Sensacja roku! Lądowanie kosmitów w Roswell było sowieckim spiskiem
Stalin i Mengele połączyli siły, by zaprowadzić chaos w USA
Historia incydentu w Roswell od dawna elektryzuje ufologów. Pojawiające się w sprawie sprzeczne informacje tylko nasilają machinę spekulacji i - zdaniem wielu - utwierdzają w przekonaniu, że coś musi być na rzeczy. Z prawdą o Roswell spróbowała zmierzyć się także dziennikarka Annie Jacobsen, która przeprowadziła śledztwo, a jego rezultaty opublikowała w książce "Area 51". Ze zdobytych przez nią informacji wynika, że lądowanie kosmitów w Roswell, o którym wspominają liczne teorie, było w istocie częścią spisku zawiązanego przez Sowietów i mającego zaprowadzić panikę i chaos w Stanach Zjednoczonych. Zdaniem autorki, wiele dowodów wskazuje na to, że w incydent w Roswell zamieszani byli dwaj wielcy zbrodniarze - Józef Stalin i Josef Mengele. Jak to możliwe?
Publikacja Jacobsen oparta na obszernym materiale dowodowym oraz rozmowach z ludźmi, którzy powiązani są z wydarzeniami, do których doszło w 1947 roku. sugeruje, że Stalin zachwycony był słynną audycją radiową Orsona Wellesa opartą na powieści H.G. Wellsa pod tvtułem. "Wojna światów". Wielu radiosłuchaczy w pamiętnym 1936 roku., radiową interpretację książki angielskiego autora wzięło jednak na serio, myśląc że rzeczywiście doszło do inwazji Marsjan. Ze śledztwa przeprowadzonego przez Jacobsen wynika, że Stalin postanowił wykorzystać ten schemat. Tyle że sowiecki satrapa, próbując uwiarygodnić mistyfikację, poszedł o krok dalej...
Radziecki dyktator, chcąc zdestabilizować sytuację w Stanach Zjednoczonych, wykorzystał wyprodukowany przez Niemców samolot Horten Ho 229, który wyglądał jak latające skrzydło i miał imitować pojazd obcych cywilizacji. Zadaniem Mengele, który został "zaproszony" przez Stalina do współpracy było stworzenie załogi latającego wehikułu. Jej członkowie mieli oczywiście przypominać przybyszów z innej planety. Słynny doktor Mengele, którzy podczas drugiej wojny światowej przeprowadzał przerażające eksperymenty na dzieciach w Auschwitz, miał wykreować "groteskowych lotników wielkości dzieci" - poinformował brytyjski dziennik "The Daily Telegraph".
Przez długi czas wszystko szło zgodnie z misternym planem Stalina. Zgodnie z jego założeniami, samolot-UFO miał wylądować w Stanach Zjednoczonych i spowodować wybuch paniki podobnej do tej, którą w 1938 roku. poprzez swoją audycję wywołał Orson Welles. Na pokładzie maszyny Ho 229 znajdowały się rzekomo dzieci w wieku 12-13 lat. Ale przed zaplanowanym lądowaniem coś poszło nie tak. Ho 229, który był zdalnie sterowany z pokładu innego samolotu, uległ wypadkowi.
Resztą wszyscy znają. Incydent został przemilczany, a wykluczające się na jego temat informacje, które zaczęły się pojawiać po latach, do dziś budzą niemałe emocje.
Annie Jacobsen powołała się w swojej książce na informacje inżynierów, którzy pracowali dla jednej z firm zajmującej się produkcją militariów i ściśle współpracującej z amerykańskim rządem. Mieli oni okazję przebywać w osławionej Strefie 51.
"Tuż obok zniszczonego wraku znaleźli ciała. To nie byli ani obcy, ani lotnicy" - pisze w swojej książce Jacobsen, powołując się na informacje anonimowych świadków. "To były ludzkie świnki morskie. Niesamowicie drobni jak na pilotów. Okazało się, że to dzieci. Każde z nich miało poniżej 1,5 metra wzrostu. Ci ludzie byli zdeformowani, ale każdy w taki sam sposób. Mieli nieprzeciętnie wielkie głowy oraz olbrzymie oczy".
Książka "Area 51" napisana przez Annie Jacobsen pojawia się tuż po tym, jak FBI zdecydowało się odtajnić akta dotyczące rzekomego wypadku z udziałem obcych, do jakiego doszło w Roswell. Przypomnijmy, wśród dokumentów odtajnionych przed miesiącem przez Federalne Biuro Śledcze znaleźć można notatkę jednego z agentów, który ze szczegółami relacjonował, co znajdowało się w słynnym wraku odnalezionym w niewielkim amerykańskim miasteczku. W pochodzących z 1950 roku. zapiskach sporządzonych przez agenta Guya Hottela i skierowanych do dyrektora FBI, zawarte były tajne dotąd informacje na temat szczątków tajemniczych obiektów w kształcie spodków oraz ich zawartości.
"Trzy tak zwane. latające spodki zostały odkryte w Nowym Meksyku. Zostały określone jako okrągłe obiekty z uniesioną częścią środkową i średnicy około 15 metrów" - czytamy w oświadczeniu agenta Hottela, który opisywał znalezisko śledczych z US Air Force. "W każdym znajdowały się trzy ciała podobne do ludzkich zwłok, ale o bardzo niskim, wynoszącym około. 90 centymetrów wzroście i odziane w metaliczny strój o bardzo drobnej teksturze".
Biorąc pod uwagę rewelacje opublikowane w książce Annie Jacobsen i ich niesamowitość, może się okazać, że za chwilę wszelkiej maści sceptycy zaczną się skłaniać bardziej ku teorii, że w Roswell jednak lądowali kosmici.