Trzeba ich kochać, Patriotyczne


Trzeba ich kochać

Barbara Wachowicz

http://naszdziennik.pl/wp/31260,trzeba-ich-kochac.html

0x01 graphic

Krzyż na warszawskiej Cytadeli, gdzie stała szubienica, na której zginęło pięciu członków ostatniego Rządu Narodowego Powstania Styczniowego (FOT. M. BORAWSKI)

Nad nami Orzeł Biały

Dnia 5 sierpnia 1864 roku o świcie na stokach warszawskiej Cytadeli stanęło rusztowanie z wielką szubienicą. Z pięciu żelaznych kół wbitych w czerń belki zwisało pięć sznurów zakończonych pętlicami. Kordon wojska, lśniący najeżonymi bagnetami, otoczył wzgórze. Oddział Kozaków stał z gotowymi do ciosu pikami wymierzonymi w milczący tłum tysięcy warszawiaków. Przybyły także kolorowo odziane damy rosyjskie i obficie udekorowani dygnitarze, gawędząc wesoło.

Zagrzmiały werble. Od bramy Cytadeli zbliżała się ponura procesja. Wiódł ją kat na karym koniu, okryty teatralnie purpurowym płaszczem. Żandarmi w błękitnej gali mundurów, z obnażonymi szablami, eskortowali pięć nędznych wózków używanych do wywożenia śmieci. Ostatni Rząd Narodowy Powstania Styczniowego wyruszał w swą ostatnią drogę.

Było ich pięciu. Jak tych pierwszych w Warszawie poległych. Romuald Traugutt - ostatni dyktator powstania, Józef Toczyski - dyrektor Wydziału Skarbu, Roman Żuliński - dyrektor Wydziału Ekspedytury, Jan Jeziorański - dyrektor Wydziału Komunikacji, Rafał Krajewski - dyrektor powstańczego Wydziału Spraw Wewnętrznych. Marszałek Józef Piłsudski, syn styczniowego powstańca, twórca niepodległości Polski, powiedział: „I gdy rzucam pytanie: wielkości, gdzie twoje imię? - znajduję odpowiedź: wielkość naszego Narodu w wielkiej epoce 1863 roku polegała na jedynym w naszych dziejach rządzie, który nieznany z imienia, był tak szanowany i tak słuchany, że zazdrość wzbudzać może we wszystkich krajach i u wszystkich narodów. Z mogił, z grobów 1863 roku, powstaje żywy cień, cień wielkości epoki, cień Rządu Narodowego i mogiły wołają: 'Idź i czyń'”.

Krajewski napisał w liście z Cytadeli: „Umarli nie wołani nie przychodzą - trzeba ich kochać i obcować z nimi, a oni za to wiele powiedzą”. Posłuchajmy, co nam powiedzą dwaj ostatni - Jan Jeziorański i Rafał Krajewski. A może kiedyś w wolnej Polsce doczekamy się książki poświęconej całej Wielkiej Piątce, którą zamordowano na stokach Cytadeli.

Byłem żyjącą cząstką Ojczyzny

Pięknym, łagodnym łukiem niby rozwarta litera V - znak zwycięstwa - spada ulica Rafała Krajewskiego przy stokach Cytadeli ku Wiśle. Wioska Łempice Wielkie, gdzie urodził się 24 października 1834 roku, nie figuruje na mapach. Nie wiem także, niestety, czy w Łomży, gdzie Rafał kończył gimnazjum, są jakieś znaki godne jego pamięci. Agaton Giller, uczestnik i historyk Powstania Styczniowego, edytor listów więziennych Krajewskiego, ocenia łomżyńskich pedagogów wysoko, twierdząc, że „wszystkie ich czyny świadczyły o głębokim przywiązaniu do Polski, nie dziw więc, że każde ich słowo i każdy postępek były dobrym posiewem na niwie serc młodzieńczych”.

Od roku 1850 szesnastoletni Krajewski jest studentem Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie. Jej słuchacze staną się czołowymi inicjatorami manifestacji warszawskich przed Powstaniem Styczniowym. Rafał studiuje architekturę i - jak pisze Giller - „Szkołę Sztuk Pięknych przebywał o własnych siłach, walcząc z ogromną biedą”, utracił bowiem bardzo wcześnie ojca i stał się niezwykłym opiekunem całej licznej rodziny - czterech sióstr i dwóch braci.

Był bardzo przystojny, pisano o czerni jego bujnych włosów i wzroku, który „rzucał błyskawice energii”. „Wszyscy patrząc na jego zdolności i postępowanie rokowali w nim wielką i długą dla kraju pociechę” - pisze Giller. W najwyższych słowach uznania wyraża się o Rafale jego kolega - architekt, świetny pamiętnikarz, sekretarz stanu w rządzie Traugutta - Józef Kajetan Janowski, widząc w nim „nie tylko wybitnie uzdolnionego architekta, ale i bardzo wykształconego człowieka, szlachetnego, czystego jak łza i idealnie pięknego charakteru, gorącego patriotę, (…) posiadał umysł jasny i czysty, niezłomną wolę i energię i wielką wytrwałość w każdej pracy, był przy tym nadzwyczaj uczuciowy, delikatny, uprzejmy, serdeczny, wyrozumiały i uczynny. Był przy tym bardzo religijny i posiadał głęboką wiarę”. Krzysztof Dunin-Wąsowicz, historyk, autor edycji „Warszawa w pamiętnikach Powstania Styczniowego”, pisze o Rządzie Narodowym, że był „mózgiem Powstania”, a jego członkowie „to nie dziarscy bohaterowie z placu boju w konfederatkach z czaplim piórem na głowie. To zwykłe, szare, cywilne postacie. (…) Praca ich była trudna, ciężka i połączona z ciągłym niebezpieczeństwem utraty wolności i życia. (…) Tylko od hartowności charakterów zależało, by wytrwać na tych posterunkach”.

Aresztowany 6 marca 1864 r., osadzony na Pawiaku, bity, głodzony, trzymany „w zgniłej ciemnicy” Rafał Krajewski nie poddał się. 23 kwietnia oświadczył: „Byłem dyrektorem Wydziału Spraw Wewnętrznych. Wiem, co mnie za to czeka. Prawo ludzkie każe mnie powiesić - prawo Boskie nakazuje mi krzywdy nie czynić. Niechaj będę powieszonym, a ludzi na zgubę nie wydam”. Jakimś cudem ocalały jego listy pisane z więzienia i Cytadeli. Opublikował je Agaton Giller w pracy „Polska w walce. Zbiór wspomnień i pamiętników z dziejów naszego wyjarzmiania”. Od publikacji tego zbioru w roku 1875 nigdy nie były wznawiane.

Pierwszy list nosi datę 12 maja 1864 roku: „Miłość i pozdrowienie moim braciom, siostrom i wszystkim moim przyjaciołom; miłość i przebaczenie moim nieprzyjaciołom i tym, którzy mnie będą spotwarzać; miłość i pożegnanie całemu światu”. Jest już w tym liście ponure proroctwo: „Ciała mojego nie wydadzą wam; postawcie krzyż na grobie Kazimierza (…) - ja tam będę!” (Kazimierz to student medycyny, młodo zmarły brat). 3 czerwca pojawia się nuta optymizmu: „Moje najmilsze dzieweńki, pocieszcie się, mnie dobrze w więzieniu - wolę go stokroć niż emigrację, gdzie partie będą się pożerać, mnie dobrze, bo do ostatniej chwili życia będę kochać, a dla nikogo nie mam nienawiści”. Niesłychana jest ta postawa wobec wrogów. W jednym z następnych listów do sióstr Rafał pisze, że „tajemną drogą inni więźniowie podali nam cyrkularz, obejmujący imiona tych, co Sprawie zaszkodzili z wezwaniem o dopełnienie listy dla uwiecznienia ich hańby i dla zemsty. Zamiast nowych imion dopisaliśmy te słowa: 'I odpuść nam naszą winę, jak my winowajcom / Bracia, my w zbożną godzinę odpuśćmy słabym i zdrajcom! / (…) Wołajmy: Przebacz im, Panie, w szczerej miłości i wierze, / a Sprawa z martwych powstanie i nowi staną rycerze'”.

Siostry nie tracą nadziei, że uda się złagodzić wyrok i są gotowe jechać ze swym bratem na zesłanie, zapewniając, „że mają dość odwagi i siły do zniesienia ciężaru tego życia”. Rafał odpowiada im serdecznie, wyliczając wedle starszeństwa: „Emilio, mężna, słodka Józieńko, Zośko - Polko, Paulino, Beniaminku mój, ja wasze główki biorę co dzień na piersi i ściskam i błogosławię. (…) Wierzę wam, że w kochających sercach waszych czujecie źródło tej odwagi i siły. (…) Nie będę sam, bo Bóg będzie ze mną. (…) Jedyną moją pociechą, jedynym rozradowaniem dla serca będzie jak najczęściej odzywać się do was, moje dzieweczki, moje jedyne kwiaty, co na życiu moim wyrosły, a nie poschły. (…) Nie troskajmy się o wiele, bo jest Taki, co za nas myśli, co słabe ptaszyny i drobne ziarenka przez zimę do nowego plonu przechowa. On i mnie, i was jak matka dzieci swoje, piastować będzie, bądźmy tylko prawdziwie dziećmi Jego”.

Od harcerza Szarych Szeregów, przyjaciela ze szkoły Batorego i harcerstwa Rudego, Alka i Zośki, mecenasa Kazimierza Sułowskiego otrzymałam cenną i rzadką bardzo, bo w 1939 roku wydaną, książkę „Ciche bohaterki - udział kobiet w Powstaniu Styczniowym”. Jest tam wzmianka o siostrach Krajewskiego: „Były odważnymi kurierkami Rządu Narodowego. Nie znały lęku o własne bezpieczeństwo, nie myślały w ogóle o sobie, gdy chodziło o dostarczenie ważnej depeszy”. Rafał troska się nieustająco: „Czy wam nie brak chleba i skąd go macie?”. Apeluje, by dbały o zdrowie i edukację. Martwi się o los młodszego brata Henryka, walczącego na ziemi świętokrzyskiej pod rozkazami generała Józefa Hauke-Bosaka: „Tyś powinien zająć moje miejsce i prowadzić to, com ja rozpoczął, życie dobrej woli, miłości i pokoju. Bracie mój, ty mój braciszku, którego pamiętam maleńkim, co wyrósł przy mnie na młodzieńca - to może będą na długo ostatnie moje słowa do Ciebie, mój drogi, nie opuść Ty mnie, gdziekolwiek będę. Nie odstąp tej naszej wiary młodzieńczej”.

30 czerwca, w dniu imienin Emilii, wspominając szczęśliwe lata, które minęły „wśród kochających i kochanych”, ofiarowuje siostrze swą najcenniejszą pamiątkę: „Weź ten krzyżyk, co wisiał nade mną, przy nim Kazio umierał i ja się przy nim modliłem, niechaj tobie wypowiada te pociechy i natchnienia, jakie mnie nieraz mówił. (…) Niech Bóg będzie z Tobą, a z Nim będzie wszystko”.

Listy są przekazywane tajemniczymi drogami, nocami spuszczane przez okno, przenoszone przez przepłaconych strażników. Udaje się także przemycać pocztę między więźniami. Rafał otrzymuje „dedykację od Olesi dla współcierpiącego brata”. Jest to panna Aleksandra Wróblewska z Warszawy, która przetrwała bardzo dzielnie śledztwo i Rafał „za dowód braterstwa” posłał jej „bukiet za bukiet”, czyli wierszyk zapowiadający, iloma jeszcze kwiatami panna Olesia zakwitnie: lilią modlitwy, stokrocią marzenia, różą szczęścia, konwalią niewinności, bratkiem przyjaźni, fiołkiem skromności, powojem miłości… Nie wiemy, czy dane było pannie Olesi zakwitnąć i czy udało jej się powrócić z Sybiru, na który ją skazano. Rafał 31 lipca zażartował, posyłając siostrom swój idylliczny poemacik dla panny Olesi: „Więzienie i wiersze sielankowe. Macie w tym tylko jeden dowód więcej, że tu nie usycham, że co tam było w przeszłości dobrego, to zabieram. I marsz naprzód, nie oglądając się za siebie”. Nie wiedział, że zostało mu jeszcze tylko pięć dni życia. Napisał z radością: „Jak widzę, to w kraju dobrze się dzieje”. Cieszy go nadzieja na uwłaszczenie chłopów: „Już się ta milionowa masa nie zatrzyma w pędzie. Program Kościuszki wypełni się. (…) Dla ludzi dobrej woli, jakie ogromne pole do pracy”.

Słyszy kroki prowadzonych na śmierć: „Ach, niechże mnie już prędzej zabiorą, do kopalni, do lodów… Ciężko mi na sercu. (…) Pragnę żyć (…), ale jeżeli tego trzeba, umrę bez rozpaczy. (…) Kto się czuje na siłach, niech przyjdzie na egzekucję po to spojrzenie pożegnalne, co jest ostatnią nutą pieśni życia, pamiętajcie, że taka śmierć to czyn - pomóżcie”.

Ostatni list pisany 5 sierpnia, cztery godziny przed śmiercią: „Moi najmilsi, otóż i dobiegłem do mety. Już dziś ostatni dzień mojego ziemskiego życia. (…) Wierzę w Boga i kocham Go. Wiem, że do Niego idę. Wszak i wy w Niego wierzycie. Więc nie żałujcie mnie, bo nie ginę, jeno gorsze życie za lepsze zamieniam. (…) Przyjąłem Sakramenta święte, ufam Bogu, że doda mi siły do ostatka. Módlcie się za mnie…”. Gdyby miał mogiłę, należałoby na niej wyryć jego słowa: „Byłem rzeczywiście obywatelem, to jest żyjącą cząstką Ojczyzny”.

Niechaj nie będzie zapomniany

„Jan Jeziorański jest bohaterem nieznanym. Wie się o nim tylko tyle, że zginął równocześnie z Trauguttem. Jego imię wsiąkło z ofiarą młodego życia w sztandar wolności, jak wsiąka w ziemię krew nieznanego żołnierza. Dziś, po tylu latach, kiedy ten sztandar wolności zwycięsko się rozwiewa nad Ojczyzną - czas, by to imię ożyło” - tymi słowy zaczął biografię „Jan Jeziorański - zapomniany bohater 1863 roku” ksiądz Józef Jarzębowski, marianin. Niestety, nie ukończył swej pracy. Słowa o sztandarze wolności zapisał w 1939 roku!

Fragmenty pracy księdza Jarzębowskiego wydane w Londynie w 1974 roku nadesłał mi z Ameryki Jan Nowak-Jeziorański, legendarny „kurier z Warszawy”, daleki kuzyn bohatera 1863 roku. Jego wstęp opowiada o niezwykłym zbiegu okoliczności, któremu zawdzięczamy ocalenie korespondencji Jana Jeziorańskiego z Pawiaka i Cytadeli. Oto ksiądz Jarzębowski, składając kwiaty pod krzyżem, gdzie stała szubienica, na której zginął Rząd Narodowy Powstania Styczniowego, spotkał tam wnuczki Romualda Traugutta i Jana Jeziorańskiego. Dzięki nim uzyskał kontakt jesienią roku 1937 z córką Jeziorańskiego Bronisławą Romeyko. Wzruszona staruszka pokazała mu „swój największy skarb: stary, gruby pugilares ojca, w którym przechowywane były jego listy więzienne, pukiel jasnych, blado-złotawych włosów, obciętych w przeddzień egzekucji, książkę do nabożeństwa i drewniany krucyfiks kapucyna Ojca Józefa Marii, który towarzyszył Jeziorańskiemu na miejsce kaźni”. Powiedziała księdzu, że strzegła tych skarbów w swoim długim, tułaczym życiu. Ojca nie pamiętała, miała zaledwie rok, gdy zginął. Matka umarła z rozpaczy, gdy Bronia miała zaledwie 3 lata. Oboje - ksiądz Jarzębowski i córka bohatera zaczynają kompletować materiały do biografii. Bronisława dokonuje cudu, odcyfrowuje z bibułek, grypsów przemycanych z Cytadeli teksty listów ojca. Przepisuje je na maszynie wnuk Romualda Traugutta Bolesław Juszkiewicz.

Wybucha wojna. W ogniach Powstania Warszawskiego giną wszystkie pamiątki Jana Jeziorańskiego. Ksiądz Jarzębowski znalazł się w Anglii i tam w 1951 roku pisze do wnuczki Jana Jeziorańskiego z radością: „Bogu dzięki, odzyskałem wszystkie listy Jana i Wandy… Jest nawet modlitwa z książki do nabożeństwa straconego śp. Jana. (…) Jakieś Oczuchno Bożej Opatrzności czuwa nad starym grzesznikiem, bo - nad podziw - tyle moich rupieci się odnalazło”. Wnuczka Jana Jeziorańskiego Wanda Romeyko stara się wydać w PRL korespondencję więzienną rodziców na stulecie Powstania Styczniowego. Wszystkie wydawnictwa, do których się zwraca, odmawiają jej. Ksiądz Jarzębowski umiera na serce w 1964 roku i wszystkie materiały trafiają do Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który przygotowuje edycję. Swój piękny wstęp, relacjonujący niezwykłe dzieje cudem ocalonych w odpisach listów, kończy słowami: „Jan Jeziorański, skromny żołnierz Polski Walczącej, musiał być szczególnie bliski Temu, do którego modlił się tak żarliwie, aż do ostatniego tchu. NIECHAJ NIE BĘDZIE ZAPOMNIANY”.

Cierpię dla Boga i Ojczyzny

„Cóż ja Tobie, ukochana, droga Wandeczko oddam za tę miłość, czem odpłacę za przywiązanie - mam tylko serce!” - pisze 30 maja 1860 roku Jan Jeziorański do Wandy Gołębiowskiej. Gdy pisał te słowa, miał lat 25 i skromną posadę urzędnika w Wydziale Administracji Rządowej Dochodów Skarbowych Tabacznych.

Urodził się w Lublinie 24 sierpnia 1835 roku. Kształcił w gimnazjum warszawskim, gdzie spotkał Romana Żulińskiego i jego braci, przyszłych bohaterów powstania. Jego brat stryjeczny - Antoni, walczył pod rozkazami generała Bema o wolność Węgier, a w Powstaniu Styczniowym stał się jednym z najsławniejszych generałów, naczelnikiem wojennym województwa lubelskiego. Udało mu się ocaleć.

Do ukochanej Jan pisze, użalając się nad skromną swą posadą, ale pełen wiary: „Mam jednak rąk dwoje, głowę i serce, mam nadzieję i największy skarb: Twoją miłość. (…) Ginie wszelka przyszłość moja, jeśli jej Twa anielska miłość przyświecać nie będzie”.

W blaskach tej miłości pobierają się w kościele Świętego Krzyża w Warszawie 27 czerwca 1861 roku. Znamienne jest to, że Jan idzie do ołtarza w czarnej polskiej czamarze. Już 1862 roku rodzi się pierwsza córeczka Zosia, a w rok potem przychodzi na świat Bronia.

Jan Jeziorański w Rządzie Narodowym zajmuje się organizacją poczt i kolei. W nocy z 13 na 14 kwietnia aresztują go Moskale. Mógł uciec, ale nie chciał „zostawić najukochańszych”. Siostra Wandy Jeziorańskiej, Olga, pisze w swoim dzienniczku: „Ach Boże! Wzięli go, wzięli! O, biedna Wandzia! Przybiegła dziś rano z okropnym płaczem. Wzięli go na Pawiak. Czemu nie uciekał nieszczęśliwy?”. Z tego dzienniczka wiemy, że prowadzący śledztwo Moskal, pułkownik Fiodor Tuchołko wezwał Wandę z dziećmi na Pawiak, żeby wedle jego słów „ten widok zniewolił Pani męża do wydania wspólników swej zbrodni. A gdy tego nie uczyni, to go czeka stryczek”. Pisze Olga: „Jaś był silny w swej stałości, z boleścią pożegnał się z żoną. Wandzia zrozpaczona wróciła do domu. Odtąd ciągle tylko jeździ to na Pawiak, to do różnych generałów lub znakomitych ruskich figur, starając się go uwolnić lub zmniejszyć karę. Już to pewnie wyślą na Sybir i ona wraz z nim pojedzie…”.

Podczas wszystkich przesłuchań Jeziorański powtarza: „Nikogo dotąd nie zdradziłem i nie zdradzę”. Śledztwo jest okrutne. Jan pisze: „Byłem bity w policzki, opluty, kopany nogami i oznajmiono mi, że dopóty będą ze mną tak postępować, aż się przyznam, i że otrzymam sto rózeg. (…) Byłem przymuszany głodem i osadzeniem w lochu, gdzie reumatyzmu i odmrożenia nóg nabawiłem się”. Do żony bohatersko pisze: „Moja Wanduś, nie trap się i nie gryź, Bóg najwyższy wspiera mnie dotąd i nie opuści, bo Go o to proszę, dotąd sprawia, że zostaję uczciwym i - z Jego pomocą - zostanę takim do śmierci… Módl się, odpraw nowennę przed Panem Jezusem u Fary na mą intencję - gdybym wiedział, że Ty zdrowa, ufasz Bogu i nie desperujesz - dużo mniej bym cierpiał”.

Wanda spodziewająca się trzeciego dziecka codziennie przyjeżdża do Cytadeli w nadziei, że pozwolą jej zobaczyć się z mężem. Na próżno. 14 czerwca pisze do męża: „Mój Najdroższy Jasiu, w Cytadeli prawie co dzień jestem blisko Ciebie, nieraz myślę, że Cię zobaczę…”. Wierzy, że będzie mogła towarzyszyć mężowi na sybirskie zesłanie. W rocznicę ślubu, 27 czerwca 1864 r., Jan pisze do niej: „Kocham Cię więcej jeszcze najpoczciwsza Żono, jak przed trzema laty i wiem, że z Twej strony to samo dzieje się…”.

Nieprawdopodobne są sposoby, którymi Jan na bibułkach od papierosów pisze swoje grypsy przemycane w brudnej bieliźnie. „Sadze, piwo i cukier to atrament - bibułka cukrem gumowana i odszczepek zęba z grzebienia: pióro”. Przez zakratowane okno wpada na przykład pióro jakiegoś przelatującego gołębia. „W materiałach piśmiennych postęp: piszę piórkiem gołębiem, zatemperowanym szkłem”. Listy tytułuje najczulej: „Moja najdroższa Wanduchno”, „Kochany Wanduś”, „Kochany Drogi Wandusiek”, „Moja Najdroższa, najukochańsza Żonusiu”. Każdy list ma także na początku znamienne skróty: „N.b.p.J.Chr”, czyli „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” albo „W Imię O. i S. i Ducha S. Amen” - „W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen”.

Kilkakrotnie pozwalają na wizytę w celi małej córeczce Zosi. Bawi się z ojcem i małym kotkiem, który przeskoczył przez kraty i jest jedynym towarzyszem niedoli Jeziorańskiego. 31 lipca Jan pisze: „Jakże Bóg wielki dobry, w mej niedoli dozwala dziękować Mu za Wasze zdrowie, zdrowie najdroższych mi po Nim istot…”. 5 czerwca pisał: „Modlitwą najwięcej się zajmuję (…) niech nic się Wanduś nie trapi o mnie, przecież człowiek nie dla samych rozkoszy żyje, a nareszcie nie tyle godzien cierpię dla Boga i Ojczyzny, zresztą zawsze pewny jestem - będziemy jeszcze razem szczęśliwi - a Bóg wspiera…”.

Pamiętnikarze i historycy powstania twierdzą, że ostateczny wyrok zapadł, gdy namiestnik Królestwa Polskiego Mikołaj Berg spotkał się z carem, by zrelacjonować mu postępy w unicestwianiu powstania. Kandydatów na szubienicę było 22. Car orzekł: „Wystarczy pięciu powiesić”. 4 sierpnia rano zawiadomiono Jana Jeziorańskiego, że zginie. Pisze swój ostatni list do żony: „Najdroższa moja Wandeczko! Bóg - ucieczka cierpiących. U NIEGO spotkamy się znów. Do NIEGO po pociechę i opiekę w cierpieniach udawaj się. (…) Niech Cię pociesza, że Twój mąż, ojciec Twych dzieci był z łaski Boga miłosiernego uczciwym człowiekiem w stanowczej chwili. I że tenże Bóg przebaczy przeszłe grzechy. Życie ludzkie zawsze koniec ma na ziemi, a rozpoczyna się za ziemią - tam się połączymy. Chowaj dzieci na chwałę Jego”.

W wigilię śmierci pozwalają mu dwukrotnie zobaczyć się z rodziną. Wandzia dostaje książeczkę do nabożeństwa Jana, w której napisał ostatnie swoje słowa: „Miłosierny Boże: odpuść mi grzechy moje! - Miej w Twej Świętej Opiece żonę i dziatki moje! Prowadź i kieruj je na wierne sługi Twoje! Nawróć ich do Siebie. Czerp siłę i cierpliwość tutaj. Twój na wieki Jan”.

Zachowała się przepiękna i mało znana litania z książeczki do nabożeństwa Jana Jeziorańskiego, którą zawsze odmawiał w więzieniu i prosił, by to czynili po jego śmierci najbliżsi. Litania do Krzyża - „Zbawienia naszego”. Modlitwa kończy się słowami: „O Maryjo bolesna, uproś mi u Syna Twego łaskę miłości i miłość Krzyża, abym z Tobą miłując i cierpiąc na ziemi, mógł Ciebie i Syna Twego miłować po wszystkie wieki w niebie”.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dlaczego trzeba mówić dzieciom o ich prawach, Prawa dziecka
Trzeba być przygotowanym na wszystko, Patriotyczne
Kobiety nie musisz ich rozumiec musisz je kochac Poradnik dla kazdego mezczyzny kobiet
Kobiety nie musisz ich rozumiec musisz je kochac Poradnik dla kazdego mezczyzny kobiet
Kobiety nie musisz ich rozumiec musisz je kochac Poradnik dla kazdego mezczyzny kobiet
Kobiety nie musisz ich rozumieć, musisz je kochać Poradnik dla każdego mężczyzny
014 KOCHAĆ KOBIETY Ich Troje
Kobiety nie musisz ich rozumiec musisz je kochac Poradnik dla kazdego mezczyzny kobiet
Kobiety nie musisz ich rozumiec musisz je kochac Poradnik dla kazdego mezczyzny kobiet
Kobiety nie musisz ich rozumiec musisz je kochac Poradnik dla kazdego mezczyzny kobiet
Style komunikowania się i sposoby ich określania
rodzaje ooznaczen i ich ochrona
Kwasy żółciowe i ich rola w diagnostyce chorób
Dzieci niewidome i ich edukacja w systemie integracyjnym
Ceny detaliczne i spożycie warzyw i ich przetworów
Postawy i ich zmiana

więcej podobnych podstron