Marzena Gburska
Teoria wyuczonej bezradności czy teoria “wygodnej” bezradności?
Kiedy spotkałam koleżankę ze studiów, pierwszą myślą jaka przyszła mi do głowy po rozmowie z nią, była tzw. teoria wyuczonej bezradności. W psychologii teoria wyuczonej bezradności określana jest jako przekonanie o braku kontroli i wpływu na zdarzenia. Moja wspomniana koleżanka, trzy lata po studiach, nie podjęła do tej pory żadnej pracy (bo bezrobocie jest duże). Fakt, bezrobocie to problem wielu młodych ludzi. Tylko, że wmawianie sobie, że każdy nasz ruch mający na celu znalezienie zatrudnienia jest bezsensowny, prowadzi do pogłębiania się przekonania o naszej domniemanej nieudolności. No bo skoro przez tyle lat pracy nie znalazłam, raczej w najbliższym czasie też jej nie znajdę. Teorię wyuczonej bezradności świetnie można objaśniać właśnie na przykładzie osób bezrobotnych. Utrata pracy, małe szanse na znalezienie nowej, powodują popadanie w stan na kształt letargu. Wykonujemy każdego dnia te same czynności, typu czytanie ogłoszeń w prasie (nie wierząc oczywiście, że coś tam znajdziemy), stwierdzamy, „no tak, znowu nie ma dla mnie ofert”, użalamy się na swój los i poczucie bezradności rośnie z dnia na dzień. I tak koło się zamyka, czy coś zrobimy czy nie, efekt będzie taki sam. Proces szukania pracy przechodzi przez kilka etapów, euforii (na pewno coś znajdę), wyciszenia i wreszcie totalnego zniechęcenia. Moja koleżanka jest właśnie na etapie ostatnim, wmawiała mi, że świetnie siedzi jej się w domu i w ogóle nie chce jej się pracować. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że mam do czynienia z modyfikacją powyższej teorii, teraz to jest już teoria „wygodnej” bezradności. Każde nasze działanie, nie przynoszące efektu, po dłuższym czasie wywołuje w nas poczucie rezygnacji, znudzenia, a ostatecznie poddania się. Skutkiem takiej sytuacji są tzw. deficyty bezradności (poznawcze, emocjonalne, motywacyjne: nie zauważamy szans na zmianę sytuacji, popadamy w stany lękowe, brakuje nam motywacji). Teoria wyuczonej bezradności dotyczy nie tylko aspektu bezrobocia, może znaleźć odbicie w każdym naszym codziennym kroku, na wszystkich płaszczynach życia („ i tak nie nauczę się angielskiego, więc nie zapiszę się na kurs….”, „ jestem nieśmiały, na pewno nikt mnie nie polubi, nie pójdę na imprezę”, itd.). Psychologowie proponują kilka form wyjścia z tej niewygodnej sutuacji bezradności. Urzędy pracy np. zapisują na kursy, warsztaty aktywizacji, uczą redagowania dokumentów, przygotowania się do rozmów kwalifikacyjnych. Poradnie psychologiczne udzielają konsultacji, jak znaleźć w sobie mobilizację, chęć do działania, jak stać się kreatywnym.Teoria jest prosta, gorzej z praktyką. Wiekszość osób na samą propozycję kontaktu z psychologiem, doradcą personalnym, kiwa z irytacją głową („przecież nie będę słuchał rad jakiejś obcej osoby i w dodatku jej płacił”). Oczywiście, obecna sytuacja powoduje,że większość ludzi najzwyczjniej nie stać na korzystanie z porad profesjonalistów. Ale można stworzyć sobie własny, domowy gabinet terapii. Wiadomo, że nikt nie stanie się z dnia na dzień super-kreatywnym i nie opracuje projektu swojego życia, ale trzeba próbować. Najlepsza jest , znana od wieków, metoda „małych kroczków”, można spisać sobie na kartce, co chciałabym osiągnąć za pół roku i jak mam to osiągnąć! Każdy z nas ma mnóstwo pomysłów, tylko że mało kiedy się nad nimi zastanawia. Dopiero sytuacja „kryzysu” otwiera nam umysł, zaczynamy inaczej myśleć, kreatywnie, a dla tych, którzy mają dość tego popularnego określenia, twórczo właśnie. Mamy różne zainteresowania, talenty, może właśnie teraz jest czas na ich realizację? Chcieliśmy uczyć się niemieckiego, można zacząć już od jutra. Nie stać nas na kurs ?, można pożyczyć od koleżanki książkę i kasety. Zawsze znajdą się narzekający z „wygodną” bezradnością i ci, dla których uczucie bezradności to już przeszłość. Idealnie by było, gdyby teoria wyuczonej bezradności było tylko teorią. Rzeczywistośc jest jednak mniej optymistyczna. I nie chcę tu pisać, że każdy może wziąć swój los we własne ręce, bo to banał. I każdy to wie. Dotyka nas codziennie wiele niemiłych zdarzeń, może i tragicznych. Chwilowe załamanie, bezradność, jest stanem normalnym. Sztuką jest wyjść z tego stanu o własnych siłach. Wystarczy się rozejrzeć, wsród naszych znajomych na pewno jest choć jedna taka osoba, może udzieli nam cennych wskazówek? Zawsze mamy tysiąc wymówek, aby czegoś nie robić właśnie dziś, tylko czy chcemy dalej zasilać szeregi osób z diagnozą „wyuczona bezradność”?
Marzena Gburska
MARZENA GBURSKA ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Gdańskim. Zajmowała się dziennikarstwem prasowym. Interesuje się psychologią. Uczestniczyła w wielu szkoleniach z udziałem psychologów i pedagogów. Zdobytą wiedzę wykorzystywała w pracy z młodzieżą.