AMATORZY PIEKŁA
Gdy już prawie nikt nie mówi o sądzie ostatecznym, bo komu, jak komu, ale Panu Bogu też nie wolno oceniać i osądzać (według dyrektyw pop-psychologii). No i sprawę istnienia piekła też anulowano, bo Pan Bóg musi być miłosierny bezwarunkowo. - To wszyscy idą do nieba, jak im się ponoć należy… Ale czy wszyscy chcą?
*
Według pewnej legendy spod Góry Ślęży, kiedyś w poranek Wielkanocny, pewien młody mnich, po kościelnych ceremoniach, zapragnął wyjść na górę, by poczuć bliżej wiosenne niebo, wiatr, słońce i Boga. Dróżkę znał na pamięć, ale tym razem jakoś ją zgubił i zaczął błądzić po lesie wśród skał. Znużył się tym bardzo i kiedy przysiadł, ujrzał między kolczastymi krzewami coś, jak wejście do groty. Przecisnął się do środka i odkrył loch jakiś. Coś mu nakazywało iść nim w głąb. Poszedł więc prawie po omacku. Nagle ujrzał trzy postacie skulone przy ledwie tlącym się ogniu - zarośnięte, niechlujne, ślepe prawie… Pozdrowił ich: „Pokój wam!”. Skurczyli się, a jeden odmruknął: „Tu nie ma pokoju.” Mnich jednak zawołał głośniej: „Pokój wam w imię Jezusa Chrystusa!” Trzy postacie jak zjawy zaczęły trząść się, wyginać, stękać, ale bez odpowiedzi. Mnich zapytał: „Kto jesteście?” - „Sami siebie nie znamy”- odmruknął jeden. - „To co tu robicie” - pytał mnich dalej. - „Na sąd Boży kazano czekać.” - odrzekł największy z nich. - „To pewnie wiele wina macie?” - zagadnął mnich i wtedy płomień ogniska buchnął mocno i na ścianie jaskini, jak w teatrze zaczęli się jawić zabici przez nich, męczeni, gwałceni najokrutniej. Mnich stał wstrząśnięty. - „I to są zbrodnie wasze?” - spytał, a tamci: „Takie było prawo wojny, pięści i nienawiści.” Mnich pojąć nie mógł. - „I krew ich wszystkich macie na rękach? A oni do nieba o karę dla was wołają?” - pytał ich sumień. Skinęli tylko kudłatymi łbami. Mnich wielu już rozgrzeszył, więc i tych z trudem też mógłby, więc spytał: „A czy wobec tych strasznych zbrodni czujecie żal i skruchę?” Popatrzyli na siebie i na niego: „Nie znamy takich słów” - rzekli razem i nawet wybełkotać ich nie potrafili. A ich twarze zaczęła wykrzywiać wściekłość. Mnich jeszcze raz spróbował: „Wielkanoc dziś - rzekł - zbawić może was łza żalu i choć jeden dobry czyn pokuty.” I znów buchnął ogień ukazując ich zbrodnie tak, iż wycie ofiar rozległo się przeraźliwym echem. Zbójcy zasłaniali się przed ogniem, który zaczął ich dosięgać. Wtedy mnich jeszcze raz łagodniej spytał: „A może macie jakieś jedno życzenie, które mógłbym zanieść przed ołtarz Pana?” Spojrzeli na niego wrogo i teraz już wyraźnie i wrzaskliwie wysłowili życzenia: „Abyś nas tu przestał już męczyć tą nie naszą mową!”; „Abyś zostawił nas samym sobie!”; „Abyś się wyniósł stąd precz!” Ich wrzask upodobnił ich do wściekłych zwierząt, gdy przekrzykiwali się „Precz! Precz! Precz!” Mnich wycofał się i wracał myśląc, że są ludzi tak w złu zapamiętali, że każde przebaczenie odrzucą, bo poprosić o nie nawet nie przejdzie im przez głowę i zapiekłe serce. Takim do piekła zawsze bliżej, bo noszą je już w sobie.
*
Tajemnica ludzkiej nieprawości obala zbyt optymistyczny wizje pięknoduchów o wędrowaniu hurtem do nieba także tych, którym tam nie po drodze.