HISTORIA W POWIEŚCI
Rozwój nowożytnej świadomości historycznej zbiegł się w Polsce z utratą własnego państwa. Kształtowanie nowej wizji narodowych dziejów przebiegało więc w nader specyficznych warunkach: pozostawanie szkolnictwa (wyższego i średniego) w rękach zaborców lub przynajmniej pod ich kontrolą sprawia, że największym zaufaniem społeczeństwa cieszą się inne, „pozaoficjalne”.
Środki przekazu wiedzy o przeszłości. Obok popularnych podręczników historii (jak np. wielokrotnie wznawiane Wieczory pod lipą (1845) L. Siemieńskiego) szczególnego znaczenia nabiera historyczne malarstwo i dramat oraz powieść tego typu. W wielu wypadkach ta ostatnia stanowi etap wstępny do bardziej systematycznej nauki historii lub nawet ją zastępuje, wyręczając podręcznik i wykład szkolny.
W początkach rozwoju tej powieści widziano w niej niezbędne uzupełnienie wiedzy historycznej sensu stricto. Literatura piękna miała wchodzić „w szczegóły zbyt drobne dla dziejopisarza”, ukazując „ludzi wszelkiego rzędu i stanu”. Natomiast historia mówić miała o „wielkich wydarzeniach”, które zaważyły na losach kraju i narodu (J. Ursyn Niemcewicz w Przedmowie do czytelnika, poprzedzającej Jana z Tęczyna, 1825). Od obu dziedzin pisarstwa historycznego wymagano jednak tej samej daleko posuniętej wierności wobec źródeł; „granice między historią a romansem historycznym są tak bliskie, iż się prawie łączą” - pisał w r. 1828 anonimowy krytyk, w którym K. Wyka podejrzewa M. Mochnackiego. Stąd też autorzy pierwszych zarysów dziejów obyczajów uważali za dopuszczalne wykorzystywanie powieści w charakterze źródeł historycznych. Tak właśnie postępował L. Gołębiowski (Domy i dwory..., 1830; Ubiory w Polszcze, 1830), dla którego Dwaj panowie Sieciechowie Niemcewicza stanowili dobrą egzemplifikację „życia dworskiego z czasów Sasów”.
Dość często stosowano „uhistorycznienie tekstu” poprzez przypisy i komentarz potwierdzający autentyczność opisywanych zdarzeń czy przytaczanych wypowiedzi albo wyjaśniający powody, dla których w danym miejscu odstąpiono od prawdy historycznej. Równocześnie pewne utwory stanowiły lekko tylko zbeletryzowaną składankę oryginalnych tekstów źródłowych, jak to widać w opowiadaniach K. z Tańskich Hoffmanowej czy w literackich pierwocinach twórczości J. I. Kraszewskiego (Rok ostatni panowania Zygmunta III, 1833; Kościół Swięto-Michalski w Wilnie, 1833). Osobną grupę tworzyły mniej lub bardziej zręczne stylizacje literackie, prezentowane przez autorów (m.in. K. Majeranowskiego i T. Narbutta) jako rzekomo autentyczne teksty źródłowe z XVI—XVIII w. Były one utrzymane przeważnie w konwencji obrazków obyczajowych; niektóre z nich są po dziś dzień w dobrej wierze przedrukowywane. „Nie można jak ubolewać nad wznowioną dzisiaj gwałtowniej niż kiedykolwiek chorobą pisania urojonych historii i pamiętników” - pisał w r. 1843 W. Trębicki na łamach „Biblioteki Warszawskiej”. Rodziło to zrozumiałą podejrzliwość, której ofiarą padły nawet Pamiętniki Paska uważane wówczas przez część krytyków za falsyfikat.
Oba gatunki pisarstwa historycznego uprawiali nieraz ci sami autorzy. Z jednej więc strony historycy próbowali swych sił na polu fikcji literackiej: noweli historycznej czy dramatu (J. Szujski, K. Szajnocha, Władysław Łoziński), z drugiej zaś literaci wydawali materiały źródłowe i ogłaszali prace o charakterze monograficznym. Wielu z nich przeszło przez studia historyczne, byli i tacy, którzy - jak Kraszewski - ubiegali się o katedry tego przedmiotu. Zawdzięczamy mu cenne materiałowo wydawnictwo do dziejów Polski w okresie trzech rozbiorów, jak również prace traktujące o dziejach Litwy i Rusi, W. Przyborowskiemu zaś m.in. parotomowy zarys historii powstania styczniowego. Zarówno wielcy, jak mali przedstawiciele naszej literatury uważali za oczywiste wcielanie do swych utworów fragmentów rozpraw historycznych: takie właśnie zapożyczenia z dzieła Szajnochy o Jadwidze i Jagielle występują w Krzyżakach Sienkiewicza i w Szesnastoletnim wojewodzie (1899) M. Zielińskiego. Z kolei S. Zeromski pisząc w Nawracaniu Judasza (1916) o arianach dość bezceremonialnie włączał całe fragmenty Różnowierców polskich (1905) A. Brücknera. W popularnych podręcznikach historii, adresowanych do ludu i młodzieży, stosowano fabularyzację wykładu.
Walka o usamodzielnienie powieści historycznej, polegająca na przyznaniu jej prawa do daleko posuniętej fikcji, trwała dość długo, obfitując w dyskusje nad tym, jak bardzo utwór literacki może odstępować od wierności źródłom. Proces emancypacji tego gatunku hamowało również używanie przez wielu badaczy iście literackiego, kwiecistego stylu. Jeszcze A. Brückner stosował go w szkicach poświęconych dziejom reformacji. Natomiast wydawnictwa źródłowe reprezentowały dość często nader niski poziom; edytorzy gospodarowali w nich z całą swobodą, zamieniając zwroty łacińskie na polskie, opuszczając fragmenty mogące razić współczesnego czytelnika czy nawet zastępując je bardziej wygładzonym, „przyzwoitszym” tekstem. Zabiegi te niewiele różniły się od sposobu, w jaki Sienkiewicz wcielał do Trylogii zwroty czy dialogi z XVII-wiecznych pamiętników. Nagminnie niemal usuwano fragmenty mogące ujemnie świadczyć o przodkach; cenzura obyczajowa szła w parze z narodową, sprawowaną przez społeczeństwo, które w każdym obrazie przeszłości doszukiwało się aktualnych treści.
Nie mogąc pisać o czasach sobie współczesnych, wnioskach wynikających z kolejnych powstań (a zarazem i klęsk), ubierano te rozważania w kostium historyczny. Około połowy polskiej prozy 1at 40—60-tych XIX w. stanowią tego typu utwory. Podział dawnej Rzeczypospolitej na trzy zabory stwarzał autorom powieści o przeszłości znaczne ułatwienia cenzuralne. Każdy z okupantów był bowiem wyczulony na inną tradycję historyczną. Zbrojne walki o niepodległość nosiły zaś przeważnie jednozaborowy charakter. Stąd też o powstaniach antyrosyjskich można było swobodnie pisać pod zaborami pruskim i austriackim. Natomiast w przedautonomicznej Galicji tamtejsze konspiracje, wydarzenia r. 1846 czy represje po Wiośnie Ludów należało przedstawić w zawoalowanej formie; na zawsze przepadły skreślone przez cenzurę pewne partie Zaklętego dworu (1859) Walerego Łozińskiego, a mówiące o antyaustriackiej działalności spiskowej jego bohaterów. W zaborze rosyjskim swobodnie ukazywały się książki poświęcone walce z naporem niemieckim (przede wszystkim z Krzyżakami), na przejście przez cenzurę nie mogły natomiast liczyć powieści o powstaniach narodowych, już od kościuszkowskiego poczynając. Nawet jednak i w tym zaborze pozwalano na wydawanie książek mówiących o walkach nie istniejącego już państwa polskiego z sąsiadami (konfliktów z Moskwą nie wyłączając) oraz o udziale Polaków w wojnie 1812 r. Pod tym względem pewne złagodzenia cenzuralne wprowadziła dopiero rewolucja 1905 r.; przedtem musiano sobie radzić stosowaniem całego systemu szyfrów. Czytelnicy rozwiązywali je na ogół bez większych trudności. Każdy dobrze wiedział, na czyje mogiły jeżdżą bohaterowie Nad Niemnem, za jakie winy pan Wokulski przebywał na Syberii i kim są Septentrionowie, tak często wspominani w Potopie. W Polsce stosunkowo wcześnie nauczono się odczytywać w powieści historycznej aktualne podteksty o charakterze politycznym (np. Uskoki K 1870) T. T. Jeża dotyczące formalnie Bośni z przełomu w. XVI/XVII stanowiły pamflet na polskie swary emigracyjne 1. 70-tych). Sugerowano nawet (raczej niesłusznie), że Prus pisząc w Faraonie (1897) o konflikcie Ramzesa XII i Herhora miał jakoby na myśli postać Mikołaja II w początkach jego panowania oraz Konstantina Pobiedonoscewa.
Proces ten został zapoczątkowany już przed utratą niepodległości, skoro powieść ta zawdzięcza swe narodziny reformatorskim pasjom działaczy oświecenia. Wystarczy przypomnieć utwory F. S. Jezierskiego, Rzepichę (1790) czy Goworka (1789) poświęcone rzekomo wczesnym czasom piastowskim, w istocie zaś propagujące hasła Sejmu Wielkiego. Naiwna i wątła fabuła stanowiła w nich dodatek, mający na celu uatrakcyjnienie politycznego przesłania. Z kolei w powieściach historycznych, powstających w 1. 20-tych XIX w., znajdowały swe odbicie konflikty nurtujące Królestwo Polskie (Jan z Tęczyna Niemcewicza i inne tego typu utwory). Określone podteksty zawierała gawęda szlachecka, przynosząca apologię nieraz ograniczonych i śmiesznych, ale mimo wszystko rycerskich i odważnych obrońców dawnej Rzeczypospolitej. Wiele już napisano o roli, jaką w „pokrzepianiu narodowych serc” odegrała Trylogia. Należy tylko przypomnieć, iż w dość banalny konstrukcyjnie wątek, powtarzający się schematycznie w każdej części (o tę samą kobietę walczy dwóch mężczyzn, z których jeden bije się za sprawę narodową, natomiast jego rywal jest po stronie wrogów Rzeczypospolitej), Sienkiewicz wplótł przesłanie, które nie sposób byłoby zawrzeć w jakiejkolwiek powieści o tematyce współczesnej.
Wbrew nastrojom, panującym również i w części polskiego społeczeństwa, z Trylogii odczytywano z jednej strony pochwałę czynu jako jedynej drogi mogącej doprowadzić do odzyskania niepodległości, z drugiej zaś (zwłaszcza z Potopu) naganę dla jakichkolwiek form współpracy z wrogiem. Pierwsza część dziejów Kmicica to historia klęski kolaboranta, który z racji swej postawy ściąga na siebie ogólną infamię moralną. Dlatego też z dwóch trylogii, Dumasa i Sienkiewicza, pierwsza pozostała li tylko klasyczną powieścią „płaszcza i szpady”, podczas gdy druga urosła do rangi „narodowej Biblii” (wyrażenie P. Jasienicy). Sprawiło to istniejące zapotrzebowanie narodowe, któremu Sienkiewicz dzięki swemu talentowi w pełni sprostał.
Jest rzeczą oczywistą, iż znaczenie powieści historycznej rosło wraz z nasilaniem się procesów rusyfikacyjnych i germanizacyjnych. Odpowiedzią na szkalowanie dziejów Polski w programach narzucanych przez zaborców były nie tylko masowe nakłady dzieł Kraszewskiego i Sienkiewicza oraz ich skrócone adaptacje na użytek młodzieży, ale i rozkwit powieści historycznej głównie do tej grupy ludności adresowanej. Nieprzypadkowo pada on na ostatnią ćwierć XIX stulecia, a więc na okres Kulturkampfu i erę Apuchtina, maleje zaś po r. 1905, gdy w zaborze rosyjskim pozwolono na zakładanie polskich szkół. W ujęciu całej plejady pomniejszych autorów (J. Papi, Z. Morawska, wspominany już Przyborowski) powieść stanowiła polemikę nie tylko z historiografią zaborców, ale i z oficjalną ideologią polskiego pozytywizmu. Była również antidotum na zbyt daleko posunięty lojalizm szkół galicyjskich. Bohaterowie tych utworów za swój główny obowiązek uważają służbę dla ojczyzny na polu bitwy. Występująca w nich apologia czynu zbrojnego i cnót rycerskich przodków wychowała pokolenie, które miało w latach I wojny światowej wyruszyć do walki o niepodległość.
Serwitut wobec sprawy narodowej, ciążący na całej literaturze polskiej XIX w., najmocniej chyba - i to w różnoraki sposób - odcisnął się na powieści historycznej. Przejawiło się to przede wszystkim w zwycięstwie nurtu, który można by nazwać optymistyczną wizją dziejów Polski. Początkowo jednak przeważało krytyczne podejście; znalazło ono wyraz zwłaszcza w twórczości A. Bronikowskiego, autora cyklu powieści historycznych sięgających od czasów legendarnych (Piasta i Popiela) po powstanie listopadowe. Bronikowski ukazywał tragiczne dla losów Polski skutki anarchii politycznej, rosnącej pod rządami oligarchii magnackiej, ucisku chłopa, słabnięcia władzy monarszej.
Ten prekursor Kraszewskiego swymi powieściami wpisywał się w nurt krytycyzmu wobec szlachetczyzny; nurt ten uległ jednak zahamowaniu już u schyłku Królestwa Kongresowego wraz z nasileniem się antykonstytucyjnych represji. Wówczas to Niemcewicz dokonuje znamiennej przeróbki Jana z Tęczyna (1825), usuwając z powieści fragmenty, które mogłyby ukazać „złoty wiek” w ujemnym świetle. Apoteozy przeszłości domagano się od powieści historycznej w okresie popowstaniowym; J. Bartoszewicz pisał, że powinna przede wszystkim pokazywać, „jak pobożni byli naddziadowie, jak żyli ze sobą, jak byli serdeczni i poczciwi, jak myśleli o Rzeczypospolitej i swoich sprawach”. Proces gloryfikacji przeszłości przesuwa się wówczas wyraźnie z czasów jagiellońskich i piastowskich na okres barokowego sarmatyzmu, a nawet schyłku Rzeczypospolitej (M. Grabowski i inni). Mimo to w wielotomowym cyklu Kraszewskiego znajdowano sporo krytycznych uwag pod adresem społeczeństwa szlacheckiego, a na twórczości A. Krechowieckiego odcisnęły się wyraźne wpływy „szkoły krakowskiej”. Podobnie jak jej przedstawiciele widział on przyczyny upadku szlacheckiej Rzeczypospolitej w rozstroju wewnętrznym państwa: słabości władzy monarszej, anarchii magnackiej, nadużyciach „złotej wolności”. Autor ten nie cieszył się jednak większą popularnością, Kraszewski zaś pesymizm spojrzenia na wady społeczne rekompensował pochwałą staropolskich obyczajów, przewag rycerskich oraz osiągnięć w dziedzinie kultury. Najdalej szła oczywiście w optymizmie wspominana już powieść historyczna dla młodzieży. Starała się bowiem wydobyć z przeszłości to wszystko, co mogłoby natchnąć czytelnika otuchą, ograniczając do minimum wszelkie bardziej krytyczne akcenty.
Pesymizm niektórych powieści bywał zresztą dość często pozorny. W ogólnym bilansie dziejowym wady społeczeństwa szlacheckiego nie były bowiem w stanie zaćmić blasków i osiągnięć dawnej państwowości. Nawet przy opisywaniu zrywów, które w ostatecznym rachunku kończyły się klęską (powstanie kościuszkowskie czy listopadowe), uwagę czytelnika skupiano raczej na odnoszonych w ich trakcie zwycięstwach. O wielkich tryumfach wspominano i wtedy, gdy luźno wiązały się z akcją powieści (Beresteczko w Ogniem i mieczem, Chocim w Panu Wołodyjowskim). Tryumf zaś bywał podwójny: sukces militarny ojczyzny wiązał się ze szczęściem osobistym bohaterów. Wystarczy przypomnieć, że żaden z „czarnych charakterów”, jakie występują w Trylogii, nie tylko nie zdobył ręki panny, ale i nie był w stanie naruszyć jej cnoty.
Powieść stanowiła gatunek, w którym szukano pocieszenia: dawała je wizja dawnej, potężnej Rzeczypospolitej, wychodzącej zwycięsko ze wszystkich opałów (poza końcowymi w postaci rozbiorów). Społeczeństwu, na które spadały niemal same klęski, ukazywała dawne sukcesy. Współczesnym „nieudacznikom” - ludzi, którym się w minionych stuleciach powiodło. Jakże często oś fabuły stanowiły dzieje kariery: historia szaraczka, który dzięki sprytowi, łasce magnata, a przede wszystkim własnej waleczności doszedł do znaczenia i fortuny.
Bohaterem powieści historycznej był przede wszystkim naród szlachecki. Szczytowe jej osiągnięcie, jakim bez wątpienia pozostała Trylogia, ukazywało dni klęski i zwycięstwa, wierności i zdrady, bohaterstwa i tchórzostwa tej właśnie warstwy. Zdecydowanie złą prasę miała magnateria (jedynie Sienkiewicz spoglądał na nią przychylniejszym okiem), choć niektórych pisarzy wydawała się fascynować barwność i oryginalność postaci ks. Karola Radziwiłła „Panie Kochanku”. Pełnej rehabilitacji doczekała się natomiast szlachta zagrodowa, tak niecierpiana przez pisarzy polskiego Oświecenia. Już w literaturze romantycznej znajdujemy apoteozę tej warstwy. Gawęda szlachecka ujrzała w niej strażnika cnót obywatelskich, które - niczym owad w bursztynie - miały przetrwać w dworkach czy w zaściankach, oraz głównego szermierza narodowej sprawy.
Wysunięcie się szlachty na plan pierwszy jest łatwe do wytłumaczenia. Powieść jako gatunek literacki zwrócony ku przeszłości szlacheckiego państwa musiała z natury rzeczy eksponować znaczenie tej właśnie warstwy. Mówiła o wielkich wydarzeniach dziejowych, w których właśnie szlachta odgrywała złą czy dobrą, ale - decydującą rolę. Jeszcze istotniejszym powodem był fakt, iż pisanie o szlachcie dawało sposobność eksponowania walk zbrojnych, na których czele stała ona zarówno w okresie przedrozbiorowym, jak i w dobie powstań narodowych. M.in. bierny lub wręcz wrogi stosunek, jaki wobec nich zajęli chłopi, sprawił, że i w powieści historycznej występują na bardzo dalekim planie, żeby tylko wspomnieć Michałka z Potopu. Choć wiele z wojskowych formacji dawnej Rzeczypospolitej nosiło w znacznym stopniu plebejski charakter, to jednak ich oficerami była szlachta.
Walki zbrojne, a nie dzień powszedni polskiego ziemianina i mieszczanina (nie mówiąc już o chłopie), stanowią główną oś problemową polskiej powieści historycznej i cieszą się największym zainteresowaniem czytelników. Rekordy popularności biła Trylogia, której głównymi bohaterami są zawodowi żołnierze. Przedwcześnie więc Bruckner pisał w r. 1896 o jej autorze, że i on „w końcu znużył czytelnika, przedstawiając przeszłość zbyt jaskrawo, a jednostronnie zarazem; w ciągłym hałasie wojennym lub gwarze biesiadnym trudno uchwycić fizjognomię codziennego życia”. Znajdowano ją w utworach Deotymy (Panienka z okienka, 1898), Kaczkowskiego (Olbrachtowi rycerze, 1889) czy W. Gomulickiego. Nie zyskały one jednak większego powodzenia ani szerszego rezonansu, podobnie zresztą jak obyczajowe powieści Kraszewskiego.
Traktowanie przeszłości jako dziejów narodu szlacheckiego wiązało się z uleganiem sugestii źródeł, które ta warstwa stworzyła. W konsekwencji dość często odnosimy wrażenie, iż autor przyjmuje punkt widzenia swych sarmackich bohaterów. Nawet Sienkiewicz podziw dla szlacheckich rębajłów i brak szerszych w tym względzie wymagań dzieli z pamiętnikarzami XVII stulecia. Ich relacje zaważyły w jakimś stopniu na obrazie wojen z Kozakami, zawartym w Ogniem i mieczem. Z kolei Kraszewski niemalże przez okulary pana Paska spogląda na obecność Francuzów w Polsce doby Wazów. Co więcej, niektórym powieściom (Adama Polanowskiego... notatki, 1888; Papiery po Glince, 1872), nadawał on formę pamiętnika spisywanego pod koniec życia. Był to literacki sposób konstruowania materiału fabularnego, stwarzający zarazem możność ukazywania wydarzeń politycznych czy wojen z punktu widzenia ich przeciętnych (umysłowo i społecznie) uczestników.
W częstym utożsamianiu się autorów z ich szlacheckimi bohaterami znaczną rolę odgrywał kontakt z prowincją, na której relikty dawnej kultury oraz mentalności pozostawały po dawnemu żywotne. Pomiędzy powieściami F. Bernatowicza, F. Skarbka czy młodzieńczymi próbami powieściowymi Z. Krasińskiego a dojrzałą artystycznie prozą historyczną ostatniej ćwierci XIX stulecia istniało ogniwo pośrednie w postaci gawędy szlacheckiej. Rodzi się ona po powstaniu listopadowym, znajdując niedościgłego mistrza w H. Rzewuskim oraz całe grono pomniejszych naśladowców (I. Chodźko i inni). Otóż gawęda ta czerpała pełnymi garściami z tradycji ustnego folkloru szlacheckiego. Autor Listopada znał osobiście wielu „panów Sopliców”. W gawędzie szlacheckiej, choć przetworzonej literacko, występowało sporo elementów autobiograficznych.
Następny istotny szczebel jakościowy w rozwoju powieści historycznej stanowiła twórczość Kraszewskiego. Do podejmowanych w jego powieściach tematów wracał parokrotnie Sienkiewicz. Wystarczy jednak porównać Rzym za Nerona z Quo vadis?, Krzyżaków obydwóch pisarzy czy wreszcie Kordeckiego i Boży gniew z Potopem, aby się przekonać, jak bardzo stary mistrz ustępował autorowi Trylogii, który zresztą w recenzji Krzyżaków Kraszewskiego wytykał mu słabe artystycznie i treściowo naszkicowanie opisu bitwy grunwaldzkiej. Stanowiła ona wspaniały, umieszczony również „ku pokrzepieniu serc” epilog powieści Sienkiewicza, podczas gdy Kraszewski wiele miejsca poświęcił zmarnowanym owocom tak wspaniałego zwycięstwa. Krótkowzroczność i głupotę polityczną polskiego rycerstwa obarczał winą za to, iż Zakon podniósł się z klęski i odzyskał dawną potęgę.
Większość autorów najswobodniej jednak czuła się w świecie sarmackiego baroku; mimo że bohaterowie ich powieści żyją w konkretnym okresie, to jednak dowiadujemy się o tym głównie z wydarzeń „wielkiej polityki” lub ze wzmianek o panujących właśnie dynastiach. Pod względem mentalności, upodobań, poglądów nie występują prawie żadne różnice pomiędzy szlachcicem schyłku XVI stulecia a przedstawicielem prowincji szlacheckiej z czasów oświecenia. To statyczne traktowanie mentalności, poglądów i upodobań narodu szlacheckiego charakteryzuje przede wszystkim, ale nie tylko, dzieła Kraszewskiego. Autor zapuszczający się w czasy średniowiecza wykazywał zazwyczaj bezradność, gdy przychodziło do odtworzenia psychologii ówczesnych ludzi. W konsekwencji powieść historyczna, jaka ostała się próbie czasu, kończy się na XVII stuleciu. Jedyny wyjątek stanowią Krzyżacy Sienkiewicza, zdolni dzięki umiejętnemu zawiązaniu akcji oraz stałej aktualności konfliktu polsko-niemieckiego dziś jeszcze zainteresować czytelników.
Wiek XVII stanowił temat ponętny z wielu względów. Był okresem wielkiej próby dziejowej, która dla Rzeczypospolitej omal nie zakończyła się rozbiorami - dzięki temu nasuwał liczne analogie. W oczach wielu pisarzy stanowił epokę uformowania się polskiej kultury szlacheckiej w jej oryginalnym, czysto narodowym kształcie. „To, co zowiemy tradycją narodową [...] z czym zrośliśmy się i co nam jest tak drogie, wszystko to przybrało zasadnicze kształty w wieku XVII” - pisał S. Smolka. Stulecie to przyniosło także wielką konfrontację kultur oraz związane z tym konflikty. Interesująco ukazał je - na przykładzie polskiej interwencji w Moskwie - Z. Krasiński w swym młodzieńczym Agaj-Hanie (1834).
Wiek barokowej dewocji następował po reformacji, w której widziano niebezpieczną próbę podkopania narodowych obyczajów i wiary. Poprzedzał zaś czasy oświecenia, niosące - zdaniem większości autorów - obok pewnych pozytywnych przemian również i zagrożenie tych podstawowych wartości. Tak właśnie widział je nie tylko H. Rzewuski (Listopad, 1846) czy M. Grabowski, lecz również Kraszewski, który w dziejach Polski dostrzegał nieustanną walkę swojskości i cudzoziemszczyzny. Szczególne apogeum obcych wpływów miało przypaść na czasy oświecenia. Stąd też czytając powieści Kraszewskiego poświęcone epoce stanisławowskiej odnosimy wrażenie, iż solidaryzuje się on ze swymi szlacheckimi bohaterami, jeśli idzie o ich stosunek do ówczesnej kultury oraz literatury, zwłaszcza dramatu i satyry. Nawet o malarstwie czytamy (w Diable, 1855), że widać, iż tworzyli je ludzie, „którym ręka stargana rozpustą drżała”.
Ksenofobia, jaka charakteryzuje większość powieści historycznych, dotyczyła zarówno szczytów ówczesnego społeczeństwa, jak i samych jego nizin. Dość powszechna niechęć otaczająca Zygmunta III Wazę wynikała m.in. z przekonania, iż stanowił on „kukłę” poruszaną przez niemieckich agentów dynastii habsburskiej oraz przez osławioną Urszulę Meierin, którą - od D. Magnuszewskiego poczynając - chętnie przedstawiano w roli demonicznej intrygantki. Do szczytu doszła „czarna legenda” dwóch cudzoziemek na polskim tronie: Bony i Marii Kazimiery. Pierwsza miała być deprawatorką własnego syna i trucicielką nieszczęsnej Barbary, druga „złym duchem” Sobieskiego. W podobnych barwach malowano obcych dworzan czy grasujących po prowincji szlacheckiej cudzoziemskich awanturników. Ich to dziełem był „zamęt reformacyjny”, ruch - poza nielicznymi wyjątkami - traktowany przez autorów powieści historycznych ze szczególną abominacją. Najgorszą opinię mieli bracia polscy, ukazywani przeważnie w krytycznym dla nich momencie najazdu szwedzkiego. Ich akces do Karola Gustawa budził w dobie walk o niepodległość szczególne zgorszenie; nieśmiała próba Kraszewskiego, który w Macosze przedstawił w sympatycznym świetle pogrobowców polskiego arianizmu, spotkała się ze zdecydowanym potępieniem krytyki katolickiej. Opierając się na fabule głośnej antyjezuickiej powieści E. Sue, Żyd wieczny tułacz, A. Wieniarski ukazywał niecne intrygi braci polskich, zmierzające do uchylenia edyktu banicji (Wysokie w XVII wieku, czyli arianie w Polsce, 1851).
Rozbiory zahamowały procesy laicyzacji, zapoczątkowane przez oświecenie: pod panowaniem protestanckiego (zabór pruski) i prawosławnego (rosyjski) monarchy katolicyzm stawał się naturalną ostoją polskości. Jego żarliwymi wyznawcami są zarówno bohaterowie gawędy szlacheckiej, jak i Trylogii czy dzieł Kaczkowskiego. Obrona Częstochowy przed Szwedami właśnie dzięki Sienkiewiczowi weszła do świadomości narodowej jako punkt zwrotny w walce z najeźdźcą. Temuż autorowi zawdzięczamy Quo vadis?, opowieść o rzymskich początkach chrześcijaństwa, która zyskała europejską sławę. Inna sprawa, że jego szermierze (ze św. Pawłem na czele) zostali tu przedstawieni w sposób mniej atrakcyjny niż postacie ze świata pogan. O wiele plastyczniej autorzy powieści historycznych umieli pokazywać pobożnych Sarmatów, choć aprobata dla ich ciasnej dewocji przechodziła niekiedy w mimowolny pamflet (por. Listopad Rzewuskiego). Pomimo że każda próba krytyczniejszej oceny roli, którą Kościół odgrywał w polskiej kulturze i historii, spotykała się z ostrymi protestami kół konserwatywnych, to jednak zdobywano się niekiedy na pewne akcenty o charakterze antyklerykalnym. Zdecydowanie „złą prasą” cieszyli się jezuici, widziano w nich bowiem czynnik sprawczy zakorzenienia się nietolerancji i upadku kultury w czasach saskich. Istotny zarzut stanowiło obce pochodzenie zakonu; nie oszczędzał go zarówno Rzewuski (w Pamiątkach Soplicy, 1839— 1841), jak Kraszewski.
Wobec braku niepodległości nie mógł w powieści wystąpić rewizjonizm historyczny w tej postaci, w jakiej pojawia się w latach II Rzeczypospolitej (Kordian i cham L. Kruczkowskiego). Nawet bardziej krytyczne spojrzenia na powstania rzadko kiedy wyrażały się w kwestionowaniu ich sensu. Natomiast zastanawiano się nad celowością udziału Polaków w epopei napoleońskiej (Popioły) czy przyczynami klęsk powstań. Widziano je w konserwatywnym kierownictwie powstania listopadowego (J. Czyński Jakobini polscy) czy w zawinionej przez szlachtę obojętności chłopów dla sprawy narodowej (utwory S. Żeromskiego o r. 1863). J. Lam z pasją piętnował oportunizm galicyjskich „konspiratorów”, którzy swe poparcie dla powstania ograniczali do gromkich deklaracji (Koroniarz w Galicji, 1869). Do wyjątków należała zapomniana nowela Prusa Omyłka ukazująca śmierć człowieka niesłusznie podejrzanego przez powstańców o współpracę z władzami rosyjskimi. W sumie górowało przeświadczenie, iż była to klęska owocna dla sprawy narodowej. Oflary krwi i męczeństwa nie pójdą bowiem na marne (Gloria victis K 1910) E. Orzeszkowej).
Lojalizm czy ugodowość wobec zaborców, występujące w publicystyce politycznej i prasie, nie znalazły oddźwięku w polskiej powieści historycznej. Złożyło się na to wiele przyczyn. O potrzebie ugody można było pisać jawnie nie ubierając w umowny kostium historii, szyfrować natomiastnależało wiarę w odzyskanie niepodległości. Cenzura zaborcza była oparta na systemie zakazów; natomiast ani polskim historykom, ani powieściopisarzom nikt nie dyktował tematów, jakimi mają się zająć, a tym bardziej sposobu ich ujęcia. Jeśli ktoś z nich naruszał narodowe tabu, ściągał L na siebie infamię moralną. Przypomnijmy, że spotkała ona H. Rzewuskiego za Mieszaniny obyczajowe Jarosza Bej/y (1841 - 1843), a jeszcze bardziej za Pamiętniki Bartłomieja Michałowskiego (1858), zawierające pochwałę targowicy i apologię skrajnego lojalizmu.
Spojrzenie na narodową przeszłość przez pryzmat współczesnych klęsk i cierpień wykluczało ludyczny stosunek do wielkich bohaterów narodowych. Od Trylogii aż po młodzieżową powieść historyczną nie pozwalano sobie na ich humorystyczne traktowanie; śmieszny, przynajmniej w pewnych momentach, mógł być Soplica, Wołodyjowski, Rzędzian i oczywiście Zagłoba, nigdy zaś Jarema Wiśniowiecki, Stefan Czarniecki, Jan Sobieski czy Józef Poniatowski. Jest to zresztą zrozumiałe, skoro powieść stanowiła jeden z podgatunków parenetyki narodowej, do niej też sięgano w poszukiwaniu wzorców moralnych. Ten sam Przyborowski, który w powieściach przedstawiał ks. Józefa Poniatowskiego jako wzór wszelkich cnót, w pracy naukowej (Przyczyny upadku Polski, 1909) zarzucał mu hulaszczy tryb życia oraz odmawiał zmysłu politycznego i talentu wojskowego.
„Specjalnie blado i w gruncie rzeczy nieprawdziwie wypadło w przedstawieniu Sienkiewicza życie erotyczne ludzi XVII wieku”. Tę konstatację W. Czaplińskiego można rozciągnąć niemalże na całość polskiej powieści historycznej. Lwia część jej pozytywnych bohaterów realizuje seks wyłącznie w małżeństwie. W Panu Wołodyjowskim sadystyczna scena wbijania na pal została opisana z drobiazgową dokładnością, podczas gdy daremne starania „małego rycerza” o potomstwo zbyto dyskretnymi aluzjami. Na pewne luzy obyczajowe, wzmianki o nagości czy orgiach polska powieść historyczna pozwalała sobie jedynie sporadycznie (Kraszewski, Syn Jazdona, 1880; Król chłopów, 1881) lub w utworach poświęconych antykowi (Faraon, Quo vadis). Można by w tym widzieć pogłosy XIX-wiecznej pruderii, pozostającej pod dyktatem wiktoriańskiej moralności. W tym samym jednak czasie Dumas plastycznie opisywał miłosne noce d'Artagnana; natomiast jego polscy koledzy nie zajmowali się alkowianym życiem swych bohaterów, zwłaszcza tych z laurami zwycięzców. „W ochronie czci” Sobieskiego czy Kościuszki dopomagali im zresztą historycy, usuwając np. z publikowanej korespondencji śmielsze obyczajowo akcenty.
Owa ochrona bohaterów wiązała się również z faktem, iż poprzez ich postacie powieść historyczna ukazywała ważniejsze epizody narodowych dziejów. W związku z położeniem głównego akcentu na walkę zbrojną największym zainteresowaniem cieszyli się wodzowie, daleko mniejszym literaci, uczeni czy artyści (do wyjątków należy np. adresowana do młodzieży Historia żółtej ciżemki (1913> A. Domańskiej, powieść o powstaniu ołtarza Wita Stwosza), stosunkowo niedużym władcy zasłużeni dla życia gospodarczego kraju (jak np. Kazimierz Wielki). Ani bowiem ich biografie nie zawierały materiału, który by pozwalał na uatrakcyjnienie fabuły, ani też polski pozytywizm nie starał się o pokazanie prekursorów pracy organicznej. Nastawiony wobec powieści historycznej niechętnie lub lekceważąco, oddawał ją bez boju w ręce chwalcom zbrojnej walki o niepodległość.
W panteonie narodowych wspomnień znaleźli się nieraz pospołu dawni antagoniści, a więc Batory i Zamoyski obok Samuela Zborowskiego. Pod wrażeniem procesów politycznych, wytaczanych polskim patriotom we wszystkich trzech zaborach, zaczęto i na dawniejsze sprawy tego typu patrzeć raczej przez oczy oskarżonego niż instygatora. Zarówno w dramacie, jak w powieści historycznej przywódcy rokoszów (Lubomirski) oraz uczestnicy antykrólewskich spisków (Zborowski) bywają przedstawieni jako obrońcy wolności (cóż z tego, że „złotej” i szlacheckiej) przed ówczesnym „absolutyzmem”, pod którego jarzmem cierpiano w XIX w. Nie ujmowało to zresztą laurów Zamoyskiemu: jego walka o swobody stanu szlacheckiego stawała się obroną wolności narodowych, a rozprawa z austriackim pretendentem do tronu - walką o suwerenność państwa polskiego. Uwagę zwrócono także i na proroków narodowej klęski, których ujrzano zarówno w kapłanach (P. Skarga), jak i - błaznach (Stańczyk). W sumie powieść historyczna zaludniła świat narodowej wyobraźni postaciami, z jakich następne pokolenia będą musiały długo (I na ogół bez większego rezultatu) zdrapywać biały lub - czarny lakier. Głośny w okresie międzywojennym spór o Jaremę Wiśniowieckiego był właściwie polemiką z Sienkiewiczem, a skandal, jaki wywołała Marysieńka Boya-Żeleńskiego, tłumaczył się faktem, iż autor naruszył narodowe tabu, budowane i szanowane przez cały w. XIX.
Pod koniec XIX stulecia zaludnienie literatury historycznej głównie przez bohaterów pochodzenia szlacheckiego zaczęło budzić pierwsze sprzeciwy, zwłaszcza że to samo zjawisko występowało również i w powieściach adresowanych do ludu (J. Grajnert i inni). Rozwój ruchu socjalistycznego, a następnie ludowego nasuwał myśl o potrzebie szukania nowych tradycji historycznych. Lewica, patrząca nieufnie na dzieje szlacheckiego państwa, nie zachęcała jednak swych członków i sympatyków do pisania powieści o przeszłości. S. Brzozowski, który z taką pasją atakował Sienkiewiczowskie arcydzieło dopatrując się w nim apologii sarmackiej bezmyślności i szlacheckiego obskurantyzmu, nie proponował bynajmniej stworzenia „socjalistycznje) trylogii”.
Natomiast w środowisku związanym z ruchem ludowym pojawiają się pierwsze próby „antyszlacheckiej” - rzec by można, literatury historycznej, w powieści o Kostce Napierskim, przywódcy buntu górali z r. 1651, czy o ich udziale w walce ze szwedzkim najeźdźcą (L. Stasiak, Obrona sztandaru, 1905). Szerszemu rozwojowi tego gatunku stanął jednak na przeszkodzie fakt, że - ludowy czytelnik dzieł Kraszewskiego czy Trylogii nie utożsamiał się ze swymi biologicznymi przodkami, lecz ze Zbyszkiem z Bogdańca, Skrzetuskim, Kmicicem czy Oleńką. Zarówno fikcyjnych bohaterów pochodzenia szlacheckiego, jak znane z historii postacie w środowiskach mieszczańskich czy na wsiach uważano za swoich protoplastów. W jeszcze większym stopniu dotyczyło to sfer robotniczych, gdzie powieść historyczna, dramat o tym samym charakterze czy pieśń narodowa cieszyły się dużą popularnością.
W dużym stopniu właśnie za sprawą powieści historyczne) tradycja państwa szlacheckiego staje się ogólnonarodową, podobnie zresztą jak Sarmaci przestają oznaczać wyłącznie członków tej warstwy, lecz są odbierani jako synonim wszystkich Polaków. Państwo to opisywano najchętniej w granicach terytorialnych XVI - XVII w., a więc jako mocarstwo sięgające niemalże od morza do morza. Choć autorzy zdawali sobie sprawę, iż odbudowa takiej właśnie Rzeczypospolitej jest niemożliwa, to jednak ją właśnie ukazywali, być może dla tym większego kontrastu z ponurą rzeczywistością ponad stuletniej niewoli. Entuzjaści Trylogii współczesne tendencje separatystyczne, litewskie i ukraińskie, mogli traktować jako dalszy ciąg haniebnej ugody kiejdańskiej i buntu Chmielnickiego. A więc jako ruchy zmierzające do osłabienia przyszłego państwa, których tryumf mógłby być na rękę jedynie jego przeciwnikom podobnie jak to działo się w XVII w. Powieść ukazywała ojczyznę, której nie tylko nie było już na mapie, ale która - realnie biorąc nie mogła się przecież odrodzić w poprzednim kształcie terytorialnym. Nie zawsze był to zresztą kostium czysto polski, skoro aluzje do współczesności wpisywano do utworów poświęconych antykowi.
Tam się przenosiła polemika na temat powstań. Rzym za Nerona (1866) Kraszewskiego ukazywał czytelnikom męczeństwo pierwszych chrześcijan w taki sposób, iż musiało się im ono kojarzyć z losem Polaków po klęsce powstania styczniowego. Zarówno ta powieść, jak Quo vadis? zawierały krzepiącą paralelę pomiędzy prześladowaniami i ostatecznym zwycięstwem chrześcijaństwa a losem narodu polskiego.
Stosunkowa łatwość ominięcia, dzięki kostiumowi historycznemu, barier cenzuralnych sprawiła, iż lwia część powieści pojawiała się w kraju, stanowiąc zarazem istotny element więzi trójzaborowej. Na emigracji ukazało się bardzo niewiele książek o tematyce historycznej (zjawisko to powtórzy się i po r. 1945). Jedynym zresztą okresem, w którym mogłoby to nastąpić, były lata po powstaniu listopadowym, ale wówczas dramat i poezja jako formy wypowiedzi o żywotnych problemach dziejów Polski zdominowały wszystkie gatunki literackie. A przecież można sobie wyobrazić Złotą czaszkę czy Pana Tadeusza jako powieści (tak właśnie odczytał Boy-Żeleński francuski przekład tego poematu, dokonany prozą przez P. Cazina).
Zdaniem T. Lepkowskiego w r. 1870 około 30% ludzi mówiących po polsku zdawało sobie sprawę z przynależności do tej wspólnoty etnicznej. Jeśli w następnym okresie (do r. 1914) ów procent znacznie wzrośnie, niemała w tym zasługa polskiej powieści historycznej. I to niekoniecznie tej najwyższego lotu. Podobnie jak od wielkiego dramatu romantycznego skuteczniej i głębiej urabiały świadomość historyczną popularne i nader często grywane sztuki o powstaniach narodowych (W. Anczyc, Kościuszko pod Raciawicami, 1881; A. Staszczyk, Noc w Belwederze, 1898) czy popowstaniowych represjach (L. Starzeński, Gwiazda Syberii, 1868), tak i drugo-, a nawet trzeciorzędna powieść historyczna dzielnie sekundowała tuzom naszej literatury. Jej m.in. zawdzięczamy utrwalenie legendy odsieczy wiedeńskiej, mimo że Sienkiewicz zajął się tym tematem dopiero u schyłku swej twórczości, pozostawiając niedokończoną powieść Na polu chwały. Dalsze pomnożenie liczby osób czujących się Polakami przyniosła wielka lekcja historii, jaką była I wojna światowa. Jeśli jednak na pola bitewne brano ze sobą jakieś dzieła to nie były nimi utwory historycznej „szkoły krakowskiej”, lecz Sienkiewiczowska apologia czynu zbrojnego.
Powieść historyczna XIX w. stanowiła instrument wychowania patriotycznego oraz źródło ogólnonarodowej pociechy (opartej na założeniu, iż historia się powtarza), jak również element wielonurtowej inicjacji. z pamiętników sporej garści badaczy wynika, iż ona właśnie zachęciła ich do zajęcia się narodowymi dziejami. Ona też (przede wszystkim dzieła Sienkiewicza) pozwoliła odzyskać świadomość narodową wielu zgermanizowanym (czy zrusyfikowanym) członkom polskiej wspólnoty etnicznej. Stanowiła wreszcie, dotyczy to zwłaszcza wielotomowego cyklu, jaki stworzył autor Starej baśni, wstęp do lektury poważniejszych dzieł. Zawarta u Kraszewskiego wiedza o przeszłości była bowiem podana przystępnie, a fabuła powieściowa, oparta w znacznej mierze na dialogach i rozwlekłej narracji, nie wymagała od czytelnika zbytniego wysiłku. Zdecydowany podział na postacie dobre i złe, brak głębszej motywacji psychologicznej, wieńczenie nagrodą osób cnotliwych, chętne zamykanie akcji szczęśliwym końcem - wszystko to czyniło z powieści Kraszewskiego niejako dalszy ciąg legend czy baśni znanych przedtem ze słyszenia. Wznawiane w olbrzymich nakładach w Polsce Ludowej, służyły z powodzeniem sprawie awansu kulturalnego, jaki wówczas nastąpił.
Polska powieść historyczna przeszła w latach niewoli narodowej olbrzymią drogę wiodącą od nieporadnych prób Niemcewicza czy Bronikowskiego do dojrzałej artystycznie prozy autora Trylogii, któremu w tym zakresie nikt - jak dotąd - nie jest w stanie dorównać. Stałe podnoszenie się poziomu tego gatunku szło jednak w parze z jego ciągle dość tradycyjnym charakterem, i to zarówno od strony formy, jak treści. Powieść historyczna nie była bowiem główną domeną eksperymentów pisarskich (choć forma gawędowa okazała się i później artystycznie owocna), co więcej, rozwijała się niejako na uboczu prądów literackich. Zachowując antypozytywistyczny charakter (pisanie o pozytywistycznej powieści dla młodzieży wydaje się nieporozumieniem), pozostawała obojętna również i na wpływy Młodej Polski. Choć rozwinęła liczne podgatunki (należała do nich m.in. powieść awanturnicza, uprawiana z takim powodzeniem przez Walerego Łozińskiego: Oko proroka czy Skarb watażki), to jednak daremnie by w niej poszukiwać jakiegoś wariantu powieści psychologicznej, lub - dla odmiany - prób wprowadzenia elementów fantastyki naukowej (podjął je S. Żeromski w Urodzie życia traktującej o współczesności). Ten konserwatyzm wynikał, jak się wydaje, z jednej strony z rozlicznych serwitutów, które sprawa narodowa nałożyła właśnie na powieść historyczną, z drugiej zaś z adresowania jej do masowego czytelnika. Wielowymiarowa psychika bohaterów Bez dogmatu czy Rodziny Połanieckich pozostaje przecież w kontraście z sylwetkami postaci występujących w Trylogii: zostały one scharakteryzowane plastycznie, ale w dużym uproszczeniu. Bardziej finezyjny portret bohatera historycznego zawdzięczamy autorowi Pamiątek Soplicy. Dystans, z jakim magnacki autor przedstawił poglądy ambitnego szaraka, okazał się pomysłem niesłychanie płodnym artystycznie. Do wzorców autokompromitacji sarmackiego bohatera nawiąże po stu latach W. Gombrowicz w Trans-Atlantyku.
Tradycyjność cechująca polską powieść historyczną wynikała nie tylko z uczynienia szlachty jej głównym, zbiorowym i pojedynczym bohaterem oraz z oparcia się na źródłach przez tę warstwę wytworzonych. Tradycyjność ta była również wynikiem pogłębiającego się z latami rozziewu pomiędzy ustaleniami historiografii a dawnym obrazem narodowej przeszłości. Przenoszeniu do powieści najnowszych zdobyczy dziejopisarstwa stała również na przeszkodzie silna presja ideologiczna, wywierana przez środowiska katolickie. Dlatego też mimo uznania przez historiografię kulturalnych zasług reformacji oraz początków „mody na arianizm” różnowiercy w ogóle, a bracia polscy w szczególności, nadal pełnią w powieści rolę przysłowiowych „czarnych charakterów”. Nikt z literatów nie odważył się też przedstawić w powieści nowej, rewizjonistycznej wersji „sprawy św. Stanisława”, zaproponowanej w słynnych Szkicach XI wieku (1904) przez T. Wojciechowskiego.
W miarę upływu lat od wielkiej klęski narodowej, jaką było powstanie styczniowe, i wzrostu napięć politycznych wśród mocarstw zaborczych powieść historyczna nabierała znaczenia. Z jednej bowiem strony znajdowano w niej obraz niepodległości, której odzyskanie stawało się coraz bardziej realne. Odbiło się to m.in. w literackim wizerunku Skargi, który w latach poprzedzających wybuch I wojny światowej z proroka rozbiorów staje się także i zwiastunem bliskiego jej zmartwychwstania. Z drugiej zaś strony podawana w większości powieści recepta na odzyskanie niepodległości, do której może prowadzić jedynie zwycięska szabla w polskiej dłoni, zyskiwała na aktualności.
Wiek XIX był szczytowym w naszej historii okresem wpływu powieści historycznej na formowanie się odpowiadającej jej świadomości; powstałe wówczas dzieła zaważyły w pewien sposób na kształtowaniu się naszej historiografii, i to nie tylko w dobie zaborów. Mamy tu na myśli przede wszystkim Sienkiewicza, który wywarł podobny wpływ na poglądy niektórych polskich historyków, jak Scott na ich angielskich, a Dumas francuskich kolegów. Również i historycy literatury są obecnie skłonni przesuwać jego utwory w pobliże baśni czy nawet „sarmackiego westernu”.
Kolejne pokolenia pisarzy niepodległej Polski wszystkie nieszczęścia, jakie na nią spadły, tłumaczyli odejściem od cnót i obyczajów przodków. Po jej upadku natomiast zarówno dziejopisarstwo, jak powieść historyczna zaczęły się zastanawiać, które z poprzednich pokoleń należy obarczać winą za rozbiory. Obie gałęzie pisarstwa historycznego ulegały aktualnym naciskom politycznym, obie też były z natury rzeczy zwrócone ku przeszłości. Podczas jednak gdy historiografia szukała w niej przede wszystkim wyjaśnienia przyczyn upadku szlacheckiej Rzeczypospolitej, znaczna część powieści historycznej wyciągała z jej dziejów mimo wszystko krzepiące nauki na przyszłość. Uwagę swą koncentrowała bowiem na ludziach i czynach, które w najbardziej, zdawałoby się, beznadziejnych momentach ocaliły ojczyznę. Kazała wierzyć, że ich powtórzenie pozwoli skruszyć pęta narodowej niewoli. Zasada pisania „ku pokrzepieniu serc” była więc oparta na przekonaniu o powtarzalności dziejów, i to zarówno w ich złych, jak dobrych momentach. Uczyła doszukiwania się w każdej epoce analogii z chwilą dzisiejszą, co - nieraz wbrew intencjom autorów - wprowadzało również i do świadomości historycznej Polaków element irracjonalnej wiary w możliwość odrodzenia się dawnej, potężnej Rzeczypospolitej, rozciągającej swe władanie od morza do morza. Takiej właśnie, jaką malowały powieści historyczne.