Ruda Biała, 5 września 2006
Córce zamierały nerwy w nodze i w oku. Groziła jej operacja. Udałam się po pomoc na Jasną Górę do tronu Matki i tam zostałam wysłuchana. Obyło się bez operacji. Pani doktor powiedziała, że to cud. Już upłynęło kilka lat, a córka widzi i chodzi.
Wnuczek dwa razy uległ wypadkowi samochodowemu. Samochód nadawał się na złom, a on wyszedł trochę tylko podrapany.
Serdecznie dziękuję Bogu, Niepokalanej i św. Maksymilianowi.
Danuta R.
N. N., 8 września 2006
Z całego serca składam podziękowanie Matce Bożej za ocalenie Sióstr Misjonarek podczas silnego trzęsienia ziemi, jakie miało miejsce kilka lat temu w Boliwii.
Czcicielka
Niemcza, 8 września 2006
Późną porą w zimie wracałam „maluchem" z dwójką dzieci z kursu pływania. Było bardzo mroźno i ślisko. Wiejska droga była zupełnie biała, skrzył śnieg, jasno świecił księżyc. Przed zjazdem z góry do wsi położonej w dolinie wpadłam w poślizg. Samochód obrócił się jakby w miejscu o 180 stopni. Wysiadłam na pustą drogę i byłam przerażona położeniem. Po tej drodze zimą o tak późnej porze rząd ko kto przejeżdża. Zauważyłam jednak samochód, dosłownie obok mojego, z które go wysiadł mężczyzna i spytał: „W czyni pomóc?” Nie widziałam ani jego świateł, ani nie słyszałam silnika samochodu a przecież było jasno i przejechałam ok. 1 km zupełnie prostego odcinka drogi. Nic wiem skąd i jak się wziął ten samochód Mężczyzna wsiadł do mojego samochodu, obrócił go bardzo sprawnie z powrotem o 180 stopni, kazał mi wsiąść i powoli zjechać z góry. Zapewnił, że będzie jechał za mną. I tak się stało. Zjeżdżałam powoli w dół, widząc zaraz za mną światła samochodu. Czułam się bardzo bezpieczna W jednej chwili z ogromnym zdziwieniem stwierdziliśmy, że nie ma za nami świateł Myśleliśmy, że kierowca wyłączył światła Zatrzymałam samochód, by dzieci przez tylną szybę dostrzegły go. Ale samochodu za nami nie było. Nie było też żadnej drogi bocznej przy zjeździe z góry. Nikt za nami nie jechał. Wspominaliśmy niejeden raz tę sytuację i ani ja, ani synowie nie jesteśmy i nie byliśmy wówczas w stanie przy pomnieć sobie najdrobniejszego szczegółu dotyczącego wyglądu, rysów twarzy czy ubrania tego mężczyzny. Zawsze stwierdzamy zgodnie, że doświadczyliśmy namacalnej obecności Anioła Stróża. Nasze zdumienie jest do dziś nie mniejsze niż te] nocy, w której się to wydarzyło.
Danuta K
Pisarzowice, 11 września 2006
Podczas indywidualnego odprawiania Drogi Krzyżowej na dróżkach w Kałwarii Zebrzydowskiej poślizgnąłem się na lodzie i upadając uszkodziłem sobie kolano. Z mocno obrzękłym i sprawiającym boi kolanem zdołałem pokonać kilka kilometrów na dworzec PKS i do domu. Dopiero następnego dnia, kiedy ból w kolanie przy stąpnięciu był już nieznośny, zgłosiłem się do przychodni lekarskiej. Tam stwierdzono, że jest pęknięcie kości i koniecznie trzeba założyć gips na kilka tygodni.
Nie cierpiałem fizycznie, ale mam słabą psychikę i świadomość, że przez kilka tygodni będę poważnie ograniczony ruchowo, doprowadziła mnie do stanu bliskiego szaleństwa. Rozpocząłem więc „szturm modlitewny" i zostałem wysłuchany.
Chociaż nie doświadczyłem uzdrowienia fizycznego w jednej chwili czy z dnia na dzień, lecz dochodziłem do pełni sił powoli przez kilka miesięcy, to jednak za cudowny uważam pokój i radość duchową, jaką mnie Jezus, Maryja i Józef obdarzyli, co pozwoliło mi z cierpliwością znosić trudy rehabilitacji.
Zbyszek Jewzak
Brzesko Szcz., 13 września 2006
Dziękuję Maryi za to, że 15 sierpnia 2006 r. na ostrym zakręcie, na kilometr przed Sanktuarium, nie doszło do bardzo tragicznego wypadku drogowego. Ku niewidocznym pielgrzymom w liczbie około stu osób z dużą szybkością nadjeżdżał samochód. Tylko szczególnej opiece Maryi, do której Sanktuarium szła owa pielgrzymka, należy zawdzięczać fakt nagłego zahamowania rozpędzonego samochodu i uniknięcia tragedii.
Od siebie i wszystkich pielgrzymów pragniemy złożyć podziękowanie dla Matki Bożej.
Ks. January Żelawski
Kalisz, 13 września 2006
Pragnę złożyć podziękowanie Bogu w Trójcy Jedynemu za przyczyną Matki Najświętszej za otrzymane łaski.
Pewnego listopadowego dnia wieczorem przechodziłem przez park z większą kwotą pieniędzy, by opłacić studia córki Karoliny. Byłem obserwowany przez młodego człowieka, który jak się okazało wyszedł z więzienia. Podszedł do mnie i zapytał, czy mam zapałki, a potem zaatakował. Oddałem zegarek i portmonetkę podręczną, w której miałem około 10 zł. Zdążył mi nożem poderżnąć część koszuli przy kołnierzyku. Przeczuwałem wszystko co najgorsze, powiedziałem: „Matko Boska Nieustającej Pomocy, ratuj mnie". Walcząc z napastnikiem, uwolniłem się od niego i dobiegłem do postoju taksówek.
W styczniu biegłem na przystanek autobusowy. Gdy dobiegłem, wpadłem pod koła nadjeżdżającego samochodu. Z łaski Bożej samochód zatrzymał się tak, że swobodnie usiadłem. Nic mi się nie stało, tylko kożuszek miałem ochlapany.
Od kilkunastu lat jeżdżę do sanatorium, gdyż choruję na kamicę nerkową. Szanse na wyjście tzw. kamienia nerkowego miałem zerowe. Powierzyłem Matce Bożej Nieustającej Pomocy rozpoczynający się turnus. Na zakończenie kuracji „urodziłem kamień", ku zdziwieniu lekarza.
Gdy miałem kłopoty w pracy czy w życiu osobistym, powierzałem je zawsze Matce Bożej Nieustającej Pomocy.
Edward Sikora
Woj. małopolskie, 19 września 2006
Mój mąż był dobrym i pracowitym człowiekiem, ale nie stronił od kieliszka. Coraz bardziej popadał w nałóg pijaństwa, a ja nabawiłam się nerwicy. Moim lekarstwem była modlitwa, gorąca i ufna. Maryja pomogła. Dziesięć lat temu mąż, będąc pijany, spadł ze schodów i uderzył się bardzo mocno w głowę. Trzeba było usunąć krwiaka na mózgu. Po operacji mąż był niepodobny do siebie, spuchnięty, majaczył, nikogo nie poznawał. Gorąco się modliłam do Matki Najświętszej o jego wyzdrowienie. Mąż powrócił do zdrowia i przestał pić. Teraz codziennie chodzi do kościoła i dziękuje Matce Bożej za wszelkie otrzymane łaski.
M. W.
K., 20 września 2006
Chcę podziękować Matce Bożej za Jej nieustanną opiekę nade mną i moją rodziną, a zwłaszcza za Jej wielką pomoc w ostatnim czasie, kiedy miałam do zdania bardzo ważny egzamin. Wybrałam sobie kierunek studiów, który lubię, ale na którym trzeba ciężko pracować i nawet mimo to można nie zdać na następny rok. Szczęśliwie z Bożą pomocą doszłam do IV roku bez żadnej poprawki. Ale na I roku studiów magisterskich nie zdałam najważniejszego egzaminu. Wiedziałam, że po nim jest tylko poprawka i jeżeli jej nie zdam, to zostanę wyrzucona za studiów. Bardzo martwiłam się ja i cała moja rodzina także. Gorąco razem prosiliśmy Matkę Bożą i św. Ojca Pio o wstawiennictwo. 12 września 2006 r. zdałam poprawkę. Wiem, że Matka Najświętsza i święci czuwali nade mną.
Wdzięczna Asia
Poznań, 21 września 2006
Moja mama zmarła 31 stycznia 2003 r. Zostałam sama z wujkiem. W październiku 2005 r. wujek ciężko zachorował. Znalazł się w szpitalu. Lekarze byli przekonani, że to rak płuc. Wtedy było dużo, dużo modlitwy, Msza święta za wujka i zobowiązanie, że jeśli wujek wyzdrowieje, to zapiszę się do Rycerstwa Niepokalanej i podziękuję Matce Bożej w „Rycerzu Niepokalanej". Wbrew diagnozom lekarskim okazało się, że są to zrosty na lewym płucu. Lekarz odstąpił od operacji. Wujek długo był słaby, schudł ok. 30 kg w ciągu miesiąca, ale teraz dochodzi do siebie. Lekarka domowa nie komentuje tego, ale ja wiem, że to było działanie niebios, Matki Bożej i innych świętych.
Elżbieta Świderska
K., 24 września 2006
W maju 2006 r. kończyłam trzyletni staż w pracy, zbierałam dokumentację. Potem miał się odbyć egzamin. Przez cały czas stażu miałam bardzo dużo pracy. Jednocześnie w tym samym roku w czerwcu kończyłam studia. W lipcu czekały mnie egzaminy, obrona pracy magisterskiej. Bardzo się bałam, czy podołam tak intensywnej pracy i tylu egzaminom. Gorąco módl i łam się do Matki Niepokalanej i Jezusa Miłosiernego. W tych intencjach odprawiono też Mszę świętą w Niepokalanowie.
Moje prośby zostały wysłuchane. Dziękuję również za męża, którego wymodliłam u Matki Niepokalanej i Bożego Miłosierdzia oraz za wszystkie łaski, jakie otrzymała moja rodzina i nadal otrzymuje
Wdzięczna Marioli
Łapy, 28, września 2006
Córka, będąc w ciąży, miała wciąż komplikacje. Lekarz powiedział, że dziecko dotrwa najdłużej do pół roku. Idąc ze szpitala przechodziłam obok kościoła. Pewnego dnia weszłam do środka przed obraz Matki Bożej i z płaczem prosiłam o ratunek. Po wiedziałam, że jeżeli dziecko będzie żyć, podziękuję Matce Najświętszej w „Rycerzu Niepokalanej". Wnuczek urodził się trochę wcześniej, ale żyje i już chodzi do szkoły. Dziś z ogromną wdzięcznością to czynię i wierzę mocno, że to Matka Najświętsza sprawiła ten cud.
Wdzięczna Janina
Londyn, 13 listopada 2006
Mama moja ma cukrzycę. Od jakiegoś | czasu czuła się źle, ale odmawiała pójścia do szpitala. 5 października przekroczyła próg szpitala. Po 10 dniach wróciła do domu w stanie niezagrażającym jej życiu. Dziękuję Matce Bożej za jej zdrowie.
Agata Radzka
Kraków, 6 grudnia 2006
„Módlcie się, wiele się módlcie! Serca Jezusa i Maryi mają wobec was plany miłosierdzia. Zanoście stale do Najwyższego modlitwy i ofiary" - wezwanie to miało miejsce podczas drugiego zjawienia się Anioła poprzedzającego objawienie się Matki Bożej, co opisuje nie kto inny jak sama s. Łucja z Fatimy.
Od momentu pojawienia się Anioła upłynęło 90 lat, wskazówki zegara wskazywały czwartą godzinę 17 października 2006 r. Było jeszcze ciemno, kiedy zerwałam się na równe nogi. Tak rozpoczął się kolejny dzień mojego życia w Wiecznym Mieście.
- Mamusiu, musimy się pośpieszyć, nie możemy się spóźnić - oznajmiłam. - Na spotkanie to zaprasza nas sam Jezus i ten, który odchodząc do Domu Ojca, ostatkiem sił wyszeptał: „Szukałem was, a teraz wy przyszliście do mnie".
Zaczęło już świtać, kiedy otwarto drzwi Bazyliki św. Piotra. Przy grobie znajdowały się listy, pamiątki, zdjęcia oraz kwiaty, które dzień wcześniej pozostawili pielgrzymi. Przybyła grupa pielgrzymów z Polski wraz z kapłanami, dzięki którym mogliśmy uczestniczyć w porannej Eucharystii. Modliłam się bardzo żarliwie za każdego, kto tylko mnie o to prosił i kto tej modlitwy potrzebował. Ufna modlitwa zaczęła przybierać formę błagalną. W oczach pojawiły się łzy.
- Błagam, błagam Cię, Ojcze Święty, opiekuj się mną - jedyne słowa, które mogłam teraz wypowiedzieć. Trudno mi było samą siebie zrozumieć, bo co do opieki ze strony Jana Pawła II nigdy nie miałam wątpliwości. Rozpoczynała się kolejna Msza święta. Usłyszałam dobrze mi znane słowa:
„Kto we łzach sieje, żąć będzie w radości".
Chodźmy już! - wyszeptała mamusia.
Dobrze - odrzekłam - ale jeszcze pójdźmy pokłonić się Pani Jasnogórskiej. W kaplicy watykańskiej kończył sprawowanie Eucharystii o. Kamil z Jasnej Góry z grupą pielgrzymów. Wszyscy pokłoniliśmy się temu, którego mottem życiowym były słowa „TOTUS TUUS".
Czyż nie była to najdłuższa audiencja, jaką przeżyłyśmy do tej pory? - powiedziałam do mojej mamusi.
O, tak! Ale czy nie za długo? - i pośpiesznie udałyśmy się na stację metra, aby dojechać do Piazza V. Emmanuele.
Na stacji zakomunikowano, że od tej pory metro zostało wstrzymane, a my byłyśmy w grupie tych osób, które jeszcze wpuszczono na perony. Pomyślałam, że to awaria. Spóźniłyśmy się i zaczęły napływać natrętne myśli, które nie dawały mi ani chwili spokoju. Ktoś jakby szeptał do ucha: „Wystarczyło troszeczkę wcześniej skończyć modlitwę".
Ruszyłyśmy w drogę. Był upał, a do celu musiałyśmy przemierzyć kilkadziesiąt kilometrów. Całe miasto było sparaliżowane. „Wystarczyło spóźnić się parę minut i cały dzień runął w gruzach" - myśli nie dawały mi spokoju, byłam zła na samą siebie.
Było już ciemno, kiedy utrudzone po całym dniu wróciłyśmy do domu. Na łóżku leżała komórka. Wskazywała 40 nie odebranych połączeń. Proszono o pilny kontakt. „Co się stało?" - byłam zaniepokojona. Nie zdążyłam jeszcze wybrać numeru, kiedy telefon zadzwonił ponownie. W słuchawce usłyszałam słowa:
Co się z wami dzieje? Tak bardzo martwimy się o was!
Nic się nie dzieje - odrzekłam. - Dopiero co wróciłyśmy.
Czemu się martwiliście? - zapytałam.
To nie wiecie, że był w Rzymie tragiczny wypadek.
Gdzie? - pytam.
W metrze.
Wtedy dopiero Pan zdjął zasłonę z moich oczu. W zacisznym pokoju, z dala od zgiełku miasta, Bóg ujawnił tajemnicę kończącego się dnia. Po dwunastu godzinach od tragedii, jaka miała miejsce w metrze, zrozumiałam, jakiej łaski dostąpiłyśmy. To sam sługa Boży Jan Paweł II polecił nas Maryi, która wzięła mnie i mamusię na swoje ręce i przytuliła do swego serca. Bóg ukazał nam to, co najcenniejsze - ufność. Ta swoista katecheza była odnalezioną drogocenną perłą w moim życiu.
Lidia
Rycerz Niepokalanej 3 (2007) s. 90-94