BAJKI
1. Dziwny sen.
Jestem Asia. Dzisiaj wyjątkowo poszłam spać bardzo wcześnie. Przyśnił mi się sen, na początku był bardzo nudy, ale później..........
Znalazłam się na środku polany. Było to normalne miejsce jak każde. Ale zachwyciło mnie to, że zwierzęta rozmawiają ze sobą i mogę dostać wszystko co chcę. Po chwili pojawił się mały skrzat.
Spytałam:
-Jak masz na imię?
- Mam na imię Bąbelek, ale wiem też jak Ty masz na imię... Asia prawda?
- Tak, a skąd znasz moje imię?
- To zostanie moją słodką tajemnicą.
Bąbelek oprowadził mnie po niezwykłej krainie. Po chwili zaczęłam rozmawiać ze zwierzętami. Z misiami rozmawiałam dlaczego zasypiają na zimę, a z fokami dlaczego nie chcą występować w cyrku. Bąbelek zaproponował mi pójście na obiad. Obiad składał się z ambrozji, miodu, lodów oraz czegoś na przekąskę - nie wiedziałam co to było, lecz tak czy tak mi to smakowało.
Po obiedzie poszliśmy się wykąpać w basenie. W basenie pływały z nami rekiny, wieloryby, delfiny oraz wiele innych stworzeń wodnych, których dotychczas nie znałam. Na początku bardzo się bałam - rekiny są przecież niebezpieczne, ale Bąbelek wytłumaczył mi, że wszystkie zwierzęta są przyjazne człowiekowi. Było naprawdę super.:)
Nie wiedziałam jak szybko minął ten czas. Bąbelek oznajmił mi, że będę, musiała opuścić krainę, bo rodzice będą się martwili. Niestety trzeba będzie wracać.
Gdy Bąbelek odprowadził do wyjścia spytałam się go:
- Czy będę mogła jeszcze tu wrócić?
- Nie wiem, bo na kolej czekają inne grzeczne dzieci. Ale masz bardzo duże szanse na powrót.
Uśmiechnęłam się i poszłam w stronę wyjścia. Ostatni raz spojrzałam na tą krainę pomachałam Bąbelkowi i wyszłam. Robiąc ten ostatni krok miałam łzy w oczach...
Uświadomiłam sobie, że bycie grzecznym dzieckiem jest fajną rzeczą i zostanie wynagrodzone, jak nie przez rodziców to przez Bąbelka lub innego małego skrzata! Od tego wieczoru postanowiłam wcześnie chodzić spać. Może tam jeszcze wrócę?? Przecież we śnie wszystko się może zdarzyć!
2. Bartek - przyjaciel przyrody.
Bartek jest malutkim leśnym duszkiem i żyje w lesie, od zawsze jest największym przyjacielem lasu. Od rana do nocy, zaraz po przebudzeniu wygląda przez małe okienko ze swojego szałasu, który jest obok pięknej rzeki. Po zjedzeniu śniadanka składającego się ze świeżych warzyw i owoców Bartek wychodzi jak co dzień na patrol, sprawdza co się dzieje u przyjaciół, a są nimi wszystkie zwierzątka mieszkające w lesie m.in. wiewiórka Basia co zna wszystkie plotki oraz lisek Chytrusek - największy psotnik jakiego Bartek zna.
Pierwszym zadaniem Bartek jest sprawdzenie czy nikt z ludzi nie wywiózł w nocy do lasu worka pełnego śmieci, a zdarza się to bardzo często. Wtedy Bartek razem z przyjaciółmi robią co tylko mogą żeby uprzątnąć taki bałagan taszcząc śmieci do kontenera znajdującego się nieopodal lasu, nie rozumiejąc dlaczego człowiek nie wyrzuca tam śmieci.
Następnym zadaniem Bartka jest sprawdzenie czy zły człowiek w nocy nie założył sideł na zwierzęta. Kiedyś w taką pułapkę złapał się lisek Chytrusek. Nie posłuchał ostrzeżeń Bartka, żeby się nie zbliżać do nieznanych przedmiotów. Na szczęście nic złego się nie stało liskowi, który nie lubi słuchać rad nawet najlepszych przyjaciół. Ale po tej przygodzie stał się trochę ostrożniejszy.
Kiedy Bartek sprawdzi czy żadne sidła nie zagrażają nikomu, idzie nad rzekę, aby trochę odpocząć i przy okazji zobaczyć czy nikt nie założył bez pozwolenia sieci rybackich. Tym razem jednak na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Wpatrzony w swe odbicie w wodzie Bartek troszkę się zasmucił. Myślał o tym, dlaczego człowiek nie potrafi uszanować tego co stworzyła natura, tego piękna co nas otacza. Po tych rozmyślaniach postanowił ze dopóki będzie mógł, to będzie robić wszystko by to co go otacza było piękne.
Po zjedzonym obiadku poszedł odwiedzić wiewiórkę Basie, okazało się że zjadła orzeszka który leżał blisko drogi. Drogi o dużym ruchu samochodów - potworów wydalających ze swych rur spaliny, które osiadają na wszystkim dookoła. Bartek nazbierał ziółek, które pomogły jego przyjaciółce. Tak minął kolejny dzień Bartka, wieczorem usiadł przed swoim szałasem patrząc w gwiazdy i rozmyślając o tym co przyniesie jego kolejny dzień, a na pewno będzie się działo.........
3. Pomocnicy Świętego Mikołaja.
Pewien chłopczyk imieniem Adam mieszkał w małym domku na wsi razem ze swoimi rodzicami oraz starszą siostrą Ewą. Dzieci często i chętnie pomagały rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa i były grzeczne. Bardzo lubili spędzać ze sobą czas i bardzo się kochali.
Pewnego razu, a było to przed Bożym Narodzeniem dzieci wybrały się na spacer po zasypanym śniegiem lesie. Rzucały się śnieżkami, lepiły bałwana i naprawdę świetnie się bawiły, że nawet nie zauważyły gdy zaczęło się ściemniać. Dzieci w końcu zorientowały się, że najwyższa pora wracać do domu. Problem polegał na tym, że nie bardzo wiedziały gdzie są. Zaczęły szukać drogi powrotnej, ale były tak zmęczone że usiadły pod największym drzewem w okolicy i zaczęły się martwić co tu począć. Siedziały tak bardzo długo aż usłyszały radosny śpiew opodal. Uradowane, że będą mogły wrócić do domu pobiegły w jego stronę. Gdy dzieci weszły na górkę, z za której dochodził śpiew zobaczyły małe, zielone istotki w czapeczkach w paski. Zdziwiły się bardzo kto to może być, ale że rodzeństwo było już tak zmarznięte to podeszli bliżej. Gdy te dziwne istotki zobaczyły dzieci wystraszyły się ich bardziej niż Adam i Ewa ich. W pierwszej chwili nikt nie wiedział jak się zachować. W końcu Ewa zdecydowała, że należało by się przedstawić i powiedziała:
- Dzień dobry. Ja jestem Ewa, a to mój młodszy brat Adam. Bawiliśmy się w lesie i tak byliśmy tym zajęci, że nie zauważyliśmy jak się ściemnia. Nie wiemy gdzie jesteśmy i chyba się zgubiliśmy. Czy mogli byście nam pomoc? I kim wy jesteście? Nigdy wcześniej was nie spotkałam?
Małe, zielone istotki popatrzyły jeszcze chwile na dzieci i w końcu istotka stojąca najbliżej ich powiedziała:
- Dzień dobry dzieci. My jesteśmy krasnoludki, pomocnicy Świętego Mikołaja i właśnie się do niego wybieramy. Nie bardzo wiemy jak wam pomóc, ale On na pewno wam pomoże. Chodźcie z nami, a nic złego wam się nie przydarzy.
I dzieci nie wiedząc co innego mogły by zrobić poszły razem z krasnoludkami. W pewnym momencie dzieciom wydawało się, że nagle z zaśnieżonego lasu znalazły się w przytulnym, ciepłym pokoju przy kominku, a śpiew krasnoludków ucichł. Dopiero po chwili zorientowały się, że to prawda, a na dodatek w bujanym fotelu siedzi starszy pan w czerwonym płaszczu i z białą brodą. Od razu zorientowały się, że to właśnie jest Święty Mikołaj, który przywitał się z nimi serdecznie, wziął Adama i Ewę na kolana i powiedział:
- Witam was serdecznie w moich skromnych progach. Musieliście być bardzo grzeczni, że udało wam się spotkać moich pomocników, którzy szli do mnie by zabrać się do pracy nad prezentami dla wszystkich dzieci na całym świecie. Jak chcecie pokażę wam naszą pracownię. Chodźmy!
Rodzeństwo zaskoczone tym co się wokół ich dzieje poszli za Mikołajem i gdy weszli do pracowni aż zaniemówili. Krasnoludki zabrały już się pełną parą za pracę nad wyrobem zabawek. Było tam osobne miejsce do wyrobu lalek, samochodzików, klocków i wiele innych. Wszystkie zabawki były wykonywane w dużą precyzją i sercem. Adam podszedł do stoiska wyrabiającego samochody, a Ewa - lalki. Dzieci bardzo długo oglądały pracownię, aż w końcu przypomniały sobie, że rodzice będą się bardzo o nich martwić. Poszły do Mikołaja i powiedziały mu o tym, a On gwizdnął dwa razy i tuż przed nimi stanęły sanie ciągnięte przez sześć reniferów. Gdy dzieci i Mikołaj wsiedli do sań, te od razu wzbiły się w powietrze i w mgnieniu oka zatrzymały się niedaleko ich domku. Przed wyjściem Mikołaj poprosił by nikomu nie mówiły o tym spotkaniu, bo tylko wybrane osoby mogą poznać te sekrety. Dzieci obiecały że nikomu nie powiedzą i serdecznie podziękowały za wszystko.
W Wigilię Bożego Narodzenia Adam i Ewa z niecierpliwością oczekiwali pierwszej gwiazdki by móc zasiąść do wieczerzy. Gdy oni dzielili się opłatkiem przez komin odwiedził ich miły, starszy Pan i zostawił pod choinką dwa prezenty. Gdy Adam i Ewa zauważyli je, od razu polecieli patrzeć co dostali. Kiedy Adam rozpakował swój prezent i zobaczył samochodzik - taki sam jaki pomagał robić, a Ewa lalkę popatrzyli znacząco na siebie i uśmiechnęli się tajemniczo i tylko oni wiedzieli dlaczego…
4. Wilczek i leśny dentysta
Był sobie mały wilczek, który nie lubił czyścić zębów. Każdego ranka mama wilczyca mówiła:
- Synku, umyj zęby, bo będą cię bolały.
- Zaraz, zaraz! - odpowiadał wilczek i uciekał do lasu tak, że aż się za nim kurzyło.
REKLAMY GOOGLE
Wieczorem wracał do domu brudny i szczęśliwy.
- Kochanie, wyczyść zęby - prosiła mama.
- Dobrze, tylko najpierw zjem kolację - mówił wilczek.
Na kolację połykał górę naleśników z konfiturami, a potem - hops! - wskakiwał pod kołderkę i udawał, że śpi. Mama bardzo się martwiła, ale zupełnie nie wiedziała, co ma zrobić...
Aż wreszcie pewnego dnia wilczka rozbolały zęby. Biedak siedział w ciemnym kącie i płakał.
- Musimy iść do leśnego dentysty - powiedziała mama. - Tylko on może ci pomóc!
Dzięcioł, leśny doktor, mieszkał w dziupli starego drzewa.
- Proszę otworzyć pysk! - powiedział do wilczka.
Zajrzał do środka i zawołał:
- O rety! Czegoś takiego jeszcze nie widziałem!
Wilczek miał w zębach ogromne, czarne dziury, a w nich mnóstwo różnych rzeczy! Było tam stado bakterii, kępki trawy, resztki jedzenia, mech i nawet kawałki starej kosiarki...
Dzięcioł wziął swoje narzędzia i zabrał się do roboty. Oczyścił starannie zęby: wyciągnął z wilczej paszczy wszystkie śmiecie, powyrywał trawę, wyskubał mech i przegonił bakterie.
Potem zrobił specjalną masę, podobną do białej plasteliny, i zakleił nią dziury.
- Uf, skończyłem... - leśny doktor ze zmęczenia ledwie trzymał się na nogach.
- Nie będą mnie więcej bolały zęby? - spytał wilczek.
- Nie - odparł doktor. - Pod warunkiem, że będziesz je codziennie czyścił.
- Będę! - obiecał wilczek i rzeczywiście, od tej pory szoruje zęby rano i wieczorem, a czasami nawet w środku dnia, po jedzeniu. Ma największą kolekcję szczoteczek w całym lesie. A do leśnego dentysty przychodzi tylko wiosną i jesienią, żeby pokazać mu swoje piękne i ostre jak szpilki zębiska.
5. Antoś i czarodziejski garnek.
Był sobie chłopiec imieniem Antoś, który bardzo lubił podróże. Pewnego razu płynął statkiem przez ocean. Okręt płynął wiele dni i nocy, aż w końcu marynarzom skończyły się zapasy jedzenia.
- Co robić? Jesteśmy głodni! - wołali.
- Wyciągnijcie z butów sznurowadła - powiedział kapitan. - Wrzućcie do garnka i zróbcie zupę!
REKLAMY GOOGLE
Marynarze zrobili zupę ze swoich sznurowadeł, zjedli i położyli się spać. Ale następnego dnia znów zaczęli wołać:
- Co mamy robić? Jesteśmy bardzo głodni!
- Zdejmijcie buty! - rozkazał kapitan. - Pokrójcie na kawałki i usmażcie na patelni. Będą z nich świetne kotlety.
Marynarze usmażyli buty i zjedli, ale następnego dnia krzyczeli jeszcze głośniej:
- Umieramy z głodu!
- Zdejmijcie skarpetki i zróbcie z nich kompot - powiedział kapitan.
- Nic z tego! - rozzłościli się marynarze. - Sam jedz swoje skarpetki!
Chcieli złapać kapitana i wrzucić do garnka, bo z głodu zupełnie stracili rozum.
Tylko Antoś zachowywał się jak prawdziwy żeglarz. Przez cały czas patrzył na ocean i nagle zawołał:
- Wyspa na horyzoncie!!!
Marynarze natychmiast odzyskali rozum, postawili żagle i wkrótce statek podpłynął do wyspy.
- Antosiu - powiedział kapitan - jesteś najdzielniejszy z nas wszystkich. Zejdź na ląd i przynieś nam coś do jedzenia.
- Tak jest, kapitanie! - powiedział chłopiec.
Ale gdy tylko postawił nogę na piasku, zobaczył coś niezwykłego: pod najbliższym drzewem stało kilka garnków z gorącą zupą. Podbiegł do nich, i nagle garnki podskoczyły i zaczęły uciekać na krótkich różowych nóżkach.
"Dziwne rzeczy - pomyślał chłopiec. - Muszę złapać chociaż jeden".
Wziął łopatę, wykopał pod drzewem dół i przykrył go liśćmi. A sam schował się za szalupą. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy do pułapki wpadł wielki garnek z pyszną warzywną zupą. Antoś przywiózł zdobycz na statek i nakarmił wszystkich marynarzy.
To naprawdę była wspaniała uczta! Ale najdziwniejsze było to, że w czarodziejskim garnku zupa nigdy się nie kończyła! I do tej pory nikt nie może zrozumieć, dlaczego... Może po prosu ktoś chciał ułatwić podróże żeglarzom?
6. Przygoda Kubusia
Był wczesny letni poranek. Kubuś się przeciągał i ziewnął serdecznie. Następnie wstał i podszedł do okna i zobaczył piękne, złociste słońce i gnane podmuchami wiatru różowe obłoczki i białe chmurki. Gdy tak zaczął się im przyglądać zauważył największą z nich, która wyglądała jak ogromny żaglowiec z rozwiniętymi żaglami. Tak mu się spodobała, że nie mógł oderwać od niej wzroku. Dopiero tata wołający go na śniadanie wyrwał go z zamyślenia. Przy śniadaniu Kubuś spytał tatę co będą dzisiaj robić, a tata odpowiedział, że to niespodzianka i poprosił go by zaraz po śniadaniu był gotowy do wyjścia. Tata nie musiał długo czekać na malucha, który uwinął się raz dwa i wyruszyli. W drodze tata powiedział Kubie, że idą nad jezioro. Gdy doszli na miejsce Kuba zobaczył przy pomoście zakotwiczony jacht żaglowy. Bardzo, ale to bardzo był szczęśliwy, że tata mu taką niespodziankę przygotował. Zaraz wsiedli do środka, postawili żagle, podnieśli kotwicę i wypłynęli na jezioro. Kuba był bardzo zafascynowany pływaniem na łódce, ponieważ był to jego pierwszy raz. Mimo to się nie bał i starał się jak najwięcej pomagać tacie. Jedyne co go martwiło to to że nie umie pływać. Tata był bardzo z niego dumny i chwalił go często. Gdy tak pływali tata opowiedział Kubie historię.
Dawno, dawno temu w głębinach tego jeziora żył sobie wąż morski, który bardzo lubił dzieci. Chętnie się z nimi bawił, woził je na plecach, rzucał piłką i uczył je pływać. Niestety pewnego dnia zniknął i nikt go od tej pory nie widział.
Kubie podobała się bardzo historia, tylko nie mógł zrozumieć jak wąż morski może grać w piłkę. Gdy tak siedział i rozmyślał, niedaleko ich łódki coś przepłynęło. Kuba się przestraszył i wtulił w tatę. W tej samej chwili na dziób jachtu wskoczyło coś, co wyglądem przypominało większą jaszczurkę z dużym ogonem. Kuba z tata otworzyli usta ze zdziwienia. Dziwny stwór nic sobie nie robiąc podszedł do nich i mówi:
- Witajcie, jestem Gucio. A ty pewnie jesteś Kuba.
Kuba się bardzo zdziwił, że Gucio zna jego imię, ale grzecznie się przywitał.
- Pewnie się zastanawiacie kim ja jestem - powiedział Gucio. A więc ja jestem wężem morskim, o którym pan opowiadał Kubie. Bardzo się ucieszyłem, że ktoś jeszcze o mnie pamięta i jak najszybciej do was pospieszyłem. To jak już się znamy to może się trochę pobawimy, co ty na to Kuba? I oczywiście nauczę cię pływać, bo prawdziwy żeglarz powinien to umieć.
Kuba się ucieszył, że w końcu nauczy się pływać i wskoczyli razem do wody, a tata nadzorował ich zabawę. Po bardzo długim czasie Kuba z Guciem wrócili na jacht. Gucio podziękował Kubie za wspólną zabawę. Poprosił go również, żeby nikomu nie mówił o tym, że się spotkali, do czasu aż sam nie będzie miał dzieci. Wtedy przyprowadzi je tutaj i opowie historię o wężu morskim. Kuba obiecał, że zrobi tak jak go prosi i Gucio tak samo gwałtownie zniknął w głębinach jak się pojawił. Zmęczony Kuba spytał tatę czy jak był mały to też spotkał Gucia. Tata mrugną okiem, uśmiechnął się tajemniczo i zajął się swoimi sprawami, a Kuba położył się w kajucie i zasnął. Gdy się obudził był w swoim pokoju i właśnie wstawał nowy dzień.
Kuba o swoich przeżyciach nie mówił nikomu. Tylko gdy poszedł nad jezioro z kolegami, żeby popływać ci byli bardzo zdziwieni że tak dobrze pływa, chociaż jeszcze niedawno wcale nie potrafił…
7. Juźwitek i lody...
Juźwitek to zielonowłosy skrzat o różowych oczach. Dziś rano wstał bardzo wcześnie i postanowił wybrać się na grzyby, bardzo to lubił - było to jego hobby. Po południ spotkał się z Kimi - jego przyjaciółką. Wybrali się do kina. Byli tam Jany, Mila i Krent. Paczka przyjaciół po obejrzeniu filmu, postanowiła wybrać się na lody. Niestety budka z lodami była zamknięta, ale Juźwitek wpadł na świetny pomysł:
- Mam świetny pomysł.
- Jaki? - spytała Mila.
- Zrobimy sami lody tylko musimy mieć odpowiednie składniki.
- To świetna myśl! - odpowiedzieli chórkiem.
- Tylko skąd weźmiemy przepis?
- Nie martwcie się, kiedyś w szkolnej czytelni wpadła mi w ręce książka kucharska i znalazłem w niej przepis jak zrobić lody.
- To wspaniale! - krzyknęła Kimi.
- No to chodzmy.
Bez chwili zastanowienia pobiegli do czytelni i zaczęli szukać książki. Po chwili Jany krzyknął:
- Mam, mam! Znalazłem reszcie książkę kucharską i ten przepis!
- Super!
Wypożyczyli książkę od pani, która tam pracowała. Poszli do Juźwitka i zaczęli przygotowywać lody. Juźwitek dowodził całą akcją:
- Proszę 6 jajek.
- Dziękuje, a teraz 2 szklanki cukru, 15 kostek lodu i tabliczka mlecznej czekolady.
- Proszę.
- No to już wszystkie składniki teraz wszystko trzeba zmiksować.
Po zmiksowaniu składników masa była gotowa. Przygotowali tacki na które wlali masę i wstawili do zamrażarki. Po 3 godzinach lody były już gotowe do zjedzenia. Juźwitek przystroił je jeszcze listkami mięty i zaniósł kolegom siedzącym przy stole. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że to najlepsze lody na całym świecie.
Podziękowali Juźwitkowi za gościnę i ponieważ było już bardzo późno poszli do swoich domków.
8. Bajka o uczuciach
Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje, uczucia oraz ludzkie cechy - takie jak: dobry humor, smutek, mądrość, duma; a wszystkich razem łączyła miłość.
Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie.
Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę.
Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili. Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu
- miłość poprosiła o pomoc.
Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie. Miłość zapytała:
- Bogactwo, czy możesz mnie uratować ?
Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności. Nie ma tam już miejsca dla ciebie. - Odpowiedziało Bogactwo.
Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.
- Dumo, zabierz mnie ze sobą ! - poprosiła Miłość.
Niestety nie mogę cię wziąć! Na moim statku wszystko jest uporządkowane, a ty mogłabyś mi to popsuć... - odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.
Na zbutwiałej łódce podpłynął Smutek.
- Smutku, zabierz mnie ze sobą ! - poprosiła Miłość,
Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam. - Odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.
Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony, że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.
Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu...
Nagle Miłość usłyszała:
- Chodź! Zabiorę cię ze sobą! - powiedział nieznajomy starzec.
Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia, że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca.
Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec.
Zwróciła się o poradę do Wiedzy.
- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował ?
- To był Czas. - Odpowiedziała Wiedza.
- Czas? - zdziwiła się Miłość. - Dlaczego Czas mi pomógł?
- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość.
- Odrzekła Wiedza.