Tu jest skarb nazistów!
Hans Frank .
Historycy i poszukiwacze skarbów są zgodni: w podziemiach nieczynnej już kopalni Miechowice w Bytomiu (województwo śląskie) znajduje się ukryte złoto nazistów. Klejnoty, dzieła sztuki i muzealne eksponaty mieli tam taszczyć w skrzyniach więźniowie z Oświęcimia. Pod lufami karabinów zakopali je w grudniu 1944 roku - prawie 300 metrów pod ziemią. Potem zostali rozstrzelani. Instytut Pamięci Narodowej w Katowicach od ubiegłego roku prowadzi śledztwo w tej sprawie. A górnicy z kopalni Siltech już niebawem rozpoczną wykonywanie przekopu do zamkniętego szybu.
Skarb, według źródeł historycznych oraz pogłosek ludzi pamiętających czasy drugiej wojny światowej ma się znajdować około 280 metrów pod ziemią. Na terenie uruchomionej w 1944 roku kopalni Prusy, nazwanej następnie Miechowice.
Na dnie szybu Niemcy mieli stworzyć skrytkę, do której jeńcy z obozu Auschwitz przenosili tajemnice skrzynie na zlecenie generalnego gubernatora Hansa Franka. Co w nich było? Nie ma pewności, ale mówi się o złocie i drogocennych eksponatach zagrabionych z polskich muzeów. Wartość tego może sięgać nawet kilkuset milionów złotych!
Skarby zostały zabetonowane, a jeńców drążących chodnik rozstrzelano. Ich ciała mają spoczywać na dnie miechowickiego szybu.
- Mamy informacje i dokumenty, które świadczą o tym, że pracowało tam co najmniej tysiąc jeńców różnych narodowości, między innymi Belgowie, Francuzi, Anglicy i innymi. Według innych źródeł, mogło być ich tam nawet około dwóch tysięcy. Byli to robotnicy przymusowi. My nie zajmujemy się kwestią skarbu, lecz poszukujemy śladów zbrodni wojennej, która najprawdopodobniej miała tam miejsce. Być może przy okazji znajdziemy szczątki ludzkie, a kto wie, może i skarb - tłumaczy prokurator Dariusz Psiuch z IPN w Katowicach.
Tajemnicze skrzynie ekscytują od lat poszukiwaczy skarbów. Do szybu schodzą na linach śmiałkowie. Przedostają się tam przez otwór w ziemi, tuż przy blokującym wejście do środka kamiennym bloku. Ale nikt jeszcze nie dotarł do miejsca, gdzie ma spoczywać skarb.
- Jest bardzo niebezpiecznie, bo z każdej strony leje się woda, strumień jest tak silny, jak wodospad. Trasa jest wykańczająca. Zszedłem 170 metrów poniżej. Dalej jest już bardzo trudno, skała zamienia się w beton. Nie ma szans, by się przebić dalej - opowiada Michał Maksalon (33 lata), prezes klubu sportów ekstremalnych Extreme w Zabrzu.
Prokuratorzy katowickiego IPN liczą, że górnicy pomogą im znaleźć dowody ludobójstwa. Może drążąc nowy chodnik natrafią na szkielety rozstrzelanych więźniów, fragmenty ubrań w korytarzach kopalni.
- Z tego powodu pracujemy bardzo ostrożnie. Nie wiem czy jest tam skarb. Jeżeli znajdą go moi górnicy, wszystko przekażemy na rzecz państwa - zapewnia Jan Chojnacki, prezes kopalni Siltech w Zabrzu.