Nessie"
Biegłem prosto przed siebie, czując leśny zapach. Czułem pod łapami kropelki porannej rosy, które opadły na gęstą trawę. Uwielbiałem przedzierać się w tym znanym mi gąszczu, zamieniony w wilka. Dziś tylko ja byłem pod zwierzęcą postacią i dlatego czułem się trochę dziwnie przez tą ciszę, która mnie otaczała. Cóż poradzić, przyzwyczaiłem się do byciem wilkiem. Zamieniałem się w niego regularnie z dwóch powodów - po pierwsze nadal czułem w sobie resztki Alfy i uważałem za swój obowiązek, patrolować teren. Co do drugiej rzeczy, najprościej mówiąc nie chciałem się starzeć. Nie dla siebie, ale dla mojej wybranki. Mojej Renesmee...
Nagle poczułem odurzającą woń wampirów. Znałem ją aż za dobrze. I musiałem niechętnie przyznać, że powoli się do niej przyzwyczajałem i nie sprawiała dla mnie wcale żadnego problemu. Jednak wolałbym, by ich dom miał inny zapach. Mówiąc "ich" miałem oczywiście na myśli Cullenów. Zamieniłem się w człowieka. Kiedy byłem człowiekiem ich zapach mniej mi przeszkadzał. Zbliżyłem się do drzwi wejściowych. Nawet nie zapukałem, a u moich stóp pojawił się Edward. Spojrzałem na niego pytająco.
- Twój zapach czuć na kilka kilometrów. Wchodź - rzucił i jak to on - zniknął. Prychnąłem. Czy wampiry chodź raz nie mogły się zachować normalnie?
Wchodząc do salonu zobaczyłem wszystkich osobników oprócz dwóch osób. Odetchnąłem ulgą, że blondi raczyła pójść na polowanie. Ale trochę przyklapłem, nie słysząc nigdzie bijącego serca.
A gdzie Nessie?, spytałem Edwarda w myślach. Nie chciałem denerwować Belli. Wiedziałem, że nadal się wścieka, gdy ktoś tak nazywa jej córkę. Edward wskazał oczami tylne wyjście domu. Zrozumiałem, że mam się udać do ich domku. Fakt, często tam przebywała. Miałem już ruszyć w stronę tylnych drzwi, kiedy przede mną stanęła Bella. Zawsze, gdy na nią patrzyłem widziałem tą starą Bellą, kiedy jeszcze miała bijące serce. Tyle, że z małą różnicą. Kiedyś patrzyłem na nią zakochanym wzrokiem, ale odkąd pojawiła się Renesmee, Bella będzie dla mnie tylko najlepszą przyjaciółką.
Patrzyła na mnie wyczekująco, zmartwionym wzrokiem. Coraz bardziej się martwiła o Nessie. Jej córka teoretycznie weszła już w wiek piętnastu lat, choć minęły cztery lata. Za rok, czy dwa Renesmee powinna już przestać rosnąć. Dla mnie było to na plus, ale w jakimś sensie rozumiałem Bellę. To trochę dziwne, że jej córka dopiero co urodziła się cztery lata temu, a już się do niej pcha wilkołak. Bella nigdy by tak nie powiedziała, ale znałem ją na tyle dobrze, że nie jest jej z tym na rękę.
- Jacobie - zaczęła swoim melodyjnym głosem, do którego nie mogłem się przyzwyczaić. - Renesmee jest dzisiaj w wyjątkowo dobrym nastroju. Nie chciałabym, aby uśmiech z jej twarzy znikł, bo dowiedziała się jakiejś szokującej wiadomości...Jasne?
Było to dla mnie ostrzeżeniem. Wiedziałem, co Bella miała na myśli, tak mówiąc.
- Co ty Bells... Nie mam zamiaru dziś jej o niczym mówić. Tyle, że jest już prawie dorosła - westchnąłem.
- Właśnie. Jest PRAWIE dorosła. Weszła w wiek nastoletni i niewiem, czy jest jeszcze gotowa na to, byś się stał dla niej kimś innym niż tylko dobrym przyjacielem. Wiem, jaka jest dla ciebie ważna, ale wolałabym, byś jeszcze się wstrzymał z deklaracją uczuć. Renesmee jest rozsądna, jak na swój wiek, ale to nie znaczy, że nie popełnia pochopnych decyzji.
Przytaknąłem głową. Wiedziałem o tym za dobrze. Miała całkiem inny charakter niż jej matka. Nie wspominając o ojcu... Ominąłem Bellę i udałem się w stronę lasu. Było dziś wyjątkowo słonecznie. Nie często można było ujrzeć słońce w Forks. Nie chciałem mówić Nessie o wpojeniu. Zależało mi tylko na tym, by ją jak najszybciej zobaczyć. Jej radosną, usmiechniętą twarz i długie kasztanowe loki, opadające na ramiona. Była taka piękna... Nawet, gdybym nie był wpojony, niewątpliwie bym się w niej zakochał.
Dobiegłem do ich domu i wszedłem do środka. W domu nie było żywej duszy. Usiadłem sobie spokojnie w salonie, wpatrując się w kominek. Nagle usłyszałem ten najpiękniejszy pod słońcem głos.
- Jacob! - zawołała Nessie. - Jestem przed domem.
Pobiegłem jak na zawołanie. Siedziała pod drzewem, machając mi. W ręku trzymała książkę. Była takim molem książkowym. Usiadłem obok niej. Spojrzała na mnie, promieniującym uśmiechem.
- Wybierzemy się dziś na polowanie? Już dawno nie biegałam z tobą.
- Niech pomyślę... - zacząłem się z nią droczyć. - Nie mam nic innego do roboty.
- Tak też myślałam - uśmiechnęła się kpiarsko.
- Jesteś dzisiaj w bardzo dobrym humorze - zauważyłem. - Czyżby ominęło mnie jakieś święto?
W odpowiedzi dotknęła mnie ręką w ramię. Moim oczom ukazał się tort urodzinowy z piętnastoma świeczkami.
- No tak. Już niedługo Cullenowie robią ci piętnaste urodziny.
- Chodziło mi bardziej o to, co mi kiedyś przyrzekłeś, kiedy byłam młodsza - zaczęła zagadkowym tonem. - Że kiedy skończę piętnaście lat, powiesz mi o czymś ważnym - szepnęła.
Oj, zrobiło się trochę niebezpiecznie. Pamiętałem, co jej przyrzekłem. Ale bałem się tego dnia. Bałem się, jak zareaguje, że odbiło mi na jej punkcie.
- Ale jeszcze nie masz urodzin i możesz poczekać - odpowiedziałem wymijająco.
- No tak... - westchnęła. - Lepiej wybierzmy się na te polowanie.
- Masz rację - zgodziłem się i zamieniłem się w wilka.