Uczelnie agentów - atykuł Tadeusza M. Płużańskiego Wysłane czwartek, 31, marca 2005 przez Krzysztof Pawlak |
Było tajemnicą poliszynela, że naukowa kariera Andrzeja Garlickiego miała w poprzednim systemie mocne oparcie w PZPR. Jednak dopiero teraz, po 15 latach niepodległości okazało się, że ten znany profesor, specjalista od najnowszej historii Polski, a zarazem publicysta "Polityki" był tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL
Wiedza o Garlickim, czyli TW "Pedagogu" pochodzi z dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej, co opisał tygodnik "Wprost". Garlicki został zarejestrowany 26 listopada 1953 r., kiedy był studentem Wyższej Szkoły Pedagogicznej przy ul. Myśliwieckiej w Warszawie (potem została częścią Uniwersytetu Warszawskiego). Donosił departamentowi III (inwigilacja opozycji) na osoby, które podejrzewał o "wrogą, antysocjalistyczną działalność", a konkretnie na kolegów z uczelni, członków Związku Harcerstwa Polskiego na Żoliborzu, gdzie mieszkał i Zakon Sióstr Zmartwychwstanek. Robił to z pobudek ideologicznych i nie brał za to pieniędzy.
KUROŃ NIE TAKI ZŁY
Niektóre notatki o szczególnie niebezpiecznych wywrotowcach zmyślał, gdyż chciał dostać... pistolet. Musiał go dostać, gdyż chodził z nim nocami po Żoliborzu, chwaląc się, że "goni reakcyjne bandy" i że jest funkcjonariuszem UB. Z tego powodu (nie dochował tajemnicy o współpracy), jak również dlatego, że nie przychodził na spotkania z oficerem prowadzącym, po dwóch latach, w 1955 r. zrezygnowano z jego usług. Służby obraziły się na "Pedagoga" jednak tylko chwilowo (jak wiadomo, jak raz się wdepnie, nie tak łatwo potem z tego wyjść, nawet gdy się bardzo chce). Przypomniano sobie o nim w 1963 r., gdy trzeba było donosić na tzw. rewizjonistów. I tak "Pedagog" zaczął pisać raporty na Kuronia i Modzelewskiego (też historyka, tyle tylko, że średniowiecza; Garlicki mieszkał w tym samym domu co Kuroń) i uczestników Politycznego Klubu Dyskusyjnego na UW.
W meldunku z 13 stycznia 1964 r. pisał o Kuroniu: "Zrobił wiele dobrego, nie dopuszczając do nieodpowiedzialnych wystąpień studentów w okresie października".
ZOBOWIĄZANIE 00225/13
Po ujawnieniu sprawy prof. Andrzej Garlicki początkowo zaprzeczał współpracy z SB, twierdząc, że mógł być jedynie zarejestrowany jako kontakt operacyjny. - To dotyczy lat 80., kiedy byłem dziekanem wydziału historii [na Uniwersytecie Warszawskim; funkcję tę pełnił trzykrotnie - red.]. SB przychodziła wtedy do wszystkich funkcyjnych. W USA rzeczywiście byłem, ale co najwyżej po powrocie odbyłem standardową rozmowę - mówił.
Na stypendium do Stanów pojechał w latach 70. i wtedy ponownie - jak wynika z dokumentów - kontaktował się z bezpieką, tym razem z departamentem I - wywiad.
Czy donosił również w latach 80. - nie wiadomo, gdyż materiały SB sporządzone po 1983 r. są tajne i czekają na nowelizację ustawy o IPN. Po tygodniu od publikacji "Wprost" Garlicki zmienił taktykę i potwierdził, że był TW (w tygodniku "Polityka", w którym od lat pisuje). W materiałach IPN znajduje się własnoręcznie napisane przez Garlickiego zobowiązanie do współpracy (pod sygnaturą akt 00225/13 na karcie nr 7.).
WZOREM "KETMANA"
Gdy Garlicki wyjeżdżał do USA miał już za sobą znaczny staż naukowy. Urodzony w 1935 r., studia historyczne na Uniwersytecie Warszawskim ukończył w 1956 r. Doktoryzował się w 1961 roku, a habilitował w 1972 r. Potem, w 1981 r., uzyskał tytuł profesora nadzwyczajnego, a w 1987 r. Profesora zwyczajnego.
Teraz Garlicki pracuje w Instytucie Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych, ale zajęcia prowadzi nadal w Instytucie Historii UW. Jest członkiem Senatu UW i Rady Wydziału Historycznego. Na razie nie wiadomo, jak te szacowne gremia zareagują na wieść o byłym agencie w swoich szeregach.
Prócz działalności stricte naukowej Garlicki od lat zajmuje się publicystyką. W latach 1963 - 1981 pisał dla tygodnika "Kultura", a od 1982 r. pisze do wspomnianej już "Polityki". Czy "Pedagog" Garlicki podzieli los "Ketmana" Maleszki ze zbliżonej ideowo "Gazety Wyborczej" i dostanie zakaz pisania? (wielkiej szkody Czytelnikom i historii by nie wyrządził).
"Z TAJNYCH ARCHIWÓW"
Garlicki ma duży dorobek pisarski - opublikował ponad 20 książek, początkowo głównie o historii II RP, w tym monumentalną biografię Józefa Piłsudskiego. Na książkę zareagował piłsudczyk prof. Jędrzejewicz z Nowego Jorku listem do prof. Garlickiego: "Szanowny Panie Profesorze! Z obrzydzeniem odłożyłem kolejny tom Pana książki". Dodać warto, że "Józefa Piłsudskiego", podobnie jak "Przewrót majowy" musi zgłębić każdy adept historii na UW.
W 1999 r. Garlicki wydał jeszcze "Drugiej Rzeczypospolitej początki", ale zajął się przede wszystkim dziejami PRL (seminarium pod takim tytułem prowadzi zresztą na UW), co zaowocowało książkami: "Stalinizm" i "Bolesław Bierut". Biorąc pod uwagę jego współpracę z bezpieką inaczej czyta się dziś opublikowany przez profesora zbiór tajnych dokumentów partyjnych z lat 1944 - 1980 (m.in. stenogramy przesłuchań Gomułki w 1952 r., raporty UB, wewnątrzpartyjne donosy) pod tytułem "Z tajnych archiwów".
ŚWIADOMOŚĆ OKREŚLA BYT?
Ostatnio Garlicki wydał dwie książki dotyczące 1989 r.: "Karuzela. Rzecz o Okrągłym Stole" (2003 r.) i "Rycerze Okrągłego Stołu" (2004 r.). Napisał, że przyczyną umów okrągłostołowych i zapoczątkowanych przez nie procesów wolnościowych były przede wszystkim zmiany świadomości elit politycznych władzy i opozycji. Zgodnie z poglądami Garlickiego (dawnymi, a może i obecnymi) powinno być raczej odwrotnie - marksizm zakłada przecież, że to nie świadomość określa byt, ale byt świadomość.
Z tezami Garlickiego, podtrzymującymi modne we wpływowych środowiskach postępowych mity na temat przełomu politycznego 1989 r. nie zgadza się dr Antoni Dudek z Instytutu Pamięci Narodowej. Ten historyk i politolog w swojej "Reglamentowanej rewolucji" (chyba najlepsza do tej pory książka o genezie 1989 r.) podkreślił, że to nie świadomość, ale rachunek ekonomiczny skłonił władze do rozmów. Dudek zwrócił również uwagę na inspiracyjną rolę służb specjalnych, zarówno polskich, jak i sowieckich. To wszystko Garlicki musi wiedzieć, zarówno jako historyk jak i TW, ale o tym nie pisze ze względu na swój PZPR-owski rodowód, a dziś pokrewieństwo ideowe z postępowcami z Unii Wolności, czyli kiełkującej właśnie Partii Demokratycznej.
Bibliografię profesora uzupełniają dwie wydane kilka lat temu pozycje pt. "Restauracje Warszawy", będące owocem kulinarnych zainteresowań autora.
STEREOTYP ŻYDA
Odrębnej analizie należy poddać napisane przez Garlickiego podręczniki dla szkół średnich - ze względu na ilość zawartych w nich historycznych przeinaczeń, żeby nie użyć bardziej dosadnego określenia. W wydanej w 1998 r. "Historii 1939 - 1997/98" znajdujemy takie oto kwiatki: "Milczenie w sprawie eksterminacji ludności żydowskiej zachowała hierarchia Kościoła katolickiego" (o realizowanej przez Niemców planowej eksterminacji polskich księży ani słowa), czy (o zajściach antyżydowskich w Kielcach w lipcu 1946 r.): "Na złagodzenie nastrojów nie wpływała instytucja o najwyższym autorytecie moralnym, czyli Kościół. Większość duchowieństwa w swych wypowiedziach lub kazaniach powielała stereotyp Żyda, wyrosły z tradycji polsko-katolickiej, o cechach na wskroś negatywnych. Niestety poglądy takie nie były tylko domeną duchownych niższego szczebla, ale także najwyższych dostojników kościelnych. Oblicza się, że w latach 1944 - 1947 zamordowano około 2 tysięcy Żydów". O inspiracji wypadków przez UB oczywiście nie przeczytamy. Teraz okazało się, że te same służby inspirowały profesora Andrzeja Garlickiego.
AGENT NA KAŻDEJ UCZELNI
Ilu naukowców podobnych Garlickiemu okaże się jeszcze agentami? Na UW ma powstać komisja, która sprawdzi, kto z byłych i obecnych pracowników był związany z SB. Podobne komisje przesiewają już agentów na Uniwersytecie Jagiellońskim, Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu (tu - według dotychczasowych ustaleń - z bezpieką współpracowało co najmniej 25 wykładowców).
Porządnie za agenturę zabrała się wrocławska Akademia Medyczna. Na wniosek Senatu uczelni naukowcy ubiegający się o kierownicze stanowiska muszą złożyć oświadczenia, że nie współpracowali z SB. Jeśli skłamią, będą musieli pożegnać się z funkcją - według zasady znanej z ustawy lustracyjnej. Najwyższy czas, aby sprawdzić też takie instytucje jak - z jednej strony - Polska Akademia Nauk, a z drugiej prywatne uczelnie, gdzie skala problemu może być nawet większa niż na uczelniach państwowych. Kilku profesorów, w tym również twórcy prywatnych szkół wyższych, podejrzewani dawniej o związki z PRL-owskimi specsłużbami, odnaleźli się teraz na "liście Wildsteina".
TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI