Grozi nam "bunt maszyn"?
Maszyny bojowe, nad rozwojem których pracują najbardziej zaawansowane technologicznie armie na całym świecie, zostaną wyposażone w zdolność do podejmowania autonomicznych decyzji na polu walki. Plany te budzą jednak obawy ekspertów zwracających uwagę na możliwość przejęcia kontroli nad "armiami dronów" przez hakerów oraz "usamodzielnienie się" maszyn, które mogłyby następnie, teoretycznie, zwrócić się przeciwko ludziom.
"Bunt maszyn" na polu walki?
Autonomiczne maszyny bojowe (ang. LAR) to wszystkie typy robotów wojskowych, które docelowo mają zostać wyposażone w "autonomiczną decyzyjność". Obecnie najbliżej tego celu są samoloty bezzałogowe. Według planów, odpowiednio zaprogramowane drony będą mogły samodzielnie podejmować decyzje dotyczące wyboru celów i użycia broni, np. rakiet. Jak na razie maszyny te pozostają pod kontrolą ludzi, którzy podejmują decyzje o ich starcie oraz przebiegu misji bojowej lub rozpoznawczej.
Kwestia "usamodzielnienia" wojskowych robotów budzi jednak spore kontrowersje, z uwagi na możliwe skutki rozwoju takich broni. Największe obawy dotyczą teoretycznej możliwości tych maszyn do uczenia się, co, teoretycznie, może oznaczać, że mogłyby one zwrócić się przeciwko ludziom. Część ekspertów podkreśla jednak, że obawy przed "buntem maszyn" są nieuzasadnione, a korzyści z budowania maszyn LAR będą przewyższać ryzyko.
- Jeśli drony zostaną wyposażone w odpowiednio zaawansowane systemy, to będą one w stanie wypełnić stawiane przed nimi cele taktyczne, wyrządzając przy tym jak najmniej szkód wśród cywilów. Maszyny typu LAR będą w stanie precyzyjniej wybierać cele i namierzać je, dzięki czemu staną się cennym zasobem, wykorzystywanym także w pracy wywiadowczej - twierdzi prof. Samuel Liles z Uniwersytetu Purdue.
Kto będzie kontrolował "armię dronów"?
Choć liczba ataków z użyciem samolotów bezzałagowych systematycznie spada, to jednak pozostają one głównym narzędziem stosowanym w globalnej wojnie z terroryzmem. Wraz z rozwojem technologii rosną jednak także obawy dotyczące kontroli nad "armią dronów". W zeszłym roku inżynierowie ostrzegli komitet bezpieczeństwa krajowego Izby Reprezentantów, że istnieje możliwość włamania się do systemu operacyjnego drona i przejęcia nad nim kontroli. Z kolei, w 2011 roku wirus komputerowy zainfekował systemy kilku samolotów bezzałogowych znajdujących się w bazie sił powietrznych Creech w Nevadzie.
Naukowcy ostrzegają również, że wiele konfliktów jest wciąż zbyt skomplikowanych, by mogły w nich zostać użyte maszyny typu LAR. Prof. Heather Roff z Uniwersytetu Denver zwraca uwagę, że o ile mogą być one z powodzeniem wykorzystywane w konfliktach konwencjonalnych, to nie sprawdzą się w konfliktach asymetrycznych, w czasie których operacje zbrojne są prowadzone przeciwko małym grupom ludzi na terenie miast. Jak zwraca uwagę, budowane obecnie drony nie są w stanie odróżnić bojowników od cywilów, co może oznaczać wysokie straty o charakterze nie-wojskowym. - Pomysł użycia tej broni w takich warunkach jest naiwny i niebezpieczny - ostrzegła.
Will McCants z Brookings Saban Center podkreśla jednak, że o ile posiadanie maszyn typu LARS jest pożądane z wojskowego punktu widzenia, to dowódcy nigdy nie zrezygnują jednak z podejmowania decyzji w toczących się konfliktach zbrojnych.
Wojskowa rewolucja stała się faktem
Wojskowa rewolucja, pomimo obaw, powoli staje się jednak faktem. W lipcu dokonano pomyślnego testu drona X-47 B. Ten sterowany przez program komputerowy samolot bezzałogowy wystartował z bazy sił powietrznych Patuxent w stanie Maryland i samodzielnie wylądował na lotniskowcu USS George H.W. Bush, znajdującym się w pobliżu wybrzeży Wirginii.
Podczas lądowania dron, zgodnie z planem, zahaczył o linę, dzięki której zatrzymał się na pokładzie, tak jak zwykłe myśliwce. Próba ta pokazała, że stworzony przez wojsko program komputerowy jest w stanie zastąpić pilota przy wykonywaniu skomplikowanych manewrów, takich jak np. lądowanie. Program komputerowy, który obsługuje tę maszynę, uwzględnia także rozmaite scenariusze bojowe, takie jak np. zrzucanie bomb i "autonomiczny" wybór celów.
Wojskowi oceniają, że dzięki temu testowi powstanie nowa generacja dronów, która zmieni całkowicie realia pola walki i zwiększy zdolności operacyjne całej amerykańskiej armii. Sukces ten umożliwi bowiem stworzenie nowej generacji bezzałogowców, które będą wykorzystywane przez Marynarkę Wojenną USA nie tylko w celach zwiadowczych, ale także do przeprowadzania ataków na wrogich terytoriach.
Co ważne, nowe maszyny zmienia także realia geopolityczne, ponieważ amerykańska armia nie będzie już musiała prosić swoich sojuszników, lub innych państw, o pozwolenie na przeprowadzenie operacji zbrojnych, w trakcie których zachodziłaby konieczność skorzystania ze znajdujących się na ich terytoriach baz wojskowych.
Protesty przeciwko "śmiercionośnym maszynom"
Przeciwko wykorzystywaniu samolotów bezzałogowych na polu walki od kilku lat protestują organizacje działające na rzecz praw człowieka, m.in. w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Ich pracownicy zwracają uwagę, że tego typu maszyny powodują znaczne ofiary wśród ludności cywilnej. Amerykańska armia wykorzystuje drony m.in. w Afganistanie, Pakistanie i Jemenie, co prowadzi do coraz częstszych protestów ze strony tamtejszych władz. Pakistański premier Nawaz Sharif ocenił nawet, że "wojna dronów" przyczynia się w efekcie do wzrostu nastrojów odwetowych i wstępowania Pakistańczyków w szeregi organizacji terrorystycznych.
W maju na forum ONZ rozpoczęły się rozmowy mające na celu wprowadzenie prawnego zakazu dla stosowania maszyn typu LAR na polu walki. Pomimo protestów najbardziej zaawansowane technologicznie armie będą kontynuować prace nad wojskowymi robotami. Koszty ich budowy są, jak na razie, znaczne, ale dowódcy podkreślają, że używanie maszyn bojowych zminimalizuje straty ludzkie wśród podległych im oddziałów, a także straty wśród ludności cywilnej zamieszkującej państwa, na terytorium których toczyłyby się konflikty zbrojne.
(JM)
Autor:
Przemysław Henzel
Dziennikarz Onetu
Źródło: Onet