Biczem śmiechu w bohaterów prowincji rosyjskiej w „Martwych Duszach” Gogola
W „Martwych Duszach” Gogol z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru rysuje obraz rosyjskiej wsi. Poprzez wędrówkę Pawła Iwanowicza Czyczykowa do pięciu kolejnych właścicieli ziemskich: Maniłowa, Nozdriewa, Koroboczki, Sobakiewicza, Pliuszkina, poznajemy w sposób oczywiście przerysowany, niekiedy aż do przesady, sylwetki gospodarzy, ich gospodarstwa i należące do nich wsie. Krytyczny realizm, satyra, ironia pozwoliła mu,mówić o tym, czego nie wolno było powiedzieć wprost, o degradacji rosyjskiej szlachty.
MANIŁOW
Pierwszym gospodarzem jakiego przedstawia nam autor jest Maniłow. Jaki był Pan Maniłow, tego nawet pewnie sam Pan Bóg nie wie (choć autor uważa, że Bóg jeden wie), właściwie był nijaki, kompletnie oderwany od rzeczywistości, bardzo lubił marzyć i myśleć
o tym co można byłoby zrobić, ale od myślenia do czynu, droga była baardzo daleka. Nie miał pojęcia o rzeczywistych potrzebach chłopów i gospodarstwa, żył w jakimś wymyślonym przez siebie świecie i nie widział nic, co się działo dookoła niego, a działo się dużo. Służb
a była okrutnie rozpita, swoją pracę traktowała niepoważnie i nic nie było dopilnowane, klucznica kradła, a ze spiżarni wiało pustką. W gabinecie Maniłowa leżała od lat nie przeczytana książka, a jedyne, czym gospodarz zajmował się, aby zabić nudę, było układanie tytoniu w kupki. Nie przyszło mu do głowy, żeby zainteresować się gospodarstwem albo wyjechać w pole.
Miał się za to Maniłow za wielkiego nosiciela kultury i sztuki. Ogród jego urządzony był w pseudo angielskim stylu, dwa, trzy klomby i kilka brzózek, nawet znajdowała się tam „świątynia samotnego dumania” - jak podpisana była altanka. Dzieci nosiły szacowne starożytne imiona: Temistokluś i Arcyldzio, a uczyły się tylko samych najpotrzebniejszych przedmiotów tj.: pianina, j. francuskiego i przedmiotu gospodarczego (tu: robienia niespodzianek). Ogólnie w domu Państwa Maniłłowów, panowała istna sielanka, niestety,
na wsi było znacznie gorzej, wśród niezadbanych chłopów panowała duża śmiertelność.
KOROBOCZKA
W drugiej kolejności główny bohater zajechał do Pani Koroboczki. Tutaj chaty były byle jak porozstawiane, jak by je ktoś porozrzucał, ale za to solidne i naprawione. Sama gospodyni dbała o gospodarstwo aż za bardzo, starała się za wszelką cenę, sprzedać produkty i wyroby gospodarcze, z byle kim nie gadała, ale jak widziała, że da się ubić interes, to i blinów kazała narobić nie byle jakich. Pani Koroboczka należała do tych ludzi, którzy cały czas narzekają na niedostatek i ciężkie życie, a jednocześnie upychają pieniądze gdzie się da, po szafkach po szufladach komody. Była trochę starej daty, zabobonna i jak nazwał ją Czyczykow twardogłowa. Nie mogła w żaden sposób pojąć po co mógłby chcieć kupować od niej owe „martwe dusze”, kombinowała na co nieboszczyki mogły by się komu przydać, ale wiedziała jedno - skoro kupował, to pewnie były coś warte i targowała się długo, żeby nie daj Boże nie stracić nic na tej umowie.
NOZDRIEW
Zatrzymał się Czyczykow w przydrożnej karczmie, aby się posilić i zapytać o drogę do Sobakiewicza. Na swoje nieszczęście spotkał się tam z Nozdriewem, który właśnie wracał z jarmarku razem ze swoim szwagrem. A cóż to za barwna postać ten Nozdriew! Utracjusz, hulajdusza, pijak, hazardzista, zawsze gotowy do gry, do bitki, a oszust, jakich mało. Dał się Czyczykow zaprosić do niego na gościnę. Częstował Nozdriew przeróżnymi podejrzanymi alkoholami (sam niewiele pijąc), cały czas namawiał Czyczykowa do gier karcianych, poznakowanymi kartami, jak nie chciał z nim grać, to się obrażał. Gospodarstwo Nozdriewa, było strasznie zaniedbane. W stajni stały trzy marne konie, poza tym były tam tylko puste przegrody i kozioł, nieopodal był strumień, w którym według Nozdriewa były takie ryby, że dwaj ludzie z trudem je wyciągali z wody. Jedyną porządną rzeczą jaką posiadał Nozdriew były psy różnej maści i całkiem ładne, poza tym pochwalił się tylko polem i ziemią jaką posiadał, co zresztą było kłamstwem, bo rzeczywiście posiadał jej znacznie mniej. Gabinet Nozdriewa nie przypominał innych gabinetów, wisiały tam strzelby i szable, stała pozytywka,która z resztą była popsuta i znajdowały się różnej maści fajki. Obiad u Nozdriewa był paskudny, co gospodarzowi całkiem nie przeszkadzało, to i owo było niedogotowane, to i owo rozgotowane, na dodatek niesmaczne, słowem, co kucharzowi wpadło w ręce, to podawał. Pokój był brudny, niesprzątany, na dywanie leżał popiół z papierosów, na obrusie okruchy chleba z przed kilku dni, sam gospodarz również nie był zadbany ani ubrany gustownie. Mając przed sobą taką personę, myślał Czyczykow, że uda mu się kupić „Martwe dusze” bez problemu, a może nawet dostanie je za darmo, jakże się pomylił. Nozdriew narwaniec, koniecznie lubił czymś handlować, coś kupować, o coś grać, u niego zwykła transakcja nie wchodziła w grę. Na początku, chciał Czyczykowowi sprzedać źrebaka,
a dusze dorzucić gratis, potem kobyłę, jak nie kobyłę to psy, jak nie psy to pozytywkę
i martwe dusze w zamian za bryczkę i konie, w końcu zaproponował grę w karty, stanęło
na grze w warcaby. Nozdriew oszukiwał, dlatego też Czyczykow, miał już wszystkiego dosyć, próbował się wydostać od Nozdriewa, ten go zwymyślał i zawołał swoich służących, byliby stłukli Czyczykowa na kwaśne jabłko, uratowało go przybycie niespodziewanego gościa, który notabene był komisarzem obwodowym.
SOBAKIEWICZ
Przestraszony i zdegustowany Czyczykow, postanowił udać się do Sobakiewicza, jak to planował wcześniej. Pan Sobakiewicz, również był barwną postacią (choć nie tak jak Nozdriew). Sobakiewicz był ciężki i niezgrabny, równie ciężki i niezgrabny był jego dwór
i inne zabudowania oraz meble i inne przedmioty znajdujące się w domu. Sobakiewicz to typ kułaka, chytry i majacy głowę na karku, nie łatwo go było oszukać, potrafił się targować, wiedział czego chce. Wszystkich poza sobą miał za łotrów, łajdaków. Nie łatwo poszło targowanie się z Sobakiewiczem, zachwalał swoje dusze, że wyborowe, że nie byle jakie, niezadowolony Czyczykow zauważył dużo później, że nawet jakąś „babę” wcisnął mu Sobakiewicz między chłopów, żeby się nie zorientował. Mogłoby się wydawać, że ten chociaż był solidny i dbał o ludzi, ale skąd, cynik nikomu nie współczuł o nikogo nie dbał,
a chłopami interesował się tylko jako siłą roboczą.
PLIUSZKIN
U Sobakiewicza dowiedział się Czyczykow, że niejaki Pliuszkin, jest takim sknerą,
że chłopi u niego mrą jak muchy. Aż mu serce zabiło z radości i postanowił wstąpić również do Pliuszkina. Żałosny był obraz Pliuszkinowskiej wsi, wszystko zgrzybiałe, chaty bez dachów, okna bez szyb poutykane szmatami. Na polach nie zebrane zbutwiałe zboże. Sam Pliuszkin nie wyglądał na właściciela, nie wyglądał nawet na mężczyznę, ubrany w jakieś przypadkowe potargane szmaty, z damskim nakryciu na głowie. Skąpstwo i moralna degeneracja u Pliuszkina przybrały już postać zaawansowaną i nieuleczalną. Potrafił chodzić po drodze i znosić do domu, to, co znalazł na drodze: podeszwy od butów, gwoździe itd. Żal mu było skrawka papieru, zastanawiał się, czy nie dałoby się go jeszcze podzielić na pół. Niestety skąpstwo Pliuszkina nie miało nic wspólnego z oszczędnością, w magazynach
i spichrzach niszczał i butwiał towar, a wygłodniali chłopi musieli oddawać do dworu należną daninę. Nic dziwnego, że była tam duża śmiertelność chłopów, a i bardzo wielu uciekało. Jak sam twiedził, chłopi są żarłoczni, bo z lenistwa nabrali ochoty do objadania się, a on nie ma im co dać jeść. Warto nadmienić, że Pliuszkin był jednym z większych, a wśród wymienionych największym właścicielem ziemskim.
Jest rzeczą oczywistą, iż autor wybrał kilka reprezentatywnych cech włodarzy ziemskich i karykaturalnie je wyolbrzymił, jednak, musiał być to problem, który był widoczny, który trapił go dość mocno. Wiadomo, że nie przyczyniło mu to sympatyków, oskarżających go o szkalowanie.
Autor nie traci jednak wiary w Wielką Rosję, widzi dużą siłę w narodzie, widzi
w narodzie ogromne możliwości, ma nadzieję, że to naród poderwie Rosję do lotu, że nie upadnie, że będzie potężna i wielka.