STANISŁAW ŻÓŁKIEWSKI (1547-1620)
Początek i progres wojny moskiewskiej
Wstęp Andrzej Borowski:
Nazwa gatunkowa „pamiętnik” niewiele ma wspólnego z jej obecnym znaczeniem. Dawniej oznaczało to snucie wspomnień o odległych w czasie wypadkach.
Sam gatunek prozy wspomnieniowej ma tradycje bardzo długą, bo sięgającą już starożytności
Od historiografii różniło się „pamiętnikarstwo” jedynie mniej lub bardziej wyraziście zaznaczoną podmiotowością narratora.
W piśmiennictwie polskim skłonność do retorycznego podkreślania obiektywizmu narracji historycznej dostrzegamy już w kronikach średniowiecznych
Innym wyznacznikiem „literackości” tekstu pamiętnikarskiego jest jego przeznaczenie i związana z nim świadomość jego funkcji.
W tym konkretnym przypadku idzie o opisanie przyczyn wyprawy moskiewskiej (tzw. „dymitrady”) i o wyjaśnienie stanowiska, które w zaistniałych okolicznościach zajął „pan hetman” (bo tak Żółkiewski pisze o sobie). Dla osiągnięcia tego celu autor rozpoczął swoją relację od naświetlenie złowrogiej roli pojedynczego człowieka w całej tej historii.
Już ta wyraźna intencja autorska sprawia, ze na dzieło Żółkiewskiego patrzymy jak na współczesną „literaturę faktu”
Autor uwydatnił tutaj pewien składnik kształtujący narrację. Można byłoby tę „rysę tragiczną” określić zaczerpniętym z poetyki tragedii antycznej pojęciem hamartia, które oznaczało błędną decyzję, jaką podejmował jeden z bohaterów zaślepiony zbrodniczą zuchwałością (hybris), sprowadzając tym samym katastrofalne skutki.
Rozkwit polskiego pamiętnikarstwa przypadka na wiek XVII tj. na wiek, kiedy kultura szlachecka w Polsce osiągnęła już swój dojrzały kształt zwany dziś zbiorczo sarmatyzmem.
Tym co pamiętnik staropolski łączy z gawędą (której pierwociny widzimy już w staropolskiej facecji) jest przedstawienie świata bardzo zazwyczaj podmiotowe, zindywidualizowane. Tak samo ukształtowana jest zazwyczaj charakterystyka postaci. Uderza też barwny, nacechowany środowiskowo język wypowiedzi narratora
Stanisław Żółkiewski a wojna moskiewska
Herbu Lubicz
Niemalże rówieśnik Mikołaja-Sępa Szarzyńskiego (!!)
Znał dzieła Jana Kochanowskiego, Skargi, Szymonowica, Jana Tarnowskiego, a także być może również Sępa.
Starał się w miarę możliwości powstrzymywać rozmów wypadków i ograniczać w nich swój własny udział ale:
W 1603 roku pojawił się na dworze Adama Wiśniowieckiego człowiek, który twierdził, że jest cudownie ocalałym z rąk zamachowców carewiczem Dymitrem, synem Iwana Groźnego. Tymczasem Rosją rządził krwawo Borys Godunow, prawdopodobny inspirator śmierci Dymitra, tak, że ruskim spodobały się pogłoski o tym, że Dymitr żyje, a Polacy w pamięci mając zwycięstwo Batorego w pierwszym akcie wojny inflanckiej też się połakomili trochę...
Szczególnie mroczną i złowrogą postacią (wg Żółkiewskiego) ma tutaj być Jerzy Mniszech przez którego Dymitr samozwaniec dotarł do króla. Poza tym Mniszech Marynę córkę swoją mu dał.
Ale szlachta nie pozwoliła królowi na jawną interwencję, która oznaczałaby zerwanie rozejmu z Godunowem zawartego. Równocześnie jednak zwolennicy Dymitra z Mniszchem na czele zajmowali sobie twierdze i miasta w państwie moskiewskim.. Samozwańcowi sprzyjała też udręczona przez Godunowa ludność. No ale Godunowi się zmarło (Żółkiewski: „Borysa jako to jest pewna wiadomość [...] otruli” ). Dymitr i Maryna cieszyli się krótkotrwałym powodzeniem, ale Fortuna się odwróciła i Samozwaniec to życiem przypłacił
(Otaczanie się Polakami, cudzoziemska żona i obyczaje, zamiar katolicyzowania - oto czynniki, ale tego Żółkiewski nie wspomina, a może coś przeoczyłam. Na pewno też nie wspomina tego, ze zmasakrowany trup Samozwańca spalony został z wielką pompą.. )
Wiec niejako z potrzeby chwili (wszystko za A. Borowskim) pojawił się następny Dymitr (którego Ż. Także w przypływie czułości szalbierzem zwie i popierające go skądinąd oddziały też tak oń pieszczotliwie mówiły) no i sytuacja się powtórzyła. W Rosji władze objął car Wasyl Szujski, który gotów był się starać o przymierze ze Szwecją, wiec król przekonał Żółkiewskiego (a był on hetmanem polnym) o słuszności interwencji w Rosji, choć Ż. Nie ukrywał swoich wobec tego planu zastrzeżeń. Bał się, iż kampania przerodzi się w odwetową i represyjną, co się zresztą stało...
Hetman pragnął unii polsko-moskiewskiej w przekonaniu, ze można byłoby ją zbudować ponad różnicami językowymi, kulturowymi, wyznaniowymi. (choć o kompromisie religijnym czy moralnym mowy być nie mogło! ) . Zmierzał do zainstalowania w Moskwie ekipy decydentów przychylnych polskiej racji stanu.
A na początku 1610 roku grupa bojarów złożyła królowi polskiemu propozycję. Ofiarowali tron synowi jego Władysławowi (późniejszy Władysław IV) pod warunkiem jego przejścia na prawosławie oraz złożenia gwarancji, ze wyznanie to nie będzie zagrożone rozszerzaniem w państwie moskiewskim wyznania rzymskiego. No ale Zygmunt III Waza sam tej korony chciał to raz. Dwa: szlachta nie godziła się, żeby Władysław przechodził na prawosławie.
Wojska polskie na mocy umowy stanęły pod Moskwą, ale doszło tam do wybuchu skierowanego przeciw nim powstania, zresztą krótko po wyjeździe stamtąd Żółkiewskiego. Osłaniając sobie odwrót spaliliśmy więc całą drewnianą cześć Moskwy. Liczne cerkwie i inne zabudowania, wszystko w popiołach legło. ....
Zółkiewski jako, ze żołnierzem był niewielką spuściznę literacką zostawił po sobie.
Pisał stosując zasady retoryki!
„Początek i progres wojny moskiewskiej” jest owocem głębokiego namysłu i pracy z udziałem dokumentów
Jeśli prawdą jest, iż Ż. Napisał top dzieło, ażeby się z pewnych rzeczy oczyścić to słusznie możemy się doszukiwać w tekście charakterystycznych dla mowy sądowej figur (genus iudiciale)
Autor mowy występuje w ramach narracji w trzeciej osobie (pan hetman) opisywanej przez obiektywnego narratora.
Tekst zaczyna się od przedstawienia postaci Jerzego Mniszcha i zestawieniem małości, nikczemności jego działań z wielkimi rozmiarami ich skutków (retoryczne similitudo)
Kiedy mówi o unii polsko-moskiewskiej posługuje się figurą zwaną w retoryce ordo Homericus polegającą na dawaniu na początek i na koniec argumentów mocnych w środku zaś słabszych niby na podobieństwo szyku wojskowego.
Tekst zaczyna się od Dymitra, który Mniszchem toruje sobie drogę na dwór królewski, a kończy na podpaleniu drewnianej zabudowy Moskwy. W międzyczasie oblężenie Smoleńska jest (Bartłomiej Nowodworski, zacny człek, mojej i Mai patron szkoły pod bramy i smoleńska (1609) i Moskwy petardy podkładał! W Smoleńsku się nie udało, bo ci co mieli trąbić, ze wyłom w bramach uczyniony nie zatrąbili. W ogóle widać w tym miejscu tektu, ze król miał odmienne zdanie niż Żółkiewski, Żółkiewski petard nie chciał etc. No ale któż z nas nie błądzi..).
W momencie, w którym pojawia się pierwszy Dymitr posłano po jakąś piastunkę tego prawdziwego, a ona z całą pewnością orzekła, ze to nie ten, ale to chyba nie było dla nich aż takie istotne.
Ostatnia strona mówi o tym, jak pod gruzami po 16 dniach znaleziono kobietę i mężczyznę. Kobieta zmarła od razu po wyciągnięciu na powierzchnię, mężczyznę przewieziono, o gorzałkę prosił, ale też mu się zmarło... No i tyle
Zasadniczo mnóstwo zwrotów łacińskich, raczej skomplikowane zdania, prawie zupełnie brak opisów miejsc czy osób, raczej opisy sytuacji działań i słów bohaterów. Czytało się makabrycznie...