Skąd się biorą psychopaci?
Kochająca
rodzina. Wykształceni, dobrze sytuowani rodzice. Piękny, zadbany
dom. Udane, śliczne dziecko. Sielanka. I oto pewnego dnia ukochana
córeczka trafia na pogotowie. Lekarze stwierdzają, że pięciolatka
ma zmiażdżone palce prawej rączki. Jak do tego doszło?
Matka,
która odwiozła dziecko początkowo odmawia jakichkolwiek wyjaśnień.
W końcu ze spokojem ozmajmia, że okaleczenie dziecka nastąpiło...
za karę. Przeprowadzone badania psychiatryczne wykazały, że
kobieta była psychopatką.
Czym
jest psychopatia? To zaburzenie osobowości, charakteryzujące się
m.in. niezdolnością do tworzenia trwałych więzi emocjonalnych,
wybujałym egoizmem, brakiem lęku przed konsekwencjami swych
czynów.
Stereotypowe
opinie kojarzą psychopatię głównie z zachowaniami przestępczymi,
dewiacjami, prymitywizmem, brutalnością. Manifestowanie skrajnej,
często nieumotywowanej agresji charakterystyczne jest dla
psychopatów impulsywnych. To właśnie oni najczęściej popadają w
konflikty z prawem, bywają sprawcami szczególnie okrutnych i
bezsensownych aktów przemocy. Ich ofiarami padają zwykle osoby
słabsze, bezbronne, najczęściej dzieci lub inni podporządkowani
im członkowie rodzin.
Wdowa,
samotnie wychowująca pięcioro dzieci, otoczona była powszechnym
szacunkiem sąsiadów. Nikt nie miał pojęcie o tragedii,
rozgrywającej się w ścianach jej domu. Dzieci chodziły czyste i
sprawiały wrażenie zadbanych. Okrutna prawda wyszła na jaw po
samobójczej śmierci jednej z córek. Dopiero wtedy starsze
rodzeństwo zdecydowało się mówić:
"Mamusia
zawsze powtarzała, że to wszystko dla naszego dobra. Kocha nas i
musi zrobić z nas ludzi. Woli nas zabić, niż pozwolić nam zejść
na złą drogę.Budziła nas w nocy, ustawiała rzędem pod ścianą.
Potem biła kablem lub sznurem od żelazka i kazała powtarzać
"kochamy naszą mamusię". Nie wolno było płakać - za to
była dodatkowa kara".
Karała
w podobny sposób każde, nawet najdrobniejsze przewinienie. Dzieci
były również głodzone. U dwojga najmłodszych personel pogotowia
opiekuńczego odkrył poważne zaburzenia psychiczne. Nie dało się
z nimi nawiązać żadnego kontaktu, kiwały się mechanicznie i
powtarzały "kochamy tylko naszą mamusię".
Kobieta
nie przyjmowała do wiadomości, że wyrządza dzieciom ogromną
krzywdę. Twierdziła, że jako matka ma prawo do stosowania takich
metod wychowawczych, jakie jej zdaniem są najskuteczniejsze. Poza
tym dzieci mają tylko ją...
Istnieje
również inna odmiana psychopatii. Znacznie trudniej ją wychwycić,
bowiem występuje u ludzi często obdarzonych dużym urokiem
osobistym, inteligentnych, budzących zaufanie, myślących i
działających racjonalnie. W rzeczywistosci jednak osoby te są
patologicznie egocentryczne, bezuczuciowe i oziębłe emocjonalnie,
niezdolne do odczuwania wyrzutów sumienia. Są to psychopaci
kalkulatywni.
Wartościują
innych z punktu widzenia własnych korzyści. Drugi człowiek liczy
się dla nich tylko wtedy, jeżeli można go zmusić do wykonywania
określonych czynności. Taka jest podstawowa płaszczyzna kontaktów
społecznych psychopatów.
Nauczycielka
w szkole podstawowej zauważyła u jednego z uczniów ślady pobicia.
Na pytanie o powód chłopiec nie udzielił żadnej odpowiedzi.
Zaniepokojona wychowawczyni skontaktowała się z rodzicami, sądząc
że został on pobity przez kolegów. Ojciec (nauczyciel akademicki)
ze spokojem oznajmił, że to on zbił dziecko, gdyż chłopiec
dostał złą ocenę. Dodał, że umówił się właśnie z małym w
ten sposób - taka ma być kara za niedostateczne postępy w nauce.
Nie uważa, by było w tym coś niewłaściwego.
Życie
wewnętrzne psychopatów opiera się z jednej strony na fascynacji
własną osobą, a z drugiej - na ogromnej potrzebie pozyskania
względów innych. W tym celu starają się prezentować siebie w jak
najlepszym świetle, jako jednostki wybitne, dynamiczne, pełne
charyzmy. Wszelkie przejawy odrzucania, czy lekceważenia przez
otoczenie odczuwają bardzo boleśnie i reagują na nie rosnącą
wrogością.
19-letni
Charles Starkweatcher w dzieciństwie nie wyróżniał się niczym
szczególnym. Był spokojnym i grzecznym chłopcem. Pochodził z
ubogiej rodziny. Bardzo wcześnie zaczął marzyć o lepszym życiu,
wysokim prestiżu. Swe marzenia pragnął zrealizować jak
najszybciej i jak najmniejszym kosztem. Wkrótce uznał się za
ofiarę niesprawiedliwego systemu społecznego. Postanowił więc
zemścić się na społeczeństwie, które w jego mniemaniu nie
pozwoliło mu osiągnąć wymarzonych celów. W imię tej zemsty z
zimną krwią zamordował kilkanaście przypadkowych osób.
W
działaniu tym kierował się swoistą logiką - kolejne jego ofiary
były przedstawicielami coraz wyższych szczebli drabiny
społecznej...
Psychopatia
nie jest chorobą społeczną. Osoby, wykazujące wymienione wyżej
cechy, nie tracą kontaktu z obiektywną rzeczywistością, są
zdolne do racjonalnych i przemyślanych działań, nakierowanych na
realizację konkretnych celów.
Psychiatrzy
badający Charlesa Starweatchera uznali go w pełni poczytalnego i
zdrowego na umyśle. Inne ich wnioski były jednak dość szokujące:
"Ten chłopak traktuje ludzi jak patyczki, albo kawałki drewna.
Ma bardzo ograniczony zakres odczuć emocjonalnych - występują u
niego tylko w zalążkach. Próbuje je w sobie wykształcić, ale w
rzeczywistości ma o nich zaledwie mgliste pojęcie".
Badania
przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały znaczne nasilenie
cech psychopatycznych u osób profesjonalnie zajmujących się
kontrolowaniem innych. Testami objęto m.in. dyrektorów, prezesów
stowarzyszeń, rektorów wyższych uczelni. Niepokoić może fakt, że
osoby posiadające z racji pełnionych funkcji wysoki prestiż
społeczny, są postrzegane jako wzorce osobowe. Ujemne cechy ludzi
będących "na świeczniku" mogą stać się źródłem
"psychopatyzacji" społeczeństwa. Sytuacja taka miała
miejsce w hitlerowskich Niemczech. Z drugiej jednak strony trudno
wymagać nadmiaru empatii od osoby piastującej odpowiedzialne
stanowisko decyzyjne.
Psychopata może obudzić się w każdym człowieku. Nawet w ludziach, którzy na co dzień normalnie funkcjonują w społeczeństwie. Udowodnił to głośny "eksperyment ze Stanford". Założonym jego celem miało być badanie wpływu uwięzienia na ludzi, którzy nie są przestępcami. Chodziło o problem adaptacji do nieprzyjaznego środowiska w warunkach kontroli i utraty wolności osobistej. Uczestnikami były dwie grupy studentów - ludzi dobranych losowo. Jedni mieli być więźniami, a drudzy strażnikami. Eksperyment odbywał się w odizolowanym budynku, doskonale imitującym autentyczne więzienie.
"Więźniowie
zostali aresztowani wedle wszelkich reguł, następnie poddano ich
normalnej procedurze więziennej. "Strażnicy" otrzymali
mundury i pałki. Żadnej z grup nie udzielono jakiejkolwiek
instrukcji odnośnie zachowania. Do wiadomości podano jedynie
regulamin więzienia, odczytany przez "naczelnika".
Eksperyment
przerwano po sześciu dniach, gdyż sytuacja zaczęła się wymykać
spod kontroli. Obserwatorzy stali się świadkami aktów
bezsensownego okrucieństwa, znęcania fizycznego i psychicznego.
"Strażnicy" przyznali się, że widok "więźniów"
(kolegów ze studiów!) budził w nich agresję i nienawiść.
Postanowili więc pokazać im, "kto tu rządzi". Zaczęli
ich bić, zmuszać do wykonywania poniżających czynności, zamykać
w karcerze.
Sytuację
pogarszał fakt, że "więźniowie" również utracili
kontakt z rzeczywistością. Rozmowy w celach dotyczyły wyłącznie
planów ucieczki lub sposobów wkupienia się w łaski "strażników".
Jeden z uczestników eksperymentu jeszcze długo po jego zakończeniu
miał kłopoty z powrotem do normalnego życia.