Oddać siebie w służbie
Gdy myślę o wyborze życiowej drogi nasuwają mi się słowa z powołania Jeremiasza: "Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię; nim przyszedłeś na świat poświęciłem cię..." ( Jr 1,5 )
To Bóg przygotowuje dla człowieka drogę, daje ją poznać a potem pozostawia wolność wyboru. Tak też było i ze mną. Bóg powołał mnie na drogę (może mało dzisiaj zrozumiałą przez innych, czasami dziwnie określaną) życia w samotności. Może lepiej w bezżeństwie, ale w stanie świeckim. Na tej drodze i w tym życiu nie jestem sama - razem z innymi wędruję do domu Ojca.
Wybór tej, a nie innej drogi nie dokonał się w moim życiu za dotknięciem różdżki; nie potrafię określić żadnego dnia, w którym nastąpiła konkretna decyzja. To było, i jest COŚ co ciągle rozwija się i utwierdza.
Aby rozwiać wątpliwości wielu, którzy twierdzą, że na takiej drodze zostaje tylko ten, kogo nikt nie chciał, kto nie zaznał w życiu miłości drugiego człowieka - chcę powiedzieć, że tak nie jest! Spotkałam w moim życiu człowieka, który okazał mi wiele ciepła, miłości. Pozwolił doświadczyć miłości jaka istnieje między dwojgiem ludzi. Ja sama nie umiałam siebie w tym odnaleźć. Rozstaliśmy się, ale po dziś dzień nie jesteśmy sobie obcy, umiemy ze sobą rozmawiać, nie uciekamy od siebie.
Wiem, że droga którą idę - to Boże powołanie. Bóg chciał, abym poświęciła - oddała siebie w służbie dla mojej wspólnoty, parafii, pracy, rodziny... Nie mogłabym w takim stopniu i z takim oddaniem służyć tak wielu, gdybym np. miała swoją rodzinę, czy była we wspólnocie zakonnej. (Na pewno też bym służyła Bogu z całym poświęceniem, ale inaczej)
W tym, co robię - pracuję jako nauczycielka oraz zaangażowana jestem w ruchu oazowym - odnajduję radość mojego życia, tam odnajdując realizuję siebie.
Wiem, że jako kobieta zostałam powołana do macierzyństwa. Chociaż fizycznie nie jestem matką, to jednak realizuję swoje macierzyństwo duchowe. Mam wiele "swoich" duchowych dzieci, które kiedyś prowadziłam, pomagałam wzrastać, i które dzisiaj są bliskie memu sercu - w szkole, wspólnocie...
Moje powołanie do macierzyństwa realizuję w moim życiu. Nie czuję się sama, odrzucona czy niechciana. Moje życie jest takie, jak wielu - mam pracę, dom rodzinny, swoje zainteresowania. Mam wielu przyjaciół, którzy mają swoje rodziny, których kocham, i wiem, że i oni mnie kochają. Doświadczam wiele radości, ale są i chwile trudne. Wtedy wiem, że Bóg, który tak pięknie wszystko zaplanował poprowadzi mnie do końca.
Magda