Miłość to wzajemna służba
„Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” ( J 13, 1)
Słowa te poprzedzają opis pokornej służby Jezusa, zrealizowanej poprzez umycie nóg Apostołom. Służba Mistrza wyrażała miłość do końca, najwyższy jej poziom.
Ślubując sobie miłość małżonkowie zapewniają się, że będą w sobie pielęgnować miłość uczuciową, osobową, że będą sobie wierni, wobec siebie uczciwi. Ale jeżeli ich miłość, zakorzeniona w Bogu, mająca nadprzyrodzone źródło łaski, ma wzrastać do poziomu miłości agape, to w ślubowaniu miłości jest zapewnienie, że zawsze z miłości będzie się sobie służyć, umywać nogi, oddawać życie, miłować do końca. „Ślubuję ci miłość, a więc przyrzekam, że jestem gotowy na oddanie życia, że będę to robił, że tak kocham, iż nie muszę tego mówić, tylko to zrealizuję w postawie bezgranicznej uległości”. Jeżeli mówimy, że ślubujemy sobie miłość, a jest to ślubowanie wobec Boga, to jak inaczej rozumieć treść i realizację tego zobowiązania? Odpowiedź znajdujemy w postawie i w nauczaniu Jezusa. To On miłość określił, jako gotowość oddawania życia. Zrealizował to najpierw w postawie umycia nóg, a następnie oddając życie na krzyżu.
Właśnie tak ma wyglądać wywiązywanie się z treści przysięgi małżeńskiej: służba i oddawanie życia, oddawanie życia przez służbę. „Ponieważ ciebie kocham, pragnę ci posługiwać, żyję dla ciebie, moje życie oddaję za ciebie”. Nie jest to łatwa prawda. Dlatego wymaga rozwinięcia. Jednak nie można inaczej rozumieć treści przysięgi małżeńskiej. Nie można przecież ślubując miłość ukochanej osobie myśleć tylko w ten sposób, że przyrzeka się jej, że się będzie wobec niej odczuwało miłość uczuciową, osobową. Miłość wynikająca z treści przysięgi małżeńskiej, związku sakramentalnego, otwierającego się na nieograniczony zasób Bożej łaski, musi stawać się na wzór miłości opisanej i zrealizowanej przez Jezusa. Musi w tym znaczeni, że albo będzie się taką stawać i wówczas będzie się rozwijać, będzie uszlachetniała, będzie tworzyć drogę pełnego rozwoju małżonków, kroczących po niej w kierunku wiecznej szczęśliwości, albo wpadnie bardzo szybko w bylejakość, nudę, a w konsekwencji wejdzie na drogę wyniszczania.
Miłość to uznanie drugiej osoby za największą wartość. Wypowiadając: „kocham cię”, wypowiada się treść: „dobrze, że jesteś, dobrze, że istniejesz”, ale nie dlatego dobrze, że mogę egoistycznie cieszyć się tobą jako przedmiotem, źródłem zaspokajania moich oczekiwań, ale „dobrze, że jesteś, bo mam komu być pomocnym, mam za kogo oddawać życie”, a to jest istotą życia ucznia Jezusa, istotą wiary, podobieństwa człowieka do Boga. W tym się urzeczywistnia i objawia tajemnica małżeństwa jako „jednego ciała”.
Trójca Przenajświętsza to doskonałe „jedno ciało”. Jej jedność tworzy, konkretyzuje miłość. To ona powoduje, że Bóg jest jeden. Miłość „stapia” Ojca, Syna i Ducha św. w jedno, w niej Oni stają się Jednością. Relacja osób Boskich, to przenikanie się z miłości, bezgraniczne oddawanie się, całkowite życie dla drugiej osoby, do takiego stopnia, że z miłości przestaje się istnieć, na rzecz tej drugiej osoby ( osób). Podobnie małżonkowie przez miłość mogą się stać jedno, ale aby z płaszczyzny rozumienia tej prawdy wejść na płaszczyznę realizacji, urzeczywistniania, potrzebna jest postawa służby z miłości. Tajemnicy jedności przez miłość w obrębie Osób Boskich nie zgłębi się do końca, jest ona dla nas niedostępna. W pewnym stopniu możemy w niej uczestniczyć przez modlitwę, komunię, dzieła czynione z miłości. Podobnie tajemnicę jedności w małżeństwie możemy poznać w wymiarze praktycznym, możemy jej doświadczyć, w niej uczestniczyć. Płaszczyzną tego doświadczenia jest współmałżonek. „Dobrze, że jesteś, bo ja się całkowicie oddaje tobie, moim życiem wnikam w ciebie, przenikam ciebie, ty przyjmujesz mnie jak komunię, zjadasz mnie, a ja się daję zjeść. Daję się zjeść, abyś ty mógł żyć, staję się pokarmem dla ciebie, dzięki któremu ty stajesz się silniejszy. Ja jestem chlebem żywym dla ciebie. Ja przestaję istnieć, abyś ty mógł istnieć”. Poprzez postawę uniżenia wyniszczamy się, wypalamy, oddają swoje siły dla współmałżonka. Jest to karmienie się nawzajem, wzajemne przenikanie się. „W danym momencie, w danej czynności, ja się eksploatuję, ja obumieram, ale robię to dla ciebie”.
Jedność Osób Boskich w dużym stopniu odzwierciedla i urzeczywistnia się w jedności małżeńskiej. Po grzechu pierworodnym pozostała taka możliwość, ze świadomością konieczności pokonywania ludzkich ograniczeń i przeszkód, wzmaganych przez szatana. Dlatego jakość relacji małżeńskich i wielkość wysiłku jest zależna od stopnia zbliżenia się małżonków do Boga, od intensywności współpracy z Jezusem. Bez nadprzyrodzonego wsparcia jedność małżeńska, prawdziwe trwanie jako „jedno ciało” na wzór relacji Osób Boskich, jest niemożliwe. Owszem, związek może trwać, ale połączony różnymi zależnościami ludzkimi, bez pełnego współprzenikania się w miłości. Bez Jezusa małżonkowie przegrają swoje małżeństwo, a zwycięży szatan. W ogrodzie eden pierwsze małżeństwo przegrało w momencie, kiedy zapragnęło żyć bez Boga, dało się przekonać, że poradzi sobie bez Stwórcy, opierając się na ludzkich możliwościach.
Sposobami realizacji bezgranicznej postawy służby, pozwalającymi tworzyć jedność małżeńską, rozwijać się związkowi, są konkretne obrazy z Ewangelii. Najważniejsze z nich przedstawione były w pierwszym rozdziale. Kolejny raz przypomina się podstawowa zasada małżeństwa sakramentalnego: wszystkie prawdy ewangeliczne realizuje się najpierw i przede wszystkim wobec współmałżonka. Jeżeli na tej płaszczyźnie realizuję się je w pełni, to można być spokojnym o obecność tych treści w innych relacjach. Natomiast, jeżeli stara się urzeczywistniać zasady ewangeliczne wobec innych osób, zaniedbując współmałżonka, wówczas jest to nieszczere, niebezpieczne i stanowi bardzo poważne zagrożenie wobec jedności małżeńskiej.
Bardzo delikatną i ważną kwestią jest sytuacja, kiedy w małżeństwie z jakiegoś powodu postawę bezgranicznej ofiary przyjmuje tylko jeden ze współmałżonków. Odczuwany jest wówczas rozdźwięk, rodzą się obawy, czy służba jednej ze stron nie będzie wykorzystywana prze drugą, może też lekceważona i wyśmiewana. Wówczas nie można się wycofać. Jezus pokazuje postawę posługi i miłości ofiarnej bez stawiania warunków, jakie musiał by spełnić ten, wobec kogo się to czyni. Z obrazu Sądu Ostatecznego dowiadujemy się, że Bóg utożsamia się z potrzebującym, ale nie znajdziemy tam nic na temat tego, jak ma się zachowywać ten potrzebujący, aby zasłużył sobie na wsparcie. Owszem, jedynym „warunkiem” ma być to, że musi być on w sytuacji konkretnej potrzeby. Owe potrzeby musimy rozumieć szerzej, jako wielorakie stany odczuwane przez współmałżonka[1]. Nie dostrzegamy też nic, co by warunkowało postawę ofiarności w scenie umycia nóg, realizowanej wobec zdrowych mężczyzn, nawet wobec Judasza, którego zamiary Jezus znał. A były to zamiary najgorsze, jakie człowiek może podjąć wobec innej osoby, z premedytacją przyczynić się do śmierci tego, który kocha i o tej miłości zapewnia słowami i czynami. Bardzo ważne jest też ostrzeżenie Jezusa, aby nie czynić dobrze tym, po których spodziewamy się wdzięczności, gdyż to nie przynosi żadnej korzyści. Wręcz odwrotnie, należy przyjąć postawę życzliwości wobec tych, o których wiemy, że się nie odwdzięczą:
„Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie! Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać. Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6,31-36).
Więcej korzyści będzie z pomocy, tym po których nie spodziewamy się po ludzku wdzięczności, gdyż zacznie się w nim rodzić zaufanie, wdzięczności, daje się mu możliwość wzbudzenia głębokiej refleksji, prowadzącej do miłości:
„Jeżeli nieprzyjaciel twój cierpi głód - nakarm go. Jeżeli pragnie - napój go. Tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz na jego głowę” (Rz 12,19-20).
Jest to też duża zasługa dla służącego, gdyż znacznie więcej wysiłku musi włożyć w realizowane dobro, musi się przełamać, ma okazję intensywniejszego umierania dla siebie. Jeżeli realizuje się postawę służby bez zrozumienia, z odrzuceniem, lekceważeniem przez współmałżonka, to jest to rodzaj krzyża, cierpienia. Jezus zachęca do przyjęcia postawy zgody na krzyż, do brania tego swojego krzyża, swojego, a więc tej sytuacji przeciwności losu, która jest dla siebie najtrudniejsza.
Wówczas ta przykra sytuacja osiąga moc zbawczą, mogącą spowodować uratowanie od potępienia współmałżonka. Pokornie znoszona ofiara może być ratunkiem dla niego, nawet, jeżeli nie zmieni się jego postawa do końca ziemskiego życia.
Ale jest też inny argument. Jeżeli w małżeństwie ma miejsce poświęcanie się, właśnie bez zrozumienia, nawet z odczuciem wykorzystywania, to nie wolno zapominać, że występuje tu szczególna relacja osób, komunia z elementem nadprzyrodzonym. Nie wolno zapominać, że oprócz płaszczyzny ludzkiej jest też płaszczyzna nadprzyrodzona. Po ludzku będą odczucia niezrozumienia i obaw, ale z Jezusem, który przedstawia takie właśnie sposoby rozwiązanie tych trudnych sytuacji, jest się w stanie odczucia te pokonać. Jezus też wypełni braki zrozumienia, wzajemności. Jest to przecież sakrament, a więc szczególny sposób otwierania się na Bożą łaskę i błogosławieństwo. Wielkość tego nadprzyrodzonego wsparcia zależna jest od poziomu naszej zgody na krzyż, zapierania się samego siebie, otwartości na ponoszenie ofiary. Oddawanie życia w danej sytuacji, jako realizacja ideału miłości, będzie dokonywać się z wyraźnym wsparcie ze strony Boga. Bunt i brak zgody będzie wyniszczać najpierw tego cierpiącego, ale także małżeństwo i nie przyniesie wspomnianej korzyści zbawczej.
[1] Por. M. Guzewicz, Małżeństwo-tajemnica wielka. Poznań 2005 r., s.73-74.