Trójca - X, (Trójca X)


Trójca X

Wrota komnaty Ashii rozwarły się. Ona sama wybiegła z nich i skierowała się w lewo. Zmierzała długim korytarzem w stronę strażnicy. Odziana była w zielony płaszcz, który nie tak dawno Azura jej przyniosła. Młoda Jedi była już pewna co do swego przeznaczenia. To co ujrzała w snach swych, to co jej rzekł Necromancer i to, co oznajmiała Azura spełniało się. Mistrzyni zmierzała pewnym krokiem to miejsca, w którym nigdy przedtem nie była. Azura biegła za nią, lecz dogonić jej nie mogła. Bogini nie spodziewała się tak szybkiej przemiany wewnętrznej tej bądź co bądź młodej dziewczyny. Wreszcie Ashia dotarła do drzwi wieży. Nie zatrzymując się, wyciągnęła rękę. Moc, która innym Jedi została odebrana, jej była posłuszna. Ashia odzyskała swe nieprzeciętne umiejętności. Przeszła szybko przez otwarte drzwi. Używając mocy, zamknęła drzwi kiwnięciem dwóch palców prawej ręki.

Azurze to nie przeszkodziło. Bogini spokojnie przeszła przez zamknięte wejście i kontynuowała pogoń za Mistrzynią Jedi.

Widzi pan, panie prezydencie - mówił Bulldozer, oprowadzając prezydenta USA po Bastionie Ziemia - Jedi u nas, można rzec, jak mrówek. -

- No widzę…i szczerze powiedziawszy nie spodziewałbym się, że jest ich aż tak dużo. - odpowiedział mu prezydent. - Myślałem że jest tylko skromne przedstawicielstwo. -

- Kiedyś było, ale się rozleźli - zaśmiał się Bulldozer - Mistrz Necromancer tutaj sprowadził kilkudziesięciu i razem założyli najpierw Bastion, a potem Akademię Jedi.-

- Bardzo ciekawe -

- Ale najlepsze jest to….niech Pan uważa - przerwał mu Bulldozer, po czym lekko nacisnął krzyż komandorski, przyczepiony do jego umundurowania z górnej, lewej strony. W mgnieniu sekundy za nimi pojawił się Rycerz.

- Komandorze, czego pan sobie życzy? - zapytał grzecznie.

- Hmm….ja…nie, dziękuję, ale może pan prezydent czegoś sobie życzy ?? -

- Odrobina Whisky z lodem jeśli to nie problem.-

- Ależ oczywiście, zechce pan poczekać -

Bulldozer uśmiechnął się.

- Widzi Pan, wszędzie dobrze….-mówił Bulldozer. Nagle pojawił się niewielki, latający droid z podstawką na napoje, na której znajdowała się szklanka Whisky oraz butelka tegoż trunku. Prezydenta zdziwiła szybkość zrealizowania prośby. - …ale w Bastionie najlepiej -

Azura dogoniła Ashię. Ta druga zatrzymała się na samym szczycie wierzy, pod kopułą strażników. Wąski promień światła wpadał przez wykonany w górze otwór. Oświetlał on przedmioty lezące na kamiennym okręgu.

- Znalazłaś więc przeznaczenie swe - rzekła Azura. Nie uzyskała odpowiedzi.

- Do ciebie należą przedmioty te …….-

Ashia uchwyciła jeden z nich.

- Oto łuk wycieńczenia Shotho-Sila, starożytna broń, artefakt. Wraz z nim do dyspozycji twej przechodzą strzały prawdy, jedyna amunicja, która może z niego wystrzelona być -

Ashia uśmiechnęła się. Delikatnie napięła cięciwę łuku. Uchwyciła jedną ze strzał, lekko gładząc jej lotkę. Oręż ten był istotnie tyleż piękny, co niebezpieczny. Wykonany był z rzadkiego w tej krainie materiału. Stanowił uzbrojenie największych legend tych ziem…strażników. Byli to wybrańcy spośród Rycerzy Światła. Obeznani w sztukach mistycznych i walce. Jednak wojny wyniszczyły tą potężną rasę. Zostały tylko ruiny świątyń, twierdz i artefakty, których jednak nikt nie był godzien użyć.

Nagle Ashia umieściła w łuku strzałę, napięła cięciwę i odwróciwszy się, wymierzyła w Azurę. Bez namysłu strzeliła. Strzała mieniąca się błękitem przeszyła głowę bogini.

- Strzała prawdy cię nie zabiła…..jesteś godna zaufania - rzekła Ashia. Azura tylko się uśmiechnęła.

- Celny strzał…jak na pierwszy raz -

- Czas nadszedł bym rozpoczęła misję. - rzekła Ashia. Swą nową broń założyła przez ramię. Magiczny kołczan strzał pojawił się na jej plecach.- Dziękuję za wszystko Azuro.-

Po tych słowach poczęła biec ku wyjściu z Pirrencjum.

- Poczekaj…- zatrzymała ją Azura. - mam tutaj jeszcze coś - to mówiąc wskazała na trzy skrzyneczki, stojące pod ścianą. Ashia wróciła.

- Środkowa jest tobie przeznaczona…-

Ashia uniosła wieko. Jej oczom ukazał się wspaniały pierścień, zdobiony wieloma drogocennymi kamieniami, z wyrytymi napisami po wewnętrznej stronie. Spoczywał on na czerwonej poduszce. Ashia zabrała pierścień i nałożyła go na palec. Poczuła jego potęgę, zrozumiała jeszcze lepiej kim teraz jest.

- To jeden z pierścieni Trójcy. - powiedziała Azura. Ashia podniosła jeszcze poduszkę, na której spoczywał pierścień. Ujrzała dwa krótkie miecze, wraz z pochwami. Chwyciła jeden z nich. Przepiękne ostrze z ognistymi napisami w języku, którego nie znała. Ashia przypięła owe ostrza do swego pasa z prawej i lewej strony.

- Weź resztę pierścieni, oddaj je ich prawowitym posiadaczom. Wypełnij swoje przeznaczenie….- rzekła Azura. Ashia skinęła głową, otwarła pozostałe skrzynie i schowawszy je do skórzanego mieszka, przypięła sobie do klapy. Ponownie ruszyła korytarzem w stronę wyjścia z cytadeli.

- Idź strażniczko…..-

Wreszcie nastał świt.. Grupa Q-kiego kilka godzin spokojnie czekała za namiotem. Po ataku jakiegoś stworzenia nikt nie wychodził. Nawet gdy odgłosy ustały, postanowili poczekać do rana. Gdy pierwsze promienie słońca pokryły ich lica, Q-ki zdecydował się wyjść. Chwycił broń i powoli wyszedł. Darius poszedł zaraz za nim.

- Pusto….- krzyknął po chwili- teren czysty.-

- Co to było…- dziwił się Nor.

- Nie wiem…-odpowiedział Q-ki. Zauważył na ziemi kawałek papieru.- Co to jest…-

Podniósł kartkę.

-Czy tam coś jest napisane ?- zapytała Dot-I.

- Czytam: „ Nie ma czasu do stracenia. Przejdźcie przez Marandan. Wioska magów jest w niebezpieczeństwie”-

- Czy to jest prośba o pomoc ?- zdziwil się Darius.

- Cokolwiek to jest, musimy to sprawdzić. Zwijamy obóz. Trzeba przejść przez szczyt -

- Heh….a myślałem że się dziś wyśpimy - dodał Von Voyth.

- Nie marudź.- skomentował Nor - Q-ki, może skontaktujemy się z drugą grupą ? - zaproponował.

- Na razie nie, zobaczymy co zastaniemy po drugiej stronie. -

- Obyśmy tam doszli….-

- Nor...- zwrócił mu uwagę Q-ki - trochę optymizmu. Necrowi tez tak marudziłeś??-

- Zdarzało się…-

- Będzie dobrze. Teraz zwijamy się i w drogę.-

- Obyś miał rację…-

Samotna wieża świątyni Zem-la unosiła się nad splugawionym lądem. Tuż przed jej wejściem rozciągała się zniszczona ziemia, na której od lat nic nie wyrosło. Były w nią wbite dziesiątki pochodni, które świecąc przez całą ubiegłą noc wypaliły się. W pobliżu niebyło widać żywej duszy. Fayfock wraz z Bosh-Eną ukryli się za jedną z pobliskich skał. Poczęli obserwować otoczenie.

- To może być podstęp - szepnęła królowa - nieumarli są sprytni. Wciągną nas w pułapkę -

- Lepiej nas niż je…- powiedział Fayfock, kiwając głową na dziewczęta, Oltigę i Miri, które przyczajone czekały na znak kilkaset metrów dalej. Ruszyły natychmiast. Powoli i w miarę bezszelestnie zbliżały się do wejścia i krętych schodów wieży. Komandor chwycił swa broń i ostrożnie wyszedł z ukrycia. To samo uczyniła Bosh-Ena. Rozejrzeli się.

- Kompletna pustka - powiedział Fayfock po czym ruchem ręki pozwolił dziewczętom wejść na wieżę. Te już biegną poczęły pokonywać pierwsze z ponad dwóch tysięcy schodów. Wieża bowiem była najwyższą budowlą w tejże krainie. Z jej szczytu w pogodne dni można było ujrzeć całą krainę oraz otaczające ją morza. Najpierw jednak należało pokonać jej kręte, wijące się schody. Oltiga i Miri biegły co sił. Jeśli uda im się ugasić czerwony płomień płonący na górze, a później wzniecić błękitny, potężna moc dobra wróci do tej krainy, poddając się woli magów i przywracając potęgę mocy dla rycerzy Jedi.

- Powiedz mi Bosh-Eno, jak upadał ta świątynia. - zapytał Fayfock.

- To nie pora na takie rozmowy przyjacielu, wróg może być wszędzie…- odpowiedziała mu królowa. Fayfock nie odpowiedział nic. Chwycił mocniej broń i odbezpieczył ją.

- Coś się stało ??- zapytała Bosh-Ena.

- On….- warknął Komandor, wskazując królowej kierunek głową. Ujrzeli wędrowca w czerni.

- Fayfock…..- rzek ów człowiek - stary przyjacielu, - począł się do nich zbliżać - nie przywitasz mnie gorąco…nie uściśniesz mi ręki…nie padniesz na kolana prosząc o litość…-

- Mentix….-

- AAA…pamiętasz jednak moje imię….-

- Zdrajców się nie zapomina….-

- A kogóż to zdradziłem….tego całego Necro - splunął - mancera. -

- Nas wszystkich gnojku..- odpowiedział mu Fayfock - NAS WSZYTSKICH!!- krzyknął. Jego głos doszedł do uszu wojowniczek będących prawie w Polowie drogi na szczyt wieży.

Oltiga się zatrzymała.

- Będą kłopoty - rzekła Miri, spoglądając w stronę przyjaciół. - w drogę, już niedaleko.-

- Ależ po co te nerwy.- rzekł z uśmiechem Mentix. - czy ty nie rozumiesz….nie masz szans, jesteś pozbawiony twej mechanicznej mocy…twych możliwości….-

- Ale moja broń działa….-

- Cóż zdziała jeden karabin…- Mentix podniósł ręce ku górze, w ziemi zaczęły się robić małe wyrwy.- …wobec legionu nieumałych….- nagle poczęły powstawać z ziemi setki trupów, szkieletów i magów. Wszystkie te stworzenia były we władzy złego nekromanty.

- Cóż teraz powiesz przyjacielu…..- zaśmiał się Mentix.

- OLTI!!!! SZYBCIEJ!!!-

- Patrze w lewo….śnieg….. patrze w prawo…..śnieg….. patrze przed siebie…śnieg!! Cholera niecierpie śniegu!!! - marudził Nor.

- Przestań Nor…- uspokajał go Darius - już schodzimy z góry. Czy Przywodzicielowi przystoi tak narzekać?? -

- W kodeksie nie ma napisane czy mogę marudzić czy nie…-

- Trzeba będzie dopisać - wtrącił Von Voyth.

Słuchając tych wzajemnych dogadywań Q-ki przeprowadził grupę przez Marandan. Ścieżka, która prowadziła wzdłuż jej zbocza, była kręta i przysypana kilkunastoma centymetrami świeżego śniegu. Tylko oszronione drogowskazy gwarantowały im właściwy kierunek wędrówki. Mróz dawał o sobie znać. Temperatura spadła błyskawicznie, a im wyżej tym zimniej. Na szczęście już schodzili. Nikt nie wiedział, jaka wysoka jest ta góra, ta wiedza nie była potrzebna. Droga ta, pokryta wiecznym śniegiem, była ostatnią, jaka wybierali wędrowcy. Woleli zapłacić w Xanandrze za statek i przepłynąć pasmo górskie. Jednak Nor powiedział Q-kiemu, że muszą przejść. Podjęli ryzyko, które się opłaciło. Widzieli już naturalną granice między śniegiem a trawą. Niewiele dalej ujrzeli palący się młyn, którego płaty jeszcze pozostawały w ruchu.

- Broń w pogotowiu….- powiedział Q-ki, przyśpieszywszy kroku - idziemy…-

Poczęli biec. Od celu dzielił ich mniej więcej kilometr. Byli zmęczeni długą wędrówką, ale wykrzesali z siebie resztki sił. Po dłuższej chwili dotarli do młyna.

- HALO!!!- krzyczał Nor - jest tam ktoś ?? - ale nikt nie odpowiadał.

- Iko, możesz to ugasić?? - zapytał Q-ki.

Czarodziejka zamknęła oczy. Zerwał się wiatr. Nad młynem zebrały się kłębiaste chmury, z których lunął deszcz. Po chwili, ogień zgasł. Ika ponownie otworzył a oczy i uśmiechnęła się.

Q-ki zajrzał do spalonego budynku. Niewiele pozostało. Na podłodze leżały spalone zwłoki człowieka, chyba mężczyzny.

- Mam złe przeczucia…- mruknął Nor.

- Chodźmy do tej wioski….- dodał Q-ki. Ruszyli, lecz nie uszli daleko. Kilkaset metrów dalej, w niewielkiej dolinie, otoczonej lasem, ujrzeli płonąca wioskę. Przy drodze stał przechylony drogowskaz „Do Wioski Magów”.

- To schrzaniliśmy….- skomentował Nor. Rozejrzał się dokładnie. W oddali dostrzegł budowlę podobną do ziemskiej piramidy egipskiej. Zaniepokoił go natomiast to, co zobaczył po lewej stronie. W oddali, na kawałku lądu oblanym przez morze zauważył coś przypominającego pojazd kosmiczny….być może statek.

- Schodzimy- powiedział Q-ki. Ruszyli w stronę spustoszonej wioski.

Podczas gdy Fayfock oraz Bosh-Ena zostali otoczeni kręgiem nieumarłych, Oltiga wraz z Miri doszły do szczytu wieży Zem-la. Stopa Oltiga oparła się o ostatni stopień. Jej oczom ukazała się czara z ogniem, a obok niej mężczyzna, w towarzystwie kilku szkieletów.

- Witam panie. Pozwolą panie, że przedstawię moich przyjaciół….szkieleciki. I taka rada….strasznie nie lubią gości.- zaśmiał się Me-Tun. Po tych słowach otoczyła go chmura dymu i zniknął. Natomiast przyzwani przez niego nieumarli poczęli iść w stronę dziewcząt.

Oltiga wskoczyła szybko na górę. Obok niej stanęła Miri i ujrzała co się dzieje.

- Stać!! Nie podchodzić - krzyknęła Oltiga. Nieumarli zatrzymali się- moje ręce niosą śmierć!! Mam czarny pas…..trzeci stopień wtajemniczenia.-

Nie podziałało. Ponownie poczęły iść sługi zła.

- Pozwól mi to załatwić - uśmiechnęła się Miri. Szybko uniosła prawa rękę ku górze, jak gdyby robiła zamach, rzucając piłką. Wskazujący i serdeczny palec pozostały wyprostowane, podczas gdy reszta była zaciśnięta. Nagle rękę z tyłu przełożyła do przodu, jakby chwytając wiatr i rzucając nim w nieumarłych. Zerwał się wicher, wydmuchując wrogów ze szczytu wieży.

- Bułka z masłem - uśmiechnęła się Miri.- Teraz ugaśmy ten płomień -

- Ale jak… - zapytała Oltiga.

- Magią….

-Jak widzisz Komandorze Fayfock, jesteś otoczony - mówił Mentix, coraz bardziej zaciskając krąg wokół dwójki wojowników, pozostałych na dole.- Nie masz szans. Bez twoich mechanicznych mocy jesteś nikim…..kupką blachy posklejaną na mąkę -

- Nie uda ci się….nawet jeśli zginiemy, inni dopełnią dzieła-

- A kogóż masz na myśli przyjacielu?? Druga grupę, która przeszła przez Marandan??- rzekł Mentix. Komandora i Bosh-Ene zdziwiło to, że wiedział o nich. Mentix zauważył to.

- Wiemy o nich. I mamy dla nich niespodziankę. Ale to w swoim czasie.- uśmiechnął się.

Komandor Fayfock odbezpieczył broń. Bosh-Ena wzniosła ręce ku górze, przywołując całą swoja moc magiczną. Fayfock strzelił serią w nieumarłych. Jednak pomimo lasera, niewiele to dawało.

- Żywcem nas nie weźmiesz…- szepnął Fayfock.

- Na to liczyłem…..-

Nekromanta dał znak i hordy nieumarłych ruszyły na nich. Fayfock, przeczuwając nadchodzącą śmierć, zwrócił oczy w stronę wieży, wypatrując cudu. Ujrzał……

- As tan naruni, del tin am sun - Miri wypowiadała magiczne zwroty, podczas gdy Oltiga odpierała ataki nieumarłych.

- Długo jeszcze…- krzyknęła Oltiga. Nagle zza jej pleców wyłonił się szkielet z przerdzewiałą szablą w kościstej dłoni. Miri dostrzegło wroga lecz było już za późno. Szabla zmierzała ku plecom Oltiga. Broń już miała przeszyć ciało młodej Jedi gdy nagle świetlista strzała wbiła się w czaszkę nieumarłego. Miri dostrzegła to lecz nie mogła uwierzyć.

Oltiga nawet nie zdawała sobie z całej sytuacji sprawy. Szkielet padł na posadzkę wieży. Oltiga, odwróciła się by sprawdzić czy Miri skończyła. Wtedy ujrzała szkielet ze strzałą w czaszce. Chwile później strzała zniknęła.

- Co to jest…jakim cudem on….-

Miri stanęła obok niej.

- Strzała Strażnika - rzekła. Oltiga nie wiedziała dokładnie o co chodzi.

- A co z płomieniem…..dlaczego przestałaś ?? -

Miri uśmiechnęła się. Czerwony płomień zanikł. Miri uśmiechnęła się. Na jego miejscu po chwili pojawił się przepiękny błękitny płomień. Nagle obie poczuły, jak ich moce wracają. Oltiga znów władała mocą. Uśmiechnęła się. Chwyciła swój dwustronny miecz świetlny.

- Zobacz, co potrafią Rycerze Jedi…- powiedziała do Miri. Po tych słowach pobiegła do krawędzi i skoczyła na dół. Przeraziło to Miri, lecz ujrzała, że Olti wie, co robi. Wzbiła się w powietrze i podążyła za nią, z odsieczą reszcie.

Fayfock zwrócił głowę ku nacierającym nieumarłym z szyderczym uśmiechem. Szkielety zbliżały się szybko. Bosh-ena była zdziwiona jego bezczynnością. Wezwała na pomoc deszcz ognia, który spadał na wrogów, zadając jednak małe straty. W tym czasie Komandor opierał się o swój karabin a uśmiech nie schodził z jego twarzy.

- Co ty robisz idioto…- krzyknęła na niego królowa.

Kiwnął jej głową, wskazując wieżę. Bosh-Ena zrozumiała gdy spojrzała. Nagle pomiędzy nieumarłych z wysokości wpadła Oltiga, siekając i wyrzucając w powietrze szkielety.

-…to za nieprzewidzianą podróż, to za pająka, którego musiałam spotkać, a to za to, że nie mogę teraz siedzieć u kosmetyczki!!!!- krzyczała Oltiga, zadając ciosy. Jej podwójny miecz wirował pomiędzy kośćmi. Nagle szarpnęła go w Polowie. Rozdzielił się na dwa pojedyncze ostrza. Jedi skoczyła ku górze i wyładowała obok Fayfock i Bosh-Eny. Nieumarli szli prosto na nich. Zatrzymały ich setki błyskawic.

- Już jestem…- krzyknęła Miri - ominęłam coś ?? -

Mentix wzniósł rękę. Nieumarli się zatrzymali.

- I co wam to da….- zapytał grupę bohaterów.

Fayfock wyszedł mu na spotkanie. Jego zdolności powróciły. Szybko pokrył się pancerzem i znów robotyczny wojownik był sprawny.

- Widzisz….- rzekł do Mentix, stając z nim twarzą w twarz - możesz mi teraz naskoczyć - po tych słowach walną pięścią w twarz nekromantę. Ten poszybował wysoko i spadł z hukiem. Szkielety natychmiast rzuciły się na Komandora lecz były bezsilne. Elektroniczna fala uderzeniowa odrzuciła je od niego.

- I co Mentix…..co teraz powiesz!!!!! - krzyknęła Oltiga. Nagle nekromanta uniósł się w powietrze.

- Głupcy….nie macie pojęcia z jaką potęga zadzieracie.-

- Zrób nam demo - powiedział Fayfock.

- Jeszcze nie wygraliście tej wojny…..-

- Miri!!- krzyknął Komandor - zestrzel tego samozwańca -

Miri zamknęła oczy. Z chmur uderzył piorun w Mentixa. Nie….nie uderzył. Już go tam nie było. Zniknął. Tysiące szkieletów rozsypało się w momencie.

- Zwiał….- powiedział Fayfock, wyłączając zbroję.

- Jeszcze go dorwiemy. Wystrzelmy racę, żeby Q-ki i reszta wiedzieli, że nam się udało. - dodała Bosh-Ena.

Oltiga wzięła swoją broń. Przełączyła na tryb wystrzału. Wyjęła z plecaka racę, załadowała i wycelowała z niebo.

- Co tutaj się stało…- szepnął zdziwiony Nor, widząc zgliszcza wioski magów. Domy jeszcze się tliły. W ich pobliżu leżały ciała zabitych czy podpalonych ludzi. Grupa ukryła się za jednym z domów. Mała banda nieumarłych patrolowała okolicę. Nagle grupa usłyszała wystrzał, dobiegający ze wschodu. Nagle poczuli, że coś się w nich zmieniło. Jakby powróciło.

- Wydaje mi się, że…..- szepnął Q-ki.

- Zapalili płomień na Zem-la - dodał Darius.

- No to na co czekamy?? - uśmiechnął się Nor. Po tych słowach wszyscy wyszli z ukrycia. Zatrzymali się przed nieumarłym. Dobyli mieczy świetlnych i rozpoczęła się krótka walka. Q-ki wyskoczył i lądując przeciął jednego wzdłuż. Lord Darius przyciągnął jednego do siebie mocą i odciął mu czaszkę. Nieumarły jeszcze chwilę się utrzymywał na nogach, więc Dariusz poszatkował go tak, że została tylko kupka dobrze zmielonych kości. Pozostało trzech innych, którymi zajął się Nor, zsyłając na nich uderzenia błyskawic.

- To by było na tyle..- zakończył Nor.

- Heh….faceci - skomentowała Dot-I.- ale się popisaliście.-

- Rozejrzyjmy się - zaproponował Darius - może ktoś jeszcze żyje.-

- Nie musicie mnie szukać….- odezwał się zza nich słaby głos. Odwrócili się. Starzec, opierając się o swój kostur, ledwo utrzymywał się na nogach. W jego ramieniu tkwiła strzała, a rana mocno krwawiła.

- O mój boże!!- krzyknęła Ika, rzucając się na pomoc staruszkowi.

- Zostaw dziecko, już jest za późno.- powiedział. Ika jednak nie przestała.

- To może zaboleć - powiedziała, łamiąc strzałę.- Na trzy….raz….dwa….i….-

- AAAAAAAAAaaa…..-

-Zostaw go - krzyknął Q-ki.- Jeszcze go zabijesz.-

- Już po wszystkim.- powiedziała Ika.- Teraz nie ruszaj się -

- Jesteś czarodziejką??- zapytał starzec - wyczuwam w tobie magię. Silną magię. -

Ika uśmiechnęła się. Szeptała słowa zaklęć magii przywracania.

- Już mi lepiej. Niewiarygodne, ale być może mnie uratowałaś -

- Taka moja rola -

- Kim jesteś??- zapytał Nor.

Mag zwrócil się do niego.

- Imię me nie jest istotne, Przywodzicielu mocy.-

Nora zdziwiło to, co usłyszał.

- Skąd wiesz że…-

- Nie pytaj…-przerwał- wiem więcej niż myślicie. Ale teraz to nie jest ważne.-

- Co tutaj się stało. Dlaczego was zaatakowano ?-

- To przez dwóch Nekromantów.- Grupa zdziwiła się - Wszystko zaczęło się jakiś czas temu, gdy z nieba spadł metalowy ptak.-

Nor nagle poczuł, że wie o czym mówi starzec. Schodząc dostrzegł cos podobnego do statku Cytadeli Światła. Ale jak to możliwe.

- Potem pojawił się wędrowiec, poszukujący ocalałego.-

-Oddaliście mu go?? - zapytała Dot-I.

- Nie oddaliśmy, gdy wyzdrowiał, sam wybrał swoją drogę. Niedługo po tym, jak z nim poszedł, naszą krainę zaczęły nękać hordy nieumarłych.-

Wszyscy milczeli, wysłuchując opowieści maga.

- Ale to wy macie nam przynieść pokój, prawda ??- zapytał.

- Czy dotrzesz sam do Xanandry?? -

- Nie, muszę zostać tutaj, odbudować wioskę -

-Sam??- zdziwił się Darius.

- Nie sam, jeszcze na pewno wielu przeżyło, lecz ukryli się. Dziękuje wam za ratunek. Idziecie już, bo wasza droga długa, a bezdroża Destii nie są łaskawe-

Tak więc dwie grupy, oddzielone od siebie wodą i lądem, podążały dalej, a ich cel nie zmienił się. Rozdzieleni, a jednak razem kroczący ku wolności i zwycięstwu, na przekór losowi i nekromantom, dzielnie szli przed siebie, stawiając czoło temu, co nieznane.

Tymczasem gdzieś w pobliżu upiornej bramy….

Czterech nieumarłych stale pilnowało ołtarza, na których złożone było ciało Necromancera. Cztery pochodnie oświetlały rozkładające się zwłoki. W oddali Piekielne Wrota, zamek w których przebywali nekromanci.

Jeden z nieumarłych stał cały czas przy zwłokach. Nagle z jego prawej strony dobiegł odgłos łamanej suchej gałęzi. Nieumarły zwrócił się w tamtą stronę. Pokonując mrok nocy, dotarł między dwie skały. Rozejrzał się. Nagle poczuł obecność jakieś istoty. Odwrócił się i…..ujrzał napięty łuk.

- Cześć….- strzała przeszyła czaszkę, a magia ją wypełniająca zabiła go.

- Miło było - szepnęła Ashia. Podeszła do ołtarza.

- Oby nie było za późno.- dodała. Zaczęła owijać zwłoki.- Ale odór…..ale czuję tutaj nie tylko zwłoki..-

Odwróciła się. Za nią stało trzech nieumarłych. Dobyła łuku. Szybkimi ruchami chwyciła strzałę i wystrzeliła. Nieumarli nawet nie zareagowali. Nie minęła sekunda, a dwóch już leżało. Jedyny pozostały rozejrzał się po `'kolegach'', po czym spojrzał groźnie na Strażniczkę.

- Dla ciebie mam coś specjalnego- zarzuciła łuk na ramię i chwyciła miecz świetlny, jedyną rzecz, jaka jej została z poprzedniej osobowości. Szybkimi cięciami powaliła wroga. Wróciła do ciała.

- Lepiej dla ciebie żeby się udało. Nie mam ochoty nosić splugawionych zwłok na marne……

Niedługo później w Pirrencjum….

- Mogę coś jeszcze zrobić, Azuro……-

- Miej nadzieję moja droga……-

Kroczyłem świetlistą ścieżką już długo, lecz nie odczuwałem zmęczenia, głodu czy pragnienia. Światłość z każdym krokiem była bliżej. Droga, którą podążałem była wąska i kręta, lecz życie me takowe też było. Dobrze wiedziałem, że ono już było przeszłością. Dlatego szedłem. Raz wydawało mi się, że widziałem kogoś innego, który szedł po mojej lewej stronie. Nie wiem, czy to inna, samotna dusza zmierzała w światłość. Mnie jednak radość wypełniała. Jasna brana stała u moich stóp. Jeszcze dwa kroki i ją przekroczę. Zakończy się samotność tego świata. Ruszam. Robię krok, lecz nie zbliżam się. Robię drugi, ale brama jest dalej. Poczynam biec ale…..jestem coraz dalej. Zatrzymuję się. Upadam na kolana. Krzyczę: ”Dlaczego mi to robisz” . Słyszę delikatny głos kobiecy, lecz nie mogę zrozumieć tego, co mówi. Ona mówi jeszcze raz, teraz usłyszałem :”Chcę cię uratować”.

Uratować, mnie?? Ale przecież to niemożliwe. Przecież wiem, gdzie jestem, w drodze do wieczności. Nagle jednak cos mnie chwyciło. Ogromna ręka poczęła ciągnąć mnie do tyłu a potem w górę. Widziałem jak świetliste wrota zamykają się. Moje ostatnie słowa, jakie pamiętam to: ”Niech ja tylko dorwę tego, kto mi to zrobił…”

Otworzyłem oczy. Widziałem mgłę. Ujrzałem ją…choć obraz w oczach mych był nieostry, poznałem kto to.

- Tylko mi nie mów że…..- powiedziałem z ogromnym trudem.

- Ciiiii….- ona odrzekła cichutko - witaj……………………..

Koniec części X



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Technologia chemiczna org-zagadnienia, Uczelnia PWR Technologia Chemiczna, Semestr 5, Technologia ch
New Age, 01 ANDRZEJ WRONKA - TRÓJCA ŚWIĘTA - META JĘZYK, P. Andrzej Wronka
Trójca - II, twórczość Artura, Trójca, Epizod III
Czy chrześcijanie są politeistami Trójca Święta a Islam, INNE - RÓŻNOŚCI, teologia i filozofia
BIBLIA A TRÓJCA ŚWIĘTA(1)
Trójca III
KATECHEZA (Trójca Św.), KATECHEZA, katechezy okolicznościowe
trójca świeta rublow
Jak rozmawiać ze Świadkami Jehowy, 01 ANDRZEJ WRONKA - TRÓJCA ŚWIĘTA - META JĘZYK, P. Andrzej Wronka
Trójca Święta według Rdz 1,26 a nauka Towarzystwa Strażnica, Trójca Święta według Rdz 1,26 a nauka T
1 Trojca
Święta Trójca, + TWOJE ZDROWIE -LECZ SIE MĄDRZE -tu pobierasz bez logowania
Kim jest Trójca Święta i jakie wynikają z tego konsekwencje dla wiary, Dogmatyczna
Katechizm o zabobonach, 01 ANDRZEJ WRONKA - TRÓJCA ŚWIĘTA - META JĘZYK, P. Andrzej Wronka
13 TRÓJCA ?Q KILKA PROSTYCH I KRÓTKICH ODPOWIEDZI NA ZADAWANE PYTANIA NA TEMAT TRÓJCY
0530 trojca dzieci
0530 trojca ogl
Trójca Święta - opowiadanie, Bałagan - czas posprzątać i poukładać
TrójcaŚwięta, apologetyka
Masaccio - Trójca świeta, Analizy Dzieł Sztuki

więcej podobnych podstron