Długo myślałam nad tematem konkursowego felietonu. Zapewne organizatorzy spodziewają się peanów na cześć niezwykłych osób mających wpływ na nasze środowisko. A jaka jest naprawdę ta nasza szkolna społeczność? Oto kilka refleksji na początek o obowiązujących trendach mody szkolnej.
Jak zwykle, ten dzień rozpoczęłam od wkroczenia do mojego "kochanego" gimnazjum. Kiedy szłam korytarzem, zastanowiło mnie pewne stwierdzenie Michaela Quiost: "Czerp z innych, ale nie kopiuj innych. Bądź sobą".
Zauważyłam, że nie wszystkim się to udaje. Przypatrując się przez dłuższy czas kochanym kolegom, stwierdziłam iż nie do końca są właśnie sobą. Ukrywają prawdziwe "ja" pod przykrywką modnych ciuchów, ulegając towarzystwu.
Wśród kilku setek uczniów, znalazłyby się dwie, trzy osoby, które naprawdę można wykluczyć z większości goniącej za nowościami, poszukującej własnego stylu bycia i wizerunku zewnętrznego nie małpujące od kolegów lub gwiazd telewizji i muzyki. Nie znaczy to jednak, że w grupie naśladowców, każdy jest taki sam, wygląda identycznie oraz podobnie myśli. Istnieje podział na paczki, które trzymają się razem w szkole, a także poza szkołą. Członkowie jednej ekipy słuchają tej samej muzyki, czują wspólne klimaty, nie brak im tematów do rozmów.
Różnice w poglądach, ubiorze i zachowaniu widać choćby na przykładzie mojej klasy-I gimnazjum. Chyba najbardziej charakterystyczni są chłopacy albo to ja zwracam na nich większą uwagę. Zdecydowana część uważa się za skatów (po polsku mówiąc deskorolkowców). Teraz pytanie:, czym objawia się ich subkultura? Nie można opisać tego w jednym zdaniu. Najbardziej rzucają się w oczy worki, spełniające rolę spodni. Do tej części garderoby (z krokiem w kolanach) dobierają luźne bluzy z wielkimi kapturami, "łańcuchy" na których noszą klucze od furtki, drzwi domowych, skrzynki na listy, warsztatu, swojego pokoju i wreszcie sejfu z kauczukowymi kółkami do deskorolki (na wypadek, gdyby popsuły się te właściwe). Jeśli już jestem przy "deskach", to muszę wspomnieć, że najchętniej nie rozstawaliby się z nimi na krok. Ta sama sytuacja jest ze spreyami i markerami, które służą do wyrażania uczuć na murach, czyli popularne w środowisku skatowskim graffitti. Jeśli chodzi o przekonania, to chłopacy wyznają wiarę w deskorolkę, a szkołę, dom i...dziewczyny stawiają na niższej półce swojej życiowej hierarchii. Pozostali moi klasowi koledzy starają się upodobniać, do tak przecież "wspaniałej" skatowskiej grupy, jednak na razie im to nie wychodzi.
Wśród dziewczyn również mogę wyodrębnić dwie podstawowe grupy. Pierwsza z nich to dość popularna paczka britneyopodobnych, ślicznych, wypicowanych panienek. Chodzą po korytarzach, ubrane według najnowszej mody (koniecznie bardzo seksownie) i oceniają na każdej przerwie wygląd i mięśnie chłopaków lub najnowsze nabytki koleżanek, w postaci kosmetyków i ciuchów rzecz jasna. Drugi odłam to bardziej "ludzka" część społeczności, nie przejmująca się w dużym stopniu wzorcem, lecz kierująca się własnym gustem i przekonaniami.
Oprócz tych, ściśle klasowych elit, obserwuję te licealne. Oczywiście są pośród nich ludzie, nie wyróżniający się w tłumie niczym, są też jednak kolejne grupy, o których wcześniej nie miałam okazji wspomnieć. Największa to tzw. "metale". Znaki charakterystyczne: czarne długie włosy, ciemne szerokie ciuchy i obowiązkowo glany. Ewentualnie jakiś kolczyk w nosie lub kilka w uchu. Mogą na okrągło słuchać hard rocka, metalu i heavy metalu. Ich zupełnym przeciwieństwem są dresiarze (popularnie drechy). Ci z kolei noszą, jak sama nazwa wskazuje dresy, "Obibosa" i "Roboka", złote "prawdziwe" łacuchy i fryzury ułożone przy pomocy całej tubki żelu "strong". W głowie im tylko piłka i muza techno (w skrajnych wypadkach disco polo).
To by było na tyle. W kulturze młodzieżowej znalazłoby się wiele, wiele innych odłamów, których ja na co dzień nie zauważam. Pomimo tego całego szpanu, wydawałoby się jednakowych punków czy pozornie identycznych szalikowców, pod niejednym znienawidzonym prze wielu dresem, czupryną własnoręcznie wykonanych dredów czy też szałowych ciuchów i grubej warstwy "tynku" na twarzy, można odkryć ciekawą osobowość, albo nawet znaleźć prawdziwego przyjaciela.