Minenkomando Dänemark
W czasie okupacji Danii Niemcy umieścili na jej terytorium ok. 1,5 miliona min przeciwpancernych i przeciwpiechotnych, z czego większość znalazła się na wybrzeżu lub dookoła niemieckich umocnień w głębi lądu. Jeśli porównać tę liczbę z innymi terytoriami zajętymi przez armię niemiecką, może ona wydać się całkiem małą, należy jednak pamiętać, że półtora miliona min nie jest miłą perspektywą dla żadnego państwa.
Kilka miesięcy po wyzwoleniu Danii Alianci zdecydowali, że to Niemcy będą musieli oczyścić swoje własne pola minowe. Istniały dwie przyczyny takiej decyzji: po pierwsze rozbrajanie tych min byłoby niebezpieczne dla personelu, który nie miał doświadczenia z niemieckimi minami i sposobem ich umieszczenia, po drugie zaś liczba min spowodowałaby, że bez udziału niemieckich saperów prace ciągnęłyby się długie lata.
Tak więc tuż po zakończeniu wojny Alianci stworzyli niemiecką grupę saperską pod nazwą Minenkommando Dänemark. Grupa działała pod niemieckim dowództwem i jednocześnie pod kontrolą Duńczyków. Żołnierze MD nosili mundury różnych typów, które pojawiły się w latach wojny. Oczywiście, usunięto znak swastyki, natomiast dodano białe opaski z napisem "Minenkommando Dänemark" noszone na lewym ramieniu. Duńscy oficerowie nadzorujący operację nosili natomiast brytyjskie mundury i czerwone opaski z żółtym napisem "Dansk minekontrol" (duńska kontrola rozminowywania) na lewym ramieniu. Cała grupa umieszczona w Oksbol i składała się z 2600 niemieckich saperów. Żołnierze wykorzystywali trzy czołgi PzIII Ausf.N oraz transporter SdKfz 141/2 z dawnej 233.Panzer-Division, a także dwa działa pancerne Stug III G i transporter SdKfz 142/1 z dawnego Pz.Ersatz und Lehr Abt.400 (tylko Stugi były uzbrojone). Oprócz tych pojazdów MD miała do dyspozycji jednostkę wsparcia składającą się z jednego SdKfz 251 Ausf. D oraz jednego SdKfz.9 "Famo", niegdyś używanego przez Kriegsmarine. Na niemieckich pojazdach umieszczono z przodu i z tyłu napisy "Minenkommando". Tabliczkę z tym samym napisem umieszczano za przednimi szybami pojazdów, które nie posiadały zwykłych oznaczeń. Jeden z SdKfz 251 Ausf. D przetrwał do dziś i znajduje się w muzeum w Kopenhadze. Pojazdu tego używano do 1950 r. w rejonie Oksbol. W tym samym muzeum znajduje się zresztą zachowany PzIII.
Przy rozpoczynaniu oczyszczania pola minowego pierwszą rzeczą do zrobienia było zapoznanie się z dostępnymi planami zaminowania i znalezienie znaków pozostawionych przez saperów zakładających miny. Większość z pól została pod koniec wojny zaznaczona na szczegółowych planach, szkicach lub w raportach. Plany opracowano tak, że z łatwością można było odnaleźć prawie każdą minę. Na zwykłych polach miny umieszczano w rzędach oraz według określonych wzorów, natomiast na rozrzuconych polach miny były zmieszane i poukładane bezładnie. Takie pola były szczególnie trudne do rozminowywania, a niektóre z nich istnieją do dziś. Na dodatek, na wybrzeżu pracę saperów utrudniała woda oraz ruchome wydmy.
Po obejrzeniu dostępnych planów mierzono w metrach odległość między środkiem a narożnikami pola. Kiedy zaznaczono zewnętrzne krawędzie pola, znów sięgano do planu, a by rozpoznać pojedyncze miny i ich rodzaje. Jeżeli ładunki znajdowały się na powierzchni, ich neutralizacja była stosunkowo łatwa, trudniej było pracować nad minami zakopanymi, przykrytymi piaskiem lub roślinnością. Technika rozbrajania polegała na tym, że żołnierz podczołgiwał się w kierunku miny z bagnetem lub stalowym prętem o długości 2 m w ręku, który służył do odnajdywania ładunków. Wykrywacze min nie były zbyt efektywne, ponieważ większość niemieckich min została zrobiona z drewna, betonu, tworzyw sztucznych lub szkła.
Po odnalezieniu miny ostrożnie usuwano ziemię dookoła miny. Jeżeli saper uznał, że mina może być bezpiecznie rozbrojona lub usunięta, robił to od razu, w innym przypadku wysadzano ją na miejscu. Kiedy pole minowe zostało uznane za oczyszczone, dokonywano sprawdzenia przy pomocy żołnierzy lub pojazdów, zależnie od rodzaju pola. W przypadku pól stricte przeciwpiechotnych niemieccy żołnierze tworzyli linię na początku obszaru i przemaszerowywali przez niego (cóż za humanitarność). Obowiązkiem sapera było sprawdzenie, czy jakaś mina nie została przegapiona. Gdy natomiast pole było "mieszane", tzn. z minami przeciwpiechotnymi i przeciwpancernymi, używano czołgów jeżdżących według specjalnego wzorca. Wszystkie pojazdy wyposażano do tego zadania w 2 lub 3 specjalne walce przyczepione z tyło, co dawało pewność, że żadna mina nie zostanie pominięta. Początkowo walce robiono z betonu, jednak szybko się rozpadały, przez co nie nadawały się do tego zadania. Z tego powodu używano ważących 320 kg rur o długości 35 cm i szerokości 40 cm. Montowano je w parach lub osobno.
Szybkiemu postępowi prac przeszkadzał często brak części zamiennych do zużytych niemieckich czołgów, dostarczanych grupie przez Brytyjczyków. Kolejnym problemem byli niedoświadczeni kierowcy pakujący swoje pojazdy w wydmy lub podmokłe obszary. Czołgi często grzęzły w błocie (zupełnie jak na froncie wschodnim) lub po prostu zakopywały się w piasku i musiały być wydobywane z opresji przez inne pojazdy. W czasie kontroli pól przeciwczołgowych około 15 wybuchów przypadało na czołgi, a 2 na transportery półgąsienicowe. Czołgi traciły zwykle jedynie gąsienice i koła, ale w poczciwych SdKfz ginęli kierowcy, a pasażerowie odnosili ciężkie rany.
Jeśli pola nie można było w pełni oczyścić lub istniało podejrzenie, że pozostały na nim jeszcze jakieś miny, dookoła niebezpiecznego terenu wznoszono ogrodzenie z drutu kolczastego o wysokości 1 metra. Na ogrodzeniu, w dwumetrowych odstępach, umieszczano tabliczkę z symbolem czaszki i napisem "Livsfare miner" ('Uwaga miny' po duńsku). Napisy i czaszka były w kolorze czarnym, słowo 'Livsfare' w czerwonym, a wszystko znajdowało się na białym tle. Tabliczka miała rozmiary 35x50cm.
Od 11 maja 1945 do sierpnia 1945 Minenkommando Dänemark unieszkodliwiło 1402000 min. Straty podczas operacji wynosiły 149 zabitych, 165 ciężko oraz 167 lekko rannych. Rannych zostało również trzech z 52 duńskich oficerów. Warto dodać, że prawie wszyscy niemieccy saperzy byli ochotnikami. Gdyby nie oni, do rozbrajania min musieliby przystąpić niedoświadczeni Duńczycy i Brytyjczycy, czego skutkiem byłyby o wiele większe straty, także wśród ludności cywilnej (nie łudźmy się, Anglicy to nie Sowieci i nie posłaliby jeńców przez pola minowe). Oddajmy więc cześć niemieckim żołnierzom, którzy okazali się tak honorowi, że gotowi byli oddać życie, by naprawić winy swoje i swojego narodu.