90. Człowiek i urząd w „Procesie” Kafki
„Proces” to opowieść o człowieku żyjącym w świecie opanowanym przez wszechobecną władzę sądowniczą. Bohaterem powieści jest Józef K., nie przedstawiony z nazwiska, wysoki urzędnik, prokurent bankowy. To sumienny, solidny pracownik całkowicie pochłonięty swoimi obowiązkami. W dniu trzydziestych urodzin jego życie uległo diametralnej zmianie - dowiaduje się o wszczęciu przeciwko niemu postępowania karnego. K. w pierwszej chwili traktuje proces jako żart. Wszystko jest mało rzeczywiste, jawi się bohaterowi jako sen. Jego życie początkowo nie ulega zmianie pod wpływem procesu, jednak z czasem, kiedy wdziera się on we wszystkie jego sfery, zaczyna poświęcać coraz więcej czasu toczącemu się przeciwko niemu postępowaniu. Wie, że jest niewinny, stara się bagatelizować proces, jednak nieznajomość aktu oskarżenia, a w związku z tym brak możliwości wytyczenia kierunku obrony, prowadzi do coraz większego zaangażowania w sprawy procesu: „Myśl o procesie już go nie opuszczała. Często zastanawiał się, czy nie było by dobrze wypracować obronę na piśmie. Chciał w niej przedstawić krótki życiorys i przy każdym nieco ważniejszym wydarzeniu wyjaśnić, z jakich działał powodów”. Oskarżony powoli zaczyna doszukiwać się winy w swoich wcześniejszych poczynaniach. Mimo usilnych prób nie znajduje w swoim postępowaniu żadnych przewinień, ponieważ: „Chodzi tu o różne subtelności, w które sąd wnika. W końcu jednak wywleka skądś, gdzie pierwotnie nic nie było, jakąś wielką winę”. W rezultacie oskarżony przyjmuje taką linię obrony, jakby był winny. Poświęca się całkowicie toczącemu się postępowaniu, jak inni oskarżeni, chociażby kupiec Block: „Wszystko co posiadam zużyłem na proces. Tak na przykład wycofałem wszystkie pieniądze z mojej firmy. (…) Gdy się chce coś zrobić dla swego procesu, nie można się niczym innym tak zajmować.”
Józef K. jest osamotniony w swoich działaniach. Stara się szukać pomocy u adwokatów, jednak cechą procedury sądowej było: „możliwe wyeliminowanie obrony, obwiniony powinien być zdany we wszystkim na siebie samego”. K. ucieka się też do innych sposobów wpłynięcia na werdykt sądu. Trafia do Titorellego, od którego dowiaduje się o trzech metodach walki z procesem. Możliwe jest osiągnięcie uniewinnienia pozornego, przewleczenie, lub uwolnienie rzeczywiste (co może zostać tylko dokonane przez Sąd Najwyższy, lecz to nigdy się nie zdarzyło: „Nigdy nie da się odwieść sądu od przekonania. Jeżeli namaluję tu jednego przy drugim, wszystkich sędziów i pan będzie się przed tym płótnem bronił, więcej pan wskóra przed nim, niż przed prawdziwym sądem.”) Natomiast pierwsze dwie formy obrony mają na celu jedynie przeciągnięcie rozprawy lub odwleczenie procesu na jakiś czas, ale „żaden akt nie ginie, nie ma u sądu zapomnienia. Pewnego dnia - nikt się tego nie spodziewa - jakiś sędzia bierze akt do ręki, poznaje, że oskarżenie nie straciło mocy i zarządza natychmiastowe aresztowanie”. Człowiek Kafki jest winny od początku do końca.
Wszystko to stawia oskarżonego w sytuacji bez wyjścia - raz postawiony przed sądem może jedynie oczekiwać wyroku. Jego działania mogą tylko oddalić karę w przyszłość, jednak i tak dosięgnie go „sprawiedliwość”.
Sam sąd jawi się w „Procesie” jako urząd-moloch osaczający oskarżonych. Nie dowiadują się oni nigdy o swojej winie, akt oskarżenia jest utajniony: „postępowanie sądowe jest na ogół utrzymane w tajemnicy nie tylko przed publicznością, ale także przed oskarżonym”. System sądowniczy ogarnia całą rzeczywistość przedstawioną w utworze. Jest pod względem karalności i skuteczności działania niemalże doprowadzony do perfekcji, człowiek uwikłany w proces jest zabawką w rękach sądu, pogrążony w przeświadczeniu bezsilności wobec przedsięwziętego przeciw niemu postępowaniu. Sam proces sprowadza się natomiast do monotonnych przesłuchań, nie dających żadnych rezultatów. Świat w „Procesie” jest absurdalny. Kafka tworzy obraz społeczeństwa całkowicie kontrolowanego przez władze sądowe. Kancelarie znajdują się praktycznie wszędzie - nawet na każdym strychu i poddaszu. Każdy ma coś wspólnego z sądem, jest z nim w pewien sposób powiązany, lub dopiero będzie. Dlatego też wszyscy starają się uzyskać jak największe kontakty, aby stworzyć sobie większe możliwości obrony (i tak bezskutecznej).
W „Procesie” widać bardzo wyraźną analogię do systemów władzy ówczesnego świata. Kafka przedstawia tutaj formę ustroju totalitarnego, gdzie jednostka jest we wszystkich aspektach życia całkowicie podporządkowana państwu. Autor pokazuje bezsens jakiegokolwiek oporu, próby kwestionowania ustroju, z góry skazanej na niepowodzenie. Każdy wyraz buntu i tak zostanie stłumiony nie przynosząc przy tym żadnej zmiany, a pogrążając człowieka w konflikcie, uczyni go obiektem represji.
Podobnie inkwizycja, holocaust, wszystkie tajne i jawne policje zajmujące się represjonowaniem tworzą równie jak w „Procesie” absurdalną rzeczywistość. Dlatego też powieść można traktować jako utwór realistyczny mający swój odpowiednik w historii europejskiej.
91. Moralne problemy w „Granicy” Zofii Nałkowskiej
Granica została wydana w 1935 roku i jest najwybitniejszym dziełem pisarki. Widać w nim kunsztowną analizę psychologiczną. Nałkowska rekonstruuje mechanizmy zachowań, uczuć i odruchów jednostki uwikłanej w procesy społeczne. Fabuła utworu ma na celu ukazanie rozbieżności stanowisk i różnorodność widzenia tych samych wydarzeń i problemów przez różnych ludzi. Jednym z podstawowych problemów jest przeciwstawienie spojrzenia na siebie od wewnątrz z obrazem odbieranym przez otaczających ją ludzi. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia różnych postaci, które relacjonują to samo wydarzenie - stąd wiele sprzecznych opinii. Rezultatem jest konkluzja zamieszczona przez Nałkowską w wypowiedzi Zenona: „Jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my; jest się takim jak miejsce, w którym się jest”.
Nałkowska w 1935 wyraziła się: „Wydaje mi się, że początkiem istotnej moralności byłoby widzenie siebie oczyma innych”. Moralność więc, co można odczytać z „Granicy”, tworzy się w kontekście życia społecznego i uwarunkowana jest jego formą. Autorka stara się ukazać, iż subiektywna ocena obserwatora i opinia zbiorowości są nieodzownym elementem moralności człowieka żyjącego w określonych warunkach społecznych i będącego w ścisłej zależności od środowiska w jakim żyje. Sąd innych, jednak, nie jest miarą bezwzględną, lecz nieodłącznym składnikiem w hierarchii wartości.
Powieść, co sygnalizuje tytuł, porusza też problem przekroczenia odpowiedzialności moralnej za własne czyny, czego świadectwem są losy Zenona. Ziembiewicz pochodził ze zubożałej rodziny szlacheckiej. Jego ojciec, Walerian, zarządzał majątkiem boleborzanskim rodziny Tczewskich. Na skutek nieumiejętności traci swój majątek i żony. Zenon jako dziecko miał swych rodziców za niekwestionowane autorytety. Po ukończeniu gimnazjum studiował nauki ekonomiczne w Paryżu, które zostały przerwane niemożliwością dalszego ich sfinansowania. Szkoła dała mu nowe spojrzenie na rodzinny dom, którego powoli zaczął się wstydzić. Dostrzegł ciemnotę, dyletanctwo i życie w obłudzie rodziców. Ta zmiana postawy czyni go bardzo krytycznym wobec świata. Wszystko, z czym niegdyś się identyfikował stało mu się obce. Dlatego też „zapragnął rzeczy bardzo prostej - żyć uczciwie”. Jednak swoje zamierzenie zaprzepaszcza przystając na warunki Czechlińskiego, który udziela mu „stypendium” w zamian za pisanie tendencyjnych artykułów do miejscowego pisma „Niwa”. To wydarzenie zaważyło na dalszym życiu bohatera - kierując się chęcią ukończenia nauki, sprzeniewierza swe dotychczasowe ideały. Po powrocie z Paryża otrzymuje posadę redaktora naczelnego „Niwy”. Lecz w konsekwencji „paryskiego długu” artykuły Zenona są ukierunkowywane przez Czechlińskiego. Zenon nie pisze o nurtujących go problemach, nie kłamie - ale też nie mówi do końca całej prawdy. Prawda i uczciwość stały się przez to dla bohatera względne: „Czytał swój własny artykuł jak coś obcego. Drukowane zdania nabierały obiektywnej wagi zatracając wszelką łączność z jego myślą żyjącą, pełną niepewności i niepokoju.” Zachwianie równowagi nie przeszkodziło jego karierze politycznej - zostaje prezydentem miasta. Ale dokonuje się ona drogą moralnych kompromisów i wyrzeczeń własnych ideałów. Do tego nie potrafi wywiązać się z wcześniej danych robotnikom obietnic, w dodatku zostaje oskarżony o wydanie rozkazu pacyfikacji demonstracji robotniczej. Jego kariera i życie osobiste zakończyły się klęską. Miał świadomość, że wszystko co osiągnął zawdzięcza Czechlińskiemu. Ponadto mimo „sukcesów” zawodowych nie mógł realizować swoich ideałów. Elżbieta mówi: „Wszystko czego nie chciałeś znalazło się po tamtej stronie co ty”. Nałkowska ukazuje w ten sposób, że najmniejsze zło pociąga za sobą następne - chciał być uczciwy, lecz zaciągając „dług paryski” uzależnił się od nieuczciwych. Był zbyt słaby, aby dokonać właściwego wyboru. Przekroczył granicę „za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą” (Elżbieta). Zdaniem autorki w wirze przemian współczesnego świata zacierają się granice między dobrem, a złem. Jedynym stałym kryterium moralnym są skutki postępowania - nieetyczne jest ono wówczas, gdy krzywdzi innego człowieka. Widoczne to jest na przykładzie konfliktu moralnego: Justyna - Zenon - Elżbieta.
Zenon zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności za sytuację w jakiej znalazła się Justyna, nie starał się jej wykreślić ze swego życia. Chciał jej pomóc - lecz kontynuował romans jedynie w celu oszczędzenia bólu dziewczynie, przedłużenia jej nadziei na lepsze życie. W konflikt została uwikłana także Elżbieta, Zenon (to samo) żądał od niej daleko posuniętej tolerancji, uczynił ją „wspólnikiem” własnego grzechu i obwiniał za zaistniałą sytuację. Elżbieta nie obciąża go winą, stara się zrobić wszystko by uratować męża. W końcu zrozumiała, że cień Justyny nie zniknie z ich życia. Co zaskakujące najmniej winna Justyna poniosła największą ofiarę, za co odpowiedzialni są Zenon i Elżbieta. Sedna sprawy dotyka dopiero wyjaśnienie motywu ich postępowania. Zenon dostrzega wreszcie, co powodowało w nich chęć niesienia pomocy Justynie. Nie chcieli jej krzywdy, umywając zarazem ręce i nie rezygnując przy tym z niczego: „Zawsze się wydaje, że to, co trudne jest właśnie dobre, a tymczasem przecież dla niej samej nie zrobiliśmy nic. Dotąd właściwie w tym wszystkim wciąż tylko siebie mieliśmy na uwadze. (…) To na jej zniszczeniu wyrosło to, co jest między nami” (Zenon).
„Granica” uczy odpowiedzialności moralnej, a przede wszystkim konsekwencji postępowania, zgody z samym sobą i własnymi ideałami. Ich upadek to równoczesny upadek człowieka. Nałkowska w swej koncepcji moralności uchwyciła człowieka w kontekście społeczeństwa, dlatego też ocena moralna winna być poddana zabiegom sumienia i opinii otoczenia.
92. Oryginalny świat poezji Leśmiana
Bolesław Leśmian, jego właściwe nazwisko - Lesman, urodzony w 1877 roku lub rok, dwa lata później w Warszawie. Zmarł w 1937 roku również w tym mieście. Poeta, prozaik, eseista, tłumacz, dramaturg, z zawodu rejent. Pochodził ze środowiska spolszczonej inteligencji żydowskiej.
Jego twórczość zaczęła się rozwijać w klimacie poezji i literatury Młodej Polski, z której poeta przejął główne tendencje, rozwinął je jednak na swój własny, niepowtarzalny sposób, tak że możemy mówić o odrębności jego poezji. Leśmian zetknął się również w ciągu swojego życia z literaturą dwudziestolecia międzywojennego. Także treści przez nią głoszone na swój sposób przekształcił. Filozofowie, którzy kształtowa li jego postawę to Nitzche i Bergson. Obaj głosili kult życia i siły to znaczy energii potrzebnej do tego życia. Bergson szczególną rolę w poznaniu świata przypisywał intuicji i popędowi życiowemu, negując skuteczność poznania świata za pomocą słów. Był panteistą, to znaczy utożsamiał Boga z przyrodą.
Na Leśmiana oddziaływał również kierunek filozoficzny zwany egzystencjonalizmem. Głosił on rozdarcie wewnętrzne człowieka wynikające z jego świadomości, która odbierała niedoskonałą rzeczywistość. Egzystencjonaliści uważali, że człowiek jest samotny, „skazany na wolność”, która jest ryzykiem, nie daje oparcia, zatrważa człowieka tak, że w końcu tan neguje wszystko z wyjątkiem śmierci. Leśmian przetworzył te tendencje witalizmu i dekadentyzmu, a nawet katastrofizmu na język alegorycznej i symbolicznej poezji. Katastrofizm i witalizm jest wspólny wszystkim prądom literacko-filozoficznym Międzywojnia, bergsonizmu i egzystencjonalizmu, z jakimi zetknął się poeta w okresie Młodej Polski. Natomiast alegoryzacja poezji pochodzi z twórczości Młodej Polski. Stamtąd też zaczerpnął poeta ludowość.
Leśmian napisał cztery zbiory poezji polskojęzycznej: „Sad rozstajny”, „Łąka”, „Napój cienisty” i „Dziejba leśna”, oraz wiersze rosyjskojęzyczne pod tytułem: „Pieśni Wasylisy Przemądrej”. Wszystkie tendencje światopoglądowe poety, takie jak zachwyt nad naturą i wola niczym nie skrępowanego człowieka, prostota, ludowość oraz katastrofizm przeplatają się w jego zbiorach poetyckich. Ilustrują to różne cytaty z jego wierszy np. z cyklu „Nieznana podróż Sindbada Żeglarza”. W tym cyklu występuje witalizm, pokora wobec piękna natury. Poeta pisze:
„Zesłałbym w pokorze na pierwszym lądzie z pierwszym oto płazem...
Klęknijmy kornie przed kwiatem, przed głazem.
I błogosławmy ... motylom, kwiatom i ptakom i pszczołom.
A ty mi wówczas błogosławiąc... szalej!
I maluczkością świata się oszołom!”.
Korne uwielbienie natury doprowadza do szaleńczej ekstazy, w której natura pozwala, według słów poety „żyć na oślep nie wiedząc, że to się zwie życiem”. Żyć bez żadnej refleksji nad przemijaniem, śmiercią, mimo że się wie o niej.
„I nie znając pokuty, modlitw, ni pogrzebu
Jak owoc co się paszczy żarłocznej spodziewa
Z łoskotem i łomotem w mrok śmierci spaść z drzewa”.
Życiem dla bohatera lirycznego wierszy Leśmiana jest apoteoza natury, w którą ucieka człowiek przed Bogiem-Stwórcą, gdyż bóg jak pisze poeta:
„W kształt mnie ludzki rozżałobnił
A jam znów się upodobnił kwiatom”.
W jednym z wierszy ukazuje nam poeta „Niepojętą zieloność”, „Zieloną światłość”. Ludziom
„zdawało się, że coś w niebie woła
Zielona światłość jarzyła dokoła
Ujrzeliśmy, że klęczymy
Nie wiedząc jak i kiedy zdjęci zapatrzeniem”.
Naturze przysługują te atrybuty co - jak zauważa Jacek Trznadel - Boskiemu Dzieciątku w noc Bożego Narodzenia.
Częścią tej boskiej, szalonej natury są wątki erotyczne występujące bardzo często w wierszach Leśmiana, jak chociażby w cyklu „W malinowym chróśniaku”. Natura pośredniczy w miłości ciała.
„Duszno było od malin któreś szepcząc rwała
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce przepojone wonią twego ciała
I stały się maliny narzędziem pieszczoty”.
Pełen życiowych sił człowiek chce zakosztować wolnej woli - wolności. Żądza wolności powoduje u niego bunt przeciw Bogu, co wyraża poemat „Eliasz” nawiązujący do biblijnego proroka, który na wozie został porwany do Boga. Eliasz Leśmiana osiągnąwszy „Boga na wprost woła:
„pość mię tam w bezbożyznę, puść na wolną wolę
Niech czuję że zwyciężam, lub wiem, że wygasam”.
Później poeta woła w tym wierszu: „Wszechświat skoczył się”. Bytem najwyższym jest więc dla bohatera lirycznego owa „bezbożyna”:
„W ten zmierzch ponadniebny,
gdzie już nie ma stworzenia i Bóg - niepotrzebny”.
W tym najwyższym bycie nazwany „bezświatem Eliasz sam się unicestwia, by jeszcze przedtem
„stwierdzić jasnowidztwem ostatniego tchnienia
możliwość innej Jawy niż Jawa Istnienia !”
Bóg u Leśmiana w innych wierszach, jak na przykład „Przechodzień” jest utożsamiany ze złem, szatanem.
„Śmierć moja w jarach namiot rozpina
Zagrodę spalił wróg
Gdy przedostatnia bije godzina
Sny niszczy Bóg, sam Bóg !”
Zbawieniem staje się zwykły człowiek, który nie jest apostołem Boga (tak jak u chrześcijan), lecz odrębną, niezależną od niego istotą.
„A szedł przechodzie ...
I dłonie, i dłonie podał mi obie
I zbawił, i zbawił mnie”
Ta tęsknota człowieka do niczym nieskrępowanej wolnej woli, posuniętej aż do samounicestwienia wynika u poety z zachwytu nad pierwotną, żywiołową naturą człowieka, którą odnajdujemy również w „Balladach przepełnionych ludowością. W świecie wyobrażeń ludowych jest miejsce na zwycięstwo nad złem, dobrotliwą ironię, tragizm, makabrę i wyciszenie pełne radości. Przykładów mogą dostarczyć „Ballady”.
Ballada „Dusiołek”, gdzie poeta odwołuje się do wierze ludowych w duszące człowieka podczas snu zmory. Chłop z tego utworu, gdy właśnie spotkał się z taką zmorą i zwyciężył ją, mówi do Boga:
„Nie dość Ci żeś potworzył mnie, szkapę i wołka
Jeszcześ musiał takiego zmajstrować Dusiołka”.
Tragiczno-makabryczny taniec, pełen lubieżności, Świdrygi i Midrygi, dwóch opojów z piękną dziewczyną opisuje ballada „Świdryga i Midryga”. Ballada ta to jeden z nielicznych wierszy, gdzie koncepcja Boga i zaświatów zgadza się z chrześcijańskimi wyobrażeniami. Bóg do końca wierzy w dobroć dziewczyny i obiecuje jej szczęśliwy raj, gdzie się z nim złączy.
„Ty pójdziesz tą doliną gdzie ustaje łkanie
A ja pójdę górą na twe spotkania
Ty opatrzysz me rany
Ja twych pieszczot ciernie
I będziem odtąd w siebie wierzyli bezmiernie!”
Ten optymizm w wierszach Leśmiana jest krótkotrwały. Ustępuje miejsca przekonaniom sprzecznym z chrześcijańskimi. Poeta przedstawia Boga w zaświatach jako istotę dobrą, która nie jest w stanie zapewnić szczęścia człowiekowi, jak Urszuli Kochanowskiej, która mimo faktu, że ma z bożej łaski dom „kubek w kubek jak nasz Czarnoleski” nie jest szczęśliwa, bo nadaremno czeka na rodziców. Poeta również przedstawia Boga jako istotę, która nie jest wietrzna, „Znika w brzozie” /wiersz „Niewiara”, czy wiersz „Betlejem”, gdzie bohaterowi lirycznemu rozsypuje się w proch wizja stajenki betlejemskiej i nie ma komu złożyć hołdu, choć chciał to uczynić, jak Trzej królowie, Maria Magdalena nazywa go „śmiesznie spóźnionym”. Znikła ostatnia nadzieja, bohater mówi: „Nie ma po co powracać”. Również niemożność trafienia do Boga w zaświatach mamy ukazaną w wierszu „Po śmierci”, a w wierszu „Jam nie Osjan” Bóg i wiara chrześcijańska okazują się tragiczną iluzją dla bohatera - poety. Osjan w zaświatach spotyka ducha pseudo-boga, który mówi:
„Jam - Nie Bóg
Maskę boga przywdziałem
I za Niego stworzyłem bezrozumne światy,
za niego umrę na Krzyżu...
Płacząc w próżnię uchodzę.
Nikt się nigdy nie dowie czym byłem dla siebie.”
Oryginalność poezji Leśmiana polega więc na niezwykłej metaforyce i światopoglądzie, łączeniu bytu i nie-bytu, zła i dobra, zlewania ich w jedno. Odwrócenie hierarchii pojęć filozofii chrześcijańskiej. Zamiast Boga-Zbawiciela jest ukazana natura-zbawiciel i Zbawiciel-człowiek. Zamiast nieskończoności wszechświata jego skończoność. Zamiast niepojętości Boga niepojętość natury i niebytu. Zaświaty zamiast bytem pełnym szczęścia stają się najpierw bytem niedoskonałym, a potem nicością, która przeraża człowieka.
Do manifestacji takiej postawy tragicznego humanizmu, niewiary we wszystko z wyjątkiem śmierci, przy świadomości, że ta wiara w harmonię i Boga kiedyś istniała, skłania bohatera lirycznego świat współczesny, w którym każde zdarzenie według słów „Pejzażu współczesnego”:
„Dzieje się we krwi pożywką podchmielonym czasie”
„Niebo jest bez przyszłości, a słowo nie spokrewnia się z pozasłownym trwaniem.”
Ten świat bez sensu istnieje, choć nie powinien. „Tak nie można trwać, a nadal trwa się” i przeraża swoją tragedią, dlatego bohater liryczny ucieka w świat tęsknych marzeń o pięknie i miłości przedstawionej w wierszu „Dziewczyna”. W tym wierszu bohater jest obserwatorem dwunastu braci, którzy „zbadali mur od marzeń strony” i usłyszeli że, „poza murem płakał głos dziewczęcy, głos zaprzepaszczony”. Bracia stwierdzili, że płacz dziewczyny jest symbolem istnienia. Chcieli uwolnić ją spoza muru, czyli rozkruszyć go młotami. Dziewczyna jest metaforą tajemnicy istnienia, którą chcą zgłębić bracia. Gdy umarli, pracowały za nich ich cienie. Gdy cienie się rozprysły - jak mówi poeta - „pomarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera...” zaczęły pracować same młoty. Kiedy młoty skruszyły mur, okazało się że poza nim nic nie ma oprócz głosu.
Sny o dziewczynie były „kłamliwie jawne”. Cudy marzeń okazały się zmarniałe w nicości”. Znaczy to, że dążenia człowieka do całkowitego szczęścia, piękna, do zgłębienia tajemnicy istnienia są według poety daremne. Dziwi się on gorzko: „Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata? „. Świat idealny zawsze pozostanie dla bohatera lirycznego tylko w wierszach, marzeniach. Bohater liryczny przekonuje się, że ziszczenie marzeń, tęsknot, zgłębienie tajemnicy istnienia dla ludzi (których uosabiają kolejno bracia, ich cienie i młoty) okazuje się próżnią. Z takiego stanu rzeczy ludzie czasem drwią, czemu znowu gorzko dziwi się poeta, zwracając się do jednego z takich ludzi: „A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie? „