KOLTLETY Z SELERA
Seler obieramy i kroimy w plastry powiedzmy dwucentymetrowe. Zagrzewamy mleko z duuuużą ilością rosołków albo vegety. Oczywiście bez przesady, to ma być słone, ale zjadliwe, to mleko. Wkładamy plastry selera i gotujemy aż będą w miarę miękkie. Odstawiamy i pozwalamy temu wystygnąć w spokoju, nie wyjmując selera z mleka.
Zimne plastry wyciągamy i nie odciekając zbytnio, obtaczamy w mące, jajku i bułce tartej i smażymy na oleju.
Słowo dają, jak nie znosiłam selerów, tak tych kotletów jestem fanką.
Kotlety zeżarte, ale wszak pozostało nam słone, rosołkowe mleko. Nie będziemy go wylewać, co to, to nie. Nie jesteśmy rozrzutni.
Dolewamy do mleka wody i gotujemy w tym kawałki kalafiora, osobno robimy beszamel i łączymy wszystko razem, osiągając doskonały kalafiorowy sos do makaronu albo ryżu. Brokuł też jest dobry, a może nawet lepszy...