Rytmy
sł. i muz. J. Kaczmarski 1997
O świcie wydmy ściągają na siebie |
e |
Skośną poświatę z pobliskiej pustyni |
h7 |
Co cienie kładzie na brzeg oceanu. |
a7 h7 e |
Słońce promieniem w wodorostach grzebie |
e |
Cherlawy wietrzyk o smaku brzoskwini |
D |
Chcąc nie chcąc łyka zdrową porcję tranu. |
a7 h7 e |
|
|
Dzień się rozkłada w rozpustnej spiekocie |
C |
Poci się blaskiem zakrzepłych kryształów |
G |
Ocean stoi obrócony w niebo. |
D h7 e |
Rozkwitłe w skałach wapienne paprocie |
C |
Zajawą cienia pęcznieją pomału - |
G |
Słychać jak rośnie skamieniałe drzewo. |
H a e |
|
|
Zmierzch nad widnokres kościołem wystrzeli |
e |
Zawiesi miasto z płonącej tkaniny |
C G |
Na krótki pacierz, póki słońca zachód |
c a7 e |
Falą jedwabne prześcieradła ścieli; |
C |
Fioletem błysną płynne seledyny, |
G |
Sunąc z szelestem szorstką skórą piachu. |
c H a e |
|
|
Tak czas się bawi chwilą z oceanem |
g D g |
Niepomny pierwszej, nieświadom ostatniej - |
g A D |
Zawsze trafiając we właściwą strunę. |
Dis D g (A D) |
Chociaż już wszystko było powiedziane |
g D g |
Tyle już razy - ile ust i natchnień - |
g A D |
Powiem raz jeszcze na własny rachunek: |
Dis H7 a e |
|
|
Można żyć pięknie wierząc w życia szczerość, |
e |
Która ocala , lub obraca wniwecz, |
h7 |
Że nie zabraknie świtów, dni i zmierzchów |
a7 h7 e |
Z ostatnim włącznie, po którym dopiero |
C |
Jak mówią - zacznie się życie prawdziwe... |
G |
Chyba stęsknione za tym, które pierzchło. |
c H a e |