Bitwa pod Hastings
Bitwa pod Hastings była nie tylko wielkim wydarzeniem angielskim, ale i europejskim. Albowiem z chwilą, gdy Brytania zamknęła się dla Skandynawii, a otworzyła przed Francją, Wikingowie zostali zablokowani w swych fiordach i przestali być groźni lub pociągający dla chrześcijaństwa. Konni kopijscy, zwycięzcy spod Hastings, narzucili swoje "rycerskie i feudalne stosunki północnemu światu, gdzie wspomnienie Wikinga i tana rysowało się coraz mgliście w mrokach przeszłości. Bitwa pod Hastings, pokaże też, że Anglię zaatakowało nie tylko banda awanturników zwerbowana doraźnie pod rozkazy jednego dowódcy, lecz najlepiej zorganizowane ówczesne państwo kontynentalne. Państwo to posiadało instytucje, zdolne do szybkiego rozwoju na wolnych obszarach rozległego terytorium. Oprócz instytucji Wilhelm Zdobywca i jego poddani przynieśli ze sobą nowe dyspozycje umysłu i działania, które ułatwiły nielicznym Normanom opanować całą Anglię i jej ludności.
5 stycznia 1066 roku umiera Edward Wyznawca. Jego śmierć pozostawiła sprawę sukcesji w stanie nie lada gmatwaniny. Najbliższym dziedzicem był Edgar Atheling małoletni chłopiec. Gdyby państwo angielskie rzeczywiście posiadało wyższą organizację i gdyby Anglicy mieli większą świadomość narodową, ogłosiliby młodzieńca królem i skupili się wokół niego przeciwko wszelkim przybyszom. Ale w ówczesnym świecie istniała wielka obawa anarchii na wypadek wstąpienia na tron nieletniego, zwłaszcza takiego, który nie miał mocnych koneksji i własnego stronnictwa. Nic więc dziwnego, że zwrócono się raczej ku wypróbowanym zdolnościom i dawno ustalonej władzy Harolda. Wprawdzie w linii królewskiej znajdował się on na dalszym miejscu, lecz ze strony matki w żyłach, a ze swoim doświadczeniem i rozległymi dobrami rodzinnymi w Anglii południowej miał wszelkie szanse obrony kraju i rządzenia nim lepiej w tych niespokojnych, czasach niż Atheling.
Może Harald uczyniłby lepiej, gdyby oparł się podszeptom wygórowanej ambicji i wziął na siebie role lwa strzegącego tronu Athelinga. Jednak przyjęcia przezeń korony, nawet jeśli było nierozważne, nie można piętnować jako uzurpacji. Anglia nigdy nie przestrzegała ściśle prawa dziedzicznego następstwa tronu; pomijanie nieletnich było czymś zwykłym, choć nie obowiązkowym; Wyznawca umierając wyznaczył Haralda swym dziedzicem; przede wszystkim zaś witan wybrał go na króla. Ale jego słabo uzasadnione prawa zachęciły Skandynawię i Normandię do rywalizacji o zdobycie Anglii - co uczyniłby zapewne również w wypadku wyboru Athelinga zamiast Harolda, a od czego być może odstąpiłyby, gdyby Wyznawca pozostawił po sobie syna. Jesienią 1066 r. Anglię zaatakowali prawie jednocześnie Harold Hardrada, Kroł Norwegii, oraz Wilhelm, książę Normandii. Był to dramatyczny punkt kulminacyjny długiego współzawodnictwa pomiędzy Skandynawią a Europą łacińską o nagrodę, jaką stanowiła Anglia. Harold mógłby może odeprzeć jednego wroga; uległ jednak przed tym podwójnym atakiem, a Norman dzięki szczęściu i właściwemu postępowaniu wyszedł z konfliktu jako jedyny zewycięzca.
Pretensje Wilhelma do tronu - jeśli rzeczywiście chcemy pominąć fakt niezupełnie bez znaczenia, że był nieślubnym dzieckiem Ryszarda I - wyglądały z punktu widzenia genealogii lepiej niż Haralda, choć gorzej niż Athelinga. Ale witan wybrał na króla Haralda, a nie Wilhelma. Natomiast Wilhelm zyskał sympatię kontynentalnego świata chrześcijańskiego dzięki pewnym argumentom, które wprawdzie mało przemawiają do umysłów współczesnych, ale były wystarczające, aby na wiele stuleci napiętnować Haralda jako krzywoprzysięzcę i uzurpatora.
Przede wszystkim Wilhelm oświadczył, że Edward kiedyś nazwał go swoim następcą. Może tak było, jednak bardziej pewne jest to, że ostatnim aktem Edwarda było wyznaczenie Haralda, w każdym zaś razie witan, a nie zmarły król, rozporządzał koroną. Po wtóre, na kilka lat przed śmiercią Edward zmusił Haralda, który dostał się przypadkowo w jego ręce, do zobowiązania się pod przysięgą na relikwie, że będzie "jego człowiekiem" i że poprzez jego pretensje do zmiany dziedzictwa angielskiego tronu. Uroczysta przysięga i jej jawne złamanie miały wielką wagę dla ówczesnych umysłów; w codziennym życiu i w procedurze prawnej przysięgi sankcjonowane przez religię odgrywały wtedy dużo większą rolę niż obecnie. Mniej formalizujący umysł współczesny dostrzega raczej zasadniczą niesprawiedliwość w postępowaniu Wilhelma; wykorzystał on przypadek, aby wymusić na swym gościu - jako warunek bezpiecznego powrotu do domu - przysięgę zobowiązującą do zrzeczenia się możliwości dziedziczenia jego własnych oraz Edgara Athelinga, jak również swobody kraju w decydowaniu o swym losie. Jest to jeden z punktów, gdzie etyka średniowieczna różni się krańcowo od współczesnej.
Wreszcie Wilhelm wywołał uprzedzone w stosunku do Harolda jako protektora Stigand, którego stronnictwo Godwina nieformalnie wyniosło na stanowisko prymasa Anglii, a którego stronnictwo papieskie na kontynencie europejskim uważało niemal za schizmatyka z powodu jego konszachtów z antypapieżem. Na kontynencie zbliżała się epoka Hildenbranda; wielki ten mąż nie był jeszcze papieżem, ale cieszył się już znacznymi wpływami w Rzymie i podczas omawianego kryzysu wykorzystywał je skutecznie na rzecz Wilhelma. Stronnictwo reformy Kościelnej Hilderbranda, pragnące narzucić swobodnym angielskim chrześcijanom celibat księży i wielkie roszczenia papieskie, pozostawało w tradycyjnym przymierzu z książętami Normandii i od dawna zywiło niechęć do rodu Godwina. Papieskie błogosławieństwo i sztandar stanowiły dla Wilhelma użyteczny atut w przedsięwzięciu, które skądinąd wyglądało bardziej na zbrojny rozbój niż na krucjatę.
W owych dniach małych państewek feudalnych Normandię poczytywano za wielkie mocarstwo europejskie, a władca jej był mężem stanu biegłym w zawiłościach polityki zagranicznej. Po przez propagandę i dyplomację zręcznie prowadzoną w wielu odległych krajach oraz przez umiejętne układy z sąsiadami, które zabezpieczały jego ojczyznę w czasie nieobecności zdołał zapewnić sobie poparcie całej chrześcijańskiej Europy. O słusznych prawach Haralda nikt za granicą nie słyszał i sprawę jego rozstrzygano jak gdyby zaocznie. Mówiący po francusku świat feudalny poczuwał żar sprawiedliwego entuzjazmu dla ligi bandytów, do której się włączył pod wodzą wielkiego przywódcy.
Armia lądująca w Pevensey nie była feudalnym pospolitym ruszeniem, jakkolwiek członkiem jej byli silnie przepojeni duchem feudalizmu i mieli być wynagrodzeni w zdobytym kraju majętnościmi typu ściśle feudalnego. Wilhelm w ramach prawa feudalnego nie miał władzy, aby powołać pod broń swych wasali do udziału w kampanii, która musiała potrwać o wiele dłużej niż czterdzieści dni. Jednak wielu baronów i rycerzy nie tylko w Normandii, ale z Bretanii i Flandrii, które mu nie podlegały, zgłosiło się ochotniczo do służby pod jego sztandarem. Było to przedsiębiorstwo akcyjne dla podziału między siebie ziem angielskich. Wilhelm i jego wspólnicy poniesli koszta budowy floty transportowej w ciągu wiosny i lata 1066 roku, gdyż było rzeczą nader ważną przewieźć nie tylko uzbrojonych ludzi, ale i wyćwiczone bojowe konie, główną nadzieję przełamania muru tarcz słynnych hersecarls Haralda.
Była to wielka armia. Lecz siła jej polegała raczej na wyćwiczeniu ekwipunku niż na liczebności. W owych czasach nawet urzędnicy nie potrafili dokładnie zliczyć wielkich liczb, ale współcześni historycy obliczają, że - licząc maksymalnie - liczba uczestników wyprawy nie przekraczała 12 000 ludzi, z czego prawdopodobnie mniej niż połowę stanowiła konnica. Pewną jest rzeczą, że gdy Anglię dzielono między zdobywców, z których wielu przybyło dopiero po bitwie pod Hastings, ogólna liczba rycerzy obdarzonych dobrami lennymi nie przewyższała 5000. Fakt, że kraj o półtoramilionowej ludności mogła podbić, obrabować i stale utrzymywać w ryzach tak mała grupa, jest najlepszym dowodem miary politycznego i militarnego zacofania ustroju angielskiego w porównaniu z normandzkim.
Istniał też pewien element szczęścia, który pod Hastings przechylił szalę na rzecz Wilhelma. Przez sześć tygodni przeciwne wiatry trzymały go w porcie na uwięzi. W czasie tej przeprawy Harald Hardrada, król Norwegii, wylądował z drugą wielką armią, by podbić Anglię, i pokonał earlów Edwina i Morcara oraz ich miejscowe pospolite ruszenie o dwie mile od Yorku. Angielski Harold musiał z konieczności zrezygnować ze zbrojnego czuwania na południowym wybrzeżu przeciwko oczekiwanej armadzie normandzkiej, i pospieszyć na pomoc północy. Jego housecarls najwspanialsza konna piechota w Europie, rozpoczęła swoją ostatnią zadziwiającą wyprawę, cwałując w zapamiętaniou aż pod bramy Yorku i walcząc pierś o pierś pod Stamford Bridge z nawałą Wikingów, aż ich zniosła doszczętnie 28 IX 1066. W trzy dni później Wilhelm wylądował w Pevensey.
Harold usunął Noramnom z drogi najgroźniejszego przeciwnik, ale zmniejszył przez to własne siły o wielu dzielnych rycerzy porąbanych pod Stamford Bridge. Wraz ze swymi housecrals powrócił do Londynu w cztery dni, docierając tam 6 października. Wyczerpane w walce oddziały z północy postępowały za nim pieszo; fyrd z południowego zachodu jeszcze nie przybył. Słusznie czy nie słusznie Harold postanowił stoczyć bitwę z Wilhelmem od razu w Sussex, mając z sobą jedynie tanów i fyrd z hrabstw południowo-wschodnich, skupionych wokół silnego trzonu, jaki stanowili pozostali przy życiu konsekrales. Ponieważ piechota walcząc z konnicą musi koniecznie zajmować pozycje obronne, Harold stawił czoło Wilhelmowi na dobrze wybornej pozycji, położonej na odosobnionej odnodze wzgórza sześć mil na północny zachód od Hastings. Wzgórze zajmowało południowy skraj wilekiego lasu Andredsweald, skąd wynurzyła się armia saska. Pagórek, na którym w przeszłości miało stanąć wieś i Opactwo Bitwy Abbey of Battle) nie miał podówczas ani mieszkańców, ani nazw i wyróżniał się tylko na horyzoncie samotnym konturem "siwej jabłoni".
Szturm tego wzgórza okazał się całodziennym (14 X 1066) zadaniem przekraczającym niemal siły napastników, pomimo ich wielkiej przeagi w uzbrojeniu i taktyce. Dwa wojska reprezentowały różne drogi rozwoju starej nordyckiej metody prowadzenia wojny - wynik dwu różnych ustrojów społecznych i politycznych. Prawda, że normandzcy rycerze i angielscy housecarls nosili prawie jednakową zbroję; pierwotna koszula z pierścieniem kolczugii ich wspólnych przodków wydłużała się w ubiór z tego materiału zakończony rozcięta poła, dogodną dla jeźdźców. Obie strony nosiły stożkowate hełmy i modne wówczas przyłbice oraz tarczed, już nie okrągłe, ale w większości w nowym kształcie latawca, długie i zwężające się ku dołowi tak, by ochraniać udo wojownika, gdy siedzi na koniu. Obie armie obejmowały również liczbę nieopancerzonych lub na pół opancerzonych ludzi z pośledniejszym oręzem - w tym wypadku był nią szeregach Sasów fyrd z sąsiednich hrabstw. Anglo-Duńczycy, postawiwszy na tyłach swoje konie, wciąż jeszcze walczyli pieszo otoczeniu pierścieniem tarcz i wciąż używali długiego duńskiego topora bojowego, którym Harold władał tak śmiało w ostatnim boju. Normanowie bili się z siodła, miotając i kłując włócznią oraz rąbiąc mieczem. Ale nawet taktyka uderzeniowa ich wspaniałej konnicy okazała się niewystarczająca do przebycia owego muru z tarcz na szczycie wzgórza bez pomocy innego rodzaju broni. Normandzcy wojownicy nie tylko nauczyli się nowego, ale pamiętali także stare; nauczyli się taktyki kawaleryjskiej od Francuzów, ale zachowali stary skandynawski kunszt łuczniczy, który zaniedbali Anglo-Duńczycy. W przerwach między atakami konnicy piechota Harolda była wystawiona na groty łuczników, wprawdzie nie dorównujących przyszłym łucznikom, spod Crecy, ale przewyższających wszystkich, którzy w owym czasie napinali łuk po stronie Anglii. Piechota władająca jedynie bronią sieczną nie ma żadnych szans w walce z konnicą wspieraną przez pociski.
Gdy noc zapadła Harold a wokół niego wszyscy jego housecarls leżeli w szeregach martwi na szczycie wzgórza, jak Szkoci dokoła swojego króla pod Floddem a wojownicy z fyrd, którzy przeżyli bój, przerażeniu i strapieni wlekli się do swych dalekich domów w różnych kierunkach po zasnuwających się mrokiem boru Andersweld.
Sytuacja polityczna w r. 1066 ułatwiła przygotowania do wojny z Anglią. Henryk, król Francji, książę Wilhelm Akwitański, Geoffrey Martel, hrabia Andegawenii, i Conan, książę Bretanii - najzaciętsi wrogowie Wilhelma - już nie żyli. Ze strony Henryka IV, cesarz Niemiec, uzyskał Wilhelm obietnicę życzliwej neutralności, od papieża placet i błogosławieństwo na wyprawę. Z Bretanii, Maine, Flandrii, ponthieu. Ile-de-France, Akwitanii, a nawet z kolonii normandzkich we Włoszech nadciągnęli sławni rycerze, idąc pod komendę normandzkich wasali Wilhelma, takie jak Hugo de Montfort, William fite Osbern, William Malet, Walter Giffard, Rudolf de Tosny, William de Warenne - żeby wymienić tylko najsławniejszych. Cała armia liczyła 6000 żołnierzy - liczba na owe czasy olbrzymia. Pokonanie trudności związanych z budową floty inwazyjnej i co najważniejsze - z zaprowiantowaniem tej masy ludzi i utrzymaniem ich w karbach dyscypliny, zwłaszcza gdy niepomyślny wiatr z północy przez dwa miesiące unieruchomił flotę, jest aż nadto przekonującym dowodem wielkich zdolności organizacyjnych, dyplomatycznych i autorytetu Wilhelma.
Na wieść o wylądowaniu Normanów w Pevensey Harold, nie czekając, aż rozbici pod Fulford earlowie Edwin i Morkar zbiorą swe siły na nowo, ruszył na południe. Ale pośpiech, a może również nadmierna ufność w swe siły po tak niedawnym świetnym zwycięstwie na północy okazała się złymi doradcami. Już 11 października wyruszył Harold z Londynu na wroga na czele armii liczącej ok. 7000 ludzi. Florence z Worcesteru pisze, że była to zaledwie połowa sił, jakie Harold mógł był zebrać. Wiele thengów nie zdążyło w tak krótkim czasie dotrzeć do Londynu, a Edwin i Morkar po swej klęsce pod Fulford potrzebowali przynajmniej paru tygodni na zebranie nowych hufców. Niektórzy historycy są zdania, że Edwin i Morkar z zawiści celowo nie przyszli Haroldowi na czas z pomocą. Gyrth, brat Harolda, ocenił sytuacje krytycznie. Jeszcze przed wymarszem z Londynu prosił króla, aby mu pozwolił ruszyć na Normanów z tym wojskiem, które już mieli w mieście, a sam pozostał w Londynie i formował drugą armię. Plam znakomity, lecz Harold, bojąc się posądzenia o tchórzostwo, odrzucił go bez wahania i w piątek 13 października do Wilhelma dotarły pierwsze wieści o zbliżających się wojsk anglosaskich. Obóz normandzki znajdował się obecnie w poblizu Hastings, dokąd z powodu bagnistych okolic Wilhelm przesunął swe siły w kilka dni po wylądowaniu.
W sobotę, 14 października, Normanowie ruszyli na spotkanie Anglo-Sasów. Około godziny 9 rano Wilhelm zatrzymał swe siły na wzgórzu Telham (Telham Hill) w odległości 10 mil od Hastings.