Podczas wypadku młody chłopak podbiega do poszkodowanego, odsuwa kobietę, która nim się zajmuje, mówiąc, że jest ratownikiem ZHP. Po chwili czuje, że ktoś go klepie w plecy - to ta kobieta, którą odsunął, odzywa się do niego - jak dojdziesz do momentu wzywania lekarza to ja już jestem.
phm. Jarosław Dziech
Ta historia krąży w środowisku HSR, w którym działam od kilku lat. Jest ponoć prawdziwa, dla jednych śmieszna, dla innych smutna - dla kursantów ma być przestrogą.
Festiwal piosenki harcerskiej w centrum jednej z polskich metropolii, na scenie druhenka w przykrótkim mundurku walczy z mikrofonem, na widowni ok. 50 osób, zaraz za nimi przy wejściu grupa 10 osób w czerwonych polarach - to Ratownicy ZHP.
Tak wygląda obecnie prawie każda impreza harcerska w ZHP, nie obejdzie się bez tzw. „harcerskich medyków”. Ratownictwo jest obecnie „trendy”, „flashy”, „jazzy”. Fajnie być ratownikiem, fajnie mieć czerwony polar, fajnie mieć apteczkę, a jak ktoś jeszcze potrafi udzielić pierwszej pomocy, to już w ogóle jest fajnie - no ale tego czy umie zazwyczaj nie widać…
Z czego to wynika? Czy lubimy szpanować? Może powodem jest potrzeba bycia zauważonym w środowisku, bycia pięciominutowym idolem? Może twory pokursowe chcą skonsumować etos ratownika w akcji, chodzą po mieście i szukają wypadku? Nie odpowiemy na te pytania, możemy tylko spekulować…
Czuję dumę zakładając czerwony polar oraz koszulkę z napisem „Ratownik ZHP”, wiem, że jestem potrzebny tu i teraz. Jeśli coś się stanie, udzielę pomocy tak, jak nauczono mnie na kursie, tak, jak potrafię najlepiej. Czerwony kolor ubrania służy mi do tego, żebym był widoczny, kiedy będę potrzebny. Tak to powinno wyglądać, niestety, nie każdy potrafi to zrozumieć. W każdej społeczności można znaleźć jakąś patologię, warto zatem odpowiedzieć sobie na pytanie, czy takie czerwone szpanerstwo szkodzi, czy może być niebezpieczne?
Na pewno negatywnie wpływa na odbiór HSR w ZHP, jak również w środowisku ratowniczym w Polsce. Jak daleko może posunąć się harcerz, którzy tak bardzo chce nieść pomoc? - w zasadzie w nieskończoność. Byli i tacy, którzy czuli się na siłach, by wbiec w dżinsach z apteczką na gruzowisko i biegać ramię w ramię ze strażakami szukając poszkodowanych. Tak - wiem, że to było niebezpieczne, wiem też, że HSR podczas swoich kursów mówi sporo na temat bezpieczeństwa ratownika, traktując je priorytetowo, mówi się też wiele na temat jego fizycznych ograniczeń. Reasumując, do sprawy można podejść dwutorowo: szpanerstwo - nie jest specjalnie niebezpieczne, brawura i nieodpowiedzialność - stanowi realne zagrożenie i trzeba z tym walczyć.
Widok harcerza po kursie pierwszej pomocy HSR, który paraduje po mieście w czerwonym polarze ratownika i, o zgrozo, z apteczką przy pasku, wywołuje we mnie dreszcze. Jeszcze bardziej drażni mnie fakt, że zdecydowana większość naszego społeczeństwa nie potrafi udzielać pierwszej pomocy. Niech każdy z nas zatem odpowie sobie na pytanie, czy lepiej znaleźć się w rękach „nadgorliwca”, czy dyletanta…