Proszę o pomoc, abym mogła przekonać moją córkę, że nie powinna mieszkać z chłopakiem przed ślubem. Starałam się wychować ją według zasad chrześcijańskich, ale od czasu, kiedy wyjechała na studia do Warszawy, jej patrzenie na wiele spraw zmieniło się diametralnie. Wciąż powołuje się na przykład swoich koleżanek, a mnie brak już argumentów.
Matka
Myślę, że samo wychowanie dziecka według zasad chrześcijańskich nie oznacza jeszcze gwarancji, że będzie właściwie i zgodnie z tą wiarą żyło. Nie ma żadnych patentów, ani stuprocentowych metod na sukces wychowawczy. To jest po prostu samo życie! Dzisiaj niestety coraz częściej deklaracja: „jestem człowiekiem wierzącym” nie oznacza jeszcze tego, że: „zmieniam swoje życie; nawracam się; chcę być blisko Boga i iść Jego drogą”.
Trzeba pamiętać, że człowiek jest w stanie żyć wiarą i nawracać się tylko wtedy, gdy żyje w środowisku wiary, w środowisku osób nawracających się, czyli wspólnoty. Kiedy brak takiego środowiska (a nasze rodziny, znajomi, nie wspominając już o miejscu, gdzie pracujemy, bawimy się, odpoczywamy, nie są już często takim środowiskiem), wtedy automatycznie dopada nas świat ze swoim myśleniem i logiką przeciwną Chrystusowi oraz swoistą „antykatechezą”, której ulegamy. Konsekwencje są widoczne gołym okiem. Nie mając oparcia, nie mając obok siebie innych, którzy wierzą tak jak my, dla których Chrystus jest Panem, czujemy się osamotnieni i przygnębieni, jakby wybici z drogi wiary. Spontanicznie szukamy zatem gdzieś jakiegoś oparcia, środowiska. Współczesne badania wykazują, że to właśnie grono rówieśników ma największy wpływ na młodzież. Okazuje się, że nie mają już takiego wpływu ani rodzice, ani wychowawcy, ani nauczyciele, ani tym bardziej ksiądz, co jeszcze 20 lat temu było nie do pomyślenia.
Tutaj rodzi się więc pierwszy pomysł na zachowanie swojej wiary — włączenie się w duszpasterstwo akademickie, włączenie się we wspólnotę, gdzie nie będzie niczym dziwnym to, że chcę zachować czystość przedmałżeńską, że chcę z moją sympatią po prostu dorastać do dojrzałej decyzji wejścia w związek małżeński.
Warto także zatroszczyć się o zdobycie dobrych argumentów do dyskusji. Podam więc kilka, które uważam za przekonywujące. Mieszkanie razem przed ślubem, nawet jeśli tam nie ma żadnego współżycia seksualnego, jest niemoralne ponieważ:
— stwarza sytuacje o bardzo wysokim ryzyku popełnienia grzechu — złamanie cnoty roztropności, czyli brak przewidywania skutków swoich czynów; wystawianie Boga i siebie na próbę (np. spanie często w jednym łóżku, bo przecież musimy się jakoś nawzajem pocieszać, a depresję można mieć permanentnie). Św. Paweł zalecał, aby unikać wszystkiego, co ma choćby pozór zła!
— łamie wzajemny wstyd — wstyd jest nam potrzebny, aby w sferze seksualności nie zdziczeć, nie postępować gorzej niż zwierzęta. Wspólne mieszkanie przynosi ze sobą wejście w sprawy bardzo osobiste, intymne, rzeczy, które są czymś normalnym w małżeństwie, ale nie poza nim. Chodzi tu o odarcie z tego, co jest w małżeństwie tajemnicą, intymnością, wyjątkowym pięknem i poezją. A przecież ta osoba nie jest jeszcze Twoim mężem, czy żoną i nie wiadomo, czy będzie! W każdej parafii zdarzają się sytuacje, że trzy, dwie godziny przed ślubem dzwoni telefon z informacją o tym, że nie będzie ślubu, rozmyślili się. Ktoś przez słuchawkę mówi: „proszę nie czekać”.
— gorszy innych — para mieszkająca ze sobą przed ślubem jest żywą reklamą nieprzyzwoitości. Nigdy nie jest to tak, że można powiedzieć: „ja to źle robię, ale ty tak nie musisz”. Jeżeli dajesz przykład, że można, to jesteś autorem cichej reklamy mówiącej: „no widzicie, jest nam fajnie i Bóg nas nie pokarał, więc warto spróbować”. I inni patrzą, słyszą i sobie myślą: „skoro oni mogli tak zrobić i świat się nie zawalił…”. Jezus mówił i przestrzegał w bardzo ostrych słowach przed tymi, którzy gorszą innych. Już nie wspomnę o najbliższej rodzinie, której serce pęka z bólu, gdy ich pociecha, ich cały skarb, świadomie wybiera drogę grzechu i zerwania z Bogiem.
— naraża na grzech osobę, którą kocham — nie oszukujmy się: bliskość fizyczna przez 24 godziny na dobę musi rodzić pożądanie. Jeśli młody mężczyzna i młoda kobieta podobają się sobie, kochają się, pragną się fizycznie, mieszkają pod jednym dachem, śpią w jednym łóżku i nie współżyją, to jest to nienormalne z punktu widzenia samej natury! Przecież taka bliskość, zapach włosów, dotyk, ciepło… położyć się wspólnie… — nie współżyć? To jest żenująco dziecinne tłumaczenie i całkowity brak odpowiedzialności za drugą osobę. To jest udawanie i głupota! A trzeba też powiedzieć, że przecież jeszcze może być grzech samogwałtu! Ktoś rozpalony bliskością!… Jak ma sobie poradzić? I to wszystko w imię rzekomej miłości?
— ponoszę skutki tzw. pierwszych wdrukowań — wiele par po ślubie wyznaje, zwłaszcza panie, że współżyjąc już teraz ze swoim mężem, czegoś się boją, odczuwają jakiś niepokój. Przecież to jest jej mąż, a czegoś się boi. Bo bała się tak przez 3 lata wcześniej, gdy przed ślubem mieszkali razem i dochodziło do zbliżeń. Bała się jego bliskości, że będzie grzech, że pocznie się może dziecko. Bała się poczucia winy! I to zostaje na przyszłość, bo się „wdrukowało” jako pierwsze doświadczenie, a potem się „odtwarza”. Czyli brak jest komfortu, pełni radości i satysfakcji.
— oszukuje cię — mit wzajemnego poznania się — najczęściej stosowany argument to: trzeba się przecież poznać, „kota w worku kupować nie mogę!” Ale prawda jest brutalna: nie poznasz tej osoby, a wręcz przeciwnie, zmylicie się nawzajem! Na poligonie nigdy nie jest tak, jak na prawdziwej wojnie! Wszystko może być takie samo: te same karabiny, mundury itd., ale nigdy nie strzela się z ostrej amunicji tylko ze ślepaków. Chłopak może wtedy, będąc na poligonie, jakim jest mieszkanie razem przed ślubem, zawsze powiedzieć: „dzisiaj jestem z Tobą, ale jutro może mnie już tu nie być”. Nie jest niczym związany. I wie też, że musi się starać, że musi być grzeczny, bo ona „płaci”, bo inaczej ona odejdzie. Nawet 3 lata można tak mieszkać, ale to nie zmienia faktu, że oni wiedzą, że to jeszcze nie jest to, nie jest to jeszcze prawdziwe wspólne życie! Nie ma jeszcze dzieci, nie ma jeszcze teściów, nie trzeba jeszcze poznawać rodziców naszej sympatii i chodzić do nich na obiadki. To nie jest prawdziwe, wspólne życie.
— fałszuje rzeczywistość: „miłość usprawiedliwia wszystko” — i to jest argument! „Ale my się naprawdę kochamy!” Jeśli miłość usprawiedliwia wszystko i wg tej zasady postępujemy, i dlatego decydujemy się na seks przed ślubem, to może być kiedyś tak, że po 10 latach małżeństwa mąż wróci do domu i powie żonie: „Ewa, wybacz, zakochałem się w koleżance i muszę Cię zostawić z córką. Bo miłość usprawiedliwia wszystko, prawda? To była zawsze nasza zasada, pamiętasz? Myślę, że mnie zrozumiesz”. Nie każda zasada, choć się błyszczy, jest prawdziwa i słuszna.