Relacje z Sanskrytu
W starożytnych tekstach sanskryckich można znaleźć opisy maszyn latających, stacji kosmicznych, przerażających broni i zaciętych bitew z ich użyciem. Opiewani w księgach wedyjskich bogowie używali pojazdów, które określano jako "ratha" bądź "wimana". Ratha oznacza "niebiański wóz, który się porusza", zaś wimana to "coś, co przemierza niebo i porusza się po nim niczym ptak". Pojazd wimana miał kształt trójkątny - według dzisiejszej terminologii typu "delta", co pozwala przypuszczać, że mógł poruszać się z prędkością naddźwiękową.
W poemacie "Ramajana" opisany jest pojazd "puspaka", który miał latać z Cejlonu (Sri Lanka) do Ayodhya z dwoma lądowaniami po drodze. Trasa lotu miała długość 2900 km, a pojazd pokonywał ją w ciągu prawie 9 godzin.
W wielkim eposie "Mahabharata" znajdują się opisy konstrukcji, znajdują się opisy konstrukcji, zawieszonych wysoko nad Ziemią - stacji kosmicznych, czy też "kosmicznych miast". Mogły do nich wlatywać pojazdy wimana, a i te stacje mogły wysyłać własne wimana. Są tam także opisy walk z użyciem broni, których skutki żadną miarą nie mogły być wywołane uzbrojeniem stosowanym całkiem niedawno, bo np. około 100 lat temu. Tymczasem taka broń istniała w czasach, kiedy toczyła się akcja "Mahabharaty" - opis wskazuje jakby na współczesną broń masowego rażenia.
"Było tak, jakby wszystkie żywioły zerwały się z uwięzi. Słońce zataczało koła, świat pogrążył się w gorączce osmalony żarem broni. Żar poparzył słonie, które jak szalone biegały tam i z powrotem. Woda wrzała, zwierzęta zdychały. Ognisty wicher powalił szeregi drzew jak podczas pożaru lasu. Spaliły się wozy bojowe i kopie. Tysiące wozów uległo zniszczeniu. Potem nastała cisza. Oczom ukazał się wstrząsający widok, straszliwy żar tak zniekształcił trupy poległych że nie wyglądały już jak ciała ludzkie. Nigdy przedtem nie widzieliśmy tak okrutnej broni i nigdy wcześniej o niej nie słyszeliśmy".
Ten fragment "Mahabharaty" (według: Biren Roy, Das Mahabharata, Duesseldorf, Kolonia, 1961) cytuje w swej książce "Śladami wszechmogących". Szerzej na temat pojazdów latających i stacji kosmicznych, opisanych w starych pismach sanskryckich, pisze Daniken w swych książkach "Czy się myliłem", "Z powrotem do gwiazd", "Szok po przybyciu bogów". Odsyła także do innych autorów, którzy zajmowali się tą problematyką, takich jak Josyer, Laufer, Kanjilal.
Wyciąg, czy też obszerny fragment tej ostatniej pracy przytoczył w książce "Czy się myliłem". Jest to o tyle cenne, że udostępnia tekst, który nie wszędzie jest łatwo osiągalny. Można się z niego dowiedzieć, że wiedzą umożliwiającą budowanie obiektów latających i stacji kosmicznych dysponowali tylko bogowie i oni też byli ich właścicielami. Spośród ludzi tylko niektórym wolno je było sporadycznie odwiedzać. Trudno się temu dziwić - teksty sanskryckie w ich pierwotnej wersji pisali ludzie zamieszkujący teren subkontynentu indyjskiego. Dla nich istoty potrafiące latać w wielkich maszynach i zamieszkujące wysoko zawieszone miasta kosmiczne mogły być tylko bogami. W tym przekonaniu utwierdzał ich dodatkowo fakt, że przybywali z nieba. A że wyglądali jak zwykli ludzie to też łatwo było wytłumaczyć - bogowie przyjęli postać ludzką i tak wędrowali po świecie. Baza przybyszów korzystających z pojazdów latających i stacji kosmicznych, mogła być odległa o tysiące kilometrów i najwygodniej było podróżować drogą powietrzną. Lądowanie u celu podróży na niewtajemniczonych robiło wrażenie, że "bogowie przylatują z nieba"
D. K. Kanjilal podaje, że w rozdziałach 168, 169 i 170 księgi Vanaparavan, wchodzącej w skład eposu "Mahabharata" znajduje się opis zniszczenia kosmicznej stacji i przytacza taki fragment:
"Rozgorzała straszliwa bitwa, w czasie której powietrzne miasto wyrzucane było wysoko w niebo, to znów opadało z powrotem ku Ziemi. Przechylało się to w jedną, to w drugą stronę. Kiedy walka szalała już od dłuższego czasu, Ardżuna wystrzelił śmiercionośny pocisk, który rozerwał całe miasto na kawałki i kawałki te spadły na Ziemię. Demony, które to przeżyły, wydobyły się spod szczątków i walczyły dalej zażarcie".
Rewelacje z tekstów sanskryckich można przyjąć jako wytwór wspaniałej wyobraźni ich autorów, ale można też zgodzić się, że są opisem zdarzeń i faktów, które rzeczywiście miały miejsce w zamierzchłej przeszłości. Obie interpretacje można chyba uznać za równie cenne, z tym jednak, że jeśli miałby być opis ówczesnej rzeczywistości, to trudno nie skojarzyć jej z Atlantydą. Przecież samoloty, stacje kosmiczne, przerażająca broń nie mogły być dziełem plemion żyjących na łonie przyrody. Do ich powstania konieczny jest zorganizowany wysiłek wielu pokoleń, a to może zapewnić tylko dostatecznie długo istniejące i sprawnie rządzone państwo, jakim miała być właśnie Atlantyda z relacji Platona. W takim razie to Atlantydzi byli owymi "bogami", budującymi latające pojazdy, stacje kosmiczne i używającymi broni o bardzo dużej sile rażenia.
Potwierdzeniem opisanych w tekstach sanskryckich pojazdów latających mogą być modele samolotów. Drewniany, znajdujący się w muzeum w Kairze, a także wykonany ze złota, przechowywany w State Bank w Bogocie. Oczywiście, pisze o nich Daniken w książce p.t. "Mój świat w obrazach" i zamieszcza także zdjęcia innych modeli samolotów, wykonanych ze złota i znajdujących się w Kolumbii.
O tych samych modelach samolotów (z Bogoty i z Kairu) pisze także Thomas De Jean w swej "Księdze tajemnic" na str. 101, a na 106 opisuje pojazdy latające i stacje kosmiczne, te z tekstów sanskryckich.