WYBÓR GIANNY
BŁ. GIANNA BERETTA MOLLA
LISA FERGUSON
Gianna Beretta Molla miała trzy wyjścia. U progu trzeciego miesiąca ciąży wykryto u niej guza macicy, który zagrażał życiu jej samej i jej nie narodzonego dziecka. Lekarze poinformowali trzydziestoośmioletnią matkę trojga dzieci, że ma do wyboru trzy rozwiązania: 1) usunięcie całej macicy; 2) poddanie się terapeutycznej aborcji przy równoczesnym usunięciu guza, co dawało jej jeszcze nadzieję na ponowne macierzyństwo; oraz 3) usunięcie samego guza.
Będąc lekarzem, Gianna zdawała sobie sprawę, że dwie pierwsze opcje dają jej największą szansę całkowitego powrotu do zdrowia. Bardzo kochała życie - wizyty u przyjaciół, taniec, podróże, malarstwo, wędrówki po Alpach, bywanie w teatrze i na koncertach. Wszystkie te przyjemności były jednak niczym w porównaniu z jej miłością do męża, Pietra, i ich trzech „skarbów” - pięcioletniego Pierluigi, trzyipółletniej Marioliny i dwuletniej Lauretty. Czy miała prawo ryzykować życiem, wiedząc, że jeśli odejdzie, pozostawi męża bez żony, a trójkę dzieci bez matki?
Decyzja podjęta przez Giannę jest zdecydowanie najlepiej znanym faktem z jej życia. Nie sposób jednak w pełni zrozumieć ani jej heroicznego wyboru, ani powodów, które zadecydowały o jej beatyfikacji 24 kwietnia 1994 roku, nie znając całej jej historii.
„Wszystko dla Jezusa”
Gianna przyszła na świat 4 października 1922 roku, we wspomnienie św. Franciszka z Asyżu, na którego cześć nazwano ją Giovanna Francesca. Dorastała w Magencie, w północnych Włoszech, jako dziesiąte spośród trzynaściorga dzieci Alberta i Marii Beretta. Jej zamożni rodzice, oboje będący tercjarzami franciszkańskimi, dali dzieciom solidny fundament duchowy i zaszczepili im troskę o ubogich. Zabiegali również o rozwój intelektualny swych synów i córek, zachęcając ich do pogłębiania swoich zainteresowań.
Gianna nie wyróżniała się niczym szczególnym do czasu odprawienia wiosną 1938 roku ćwiczeń ignacjańskich. Podczas tych rekolekcji piętnastoletnia dziewczyna postanowiła uczynić „wszystko dla Jezusa”, modląc się: „Jezu, obiecuję zgodzić się na wszystko, co Ty mi przeznaczasz. Pomóż mi jedynie poznać Twoją wolę”.
Wkrótce Gianna zaangażowała się w służbę chrześcijańską jako członkini i liderka Towarzystwa św. Wincentego a Paulo oraz Akcji Katolickiej, której mottem było hasło: „Modlitwa, działanie, ofiara”. Wraz ze swoimi siostrami organizowała konferencje, pielgrzymki i inne akcje. To dzięki Giannie te tradycyjne ćwiczenia duchowne zostały urozmaicone poprzez spacery, wycieczki i wspólny śpiew.
W latach 1943-1948 Gianna prowadziła grupę studentów pomagających osobom starszym i potrzebującym. Wolontariusze zajmowali się gotowaniem, sprzątaniem, załatwianiem spraw na mieście - drobnymi aktami miłosierdzia, otwierającymi drogę dla ewangelizacji. „Nie wystarczy pięknie przemawiać - mawiała Gianna - musimy być żywymi świadkami wielkości i piękna chrześcijaństwa.”
To żywe świadectwo przeniosła Gianna także na swą działalność w ramach Chrześcijańskiej Partii Demokratycznej przed wyborami w 1948 roku - miała nadzieję, że po latach faszyzmu nastąpi wreszcie we Włoszech odnowa polityczna. „Musimy pracować na wszystkich możliwych polach działalności, w społeczeństwie, w rodzinie, w polityce” - mówiła. „I to pracować ciężko, gdyż wszystkie siły zła, ciemne i przerażające, są zjednoczone. Również siły dobra muszą się zjednoczyć, tak by utworzyć rodzaj tamy czy zapory, by powiedzieć: «tędy nie przejdziecie»”.
Święte posłannictwo
W październiku 1942 roku Gianna rozpoczęła studia medyczne w Mediolanie; w listopadzie 1949 roku otrzymała dyplom. Następnego roku rozpoczęła wraz z bratem Ferdynandem praktykę lekarską w wiosce Mesero, w pobliżu Magenty. Najbardziej interesowała ją pediatria i w lipcu 1952 roku uzyskała specjalizację z tej dziedziny.
Od początku Gianna traktowała swój zawód jako misję czy „święte posłannictwo”. Powtarzała często: „Dotykając ciała pacjenta, dotykamy Jezusa”. Jak zauważył Pietro Molla, była to dla niej „niemal sakramentalna rzeczywistość”. Dostrzegała nie tylko ciało, lecz całego człowieka. „Gianna starała się leczyć pacjentów z chorób, ale jednocześnie umacniała ich dusze.”
Spotykając się z kobietami, które chciały poddać się aborcji, Gianna z łagodną stanowczością nakłaniała je, by radośnie przyjęły dar życia. Pewnego razu zgłosiła się do niej pacjentka z „tajemniczym” krwawieniem, które okazało się skutkiem próby usunięcia ciąży. Choć sama myśl o aborcji wzbudzała w niej głęboką odrazę, przemówiła do pacjentki z miłością, tłumacząc jej powagę czynu, którego się dopuściła. Postępowała tak również wobec pacjentek, które dokonały już aborcji, doradzając im, by pojednały się z miłosiernym Bogiem. Niezależnie od podjętej przez nie decyzji, wiernie przestrzegała przyjętej zasady, by nikogo nie potępiać, ani nie odsuwać. Zaskarbiła tym sobie powszechną miłość i szacunek.
Misjonarka czy matka?
Ponieważ jej brat i siostra pełnili posługę medyczną na misjach, Gianna zastanawiała się, czy nie jest to również i jej powołaniem. Szczególnie pociągała ją praca wraz z bratem Albertem, który jako kapłan wyjechał na misje do odległego, nękanego biedą zakątka Brazylii. Pisała do niego, że rozpoczęła naukę portugalskiego. „Potem, jeśli Bóg zechce, przyjadę z radością.”
Po kilku latach modlitwy i radzenia się własnej rodziny oraz kierowników duchowych, Gianna, choć nie bez żalu, porzuciła myśl o misjach zagranicznych. Przechodząc do porządku dziennego nad swym rozczarowaniem, całym sercem zaangażowała się w swą misję wobec „ukochanych pacjentów” i ubogich. Zastanawiała się, czy plany Boże wobec niej obejmują małżeństwo i podczas pielgrzymki do Lourdes prosiła Matkę Bożą, aby „pomogła jej jasno zobaczyć swoje powołanie”. Kilka miesięcy później odpowiedź wyłoniła się z nieoczekiwaną jasnością - i radością.
W grudniu 1954 roku trzydziestodwuletnia Gianna uczestniczyła we Mszy prymicyjnej swojego przyjaciela. Na przyjęciu naprzeciwko niej siedział Pietro Molla. Starszy od niej o dziesięć lat Pietro był inżynierem i wicedyrektorem prężnie rozwijającej się fabryki zapałek i wyrobów plastikowych. Znali się już wcześniej z widzenia, ale dopiero to spotkanie wzbudziło w nich głęboką wzajemną sympatię. Już po kilku tygodniach oboje nabrali przekonania, że są dla siebie przeznaczeni.
Pod koniec lutego 1955 roku Gianna z radością przyjęła oświadczyny Pietra. „Pragnę cię uszczęśliwić - pisała - i stać się taką, jaką pragniesz: dobrą, wyrozumiałą, gotową na ofiary, jakich zażąda życie.” Młodzi ogłosili oficjalnie swoje zaręczyny w kwietniu, a pobrali się we wrześniu, podczas Mszy świętej celebrowanej przez brata Gianny, księdza Giuseppe.
Pochłonięty dotąd całkowicie pracą, Pietro odkrył, że ta „radosna i czuła kobieta” wnosi w jego życie nową jakość. „Także zapraszając mnie do towarzyszenia jej w liturgicznych i prywatnych aktach pobożności, ukazywała mi nowy wzór człowieczeństwa.” Wprowadzała w jego życie zbawienną równowagę, przypominając: „Praca pracą, ale potrzeba ci też odpoczynku. Są takie piękne koncerty. Wykupmy abonament”. Jak zaświadczył sam Pietro: „To ona nauczyła mnie naprawdę żyć. Przy Giannie odkryłem atmosferę pogodnej duchowości, radosnej wiary, że wszystko jest dobre i czyste, kiedy przeżywa się to czystym sercem.”
Trzy skarby i ofiara
Szybko pojawiły się dzieci: w listopadzie 1956 roku Pierluigi, niewiele ponad rok później Mariolina, a w lipcu 1959 roku Laura Enrica Maria. Gianna przyjmowała z radością narodziny swych „małych skarbów”, uszczęśliwiona powołaniem żony i matki. Ponieważ jednak czuła się również wezwana do służby pacjentom, nie zrezygnowała z praktyki lekarskiej. Choć Pietro niepokoił się od czasu do czasu jej napiętym programem dnia, lojalnie dotrzymywał umowy z czasów narzeczeństwa - Gianna będzie pracowała zawodowo, „dopóki będzie w stanie pogodzić to z obowiązkami żony oraz w przyszłości z obowiązkami matki”. Z pomocą służącej oraz przy aktywnym współudziale obydwu rodzin udawało jej się z powodzeniem łączyć karierę zawodową z życiem rodzinnym.
Po przejściu dwóch poronień Gianna odkryła, że znowu oczekuje dziecka. Jej radosnej akceptacji tego faktu nie umniejszyło prawie natychmiastowe wykrycie groźnego guza. Pomimo troski o męża i dzieci, pomimo iż w jej wypadku usunięcie macicy wraz z poczętym dzieckiem było dopuszczalne moralnie, dla Gianny istniał tylko jeden wybór: ratowanie nie narodzonego dziecka. Jak powiedział Pietro: „Wiedziała, jak bardzo potrzebna jest mnie i naszym dzieciom, ale wiedziała również, że jest absolutnie niezbędna temu najmniejszemu dziecku rozwijającemu się w jej łonie”.
We wrześniu 1961 roku Gianna poddała się udanej operacji usunięcia guza i powróciła do swoich obowiązków. Oczekując na termin porodu, gorliwie prosiła Boga o ocalenie życia. Jednocześnie jasno określała swoje stanowisko, mówiąc mężowi i rodzinie: „Tym razem będzie to trudny poród i być może da się uratować tylko jedno z nas - chcę, żeby ratowano dziecko”.
21 kwietnia 1962 roku w wyniku cesarskiego cięcia przyszła na świat Gianna Emanuela. Zaledwie kilka godzin po ujrzeniu swej maleńkiej imienniczki Gianna dostała silnych bólów i wysokiej gorączki. Wkrótce stało się jasne, że nieuchronnie zbliża się koniec. Pomimo przekonania o słuszności swojej decyzji i głębokiej wiary Gianna przeżywała ogromne poczucie straty. „Gdybyś wiedziała, co to znaczy umierać, pozostawiając czworo małych dzieci!” - zwierzała się siostrze.
Gianna Beretta Molla zmarła 28 kwietnia, po siedmiu dniach dotkliwych cierpień. Nie miała jeszcze czterdziestu lat.
„Nie miałem pojęcia…”
W 1972 roku otwarto proces informacyjny Gianny. Naturalnie w centrum uwagi znalazła się jej heroiczna ofiara. Nie zapominajmy jednak, że gotowość do jej podjęcia, a także radość i pokój, które towarzyszyły jej aż do końca, były owocem całego jej życia.
Styl życia Gianny prowokuje do refleksji nad naszym rozumieniem świętości. „Nie miałem pojęcia, że żyję ze świętą” - wyznał jej własny mąż. Rzeczywiście, wiele cech czyniących Giannę skutecznym i atrakcyjnym świadkiem wiary na pierwszy rzut oka zupełnie nie kojarzy się ze świętością: ciepły uśmiech, naturalny wdzięk, pogodne choć nieco skryte usposobienie, zaraźliwa wręcz radość życia, elegancja, a nawet zdolności kulinarne.
Świętość Gianny wyrażała się w miłości do Boga i głębokim życiu wewnętrznym, które przenikało wszystkie dziedziny jej życia. „Nie była typem mistyczki nieustannie wpatrzonej w niebo, dla której ziemia była przede wszystkim padołem łez” - wspominał Pietro Molla. „Gianna była kobietą doceniająca wszystkie wielkie i małe radości, których Bóg udziela nam już tu, na ziemi.” Żyła w świecie, nie będąc „ze świata” i realizując to, co papież Jan Paweł II nazywa „wysoką miarą zwyczajnego życia chrześcijańskiego”.
Jej pogoda ducha wypływała z głębokiej kontemplacji podtrzymywanej przez codzienną Mszę świętą, różaniec i dziesięciominutową medytację przed Najświętszym Sakramentem. Ceniła sobie sakrament pokuty, który wprowadzał w jej duszę „prawdziwy pokój”. Najogólniej mówiąc, starała się „żyć każdą chwilą, dziękując Bogu za wszystko, co w swojej dobroci zsyła nam każdego dnia”.
Ten niezachwiany fundament miłości i ufności w Bożą Opatrzność pozwolił Giannie bez wahania złożyć siebie i dziecko w Boże dłonie. Jak podsumowuje jedna z jej sióstr, świętość Gianny nie polegała jedynie na „wielkiej ofiarności aktu, który naznaczył jej ostatnie dni”, ale na tym, że „pełniła codziennie wolę Bożą, niezależnie od sytuacji, w której się znalazła. Jej gotowość do podjęcia tej ostatniej decyzji była naturalną konsekwencją lat życia w świętości.”
Dnia 24 kwietnia 1994 roku Jan Paweł II w czasie uroczystej Mszy świętej na placu św. Piotra w Rzymie ogłosił Giannę błogosławioną.