POWOŁANIE*
[…] Słuchałem Mądrości i nie wyobrażałem sobie, że ktokolwiek, nawet ten wielki obłok świadków, chciałby w obecności Pana3 pragnąć autorytetu czy pozycji. Zdawało się mi, że z każdą chwilą tutaj spędzoną, Pan stawał się coraz wspanialszy w swojej chwale i autorytecie. Wiedziałem także, że wciąż jeszcze posiadam niepełny Jego wizerunek. Podobnie jak wszechświat rozwija się bardzo szybko
i jego wielkość jest już nie do ogarnięcia, tak też nasze objawienie Pana będzie rozszerzać się w wieczności. „Jakim sposobem zwykli ludzie mieli prawo kiedykolwiek Cię reprezentować”? - zapytałem.
Kiedy Mój Ojciec rusza swoim małym palcem, cały świat drży. Wstrząśnięcie narodów słowami nie robi wrażenia na nikim, kto
mieszka tutaj. Kiedy jednak najmniejszy z Moich braci na ziemi okazuje miłość, wywołuje radość w sercu Ojca. Kiedy najbardziej
pokorny kościół śpiewa dla Niego, a ma w sercu szczerą miłość, On ucisza całe niebo, aby go słuchać. Wie, że tutaj, gdzie widzi się
Jego chwałę, nikt nie może czynić nic innego oprócz uwielbienia. Lecz kiedy Ci, którzy żyją pośród ciemności i mimo trudności śpiewają
Mu ze szczerych serc, dotyka Go to bardziej niż wszystkie miriady4 nieba.
Wiele razy unoszące się z ziemi nuty złamanych serc sprawiały, że całe niebo płakało z radości, widząc Ojca, którego to dotykało. Niektórzy święci zmagający się, by wyrazić Mu uwielbienie, często sprawiali, że On sam płakał. Za każdym razem, kiedy widzę, jak Moi bracia dotykają Jego serca prawdziwym uwielbieniem, ból i smutek, których zaznałem na krzyżu, wydają się za to niewielką ceną.
Nic nie sprawia większej radości, niż kiedy wy wielbicie Mojego Ojca. Poszedłem na krzyż, abyście mogli wielbić Go przeze Mnie.
Właśnie poprzez autentyczne uwielbienie Mój Ojciec i Ja stajemy się jedno.
Emocje towarzyszące Panu, kiedy mówił i wszystko to, czego przed chwilą doznałem były większe niż to, czego dotychczas doświadczyłem. On nie płakał, ani się nie śmiał; Jego głos był stabilny, ale to, co mówił na temat uwielbienia, wydostawało się z Jego wnętrza w taki sposób, że ledwo mogłem to udźwignąć. Wiedziałem, że to, czego pragnie Syn Boży, to widok radości Swego Ojca. Prawdziwe uwielbienie zaangażowanych w walkę, zmaganie wierzących na ziemi, bardziej niż cokolwiek innego mogło tego dokonać.
Po raz pierwszy gorąco pragnąłem opuścić to miejsce pomimo całej jego chwały po to tylko, aby udać się na najbardziej nawet nudne nabożeństwo uwielbiające na ziemi. Do głębi przejęty byłem tym, że możemy rzeczywiście dotknąć serca Ojca. Jedna osoba wielbiąca Ojca na ziemi w czasie ciemności znaczyła dla Niego więcej niż miliony tych, którzy wielbili Go w niebie. Z ziemi w owym czasie możemy dotknąć Jego serca tak, jak być może takiej okazji więcej już mieć nie będziemy! Byłem tym tak wstrząśnięty, że nie zauważyłem nawet,
jak upadłem twarzą ku ziemi. Potem zapadłem w coś, co przypominało głęboki sen.
Widziałem Boga Ojca. Otaczały Go miliony milionów. Jego chwała była tak wielka, a moc Jego obecności tak niesamowita, że czułem, iż przy Nim cała ziemia nie jest większa niż ziarnko piasku.
Kiedyś, gdy w pewnym momencie usłyszałem Jego wyraźny głos, czułem się tak mały jak atom w porównaniu ze słońcem, lecz kiedy Go zobaczyłem, stwierdziłem, że słońce w porównaniu z Nim nie przedstawia żadnej wielkości. Galaktyki wyglądały jak otaczające Go zasłony. Jego szata utkana była z milionów żywych gwiazd. Wszystko w Jego obecności było żywe - Jego tron, Jego korona, Jego berło. Wiedziałem, że mógłbym mieszkać z Nim na zawsze i nigdy nie przestałbym się dziwić; w całym wszechświecie nie istniał ważniejszy cel niż uwielbiać Go.
Wtem Ojciec skupił się na jednej rzeczy. Całe niebo zamarło i patrzyło. Patrzył na krzyż. Miłość Syna do Ojca, którą On wciąż wyrażał poprzez cały swój ból i ciemność, jakie na Niego przyszły, dotknęły Ojca tak głęboko, że zaczął dygotać. Razem z Nim cała ziemia i niebo zaczęły się trząść. Kiedy Ojciec zamknął oczy, niebo i ziemia pociemniały. Emocje Ojca były tak wielkie, że nie sądzę bym mógł wytrzymać, gdybym nieco dłużej był świadkiem tej sceny.
Nagle znalazłem się w innym miejscu. Przyglądałem się uwielbieniu w małym budynku kościelnym. Jak to czasami ma miejsce w proroczych doznaniach, odczułem, że wiem wszystko o wszystkich tam będących. Doświadczyli surowych przeżyć w życiu, lecz teraz nawet o nich nie myśleli. Nie modlili się o swoje potrzeby. Wszyscy starali się ułożyć pieśni dziękczynienia dla Pana. Byli szczęśliwi i radowali się szczerze.
Spojrzałem na niebo, a ono całe płakało. Potem znowu zobaczyłem Ojca i wiedziałem już, dlaczego ono płacze. Płakali, ponieważ widzieli łzy w oczach Ojca. Ta mała grupa, pozornie pobitych ludzi przytłoczonych ciężkimi doświadczeniami, tak głęboko poruszyła
Ojca, aż zapłakał. Nie były to łzy bólu, lecz radości. Kiedy ujrzałem miłość jaką żywił do tych kilku wielbiących, sam nie mogłem powstrzymać łez.
Żadne inne odczucie nie ujęło mnie tak bardzo jak ta scena. Uwielbienie Pana na ziemi stało się dla mnie bardziej upragnione niż przebywanie w chwale niebios. Wiedziałem, że otrzymałem przesłanie, które może pomóc przygotować świętych na ziemi do walk,
które jeszcze nastaną. Teraz jednak było to dla mnie mniej istotne niż staranie, by przekazać, w jaki sposób możemy dotknąć serca Ojca. Szczere uwielbienie wyrażone nawet przez najmniejszych wierzących na ziemi, może sprawić, że całe niebo rozraduje się, a co więcej
może rozczulić serce Ojca. Dlatego właśnie aniołowie woleli, by powierzono im nadzór nad choćby jednym wierzącym na ziemi, niż
mieć autorytet nad wieloma galaktykami gwiazd.
Zobaczyłem Jezusa stojącego obok Ojca. Widząc radość Ojca patrzącego na to małe nabożeństwo zwrócił się do mnie i powiedział:
Oto powód, dla którego poszedłem na krzyż. Sprawienie radości Mojemu Ojcu choćby na chwilę, warte jest tego wszystkiego. Twoje uwielbienie może sprawiać Mu radość każdego dnia. Twoje uwielbienie w obliczu trudności porusza Go bardziej niż uwielbienie,
które odbiera w niebie. W tym miejscu, gdzie Jego chwała jest widoczna, aniołowie nie mogą powstrzymać się od uwielbienia. Kiedy uwielbiasz Go, nie widząc jego chwały i jesteś wystawiony na próbę, to właśnie jest uwielbienie w »w Duchu i w prawdzie«5. Ojciec szuka takich czcicieli. Nie marnuj swoich prób. Uwielbiaj Ojca nie za to, co otrzymasz, lecz aby sprawić Mu radość. Nigdy nie będziesz tak
silny jak wtedy, kiedy sprawiasz Mu radość, gdyż radość Pana jest twoją siłą6.
Znów obok mnie stała Mądrość. Dłuższą chwilę trwało milczenie, ale ja nie potrzebowałem słów. Pragnąłem, aby moja dusza nasiąkła. Starałem się zgłębić największe ze wszystkich zajęć, jakie zostało nam dane, by być czcicielami Ojca. Wobec niego słońce wyglądało jak atom, a wszystkie galaktyki jak ziarnka piasku. Mimo to słuchał naszych modlitw, ciesząc się za każdym razem, kiedy na nas patrzył. Miałem taką pewność, że często płakał nad nami. Był potężniejszy niż mógł to wyobrazić sobie ludzki umysł i najbardziej uczuciowy
ze wszystkich istot w całym wszechświecie. Możemy dotknąć Boga! Każda ludzka istota ma moc sprawić Mu radość lub zadać ból. Wiedziałem o tym z teologii, lecz teraz doświadczyłem tego w taki sposób, że wszystko inne przestało mieć znaczenie.
Nigdy nie będę w stanie wyrazić tego słowami, ale wiedziałem, że czas jaki jest mi dany na ziemi, mam spędzić wielbiąc Go. To było jak nowe objawienie. Rzeczywiście mogłem sprawić Bogu radość! Mogłem przynosić radość Jezusowi! Zrozumiałem, co Pan miał na myśli, kiedy powiedział, że właśnie dlatego poszedł na krzyż. Każdej ofiary warte jest to, żeby choć przez sekundę dotykać Jego serca. Nie chciałem stracić już żadnej chwili o której wiedziałem, że mogę ją spędzić na uwielbianiu Ojca. Oczywistym było również, że z im większych trudności i doświadczeń wychodzi nasze uwielbienie, tym bardziej dotyka to serca Boga. To sprawiło, że zapragnąłem poddać się próbom, abym w czasie ich trwania mógł Go uwielbiać.
Czułem się jak Hiob, który powiedział, że wcześniej znał Go tylko ze słyszenia, kiedy zaś Go ujrzał kajał się w prochu i popiele7. Przypomniałem sobie Filipa, który tak długo przebywał z Jezusem, a nie wiedział, że w Nim widzi Ojca. Jakże zdumiewająca musi być dla aniołów nasza tępota!
W tym momencie Mądrość odezwała się ponownie: „Pamiętaj, że nawet najmniejsi z moich maluczkich mogą dotknąć serca Ojca i samo to, sprawia, że ich wartość przewyższa każdą cenę. Za każdego z osobna poszedłbym na krzyż jeszcze raz. Ja również czuję wasz ból.
Znam wasze doświadczenia, ponieważ współuczestniczymy w nich. Odczuwam ból i radość każdej duszy. Dlatego nieustannie wstawiam
się za wami wszystkimi. Nadejdzie taki czas, kiedy z każdego oka zostaną otarte łzy. Nadejdzie czas, w którym znowu znana będzie tylko radość. Do tego czasu każdy ból może być wykorzystany. Nie marnuj swoich prób. Największe uwielbienie i największy dowód twojej wiary który jest nam miły to ten, który okazujesz pośród swoich doświadczeń ...
* fragment książki Rick'a Joyner'a Powołanie wydanej przez Instytut Wydawniczy „RHEMA”, ul. Tatrzańska 125, 25-564 Kielce;
tel/fax: 041/3317610 (24 h); e-mail: rhema@kielce.com.pl http://www.rhema.jezus.pl
Jezusa 3 Jezusa 5 Ewangelia Jana 4,23 7 Księga Hioba 42,6
List do Hebrajczyków 12,1 4 Księga Daniela 7,10 6 Księga Nehemiasza 8,10