CZARNE DUSZE?
Ludziom z twarzą przy ziemi najbardziej potrzeba widoku nieba, a przeglądającym się wciąż w krzywych zwierciadłach - czystego lustra wody odbijającej błękit.
*
Ponoć artyści widzą więcej, a na pewno inaczej, więc trudniej ich zrozumieć i porozumieć się z nimi; a nie każdego stać wobec nich na wyrozumiałość. Tym bardziej w zakonie. I tak było z siostrą Agnes, mającą opinię ekscentryczki i kontestatorki. Kiedyś była malarką i przesiąkła trochę tamtym środowiskiem, a obecne nie miało wiele z tamtym wspólnego. Z ulgą chyba przyjęto jej prośbę o pracę na misji w Afryce. Po cichu myślano, że Afryka „wyleczy” ją z jej dziwactw, zwłaszcza praca w prymitywnym dość szpitalu. Jednak siostra Agnes i tu miała swoje pomysły. Zaczęła nalegać, by pozwolono jej pracować na oddziale dla chorych wenerycznie. Leżały tam w większości prostytutki i wcześnie zdeprawowane dziewczyny. Towarzystwo więc dla zakonnicy jak najbardziej niestosowne. Jednak ona potrafiła jakoś szybko się z nimi dogadać podczas zastępczych dyżurów. Pozwolono jej na okres próbny bardziej z braku personelu niż z chęci ustąpienia jej prośbom. Siostry stroniły od tego oddziału, bo było tam najhałaśliwiej i najwulgarniej. Czekano, jak to zacznie wpływać na tę siostrę. Jednak ona chyba więcej jeszcze się teraz modliła i więcej było w niej radości. Może przebywanie wśród tych wykolejonych kobiet zaspokajało w niej jakieś „niezakonne” potrzeby? - myślały niektóre z sióstr. Jednak Agnes nie stawała się wulgarna ani gorsza. Wręcz przeciwnie - to przy niej te kobiety hamowały się, czasem nawet rozczulały, a niektóre i modliły się z nią, zwłaszcza, gdy było coraz gorzej. I zdarzyło się, że przyjechał tam z wizytą biskup z Kanady. Objeżdżał placówki misyjne z zamiarem organizowania pomocy. Siostra Agnes opowiadała mu z entuzjazmem o szpitalu, ale gdy biskup dowiedział się, jaki ona ma oddział pod sobą i usłyszał, jak się tam niektóre pacjentki zachowują, nabrał dystansu. Kiedy odwiedził inne oddziały w tym szpitalu, na prośbę siostry, by przeszedł i do jej podopiecznych, chłodno powiedział: „Ależ siostro, to są chyba jednak czarne dusze… To słychać…” Jednak siostra odrzekła: „Może i czarne… Może i słychać… Ale trzeba też z bliska zobaczyć.” I wzięła go pod ramię prowadząc na oddział. Kiedy weszli, niektóre pacjentki przywitały gościa niezbyt pięknie, ale uciszone przez siostrę potrafiły zaśpiewać jedną ze swoich pieśni, którą razem ułożyły zamiast modlitwy. Biskup rzucał płochliwe spojrzenia i jak najszybciej wyszedł. Na korytarzu zapytał siostrę: „Cóż to za fizjonomie ktoś narysował i powiesił nad ich łóżkami? Niewątpliwe piękne i subtelne.” Na to siostra: „To są moje rysunki ich dusz - jakimi je może Pan Bóg chce widzieć. A one muszą dopiero w to uwierzyć. Wbrew pozorom są jednak jasne i nie jedna już tu wybielała, choć twarze, jak to twarze…”
*
Grzechem jednak jest zapominać, że nikomu Pan Bóg nie odmawia swego podobieństwa, choć tak niewielu potrafi to przypomnieć tym jakoby najmniej podobnym.