ROZDZIAŁ IV
Nowe początki
Przez następne dwa dni byliśmy całkowicie odcięci od reszty świata. Wykonałam tylko krótki telefon do rodziców, by poinformować ich, gdzie, a przede wszystkim z kim przebywałam i bez problemów mogłam spędzić ten weekend z Jacobem. Całym Jacobem. Każdy dotyk przeżywaliśmy na nowo, a łączące nas uczucia stały się o wiele mocniejsze. Wszystko zmieniło się na lepsze i byłam tak bezgranicznie szczęśliwa, że aż mnie to przerażało. Miałam w tej chwili tak wiele, nie tak jak w normalnym życiu, bo ono ma wzloty i upadki, prawda? Natomiast ja w tym momencie znajdowałam się bardzo wysoko i groził mi rychły powrót na ziemię. Czułam to. Coś pięknego nie może trwać wiecznie. To była podstawowa zasada mojego życia. Zbliżał się wielki upadek. Po prostu to wiedziałam.
Jacob wydawał mi się jeszcze cieplejszy niż zwykle. Może przez to, że spałam bardzo blisko niego, a może przez jego gorący oddech, którego słodka woń podczas pocałunków mieszała mi w głowie? Nasze relacje zmieniły się na zawsze, ale na szczęście w pozytywnym sensie. Mogły stać się już tylko lepsze. Od momentu, kiedy pocałowaliśmy się po raz pierwszy, nie rozstaliśmy się na dłużej niż kilka sekund. Uczucia, które łączyły nas wcześniej, były w tej chwili o wiele mocniejsze. Chciałam wykrzyczeć całemu światu, jak bardzo kocham Jacoba, że należy do mnie i zawsze go pragnęłam. On pewnie czuł to samo, tylko że jeszcze intensywniej.
- Jacob, myślę, że powinniśmy już wrócić do normalnego świata - powiedziałam, gdy leżeliśmy objęci na leżaku. Zbudowanie całej werandy w ogródku za naszym domem zajęło mu zaledwie cztery dni. Znajdowała się ona w pobliżu krawędzi klifu.
- Mm… A nie moglibyśmy zostać w naszym świecie jeszcze przez pewien czas? Jakieś parę dni? - szepnął w mój kark.
- Jake, czeka nas wspólna wieczność. Wieczność. Nic się nie zmieni, jeśli wrócimy do codziennych zajęć.
- Wiem… Może trochę za bardzo cieszę się tą sytuacją…
Westchnęłam, bo ja też byłabym bardzo zadowolona, jeśli mogłabym spędzić resztę swoich dni w jego ramionach…
- Jak myślisz, jak zareagują na to wszystko twoi rodzice? Czekaj… Powiedziałaś im już przez telefon? - spytał z ciekawością.
- Nie. Wspomniałam tylko, że spędzam czas z tobą, co nie jest niczym nadzwyczajnym. Pewnie nie będą mieli nic przeciwko, a nawet poczują ulgę, bo w końcu ciągle mnie na ten krok namawiali… Och, i wujek Emmett! Jego reakcja pobije wszystko…
- Mm… - mruknął i zbliżył swoje usta do moich, więc najwidoczniej w ogóle nie był zainteresowany podtrzymaniem tej rozmowy.
*
Kiedy któregoś innego dnia słońce ukazało się na horyzoncie, uczucie tęsknoty za swoją rodziną wzmogło się we mnie jeszcze bardziej. Tak właściwie to chciałam im też jak najszybciej przekazać dobre wieści, które zdecydowanie by ich uszczęśliwiły, więc zapolowaliśmy z Jacobem przed kolejnym świtem i udaliśmy się do mojego starego domu. „Starego domu”. Jak to dziwnie brzmiało. Zaczęłam się zastanawiać, co rodzice powiedzą, kiedy wyprowadzę się już stamtąd na dobre. Nie zmartwi ich raczej to, że zamieszkam z Jacobem, tylko po prostu będą za mną tęsknić. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie wiem, w jaki sposób przekazać im te wieści… Cóż, muszę pokazać nasz pierwszy pocałunek lub o nim opowiedzieć, bo w tym, że się z Jacobem obejmowaliśmy, nie było nic nadzwyczajnego.
Dotarliśmy na miejsce w bardzo krótkim czasie i weszliśmy do środka, trzymając się za ręce. Zaczęło się obiecująco.
- Mamo! Tato! Gdzie jesteście? - zawołałam, gdy znajdowaliśmy się na korytarzu.
- Nessie? Jesteśmy na zewnątrz! - odpowiedział Edward z pewnej odległości.
- No dalej, skarbie - odezwał się Jake, popychając mnie w kierunku tylnich drzwi.
Kiedy wyszliśmy na dwór, natychmiast podbiegłam do rodziców i każdemu z nich położyłam jedną dłoń na policzku, pokazując im swój pierwszy pocałunek z Jacobem.
- Och, Nessie, tak się cieszę! - Bella miała głos przepełniony najróżniejszymi emocjami. Podejrzewałam, że jeśli mogłaby płakać, łzy ciurkiem spływałyby po jej policzkach.
- To wspaniała wiadomość - dodał tata.
- Dzięki - powiedział Jake, uśmiechając się triumfalnie. - Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Takiego idealnego obrotu spraw. Zresztą, teraz wszystko jest idealne. - Cały czas na mnie patrzył. Podbiegłam do niego i krótko pocałowałam w usta.
Dobre wieści okazały się zaraźliwe, więc po chwili wyruszyliśmy podzielić się nimi z innymi. Pobiegliśmy w kierunku domu reszty Cullenów, ja z rodzicami, a Jacob zmienił się w wilka, bo chciał poinformować swoją sforę.
Obok białego, dużego budynku znaleźliśmy się dokładnie w tym samym czasie.
- Tęskniłem za tobą - powiedział Jake, idąc ku mnie już w ludzkiej postaci, w pełni ubrany. Zaśmiałam się cicho, bo jego też mi brakowało, chociaż rozstaliśmy się na zaledwie pięć minut. Czy to w ogóle jest możliwe? Nawet przez chwilę nie zawahałam się, że odpowiedź brzmi: tak.
Kiedy wchodziliśmy do środka, złapałam go za rękę.
- Co za miła niespodzianka - przywitała nas Esme.
- Nessie i Jacob mają wam coś do powiedzenia - wyrzuciła z siebie Bella.
- Cóż, skoro tak, to muszę zawołać pozostałych. - Lekko podniosła głos i jak skończyła mówić, u jej boku pojawili się Carlisle, Emmett, Jasper, Rosalie i Alice.
- O co chodzi? - zaszczebiotała Alice. Nie widziała w swoich wizjach ani mnie, ani wilkołaków, co oczywiście strasznie ją irytowało.
- Czyżbyś wreszcie zaliczył jakąś małą akcyjkę, Jake? - spytał Emmett z szerokim uśmiechem na twarzy, zanim zdążyłam choćby otworzyć usta. Wszyscy cicho zachichotali, ale kobiety szybko przywróciły się do porządku.
- No pewnie! - odparł Jacob i podniósł rękę, aby mogli przybić sobie piątkę. Każdy wybuchł gromkim śmiechem, a zwłaszcza mój wilkołak. Był w tej tak szczęśliwy, że nawet nie miałam siły się złościć albo denerwować.
- No cóż, skoro już wszyscy wiedzą, to… - zaczęłam, ale Em mi przerwał, zwracając się do Jacoba i uderzając dłonią w jego dłoń:
- Pewnie wolałbyś być teraz gdzie indziej, mam rację?
Emmett sypał aluzjami jak z rękawa, a na razie zademonstrował tylko część swoich możliwości… Jake zauważył moje zaniepokojenie i jego szeroki uśmiech nieco przygasł.
- To kiedy wesele? - zapytała Alice z entuzjazmem. Ona zawsze wyrywała się do organizowania wszelkiego typu imprez.
- Myślę, że na podjęcie takiej decyzji jest trochę za wcześnie… To znaczy, nasz związek dopiero się zaczął - odpowiedziałam nieco chaotycznie.
- Pewnego dnia, Alice, pewnego dnia - wtrącił się Jacob. Jego głos był stanowczy, więc najprawdopodobniej nie miał żadnych wątpliwości co do naszego przyszłego ślubu. Objął mnie w talii i spojrzał głęboko w oczy. - Prawda?
A jednak… Jak on w ogóle mógł jeszcze wątpić w to, że go kochałam?
- Oczywiście - potwierdziłam, może nieco za wolno, ale mówiłam prawdę. Pewnego dnia Jacob Black oficjalnie miał stać się mój. Na zawsze.