Uwagi o śmierci sztuki i filozofii
Kajetan Młynarski
Wśród prac dyplomowych, które recenzowałem w tym roku na Wydziale Malarstwa znalazły się dwie wprost poruszające zagadnienie „końca”, „kryzysu” czy wręcz „śmierci” malarstwa. Zagadnienie dla autorów tekstów bynajmniej nie „teoretyczne”. Zresztą nie tylko dla nich; istnieje przecież niemałe piśmiennictwo dotyczące tych spraw, a często powracają one w rozmaitych dyskusjach. Zresztą to „coś” wręcz wisi w powietrzu i nawet nieprzywoływane należy do atmosfery naszej kultury. Jednym słowem mamy do czynienia z zespołem faktycznie żywionych przeświadczeń, jakkolwiek może błędnych, to przecież znajdujących uzasadnienie w naszym codziennym doświadczeniu.
Tak się złożyło, że w dniu, w którym otrzymałem teksty prac, spotkałem na ulicy znajomego filozofa, a ten pokazał mi artykuł, którego autor (zawodowy filozof) ogłaszał wszem i wobec koniec filozofii. Oczywiście ogłaszanie końca filozofii ma także swoją tradycję i ogromną literaturę znaną każdemu zainteresowanemu. Pod wpływem tych wydarzeń postanowiłem przypomnieć pewne pryncypia. Sprawa jest przecież zasadniczo ważna, jakkolwiek nie bylibyśmy nią zmęczeni. Pomimo wagi, a nawet dramatyczności, istota zjawiska jest dość prosta. Pomimo że istota jest prosta, to generuje ona bardzo wiele specjalnych mechanizmów, jest realizowana na wiele sposobów. Dlatego w tym tekście zajmę się tylko tym co najważniejsze, wspominając tylko o paru przykładach specjalnych sytuacji czyniących naszym doświadczeniem przeżycie „kresu” malarstwa czy filozofii. Będę tu pisał głównie o sztuce, ale kryzys sztuki i kryzys filozofii to zjawiska pokrewne, tak jak widzę tę sprawę, jest to w gruncie rzeczy jedno i to samo zjawisko zachodzące w przypadku dwu odmiennych form aktywności ludzkiej.
1
Dla spraw, o których tu będę mówił, istotne znaczenie ma zagadnienie tożsamości sztuki czy filozofii. Jest to sprawa podstawowa; jeżeli rozumiemy, czym jest sztuka, sprawy związane z jej kryzysem czy nawet końcem nie stanowią nierozwiązywalnego) problemu. Zagadnienie tożsamości sztuki występuje w kilku aspektach, które warto tu może rozróżnić. Są to aspekty: teoretyczny, praktyczny i egzystencjalny.
2
Teoretycznie pytamy, czym jest sztuka niezależnie od tego jak by nie była traktowana w praktyce i jakie są różne na jej temat wyobrażenia, jednym słowem - czym jest naprawdę. Ujęcie teoretyczne dostarcza nam po prostu pewnej wiedzy. Teoretycznie rozwiązać zagadnienie tożsamości, to wiedzieć i rozumieć czym coś jest.
3
Praktyczne zagadnienie tożsamości sztuki wiąże się z tym, jak, w jakich warunkach, po co sztukę się uprawia. Krótko mówiąc — czym ona jest w warunkach danej kultury (przy szerokim rozumieniu tego terminu), co się przez nią potocznie rozumie i jak się ją „robi”. Czym by nie była faktycznie sztuka (np. malarstwo), jest dzisiaj także zawodem; tak w jakiejś mierze jest traktowana. Jest jedną z wielu profesji, zawody takie jak „poeta”, „artysta malarz”, czy „filozof” wymieniane są w spisie zawodów, oficjalnym dokumencie prawa stanowionego. Pojawia się w związku z tym kwestia, czy faktyczne (praktyczne) traktowanie sztuki jest zgodne z tym, czym ona rzeczywiście jest. Jednak to zagadnienie wymaga rozwiązania nie w postaci wiedzy (poznania), ale odpowiedniego przekształcenia kultury; przekonań i warunków życia. Problemów praktycznych nie rozwiązuje się bowiem teoretycznie, jakkolwiek pomocną wiedza by być nie mogła.
4
Egzystencjalnie zagadnienie tożsamości dotyczy tego, czym sztuka jest dla nas i jaka jest nasza tożsamość w świecie, w którym żyjemy (dla siebie), jakie jest jej dla nas znaczenie. Jeżeli występują niezgodności pomiędzy naszym egzystencjalnym doświadczeniem a praktyką, albo rzeczywistą naturą sztuki, to stajemy w obliczu nie tyle zagadnienia, ile problemu egzystencjalnego. Ten techniczny termin oznacza nieznośną dolegliwość bycia, wyniszczenie psychiczne i inne tego rodzaju „przyjemności” z permanentną rozpaczą włącznie. Problemów egzystencjalnych także nie rozwiązuje się na drodze (czysto) teoretycznej, tu trzeba coś zrobić z potocznością swojego własnego życia.
5
Jest jedna bardzo ważna rzecz, którą, w związku z opisanymi wyżej rozróżnieniami, chciałbym jak najdobitniej powiedzieć. Otóż rozwiązanie zagadnień teoretycznych nie stanowi rozwiązania problemów praktycznych ani egzystencjalnych. W pierwszym wypadku trzeba coś zrobić z kulturą, np. organizacją życia, w drugim z własnym życiem. Ponieważ jednak to wymaga odwagi i bywa ciężką pracą, niezwykle często podejmuje się te zagadnienia jako teoretyczne — tak jakby teoria, wiedza, mogły to same przez się załatwić. Ale najlepszy przepis nie ugotuje obiadu, a najlepszy obiad nie da nam poznać swego smaku inaczej niż przez zjedzenie. Jednym słowem podejmuje się czasem zagadnienia teoretyczne zamiast innych (zastępczo). Ponieważ jednak rozwiązania (faktycznych problemów) nie chcą się pojawić dzięki samemu rozpoznaniu sprawy, wzmaga się teoretyczne wysiłki, co jest prostym błędem i skutkuje tym, że teoria zamiast zwiększać naszą pewność, pielęgnuje starannie nasze wątpliwości. Wątpliwości — wśród których czujemy się w końcu zagubieni i które w ten sposób przyczyniają się do wzmocnienia naszej sytuacji egzystencjalnej i niewłaściwej praktyki (kulturowej). To jest przyczyna, dla której nawet stwierdzenie, że kwestia tożsamości sztuki należy do nietrudnych, traktowane jest jako zupełnie niewiarygodne wobec tonażu spłodzonych na ten temat dzieł i powszechności „kultywowanego zamętu”.
To samo dotyczy oczywiście filozofii. Powiedziałem, że podjęcie problemu praktycznego lub egzystencjalnego wymaga odwagi. To jest prawda przede wszystkim dlatego, że podejmowanie takich działań jest zazwyczaj zakazane, represjonowane przez władzę zewnętrzną w przypadku praktyki, i naszą wewnętrzną (uwewnętrznioną), gdy idzie o egzystencję. Natomiast zarówno wewnętrzna jak i zewnętrzna władza chętnie widzi powstawanie dzieł „teoretycznych”, krzewienie zamętu i marnowanie czasu (co skutkuje miłym jej poczuciem nieczystego sumienia delikwentów). Nie chciałbym, abyś kiedy używam terminu 'władza' wyobrażał sobie, Wielce Szanowny Czytelniku, jakiegoś tyrana ze wschodniej bajki. Władza to przede wszystkim pewne mechanizmy kulturowe, niektóre z nich są uwewnętrznione (zinternalizowane), a inne nie; sprawiają one, że często całkiem zwyczajnie nie możemy czegoś zmienić. Oczywiście te mechanizmy nie funkcjonują same, ktoś utrzymuje je w ruchu i byciu, ten ktoś często jest ich beneficjentem, ale też sam pozostaje w ich mocy, w mocy tego, co podtrzymuje.
6
Kiedy zanika świadomość tożsamości sztuki, świadomość tego, czym ona jest i jakie jest jej miejsce w naszym życiu, pojawia się zagadnienie jej „końca”. Ale to zagadnienie pojawi się także wtedy, kiedy sztuka będzie w jakiś sposób represjonowana (w swojej istocie), kiedy będzie tak czy inaczej źle widziana. Wtedy świadomość, że w ogóle się nią zajmujemy, będzie także przyjmowana niechętnie. Łatwo będzie udawać, że my „nic takiego nie robimy”, że np. „my tylko pewien zawód taki jak inne uprawiamy”. Z biegiem czasu pojawią się i ludzie, którzy pod mianem sztuki czy filozofii zajmować się będą czymś znacząco odmiennym. Wtedy dochodzi problem dodatkowy, oto zmianie ulega znaczenie samego słowa, a trudności, „teoretyczne” rosną niepomiernie. Faktycznie jednak mamy do czynienia ze wzrostem zamętu. George Edward Moore powiada, że słowo 'filozofia' oznaczało dawniej 'miłość mądrości', ale obecnie już nie oznacza, w związku z tym filozofia nie jest obecnie miłością mądrości, ale czymś innym. Moore zdaje sprawę z faktycznego stanu naszej kultury, która odcięła dostęp do umiłowania mądrości (nie mamy wszak nowego potocznego słowa na jej określenie). Zarówno sztuka jak i filozofia rzeczywiście bywają w jakiś sposób represjonowane. Już samo ogłaszanie ich „końca” czy „kryzysu” bywa właśnie narzędziem represji. Stwierdzenia, że „nie pełnią swojej roli” że „zostały zastąpione” (np. malarstwo przez film i fotografię, a filozofia przez naukę) z jednej strony odzwierciedlają doznania ludzi wrażliwych, ale z drugiej mogą być używane jako oskarżenia i zakazy, służyć deprecjonowaniu tego, co jeszcze pozostało.
7
Warto zwrócić uwagę na pewien fakt: zagadnienie i problem tożsamości sztuki to nie są sprawy oczywiste. Istniało przecież mnóstwo kultur, w których w ogóle o tym nie mówiono. Nie zawsze zajmowano się tymi kwestiami, ponieważ nie było takiej (palącej) potrzeby. Wobec tej nieoczywistości zachodzi pytanie o warunki, w jakich tożsamość filozofii czy sztuki staje się problemem. Możemy się tego dowiedzieć np. przyglądając się, w jaki sposób i po co stawiane są pytania i jakie odpowiedzi są udzielane. Rozwiązanie zagadnienia kryzysu sztuki w naszej współczesnej rzeczywistości wiąże się ze zrozumieniem tych spraw. Faktycznie bowiem nie chodzi o to, czym sztuka jest, ale dlaczego się ją traktuje w sposób niewłaściwy, tzn. tak jakby była czymś innym.
8
Jeżeli przyglądamy się sztuce w perspektywie historycznej, to widzimy, że towarzyszy ona ludziom od zawsze — jak daleko sięga nasza pamięć wspomagana przez archeologię, tak daleko odnajdujemy jej ślady. Co więcej, często są to jedyne ślady pozostawione przez kultury znane nam tylko przez ich sztukę. Kiedy przyglądamy się współcześnie istniejącym jeszcze „kulturom pierwotnym” to spostrzegamy, że sztuka zajmuje znaczące miejsce w życiu ich uczestników, wszyscy rzeźbią, malują, grają, śpiewają, tańczą itd. Wszyscy też zainteresowani są tym, jaki świat jest i cenią sobie mądrość.
Kiedy obserwujemy dzieci, widzimy, że chętnie malują czy rysują, to przecież jedna z ich podstawowych zabaw, dzieci są także ciekawe. Wszystko to wskazuje jasno, że sztuka należy do naturalnych aktywności ludzkich, jest częścią naszej natury. Mówiąc to, nie przywołuję bynajmniej jakiegoś tajemniczego bytu zwanego „naturą ludzką”, powiadam, że po prostu tacy jesteśmy. Sztuka i filozofia są czymś naszym, należącym do naszej natury tak jak oddychanie, jedzenie czy myślenie, jeżeli nic nie przeszkadza, to oddajemy się tym aktywnościom. Do istoty sztuki należy to właśnie — jest ona aktywnością przynależącą do naszej natury. Zaprzeczyć temu, to zaprzeczyć własnej tożsamości (temu czym się istotnie jest); dlatego problemy sztuki mogą być problemami egzystencjalnymi. Mówiąc wprost: ten kto zabrania sobie sztuki, kto zaprzecza jej w sobie, jednocześnie sam się okalecza; ten kto odmawia jej innym — okalecza innych.
Można powiedzieć, że przecież wielu ludzi żyje dzisiaj z dala od żywiołu sztuki czy filozofii, a nawet niejako przeciw nim; a przecież ludzie ci prosperują całkiem nieźle jak na standardy naszej kultury. To jest prawda (jaka kultura takie standardy), ale jednocześnie jest prawdą, że żyją oni jak ślepi albo kulawi, „szczęśliwi” bo wcale o tym niewiedzący, a nawet podnoszący swoje kalectwo do rangi cnót oficjalnych. To przecież rzecz znana: w niejednej kulturze niebezpieczną jest rzeczą przyznać się, że ma się oczy.
9
Chociaż wiele należy do naszej natury, to należy do niej i to, że możemy się jej przeciwstawić. Możemy ją też rozwijać w zgodzie z sobą (i to właśnie jest kultura w dokładnym sensie tego słowa). Jeżeli naszej naturze (tożsamości) się przeciwstawiamy, to zawsze płacimy za to pewną cenę. Co jest walutą, w której płacimy? Są nią doświadczenia zniewolenia i odcięcia, zagubienia i blokady, są nią cierpienie, rozpacz i jakże nużące codzienne udawanie, że „wszystko jest w porządku”. W przypadku sztuki jest to przekonanie, że jest ona „nie dla mnie”, że „ja tego nie rozumiem”, wtedy malarze czy filozofowie poniekąd przestają być „normalnymi” ludźmi, skazani na samotność stają w obliczu konieczności (życiowej) usprawiedliwienia własnego istnienia a nawet „zawodu” (tj. tego, że ośmielają się jeść). Przyczyną nie jest jednak ich „nienaturalność”, ale powszechność błędnych przeświadczeń.
10
Naturalną funkcją sztuki jest tworzenie, jest ona urzeczywistnieniem nas i naszej wolności. Użyłem terminu 'wolność', ale jest to termin często niepoprawnie używany, ponieważ doświadczenie wolności nie należy do powszechnych. Wolność jest warunkiem naszego istnienia jako podmiotów twórczych, etycznych itp., o ile jesteśmy wolni, o tyle też możemy być suwerenni (i odwrotnie). To jasne, tym niemniej dość często można spotkać pogląd, zgodnie z którym wolność jest „dowolnością”, ale pogląd ten wyraża brak doświadczenia faktycznej wolności, doświadczenia zastępowanego przez przekonanie, że jest ona zupełnie „nieograniczona” i „nieskończona”. Wszystkie różnice pomiędzy różnymi sztukami mają istotowo formalny charakter. Także różnica pomiędzy filozofią a sztuką ma ten charakter, filozofia jest przecież także twórczością, tworzy wiedzę, maluje obrazy świata, urzeczywistnia wolność w formie poznania i (mądrego) czynu (co nieobce jest także malarstwu, i o czym wie każdy, kto choćby próbował narysować czyjś portret).
11
Kiedy sztuki zostają położone na jednej półce organizacji, np. na półce zawodów, to, co je łączy, przestaje być ważne. Zaczyna być ważne to, co je dzieli, przecież muszą być przede wszystkim różne od swoich sąsiadek, z którymi oto zmuszone są konkurować (o liczbę lekcji albo państwowe dotacje). W ten sposób rzeczywistość tracona jest z oczu mocą organizacji. Przecież współcześnie pytanie o istotę sztuki czy filozofii rozumiane jest najczęściej jako pytanie o „cechę” którą ma ta i tylko ta dziedzina, która nie przysługuje żadnej innej, i ta właśnie cecha ma wyczerpująco określać tożsamość dyscypliny. Ale tego nie da się zrobić, ponieważ to co istotne jest wspólne, a to, co odróżnia, tylko formalne. Zresztą definiowanie wolności jest co najmniej ryzykownym przedsięwzięciem. Dlatego „naturalną” koleją rzeczy „formalność” zaczyna decydować, jest ważniejsza niż rzeczywistość. Jak mówi stary dowcip: „Podsądny chociaż niewinny, zostanie powieszony z powodów czysto formalnych”.
12
To jest teoretyczne rozwiązanie zagadnienia — sztuki i filozofia są naturalnymi aktywnościami ludzkimi o charakterze par excellence twórczym, zróżnicowanymi formalnie, tj. ze względu na używane przez nie sposoby, środki i przedmioty. Jako takie (wolne) są to aktywności istotowo nieorganizowalne („z zewnątrz”) i niemierzalne ilościowo.
13
Rozwiązanie teoretyczne problemu kryzysu sztuki czy filozofii sprowadza się do spostrzeżenia, że kryzys ten jest skutkiem nierozpoznania i represjonowania ich (to znaczy naszej) natury.
14
Rozwiązanie rzeczywiste (praktyczne) problemu tożsamości i kryzysu wymaga zmiany kultury i sytuacji egzystencjalnej. To jest coś, co trzeba zmienić, i bez tych zmian wszystkie rozważania są tylko czczym gadaniem. Nie mówię tu, że trzeba zmienić świat, mówię znacznie więcej: trzeba zmienić konstrukcję wzniesioną przez ludzi wielkim mozolnym i długotrwałym „wysiłkiem nieprzytomności i ślepego pożądania mocy” (pożądanie mocy jako mocy jest zawsze ślepe, ponieważ nie rozpoznaje, co ta moc może, co to jest „moc”, czy to np. pieniądze jako miernik ilościowy i powszechny).
15
Jest pewna sprawa specjalna, którą zamierzam tu poruszyć. Otóż sztuka jest zawsze szczerym, obiektywnym zwierciadłem swojego czasu. Ona zawsze wyraża to, co jest i jakie jest, tej prawdziwości sztuki nie da się uniknąć. Jeżeli dominuje kicz — to jest to sztuka kiczowatej kultury, jeżeli dominuje fałsz — to jest to sztuka kultury fałszywej. Będąc obiektywnym zwierciadłem, sztuka stawia przed oczyma ludzi ich świat i ich samych. To trzeba powiedzieć bardzo wyraźnie, stosunek ludzi do sztuki ich czasu jest ich rzeczywistym stosunkiem do ich kultury i do nich samych. Oficjalny stosunek kultury do jej sztuki jest rzeczywistym jej stosunkiem do niej samej. Jeżeli ludzie mówią, że nie rozumieją sztuki, to znaczy że nie rozumieją siebie, jeżeli jest im wstrętna, to znaczy że są sobie wstrętni, jeżeli się jej boją, to znaczy że boją się siebie, jeżeli ją ignorują, odmawiają jej wartości, pozostają obojętni to dlatego, że ignorują siebie, są sobie obojętni i dla siebie faktycznie bezwartościowi.
16
U podłoża problemu kryzysu sztuki i filozofii leży niewątpliwie lęk przed przyznaniem, że robi się coś naprawdę, coś rzeczywistego, nierzadko coś o ogromnej doniosłości. To jest (unicestwiający) lęk przed byciem dostrzeżonym przez siły grożące unicestwieniem. Dlatego ogłaszanie czy sankcjonowanie końca sztuki jest moralnie obrzydliwe, gdyż nie jest niczym innym jak tchórzliwym płaszczeniem się przed majestatem pewnego status quo. To jedna z przyczyn, dla których same dyskusje o kryzysie sztuki czy filozofii często napawają nas niesmakiem. Kiedy jednak kryzys nie jest ogłaszany, lecz stwierdzany we własnym życiowym doświadczeniu, stajemy wobec ogromnego dramatyzmu, doznania krzywdy, beznadziei i odrzucenia. Taki jest właśnie ton prac, które niedawno miałem zaszczyt recenzować, są one bardzo wiernym i bardzo prawdziwym obrazem sytuacji na wskroś fałszywej.
17
Lęk ludzi sztuki czy ludzi filozofii przed wagą własnej aktywności i egzystencji, przed przyznaniem, że to co robią jest pełne znaczenia, jest faktem. Ale ten lęk jest udziałem nie tylko ich, jego wskaźnikiem jest np. „niechęć” do sztuki współczesnej. Człowiek jest wtedy odcięty od własnej tożsamości. Żyje więc w unicestwiającym świecie. Doprawdy, czas już przypomnieć pryncypia.
Istotę barbarzyństwa stanowi kontestacja korzeni. Cała cywilizacja jest dziełem wolnej, bezinteresownej twórczości. Skutkiem szkicowania o świcie i badań paleontologicznych. Ani organizacja, ani pieniądze nigdy nic nie stworzyły, one mogą co najwyżej znacząco pomagać albo niemniej znacząco przeszkadzać. Podporządkowanie im swobodnej twórczości kończy kulturę. Także i to należy do istoty barbarzyństwa: niezrozumienie i lęk wolności. Dobrze o tym pamiętać; żyjemy wśród wielu barbarzyńców i to najgorszego rodzaju, bo ogładzonych. Dlaczego dobrze o tym pamiętać? Ponieważ to prawda, ponieważ nie nachodzą nas wtedy myśli o zbędności malarstwa. Wiemy wtedy, że pyszni dysponenci mocy są postaciami żałosnymi, którym obce jest to, co podtrzymuje ich marną egzystencję. Dobrze jest pamiętać, że to właśnie my żywimy tę obżerającą się, a jednak wiecznie głodną zgraję własnych potępieńców. Cóż, miłosierdzie świadczy ten, kto jest do niego zdolny. Jeżeli ktoś wątpi, to niech zastanowi się przez chwilę, ilu ludzi wykarmił przymierający nieraz głodem Van Gogh. Choć umarł dawno, karmi ich nadal, to właśnie nazywamy dziełem wielkiego miłosierdzia.
18
Nie martwi mnie los sztuki. Człowiek pojawia się wraz ze sztuką, należy ona do naszych aktywności naturalnych. Nie waham się powiedzieć: być człowiekiem, to uczestniczyć w żywiole sztuki. Z tego punktu widzenia nie ma się czym martwić, a opowieści o końcu malarstwa są najzwyczajniej nieprawdziwe. Ludzkość pojawiła się ze sztuką, a jeżeli odejdzie…, no cóż obrazy będą malowały się dalej same. Jednak jest w mocy człowieka wystąpić przeciw swojej naturze. Jeżeli to nastąpi, to sztuka faktycznie może zacząć wydawać się czymś „martwym”. Trzeba jednak wiedzieć, że naprawdę martwi stajemy się wtedy my sami. Żywiołem sztuki jest wolność. Choć może jej używać, wolność nie poddaje się organizacji; choć prowadzi do odkryć i odkrywa skarby — wcale jej na nich nie zależy. Dlatego mówi się: „wielu zna pożytki użytecznego, ale niewielu zna wartość nieużytecznego”. Jeżeli głosi się „koniec malarstwa” to występuje się przeciw naszej naturze, czyż może to nie być bolesne? Nie martwi mnie los sztuki, martwi mnie nasz, mój los.
19
W egzystencjalnej i kulturowej sytuacji zorganizowanego lęku przed każdym otwierają się dwie skrajne drogi: wystąpić przeciw swojej dziedzinie w jej istocie (sprzedać się) i zyskać pewne uznanie, albo wieść żywot „samotny i heroiczny”. Jednym słowem do wyboru ofiarowywane są: spustoszenie (wyniszczenie wewnętrzne) polukrowane zapłatą, albo autentyczność za cenę cierpienia z najlepszymi widokami na bezsens i niepamięć. Większość z nas dokonuje tu jakichś „wyborów” i „optymalizacji” usiłując dostać trochę tego i ocalić trochę tamtego. To, co tu piszę, to są słowa, a słowa nie są zdolne zmienić tej sytuacji, ale słowa mogą pomóc jeżeli zaczniemy ją zmieniać. Czyżby miały być potrzebne jeszcze słowa zachęty?
Kraków, 2000