Psychologia w szkole 03/2008
Prędzej bym małpy nauczył!
Jadwiga Radwańska
Szkoła pełna jest przemocy fizycznej i psychicznej, słownej i pozawerbalnej. Jedną z najbardziej dotkliwych jej form jest ośmieszanie. Niestety, okazuje się, że to nie rówieśnicy, ale nauczyciele stosują ją najczęściej wobec uczniów. A przecież jako liderzy powinni przede wszystkim uświadamiać swoim wychowankom ich wartość i możliwości...
„Dominacja, wymuszanie uległości, umniejszanie cudzych osiągnięć i zawyżanie własnych, dławienie oporu, manipulacje, krytyka, stosowanie nacisku i zastraszanie to akceptowane przez wielu reguły gry” - stwierdza Patricia Evans w Toksycznych słowach. W społeczeństwie - a więc i w szkole - na równi z jawną przemocą reguły te funkcjonują w postaci ukrytej agresji, najczęściej słownej, ale też obojętności, izolacji, braku wsparcia i akceptacji oraz dezinformacji. W każdej z tych sytuacji mamy do czynienia z komunikatem dewaloryzującym odbiorcę, raniącym jego godność, uczucia, powodującym głęboki ból, cierpienie fizyczne i duchowe, doprowadzającym nierzadko do chorób, depresji, a w ostateczności do czynów samobójczych.
Bez poczucia bezpieczeństwa
Socjolog Anna Giza-Poleszczuk, która prowadziła badania w ramach akcji „Szkoła bez przemocy” uważa, że nasiąknięta agresją młodzież przenosi do szkoły wzorce domowego funkcjonowania, a dokładniej: zupełny brak umiejętności komunikowania się ze światem. Uczniowie nie mówią o uczuciach, nie ufają bliskim, nie są asertywni, nie umieją rozwiązywać problemów bez użycia siły, brakuje im pewności siebie. Jak określa Z. Skorny - „dzieci niekochane”, pozbawione „witaminy miłości” - łatwo stają się agresywne. Potwierdza to A. Kozłowska: ,,Poczucie emocjonalnego odrzucenia narusza bądź niweczy poczucie bezpieczeństwa dziecka, wzbudzając w nim lęk. Lęk jest uczuciem tak przykrym, że każdy chce uniknąć przeżywania go. Po to, aby choć na pewien czas go zmniejszyć, dziecko zaczyna zachowywać się tak, aby skoncentrować na sobie uwagę rodzica. Uwaga bowiem jest synonimem miłości osób, które kochamy”. Zachowania agresywne spełniają zwykle właśnie taką rolę. Stopniowo utrwalają się, a także przenoszą na teren przedszkola i szkoły. Każda kolejna skarga nauczyciela lub innych osób na zachowanie dziecka powoduje zwiększoną uwagę matki lub ojca. Owładnięte lękiem i bezsilnością dziecko stara się uzyskać władzę i kontrolę nad innymi, aby poczuć się lepiej. Często nie jest świadome, co kryje się za słowami, gestami, które wyraża. Zjawisko agresji jest w pewnym sensie częścią naszej kultury, której poddajemy się niczym dyktaturze, wpadając w nawyk poniżania, oceniania, krytykowania, obwiniania. Dobrze jednak wiedzieć, że osądzając i interpretując cudze zachowania, ujawniamy własne pragnienia i oczekiwania. Reagujemy zgodnie z nawykiem: skoro moje potrzeby nie zostały zaspokojone, poszukam winy w tobie.
Tak ranią słowa
Patricia Evans w Toksycznych słowach wymienia różne rodzaje słownej agresji. To mogą być wyzwiska („idioto”, „głupku”), wybuchy gniewu („zamknij się!”), zastraszanie, rozkazywanie, ale także nasze całkiem zwyczajne, pozornie niewinne powiedzonka, np.:
wycofywanie się: „co mam ci powiedzieć?”, „o co ci chodzi, przecież rozmawiamy?”, „nigdy nie dopuszczasz mnie do głosu”;
sprzeciwianie się: „ależ skąd, wcale tak nie jest”, „mylisz się”;
lekceważenie: „jesteś przewrażliwiona”, „wyciągasz pochopnie wnioski”, „przesadzasz”, „masz zbyt bujną wyobraźnię”, „nie wiesz, o czym mówisz”, „wydaje ci się, że zjadłaś wszystkie rozumy”, „kiedy nie narzekasz, jesteś nieszczęśliwa”, „opacznie wszystko pojmujesz”;
żarty: „niedługo zapomnisz własnej głowy”, „czego można się spodziewać po kobiecie?”, które są równie bolesne, niszczące i krzywdzące jak dręczenie fizyczne. Gdy mówimy, że jest nam przykro, słyszymy zazwyczaj, że nie znamy się na żartach, bierzemy wszystko zbyt poważnie, robimy z igły widły;
przerywanie i odwracanie uwagi: „zawsze musisz mieć ostatnie słowo!”, „nie rozumiem, do czego zmierzasz! Koniec dyskusji!”, „to stek bzdur!”, „odczep się ode mnie!”, „daj spokój!”, „przestań gadać!”, „skąd ci przyszedł do głowy tak szalony, głupi (dziwaczny, kretyński) pomysł?”, „przestań zrzędzić!”;
krytykowanie: „nie potrafisz wygrywać”, „zwariowałaś”, „nie wiesz, kiedy przestać”, „następnym razem powinnaś...”, „zobacz co przegapiłaś”;
stwierdzenia zaczynające się od słów: „kłopot z tobą polega na tym, że...”, „twój problem polega na tym, że...”;
podważanie opinii: „kto cię pytał?”, „zawsze musisz dorzucić swoje pięć groszy!”, „to cię przerasta”, „nigdy ci się to nie uda”, „myślisz, że jesteś taka mądra!” „Kogo chcesz zadziwić?”.
Toksyczność wypowiedzi nadawcy pozwala mu pozostać w tzw. siatce uczuć zastępczych, zastąpić szczerość, autentyczność, bliskość uczuciem gniewu, buntu, poczuciem winy, wstydu. Powoduje to zmniejszenie napięcia psychicznego, chroni przed załamaniem. Innymi słowy, nadawca agresywnego komunikatu, bazując na słabych stronach przeciwnika otrzymuje talony psychologiczne wypełniające lukę emocjonalną, niepokój o utratę przewagi, władzy, czy strach przed odrzuceniem. Ta gratyfikacja jest jednak iluzoryczna i tymczasowa. Prowadzi do destrukcji relacji międzyludzkich oraz naruszenia integralności osobowości zarówno sprawcy, jak i ofiary agresji.
Gry o władzę
Pod względem interakcji interpersonalnych realia szkolne, w szczególności w kontekście ukrytej agresji, niewiele odbiegają od realiów firmy, zakładu pracy. Podobnie jak w korporacji, tak i w klasie szkolnej, a nawet w przedszkolu rozgrywa się „gra o władzę”. Polega ona na próbach przejęcia kontroli, manipulowaniu i wykorzystywaniu drugiej osoby wbrew jej woli. Nieczyste zagrania mają miejsce m.in. w odniesieniu do nieformalnych liderów - atakujący chce pozbawić ich władzy i przejąć ją. Często ataki inicjują grupowi liderzy, manifestując i utrwalając swoją pozycję poprzez dręczenie słabszych. Elementami gry o władzę są jawne groźby, zastraszanie psychologiczne i gry. Niewinnymi z pozoru pogróżkami posługują się już mali przywódcy w przedszkolu, walcząc o swoje terytorium, czy np. eliminując niechcianego uczestnika z zabawy. „Wynoś się stąd, zostaw to, bo powiem pani” - to wyrazisty, bezpośredni, a jednocześnie napastliwy komunikat, który natychmiast czyni z kolegi ofiarę. Często „wódz” odrzuca kogoś z zabawy tylko dlatego, że chce przetestować swoje możliwości. Ta - wydawałoby się trywialna - sytuacja z psychologicznego i wychowawczego punktu widzenia wymaga jednoznacznej reakcji nauczyciela, w przeciwnym razie sprawca dostaje przyzwolenie na taki sposób dowartościowywania się.
Grupowe poczucie i okazywanie wyższości nie jest bynajmniej obce nawet czterolatkom: „No i co mały tak się gapisz?” - bez takiego „pozdrowienia” skierowanego przez starszych przedszkolaków do młodszych nie obejdzie się żadna „mijanka” na korytarzu bądź wspólny pobyt w ogródku przedszkolnym. W przypadku starszych dzieci czy nastolatków dochodzi - w ramach gier o pozycję - ukryta forma agresji w postaci zastraszania psychicznego. Agresorzy atakują słabe punkty emocjonalne ofiary, opowiadają zmyślone historie na jej temat, szukają wszelkich okazji do obarczania jej winą, nie dopuszczają do głosu podczas koleżeńskich rozmów. W środowisku uczniowskim wykorzystywana jest również strategia stwarzania pozorów, np.: udawanie chęci bycia pomocnym, a następnie sabotowanie działania, organizowanie spotkania (przyjęcia), na którym zjawia się jedynie „wkręcony” w grę.
Problem ukrytej agresji spowodowanej walką o pozycję jest skomplikowany, bo z jednej strony trudno go zauważyć, z drugiej zaś - nawet gdy jest zauważony, może nie wzbudzić w nauczycielu szczególnego niepokoju. Nauczyciele najczęściej ignorują ten problem, a niektórzy nawet traktują go jako pożądane zjawisko, wpływające na kształtowanie indywidualnych cech osobowościowych. W rezultacie, mimo atawistycznych, wyrafinowanych, agresywnych, aspołecznych przejawów zachowań podopieczni nie tylko nie otrzymują informacji zwrotnej, że czynią zło - bo naruszają godność drugiego człowieka, a ich postępowanie nie będzie tolerowane, ale jeszcze nie ponoszą żadnych konsekwencji. Tak nauka uruchamia perpetuum mobile patologicznych zachowań.
Agresja bez słów
Nie mniej dokuczliwe są pozawerbalne formy ukrytej agresji, niebędące jednocześnie aktami przemocy fizycznej. Przedrzeźnianie sposobu chodzenia, gestykulacji, mimiki, wyszydzanie charakterystycznych cech wyglądu (otyłość, nadmierna chudość), ubioru, atrybutów takich jak okulary, aparaty słuchowe, to obrazki nieobce żadnemu środowisku szkolnemu. Dręczyciele posuwają się do tak drastycznych czynów, jak rzucanie okularami, a nawet „podcinanie” kuli ortopedycznej - co jest już jawną, rażącą przemocą. Jednak ze względu na sporadyczność działań czy pozostawanie poza zasięgiem kontroli sprawcy często są bezkarni. Inną formą jest izolowanie kogoś z grupy klasowej. To bardzo dotkliwy przejaw agresji nie wprost. Dręczyciel narzuca wszystkim zasadę, że nikomu nie wolno bawić się i rozmawiać z ofiarą. Choć pozostali myślą inaczej, ze strachu podporządkowują się przywódcy. Siła krzywdziciela tkwi w bierności obserwatorów, w zmowie milczenia, w bezsilności ofiary, jej bezradności, w osłanianiu sprawcy przez otoczenie i w jego bezkarności.
Dorośli często bagatelizują wyżej opisane problemy, nie wierząc i nie mając pojęcia o faktycznym ich zasięgu i szkodliwości. najczęściej ignorowane są agresywne zachowania przedszkolaków, bo wydają się mało szkodliwe. Tymczasem agresywne zachowania utrwalone u dzieci kilkuletnich mają tendencję do utrzymywania się. Natychmiastowa reakcja jest niezbędna już wobec trzylatków, w przeciwnym wypadku do szkoły trafiają jednostki z dobrze utrwalonymi odruchami wymuszania siłą swoich potrzeb. Dorośli natomiast postrzegają takie zachowania małego dręczyciela jako typowe dziecięce przepychanki i niegroźne zaczepki.
W ten sposób nauczyciele kręcą bat na siebie. Zgadzają się na rozwój grupowego mechanizmu wspierania i ukrywania przemocy, co oznacza, że aktywnie uczestniczą w jego powstawaniu. Utwierdzają sprawców i obserwatorów w przekonaniu, że nauczyciele nie mają rozeznania w sytuacji i nic nie mogą - tym samym pedagodzy tracą autorytet i władzę, a uczniowie dochodzą do wniosku, że mogą liczyć tylko na siebie. Tak narasta lęk przed władzą dręczyciela, a zmowa milczenia jest nie do przerwania.
Niezachwiany autorytet nauczyciela w młodszych klasach szkolnych jest nieocenionym atutem. Nigdy później wpływ wychowawcy nie będzie przedkładał się nad wpływ otoczenia, rówieśników. Niestety, często szansa nauczenia dziecka odróżniania dobra od zła, stawiania granic, których nie wolno przekraczać, jednoznacznego zdefiniowania elementarnych zasad postępowania i nauczenia ich przestrzegania - jest zaprzepaszczana wtedy właśnie, gdy nauczyciel przestanie stanowić dla wychowanka niezastąpione źródło wiedzy i postaw.
Ukarać = ośmieszyć
Kara jest według psychologów jednym z regulatorów postępowania jednostki, a według pedagogów - zabiegiem wychowawczym stosowanym w toku procesu wychowania - twierdzi pedagog dr Maria Janukowicz, autorka badań dotyczących kar w systemie wychowania. Jedni i drudzy przyzwalają na obecność kar w wychowaniu pod warunkiem, że nie są one bezsensowne, antywychowawcze i upokarzające. Wszyscy mają jeden cel: zmienić dziecko. Tymczasem okazuje się, że ogromne niedostatki w wiedzy, kompetencjach, umiejętnościach nauczycieli nie tylko nie ograniczają rozmiaru patologii zachowań wychowanków, ale dodatkowo je potęgują. Zdaniem Janukowicz, szkoła jest środowiskiem najbardziej nadużywającym ośmieszających kar, w których kryje się niezmierzona ilość ukrytej agresji. „Są łzy, jest ból i wielkie rozczarowanie”. Nie może być inaczej, gdy jest się poniżonym, odartym z człowieczeństwa. Największy dramat przeżywa się wtedy, gdy jest się poniżonym przez nauczyciela. Z badań autorki wynika, że w szkole aż 60,1 proc. kar ośmieszających płynie ze strony nauczycieli, a tylko 26,1 proc. od grupy rówieśniczej.
Oto kierowane do uczniów przez „nauczycieli” sformułowania zgromadzone przez M. Janukowicz:
Zawsze miałem problemy z matematyką. Kiedy nie umiałem rozwiązać zadania, nauczyciel mówił: jak cię Pan Bóg stworzył, to się chyba rozpłakał, głąbie - będziesz w życiu nikim, będziesz chodził do szkoły ze swoimi wnukami.
Kiedy powoli rozwiązywałam zadanie i nie doszłam do wyniku, nauczyciel powiedział: Masz inteligencję poniżej poziomu morza, idź się odwirować.
Nauczyciel wstał i uderzył mnie w głowę. Ja mówiłem, że nie umiem tego zadania. On jednak nie chciał słuchać, powiedział: A wysrać się umiesz?
Z twoją wiedzą nadajesz się tylko do kopania rowów.
Chyba cofasz się w rozwoju. Jak tak długo będziesz się grzebać, to nas wiosna zastanie.
Jestem trochę gruby, a graliśmy mecz, ja nie biegłem tak szybko i strzelili nam gola. Wtedy pan od wuefu powiedział: Masz biegać, a nie toczyć się, jak gruby balon!
Taka żyrafa a nie umie wrzucić piłki!
Ty ślimazaro, rusz tą tłustą d..., przydałoby ci się więcej ruchu.
Ty jak biegniesz, to całe boisko się rusza!
Ruszasz się jak kulawy ślimak! Ty i twoja ławka posiadacie razem tyle rozumu co pchła.
Jak będziesz tak pisał, to skończysz jak słonecznik w Tesco na promocji.
Zamiast do szkoły powinnaś chodzić do domu starców, bo już tak wcześnie masz sklerozę! Od tej pory zawsze nauczyciel mówił do mnie: Emerytka do odpowiedzi! Emerytka do tablicy!
No co tak patrzysz, jak wół w namalowane wrota? Przepraszam, nie powinnam ubliżać wołowi.
Twój iloraz inteligencji ma jeszcze daleko do zera, a co dopiero do jakiegoś wyższego poziomu.
Prędzej by się małpy nauczyły niż wy!
Stój dalej, nie ruszaj się, rysuję twój mózg - po czym na tablicy nauczyciel rysował małą kropeczkę.
W tej klasie to chyba same dauny.
Ucznia, któremu zdarzyło się przyjść na lekcję nieuczesanym, spotyka wypowiedź: Co, pokłóciłeś się dzisiaj z grzebieniem?
Uczeń, który zmienił kolor włosów, usłyszał: Wyglądasz jak lalka Barbie, nie powinno cię tu być, idź na wybieg dla modelek.
Ucznia, który się jąka, spotkał taki komentarz: Nie naśladuj zwierząt, jakie masz w domu, nie gęgaj jak gęś i nie szczekaj jak pies, tylko czytaj jak uczeń!
Każda z tych wypowiedzi ośmieszających ucznia zawsze umieszczona jest w społecznym kontekście. Udzielana jest bowiem na oczach całej klasy, a to zwiększa siłę poniżenia. Uczniowie szybko wychwytują różne ośmieszające uwagi nauczycieli i natychmiast wnoszą je do „klasowego słownika” na stałe. Nauczyciele są przecież w jakimś stopniu autorytetem dla uczniów. Większość rówieśników pod wpływem nauczycielskich ośmieszających uwag wobec kolegi nie próbuje już spojrzeć na niego własnymi oczami, tylko dba, aby przyklejona etykietka nie odpadła. To najbardziej dotkliwe ugodzenie ucznia. Skompromitowanie kogoś na oczach innych jest dyskredytującą karą, wywołującą złość, agresję i dystans wobec tych, którzy byli jej świadkami - podsumowuje Maria Janukowicz. Zauważa jednocześnie, że „dla wielu nauczycieli jest to pewnego rodzaju «psychoterapia». Podwyższają sobie w ten sposób własne poczucie wartości, poprawiają humor, dowartościowują siebie, czerpią satysfakcję. Są też tacy, którzy leczą w ten sposób swoje kompleksy albo manifestują swoją władzę, pokazując wyższość w myśl zasady «dzieci i ryby głosu nie mają». Słowem: leczą siebie, krzywdząc innych”. Wpisują się w klasyczny paradygmat uwarunkowań, determinizmu, społecznego zwierciadła, mentalności niedostatku - zwalniającego pozornie z odpowiedzialności za takie zachowania. Jednak C.S Levis ostrzega, że agresji i napastliwości nie można usprawiedliwiać nagłością prowokacji: „Gdy w piwnicy są szczury, najłatwiej je zobaczyć, gdy wejdzie się znienacka. Ale nagłość wkroczenia nie stwarza szczurów, a jedynie uniemożliwia ukrycie się”. Tylko wysoka samoświadomość swojego „ja”, swoich słabości, emocji daje zdolność wyboru reakcji. W przeciwnym razie folgujemy instynktom, gdyż owa „piwnica” jest poza zasięgiem naszej woli. „Nauczyciel, który ośmiesza ucznia, robi z siebie klauna - powiedział do mnie w trakcie prowadzonego wywiadu jeden z uczniów. Śmieje się z ludzi, a im jest przykro” - pisze Janukowicz.
Samoświadomość a agresja
Skłonność do stosowania agresji - jawnej, ukrytej, fizycznej, werbalnej, pozawerbalnej - nie zależy od wieku, pozycji społecznej czy wykształcenia. To funkcja słabości charakteru, zaburzonej bądź nieukształtowanej tożsamości, bezradności uwarunkowanej z jednej strony schematyzmem myślowym i działaniowym, a z drugiej bardzo niskim stanem samoświadomości. Kto nie jest zdolny do introspekcji, ten nie potrafi wybrać właściwej reakcji.
O ile taki stan rzeczy u dorastającego człowieka, podlegającego dopiero procesom socjalizacyjno-wychowawczym, może nie budzić jeszcze poważnego niepokoju, o tyle osobę dorosłą - nauczyciela - analogiczny poziom (nie)dojrzałości całkowicie dyskwalifikuje jako pedagoga. Nauczyciel bowiem, jako naturalny przywódca, lider i wzór dla podopiecznego, powinien „tak postępować z uczniami, by przede wszystkim komunikować im ich wartość i potencjał, tak wyraźnie, aż zaczną je w sobie postrzegać” - tę generalną zasadę w odniesieniu do relacji nadrzędności i podrzędności w stosunkach interpersonalnych głosi Stephen R. Covey, autor wielu cennych książek o kształtowaniu związków międzyludzkich.
Wszelkie teorie dotyczące przyczyn występowania określonych zachowań, w tym również agresji, sprowadzają się do niezaprzeczalnej roli stygmatyzacji dziecka, czy to przez rówieśników, czy - tym bardziej - przez dorosłych, od których w dodatku są zależne, którym podlegają i którym powinny ufać. Wiedza o tzw. zjawisku efektu Pigmaliona (z Golemem i Galateą w tle), o teorii skryptu wywodzącej się z analizy transakcyjnej, o programie przeciwdziałania wyuczonej bezradności opracowanym przez Seligmana - powinny być dekalogiem i wykładnią działań każdego nauczyciela, dopuszczonego do zawodu i mającego aspiracje wychowawcy młodego pokolenia.
Dopóki dorośli, szczególnie rodzice i nauczyciele, będą nadawcami fałszywych komunikatów do dzieci i młodzieży (rozbieżności między deklaracjami, programami, obietnicami a rzeczywistą postawą i zachowaniem), dopóki autorytet moralny wychowawców będzie zastępowany autorytetem formalnym, a wychowankowie będą sterowani i nadzorowani, zamiast wspierani i inspirowani, dopóty nie należy się spodziewać pozytywnych efektów wychowawczych. Uczniowie nadal będą walczyć o tożsamość i pozycję w środowisku, zamiast współpracować i zmierzać do osiągnięcia w pełni dojrzałej, autonomicznej i twórczej osobowości. Dziecko molestowane psychicznie zostaje bowiem pozbawione szacunku otoczenia, w konsekwencji zaś traci szacunek do samego siebie. „Szacunek zaś, to jedyne co człowiek naprawdę posiada. Bez szacunku nie da się żyć. Dlatego dzieci nękane, dręczone posuwają się do samounicestwienia lub gwałtownie wybuchają, próbując wyrwać otoczeniu odrobinę szacunku dla siebie” - przekonuje Elżbieta Zubrzycka.