Śmiech i refleksja, świata opisanie... Czego oczekuje od literatury jej współczesny odbiorca?
Jest coś, czego - uważając się za współczesnego odbiorcę literatury - nie oczekuję od niej z pewnością Przepisu na życie, wyjaśniania świata, czyli odpowiedzi bez pytań. Ponieważ pytania pomagają odnaleźć własną definicję, a dogmatyczna podana do wierzenia definicja zamyka umysł w klatce zgody lub wyrzuca poza nią buntem. A jeśli dogmat okaże się prawdziwy, to jakże trudno powrócić z tego wygnania! Wiara jest niebezpieczna. Umysł , który wierzy, ulega stagnacji. Przestaje wyglądać na ogromny, nieograniczony wszechświat. Słowa te pochodzą z książki Franka Herberta Bóg Imperator Diuny. Sformułowanie to jest z pewnością dla nas, Polaków wychowanych w duchu chrześcijańskim, obrazoburcze. Czy demaskatorskie? Nie sądzę. Ale czytając wiele książek, różnorodnych gatunkowo, po raz pierwszy spotkałem się z tego typu pozycją. Jeśli zawarte w temacie słowo śmiech zastąpimy bliskim znaczeniowo słowem rozrywka, to okaże się, że w literaturze Herberta znajdziemy wszystko. Jest opis świata: nie jest to nasz świat, a przynajmnej nie taki, jakim znamy go dzisiaj. Pod tym względem pozycję można zaliczyć do fantastyki - i tak się często dzieje. Poważną wadą tej sztywnej klasyfkacji jest to, iż wiele osób usłyszawszy o niej odkłada owe sześć grubych tomów na półkę, wykreślając je ze swych lektur. Jest to moim zdaniem błąd, ponieważ poza wspaniałym opisem stworzonego przez autora świata i fabułą, która mocno przypomina najlepsze wzorce powieści przygodowej, zawarte są w tych książkach refleksje. Słowa, które autor włożył w usta Leto Atrydy II - żyjącego trzy i pół tysiąca lat głównego bohatera czwartego tomu - są jak fragmenty traktatów filozoficznych. Wplatając w tekst powieści kilkuzdaniowe fragmenty pamiętnika Leto, Herbert prowadzi szeroko zakrojoną akcję stawiania pytań. Ukazuje dziesiątki postaci, kreuje ich życie, myśli i czyny, ukazując wielość dróg ludzkich w każdej dziedzinie. Powieść tendencyjna, hasło programowe pozytywizmu warszawskiego, które pomóc może w ukazaniu ducha współczesnego czytelnika. Przyjrzyjmy się rozumieniu tendencyjności. W czasach gdy tworzy Orzeszkowa, Prus, Sienkiewicz, powieść tendencyjna ma ukazywać czytelnikowi wspaniałość programu autorów. Powieść taka uczy. Najwyżej cenią współcześni Nad Niemnem. Dzisiaj za największe dzieło epoki uznajemy Lalkę - powieść z wielkich pytań epoki, jak napisał jej autor. Wynika z tego jednoznacznie, że dzisiejsi badacze literatury - elita pośród czytelników - najwyżej cenią pytania, nie odpowiedzi. Zmieniło się także rozumienie tendencyjności, które to określenie nabrało cech negatywnych. Powieść tendencyjna jest określeniem twórczości, odbieramy więc jej znaczenie tak samo jak kiedyś. Ale jeśli o czymś innym mówimy tendencyjny, to oznacza to, że rzecz ową odbieramy jako jednowymiarową, podającą naszym myślom jeden tylko dozwolony kierunek, jedny słowem - płaską. Któż dziś z własnej woli, sięga po utwory programowe różnych epok? Dzieła programowe naprzeciw utworom refleksyjnym - doskonałym przkładem będzie twórczość Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Jego wiersze programowe cytowano współcześne jako wyznanie wiary pokolenia. Dziś - jak w tylu innych przypadkach - nastąpiła zmiana w ocenie. Najwyżej cenimy nie te wiersze, w których poeta starał się opisać punkty programowe twórców młodopolskich, ale jego poezję refleksyjną, inspirowaną przyrodą Tatr. I chociaż większość tych wierszy zawiera jakieś postulaty dekadentyzmu, to opis dotyczy indywidualnych przeżyć. Przy czytaniu tych strof traci znaczenie fakt, że autor jest typowym przedstawicielem swojego pokolenia. Liczy się tylko to, że wypowiada swoje słowa, swoje przeżycia przelewa na karty tomików poetyckich. Króluje więc nie Tetmajer - głos pokolenia, ale Tetmajer - człowiek z wątpliwościami. Czytając jego pytania i osobiste odpowiedzi możemy definiować siebie. A przecież o to właśnie chodzi. Vade - mecum mówi inny poeta - geniusz romantyzmu, zapomniany przez współczesnych i odkrywany dopiero od niedawna. Idź za mną, bądź współtwórcą myśli zawartych w wierszach, myśli, bo ja nie podam Ci gotowych definicji - to właśnie mówi człowiek, który przemilczenie uznawał za część mowy równą rzeczownikowi i czasownikowi. Refleksja? Tak, ale nie jako przetrawiona i podana na srebrnej tacy poezji filozofa. Romantyzm był epoką wielkich indywidualności, twórców żądających Olimpu dla siebie - za swój talent. Cyprian Kamil Norwid żył później niż uznani za wieszczów Mickiewicz, Słowacki i Krasiński. Napisał w jednym z wierszy nic od was nie wziąłem i najwspanialszym dowodem potwierdzającym prawdziwość tych słów było stwierdzenie, że największym poetą jest prosty lud. Norwid wyrównał trud rolnika z pisaniem poezji, nazwał poetę rzemieślnikiem. Tak więc postulat współtworzenia wiersza przez czytelnika jest logiczną konsekwencją tych założeń. Pewna osoba, której zdanie bardzo sobie cenię, powiedziała mi kiedyś, że każdy - wcześniej czy później - pisze wiersze. Każdy żółtodziób potrzebuje jednak mistrza, nauczyciela. Norwid pragnął stać się dzwonem, który budzi uśpione umysły zniewolonej Polski.. Nie dla sławy, pustej chwały - choć gorzkie są jego słowa o zapomnianym twórcy. Walczył słowami o to, by każdy był filozofem, by każdy rolnik, o dłoniach spracowanych i brudnych od ziemi pól, był świadomym swego człowieczeństwa Polakiem. Jego mysli nie doceniła epoka, której ideałami były praca u podstaw oraz fascynacja pracą i ludem. Moim zdaniem wynikać to mogło po części z tego że Norwid wysoko cenił indywidualizm, niezależność myślenia, a pozytywiści mieli program i wpisując się w tłum stawali się z nim zbiorowością masą. Indywidualność, niezależność, wielość dróg dla myśli docenił dopiero wiek XX z jego mnogością współistniejących kierunków w każdej dziedzinie życia i sztuki. Czasy nam współczesne - a można ich szukać już w końcu XIX wieku - doceniają też indywidualny odbiór świata przez twórcę. Od fowistów poprzez kubizm do abstrakcji - aby wspomnieć tylko o malarstwie - znaczenia nabiera to, co widzi artysta. On już nie chce narzucać wszystkim obowiązującego stylu patrzenia. Malarze, a obok nich najpierw poeci, później twórcy w innych dziedzinach, przekazać pragną świat takim, jakim go widzą. Dzięki nim poznawać możemy urok barwnych plam impresjonizmu i geometrycznych kształtów kubizmu. Do zastanowienia zmusza nas abstrakcja. Rozrywka, refleksja, opis świata. Zastanawiam się właśnie, czy można wyraźnie rozdzielić te funkcje czy też wymagania stawiane literaturze. Wydaje mi się, że jedynie traktat filozoficzny, dowcipy w brukowcu i podręcznik do fizyki uznane być mogą za typowe realizacje jednego tylko z tych postulatów. Albowiem już od starożytnej komedii śmiech przesiąknięty jest refleksjąi otoczony opisem świata. Od tamtych czasów, poprzez Moliera i Szekspira do Mrożka, niewiele się zmieniło w tym względzie. Niewiele przecież myśli może obyć się bez kontekstu otoczenia, a każda prawie chwila śmiechu pozostawia za sobą osad zamyślenia. Od tysięcy lat ludzie pisz±, czy to poezję czy prozę, zamykając w znakach alfabetów jakąś cząstkę siebie. Non omnis moriar. Poznajemy filozofie kolejnych epok wiedząc, że ich twórcy już dawno zmarli. Gdy jednak czytamy ich przemyślenia - odżywają oni na nowo. Mając przed oczyma dorobek tylu wieków i cywilizacji możemy czytać i stawiać sobie te same pytania. Później porównać możemy odpowiedzi: swoje i tamtych ludzi. Każdy z nas może śmiać się słysząc jeszcze echa ich śmiechu lub z wypiekami na twarzy poznawać martwe od stuleci światy. Wracając do tematu: czy można powiedzieć czego oczekujemy od literatury? Każda chwila naszego życia zależy od siebie samej i od czasu ją poprzedzającego. Stawiane w danej chwili żądania mogą stracić ważność za kilka dni, za parę godzin, już za dwie minuty. Wszystko zależy więc od momentu. Zakochany - chwycę za wiersze, zagrożony klasówką - usiądę nad podręcznikiem, a mając czas wolny - z książki SF. Dzięki tym wszystkim, którzy żyli przed nami i pisali mamy ogromne możliwości wyboru. Czasami sam chcę powiedzieć nie wszystek umrę - i wpisuję myśli w biały papier (albo częściej w pamięć komputera). Jednostka jest podstawą wszystkiego. Każdy autor jest samotnym albatrosem, każdy czyelnik jest sam i odbiera każdy jeden utwór przez pryzmat własnego ego, własnych doświadczeń i swoich myśli. Wynikać mogą z tego różne - dziwne czasami - rzeczy. Przykładem niech będzie narodowy socjalizm Hitlera jako filozofia łącząca poglądy Nietzschego i teorię ewolucji Darwina. W słowa nie można zamknąć myśli, więc niezależnie od intencji autora każdy utwór będzie tylko fragmentem z jakiejś całości. Człowieka można próbować definiować przez to, co przeżył. Doświadczenia są pryzmatem, który ulegając swej strukturze rozbija docierający do niego promień. Sam promień został już przepuszczony przez filtr autora, który zawarł w utworze tylko to, co chce przekazać. Wynika z tego, że odbiór idealny jest niemożliwy. Czy jednak warto do niego dążyć? Jaki ma sens narzucanie interpretacji, choćby przez szkołę? Im więcej pytań zamknie w swym dziele autor i im więcej wątpliwości ujawni i pokaże interpretator, tym więcej swoich odpowiedzi znajdzie każdy czytelnik. Oczekuję więc pytań przez śmiech, pytań przez refleksję i pytań przez opis świata - bo tylko one pomóc mi mogą zdefiniować siebie, poznać swój umysł, a przez to zrozumieć Człowieka i wszechświat.
Wchodzisz w dorosłe życie.
W jakim stopniu literatura nauczyła Cię dojrzale rozważać swoje miejsce w świecie?
Powołaj się na wybrane przykłady z różnych epok. Nawet pobieżny i niekompletny przegląd bohaterów literackich pozwala zauważyć, że w minionych epokach tworzono ideały, wzory do naśladowania. Pisarze mieli ambicje, by uczyć, wskazywać ludziom jak powinni postępować, więc kreowali idealnych bohaterów.
Z pewnością wierzyli, że literatura może oddziaływać na odbiorców, może ich doskonalić. Bohaterowie ci pobudzają czytelników do refleksji, zmuszają do zastanowienia. Swoje rozważania pragnę oprzeć na porównaniu bohaterów: rycerza Rolanda ze średniowiecznej „Pieśni o Rolandzie” i doktora Rieux z „Dżumy” A. Camusa oraz Konrada Wallenroda z powieści poetyckiej A. Mickiewicza i doktorem Judymem z „Ludzi bezdomnych” S. Żeromskiego. Przyczyny takiego wyboru wyjaśnia we wnioskach.
Rycerz Roland jest bohaterem średniowiecznego poematu epickiego o walkach Karola Wielkiego z Saracenami. Nieznany autor wyraźnie kreuje go jako wzór do naśladowania. Podkreśla jego radość, gdy dochodzi do konfrontacji z wrogiem, ponieważ będzie mógł wykazać się odwagą i zdobyć sławę. Rolanda nie interesuje fakt liczebnej przewagi Saracenów. Nie bierze też pod uwagę możliwości wezwania pomocy. Uważa to za tchórzostwo, obawia się, że takie zachowanie mogłoby zhańbić jego imię i cały ród. Jest pewny swego męstwa i ufa w zwycięstwo. Decyduje się, by zatrąbić w róg, dopiero gdy widzi poległych towarzyszy. Żałuje ich, płacze nad nimi, pragnie, by król ich pomścił. Umierając myśli o ojczyźnie i szuka miejsca na godną śmierć. W scenie śmierci wyraźnie widać, jak autor poetyzuje rzeczywistość. Jest to zabieg służący heroizacji bohatera. Roland żegna się ze swym mieczem, oddaje się w lenno Bogu, układa się twarzą do Hiszpanii, prosi Boga o wybaczenie grzechów. Po śmierci aniołowie zanoszą jego duszę do raju. Autor podkreśla takie cechy Rolanda. jak szaleńcza odwaga, połączona z bezwzględnością i okrucieństwem. Bohater walczy też sam ze sobą, z własną słabością, myśli o przyjaciołach, współczuje im. Jest patriotą. oddanym królowi lennikiem i rycerzem chrześcijańskim- umierając myśli n Bogu, modli się. W systemie wartości Rolanda pierwsze miejsce zajmują Bóg i władca, jako boży namiestnik, a dalej- ojczyzna i rycerski honor. Roland jest pewny tego jak ma postąpić. Nie przeżywa dylematów moralnych - zabija wrogów bez litości, przekonany, że zasługuje sobie tym na zbawienie wieczne. Walkę z poganami uważa za swoją powinność. Staje twarzą w twarz z nieprzyjacielem. Wzywanie pomocy, schronienie się. jakikolwiek podstęp byłyby niezgodne z jego poczuciem honoru. Poległych przyjaciół opłakuje po czasie i nie znaczy to, iż żałuje podjętej decyzji - po raz drugi podjąłby taką samą. bo taka była powinność rycerza.
Konrad Wallenrod, bohater powieści poetyckiej A. Mickiewicza, też jest chrześcijańskim rycerzem średniowiecznym, a więc powinien wyznawać zasady kodeksu rycerskiego i postępować jak Roland według nich. Utwór jednak powstał w XIX w., w zmienionej sytuacji historycznej i miał spełnić inną funkcję. Konrad walczy jak lew z Maurami w Hiszpanii, odznacza się męstwem, wyróżnia się też na turniejach, za co został wybrany wielkim mistrzem Zakonu Krzyżackiego. Ale jest też Litwinem, członkiem niewielkiego narodu, który nie ma żadnych szans w otwartej walce z Krzyżakami. Chcąc ratować zagrożoną ojczyznę, Konrad poświęca własne szczęście, miłość żonyi wybiera „metodę lisa" - podstęp i zdradę niegodne rycerza. Bardzo cierpi, przeżywa rozterki moralne, wie, że wybrany sposób rozprawy z Zakonem jest ..strasznym", ale ..jedynym, skutecznym, niestety". Wyrzekł się wszystkiego, co było dla niego drogie, na ołtarzu ojczyzny złożył miłość, rodzinę, bliskich, życie, wyrzekł się także siebie, swojego imienia, honoru. Cały czas dręczy go przekonanie, iż postępuje niemoralnie, niegodnie. Przybiera bowiem cudze nazwisko, pod postacią niemieckiego rycerza przybywa do Malborka, wkrada się w łaski zakonników, zostaje wielkim mistrzem, by zniszczyć Zakon. Nie powoduje nim chęć zemsty, lecz obowiązki wobec ojczyzny. Problem moralny Konrada zasygnalizował już poeta w motcie, zaczerpniętym z Księcia N. Machiavellego, który głosi, że trzeba być ..lisem i lwem". Sformułowanie to symbolizuje dwoistość duszy bohatera, który jest odważnym rycerzem, zwycięzcą bitew i turniejów, a musi przyjąć postawę lisa - zdrajcy, co godzi w jego dumę i rycerski honor. Punktem kulminacyjnym wewnętrznego dramatu Konrada jest uczta, w czasie której wajdelota Halban przypomina mu jego dzieje i kończy słowami: ..Biada, biada, jeżeli dotąd nie spełnił przysięgi;” Konrad upija się z rozpaczy, czym gorszy zakonników i śpiewa balladę, która zawiera aluzję do jego zamiarów. Gdy toczyła się wojna, prowadzona celowo przez Konrada tak, by Krzyżacy zostali pokonani, wyniszczeni przez zimno i głód, nie czuł on satysfakcji. Wypełniając swą misję cierpiał, dręczyło go sumienie. W duszy jego ścierały się: duma z wykonanego zadania i wstręt wobec sposobów, jakimi musiał się posłużyć: ..Przez sto lat Zakon ran swych nie wygoi (...) Straszniejszej zemsty nie wymyśli piekło.
Ja więcej nie chcę, wszak jestem człowiekiem! (...)
Już dosyć zemsty - i Niemcy są ludzie". Dlatego sukces, jakim było pokonanie Zakonu, jest jednocześnie klęską osobistą Konrada. Nie spełnią się marzenia o spokojnym życiu z Aldoną, z dala od ludzi. Aldona nie opuści wieży, a Konrad skazany przez tajemny trybunat, popełni samobójstwo. Dylematy Konrada stały się problemami kilku pokoleń spiskowców, konspiratorów, szpiegów, agentów. Właśnie dlatego Konrad Wallenrod jest dziełem wyjątkowym. Nie jest to apoteoza zdrady, ponieważ poeta przedstawia tragedię, jaką jest zdrada powodowana koniecznością. Dokonanie zemsty, nienawiść, będąca motywem działania, pustoszą duszę, wypalają wnętrze człowieka i dlatego Konrad ostatecznie jest przegrany i budzi współczucie. Poeta pokazał, jak trudno jest być wiernym pięknym zasadom. Konrad budzi podziw, ale jednocześnie wątpliwości. Czy szlachetna intencja usprawiedliwia niegodne metody? Postać Konrada wydaje mi się ciekawsza, nie jest taka szablonowa jak postać Rolanda. Kreacje tych bohaterów wynikają z potrzeb literatury okresu średniowiecza i romantyzmu. Nam, współczesnym, chyba bliższa jest postać Konrada i jego dylematy moralne. Współczujemy mu, rozumiemy go i podziwiamy. Roland jest postacią zbyt jednoznaczną i prostolinijną. Dylematy moralne, problemy i rozterki wewnętrzne, choć zupełnie innego rodzaju, przeżywa też dr Tomasz Judym, bohater Ludzi bezdomnych S. Żeromskiego. Żeromski tak konstruuje postać bohatera, że trudno go jednoznacznie ocenić. Pisarz przedstawia go w działaniu, prezentuje jego myśli. Poznajemy całą złożoność psychiki bohatera, jego rozterki i wahania. Jego postawa także budzi w nas wiele wątpliwości. Jest inteligentem, lekarzem a więc spadkobiercą idei romantycznych i pozytywistycznych. Jako romantyk nie może zgodzić się na zło świata, nie może być szczęśliwy, kiedy wokół tyle jest nieszczęścia. Podejmuje więc samotną walkę, poświęcając się jej całkowicie, bez reszty, spalając się w działaniu, które przynosi niewielkie rezultaty. To piękne i szlachetne, racja moralna jest po jego stronie, ale od dziesięcioleci już wiadomo, iż bohaterowie romantyczni są skazani na klęskę. Czyżby Judym nie znal losu Konradów?
Judym ma też drugie oblicze to lekarz, czciciel nauki, higieny, postępu. Chce przede wszystkim zlikwidować nędzę jako źródło chorób. Szerzy higienę, walczy o poprawę warunków pracy. To jest właśnie wprowadzana w życie praca u podstaw, żmudna, powolna, codzienna działalność. Sposoby jednak, jakie Judym stosuje, realizując to zadanie, muszą budzić zastrzeżenia. Zwraca się do lekarzy warszawskich z propozycjami współpracy, zawartymi w referacie Kilka uwag w sprawie higieny”. Prezentowany w nim program jest raczej utopijny, mógłby być punktem wyjścia do dyskusji, ale Judym sformułował go w postaci kategorycznych żądań. Widać, że nie jest dobrym psychologiem, w ten sposób nie mógł zdobyć przychylności starszych kolegów. Taki program mógłby być realizowany stopniowo, powoli, zbiorowym wysiłkiem. Judym jednak nie jest dyplomatą, nie umie iść na kompromisy, zjednywać ludzi dla swoich racji. Zostaje sam. Przyczyny jego porażki tkwią między innymi, w jego bezkompromisowym charakterze. Inna sprawa, że idee pozytywistyczne spotykają się z niewielkim oddźwiękiem wśród lekarzy, którzy choćby z racji swej profesji powinni być społecznikami. Po warszawskich niepowodzeniach Judym działa dalej w Cisach. Nie poddał się, nie zrezygnował - to dobrze. Nie wyciągnął również wniosków. Działa sam, nie szuka zwolenników, przyjaciół. Nadal bezkompromisowy, popadł w konflikt z dyrekcją uzdrowiska i stracił pracę. Tu wyraźnie widać wszystkie błędy Judyma. Nie umiał wykorzystać dobrej woli innych ludzi, nie zdobył się na ustępstwa, pozwalające realizować zamiary, może wolniej, ale realizować. Odchodząc z Cisów zmarnował to, co tam zrobił, bo przecież nikt po nim nie poprowadzi szpitala i nie będzie leczył chłopów. Judym nie potrafi zadowolić się małą, ale przynoszącą efekty działalnością, chciał od razu zmienić cały świat - to też było źródło jego klęsk. W Cisach ujawniły się jeszcze inne cechy osobowości Judyma. Jest on wrażliwym, inteligentnym człowiekiem o bogatym wnętrzu. Pobyt w uzdrowisku uzmysłowił mu, że jest czuły na piękno i uroki życia. Pochłania go życie towarzyskie uzdrowiska i domu pani Niewadzkiej. Spostrzega, iż podoba się kobietom, doznaje odwzajemnionej miłości. Narasta w nim przekonanie, że bardzo łatwo mógłby pokochać taki styl życia. Czuje, że musi dokonać wyboru. Po zapoznaniu się z sytuacją w Zagłębiu, gdzie ma pracować po opuszczeniu Cisów, podejmuje dramatyczną decyzję. Uświadamia sobie, iż służąc idei, nie może być z nikim związany, nie może mieć domu, rodziny. „Nie mogę mieć ani ojca. ani matki, ani żony. ani jednej rzeczy. którą bym przycisną do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę wyrzec się szczęścia. Muszę być sam jeden. Żeby obok mnie nikt nie był, nikt mnie nie trzymał".
Ta deklaracja ideowa Judyma, podkreślona symbolem rozdartej sosny, oznacza rozterkę wewnętrzną bohatera, który kocha Joasię, pragnie szczęścia przy jej boku, ale zrywa z nią, ponieważ nie chce dzielić swego życia, musi poświęcić się idei. Ta decyzja budzi zawsze najwięcej dyskusji. Czy nie mogliby działać razem? Czy nie można dzielić życia między rodzinę i pracę dla innych? Pewnie można, ale Judym podjął inną decyzję, należy ją cenić, i szanować. Najgorsze, iż postanowił pracować sam. Skazał się tym samym na klęskę. Ocenianie Judyma nie jest łatwe. Jego postać jest mieszaniną pięknych intencji i zamiarów z samotnym, nieudolnym, nieefektywnym działaniem. Jest bohaterem tragicznym, skazanym na niepowodzenie. Szkoda go, ponieważ mało jest tak wrażliwych ludzi, więc jeśli się zdarzą, trzeba by działali wspólnie i należy im pomóc. Tragedia Judyma to także tragedia społeczeństwa, które nie umie dostrzec podobnych ludzi i spożytkować ich zapału. Judyma niszczy obojętność innych, bezduszność, egoizm, wygodnictwo. Jakże inną, choć równocześnie podobną postacią jest dr Rieux, bohater Dżumy A. Camusa. Też jest lekarzem bardzo poważnie traktującym swoje obowiązki, ale zupełnie inne są motywy jego działania. Niewiele wiemy o jego życiu do momentu ataku dżumy, ale na pewno był rzetelnym, odpowiedzialnym lekarzem, o czym świadczy szacunek współobywateli. Doktora, tak jak i innych bohaterów powieści, poddaje Camus próbie, sprawdza jego reakcje w sytuacji zagrożenia. Tuż przed zamknięciem brom miasta doktor wysłał chorą żonę do sanatorium, tęskni za nią, niepokoi się, ale to nie przeszkadza mu w wypełnianiu obowiązków. Dom prowadzi mu matka, mądra, dobra, łagodna, rozumiejąca wszystko bez słów. Jest dla doktora oparciem we wszystkich trudnych chwilach. Żona i matka to bardzo drogie i kochane przez doktora osoby. Jest to dowód,
iż rodzina nie musi stanowić przeszkody w działaniu na rzecz innych ludzi. Dżuma dostarczyła doktorowi wielu trosk i pracy. To on pierwszy dostrzegł niebezpieczeństwo grożące miastu, ostrzegł merostwo, skłonił władze i innych lekarzy do koniecznych działań. Rieux wie. co chce osiągnąć, ma skrystalizowane poglądy, nie ulega naciskom, niełatwo go skłonić do kompromisów. Można to, zauważyć obserwując jego pierwsze działania, gdy rozpoczęła się dżuma. Dowód swej postawy dał już w rozmowie z Rambertem, gdy odmówił mu udzielenia wywiadu, bo dziennikarz nie był w stanie zapewnić go, że napisze całą prawdę o warunkach życia Arabów. Uzasadnił swą decyzję słowami, że jest człowiekiem zmęczonym światem, który czuje jednak sympatię dla bliźnich i ze swej strony jest zdecydowany nie przystać na niesprawiedliwość i ustępstwa ". Tak doktor Rieux postępował także w obliczu dżumy. Gdy już był pewien, że to dżuma, poczuł lęk. Przeciwnik był potężny - świadczyły o tym miliony zmarłych na skutek zarazy na przestrzeni wieków. Wyobraźnia podsuwała mu obrazy przyszłości, która czeka miasto. Nie uległ panice, otrząsnął się ze złych myśli i stwierdził: ..Najważniejsze to dobrze wykonywać swój zawód". Odtąd doktor Bernard Rieux, jeśli trzeba, pracuje po 20 godzin na dobę, odwiedza chorych, przecina wrzody, zarządza odwiezienie do szpitala, walczy z rodziną, która nie chce rozstać się z bliskim. Zmagać się też musi z władzami miasta, brakiem leków i własną słabością. Czuje się bezsilny, gorączka zabiera coraz więcej chorych, może tylko starać się ulżyć ich cierpieniom, ale nie może ich wyleczyć. Mimo to nie zaprzestaje walki, poczucie obowiązku nakazuje mu trwać, nie poddawać się, mimo świadomości klęski. Przy swej sile, odporności, stanowczości doktor doskonale rozumie postawy innych ludzi. Współczuje dziennikarzowi, rozumie go, gdy ten chce opuścić miasto, życzy mu szczęścia, choć nie może mu pomóc. Nie potępia ks. Paneloux za jego kazania, stwierdzając, iż jest on lepszy niż jego przemowa, rozumie bowiem, że ksiądz jest przede wszystkim teoretykiem i niewiele miał do czynienia ze śmiercią. W zasadniczej rozmowie z Tarrou na pytanie, dlaczego wykazuje tyle poświęcenia, jeśli nie wierzy w Boga, doktor odpowiada,
że gdyby wierzył, ..przestałby leczyć ludzi, zostawiając Bogu tę troskę". Następnie dodaje, że czuje się bliski prawdy, ..skoro walczy przeciw światu takiemu jaki jest ".
Jego postawa jest wyrazem niezgody, buntu i walki z wszelkimi przejawami zła w świecie. Traktuje to jako swą ludzką powinność i obronę godności człowieczej. Ma świadomość klęski, ale nie poddaje się, bo wie, że taka postawa jest najbardziej właściwa w walce przeciwko panującemu na świecie złu. Nazywa to po prostu uczciwością. Nie jest automatem wykonującym obowiązki. Jest wrażliwy, nigdy nie przyzwyczaił się do śmierci, najgorszym przeżyciem są dla niego wizyty w domach chorych. Spory z rodzinami, które nie chcą oddać bliskich do szpitala. Nie może patrzeć na śmierć niewinnego dziecka, którego nie wyleczyło podane serum. Krzyczy wtedy do ojca Paneloux: „nigdy nie będę kochał tego świata, gdzie dzieci są torturowane”. Po chwilowym wybuchu doszedł jednak do wniosku. że może się porozumieć z księdzem. bo przecież obaj chcą tego samego - zbawienia człowieka. Działania doktora wypływają z miłości do ludzi, z poczucia solidarności
z cierpiącymi. Mówi, że nie ma upodobania do świętości ani bohaterstwa: ,. Obchodzi mnie tylko. żeby być człowiekiem". Ponieważ jest ateistą. samotnie walczy ze światem i złem. Nie będąc świętym stara się być dobrym lekarzem. Gdy dżuma odchodzi, nie zaprzestaje pracy - lekarz zawsze ma co robić. Zresztą dżuma, wojna, zło nie odeszły, zawsze mogą wrócić i trzeba będzie znów z nimi walczyć.
Rieux zna swoje obowiązki jako lekarz i człowiek, ani na moment nie wątpi, że właśnie lak należy postępować. Bez względu : na rezultaty wykonuje swoją pracę. Skrystalizowany pogląd na świat i swoje w nim miejsce ułatwia mu podejmowanie wszystkich decyzji. W literaturze polskiej stworzono wspaniałe, godne podziwu i szacunku postacie literackie. Piękno tych sylwetek polega, według mnie. głownie na wrażliwości, współczuciu wobec ludzkiej krzywdy, na trosce o los narodu. Są to cnoty uniwersalne, potrzebne zawsze, warte rozbudzenia i podsycania w każdej epoce. Bez względu na to czy pisarz idealizuje bohatera, czy też kreuje go, aby ukazać problem, postać literacka czegoś nas uczy, daje do myślenia, zmusza do zastanowienia. Postać Rolanda jest świadomie heroizowana, bo miała być naśladowany. Konrad Wallenrod też powstał jako wzorzec konspiratora. Mickiewicz nie idealizuje go jednak, a przestrzega naśladowców przed rozterkami moralnymi, na jakie będą narażeni. Przeżywały je całe pokolenia konspiratorów. Współcześni czytelnicy podziwiają ciekawą kreację postaci i głębię psychologicznej analizy. Żeromski stworzył Judyma jako wzór inteligenta polskiego z początku XX w. i jednocześnie obdarzył skomplikowaną, pełną rozterek osobowością. Postać prowokuje do zastanowienia, jest więc ciekawą konstrukcją literacką, bez względu na to, czy zgadzamy się z Judymem czy nie. Dr Rieux jest niewątpliwie ideałem godnej postawy ludzkiej w sytuacji zagrożenia. Ta postać budzi we mnie największy szacunek. Świat nigdy nie był i nie będzie rajem, zawsze będzie coś do zrobienia i poprawienia, ludzie wrażliwi będą potrzebni zawsze. Wątpliwości budzą metody, sposoby działania przedstawionych wyżej bohaterów, zwłaszcza ich samotność i przez to nieskuteczność. Na błędach poprzedników należy się uczyć i wyciągać pozytywne wnioski. Pod tym względem są to też cenne kreacje. I wreszcie ostatnia sprawa: oby już nigdy nie trzeba było rezygnować ze wszystkiego, poświęcać się całkowicie i bez reszty. Człowiek pragnie szczęścia i ma do niego prawo. Można pracować dla kraju, dla dobra innych i znaleźć czas i sposoby, by być szczęśliwym. Człowiek szczęśliwy i zadowolony z życia, ma więcej energii, chęci do działania. Pełnia człowieczeństwa to rozmaitość przeżyć, doznań, zainteresowań . Można przecież pogodzić różne sprawy, znajdować szczęście w pracy i w działaniu, dopełniać je przeżyciami osobistymi. Godzić różne zainteresowania i zajęcia. Radość i szczęście nie muszą być egoistyczne, nie muszą przytępiać wrażliwości.