.
Tom pokazał jej uroczy uśmiech i czarownica wyglądała, jakby miała się roztopić. Tak, to nadal potrafił i wciąż działało.
- Mam się spotkać z Ministrem.
- Poproszę o Nazwisko? – zarumieniła się, patrząc do terminarza.
- Tom Riddle. - Toma naszła pokusa, by powiedzieć Lord Voldemort, by zobaczyć jej reakcję.
Przejrzała terminarz i kiwnęła głową.
- Proszę poczekać moment. – wstała, poszła w dół małym korytarzem i zapukała do drzwi.
Zatrzymała się tam, nasłuchując, po czym wsunęła za nie głowę, coś powiedziała i po zamknięciu drzwi wróciła. – Minister oczekuje Pana.
- Dziękuję, Wiktorio. – powiedział Tom, biorąc jej imię z płytki imiennej na biurku.
Czarownica zarumieniła się, gdy posłał jej kolejny uroczy uśmiech i ruszył do drzwi. Otwierając je widział, jak Korneliusz Knot siedzi za majestatycznym biurkiem a Albus Dumbledore w krześle naprzeciwko niego. Zauważył również z humorem, że było obecnych także kilku Aurorów.
- Tom. Jak dobrze jest cię widzieć. – Dumbledore podniósł się i odwrócił, uśmiechając się z migoczącymi oczami.
- Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie. – Tom zmarszczył brwi. Może rezygnował z wojny ale wciąż nienawidził Dumbledore’a. Spojrzał na Knota. – Ministrze. – mruknął, kiwając nieznacznie głową.
- Pan Riddle. – Knot nerwowo poruszył się na swoim fotelu.
Tom rozejrzał się dookoła.
- Naprawdę to jest konieczne?
Zajrzał do umysłu Aurorów i odkrył, że tak naprawdę nie wiedzieli, dlaczego tam byli. Byli całkowicie zdezorientowani, dlaczego musieli być tam najlepsi, chroniąc ministra od pozornie sensownego i niegroźnego pana. To nie był czarny pan albo coś innego.
Tom obrócił się do Ministra i pytająco uniósł brew.
- Tak. Cóż, standardowe ostrożności. Rozumiesz. – Knot sprawiał wrażenie, jakby zaczął się pocić pod wzrokiem Toma.
Tom westchnął lekko i wszedł dalej do pomieszczenia. Knot usiadł niemal prosto, gdy on podszedł i Tom uśmiechnął się głupio w duszy. Wyjął różdżkę i zauważył z przyjemnością, jak Knot się cofnął ale Aurorzy zobaczyli, że ten elegancki, ciemnowłosy mężczyzna wyczarował sobie wyglądające wygodnie krzesło i po chwili w nim usiadł.
- Tak, rozumiem. Ale nie sądziłem, że będziesz chciał, by ktokolwiek jeszcze o tym wiedział...
- Tak, Korneliuszu. Nie sądzę, by to wszystko było konieczne. – powiedział Dumbledore.
- Ale… - Dumbledore posłał mu ostrzegawcze spojrzenie znad okularów i Knot spojrzał w dół pokonany. – Tak. W porządku. – Machnął do Aurorów i ci odeszli.
- Teraz. – powiedział Dumbledore, zwracając się do Toma. – Ufam, że Harry i bliźniacy są zdrowi?
- Tak. Całkowicie. – odpowiedział Tom.
- Patrząc na ciebie nie macie więcej snu niż przez chwilę. – Dumbledore zachichotał i rzucił mu badawcze spojrzenie.
- Nie wydaje mi się, że przyszliśmy tutaj rozmawiać o moich zwyczajach dotyczących snu. – powiedział krótko Tom.
Dumbledore pokiwał twierdząco głową.
- Całkowicie mnie zaskoczyłeś, gdy dostałem list od ciebie, nawet bardziej niż jego treścią. Muszę poprosić o potwierdzenie: naprawdę rezygnujesz z wojny?
Tom milczał przez chwilę i zerknął na ministra, który wychylił się naprzód, czekając na odpowiedź.
- Tak.
- Dlaczego? – knot rozsiadł się wygodniej i wypuścił wstrzymywane powietrze.
- Mam swoje powody. – Tom uśmiechnął się głupio. – Myślałem, że chciałbyś, by wojna się skończyła.
- Oczywiście, że chce! Ja tylko… tylko… - męczył się szukając słów.
- Korneliusz próbuje powiedzieć, że to jest szok, że chcesz zrezygnować po tych wszystkich latach.
- Rzeczy zmieniają się. – powiedział Tom, wzruszając ramionami.
Nie był zbytnio chętny, by dzielić się z nimi myślami lub swoimi motywami. Preferował wyjście stąd szybciej niż później. Nie wspominając, że uważał obu za idiotów odkąd pamiętał.
- Poważnie. Cóż, wróćmy do interesów. W liście podałeś listę próśb o które nas spytałeś. Minister i ja uzgodniliśmy, że mogą zostać spełnione.
- Dobrze.
- Ale chcielibyśmy dodać kilku z twoich zwolenników do listy, którą nam dałeś.
- Och? – Dumbledore przekazał mu arkusz pergaminu z kilkoma dodanymi nazwiskami jak również powody, dlaczego. – Wierzę, że to może zostać zrobione, poza jednym – Malfoy Lucjusz.
- Powiedziałeś, że moglibyśmy dodać jakieś nazwisko. – powiedział podniecony Knot.
- Zrobiłem, ale tylko gdy znajdzie się inny powód. – Tom spojrzał na niego i ten cofnął się na swoim krześle.
- Możesz wyjaśnić? – spytał Dumbledore?
- To jest naprawdę proste. W ostatnich miesiącach Harry bardzo przywiązał się do Lucjusza. Nie wydaje mi się, by był szczęśliwy, gdybyś go zabrał. – wyjaśniał Tom, uśmiechając się głupio w duszy na wspomnienie nowego przezwiska, jakim Harry nazwał głowę rodu Malfoy. Lucjusz nie był za bardzo szczęśliwy, gdy Harry zaczął nazywać go Łucją, ale to był doskonały znak, że Harry mu ufał.
- Rozumiem. – Dumbledore rzucił Knotowi ponowne spojrzenie, gdy ten sprawiał wrażenie, że coś powie, ale to skutecznie uciszyło go. – Dobrze, a czy z innymi jest jakiś problem?
- Nie. Nie widzę żadnego. - Tom przejrzał listę.
- Dobrze, teraz przejdźmy do reszty twoich próśb. Korneliusz zgodził się dać pełne wybaczenie twoim wszystkim zwolennikom, którzy nie są na liście przed tobą, ale pod jednym warunkiem.
- I to jest? – spytał Tom.
- Że każdy z twoich… zwolenników przysłużą się społeczeństwu czarodziejów w jakiś sposób. – powiedział Knot, grzebiąc w papierach na biurku, przez co nie musiał patrzeć na Toma. – To nie odrobi wszystkich szkód, które zrobili przez te lata, ale to już coś.
- To nie powinien być problem. – Tom pokiwał głową.
- Również zgodziłeś się zostać ukarany. – powiedział Knot z kiepsko ukrytym spojrzeniem całkowitej radości na twarzy. Dumbledore rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, które ten zignorował.
- Zgodziłem się. – powiedział powoli Tom.
- Proponuje zablokować twoją magię w sposób całkowity. – powiedział Knot z zadowolonym spojrzeniem.
- Korneliuszu! – syknął do niego Dumbledore, to nie była część ich oryginalnej dyskusji.
- Nie. – powiedział zimno Tom.
Wiedział, co on próbował zrobić. Jeśli nie miałby żadnej magii, nie mógłby się obronić, gdyby Knot zdecydował się wciągnąć go w zasadzkę, gdy on wyszedłby i uwięził go. Do cholery, nie pozwoli na to, by kociaki zostały bez ojca.
- Co?! – wrzasnął Knot, zaczynając wstawać i wyraźnie zmagając się z sobą, by utrzymać swój kiepski humor pod kontrolą.
- Usłyszałeś mnie, ministrze. – szydził. – Naprawdę myślałeś, że zrezygnuje z mojej magii tylko dlatego? Nie sądzę.
- Zgodziłeś się zostać ukarany! – ryknął, tracąc kontrolę nad temperamentem.
Tom powoli wstał, próbując zapanować nad nerwami.
- Czy muszę ci przypomnieć, że nie rezygnuje z wojny za chętnie? Nie mam żadnej bariery, by wyjść stąd i kontynuować to, co zacząłem. Jeśli będę musiał zabić kogoś, kto ośmieli się dostać do mojej rodziny a ja ją będę bronił, zrobię to i to zabiję każdego, włączając ciebie.
- Ty nie może…
- DOŚĆ, Korneliuszu. – krzyknął Dumbledore i mężczyzna umilkł. Tom musiał przyznać to starcowi, mógł wywołać u kogoś lęki, gdy próbował. – teraz, Korneliuszu. Nie miałaś żadnego prawa, by zrobić taką propozycję. Pan Riddle przyszedł tutaj dzisiaj z własnej wolnej woli omawiać to jak cywilizowani ludzie i odpowiednio zadziałamy. Do tego uzgodniliśmy, że dla Pana Riddle właściwa jest… pokuta. – Dumbledore odwrócił się do dawnego Czarnego Pana i rozwinął pergamin, wręczając mu go. – Zdecydowaliśmy się, że zwrócisz wszystkie swoje ciemne przedmioty i artefakty, który masz w swoim posiadaniu do Ministerstwa.
Tom nie mógł ukryć rozszerzenia oczu, gdy patrzył na zwój. To był kontrakt stwierdzający, że w zamian za nie ściganie go przez Ministerstwo i Aurorów jako przestępca wojenny rezygnował z tytułu Lorda Voldemorta i wojny. Także, że zgodził się oddać wszystkie posiadane materiały będące w jego posiadaniu do Ministerstwa w ramach kary. Jego pierwszą reakcją była chęć, by powiedzieć nie. Po wszystkich mękach i kłopotach, które miał podczas zdobywania ich, chcą by to im oddał? Właściwie nawet nie skończył jeszcze analizować je wszystkie! Tom myślał szaleńczo, ale nie mógł nic wymyśle, by naprawić sytuację. Przypuszczał, że naprawdę to była właściwa kara, jak powiedziałby Harry. Tom spojrzał groźnie.
- Świetnie. – powiedział szorstko. – Ale mogę spytać, dlaczego?
- Oczywiście, że możesz. To jest bardzo prosty fakt, że lepiej by było, gdyby trafiło to w ręce ministerstwa.
- Znaczy, że nie ufasz mi. – stwierdził stanowczo Tom.
- Nie no. To nie znaczy że… - Dumbledore spacyfikował go. – Tylko chodzi o to, że czulibyśmy się bezpieczniej, jeśli te rzeczy nie byłyby… w twoim posiadaniu. Wiem, że masz dużo mrocznych rzeczy, których użyłeś przeciw nam w przeszłości. Także w tym przypadku zyskalibyśmy wiedze, komu jeszcze możemy pozwolić to użyć.
- Widzę. Bardzo dobrze.
- Doskonale. Jeżeli tylko podpisałbyś się na dole...
Tom wziął lotkę i spojrzał znów na kontrakt. Umieścił pergamin na biurku i podpisał to. Myślał, że będzie czuł wyrzuty sumienia, gdy zrezygnuje z części siebie, w której był przez większość swego życia, lub coś przynajmniej czuć. Ale tak się nie stało. Zamiast tego czuł przytłaczające uczucie ulgi. Wbrew sobie nie tęsknił za chaosem wrzeszczących i próbujących odejść ludzi, za to uczucie powrotu do domu, do Harry’ego i bliźniaków budziło w nim pragnienie i chętnie podpisał kontrakt bez zwlekania[?].
- Jeśli to już wszystko, teraz odejdę. – powiedział Tom, odkładając pióro i prostując szaty.
- Tak, to wszystko, ale jest jeszcze jedna, ostatnia znacząca sprawa.
- Och? Cóż to takiego? – zapytał łagodnie Tom, kryjąc rozdrażnienie w sobie, jednak uniósł jedną brew.
- Chociaż zrezygnowałeś, Lord Voldemort… - tutaj knot cofnął się a Tom głupio się uśmiechnął. – On nie może rozpłynąć się w powietrzu, bez żadnego masowego wybuchu paniki, jakie były kiedyś i dlatego, pozornie nieunikniony powrót. – powiedział Dumbledore.
- Rozumiem twój tok myślenia. By Voldemort mógł zupełnie zniknąć, coś musi się wydarzyć. Zakładam, że masz pomysł, jak rozwiązać ten problem?
- Wierzę, że mam jeden… - Dumbledore spojrzał w górę z oczami migoczącymi psotnymi iskierkami.
xxx
Gdy Tom wrócił do domu, był zupełnie wyczerpany. Rozmawiając zarówno z maniakiem iskrzącego wzroku Dumbledore’em i niekompetentnym idiotą Knotem był padnięty. Teraz był tylko zadowolony, że wrócił do domu.
Harry wyszedł do głównego przedsionka, niosąc kosz przykryty kocem. Tom spojrzał na to zaciekawiony, ale Harry po prostu położył to na podłodze i niezręcznie postąpił naprzód.
- Jak poszło? – spytał Harry, całując go w policzek i wygładzając mu koszulkę, patrząc mu w oczy.
- Było w porządku, do czasu aż Knot zdecydował, że chce pozbawić mnie magii.
Harry spojrzał na niego.
- Co? - Skoncentrował swoją własna magię i dotknął Toma, czując jak magia Toma reaguje na niego. – Wciąż tam jest. – powiedział z ulgą Harry.
- Nie mogłem pozwolić mu zabrać ja mi. Swoją droga powiedział to tak, jakbym nie miał żadnego wyboru w tej sprawie. – powiedział Tom, przyciągając Harry’ego w objęcia i wdychając jego zapach.
- Czy cokolwiek wysadziłeś w powietrze? – spytał Harry, tuląc się do niego.
- Nie, nic nie zrobiłem. – Tom oderwał się nieznacznie i rzucił mu spojrzenie, mówiące czy wygląda na osobę, która to zrobiła.
- Okej. Więc wszystko przeszło? – Na widok kiwnięcia głową Toma, Harry uśmiechnął się. – To wspaniale! – dopiero wówczas zauważył ponury wyraz jego twarzy. – Co?
- Jako moja kara Dumbledore chce, bym oddał wszystkie moje mroczne materiały.
- Och. Je wszystkie?
- Tak, wszystkie.
- I?
- Zgodziłem się. – Tom wziął głęboki oddech.
- Zrobiłeś to? – oczy Harry’ego rozszerzyły się a jego uszy uniosły.
- Tak. – powiedział pokonanym głosem Tom.
- Ja…ja…ja… ja nie wiem co powiedzieć. – powiedział Harry, kładąc płasko uszy. – Przepraszam, że musisz zrezygnować z tego wszystkiego, ale jest dużo rzeczy leżących dookoła, w domu, do tego niebezpiecznych i bliźniaki mogliby to wziąć.
Tak. Myślałem o tym. Nie chce z tego zrezygnować, ale jest to cena za to, by moja rodzina była bezpieczna. – Harry rozpromienił się i uścisnął go mocno. – Ale wciąż żałuje, że nie zabierają wszystkiego. Troszkę lubię je.
- Zdecydowanie brzmisz jak duże dziecko.
Tom zachichotał.
- Bliźniaki śpią.
Harry rozluźnił uścisk na Tomie i cofnął się.
- Um… Tak…
- Widzę. – powiedział Tom i spojrzał na kosz. Coś się w nim poruszyło. – Co jest w tym koszu? – spytał i postąpił krok w tamtym kierunku.
Harry skoczył mu na drogę i zablokował go.
- Zaczekaj! T… To jest coś, co musze ci powiedzieć.
Tom zwęził oczy i spojrzał na niego. Harry wyglądał na zmęczonego, ale teraz nagle zaniepokoił się i był również na skraju histerii.
- Co to jest?
- Dobrze… dzisiaj. – zaczął Harry, wykręcając swoje ręce, gdy mówił do torsu Toma z rosnącym ożywieniem. – My, to jest Severus, Ray, bliźniaki i ja, poszliśmy na zewnątrz na mały piknik. Rozmawialiśmy i miałem… i wtedy oni… i teraz…
- Harry. – powiedział, chwytając swojego drżącego kochanka mocno w ramiona, mówiąc do schylonej głowy chłopca. – Uspokój się. Co się stało? – Tom nie mógł pomóc, ale czuł jak strach ściska mu żołądek.
- To… To… Właściwie to jest zabawne. – powiedział Harry z nerwowym i krótkim śmiechem.
- Harry. – powiedział ostrzegawczo Tom.
Harry powiercił się.
- Dobrze… oni… - Harry zamilkł, obrócił się i złapał kosz za sobą. Trzymał to by Tom mógł zajrzeć do środka.
Tom spojrzał na Harry’ego, na kosz i znów na niego, po czym delikatnie podniósł miękki koc... I przeżył szok swego życia[?].
Czarne, futrzane głowy z szerokimi, niewinnymi zielono – niebieskimi oczkami wyskoczyła i zamiauczały szczęśliwie. To był kociak. Właściwie to dwa.
- Co do diabła się stało? – spytał Tom ochrypłym głosem, ostrożnie podnosząc ich z koszem i wciąż mając rozszerzone oczy.
Kociaki zaczęły lizać mi palce i wić się w jego rękach. Feliks nawet chwycił się jego koszulki pazurkami i tak się trzymał.
- Więc. – Harry poprowadził go do pokoju dziennego i wyjaśnił wszystko. - Spróbowaliśmy to odkręcić, znaczy zmusić ich, by znów kichnęli, ale to nie podziałało. Nie chciałem nic im dać na wszelki wypadek, by coś im się stało. Zadzwoniłem też do Alliego, ale on też nie wie, jak to odwrócić. Powiedział, że musimy czekać, aż zdecydują się wrócić.
- Więc… Oni nie są już tak na stałe?
- Nie. – powiedział Harry. Odprężając się, gdy zrozumiał, że Tom nie był na niego zły. – Oni zawrócą. To jest to, co ja mogę robić, przemieniać się w kota i wracać. Ale to nie jest tak do końca jak ja, gdyż ja musiałem za pierwszym razem zmieniać się z eliksirem, ponieważ to wszystko – Harry machnął ręką na swoje uszy i ogon. – To zostało spowodowane przez eliksir za pierwszym razem. Za to bliźniaki urodziły się już takie.
- Więc, ale dlaczego oni nie wracają? – spytał Tom, wciąż wpatrując się szerokimi oczami, gdy ostrożnie odciągał kręcącego się Feliksa od swej koszulki z dźwiękiem przypominającym rozrywanie.
- Nie mają unormowanych zdolności, by tak już zrobić. Tak więc teraz są jakby zablokowani. Allie powiedział, że to było troszkę przypadkowej magii.
- Przypadkowa magia? – spytał niedowierzająco Tom. – Tak wcześnie?
- Tak, wiem. – powiedział dumnie Harry. – Zwykle magiczne dzieci nie dają oznak magicznych, póki nie mają przynajmniej dwóch lat a bliźniaki mają dopiero kilka tygodni.
- Wow. – szepnął Tom, przechylając się ponownie na tapczanie i zmagając się z kurczowym utrzymaniem wciąż aktywnych kociaków. Feliks sprawiał wrażenie, że wywrócił się do góry łapkami lub wciąż wił się w ręce Toma z jedną łapką wciąż przyczepioną do jego koszuli.
- Teraz wiem, jak ty się czułeś. – skinął Harry, uśmiechając się lekko.
- To znaczy?
- Ta dwójka nie usiedzi razem. Oni nie mogli się poruszać, ponieważ byli ludzkimi dziećmi. Teraz zaś są kociakami z czterema łapkami a kociaki uczą się chodzić dość szybko. Odkąd to odkryli, całkowicie cieszą się nową wolnością. Ścigam ich przez cały dzień.
Tom spojrzał w dół na dwójkę kociaków na swoim łonie, tak małych, że gdy uniósł swoją rękę, widział ich huśtające się szczęśliwie ogony i próbujących wejść przez niego na koszulkę.
I nagle zaczął się śmiać. Tak mocno, że nie mógł nawet złapać oddechu.
- To nie jest zabawne! – Harry wydął wargi.
- Tak, jest. – powiedział Tom. – To jest takie ironiczne.
- Wiesz, że jest ich teraz dwoje, plus ja? – powiedział stanowczo Harry.
Tom natychmiast przestał się śmiać na taką komplikację.
- Od czego mamy ssssiebie?
- Dokładnnnie, to twoja własssna, prywatna kara. – zasyczał w odpowiedzi.
Spojrzeli w dół na bliźniaków, miauczących szczęśliwie. Ich przednie łapki wczepiły się w koszulę Toma i skakały na tylnych łapkach, by odepchnąć się do przodu.
- Możecie mnie zrossssumieć, moje małe? – Tom zamarł, po czym syknął.
Obie pary uszy wykrzywiły się i uniosły a bliźniaki pokręcili głowami by spojrzeć na ojca, po czym zaczęli jeszcze bardziej miauczeć, prawie jakby potwierdzali.
- Myślisz, że będą rozumieć wężomowę? – spytał Harry podnosząc Feliksa i gładząc go za uszami. Niebiesko- zielone oczka przymknęły się z błogości i zamruczał.
Z dwoma rodzicami jako wężouści powiedziałbym, że to bardzo prawdopodobne. – Tom rozpromienił się dumnie. – Ta dwójka będzie bardzo potężna, gdy dorośnie.
Harry pokiwał głową i przytulił się do boku Toma, pozwalając, by obaj kociaki biegali po ich łonach
- Oni już teraz są potężni. Zastanawiam się, co jeszcze mogą zrobić.
Czując, jak małe kocie łapki figlują na jego łonie, Tom odsunął głowę do tyłu i przytulił mocno Harry’ego do siebie. Zadowolony uśmiech pojawił się na jego wargach, gdyż jego oczy się zamknęły.
- Nie wiem. Cóż, możemy tylko czekać i wówczas zobaczymy.