Antoni Libera:
Urodził się w 1949 roku, ukończył studia na Uniwersytecie Warszawskim, po czym doktoryzował się w Polskiej Akademii Nauk. Od lat zajmuje się twórczością Samuela Becketta, tłumacząc ją na język polski i wystawiając w teatrze.
Madame, debiut powieściowy Libery uznano zgodnie za wielkie wydarzenie literackie. Książka znalazła się na listach bestsellerów; została nominowana do największej polskiej nagrody literackiej (Nike'99) i uhonorowana prestiżową nagrodą im. Andrzeja Kijowskiego. Zainteresowanie powieścią przekroczyło niebawem granice Polski. Książkę wydano dotychczas w USA, Niemczech i na Węgrzech; inne przekłady - m. in. na włoski, hiszpański, szwedzki, norweski i grecki - są w toku. Interesują się nią agencje filmowe w Hollywood. Jej sukces porównuje się z karierą Imienia róży Umberta Eco.
Skrót z książki:
Głównym bohaterem jest prawie osiemnastoletni uczeń jednego z warszawskich liceów. Bystry, inteligentny, oczytany, ma aspiracje artystyczne - próbuje swoich sił zarówno na polu muzycznym, jak i teatralnym. Rozmaite przypadki nie pomagają jednak chłopakowi w wejściu do świata twórców - wystarczy wspomnieć o przezabawnej sytuacji wykonania hitu Raya Charlesa "Hit the Road Jack". Stopniowo godzi się on z niepowodzeniami, wkładając sporo wysiłku w naukę języka francuskiego.
Nudną perspektywę spędzenia klasy maturalnej wyłącznie w książkach przerywa tytułowa Madame. Jest nową dyrektorką szkoły, do której uczęszcza nasz bohater. Mało tego, staje się jego nauczycielką, notabene francuskiego właśnie. Początkowo postać młodej kobiety z klasą, niedostępnej zarówno z racji swej urody jak i piastującego przez nią stanowiska, onieśmiela licealistę. Stopniowo Madame zaczyna go fascynować, co po kilku tygodniach przeradza się w stan permanentnego zakochania. Chłopak postanawia dotrzeć do tego, jaką osobą naprawdę jest dyrektorka, chce zedrzeć z niej otoczkę formalistki. Gra, która wydaje się być tylko fantazją zauroczonego szczeniaka coraz to bardziej jednak przybiera cechy zabawy w kotka i myszkę, za przyzwoleniem tytułowej bohaterki...
"Madame" czytamy z perspektywy nastolatka, mamy dostęp do jego myśli, marzeń, następnych kroków w całej, niejednoznacznej, sytuacji. A autor (i przez to jego bohater) ma niebywały dar ubierania świata w słowa. Nawet to, co obiektywnie powinno być po prostu głupotą- choćby sam pomysł rozkochania Madame w swojej erudycji (którą chłopak niewątpliwie posiada)- nabiera sensu. Bo nawet jeżeli nie jako "sposób na kobietę", dana sytuacja staje się intelektualną grą z intuicją, flirtem emocji oraz ciętego języka, czymś nie słodko - gorzkim, lecz pikantno - słodkim. Dlatego rację miał Stanisław Barańczak, pisząc o książce w przedmowie do amerykańskiego wydania: "Można ją czytać jako thriller, fascynującą historię miłosną, a także jako komiczną powieść polityczną i społeczną satyrę." Ostatni aspekt wypowiedzi Barańczaka rzeczywiście znajduje swoje potwierdzenie w powieści. Cała akcja rozgrywa się w końcu lat sześćdziesiątych, postscriptum do niej pochodzi z osiemdziesiątego trzeciego roku. Komunistyczne tło ówczesnej rzeczywistości zostało umiejętnie wplecione w tok narracji. Paradoksy tamtego świata stają się pretekstem do wyśmiewania co bardziej rażących sytuacji, w których - mimo, iż bywały groźne i niebezpieczne - znajdowało się miejsce na zabawę, uczucia, jakiekolwiek plany i wyższe idee.
Antoni Libera napisał "Madame" mając trzydzieści cztery lata. Nie do końca wiadomo, w jakim stopniu to powieść autobiograficzna, postscriptum zamiast pomagać, utrudnia tylko jednoznaczną odpowiedź. Po stylistyce, którą trudno porównać do czegokolwiek innego (co chyba jest komplementem samym w sobie), widać, że autor już wtedy był pisarzem dojrzałym. W "Madame" Libera stworzył jednoosobowy, wewnętrzny świat młodzieńca, znakomicie przekazując to, co przekazać po prostu chciał. Bawi czytelnika i wodzi go na pokuszenie, każąc niecierpliwie czekać na "Godota i jego cień". Serdecznie polecam.
Kwestia PRLu (fragment wywiadu):
- O "Madame" napisano dużo, nie tylko zresztą w Polsce. Jak Pan ocenia percepcje swojej książki?
- Jest percepcja czytelnicza i recenzencka. Czytelnicza podzieliłbym, w moim wypadku, na trzy typy. Istnieje grupa odbiorców, którzy czytają książkę dla czystej rozrywki. Chłoną fabule, śledzą romans, i to im wystarcza. Odbiorce drugiego typu oprócz fabuły interesuje tło historyczne, czyli wszystkie te rozbudowane dygresje społeczno-polityczne, obraz Peerelu, osad tej rzeczywistości itp. I wreszcie trzeci typ czytelnika, być możne najrzadszy, to taki, który widzi w tym wszystkim jeszcze pewna grę: intelektualna, literacka, estetyczna. Zdaje sobie sprawę, ze ma do czynienia z ironia, zabiegami parodystycznymi. Zauważa muzyczność tego tekstu, te wszystkie "echa", "repryzy", nawroty motywów i fraz, i od pewnego momentu zaczyna śledzić to na równi z fabula i znajduje w tym dodatkowy walor. Zabawa detektywistyczna na poziomie świata przedstawionego przeradza się w zabawę z samym tekstem. Dla mnie jako piszącego to było bardzo istotne.
Recenzentów podzieliłbym z kolei na dwie grupy. Jedni podeszli do książki z aprobata, podkreślając, ze oto pojawiła się wreszcie powieść, która ma wyrazistych bohaterów, trzyma w napięciu, mówi o czymś w miarę ważnym i odnosi się do rzeczywistości peerelowskiej, o co przecież dopominano się przez długi czas, i jest próba rozliczenia się z historia najnowsza. Recenzji w tym duchu było sporo, bardziej lub mniej celnych, ale idących generalnie w tym samym kierunku. Druga opcja była książce niechętna. Podnoszono w niej głownie aspekt polityczno-rozliczeniowy i uznawano, ze jest ona tendencyjna, upraszczająca obraz Peerelu (który podobno był niezwykle skomplikowany), a nawet świadomie pisana "pod prawice".
mitotwórcza rola literatury (również z wywiadu):
- Mitotwórcza rola literatury jest chyba jednym z ważniejszych tematów powieści...
- Tak. Tyle ze chodzi mi o coś bardziej pierwotnego niż literatura jako taka - o to, że człowiek w naturalny sposób, czy chce tego, czy nie, przetwarza życie w mit. Naprzód w mały, prywatny mit własnej pamięci, potem w większy - zawarty w opowieści, aż wreszcie w wielki mit historyczny czy religijny. Człowiek ma tendencje do uwznioślania rzeczywistości. Podkreślam, nie jest to jego celem. Tak po prostu się dzieje. A literatura jest najbardziej wysublimowana forma tego zjawiska. Weźmy mity greckie. Nim zostały spisane, przez długi czas żyły w przekazie ustnym. I kto wie, czy nie żyły wtedy prawdziwiej?
Bibliografia:
* Madame, Kraków: Znak, 1998.
* Błogosławieństwo Becketta i inne wyznania literackie, Warszawa: Sic!, 2004.
* Godot i jego cień, Kraków: Znak, 2009.