Jachowicz, 3[1]. 15 X


BIMETALIZM W ANGLII

Od lat 60 XVII w. w Anglii była złota gwinea - moneta złota. 1 zł gwinea = 1 srebrny funt = 20 szylingów. Jednakże relacja srebra i złota była zmienna. Były to cenne towary, którymi handlowano. Gra popytu podaży srebra i złota powodowała, że ich ceny podlegały wahaniom rynkowym. W epoce nowożytnej relacja byłą z grubsza 15:1. Jeżeli chcemy używać dwóch monet, to musimy prawnie zafiksować wartość tych dwóch kruszców wzajemnie. Inaczej będzie bałagan. Dopóki relacja zafiksowana i ta w relacji biznesowych będzie zbliżona to nie ma żadnego problemu. W Anglii zaczęto się zastanawiać jak to zafiksować - m. in. Isaac Newton (szef mennic państwowych). Ustalono relację wartości 1 zł gwinea = 21 srebrnych szylingów = 1 funt i 1 szyling. Ta relacja została zafiksowana w 1717.

Okazało się jednak, że relacja srebra i złota w Anglii jest inna niż w innych częściach świata - inna w Hiszpanii, inna w Azji. Tam można było dostać więcej złota za taką samą ilość srebra. Można było zatem robić na tym interes. Kupcy z Kompanii Wschodnioindyjskiej eksportowali srebro z Anglii do Hiszpanii bądź do Azji, a stamtąd sprowadzali złoto. Z tego złota kazali wybić gwineę, wymieniali na srebro i je wywozili. W ten sposób można było zarobić. Skutek był taki, że srebro z rynką angielskiego odpływało, a w jego miejsce napływało złoto.

De facto w 18w. było widać, że Anglia ma monetę złotą, a nie dwa kruszce obiegające równolegle. Same monety złote nie wystarczały, aby obsłużyć wszystkie transakcje, zrobić wszystkie interesy na rynku. Nie płaciło się monetą złota w szynku za piwo, albo na targu za chleb. Były wobec tego potrzebne inne znaki, które by były powszechnie akceptowane, przyjmowane, ale reprezentowałyby daleko mniejszą wartość. Były zatem różnego rodzaju monety, tokeny tak zwane (moneta zdawkowa), które były bite z różnych kruszców (cyny na przykład). Czasem były wyrabiane ze skóry np. przez kupców. Miały one wartość czysto umowną. Nie była ona odzwierciedleniem kruszcu, z którego dana moneta była wybita. Jej wartość wynikała z umowy społecznej. Ja taką monetę przyjmowałem, bo wiedziałem, że ktoś inny przyjmie ją ode mnie. Taka umowa mogła działać tylko w Londynie i najbliższych okolicach. Gdzieś dalej patrzyli na to i pytali się „A co to jest?, ja absolutnie tego nie przyjmę”. W taki sposób można było działać, jeżeli wiemy, że każdy przyjmie monetę, którą ja mam, bo potem ja ją również przyjmę, bo bez tego żyć się nie da.

Nasze dzisiejsze monety, to również monety zdawkowe. Ten kruszec z którego jest zrobiona 5 złotówka jest mniej wart niż 5 złotych. 1 gr jest więcej wart niż 1 grosz. Ta moneta jest tylko nośnikiem pewnego symbolu, a jego wartość nie ma większego znaczenia. A więc w obiegu były monety złote i drobne, zdawkowe, w różny sposób produkowane.

BANKNOT

Pojawiły się również jeszcze inne namiastki pieniądza kruszcowego, które ułatwiały życie. Pod postacią różnych zapisów na papierze. To jest pomysł średniowieczny czy nawet starożytny. Już wtedy obiegały weksle, były polecenia płatności, wystawiano czeki, były to jednak sytuacje marginalne. Wiadomo było jednak, że takim wekslem można było zapłacić, bo było wiadomo, że ktoś w końcu wypłaci się gotówką, brzęczącą monetą.

Na początku pieniądz papierowy był prywatny, emitowany przez prywatnych przedsiębiorców. W Anglii datuje się początek pieniądza papierowego na początek 17 w. W czasach Stuartów, król Karol I Stuart zachwiał zaufaniem ludzi do państwa. Wcześniej często było tak, że ci co posiadali dużo pieniędzy przechowywali je w mennicy królewskiej. Tam było bezpieczne. Karol I te złoto zarekwirował Potem skończył na szafocie. Związku z tym, ludzie zaczęli przechowywać swoje pieniądze pod postacią przede wszystkim złotych monet u jubilerów, złotników. Oni znali się na tym, wiedzieli co jest ile warte, przy okazji można było rozmienić, przechować. Byli ludźmi godnego zaufania, mieli skarbczyk, kraty i złego psa i tam pieniądze były bezpieczne.

Dobrze jednak to zaufanie czymś podeprzeć. Jeżeli ktoś składał w depozyty pieniądze u złotnika to dostawał w zamian pokwitowanie. Gdy ktoś przychodził z tym papierkiem, to złotnik skreślał tam ile wziąłem i mówił: „No dobra, 2 gwinee poszły, pozostało 15. Szybko jednak złotnicy się zorientowali, że wygodniej będzie takie pokwitowania wystawić nie na właściciela, tylko na okaziciela. Każdy będzie mógł się zgłosić z takim papierkiem do złotnika i otrzymać złote monety. To po prostu było wygodne, po drugie nie opłacało się opisywać ich na 17 i pół gwinei, tylko po prostu w równych odcinkach 5, 10 gwineowych. Wtedy takimi pokwitowaniami od złotnika mogliśmy my między sobą regulować zobowiązania. Płacić. Te papierki miały wartość. One reprezentowały wartość taką, co stało za nią - wartość złota i dobre imię złotnika u którego w skarbcu złoto było przechowywane. Każdy przyjmował takie pokwitowanie, bo wiedział, że jak zechce, to może pójść do złotnika i otrzymać takie złoto.

Złotnicy jednak zorientowali się, że mogą wystawić tego rodzaju pokwitowań więcej niż wynikało to z ilości złota, które do nich przyszło. Rzadko się zdarza, żeby wszyscy przyszli z żądaniem wypłaty złotych monet. To było bardzo opłacalne. Złotnicy zaczęli mówić: Przynoście do mnie złote monety, ja dam wam procent. Jednocześnie wystawiali większą ilość pokwitowań niż by to wynikało z ilości złota i mogli nimi na przykład obracać, udzielać pod ich postacią kredytów na procent wyższy. Jubilerzy i złotnicy zaczęli zajmować się obrotem monet, a także udzielać kredytów. Oni stali się bankierami. Pokwitowanie od złotnika: goldsmiths' note. Kiedy zaczęto na złotników mówić bankierzy, to bankers' note, a potem banknot(e). To był prywatny pieniądz papierowy związany z osobą jakiegoś przedsiębiorcy i jego wartość wynikała z wartości kruszcu i zaufania, że ten przedsiębiorca nie zrobi nic głupiego. Można nimi było płacić, robić uregulowania nie obciążając się złotem. To było dużo wygodniejsze.

Bankierzy to prywatni przedsiębiorcy, więc tworzą prywatne banki. Udzielają kredytów, dyskontują weksle, przechowują depozyty, transferują wartość, a nawet emitują pieniądz. To wszystko było jednak ryzykowne, bo jednak mogło się coś zdarzyć, coś mogło się stać z takim bankierem i naszymi pieniędzy. Niektórzy nadal zajmowali się interesami obarczonymi dużym ryzykiem, na przykład, za pożyczone pieniądze kupowali statek, towar na ten statek, który płynął sobie do Indii. I nie było wiadomo, co się może z nim tam stać. Albo zajmowali się jakimiś spekulacjami, udzielili złych kredytów. Nasze pieniądze u prywatnego bankiera nie zawsze były bezpieczne. Zaczęto się zastanawiać, czy nie można by stworzyć takich banków, któryby gwarantowały 100% bezpieczeństwo wkładcą. Można by stworzyć, tylko one nie powinny się angażować w ryzykowane operacje, nie powinny by udzielać kredytów.

BANK CENTRALNY

Taki był pomysł, żeby stworzyć banki należące do państwa. Tam pieniądze będą najbezpieczniejsze, to był krok w kierunku banków publicznych, które należą do monarchy, do państwa i które dają 100% gwarancję depozytariuszom. Szybko jednak te banki wycofały się z pomysłu, że nie będą udzielać kredytów. Inaczej nie miałyby jak zarobić. Trzeba by im płacić procent za to, że przechowują nasze pieniądze. Ludzie jednak chcą dostawać procent za to, że pożyczają pieniądze, a nie, że trzeba dopłacać. Niemniej jednak u schyłku XVI w. i na początku XVII wieku zaczęły takie banki publiczne powstawać. Pierwszy z nich w roku 1587 w Wenecji na wyspie Rialto, stąd też nazywał się Rialto. Potem powstał w Hamburgu, Amsterdamie, Norymberdze. Jednak miały krótką historię, bo coś się po drodze w interesach nie udawało i cała impreza kończyła się klapą.

Wyjątkiem od tej ponurej prawidłowości jest historia Banku Anglii, który został założony 1694 i istnieje to dnia dzisiejszego. Był symbolem rozsądnego, ostrożnego prowadzenia interesów no a parę razy miał również szczęście. To było przedsięwzięcie prywatne, zorganizowane przez kupca kolonialnego William Paterson. Zgłosił się do króla, który miał problemy z budżetem państwa. Zaproponował utworzenie banku Anglii, który załatwiłby wszystkie problemy na korzyść króla. Został on utworzony i zajmował się tym wszystkim jak inne banki: handlował kruszcami, dyskontował weksle, transferował pieniądze, udzielał kredytów, przyjmował depozyty, emitował banknoty. To inni robili również. On dodatkowo w specyficzny sposób pożyczał pieniądze królowi. Inni też wcześniej to robili, ale teraz kredyty przyznane królowi i jego następcom nigdy nie musiały być spłacone. To było tą atrakcją dla króla. Księgowo wszystko było oczywiście spłacane. Kiedy trzeba było zapłacić, no to król zaciągał nowy kredyt, najchętniej większy. Z tych pieniędzy spłacał stary. Wystarczyło oczywiście tylko kilka podpisów na papierze, nie trzeba było nawet operować gotówką. Król miał nowe pieniądze. Był on tylko bardziej zadłużony. W ten sposób rósł jego dług publiczny. I państwo, król rolował ten dług publiczny, zaciągając nowe kredyty spłacając stary.

Od końca 17 wieku państwo angielskie było wypłacalne, rozsądne i stabilne. Bank Anglii był prywatny, częściowo zależnym od władzy królewskiej. Prowadził rozsądną politykę, stopy procentowe były niskie, a poziom zaufania do państwa był wysoki. Związku z tym można było bezpiecznie powiększać dług publiczny nie tworząc atmosfery niepewności. Nie sprawiając, że ci którzy pożyczyli pieniądze królowi bali się, że nigdy swoich pieniędzy nie zobaczą. W ten sposób bank pożyczał pieniądze królowi, on miał dużo forsy i mógł nią obracać na budowę statków, floty, wyprawy kolonialne itd. I nie musiał zwiększać tak bardzo ucisku podatkowego, nie musiał przykręcać śruby podatkowej, bo finansowano to wszystko pożyczonymi pieniędzmi. Mógł to zrobić ponieważ wszyscy mieli do całej imprezy zaufanie. Skoro tak to podatki były niskie i miały charakter regresywne. Im kto więcej zarabiał, tym mniejszy płacił podatek. To było korzystne dla zamożnych. Mieli dużo pieniędzy, mogli inwestować, podejmować działalność gospodarczą, co było na dłuższą metę korzystne dla rozwoju gospodarki. Bank Anglii otrzymał prawo emisji banknotów. Te banknoty były bardzo solidne. W 1834 określono sposób emisji tych banknotów - ile wolno ich wydrukować, na jakiej podstawie. Te banknoty wypierały powoli inne z obiegu, ponieważ miały swoją renomę. Nie zawsze jednak tak dobrze szło.

JOHN LAW

Finansista szkocki, John Law, który zrobił karierę na dworze francuskim. Założył on we Francji Bank Królewski (1716), żeby król mógł pożyczać pieniądze. Został wniesiony pewien kapitał, Bank Królewski emitował banknoty. Udzielał nimi pożyczek, przyjmował depozyty, można nimi było płacić podatki, co zwiększało zaufanie i udzielał kredytów rządowi. Okazało się, że apatyty rządu właściwie nie mają granic. John Law, wobec tego, musiał myśleć, co by tu zrobić, aby zwiększyć chłonność rynku na banknoty, żeby publiczność przyjmowała więcej tych banknotów niż do tej pory. Żeby to osiągnąć, założył przedsiębiorstwo handlowe - kompania handlowa - Kompania Missisipi bądź Kompania Wschodnia. Miała eksploatować bogactwa kompani francuskich w Ameryce w Luizjanie. Tam podobno złoto występowało w dużych ilościach i kompania oferowała sowim akcjonariuszom duże zyski. Publiczność w to uwierzyła. Kupowano ogromne ilości akcji tej kompani. Można było płacić za te akcje pieniędzmi, które wystawiał John Law, jako szef Bank Królewskiego. Wobec tego, miał on dwa biurka. Emitował banknoty, które publiczność chętnie przyjmowała, dlatego, że potem Johnowi Law je dawała w zamian za papier, który obiecywał zyski. Wszystko było cudowne do momentu, w którym się okazało, że nie ma zysków.

Robiono różne cuda propagandowe. Na przykład mobilizowano żebraków na ulicach Paryża, którym dawano łopaty. Oni przemaszerowywali sobie przez ulice w zwartych szeregach. Ludzie myśleli, że potem wsiądą na statek i popłyną po złoto do Ameryki. Jak ich z powrotem zobaczono na ulicach, to cała sprawa się załamała. Związku z tym, co bardziej przewidujący depozytariusze wymieniali swoje banknoty nie na akcje, co do których pojawiły się wątpliwości, tylko na złoto, ponieważ John Law błagał ich by tego nie robić. Cała impreza załamała się w 4 lata później. Zaczęła się w 1716, skończyła w 1720 roku. Wszyscy posiadacze chcieli sprzedać te akcje. Nikt nie chciał ich kupić. A właściciele banknotów chcieli je wymienić na złoto, którego John Law nie miał oczywiście. W przebraniu musiał uciekać do Wenecji. Mnóstwo ludzi potraciło swoje pieniądze, a Francuzi zniechęcili się bardzo długo do pieniądza papierowego i mieli rację, bo potem jeszcze mieli problemy z pieniądzem papierowym, frankami, które nazywały się asygnaty. W czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej znów można było na tym wyjść jak Zabłocki na mydle. Tak wyglądały sprawy pieniężne w XVII i XVIII wieku.

MERKANTYLIZM

Jakie były poglądy ekonomiczne, jak wyglądała polityka gospodarcza w tym czasie? Doktryna merkantylizmu - wczesna refleksja ludzi nad tym, jak funkcjonuje gospodarka. W średniowieczu pisano o tym przez pryzmat moralności. Nie tyle pisano jak jest, tylko jak powinno być, aby było sprawiedliwie. Czyli lichwa jest sprawiedliwa, jaka cena jest sprawiedliwa, itp. Starożytni trochę o sprawach ekonomicznych pisali, ale to były głównie takie poradniki rolnicze, agrotechniczne, inżynieryjne, a nie ekonomiczne. Teraz pojawiła się refleksja ekonomiczna pod postacią doktryny merkantylizmu. W XVII oraz zwłaszcza XVIII wieku dominowała w świadomości Europejczyków.

Merkantylizm to po pierwsze system poglądów ekonomicznych, tzn. próba odpowiedzi na pytanie jak jest, jak to działa. A po drugie to był zestaw recept na prowadzenie polityki gospodarczej. Tak więc to była próba opisu i zrozumienia, a z niej wynikały sposoby postępowania, które były zaadresowane to władzy państwowej - jaką politykę gospodarczą ma prowadzić. Próbowano odpowiedzieć na pytanie dlaczego jedni są bogaci a drudzy nie. I co to znaczy być bogatym, co jest jego istotą. Co zrobić by się zbogacić. Chodziło nie tyle o prywatne osoby, co o państwa, a zwłaszcza jego władców, za którymi stały ogromne obowiązki. Odpowiedź na pytanie istoty bogactwa poraża swoją naiwnością, ponieważ brzmi, że to ilość kruszcu szlachetnych jakie w danym kraju się znajdują. A najlepiej w skarbcu królewskim. Jak ma dużo skarbów, to i państwo jest bogate. Może wystawić wojsko, warownie itp. Towary to bogactwo potencjalne. Jak je sprzedamy, to wtedy będziemy bogaci. Ten pogląd nosi nazwę bulionizmu. Bulion - kruszec szlachetny w sztabach.

Jakie jest źródło bogactwa? Wszyscy patrzyli na Hiszpanię, pierwsze mocarstwo europejskie, bo przywoziła srebro i złoto z Ameryki. Takie były korzenie tego rozumowania, wnioskowania. A jak nie mamy kopalni złota na własnym terenie, co w Europie było smutną prawdą? Ani w Ameryce ich nie mamy? Co zrobić by to złoto i srebro napłynęło do nas? Musimy mieć dodatnie saldo w handlu zagranicznym. Tzn. musimy produkować i eksportować. Eksportować więcej niż importować. Najlepiej w ogóle nie importować, a jak już, to półprodukty do dalszego przetworzenia. Własne potrzeby musimy zaspokajać we własnym zakresie, a nie poprzez import.

Zwolennicy merkantylizmu handel zagraniczny traktowali jako grę o sumie zerowej. Jak z kimś handluję jeden zarabia drugi traci. Jak w grze w pokera czy kości. Kto ma więcej się zbogacił, kto ma mniej ten stracił. Nie rozumowano tego tak jak dzisiaj, że każdy może zarobić na handlu, bo robi to w czym specjalizuje się najlepiej i związku z tym wspólnie wytwarzamy nadwyżkę produktu i tą nadwyżką możemy się jakoś podzielić i wszyscy będziemy zadowoleni. Tak o tym nie myślano. To jest dorobek 18 i 19 wieku myśli liberalnej. Teraz wnioski były takie: istotą bogactwa jest złoto. Jak nie mamy kopalń, koloni to złoto możemy zdobyć poprzez dodatnie saldo handlu zagranicznego. Wtedy zapłacą nam złotem za to co kupili i czego nie wyrównali swoim eksportem do nas i my będziemy coraz bogatsi.

Co ma robić rząd? Rząd ma prowadzić aktywną politykę gospodarczą, żeby ten dopływ srebra i złota zapewnić i wyprzeć produkty importowane/ Popierać produkcję krajową - ulgi, zamówienia, subsydia. Usprawniać produkcję i życie gospodarcze, rozbudowując infrastrukturę, budując porty, gościńce, wznosząc cła i myta wewnętrzne, dając darmową siłę roboczą - więźniów, a także dbając o jakość produktów. Rząd powinien spełniać pewne funkcje kontrolne i w zakresie infrastruktury, aby się łatwiej produkowało. Ma też zapewniać bezpieczeństwo obrotu zagranicznego. To wszystko dotyczy produkcji.

W handlu trzeba wprowadzić wysokie cła importowe. Czyli merkantylizm to polityka protekcjonizmu celnego. Ma to same zalety. Czyni towary importowane drogimi, a więc nie konkurencyjnymi, zmniejsza import, stwarza miejsce dla producentów krajowych. A jeżeli coś już jest importowane, to przynajmniej przynosi forsę królowi pod postacią dochodów z ceł.

Następny element w handlu to różnego rodzaju monopole - merkantylizm je uwielbiał. W produkcji mogły to być monopole dla konkretnych przedsiębiorców, a także monopole rozmaitego rodzaju w handlu. Tworzono wtedy przedsiębiorstwa handlowe - kompanie handlowe. W Anglii i Francji były prywatne. Tam był prywatny kapitał, prywatni biznesmeni. Organizowali jakąś działalność, a potem otrzymywali monopol. Po to, aby zyski w sposób nie zakłócony płynęły do ich kieszeni. Francja była zawsze bardziej nie etatystyczna i tam kopanie handlowe były przedsięwzięciami nie wprost. Kompanie dostawały monopol na handel z wybranymi rejonami świata. Anglicy mieli takich kompanii bardzo dużo, Była kompania moskiewska, lewantyńska, zatoki Hudson, kopania mórz południowych, która zbankrutowała w efektowny sposób.

Najsilniejszą spośród nich była Kompania Wschodnioindyjska, którą utworzono w roku 1600. Początkowo to było luźne zrzeszenie kupców, którzy zrzucali się na wyposażenie i zatowarowanie kolejnych statków, które płynęły do Indii, a potem się rozliczali. Potem przyjęła postać spółki akcyjnej. Otrzymała ona również monopol od króla angielskiego na handel z Azją Południową i Południowo-wschodnią. Holendrzy i Francuzi też mieli swoje kompanie wschodnioindyjskie. I te kompanie utrudniały sobie życie nawzajem jak tylko mogły i z tej konfrontacji zwycięsko wyszli Anglicy.

Był jeszcze jeden pomysł na monopole wymyślony przez Anglików. Akt Nawigacyjny z roku 1651. Karol I zmarł w 1649, Anglia w tym czasie była republiką przelotnie i rządził silny człowiek protektor, Oliver Cromwell. Wydał on ten akt nawigacyjny, który dawał monopol statkom angielskim na handel przede wszystkim z koloniami angielskimi i także z innymi rejonami świata. Akt Nawigacyjny tolerował coś takiego: z Francji do Anglii przybył statek płynący pod francuską banderą albo z Dani do Anglii pod duńska, ale już nie pod holenderską. Tzn. mógł przywieźć towar do Anglii statek pływając pod banderą tego kraju, z którego towar został zaimportowany. Ale nie mógł to być jakiś pośrednik. To nie był jednak jakiś tam pośrednik, to był statek holenderski. Dlatego, że w XVII i pierwszej połowie XVIII wieku największym mocarstwem handlowym posiadającym 2/3 floty w przeliczeniu na tony wyporności byli Holendrzy. To uderzało w konkurencje floty holenderskiej. Trzeba było jeszcze ustalić co to był statek angielski. On musiał być wodowany, zbudowany w stoczni angielskiej, 2/3 bądź ¾ załogi mieli stanowić Anglicy i król miał być Anglikiem. Nie mogło być tak, że płyniemy jako statek angielski, a wszyscy gadamy po francusku jak tylko wypłyniemy na morze.

Wojny celne prowadziły do wojen handlowych, a te do normalnych. Kolonie były miejscem ekspansji, przedłużeniem tak jakby własnego organizmu gospodarczego. Tam można było eksportować fabrykaty, importować surowce. Taka działalność również mieściła się w merkantylizmie. Władcy z tego okresu poszukiwali wszelkich możliwych źródeł dochodów: cła, ucisk podatkowy, dług publiczny, dochody płynące z dosyć dziwnych źródeł jak na przykład sprzedawanie tytułów szlacheckich, i wszystko co pozwalało na wzrost dochodów państwa było oceniane pozytywnie.

Była też pewnego rodzaju polityka społeczna. Uważano, że bardzo dobrze jest dla bogactwa kraju, gdy jest dużo ludzi, dlatego pochwalano imigrację, ale żeby ci ludzi byli biedni. Dobry władca powinien hodować biedaków. Im ich więcej, tym kraj bogatszy. Po pierwsze dlatego, że bieda skłania ich do pracowitości i posłuszeństwa, poza tym mają ograniczone możliwości konsumpcyjne i nie będą np. konsumowali produktów z importu. Nie będą kupować pięknie barwionych tkanin z Indii, tylko będą chodzić w sukmanach ewentualnie w koszulach z lnu produkcji krajowej. Dzięki temu nie importując nie będziemy tracili złota. Oznaczało to także, krytykę nieróbstwa, żebractwa, jałmużny, a także skłonność, aby ludzi zachęcać, zapędzać do pracy na przykład w państwowych domach pracy, przytułkach gdzie ludzi trzymali po to, aby pracowali. Również praca dzieci była bardzo wysoko oceniana.

Czy coś z merkantylizmu ma w dzisiejszych czasach jakieś znaczeniu, sens? Na pewno nie bulionizm. Bogactwo to nie złoto. Zwolennicy merkantylizmu nie dostrzegali możliwości rynku wewnętrznego i konsumpcji na rynku wewn. i że może być dźwignią rozwoju. Myśleli tylko o eksporcie. Niesympatyczne było również to, że uważali ubóstwo za rzecz konieczną dla rozwoju gosp. Ale także coś tam z tej myśli pozostało. Na pewno państwo powinno jakąś politykę gosp. prowadzić. Jeżeli ta polityka skierowana jest w sposób rozsądny na wspieranie produkcji i eksportu, to nie będzie źle. Z tą biedą to jednak trzeba zrobić pewne zastrzeżenie. W tamtych i w tych czasach były kraje, które opierały swoją ekspansję eksportową na niskich cenach produktów. A te wynikały z niskich kosztów wytwarzania, czyli niskiego poziomu płac. Jeżeli popatrzymy na historię gospodarczą drugiej połowy 20wieku, do czego jeszcze dojdziemy, to zobaczymy, że w Azji Południowo-Wschodniej bardzo szybko rozwijały się kraje, które nazywane były Tygrysami Azjatyckimi. To była Japonia, Korea Pd, Singapur, Hong-Kong i Tajwan. I te Tygrysy Azjatyckie pierwszej generacji prowadziły skutecznie i wzbogaciły się prowadząc politykę neomerkantylistyczną. Świadomie lub nie nawiązywały do praktyk z 18 wieku. Tam również płace były niskie, tam państwo wspierało rodzimą produkcję i eksport, a ograniczało import. Tak więc, coś z tego merkantylizmu przetrwało do czasów najnowszych.

PODSUMOWANIE FEUDALIZMU, POCZĄTKU KAPITALIZMU

Podsumowując rozważania dot. epoki nowożytnej, możemy powiedzieć, że w ramach społeczeństwa i gospodarki feudalnej opartej na reglamentacji, przymusie, niewielkim udziałem gosp. towarowo-pieniężnej, a z przewagą gosp. naturalnej, z marginesowym znaczeniem przetwórstwa pozarolniczego i handlu, z dominacją rolnictwa, dominacją takiego tradycyjnego gospodarowania, aby wyprodukować i przeżyć i było jak do tej pory. W tym dotychczasowym systemie zaczęły pojawiać się pierwiastki nowego systemu ekonomicznego. Nie na wschodzie Europy, raczej na zachodzie. Nie na wsi, ale raczej w mieście. Nie tam gdzie była bieda, zacofanie, ale tam gdzie była okazja stworzona przez różnego rodzaju czynniki, na przykład, położenie geograficzne lub klimat, była okazja by coś zmienić, by się ruszyć. Pojawił się nowy system kapitalizm. Jego elementy widzimy przede wszystkim w operacjach finansowych i w działalności handlowej, przede wszystkim w handlu dalekosiężnym. Dlatego czasem się określa go jako kapitalizm handlowy by go odróżnić od kapitalizmu przemysłowego, którego symbolem jest fabryka z dymiącymi kominami. Tutaj jeszcze tego nie ma, ale inne elementy kapitalizmu już znajdziemy. Jakie to będą elementy? Po pierwsze własność prywatna nie ograniczona samowolą władzy, ani jakimiś uprawnieniami osób trzecich tak jak było przy ziemi w systemie feudalnym. Był pan zwierzchni i jego chłop. Nieograniczoną kaprysami władzy - wiemy, że coś jest moje i tylko ja mogę tym dysponować, czerpać z tego korzyści i dopóki robię to zgodnie z prawem to, to jest moja sprawa. Władza państwowa mnie chroni, chroni moje prawa do rzeczy, których jestem właścicielem. Jeżeli ja mogę dysponować, sprzedać, kupić, zostawić w spadku, wykorzystać ekonomicznie i czerpać z tego korzyści, to ja zaczynam myśleć w kategoriach ekonomicznych, finansowych, zysku i straty. Wykorzystuję tę własność w sposób efektywny.

Są teorie, które tłumaczą dlaczego w Ameryce Łacińskiej jest kapitalizm ale nieskuteczny. Mówi się, że jedną z przyczyn jest nieuregulowanie stosunków własności. Nie można na przykład na podstawie majątku, który posiadamy, zaciągnąć kredytu. Bo nie wiadomo co jest czyje. Nie ma pewności. Koszty transakcji są bardzo wysokie. Najlepiej robić wszystko nielegalnie. Pracujemy na własność, która do końca nie jest nasza. Własność prywatna zwłaszcza czynników produkcji, ziemi, fabryk, kapitałów w formie pieniężnej to jest jeden z podstawowych elementów systemu kapitalistycznego i rozwoju gosp. Bez własności prywatnej, dobrze ugruntowanej i chronionej przez państwo nie da się uruchomić i utrzymać wzrostu gospodarczego.

Drugi element obok tej własności to kapitał. A więc taki wykaz majątku pod postacią obrabiarek ziemi, forsy w banku, czegokolwiek, który wykorzystujemy nie po to, żeby go mieć lub skonsumować tylko po to, żeby go zainwestować, a potem zarobić. Więc bez kapitału nie jest możliwy kapitalizmu, nie można liczyć na wzrost gospodarczy. I ten kapitał musi być czyjąś własnością, trzeba wiedzieć kto tym dysponuje i kto za to odpowiada. Kto ponosi straty i ciągnie ewentualne zyski.

Następny element oparcia tej gospodarki to transakcja kupna i sprzedaży, czyli to musi być gosp. towarowo-pieniężna. Z tego wynika, że musimy starać się, aby odbiorca był zadowolony, żeby chciał od nas to kupić, abyśmy produkowali i sprzedawali lepiej niż inni. Z tego wynika istnienie rynku, na którym sprzedajemy i konkurujemy ze sobą. Który określa co jest ile warte i określa do czego warto się zabrać, a czego nie warto ruszać. Rynku, który jest regulatorem życia gospodarczego.

Musi być też pewien zakres wolności. Rzeczywiście tak było. Chłopi byli częściowo uwalniani z poddaństwa, cechy przestały odgrywać role, zmniejszano ilość monopolistów, którzy krępują aktywność gospodarczą. Ludzie zaczynali dysponować sowim życiem, losem, pieniędzmi tak jak uważali, że będzie dla nich najkorzystniejsze. Oczywiście ten postęp wolności był powolny. Najwcześniej i najwięcej tej wolności było w miastach. Już w średniowieczu mówiono, że powietrze miejskie czyni wolnym. Chodzi tutaj o wolność w charakterze gospodarczym, o wolność wchodzenia w różnego rodzaju umów, transakcji gosp. W dalszej kolejności można dopiero mówić o wolności politycznej.

REWOLUJCJA PRZEMYSŁOWA

W ten sposób dotarliśmy do połowy 18 wieku (1750). W połowie XVIII wieku doszło do bardzo radykalnych zmian w gospodarce najpierw w Anglii, potem na całym świecie. Ta kaskada zmian nosi nazwę rewolucji przemysłowej. Żegnamy się z feudalizmem, choć w Rosji czy w Polsce on nadal jest. Żegnamy się z kapitalizmem handlowym. Witamy kapitalizm przemysłowy. Rewolucja przemysłowa trwała kilkadziesiąt lat i doszło do niej na przełomie XVIII i XIX wieku.

O co tutaj chodziło? Rewolucja przemysłowa była zmianą w dominującym sposobie produkcji poza rolnictwem. Z produkcji jednostkowej, w której rzemieślnik sam wszystko robił, do produkcji masowej. Z produkcji ręcznej wykonywanej przez rzemieślnika czy robotnika manufakturowego do produkcji wytwarzanej przez maszyny. Od produkcji, przy której wykorzystujemy naturalne, odnawialne źródła energii tzn. siłę mięśni ludzkich, zwierząt, ewentualnie energię płynącej wody, wiatru, do sztucznego źródła energii, na przykład maszyny parowej lub generatora energii - urządzenia spalinowego. Jest to produkcja, do której jest zastosowany podział pracy na wielką skalę. Każdy z robotników specjalizuje się w jakiejś pracy, w której dochodzi do ogromnej biegłości, co powoduje wzrost wydajności pracy. Skoro produkcja jest automatyczna, maszynowa, kapitalistyczna, a robotnicy dochodzą do wielkiej biegłości i zarabiają stosunkowo mało, to jest to produkcja niezwykle opłacalna.

Do rewolucji doszło najpierw w Anglii, która nie była najludniejszym, nie była najbogatszym krajem. Takim krajem w Europie była Francja. W 1750 roku w Anglii mieszkało 11mln ludzi, a we Francji 21mln. Tam warunki naturalnego stworzone są do tego by rozwijać się pod każdym względem. Tymczasem to właśnie w Anglii doszło do spotkania wielu czynników o rozmaitym charakterze, które razem połączywszy się stworzyły masę krytyczną. A ta stanowiła punk startu dla uprzemysłowienia. Jakie to były czynniki?

Po pierwsze w Anglii panował pokój i bezpieczeństwo. Anglia była wyspą, więc jak prowadziła wojny to albo zamorskie albo na kontynencie europejskim. Wojna jest czasem uważana za coś dobrego, bo napędza gospodarkę. Zmusza do wielkiego wysiłku i do pewnego stopnia jest to prawda, ale również jest to niszczycielska rzecz. Lepiej żyć i produkować w warunkach pokojowych.

Następnie Anglia szczyciła się pokojem wewnętrznym i praworządnością. No nie od razu. Była mowa o Karolu I, wojnie między Stuartami, że Anglia była republiką, potem Oliver Cromwell umarł, monarchiści zyskali znowu przewagę, Stuartiści zostali ponownie zaproszeni na tron, ale Jakub II w roku 1688 został zmuszony do abdykacji, na tron zaproszono jego córkę. Była to chwalebna rewolucja, bo już nie ścięto nikogo oraz dlatego, że przyniosła niezwykle pozytywne skutki. Ponieważ dała tolerancję religijną, silną władzę państwową, ale z barierami przed nadużywaniem tej władzy.

Nie można było nikogo uwięzić bez sądu. Podatki nakładał parlament, a nie król. Były ograniczania, ale jednocześnie państwo pełniło funkcje takie, jakie powinno. Zapewniało bezpieczeństwo, stabilizację i pewność obiegu gospodarczego. Anglicy mieli prawa, pokój, praworządność i nie było tego co w sposób oczywiście uniemożliwia normalną robotę, zwłaszcza taką, która jest obliczona na dłuższą metę. Jak chcemy otworzyć fabrykę, to musimy myśleć, że będzie to działało 20 lat. Więc to Anglicy mieli, a Europa niekoniecznie.

Następnie dzięki temu, że rozwijali się gospodarczo w czasach Tudorów w 16 wieku byli gospodarką i społeczeństwem zamożnym. Z wieloma tradycjami wytwórczości, zwłaszcza we włókiennictwie, wydobywaniem węgla, hutnictwie żelaza. Mieli porty, statki. 1/3 ludności mieszkała w miastach. To był kraj stabilny i zamożny.

Panowała wolność gospodarcza, swoboda wejścia na rynek. Wcześniej była swoboda wejścia ograniczona poprzez monopole państwowe, przywileje cechowe. Teraz stopniowo zanikały, potem znoszono. Jak ktoś miał forsę, pomysł to mógł uruchomić swój biznes. We Francji działalność gosp. była rzeczą nieelegancką. Za rzecz elegancką uważało się przynależność do dworu, polityki. W Anglii od dobrego urodzenia było ważniejsze to ile ma się pieniędzy.

W Anglii doszło do czegoś, co nazywamy pierwotna akumulacja kapitału. Z działalności handlowej, operacji finansowych, renty gruntowej, zysków z działalności biznesowych w rolnictwie pewne osoby ciągnęły ogromne dochody. I te dochody nie były obracane na przyjemności doczesne tylko akumulowane i przeznaczane na cele gospodarcze.

Następnie doszło do zmian w rolnictwie. Rolnictwo (towarowe) produkowało na sprzedaż, było rynkiem zbytu i z niego wyrzucono ogromne ilości wody w czasie ogradzania. Hodowla była 3-4 razy mniej pracochłonna niż uprawa zbóż i ci ludzie migrowali do miast, do fabryk. Była siła robocza. Bez niej fabryki nie mogły działać.

No i Anglicy mieli również trochę szczęścia w loterii surowcowej. Albo mamy węgiel, albo nie. Kto go miał, mógł rozwijać hutnictwo, kopalnictwo, a inni musieli go eksportować. Ośrodki przemysłowe powstawały tam gdzie były złoża węgla. Porty i inne rudy były także ważne, ale węgiel najważniejszy.

Anglicy mieli jeszcze dostęp do bawełny. Bez niej nic by z tego nie było. Niby wszyscy mogli produkty bawełniane importować, ale to Anglicy trzymali kontrolę nad Indiami, to Anglicy w 17wieku mieli kontrolę na Antylach w basenie morza Karaibskiego, a potem kooperowali z USA, a stamtąd importowali ogromne ilości bawełny. Bez bawełny takiej rewolucji przemysłowej jaka była nie byłoby, gdyż do rewolucji w przemyśle bawełnianym doszło najwcześniej.

Przewrót kultury polegał na tym, że w ręcznie uruchamianego warsztatu tkackiego pojawił się warsztat tkacki zmechanizowany, w którym jeden robotnik obsługiwał szereg warsztatów. One były napędzane pasem transmisyjnym przyczepionym do koła wodnego albo jakiegoś kołowrotu wokół którego chodziły zwierzęta. Wobec tego, ten jeden człowiek produkował tyle co kilku, a potem kilkudziesięciu robotników. To samo było w przędzalnictwie. Kołowrotków było kilkadziesiąt i wszystkie były obsługiwane przez jednego robotnika. Napęd pochodził z zewnątrz. Przełom polegał na tym, że część pracy robotnika zastąpiły maszyny. Były one niezwykle biedne, wykonane z drewna. Ta rewolucja w przemyśle włókienniczym datuje się na lata 1760 - 1780. Są to oczywiście arbitralnie dobrane daty.

Dlaczego właśnie w bawełnie? Połowa rzeczy, które mamy na sobie są z bawełny. Wtedy również ludzie nosili rzeczy z bawełny. Ograniczano import produktów bawełnianych z Azji, Indii skąd bawełna pochodzi. One były lekkie, przewiewne, barwione na piękne kolory. A także materiały ciężkie: makaty, kotary. Były niezwykle popularne. Każdy je chciał mieć, choć władcy nie bardzo się godzili, gdyż za to trzeba było płacić złotem. Czyli im więcej ładnej bawełny na grzbiecie, tym biedniejszy kraj. No i tkaniny bawełniane były pewną konkurencją dla tkanin, które się wcześniej produkowało w domu, czyli lnu i wełny. I związku z tym hodowcy owiec, czyli arystokraci mieli przełożenie na izbę gmin, a fabrykanci, kupcy byli przeciwnikami importu bawełny. Izba Gmin 2krotnie w roku 1700 i 1720 zakazała importu gotowych tkanin bawełnianych z Azji. Skoro 2 razy, to było nieskutecznie. Tkwi tu przemyt. Sprowadzano również bawełnę pod postacią waty z Indii czy z Antyli i tutaj ją przetwarzali. Mieli więc tkaninę, która była tania i piękna i na którą był popyt. Tak właśnie się stało w latach 1760-1780 i wielkość przetwórstwa włókienniczego w bawełnie wzrosła w sposób spektakularny.

Maszyny produkowano najpierw z drewna. Żelazo było drogie. Potem zaczęto niektóre elementy produkować z żelaza, co spowodowało, że jeszcze bardziej zdrożało. Związku z tym pojawiła się pewna bariera w zaopatrzeniu z żelazo. Żelazo wtedy wytapiano z rodzimych rud, które występują powszechnie, w piecach do 2-3 metrów, na dole była dziura skąd wypływała surówka. Na górze kładło się drewno i rudę. Potem trzeba było kuć na gorąco. Robił to już kowal. Była więc to produkcja mała, na własne zapotrzebowanie. Barierą, wąskim gardłem, był opał. Ogólnie używano do palenia drewno i węgiel, który był tani. Ogrzewano nim domy, kucia żelaza, ale nie nadawał się do wytopu żelaza w tych tradycyjnych piecach. Bo tam węgiel stykając się z rudą, powodował, że siarka znajdująca się w węglu przechodziła do surówki żelaza, które stawało się niekowalne. Cała impreza nie miała sensu. Tak więc całe pokoleniu hutników zmagały się z tym problemem nie rozumiejąc jego istoty, bo nieznano chemii. Zastąpiono w końcu kiedyś, lata 30-40 18w. (1730-1740) w środkowej Anglii, węgiel węglem pochodnym, czyli koksem. Jak węgiel będziemy potrzebowali w wys. temp., będziemy go prażyć, to on się nie zapali, a będą się wydobywały z niego gazy np. metan. To jest gaz świetlny. Gdy się go już nie będzie powstaje koks. Gaz świetlny również łapano i używano w lampach gazowych. Kiedy to się upowszechniło, czyli 1780-1800, doszło do rewolucji w hutnictwie, doszło do wzrostu produkcji hutniczej, a to do wzrostu zapotrzebowania na węgiel, a to bodźce i możliwości dla maszyny parowej.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wyklad 14 15 2010
wyklad badania mediow 15 i 16
15 ROE
15 Sieć Następnej Generacjiid 16074 ppt
wyklad 15 chemiczne zanieczyszczenia wod 2
Wykład 1 15
15 Uklady PLL i t s
Ćwiczenia i seminarium 1 IV rok 2014 15 druk
15 Fizjologiczne funkcje nerek
wykład 15 bezrobocie 2013
ustawa o dzialalnosci leczniczej z 15 kwietnia 2011
15 Wyposażenie Auta 1 33
Giddens środa 17 15
15 10 2010 Polityka przemysłowa i polityka wspierania konkurencjiid 16086 ppt

więcej podobnych podstron