Prawnicy mafii
Ewa Ornacka
Tygodnik "Wprost", Nr 934 (22 października 2000)
Trwa śledztwo w sprawie mafijnych powiązań znanych adwokatów i prokuratorów
Ustaliliśmy, że grupa znanych warszawskich adwokatów i oskarżycieli związanych ze sprawą osławionego gangu pruszkowskiego objęta jest śledztwem Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Czy rak toczy struktury palestry i prokuratury? Jak wyglądają mechanizmy powiązań zorganizowanego świata przestępczego z tymi, którzy mają święty obowiązek występować w imieniu prawa i tylko prawa?
Według naszych informacji, w rachubę mogą wchodzić bardzo poważne zarzuty - dotyczące korupcji, ujawnienia tajemnic śledztwa, fałszowania dokumentów, udziału w zastraszaniu świadków oraz czerpania korzyści z przestępstwa. Obrońca jednego z bossów "Pruszkowa" zaproponował prokuratorowi kilkadziesiąt tysięcy dolarów za poparcie starań o zwolnienie z aresztu jego klienta. Obrazowo przeliczał wymienioną kwotę na liczbę wypchanych banknotami walizek. Odmowę skwitował z politowaniem: "Nie weźmie pan, to weźmie kto inny".
- Wiemy, że w prokuraturze toczy się postępowanie dotyczące także adwokatów. Fakt, że trwa ono już dość długo, tłumaczę tym, że prokuratura raczej nie będzie chciała powołać tych prawników na świadków, gdyż zasłoniliby się oni wówczas tajemnicą zawodową. Ze względu na taktykę procesową zapewne od razu zostaną im przedstawione zarzuty o współsprawstwo - wyjaśnia złożoność sytuacji mecenas Maciej Bednarkiewicz, członek Naczelnej Rady Adwokackiej.
Podejrzenia wobec kilku prokuratorów i adwokatów "Pruszkowa" to nie jedyny przykład mogący świadczyć o ewentualnych mafijnych powiązaniach części polskich prawników. Przestępcza działalność kilkunastu (kilku-dziesięciu?) czarnych owiec w żadnym razie nie może jednak wystawiać negatywnego świadectwa całemu sześciotysięcznemu środowisku obrońców.
W związku ze sprawą tak zwanej łódzkiej ośmiornicy aresztowano krakowskiego adwokata Władysława P. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że dowody świadczące o utrudnianiu przez niego śledztwa zebrano dzięki zainstalowaniu podsłuchu w areszcie. - Adwokat nigdy nie dostanie zgody na widzenie w niektórych salach, gdyż pokoje te są zarezerwowane wyłącznie dla przesłuchujących prokuratorów i policjantów. Obrońców kieruje się tam, gdzie są "pluskwy". Podsłuch instalowany jest także w kancelariach adwokackich - twierdzi doświadczony prawnik.
W niemieckim areszcie w Waldeck koło Rostoku od kilku miesięcy przebywa Jacek K., adwokat ze Słubic. Tamtejsza prokuratura oskarża go o pranie mafijnych pieniędzy pochodzących m.in. z przemytu papierosów. W sierpniu aresztowano Edwarda R. z Zielonej Góry, od lat broniącego liderów zorganizowanych grup przestępczych, m.in. Wiesława K. (ps. Szwarceneger), handlującego bronią Arkadiusza A. (ps. Dziki), króla przemytników spirytusu Zbigniewa M. (ps. Carrington) czy jego młodszego brata Ryszarda M. (ps. Azja), terrorystę podejrzanego o serię wybuchów bombowych w Niemczech i na pograniczu.
- Aresztowany adwokat był dumny ze swoich znajomości w półświatku. Zarzucono mu przyjmowanie różnych "fantów" z przestępstw: telefonów komórkowych, komputera, oprogramowania komputerowego i repliki broni. Podczas przeszukania natrafiliśmy na amunicję oraz paszporty, w tym polski - czysty, z folią do zdjęcia - wylicza komisarz Sławomir Cisowski, rzecznik prasowy komendanta dolnośląskiej policji.
Dla gangów niezwykle "atrakcyjni" są adwokaci pozostający w dobrej komitywie z prokuratorami. - To od prokuratora zależy, kto ma dostęp do akt. Procedura umożliwia powstawanie nadużyć. Tworzy się grupa "adwokatów układowych" i "obrońców bez wejść". W procedurze amerykańskiej adwokat ma wgląd w komplet akt, a kiedy tajemnica śledztwa przecieknie, ponosi za to odpowiedzialność karną - tłumaczy mecenas Włodzimierz Łyczywek. Podczas śledztwa w sprawie gangu Dombasa wyszło na jaw, że w uniknięciu odpowiedzialności karnej Dombasowi pomagali dwaj prokuratorzy oraz sędzia, a pośrednikiem między nimi a gangsterem był adwokat. Jeden z obrońców mafii, chcąc zyskać przychylność prokuratora, sugerował mu "możliwość awansu do ministerstwa".
Ze stanowiska szefa gdańskiej Prokuratury Okręgowej został odwołany Ireneusz T. Sprawa dotyczy braku nadzoru nad śledztwem przeciwko Tadeuszowi J., wspólnikowi słynnego Nikosia. Postępowanie karne zostało bowiem zawieszone ze względu na stan zdrowia podejrzanego - przez 14 lat broniło go fałszywe zaświadczenie lekarskie o tętniaku mózgu. Fałszywe zaświadczenie lekarskie dostarczył też mecenas Andrzej P., reprezentujący m.in. Zygmunta R. (ps. Bolo) z "zarządu 'Pruszkowa'", Sławomira O. z Wyszkowa (ps. Uchal) i Słowika. Jednego z jego klientów wypuszczono z celi, gdyż "żona była w ciężkim stanie" (do sądu w Pułtusku wpłynął akt oskarżenia przeciwko prawnikowi). Problemy ma także inny obrońca Słowika, Jan D., podejrzany o próbę wręczenia łapówki prokuratorowi.
Jest niemal regułą, że znani gangsterzy wybierają obrońców zaliczanych do pierwszej ligi palestry. Obrony Rafała Ch. (ps. Czarny), handlarza narkotyków, podjął się mecenas Marek Mikołajczyk, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Szczecinie, występujący m.in. w procesach związanych z gigantycznymi przemytami - kosmetyków, tkanin i cukru. - O wzięcie tej sprawy prosiła mnie żona Rafała Ch., Dorota - kwituje krótko mecenas Mikołajczyk. Andrzej Kolikowski (ps. Pershing) w połowie lat 90. powierzył swoją obronę mecenasowi Tadeuszowi de Virion. Niektóre media dziwiły się wówczas, że prawnik o "takim nazwisku", znany z głośnych procesów politycznych, zgodził się reprezentować przed sądem jednego z najgroźniejszych gangsterów w Polsce. - Nie wdawałem się w dywagacje, czy pan Andrzej Kolikowski miał złą sławę. Czym innym jest ocena społeczeństwa budowana na informacjach prasowych, czym innym zaś postępowanie prowadzone w ramach wymiaru sprawiedliwości. Gdyby obrońca dokonywał własnego moralnego osądu oskarżonego, stawałby się jego sędzią, a domniemanie niewinności byłoby pustym frazesem - tłumaczy dziś Tadeusz de Virion.
Adwokat, który choć raz dostosował się do linii obrony podyktowanej przez gangsterów, przestaje być chroniony prawem. Musi przestrzegać tych samych reguł gry, jakie obowiązują w grupie przestępczej. Za źle wykonane zadanie, na przykład odmowę przekupienia niewygodnego dla jego klienta świadka lub niezałatwienie zwolnienia z aresztu, płaci wysoką cenę. Ujawnienie współpracy z bandytami jest natomiast równoznaczne z zakończeniem kariery zawodowej.
- Adwokat, który ma świadomość, kim jest jego klient płacący wysokie honorarium, wchodzi w określony układ. Nie obrona będzie jego głównym zadaniem, ale wynoszenie informacji znajdujących się w aktach. Bierze zatem "kasę" za łamanie tajemnicy śledztwa - mówi Rafał Ch. (Czarny), odsiadujący wyrok za pobieranie haraczy i handel narkotykami.
Obecnie stawka za podjęcie się obrony zwykłego "żołnierza" gangu wynosi 10-20 tys. zł. Pieniądze pochodzą z tzw. funduszu socjalnego organizacji przestępczej. Honoraria za obronę bossów gangów zależą od zajmowanych przez nich pozycji w grupie oraz rangi stawianych przez prokuraturę zarzutów i wynoszą od 50 tys. dolarów do 200 tys. dolarów.
- Za takie pieniądze wymagania są jasno określone: już we wstępnej fazie śledztwa adwokat musi ustalić, czyje zeznania najbardziej obciążają jego klienta, czyli przez kogo klient może pójść siedzieć. Nazwiska tych świadków i ich adresy przekazuje "bratu" lub "kuzynowi" oskarżonego. Chłopcy z miasta wiedzą wówczas, kogo mają szukać. Szantażem, "łomotem" lub pieniędzmi wymuszają na delikwentach zmianę zeznań - twierdzi odbywający karę więzienia handlarz bronią, "żołnierz" zorganizowanej grupy przestępczej.
Dalekowzroczni szefowie gangów inwestują w kształcenie i stypendia "swoich" przyszłych adwokatów. Hojnym sponsorem był na przykład Janusz T. (ps. Krakowiak), szef szwadronu płatnych zabójców, który studentom prawa udzielał bezzwrotnych pożyczek. Wdzięczni młodzi prawnicy błyskawicznie reagowali później na problemy Janusza T., pozyskując dla niego świadków gwarantujących niezbite alibi.
Wśród obrońców znajduje się całkiem liczna grupa nazywana w środowisku "prawnikami firmowymi". Kiedy wpadają członkowie poszczególnych gangów, zazwyczaj ten sam mecenas (lub prawnik z jego kancelarii) podejmuje się prowadzenia sprawy. Często przyjeżdża do aresztu z drugiego krańca Polski. - W okolicach Terespola policja zatrzymała wypchanego towarem z przemytu tira jadącego do Kijowa. Kierowcą był Rosjanin, który nie znał ani jednego polskiego słowa. Miał natomiast zapisane na kartce nazwisko i telefon znanego warszawskiego adwokata. Mecenas ten natychmiast zgodził się bronić nie znanego mu obcokrajowca - opowiada warszawski prawnik.
W środowisku adwokatów funkcjonuje także grupa "załatwiaczy". - Nigdy nie pojawiają się w sądzie, lecz jedynie w postępowaniu przygotowawczym. Większość niegdyś pracowała w prokuraturze, mają zatem "dojścia"- opowiada prokurator oskarżający jedną z podwarszawskich grup mafijnych.
Po zamordowaniu Pershinga jeden ze znanych warszawskich obrońców wyraził się o nim publicznie "mój przyjaciel". Coraz częściej u sędziów uzasadnione wątpliwości budzą adwokaci, którzy w widoczny sposób spoufalają się z oskarżonymi. - Zwracają się do klientów po imieniu, emocjonalnie angażują się w proces. Grają na zwłokę, lekceważą świadków, zasypują sąd wnioskami w stylu: "miejsce klienta na ławie jest złe", "rozprawa trwa zbyt długo", "nie ma ciepłych posiłków". Obrona w ich wydaniu polega na wykonywaniu poleceń klientów. Nie godzi się to z etyką tego zawodu - komentuje sędzia uczestniczący w kilku głośnych procesach.
Mecenas Robert Dzięciołowicz, adwokat poszukiwanego listem gończym Andrzeja Zielińskiego, ps. Słowik (wielkiego nieobecnego w śledztwie przeciwko grupie pruszkowskiej) i Marka K. (ps. Oczko), nie ukrywa, że z tym ostatnim jest na "ty".
- Podjęcie się jego obrony wynikało ze zdrowej, zawodowej ambicji. Uznałem, że będzie to jedna z najciekawszych spraw karnych w kraju. Marka poznałem przed kilkoma laty, kiedy moje biuro przyjęło zlecenie obsługi prawnej spółki mającej produkować na licencji wódkę "Kremlowska". Później przeczytałem w prasie o podejrzeniach, jakoby właściciele znaku towarowego "Kremlowska" mieli związek z praniem pieniędzy rosyjskiej mafii w USA. Podejmując się doradztwa prawnego w sprawach gospodarczych, nie mam rentgena w oczach ani swoich śledczych. Nie jestem w stanie skontrolować źródła pochodzenia pieniędzy - podkreśla Robert Dzięciołowicz.
Gangi oferują obrońcom niekiedy ogromne sumy, ale w wypadku ich "nieskuteczności" potrafią być bezwzględne. Adwokatowi z Gorzowa Wielkopolskiego nie udało się wybronić klienta zamieszanego w gigantyczny przemyt papierosów. Kiedy jego klient trafił za kraty, kompani skazanego wywieźli prawnika do lasu i dotkliwie pobili. Adwokat nie tylko zwrócił zainkasowane za obronę pieniądze, ale zapłacił też odsetki karne - właśnie "za nieskuteczność". Honorarium w wysokości 150 tys. dolarów oddał także znany warszawski obrońca, którego klient trafił za kraty. Nie pomogło mu nawet to, że wcześniej wynosił z aresztu grypsy pisane do pruszkowskich "żołnierzy".
Pani mecenas z Torunia, specjalizująca się w obronie samochodowych złodziei, nie uchroniła przed więzieniem przestępcy z Warszawy. Kiedy sąd ogłosił wyrok skazujący go na kilka lat w celi, nowe auto prawniczki spłonęło. Mecenasowi z województwa zachodniopomorskiego, występującemu w sprawie o przemyt narkotyków, po przegranym procesie gangsterzy uprowadzili żonę. Za jej uwolnienie prawnik musiał zapłacić trzy razy więcej, niż zarobił na obronie przemytnika.