CYRPIAN KAMIL NORWID
PISMA WSZYSTKIE
SŁODYCZ
Tragedia w scenie jednej
Poprzedzone przedmową do Czytelnika, w której Norwid wyjaśnia, że mimo krótkości utworu nie odmówił mu on nazwy tragedii.
Osoby:
Kajus Veletrius, arcykapłan Jowisza i senator
Pamfilius, gramatyk, klient Veletriusa
Klucznik więzienia Vesty
Święty Paweł, apostoł
Rzecz dzieje się w willi Veletriusa pod Rzymem za panowania Nerona Imperatora
Łaźnia w ogrodzie Veletriusa.
Veletrius pyta Klucznika, co rzekła Julia Murcja, gdy spuszczono jej chleb. Klucznik odpowiada, że kobieta podziękowała, i okruszynę chleba podarowała myszy, mającej szczelinę w ścianie. Veletrius dziwi się, że podziękowanie to było tak oszczędne po siedmiu dniach przebytych bez jedzenia. Odsyła klucznika, każe sobie przysłać jakiegoś klienta, któryby mu poczytał Arystofanesa.
Gdy Veletrius zostaje sam, zastanawia się, jakiż to Bóg opiekuje się Murcją. Mógłby ją posądzić o chrześcijaństwo i zabić, ale w ten sposób nie zdobędzie nad nią większej władzy. Jeśli tak jak to twierdził Platon, Murcja po śmierci stanie się kwiatem, on tego kwiatu nie wzruszy.
Przychodzi Pamfilu z wazą, w której trzyma dzieła Arystofanesa: Żaby, Osy, Ptaki i… Niewiasty, dopowiada Veletrius, zaliczając kobiety do jednego rzędu ze zwierzętami.
Pamfilius żałuje, że przez godność senatorską Veletrius stracił poczucie humoru - przypuszcza, że mogliby mieć kogoś równego Arystofanesowi.
Veletrius sprowadza rozmowę na temat chrześcijan. Pyta gramatyka, skąd bierze się u nich dziwna siła. Pamfilius odpowiada, że cnota, która dla rzymian jest boską iskrą, dla chrześcijan nie znaczy nic, przedkładają oni wodę nad żywioł ognia. Gramatyk nie wie, skąd w nich ta oziębłość i ta s ł o d y c z - jak to określa, nie znajdując odpowiedniejszej nazwy.
Pamfilu swój system wodnisto-płomiennym. Veletrius żartuje drwiąco, że miałby w tym rację - bo dwa te zjawiska wykluczają się wzajemnie. Pamfilu udając, że mówi do siebie wykrzykuje, że Veltrius jest Sokratesem, chcąc się mu przypochlebić oczywiście. Pamfilius wspomina, że będąc za Tybrem, zobaczył dwie ogromne wazy, jedną bazaltową, drugą alabastrową. W nich znalazł rękopisy z życiorysami straconych chrześcijan i „odyseję płaską o Chrystusie”. Jest zatem coś, co chrześcijanie nazywają słodyczą i ł a s k ą.
Pamfilius wychodzi, Kajus drzemie, w półśnie majaczy o sile która sprawia, że gdy ON głaszcze głodnego lwa, ten zamyka paszczę. Ta sama siła kieruje Murcją. Zwraca się do starca w czerwonym płaszczu, bosego, który ma w sobie blask i stoi z świeżo wyostrzonym mieczem. Starzec ten, jak Veletrius relacjonuje, mówi, że może dać mu z-anielenie.
Święty Paweł w widzeniu Veletriusa pyta, na co chce on tej łaski.
Veletrius odpiero: „Żebym ją… zniweczył…!”
Święty Paweł dotyka ramienia Veletriusa mieczem i mówi, że Murcja umarła. Znika.
Wchodzi klucznik i potwierdza, że Murcją umarła przed chwilą.
CZARNE KWIATY
Rozważania o współczesnej literaturze: przy pojęciach współczesnych zatracone jest uczucie, że kiedy pisarz stara się unikać stylu przez szacunek dla opisywanej rzeczy, a kiedy zaniedbuje go po prostu, nie dopracowawszy formy. Dlatego najbezpieczniej powtarzać wciąż te same motywy i formy, nic nowego nie wnosząc.
W księdze żywota i wiedzy są jednak takie ustępy, dla których nie ma określonego stylu i sztuką jest właśnie zbliżyć się do nich i oddać je.
Czy mają one pozostać ukryte tylko z uwagi na to, że krytyk przywykł tylko do powtarzania dwóch tych samych formuł.
Pierwszą taką formuła jest książkowy klasycyzm, drugą - pewne formuły dziennikarskie.
Prędzej rozpowszechni się udany pamiętnik średniowieczny niż fakt współczesny. Z czytelnikiem jest jak z człowiekiem mającym podobiznę swego przyjaciela, który woli spoglądać w podobiznę, niż w żywego człowieka.
*
Wracając z katakumb w Rzymie poeta doznał refleksji, że każdą krew męczeńską tam wylaną uszanowano i omodlono. Szafowano ją szeroko i wspaniale - a tak byli jej skąpi (???)
Około tego czasu spotkał schodzącego ze schodów Hiszpańskich. Stefana Witwickiego. Odwiedził go tydzień przed śmiercią na ospę. Witwicki podał mu pomarańczę - miał zwyczaj dawać Norwidowi i Gabrielowi Różnieckiemu cygara i fraszki, kiedy spodobało mu się coś w ich pracach.
Wlokąc się po pokoju wpadł w lekki obłęd. Zaczął pytać o jakieś kwiaty, jak się nazywają - a kwiatów w pokoju nie było.
Później Paryżu Chopin, mieszkał przy ulicy Chaillot, gdzie w salonie stał jego ozdobny fortepian. Jadali czasem razem posiłek i piątej i wyjeżdżali do Lasku Bulońskiego na spacer. Raz wyjechali do Bohdana Zaleskiego do Passy. Długo go potem nie odwiedzał, a gdy przyszedł, Chopin spał. Zostawił służącej karteczkę i chciał odejść, ale służąca go wstrzymała - muzyk dowiedziawszy się, kto przyszedł, zapraszał.
Był z siostrą w salonie, leżał ubrany, ale słaby.
Wyrzucał poecie, że dawno się nie widzieli. Rozmowa, przerywana atakami kaszlu. Chopin osłabł. Wyznał Norwidowi: „wynoszę się”. Norwid chcąc go pocieszyć powiedział mu, że wynosi się tak co rok, a przecież jeszcze żyje, Chopin dokończył… że wynosi się z mieszkania tego na plac Vendome.
To była ich ostatnia rozmowa. Chopin istotnie przeprowadził się i zmarł w nowym mieszkaniu.
*
Następnie wspomina Norwid swe przedostatnie odwiedziny u Juliusza Słowackiego. Rozmawiali o Rzymie, o bracie Norwida Ludwiku, o Nie-boskiej komedii, „Przedświcie'. O sztuce, że wpadła w mechanizm i o Chopinie, który żył jeszcze. Mówił o Nim Słowacki, że spotkał parę miesięcy temu tego morybunda… a sam umarł wcześniej od niego.
Innym razem gdy wszedł, Juliusz palił fajkę w towarzystwie malarza - Francuza, późniejszego egzekutora jego testamentu. Mówili o Francji, rewolucji, Rzymie. Słowacki skarżył się na nadwyrężone piersi, przeczuwał śmierć.
Chciał go potem odwiedzić, ale ktoś, kto wyszedł od niego, odradził mu to, mówiąc, że czuje się poeta nieswojo. Gdy następnym razem poszedł do niego, poeta już nie żył. Na jego pogrzebie były dwie kobiety.
Norwid ma rysunek Juliusza, rysowany w Egipcie z natury. Połowę rysunku ofiarował do pamiętnika osobie przybyłej z kraju, drugą zostawił sobie.
*
Kolejne wspomnienie to wspomnienie osoby, którego nazwiska poeta nie zna: osoba śmiertelna.
W kilka lat po śmierci wspominanych wyżej płynął on po oceanie Atlantyckim. Była niedziela. Nie można było płynąć z braku wiatru.
Nieznajomy podróżny zwrócił jego uwagę na piękną kobietę, prawdopodobnie Irlandkę, pojącą mlekiem pieska. Norwid nie chciał za nią iść - bo kobiety najpiękniejsze są, gdy nikt na nich nie patrzy. Stwierdził, że zobaczy ją innym razem.
W nocy rozległ się krzyk, szukano doktora. Okazało się, że kobieta, którą miał obejrzeć, umarła w nocy, na środku pokładu.
Gdy wrócił do europy, Mickiewicz mieszkał w okolicach placu Bastylii. Chciał go odwiedzić przed jego wyjazdem z misją bibliotekarską na wschód, ponieważ słyszał, że Mickiewicz wspominał go, gdy Norwid był w Ameryce. Opisuje obrazy na jego ścianach: Michała Archanioła, matkę Bożą Ostrobramską, Napoleona I. na biurku odlew dwóch walczących niedźwiedzi.
Po śmierci żony Mickiewicza odwiedził go także Norwid. Wyszli gdzieś razem. Mówiąc o śmierci żony Mickiewicz zrobił uwagę, że nieświadomość prawdy daje przerażenie zgonu i rzeczy śmierci dotyczących. Pożegnali się wyjątkowo po francusku. To było ich ostatnie pożegnanie.
Odwiedził Delaroche'a (Ara sheffer) w jego atelier Tour de Dames. Pokazał mu malarz ostatni obraz, przedstawiający ujęcie Chrystusa przez straże widoczne przez szczelinę, a przed szczeliną sięgającego do pochwy po miecz Piotra i uspokajającego go Jana.
Dalej klęczy Matka Boża i niewiasty. Samego Chrystusa nie widać, ale widać jego cierpienie na twarzach przedstawionych na obrazie postaci. Obraz był częścią zamierzonej trylogii.
Pozostałych dwóch Norwid już nie zobaczył - delaroche umarł, nim zdążył zrealizować swoją wizję.
*
Opisane tu rzeczy poeta zwie czarnymi kwiatami. Może kiedyś w literaturze powstanie taki gatunek. Są bowiem takie powieści i dramy, i romanse - o których nie śniło się literatom. Ale czy warto je określać?… już?…
BIAŁE KWIATY
W kwestii tego, dlaczego nie ma nigdzie prawdziwego dramatu, przyszła poecie na myśl płaskorzeźba, którą widział prawdopodobnie we Florencji, przedstawiającego oniemiałego po narodzeniu św. Jana Zachariasza. Dlaczego w naszej literaturze nie może być dramatu? Na to Norwid chce odpowiedzieć, pisząc te białe kwiaty.
Nasza literatura nie określiła żadnego skończonego typu kobiety, a jak może być dramat bez kobiety? Maria Malczewskiego, Aldona z Konrada Wallenroda - to tylko słabe krzyki. Niejasne jest społeczne źródło tego zjawiska.
Dramy prawdziwej nie może być, jeśli zatraci się pojęcie ciszy w dramacie (które jest jak pojęcie basso w muzyce, pionu w rysunku, bieli w malarstwie. Nadanie stanowczego kierunku i stopnia ciszy jest w dramacie sprawą esencjonalną.
U szyllera momenty w dramacie bezmowne są momentami najwyższego lotu - tą drogą drama zmienia się w rzeźbę.
Mylę się ci, którzy rzeźbiarstwo łączą z tańcem, a nie z dramatem - w ten sposób nie byłoby Niobe.
*
Wątkiem prawdziwego dramatyzowania są różne natury cichości.
Tak rozumując dochodzimy do mianownikowania filologicznego. Mianownik - kres do którego dochodzi się rozkładając i objaśniając wyrazy, a po którym rozkładając wyrazy, zaciemnia się je.
Patetyczność nie pochodzi wg Norwida od greckiego „choroba”, ale „zdrowie”. Zdrowe cierpienia są dramatyczne.
Cisze są nieodłączne od tła, od tych białych, bezmyślnych wyrazów, jak je poeta nazywa. Dawno temu, jeszcze około 1836, gdy „dziady” Mickiewicza były dla poety jedną nutą myśli i uczuć, w dzień zupełni zwykły, na swym rodzinnym Mazowszu, szedł aleją owocową.
Usłyszał dziewczynę nucącą pieśń „a odjechać od niej nudno/ a przyjechać do niej trudno!...). Pieśń prosta, ale zawiera dobrą myśl - widać stąd także, że Mickiewicz wziął ją z pieśń gminnej.
Cisze o niebiańskiej uroczystości zdarzają się w Albano, w Pastel Gandolfo. Jadąc tam na ośle z wycieczki do Grotta Ferrata, spotkał wieśniaka, z którym wraz ściągnęli kapelusze, słysząc dzwony na Anioł pański.
Zaczęli rozmawiać. Włoch opowiadał bajkę o Prometeuszu i Epimeteuszu, przetłumaczoną w ten sposób, że pan Bóg stworzył ptaszka, a zły duch, chcąc lepszego coś wymyślić, stworzył nietoperza. Natknęli się na kamień, który zagrodził im ścieżkę, a którego nie było tam, gdy poeta jechał do groty. Wieśniak wytłumaczył, że ten rodzaj kamieni nie upada, gdy na ścieżce są chrześcijanie, ale bywało, że staczały się z wierzchu skał.
*
Do wskrzeszenia teatru i dramy trzeba innej natury ciszy.
Kiedy zasztyletowano ministra Rossi, na tych schodach, co i Cezara, nie zjawił się on swoim zwyczajem w loży teatralnej. Grano Macbetha. W momencie gdy duch zasztyletowanego banka zjawiał się na uczcie, cień grającego aktora padł na lożę ministra.
Takich właśnie cisza akordy są straszne swą głębokością.
Błogosławiony jest pisarz, który zna i strzeże bezbarwnych słów prawdziwej patetyczności.
Poecie słowa nieokreślające żadnej myśli powiedział kiedyś jeden z świetnych obywateli europy. Wypytywał on go o to, jak postąpiły prace z odkopywaniem forum Romanum. Norwid spytał, kiedy starzec widział Forum, ten zaś odpowiedział, że w przeszłym stuleciu.
Aby poszukiwać dróg budowania nowej estetyki w literaturze trzeba się wywikłać z fałszów schorzałej estetyki formułek.
Inne słowa, które mu się przydarzyły w Londynie, pokazały Norwidowi, jak łatwo się jest poddać formułkom czczym. Norwid mieszkał tam w ubogim domku, wielbiciel ludowości.
Pewnego dnia ktoś wszedł do niego. Norwid, przygłuchawy, tego nie zauważył. Gość nie wiedział jak się ma do Norwida zwrócić, a gdy Norwid zaczął mu wyłuszczać, kiedy i w jakich sytuacjach jak się zwracać: panie, ziomku, bracie… On zwrócił się: rrrodaku. Przygłuchy Norwid usłyszał: rrrobaku.
Kto myśli, że lepiej by to poszukiwanie nowej estetyki przeprowadzić po francusku, jest w błędzie, bo po polsku swobodnie i przystępnie można to uczynić.
Wielcy mistrzowie będą cierpieć, że nie uczynili nic w tym kierunku.
Najwyższej ciszy poeta doznał pewnej nocy zimowej na Oceanie. Zapłakał, że może być tak wielka cichość. Winien jest patetyczne słowo spotkanemu na Okręcie Izraelicie, który w dzieciństwie był w Polsce. Wiele rozmawiali po francusku o polityce, filozofii, estetyce, chrześcijaństwie, Talmudzie, o prawie Mojżeszowym. W jedną niedzielę, gdy poeta się ubierał w kajucie, przez szparę w drzwiach podano mu flaszkę olejku do włosów i świeżą bieliznę. Izraelita wiedział, jak ważny był dla poety szacunek dla niedzieli. Raz przed burzą, gdy morze było niespokojne, Izraelita zapytał, czy Norwid wierzy, że Chrystus chodził po tak wzburzonych falach. Ten odpowiedział, że wierzy.
Pod wpływem rozmowy Izraelita przyznał, że Chrystus to może najidealniejszy z ludzi.
Pewien książę z rodu hetmanów, był w Ameryce jako obywatel Rzeczypospolitej. Mieszkał w Brooklynie. Mile wspomina go Norwid jako człowieka rzadkiej uprzejmości.
Spacerowali raz brzegiem morza, niewiele mówiąc. Obok fortecy na niewielkim klifie stała reszta okrętu - pozostawiona na pamiątkę po tym, który przypłynął do Ameryki.
Miejsce to było pamiątką tego, jak ów mąż pobił anglików, a cofających się towarzyszy podtrzymywał osobistą odwagą. Ów towarzysz Norwida liczył ukochaną tego męża w poczet swoich przodki.
Bohater ów był to Kościuszko, krewny ukochanej Kościuszki - książę Marceli Lubomirski. Rodzina odmówiła dziewczyny Kościuszce. Tu, na tym miejscu, odbierał książę obywatel rzeczpospolitej amerykańskiej wet za wet po przeszło wieku.
.