ZJADAJĄC SIEBIE
Tegoroczna Jazda to napad wielkiego głodu. Trzustka domaga się glukozy, a głowa domaga się ukojenia. Stan bezpośrednio przed przypomina głód narkotyczny, alkoholowy albo nikotynowy - głód każdego uzależnienia. Maria pamięta walkę ze sobą, roztrzęsione ręce i moment zwycięstwa głodu, kiedy się już płynie, nie myśląc, nie widząc, wkładając w siebie jedzenie bez smaku i bez przyjemności. Potem ciężar w żołądku i ulga, oczyszczenie, a jednocześnie pokuta nad białym kiblem, przy suszarce, włączonej po to, żeby nikt nie usłyszał.
Ostatnia jazda przytrafiła się Marii dokładnie jedenastego września. Tego jedenastego września. Maria oglądała zrujnowane wieże WTC w telewizji i do bólu wrzucała w siebie jedzenie. Zaczęło się od buraków z fetą, potem melon, a potem już poszło wszystko.
Bulimiczka nie musi być chuda. Dlatego ta choroba w odróżnieniu od anoreksji nie rzuca się w oczy. Jest wstydliwą tajemnicą, krępującym sekretem i działa w utajeniu, prowadząc często do ciężkich zmian w organizmie. Zaburzenia gospodarki elektrolitowej, odwodnienie, arytmia serca, czasem nagła, niespodziewana, wstydliwa śmierć. Bulimia zmienia psychikę. Mechanizm działający w czasie napadów głodu przenosi się na inne zachowania, pojawia się huśtawka nastrojów, zmęczenie, w końcu strach przed samą sobą i obsesyjna kontrola wagi.
Maria zdecydowała się iść do lekarza w środę, rok przed swoją ostatnią jazdą. To było nie do powtórzenia, jechała autobusem i śmiała się do ludzi, śmiała się zupełnie bez powodu, wypełniała ją nagła miłość do świata, euforia, gorączkowa radość, a pół godziny później siedziała już pod Pałacem Kultury i nie mogła się powstrzymać od głośnego spazmatycznego płaczu. Nie wiadomo, na ile charakter człowieka stanowi grunt do rozwinięcia się bulimii, a na ile bulimia zmienia sposób zachowania. Co jest pierwotne - chimeryczne, rozchwiane usposobienie, na gruncie którego rozwija się bulimia, czy odwrotnie - cykle obżarstwa i wymiotów wpływają na amplitudy nastroju.
Maria czuła się uwięziona. Zdała maturę, poznała i pożegnała pierwszego mężczyznę, dostała się na studia, zdolna, ambitna i rozbita wewnętrznie. Trudno było normalnie żyć, kiedy w każdej chwili mogła zacząć płakać, trudno było gdziekolwiek wyjść, a nawet zatrzymać się na dokończeniu jakiejkolwiek dłuższej czynności. Brak skupienia, gonitwa myśli i bezsenność. Psychiatra stwierdził, że to nie jest choroba. Na razie tylko rodzaj nerwicy, bo Maria zachowuje wobec siebie dystans i sama zdecydowała się przyjść. Dostała Targetol i białe koraliki na depresją, trzy razy dziennie pól tabletki. Zaczynała studia.
Bardzo trudno jest się przyznać do bulimii. Dentysta może ja rozpoznać po słabym, prawie przezroczystym szkliwie zębów. Na dłoniach pojawiają się czasem ślady ugryzień, bo nie takie proste jest, zwrócić wszystko, co się w siebie wrzuciło. Najlepiej rzyga się po mleku. Mleko z bułką. Kiedy w domu nie było już nic innego, Maria doładowywała właśnie mlekiem, żeby gładko poszło. Siedziała zwykle przy stole w pustej kuchni i pchała w siebie wszystko, co było w zasięgu, nie czując smaku, tylko upojenie, oszałamiające uczucie jak na karuzeli. Szybkie bicie serca, ekstaza, potem ból. Jadła tyle, żeby samo się z niej wylewało, potem biegła do kibla, włączała w suszarkę, żeby zagłuszyć muzykę swojego, odjazdu i pakowała rękę do gardła. Kiedyś próbowała jak starożytni Rzymianie: piórka, pędzelki - nie dało rady. Trzeba to robić brutalnie; nie ma, że boli, żarłaś, to teraz masz - powtarzała w myśli, liczyła do dziesięciu, przypominała sobie wszystkie momenty, kiedy czuła się grubsza i kiedy gruba była faktycznie.
To było krótko, w ósmej klasie. Przedtem i potem była zawsze lekko zaokrąglona. W tej ósmej klasie, w wieku, kiedy wszystkie motyle przemieniają się na chwilę w poczwarki, Maria przeszła przez swoje małe piekiełko. Spodnie za ciasne, chłopaki się śmieją, otoczenie ma cię za kujona, a ty od środka już jesteś kobietą, już chcesz się podobać, chcesz kochać i żeby ktoś potrzymał cię za rękę. Dlaczego nikt nie kochał? Dlatego, że w ósmej klasie nikt jeszcze nie kocha? Nie, dlatego, że Maria była brzydka. Tylko dlatego. Gdyby była ładna i szczupła, miałaby wszystko. Taki sposób myślenia na długo wdrukował jej się do głowy. W szkole średniej zaczęła się więc odchudzać. I odchudziła się. A potem oszalała na tym punkcie, aż w klasie maturalnej nie była w stanie przewidzieć, czy za pół godziny nie będzie tarzać się po ziemi w ataku spazmatycznego płaczu.
Kiedy wkładanie palców do gardła nie skutkuje, trzeba użyć innych metod. Maria nauczyła się kilku sposobów rzygania. Picie słonej wody na przykład. Wódka też dobra. Ale potem trzeba się spieszyć, bo możesz się naprawdę wstawić. Trzeba mieć wszystko w kiblu, zanim zacznie się kręcić w głowie. Jeśli nie uda się z tej strony, zostaje jeszcze przeczyszczenie. Też boli. Zastanawiasz się wtedy, czy masz jeszcze w środku jakieś jelita. Maria pamięta zwłaszcza korę kruszyny. Kiedy wszystko już było oddane, zaczęła nagle puchnąć, usta rozrosły się jak silikonowe, powieki spęczniały i czuła, że coś niedobrego dzieje się z gardłem. Okazało się, że to uczulenie na zioła przeczyszczające. Pół nocy w szpitalu. Rzygała często do pierwszej krwi. Na gardle robiły się czerwone bańki, które dziurawiła paznokciem i obserwowała ciemne krople w masie tego, co zjadła. Pamiętała mniej więcej od czego zaczynała. To było jak marker. Trzeba zacząć od czegoś w zdecydowanym kolorze, buraczki na przykład, a potem, kiedy znowu widzisz to przed sobą, to znak, że nadchodzi oczyszczenie. Kiedy rzygasz, myślisz o sobie jak o koszu na śmieci, pojemniku, pełnym wszystkiego najgorszego, a wyrzucając to z siebie, wyrzucasz za każdym razem całe poczucie winy. A potem postanawiasz, że to był ostatni raz. I za kilka dni od nowa.
Jeśli bulimia nie wejdzie w nawyk, jak u Marii, jeśli zachowa się dystans i świadomość choroby, można z niej wyjść. Maria mówi, że wyleczyła ją samodzielność i zmiana obrazków. Poszła na studia, a tutaj nikt nie pamiętał jej odchudzania, nikt nie pytał o jedzenie, nikt nie podejrzewał jej sylwetki o taką przeszłość. Teraz Maria jest prawie spokojna. Nie rzygała od ponad roku, nie ma już takich ciągot, powoli zaczyna wierzyć, że jedenasty września był ostatni. Kiedy myśli o sobie dawnej, pochylonej nad kiblem do pierwszej krwi, nie wie, komu dziękować - może psychiatrze, który powiedział, że to jeszcze nie choroba, a może samej sobie, bo tam tylko należy szukać siły. Bulimiczką jest się chyba jak alkoholikiem, przez całe życie, bo nie da się patrzeć na jedzenie zupełnie normalnie, pozostaje w głowie jakaś awaryjna kontrolka - uwaga kalorie i chodzi o to, żeby nad sobą panować, żeby mieć pasję i życie do przeżywania, a nie do odwlekania. Maria jest przykładem pozytywnym. Ale są też negatywne. Wiele dziewczyn wstydzi się przyznać do tego, co je przerasta. Czują się obce, odepchnięte, oddzielone od normalności przez drzwi łazienki. Nikt im nie pomoże, jeśli same nie wyjdą pomocy naprzeciw. Problem bulimii polega na tym, że nie jest rozpoznawalna. Anorektyczka, chodzący szkielet, budzi często niezdrowe zainteresowanie. Jej choroba rzuca się w oczy jak brak ręki czy nogi. A bulimia siedzi głęboko, nie prowadzi do skrajnych zmian charakterologicznych jak anoreksja, co zapewnia dziewczynie kontrolowanie tego, aby nikt nie dowiedział się o chorobie. Z drugiej strony wpędza w poczucie winy, a potem w poczucie szaleństwa. Bulimiczka zdaje sobie sprawę ze swojego stanu - zachowuje świadomość, umie zaklasyfikować swoje poczynania jako niezdrowe, co powoduje poczucie odcięcia, nienormalności, szaleństwa. To z jednej strony dobrze, a z drugiej źle.
Choroba nie zjada psychiki w sposób organiczny, nie powoduje zmian neurologicznych jak anoreksja, ale burzy ją w jej najlżejszej formie, burzy myśli, prowadzi do samotności, rozterek, poczucia obłędu albo wstrętu do samej siebie. Może się ciągnąć latami. Może wrócić w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy organizm będzie poddany napięciom i stresom. Może wrócić jako alkoholizm. Ale może też pozostać ponurym wspomnieniem, plamą w życiorysie, jak to z alkoholizmem bywa. Maria tak właśnie pamięta czas swojego liceum - nie pamięta imprez, ale napady po imprezach, łzy i ból - fizyczny i psychiczny, które sama sobie potem fundowała. I tym bardziej jest z siebie dumna.
Nie wiadomo do końca skąd się bierze bulimia, czy powoduje ją brak jakichś substancji w organizmie, brak miłości, niedowartościowanie, czy przerost ambicji. Psychologowie doszukują się jej związków z ogólną podatnością człowieka na nałogi. Obserwuje się skłonność bulimiczek do alkoholu, papierosów i narkotyków. Może więc jedzenie jest jednym ze sposobów zalania robaka, odcięcia się od życia, odurzenia się. Maria ma skłonność do odurzania się, tylko że teraz samo życie stało się tym, co daje jej poczucie jazdy na karuzeli, chociaż nie tak upojne, jak otwarta lodówka. Mimo wszystko ciągle za mało mówi się o bulimii. Media i lekarze, kładąc nacisk na wychudzone anorektyczki, zapomnieli jakby o ich normalniejszych - z pozoru - siostrach. Bulimia tymczasem, ze swoimi skrytymi objawami, może być jeszcze bardziej zgubna, po cichu prowadząc dziewczynę do kompletnego wyniszczenia organizmu i braku poczucia własnej wartości. Nie ma jednoznacznie stwierdzonych przyczyn bulimii. Psychologowie przyjmują, że na rozwój choroby składają się zarówno osobowość dziewczyny - skłonność do depresji, niska samoocena, zmienność nastrojów, impulsywność jak i czynniki środowiskowe, zwłaszcza kulturowe i rodzinne. Dziewczyna przekonana o swojej nieatrakcyjności na siłę stara się doprowadzić swoje ciało do - jej zdaniem - stanu idealnego, który jest zawsze obok, bo ideały mają to do siebie, że nie da się ich osiągnąć. Błędy wychowawcze także nie są obojętne. Bulimiczki są niekiedy córkami zbyt wymagających, ambitnych rodziców, częściej jednak czynnikiem stresogennym, prowadzącym do bulimii jest chwiejna atmosfera domowa - niepewność pochwały albo nagany, udzielanej dziecku przez rodziców często wskutek takiego samego zachowania. Rozchwianie wartości, brak reguł, niespodziewane reakcje ze strony najbliższych bardzo mocno rzutują na niestabilność charakteru dziewczyny. Potem dochodzą ambicje i pogoń za uznaniem, żądza prestiżu, chęć podobania się. Ale uznanie nie zostaje nigdy osiągnięte, jeśli nie osiągnie się go we własnych oczach. Stąd wieczna frustracja, z której może się wykluć bulimia. Nie ma w rozwoju choroby ewidentnych czynników biologicznych, jest dziedziczna tak jak o dziedziczności można mówić w przypadku depresji czy schizofrenii. Nie da się precyzyjnie wyznaczyć i oddzielić czynników zewnętrznych od wewnętrznych, indywidualnych predyspozycji danego człowieka.